NIEUSTANNIE SIĘ RODZĘ

Anna Przerwa

p r z y c h o d z ę

w nagim ciele niemowlaka

z płaczem bezsilności

łaknący ramion drugiego człowieka

bezbronny

do ciebie podobny

o t w i e r a m

umysły - na prawdy światełko

serca - na pokój niebiański

dłonie - na dary natury

oczy - na światła cudowność

życie - na innych wędrówkę

s z u k a m

Zacheuszów

zabłąkanych owiec

marnotrawnych synów

cudzołożnych kobiet

tych, którzy źle się mają

c z e k a m

na kroki powrotu

na splecione dłonie

na łzy przebaczenia

i chęć zapomnienia

na miłość bez warunków

p r a g n ę

oczu miłości we Mnie wpatrzonych

ramion otwartych -

bezpiecznej przystani

uścisku dłoni - radości spotkania

ciepłego serca - ochrony przed zimnem

uśmiechu szczęścia -

świadectwa istnienia

c i e s z ę s i ę

gdy przytulasz żonę

gotujesz obiad dla całej rodziny

podnosisz ptaka ze złamanym skrzydłem

usypiasz dziecko kiedy dzień się kończy

i słuchasz skargi z ust poniżonego

k o c h a m

pogardzających ramionami Boga

stojących tyłem do drogi wolności

lekceważących prawdę o wieczności

zobojętniałych na cierpiącą dusze

i rzucających w mą twarz obelgami

nieustannie się rodzę, by cię zbawiać.

NIEUSTANNIE SIĘ RODZĘ

Anna Przerwa

p r z y c h o d z ę

w nagim ciele niemowlaka

z płaczem bezsilności

łaknący ramion drugiego człowieka

bezbronny

do ciebie podobny

o t w i e r a m

umysły - na prawdy światełko

serca - na pokój niebiański

dłonie - na dary natury

oczy - na światła cudowność

życie - na innych wędrówkę

s z u k a m

Zacheuszów

zabłąkanych owiec

marnotrawnych synów

cudzołożnych kobiet

tych, którzy źle się mają

c z e k a m

na kroki powrotu

na splecione dłonie

na łzy przebaczenia

i chęć zapomnienia

na miłość bez warunków

p r a g n ę

oczu miłości we Mnie wpatrzonych

ramion otwartych -

bezpiecznej przystani

uścisku dłoni - radości spotkania

ciepłego serca - ochrony przed zimnem

uśmiechu szczęścia -

świadectwa istnienia

c i e s z ę s i ę

gdy przytulasz żonę

gotujesz obiad dla całej rodziny

podnosisz ptaka ze złamanym skrzydłem

usypiasz dziecko kiedy dzień się kończy

i słuchasz skargi z ust poniżonego

k o c h a m

pogardzających ramionami Boga

stojących tyłem do drogi wolności

lekceważących prawdę o wieczności

zobojętniałych na cierpiącą dusze

i rzucających w mą twarz obelgami

nieustannie się rodzę, by cię zbawiać.