ROZTERKI KRYMINALISTY ETYKA

ROZTERKI KRYMINALISTY.

Teoria gier rozważa pewien model sytuacji konfliktowych znany pod nazwą „dylematu więźnia”. Aby nie odsyłać Czytelnika do innych lektur, a także tytułem wstępnych wyjaśnień do następnego artykułu, powtórzę w skrócie, o co chodzi:

Policja złapała dwóch przestępców (mnie i kolegę) i przesłuchuje nas oddzielnie, abyśmy nie mogli się kontaktować. Każdemu proponują wydanie kolegi w zamian za złagodzenie kary. Są tu cztery możliwości:

  1. Jestem lojalny – kolega też. Policja ma kłopot z ustaleniem faktów i wyrok jest dość łagodny.

  2. Ja zdradzam, a kolega pozostaję lojalny. Dostaję łagodny wyrok, zaś kolega surowy.

  3. Kolega zdradza – ja pozostaję lojalny. Efekt odwrotny.

  4. Obydwaj zdradzamy – obydwaj dostajemy surowe wyroki.

Bardziej fachowo – uczestnicy noszą nazwę „graczy”, policja – „bankiera”, możliwe posunięcia nazywane są „współpraca” lub „zdrada”, zaś zestawienie możliwych rezultatów nazywa się „macierzą wypłat”. W tym przypadku wygląda ona tak:

  1. Ja – współpraca, kolega – współpraca, ==>> niewielki zysk dla obydwu.

  2. Ja – zdrada, kolega – współpraca, ==>> duży zysk dla mnie, duża strata dla kolegi.

  3. Ja – współpraca, kolega – zdrada, ==>> duży zysk dla kolegi, duża strata dla mnie.

  4. Ja – zdrada, kolega – zdrada, ==>> duża strata dla obydwu.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że najkorzystniejsza jest współpraca. I tak jest rzeczywiście – niestety tylko pod warunkiem, że kolega pozostanie lojalny. A ponieważ nie możemy się kontaktować…

Krótko mówiąc – ten problem nie ma optymalnego rozwiązania. Tak przewiduje teoria i potwierdza praktyka (proszę to sobie przeanalizować). Nie ma żadnych szans na racjonalne, optymalne posunięcie. Możemy tylko zaufać – lub nie.

Dylemat więźnia jest modelem sytuacji konfliktowej, który można przyłożyć do wielu rzeczywistych sytuacji życiowych, jak na przykład wyboru pomiędzy solidarnością z kolegami, a wkupieniem się w łaski przełożonego; innym modelem może być zachowanie w sytuacjach zagrożenia. Ma on jednak pewną zasadniczą niedoskonałość, która jest zarazem źródłem pewnej nadziei. Dylemat więźnia to rozgrywka jednorazowa, pozbawiona „pamięci”, a tym samym trochę wydumana. Znacznie bliższy rzeczywistości jest inny model – tak zwany „iterowany (powtarzany) dylemat więźnia”. Różni się jedynie tym, że uczestnicy konfliktu grają wielokrotnie, pamiętają poprzednie decyzje, zarówno swoje, jak i innych i stosownie do tego działają. Mogą więc tu wystąpić rozmaite przypadki: możemy na przykład na zdradę reagować odwetem (także zdradą), możemy zdradę „wybaczyć”, możemy zareagować odwetem dopiero po kilku zdradach, możemy działać przypadkowo etc. Możliwe są więc bardzo różne strategie postępowania – od ekstremalnie szlachetnych (wybaczania zawsze) do skrajnie wrednych (proszę zauważyć, że nie jest to „zdradzanie zawsze” – można nęcić pozorną lojalnością!).

Wszystkie gry, analizowane w teorii gier, można podzielić od siekiery na dwie grupy: gry o sumie zerowej i o sumie niezerowej. Gry o sumie zerowej, to takie, w których wygrana jednej strony jest dokładnie równa przegranej drugiej strony. Do gier o sumie zerowej należą szachy, tenis, poker, polityka (!), przeciąganie liny etc. Gry o sumie niezerowej – to wszystkie inne. Warto tu zauważyć, że w grach o sumie niezerowej (w przeciwieństwie do tych o sumie zerowej) możliwa jest wygrana obydwu graczy (przy stracie „bankiera”). Dobrym modelem może tu być współpraca ludzi w przypadku zagrożenia naturalnego. Pomagając sobie nawzajem (choć to dodatkowe ryzyko dla każdego z osobna) mogą się wydostać z zagrożenia, a „traci” na tym natura (która nie zdołała ich zabić). Warto zwrócić uwagę, że dylemat więźnia jest grą o sumie niezerowej.

Na razie – tyle.

[mc]

MILIARDY, MILIARDY.

Taki tytuł nosi ostatnia książka Carla Sagana astrofizyka amerykańskiego. Jest to jego ostatnia książka, napisana tuż przed śmiercią. Traktuje o różnych problemach współczesności, takich jak właśnie sposoby postępowania, troska o środowisko, różne koncepcje wszechświata, stosunki polityczne, a więc o sprawach, które (jak można przypuszczać) leżały autorowi na sercu. Carl Sagan chorował przez dłuższy czas i wydaje się bardzo prawdopodobnym, że książka ta jest rodzajem jego testamentu, przesłania dla pozostałych przy życiu i tych, którzy przyjdą.

Początkowo nosiłem się z myślą zacytowania całego (lub prawie) rozdziału pod tytułem „Zasady gry”. Lepiej chyba jednak będzie, jeśli streszczę jego podstawowe tezy, zwłaszcza, że są one niejako rodzajem kompendium możliwych wariantów postępowania dla agnostyków (Carl Sagan był agnostykiem). Dla agnostyków – w tym sensie, że ludzie wierzący mają zasady od srebrnej w dół po prostu zakazane. Po kilku przykładach „z życia” i refleksjach o charakterze historycznym, autor wymienia możliwe zasady postępowania. Oto one:

  1. Zasada złota: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili – i wy im czyńcie.” Następne zdanie brzmi: „Prawie nikt tej zasady nie przestrzega.”, a dalej następuje cytat z Konfucjusza: „Jeśli za zło mamy dobrem odpłacać, czym zatem odpłacić za dobro?” Zasada ta przypisywana jest Jezusowi, a jej sformułowanie znane jest z ewangelii św. Mateusza.

  2. Zasada srebrna: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.” Znana była wcześniej niż złota, a jej orędownikiem był między innymi Mahatma Ghandi. Proponował za dobro odpłacać dobrem, a na zło reagować biernym oporem. Nawet jednak jemu trudno było ją utrzymywać w konfrontacji z ludźmi o mniej szlachetnych poglądach.

  3. Zasada brązowa: „Czyń drugiemu, co on tobie czyni.” W bardziej wyważonym sformułowaniu Konfucjusza brzmi: „Odpłacaj dobrocią za dobroć, ale sprawiedliwością za zło”. Spotykana rzeczywiście (a nie tylko w deklaracjach) w różnych społecznościach; daje się także wyśledzić w świecie zwierząt.

  4. Zasada żelazna: „Czyń drugiemu, co ci się podoba, zanim on uczyni to tobie.” Nie tylko odcina się od zasady złotej, lecz ma nawet jakby pogardę dla niej. Jest sekretną maksymą wielu ludzi przekonanych o tym, że nie grozi im kara i często niewypowiedzianym przykazaniem potężnych.

  5. Zasada blaszana: „Podlizuj się stojącym wyżej, wykorzystuj stojących niżej.” Motto tyranów i norma w wielu społecznościach ssaków naczelnych. W istocie jest to złota zasada dla zwierzchników i żelazna dla podwładnych.

Dodatkowo Carl Sagan wymienia jeszcze jedną zasadę: „Zawsze popieraj bliskich krewnych, a z innymi postępuj, jak ci się podoba.” – znaną biologom, jako tak zwany „dobór krewniaczy”.

I co zrobić z tym „embarras de choix”?

Carl Sagan opisuje tu „dylemat więźnia”, a następnie „iterowany dylemat więźnia”, aby dojść do wniosku, że najlepszą jest zasada brązowa, wzbogacona jednakże o pewien rozsądnie dawkowany nadmiar altruizmu, pozwalający przerwać spiralę zemsty. Jego wywód opiera się zarówno na osobistych doświadczeniach życiowych tudzież wnioskach z nich płynących, jak i pewnych dociekaniach teoretycznych.

W samej rzeczy przeprowadzono komputerowe symulacje rozgrywek bazujących na iterowanym dylemacie więźnia (opisane w książce Roberta Axelroda „Ewolucja współpracy”). Polegały one na tym, że różne programy (reprezentujące różne strategie postępowania) konfrontowano ze sobą. Najstabilniejszą i najkorzystniejszą ze wszystkich i dla wszystkich okazała się strategia nazwana umownie „wet za wet”. Rozpoczynała ona od lojalnej współpracy, a następnie postępowała tak, jak przeciwnik – lojalność nagradzała lojalnością – zdradę karała zdradą. Można by więc streścić ją tak: „Graj uczciwie. Jeśli zostałeś zdradzony – zadaj cios odwetowy i zapomnij.” Choć wygląda na rozsądną, nie jest ona jednak strategią idealną, a jedynie optymalną. Jej wielką zaletą jest klarowność reguł. Przeciwnik zostaje szybko i wyraźnie poinformowany o zasadach i w efekcie powinien zrozumieć, że współpraca jest najkorzystniejsza, choć daje nieco słabsze wyniki niż zdrada wśród lojalnych. Niestety nie każdy przeciwnik zachowuje się racjonalnie. Wadą zaś tej strategii jest to, że może spowodować niekończącą spiralę „wendetty” (tak zresztą zniknęło z powierzchni ziemi plemię Indian Kaingang). Aby tego uniknąć Carl Sagan proponuje puszczanie przynajmniej niektórych zagrywek typu „zdrada” w niepamięć. Warto też zauważyć, że ta dość wyważona strategia okazała się znacznie lepsza nie tylko od tych najwredniejszych, które prowadziły do dużych strat dla wszystkich, lecz także od strategii maksymalnie szlachetnych, które przez swoją „miękkość” ułatwiały panoszenie się zdrad i w efekcie też dawały straty.

W zakończeniu autor pisze:

„Dylemat więźnia to bardzo prosta gra. Prawdziwe życie charakteryzuje się dużo większą złożonością. […] Ale najważniejsze wnioski płynące z gry w dylemat więźnia dotyczą strategii, samoniszczycielskiej natury zawiści, znaczenia odległych celów i ich przewagi nad tymi, które dają krótkotrwałe korzyści, niebezpieczeństw tyranii i uległości, a szczególnie doświadczalnego pochodzenia zasad życiowych.”

Właściwie to mógłbym się podpisać pod tymi wnioskami, choć odnoszę wrażenie, że logicznie wynikają one nie tyle z wywodu autora, ile raczej jego szlachetnych intencji. Co mnie zaś zastanawia, to fakt, że nie ma tam najprostszej konkluzji – tej mianowicie, że można po prostu nie zaczynać grać „zdrady”, a wówczas niepotrzebna jest żadna strategia – mamy po prostu raj i to od razu! Zresztą ludzie, których łączy miłość (a to znaczy, że darzą się najwyższym możliwym zaufaniem) doznają namiastki tego raju na ziemi. Dlaczego więc o tym nie pomyślał Carl Sagan? Otóż sądzę, że może i pomyślał, ale nie napisał – był bowiem dość rozsądny, aby nie uprawiać wishful thinking. Niestety i tu muszę się z nim zgodzić.

Skoro więc osiągnięcie raju nie jest możliwe, ani od razu, ani trochę później – musimy uzbroić się w cierpliwość i wędrować doń drobnymi kroczkami.

Szerokiej drogi!

[mc]

KILKA TYSIĘCY.

Do miliardów Carla Sagana pozwolę sobie jeszcze dorzucić moich skromnych kilka tysięcy, tytułem wyjaśnienia czegoś, co autor przyjął za oczywiste, a chyba takim nie jest. Chodzi mi o przebaczenie. Rzecz nie w tym, że Carl Sagan proponuje stosowanie go w ramach strategii życiowej. Z tym – zgoda. Chodzi mi o to, czym ono naprawdę jest. A rzecz jest dość istotna, jako że reguła odpłacania dobrem za zło (a warunkiem tego jest właśnie przebaczenie) jest jednym z fundamentów religii chrześcijańskiej. Przyjrzyjmy się więc temu przebaczeniu bliżej.

Na początek wyłączmy poza nawias wszelkie wybaczenia formalne (amnestie umorzenia etc.) jako przeważnie obojętne emocjonalnie dla wybaczającego (państwa, urzędu etc.). Pomińmy też zło wyrządzone nieumyślnie, bądź nawet nieświadomie, a więc różnego rodzaju zaniedbania lub wypadki. Nie zaprzątajmy sobie też głowy drobiazgami tego rodzaju, że jakaś w gruncie rzeczy życzliwa nam osoba miała zły dzień i zachowała się gburowato. Rozpatrzmy też dla prostoty sytuacje, w których my sami mamy w danej sprawie całkiem czyste sumienie. Pozostają więc sytuacje, kiedy ktoś świadomie wyrządza nam coś złego dla osiągnięcia jakiejś korzyści lub satysfakcji (która w pewnym sensie także jest korzyścią).

Stykamy się więc ze złem i… No, właśnie… No i co wtedy?

Pierwszą reakcją jest przeważnie obrona. Kiedy ktoś zamierzy się na nas, spróbujemy się zasłonić, lub zrobić unik. Kiedy ktoś będzie nas oczerniał, spróbujemy najpierw wyjaśnić sytuację, podając prawdziwy stan rzeczy. Proszę zwrócić uwagę, że zmilczenie nie jest przebaczeniem, a jedynie odroczeniem zemsty. Możemy też próbować różnych działań pojednawczych, kompromisów etc. Kiedy jednak zorientujemy się, że to nie skutkuje, wtedy mamy do wyboru, albo podjąć walkę, albo właśnie – przebaczyć.

Co więc robimy? Pierwsza, dość oczywista odpowiedź to – zaniechanie odwetu. Ale to nie jest prawdziwe przebaczenie! – już słyszę protesty. A co nim jest – pytam? Ano, trzeba komuś tak naprawdę zapomnieć, co złego zrobił…

Otóż – nie.

Jeśli taki bełkot płynie nawet z dobrego serca, to z kiepskiego pomyślunku. Przypominam sobie, że kiedy jako mały chłopiec chodziłem na religię, ksiądz powiedział nam właśnie coś w tym rodzaju. Dopytywałem się, jak można coś tak zupełnie zapomnieć. Ksiądz, przyzwoity widać człowiek, coś mi tam łagodnie i cierpliwie tłumaczył, aż w końcu stanęło na tym, że „trzeba się starać”. Nurtowało mnie to jeszcze jakiś czas, ale też i przerastało możliwości umysłowe dziesięciolatka na tyle, że w końcu dałem temu spokój. Życie jednak nie dało mi spokoju i przyszło do tego zagadnienia jeszcze wielokrotnie wracać. Postępowałem różnie; bywałem zawzięty, puszczałem w niepamięć. Aż w końcu wydestylowała się z tego taka, mniej więcej, wiedza:

Wyjąwszy zdeklarowanych masochistów, każdy normalny człowiek, kiedy zostanie umyślnie skrzywdzony, chce winowajcy jakoś odpłacić. Z różną siłą, zależną od wielkości krzywdy i swojego temperamentu. To bardzo ludzkie i naturalne. Gdyby takim nie było – niepotrzebne byłyby te wszystkie pouczania moralne na temat odpuszczania win. Mało tego – zdławienie tego naturalnego instynktu może być znacznie bardziej szkodliwe od niego samego. Taka stłumiona chęć odwetu wyłazi później w innym miejscu i innej obrzydliwej formie, a gorsza jest dlatego, że dodatkowo jeszcze zakłamana. Trudniej ją rozpoznać i leczyć. Człowiek, który płaszczy się przed znienawidzonym zwierzchnikiem, będzie na przykład tyranem w domu i zrobi wszystko, aby udawać, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Lepiej więc uznać, że on (ten instynkt) istnieje, że jest naturalny i próbować coś sensownego z nim zrobić. To po pierwsze.

Po drugie – gdybyśmy tak „naprawdę” zapomnieli, to dalibyśmy dowód głupoty (a w najlepszym razie sklerozy). Pamięć ludzka to nie dysk komputera, z którego można wymazać dowolne dane. Człowiek inteligentny zapamiętuje wydarzenia ze swego życia i wyciąga z nich wnioski; jeśli tego nie czyni – jest po prostu głupcem. Jeśli ktoś oszuka nas w sprawach finansowych, a potem jakoś spróbuje to naprawić i obieca poprawę, możemy z nim dalej współpracować, ale będziemy mu już uważniej patrzeć na ręce. I słusznie! Sam sobie na to zasłużył! Jeśli dłuższy czas będzie się zachowywał poprawnie (może przecież tak być, że ten jego zły postępek był jedynym w jego życiu) możemy coraz mniej o tym pamiętać i coraz bardziej traktować go jako człowieka uczciwego. W granicy dąży to rzeczywiście do wymazania tego złego czynu z pamięci. Ale niech no tylko wydarzy się cię coś podejrzanego – jaka będzie nasza pierwsza myśl? Może to być oczywiście podejrzenie niesłuszne – i wtedy znowu punkt dla byłego przestępcy. Ale jak by nie było – jakiś tam ślad w normalnym mózgu pozostaje.

I dlatego powtarzam do znudzenia – najlepiej nie kusić losu.

Podobno papież Jan Paweł II mówił kiedyś o tym, że miłosierdzie (czyli przebaczenie) powinno wziąć górę nad sprawiedliwością. Też bym sobie tego życzył, ale nie żywię zbyt wielu złudzeń. Tu bowiem właśnie tkwi inna bardzo zasadnicza różnica w myśleniu człowieka religijnego i agnostyka. Człowiek religijny (jak papież) może przynajmniej próbować całkowitego przebaczenia – uważając, że wszystko to gdzieś, w jakiejś wyższej instancji jakoś się wyrówna. Agnostyk nie ma takiego odniesienia. Wszystko musi załatwić tu i teraz. Uważa, że zło nie zostanie ukarane w zaświatach i dlatego trzeba je zwalczać przy pomocy sprawiedliwości, gdy łagodniejsze środki zawodzą. Choćby dlatego, aby się nie mogło bezkarnie panoszyć. Choćby dlatego, że może kiedyś na nas trafić. Choćby i dlatego, że przyjemniej żyje się wśród ludzi, do których można mieć zaufanie. Wszystko zaś, co sam może uczynić – to opanować emocje i zaniechać zemsty.

Może to i niewiele, ale to racjonalne i realnie osiągalne.

Ci zaś, którzy uważają takie nastawienie za nie dość wzniosłe – niech spróbują ściśle spełnić choćby ten skromny postulat – a zauważą różnicę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Prez etyka materiały1
Prez etyka materialy7
Etyka Taternika
etyka 1
Etyka 12
ETYKA ZAWODOWA MASAŻYSTY
Etyka (1) istota, mity
etyka test
2 Etyka a badania na zwierz Ľtachid 20330 ppt
Przedmiot dzialy i zadania kryminologii oraz metody badan kr
Etyka zawodu położnej w aspekcie wielokulturowym
004 etyka europejskaid 2320 ppt
Filozofia W10 Etyka Zagadnienie norm lepsza wersja2 0bezKanta
12 Biotechnologia w kryminalistyce

więcej podobnych podstron