Reymont W , ZIEMIA OBIECANA

Władysław Reymont

Ziemia obiecana

Gatunek: powieść

Miejsce akcji: Kurów (majątek panny Anny i jej ojca Adama), Łódź.

Czas akcji: lata 80- te XIX wieku.

Geneza: Celem Reymonta było przedstawienie różnych warstw społecznych oraz zbiorowości ludzkich. Do napisania Ziemi obiecanej skłoniła Reymonta sama Łódź, która w czasach współczesnych autorowi, dynamicznie się rozwijała. Pisarz mógł więc w niej zaobserwować zmiany zachodzące w społeczeństwie.

Tematyka: Tematem powieści jest mechanizm "robienia pieniędzy" przez jej trzech bohaterów, z których jeden jest Polakiem (Karol Borowiecki), drugi Niemcem (Max Baum), a trzeci Żydem (Moryc Welt). Różnice pochodzenia i obyczajów nie dzielą ich, wręcz przeciwnie - wykorzystują je dla skutecznego działania i wygrywania z konkurencją. Razem zakładają fabrykę, łączy ich wspólny interes. Ziemia Obiecana jest przykładem antyurbanizmu Reymonta, jego umiłowania przyrody oraz przeciwstawiania "naturalnego" środowiska chłopskiego i wiejskiego (jego obyczajów, systemu wartości) "patologicznemu" środowisku miejskiemu. Łódź w tym okresie dynamicznie się rozwijała. W ciągu kilkudziesięciu lat z małej rolniczej osady zmieniła się w duże fabryczne miasto. Przybywano do niego w nadziei na znalezienie pracy, zrobienia kariery i zbicia fortuny. Łódź końca XIX wieku to miasto wielokulturowe, zamieszkiwane przez m.in. Polaków, Żydów, Niemców, Rosjan i Czechów.

Tytuł: tytuł powieści, nawiązuje do tradycji biblijnej. Ziemia Obiecana, czyli Kanaan, była miejscem obiecanym Żydom przez Boga, do którego wędrowali oni pod wodzą Mojżesza. W przypadku dzieła Reymonta Ziemią Obiecaną jest Łódź, do której przybywało się w nadziei na zbicie fortuny. W rzeczywistości dla wielu mieszkańców cel ten był niemożliwy do zrealizowania. W mieście trudno było przetrwać. Tytuł Ziemia obiecana jest ironiczny.

Konwencje literackie:

Bohaterowie:

Streszczenie:

Rozdział I - W Kurowie, ksiądz Szymon, Maks Baum, Zajączkowski i pan Adam grają w karty. Zajączkowski
i ksiądz jak zwykle kłócą się o głupoty – bo Zajączkowski przegrywa, księdzu idzie wyśmienicie, a do tego nie pozwala Zajączkowskiemu plotkować o tym, co się tam kiedyś wydarzyło. Sprzeczka kończy się ostentacyjnym wyjściem Zajączkowskiego. Karol dostaje depeszę od Lucy – kobieta grozi, że jeżeli Karol nie zjawi się jutro w Łodzi, to ona znajdzie go nawet w domu narzeczonej. Anka przygotowuje kolację, Maks jest pod urokiem nie tyle dworu Kurowskiego, co samej jego właścicielki. Podczas kolacji toczy się rozmowa o rychłym opuszczeniu Kurowa i przeprowadzce do Łodzi – Karol wraz z Maksem i Morycem budują fabrykę, z tej przyczyny należy sprzedać lub wydzierżawić Kurów, by Anka z panem Adamem mogli bez przeszkód zamieszkać w Łodzi. Po kolacji Karol rozdrażniony wspomina depeszę od Lucy, zastanawia się nad swoim związkiem z Anką, w końcu stwierdza, że ożenić się może i bez miłości. Anki czasem nienawidził za to jej ufne spojrzenie, za to przywiązanie i za to, ze nie jest bogata, że żeniąc się z nią znów usunie się do roli pionka, ze będzie musiał harować w pocie czoła i na upragnione miliony czekać latami. Drażniła go myśl, ze teraz, gdy już wie, że Műller oddałby mu swoją córkę Madę, a wraz z nią zarząd milionowej fabryki, musi wywiązać się z danego słowa i ożenić się z Anką. Wieczorem, gdy już wszyscy śpią Maks nie może przestać myśleć o Ance, słyszy głosy narzeczonych dobiegające zza okna – podsłuchuje. Żal mu Anki, jest wciekły na Karola za to, w jaki sposób traktuje narzeczoną. Rano pana Adam z Walusiem [Waluś popycha wózek z panem Adamem] jadą odwiedzić księdza Liberata – staruszek opowiada o swoim śnie: zmarły przeor przyszedł do niego w nocy i powiedział mu, ze już czas iść. W Kurowie po śniadaniu przygotowują się do wyjścia do kościoła, Karol rozmawia z Maksem o ich wyjeździe do Łodzi. W drodze do kościoła spotykają Stacha Wilczka, a po mszy zaglądają do księdza Szymona na naleweczkę, następnie obiad w Kurowie. Po posiłku wszyscy tłumnie odprowadzają Maksa i Karola do szosy, gdzie czeka już na nich dorożka, która zawiezie ich do Łodzi.

Rozdział II - W Łodzi w kantorze Grosgilka rozmawiają pracownicy, liczą na premię od szefa, ale Grosglik stwierdza, ze premia to marnotrawienie pieniędzy, ze pracownicy i tak przepuszczą ewentualną podwyżkę, więc jego nie stać na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Do Grosgilka przychodzą interesanci po pożyczki, m.in. Moryc Welt – chce pożyczyć 30 tysięcy na kupno wełny. Przy okazji wywiązuje się rozmowa na temat nowopowstającej fabryki Borowieckiego. Grosglik uprzedza Moryca, że środowisko fabrykantów niechętnie patrzy na poczynania Borowieckiego, który chce podnieść jakość wytwarzanych wyrobów, a przez to – jak się obawiają fabrykanci żydowscy – pozbawić ich zarobku, zniszczyć ich firmy. Dlatego zmówili się, by za wszelką cenę nie dopuścić do otwarcia fabryki Karola. Grosglik cofnął Borowieckiemu kredyt, inni zatrzymali dostawy towaru. Moryc nie krył oburzenia takim postępowaniem, skierował się na plac budowy fabryki, ale w myślach rozważał jak tu najbezpieczniej i bez żadnych podejrzeń wycofać swoje udziały z tego interesu.

Rozdział III - W fabryce Borowieckiego i Spółki praca wrze, Moryc zwraca Karolowi uwagę, ze ten buduje fabrykę zbyt drogim kosztem, że chce postawić pałac. Karol odpiera zarzuty twierdzą, że lepiej budować solidnie niż co chwilę remontować. Borowiecki od powrotu z Kurowa stołował się u Baumów, jednak jego stosunki z Maksiem nieco się oziębiły – Maks zajęty był pracą w fabryce, a także miał żal do Karola za jego ciągłe wizyty u Mullerów. Sam Borowiecki jeżeli nie pracował albo nie odwiedzał akurat Mullerów – umawiał się na schadzki z Lucy. Choć i te już mu się sprzykrzyły – te tajemnice, wybuchy zazdrości, nawet jej miłość obłąkańcza i szaleńcza, kiedy czuł, że prawie go ubóstwia. Dom Baumów robił smutne wrażenie – fabryka pachniała bankructwem, Dom przesiąknięty był zapachem leków, a stara Baumowi chorowała od kilku miesięcy. Stary Baum nie dał sobie przetłumaczyć, ze fabryka potrzebuje ulepszeń, wprowadzenia nowych maszyn, że walce z maszynami parowymi jego manufaktura nie ma szans. Ale stary jeszcze tego nie rozumiał i tak fabryka umierała dzień po dniu. Po obiedzie u Baumów Borowiecki miał jeszcze trochę czasu do spotkania z Lucy, więc wstąpił do Wysockich. Mieczysław miał jeszcze kilku pacjentów, wiec Karol poszedł odwiedzić panią Wysocką, zwłaszcza że miał dla niej list od Anki. Matka Mieczysława wypytywała Karola o plotki na temat jej syna i Melanii Grunspan. Wysocka jest przeciwna tej miłości, nie umie się pogodzić z wyborem swojego jedynaka, jest gotowa zrobić wszytko, co w jej mocy, by nie dopuścić do tego ślubu, by noga Żydówki nie przestąpiła progu jej polskiego domu, wypełnionego pamięcią o bohaterskiej walce przodków w obronie ojczyzny. Prosi nawet Karola, by rozmówił się z Mieczysławem i wyperswadował mu ten pomysł. Borowiecki siłuje przetłumaczyć Wysockiej, że nie może stawać na drodze do szczęścia syna, ze to jego wybór i powinna go zaakceptować. Pożegnawszy się wychodzi. W Helenowie – to taki park, spotyka Kamę i Horna, którzy karmią karpie. Kama jest przerażona, tym, ze została „nakryta” na pocieszaniu Horna, prosi Karola, by nic nie mówił cioci. Speszony Horn nie odezwał się ni słowem. Karol czeka na Lucy, w międzyczasie spotyka Likierową – poprzednia kochankę, która obrzuca go nienawistnym spojrzeniem i odchodzi, zjawia się Lucy, skarży się na swoje beznadziejne położenie, na to, ze rodzina męża chce, by Lucy urodziła wreszcie dziecko i wszelkimi dostępnymi środkami zmusza ją do tego, a jeśli ta odmówi – mąż ją wywiezie daleko od Łodzi i rozwiedzie się z nią. Karol jest trochę znudzony tym gadaniem oraz nagłymi wybuchami łez i namiętności, proponuje, by dla wspólnego dobra ograniczyć ich spotkania.

Rozdział IV - Horn odprowadza Kamę do domu, ta prosi, by wstąpił na herbatę, bo inaczej ciocia się pogniewa. Horn się wymawia koniecznością znalezienia Malinowskiego, którego już od 3 dni nie widział. Nie znalazłszy go u Jaskólskich, u których często przebywał, skierował się do domu Malinowskich, gdzie zastał osobliwą scenę. Na środku stała matka Malinowska i krzyczała na cały Głos, Zośka pod piecem płakała spazmatycznie, a Adam siedział przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach. Kiedy wszedł Horn, Adam podniósł się i poprosił, by przyjaciel poczekał a niego na zewnątrz. Horn wyszedł a matka dalej krzyczała na Zośkę, by ta powiedziała, gdzie była przez ostatnie 3 dni. Dziewczyna szła w zaparte, że u koleżanki pod Piotrkowem, na co Adam nie wytrzymał i wykrzyczał jej, że wie, gdzie siostra była – u Kesslera. Zośka w końcu wykrzyczała, że jest kochanką Kesslera. Matka wpadła w szał, zaczęła drzeć z Zosi ubranie i wszystkie jej rzeczy z szafy, wykrzyczała jej, że już nie ma córki i wypędziła z domu. Zośka wybiegła na podwórze i straciła przytomność. Przygnębiony Adam zabrał Zośkę do siebie. Horn powiedział, że prześpi się u Wilczka. Kiedy Adam ułożył siostrę do snu oznajmił Hornowi, że idzie szukać Kesslera, gdyż ma z nim do pogadania. Niestety nie zastał go w jego pałacu i nikt nie potrafił mu wskazać miejsca, gdzie Kessler obecnie przebywa. odwiedził za to ojca, który w fabryce oliwił maszyny. Powiedział mu o całym zajściu, ojciec zabronił Adamowi zbliżać się do Kesslera, bo ma on z nim ważne sprawy do załatwienia [później okaże się, co to za ważne sprawy] i Adam nie może go tknąć. Stary Malinowski z troską w głosie nakazał synowi zajęcie się „tą… przecież to nasza krew”.

Rozdział V - Nazajutrz rano Wilczek tłumaczył Hornowi, który został u niego na noc, jaki to interes niedługo zrobi. Kupił bowiem plac przylegający do fabryki Grunspana, który to plac Grunspan odkupić będzie chciał, bo musi rozbudować fabrykę. Te dywagacje z przyszłym milionerem Wilczkiem przerywa pojawienie się robotnic, którym Wilczek pożycza pieniądze na procent – takie postępowanie oburza Horna, który zimno żegna się ze Stachem i oznajmia, że się nim brzydzi. Wilczkowi udaje się zatrzymać mężczyznę i siłą wytłumaczyć mu ze wcale nic złego nie robi, że nie jest lichwiarzem, pracuje dla Grosglika i operuje jego pieniędzmi na jego korzyść. Rozmowę przerywa pojawienie się Grunspana, który przyszedł wybadać Wilczka pod kątem sprzedaży palcu. Po obejrzeniu „włości” Grunspan przechodzi do rzeczy – proponuje Wilczkowi 5 tysięcy rubli za plac, Wilczek żegna go, gdyż plac warty jest 10 razy więcej. Wściekły Grunspan wychodzi.

Rozdział VI - Rano Horn idzie do fabryki Szai Mendelsohna, gdzie ma dostać posadę. W poczekalni jest wielu interesantów, więc Horn spokojnie czeka swojej kolejki, drzwi do gabinetu Szai otwierają się i zamykają za tłumem interesantów, kiedy nagle z kantoru Szai wypada jego najstarszy syn – Stanisław Mendelsohn, główny dyrektor fabryki, z paszportem w ręku i rzuca nim w urzędnika. Wywiązuje się kłótnia, bo okazało się, że w urzędzie nastąpiła pomyłka: zamiast Stanisław Mendelssohn wpisano Szmul Szajewicz, a zamiast Regina [żona Stanisława] wpisano Ruchla. W gabinecie Szai wybucha spór o pieniądze – niejaki Piotrowski był umówiony na sumę 40 rubli za rynny dla Szai, a ten po zakończeniu zlecenia zapłacił Piotrowskiemu jedynie 25 rubli. Nie mogą się zgodzić, wymyślają sobie od złodziei, nagle woźni wezwani przez Szaję pochwycili Piotrowskiego i wynieśli go z gabinetu. nadeszła kolej Horna. Powitali go dosyć chodno, ale dostał posadę – z rekomendacji Mullera, do jego obowiązków należeć będzie prowadzenie korespondencji po angielsku, ale pierwszy miesiąc będzie pracował na próbę, tzn. za friko :/. Do gabinetu wpada Wysocki, który od kilku miesięcy był u Szai fabrycznym lekarzem. Stanisław zarzuca mu, ze za drogo leczy chorych, ze zapisuje im zbyt drogie kuracje – uważa, że jeżeli środki do leczenia są zbyt drogie, nie trzeba ich wcale przepisywać, a pozostawić wszystko działaniu natury. Wysocki jest oburzony, mówi, że jeżeli Mendelsohnom nie pasuje sposób, w jaki Wysocki leczy pacjentów – robotników fabryki, to on może w każdej chwili odejść z posady. Tu Stanisław zaczyna go uspokajać i wyjawia prawdziwy powód wezwania Miecia do siebie – dziś do Łodzi wracają Róża [córka Szai] i Mela Grunspanówna, ich życzeniem jest, by Wysocki witał ich na dworcu. Mieciu zgadza się chętnie, bo nie widział Meli przecież całe długie dwa miesiące. Wysocki wychodzi do ambulatorium, a w gabinecie zjawia się pewien hrabia, który rozpaczliwie poszukuje zajęcia – najpierw opowiada o sobie, jakie szkoły kończył, gdzie bywał, z kim rozmawiał, a potem niemal błaga Szaję o jakąkolwiek pracę. Ten odmawia twierdząc, że nie posiada stanowiska odpowiedniego dla hrabiego. Po wyjściu hrabiego zjawiają się dwie kobiety – Endelmanowa i Trawińska, zbierają datki na kolonie letnie dla dzieci robotników. Szaja po wielu krzykach i opryskliwych odpowiedziach postanawia dać na ten cel 100 rubli i 4 sztuki towaru [zapewne jakiejś tkaniny] ale stawia warunek – koniecznie w gazetach ma się znaleźć notatka, że on, Szaja dał na kolonie dla dzieci sto rubli i 4 sztuki towaru. Korzystając z okazji Horn opuścił gabinet Szai i podszedł szukać Adama Malinowskiego, który pracował w fabryce Mendelsohnów. Znalazł go oliwiącego maszynę i oznajmił, że i on od dziś jest pracownikiem tejże fabryki. Adam jednak nie umie się cieszyć z sukcesu przyjaciela, martwi się Zośką – nie ma jej w domu, uciekła do Kesslera. Wysocki z Szają jadą na dworzec, gdzie już czekają ich Róża z małpką Koko i Mela. W drodze powrotnej Róża opowiadała o swoich przygodach zupełnie nie zwracając uwagi na Mele i Wysockiego, którzy ćwierkali sobie u kącie dorożki. Nagle Róża spostrzegła, że zapomnieli zabrać ciotkę z peronu. Wysocki ofiaruje się wrócić po zgubę, gdyż widok Meli przyprawiał go dziwne drżenie i biedny strasznie się męczył patrząc na nią. Wrócił zatem na dworzec, wpakował ciotkę do dorożki i ruszył za miasto rozważając w myślach swoje uczucia względem Meli. Nagle uświadomił sobie, że ją kocha. Do domu wracał przez pola, nogi same go niosły, boi stan umysłu daleki był od trzeźwego myślenia, nagle natknął się na walącą się chatę, z której dobiegał odgłos modlitwy – wewnątrz na słomie leżał kaleki mężczyzna. Opiekuje się nim zona, ale żona pracuje w dzień u mularzów, jedyne wieczorem zaciągnie go do domu i da cos do jedzenia, a tak całe dnie spędza leżąc na słomie i powoli umierając. Wysocki opatrzył mu rany – mężczyzna ma amputowane nogi z powodu gangreny, która nadal trawi jego ciało. Z braku środków opatrunkowych Mieczysław rwie swoja koszule i jej strzępami owija kikuty chorego, daje mu do ręki kilka rubli i obiecuje przyjść jutro. Mężczyzna jest tak wzruszony i tak zaskoczony, ze rzuca się Wysockiemu do nóg, a po jego odejściu bez lęku wyznaje, ze teraz to już może spokojnie umrzeć, że już nie będzie się skarżył ani jęczał o zmiłowanie, bo właśnie dostąpił miłosierdzia Bożego.

Rozdział VII - Imieninowe przyjęcie u Trawińskich. Obecni są wszyscy, którzy coś znaczą w Łodzi, zarówno Polacy, Niemcy jak i Żydzi. Na Karola czeka niespodzianka – przyjechała Anka, daje mu pieniądze, które uzyskała ze sprzedaży kosztowności, ale Karolowi mówi, że są to pieniądze od ojca, który usłyszawszy o jego kłopotach wysłał Ankę do Łodzi, by ta wręczyła narzeczonemu pieniądze. Na pytanie Karola, co nowego w domu Anna oznajmia, ze ksiądz Liberat umarł. Anka i Nina przyciągały spojrzenia wszystkich mężczyzn, były gwiazdami salonu, podczas gdy posażne i niebrzydkie „złote jałówki łódzkie” – córki najbogatszych łódzkich fabrykantów żydowskich i niemieckich, siedziały samotnie w kącie [Mada Muller, Mela Grunspan i Mary Grosglik]. Mężczyźni jak to zwykle bywa rozmawiają nie tylko o kobietach ale także o interesach. Grosglik wypytuje Karola o Moryca, bo martwi się ze już kilka dni go nie ma, a przecież pożyczył mu niemałą kwotę. W rozmowie z Kurowskim i Baumem Nina zauważa, ze idea salonowej asymilacji jest zupełnie nie trafiona, że w interesach jakoś można się zgodzić i współpracować, ale na salonach wypada to całkiem źle. W efekcie tego w niedługim czasie salon pustoszeje, zostaje tylko garstka osób – Mullerowie, Mada Grunspan i jej ciotka, Wysoccy, Kurowski, Baum i inni. Mela cierpi katusze obserwując to całe życie salonowe, nagle uświadamia sobie, ze ona tu nie pasuje, ze nigdy nie będzie godna zostać żoną Wysockiego, że sama miłość tu nie wystarczy. Zrozpaczona pragnie uciec z salonu, ale Mieczysław ją zatrzymuje. Przy kolacji Kessler obserwuje Ankę swym obleśnym żabim wzrokiem, Mada Muller natomiast ze skwaszoną mina obserwuje Ankę i Karola – przezywa małe zaskoczenie, kiedy Maks Baum mówi jej że Anka jest narzeczoną Karola. Od stołu Maksa odwołuje lokaj, który mówi, że ktoś na niego czeka – Józio Jaskólski przynosi wieść, że matka Maksa jest umierająca.

Rozdział VIII - Mało kto zauważył wyjcie Maksa, przyjęcie toczy się dalej. Muller już lekko pijany przysiadł się do Niny, klepie ją po plecach i wychwala, że chciałby mieć taką córkę piękną i mądrą, bo jego Mada jest głupia. On chce ją wydać za Polaka, by mieli taki salon ja Trawińscy, by zawsze było w nim pełno gości, najchętniej wydałby Madę z Kurowskiego albo za Borowieckiego, bo „dobre z nich fabrykanty”. Mada siedząca obok Karola nie odzywa się ani słowem, na próżno Karol zagaduje, nagle zjawia się Anka i mówi, ze pani Wysocka chce już iść do domu i pyta czy Karol nie zechciałby ich odprowadzić. Wysocki także chce iść, ale chce iść z Melą. Odprowadza ją do Mendelsohnów, w dorożce, przy drzemiącej ciotce Meli prawie że wyznają sobie miłość. Dopiero u Róży Mendelsohn następuje ta wzniosła chwila. Mela jest szczęśliwa, ale gdy Mieczysław mówi, ze jutro rano przyjdzie prosić jej ojca o jej rękę Mela rozumie, że ten ślub nie dojdzie do skutku, ze choćby zaparła się sama siebie, w oczach rodziny Wysockiego nadal będzie tylko Żydówką. Prosi, by Mieczysław czekał jej listu, wcześniej niech nie przychodzi, najpierw Mela musi porozmawiać z ojcem.

Rozdział IX - Wysocki wrócił do domu, gdzie przy stole siedzieli Trawińska, Anka z panią Wysocką i Karol. Anka akurat była w trakcie wygłaszania mowy obronnej Meli. Rozmowę przerywa pojawienie się Józia Jaskólskiego – Maks Baum wysłał go po doktora, bo pani Baumowa bardzo chora. Wychodząc Mieczysław rzucił w stronę gości, by mieli wyrozumiałość dla panny Grunspan, gdyż jest ona jego przyszłą żoną. U Baumów wszyscy domownicy zgromadzeni byli przy łóżku chorej – Maks szalał z rozpaczy, kucharka i służba klęczeli w mroku pokoju. Baumowa na dźwięk płaczu syna oprzytomniała jakoby, złapała Maksa za rękę, po ustach przeleciał cień uśmiechu i oczy szklane martwe zastygły patrząc w mroki wieczoru. Wysocki a zaraz za nim Borowiecki przyszli stwierdzić, że właśnie przed chwilą Baumowa skonała. Maks płakał jak dziecko. Stary Baum wyszedł bez słowa, ukojenie znalazł dopiero w fabryce, przechodził przez puste hale i magazyny, nagle dotarła do niego prawda : „Umarła” – szepnął, ale nie wiadomo, co miał na myśli – żonę czy fabrykę?

Rozdział X - Anka z panem Adamem już od dwóch dni mieszkają w Łodzi. Anka nie może się przyzwyczaić do nowego domu, nowej sytuacji. Tak samo pan Adam, brakuje mu Walusia, który pchał jego wózek, nawet kos milczy i nie odpowiada na gwizdanie pana Adama. Nieco rozrywki dostarcza Kama, która przyszła z Wysocką odwiedzić Ankę. Wysocka mówi, że jest już spokojna o Miecia, bo Mela napisała mu list, w którym wyjaśnia, że nie może zostać jego żoną, bo na zmianę religii jej rodzina nigdy się nie zgodzi.. Wysocka daje Ance do przeczytania list Meli do Miecia. Jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale oburza ją zachowanie Meli – nie rozumie jak taka Żydówka mogła wzgardzić oświadczynami jej syna. Anka w czasie czytania listu płacze. Na złośliwe uwagi Wysockiej, jakoby Mela szybko miała się pocieszyć u boku żydowskiego milionera, Anka reaguje dosyć ostro twierdząc, że cierpienie jest w każdym sercu, bez względu na rasę czy wyznanie. Rozmowę przerywa trzask łamanego rusztowania – wypadek przy budowie fabryki Karola. Anka zerwała się i biegnie do fabryki, ale jakiś mężczyzna zatrzymuje ją w furtce twierdząc ze nic się nie stało i to nie jest miejsce dla panienki. Karola nie było na terenie fabryki, z właścicieli jedynie Maks Baum było obecny. Anka wypytywała go o szczegóły, ten mówił niechętnie, ale pod wpływem jej dumnego spojrzenia usunął się z drzwi i wpuścił ją na teren fabryki. Anka wzięła swoją apteczkę i skierowała się do sali, gdzie Jaskólski opatrywał rannych, lekarza jeszcze nie było. Wieść szybko rozniosła się wśród robotników i raz po raz ktoś przybiegał popatrzeć jak to panienka opatruje rannych. Gdy zjawił się Wysocki ze zdumieniem patrzył na determinację dziewczyny. Wśród rannych był chłopiec, który nie miał rodziny ani domu, a strasznie bał się iść do szpitala. Anka kazała nieść go do siebie do domu, za co Karol się na nią wściekł wymyślając jej od altruistek zdolnych przerobić dom na szpital itp. W każdym razie strasznie ją obraził i zranił. Wyszedł bez słowa. W domu Karol odczytał kartkę od Horna, który donosił, że aresztowano Grosmana, zięcia Grunspana podejrzanego o podpalenie własnej fabryki. Moryc i Karol siedzieli w milczeniu każdy zajęty własnym rachowaniem, wyniki wyprowadziły jeszcze bardziej Karola z równowagi. Dostawcy się spóźniali, miał problemy z uruchomieniem kredytu, wszędzie gdzie się ruszył piętrzyły się trudności, zaczął nawet podejrzewać spisek przeciw niemu. Wywiązuje się rozmowa z Morycem, który proponuje Borowieckiemu nie pożyczkę, a zwiększenie swoich udziałów w spółce. Jednak Karol jest ostrożny i postanawia skorzystać z oferty Moryca w ostateczności. Już w swoim pokoju Moryc liczy pieniądze i snuje plany, jakby to było, gdyby udało mu się wykupić cichaczem część udziałów Karola albo Maksa? Borowiecki zagląda do Maksa, bo od pogrzebu matki ma z nim bardzo mały kontakt. Maks ostrzega go przed Morycem, gdyż znów mu źle z oczu patrzy.

Rozdział XI - rano przy herbacie Moryc jest bardzo zdenerwowany, widać, że cos kombinuje. Wyszli z domu razem z Karolem, wstąpili do kwiaciarni, gdzie Karol zamówił piękny bukiet i posłał go Ance w ramach przeprosin za wczorajsze wybuchy. Moryc swój bukiet posłał Meli Grunspan. Miał iść z pewnym interesem do Grosglika, ale nie starczyło mu odwagi, wstąpił na obiad. Wkrótce tez zaczęli się schodzić inni. Pierwszy przyszedł Malinowski – dowiedział się już na pewno, gdzie znajduje się jego siostra, w Stokach, w pałacu Kesslera. Głównym tematem obiadu było aresztowanie Grosmana, szwagra pięknej Meli. Także Kama dała powód do śmiechu – zapytała Horna czy ma swoją metresę, czym ściągnęła na siebie gromy ciotki, która krzyczała, ze Kama powtarza słowa, których znaczenia po polsku nie rozumie. Dziewczyna obrażona uciekła. Horn poszedł za nią – tu kolejna kłótnia, bo Horn szczęśliwie kochający się w Kamie nieopatrznie powiedział jej, ze nigdy nie był nieszczęśliwy – biedak nie wiedział, że zrobił tym Kamie wielka przykrość, bo ona myślała, ze on jest taki nieszczęśliwy i go chciała pocieszać, a teraz to wyszło, że cały czas ją oszukiwał, bo przy niej był szczęśliwy, a nie powinien. Po obiedzie Moryc stwierdza, że dużej nie może odkładać wizyty u Grosglika. Ten ucieszył się bardzo z widoku Moryca żywego, bo liczył na zwrot kapitału, który pożyczył na zakup wełny. Jednak Moryc nie miał zamiaru zwracać gotówki. oznajmił, że interes z wełną poszedł dobrze i że on te 30 tysięcy rubli pożycza od Grosglika na rozkręcenie interesu, że zwróci mu jak tylko się odbije od dna. Grosglik o mały włos nie schodzi na zawał, chce wzywać policję, rozważa nawet zamordowanie Moryca. Jednak w miarę wyjawiania przez Welta misternego planu przejęcia udziałów Borowieckiego w fabryce, a tym samym przejęcie całej fabryki, Grosglik zaczyna doceniać Moryca i nawet sam zaczyna podrzucać pomysły, w końcu nawet godzi się udzielić mu kredytu. Moryc wspomina także o swojej chęci ożenku z Melą Grunspan, jest przekonany ze w obliczu afery z podpaleniem fabryki stary Grunspan szybciej zgodzi się oddać mu córkę i to z niezłym posagiem.

Rozdział XII - Zadowolony z siebie Moryc wierzy, że po tym pierwszym zwycięstwie przyjdą kolejne, dziś wywalczył kredyt na dogodnych warunkach, zaraz dostanie Melę za żonę, a niebawem zje Borowieckiego na śniadanie i będzie właścicielem fabryki. Upojony pierwszym sukcesem chce sobie sprawić jakiś mały drobiazg – upatrzył sobie pierścionek z brylantem, ale gdy usłyszał cenę, otrzeźwiał i stwierdził, że narzeczona i tak będzie musiała kupić mu pierścień, tymczasem zadowala się rękawiczkami i krawatem. Na ulicy zaczepia go Kessler i zaprasza na wieczór u siebie, z niespodziankami – importowanymi. Ale i rodzimych brakować nie będzie. W tym celu Kesslera przechadza się z Morycem po halach fabryki, wybierają co piękniejsze pracownice, by pod groźbą utraty pracy zmusić je do udziału w wieczornej orgii organizowanej przez Kesslera. Wybierają cztery pracownice wychodzą odprowadzani nienawistnymi spojrzeniami pracowników. Spotyka na swoje drodze Malinowskiego, który mówi, ze ma do niego interes, ale Kessler przerażony jego nienawistnym spojrzeniem ucieka rzucając tylko, że prośby rozpatruje w kantorze, a dziś juz nie ma czasu.

Rozdział XIII - U Grunspanów trwa rodzinna narada – Albert Grosman wyszedł z więzienia. Grunspan zdenerwowany wspomina o sprawie z Wilczkiem, że ten nie chce mu placów odsprzedać. Moryc wyjawia cel swojej wizyty – oświadczyny określa jako interes do ubicia, stary Grunspana odsyła go do Meli, ale Moryc chce usłyszeć, ile rubli Mela dostanie w posagu. Targują się – Moryc określa swoja wartość na jakieś 200 rubli plus kontakty z milionerami łódzkimi, uczciwość, skromność itp. Melania dla niego warta jest więcej niż oferowane przez ojca 50 tys., rubli, proponuje, by drugie tyle stary dał w ciągu dwóch lat po ślubie. Grunspan jest oburzony bezczelnością Moryca, na co ten zauważa, że nie każda panna ma ojca i szwagra zaplątanych w podpalenie fabryki. Grunspan wreszcie zgadza się na takie warunki, ale najpierw chce poznać zdanie Meli – Moryc natychmiast do niej idzie. Dziewczyna domyśla się o co mu chodzi, wcale nie sucha, co do niej mówi – przed oczami ma wieczór, w którym wyznali sobie z Mieczysławem miłość, wyobrażała sobie, że to właśnie Wysocki siedzi przy niej i wyznaje jej miłość, ale to tylko Moryc zapewniał ją, ze niczego nie będzie jej brakować, że zadba o to, by miała wszelkie rozrywki, że ma rozległe kontakty, ze spółka jego przyniesie tyle a tyle zysku … Mela w końcu budzi się z zamyślenia i pyta: „Kochasz mnie, Mieć… Moryc?”, ale Moryc nie umie odpowiedzieć na to pytanie, lubi ją, ona mu się podoba, ale jako kupiec nie umie mówić
o uczuciach. Wbrew sobie, wbrew temu co czuje do Wysockiego Mela postanowiła zostać żoną Moryca, odesłała go do ojca, by wszystko omówili. Zaraz od Grunspanów Moryc pojechał do fabryki Borowieckiego, od razu pochwalił się, że żeni się
z Melą, na co Karol zaczął robić uwagi o miłości, jaką darzą siebie Mela i Wysocki. Moryc wściekły wychodzi, na podwórzu zaczął krzyczeć na robotników, wywiązuje się kłótnia, jeden z robotników grozi Morycowi. Karol i Maks zwabieni krzykami biorą stronę robotników, Moryc upokorzony odchodzi, konie Kesslera już czekały przed kantorem.

Rozdział XIV - U Kesslera w pałacu rozpoczyna się wieczór pełen niespodzianek – towarzystwo już siedzi w salonie
i popija szampana, pod oknem nieśmiało zerkają na obecnych robotnice, przybrane odświętnie, honory domu pełni Zosia Malinowska. W pewnym momencie Kessler proponuje spacer po ogrodzie – chce pokazać zebranym park i menażerię. Muller został z Zosią na tarasie – Kessler ostrzegł go, że jeśli chodzi o Zosię nic nie wskóra. Muller udaje, że nie wie o co chodzi, ale gdy tylko zostaje sam na sam z dziewczyną przysuwa się do niej bliżej i ... obrywa siarczysty policzek. W czasie spaceru Kessler skarży się na Zośkę, że mu się już znudziła, że jest głupia, ma za dużo temperamentu i jak każda kobieta, a Polka szczególnie, chce, żeby ją kochać rano, w południe i wieczorem, żeby być jej wiernym, a w końcu się z nią ożenić. A Kessler chce się żenić, ale z Mullerówną. Gdy wrócili na taras Wilhelm Muller kołysał się na fotelu, próbując zasłonić rumień po uderzeniu, Zośki nie było. Przy kolacji Zosia siedziała obok Moryca i robotnic, które onieśmielone nie wiedziały jak się zachować. Po salonie przechadzały się tancerki z Berlina – niespodzianka Kesslera. Kessler patrząc na uśmiechnięta twarz Zosi, na jej rumieńce, na to jak chciwie słuchała sów Moryca, zaczął być zazdrosny, przywołał ją do siebie i kazał siedzieć przy sobie. Po kolacji przeszli do salonu, gdzie tancerki tańczyły, towarzystwo piło i się upijało – jednym słowem: rozpusta! Tylko Zosia pijanymi oczami patrzyła długo na ten lubieżny taniec, nagle zawołała, że to świństwo i wybuchła takim płaczem, że Kessler kazał ją odnieść do jej pokoju. Zabawa trwała dalej.

Rozdział XV - Anka częstuje Józia herbatą, czeka na Karola. Józio czyta panu Adamowi gazetę. Anka nie lubi Łodzi, brakuje jej Kurowa. Od chwili przyjazdu do Łodzi zaczęła wątpić nawet w miłość Karola, który poświęca jej coraz mniej czasu, wciąż był rozdrażniony, zaczęła nawet podejrzewać, że ją zdradza, ale wstydziła się swoich podejrzeń. Wszedł Karol, bez słowa powitania rzucił się na krzesło, przeprosił, że nie był na obiedzie, ale jeździł w pilnych sprawach do Piotrkowa. Anka mówi, że Mada Mullerówna z matką złożyły jej wizytę. Karol lekko się przestraszył i zaczął podpytywać, o czym rozmawiały itp. Zastanawiał się po co one przyszły, czy Anka może cos podejrzewać, w końcu przecież nie wyrzekł się tak do końca myśli o ślubie z Madą, więc nie chciałby, żeby obie panie wchodziły ze sobą w jakieś bliższe kontakty. Rozmowa schodzi w końcu na zwykłe kłopoty Karola z fabryką. Anka zauważa, że w Kurowie Karol nie musiałby aż tak się przemęczać, ze tam byliby szczęśliwi. Karol przypomina sobie kobiety, od których słyszał podobne słowa, przygląda się Ance i spostrzega, że ona wcale nie jest piękna – jest dobra, szlachetna, wdzięczna, ale nie piękna… Ankę ten wzrok badawczy dziwne dotknął i zarumienił – wyciągnęła Karolowi z kieszeni chusteczkę i zaczęła się nią chłodzić. Pech chciał, ze była to chusteczka z monogramem Lucy na środku, pachnąca heliotropem. Zmieszany Karol szybko zabrał Ance chusteczkę tłumacząc się, że to Mateusz, służący perfumuje ubrania. Gdy go odprowadziła do wyjścia jak zwykle, na werandzie czekał już Mateusz z latarnią, Anka powiedziała cicho, by nie perfumował panu tak silnie chusteczek. Mateusz odrzekł, że nie perfumuje, bo żadnych perfum w domu nie posiadają. Anka drgnęła patrząc na zakłopotaną twarz Karola, zapytała tylko, czy pojedzie jutro z nimi do kościoła i wróciła do mieszkania. W nocy rozmyślała, że nic to ją nie obchodzi, że nie stanie Karolowi na drodze do szczęścia. Rano po śniadaniu do Anki przyszli robotnicy podziękować jej za opiekę nad rannymi, którzy ucierpieli w wypadku z rusztowaniami. Robotnicy całowali Ankę po rękach, ta nie mogła nic powiedzieć ze wzruszenia, za to pan Adam wygłosił mowę i kazała dać robotnikom wódki. Na koniec tej sceny nadszedł Karol i dowiedziawszy się o co chodzi drugi raz kazał dać robotnikom wódki. A gdy ludzie odeszli, z drwiną zaczął komentować całe zajście. Ankę zabolało to do żywego - wywiązała się dość ostra wymiana zdań, Anka wyrzuca mu, ze dla niego jest małostkowa i parafialna, warta jedynie, by z niej drwić i ironizować, wyszła bez słowa. Borowiecki poszedł do pana Adama na werandę, gdzie czekał aż Anka wyjdzie i pojadą do kościoła. Jednak Antonina – służąca poinformowała, że panienka poszła do panny Trawińskiej i do kościoła dziś już nie pojedzie. Karol się zdenerwował i wyszedł. Nina ucieszyła się z wizyty Anki. Za chwilę dołączył do nich Kurowski i pojechali na spacer. Wróciła późno, pana Adam spał na werandzie, więc wzięła książkę i usiadła obok, ale czytać nie mogła, czekała na Karola… nie przyszedł. przyszła natomiast Wysocka. Była jakaś tajemnicza, nie mogła powiedzieć tego z czym przyszła, w końcu jednak wyznała, że po mieście chodzą plotki na temat Anki i Karola, mówi się, że Karol z chęcią ożeniłby się z Mada Mullerówną, gdyby Anka nie stała mu na przeszkodzie. Anka uspokajała ciotkę, że to tylko plotki, ze nie ma się czym przejmować. Odprowadzając Wysocką do domu, z racji tego, ze w niedzielę fabryka zamknięta i nie można iść przez jej teren, musiały iść ulicą obok domu Mullerów. Anka nie spojrzała w okna saloniku, ale zrobiła to Wysocka i przyciągnęła Ankę do siebie – pośrodku saloniku obok Mady siedział Karol. Anka nie rozpaczała, następnego dnia po obiedzie Karol tłumaczył się ze swojej nieobecności, ale przerwała mu chodno, że jeżeli było mu przyjemniej u Mullerów, to nie ma potrzeby się tłumaczyć. Karol wyszedł, ale zaraz wrócił, zaczął ją przepraszać, tłumaczyć się przemęczeniem, kłopotami. Ona przyjmowała te tłumaczenia, ale miłość do niego powoli umierała w jej sercu. Nastały dni i tygodnie w zgodzie i spokoju, jednak pozbawione już tej wiary i ufności, dawnej troski o siebie i serdeczności. Karolowi źle było w domu, wiec coraz więcej czasu spędzał u Mullerów, coraz częściej spotykał się z Lucy.

Rozdział XVI - 1 października nastąpiło otwarcie fabryki Borowieckiego i spółki. Na uroczyste otwarcie przyjechał z Kurowa ksiądz Szymon, który poświęcił maszyny, pomieszczenia i ludzi. oprócz przyjęcia dla przyjaciół i łódzkich milionerów, przygotowano także uroczyste śniadanie dla wszystkich robotników. W saloniku od ulicy ksiądz Szymon, Zajączkowski, pan Adam i Kurowski grali w preferansa. Wieczorem towarzystwo zmniejszyło się – pozostali już tylko najbliżsi znajomi, Anka z Niną jak zwykle przyciągały spojrzenia mężczyzn. Stary Jaskólski, który był niejako majordomusem, przyniósł Karolowi wiadomość, ze w gabinecie czeka na niego gość. Był to Zuker – mąż Lucy. Podał Karolowi list, w którym „życzliwy” donosił o romansie jego żony z Karolem. Zuker chce się dowiedzieć prawdy – czy Lucy naprawdę zdradza go z Karolem, czy dziecko, którego ona się spodziewa jest dzieckiem Karola, a nie jego? Borowiecki zachowuje kamienną twarz, choć nie wie jak ma się zachować, nie wie, czy Lucy się zdradziła, czy przyznała się do romansu z Karlem. Borowiecki boi się skandalu, chce wybadać Zukera, co tak naprawdę wie. Zaprzecza wszystkiemu, z kamienna twarzą oznajmia, ze nie miał nigdy żadnych kontaktów z Lucy, a list jest potwarzą. Obraża nie tylko Zukera i Lucy ale także i jego oraz jego narzeczoną, więc on osobiście zajmie się znalezieniem autora tego listu. Jednocześnie pod biurkiem pisze kartkę do Lucy, by z niczym się nie zdradziła, wszystkiemu zaprzeczyła i żeby czekała na niego tam gdzie ostatnio. Zuker jest wdzięczny Karolowi za szczerość, ostrzega go jeszcze przed Morycem i Grosglikiem, by na nich uważał, bo chcą go zjeść. Wieczorem Karol udaje się na spotkanie z Lucy. Ustalają, ze dla bezpieczeństwa trzeba ograniczyć spotkania, Lucy skarży się, ze Zuker powiedział, że wywiezie ją do krewnych do Berlina. Prosi, by Karol ją często odwiedzał, bo ona uschnie bez niego. Rozstają się wśród łkań Lucy i obietnic Karola, że choćby z daleka, ale przyjdzie ją pożegnać przed jej wyjazdem do Berlina. Karola zmęczyło to spotkanie, zaklął: „Niech pioruny zatrzasną romanse z cudzymi żonami!”

Rozdział XVII - Fabryka działała, a raczej działał jeden jej oddział, co Karola bardzo zawstydzało, bo on chciał, żeby już ot, tak ruszyło wszystko, żeby przynosiło zyski. Pracował jeszcze ciężej niż przy samej budowie fabryki, jeszcze mniej czasu poświęcał Ance. A Anka była cieniem samej siebie, już nic nie zostało z jej miłości do Karola, jednak nie mogła go opuścić przez wzgląd na ojca, który nie przeżyłby ich rozstania. Z drugiej strony wiedziała, ze Karol musi ożenić się bogato, by zrealizować do końca marzenie o własnej fabryce – niestety Anka bogactwa nie może mu dać.

Rozdział XVIII - W hotelu u Kurowskiego zebrali się prawie wszyscy fabrykanci. Trawiński przyszedł z Borowieckim, akurat trafili na mowę Kesslera, który chrypiał, że ani jedna polska fabryka ani dziesięć takich fabryk nie zrobi przemysłu polskim, bo przemysł jest żydowski i niemiecki. Polacy co najwyżej mogą prowadzić sobie salony i rozmawiać o sztuce, literaturze, do robienia interesów się nie nadają. cała rozmowa rozbija się o podobne frazesy, jedynie Borowiecki nie włączył się do dyskusji oczekując momentu, gdy zostanie sam na sam z Kurowskim, ale jak na złość nikt nie wychodził. Myszkowski poprosił zebranych, by się z nim napili ostatni raz, gdyż jutro wyjeżdża do Australii, szukać tam szczęścia. Powoli wszyscy wyszli i Karol został sam z Kurowskim, opowiadał mu o fabryce najbliższych planach, o zmowie, jaka na niego zrobiono, w końcu zaproponował wejście do spółki. Kurowski się zgodził, ale pod jednym warunkiem: Karol nie ożeni się z Anką. Początkowo Karol jest oburzony, ale w końcu stwierdza, ze sam już myślał nad zwróceniem jej słowa, więc zgadza się na warunki Kurowskiego.

Rozdział XIX - Wracając od Kurowskiego Kessler rozmawia z Morycem, mówi, ze jeszcze musi wstąpić do fabryki, skontrolować nocna zmianę. Moryc ostrzega, że na miejscu Kesslera nie zaglądałby do Malinowskiego, bo ten ma minę wściekłego psa na uwięzi. Kessler stwierdza, że nie boi się Malinowskiego, zresztą dostał od niego list i musi mu dać odpowiedź osobiście. Kessler sądzi, że Malinowski chce odszkodowania za Zośkę, a on ma wprawę w załatwianiu takich spraw. Wchodząc do fabryki polecił Morycowi zaczekać na niego. Malinowskiego znalazł przy oliwieniu maszyny, zapytał, czego chce. Stary Malinowski pyta, co Kessler zrobił z Zośką. Ten odpowiada pytaniem na pytanie sądząc, że stary chce pieniędzy, ale Malinowski mówi, ze nie chce nic, tylko zapłaci Kesslerowi za córkę. Zastąpił mu drogę do drzwi, a w jego oczach Kessler odczytał wyrok śmierci. Kessler uzbrojony w kastet przyłożył Malinowskiemu tak, ze ten zatoczył się na ścianę, ale nie upadł, skoczył na Kesslera, szamotali się przez chwilę, a że wszystko odbywało się w sąsiedztwie pracującej maszyny, jej tryby wciągnęły ich – zginęli na miejscu. Na pogrzeb Malinowskiego przyszło niewiele osób - garstka znajomych i przyjaciół, jednak zaraz za miastem przyłączyło się do orszaku pogrzebowego wielu robotników. Kobiety śpiewały jakąś pieśń, jako że księdza się było, gdyż chowali Malinowskiego jako samobójcę mordercę, we wzgardzie. Horn szukał wśród żałobników Zośki, jednak nigdzie jej nie spostrzegł. Podobno dowiedziawszy się o śmierci Kesslera wpadła w złość, że będzie musiała szukać sobie innego kochanka. W „kolonii” [tam jadali obiady, rodzaj jakiejś karczmy czy coś takiego, w książce nie jest podane, czym owa „kolonia” jest] zebrali się wszyscy znajomi Malinowskiego, Kama wciąż płakała, wzruszał ją widok Adama, który bardzo przeżywał śmierć ojca i nieczułość siostry. Stach Wilczek sprzedał w końcu place Grosglikowi, ale sprzedał za 40 tys. rubli, a place warte były 50 tys. nie mógł pogodzić się z tym oszustwem i z całego serca nienawidził Grosglika. ostatnie tygodnie spędził na studiowaniu dokumentów związanych z podpaleniem fabryki Grosmana, bo czuł, że w ten sposób może najbardziej zranić Grosglika. Postanowił także ostrzec Borowieckiego przed zmową Grosglika i Moryca, dążącą do przejęcia fabryki.

Rozdział XX - Borowiecki pojechał do Berlina, do Lucy, bo zasypywała go depeszami, groziła samobójstwem. Ale Lucy już nie była tą piękną i tajemniczą kobietą, z jaką spotykał się w Łodzi. Macierzyństwo wydobywało z niej wszystkie cechy charakterystyczne dla jej rasy – stała się krzykliwa, arogancka i głupia. Straciła także na urodzie, jej biała cera nabrała żółtej barwy. Spotkania z nią były dla Karola prawdziwa męczarnią. Męczyli się oboje. Po kilku dniach pożegnał ją, ale został jeszcze w Berlinie, teraz dopiero odpoczywał. Pewnego dnia dostał depeszę z wiadomością, ze jego fabryka się pali. Natychmiast wsiadł do pociągu do Łodzi. telegrafował do Moryca, by powiadamiano go o postępie pożaru. W ciągu Długiej nocnej podróży obliczył, ze ubezpieczenie pokryje największe długi, ale jego wkładu własnego i wkład u Anki oraz pomniejszych długów nie.

Rozdział XXI - Poprzedniego popołudnia Anka jak zwykle o tej porze siedziała z panem Adamem na werandzie, który zamęczał ja pytaniami, kiedy Karol wróci. Pan Adam zaczął półgłosem mówić wieczorne pacierze, gdy nagle wpadł do ogrodu Socha z wiadomością, ze fabryka się pali – zapaliła się suszarnia na trzecim piętrze. Anka pobiegła zobaczyć co się dzieje – zrozumiała, ze nie można ocalić fabryki, postanowiła natomiast ocalić życie ojca. Zasłoniła wszystkie kotary i zabroniła służbie wspominać o pożarze. Na pytania pana Adama, co się dzieje odpowiadała, ze to wozy szybko przejechały, że wiatr silny wieje. Staruszek dawał się przekonać, ale kiedy wybuchł piec rozległ się tak potężny huk, ze pan Karol resztka sił poderwał się z łóżka, odsłonił kotarę
i już wszystko rozumiał. Zdołał jedynie wyszeptać „Fabryka, Karol” i upadł na ziemię targany konwulsjami. Zanim przybył Wysocki pan Adam już nie żył. A obok niego na podłodze leżała nieprzytomna Anka. Po wybuchu kotła już nic nie było wstanie powstrzymać szalejącego pożaru. Poranek odkrył ogrom zniszczeń, Karol stał pośrodku rumowiska i nie mógł wierzyć w to, co zobaczył. Z pożaru ocalał jedynie kantor i pusty magazyn. Moryc zaczął opowiadać, co się wydarzyło, skarżył się przy tym tak, ze Karol już nie mógł tego słuchać, oskarżył go nawet o umyślne podpalenie fabryki. Mateusz przyniósł wiadomości śmierci ojca [i tu ja już nie wiem, czyim w końcu ojcem był pan Adam Borowiecki?? Anki czy Karola?? Bo oboje mówią o nim „ojciec”! phi! Mogliby się zdecydować ]. Rankiem następnego dnia Moryc oświadczył, że wycofuje wszystkie swoje wkłady i kapitały. Niedługo po nim przyszedł Maks z taką samą informacją. Ale do Maksa nie miał Karol żalu, Maks był uczciwym człowiekiem, a w ta fabrykę włożył całe swoje serce, kiedy wiadomo było, że nic już jej nie uratuje, zamknął się w kantorze i zaczął płakać jak dziecko. Zaraz za Maksem zjawił się stary Muller – zaoferował swoja pomoc w odbudowaniu fabryki, nawet jeżeli Karol nie chce się żenić z Madą on mu pożyczy pieniędzy, bo Karol jest uczciwy człowiek, a do tego ma głowę do interesu. Karol w końcu zgadza się na propozycje Mullera, w głębi serca przecież wiedział, że tak się skończy.

Rozdział XXII - Upłynęło kilka miesięcy od pożaru, a Anka nadal leżała chora w domu. Fizycznie czuła się dobrze, ale psychicznie wciąż nienajlepiej. Opiekowała się nią Nina, czasem zaglądał Karol, ale Anka nie miała jeszcze odwagi zwrócić mu pierścionka zaręczynowego. Odwiedził ją także Stach Wilczek, który założył spółkę z Maksem Baumem. Wybuch kotła w fabryce Karola zniszczył także resztkę fabryki Baumów i stary Baum oddał wszystkie place i pustą fabrykę Maksowi. Anka prosi Wilczka, by przekazał Maksowi, że liczy na jego odwiedziny. W niedługim czasie zjawia się sam Baum, byli za bardzo zmieszani, by rozmawiać swobodniej, ona mówiła o swoim zdrowiu, o tym, ze źle jej w Łodzi, on, ze zaraz idzie na ślub Moryca z Melą. Na koniec Anka prosi, by Maks ja częściej odwiedzał. Wieczorem przyszedł Karol, długo milczeli, oboje mieli na ustach jakieś słowa, ale obojgu zabrakło odwagi. Anka w milczeniu zdjęła pierścionek zaręczynowy i oddała Karolowi, on zrobił to samo. Karola dławił wstyd, nie mógł znieść spojrzenia Anki, chciał wyjść, ale Anka wyciągnęła do niego rękę, prosząc, by podał jej rękę na do widzenia, nie na pożegnanie, życzyła mu szczęścia, zupełnego szczęścia. Karol wyszedł głęboko wzruszony.

Rozdział XXIII - Późną jesienią odbył się ślub Mady Mullerówny i Borowieckiego. Stary Muller z wielkim przepychem wydawał jedynaczkę, Karola trochę męczył ten przepych i ta wystawna dorobkiewiczowska pompa ślubu. A potem szły tygodnie, miesiące i lata. Łódź rosła, a z nią majątki fabrykantów. Maks i Wilczek stanowili groźną konkurencje dla Grunspana, Welta i Grosmana, Kurowski też się rozwijał. Grosglik oszukiwał w dalszym ciągu, a Muller usunął się całkowicie z Łodzi, zarząd firmy pozostawiając Borowieckiemu, który by panem ogromnej fabryki przynoszącej milionowe zyski. Jednak z czasem Karol zaczął się przekonywać, że jego marzenia o wielkości i potędze, o tych milionach, które miały uczynić go szczęśliwym, wcale szczęśliwym go nie czynią. Pracował jeszcze ciężej niż wcześniej, przyjaciół nie miał nigdy, ale przecież zawsze miał wielu znajomych – teraz był prawie sam. Mada była dobrą żoną i matką ich syna, ale nic więcej dać mu nie mogła i nie umiała – nudziła go. Dochodził do wniosku, że owe miliony zamiast szczęścia dały mu jedynie znużenie i nudę. Pewnego dnia, gdy spacerował po Helenowie, wspominał Emmę, Lucy, z którymi przychodził tu na schadzki. Tęsknił do tamtych czasów, bo dochodził do wniosku, ze właśnie wtedy był szczęśliwy. Nagle na swojej drodze spotyka Ankę z gromadką dzieci – Anka prowadzi ochranę. Rozmawiają chwilę, Anka zauważa, że Karol jest bardzo mizerny, bardzo zmęczony. Ten prosi, by go nie żałowała – ma to, czego chciał – miliony, inna sprawa, ze one nie dają szczęścia. Odchodzi wzruszony. Po spotkaniu z Anką długo rozmyśla o swoim życiu, w końcu pisze list do niej, by udzieliła mu wskazówek, jak założyć ochranę dla dzieci. Postanowił, ze skoro sam nie może być szczęśliwy dzięki swoim milionom, postara się by przysłużyły się one do szczęści innych – chce założyć ochranę dla dzieci swoich robotników. „Przegrałem własne szczęście – trzeba je stwarzać dla drugich”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Reymont Ziemia obiecana tom drugi
Reymont Ziemia obiecana tom pierwszy
ziemia obiecana wstep bn reymont
ZIEMIA OBIECANA, Reymont
Ziemia obiecana T 1 Reymont W S
ZIEMIA OBIECANA, Reymont
30 Ziemia obiecana Władysława Stanisław Reymonta
ROZPRAWKA 6 Ziemia obiecana Stanisław Reymont,
ROZPRAWKA 18 Ziemia obiecana Stanisław Reymont,
Ziemia obiecana(1), Lektury Okresy literackie
Ziemia Obiecana - streszczenie, ♠Filologia Polska♠, MŁODA POLSKA
Ziemia obiecana opracowanie id Nieznany
dedal 09 10 kanaan ziemia obiecana
Ziemia obiecana - wstęp, Młoda polska
Współczesna Ziemia Obiecana, prace konkursowe i wypracowaia (wykorzystane przeze mnie)
ZIEMIA OBIECANA, Filologia polska, Lit. Pozytywizmu
Ziemia Obiecana - streszczenie, Młoda Polska
ziemia obiecana

więcej podobnych podstron