Tajemnica testamentu


Tajemnica Testamentu

Autor: Namida Kazeno

"Tajemnica Testamentu - część I"

Ciemnowłosy około 22-letni mężczyzna podniósł wzrok znad rozłożonej na niskim stole książki i popatrzył na przechodzącego przez pokój w stronę kuchni młodego chłopaka o jasnobrązowych, sięgających szczęki włosach. Ubrany był w czarne, obcisłe dżinsy i takąż koszulkę z wizerunkiem czaszki na torsie. Na jego twarzy malował się naburmuszony grymas, a idąc patrzył wprost przed siebie, nie zwracając na siedzącego przy stole osobnika najmniejszej uwagi. Kiedy w końcu znikł w kuchni, mężczyzna westchnął i podparł brodę na dłoni. Tak było od dobrych kilku dni. Nitta wściekał się na niego za to, że ściął włosy. Mężczyzna przesunął palcami po niezbyt krótkich, bo niesfornie opadających na szyję włosach, jednak już nie sięgających do połowy pleców, jak to było przed wizytą u fryzjera. Najpierw chłopak zrobił mu dziką awanturę i mało nie wyeksmitował z mieszkania, a teraz chodził śmiertelnie na niego obrażony i prawie wcale się nie odzywał.

Kiedy wczorajszej nocy pertraktował z nim w sprawie "przytulania", Nitta krótko i dobitnie stwierdził: "Nie ma długich włosów - nie ma seksu!" I to był koniec dyskusji. I co on miał biedny zrobić, żyć w celibacie i czekać, aż odrosną?

Rozległ się dzwonek do drzwi. Nitta wyszedł z kuchni i otworzył, po czym przez chwilę z kimś rozmawiał. W końcu rozległ się trzask zamykanych drzwi i chłopak wrócił do pokoju, niosąc jakiś list. Wręczył go zdziwionemu mężczyźnie przy stole.

- Do ciebie, Shiroi. - powiedział chłodno. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, odbierając list.

- Nie mogę uwierzyć! Odezwałeś się! - zawołał sarkastycznie.

- Hm! - obruszył się Nitta i wrócił do swojego pokoju. Shiroi westchnął, i popatrzył na list. Faktycznie był zaadresowany do niejakiego pana Shiroi Yutada, jednak znaczek i stempel był wyraźnie z Europy i to na dodatek z Anglii, a adres był napisany z kilkoma błędami. To dziw, że tu dotarł. Przez chwilę zastanawiał się, czy otworzyć list, który mógł w rzeczywistości nie być do niego. W końcu jednak rozdarł kopertę i Rozłożył kartkę cienkiego, urzędowego papieru, zapisaną drobnym, starannym pismem. List był w całości po angielsku i brzmiał następująco.

Londyn 23.05.2002 r.

Szanowny Panie Yutada,

Zapewne zastanawia się Pan, kim jestem, iż piszę do Pana ten list. Dlatego też we wstępie wyjaśnię, że nazywam się Thomas Ratherford i jestem adwokatem, a zarazem bliskim przyjacielem pana dalekiej rodziny w Europie.

Shiroi drgnął, zaskoczony faktem, że ma jakąś rodzinę poza Japonią i Chinami. Zmarszczył brwi i czytał dalej:

Z ogromnym żalem zawiadamiam Pana, iż Pańska sędziwa ciotka, Eugenia Hopkins, kobieta będąca uosobieniem dobroci i wszelkich zacnych cnót, odeszła od nas miesiąc temu. Niestety nie miałem możliwości powiadomić pana o pogrzebie, gdyż dopiero dwa dni przed datą napisania tego listu zdobyłem Pański adres. Aczkolwiek świętej pamięci panna Hopkins przed swoją śmiercią zobowiązała mnie do odnalezienia Pana i sprowadzenia do jej rodzinnej miejscowości, jak również przekazania Panu znacznej części jej majątku. Dlatego też załączam do listu dwa bilety dowolnego terminu, na wypadek, gdyby chciał Pan przybyć do nas z osobą towarzyszącą i proszę o jak najszybszy możliwy przyjazd, aby ostatniej woli szanownej zmarłej stało się zadość. Ośmielam się również załączyć moją wizytówkę ze skromną prośbą, by zechciał Pan mnie powiadomić o terminie swojego przybycia, abym mógł wszystko przygotować.

Łączę się z Panem w bólu

Z poważaniem

Thomas Ratherford

Po odczytaniu listu Shiroi siedział przez chwilę w zamyśleniu. Zastanawiał się, co to za ciotka, której nigdy nie znał i jak to się stało, że ona wiedziała, kim on jest. Westchnął, składając list i wkładając z powrotem do koperty. Zgodnie ze słowami pana Ratherforda były w niej jeszcze dwa bilety i wizytówka z adresem i numerem telefonu. Wstał, kierując się w stronę pokoju Nitty. Zapukał, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi, uchylił ostrożnie drzwi. Chłopak leżał na łóżku na brzuchu i czytał książkę, a w słuchawkach na jego uszach tłukła się jakaś ostra muzyka. Na obu przegubach miał zawiązane liczne rzemyki i plecione z kolorowych sznurków bransoletki, a z paska jego opinających zgrabne pośladki dżinsów zwieszały się dwa srebrne łańcuszki, oplatając na krzyż biodra i talię. Mężczyzna podszedł do niego, klękając na podłodze obok łóżka i delikatnie zdjął mu słuchawki z uszu, sprawiając, że chłopak drgnął i odwrócił głowę spoglądając na niego z wciąż naburmuszoną miną.

- Ciągle jesteś na mnie zły? - zapytał przymilnie Shiroi.

- A jak myślisz? - padło i chłopak wrócił do lektury, całkowicie ignorując już mężczyznę. Ten westchnął ciężko i przysunął się bliżej do drobnego ciała, po czym delikatnie pocałował go w kark. Nitta poderwał się i spiorunował Shiroi wzrokiem.

- A co ty na to, żebym cię zabrał na wycieczkę?... - zapytał Shiroi z wiele obiecującym uśmieszkiem.

- Dokąd? - parsknął chłopak. - Do pizzeri?

- Nie. - pokręcił spokojnie głową. - Do Anglii. - zawiesił głos, a Nitta spojrzał na niego z niedowierzaniem, a raczej z powątpiewaniem. - Mam dwa bilety, ale jeśli nie chcesz, to zabiorę kogoś innego... - uśmiechnął się przekornie. Chłopak zmarszczył brwi, przekręcając się na plecy.

- Nie rozumiem. Skąd masz bilety?

- Potem ci wyjaśnię. - Shiroi pochylił się w jego stronę. - Na razie spakujmy się... - wyszeptał, całując go delikatnie w usta.

~**~

Samochód w końcu zatrzymał się, a zmęczony już wielogodzinną podróżą Shiroi wyjrzał przez przyciemnianą szybę. Na dworze zapadał zmrok, jednak mógł wyraźnie dostrzec ogrom i piękno wielkiej willi, przed którą zaparkowała taksówka. Wciąż nurtowało go, kim była ta zmarła kobieta, która w przede dniach swojej śmierci przypomniała sobie o odległym krewnym. Odwrócił głowę i spojrzał na przytulonego do jego ręki chłopca. Położył mu dłoń na ramieniu i delikatnie potrząsnął.

- Nitta. - zawołał półgłosem, a chłopak powoli otworzył oczy. - Jesteśmy na miejscu. - znowu popatrzył w okno. Z budynku wyszedł jakiś mężczyzna i ruszył w kierunku ich samochodu. - Mam nadzieję. - dodał Shiroi i otworzył drzwi, wysiadając. Nitta ziewnął i rozejrzał się trochę nieprzytomny.

- Witam. - odezwał się po angielsku mężczyzna. - Jak mniemam pan Yutada. - wyciągnął w jego kierunku rękę, a Shiroi przyjął ją.

- Tak. - odparł. - A pan jest pewnie mecenasem Ratherfordem...

- Oczywiście. - skinął z powagą głową. Thomas Ratherford był niewielkiego wzrostu mężczyzną o przyprószonych siwizną, krótko ostrzyżonych włosach i gładko wygolonej twarzy. Na jego nosie połyskiwały małe okrągłe okulary w srebrnych oprawkach, a pod szyją miał zawiązaną gustowną, choć trochę staromodną muszkę. Ubrany był w szykowny garnitur i kamizelkę, na tle której migotał srebrny łańcuszek od umieszczonego w kieszonce zegarka. Kołnierzyk jego białej koszuli opalizował swą czystością, a wypolerowane buty również błyszczały w półmroku. Podczas rozmowy przez telefon Shiroi odniósł wrażenie, że ten człowiek to perfekcjonista i pedant. Teraz tylko upewnił się w tym przekonaniu. - Cieszę się, że zechcieli panowie przyjechać. - powiedział, kiedy jego wzrok padł na wychodzącego z samochodu chłopaka.

- Nitta Kazuo. - przedstawił szybko Shiroi.

- Miło mi poznać obu panów i zapraszam do posiadłości. Już kazałem przygotować panom kolację i pokoje. Niestety pańscy krewni przyjechali również dzisiaj i zmęczeni podróżą położyli się już spać, dlatego też będzie pan mógł ich poznać dopiero rano przy śniadaniu. - dodał, a z willi wyszło dwóch młodych mężczyzn w czarnych uniformach służących, którzy podeszli do nich szybko i wyjęli bagaże z samochodu. - A teraz proszę za mną... - ruszył w kierunku domu.

~**~

Kiedy się obudził pokój wypełniało wpadające przez olbrzymie okna słońce. Spojrzał na leżącego obok chłopca. Jego lśniące miękkie włosy były rozsypane w nieładzie, na twarzy malował się błogi wyraz jakiegoś przyjemnego snu, a oddech był spokojny i równomierny. Shiroi przez dłuższą chwilę obserwował Nittę, zachwycając się jego niewinnym pięknem o poranku. Wczoraj trochę namieszali swojemu gospodarzowi, prosząc go o wspólny pokój. Niestety na piętrze, na którym ich ulokowano były same duże jednoosobowe pokoje i wszystkie bagaże musiały zostać przeniesione kondygnację wyżej, gdzie w każdym z luksusowych apartamentów przygotowane były dwa łóżka. Ale Nitta i tak spał razem z nim, upierając się, że łóżko Shiroi jest wygodniejsze...(Tak! Jasssne! Wszyscy przecież wiedzą, o co chodzi...^_~ - dop. autorki.) Przy takim obrocie sprawy całe to przenoszenie było właściwie bezcelowe, ale cóż... Nitta dysponował ogromną siłą perswazji i miał tendencję do wyszukiwania najmocniejszych argumentów, żeby osiągnąć swój cel.

Wielkość tego domu, wszystkie te luksusy i fakt, że wczorajszej nocy tylko we dwójkę jedli kolację w ogromnej, mocno oświetlonej sali, przy długim stole i na srebrnych talerzach, o wykwintności posiłku już nie wspominając, nasuwała stwierdzenie, że ciocia Hopkins była wyjątkowo bogatą osobą. Zapewne też miała wielu bliższych i dalszych krewnych, których niewątpliwie będzie interesował spadek. Już teraz Shiroi czuł się takim sępem, który nie znając nigdy tej kobiety nagle zjawia się po jej śmierci. Skoro to było jednak jej życzenie, jak mówił Ratherford... Tak, czy inaczej nie spodziewał się miłego przyjęcia ze strony "rodziny", którą dziś pozna.

Przekręcił się na drugi bok i spojrzał w okno, za którym rozpościerał się widok na piękny ogród, usiany teraz kwiatami krzaków róż i jaśminów, których słodki zapach przedostawał się do pokoju przez uchylone lufciki okien. Z bardzo bliska dochodził również śpiew ptaków i trochę odleglejsze kwakanie kaczek oraz plusk wody gdzieś nad jakimś jeziorem, prawdopodobnie podobnym do tych, które w drodze mijali. Nad ogrodem rozpościerało się błękitne, prawie bezchmurne niebo. Shiroi przyszło do głowy, że nigdy wcześniej nie obudził się w tak miłym otoczeniu i że chciałby móc zamieszkać tu na stałe, albo chociaż regularnie przyjeżdżać. Przekręcił się na plecy, wciąż patrząc z zachwytem w okno i zasłuchując się w dźwięcznym ćwierkaniu. Zamknął oczy i oprócz treli za oknem, tuż obok usłyszał szelest materiału. Uśmiechnął się lekko... Zawsze, kiedy Nitta miał rano ochotę na seks, drapał go delikatnie po brzuchu... Teraz Shiroi również poczuł na brzuchu delikatny dotyk opuszków palców chłopca i to właśnie wywołało uśmiech na twarzy mężczyzny. Podniósł powieki i napotkał błyskające wesoło brązowe oczy. Chłopak pochylił się i delikatnie uszczypnął go zębami w szyję, a Shiroi przekręcił ich obu, przyciskając sobą kochanka i podciągając mu koszulkę. Zaczął go delikatnie całować po brzuchu, rozkoszując się cichymi westchnieniami Nitty i czując jego palce w swoich włosach.

- Wiesz co? - usłyszał. Mruknął tylko na znak, że słucha. - Jeszcze nie wybaczyłem ci obcięcia włosów... - oznajmił Nitta przekornym tonem.

- Wiem. - odparł, zsuwając się trochę niżej i odrobinę ściągając zębami bokserki chłopca. - I dlatego będę cię długo, długo przepraszał... - przesunął językiem po podbrzuszu swojego kochanka, a ten jęknął cicho z rozkoszy.

Nagle do drzwi rozległo się pukanie i wesoły młody głos oznajmił.

- Prosimy na śniadanie! - po czym rozległy się kroki, świadczące o tym, że osoba odeszła w pośpiechu.

- No widzisz. - mruknął Nitta. - Będziesz musiał później mnie przeprosić, bo teraz idziemy na śniadanie. - spróbował wstać, jednak mężczyzna przytrzymał go w łóżku i przybliżył twarz do jego ud.

- Na śniadanie wolałbym zjeść ciebie... - wymruczał, a Nitta roześmiał się.

- To musisz poprosić kucharza, żeby mnie przyrządził! - zawołał wesoło i nagle na twarzy Shiroi wylądowała puchowa poduszka, a zaskoczony mężczyzna cofnął się odrobinę i popatrzył na chłopca, który wykorzystał chwilową dekoncentrację partnera i wyskoczył z łóżka, szybko wbiegając do łazienki. Shiroi uśmiechnął się rozbawiony i wstał, podchodząc do okna. Dzień był naprawdę piękny...

~**~

Śniadanie podano w dużej sali, którą wypełniały promienie słońca. Prawie całkiem przeszklone ściany ukazywały widok na podwórze z licznymi białymi ławeczkami i żywopłotami przystrzyżonymi na kształt różnych zwierząt. Na środku pomieszczenia stał wielki, owalny stół z ciemnego drewna, a ustawione wokół niego krzesła miały pięknie rzeźbione oparcia i siedzenia obite białym aksamitem. Zanim zasiedli do stołu pan Ratherford dokonał prezentacji wszystkich członków rodziny. Tak więc poznali pana Johna McBrindsa - 35-letniego bogatego szkockiego biznesmena o dość miłej aparycji, lecz powściągliwym i wyrachowanym sposobie bycia. Mężczyzna przywitał ich chłodno i nie wdając się w żadne nie potrzebne mowy powitalne wyszedł do ogrodu, żeby zapalić papierosa. Zupełnym jego przeciwieństwem była pani Elisabeth Smith - uprzejma, bardzo ładna kobieta o długich, falowanych brązowych włosach i łagodnym uśmiechu. Przywitała ich miło i zapytała jak minęła podróż, wyrażając przy tym nadzieję, że przyjemnie spędzą tu czas. Wyglądała na bardzo inteligentną i sprytną. Jak później dowiedzieli się od Rahterforda wrażenie było słuszne, gdyż ta młoda, bo dopiero 28-letnia kobieta była już teraz właścicielką wielkiej firmy produkującej sprzęt elektroniczny i mającej swoje siedziby nawet w Japonii. Inną miłą osobą była młodziutka trochę roztrzepana panienka w mundurku ze szkoły w Brighton. Wiecznie uśmiechnięta siedemnastolatka, o krótkich do ramion jasnych włosach nazywała się Mary Johnstone i była wyraźnie darzona sympatią wszystkich obecnych, choć nie traktowana chyba zbyt poważnie w rozmowach. Kolejnym pretendentem do spadku był Edward Lackley, który już samą swoją powierzchownością sprawiał wrażenie bardzo bogatego i chełpiącego się tym faktem. Ubrany w szyty na miarę garnitur od Armaniego i o włosach schludnie przyczesanych na żel, puszył się jak paw spacerując pomiędzy służbą przygotowującą posiłek. Jak wyjaśnił mecenas, ten mający bardzo wysokie mniemanie o sobie dwudziestojednolatek wywodził się ze znanej w całej Anglii rodziny przedsiębiorców, w której żyłach płynęła dość znaczna domieszka krwi szlacheckiej. Chłopak nie zwrócił na nich większej uwagi, poza zdawkowymi słowami przywitania i natychmiast udał się do ogrodu, aby tam, paląc papierosa zająć się rozmową z panem McBrinds - em. Jego wręcz lustrzanym odbiciem był szesnastolatek ze średnio zamożnej dzielnicy w Londynie o dość ekscentrycznym sposobie bycia i ubiorze. W przeciwieństwie do większości zebranych nie miał na sobie garnituru, tudzież innego szykownego stroju, tylko zwykłe dżinsy i koszulkę z wizerunkiem jakiegoś zespołu. Timothy Joens, gdyż tak nazywał się owy chłopak i Nitta od razu przypadli sobie do gustu, z powodu wspólnych upodobań i podobnych przeżyć jakie obaj musieli rano przejść, aby wybronić się przed wciśnięciem w sztywne garnitury. (Nitta musiał nawet ostatecznie zagrozić, że spakuje się i natychmiast wyjedzie, a sam Shiroi po powrocie zastanie swoje walizki na korytarzu.)

Ostatnią osobą, którą poznali tego ranka była siedemnastoletnia Katherine Hopkins - bratanica i zarazem najbliższa krewna zmarłej pani Hopkins. Panna Eugenia wychowywała dziewczynkę od czasu tragicznego wypadku, w którym zginęli rodzice ośmioletniej wtedy Kate. Dziewczyna była bardzo miła i ładna. Miała długie, ognisto rude kręcone włosy, związane na plecach w koński ogon i duże jasnozielone oczy osadzone w ładnej twarzy o bardzo jasnej karnacji i delikatnych rysach. To jej głos zawołał rano Nittę i Shiroi na śniadanie. Pomimo, że Katherine była najbliższą krewną i aktualnie gospodynią oraz tymczasową właścicielką posiadłości, nie chwaliła się tym, a wręcz przeciwnie, gdyż pomagała służbie w przygotowaniu śniadania i w sprzątaniu po posiłku. Jak wyjaśnił im Rahterford panience Hopkins daleko było do pysznienia się z bogactwa i zachowywania jak ktoś lepszy od innych. Podobna była świętej pamięci pani Hopkins, która wychowywała dziewczynkę na swoje podobieństwo.

Po śniadaniu wszyscy zebrali się w dużym gabinecie, całkowicie wyłożonym panelami z ciemnego drewna. Część interesantów usiadła na obitej czarnym pluszem kanapie, pozostali w fotelach. Raherford zajął miejsce na krześle przy biurku i wyciągnął z małej, zamykanej na kluczyk szkatułki niewielką zalakowaną czerwonym, woskiem kopertę. Uniósł ją, pokazując zebranym, po czym poprawił okulary i złamał pieczęć, powoli otwierając kopertę, i wyciągając kartkę papieru. Rozłożył ją i przez chwilę czytał, po czym zmarszczył brwi i nagle zawołał:

- A to niespodzianka!

Wśród zebranych zaszemrało, a John wstał, szybko podchodząc do adwokata.

- Jaka niespodzianka? - zapytał, a na twarzy Ratherforda pojawił się wyraz rozbawienia, który dziwnie wyglądał na zazwyczaj poważnej twarzy. - O co chodzi?! - zniecierpliwił się John i wyrwał kartkę z dłoni mężczyzny. Przebiegł wzrokiem przez tekst. - To jakiś żart?! - zapytał zirytowanym tonem.

- Obawiam się, że nie, panie McBrinds. - westchnął adwokat, siadając na krześle przy biurku. Wciąż nie mógł ukryć swojego rozbawienia.

- I pana to śmieszy? - zawołał oburzony mężczyzna.

- O co chodzi, John? - odezwała się Elizabeth. - Co to jest? Przeczytaj nam. - jej żądanie spotkało się z głośną aprobatą wszystkich. McBrinds zmarszczył brwi i zaczął czytać:

- "Witajcie, moi Mili, oto słowa, które kieruję do Was pośmiertnie: ... on jest nietypowy, bo ma na twarzy tylko czworo oczu... ma zawsze ten sam wyraz twarzy, choć zmienny nastrój... raz jest poważny, czasem się śmieje, czasem krzywi, a niekiedy jest bardzo smutny lub zdziwiony, wciąż niezmiennie liczy..." - skończył i rzucił kartkę na biurko. Nitta parsknął śmiechem, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wszyscy patrzyli zaszokowani to na Johna, to na Ratherforda. - I po to tu przyjechałem... - warknął rozzłoszczony McBrinds.

- Panie Ratherford, o co w tym chodzi? - zapytała Katherine. Adwokat spoważniał i westchnął, po czym złożył dłonie w piramidkę i rzekł:

- Musicie wiedzieć, że świętej pamięci panna Hopkins przez całe swoje życie uwielbiała rozwiązywać zagadki. Lubiła je też wymyślać. Wygląda na to, że postanowiła podzielić się z państwem swoją pasją i ukryła gdzieś testament.

- Skąd pan jest taki pewny, że w ogóle jest jakiś testament! - warknął John.

- Powiedziała mi o tym przed śmiercią. - odarł spokojnie. - Poza tym... - wziął kartkę i wyciągnął z kieszonki marynarki srebrną zapalniczkę z wygrawerowanymi różami. Zapalił ją i przez chwilę wodził kartką ponad płomieniem, uważając, by nie zetknąć jej zbyt mocno z ogniem. Kiedy kartka przykopciła się nieco, zgasił zapalniczkę i oczytał: - "Kto rozwiąże pierwszą z moich zagadek, znajdzie drogę do mojego bogactwa..." - wręczył zaszokowanemu Johnowi kartkę, na której ukazało się niewidoczne do tej pory pismo. - Panna Hopkins przysyłała mi w ten sposób rozporządzenia dotyczące jej majątku. - wyjaśni w odpowiedzi na zaskoczone spojrzenia zebranych.

- Więc musimy rozwiązać tę zagadkę, żeby otrzymać testament. - podsumował Edward.

- Ani myślę się w to bawić! - oznajmił John i oddał kartkę adwokatowi, po czym wrócił na fotel i wyciągnął paczkę papierosów. Katherine podeszła do adwokata i wyciągnęła do niego rękę.

- Mogę spojrzeć? - zapytała uprzejmie.

- Ależ proszę, panienko. - wręczył jej papier. Dziewczyna przez chwilę studiowała tekst po czym zamknęła oczy i zaczęła nieświadomym gestem uderzać się kartką w brodę.

- Zmienny nastrój i ten sam wyraz twarzy... - powiedziała do siebie półgłosem.

- To bez sensu! - stwierdziła Mary. - Jak ktoś może mieć zmienny nastrój i ciągle ten sam wyraz twarzy?

Katherine spojrzała na nią z błyskiem olśnienia w oczach.

- Masz rację! - przyznała z ekscytacją. - Bo to jest rzecz!

Mary zamilkła zaskoczona, a panienka Hopkins zaczęła chodzić po pokoju.

- Rzecz, która ma czworo oczu... - powtórzyła. - Czworo oczu? - zdziwiła się, jakby niedowierzając swoim słowom. Jeszcze raz spojrzała na kartkę. - Nie! Jest nietypowa dlatego, że ma czworo oczu, czyli te typowe mają ich mniej lub więcej... - zamknęła oczy, jakby kierując się na inny tok myślenia. - Rzeczy się nie zmieniają... nie zmieniają swojej konstrukcji, lecz te, które są mechaniczne mogą w pewnym stopniu manipulować swoim wyglądem. - stwierdziła. - I mechaniczne urządzenie, w którym coś się zmienia i porusza... w dodatku, które liczy... niezmiennie liczy... - zamyśliła się wiodąc wzrokiem po pokoju. - To coś musi być w domu. Ciocia nie opuszczała swojej rezydencji od ponad roku... - nagle znieruchomiała, kiedy jej wzrok padł na czasomierz, wskazujący godzinę 10:10. - Zegar. - powiedziała krótko. - To coś to zegar! - stwierdziła takim tonem, jakby odpowiedź była zbyt banalna.

- Co!? - warknął z niedowierzaniem John.

- Zegar ma niezmienny cyferblat, ale wskazówki poruszają się i w zależności od godziny, wtedy przypominają usta, które mogą symbolicznie wyrażać nastroje, poza tym zegar "niezmiennie liczy", bo odmierza czas. - wyjaśniła.

- No dobra, więc wystarczy znaleźć ten cholerny zegar! - mruknął McBrinds i wstał. Katherine pobladła lekko, co przy jej i tak jasnej karnacji i ogniście rudych włosach nadało jej wyglądu jakiejś topielicy lub co najmniej ducha. - O co chodzi? - zapytał już i tak dość zniecierpliwiony John, widząc tę nagłą zmianę.

- Ciocia miała bardzo dużo zegarów. Kolekcjonowała je za czasów swojej młodości. - spojrzała desperacko na milczącego Ratherforda.

- To prawda ! - przyznał. - W rezydencji jest ich dokładnie 344.

- Ile? - krzyknęła z niedowierzaniem Mary, a John wrócił na swoje miejsce w fotelu.

- Staruszka postanowiła zabawić się naszym kosztem... - mruknął kwaśno.

- Nie mów tak o cioci! - warknęła niespodziewanie ostro Katherine. McBrinds popatrzył na nią uważnie, w końcu rzekł.

- No dobrze, to co robimy?

- Możemy obejrzeć wszystkie zegary. - zaproponowała Elisabeth.

- To znaczy wszystkie 344? - wtrącił ironicznie Edward.

- Masz lepszy pomysł? - odpaliła kobieta, a młodzieniec zamilkł.

- Więc, do roboty. - Mary wstała i ruszyła do salonu.

- Pan będzie robił spis wszystkich zegarów, które przyniesiemy. - John wskazał adwokata i wyszedł, a za nim Edward, Elisabeth i Timothy.

W pokoju pozostali tylko pan Ratherford, Shiroi i Nitta, oraz Katherine, która cały czas badała tekst.

- Tylko nie rozumiem tych oczu... - mruknęła, jakby ni to do siebie, ni to do zebranych w pokoju osób i zaczęła wachlować się kartką. Nitta przez chwilę ją obserwował z wyrazem zachwytu i uznania na twarzy, w końcu odezwał się szeptem, od siedzącego obok mężczyzny.

- Shiroi?

- Tak?

- Ja wiem, gdzie jest taki zegar.

- Nitta, tu jest mnóstwo zegarów...

- Ale ja wiem, gdzie jest taki, który ma tylko cztery cyfry! - syknął i wstał.

- Co? - zdziwił się, zrywając się z fotela.

- Jest nietypowy... - dodał z przekornym uśmieszkiem, idąc w stronę korytarza. - Chodźmy! - zakomenderował, a pozostali ruszyli z zaciekawieniem za nim. Nitta przeszedł długi korytarz i zszedł po schodach na sam dół. Zatrzymał się dopiero w korytarzu obok drzwi wyjściowych, naprzeciwko stojącego pod ścianą prawie dwumetrowego zegara, na którego cyferblacie widniały tylko 3, 6, 9 i 12.

- Masz rację! - wykrzyknęła Katherine, podchodząc do zegara. Uważnie przyjrzała mu się ze wszystkich stron. - Tylko gdzie tego szukać? - westchnęła zamyślając cię.

- Jeśli można, panienko. - odezwał się Ratherford, podchodzą do niej. - To jedyny taki zegar w domu, ale podobnie jak inne ma otwierany cyferblat... - wyjaśnił wspinając się na palce i mimo niskiego wzrostu dosięgając do urządzenia. Nacisnął jakiś przycisk na tarczy i cyferblat odskoczył, ukazując włożoną pomiędzy trybiki malutką kartkę.

- Super! - krzyknęła podekscytowana Katherine i wyjęła karteczkę. Nitta uśmiechnął się zadowolony i popatrzył z triumfem na Shiroi. Przechodząca obok Mary, niosąc sporej wielkości porcelanowy zegarek przystanęła.

- Znaleźliście coś? - zainteresowała się.

- Na to wygląda. - panienka Hopkins rozłożyła karteczkę i zaczęła czytać. Z czasem jak czytała, śmiertelna powaga wdzierała się na jej twarz. - Och, ciociu... - westchnęła z żalem.

- Co to takiego, panienko? - zapytał z niepokojem Ratherford. - Kolejna zagadka?

Katherine kiwnęła głową i wręczyła adwokatowi papier.

- "Suma czterech oczu to pierwsza część szyfru...." - odczytał.

- To znaczy 4? - zdziwiła się Mary, zerkając mu przez ramię.

- Nie! To znaczy 12 plus 6 plus 9 plus 3. To razem 30. - odparła beznamiętnie panna Hopkins. - Ale co to za szyfr, panie Ratherford?

- Macie coś? - zapytał McBrinds, który nagle zjawił się w korytarzu.

- Następną zagadkę. - wyjaśnił mu Nitta, uśmiechając się przy tym z sadystyczną przyjemnością.

- Najprawdopodobniej szyfr do sejfu, który znała tylko panienki ciotka. - odparł mecenas. - Możliwe, że tam ukryty jest testament...

- Niech pan czyta! - przerwał mu zniecierpliwiony John. Ratherford popatrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy, jednak nic nie powiedział i przeczytał:

- Następnej wskazówki szukaj tam, gdzie zachód na wschodzie i drugi ty...

"Tajemnica Testamentu - część II"

- To wszystko?!! - oburzył się McBrinds.

- Na to wygląda... - odparł Ratherford oglądając kartkę z dwóch stron.

- Ale co to ma znaczyć? - zdziwiła się Mary, a mecenas wzruszył tylko ramionami.

- Nie,... mam tego dość! - warknął wyraźnie zirytowany John, odwracając się na pięcie i nie zwracając uwagi na Ratherforda, który tak jak poprzednim razem okadzał kartkę zapalniczką. - Nie będę bawił się w jakiś głupie zagadki! Nie mam na to czasu! - oznajmił wściekle i zamierzał odejść.

- Chyba będzie pan musiał... - odezwał się spokojnie adwokat. Na te słowa McBrinds obejrzał się błyskawicznie z wyrazem twarzy nie wróżącym nic dobrego.

- A to niby czemu? - zainteresował się, bardzo starając się przy tym, by ton jego wypowiedzi był spokojny i właściwy dżentelmenowi.

- Jeśli zależy panu na spadku... - rzekł Ratherford. W jego głosie dało się wyczuć nutę satysfakcji. Spojrzał na kartkę i odczytał: - "Zaznaczam, że osoby, które nie będą brały udziału w poszukiwaniach testamentu, mają zostać skreślone z listy moich spadkobierców, a ich część spadku rozdzielona pomiędzy pozostałych. Prawem wykonawczym tego życzenia obarczam Thomasa Ratherforda." - kiedy skończył, spojrzał na Johna. Mężczyzna spurpurowiał ze złości, zacisnął usta w wąską linię i bez słowa ruszył do salonu. Nitta parsknął śmiechem, a Shiroi dał mu kuksańca w bok, jednak chłopak z trudem powstrzymywał swoje rozbawienie. Usłyszał dziewczęcy chichot i spojrzał na śmiejącą się Mary, a potem na Katherine, w której oczach również igrały wesołe iskierki.

- Dobrze mu tak, zachłanny nabab... - mruknęła panienka Hopkins. Ratherford spojrzał na nią z ukosa, jednak udawał, że nie usłyszał tych słów z ust młodej dobrze wychowanej panienki. - Nie zrezygnuje nawet z kilku pensów... - dorzuciła, wyciągając kartkę z dłoni mecenasa. Przeczytała ją.

- No, to co robimy? - zawołała energicznie Mary.

- Nie wiem... - Kate zamyśliła się. - Ta zagadka nic mi nie mówi. Może przepiszmy to zdanie i rozdajmy pozostałym. Potem się rozdzielimy i rozejrzymy po posiadłości. Z pewnością ktoś na coś wpadnie... - zaproponowała.

~**~

Nitta przez chwilę wpatrywał się w swoją kartkę, po czym zmiął ją i wcisnął do kieszeni. Przecież tak od zaraz i tak nic nie wymyśli. Powoli ruszył długim, wyściełanym grubą bordową wykładziną korytarzem. Usłyszał za sobą stłumiony tupot i prawie truchtem wyminęli go Mary i Edward, którzy ruszyli biegiem schodami w dół. Chłopak popatrzył na nich w zdumieniu dostrzegłszy, że oboje niosą łopaty.

- John znalazł w ogrodzie stary zegar słoneczny. - usłyszał za sobą miły dziewczęcy głos. Odwrócił się, patrząc w wielkie zielone oczy. - Stwierdzili, że będą kopać... - wyjaśniła z powątpiewaniem Katherine.

- A twoim zdaniem to bezcelowe? - raczej stwierdził, niż zapytał. Kiwnęła głową.

- To by było zbyt proste. Ciocia lubiła finezyjne zagadki. - rzekła dziewczyna i zamyśliła się. - Chyba powinniśmy szukać w domu... - popatrzyła na schody prowadzące na wyższe piętro. - Sprawdzę na strychu. - oznajmiła i ruszyła w stronę stopni. Nitta wzruszył ramionami i zszedł schodami w dół, przechodząc przez korytarz i trafiając w końcu do niewielkiego salonu.

Timothy siedział na sofie i zerkając przez okno popijał sok ze szklanki. Nitta podszedł do niego i usiadł obok, zsuwając się niżej i układając wygodniej. Zerknął na zamyślonego chłopaka, który zdawał się nie zauważać jego obecności. Wyglądało na to, że jest bardzo przygnębiony i czymś zmartwiony. Podążył za wzrokiem sąsiada i dostrzegł McBrindsa i Edwarda kopiących z zapałem w ogrodzie. Nitta uśmiechnął się rozbawiony, widząc, że obaj mężczyźni są w szykownych i drogich garniturach. Jakby na to nie patrzeć nie były to stroje do pracy w ogródku...

- Powariowali z tym testamentem, nie? - odezwał się do Timothego. Chłopak poderwał się i spojrzał na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem.

- Tak. - odparł w końcu. - Zupełnie jakby żadne z nich nie miało wystarczająco dużo pieniędzy. - wypił łyk i westchnął.

- A ty? - zainteresował się Nitta. - Ty nie potrzebujesz tego spadku?

- Nawet nie wiem, czy jestem wymieniony w tym testamencie. Poza tym, może i nie mam zbyt bogatych rodziców, nie chodzę do prywatnej szkoły, jak Mary i Edward, ale kiedy chcę sobie kupić płytę ulubionego zespołu, czy jakąś grę, to zazwyczaj mam na to kasę. A jak nie, to weekend i kilka popołudni w supermarkecie jako pomoc przy ładowaniu towaru i już są pieniądze... - mruknął.

- Widzę, że umiesz sobie radzić... - zawołał z uznaniem Nitta. - Też chwytam się jakiś dorywczych prac, żeby mieć na swoje wydatki.

Timothy spojrzał na niego z uwagą i przez chwilę taksował go wzrokiem.

- Nitta... - zaczął niepewnie.

- Hm? - chłopak popatrzył na niego z wyczekiwaniem.

- Ty... - zaczął ostrożnie. - Przepraszam cię za to osobiste pytanie, ale... ty... jesteś z... nim..., prawda? - dokończył szybko i uciekł gdzieś wzrokiem. Nitta popatrzył na niego z uwagą i uśmiechnął się rozbawiony jego zmieszaniem.

- Tak. - przyznał. Timothy podniósł wzrok i znowu na niego popatrzył. - Czasami chyba ma mnie dość, ale na razie jakoś to znosi. - dodał żartobliwie.

- Mieszkacie razem? Od dawna się znacie? - zapytał szybko.

- Mieszkamy razem od pół roku, ale znamy się dłużej... jakieś ponad półtora.... - zamyślił się przez chwilę. Timothy zamrugał powiekami i znowu wypił łyk.

- Bo wiesz,...ja też... - zaczął po chwili niepewnie.

- Jesteś gejem. - dokończył za niego Nitta, a chłopak tylko skinął głową. - Masz chłopaka? - zapytał wyraźnie zainteresowany, a Timothy popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami, po czym tylko pokręcił energicznie głową. - Fakt, masz dopiero szesnaście lat. - przyznał Nitta.

- Nie, to nie to... - posmutniał, ale nie dokończył. - Jaki on jest? - zapytał, szybko zmieniając temat.

- W łóżku? - uśmiechnął się wymownie Nitta, a Timothy zarumienił się.

- W... ogóle. - wykrztusił zmieszany do granic możliwości.

- W ogóle jest w porządku. Opiekuńczy, cierpliwy i względnie sympatyczny... o ile jest najedzony i wyspany.... - stwierdził żartobliwym tonem. - A w łóżku jest po prostu świetny!! - dokończył, uśmiechając się w taki sposób, że siedzący obok niego chłopak znowu się zawstydził. Nitta przez chwilę obserwował swojego sąsiada.

- Timi? - rzekł w końcu.

- Hm?

- Całowałeś się już z jakimś chłopakiem? - zapytał, a oczy Timothego znowu się rozszerzyły.

- Nie.- pokręcił głową.

- A chciałbyś? - przysunął się do niego bliżej. Chłopak znowu zarumienił się. - Możesz na mnie spróbować... - uśmiechnął się Nitta. - Chcesz? - zapytał poważniejąc, a Timothy tylko skinął nieznacznie głową i drgnął, kiedy jego sąsiad ostrożnie wyjął mu z ręki szklankę z sokiem i odstawił ją na stolik, po czym przysunął się jeszcze bardziej. Nitta rozchylił lekko usta i przysunął je do warg Timothego. Delikatnie dotknął jego ust i nacisnął czując niepewną odpowiedź chłopca. Ich pocałunek był subtelny i łagodny. Nie miał w sobie nic z namiętności kochanków, jednak kiedy oderwali się od siebie oddech Timiego był wyraźnie przyspieszony.

- I jak? - zapytał Nitta z figlarnym błyskiem w oczach. - Podobało ci się?

- T...tak... - wykrztusił i urwał nagle, patrząc z przestrachem w dal, ponad ramieniem Nitty. Chłopak drgnął, widząc gwałtowną zmianę na twarzy kolegi i zerknął za siebie. W progu stał Shiroi i obserwował ich z kamiennym wyrazem twarzy. Kiedy spojrzenia chłopca i mężczyzny spotkały się, ten ostatni bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę schodów prowadzących na piętro. Nitta wykrzywił się ironicznie i błyskawicznie odwrócił w stronę Timiego. Chłopak był zaczerwieniony i zażenowany.

- Przepraszam. - rzekł cicho.

- Za co? - zdumiał się Nitta.

- Nie chciałem być powodem jakichś niesnasek pomiędzy wami... - wyjaśnił szybko, wyraźnie zakłopotany. Nitta uśmiechnął się.

- Daj spokój! Nie ma się czym przejmować. - oświadczył beztroskim tonem. - Pójdziemy do nich do ogrodu? - zapytał wstając i patrząc przez okno na kręcących się wśród zieleni ludzi.

- A... a Shiroi? - lekko zaszokowany popatrzył na chłopca.

- Nie martw się. - uśmiechnął się szeroko Nitta. - Nim zajmę się później...

~**~

Shiroi przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi do następnego pomieszczenia. Kolejny zwiedzany przez niego pokój wyposażony był w piękne meble z mahoniowego, rzeźbionego drewna, a kolorystycznie utrzymany w kolorach czerwieni i czerni. Rozejrzał się uważnie. Nic nie podsuwało mu niczego na myśl. Zaczynał poważnie wątpić nie tylko w sens takiej metody rozwiązywania zagadek, ale i również w cel przyjechania tutaj. Od rana nie posunęli się w poszukiwaniach testamentu ani na milimetr. Podszedł do okna i wyjrzał na podwórze. Ekipa z ogrodu już dawno porzuciła stanowisko swych "wykopalisk" i teraz siedziała w domu przy herbatce i w atmosferze ogólnego niezadowolenia. Słońce chyliło się ku zachodowi, a on włóczył się po tych pokojach już od dobrej godziny. Stwierdziwszy, że w tym pomieszczeniu niczego nie znajdzie, przeszedł do następnego, w którym to dla odmiany wszystko było białe. Na wprost drzwi znajdowało się ogromne okno, z którego rozpościerał się widok na ogród i fragment niewielkiego jeziorka. Shiroi podszedł do okna i przez chwilę obserwował igrające po powierzchni wody promienie zachodzącego słońca i kaczki rozpoczynające przygotowania do snu. W końcu odwrócił się i ze zdumieniem dostrzegł stojącego na wprost niego wysokiego ciemnowłosego mężczyznę w białym garniturze. Poruszył się, a wtedy przybysz zrobił to samo i Shiroi z rozbawieniem zdał sobie sprawę, że to tylko jego odbicie w wielkim lustrze na przeciwległej ścianie. W zwierciadle odbijało się również słońce, sprawiając wrażenie, że w pokoju można obserwować dwa zachody. Shiroi poderwał się. Dwa zachody?

- "Zachód na wschodzie..." - wyszeptał i szybko podszedł do lustra. Obejrzał je dokładnie. Było w pięknej, wykonanej ze srebra ramie i miało ponad dwa metry wysokości. Usłyszał zbliżające się kroki i w drzwiach stanęła Mary.

- A, tu jesteś! - zawołał uradowana. - Shiroi, kolacja... - urwała, kiedy dostrzegła, że mężczyzna ogląda lustro ze wszystkich stron.

- Nie chciałbym ogłaszać fałszywego alarmu, ale chyba coś znalazłem. - wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie. - Można je zdjąć?

- Chyba tak... - wzruszyła ramionami. - Kate!! - krzyknęła w stronę korytarza. - Pozwól tu na chwilę!

Po czym podeszła do Shiroi i ostrożnie pomogła mu zdjąć lustro z wbitych w ścianę gwoździ. Przytrzymując je w pionowej pozycji, mężczyzna obejrzał tył lustra. Wtedy do pokoju weszła Katherine i Nitta.

- Co się stało? - zapytała.

- Shiroi coś znalazł! - oznajmiła szybko Mary, uprzedzając mężczyznę.

- Wydaje mi się, że znalazłem. - poprawił ją, akcentując słowo "wydaje".

- A co takiego? - zapytała rzeczowo Kate.

- To lustro było naprzeciwko okna, widać w nim zachód więc...

- Rozumiem! - przerwała mu i podskoczyła do zwierciadła. Obejrzała je uważnie, obracając pod różnymi kątami. - Może coś jest w środku... - zastanowiła się. - Połóżmy je na podłodze. - zakomenderowała, odsuwając niski stolik i robiąc miejsce na białym jak śnieg dywanie. Mary i Shiroi położyli lustro, a Nitta, zadarł głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym z zaczepnymi iskierkami w oczach podszedł do Shiroi.

- Pasujesz tu kolorystycznie. - stwierdził rozbawiony, patrząc na jego biały tweedowy garnitur. Mężczyzna spiorunował go wzrokiem.

- Trzeba to podważyć. - Kate ukucnęła i palcami spróbowała osunąć jeden z przytrzymujących tylnią część lustra haczyków.

- Zaczekaj. - zawołał Nitta, sięgając do tylnej kieszeni spodni i wyciągając mały nóż sprężynowy. Przesunął przycisk i ostrze wyskoczyło z brzdękiem. Shiroi popatrzył na niego szeroko otwartymi z szoku oczami.

- Nitta! - jęknął z rozpaczą w głosie. Chłopak popatrzył na niego szczerze zaskoczony.

- No co? - zdziwił się niewinnie.

- "No co?!!" - powtórzył zirytowany. - Kałasznikova też tam gdzieś przywiozłeś? I kilka ton trotylu? - zawołał półgłosem z niedowierzaniem.

- Nie... - odparł spokojnie. - Kałasznikov jest za duży i mi się w majtkach nie zmieścił, a poza tym nie potrzebuję pukawek, bo ty masz swoją... też w spodniach... - wyszczerzył zęby i uniósł znacząco brwi.

- Nitta... - westchnął z rezygnacją Shiroi, wznosząc oczy do nieba i równocześnie starając się ukryć swoje zmieszanie. Towarzyszące im dziewczyny zarumieniły się. - To jest przemyt, wiesz? - zauważył nagle mężczyzna, rozpaczliwie próbując zmienić temat.

- Przesadzasz... - mruknął Nitta i uklęknął przy lustrze.

- Nitta! - huknął Shiroi i nabrał powietrza, żeby jeszcze coś powiedzieć, jednak przeszkodziła mu Mary:

- Właśnie! - przyznała rację chłopcu. - Przesadzasz! - zwróciła się do Shiroi. Mężczyzna zmarszczył brwi w jeszcze większym zaszokowaniu i zerknął na stojącą obok niego Kate, która z wyraźnym trudem zachowywała powagę.

- Tu faktycznie coś jest... - zawołał Nitta, podnosząc część lustra. Na kryształowej płycie leżała złożona kartka. Katherine sięgnęła po papier i zagłębiła się w czytaniu. Nitta doprowadził lustro do porządku, a wtedy mężczyzna z wyczekiwaniem wyciągnął w jego kierunku rękę. Chłopak przez chwilę patrzył na niego z całej siły przybierając na twarzy wyraz niezrozumienia, jednak widząc, że Shiroi nie ma ochoty na zbędne dyskusje, bez słowa, choć niechętnie oddał mu nóż. Mężczyzna schował niebezpieczne narzędzie do kieszeni i zerknął na Kate. Dziewczyna stała w bezruchu, wlepiając wzrok w tekst i była wyraźnie blada.

- Co tam jest napisane? - zapytał. Dziewczyna spojrzała na niego i wzięła głęboki oddech.

- "Kluczem do następnej zagadki jest to, co napisano w książce, na stronie, której numer składa się z trzech cyfr. Pierwsza z nich jest mniejsza od kolejnej, a suma dwóch pierwszych daje trzecią... Dla ułatwienia dodam, że iloczyn pierwszej i trzeciej cyfry, daje wynik dwucyfrowy, który podzielony przez cyfrę drugą z kolei jest wynikiem ilorazu cyfry trzeciej i pierwszej." - przeczytała i niepewnie zerknęła na zebranych. Nitta patrzył na nią w taki sposób, jakby przed chwilą mówiła do nich po grecku.

- Raaany... Jak ja nie cierpię matmy! - westchnęła Mary. Kate przeniosła wzrok na Shiroi z niemym wołaniem o ratunek w oczach.

- No... to proste. Wystarczy to wyliczyć... - powiedział niepewnie, a dziewczyna zacisnęła wargi i powoli odwróciła kartkę treścią w ich stronę.

- Ale... Shiroi... tu nie ma tytułu tej książki. - wyszeptała powoli. - A biblioteka cioci jest naprawdę, ale to naprawdę duża... - zakończyła, drżącym głosem.

- A może spróbujemy tej sztuczki, co pan Ratherford? - zaproponował, wyjmując z dłoni dziewczyny kartkę.

- Macie zapalniczkę? - Kate popatrzyła na Nittę, a potem na Shiroi. Obaj pokręcili głowami. - Pójdę pożyczyć. - oznajmiła, zamierzając wyjść.

- Nie musisz... - mruknęła lekko zażenowana Mary, wręczając jej niewielką zapalniczkę.

- Mary?! - zawołała ze zdumieniem dziewczyna.

- Lepsze to, niż bycie bierną palaczką, w domu, nie?... - wzruszyła bezradnie ramionami.

- Oj, Mary... - Katherine skarciła ją wzrokiem i wręczyła zapalniczkę Shiroi. Mężczyzna ostrożnie przesunął płomień pod kartką. Zmarszczył brwi, kiedy pojawiło się następne zdanie.

- I co? - zainteresowała się Mary.

- "Książka ma nie mniej niż 300 stron i nie więcej niż 450..." - odczytał i zastanowił się chwilę. - To nam trochę zawęża zakres poszukiwań. - stwierdził powoli. - Ile w końcu może być w bibliotece książek o ilości stron w takim przedziale?... - zawołał i spojrzał na Kate i Mary, dopiero teraz dostrzegając wyrazy ich twarzy. - Aż tyle? - syknął z niedowierzaniem.

~**~

Shiroi siedział niedbale wygodnym fotelu i przeglądał swoje zapiski. Biblioteka cioci Hopkins zrobiła na nim ogromne wrażenie. Właściwie, to zrobiłaby na każdym wrażenie, nawet na wykładowcy uniwersytetu tokijskiego. Nawet nie przypuszczał, że ten dom jest wystarczająco wielki, żeby pomieścić taką ogromną dwupoziomową salę. A te książki... W większość stare unikaty, oprawione w prawdziwą skórę, zbierane przez, jak powiedziała Kate, pokolenia Hopkinsów. No tak. I teraz dzięki "pokoleniom Hopkinsów" i jednej bardzo pomysłowej głowie rodu mieli dość poważny problem. Książek było co niemiara, a jemu udało się wyodrębnić tylko dwa numery stron spełniające warunki zagadki. Przejrzał kilka losowo wybranych ksiąg, jednak na wyliczonych stronach nie znalazł nic godnego uwagi. Nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Poza tym, w szeregach zaczynały pojawiać się przejawy niezadowolenia i zniechęcenia. Defetyzm siał zwłaszcza Nitta, którego sprawa ta co prawda osobiście nie dotyczyła, ale i tak w żaden sposób ich nie wpierał, za to czasem przeszkadzał i w dodatku znowu zniknął gdzieś z Timothym, co wywołało u Shiroi niejasnego pochodzenia skurcze w gardle. Nagle mężczyzna usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Zerknął w stronę wejścia i dostrzegł Nittę, wślizgującego się cicho do pomieszczenia. Chłopak podszedł do niego i usiadł na oparciu fotela, w milczeniu wpatrując się w mężczyznę. W końcu Shiroi podniósł wzrok znad zapisków.

- Już wróciliście? - zainteresował się dość chłodnym tonem.

- Byliśmy z Timim na wieczornym spacerze... - padło.

- Tylko na spacerze? - rzekł dwuznacznym tonem mężczyzna i powrócił wzrokiem do swoich notatek. Nitta spojrzał na niego uważnie. Przez chwilę na jego twarzy malowała się badawcza powaga, jednak ostatecznie jego oblicze rozjaśniło się.

- Czyżbyś, był zazdrosny? - zapytał podejrzliwie i z przekornym uśmieszkiem.

- Już ci coś kiedyś mówiłem, Nitta... - mruknął lekko zirytowanym tonem mężczyzna, jednak nawet nie spojrzał na siedzącego obok chłopca.

- Aha, no tak... - przyznał Nitta. - Ty nie bywasz zazdrosny... - starając się zachować powagę pokiwał głową. Ciało Shiroi napięło się i mężczyzna spojrzał zirytowany na chłopca. Nagle znieruchomiał, a jego zmarszczone czoło wygładziło się, kiedy napotkał spojrzenie Nitty. Płonęło. Nastolatek zauważył zmianę na twarzy kochanka i opuścił wzrok, uśmiechając się lekko. Po krótkiej chwili wahania zsunął się z oparcia, siadając okrakiem na kolanach Shiroi i pochylając się nad nim. - Jesteś na mnie zły? - wyszeptał mu do ucha.

- Raczej zaskoczony twoim zachowaniem... - mruknął obojętnie mężczyzna.

- Naprawdę? - Nitta sięgnął do jego koszuli i zaczął rozpinać guziki.

- Było, mówiąc delikatnie, "naganne". - rzekł moralizatorskim tonem.

- Ach, taaak? - wymruczał chłopak i wykonał gwałtowny gest, któremu towarzyszył łopot materiału i ciche, stłumione przez dywan stuknięcia upadających guzików. Shiroi spojrzał na Nittę szeroko otwartymi oczami, potem z powrotem na swój obnażony muskularny tors.

- Nitta, to była nowa koszula! - wykrzyknął zaszokowany. Chłopak zmrużył pożądliwie oczy, całkowicie ignorując jego ostatnią wypowiedź.

- Więc mówisz... - pochylił się tak, by mężczyzna mógł poczuć na piersi jego ciepły oddech. - ...że zachowuję się źle... - dokończył, muskając ustami jego klatkę piersiową. Shiroi przełknął, a jego oddech przyspieszył. - ...że jestem... - ciągnął Nitta, zbliżając usta do jego sutka.- ...niegrzecznym chłopcem... - objął go wargami i delikatnie przygryzł, a Shiroi drgnął, kiedy przyjemny dreszcz przebiegł po jego torsie. Chłopiec dźgnął sutek językiem, wywołując kolejne westchnienie kochanka i wypuścił z ust, podążając w dół, całując kawałek po kawałku jego skórę. - Może... - wymruczał Nitta, zsuwając się na kolana i muskając wargami jego brzuch. - ...powinieneś...dać mi klapsa? - przygryzł skórę w okolicy pępka Shiroi, a ten jęknął cicho. - Chcesz? - spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. Mężczyzna oddychał szybko i nierówno. To spostrzeżenie wywołało uśmiech zadowolenia na twarzy chłopca. - Masz ochotę, Shiroi? - zapytał, zębami chwytając i umiejętnie rozpinając jego pasek. Dotknął wargami rozporka, czując przez materiał wzrastający organ kochanka. - Chcesz wyciągnąć ze spodni pasek i dać klapsa nieposłusznemu chłopcu?... Chcesz mnie ukarać? A może chcesz wyciągnąć ze spodni coś jeszcze? - spojrzał z figlarnym uśmiechem na Shiroi. W oczach mężczyzny płonęło pożądanie, oddech był chrapliwy, a klatka piersiowa unosiła się szybko. Nitta zdawał się być z siebie całkowicie zadowolony. Często się tak zachowywał. Potrafił słowami doprowadzić swojego kochanka do szczytu podniecenia. Potem nie musiał czekać długo na jego reakcję... Shiroi wyprostował się w fotelu i chwycił Nittę za nadgarstek.

- Chodź do sypialni. - wykrztusił tylko. Chłopiec jednak pociągnął go z powrotem w dół.

- Nie musimy... - stwierdził.

- Co? - zdziwił się będący myślami już gdzie indziej Shiroi. Nitta uśmiechnął się przekornie, wycofując odrobinę i siadając na miękkim dywanie.

- Podłoga też jest wygodna...

Na twarzy Shiroi również zagościł uśmiech rozbawienia.

- No dobrze... - stwierdził, siadając w fotelu. - Ale najpierw muszę dać ci klapsa.- oznajmił nagle i zanim Nitta zdążył cokolwiek zrobić, Shiroi chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie, przerzucając sobie przez kolana. Chłopiec jęknął cicho, jednak nie wyrywał się i spokojnie leżał twarzą w dół. Włosy opadły na jego twarz, a Shiroi położył dłoń na jego karku. Dla Nitty dotyk jego palców był elektryzujący. Stawał się jednocześnie czułą pieszczotą kochanka i twardym, stanowczym gestem przytrzymującym go bez litości w tej pozycji. Teraz to on zaczął szybciej oddychać. Poczuł drugą dłoń mężczyzny na swoich pośladkach. Shiroi nigdy nie bił zbyt mocno. Tylko tak, żeby było to odczuwalne. Nitta lubił ten rodzaj bólu... Jęknął, kiedy dłoń mężczyzny wycofała się i spadła mocno na jego pośladki. Materiał dżinsów rozprowadził prąd uderzenia, który ciepłem rozlał się po skórze. Na nagą skórę bolało znacznie mniej... Zanim chłopak zdążył się nad tym zastanowić, poczuł kolejny klaps, który sprawił, że Nitta wciągnął gwałtownie powietrze, a przy następnym przesunął biodra do przodu tak, że jego przyrodzenie otarło się o udo Shiroi. Westchnął, czując jak jego członek zaczyna wzrastać. Następne klapsy sprawiły, że mrowiące ciepło ogarnęło jego pośladki i uda, a oddech i rytm serca znacznie przyspieszyły. W końcu mężczyzna puścił jego kark.

- Wystarczy ci? - zapytał, podnosząc chłopca i sadzając go sobie z powrotem na kolanach i przyciągając tak, że Nitta przez materiał spodni mógł poczuć pomiędzy pośladkami podniecenie swojego kochanka. Sam również był podniecony. - Będziesz grzeczny? - zapytał Shiroi mrużąc oczy, a nastolatek uśmiechnął się przekornie. Na jego policzkach pałał krwisty rumieniec.

- A co, jeśli nie? - zainteresował się.

- Jeśli nie... - mężczyzna zawiesił głos i sięgnął do spodni, ujmując pasek za klamrę i wyciągając go ze szlufek. - To mam jeszcze to... - złożył giętką cienką skórę w dłoni. Nitta zadrżał z podniecenia i niepokoju oczekiwania, pochylił się i musnął ustami policzek swojego oprawcy.

- Wziąłeś kajdanki? - zainteresował się.

- Żartujesz, Nitta? Nie przepuściliby mnie na lotnisku...

- Nie szkodzi. - mruknął chłopak. - Użyjemy sznurówek. Chodź! - uśmiechnął się z rozbawieniem i wstał, zerkając na swojego kochanka rozpalonym spojrzeniem i kierując się w stronę drzwi do sypialni. Shiroi również wstał i nie spuszczając wzroku z Nitty, ruszył za nim znikając w sypialni i zamykając drzwi na klucz.

"Tajemnica Testamentu - część III"

Shiroi przekręcił się na bok, zsuwając z nich obu cienkie przykrycie. Obaj byli całkiem nadzy, a Nitta leżał na boku, plecami do niego. Przysunął się bliżej i objął chłopaka w pasie, przygarniając go do siebie. Nitta drgnął, rozbudzony dotykiem, jednak nie otworzył oczu i tylko wtulił policzek w poduszkę, zupełnie nie zwracając uwagi na czułe pocałunki, jakimi mężczyzna obsypywał jego kark i ramiona. Nagle Nitta szeroko otworzył oczy, kiedy poczuł pomiędzy swoimi pośladkami czubek czegoś twardego.

- Shiroi, co TO jest? - zapytał z pozoru surowym tonem, w rzeczywistości z trudem powstrzymując uśmiech.

- Co masz na myśli? - zdziwił się niewinnie mężczyzna.

- Shiroi! - zawołał chłopak, udając zirytowanego.

- A! To! - zakrzyknął odkrywczym tonem Shiroi. - O to ci chodzi?... - mruknął, ujmując swój twardniejący członek w dłoń i wsuwając go jeszcze trochę pomiędzy pośladki chłopca. Nitta jęknął, zamykając oczy i przygryzając dolną wargę.

- Jesteś niewyżytym erotomanem... - stwierdził nagle nastolatek. Shiroi zaśmiał się cicho.

- A widziałeś kiedyś wyżytego erotomana? - objął mocno chłopca w pasie.

- Kocham cię... - wyszeptał Nitta zaciskając zęby, kiedy mężczyzna wsunął się w niego.

~**~

Dzień był wyjątkowo piękny i słoneczny, śniadanie podano więc na olbrzymim tarasie, z którego marmurowe schody prowadziły prosto do ogrodu. Nitta i Shiroi zjawili się przy stole ostatni i pokornie zniósłszy pełne dezaprobaty spojrzenia oczekujących na nich biesiadników, zasiedli do posiłku. Nastolatek usiadł na wolnym krześle obok Timothy'ego i syknął, krzywiąc się przy tym. Timi spojrzał na swojego sąsiada.

- Co ci jest? - zapytał szeptem, z wyraźną troską. Nitta uśmiechnął się do niego dziwnie.

- Nic takiego, Timi. - odparł również szeptem. - Tylko wczoraj dostałem małe lanie... - mrugnął do chłopca i wymownie spojrzał na Shiroi, który z braku innych wolnych miejsc usiadł naprzeciwko Nitty. Timothy zamrugał z niedowierzaniem i patrzył przez moment na swojego sąsiada, po czym przeniósł zdumiony wzrok na mężczyznę i znowu spojrzał na Nittę.

- Chyba żartujesz! - syknął niezbyt głośno. Nitta pokręcił głową i uśmiechnął się promiennie.

- Jesteś współwinny. - rzekł z łagodnym wyrzutem.

- Ja? - zdziwił się Timi.

- Tak. Musiał mnie ukarać za to, że mnie pocałowałeś. - wyjaśnił. Timothy patrzył na niego z wyrazem szoku na twarzy.

- Ja...? Ciebie...? - wydukał. Nitta przyjaźnie klepnął go w ramię.

- Żartuję przecież, Timi. Niczym się nie martw. Już nie takie obrażenia fizyczne mnie przy nim spotykały. - szepnął wesoło i znowu mrugnął do swojego sąsiada, po czym drapieżnie popatrzył na Shiroi, kusząco przy tym oblizując usta. Mężczyzna akurat spojrzał na swojego kochanka w tym momencie i na ten widok widelec wypadł mu z ręki. Z uwagą i niejakim zmieszaniem przyjrzał się nastolatkowi, który wciąż prowokująco zerkając na mężczyznę uniósł dyskretnie rękę i palcami powiódł po ramieniu, a potem po szyi Timiego, kokieteryjnie bawiąc się końcówkami włosów chłopca. Timothy nie zareagował na to wszystko, tylko znowu szepnął do Nitty:

- Dlaczego go prowokujesz? - uniósł porcelanową filiżankę do ust i wypił łyk.

- Lubię, kiedy jest zazdrosny i zły. - wyjaśnił chłopak. - Wtedy jest lepszy w łóżku...

Timothy zakrztusił się herbatą. Nitta tymczasem wypatrzył na stole półmisek z niczym innym jak małymi przygotowanymi na ciepło kiełbaskami. Nałożył sobie jedną na talerz i nabiwszy na widelec uniósł do ust. Nie skonsumował jej jednak. Wciąż patrząc na Shiroi powoli powiódł językiem po brzegu kiełbaski, w tę i z powrotem, by wreszcie objąć ustami jej czubek i wsunąć sobie głęboko w usta. Mężczyzna przełknął gwałtownie i rozejrzał się dyskretnie, by sprawdzić, czy nikt tego nie widzi. Nitta jednak nie zwracał na nikogo uwagi i dalej smakował kiełbaskę w specyficzny i dość dwuznaczny sposób. Siedzący obok i obserwujący go Timothy spąsowiał jak ogrodowe piwonie. Shiroi w końcu nie wytrzymał i spiorunował swojego kochanka spojrzeniem wyraźnie nakazującym uspokojenie się. Zmarszczył przy tym brwi i zrobił naprawdę niezadowoloną minę. Ku uldze Shiroi to poskutkowało. W końcu chłopak uspokoił się i z żalem zostawił kiełbaskę na talerzu. Przez moment rozglądał się po stole, aż wreszcie patrząc figlarnie na swojego kochanka, z promiennym i zdawać by się mogło niezwykle niewinnym uśmiechem na ustach odezwał się:

- Shiroi! Czy mógłbyś podać mi jajka?

~**~

Po skończonym posiłku John i Edward udali się na poranne cygaro, a reszta również zaczęła wstawać od stołu i rozchodzić się.

- Czeka nas dzisiaj kolejny dzień w bibliotece. - westchnęła Katherine, przeciągając się na krześle. Nitta szepnął coś na ucho Timiemu i obaj wstali.

- To my się pójdziemy przejść po ogrodzie. - oświadczył i ruszył za schodzącym po schodach nastolatkiem.

- Nic z tego! - Shiroi z szybkością atakującej kobry chwycił go z tyłu za wycięcie koszulki i odciągnął w swoją stronę, przytrzymując w miejscu. - Idziesz z nami, pomagać w bibliotece.

- Timothy też. - dodała Elisabeth.

- Ale ciociu... - jęknął chłopak.

- Bez dyskusji! - kobieta wstała i ruszyła w stronę drzwi do domu.

- Muuuuszęęęe? - zapytał Nitta, przymilnie patrząc w oczy trzymającemu go mężczyźnie.

- MUSISZ! - rzekł dobitnie Shiroi, puszczając chłopaka. - I co to miało być to dzisiaj przy śniadaniu? - dodał ciszej, z wyraźną pretensją, kiedy podążali już za Elisabeth. Nitta uśmiechnął się tylko do niego tajemniczo.

~**~

Rzucona na stół sterta książek wznieciła tuman siwego kurzu. Siedząca przy stole Kate kichnęła i spojrzała z irytacją na Edwarda.

- Mógłbyś trochę uważać! - zawołała z pretensją, wyciągając z kieszeni chusteczkę i wycierają nos. Młody chłopak spojrzał tylko na nią przelotnie i nie powiedział ani słowa, wracając do swojego stanowiska przy jednej z półek. Dziewczyna posłała mu złe spojrzenie i wróciła do przeglądania kolejnej książki. Rozległo się skrzypienie i Nitta przejechał kilka metrów na drabinie wzdłuż półek. Kiedy udało mu się wyhamować impet wybrał losowo jakąś książkę i przez chwilę przeglądał ją.

- Ta też może być! - osądził i rzucił książkę stojącemu nieopodal Timothemu, wzniecając tym sposobem wokół niego kolejny obłoczek kurzu. Tym razem kichnęła stojąca obok Mary.

- Mam tego dosyć! - syknęła dziewczyna. - To suche powietrze zniszczy mi cerę... - nie wiadomo skąd wyjęła małą puderniczkę i zaczęła przeglądać się w lusterku.

- Ona ma rację. Podusimy się w tym kurzu. Widać, że mało kto tu ostatnio zaglądał. - zauważył McBrinds, patrząc wymownie na Katherine. Dziewczyna tylko popatrzyła na niego zimno i wstała.

- Wobec tego może niech każdy weźmie kilka książek i idzie do swojego pokoju. Jeśli niczego nie znajdzie, przyjdzie i poszuka innych egzemplarzy. I tak do skutku. - zarządziła i wzięła stertę tomów z blatu i ruszyła w stronę wyjścia.

~**~

Shiroi siedział na łóżku i ze skupieniem wertował książkę. Wciśnięty w wielki fotel Nitta przez chwilę obserwował go, popijając krwistoczerwone wino o wybornym półsłodkim smaku dojrzałych winogron. W końcu odstawił kieliszek i biorąc ze sobą butelkę ruszył w stronę Shiroi. Wspiął się na łóżko i uklęknął pomiędzy kolanami mężczyzny.

- Bardzo dobre wino, chcesz spróbować? - odezwał się, pokazując butelkę. Shiroi wyciągnął rękę, jednak uchwycił tylko powietrze, gdyż Nitta szybko odsunął butelkę. Mężczyzna popatrzył na niego z pytającym wyrzutem, a chłopak uśmiechnął się tylko zmysłowo. - Pytałem: czy chcesz spróbować... - rzekł i nabrał trochę wina w usta, po czym przytknął wargi do ust kochanka. Shiroi chciwie pocałował go, miarowo pogłębiając pocałunek i rozkoszując się coraz intensywniejszym smakiem wina. Nie uronił ani kropelki. W końcu wyjął język z ust chłopaka, który wtedy przytulił się do niego, łasząc do jego szyi. Powiódł ustami po krtani mężczyzny, podążając stopniowo w górę i w bok, w końcu przygryzając płatek ucha kochanka. - Weź mnie, Shiroi... - wymruczał, odsuwając się lekko i patrząc mu w oczy.

- Nigdzie się nie wybieram. - oświadczył mu mężczyzna z figlarnym uśmiechem. - Dokąd mam cię zabrać?

Nitta zmarszczył brwi w zaskoczeniu, po czym zrobił naburmuszoną minię i dał kochankowi silnego kuksańca w muskularną klatkę piersiową.

- Dupek! - mruknął i przytknął usta do butelki, znowu pociągając łyk. Shiroi roześmiał się i objął chłopca, jednocześnie drugą ręką wyciągając mu butelkę z ręki.

- Wystarczy ci już. - rzekł i mimo protestów Nitty odstawił wino na nocną szafkę. - Kiedy za dużo wypijesz robisz różne dziwne rzeczy...

- Na przykład? - żachnął się nastolatek.

- Biegasz nago po naszym dachu...

- Wielkie mi co! - wzruszył ramionami. - Raptem dwa razy się zdarzyło. I widziała mnie tylko ta staruszka z czwartego piętra w domu obok.

- Mało nie przyprawiłeś tej biednej kobiety o zawał. - mruknął z łagodnym wyrzutem.

- Dziwisz się? - Nitta uśmiechnął się wymownie. - Pewnie dawno nie widziała nagiego mężczyzny. Zresztą za drugim razem miała już lornetkę. - zaśmiał się.

Shiroi westchnął.

- No dobrze. Poza tym, próbujesz mnie w perwersyjny sposób zaciągnąć do łóżka...

- To fakt. Tu muszę ci przyznać rację. - rzekł z uśmiechem, układając się na łóżku na plecach i ciągnąc mężczyznę za kołnierzyk koszuli, zachęcił go do położenia się na nim. Shiroi przycisnął sobą kochanka do łóżka tak, że patrzyli sobie w oczy. - A tak a propos, dzisiaj moja kolej... - odezwał się znowu Nitta.

- Na co?

- Na związywanie.

- Nie ma mowy.

- Wczoraj ty mnie związywałeś, dzisiaj moja kolej! - powtórzył z irytacją Nitta. Shiroi pokręcił tylko z dziwnym uśmiechem głową i jedną dłonią mocno chwycił nadgarstki chłopca, przyciskając je do łóżka.- Shiroi! - zawołał chłopak, próbując wyrwać się z uścisku. Mężczyzna pochylił się ku niemu, mocniej go przyciskając. - Shiroi!? SHIROI!!

~**~

Nitta wcisnął ręce pod poduszkę i skulił się, wtulając w nią policzek. Sen powoli opuszczał go, kiedy nagle poczuł delikatne szturchanie kolanem w plecy.

- Mógłbyś w końcu się obudzić! - usłyszawszy zniecierpliwiony głos całkiem się ocknął, błyskawicznie odwracając w stronę kochanka. I niemalże natychmiast wybuchnął śmiechem. - Bardzo zabawne... - mruknął Shiroi, próbując przybrać wygodniejszą pozycję. Oba jego nadgarstki były ciasno przywiązane sznurówkami do wezgłowia łóżka, co znacznie ograniczało jego możliwość poruszenia się.

- Przepraszam... - Nitta opanował śmiech. - Naprawdę tak cię wczoraj zostawiłem?

- Nie, sam się związałem! - mruknął ironicznie mężczyzna. - Mówiłem ci, że nie możesz pić... A teraz mnie rozwiąż! Całkiem zdrętwiały mi ręce. - poskarżył się, a chłopak znowu parsknął i zaczął rozwiązywać jego nadgarstki, ostrożnie pomagając Shiroi ułożyć ręce w wygodniejszej pozycji. W końcu Nitta uśmiechnął się dziwnie i zmrużył oczy.

- Nadal nie możesz się ruszyć, prawda? - zapytał, przyglądając się mężczyźnie uważnie.

- No... - odparł Shiroi. - Nitta?? - w jego głosie dało się wyczuć nutkę wątpliwości w intencje tego pytania. Popatrzył na chłopaka z niepewnością.

- To dobrze. - Nitta wyszczerzył zęby i zsunął z nich obu prześcieradło, wślizgując się na kolana mężczyzny. - No proszę. - rzekł, podpierając się pod boki i patrząc na przyrodzenie mężczyzny, które pod wpływem bliskości chłopca oraz jego spojrzenia już zaczęło wzrastać. - A wczoraj po trzech razach byliśmy już zmęczeni... - mruknął, powoli wsuwając dłoń między nogi swojego kochanka. Shiroi jęknął, a jego ciało spięło się, kiedy tylko chłopak ujął go w dłoń. - To za to, że mnie obudziłeś... - powiedział Nitta. Jego palce drażniły wzrastającą męskość mężczyzny. Powoli i delikatnie. Ledwo muskając wrażliwą skórę. Wystarczająco mocno, by dostarczyć erotycznych doznań, jednak za słabo by przynieść zaspokojenie. Kiedy tylko biodra mężczyzny przesuwały się do przodu, aby zwiększyć nacisk dłoni chłopca, Nitta odsuwał rękę na pewną odległość, znowu tylko drażniąc jego członek.

- Nitta... proszę... - jęknął w końcu.

- O, tak... - chłopak uśmiechnął się drapieżnie i zmrużył oczy, pochylając się ku niemu. - Właśnie tak... Proś mnie... Błagaj! - wyszeptał mu do ucha, mocno ściskając jego męskość. Shiroi aż wzdrygnął się od nadmiaru wrażeń i jęknął przeciągle. - Teraz tylko ja mogę cię zaspokoić...wiesz o tym. - wymruczał, zaczynając mocniej pieścić naprężoną męskość Shiroi.

- Nitta... - westchnął mężczyzna i powoli poruszył rękami, najwyraźniej odzyskując w nich czucie i położył obie dłonie na biodrach chłopca. Wówczas Nitta zaprzestał swoich pieszczot i gwałtownie odsunął się od kochanka, ku jego zaskoczeniu wstając z łóżka.

- Ok., już odzyskałeś czucie w rękach. Sam więc możesz skończyć... - rzucił na odchodnym, idąc w stronę łazienki i zostawiając zaszokowanego Shiroi w łóżku.

- Ale...- zaczął rozpaczliwie mężczyzna. - Ale...NITTA!!

~**~

Wśród zebranych w salonie członków rodziny panowało nerwowe poruszenie. Spacerujący po pomieszczeniu McBrinds co chwilę wyglądał przez okno, a Katherine niespokojnie wypatrywała kogoś na schodach. Nitta i Shiroi powoli zeszli na dół i w milczeniu znieśli wymowne karzące ich za spóźnienie spojrzenia.

- Co tak długo? - szepnął Timothy do Nitty. Chłopak wyszczerzył zęby i mrugnął.

- A jak ci się wydaje? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

Chłopak wywrócił oczami.

- Co wy tam znowu robiliście? - syknął Timohy, a Nitta pochylił się ku niemu i powiedział mu coś na ucho. Timi poczerwieniał.

- Proszę. To ta książka! - oświadczyła Katherine, otwierając grubą księgę w podniszczonej okładce z cielęcej skóry. - Na stronie 246 są zaznaczone dwa słowa: "obraza" oraz imię "Leonard".- powiedziała, patrząc w skupieniu na stare pożółkłe stronnice.

- To wszystko? - zapytała Mary. - Żadnego liściku?

- Niestety... - westchnęła Kate. - Teraz musimy się pogłowić...

- Co to za książka? - zapytał McBrinds.

- Nic szczególnego... Jakaś powieść. Przejrzeliśmy ją całą z panem Ratherfordem. Nie znaleźliśmy nic istotnego.

- Mogę zobaczyć? - zapytał Nitta, wyjmując z rąk dziewczyny książkę i przyglądając się jej. McBrinds zaczął jakąś dyskusję z Ratherfordem na temat innego rozwiązania problemu testamentu, do której włączyła się Katherine. Nitta nie zwracał jednak na nich uwagi i tylko ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się wytartym kartkom i wyblakłej czcionce. W końcu, odłożył książkę i zamyślił się.

- Coś nie tak? - zapytał go Timothy.

- Druga literka "a" jest prawie całkiem wytarta... - mruknął jakby do siebie.- No, ale nieważne. Pogramy w playstation? - zapytał ożywiając się nagle.

- Pewnie! - zgodził się Timi, ruszając do sąsiedniego pokoju.

~**~

Ciemnowłosy mężczyzna nerwowo chodził po pokoju i intensywnie myślał, mrucząc coś pod nosem. Nitta przez dłuższą chwilę obserwował go, po czym podszedł bliżej.

- Chcą zrezygnować? - zdziwił się.

- Znudziła im się zabawa. - mruknął gorzko, zatrzymując się. - Katherine jest zmęczona tą całą sytuacją, ale nie zgadza się na zlekceważenie ostatniej woli jej ciotki. - odparł szybko Shiroi.

- I co zrobicie?

- Pokombinujemy jeszcze dzisiaj, a potem się okaże. A teraz nie przeszkadzaj mi, skoro nie chcesz pomagać. - rzekł sucho. Nitta popatrzył na mężczyznę z wyrzutem, jednak ten nie spoglądał na niego, tylko wpatrywał się w kartkę z jakimiś swoimi zapiskami.

- Shiroi... - zaczął.

- Zaraz, myślę... - znowu zaczął chodzić po pokoju.

- Ale...

- Powiedziałem: "zaraz"!!- syknął ze złością, wciąż nie zwracając na niego uwagi. Nitta zmarszczył brwi. Po chwili mężczyzna usłyszał trzask zamykanych drzwi. Odwrócił się, patrząc na pusty pokój. - Nitta?

~**~

Podszedł do siedzącego na kamiennej ławce chłopca, na którego twarzy malowała się złość i przygnębienie. Shiroi usiadł obok i westchnął.

- No dobra, o co chodzi? - zapytał.

- Jeszcze pytasz?! - oburzył się, zrywając z ławki i stając przed nim. Mężczyzna popatrzył na niego zaskoczony. - Wszyscy ześwirowaliście na punkcie tego spadku, testamentu i tych cholernych zagadek! - wrzasnął ze złością, a jego oczy zaszkliły się. - Mam tego dość! Cały czas myślisz tylko o tym. Równie dobrze mogłoby mnie tu nie być. Przecież ty i tak nawet byś nie zauważył! Przyznaj, że jest ci to bez różnicy!... - skończył i odwrócił się do niego plecami, krzyżując na piersi ramiona. Shiroi pochylił głowę i zasępił się, jakby zastanawiając nad słowami chłopca. W końcu wstał i podszedł do Nitty, kładąc mu delikatnie dłoń na ramieniu. Chłopak strącił ją ze słowami:

- Nie dotykaj mnie!

- Właśnie, że będę cię dotykał... - odparł łagodnie, obejmując go w pasie, opierając brodę na jego ramieniu i przytrzymując mimo protestów chłopca. - Przepraszam, Nitta. - wyszeptał mu do ucha i wtedy nastolatek znieruchomiał. - Wybacz mi. Całkiem zapomniałem, co jest dla mnie najważniejsze... - wyznał. - Jeśli chcesz, to zaraz się spakujemy i jeszcze dzisiaj wyjedziemy z tego miejsca. - Nitta słuchał w milczeniu. - Albo po prostu całkowicie dam sobie spokój z tą całą aferą i spędzimy tu przyjemne wakacje. Co ty na to? - uśmiechnął się łagodnie. Chłopak jednak wciąż milczał. - To nie tak, jak myślisz, Nitta...- kontynuował Shiroi. - Ja po prostu miałem z tego świetną zabawę. Czułem się jak dzieciak, który rozwiązuje szarady. Przepraszam, że byłem takim egoistą. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy... - wtedy Nitta drgnął i powoli odwrócił się w jego stronę. Mężczyzna nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy, gdyż chłopak błyskawicznie przytulił się do niego, zarzucając mu ręce na szyję.

- Ja też przepraszam... - powiedział zdławionym głosem.

- Nie masz za co. - odparł i objął go, gładząc po włosach. Po krótkiej chwili poczuł, jak Nitta wysuwa się z jego ramion i wyciąga z jego kieszeni kartkę z zagadką.

- Powiedziałeś, że to dla ciebie tylko zabawa? - popatrzył na niego uważnie. Shiroi skinął głową. - Więc zabawmy się... - zawołał chłopak ruszając w stronę domu, równocześnie pilnie śledząc tekst. Zaszokowany mężczyzna zamrugał powiekami i podążył za nim.

"Tajemnica Testamentu - część IV"

Nitta przeszedł energicznie przez korytarz, a mężczyzna usiłował dotrzymać mu kroku.

- Dokąd idziesz? - zapytał zdumiony Shiroi.

- Coś ci pokażę… - mruknął.

- Co takiego?

- Pewien rysunek… - uśmiechnął się zagadkowo.

Zatrzymali się dopiero w bibliotece, w której snuli się prawie wszyscy pozostali goście, poza McBrinds'em, który wykonywał jakąś ważną rozmowę służbową w gabinecie przylegającym do czytelni. Nitta uśmiechnął się, stając na wprost oprawionego i oszklonego rysunku, o wymiarach niecałe 20 centymetrów na 15, zawieszonego nieco powyżej jego poziomu oczu.

- Co to jest? - mruknął Shiroi, niezadowolony. Niewielki obrazek przedstawiał gałązkę z żołędziami i wykonany był czerwoną kredką na czerwonawo preparowanym papierze.

- Studium rośliny… - odrzekł spokojnie chłopak. Shiroi popatrzył na niego z irytacją.

- A przywlokłeś mnie tutaj, bo…? - zaczął groźnie. Nitta nie wydawał się zrażony jego tonem.

- Bo to rysunek…obraz…! Leonarda… da Vinci!- wyjaśnił, a oczy mężczyzny rozszerzyły się.

- NIEMOŻLIWE! - huknął, ściągając na nich uwagę wszystkich obecnych. Nawet McBrinds szybko zakończył rozmowę i wbiegł do pomieszczenia.

- Coś się stało, panie Yutada? - Ratherford podszedł do niech powoli.

- Czy to oryginał? - zainteresował się Shiroi. Adwokat zawahał się.

- Tak… - powiedział. - Pańska świętej pamięci ciocia uwielbiała Leonarda da Vinci i gdy tylko Windsorska Biblioteka Królewska wystawiła ten rysunek na aukcję, wzięła udział w licytacji. Jej życiową aspiracją było posiadanie jednego dzieła ręki ponadczasowego mistrza…

- Nie zapytam, ile to kosztowało, bo nie chcę teraz dostać zawału, ale czy mógłby pan to zdjąć? - poprosił Shiroi. Ratherford wydawał się być zaskoczony, jednak bez słowa podszedł i zdjął obrazek ze ściany. Chciał wręczyć rysunek ciemnowłosemu mężczyźnie, jednak ten tylko rozpaczliwie cofnął ręce, jakby obrazek miał go poparzyć.

- Coś jest z tyłu! - powiedział. Mecenas ze zdumieniem odwrócił ramę i spostrzegłszy przeklejoną kopertę, ostrożnie oderwał ją.

- Co to jest? - zaciekawiła się Kate, gdy Ratherford odwiesiwszy studium na ścianę zaczął oglądać kopertę.

- Kolejna wskazówka? - podsunęła Mary. Mecenas podszedł do biurka, biorąc z szuflady nóż do papieru. Szybko rozciął kopertę. Przez moment trwała napięta cisza, podczas której wszyscy z wyczekiwaniem wpatrywali się w Ratherforda. Ten poniósł wzrok i poprawiwszy okulary omiótł spojrzeniem zebranych.

- No to mamy sprawę w zasadzie wyjaśnioną… - ocenił.

- Co? - wykrzyknął Edward. - Co tam jest napisane? Proszę pokazać mi ten list! - wyciągnął rękę w kierunku mężczyzny. Ten bez słowa oddał kartkę.

- "Dziękuję Wam, moi Drodzy, za miłą zabawę… Wasza ukochana ciocia!" - przeczytał, a jego twarz stężała.

- CO?! - wybuchnęła Elisabeth. - Co to ma być, panie Ratherfod? - popatrzyła na adwokata. Ten uśmiechnął się tylko i wyciągnął zapalniczkę. Odebrał list od chłopaka, ogrzewając kartkę od spodu, po czym wręczył go z powrotem Edwardowi.

- "Wszystkie liczby razem wzięte, to szyfr do testamentu…

- Jak to? - zdumiał się McBrinds.

- Testament jest zapewne ukryty w osobistym sejfie pani Hopkins. - odrzekł spokojnie adwokat.

- Więc to proste… 30 było pierwszą częścią szyfru… - stwierdziła Katherine. - Kolejna wskazówka była na 246 stronie książki…

- Zgadza się! - przyznał Ratherford z uśmiechem. - Jednak szyfry do tej marki sejfów są dziewięciocyfrowe. Dalsze cztery cyfry znam ja… - popatrzył na rysunek Leonarda da Vinci. Ale zdradzę wszystko państwu dopiero dzisiaj wieczorem, po oficjalnej kolacji. - oznajmił.

- Dlaczego?! - zawołali chórem.

- Ochłoną państwo trochę i zdążą się przygotować… - wyjaśnił stanowczo mężczyzna. Popatrzył na stojącego obok milczącego Nittę. - Dobra robota, panie Kazuo!

* * *

Shiroi siedział na miękkim dywanie i wpatrywał się w trzaskający w kominku ogień. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i popatrzył na podchodzącego do niego chłopaka.

- Wszyscy są strasznie podenerwowani… - odezwał się Nitta, siadając obok niego.

- Nic dziwnego… - mruknął cicho.

- Ty wydajesz się spokojny. - stwierdził.

- Tak? - westchnął, zamyślając się. Nitta przez moment mu się przyglądał, po czym bez zbędnych wyjaśnień i ceremonii wślizgnął się na kolana mężczyzny. Shiroi uśmiechnął się lekko, kiedy chłopak mocno ścisnąwszy zgiętymi kolanami jego pas, przewrócił się na plecy, pociągając go za sobą. Mężczyzna pocałował mocno swojego kochanka, przyciskając go do dywanu z długim włosiem. - Chcesz się kochać? - zapytał, przerywając pocałunek. Nitta upozorował zdziwienie.

- Nie. - odrzekł z udawaną powagą, unosząc kpiąco brwi. - Leżę pod tobą, bo mam akurat ochotę zagrać w szachy… - wyszczerzył zęby.

- Mały diabeł z ciebie, wiesz? - mężczyzna zsunął dłonie na uda Nitty i ścisnął lekko, a ten jęknął i mimowolnie poruszył biodrami.

- Za to chyba mnie kochasz… - wymruczał, zaczynając rozpinać koszulę kochanka.

- Chyba kocham, czy chyba za to? - zapytał przekornie.

- Nie łap mnie za słówka… - mruknął niezadowolony. Nagle skrzypnęły drzwi. Znieruchomieli, spoglądając jednocześnie w kierunku wejścia, w którym stał nieco zaszokowany Edward. Odchrząknął.

- Przepraszam… - bąknął i drzwi zamknęły się za nim.

- Pięknie… - jęknął Shiroi.

Leżący pod nim chłopak wydawał się być zaskoczony.

- Przejmujesz się? To jego wina, że wszedł bez pukania. - wzruszył ramionami. - Chociaż znając ciebie, nie zdążyłbyś ze mnie zejść… - wyszczerzył zęby. - Wróćmy do rzeczy, co? - zaproponował.

Mężczyzna przystał na to z ochotą, rozbierając chłopaka. Jego dłonie zatańczyły na ciele Nitty. Obsypywał pocałunkami twarz i klatkę piersiową partnera. Nitta zręcznie się odwzajemniał.

- Właściwie to zastanawiam się, po co była ta cała zabawa… - odezwał się nagle chłopak. - …i dlaczego ciocia zaangażowała ciebie, kogoś, kto nie wiedział o jej istnieniu. Swoją drogą to ciekawe, że masz jakąś rodzinę w Europie, nie sądzisz? To fakt, że nie jesteś Japończykiem czystej krwi. Widać to po tobie… - spojrzał w dół, między ich biodra. - Teraz szczególnie to widać! - ocenił z wymownym uśmiechem. - Ale i tak wszystko jest nieco podejrzane…

- Nitta!! - huknął nagle mężczyzna.

- Co?

- Przestań w końcu gadać! - zirytował się. - Nie mogę…

- …skupić się na tym, co robisz? - Nittta uniósł drwiąco brwi. - No popatrz, a ja myślałem, że ty takie rzeczy robisz odruchowo… - uśmiechnął się szeroko.

- Diabeł! - ocenił mężczyzna, pocałunkiem zamykając mu usta.

* * *

Tym razem kolacja przypominała raczej przyjęcie, niż spotkanie rodzinne. Podano ją w dużym gabinecie cioci, w którym urządzono bufet z wykwintnymi daniami i trunkami oraz szwedzki stół.

Rozmawiali jedząc i popijając, w rzeczywistości jednak z trudem skupiali się na dyskusjach, gdyż adwokat miał się zjawić za parę minut. Tylko Nitta i Timothy wydawali się być zrelaksowani i pogrążeni w niezobowiązującej rozmowie.

- Rozwiązłość obyczajów! - usłyszał nagle Nitta cichy szept za plecami. Odwrócił się i ruszył w stronę autora słów, którym był Edward, stojący wraz z Mary przy bufecie. Podszedł i rozdzielił ich, sięgając pomiędzy nimi po szklankę z ponczem i rzucił mężczyźnie dwuznaczne spojrzenie. Kiedy ten wyraźnie się zmieszał, Nitta przybrał jeden ze swych najbardziej zmysłowych uśmiechów i wypił łyk ze szklanki, wysuwając przy tym język i prowokująco oblizując brzeg naczynia a potem usta. Oczy Edwarda rozszerzyły się w szoku, zaś zadowolony chłopak odszedł w stronę sofy. Kiedy usiadł, do gabinetu wszedł właśnie elegancko ubrany Rahterford.

- Dobry wieczór państwu! - uśmiechnął się do zebranych. - Jeśli państwo pozwolą, przejdziemy od razu do rzeczy…

- Jestem jak najbardziej za… - mruknął McBrinds, siadając w fotelu. Adwokat podszedł do biurka, za którym mieściła się duża szafka i otworzył ją, ukazując sejf.

- Ostatnia część szyfru to domniemana data powstania rysunku Leonarda da Vinci, czyli rok…

- 1506! - wtrącił Nitta. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdumieniem. - Przepraszam! Nie mogłem się powstrzymać! - dodał smętnie.

- Zgadza się! - potwierdził Ratherford, odwracając się w stronę sejfu. - 302461506… - powiedział, wystukując cyfry. Rozległo się elektroniczne piśnięcie, a potem sejf stęknął i drzwiczki odblokowały się. Mecenas otworzył je, ukazując ciemne czeluście skarbca, a w nim półkę, na której leżała duża, zalakowana koperta. Wziął ją i pokazał zebranym.

- Jeśli to kolejna zagadka… - bąknął Edward, a Mary zaśmiała się nerwowo. Ratherford rozciął kopertę i wyjął dokument. Odchrząknął:

- "Ten testament nie będzie typowy, moi Drodzy…" - odczytał.

- Jak wszystko u kochanej staruszki… - skomentował McBrinds.

- "Nie będę pisała tutaj, że byłam zdrowa na ciele i umyśle, bo zapewne spotkałoby się to z komentarzem Johna…" - czytał dalej adwokat, a McBrinds sposępniał nieco. - "Dlatego przejdę od razu do rzeczy…" - Ratherford zrobił pauzę. - "Elisabeth Smith przekazuję moją fabrykę mebli, którą ma gospodarować wraz ze swoim byłym mężem… Johnowi McBrinds ofiarowuję akt własności lasów w Bringham, z kategorycznym zakazem ich wycinania! (Nie samymi pieniędzmi człowiek żyje, John!) - adwokat zrobił efektywną pauzę, a wymieniony wcześniej mężczyzna zaklął pod nosem. - "Mary Johnstone… otrzymać ma moje oszczędności z konta w Zurichu, jednak ma przedtem rzucić zgubny nałóg palenia papierosów!" - na te słowa Mary jęknęła. - "Edwardowi Lackley przekazuję moje dwie restauracje w Londynie. (Wiem, że nie masz pojęcia o gastronomii, Ed… Ale zawsze będziesz miał okazję czegoś nowego się nauczyć!) - Ratherford przerwał na moment, a Edward wywrócił oczami i opadł bezsilnie na fotel. - "A Timothemu Jones należą się: moje doskonale prosperujące wydawnictwo oraz wszystkie cztery księgarnie…" - na te słowa siedzącemu obok Nitty chłopakowi opadła szczęka. Wytrzeszczył oczy.

- C…co? - wydusił, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Natomiast mojej kochanej bratanicy Katherine Hopkins ofiarowuję całą resztę, łącznie z oszczędnościami w Narodowym Banku, willą z ruchomościami i nieruchomościami, moją wspaniałą stadniną rasowych koni, a także akcje giełdowe, których wartość wynosi na dzień dzisiejszy sześć milionów funtów, a którymi zarządza w chwili obecnej mój adwokat Thomas Ratherford. To wszystko Katherine otrzyma po ślubie z naszym bardzo dalekim krewnym Shiroi Yutadą, z którym będzie dzielić owy spadek i życie… Pomagać w zarządzaniu będzie im mój mecenas Thomas Ratherford, a wyłączne prawo do całkowitego zarządzania majątkiem uzyskają natomiast po przyjściu na świat ich potomka…- zakończył adwokat. - "Podpisano Eugenia Hopkins…" - z tymi słowami złożył kartkę.

- Cała Eugenia! - warknął McBrinds. - Nawet zza grobu usiłuje nami rządzić!

Adwokat popatrzył na niego znad okularów:

- Taka jest wola świętej pamięci pani Hopkins! - przypomniał sucho.

- Wyjeżdżam! - oświadczył wstając. Obrócił głowę i rzucił przez ramię do siedzącej w fotelu zdębiałej Katherine: - Możesz zatrzymać sobie te lasy, Kate! - po czym wyszedł z pokoju.

- Myślę, że powinni państwo ochłonąć nieco… - oświadczył Ratherford. - Muszą państwo przyjąć podane w testamencie warunki, w przeciwnym razie stracą państwo swoją część spadku. Porozmawiamy jutro. Proszę przez noc przemyśleć decyzję... - z tymi słowami ukłonił się na pożegnanie i ruszył do drzwi. Po jego wyjściu w gabinecie zapanowała cisza. Nikt się nie poruszył.

- Ech… ta ciocia… - westchnęła z łagodną dezaprobatą Elisabeth.

- Co ja zrobię z wydawnictwem… - jęknął cicho Timi.

Nitta popatrzył na niego i klepnął pokrzepiająco w ramię.

- Poradzisz sobie jako wydawca! - uśmiechnął się i zerknął niepewnie na zasępionego Shiroi.

- I tak miałam rzucić papierosy… - westchnęła Mary. - Wyjdzie mi to na zdrowie, prawda Kate? - popatrzyła na dziewczynę i zamarła. - Kate?! Kate!! - zerwała się z miejsca, przypadając do pobladłej, trzęsącej się dziewczyny, po której policzkach płynęły gorzkie łzy.

- Jak…ciocia mogła mi to zrobić? - zaszlochała, ukrywając twarz w dłoniach.

* * *

Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy ciemnowłosy mężczyzna w eleganckim garniturze wyszedł na prowadzący do ogrodu taras i oparł łokcie na balustradzie. Westchnął ciężko. Usłyszał odgłos otwieranych drzwi i ktoś cicho podszedł do niego. Nitta oparł się nonszalancko o balustradę i zmierzył Shiroi bacznym spojrzeniem.

- Coś taki markotny? - zapytał z troską,

- Ja? Markotny? - mruknął niechętnie. - Skąd! Uśmiecham się przecież od ucha do ucha...

Chłopak patrzył na niego przez chwilę.

- No, to masz uszy bardzo blisko siebie... - skomentował.

- Nitta, już w ogóle nie przejmujesz się tym? - zdziwił się, lekko poirytowany.

- A czemu mam się przejmować? - wzruszył beztrosko ramionami. Weźmiesz z nią ślub, a ja zostanę twoim niezbyt sekretnym kochankiem.

- "Niezbyt sekretnym?" - powtórzył Shiroi, mrużąc oczy.

- Przed swoją matką nie potrafiłeś tego zataić. - przypomniał.

- Ja?! - obruszył się. - To ty już w progu uwiesiłeś mi się na szyi... - mruknął z wyrzutem.

- Nie mogłem się powstrzymać... - Nitta wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Ciesz się, że jest tolerancyjna...

Drzwi na taras otworzyły się i w progu pojawiła się Katherine. Miała pobladłą, smutną twarz.

- Przepraszam, że przeszkadzam… - podeszła do nich. - Ale chciałabym z tobą porozmawiać, Shiroi… - powiedziała, nieco zażenowana. - Na osobności! - dodała, spoglądając przepraszająco na Nittę.

Chłopak uśmiechnął się bez przekonania.

- Jasne! - odrzekł. - Spadam! Skoczę do Timiego, zobaczyć czy ciągle biadoli, że on się nie zna na literaturze… - z tymi słowami ruszył w kierunku drzwi.

* * *

Katherine i Shiroi przechadzali się wolno po ogrodzie. Dziewczyna muskała palcami krzaki kwitnących róż, dotykając ich zamykających się na noc płatków.

- Jesteście parą, prawda? - zapytała, ruchem głowy wskazując dom. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

- Tak… - odrzekł krótko.

- I jesteś…? - zawahała się.

- Raczej wyłącznie mężczyźni… - ubiegł jej pytanie. Uśmiechnęła się lekko.

- Ja też kogoś mam! - wyznała, patrząc gdzieś w bok.

- Tak? - uniósł w zdumieniu brwi.

- Dlatego zupełnie nie rozumiem decyzji cioci… - powiedziała z żalem. - To znaczy rozumiem… Ona uważała, że rodzinie potrzebna jest świeża krew… Rozumiesz? Obcokrajowiec… Ktoś z daleka… Nowe geny…- popatrzyła na niego z pewnym zawstydzeniem. - Ale nie myślałam, że ja padnę ofiarą jej planów!

- Pokładała w tobie wielkie nadzieje…

- Wiem o tym! - powiedziała szybko. - Ale wiedziała o Edgarze! Wiedziała, że go kocham… - ukradkowo otarła łzę, która spłynęła jej po policzku

- Jaką decyzję podejmiesz? - zapytał.

- Będziemy musieli podjąć ją razem, Shiroi… - odrzekła cierpko. - Jeszcze nigdy nie sprzeciwiłam się decyzji cioci…

* * *

Shiroi znowu stał na tarasie. Zewsząd otaczała go ciemność, a w powietrzu unosił się słodkawo-lepki aromat pachnącego groszku. Nitta wyszedł z domu i podszedł wolno do mężczyzny.

- Ciepła noc, prawda… - zaczął.

- Owszem… - zgodził się mężczyzna. - Wyjątkowo…

- Pewnie znowu będziesz musiał spać nago… - Nitta uśmiechnął się wymownie.

- To najbardziej praktyczne! - ocenił rozbawiony spoglądając na kochanka.

Nagle uśmiech znikł z twarzy chłopca.

- Shiroi? - zaczął z wahaniem. - Uzgodniłeś coś z Kate?

- Tak… - odrzekł cicho, a Nitta zmarkotniał jeszcze bardziej.

- Rozumiem… - rzekł głucho.

- Nitta, w porządku? - podszedł do niego.

- Czyli ty… podjąłeś już decyzję? - zapytał, pochylając głowę.

- Co?

- Może to dobry wybór? - popatrzył na mężczyznę. Jego oczy szkliły się dziwnie. - Będziesz bogaty, a po narodzinach twojego dziecka odziedziczycie wszystko.

- Nitta…

- Tak będzie lepiej, Shiroi. - stwierdził z żalem. - Ja ci nie wystarczę. Nie mogę być tym, kim ona może być, nie dam ci dziecka...

- Zawsze możemy się starać... - skomentował żartobliwie Shiroi, kiedy nagle dłoń Nitty przecięła powietrze i trafiła mężczyznę w twarz.

- To nie jest śmieszne! - wybuchnął chłopak, odwracając się do niego plecami.

- Masz rację, Nitta. - przyznał Shiroi. - Przepraszam. - objął go w talii i przyciągnął do siebie. - Tak, podjąłem już decyzję. Chcę być z tobą! - rzekł z naciskiem. - I nic mnie nie obchodzi. Jesteś dla mnie najważniejszą i najcenniejszą osobą w życiu... Rozumiesz? - przypatrzył mu się bacznie i uśmiechnął się ciepło.

- Mhm…

- Pytałem, czy rozumiesz… - powtórzył, odwracając go w swoją stronę.

- Tak… rozumiem! - odrzekł cicho Nitta, a mężczyzna pocałował go czule w usta.

- Musimy popracować nad odpowiadaniem pełnym zdaniem… - wymruczał, przytulając go mocno.

* * *

Nitta wrzucił plecak do bagażnika taksówki i zatrzasnął drzwi. Następnie odwrócił się i skrzyżowawszy ręce na piersi popatrzył z wyczekiwaniem na przechadzającą się po ogrodzie kwiatowym parę.

- Co teraz zrobisz? - zapytał Shiroi. Kate westchnęła cicho.

- Wyprowadzę się stąd. Mam trochę oszczędności na osobistym koncie. - odrzekła. - Wynajmiemy z Edgarem kawalerkę i jakoś to będzie. Poszukam pracy…

- Przecież ciągle się uczysz!

- Postaram się pogodzić jedno z drugim! - wzruszyła ramionami.

- Aż mi się nie chce wierzyć, że twoja ciocia, z którą mieszkałaś tyle lat zrobiła ci coś takiego! - wyznał. - Mam wyrzuty sumienia…

- Przecież razem podjęliśmy tą decyzję… - odparła. - I z całym szacunkiem dla cioci, ale ona nie może rządzić moim życiem osobistym! - dodała stanowczo.

Na żwirze przed domem zachrzęściły opony. Popatrzyli w tamtym kierunku.

- Czy to Ratherford? - zdumiał się Shiroi, dostrzegając wysiadającego z auta mężczyznę.

- Tak… - zmarszczyła brwi. - Ciekawe, po co przyjechał… - powoli ruszyli w jego kierunku.

* * *

W zaciszu gabinetu panował przyjemny chłód. Adwokat poprawił okulary i popatrzył z uwagą na Katherine.

- Jest panienka pewna?! - nacisnął.

- Tak! - odparła nieugięcie.

- Wie panienka, że będzie się musiała w ciągu najbliższych dni opuścić rezydencję? - zapytał.

- Tak! Doskonale zdaję sobie z tego sprawę!

- I nie zmieni panienka zdania!?

- Nie! - warknęła, lekko poirytowana jego uporem. Adwokat przez moment przyglądał jej się z srogim wyrazem twarzy. Katherine bez wysiłku odpychała jego zimne spojrzenie.

- Dobrze. - nagle oblicze Ratherforda rozjaśniło się, a usta rozciągnął uśmiech. Oboje, Kate i Shiroi drgnęli zaskoczeni niespodziewaną zmianą. A wręcz podskoczyli, kiedy adwokat przedarł na pół trzymany w ręku testament.

- Co pan robi!? - wykrzyknęli niemalże chórem.

- Wypełniam wolę cioci panienki… - odparł z przekonaniem.

- Jak to? - zdumiała się, kiedy Ratherford wziął kopertę, w której wcześniej znajdował się testament. Delikatnie rozkleił ją i wyciągnąwszy zapalniczkę podgrzał papier od spodu. Po chwili ukazał się tekst. Było to drobne i schludne, własnoręczne pismo Eugenii Hopkins. Poświadczone podpisami, w tym mecenasa.

- Proszę bardzo! - wręczył dziewczynie kartkę. Omiotła spojrzeniem tekst.

- Nie rozumiem! - powiedziała z wahaniem.

- Podział majątku i warunki dla pozostałych nie zmieniają się. - wyjaśnił. - Tylko dla pani warunek jest inny… Ma pani sprowadzić się do willi z Edgarem O'Neilem. Oczywiście o żadnym ślubie z panem Yutada nie może być mowy… Naturalnie bez urazy…- popatrzył na Shiroi, na którego twarzy odmalowała się szczera ulga.

- Ale dlaczego…? - wydukała zszokowana Kate.

- Pani Hopkins chciała sprawdzić, czy dobrze wychowała swoją podopieczną. - Ratherford uśmiechnął się ciepło. - Dowiedzieć się, co jest dla niej najważniejsze… Wybrałaś słusznie, Kate!

* * *

Katherine szła wraz z mężczyzną w kierunku taksówki. Nitta przyglądał im się podejrzliwie.

- Możecie tutaj przyjeżdżać, kiedy tylko chcecie, Shiroi! - ćwierkała uradowana dziewczyna. - Jesteście zawsze mile widziani! - pocałowała go w policzek, a Nitta wytrzeszczył oczy.

- Do widzenia, Kate! - powiedział ciepło mężczyzna. - To była niesamowita wizyta!

- Niesamowita wizyta, co? - burknął Nitta, kiedy zbliżyli się do niego.

- Owszem! - mruknął Shiroi, wpychając chłopaka do taksówki i również wsiadłszy zamknął drzwi.

- Do widzenia, Nitta! - zawołała Kate.

- Narka! - puścił do niej oko, a taksówka ruszyła. Przez chwilę machali do dziewczyny, a ona odmachiwała im tak długo, aż samochód wyjechał przez główną bramę z posesji. Nitta przez moment przypatrywał się siedzącemu obok mężczyźnie.

- Jakaś nagła zmiana planów? - zapytał podejrzliwie.

- Poniekąd… - odrzekł krótko. A nie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią chłopak nacisnął:

- A trochę dokładniej?

- Opowiem ci w samolocie… - rozsiadł się wygodnie. Nitta zmarszczył brwi.

- Dlaczego dopiero w samolocie?!

- Lubię, kiedy wiercisz się ze zniecierpliwienia… - popatrzył na niego z ukosa.

* * *

- Dziękuję panu bardzo, do widzenia! - powiedział Shiroi, zamykając za listonoszem drzwi. Przekręcił zamek i spojrzał na pokreśloną kopertę. Westchnął, otwierając ją i wyciągając krótki list. Nitta wyszedł z łazienki, tylko w krótkim ręczniku przewiązanym w pasie i przyjrzał się skupionemu na tekście mężczyźnie.

- Kolejny list od jakiejś cioci zza oceanu? - zażartował, wycierając włosy drugim ręcznikiem.

- Tym razem od wujka… - mruknął posępnie Shiroi, a oczy chłopaka rozszerzyły się.

- Poważnie? - zdumiał się i drgnął, widząc, że mężczyzna zgniata papier w rękach i wrzuca go do kosza na śmieci. - Co robisz?

- Nie mam zamiaru się nigdzie wybierać. - oświadczył, wychodząc na balkon. - Dobrze mi w Japonii… A moja daleka rodzina jest nieźle pokręcona! - zakończył i zapalił papierosa. Nitta przez moment przyglądał mu się, po czym w dwóch susach dopadł do kosza. Wyciągnął zgnieciony list i rozprostował kartkę. Czytał przez chwilę.

- O! - zawołał. - Widzę, że tym razem lecimy do Stanów! - ucieszył się. Shiroi rzucił mu baczne spojrzenie, a chłopak podszedł do telefonu. Mężczyzna poderwał się i ruszył w jego kierunku. Nitta szybko wybrał numer i wraz ze słuchawką począł tyłem zmierzać w kierunku łazienki, unikając jednocześnie piorunującego spojrzenia swojego kochanka.

- Ani mi się waż, Nitta! - zagroził. Chłopak uśmiechnął się:

- Halo? Dzień dobry… - zaczął rozmowę, niemalże odruchowo przechodząc obok przewieszonej przez oparcie fotela marynarki Shiroi i wyciągając z kieszeni portfel. - Chciałbym zrobić rezerwację na lot do Nowego Jorku… - cofnął się gwałtownie i zanim mężczyzna zdążył do niego podbiec wpadł do łazienki, po czym szybko zatrzasnął drzwi, przekręcając klucz.

- Nitta! - krzyknął Shiroi, chwytając za klamkę.

- Tak, zapłacę kartą kredytową… - rozległ się rozbawiony głos chłopaka, a oczy szarpiącego za klamkę mężczyzny rozszerzyły się.

- NITTA!!! - wykrzyknął z rozpaczą.

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
43 TESTAMENT EUCHARYSTII TAJEMNICA MIŁOŚCI I WIARY
Wokol tajemnicy mojego poczecia
Tajemnice szklanki z wodą 1
Tajemnica ludzkiej psychiki wstep do psychologii
Psychologia i życie Badanie tajemnic psychiki
Biblia Nowy Testament id 84924 (2)
Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu LIST DO FILIPIAN
06 Joga wiedza tajemna
Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu EWANGELIA WEDفUG ŚWIʘTEGO MARKA
INNE ŚWIATY Tajemnice Kosmosu cz 5 Jowisz
#01 Wyjawione Tajemnice tyt
Lekcja 6 Jak zapamietywac z notatki Tajemnica skutecznych notatek
Mroczne Tajemnice 2 02 Solucja(1)
Tajemnice księżyca, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE

więcej podobnych podstron