13 grudnia 2006
|
Słyszę. Nie widzę. Swych błędów się czasem wstydzę. Ale wiem co widzę. To była metafor, dla głupiego potwora. Teraz wyjmę słowo z nowego wora. O tym że zabijać jest zawsze pora. Dla każdego co innego. Zmienimy temat na coś innego. Dajmy na czyn kogoś trzeciego. Nie drugiego bo tego zżerało coś chorego, na umyśle. Teraz właśnie ten czar pryśnie. Wracając do ostatniego przybijemy go deską do promostatku ponad wymiarowego i poleci straszyć w innym wymiarze Fonetycznych dzieci. A dla was ten wierszyk. To raz. Pojawia się złoty blask. Dwa. Trzask blask zmienia się w postać bardziej realną, niebezpieczną. Trzy. Właśnie przywołaniec zmienia swej fryzury styl i zaczyna jak w balecie tańczyć. Kończymy ten walczyk. Dobranoc powie pan Edwin, co w głupocie jest przedni.
Edwin (21:30)
|
|
14 grudnia 2006
|
Pamiętam przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Pytasz jak pamiętać przyszłość. Bo to me nie spełnione plany, które umarły bo dałem plamy. Pamiętać przyszłość też się opłaca. To często w sukcesach nas nagradza. Czyja wina, że umarła ta dziewczyna. Wracamy. Kojarzymy. No i znowu ktoś swym słowem marzenia wyrzyna. Ej, to już było. Teraz wszyscy uwierzmy w miłość. Podnieśmy ręce jak najprędzej, bo zawsze nam dobrze będzie. Żyjmy bardziej, mocniej. Ej, to brzmi jak u przekupki promocję. Dobrze kończę te dyrdymały bo i tak nigdy nie osiągnę sławy. Teraz zrobię coś dla zabawy. Dla niczyjej sławy. Papa.
Edwin (20:58)
5 grudnia 2006
Dół formularza |
Znowu przeszłość wraca. Jak nie powiem co… Teraz czas przeszłość zamknąć. Raz a dobrze. Czuje, że niedługo będzie pogrzeb. Ej coś mi się wróży, myśl, tworzy, że każdy bóg samotny jest w swym raju. Jego sługa czyszcząc miecz ognisty nie odezwie się słowem. Wpadnie nagle na jakąś myśl. Nie odezwie się słowem. Bo bóg zna jego myśli nowe. Je też zaplanował. Gdzieś tam jakiś wyznawca się zbuntował. Co go to obchodzi. Kara wymierzy mu kto inny. Fanatyk, który śmierć niesie każdemu, kto jego władcy nie sprzyja, wspaniałemu. Skończmy to, czas wrócić do czegoś bardziej przyziemnego. Las spłonął. Nie moja winna ale i tak się obwiniam. Dobrze skończę idę się szykować. Dobranoc.
Edwin (21:21)
16 grudnia 2006
Dół formularza |
Przyjaciół nie mam wielu. Tego co nam zapisane nie da zmienić się. Widzisz tylko jedną z dróg, jedną chwytasz nić. Dobrze wiesz, że tak miało być. Po to umieramy żeby ktoś mógł pojawić się. Każdy dzień na świecie rodzi nowy czyn. Wiem. Na pewno nic nie dzieje się przypadkiem, nie ja to ustalam, a często jest jak ja chce. Mam charakter i nie oglądam się za plecy. Biorę życie jakie jest i potrafię się nim cieszyć. Myślę, że przegiąłem lub, powinienem bardziej. Teraz myślę co by było gdybym nie ustąpił. Ale, by być kim jestem musiałem to przeżyć. Te słowa mówię jako Edwin, bo Nędznik już nie żyje. Choć nie skoczył z wieży i nie założył pętli na szyje. Jest jeden ważny szczegół. Odszedł w samotności, bez kolegów bez pogrzebu. Nie było grobów, płaczu nie było zniczy. Odszedł, gdy przyszedł czas się rozliczyć. To był chłodny, grudniowy wieczór. Miał on imię przybłędy. W dzieciństwie szkolił się… Za kilka lat sobie przyrzeknę, że tamte dni to przeszłość choć nigdy od niej nie ucieknie. Nędznik nie żyje i nie wróci już nigdy. Trzy ostatnie słowa przepraszam za krzywdy.
Edwin (18:03)
18 grudnia 2006
|
Kolejny dzień. Mijam go. Kto to? Ja. Coś w mej głowie odpowiada. Mam plan szalony. Wyrwijmy bóstwom żeby wiary. Zerwijmy nasze kajdany, połammy baty! A wtedy mury runą, runą, runą. I stworzymy własny świat. A ja odpowiadam, a gruz pogrzebie nasz świat. No i zamknął się mój kamrat. Usiadł na oknie dziś anioł stróż. Ej mam parę pytań a propos dawnych marzeń, czemu pozwoliłeś by legły w gruzach. Zamilkłem, trudno przyrzekłem. Nie mam do wysłannika za to pytanie pretensji, ale sam sobie dałem teraz szansę życia. Tak wiem do snu można się zmusić można też usnąć i nigdy nie wrócić. Trzeba przetrwać zimę by móc poczuć wiosnę. Jest już późno pisze by nie myśleć o niej, o tym że w życiu jest trudno. Przez te lata ciemność się moim dobrym kumplem. Mówię jej witaj jak innym. Mam odwagę by marzyć i teraz do tego cholerny upór by pragnienia prawdą się stały. I niech żyje życie. Nie umiem już poddać się, położyć odpuścić z rezygnacją czekać na śmierć. Tak wiem można zmusić się do snu. W małym pokoju ciemniejszym niż grób, lecz co mam zrobić gdy się wszystkie zna, cierpienia i rozkosze, które daje ten świat. Natychmiast kończę. Idę nie dług spać, chociaż sam nie wiem. Na razie żegnam. Zobaczymy co będzie.
Edwin (20:36)
19 grudnia 2006
Późno w nocy. Ściskam w ręku te kilka kartek, mogę tchnąć w nie życie, ale one wciąż są martwe To teraz taka mocy gdy dusza robi bilans, a ja chwytam się wszystkiego byle jej sprawdzenie wytrzymać. Widziałem we śnie siebie. Zawód archeolog, zamiast skończyć szkołę to skończyłem pod szkołą. A po chwili śniły mi się inne życiowe porażki. Tak los naprawdę potrafi z nas zakpić. Teraz jestem kopią bez wzoru, nie dać plamy w sprawie honoru. Te same myśli są wciąż jak spowiedź. Wyzna ci słowa, wyznam ci szeptem. Wyzna ci to co mówiłem setki razy. To co już było i to co może się zdarzyć nie kryje urazy za to.. zakończę dzisiejszy wywód. Dobranoc czas pozytywów.
Edwin (20:44)
20 grudnia 2006
Wojen nie będzie! Pokój nadejdzie! Krew bezsensu przelewać się przestanie. To wszystko będzie w przyszłości, kiedyś… Gdy koniec świata nastanie. Śmieje się z tych słów panie. A teraz zacznie się gdybanie. Gdyby księżyc ustąpił, miejsca słońcu. Brak nocnych poszukiwań, zakłóciłby realia. Dzieci nie przytulałby polików do misia z jednym okiem, nie myślały o łące gdzie maki rosną. Może starcowi śmierć wydałby się bardziej odległa, dzień jeden dwa. Otaczał sekundy, między wdechem a wydechem. Ewentualnie poprosiłbym słońce, by ustąpiło miejsca księżycowi, a w zamian wzięło gwiazdy pakowane po siedem, ze srebrną kokardką na wieku. Dobranoc prosty człeku.
Edwin (22:04)
22 grudnia 2006
Wstałem rano. Przysłuchałem się wiatrowi grajkowi. Nie chce już myślę, Edwin co ty? Dość mam już tego. Chyba pójdę się przejść na spacer, choć jest 3 w nocy. Zobacz, jak elegancko jest w lesie. Schodzę na dół z twierdzy. Kilka nowych zmor, niesie krzyk nie wiedzy. Mordercy, oni we łbach mają tak nie wielu. Nim urwie się noc, nim skończy się mrok. Nim urwie się coś… mam dość tych kpin. Nim skończy się sen. Wstań. Światła gwiazd, noc bezsenna. To wiecie już. Dobre słowa, zawsze bezcenne. Porankiem, zmienię płytę i nie będziesz wiedział co jest grane. Spokojnie tak tutaj nadal bez stresów. Pomimo kłopotów, upadków i wzlotów Długich lotów i treściwych. To tylko dla prawdziwych. Wiem, że wszystko skazane jest na sukces. Ale ja nie jestem skazany. Osiągnięciem…tajnym i skrytym. Kończę póki mam humor średnio wyśmienity.
To dla mojej wspaniałej siostry Agnieszki. Jej i Rafałowi wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i wspaniałego spotkania. Wam się na pewno uda.
Edwin (21:09)
23 grudnia 2006
Tło czerwone barwy przezroczystej. Dzień bez głowy jutrzenka przejrzysta. Jak na palcach życia podchodzisz uśpiony. Jak śmierć, jak zło. Siadasz znużony. Nie zauważyłeś mnie jeszcze. Nie możesz się uwolnić, spośród gęstej mgły. Nie potrafisz przestać. Musisz to mieć. Twoje życie tu umiera. Czujesz się jak śmierć. Jeszcze tylko kilka dni. Twoja róża przejdzie. Z wazonu na twój grób, a śmierci nie będzie. Tak zakończę prosto. Nigdy nic z ziemi nie wyrosło jeśli… Koniec. Dobranoc.
Edwin (20:27)
24 grudnia 2006
Nie chcę prowokować losu, lecz uśmiech i zadumę. Wolność to nałóg ?! To ja jestem ćpunem ! Dla mnie trwanie to wolność, której nie dał mi nikt i tak pewnie najchętniej ktoś ścigałby mnie gończym listem. Nie wiem jak ty, ale ja staram się być na luzie. Tych lepszych pozbawiam złudzeń. Nawet to lubię, ty też ? Witam w klubie. Wiem, że ty po takiej przeżyć dawce widziałbyś Ufo albo słyszał gdzieś głosy, które szepczą ci na ucho. Nie wiem jak ty, ale ja człowiek. Uczę się by mieć, poukładane w głowie. O bogowie jak to śmiesznie brzmi. Szanuj zdrowie, szanują swą rodzinę. Jedna miłość, czy aby na pewno, nigdy nie zginie. Pozostaję wciąż poza kontrolą. Ej… starczy. Kończymy walczyk. Dowiem się później…Dobranoc
Edwin (20:08)