Dwudziestolecie Poezja


Poezja

  1. Władysław Broniewski

(ur. 17 grudnia 1897 w Płocku, zm. 10 lutego 1962 w Warszawie) - polski poeta, przedstawiciel liryki rewolucyjnej, tłumacz, żołnierz, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Władysław Broniewski wywodził się z rodziny inteligenckiej o szlacheckich korzeniach i żywej tradycji patriotycznej. Był synem Antoniego Broniewskiego i Zofii z Lubowidzkich, miał dwie starsze siostry - Zofię i Janinę.

W 1925 roku wraz ze Stanisławem Standem i Witoldem Wandurskim opublikował Trzy salwy - pierwszy polski manifest poetów proletariackich. Wiatraki (1925).

Poeta społeczny. W deklaracji ideowej poprzedzającej Trzy salwy: „Nie o sobie piszemy. Walczymy o nowy ład społeczny. Walka ta jest najwyższą treścią naszej twórczości”.

Nigdy nie podjął buntu przeciw poetyckiej tradycji i w którego ideologii rewolucjonizm nierozdzielnie wiązał się z patriotyzmem. Wzorce czerpał z polskiego romantyzmu, a swoją poetyką najbardziej zbliżał się do skamandrytów.

Już dzięki Wiatrakom, poezja Broniewskiego wysunęła się na pierwsze miejsce w nurcie rewolucyjnym i pozostała najwybitniejszą jego przedstawicielką przez całe Dwudziestolecie.

Uprawiał takie gatunki jak agitacyjny wiersz-pobudka - Zagłębie Dąbrowskie z tomu Troska i pieśń (1932) - inspirowany sytuacją społeczną w okresie bezrobocia w Zagłębiu, „Kryzys w ciężkim przemyśle, płace górników głodowe”, „Po gniew, moja pieśni, najgłębiej w serce ziemi się wwierć”; wiersz-obrazek z życia postępowego bohatera - Bakunin z tomu Troska i pieśń (1932) - Mikołaj Bakunin, rewolucjonista rosyjski, jest noc, Bakunin pisze, jest w Szwajcarii; poemat-liryczna monografia wielkiego wydarzenia historycznego - Komuna Paryska (1929).

Dwa rodzaje w jego poezji: dydaktyczno-epicki (nawiązania do rewolucyjnych tradycji, ale mówił w nich i o współczesności); tyrtejsko-estradowy czy wiecowy (np. Zagłębie Dąbrowskie, w którym ostatnie słowo - „Zapalać? Gotowe? Gotowe!” dopowiadała cała sala).

Jednym z dramatów u Broniewskiego był rozdźwięk między wizją Niepodległości poetów a tym, co faktycznie przyniosła. Drugi dramat - konflikt między piewcą rewolucji a poetą po prostu.

Był zafascynowany tragizmem życia i wyrażał go w patetyczno-nonszalancki, zawadiacko-pesymistyczny, właściwy jedynie sobie sposób. Gdy inni poeci krytykowali go: „Żyję sobie, jestem poetą, diabli komu do tego”.

Część swoich wewnętrznych dramatów odziedziczył po Żeromskim.


Komuna Paryska

Słuchając, usta zatnij,
czoła nie zniżaj.
Oto opowieść o dniach ostatnich
Komuny miasta Paryża.

(…)

Pożary, pożary, pożary
i w dymie pożarów wystrzały.
Konając nie podda się Paryż
skrwawiony, straszliwy, wspaniały!

A skoro musi umierać,
gdy nie ma ratunku znikąd,
za śmierć Delescluze`a Millière`a
postawi pod mur zakładników:

(…)

Rozstrzelano trzydzieści tysięcy,
sto tysięcy zakuto w łańcuchy.
Krwi ani sił juz nie ma więcej
Paryż zmartwiały i głuchy.

Odezwa na rogu ulicy:
"Paryżanie, dzisiaj powraca
do wyzwolonej stolicy
prawo, porządek i praca..."

Bruk do barykad wyrwany
zęby kamienne szczerzy,
trzaskają salwy, brzęczą kajdany,
maszerują oddziały żołnierzy.

Burżuazjo, wracaj z wersalu,
podziękuj swojemu bogu!...
Jeszcze ostatnie pożary się palą,
na ulicach nie ma nikogo...

Zagłębie Dąbrowskie

(…)

Trzeba wapnem skropić wagony.
Wapnem - czy ludzką krwią?!
Parowozów dech przyśpieszony,
z remiz tabunem rwą.

Zagłębie goni za zyskiem,
Zagłębie goni za chlebem,
smugi czerwonych iskier
wieją pod czarnym niebem.

Zagłębie dobywa węgiel,
śle go na zachód i wschód
i zamienia czarną potęgę
na mór, na nędzę, na głód.

(…)

Węgiel dobywa Zagłębie,
Zagłębie dobywa śmierć.
Po gniew, moja pieśni, najgłębiej
w serce ziemi się wwierć,

by te słowa zabrał niejeden,
jak lonty dynamitowe,
na Hutę Bankową, na Reden...
- Zapalać! Gotowe? - Gotowe!


charakterystyka:

dydaktyczno-epicka

tyrtejsko-estradowa (wiecowa)

gatunki:

Wiersze o wczesnej wiośnie pisane późną jesienią: „Żyję sobie, jestem poetą,| diabli komu do tego”

  1. Józef Czechowicz

(ur. 15 marca 1903 w Lublinie, zm. 9 września 1939 tamże) - polski poeta awangardowy dwudziestolecia międzywojennego, członek i jeden z założycieli grupy poetyckiej "Reflektor", w latach 30. skupił wokół siebie pokaźne grono młodych poetów zaliczanych do II Awangardy (m.in. Stanisław Piętak, Bronisław Ludwik Michalski, Józef Łobodowski).

W 1923 był współtwórcą czasopisma literackiego "Reflektor", w którym debiutował utworem Opowieść o papierowej koronie. W 1927 ukazał się drukiem pierwszy tomik utworów poety, Kamień. Został on wysoko oceniony przez krytykę. W 1930 otrzymał z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego stypendium na wyjazd do Francji.

Jeszcze przed drugą wojną światową poeta obrazuje w swoich wierszach atmosferę katastrofy i upadku. W ten sposób wkracza w II Awangardę, katastrofizm. Wszystkie wiersze Czechowicza przejawiają silną sugestię wręcz hipnotyczną, a jej senny charakter przypomina wyłączanie odbiorcy i skupianie go wyłącznie na rozwoju wierszy. Wiele wierszy katastroficznych przejawia brak celu, strach przed rzeczywistością, traumę. Poszczególne człony wielu wierszy przejawiają intertekstualną komunikację, dlatego odbieranie wiersza Czechowicza jest aktem całościowym.

Poeci-prorocy - po części współtwórcą tego nurtu był Czechowicz. Zapoczątkował on odwrót od racjonalizmu i naturalizmu awangardowo-futurystycznego, ale i pojawienie się tonacji katastroficznej, zwrot ku „metafizyczności”, specyficzny mitologizm i wizjoneryzm w poezji. Po wyjściu z lubelskiej grupy Reflektora, w drugiej połowie lat dwudziestych zaczął szukać własnej drogi między awangardą a tradycjonalizmem. Jego poetykę łączyło pewne podobieństwo z poetyką Awangardy Krakowskiej, a zwłaszcza z poetyką Apollinaire'a. specyficzna była jednak jego koncepcja języka - symboliczno-magiczna. Symboliczna, bo sięga do ukrytych sensów, magiczna, bo słowo tworzy nową rzeczywistość, jest rodzajem zaklęcia. Symbol i magia prowadzą do mityzacji świata Czechowicza, jego odrealnieniu, personifikacji zjawisk, uwznioślenia bohaterów. Symbolizm wiąże Czechowicza z MP, magia z romantyzmem, a przede wszystkim z folklorem. U Czechowicza podstawową komórką językową jest słowo, a nie jak u awangardzistów zdanie. Maksymalne uproszczenie składni, rezygnacja z interpunkcji i dużych liter przyczyniły się z jednej strony do pewnej „niewyraźności” znaczeniowej świata przedstawionego w wierszach Czechowicza, poezję kierowało ku oniryzmowi i poetyce wizji. Z drugiej zaś strony stwarzało korzystne warunki dla muzyczności tej poezji. „Nieśpiewna muzyczność” i „kołysankowość”. Był mistrzem instrumentacji głoskowej.

Świat poezji Czechowicza: wieś - sielska, arkadyjska, rajska (Na wsi z tomu Kamień - „siano pachnie snem”, „mleczne krowy wracają do domostw”) i małe miasteczka - senne, stare, zabytkowe. Przeciwieństwo Awangardy krakowskiej, która wyolbrzymiała polskie miasta w nowoczesne metropolie. Czechowicz rodzinny Lublin zminiaturyzował i odwspółcześnił. Gdy Przyboś i Brzękowski z francuskich miast wybierali Paryż, on wybierał Pontorson i Concarneau. W przeciwieństwie do tytanicznego dynamizmu i ofensywności u Przybosia, u Czechowicza - łagodność, czułość, bezradność. Dominującą w poezji Czechowicza barwą emocjonalną był żal, tonacją estetyczną elegijność, główną obsesja - śmierć (m.in. ballada z tamtej strony, z tomu pod tym samym tytułem). Wizja własnej śmierci („z umarłych rąk Czechowicza”) jest spleciona z przeczuciem śmierci zbiorowej, katastrofą. Czechowicz był najsugestywniejszym poetą-katastrofistą dwudziestolecia. Typowy przykład poety dwu wojen, wspomnień nakładających się na przeczucia i przeczuć na wspomnienia. Wojnę znał z doświadczenia - był ochotnikiem w 1920.

Najwyrazistszy katastroficzny wiersz Czechowicza - żal (z tomu nuta człowiecza) z wizją zbliżającej się zagłady: „zniża się wieczór świata tego, nozdrza wietrzą czerwony udój”, „o żniwa żniwa huku i blasku”. Na ogół katastroficzne wiersze Czechowicza opierały się na poetyce snu, niedomówieniach, wyrażały przeczycie pełne grozy, ale niejasne, posługiwały się symboliką śmierci, zagłady, zniszczenia. Jednak w poezji Czechowicza istotne są motywy ognia i wody, symbole zagłady i oczyszczenia. Opozycja Arkadia - Katastrofa. Z upływem czasu Czechowicz zaczyna coraz bardziej mitologizować rzeczywistość, próbuje stworzyć własną, oryginalną mitologię (poemat hildur baldur i czas z tomu nic więcej odwołania do mitu o Dedali i Ikarze, następujące pory roku i wpisujące się w nie nastroje szczęścia i smutku, „nie żałuj wstąpiłeś w mit”).

W ostatnich tomach poety potęguje się wymiar katastrofy poprzez dodatek wzmożonych akcentów społecznych. Czechowiczowi obcy był charakterystyczny dla młodszych wizjonerów - Miłosza czy Łobodowskiego - patos.

Zdaniem Różewicza „Czechowicz z natury jest cichy, jest sielski. Jest jak jesienny deszcz, jak opadanie liści. (…) Czechowicz cały jest oczekiwaniem. Jest napięty jak krajobraz przed burzą. Cały jest w tym nasłuchiwaniu idącej burzy. Czeka na burzę, na grom, na błyskawicę. Czeka na śmierć, miłość, sławę…”


ballada z tamtej strony

o śmierci nic już nie wiem

o czarne okna i powieki

trzepoce motylami

pachnie sośniną modrzewiem

dotyka co noc snami

zza cichej rzeki

gdzie mgła noga za nogą

wlecze się w ciemny zakąt

trzyma w skrzynce niebieskawy akord

skrzynki otworzyć nie mogąc

życie jest snem krótkim

mówi głos z prawej strony

życie snem krótkim

wtóruje ze smutkiem

głos lewy przyciszony

życie snem krótkim

to trzeci nieodgadniony

i wzbija się w szare niebo

mgła z nieznanego oblicza

a czas

a ziemia dziewicza

o dlaczego

wzrok twój nie schodzi

z przedmiotów pod oknem leżących na stole

z godziny w której żem się rodził

ze skrzynki zamkniętej jak boleść

z umarłych rąk Czechowicza

Na wsi

Siano pachnie snem

siano pachniało w dawnych snach

popołudnia wiejskie grzeją żytem

słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach

życie - pola - złotolite

Wieczorem przez niebo pomost

wieczór i nieszpór

mleczno krowy wracają do domostw

przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu.

(…)

Księżyc idzie srebrne chusty prać
świerszczyki świergocą w stogach
czegóż się bać

Przecież siano pachnie snem
a ukryta w nim melodia kantyczki
tuli do mnie dziecięce policzki
chroni przed złem


twórczość:

charakterystyka:

poetyka:

świat przedstawiony:

obrazowanie:

podsumowanie:

  1. Jarosław Iwaszkiewicz

Jarosław Leon Iwaszkiewicz, pseudonim Eleuter (ur. 20 lutego 1894 w Kalniku w gub. kijowskiej, zm. 2 marca 1980 w Warszawie) - polski pisarz (prozaik, poeta i eseista), tłumacz i librecista, współtwórca grupy poetyckiej Skamander, współpracownik „Wiadomości Literackich”, wieloletni redaktor naczelny „Twórczości”.

Jarosław Iwaszkiewicz był biseksualistą. Motywy homoseksualne były poruszane przez niego zarówno w poezji, jak i prozie.

Debiutował w 1915 wierszem Lilith w kijowskim piśmie „Pióro”. Debiut książkowy to Oktostychy w 1919.

Najmniej typowy ze skamandrytów. Wpłynęły na to: szerokość tradycji kulturowych (związki kulturą wczesnochrześcijańska), rozleglejsza wiedza literacko-filozoficzna, większy stopień wewnętrznego skomplikowania. również prywatność, intymność niektórych wierszy - Iwaszkiewicz zdaje się czasem pisać dla wąskiego kręgu swoich znajomych, rozumiejących przytaczane przez niego osoby i wydarzenia. Wprowadza to atmosferę poufności. Wyraźna identyfikacja podmiotu z postacią autora.

W okresie poetyckiej młodości najwięcej łączyło Iwaszkiewicza ze Słonimskim: kult sztuki i poetycka kunsztowność, opozycja parnasizm - ekspresjonizm.

Oktostychy - niezwykle oryginalny w polskiej poezji zbiór; uwrażliwienie na kolor i malarskość, bogactwo wyszukanych stylizacji, wprowadził nowoczesny asonans, skodyfikował oktostych (4 x dystych), odwołania do tradycji kultury europejskiej - m.in. modne stylizacje rokokowe, sięganie do kultur egzotycznych - m.in. przeniesienie japońskiego gatunku na grunt polski.

Dionizje i kolejne zbiory wniosły do poezji Iwaszkiewicza odmienne treści. W tomach tych Iwaszkiewicz po raz pierwszy i ostatni w okresie dwudziestolecia zbliżył się do prądów nowatorskich. W Dionizjach - oryginalna wersja polskiego ekspresjonizmu. Tom wierszy o strukturze dysonansowej. Z jednej strony ekspresjonistycznie wyolbrzymione i zmitologizowane miasto, z drugiej sielskie wspomnienia ze wsi na Ukrainie. Dramat gwałtownych wzruszeń erotycznych oscylujących między pożądaniem a nienawiścią, drastycznością a sublimacją.

Swoistym epilogiem Dionizji jest wiersz drukowany w Kasydach - Piosenka dla zmarłej - Dionizos występuje jako panteistyczny bóg zgody metafizycznej, bóg i patron rezygnacji.

W Kasydach - proza poetycka, w której śmiałość wyobraźni łączy się z telegraficznym uproszczeniem składni, a zdarzenia z życia codziennego z postawą filozoficzna bliską panteizmowi.

W Księdze dnia i księdze nocy - jeden z najbardziej typowych, skamandryckich zbiorów Iwaszkiewicza, poetyka prywatności, prozaizacji.

Klasycyzm Iwaszkiewicza - stylizatorski, oparty na przeświadczeniu o powtarzalności i ponadczasowości poezji, nawiązujący do antyku i antycznych gatunków, ale też głęboko osadzony w rodzimej tradycji. Odwoływał się do kulturowego mitu Europy, liczne wiersze o europejskich krajach, kulturach i twórcach. Jako niby-autorzy wierszy występują Byron i Kochanowski. Znaczną rolę odgrywa słowacki.

Europejskość Powrotu do Europy wiązała się z żywą wówczas problematyką zagrożenia kultury europejskiej. Podkreśla odmienność losu Polski i polskiej kultury. W wierszu Do Pawła Valery - francuskiej poezji przeciwstawia polską poezję obywatelską. W wierszu Wigilia nowej Polski - tworzy nowy mit Polski - pokojowej siły, radości i symbolicznego odrodzeńczego ognia.

Lato 1932 - atmosfera lęku metafizycznego, nocnych przerażeń, dramatycznych pytań i rozmyślań o śmierci, życiu pozagrobowym, istocie bytu. Symbol nocy wysuwa się na pierwszy plan.

Najciekawsza wersja klasycyzmu lat 30. - Inne życie (1938). Klasycystyczna stylizacja łączy się z tematem niepokoju metafizycznego. Novum - występująca w nim tematyka malarska (utwory takie jak Breughel, W Orvieto, w którym to utworze tłumaczy na język dzieło sztuki, daje wyraz własnym przeżyciom). Tonacja Innego życia jest ciemna. Sięga nie tylko do tradycji klasycznych (stylizowane listy poetyckie), ale też barokowych i romantycznych z poezją cmentarną włącznie. Jest to tonacja współbrzmiąca z katastrofizmem epoki. Inne życie współbrzmi jednak przede wszystkim z ówczesnym zwrotem ku sferze problemów przeżyć religijnych - u Iwaszkiewicza religijność jest: wewnętrzną szamotaniną, pełna pytań i wątpliwości, naładowana niepokojem, ocierająca się o rozpacz. Są w niej jednak też akcenty wiary i nadziei - zazwyczaj wyrażone w klucie sztuki. Sztuka = sacrum.


Piosenka dla zmarłej

Wszystko jest bez sensu,

Wszystko pogmatwane

Jak te winorośle,

Gąszcze cmentarniane.

Wszystko, co się złączy,

Znowu się rozłączy,

Na kształt pogmatwanych

Na cmentarzach pnączy.

Wśród wielkiej miłości

Wszystko jest poczęte

I wszystko - bez sensu -

Lecz bardzo jest święte.

Która leżysz w trumnie

Pomiędzy kwiatami

Wiedz, że Dionizos

Modli się za nami.

(…)

Wszystko jest od Boga

I do Boga droga

Niby Jakubowa

Drabina uboga.

Niechże ciebie w grobie

Nic nie niepokoi:

Nocką mroźny miesiąc

Nad mogiłą stoi.

A wiosną - co wiosny -

Przez lata i wieki

Kwiaty na mogile

Podniosą powieki.

Wnet pogasną liście -

Wszystko trwa tak krótko,

Ja się też przytulę

Do ziemi cichutko.

Zapomnieni dawno

Wyrośniem kwiatami,

Bowiem Dionizos

Modli się za nami.

Gospodarstwo (z tomu Powrót do Europy)

K o c h a n o w s k i m ó w i:

Pamiętać, by się piwo w lipcu nie skwasiło,

Pomnieć, kiedy czas siewu, a kiedy zażynki,

Dziewkę fukać, co w pieczy ma dzieże i rynki,

Dbać, by spętane konie złe nie ochwaciło.

Spod cienia błogiej lipy spoglądać na pole,

(…)

I chwalę wiejską ciszę z fałszywym spokojem.

Spojrzę za próg i nie wiem, co by mnie cieszyło;

Na majdan wydeptany krowy z pola schodzą.

Już mnie za nic nie skażą, za nic nie nagrodzą,

Wszystko, com w świecie zastał, po mnie będzie żyto.

Tylko tych kilka kartek zachowanych w stole,

Do których nie mam czasu zajrzeć - i nie trzeba.

Nie dadzą mi tu szczęścia ani w górze nieba,

Ani więcej dobytku nie wygonią w pole.

Wiem, że w nich brzęczy mowa polska posuwista

I mogę być z nich dumny. Cóż mnie to obchodzi,

Że się kiedyś z nich nowy gospodarz narodzi

I że zabrzęczą echem gdzieś za lat czterysta.

Breughel

Daj mi dłoń! Morza, rzeki, szubienice

I złotym potem spocone obszary

Płótna - drżą wszystkie przed moim spojrzeniem,

Jakby wiedziały, że im tajemnice

Chcę wyrwać cieniem znaczone i czernią.

Patrz! Białym polem, beczkami i śniegiem

Udrapowani pachołcy Heroda,

Sobie i drzewom patetycznym wierni,

Idą po lodzie: lód szary, lud czarny.

I błękit cofa się przed nimi w góry,

Boi się świata i ludzi się boi,

Stoi spiętrzony w lodowiec koszmarny,

Jak gdyby niebo padając zastygło.

Na miejscu nieba pustka, że chyba nie pustsze

Jest moje serce, w którym kwinta mieszka

Jak Breughelowskie skrzywiona straszydło.

Bądź moim, wierny. Patrz na tę korwetę

Żaglami dżumy w port żałosny gnaną,

I zgódź, się ze mną na miłość okropną,

Szczęście straszliwe, i bierz za kobietę

Tę szubienicę, którą hańbi sroka.

Trumna ogromna, ziemia nieskończona!

Morze straszliwe, kadź nieogarniona,

Na której wyspy gasną jak bańki i oka,

Jest takie samo jak my i zdziwione

Cofa się od nas, zapomina Boga,

Marszczy się, kurczy niby skóra starej,

Którą szatani pojęli za żonę -

I ziemię gryzie, przeżuwa i łyka.

Nie ma nad ziemią nic, nawet obłoku,

I w morzu tylko, niby wielka ryba

Pływak umarły. Patrz, to Ikar, Ikar!

XXXII (z tomu Lato 1932)

"...niebo gwiaździste nade mną,

prawo moralne we mnie..."

I.K.

Widzę co nocy bezdeń czarniawą

W górze nad nami,

Niebo ogromne z mgławic kurzawą

Drżące gwiazdami.

Strachem przejmuje głębina wieczna,

Czarny jar boga,

W wichrze tworzenia rozwiana mleczna

Słoneczna droga.

Lecz przerażenie większe porywa,

Gdy spojrzę w siebie,

Bezprawnych orbit spieniona grzywa

Jaźń mą kolebie.

Tam nie wirują mgławice, ziarna

Narodzin wielu,

Noc nieprzejrzana, bez dna i czarna

Immanuelu!


charakterystyka:

tomiki:

nowy asonans

oktostych (ośmiowiersz z 4 dystychów)

stylizacje rokokowe

Uty - przeniesienie gatunku japońskiego na grunt polski

proza poetycka (Rimbaud)

wyobraźnia

uproszczenie składni

realia codzienne

panteizm

dysonanse:

składniowe

wersyfikacyjne

formalne (elegie, dytyramby)

świata przedstawionego

wywoływanych uczuć (łagodne i brutalne)

aluzje do mitu Dionizosa (erotyka, wyzwolenie instynktów)

Piosenka dla zmarłej - Dionizos jako panteistyczny bóg zgody i rezygnacji

tekst typowo skamandrycki

poetyka prywatności

prozaizacja

formy:

KLASYCYZM JAROSŁAWA IWASZKIEWICZA

charakterystyka:

tomiki:

kult Europy (paneuroeizm - Richard Coudenhove - Kalergi, Karl de Rohan)

zarysowanie w tym kontekście miejsca polskiej kultury (polskiej poezji obywatelskiej - w przeciwstawieniu do czystej poezji frncuskiej)

mit jagielloński

Wigilia Nowej Polski - tworzenie nowego mitu pokojowej siły, symbolicznego, odrodzeńczego ognia

tomiki:

lęk metafizyczny

dramatyczne pytania

temat śmierci

świat przygasający, nabierający charakteru symbolicznego

symbolika nocy (już w Księdze dnia i księdze nocy)

  1. Jan Lechoń

Leszek Józef Serafinowicz herbu Pobóg (ur. 13 marca 1899 w Warszawie, zm. 8 czerwca 1956 w Nowym Jorku) - polski poeta, prozaik, krytyk literacki i teatralny, współtwórca grupy poetyckiej Skamander, autor dziennika.

W grudniu 1912 nakładem ojca ukazał się jego debiutancki tomik wierszy Na złotym polu. W 1914 wydał kolejny Po różnych ścieżkach dedykowany Leopoldowi Staffowi. Oba zbiory wierszy ukazały się pod pseudonimem Jan Lechoń.

W 1916 Lechoń zdał maturę i rozpoczął studia z zakresu filologii polskiej na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego, jednak nigdy ich nie ukończył. W tym czasie współredagował czasopismo "Pro Arte et Studio". Był współzałożycielem kawiarni "Pod Pikadorem" i grupy poetyckiej "Skamander", to on wymyślił jej nazwę, wygłosił także słowo wstępne na pierwszym jej publicznym występie 6 grudnia 1919.

Debiutował mając 21 lat tomem wierszy Karmazynowy poemat (1920), który przyjęto z entuzjazmem. Stawiane sobie wysokie wymagania, wcześnie ujawnione poczucie niemocy twórczej (nękające go, mimo spełnień artystycznych, przez całe życie), także problemy osobiste na tle biseksualnej jeszcze wówczas orientacji seksualnej poety (zakochanego w Wandzie Serkowskiej), później już tylko homoerotycznej, stały się podstawą depresji, a w jej wyniku - nieudanej próby samobójczej.

Najmłodszy spośród skamandrytów, popularność zdobył najwcześniej. Obok poezji uprawiał wierszowaną satyrę polityczną. Dwa zbiorki jej wydał pod wspólnym tytułem Rzeczpospolita Babińska. Śpiewy historyczne - wyśmiewał w nich sfery polityczne kreowanego przez Niemców marionetkowego „Królestwa Polskiego”, ale i stosunki panujące już naprawdę wolnej Polsce.

Satyry przyniosły mu popularność, ale Karmazynowy poemat (1920) - sławę.

Na tom złożyło się 7wierszy. Pięć pierwszych powstało przed odzyskaniem niepodległości, dwa ostatnie - Mochnacki i Piłsudski - po.

W Karmazynowym poemacie nawiązuje do wzorów wielkiej literatury narodowej. W sferze idei najbliższy był mu Wyspiański i jego walka z „poezją grobów”, w sferze poetyki - romantycy - Mickiewicz, Słowacki.

Główny temat KP - Polska w obliczu zbliżającej się / już zaistniałej niepodległości, lęk, czy będzie umiała sprostać nowemu życiu, wyzwolić się od martyrologicznej przeszłości.

W Herostratesie, wstępnym wierszu KP - lęk wyrażony futurystycznymi bluźnierstwami przeciw tradycji: zburzone mają zostać Łazienki Królewskie, zabite widmo Kilińskiego. Sławetne słowa „A wiosną niechaj wiosnę nie Polskę zobaczę”. Koniec Herostratesa mówi jednak, że wieszczem trzeba być w dalszym ciągu, ale teraz w inny sposób - zwykły, codzienny, współczesny.

W innych wierszach dominuje liryka pośrednia sytuacyjna. Pojawiają się postaci z polskiej mitologii historycznej (Mochnacki), literackiej (Zagłoba), ikonograficznej (Jacek Malczewski). Koncentruje się wokół opozycji życie - tradycja. Wybór postaci, język, podniosła atmosfera sprawiają, że kolejne wiersze odbiegają znacząco od tej „normalnej” wizji Polski z Herostratesa. KP z powrotem spychany jest w stronę fascynacji narodową tradycją.

Dwa ostatnie KP - świat przedstawiony realny, historyczny, ale przedstawiony z fikcjotwórczej perspektywy.

Pierwszy - Mochnacki - oparty na autentycznym fakcie - koncert Maurycego Mochnackiego w Metzu w 1932 roku.

Drugi - Piłsudski - obraz historii dziejącej się na oczach poety, pierwsze dni po odzyskaniu niepodległości.

U podstaw tych wierszy leży opozycja bezwład, marazm - czyn.

Na początku więc KP jest rozrachunkiem z polską mitologią, na końcu zaś Lechoń tworzy nowy mit.

Srebrne i czarne - filozoficzne, klasycystyczne, uniwersalne wiersze. Dominuje fascynacja śmiercią i grzechem, jedna z najbardziej pesymistycznych książek w polskiej literaturze. Nurty klasycystyczne, motyw wewnętrznego rozdarcia natury ludzkiej, stylistyka wiodąca ku paradoksom i antytezom jak w baroku, patetyzacja przyrody jak w romantyzmie. Wirtuozerska gra wersyfikacją, abstrakcyjnymi pojęciami i składnią.

Po Srebrnym i czarnym Lechoń w dwudziestoleciu nie wydał już nic większego.

debiut przedwojenny (poezja, jednoaktówka)

uprawiane gatunki:

wyśmiewanie władz politycznych w 1917 kreowanych przez Niemców

tomy przedwojenne

7 wierszy;

tylko Mochnacki i Piłsudski powstały po wojnie

nawiązanie do tradycji literatury narodowej

wpływy:

Wyspiański (poezja grobów)

Mickiewicz (Mochnacki)

Słowacki (Duch na seansie)

tematyka:

wizja rodzącej się niepodległej Polski i grożącej je niebezpieczeństwa

poszczególne utwory:

Herostrates - „A wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę, zobaczę”; przeciw tradycji - zburzenie Łazienek, zabicie widma Kilińskiego; istnieje nadal potrzeba na wieszczów narodowych; teraz mają być oni jednak zwykli, codzienni; liryka bezpośrednia

większość tekstów o charakterze liryki pośredniej, sytuacyjnej

postaci i akcje historyczne (Mochnacki, Zagłoba, Jacek Malczewski)

Mochnacki - świat przedstawiony jest realny, ale przedstawiony z fikcjotwórczej perspektywy poetyckiej; koncert Mochnackiego w Metzu 1832; pojawia się Piłsudski jako aluzja w koncercie, Mochnacki niby Jan Chrzciciel

Piłsudski - syntetyczny obraz odzyskiwanej niepodległości; milczący wymownie Piłsudski

utwory należące do mistrzowskich osiągnięć Dwudziestolecia

filozoficzne, klasycystyczne, uniwersalne wiersze

tytuł:

aluzja do ozdób pogrzebowych

charakterystyka:

pesymizm

wielorakie stylizacje (klasycystyczne, barokowe antytezy, romantyczna przyroda

gra wersyfikacją, pojęciami, składnią

antytezy, paralelizmy

powrót do twórczości poetyckiej na emigracji


Herostrates

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.

Od egipskich piramid do śniegów Tobolska

Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,

Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,

Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,

Taka wyszła nam Polska z urzędu w powiecie

I taka się powlokła do robót - w kopalni.

Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi,

Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,

Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,

Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,

W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,

Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,

Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,

Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,

Pokruszcie na kawałki gipsowe figury

A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,

Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?

Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj

I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście

I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,

Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę

I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze

Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;

A latem niech się słońce przegląda w motylach,

A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę

Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,

I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,

Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę.

Mochnacki

Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie

I z wolna jął próbować akord po akordzie.

Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku,

A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku,

A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury,

A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury.

Tylko jeden krok mały od sali go dzieli,

Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli -

On wie, że okop hardy w tej przepaści rośnie,

Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie.

(…)

Ostrogą spiął melodię, a akompaniament

Szaleje, krzyczy w basie, rośnie w straszny zamęt -

Ku sali bagnetami już mierzy, już blisko -

I ton jeden uparcie wybija - nazwisko!!!

Wciąż czyste, w rozszalałe wplątuje się głosy

I wali, wali w basie murem Saragossy,

Oszalałych Hiszpanów wyciem, darciem, jękiem

I znów wraca ku górze załzawionym dźwiękiem -

W mazurze - nie - w mazurku idą wszystkie pary,

By całą klawiaturę owinąć w sztandary.

Zatrzymali się wszyscy w srebrzystych kontuszach,

A klawikord im ducha rozpłomienia w duszach

I wzdłuż długich szeregów przewija pas lity,

Tysiąc głów podgolonych podnosi w błękity

I wszystkie karabele jedną ujął dłonią

I uderzył w instrument tą piekielna bronią.

Aż struna się ugięła, ta w górze, płaczliwa.

I cisza jest w wiolinie. Cisza przeraźliwa.

Po martwej, głupiej strunie, po fijołków woni,

Po czyichś smutnych oczach, jakiejś białej dłoni.

Jakichś światłach po nocy i szeptach w komorze,

Po księży cu, po gwiazdach - mój Boże! mój Boże! -

Gdzieś się gubi i zwija, przeciera pas lity,

Po księży cu, po gwiazdach, po Rzeczpospolitej.

Po sali idzie cisza przeraźliwa, blada

I obok tęgich boszów w pierwszym rzędzie siada.

Wzrok wlepia martwy, ślepy, w jakiś punkt na ścianie

I patrzy w Mochnackiego, kiedy grać przestanie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A on, blady jak ściana, plącze, zrywa tony

I kolor spod klawiszy wypruwa - czerwony,

Aż wreszcie wstał i z hukiem rzucił czarne wieko

I spojrzał - taką straszną, otwartą powieką,

Aż spazm ryknął, strach podły i z miejsc się porwali:

"Citoyens! Uciekać! Krew pachnie w tej sali!!!"

[Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną…] (z tomu Srebrne i czarne)

Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,

Powiem ci: śmierć i miłość — obydwie zarówno.

Jednej oczu się czarnych, drugiej — modrych boję.

Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,

o one pędzą wicher międzyplanetarny,

en wicher, co dął w ziemię, a ludzkość wydała,

Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.

Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,

By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia —

I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.

Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.


  1. Bolesław Leśmian

właśc. Bolesław Lesman (ur. 22 stycznia 1877 w Warszawie, zm. 5 listopada 1937 tamże) - polski poeta pochodzenia żydowskiego, tworzący w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Urodził się w zasymilowanej rodzinie inteligencji żydowskiej.

Choć życie Leśmiana przypada na XX-lecie międzywojenne, jego twórczość ucieka od wpływu historii, realizuje się raczej w wymiarach filozoficzno-metafizycznym i psychologicznym. Czerpał z twórczości baroku, romantyzmu, Młodej Polski. Wpływy romantyczne to przede wszystkim wszystko to, co mistyczne, duchowe, paranormalne; co głęboko powiązane z Naturą oraz Bogiem.

Leśmian dużo czerpał z dramatu romantycznego, stosował ironię, paradoksy, odświeżał i unowocześniał balladę.

Leśmian w swej poezji wskrzesił świat fantastyczny, w tej ucieczce od rzeczywistości można doszukać się buntu szczególnie względem nudnego, stereotypowego mieszczaństwa. W jego poezji wyraźne są wpływy symbolizmu. Koncepcja symbolu łączyła się też z celami filozoficznymi, a poezja Leśmiana to niewątpliwie poezja filozoficzna, szczególnie osadzona w filozofii Henriego Bergsona. Sad rozstajny (1912), Łąka (1920), Napój cienisty (1936). Jego wiersze były melodyjne, a Leśmian przestrzegał surowych zasad konstrukcji sylabotonicznej.

Jego poezja była trudna i ponadczasowa, jawnie ignorowała nowoczesność, współczesność, XX-wieczny mit cywilizacyjny. Kontynuowała poetyki młodopolsko-symbolistyczne.

Łąka - jeden z najwybitniejszych tomów poetyckich Dwudziestolecia. Metafizyka. Leśmian jako odkrywca obszarów rozciągających się między bytem a nicością. Był wizjonerem i myślicielem o życiu pozagrobowym.

Prócz wątków metafizycznych w Łące bardzo wiele dokładnych, wręcz fotograficznych szczegółów przyrodniczych.

Erotyki - W malinowym chruśniaku. Intymność w znaczeniu duchowym i cielesnym.

Łąka to przede wszystkim mit regresu i stylizacja ludowa.

Mit regresu - powrót do natury, poety jako człowieka pierwotnego. Duchowa, metafizyczna wyższość człowieka pierwotnego nad współczesnym.

Łąka to wielki romans z Naturą. Tytułowy wiersz - Łąka - opowieść o wizycie całej łąki w ubogiej chacie narratora i bohatera wiersza.

W utworach takich jak Asoka (odwołanie do postaci historycznej - władcy Indii, który opiekował się roślinami i zwierzętami) czy Koń - fantastyka ludzko-przyrodnicza rozgrywa się w prawdziwie rajskiej tonacji, miłość i braterstwo między człowiekiem a zwierzęciem/rośliną.

W Topielcu - zachłyśnięcie naturą staje się śmiertelne. Charakterystyczna dla Leśmiana fascynacja śmiercią.

Leśmianowi najbliżej jest do romantyków - sięga do baśni ludowej (cykle Ballady - Dusiołek, Ballada dziadowska i Pieśni kalekujące - Szewczyk), teksty takie powstają też w pierwszej połowie lat 20., gdy współpracuje z „Czartakiem”. Leśmian z folkloru brał stylistykę, słownictwo, motywy, fascynacja Leśmiana barokowymi motywami śmierci, rozkładu, brzydoty, potworności, ale z ludowym humorem. Kwiatkowski: „metafizyczna ballada o zbrodni seksualnej” zwłaszcza Ballady. W Pieśniach kalekujacych - potworność to przede wszystkim ludzkie kalectwo, nieszczęście. Wiersz Żołnierz - wywyższenie śmiesznego dla ludzi kaleki- prostaczka, inwalidy powojennego - bierze sosnową figurę Chrystusa i sobie skacze razem z nim aż doskoczą do nieba.

Dwoje ludzieńków (cykl Trzy róże) o baśniowej parze kochanków - niemal sentymentalizm metafizyczny.

Najbliżej twórczości Leśmiana znajdował się Feliks Konopka piszący gwarą.

Niepokój metafizyczny silnie zarysowany u Leśmiana w latach 30. - poezja przesuwa się wówczas od ludowości do baśni czy fantastyki silniej niż dotychczas nasyconych problematyką metafizyczną.

W porównaniu z Łąką następuje ściemnienie tonacji. Obsesja śmierci - choć stale obecna - nabiera nowych, akcentów osobistych (wiersze Do siostry, Wspomnienie), autobiograficznych, rodzinnych, życiowych. Śmierć przestaje być pojęciem abstrakcyjnym, jest budzącym grozę i smutek ludzkim nieszczęściem.

Na ściemnienie tonacji wpływa też sfera trącącej makabrą pozagrobowości. Atmosfera ta nie jest u Leśmiana nowością, jednak wzmaga się w tym okresie, zyskuje na swoistym realizmie, zagarnia przeżycia podmiotu lirycznego (wiersz „Po co tyle świec nade mną…”).

Bóg u Leśmiana - czerni i beznadziei przydaje późnemu Leśmianowi Bóg. Częściej niż poprzednio pojawia się w jego wierszach osobowy, chrześcijański Bój Ojciec. Czasem w wersji naiwnej, dziecięco-ludowej. Niejednokrotnie jest adresatem buntu i skargi (np. Trupięgi). Bóg podlega jednak przde wszystkim procesom dewaloryzacji: jest Bogiem o nadwątlonej doskonałości, wszechmocy, nieśmiertelności, Bogiem zagrożonym przez nicość i śmierć. Dewaloryzacja ta wyraża się m.in. w wierszu Urszula Kochanowska (Urszula tęskni do rodziców, a nie do Boga, nie Jego wygląda). W Betleem jest to sytuacja bardziej dramatyczna. Stopniowe zanikanie Boga odbywa się w poezji Leśmiana w aurze metafizycznego tragizmu, wywołuje reakcje sprzeciwu i rozpaczy oraz współczucia. Dramat Boga łączy się z dramatem człowieka.

Pogłębia się iście cmentarna, ciemność emocjonalnej tonacji. Rosnąca śmiałość fantastyki metafizycznej. Wiersze takie jak Pan Błyszczyński, Dziewczyna, Dwaj Macieje - wszystkie zawarte w Napoju cienistym - cechuje niebywały rozrost wyobraźni, metafizyczna wielkoduszność (metafizyczna rycerskość w Dziewczynie i Panu Błyszczyńskim, metafizyczna autoofiara w Dwóch Maciejach, metafizyczna brawura poszukiwacza i odkrywcy w Eliaszu).

Metafizyczno-fantastyczne przygody bohaterów Leśmiana kończą się źle. Dzieją się te przygody nie tyle na granicy życia i śmierci, co istnienia i nieistnienia, bytu i nicości. Byt podszyty jest tu nicością istnienie - nieistnieniem, jawa - snem.

Pokrewieństwa łączące poezję Leśmiana z młodopolskim symbolizmem.

Leśmian choć odległy od wszelkich nurtów, najbliższy był skamandrytom - wierność tradycyjnej wersyfikacji, coraz większa rola pointy.

Wysuwa się na przód przede wszystkim bogata jakościowo i ilościowo inwencja słowotwórcza.


Topielec

W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie,

Gdzie się las upodobnia łące niespodzianie,

Leżą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki.

Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki,

Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie

Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.

Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem

Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem,

I wabił nieustannych rozkwitów pośpiechem,

I nęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem,

I czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń,

I kusił coraz głębiej - w tę zieleń, w tę zieleń!

A on biegł wybrzeżami coraz innych światów,

Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów,

Aż zabrnął w takich jagód rozdzwonione dzbany.

W taką zamrocz paproci, w takich cisz kurhany,

W taki bezświat zarośli, w taki bez brzask głuchy,

W takich szumów ostatnie kędyś zawieruchy,

Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,

Cienisty, jak bór w borze - topielec zieleni.

Żołnierz

Wrócił żołnierz na wiosnę z wojennej wyprawy,

Ale bardzo niemrawy i bardzo koślawy.

Kula go tak schłostała po nogach i bokach,

Że nie mógł iść inaczej, jak tylko w poskokach.

Stał się smutku wesołkiem, skoczkiem swej niedoli,

Śmieszył ludzi tym bólem, co tak skacząc, boli.

Śmieszył skargi hołubcem i żalu wyrwasem

I żmudnego cierpienia nagłym wywijasem.

Zwlókł się do swej chałupy : "Idź precz popod płoty,

Niepotrzebny nam skoczek w polu do roboty!"

Pobiegł do swego kuma, co w kościele dzwonił,

Lecz ten nie chciał go poznać i kijem postronił.

Podreptał do kochanki, a ta się zaśmiała

Ramionami, biodrami, wszystką mocą ciała !

(…)

Więc poszedł do figury, co stała przy drodze:

"Chryste, na wskroś sosnowy, a zamyśl się srodze!

Nie wiem, czyja cię ręka ciosała wyśmiewna,

Lecz to wiem, że skąpiła urody i drewna.

Masz kalekie kolana i kalekie nogi,

Pewno skaczesz, miast chodzić, unikając drogi?

Taki z ciebie chudzina, takie nic z obłoków,

Że mi będziesz dobranym towarzyszem skoków."

Chrystus, słysząc te słowa, zsunął się na ziemię,

Ów, co Boga wyciosał, bity bywał w ciemię!

Obie ręce miał lewe, obie nogi - prawe,

Sosnowymi stopami podziurawił trawę.

"Marna ze mnie sośnina, lecz piechur nie marny,

Przejdę wieczność piechtami, chociażem niezdarny.

Pójdziemy nierozłącznie, bo wspólna nam droga,

Będzie nieco człowieka, będzie nieco Boga.

Podzielimy się męką - podzielnać jest męka! -

Wszak ta sama nas ludzka skoślawiła ręka.

(…)

I wzięli się za ręce i poszli niezwłocznie,

Wadząc nogą o nogę śmiesznie i poskocznie.

I szli godzin wieczystych nie wiadomo ile,

Gdzież bo owe zegary, co wybrzmią te chwile?

(…)

Jeden idzie w weselu, drugi w bezżałobie,

A obydwaj nawzajem zakochani w sobie.

Kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden - za mało,

Nikt się nigdy nie dowie, co w nich tak kulało?

Skakali jako trzeba i jako nie trzeba,

Aż wreszcie doskoczyli do samego nieba!

Łąka (fragm..)

Czy pamiętasz, jak głowę wynurzyłeś z boru,

Aby nazwać mnie Łąką pewnego wieczoru?

Zawołana po imieniu

Raz przejrzałam się w strumieniu -

I odtąd poznam siebie wśród reszty przestworu.

Przyszły do mnie motyle, utrudzone lotem,

Przyszły pszczoły z kadzidłem i mirrą i złotem,

Przyszła sama Nieskończoność,

By popatrzeć w mą zieloność -

Popatrzyła i odejść nie chciała z powrotem...

Do siostry

Spałaś w trumnie snem własnym, tak cicho, po bosku,

Nie wiem, czy wszystkich naraz pozbawiona trosk?

W śmierci taka zdrobniała, niby lalka z wosku...

Kocham ten ubożuchny, ten zbolały wosk!

Trup jest zawsze samotny! Sam na sam z otchłanią!...

A właśnie ja - twój brat -

Suknię Tobie sprawiłem za dużą i tanią,

Suknię - na tamten świat!

(…)

Tak się lękam, że jesteś wciąż głodna i chora,

Że złą otrzymam wieść -

I że przyjdziesz zza grobu któregoś wieczora

I szepniesz: "Daj mi jeść!"

I cóż wtedy odpowiem? Nic mówić nie trzeba!...

Niech mówi za mnie - Bóg!

Siostro! Już w całym świecie nie ma tego chleba,

Co by Cię karmić mógł!

Trumna twoja spoczęła w ciężarowym wozie,

Pamiętam nudny wóz.

A była niedorzeczność i drwina w tej zgrozie!

I był nieludzki mus!

(…)

I sam nagle w tym słońcu musiałem pozostać.

Patrzyłem szynom w ślad...

Świat się zmniejszył na zawsze o twą drobną postać,

I zmalał cały świat!

I myśl wątła do mojej wsnuła się żałoby,

Niby pajęcza nić,

Myśl, że nie ma na świecie tak drogiej osoby,

Bez której nie można żyć!

Noc, przy zmarłych spędzona nazywa się - pusta!

Brak tego, o kim łkasz...

Zgniją oczy - i wyraz tych oczu - i usta.

Śmierć patrzy w kość, nie w twarz!...

Wiem, że gnijesz nabożnie i że wśród ciemnoty

Pośmiertny dźwigasz krzyż.

Lecz nie śmiem do podziemnej zaglądać Golgoty,

By sprawdzić, jak tam spisz?

Trup trzeźwieje - wyzuty z krwi i upojenia!

Już złudzeń - ani krzty!

A może Bóg omija twój zgręz bez imienia

I nie wie, że to - Ty?

Boże, odlatujący w obce dla nas strony,

Powstrzymaj odlot swój -

I tul z płaczem do piersi ten wiecznie krzywdzony,

Wierzący w Ciebie gnój!


tomiki:

charakterystyka:

Znaczenie pośrednictwa w metafizyce życia zbiorowego 1910

poeta jako ktoś na poły boski, wyższy od człowieka współczesnego

powrót do stanu nirwany, raju utraconego (elementy hinduskie)

współpraca z „Czartakiem”

odmienna od typowej dla dwudziestolecia;

fantastyka ludzko-przyrodnicza (Asoka, Koń)

fascynacja śmiercią (Topielec - topielec zieleni); makabryczna, seksualna śmierć człowieka stykającego się z naturą

teksty:

Rok nieistnienia

W przeddzień swego zmartwychwstania

Ballada bezludna

Żołnierz - wywyższenie kalekiego, prostego żołnierza, który stowarzyszy się z Chrystusem - świątkiem

Dwoje ludźieńków - nieszczęście i nicość baśniowych kochanków nie - kochanków

gatunki:

Ballady, Pieśni kalekujące

nawiązania do romantyzmu

barokowość,

kalectwo

tomiki:

charakterystyka:

tradycyjna wersyfikacja

pointa

twórcza postawa wobec języka (zwroty przyimkowe; neologizmy, przedrostki oznaczające brak lub negację - swoiste istniejące nieistnienie)

teksty:

Trupięgi

Urszula Kochanowska - Bóg przegrywa z miłością do rodziców

Betleem - Bóg dawno pochowany w grobie i już szepczą, że Go nie było

Dziewczyna

Pan Błaszczyński - pomoc bytowi, który chce zaistnieć; poeta jako twórca, następca Boga

Eliasz

Dwaj Macieje - rezygnacja z własnej nieśmiertelności dla Płaczyboga

  1. Czesław Miłosz

(ur. 30 czerwca 1911 w Szetejniach, zm. 14 sierpnia 2004 w Krakowie) - polski prawnik i dyplomata, poeta, prozaik, eseista, historyk literatury, tłumacz; Przed II wojną światową Miłosz - obok Józefa Łobodowskiego - był poetą katastroficznym, uderzającym w ton wizyjny stylizacją na głos starotestamentowych proroków. Od innych twórców formacji Żagary odróżniał go kult klasycystycznych rygorów.

Zadebiutował w 1930 na łamach uniwersyteckiego pisma "Alma Mater Vilnensis" wierszami Kompozycja i Podróż. Był członkiem grupy poetów Żagary i współtwórcą pisma o tej samej nazwie.

Kompozycja (1930), Podróż (1930), Poemat o czasie zastygłym (1933), Trzy zimy (1936).

Najwybitniejszy przedstawiciel swojej generacji był w stopniu większym niż Czechowicz, Zagórski czy Rymkiewicz katastrofistą. Razem z Bubnickim reprezentował skrzydło klasycyzujące żagarystów.

W dwudziestoleciu wydał dwa tomy: Poemat o czasie zastygłym i Trzy zimy. W pierwszym z nich - w którym znać jeszcze wpływy krakowskiej Awangardy - występowały akcenty krytyki społecznej. Ale przede wszystkim były to wiersze katastrofisty. Tak jak u Czechowicza była opozycja Arkadia - Katastrofa, u Miłosza mieliśmy przeciwstawiony pęd ku katastrofie - pęd ku życiu.

Katastrofizm Poematu o czasie zastygłym bywał rzeczowy i konkretny „może za kilka lat spłoną miasta od Renu do Wołgi” (Dysk). Operował jednak przede wszystkim wielkim i enigmatycznym uogólnieniem.

W Trzech zimach - odchodzi zarówno od poezji awangardowej jak i społecznej. Staje się samotnym prorokiem-wizjonerem. W poezji jego odczuwa się silną potrzebę rygorów. Przybliżył się do ówczesnej poetyki klasycystyczno-symbolicznej i wszedł pewne powinowactwa z poezją Iwaszkiewicza. Stałe napięcie między wizją a rygorem, między spokojną klasycystyczną frazą a obrazami kataklizmów, hermetyczną symboliką, tajemniczymi proroctwami, między płynnością wizjoneryzmu a posągowością klasycyzmu, między płomieniem a marmurem. Trzy zimy wniosły inne jeszcze novum: traktowaną w sposób głęboko osobisty sferę przeżyć religijnych i religijnej symboliki. Z jednej strony przydaje to miłoszowemu profetyzmowi i katastrofizmowi biblijnego patosu, z drugiej - nacechowania etycznego i sperentyzmu.


Dysk

(…)

Patrzę, słucham, przechodzę ulicami

patrzę, słucham, ulicami toczą się ubrane

w narodowe barwy czołgi,

może za kilka lat gaz zielone pola poplami,

może za kilka lat spłoną miasta od Renu do Wołgi.

(…)

Roki (z tomu Trzy zimy)

Wszystko minione, wszystko zapomniane,

tylko na ziemi dym, umarłe chmury,

i nad rzekami z popiołu tlejące

skrzydła i cofa się zatrute słońce,

a potępienia brzask wychodzi z mórz.

Wszystko minione, wszystko zapomniane,

więc pora, żebyś ty powstał i biegł,

chociaż ty nie wiesz, gdzie jest cel i brzeg,

ty widzisz tylko, że ogień świat pali.

I nienawidzić pora, co kochałeś,

kochać to, co znienawidziłeś,

twarze deptać tych, którzy milczącą

piękność wybrali.

Pustką, aleją, wąwozami niemych

- gdzie wiatr na szepty każdy głos zamienia

albo w sen twardy z odrzuconą głową -

iść. Wtedy... Wtedy wszystko we mnie było

krzykiem i wołaniem. Krzykiem i wołaniem

ruń czarnych wiosen rozdzierała mnie.

Dosyć. Dosyć. Nic się przecie nie śniło.

Nikt nic o tobie nie wie. To wiatr tak w drutach dmie.

Więc pora. Ja tę ziemię tak kochałem,

jak, nie potrafi nikt w lepszej epoce,

kiedy są dni szczęśliwe i pogodne noce,

kiedy pod łukiem powietrza, pod bramą

obłoków, rośnie to wielkie przymierze

wiary i siły.

Teraz ty musisz ciasno oczy mrużyć,

bo góry, miasta i wody się spiętrzą,

to, co przygniecione trwało - naprzód runie,

co naprzód szło - upadnie wstecz.

Tak, tylko ten, co krew od innych miał gorętszą,

Na cwałującym stanie złotym głów tabunie

z krzykiem w dół obróci ostry miecz.

Minione, minione, nikt nie pamięta win,

tylko drzewa jak w niebo rzucone kotwice,

stada spływają z gór, zasłały ulice,

kręcą się szprychy, oplata nas dym.

O książce (z tomu Trzy zimy)

W czasach dziwnych i wrogich żyliśmy, wspaniałych,

nad głowami naszymi pociski śpiewały

i lata nie mniej groźne od rwących szrapneli

nauczały wielkości tych, co nie widzieli

wojny. W pożarze sucho płonących tygodni

pracowaliśmy ciężko i byliśmy głodni

chleba, cudów nieziemskich zjawionych na ziemi

i często, spać nie mogąc, nagle zasmuceni

patrzyliśmy przez okna, czy nad noce sine

nie przypływają znowu stada zeppelinów,

czy nie wybucha sygnał nowy kontynentom,

i sprawdzaliśmy w lustrze, czy na czole piętno

nie wyrosło, na znak, żeśmy już skazani.

W tych czasach nie dość było zawodzić słowami

czystymi, nad patosem świata wiekuistym,

była epoka burzy, dzień apokalipsy,

państwa dawne zburzono, stolice wrzecionem

kręciły się pijane pod niebem spienionem.

Gdzież jest miejsce dla ciebie w tym wieku zamętu,

książko mądra, spokojna, stopie elementów

pogodzonych na wieki spojrzeniem artysty?

Już nam z twoich kart nigdy nie zaświeci mglisty

wieczór na cichych wodach, jak w prozie Conrada,

ani chórem Faustowskim niebo nie zagada

i czoła zapomniany dawno śpiew Hafisa

chłodem swoim nie dotknie, głów nie ukołysze,

ani Norwid surowe nam odkryje prawa

dziejów, które czerwona przesłania kurzawa.

My niespokojni, ślepi i epoce wierni,

gdzieś daleko idziemy, nad nami październik

szumi liściem, jak tamten łopotał sztandarem.

Wawrzyn jest niedostępny nam, świadomym kary,

jaką czas tym wyznacza, którzy pokochali

doczesność, ogłuszoną hałasem metali.

Więc sławę nam znaczono stworzyć - bezimienną,

jak okrzyk pożegnalny odchodzących - w ciemność.


charakterystyka:

tomiki:

wpływy awangardowe

elementy krytyki społecznej

pęd ku życiu - pęd ku katastrofie

odejście od poetyki awangardy

wizjonerstwo

hermetyzm

  1. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

(ur. 24 listopada 1891 w Krakowie, zm. 9 lipca 1945 w Manchesterze) - polska poetka i dramatopisarka dwudziestolecia międzywojennego. Laureatka Złotego Wawrzynu Akademickiego Polskiej Akademii Literatury. Luźno związana ze Skamandrem.

W roku 1924 zadebiutowała jako pisarka sztuką Szofer Archibald. Komedia w trzech aktach. Niebieskie migdały, Kraków 1922.

Najbliższa skamandrytom. Wprowadziła do poezji codzienny konkret, kolokwialny język, nową koncepcję bohaterki lirycznej - nowoczesną kobietę, jawnie i w sposób naturalny, pozbawiony patosu manifestująca swoją miłość. Pawlikowska w swoich wierszach reprezentowała najdalej posunięty realizm psychologiczny. Bohaterki poezji Pawlikowskiej żyją w świecie zwykłych realiów, ale przedstawionych tak, że współtworzą one jeden z bardziej uroczych światów wyobraźni.

Niebieskie migdały (1922) - jest tu i groteska balladowa typu Leśmianowskiego - Historia o kowalach, neorokokowy konceptyzm - Pantofelki szklane, opis spektaklu w stylu Witkacego - Teatr i utwory eksperymentatorskie.

Różowa magia (1924) - najbardziej skamandrycki zbiór. Prozaizacja języka, ucodziennienie realiów, demokratyzacja ja lirycznego, stylizacja. Na pierwszy plan wysuwają się malarskość (jak u Iwaszkiewicza), żartobliwość i poetyka wdzięku. Wiersz Dziadzio - portret Juliusza Kossaka i jego malarstwa. Jej poezja wykazuje jednak związki z odmiennymi kierunkami w sztuce - impresjonizmem, formizmem, secesją, a nawet malarstwem japońskim. Swoiście żartobliwy odpowiednik abstrakcjonizmu - Dywan perski.

Żartobliwość odgrywa u Pawlikowskiej znaczącą rolę. Wiązał się z ogólnym dążeniem do depatetyzacji, uczuciowej dyskrecji, częstą w jej poezji kategorią zaskoczenia (celne, niespodziewane pointy). Żartobliwość Pawlikowskiej to łagodne, życzliwe ośmieszanie świata i pewnych jego wartości, ale nie by negować, a oswoić. W pierwszych dwóch tomach panowała tonacja major, postawa upojenia życiem.

W Pocałunkach (1926) tonacja ta uległa zasadniczej zmianie. Dominuje w nich motyw niekochanej. Składają się na ten tom niemal wyłącznie wiersze czterowersowe miniaturowość tej poezji. Świetność zaskakujących, niespodziewanych point. Tomik postrzegany jako jeden z pierwszych przejawów skamandryckiego klasycyzmu ze względu na: ascezę środków wyrazu, emocjonalną powściągliwość, epigramatyczność. „Maximum wyrazu przy minimum zużycia słowa” zbliżało tę poezję do awangardy. Pochwalną opinię napisał Pocałunkach Peiper.

Dansing (1927) - poezja wywodząca się z małego tematu. Wiersze tego cyklu dzieją się na rzeczonym dansingu ( skamandryckie, bo element zwykłego, codziennego życia). Świetność przekładu muzyki jazzowej na poetyckie słowo. Dansing sygnalizuje też obsesję przemijania, starzenia się, śmierci. Tom ten stanowi zapowiedź drugiego okresu w twórczości Pawlikowskiej.

Począwszy od tomu Cisza leśna (1928) poezja Pawlikowskiej staje się coraz bardziej mroczna. Kult miłości zaczyna ustępować lekowi i fascynacji naturą, dokonuje się zwrot ku irracjonalizmowi.

Jednymi z pierwszych przejawów przemiany były wiersze z tomów Paryż (1929) i Profil białej damy (1930) - wiersze o tematyce wróżbiarskiej i spirytystycznej. Coraz większa obsesja przemijania i śmierci. Również fascynacja - podobnie jak Leśmian - obszarami między życiem a śmiercią. Zwraca swe myśli ku nieśmiertelności, jednak nie w sposób chrześcijański - u Pawlikowskiej jest pragnienie nieśmiertelności cielesnej, na ziemi. Stąd z jednej strony: motywy spirytystyczne, ektoplazmy, widma i upiory, z drugiej: zwrot ku magii.

Głównym pojęciem wokół którego kręci się ówczesna poezja Pawlikowskiej jest Natura. Tendencji do materializacji ducha u Pawlikowskiej odpowiada tendencja do uduchowiania materii. „Wszyscyśmy bracia” brzmi zakończenie jednego z fragmentów Szkicownika poetyckiego opowiadającego o śmierci robaczka. Demokratyzm, zrównanie człowieka z przyrodą koncepcja ta prowadzi do wielkiego continuum, w którym zacierają się granice między gatunkami i indywiduami. Pawlikowska personifikuje naturę, wiedzie z nią jakby osobisty dialog.

Cały nurt poezji Pawlikowskiej został poświęcony wielkiemu oskarżeniu Natury o okrucieństwo, monstrualność, brzydotę, obrzydliwość. Mieści się tu też motyw niechęci do prokreacji. Skoro natura rodzi na to, by zabijać to bezsensowna i okrutna jest też i jej płodność.

Z postawą nienawiści i buntu współgra jednak postawa podziwu i fascynacji naturą.

Od Surowego jedwabiu (1932), poprzez Śpiącą załogę (1933) , po Balet powojów (1935) obrazy przyrody zdominowane są przez cechy takie jak wytrwałość, wola, dynamizm, godność, powściągliwość, siła podziw. W tekstach z tego okresu najsilniej zarysowują się inspiracje Nietzscheańskie.

W Szkicowniku poetyckim pojawiają się ponownie inspiracje magią i wróżbiarstwem. Magia, tak jak w Paryżu, może posłużyć do odzyskania kochanka, może też unieśmiertelnić młodość i piękność ciała. U Pawlikowskiej jednak w stosunku do natury dominuje jednak postawa rezygnacji. Przyroda uczy spokoju, po schopenhauerowsku nakłania do kontemplacji.

Pogłębienie tej filozoficznej strony wierszy Pawlikowskiej doprowadziło do mniejszej dbałości o pointy, częściowej rezygnacji z tradycyjnych rygorów wersyfikacyjnych. Poezja Pawlikowskiej ewoluowała od formy zamkniętej ku formie otwartej, od rygorów i wirtuozerii do „niezauważalności” i swobodzie.

W Szkicowniku znaleźć można akcenty katastroficzne („Bo oto doprowadziliśmy wreszcie do nieszczęścia planety”). Jednak Pawlikowska rzadko kiedy pisała o tym, co aktualnie toczy się w historii.


Na ciepłej niebieskiej łące (z tomu Niebieskie migdały)

Na ciepłej niebieskiej łące

pasą się białe zające

pasą się białe baranki

w kwitnące złotem poranki.

- Niebieskie łąki bez granic

nie służą nikomu na nic

są dla tych białych zajęcy

są dla tych białych baranków

i dla skrzydlatych tysięcy

myśli radosnych kochanków.-

Miłość (z tomu Pocałunki)

Nie widziałam Cię już od miesiąca

I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca,

trochę bardziej milcząca.

Lecz widać można żyć bez powietrza.

jazz-band (z tomu dansing)

mówisz że jazz-band jest dziki

że płacze jak wicher w kominie

i że cię przeraża

to minie

nuty życia czyż nie są dzikie

życie jest zamętem i krzykiem

przecież przyszliśmy na świat wśród takiej

muzyki

Czarownicy Paryża (z tomu Paryż)

Na rue Pigalle, w małym hotelu,

wciśniętym w sklepy z sałatą,

madame Kahl czyta listy zapieczętowane i bierze

za to sto franków.

W ulicy Fromentin la mère Duval

wróży z fusów od kawy.

Wzdycha nad tobą. Mówi to, o czym chciałeś zamilczeć.

Kawa pachnie w nieciekawym

jej pokoju.

Na rue de l'Eschiquier czarnoksięska Girard,

w saloniku strojnym w malowane osty,

opowiada po cichu to, o czym chciałbyś zapomnieć.

Zna cię lepiej od strony

Rodzonej.

Zna, pocieszy, jak matka pomoże.

Poleci cię dżinów potężnej mafii.

Twojego krzywdziciela dreszcz wspomnień przeniknie,

gdy wspólnie przekłujecie serce fotografii

przeklętej.

Na bulwarze Haussmanna mieszka medium Sarah.

Patrzy w kulę z kryształu i widzi twoje dzieje.

Podmalowanym okiem mierzy czasy przyszłe.

W Paryżu dzieją

Się cuda.

W Rotondzie, wśród stolików, błądzi zwiędła kobieta,

uboga czarownica o czuprynie z miedzi.

Pośpiesznie na obrusie stawia ci kabałę.

Wymawia szeptem ważne imię i śledzi

twój wzrok.

Bierze w ręce dłoń twoją i patrzy pod światło.

Uśmiecha się skrycie do pierścienia Wenery.

Pokazuje ci znaki szczęścia: gwiazdę sześcioramienną

i w przegubie ręki twojej cztery

rascety...

Żebrak, w nagrodę za kilka centymów,

daje ci przepowiednię, drukowany świstek,

z kwiatem, planetą i wierszem na dzień twych urodzin.

Przynosi to rzeczywiste

szczęście.

Medium Zinah po polsku do ciebie od progu przemawia.

Widzi nad tobą koło świetlane. Każe ci żyć nadzieją.

„Idź, cicha muzyko słodka, spokojnie przed siebie.

Gwar ścichnie, wówczas usłyszą cię ci, którzy umieją

słuchać.”

A fakir Haman Bej, w swoim gnieździe z jedwabnych dywanów,

przeszywa cię wzrokiem z żelaza, prostym, głębokim.

„Nie żałuj snów. Pal opium życia i czekaj na nowe marzenia.

Czyż warto czepiać się snu, chcieć utrwalić obłoki

Lub dym.

Chwiejną trzcinę cukrową wicher odchylił od siebie.

Teraz zegnie może w twoją stronę piękną palmę, szumiącą wspaniale.

Pamiętaj o ruchu wiecznym. Nikt tu nie myśli o tobie.

Wszystko się w falach wichury porusza. Kochaj falę

jedynie.”

W głębi dziedzińców, na prawo, na lewo, w mansardach i piwnicach

czarodzieje Paryża czatują jak senne ropuchy,

jak węże zielone, jak sowy, pierzaste i ciche nokturny,

jak na krużgankach Notre Dame de Paris spiczastouche

potwory...


charakterystyka:

wpływy:

tomiki:

różne poetyki:

groteska balladowa Historia o Kowalach

neorokokowy konceptyzm Pantofelki szklane

utwory eksperymentalne

tom skamandrycki

prozaizacje

codzienne realia

demokratyzacja ja lirycznego

smutniejsza tonacja

motyw „niekochanej”

wiersze czterowersowe (jak epigramaty, hiszpańskie coplas)

pointy

nobilitacja dancingu i muzyki jazzowej

wpływy Schopenahuera, Nietzschego

wiersze:

tomiki:

teksty nietzscheańskie; o naturze

charakterystyka:

magia dająca nowe rozwiązania przyczynowo - skutkowe

uduchowienie materii

hilozoistyczny monizm

zrównanie człowieka z przyrodą

personifikowana

rodząca różne uczucia:

miłości

nienawiści - gdy odkrywa się w niej brzydotę i okrucieństwo

rodzi po to, by zabić

najczęściej jednak jest ona źródłem rezygnacji, nieruchliwości, prowadzi do Nirwany (Schopenhauer)

Podsumowanie twórczości Pawlikowskiej:

  1. Julian Przyboś

(ur. 5 marca 1901 w Gwoźnicy Dolnej, zm. 6 października 1970 w Warszawie) - polski poeta, eseista i tłumacz.

Julian Przyboś był jednym z najwybitniejszych poetów Awangardy Krakowskiej. Twórczość poetycką Juliana Przybosia można podzielić na dwa etapy.

Pierwsze zbiory wierszy opublikował w połowie lat dwudziestych. Widać w tej twórczości ogromny wpływ teorii Peipera. Poezja tego okresu wyraża fascynację świadomym wysiłkiem twórczym, pracą dzięki której opanowuje się materię. Bohaterami jego poezji często są robotnicy, rzemieślnicy. Wiersze mówią o procesie twórczym, co zdaje się być metaforą pracy poety. W tym okresie odnajdziemy również fascynację techniką, którą wyraża Przyboś w wierszach używając często typowego naukowego języka.

Dojrzała poezja krystalizuje się w latach trzydziestych. Przyboś publikuje w tym czasie trzy tomy wierszy. W miejsce cywilizacji i miasta wkrada się liryka pejzażowa i refleksyjna. Przyboś realizuje założenia poetyki awangardowej. Wiersze cechuje dyscyplina słowa i obrazu. Staje się mistrzem w wykorzystywaniu i spiętrzaniu metafor.

W poezji Przybosia powracają motywy autobiograficzne związane z chłopskim dzieciństwem artysty.

M.in. Śruby (1925), Oburącz (1926).

Lot Orlińskiego - hymn na cześć lotnika. Temat - zdobywca przestworzy - bardzo łatwo przyciągał ówczesną poetycką wyobraźnię.

Przyboś wystąpił jako Tyrteusz konstruktywnej, społecznej, gromadnej pracy. Była to poezja „produkcyjna”, utylitarna. Z hucznym patosem wzywa całe społeczeństwo do wytężonej, ekstatycznej pracy.

Problematyka etyczna związana z jego tekstami kryła w sobie przede wszystkim pytanie o prawo do tyrteizmu pracy. Przyboś odpowiadał na nie przedstawiając się jako współrobotnik, a nawet jako ofiara złożona na ołtarzu wspólnego trudu, wspólnego budowania. Wtedy rodzi się pierwsza myśl o zrównoważeniu pracy fizycznej - pracą słowem poeta ma prawo nawoływać innych do pracy, ponieważ sam „twardym słowem pracuje”.

Nikt w tym czasie nie pasjonował się pracą równie mocno co Przyboś. Nowoczesna techniką natomiast - cała Awangarda i nie tylko. Przyboś traktował maszyny jako narzędzie pracy, spotęgowanie siły ludzkiej, a jednocześnie - wzorzec dla nowej poetyki.

Maszynizm Przybosia był nie tylko tematyczny - świat jego poezji jest znacznie bardziej zapełniony przez maszyny niż ludzi. Był tez strukturalny - poezja skonstruowana jak maszyna. Myśl przewodnią wyznaczały trzy elementy: koło, prąd, rozruch. Poprzez te trzy słowa-klucze wyrażał się Przybosiowy dynamizm, maksymalizm, gigantyzm. Zazwyczaj był to rozruch radosnej energii, twórczej, produkcyjnej. Zdarzało się, że rozruch ten stawał się gwałtem, było w nim i coś z katastrofizmu, i coś z lęku, i coś poezji rewolucyjnej.

Wczesna poezja Przybosia jest bardziej skomplikowana niż można by przypuszczać. Poza podziwem dla maszyny i miasta kryło się tu i przerażenie nimi, poza apoteozą pracy - apoteoza męki, poza brygadzistą - ofiarnik, poza poetą państwowotwórczym - poeta rewolucjonista, poza pozytywistą - niemal poeta mistyk. Ideałem Przybosia było maksymalne napięcie, maksymalna siła doznań. Źle czy dobrze - byle potężnie.

Tom sponad (1930) - wielki skok w poezji Przybosia, potem jeszcze tom w głąb las (1932). Wysoka ranga poetycka Przybosia została ugruntowana.

Tom sponad był tomem przełomowym - wprowadził nową koncepcję języka poetyckiego, zapoczątkował zasadniczą zmianę dekoracji w jej świecie przedstawionym. Przyboś odszedł tu od tematu nowoczesnej techniki i tematu pracy zbiorowej. Odrzucił patetyczną egzaltację, dopuścił natomiast liryzm i groteskę. Zapoczątkował przeprowadzkę swoich wierszy z miasta na wieś. Wielkiego Inżyniera zastąpił Kreatorem czy Gigantem. Koła maszyn - kołami widnokręgu, a prąd elektryczny - samoczynnym rozruchem języka i wyobraźni.

Nowa koncepcja języka poetyckiego oparta na homonimii i polisemii, koncepcja ukazująca ogromną potencję semantyczno-ekspresyjną, implikowała „maksimum aluzji wyobrażeniowych w minimum słów”, oparta na zasadzie kondensacji, kompresji języka - wielości znaczeń, podobieństwach brzmieniowych.

W poezji Przybosia rodzić się zaczął samoczynnie ruch - zmienia relację z „podmiot w ruchu - przedmiot w bezruchu” na relację „podmiot w bezruchu - przedmiot w ruchu”. Od wizji świata ukształtowanego przez technikę, miasto przechodzi ku wizji świata ukształtowanego przez naturę, wieczny kołowrót pór roku.

W sponad Przyboś jakby żegna się z miastem.

W wierszu na kołach pojawia się problematyka społeczna, motyw wiecu i pochody. Na groteskowo w cyklu nazwanym później O grosz - ukazuje miasto od strony lichych podwórek, pretensjonalnych subiektów, ulicznych grajków, żebraków.

Odchodząc od miasta Przyboś zapoczątkował poezję krajobrazu - koliście-płynną i łagodnie-liryczną. Niezwykle delikatną, ale zarazem zuchwałą - przedstawiającą poetę jako kreatora, który opisując świat stwarza go.

W tomie w głąb las - poetyka pejzażu nasycona wielostronną problematyką. Pojawia się poezja wspomnień z wiejskiego dzieciństwa. Po raz pierwszy krajobraz staje się widomym znakiem głębokich przeżyć egzystencjalnych.

Po przejściowym złagodzeniu wzmaga się znów dynamiczność w poezji Przybosia. Przejawia się ona zarówno w sferze działań ja lirycznego, w temacie autogigantyzacji jak i przedstawionym świecie - społecznym. Myśl o rewolucji, dawniej powiązana z miastem, teraz zaczyna nurtować Przybosia wiejskiego wiersz Chaty.

W latach 30. Przyboś pozostał obcy ciemnej tonacji, poczuciu zagrożenia, katastroficznym lękom. Jednak jego poezja - zgodnie ze swoją eksplozywno-energetyczną strukturą - stanowiła jedno wielkie oczekiwanie na wybuch, jednak oczekiwanie to nie budziło grozy i niepokoju, a zniecierpliwienie i optymizm. Miał to być przede wszystkim wybuch rewolucji (w latach 30. następuje w poezji Przybosia gwałtowny proces radykalizacji poglądów społecznych), ale i wojny (wiersz Niedostrzegalnie z tomu Równanie serca 1938).

Równanie serca jest tomem zawierającym utwory prerewolucyjne, prewojenne, ale też cykl wierszy o Paryżu - próba zmierzenia się z wielką metropolią. W ramach tego cyklu - wiersz Notre Dame - jedno z największych arcydzieł, rewelacyjny przekład architektury na poezję. Lotność, powietrzność wierszy z cyklu paryskiego zapowiadają coraz większą role jaką będzie odgrywał żywioł powietrza w poezji Przybosia.

Z kolei w cyklu Ścięcie jaworu - ziemskość. Atmosfera z pogranicza jawy i snu, wspomnieniowość podszyta baśnią i mitem, powolne i panoramiczne widzenie otaczającej okolicy, Rodzina.

W poezji Przybosia dokonuje się w tych latach rozluźnienie „gorsetu metaforyki”. Zwrot ku wyobraźni. Cykl próz poetyckich Pióro z ognia - śmiałość skojarzeń, „pojęciowość” wyobraźni, pewien nadrealizm, niesamowitość sytuacji, otwarcie drogi ku czystej poezji, ku czystemu kreacjonizmowi.


Na kołach

Jak swój dzień wywieść z obiegu?
Miasto kołami woła,
turkot zajeżdża do uszu robotników, którzy
zarobiony dzień niosą na plecach.
Stacje ruszyły z miejsca
wyprzedzając spóźnionych podróżnych,
trotuar staje z jezdnią do biegu.
Kable wiją ramionami u wyłomu
dnia, którego za mało!
Z placów, porosłych kołami, lecą
gościńce, które inżynier przedłuża
o rozpęd nóg zadyszanych przechodniów.
Ulicę - od rogu do rogu zalewają domy,
domów - po dachy przybrało,
nadmiar dzieło pod dach wyprowadza co dnia.

Jak zatoczyć poemat na kołach?

Powrót na wieś (z tomu Równanie serca)

Odeszły mnie ulice Warszawy
dobrymi chęciami brukowane,
wolę sadzić na drzewach jemiołę!

Noc minęła i przewrócił się obłok orny.
Podrywa się spod nóg
krótki wiatr o skrzydle kuropatwy.

O tu robię między troską a łanem,
Obłąkany przez błękit ogromny?

Ojciec przed siwą górą puścił pług, przystanął
milcząc;
czy on mi starą prawdę zamilcza na ucho,
co rok strząsając ziemię ze siebie z mozołem?

Cóż, bronuję na ukos
szarą gwiazdę rolniczą,
w podoranym powietrzu poganiając wrony.

Wiosna 1937

Wjazd uderzył w halę dworca na alarm,

dzwon, który mnie przywiózł.

W jednej chwili rozbitej jak atom,

w iskrzącej ekspresami sekundzie:

gotowa armia: beton w żelazo uzbrojony żywioł,

ludzie,

Paryż od razu pochwycony przez auta,

ludzie, ludzie,

fala:

wysokie wezbranie człowieka.

Wiosna wojny! Pęcznieje od ludzkiego nawału,

dojrzewa ciężko w tunelach przywalona ziemia,

bekowisko materii - ryuczy.

Chwila - pierwszy zielony pak przepełni powietrze

sine, spalone radem, prądem elektrycznym,

chwila -

Na urodzajnym bruku, który już się zaczerwienił,

w wigilię drugiego wystrzału

czekam:

tłumię poemat.


tomiki:

charakterystyka:

narzędzie pracy (nie tak jak u futurystów otoczenie jej kultem)

poezja ma być konstruowana jak maszyna

maszyna ma być wzorcem nowej poetyki

koło, prąd, ruch (koło puszczane w ruch przez prąd)

tomiki:

wysoki poziom artystyczny, świetny tomik

zmiany w poetyce i postawie kulturowej

liryzm

groteska

wieś

Kreator - Gigant

utwory:

na kołach

gmach

drzewiej

O grosz - liche miejskie podwórka, pretensjonalni subiekci, grajkowie, żebracy - groteskowe miasto

homonimia, polisemia

kondensacja języka; wieloznaczność

„nadmierne” istnienie świata przedstawionego i podmiotu lirycznego →wieloznaczność

ruch

świat pejzażu, natury

kołowrotek pór roku

wspomnienia z wiejskiego dzieciństwa

pejzaż wyraża przeżycia egzystencjalne

dynamika

utwory:

Chaty

charakterystyka:

utwory:

utwory prorewolucyjne

o Paryżu

chwytanie, lotne obrazy, ruch w poezji

szybkie wielkomiejskie perspektywy

nawiązania do nadrealizmu, kreacjonizmu → lansowany przez Ludwika Frydego

utwory:

Notre-Dame; przełożenie architektury na poezję (Kto pomyślał tę przepaść i odrzucił ją w górę!);

cykl Ścięcie jaworu; wspomnieniowość, baśniowość; statyczność; panoramy; symbioza z przyrodą

Pióro z ognia - cykl próz poetyckich; rozluźnienie metaforyki

  1. Antoni Słonimski

(ur. 15 listopada 1895 w Warszawie, zm. 4 lipca 1976 tamże) - polski poeta, felietonista, dramatopisarz, satyryk, krytyk teatralny i działacz. W 1917 ukończył Szkołę Sztuk Pięknych w Warszawie. Organizował wystawy swych prac plastycznych oraz współpracował z czasopismami artystycznymi, m.in. z miesięcznikiem Pro Arte.

W 1918 współtworzył kawiarnię literacką Pod Picadorem, a w 1919 grupę poetycką Skamander. Współpracował z nią, z przerwami, do wybuchu wojny. W latach międzywojennych współpracował także z Kurierem Polskim (1920-1923) i Wiadomościami Literackimi (1924-1939).

Jego teksty wykorzystywały m.in. kabarety Czarny Kot, Qui Pro Quo, Cyrulik Warszawski, Tip Top oraz rosyjski awangardowy Niebieski Ptak. Był członkiem Związku Zawodowego Literatów Polskich i polskiej sekcji PEN Clubu.

W działalności publicystycznej sprzeciwiał się zarówno postawom Narodowej Demokracji, jak i komunizmowi. Opowiadał się za racjonalizmem i demokracją.

Jego debiut to Wiersz o poecie z 1913 roku. Sonety (1918).

Słonimski - obok Lechonia - najbardziej zaangażowany w sprawy wielkich wspólnot ludzkich. Dla Lechonia była to Polska, dla Słonimskiego - cała ludzkość.

Postawa ta nie objawiła się od razu. Zadebiutował jako wirtuoz-stylizator, jak najdalszy od dziejących się aktualnie wydarzeń. Wczesna poezja Słonimskiego miała charakter antytetyczny, główna para przeciwieństw: parnasizm - ekspresjonizm. Słonimski do francuskiego parnasizmu nawiązywał świadomie i manifestacyjnie. Parnasizm i poezja „Sztuki dla sztuki”: strofika, szczególna predylekcja do sonetów, postulat uczuciowego chłodu, sztuka pojęta jako sztukmistrzostwo, postawa intelektualna, egzotyka. Słonimski nie powtarzał jednak parnasizmu, był zawsze podszyty romantyzmem, ciażył ku poezji osobistego wzruszenia, wierzył w moc słowa. Nawet w najbardziej parnasistowskich tomikach - debiutanckich Sonetach i w Harmonii - był tyleż parnasistą co sentymentalista (w Sonetach) i bergsonistą (w Harmonii).

Drugi biegun ówczesnej poezji Słonimskiego to ekspresjonizujaca Czarna wiosna - wiąże się ona z twórczością satyryczno-polityczną poety. Jest najbliższa aktywistyczno-pacyfistycznej odmianie ekspresjonizmu. Pod względem poetyckim ma w sobie wiele z parnasistowsko-klasycyzujacego rygoru, z romantycznego patosu i z lekkości politycznego kabaretu. Czarna wiosna należy do najlepszych wierszy Słonimskiego. Jej punkt wyjścia przypomina Herostratesa Lechonia. Słonimski jednak naprawdę zrzucił z ramion płaszcz Konrada. CzW jest gwałtownym manifestem kosmopolityzmu i pacyfizmu (antymilitaryzmu), głosiła też pochwałę i zapowiedź rewolucji. Satanistyczno-katastroficzne wizje towarzyszom tu neorokokowym obrazkom „wpół rozebranej Ninon”, a wśród przyczyn ludowego gniewu poeta wymienił gorycz fryzjerów, przy których damy rozbierają się bez żenady.

CzW dała pierwszy impuls ekspresjonistycznej, ale zarazem i klasycyzującej poetyce Słonimskiego, której wyznacznikiem były: wiersz wolny, podniosła retoryka, chaotyczność wyobraźni, wielosłowie. Służyła agresywnemu antymilitaryzmowi, z czasem zaczęły przeważać treści katastroficzne. Wiersze tego rodzaju (tzw. czarne dytyramby) Słonimski pisywał do końca lat 20., jednym z ostatnich był wydany osobno poemat Oko w oko (1928).

Słonimski rozporządzał wieloma stylami i poetykami, to co je łączy to przenikający je duch stylizacji, coraz większą rolę odgrywa w nich poezja romantyczna - aż po wiersze-pastisze, np. Smutno mi Boże.

Pojawia się poważna i patetyczna poetyka ody i gatunków jej pokrewnych.

Słonimski manifestuje swój humanizm, pacyfizm, głosił XX-wieczne braterstwo sportu, roztrząsał problem patriotyzmu i kosmopolityzmu.

W „poetyce bezpretensjonalności” napisał kilka erotyków i zabawnie autosatyryczne Znamiona genialności.

Słonimski lubił wprowadzać do poezji nowoczesne scjentystyczne słownictwo i traktowany z przymrużeniemoka styl informacyjno-naukowy. Ale obok tej tendencji wystąpiła też językowa potoczność jak w Rozmowie z rodakiem.


Czarna wiosna

Już wam nie będę płacił śpiewem,

Czuję pod nogą twardy grunt!

I gniewem

Zachłyśnie się mej pieśni bunt!

Ja, com żył zawsze jeno echem,

Na wpół ukryty w cieniu krat,

Oddechem

I chciwą żądzą chłonę świat.

Słyszę w sapaniu lokomotyw

Rytm heksametru, w świstach kół

Gra motyw,

Co strofy pęd hamuje wpół.

W daktyle, jamby i trocheje

Zleję gwar miasta, mętny szum,

Szaleję!

Jak strofy wiersza, popchnę tłum.

O, ze mną, ze mną, ciemna zgrajo!

Jakżeś mi piękna, kiedy w krąg

Padają

Więzy z osłabłych twoich rąk.

Niech z jękiem miasta się rozpękną,

Niech miecz twój sięga aż do trzew,

I piękno

Zmieni się w ciało, zmieni się w krew!

Wartko i szybko w pęd stokrotny,

W rytmiczne karby ujmę skok

Zawrotny

Aż w tańcu runę z wami w mrok!

Po chmurnych mękach wytężenia

W rozkosz was krwistą, straszną pchnę

Spełnienia,

Co myśli w białej nurza mgle,

Pada - zapada w mrok omdlenia.

III

Z prawdziwym żalem słowa te kreślę.

Dosyć po polsku, dosyć pisałem!

Wszystko, co czułem i co cierpiałem,

Wszędzie na świecie ogromnym, całym.

Chcę dziś pisać po grecku!

Chcę dziś pisać po francusku,

Chcę dziś pisać po niemiecku,

Chcę dziś pisać po turecku,

Po włosku, chińsku, po rusku!

Czarnym Arabom znad Eufratu

I ludożerczej w Zambezi sekcie

Chciałbym powiedzieć, tak jak brat bratu,

Słowa w ich własnym dzikim dialekcie.

Śpiewać po szynkach w noce pijane,

W portach latarni, gdzie tysiąc gore,

Chinkom, dziewczynkom spod Singapore,

Słowa znajome a niespodziane!

Żal mi dni, które przeszły, żałuję

Lat już minionych, wieków, stuleci -

Myśl moja rącza cwałuje, leci.

Słońce śmiejąca w biegu całuje!

Spłoszyłem ruchem oto sto słoni,

Co z majestatem niosły lektyki -

Okrzyki! Tumult wstaje i dziki

Niewolnik czarny chwyta się broni.

Słoniom w różowe pchają pachwiny

Strzały zatrute, padają w trzasku

Burnusy białe, perły, rubiny,

Srebro i zieleń tarza się w piasku.

Wszędzie was widzę dziś, czarni ludzie,

Bracia, o bliźni, obywatele!

Z wami wszystkimi dziś się podzielę,

Powiem wam wszystkim słowo o cudzie.

Ojczyzna moja wolna, wolna...

Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada.

Ojczyzna w więzach już nie biada,

Dźwiga się, wznosi, wstaje wolna.

Na cóż mi zbędnych słów aparat,

Którymim szarpał rany twoje?!

By ciebie zbudzić, już nie stoję

Nad twoim trupem jako Marat.

Poezjo, tyżeś na kurhany

Kazała klękać, jątrząc ranę,

Wodząc przed oczy rozkochane

Delije, pasy i żupany.

I cóż mi zrobić teraz z mową,

Która, zbłąkana w tej manierze,

W pawęże bije i puklerze,

Ojczyznę wzywa: wstań na nowo!

Odrzucam oto płaszcz Konrada:

Niewola ludów nie roznieca

Płomienia zemsty! - Pusta heca!

Gdzie indziej żagiew moja pada!

Znamiona genialności

Coś z Sokratesa w sobie znajduję, gdy się badam:

niewiele bowiem pisuję, a dużo opowiadam.

Z Henrykiem Heine także mam coś wspólnego, co się

poznaje momentalnie po specyficznym nosie.

Z Janem Jakubem Rousseau łączy mnie moc szczegółów:

mam pociąg do włóczęgi i braknie mi skrupułów.

Jak boski Leonardo, wśród wielu swych afektów

czuję leciutką słabość do młodych architektów.

Jak Homer niedowidzę! Lecz w pierwszej już młodości

wyraźnie w sobie widzę znamiona genialności.


tomiki:

charakterystyka:

nawiązania:

świadome nawiązania

wirtuozeria, strofika

sztuka jako sztukmistrzostwo

wzruszenia

moc słowa

patos

pastisze (Smutno mi boże)

formy:

teksty:

poetyka:

  1. Leopold Staff

(ur. 14 listopada 1878 we Lwowie, zm. 31 maja 1957 w Skarżysku-Kamiennej) - polski poeta, tłumacz i eseista. Jeden z najwybitniejszych twórców literatury XX wieku, kojarzony głównie jako przedstawiciel współczesnego klasycyzmu; prekursor poezji codzienności, związany także z franciszkanizmem i parnasizmem. Zaliczany do czołowych poetów młodopolskich, w okresie międzywojennym stał się duchowym przywódcą skamandrytów.

Tęcza z łez i krwi (1918), Ścieżki polne (1919), Szumiąca muszla (1921) i Żywiąc się w locie (1922).

Wydane w 1919 Ścieżki polne stały się nie tylko przełomem w samej twórczości Staffa, ale zrewolucjonizowały literaturę polską XX wieku w ogóle. Stanęły one bowiem u podstaw poezji Skamandrytów, a także awangardy (Julian Przyboś, Mieczysław Braun). W skład dzieła weszły dwa wcześniej wydane zbiorki, Pieśń o skowronku i Sady.

Wiersze Ścieżek polnych proponowały poezję spraw codziennych, pochwały chłopskiej pracy, sytuacji i rzeczy pozornie niepoetyckich, budzących dotychczas sprzeciw a nawet odrazę artystów. Klasycystyczne ody z Ścieżek polnych opiewały zwózkę, nawóz ziemi, przewrotne piękno krowy, kur, bociana czy psa. Tak oto Staff został oficjalnie uznanym mistrzem i prekursorem grupy Skamander, później zaś stał się także inicjatorem jej klasycystycznego oblicza i źródłem wewnętrznych przemian twórczości chociażby Juliana Tuwima czy Kazimierza Wierzyńskiego. Razem z rozwojem Skamandra, sam Staff przeżył renesans swojego talentu. Poeta reprezentował wówczas postawę jasnej, ufnej religijności a nade wszystko - poczucia harmonii, które stało u podstaw międzywojennego optymizmu.

Wysokie drzewa (1932): Tom Wysokie drzewa był, zdaniem historyków literatury Dwudziestolecia, najdoskonalszym przykładem klarowności, artystycznego zrównoważenia oraz "przezroczystości" klasycystycznej poezji międzywojnia. Najdobitniej świadczył on również o odnowieniu talentu Staffa. Jeszcze wyraźniej niż wcześniej, programowy klasycyzm objawił się w nich jako postawa duchowa, etos. Stosunek autora do świata w Wysokich drzewach cechuje jednocześnie pełen wzniosłości i majestatu podziw dla piękna natury, ale i ciepły humor w stosunku do codziennych spraw człowieka. Dotyczyło to również duchowej ewolucji Staffa w kwestii pojmowania dramatu wiary; religijność poety z tego okresu jest dużo bardziej pogodna, pełna dowcipu i swobody.

Prekursor i patron skamandrytów. Już w MP zainicjował nurt poezji życia codziennego i zwrot ku klasycyzmowi. Renesans talentu w czasach dwudziestolecia. Ani Tęcza łez i krwi (1918) - wiersze o wojnie, ani Szumiąca muszla (1921) i Żywiąc się w locie (1922) - obydwa zbiory w dużej mierze autoepigońskie, tego renesansu nie zapowiadały. Wyjątkiem były Ścieżki polne (1919) o wsi i chłopskiej, codziennej pracy. Tom ten przypominał o świetności Staffowskiej sztuki poetyckiej i ukazał, zwłaszcza w cyklu sonetów opiewających wiejskie gospodarstwo, gnój i wieprze, nowe możliwości i walory, zmysł realistycznej obserwacji i bardzo delikatnie zaznaczony ton heroikomizmu.

Ucho igielne (1927) współtworzące nurt poezji religijno-wyznaniowej również przeszło bez echa.

Nowy Staff w pełni zaprezentował się w tomie Wysokie drzewa (1932) - wtargnięcie konkretnej codzienności do sfery metaforyki, specyficzny rodzaj żartobliwego humoru, zaczęły pojawiać się najświetniejsze pointy, paradoksy i oksymorony Staffa. Służyły one rozwijającej się nadal u Staffa poezji religijnej.

Najbliższy poezji Staffa wśród skamandrytów był Kazimierz Wierzyński.

KLASYCYZM LEOPOLDA STAFFA

tomiki:

sonety

tematyka: wiejskie gospodarstwo

tonacja realistyczna, patos młodopolski

tomik epizodyczny w drodze do wielkiego klasycyzmu Staffa

metaforyzacja codzienności

humor, poetyckie dowcipy


Wieprz (z tomu Ścieżki polne)

Racząc się chętnie truflą i leśnym korzonkiem,

Ponad wszystko przenosi błoto i pomyje,

Spełniając tym zadanie żywota, że tyje

Brzuch zakończony krętym i śmiesznym ogonkiem.

Przedmiot takiego wstrętu, że serce niczyje

Nie wzrusza się, gdy w targu dzień z kwikiem i chrząkiem,

Za tylną nogę ciągnion, za upór, postronkiem,

W umorusane połcie bierze gęste kije.

Jednakże niechlujnego tego życia świadki

Zapominają wzgardę swą i nikt nie zdole

Wstrzymać oskomy, która wzbiera w ustach ślinką,

Kiedy te utytłane w kałuży pośladki

Legną na wielkanocnym, poświęconym stole

Różową, zdobną w bukszpan i gwoździki, szynką.

Wysokie drzewa

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,

W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,

Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,

Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.

Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,

W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,

Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu

Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza

I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,

Z których widmami rośnie wyzwolona dusza...

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa

Praca (z tomu Barwa miodu)

Ręce w kieszeni, w ustach papieros,

Chodzę po świecie, władca i heros.

Niby przez monokl w oka orbicie,

Przez kółka dymu patrzę na życie.

Gorszy cię byt mój bez trudu, celu,

Obywatelu, mój przyjacielu.

Próżniaczych moich dni nie pochwalasz?

Wiedz, żem robotnik, zaciekły malarz.

O głodzie, chłodzie, w ducha swobodzie

Maluję sufit w Saskim Ogrodzie.


  1. Julian Tuwim

(ur. 13 września 1894 w Łodzi, zm. 27 grudnia 1953 w Zakopanem) - polski poeta żydowskiego pochodzenia, pisarz, autor wodewili, skeczy, librett operetkowych i tekstów piosenek; jeden z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego. Współzałożyciel kabaretu literackiego „Pod Picadorem” i grupy poetyckiej „Skamander”. Bliski współpracownik tygodnika „Wiadomości Literackie”.

Czyhanie na Boga (1918), Sokrates tańczący (1920), Czary i czarty polskie (1924).

Młodość Tuwima: Czyhanie na Boga (1918), Sokrates tańczący (1920), Siódma jesień (1922). Dojrzałość: Wierszy tom czwarty (1923), Słowa we krwi (1926).

W pełni klasycystyczny tom: Rzecz czarnoleska (1929).

Debiut przyjęty za największe wydarzenie w młodej poezji. Podbił czytelników dytyrambiczną dionizyjskością, frenetyczną pochwałą życia.

Poemat Poezja - dytyrambiczny program poetycki młodego Tuwima.

Teofania - sakralizacja Nowej Poezji, traktowanie jej jak objawienie samego Boga. Bóg rozumiany panteistycznie - siła, która przenik, dynamizuj i prowadzi ku ekstazie wszystko, co jest życiem; ale też komunionistycznie - jako transcendentny patron i współuczestnik zespolenia się ludzkości w miłości i braterstwie.

Tuwim sam siebie nazywał futurystą, ale rozumiał go inaczej niż futuryści. Tak naprawdę był bardziej ekspresjonistą.

Akcenty komunionistyczne, zabarwione staffowskim franciszkanizmem, powtarzają się w ówczesnej poezji Tuwima (np. Chrystus miasta), ale tłum w tych wierszach ma w sobie więcej z naturalizmu niż franciszkanizmu. Najdobitniej widać to w Wiośnie - brutalny i mający cechy moralnej i estetycznej prowokacji dytyramb, ukazujący z obrzydzeniem i ironią odwrotną stronę wiosennego kultu Erosa.

W programowej Poezji - zaprogramowanie nowego poety. Podmiot liryczny jako prorok poetyckiej nowej wiary, ale też jako barbarzyńca, jeden z wielu, ktoś z tłumu typowo skamandrycka koncepcja poety. Poezja szarego człowieka pisana przez szarego poetę. Wiersz Prowincja - skromny, prywatny człowiek, nieco przelękniony życiem, nie najlepiej czujący się w dużym mieście, chętnie uciekający na prowincję.

W nurcie tym przychodzi do głosu język kolokwialny, pojawia się sytuacja rozmowy, prozaizacja poezji. Proces ten zostaje ograniczony przez XIX-wieczne stylizacje gawędowo-balladowe (np. Piotr Płaksin) i relikty młodopolskiej nastrojowości.

Pisząc o szarych ludziach przedstawiał ich smutki, choroby, nieszczęścia. Entuzjastyczna pochwała życia. Ale za radością życia kryje się stała myśl o śmierci; za biologicznym witalizmem - fascynacja destrukcją (wiersz Na wieży); za panteizmem i komunionizmem - demonizm. Charakterystyczna opozycja sacrum - anty-sacrum. Duża rola w poezji Chrystusa, ale też sił nieczystych, czarów, opętania, alchemii.

W okresie gdy zanikają związki Tuwima z MP i wygasa poetyka dytyrambu, dokonuje się proces kondensacji Tuwimowskiego energetyzmu, wzrasta poczucie dystansu wobec wyrażanych emocji, poszerza się skala jakości estetycznych m.in. o groteskowość. Przekorny manifest pacyfizmu - Do generałów. Gniewne oskarżenie politycznej zbrodni - Pogrzeb prezydenta Narutowicza. Zjawiskiem o wielkiej wadze był zwrot ku językowi. Zainteresowanie językiem, brzmieniem mowy, przekształcanie słów geneza Słopiewni - cyklu wierszy pisanych jakby prapolskim językiem.

Wiersz Słowo i ciało - otwiera Słowa we krwi. Mówi o takim widzeniu świata, w którym słowo nazywające rzecz jest z tą rzeczą identyczne.

Biblia cygańska, Treść gorejąca - Tuwim przechodzi ewolucję zgodną z duchem epoki. Lata 30. - niepokój metafizyczny (np. Życie codzienne, To było tak). Wzmaga się mizantropia, wstręt do społeczeństwa, pogarda dla tłumu. Obrzydzenie bezsensem życia społecznego w ogóle - Wiosna chamów, Wiec, Mieszkańcy. W tej sytuacji Tuwim zwraca się więc ku językowi, tym razem ujmowany w sposób bliski Leśmianowi - mit regresu. Powrót do praźródeł języka. Poemat Zieleń - opowieść poetycka, po trosze baśń o takim właśnie powrocie. Pierwotność języka jest tu mocno spleciona z pierwotnością natury.

Rzecz czarnoleska - najbardziej klasycystyczny tom poety.

Rewelacyjna poezja dla dzieci.


Piotr Płaksin

Na stacji Chandra Unyńska

Gdzieś w mordobijskim powiecie,

Telegrafista Piotr Płaksin

Nie umiał grać na klarnecie.

Zdarzenie błahe na pozór,

Niewarte aż poematu,

Lecz w konsekwencjach się stało

Główną przyczyną dramatu.

Smutne jest życie... Zdradliwe...

Czasem z najbłahszej przyczyny

Splata się w cichą tragedię,

W ciężkie cierpienie - bez winy.

Splata się tak niespodzianie,

Jak szare szyny kolei,

W rozpacz bezsilną, w tęsknotę,

W bezbrzeżny ból beznadziei.

Jak odchodzące pociągi,

Jest jednostajne, codzienne,

Jak dzwonki trzy, wybijane

W słotne zmierzchania jesienne...

Przez okno spojrzy się czasem

W szlak dróg żelaznych daleki,

Dłońmi się czoło podeprze

I łzami zajdą powieki

Otóż przy jednym z tych okien,

Przy aparacie Morsego,

Siedział Piotr Płaksin i - tęsknił,

A nikt nie wiedział, dlaczego.

(…)

A jednak były osoby,

Które wiedziały co nieco:

"Szersze lia fam" powiadały,

Czyli za sprawką kobiecą.

Wierzyć po prostu nie chciałem,

Choć ni Warwara Pawłówna

(Konduktorowa) mówiła,

Że to przyczyna jest główna.

Mówiła w wielkim sekrecie,

Że to jest oczywista:

Że się w kimś kocha na stacji

Piotr Płaksin, telegrafista.

Święte ugodniki boże!

Batiuszki! Co za zdarzenie?!

Kogóż to kocha Piotr Płaksin?

Tanie, Anisję czy Żenię?

Olgę? Awdojtę? Nastazję?

Wierę? Aniutę? Nataszę?

Może Maryję Pawłównę?

Może Siemionową Maszę?

- Kogo? Tę Polkę z bufetu?!

Hospodi! Świat się przekręcił!

... A Płaksin siedział przy oknie

I tak jak zwykle się smęcił.

Na stacji Chandra Unyńska,

Gdzieś w mordobijskim powiecie,

Technik, Włas Fomycz Zapojkin,

Przepięknie grał na klarnecie.

Czasem tak smętnie, jak gdyby

Trafił go żal najstraszniejszy...

A wtedy grywał przeciągle:

"Ostatni dzionek dzisiejszy..."

Czasem prześlicznie i słodko,

Jakoś łagodnie i czule;

A czasem dziko, wesoło:

O samowarach i Tule.

A pannie Jadzi z bufetu

Serce z wzruszenia aż mięknie,

Szeptał często: "Włas Fomycz,

Pan gra tak cudnie... tak pięknie..."

A techni wąsa podkręca

I oczkiem zdradnie jej miga:

"Jej-Bogu, głupstwo zupełne,

To dla was, panna Jadwiga!"

Ach, wzdycha Jadzia do grajka,

A grajek zwodnie jej kadzi,

I wzdycha jeszcze Piotr Płaksin

Do Jadzi ślicznej, do Jadzi...

Wicher po polu się tłucze,

Huczy za oknem zawieja,

Włas Fomycz gra żałośliwie:

Och, żal mi ciebie, Rassieja!

Śnieg pada gęsty i gruby,

Wiatr w szpary okien zawiewa,

Panna Jadwiga, jak co dzień,

Podróżnym wódkę nalewa.

Sroży się mróz trzaskający,

Dreszczem przejmuje do kości,

Siedzi Piotr Płaksin i pisze,

List pisze o swej miłości.

Pisze Piotr Płaksin do Jadzi,

Że jej powiedzieć nie umie,

Więc błaga w liście chociażby:

Niechaj go Jadzia zrozumie!

Pisze, że kocha ją dawno,

Jeno powiedzieć jej nie śmiał,

O tajemnicę ją prosi,

Aby Włas Fomycz się nie śmiał.

Pisze serdecznie, miłośnie,

Że kocha, marzy, wspomina!

I łzy spadają na papier

Telegrafisty Płaksina.

Jest smutne okno na stacji,

Skąd widać pola dalekie,

Skąd widać szyny, pociągi

I trzy drzewiny kalekie.

Skąd widać ludzi, co jadą

W dalekie smutne podróże,

Skąd widać jesień rosyjską

I szare niebo - hen, w górze...

I jest niezmierna tęsknota,

I żale stare, banalne,

I oczy bardzo dalekie,

I słowa, słowa żegnalne...

Ach, serce biedne, wzgardzone!

Ach, oczy śmiesznie płaczące!

O, łkania w noce bezsenne!

O, łzy miłości gorące!

"Nie dla mnie pan, panie Płaksin,

Dla mnie Włas Fomycz, artysta

Z duszą poety marzącą.

A pan co? - Telegrafista!"

Czyta Piotr Płaksin i myśli:

"Po co ja komu na świecie!"

I myśli jeszcze: "Jak ślicznie

Włas Fomycz gra na klarnecie..."

Na stacji Chandra Unyńska,

Przy samym płocie cmentarnym,

Jest grób z tabliczką drewnianą,

Z krzyżykiem małym i czarnym...

A na tabliczce jest napis:

"Duszo pobożna i czysta,

Pomódl się... Leży w tym grobie

Piotr Płaksin, telegrafista"

Wiosna

Serce pęcznieje, nabrzmiewa,

Wesele musuje w ciele,

Można oszaleć z radości,

O, moi przyjaciele!

Od stóp do głowy krąży

Potok niepowstrzymany!

Pomyślcie, co się dzieje!

Jaki to pęd opętany!

Jak bardzo jest! jak wiele!

Jak żywo, zupełnie, cało!

- Chodź, Młoda do Młodego

Ojcostwa mi się zachciało!

Do generałów

Warczy, straszy, groźnie ściąga brwi

Byle generalisko, obwieszone gwiazdami.

- Panowie l Przestańcie udawać lwy!

Dowiedzcie się nareszcie, że tata) - my,

Zamyśleni przechodnie,

My jesteśmy tu generałami!

Nonszalancja, pompa, szlify, szyk,

Tajemnice sztabowe, adiutanci, bale,

Słówko rzuci - i robi się krzyk:

"Dziękul jemy! panie! gene! rale!"

Śmieszne rzeczy. No bo niby co?

Bierzcie ze ranie przykład: chodzę skromnie,

A mam władzę, panowie, ho-ho!

- Cały wielki świat należy do mnie!

Nie dosłuży się żaden z was

Do tej rangi - Wolnego Poety!

Bóg nie rzuci wam takich gwiazd

Na mundury i na epolety!

Nie powierzy warn żaden sztab

Naszych słodkich i strasznych sekretów!

Nie znajdziecie na żadnej z map

Tajemniczej ojczyzny poetów!

Wam - czerwone wyłogi za rzeź,

Za morderstwo, gwałty i pożogi!

My - do serca nagą rozdzieramy pierś:

Takie mamy szkarłatne wyłogi!

Z armat waszych - pocisków grad

Śmierć i dym zostawia, bomb Miotacze!

Ale życiem i ogniem

Nawet za tysiąc lat

Będą pękać naszych słów kartacze!

Więc przestańcie udawać lwy,

Śmieszni ludzie, obwieszeni gwiazdami.

Pamiętajcie, że tutaj - My,

Zamyśleni przechodnie,

My jesteśmy tu generałami.

To było tak

To było tak: w ciemności nocy

Z gałązki wylazł żywy pączek.

Rozklejał się, ptakami kwiląc;

O świcie - westchnął. To był początek.

Godzinę blisko się dokwiecał,

Leniwie drzemiąc w ciepłej wiośnie.

Ciągnęły go z lepkiego gniazdka

Kwieciste ptaki coraz głośniej.

Godzinę blisko się upierzał,

Barw upatrując po ogrodzie.

Wyciągał go z zawięzi miękkiej

Skrzydlaty wietrzyk coraz słodziej.

O, patrz, jak biją się o ciebie,

Złączone w jeden zgiełk pstrokaty:

Ptaki świergotem coraz tkliwszym,

Coraz żarliwszą wonią kwiaty!

Bezimiennego cię rozdwaja

W dwa cudy jedna twórcza siła,

I drży pod tobą niespokojna

Gałązka, która się powiła.

Wiec kto? wiec jak? Zawiało chłodem.

Czy ptak? czy kwiat? I gwar zamiera,

I rozpaczliwy strach istnienia,

W struchlałym sercu świata wzbiera.

Wtedy zerwałem go z gałęzi

Jak pierworodny owoc z drzewa:

I bardzo słodką wonią dyszy,

I bardzo smutne wiersze śpiewa.


tomiki:

twórczość wczesna

twórczość dojrzała

cechy debiutu:

wczesne istotne utwory:

poezja jest miejscem objawienia się Boga traktowanego panteistycznie

poeta 1)subiektywnie jest barbarzyńca, człowiekiem pierwotnym; 2) obiektywnie jest natchnionym prorokiem nowej poetyckiej wiary; KTOŚ Z TŁUMU (szary poeta szarej rzeczywistości)→ nurt:

ucieczka na prowincję

język kolokwialny

prozaizmy

język i jego znaczenie w twórczości Tuwima

teoria języka „pozarozumnego” Chlebnikowa

Słopiewnie - język jakby prapolski

Słowo i ciało - widzenie świata, w którym słowo z widzianą rzeczą jest identyczne; atmosfera sakralna

KLASYCYZM JULINA TUWIMA

tomiki:

charakterystyka:

tendencje:

utwory:

  1. Kazimierz Wierzyński

(ur. 27 sierpnia 1894 w Drohobyczu, zm. 13 lutego 1969 w Londynie) - polski poeta, prozaik, eseista. Zdobywca złotego medalu w konkursie literackim IX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie w 1928.

współpracownik pisma młodzieży akademickiej Pro Arte et Studio (wydawanego 1916-1919), uczestnik wieczorów w kawiarni poetów Pod Picadorem (istniejącej od 29 listopada 1918 do marca 1919 w Warszawie - początkowo przy ul. Nowy Świat, a następnie w podziemiach Hotelu Europejskiego), a wreszcie jako współtwórca grupy poetyckiej Skamander (wraz z Antonim Słonimskim, Julianem Tuwimem, Janem Lechoniem i Jarosławem Iwaszkiewiczem).

Debiutował w 1913 (wiersz Hej, kiedyż, kiedyż), ale właściwym debiutem był tomik wierszy Wiosna i wino (1919), który dzięki radosnej i entuzjastycznej tonacji lirycznych wyznań autora zdobył mu popularność i rozgłos i stał się „kamieniem węgielnym” jego późniejszej sławy. Nastrój entuzjazmu i radości dominował także w kolejnym zbiorze wierszy Wierzyńskiego - Wróble na dachu (1921), ale później zaczął przygasać, a jego miejsce zajęła głęboka refleksja nad złożonością natury życia i świata (zbiory wierszy: Wielka Niedźwiedzica (1923 - z cyklem wierszy wojennych z lat 1914-1918), Pamiętnik miłości (1925), Rozmowa z puszczą (1929)). W kolejnych tomach wierszy Wierzyński przedstawił katastroficzną wizję współczesnej cywilizacji (poematy i wiersze ekspresjonistyczne w Pieśniach fanatycznych (1929) i Gorzkim urodzaju (1933)).

Drugi obok Tuwima frenetyczny pieca życia, ale w przeciwieństwie do Tuwima u niego ma to postać bakchiczną - czysta i jakby trochę pijana radość istnienia.

Poeta zaczynał w latach wojny od tonacji diametralnie odmiennej. Wiersze z tego okresu pełne są przygnębienia, poczucia wojennej śmierci i pustki (trafiły do trzeciego tomu - Wielka Niedźwiedzica, 1923). Ale w tym czasie powstała też część tych ekstatyczno-radosnych wierszy, które złożyły się na dwa pierwsze tomy - Wiosna i wino (1919), Wróble na dachu (1921).

Nikt w polskiej poezji nie był do tej pory tak wesoły i szczęśliwy. Novum stanowiła też poetycka autokreacja - podmiot liryczny to młody człowiek, żyje w mieście, popija wodę sodową, pali papierosy i jest po skamandrycku codzienny, ale przy okazji obnosi swoją radość po ulicach (Przyjaciołom z tomu Wróble na dachu).

Bohater jego wierszy jest niefrasobliwie szczęśliwy i radość swą manifestuje, trochę na przekór społeczeństwu, nieco po sztubacku. Krył się za jego postawą bunt, Alenie społeczny a młodzieńczy - ogólnikowy, przeciwko rygorom, powadze świata, jego nudnej pryncypialności, jego logice. „Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną”. Zamiłowanie do paradoksów i nonsensów, burzących solidną przedwojenną logikę. Postawa ta okazała się być bliska ideałom futuryzmu. W okresie tym napisał dwa dytyrambiczne wiersze programowe: Manifest szalony i Heroica, w jednym z nich napisał: „Życie jest wszystkim! Nie ma żadnej sztuki!”

Wszystko skończyło się wraz z tomem Wielka Niedźwiedzica. Wierzyński traci swoją dytyrambiczno-radosną charakterystyczność. Wiersze ujęte w cyklach Listy z podróży, Ziemia, Legenda są bardziej ogólnoskamandryckie, mniej typowo Wierzyńskie.

Do okresu przejściowego należy też Pamiętnik miłości (1925) - poetycki listownik miłosny.

Koniec lat 20. - cykl najwybitniejszy i najbardziej z ducha klasycyzmu - Laur olimpijski (1927). Radosny dynamizm tematyki olimpijskiej, zawodów sportowych, dynamizmie wywiedzionym z antycznych ideałów (m.in. mens sana in corpore sano, kalos kagathos).

Skamandrycka poetyka ładu i harmonii nie trwała jednak długo. U Wierzyńskiego przełom przypada na Rozmowę z puszczą i Pieśni fantastyczne.

Lata 30. - poezja historiozoficzno-mitologicznego patosu.

Wolność tragiczna - poetycki życiorys Piłsudskiego, utrzymany w stylu wysokim, patetyczny i dramatyczny, stylizowany na poezję romantyczną i romantyczną „piłsudskość”, chwytający istotne cechy mitu Piłsudskiego. Legenda o wielkim samotniku, przywódcy, który przerasta swój narów i chce go wepchnąć na właściwe tory. Romantyczna opozycja zbiorowość - wybitna, samotnicza jednostka przydaje poematowi napięcia, dramatyzmu i przybliża go do tonacji katastrofizmu.

Kurhany - ostatni z przedwojennych tomów Wierzyńskiego. Pełen patetycznej retoryki 13-zgłoskowiec. XIX-wieczni bohaterowie narodowej mitologii - Mickiewicz, Chopin. Wiersze te to po części: sny czy marzenia na jawie, relacje ze spotkań w ponadczasowym czasie mitu, apel do wielkich umarłych, podświadome wzywanie ich na pomoc w niejasno odczuwanej godzinie zagrożenia.

Wstążka z „Warszawianki” - pisana w sierpniu 1939, synteza polskiej mitologii, znowu wielka rolę odgrywa bohater Wierzyńskiego - Piłsudski, tym razem jako duch sposobiący naród do nieuniknionej wojny.


Manifest szalony

Precz z poezjami! Z duszą tromtadrata!

Niech żyją bzdurstwa, bujdy, banialuki!

Dosyć rozsądku! Wiwat trans wariatd!

Życie jest wszystkim! Nie ma żadnej sztuki!

Dosyć bezpłciowych, literackich stylów,

Form, psychologii, manier, problematów!

Dzisiaj pegazem: czwórka krokodylów,

Gryząca w pyskach swych orzechy światów!

Dziś gra się słońcem football-match ogromny!

Bóg strzela gole - po ludzku, wspaniale!

Dziś skok na ziemię z nieba karkołomny,

Cesarskie cięcie i salto mortale!

Dalej, Kolumbie! Odkrywaj Europę!

Jest trzeci między dwoma biegunami!

Świat się zamienił w kolosalną szopę,

I wszystko chodzi do góry nogami!

Literatura kona w dzikich krzykach,

A tłum się śmieje, śmieje do rozpuku!

Kpy jakieś tango tańczą na pomnikach

I wieszczom wrzeszczą: terefere-kuku!

Pereł już nie chcą jeść wybredne świnie,

"Hop!" krzyczy smarkacz, nim zrobi dwa kroki,

Miód z ptasim mlekiem w wodociągach płynie

I jeden ogon mają wszystkie sroki!

Szlag trafił wreszcie raz strachy na lachy,

Jak trawa rośnie - słychać w całym mieście,

Ziarnkami grają ślepe kury w szachy

I Meksyk leży sobie w Budapeszcie!

Na dłoni rosną włosy, brwi i rzęsy,

Święci tureccy chodzą stale w fraku,

Przedziwnie mądre są wszystkie nonsensy

I ludzie rodzą się dziś w szapoklaku!

Łącz się, hołoto! Hurmą do szeregu!

Pod słońcem błyska twoja ciemna gwiazda!

Bij, zabij! Razem pierwsi lepsi z brzegu!

Wal krokodyla! Pegaz rusza! Jazda!

Skok o tyczce (z tomu Laur olimpijski)

Już odbił się, już płynie! Boską równowagą

Rozpina się na drzewcu i wieje, jak flagą,

Dolata do poprzeczki i nagłym trzepotem

Przerzuca się, jakby był ptakiem i kotem.

Zatrzymajcie go w locie, niech w górze zastygnie,

Niech w tył odrzuci tyczkę, niepotrzebną dźwignię,

Niech tak trwa, niech tak wisi, owinięty chmurą,

Rozpylony w powietrzu, leciutki jak pióro.

Nie opadnie na siłach, nie osłabnie w pędzie,

Jeszcze wyżej się wzniesie, nad wszystkie krawędzie,

Odpowie nam z wysoka, odkrzyknie się echem,

Że leci prosto w niebo, jest naszym oddechem.

Wyrok pośmiertny

Pobladła noc doczesna. Widzę was na przestrzał,

Jak miłość wam obłazi czaszkę robaczywą,

Bledną pola bitewne, gdziem z konia obwieszczał

Wolność i dumę waszą, i powiewał grzywą,

Płaski mrok chce mnie urzec, mrok, co obłaskawi

Pioruny przeznaczone, by zło tropić na dnie.

Żołnierze! Widzę trud wasz, pobici i krwawi,

Widzę, kto zdradzi pierwszy, ostatni, kto padnie.

Daję wam, co się we mnie do bólu natęża

l co zostanie potem dla was do zdobycia:

Moje góry ogniste, gdziem błyskał z oręża

I rozcinał nim przyszłość. Góry mego życia.

Siałem wiatry śmiertelne. Jestem czoło burzy.

Lecę na niej, świat niosę i żyję bezdomnie.

Mój mit kurzawę wzbija. Gromem się powtórzy -

Biada, jeżeli pustym! Pustym dźwiękiem - po mnie.

Nie dam wtedy pardonu. Kto odstał, niech ginie.

Jak zbójcę ześlę na was wyrok po wyroku,

Napadnie was złoczyńcą i w ciemne jaskinie

Strąci, przeklnie i zniszczy. Uduście się w mroku.

Jeśli to będzie szatan - będzie sprawiedliwy,

Jeśli anioł - miecz włożę do ręki cheruba.

Konie moje, zarżyjcie! Wysoki i mściwy,

Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba.


charakterystyka:

twórczość - tomiki, cykle

formy

tomiki:

tematyka antyczna

portrety sportowców w akcji

oddanie ruchu (Paddock i Porrit)

patos i hiperbolizacja

hymny na cześć dynamiki

elementy ekspresjonizmu i preturpizmu

nędza wsi

zatarcie granicy świata ludzkiego i nieożywionej materii

brzydota miejska

elementy oniryzmu

wyobcowanie

inspiracje tematyką społeczną ale też osobistym obrzydzeniem do życia

akcenty katastroficzne

charakterystyka:

tomiki:

zakończenie epitafium

wysoki, patetyczny styl

wielka jednostka przerastająca ludność swojej epoki

katastrofizm; Polacy nie wypełnią woli wodza: Skazuję was na wolność

13 - zgłoskowiec

postaci (XIX - wiecznej mitologii, książę Józef, Mickiewicz, Chopin)

spotkania „ponadczasowe”

atmosfera snu

synteza polskiej mitologii

postać Piłsudskiego (duch sposobiący naród do nieuniknionej wojny)

3



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
dwudziestolecie miedzywojenne, POEZJA KLASYCYSTYCZNA, Temat: Poezja neoklasyczna ( inaczej klasycyst
Poezja Dwudziestolecia
Poezja Dwudziestolecia Międzywojennego dla dzieci, Dwudziestolecie Międzywojenne, Opracowania
Poezja Pawlikowskiej wobec Awangardy, Dwudziestolecie Międzywojenne, Opracowania
Neosymboliczna i katastroficzna poezja II Awangardy, Dwudziestolecie Międzywojenne, Opracowania
Poezja polska okresu miedzywojennego(1), Dwudziestolecie międzywojenne, Lektury, lektury
jezyk polski, POEZJA DWUDZIESTOLECIA MIĘDZYWOJENNEGO, POEZJA DWUDZIESTOLECIA MIĘDZYWOJENNEGO
Poezja Dwudziestolecia 2
J Kwiatkowski, Lit Dwudziestolecia, rozdz II Poezja [niedokończone]
zasady pracy z poezją
Czysta forma wg Witkacego, FILOLOGIA POLSKA UWM, Dwudziestolecie
14. Katastrofizm w literaturze miÄ™dzywojnia, Dwudziestolecie międzywojenne, Na egzamin
„ŻEGLARZ” JERZEGO SZANIAWSKIEGO, dwudziestolecie
Pochowajcie mnie w kwiatach, Poezja, poezja mojego męża - warta czytania
Shulz z Kafka, Dwudziestolecie Międzywojenne, Opracowania
12. Poezja E. Zegadłowicza, Lit. XX wieku
Pewność, Ewa Lipska - poezja
Poezja współczesna, Filozofia&Varia

więcej podobnych podstron