Kronika wyprzedaży Polski Wiesława Mazur

background image

Kronika wyprzeda

ży Polski

cykl artykułów Wiesławy Mazur

w Tygodniku NASZA POLSKA w Roku 2002

Spis tre

ści:

Kto co szykuje pod m

łotek?

Pierwsza dziesi

ątka uznana za godną sprzedaży

Ci co pomagali – na bruku

Jak osi

ągnąć efektywność? Likwidując przedsiębiorstwa państwowe!

ABB przejmuje “Zamech”

Taczki dla Lisa i Balcerowicza

Fundamenty ustawy prywatyzacyjnej

Import zostawi

ł zgliszcza

Bankructwa i grabie

ż aptek

Przymiarki do gie

łdy, rozpad PGR-ów

Fikcje i figi

Rozbiórka “Uniwersalu”

Prasa pod m

łotkiem

Meksyk czy Peru?

Zabierzmy korytko!

background image

Jak do tego dosz

ło?

Na

łamach “Naszej Polski” przedstawimy krok po kroku proces wyprzedaży

maj

ątku narodowego. Wpływy z prywatyzacji są "na wykończeniu", warto się

zastanowi

ć, jakie skutki przyniosły zamiany własnościowe w gospodarce.

Nie trudno na to odpowiedzie

ć zważywszy, że obecnie ponad 70 proc. sektora

bankowego zarz

ądzane jest z central znajdujących się poza granicami Polski, a

uprawiana u nas w 2002 r. polityka bankowa opiera si

ę na globalnej gospodarce.

O jakiej prawdziwej suwerenno

ści gospodarczej naszego kraju można w tej chwili

mówi

ć?

A wszystko si

ę zaczęło wraz z nastaniem nowego ustroju gospodarczego dnia 1

stycznia 1990 r.

Kto co szykuje pod m

łotek?

Przez kilka miesi

ęcy 1990 r. o konieczności prywatyzacji mówiło i pisało się

codziennie, do znudzenia. Uporczywa akcja propagandowa by

ła niezbędna po to,

żeby dzisiaj w Ministerstwie Skarbu Państwa mogły istnieć różne departamenty
nadzoru prywatyzacyjnego: numer jeden, numer dwa i spó

łek strategicznych.

Du

żo tego, bo zadania są ogromne. I tak departament numer jeden zajmuje się

prywatyzacj

ą m.in. hutnictwa, chemii ciężkiej, budownictwa, przemysłów

spirytusowego, farmaceutycznego, elektronicznego, stoczniowego,
petrochemicznego, metalowego, mi

ęsnego, cukrowni, portów lotniczych, mediów.

Departament numer dwa prywatyzuje: kopalnie, energetyk

ę, siarkę, surowce

skalne, transport, przedsi

ębiorstwa handlowe, przemysły – elektrotechniczny,

drzewny i papierniczy, meblowy, ceramiczny, materia

łów budowlanych. Urzędnicy

departamentu spó

łek strategicznych i instytucji finansowych zajęli się m.in.

Telekomunikacj

ą Polską, Ruchem, KGHM Polska Miedź, Polskimi Liniami

Lotniczymi LOT, Metalexportem, Impexmetalem, PZU, bankami. O rozmiarze
wyprzeda

ży świadczy, że procesy prywatyzacyjne zostały zakończone lub trwają

w tej chwili w oko

ło 5 tysiącach przedsiębiorstw. Łatwiej dzisiaj powiedzieć, czego

jeszcze nie sprzedano ni

ż co sprzedano.

B

ędą trudne decyzje

, bo skala przekszta

łceń strukturalnych nie ma precedensu. Jednak tylko

dog

łębne przekształcenia własnościowo-strukturalne mogą Polsce zapewnić asekurację ze strony

Mi

ędzynarodowego Funduszu Walutowego i potęg ekonomicznych. Gdybyśmy się zawahali, czy

rozpocz

ąć przemiany, czy też nie, pod znakiem zapytania mogłaby stanąć redukcja zadłużenia

zagranicznego – pisa

ł na początku 1990 r. z Waszyngtonu korespondent “Rzeczpospolitej”

Aleksander Perczy

ński. Ludzie biedowali, słuchali i wierzyli, że to, co robią “tam, na górze”, będzie

dla dobra kraju i ich samych.

background image

Zapowiadano,

że Polacy zostaną rzuceni na głęboką wodę. Cofnąć się przed tym

nie mo

żna - informował rząd – bo wzbudzilibyśmy niezadowolenie nie tylko

wymienionego wy

żej MFW, ale i Banku Światowego – a do tego dopuścić nie

wolno, bo Polska nie prze

żyje. Gazety przypominały, że gospodarka finansowa

przedsi

ębiorstw państwowych jest bardzo zła i proces przekształceń

w

łasnościowych należy rozpocząć natychmiast.

Pierwsza dziesi

ątka uznana za godną sprzedaży

Tak naprawd

ę mało kto wiedział, co to są te “przekształcenia własnościowe”,

które maj

ą się rozpocząć. Robotnicy, członkowie “Solidarności” mówili, że z tego,

co im wiadomo, chodzi o w

łasność akcjonariacką, przy czym większość

akcjonariuszy maj

ą stanowić pracownicy prywatyzowanego przedsiębiorstwa. Ale

przede wszystkim liczyli na to,

że po nędznych zarobkach otrzymywanych “za

komuny” w ko

ńcu zaczną jakoś zarabiać. Obiecywano utworzenie Rady Majątku

Narodowego (nigdy nie powsta

ła), czuwającej nad prawidłowością prywatyzacji.

Rzeczywisto

ść wyglądała czarno: rosło bezrobocie, w przedsiębiorstwach

pa

ństwowych płacono bardzo marnie, gdyż wicepremier Leszek Balcerowicz

wprowadzi

ł "popiwek" (podatek od wzrostu płac), obciążając jeszcze państwowe

przedsi

ębiorstwa dywidendą od posiadanego majątku. Przedsiębiorstwa nie miały

pieni

ędzy na działalność bieżącą, coraz częściej zdarzały się przestoje. Rynek

wewn

ętrzny nie kupował, bo nie miał za co, eksport na wschód zanikł, a na

zachód sta

ł się nieopłacalny, bo wartość dolara głęboko spadła. Przypomnijmy, że

troch

ę wcześniej, w 1988 r., wzrost cen wynosił ok. 60 proc., a w 1989 r. ceny

wr

ęcz oszalały: skoczyły aż o 300 proc. Naród został doprowadzony do granic

wytrzyma

łości.

Janusz Lewandowski, minister przekszta

łceń własnościowych w rządach Jana

Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej, nie kryje dzisiaj ("Gazeta Wyborcza" z
dnia 12-13 stycznia br.),

że jego liberalna opcja polityczno-gospodarcza

wykorzysta

ła ten fakt, dopingując wicepremiera słowami: Balcerowicz, prywatyzuj

szybciej. Balcerowicz mia

ł szansę, a rząd przeżywał okres miodowy, mógł robić

co chcia

ł. W połowie stycznia dwanaście lat temu w Ministerstwie Przemysłu

znajdowa

ło się kilkanaście zgłoszeń podpisanych przez pracowników różnych

zak

ładów domagających się przyspieszenia działań organizacyjnych i

legislacyjnych w celu dokonania jak najszybszych przekszta

łceń własnościowych

w ich fabrykach. W zak

ładach wyczekiwano na werdykt resortu z niecierpliwością,

ale na razie na pró

żno (i o to chodziło!), bo do rozpoczęcia prywatyzacji potrzebne

by

ło odpowiednie oprzyrządowanie prawne. Warto przypomnieć, że w

niecierpliwej kolejce wyczekuj

ącej na “przekształcenie” znalazły się jako pierwsze:

Dom Mody “Telimena” w

Łodzi, Fabryka Syntetyków Zapachowych “Aroma” z

Warszawy, Czechowickie Zak

łady Przemysłu Zapałczanego, Zakłady Wyrobów

Sanitarnych w Krasnymstawie,

Żagańskie Przedsiębiorstwo Budowlane, Zakłady

Tkanin Technicznych w

Środzie Wielkopolskiej i Jeleniogórska Kopalnia

Surowców Mineralnych w Szklarskiej Por

ębie.

background image

Na pocz

ątku lutego 1990 r. “Rzeczpospolita” podała, że w końcu są dobre

wiadomo

ści - przekształcenia własnościowe ruszą w kilku znaczących

przedsi

ębiorstwach. Za dwa miesiące w Biurze Pełnomocnika Rządu ds.

Przekszta

łceń Własnościowych, które powołano, leżało ok. 100 podań z

zak

ładów, które nie mogły doczekać się prywatyzacji. Opinia publiczna uważała,

że będą prywatyzowane te przedsiębiorstwa, które mają kłopoty, tymczasem z
setki zg

łaszających taką chęć wybrano kilka najlepszych. Które to z nich miały być

- okrywa

ła tajemnica; ale natychmiast pojawił się “przeciek”, że zaszczytu

dopuszczenia do prywatyzacji mog

ą dostąpić: warszawski “Wedel”, kielecki

“Exbud”, Zak

łady Przemysłu Odzieżowego z Bytomia, bydgoska "Eltra", Śląskie

Fabryki Kabli z Czechowic i

łódzki “Próchnik”.

Ci co pomagali – na bruku

Polska prywatyzacja rozpocz

ęła się i rozwinęła w morzu niejasności i niejasnych,

nierzadko zadziwiaj

ących informacji. Janusz Lewandowski wkrótce zaczął

przekonywa

ć, że tak być musi ze względu na tajemnicę handlową, a majątek

narodowy (takiego okre

ślenia na początku lat 90. używali wszyscy dziennikarze)

nale

ży sprzedawać nie za tyle, ile on jest rzeczywiście wart, lecz za tyle, za ile

chc

ą go kupić.

Tajemniczo

ść na linii rząd – nabywca w transakcjach kupieckich dotyczących

polskiego maj

ątku narodowego wytworzyła wokół prywatyzacji paskudną aurę.

Zanim zapa

ł do prywatyzacji zaczął w przedsiębiorstwach i społeczeństwie

zdecydowanie male

ć, Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów rozpatrzył ramowy

zestaw dokumentów. W ich tworzenie w

łączył się żwawo, tylko pozornie z trudem

poruszaj

ący się, minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk. Głosił on wtedy, że

fundament ideologiczny ustawy prywatyzacyjnej to równy dost

ęp dla wszystkich

do emitowanych udzia

łów przedsiębiorstw, z preferencjami dla akcjonariatu

pracowniczego i swobod

ą zarówno ich kupna, jak i sprzedaży, a także pełna

transferowalno

ść akcji. Ponieważ brak zmian własnościowych miał się objawiać

bankructwami, te zak

łady pracy, które dawały zatrudnienie wielu mieszkańcom

ma

łych miasteczek, w projekcie ustawy prywatyzacyjnej zezwolono sprzedawać

ze strat

ą, a nawet dopłatą budżetową. Ministrowie zgodzili się na szybką,

zdecydowan

ą prywatyzację, nawet jeżeli nie zostanie osiągnięta dobra cena (z

obrad KERM 3 lutego 1990 r.). Straty mia

ły zostać wyrównane wyższymi

wp

ływami podatkowymi od przedsiębiorstw zarządzanych już po prywatyzacji

efektywnie.

Piotr Aleksandrowicz wówczas zast

ępca redaktora naczelnego “Rzeczpospolitej”,

wkrótce wojuj

ący liberał - w numerze gazety - z dnia 3-4 lutego 1990 r. domagał

si

ę przy prywatyzacji kryteriów sprawiedliwości społecznej, gdyż jest to majątek

niew

ątpliwie wypracowany przez naród.

Zmieni

ł się Aleksandrowicz i to co najmniej kilka razy. To on przecież nalegał

m.in.,

żeby państwowa rządowa gazeta najpierw została sprzedana (49 proc.

background image

udzia

łów) francuskiemu Hersantowi, a potem żeby Francuzom odsprzedano

jeszcze 2 proc., oddaj

ąc im władzę w spółce, nie oglądając się na żaden naród.

Kiedy tak si

ę stało, wywianowany w ten sposób Hersant sprzedał 51 udziałów

koncernowi norweskiemu Orkla. Norwegom Aleksandrowicz si

ę nie spodobał,

wi

ęc został wyrzucony i dobija się teraz w sądzie o powrót do pracy.

To jest pouczaj

ąca historia: co dzieje się z tymi, którzy z bielmem na oczach

zabiegaj

ą o prywatyzację i co z tego dla nich wynika. Takich historyjek można

przytoczy

ć wiele. Należy do nich historia pani dyrektor ze sprywatyzowanej fabryki

rzeszowskiej “Alima” produkuj

ącej odżywki dla dzieci. Dyrektorka wspomagała

prywatyzacj

ę, a gdy fabrykę kupił zachodni koncern Gerber i wyrzucił panią

dyrektor; zmieni

ła ona zdanie o prawidłowym przekształceniu polskiego,

nowoczesnego, pa

ństwowego zakładu, przynoszącego wpływy podatkowe, na

fabryk

ę prywatną, zagraniczną, która takich wpływów nie przynosi, zredukowała

zatrudnienie i zrezygnowa

ła z usług setek polskich plantatorów owoców i warzyw.

Jak osi

ągnąć efektywność? Likwidując przedsiębiorstwa

pa

ństwowe!

Nie ma czasu na prywatyzowanie krok po kroku – namawia

ły media przed

rozpocz

ęciem wyprzedaży naszego wspólnego mienia. Trzeba szybko, bez

biurokracji. Operacja powinna mie

ć charakter - choćby w niewielkiej części -

powszechnego uw

łaszczenia za skromną, czy symboliczną opłatą. Tego wymaga

absolutny wymóg uzyskania spo

łecznego poparcia.

Wicepremier Balcerowicz wyst

ąpił w Sejmie i oznajmił, że tworzy gospodarkę

ludzi zaradnych, zapowiadaj

ąc zniesienie wielu ograniczeń w eksporcie i

obni

żenie stawek celnych w imporcie. Namawiał do tworzenia małych firm,

których jest tyle w innych krajach kapitalistycznych. Jednocze

śnie ośmiokrotnie

podniesiony zosta

ł podatek dla rzemiosła, które łudziło się, że weźmie udział w

prywatyzacji. Zak

łady rzemieślnicze zatrudniające od kilku do kilkudziesięciu osób

zosta

ły zaduszone i fiskalnie, i przez konkurencję, kiedy importowi otworzono u

nas szeroko drzwi. Z blisko 900 tysi

ęcy została ich wkrótce mniej niż połowa i

dalej likwidowa

ły bądź zawieszały działalność. Te, które zaciągnęły kredyty na

rozbudow

ę i maszyny, bankrutowały natychmiast, ponieważ kredyt z dnia na

dzie

ń kilkakrotnie zdrożał. Możliwość wejścia do prywatyzacji kapitału polskiego

zosta

ła zredukowana do zera.

Nowe, najcz

ęściej jednoosobowe firmy prywatne powstające jak grzyby po

deszczu - to by

ł handel z łóżek i tzw. szczęk obsługiwanych przez tych, którzy

stracili prac

ę. Już bez owijania w bawełnę głoszono wówczas hasło: efektywną

gospodark

ę będziemy mieć w Polsce wtedy, kiedy zlikwidujemy przedsiębiorstwa

pa

ństwowe. Rząd zatwierdził, że przedsiębiorstwa państwowe mogą być

prywatyzowane drog

ą: 1. drogą publicznej oferty akcji; 2. sprzedaży wybranym

inwestorom krajowym i zagranicznym; 3. sprzeda

ży pracownikom; 3. prywatyzacji

przez likwidacj

ę; 5. zmieszanie tych czterech metod.

background image

Jedynym realnym kana

łem finansowania zmian strukturalnych okazał się kapitał

zagraniczny, wspomagany po

życzkami z Banku Światowego.

ABB przejmuje “Zamech”

Dyskusja parlamentarna nad rz

ądowym projektem prywatyzacji nabiera

rumie

ńców i wywołuje emocje, nie ograniczając się do budynku na Wiejskiej

napisa

ł w ”Rzeczpospolitej” (2 lipca 1990 r.) Hubert Janiszewski. Raczej chodziło

o gniew i bunt ni

ż o rumieńce, gdyż - jak dalej dowiadujemy się z notatki - różne

organizacje samorz

ądowców nawołują gromko do odwołania pełnomocnika rządu

ds. przekszta

łceń własnościowych. Był nim Krzysztof Lis (współautor rządowego

projektu prywatyzacyjnego) ludzie zarzucali mu,

że zaplanował powołanie Agencji

ds. Prywatyzacji, która ma dzia

łać poza wszelką kontrolą społeczną i stać się nie

znanym dot

ąd nigdzie na świecie superministerstwem do spraw sprzedaży

pa

ństwowego mienia; groźnym gospodarczym i politycznym państwem w

pa

ństwie. Janiszewski szydził w gazecie, że w opinii ciemniaczków o zgrozo,

urz

ąd ten (w ich mniemaniu) w tzw. obcugach przeprowadzi w majestacie prawa

wyprzeda

ż majątku narodowego, naturalnie w ręce zagranicznych krwiopijców –

kapitalistów, pewnie

Żydów, masonów i Niemców. A tymczasem tego rodzaju

wypowiedzi odnotowuje si

ę skrzętnie na Zachodzie i pozycja Polski, jako kraju, w

którym mo

żna inwestować traci. Majątek zaś można sprzedać tylko za tyle, za ile

zechc

ą go kupić – powtórzył (ciemniakom) lansowaną przez liberałów tezę. Radził

odrzuci

ć przy prywatyzacji demagogię i szowinizm, bo jak Polski nie

sprywatyzujemy, to b

ędziemy biedni. Jedynie prywatyzacja miała wybić nasz kraj

na gospodarcz

ą niezależność, poprawę bytu państwa i społeczeństwa. Premier

Tadeusz Mazowiecki (UD, UW) niezadowolenie z planów wielkiej prywatyzacji
skwitowa

ł stwierdzeniem, że zaczyna się u nas swojskie piekiełko, w którym

mo

żemy pozostać bezpowrotnie i na zawsze. Następnego dnia wzrosły ceny

energii elektrycznej o 80 proc, gazu o 100 proc., energii cieplnej o 100 proc.,
us

ługi pocztowe zdrożały o 60 proc., nie było wiadomo co i o ile może zdrożeć

jutro. Ludziom na pewien czas odechcia

ło się wystąpień i pyskówek, trzeba było

my

śleć, jak przeżyć.

Kongres Liberalno-Demokratyczny sta

ł się partią. Delegaci, którzy jakimś cudem

po

śród szalejącej polskiej nędzy reprezentowali środowiska biznesu, a więc byli

zamo

żni, do kierownictwa partii wybrali 24 osoby. Przewodniczącym KLD został

Janusz Lewandowski, pó

źniejszy ostry prywatyzator naszego wspólnego majątku.

Trudno nie wspomnie

ć, że zaledwie kilkanaście dni temu w “Gazecie Wyborczej”

z dnia 12-13 stycznia Lewandowski br., napomykaj

ąc jak to od malowania

kominów, doszed

ł do teki “solidarnościowego” ministra, opowiada, że w czasach

"okr

ągłego stołu" uświadomił sobie, że prócz sentymentalnych wspomnień z

“Solidarno

ścią” nic go już nie łączy. To właśnie Lewandowski walnie się przyczynił

background image

do tego,

że po kilku latach wprowadzony został w życie program Narodowych

Funduszy Inwestycyjnych, którego realizacja okaza

ła się wielkim, oszustwem

ca

łego narodu (patrz tekst powyżej). W lipcu 1990 r. odbył się też zjazd Ruchu

Obywatelskiego Akcja Demokratyczna (ROAD), na którego czele stali m.in. Adam
Michnik, Jan Rokita, Henryk Wujec, W

ładysław Frasyniuk i Zbigniew Bujak. ROAD

zmieni

ł rychło nazwę i nazwał się Unią Demokratyczną, potem połączył się z KLD

i znów si

ę przechrzcił - tym razem na Unię Wolności (obecnie wielu członków UW

jest w Platformie Obywatelskiej; pewna grupa zasili

ła szeregi SLD). Zarówno

ludzie UW, jak i PO nie kryj

ą dzisiaj tego, że grupują liberałów, którzy na pytanie,

dlaczego w Polsce w dwunastym roku transformacji dzieje si

ę tak źle,

odpowiadaj

ą bez zająknienia: bo spowolniona została prywatyzacja.

A wówczas, w 1990 r., prywatyzacj

ę poparł cały bez mała Obywatelski Klub

Parlamentarny. Podczas obrad OKP 3 lipca wyst

ąpił wicepremier i minister

finansów Leszek Balcerowicz i wyg

łosił mowę, której motywem przewodnim było

to,

że prywatyzacji niezbędny jest impuls rozruchowy, bo bez tego nic się nie da

zrobi

ć (w domyśle: ludzie się nie zgodzą). Trzeba narodowi podsunąć jakąś

kie

łbaskę, nie ważne, czy ją zje, czy nie, aby ją dostrzegł. Proponował wręczenie

wszystkim obywatelom zamieszka

łym w kraju bonów prywatyzacyjnych o

znacznej warto

ści. Uważał, że należy powołać ministerstwo zmian

w

łasnościowych. Poparcie dla prywatyzacji zgłosiła koalicja OKP-PSL-SD w dniu

11 lipca 1990 r. Dzie

ń wcześniej Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów

zaaprobowa

ł przejęcie elbląskiego “Zamechu” zatrudniającego wtedy 4300 osób

(produkcja elektromaszynowa, m.in. turbin) przez mi

ędzynarodowy koncern Asea

Brown Boven. ABB obj

ęło 76 proc. akcji zakładu. Pani Kux z zurichskiego

oddzia

łu koncernu wyraziła się, że to jest dla polskiej fabryki z ich strony

dzia

łalność ratunkowa, czyli jak można było zrozumieć: dobroczynna, dodając, że

koncern jest zainteresowany tak

że innymi zakładami w Polsce. Widać tak bardzo

pot

ężny ABB chciał się u nas zaangażować w akcje charytatywne. Ustawy o

prywatyzacji przedsi

ębiorstw państwowych jeszcze nie było. Wraz z ustawą o

utworzeniu Ministerstwa Przekszta

łceń Własnościowych została uchwalona 13

lipca 1990 r. Od jej omówienia zacznie si

ę następny odcinek.

Taczki dla Lisa i Balcerowicza

D

ługo rozbrzmiewały oklaski w sali plenarnej Sejmu 13 lipca 1990 r., kiedy na

tablicy

świetlnej ukazał się wynik głosowania ustawy prywatyzacyjnej. Aż 328

pos

łów było “za”, wstrzymało się od głosu 38, przeciwnych było dwóch.

Prywatyzacja przedsi

ębiorstw państwowych oraz utworzenie Ministerstwa

Przekszta

łceń Własnościowych gładko przeszły także w Senacie 26 lipca

stosunkiem g

łosów: 60 “za”, przeciw 7, przy dwóch wstrzymujących się.

Prezydent Wojciech Jaruzelski ustaw

ę podpisał. Istnieją siły zainteresowane

powolnym przebiegiem procesu zauwa

żył w starym stylu Piotr Aleksandrowicz w

“Rzeczpospolitej” z 14-15 lipca 1990 r. Poinformowa

ł, że (te siły) przejawiają

sk

łonność do wyłączenia spod działań prywatyzacyjnych przemysłu ciężkiego,

górnictwa, linii lotniczych, telekomunikacyjnych itd. Ale furda, dla procesu zmian

background image

w

łasnościowych dobrze wróżą oczy Balcerowicza, w których dziennikarz

zauwa

żył błysk determinacji.

Fundamenty ustawy prywatyzacyjnej

Realizacj

ę programu sprzedaży majątku narodowego oddano w ręce ministra

prywatyzacji. Ustalono,

że przedsiębiorstwa państwowe można będzie

komercjalizowa

ć, czyli przekształcać w spółki akcyjne, czyli takie, wobec których

znajd

ą zastosowanie przepisy prawa handlowego. Przedsiębiorstwa będzie też

mo

żna likwidować, po czym udostępnić lub sprzedać ich mienie, lub jego część.

W przedsi

ębiorstwie skomercjalizowanym, czyli przekształconym w jednoosobową

spó

łkę skarbu państwa, jedna trzecia rady nadzorczej mieli wybierać pracownicy.

Pierwotnie sprzeda

ż akcji skarbu państwa spółki (jest ich po skomercjalizowaniu

przedsi

ębiorstwa 100 proc.) musiała nastąpić w ciągu dwóch lat po rejestracji

spó

łki. Zbyt akcji przedsiębiorstw przewidziano, jak już pisaliśmy * w drodze

przetargu * publicznej oferty * rokowa

ń z nabywcą. Prywatyzację zainicjować mógł

* dyrektor i rada pracownicza * organ za

łożycielski (tj. minister – jeśli uzyska po

zapoznaniu si

ę z opinią dyrektora i rady pracowniczej; wojewoda). Decyzję o

likwidacji przedsi

ębiorstwa przyznano organowi założycielskiemu, który mógł o to

wyst

ąpić z własnej inicjatywy lub radzie pracowniczej – rada pracownicza mogła

z

łożyć wniosek prywatyzacyjny po otrzymaniu zgody ministra przekształceń.

Dzier

żawa mogłaby nastąpić, wówczas gdy większość pracowników wykazałaby

tak

ą, popartą wniesionym do spółki kapitałem – nie mniejszym niż 20 proc.

warto

ści likwidowanej firmy. Ministrowi przekształceń własnościowych przyznano

prawo sprzeciwienia si

ę prywatyzacji, gdyby uznał, że kondycja firmy jest zła i nie

gwarantuje nabywcom dobrej lokaty kapita

łu. Przed udostępnieniem akcji

inwestorowi minister powinien wi

ęc zalecić firmom consultingowym ustalenie

warto

ści przedsiębiorstwa. Szef resortu przekształceń, za zgodą ministra finansów

móg

ł przejąć w imieniu skarbu państwa część lub całość długów

przedsi

ębiorstwa. Pracownicy przedsiębiorstwa otrzymali przywilej kupna na

warunkach preferencyjnych do 20 proc. akcji prywatyzowanej spó

łki, a jeśli chodzi

o wi

ększą ilość akcji mogli je nabywać po cenie rynkowej. Preferencja zakupu

polega

ła na tym, że akcje pracownicze sprzedawano po połowie ceny rynkowej w

pierwszym dniu ich sprzeda

ży na rynku. Wszystko byłoby pięknie, gdyby ludzie w

Polsce posiadali oszcz

ędności, ale oni ich nie mieli, o czym autorzy ustawy

musieli dobrze wiedzie

ć, bo wiedziały o tym nawet dzieci w przedszkolach.

Cz

ęść majątku obiecywano oddać darmo, chociaż jednocześnie wiele się mówiło,

że prywatyzacja będzie się odbywała na zasadach komercji. “Rozdawnictwu”
sprzeciwi

ł się ostro m.in. ówczesny lider Unii Pracy Ryszard Bugaj. Sejm na

wniosek Rady Ministrów, zosta

ł upoważniony do emisji bezpłatnych bonów

kapita

łowych, którymi można byłoby * płacić za akcje prywatyzowanych

przedsi

ębiorstw państwowych * nabywać udziały w Towarzystwach Inwestycji

Wspólnych (nigdy takie nie powsta

ły) albo też * nabywać wystawione na sprzedaż

zak

łady, albo ich części. Bony miały zostać przydzielone w równej ilości

wszystkim obywatelom RP zamieszka

łym w kraju.

background image

W parlamencie na wniosek Rady Ministrów corocznie po uchwaleniu ustawy
bud

żetowej planowano wyznaczać podstawowe kierunki prywatyzacji oraz

ustala

ć, na co należy przeznaczyć pieniądze pochodzące ze sprzedaży

wspólnego maj

ątku. Rada Ministrów miała określić przedsiębiorstwa o

szczególnym znaczeniu, których prywatyzacja by

łaby ograniczona lub w ogóle

niemo

żliwa. Niewiele z tego, co obiecywano, ostało się później.

W tym dniu, w którym Senat zatwierdza

ł ustawę o prywatyzacji przed Sejmem

odby

ła się demonstracja. Na wielkim transparencie umieszczone zostało hasło

“Uw

łaszczyć pracowników – tak, ograbić naród – nie”. Ktoś na ulice Wiejską w

Warszawie przyci

ągnął taczki i umieścił na nich dwa krzesła: jedno – głosił napis –

przeznaczone by

ło dla pełnomocnika rządu ds. przekształceń Krzysztofa Lisa

drugie dla wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza. Za plecami
demonstrantów pe

łną parą odbywała się tzw. mała prywatyzacja. Podlegały jej

firmy niewielkie zatrudniaj

ące do 15 osób w usługach i do 50 w produkcji oraz

zak

łady średnie (dla wielu z nich organami założycielskimi byli wojewodowie), w

których pracowa

ło od 50 do 150 osób. Proces “małej prywatyzacji” rozpoczął się

za premierowania Mieczys

ława Rakowskiego w PRL, w 1989 r. Najpierw w handlu

detalicznym. W pierwszej po

łowie 1990 r. w prywatne ręce przeszło ok. 12 tys.

sklepów, tj. blisko 10 proc. istniej

ących państwowych. Porozumienie Centrum

wszcz

ęło alarm, że uwłaszcza się nomenklatura. Może to zrazić społeczeństwo

zrazi

ć do idei gospodarki rynkowej. Trzeba przyspieszyć prywatyzację, ale

poprzez uw

łaszczenie znacznej części społeczeństwa, nie zaś nomenklatury.

Rz

ąd przewidywał, że w drugiej połowie roku, w stan likwidacji postawionych

zostanie ok. 50 pa

ństwowych przedsiębiorstw handlowych m.in. Domy Książki i

placówki Wojewódzkich Przedsi

ębiorstw Handlu Wewnętrznego. Uzasadnienie

by

ło następujące: trzeba kasować monopole. Minister transportu i gospodarki

morskiej razem z ministrem przekszta

łceń przygotowali listę blisko 100

przedsi

ębiorstw transportowych do prywatyzacji. Minister gospodarki

przestrzennej i budownictwa z kolei sporz

ądził długi wykaz przedsiębiorstw

budowlanych do likwidacji i sprzeda

ży.

“The Economist” zamieszcza

ł artykuły, przeciwstawiając opieszałą prywatyzację w

Polsce, wartkiej prywatyzacji na W

ęgrzech i w Czechosłowacji, w ciągu roku

Czesi i W

ęgrzy mieli sprzedać majątek państwowy wart ok. 1 miliard dolarów.

Szary polski obywatel nadal z najwy

ższym trudem wiązał koniec z końcem.

Dziennikarka “

Życia Gospodarczego” Irena Dryll opisała szamotaninę kobiet

zatrudnionych w Zak

ładzie Przemysłu Bawełnianego “Morfeo” w Ozorkowie, które

dr

żały przed zwolnieniami, co ich od nich nie uchroniło. Dyrektor Zakładów

Akumulatorowych w Piastowie Jan Wo

źniak wypowiedział się o tragicznej sytuacji

fabryki, ob

łożonej licznymi podatkami i przygniecionej zwiększonymi kosztami –

obudowa akumulatorów okaza

ła się droższa dziesięciokrotnie, bo kooperant

zak

ładu też się zmagał z terapią szokową Balcerowicza. Tak wysoki wzrost

kosztów produkcji uniemo

żliwił eksport i wyeliminował polskie akumulatory (1/3

krajowej produkcji) z polskiego rynku. W fabrykach mówiono: je

śli prywatyzacja

sta

ła się doktryną, tak, jak kiedyś nacjonalizacja o ile umożliwi ludziom

przetrwanie to niech b

ędzie. Z Urzędem Antymonopolowym zaczęły borykać się

Zak

łady Mechaniczne “Ursus” za to, że o 10 proc. podniosły ceny na ciągniki.

Dyrektor “Ursusa” na pró

żno wyjaśniał, że podwyżka podniesie rentowność

background image

zak

ładu, który tylko w pierwszym półroczu 1990 r., jako fabryka państwowa,

musia

ł zapłacić 124 miliardy złotych podatku i dywidendy.

W prasie ameryka

ńskiej ukazały się interesujące ogłoszenia spółki “Korona

Corporation”, która reklamowa

ła swoje usługi przy zakupie polskich dworków i

pa

łacyków, sygnowane nazwiskiem Onyszkiewicz. Zrobiło się trochę szumu,

poniewa

ż Janusz Onyszkiewicz z Unii Demokratycznej otrzymał ministerialne

stanowisko w rz

ądzie Tadeusza Mazowieckiego, a urzędnicy państwowi mieli

zakaz udzia

łu w spółkach. Onyszkiewicz łamałby zatem prawo. Wypowiedział się

wi

ęc w “Gazecie Wyborczej” inny współudziałowiec “Corony Co” Janusz Lipiński

o

świadczając, że robi interesy z Joanną Onyszkiewicz, żoną wiceministra, więc

wszystko jest porz

ądku.

Import zostawi

ł zgliszcza

To nie “Solidarno

ść”, ale gabinet Mieczysława Rakowskiego (ostatniego premiera

PRL) rozpocz

ął reformy gospodarcze, po weryfikacji kontynuowane przez obecny

rz

ąd – oświadczyła Barbara Blida posłanka z ramienia SdRP (przedtem PZPR)

podczas debaty parlamentarnej na pocz

ątku sierpnia 1990 r. Wypowiedź Blidy,

dzisiaj zamo

żnej businesswoman, wywołała na sali gorączkę wielu posłów –

uwa

żali oni, że rządu Rakowskiego nie wolno porównywać do rządu

Mazowieckiego, bo to dla rz

ądu Tadeusza Mazowieckiego profanacja. Oliwy do

ognia dola

ł partyjny kolega Blidy, poseł Bogdan Łukaszewicz, który stwierdził, że

wizja rozwoju gospodarczego na najbli

ższe lata realizowana przez rząd

Mazowieckiego wygl

ąda jak plagiat programu Rakowskiego. Rozpalona do

bia

łości część posłów nie wytrzymała i zaczęła tupać. Riposta z mównicy

Ryszarda Bugaja by

ła jednak dość spokojna; powiedział on, że tamten rząd nie

posiada

ł akceptacji społecznej, a temu społeczeństwo ufa i zezwala. To zupełnie

co

ś innego!

Dzisiaj wiemy,

że Bugaj miał stuprocentową rację. Rzeczywiście, większość

Polaków przygryz

ła wargi i cierpliwie czekała na bieg wydarzeń.

Libera

ł Janusz Lewandowski w tym czasie brylował w środkach przekazu:

opowiada

ł w telewizji i w gazetach, że dwa lata wcześniej z Janem Szomburgim

zaprojektowali prywatyzacj

ę przedsiębiorstw państwowych przy pomocy emisji

bonów maj

ątkowych. Jak widać, niejeden “wielki mózg” przyznawał się do tej

koncepcji (patrz poprzedni odcinek “Kroniki wyprzeda

ży”). Oto nadchodzi

zwyci

ęstwo: to, co do niedawna uważano za sciente fiction (masowa prywatyzacja

maj

ątku narodowego), o której marzył i którą planował, lada dzień powinna się

przerodzi

ć w rzeczywistość. Lewandowski informował szeroko o korzyściach

mutual funds (funduszów inwestycji wspólnych), sposobie prywatyzacji okre

ślanej

przez niego te

ż po angielsku słowami case by case – to jest takiej, która pozwala

wybra

ć do sprzedaży kilkanaście dobrych, wyselekcjonowanych zakładów, a

ludzie tego wszystkiego s

łuchali z otwartymi ustami. Czy wielu z nich wgłębiało się

w to, o co Lewandowskiemu chodzi

ło - można mieć wątpliwości. A on spokojnym,

background image

przyciszonym g

łosem nakłaniał m. in. do szybszej małej prywatyzacji, choć – jak

sam stwierdzi

ł - budzi dużo podejrzeń.

I bez nacisków libera

łów “mała prywatyzacja” galopowała naprzód. W Łodzi

wystawiono na sprzeda

ż 4700 państwowych placówek handlowych i ponad 500

lokali gastronomicznych. Przejmowa

ł je często kapitał zagraniczny, który już zajął

bez ma

ła całą ulicę Piotrkowską. Teresa Białecka-Krawczyk, ówczesna dyrektor

Wydzia

łu Gospodarki w Urzędzie Miasta Łodzi, tak skomentowała obawy łodzian

z tym zwi

ązane: dobrze się dzieje, ponieważ chodzi nie o zmianę szyldu, ale o

g

łębokie zmiany jakościowe, podniesienie poziomu handlu, wydźwignięcie go z

upadku i rozk

ładu. W Gdańsku kierownictwo Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa

Handlu Wewn

ętrznego uwłaszczało się na zabój. Szatkowano WPHW na spółki, a

nast

ępnie ich właścicielami zostawali byli dyrektorzy jednostek organizacyjnych

tego pa

ństwowego przedsiębiorstwa. Kapitał zakładowy do nowopowstałych

spó

łek wnoszony był wtedy, kiedy wyciśnięto z nich potrzebne pieniądze. Spółki

cz

ęsto nie prowadziły takiej działalności, jaką zadeklarowały, wiele po prostu

poddzier

żawiło przejęte obiekty i na tym robiło "kasę". Przy przejmowaniu

jednostek WPHW zani

żana była wartość składników majątkowych lub też w ogóle

nie zawracano sobie g

łowy jakąkolwiek wyceną. Spółki wykazywały bezzasadne

koszty. Po przyjrzeniu si

ę przez Najwyższą Izbę Kontroli “gdańskiej

przedsi

ębiorczości” okazało się, że “mała prywatyzacja” rysuje się tam “z

prokuratorem w tle”.

Wokó

ł przedsiębiorstw państwowych tworzyły się wieńce spółek i spółeczek,

których w

łaścicielami stawała się była kadra zarządzająca w tych fabrykach.

Prywatne firmy wykorzystywa

ły państwowe przedsiębiorstwa ile wlezie. Jest

tajemnic

ą poliszynela, że “pozyskiwały zaopatrzenie” nader tanio, kosztem

pa

ństwowych fabryk. One też dostarczały spółkom części do maszyn, a nieraz –

po niezwykle okazyjnych cenach - ca

łe maszyny. Z państwowych zakładów

prywatne firemki “podbiera

ły” najbardziej uzdolnionych i solidnych pracowników,

p

łacąc im parę groszy więcej. Musiało potrwać, żeby również z tego powodu

pa

ństwowe przedsiębiorstwa zaczęły padać – w ten sposób zginęła m.in. jedyna

w Polsce Fabryka Jedwabiu w Milanówku.

Życie spółek odciętych od pępowiny

te

ż nie może trwać wiecznie. Oto także jedna z przyczyn dzisiejszego bezrobocia.

"Solidarno

ściowy" Marszałek Senatu Andrzej Stelmachowski nie bardzo chyba

wiedzia

ł, co się dzieje poza gmachem na Wiejskiej. Latem 1990 r. dodawał w

najlepsze otuchy pracownikom Huty Warszawa, sprzedanej potem W

łochom: tak,

jak w dziewi

ętnastym wieku uwłaszczano chłopów, należy dzisiaj uwłaszczyć

pracowników – mówi

ł do nich z wiarą. Wtórował mu prof. Hubert Izdebski: należy

przygotowa

ć własne koncepcje prywatyzacyjne i je przeforsować. Szef

zawi

ązanej w Hucie Warszawa organizacji o nazwie Unia Własności Pracowniczej

Jacek Lipi

ński jęczał: Solidarność” przespała debatę prywatyzacyjną. Rozkradają

nam Polsk

ę.

Za

łoga kombinatu “Igloopol” uważała, że przedsiębiorstwo po to tylko

przekszta

łcono w spółkę, żeby chronić wąską, nomenklaturową grupę. Świadczy

o tym niezbicie lista akcjonariuszy i podzia

ł akcji – pod takim protestem podpisało

si

ę siedemnaście komisji zakładowych “Solidarności”. Wpływ załogi i organizacji

pracowniczych zosta

ł kompletnie zredukowany. O wszystkim decyduje prezes

background image

spó

łki i były wicepremier oraz minister rolnictwa (w rządzie PRL) pan Kazimierz

Olesiak przy pomocy ca

łkowicie ubezwłasnowolnionego zarządu i rady

pracowniczej. Przecie

ż nie tak miało być!

Przedsi

ębiorstwa państwowe, poza daninami, jakie musiały płacić, przygniotło

otwarcie granic przed importem. Na mocy rozporz

ądzenie Rady Ministrów do

ko

ńca 1990 r. zawieszone zostało pobieranie cła na 2600 (sic!) towarów. Od

marca na przyk

ład zawieszono cła na maszyny i urządzenia dla rolnictwa, środki

ochrony ro

ślin i pasze, ponieważ w Polsce miała zapanować zdrowa konkurencja.

Blady strach ogarn

ął liczne załogi, m. in. Zakładów Mechanicznych Ursus, Fabryki

Maszyn

Żniwnych w Płocku. Zawieszono cło na uran zubożony U 235 i tor oraz

ich zwi

ązki, ulgowo postanowiono clić statki kosmiczne, gdyby ktoś je chciał

importowa

ć do Polski – mogło to budzić wzruszenie ramion, ale nie budziło już

u

śmiechu zarządzenie, że całkowicie zwolniony zostaje z cła import pasty do

obuwia i do pod

łóg – zwłaszcza jeśli ktoś pracował w zakładzie produkującym te

dobra. Bezc

łowym importem objęto drzwi, okna, żaluzje. Można było sprowadzać

nie p

łacąc grosza ramy do luster i obrazów (wspaniałe ramy oferowało nasze

rzemios

ło, ale drożej), palety, skrzynie i pudła, odpadki drewniane i drewno

opa

łowe. Producenci pieców i kuchni węglowych zaczęli się liczyć z tym, że

wkrótce nie b

ędą potrzebni, ponieważ kuchnie i piece zezwolono sprowadzać bez

jakichkolwiek op

łat celnych. Bez cła “szedł” import pralek i lodówek, suszarek do

r

ąk, a także akumulatorów, młotków, śrubokrętów, hebli, dłut. Za odkurzacze,

m

łynki do kawy należało uiścić tylko 10 proc. cła, podobne ulgowe cło

obowi

ązywało na rowery (kilka dni temu syndyk wkroczył do poznańskiego

“Rometu”). Polskich rowerów ju

ż nie ma - zjadł je import. Guziki, grzebienie,

wsuwki do w

łosów (też produkcja polskiego rzemiosła) objęte zostały cłem

“resztówkowym” w wysoko

ści 10,5 proc. Zakłady rzemieślnicze, najczęściej

rodzinne – pad

ły. Import obrabiarek sterownych numerycznie całkowicie

zwolniono z c

ła – być może fabryka w Pruszkowie wytwarzała gorsze obrabiarki

(eksportowane tak

że na Zachód), jednak dlaczego ulgowym, 30 proc. cłem objęto

import gwo

ździ i najzwyczajniejszych krawieckich szpilek - trudno wytłumaczyć.

Bardzo interesuj

ące, kto imiennie sporządzał te bonusowe dla importu listy i jak

si

ę tym ludziom dzisiaj wiedzie...

Firm zagro

żonych upadłością pojawiało się coraz więcej. W Sanockiej Fabryce

Autobusów “Autosan” rentowno

ść spadła do 13 proc. Żyrardowskie Zakłady

Tkanin Technicznych walczy

ły o przetrwanie. Bank Światowy wytypował 30 fabryk

do restrukturyzacji, deklaruj

ąc w niej swój udział. Do prywatyzacji nadaje się

ka

żde przedsiębiorstwo – informował w trzeciej dekadzie sierpnia 1990 r.

pe

łnomocnik rządu ds. przekształceń własnościowych Krzysztof Lis. Dobre

zak

łady od razu pójdą do sprzedaży, gorsze będą prywatyzowane przez

likwidacj

ę: w takim przypadku zajmiemy się wyprzedażą zgliszcz po bankrucie.

background image

Bankructwa i grabie

ż aptek

Tera

źniejszość gospodarcza nie wzięła się znikąd, jest pochodną polityki

gospodarczej z przesz

łości dawnej i bliższej. Oto polskie sądy na początku br.

zasypane zosta

ły tyloma wnioskami o upadłość przedsiębiorstw, że grozi im

parali

ż. Już w połowie 2001 r. napłynęło 2861 wniosków o upadłość, a do

rozpatrzenia czeka

ło 3835. Ilu należało mieć pracowników, żeby to wszystko dało

si

ę przerobić? W tym roku wniosków napływa jeszcze więcej. Dlaczego tak wiele

firm musi bankrutowa

ć i jak temu powinno się przeciwdziałać - nikt sobie nie

zawraca g

łowy. Trwa natomiast dysputa, w jaki sposób mają się ratować

niedoinwestowane s

ądy, którym na wszystko tak dramatycznie brakuje pieniędzy,

że same mogą popaść w bankructwo? Pomysł jest następujący: trzeba jak
najszybciej we wszystkich s

ądach okręgowych utworzyć wydziały upadłościowo–

uk

ładowe.

My zastanówmy si

ę natomiast, kiedy sąd gospodarczy ogłasza upadłość

przedsi

ębiorstwa i kiedy po raz pierwszy w okresie transformacji mieliśmy do

czynienia z fal

ą zaplanowanych upadłości.

Upad

łość orzekana jest w chwili, gdy przedsiębiorstwo ma się źle, nie spłaca

d

ługów, a wierzyciele domagają się ich bezwzględnej regulacji. Sąd orzeka

upad

łość i na teren przedsiębiorstwa wkracza syndyk, rozpościerając swe czarne

skrzyd

ła nad tzw. masą upadłościową. Zadaniem syndyka, w pierwszej kolejności

jest zaspokojenie wierzycieli, rzecz jasna w miar

ę możliwości, kiedy z “masy

upad

łościowej” zdoła się coś wycisnąć. Syndyk może próbować uratować przed

zag

ładą przedsiębiorstwo, albo jego część, ale nie zdarza się to często. Syndyk w

gruncie rzeczy przybywa po to,

żeby rozważyć, co można sprzedać i tym

sposobem uregulowa

ć choć część zobowiązań. Pierwsze upadłości

przedsi

ębiorstw nastąpiły u schyłku lata 1990 r.

S

ądy gospodarcze żyły jeszcze jak pączki w maśle, bo upadłości było mało,

chocia

ż nadal trwały naciski, żeby szybciej kończyć z tym polskim złomem,

przynosz

ącym zamiast zysku straty. Ogłoszono upadłości likwidacyjne, jedną ze

ścieżek dokonywania prywatyzacji. O nominacjach przedsiębiorstw do czekającej
ich upad

łości poinformowano w gazetach “z imienia i nazwiska”, to jest podając

nazw

ę zakładu i kto o taką ścieżkę prywatyzacji dla konkretnego zakładu wystąpił.

Upad

łość likwidacyjną nazywano upadłością ozdrowieńczą, stosowaną szeroko w

cywilizowanych krajach. W powy

ższym przypadku organizatorem procesu nie jest

syndyk, ale likwidator powo

łany przez organ założycielski przedsiębiorstwa (np.

ministra, wojewod

ę). Likwidator przejmuje obowiązki i uprawnienia wszystkich

organów przedsi

ębiorstwa. Ogłoszenie list upadłości niemal się zbiegło z

uroczy

ście obchodzoną pierwszą rocznicą rządu Tadeusza Mazowieckiego

(powo

łany został 24 sierpnia 1989 r.). Premier frasował się z trybuny: jaka będzie

ta nowa polska demokracja, któr

ą budujemy? Czy otwarta i tolerancyjna, czy też

nie? Przesz

łość odkreślmy grubą linią.

W Hucie im. Sendzimira pod Krakowem Wojciech Daniel z komisji do spraw
przekszta

łceń własnościowych huty nawoływał gromko do bogacenia się

background image

pracowników dobrze prosperuj

ących zakładów przez udział w kupowaniu akcji

przedsi

ębiorstw, żeby potem przedstawiciele związku zawodowego (bogaci

robotnicy i in

żynierowie) uczestniczyli w radach nadzorczych spółek po

prywatyzacji i bronili interesów pracowniczych. Do upad

łości likwidacyjnej

wyznaczone zosta

ły m.in. następujące fabryki, dla których organem

za

łożycielskim był minister przemysłu * Zakłady Przemysłu Wełnianego im. A.

Struga w

Łodzi * Zakłady Mechaniczno- Budowlane “Zremb” w Warszawie *

Zak

łady Przemysłu Bawełnianego w Żarach koło Zielonej Góry * Zakłady

Przemys

łu Obrabiarek “Ponar-Remo” w Tłuszczu * Zakłady Przemysłu

Odzie

żowego “Bielkan” w Bielsku Białej.

Zak

łady Przemysłu Bawełnianego to była największa fabryka nie tylko w

czterdziestotysi

ęcznym mieście, ale i w całej okolicy. Uznano ją za niezdolną do

egzystencji w dotychczasowej formie, poniewa

ż produkowała tkaniny surowe, a

na taki towar zbyt si

ę skończył. Wymówienia otrzymało 1507 osób i nie miał to być

koniec.

Prawdopodobnie pierwszy wielki p

łacz z powodu nagłego masowego bezrobocia

mia

ł miejsce w Żarach. Plotka głosiła, że fabrykę kupi pewien Niemiec i

reaktywuje produkcj

ę, ale Niemiec się ociągał, czekał na niższą cenę. Byli

pracownicy modlili si

ę, żeby Niemcowi jak najszybciej zakład sprzedano. Niechby

bra

ł go i za bezcen, byle były dla nich praca i chleb. Likwidator Julian Szafraniec

chcia

ł robić to, co powinien, ale nie zawsze mógł. Nie wiedział, czy może

sprzeda

ć budynki, bo ustawa prywatyzacyjna miała liczne dziury i luki. W tej

sytuacji nie wiadomo, czego cz

łowiek ma się trzymać. Wydaje mi się, że wolno mi

je sprzedawa

ć. Co też czynił.

Bielski “Bielkan” natomiast przekszta

łcony został w półkę joint-veture z udziałem

kapita

łu niemieckiego. “Stronę niemiecką” reprezentowało w spółce czterech

udzia

łowców Haehnlein, Christopf, Borenebusch i Pam. Spółka zgłosiła

rozszerzenie dzia

łalności na gastronomię i turystykę. Zdenerwowani ludzie

“Bielkanu” zastanawiali si

ę, czy to aby nie koniec produkcji? Czuli się

pokrzywdzeni i oszukani, bo obiecywano im,

że po sprywatyzowaniu

przedsi

ębiorstwa będą zarabiać lepiej, tymczasem zarabiali tyle samo co dawniej i

zacz

ęli żyć w niepewności, co ich może spotkać jutro.

Minister gospodarki przestrzennej i budownictwa zarz

ądził likwidację “Transbudu”

w Kielcach i katowickiego “Zrembu” oraz zaproponowa

ł likwidację pięciu dalszych

firm.

Minister transportu i gospodarki morskiej wszcz

ął postępowanie w sprawie

likwidacji O

święcimskich Zakładów Naprawy Samochodów, a także Sądeckich

Zak

ładów Naprawy Samochodów. W gazetach ukazały się jak zwykle artykuły z

informacjami,

że te przedsiębiorstwa nic nie są warte. Znów pytano: kto takie

firmy, które nie przynosz

ą zysków, w ogóle zechce kupić? Efekt był taki, że

potencjalni nabywcy, a tacy byli, zacz

ęli rozważać, czy nie warto trochę poczekać

i przej

ąć zakłady za pół darmo, a kto wie - może im do tej transakcji nawet

dop

łacą?

background image

“Ma

ła prywatyzacja” kolejny miesiąc z impetem maszerowała przez kraj. Brano

apteki. Prywatyzacja aptek rozpocz

ęła się już w sierpniu 1989 r. Trudno było nie

zauwa

żyć, że pośpiech przy prywatyzowaniu aptek był nadzwyczajny. A jeśli

nast

ąpiło niezwykłe prywatyzacyjne przyspieszenie, to i z góry założone zostały

prywatyzacyjne “b

łędy oraz wypaczenia ”. Nikt się nie zdziwił, że Najwyższa Izba

Kontroli odkry

ła liczne “nieprawidłowości” w przekazywaniu państwowych aptek w

dyspozycji Przedsi

ębiorstwa Zaopatrzenia Farmaceutycznego “Cefarm” w

Warszawie w r

ęce prywatne. Zgodzono się, że prywatyzacja aptek była

prywatyzacj

ą chorą – tyle z tego wynikło. Tymczasem była to prywatyzacja

aferalna, za któr

ą nikomu włos nie spadł z głowy. Po pewnym czasie wybuchły

wielkie afery, takie jak cho

ćby afera z prywatyzacją Banku Śląskiego czy Domami

Towarowymi “Centrum”; kto by sobie zaprz

ątał głowę aptekami!

A dzia

ło się tak: do 21 sierpnia 1990 r. prywatnym osobom przekazano 85 aptek,

na przekazanie dalszych 14 ju

ż była zgoda. Nikt nie zapytał, czy czasem aptek

nie chc

ą odzyskać ich byli właściciele (albo ich spadkobiercy), którym apteki

zabrano prawem kaduka w 1951 r. Nikt nie poda

ł do publicznej wiadomości, że

apteki w ogóle s

ą do wzięcia. Wnioski o “przydział aptek”, bo tak można nazwać

t

ę przedziwną prywatyzację, składane były przez wtajemniczoną grupę ludzi, a

rozpatrywa

ła je jedna osoba – dyrektor stołecznego “Cefarmu”. Nie było zasad

wyceny mienia ani

żadnych kryteriów, jakim miałaby ta wycena podlegać -

dotyczy

ło to zarówno wyceny lokali, jak i ich wyposażenia. Szum związany z

prywatyzacj

ą aptek trwał krótko, brzydka sprawa szybko przyschła.

Pe

łnomocnik rządu ds. przekształceń własnościowych zapowiedział prywatyzację

dwóch du

żych fabryk: Zakładów Radiowych “Eltra” w Bydgoszczy i Śląskiej

Fabryki Kabli w Czechowicach-Dziedzicach. “Eltra” zatrudnia

ła 5 tys. osób. Dzisiaj

wiemy,

że zarządzający gospodarką “szachiści” przygotowywali się do masowego

bezc

łowego importu elektroniki w określonym ściśle czasie, o którym mieli się

dowiedzie

ć (i na tym zbić majątki) ludzie wybrani. Po co komuś “Eltra”, jeśli z

zagranicy sprowadzi si

ę tysiące ton sprzętu elektronicznego i rzuci na rynek? Ale

w gospodarce nic nie odbywa si

ę z dnia na dzień. Dyrektor do spraw

ekonomicznych “Eltry” Wies

ław Rożek udzielał wywiadów i informował, że zakład

zostanie podzielony na mniejsze jednostki. W

Śląskiej Fabryce Kabli w

Czechowicach-Dziedzicach przera

żona załoga dopytywała czy nie będą zwalniać

z pracy, tych, którzy nie wykupi

ą przysługującego im po preferencyjnych cenach

pakietu akcji. Oni chcieliby te akcje kupi

ć, ale nie mają na to pieniędzy. No proszę,

jak z takim ekonomicznymi g

łuptasami można zmieniać gospodarkę!

denerwowali si

ę politycy. Na seminarium o przekształceniach własnościowych do

Bielska-Bia

łej dyrektorów fabryk i działaczy “Solidarności” zaprosiła posłanka

Gra

żyna Staniszewska związana z ROAD (a potem z UW). Powołano Społeczny

Ruch Inicjatyw Gospodarczych, który mia

ł skupiać ludzi zainteresowanych

prywatyzacj

ą i mieć swój udział w edukacji ekonomicznej społeczeństwa.

background image

Przymiarki do gie

łdy, rozpad PGR-ów

- Wszyscy nagle orzekli,

że trzeba sprywatyzować polską gospodarkę, ale

dlaczego? - pyta

ł w sierpniu 1990 r. dziennikarz “Życia Gospodarczego”

Eugeniusz Mo

żejko profesorów Rapaczyńskiego z Uniwersytetu w Nowym Jorku i

Frydmana: z Uniwersytetu Columbia. Obaj panowie uchodzili za gwiazdy w
znajomo

ści materii prywatyzacyjnej, wszędzie się na nich powoływano, wszędzie

ich zapraszano. Rozmow

ę dziennikarza przytaczamy w skrócie, oddając jej sens.

Rapaczy

ński odpowiedział Możejce: - Bo przedsiębiorstwa będą wtedy

efektywniej zarz

ądzane. Dziennikarz: - Na świecie istnieją przecież dobrze

zarz

ądzane przedsiębiorstwa państwowe, to dlaczego u nas muszą zniknąć? R: -

Ale nie s

ą zarządzane doskonale i na świecie przedsiębiorstwa państwowe

dzia

łają w warunkach rynkowych. Frydman: - Prywatyzacja racjonalizuje procesy

gospodarcze, prosz

ę to zapamiętać. Dziennikarz (być może przekonany): - A więc

prywatyzowa

ć! Ale jak? R: - Zorientować się, jakie są przeszkody i je przełamać.

Ludzie (Polacy) nie maj

ą pieniędzy. Przedsiębiorstwa państwowe można

sprzeda

ć inwestorom zagranicznym. Barierą jest wycena. Jeżeli będzie za niska,

podniesie si

ę krzyk, jeśli za wysoka - nie kupią. Warunkiem prywatyzacji jest

obej

ście tego problemu...

W ostatnim dniu sierpnia agenda Banku

Światowego – Structural Adjustment

Loan (SAL) udzieli

ła Polsce błyskawicznego kredytu (na 17 lat z 5-letnią karencją)

w wysoko

ści 300 mln dolarów m.in. na wsparcie stabilizacyjne i zmiany w

strukturze gospodarki z informacj

ą, że pieniądze można przeznaczyć na import,

pomoc w reformowaniu sektora finansowego, a tak

że wzmocnienie systemu osłon

socjalnych.

Za par

ę dni gazety podały tekst projektu ustawy o publicznym obrocie papierami

warto

ściowymi. Bez takiej ustawy i powołania centralnego organu administracji

rz

ądowej, dopuszczającej emisję papierów wartościowych i ich publiczny obrót,

prywatyzacja w wielkiej skali nie by

łaby możliwa. Przymierzano się do powołania

Komisji Papierów Warto

ściowych (dzisiaj jest to Komisja Papierów Wartościowych

i Gie

łd). W skład zespołu, który przygotował projekt ustawy, a potem go długi czas

dopasowywa

ł do polskiej rzeczywistości, weszli: G. Domański (przewodniczący),

D. Pajewska, W. Góralczyk, G. J

ędrzejczak, L. Paga, W. Rozłucki, J. Jonak

(sekretarz). Korzystali oni z pomocy ca

łej plajady ekspertów zagranicznych.

Sponsorowa

ły te prace m.in. Międzynarodowy Fundusz Rozwoju Rynku

Kapita

łowego i Przekształceń Własnościowych w RP, “Centrum Prywatyzacji”,

George Washington Universyty, International Finance Corporation (IFC) Banku
Światowego, zaangażowane w procesy prywatyzacyjne we wszystkich krajach
postkomunistycznych.

***

Komisja Likwidacyjna Robotniczej Spó

łdzielni Wydawniczej wyprzedawała

maj

ątek Wydawnictwa Współczesnego RSW – kiedyś jednej z baz

propagandowych PZPR. Pod m

łotek szły “Nowe Książki”, “Problemy”, “Wiedza i

Życie”, “Miesięcznik Literacki”, “Literatura na świecie”. Jeśli już jesteśmy przy

background image

sprawach wydawniczych i prasowych - nie sposób nie wspomnie

ć, że Komisja

Krajowa NSZZ “Solidarno

ść” postanowiła - za linię niezgody ze Związkiem -

odebra

ć znak “Solidarności” “Gazecie Wyborczej”, którą wydawała prywatna

spó

łka “Agora”, obecny rekin giełdowy. Adam Michnik, redaktor naczelny

“Wyborczej”, by

ł wtedy w Chile, a jego zastępczyni Helena Łuczywo - to ona

faktycznie od pocz

ątku po dziś dzień żelazną ręką kieruje gazetą i dobiera

dziennikarzy - bawi

ła w Nowym Jorku. Od 6 września 1990 r. “Gazeta Wyborcza”

ukazuje si

ę bez logo “Solidarności” w winiecie.

***

W prasie ukaza

ły się liczne informacje o “siedmiu wspaniałych”. Tak nazwano

siedem przedsi

ębiorstw wyznaczonych tym razem do pilotażowej prywatyzacji.

Mia

ły to być: walcownia Metali “Warszawa” (kiedyś “Norblin”), Śląska Fabryka

Kabli w Czechowicach-Dziedzicach, Swarz

ędzkie Fabryki Mebli, Krośnieńskie

Huty Szk

ła, “Tonsil” Września, “Exbud” Kielce i Fabryka Maszyn Papierniczych

“Fampa” w Jeleniej Górze. Wszystkim tym przedsi

ębiorstwom udawało się ciągle

prowadzi

ć opłacalny eksport i były w dobrej sytuacji finansowej. Hutę w Krośnie

odwiedzi

ł wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz. Załoga z lękiem

zadawa

ła znane nam pytania: - Co będzie ze świadczeniami socjalnymi? Czy nie

strac

ą pracy? A Balcerowicz opowiadał, że Polska jest jak ten okręt na

wzburzonym morzu. Ugaszony zosta

ł tylko pożar inflacji, a reszta zależy od tych,

którzy na tym okr

ęcie podróżują. “Ósmym wspaniałym” do wzorcowej prywatyzacji

mia

ły być Zakłady Przemysłu Cukrowniczego “Wedel”, ale nie znalazły się na

li

ście, ponieważ przeciwstawiła się temu jak jeden mąż Rada Pracownicza ZPC:

Mamy dobr

ą sytuację ekonomiczną i stać nas na rozwój. Obecnie realizujemy

inwestycj

ę za ok. 5 mln dolarów. Po co nam prywatyzacja? Ale niedługo pojawiły

si

ę głosy, że jednak kiedyś trzeba będzie zabiegać o inwestora zagranicznego, bo

wówczas – za zgod

ą ministra finansów – przez trzy lata zakład mógłby zostać

zwolniony z p

łacenia podatków dochodowego i od ponadnormatywnych

wynagrodze

ń (popiwku), którym Leszek Balcerowicz obłożył przedsiębiorstwa

pa

ństwowe, żeby skruszały do prywatyzacji.

***

"Walczono" z monopolami. Któ

żby przypuścił, że monopolistą jest

Przedsi

ębiorstwo Owocowo-Warzywne “Hortex”. Monopolistów należało

rozparcelowa

ć, chyba po to, żeby nie stanowili konkurencji dla firm zagranicznych

na naszym rynku. Decyzj

ę, jak dzielić “Hortex”, miało podjąć Ministerstwo

Finansów. Zak

ład miał doskonałe wyniki ( w 1989 r. uplasował się na 41 miejscu

w

śród 500 najlepszych polskich zakładów). Majątek “Hortexu” wyceniono na 4 bln

st. z

ł. Rok wcześniej “Hortex” jako pierwsze polskie przedsiębiorstwo otrzymał

zagraniczn

ą pożyczkę w wysokości 29 mln marek, kupując za te pieniądze

nowoczesn

ą linię produkcyjną. Przedsiębiorstwo miało 10 zakładów

przetwórczych, m.in. w Górze Kalwarii, Le

żajsku, Rykach, Siemiatyczach,

przerabia

ło rocznie 400-450 tys. ton warzyw i owoców, 80 proc. produkcji

kierowane by

ło na eksport. Co z tego majątku pozostało do dzisiaj? Prawie nic.

Wybuch

ła aferka. Dotyczyła Piotra Baumgarta, prominenta z Agencji Rynku

Rolnego, cz

łonka Komisji Krajowej “Solidarności”, który kupił (zniszczony) pałac i

background image

inne budynki oraz 140 ha w Le

śnie Górnym. Majątek wyceniono skromnie na 703

mln st. z

ł ; Baumgart nabył go za 95 mln. Komisja powołana przez wojewodę

szczeci

ńskiego stwierdziła zaniżenie wartości. Poprzedni użytkownik majątku -

Kombinat Pa

ństwowych Gospodarstw Ogrodniczych w Szczecinie - domagał się

1,4 mld z

ł odszkodowania. Przedstawiciele gmin: Gryfice, Gryfino, Goleniów,

Nowogard, Parnice, Starogard i Szczecin podj

ęli uchwałę, że Baumgart ma

ust

ąpić ze stanowiska, bo wykorzystuje związek jako parawan dla osiągania

osobistych korzy

ści; wytknięto mu rozkradanie kraju. W odpowiedzi Baumgart

zaatakowa

ł Artura Balazsa, który - jego zdaniem - podejrzewał go o przyczynienie

si

ę podczas sesji Rady Wojewódzkiej do postawienia wniosku o votum nieufności

wobec Balazsa i teraz knuje przeciwko niemu. Tak wcze

śnie niektórzy zaczęli się

bra

ć za głowy. - W tej sprawie w gminie Wolin trwa zbieranie podpisów – ale ja nie

mam z tym wnioskiem nic wspólnego. To dzi

ęki mnie on został posłem – mówił o

Balazsu Baumgart.

***

Trwa

ła dewastacja Państwowych Gospodarstw Rolnych. Eksperci Banku

Światowego radzili, żeby PGR-ów nie dzielić na mniejsze jednostki. BŚ opracował
“Strategi

ę rolną dla Polski”, zalecając m.in. odłączenie od własności ziemskiej i

rozdysponowanie mi

ędzy pracowników byłych PGR-ów mieszkań zakładowych.

Za co mieli te mieszkania utrzyma

ć, zapłacić za prąd etc., kiedy ci ludzie

pozbawieni zostali pracy – nie poradzono. Eksperci postulowali ewentualn

ą

sprzeda

ż chłopom ziemi na obrzeżach PGR, a same PGR-y radzili sprzedawać w

ca

łości. “Szły” za tzw. psi grosz. Nabywali je spekulanci ziemią, o których

zapewne nied

ługo usłyszymy, kiedy ziemię orną będą u nas mogli kupować

cudzoziemcy. Pocz

ątkowo ceny ziemi PGR-ów orz ich majątki (budynki, maszyny)

by

ły tak niskie, że po sprzedaży maszyn nabywca gospodarstwa o wielkim areale

ziemi

ę i zabudowania miał darmo. Najwięcej PGR-ów sprzedano w Polsce

łnocno-zachodniej, królują tam odłogi. Bo też kupiono je nie myślą, żeby siać i

zbiera

ć, ale po to, żeby sprzedać - jak to się w wielu wsiach na zachodzie kraju

mówi - kiedy wróci tutaj Niemiec. Przypomnijmy,

że PGR-y zajmowały w PRL ok.

18 proc. ogó

łu użytków rolnych. Widać z tego, że polskiego chłopa trudno było

"sko

łchozować". PGR zatrudniały 470 tys. pracowników, wraz z rodzinami z pracy

w tych gospodarstwach

żyły 4 mln ludzi. Mimo że do egzystencji wielu PGR-ów

pa

ństwo musiało dopłacać, trafiały się i dobrze zarządzane, przynoszące zyski. Z

PGR pochodzi

ło 24 proc. globalnej produkcji rolnej, 35 proc. produkcji towarowej

rolnictwa, 25 proc. eksportu rolnego. To by

ł wielki majątek, który został

zmarnotrawiony. Pracownicy pa

ństwowych gospodarstw uzależnieni byli

ca

łkowicie od miejsca pracy; to byli ludzie najmniej wykształceni, najbardziej

bezbronni. Uderzono w nich, niszcz

ąc ich nie tylko finansowo, ale i do końca

moralnie.

background image

Fikcje i figi

We wrze

śniu 1990 r. Barbara Piasecka Johnson za 300 mln dolarów nabyła pałac

w Pilicy, pragn

ąc przyczynić się do ratowania polskich zabytków. To był zaledwie

u

łamek zapowiadanego uczestnictwa tej pani w polskiej prywatyzacji. Na

pieni

ądze Piaseckiej Johnson liczyła załoga Stoczni Gdańskiej, a ona nie

zaprzecza

ła, że wyłoży swoje wdowie dolary i kupi kolebkę “Solidarności”. Pani

Barbara przyjecha

ła do nas z USA, dokąd kiedyś wyjechała, żeby zarobić parę

groszy. Los si

ę do niej uśmiechnął, bo oto w biednej kobiecie, nie żadnej tam

dzierlatce, zakocha

ł się "na zabój" sędziwy i schorowany amerykański milioner,

którym si

ę opiekowała. Doszło do sporządzenia testamentu, staruszek zapisał

ukochanej wielki maj

ątek, ku zaskoczeniu i wściekłości swoich dzieci, wnuków i

prawnuków. Po

śmierci ojca, dziadka i pradziadka tzw. zstępni usiłowali zapis

uniewa

żnić i włóczyli Piasecką Johnson po sądach, ale na próżno, bo w Stanach

Zjednoczonych prawo jest prawem.

W pani

ą Johnson na początku transformacji wierzono u nas niczym w anioła

wyposa

żonego w wór pieniędzy, z którego dolary będą się sączyły przez

sporz

ądzoną dziurkę, wpadając prosto w ręce potrzebujących. Tak się nie stało.

Milionerka z USA, owszem za

łożyła Fundację Paderewski Center Inc. ratującą

zabytki, czy na tym straci

ła, nie wiemy – natomiast z uczestniczenia w

prywatyzacji Stoczni Gda

ńskiej postanowiła się wycofać. Gdyby nie zmieniła

zdania, nie by

łoby w niej teraz innego zbawcy - Janusza Szlanty. Zanim wrócimy

do rejterady Piaseckiej Johnson z Gda

ńska, trudno nie wspomnieć o tym, że

niedawno przez stoczni

ę przetoczył się strajk (pisaliśmy o nim w “Naszej Polsce”).

W

łaściciel Stoczni Gdańskiej wchłoniętej przez Stocznię Gdynia, gładko sobie z

tym strajkiem poradzi

ł. Szlanta przejął Stocznię Gdańską w 1998 r., płacąc 115

mln z

ł, które pożyczył w banku. Na jednym ze stoczniowych kont znajdowało się

ponad 42 mln z

ł; tak więc Szlanta kupił Stocznię Gdańską za niespełna 73 mln zł.

Banki niech

ętnie pożyczają nawet niewielkie pieniądze bez zabezpieczenia, co

dopiero mówi

ć o takiej kwocie! Trójmiejska Korporacja Stoczniowa, czytaj:

Szlanta, otrzyma

ła kredyt, ponieważ okazało się, że Szlanta jest godzien takiego

zaufania! Wcze

śniej, dzięki dobrym układom w Polskim Banku Rozwoju, w którym

pracowa

ł, Szlanta został prezesem Stoczni Gdynia, a po utworzeniu m.in. z

Hubertem Kierkowskim dyrektorem departamentu w Ministerstwie Przekszta

łceń

W

łasnościowych spółki o nazwie Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny przy pomocy

owego SFI przej

ął niemal 40 proc. akcji Stoczni Gdynia, obejmując w niej wkrótce

pe

łnię władzy. Całkiem po prostu: był biedny, stał się nagle bogaty. Jak się to robi

– pytaj

ą ciekawscy, ano trzeba być np. Januszem Szlantą. Wkrótce namnożyło

si

ę stoczniowych spółek, rozpoczął wzajemny handel akcjami. Powstała spółka

Synergia 99 zwi

ązana ze Stocznią Gdynia (i różnymi m.in. zagranicznymi

podmiotami), w której udzia

ły wykupił James Halper. Po co? Żeby zarobić, to jest

jasne. Ale na czym? Ludzie mówi

ą, że w przyszłości wcale nie na budowie

statków, bo jeszcze troch

ę i w Gdańsku nie będzie stoczni, zyski ma przynieść

sprzeda

ż 75 ha stoczniowej ziemi w sercu miasta. Tak oto może wyglądać finał

procesu prywatyzacji historycznego, pot

ężnego przedsiębiorstwa.

background image

Powró

ćmy do początku tego procesu: w drugiej połowie 1990 r. Barbara Piasecka

Johnson powiedzia

ła dziennikarzowi agencji Reutera, że miała zamiar kupić 55

proc. udzia

łów stoczni za 100 mln dolarów, ale dziś jej to nie interesuje, bo od

momentu podpisania listu intencyjnego przez ca

ły czas negocjacji była źle

rozumiana, jej s

łowa interpretowano w niewłaściwy sposób, a polska propaganda

j

ą sabotowała. Wyznała, że na biznes plan i plany rozwoju Stoczni Gdańskiej

wyda

ła już 7 mln dolarów. A to, że zamierzała płacić polskim robotnikom po 50

centów za godzin

ę, jak rozpowiadano, nie jest prawdą, miało być po 2,50 dolara.

Nie planowa

ła również zwolnienia z pracy 10 tys. osób.

Rozczarowanie Piaseck

ą Johnson zrekompensowane było w pewnej mierze

przyjazdem do Polski by

łego prezydenta Stanów Zjednoczonych USA Ronalda

Reagana, który spotka

ł się z posłami w Sejmie 14 września 1990 r. po południu.

Kiedy wyszed

ł na ulice Warszawy ludzie rzucali mu kwiaty pod nogi. Tego dnia

przed po

łudniem wybrani zostali trzej ministrowie: rolnictwa, łączności i

przekszta

łceń własnościowych. Sprawami prywatyzacji, czyli przekształceniami

w

łasnościowymi, miał się zająć przyjaciel premiera Tadeusza Mazowieckiego –

libera

ł (ROAD) Waldemar Kuczyński. Dla porządku dodamy, że ministrem

rolnictwa zosta

ł Janusz Byliński, mimo mocnego oporu Polskiego Stronnictwa

Ludowego, które forsowa

ło na tę posadę Józefa Zycha, ale on nie kochał

Mazowieckiego, wi

ęc musiał przepaść. Resort łączności powierzono Jerzemu

Ślezakowi, zapisanemu złotymi zgłoskami m.in. w firmie Alcatel: minister Ślezak
fikcji nie lubi

ł.

W Ministerstwie Przekszta

łceń Własnościowych rozpoczęły się dyskusje o tym, w

jaki sposób technicznie zd

ążać do wielkiej prywatyzacji w Polsce. Jedną z takich

wa

żniejszych narad prowadził Richard Wilson z Know How Fund z Wielkiej

Brytanii. Chcemy prywatyzowa

ć choćby od dziś, ale nie ma realnego kapitału

t

łumaczył mu się Kuczyński - być może trzeba się uciec do kapitału nierealnego,

fikcyjnego. Wilson namawia

ł do uproszczonych technik wyceny majątku, bo

procedury dok

ładne trwałyby zbyt długo. W różnych gremiach liberalnych, trwały

nieko

ńczące się dysputy, jak ugryźć prywatyzację. Po pierwszych kęsach się

rozkr

ęci, ale jest przeszkoda, której lekceważyć nie można – taki wniosek

wyp

łynął z licznych narad. Chodziło o majątki, których zwrotu domagali się byli ich

w

łaściciele oraz ich spadkobiercy, głównie Żydzi mieszkający za granicą; choć nie

tylko oni: nie wolno by

ło stawiać tych majątków pod młotek i ludzie powinni o tym

wiedzie

ć.

Ministrem przemys

łu był Tadeusz Syryjczyk (ROAD) obiecał reprywatyzację. Na

razie opisywano przyk

ład grabieży mienia osobistego w PRL po poecie Witwickim,

którego zwrot niewiele móg

łby mieć wspólnego z prawdziwą reprywatyzacją, ale

temat poci

ągnięto i rozciągnięto; wymowa tego była taka: oddać powinniśmy

wi

ęcej niż zostało. W PRL zagrabiono mianowicie m. in. (znacjonalizowano)

woreczek z bi

żuterią należącą ongiś do Stefana Witwickiego, potem do jego brata,

a nast

ępnie do jego syna Jana. To nie było w zgodzie nawet z peerelowskim

prawem. Syryjczyk kaza

ł szczegółowo prześledzić historię biżuterii. Odnaleziono

j

ą w 1946 r. na terenie Odlewni Żeliwa i Emalierni w Skarżysku Kamiennej – było

tego 68 sztuk drogocennych precjozów m.in. z wielkimi brylantami. Bi

żuteria

znajdowa

ła się na terenie znacjonalizowanej fabryki wzniesionej przez Jana

Witwickiego, ale przecie

ż musiała stanowić własność osobistą, a ta nie podlegała

background image

nacjonalizacji, tote

ż nie powinna zostać znacjonalizowana. Ze Skarżyska do Kielc

cenny woreczek swego czasu wie

źli funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu

Bezpiecze

ństwa Publicznego. Ale gdy do niego zajrzano po latach, okazało się,

że zostało w nim jedynie 5 srebrnych łyżek, 3 widelce, 6 trzonków do noży i
łyżeczka do herbaty.

Byli w

łaściciele majątku przejętego niezgodnie z prawem mimo to domagali się

coraz g

łośniej zwrotu mienia albo rekompensaty. Przypomnijmy, że właściciele

znacjonalizowanych zak

ładów (mieli wyłączyć z nacjonalizacji zakłady

zatrudniaj

ące do 50 pracowników na jednej zmianie, ale w 1950 r. i takie przeszły

pod tzw. przymusowy zarz

ąd państwowy) na podstawie art. 1 ustawy z 3 stycznia

1946 r. mieli otrzyma

ć odszkodowania od skarbu państwa, płatne w ciągu roku w

papierach warto

ściowych. Wartość znacjonalizowanego mienia miały ustalić

komisje na podstawie sprecyzowanych kryteriów z udzia

łem zainteresowanych i

bieg

łych, zaś wszystkie szczegóły miało określić rozporządzenie Rady Ministrów –

to Rozporz

ądzenie jednak w ogóle się nie ukazało. Nikt w związku z tym nie

dosta

ł złotówki. Na wsi tracono majątki na podstawie dekretu PKWN z 6 września

1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Przejmowana by

ła ziemia, inwentarz

żywy i martwy oraz przedsiębiorstwa przemysłu rolnego, czyli absolutnie
wszystko. Grunty warszawskie odbierano na podstawie dekretu z 26 pa

ździernika

1945 r. – ludziom obiecywano odszkodowania, ale poniewa

ż nie ukazało się

rozporz

ądzenie wykonawcze do ustawy nie otrzymali ich nigdy.

Uchwa

ła Senatu z 9 lipca 1990 r. mówiła, że należy się powstrzymać od

wyprzeda

ży przejętych w przeszłości gospodarczych i handlowych obiektów

prywatnych, które nale

ży zwrócić ich właścicielom lub prawnym spadkobiercom: z

tego, co wiemy, nie zawsze stosowano si

ę do niej. Rozpoczęła się dyskusja komu

zwraca

ć, czy także tym, którzy nie mieszkają od lat w Polsce? Co nam wtedy

zostanie, przecie

ż ci ludzie tutaj nie wrócą, oddany majątek przehandlują, po

prostu nie sta

ć biednej Polski na taki szlachetny gest, ale nieobliczalny w

konsekwencjach. Senat uwa

żał, żeby należy zwracać mienie wyłącznie

obywatelom polskim mieszkaj

ącym w Polsce, natomiast w projekcie ustawy

sejmowej zosta

ło zapisane, że trzeba zwrócić majątek także tym, którzy w chwili

jego przejmowania posiadali obywatelstwo polskie. Dodajmy do tego,

że gdyby z

ich maj

ątku, z różnych przyczyn, w tym z powodu wojny, pozostały trzonki od

no

ży – tak jak to miało miejsce z biżuterią Witwickiego – projektowano posłużyć

si

ę bonami prywatyzacyjnymi, ważnymi do 10 lat, którymi można byłoby płacić za

udzia

ły w prywatyzowanych przedsiębiorstwach lub za akcje przedsiębiorstw

sprzedawane przez skarb pa

ństwa.

Rozbiórka “Uniwersalu”

Wszystkie si

ły polityczne liczące się jesienią 1990 r. zapowiadały w swoich

zamierzeniach prywatyzacj

ę przedsiębiorstw państwowych. Od tego czasu

background image

kolejne rz

ądy prowadzą program przekształceń własnościowych zakrojony na

szerok

ą skalę, który miał uzdrowić gospodarkę i przeciwdziałać bezrobociu.

Bezrobotnych mieli

śmy wtedy w Polsce około miliona. Miała temu zaradzić

prywatyzacja. W wyniku prywatyzacji – poda

ło 12 marca 2002 r. Ministerstwo

Skarbu Pa

ństwa, ilość przedsiębiorstw państwowych od 1990 r. zmniejszyła się z

8453 do 2054. Co si

ę dzieje z bezrobociem każdy widzi – sięga 3,5 miliona.

W

śród ludzi, którzy najgłośniej domagali się przechodzenia “państwowego” w ręce

prywatne, czo

łowe miejsce zajmowali członkowie Ruchu Demokratycznego Akcji

Obywatelskiej (obecnie Unia Wolno

ści). ROAD zbudował 40 struktur

wojewódzkich. Konstruowali je m.in. Labuda, Wielowieyski, Michnik, Lity

ński,

Reiff. W

łonie ROAD zawiązało się Forum Prawicy Demokratycznej z

Frasyniukiem, Foglerem, Turowiczem, Stomm

ą, Rokitą, Wołkiem – tworząc

wieniec wokó

ł Tadeusza Mazowieckiego, który – zdaniem FPD – był w stanie,

jako prezydent, poprowadzi

ć Polskę w kierunku państwa obywatelskiego i

gospodarki rynkowej. Kazimierz Ujazdowski zastrzega

ł, mówiąc o FDP: -

Jeste

śmy prawicowi. Lewicy, jako spuścizny po PRL i PZPR, naród wówczas

nienawidzi

ł, wydawało się, że już nigdy nie zdoła w Polsce sięgnąć po władzę.

Agencje zagraniczne poda

ły, że Mazowiecki jako kandydat na prezydenta po

g

łębokim namyśle zdecydował się stawić czoła Lechowi Wałęsie.

Kandydatur

ę Wałęsy wysunął on sam, oświadczając: Nie chcem, ale muszem

(by

ć prezydentem) w sali sportowo-widowiskowej “Arena” w Poznaniu 12

pa

ździernika 1990 r. Lecha na prezydenta formalnie forsował Chrześcijański Ruch

Obywatelski, którego animatorami byli m.in.

Łopuszański, Bogaczyk, Niesiołowski,

Rojek, Mikke. Odci

ęcie się Wałęsy od ludzi ROAD było jaskrawe. Widać to było

cho

ćby po gościach zgromadzonych w katedrze oliwskiej, którzy zostali

zaproszeni na ceremoni

ę ślubu jego syna - Bogdana Wałęsy - z Agnieszką

Drozdowicz. Lech Wa

łęsa nie sprzeciwiał się prywatyzowaniu majątku

narodowego, jednak poproszony o skomentowanie wypowiedzi senatora Andrzeja
Wajdy (ROAD), który domaga

ł się szybkiej prywatyzacji telewizji powiedział: -

Jestem przeciw. W sonda

żach, kto zostanie prezydentem: - Wałęsa czy

Mazowiecki, prowadzi

ł Wałęsa 34 do 29. Stana Tymińskiego z Liberation Party of

Canada licz

ącej 3,5 tys. członków nikt jeszcze nie brał pod uwagę.

Porozumienie Centrum tak

że opowiadało się za prywatyzacją. W dwa lata.

Zastrzegaj

ąc, że prywatyzacja nie może doprowadzić do kapitalizmu typu XIX-

wiecznego. PC mia

ło swoje biura w 35 województwach. - Czujemy poparcie

mówili bracia Kaczy

ńscy, mając przy boku m.in. Hniedziewicza, Glapińskiego,

Eysmonta,

Żmijewskiego, Anusza. Zarówno Wałęsa, jak i działacze PC

opowiadali si

ę za preferencyjnym traktowaniem sektora prywatnego kosztem

pa

ństwowego. W “Tygodniku Solidarność” nr 28/90 ukazał się artykuł, którego

autor argumentowa

ł, że skoro gospodarkę prywatną w Polsce zniszczyło państwo,

teraz pa

ństwo musi ją odbudować, zasilając środkami z sektora uspołecznionego

oraz z zagranicznych po

życzek.

Pracownicy pa

ństwowych fabryk byli innego zdania. Podczas Krajowego Forum

Samorz

ądu Załogi (KFSZ) reprezentant tego środowiska Andrzej Wieczorek

stwierdzi

ł, że dzieje się źle. Panowie, którzy “wjechali” na szczyty władzy po

robotniczych grzbietach, prowadz

ą teraz politykę całkowitego braku zaufania dla

background image

środowisk pracowniczych i wierzą jedynie w możliwości intelektualne ograniczonej
elity
. Nie mo

żemy zaakceptować jednostronnej, jedynie słusznej filozofii przemian

gospodarczych, które nie dostrzegaj

ą podmiotowości pracowniczej. Pogardę dla

samorz

ądów kiedyś wyrażano ze względów ideologicznych, tak samo dzieje się

teraz. Uczestnicy Forum mówili,

że arogancka elita mądrali zmierza do likwidacji

ruchu samorz

ądowego, chociaż sprawnego systemu gospodarczego, po

zepchni

ęciu pracowników na margines, zbudować nie można.

Wiceprzewodnicz

ący “Solidarności” Regionu “Mazowsze" Maciej Jankowski

zauwa

żył: - Program rządu dotyczący prywatyzacji jest utopijny, bo nie

uwzgl

ędnia cech Polaków ani tego, co się stało w 1980 r.

Domagano si

ę informacji o planach prywatyzacyjnych, ujawnienia projektów

rozporz

ądzeń wykonawczych do ustawy po to, żeby przeprowadzić negocjacje na

reprezentatywnym narodowym forum. Oprotestowano projekt ustawy
przyspieszaj

ącej prywatyzację przez jednorazowy akt komercjalizacji, czyli

przekszta

łcenia za jednym zamachem wszystkich przedsiębiorstw państwowych

w jednoosobowe spó

łki skarbu państwa, uznając podobny pomysł za zbieżny z

nacjonalizacj

ą tylko w odwrotną stronę.

Wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz zaprosi

ł wybranych

uczestników KFSZ do siebie. Rozmowa mia

ła charakter poufny. Opowiadali

potem,

że na razie nie wiedzą, czy Balcerowicza będą kochać, czy nienawidzić,

przyznaj

ąc, że osią niezgody między nimi i wicepremierem była prywatyzacja.

Podobno mówili Balcerowiczowi,

że samorząd mógłby uwiarygodnić rządowy

projekt prywatyzacji, z czym wicepremier si

ę zgodził.

Projekt ustawy przyspieszaj

ącej prywatyzację rekomendował Leszek Balcerowicz

podczas pa

ździernikowego posiedzenia Rady Ekonomicznej. Wicepremier

o

świadczył wówczas, że kluczem powodzenia programu stabilizacyjnego, który

wymy

ślił, musi być prywatyzacja. Jej tempo w Polsce powinno być większe niż

gdziekolwiek na

świecie. Dokument rekomendowany przez Balcerowicza był

niewiadomego autorstwa, poinformowano jedynie,

że jest to praca

“mi

ędzyresortowa”.

Plan by

ł następujący: sprywatyzować wszystkie małe i średnie przedsiębiorstwa

do ko

ńca 1991 r., duże skomercjalizować. W ten sposób w ręce prywatne

zamierzano odda

ć w ciągu roku 15 proc. majątku narodowego. Marchewką dla

za

łogi miało być złagodzenie podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń, tzw.

popiwku. G

łos w sprawie komercjalizacji zabrał Tomasz Gruszecki (późniejszy

minister przekszta

łceń w rządzie Jana Olszewskiego), odnosząc się krytycznie do

ca

łego rządowego projektu. Oświadczył: - Z jednego zdefiniowanego właściciela

przedsi

ębiorstwa i określenia jego pozycji mogą płynąć jakieś korzyści, ale w

rz

ądowym projekcie takiej jasności brakuje. Właściciel jest w nim wstawiony do

komiksu, którym zarz

ądzają grupowe interesy.

Przedsi

ębiorstwa mogły same zgłaszać chęć komercjalizacji, ale gdyby czasem

liczba takich wniosków by

ła zbyt mała, przewidziano przekształcenie siłowe.

Prywatyzacja mog

ła się bowiem dokonać również na wniosek organu

za

łożycielskiego, na przykład na wniosek ministra przekształceń własnościowych.

Piastuj

ący wymieniony ministerialny fotel Waldemar Kuczyński przestrzegał

background image

swoich przyjació

ł w rządzie: - Panowie, nie wolno nam s...ć prywatyzacji. Wybierał

si

ę do doskonale prosperujących Zakładów Przemysłu Odzieżowego “Próchnik” w

Łodzi (dzisiaj są na skraju bankructwa), które 1 października 1990 r. zostały
przekszta

łcone w jednoosobową spółkę skarbu państwa. Minister pragnął się

dowiedzie

ć, jak w “Próchniku” wyglądają przygotowania do emisji akcji. Sprzedaż

akcji “Próchnika” mia

ła się rozpocząć za dwa-trzy miesiące, przy pomocy

londy

ńskiego banku Morgan Grenffeel. Pracownicy mieli obiecaną i drugą znaną

“marchewk

ę” – prawo zakupu taniej 20 proc. akcji spółki.

Spó

łką było już także Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego “Uniwersal”, które

jako pierwsze z tej bran

ży zostało sprywatyzowane. Kapitał akcyjny ”Uniwersalu”

wynosi

ł 150 mld zł. Podzielony został na 15 mln akcji, z czego ponad 5 mln objęli

za

łożyciele spółki. To było wtedy silne, zasobne postpezetpeerowskie

przedsi

ębiorstwo. W składzie jego rady nadzorczej znaleźli się m.in. Bogumił Kott

– prezes Banku Inicjatyw Gospodarczych (BIG mia

ł rozliczne, nieprzejrzyste

interesy z “Uniwersalem”), Frederik Bruhn–Petersen z Danii, Richard Rowe z
Anglii, Eufemia Teichmann profesorka SGPiS. Wojciech Tomaszewski z ramienia
ministra wspó

łpracy gospodarczej z zagranicą reprezentował skarb państwa.

Prezesem zarz

ądu “Uniwersalu” został Dariusz Przywieczerski, który jako

pierwszy przez polityków prawicy zosta

ł nazwany “czerwonym baronem”. Był on

ci

ągany po sądach, posądzany o różne ciemne sprawy, ale niczego mu nie

udowodniono – dalej pe

łni funkcję prezesa. Akcje “Uniwersalu” początkowo

przynosi

ły zysk, ale potem ich cena drastycznie spadła, wielu akcjonariuszy na

tym straci

ło. “Uniwersalu” od dawna nie ma już na giełdzie, skurczył się

dziesi

ęciokrotnie. Spółka została wycofana z giełdy m.in. z powodu szwindli w

bilansach. Gmach w samym centrum Warszawy nale

żący do “Uniwersalu”, przez

lata symbol tego przedsi

ębiorstwa, został przejęty za długi. Podobno nowy

w

łaściciel zamierza go wyburzyć i postawić w tym miejscu znacznie większy

wie

żowiec.

Prasa pod m

łotkiem

– Jednym z zarzutów stawianych rz

ądowi premiera Mazowieckiego jest to, że

pozwala on na rozkradanie maj

ątku narodowego. Nie ma w tym cienia prawdy

o

świadczyła podczas konferencji prasowej rzeczniczka tego rządu Małgorzata

Niezabitowska. Pani rzecznik szykowa

ła sobie elegancki gabinet w Urzędzie Rady

Ministrów, niedaleko gabinetu Tadeusza Mazowieckiego, mia

ł być wyposażony w

meble z drzewa orientalnego. Na ten temat sporo i d

ługo w URM plotkowano.

Mniej wi

ęcej w tym samym czasie w kwartalniku „Foreigen Affairs” z podtytułem

„Lato 1990” ekonomi

ści amerykańscy i doradcy polskiego ministra finansów

Jeffrey Sachs i David Liton zamie

ścili artykuł, w którym napisali, że prywatyzacja,

kojarzona w Polsce z nieczystymi machinacjami, okazuje si

ę jedną z najbardziej

kontrowersyjnych i skomplikowanych kwestii, w obliczu których stan

ął ten kraj.

G

łówną barierą jest niełatwa odpowiedź, kto naprawdę jest właścicielem

background image

wchodz

ących w prywatyzacyjną grę firm? Sachs i Liton zauważyli, że oddanie

znacznej cz

ęści udziałów prywatyzowanych przedsiębiorstw jedynie aktualnie

pracuj

ącym w nich robotnikom może budzić niezadowolenie reszty

spo

łeczeństwa, ponieważ siła robocza w polskim przemyśle stanowi 1/3 ogółu siły

roboczej. Jak

ą „prywatyzacyjną marchewkę” otrzymają inni, żeby wszystko poszło

g

ładko? Poza tym, niektórzy pracownicy zatrudnieni są w przedsiębiorstwach

wysokodochodowych, inni w bankrutuj

ących, gratyfikacje za zezwolenie na

prywatyzacj

ę mogą więc wyglądać różne.

Pierwszy etap reformy gospodarczej przebiega na szcz

ęście zgodnie z

harmonogramem – orzekli ameryka

ńscy ekonomiści; przewidywali jednak

nadci

ągające komplikacje wtedy, kiedy trzeba będzie przystąpić do

przemieszczenia si

ły roboczej i kapitału w obrębie gospodarki. Należy też zająć

si

ę szybko likwidacją części przemysłu ciężkiego – to zaś spowoduje nieuchronny

wzrost bezrobocia. Na krótk

ą metę rząd będzie prawdopodobnie w stanie

utrzyma

ć jaką taką równowagę makroekonomiczną, ale potem, w kurczących się

ga

łęziach przemysłu o pracę będzie coraz trudniej. Zagrożeniem dla

przeprowadzanych reform gospodarczych by

łaby paraliżująca, narodowa debata

wokó

ł prywatyzacji. Los, jaki spotkał kiedyś Argentynę (Sachs i Liton nie

spodziewali si

ę wówczas, że za parę lat Argentyna znów się pogrąży) jest dla

Polski potencjalnym koszmarem na przysz

łość.

Wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz spotka

ł się w Urzędzie Rady

Ministrów, w sali nieopodal gabinetu rzeczniczki Niezabitowskiej, z cz

łonkami

zespo

łu konsultacyjnego ds. spółdzielczych. Omawiane były sposoby realizacji

ustawy z 20 stycznia 1990 r. o likwidacji zwi

ązków spółdzielczych. Mówiono m.in.

o niezb

ędnych zmianach personalnych, gdyby się gdzieś jakaś spółdzielczość

mia

ła zachować. Majątek spółdzielni stanowił 10 proc. całego majątku

narodowego, spó

łdzielnie wytwarzały 11 proc. ogólnokrajowego dochodu. To

wszystko, nie bacz

ąc na koszty, postanowiono zrujnować i przejąć majątek.

Trzeba by

ło fizycznie zlikwidować stare struktury organizacyjne związków

centralnych, krajowych, wojewódzkich, regionalnych. Likwidacja obj

ęła 14

zwi

ązków centralnych i ponad 300 innych struktur stojących ponad spółdzielniami.

Oficjalnie mówiono,

że należy uspółdzielczyć spółdzielnie, a ponieważ nie da się

tego zrobi

ć „oddolnie”, należy „odgórnie”. Prawdą było, że stanowiska w różnych

zwi

ązkach spółdzielczych zajmowała „stara nomenklatura”, to były świetne

posady. Prawd

ą jest też, że spółdzielczość okresu PRL nie miała prawie nic

wspólnego z prawdziw

ą spółdzielczością. Jednakże nie należało tak wielkiego

maj

ątku niszczyć, a tak się stało. Stare związki spółdzielcze nagle znikły, nowe się

nie pojawi

ły.

Kto przejmowa

ł majątek spółdzielczy, jak to się działo, ile na tym straciliśmy, że

dziecko wylewano z k

ąpielą – na ten temat może ktoś kiedyś przeprowadzi

badania i wszystko ujawni. Teraz wiadomo tylko tyle,

że uspółdzielczanie

spó

łdzielczości okazało się nadzwyczaj kosztowne, a prawdziwej spółdzielczości,

jak w Polsce nie by

ło, tak nie ma. Zlikwidowane zostały: Centralny Związek

Spó

łdzielczości „Samopomoc Chłopska”, Centralny Związek „Spółdzielni Pracy”,

Centralny Zwi

ązek Spółdzielni Mleczarskich, Centralny Związek Spółdzielni

Produkcyjnych, Centrala Spó

łdzielni Ogrodniczych i Pszczelarskich; słowem – na

rze

ź szło w ogóle wszystko, co posiadało w nazwie „centralny”. Dlatego pewno

background image

Centralny Zwi

ązek Rzemiosła Polskiego szybko zmienił nazwę na Związek

Rzemios

ła Polskiego – i istnieje.

By

ła nomenklatura wywodząca się z różnych „związków centralnych” przetrwała w

niez

łej kondycji: można ją znaleźć dzisiaj także w ławach poselskich (SLD),

zasili

ła również obecny rząd SLD–UP–PSL.

Rozpocz

ęło się rozbijanie i likwidowanie partyjnego peerelowskiego koncernu

prasowego Robotniczej Spó

łdzielni Wydawniczej Prasa–Książka–Ruch. Wynik

finansowy RSW by

ł dobry: po dziewięciu miesiącach 1990 r. wynosił 260 mld zł.

Koncern p

łacił podatki, spłacał długi, a nawet kontynuował lub zabezpieczał przed

dewastacj

ą rozpoczęte inwestycje. Samych pism RSW posiadała 179. Ustawa o

likwidacji RSW nie przewidywa

ła odwołań od decyzji rządu. To jest największy

projekt likwidacyjny, a w wymiarze ekonomicznym najwi

ększy do tej pory projekt

prywatyzacyjny – napisa

ła „Rzeczpospolita” 30 października 1990 r. (gazeta nie

wchodzi

ła w skład RSW; była wtedy gazetą rządową). Będziemy budować zręby

wolnego rynku prasowego w Polsce, koniec z partyjnym kierowaniem pras

ą. Po

zaakceptowaniu przez Rad

ę Ministrów planów likwidacji RSW gazety i

wydawnictwa koncernu mia

ły ulec prywatyzacji. Prywatyzacja miała objąć także

dystrybutora prasy, czyli „Ruch”. Na rynek dopuszczono od razu zagranicznych
wydawców i inwestorów. Kapita

ł zagraniczny szczególnie interesował się

g

łównymi dziennikami centralnymi i lokalnymi, pismami kobiecymi, młodzieżowymi

i sportowymi. O „

Życie Warszawy” na przykład starała się m.in. grupa „Dziennik

Polski” Boles

ława Wierzbiańskiego ze Stanów Zjednoczonych, Maxwell i kapitał

w

łoski. Komisja likwidacyjna RSW zaproponowała inwestorom zagranicznym

kupno cz

ęści lub całości drukarni. Pojawiły się wypowiedzi, że o przyszłym

uk

ładzie politycznym prasy będzie zdecydować rynek. Postpartyjne gazety i

wydawnictwa musz

ą iść pod młotek – argumentowano – żeby umożliwić dostęp

nowych si

ł społecznych i politycznych do oręża prasowego, tego chce naród. Rola

pa

ństwa na rynku prasowym miała zostać ograniczona. W ten dziwny sposób w

Polsce mieli

śmy mieć prasę niezależną.

Rzecznik Porozumienia Centrum Jacek Maziarski, powo

łując się na gazety

brytyjskie, tak skomentowa

ł ten burzliwy czas dla polskiej prasy i wykuwającą się

„niezale

żność”: nawet Anglicy zwracają uwagę, że nasze środki przekazu de facto

znajduj

ą się w rękach rządu, na którego czele stoi Tadeusz Mazowiecki (a więc w

r

ękach ROAD, późniejszej Unii Wolności) – PC to potwierdza. W jednych rękach

jest dzisiaj telewizja, radio, podstawowe gazety, agencje prasowe – wszystko. PC
i rzecznik tego ugrupowania, stoj

ącego wówczas przy Lechu Wałęsie (jako

kandydacie na prezydenta) powiedzia

ł, że kontrkandydatowi Mazowieckiego do

fotela prezydenckiego zosta

ł tylko ”Tygodnik Solidarność”, pismo o ograniczonym

zasi

ęgu i marginalne. Maziarski dodał, że Michnik czy Frasyniuk (obaj z ROAD)

bez przerwy pojawiaj

ą się w telewizji. Widać jak na dłoni rażącą asymetrię;

spo

łeczeństwo odczuwa naruszenie zasad fair play.

Tymczasem w Walcowni Metali „Warszawa”, czyli w „Norblinie”, a

ż cztery

konsultingowe firmy brytyjskie wycenia

ły majątek przedsiębiorstwa wskazanego

do prywatyzacji. By

ły to: Coopers and Lybrand Delotte, Barclays de Zoete Wedd

Ltd., Baher and Mc Kenzic oraz Central Europe Trust Co Ltd. Eksperci tych firm
g

łowili podobno się na terenie „Norblina”, jak znaleźć klucz do wyceny majątku

background image

przedsi

ębiorstw państwowych w całej Europie Wschodniej. – Nie naciskamy

brytyjskich ekspertów,

żeby się pospieszyli – mówił Mieczysław A. Blady, prezes

spó

łki. Dodać należy, że dokument o prywatyzacji „Norblina” zredagowano

pospiesznie, prawie na kolanie i niedopracowany przed

łożony został w Sądzie

Rejestrowym m.st. Warszawy. Rzecz jasna 20 proc. akcji po preferencyjnych
cenach mia

ła objąć załoga. Nie było pracowniczych sprzeciwów, że komuś

prywatyzacja zak

ładu się nie podoba. „Norblin” bazował na surowcach krajowych:

miedzi, cynku, o

łowiu, produkcja miała zbyt.

Meksyk czy Peru?

Nie twierdz

ę, że prywatyzacja nie jest potrzebna, ale nie taka, jaką nam

proponuj

ą! Prywatyzacja to nie jest jakieś magiczne zaklęcie. Nie wystarczy, że

pojawi si

ę prywatny właściciel, a już wszystko gra. Prywatne przedsiębiorstwo jest

efektywne nie dlatego,

że jest prywatne, ale jest prywatne bo jest efektywne.

Gdyby nie by

ło efektywne, nie mogłoby istnieć – mówił w listopadzie 1990 r. prof.

Stefan Kurowski. Co naprawd

ę da prywatyzacja w najbliższych latach?

Niew

ątpliwie powstanie elita bogaczy, a sytuacja zdecydowanej większości

spo

łeczeństwa pogorszy się. Bardzo wzrośnie bezrobocie. Podstawowa masa

ludno

ści otrzymywać będzie dużo mniej, pozbawiona też zostanie źródła swej siły:

samorz

ądów pracowniczych – wtórował Kurowskiemu doc. Jan Dziewulski. Antoni

Potocki, zwi

ązany z ROAD, był tym oburzony. - Co słyszę! Jak możecie twierdzić,

że prywatna gospodarka nie poprawi efektywności. My jesteśmy za powszechną i
szybk

ą prywatyzacją. Dziewulski na to: przyspieszenie prywatyzacji to jest

Meksyk w Polsce.

Inni ekonomi

ści uważali m.in., że przyspieszenie prywatyzacji jest możliwe na

drodze swoistej kolonizacji z zewn

ątrz i że to, co się dzieje, jest odreagowaniem

tragicznej w skutkach próby urzeczywistnienia utopii komunistycznej, prób

ą

urzeczywistnienia utopii liberalnej. Polska dosta

ła się w ręce liberalnych

utopistów, jakich

świat nie widział – stwierdził Ryszard Bugaj.

A do Polski zawita

ł, na razie, nie Meksyk, lecz człowiek z Peru. Był to Stan

Tymi

ński, który zabrał ze sobą w podróż swoją żonę Gracielę. Zamierzał zostać u

nas prezydentem. Cz

łonek warszawskiego sztabu wyborczego Tymińskiego,

pracownik drugiego programu telewizyjnego Tadeusz Kra

śko, mówił o swoim

pryncypale,

że jest człowiekiem trudno dostępnym, ale świetnie się kontroluje.

Stan utrzymywa

ł, że chce wyznaczać ducha narodu, który bezczelnie okradają.

Mazowieckiego i Wa

łęsy znaczna część Polaków miała już serdecznie dosyć.

Zamiast poprawy sytuacji materialnej, transformacja gospodarcza przynios

ła

obni

żenie stopy życiowej, postępującą likwidację zabezpieczeń społecznych i

szybkie bogacenie si

ę elity. Liberałowie uważali, że idzie im nieźle. Minister

przekszta

łceń własnościowych Waldemar Kuczyński wypowiadał się z brawurą o

tym,

że podjął się zadania (prywatyzacji gospodarki), które go ekscytuje i

background image

przera

ża. Mówił: - Mam dobrą ekipę, same “młode wilki”. Pieniędzy nie dostaję

wielkich, ale przygoda jest niepowtarzalna. Minister uwa

żał, że w roku 1991 jest

szansa sprywatyzowania 15 proc. maj

ątku narodowego, w 1992 r. – 20 proc., zaś

rok pó

źniej państwo straciłoby dominującą pozycję w gospodarce. Kuczyński

przyznawa

ł szczerze, że to, co z tego wyniknie, jest dla niego wielką niewiadomą.

Tak wielk

ą, że nawet identyfikacja wszystkich następstw i zagrożeń nie jest dla

niego jasna. Roznios

ły się pogłoski, że zagraniczne firmy konsultacyjne –

przygotowuj

ące prywatyzację przedsiębiorstw państwowych - przejmują w nich

gar

ściami udziały. Na przykład podobno firma konsultacyjna Śląskiej Fabryki Kabli

mia

ła przejąć 40 proc. udziałów tej fabryki. Dziennikarze pytali ministra: czy to

prawda? Odpowied

ź składała się z dwóch zdań, pierwszego; - To są wiadomości

prosto z magla; i drugiego: - Owszem, firmy konsultacyjne bior

ą standardowe

op

łaty od oszacowanej wartości majątku prywatyzowanych przedsiębiorstw, jako

wynagrodzenie za us

ługę, to normalne.

Infantylne peany o prywatyzacji wypisywali niektórzy dziennikarze
“Rzeczpospolitej”. W rz

ądowej gazecie można było przeczytać coś takiego: na

scenie pi

ęciu aktorów: “Exbud”, “Tonsil”, Kable”, “Próchnik”. Wszyscy na piątkę.

Marz

ą o przejściu w prywatne ręce. Kampanie reklamową przygotowywała firma

“Creapriv” wspólnie z firm

ą “Eurofi”. Kandydaci na kapitalistów stoją w kolejkach,

tworz

ą listy społeczne i komitety kolejkowe. Wiceminister przekształceń sam

pragnie kupi

ć po 10 akcji każdej z wymienionych firm, nie wie tylko, czy

pracownicy ministerstwa b

ędą mieli do tego prawo... Jeśli tak, to minister na ten

cel przeznaczy 3 mln 762 tys. z

ł.

Jak grom z jasnego nieba spad

ła wiadomość, że w pierwszej turze wyborów

przepad

ł Mazowiecki. Nie było wątpliwości: druga odbędzie się w obsadzie

Wa

łęsa - Tymiński! To było plaśnięcie Polaków na odlew w środowisko ROAD.

Musia

ło się ono wypowiedzieć za zeszmaconym przez nie w kampanii

prezydenckiej Wa

łęsą, nie było rady. Zdzisław Najder oświadczył, że propaganda,

jakoby Wa

łęsa rozbijał “Solidarność” była nieprawdziwa i niepotrzebnie zachwiała

zaufanie do przewodnicz

ącego. W telewizji z poparciem dla Wałęsy wystąpił

Adam Michnik, w zwi

ązku z czym notowania Lecha spadły natychmiast o 10 proc.

Wa

łęsa dla swojego (wyborczego) Komitetu Obywatelskiego z różnych względów

by

ł kandydatem trudnym. Ludzie domagali się, od niego wymiany rządu i

odrzucenia planu Balcerowicza, tymczasem "Lechu" usi

łował porozumieć się z

Mazowieckim. Có

ż z tego, że obiecywał oddać Polakom, jako prezydent III RP już

w pierwszej kadencji 60 proc. maj

ątku narodowego, jeśli zapowiadał kontynuację

programu Balcerowicza, z korektami w tych dziedzinach, w których plan nie jest
akceptowany spo

łecznie? Szanowany publicysta Stefan Kisielewski mocno się

tym zdenerwowa

ł: Kiedy usłyszałem, że Wałęsa dopuszcza możliwość, że Leszek

Balcerowicz mo

że zostać premierem poczułem, że już nic nie rozumiem i że

jestem robiony w konia czy w balona. Zaproponowa

ł, żeby Wałęsa podał

nazwisko ewentualnego przysz

łego premiera, bo pójście do wyborów z

Balcerowiczem i ezopowym j

ęzykiem Lecha będzie ryzykowne.

Balcerowicz niewzruszenie wyja

śniał w grudniu 1990 r. uczestnikom Walnego

Zgromadzenia Krajowej Izby Gospodarczej w Gda

ńsku, że uciekając przed

gospodarcz

ą klęską, należy dążyć do trwale stabilnej i sprawnej gospodarki, ale

background image

żeby ona taka była, musi się opierać na trzech filarach: mocnym, wymienialnym
pieni

ądzu, dominacji własności prywatnej, otwarciu na świat. Przewodniczącym

KIG zosta

ł Andrzej Arendarski, napuszony biznesmen z Kongresu Liberalno-

Demokratycznego, który w 1989 r. chodzi

ł w wytartych spodniach.

Środki przekazu znajdujące się w rękach ROAD podjęły zmasowane zohydzanie
Stana Tymi

ńskiego, człowieka znikąd. W “Gazecie Wyborczej” wypowiedziała się

żona (?) psychoterapeuty Andrzeja Samsona w publikacji pt. Czy Tymiński to
wariat
. Wed

ług niej maskowata twarz, skandowany sposób mówienia i odlotowość

– to jest to – mówi

ła - co w psychologii określane jest jako mechanizm

persewerencji,

świadczący o głębokich zmianach osobowości. Czegóż można się

spodziewa

ć po kimś, kto w Peru zajmował się oswajaniem dzikich węży? W innym

numerze tej gazety podano,

że Tymiński zażywał ayahuasca, wywar z liany,

halucynogenny narkotyk, którym odurzaj

ą się Indianie nad Amazonką – jest to

mo

żliwe, ponieważ “Gazeta Wyborcza" wie, że przez pewien czas żył wśród

plemienia Iivaros. Graciela, któr

ą bije – podała gazeta - nie jest jego pierwszą

żoną. W 1970 r. Stan ożenił się z Finką Pulmu i rozwiódł z nią w 1984 r. Kiedy
pozna

ł Gracielę, ona miała męża - Rafaela Elesperu. Tymińscy mają w Iquitos

restauracj

ę, założyli stację telewizji kablowej i kradną zagraniczne programy.

Posiadaj

ą niewielką firmę Transduction, w której wytwarzane są urządzenia

automatyki przesy

łowej – na coś mu się przydała nauka w Technikum Radiowym

im. Kasprzaka, które uko

ńczył zanim wyjechał z Polski. Ten cały Stan Tymiński -

to jest taki american dream dla ubogich, ale nie dla ROAD. Dziennikarz “Gazety
Wyborczej” tak podsumowa

ł swój wywód: Głosuję na Wałęsę, bo nie chcę

obudzi

ć się w Peru. Ludzie jednak bardziej przejęli się czymś innym. Tym, że

cz

łowiek z Peru otoczył się starą nomenklaturą oraz licznymi podobno podróżami

kandydata na polskiego prezydenta do Moskwy i Trypolisu w przesz

łości. Trudno

by

ło nie zauważyć, kiedy wszystko o nim się wiedziało, że oczy ma jakieś dziwne.

W Audytorium Maksimum Uniwersytetu Warszawskiego 2 grudnia 1990 r. ROAD
przyj

ął nazwę Unii Demokratycznej. Władysław Frasyniuk zaproponował

powo

łanie obozu politycznego UD, którego celem w dziedzinie gospodarki byłaby

kontynuacja planu Balcerowicza, rzecz jasna, z prywatyzacj

ą na czele. Liderem

partii zosta

ł Tadeusz Mazowiecki. Do tymczasowej rady UD weszli: Frasyniuk,

Turowicz, Hall, Rokita, Nowina-Konopka, Wende, Michnik. Przemówi

ł Rokita,

o

świadczając, że jeżeli chcą odnieść sukces, muszą odpowiedzieć na pytanie:

interesy jakiej cz

ęści społeczeństwa zamierzają artykułować? Odrzucenie przez

naród Mazowieckiego, mimo uporczywie i nachalnie lansowanej jego “si

ły

spokoju” musia

ło boleć, ale nie obnoszono się z tym. Znikła ROAD, wykluła się

świeżutka UD.

Wybory prezydenckie 9 grudnia 1990 r. wygra

ł Lech Wałęsa, noblista, urodzony

29 wrze

śnia 1943 r. w Popowie koło wsi Lipno. Otrzymał 10,5 mln głosów.

Stanis

ław Tymiński, urodzony 17 stycznia 1948 r. w Pruszkowie koło Warszawy,

przegra

ł i wyjechał do Peru ze swoją czarną teczką, w której – jak mówił – miał

zgromadzone kompromituj

ące papiery na Wałęsę. “Gazeta Wyborcza” napisała,

że jednak nie jest wariatem, a może nawet nie jest esbekiem. Otrzymał 3,5 mln
g

łosów. Do urn wrzuciło kartki 53 proc. Polaków uprawnionych do głosowania.

background image

Zabierzmy korytko!

12 grudnia 1990 r. prezydent-elekt Lech Wa

łęsa żegnał się z członkami Komisji

Krajowej Niezale

żnego Samorządnego Związku Zawodowego “Solidarność”. Tego

dnia przyj

ęto jego rezygnację z funkcji przewodniczącego. Już było wiadomo, że

Jacek Merkel, szef sztabu wyborczego Wa

łęsy, zostanie desygnowany na

stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta RP. Na swoje miejsce w NSZZ “S”
Wa

łęsa zaproponował związkowcom najpierw Bogdana Borusewicza, a kiedy

Borusewicz odmówi

ł, Wałęsa wpadł na pomysł, żeby na to stanowisko spróbować

przesun

ąć jednego z wiceprzewodniczących związku – Lecha Kaczyńskiego. I ta

propozycja przepad

ła, gdyż Kaczyński oświadczył, że nie chce być przesuwany.

Uchwa

ła KK NSZZ “S” uznała zmiany własnościowe za główny kierunek reform.

Domaga

ła się wprowadzenia bonów prywatyzacyjnych dla obywateli, a wypłaty z

zysku powy

żej 8,5 proc. miałyby się odbywać w postaci obligacji i akcji.

Niez

ły nastrój zmąciło oświadczenie, które na ręce Komisji Krajowej “S” złożyli

przedstawiciele Sekcji W

ęgla Kamiennego, żądając natychmiastowego zajęcia się

problemami górnictwa i górników – pod rygorem strajku generalnego. Nie
zwa

żając na fatalne nastroje społeczne, “Rzeczpospolita” 13 grudnia piórem

redaktora naczelnego Dariusza Fikusa napisa

ła euforycznie, że oto pogrzebana

zosta

ła stara, zmurszała struktura państwa wszechobecnego i wszechwładnego –

teraz mamy pa

ństwo cacane funkcjonalne i demokratyczne. “Życie Gospodarcze”

obiektywniej ocenia

ło rzeczywistość. Dziennikarze tego tygodnika pisali, że wielu

ludzi nabiera przekonania,

że nie odzyska utraconego (nędznego) standardu

życia. Społeczeństwo stało się bierne i zagubione. Po 40 latach rządów
komunistycznych nie wiadomo ju

ż komu ufać, komu wierzyć. Ludzie mówią “stary

system pozosta

ł”.

Gazety opublikowa

ły projekt ustawy o przedłużenia życia podatku od

ponadnormatywnych wynagrodze

ń, tzw. popiwku. Z podatku miały być zwolnione

zupe

łnie firmy prywatne, skomercjalizowane, czyli przekształcone w

jednoosobowe spó

łki skarbu państwa, jako podążające drogą ku prywatyzacji

zdecydowano ob

łożyć “popiwkiem” 50-proc., natomiast na przedsiębiorstwa

pa

ństwowe podatek spadał pełnym 100-proc. kamieniem. W fabrykach, które w

ten sposób zmuszano do prywatyzacji albo do upadku, zawrza

ło. Tadeusz

Grochowski, dyrektor Warszawskiej Fabryki Pomp, s

łał petycje, że “popiwek” jest

dra

ństwem, nie ma nic wspólnego z ekonomią ani zasadami zdrowego rynku - to

ohydny pa

ństwowy kaganiec narzucony na zakłady państwowe. Inni dyrektorzy

fabryk próbowali dowodzi

ć, że produkcja nie zależy od formy własności, tylko od

tego, kto i w jaki sposób firm

ą kieruje, że gwałcone są zasady demokracji w

gospodarce.

Rych

ło przedstawiciele KK NSZZ “S” przekonali się o tym, że pyskówki i protesty

s

ą bezskuteczne, kiedy “strona związkowa” zasiadła do rozmów ze “stroną

rz

ądową” w Sali Kościuszkowskiej Urzędu Rady Ministrów. Związkowcy

przymierzali si

ę do powiedzenia tego, co myślą o popiwku i rządowych

background image

poczynaniach w górnictwie. Rz

ąd nie pozwalał ruszyć cen węgla, choć wszystko

wokó

ł drożało. Siłą rzeczy kopalnie wpadały w coraz większe długi. Jako podmioty

pa

ństwowe musiały też płacić stuprocentowy “popiwek”. Na czele delegacji

solidarno

ściowej stanął Lech Kaczyński, po tej samej stronie stołu zasiadł

skromniutki Marian Krzaklewski – cz

łonek prezydium KK ds. sekcji branżowych,

za nim nieogolony (dzi

ś się goli i strzyże) Michał Boni reprezentujący w Komisji

Krajowej Region Mazowsze, za nim niewielki Emil W

ąsacz, przewodniczący

“Solidarno

ści” w Hucie Katowice, który na pewno nie marzył nawet, że kiedyś

zasi

ądzie po drugiej stronie stołu w randze ministra.

Naprzeciwko “strony solidarno

ściowej” konstelacja mężczyzn była równie

interesuj

ąca. Znajdował się tam wicepremier i minister finansów Leszek

Balcerowicz, minister–kierownik Centralnego Urz

ędu Planowania Jerzy

Osiaty

ński, minister pracy Jacek Kuroń wraz ze swoim doradcą w osobie Jana

Lity

ńskiego, wkrótce supereksperta od spraw reformy emerytalnej. Nie zabrakło

tuszy ministra przemys

łu Tadeusza Syryjczyka. Ciekawe, czy gdzieś jest rodzinne

zdj

ęcie z tej narady? Jeśli tak - na pewno wygląda malowniczo.

Panowie mówili - Kaczy

ński: formuła podatku o nazwie “popiwek” prowadzi do

powa

żnych napięć. Jak długo może on funkcjonować? Wąsacz: popiwek nie

sprzyja eksportowi, zmusza do ró

żnych wybiegów. Zatrudniać trzeba w zakładach

żne obce spółki, bo nie można przez popiwek dać zarobić własnym

pracownikom. Obcym p

łaci się więcej, więc wypływ pieniędzy na rynek “de facto”

jest wi

ększy. Osiatyński: formuła podatku jest dobra, napięcia należy łagodzić.

Balcerowicz: od lipca do pa

ździernika płace wzrosły o 40 proc., w tym płaca

realna o 20 proc. Wzrost p

łac przekraczający pewien poziom prowadzi do wzrostu

popytu, wzrostu cen, nast

ępnie do spadku popytu i do bezrobocia. Popiwek w

przysz

łym roku ma być związany przede wszystkim z formą własności. Gdyby od

razu go znie

ść, nie byłoby dostatecznego bodźca do prywatyzacji.

Balcerowicz by

ł szczery, ale nigdy nie udało mu się osiągnąć poziomu lidera Unii

Polityki Realnej – Janusza Korwin-Mikkego, który po prostu ju

ż taki jest, że

zawsze mówi to, co my

śli. Szef UPR deklaruje, że Polską gospodarkę przed

zag

ładą może uratować jedynie program konserwatywno-liberalny. W

przeciwie

ństwie do Balcerowicza - Mikke był (i jest) przez tłumy lubiany. Ludzie

patrz

ą na niego chętnie, ale czy go słyszą? Zapamiętują co najwyżej

najbarwniejsze wypowiedzi, a nie program. I tak w 1990 r. Korwin–Mikke
nawo

ływał, żeby ograniczyć rządowe korytko, bo wtedy świnek będzie się przy

nim gromadzi

ło mniej, a jak się korytko zlikwiduje, to nie będzie ich wcale. Czy to

aby nie wydaje si

ę prawdziwe, analizując ostatnie 12 lat? Ale czy taką ideę można

wprowadzi

ć w życie? Właśnie rząd SLD-UP-PSL likwiduje wiele urzędów, ale

zobaczymy za dwa trzy lata, a mo

że i znacznie wcześniej, czy urzędników nie

b

ędzie więcej? Bo tak to już jest, że gdzie od korytka odpędzają, niedługo

odp

ędzanie się skończy, a zacznie zapraszanie... swoich - i trzody przybędzie.

Szef UPR jako konserwatywny libera

ł i legalista oświadczył, że szanuje

uchwalone prawo, w tym ustaw

ę o prywatyzacji, ale uważa, że należałoby

upro

ścić struktury systemu gospodarczego, administracji i budżetu. Ministerstw

powinni

śmy mieć najwyżej pięć: Spraw Zagranicznych, Wojny i Pokoju,

Gospodarki Terenami i Ochrony

Środowiska, Skarbu i Sprawiedliwości. Po

background image

ca

łkowitym sprywatyzowaniu sfery budżetowej, jak i gospodarki, zniesieniu

zasi

łków dla bezrobotnych i innych – według posła UPR Mikkego – szkodliwych

wydatków, uproszczeniu uleg

łby budżet. Podatki poseł Mikke proponował

zredukowa

ć do pogłównego, gruntowego i od wartości nieruchomości. Znikłyby

obrotowe, dochodowe, od wynagrodze

ń, spadków, kupna-sprzedaży, wartości

dodanej, konsumpcyjne; nie by

łoby popiwku etc. Do tej pory po raz drugi

konserwatywno-liberalna UPR w III RP nie zdo

łała wprowadzić do Sejmu ani

jednego pos

ła. Mimo że Korwin-Mikke obiecywał zadbać o stworzenie funduszu

rentowego i emerytalnego (deklarowa

ł to w Filharmonii w Krakowie, będąc

kandydatem na prezydenta) z 30 proc. akcji prywatyzowanych przedsi

ębiorstw.

Pod koniec 1990 r. Janusz Korwin-Mikke otrzyma

ł nagrodę Stowarzyszenia

Dziennikarzy Polskich za swoje prowokacyjne, szczere do bólu felietony. Nale

żało

si

ę.

Górnicy tymczasem dalej wyk

łócali się z rządem o popiwek nałożony na kopalnie.

W podatek od ponadnormatywnych wynagrodze

ń wpadło – tak się wówczas

mówi

ło - 28 kopalń na 71 istniejących. Syryjczyk i Lityński postanowili, że

górnikom nie popuszcz

ą, szumieli “za komuny”, ale teraz, w demokracji, kiedy

powalona zosta

ł zmurszała struktura państwa redaktora Fikusa, od destrukcji tego

pa

ństwa im wara. Z górnikami rozmawiał Syryjczyk, który umiał robić do Kuronia

(a po kilku latach do Hanny Suchockiej) ma

ślane oczka, ale do ludzi z dołów

(kopalni) przemawia

ł oschle, w starym stylu jeśli nie ma wniosków

konstruktywnych, to ko

ńczymy. Delegacja górniczej “Solidarności”, z lekka

p

łaszcząc się przed ministrem, niezgrabnie oponowała na dywanach: -

Chcieliby

śmy, żeby wyrażenie woli odbyło się na najwyższym rządowym

szczeblu. Syryjczyk: - Nie s

ądzę, żeby wymiana osób mogła coś zmienić. Jestem

upowa

żniony do rozmów. Górnicy: - Ale faksy gdzieś utykają, informacja jest

blokowana... Syryjczyk: - Do widzenia, do widzenia.

Na drugi dzie

ń strajkowało 30 kopalń. Senat nie mógł sobie pozwolić, żeby dalej,

milcze

ć w sprawie górnictwa i wysmażył epistołę: dając wyraz niepokojom w

górnictwie, wzywamy rz

ąd do podjęcia niezwłocznych działań zmierzających do

zlikwidowania opó

źnień w rozliczaniu dotacji oraz przyspieszenia reformy w

górnictwie. Nie jest bowiem rzecz

ą sprawiedliwą obarczanie górników

konsekwencjami dzia

łań, na które nie mają żadnego wpływu. Mimo tej mowy-

trawy (tak apel Senatu okre

ślili górnicy) wypłaty tzw. barbórkowe miały miejsce

tylko w niektórych kopalniach. W kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu
kontynuowano g

łodówkę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kronika wyprzedaży Polski Mittal chce koksu – Wiesława Mazur
Efekt wyprzedaży polskich zakładów Stadiony na Euro 2012 budowane ze stali z Luksemburga
Obłęd reform wyprzedaż Polski, bezpieczeństwo narodowe(1)
Wyprzedaz Polski
Wyprzedaż polskiej ziemi, Encyklopedia Białych Plam, ♠NIEZAKNEBLOWANE
Notatka kronikarska, język polski w kształceniu zintegrowanym
Wyprzedaż polskiej ziemi cz2
Efekt wyprzedaży polskich zakładów Stadiony na Euro 2012 budowane ze stali z Luksemburga
Obłęd reform wyprzedaż Polski, bezpieczeństwo narodowe(1)
Wyprzedaz Polski
Kazimierz Poznański Obłęd reform Wyp

więcej podobnych podstron