background image

Laura Iding  

 

Radość życia 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Jej  siedemnastoletnia  siostra  znowu  nie  wraca  do  domu  o 

umówionej  porze.  Odemknąwszy  jedno  oko,  Jenna  Reed 
zerknęła  na  świecące  w  ciemnościach  wskazówki  budzika. 
Prawie  dwunasta.  Rae  miała  być  w  domu  pół  godziny  temu. 
Gdzie ona się podziewa? 

Przewróciła się na plecy, obciągając pod kołdrą bawełnianą 

koszulkę. Z ulicy dochodziły głośne rozmowy, a z otwartego 
okna któregoś z sąsiednich domów płynęła nastawiona na cały 
regulator  muzyka  rap.  Nic  nadzwyczajnego.  W  dzielnicy 
Barclay  Park  miasta  Milwaukee  na  ulicach  rzadko  panowała 
cisza,  a  jej  dom  miał  ściany  cienkie  jak  papier.  Niemniej,  po 
przyłożeniu  głowy  do  poduszki,  Jenna  zapadała  zwykle  w 
kamienny sen.  

Chyba że jej siostrzyczka wypuściła się na miasto ze swoim 

chłopakiem, tym durnym Nelsonem. W takie wieczory o śnie 
nie było mowy. Rae nic nie obchodziło, że Jenna musi wstać o 
szóstej,  żeby  zdążyć  na  siódmą  do  stacji  ratownictwa 
lotniczego Lifeline.  

Przeraźliwy  pisk  opon,  a  zaraz  potem  głośny  łomot, 

poderwały Jennę na nogi.  

– Ratunku! Pomocy! 
Jenna  wyskoczyła  z  łóżka,  wsunęła  pospiesznie  stopy  w 

sandały  i  wybiegła  na  ulicę.  Na  pustym  placu  po  drugiej 
stronie  jezdni  stal  rozbity  samochód,  który  wbił  się  nosem  w 
uliczną  lampę. Powodowana  instynktem  ratownika,  przedarła 
się przez tłumek gapiów.  

– Ile osób jest w środku? Dwie? 
– Trzy – odparła stojąca obok Jenny znajomo wyglądająca 

nastolatka. – Dwie z przodu i dziecko z tyłu.  

Jenna  bezskutecznie  spróbowała  otworzyć  wgniecione 

drzwi  od  strony  kierowcy.  Zalana  krwią  twarz  mężczyzny 

background image

spoczywała  bezwładnie  na  kierownicy.  Samochód  nie  był 
wyposażony w poduszki powietrzne.  

–  Zadzwoń  pod  numer  911  i  powiedz,  że  są  trzy  ofiary 

zderzenia, jedna w poważnym stanie – zarządziła.  

Nastolatka  z  ufarbowanymi  na  fioletowo  włosami,  mniej 

więcej w wieku jej siostry, posłusznie wyciągnęła komórkę, a 
Jenna  przeszła  na  prawą  stronę  samochodu,  gdzie  zauważyła 
opuszczone tylne okno.  

–  Zaraz  przyleci  helikopter!  –  zawołała  podniecona 

nastolatka.  

– Helikopter? – zdziwiła się Jenna. Do śródmieścia na ogół 

nie  wysyłano  helikoptera,  chyba  że  akurat  znajdował  się  w 
pobliżu.  

– Jak ich wydostaniemy? – zaciekawiła się nastolatka, która 

miała na imię chyba LuAnn.  

– Bardzo ostrożnie. – Jenna wsunęła rękę w szparę okna i z 

pewnym  trudem  odblokowała  drzwi.  Będzie  mogła 
przynajmniej wyciągnąć dziecko, które na szczęście siedziało 
w  foteliku,  przypięte  pasami.  Wyglądało,  jakby  nie  doznało 
obrażeń.  Miało  dobrą  cerę  i  równy  oddech.  –  Potrzymaj 
małego  i  pilnuj  go  –  rzekła  Jenna,  podając  dziecko  LuAnn. 
Dziewczyna stała w grupie nastolatków, których Jenna znała z 
miejskiego ośrodka młodzieżowego.  

Wsiadła  do  samochodu  i  między  siedzeniami  przeczołgała 

się do przodu. Stwierdziwszy, iż kobieta na siedzeniu pasażera 
daje znaki życia, zajęła się kierowcą. Przyłożyła dwa palce do 
jego  szyi  i  po  chwili  odetchnęła  z  ulgą,  gdy  wyczuła  słaby 
puls. Poczuła też wyraźny odór alkoholu.  

– Czy pan mnie słyszy? – zapytała, przykładając kierowcy 

usta  do  ucha.  Mężczyzna  nie  odpowiedział,  ani  się  nie 
poruszył,  a  jego  oddech  był  bardzo  słaby.  Potrzebował 
natychmiastowej pomocy. Zwracając się do pasażerki, spytała: 
– Czy pani mnie słyszy? 

background image

– Tak – odpowiedział jej niewyraźny szept. Kobieta była w 

niewiele lepszym stanie.  

– Gdzie panią boli? 
– Wszędzie. Najbardziej w piersiach.  
– Proszę się nie ruszać. Zaraz przyjedzie pogotowie.  
Usłyszawszy  warkot  nadlatującego  helikoptera,  Jenna 

wyczołgała  się  z  auta,  otwierając  przy okazji  prawe  przednie 
drzwi.  Z  helikoptera,  który  wylądował  tymczasem  na  wolnej 
parceli,  wyskoczyły dwie  osoby z  noszami  na  kółkach. Jenna 
rozpoznała  jedną  z  nich  i  serce  jej  zamarło.  Dlaczego 
lekarzem, który przyleciał do wypadku, musi być akurat Zach 
Taylor? 

–  Jenna,  to  ty?  –  wykrzyknął  Zach,  równie  zaskoczony. 

Więc  jednak  pamięta,  jak  mam  na  imię,  pomyślała,  a 
jednocześnie  zawstydziła  się  swego  skąpego  stroju.  – 
Mieszkasz w tej dzielnicy? – dodał z niedowierzaniem.  

Poczuła, że się rumieni.  
–  Mamy  młodą  kobietę  z  poważnie  uszkodzoną  klatką 

piersiową  –  powiedziała  rzeczowo,  ignorując  jego  pytanie.  – 
Kierowca  też  ma  uszkodzoną  klatkę  piersiową,  a  do  tego 
obrażenia głowy. Nie reaguje na pytania, słabo oddycha, jego 
puls jest ledwo wyczuwalny.  

– Dzięki, zaraz się nimi zajmiemy – odparł Zach z godnym 

pozazdroszczeniem spokojem i pewnością siebie.  

Zdając sobie sprawę, jak musi wyglądać w powyciąganej, a 

do  tego  przykrótkiej  koszulce,  Jenna  oddałaby  w  tej  chwili 
połowę  swoich  odkładanych  na  studia  młodszej  siostry 
oszczędności,  żeby  móc  jakimś  cudem  wycofać  się  między 
gapiów i uciec do domu.  

Pielęgniarka  Kate  uklękła  przy  samochodzie,  aby  zbadać 

poszkodowaną pasażerkę.  

–  Chodź,  pomożesz  mi  zająć  się  kierowcą  –  powiedział 

Zach, podchodząc do samochodu.  

background image

Rozwiała  się  nadzieja  na  ucieczkę.  Ostrożnie  przesunęli 

wspólnym  wysiłkiem  rannego  na  tylne  siedzenie,  aby  tam 
przygotować go do transportu.  

– Trzeba mu przede wszystkim założyć kołnierz – zarządził 

Zach.  

Jenna niezwłocznie otworzyła apteczkę pierwszej pomocy, 

podając  mu  niezbędny  ekwipunek.  Przeszkadzały  jej  w  tym 
rozpuszczone  włosy.  Kiedy  na  koniec  pacjent  znalazł  się  na 
noszach, Zach kazał podać mu kroplówkę.  

Jenna dopiero od siedmiu miesięcy pracowała w pogotowiu 

lotniczym  i  mogła  na  palcach  jednej  ręki  policzyć  swoje 
wyjazdy z Zachem, a i to głównie w okresie szkolenia, kiedy 
na  wszelki  wypadek towarzyszyła  im trzecia  osoba.  Albo  się 
mijali, albo mieli wolne dni, kiedy drugie pracowało, dość, że 
nigdy nie wysyłano ich na akcje razem. Widać los tak chciał, 
zresztą ku najwyższej uldze Jenny. A dziś musiał się zdarzyć 
taki pech! 

Kiedy  Zach  umieścił  kateter  w  żyle  chorego,  Jenna 

podłączyła kroplówkę i uregulowała przepływ płynu.  

– Gotowe! – zameldowała.  
–  Dzięki,  Jenna!  –  powiedział  Zach,  obdarzając  ją  swoim 

olśniewającym  uśmiechem,  a  jej  zabiło  serce.  Musiała  sobie 
przypomnieć,  że Zach rozdaje uśmiechy na  prawo i  na lewo, 
więc  nie  można  sobie  po  tym  niczego  obiecywać.  Jenna 
dobrze  wiedziała,  że  Zach  Taylor  jest  dla  niej  całkowicie 
nieosiągalny. Żył w sferach oddalonych o mile świetlne od jej 
ubogiego, przyziemnego świata.  

Zrobiła  gwałtowny  krok  do  tyłu  i  aż  syknęła,  czując  ostry 

ból w stopie. Spojrzawszy na ziemię, zobaczyła sączącą się z 
boku stopy krew. Musiała nastąpić na odłamek szkła.  

–  Skaleczyłaś  się  w  nogę?  –  zapytał  wyraźnie  zatroskany 

Zach,  który  szykował  się  już  do  odejścia  z  noszami.  – 
Powiedz Kate, żeby cię opatrzyła.  

background image

–  Zapomniałeś, że  jestem  ratownikiem?  –  uśmiechnęła  się 

Jenna. – Sama dam sobie radę.  

–  Ale  nie  lekceważ  tego.  –  To  powiedziawszy,  ruszył  z 

noszami  w  kierunku  helikoptera.  Kate  umieściła  tymczasem 
drugą  ofiarę  na  noszach  i,  poleciwszy  ratownikom  zająć  się 
dzieckiem,  oddaliła  się  w  tym  samym  kierunku.  Po  paru 
minutach śmigłowiec uniósł się w powietrze.  

– Jenna, co się tutaj dzieje? 
Obejrzała  się  za  siebie  i  ujrzała  swoją  nieletnią  siostrę, 

ubraną w minispódniczkę i równie skąpą bluzkę, odsłaniającą 
brzuch.  Miała  nadzieję,  że  Rae  i  jej  przygłupi  chłopak  nie 
uprawiają seksu ani nie biorą narkotyków.  

– Gdzie byłaś do tej pory? 
– Spoko. Straciliśmy poczucie czasu. Nie czepiaj się, i tak 

będę musiała niedługo zakuwać do egzaminów – odparła Rae.  

Jenna objęła siostrę, między innymi po to, aby zorientować 

się, czy nie piła. Nie wyczuwszy alkoholu, trochę odetchnęła. 
Oby tylko Rae dotrwała bezpiecznie do końca roku szkolnego 
i  do  czasu  wyjazdu  na  studia.  Wprawdzie  jej  cel  nie zostanie 
osiągnięty,  dopóki  siostra  nie  zdobędzie  wykształcenia,  lecz 
ukończenie  szkoły  średniej  stanowi  na  tej  drodze  pierwszy, 
najtrudniejszy etap.  

Rae  wyrwała  się  z  objęć  siostry  z  grymasem  znudzenia  i 

pomaszerowała przez jezdnię do domu. Jenna, westchnąwszy, 
poszła za nią znacznie wolniej, utykając  na  skaleczoną  nogę. 
Jej  własne  wspomnienia  ze  szkoły  były  bardzo  mgliste.  Nie 
miała wtedy czasu na beztroskie zabawy i niekiedy miała żal 
do siostry za lekceważenie zasad, jakie usiłowała jej narzucić. 
Dobrze  przynajmniej,  że  za  nikogo  więcej  nie  jest  już 
odpowiedzialna.  Przy  odrobinie  szczęścia  wkrótce  wyjdzie  z 
długów.  

Obmywając  pod  kranem  zranioną  stopę,  Jenna  starała  się 

nie  myśleć  o  niedowierzającej  reakcji  Zacha  na  jej  widok  w 

background image

najuboższej  i  najbardziej  niebezpiecznej  dzielnicy  miasta. 
Miała  nadzieję,  że  w  pracy  nadal  będą  się  mijać,  bo  nie 
wiedziała, jak po tym wszystkim spojrzy mu w oczy.  

Było za dziesięć siódma, kiedy Jenna weszła do holu stacji 

Lifeline i nalała sobie kawy.  

– Dzień dobry. – Na głos Zacha aż podskoczyła, oblewając 

się kawą.  

–  Dzień  dobry  –  bąknęła.  Dlaczego  w  jego  obecności 

zachowuje  się  jak  idiotka?  Wytarłszy  serwetką  przód 
lotniczego uniformu, opanowała się na tyle, by zapytać: – Jak 
ci minęła reszta nocnego dyżuru? 

– Względnie spokojnie. A jak twoja stopa? Oczyściłaś ranę 

z odłamków szkła? 

– Wszystko w porządku odparła, niezgodnie z prawdą. Nie 

zdołała  wyjąć  jednego  odłamka,  który  przy  każdym  kroku 
boleśnie  dawał  o  sobie  znać.  Ale  za  nic  mu  się  do  tego  nie 
przyzna.  Upiwszy  łyk  kawy,  spojrzała  znacząco  w  kierunku 
sali odpraw. – Trzeba iść.  

Zach  ruszył  za  nią  bez  słowa.  Pokonanie  niewielkiej 

odległości  jeszcze  nigdy  nie  było  dla  niej  tak  trudne.  W  sali 
czekał  na  nich  kierownik  zmiany,  Reese  Jarvis.  Nie  widząc 
swojej partnerki, Jenna sięgnęła po dzienny grafik.  

–  Samantha  wzięła  wolny  dzień,  więc  ją  zastąpię  przez 

pierwsze  cztery  godziny.  Potem  zmieni  mnie  Kendall 
Simmons – wyjaśnił Zach.  

– Co z Sam? – zaniepokoiła się Jenna, spoglądając pytająco 

na Reese’a, który był mężem doktor Samanthy Jarvis.  

– Nic wielkiego, ale przez całą noc okropnie wymiotowała. 

Możesz  mi  wyjaśnić,  dlaczego  tak  zwane  poranne  mdłości 
zdarzają się o różnych porach dnia? – zażartował Reese.  

–  Nie  mam  pojęcia.  –  W  sprawach  ciąży  wiedza  Jenny 

ograniczała  się  do  tego,  czego  się  dowiedziała  w  szkole 
ratownictwa medycznego.  

background image

–  Miejmy  nadzieję,  że  poczuje się  na  tyle  lepiej,  aby  móc 

bezpiecznie wyjść z domu – odparł Reese. – Dziękuję, Zach, 
że zgodziłeś się ją zastąpić.  

– Nie ma o czym mówić.  
Na  myśl,  że  ma  spędzić  z  Zachem  połowę  dyżuru,  Jennie 

przeszły ciarki po plechach. Ale w końcu cztery godziny to nie 
tak  długo.  Chyba  wytrzyma,  nie  tracąc  profesjonalnego 
podejścia do swego partnera. Popatrzyła na niego i spytała: 

–  Wracając  do  wczorajszego  wypadku,  czy  wiesz,  co  z 

kierowcą samochodu? 

–  Jego  stan  jest  stabilny. Leży w  Trinity  –  odparł  Zach.  – 

Żona  jest  na  obserwacji  kardiochirurgicznej,  ale  ma  się 
stosunkowo nieźle. Dzięki za pomoc, bardzo się przydałaś.  

Jenna przypomniała sobie swój wczorajszy wygląd i szybko 

zmieniła temat.  

– Są jakieś planowe wezwania? – spytała.  
–  Tak.  Dzwonili  z  Green  Bay,  zapowiadając  transport  do 

specjalistycznej  klmiki,  ale  muszą  wpierw  uzyskać  zgodę 
rodziny. Na razie czekamy.  

– A co z pogodą? – zwróciła się do Reese’a.  
– Prognozują dobre warunki lotu. Bezchmurne niebo i brak 

wiatru.  

Czyli nie wywinie się od wspólnego lotu do Green Bay. Co 

nie  znaczy,  że  musi  spędzić  z  Zachem  czas  oczekiwania. 
Wstała  i  poszła  do  sali  ogólnej  po  drugą  kawę.  W  trakcie 
nalewania usłyszała za sobą czyjeś kroki i sądząc, że to Reese, 
spytała: 

– Tobie też nalać? Musisz być niewyspany.  
–  Bardzo  proszę  –  usłyszała  za  plecami  niski  głos  Zacha. 

Dobrze przynajmniej, że tym razem nie rozlała kawy.  

Opanowując drżenie rąk, napełniła drugi kubek. Kiedy mu 

go podawała, ich dłonie zetknęły się na moment.  

–  Od  dawna  mieszkasz  na  rogu  Barclay  i  Dwudziestej 

background image

Drugiej? – zapytał. – To niezbyt przyjemna dzielnica.  

W Jennie wszystko się zagotowało. Ale snob! Jemu pewnie 

nigdy nie doskwierał brak pieniędzy.  

– Chcesz powiedzieć, że na Wzgórzu pijani kierowcy nigdy 

nie lądują na latarni? 

Wzgórzem  nazywano  w  skrócie  The  Hills  of  Riverbend, 

atrakcyjną  podmiejską  dzielnicę  Milwaukee,  zamieszkałą 
wyłącznie przez ludzi dobrze sytuowanych.  

Niedostępną  dla  Jenny  dzielnicę,  w  której  mieszkał  Zach 

Taylor, który wydawał się zdziwiony jej reakcją.  

–  Tego  nie  powiedziałem.  Ale  na  Wzgórzu  jest  o  wiele 

bezpieczniej niż tam, gdzie mieszkasz. I mamy znacznie mniej 
pijanych kierowców.  

–  Nie  narzekam  na  swoją  dzielnicę  –  odparła,  z  trudem 

hamując  złość.  Czy  jemu  się  wydaje,  że  lubi  tam  mieszkać? 
Nikt przy zdrowych zmysłach nie osiedla się z upodobania w 
Barclay  Park,  jednej  z  najbiedniejszych  dzielnic  miasta. 
Niestety,  ona  na  nic  lepszego  nie  mogła  sobie  pozwolić,  ale 
Zachowi nic do tego.  

Chciała  go  wyminąć  i  poszukać  Reese’a,  lecz  skaleczona 

stopa dała o sobie znać i Jenna aż syknęła z bólu. Musi coś z 
tym zrobić, bo inaczej nie wytrzyma do końca dyżuru.  

– Siadaj! – polecił Zach, wyjmując jej z ręki niedopitą kawę 

i sadzając ją na kanapie. – I pokaż mi tę stopę.  

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Nie  zważając  na  protesty  Jenny,  zabrał  się  do 

rozsznurowywania  jej  buta.  Stwierdził  z  zadowoleniem,  że 
dziewczyna  nosi  regulaminowe  obuwie  z  metalowymi 
noskami,  chociaż  nie  widział  jeszcze  roboczych  butów  tak 
małego rozmiaru.  

–  Pewnie  nie  dałaś  się  nikomu  zbadać  –  powiedział  z 

naganą  w  głosie.  Nie  rozumiał  takiego  postępowania.  Czy  to 
tak trudno poprosić kogoś o pomoc? 

Jenna  się  nie  odzywała.  Biorąc  jej  milczenie  za  zgodę, 

zsunął but i zdjął skarpetkę. Nie przypuszczał, jakie wrażenie 
zrobi  na  nim  kontakt  z  jej  stopą.  Nigdy  nie  przypisywał 
stopom erogennego działania, ale Jenna najwidoczniej działała 
na niego na wiele różnych sposobów.  

Nic  sobie  nie  wyobrażaj,  zgromił  się  w  duchu.  Jest  twoją 

koleżanką  z  pracy  i  nikim  więcej.  Delikatnie  obmacał 
zaczerwienione miejsce, ale cofnął rękę, gdy Jenna syknęła.  

– Nie przejmuj się, wyjmij to cholerstwo, i basta! – rzuciła 

przez zaciśnięte zęby.  

Był zaskoczony jej tonem. Jenna Reed to twarda sztuka. Co 

prawda  wczoraj  wieczorem,  w  tej  swojej  cienkiej,  a  do  tego 
przykrótkiej koszulce pozwalającej podziwiać jej długie nogi i 
tyłeczek, wyglądała niemal bezbronnie. W dodatku widział ją 
po  raz  pierwszy  z  rozpuszczonymi  włosami,  które  bardzo 
podkreślały jej kobiecość.  

Jednak jej ostatnia odzywka wskazywała, że Jenna nie jest 

bezbronną  istotą.  Lepiej  mieć  się  przed  nią  na  baczności.  Z 
paru  odbytych  z  nią  szkoleniowych  lotów  pamiętał,  że  ma 
wielkie poczucie obowiązku i umiejętność koncentrowania się 
na  tym,  co  w  danej  chwili  najważniejsze.  Z  drugiej  strony 
brakuje jej jednak zdrowego rozsądku. Kto słyszał, by biec na 
miejsce wypadku w odkrytych sandałach. A efekt jest taki, że 

background image

trzeba jej wyciągać szkło ze stopy. Sięgnąwszy do podręcznej 
torby, wyjął pęsetę i skalpel.  

– Co robisz? – krzyknęła na widok skalpela.  
– Nie bój się, skalpela użyję tylko w ostateczności.  
– Każdy lekarz tak mówi, zanim człowieka nie dziabnie – 

mruknęła pod nosem.  

– Obiecuję, że będę delikatny.  
Widocznie  nie  jest  tak twarda,  za  jaką chciałaby uchodzić. 

Wziąwszy pęsetę, zagłębił ją ostrożnie w zaognionej ranie, ale 
odłamek  szkła  tkwił  zbyt  głęboko.  Wobec  tego  sięgnął  po 
skalpel  i,  dziwnie  przejęty,  czując  spływające  po  plecach 
krople potu, zrobił małe nacięcie, które pozwoliło wyjąć ostre 
szkiełko pęsetą.  

– No i po krzyku! – oznajmił z ulgą.  
– Nareszcie – mruknęła. – Ale dziękuję.  
– Nie ma za co. – Delikatnie pogłaskał jej stopę, ale szybko 

cofnął  rękę,  zdając  sobie  sprawę,  że  jego  gest  może  być 
potraktowany  jak  pieszczota.  Wyjął  z  torby  mały  opatrunek  i 
przyłożył  go  do  rany.  Czuł  jednak,  że  między  nim  a  Jenną 
rodzi  się  erotyczne  napięcie.  Nagle  zadzwonił  telefon.  Zach 
wstał i podniósł słuchawkę.  

– Stacja lotniczego pogotowia Lifeline.  
–  Czy  mogę  rozmawiać  z  Jenną  Reed?  Dzwonię  z 

gimnazjum w Barclay Park.  

– Do ciebie – powiedział, oddając jej słuchawkę. Podszedł 

do umywalki, aby zwilżyć ściereczkę do obmycia skaleczonej 
stopy, bezwstydnie przysłuchując się jej rozmowie.  

–  Znowu  uciekła  z  lekcji?  –  zatroskanym  tonem  spytała 

Jenna.  Po  wysłuchaniu  swej  rozmówczyni,  dodała:  –  Tak, 
wiem, matura za pasem. Dziękuję, że dała mi pani znać.  

Zacha opanowała niezdrowa ciekawość. Nie był specem od 

rozpoznawania  wieku  kobiet,  ale  Jenna  na  pewno  jest  za 
młoda na to, by mieć córkę w maturalnej klasie.  

background image

– Jakieś problemy? – zapytał.  
–  Nic  nowego  –  westchnęła  ciężko,  wciągając  skarpetkę  i 

wkładając but.  

– Z tego, co przypadkiem usłyszałem, to się martwisz, czy 

twoja siostra zda maturę – powiedział podchwytliwie.  

– Skąd wiesz, że chodzi o siostrę? – spytała zaskoczona.  
–  Domyśliłem  się.  –  To  śmieszne,  ale  kamień  spadł  mu  z 

serca, kiedy się potwierdziło, że chodzi o siostrę, a nie córkę. 
–  Nie  martw  się,  to  przecież  dorosła  osoba,  która  sama  za 
siebie odpowiada.  

–  Ładna  mi  dorosła  osoba!  –  parsknęła  Jenna.  – 

Najwidoczniej nie masz zielonego pojęcia o nastolatkach.  

– Sam byłem nastolatkiem, tak jak ty – odparł, niezrażony 

jej  sarkazmem.  –  Moim  zdaniem  młodym  ludziom  należy 
pozwolić decydować o swoim losie.  

–  Rae  musi  zrobić  maturę  i  pójść  na  studia.  Koniec 

rozmowy – rzuciła kategorycznym tonem.  

Znowu  zadzwonił  telefon.  Odebrał  Zach,  ponieważ  Jenna 

kończyła sznurować but.  

– Szpital w Green Bay potwierdza zamówienie na transport 

– usłyszał głos dyspozytora. – Możecie ruszać.  

– Przyjąłem. – Odłożył słuchawkę. – Lecimy do Green Bay.  
–  Znakomicie.  Czy  Reese  był  uprzedzony?  Słyszałam,  jak 

parę minut temu wyprowadzał helikopter z hangaru.  

W tym momencie do pokoju zajrzał Reese.  
– Jesteście gotowi? 
–  Tak  jest.  –  Jenna  skierowała  się  do  drzwi,  wymijając 

Zacha,  który  w  przelocie  poczuł  zapach  jej  perfum. 
Schwyciwszy  ratowniczą  torbę,  ruszył  w  ślad  za  Jenną  do 
hangaru. Oboje włożyli kaski i wsiedli do śmigłowca.  

Siedząc obok niej, miał poczucie, że choć znajdują się tak 

blisko  siebie,  Jenna  jest  istotą  całkowicie  mu  obcą.  Wiele  by 
dał, by poznać jej myśli. Zaniepokoiła go jej nadopiekuńczość 

background image

wobec  młodszej  siostry  i  chęć  pokierowania  jej  życiem 
według 

własnego  widzimisię.  Bezskuteczność  takich 

wysiłków znał aż za dobrze z doświadczenia. Ale to w końcu 
nie  jego  sprawa.  Nie  wolno  mu  zapominać,  że  oprócz  pracy 
nic go z Jenną nie łączy.  

 
Z ulgą odebrała sygnał do startu, lecz świadomość, że przez 

całą  drogę  będzie  siedziała  tuż  obok  Zacha,  nadal  wprawiała 
ją w zdenerwowanie. Jak ma się zachować? Czym się zająć? 
Sięgnęła po grafik i włączyła mikrofon.  

–  Wiesz  coś  o  naszym  pacjencie?  –  spytała,  wypełniając 

puste kratki formularza.  

– Do mnie mówisz? – zapytał Zach, spoglądając na nią ze 

zdziwieniem.  

– Oczywiście, a niby do kogo? Chyba mam prawo prosić o 

informacje na temat pacjenta, nie sądzisz? 

Zach stuknął palcem w mikrofon.  
– Nacisnęłaś główny guzik. Wszyscy nas słyszą.  
–  Co?  –  Rzuciła  okiem  na  mikrofon.  Zach  ma  rację, 

nacisnęła niewłaściwy guzik. Wszyscy, zarówno w bazie, jak i 
w  helikopterze,  musieli  usłyszeć  jej  kąśliwą  uwagę.  –  Nie 
mam pojęcia, jak mogłam zrobić takie głupstwo.  

– Nic się nie stało – uspokoił ją Zach.  
–  Chyba  jednak  tak.  –  Co  się  z  nią  dzieje?  Musi  się 

opanować.  Nie  myśleć  o  tym,  co  czuła,  kiedy  opatrywał  jej 
nogę, ani o tym, że siedzą tuż koło siebie.  

Zach tymczasem połączył się z bazą.  
– Reese, słyszysz mnie? Czy mógłbyś zadzwonić do Green 

Bay  i  zapytać  o  aktualny  stan  pacjenta,  którego  mamy 
transportować? Nazywa się Mark Bowan.  

– Już się robi – padła natychmiastowa odpowiedź.  
– Powiem ci, co wiem – rzekł Zach, zwracając się do Jenny. 

– Pacjent ma dziewiętnaście lat i ostre zapalenie płuc, pewnie 

background image

wirusowe.  Leży  od  dwóch  dni  na  intensywnej  terapii  i  jego 
stan  jest  stabilny,  ale  ze  względu  na  poważne  uszkodzenie 
płuc  lekarze  z  Green  Bay  uznali,  że  należy  go  przenieść  do 
Trinity.  

–  Wirusowe  zapalenie  płuc?  –  zastanowiła  się  Jenna.  – 

Czyżby przyjmował środki immunosupresyjne, na przykład po 
przeszczepie? 

– Dobre pytanie – pochwalił ją Zach. – Był w wojsku, gdzie 

przeszedł  cały  szereg  szczepień,  ale  wrócił  na  poród  żony  i 
zachorował  już  w  drodze  do  domu.  Zdradza  objawy 
posocznicy.  

–  Ciężki  przypadek.  –  Chętnie  zadałaby  więcej  pytań,  ale 

nie  mogła  żądać,  by  doktor  Taylor  udzielał  jej  bezpłatnych 
lekcji z dziedziny podstaw medycyny.  

– Na to wygląda – potwierdził Zach. – Jego stan pogarsza 

się w bardzo szybkim tempie.  

– Rozumiem. – Jenna wróciła do wypełniania formularza. – 

Miejmy nadzieję, że nie będzie jakichś niespodzianek w czasie 
transportu.  

–  Święte  słowa  –  zgodził  się,  tłumiąc  ziewnięcie.  Nic 

dziwnego, że jest senny, skoro ma za sobą dwunastogodzinny 
nocny  dyżur.  Przyłożył  głowę  do  oparcia  fotela  i  zamknął 
oczy. Jenna, widząc to, odczuła ulgę.  

 
– Za dwie minuty lądujemy – usłyszała w słuchawkach głos 

Reese’a  i  serce  mocniej  jej  zabiło.  Uwielbiała  swoją  pracę  i 
uwielbiała  latać.  Ekscytowało  ją,  że  może  nieść  ludziom 
ratunek z powietrza.  

Zach  natychmiast  się  wyprostował  i  otworzył  oczy.  Może 

wcale  nie  spał,  tylko  udawał,  ponieważ  jest  tak  samo 
skrępowany jak ona, przemknęło Jennie przez głowę. Nie było 
jednak  czasu,  aby  się  nad  tym  dłużej  zastanawiać,  ponieważ 
śmigłowiec właśnie siadał na lądowisku.  

background image

– Jesteśmy na miejscu – mruknął Zach, odpinając pas.  
Jenna wyskoczyła w ślad za nim i poszła na tył śmigłowca, 

by wyciągnąć składane  zawsze na kółkach. Następnie ruszyli 
razem do wejścia. Zach najwyraźniej czuł się w szpitalu jak w 
domu,  bo  bez  wahania  skręcił  w  lewo,  w  kierunku  windy,  a 
gdy znaleźli się w jej środku, nacisnął właściwy guzik.  

W  windzie  Jenna  zdjęła  kask  i  odgarnęła  włosy,  które 

wymknęły się spod przytrzymującej je opaski.  

–  Oiom  jest  na  trzecim  piętrze  –  oznajmił  Zach.  Jenna 

zauważyła, że nie może oderwać oczu od jej włosów. Niestety 
w windzie nie było lustra, w którym mogłaby sprawdzić, czy 
jest bardzo rozczochrana.  

W  chwilę  później  dojechali  na  miejsce  i  Zach  ponownie 

ruszył  bez  wahania  we  właściwym  kierunku.  Jenna  w  swej 
niedługiej  karierze  ratowniczej  bywała  już  w  wielu  różnych 
izbach  przyjęć,  natomiast  oddział  intensywnej  terapii  był  dla 
niej nowością, toteż onieśmieliła ją obecność tylu monitorów i 
innej skomplikowanej aparatury.  

–  Przylecieliśmy  po  Marka  Bowana  –  powiedział  Zach, 

zwracając się do dyżurnej pielęgniarki.  

–  Proszę  za  mną.  Pomogę  przygotować  pacjenta  do 

podróży. – Pielęgniarka patrzyła tylko na Zacha, jakby Jenna 
w ogóle nie istniała.  

– Słyszałem, że jego żona wczoraj rodziła – rzekł Zach.  
–  Tak,  urodziła  ślicznego  chłopczyka.  Mama  i  dziecko 

czują się świetnie.  

–  Kiedy  Mark  dostał  ostatnią  dawkę  antybiotyków?  – 

zainteresował się Zach.  

–  Przed  godziną.  –  Pielęgniarka  podała  mu  dokumenty 

pacjenta.  –  Następną  dawkę  powinien  otrzymać  najwcześniej 
za trzy godziny.  

Podczas  gdy  Zach  wypytywał  pielęgniarkę  o  szczegóły, 

Jenna  odłączyła  pacjenta  od  aparatury  i  podłączyła  go  do 

background image

przenośnego  monitora.  Zdumiał  ją  młody,  niemal  dziecinny 
wygląd  bladego,  wymizerowanego  Marka  Bowana,  który  nie 
dalej  jak  wczoraj  został  ojcem.  Wyglądał  na  rówieśnika 
Nelsona, szesnastoletniego chłopaka jej siostry.  

–  Z  powodu  niewydolności  płuc  pacjent  oddycha  przy 

pomocy respiratora – dodała pielęgniarka.  

Zach  skinął  głową,  po  czym,  umieściwszy  papiery  pod 

materacem noszy, przyjrzał się wskazaniom respiratora.  

–  Nasz  przenośny  respirator  zapewni  mu  identyczny 

poziom tlenu – stwierdził. Zwracając się do Jenny, zapytał: – 
Gotowa do przełączenia? 

– Tak. – Jenna odłączyła pacjenta od szpitalnego respiratora 

i podłączyła go do przenośnej aparatury. – Wykonane.  

–  Dobrze.  Przenosimy  go  na  nosze.  –  Wspólnymi  siłami 

przełożyli  chorego  na  nosze,  a  Jenna  przypięła  go  szybko 
pasami.  

Sprawdziwszy  jeszcze  raz,  czy  wszystko  jest  w  porządku, 

Zach  dał  Jennie  znak  do  opuszczenia  oiomu.  Nie  uszło 
uwadze  Jenny,  że  wychodząc  z  sali,  Zach  nie  obejrzał  się 
nawet  na  pielęgniarkę,  która  okazywała  mu  tyle 
zainteresowania.  Przez  cały  czas  śledził  wzrokiem  wskazania 
na  monitorze  respiratora.  Wsiadłszy  do  windy,  oboje  niemal 
równocześnie  włożyli  kaski,  a  Jenna,  która  również 
obserwowała  monitor,  zauważyła,  że  wskaźnik  nasycenia 
tlenem spadł do 91 procent.  

Reese czekał na nich w helikopterze i już po paru chwilach 

nosze  zostały  umieszczone  na  swoim  miejscu,  a  Jenna 
wskoczyła  do  środka  tylnym  wejściem,  pozostawiając 
Zachowi zamknięcie klapy.  

– Gotowi? – zapytał Reese.  
–  Gotowa  –  odparła  Jenna,  sprawdziwszy,  czy  nacisnęła 

właściwy guzik.  

– Ja też – powiedział Zach.  

background image

Moment startu umknął uwadze Jenny, ponieważ śledziła z 

niepokojem  monitor,  na  którym  wskaźnik  tlenu  spadł  do  90 
procent.  

– Coś się dzieje? – zapytał Zach.  
– Tak mi się zdaje. Spada tlen. Wykonam odsysanie płuc.  
– Dobrze.  
Skrępowana spoczywającym na niej uważnym spojrzeniem, 

z trudem opanowywała drżenie rąk.  

–  Niemal  zupełny  brak  wydzieliny  –  zauważyła, 

ukończywszy  szczęśliwie  trudne  zadanie.  –  Musi  być  inna 
przyczyna.  –  Po  paru  chwilach  nasycenie  tlenem  spadło 
poniżej  dziewięćdziesięciu,  a  cyfry  na  monitorze  zaczęły 
ostrzegawczo  mrugać.  Jenna  sprawdziła  podłączenie  do 
respiratora,  ale  wszystko  na  pozór  wyglądało  dobrze,  dopóki 
nie przyjrzała się rurce intubacyjnej. – Zach? Mam wrażenie, 
że rurka dotchawiczna jest założona zbyt płytko.  

– Chyba masz rację. Trzeba to sprawdzić. Jenna posłusznie 

odkleiła taśmę, którą umocowana była rurka intubacyjna, i w 
tym samym momencie rurka wyskoczyła z gardła pacjenta.  

–  Podaj  mi  rurkę  dotchawiczną  numer  siedem.  Szybko!  – 

zawołał Zach. – Trzeba go na nowo podłączyć do respiratora.  

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Nie  umieraj,  szeptała  w  duchu  Jenna.  Błagam  cię,  nie 

umieraj!  Musisz  wytrzymać!  Przed  chwilą  podała  Zachowi 
niezbędne  narzędzia,  a  sama  założyła  Markowi  podręczną 
maskę tlenową, wspomagającą oddychanie.  

Tymczasem poziom tlenu we krwi spadał w zastraszającym 

tempie:  z  88  do  85,  a  zaraz  potem  do  80  procent.  Mark, 
wytrzymaj!  Jesteś  to  winien  swojemu  synkowi.  Jesteś  mu 
potrzebny. Jemu i jego matce.  

– Gotowy – usłyszała głos Zacha i szybko zdjęła z twarzy 

pacjenta maskę tlenową.  

Zach począł wprowadzać laryngoskop do krtani pacjenta, a 

następnie  wsunął  rurkę.  Dzięki  wstrzykniętemu  wcześniej 
środkowi  uspokajającemu  Mark  nie  poruszył  się  ani  nie 
zakrztusił.  

– W porządku, myślę, że jest na miejscu.  
– Chyba tak. – Przyłożyła rękę do klatki piersiowej Marka, 

sprawdzając, czy podnosi się i opada w rytm oddechu.  

– Podaj rurkę łączącą z respiratorem.  
Jenna  wykonała  polecenie,  a  po  podłączeniu  pacjenta  na 

nowo taśmą umocowała świeżo założoną rurkę dotchawiczną. 
Teraz  pozostało  jedynie  obserwować  wskazania  monitora. 
Poziom  stężenia  tlenu  zdążył  spaść  w  międzyczasie  do  71 
procent. Jenna wstrzymała oddech. Wskaźnik przestał spadać, 
po  czym  powoli  zaczął  się  podnosić,  aż  osiągnął  wymagany 
poziom 92 procent.  

–  Miałaś  rację,  rurka  była  założona  za  płytko  –  stwierdził 

Zach  z  uznaniem.  –  Chyba  nie poruszyliśmy  jej  w  drodze  do 
helikoptera? 

– Na pewno nie – odparła. Zawsze bardzo uważała, aby w 

trakcie  transportu  nie  poruszyć  podtrzymujących  życie 
urządzeń.  –  Od  razu  miałam  wrażenie,  że  jest  źle  założona. 

background image

Może powinnam wcześniej zwrócić na to uwagę.  

–  Spójrz,  poziom  tlenu  skoczył  do  95  procent!  Brawo, 

Jenna, dobrze się spisałaś.  

Spisałabym  się  lepiej,  gdybym  zapobiegła  wyskoczeniu 

rurki,  pomyślała.  Nie  mogła  sobie  tego  darować.  Gdyby  była 
uważniejsza, uniknęliby momentu strachu o los pacjenta. Ale 
wszystko stało się tak szybko! 

–  Nie  rób  sobie  wyrzutów  –  odezwał  się  Zach,  który 

najwidoczniej odgadł jej myśli. – Rurka wyskoczyła, bo była 
źle  założona.  A  ty  wykazałaś  ogromną  spostrzegawczość  i 
diagnostyczną intuicję. Masz talent. Powinnaś zostać lekarzem 
albo  przynajmniej  pielęgniarką.  Nie  myślałaś  o  studiowaniu 
medycyny? 

Powiedział  to  takim  tonem,  jakby  pójście  na  studia  było 

sprawą  jej  wolnego  wyboru.  Nie  miał  pojęcia,  ile  trudu 
kosztowało ją opłacenie kursu ratownictwa. Na to, by zarobić 
na  utrzymanie  swoje  i  siostry,  pracowała  i  tak  na  dwóch 
posadach:  kelnerki  w  barze  szybkiej  obsługi  i  asystentki  w 
laboratorium  pogotowia.  Dla  niego  sprawa  była  prosta  – 
powinna pójść na studia. Nie widział problemu.  

Może Zach jest dobrym lekarzem, ale z jego głową nie jest 

najlepiej. Może mózg nie dostaje dosyć tlenu.  

– Nie sądzę, żebym marnowała swoje zdolności. Uważam, 

że robię coś ważnego – odparła z godnością.  

–  Oczywiście,  że  wykonujesz  ważną  pracę  –  pospiesznie 

zgodził  się  Zach.  Chyba  lekko  się  zaczerwienił.  –  Wcale  jej 
nie  deprecjonuję.  Chciałem  tylko  powiedzieć,  że  jesteś 
nieprzeciętnie bystra. Możesz wiele w życiu osiągnąć.  

Figa  z  makiem,  pomyślała  ponuro.  Postanowiła  jednak  nie 

rozwiewać  jego  iluzji.  W  milczeniu  sięgnęła  po  formularz  i 
odnotowała  zmianę  rurki  intubacyjnej.  Może  kiedyś  w 
przyszłości  uda  jej  się  pójść  na  studia,  ale  na  pewno  nie 
wcześniej  jak  za  cztery  lata.  Teraz  głównym  jej  celem  było 

background image

zapewnienie  siostrze  lepszej  przyszłości.  Była  gotowa  na 
każde  poświęcenie,  byle  otworzyć  przed  Rae  perspektywy, 
których sama nigdy nie miała.  

 
Kamień  spadł  jej  z  serca  z  chwilą,  gdy  udało  się  dowieźć 

Marka  w  stabilnym  stanie  do  szpitala  Trinity.  W  drodze 
powrotnej  do  rodzimego  hangaru  zorientowała  się,  iż 
czterogodzinny dodatkowy dyżur Zacha zbliża się do końca.  

Po  wylądowaniu  pierwsza  wyskoczyła  na  ziemię  i, 

chwyciwszy  ratowniczą  torbę,  udała  się  do  magazynu,  aby 
uzupełnić zużyte leki i elementy oprzyrządowania. W trakcie 
rutynowego  uzupełniania  zapasów  zastanawiała  się,  dlaczego 
Rae  wybrała  się  na  wagary  w  ostatnim  dniu  szkoły,  dokąd 
poszła i co teraz robi. Może najzwyczajniej w świecie wolała 
korzystać  z  pięknej  pogody  zamiast  siedzieć  w  klasie.  Oby 
tylko nie dała się zaciągnąć do Nelsona. Jenna wzdrygnęła się 
na  myśl  o  tym,  że  jej  siostra  mogłaby  spędzać  czas  sama  ze 
swym chłopakiem w pustym mieszkaniu.  

Odniósłszy torbę do hangaru, wyjęła komórkę i zadzwoniła 

do Rae, chociaż podejrzewała, że siostra rozpozna jej numer i 
nie  odbierze  telefonu.  Nie  myliła  się.  Po  paru  sygnałach 
usłyszała tylko uprzejmą zachętę do nagrania wiadomości.  

– Wiem, że nie poszłaś do szkoły, więc nie udawaj, że masz 

wyłączony  telefon.  Jeśli  punktualnie  o  ósmej  wieczorem  nie 
zobaczę cię w MOSN, będziesz miała ze mną do czynienia.  

– MOSN? Co to takiego? – usłyszała za plecami glos Zacha 

i gwałtownie się odwróciła.  

– Podsłuchiwałeś! 
–  Przepraszam,  nie  chciałem.  Po  prostu  czekałem,  aż 

skończysz, żeby uzupełnić dokumentację lotu.  

Akurat!  Minąwszy  go  bez  słowa,  weszła  do  poczekalni 

ratowników.  

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – upomniał się idący 

background image

za nią Zach. – Czy MOSN to ośrodek w rodzaju Centralnego 
Stadionu Bradleya? Nigdy nie słyszałem tej nazwy.  

–  Nic  dziwnego.  –  Porównanie  MOSN  do  Centralnego 

Stadionu  Bradleya,  siedziby  słynnej  koszykarskiej  drużyny 
Bucksów,  było  tak  komiczne,  że  omal  nie  parsknęła 
śmiechem. Jej tylko raz udało się zbliżyć do znanego stadionu, 
kiedy zabiegała o posadę kelnerki w jednym ze stadionowych 
barów,  podczas  gdy  Zach  miał  zapewne  stały  abonament  na 
mecze Bucksów. Mieszkańcy Wzgórza nie bywają w MOSN, 
czyli Miejskim Ośrodku Społecznym dla Nastolatków.  

– Macie dzisiaj mecz? – zaciekawił się przechodzący obok 

Reese.  –  Jeżeli  Samantha  poczuje  się  lepiej,  chętnie 
wpadniemy popatrzeć.  

Jenna  zaklęła  w  duchu.  Reese  swoim  zwyczajem  stara  się 

być  miły,  co  nie  zmienia  faktu,  że  ona  nie  ma  ochoty 
spowiadać się przed Zachem ze swego prywatnego życia.  

–  Rozmawiałeś  z  Sam?  Lepiej  się  czuje?  –  zapytała, 

zmieniając temat.  

– Trochę. W każdym razie wymioty ustały.  
– Jaki mecz? – Zach nie zamierzał ustąpić.  
– Koszykówki – odparła niechętnie. – Trenuję młodzieżową 

drużynę.  

–  Aha.  A  twoja  siostra  jest  koszykarką.  Rozumiem.  Jenna 

skrzywiła się. Rae nie wyjdzie dziś na boisko.  

Jenna  miała  żelazną  zasadę:  nieusprawiedliwiona 

nieobecność w szkole oznacza przesiedzenie meczu na ławce 
rezerwowych.  

– Cześć! – Do sali wszedł Kendall Simmons. – Hej, Zach, 

nieźle wyglądasz po nieprzespanej nocy.  

Jenna  musiała  przyznać  mu  rację.  Zielonooki  i 

ciemnowłosy Zach faktycznie wyglądał wyjątkowo dobrze.  

–  Nie  było  tak  źle  –  odparł  Zach,  posyłając  pytającemu 

jeden  ze  swoich  zabójczych  uśmiechów.  –  Ale  teraz  chętnie 

background image

pójdę  się  przespać.  Dzięki,  że  zgodziłeś  się  przyjechać. 
Żegnam wszystkich. Na razie.  

–  Cześć!  –  wymamrotała  Jenna,  spoglądając  za 

wychodzącym  z  sali  wysokim,  barczystym  mężczyzną,  który 
przez cały ranek nie odstępował jej na krok, a teraz oddalił się 
niemal  bez  pożegnania.  No  cóż,  powinna  się  z  tego  raczej 
cieszyć. Przez resztę dyżuru nie będzie się  czuła skrępowana 
jego  obecnością.  Dobrze,  że  w  najbliższej  przyszłości  nie 
grożą jej loty z doktorem Taylorem.  

Zach źle spał tej nocy. Budził się wiele razy, wyobrażając 

sobie, że dzwoni telefon. Jenna miałaby do niego zadzwonić? 
Mało prawdopodobne. Traktowała go na ogół jak powietrze.  

O  co  jej  chodzi?  Przecież  nic  jej  nie  zrobił.  Jest 

przyzwoitym  człowiekiem,  który  wszystkim  życzy  jak 
najlepiej. Kilka lat temu omal się nie ożenił, ale po oficjalnych 
zaręczynach jego narzeczona  stała  się tak nieznośna, usiłując 
kontrolować  każdy  jego  krok,  iż  poprzysiągł  sobie,  że  nigdy 
więcej nie popełni podobnego błędu.  

Rozbudził się na dobre. Powinien zapomnieć o Jennie. Ma 

wprawdzie  wiele  zalet  i  bardzo  mu  się  podoba,  ale  zanadto 
chce  kierować  życiem  siostry.  Wyobraził  ją  sobie,  jak  z 
groźną  miną  szuka  jej  po  całym  mieście,  podczas  gdy 
dziewczyna chce się po prostu trochę zabawić.  

Niektórzy 

ludzie 

mają 

niezrozumiałą 

potrzebę 

kontrolowania  bliskich  im  osób.  Pomyślał  o  ojcu,  ale  szybko 
odsunął  od  siebie  przykre  wspomnienie.  Niemniej  siostra 
Jenny stała mu się jakoś bliska, miał ochotę ją poznać. Może 
potrafi  przekonać  Jennę,  żeby  zostawiła  dziewczynie  więcej 
swobody.  Usiadł  na  łóżku  i  zadzwonił  do  swego  kumpla, 
Ethana Webera.  

– Cześć, Web, co robisz? 
–  Nic  szczególnego.  Kate  za  chwilę  wychodzi  do  pracy. 

Czemu dzwonisz? 

background image

– Czy mógłby wziąć za mnie dzisiejszy nocny dyżur? 
–  No  jasne,  zawsze  chętnie  latam  z  Kate,  ale  przecież 

chciałeś  mieć  wolny  sobotni  wieczór  z  powodu  jakiejś 
rodzinnej uroczystości.  

O cholera! Na śmierć zapomniał, że już wcześniej zamienił 

się z Ethanem dyżurami. Ale co tam, ciekawiej będzie wybrać 
się  do  Centrum  dla  Nastolatków  i  poznać  występną 
siostrzyczkę  Jenny,  niż  iść  na  rodzinne  przyjęcie  z  okazji 
drugiej rocznicy ślubu ojca z kolejną macochą. Zwłaszcza że 
ojciec na pewno zaprosił kilka panien do wzięcia i będzie go 
próbował swatać.  

– Zmieniłem plany. – Wstał i z telefonem w ręku poczłapał 

do  kuchni.  –  Wolę  mieć  dzisiaj  wolne,  a  w  sobotę  pracować. 
Co ty na to? 

– Jak na lato – ucieszył się Ethan. – Zabiorę Kate w sobotę 

do restauracji.  

Zachowi zrobiło się wstyd. Nie powinien był prosić Ethana 

o zastępstwo w sobotę. Ethanowi i Kate, którzy niedawno się 
zaręczyli, zależało na wspólnych dyżurach.  

– Dzięki, stary, odwdzięczę się. – Odłożywszy słuchawkę, 

zatarł  ręce.  Ma  akurat  tyle  czasu,  by  wziąć  prysznic,  szybko 
coś przegryźć i zdążyć na mecz.  

Ciekawe, co powie Jenna, kiedy go tam zobaczy.  
Zach  długo  błądził  po  nieznanej  sobie  dzielnicy,  zanim 

udało  mu  się  zlokalizować  Miejski  Ośrodek  Społeczny  dla 
Nastolatków,  który  zresztą,  jak  się  okazało,  znajdował  się 
nieopodal miejsca, skąd minionej nocy zabrał ofiary wypadku. 
W  dzień  okolica  robiła  jeszcze  gorsze  wrażenie  niż  w  nocy. 
Na  dodatek  wszyscy  się  na  niego  gapili,  rozpoznając  w  nim 
outsidera. Miał wprawdzie na sobie zwykłe dżinsy i sportową 
koszulkę,  ale  i  tak  wyglądał  obco  na  tle  młodzieńców  w 
zwisających  w  kroku  roboczych  spodniach,  kolorowych 
trykotach z obciętymi rękawami i z masą jaskrawo złotej albo 

background image

srebrnej  tandetnej  biżuterii.  W  sąsiedztwie  ośrodka  nie  było 
gdzie zaparkować, i w rezultacie musiał zostawić samochód w 
odległości kilku przecznic.  

Dotarł  na  miejsce  dobrze  po  rozpoczęciu  meczu  i 

natychmiast wypatrzył Jennę. Była ubrana w króciutkie szorty 
i  opiętą  koszulkę  bez  rękawów.  Trzymała  w  rękach  blok  na 
sztywnej  podkładce,  do  którego  często  zaglądała,  niemniej 
całą jej uwagę pochłaniała akcja na boisku, gdzie walczyły z 
sobą  o  piłkę  dwa  dziewczęce  zespoły:  jeden  w  niebiesko-
czerwonych,  drugi  w  niebieskozielonych  kostiumach.  Mecz 
sędziowało dwóch surowo wyglądających mężczyzn.  

Jenna była  niezwykle aktywna, okrzykami i zamaszystymi 

gestami  rąk  dyktując  dziewczynom,  co  mają  robić.  Zach 
odniósł  wrażenie,  że  Jenna  trenuje  obie  drużyny  albo  może 
zastępuje trenera jednego z zespołów.  

Gra  była  wyrównana,  a  niektóre  zawodniczki  dawały 

dowody niewątpliwego talentu. Wysoka dziewczyna z zespołu 
biało-czerwonych  zdobyła  trzy  punkty,  trafiając  do  kosza  z 
odległej  pozycji.  Zach  miał  wielką  ochotę  przyłączyć  się  do 
gry.  Sam  należał  kiedyś  do  uniwersyteckiej  drużyny,  dopóki 
kontuzja kolana nie wyłączyła go z tej aktywności.  

Szukając  wolnego  miejsca,  zauważył,  że  widownia  składa 

się głównie z kilkunastoletnich chłopaków, którzy rzecz jasna 
kibicują  swoim  dziewczynom.  Zacha  zdumiały  ich  stroje,  w 
szczególności opuszczone nisko na biodra workowate spodnie, 
znad  których  wystawały  wzorzyste  kalesony.  Widać  nie  znał 
się na młodzieżowej modzie.  

Nie  znalazłszy  wolnego  miejsca,  stanął  oparty  plecami  o 

ścianę.  Kiedy  sędzia  odgwizdał  koniec  pierwszej  kwarty, 
Jenna dała dziewczętom znak, by do niej podeszły, lecz jedna 
z  zawodniczek  nadal  biegła,  chcąc  wykonać  zaplanowany 
manewr,  i  wpadła  z  rozpędu  na  dziewczynę  z  przeciwnego 
zespołu, przewracając ją na ziemię.  

background image

Koleżanki 

poszkodowanej 

dziewczyny 

natychmiast 

otoczyły ją murem, a jedna z nich, wysoka rudowłosa pannica, 
podskoczyła  do mimowolnej  winowajczyni,  w  której  obronie 
stanęły jej towarzyszki. Jenna i sędziowie zaczęli nawoływać 
do  zachowania  spokoju,  ale  Zach  dostrzegł  kątem  oka,  że 
obecni  na  widowni  chłopcy  też  dzielą  się  na  dwa  obozy  i 
szykują do wejścia na boisko.  

Zapowiadała  się  ogólna  bójka.  Zastanawiając  się,  czy  nie 

wezwać  policji,  Zach  postanowił  przyjść  Jennie  i  sędziom  z 
pomocą.  Na  moment  stracił  z  oczu  Jennę,  która  usiłowała 
rozdzielić rozjuszone dziewczyny.  

– Spokój! Cofnąć się! – krzyknął na chłopców, a sam ruszył 

w tłum dziewcząt.  

Jedna z nich odepchnęła Jennę, która o mało nie upadła, a 

jednocześnie  ucichły  gwizdki  sędziów,  którzy  też  zapewne 
spotkali się z fizyczną agresją.  

– Dość tej awantury! – wrzasnął Zach. – Spokój! 
Rozstąpić  się!  –  Dziewczyny  zaczęły  się  powoli  cofać, 

patrząc  na  niego  jak  na  cudaczne  widowisko.  Tylko 
mimowolna agresorka i jej ofiara nadal skakały sobie do oczu. 
– Przestańcie! Chcecie, żebym wezwał policję? 

Nie był wcale pewien, czy pogróżka ta odniesie skutek. W 

tej  dzielnicy  policja  ma  pewnie  dosyć  roboty  z  prawdziwymi 
przestępcami.  

– Zach, uważaj! – usłyszał za sobą krzyk Jenny. Odwrócił 

się błyskawicznie. Jeden z chłopaków wyciągał nóż.  

–  Natychmiast  to  schowaj!  –  krzyknął,  starając  się 

poskromić wzrokiem młodego człowieka. – Chyba nie chcesz, 
żeby komuś stała się krzywda.  

– Jovo, schowaj to! – zawołała Jenna.  
–  Taki  z  ciebie  chojrak?  Proszę  bardzo!  –  zawołał  inny 

chłopak,  również  wyciągając  nóż  i  stając  naprzeciw 
pierwszego.  

background image

–  Chłopcy,  dość  tego,  mówię  ostatni  raz.  Znacie  zasady  – 

perswadowała  Jenna,  usiłując  zwrócić  na  siebie  uwagę 
adwersarzy.  

Zach najchętniej odciągnąłby ją na bok, lecz bał się spuścić 

z  oczu  gotowych  do  bójki  chłopców.  W  tym  momencie  na 
ulicy odezwały się policyjne syreny i obaj młodzi ludzie chyba 
oprzytomnieli,  bo  zaczęli  się  wycofywać.  Zach  odetchnął  z 
ulgą i na moment stracił czujność, mimo że za plecami słyszał 
odgłosy  trwającej  między  dziewczynami  przepychanki. 
Odwrócił  się,  chcąc  im  powiedzieć,  by  się  uspokoiły,  zanim 
policja przyjdzie je aresztować, ale w tej samej chwili poczuł 
ostry ból w okolicy prawego oka i zachwiał się na nogach.  

W pierwszym odruchu nastawił pięści, jakby chciał stanąć 

do  walki,  lecz  natychmiast  opuścił  ręce.  Dziewczyna,  która 
zadała cios, patrzyła na niego przez chwilę z przerażeniem w 
oczach,  po  czym  wycofała  się  za  namową  nie  mniej  od  niej 
przerażonych koleżanek.  

Awantura dobiegła końca.  
Zach  obmacał  palcami  obolałe  oko,  a  gdy  spróbował  je 

otworzyć,  zobaczył  tylko  niebieską  mgłę.  Zamknął  je  i 
otworzył  ponownie.  Znowu  tylko  mgła.  –  Miał  nadzieję,  że 
przed najbliższym dyżurem odzyska wzrok.  

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Jenna  nie  mogła  się  otrząsnąć  po  tym,  co  się  wydarzyło. 

Wszystko stało się tak nagle i niespodziewanie.  

–  Otrzymaliśmy  telefon  o  bójce  w  ośrodku  –  oświadczył 

jeden z policjantów, obrzucając Jennę bezczelnie pożądliwym 
wzrokiem. Chętnie dałaby mu w mordę, ale wiedziała, że musi 
nad sobą panować.  

–  Dziękuję  za  troskę,  ale  sami  panowie  widzicie,  że  nie 

dzieje się nic złego – odparła.  

Policjanci  przyglądali  się  podejrzliwie  chłopcom,  którzy 

stopniowo  opuszczali  salę  z  nisko  pochylonymi  głowami. 
Gdyby 

funkcjonariusze 

dostrzegli 

nóż 

albo 

inny 

niebezpieczny  przedmiot,  nie  obyłoby  się  bez  zatrzymań  i 
oskarżenia  o  napaść  z  bronią  w  ręku.  Jenna  postanowiła 
zachowywać się, jakby rzeczywiście nic się nie stało.  

– Rae, czy mogłabyś poszukać lodu i zrobić Zachowi okład 

na oko? – zwróciła się do siostry.  

–  Jasne.  –  Rae,  o  dziwo,  zamiast  odpyskować,  poszła 

wykonać polecenie. Zach trzymał się blisko Jenny, za co była 
mu szczerze wdzięczna.  

Podszedł do niej policjant kierujący grupą.  
–  Jenna,  to  już  drugie  wezwanie  w  tym  miesiącu  – 

powiedział.  –  Kiedy  wreszcie  zrozumiesz,  że  twojego 
widzimisię nie da się dłużej ciągnąć? Gdybyśmy nie dojechali 
na czas, komuś mogła się stać poważna krzywda.  

Pomysłu na stworzenie dzieciom alternatywy do włóczenia 

się po ulicach Jenna nie nazwałaby swoim „widzimisię”, lecz 
była na tyle rozsądna, by się z nim nie spierać.  

–  Przepraszam  za  sprawienie  wam  kłopotu  –  odparła 

najuprzejmiej,  jak  umiała.  –  Mogę  wam  zaproponować  coca 
colę albo inny bezalkoholowy napój na orzeźwienie? 

–  Dziękuję,  ale  nie  mamy  czasu.  –  Zabrzęczał  policyjny 

background image

radiotelefon. – Hej, Al, zwijamy się, mamy kolejne wezwanie! 

–  Cześć,  Jenna!  –  rzekł  policjant,  rzucając  ostatnie 

spojrzenie na jej nogi. – Do następnego razu.  

Szczęśliwa, że na tym się skończyło, Jenna zwróciła się do 

Zacha,  który  stał  obok  niej,  trzymając  na  oku  okład  z  lodu. 
Niemniej  drugim  okiem  przez  cały  czas  bacznie  śledził 
poczynania policjantów.  

– Już raz w tym miesiącu musieli interweniować? 
– W jego głosie brzmiał ton oskarżenia. – Często zdarzają 

się takie historie jak dziś? 

–  Nie,  tak  tylko  powiedział.  –  Co  nie  było  prawdą. 

Poprzednim  razem  też  doszło  do  bójki  o  dziewczynę.  Winni 
zostali ukarani miesięcznym zakazem wstępu do ośrodka. Tak 
samo  będzie  musiała  ukarać  obu  chłopców,  którzy  dzisiaj 
sięgnęli  po  noże.  Jak  tak  dalej  pójdzie,  wkrótce  nie  będzie 
komu grać w koszykówkę.  

– Usiądź, Zach, obejrzę twoje oko – powiedziała.  
– Ale i tak musimy z tym pojechać do szpitala.  
– Nie trzeba, to tylko podbite oko – odparł.  
–  Widzisz  jak  przez  mgłę?  –  spytała,  zdejmując  okład  i 

obmacując  okolice  oka.  Skrzywił  się,  gdy  dotknęła  kości 
policzkowej, ale kość oczodołowa chyba nie była uszkodzona.  

–  Widzę  jeszcze  trochę  niewyraźnie,  ale  się  poprawia.  – 

Wyjął jej z ręki okład i przyłożył go z powrotem do oka. – Nie 
mam zamiaru jechać do szpitala z powodu podbitego oka.  

Jenna wolała się z nim nie kłócić. Zachowywał się tak samo 

jak  ona  wczoraj,  kiedy  nie  pokazała  pielęgniarce  skaleczonej 
stopy. Wiadomo, że nie ma gorszych pacjentów od lekarzy i w 
ogóle personelu medycznego.  

–  Byłem  zaskoczony,  że  policja  zjawiła  się  tak  szybko  – 

zauważył Zach.  

–  Ja  też  –  przyznała  Jenna.  –  Ciekawa  jestem,  kto  ich 

wezwał.  

background image

Siedząca nieopodal Rae poruszyła się niepewnie.  
– To ja zadzwoniłam – rzekła cicho.  
–  Naprawdę?  –  zdziwiła  się  Jenna.  –  Mądrze  zrobiłaś, 

siostrzyczko.  Gdyby  nie  policja,  nie  skończyłoby  się  na 
jednym podbitym oku.  

Zach zdjął z oka okład i wstał z ławki.  
– Na mnie czas – powiedział.  
–  Poczekaj!  –  Jenna  położyła  mu  rękę  na  ramieniu.  –  Nie 

możesz w takim stanie prowadzić.  

– E, chyba mogę. Wystarczy, że założysz mi na oko opaskę. 

Wprawdzie widzę coraz lepiej, ale mgła jeszcze do końca nie 
ustąpiła. Jeśli sieje zasłoni, będę drugim okiem widział na tyle 
dobrze, żeby dojechać do domu.  

Jenna  chętnie  by  na  to  przystała,  ponieważ  nie  chciała 

zostawiać  siostry  samej,  lecz  sumienie  nie  pozwalało  jej 
puścić Zacha do domu z chorym okiem. Co prawda nikt go nie 
zapraszał, ale w niebezpiecznej sytuacji bez wahania stanął w 
jej obronie.  

–  Nie  ma  mowy,  odwiozę  cię.  –  Zwracając  się  do  siostry, 

dodała: – Rae, wracam za pół godziny i mam nadzieję zastać 
cię w domu.  

–  Jasne.  –  Rae  obojętnie  wzruszyła  ramionami.  Dobrze 

przynajmniej,  że  jej  Nelson  wymknął  się  z  ośrodka  razem  z 
resztą chłopców.  

–  A  czy  Rae  nie  może  pojechać  za  nami  twoim 

samochodem? Bo inaczej jak wrócisz do domu? – spytał Zach.  

Jak mu powiedzieć, że nie ma samochodu? To znaczy ma, 

ale  akurat  jest  nie  na  chodzie,  a  ona  nie  ma  pieniędzy,  by 
zapłacić za naprawę.  

–  Wykupiłaś  samochód  z  warsztatu?  Dlaczego  nic  o  tym 

nie wiem? – zdziwiła się nie grzesząca subtelnością Rae.  

– Nie, nie wykupiłam – prychnęła z irytacją Jenna. – Ale to 

drobiazg, mogę przecież wrócić autobusem.  

background image

–  Masz  zepsuty  samochód?  –  Tym  razem  zdziwienie 

wyraził Zach.  

– Czy musimy w kółko powtarzać to samo? Daj kluczyki, 

odwiozę cię, nie pozwolę ci prowadzić.  

– A ja nie pozwolę, żebyś wracała autobusem. Miała ochotę 

roześmiać mu się w nos. Zach nie ma pojęcia, jak często musi 
korzystać  z  miejskich  środków  transportu.  Niewiele  miała 
pożytku ze swego stale psującego się samochodu.  

–  Będziemy  się  o  to  spierać  podczas  jazdy,  a  teraz 

chodźmy! 

Zach niechętnie oddał jej kluczyki.  
–  Proszę.  Zaparkowałem  niedaleko  stąd.  Możemy  po 

drodze podrzucić Rae do domu.  

–  Dziękuję.  –  Nie  powinna  się  tak  głupio  denerwować, 

skoro  Zach  i  tak  wie,  że  mieszka  w  najgorszej  dzielnicy 
miasta. Ale co sobie pomyśli, kiedy zobaczy jej dom z bliska? 
Dobrze przynajmniej, że rok temu naprawiła dach. Oczywiście 
na kredyt, który spłaca po dziś dzień.  

Na widok samochodu Zacha Jenna otworzyła szeroko oczy. 

Nie przypuszczała, że jej kolega jeździ tak wystrzałową bryką. 
Ręce zwilgotniały jej z wrażenia, kiedy sobie uświadomiła, że 
ma zasiąść za kierownicą lexusa.  

Zach  usiadł  obok  niej,  a  Rae  rozsiadła  się  z  tyłu.  Po 

przekręceniu  klucza  w  stacyjce  Jenna  zaczęła  się  przyglądać 
tablicy rozdzielczej auta.  

–  Nie  przejmuj  się.  Samochód  jest  praktycznie 

niezniszczalny – uspokoił ją Zach.  

Łatwo  mu  mówić!  Samochód  musiał  kosztować  majątek. 

To,  że  Zach  wyczuł  jej  zdenerwowanie,  nie  dodało  Jennie 
otuchy.  Wzięła  się  jednak  w  karby  i  ruszyła.  Przed  jej  dom 
zajechali w niecałe dwie minuty, po czym Rae wysiadła.  

– Nie wychodź, dobrze? – poprosiła ją Jenna.  
–  Jak  sobie  życzysz  –  odparła  szesnastolatka,  z  udaną 

background image

obojętnością zatrzaskując za sobą drzwi.  

–  Do  zobaczenia,  Rae,  miło  było  cię  poznać  –  zawołał  za 

nią Zach.  

–  Mnie  też  –  odkrzyknęła  dziewczyna,  odwracając  się  i 

robiąc oko do starszej siostry.  

Jenna ruszyła dopiero, gdy siostra znikła we wnętrzu domu. 

Wybrała  najkrótszą  drogę  przez  Barclay  Park  do  obwodnicy. 
Przez  cały  czas  patrzyła  wprost  przed  siebie,  tak  bardzo  się 
bała, że na twarzy Zacha dostrzeże wyraz politowania.  

– Od kiedy masz zepsuty samochód? – zapytał.  
–  Od  paru  dni  –  skłamała.  Ujrzawszy  przed  sobą  zjazd  na 

obwodnicę, nacisnęła pedał gazu. – Co ci przyszło do głowy, 
żeby przyjechać do MOSN? 

– Chciałem cię zobaczyć. – To proste wyznanie bardziej nią 

wstrząsnęło  niż  awantura  podczas  meczu  koszykówki.  Ręce 
zadrżały  jej  na  kierownicy  i  na  moment  straciła  panowanie 
nad samochodem.  

–  Będziesz  mnie  musiał  pilotować,  bo  nie  wiem,  gdzie 

mieszkasz – rzekła, byle coś powiedzieć.  

– Jasne. Jedź dalej obwodnicą aż do zjazdu na Riverbend.  
A więc mieszka na Wzgórzu, tak jak przypuszczała. Ona i 

Zach żyją w dwóch osobnych światach, oddalonych od siebie 
o  lata  świetlne.  Kiedy  parę  godzin  temu  dostrzegła  jego 
barczystą postać w sali ośrodka, myślała, że śni. Jego zadbany 
wygląd  aż  raził  oczy  na  tle  zgrzebnego  otoczenia.  Teraz  na 
pewno żałuje swojej lekkomyślności.  

– Jak oko? – zapytała, kierując się w stronę Riverbend.  
– Wciąż nie najlepiej widzę – przyznał.  
– Jeśli nie poprawi się do jutra, musisz pójść do okulisty. – 

Wolała  rozmawiać  o  jego  oku,  zamiast  zastanawiać  się  nad 
przyczynami  rodzącego  się  między  nimi  dziwnego  napięcia. 
Przecież  nie  łączy  ich  nawet  przyjaźń,  nie  mówiąc  już  o 
innego typu bliskości.  

background image

– I kto to mówi? – powiedział z lekkim uśmiechem. – Teraz 

trzymaj się prawej strony.  

Przez następne minuty udzielał jej wskazówek, jak jechać, 

po  czym  dał  znak,  by  zaparkowała  przed  okazałym 
kondominium.  

–  Tu  mam  stanąć?  –  spytała.  Eleganckie  kompleksy 

mieszkalne nie miały na ogół naziemnych parkingów. Gdzieś 
musi być zjazd do podziemi.  

–  Chcę  cię  prosić,  żebyś  wróciła  do  domu  moim 

samochodem – powiedział, odwracając się ku niej i kładąc jej 
rękę na ramieniu. – Zgódź się, bardzo proszę.  

Był tak miły, że trudno było powiedzieć nie.  
– A jak dojedziesz jutro do pracy? 
– Możesz przyjechać po mnie wieczorem. Pracujemy jutro 

razem na nocnej zmianie.  

–  Jak  to,  miałam  dyżurować  z  Ethanem.  –  Poczuła  się 

okropnie  nieswojo.  Była  pewna,  że  w  najbliższym  czasie  nie 
grożą jej loty z Zachem.  

–  Zamieniłem  się  z  Ethanem  –  odparł.  Kiedy  wysiadał  z 

samochodu,  światło  latarni  padło  na  jego  twarz,  a  Jenna 
zobaczyła, że wokół jego oka pojawiła się sina obwódka. – On 
zastąpi mnie dzisiaj, a ja wezmę jego jutrzejszy nocny dyżur, 
żeby mógł w sobotę zabrać Kate do restauracji.  

Wiedziała,  że  Ethan  i  Kate  są  zaręczeni  i  należy  im  się 

czasem  wolny  wieczór,  niemniej  wiadomość  o  zamianie 
bynajmniej jej nie ucieszyła.  

– Twoje oko wygląda naprawdę niedobrze. Nie wiem, czy 

możesz w tym stanie pracować.  

Ku jej zaskoczeniu Zach odparł: 
–  Jeśli  nie  będę  lepiej  widział,  na  pewno  zwolnię  się  z 

pracy. Nie mogę narażać zdrowia pacjentów.  

–  Cieszę  się,  że  tak  uważasz.  –  Chwilę  się  zastanawiała. 

Bała  się  zabierać  do  swojej  dzielnicy  tak  drogi  samochód. 

background image

Jeśli  będzie  miała  pecha,  do  rana  zostanie  pod  jej  domem 
doszczętnie  ograbiony.  –  Nie,  Zach,  nie  wezmę  twojego 
samochodu.  –  Wcisnęła  mu  kluczyki  do  ręki.  –  Skoro  nie 
chcesz mi pokazać parkingu, niech zostanie tu, gdzie stoi.  

Szybko  wyskoczyła  z  samochodu  i  ruszyła  przed  siebie. 

Zach podążył za nią.  

–  Jenna,  nie  wygłupiaj  się!  –  Chwycił  ją  za  ramiona  i 

obrócił  twarzą  do  siebie.  Przez  moment  patrzył  jej  w  oczy, 
potem pochylił się i pocałował ją w usta.  

Była  zbyt  zaskoczona,  by  w  porę  go  odepchnąć,  a  potem 

zmieniła  zdanie  i  już  nie  chciała  się  bronić.  Zach  jednak 
oderwał się szybko od jej warg.  

–  Tutaj  nie  ma  autobusów.  Musiałabyś  iść  kilometrami  – 

oświadczył,  wciskając  jej  kluczyki  do  ręki.  –  Dobranoc,  do 
jutra. – Odwrócił się i oddalił szybkim krokiem.  

Jenna  nie  od  razu  otrząsnęła  się  z  wrażenia,  jaki  zrobił  na 

niej  nieoczekiwany  pocałunek.  Dopiero  po  dłuższej  chwili 
wróciła  do  samochodu,  usiadła  za  kierownicą  i  z  gotowym 
planem  w  głowie  ruszyła  przed  siebie.  Zach  nie  będzie  jej 
wydawał rozkazów, niech sobie mówi, co chce, a ona i tak nie 
zabierze jego lexusa na noc do Barclay Park.  

Pojechała  do  stacji  ratownictwa,  zostawiła  samochód  na 

parkingu,  a  sama  poszła  na  przystanek.  Druga  część  planu 
była  trudniejsza  do  wykonania  –  nie  wiedziała,  jak  uniknąć 
jutrzejszego nocnego dyżuru w towarzystwie Zacha.  

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Zach  wpatrywał  się  w  swoje  odbicie  w  lustrze  nad 

umywalką.  Twarz  nie  była  opuchnięta,  miał  tylko  siną 
obwódkę  wokół  oka,  lecz  widzenie  wyraźnie  się  poprawiło. 
Odetchnął  z  ulgą  na  myśl,  że  będzie  mógł  pracować.  Czułby 
się okropnie, gdyby musiał wystawić kolegów do wiatru. Ale 
jego  samopoczucie  i  tak  nie  było  najlepsze, a  to  wyłącznie z 
powodu Jenny.  

Zwiesił  głowę,  aby  pomasować  sobie  kark.  Po  tym,  jak 

pocałował Jennę, zamiana dyżuru z Ethanem nabrała nowego 
znaczenia. Jedno pragnienie przez całą noc spędzało mu sen z 
powiek  –  marzył  o  tym,  by  mieć  obok  siebie  Jennę,  móc  ją 
pieścić i całować. Dosyć tego! 

Bezsensowny  spór  o  to,  czy  Jenna  ma  jechać  jego 

samochodem,  czy  nie,  był  wyraźną  wskazówką,  że  nie 
powinien  szukać  z  nią  zbliżenia.  Była  równie  apodyktyczna 
jak  jego  ojciec  i  była  narzeczona.  Zarazem  jednak  martwiło 
go,  że  Jenna  najwidoczniej  nie  ma  pieniędzy  na  wykupienie 
samochodu  z  naprawy.  Wprawdzie  wczoraj  mógł  się  tylko 
pobieżnie  przyjrzeć  jej  domowi,  niemniej  zauważył,  że 
wejściowe  schodki  zapadają  się  w  ziemię,  a  ściany  nie  były 
malowane  od  lat.  I  chociaż  nie  wiedział  tego  na  pewno,  to 
domyślał się, że siostra jest na jej wyłącznym utrzymaniu.  

Ale  to  nie  jego  sprawa.  Odkręcił  kurek  i  ochlapał  twarz 

zimną wodą. Jenna jest dzielną, godną podziwu kobietą, ale on 
nie zamierza się z nikim wiązać. Wystarczy, że raz się sparzył. 
No tak, ale przecież nie muszą się z sobą wiązać, mogą zostać 
przyjaciółmi.  Wytarł  twarz  ręcznikiem.  Każdy  potrzebuje 
przyjaznej duszy.  

Idąc do kuchni, zadał sobie pytanie, czy w tym przypadku 

może myśleć o czysto przyjacielskich stosunkach i doszedł do 
wniosku, że przyjaźń z Jenną byłaby możliwa, gdyby potrafił 

background image

zapomnieć o wczorajszym pocałunku i innych pokusach, jakie 
w  nim  budziła.  W  przyjaźni  nie  ma  miejsca  na  pocałunki.  A 
jak się ich ustrzec, mając do czynienia z kobietą, której jeden 
pocałunek wciąż na nowo rozpala mu zmysły? 

Z markotną miną zajrzał do lodówki. Czy Jenna i Rae mają 

dosyć  jedzenia?  Czy  zawartość  ich  lodówki  wygląda  równie 
ubogo, jak ich dom? Troska o ich byt nie dawała mu spokoju. 
Może powinien je zaprosić na śniadanie? 

Zadzwonił telefon, odrywając go od lodówki.  
–  Zach?  Tu  Jared.  Chciałem  cię  tylko  zawiadomić,  że  na 

parkingu Lifeline stoi twój samochód.  

–  Naprawdę?  –  Czy  Jenna  przyjechała  rano  do  pracy,  czy 

też  odstawiła  samochód  na  parking  wczoraj  wieczorem?  – 
Pożyczyłem go Jennie. Czy ona jest w stacji? 

– Nie, ma przyjechać dopiero na nocny dyżur. – Jared był 

wyraźnie  zbity  z  tropu.  –  Dziś  jej  nie  widziałem.  Kiedy 
przyjechałem  rano,  twój  samochód  już  tu  był.  Może  się 
zepsuł? Może trzeba cię podwieźć? 

–  Dzięki,  to  zbyteczne.  –  Odłożył  słuchawkę,  mocno 

zirytowany  postępkiem  Jenny.  Co  ona  wyprawia?  Dlaczego 
jest  tak  uparta,  że  nie  chce  skorzystać  z  życzliwej  pomocy? 
Jenna  nie  musi  nawet  przyjeżdżać  po  niego  wieczorem,  bo 
miał  drugi  samochód,  czerwoną  corvettę,  którą  sprawił  sobie 
w  chwili  słabości  dla  uczczenia  momentu  ostatecznego 
zerwania swego nieudanego narzeczeństwa.  

Poczuł lekki wstyd. Nie tylko nie powiedział Jennie, że ma 

drugie  auto,  ale  zasugerował,  że  dziś  wieczorem  będzie 
musiała  wstąpić  po  niego  w  drodze  do  pracy.  A  ona 
tymczasem  zostawiła  samochód  na  parkingu  i  pojechała  do 
domu autobusem.  

Do  diabła  z  nią!  Zabrał  się  ze  złością  do  smażenia 

jajecznicy.  Niech sobie  Jenna robi,  co  chce, skoro tak bardzo 
się  upiera  przy samodzielności!  On  ma  ważniejsze  rzeczy  na 

background image

głowie,  niż  martwić  się  o  los  jej  i  jej  siostry.  Musi  się 
całkowicie skoncentrować na pracy, bo do końca rezydentury 
został  mu  niecały  rok.  W  jego  życiu  nie  ma  miejsca  dla 
kolejnej przemądrzałej kobiety.  

 
Usłyszawszy  głośny  warkot  zniżającego  się  śmigłowca, 

Zach  zadarł  głowę.  Dzienna  zmiana  wraca  z  ostatniego 
wezwania.  

Przyjechał do bazy corvettą kwadrans przed czasem. Teraz 

stał  na  ulicy, czekając  ma  Jennę.  Chciał,  żeby mu  wyjaśniła, 
dlaczego nie raczyła skorzystać z jego uprzejmości. Zobaczył, 
że  idzie  od  strony  przystanku.  Granatowy  kombinezon  z 
białymi pasami po bokach podkreślał jej smukłość. W miarę, 
jak  się  zbliżała,  serce  biło  mu  coraz  mocniej.  Co  się  ze  mną 
dzieje?  –  pomyślał.  Była  narzeczona,  Lynette,  nawet  w 
najwcześniejszej  fazie  ich  romansu  nie  robiła  na  nim  tak 
silnego wrażenia.  

Ponadto  Lynette  nigdy  nie  budziła  w  nim  opiekuńczych 

odruchów,  gdy  tymczasem  Jenna...  która  w  dodatku  nie 
życzyła sobie tego typu względów... Więc dlaczego tak silnie 
na niego działa? 

Na widok Zacha Jenna natychmiast zrobiła zaczepną minę. 

Jakby widziała w nim przeciwnika, a nie sprzymierzeńca.  

– Cześć. Jak ci się jechało autobusem? 
– Świetnie.  
–  Możesz  mi  wyjaśnić,  dlaczego  nie  pojechałaś  do  domu 

moim samochodem? 

–  Co  za  różnica?  –  Weszli  do  bazy.  –  Nie  ma  o  czym 

mówić.  

–  Dlaczego?  –  Nie  mógł  tego  tak  zostawić.  –  Jenna, 

posłuchaj.  Mam  drugie  auto  i  proszę,  żebyś  korzystała  z 
mojego lexusa, dopóki nie naprawisz swojego samochodu.  

– A kto powiedział, że kiedykolwiek zostanie naprawiony? 

background image

– To nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie.  
– Nic na to nie poradzę – odparła wyzywająco.  
–  Jenna,  porozmawiajmy  po  ludzku.  Proszę  tylko  o  jedną 

minutę.  

–  No  dobrze,  masz  minutę.  –  Popatrzyła  ostentacyjnie  na 

zegarek, jakby zamierzała odmierzać czas rozmowy.  

– Dlaczego nie pojechałaś do domu moim samochodem? – 

zapytał, z trudem hamując irytację.  

Jenna splotła ręce na piersi.  
– Jak na lekarza, nie jesteś zbyt bystry – oświadczyła. – W 

tym  swoim  lexusie  masz  odtwarzacz  CD,  telewizor, 
szpanerskie kołpaki i tak dalej. Gdybym takie cacko postawiła 
sobie na noc przed domem, to byłoby tak, jakbym ogłosiła na 
całą dzielnicę: chodźcie tutaj i bierzcie, co wam się podoba. I 
musiałabym potem za wszystko odpowiadać. Dziękuję bardzo.  

Racja. Ta możliwość nie przyszła mu do głowy.  
– Za nic byś nie odpowiadała. Samochód jest ubezpieczony 

– zapewnił ją.  

–  Jeśli  nawet,  to  jeszcze  nie  powód,  żeby  niepotrzebnie 

kusić los.  

–  Przepraszam,  że  o  tym  nie  pomyślałem.  Chciałem  po 

prostu, żebyś bezpiecznie dotarła do domu.  

Twarz Jenny złagodniała.  
– Nic mi się nie stało, jak widzisz, a w dodatku po powrocie 

spotkała mnie wielka radość, bo zastałam Rae w domu.  

Jej wyjaśnienie wcale Zacha nie uspokoiło.  
–  Chcesz  powiedzieć,  że  twoje  samopoczucie  zależy 

wyłącznie od tego, co zrobi albo czego nie zrobi twoja siostra? 
– oburzył się. – To nie najlepsze podejście do życia.  

Jenna obrzuciła go zimnym spojrzeniem.  
–  Czyli  uważasz,  że  powinnam  myśleć  wyłącznie  o  sobie, 

tak? Bardzo przepraszam, ale nie odpowiada mi taka filozofia. 
–  Spojrzała  na  zegarek.  –  Minuta  minęła.  Musimy  iść  na 

background image

odprawę.  

Zach,  chcąc  nie  chcąc,  udał  się  do  sali  odpraw.  Słuchając 

dyspozytora,  myślał  sobie,  że  dla  Jenny  byłoby  lepiej,  gdyby 
stała  się  trochę  bardziej  egocentryczna  i  zajęła  się  czasami 
własnym losem. W końcu kto ma to zrobić, jeśli nie ona? 

W  trakcie  składania  raportu  ratowników  z  poprzednich 

zmian Jenna starała się nie myśleć o sprzeczce z Zachem.  

–  Przewieźliśmy  do  szpitala  ofiarę  zderzenia  dwóch 

samochodów  w  Glen  Valley,  a  potem  mieliśmy  dwa 
planowane  przeloty  ze  szpitala  do  szpitala  –  poinformowała 
ich Samantha Jarvis.  

–  Reese  przed  chwilą  uzupełnił  zapas  paliwa.  Bawcie  się 

dobrze w sobotni wieczór – dodał ratownik imieniem Ivan.  

–  Zależy,  jak  kto  rozumie  dobrą  zabawę  –  uśmiechnął  się 

Zach. – No dobrze, a co z pogodą? 

–  Bez  niespodzianek.  Zapowiadają  wprawdzie  burze,  ale 

nie wcześniej jak jutro nad ranem.  

–  Uff,  odetchnęłam  –  rzekła  Jenna.  Uwielbiała  latać 

helikopterem, ale miała złe wspomnienia z lotu podczas burzy, 
kiedy  to  mało  nie  zwymiotowała.  –  Zapowiadają  się  jakieś 
trudne planowane przeloty? 

– Nie. – Ivan wstał i przeciągnął się. – Muszę już iść, może 

zdążę ucałować córeczkę na dobranoc. Powodzenia! 

– Cześć, nie zapomnij ucałować Bethany ode mnie. – Jenna 

obdarzyła Ivana serdecznym uśmiechem. Była zaprzyjaźniona 
z Ivanem, który pomógł jej dostać pracę ratownika. Gdyby nie 
jego rekomendacja, nie wiadomo, czy zostałaby przyjęta.  

– Nie zapomnę. Do zobaczenia.  
Samantha  i  Reese  też  zbierali  się  do  wyjścia.  Jenna  zdała 

sobie  sprawę,  że  za  chwilę  zostanie  sama  z  Zachem.  Nie 
spodziewała  się,  by  obecność  pilota,  małomównego  Nate’a, 
mogła  się  przyczynić  do  rozładowania  narastającego  między 
nią a Zachem napięcia.  

background image

Szykując  się  do  lotu,  wyjęła  komórkę,  aby  sprawdzić, czy 

Rae  nie  wysłała  jej  wiadomości.  Siostra  niestety  nie  dała 
znaku  życia.  Rae  nie  lubiła  przesiadywać  w  sobotę  w  domu. 
Źa  ostatnie  wagary  powinna  dostać  szlaban,  ale  zakaz 
wychodzenia nic by nie dał w sytuacji, gdy Jenna spędzała noc 
w pracy. A zresztą, nawet gdyby Rae została w domu, kto wie, 
czy nie zaprosiłaby wówczas swego chłopaka. Słowem, same 
kłopoty.  

Czekając na zgłoszenia, Jenna włączyła telewizor, głównie 

po  to,  by  uniknąć  rozmowy  z  Zachem.  Zaraz  jednak  ściszyła 
go, ponieważ zadzwonił telefon.  

–  Tu  Lifeline  –  powiedział  Zach,  po  czym  zamilkł.  Jego 

twarz  poważniała  z  minuty  na  minutę.  –  Zrozumiałem,  zaraz 
wylatujemy – rzekł na koniec, odkładając słuchawkę.  

– Co się dzieje? 
–  W  centrum  handlowym  w  Riverbend  jakiś  szaleniec 

postrzelił  kilkanaście  osób.  Nie  wiadomo  jeszcze,  czy  są 
poważnie ranni ani czy ktoś został zabity. Policjanci, którzy są 
już na miejscu, zażądali helikoptera.  

–  Idziemy.  –  Jenna  szybko  wyłączyła  telewizor.  –  Nate? 

Mamy wezwanie.  

Wszyscy troje w pośpiechu zajęli miejsca w śmigłowcu, a 

Jenna zabrała się do wypełniania formularza lotu. Ręce drżały 
jej z przejęcia. Lot do Riverbend zabierze najwyżej kwadrans. 
Kto  by  się  spodziewał,  że  do  centrum  handlowego  w  tej 
zamożnej  dzielnicy  wejdzie  szaleniec  i  zacznie  strzelać! 
Strzelaniny  zdarzały  się  na  ogół  w  jej  części  miasta, 
najczęściej w Barclay Park.  

W napięciu słuchała podawanych Nate’owi instrukcji, gdzie 

ma  wylądować.  Wynikało  z  nich,  że  karetki  pogotowia  są 
kierowane w pobliże wschodniego wejścia do centrum. Kiedy 
usiedli na ziemi, Zach położył jej dłoń na kolanie.  

– Trzymasz się? – zapytał z troską w głosie.  

background image

– W porządku – odparła z udanym spokojem. Czy on sądzi, 

że  jest  zdenerwowana,  ponieważ  boi  się,  iż  Rae  mogła  się 
znajdować na miejscu tragedii? To akurat nie wchodzi w grę. 
Po  pierwsze  Rae  nie  ma  pieniędzy  na  zakupy,  a  jeśli  nawet 
wybrała się do sklepów, to na pewno nie w Riverbend, gdzie 
bywają ludzie bogaci i dokąd nie jeżdżą autobusy.  

Zewsząd dochodziło przeraźliwe wycie jadących na sygnale 

ambulansów  i  policyjnych  wozów.  Kiedy  Jenna  i  Zach 
wysiedli ze śmigłowca, podszedł do nich jeden z policjantów.  

–  Dobrze,  że  już  jesteście  –  powiedział.  –  Od 

funkcjonariuszy,  którzy  weszli  do  środka,  dostaliśmy 
wiadomość,  że  napastnik  postrzelił  osiem  osób,  a  potem 
odebrał sobie życie.  

– Czy można już wejść? – zapytał Zach.  
–  Tak.  W  tej  chwili  policja  wyprowadza  ludzi  z  budynku. 

Ofiary są nadal w środku. Funkcjonariusze zaprowadzą was na 
miejsce.  

– Więc na co jeszcze czekamy? – zniecierpliwiła się Jenna.  
Zach  skarcił  ją  wzrokiem,  ale  milczał.  Pchając  nosze, 

pobiegli do wejścia. Od progu uderzyło ich w twarz chłodne, 
klimatyzowane powietrze.  

Pierwsze,  co  rzuciło  się  Jennie  w  oczy,  to  krwawe  plamy. 

Dopiero  potem  zauważyła  leżące  na  posadzce  w  dziwnych 
pozach ciała. Odniosła wrażenie, że niektóre ofiary chyba już 
nie żyją. Przerażenie ścisnęło jej gardło. Od kogo zacząć? 

–  Do  mnie,  chodźcie  tutaj!  –  zawołał  policjant  klęczący 

przy  jednej  z  ofiar.  –  Dziewczyna  jest  ciężko  ranna,  ale  daje 
jeszcze znaki życia.  

Jenna  musiała  przyznać  mu  rację:  młodziutką,  może 

siedemnastoletnią dziewczynę kula trafiła w klatkę piersiową. 
Jennie  na  moment  stanęło  serce,  lecz  natychmiast  się 
opanowała. Policjant przez cały czas uciskał arterię.  

–  Puls  słaby,  oddech  bardzo  płytki  –  zawiadomiła  Zacha, 

background image

przyłączając  w  pośpiechu  urządzenie  monitorujące  pracę 
serca.  

– Przygotuj pacjentkę do podania kroplówki i transfuzji. A 

pan  niech  nie  zwalnia  ucisku  –  rzucił  Zach  w  kierunku 
policjanta.  

–  Oczywiście  –  odparł  funkcjonariusz.  –  Dziewczyna 

nazywa  się  Sherry  Bates,  a  facet,  który  strzelał,  był  jej 
chłopakiem. Nie rozumiem, po co musiał postrzelić tyle osób, 
zanim sam palnął sobie w łeb.  

Ona też nie mogła tego pojąć, ale w tej chwili musiała się 

skoncentrować na ratowaniu ofiary. Szybkimi ruchami wkłuła 
się w żyłę, a następnie podłączyła kroplówkę.  

Zach w tym czasie zdążył wprowadzić dotchawiczną rurkę i 

rozpoczął miarowe wtłaczanie tlenu do płuc.  

–  Przygotuj  krew  grupy  zero  i  rozpocznij  transfuzję.  – 

Jenna  wyjmowała  już  porcję  właściwej  krwi  z  ratowniczej 
torby i po chwili krew zaczęła płynąć. Jednocześnie kątem oka 
obserwowała wskazania monitora. Serce pracowało o wiele za 
szybko.  Zobaczyła,  że  Zach  bada  stetoskopem  klatkę 
piersiową.  –  Trzeba  ją  jak  najszybciej  przetransportować  do 
Trinity  –  oznajmił.  –  Musi  być  natychmiast  operowana. 
Jestem niemal pewien, że krwotok unieruchomił lewe płuco.  

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

–  Sonda  płucna  nic  nie  da,  prawda?  –  zapytała  Jenna. 

Wiedziała,  że  przy  pomocy  sondy  można  uaktywnić 
nieczynne  płuco,  ale  domyśliła  się,  że  pewnie  nie  przy 
wewnętrznym krwawieniu do płuc.  

–  Tak.  Zbierajmy  się. Trzeba  ją  jak  najszybciej  operować. 

W helikopterze rozpoczniemy odsysanie krwi.  

Jenna  zrozumiała,  że  życie  Sherry  Bates  wisi  na  włosku. 

Wspólnym  wysiłkiem  przełożyli  dziewczynę  na  nosze  i 
ruszyli do wyjścia.  

Przezorny  Nate  czekał  z  włączonym  silnikiem.  Po 

umieszczeniu  noszy  we  wnętrzu  śmigłowca  Zach  wsiadł 
bocznymi  drzwiami,  zajmując  miejsce  przy  głowie  ofiary,  a 
Jenna  wdrapała  się  tylnym  włazem  i  natychmiast  zabrała  się 
do  odsysania  krwi.  Przeraziła  ją  jej  ilość.  Po  paru  chwilach 
kanister niemal się wypełnił.  

Zach  wyjął  Jennie  aparaturę  z  rąk  i  rzucił  jej  kask  na 

kolana.  Kompletnie  o  nim  zapomniała.  Szybko  go  włożyła  i 
połączyła się z interkomem.  

– Będziemy odsysać krew na zmianę, a ty pilnuj transfuzji 

– usłyszała głos Zacha.  

– Ile krwi mam jej podać? – spytała.  
– A ile mamy jeszcze pojemników grupy zero? 
– Jeszcze trzy – odparła, zajrzawszy do chłodziarki.  
– Podaj wszystko, co masz. – Zach połączył się z Nate’em. 

– Zawiadom szpital, że mamy pacjentkę w krytycznym stanie. 
Niech  ekipa  kardiochirurgiczna  czeka  na  lądowisku  i  zabiera 
ją wprost na salę operacyjną.  

–  Zrozumiałem.  –  Nate  natychmiast  połączył  się  z 

dyspozytornią.  

Jenna  na  zmianę  odsysała  krew  albo  podłączała  kolejny 

pojemnik krwi.  

background image

– Krwawienie wewnętrzne nie ustaje. Stan nie poprawia się 

– powiedziała sfrustrowanym tonem.  

–  Ale  i  się  nie  pogarsza  –  odparł  Zach.  –  Ciśnienie  krwi 

nadal oscyluje wokół 85 na 40.  

Może powinna wziąć z niego przykład i powiedzieć sobie, 

że szklanka jest do połowy pełna, a nie odwrotnie? 

– Czy mam zastosować środek powodujący skurcz naczyń? 
–  Tak,  dodaj  do  kroplówki  trochę  dopaminy,  ale  nie  za 

dużo, żeby nie przeciążać serca.  

Pomimo  kroplówki,  niemal  nieprzerwanego  odsysania  i 

podawania krwi, puls podskoczył do 178 uderzeń na minutę, a 
poziom tlenu we krwi spadł do blisko osiemdziesięciu procent.  

Tracimy  ją,  przemknęło  Jennie  przez  myśl.  Glos  Nate’a 

dodał jej nieco otuchy.  

– Lądowanie za dwie minuty. Zespół kardiochirurgiczny w 

pogotowiu.  

Trzymaj się, Sherry, jeszcze tylko parę minut! 
Zach  przerwał  odsysanie  w  momencie,  gdy  śmigłowiec 

dotknął lądowiska, natychmiast wyskoczył na ziemię i pobiegł 
do tylnego włazu. Jenna wypchnęła nosze i wyskoczyła w ślad 
za  nimi.  Natychmiast  otoczył  ich  liczący  kilkanaście  osób 
szpitalny  personel.  Jenna  wiedziała,  że  nie  jest  dłużej 
potrzebna,  ale  nie  mogła  się  powstrzymać  i  towarzyszyła 
noszom  do  windy,  a  następnie  na  oddział  traumatologii. 
Odstąpiła od noszy dopiero, gdy dotarli na blok operacyjny.  

–  Stan  krytyczny.  Konieczna  natychmiastowa  resuscytacja 

krążeniowo-oddechowa.  

Jenna rozpoznała głos Zacha i zrobiła krok naprzód, chcąc 

mu pomóc, lecz zobaczyła, że i on odsuwa się na bok, oddając 
inicjatywę w ręce szpitalnych lekarzy.  

–  Znieczulenie  ogólne!  –  krzyknął  chirurg.  –  Muszę 

natychmiast otworzyć klatkę piersiową, albo ją stracimy.  

Nie mogła oderwać oczu od anestezjologa, który podłączał 

background image

Sherry do aparatury. Gdy tylko skończył, chirurg niezwłocznie 
otworzył  klatkę  piersiową,  z  której  buchnęła  krew,  a 
pielęgniarki przystąpiły do jej odsysania.  

Pierwszy  raz  w  życiu  była  świadkiem  tak  poważnej 

operacji.  Szeroko  otwartymi  oczami  wpatrywała  się  w  ranę. 
Była do głębi przejęta tym, co widziała.  

–  Ciśnienie  krwi  bliskie  zera!  –  zawołał  anestezjolog.  – 

Środki  skurczowe  nie  pomagają.  Pospieszcie  się,  albo  trzeba 
będzie zaczynać resuscytację od nowa.  

– Jasna cholera! – Dwaj chirurdzy zwijali się jak w ukropie, 

kiedy  jednak  krew  buchająca  z  klatki  piersiowej  zaczęła 
ściekać na podłogę, a przyspieszony puls dramatycznie spadł, 
Jenna zlękła się nie na żarty.  

– Brak pulsu – oznajmił anestezjolog. – Zeszła. Chirurdzy 

podnieśli  oczy  na  monitor.  W  sali  operacyjnej  zamarła 
wszelka aktywność.  

–  Nie!  –  Mimowolny  krzyk  Jenny  ściągnął  na  nią 

spojrzenia  lekarzy.  Szybko  zakryła  ręką  usta,  by  nie 
wybuchnąć płaczem.  

–  Zrobiliśmy  wszystko,  co  było  w  naszej  mocy  – 

powiedział do niej Zach.  

– Dlaczego nie wznowili reanimacji? Dlaczego przestali ją 

ratować? – zapytała z pretensją w głosie.  

–  Bo  nie  można  jednocześnie  operować  i  prowadzić 

reanimacji.  A  tylko  operacja  mogła  ją  uratować  –  wyjaśnił 
łagodnie.  

Jenna  poczuła  zbliżające  się  mdłości  i  wzięła  głęboki 

oddech.  Zach  pewnie  ma  rację,  pewnie  nic  więcej  nie  można 
było  zrobić.  Przez  bezsensowną  przemoc  młodziutka  Sherry 
straciła życie.  

A tą młodziutką dziewczyną mogła być Rae.  
– Chodźmy stąd, musisz gdzieś usiąść. – Zach wyprowadził 

ją z zalanej krwią sali i posadził w poczekalni na ławce.  

background image

– Nic mi nie jest – mruknęła.  
–  Nie  opowiadaj  głupstw  –  odparł  z  lekkim 

zniecierpliwieniem.  –  Myślisz,  że  nie  wiem,  co  ci  chodzi  po 
głowie? To oczywiste, że na miejscu Sherry wyobrażasz sobie 
siostrę. I wcale ci się nie dziwię.  

–  Nie  mogę  uwierzyć,  że  ona  nie  żyje  –  szepnęła  i  ukryła 

twarz w dłoniach. – Może gdybyśmy przyjechali wcześniej...  

–  Cicho.  –  Zach  objął  ją  ramieniem.  Nie  próbowała  się 

wyrywać, była mu wdzięczna za ten czuły, opiekuńczy gest. – 
Uspokój się, wszystko będzie dobrze.  

Jenna  przymknęła  oczy,  czerpiąc  siłę  i  pociechę  z  jego 

bliskości.  Było  jej  dobrze  w  ramionach  Zacha,  chociaż 
wiedziała, że  powinna  przerwać zbyt  intymny kontakt. Ona i 
Zach są tylko kolegami z pracy. Wyprostowała się i delikatnie 
wyzwoliła  z  jego  ramion.  Jako  ratownik  już  nieraz  bywała 
świadkiem czyjejś śmierci, więc dlaczego dziś się rozkleiła? 

–  Przepraszam,  zachowałam  się  nieprofesjonalnie.  –  Bała 

się spojrzeć mu w oczy.  

– Nie rób sobie wyrzutów. – Zach delikatnie otarł łzy z jej 

policzka. – Rozumiem cię.  

Jego gest ją wzruszył. Poczuła się wyróżniona, wyjątkowa. 

Było  to  uczucie  równie  jej  obce,  jak  prowadzenie  drogiego 
samochodu. Wzruszenie szybko ustąpiło miejsca urazie. Zach 
nic nie rozumie, nie ma pojęcia o jej życiu.  

–  Może  tak  ci  się  wydaje,  ale  tam,  gdzie  mieszkam, 

podobne okropności są na porządku dziennym. Dlatego haruję 
jak  wół,  żeby  moja  siostra  mogła  skończyć  studia,  bo  tylko 
wykształcenie da jej szansę uniknięcia losu Sherry.  

–  Rozumiem.  –  Z  namysłem  skinął  głową.  –  To  znaczy, 

chyba  zaczynam  rozumieć.  –  Uśmiechnął  się  nieśmiało.  – 
Jesteś  niezwykle  dzielną  kobietą,  Jenna.  Jedną  z  niewielu 
kobiet  w  twojej  sytuacji,  które  podejmują  walkę,  zamiast 
siedzieć z założonymi rękami i narzekać na zły los.  

background image

Pochwała ta ogromnie ją zaskoczyła.  
– Co ty... to miłe... – wybąkała.  
– Czy do pomocy w ośrodku dla nastolatków przydałby ci 

się wolontariusz? 

Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Ech, pewnie tak tylko 

mówi, bo chce być uprzejmy.  

– Prawdę mówiąc, każdy wolontariusz jest dla nas na wagę 

złota,  ale  przecież  jesteś  lekarzem.  I  bez  tego  musisz  ciężko 
pracować.  

–  A  ty  nie?  Ile  godzin  w  tygodniu  pracujesz?  – 

zniecierpliwił się Zach. – Lubię koszykówkę, w swoim czasie 
grałem nawet w uniwersyteckiej drużynie. Mógłbym ich wiele 
nauczyć. Zastanów się, czy możesz odrzucić taką propozycję.  

Hm.  Zach  na  pewno  potrafi  dać  jej  podopiecznym  więcej 

niż  ona.  Byłaby  egoistką,  gdyby  z  powodów  osobistych 
pozbawiła  takiej  szansy  dzieciaki,  które  i  bez  tego  zostały 
wystarczająco pokrzywdzone przez los.  

– Masz rację, nie mogę – przyznała.  
Wymuszone  ustępstwo  wprawiło  Jennę  w  miłe 

podniecenie.  A  więc  będą  się  często  widywać.  Co  jej  chodzi 
po głowie? Co sobie wyobraża? Jego propozycja może jedynie 
oznaczać  przyjaźń.  Tak,  Zach  jest  dobrym  człowiekiem,  z 
którym miło się będzie zaprzyjaźnić.  

– No to sprawa załatwiona. Ale jeszcze się zastanów i daj 

mi znać, jak będziesz zupełnie pewna.  

Najchętniej  by  ją  pocałował,  i  to  nie  kiedyś  w  dogodnej 

chwili,  ale  już  teraz,  w  szpitalnej  poczekalni.  Z  trudem 
opanował  niestosowną pokusę, która kłóciła  się z  powziętym 
wcześniej  postanowieniem,  że  jego  i  Jennę  będzie  łączyć 
jedynie przyjaźń.  

– Wracajmy do helikoptera – powiedziała Jenna, wstając z 

ławki. – Nate pewnie się zastanawia, gdzie się podziewamy.  

– Posiedź jeszcze chwilę – poprosił, lecz Jenna stanowczo 

background image

pokręciła głową.  

–  Nie,  musimy  wracać.  Jeśli  nie  będzie  innego  wezwania, 

trzeba  chyba  polecieć  z  powrotem  do  centrum  handlowego  i 
sprawdzić, czy inne ofiary nie potrzebują pomocy.  

– Masz rację.  
Oczyścili  nosze  z  krwi  i  przykryli  je  świeżym 

prześcieradłem,  po  czym  wsiedli  do  windy  i  wyjechali  na 
lądowisko  na  dachu.  Nate  faktycznie  zaczynał  się 
niecierpliwić.  

–  Wracamy  do  centrum  –  zakomenderował  Zach,  kiedy 

zajęli miejsca w śmigłowcu.  

Nate poderwał helikopter, zatoczył  szeroki  łuk  i skierował 

się  w  ku  dzielnicy  Riverbend.  Jednocześnie  połączył  się  z 
centralą, aby się upewnić, czy nie ma innych wezwań.  

Przed centrum stało nadal kilka ambulansów. Jenna i Zach, 

wszedłszy do środka, zaczęli każde na własną rękę rozglądać 
się  za  ofiarami  strzelaniny  wymagającymi  natychmiastowej 
pomocy. 

Większość  poszkodowanych  doznała  tylko 

powierzchownych  obrażeń,  niemniej  po  paru  chwilach  Jenna 
przywołała Zacha.  

–  Tam  leży  mężczyzna,  który  doznał  poważnego  urazu 

głowy  –  powiedziała.  –  Uderzył  się,  upadając  na  podłogę. 
Poza  guzem  na  głowie  nie  ma  widocznych  obrażeń,  więc 
miano  go  odtransportować  ambulansem,  ale  pojawiły  się 
niepokojące zaburzenia neurologiczne.  

Zach pochylił się nad pacjentem. Mężczyzna o imieniu Jim 

nie otwierał oczu ani nie reagował na światło.  

– Zgadzam się z tobą – powiedział. – Czy wiadomo coś o 

jego  stanie  zdrowia?  Bo  jeżeli  przyjmuje  środki  obniżające 
krzepliwość,  to  w  wyniku  uderzenia  mogło  dojść  do 
wewnętrznego krwawienia.  

– Nic nie wiadomo – odparł klęczący przy chorym medyk. 

–  Ani  przynim,  ani  w  jego  portfelu  nie  znaleźliśmy  żadnych 

background image

tego typu wskazówek.  

Osoby  przyjmujące  środki  rozrzedzające  krew  otrzymują 

specjalne  bransoletki  albo  mieszczące  się  w  portfelu  karty, 
informujące  personel  medyczny o ich stanie zdrowia. Wobec 
braku  jakichkolwiek  informacji  Zach  musiał  założyć,  iż 
pacjent nie przyjmuje żadnych lekarstw.  

–  Jenna,  nosze  –  powiedział.  –  Przed  przewiezieniem  do 

szpitala trzeba go dotlenić.  

Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać. Jenna pobiegła po 

ekwipunek  i  w  parę  minut  była  z  powrotem.  Zach  w  tym 
czasie  zauważył  z  ulgą,  że  policzki  ofiary  lekko  różowieją. 
Obecni na miejscu wypadku ratownicy podłączyli tymczasem 
pacjenta  do  kroplówki,  a  Zach  zaaplikował  mu  płyn 
zmniejszający ciśnienie osmotyczne.  

Wspólnie podnieśli  chorego  na  nosze i  ruszyli w kierunku 

helikoptera.  Przed  wejściem  do  centrum  roiło  się  od  ekip 
telewizyjnych,  których  kamery  momentalnie  zwróciły  się  na 
parę biegnących z noszami ratowników.  

– Gotów do odlotu – zameldował Nate.  
– Postaraj się nie staranować którejś z kamer – żartobliwie 

poradził mu Zach, wciskając kask na głowę.  

Mimo  że  chory  był  nieprzytomny,  Jenna  na  wszelki 

wypadek  założyła  mu  słuchawki.  Kolejny  raz  uwagę  Zacha 
zwróciła jej drobiazgowa troska o wygodę pacjenta.  

– Prawdę mówiąc, chętnie bym im przyłożył – odparł Nate, 

patrząc na fotoreporterów.  

–  Prawdę  mówiąc,  ja  też  –  zgodził  się  Zach.  –  Jenna, 

możesz  podać  mi  małą  latarkę?  Chciałbym  jeszcze  raz 
obejrzeć jego źrenice.  

–  Już  się  robi.  –  Podała  mu  latareczkę,  a  kiedy  skończył, 

sama  pochyliła  się  nad  nieprzytomnym.  –  Mam  wrażenie, że 
prawa jest bardziej rozszerzona niż lewa.  

– Uhm – pochwalił ją Zach. – A to świadczy o poważnym 

background image

uszkodzeniu  mózgu.  Prawa  źrenica  słabo  reaguje.  Zdaniem 
ratowników,  których  zastaliśmy  na  miejscu,  bezpośrednio  po 
wypadku obie źrenice były podobnie rozszerzone.  

– Ma szansę? – zapytała Jenna.  
–  Miejmy  nadzieję.  –  Myśl,  że  mogliby  stracić  drugiego 

pacjenta w ciągu jednego dyżuru, odebrała mu humor. – Nate, 
lecimy do Trinity. Najszybciej, jak się da.  

– Tak jest.  
Podczas gdy Zach czuwał nad pacjentem, Jenna uzupełniała 

dokumentację  lotu  i  sprawdzała, czy aparatura  jest  właściwie 
podłączona. Miała w pewnym sensie trudniejszą pracę niż on. 
Zach  mógł  całą  uwagę  poświęcić  pacjentowi,  ona  natomiast 
musiała  wykonywać  jednocześnie  wiele  różnych  czynności. 
Podziwiał sprawność, z jaką sobie z nimi radziła.  

Był bardzo zadowolony, że ma Jennę za partnerkę. Przede 

wszystkim  ze  względu  na  jej  fachowość,  ale  nie  tylko.  Bo 
prawda wyglądała tak, że wciąż chciał ją pocałować. Kiedy po 
odwiezieniu poprzedniej ofiary usiedli na chwilę w szpitalnej 
poczekalni, uprzytomnił sobie, że od blisko roku nie spotykał 
się  z  żadną  kobietą.  Od  czasu  zerwania  zaręczyn  żadna  nie 
zainteresowała go na tyle, by chciał się z nią umówić.  

Jenną  też  nie  powinien  się  interesować.  Byłoby  dla  niego 

lepiej, gdyby przestał tak silnie reagować na jej bliskość.  

– Czy nie należałoby założyć mu cewnika? – zapytała.  
Zach  wzdrygnął  się  lekko.  Dobrze,  że  Jim  jest 

nieprzytomny i nie słyszy jej pytania. Niemniej skinął głową.  

–  Lądujemy  za  pięć  minut  –  zameldował  Nate.  Szybko 

założywszy cewnik, Jenna wróciła do papierkowej roboty, ale 
po minucie podniosła oczy.  

–  Objawy  czynności  życiowych  w  miarę  stabilne, 

oddawanie moczu obfite. Oby tylko ciśnienie utrzymało się w 
normie – zauważyła.  

Zach zmusił się do skupienia uwagi na pacjencie.  

background image

–  Byłoby  niedobrze,  gdyby  zaczęło  się  podnosić  – 

powiedział.  –  W  szpitalu  na  pewno  natychmiast  podłączą  go 
do monitora mierzącego ciśnienie śródczaszkowe.  

–  Słyszałam,  że  jest  taka  aparatura,  ale  nigdy  jej  nie 

widziałam.  

W  jej  tonie  nie  było  cienia  żalu  czy  pretensji  do  losu, 

niemniej  Zach  pomyślał  nie  po  raz  pierwszy,  że  Jenna,  która 
ma  wszelkie  dane  po  temu,  by studiować  medycynę, zajmuje 
się  wyłącznie  tym,  by  wyższe  wykształcenie  zapewnić  swej 
młodszej  siostrze.  A  szkoda,  bo  mogłaby  zostać  świetną 
pielęgniarką, a nawet lekarzem.  

Przez  całą  noc  napływały  kolejne  wezwania.  Zach  był  z 

tego  zadowolony.  Przynajmniej  czas  szybko  mijał.  Dopiero 
koło piątej rano mogli usiąść i trochę się odprężyć.  

– Jeszcze tylko dwie godziny – mruknęła Jenna, siadając z 

westchnieniem  na  kanapie.  Wyciągnęła  przed  siebie  nogi, 
odrzuciła  głowę  na  oparcie  i  przymknęła  oczy.  –  Jestem 
wykończona.  

Był ciekaw, czy paznokcie jej stóp są nadal pomalowane na 

różowo.  

– Nie wyspałaś się wczoraj? 
– Nie bardzo – odparła z lekkim ziewnięciem.  
–  Mogę  ci  zadać  jedno  pytanie?  Natychmiast  się 

wyprostowała i otworzyła oczy.  

– Jeśli koniecznie musisz.  
–  Czy  wykupisz  samochód  z  naprawy,  jeżeli  pożyczę  ci 

pieniądze? 

– Nie – odparła krótko i stanowczo.  
– Mogę wiedzieć, dlaczego? 
–  Bo  z  zasady  nie  wydaję  pieniędzy,  których  nie  mam.  – 

Chwilę  mu  się  przyglądała.  –  A  poza  tym  nie  ma  sensu 
zaciągać długu na naprawę samochodu. Od dzieciństwa jeżdżę 
autobusami.  

background image

Od  dzieciństwa?  Nie  umiał  sobie  tego  wyobrazić. 

Wszystkie  dzieci,  jakie  znał,  były  odwożone  i  odbierane  ze 
szkoły przez któregoś z rodziców albo sąsiadów.  

– Musiałaś wcześnie zacząć sobie radzić – zauważył.  
–  Uhm.  –  Najwyraźniej  nie  miała  ochoty  na  ten  temat 

rozmawiać.  Zach  czuł,  że  nie  powinien  o  nic  więcej  pytać, 
lecz ciekawość okazała się silniejsza.  

– Wcześnie straciłaś rodziców? 
– Mama zmarła parę łat temu, ale ojciec dawno znikł z pola 

widzenia. – Mina Jenny nie zachęcała do dalszych pytań.  

Historia jej życia była zapewne bardziej złożona, lecz Zach 

nie  miał  pojęcia,  jak  skłonić  Jennę  do  zwierzeń.  Prawdę 
mówiąc, nie był nawet pewien, dlaczego jej losy tak bardzo go 
interesują. Niemniej dziewczyna niewątpliwie zasługuje na to, 
by okazać jej pomóc, a on chętnie by takiej pomocy udzielił, 
choć podejrzewał, iż ta chęć płynie nie tylko z przyjaźni.  

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Jenna  pluła  sobie  w  brodę,  że  przystała  na  propozycję 

Zacha i zgodziła się, by trenował jej podopiecznych.  

Od  tamtej  pory  minął  tydzień.  Rae  zdążyła  w  tym  czasie 

zdać  maturę.  Obie  przebrnęły  przez  ten  okres  prawie 
bezboleśnie. Wraz z początkiem wakacji treningi koszykarskie 
stały  się  szczególnie  ważne,  jako  jedyne  zajęcie  utrzymujące 
dzieciaki  z  dala  od  ulicy.  Jenna  obawiała  się  wprawdzie,  iż 
Zach  w  ostatniej  chwili  wszystko  odwoła,  lecz  on  dotrzymał 
słowa. Zjawił się na pierwszy trening punktualnie o dziewiątej 
rano.  

Teraz obserwowała z boku, jak zwołuje uczniów i tłumaczy 

im  kolejne  zadania.  Przez  pierwszy  kwadrans  chłopcy 
demonstrowali  Zachowi  swoje  lekceważenie,  które  jednak 
momentalnie prysło, kiedy dał pokaz własnej gry.  

Jenna nie była ekspertem od koszykówki – trenerem została 

po  przeczytaniu  kilku  książek  wypożyczonych  z  miejscowej 
biblioteki. Jednak nawet ona szybko się zorientowała, że Zach 
musiał  być  na  studiach  świetnym  graczem.  Na  pewno  mógł 
zostać  zawodowcem.  A  jednak  wybrał  zawód  lekarza. 
Widocznie ma nie po kolei w głowie.  

W  miarę  jak  się  rozgrzewał,  biegając  po  boisku  i 

wykonując próbne rzuty, chłopcy zaczęli się trącać łokciami i 
z  rosnącym  uznaniem  kręcić  głową.  Teraz  mijała  druga 
godzina treningu, a oni po prostu chłonęli każde jego słowo.  

–  Czy  wszyscy  wiedzą,  co  mają  robić?  –  zapytał.  Jenna 

stworzyła  dwie  drużyny:  jedną  złożoną  z  chłopców,  drugą  z 
dziewcząt.  Zach  ofiarował  się  szkolić  oba  zespoły.  –  Dobra. 
Ustawcie się po dwu stronach kosza i rzucajcie na zmianę.  

Chłopcy  o  dziwo  bez  szemrania  spełnili  polecenie,  po 

każdym rzucie oddając sobie piłkę, jakby od dawna przywykli 
do  dyscypliny.  Jenna  każdy  udany  strzał  nagradzała 

background image

oklaskami.  

–  Super!  Tylko  tak  dalej!  –  wykrzykiwała.  W  duchu 

przyznała, że jest sto razy lepszym kibicem niż trenerem. Zach 
podszedł do niej.  

– Masz ochotę się przyłączyć? – zapytał.  
– Ja? Ależ skąd, gram jak noga – odparła ze śmiechem.  
– Naprawdę? – zdziwił się. – To skąd ci przyszło do głowy, 

żeby ich uczyć gry w kosza? 

–  To  proste.  Dzieciaki  chciały  w  coś  grać,  koszykówką 

wszyscy  się  pasjonują,  więc  nauczyłam  się  reguł  gry,  które 
okazały się wcale nie takie trudne. Może jestem niezdarna, ale 
nie jestem głupia.  

– Na pewno nie – przyznał, podszedł bliżej i ujął jej dłoń w 

obie  ręce.  –  Ani  niezdarna.  Wręcz  odwrotnie.  Jesteś  bardzo 
bystra, a do tego czarująca.  

Dłonie Zacha były silne i gorące, a jednocześnie delikatne. 

Jenna  z  trudem  opanowała  chęć  rzucenia  mu  się  w  ramiona. 
Zwariowała czy co? 

– Dziękuję za miłe słowa – wybąkała. Szybko cofnęła rękę, 

mówiąc  sobie,  że  nie  powinna  nawet  myśleć  o jakimkolwiek 
zbliżeniu.  Tak  emocjonalnym,  jak  i  fizycznym.  Zach  jest 
dobry  i  mądry,  niemniej  on  i  ona  należą  do  dwu  odrębnych, 
obcych  sobie  światów.  Nie  mają  z  sobą  nic  wspólnego.  – 
Zdaje  się,  że  chłopcy  skończyli  drugą  kolejkę  rzutów  – 
zauważyła.  

–  Aha.  –  Z  wyraźnym  żalem  wrócił  na  boisko.  –  W 

porządku,  chłopcy!  A  teraz  podzielcie  się  na  dwie  drużyny. 
Chcę zobaczyć, jak sobie radzicie na pozycjach.  

Zajął się na nowo swymi młodymi podopiecznymi, jednak 

serce  Jenny  wciąż  biło  w  przyspieszonym  tempie.  Wzięła  na 
uspokojenie  kilka  głębokich  oddechów,  lecz  jej  oczy  i  tak 
śledziły postać Zacha, a nie to, co działo się na boisku.  

–  Weźcie  się  w  garść,  chłopcy,  więcej  skuteczności!  – 

background image

zawołał  Zach.  –  Najważniejsze  to  dobiec  z  piłką  pod  kosz  i 
wykonać  rzut,  zanim  dogoni  cię  obrona!  A  własna  obrona 
musi to umożliwić za wszelką cenę. Ruszać się! Z życiem! 

Jenna  oderwała  oczy  od  Zacha  i  rozejrzała  się  po  boisku. 

Zdumiało  ją,  jak  pobudzająco  podziałał  na  chłopców  okrzyk 
nowego  trenera.  Ich  wysiłki  momentalnie  się  wzmogły. 
Biegali  jak  w  ukropie,  atakując,  broniąc  się,  wykonując 
strzały,  natychmiast  zawracając,  gdy  udało  się  odebrać 
przeciwnikowi piłkę. Po paru minutach poczuła się zmęczona 
od samego patrzenia.  

Jeden  z  zawodników  musiał  się  chyba  potknąć  w  biegu, 

gdyż runął z rozpędu na ziemię. Kolega z drużyny pochylił się 
nad nim.  

– Panie doktorze! – zawołał. – Damien coś sobie zrobił.  
Zach podbiegł do leżącego. Jenna za nim.  
–  Cofnijcie  się,  chłopcy!  –  zawołał  Zach.  –  Pozwólcie  mi 

go obejrzeć.  

Jenna i Zach uklękli obok poszkodowanego. Chłopak stracił 

przytomność. Czyżby aż tak mocno uderzył głową o podłogę? 
Jenna  zaczęła  mierzyć  mu  puls,  gdy  tymczasem  Zach 
odciągnął powiekę chłopca, by obejrzeć źrenicę.  

– Puls nieregularny, przyspieszony – szepnęła.  
– Czy kiedykolwiek miał kłopoty z sercem? – zapytał Zach.  
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparła urażonym tonem. – 

W  ośrodku  każdy  zawodnik  przechodzi  raz  na  dwa  lata 
kompletne badania. Mam w biurze kartę zdrowia Damiena, ale 
dobrze  wiem,  kto  z  moich  podopiecznych  ma  problemy  ze 
zdrowiem i na pewno nie ma wśród nich Damiena.  

– Źrenice reagują i nie są rozszerzone – mruknął Zach. – To 

by wskazywało, że przyczyną utraty przytomności nie był uraz 
głowy.  

– Damien, słyszysz mnie? – Lekko potrząsnęła chłopca za 

ramię. – Damien, spróbuj otworzyć oczy.  

background image

Powieki chłopca drgnęły, po czym się uniosły.  
– Co się stało? 
– Właśnie usiłujemy to ustalić – odparł Zach. – Co czujesz? 
–  Chce  mi  się  rzygać  –  z  brutalną  szczerością  oświadczył 

chłopak, chwytając się za brzuch.  

– Nie ruszaj się. – Zach podniósł wzrok na Jennę. – Trzeba 

go odtransportować do szpitala dziecięcego.  

– Jasne. – Jenna wyciągnęła komórkę i wybrała numer 911, 

prosząc o pilne przysłanie karetki.  

Popatrzyła  z  niepokojem  na  Damiena.  Wśród  jej 

podopiecznych  zdarzały  się  już  przypadki  dolegliwości 
sercowych  wskutek  eksperymentów  z  kokainą.  Czy  Damien 
zrobił  coś  tak  głupiego?  Miała  nadzieję,  że  nie,  lecz  musiała 
się upewnić.  

– Powiedz mi szczerze, czy nie miałeś ostatnio do czynienia 

z narkotykami? Crackiem albo kokainą? 

–  Słowo  daję,  że  nie.  Dałem  sobie  z  tym  spokój.  Czyli 

dawniej  brał.  Czy  wcześnie  zażywane  narkotyki  mogły 
uszkodzić mu serce? Niewykluczone.  

–  Narkotyki?  –  zdziwił  się  Zach.  –  Ja  bym  raczej 

podejrzewał syndrom Quicka.  

– Co to? – Jenna pierwszy raz słyszała o takiej chorobie. – 

To jakiś rodzaj dziedzicznej niewydolności serca? 

–  Zazwyczaj  tak.  –  Zach  ujął  nadgarstek  chłopca,  aby 

jeszcze  raz  zmierzyć  mu  puls.  –  Jedną  z  najczęstszych 
przyczyną  nagłych  omdleń  u  młodych  ludzi  w  trakcie 
intensywnych  zajęć  sportowych  jest  przerwa  w  pracy  serca. 
Standardowe  objawy to  mdłości  i  zawrót  głowy,  prowadzące 
do utraty przytomności. – Twarz mu spoważniała. – Czasami 
nawet do śmierci. Na szczęście jego serce zatrzymało się tylko 
na krótki moment.  

Z  tym  Jenna  mogła  się  zgodzić,  choć  nadal  skłonna  była 

złożyć zapaść Damiena na karb narkotyków. Zresztą wcale nie 

background image

jest powiedziane, że nadal ich nie bierze, tylko nie chce się do 
tego przyznać, bo za narkotyki grozi wydalenie z ośrodka.  

Przeraźliwy  dźwięk  syreny  oznajmił  zbliżanie  się  karetki. 

Zach wstał i podszedł do chłopców.  

– Przykro mi, ale musimy zakończyć dzisiejszy trening. Ale 

nie martwcie się, umówimy się na inny raz.  

Widząc  zawiedzione  miny  swoich  podopiecznych,  Jenna 

chciała  w  pierwszej  chwili  zaprotestować,  lecz  po  namyśle 
przyznała  Zachowi  rację.  Powinna  pojechać  z  Damienem  do 
szpitala,  a  Zach  nie  może  zostać  sam,  ponieważ  zgodnie  z 
obowiązującymi  w  ośrodku  przepisami  podczas  zajęć  muszą 
być zawsze obecne dwie dorosłe osoby.  

Karetka  zajechała  pod  wejście  do  budynku  i  po  krótkiej 

chwili  do  sali  wbiegło  dwóch  mężczyzn  z  noszami.  Jenna 
rozpoznała  w  nich  Miguela  i  Kurta,  z  którymi  pracowała 
czasami  w  pogotowiu  i  którzy  udzielali  się  również  w 
ośrodku.  

– Cześć, Jenna! – powitał ją Kurt. – Co słychać? 
–  No  właśnie  –  dodał  Miguel.  –  Od  dawna  się  nie 

pokazujesz. Zaczęliśmy się o ciebie niepokoić.  

–  U  mnie  wszystko  dobrze.  Ale  teraz  zajmijcie  się 

Damienem.  Ma  bardzo  nieregularny  puls.  Podczas  gry  w 
koszykówkę upadł nagle i stracił przytomność.  

Mężczyźni  pochylili  się  nad  chłopcem.  Podłączyli  go  do 

przenośnego monitora i przeprowadzili ogólne oględziny.  

–  Faktycznie,  puls  bardzo  przyspieszony  –  stwierdził 

Miguel.  

–  Moim  zdaniem  należy  zastosować  betabloker  i  jak 

najszybciej przetransportować chłopaka do Trinity na oddział 
ratowniczy – wtrącił się Zach.  

Kurt i Miguel rzucili mu zaciekawione spojrzenia.  
–  Zach  jest  lekarzem,  pracujemy  razem  w  Lifeline  – 

pospiesznie wyjaśniła Jenna. – A teraz przełóżmy chłopca na 

background image

nosze.  

Po  paru  minutach  wszystko  było  gotowe.  Młodzi 

koszykarze  popatrywali  niespokojnie  na  wywożonego  na 
noszach  kolegę.  W  obliczu  grożącego  mu  niebezpieczeństwa 
ich  twarze  przybrały  dziwnie  bezradny,  niemal  dziecinny 
wyraz.  W  niczym  nie  przypominali  uzbrojonych  w  noże 
chojraków, którzy tydzień temu przerwali mecz dziewczęcych 
drużyn. Jenna odciągnęła Zacha na bok.  

– Ja muszę chwilę zostać, żeby zawiadomić matkę Damiena 

i zamknąć ośrodek – szepnęła. – Czy mógłbyś pojechać z nim 
do szpitala? Będę tam za pół godziny.  

– Jasne. – Zach sięgnął do kieszeni  i podał jej kluczyki. – 

Bądź tak dobra i przyprowadź mój samochód.  

Jenna, chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić.  
– Co jeszcze wymyślisz, żeby mnie zmusić do korzystania z 

twojego samochodu? 

– To się dopiero okaże. – Rzucił jej szelmowski uśmiech. – 

Do zobaczenia.  

Stanął z boku, czekając, aż Kurt i Miguel umieszczą nosze 

w karetce, po czym wsiadł za nimi tylnymi drzwiami.  

Odprowadziwszy  wzrokiem  odjeżdżający  ambulans,  Jenna 

zwróciła się do chłopców z pytaniem: 

– Pomożecie mi zebrać z boiska sprzęt? 
Odpowiedział jej chóralny pomruk zgody. Podniesiona tym 

na duchu udała się do biura, by zawiadomić matkę Damiena o 
wypadku.  Niestety  matki  nie  było  w  domu,  nie  odebrała  też 
telefonu  komórkowego,  wobec  czego  Jenna  była  zmuszona 
nagrać  wiadomość.  Tymczasem  przygaszeni  wypadkiem 
chłopcy  zdążyli  załadować  piłki  na  wózek  i  zawieźć  je  do 
magazynu.  Paru  nadal  kręciło  się  po  sali,  jakby  chcieli  o 
czymś porozmawiać. Pierwszy odezwał się Lucas: 

– Czy Damien wyzdrowieje? 
–  Czy  to  był  atak  serca?  –  dorzucił  Joey.  –  Mój  brat  miał 

background image

coś  podobnego,  kiedy  miał  dwadzieścia  cztery  lata,  a  lekarz 
powiedział, że to od kokainy.  

– To możliwe – przyznała Jenna. Jej twarz spoważniała. – 

Kokaina  robi  w  sercu  straszne  spustoszenia.  A  jeśli  chodzi  o 
Damiena, to jeszcze nie wiadomo. Może mieć wadę serca, ale 
wszystko się okaże po przeprowadzeniu badań.  

– Zawał przed osiemnastką, to by dopiero była obsuwa! – z 

ponurą miną zauważył Lucas.  

Chłopak  wydawał  się  szczególnie  poruszony  ostatnim 

wydarzeniem.  Jenna  miała  nadzieję,  że  przypadek  Damiena 
zniechęci  chłopców  do  eksperymentowania  z  narkotykami. 
Klepnęła Lucasa w ramię.  

–  Zawał  to  obsuwa  niezależnie  od  tego,  kiedy  człowieka 

dopadnie – powiedziała.  

– Ale u starych to chyba normalne, nie? – zdziwił się.  
–  Koniec,  chłopcy!  –  przerwała  dyskusję  Jenna.  –  Muszę 

jeszcze  przed  zamknięciem  ośrodka  umyć  podłogę,  a  wy 
będziecie mi w tym tylko przeszkadzać.  

–  Da  nam  pani  znać,  co  z  Damienem?  –  poprosił  na 

odchodnym Lucas.  

– Jeśli tylko wyrazi na to zgodę – przyrzekła. – A teraz już 

was nie ma, bo inaczej nigdy nie dotrę do szpitala.  

Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności zamknęła 

drzwi na klucz i wyszła na ulicę. Znalazła bez trudu samochód 
Zacha i wsunęła się na miękkie, obite beżową skórą siedzenie. 
Zach musiał go kupić całkiem niedawno, gdyż wnętrze nadał 
pachniało nowością.  

Przez moment zatęskniła za poczuciem swobody, jakie daje 

posiadanie  własnego  samochodu,  którym  można  w  każdej 
chwili  dotrzeć  w  dowolnie  wybrane  miejsce.  Jeśli  w  tym 
miesiącu  nie  wpłaci  składki  na  uniwersyteckie  konto  Rae, 
będzie mogła odebrać swoje auto. Co prawda jej rozklekotany 
rzęch  nie  może  się  mierzyć  z  komfortowym  lexusem.  A  co 

background image

gorsza,  gdyby postąpiła  w  ten  sposób,  a  stare  auto  znowu  się 
popsuło,  w  dalszym  ciągu  nie  miałaby  czym  jeździć,  a  na 
koncie  Rae  znajdowałoby  się  mniej  pieniędzy.  Czyli  skórka 
niewarta  wyprawki.  Bijąc  się  nadal  z  takimi  myślami, 
wjechała na parking szpitala dziecięcego.  

Zacha znalazła w poczekalni.  
– Gdzie on jest? – spytała przestraszona tym, że Zach siedzi 

sam. – Nie pozwolili ci być przy nim? 

– Nie denerwuj się – odparł uspokajającym tonem. – Byłem 

z nim przez cały czas, ale teraz robią mu echokardiogram.  

Poczuła  skruchę.  Zach  jest  dobrym  i  przyzwoitym 

człowiekiem, nie powinna go bez powodu atakować.  

–  Przepraszam,  ale  zrobiło  mi  się  przykro  na  myśl,  że 

Damien może jest sam i nie ma przy nim przyjaznej duszy.  

–  Świetnie  cię  rozumiem.  –  Zach  posadził  Jennę  obok 

siebie. – Jest jedna dobra wiadomość. Zrobiono mu badanie na 
obecność  narkotyków  we  krwi  i  wynik  był  negatywny. 
Ponadto  po  wstępnym  EKG  lekarz  nie  wykluczył  syndromu 
Quicka.  W  sumie  dzisiejszego  omdlenia  nie  można  przypisać 
zażywaniu narkotyków.  

– No dobrze.  
–  No  dobrze?  To  wszystko,  co  masz  do  powiedzenia?  – 

obruszył się Zach. – Po tym, jak oskarżyłaś chłopaka o to, że 
jest ćpunem? 

Teraz ona poczuła się niesprawiedliwie zaatakowana.  
–  Nie  mów  do  mnie  w  ten  sposób.  Cieszę  się,  że  badanie 

dało wynik negatywny. Ale ty zachowujesz się, jakbyś nigdy 
nie słyszał o pladze narkomanii wśród nastolatków. Nie masz 
pojęcia, ilu młodych ludzi z mojej dzielnicy eksperymentuje z 
narkotykami.  

–  Nie  wiem,  czy  nie  przesadzasz.  Najwyraźniej  nie  miał 

pojęcia o skali zjawiska.  

–  Może  czasem  przesadzam  i  mam  skłonność  do 

background image

czarnowidztwa,  ale  dzięki  temu  unikam  wielu  złudzeń  i 
zawodów.  Zresztą  sam  słyszałeś  Damiena,  który  przyznał  się 
pośrednio  do  jakichś  kontaktów  z  narkotykami.  A  to  mogło 
negatywnie oddziałać na stan jego serca.  

–  Wszystko  to  prawda,  niemniej  wolałbym,  żebyś  z  góry 

tych  dzieci  nie  potępiała  –  ciągnął  swoje  Zach.  –  Wolisz  im 
przypisać wszystko, co najgorsze, żeby nie doznać zawodu. A 
potem mówisz, że to ja jestem egoistą.  

Zabolała ją ta uwaga.  
–  Nic  o  mnie  nie  wiesz  –  oburzyła  się.  –  Nie  wiesz,  jak 

bardzo  mi  na  nich  zależy.  Nie  masz  pojęcia,  ile  muszę  się 
namordować, namawiając dorosłych, żeby zechcieli poświęcić 
trochę czasu na bezinteresowną pracę w ośrodku. Gdybym nie 
przymusiła Kurta i Miguela, zostałabym praktycznie sama. A 
gdyby  nie  moje  petycje  do  burmistrza,  ośrodek  dawno 
zostałby  zamknięty.  Więc  wypraszam  sobie  wygłaszanie 
krytycznych sądów na mój temat, panie doktorze.  

– A tobie wolno stale mnie krytykować? – zrewanżował się, 

lecz  znacznie  łagodniejszym  tonem.  Pojednawczym  gestem 
wziął  ją  za  rękę.  –  A  w  ogóle,  to  bardzo  cię  lubię  i  szanuję. 
Jesteś  najwspanialszą  kobietą,  jaką  w  życiu  spotkałem. 
Uważam jednak, że czasami w swoich ocenach posuwasz się 
za daleko. Nie jest tak, że w Barclay Park mieszkają sami źli 
ludzie,  a  na  Wzgórzu  same  anioły.  Kto  jak  kto,  ale  ty 
powinnaś o tym wiedzieć.  

– To nie tak – odparła niepewnym tonem.  
W  słowach  Zacha  było  sporo  racji.  Bojąc  się  grożących 

siostrze niebezpieczeństw, skłonna była widzieć wokół siebie 
jedynie zło, zapominając, że i w Barclay Park dzieją się rzeczy 
godne  uznania.  Może  tego  dobra  nie  było  dużo,  na  pewno 
mniej  niżby  sobie  życzyła,  lecz  Zach  ma  rację,  mówiąc,  iż 
dzielnica ta nie jest siedliskiem samych okropności.  

–  Nie  powiedziałaś  tego  wprost,  ale  swoim  zachowaniem 

background image

dajesz  to  do  zrozumienia  –  odparował  Zach.  –  Trudno 
odmówić słuszności przysłowiu o tym, że czyny mówią więcej 
niż słowa.  

Nim  Jenna  zdążyła  zareagować,  do  poczekalni  wpadła 

kobieta, na której twarzy malowały się strach i rozpacz.  

–  Gdzie  mój  syn?  Nazywa  się  Damien  Goodman.  Jestem 

jego matką i muszę go zobaczyć. Nie wiem, co mu się stało.  

Jenna wstała i podeszła do niej.  
– Dzień dobry, nazywam się Jenna Reed. To ja zostawiłam 

pani  wiadomość,  że  Damien  został  zabrany  do  szpitala.  Syn 
czuje  się  już  lepiej,  ale  w  tej  chwili  robią  mu  jeszcze  dalsze 
badania. – Rzuciła Zachowi spojrzenie, w którym była prośba 
o pomoc. – Doktor Zach potrafi pani więcej powiedzieć niż ja.  

– Ale czy mogę zobaczyć syna? Bardzo proszę – błagalnym 

tonem zwróciła się pani Goodman do dyżurnej pielęgniarki.  

–  Zaraz  się  dowiem,  kiedy  będzie  pani  mogła  do  niego 

wejść – odparła pielęgniarka, podnosząc słuchawkę.  

Tymczasem Jenna przedstawiła Zacha matce Damiena.  
– Byłem przy Damienie, kiedy badali go lekarze. Zbadano 

mu  krew  i  podano  lekarstwa  na  uspokojenie  pracy  serca. 
Ciśnienie  krwi  było  w  normie  i  już  po  paru  minutach  syn 
poczuł się znacznie lepiej.  

–  Ale  dlaczego?  Co  mu  się  stało?  –  Pani  Goodman 

najwyraźniej nie rozumiała, z jakiego powodu Damien znalazł 
się w szpitalu.  

Jenna  milczała,  pozwalając,  by  Zach  opowiedział  zbolałej 

matce  kolejne  wydarzenia,  zaczynając  od  zemdlenia  podczas 
treningu,  wezwania  karetki  i  przyjazdu  do  szpitala,  aż  po 
odbywające się w tej chwili badanie serca.  

– Pani Goodman, syn jest już w szpitalnej sali. Zaprowadzę 

panią do niego – odezwała się pielęgniarka.  

– Bardzo panu dziękuję. – Uścisnąwszy Zachowi dłoń, pani 

Goodman pospieszyła za pielęgniarką.  

background image

–  Ja  też  nie  wiem,  jak  ci  dziękować  –  rzekła  Jenna, 

obdarzając Zacha pełnym wdzięczności spojrzeniem. – Biedna 
kobieta strasznie się zdenerwowała.  

–  Ty  też  byś  się  denerwowała,  gdyby  chodziło  o  Rae.  – 

Ponownie  ujął  jej  dłoń.  Jenna  nie  miała  siły  jej  cofnąć.  – 
Chodźmy stąd, jestem piekielnie głodny. Zjemy coś, a potem 
odwiozę cię do domu.  

Już miała powiedzieć, że wróci do domu autobusem, lecz w 

ostatniej  chwili  ugryzła  się  w  język.  Zach  ma  chyba  sporo 
racji,  a  ona  czepia  się  go,  bo  ma  mu  za  złe,  że  nie  musiał 
dorastać w Barclay Park. Czyżby była „inną” snobką? 

To  naturalne,  że  przyjaciele  idą  razem  na  lunch  albo 

odwożą  się  do  domu.  Nie  trzeba  tego  traktować  jak  randkę. 
Mimo tak uspokajającego wniosku Jenna przygładziła włosy i 
pożałowała swego zgrzebnego stroju.  

– Niezły pomysł – odparła niby obojętnym tonem. Zach nie 

powinien sobie pomyśleć, że jej zależy na jego towarzystwie. 
– Ja też zgłodniałam – dodała z nieśmiałym uśmiechem.  

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Uzyskawszy  zgodę  Jenny,  Zach  zaczął  się  gorączkowo 

zastanawiać,  dokąd  zabrać  ją  na  lunch.  Z  miejsca  wykluczył 
eleganckie restauracje, a to głównie ze względu na to, że oboje 
byli  ubrani  w  stroje  sportowe.  Pojechać  do  baru  szybkiej 
obsługi?  Zach  nie  był  wybredny,  nie  chciał  jednak,  by  Jenna 
pomyślała, iż jego zdaniem nie zasługuje na nic lepszego.  

Po  długim  namyśle  zdecydował  się  na  kompromis. 

Zadzwonił do swojej ulubionej włoskiej restauracji i zamówił 
jedzenie na wynos.  

Zerknął  z  ukosa  na  swą  towarzyszkę.  Wciąż  nie  mógł  do 

końca  uwierzyć,  że  ma  Jennę  obok  siebie.  Jeszcze  w  trakcie 
prowadzenia  treningu  do  jego  świadomości  dotarła  pewna 
oczywista  prawda.  Ta  mianowicie,  że  nie  jest  w  stanie 
ignorować  wrażenia,  jakie  robi  na  nim  fizyczna  atrakcyjność 
Jenny i nie wystarczy mu bycie jej przyjacielem.  

Musi  jednak  postępować  bardzo  ostrożnie,  żeby  jej  nie 

wystraszyć.  Pierwszym  jego  celem  powinno  być  zburzenie 
tego  muru  samodzielności,  którym  się  obudowała.  Dlatego 
będzie na razie trzymał swoje pragnienia na wodzy.  

Siedzieli  teraz  w  samochodzie  na  parkingu  restauracji 

Giovani’s,  czekając  na  zamówione  jedzenie,  a  Zach 
zastanawiał się nad wyborem neutralnego tematu rozmowy.  

– Jak radzi sobie Rae? – zapytał.  
–  Nie  najgorzej  –  przyznała.  –  Przysiadła  fałdów  na  tyle, 

żeby  zdać  końcowe  egzaminy,  a  nawet  poszła  na  uroczyste 
rozdanie matur. No i została przyjęta na studia. Mam nadzieję, 
że wyjdzie w końcu na ludzi.  

Zach uważał, że Jenna zanadto się upiera przy tym, by jej 

siostra  skończyła  studia,  ale  nie  powiedział  tego.  Jej  obsesja 
na  tym  punkcie  i  potrzeba  sprawowania  nad  wszystkim 
kontroli  ma  pewnie  swe  źródło  w  ciężkich  doświadczeniach 

background image

dzieciństwa albo wczesnej młodości.  

– O ile Rae jest młodsza od ciebie? – zapytał.  
– O sześć lat. Miałyśmy różnych ojców, choć żaden z nich 

nie  został  w  domu  na  tyle  długo,  żeby  odegrać  w  naszym 
życiu istotną rolę.  

Poruszony jej  brutalną szczerością, w pierwszej chwili  nie 

wiedział, jak zareagować. Na szczęście pracownik restauracji 
zapukał  w  szybę  samochodu.  Zach  otworzył  okno,  odebrał 
jedzenie i podał kelnerowi pieniądze wraz z sutym napiwkiem, 
po czym spojrzał na Jennę, która z zadowoleniem pociągnęła 
nosem.  

– Uhm – mruknęła. – Pachnie wspaniale.  
– Zjedzmy lunch w parku – zaproponował, wyjeżdżając na 

ulicę.  –  Usiądziemy  sobie  na  świeżym  powietrzu  i  będziemy 
się raczyć spaghetti z czosnkowym chlebem.  

– Pysznie. – Jenna otworzyła torbę  i  zajrzała do środka. – 

Ale pospiesz się, bo inaczej nic dla ciebie nie zostanie. Jestem 
głodna jak wilk.  

Do  parku  na  szczęście  nie  było  daleko.  Wysiadłszy  z 

samochodu,  znaleźli  sobie  ładny,  zaciszny  zakątek  i  w  pełnej 
zadowolenia  ciszy  zabrali  się  do  pałaszowania  smakowitego 
dania.  Widząc,  w  jakim  tempie  znika  jedzenie,  Zach  był  już 
gotowy wrócić do Giovani’s po dokładkę.  

–  O  nie,  dziękuję,  już  się  najadłam  –  zaprotestowała, 

rumieniąc się po same uszy. – Wiem, to bardzo nieładnie tak 
szybko  pochłaniać  jedzenie,  ale  musisz  mi  wybaczyć  złe 
przyzwyczajenia,  za  które  winę  ponosi  praca  w  pogotowiu. 
Najpilniejsze wezwania zawsze przychodzą w trakcie przerwy 
na lunch.  

–  Znam  to.  Na  ratownictwie  było  to  samo  –  odparł  z 

uśmiechem. – Niemniej umieliśmy zadbać o nasze żołądki.  

Jenna  roześmiała  się.  W  jednej  chwili  twarz  jej  się 

rozjaśniła, a Zachowi mocniej zabiło serce. Powinien sprawić, 

background image

by częściej się śmiała.  

– My też nie dajemy się zagłodzić. Jedyne, co potrafi mnie 

odstraszyć od jedzenia, to robactwo.  

Mógł  sobie  tylko  teoretycznie  wyobrazić,  z  czym  się 

stykała,  pracując  w  pogotowiu  w  dzielnicy  Barclay  Park. 
Najwyższy czas zmienić temat.  

–  Spodziewałem  się  spotkać  dziś  rano  Rae  w  ośrodku. 

Dlaczego jej nie było? – zapytał.  

–  Nie  mogła  przyjść,  bo  dostała  na  lato  posadę  w  barze 

szybkiej obsługi.  

– Poszła do pracy? – zdziwił się Zach. Był przekonany, że 

siostry żyją wyłącznie z zarobków Jenny.  

– No pewnie. – Jenna popatrzyła na niego z politowaniem. 

–  Nie  wiem,  co  cię  tak  dziwi.  Wyobrażałeś  sobie,  że  będę 
płacić  za  jej  telefon  komórkowy  i  osobiste  wydatki? 
Człowieku, oprzytomniej! 

Nie mógł się nie roześmiać.  
–  Masz  rację,  musi  się  uczyć  samodzielności.  W  końcu 

wkrótce skończy osiemnaście lat.  

–  No  właśnie.  –  Jenna  zaczęła  zbierać  puste  pojemniki  i 

wkładać  je  do  torby.  –  Dziękuję,  to  był  wspaniały  lunch. 
Jestem ci wdzięczna, że poświęciłeś nam tyle czasu. Niestety, 
muszę już jechać, Rae powinna wkrótce wrócić.  

Nie chciał jeszcze odwozić jej do domu, lecz zdecydowany 

błysk  w  oczach  Jenny  zamknął  mu  usta.  Dokończywszy 
porządków, wstał i pomógł jej podnieść się z trawy.  

– No dobrze, chociaż miałem nadzieję, że zdążymy jeszcze 

porozmawiać i ustalić terminy następnych treningów.  

Spacerowym  krokiem  wrócili  do  samochodu,  wyrzucając 

po drodze torbę po lunchu do kosza. Zach otworzył jej drzwi 
po  prawej  stronie,  a  gdy  wsiadła,  obszedł  samochód  i  zajął 
miejsce za kierownicą.  

–  Musiałabym  najpierw  sprawdzić  plan  innych  zajęć  w 

background image

ośrodku  –  odezwała  się  Jenna.  –  Wynotuję  wolne  dni  i 
godziny, a ty mi powiesz, które ci odpowiadają.  

– Brzmi to rozsądnie. W razie kolizji mogę się dostosować, 

zmieniając  pory  swoich  dyżurów.  –  Jechali  przez  miasto, 
zmierzając w stronę jej domu.  

Zach nie chciał się z Jenną rozstawać, lecz od tak dawna nie 

spotykał się z kobietami, iż nie wiedział, co zrobić, żeby z nim 
została.  Mógłby  zaproponować  wypad  do  kina,  ale  nie  miał 
pojęcia,  co  gdzie  grają.  Nie  wiedział  również,  czy  w  Miller 
Park  odbywa  się  dziś  mecz  koszykówki  ani  czy  Jenna  lubi 
sportowe imprezy. W ogóle nie miał pojęcia, jak spędza wolne 
chwile.  

– Nie pogniewasz się, jeżeli zadzwonię do szpitala zapytać 

o Damiena? – spytała, wyjmując telefon.  

–  Oczywiście,  że  nie.  –  Usłyszał,  że  rozmawia  z  dyżurną 

pielęgniarką, po czym prosi o połączenie z pokojem chłopca. 
Po paru minutach zamknęła telefon.  

– Rozmawiałaś z nim? 
–  Nie,  w  jego  pokoju  nikt  nie  odpowiada,  a  pielęgniarka 

niewiele mogła mi powiedzieć poza tym, że Damien zostanie 
do jutra w szpitalu.  

– Na pewno robią mu kolejne badania i dlatego nie odebrał 

telefonu – uspokoił ją Zach. – Nie martw się, później do niego 
zadzwonisz.  

–  Oczywiście.  –  Uśmiechnęła  się.  –  W  każdym  razie  nie 

został przeniesiony na intensywną terapię. To dobry znak.  

Zach zwolnił i po paru chwilach zaparkował przed domem 

Jenny.  

–  Mam  propozycję  –  powiedział.  –  Czy  nie  poszłabyś  ze 

mną  wieczorem  do  kina?  Oboje  nie  mamy  dziś  nocnego 
dyżuru.  

Jenna,  która  trzymała  już  rękę  na  klamce,  odwróciła  się  w 

jego stronę. Na jej twarzy malował się autentyczny żal.  

background image

– Przykro mi, ale pracuję dziś w nocy w pogotowiu.  
– Nadal pracujesz w pogotowiu? 
–  No  cóż,  dorabiam,  gdzie  mogę.  Dziękuję  za  lunch  i 

poprowadzenie treningu. Chłopcy wiele się nauczyli.  

–  Jenna,  jeszcze  chwilę.  –  Nie  wiedział,  jak  ją  zatrzymać 

albo  przynajmniej  skłonić,  aby  zaprosiła  go  do  domu.  Ona 
tymczasem otworzyła drzwi i wysiadła.  

– Do zobaczenia! – Pomachawszy mu ręką jak pierwszemu 

lepszemu  znajomemu,  weszła  do  domu,  zamykając  za  sobą 
drzwi.  

Patrzył  w  ślad  za  nią,  poruszony  do  głębi  jej  ostatnim 

wyznaniem. Mimo pracy na dwóch posadach Jenna nie może 
sobie pozwolić na naprawę auta. Wolał nie myśleć o rym, na 
co jeszcze brakuje jej pieniędzy.  

 
Parę dni później Jenna wstała wczesnym rankiem, myśląc z 

przyjemnością o czekającym ją dziennym dyżurze w Lifeline. 
Wprawdzie  praca  w  zwykłym  pogotowiu  była  stosunkowo 
lekka,  ale  gdyby  miała  wybór,  wolałaby  zostać  w  służbie 
powietrznej.  Nie  tylko  ze  względu  na  wyższe  zarobki,  ale  i 
ponieważ od lekarzy Lifeline więcej mogła się nauczyć.  

Zawód  ratownika  zadowalał  jej  ambicje,  dopóki  Zach  nie 

podsunął jej myśli o podjęciu studiów. Nie rób sobie złudzeń, 
mruknęła  po  nosem,  wchodząc  do  łazienki  i  rozpoczynając 
poranną toaletę od mycia zębów. Jej spojrzenie padło na kosz 
do  śmieci.  Zaintrygowana  jego  zawartością,  pochyliła  się  i 
nagle nogi się pod nią ugięły.  

Na  leżącym  w  koszu  opakowaniu  widniał  napis:  „Test 

ciążowy”. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że to przywidzenie 
i kiedy otworzy oczy, napis zniknie.  

Nie zniknął. Rae jest w ciąży albo przynajmniej to jej grozi. 

Wszystkie 

marzenia 

Jenny 

zapewnieniu 

siostrze 

wykształcenia  mogą  rozpaść  się  w  proch.  Musi  się  upewnić. 

background image

Musi 

poznać 

prawdę. 

Natychmiast. 

Wyciągnąwszy 

opakowanie,  zaczęła  grzebać  w  koszu,  szukając  testowego 
paska. Czy wynik będzie nadal czytelny? Chyba tak.  

Nic  nie  znalazła.  Wysypała  zawartość  kosza  na  podłogę. 

Nadal  nic.  Gdzie  się  podział  wynik?  Co  Rae  z  nim  zrobiła? 
Pewnie zabrała do pokoju.  

Rae  nie  było  w  domu,  ponieważ  nocowała  u  swojej 

przyjaciółki  Claire.  Czując  się  jak  włamywacz  albo  szpieg, 
Jenna  przeszukała  pokój  siostry,  ale  i  tu  nie  znalazła  tego, 
czego szukała. Spojrzała na zegarek. Musi się pospieszyć, jeśli 
nie  chce  spóźnić  się  do  pracy.  Pobiegła  z  powrotem  do 
łazienki, by wziąć prysznic.  

Kiedy  już  była  ubrana,  weszła  do  kuchni,  ale  ze 

zdenerwowania  nie  była  w  stanie  niczego  przełknąć.  Co 
będzie,  jeśli  siostra  jest  w  ciąży?  Jak  sobie  poradzą  z 
dzieckiem?  Skąd  wezmą  pieniądze  na  opłacenie  żłobka  albo 
opiekunki?  Takie  i  inne  rozpaczliwe  myśli  kotłowały  się 
Jennie  w  głowie.  Chwyciwszy  baton  śniadaniowy,  popędziła 
na  przystanek.  Wsiadła  do  autobusu  w  ostatniej  chwili  i,  nie 
patrząc na pozostałych pasażerów, opadła na pierwsze lepsze 
wolne siedzenie.  

Patrząc  w  okno,  kolejny  raz  rozpamiętywała  różne 

ewentualności.  Może  wynik  testu  był  negatywny,  a  ona 
niepotrzebnie się zamartwia. Ale równie dobrze mógł wypaść 
pozytywnie i nie wiadomo, co je obie czeka.  

Zacisnęła  powieki,  wstrzymując  cisnące  się  do  oczu  łzy. 

Same studia będą wymagać od Rae wysiłku, a gdyby miała do 
tego zajmować się dzieckiem, nie ma mowy, żeby dała sobie 
radę.  Zwłaszcza  że  ani  ona,  ani  Jenna  nie  mogą  sobie 
pozwolić na porzucenie pracy.  

Co więcej, Jenna nie miała najmniejszej ochoty opiekować 

się dzieckiem siostry. Może to egoistyczne z jej strony, ale tak 
jest.  Zbyt  długo  marzyła  o  zapewnieniu  siostrze  solidnego 

background image

wykształcenia, a w przyszłości dobrej posady. Nie mówiąc już 
o zrodzonym niedawno pragnieniu, by samej pójść na studia.  

Pod koniec jazdy Jenna zdołała jednak opanować miotające 

nią emocje i idąc od przystanku do stacji Lifeline, starała się 
nie myśleć o osobistych kłopotach.  

– Cześć, Jenna – powitał ją Zach.  
– Cześć. Jak minęła noc? Mieliście wiele wezwań? 
–  Nie  było  mnie  na  nocnej  zmianie.  Zamiast  mnie  dyżur 

wzięli Ethan i Kate. Jestem teraz na dyżurze razem z tobą.  

– Ach tak – odparła bez entuzjazmu.  
Nalała sobie kawy i udała się do pokoju odpraw.  
–  Cześć  Jenna,  cześć  Zach  –  przywitał  ich  Ethan,  szeroko 

się  uśmiechając.  –  Jeśli  można  coś  wróżyć  na  podstawie 
minionej nocy, czeka was ciężki dzień.  

– Było gorąco? – spytał Zach.  
– To mało powiedziane. Najpierw dwa transporty chorych z 

ostrego  dyżuru  na  intensywną  terapię,  a  poza  tym  istne 
szaleństwo wezwań do nagłych przypadków.  

–  Więc  może  wyczerpaliście  pulę  nagłych  przypadków  na 

dzisiaj,  a  nam  nic  się  już  nie  trafi  –  zażartowała  Jenna.  – 
Mogliście coś dla nas zostawić, żebyśmy nie posnęli.  

– Daruj, Jenna, ale to nie wina Ethana, że przyciąga ciężkie 

przypadki  jak  magnes  –  roześmiała  się  Kate.  – Nasze  dyżury 
zawsze tak wyglądają.  

–  Były  zejścia  śmiertelne?  –  zapytał  Zach.  Ethan  zrobił 

przeczący ruch głową.  

– Nie, przynajmniej na razie.  
Jenna  dolała  sobie  kawy  i  wyłączyła  się  z  ogólnej 

rozmowy.  Czy  jeśli  teraz  zadzwoni,  Rae  odbierze  telefon?  A 
jeśli nawet, czy odpowie na pytanie o test? 

–  Jenna?  –  Dopiero  poczuwszy  na  ramieniu  rękę  Zacha, 

zadała sobie sprawę, że do niej mówi.  

– O co chodzi? 

background image

– Czy coś ci jest? Źle wyglądasz.  
Jenna o mało się nie rozkleiła. Przez krótki moment miała 

ochotę  przytulić  się  do  niego  i  poprosić,  aby  ją  pocieszył  i 
dodał otuchy. Była jednak tak przyzwyczajona radzić sobie w 
życiu bez pomocy, że nie potrafiła zwierzyć się z kłopotów.  

– To nic, jestem tylko trochę zmęczona – odparła.  
– Jaka będzie pogoda? – zapytała, zwracając się do Nate’a.  
– Niezła. Tylko na  południe zapowiadają  przelotne  opady, 

ale bez burz.  

Zadzwonił  telefon.  Jenna  znajdowała  się  najbliżej,  więc 

podniosła słuchawkę.  

–  Tu  centrala.  Dzwonili  przed  chwilą  ze  Szpitala 

Summerset.  Proszą  o  przetransportowanie  pacjenta  z 
intensywnej  terapii  do  Trinity.  Czekamy  jeszcze  na 
wiadomość z Trinity, czy są gotowi na przyjęcie.  

–  Proszę  o  nazwisko  pacjenta  i  diagnozę.  –  Przyciskając 

słuchawkę  brodą  do  ramienia,  sięgnęła  po  pióro  i  zaczęła 
notować.  –  Dajcie  znać,  jak  tylko  dostaniecie  odpowiedź  z 
Trinity.  

– No to mamy pierwsze wezwanie – zauważył Zach.  
–  A  nie  mówiłem?  –  Ethan  uśmiechnął  się  pod  nosem.  – 

Powodzenia. Czeka was gorący dyżur.  

– Tak, zanotowałam – mówiła Jenna do słuchawki.  
– Margaret Ponches, wiek dwadzieścia cztery lata, wczoraj 

rodziła. W trakcie porodu płyn owodniowy spowodował zator. 
–  Zerknęła  na  Zacha.  –  Czy  to  brzmi  prawdopodobnie?  Czy 
płyn owodniowy mógł przedostać się do krwi? 

–  Owszem,  i  to  jest  bardzo  groźne  –  przytaknął.  –  Nate, 

warto z góry przygotować helikopter.  

–  Już  jest  wyprowadzony  z  hangaru.  Czułem,  że  będzie 

robota – mruknął Nate.  

Wyglądało  na  to,  że  nocna  gorączka  będzie  trwała.  Jenna 

byłaby  z  tego  nawet  zadowolona,  bo  wolała  pracować  niż 

background image

siedzieć i się zamartwiać, gdyby nie to, że przypadek młodej 
kobiety  z  poważnymi  komplikacjami  po  porodzie  będzie  jej 
przypominał o sytuacji młodszej siostry.  

–  Jakiś  kłopot  z  Rae?  –  spytał  Zach,  kiedy  szli  na 

lądowisko. – Nie wyglądasz na zmęczoną, tylko zmartwioną. 
Tak samo wyglądałaś po wypadku Damiena.  

– A właśnie, z Damienem wszystko w porządku – odparła, 

chcąc  za  wszelką  cenę  zmienić  temat.  –  Wrócił  wczoraj  do 
domu.  

Ich  pagery  odezwały  się  w  tej  samej  chwili.  Centrala 

informowała, że Trinity jest gotowe na przyjęcie pacjentki. A 
także,  że  pacjentka  jest  podłączona  do  respiratora  i  są  jej 
podawane środki powodujące skurcz naczyń.  

– Lecimy – oświadczyła Jenna, chwytając torbę i wsiadając 

do śmigłowca.  

Kiedy usadowili się w środku, Zach podjął nową próbę.  
–  Widzę,  że  masz  jakieś  zmartwienie.  Powiedz  mi,  co  się 

stało.  To  ci  przyniesie  ulgę,  a  poza  tym  pozwoli  lepiej  się 
skoncentrować na pracy.  

–  Nie  chcę  o  tym  mówić.  –  Sprawa  była  dla  niej  zbyt 

bolesna.  Samo  myślenie  o  możliwej  ciąży  Rae  przyprawiało 
Jennę o bolesny skurcz serca. Zresztą mogła się domyśleć, jak 
by Zach zareagował. Powiedziałby pewnie, że Rae jest na tyle 
dorosła, by ponosić odpowiedzialność za swoje postępowanie. 
Jeśli  chce  mieć dziecko, to  jej sprawa, a  nie Jenny. I jeszcze 
by jej poradził, żeby pozwoliła siostrze samodzielnie układać 
sobie życie.  

Wszystkie obawy Jenny wróciły ze zdwojoną siłą. Z trudem 

przełknęła ślinę. Wcisnęła guzik mikrofonu, by połączyć się z 
pilotem.  

– Nate, jak długo potrwa lot do Summerset? 
– Najwyżej dwadzieścia minut.  
–  Dzięki.  –  Była  zdziwiona,  że  do  szpitala  oddalonego  o 

background image

pięćdziesiąt mil można dolecieć w tak krótkim czasie. Zabrała 
się do wypełniania formularza lotu.  

–  Nie  mógłbyś  zadzwonić  i  zapytać  o  aktualny  stan 

pacjentki? Z tego, co słyszałam, jest bardzo ciężki – odezwała 
się po chwili.  

Zach w pierwszej chwili zmarszczył niechętnie brwi, ale po 

krótkim namyśle połączył się ze szpitalem.  

– Za pięć minut lądujemy – oznajmił Nate.  
Jenna  złożyła  papiery  i  jeszcze  raz  sprawdziła  zawartość 

ratowniczej  torby.  Po  paru  minutach  helikopter  usiadł  na 
ziemi.  

Znalazłszy się w szpitalu, Jenna i Zach bez trudu odnaleźli 

oddział intensywnej terapii. Leżało tam tylko paru pacjentów, 
ale  wokół  jednego  łóżka  krzątało  się  kilkoro  zatroskanych 
lekarzy i pielęgniarek.  

– Dziękujemy za szybkie przybycie. – Starszy pan, doktor 

Morris,  jak  informował  napis  na  przypiętej  do  jego  fartucha 
tabliczce,  uścisnął  Zachowi  dłoń.  –  Staraliśmy  się 
ustabilizować  stan  pacjentki,  ale  nie  mając  w  tej  dziedzinie 
większego  doświadczenia,  uznaliśmy  za  wskazane  odesłać  ją 
pod opiekę specjalistów z Trinity.  

– Świetnie  pana rozumiem. Poproszę o dokładniejszy opis 

stanu pacjentki.  

Podczas  gdy  Zach  słuchał  wyjaśnień  doktora  Morrisa, 

Jenna  podłączała  młodą  kobietę  do  przenośnej  aparatury. 
Margaret nie wyglądała na swoje dwadzieścia cztery lata, a jej 
młodzieńczy wygląd nasuwał Jennie myśli o własnej siostrze.  

Dokończywszy  przygotowań  do  transportu,  Jenna  i  Zach 

ruszyli  z  noszami  do  helikoptera.  Cała  operacja  trwała  nie 
więcej jak dwadzieścia minut. Po ulokowaniu się we wnętrzu 
śmigłowca Zach wziął sprawy w swoje ręce.  

– Trzeba dać chorej środek na uspokojenie. W szpitalu bali 

się to zrobić ze względu na niskie ciśnienie krwi.  

background image

– Co mam przygotować? – spytała, sięgając do torby.  
– Daj na początek pięć miligramów versedu.  
Po  paru  sekundach  Jenna  podała  Zachowi  strzykawkę.  W 

tym  momencie  helikopter  wpadł  w  powietrzną  dziurę  i 
nastąpiła lekka turbulencja.  

–  Jenna,  co  to  ma  znaczyć?  –  ostrym  tonem  odezwał  się 

Zach. – Prosiłem o versed, a dałaś mi verapamil.  

– Podałeś go do kroplówki? – przestraszyła się Jenna.  
Zaprzeczył  ruchem  głowy,  a  ona  odebrała  z  jego  rąk 

strzykawkę  i  serce  jej  zamarło,  gdy  odczytała  napis  na 
etykiecie.  

– O Boże! Strasznie przepraszam.  
– Nie przepraszaj, tylko podaj to, o co prosiłem.  
Drżącymi  palcami  schowała  do  torby  feralną  strzykawkę  i 

wyjęła  właściwą.  Dwa  leki  miały  wręcz  odwrotne  działanie: 
ten,  którego  domagał  się  Zach,  działał  uspokajająco,  podczas 
gdy  verapamil  regulował  zaburzenia  rytmu  serca.  Nie 
wiadomo,  czym  by  się  skończyło,  gdyby  wprowadził  lek  do 
kroplówki, nie sprawdzając etykiety.  

Jenna  nie  wiedziała,  gdzie  podziać  oczy.  Gdyby  przed 

wylotem  z  bazy  powiedziała  Zachowi,  co  ją  trapi,  może 
poczułaby  przynajmniej  częściową  ulgę  i  nie  byłaby  aż  tak 
podminowana.  A  teraz  musi  sama  opanować  nerwy  i  skupić 
się  całkowicie  na  tym,  co  robi,  zanim  doprowadzi  do 
nieszczęścia.  

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

– Ona krwawi z ust i nosa – szepnęła Jenna, spoglądając z 

przestrachem na Zacha. – Mam nadzieję, że nie jest to skutek 
tego, cośmy jej podali? 

–  Nie.  To  skutek  wewnątrznaczyniowej  koagulacji,  która 

może powodować krwawienie albo tworzenie się zakrzepów.  

– Jesteś pewien, że nie ja jestem temu winna? 
–  Nie,  na  pewno  nie.  Jest  to  pośredni  skutek  przedostania 

się płynu owodniowego do krwi. – Jego stanowczy ton trochę 
ją uspokoił. – W szpitalu dali nam świeżą cytoplazmę. Podaj 
jej obie dawki.  

–  Już  się  robi.  –  Wykonała  polecenie  bez  słowa,  nie 

wspominając,  że  pierwszy  raz  w  życiu  podaje  pacjentowi 
świeżą  cytoplazmę.  Ale  ponieważ  był  to  produkt 
krwiopodobny,  więc  zastosowała  identyczną  procedurę, 
przekonana, że Zach bacznie ją obserwuje. Boi się pewnie, by 
nie  popełniła  kolejnego  błędu.  Gdy  jednak  podniosła  oczy, 
zobaczyła, że jest zajęty przeglądaniem jej notatek.  

– Jedyne, co możemy zrobić, to dowieźć ją jak najszybciej 

na  miejsce.  –  Zach  był  zafrasowany.  –  Środek  uspokajający 
nie  przyniósł  poprawy,  puls  jest  za  wolny,  a  krwawienie 
powoduje dalszy spadek ciśnienia.  

–  Może  zwiększyć  intensywność  kroplówki?  –  zapytała.  – 

Ciśnienie spadło poniżej sześćdziesięciu.  

–  Ach,  rzeczywiście,  nie  zauważyłem  –  przyznał  Zach, 

spoglądając  na  monitor.  –  Dobrze,  zacznij  miareczkowanie 
dopaminy. Daj mi znać, jak dojdziesz do maksymalnej dawki.  

Skup  się,  nie  wolno  ci  popełnić  najmniejszego  błędu, 

mówiła sobie w duchu Jenna, wykonując zalecone czynności.  

– Doszłam do ośmiu mikrogramów na kilogram na godzinę 

– oznajmiła. – Ale może dla pewności sprawdź.  

– Nie muszę. Mam do ciebie pełne zaufanie. Nie bój się, na 

background image

pewno dobrze obliczyłaś.  

Na  wszelki  wypadek  ponownie  przeliczyła  dawkę  na 

kalkulatorze.  Widząc,  że  ciśnienie  krwi  nadal  spada,  znowu 
zwiększyła dawkę.  

– Dopamina na maksymalnym poziomie – zameldowała.  
–  Do  lądowania  zostało  pięć  minut  –  usłyszeli  w 

słuchawkach głos Nate’a. – U was wszystko w porządku? 

–  Jako  tako.  W  Trinity  potrafią  zrobić  więcej  niż  my  – 

odparł Zach. A zwracając się do Jenny, dodał: 

– Zacznij podawać neosynefrynę.  
–  Czy  mam  uprzedzić  szpital,  że  wieziemy  pacjenta  w 

krytycznym stanie? – spytał Nate.  

–  Nie  trzeba.  Trafi  bezpośrednio  na  intensywną  terapię, 

gdzie czeka zespół specjalistów.  

Jenna wyjęła pojemnik neosynefryny, ale zawahała się, nie 

mogąc  sobie  przypomnieć  początkowej  dawki.  Zach  musiał 
dostrzec jej wahanie.  

–  Podawaj  najpierw  0,  4  mikrograma  na  kilogram  na 

godzinę,  a  potem  możesz  zacząć  miareczkowanie  – 
podpowiedział.  

Nim usiedli na ziemi, zdążyła zawiesić pojemnik i nastawić 

kroplówkę.  Kiedy  skończyła,  Zach  wyskoczył  z  helikoptera. 
Pospiesznie,  ale  z  należytą  uwagą,  wyprowadzili  nosze  ze 
śmigłowca i ruszyli na oddział, gdzie faktycznie czekał już na 
nich  zespół  specjalistów.  Jenna  pomogła  rosłemu 
pielęgniarzowi  podłączyć  chorą  do  szpitalnej  kroplówki  i 
aparatury monitorującej.  

–  Cześć,  nazywam  się  Paul  Anderson.  Jestem  tu 

pielęgniarzem. Miło mi cię poznać.  

–  Mnie  też.  Jestem  Jenna  Reed,  ratownik  z  Lifeline  – 

odparła uprzejmie, chociaż nie była w nastroju do zawierania 
znajomości.  

Paul, wyraźnie zainteresowany Jenną, miał ochotę wdać się 

background image

z  nią  w  rozmowę,  lecz  przeszkodzili  mu  w  tym  Zach  i 
szpitalny  specjalista.  Zach  złożył  specjaliście  raport  o  stanie 
pacjentki  i  lekach  zastosowanych  podczas  transportu,  a  gdy 
skończył, tamten z aprobatą skinął głową, po czym zwrócił się 
do pielęgniarza.  

–  Paul?  Przygotuj  kartę  chorej.  –  Wspólnymi  siłami 

przenieśli Margaret z noszy na szpitalne łóżko.  

Jenna odsunęła nosze i sama stanęła z boku, słuchając, jak 

Zach  i  miejscowy  specjalista  omawiają  przypadek  Margaret. 
Po paru minutach zebrali swój sprzęt i opuścili szpital. Nate w 
rekordowym  czasie  dowiózł  ich  do  Lifeline.  Jenna  chyba 
jeszcze nigdy nie odczuła takiej ulgi po powrocie do bazy.  

Podczas  gdy  Zach  kończył  dokumentować  lot,  ona  poszła 

do  magazynu  uzupełnić  zapas  leków  i  sprzętu.  Ku  jej 
zaskoczeniu  Zach  po  paru  minutach  znalazł  się  u  jej  boku  i, 
wziąwszy  uzupełnioną  o  leki  torbę,  poprowadził  Jennę  do 
poczekalni. Szybkie spojrzenie upewniło go, że są sami.  

–  Siadaj!  –  Zdziwiona  jego  poważnym  tonem,  posłusznie 

usiadła.  Zach  zajął  miejsce  obok  i  ująwszy  jej  dłonie, 
powiedział:  –  Porozmawiaj  ze  mną,  bardzo  cię  proszę. 
Pierwszy raz, odkąd cię znam, popełniłaś błąd. Nie mam o to 
pretensji,  nikt  nie  jest  nieomylny.  –  Speszona  Jenna  spuściła 
oczy. – Ale widzę, że od rana czymś się gryziesz.  

W  pierwszej  chwili  chciała  zaprzeczyć,  ale  czuła,  że 

wykręty nie mają sensu.  

– To prawda, mam poważne zmartwienie – powiedziała. – 

Chodzi o Rae, dlatego popełniłam ten idiotyczny błąd.  

Zach przyciągnął ją do siebie i otoczył ramieniem.  
– Powiedz, co się stało – poprosił.  
Nie  powinna  pozwolić  na  takie  czułe  gesty,  w  dodatku  w 

miejscu  pracy,  ale  nie  miała  siły  go  odepchnąć.  Bliskość 
Zacha  dodawała  jej  otuchy,  a  poza  tym  sprawiała  czysto 
fizyczną przyjemność.  

background image

–  Dziś  rano  znalazłam  w  łazience  wyrzucone  do  kosza 

opakowanie po próbie ciążowej. – Z trudem przełknęła ślinę. – 
Tylko Rae mogła jej potrzebować.  

– O rany! Nic dziwnego, że jesteś podminowana. Jej ciąża 

byłaby  niewątpliwie  problemem.  Ale  niezależnie  od  wyniku 
testu, zamartwianie się na zapas nic nie zmieni.  

–  Wiem.  –  Od  razu  zrobiło  jej  się  lżej  na  sercu.  Fakt 

podzielenia  się  zmartwieniem  z  drugą  osobą  przyniósł 
przynajmniej chwilową ulgę. Zbyt długo musiała samodzielnie 
dźwigać  na  swoich  barkach  ciężar  odpowiedzialności  za 
młodszą siostrę. A gdyby do tego pojawiło się dziecko, chyba 
by się załamała.  

Takie myślenie to egoizm, zgromiła się w duchu.  
Może Rae pragnie tego  dziecka. Może jej chłopak  też. Na 

samą myśl o tym, że Nelson mógłby się do nich sprowadzić, 
Jennę przeszedł zimny dreszcz.  

– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytał Zach.  
– Dziękuję, Zach, ale już mi bardzo pomogłeś. Przez to, że 

mnie wysłuchałeś.  

–  Pamiętaj,  że  nie  jesteś  sama  –  szepnął.  Delikatnie 

odgarnął jej pasmo włosów z policzka. – Wiem, co to znaczy 
martwić się o los kochanej osoby.  

– Założę się, że nigdy nie miałeś tego rodzaju kłopotów – 

odparła, usiłując się uśmiechnąć.  

–  Wyobraź  sobie,  że  miałem  –  odrzekł.  –  Moi  rodzice 

rozwiedli się,  kiedy byłem w ostatniej klasie szkoły średniej. 
Po  odejściu  matki  ojciec  stał  się  jeszcze  surowszy  niż 
przedtem.  Zwłaszcza  wobec  Eve,  mojej  młodszej  siostry.  – 
Zamilkł na moment. – Im bardziej się buntowała, tym bardziej 
ojciec  wzmagał  nad  nią  kontrolę.  Skutek  był  taki,  że  pewnej 
nocy uciekła z domu. Z początku mieliśmy nadzieję, że wróci 
za dzień albo dwa, a gdy nie wracała, zaczęliśmy jej szukać: 
przez  policję,  prywatnych  detektywów  i  wszelkimi  innymi 

background image

sposobami.  Ale  nasze  poszukiwania  długo  nie  przynosiły 
rezultatu, to znaczy przez cztery miesiące.  

– Och, Zach, to okropne! – zawołała Jenna, przejęta losem 

szesnastoletniej  dziewczyny  błąkającej  się  samotnie  po 
mieście.  

– Tak, to było okropne – przyznał ze smętnym uśmiechem. 

–  Kiedy  się  wreszcie  odnalazła,  była  inną  osobą.  Jakby  w 
ciągu  czterech  miesięcy  postarzała  się  o  wiele  lat.  Nigdy  nie 
chciała mi powiedzieć, co się z nią przez ten czas działo, ale 
miałem  najgorsze  podejrzenia.  –  Jenna  nie  wiedziała,  co 
powiedzieć.  Łatwo  mogła  sobie  to  najgorsze  wyobrazić.  – 
Zmierzam  do  tego  –  ciągnął  Zach  –  że  mimo  najlepszych 
chęci nie byliśmy w stanie odwrócić tego, co się stało. Jedyne, 
co mogłem zrobić, to pomóc Eve zacząć życie od nowa.  

–  Czyli  chcesz  powiedzieć,  że  mam  pozwolić,  aby  moja 

niemądra 

siostra 

poniosła 

konsekwencje 

swojej 

lekkomyślności – rzekła Jenna, próbując opanować przypływ 
rozpaczy.  –  Przyszłość  stała  przed  nią  otworem.  Jak  mogła 
zrobić  coś  tak  głupiego?  Widocznie  nie  umiałam  jej 
wychować.  

– Zrobiłaś dla niej wszystko, co mogłaś – zaprotestował. – 

Ale myślę, że najwyższy czas, aby Rae zaczęła sama ponosić 
odpowiedzialność za swoje czyny. Przestań za każdym razem 
ratować  ją  z  kłopotów.  Kiedy  znów  złamie  przyjęte  reguły, 
powiedz jej, że nie będziesz dłużej płacić za jej naukę.  

–  To  nie  takie  proste.  Jeżeli  Rae  jest  w  ciąży,  odkładanie 

pieniędzy na naukę przestanie mieć sens, bo nie będzie mogła 
podjąć  studiów.  Po  co  miałaby  iść  na  uniwersytet  na  jeden 
semestr? Bo skąd wziąć pieniądze na opiekę nad dzieckiem w 
trakcie  zajęć  i  wykładów?  Ja  nas  obie  utrzymuję,  ale  na  nic 
więcej mnie nie stać.  

–  Nie  zadręczaj  się  na  zapas,  skoro  nie  wiesz  nawet,  jaki 

był wynik tego testu. – Ujął ją pod brodę, obracając jej twarz 

background image

ku  sobie.  –  Wiem,  że  lubisz  być  przygotowana  na  najgorsze, 
ale czasem nie warto martwić się na zapas.  

Czuła,  że  Zach  ma  rację.  Musi  opanować  nerwy,  bo  w 

końcu zrobi coś naprawdę głupiego i straci pracę.  

Zach pochylił się nad nią. Zaraz mnie pocałuje, pomyślała. 

Nie  cofnęła  się.  Rozpaczliwie  pragnęła  poczuć  jego  usta.  W 
pierwszej chwili delikatny i niepewny, jego pocałunek stał się 
gorący  i  namiętny.  Jenna  zarzuciła  mu  ręce  na  szyję  i 
przywarła do niego.  

Jak on cudownie całuje! Niespiesznie i metodycznie, jakby 

na całym świecie nie było nic ważniejszego. Jakby nie byli w 
poczekalni  ratowników,  do  której  w  każdej  chwili  mógł  ktoś 
wejść. Jakby czas przestał się liczyć.  

Na szczęście nikt im nie przeszkodził. Zach oderwał się od 

jej ust i szepnął do ucha: 

– Nie zamierzam przepraszać. Pragnę cię, Jenna. Zadrżała z 

podniecenia.  Gdyby  jeszcze  wiedziała,  jak  zareagować. 
Odetchnęła głęboko i zwilżyła wargi.  

– Nie oczekuję przeprosin – rzekła.  
– Cieszę się. – Zatopił w niej spojrzenie swoich zielonych 

oczu.  –  Czy  zgodzisz  się  przyjechać  do  mnie  wieczorem  po 
dyżurze? Zrobię kolację.  

Kusiło  ją  nie  tyle  jedzenie,  co  perspektywa  jego 

towarzystwa.  Ale  choć  bardzo  pragnęła  przyjąć  jego 
propozycję,  wiedziała,  że  musi  odmówić  i  czuła  gniew  na 
siostrę,  która  zmusza  ją  do  zrezygnowania  z  tego,  co 
sprawiłoby  jej  przyjemność  na  rzecz  czegoś,  co  było  więcej 
niż nieprzyjemne.  

– Pojechałabym do ciebie z chęcią, ale naprawdę nie mogę. 

Muszę wrócić do domu, żeby porozmawiać z Rae i wspólnie 
zastanowić się nad przyszłością.  

Przyjął jej odmowę zaskakująco dobrze.  
– Oczywiście, rozumiem. Więc może innym razem.  

background image

–  O  tak,  bardzo  chętnie  –  odparła  z  wdzięcznością.  – 

Chciałabym cię bliżej poznać.  

–  A  ja  ciebie.  –  Przypieczętował  swoje  słowa  kolejnym 

pocałunkiem.  

Odskoczyli  od  siebie,  słysząc  w  korytarzu  czyjeś  kroki. 

Jenna  pospiesznie  wygładziła  uniform,  a  Zach  uśmiechem 
dodał  jej  otuchy.  Nate,  jak  się  zdaje,  niczego  nie  zauważył, 
niemniej  Jenna  była  tak  wytrącona  z  równowagi,  że  z  jego 
informacji  na  temat  następnego  lotu  usłyszała  tylko  piąte 
przez  dziesiąte.  Wiedziała  już,  że  nie  uda  się  jej  plan 
trzymania  Zacha  na  dystans.  Zmierzają  prostą  drogą  do 
romansu.  Wbrew  swoim  wcześniejszym  reakcjom  Jenna  tym 
razem nie odczuwała strachu  czy niepokoju. Zach jest miły i 
delikatny,  a  do  tego  ma  poczucie  humoru.  Nie  mogła  wprost 
uwierzyć własnemu szczęściu. Czym na nie zasłużyła? 

Po  skończonym  dyżurze  Zach  uparł  się  odwieźć  Jennę  do 

domu.  

– Czy w ciągu dnia udało ci się nawiązać kontakt z Rae? – 

zapytał w czasie jazdy.  

–  Nie  –  odparła  z  cichym  westchnieniem,  nie  bez 

przyjemności  wodząc  ręką  po  skórzanym  obiciu  siedzenia.  – 
Miałam  nadzieję,  że  sama  zadzwoni,  ale  ponieważ  milczała, 
postanowiłam poczekać do spotkania w domu.  

–  Doskonale  cię  rozumiem.  –  Wziął  ją  za  rękę.  –  Daj  mi 

znać, jeśli po rozmowie z Rae będziesz miała ochotę pogadać. 
Przyjadę w każdej chwili.  

Okazuje  jej  życzliwość  i  zrozumienie,  co  jest  tym 

cenniejsze,  że  Zach  nie  do  końca  pochwala  jej  sposób 
postępowania z młodszą siostrą.  

– Daj spokój, mieszkasz na drugim końcu miasta. Zresztą to 

nie twój problem, tylko mój.  

– Tak czy inaczej, zadzwoń.  
Nie  zamierzała  skorzystać  z  propozycji,  niemniej  była  za 

background image

nią wdzięczna.  

– Czy umowa na sobotni trening dziewczęcej drużyny nadal 

stoi? – spytała, aby zmienić temat.  

– Jasne. Przecież obiecałem.  
Zajechali  pod  jej  dom.  Jenna  usiłowała  oswobodzić  lewą 

rękę, lecz Zach nie zamierzał jej puścić.  

– Wkrótce się zobaczymy. – Przyciągnął Jennę do siebie i 

pocałował.  Nie  spieszył  się.  Jennie  również  nie  było  pilno 
przerwać pożegnalny pocałunek. W końcu jednak wyrwała się 
z jego ramion. – Na razie – szepnął.  

– Na razie. – Kiedy zatrzasnąwszy za sobą drzwi, ruszyła w 

kierunku  domu,  ku  swemu  zaskoczeniu  zobaczyła  stojącą  na 
schodach  Rae,  na  której  twarzy  malowało  się  wyraźne 
zaciekawienie.  Wywołane  pocałunkiem  Zacha  rozkoszne 
podniecenie  rozwiało  się  jak  poranna  mgła.  –  Chodźmy  do 
środka, musimy poważnie porozmawiać.  

– To był ten lekarz z Lifeline? Nie miałam pojęcia, że coś 

się  między  wami  dzieje  –  zauważyła  Rae,  odprowadzając 
wzrokiem samochód Zacha.  

–  Nic  się  nie  dzieje.  Jeden  pocałunek  o  niczym  nie 

świadczy.  –  Nie  był  to  najlepszy  wstęp  do  rozmowy  o 
ewentualnej  ciąży  Rae.  Dlaczego  siostra  akurat  w  tym 
momencie wyjrzała z domu? Czyżby nie mogła się doczekać 
jej powrotu? Jennę ponownie ogarnęły złe przeczucia.  

Po wejściu do domu skierowały się do kuchni i usiadły przy 

stole  naprzeciw  siebie.  Od  czego  zacząć?  Najlepiej  od  razu 
przystąpić do rzeczy.  

–  W  koszu  w  łazience  znalazłam  opakowanie  po  próbie 

ciążowej. Powiedz prawdę, czy jesteś w ciąży? 

Rae zaczerwieniła się po białka oczu.  
– Mówisz poważnie? Naprawdę podejrzewasz, że jestem w 

ciąży? 

Jenna odetchnęła. Może próba dała negatywny wynik.  

background image

– Nie ja przyniosłam test ciążowy do domu, więc wniosek 

sam się nasuwa. Powiedz, jesteś w ciąży czy nie? Bo jeśli tak, 
to trzeba jak najszybciej zadzwonić na uniwersytet i wycofać 
podanie  o  przyjęcie  na  pierwszy  semestr,  dopóki  można 
jeszcze odebrać pieniądze.  

–  Masz  kompletnego  kręćka  na  punkcie  pieniędzy  – 

oburzyła  się  Rae,  zrywając  się  z  krzesła  i  podchodząc  do 
lodówki.  –  Musisz  mi  stale  wypominać,  jak  się  dla  mnie 
poświęcasz? 

Jenna  westchnęła  w  duchu.  Czy  siostra  celowo  zmienia 

temat, unikając odpowiedzi na jej pytanie? 

–  Nie  mam  kręćka  ani  niczego  ci  nie  wypominam.  Po 

prostu chcę znać prawdę, bo jeżeli jesteś w ciąży, pieniądze z 
czesnego będą potrzebne dla dziecka.  

–  Nie,  nie  jestem.  –  Rae  wyjęła  puszkę  coli  i  zatrzasnęła 

lodówkę.  –  Jeśli  już  musisz  wiedzieć,  to  próba  nie  była  dla 
mnie, tylko dla Claire.  

Jenna  poczuła  niesamowitą  ulgę.  Rae  nie  zaszła  w  ciążę. 

Dopiero po chwili dotarło do niej, że niebezpieczeństwo grozi 
najbliższej przyjaciółce Rae.  

– A jak ona... co z Claire? 
–  Też  nie  jest  w  ciąży.  Na  szczęście.  –  Rae  zabrała  się  z 

naburmuszoną  miną  do  otwierania  puszki.  –  Nie  rozumiem, 
jak mogłaś mnie o coś takiego podejrzewać.  

Zdziwiona  reakcją  siostry,  nie  bardzo  wiedziała,  co 

powiedzieć. Czy ma ją przepraszać, czy co? 

– Postaw się w mojej sytuacji, kochanie – zaczęła. – Co byś 

pomyślała,  gdybyś  to  ty  znalazła  próbę  ciążową  w  naszej 
łazience?  Nie  przyszłoby  ci  do  głowy,  że  kupiłam  ją  dla 
siebie? Więc postaraj się mnie zrozumieć.  

Rae pokręciła głową.  
–  No  może.  Zwłaszcza  po  tym,  jak  całowałaś  się  w 

samochodzie  z  tym  przystojniakiem.  Bo  gdybym  wcześniej 

background image

znalazła  próbę  ciążową  w  naszej  łazience,  nie  miałabym 
pojęcia,  co  o  tym  myśleć.  Przecież  ty  nie  masz  osobistego 
życia! 

– Jak to nie mam? – obruszyła się Jenna. – Ty jesteś moim 

życiem.  Moja  praca  jest  moim  życiem.  Praca  w  ośrodku  z 
twoimi rówieśnikami to też część mojego życia.  

–  To  nie  jest  życie!  –  Rae  prychnęła.  –  Całe  twoje  życie 

obraca się wokół mnie. Bardzo cię kocham, Jen, ale musisz mi 
dać trochę swobody. No i powinnaś wiedzieć, że mam dosyć 
rozumu na to, żeby ustrzec się przedwczesnej ciąży. Myślisz, 
że w moim wieku chcę mieć dziecko? Zajmij się lepiej sobą, 
zamiast obsesyjnie troszczyć się o mnie.  

Jenna nie dała poznać, jak bardzo zabolały ją słowa siostry.  
–  Moja  troska  o  ciebie  nie  jest  żadną  obsesją  –  odparła  z 

pozornym  spokojem.  Można  by  pomyśleć,  że  Rae  jest  w 
zmowie  z  Zachem,  bo  niemal  dosłownie  powtarza  jego 
zarzuty.  

–  To  dlaczego  zawsze  przychodzą  ci  do  głowy  najgorsze 

podejrzenia na mój temat? 

–  Wiem,  jaka  jesteś  bystra  i  dlatego  chcę  ci  umożliwić 

pójście  na  studia  –  odparła  Jenna,  uciekając  się  do  utartych 
argumentów.  –  Nie  rozumiesz  tego?  Masz  wielką  życiową 
szansę  zbudowania  sobie  przyszłości  \  według  własnych 
pragnień.  

–  Której  ty  nie  miałaś.  Wiem,  Jenna.  –  Przynajmniej  raz 

siostra okazała jej zrozumienie. Rae lekko uścisnęła siostrę. – 
Wiem,  czego  chcę  od  życia,  i  jak  to  osiągnąć  –  rzekła.  –  A 
tobie radzę, żebyś wreszcie zajęła się swoim własnym losem. 
Nie pogłębiaj mojego poczucia winy.  

– Nie chcę, żebyś się czuła winna. Przecież wiesz.  
–  Wiem.  Ale  wiem  również,  jak  bardzo  sama  pragnęłaś 

pójść  na  studia.  –  Rae  cofnęła  się  od  stołu,  szerokim  gestem 
wskazując  ich  staroświecką,  choć  nieskazitelnie  czystą 

background image

kuchnię.  –  Myślisz,  że  nie  zdaję  sobie  sprawy,  jak  wiele  dla 
mnie poświęcasz? Że za pieniądze na moje studia mogłabyś z 
powodzeniem odnowić dom i kupić lepszy samochód? 

–  Dom  jest  wystarczająco  dobry,  a  samochodu  nie 

potrzebujemy. Jeśli o mnie chodzi, brakuje mi tylko czegoś do 
zjedzenia. Jestem głodna jak wilk.  

–  Trzeba  było  pojechać  dokądś  z  tym  doktorkiem.  Na 

pewno chciał cię zabrać na kolację. No, przyznaj się! 

Jenna wetknęła głowę do lodówki, nie tylko po to, by ukryć 

rumieniec. Była naprawdę głodna.  

– Nie martw się, jesteśmy umówieni na sobotę – mruknęła.  
– Dobre i to. – W głosie Rae brzmiało zadowolenie. – Mam 

ochotę  poznać  bliżej  tego  doktorka.  Musi  być  naprawdę 
niczego, jeżeli moja siostra się przez niego czerwieni.  

–  Koniec  gadania  –  oświadczyła  Jenna,  wyjmując  z 

lodówki pojemnik z jajkami. – Nie jesteś głodna? Mogę zrobić 
omlet dla nas dwóch.  

–  Niezła  myśl.  Pomogę  ci.  –  Rae  podeszła  do  szafki  i 

wyjęła  patelnię.  Przez  chwilę  pracowały  w  milczeniu.  Jennie 
łzy  napłynęły  do  oczu.  Pierwszy  raz  od  lat  poczuła  się 
naprawdę starszą siostrą Rae. A nie jej matką.  

–  Uważasz,  że  Zach  jest  przystojny?  –  zapytała.  Rae 

entuzjastycznie pokiwała głową.  

–  Bardzo.  I  bardzo  mu  się  podobasz.  Widziałam,  jak  na 

ciebie  patrzy.  –  Rae  zmarszczyła  brwi.  –  Tylko  nie  schrzań 
tego, na litość boską! 

Zajęta 

odwracaniem 

omletu 

na 

patelni 

Jenna 

znieruchomiała  na  krótki  moment.  Ta  smarkula  ma  rację. 
Sprawy z Zachem nie wolno schrzanić.  

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

–  Wypadek  samochodowy  w  WellsVernon.  Małolaty 

urządziły  sobie  dziki  wyścig  i  jeden  z  samochodów 
przekoziołkował  po  dachowaniu.  –  Zach  spojrzał  na  zegar. 
Piąta, do końca dyżuru zostało ponad dwie godziny.  

– No to w drogę – mruknęła Jenna, ruszając do śmigłowca.  
Od samego rana byli tak zajęci, iż Zach nie znalazł czasu, 

żeby zaproponować Jennie wspólną kolację.  

Kiedy  sadowili  się  w  helikopterze,  a  Jenna  z  miłym 

uśmiechem  podała  mu  kask,  Zachowi  mocno  zabiło  serce. 
Chyba  mu  nie  odmówi.  Podczas  ostatniego  treningu 
dziewczęcej  drużyny  koszykarskiej  Jenna  parokrotnie, 
drobnymi  gestami,  okazywała  mu  swą  przychylność  –  od 
czasu  do  czasu  przelotnie  musnęła  go  w  ramię,  a  gdy  stali 
poza  boiskiem,  obserwując  grę podopiecznych,  niemal  się  do 
niego  przytuliła.  No  i  nie  zaprotestowała,  gdy  na  oczach 
dziewcząt  pocałował  ją  na  pożegnanie.  Mimo  że  w  grupie 
rozweselonych  dziewczyn  była  również  jej  siostra,  która 
rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie.  

Słuchając  komunikatów  pilotującego  śmigłowiec  Reese’a, 

Zach  nie  spuszczał  z  Jenny  oczu.  W  pewnej  chwili  ich 
spojrzenia  się  spotkały.  Uśmiechnął  się  do  niej,  a  ona  do 
niego. Jej usta aż prosiły się o pocałunek.  

–  Spodziewany  czas  lotu:  piętnaście  minut  – 

zakomunikował Reese.  

Jenna  zajęła  się  wypełnianiem  formularza.  Zach  z  trudem 

oderwał  od  niej  oczy  i  zaczął  rozglądać  się  po  niebie.  Kiedy 
helikopter  zniżył  lot,  szykując  się  do  lądowania,  jego  oczom 
ukazał  się  widok  szerokiej  polnej  drogi  i  leżącego  na  jej 
poboczu  przewróconego  na  dach  samochodu,  wokół  którego 
uwijała się grupa ratowników.  

Reese  posadził  helikopter  na  środku  drogi,  a  Jenna 

background image

natychmiast wyskoczyła na ziemię, pobiegła do tylnych drzwi 
i  z  pomocą  Zacha  wyciągnęła  nosze.  Po  chwili  biegli  już  na 
miejsce  wypadku,  zdejmując  po  drodze  kaski.  W  odległości 
niespełna  dziesięciu  metrów  od  wywróconego  samochodu 
leżała  na  ziemi  nieruchoma  postać,  nad  którą  stało  dwóch 
ratowników.  Druga  grupa  krzątała  się  przy  wraku,  usiłując 
wydobyć  uwiezionego  w  środku  kierowcę.  Z  boku  stał  inny, 
chyba  nieuszkodzony  samochód,  w  którym  siedziało  dwóch 
całych i zdrowych, ale mocno wystraszonych nastolatków.  

Zach  zbliżył  się  do  wyrzuconej  na  drogę  ofiary  i 

natychmiast zdał sobie sprawę, iż jest nią dziewczyna w wieku 
Rae. Z pewnym niepokojem zerknął na Jennę.  

–  Nic  tu  po  was  –  oświadczył  jeden  z  ratowników.  – 

Zginęła na miejscu.  

Z gardła Jenny wydobył się nieokreślony okrzyk protestu.  
–  Nie  próbowaliście  jej  reanimować?  –  zdziwił  się  Zach. 

Wiedział  z  doświadczenia,  że  u  młodych  ludzi  resuscytacja 
często daje pozytywny rezultat, nawet jeśli przez dłuższy czas 
nie dawali znaku życia.  

Ratownicy popatrzyli po sobie.  
–  Nie  –  odparł  jeden  z  nich.  –  Leżała  twarzą  do  ziemi,  z 

mocno  wykręconą  głową.  Na  pewno  ma  złamany  kręgosłup. 
Według  naszych  obliczeń  mózg  był  pozbawiony  dopływu 
krwi przez kwadrans albo dłużej. Nie zorientowaliśmy się od 
razu,  że  w  samochodzie  były  dwie  osoby.  Dziewczynę 
znaleźliśmy dopiero po paru minutach...  

Zach  ze  zrozumieniem  skinął  głową.  Ratownicy  nie 

popełnili  błędu.  Nie  można  ich  winić  o  to,  że  nie  od  razu 
znaleźli drugą ofiarę wypadku. Jenna chciała coś powiedzieć, 
lecz  w  tej  samej  chwili  od  strony  przewróconego  samochodu 
rozległo się wołanie: 

– Doktorze, proszę szybko tutaj! 
Pobiegli  z  noszami  na  miejsce  wypadku.  Ratownicy  już 

background image

wcześniej  wybili  tylną  szybę  i  jeden  z  nich  wczołgał  się  do 
środka.  

–  Sam  nie  dam  rady  podłączyć  go  do  aparatury,  za  mało 

miejsca.  –  Mężczyzna  spojrzał  na  Jennę  przepraszającym 
wzrokiem. – Pani jest najmniejsza, proszę mi pomóc.  

– Jasne, już się robi. – Jenna bez chwili wahania wczołgała 

się do samochodu przez rozbite okno.  

Czekanie  z  boku,  aż  Jenna  udzieli  ofierze  pierwszej 

pomocy,  było  dla  Zacha  trudniejsze,  niż  mógł  przypuszczać. 
Wolałby  sam  być  przy  pacjencie.  Minuty  ciągnęły  się  w 
nieskończoność.  Na  koniec  ratownik  zaczął  wyczołgiwać  się 
przez  okno, trzymając  w  rękach jeden  koniec  długiej  płyty, a 
po  chwili  wyłoniła  się  Jenna,  podtrzymująca  ją  z  drugiego 
końca.  

–  Trzeba  go  podłączyć  do  respiratora  –  powiedziała,  z 

trudem  łapiąc  oddech,  kiedy  przenosili  chłopca  na  nosze.  W 
czasie  gdy  wykonywała  dalsze  czynności  i  podłączała 
kroplówkę,  Zach  dał  znak  pilotowi,  by  przyszykował  się  do 
odlotu.  –  Twardy  brzuch,  zapewne  wskutek  wewnętrznego 
krwotoku. Ciśnienie krwi niskie, ale na razie nie spada.  

–  Trzeba  się  spieszyć  –  rzucił  Zach.  Chirurg  musi  jak 

najszybciej otworzyć brzuch. – Czy był przypięty pasem? 

– Tak – wtrącił ratownik. – Musiałem go odciąć.  
Jenna  rzuciła  znaczące  spojrzenie  w  kierunku  leżącej  za 

poboczu  nastolatki,  jakby  chciała  powiedzieć,  że  też  miałaby 
szanse przeżycia, gdyby zapięła pas.  

–  Krwawienie  jest  pewnie  spowodowane  uszkodzeniem 

wątroby  albo  śledziony  –  dodał  Zach.  –  Dlatego  powinien 
znaleźć się jak najszybciej w szpitalu.  

–  Czy  mam  mu  podać  krew?  –  spytała  Jenna,  prowadząc 

nosze po wyboistej drodze w kierunku śmigłowca.  

– Tak jest. Jak tylko wystartujemy.  
Kiedy  wsunęli  nosze  tylnymi  drzwiami  do  helikoptera, 

background image

Zach  pochylił  się  nad  chłopcem,  chcąc  sprawdzić,  czy  nie 
doznał  śródczaszkowych  obrażeń.  Okazało  się,  iż  oczy 
anonimowej  ofiary  –  anonimowej,  bo  nie  znaleziono  przy 
chłopcu  żadnego  dokumentu  –  reagują  na  światło,  a  ponadto 
chłopiec  nie  stracił  władzy  w  kończynach.  Zach  odetchnął  z 
ulgą.  

Podczas lotu stan pacjenta nie uległ zasadniczej zmianie. W 

każdym  razie  dzięki  podawaniu  płynu  i  krwi  udało  się 
zapobiec dalszemu spadkowi ciśnienia.  

– Lądujemy za pięć minut – oznajmił pilot. Reese doleciał 

do Trinity w rekordowym tempie.  

Zach  już  wcześniej  porozumiał  się  z  bazą,  toteż  zespół 

lekarski wiedział, czego się spodziewać.  

– Zawieźmy go bezpośrednio na blok operacyjny. Analizy 

można zrobić na miejscu – zaproponował chirurg.  

Zach  zgodził  się  z  nim.  Gdy  tylko  dotarli  na  blok,  Jenna 

szybko  przygotowała  próbki  do  analizy  i  wypełniła 
odpowiednie  papiery,  aby  laboranci  mogli  niezwłocznie 
przystąpić  do  pracy.  Teoretycznie  ich  obowiązki  na  tym  się 
kończyły,  lecz  Zachowi  trudno  było  odejść.  Konieczność 
porzucenia  chorego  i  przekazania  go  w  cudze  ręce  była  dla 
niego najcięższym momentem pracy.  

Jenna podeszła i przez chwilę stała w milczeniu obok niego.  
–  Musimy  wracać  –  szepnęła  w  końcu.  –  Jest  już 

wprawdzie  po  szóstej,  ale  jeśli  przyjdzie  następne  wezwanie, 
będziemy musieli znowu lecieć.  

–  To  prawda  –  odparł,  wracając  do  rzeczywistości.  Jenna 

pewnie nie może zapomnieć o dziewczynie, która tam zginęła. 
Miał  ochotę  otoczyć  ją  ramieniem,  ale  musiał  nieść  torbę,  a 
jednocześnie pchać nosze.  

–  Ze  złamanym  kręgiem  szyjnym  dziewczyna  i  tak  nie 

miałaby życia – wyjaśnił Zach, gdy znaleźli się na powrót w 
śmigłowcu. – Nagła śmierć, zwłaszcza kogoś tak młodego, to 

background image

rzecz okropna, ale na przyszłość oszczędzi jej rodzicom wielu 
cierpień.  

– Pewnie tak – westchnęła. – Nie mogę spokojnie myśleć o 

tych wszystkich młodych ludziach, którzy niszczą sobie życie 
przez  własną  głupotę.  Czuję  się  taka  bezradna.  Jedyne,  co 
mogę zrobić, to prawić kazania.  

Zach  nie  był  pewien,  kogo  Jenna  ma  na  myśli  –  młodych 

ludzi  w  ogóle,  czy  przede  wszystkim  własną  siostrę?  Pewnie 
to drugie.  

– Co byś powiedziała, gdybym po dyżurze zaprosił cię do 

siebie na kolację? – zapytał.  

Zaskoczona jego propozycją, podniosła oczy i przez chwilę 

wpatrywała się w niego, nic nie mówiąc. Potem na jej twarzy 
pojawił się uśmiech.  

– Chętnie dam się zaprosić – odparła.  
Ogarnęła  go  radość.  Przyjrzał  się  uważnie  jej  twarzy, 

szukając śladu niepewności albo wahania, lecz nic takiego nie 
dostrzegł. Zgoda na wspólną kolację to dobry znak. Nie mógł 
się doczekać, kiedy chwyci ją w ramiona i wycałuje.  

Opanuj  się,  Taylor,  ostrzegł  się  w  duchu.  Nie  bądź  w 

gorącej wodzie kąpany. Jenna na pewno nie należy do kobiet 
lekko traktujących stosunki z mężczyznami. Jednocześnie zdał 
sobie sprawę, jak mało w gruncie rzeczy o niej wie, i ogarnął 
go  nagły  niepokój.  A  jeśli  Jenna  okaże  się  podobna  do  jego 
byłej  narzeczonej  i  niespodziewanie  pokaże  zupełnie  nowe 
oblicze? 

Podczas lotu wpatrywał się w zwróconą do niego profilem 

twarz  Jenny.  Nie, to  niemożliwe,  by  okazała  się  kimś  innym, 
niż  była  do  tej  pory.  Tak  naprawdę  to  Lynette  jeszcze  przed 
zaręczynami  zdradzała  upodobanie  do  pieniędzy  i  skłonność 
do narzucania swojej woli, tylko on wolał tego nie dostrzegać.  

Jenna  w  niczym  jej  nie  przypomina.  W  każdym  razie  na 

pewno  nie  jest  łasa  na  pieniądze.  Nie  ma  wymagań,  jest 

background image

oszczędna.  Woli  jeździć  autobusem,  niż  zaciągnąć  dług  na 
naprawę samochodu.  

Pracuje  ponad  siły,  a  pieniądze  odkłada  dla  siostry,  na  jej 

studia. Lynette na pewno nigdy by się nie zdobyła na podobne 
poświęcenie.  Jenna  jest  wobec  Rae  zbyt  apodyktyczna,  ale 
robi  to  jedynie  z  troski  o  jej  bezpieczeństwo.  Poza  tym  jest 
wręcz  nadzwyczajna.  Żadna  ze  znanych  mu  kobiet  nie  może 
się z nią równać. Aż podskoczył na siedzeniu, zdając sobie ze 
zdumieniem  sprawę,  że  nigdy,  nawet  w  ich  najlepszych 
czasach,  nie  żywił  wobec  Lynette  uczuć  tak  gorących,  jakie 
już teraz budzi w nim Jenna.  

 
Jenna  miała  wprawdzie  świeżo w  pamięci  radę siostry, by 

mniej zajmowała się nią, a więcej własnym życiem, niemniej 
jadąc do domu Zacha, czuła się nieswojo.  

Nie mogła zapomnieć nieszczęsnej dziewczyny, która padła 

ofiarą  bezsensownego  wyścigu  i  lekkomyślności.  Gdyby 
znaleziono  ją  wcześniej  i  zdołano  odratować,  byłaby 
sparaliżowana  od  szyi  w  dół,  a  niedotlenienie  mogło  trwale 
uszkodzić  jej  mózg.  Byłoby  to  straszne  dla  niej  i  dla  jej 
bliskich.  Wspomnienie  tragicznego  wypadku  przypomniało 
Jennie  o  kruchości  życia.  Jest  tak  ulotne,  trzeba  z  niego 
korzystać,  póki  czas.  Teraz,  kiedy  Rae  ukończyła  szkołę  i 
wybiera się na studia, ona też może sobie pozwolić na drobne 
przyjemności.  

Polubiła  Zacha.  I  to  bardzo.  Kto  wie,  czy  nie  za  bardzo. 

Zerknęła  na  niego  kątem  oka.  Jego  duże  ręce  spoczywały 
spokojnie  na  kierownicy.  Jest  znakomitym  lekarzem,  nigdy 
nie  zdoła  mu  dorównać  ani  wiedzą,  ani  doświadczeniem.  A 
jednak ten wykształcony pan doktor z jakichś niezrozumiałych 
powodów  znajduje  przyjemność  w  jej  towarzystwie.  Czyżby 
czuł się samotny? 

Dojeżdżając  do  domu,  Zach  skręcił  w  boczną  uliczkę  i 

background image

kupił pizzę. Kiedy w chwilę później zaparkował przed swym 
okazałym  kondominium  i  poprowadził  Jennę  do  środka,  ta  z 
bijącym  sercem  spoglądała  na  nie  mniej  eleganckie  wnętrze 
budynku.  

– Bądź łaskawa usiąść! – powiedział, kładąc pudło z pizzą 

na  stole  i  odsuwając  krzesło.  –  Na  pewno  jesteś  głodna.  Nie 
mieliśmy czasu dokończyć lunchu.  

Faktycznie,  w  połowie  lunchu  otrzymali  wezwanie  i 

zgodnie  parsknęli  śmiechem  na  wspomnienie  niedawnej 
rozmowy  w  parku  o  tym,  że  ratownik  rzadko  może  zjeść  w 
spokoju lunch.  

Jenna wyraźnie się odprężyła. Pizza okazała się wyjątkowo 

smaczna. Po kolacji Zach zaprosił ją do salonu.  

– Masz ochotę obejrzeć film? – zapytał.  
– O tak.  
Wsunął kastę do odtwarzacza DVD, po czym usadowili się 

na kanapie, przytuleni do siebie.  

Jenna rzadko chodziła do kina, toteż ekscytujący film akcji 

bardzo ją wciągnął. Ale tylko  do mementu, kiedy Zach objął 
ją  ramieniem  i  przyciągnął  do  siebie.  Film  w  jednej  chwili 
przestał ją interesować.  

Fakt,  iż  w  pokoju  panował  półmrok,  tylko  częściowo 

rozproszony  światłem  płynącym  z  ekranu,  pomógł  Jennie 
przezwyciężyć  nieśmiałość.  Wtuliła  twarz  w  zagłębienie 
między  szyją  a  ramieniem  Zacha,  chłonąc  z  rozkoszą  jego 
zapach i marząc, by ta chwila nigdy się nie skończyła.  

On tymczasem bawił się jej włosami, a po paru sekundach 

Jenna  zdała  sobie  sprawę,  że  uwalnia  je  z  przytrzymującej 
opaski i zagłębia w nich palce.  

Przycisnęła  usta  do  jego  szyi.  Ciało  Zacha  stężało. 

Powolnym ruchem ujął jej twarz w obie dłonie.  

– Och, Zach! – zdążyła wyszeptać, zanim dotknął ustami jej 

warg.  

background image

Pocałunek  położył  kres  resztkom  racjonalnego  myślenia, 

Jenna znalazła się w wyłącznym władaniu zmysłów. Poddając 
się  nieodpartemu  pożądaniu,  zaczęła  szarpać  zamek  u  jego 
spodni. Pragnęła go dotknąć już, natychmiast.  

Czuła,  jak  ręce  Zacha  przesuwają  się  coraz  niżej  po  jej 

plecach,  a  gdy  objęły  jej  pośladki,  z  ust  Jenny  wydobył  się 
głęboki jęk. Nigdy jeszcze nie zaznała podobnego uczucia. W 
dziedzinie seksu brakowało jej doświadczenia. Nie miała na to 
czasu. Całe życie jenny toczyło się wyłącznie wokół Rae i jej 
przyszłości.  

Czując,  co  się  z  nią  dzieje,  zrozumiała  nagle,  dlaczego 

ludzie,  oddając  się  rozkoszom  ciała,  często  zapominają  o  ich 
potencjalnych 

skutkach. 

Zrozumiała, 

że 

pragnienie 

zaspokojenia  fizycznego  pożądania  może  być  silniejsze  od 
rozsądku. Pragnęła jak najszybciej pozbyć się ubrania i poczuć 
ręce Zacha na swoim ciele.  

Kiedy  jednak  zaczęła  ponownie,  szarpać  się  z  suwakiem 

jego spodni, Zach przytrzymał jej rękę.  

– Jeszcze nie. Poczekaj – szepnął.  
Poczekaj? Na co? Ma dwadzieścia cztery lata, zdecydowała 

się  wreszcie  pójść  na  całość,  a  on  każe  jej  czekać? 
Spojrzawszy  mu  w  oczy,  wyczytała  w  nich  namiętne 
pożądanie. Więc dlaczego? 

– Czy coś jest nie tak? – zapytała.  
– Ależ nie. Jest cudownie. – Ujął jej twarz w dłonie i czule 

pocałował. – Cieszę się, że jesteś ze mną. Ale nie chcę cię do 
niczego przymuszać, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa. – Czyżby 
domyślił  się,  że  to  jej  pierwszy  raz?  Zawstydzona  spuściła 
oczy i pochyliła głowę. – No, nie rób takiej miny – poprosił, 
osuwając  się  na  kanapę  i  pociągając  ją  za  sobą,  tak  że  leżeli 
teraz  twarzami  do  siebie.  –  Przecież  musisz  wiedzieć,  jak 
bardzo cię pragnę.  

Może jednak nie odkrył jej sekretu. Zaczerpnęła powietrza 

background image

w  płuca,  chcąc  uspokoić  przyspieszony  oddech,  ale  gdy  jej 
piersi  otarły  się  przy  tym  o  jego  tors,  z  wrażenia  o  mało  nie 
zapomniała, co miała mu powiedzieć.  

–  Nie  musisz  się  powstrzymywać  –  szepnęła,  z  trudem 

odzyskując głos.  

– Wiem, że nie muszę, aleja też mam w tej sprawie coś do 

powiedzenia  –  odparł  i  obdarzył  ją  tak  czarującym 
uśmiechem,  że  zadrżała  na  całym  ciele.  –  To,  że  jesteś  w 
moim  mieszkaniu,  daje  mi  przewagę,  której  nie  chcę 
wykorzystywać.  

–  W  takim  razie  pojedźmy  do  mnie.  –  Powiedziawszy  to, 

zdała sobie sprawę, że siostra ma o jedenastej wrócić z pracy. 
Czy do tej pory zdążą zaspokoić swe pragnienia? Może tak.  

Zach parsknął głośnym śmiechem.  
–  Nie  wystawiaj  mnie  na  zbyt  ciężką  próbę,  bo  ulegnę  – 

odparł.  

–  Jeszcze  nigdy  nie  odczuwałam  niczego  podobnego  – 

wyznała. Jak ma go przekonać, że jest gotowa na wszystko? – 
Ja też bardzo cię pragnę.  

–  Na  razie  wystarczy,  że  jesteśmy  razem  tak  jak  teraz.  – 

Pocałował ją kolejny raz, chyba również po to, by zamknąć jej 
usta, bo gdy spróbowała pogłębić pocałunek, przewrócił ją na 
kanapie  plecami  do  siebie.  –  Nie  spieszmy  się,  Jenna,  mamy 
mnóstwo  czasu  –  szepnął  jej  do  ucha.  –  Cieszmy  się  każdą 
chwilą. Na przykład obejrzyjmy do końca film.  

Chciała  dalej  protestować,  ale  Zach  trzymał  ją  mocno, 

głaszcząc  od  czasu  do  czasu  i  składając  delikatny  pocałunek 
na  jej  szyi.  Jenna  powoli  zaczęła  się  uspokajać.  Film  jednak 
przestał ją interesować, gdyż straciła wątek. Po paru minutach 
zaczęły jej ciążyć powieki.  

Kiedy  otworzyła  oczy,  był  już  wczesny  ranek.  W 

pierwszym  momencie  nie  wiedziała,  gdzie  jest.  Dopiero  po 
chwili zdała sobie sprawę, że oboje usnęli w trakcie oglądania 

background image

filmu, a ona właśnie stoczyła się z kanapy na podłogę.  

Jeszcze niezupełnie przytomna, podniosła się na nogi. Zach 

nadal  spał  w  najlepsze.  Z  cichym  westchnieniem  ulgi 
wymknęła się na palcach z salonu.  

W  kuchni  zamknęła  za  sobą  drzwi,  wyjęła  z  kieszeni 

komórkę  i  zadzwoniła  do  domu.  Co  pomyśli  Rae,  kiedy  się 
zorientuje, że siostra nie wróciła na noc? 

Telefon  dzwonił  i  dzwonił,  dopóki  nie  włączyła  się 

automatyczna  sekretarka.  Jennie  drżały  ręce,  kiedy  wyłączała 
komórkę.  Może  Rae  śpi  tak  mocno,  że  nie  obudził  jej 
dzwonek  telefonu?  Jest  jeszcze  bardzo  wcześnie,  ledwo 
minęła  szósta.  Zadzwoniła  ponownie  w  nadziei,  że  siostra  w 
końcu się obudzi i podejdzie do telefonu.  

Znowu 

nic. 

Jenna, 

coraz 

bardziej 

zaniepokojona, 

zadzwoniła  na  komórkę  Rae.  Dopiero  po  trzech  sygnałach 
usłyszała lekko sepleniący głos siostry: 

– Cześć, to ty? 
–  Rae,  gdzie  jesteś?  –  Słysząc  w  tle  obce  glosy,  Jenna  ze 

zdenerwowania  zacisnęła  z  całej  siły  pałce  na  komórce. 
Siostra nie była sama. – Piłaś? 

– Spoko, siostrzyczko. Nie jestem pijana, tylko niewyspana. 

Bawiliśmy się do białego rana. – Rae zachichotała. – Właśnie 
zamierzaliśmy się trochę przespać.  

–  Gdzie  jesteś?  I  co  robiliście  przez  całą  noc?  – 

podniesionym  głosem  pytała  Jenna,  krążąc  niespokojnie  po 
kuchni.  Chciałaby  przenieść  się  jakimś  cudownym  sposobem 
w  miejsce,  gdzie  jest  Rae,  i  sprawdzić,  co  się  z  nią  dzieje. 
Siostra bez pozwolenia spędziła noc poza domem. W dodatku 
wcale nie była przekonana, że Rae i jej koledzy rzeczywiście 
nie pili alkoholu.  

–  Jestem  u  Claire.  Urządziliśmy  przyjęcie.  Zostawiłam  ci 

wiadomość.  –  W  tle  ktoś  coś  powiedział,  a  Rae  znowu  się 
roześmiała. – Cześć, Jen, do zobaczenia.  

background image

Jenna  opadła  bezsilnie  na  krzesło.  Rae  miała  dziwnie 

zmieniony głos. To nie może być niewyspanie. Albo pili, albo 
próbowali narkotyków.  

Rae schodzi na złą drogę. Może sobie napytać biedy.  
A Jenna będzie temu winna.  
– Jenna, co ci jest? Czy coś się stało? – Rozczochrany Zach 

stał w drzwiach, spoglądając na nią z niepokojem.  

–  Bardzo  mi  przykro,  ale  muszę  uciekać.  –  Z  trudem 

powstrzymywała  łzy.  To  jej  wina,  że  w  pogoni  za  własnym 
szczęściem  nie  dopilnowała  siostry,  narażając  ją  na 
niebezpieczne  pokusy. Dobrze przynajmniej,  że  nie przespała 
się  z  Zachem.  Gdyby  tak  się  stało,  rozstanie  byłoby  jeszcze 
trudniejsze.  

–  Chodzi  o  Rae?  Ma  kłopoty?  –  domyślił  się  Zach. 

Podszedł do Jenny i położył jej obie ręce na ramionach.  

–  Spędziła  noc  poza  domem.  Podejrzewam,  że  pila.  – 

Wyrywając  mu  się  z  rąk,  zahaczyła  boleśnie  biodrem  o  kant 
stołu. – Muszę jechać do domu.  

– Odwiozę cię.  
Tym razem nie zaprotestowała. Wiedziała już, że autobusy 

nie dojeżdżają do jego dzielnicy.  

–  Ona  skończyła  już  osiemnaście  lat  –  zwrócił  jej  uwagę, 

gdy wsiedli do samochodu.  

–  Zgodnie  z  prawem  alkohol  jest  dozwolony  dopiero  po 

ukończeniu dwudziestu jeden lat – ucięła ostro.  

–  Tak,  wiem,  ale  to  naturalne,  że  młodzi  lekceważą 

niekiedy  ograniczające  ich  przepisy.  Myślisz,  że  na  studiach 
będzie inaczej? 

–  Nie  pozwolę,  żeby  Rae  zmarnowała  sobie  życie, 

zapamiętaj to sobie – oświadczyła twardo.  

Resztę  drogi  pokonali  w  niemal  wrogim  milczeniu.  Kiedy 

zajechali  przed  dom,  Jenna,  która  podejrzewała,  że  Zach 
będzie chciał wejść razem z nią, oświadczyła: 

background image

–  Przepraszam  cię,  ale  nie  możemy  być  razem.  Nigdy 

więcej się z tobą nie spotkam.  

– Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale nie odpychaj mnie, 

proszę. Wierz mi, ja naprawdę cię rozumiem.  

– Nic nie rozumiesz. – Roześmiała się cierpko. – Nie jestem 

po  prostu  zdenerwowana,  jestem  przerażona.  I  mam  po  temu 
szczególne  powody,  bo  nasza  matka  była  alkoholiczką,  a  do 
tego  narkomanką.  Zmarła  z  przedawkowania,  nie  wiadomo, 
czy  przypadkiem,  czy  celowo.  –  Widać  było,  że  te  słowa 
zrobiły  na  Zachu  silne  wrażenie.  Może  wreszcie  zda  sobie 
sprawę, jak wiele ich dzieli. – Znalazłam ją martwą w kuchni 
na  podłodze.  I  niech  mnie  piekło  pochłonie,  jeżeli  pozwolę, 
żeby moja siostra poszła w jej ślady. Sprowadzę ją do domu i 
od tej pory nigdy więcej nie spuszczę z oka. Zegnaj, Zach.  

Na  podkreślenie  ostateczności  swoich  słów,  z  całej  siły 

zatrzasnęła drzwi samochodu.  

–  Zadzwonię  w  ciągu  dnia  –  zawołał  za  nią,  ale  nie 

doczekał się odpowiedzi.  

Weszła  do  domu,  ocierając  łzy.  Jeśli  nawet  zadzwoni,  nie 

będzie  to  miało  najmniejszego  znaczenia.  Nigdy  więcej  nie 
spotka się z nim poza pracą. Wystawiłaby sobie bardzo marne 
świadectwo,  gdyby  dla  paru  godzin  szczęścia  poświęciła 
przyszłość własnej siostry.  

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

Zach przyjechał do stacji dobry kwadrans przed czasem w 

nadziei skłonienia Jenny do poważnej rozmowy. Od kilku dni 
nie  odbierała  jego  telefonów.  Kiedy  dzwonił,  słuchawkę 
podnosiła Rae, mówiąc, że Jenny nie ma w domu.  

Po  tym,  czego  się  dowiedział  o  ich  matce,  lepiej  rozumiał 

ostrą  reakcję  Jenny.  Ciarki  przechodziły  mu  po  plecach, 
ilekroć  wyobraził  sobie  kilkunastoletnią  dziewczynę,  która 
znajduje  w  kuchni  martwe  ciało  własnej  matki.  Rodzice 
powinni  ochraniać  dzieci,  zamiast  je  narażać  na  straszne 
przeżycia. Największy podziw budził w nim fakt, iż po takich 
doświadczeniach  Jenna  wyrosła  na  odpowiedzialną  i 
zrównoważoną kobietę.  

Być może konieczność zajęcia się młodszą siostrą pomogła 

jej otrząsnąć się z koszmaru. Zach rozumiał ją teraz znacznie 
lepiej niż dotąd, a zarazem był zdecydowany przekonać ją, że 
musi zacząć myśleć o swoim osobistym szczęściu.  

W  sali  odpraw  zastał  Ivana,  Katel  Samanthę.  Ciekawe,  że 

wszyscy  przyjechali  przed  czasem.  To  znaczy  wszyscy  z 
wyjątkiem Jenny. Ale co tu robi Ivan, który nie był zapisany 
na dzisiejszy dyżur? 

–  Cześć,  Zach  –  powitała  go  Kate.  –  Coś  jest  nie  w 

porządku? 

–  Miałem  nadzieję  zastać  Jennę.  –  Sięgnął  po  leżący  na 

stole  grafik,  który  potwierdził  jego  podejrzenie.  Nazwisko 
Jenny było wykreślone, a na jej miejsce wpisano Ivana.  

–  Musiała  wziąć  wolny  dzień,  więc  zamieniliśmy  się 

dyżurami – wyjaśnił Ivan. – Czy to źle? 

Jeszcze  jak!  Źle  jak  cholera!  Musi  jej  przecież  w  jakiś 

sposób  wytłumaczyć,  że  spędzając  noc  na  jego  kanapie,  nie 
upodobniła się do swojej nieodpowiedzialnej matki. Że jedno 
z drugim nie ma nic wspólnego. Że jej również coś się w życiu 

background image

należy.  Nie  może  się  całkowicie  poświęcić  wychowywaniu 
Rae  i  trosce  o  jej  los.  Mogliby  wspólnie  czuwać  nad  jej 
siostrą. Niech da mu szansę i pozwoli sobie pomóc.  

– Nie, to nic ważnego – odparł.  
Ivan jednak nie wydawał się przekonany. No trudno, niech 

sobie myśli, co chce. Na szczęście jutro sobota, Jenna będzie 
w  ośrodku  i  już  mu  się  nie  wymknie.  Może  zdąży  do  tego 
czasu dojść do siebie i spojrzy na niego łaskawszym okiem.  

 
W  ośrodku  uwijała  się  gromada  młodych  koszykarzy, 

których  pamiętał  z  ostatniego  treningu.  Chłopcy  ćwiczyli 
zagrania,  których  ich  nauczył.  Jego  zadowolenie  z  tego 
powodu zmąciło jednak odkrycie, że dzisiejszy trening został 
w oczywisty sposób wyznaczony bez jego wiedzy.  

Natychmiast zauważono jego obecność. Pierwszy pomachał 

mu  ręką  Damien,  który  krzyknął  na  kolegów  i  już  po  chwili 
rzucili się hurmem, by go powitać.  

Widząc  poruszenie,  Jenna  odwróciła  się  i  na  widok  Zacha 

zrobiła niezadowoloną minę. Nie mogła urządzić mu sceny na 
oczach  dzieci,  niemniej  zachowanie  spokoju  kosztowało  ją 
sporo wysiłku.  

–  Cześć,  Jenna  –  powiedział  jak  gdyby  nigdy  nic.  –  Mam 

wolny dzień, więc może się na coś przydam.  

–  Proszę  bardzo  –  odparła  uprzejmie,  jednak  jej  oczy 

mówiły co  innego.  Jest  niezadowolona  z  jego  przyjścia,  a  co 
gorsza, nie ma ochoty na rozmowę.  

Wahał  się,  jak  postąpić.  Zostając,  zrobi  Jennie  przykrość, 

ale odchodząc, sprawi chłopcom zawód. W końcu postanowił 
zostać.  Nie  ma  powodu,  żeby  dzieciaki  ponosiły 
konsekwencje jego osobistych problemów.  

–  Ćwiczenia  nieźle  wam  idą,  chłopcy,  ale  teraz  pokażcie, 

czy umiecie to wykorzystać w grze – zaproponował.  

–  Robi  się!  –  Ruszyli  biegiem  na  boisko,  gdzie  przy 

background image

stanowisku  sędziego  stała  Jenna  z  Miguelem  i  drugim, 
nieznanym Zachowi mężczyzną.  

– Czy Damien może już ćwiczyć? – upewnił się.  
– Oczywiście. Bierze przepisane leki, a ja mam go na oku. 

– Powiedziała to uprzejmym, lecz chłodnym tonem, jakby nie 
mieli za sobą wspólnych przeżyć. Takim tonem rozmawia się 
zwykle z nieznajomymi.  

Znowu  poczuł  się  dotknięty,  lecz  z  poczucia  obowiązku 

wobec chłopców nie przestał obserwować gry, zachęcając ich 
do zwiększenia wysiłku albo korygując błędy.  

Po  skończonym  treningu  nadal  kręcił  się  po  boisku,  nie 

zważając  na  rzucane  w  jego  kierunku  niechętne  spojrzenia 
Jenny.  Dawała  mu  wyraźnie  do  zrozumienia,  że  nie  jest  tu 
mile  widziany.  On  jednak  nie  da  się  wypędzić.  Będzie  tkwił, 
dopóki  nie  nadarzy  się  okazja  na  odbycie  z  nią  rozmowy  w 
cztery oczy.  

Chłopcy  zbierali  swoje  rzeczy  i  opuszczali  ośrodek, 

wykrzykując w jego stronę przyjazne pozdrowienia.  

–  Co  ty  tu  jeszcze  robisz?  –  zapytała  go  Jenna,  zbierając 

piłki i wrzucając je na wózek.  

–  Musimy  porozmawiać.  Dlaczego  nie  odbierasz  moich 

telefonów? 

– Widocznie nie mam ochoty rozmawiać – odparła ostrym 

tonem. Nie zamierzała ułatwiać mu sytuacji.  

On jednak nie rezygnował.  
– Co z Rae? – zapytał, wrzucając na wózek piłkę.  
–  Boczy  się  na  mnie.  Teraz  wpadła  na  pomysł,  że  sama 

zapłaci  za  naprawę  samochodu. Wyobraża  sobie,  że  pozwolę 
jej prowadzić po tym, jak nie wróciła na noc do domu.  

Z  nachmurzoną  miną  ruszyła  z  wózkiem  do  magazynu. 

Zach szedł za nią.  

–  Właściwie  dlaczego  nie?  Gdybyś  okazała  jej  więcej 

zaufania,  mogłoby  się  okazać,  że  potrafi  podejmować 

background image

rozsądne decyzje.  

–  Czego  ty  ode  mnie  chcesz?  –  zawołała,  odwracając  się 

gwałtownie  i  spoglądając  mu  prosto  w  oczy.  –  Tamtej  nocy, 
kiedy  zasnęliśmy  u  ciebie  na  kanapie,  byłam  gotowa  na  coś 
więcej  niż  znajomość,  ale  ty  powiedziałeś  „nie”.  Wiesz,  co 
myślę?  Boisz  się  bliższego  związku,  bo  to  zanadto 
zobowiązuje.  

–  Nieprawda  –  zaprotestował.  –  Chcę  być  z  tobą,  niczego 

bardziej  nie  pragnę.  To  ty  rezygnujesz  z  osobistego  życia  na 
rzecz Rae.  

Jenna z całej siły zatrzasnęła drzwi magazynu.  
– Jest moją siostrą, Zach. Kocham ją i nie zamierzam się z 

tego tłumaczyć.  

– Rozumiem, że jej dobro leży ci na sercu, ale to jeszcze nie 

powód,  żeby  wpadać  w  rozpacz  za  każdym  razem,  kiedy  coś 
nie idzie po twojej myśli – próbował jej perswadować.  

–  Lepiej  zajmij  się  własnymi  problemami  –  oświadczyła, 

odwracając się i ruszając w kierunku biura. W tym momencie 
w  budynku  pogasły  światła,  uniemożliwiając  dalsze 
prowadzenie  beznadziejnego  sporu.  –  Myślisz,  że  wysiadły 
korki? 

– Nie sądzę. Posłuchaj. – Gdy przestali na siebie krzyczeć, 

do  wnętrza  budynku  zaczęły  dochodzić  odgłosy  odległych 
grzmotów. – Burza musiała uszkodzić linię elektryczną. Gdzie 
jesteś?  –  zapytał,  szukając  jej  po  omacku  w  pozbawionym 
okien korytarzu.  

– Tutaj. – Zrobiła w ciemnościach kilka kroków, po czym 

wzięła go za rękę. – Chodź – powiedziała, wymacując drzwi. 
– Muszę wracać do domu.  

Weszli  do  głównej  sali  i  ujrzeli  przez  okno,  jak  kolejne 

błyskawice  przecinają  niebo.  Po  każdej  z  nich  rozlegał  się 
głuchy grzmot.  

– Odwiozę cię do domu. Nie możesz iść w taką ulewę.  

background image

Jenna  tym  razem  nie  oponowała.  Zamknąwszy  na  klucz 

drzwi ośrodka, popędzili w strugach deszczu do samochodu.  

– Gdzie jest Rae? – spytał potem Zach.  
– Została w domu. – Jenna zagryzła wargi. – Zadzwonię do 

niej. – Przyłożyła komórkę do ucha, ale po chwili ją zamknęła. 
– Nie mogę się połączyć, słychać tylko trzaski.  

– Nie pracuje dzisiaj? 
–  Dopiero  po  południu.  Kiedy  wychodziłam,  siedziała  w 

swoim  pokoju,  obrażona,  że  nie  pozwalam  jej  zapłacić  za 
naprawę  samochodu.  –  Skręcili  już  w  jej  uliczkę.  –  O  mój 
Boże! 

– Co takiego? 
– Och, Zach, drzewo spadło na nasz dom! 
Rzeczywiście. Zach zobaczył wielkie drzewo rozłupane na 

dwie  części.  Jedna  z  nich,  znacznie  większa,  leżała  wbita  w 
dach domu. W drzewo musiał uderzyć piorun.  

– Zach, szybko! Rae jest w środku! 
Na twarzy Jenny malował się paniczny strach. Zach dobrze 

znał to uczucie. Pamiętał, co czuł tamtego dnia, gdy zdał sobie 
sprawę,  że  jego  siostra  biegnie  ulicą  do  kolegi.  Szybko 
odepchnął od siebie złe wspomnienie.  

–  Rae,  Rae!  –  zaczęła  wołać  Jenna,  wyskakując  z 

samochodu, zanim Zach zdążył na dobre zaparkować.  

–  Jenna,  poczekaj!  –  Zatrzymał  auto  i  pobiegł  za  nią.  – 

Uważaj, dach może się zawalić. – Złapał ją przed drzwiami.  

– Puść mnie, muszę ją znaleźć. Drzewo zwaliło się na dach 

nad jej pokojem, może być ranna.  

– Trzeba zadzwonić po straż. – Obejmując Jennę  w pasie, 

drugą  ręką  wyjął  z  kieszeni  komórkę  i  zadzwonił  pod  numer 
911.  Na  szczęście  tym  razem  nie  było  zakłóceń  i  po  chwili 
usłyszał w słuchawce głos dyspozytora.  

– Jaki wypadek pan zgłasza? 
Kiedy był zajęty tłumaczeniem, co się stało, Jenna wyrwała 

background image

się i wbiegła do domu. Zakląwszy w duchu, szybko zakończył 
rozmowę  i  pobiegł  za  nią.  Poraził  go  rozmiar  zniszczeń. 
Schody na piętro były w dużej części zawalone.  

– Straż już jedzie.  
– Rae jest na górze. Musimy ją stamtąd wydostać – jęknęła 

Jeana przez łzy. – Musi być jakiś sposób, żeby do niej dotrzeć.  

–  Nie,  kochanie,  zamiast  jej  pomóc,  możemy  jeszcze 

bardziej pogorszyć sytuację. Trzeba poczekać na strażaków. – 
Włożył  jej  do  ręki  komórkę.  –  Moja  działa,  spróbuj  do  niej 
zadzwonić.  

Jenna  złapała  telefon  i  wybrała  numer.  Po  dłuższej  chwili 

przecząco pokręciła głową.  

– Nic z tego, nie odbiera.  
– Nie słyszałem, żeby na górze dzwonił telefon. Może nie 

ma jej w domu. Mogła wyjść do pracy.  

– Muszę się upewnić, gdzie ona jest. – Głos Jenny był pełen 

rozpaczy.  

– Wiem, kochanie, pomoc zaraz nadjedzie.  
– Nie mogę tak czekać. Spróbuję się do niej dostać.  
–  Spróbuj  najpierw  zadzwonić  do  jej  przyjaciółek  – 

poradził,  byle  zyskać  na  czasie  i  zająć  czymś  Jennę  do 
przyjazdu strażaków.  

Rozumiał przerażenie Jenny i sam modlił się w duchu, żeby 

Rae nie było w pokoju na górze. Nagle Jenna chwyciła go za 
rękę.  

– Słyszałeś? 
– Co? Nic nie słyszę.  
– O, znowu! – Jenna podbiegła do częściowo zrujnowanych 

schodów.  Po  pokonaniu  pierwszych  stopni  zatrzymała  się, 
próbując usunąć z drogi kawał zawalonego sufitu.  

– Uważaj! – wrzasnął Zach.  
Rzucił  się  na  ratunek  i  zdążył  ściągnąć  Jennę  ze  schodów 

sekundę  przed  tym, jak  spadł  na  nie  kolejny  fragment  sufitu. 

background image

Przez  chwilę  stał  jak  oniemiały,  trzymając  ją  w  ramionach. 
Dopiero potem uświadomił sobie, co mogło się zdarzyć. Jenna 
też stała nieruchomo z głową wtuloną w jego tors. Pogłaskał ją 
po włosach.  

– Już dobrze. Nic się nie stało. Zaraz przyjedzie pomoc.  
Jenna wyprostowała się.  
– Słyszysz? 
Zach  poważnie  się  zaniepokoił.  Zaczynał  podejrzewać,  że 

Jenna  dostaje  histerii.  Musi  ją  stąd  jak  najszybciej 
wyprowadzić. Przebywanie w zrujnowanych domu źle na nią 
działa.  Nagle  zdał  sobie  sprawę,  że  z  góry  dochodzi  czyjeś 
ciche wołanie. Twarz Jenny pojaśniała.  

– Słyszysz? Rae mnie woła. Jest na górze. Zach, ona żyje! 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

–  Rae,  jestem  tu!  Na  dole!  –  zawołała  Jenna.  Jej  serce 

przepełniła  radość.  Rae  żyje  i  jest  przytomna!  Patrzyła  ze 
złością  na  blokujące  schody  odłamki  sufitu.  Oddałaby 
wszystko, żeby znaleźć się przy siostrze.  

Z  ulicy  dobiegł  zrazu  odległy,  potem  coraz  silniejszy, 

przeraźliwy  dźwięk  syreny  i  przed  domem  zatrzymał  się 
strażacki  wóz.  Burza  tymczasem  odpłynęła,  a  deszcz  prawie 
przestał padać.  

Zach  pośpiesznie  wyjrzał  przed  dom.  Jenna  też  stanęła  w 

drzwiach.  

– Czy to pani zgłaszała uwięzienie ofiary w uszkodzonym 

domu? – zapytał jeden z nich.  

– Tak, moja siostra została uwięziona w pokoju na piętrze – 

odparła Jenna. – Drzewo uszkodziło dach i schody.  

–  Rozumiem.  –  Szef  ekipy  skinął  na  swoich  ludzi.  –  A 

państwa proszę o opuszczenie domu.  

Jenna z ociąganiem spełniła polecenie. Ku jej zaskoczeniu 

strażacy podjęli akcję na zewnątrz budynku. Zamiast forsować 
wewnętrzne  schody,  podnieśli  zamontowaną  na  wozie 
strażacką  drabinę,  aby  dostać  się  do  pokoju  na  piętrze  przez 
dziurę w zdemolowanym dachu.  

Popatrzyła na Zacha z  wdzięcznością. Wytrwał przy niej i 

robił, co mógł, by jej pomóc. Zach przytulił ją do siebie, jakby 
czytał  w  jej  sercu.  Nie  pierwszy  raz  daje  dowód,  że  umie 
odgadywać jej nastroje, pomyślała. Ale czy ona potrafi mu się 
odwzajemnić  tym  samym?  Nie  była  sprawiedliwa,  mówiąc 
mu, że myśli tylko o sobie.  

–  Jestem  w  środku!  –  zawołał  strażak,  który  pierwszy 

wspiął się na drabinę. – Znalazłem ją! 

Czy Rae jest przytomna? Może jest ciężko ranna i zdążyła 

się wykrwawić? Ałbo doznała poważnych złamań? A może...  

background image

Z  dziury  w  dachu  wyłonił  się  strażak.  Obejmując  Rae 

ramieniem,  pomógł  jej  wejść  na  małą  platformę  na  szczycie 
drabiny, po czym sam na nią wskoczył.  

– Jest cała! – Jenna nie posiadała się z radości, patrząc, jak 

strażacy  opuszczają  drabinę,  a  następnie  zdejmują  Rae  z 
platformy i stawiają na ziemi.  

–  Nie  ma  żadnych  obrażeń  –  zapewnił  Jennę  pierwszy 

strażak. – Nic się jej nie stało, jest tylko w szoku.  

–  Nic  dziwnego,  ja  też  o  mało  nie  umarłam  ze  strachu  – 

szepnęła Jenna, ściskając ręce siostry. Nie mogła powstrzymać 
łez  wzruszenia.  Jej  mała  siostrzyczka,  która  sprawia  tyle 
kłopotów, jest zarazem jej największym skarbem.  

Po  uratowaniu  Rae  Zach  nie  zostawił  sióstr  samych. 

Zbadawszy  dziewczynę,  doszedł  wraz  ze  strażakami  do 
wniosku, że nie ma potrzeby odwozić jej do szpitala. Jednakże 
główny  strażak  miał  dla  Jenny  inną  nowinę,  tym  razem  już 
niedobrą.  

– Nie możecie panie tutaj zostać, bo dom grozi zawaleniem. 

Musicie sobie znaleźć inne mieszkanie – oświadczył.  

Ostrzeżenie  to  nie  było  dla  Jenny  całkowitym 

zaskoczeniem,  niemniej  dopiero  teraz  zdała  sobie  w  pełni 
sprawę  ze  Swego  rozpaczliwego  położenia.  Remont  domu 
może  potrwać  wiele  miesięcy,  a  nie  wiadomo,  czy  firma 
ubezpieczeniowa  zechce  pokryć  straty.  Może  będzie  się 
prawować z ubezpieczycielem sąsiada, gdyż zwalone drzewo 
rosło  na  jego  posesji.  W  dodatku  nie  miała  pewności,  czy 
Schroederowie są ubezpieczeni.  

– Jenna, gdzie my się podziejemy? – zawołała Rae. – I co 

będzie z naszymi rzeczami? 

–  Najważniejsze,  że  jesteśmy  całe  i  zdrowe,  reszta  to 

głupstwo  –  odparła  Jenna,  siląc  się  na  spokój.  –  Na  razie 
zamieszkamy  w  motelu.  –  Ale  skąd  wziąć  pieniądze  na 
wielomiesięczny  pobyt  w  hotelu?  Pieniądze  na  jej  bieżącym 

background image

koncie stopnieją po tygodniu, najdalej dwóch. Jak przetrwają 
do  końca  remontu  domu,  nie  uszczuplając  oszczędności 
przeznaczonych na studia siostry? 

– Możecie zamieszkać u mnie.  
–  Dziękuję,  Zach,  to  bardzo  miłe  z  twojej  strony,  ale 

przeniesiemy  się  na  jakiś  czas  do  hotelu.  –  Jego  propozycja 
była kusząca, lecz wspólne mieszkanie byłoby dla wszystkich 
zbyt krępujące, a ponadto Zach nie zdawał sobie sprawy, co to 
znaczy mieć dwie kobiety na stałe w domu.  

–  Na  jak  długo?  –  zapytał.  –  Domu  nie  da  się 

wyremontować  w  tydzień  czy  dwa,  a  hotel,  nawet  najtańszy, 
kosztuje.  Moje  mieszkanie  ma  trzy  sypialnie,  więc  nie 
będziemy  sobie  przeszkadzać.  Proszę  cię,  Jenna,  schowaj 
dumę do kieszeni i zgódź się.  

– Masz trzy sypialnie? – Nie umiała powstrzymać okrzyku 

zdziwienia. Po co samotnemu mężczyźnie aż trzy sypialnie? 

–  Jedna  służy  mi  za  pokój  do  pracy,  ale  jest  w  nim 

rozkładana kanapa do spania. A poza tym, godząc się na moją 
propozycję,  ułatwisz  mi  życie,  bo  w  przeciwnym  razie 
musiałbym,  przynajmniej  częściowo,  przenieść  się  do  tego 
samego hotelu, żeby móc się wami opiekować.  

–  Nie  wygłupiaj  się  –  mruknęła,  niemniej  zaczynała  się 

wahać.  A  może  przyjąć  jego  propozycję?  Niedawne 
postanowienie, aby zerwać z Zachem bliższe stosunki, dużo ją 
kosztowało. – No nie wiem – rzekła po chwili.  

– Bez żadnych zobowiązań – zapewnił ją Zach. – Chyba że 

sama  zdecydujesz  inaczej  –  dodał  z  figlarnym  błyskiem  w 
oczach.  

Tego  właśnie  bała  się  najbardziej  –  że  nie  potrafi  mu  się 

oprzeć.  Już  teraz,  na  samą  myśl  o  zamieszkaniu  razem  z 
Zachem, serce zaczęło jej szybciej bić.  

– No to jak, Jenna, decydujesz się? – ponagliła ją Rae.  
– No dobrze, niech wam będzie. – Nie ma sensu dłużej się 

background image

opierać, kiedy sama tego pragnie. Zwłaszcza że nie wiadomo, 
jak  długo  potrwają  pertraktacje  z  ubezpieczycielem,  a  w 
konsekwencji kiedy rozpocznie się remont domu. – Nie wiem, 
Zach, jak ci dziękować.  

–  Nie  ma  za  co  –  odparł  uradowany.  –  Rae,  wsiądź 

tymczasem  do  mojego  samochodu,  po  co  masz  niepotrzebnie 
moknąć.  

–  Czy  nie  mogłybyśmy  wejść  na  chwilę  do  domu  po 

najniezbędniejsze  rzeczy?  –  zapytała  Jenna,  spoglądając  z 
nadzieją na głównego strażaka.  

– Niestety, to niemożliwe – odparł. – Nie wiemy, w jakim 

stanie  jest  strop.  Jeśli  został  poważnie  naruszony,  może  się 
zawalić  w  każdej  chwili.  Z  wejściem  do  domu  trzeba 
poczekać na orzeczenia inspektora budowlanego.  

– A jak to długo może potrwać? 
– Trudno powiedzieć. Burza spowodowała wiele zniszczeń, 

więc na pewno są już w pogotowiu.  

– Szefie, jedziemy, mamy nowe wezwanie! – zawołał jeden 

ze strażaków.  

–  Już  idę.  Proszę  pod  żadnym  pozorem  nie  wchodzić  do 

domu  –  jeszcze  raz  ostrzegł  Jennę  szef  strażackiej  ekipy.  – 
Ktoś  z  urzędu  miasta  wkrótce  się  z  panią  skontaktuje.  –  To 
powiedziawszy, wskoczył do szoferki i odjechał.  

Zach  i  Jenna  podeszli  wolno  do  samochodu.  Rae  siedziała 

już na tylnym siedzeniu, oparta wygodnie o miękkie poduszki.  

– Możemy jechać? – spytał Zach, zapalając silnik.  
–  Tak  jest  –  odparła  Jenna,  zmuszając  się  do  uśmiechu.  – 

Mam  jedną  prośbę.  Czy  możemy  zajechać  po  drodze  do 
najtańszego  domu  towarowego?  Chciałabym  kupić  parę 
rzeczy.  

–  Oczywiście,  chociaż  podejrzewam,  że  wiele  sklepów 

zamknięto z powodu awarii prądu.  

Jenna popatrzyła na swoje przemoknięte ubranie.  

background image

–  Spróbuj  jednak.  A  nuż  będzie  otwarty  –  poprosiła. 

Jednakże  jej  nadzieja  okazała  się  płonna.  Parking  domu 
towarowego  ział  pustką,  a  w  środku  nie  paliło  się  ani  jedno 
światło.  –  Nie  masz  komórki?  –  spytała  Jenna,  spoglądając 
przez ramię na Rae. – Dzwoniłam do ciebie zaraz po wejściu 
do domu, ale nie było połączenia.  

– Zostawiłam komórkę w sypialni. Kiedy zawalił się dach, 

byłam  akurat  w  łazience.  Bałam  się  wrócić  do  pokoju,  więc 
ubrałam się w twoje ciuchy – wyjaśniła.  

–  Miałaś  szczęście  –  zauważył  Zach,  zerkając  w  tylne 

lusterko.  

Kiedy  zajechali  pod  jego  okazałe  kondominium,  Jenna 

zawstydziła się swego wyglądu. Pozazdrościła Zachowi, który 
kompletnie  się  nie  przejmował  tym,  że  jego  wybrudzone 
ubranie ocieka wodą, a także siostrze, która bez najmniejszego 
skrępowania podziwiała wspaniałe wnętrza.  

Jenna najchętniej  przypomniałaby siostrze,  że  ich pobyt  w 

luksusowym domu nie będzie trwał wiecznie i po skończonym 
remoncie  będą  musiały  wrócić  do  swego  ubogiego, 
rozpadającego się siedliska.  

Ona i Rae są tutaj obce, świat wygody i luksusu pozostaje 

poza ich zasięgiem.  

–  Czujcie  się  jak  u  siebie  w  domu  –  oświadczył  Zach 

nazajutrz  w  południe,  witając  w  drzwiach  powracające  z 
zakupów Jennę i Rae.  

Wprawdzie  poprzedniego  dnia  wieczorem  zaopatrzył 

siostry  w  bawełniane  koszulki  i  spodnie  od  dresów,  dzięki 
czemu  mogły  uprać  ciuchy,  które  miały  na  sobie,  lecz  one 
musiały się zaopatrzyć w ubrania na zmianę.  

–  Nie  zwracaj  na  nas  uwagi.  Zachowuj  się,  jakby  nas  nie 

było. – Wystarczy, że wczoraj zrobił dla nich kolację, a rano 
przygotował  śniadanie.  Oczywiście  Jenna  pozmywała  potem 
naczynia, lecz i tak miała poczucie, że są intruzami.  

background image

–  Ale  ja  bardzo  się  cieszę,  że  tu  jesteś  –  odparł  Zach.  W 

starych,  wypłowiałych  dżinsach  wyglądał  równie  dobrze,  jak 
w  uniformie  ratownika.  Spoglądał  na  nią  z  nieskrywanym 
upodobaniem.  

Ciarki przeszły jej po skórze. Dobrze, że nie ma Rae, która 

zamknęła  się  w  swoim  pokoju  i  przymierza  świeżo  kupione 
ciuchy,  bo  na  pewno  by  się  domyśliła,  co  się  z  jej  siostrą 
dzieje.  Chcąc  ukryć  swoje  zmieszanie,  rozejrzała  się  po 
pokoju. Na stojaku w kącie zobaczyła gitarę.  

– Lubisz grać? – spytała, podchodząc do instrumentu.  
– Bardzo. Muzyka daje mi radość i pozwala się odprężyć. – 

Zatrzymał się tuż za jej plecami. Był tak blisko niej, że czuła 
zapach  jego  wody  po  goleniu.  –  A  co  ty  lubisz  robić  w 
wolnych chwilach? – zapytał.  

– Nie wiem... nic szczególnego – bąknęła, zbita z tropu. – 

Kiedy  mam  trochę  czasu,  naprawiam  coś  w  domu  albo 
odmalowuję ściany. Bezmyślna fizyczna praca też jest bardzo 
relaksująca.  

– Ale trudno to nazwać rozrywką.  
– To prawda. – W jej życiu nie było miejsca na rozrywki. 

Nawet pracą w ośrodku zajęła się nie dla własnej satysfakcji, 
ale ze względu na siostrę. – Zagrasz coś? – spytała, podnosząc 
instrument ze stojaka.  

– Z  przyjemnością. – Wyjąwszy z  jej rąk gitarę, usiadł na 

kanapie i zaczął dla rozgrzewki potrącać struny. Jenna usiadła 
obok niego. – Dawno nie grałem, muszę ją wpierw nastroić. – 
Patrzyła  z  przyjemnością  na  jego  długie,  zręczne  palce.  Po 
paru minutach zaczął grać melodię, w której Jenna rozpoznała 
swoją  ulubioną  piosenkę. Zaczęła  ją  nucić.  –  Ja  gram  nieźle, 
ale śpiewam okropnie – zauważył Zach.  

Jenna stopniowo nabierała pewności siebie i śpiewała coraz 

śmielej.  

–  Masz  bardzo  ładny  głos  –  pochwalił,  kiedy  piosenka 

background image

dobiegła końca.  

Jenna zarumieniła się z radości.  
–  Zagraj  coś  jeszcze  –  poprosiła.  Siedząc  obok  niego  na 

kanapie,  słuchając  jak  gra  i  śpiewając  razem  z  nim,  miała 
wrażenie, że znalazła się w raju.  

– A co byś chciała? Znam wiele melodii. Mam niezłe ucho, 

potrafię zagrać wszystko, co usłyszę.  

–  Naprawdę?  To  nadzwyczajne.  Zaraz,  niech  pomyślę. 

Pamiętasz tę znaną piosenkę z „Wyspy Gilliana”? 

Zach bez wahania uderzył w struny. Jenna roześmiała się i 

zaczęła śpiewać do wtóru. Jednakże słowa zabawnej piosenki 
tak ich  oboje  rozśmieszyły, że po paru minutach dalsza  gra i 
śpiew stały się niemożliwe. Zach odłożył gitarę.  

– Bardzo za tobą tęskniłem – powiedział.  
– Ja też – przyznała.  
Objął  ją  bez  słowa  i  zaczął  całować.  Jeśli  kiedykolwiek 

zwątpiła  w  jego  uczucia,  namiętny  pocałunek  upewnił  ją,  że 
Zach pragnie jej równie gorąco, jak ona jego.  

– Jenna, jesteś tu? 
Na  widok  stojącej  w  drzwiach  siostry  Jenna  gwałtownie 

odskoczyła.  

– O co chodzi? 
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę jakoś dojechać 

do pracy.  

–  Weź  mój  samochód  –  zaproponował  Zach,  wyjmując  z 

kieszeni kluczyki.  

– Nie ma mowy. Nie zabierzesz samochodu Zacha do baru 

Carlsona. Ja cię zawiozę.  

– Jak chcesz – zgodziła się Rae.  
Zapewne  sama  rozumiała,  że  byłoby  nierozsądnie 

zostawiać drogiego lexusa przed barem.  

–  No  widzisz?  Gdybyś  pozwoliła  siostrze  zapłacić  za 

naprawę  samochodu,  nie  musiałabyś  jej  teraz  odwozić  – 

background image

mruknął pod nosem Zach.  

– To dla mnie żaden kłopot – odparła Jenna niepotrzebnie 

ostrym tonem.  

– Rób, jak chcesz.  
Czuł się zawiedziony i niezadowolony. Jenna ostrzegała go, 

iż  wspólne  mieszkanie  nie  będzie  łatwe,  nie  przypuszczał 
jednak, że już pierwszego dnia dojdzie do spięcia. Wzajemne 
przystosowanie się będzie wymagało pewnego wysiłku.  

Wychodząc z mieszkania, Jenna usłyszała, że Zach potrąca 

struny,  ale  zamiast  miłej  dla  uszu  muzyki  dobiegł  ją  ostry, 
nieprzyjemny akord.  

Stanowczym  ruchem  zamknęła  za  sobą  drzwi.  Być  może 

koniec końców będą musiały przenieść się do motelu.  

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

 

Zach wyszedł na patio. Był zły na Rae za to, że weszła do 

pokoju w nieodpowiednim momencie, a zarazem wściekły na 
siebie  za  swoje  dziecinne  zachowanie.  Zacisnąwszy  ręce  na 
balustradzie, wpatrywał się w ociekające deszczem drzewa.  

Nie miał nic przeciwko przywiązaniu, jakim Jenna darzyła 

siostrę, wręcz podziwiał ją za to. Wszelako dziewczyna ma już 
osiemnaście  lat,  zdała  maturę  i  jest  pełnoletnia,  może  nawet 
głosować.  Chyba  nadszedł  czas,  by  stała  się  bardziej 
samodzielna.  

Jenna tymczasem traktuje Rae jak małą dziewczynkę, która 

nie  jest  w  stanie  o  niczym  decydować.  Choćby  w  sprawie 
zepsutego  samochodu.  Był  przekonany,  że  Rae  dobrze  by 
zrobiło,  gdyby  przynajmniej  częściowo  pokryła  koszty 
naprawy  z  własnych  pieniędzy.  Ale  cóż  robić,  skoro  Jenna 
uparła się i na pewno nie zmieni zdania.  

– Wróciłam! – zawołała Jenna od drzwi. Obejrzał się przez 

ramię. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, jak się zachować.  

Jenna  tymczasem  wyszła  na  balkon  i  stanęła  obok  z 

założonymi na piersiach rękoma.  

–  Widzę,  że  powinnam  poszukać  taniego  hotelu  – 

oświadczyła.  

– Jenna, nie! – zaprotestował gwałtownie. Był nie na żarty 

przestraszony. Za nic nie chciał jej stracić.  

–  Powiedziałem,  że  nie  stawiam  żadnych  warunków  i  nic 

się pod tym względem nie zmieniło.  

– Faktycznie tak powiedziałeś, ale chyba nie byłeś do końca 

świadomy,  w  co  się  pakujesz.  Czuję,  że  zaczynasz  się 
wycofywać. Już raz to zrobiłeś.  

Wycofuje się? Co ona wygaduje? Wtedy wieczorem prawie 

nad  sobą  nie  panował.  Przemógł  jednak  pożądanie,  bo  bał 
sieją przestraszyć. W gruncie rzeczy to Jenna się wycofała na 

background image

pierwszy znak, że jej siostra może jej potrzebować.  

–  To  ty  mnie  zostawiłaś,  żeby  odwieźć  Rae  do  pracy  – 

odparł urażonym tonem. – Ja z niczego się nie wycofuję.  

–  Może  sam  jeszcze  tego  nie  wiesz,  aleja  to  czuję. 

Przeszkadza ci moja siostra.  

– To nieprawda. – Lubił Rae, miał tylko do niej pretensje o 

niefortunne  wejście,  a  ponadto  uważał,  że  Jenna  zanadto  się 
nad  nią  trzęsie. A  w  ogóle  to  bardzo  szanował  je  obie  za  to, 
jak dobrze sobie radziły, zważywszy okoliczności, w których 
przyszło im żyć.  

– Opowiedz mi o swojej siostrze. Czy po jej powrocie do, 

domu ją też zostawiłeś własnemu losowi? 

– zaatakowała go Jenna.  
– Dlaczego pytasz raptem o moją siostrę? – oburzył się. – 

Moje uczucia do ciebie nie mają z nią nic wspólnego.  

–  Nie  odpowiedziałeś  na  moje  pytanie.  Czy  po  powrocie 

Eve próbowałeś się z nią dogadać? Nawiązać z nią prawdziwy 
kontakt? 

Zach  odwrócił  głowę.  O  siostrze  wolał  nie  myśleć,  a  cóż 

dopiero rozmawiać.  

– Oczywiście, że starałem się do niej dotrzeć. Robiłem, co 

mogłem, żeby się otworzyła, ale nic z tego nie wyszło.  

– Może nie miała poczucia, że naprawdę ci na niej zależy.  
– Jak to mi nie zależało! Przez trzy miesiące nie robiłem nic 

innego, tylko  jej  szukałem  –  powiedział  szybko,  lecz  w  głębi 
jego serca zrodziło się ziarno niepewności.  

Czy  rzeczywiście  zrobił  wówczas  wszystko,  by  się  z  nią 

porozumieć? A może chętnie pogodził się z jej milczeniem, bo 
w  gruncie  rzeczy  nie  chciał  wiedzieć  nic  o  okropnościach, 
jakie przeżyła podczas tej ucieczki? 

–  Może  łatwiej  było  siostry  szukać,  niż  stawić  czoło 

emocjonalnym skutkom złych doświadczeń.  

Tego już za wiele.  

background image

–  Mądrzysz  się,  chociaż  nic  o  niej  nie  wiesz.  Nie  ma 

żadnego  podobieństwa  między  moją  relacją  z  Eve  a  tym,  w 
jaki sposób usiłujesz kierować swoją siostrą. Jak Rae ma sobie 
poradzić  na  studiach,  jeżeli  nie  pozwalasz  jej  o  niczym 
decydować? 

– To nieprawda! – Zaperzyła się. – Rae sama decydowała o 

tym,  z  czego  będzie  zdawać  egzaminy  i  sama  wybrała 
kierunek studiów.  

–  Oczywiście  za  twoją  aprobatą.  Kiedy  coś  ci  się  nie 

podobało,  na  pewno  stawałaś  na  głowie,  żeby  jej  to 
wyperswadować.  –  Zach  wiedział,  że  takie  słowne 
przepychanki  do  niczego  nie  prowadzą,  lecz  nie  umiał 
przerwać bezsensownej kłótni.  

– Nie masz pojęcia, co to znaczy być odpowiedzialnym za 

młodą,  niedojrzałą  osobę.  Gdyby  ci  na  mnie  naprawdę 
zależało, starałbyś się zrozumieć moje problemy.  

– Kiedy mnie naprawdę zależy. – Westchnął ciężko. Cała ta 

kłótnia nie ma  sensu. – Nie  tak wyobrażałem sobie  pierwszy 
dzień we wspólnym mieszkaniu.  

– Ja też – przyznała po chwili milczenia.  
– No to co z nami będzie? – zapytał. Wziął gitarę z kanapy i 

odłożył ją na stojak.  

– Nie wiem. Ogłośmy zawieszenie broni.  
Niezła  myśl,  pomyślał,  chociaż  podejrzewał,  że 

zawieszenie  broni  skończy  się  z  chwilą,  gdy  Rae  będzie 
znowu czegoś potrzebowała.  

–  Co  byś  powiedziała  na  Letnią  Tęczę  w  Riverwalk?  – 

zaproponował.  –  Różne  orkiestry  występują  tam  na  świeżym 
powietrzu – dodał dla wyjaśnienia.  

– Może być fajnie. – Twarz Jenny trochę się wypogodziła. 

Spróbowała  się  nawet  uśmiechnąć.  Odrobina  rozrywki 
pozwoli  jej  się  odprężyć.  –  Rae  pracuje  do  ósmej,  mamy 
mnóstwo czasu.  

background image

–  Jakie  w  tym  jej  barze  dają  jedzenie?  –  zapytał,  chcąc 

pokazać  Jennie,  że  los  Rae  nie  jest  mu  obojętny.  –  Bo 
moglibyśmy  pojechać  do  niej  na  hamburgera.  Będzie  miała 
niespodziankę.  

Jennie zabłysły oczy.  
– Och, świetnie! 
–  No  to  jedziemy.  –  Może  wychodząc  naprzeciw  jej 

pragnieniom, zdoła Jennę udobruchać i odzyskać jej zaufanie.  

W poniedziałek Jenna z samego rana zadzwoniła do swego 

agenta  w  firmie  ubezpieczeniowej  i  umówiła  się  z  nim  na 
wstępne oględziny uszkodzonego domu.  

– Pojadę z tobą – zaproponował Zach.  
– Dobrze, pojedziemy razem. – Popatrzyła na zegarek. Było 

już  prawie  wpół  do  dziesiątej.  –  Zostanie  nam  jeszcze 
mnóstwo czasu przed dyżurem.  

O  pierwszej  mieli  się  zgłosić  w  Lifeline,  by  przejąć  od 

Ethana i Kate drugą część dwunastogodzinnego dyżuru.  

– A co z Rae? Nie trzeba jej odwieźć do pracy? 
–  Tak,  ale  umówiłam  się,  że  podrzucimy  ją  wcześniej  do 

domu Claire – wyjaśniła. – A propos, nie wiesz, gdzie ona się 
podziewa? 

–  Siedzi  w  salonie  i  słucha  moich  płyt.  Przez  słuchawki  – 

dodał z lekkim uśmiechem.  

– Całe szczęście. – Wiedziała, że słuchawki dał jej Zach, bo 

kiedy  wczoraj  wrócili  wieczorem  do  domu,  nastawioną  przez 
Rae  muzykę  słychać  było  aż  na  ulicy.  Zach  mimochodem 
wyraził nadzieję, że  sąsiedzi nie wezwą policji za zakłócanie 
spokoju.  

Obustronne przystosowywanie się do siebie nie było łatwe, 

w  sumie  jednak,  nie  licząc  wczorajszej  kłótni,  powoli 
zaczynali  się  zachowywać  jak  przykładna  rodzina.  Kiedy  w 
drodze  do  samochodu  Zach  zareagował  śmiechem  na  jakieś 
powiedzenie  Rae,  Jenna  uświadomiła  sobie  nagle,  jak  bardzo 

background image

go kocha, i aż potknęła się z wrażenia. Dlatego tak się wczoraj 
zirytowała. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że Zach nie zdaje 
sobie  sprawy  z  istoty  prawdziwej  miłości.  Nie  wie,  co  to 
znaczy kochać inną osobę bardziej niż siebie.  

Zajęta własnymi myślami, nie zauważyła, że dojeżdżają do 

jej domu. Zach zerknął na nią kątem oka.  

– Jenna, obudź się! 
– Przepraszam, zamyśliłam się.  
– Denerwujesz się tym ubezpieczeniem? 
–  Trochę.  –  Nie  chcąc,  by  dalej  ją  indagował,  otworzyła 

drzwi i wysiadła.  

Łysy jegomość w okularach czekał już przed domem.  
–  Dzień  dobry,  pewnie  pani  Jenna  Reed.  Nazywam  się 

Richard Packard.  

– Dzień dobry, miło mi pana poznać. – Uścisnęli sobie ręce 

i zbliżyli się do domu.  

–  Ojej!  Dach  jest  kompletnie  zrujnowany!  –  mruknął 

Packard.  

–  No  właśnie.  –  Jenna  czuła  za  plecami  obecność  Zacha, 

który postanowił trzymać się na razie z boku. – Na szczęście 
nikomu nic się nie stało.  

–  To  drzewo,  jeśli  się  nie  mylę,  stało  poza  pani  posesją  – 

ciągnął Packard.  

– Tak, drzewo rośnie u sąsiada.  
– Hm. – Jego uwagi nie wróżyły nic dobrego. – Wielki brak 

przezorności  ze  strony  pani  sąsiada.  Widzi  pani  te  martwe 
gałęzie i spróchniały pień? Drzewo mogło się w każdej chwili 
przewrócić  na  pani  dom.  Obawiam  się,  że  odszkodowanie 
będzie musiał zapłacić ubezpieczyciel sąsiada.  

– Jak to? – oburzyła się Jenna. – Przecież to mój dom został 

uszkodzony i ja płacę za jego ubezpieczenie.  

– Rozumiem, ale wypadek zdarzył się z winy sąsiada i od 

niego musi się pani domagać odszkodowania.  

background image

W  tym  momencie  Zach  postanowił  wtrącić  się  do 

rozmowy.  

–  Moim  zdaniem  to  pańska  firma  powinna  wypłacić 

odszkodowanie,  a  potem  możecie  się  domagać  zwrotu 
kosztów od firmy sąsiada.  

– No nie wiem. Będę musiał poinformować mojego szefa o 

okolicznościach  wypadku.  Zawiadomimy  panią  o  ostatecznej 
decyzji.  

Jenna  przeraziła  się  nie  na  żarty.  Przepychanki  mogą 

potrwać Bóg wie jak długo, a co będzie, jeżeli sąsiad nie jest 
ubezpieczony? 

Jednakże Zach nie zamierzał dać za wygraną.  
– Czy może mi pan podać nazwisko swego szefa? – zwrócił 

się do Packarda. – Albo lepiej niech on do mnie zadzwoni. – 
Wręczył agentowi wizytówkę. – Nazywam się Taylor, doktor 
Zach  Taylor  –  powtórzył  dobitnie.  –  Po  rozmowie  ze  mną 
pański szef na pewno okaże więcej zrozumienia.  

–  Ach,  skoro  tak...  przekażę  mu  –  wybąkał  Packard.  Jego 

ton diametralnie się zmienił. – Zegnam, na pewno dojdziemy 
do porozumienia. – Wsiadł do samochodu i odjechał.  

– Nie martw się, Jenna, wszystko będzie dobrze – uspokoił 

ją Zach.  

–  Tak,  ale  tylko  dzięki  twojej  interwencji  –  odparła  z 

gorzkim  uśmiechem.  –  Wizytówka  z  tytułem  doktora  czyni 
cuda.  

– Jesteś na mnie zła? – spytał zaniepokojony.  
– Ależ skąd. Jestem po prostu rozdrażniona. – W końcu to 

nie jego wina, że Packard jest snobem. – Jestem ci niezmiernie 
wdzięczna  za  pomoc.  Ale  wiesz,  zmieniłam  zdanie  i 
postanowiłam odebrać samochód.  

– Serio? 
–  Tak.  –  Uwagi  Zacha  o  tym,  że  Rae  dorasta  i  potrzebuje 

więcej  samodzielności,  zapadły  Jennie  w  pamięć.  Poza  tym 

background image

dowożenie  siostry  do  pracy  stałoby  się  na  dłuższą  metę 
uciążliwe.  –  Czy  możemy  zajechać  po  drodze  do  warsztatu? 
Mam nadzieję, że jeszcze go nie sprzedali.  

W  parę  minut  później  byli  w  warsztacie,  gdzie  Jenna  od 

razu wypatrzyła swój sfatygowany wehikuł.  

–  Cześć,  Hank,  przyjechałam  w  sprawie  mojego  autka  – 

zwróciła się do właściciela.  

– Jest już naprawione – odparł Hank. – Pomyślałem, że jeśli 

nie wykupisz tej bryki, to ją sprzedam.  

– Ile? – Trochę się bała, czy Hank nie podniesie ceny.  
– Tyle, co mówiłem.  
– Dzięki, Hank. – Sięgnęła do torebki.  
– Pozwól, że ja to ureguluję – wtrącił Zach.  
– Nie ma mowy. – Jakim prawem przypisuje sobie rolę jej 

opiekuna? – Jesteś bardzo uprzejmy, ale nie. Zresztą zgodnie z 
twoją radą połowę sumy zamierzam wyegzekwować od Rae.  

Zapłaciła Hankowi, a ten wręczył jej kluczyki.  
– Szerokiej drogi, dzielna z ciebie dziewczyna – powiedział 

na pożegnanie.  

–  Dzięki,  Hank.  –  Szkoda,  że  Zach  ma  mniej  wiary  w  jej 

samodzielność.  

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

 

Zach  czekał  w  sali  odpraw  na  Jennę,  która  przebierała  się 

na  miejscu  w  zapasowy  uniform.  Jej  dotychczasowy 
mundurek  został  w  domu  razem  z  wszystkimi  rzeczami,  do 
których nie miała dostępu.  

–  Jak  ona  się  czuje?  –  spytała  Kristen.  Koledzy  wiedzieli 

już o katastrofie.  

–  Nie  najgorzej.  Jej  siostra  została  odcięta  na  piętrze  i 

Jenna,  chcąc  koniecznie  do  niej  dotrzeć,  o  mało  nie  zwaliła 
sobie reszty sufitu na głowę, ale na szczęście nic się nie stało. 
– Zach chciał jeszcze coś dodać, ale do sali weszła Jenna, więc 
przezornie zamilkł.  

Kiedy  poprzednia  zmiana  składała  sprawozdanie, 

zadzwoniły  pagery.  Jenna  aż  się  wzdrygnęła,  czytając 
wiadomość:  „Wypadek  na  farmie  w  Clover  Hill.  Farmerowi 
ręka uwięzia w maszynie do zbioru siana”.  

–  Co  roku  otrzymujemy  parę  tego  rodzaju  wezwań. 

Wypadki rolnicze są z reguły bardzo poważne – skomentował 
Zach. – Zbierajmy się.  

Po  usadowieniu  się  w  helikopterze  Jenna  rzuciła  Zachowi 

nieśmiały  uśmiech,  a  on  odpowiedział  jej  tym  samym, 
podnosząc  kciuk  na  znak  uznania.  Doceniał  jej  szczerą  chęć 
okazania  młodszej  siostrze  zaufania.  Był  kompletnie 
zaskoczony,  kiedy  zmieniła  zdanie  w  sprawie  samochodu  i 
sposobu sfinansowania jego naprawy.  

Lot do Clover Hill trwał niecałe dwadzieścia minut. Kiedy 

po  wykonaniu  rutynowych  czynności  dodarli  na  miejsce 
wypadku,  okazało  się,  że  lokalne  pogotowie  zaczęło  już 
udzielać farmerowi pierwszej pomocy. Ofiarą był mężczyzna 
w wieku pięćdziesięciu kilku lat, którego pogruchotana prawa 
dłoń  przypominała  jedną  krwawą  masę.  Obok  niego  stała 
zrozpaczona kobieta mniej więcej w tym samym wieku.  

background image

– Nazwisko chorego? – zapytał Zach, sięgając, do torby po 

opatrunki.  

–  Gerald  Schmidt.  Pogotowie  wezwała  jego  żona  Louise. 

Mieliśmy  sporo  kłopotu  z  wydobyciem  ręki  z  trybów 
maszyny.  

–  Jenna,  podnieś  ramię  i  trzymaj  je  w  górze  –  zarządził 

Zach, po czym zabrał się do opatrywania ręki.  

Jenna z uwagą śledziła każdy jego ruch, zastanawiając się, 

czy kiedykolwiek zdoła pójść na studia i zostać lekarzem.  

– To wszystko, co w tej chwili można zrobić – oznajmił po 

zakończeniu  bandażowania  ramienia  od  barku  aż  po 
nadgarstek.  Otarłszy  pot  z  czoła,  dodał:  –  W  trakcie  lotu 
musisz  mieć  pod  ręką  środki  przeciwbólowe.  A  teraz  podaj 
mu antybiotyk.  

– Jaki? – spytała.  
Zach zwrócił się najpierw do żony farmera z pytaniem, czy 

mąż nie jest na coś uczulony, a gdy ta odparła, że nic  o tym 
nie wie, oświadczył: 

– Na razie penicylinę, a potem cefaclor.  
Kiedy  zawieszała  pojemnik  z  penicyliną,  powieki 

mężczyzny zadrgały. Jenna, widząc to, ujęła go za rękę.  

– Mam na imię Jenna. Doktor Tylor przed chwilą opatrzył 

panu ramię. Zabieramy pana helikopterem do szpitala.  

Farmer wpatrywał się w nią przez krótką chwilę, po czym 

znowu  zamknął  oczy,  lecz  jego  palce  zacisnęły  się  na  dłoni 
Jenny.  

–  Ile  podaliście  mu  morfiny?  –  zapytała,  zwracając  się  do 

pracownika pogotowia.  

– W sumie osiem miligramów w ciągu godziny. – Widząc 

zdziwienie na jej twarzy, dodał: – Strasznie cierpiał.  

– Ile mam podać? – zwróciła się do Zacha.  
– Poczekaj, aż będziemy w śmigłowcu.  
Ostrożnie przełożyli chorego na własne nosze i powieźli go 

background image

do  helikoptera.  Gdy  już  byli  w  środku,  Jenna  nałożyła  mu 
słuchawki na uszy. Chciała mieć z nim kontakt.  

– Najdalej za kwadrans dotrzemy do szpitala, gdzie chirurg 

plastyczny  zajmie  się  pańską  ręką  –  powiedziała.  Na  znak 
Zacha  podała  choremu  kolejne  dwa  miligramy  morfiny.  – 
Jestem przy panu.  

Zach  zauważył,  że  chory  przez  cały  czas  trzyma  Jennę  za 

rękę.  Normalnie  to  ona  wypełniała  formularz  wezwania,  ale 
tym razem postanowił nie odrywać jej od chorego i zabrał się 
sam  do  opisywania  przypadku.  Uznał,  iż  w  tej  chwili 
najważniejsze jest samopoczucie pacjenta.  

Kontakt  z  jej  ręką  zapewne  dodaje  przerażonemu 

farmerowi  otuchy,  myślał  Zach.  Opiekuńcze  zachowanie 
Jenny uświadomiło mu, że nieszczęsny człowiek odczuwa nie 
tylko  ból,  ale  i  strach.  Jednocześnie  zdał  sobie  sprawę,  co 
Jenna  miała  na  myśli,  zarzucając  mu  brak  emocjonalnego 
zaangażowania. Przypomniał sobie, iż po odnalezieniu Eve nie 
miał odwagi jej dotknąć. Bał się jej reakcji, bał się, że siostra 
nie życzy sobie fizycznego kontaktu. Ale dlaczego jej o to nie 
spytał?  Może  rzeczywiście  odgrodził  się  od  niej  uczuciowo, 
bo tak było mu wygodniej.  

– Chyba zasnął – szepnęła Jenna.  
– Kiedy się  obudzi, powiedz  mu, że żona  będzie  na  niego 

czekała w szpitalu. To powinno poprawić mu samopoczucie.  

Zach  od  początku  lotu  odczuwał  wzruszenie.  Uświadomił 

sobie, jak bardzo Jenna jest mu droga. Nieporównanie droższa 
niż  Lynette.  Uczucie,  jakie  –  żywił  do  Jenny,  było  potężne, 
wszechogarniające.  Kochał  ją  nawet  za  nadopiekuńczy 
stosunek do młodszej siostry. Słowem, nie mógłby dłużej bez 
niej żyć.  

Zatopiony  w  emocjonalnych  rozważaniach,  kompletnie 

przegapił moment lądowania. Do przytomności przywołało go 
zdziwione  spojrzenie  Jenny.  Lekko  zawstydzony,  zabrał  się 

background image

pospiesznie do rutynowych czynności.  

W  szpitalu  Geralda  zabrano  bezpośrednio  na  salę 

operacyjną. Patrząc za oddalającymi się noszami, Zach poczuł 
przykre  ukłucie  w  sercu,  towarzyszące  każdemu  rozstaniu  z 
pacjentem.  

–  Coś  ci  jest?  –  spytała  Jenna,  patrząc  na  niego 

podejrzliwym wzrokiem.  

–  Nic.  Wracajmy  do  helikoptera  –  odparł.  Dalsza  część 

czterogodzinnego dyżuru upłynęła wyjątkowo spokojnie.  

–  W  drodze  do domu  chciałbym  wpaść  do  supermarketu  i 

zrobić zakupy na  kolację, wiec nie zdziw się, jeśli  się  trochę 
spóźnię – uprzedził ją przed wyjściem ze stacji.  

–  Jasne.  Ja  też  zajadę  po  drodze  do  sklepu  –  odparła. 

Poruszali się teraz dwoma samochodami.  

–  No  to  do  zobaczenia  w  domu.  –  Słowa  „w  domu” 

wymówił  z  wyraźną  przyjemnością.  Wyobraził  sobie  radość 
Rae, kiedy na parkingu zobaczy naprawione auto. Pamiętał, ile 
uciechy  sprawił  mu  kiedyś  pierwszy  w  życiu  własny 
samochód, który też nie był cadillakiem.  

W drodze do jubilera zadzwonił do swej siostry.  
– To ty, Eve? Mówi Zach. – Zamilkł, nie bardzo wiedząc, 

co powiedzieć. – Dzwonię, żeby cię przeprosić.  

– Przeprosić? Za co? – zapytała go zdumiona.  
–  Za  to,  że  nie  okazałem  ci  serca  po  twoim  powrocie  do 

domu.  

– Nie powiedziałabym. Na swój sposób byłeś ze mną.  
–  Wiem,  jaki  byłem  –  odparł  ze  wstydem.  –  Bóg  mi 

świadkiem,  że  chciałem  jak  najlepiej,  ale  nie  umiałem. 
Wybacz mi. Naprawdę nie chciałem być taki nieczuły.  

– I teraz mi o tym mówisz? – zdziwiła się Eve, lecz w jej 

głosie nie było pretensji. W tle słychać było rozmowy. Pewnie 
jest w pracy. Po powrocie do domu ze swej fatalnej eskapady 
siostra skończyła szkołę, a na studiach wyspecjalizowała się w 

background image

języku  migowym,  by  móc  pracować  w  szkole  dla 
niesłyszących. – Czy wydarzyło się coś specjalnego? 

–  Owszem.  Zakochałem  się.  –  Powiedział  to  bez  strachu 

czy zażenowania. – Ma na imię Jenna. Spodoba ci się.  

–  Zach,  bardzo  się  cieszę!  –  Wydawała  się  szczerze 

uradowana. – Mam tylko nadzieję, że nie przypomina Lynette.  

Parsknął śmiechem.  
– Ani trochę.  
– To dobrze. Słuchaj, muszę wracać do dzieci. Jeśli chcesz, 

pogadamy innym razem.  

–  Kiedy  tylko  będziesz  miała  ochotę.  –  Nie  zawsze  umiał 

okazać  siostrze  serce,  ale  teraz  to  się  zmieni.  –  Kocham  cię, 
siostrzyczko! 

–  Coś  podobnego!  –  roześmiała  się  Eve.  –  Ja  też  cię 

kocham, braciszku! 

 
Jenna  pierwsza  wróciła  do  domu.  Parkując  swój 

rozklekotany  samochód  między  eleganckimi  limuzynami, 
miała  kolejny  raz  przykre  uczucie,  że  jest  tu  intruzem.  Nie 
pasuje  do  tego  świata.  A  przecież  bardzo  pragnęła  dzielić 
życie z Zachem.  

Pomyślała  o  dzisiejszym  locie,  podczas  którego  Zach  tak 

pięknie  się  zachował,  wykonując  za  nią  papierkową  robotę. 
Zrobił to celowo, żeby mogła okazać pacjentowi czysto ludzką 
troskę  i  życzliwość.  Czyżby  się  myliła,  oskarżając  go  o  brak 
uczuć? Może odległość między światem jej i jego nie jest aż 
tak wielka, jak jej się wydaje? 

Szła  do  mieszkania  zatopiona  w  myślach.  Za  niecałą 

godzinę  ma  odebrać  Rae  z  pracy.  Na  szczęście  drugi 
samochód uwolni ją od codziennych jazd do Barclay Park i z 
powrotem.  

Zach zjawił się kwadrans po niej.  
– Cześć, wróciłem! – zawołał od progu.  

background image

– A, cześć.  
– Możemy chwilkę pogadać? – zapytał.  
–  Oczywiście  –  odparła.  Dziwnie  poważny  ton  Zacha 

trochę ją speszył. – Siądziemy w salonie? 

– Świetnie.  
Niepewna, co ją czeka, weszła do pokoju i zajęła miejsce na 

kanapie.  Zach  tymczasem  otworzył  drzwi  na  patio,  po  czym 
zbliżył  się  wolno  do  kanapy  i  ukląkł  przed  nią.  W  ręku 
trzymał  małe  puzderko,  w  którym  połyskiwał  pierścionek  z 
brylantem.  

–  Kocham  cię,  Jenna.  Czy  zostaniesz  moją  żoną?  Jenna  z 

wrażenia nie była w stanie wymówić słowa.  

Jak  to,  więc  on  ją  kocha?  Chce  się  z  nią  ożenić?  W  tym 

momencie  zadzwoniła  jej  komórka.  Po  specjalnie 
zaprogramowanym  sygnale  dźwiękowym  poznała,  że  dzwoni 
siostra.  

–  To  Rae  –  szepnęła,  podnosząc  komórkę  do  ucha.  Przez; 

twarz  Zacha  przebiegł  grymas  zniecierpliwienia.  – 
Przepraszam,  ale  czy  mogę  oddzwonić  za  kilka  minut?  – 
powiedziała do telefonu.  

– Proszę cię, Jenna, musisz mi pomóc. Jestem pod domem 

Zacha i jest ze mną Nelson. Powiedziałam, że z nim zrywam, 
ale on nie chce się odczepić.  

–  Rae  ma  kłopoty.  –  Jenna  poderwała  się  z  kanapy.  –  Jej 

były chłopak nie chce jej zostawić w spokoju.  

Zach zaklął pod nosem, ale zaraz pomyślał, że sprawa może 

być  poważna.  Jakby  na  potwierdzenie,  na  ulicy  rozległ  się 
przeraźliwy  krzyk.  Nie  zastanawiając  się  dłużej,  wybiegł  na 
dwór. Jenna pobiegła za nim.  

Na trawniku przed domem trwała szarpanina.  
W Zachu na ten widok zawrzała krew. Podskoczył do nich 

i, chwyciwszy chłopaka za kołnierz, oderwał go od Rae.  

– Trzymaj się od niej z daleka, łobuzie! – Nelson, o dziwo, 

background image

nie stawiał oporu.  

–  Nic  ci  nie  zrobił?  –  zapytała  Jenna,  podbiegając  do 

siostry.  

–  Chyba  nie.  –  Rae  była  jednak  wyraźnie  wstrząśnięta.  – 

Nie  chciał  odjechać,  chociaż  powiedziałam,  że  nie  chcę  się  z 
mm dłużej widywać.  

– Posłuchaj, ancymonie. Kiedy kobieta mówi nie, to  masz 

to uszanować. Zrozumiano? – Potrząsnąwszy Nelsonem, Zach 
popchnął  go  w  kierunku  ulicy. –  A  teraz  znikaj,  i  żebym  cię 
tutaj więcej nie widział na oczy.  

Nelson  ze  zwieszoną  głową  wsiadł  do  samochodu  i 

odjechał.  

– Jak do tego doszło? Myślałam, że jesteś jeszcze w pracy – 

odezwała się Jenna.  

–  Zaproponował,  że  odwiezie  mnie  do  domu,  a  ja 

zgodziłam  się,  bo  chciałam  z  nim  pogadać  –  odparła  Rae.  – 
Nie przypuszczałam, że dostanie szału, kiedy mu powiem, że 
z nim zrywam.  

–  Na  szczęście  masz  to  już  za  sobą  –  rzekła  Jenna, 

przytulając ją do siebie. – Od dzisiaj nie musisz nikogo prosić 
o  podwiezienie.  Wyobraź  sobie,  że  odebrałam  samochód  z 
warsztatu.  

– Naprawdę? Jesteś wielka! 
Zach dopiero teraz zdał sobie sprawę, że słysząc krzyk Rae, 

zareagował  tak,  jakby  chodziło  o  kogoś  bardzo  bliskiego. 
Siostra Jenny już dziś stała się częścią jego życia. Małżeństwo 
z Jenną będzie tylko oficjalnym tego potwierdzeniem.  

Po powrocie do domu Rae poszła do swego pokoju, a Zach 

postanowił mimo wszystko wrócić do oświadczyn.  

–  Wiem,  że  moment  nie  jest  najodpowiedniejszy,  ale 

powiedz,  czy  zostaniesz  moją  żoną?  –  zapytał,  sięgając  do 
kieszeni po pudełeczko z pierścionkiem.  

–  Nie,  Zach,  przykro  mi,  ale  to  niemożliwe.  Ostry  ból 

background image

przeszył  mu  serce.  W  gruncie  rzeczy  pierwszy  raz  prosił 
kobietę o rękę i nie bardzo wiedział, jak się to robi. Z Lynette 
zaręczył się z jej inicjatywy.  

– Dlaczego? – zapytał. – Jeśli nie podoba ci się pierścionek, 

poszukam innego.  

–  Ależ  nie,  nie  chodzi  o  pierścionek.  Przykro  mi,  ale  nie 

mogę  za  ciebie  wyjść.  Nie  pasujemy  do  siebie.  Jutro 
poszukam innego mieszkania.  

– Nie, Jenna, nie odchodź, proszę cię – mówił z rozpaczą w 

głosie. – Porozmawiajmy, proszę.  

– Przepraszam, ale to niemożliwe.  
Zamilkł. Nie wiedział, co jeszcze może powiedzieć, żeby ją 

przekonać.  

 
Nazajutrz rano Jenna i Rae spotkały się w kuchni.  
– Cześć, jak się masz – powitała siostrę Rae.  
–  Dobrze  –  machinalnie  odparła  Jenna,  chociaż  czuła  się 

fatalnie. Przez całą noc prześladowało ją poczucie winy wobec 
Zacha.  

Nie  mogła  zapomnieć  bólu,  jaki  odmalował  się  w  jego 

oczach,  kiedy  powiedziała  „nie”.  Bo  przecież  go  kocha  i 
jeszcze  wczoraj  pragnęła  zostać  jego  żoną.  Jednakże 
nieoczekiwany telefon Rae i to, co z niego wynikło, upewniło 
Jennę, że nie może myśleć o własnym szczęściu. Wprawdzie 
wczoraj  Zach  zachował  się  wspaniale,  ale  podobne  sytuacje 
mogą  się  powtarzać, doprowadzając z  czasem do poważnych 
nieporozumień.  

– Czy Nelson odzywał się do ciebie? 
–  Owszem,  wiele  razy.  Ale  nie  martw  się,  nie  odbieram 

jego telefonów.  

– Kochanie, powiedz mi z ręką na sercu, czy naprawdę coś 

do  niego  czułaś?  –  zapytała  Jenna,  siadając  przy  stole 
naprzeciw siostry. – Czy nie było tak, że spotykałaś się z nim 

background image

tylko po to, żeby wyrwać się spod mojej kurateli? 

–  I  jedno,  i  drugie  –  przyznała  Rae,  spuszczając  głowę.  – 

Wydawało mi się, że coś do niego czuję, choć nie wszystko mi 
się w nim podobało, ale ty ciągle mi mówiłaś, co mam robić, a 
czego  nie  robić,  i  czasem  miałam  po  prostu  ochotę  uciec  od 
twojego gderania.  

– Rozumiem. Miałaś mnie dosyć.  
–  Nie,  to  nie  tak,  Jenna,  przecież  wiesz,  jak  bardzo  cię 

kocham – zapewniła ją Rae.  

–  Wiem,  kochanie.  –  Jennie  zadrżał  głos  ze  wzruszenia.  – 

Na  przyszłość  się  poprawię.  Dam  ci  więcej  swobody.  W 
końcu jesteś już studentką.  

– A no właśnie – ucieszyła się Rae. – Wpadłam wczoraj do 

naszego  domu po pocztę i  popatrz, co znalazłam. – Pokazała 
Jennie  otwartą  kopertę.  –  Zaproszenie  z  uniwersytetu  na 
spotkanie  informacyjne  dla  przyszłych  studentów  i  ich 
rodziców. Ma się odbyć za dwa tygodnie.  

– Co ty powiesz? – ucieszyła się Jenna, biorąc od niej list. – 

Zwolnię się z pracy, żeby tego nie przegapić.  

–  Czy  ja  też  mógłbym  pojechać? – zapytał Zach,  stając  w 

drzwiach.  

Jenna gwałtownie odwróciła głowę.  
– No, czemu nie... jeśli masz ochotę – wybąkała.  
–  Dziękuję,  to  bardzo  uprzejmie  z  twojej  strony.  –  Rae, 

zdziwiona jego oficjalnym tonem, zmarszczyła brwi.  

– Muszę lecieć, mam sprawy do załatwienia. No to cześć – 

powiedziała i szybko znikła za drzwiami.  

Po jej wyjściu w kuchni zapadło niezręczne milczenie.  
– Dzwoniłem wczoraj do Eve – odezwał się w końcu Zach, 

nalewając  sobie  kawy.  –  Porozmawialiśmy  i  darowała  mi  to, 
jak się wobec niej zachowywałem po jej ucieczce z domu.  

–  Naprawdę?  Jak  to  dobrze.  –  Fakt,  iż  Zach  zrozumiał 

swoją  winę  i  potrafił  się  do  tego  przyznać,  zrobił  na  Jennie 

background image

wielkie wrażenie.  

– Może więc ty też darujesz mi moje winy? 
– Co właściwie miałabym ci darować? 
– To, że nie umiałem się uczuciowo zaangażować w twoje 

sprawy  oraz  że  miałem  pretensję  o  twoje  przywiązanie  do 
Rae. –  Podniósł głowę  i  popatrzył jej  w oczy.  –  Kocham cię, 
Jenna,  a  do  tego  zdałem  sobie  wczoraj  sprawę,  że  byłem 
gotów  rozszarpać  tego  faceta  gołymi  rękami,  gdyby  zrobił 
twojej siostrze najmniejszą krzywdę. Zaczynam rozumieć, co 
to znaczy być rodzicem, i jestem gotów nauczyć się nim być.  

– Och, mój drogi! – Podeszła do niego. – Ale najpierw to ja 

muszę  cię  prosić  o  wybaczenie.  Miałeś  rację,  byłam  dla  niej 
zbyt  surowa.  Wiesz,  co  mi  przed  chwilą  powiedziała?  Że 
zadała się z Nelsonem, bo nie mogła wytrzymać ze mną. Ja też 
muszę się wiele nauczyć.  

–  Moglibyśmy  to  robić  razem  –  powiedział,  biorąc  ją  w 

ramiona.  

Podniosła  głowę,  prosząc  o  pocałunek.  Serce  przepełniało 

jej  gorące  uczucie,  a  wszystkimi  jej  zmysłami  wstrząsało 
pragnienie połączenia się z ukochanym.  

– Och, Zach – westchnęła, zatapiając palce w jego włosach. 

– Tak bardzo cię pragnę.  

–  Wyjdź  za  mnie  –  wyszeptał,  obsypując  pocałunkami  jej 

twarz i szyję. – Pragnę z całej duszy zanieść cię do sypialni i 
kochać  się  z  tobą  przez  cały  dzień,  ale  fizyczna  miłość  to 
jeszcze nie wszystko. Pragnę mieć ciebie całą i na zawsze.  

– Tak. Zgadzam się. Wyjdę za ciebie. – Jej marzenia były 

bliskie  spełnienia.  Była  gotowa  oddać  mu  serce,  a  on 
ofiarowywał jej wieczną miłość. – Musisz jednak pamiętać, że 
nie  bierzesz  mnie  samej.  Rae  nadal  pozostaje  pod  moją 
opieką, przynajmniej do czasu ukończenia studiów.  

–  Wiem  i  chcę,  żeby  na  zawsze  stanowiła  część  twojego 

życia,  nawet  po  studiach,  tak  jak  Eve  będzie  zawsze  częścią 

background image

mojego. Moja siostra bardzo chce cię poznać.  

– A ja ją – odparła ze wzruszeniem.  
–  Pragnę  dzielić  z  tobą  każdą  chwilę  życia,  zarówno 

przyjemności, jak i rzeczy mniej radosne – powiedział niemal 
uroczystym tonem, biorąc ją na ręce.  

Jenna objęła go szyję..  
–  Rozumiem,  że  teraz  będzie  ta  najprzyjemniejsza  część, 

czy tak? – szepnęła z figlarnym uśmiechem.  

– Zgadłaś. – Zaniósł ją przez salon do sypialni i zatrzasnął 

za sobą drzwi. Dotarłszy do łóżka, postawił ją na nogi i ujął jej 
twarz w obie dłonie. – Od dziś jesteśmy razem. Na zawsze.  

Jej  wątpliwości  rozwiały  się.  Czuła,  że  Zach  nigdy  jej  nie 

zawiedzie.