background image

Manipulacje propagandy lewicowej od rewolucji francuskiej 

do fałszów bolszewizmu i komunizmu 

prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak 

 

Lewica (radykalna lewica od jakobinów po komunistów) od paru stuleci stosuje te 

same formy manipulacji w propagandzie. Od Rewolucji Francuskiej 1789-1795 
poprzez przewrót bolszewicki 1917 roku i rządy komunistycznego totalitaryzmu 
lewica odwoływała się w swych hasłach do stereotypów opartych na nienawiści i 
apoteozie terroru wobec wszystkich inaczej myślących. Rzeczową dyskusję opartą 
na faktach u lewicy zawsze zastępowało wymyślanie na oponentów i ich 
etykietkowanie jako "wrogów ludzi" i "kontrrewolucjonistów". Nawet dziś metody 
etykietkowania oponentów stanowią główną "broń" w arsenale lewicy. Tyle tylko, że 
dawną XVIII-wieczną gilotynę i XX-wieczne egzekucje na procesach pokazowych i w 
łagrach, dziś zastępują tylko kolejne eskalacje ataków medialnych na winnych 
"niepoprawności politycznej", wymyślanie im od "faszystów", "ciemnych klerykałów", 
"nacjonalistów" i "antysemitów''.  

Do najważniejszych wspólnych cech propagandy lewicy w obu tych tak różnych 

okresach historycznych, należy ciągłe usprawiedliwianie terroru zagrożeniem ze 
strony przeciwników zewnętrznych i wewnętrznych, skłonność do tropienia kolejnych 
"wrogów ludu" i ich potępiania, prowadzącego ostatecznie do fizycznej likwidacji, 
skłonność do wyniszczania wszystkich oponentów czy tylko podejrzanych, bez 
względu na ich zasługi dla kraju, czy niezwykle cenne umiejętności. Podobne w obu 
okresach były tendencje do nieubłaganej walki z Kościołem i religią, wandalizm w 
odniesieniu do zabytków oraz cennych tradycji narodowych i religijnych.  

Czymś, co niezwykle mocno łączy machiny propagandy francuskich jakobinów i 

bolszewizmu Rosji sowieckiej jest ogrom obłudy, cechującej oba typy propagandy, 
niebywałe rozmiary zdeformowania przez nich swoich własnych haseł w praktyce 
działania. Obie machiny propagandowe cechowało to samo orwellowskie dwój-
myślenie, z tym, że fałsze propagandy jakobińskiej nie znalazły odpowiedniego 
demaskatora na miarę Orwella. 

Dość przypomnieć choćby najsłynniejsze hasła Rewolucji Francuskiej, 

proklamowane 30 czerwca 1793 roku: "Liberté, egalité, fraternité" (Wolność, 
równość, braterstwo). O jakiej wolności można było mówić za rządów jakobinów, w 
czasach despotyzmu terroru rewolucyjnego i zniszczenia wolności gospodarczej (pod 
tym względem też niebywałe prekursorstwo wobec sowieckiego totalitaryzmu)? Co 
wspólnego z równością miały nagminne praktyki grabieży mienia dziesiątków tysięcy 
różnych "podejrzanych" przez "równiejszych" jakobińskich funkcjonariuszy 
terrorystycznego aparatu władzy? I wreszcie, wręcz groteskowe było mówienie o 
braterstwie we Francji jakobińskiej, rozdzieranej przez straszne walki frakcyjne, po 
których pokonani rywale byli masowo gilotynowani. 

Rewolucyjny terror a fałsze o "erze wolności'' 

Analizując przeróżne wypowiedzi propagandowe doby rządów jakobińskich 1793-

1794 ciągle natyka się na odmienianie w różnych przypadkach frazesów o niebywałej 

background image

"erze wolności", w jaką jakoby weszła ówczesna Francja, promieniując z kolei tą 
ekstazą wolności na wszystkie inne narody. Sankiulocka czapka frygijska i "drzewka 
wolności" mają wszędzie symbolizować  tę szczęśliwą "wolność" ówczesnych 
pokoleń Francuzów. A wszystko to dzieje się akurat w czasie, gdy rewolucyjny terror, 
uderzający we wszystkich "myślących inaczej", czy tylko o to podejrzanych, zbiera 
coraz okrutniejsze żniwo. Był to czas, gdy ofiarami podejrzeń, oskarżeń o "wrogość 
do ludu " padały dziesiątki tysięcy osób. Z jakąż  łatwością rzucano oskarżenia o 
zdradę! 

Nie kto inny, jak przyjaciele rzekomo tak "humanistycznego" Dantona (vide film A. 

Wajdy "Danton"): Barras i Feron, chełpili się w sprawozdaniu do władz paryskich 
kierowanymi przez siebie represjami w Tulonie: "Powołaliśmy komisję spośród 
szczerych sankiulotów paryskich (...) Rozpoczęła ona działalność przed 2 dniami 
dobrze wywiązując się ze swoich zadań (...) Już 800 zdrajców tulońskich poniosło 
karę śmierci". [przyp 1: A. Mathiez: Rewolucja Francuska, Warszawa 1956, s. 536.] 
800 osób straconych w ciągu zaledwie dwóch dni pod nadzorem przyjaciół 
"liberalnego Dantona"! A są to dane niezaprzeczalne - wszak podawane za książką 
głośnego francuskiego, marksistowskiego historyka, jednoznacznie wyrażającego 
swe sympatie do czasów rządów jakobińskich, tyle, że nie bezkrytycznego. Swoistym 
smutnym symbolem całkowitej sprzeczności sankiulockich tyrad o wolności z 
rozszalałą praktyką rewolucyjnego terroru stały się ostatnie słowa pani Roland. Ta 
najsłynniejsza z kobiet Rewolucji Francuskiej wypowiedziała na krótko przed 
zgilotynowaniem słowa: " O wolności! O wolności! Jakież zbrodnie popełnia się w 
twoim imieniu!". 

W Polsce obraz wydarzeń doby Rewolucji Francuskiej lat 1789-1795, łącznie z jej 

najhaniebniejszym okresem - czasami rządów jakobińskich 1793-1794, przez 
dziesięciolecia PRL-u był utrwalany w sposób jednostronny i panegiryczny, "dzięki" 
dominującym w historiografii tego tematu naukowcom jak np. nasz rodzimy wielbiciel 
jakobinów i Robespierre'a - profesor Jan Baszkiewicz. Panegirycznym 
uproszczeniom sprzyjał fakt, że - ze względu na blokadę carskiej cenzury - w Polsce 
nigdy nie przełożono ogromnej części najwybitniejszych książek o historii Rewolucji 
Francuskiej, od prac Thiersa, Micheleta i Lamartine'a po Carlyle'a i Ouineta. 
Nieznajomość tych dzieł, i w ogóle szerszej faktografii, ukazującej w pełni blaski i 
cienie dziejów Rewolucji Francuskiej, bardzo ułatwiła później jej skrajnie 
apologetyczne zafałszowanie w dobie PRL-u. Niewiedza o prawdziwej historii 
tamtych lat w Polsce jest niestety i dziś dość powszechna. Dlatego bezkrytycznie 
przyjęto w quasi "opozycyjnym" filmie A. Wajdy "Danton" potraktowanie jednego z 
czołowych przywódców rewolucyjnych - Georgesa Dantona jako rzekomo pełnego 
skrupułów "demokraty" i "humanisty", mającego wręcz organiczny wstręt do terroru. 
W rzeczywistości ten tak wyidealizowany przez Wajdę Danton, jako minister 
sprawiedliwości w czasie masakry więźniów we wrześniu 1792 roku (zamordowano 
1340 osób), "wsławił się" wręcz haniebnym zachowaniem. Proszony o to, by jako 
minister, zapobiegł masakrom na więźniach, odburknął: "Gwiżdżę na więźniów, niech 
się dzieje z nimi, co chce" [przyp.2: A. Soboul: Histoire de la révolution francaise, 
Paris 1962, t. I, s.30.] Co więcej, później publicznie usprawiedliwiał popełnione rzezie 
mówiąc,  że rozprawiono się wyłącznie z "tłumem konspiratorów i nędzników". I 
dodawał: "Chciałem, by cała młodzież paryska przybyła do Szampanii splamiona 
krwią, co dałoby mi gwarancję jej wierności. Chciałem oddzielić  ją od emigrantów 
rzeką krwi (...)" [ przyp.3: A. Mathiez: op.cit., s.225.] .Faktycznie, haniebnie 

background image

"splamiony krwią" był sam minister sprawiedliwości, Danton, tolerujący rzezie setek 
niewinnych osób (w tym około 300 księży). Należy się dziwić pokutowaniu 
panegirycznych propagandowych stereotypów na jego temat, choćby w filmie Wajdy, 
pokazywaniu go jako "olbrzyma" czasów Rewolucji.  

Upiększona propagandowa wizja rządów jakobińskich nie była w dobie PRL-u 

przypadkowa, wszak jakże słusznie komuniści różnych krajów czuli się 
spadkobiercami ich okrutnych idei i praktyk. Stąd też skwapliwie milczano w pracach 
polskich PZPR-owskich historyków z "jakobińskim" zacięciem, o najbardziej 
kompromitujących wyczynach jakobińskiego terroru. Profesor Baszkiewicz np. w 
swych książkach o Dantonie i Robespierze, przemilczał w ogóle sprawę stracenia 
przez rewolucyjnych katów największego francuskiego uczonego owych czasów A. 
Lavoisiera. Publikacje PRL-owskie, idealizujące wciąż jakobinów, ukrywały prawdę o 
jakobińskich planach eksterminacji dużej części własnego narodu. Na przykład 
osławiony kat Nantes Jean Baptiste Carrier oświadczył kiedyś, że "Francja nie może 
wyżywić swojej zbyt licznej 1udności, ażeby zaś temu zaradzić, należy wytępić 
księży, szlachtę i mieszczan" [przyp 4: P. Gaxotte, Wielka Rewolucja Francuska, 
Warszawa 1939, s.265.] Gaxotte pisał,  że tenże Carrier miał kiedyś powiedzieć: 
"Raczej zamienimy Francję w cmentarz, niż odstąpimy od zamiaru odrodzenia jej po 
naszej myśli". [ przyp.5: Tamże.] Po upadku jakobinów Carrier został stracony (w 
październiku 1794 roku), jako winny zamordowania ponad 2400 osób, w tym kobiet i 
dzieci. 

Jakobiński terror traktowany był przez jego fanatycznych inicjatorów jako rodzaj 

swoistego oczyszczenia, które utoruje drogę do powstania szczególnego typu 
nowego człowieka - człowieka rewolucyjnego. (Tak jak później za rządów 
bolszewików bezlitosny terror miał ułatwić powstanie generacji, złożonej wyłącznie z 
ludzi reprezentujących postacie nowego typu - nowego człowieka socjalistycznego, 
"na miarę" leninowskich, a później stalinowskich czasów). Jeden z wybitniejszych 
współczesnych, francuskich badaczy czasów rewolucji François Furet, tak pisał o 
jakobińskiej koncepcji rewolucji, ukształtowanej w czasach terroru: "Terror to rządy 
strachu, które w myśl teorii Robespierre'a są rządami cnoty. Terror uruchomiony dla 
unicestwienia arystokracji, staje się ostatecznie środkiem eliminacji niegodziwców i 
zwalczania przestępstw. od tej pory współistnieje z rewolucją, jest jej nieodłącznym 
elementem, tylko on bowiem może przyczynić się do powstania Republiki obywateli. 
(...) Jeśli zaś Republika wolnych obywateli nie może jeszcze powstać, to dlatego, że 
ludzie skażeni przeszłością  są  źli; za pomocą terroru Rewolucja, ta nie opisana i 
zupełnie nowa historia, stworzy nowego człowieka". [przyp 6: Cyt. za: Czarna księga 
komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, Warszawa 1999, s.682.] 

Współautor słynnej "Czarnej księgi komunizmu" Stéphane Courtois 

niedwuznacznie wskazywał na prekursorstwo francuskiego terroru jakobińskiego 
wobec terroru bolszewickiego, stwierdzając: "Niektóre metody stosowane w okresie 
terroru - manipulacja napięciami społecznymi przez frakcję jakobińską, zaognienie 
fanatyzmu ideologicznego i politycznego, prowadzenie wyniszczającej wojny ze 
zbuntowaną częścią chłopstwa - można uznać za zapowiedź działań bolszewików. 
Niewątpliwie, Robespierre położył pierwszy kamień na drodze, która później zawiodła 
Lenina do terroru. Czy podczas głosowania praw prairiala Robespierre nie 
oświadczył przed Konwentem: "Aby ukarać wrogów ojczyzny, wystarczy ustalić, kim 

background image

są. Mniej zresztą chodzi o ich ukaranie, raczej o ich unicestwienie". [przyp. 7: Por. 
tamże, s.682.] 

Przyjaciel Robespierre'a, fanatyczny jakobin Saint-Just "wsławił się" innym 

zaleceniem, jakże godnym późniejszych bolszewickich katów: "Karzcie nie tylko 
zdrajców, lecz nawet obojętnych; karzcie każdego. kto zachowuje się w republice 
biernie i nic dla niej nie robi". [przyp 8: P. Jasienica: Rozważania o wojnie domowej, 
Kraków 1985, s.114.] XX-wieczni przywódcy komunistyczni, typu osławionego 
czerwonego dyktatora Węgier Mátyása Rákosiego, głosili na każdym kroku hasło: 
"Kto nie z nami, ten przeciw nam!". 

W propagandzie jakobińskiej ważne miejsce zajmowało ciągłe demaskowanie 

domniemanych spisków wrogów Rewolucji. Kompan Robespierre'a, Antoine-Luis-
Leon Saint-Just alarmował w przemówieniu z 10 października 1973 r.: "W republice 
istnieją spiski. Spisek nieprzyjaciół zewnętrznych, spisek złodziei, którzy służą 
republice po to jedynie, by ją wysysać, a którzy doprowadzą  ją do zguby z 
wyczerpania". [przyp. 9: Cyt. za A. Mathiez, op.cit., s.508]. Spiskową teorię Saint-
Justa błyskawicznie wsparł tego samego dnia i sam Robespierre, ostrzegając: "Od 
początku rewolucji należało zwrócić uwagę, że istnieją we Francji dwa różne źródła 
niepokojów: spisek angielsko-pruski i austriacki (...)". [przyp. 10: Tamże, s.508.] 
Rozwijając swe oskarżenia o spiski, Robespierre wystąpił ze skrajnymi, 
ksenofobicznymi oskarżeniami przeciwko przebywającym we Francji cudzoziemcom, 
akcentując: "Żywię instynktowną nieufność do tych wszystkich cudzoziemców, 
których oblicze zakrywa maska patriotyzmu i którzy wysilają się, by uchodzić za 
bardziej energicznych niż my sami. Są to agenci obcych mocarstw, gdyż wiem 
dobrze,  że wrogowie nasi nie omieszkali sobie powiedzieć: emisariusze muszą 
okazywać najgorętszy, najbardziej przesadny patriotyzm, aby jak najłatwiej wślizgnąć 
się do naszych komitetów i zgromadzeń. To oni sieją niezgodę, to oni krążą wokół 
obywateli najbardziej godnych szacunku, wokół prawodawców najbardziej nawet 
niesprzedajnych; posługują się oni jadem moderantyzmu i sztuką przesady, by 
podsuwać nam poglądy sprzyjające w mniejszym lub większym stopniu ich tajemnym 
celom..." [przyp 11: Por. tamże, s.509.] W ślad za tak wyrażonymi podejrzeniami 
Robespierre'a szybko poszły aresztowania różnych podejrzanych cudzoziemców, 
nawet tych, którzy dotąd dawali niejednokrotnie wyraz niewzruszonego poparcia dla 
rewolucji. Bo jeśli sam Robespierre ich podejrzewa... to na pewno nie ma dymu bez 
ognia! 

6 września 1793 roku rewolucyjna Konwencja podjęła uchwałę nakazującą 

aresztowanie wszystkich cudzoziemców, prócz robotników, artystów i tych 
wszystkich, którym uda się na czas dostarczyć dowody swego prawdziwego 
przywiązania do rewolucji i Republiki. Już 11 dni później uchwalono jedno z 
najstraszniejszych praw doby jakobińskiej - dekret o podejrzanych. Stanowił on 
dogodną postawę do inicjowania kolejnych fal zmasowanego terroru. Artykuł drugi 
wspomnianego dekretu, tak definiował osoby, które zostają uznane za podejrzane:  

 

"Ci, którzy swym zachowaniem, bądź dzięki znajomościom albo też poprzez 
swe opinie wyrażone czy też napisane dali się poznać jako zwolennicy tyranii 
lub federalizmu albo też jako wrogowie wolności;  

background image

 

Ci, którzy nie zdołają udowodnić zgodnie z dekretem z 21 marca (dekret 
dotyczy powołania komitetów rewolucyjnych) źródeł swego utrzymania bądź 
wypełniania swych obywatelskich zobowiązań;  

 

Ci, którym odmówiono certyfikatów lojalności obywatelskiej;  

 

Urzędnicy zawieszeni w prawach, których im następnie nie przywrócono;  

 

Dawna szlachta, mężczyźni i kobiety oraz ojcowie, matki, synowie, córki, 
bracia, siostry i agenci emigrantów, którzy nie dość okazywali swe poparcie 
dla rewolucji".  

[przyp. 12: J. Baszkiewicz, S. Meller, Rewolucja francuska 1789-1794. 

Społeczeństwo obywatelskie, Warszawa 1983, s.300-301.] 

Szczególnie straszny był 5 punkt dekretu, umożliwiający bezlitosne 

prześladowanie wszystkich członków rodzin - podejrzanych ze szlachty i emigracji. 
Do złudzenia przypominało to późniejsze zbiorowe represje bolszewickie wobec 
członków rodzin wszystkich uwięzionych i skazanych "wrogów ludu". Ciągle 
wprowadzano nowe "udoskonalenia" w terroryzowaniu obywateli, poszerzające ilość 
podejrzanych. Dekret z 16 kwietnia 1794 roku skazywał na zesłanie do Gujany 
każdego obywatela, nie utrzymującego się z pracy, "któremu udowodniono, że 
narzeka na rząd" [przyp 13: P. Gaxotte, op.cit., s.294.] Najszerszy zakres "zbrodni", 
zagrożonych konfiskatą majątku i śmiercią zawarto w sławetnej ustawie z 10 czerwca 
1794 roku. Poza zagrożonymi szafotem osobami "bezczeszczącymi lub usiłującymi 
obalić Konwent Narodowy i rząd rewolucyjny" do osób "zasługujących" na gilotynę 
zaliczono m.in. tych, którzy utrudniają akcję aprowizacyjną (a więc rolników i kupców, 
opierających się przeciw narzucaniu im ograniczeń płac). Szafot miał grozić również 
jako "wrogom ludu" obywatelom, szerzącym fałszywe pogłoski (wszystkim 
kumoszkom), czy tym, którzy usiłowali wprowadzić w błąd opinię publiczną lub 
wzbudzić malkontenckie zniechęcenie [przyp. 14: P. Gaxotte, op.cit., s.294.] Kara 
gilotyny groziła również wszystkim tym, którzy prześladują lub oczerniają patriotów 
(czyli wszystkim oponentom jakobinów). Ustawa przewidywała niebywałe "ułatwienia" 
w ferowaniu wyroków skazujących, znosząc obowiązek wstępnych przesłuchań 
świadków i uniemożliwiając dopuszczenie obrońców do oskarżonych. Jedynym 
wyrokiem w sądzonych za omówione wyżej "zbrodnie" sprawach miał być wyrok 
śmierci [przyp. 15: Por.B. Melchior-Bonnet: Dictionnaire de la Révolution et de 
L'empire, Paris 1965, s.254.] 

"Propaganda okrucieństw" 

W propagandzie jakobińskiej szczególną rolę odgrywało ciągłe podtrzymywanie 

stanu wrzenia wśród mas Paryża przez straszenie ich groźbą kolejnych spisków i 
zdrad elementów "kontrrewolucyjnych". Jak pisał jeden z najwybitniejszych badaczy 
dziejów rewolucji Pierre Gaxotte: "Zmyślone spiski, urojone rzezie, fałszywe alarmy 
utrzymywały ludzi w strachu nieokreślonym, lecz stałym".[przyp. 16: P. Gaxotte, 
op.cit., s.121.] W podsycaniu nienawiści rzesz ludu Paryża do ludzi tzw. ancien 
régime bardzo dużą rolę odgrywały  świadomie wymyślane fałsze jakobińskich 
propagandystów. Na przykład jeden z najbliższych współpracowników Robespierre'a, 
Antoine Saint-Just bez wahania upowszechniał w swych tekstach istne brednie o 
rzekomych okrucieństwach króla Ludwika XVI: "W roku 1788 Ludwik XVI kazał 
wymordować w Paryżu, na ulicy Melée i na Pont-Neuf 8000 osób bez względu na 
płeć i wiek ofiar. Dwór królewski powtórzył te morderstwa na Polu Marsowym (...) 

background image

wieszano rocznie 15 000 przemytników, łamano kołem 3000 osób". [przyp. 16: P. 
Gaxotte, op.cit., s.120.] Komentujący te twierdzenia jako jednoznaczne "bajdy", 
Gaxotte pisał: "Takie słowa padały z trybuny Konwentu, były oklaskiwane, 
drukowane, wysyłane do najmniejszych wiosek, komentowane, powtarzane i 
upiększane. Wierni członkowie klubów wierzą wszystkiemu" [przyp 17: Tamże, 
s.120-121.] Sto kilkadziesiąt lat później w związku ze wzajemnymi oskarżeniami o 
okrucieństwa, o wojnie światowej wymyślono zwrot Greuelpropagande (propaganda 
okrucieństw). Fakty mówiły jednoznacznie - to francuscy jakobini byli "pomysłowymi" 
twórcami tego typu propagandy nienawiści. 

W umacnianiu i rozszerzaniu kolejnych faz propagandy nienawiści do "wrogów 

ludu" szczególnie mocno pomagało powoływanie się na toczoną przez Francję 
wojnę. Przywoływane zagrożenie zewnętrzne stanowiło nader chętnie używane 
usprawiedliwienie dla propagowania aktów przemocy wobec wszystkich "myślących 
inaczej", alibi dla rewolucyjnego bezprawia i terroru. Ponad sto lat później bolszewicy 
sięgali wciąż do tego samego argumentu - powoływanie się na obcą interwencję 
miało uzasadniać najkrwawszy, najbardziej rozpasany terror Czeki. 

(...) 

Fałsze propagandy bolszewickiej i komunistycznej 

Fałsze propagandy bolszewickiej i komunistycznej to temat ogromny i niezwykle 

szeroko zróżnicowany. Początkowo dominują fałsze zmierzające do 
usprawiedliwienia okrutnego terroru wobec oponentów i zrzucania na nich i na 
interwencję zewnętrzną winy za głód i katastrofę gospodarczą Rosji. Później 
dochodzi fala fałszów przedstawiających sowieckie więzienie narodów jako 
"wspaniały" symbol równouprawnienia narodów, a sowiecką eksploatację 
społeczeństwa jako proletariacki "raj na ziemi". Wtóruje im ogromna ilość fałszów na 
temat rzekomych sowieckich "wyczynów gospodarczych", a później zapowiedzi, jak 
to ZSRR we wszystkim przegoni kapitalizm. Kolejne elementy manipulacji sowieckiej 
propagandy to usprawiedliwianie zaborów terytorialnych kosztem sąsiadów i 
oskarżanie Zachodu o forsowanie "zimnej wojny". Wiążą się z tym przeróżne 
szczegółowe fałsze propagandowe (np. o tym, kto wywołał wojnę koreańską). Jedną 
z nader istotnych części manipulacji sowieckiej propagandy stanowią  tłumaczenia 
kolejnych buntów narodów uciskanych (typu Powstania Węgierskiego 1956 r., 
Praskiej Wiosny w 1968 r., czy ruchu "solidarności" w Polsce) złowieszczymi 
intrygami Zachodu, etc.. Ważną część w całokształcie manipulacji propagandy 
sowieckiej stanowią konsekwentne zabiegi o przyciągnięcie na Zachodzie jak 
największej ilości "fellow travellers": dziennikarzy, uczonych czy twórców gotowych z 
różnych powodów do powielania w swoich krajach najbardziej nawet zakłamanych 
stereotypów komunistycznej sowieckiej propagandy. I wreszcie nowy typ manipulacji 
od połowy lat osiemdziesiątych, zmierzający i to skutecznie do ukształtowania na 
Zachodzie tzw. gorbomanii - przedstawienia Gorbaczowa jako prawdziwego 
demokraty i reformatora, któremu Zachód powinien jakoby maksymalnie i bez 
zastrzeżeń pomagać w swoim dobrze pojętym interesie. Brak miejsca nie pozwala tu 
oczywiście na zajęcie się tak wielostronnymi i różnorodnymi manipulacjami 
propagandy bolszewickiej i komunistycznej. Ograniczę się więc z konieczności do 
przedstawienia niektórych wycinkowych aspektów tych manipulacji, zwłaszcza tych, 

background image

które stanowiły swoistą kontynuację manipulacji propagandy radykalnej lewicy doby 
Rewolucji Francuskiej. 

Już na wstępie za szczególnie konieczne uważam zaznaczenie, że ogromny 

wpływ na sposób, w jaki stawiano zręby dyktatury komunistycznego totalitaryzmu w 
Rosji, miał wyjątkowy cynizm przywódców bolszewickich, od Lenina po Trockiego i 
Stalina. Jakże wymownie charakteryzuje ten cynizm, maksymalne nie liczenie się z 
cierpieniem mas rzekomych "zbawców ludu", wczesna wypowiedź Lenina, w reakcji 
na głód w regionie Samary w 1891 r. Lenin wyraził wtedy swą jednoznaczną 
satysfakcję z efektów klęski głodu, mówiąc: "Niszcząc przestarzałą gospodarkę 
chłopską głód przybliża nas obiektywnie do naszego ostatecznego celu, socjalizmu, 
który to etap następuje bezpośrednio po kapitalizmie. Głód niszczy także wiarę nie 
tylko w cara, ale i w Boga". 

Propagandowa obłuda w czasach totalitarnego terroru 

Winston Churchill powiedział kiedyś: "Komuniści są jak krokodyle, które kiedy 

otwierają paszcze, nie wiemy - uśmiechają się, czy chcą nas pożreć". Trzeba 
rzeczywiście przyznać,  że kolejni dyktatorzy komunistyczni, począwszy od Lenina i 
Stalina doprowadzili do perfekcji sztukę propagandowego zakłamania i obłudy. W 
czasie, gdy w Związku Sowieckim szalał w najlepsze krwawy terror Wielkiej Czystki, 
gdy ofiarą jego padały miliony osób, totalitarny dyktator Josif Wisarionowicz Stalin 
głosił w przemówieniu na zebraniu przedwyborczym w Moskwie 11 grudnia 1937r.: 
"Nigdy na świecie nie było takich (jak w ZSRR - J.R.N.) istotnie wolnych i istotnie 
demokratycznych wyborów. (...) Wybory odbywają się u nas (...) w atmosferze, 
powiedziałbym, wzajemnej przyjaźni, bowiem (...) nie ma właściwie komu wywierać 
presji na naród, aby wypaczyć jego wolę". Szczególnie umiejętnie, perfekcyjnie 
wręcz Stalin umiał wykorzystywać naiwność niektórych, bardzo głośnych 
intelektualistów zachodnich, dla przekonania ich o swojej wielkoduszności i 
pragnieniach demokratycznych i humanistycznych, co było zresztą tym łatwiejsze, że 
bardzo chcieli mu wierzyć. Jakże wymowna pod tym względem była rozmowa Stalina 
z francuskim pisarzem, laureatem Nagrody Nobla Romain Rollandem. Skądinąd 
zachwycony obrazem tej fasadowej Rosji, jaka mu pokazali stalinowscy przewodnicy, 
Romain Rolland miał tylko jedno zastrzeżenie. Mówił o przykrym wrażeniu, jakie 
wywarło w Europie Zachodniej nagłe wykonanie naraz w ZSRR kilkuset 
zawieszonych wyroków śmierci na więźniach politycznych w odwet za skrytobójczy 
mord na Kirowie w 1934 r., skądinąd popełniony na zlecenie Stalina. Stalin, który 
sam nakazał wykonanie wspomnianych wyroków śmierci, zaczął obłudnie wyjaśniać 
Rollandowi: "Oczywiście,  że byłem przeciw tak okrutnej decyzji. Dojście do niej 
kosztowało mnie wiele bezsennych nocy. Ale cóż, takie są już u nas skutki 
demokracji na szczytach. Zostałem przegłosowany przez większość moich kolegów 
w Biurze Politycznym KC WKPb". 

(Zauroczony Stalinem Rolland, po tym wyjaśnieniu uważał,  że Stalin jest jedyną 

nadzieją demokracji w Rosji, "jedynym Europejczykiem" wśród barbarzyńców). 

Dla dyskredytowania przeciwników bolszewicy sięgali po najbardziej zohydzające 

ich porównania i zestawienia. Warto przypomnieć na przykład jak to jeden z 
czołowych przywódców bolszewickich uznał postulaty zbuntowanych marynarzy 
Kronsztadu i popierających ich robotników w 1921 roku za "eserowsko-

background image

czarnosecinne". Obelżywe określenie "czarnosecinne" nawiązywało do osławionej 
Czarnej Sotni, najbardziej reakcyjnej i agresywnej formacji doby caryzmu. Jeden z 
współautorów "Czarnej Księgi komunizmu" Nicolas Werth zwrócił uwagę jak 
absurdalną deformacją było nazwanie postulatów zbuntowanych z Kronsztadu 
"czarnosecinnymi", wyliczając,  że były one takie same jak żądania ogromnej 
większości obywateli po trzech latach dyktatury bolszewickiej: ponowne wybory do 
sowietów w tajnym głosowaniu i swobodnych dyskusjach; wolność  słowa i prasy - 
sprecyzowano jednak - "dla robotników, chłopów, anarchistów i lewicowych partii 
socjalistycznych"; powszechne zrównanie racji żywnościowych oraz uwolnienie 
wszystkich więźniów politycznych, członków partii socjalistycznych, wszystkich 
robotników, chłopów,  żołnierzy i marynarzy, uwięzionych za działalność w ruchu 
robotniczym lub chłopskim; utworzenie specjalnej komisji odpowiedzialnej za 
zbadanie spraw wszystkich osadzonych w więzieniach i obozach koncentracyjnych; 
zniesienie rekwizycji; rozwiązanie oddziałów specjalnych Czeka; absolutna wolność 
dla chłopów "robienia tego, co chcą, na swojej ziemi i hodowania własnego bydła, 
pod warunkiem, że będą sobie radzić  własnymi  środkami". [Por. S.Courtois i in.: 
"Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania", Warszawa 1999, s. 
120].  

Dla bolszewików najstraszniejsze nawet klęski  żywiołowe stawały się  głównie 

okazją do takiego manipulowania propagandą na temat ich skutków, by zrzucić winę 
za wszystko na swych najbardziej znienawidzonych przeciwników. Nader typowe pod 
tym względem było zachowanie Lenina w związku ze straszną klęską  głodu na 
wiosnę 1922 roku. Lenin uznał,  że właśnie wówczas na tle strasznych warunków i 
rozpaczy mas tym łatwiej będzie obrócić propagandowo ich gniew przeciwko Cerkwi 
prawosławnej, tak by udało się skonfiskować jej bogactwa. I nic nie liczyło się w tym 
momencie dla Lenina, że właśnie czołowi duchowni prawosławni od początku klęski 
głodu starali się maksymalnie organizować wsparcie dla jak najszerszych rzesz 
ludności dotkniętych tą klęską. W liście do Biura Politycznego z 19 marca 1922 roku 
Lenin tak akcentował potrzebę wykorzystania klęski głodu dla zadania Cerkwi i 
duchowieństwu prawosławnemu śmiertelnego uderzenia w łeb. Pisał: "W chwili, gdy 
tyle zagłodzonych istot żywi się ludzkim mięsem, gdy drogi usłane są setkami, 
tysiącami trupów, teraz i tylko teraz możemy (a w konsekwencji musimy) 
skonfiskować majątek Cerkwi ze straszną, bezlitosną energią (...) W innym 
momencie nie osiągniemy celu, gdyż tylko rozpacz wywołana głodem może zmusić 
masy do postawy wobec nas życzliwej lub przynajmniej neutralnej... Jestem więc 
przekonany,  że jest to najlepszy moment do zgniecenia czarnosecinnego 
duchowieństwa w najbardziej zdecydowany i bezlitosny sposób i z taką brutalnością, 
by pamiętali o niej latami". (Już w 1922 roku według  źródeł cerkiewnych 
zamordowano w Rosji 2691 popów, 1962 mnichów i 3447 mniszek). 

Nader dobrą ilustracją rozmiarów komunistycznej obłudy było to, co się działo na 

Węgrzech po 1945 roku. Kraj ten przeżywał najkrwawszą w Europie dyktaturę 
komunistyczną pod rządami sekretarza generalnego tamtejszej partii komunistycznej 
WPP, osławionego "krwawego Macieja" (Matyasa Rakosiego). Ocenia się,  że w 
owych czasach aż 2,5 mln. osób na 9,5 mln osób dotknęło różnego typu krzywdy 
(więzienia, egzekucje, wysiedlenia, deportacje do ZSRR, internowania, nadzór 
polityczny). I w czasie niebywałego nasilenia takiego stalinowskiego terroru 
komunistyczne władze węgierskie wprowadziły cynicznie nowy obowiązkowy zwyczaj 
witania się między towarzyszami partyjnymi, przy wchodzeniu do urzędów, etc. - 

background image

słowem "Szabadsag" (Wolność!). Podobnie ponurą groteską były słowa sowieckiego 
hymnu z doby najsroższego stalinizmu, mówiące o tym, że nie ma drugiego takiego 
kraju w świecie, gdzie tak wolno oddycha człowiek. 

Poparcie dla grabieży 

Podobnie jak w czasach jakobińskich rządów doby Rewolucji Francuskiej także i 

po przewrocie bolszewickim zyskiwano poparcie wśród dużej części warstw 
uboższych, głównie poprzez pobudzanie u nich nienawiści do bogatych. Propaganda 
bolszewicka starała się maksymalnie oddziaływać na najniższe instynkty motłochu, 
wręcz nawoływała do grabienia mienia środowisk lepiej usytuowanych (sławetne 
hasło "Grab zagrabione!"). Były sekretarz Stalina Borys Bażanow, który mając dość 
bolszewizmu zbiegł ostatecznie za granicę, pisał w swych wspomnieniach: "Istotą 
komunizmu jest wzbudzanie nienawiści biednych przeciw bogatszym. [Podkr. J.R.N.] 
Im ludzie są biedniejsi, prostsi, im mniej wiedzą, tym większe szanse powodzenia ma 
propaganda komunistyczna, tym lepsze warunki na sukces komunistycznej rewolucji. 
Sukces ten jest pewny w krajach Afryki, w biednych mrowiskach Azji, w rozwiniętych 
krajach Europy jak dotąd może być osiągnięty wyłącznie siłą - za pomocą radzieckich 
czołgów. Jest rzeczą oczywistą, że zawiść i nienawiść są wykorzystywane jedynie po 
to, by judzić jedne warstwy społeczne przeciw innym, by wywoływać konflikty 
społeczne, by gnębić i niszczyć - chodzi przecież o zdobycie władzy. A później 
wszystko nabiera cech zorganizowanej katorgi, w której więzi się cały naród i którą 
rządzi wąska komunistyczna elita". (...)" Cel tej operacji to zbrojny rabunek w skali 
całego globu, zbudowanie światowego społeczeństwa niewolników, "robotyzacja" 
całego  świata, którym okrutnie rządzić  będą korzystający z absolutnej władzy i tępi 
biurokraci "partii" (...)" [B. Bażanow: "Byłem sekretarzem Stalina", Warszawa 1985, 
wyd. podziemne "Nowa", s. 186-187]. 

To granie przez bolszewików na instynktach zawiści i grabieży u plebsu, szybko 

zauważyli co bystrzejsi obserwatorzy bolszewizmu. By przypomnieć choćby jakże 
przejmujące zapiski pisarza - emigranta, Laureata Nobla w 1933 roku Iwana Bunina, 
który już 5 maja 1918 roku pisał jakże proroczo: "Czyż ci ludzie nie wiedzieli, że 
rewolucja to tylko krwawa gra w komórki do wynajęcia, kończąca się zawsze tylko 
tym,  że lud, nawet jeśli uda mu się przez pewien czas posiedzieć, pobuszować i 
poświętować na miejscu panów, zawsze koniec-końców wpada z deszczu pod 
rynnę? [Podkr. J.R.N.] [J.Bunin: "Przeklęte dni", Warszawa 1983, wyd. podziemne 
Oficyna Liberałów, s. 30]. 

Te swe przewidywania skutków przewrotu bolszewickiego Bunin ilustrował 

różnymi przykładami z owych czasów terroru i grabieży, opisując na przykład pod 
datą 1 marca 1918 r.: "Gruzińskiemu opowiadał w tramwaju żołnierz: "Chodzę bez 
roboty, poszedłem do rady delegatów prosić o miejsce; miejsc, mówią, nie ma - ale 
masz tu dwa nakazy rewizji, możesz się nieźle obłowić. Posłałem ich do wszystkich 
diabłów - ja człowiek uczciwy..."" [Tamże, s. 12]. Niestety tak reagujący uczciwi 
należeli do mniejszości, hasła grabienia stawały się świetną okazją do pozyskiwania 
bolszewikom poparcia u motłochu. Podobnie jak propagandowe działania 
zmierzające do spektakularnego upokarzania ludzi bogatszych, dotąd znajdujących 
się na wierzchołkach społeczności, a teraz gnębionych jako rzekomych 
"kontrrewolucyjnych krwiopijców" i "burżujów". Typowe pod tym względem było 
opisane przez Bunina w dniu 10 czerwca 1918 r. Zebranie bolszewickiego Komitetu 

background image

Wykonawczego w Kijowie. Zebrani natychmiast przywitali burzliwymi oklaskami 
wysuniętą przez niejakiego Feldmana propozycję, by "wykorzystać burżujów zamiast 
koni przy przewozie ładunków!" [Tamże, s. 35]. 

Autorem jednych z najwcześniejszych i najwnikliwszych zarazem obserwacji na 

temat bolszewizmu był  słynny polski prozaik i eseista, przez wiele lat prezes 
Polskiego PEN-Clubu Jan Parandowski. Po pierwszej wojnie światowej przeżył on 
parę miesięcy pod rządami bolszewickimi w Saratowie i swe przeżycia odtworzył w 
wydanej już w 1919 roku książce "Bolszewizm i bolszewicy w Rosji". Książka ta 
zawiera wiele bardzo cennych uwag o istocie bolszewizmu, a również o roli części 
Żydów w bolszewickim przewrocie. Ze szczególnym przerażeniem patrzył 
Parandowski na ogromną rolę wciąż podsycanej nienawiści klasowej w propagandzie 
bolszewickiej, tępienie tak zwanej burżuazji i inteligencji, uważanej za "lokajów 
burżuazji", pozbawianej wszelkich praw ludzkich i konsekwentnie wyniszczanej. Jak 
pisał Parandowski: "Społeczeństwo podzielono na proletariat, który miał być panem 
sytuacji, i na coś nieokreślonego, co w bogatej i przedziwnej terminologii 
bolszewickiej dostawało co dzień nowe nazwy. Była to burżuazja, którą stosownie do 
okoliczności nazywano: "białą gwardią", "dusicielami", "eksploatatorami", 
"ziemiańska-białogwardyjską kontrrewolucją", a inteligencję przeważnie "lokajami 
burżuazji". Ci wszyscy byli wydziedziczeni, prawdziwi pariasi, pozbawieni praw i czci. 
Bywały chwile, kiedy rząd wołał po prostu: "Róbcie sobie z nimi, co chcecie". Można 
ich było grabić i zabijać, i być pewnym, że  żaden trybunał rewolucyjny tego nie 
poczyta za zbrodnię". [J.Parandowski: "Bolszewizm i bolszewicy w Rosji", London 
1996, s. 106]. 

Pierwszym bardzo ważnym etapem niszczenia "burżuazji jako klasy" było 

obkładanie jej przedstawicieli niezwykle wysoką kontrybucją i gruntowne 
wywłaszczenie z dorobku osobistego przy akompaniamencie różnorakich poniżeń, 
np. zmuszania do czyszczenia latryn i koszar czekistów. Inspiracje do 
bezwzględnego traktowania "burżuazji" i jej wywłaszczania były na bieżąco 
przekazywane w bolszewickiej prasie. Na przykład bolszewickie pisemko "Izwiestija 
Odiesskogo Sowieta Raboczich Deputatow" z 13 maja 1919 roku informowało: 
"Zgodnie z uchwałami sowietu robotniczego 13 tego miesiąca zadekretowany został 
dniem wywłaszczenia burżuazji. Klasy posiadające będą musiały wypełnić 
szczegółowy formularz, w którym spisane zostaną produkty żywnościowe, obuwie, 
odzież, biżuteria, rowery, kołdry, prześcieradła, srebra stołowe, naczynia i inne 
przedmioty potrzebne ludowi pracującemu. [...] Każdy winien wesprzeć komisje 
wywłaszczeniowe w tym świętym zadaniu. [...] Ci, którzy nie podporządkują się 
rozkazom komisji wywłaszczeniowej, zostaną natychmiast aresztowani. Stawiający 
opór zostaną bezzwłocznie rozstrzelani. [Cyt. za "Czarną księgą komunizmu" op. cit., 
s. 113]. 

Autor opracowania na temat sowieckiego terroru, publikowanego w "Czarnej 

księdze komunizmu" Nicholas Werth pisał w oparciu o jednoznaczne stwierdzenia 
szefa ukraińskiej Czeka Łacisa (w jego piśmie obiegowym do lokalnych oddziałów 
Czeka), że faktycznie wszystkie, dokonywane kosztem "burżuazji" "wywłaszczenia", 
trafiały do kieszeni czekistów i innych pomniejszych dowódców niezliczonych 
oddziałów rekwizycyjnych, wywłaszczeniowych czy Czerwonej Gwardii, które 
mnożyły się przy podobnych okazjach. [Tamże, s. 113]. Kolejnym etapem 
"wywłaszczeń" było odebranie "burżuazji" mieszkań. W bolszewickiej prasie 

background image

wielokrotnie powracały różnego typu zachęty do bezlitosnego traktowania ludzi 
środowisk burżuazyjnych, w tym ich fizycznej eksterminacji, upokarzania "burżujów" 
poprzez zaganianie ich do najgorszych prac fizycznych. Temat ten wciąż powracał w 
wielu dziennikach bolszewickich z Odessy, Kijowa, Charkowa, Jekaternosławia, 
uralskiego Permu czy Niżnego Nowogrodu. [Por. tamże, s.113]. Na przykład na 
łamach "Izwiestii Odiesskogo Sowieta Raboczich Dieputatow" z 26 kwietnia 1919 
można było przeczytać: "Ryba lubi być przyprawiona śmietaną. Burżuazja lubi 
władzę, która surowo karze i zabija. Jeśli więc stracimy kilkudziesięciu spośród tych 
łajdaków i idiotów, jeśli karzemy im zamiatać ulice, jeśli każemy ich żonom szorować 
koszary Czerwonej Gwardii (a byłby to dla nich niemały zaszczyt), zrozumieją 
wówczas,  że nasza władza jest solidna i że nie ma co liczyć na Anglików czy 
Hotentotów". [Wg tamże, s.113].  

Typowym przykładem skrajnego dyskryminowania "burżuazji" był 

charakterystyczny "klasowy" podział społeczeństwa Piotrogrodu pod kątem 
odpowiedniego ograniczenia przydziału  żywności dla uznanych za "wrogie warstw 
społecznych". Podział wprowadzał swoiste "cztery kategorie brzucha", głosząc na 
rozklejonych w różnych punktach miasta plakatach:  

 

Robotnicy, posiadający poświadczenia z fabryk, dostaną: 200 gramów chleba 
na dwa dni, 2 jajka albo tłuszczu, albo suchych jarzyn.  

 

Urzędnicy biurowi: 100 gramów chleba na dwa dni, 1 jajko albo połowę racji 
pierwszej kategorii.  

 

Różne zawody, profesorowie, dziennikarze: 100 gramów chleba na dwa dni i 
połowę racji drugiej kategorii.  

 

Burżuje, właściciele, dzierżawcy przedsiębiorstw, rentierzy itp.: 50 gramów 
chleba na dwa dni i nie mają prawa ani do jaj, ani tłuszczu, ani jarzyn.  

[Wg J.Parandowski: op. cit., s.107]. 

Według Parandowskiego traktowana przez bolszewików jako najgorsza czwarta 

kategoria ludzi czasami otrzymywała - w ówczesnych warunkach głodowych - "tylko 
po trzy śledzie, a nierzadko zapowiadano, ze wskutek braku żywności burżuje nic nie 
dostaną". [ J.Parandowski: op. cit., s.107]. 

Podobnego typu terror wobec przedstawicieli byłych klas posiadających stał się, 

wciąż powtarzającym się zjawiskiem przy tworzeniu kolejnych systemów władzy 
komunistycznej w uzależnionych przez ZSRR krajach Europy środkowo-wschodniej i 
w niektórych krajach azjatyckich. Szczególnie drastyczne rozmiary przybrał  właśnie 
w krajach azjatyckich. Jean-Louis Margolin tak opisywał na przykład pierwsze 
przejawy wojującego komunizmu wiejskiego w niektórych rejonach Chin na przełomie 
lat 1927-1928, a zwłaszcza wywoływanego przez agitację komunistycznego 
gwałtownego przeciwstawiania miejscowych biednych chłopów "właścicielom 
ziemskim": "Cała ludność zapraszana była na publiczne procesy 
"kontrrewolucjonistów", prawie zawsze skazywanych na śmierć, towarzyszyła 
egzekucjom, krzycząc "zabij, zabij" pod adresem Czerwonej Gwardii zajętej 
ćwiartowaniem ofiar na kawałki, które czasami pieczono i jedzono lub dawano do 
spożycia rodzinie na oczach innych, żyjących jeszcze skazanych. Wszyscy 
zapraszani byli na ucztę, w czasie której dzielono pomiędzy siebie wątrobę lub serce 
byłego właściciela, i uczestniczyli w wiecach - mówca stawał przed tłumem ludzi 

background image

trzymających piki z wbitymi na nie świeżo  ściętymi głowami". [Wg "Czarnej księgi 
komunizmu..." op. cit., s.440]. Przypomnijmy przy okazji, że zwyczaj wbijania 
ściętych głów na piki był szczególnie szeroko stosowany w czasie Rewolucji 
Francuskiej 1789 - 1795. 

Nader bezwzględny charakter miały organizowane przez komunistów chińskich 

działania dla radykalnej zmiany stosunków na wsi po 1945 roku. Na przykład swego 
rodzaju kluczowym elementem chińskiej reformy rolnej były tzw. "wiece żalu", na 
których zmuszano właścicieli ziemskich do publicznego kajania się przed chłopami z 
całej wioski. Kajających się upokarzano na przeróżne sposoby, a wielu z nich i tak 
zabijano. Historycy oceniają dziś,  że zabito w owym czasie co najmniej po jednej 
osobie w każdej wiosce, a cała liczba zlikwidowanych w czasie tych "czystek" na wsi 
wyniosła od 2 do 5 milionów osób. [wg "Czarnej księgi komunizmu... " po. Cit., s.448]. 
Przed likwidacją  właściciele ziemscy byli poddawani różnym formom znęcania się. 
Na przykład przywiązywano ich do pługa i zmuszano do pracy pod razami bata. 
Likwidacji kilku milionów właścicieli ziemskich towarzyszyło uwięzienie od 4 do 6 
milionów kułaków w nowoutworzonych obozach. [Wg "Czarnej księgi komunizmu", 
op. cit., s.448,449]. 

Szczególnie okrutna była rozprawa dokonana zgodnie z zaleceniami 

komunistycznej propagandy w Kambodży. Starano się maksymalnie wyniszczyć 
przedstawicieli byłych warstw posiadających i inteligencji, doprowadzając do 
wymordowania jednej trzeciej kambodżańskiego narodu. Okrutne czystki miało 
ułatwić wysiedlenie wielkiej rzeszy mieszkańców miast na wieś. Jak podkreślał 
współautor "Czarnej księgi komunizmu" Jean-Louis Margolin stosowany wówczas 
odwet "służy obalaniu dawnej hierarchii zawodowej, rodzinnej, itd. W relacjach 
często jest mowa o zdumiewających awansach, mianowaniach na odpowiedzialne 
stanowiska w terenie wiejskiej hołoty (...) dyplomy stały się "zbędnymi 
papierzyskami" i biada tym, którzy jeszcze próbowali coś dzięki nim uzyskać. Główną 
cnotą stała się pokora: po powrocie do kraju ludzie z wyższych kręgów "starali się, o 
dziwo, o pracę polegającą na sprzątaniu ubikacji (...) bo pokonanie obrzydzenia było 
traktowane jako dowód przeobrażenia ideologicznego". [Wg "Czarnej księgi 
komunizmu"... op. cit., s.583]. 

Propaganda antypolska 

Polska stanowiła trudną do przebycia barierę dla bolszewickich planów 

ogólnoświatowej rewolucji. Stąd tylekroć zauważane ogromne stężenie nienawiści do 
Polski w propagandzie bolszewickiej i wyjątkowo upiorny przedstawiany w niej obraz 
"Polski panów". Przypomnijmy, że dowodzący sowiecką nawałą na Polskę sowiecki 
wódz Michaił Tuchaczewski głosił w rozkazie dziennym z 2 lipca 1920 roku: "Armia 
spod Czerwonego Sztandaru i armia łupieżczego Białego Orła stają twarzą w twarz w 
śmiertelnym pojedynku. Ponad martwym ciałem Polski jaśnieje droga ku 
ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach poniesiemy szczęście i pokój 
ludzkości pełnej mozołu. Na zachód! Wybiła godzina ataku. Do Wilna, Mińska, 
Warszawy! Naprzód marsz!" [Cyt. za A.L.Szcześniak: "Wojna polsko-bolszewicka 
1918-1920, Warszawa 1991, s.42].  

Polska traktowana jako znienawidzony partner "śmiertelnego pojedynku" musiała 

być więc odpowiednio zohydzana. Historyk Aleksandra J.Leinwand przytoczyła 

background image

rozliczne przykłady sowieckich plakatów, wyrażających zajadłą nienawiść do Polski i 
Polaków. Były one wyrazem propagandy plastycznej, propagującej brutalną przemoc. 
Według Leinwand: "Na plakacie S.Mucharskiego pt. Czym kończy się pańska 
zabawa (1920 r.) widzimy na pierwszym planie brutalną scenę rzezi. Młody bolszewik 
z twarzą wykrzywioną  wściekłością i nienawiścią kopie leżącego na ziemi starca w 
stroju szlacheckim i przebija go piką. Widać lejącą się krew. Obok chłop bije pana. 
Inni chłopi z radością witają nadciągającą Armię Czerwoną. Ukazano też delegację z 
odświętnie ubrana dziewczyną z ludu, która trzyma kwiaty i z robotnikami pod 
sztandarem ozdobionym hasłem: "Niech żyje sowiecka Polska!". Plakat ten jest wart 
szczególnej uwagi nie tylko jako jedno z narzędzi propagandowej wojny z Polską. 
Wyraża on jasno imperialistyczne zamiary Rosji Sowieckiej". [A.J.Leinwand: "Sztuka 
w służbie utopii", Warszawa 1998, s.213]. 

Liczne antypolskie plakaty były "zdobione" wojowniczymi tekstami 

najsłynniejszego ówczesnego poety proletariackiego Włodzimierz Majakowskiego. 
Tak było na przykład w jednym z okien satyry "ROSTY", plakacie powstałym 
prawdopodobnie w czerwcu 1920 roku z tekstem Majakowskiego wyraźnie 
umieszczającym Polaków na pierwszym miejscu w wyliczaniu wrogów Rosji 
Sowieckiej. Tekst głosił: "Towarzysze, robotnicy i chłopi! Młodzi, starcy i dzieci, 
pamiętajcie,  że wasi główni wrogowie, to J.Piłsudski i plemię pańskie". [Tamże, 
s.151]. Na innym plakacie wierszyk Majakowskiego zdobił dość szczególną "scenkę 
rodzajową" : Dwaj czerwonoarmiści (przypuszczalnie oceniając po ubiorze: Ukrainiec 
i Rosjanin) wspólnie podnosili w górę nabitego na bagnety tłustego polskiego "pana" 
w charakterystycznym stroju szlacheckim. Wystraszony szlachcic krzyczał i 
upuszczał szablę.[Tamże, s. 153]. 

Częstokroć z wyraźną wrogością odnoszono się do różnych polskich symboli 

narodowych. Na przykład w wierszu dołączonym do plakatu "Walka Ententy z 
Władzą Radziecką" ironizowano, przekręcając fragment hymnu polskiego: "Jeszcze 
wszak Polska nie zginęła. Chociaż panowie o kulach". [Tamże. S. 151]. Ze 
szczególną nienawiścią odnoszono się do Orła białego jako herbu Polski. Dość 
przypomnieć choćby wypuszczony w 1920 roku przez komunistyczne wydawnictwo 
w Kijowie plakat ukazujący wielkiego białego orła, którego robotnik i chłop usiłowali 
zdeptać i zabić  młotami. Pod koniec umieszczonego na plakacie propagandowego 
tekstu przedstawiono wizję "ginącego orła białego" i powstającej pod czerwonym 
sztandarem "Socjalistycznej Polski Rad". [Tamże, s. 152]. Jak wiemy ten motyw 
zabijania polskiego orła białego powrócił w szczególnie plugawej postaci na plakacie 
najeźdźczej armii sowieckiej armii sowieckiej z września 1939 roku. Pokazywał on 
czerwonoarmistę, który bagnetem przebijał szyję polskiego orła, z którego głowy 
zlatywała czapka-kofederatka. [ Tamże, s. 152]. 

Częstym motywem w propagandzie nienawiści przeciw Polsce i Polakom było 

przedstawianie Polaków jako okrutnych antysemitów, "panów-pogromszczików". Na 
przykład na jednym z plakatów wydanych w Odessie z 1920 roku można było 
przeczytać  słowa: Wisielcami i krwią  żydowskich robotników pokryta jest droga 
polskiej szlachty". [Tamże, s. 157]. Inny antypolski plakat tego typu, także 
opublikowany w Odessie w 1920 roku "zdobiony" był napisem: "Tam, gdzie powiewa 
malinowa flaga polskiej szlachty, tam leje się krew żydowskich robotników". [Tamże, 
s. 158]. Do najohydniejszych antypolskich plakatów należały przeróżne dzieła 
niejakiego W. Deni wyspecjalizowanego w ukazywaniu Polski pod postacią zwierząt, 

background image

co miało wyrażać do niej szczególną pogardę. I tak na przykład na jednym z 
plakatów W.Deni "Świnia tresowana w Paryżu" pokazywana była utuczona świnia, 
siedząca na rękach generała francuskiego. Świnia miała wąsy, a na głowie czapkę 
konfederatkę z napisem "Jaśnie wielmożna Polska" a w łapie dokument z napisem 
"Granice z 1772 roku". [Tamże, s.146]. Inny plakat Deniego, opublikowany w 
nakładzie 75 tysięcy egzemplarzy ukazywał Polskę  wściekłego psa z sumiastymi, 
szlacheckimi wąsami, w czapce z piórem i orłem w koronie w postaci medalionu na 
szyi. [Tamże, s.146]. Deni był również autorem antypolskiej litografii: "Koś we 
właściwym czasie!". Ukazywała ona chłopa w czerwonej rubaszce kosą ścinającego 
głowę polskiego pana i Wrangla. Uradowany swą "robotą" chłop z wyraźnym 
zadowoleniem patrzył na lejąca się krew. [Tamże, s.146]. 

(...) 

Walka z religią 

Jedną z najczarniejszych kart komunizmu stanowiła prowadzona w Związku 

Sowieckim bezwzględna walka z religią, okrutne prześladowanie duchownych i 
wiernych różnych wyznać. Decydującym czynnikiem, który przesądził o tak zajadłej 
walce bolszewików z religią była fanatycznie wroga religii postawa czołowych 
przywódców sowieckich. By przytoczyć dwie jakże wymowne w swej zajadłości 
opinie Lenina i Stalina. Lenin tak pisał o religii w liście z 13 listopada 1913 roku do 
Maksima Gorkiego: "Wszelkie religijne idee, wszelkie koncepcje Boga są 
niewysłowioną wręcz podłością...jedną z najgorszego rodzaju, zarazą najbardziej 
wstrętnego charakteru (...) Każda obrona czy usprawiedliwienie Boga, nawet 
najbardziej subtelna, w najlepszej intencji, jest usprawiedliwieniem reakcji" [Cyt. za: A 
Zwoliński, s.124]. 

Z kolei Stalin stwierdził w odezwie do pionierów z 6 maja 1937 roku: "Musicie 

strzec się, by nie owładnęły wami obce wpływy, zwłaszcza wpływy religijne. Kto jest 
bezbożny, ten jest prawdziwym rewolucjonistą i prawdziwym komunistą. Jeśli zaś 
myślicie o Bogu, popełniacie zdradę rewolucji i zdradę komunistycznej dyktatury. Ja 
sam jestem bezbożny i przekonałem się,  że komunizm razem z bezbożnictwem są 
etapami do prawdziwego socjalizmu". [Cyt. za: A. Zwoliński, s.124]. 

Fanatyczne poglądy antyreligijne przywódców bolszewickich znalazły odbicie w 

makabrycznych wręcz rozmiarach walki z religią w Związku Sowieckim. 

Były członek Biura Politycznego KC KPZR, a później przewodniczący Komisji 

Rehabilitacyjnej Aleksander Jakowlew ujawnił,  że w latach 1917-1985 w Związku 
Sowieckim stracono ok. 200 tysięcy duchownych różnych wyznań, a dalsze kilkaset 
tysięcy wywieziono. Działaniom dla fizycznej likwidacji wielkiej części duchownych 
towarzyszyła trwająca dziesięciolecia agresywna propaganda religijna, 
koordynowana przez kilkumilionową Ligę Bezbożników. W tej złowieszczej, pełnej 
nienawiści kampanii, niejednokrotnie uciekano się do wręcz absurdalnych oskarżeń i 
postulatów, mających na celu maksymalne unicestwienie działających w ZSSR 
wyznań i reprezentujących je Kościołów. I tak na przykład w organie Centralnego 
Komitetu KP (b) Białorusi "Orka" z 14 grudnia 1929 roku z okazji Bożego Narodzenia 
zamieszczono m.in. następujące hasła przedświąteczne: " 

background image

1. Wytężoną pracą antyreligijną oczyścimy drogę do kolektywizacji.  
2. Wzmocnimy walkę z kułakami, nepmanami i klerem.  
3.  Precz z "bożym narodzeniem", niech żyje ciągły tydzień roboczy.  
4. Zamiast "bożego narodzenia" - dzień industrializacji i kolektywizacji.  
5.  Kler - najwierniejszy pomocnik kontrrewolucji.  
6.  Jaskinie oszustwa i obłudy - kościoły, cerkwie, synagogi - zamieniamy na 

ogniska kultury socjalistycznej(...)  

9. Współzawodnictwo socjalistyczne jest klasowym orężem walki z religią.  
10. Walczcie z pojednawczym stosunkiem do religii.  
11. Wszyscy  pracujący pod sztandar Związku Wojujących Bezbożników.  
12. 

Kler katolicki to najwierniejszy sługa polskich faszystów, kapitalistów i 
obszarników.  

13. 

Precz z kantyczkami i książeczkami do nabożeństwa - czytajcie i 
rozpowszechniajcie książki radziecki i komunistyczne gazety polskie (...)  

18. Religia i wódka to dwie trucizny, które otumaniają umysł i osłabiają wolę mas 

pracujących do walki o socjalizm (...)  

20. Pracująca młodzieży włościańska! Bądź przykładem dla starych! Nie chodź do 

kościoła, nie wpuszczaj do domu klechów i ich sługusów, nie wykonujcie 
obrzędów religijnych (chrztów, wesel religijnych, pogrzebów religijnych)"  

[Tekst przytaczam za książką Wschodnia granica, s.76-77]. 

Szokująco wręcz brzmiały takie hasła bolszewików jak: "Precz z miłością 

bliźniego! Nam nade wszystko potrzebna jest neinawiść!" [Cyt. za: ks. R. 
Dzwonkowski SAC Kościół..., s.62]. 

W piśmie młodych komunistów "Prawda Konsomołu" z 1929 roku (nr 28) 

stwierdzono,  że jest rzeczą konieczną "uzbroić się w dynamit nienawiści klasowej i 
walczyć wszystkimi środkami przeciwko dobroduszności w walce religijnej" (Ibidem). 
Jedna z gazet moskiewskich głosiła w grudniu 1929 roku: "Każdy ksiądz jest 
antyrewolucjonistą, każdy akt religijny jest antysowiecki, ktokolwiek idzie do kościoła, 
ten obraża rewolucję i jej zasady" [Cyt. za: M.D'Herbigny La guerre antireligieuse en 
Russie sovietique. La campagne du Noël (decembre 1929-janvier 1939), Paris 1930, 
s.57]. W pięcioletnim planie uprzemysłowienia kraju z 1930 roku zapowiadano: 
"bezwzględną walkę z wszelkimi religiami w najszerszym znaczeniu tego słowa" [Wg 
R.Dzwonkowski SAC, Kościół... op.cit., s.60]. 5 maja ogłoszono "pięciolatkę 
antyreligijną, zapowiadając jako najważniejsze planowe zadanie to, iż: "Do dnia 1 
maja 1937 roku na całym terytorium ZSRR nie powinno pozostać ani jednego domu 
modlitwy i samo pojęcie Boga winno zostać przekreślone jako przeżytek 
średniowiecza, jako instrument ucisku mas robotniczych" [Tamże, s.61]. Częstokroć 
występowano przeciwko poszczególnym duchownym ze skrajnie absurdalnymi 
oskarżeniami. Polskiego duchownego Rutkowskiego na przykład postawiono przed 
sądem tylko za to, że po wejściu milicji do Kościoła Wniebowzięcia N.M.P., nie 
mogąc przeszkodzić konfiskacie mienia kościelnego, ukląkł i zaczął się modlić. "To 
był czyn kontrrewolucyjny" - zawołał bolszewicki prokurator Krylenko. Również 
pracujący w tymże kościele ks. Pronckietis został oskarżony o "kontrrewolucyjne 

background image

klęknięcie", rozbudzające niezadowolenie tłumu, skierowane przeciw władzom 
sowieckim [Por. kpt.F.Mc Cullagh, s.234].  

Od początku lat trzydziestych władze sowieckie zaczęły usilnie popularyzować 

wśród młodzieży dość szczególne pozdrowienie na powitanie "Boga niet" i 
odpowiedź: "I nie nado" lub "I nie budziet". 

Warto tu wspomnieć o "twórczym" rozwinięciu propagandy antyreligijnej po 1945 

roku przez polskich "wrogów Pana Boga". Do najzajadlejszych pośród nich należał w 
czasach stalinowskich tak znany dziś filozof Leszek Kołakowski. W tamtych czasach 
Kołakowski prezentował się jako jeden z najgorszych stalinowskich hunwejbinów, 
który gromko atakował filozofię tomizmu i personalizmu chrześcijańskiego jako 
rzekomy wyraz obskurantyzmu i narzędzia ucisku mas w interesie imperializmu. Oto 
próbka ówczesnej stylistyki Leszka Kołakowskiego (Anno Domini 1953): "Tzw. 
personalizm chrześcijański stanowi zbiór kłamliwych sloganów, które pod pozorami 
dbałości o godność ludzką i prawa człowieka mają za zadanie usprawiedliwiać 
teoretycznie wszelkie najbrudniejsze praktyki polityczne imperializmu i 
wysługującego mu Watykanu oraz podstawy dla najbardziej reakcyjnych doktryn 
politycznych". Tak pisał Kołakowski w 1953 roku w artykule publikowanym na łamach 
teoretycznego organu KC PZPR "Nowe drogi" [Por. L.Kołakowski, Neotomizm w 
walce z postępem nauk i prawami człowieka, "Nowe drogi", 1953, nr 1, s.72]. Według 
Kołakowskiego "obskurantyzm Kościoła jest nierozerwalnie związany z jego funkcją 
polityczną - z dążeniem o utrzymania mas w posłuchu i pokornej uległości wobec 
eksploatacji kapitalistycznej i brutalnego ucisku burżuazyjnych rządów" [Tamże, 
s.30]. 

Kołakowski zarzucał,  że Kościół pragnie "skupić swoje szeregi w walce z 

rosnącym ruchem robotniczym, zmobilizować wiernych do obrony kapitalistycznego 
ustroju. Kościół musiał uznać rzeczywistość  świata, żeby móc wiernych wzywać do 
walki w obronie jego rzeczywistości społecznej - ustroju ucisku i krzywdy" [Tamże, 
s.70]. 

W swych oszczerczych oskarżeniach pod adresem Kościoła katolickiego 

Kołakowski nie wzgardził sięgnięciem do najohydniejszych nawet kłamstw 
antykościelnych, skrajnie fałszując obraz zachowania Kościoła katolickiego w czasie 
wojny. Pisał, że filozofia tomistyczna, a w szczególności personalizm tomistyczny ma 
stworzyć mistyfikujące i załgane usprawiedliwienie tego choćby,  że Watykan 
pierwszy wystąpił z poparciem dla oprawców hitlerowskich, gdy objęli władzę w 
Niemczech, że sprzyjał hitlerowskiej agresji na Związek Radziecki, a wielu biskupów 
polskich z lokajską  służalczością wysługiwało się hitlerowskim okupantom" [Tamże, 
s.80]. 

Nowe typy komunistycznej manipulacji w latach osiemdziesiątych 

Przeżywający coraz wcześniejszy proces załamania gospodarczego i 

społecznego system komunistyczny w dobie lat osiemdziesiątych zdobył się na 
kolejną próbę manipulacyjnej metamorfozy. Miały być nią odgórnie realizowane przez 
sowieckiego przywódcę Michaiła Gorbaczowa maksymalnie nagłaśniane na pokaz, 
pseudoreformy "pierestrojki" i "glasnosti". Ich propagandowe nagłośnienia, 
stwarzające z sowieckiego przywódcy typ rzekomego jedynego w swoim rodzaju 

background image

reformatora i demokraty, zyskały szczególnie ciepłe, i dodajmy naiwne, przyjęcie. Na 
Zachodzie doszło nawet do prawdziwej fali popularności sowieckiego przywódcy 
"gorbomanii". Jak przypomniał Józef Smaga w wydanej w 1992 roku interesującej 
syntezie dziejów imperium sowieckiego: "Od marca 1985 trwało pasmo 
nieprzerwanych międzynarodowych sukcesów przywódcy ZSSR. Pisano o 
"gorbimanii" zachodniej, wręcz do "gorbazmie". Image Michaiła Siergiejewicza 
budowano zawsze w konfrontacji z "jastrzębiami" w szeregach KPZR, starającymi się 
- jak informowały usłużne "dobrze zorientowane" źródła - zniweczyć szlachetne 
zamiary genseka. (...) Dla ukochanego Gorbiego nie mogło być i nie było alternatywy: 
albo on, albo chaos, powrót stalinizmu, zagrożenie dla pokoju światowego" [J. 
Smaga, op.cit., s.381]. 

Jak wielki był kontrast między wciąż nagłaśnianą propagandową chwalbą 

wielkiego sowieckiego "demokraty" i "liberała" M. Gorbaczowa a faktyczną praktyką 
za jago rządów, najlepiej można się przekonać studiując zapiski na temat rządów 
Gorbaczowa zawarte w znakomitej książce słynnego rosyjskiego dysydenta 
Wladimira Bukowskiego "Moskiewski proces". Bukowski pisał m.in.: "gorbaczowska 
"demokratyzacja" zaczęła się od wykręcenia rąk więźniom politycznym, a Zachód aż 
piał z zachwytu (...). Nasiliły się bardzo represje polityczne, czyli "walka z dywersją 
ideologiczną wroga klasowego" (...). Wykryto 1275 samych tylko "autorów i 
kolporterów anonimowych materiałów antysowieckich" [W. Bukowski, Moskiewski 
proces, Warszawa 1998, s.299, 613]. Bukowski w pełni podpisuje się pod opinią 
innych obserwatorów ery Gorbaczowa, twierdzących,  że faktycznie Gorbaczow 
"zamierzał stworzyć nowy okrojony totalitaryzm" [Tamże, s.628]. 

Rzekomy wielki demokrata i liberał Gorbaczow jeszcze w listopadzie 1986 roku 

osobiście wzywał w przemówieniu w Taszkiencie do "doskonalenia zdecydowanej i 
bezlitosnej walki przeciw manifestacjom religijnym", do "wzmożenia propagandy 
ateistycznej", do surowego karania "przedstawicieli władz, którzy uczestniczą w 
obrzędach religijnych" [Wg. B. Lecomte, Prawda zawsze zwycięży. Jak Papież 
pokonał komunizm, Warszawa 1997, s.27]. Za czasów Gorbaczowa miały miejsce 
jeszcze różnego typu przejawy brutalnej walki z religijnością typu opisanej przez 
Bernarda Lecomte historii zabrania ikon z jednego kościoła ukraińskiego i spalenia 
ich na polu [Tamże, s.28]. Mało się dziś pamięta,  że jeszcze pod koniec rządów 
Gorbaczowa doszło do brutalnych interwencji wojsk rosyjskich przy tłumieniu szeregu 
ruchów odśrodkowych. Szczególnie skompromitowała Gorbaczowa dokonana za 
jego wiedzą próba rozbicia litewskiego ruchu niepodległościowego poprzez 
opanowanie wieży telewizyjnej w Wilnie i masakrę jej obrońców. Autor świetnej 
książki o upadku Związku Sowieckiego Michael Dobbs pisał: "Masakra w Wilnie 
wywołała falę negatywnych emocji i lęku w całym Związku Radzieckim. Spekulowano 
o "konserwatywnym zwrocie" Gorbaczowa (...). kiedy rozeszła się wieść o jatce przed 
wieżą telewizyjną, ludzie wyszli na ulice Moskwy i innych miast, niosąc transparenty 
z napisami: "Gorbaczow to Sadam Husajn znad Bałtyku!" oraz "Zwróć Pokojową 
Nagrodę Nobla!" [M. Dobbs, Precz z Wielkim Bratem. Upadek Imperium 
Radzieckiego, Poznań 1998, s.409]. Józef Smaga pisał na ten temat w swej syntezie: 
"Wydarzenia stycznia 1991 ukazały kolejny wariant "zapierającej dech śmiałości" 
Gorbiego w nowej roli: laureat pokojowego Nobla z zakrwawionymi rękami" [J. 
Smaga, op.cit., s.383]. 

background image

Znamienne,  że nawet dzisiaj są w Polsce osoby powielające kłamstwa 

propagandowej "gorbomanii". Jednym z najbardziej wpływowych polskich wybielaczy 
Gorbaczowa wciąż pozostaje Adam Michnik, który na tym tle skłócił się z niektórymi 
znaczącymi postaciami spośród rosyjskich desydentów. Dość przypomnieć choćby 
słynną rosyjską dysydentkę poetkę Natalię Gorbaniewską, która uskarżała się na 
ostre potraktowanie przez Michnika z powodu jej krytycyzmu wobec Gorbaczowam i 
uznała zachowanie Michnika za "miernik złych obyczajów" [Zob. szerzej uwagi 
Gorbaniewskiej "Puls", nr.48/1991 i J. R. Nowak, Czarny leksykon, Warszawa 1998, 
s.173-174].  

Innowacje "urbanowców" 

Lata osiemdziesiąte przyniosły również w Polsce dość szczególne "wzbogacenie" 

metod propagandy komunistycznej przez innowacje propagandy urbanowskiej w 
dobie rządów Jaruzelskiego. Celnie podsumował je w 1998 r. autor podziemnego 
wydawnictwa, drukujący pod pseudonimem Rafał Szymoński. Pisał on: "W 
propagandzie, sterowanej przez Jerzego Urbana, absolutnie nie zależy na 
przekonywaniu Polaków o zaletach najlepszego ustroju na świecie. Nie zależy też na 
ukazywaniu wyższości komunistycznej ideologii (w mass mediach coraz rzadziej 
używa się słowa "socjalizm" i jego pochodnych). Osią propagandy urbanowskiej jest, 
jak to nazywa Krzysztof Kruk w paryskiej "Kulturze", ponury, karli realizm, co polega 
na nieustannym pokazywaniu Polakom ich beznadziejnego położenia i czynienia zeń 
cnoty. W położeniu takim jedyną możliwością jest wybór pomiędzy złem a złem, a 
wobec tego należy wybierać  zło mniejsze. Co zaś jest złem mniejszym - określa 
władza. Tak więc koncepcja "mniejszego zła" i ochrony narodu przed złem większym 
stała się półoficjalną legitymacją rządów gen. Jaruzelskiego. Opinia znanego 
dziennikarza Dariusza Fikusa: "Dziś - i to jest istota urbanowszczyzny - władza 
rezygnuje ze zdobywania sobie sympatii, stawia na coś zupełnie innego, na 
zmęczenie ludzi, wzbudzenie niechęci i odrazy. Mają ona prowadzić do rezygnacji. 
Jestem przekonany, że wiele działań i publikacji ma na celu wywołanie uczucia 
upokorzenia i bezsilności...Jest to polityka dużo bardziej niebezpieczna od 
propagandy sukcesu, której absurdalność była dla większości obywateli oczywista i 
mogła nawet wywołać  uśmiech.  Śmiech jest środkiem oczyszczającym i 
rozbrajającym, natomiast operowanie szyderstwem i obelgą wywołuje nienawiść, 
rodzi uczucie bezsilności i rezygnacji" [Por. R. Szymoński, O urbanowszczyźnie i 
innych metodach manipulacji. Szkice o etyce dziennikarskiej i środkach społecznego 
przekazu, Katowice 1988, s.20-21]. 

Podziemny autor uznał,  że najważniejszymi koncepcjami propagandy 

urbanowskiej są: 

 

"- Koncepcja mniejszego zła.  

 

Koncepcja ochrony państwa. Istotą omawianej koncepcji jest teza, że wszelkie 
działania, które z jakichkolwiek powodów nie podobają się władzy, podważają 
najwyższe dobro, jakim jest państwo. Dlatego są to działania niepatriotyczne. 
W ten sposób dobro państwa staje się tożsame z dobrem aktualnej ekipy.  

 

Koncepcja winy narodu. Polacy pozbawieni są "instynktu państwowego", 
kultury politycznej i etosu pracy, obciążeni są niesławną przeszłością, kiedy to 
przez anarchię i warcholstwo zgubili sami siebie.  

background image

 

Koncepcja kompromitacji zwyciężonego. Każdy nurt społeczny zatrzymywany 
siłą jest tym samym skompromitowany i pozbawiony historycznej racji. Ważne 
są bowiem nie racje, popularność idei, nawet prawda. Ważna jest siła 
przebicia i wobec tego racja jest po stronie zwycięscy.  

 

Koncepcja zohydzania. Rzecz polega na zohydzaniu w oczach społeczeństwa 
wszystkiego tego, co społeczeństwo uznaje za wartościowe, godne zaufania, 
z różnych powodów istotne. Chodzi zarówno o osoby, obdarzone 
rzeczywistym autorytetem, jak i o instytucje, idee, wartości, tradycje, np. Lech 
Wałęsa, biskup Tokarczuk itp."  

[Tamże, s.23-24]. 

Podziemny autor zwracał uwagę na to, jakie znaczenia w urbanowskiej 

propagandzie miała manipulacja na żywym języku, nowomowa, pozbawianie pojęć 
ich właściwej treści. Akcentował: "Nadawanie słowom innych treści, czy 
wywłaszczanie słów, używanie ich w sposób przeniewierczy, by wypełnić umysły 
martwą miazgą - oto wielkie niebezpieczeństwo, grożące Polakom ze strony 
urbanowskich  środków masowego przekazu. Np. patriotą jest tylko ten człowiek, 
który kocha ojczyznę tylko z pozycji "aktualnie słusznych" [Tamże, s.23]. 

Podsumowując te uwagi, stanowiące tylko cząstkę obrazu rozmiarów manipulacji 
cechujących tradycyjnie już propagandę radykalnej lewicy, od jakobinów do 
komunistów, raz jeszcze chciałbym zaakcentować potrzebę dużo pełniejszego niż 
dotąd pokazywania konsekwentnego dziedziczenia przez lewicę tych samych 
manipulatorskich chwytów i metod szkalowania przeciwników. Przy obnażaniu tych 
kłamstw ciągle nader aktualne są stwierdzenia znanego katolickiego publicysty 
Bohdana Cywińskiego, zawarte w wydanym w 1987 r. wydawnictwie podziemnym: 
"Konieczne jest działanie dla zmiany klimatu kultury współczesnej. Kłamstwo 
polityczne musi zostać w niej rozpoznane jako zło podobnego gatunku, jak przemoc 
wobec bezbronnych czy tortura, i musi stać się dla opinii publicznej podobnie 
odrażające (...) rozpoznane zło kłamstwa zmniejszy jego siłę i zasięg, odbierze mu 
jego bezczelność" [Por. B. Cywiński, Wobec zorganizowanego kłamstwa 
politycznego, Warszawa 1987].