background image

 

 

Sonety do Orfeusza 

Pomyślane jako epitafium dla Wery Ouckama Knoop 

Die Sonette an Orpheus 

Geschrieben als ein Grab-Mal für Wera Oückama Knoop 

background image

 

Część pierwsza 

Wzbiło się drzewo. O, czyste wzniesienie! 
O, Orfej śpiewa! Wzniosłe drzewo w uchu! 
I wszystko zmilkło. Lecz przez zamilczenie 
szedł nowy zaród, znak, w przemianie, w ruchu. 

 
Zwierzęta z ciszy —z jasnego ostępu 
wyszły z gniazd, z jaskiń, z kniei rozluźnionej; 
i tu wydało się, że nie z podstępu 
ni z trwogi były takie uciszone, 
 
iecz z zasłuchania. Ryk, wycia, skomlenie 
zmalały w sercach ich. A gdzie przed chwilą 
ledwie dawała im chata schronienie, 
 
kryjówka w najciemniejszym pożądaniu, 
z wejściem, gdzie drżące węgary się chylą — 
tam wzniosłeś im świątynię w zasłuchaniu. 

background image

267 

I prawie że dzieweczką we mnie było, 
z liry, ze szczęścia śpiewu wyszło senne, 
i lśniło jasno w zasłonie wiosennej, 
i łoże sobie w mym uchu uwiło. 
 
Usnęła we mnie. Wszystko snem jej było. 
Te drzewa, które kiedyś podziwiałem, 
dal dotykalna, łąka, którą znałem, 
i wszystko, co mnie kiedyś zadziwiło. 
 
I śniła świat. Że najpierw być na jawie 
nie chciała, jakżeś jej, o, Boże pieśni, 
dokonał? Spojrzyj, wstała i śni dalej. 
 
Gdzie jest jej śmierć? Och, czy odnajdziesz wcześniej 
ten motyw, nim się twoja pieśń wypali? 
Gdzie znika ze mnie, gdzie?... Dzieweczka prawię... 

background image

 

 

Bóg zdołał. Ale jakże, powiedz, wąska lira 
przepuścić ma człowieka, by szedł za nim? 
Rozdwojony. Nie wzniesie się nad skrzyżowaniem 
dwóch serca dróg świątynia Apollina. 

Śpiew, jak nauczasz, nie jest z pożądania, 
ani to spełnień jeszcze osiągalnych droga, 
śpiew to istnienie. Rzecz łatwa dla Boga. 
Łecz kiedy my jesteśmy ? A kiedy On skłania 
 
ku naszym bytom Ziemię, gwiazdy, jutrznie? 
To nie to, chłopcze, że kochasz, i jeśli 
śpiew rozewrze twe usta, ty zapomnieć ucz się, 
 
żeś zaczął śpiewać. To przemija z biegiem lat. 
Inne ma tchnienie głos prawdziwej pieśni. 
Tchnienie wokół nicości. Oddech w Bogu. Wiatr. 

background image

 

O, czuli, wchodźcie niekiedy śmielej           

w oddech, co waszych ust nie spragniony, 
niech się na waszych policzkach rozdzieli, 
drży poza wami, znów połączony. 
 
O, wy zbawieni, o, pełni chwały, 
jakbyście byli serca zarodem. 
Łuki dla grotów i cele strzały, 
przez łzy świecicie uśmiechem młodym. 
 
Niech  was  ciężary  żadne  nie  trwożą, 
znów 

je 

oddajcie 

ziemskiej 

planecie; 

ciężkie są góry, ciężkie są morza. 
 
Nawet w dzieciństwie zasiane w ziemię 
drzewa zbyt ciążą: nie udźwigniecie. 
Ale powietrza... ale przestrzenie... 

background image

273 

Pomnika nie stawiajcie. Niech różana 
gałązka kwitnie dlań w corocznej chwale. 
Bo to Orfeusz jest. Jego przemiana 
w tym albo owym. Nie trudźmy się wcale 
 

0

  innych imion dźwięk. Bo jeden tylko 

śpiewa Orfeusz. Przychodzi, odchodzi. 
Czy to nie dosyć, kiedy o dni kilka 
przeżyje różę, kiedy z pąka wschodzi? 

 
O, znikać musi, abyście pojęli! 

1  choć mu ciężko samemu, że znika, 
gdy jego słowo śmierci nie podzieli, 

 
on jest tam, dokąd wasz krok już nie zbacza. 
Rąk jego krata liry nie zamyka. 
Idzie za głosem, wtedy, gdy przekracza. 

background image

 

Jestże tutejszy? Nie, w obu krainach 
jego szeroka wzrosła istota. 
Gałęzie wierzby zręczniej zgina, 
kto do korzeni wierzby dotarł. 
 
Gdy spać idziecie, na waszych stołach 
niech nie zostanie chleb ani mleko; 
zwabiają zmarłych. — Lecz niech przywoła 
guślarz ich zjawy i pod powieką 
 
miesza je z wszystkim widzialnym, dopóty 
aż dlań będzie czar dymnicy i ruty 
jasny jak związek przyczyn i zmian. 
 
Nic mu nie zmąci kształtów zestroju, 
czy będą z grobu czy też z pokoju, 
niech sławi pierścień, klamrę i dzban. 

background image

277 

Sławić! tak! Wyszedł, jak kruszec widocznie 
z głazu milczenia — wybraniec. Jego 
serce, o, efemeryczne tłocznie 
wina, dla ludzi nie wyczerpanego. 
 
I nawet proch mu odebrzmi tonem, 
kiedy go boski przykład ogrzeje. 
Wszystko winnicą będzie i gronem, 
co w południowym słońcu dojrzeje. 

 
Ani 

królowie 

kryptach 

pochowani 

nie 

będą 

przeczyć 

mu 

próchnem 

ani 

cień bogów, kiedy upadnie nocą; 
 
on z posłów, których śmierć się nie ima, 
jeszcze w Drzwi Zmarłych wchodząc trzyma 
misy pełne dorodnych owoców. 

 
 
 
 

» 

background image

 

Tylko w pieśni pochwalnej przestrzenie 
wolno skardze wejść, nimfie żalu, 
czuwającej nad łez naszych ronieniem, 
by widoczne były na tej skale, 
 
która dźwiga ciężar bram, ołtarzy.— 
Spójrz, owiewa jej ciche ramiona 
myśl, że twarz ma najmłodszą z twarzy 
jej rodzeństwa, co czuje jak ona. 
 
Radość wie, tęsknota jest wyznaniem — 
tylko skarga uczy się, dziewicza, 
nocą długo na paluszkach przelicza 
 
stare złoto. Wtem — z niezgrabnym pośpiechem 
wznosi głos nasz jak gwiazdozbiór nad nami 
w niebo nie zmącone jej oddechem. 

background image

10 

 

Ten tylko, kto zdołał wznieść 
lirę pomiędzy cienie, 
może hołd zmienić w pieśń, 
przeczuć jej brzmienie. 
 
Kto z umarłymi mak 
spożył, z ich plonu, 
zachowa najlżejszy takt 
i tchnienie tonu. 

Choćby 

odbicie 

wodne 

zmąciło 

kształty 

swoje, 

nie trać obrazu. 
 
Tylko w oboim żywiole 
stają się głosy od razu 
wieczne, łagodne. 

background image

11 

 

Was, o których nigdy nie zapomnę, 
pozdrawiam, sarkofagi antyczne, 
co je rzymskich dni wody idylliczne 
przepływają jak pieśni wędrowne. 
 
Lub otwarte pogodnie jak oko 
pasterza, gdy wstaje zbudzony 
— pełne ssania pszczół i ciszy — głęboko - 
skąd odleciał motyl upojony: 
 
pozdrawiam wszystkie wydarte zwątpieniu 
usta, gdy znów je życie rozchyla, 
które znają się już na milczeniu. 
 
Czyż to dla nas, bracia, nic nie waży ? 
Jedno, drugie zwlekająca chwila 
odbija w ludzkiej twarzy. 

background image

12 

 

Spojrzyj w niebo. Wśród gwiaździstej smugi 
jestże Jeździec? Bo wrodzona nam 
dziwnie jest ta duma z Ziemi. I drugi 
co pogania, kiełza, nosi go sam. 
 
Czyż natura istnienia tęskniąca 
zna też pęta i naglący ruch? 
W przód i wstecz. I przemoc łącząca. 
Nowa oddal. I jedność w dwóch. 
 
Ale czy są tym} Czy ich nie myli 
droga, którą zdążają do celu ? 
Stół i wierzba niezmiernie je dzielą. 
 
Łudzi  związkiem  nawet  gwiezdność  nocy. 
Nam  niech  starczy  radość  z  jednej  chwili 
wiary w istność figury. To dosyć. 

background image

13 

 

Chwała duchowi, co nas złączyć ma; 
bo naprawdę figury wyznaczają nam miary. 
I małym krokiem idą zegary 
obok naszego prawdziwego dnia. 
 
Nie znając naszych właściwych rozmieszczeń 
wśród rzeczywistej działamy sceny. 
Anteny wyczuwają anteny, 
i pusta zrodziła przestrzeń... 
 
czyste napięcie. O, muzyko siły! 
Czy nie prace pojednawcze sprawiły, 
że nic twej harmonii nie podważa? 
 
Nawet chłop wśród trosk i utrudzenia, 
gdzie się zasiew w lato zamienia, 
tam nie sięga nigdy. Ziemia obdarza. 

background image

14 

 

Pełen gruszek, bananów i jabłek, 
i agrestu... To w usta wszeptuje 
śmierć i życie... I przeczucie nagłe... 
Z twarzy dziecka, gdy smak ich poczuje, 
 
wyczytajcie. To nadchodzi z dala. 
Czy wam w ustach zbezimiennieje ? 
Tam, gdzie słowa były, sok się leje, 
z miąższu nagle nowość się wyzwala. 
 
Lecz powiedzcie, co się u was nazywa 
jabłkiem. Słodycz, co wpierw się zagęszcza, 
by się z wolna w smaku wznosząc z wnętrza 
 
przejrzyściała, obudzona, żywa, 
z ziemi, z słońca podwójne jej imię: 
O, doznanie, czucie, szczęście — olbrzymie! 

background image

15 

 

Pielęgnujemy kwiat, wino, owoce. 
One nie tylko mówią mową roku. 
Barwne zjawisko wyłania się z mroku 
i może jeszcze zazdrością migoce 
 
umarłych, którzy glebę zasilają. 
O ich udziale cóż naprawdę wiemy? 
To ich odwieczna rzecz, że warstwy ziemi 
swym uwolnionym szpikiem przenikają. 
 
Czyniąż  to  chętnie?...  Gdyby  zapytano... 
Czy  owoc,  trud  niewolników  brzemienia, 
pięścią nie wznosi się ku nam, ich panom 
 
Czy są panami — śpiący u korzenia, 
użyczający nam z wezbranych trunków 
coś z niemej siły i coś z pocałunków? 

background image

16 

293 

Czekajcie... smak... pierzcha i już się rozwiewa. 
...Niewiele muzyki, szum, tupot o ziemię: — 
Dziewczęta wy ciepłe, dziewczęta wy nieme, 
owocu smak tańczycie, co długo dojrzewał! 

 
Zatańczcie pomarańczę. Któż zdoła 
zapomnieć, jak ona przed własną słodyczą 
w swym wnętrzu się broni. Treść jej dziewiczą 
\ posiadłyście. Owoc ku sobie was woła. 

 
Zatańczcie pomarańczę. Cieplejszy 
krajobraz wytchnijcie, promienność żarliwą 
w powiewach ojczyzny! Odsłońcie ją z woni 
 
jednej po drugiej. Zawrzyjcie ściślejszy 
związek z łupiną, co czysta się broni, 
ze sokiem, co słodko wypełnia szczęśliwą! 

background image

17 

295 

Tyś samotny, przyjacielu mój, bo zawsze... 

My 

w naszych gestach i w naszym słowie 

z wolna ze świata przywłaszczamy sobie 
może to, co najgroźniejsze i najsłabsze. 
 
Kto zapach wskazuje palcami? — 
Ale z potęg, co nam zagroziły, 
czujesz wiele... Znasz umarłych i mogiły, 
i trwożysz się przed zaklęciami. 
 
Spójrz, trzeba razem pozbierać 
wszystkie cząstki, jakby mogły się uładzić 
w całość. Trudno ci pomóc. Wpierw: strzeż się zasadzić, 
 
mnie w sercu twym. Za prędko wybujałbym w górę. 
Lecz chcę prowadzić rękę pana mego teraz 
mówiąc-: Tu. Oto Ezaw odziany w skórę. 

background image

18 

 

Najniżej, praszczur, w gęstwie podziemnej 
korzeni-założycieli, 
ukryte źródło ciemne, 
którego nie widzieli. 
 
Hełmy bojowe, rogi łowieckie, 
złych braci kłótnie, 
starców sentencje, 
kobiety jak lutnie. 
 
Ciaśniej gałąź na gałąź, 
gąszcz nieprzerwanie zbity... 
Jeden! o, wyżej... wyżej... 
 
Ci jeszcze się przebijają. 
Dopiero ten u szczytu 
pochyla się ku lirze. 

background image

19 

299 

Czy słyszysz Nowość, Panie, 
tryby, co huczą i drżą? 
Przynoszą zwiastowanie 
ci, którzy wznieśli ją. 
 
I choć nic nie słyszymy 
poprzez grzmot każdej chwili, 
lecz udział maszyny 
chce, byśmy go chwalili. 

 
Patrz, jak się ona 
toczy i mściwa 
osłabia nas i zużywa. 
 
Niech beznamiętnie, 
choć przez nas żywiona, 
służy swym tętnem. 

background image

20 

301 

Choć jak obłoki nietrwałe 
zmienia się prędko świat, 
wszystko, co doskonałe, 
wraca do dawnych lat. 
 
Nad zmianą czasów i dróg 
swobodniej, wyżej 
trwa dalej twój przedśpiew — Bóg 
z ręką na lirze. 
 
Nie znana cierpień przyczyna, 
miłość nie wyuczona, 
i dotąd nie zdarta zasłona 
 
z tego, co dzieli nas w śmierci. 
I tylko pieśń nad krainą 
sławi i święci. 

background image

21 

303 

Lecz tobie, Panie, co poświęcić mam? 

— Tyś ucho stworzeń kształcił w swych harmoniach — 
To wspomnienie wiosennego dnia, 
wiosennego zmierzchu w Rosji — konia... 
 
Ze wsi pędząc siwosz tu się zbłąkał, 
z palikiem plączącym się u nóg, 
by noc spędzić samemu na łąkach; 
jak kłąb jego grzywy tłukł 
 
o szyję w rytmie zuchwałych sił, 
w galopie, co tępo hamowany był. 
Jak tryskały źródła końskiej krwi! 
 
On czuł w sobie przestrzeń najdalszą — i! 
śpiewał i słuchał — w tętnie zwierzęcym 
był krąg twoich legend. 

Ten obraz poświęcam. 

background image

22 

305 

Wiosna wróciła. Jak dziecko ze szkoły, 
co umie wiersze, jest ziemia znów młoda, 
dużo, o, dużo wierszy... Za mozoły 
długiej nauki — nagroda. 
 
Mistrz był surowy. Myśmy umieli 
biel w brodzie starca. Dziś, jak się zowie 
błękit i jakie imię ma zieleń, 
możemy pytać: Odpowie! odpowie! 
 
Masz wolne, ziemio, pełna wesela, 
ścigaj się z dziećmi. Nam się zachciewa 
schwytać cię, ziemio. Najweselsze schwyta. 

 
Och, lekcja twego nauczyciela 

wydrukowana w korzeniach, ryta 
w pniach długich, ciężkich: śpiewa ją, śpiewa. 

background image

23 

307 

My, wciąż śpieszący, 
lecz czasu krok — tylko 
maleńką chwilką 
we wiecznie trwającym. 
 
Wszystko śpieszące 
przeminie wczas, 
tylko trwające 
uświęca nas. 

Niech nie porywa 
was pęd i lot, 
nie trwońcie młodych lat. 

 
Wszystko spoczywa: 
światło i mrok, 
książka i kwiat. 

background image

24 

309 

O, wtedy, gdy wniebowzbity, 
już nie dla samego siebie, 
lot będzie w cichym niebie 
krążył, siebie już syty, 

 
by się w czystych profilach 
jak piękny przedmiot, kochanek 
wiatrów, bezpiecznie przechylać 
i smukleć w powietrznych planach — 
 
dopiero gdy czyste dokąd, 
kiedy podrosną awiony, 
dumę chłopięcą przeważy, 
 
on, 

który 

wzniósł 

się 

wysoko, 

tym 

będzie, 

zdobyczą 

naglony, 

co sam przeleci w bezmiarze. 

background image

25 

311 

Czyż mamy naszą pradawną przyjaźń odepchnąć, bogowie, 
Wielcy i zawsze dumni, lub nagle szukać w atlasie, 
przeto, że do nich nie chce się przyznać w tym czasie 
twarda stal, hartowana przez nas w szkole surowej ? 
 
Ci przyjaciele potężni, którzy nam zabierają 
naszych umarłych, nigdzie nie spotykają się z nami. 
Nasze uczty i łaźnie odsunęliśmy od nich sami, 
a ich posłańców, którzy od dawna już się spóźniają, 
 
wyprzedzamy niezmiennie, my zdani jedynie 
na siebie samych, nie znając się wzajem, samotniej 
znaczymy ścieżki, nie jak pięknych meandrów linie, 

 
lecz jak gradusy. I tylko w parowej kotłowni 
palą się dawne ognie i wznoszą młoty wciąż większe. 

Lecz my jak pływacy słabnąc chwytamy powietrze. 

background image

xxv 

313 

Lecz ciebie chcę teraz, ciebie, którą znałem 
jak kwiat niewiadomego mi imienia 

raz jeszcze przypomnieć, i w kształcie zmartwychpowstałym 
ukazać im, uczestniczkę krzyku nie do zwalczenia. 
 
Tancerka wpierw, która nagle swoje ciało trwożne 
zatrzymała, jakby wlano spiż w jej istnienie dziewczęce, 
smutna i zasłuchana — kiedy z woli przemożnej 
wtargnęła muzyka w jej przemienione serce. 

 
Już bliska była choroba. Już owładnięta jej cieniem 
krew napierała mroczna, lecz podejrzliwie i z drżeniem 
ku naturalnej wiośnie parła popędem samym, 

 
wciąż hamowana ciemnością, upadkiem, dławionym porywem, 
świeciła ziemskim blaskiem. Aż biciem serca straszliwym 
weszła w otwartą bez nadziei bramę. 

background image

27 

315 

Ale ty, boski, ty, piewco do końca nieulękły, 
gdy cię gromada wzgardzonych menad opadła wrzeszcząca, 
wyżej nad wrzask ich wzniósł się twój harmonijny śpiew, Piękny, 
wzleciała nad niszczycielki twa muzyka budująca. 
 
Nie było ni jednej, co by rozbiła twą lirę, zmiażdżyła głowę, 
choć się miotały w swym szale, i głazy 
ostre, ciskane w pierś twoją, stępiły razy, 
i łagodniały i były do słuchania gotowe. 

 
Ale zmiażdżyły cię w końcu, jątrzone przez mściwy gniew 
furie, gdy dźwięk twój przebywał w skałach i lwach, i wieścił 
w drzewach i ptakach. Tam jeszcze dzisiaj rozbrzmiewa twój śpiew. 
 
O, utracony Boże! o, tropie nieskończony! 
Tylko dlatego, że wrogość rozdarła cię w końcu na części, 
jesteśmy ustami Natury i twoje słyszymy tony. 

background image

 

28 

Część druga 

Oddechu, mowo niewidzialnego poematu! 
Wciąż wokół bytu swego nieuchwytnie 
wymieniana przestrzeni świata. 
Przeciwwago, gdzie spełniam się w rytmie. 
 
Ruchu fali jedynej, 
jestem jej morzem rosnącym niepostrzeżenie; 
najoszczędniejsze z możliwych mórz głębiny — 
rozprzestrzenienie. 
 
Ileż z tych miejsc gościłem w sobie. 
Niektóre wiatry przestworu 
są jak moi synowie. 

 
Powietrze, jeszcze pełne miejsc po mnie, czy poznajesz mnie znów? 
Ty niegdyś gładka koro, 
zokrąglenie i kartko moich słów. 

background image

 

 

Jak mistrzowi z kartką spiesznie zbliżoną 
przepada pomysł prawdziwie zaczęty, 
tak często lustra w swe wnętrza chłoną 
uśmiech dziewcząt jedyny i święty, 
 
gdy doświadczają samotnie świtu — 
albo też w blasku służebnych lichtarzy. 
I w oddech niesfałszowanych twarzy 
już tylko pada światło odbite. 
 
Co niegdyś oczy w sadzy, w kominach, 
w dogasającym popiele ujrzały: 
spojrzenia życia, na zawsze stracone. 
 
Ach, któż straty ziemi przypomina? 
Ten tylko, kto głosem otwartym dla chwały 
opiewałby serce we wszystko wrodzone. 

background image

/// 

30 

Lustra, wy, dotąd niewysłowione, 

istność 

waszą 

nikt 

nie 

zapytał. 

Wy, interwały czasu, przelśnione

 

1 jakby pełne tylko dziur sita. 
 
Wy, jeszcze pustych sal trwoniciele, 
gdy dal jak lasy zmierzchnie... 
I świecznik idzie jak wielki jeleń 
przez nieprzekraczalną powierzchnię.. 
 
Niekiedy blaskiem kolorów lśnicie. 
Jedne jakby weszły w głębię waszą, 
inne trwożnym odsyłacie odbiciem. 
 
Najpiękniejsza zostanie do czasu, 
gdy w gładkość waszych twarzy jasnych 
wciśnie się wątły i czysty narcyz. 

background image

 

31 

O, to jest zwierzę, co nigdzie nie żyje. 
Nie wiedząc o tym, cokolwiek się stanie„ 
kochali jego chód, postawę, szyję — 
aż po cichego wzroku migotanie. 
 
Nie było. Lecz że je kochali, było 
przeczyste. Przestrzeń oddali mu stałą.. 
I w tej przestrzeni głowę podnosiło 
lekko, tak że już prawie musiało 
 
być. Nie karmili go ziarnem pszenicy 
ni innym, tylko bytu możliwością. 
I ta darzyła je tak wielką siłą, 

 
że róg zrodziło. Nad czołową kością 
wzbił się. I białe przyszło do dziewicy — 
i było w srebrnym lustrze i w niej było. 

background image

32 

325 

Mięsień kwiatów, który anemonom 
świt łąkowy powoli otwiera, 
aż w ich polifoniczne łono 
światło czystych niebiosów się wdziera, 
 
w cichą gwiazdę pąkowia napięty, 
mięśniu, w swym niezgłębionym odbiorze 
nieraz pokonany, pochłonięty 
tak, że cichy znak zgonu nie może 
 
oddać ci daleko odrzuconych 
brzeżków twych delikatnych ulistnień: 
ty, decyzjo, siło światów niezliczonych! 
 
Trwalibyśmy dłużej, my, naglący. 
Ale kiedy, w jakim ze wszechistnień 
tak otwarci i tak przyjmujący? 

background image

33 

 

Różo, ty królująca, dla tamtych w starożytności 
byłaś kielichem o brzegu znanym — 
dla nas kwiatem nieprzebranej obfitości 
i przedmiotem niewyczerpanym. 
 
Wydajesz się być kwitnącym wokół ubrania ubraniem 
na ciele z niczego i z blasku, w strojności swojej; 
lecz pojedynczy twój płatek zarazem jest unikaniem 
i zaprzeczeniem wszelkiego stroju. 
 
Od stuleci twoja woń nam przywiewała 
swoje najsłodsze nazwania; 
nagle leży na powietrzu jak chwała. 
 
Lecz jej nazwać nie umiemy, przeczuwamy... 
I wspomnienie, które ku niej się skłania, 
u przywołalnych godzin wypraszamy. 

background image

34 

329 

Kwiaty, wy, rękom pokrewne w urodzie 
(rękom dziewcząt z wczoraj i dzisiaj), 
co często na stole leżycie od brzegu do brzegu, w ogrodzie, 
lekko ranne i na wpół bez życia, 
 
czekające na wodę, która by je z zaczętej agonii 
podniosła znowu na ręce — 
znów między tryskającymi biegunami dłoni, 
czułych palców, co by mogły więcej 
 
niż przeczuwacie, lekkie, pomocą swą dowieść, 
gdybyście znów odnalazły się w dzbanie, 
z wolna chłodniejąc i ciepło dziewcząt, jak spowiedź 
 
wydając ze siebie, jak grzechy ciemne, męczące, 

kwiaty, które spotkało zerwanie, 

jak związek z tymi, co wiążą się z wami kwitnące. 

background image

35 

 

Wy, nieliczni towarzysze zabaw dzieciństwa, tak odległego dzisiaj, 
w ogrodach miasta porozpraszanych, 
jak podobając się sobie i stroniąc odszukiwaliśmy się, 
i jak z szepczącym liściem baranek 
 
rozmawialiśmy milcząc. Naszej radości przygodnej 
nie był nikt właścicielem. Czyją była w istocie? 
i jak gubiło się wszystko pod krokami przechodni 
w długiego roku trwodze i tęsknocie. 
 
Wozy nas okrążały obco, głucho się oddalały, 
domy  nas  otaczały  twardo,  lecz  nieprawdziwie  —  żaden  z  nich  wtedy 
nie znał nas. Cóż więc istniało w końcu 
 
we wszystkim ? Nic. Tylko piłki. Ich łuki, ich lot wspaniały. 
Nawet nie dzieci... Lecz jedno niekiedy, 
ach, znikające, wchodziło pod piłkę spadającą. 

 

In memoriam Egona Rilkego 

background image

36 

333 

Nie chwalcie się, sędziowie, że już się tortura nie wwierca, 
że nie zaciska szyi kręgiem żelaznym. 
Nic nie urosło, niczyje serce — bo zamierzonym spazmem 
dobroci delikatnej wynaturzacie serca. 
 
Szafot oddaje z powrotem to, co uzyskać mógł 
od czasów, podobnie jak dzieci oddają same 

zabawki  swe  z  dawnych  urodzin.  W  serce  czyste,  wysokie  jak  w  bramę 
otwartą, wszedłby inaczej Bóg 
 
prawdziwej dobroci, gwałtownie by wpadł, 
jak czynią bogowie, promieniejąco. 

Więcej niźli dla wielkich, bezpiecznych okrętów wiatr. 

 
Nie mniej niż znak potajemny, daleki, 
co nas w głębi zyskuje milcząco, 
jak cicho bawiące się dziecko z par kojarzonych przez wieki. 

background image

37 

335 

Każdej zdobyczy zagraża maszyna, póki wciąż jeszcze 
ośmiela się w duchu być, zamiast w posłuchu mieć trwanie. 
By nie jaśniały już ręce w namyśle piękniejsze, 
do surowszej budowy tępiej przycina kamień. 
 
Nigdzie się nie opóźnia, nie uciec przed nią, ni skryć się, 
nie dość jej lśnić oliwą w cichej fabrycznej hali. 
Sama jest życiem — i myśli, że najlepiej zna życie, 
ona, co równie stanowczo rozrządza, tworzy, w gruz wali. 
 
Ale jeszcze istnienie czaruje nas prawdziwie, 
w stu miejscach jest jeszcze początek. Gra czystych sił się mieni, 

których nie dotknie nikt, kto nie klęka w podziwie. 

 
Jeszcze z niedowysłowienia najlżejszy ulatnia się ton... 
I muzyka wiecznie nowa z rozdygotanych kamieni 
buduje w jałowej pustce swój ubóstwiony dom. 

background image

38 

337 

Niejedna powstała reguła śmierci spokojnie-surowa, 
ujarzmiający człowieku, gdy trwasz przy łoWach do czasuj 
lepiej niż sidło i sieć znam ciebie, płachto żaglowa, 
którą zawiesza się w górze w jaskiniach Krasu. 
 
Cicho wpuszczono cię, jakbyś w tych pieczar głębi 
była znakiem pokoju. Lecz łowca cię ściągnął niebawem 
— i wtedy z jaskiń garść bladych otumanionych gołębi 
noc wyrzuciła na światło... 

Ale to także jest prawem. 

 
Niech nawet powiew żalu nie muśnie osoby 
patrzącego, nie tylko łowcy, bo w czujnym objawia ruchu 
to, co przynosi mu pora zdobyczy. 
 
Zabijanie jest formą naszej wędrownej żałoby... 
Czyste w pogodnym duchu 
jest to, co nas samych dotyczy. 

background image

39 

339 

Pragnij metamorfozy .| O, zachwyć się płomieniem, 
gdzie umyka ci rzecz, co się pyszni z przemiennej natury; 
ten kształtujący duch, trudzący się nad istnieniem, 
kocha jedynie punkt zwrotny we wzlocie figury. 
 
Już formą zdrętwienia jest to, co się w trwaniu utrwala; 
czyż się bezpiecznie czuje w lęku wątłego opiece? 
Czekaj, ta moc najtwardsza zdrętwiałość ostrzega z dala. 
Biada: zamierza się młot nieobecny! 
 
Kto 

się 

jak 

światło 

rozlewa, 

tego 

poznaje 

poznanie; 

zachwycie 

prowadzi 

go 

przez 

pogodę 

stworzenia, 

co często początkiem kończy i końcem zaczyna swój kształt. 
 
Każde miejsce szczęśliwe jest dzieckiem lub wnukiem rozstania,, 

idącym przez nie w zdumieniu. I Dafne, co się przemienia, 
od chwili, gdy czuje laurowość, chce, abyś zmienił się w wiatr.. 

background image

40 

 

Wyprzedzaj wszelkie rozstanie, jakby już było za tobą 
jak zima, co mija właśnie. Bo jest tak nieskończona 
zima pośród zim wszystkich, mijających obok, 
że zimujące twe serce pokona. 
 
Bądź zawsze umarły w Eurydyce — zstąp śpiewający, 
sławiący wróć w porozumienie bez lęku. 
Tu, wśród gasnących, bądź, w królestwie nocy, 
bądź szkłem dźwięczącym, co się rozbiło już w dźwięku. 
 
Bądź — i zarazem znaj warunek nieistnienia, 
dno niezmierzone twego wewnętrznego drżenia, 
abyś ten jeden raz wypełnił je bezgranicznie. 
 
Do zużytych i martwych zasobów natury całej, 
do sumy, której usta niczyje nie powiedziały, 
wlicz się radośnie, a potem zniszcz liczbę. 

background image

41 

 

Spojrzyj na kwiaty, te wierne ziemskiemu istnieniu, 
bo my los z brzegu losu pożyczamy — 
ale któż wie! Gdy siebie żałują w więdnieniu, 
czy ich żałować nie mamy. 
 
Wszystko chce wzlecieć. A my krążymy jak obciążyciele, 
siebie kładziemy na wszystko, zachwyceni ciężarem, 
o, jak niszczymy rzeczy, okrutni nauczyciele, 
bo dzieciństwo jest ich wiecznym darem. 
 
Gdyby  ktoś  do  snu  wziął  rzeczy  i  zasnął  z  nimi 
głęboko: 

o, 

jak 

przeszedłby 

krokiem 

powiewnym 

inaczej, do dnia innego ze wspólnej głębiny. 
 
Lub zostałby może; a one kwitnąc sławiłyby w krąg 
nawróconego, co teraz dorównuje ich krewnym, 
całemu cichemu rodzeństwu na wietrze łąk. 

background image

42 

 

O, usta studni, o, źródłem darzące, 
co mówią jedno nie zmącone niczem, 
ty przed płynącym wciąż wody obliczem 
masko z marmuru. A w tle zmierzchająfcem 
 
rodowód wodociągów. I z daleka 
w pobliżu grobów, ze stoku Apenin 
głos ci przynoszą, co swoim strumieniem 
po starym czarnym twym podbródku ścieka 
 
i mijając go do naczynia spływa. 
Uśpioneucho,ucho marmurowe, 
w które wszeptujesz ciągle swoją mowę. 
 
To ucho ziemi. Tak tylko sam na sam 
ze sobą gada. Gdy dzban wstawią czasem, 
ziemi się zdaje, że ty jej przerywasz. 

background image

43 

347 

Wciąż na nowo od nas odrywany 
jest Bóg, miejsce, które leczy. 
Cierpcy, bo chcemy mieć wiedzę rzeczy, 
lecz on pogodny jest i rozdawany. 
 
Nawet ofiarę czystą, uświęconą 
nie inaczej przyjmuje w swój świat: 
przeciwstawia dobrowolnym zgonom 
swój nieruchomy ład. 
 
Tylko trup-pije ze zdroju 
który tu każdy z nas słyszy, 

gdy Bóg zmarłemu milcząc skinie ręką swoją. 
 
Na powierzchni tylko wrzawa jest nasza. 
I baranek

-

swój dzwoneczek wyprasza 

u instynktu, który jest cichszy. 

background image

44 

349 

Gdzie, w jakich błogo uzdrojonych ogrodach, na jakich cichych 
drzewach, z ich odlistnionych tkliwie kwietnych kielichów 
dojrzewają nieznane owoce pociechy, owe wybrane, 
wyborne, z których być może jeden na łące zdeptanej 
 
twego ubóstwa znajdujesz. Raz po raz zdumiewasz się innej 
wielkości owocu, błogosławionej świeżości 
bytu, łagodnej słodyczy łupiny, 
i że lekkomyślność ptaka nie zabrała ci jej i nie pozazdrościł 

 
robak na dole. Sąż drzewa przez anioły oskrzydlane, 
przez niewidzialnych ogrodników tak dziwnie hodowane, 
że nie należąc do nas, nami zaowocowały? 
 
Czy nie potrafiliśmy nigdy, my cienie i mary, 
przez nasze za wcześnie dojrzałe i znów więdnące zamiary 
zamącić tych letnich miesięcy ciszy zobojętniałej ? 

background image

45 

351 

Tancerko: ty przeniesienie 
wszelkiego mijania w krok: jakżeś to uczyniła. 
I w końcu wir, to drzewo z ruchu. Czyż nieskończenie 

nie zawładnęła rokiem jego zdobywcza siła? 
 
Czyliż nie zakwitł, byś tańcem okrążyła już przedtem 
jego wierzchołek z ciszy? I w jej powiewie 
nie byłoż słońcem, nie byłoż latem to, co jest ciepłem, 
owym niezmiernym ciepłem z ciebie? 

 
Lecz ono rodziło również, rodziło drzewo ekstazy. 

Czyż to nie jego ciche owoce: dzbanu przegięcie 
z prążkami dojrzewania, i już dojrzalszy kształt wazy? 
 
I w obrazach: czyż krecha rysunku nie pozostała, 
którą brwi twej ciemne pociągnięcie 

wpisało spiesznie w powierzchnię obrotu twojego ciała? 

background image

46 

 

Gdzieś mieszka złoto w kasach rozpieszczających banków, 
i czyni to poufale z tysiącem. Lecz ów wzgardzony 
ślepiec, żebrak, jest nawet dla byle jakich miedziaków 
jak zatracone miejsce, pod szafą kąt zakurzony. 
 
W sklepach od dawna czuje się złoto jak w domu, 
i przebiera się w pozór, we futra, olejki, jedwabie. 
Milczący stoi w przerwie między oddechami dwoma 
złota, które oddycha wszystkim w śnie i na jawie. 
 
O, jak się ma zamknąć w nocy otwarta nieprzerwanie 
ta dłoń. O świcie wyjmuje ją los i wciąż od nowa 
wyciąga: jasną, nędzną, bez miary kruchą, proszalną. 
 
Żeby choć jeden, widzący, pojął jej długie trwanie 
i sławił w zdumieniu. Tylko dla piewcy uchwytną w słowa, 
tylko dla podobnego do bogów słyszalną. 

background image

47 

 

Między gwiazdami jakże daleko, lecz ileż dalsza przestrzeń 
w tym, czegoś tu się dowiedział. 
Ktoś,  może  dziecko...  najbliższy  i  może  ktoś  inny  jeszcze  — 
o, jak niezmierzony przedział. 
 
Los, może mierzy nas tylko odległościami życia, 
tak że się zjawia nam obcy; 
pomyśl,  jak  wielka  odległość  między  dziewczyną  a  chłopcem,, 
gdy unika go pragnąc skrycie. 
 
Wszystko dalekie — i nigdzie nie zamyka się koło. 
Spójrz, na półmisku, na stole z zastawą gotową: 
ryb osobliwe wejrzenie. 
 
Ryby są nieme... myślano kiedyś. Któż udowodnić zdoła? 
Lecz w końcu czy nie ma miejsca gdzie to, co byłoby mową 
ryb, bez nich znajduje brzmienie? 

background image

48 

357 

Śpiewaj ogrody, których nie znasz, serce moje, jak w szklane 
naczynia wlane ogrody, jasne, nieosiągalne. 
Wody i róże Szirazu i Ispahanu, 
śpiewaj je błogo, sław je, nieporównywalne. 

 
Ukaż, o serce moje, że nigdy ich braku nie czujesz, 
że dojrzewające figi darzą cię porozumieniem, 
że z powiewami ich, między gałęzi kwitnieniem, 
wzmożonymi do widzenia, obcujesz. 
 
Stroń od błędnego mniemania, że jakaś, niepełność bywa 
w powziętej decyzji, w tej: istnieć! 

Jedwabna nici, wsnułaś się między tkaniny przędziwa. 
 
Którykolwiek z obrazów z twoim się wnętrzem pokrywa 
(może to nawet być chwila udręki bezlistnej), 
umiej odczuć go jako cały wspaniały dywan. 

background image

49 

 

O, wbrew losowi: wezbrane najwspanialej 
nadmiary bytu naszego w parkach — 
lub jak kamienne figury obok wysokich portali, 
spiętrzone u balkonów i arkad! 
 
O, dzwon spiżowy, co w codziennym zamachu 
pałką wywija przeciw tępego dnia krzątaninie. 
Lub ta jedyna kolumna, kolumna w Karnaku, 
co przeżyła niemal wieczne świątynie. 
 
Dziś tylko już jako pośpiech nadmiary te same 
staczają się z poziomego, zżółkłego dnia w bramę 
oślepiającej nocy, co blaskiem przesadnym wezbrana. 
 
Lecz się rozwiewa szaleństwo bez śladów jasnych. 
Krzywe lotu poprzez powietrze, i może z jazd tych 
żadna nie jest daremna. Lecz tylko jak pomyślana. 

background image

50 

 

Do tej jednej z twych godzin, trwającej 
w uporze, wezwij mnie znów: 
błagającej z bliska wzrokiem psów, 
ale wciąż się odwracającej, 
 
gdy już myślisz: wreszcie w ręku ją mam. 
Tak cofnięta właśnie staje się twoją. 
Myśmy wolni. Zwolniono nas tam, 
gdzie myśleliśmy, że o nas stoją. 
 
Z trwożnym drżeniem pragniemy stałości, 
my za młodzi nieraz dla starości 
i za starzy dla niepodobieństwa. 
 
Sprawiedliwi, 

gdy 

sławimy 

zarazem, 

bo 

jesteśmy, 

ach, 

gałęzią  i 

żelazem, 

i słodyczą niebezpieczeństwa. 

background image

51 

363 

O, ta wracająca radość z gliny wciąż urabianej! 

Nikt prawie nie pomógł owym, co pierwsi ważyli się na to. 

Mimo to miasta wyrosły u błogosławionych zatok 

i wodą i oliwą napełniły się dzbany. 
 
Bogowie, dopiero tworzymy ich w śmiałym projekcie, 
w burzonym wciąż na nowo przez mrukliwy los planie. 
Lecz są nieśmiertelni. "I my powinniśmy, wiedzcie, 
słuchać tego, co w końcu da nam posłuchanie. 

 
My, ród tysiącleci: rodzice 

dzieckiem przyszłości coraz brzemienniejsi, 

by kiedyś nami wstrząsnęło, przerósłszy nasze granice. 
 
My, zakrojeni w bezmiar, miara lat dla nas zwodnicza! 
I tylko śmierć milkliwa wie, czym jesteśmy 
i jak wiele zyskuje, gdy nam pożycza. 

background image

xxv 

 

Już, słysz, słyszysz pierwszy szelest grabi 
pracujących, rytm ludzki od nowa 
w powściąganej ciszy, która wabi 
siłą ziemi przedwiosennej. Zdrowa, 
 
niezużyta wydaje się, raniej 
nadchodząca. Znasz ją. Znów nastała 
niby nowość. Zawsze spodziewanej 
nigdyś nie brał. Ona ciebie brała. 
 
Nawet liść dębów, co z zimy wyszły, 
już zapowiada w zmierzchu brąz przyszły. 
Znak sobie dają powiewy świeże. 
 
Czarne są krzaki. Tłuściej czernieje 
nawóz, co w kupach na polu leży. 
Każda godzina odchodząc młodnieje. 

background image

53 

367 

Jak przejmuje nas ptaków krzyk... 
Krzyk utworzony z niczego prawie. 
Nawet gdy dzieci krzyczą w zabawie, 
krzyk rzeczywisty jest obok nich. 
 
Krzyczą przypadek. W interwały 
tego przestworu (w którego mgły 
krzyk ptaków wchodzi jak ludzie w sny) 
piskliwe kliny powbijały. 
 
Biada, gdzie jesteśmy? Wciąż dalej 
jak latawce wypuszczone w pośpiechu 
podlatujemy w rąbkach śmiechu 

 
wiatrem strzępionych. — Uładź, Boże pieśni, 
krzyczących! by zbudzeni zaszemrali 
i jak prąd głowę i lirę nieśli. 

background image

54 

 

Jestże naprawdę czas niszczący wszystko? 
Kiedy na górze spokojnej burzy warownię? 
To serce, serce bogom oddane niewymownie, 
kiedyż Demiurg stłumi w gwałtownym uścisku? 
 
Czy naprawdę tak łamliwi jesteśmy, 
jak los chciałby przedstawić nas dzisiaj? 
Czy głęboka zapowiedź w dzieciństwie wczesnym, 
u korzeni —- później — się ucisza ? 
 
Ach, widmo przemijania

przez tego, co się nie wzbrania, 
przechodzi dymem. 
 
My, nieustannie śpieszący, 
przy sile wiecznie trwającej 
za boski zwyczaj starczymy. 

background image

55 

371 

O, przyjdź i odejdź. Jeszcze niemal dziecko, 
na chwilę dopełń tych tańców figurę 
jednego z nich konstelacją niebieską, 
w których my tępo ladzącą naturę 
 
znikomie przewyższamy. Bo ożyła 
w swym zasłuchaniu, gdy Orfeusz śpiewał. 
Tyś jeszcze z tamtych dni wzruszona była 
i nieco obca, kiedy długo drzewa 
 
zwlekały, czy iść z tobą zasłuchane. 
Tyś znała miejsce, gdzie na ton wysoki 
wzniosła się lira: wnętrze niesłychane. 
 
Dla niej zadbałaś o te piękne kroki, 
wierząc: ku świętu pełnemu wesela 
obrócisz drogę i twarz przyjaciela. 

background image

56 

 

Przyjacielu wielu dali, milczący, 
odczuj, jak twój oddech zwiększa przestrzeń. 
Pod stropami posępnych dzwonnic 
daj się dzwonić. To, co trawi cię jeszcze, 
 
siłą swą przewyższa pożywienie. 
Bądź w przemianie nieustannym mijaniem. 
Czym jest twe bolesne doświadczenie? 
Jeśli napój gorzki, w wino się zamień. 
 
Na 

rozstaju 

zmysłów 

bądź 

godzinę 

nocy 

tej 

nadmiaru 

czarnoksięstwem, 

sensem jej niezwykłego spotkania. 
 

gdy 

pamięć 

ziemska 

cię 

wygania, 

do 

milczącej 

ziemi 

powiedz: 

Płynę. 

Do śpieszącej wody powiedz: Jestem. 

background image

 

 

Przypisy poety 

 

Do części pierwszej 

Sonet  X.  W  drugiej  strofie  chodzi  o  groby  na  sławnym  starym  cmentarzu  Allyscamps  obok  Arles, 
o którym mowa jest również w „Pamiętnikach Malte-Lauridsa Brigge". 

Sonet  XVI.  Ten  sonet  zwrócony  jest  do  psa.  —  „Ręka  pana  mego"  oznacza  stosunek  do  Orfeusza, 
który  tu  jest  „panem"  poety.  Poeta  chce  prowadzić  tę  rękę,  aby  także  błogosławiła  psa,  za  jego 
bezmierny  udział  i  oddanie,  psa,  który  niemal  jak  Ezaw  (Jakub,  I  ks.  Mojżeszowe  27)  również 
tylko  narzucił  na  siebie  swoją  skórę,  aby  w  swoim  sercu  mieć  udział  w  nie  przypadającym  mu 
dziedzictwie: w niedoli i w szczęściu całego człowieczeństwa. 

Sonet  XXI.  Mała  piosenka  wiosenna  jest  dla  mnie  zarazem  „wykładem  cudownie-tanecznej  mu- 
zyki,  którą  pewnego  razu  słyszałem  śpiewaną  do  mszy  porannej  przez  dzieci  klasztorne  w  małym 
kościółku  mniszek  w  Ronda  (w  południowej  Hiszpanii).  Dzieci  w  rytmie  tanecznym  śpiewały  nie 
znany mi tekst przy dźwięku triangla i bębenka. 

Sonet XXV: sonet do Wery. 

Do części drugiej 

Sonet  IV.  Jednoróg  ma  stare,  uświęcone  w  ciągu  całego  średniowiecza  znaczenia  związane  z  dzie- 
wiczością:  utrzymuje  się,  że  to,  co  nie  istnieje  dla  wtajemniczonego,  jest  
z  chwilą,  gdy  pojawi 
się  w  czarodziejskim  „srebrnym  zwierciadle",  które  trzyma  przed  nim  dziewica  (patrz:  tapicerie 
XVI stulecia) i w niej jako w drugim, równie czystym, równie tajemniczym lustrze. 

Sonet  VI.  Starożytna  róża  była  zwykłą  eglantyną,  czerwoną  i  żółtą  w  barwach^  które  występują 
w płomieniu. W ten sposób kwitnie tu, w Alpach Walijskich, w ogrodach. 

Sonet VIII. Czwarta linijka: jagnię (na obrazach), które mówi jedynie przypowieściami. 

Sonet  XI.  W  odniesieniu  do  sposobu,  w  jaki  —  według  obyczaju  myśliwskiego  —  w  niektórych 
okolicach  Krasu  poluje  się  na  osobliwie  blade  gołębie  skalne,  przy  pomocy  podstępnie  zawieszo- 
nych  w  jaskiniach  płócien,  którymi  powiewa  się  nagle  w  szczególny  sposób,  wypłaszając  ptaki 
z podziemnych schronisk, aby je w chwili, gdy przestraszone wylatują, pozabijać. 

Sonet XXIII. Do czytelnika. 

Sonet XXV. Pendant do piosenki dzieci w pierwszej części Sonetów (XXI). 

Sonet XXVIII. Do Wery. 

Sonet XXIX. Do przyjaciela Wery.