background image

1/5 

 

„Jak się handluje kobietami? Absolutnie łatwo”. Były sutener o kulisach swojej pracy i... braku 

wyrzutów sumienia 

Jakub Noch 

14.03.2015 

–  Do  agencji,  gdzie  będzie  przebieg  może  i  dziesięciu  klientów  dziennie,  daje  się  potrzebującą  kasy 

dziewczynę z jakiejś wsi albo patologii. Taka po dniu roboty cieszy się kasą i lepszym życiem, które za nią kupuje, 

a nie roztrząsa, kto i co z nią robił. Takiej z „dobrego domu”, dorabiającej cichcem na studiach daje się roboty mniej, 

ale za to bardziej odpowiedzialną  –  tak kulisy  swojej dawnej branży zdradza w rozmowie z naTemat były sutener 

z Trójmiasta.  Choć  łatwy  zarobek  na  zdesperowanych  kobietach  mógł  przypłacić  wieloletnim  pobytem  za  kratami, 

do dziś zdaje się nie żałować dawnego procederu. – Zbyt dobrze na tym zarobiłem – mówi mi prosto w oczy. 

Trudną,  kryminalną  i  nie  tak  odległą  przeszłością  Trójmiasta  zajmuję  się  do  kilku  lat.  W  naTemat 

publikowaliśmy  już  szereg  dotyczących  tego  materiałów.  Sporą  część  z  nich  poświęciliśmy  jednak  stanowiącemu 

problem nie tylko na Wybrzeżu szeroko pojętemu seks-biznesowi. Pisaliśmy o tym, jak łatwo wciąga się młode Polki 

branżę pornograficzną, jak prostytuują się na emigracji i o tym, jak wygląda życie tych, którym udało się z tej branży 

wyrwać. 

Długo nie udawało mi się jednak znaleźć rozmówcy „z drugiej strony”. Aż wreszcie otrzymałem kontakt do 

Leszka*.  54-latka,  który  dziś  zajmuje  się  prowadzeniem  dużej  firmy  transportowej  i  w  oczach  wielu  nowych 

znajomych  musi  uchodzić  za  wzorowego  przedsiębiorcę.  Sympatycznego,  prostolinijnego,  ale  i  bystrego  gościa. 

Takie życie wymusił na nim jednak tylko wyrok za sutenerstwo i poważna choroba, która pozwoliła  mu  wyjść zza 

krat  dużo  wcześniej.  Jak  mi  mówi,  gdyby  nie  te  problemy,  nadal  byłby  „opiekunem”  i  zapewniał  swoim 

podopiecznym „dobre życie”... 

Jak długo był Pan w tej branży? 

Leszek:  Mów  mi  po  imieniu.  W  tej  mojej  branży  szybko  się  zacieśniało  kontakty,  został  mi  ten  nawyk  do  dziś. 

Przydatny jest. 

No więc, ile życia ci na tym upłynęło? 

Będą tego prawie dwie dekady. Po upadku komuny na Wybrzeżu to były czasy prosperity w tym temacie. Człowiek 

się  najpierw  bawił  tu  i  tam,  pojawiał  w  odpowiednich  miejscach.  Gdybym  nie  podpadł  nie  tym,  co  trzeba  i  nie 

wyłapał wyroku, to pewnie do dziś bym się z tym wszystkim użerał. No ale chory jestem, układ krwionośny mam 

słaby to długo nie zabawiłem w pierdlu. Za to wystarczyło mi tego strasznego dla takiego człowieka, jak ja miejsca, 

by mi się odechciało wracać do gry. 

A było do czego? 

No właśnie też nie bardzo. Twarz trochę spalona, biznes i kontakty w proszku. Nie opłacało się człowiekowi pakować 

oszczędności w rozkręcanie wszystkiego praktycznie od podstaw. No to musiałem zostać przedsiębiorcą pełną gębą. 

A że na biznesie i zarządzaniu ludźmi się znam, to jakoś idzie. 

background image

2/5 

 

Oszczędności  na  nowy  interes  zostały  z  poprzedniej  branży?  Nie  odebrano  Ci  majątku  zarobionego  w  tamten 

sposób? 

Ani  grosza.  Ja  się  nigdy  bawiłem  w  jakieś  tam  dodatkowe  „inicjatywy”.  Nikt  nie  mógł  mi  odebrać  środków 

zdobytych na jakichś rozbojach, wymuszeniach itd, gdzie sądowy skok na kasę idzie z automatu. Bo ja po prostu nic 

takiego nie robiłem. A w sprawach, no powiedzmy obyczajowych, to już się prokuratorowi nie chce, bo nie jest tak 

łatwo. Szczególnie jak się człowiek pilnował przy dywersyfikacji rozlokowania środków. 

Czyli na kontach rodziny, czy w egzotycznych krajach? 

Nie mam zamiaru nikomu tutaj udzielać bezpłatnych porad [śmiech]. Na pewno nie można tak bezczelnie ładować 

wszystkiego  na  siebie,  jak  ta  słynna  ostatnio  ekipa  z  Witomina  [mowa  o  gangu  sutenerskim  braci  B.  z  Gdyni, 

który CBŚ  rozbiło  jesienią  ubiegłego  roku.  Więcej  na  ten  temat  tutaj: 

http://natemat.pl/120563,wlasnosc-pawla-

gangsterzy-tatuowali-swoje-prostytutki

 red]. Minęło parę miesięcy, a prokurator im podobno już wszystko dokładnie 

podliczył. Śmiech na sali. 

To prawda, śledczy twierdzą, że bracia B. zarobili w kilka lat prawie 6 mln zł na sutenerstwie. To dużo? 

Dość  dużo  jak  na  dzisiejsze  czasy.  Aczkolwiek  oni  poszli  w  „masówkę”.  Wszystko  chcieli  wziąć  na  raz,  na  siłę. 

To mogło przynieść szybko świetne skutki finansowe, ale i opłakane konsekwencje z policją i prokuratorem. Nie tak 

budowaliśmy te interesy przed laty. 

Ty pracowałeś inaczej? Właściwie na czym dokładnie polegała twoja praca? 

W sumie to mógłbym wykładać teraz logistykę na jakimś uniwerku, bo o to w tej branży chodzi przede wszystkim. 

No i o zapewnianie podaży tam, gdzie występuje popyt. Patrz, podstawy przedsiębiorczości też bym mógł wykładać. 

Pewnie lepiej niż to robią w liceum mojej córy.  

A może tak mniej wymijająco? Mam zapytać wprost, jak handluje się kobietami? 

To  ja  ci  wprost  odpowiem,  że  handluje  się  absolutnie  łatwo.  Ludzie  wyobrażają  sobie,  że  wszystkie  dziewczyny 

są porywane,  bite,  zastraszane,  albo  faszerowane  narkotykami.  Człowieku,  ja  przez  te  wszystkie  lata  roboty  może 

parę razy się z którąś z moich dziewczyn szarpnąłem. Potrząsnąłem za barki, w jakiejś bardziej gorącej kłótni. 

Ale myśmy się nie kłócili, że ona nie chce pracować. Nie chodziło o zmuszanie do roboty, tylko na przykład ułożenie 

grafiku  albo  podwyżkę.  Bo,  jak  mówimy  wprost,  to  te  niektóre  laski  przychodzą  często  niedomyte  błagać  o  prace, 

a jak potem się zrobi z nich człowieka, to wychodzą z nich zachłanne kur... 

Nie wierzę, że nigdy, nikogo do niczego nie zmuszałeś...? 

Nie  mam  wrażenia,  ze  kiedykolwiek  kogoś  skrzywdziłem.  Miałem  w  sumie  pod  sobą  kilkadziesiąt  dziewczyn. 

Żadna u mnie nie płakała. Ja się w ogóle szybo nauczyłem, że trzeba im dawać taka robotę, które one lubią. No albo 

chociaż są w stanie zaakceptować. 

Do  agencji,  gdzie  będzie  przebieg  pięciu,  a  może  i  dziesięciu  klientów  dziennie,  daje  się  potrzebującą  kasy 

dziewczynę z jakiejś wsi albo patologii. Taka po dniu roboty cieszy się kasą i lepszym życiem, które za nią kupuje, 

background image

3/5 

 

a nie  roztrząsa,  kto  i  co  z  nią  robił.  Natomiast  lasce  z  dobrego  domu  z  Sopotu,  dorabiającej  cichcem  na  studiach, 

czy zbierającej na własna firmę, daje się roboty mniej, ale za to bardziej odpowiedzialną. 

Na przykład taką, jaka miały dostawać polskie „instagram models”, o czym tak głośno ostatnio w internecie? 

Czytałem na ten temat u was. No i muszę przyznać, że nawet mnie szczena opadła... 

Z jakiego powodu? Zaskoczyły cię nowoczesne metody sutenerstwa, czy tak wielkie pieniądze? 

O pieniądzach faktycznie niezłych mowa, ale zlecenia za kilkadziesiąt tysięcy zdarzało się mi przecież organizować. 

Choć szejkowie to faktycznie nie był mój level. Jak mowa o obsługiwaniu VIP-ów, to chyba najciekawsi byli piłkarze. 

To  jest  strasznie  smutna  grupa  w  sumie.  Niby  są  to  faceci  przystojni,  znani  i  bogaci,  ale  jakoś  nie  potrafią  sobie 

znaleźć dziewczyn normalnie i są naprawdę stałymi klientami profesjonalistek. 

Wracając  jednak  do  tej  arabskiej  historii,  to  mnie  zaskoczyło  głównie  to,  że  im  tak  łatwo  przychodzi  znalezienie 

niby normalnych  dziewczyn,  które  za  kilka  kafli  pozwolą  sobie  zrobić  kupę  na  twarz.  Matko,  ile  ja  musiałem 

negocjować żeby  moje dziewczyny o  seks analny nie piszczały, gdy się zrobił taki modny. Nie  wszystkie  połykają, 

nie wszystkie biorą na twarz. A tu niby modelki chętne za wymazanie się kupą. No szok trochę. 

Zgorszony sutener... 

Zgorszony może nie, ale zaskoczony bardzo mocno. A tak w ogóle, cholernie nie lubię tego słowa „sutener”. 

Dlaczego. Robiłeś to, co robiłeś. Nie można spodziewać się pozytywnego wydźwięku. 

Jest w nim, jak to mówią, negatywny ładunek emocjonalny. Opisuje kogoś krzywdzącego ludzi, a ja nigdy na cudzej 

krzywdzie nie zarabiałem. No chyba, że bierzemy pod uwagę, iż spora część klientów i klientek - bo tych tez trochę 

było  -  z  moimi  dziewczynami  zdradzało  swoje  żony  i  mężów.  A  te  problemy  z  prawem  to  miałem  tylko  dlatego, 

że ono jest na tyle obłudne, iż pozwala zarabiać na prostytucji tylko prostytuującym się. 

To jakbyś nazwał sam siebie? 

W  moich  czasach  mówiło  się  opiekun.  Nie  w takim  rozumieniu,  że  anioł  stróż,  a  menadżer.  Ale  chodzi  w tym  też 

o podkreślenie,  że  w  tej  robocie  ważne  jest  zadbanie  o  bezpieczeństwo.  Po  to  właśnie  dziewczynom  opiekunowie, 

by mogły pracować możliwie bezpiecznie. No i żeby znalazły dobrych klientów.  

Bo  wbrew  pozorom,  to  wcale  nie  byłoby  tak  pięknie,  że  wszystkie  chętne  same  znalazłyby  klientelę. 

Tych, co wychodzą  z  inicjatyw  a  pierwsi  jest  maksymalnie  może  połowa.  Resztę  klientów  trzeba  odpowiednio 

zachęcić, stworzyć im warunki. Do tego trzeba kontaktów, przebojowości, zmysłu biznesowego żeby wynegocjować 

dobre warunki. 

Masz wyrzuty sumienia? 

Nie należę do jakichś nawróconych. Za dobrze na tym żyłem i dobrze pozwalałem żyć innym. 

 

background image

4/5 

 

Dobrym życiem nazywasz zarabianie na seksie z dziesięcioma partnerami dziennie? 

A  jak  inaczej  te  dziewczyny  miały  zarobić  na  to  żeby  nakarmić  i  ubrać  siebie,  swoje  dzieciaki,  albo  i  całą  rodzinę                         

-  od  faceta  bezrobotnego  po  swoich  staruszków?  No  jak?  Wywalone  z  domu,  wywalone  ze  szkoły.  Czasem  już 

z jednym albo dwoma dzieciakami zmajstrowanymi pod koniec podstawówki. One same nie raz mówiły, że jedyne 

co potrafią to dawać du... I były zadowolone, że mogą chociaż dzięki temu godnie żyć. 

Wspomniałeś o nastoletniej córce... 

No bez takich... 

No co? Różnie bywa w życiu. Gdyby zabrali ci pieniądze, posiedziałbyś dłużej i ją życie zmusiło do poszukiwania 

skrajnego rozwiązania, to jej prostytuowanie się też nazwałbyś szansą na dobre życie? 

Ona jest na to zbyt mądra, by zadawać się z takimi typami. 

Przecież się zadaje, jesteś jej ojcem. Rodzina wie w ogóle na czym się dorobiliście? 

Tak  nie  do  końca.  Żona  wiedziała,  że  jestem  współwłaścicielem  klubu.  Miała  świadomość,  iż  obracam  się  wśród 

dziewczyn,  ale  też  wiedziała,  że  żadnej  nie  ruszę.  Na  szczęście  w  nieszczęściu  zmarła  zanim  mi  zrobili  wjazd, 

nie musiałem się tłumaczyć. Córeczką się wtedy jej siostra zajęła szybko, no ale mała nie była już wtedy taka głupia, 

by nie zwęszyć, że coś jest nie tak. Swoje później pewnie też usłyszała. Z pół roku temu zapytała otwarcie... 

I jak zareagowała na to, że dawałeś to niby „dobre życie”? 

No  to  tu  możesz  mieć  swoją  sensację.  Parę  tygodni  powtarzała,  że  się  mnie  wstydzi.  Potem  pojechaliśmy  jednak 

na wakacje, nasurfowała się na Florydzie. I chyba jej przeszło. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mój rozmówca przekonuje, że o „swoje” kobiety dbał i dawał im szanse na lepsze życie. Nie wszyscy sutenerzy miewają jednak 

takie podejście. Tę kobietę sutener z Poznania oblał kwasem, gdy chciała zerwać z prostytucją.                                                                   

•Fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta 

background image

5/5 

 

Artykuł pochodzi ze strony: 

http://natemat.pl/157753,nasi-pradziadowie-wiedzieli-jak-zajac-sie-prostytucja-regulacje-z-xix-w-polski-madrzejsze-

niz-obecne-prawo

 

Data wydruku: 9 lipca 2016