background image

 

 
 

Autor: Cornelie 

Beta: Suhak 

 
 

Stowarzyszenie Upadłych Anielic 

Rozdział III 

 

Japonia: 
 

Jak  tylko  weszła  do  zamówionego  wcześniej  apartamentu,  rzuciła  się  w  stronę  barku  i  zrobiła 

mocnego drinka.

 Wiedziała, że bez alkoholu się nie obejdzie. Tym bardziej że Emmett mieszkał 

naprzeciwko  i  będzie  musiała  oglądać  go  przez  całe  trzy  dni,  prawie  dwadzieścia  cztery 
godziny na dobę. 
Będzie zmuszona pić, by mu nie ulec i całkowicie nie zatracić własnej tożsamości w tej całej 
masie gówna, w które na własne życzenie się wplątała. 
Odłożyła  szklankę  na  stolik  i  położyła  się  na  wygodnym  łóżku,  wlepiając  tępe  spojrzenie  w 
ornamenty na suficie. Zawsze zastanawiało ją, skąd Japończycy czerpią pomysły na wszystko, 
co  tworzyli.  Nie  mogła  im  odmówić  wyobraźni,  ale  przepych  apartamentu  przekraczał  jej 
oczekiwania. 

background image

Wiedziała,  że  będzie  czuła  się  tu  dobrze.  Przynajmniej  do  czasu  spotkania  z  Emmettem,  co 
miało zresztą nastąpić już niedługo. Westchnęła głęboko, przewracając się na drugi bok, by 
sięgnąć torebkę, z której wyciągnęła wizytówkę. 
Spojrzała jeszcze raz na imię mężczyzny i z niewiadomych dla siebie przyczyn uśmiechnęła się 
mimowolnie,  przypominając  sobie,  jak  pewny  siebie  był,  kiedy  wychodził  z  jej  mieszkania, 
twierdząc,  że  na  pewno  się  jeszcze  zobaczą.  Nie  chciała  dopomagać  losowi,  jednak  coś  w 
głębi serca kusiło ją, by zadzwonić. 
Usiadła  na  brzegu  łóżka  i  chwyciła  za  telefon,  wykręcając  zapisany  numer,  po  czym 
poczekała, aż zostanie przekserowana na międzynarodową linię. 
- Halo? – usłyszała lekko zaspany głos po drugiej stronie słuchawki. 
-  Nie  zgadniesz,  jakie  szczęście  cię  spotkało  –  oświadczyła  poważnie,  obracając  w  dłoni 
wizytówkę. 
- Jest trzecia w nocy, to raczej pech – warknął. – Kim jesteś, dowcipniśko? 
Otworzyła usta z oburzenia, po czym zamknęła, mnąc karteczkę. 
-  Już  nie  pamiętasz  przygodnego  seksu  z  najpiękniejszą  kobietą,  jaką  widziałeś?  –  żachnęła 
się.  –  W  takim  razie  śpij  dalej  w  swoim  nudnym,  małym  życiu  i  zapomnij,  że  kiedykolwiek 
mnie widziałeś. A jeśli spróbujesz się skontaktować, to uważaj. Mam czarny pas! 
Mężczyzna zaśmiał się. 
- Grozisz mi? 
-  Oczywiście,  że  tak!  Wy,  faceci,  jesteście  totalnymi  imbecylami  i  myślicie  wyłącznie  swoim 
kutasem.  Następnym  razem  rusz  głową,  bo  mały  przyjaciel  w  spodniach  może  nie  być  w 
stanie się ruszyć. 
- Dobrze, Rosie. Do zobaczenia. 
- Wal się! 
Rzuciła  słuchawką  o  ścianę,  zaciskając  dłonie  ze  zdenerwowania.  Zastanawiała  się  przez 
chwilę,  po  cholerę  do  niego  dzwoniła.  Dlaczego  chciała  usłyszeć  jego  głos?  Teraz  miała 
stuprocentową  pewność,  że  jest  zadufanym  i  nadto  pewnym  siebie  męskim  szowinistą. 
Wiedziała, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Wiedziała, że nie będzie o nim myśleć, bo 
okazał  się  zwykłym  idiotą,  który  nie  potrafi  docenić  pięknej  kobiety.  Wiedziała  też,  że 
wszystko,  co  myśli,  jest  gówno  warte.  Wiedziała,  że  to  nie  prawda,  a  to  bolało  jeszcze 
bardziej niż świadomość odrzucenia. 
- Pierdolę to – warknęła w przestrzeń. 
Oparła się o wezgłowie łóżka i zamknęła oczy, wsłuchując się w gwar miasta. Postanowiła, że 
spędzi  te  trzy  dni  w  radosnym  nastroju,  nie  będzie  przejmować  się  ani  Jake’em,  ani 
Emmettem. Niczym.  
Z  tą  świadomością ułożyła  się  wygodnie, nasunęła  na  siebie  koc  i  zapadła  w  sen,  w  którym 
występował przystojny brunet. 
 
*** 
 
Dźwięk  telefonu  poderwał  ją  na  równe  nogi.  Przetarła  zaspane  jeszcze  oczy  i  spojrzała  na 
wyświetlacz.  
- Cholera – szepnęła do siebie, naciskając zieloną słuchawkę. – Tak? 
Usłyszała ciche chrząknięcie po drugiej stronie. 
- Zbieraj dupę. Za dwie minuty masz być gotowa.  
- Mieszkasz naprzeciwko. Nie mogłeś zapukać? – spytała, ziewając szeroko i prostując ciało. 
- Nie mogłem – oświadczył, po czym rozłączył się. 

background image

Oczywiście, że nie. Nie będzie się fatygował, kutas jeden, pomyślała, uśmiechając się szeroko. 
Rozejrzała  się  po  pokoju  w  poszukiwaniu  czegoś  do  picia,  aż  jej  oczom  ukazał  się  uchylony 
barek.  
- Nie, Rose, nie teraz – przekonywała samą siebie i powędrowała do łazienki, by doprowadzić 
się do porządku. 
W przeciągu kilku minut wzięła szybki prysznic, nakremowała ciało i ułożyła włosy, które po 
wstaniu  układały  się  jak  chciały.  W  końcu  zadowolona  z  wyglądu  narzuciła  na  siebie 
jedwabną sukienkę, wzięła torebkę i wyszła z pokoju, trafiając prosto w ramiona Emmetta. 
Czuła wodę kolońską, która przypominała o spędzonych razem chwilach. Trzymała dłonie na 
jego koszulce i wpatrywała się w ciemne oczy, świdrujące ją intensywnym spojrzeniem. Nie 
mogła swobodnie oddychać, czując jego ciało tak blisko. Słyszała swoje bijące głośno serce, z 
każdą  sekundą  coraz  mocniej,  a  Emmett  nadal  stał,  nie  ruszając  się.  Zapach  jego  ciała 
wzbudzał w niej nieodpartą pokusę pocałowania go, tu i teraz. 
- Puścisz mnie? – spytał w końcu, gdy Rosalie przełknęła głośno ślinę i odstąpiła kilka kroków 
dalej. 
- To ty na mnie wpadłeś – odparowała, poprawiając niewidoczne zagniecenia na sukience. – 
Następnym razem uważaj, gdzie stajesz. 
- Następnego razu nie będzie. 
Przez  chwilę  przyglądała  się,  jak  wkłada  dłonie  w  kieszenie  jeansów  i  rusza  przed  siebie, 
omijając  ją  szerokim  łukiem.  Obserwowała  ruchy  umięśnionego  ciała,  które  od  zawsze 
wprawiały Rosie w drżenie. 
-  Boże,  gdybym  była  facetem,  zaczęłabym  używać  bromu  –  szepnęła  do  siebie,  po  czym 
powoli skierowała się w stronę windy. 
Przeczuwała, że te trzy dni wcale nie miną szybko i bezboleśnie. Bo jak inaczej można określić 
sytuację,  w  jakiej  się  znalazła,  jak  nie  okrutną  i  bolesną?  Mężczyzna,  o  którym  marzy  i  śni, 
znajduje się tuż obok, ale tak jakby za niewidzialnym murem? 
 
*** 
 
Dom Belli: 
 
Wysunęła nogę z pościeli, wpatrując się tępo w sufit. Nie miała zamiaru podnosić się z łóżka 
wcześniej  niż  przed  dwunastą.  Chciała  porozmyślać,  zastanowić  się  nad  najlepszą  strategią, 
którą mogłaby potraktować szanownego Cullena na tyle, by mocno zabolało. Na samą myśl o 
słodkiej zemście kąciki ust uniosły w szerokim uśmiechu. Wygięła się, po czym przewróciła na 
drugi  bok,  wyglądając  za  okno.  W  powietrzu  jeszcze  unosił  się  zapach  mężczyzny,  z  którym 
spędziła poprzednią noc na długich igraszkach. Na szczęście ulotnił się szybko i bezboleśnie, 
nie  prosząc  o  numer  telefonu.  Zapewne  potraktowałaby  go  wtedy  przedmiotem,  który 
miałaby pod ręką. To, że nie lubiła natarczywych mężczyzn, było wiadome od dawna. Unikała 
ich  jak  ognia,  a  jeśli  takowy  napatoczył  się  przypadkiem  do  jej  sypialni, szybko  robiła  z  nim 
porządek. 
Zerknęła kątem oka na zegarek, po czym powoli wstała z łóżka, kierując się do łazienki. 
Stanęła  przed  lustrem,  wpatrując  się  w  swoje  nagie  odbicie,  i  uśmiechnęła  się  z 
zadowoleniem.  Stwierdziła,  że  nie  przytyła,  nadal  ma  smukłą  sylwetkę,  jędrne  piersi  i 
anielską  twarz.  Przystąpiła  więc  do  swojego  codziennego  rytuału,  w  którego  skład  wchodzi 
prysznic,  zabalsamowanie  ciała  specjalnym  kremem,  makijaż  oraz  ułożenie  włosów.  Gdy 

background image

wyszła z łazienki, zaczęła wertować szuflady w poszukiwaniu koronkowych majtek i stanika, 
po czym narzuciła na siebie czarną, krótką sukienkę, która idealnie opięła się na ciele. 
Usłyszała dźwięk dzwonka dochodzący z torebki. 
- Tak? 
- Boże, Bell! Nie uwierzysz! – podekscytowany głos Rosalie wywołał na jej twarzy uśmiech. – 
Najpierw  zła  wiadomość.  Pamiętasz  jak  opowiadałam  ci  o  tym  facecie?  Tym,  z  którym 
spędziłam ostatnią noc przed wyjazdem?  
Nastąpiła chwilowa pauza. 
-  Tak,  kojarzę.  Co  z  nim?  –  spytała  Bella,  marszcząc  brwi  i  pakując  potrzebne  rzeczy  do 
torebki.  Słuchając  wywodu  Rose,  usiadła  na  chwilę  na  fotelu,  prostując  nogi  i  przysuwając 
leżące nieopodal szpilki. 
- Cóż, dzwoniłam do niego. Głupia pizda byłam, ale jednak. W każdym razie zmieszał mnie z 
błotem, wyrzygał się na mnie ze złości i na koniec to ja wyszłam na wredną sukę. 
Bella zaśmiała się głośno, opierając telefon na ramieniu i przytrzymując go głową.  
- Wiesz, nie zawsze dostajesz to, czego chcesz, prawda? A dobra wiadomość? 
- Robię postępy w sprawie Emmetta. No może postępy to za dużo powiedziane, ale jest coraz 
lepiej.  Wpadłam  na  niego.  Myślałam,  że  dostanę  zawału…  Pachniał  tak  nieskazitelnie 
samczo… - rozmarzyła się. 
-  Przestań,  Rose.  Wiesz,  jaki  on  jest?  –  obruszyła  się  przyjaciółka.  –  Daj  sobie  spokój. 
Niedługo zrobisz się taka jak Alice – szepnęła, wywracając oczy. 
Cieszyła  się  szczęściem  Rosalie,  ale  nie  mogła  pojąć  jej  zadurzenia  we  własnym  szefie.  Nie 
mogła pojąć, jak na czyjś widok mogą uginać się kolana, a spódnica sama sunie w dół. 
-  Rose,  muszę  kończyć.  Mam  spotkanie  z  penisową  maszynką.  Trzymaj  się  skarbie  – 
powiedziała,  wysyłając  całusa  i  rozłączyła  się,  chowając  telefon  do  torebki.  –  Czeka  mnie 
starcie tytanów. 
Uśmiechnęła się, gdy wychodziła z domu. Wiedziała, że w końcu się odegra. A tylko czekała 
na  tę  chwilę,  kiedy  spojrzy  mu  w  oczy  i  powie  wszystko,  co  jej  ślina  na  język  przyniesie. 
Wszystko, co powinna powiedzieć tej nocy, w którą się spotkali.  
Zrobiła  się  na  bóstwo,  by  uśpić  jego  czujność,  osłabić  osąd  i  sprawić,  by  całkowicie  poległ 
wobec  blasku  jej  uroku.  Gdy  wsiadała  do  taksówki,  wypowiadając  na  głos  adres  jego 
mieszkania,  uświadomiła  sobie,  że  gra  wcale  się  teraz  nie  skończy.  Jeśli  plotki  były 
prawdziwe,  to  mogła  spodziewać  się  czegoś  więcej  niż  zwykłej  suchej  pogawędki  na  temat 
pogody. Gra dopiero się rozpocznie, gdy przekroczy próg. Nie będzie odwrotu. 
Jestem na to gotowa, pomyślała, uśmiechając się z satysfakcją. 
 
*** 
 
Alice: 
 
-  Jak,  kurwa,  można  zrobić  coś  takiego?  –  krzyczała  wściekle,  chodząc  od  jednego  końca 
gabinetu  do  drugiego,  ciskając  przy  tym  zdenerwowanym  spojrzeniem  w  stronę  siedzącej 
cicho dziewczyny. – Czy przez choćby chwilę pomyślałaś nad swoim zachowaniem?! 
Skulona postać zdawała się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości. Z dużych niebieskich oczu 
płynęły łzy, a do uszu Alice dochodziło ciche kwilenie tuszowane przez rękaw bluzki. 
- Przepraszam… Naprawdę – szeptała, pociągając nosem. – To się nigdy więcej nie powtórzy. 
-  No,  ja  mam  nadzieję. Zobacz,  jak  wyglądam.  Mam  spotkanie  z  klientem,  a  moja  spódnica 
wygląda, jakby ją pies osikał! 

background image

Wściekłość powoli mijała, gdy wpatrywała się w spuchnięte oczy dziewczyny. 
-  Wracaj  do  pracy  –  rozkazała  twardo,  opadając  na  fotel.  Zamknęła  na  chwilę  oczy, 
rozkoszując  się  ciszą.  Nie  mogła  się  na  niczym  skupić.  Cały  czas  rozmyślała  o  minie  Jaspera 
tuż po jej prezentacji.  
Tak  naprawdę  marzyła  o  tym.  Marzyła,  by  widzieć  jego  zdziwienie,  a  gdy  to  dostała,  nie 
wiedziała,  co  z  tym  zrobić.  Wiedziała,  że  jest  tuż  obok,  w  swoim  gabinecie.  Wystarczyłoby, 
aby wyszła ze swojego i zrobiła krok w prawo, a ujrzała go. 
- Widziałaś?!  
Do  pokoju  wparowała  Leah,  widocznie  czymś  zaaferowana,  i  usiadła  naprzeciwko  Alice, 
intensywnie wpatrując się w jej twarz. 
- Co? 
- Nowa sekretarka Jaspera - szepnęła konspiracyjnie, nachylając się do kobiety. 
Jej wzrok błądził po twarzy Alice w poszukiwaniu jakichkolwiek uczuć, ale nie spodziewała się 
tego, co ujrzała. 
- I? – spytała ozięble. Wplotła palce we włosy, przeczesując je szybkim ruchem. 
Leah burknęła coś pod nosem, po czym wstała z miejsca i zatrzymała się przy drzwiach. 
- I? Chcesz znać i? 
Nastąpiła chwilowa przerwa, podczas której żadna z kobiet nie ruszyła się nawet o milimetr. 
Alice  wpatrywała  się  gdzieś  ponad  głową  kobiety,  całkowicie  nie  interesując  się  nowym 
nabytkiem firmy. 
- To ci powiem. Metr osiemdziesiąt, bujne blond włosy, nogi do nieba, figura modelki i tyłek, 
który każdy facet z chęcią złapałby w dłonie. Ponadto niebieskie oczy i uśmiech, za który nie 
jedna  z  nas  dałaby  się  pokroić.  Jestem  pewna,  że  jego  penis  właśnie  staje  na  baczność  – 
oświadczyła. – Ale to jest tylko marne „i”. 
Trzasnęła  za  sobą  drzwiami,  zostawiając  Alice  z  niewesołymi  myślami.  Nie  zastanawiała  się 
zbyt długo nad tym, co zrobi, gdy wychodziła z własnego gabinetu, by wparować jak burza do 
jego.  Nie  widziała  nic  prócz  pochylonej  nad  jego  biurkiem  postaci,  która  wdzięczyła  się  na 
wszelkie możliwe sposoby, paradując przed szefem z odkrytym biustem. 
-  Wyjdź  –  warknęła  w  stronę  blondynki,  gdy  ta  odwróciła  się  do  niej  przodem.  Leah  nie 
przesadzała.  
Wyglądała  jak  wyjęta  z  okładki  czasopisma.  Alice  nie  mogła  na  nią  patrzeć.  Poczekała,  aż 
kobieta opuściła gabinet, posyłając uwodzicielski uśmiech w stronę Jaspera. 
- Co ty wyprawiasz? – spytała, stając tuż przed nim.  
-  Ja?  Zatrudniłem  nową pomoc  –  oświadczył  beznamiętnie,  wracając  do  leżących  na  biurku 
notatek. – Nie masz nic do roboty? 
Wpatrywała się w niego przez chwilę. 
-  Mam.  Dużo  do  roboty.  Pierwszą,  jaką  zrobię,  to  to  –  powiedziała,  po  czym  uderzyła  go  w 
twarz.  –  Po  drugie,  powinnam  zrobić  to  dawno  temu.  Po  trzecie  na  twoim  miejscu 
zmieniłabym  szyby  w  gabinecie,  bo  jeśli  będziesz  chciał  się  z  nią  pierdolić  to  świadków  na 
pewno  nie  zbraknie!  –  wyrzuciła  z  siebie,  ciskając  w  niego  wściekłe  spojrzenie.  Oddychała 
szybko. – Po czwarte, nie jesteś mnie wart. 
Przez  chwilę  myślała,  że  Jasper  coś  powie,  zakrzyczy  ją  wyrzutami  albo  wyrzuci  z  gabinetu. 
Myślała, że każe jej nigdy więcej tu nie wchodzić, przestać go obserwować albo co tam sobie 
jeszcze wymyśli. On jednak podszedł do niej i złapał jej twarz w dłonie, po czym pocałował 
mocno w usta, trzymając w kurczowym uścisku ramion. Nie mogła złapać tchu i nie opierała 
się,  marząc  o  tym  od  chwili  rozstania.  Jego  język  bezczelnie  penetrował  usta  Alice, 
wprawiając jej ciało w słodkie drżenie. 

background image

- Kocica? – spytał między pocałunkami, wodząc dłońmi po jej pupie. – Taką cię lubię. 
W końcu oderwała się od niego. Wzięła kilka głębszych oddechów i poprawiła ubranie. 
-  I  takiej  nie  będziesz  mnie  miał  –  oświadczyła,  a  widząc  zdziwienie  na  jego  twarzy, 
uśmiechnęła się z satysfakcją i wyszła z gabinetu w akompaniamencie przekleństw. 
 
*** 
 
Rezydencja Cullena: 
 
Wysiadła z taksówki i wyciągnęła papierosa z torebki. Stwierdziła, że przed wejściem smoka 
musi  się  zrelaksować  i  odprężyć,  a  nic  nie  wprawiało  jej  w  błogostan  w  takich  chwilach  jak 
dym  pędzący  do  płuc.  Zaciągnęła  się,  przytrzymując  papierosa  w  smukłych  dłoniach  i 
obserwowała  dom.  Brama  wjazdowa  obstawiona  przez  ochroniarzy,  kamery  na  całym 
terenie.  Musiała  przyznać,  że  faktycznie  bronił  swojej  prywatności.  Wypuściła  dym  z  ust  i 
rzuciła niedopałek na ziemię, gasząc go obcasem. Uśmiechnęła się, po czym skierowała się w 
stronę bramy. 
- W czym mogę pomóc? – usłyszała przyjemny, męski głos, dochodzący z budki postawionej 
tuż przed wejściem. 
- Jestem umówiona z panem Cullenem. Isabella Swan – odparła, rozglądając się wokół lekko 
oszołomiona tym, co miała przed oczami. 
Czekała  na  pozwolenie.  Czuła  się,  jakby  była  główną  bohaterką  filmu,  gdzie  bogacz  nie 
dopuszczał do siebie nikogo, broniąc swojego domu przed wścibskimi ludźmi, a ona miała tę 
barierę przełamać. 
- Proszę za mną. 
Uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy brama otworzyła się, a on gestem dłoni nakazał jej, by za 
nim podążyła. Wybrukowana ścieżka prowadziła wprost do domu. Przyglądała się otaczającej 
go  zieleni  pełnej  krzewów,  kwiatów  i  drzew,  które  zapierały  dech  w  piersi.  Stwierdziła,  że 
musiał  mieć  dobry  gust  i  wyczucie  smaku,  bo  całość  prezentowała  się  okazale,  ale  bez 
przesady, jakby tworzyła go wyważona dłoń.  
W  końcu  stanęła  przed  głównymi  drzwiami  mającymi  ze  trzy  metry  wysokości.  Mężczyzna 
uchylił  je  przed  nią,  wprowadził  do  holu  z  marmurową  podłogą  i  skierował  się  w  stronę 
gabinetu. 
-  Pan  Cullen  już  na  panią  czeka  –  oświadczył,  dłonią  wskazując  pomieszczenie,  do  którego 
miała wejść. 
- Dziękuję – odparła i zdecydowanym krokiem weszła do środka. 
Pokój pełny był regałów z książkami, a ciemne zasłony na oknach nie wpuszczały zbyt dużo 
światła, przez co wydawało jej się, że znajduje się w jakiejś ciemni. Jedyny jasny promyk to 
stojąca na biurku lampa. 
- Myślałem, że nie przyjdziesz – usłyszała chropowaty głos, jednak nie mogła go namierzyć. 
Położyła  torebkę  i  płaszcz  na  najbliższym  krześle,  po  czym  powoli  zaczęła  przemierzać 
długość od drzwi do biurka, uśmiechając się przy tym z satysfakcją. 
- A ja myślałam, że potrafisz jedynie uciekać z łóżka kochanki – odparowała. 
Jego  cichy,  uwodzicielski  śmiech  wprawił  jej  ciało  w  drżenie.  Nie  mogła  pozbyć  się  z  myśli 
widoku ciała mężczyzny. Irytowało ją to i podniecało jednocześnie, ale nie dała tego po sobie 
poznać. 
W końcu wstał z fotela i wpatrując się lubieżnie w kobietę, podszedł do niej, wziął dłoń Belli 
w swoje i zbliżył ją do ust. 

background image

- Edward Cullen – szepnął, znacząc jej skórę pocałunkiem i gorącym oddechem. 
-  Znam  cię.  Nie  wysilaj  się  na  kurtuazję.  Przejdźmy  do  interesów  –  oświadczyła  zimno, 
zabierając  rękę  i  siadając  na  fotelu,  czekając,  aż  zrobi  to  samo.  Już  wiedziała,  dlaczego 
zaprosiła  go  na  noc  i  dlaczego  zrobiłaby  to  po  raz  kolejny  –  miał  w  sobie  coś  z  chłopca  i 
groźnego mężczyzny. Miał w sobie jakąś pierwotną moc, która zdecydowanie na nią działała. 
-  Nie  wierzę,  że  moja  ucieczka  w  jakikolwiek  sposób  na  ciebie  wpłynęła  –  szepnął 
konspiracyjnie, unosząc kąciki ust w uwodzicielskim uśmiechu. 
- Bo nie wpłynęła. Zapomniałam o tobie na drugi dzień, ale jak widać, znowu się spotykamy. 
- Nie cieszysz się? 
-  A  czy  wyglądam  na  osobę  pałającą  do  ciebie  gorętszym  uczuciem  niż  obojętność?  – 
odpowiedziała  pytaniem  na  pytanie,  bacznie  obserwując  jego  twarz.  –  A  teraz,  jeśli 
pozwolisz, przejdźmy do sedna sprawy. 
-  Nie  tak  prędko,  panno  Swan.  Jest  jeszcze  wiele  do  omówienia  –  oświadczył,  wywołując  u 
niej zdziwienie. 
- Nie obchodzi mnie nic nie związanego bezpośrednio z wywiadem.

 

- To się jeszcze okaże. 
Oparł się wygodnie o fotel, posyłając Belli roześmiane spojrzenie. Dziękowała sobie w duchu 
za  samodyscyplinę  i  nieokazywanie  uczuć.  Bała  się,  że  gdyby  była  mniej  opanowana, 
zarumieniłaby  się  pod  tym  wzrokiem  i  spuściła  głowę  jak  dziesięciolatka  przyłapana  na 
wyjadaniu słodyczy. 
- Jeśli myślisz, że odpuszczę wywiad, to się mylisz. 
-  Nie  w  tym  rzecz  –  powiedział,  opierając  się  o biurko  i  nachylając  w  jej stronę. –  Mam  dla 
ciebie propozycję. 
- A, to ciekawe. Wal, Adonisie, a może nie usnę – odparowała, unosząc kąciki ust w kpiącym 
uśmiechu. 
Nie spodziewała się, żeby będzie poważny, ale to, co wyprawiał przekraczało wszelkie normy 
i  granice.  Wiedziała  jednak,  że  ten  wywiad  zaważy  na  jej  przyszłej  karierze,  i  była  w  stanie 
znieść wszystko, byle jak najszybciej to zakończyć i uwolnić się spod uroku Cullena. 
- Dam ci wywiad, jakiego świat nie widział. Będziesz miała najlepszy materiał w historii. Ale 
musisz coś dla mnie zrobić. Dwa dni w moim kasynie, ze mną. 
Przez  chwilę  wpatrywała  się  tępo  w  jego  twarz,  szukając  w  niej  oznak  rozbawienia, 
czegokolwiek, ale Edward był nad wyraz poważny. 
-  Czy  ty  się,  kurwa,  z  kosmosu  urwałeś?  Myślisz,  że  pójdę  za  tobą  jak  jakaś  dziwka  i  będę 
dawała  ci  dupy  przez  dwa  dni,  bo  tak  sobie  tego  życzysz?!  –  krzyknęła,  podnosząc  się  z 
krzesła i kierując w stronę drzwi. – Jesteś popierdolonym palantem, Cullen. 
Narzuciła  na  siebie  płaszcz  i  miała  zamiar  wyjść,  kiedy  złapał  ją  za  dłoń  i  odwrócił  w  swoją 
stronę.  Ze  wściekłością  wymalowaną  na  twarzy  wpatrywała  się  w  jego  zielone  oczy,  nie 
wiedząc, czy roześmiać się czy splunąć. 
- Cullen i jego harem. Gratuluję i mam nadzieję, że biznes się rozkręci. 
Uśmiechnął  się  lekko,  przyciągając  jej  twarz  do  siebie.  Pocałował  ją  mocno  i  zaborczo,  nie 
pozostawiając  możliwości  ucieczki.  Dłonie  wplótł  w  jej  włosy,  ciągnąc  je  delikatnie, 
sprawiając słodki ból. Uniosła powieki, gdy przerwał, i oblizała wargi, na których nadal czuła 
jego smak. 
-  Dwa  dni…  Jeśli  chcesz,  bez  seksu.  Od  tego  zależy  twoja  kariera,  Isabello.  Zastanów  się  – 
oświadczył, po czym puścił ją i otworzył drzwi. – Do zobaczenia.