background image

Sarah Morgan 

 

Tajemniczy list 

(A Bride for Glenmore) 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Prom wp

łynął do portu wczesnym rankiem.   

By

ł początek lata, rześki czerwcowy dzień. Złowrogie chmury kłębiły się na niebie. Ethan 

stał przy białym relingu i wpatrywał się w brzeg. Chłodny wiatr targał jego ciemne włosy, 
jakby  chciał  mu  przypomnieć,  że  oto  znalazł  się  w  odległej  Szkocji,  gdzie nawet latem 
pogoda jest nieprzewidywalna.   

Mimo wczesnej pory port t

ętnił  życiem.  Ethan  stał  w  miejscu,  z  którego  rozciągał  się 

doskonały  widok  na  skupiska  domów,  kawiarnię,  sklep z upominkami,  a  także  tradycyjny 
zieleniak z wymyślnie ułożonymi owocami i warzywami. Droga wiodąca w głąb wyspy wiła 
się ku górze, by wreszcie zniknąć za zakrętem.   

Nawet nie znaj

ąc  okolicy,  wiedział,  dokąd  ona  prowadzi.  Właściwie  miał  wrażenie,  że 

widział już każdy zakątek wyspy, mimo że nigdy tu nie był.   

Jakby dla przypomnienia, po co przyby

ł na Glenmore, wsunął rękę do kieszeni i dotknął 

listu. 

Robił to już tyle razy, że papier był zmięty, a pismo miejscami nieczytelne. Ale Ethan 

nie musiał czytać listu. Od dawna pamiętał jego treść.   

Opis zawarty w li

ście był tak dokładny, że okolica wydawała mu się znajoma. W myślach 

czuł chłodny powiew wiatru, widział niegościnne góry zajmujące środek wyspy i spacerował 
po skalistych brzegach.   

W wyobra

źni  żeglował  po  jeziorze  i  wspinał  się  do  ruin  starego  zamku,  który przed 

wiekami był miejscem krwawej bitwy pomiędzy Celtami i wikingami.   

Glenmore ma burzliw

ą  przeszłość  i  bogatą  historię,  którą  zawdzięcza  niezłomnej 

determinacji mieszkańców w walce o zachowanie wolności.   

Wolno

ść.   

Czy nie tego wszyscy pragn

ą? 

Jest to z pewno

ścią  jeden  z  powodów,  dla  których  się  tutaj  znalazł.  Musi uciec od 

dławiącego uścisku przeszłości.   

Nagle zapragn

ął wbiec na najwyższy szczyt i wziąć głęboki oddech, a potem zanurzyć się 

w lodowatych wodach Atlantyku. 

Dobrze  byłoby  uciec  od  zewnętrznej  presji  i  oczekiwań 

innych, 

lecz musiał pamiętać, że to chęć odkrycia prawdy jest powodem, dla którego tu się 

znalazł.   

Przyby

ł tu, by uzyskać odpowiedzi na wiele pytań.   

Je

śli przy okazji pobyt w tym dzikim odległym zakątku Szkocji okaże się przyjemny, tym 

lepiej.   

Nagle nastrój Ethana,  niespodziewanie dla niego samego, 

się  poprawił.  Przyjaciele w 

dobrej wierze mówili mu, 

że  chyba  musiał  zwariować,  by  dać  się  pogrzebać  na  jakiejś 

szkockiej wyspie. 

Z  jego  kwalifikacjami  powinien  był  wrócić  do  Afryki  albo  pracować  w 

renomowanej  londyńskiej  klinice.  Ostrzegano go,  że  życie  na  wyspie  będzie  monotonne. 
Tylko wrastające paznokcie i żylaki. Znudzi się w ciągu tygodnia.   

Klasyczn

ą twarz Ethana rozjaśnił słaby uśmiech. Ciekawe, czy ich słowa o zawodowej 

background image

stagnacji  się  sprawdzą,  bo  w  tej  chwili  Ethana  ogarnęła  euforia.  I bezgraniczny smutek z 
powodu utrat

y czegoś cennego.   

Odetchn

ął głęboko i poczuł, jak słone powietrze drażni płuca. Pora opuścić prom. Powoli 

odsuwał się od relingu i nagle przystanął. Jego wzrok przykuła wysoka szczupła dziewczyna 
mijająca ludzi kręcących się po doku w oczekiwaniu na przybycie promu.   

Sz

ła sprężystym krokiem, jakby miała mnóstwo rzeczy do zrobienia i zbyt mało czasu, by 

ze wszystkim zdążyć. Odpowiadała na pozdrowienia machnięciem ręki lub zamieniała z kimś 
kilka słów. Jej długie włosy opadały na ramiona, uśmiech był szeroki i przyjazny. Przez ramię 
przewieszoną miała dużą torbę. Z wdziękiem gazeli wskoczyła na rampę.   

Ethan natychmiast zauwa

żył, że nie była to dziewczyna, lecz młoda kobieta, na oko po 

dwudziestce. 

Była pełna życia. Wiatr wiał w kierunku relingu, więc do uszu Ethana dotarły 

fragmenty rozmowy.   

–  Kyla,  nie mo

żesz  wejść  bez  biletu.  –  Przewoźnik  szedł  w  jej  stronę  z  szerokim 

uśmiechem na ogorzałej twarzy. Dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. 
W jej oczach pojawiły się iskierki.   

–  Jim,  przysz

łam  po  przesyłki.  Logan  zamówił  jakiś  sprzęt  z  kontynentu.  Mam rozkaz 

odebrać go przed śniadaniem razem z pocztą i nowym lekarzem.   

Ethan zmarszczy

ł  brwi.  Kyla.  W  liście  wymienione  było  to  imię.  Teraz  mógł  wreszcie 

dopasować do niego twarz. A była to twarz tak śliczna, że nie był w stanie oderwać od niej 
wzroku.   

Przewo

źnik  wyciągnął  na  pomost  worek.  Jego  buty  były  zakurzone,  a przedramiona 

ubrudzone olejem.   

– Nowy lekarz? 

–  Uhm.  Jego te

ż  zamówiliśmy.  –  Kobieta  pochyliła  się,  by  pomóc  mu  nieść  worek.  – 

Lepiej, 

żeby był dobry, bo jeśli nie, to go odeślemy. Mój biedny brat potrzebuje pomocy w 

przychodni i porządnego wypoczynku.   

– Marne szanse przy niespe

łna rocznym dziecku – prychnął Jim.   

Ethan obserwowa

ł, jak uśmiech Kyli blednie.   

–  Nie jest 

źle;  Jedna  z  dziewcząt  Fosterów  od  kilku  tygodni  mu  pomaga.  To  całkiem 

niezły układ.   

–  Dop

óki nie zacznie ciągnąć go do ołtarza, jak każda, która zbliży się do tego twojego 

braciszka.  – 

Jim  sięgnął  po  paczkę  i  torbę  z  pocztą.  –  Podejrzewam,  że  po  to  przyszłaś. 

Wczorajsza impreza była udana, co? Wcześnie wstałaś jak na kogoś, kto późno poszedł spać. 
Czy ty nigdy sobie dłużej nie poleżysz? 

Wrzuci

ła listy do torby i ostrożnie podniosła paczkę.   

– Jim, znajd

ź mi kogoś, z kim będę mogła sobie poleżeć, a z chęcią zostanę w łóżku. Do 

tego czasu zajmę się pracą. Ktoś musi dbać o to, żeby ludzie na tej wyspie byli zdrowi.   

– Je

śli tylko będziesz potrzebowała towarzystwa, daj znać.   

Kyla otworzy

ła  usta,  ale  nie  powiedziała  ani  słowa,  a  piękny  uśmiech  zniknął  z  jej 

twarzy. 

Coś  przykuło  jej wzrok.  Minęła  chwila,  zanim  Ethan  zorientował  się,  że  patrzy  na 

niego. I kolejna, 

zanim zdał sobie sprawę, że on sam nadal się w nią wpatruje.   

background image

Co

ś go do niej przyciągało i ta świadomość go zaniepokoiła. Przywykł do kontrolowania 

własnych reakcji, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety.   

Z

ły na siebie powiedział chłodno: 

–  S

łyszałem,  że  przyszła  pani  po  nowego  lekarza.  To ja.  Jestem Ethan Walker.  – 

Przyglądał się jej, oczekując, że go rozpozna. Odetchnął z ulgą, gdy nic takiego nie nastąpiło. 
Dlaczego miałoby być inaczej? Nie znała przecież jego nazwiska, a on na razie nie zamierzał 
się z niczym zdradzać. Potrzebuje czasu, by ocenić sytuację. Wszystko skomplikowałoby się 
zapewne, 

gdyby teraz ujawnił swoją tożsamość.   

– Doktor Walker? – Jej spojrzenie by

ło szczere i badawcze. Nie kryła, że właśnie poddaje 

go surowej ocenie. 

Ethan miał nieodparte wrażenie, że gdyby nie była zadowolona z wyników 

swej inspekcji, 

bez skrupułów odesłałaby go tam, skąd przybył.   

Dziwne ciep

ło ogarnęło jego ciało.   

Jego styl 

życia  przekreśla  szanse  na  stworzenie  poważnego  związku,  nie znaczy to 

jednak, 

że  nie  potrafi  docenić  kobiecych  wdzięków.  W  innej  sytuacji  być  może 

wykorzystałby  chemię,  jaka  pojawiła  się  między  nimi.  Wiedział  jednak,  że  romans  tylko 
skomplik

owałby to, co i tak już jest zawikłane.   

Pr

óbował  znaleźć  logiczne  uzasadnienie  dla  prymitywnego  przypływu  pożądania,  jakie 

ogarnęło jego ciało. To prawda, jest w niej coś uderzającego, ale był już z kobietami o wiele 
piękniejszymi  i  bardziej  wyrafinowanymi.  Z kobietami,  których  głównym  zajęciem  było 
dbanie o siebie. 

Wyglądu  Kyli  nie  można  było  określić  jako  wymuskany.  Ona jest 

nieokiełznana  jak  wyspa,  na której mieszka.  Jej  włosy  opadają  na  ramiona,  twarz nie nosi 
śladów  makijażu.  Uśmiech  jest  szeroki,  a w  oczach  widać  wręcz  zaraźliwą  chęć  życia. 
Wygląda  na  kobietę,  która wie,  co  znaczy  szczęście.  Czerpie  z  życia  pełnymi  garściami  i 
cieszy się każdą sekundą.   

Ethan przypomnia

ł sobie, że w tym najdalszym zakątku Szkocji znalazł się wcale nie z 

powodu braku damskiego towarzystwa.   

–  Kyla MacNeil.  Jestem siostr

ą  Logana.  –  Przytrzymała  paczkę  jedną  ręką,  a  drugą 

wyciągnęła  do  Ethana.  –  Witamy na Glenmore,  doktorze Walker.  Zaprowadzę  pana  do 
gabinetu, 

pokażę dom i pomogę się rozpakować.   

– Siostra Logana? – Ethan patrzy

ł w jej niebieskie oczy, szukając podobieństwa – Logan, 

co prawda, 

wspominał o młodszej siostrzyczce...   

–  To ja.  Mam dwadzie

ścia  pięć  lat,  ale  to  sześć  lat  mniej  niż  ma  Logan,  więc  pewnie 

dlatego pozostaję młodszą siostrzyczką. To jak? Przywita się pan ze mną? 

Jak to si

ę stało, że tak się zagubił? W końcu Ethan uścisnął rękę Kyli i skinął w kierunku 

Jima.   

– Dzi

ęki za transport! do zobaczenia.   

–  Skoro jest pan naszym nowym lekarzem,  to mam nadziej

ę,  że  się  nie  spotkamy. 

Zamierzam się z panem widywać jedynie w pubie, względnie pomachać na pożegnanie, kiedy 
będzie pan odjeżdżał. – Jim odsunął się, robiąc miejsce dla ostatniego zjeżdżającego z rampy 
samochodu. – 

W żadnym wypadku nie zamierzam chorować.   

– Skoro o tym mowa, jak twoja dieta? – zapyta

ła Kyla, a Jim się skrzywił.   

background image

– Odk

ąd Maisie z tobą o tym rozmawiała, nie gotuje nic poza rybą i owsianką. Żadnych 

jajek ani bekonu, 

a sera nie widziałem już od dawna. Zycie jest ciężkie. Całe szczęście, że 

Logan  przestał  mnie  nękać.  Wreszcie jest zadowolony z mojego poziomu cholesterolu. 
Obniżył się po tym nowym leku.   

– Pewnie zaaplikowa

ł ci statynę. Dobrze, musimy już iść. Logan będzie zrzędził, jeśli nie 

dotrzemy na czas do przychodni. 

Trzymaj się, Jim, zapowiadali sztormy.   

Jim obserwowa

ł ostatni zjeżdżający na ląd samochód.   

– Zdziwi

łbym się, gdyby nie zapowiadali, w końcu jesteśmy na Glenmore.   

– Nie ma pan auta? – Kyla odwr

óciła się do Ethana.   

–  Do niedawna pracowa

łem za granicą. Podróżowałem pociągiem, ale samochód dotrze 

tu jeszcze dziś.   

– W takim razie b

ędę musiała pana podrzucić. To za daleko, żeby iść pieszo.   

– Ponios

ę to pudło. – Ethan chwycił walizkę drugą ręką.   

–  Prosz

ę  bardzo.  Nie  gardzę  szlachetnym  gestem,  mimo  że  żyjemy  w  dwudziestym 

pierwszym wieku.   

– Odda

ła mu paczkę i poprawiła torbę na ramieniu.   

–  Tylko prosz

ę nie upuścić. To nowy defibrylator. Taki, co potrafi mówić. Chociaż, jak 

znam mojego brata, 

pewnie będzie z nim polemizował.   

Ethan wzi

ął paczkę i szedł za Kylą nabrzeżem. Spostrzegł, że wszyscy zwracają na nią 

uwag

ę.   

–  Kyla!  –  Starsza kobieta przesz

ła przez jezdnię, żeby z nią porozmawiać. – Czytałam 

ulotkę, którą mi dałaś. Tę o wzmacnianiu kości...   

–  To 

świetnie,  pani Porter!  –  Przystanęła  i  uśmiechnęła  się  przyjaźnie.  –  Wszystko w 

porządku? 

– Ale

ż tak. Wyczytałam, że trzeba więcej spacerować i podnosić ciężary. Trochę jestem 

za stara, 

żeby chodzić na siłownię, więc ćwiczę z butelkami po mleku.   

– 

Świetny pomysł! Jeśli ma pani jakieś pytania, będę w przychodni i chętnie pani udzielę 

odpowiedzi. 

I proszę nie zapomnieć porozmawiać z Evanną o ćwiczeniach.   

Przeszli kawa

łek, gdy zatrzymał ją jeden z rybaków rozplątujący sieci.   

– Siostro MacNeil, trzeba mi zdj

ąć te szwy.   

– Jak noga? 

– Boli.   

Skin

ęła głową. To była paskudna rana.   

–  Uk

ładaj  nogę  wyżej,  kiedy odpoczywasz.  Wpadnij  w  piątek,  zdejmę  szwy  i  obejrzę 

nogę. Gdyby potrzebny był antybiotyk, porozmawiam z Loganem.   

Z ka

żdym witała się i zamieniała kilka słów, nie wdając się w dłuższe pogawędki. Ethan 

patrzył  na  to  z  podziwem,  próbując  wyobrazić  sobie  podobną  scenę  w  Londynie.  Ale nie 
potrafił. Tam każdy zajmował się swoimi sprawami.   

– Wszystkich tu pani zna? 

–  To jest wyspa,  doktorze.  Wszyscy wszystkich znaj

ą.  –  Odgarnęła  z  twarzy  niesforne 

kosmyki i unosząc brwi, spojrzała na Ethana. – Czy to dla pana jakiś problem? 

background image

– Dlaczego? Taksowa

ła go wzrokiem.   

– Jest pan mieszczuchem, a du

że bezduszne miasto gwarantuje anonimowość. Niektórym 

to odpowiada. 

Nie wszyscy lubią dzielić się prywatnymi sprawami z innymi.   

Mieszczuch.   

Ethan pomy

ślał o miejscach, w których pracował – kurz, skwar i przytłaczający bezmiar 

cierpienia. Ky

la nie ma o tym pojęcia. Zaznał anonimowości, ale takiej, gdzie krzyczysz i nikt 

cię nie słucha.   

Kyla wyd

łużyła krok, skinęła do starszej kobiety, którą mijali, a potem zatrzymała się, by 

pogłaskać dziecko siedzące w spacerówce.   

– A

ż trudno uwierzyć, Alice, że mały ma już dwa miesiące. Pamiętaj, żeby przyjść z nim 

na szczepienie.  –  Szli dalej. 

Ethan  przyglądał  się,  jak  wyjmowała  pęk  kluczy  z  kieszeni 

kurtki.   

–  Anonimowo

ść to jedno, a prywatność to drugie. Jakim cudem udaje się pani trzymać 

wszystkich na dystans? 

–  Og

ólnie  rzecz  biorąc,  ludzie  nie  wtrącają  się  w  nasze  życie  prywatne.  Jeśli  jestem 

umalowana, na nogach mam szpilki, 

a w dłoni drinka, zdają sobie sprawę, że to nie czas na 

rozmowy o hemoroidach.  – 

Bawiła się kluczami. – Ale to  faktycznie mała społeczność, co 

może mieć swoje dobre i złe strony. Jeśli nie będziesz uważać, zorientujesz się, że za każdym 
rogiem udzielasz improwizowanych konsultacji.  Nie zawsze mi to przeszkadza, 

ale też chcę 

czuć,  że  po  pracy  mam  swoje  życie.  Musimy  się  pospieszyć.  Przychodnia jest w wiosce, 
dziesięć minut jazdy stąd.   

– To nie jest wioska? 

–  Nie,  doktorze,  to jest nabrze

że.  Ludzie  mieszkają  rozsiani  tu  i  ówdzie.  Robi  się 

zabawni

e w przypadku nagłej domowej wizyty, jak sam pan się przekona. – Zatrzymała się 

przy maleńkim fioletowym aucie. – Zapraszam. Pojedziemy do przychodni, przedstawię pana 
bratu, 

a później podrzucę do domu, – To jest pani samochód? – spytał z niedowierzaniem, a 

Kyla rzuciła mu groźne spojrzenie.   

–  Je

żeli zamierza pan  wygłosić jakąś pogardliwą uwagę na temat koloru,  to odradzam. 

Tak  się  składa,  że  jestem  bardzo  przywiązana  do  tego  auta.  Proszę  dla  niego o szacunek, 
doktorze, 

ponieważ gdyby nie ono, szedłby pan na to wzgórze piechotą, taszcząc walizkę, że 

się tak wyrażę.   

Mimo 

że  dopiero  się  poznali,  Ethan  zdążył  zauważyć,  że  Kyla  jest  kobietą  o  gorącym 

sercu i nieposkromionym temperamencie. 

Było to intrygujące zestawienie. Po raz pierwszy od 

miesięcy musiał starać się, by ukryć uśmiech.   

– Uwierzy pani, je

śli powiem, że wściekły fiolet jest moim ulubionym kolorem? 

– Bardzo zabawne. – Popatrzy

ła na niego przez chwilę, a potem uśmiechnęła się szeroko. 

–  No dobra. 

Będę  szczera.  Kupiłam  go  po  śmiesznie  niskiej  cenie.  Najwyraźniej  nikomu 

innemu ten kolor nie przypadł do gustu.   

– Zadziwia mnie pani.   

–  Nie pasuje do pana ten sarkazm,  doktorze.  Baga

żnik  jest  otwarty,  jeśli  chce  pan  się 

uwolnić od tej walizki.   

background image

W

śliznęła  się  na  siedzenie  kierowcy.  Ethan  jakoś  zdołał  upchnąć  walizkę  w  maleńkim 

bagażniku  i  próbując  wcisnąć  swoje  metr  dziewięćdziesiąt  w  maleńki  pojazd,  usiadł  obok 
Kyli.   

–  Mo

że  i  ma  okropny  kolor  –  wymamrotał,  zatrzaskując  drzwi  –  ale przynajmniej jest 

przestronny.   

– Obra

ża pan mój samochód? – Spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. – Wygląda 

pan komicznie.   

– To ten samochód jest komiczny.   

–  Samoch

ód  jest  w  porządku.  To  pan  jest  za  duży.  Ethan,  wiercąc  się,  próbował 

wygodniej ułożyć nogi.   

– Zdaj

ę sobie z tego sprawę. – Przesunął się do przodu, by nie dotykać głową sufitu. Tym 

samym jego  kolana znalaz

ły  się  pod  brodą.  –  Tak jest wygodnie.  Możemy  jechać.  Lepiej, 

żebyśmy  tam  szybko  dotarli,  bo  inaczej  będę  potrzebował  fizjoterapeuty,  a  na  tak  odległej 
wyspie nie spodziewam się go zastać.   

– Hm. Glenmore mo

że i jest na końcu świata, ale mieszka tu dużo ludzi. Fizjoterapia to 

działka Evanny. Zwłaszcza masaż. Całkiem nieźle radzi sobie zarówno z płaczącymi dziećmi, 
jak i jęczącymi staruszkami. – Kyla zapaliła silnik, zerknęła w tylne lusterko i w szaleńczym 
tempie ruszyła wzdłuż wybrzeża.   

– Evanna? – Ethan zastanawia

ł się, jakim cudem tak mały samochód może rozwijać taką 

prędkość. – Rozmawiała pani o niej z tą kobietą, którą spotkaliśmy na nabrzeżu. Ona też jest 
pielęgniarką? 

–  Tak.  Ka

żda  z  nas  ma  inne  obowiązki.  Evanna  jest  położną  i  pielęgniarką,  zna  też 

podstawy fizjoterapii. 

Wszyscy po trochu zajmujemy się wszystkim. To zaoszczędza ludziom 

podróży na ląd.   

Krajobraz wybrze

ża  zmieniał  się,  ukazując  skaliste  zatoczki  i  piaszczyste  plaże. 

Dramatyczna  historia  wyspy  pozostawiła  po  sobie  wraki  wielu  statków,  które teraz 
zaśmiecały dno. Ethan patrzył na morze, a jego myśli krążyły wokół nierozwiązanych spraw. 
Było  ich  wiele,  ale  nie  mógł  zadawać  Kyli  pytań  wprost.  Zbyt  wiele  mogłoby  to  ujawnić. 
Odwrócił się i spojrzał na Kylę, studiując jej profil. Zauważył, że ma delikatnie zadarty nos i 
długie rzęsy oraz piękną szczęśliwą twarz, bez zmarszczek i cieni.   

– Przygl

ąda mi się pan, a to mnie rozprasza.   

– W takim razie b

ędę patrzył przed siebie. – Uśmiechnął się blado. – Jedziemy tak blisko 

urwiska, 

że wolałbym pani nie rozpraszać.   

–  Mam w ma

łym  palcu  wszystkie  zakręty  na  tej  drodze.  W  ogóle  jestem  jak  człowiek 

orkiestra. 

Jestem  dietetyczką,  specjalistką  od  astmy,  opiekuję  się  cukrzykami.  Skończyłam 

kurs planowania rodziny, 

ale nie zachęcamy mieszkańców do kontroli urodzeń, ponieważ w 

tej chwili populacja na wyspie spada. 

Jeśli  ktoś  przychodzi  do  mnie  po  środki 

antykoncepcyjne, 

odsyłam go do domu, żeby korzystał z życia i płodził więcej dzieci. Jeśli 

ich nie będzie, najpierw odeślą lekarza, a potem zamkną szkołę.   

Mimo ponurego nastroju Ethan si

ę roześmiał.   

–  No c

óż, całkiem nowatorskie podejście do planowania rodziny. Mówi pani poważnie, 

background image

że chcą zamknąć szkołę? 

– Na razie nie. – Spojrza

ła na niego i uśmiechnęła się przelotnie. – Właściwie to życie na 

wyspie kwitnie.  Ale to prawda, 

że jest coraz mniej ludzi, szczególnie na wsi. Ciężko im się 

żyje,  więc  wyjeżdżają  szukać  szczęścia  w  dużych  miastach  i  już  nie  wracają.  Biorą  ślub  z 
kimś z kontynentu i rodzą dzieci gdzie indziej.   

Zmieni

ła bieg i z olbrzymią prędkością weszła w zakręt.   

– Zawsze tak szybko pani je

ździ? 

– Wszystko robi

ę szybko, dlatego mogę zrobić dwa razy więcej rzeczy w ciągu dnia, a to 

ważne w takim miejscu. Ale dość już o mnie. Co pana tu sprowadza? Od czego pan ucieka, 
doktorze Walker? 

Ethan zesztywnia

ł.   

– Dlaczego mia

łbym od czegoś uciekać? 

– Tacy jak pan z regu

ły nie spędzają lata w takiej dziczy. Chyba że chcą od czegoś uciec 

– 

powiedziała wesoło. – Jeśli nie są stąd, przyjeżdżają szukać przestrzeni albo chcą zacząć 

nowe życie. Co pana tu przygnało? Praca czy coś bardziej osobistego? Miłość? 

Poczu

ł  pulsowanie  w  skroniach.  Spodziewał  się  pytań,  ale  nie  tak  wcześnie.  Nie  miał 

gotowych odpowiedzi.   

– Zawsze jest pani taka bezpo

średnia? 

–  Na wyspie nic si

ę nie ukryje. – Uchyliła okno, i wiatr rozwiał jej włosy. – Tajemnice 

snują się za tobą jak cień. Lepiej grać w otwarte karty.   

Ethan wpatrywa

ł  się  w  jej  profil.  W  końcu  odwrócił  się  i  popatrzył  w  okno.  Gdyby 

wiedziała, co ukrywa, bez wątpienia zatrzymałaby auto i zepchnęła go z urwiska.   

– Nie mam zwyczaju rozmawia

ć o moim życiu intymnym.   

– Rozumiem. – Przesun

ęła ręce na kierownicy – Ale ja nie pytam o pana życie intymne, 

tylko uczuciowe. – 

Ethan odniósł wrażenie, że Kyla dogadałaby się z jego byłą dziewczyną. 

„Nie masz serca, Ethan. Nie wiesz, 

co to bliskość”.   

– Jestem tu, bo szukali

ście lekarza. Logan mówił, że potrzebuje pomocy.   

–  To prawda,  ale to nie wystarczy, 

żeby zachęcić kogoś do przyjazdu tutaj. W dodatku 

Logan zdradził, że jest pan geniuszem. Pierwszy we wszystkim, najlepszy student.   

– O tym, czy jest si

ę dobrym lekarzem, nie świadczą wyniki egzaminów.   

–  Dobrze wiedzie

ć,  że  w  czymś  jesteśmy  zgodni.  –  Zmieniła  bieg  i  zwolniła  przed 

zakrętem. – Tak czy inaczej miło, że pan przyjechał. Ostatnie miesiące były naprawdę trudne. 
Nie wiem, 

czy Logan o tym wspomniał, ale prawie rok temu stracił żonę.   

Ethan zesztywnia

ł, pulsowanie w skroniach się nasiliło.   

– Wiem – powiedzia

ł cicho, próbując zapanować nad emocjami. – Wspominał o tym.   

– To by

ł straszny okres. – Głos Kyli złagodniał, a dłonie zacisnęły się na kierownicy.   

Ethan poczu

ł, że robi mu się niedobrze.   

– Jak to si

ę stało? 

–  Zmar

ła przy porodzie. W dzisiejszych czasach wydaje się to niemożliwe. Czyta się o 

statystykach 

śmiertelności podczas porodu, ale nie bierze się pod uwagę, że może przytrafić 

się  to  komuś,  kogo znasz.  Wydaje  ci  się,  że  jeśli  zachowasz  kontrolę,  to  wszystko  będzie 

background image

dobrze, 

ale w tym przypadku nie było. I wiem, że Logan nadal się obwinia, mimo że zrobił 

wszystko. 

Miała ukrytą wadę serca.   

Ethan wzi

ął głęboki oddech.   

– A jak Logan radzi sobie z ma

łą? To musi być trudne.   

– Sk

ąd pan wie, że to dziewczynka? – Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. – 

Wspomniałam o tym? 

– Logan mi m

ówił. – Ethan naprawił szybko błąd. – Kirsty. Jedenaście miesięcy.   

– Aha. Jest taka s

łodka. Jeszcze nie chodzi, ale raczkuje i wszędzie jej pełno. Logan daje 

sobie radę. Jest wspaniałym ojcem i wszyscy na wyspie mu pomagają. Jedna z ciotek razem z 
kuzynką prowadzi kawiarnię na nabrzeżu. Często one zajmują się Kirsty w ciągu dnia.   

– Jedna z ciotek? 

– Babcia zadba

ła o przyszłość wyspy. Moja mama miała pięć sióstr. – Uśmiechnęła się. – 

Mam  pięć  ciotek i jedenaścioro  kuzynostwa  w  pierwszej  linii.  Niektórzy  oczywiście  się 
przeprowadzili, 

ale większość nadal mieszka na wyspie, co znacznie ułatwia życie Loganowi. 

Od dawna sam nie musi sobie gotować, szczęściarz. Nie sądzi pan, że miło mieć przy sobie 
rodzinę? 

Ta my

śl była tak obca Ethanowi, że nie wiedział, co odpowiedzieć. By uniknąć kolejnych 

pytań, skierował rozmowę na inne tory.   

– Nie lubi pani gotowa

ć? 

– Nie jest to moja domena. Ale lubi

ę jeść.   

– Logan mieszka tu od czasu, kiedy uko

ńczył staż? 

–  Nie.  Pracowa

ł jakiś czas w Londynie, gromadząc doświadczenia, które są niezmiernie 

przydatne w takim miejscu jak to.  Praca tutaj to wyzwanie,  doktorze Walker. 

Nie  można 

liczyć na wsparcie. Trzeba mieć umiejętności i pewność siebie, żeby sobie z tym poradzić. 
Większość  mieszkańców  wyspy  ucieka,  żeby  sprawdzić,  czy trawa faktycznie jest bardziej 
zielona w innym miejscu, 

a  kiedy  przekonują  się,  że  nie...  –  Wzruszyła  lekko  ramionami, 

włączyła kierunkowskaz i zjechała na mały parking. – Wtedy wracają. To jest przychodnia w 
Glenmore.   

Przychodnia okaza

ła  się  większa,  niż  się  spodziewał.  Był  to  nowoczesny  przeszklony 

budynek stojący tuż obok wspaniałego pomalowanego na biało domu z kilkoma balkonami 
wychodzącymi na morze.   

– Tu mieszka pani brat? 

–  Tak.  Przychodnia przylega do domu,  wi

ęc  ludzie  roszczą  sobie  prawo  niepokojenia 

Logana,  na

wet kiedy bierze kąpiel. – Uśmiechnęła się i zgasiła silnik. – Ale on uwielbia to 

miejsce.   

– Z tego, co wiem, pani brat jest 

świetnym lekarzem. Wszędzie mógłby dostać pracę.   

–  To prawda.  –  Si

ęgnęła  po  torbę  leżącą  na  tylnym  siedzeniu.  –  Ale  wybrał  pracę  tu, 

gdzie dorastał. Gdzie jego talent naprawdę coś znaczy. W Glenmore nie jesteś jednym z wielu 
lekarzy, 

jesteś jedynym lekarzem. Czasem jesteś też jedyną osobą, która może coś zmienić. I 

naprawdę jesteś potrzebny.   

– I pani to uwielbia.   

background image

– O tak, zdecydowanie. – Po

łożyła torbę na kolanach i uśmiechnęła się w zadumie. – Ja 

też  próbowałam  wyjechać,  ale  nigdzie  nie  czułam  się  dobrze.  Kiedy jestem w Glenmore, 
wszystko jest tak, jak powinno. 

Czuję, że tu jest mój dom.   

– To musi by

ć miłe uczucie.   

–  Ka

żdy  ma  jakieś  miejsce,  w  którym  czuje  się  jak  w  domu  –  powiedziała  wesoło, 

otwierając drzwi samochodu. – Dla pana to Londyn? 

Ethan zastanawia

ł się nad odpowiedzią.   

– To zale

ży, co rozumiemy przez słowo dom. Czy jest to miejsce, gdzie się urodziłeś, czy 

gdz

ie dorastałeś? 

– Nie musi to by

ć żadne z nich. Dom to miejsce, w którym czujesz się swobodnie. Kiedy 

tam wracasz, 

nie możesz sobie przypomnieć, po co w ogóle wyjeżdżałeś, bo jest to jedyne 

miejsce, 

w którym naprawdę chcesz być.   

Ethan przez chwil

ę wpatrywał się w jej twarz.   

–  W takim razie ja nie mam domu  –  powiedzia

ł cicho. – Ponieważ nigdzie się tak nie 

czułem.   

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Kyla otworzy

ła bagażnik i przesunęła pudło. Starała się nie przyglądać, jak po wyjściu z 

samochodu Ethan się przeciąga, aby rozprostować kości.   

Przez ca

łą  drogę  silnie  odczuwała  jego  obecność.  Kątem  oka  dostrzegała  kilkudniowy 

zarost  pokrywający  jego  twarz,  a  jego  długie  nogi  muskały  jej  własne,  gdy pokonywali 
zakręty.  Czuła  też,  jak  się  jej  przygląda  i  coś,  jakby  paląca  intensywność  jego  wzroku, 
rozpraszała  ją  do  tego  stopnia,  że  przekraczała  dozwoloną  prędkość,  aby  skrócić  podróż. 
Nerwy miała napięte do granic możliwości i była niezwykle wyczulona na każdy jego ruch.   

Zna

ła  wszystkich  mieszkańców  wyspy.  Przyzwyczaiła  się  do ludzi godnych zaufania i 

przewidywalnych. 

Czuła, że Ethan Walker jest inny.   

Kiedy brat opowiedzia

ł jej o nowym lekarzu, wyobraziła sobie naukowca w okularach, 

który spędzał życie nad mikroskopem, a pacjentów przyjmował, pozostając po drugiej stronie 
ogromnego biurka.   

Nie spodziewa

ła się, że jego widok zwali ją z nóg. Nie tylko przystojna twarz i wspaniałe 

ciało  sprawiały,  że  trudno  było  oderwać  od  niego  wzrok.  Od  tego  mężczyzny  emanowała 
niemalże złowieszcza aura tajemniczości. Wyczuwała, że głęboko skrywa swoje emocje.   

Czy dlatego jego oczy maj

ą tak cyniczny wyraz? 

I co on robi w tak odleg

łym zakątku Szkocji? 

Unikn

ął odpowiedzi na to pytanie, ale ona nie da się tak łatwo zbyć. Jeśli Logan ma rację, 

Ethan  zrobił  błyskotliwą  karierę.  Swego  czasu  był  najmłodszym  konsultantem  w  historii 
szpitala. 

Pełnym  determinacji,  ambitnym  i  osiągającym  ponadprzeciętne  wyniki.  Dlaczego 

człowiek z takimi perspektywami nagle porzuca pracę i przenosi się na prowincję? 

To musi mie

ć związek z jego życiem osobistym.   

Czy nie zignorowa

ł jej, gdy o to zapytała? 

Typowy facet, pomy

ślała. Wszak mężczyźni nie rozmawiają o uczuciach. Wszyscy oni są 

beznadziejni.   

Zatrzasn

ęła  bagażnik.  Ciekawie  będzie  czegoś  o  nim  się  dowiedzieć.  I  spędzać  w  jego 

towarzystwie czas.   

Ta my

śl ją zaskoczyła. Od dawna nie marzyła o spędzaniu czasu z mężczyzną.   

Problem z 

życiem na wyspie jest taki, pomyślała, że zna się absolutnie wszystkich. Nie 

ma  co  liczyć  na  niespodzianki.  Przecież  nie  zacznie  się  nagle  rumienić  na  widok  Nicka 
Hilliera,  miejscowego  policjanta. 

Nie  będzie  zasypiać,  marząc  o  Alastairze  i  jego  łodzi 

rybackiej. Zna wszystkich na wyspie tak dobrze, 

jak swoją rodzinę.   

Co innego Ethan...  On jest niespodziank

ą.  I  to  taką,  która  niesie  ze  sobą  obietnicę 

ciekawszych niż zwykle długich letnich dni.   

U

śmiechnęła  się,  myśląc  o  przyszłości,  i  otworzyła  drzwi  przychodni.  Jej  brat  siedział 

rozparty na krześle w recepcji i stukał w klawiaturę komputera.   

– Mam tu pe

łną listę. Czy to ty ich wszystkich zarejestrowałaś, Kyla? 

–  Ja te

ż  się  cieszę,  że  cię  widzę.  –  Spojrzała  na  brata,  szukając  na  jego  twarzy  oznak 

background image

przepracowania. 

Logan jest najtwardszą osobą, jaką zna, niemniej martwi się o niego. – Byłeś 

tu przez całą noc? 

– Chyba tak. – Odsun

ął krzesło i przeciągnął się. Miał ciemne włosy sięgające ramion i 

oczy równie niebieskie jak ona.  –  Nie starczy mi dnia, 

żeby przyjąć wszystkich pacjentów. 

Musimy przestać ich rejestrować.   

Kyla rzuci

ła mu zirytowane spojrzenie.   

– A co mia

łam zrobić, idioto? Powiedzieć, żeby sobie poszli i zachorowali kiedy indziej? 

–  Jak mi

ło, że darzysz mnie szacunkiem – wycedził Logan, ale w oczach miał radosne 

iskierki. – 

Chciałbym tylko zauważyć, że jestem tu sam i w chwili obecnej raczej słabo sobie 

z tym radzę.   

Kyla rzuci

ła pocztę na blat recepcji.   

–  No,  nie my

ślisz chyba, że jeżdżę po całej wyspie, rozkręcając ci interes naganianiem 

nowych pacjentów. 

Nic nie poradzę na to, że ludzie tak do ciebie ciągną. Ale nie jesteś już 

osamotniony.  – 

Obróciła  się  i  wskazała  ręką  stojącego  za  nią  mężczyznę.  –  Przywożę  ci 

posiłki.  To pan Ethan Walker.  Sądzę,  że  ju ż  o  tym  wiesz,  bo jest to jedyny obcy,  który 
wysiadł z porannego promu. Zapewne od pół godziny wszyscy o tym trąbią.   

–  Bardzo mi mi

ło.  –  Logan  wyprostował  się  i  obaj  mężczyźni  uścisnęli  sobie  dłonie, 

podczas gdy Kyla przyg

lądała im się badawczo.   

Maj

ą podobną budowę, ale mimo to się różnią. Obaj są ciemni, wysocy i barczyści, ale na 

tym podobieństwa się kończą. Jej brat jest szorstki i ogorzały, jakby właśnie zszedł z gór. Za 
to Ethan jest estetyczny  i uprzejmy.  Typowy mieszczuch,  pomy

ślała  Kyla.  Obróciła  się  i 

zaczęła starannie segregować pocztę dla Janet, ich recepcjonistki. On mi wygląda na takiego, 
który lubi... 

wystawne życie. I pewnie w Glenmore nie wytrzyma dłużej niż pięć minut.   

Obaj m

ężczyźni  byli  pogrążeni  w  rozmowie,  gdy  zadzwonił  telefon.  Kyla  sięgnęła  po 

słuchawkę. Opadające włosy przesłoniły jej twarz.   

– Przychodnia Glenmore. – Jej g

łos był pogodny i przyjazny. Zignorowała ostrzegawcze 

spojrzenie Logana. 

Chciał dać jej do zrozumienia, że dopisanie kolejnego pacjenta na poranną 

listę może kosztować ją życie. – Witaj Janet, co słychać? – Wyprostowała się i wykrzywiła 
twarz. – O nie, to straszne! Nie ruszaj jej. 

Logan zaraz będzie.   

Od

łożyła słuchawkę. Logan wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.   

–  Przypomnij mi, 

że mam cię zwolnić i zatrudnić na twoje miejsce ponurą i opryskliwą 

babę, która będzie odstraszać pacjentów. Jeśli umówiłaś mi wizytę domową na dwie minuty 
przed otwarciem przychodni, 

to  uduszę  cię  gołymi  rękami!  –  warknął.  –  Za kogo ty mnie 

masz? Za bohatera? 

– Za dobrego lekarza. – Kyla zapisa

ła szczegóły na skrawku papieru, podeszła do niego i 

czule ucałowała go w policzek. – Dobrego, ale wyjątkowo gburowatego. To była nasza Janet. 
Rano wpadła na chwilę do swojej mamy i znalazła ją leżącą na podłodze.   

– Gladys? – Logan zrobi

ł zatroskaną minę.   

– Widzisz, jak bardzo si

ę przejmujesz? Tylko starannie to ukrywasz. To nie może czekać, 

Logan. Ona potrzebuje pomocy natychmiast.   

– Mam jeszcze przychodni

ę. Nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie.   

background image

– Uwa

żam, że twoje miejsce jest teraz przy pani Taylor. Janet twierdzi, że złamała nogę. 

Jedź,  a  ja  zajmę  się  pacjentami.  Z  Evanną  pomożemy  tym,  którym  się  da,  a pozostali 
zaczekają. – Kyla wskazała ręką drzwi. – Gdy będziesz niósł pomoc potrzebującym niczym 
rycerz w błyszczącej zbroi, ja będę tu wszystkich zabawiać.   

– Ja mog

ę zostać w przychodni. – Ethan wydawał się spokojny i nieporuszony wymianą 

zdań, której przed chwilą był świadkiem. – Chyba że masz coś przeciwko temu.   

Logan podrapa

ł się w kark.   

–  Jecha

łeś całą noc. Pewnie chcesz wziąć prysznic i odpocząć. Nie znasz pacjentów ani 

wyspy. Ilu jeszcze argumentów potrzebujesz? 

Ethan u

śmiechnął się blado.   

– Jestem przyzwyczajony do podr

óży. Prysznic i odpoczynek zaczekają. A jeśli chodzi o 

nieznajomość  pacjentów  czy  wyspy  –  lekko  wzruszył  ramionami  –  nie  sądzę,  żeby  to 
stanowiło problem. Poza tym twoja siostra jest pod ręką. Na wszelki wypadek nie wyłączaj 
telefonu. 

Zadzwonię, jeśli będę miał wątpliwości.   

– Zgoda. – Logan chwyci

ł swoją torbę. – Jeżeli złamała sobie biodro, będę potrzebował 

śmigłowca. Zadzwonię do ciebie, Kyla.   

–  Jasne.  –  Kyla patrzy

ła,  jak jej brat wychodzi,  zabierając  po  drodze  pęk  kluczy.  – 

Dobrze,  doktorze Walker. 

Wygląda na to, że ma pan dyżur. Pokażę panu gabinet, a potem 

przyniosę filiżankę kawy. Miejmy nadzieję, że pozwoli to panu przetrwać...   

Nag

łe trzaśniecie drzwi uniemożliwiło jej dokończenie zdania. Do przychodni, zataczając 

się,  wszedł  potężny  mężczyzna.  Był  bardzo  blady.  Ręce  mocno  przyciskał  do  klatki 
piersiowej.   

– Doug! – Kyla znalaz

ła się przy nim w mgnieniu oka. – Co się dzieje? Jesteś chory? 

–  Boli.  –  Cierpienie wykrzywia

ło  zroszoną  potem  twarz  mężczyzny.  –  Okropnie boli 

mnie w piersiach. 

Poczułem  się  jakoś  dziwnie,  kiedy przestawiałem  w  piwnicy  skrzynki  z 

piwem. 

I nagle to się stało. Jakby mnie słoń nadepnął.   

– Mo

żemy go gdzieś położyć? 

– W gabinecie.   

Ethan chwyci

ł mężczyznę pod ramię i razem z Kylą przeprowadzili go przez korytarz.   

– Po

łożymy pana na leżance, panie... ? 

–  McDonald  –  odrzek

ła  szybko  Kyla,  pomagając  mężczyźnie  zająć  w  miarę  wygodną 

pozycję. – Doug McDonald. Pięćdziesiąt sześć  lat. Od  trzech lat leczy  się na nadciśnienie. 
Zażywa betaadrenolityki i statynę.   

Ethan, kt

óry właśnie badał puls, uniósł lekko brwi, po czym sięgnął po stetoskop.   

– Zna pani na pami

ęć historię choroby każdego pacjenta? 

– To ma

ła społeczność, doktorze. Co panu podać? 

– Zacznijmy od tlenu.   

–  Aparat z mask

ą  jest  po  pana  prawej  stronie.  Pewnie  będzie  pan  chciał  się  wkłuć. 

Przyniosę  sprzęt.  –  Szybko  sięgnęła  do  szafy,  wyjęła  potrzebne  rzeczy  i  postawiła  je  na 
stoliku obok Ethana.  – 

Po  prostu  oddychaj  przez  maskę,  Doug.  Świetnie.  Ścisnę  tu,  żeby 

łatwiej mógł pan znaleźć żyłę, doktorze. – Objęła dłońmi ramię Douga i przyglądała się, jak 

background image

Ethan 

gładzi je, by znaleźć odpowiednie miejsce.   

– Czy mamy mo

żliwość podłączenia kroplówki? 

– Oczywi

ście.   

–  Ma pan dobre 

żyły.  –  Przetarł  skórę  i  wkłuł  się  tak  sprawnie,  jakby  powtarzał  tę 

czynność tysiące razy. Kyla skinęła głową z aprobatą i rozluźniła uścisk.   

–  Wszystko b

ędzie  dobrze,  Doug.  Niedługo  poczujesz  się  lepiej.  Wyświetlę  historię 

choroby na ekranie.  – 

Kyla  podeszła  do  biurka,  włączyła  komputer  i  wyciągnęła  EKG  z 

narożnika. – Komputer za chwilę się uruchomi.   

Doug j

ęknął z bólu i zdjął maskę.   

– Zawsze si

ę tego obawiałem. To dlatego próbowałem schudnąć. I rzucić palenie. Tylko 

że wtedy zaczynałem więcej jeść. – Skrzywił się i położył z powrotem, gdy Ethan podłączył 
kroplówkę. – Naprawdę się starałem, ale to takie trudne.   

–  Robi

łeś, co mogłeś, Doug, wiesz o tym. Nie zamartwiaj się teraz – powiedziała Kyla, 

zakładając mu na drugą rękę aparat do mierzenia ciśnienia. – Musimy się tylko dowiedzieć, 
co się dzieje.   

Pokaza

ła wynik Ethanowi, a ten kiwnął głową.   

– Czy mo

żemy zrobić EKG? 

–  Ju

ż  się  robi.  –  Kyla  szybko  przykleiła  pacjentowi  elektrody.  –  Wytrzymaj jeszcze 

trochę,  Douglas,  wyjdziesz z tego.  Doktor Walker jest cudownym dzieckiem medycyny. 
Ludzie  zwykle  płacą  grube  pieniądze  za  wizytę  u  niego,  a ty masz to za darmo.  To twój 
szczęśliwy dzień.   

Wiedzia

ła,  że  Ethan  sardonicznie  zmarszczył  brwi,  ale  postanowiła  go  zignorować.  To 

jest jej teren. Nie pozwoli si

ę zdominować żadnemu lekarzowi, nawet temu.   

Doug przymkn

ął oczy i uśmiechnął się blado.   

– To chyba nie jest m

ój szczęśliwy dzień, złotko. Serce Kyli przepełniała czułość. Znała 

Douga od dziecka.   

–  Oczywi

ście,  że  szczęśliwy.  Bo  ja  mam  dyżu r  –  oznajmiła  z  uśmiechem  i  włączyła 

aparaturę. – Zobaczysz, będzie dobrze – zapewniła go.   

Nagle otworzy

ły się drzwi i do gabinetu weszła ciemnowłosa dziewczyna w niebieskim 

fartuchu.   

–  W

łaśnie  minęłam  Logana.  Pędził  jak  szalony.  Kiedy  zobaczyłam  jego  minę, 

pomyślałam, że przyda ci się tu pomoc. – W jej łagodnych oczach widniał niepokój, koński 
ogon falował przy każdym ruchu głową. – Doug? Co ci się stało? 

– To jest Ethan Walker, nowy lekarz. A to Evanna, kolejna piel

ęgniarka. Logan pojechał 

do matki Janet, 

która  miała  groźny  upadek.  A tutaj nasz Doug ma okropne bóle w klatce 

piersiowej. 

Czy możesz wezwać helikopter? – Kyla spojrzała na przyjaciółkę w sposób, który 

nie pozostawiał wątpliwości, że prośba jest pilna. – Musimy przetransportować Douga na ląd. 
Doug, 

muszę  zadzwonić  do  twojej  żony  i  powiedzieć  jej,  co  się  dzieje.  Czy Leslie jest w 

domu? 

Evanna wymkn

ęła  się  z  pokoju,  nie  zadając  pytań.  Kyla  poczuła  ulgę.  Wiedziała,  że 

przyjaciółka sprowadzi śmigłowiec na wyspę tak szybko, jak tylko to możliwe.   

background image

– Nie. – Douglas odwr

ócił głowę. – Nie wolno ci niepokoić Leslie. Ma dość problemów z 

naszą Andreą, która przechodzi okres buntu. Mam zawał, wiem o tym. To byłoby dla niej za 
dużo.   

– Ona ci

ę kocha, Doug – powiedziała Kyla. Włączyła EKG i śledziła wykres, który wcale 

jej  się  nie  spodobał.  Nie  okazała  tego  jednak.  –  Tworzycie  związek.  Jak  myślisz,  co by 
powiedziała, gdyby odkryła, że poleciałeś do szpitala, a ją tu zostawiłeś? 

Doug u

śmiechnął się blado i pokręcił głową.   

– Zawsze zam

ęcza mnie, żebyśmy choć na chwilę opuścili wyspę.   

– Sam widzisz. – Kyla stan

ęła z boku, tak by Ethan mógł obserwować zapis. – Uniesienie 

odcinka ST. 

Pewnie zechce pan podać heparynę i areplex. Pójdę przygotować.   

W oczach Ethana wyczyta

ła potwierdzenie i odrobinę zaskoczenia.   

– Czy mamy morfin

ę i nitromint? 

–  Oczywi

ście.  –  Pytanie  ją  rozbawiło.  A  więc  sądził, że  pracuje  na  totalnej  prowincji? 

Otworzyła  szafkę  z  lekami  i  zaczęła  szukać  odpowiednich  specyfików,  przysłuchując  się 
Ethanowi.   

–  Obawiam si

ę, że EKG pokazuje stan przedzawałowy. Prawdopodobnie powodem jest 

zakrzep  krwi  w  jednej  z  tętnic  –  mówił  spokojnym  tonem.  –  Dam  panu  środek,  który go 
usunie.   

– To taki pogromca zakrzepów, 

o których czytałem? 

–  Tak.  Musimy sprawi

ć,  żeby krew znów popłynęła przez tętnicę. Ale najpierw muszę 

zadać panu kilka pytań.   

Doug zblad

ł, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.   

– Musz

ę pana ostrzec, że nienawidzę zgadywanek. Jeśli chce mnie pan odpytać ze stolic 

krajów,  to prosz

ę  od razu dać  sobie  spokój.  Rzuciłem  szkołę,  gdy  miałem  szesnaście  lat,  i 

zaciągnąłem się na kuter ojca. Ethan uśmiechnął się.   

–  Czy ma pan jakie

ś zaburzenia krwawienia? Czy był pan ostatnio operowany? – Zadał 

serię szybkich pytań i wziął lekarstwa od Kyli. – Jak długo leci tu helikopter i gdzie ląduje? 
Nie jestem pewien, 

czy  stan  pacjenta  jest  już  na  tyle  stabilny,  żeby  można  było  go 

transportować.   

–  Za

łoga  jest  wykwalifikowana,  a  pan  może  lecieć  z  nimi.  Mają  defibrylator  i  cały 

potrzebny sprzęt.   

Ethan ostro

żnie odmierzył lek.   

– Mog

ą tutaj przylecieć? 

– O tak, je

śli pogoda jest odpowiednia, a dziś powinno być w porządku. – Kyla wzięła od 

niego  pustą  strzykawkę  i  sprawnie  wypełniła  ją  płynem.  –  Trzeba  zadzwonić  do  szpitala i 
wypełnić odpowiedni formularz.   

– Je

śli ja pojadę z nim, to zostaniecie bez lekarza. Uśmiechnęła się.   

–  Logan pewnie nied

ługo  wróci.  Niech  pan  nie  popełnia  błędu  i  nie  myśli,  że  jest 

niezastąpiony,  doktorze  –  powiedziała  wesoło  i  zerknęła  na  napiętą  twarz  Douga.  –  My, 
tutejsze pielęgniarki, jesteśmy niezwykle wszechstronne.   

Jego wzrok pow

ędrował za jej spojrzeniem. Zmarszczył czoło i zmierzył Dougowi tętno.   

background image

– Nadal boli? Jest jaka

ś poprawa? Doug kiwnął głową.   

– Lepiej – szepn

ął w momencie, gdy do pokoju wróciła Evanna.   

– Helikopter b

ędzie za piętnaście minut – oznajmiła swoim ciepłym, przyjaznym głosem. 

– 

Wytłumaczyłam pacjentom w poczekalni, że muszą poczekać na Logana.   

– Dzwoni

łaś do niego? – zapytała Kyla.   

–  Tak. Pani Taylor ma okropn

ą ranę na nodze i jest w szoku, ale nic sobie nie złamała. 

Logan przywiezie ją tu, żeby założyć szwy.   

Kyla z zatroskan

ą miną sięgnęła po telefon.   

– Powinna ucz

ęszczać na twoje zajęcia ruchowe. Potknęła się o coś? 

–  Nie wiadomo.  Janet znalaz

ła  ją  przy schodach.  Miała  szczęście,  że  nic  sobie  nie 

złamała. – Evanna spojrzała na zegarek. – Jeśli nie jestem tu potrzebna, pójdę do pacjentów 
Logana. 

Zajmę się tymi, którym mogę pomóc.   

Opu

ściła pokój, a Kyla podała słuchawkę Ethanowi.   

–  Po

łączę pana z ordynatorem oddziału intensywnej opieki kardiologicznej. Nazywa się 

Angus Marsh. 

To miły gość. – Podeszła do Douglasa. – Najwyższa pora powiadomić twoją 

żonę. To jest wyspa, Doug. Leslie zobaczy śmigłowiec ratowniczy i wkrótce dowie się, kim 
jest pacjent.  Na

jpierw będzie się zamartwiać i wyobrażać sobie Bóg wie co, a potem mnie 

zabije.   

Jakby na potwierdzenie jej s

łów  drzwi  otworzyły  się  z  hukiem  i  do  gabinetu  wpadła 

Leslie.   

– Komu potrzebne s

ą telefony, kiedy na wyspie działa poczta pantoflowa? – mruknęła do 

siebie Kyla. 

Westchnęła i odsunęła się od kozetki.   

– Co ci si

ę stało, Douglas? 

Doug wyda

ł z siebie cichy jęk, ale w jego oczach nie brakowało czułości.   

– Co tu robisz, kobieto? 

–  Kupowa

łam  ryby  u  Geoffa  na  nabrzeżu.  Powiedział  mi,  że  tu  szedłeś.  Podobno 

wyglądałeś naprawdę kiepsko. – Leslie wpatrywała się przerażona w EKG, po czym obróciła 
się do Kyli. – Siostro MacNeil? Co się dzieje? 

Kyla spojrza

ła błagalnie na Ethana, ale on rozmawiał właśnie o przewiezieniu pacjenta do 

szpitala.   

– Doug mia

ł bóle w klatce piersiowej i wygląda na to, że mógł mieć zawał – powiedziała 

łagodnie. – Teraz czuje się już lepiej. Z pewnością nie ma powodów do paniki. Zamierzamy 
przewieźć go do szpitala. To standardowa procedura. Za chwilę będzie tu śmigłowiec.   

Leslie westchn

ęła.   

–  Wybierasz si

ę na ląd? Miałeś zawał? Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć, Doug? 

W następne święta? 

–  Przesta

ń  zrzędzić.  Kyla  właśnie  miała  się  z  tobą  skontaktować.  Cały  czas  pracowali 

przy mnie bez wytchnienia.  –  Doug 

mówił słabym głosem, nie otwierając oczu. – Wracaj i 

pilnuj Andrei. 

Zadzwonię ze szpitala.   

– Andrei nic nie jest. – Leslie spojrza

ła na Kylę. Jej twarz poszarzała ze zmartwienia. – 

Mogę z nim lecieć? 

background image

Kyla skin

ęła głową.   

–  S

ądzę,  że  tak,  ale  muszę  jeszcze  porozmawiać  z  załogą.  Jesteś  bardzo  blada,  Leslie. 

Usiądź. – Szybko przysunęła kobiecie krzesło.   

– Zaraz dojd

ę do siebie – mruknęła pod nosem, pocierając ręką czoło. – To tylko szok.   

Ethan od

łożył słuchawkę w momencie, gdy Evanna po raz kolejny zajrzała do gabinetu.   

– Helikopter ju

ż przyleciał.   

–  Rozmawia

łem  z  personelem  szpitala.  Czekają.  –  Ethan  zerknął  na  wyniki  badań,  po 

czym razem z ratownikami położyli Douga na noszach.   

Umie

ścili go w śmigłowcu i pomogli Leslie wejść na pokład. Ethan zwinnie wskoczył do 

środka i usiadł obok.   

Kyla odsun

ęła  się  od  śmigłowca  i  skierowała  się  w  stronę  przychodni.  W  zatłoczonej 

poczekalni wytłumaczyła pacjentom, co się stało, i szybko oceniła, komu może pomóc.   

– Czy Doug z tego wyjdzie? – zapyta

ła Paula Stiles, pracownica sklepu z upominkami.   

Konieczno

ść  zachowania  dyskrecji  w  sprawach  pacjentów  jest  koszmarem,  pomyślała 

Kyla, 

udzielając  skąpych  informacji  w  sposób,  który  dodał  wszystkim  otuchy.  Potem 

otworzyła drzwi swojego pokoju i włączyła komputer.   

– Interesuj

ący poranek – mruknęła do siebie. – Nie ma jeszcze dziewiątej, a już czuję się 

jak po całym dniu harówki.   

Nawet nie chcia

ła  myśleć  o  tym,  jak  musi  czuć  się  Ethan.  Podróżował  przez  większą 

część  nocy,  aby  złapać  pierwszy  prom.  A  teraz  mu si  wysłać  go  z  p o wro tem  n a  ląd.  Z 
doświadczenia wiedziała, że przed lunchem nie wróci.   

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Pierwsz

ą pacjentką Kyli była dyrektorka miejscowej szkoły podstawowej.   

– Przepraszam, 

że musiała pani czekać, pani Carne – rzekła Kyla, sięgając po długopis. – 

Jeśli  znów dokucza pani astma,  możemy  o  tym  porozmawiać,  a  potem  przekażę  wszystko 
Loganowi.   

– Tak, to astma. – Ann Carne postawi

ła torebkę na podłodze i usiadła na krześle. – Mam 

problemy w czasie zajęć na boisku. Wyobrażasz sobie? Tracę oddech przy sześciolatkach.   

–  Sze

ściolatki mają niespożytą energię – zauważyła Kyla. – A więc co się dzieje? Czy 

przed zajęciami używa pani inhalatora? 

–  Czasami.  –  Ann wygl

ądała  na  zakłopotaną.  –  Staram  się  wtedy  wymknąć  do  pokoju 

nauczycielskiego, 

ale nie zawsze się to udaje.   

– Dlaczego si

ę pani ukrywa? 

– Nie chc

ę, żeby dzieci mnie widziały.   

Kyla spojrza

ła na nią, zastanawiając się, w czym tkwi problem.   

– Chodzi o pani

ą czy o dzieci? 

– O jedno i drugie. – Ann u

śmiechnęła się smutno.   

– Nie znosz

ę myśli, że jestem chora, a poza tym nie chcę, żeby dzieci się martwiły.   

Kyla zmarszczy

ła brwi i stukała długopisem w biurko.   

– W szkole jest przecie

ż kilku astmatyków, więc nikogo nie dziwi widok inhalatora.   

– Ale nie u nauczyciela.   

Widz

ąc, że problem dotyczy bardziej Ann niż uczniów, Kyla powiedziała: 

– To ju

ż prawie rok, odkąd rozpoznano u pani astmę. Jak sobie pani z tym radzi? 

Ann odetchn

ęła ciężko i powiedziała: 

– Nadal nie mog

ę uwierzyć, że spotkało to właśnie mnie. Mam dopiero pięćdziesiąt dwa 

lata, to absurd! 

– Ta choroba nie ma nic wspólnego z wiekiem. 

Składa się na nią wiele czynników.   

– Nie mog

ę przywyknąć do tej myśli.   

–  To dlatego nie u

żywa  pani  inhalatora?  –  Głos  Kyli  był  łagodny.  –  Na zasadzie: nie 

zażywam leków, to nie jestem chora? 

–  Jak na to wpad

łaś?  –  Ann uśmiechnęła  się  słabo.  –  Pamiętam  cię  jako  sześciolatkę. 

Przyniosłaś do klasy żabę i schowałaś ją w moim biurku.   

– Pami

ętam. To była żaba mojego brata. Strasznie był wtedy na mnie zły.   

–  Ci

ągłe wydaje mi się, że jestem młoda. – Ann westchnęła. – Dopiero kiedy patrzę w 

lustro, 

zdaję sobie sprawę z upływu lat. I kiedy moje ciało o tym przypomina.   

–  Pani organizm mo

że  jeszcze  doskonale  funkcjonować,  jeśli  tylko  trochę  mu  pani 

pomoże. – Kyla sięgnęła do szuflady po ulotkę. – Proszę to przeczytać. Nie wyobraża sobie 
pani dnia bez szczotki i pasty do zębów, prawda? Inhalator ma taką samą funkcję, pomaga 
dbać o higienę.   

Ann wzi

ęła ulotkę i uśmiechnęła się zamyślona.   

background image

– Higiena. Niez

ły pomysł.   

–  Prosz

ę  mi  obiecać,  że  przez  następne  dwa  tygodnie  będzie  pani  używała  inhalatora. 

Wtedy proszę do mnie przyjść i porozmawiamy. I niech pani nie ukrywa się przed dziećmi. 
Chcemy im przecież pokazać, że to coś, z czym można żyć.   

–  Nie my

ślałam  o  tym  w  ten  sposób,  ale  faktycznie  masz  rację.  –  Ann  wstała  i 

uśmiechnęła  się  z  wdzięcznością.  –  Bardzo  się  zmieniłaś  od  czasów  szkoły  podstawowej. 
Mogę zapytać, co z Dougiem, czy powiesz mi, żebym nie wtrącała się w nie swoje sprawy? 

– Jak mog

łabym powiedzieć coś takiego mojej nauczycielce? – roześmiała się Kyla. – Ale 

faktycznie, 

jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Nasz nowy lekarz z nim poleciał. Miejmy 

nadzieję, że będzie miał dla nas dobre wieści.   

– Wiesz, 

że wszyscy się martwimy.   

–  Wiem  –  odrzek

ła Kyla z uśmiechem. – Dlatego właśnie zostałam w Glenmore. Życzę 

miłego  dnia,  pani Carne.  I  proszę  nie  pozwolić  tym  małym  potworkom  przynosić  żab  do 
klasy.   

 

Ethan pojawi

ł się pod koniec dyżuru Kyli, godzinę po powrocie Logana od mamy Janet.   

Kyla posz

ła z nim do gabinetu, gdzie we troje dokończyli przyjmowania pacjentów. W 

tym 

czasie Evanna przejęła obowiązki recepcjonistki.   

–  S

ą  jakieś  wizyty  domowe?  –  Logan  stłumił  ziewnięcie,  kiedy  już  wszyscy  stali  w 

recepcji.   

–  Tylko jedna,  u Helen McNair.  Ma z

łe  wieści  ze  szpitala  i  pyta,  czy  możesz  do  niej 

zadzwonić. Całą resztę udało mi się namówić na wizytę w przychodni dziś po południu, żeby 
zaoszczędzić ci jeżdżenia. Pomyślałam, że chcesz mieć czas dla doktora Walkera.   

–  Wyperswadowa

łaś  komuś  wizytę  domową?  –  zapytał  Logan  z  niedowierzaniem.  – 

Aniele ty mój, 

chyba  cię  awansuję.  Od  dziś  masz  etat  recepcjonistki  i  mojej  ulubienicy.  – 

Kyla zauważyła zdradliwy rumieniec, jaki zalał policzki Evanny, i uważnie spojrzała na brata. 
Ten  jednak  z  zainteresowaniem  przeglądał  najnowszy  numer  czasopisma  medycznego, 
nieświadomy wrażenia, jakie na Evannie zrobiły jego słowa.   

Kyla potrz

ąsnęła  głową  z  dezaprobatą.  Mieszkańcy  wyspy  mają  Logana  za  bardzo 

wrażliwego człowieka. Wydaje im się, że wszystko o wszystkich wie.   

By

ły jednak rzeczy, których Logan zupełnie nie dostrzegał. Kyla pogrążona w myślach 

chowała  dokumenty  do  szafki.  Minął  rok  od  śmierci  Catherine.  Prędzej  czy  później  trzeba 
będzie coś z tym zrobić.   

–  Odwiedzi

ła  mnie  dziś  Ann  Carne.  –  Wracając  myślami  do  pracy,  wręczyła  bratu 

notatki.   

– O, jak si

ę ma nasza ulubiona nauczycielka? – Logan odchylił się na krześle, prostując 

nogi.   

–  Nadal udaje, 

że  nic  jej  nie  dolega.  Jeśli  nie  zacznie  używać  inhalatora,  narobi sobie 

kłopotów.   

Logan pokiwa

ł głową.   

– Rozmawia

łaś z nią o tym? 

background image

– Masz mnie za g

łupią? – Kyla uniosła brwi.   

– Mam odpowiedzie

ć na to pytanie? 

– Nie zaczynajcie znowu – wtr

ąciła Evanna, rzucając Ethanowi przepraszające spojrzenie. 

– 

Proszę  na  nich  nie  zwracać  uwagi.  Tak  tylko  się  przekomarzają,  jak  to  rodzeństwo.  Ale 

naprawdę się uwielbiają.   

Eathan nawet si

ę nie uśmiechnął, a Kyla zauważyła jego zaciśnięte usta i napięte mięśnie. 

Zastanawiało ją posępne spojrzenie Ethana i chciała się dowiedzieć, co się za tym kryje. Nie 
lubi żartować w pracy? Z pewnością nie o to chodzi.   

Pochwyci

ła ostrzegawcze spojrzenie Logana.   

– Zajmij si

ę sobą – szepnął.   

– W

łaśnie się zastanawiam, czy nie zająć się nim – odpowiedziała z uśmiechem.   

Logan przewr

ócił oczami i wstał.   

– Nigdy nie zrozumiem kobiet.   

– To oczywiste – mrukn

ęła Kyla, zerkając na Evannę. – Ale próbuj dalej.   

– Trenuj

ę na mojej córce. A skoro o niej mowa, to jeśli skończyliśmy, zamierzam spędzić 

następną  godzinę  z  dziewczyną  mojego  życia,  która  to  lada  moment  się  obudzi  i  będzie 
gotowa  upaćkać  się  tym,  co  ma  zjeść  ha  lunch.  Zaprosiłbym  cię  do  nas  –  zwrócił  się  do 
Ethana  –  ale nie 

sadzę,  że  masz  ochotę  wyglądać  jak  zmiksowane  warzywa.  Zrób sobie 

przerwę.  Moja  siostra  pokaże  ci  dom,  mam  nadzieję,  że  ci  się  spodoba.  Daj  znać,  gdybyś 
czegoś potrzebował.   

Logan poszed

ł w kierunku drzwi łączących przychodnię z jego domem, a Kyla zwróciła 

się do Ethana: 

– Gotowy na kolejn

ą przejażdżkę moim samochodem? 

 

–  Co za ekscytuj

ący  poranek.  –  Ethan  wydostał  się  z  samochodu  i  poszedł  za  Kylą  w 

kierunku dwóch budynków. 

Przed  nimi  rozciągał  się  widok  na  morze.  Ethan  oddychał 

głęboko, rozkoszując się słonym, chłodnym powietrzem. – Każdy dzień tak wygląda? 

– Ale

ż skąd! – Pchnęła furtkę i przytrzymała ją, by Ethan mógł przejść. – Często jest tak, 

że albo nic się nie dzieje, albo wszystko naraz. Nieźle pan sobie poradził.   

– To by

ł test? 

– Nie, ale gdyby by

ł, zdałby pan. – Zerknęła na Ethana. – Proszę się nie gniewać, ale nie 

każdy nadaje się do pracy na wyspie. Musimy tu uważać na wszystko i często czujemy się jak 
na froncie. Czy to pana martwi? 

–  Nie.  –  Niepokoi

ło go tylko pożądanie, jakie odczuwał, patrząc na nią. Zacisnął zęby i 

skupił się na widoku. – Przepięknie. Kto tu zwykle mieszka? 

–  Letnicy.  Przewa

żnie  wynajmujemy  dom  na  cały  sezon,  ale Nick Hillier,  właściciel, 

naciął się w zeszłym roku. – Kyla próbowała znaleźć w torebce klucz i otworzyć drzwi. – 
Grupa ludzi z Londynu urządziła tu dziką imprezę i zdemolowała dom. Tak więc w tym roku 
Nick postanowił wynająć go panu.   

–  Postaram si

ę  go  nie zawieść.  –  Ethan  wszedł za  nią  do środka,  próbując  zignorować 

wspaniały zapach i niesamowity blask jej złocistych włosów. – Kim jest Nick Hillier? 

background image

– To nasz policjant. Chodzili

śmy razem do szkoły. Zaplatał mi warkocze.   

Nie wiedzia

ł  dlaczego,  ale  ta  uwaga  jeszcze  wzmogła  jego  napięcie.  Wziął  głęboki 

oddech  i  skulił  się  w  sobie.  Musi  popływać.  Pobiegać.  Zrobić  cokolwiek,  żeby  pozbyć  się 
tych myśli.   

– Chodzi

ła pani do szkoły z wszystkimi na wyspie? 

–  Z wszystkimi nie,  ale z wi

ększością tych, którzy się tu urodzili i byli mniej więcej w 

moim wieku. To ma

ła społeczność i ma to swoje złe strony. Czasami wydaje mi się, że Ann 

Carne  nadal  widzi  we  mnie  krnąbrne  dziecko,  które  w  szkolnej  stołówce  ogłosiło  strajk 
głodowy.   

Odwr

óciła  się  i  uśmiechnęła.  Ethan  poczuł  gwałtowny  przypływ  pożądania.  Potem 

uśmiech zniknął z twarzy Kyli i wpatrywali się w siebie bez słowa.   

Odsu

ń  się,  ostrzegł  się  w  myślach  Ethan.  Nie  teraz  i  nie  z  tą  kobietą.  Nie po to tu 

przyjechałeś.   

– Dowodzi

ła pani strajkiem przeciwko obiadom szkolnym? 

Jej zdziwione spojrzenie m

ówiło, że wyczuła ostrzejszą nutę w jego głosie.   

– By

łam strasznym niejadkiem. Buntowałam się przeciw wszystkiemu, co znalazło się na 

moim talerzu i chciałam, by inni robili tak samo. Namówiłam dzieciaki, żeby nie jadły.   

łatwością wyobraził ją sobie w takiej roli. Z iskrzącymi błękitnymi oczami i dumnie 

uniesioną głową.   

– Ile mia

ła pani lat? 

– Pi

ęć. – Uśmiechnęła się bez cienia skruchy. – Mama powiedziała mi, że nigdy się tak 

nie wstydziła. Wezwali ją do szkoły. Dostałam wtedy straszną burę.   

Ethan r

ównież się uśmiechnął.   

– I potem ju

ż grzecznie jadła pani obiady? 

– Wcale nie. Chowa

łam jedzenie w serwetkę i ukrywałam dowody.   

– Nikt si

ę nie zorientował? 

–  Niestety,  wszystko si

ę  wydało.  –  Kyla  otworzyła  drzwi  i  weszła  do  pięknego 

przeszklonego salonu. – I to tylko dlatego, 

że pewnego razu wrzuciłam zawiniątko do torebki 

panny Carne. 

To była lasagne albo coś o podobnej konsystencji. Obrzydliwe. Od tego czasu 

pilnowali mnie przy jedzeniu.   

– Wcale si

ę nie dziwię. – Rozejrzał się zaskoczony. – . Ładnie tu.   

–  Gdyby pan widzia

ł  to  miejsce  dwa  lata  temu!  Całkowita  ruina.  Nick  spędził  tu 

wszystkie weekendy, 

kiedy kupił ten dom. – Podeszła do okna i patrzyła na morze. – Miał 

szczęście, bo było wielu chętnych. To jedno z najładniejszych miejsc na wyspie.   

– Dlaczego wi

ęc pani go nie kupiła? 

–  Nie by

ło potrzeby. – Spojrzała na niego z rozbawieniem. – Do mnie należy ten dom 

obok. 

Proszę o tym pamiętać, zanim nagi wybierze się pan zażyć kąpieli w morzu.   

Nagle atmosfera zag

ęściła  się,  a  Ethan  poczuł,  że  niebezpiecznie  poruszyła  się  w  nim 

jakaś struna.   

–  A zatem to miejsce nale

ży  do  mnie  na  czas  mojego  pobytu  na  wyspie?  –  spytał 

zmienionym głosem, klnąc się w duchu. Czy ona też to czuje? 

background image

Czy zauwa

żyła zmianę atmosfery? 

–  Tak d

ługo,  jak pan zechce.  –  Przyglądała  mu  się  przez  chwilę,  po czym zgrabnie, 

niczym  tancerka  podeszła  do  drzwi balkonowych.  Kiedy  je  otwierała,  Ethan  spostrzegł,  że 
drżą jej ręce.   

– Zaraz za ogrodem jest pla

ża, więc w czasie sztormu proszę dokładnie zamykać drzwi. 

Inaczej będzie pan tygodniami wymiatał piasek z salonu.   

– Sztormu? – Ethan spojrza

ł na bezchmurne niebo. – Morze jest takie spokojne. Trudno 

mi to sobie wyobrazić.   

–  Nie b

ędzie  pan  musiał  sobie  wyobrażać,  bo już  niedługo  zobaczy  pan  to  na  własne 

oczy. – 

Roześmiała się. – Mam nadzieję, że lubi pan gwałtowne zmiany pogody, doktorze. I 

mam nadzieję, że sztorm pana nie przeraża. Wszystko, co pan do tej pory widział, to nic w 
porównaniu z żywiołem szalejącym wokół wyspy.   

–  Nie

łatwo mnie przestraszyć. – Odwrócił się, czując, że przebywanie z nią w jednym 

pomieszczeniu staje się niebezpieczne. Musi się od niej trzymać z daleka. Jak najdalej. – A 
pani, 

Kylo? Boi się pani, czy raczej lubi ryzyko? – Ethan igrał z ogniem. Sprawdza ją, a ze 

spojrzenia jej błękitnych oczu wyczytał, że ona o tym wie.   

– Tutaj 

żyje się pełnią życia. Urodziłam się na tej wyspie i jestem jej częścią, dlatego nic 

mnie w niej nie przeraża. Ani sztormy, ani odosobnienie. – Ani ty, mówiło jej spojrzenie.   

Ethan poczu

ł  nagłe  ukłucie  zazdrości.  Zastanawiał  się,  jak  to  jest  być  tak  pewnym 

wszystkiego  i  mieć  miejsce  na  ziemi,  które  można  nazwać  domem.  Nagle  znów  zapragnął 
przeczytać list tkwiący w jego kieszeni. I go zrozumieć.   

– Musz

ę się rozpakować i wziąć prysznic. – Powiedział to ostrzej, niż zamierzał. Widząc 

zakłopotanie z oczach Kyli, musiał powstrzymać nagłą chęć, by ją objąć i przeprosić.   

Ethan, kt

órego wszyscy uważali za chłodnego, sam był zaskoczony tą reakcją. Cofnął się, 

przypominając sobie, że przecież nie musi niczego wyjaśniać.   

Powinien jednak dowiedzie

ć się wielu rzeczy.   

 

Kyla zamkn

ęła za sobą drzwi i przeskoczyła przez mały żywopłot dzielący ich posesje. 

Wchodząc do środka, zastanawiała się nad chemią, jaka pojawiła się między nią a Ethanem. 
Nie ma wątpliwości, że coś między nimi zaiskrzyło. Czuła też, że go to złości.   

On nie chce, 

żeby tak było.   

A ona? Czego ona chce? Tak bardzo przywyk

ła do życia w pojedynkę...   

– Przecie

ż on tu nie zostanie – stwierdziła, zrobiła sobie herbatę i wyszła z nią na taras. 

Cokolwiek między nimi zaistniało, nie będzie trwało długo, ponieważ ona nie zamierza stąd 
wyjeżdżać.   

– Siostro MacNeil! 

Podnios

ła głowę, słysząc, że ktoś ją woła. Westchnęła i poszła przez ogród w stronę, skąd 

dochodził  głos.  Gdyby  mieszkała  w  jakiejś  podupadłej  części  Londynu,  mogłaby 
przynajmniej w spokoju dokończyć herbatę.   

– Fraser Price? A ty co robisz na pla

ży w czasie lekcji? 

Pewnie wagaruje, tak jak ona w latach szkolnych.   

background image

–  Prosz

ę  nie  mówić  pannie  Carne.  Ona  myśli,  że  jestem  chory  –  powiedział  chłopiec, 

próbując złapać oddech.   

– Ale nie jeste

ś? – Kyla zrobiła poważną minę. – Powinieneś być w szkole i się uczyć, a 

nie udawać chorego.   

O ma

ło się nie roześmiała, mówiąc to, bo przecież sama wiele razy uciekała ze szkoły, by 

posiedzieć na plaży.   

– Tylko to przysz

ło mi do głowy, a musiałem wrócić do domu.   

– A to dlaczego? 

– 

Żeby  zająć  się  mamą.  Rano  dziwnie  się  zachowywała  i  nie  chciałem  jej  zostawiać 

samej. 

Bałem się.   

Ch

łopiec wydawał się zagubiony, co obudziło czujność Kyli.   

– A dok

ładniej? Chodzi ojej cukrzycę? Co to znaczy, że zachowywała się dziwnie? Coś 

się mamie stało? 

– Nie wiem. Wydawa

ła się taka... inna. – Wzruszył ramionami. – Zabiłaby mnie, gdyby 

się dowiedziała, że tu jestem. Czy mogłaby pani do niej wpaść, ale nie mówić, że tu byłem? 
Wie pani, niby tak przez przypadek.   

– Fraser, ja nikogo nie odwiedzam przez przypadek.   

Jej rozbawienie przerodzi

ło się w troskę, kiedy zobaczyła wyraz twarzy chłopca.   

– Dobrze, dobrze! Dzisiaj znajd

ę powód, żeby odwiedzić ją ot tak.   

–  Naprawd

ę? To  świetnie. – Odetchnął z ulgą. – A czy ten przypadek mógłby być już 

teraz? 

Porzuci

ła myśli o lunchu i skinęła głową.   

–  Tylko zamkn

ę  dom  i  przyprowadzę  samochód.  Spotkamy  się  u  ciebie.  Możesz  mi 

otworzyć drzwi. Aha, Fraser, co do twojej mamy – chwyciła go za ramię – to możesz opisać, 
jak wyglądała? 

– Mia

ła taki dziwny kolor skóry i trzęsły jej się ręce, kiedy robiła mi śniadanie. Nie wyda 

mnie pani? – 

Spojrzał z niepokojem na Kylę. – Powiedziałem, że źle się czuję i muszę wyjść 

na świeże powietrze.   

Kyla pomy

ślała o wszystkich swoich grzechach z czasów szkolnych.   

– Nie wydam. Zmykaj. B

ędę za pięć minut.   

– Co pani powie mamie? 

–  Jeszcze nie wiem,  ale co

ś  wymyślę  –  odrzekła  Kyla  i  wróciła  do  domu.  Zauważyła 

Etłiana stojącego w ogrodzie i nagle ją olśniło. – Doktorze Walker! 

Spojrza

ł w jej stronę, a Kyla bezradnie rozłożyła ręce.   

–  Je

śli nie jest pan zbyt zmęczony, znów poproszę pana o pomoc. Myślę, że będzie mi 

potrzebny lekarz.   

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Kyla zapi

ęła pas i zapaliła silnik.   

–  Aisla Price to samotna matka.  Przeprowadzi

ła  się  na  wyspę,  kiedy  Fraser  był  mały. 

Uważała,  że  to  dobre  miejsce,  żeby  wychować  dziecko.  Ma sklepik internetowy,  gdzie 
sprzedaje to,  co zrobi na drutach. 

Całkiem nieźle jej to idzie. Robi naprawdę ładne swetry. 

Mieszkają prawie nad samym morzem.   

– I choruje na cukrzyc

ę? – dodał Ethan.   

–  Tak,  ale kontroluje j

ą,  więc  nie  wiem,  co  się  stało.  –  Kyla  zmieniła  bieg  i  włączyła 

kierunkowskaz. – Skoro jednak Fraser mówi, 

że coś jest nie tak, powinniśmy to sprawdzić.   

–  Nie dzwoni

ła  po  panią?  Składamy  jej  zatem  niezapowiedziana  wizytę.  –  Ethan 

próbował wyobrazić sobie podobną sytuację w Londynie. Z drugiej strony, w Londynie żadne 
dziecko nie dobijałoby się do drzwi pielęgniarki środowiskowej.   

–  Tak.  Przypadkowe odwiedziny.  –  Zatrzyma

ła  samochód  na  uliczce  z  rzędem  białych 

domk

ów i zaciągnęła hamulec. – Jesteśmy na miejscu.   

Ethan patrzy

ł na Kylę z niedowierzaniem.   

–  Co,  na Boga,  zamierza pani powiedzie

ć? Zapuka pani do drzwi i poinformuje, że jej 

synowi wydawało się, że zbladła przy śniadaniu? 

– Nie, dlatego w

łaśnie zabrałam pana. – Uśmiechnęła się i sięgnęła po torebkę. – Jest pan 

nowym lekarzem i zamierzam pana przedstawić. W końcu będzie pana pacjentką.   

Żałując, że dał się wpuścić w maliny, zamiast stać teraz pod prysznicem, poszedł za Kylą 

w  stronę  domu.  Drzwi  wejściowe  otworzyły  się,  i  Ethan  natychmiast  dostrzegł  panikę  w 
oczach Frasera.   

–  Szybko! Ona le

ży na podłodze – powiedział chłopiec, gwałtownie wciągając Kylę do 

środka. – Nie mogę jej dobudzić, a ona jęczy i próbuje mnie uderzyć.   

Ethan wpad

ł  do  domu,  zostawiając  Kylę  z  przerażonym  dzieckiem.  Kobieta  leżała  na 

podłodze  w  kuchni  wśród  kawałków  rozbitej  filiżanki.  Ethan  zaklął  cicho  i  ukląkł,  żeby 
sprawdzić puls.   

– Czy ona umar

ła? – usłyszał za plecami dziecięcy głos.   

– Nie, 

żyje. – Starał się mówić spokojnie, by jeszcze bardziej nie wystraszyć chłopca. – 

Mógłbyś przynieść moją torbę z samochodu? Jest na tylnym siedzeniu.   

Fraser pokiwa

ł głową i wybiegł z kuchni. Tymczasem Kyla uklękła obok Ethana.   

– Aisla? 

Kobieta j

ęknęła, otworzyła oczy i zamrugała powiekami, mamrocząc coś niezrozumiale.   

– Cukier. Wiesz, gdzie szuka

ć? – rzucił Ethan, rozglądając się wokół.   

–  Nie mam poj

ęcia.  –  Kyla  wstała  i  otwierała  kolejne  szafki.  –  No dalej,  Aisla,  gdzie 

trzymasz cukier?  – 

Zdenerwowana  przestawiała  paczki  i  butelki.  –  Sos sojowy,  makaron, 

miód, kurkuma. Co to w ogóle jest? 

Jezu,  ludzie naprawd

ę  tego  wszystkiego  używają?  Nic  dziwnego,  że  gotowanie  mnie 

przerasta.   

background image

– Pospiesz si

ę – warknął Ethan, a Kyla wyrzuciła na blat zawartość kolejnych szafek.   

– S

łodzik. Może być. – Znalazła go w momencie, gdy Fraser wbiegł do kuchni, trzymając 

torbę Ethana. – Myślisz, że da radę to wypić? – Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli mówić do 
siebie po imieniu.   

– Powinno si

ę udać. – Ethan podniósł kobietę, a Kyla przyłożyła jej szklankę do ust.   

–  Aisla,  musisz to wypi

ć  –  powiedziała  stanowczo.  Kobieta  jednak  tylko  coś 

wymamrotała  i  próbowała  ich  odepchnąć.  Kyla  w  końcu  wlała  jej  do  ust  kilka  łyków.  – 
Dobrze ci idzie. 

Jeszcze tylko trochę.   

Kobieta wreszcie zacz

ęła pić posłusznie, a Kyla zwróciła się do Frasera, który przerażony 

wpatrywał się w chorą matkę.   

– Kotku, wszystko b

ędzie dobrze. Macie może jakieś ciastka? 

Fraser spojrza

ł na nią i nieco się odprężył.   

–  Jasne.  –  Na jego twarzy pojawi

ł  się  cień  uśmiechu.  –  Czekoladowe.  Są  naprawdę 

pyszne, ale tylko na specjalne okazje.   

–  To jest specjalna okazja  –  zapewni

ła  go  szybko  Kyla.  –  I podaj mi,  proszę,  jeszcze 

szklankę mleka.   

Ethan si

ęgnął po torbę.   

– Dasz sobie rad

ę sama? Chciałbym jej zbadać poziom cukru.   

–  Dochodzi do siebie  –  mrukn

ęła Kyla. – Co wywołało hipoglikemię? Fraser, co twoja 

mama robiła dziś rano? 

– P

óźno wstała. – Chłopiec stał na krześle i sięgał po puszkę z ciastkami. – Musiałem ją 

dobudzić. Dlaczego pan kłuje ją w palec? 

– Musz

ę jej zbadać poziom cukru. – Ethan odczytał wynik. – Mamy przyczynę. Mniej niż 

trzy milimole. 

Pewnie  przedawkowała  insulinę.  Fraser,  czy  twoja  mama  rano  się 

gimnastykowała? 

Dziecko potrz

ąsnęło głową, wręczając puszkę Kyli.   

– Nie, ale wczoraj wieczorem posz

ła na plażę. Widziałem, jak biega, bo czytałem książkę 

przy oknie. 

To dlatego była taka dziwna? 

–  Nie wiem, ale zamierzam to sprawdzi

ć. Wyślę próbkę krwi do badania – rzekł Ethan, 

sięgając po fiolkę. – Muszę mieć dokładniejszy wynik.   

Zanim Ethan sko

ńczył  oznaczać  próbkę,  Kyla  wcisnęła  w  Aislę  kilka  czekoladowych 

ciastek. 

Pacjentka szybko odzyskiwała formę.   

–  Nie mog

ę  uwierzyć,  że  do  tego  dopuściłam  –  jęknęła,  próbując  stanąć  na  nogi  o 

własnych siłach. – Wczorajszy wieczór był taki piękny, że nie mogłam oprzeć się pokusie, 
poszłam na plażę i trochę poćwiczyłam. Miałam zamiar potem coś zjeść, ale zadzwonił wujek 
Frasera i zupełnie zapomniałam. Poszłam prosto do łóżka. Przepraszam. A tak w ogóle, to jak 
mnie znaleźliście? 

Ethan ju

ż miał wyjaśnić, jak naprawdę było, gdy Kyla go uprzedziła.   

–  Przeje

żdżaliśmy  tędy  –  powiedziała  szybko.  –  Chciałam  ci  przedstawić  doktora 

Walkera.   

–  Wola

łabym,  żebyśmy  poznali  się  w  innych  okolicznościach.  –  Aisla  uśmiechnęła  się 

background image

zmęczona. – W każdym razie dziękuję. Mam u was dług. Gdybyście nie przyjechali, kto wie, 
co by się mogło stać.   

Ethan zerkn

ął na Kylę, która w tym momencie posłała Fraserowi pełen uznania uśmiech. 

Aisla również spojrzała w tę stronę.   

– Fraser? – powiedzia

ła łagodnie. – Dobrze się czujesz? Mówiłeś chyba, że ci niedobrze.   

– Ju

ż mi dużo lepiej, po tym spacerze na plaży – odpowiedział chłopiec.   

– 

Świeże  powietrze  potrafi  czynić  cuda  –  rzuciła  Kyla  beztrosko,  a  Fraser  odetchnął  z 

ulgą.   

 

–  Trudno uwierzy

ć,  że  to  przeciętny  dzień.  Dostajesz czasem wolne za dobre 

sprawowanie? – 

zażartował Ethan, wsiadając do samochodu, a Kyla się uśmiechnęła.   

– Tak to jest na wyspie, bez przerwy na dy

żurze. Ale naprawdę nie zawsze jest tak źle. Za 

to ty zasłużyłeś sobie na wolne. Podrzucę cię do domu, ale proszę, zjedz z nami dziś kolację. 
Przynajmniej tak możemy ci się odwdzięczyć za ten dzień.   

Zauwa

żyła,  że  wyraz  jego  twarzy  się  zmienił.  W  ciemnych  oczach  dostrzegła 

zaskoczenie.   

– Jadasz kolacje z bratem? 

– Jasne, w ko

ńcu jesteśmy rodziną – oznajmiła.   

– Nie w ka

żdej rodzinie jest taki zwyczaj.   

–  U nas tak.  Zwykle jadamy razem kilka razy w tygodniu.  Co

ś  w  tym  dziwnego?  – 

spytała,  zakłopotana  jego  reakcją.  Dla  niej  było  to  tak  naturalne,  że  nie  wymagało 
komentarza. – 

Uwielbiam spędzać czas z moją siostrzenicą, a poza tym zawsze jest też z nami 

któraś  ciotka  albo kuzynka.  Pewnie  będzie  tam  dziś  dosyć  głośno.  Będziesz  miał  okazję 
spotkać  kilku  mieszkańców  wyspy.  Jedna z moich ciotek prowadzi kawiarnię  na  nabrzeżu, 
druga ma sklepik z dzianiną w wiosce. Mam też dwóch kuzynów, którzy są rybakami, a jeśli 
trzeba, p

ływają łodzią ratunkową.   

– A twoi rodzice? 

–  Przeprowadzili si

ę  na  kontynent  do  jednej  z  ciotek.  Po  śmierci  wuja  potrzebowała 

pomocy na farmie. 

Ale i tak często się spotykamy.   

– Jeste

ście ze sobą bardzo blisko.   

– Tak my

ślisz? – Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. – Jesteśmy chyba normalną 

rodziną. Zdarzają nam się kłótnie i nieporozumienia, ale lubimy ze sobą przebywać i dużo o 
sobie wiemy. 

A ty masz dużą rodzinę? Braci, siostry? 

Jej s

łowa sprawiły, że Ethan stał się niedostępny.   

–  Nie mam nikogo  –  odpar

ł chłodno, unikając jej wzroku. – Moi rodzice rozwiedli się, 

kiedy miałem osiem lat, a drugie małżeństwo ojca nie trwało długo.   

Kyla pr

óbowała  sobie  wyobrazić,  jak  to  jest  być  samotnym,  ale  nie  potrafiła.  Może 

dlatego Ethan jest taki s

kryty i powściągliwy.   

– Musia

ło ci być ciężko.   

–  Wprost przeciwnie.  Nie musia

łem  słuchać  ciągłych  kłótni,  a  poza  tym  byłem 

niezależny.   

background image

Kyla zmarszczy

ła brwi, jakby w ogóle nie brała tego wcześniej pod uwagę.   

–  Mia

łem całkiem proste i swobodne dzieciństwo – ciągnął Ethan. – Wszyscy byli zbyt 

zajęci sobą, żeby zainteresować się tym, co robię. Nawet mi to odpowiadało.   

Kyli trudno by

ło w to uwierzyć.   

– Ale przecie

ż dzieciństwo polega na tym, że ktoś nas rozpieszcza, martwi się o nas i nas 

kocha. – Podnios

ła wzrok i dojrzała w jego oczach wyraz kpiny.   

– Nie potrzebuj

ę współczucia – odparł. – Ani tego, żeby ktoś mnie przytulał.   

– Wszyscy tego potrzebuj

ą. – Nawet tacy ludzie jak on: twardzi, powściągliwi, niezależni.   

– Wol

ę sam rozwiązywać swoje problemy.   

–  W

łaściwie  ja  czasami  też.  –  Roześmiała  się.  –  Ale na wyspie to praktycznie 

niemożliwe.  Nie  tylko  wszyscy  znają  twoje  problemy,  ale  też  zdaje  im  się,  że  tylko  oni 
potrafią je rozwiązać. I nie omieszkają ci o tym powiedzieć, na przykład w pubie, kiedy w 
s

pokoju  chcesz  wypić  drinka.  Przyjdź  dziś  na  kolację.  Naprawdę.  To  będzie  namiastka 

realiów tutejszego życia. Takie wścibstwo kontrolowane.   

Jej dowcipna uwaga sprawi

ła, że się uśmiechnął.   

– Podobno nie gotujesz.   

– Ja nie, ale na szcz

ęście Evanna jest w tym świetna. Dziś serwuje owoce morza. Przyjdź. 

Będzie  dobra  zabawa.  Jeśli  pogoda  się  utrzyma,  zjemy  w  ogrodzie  i  założę  się,  że  moja 
siostrzenica zrobi zamieszanie. – 

Starała się mówić pogodnie, próbując na niego nie patrzeć.   

Mia

ł  zmierzwione  włosy i kilkudniowy zarost,  ale  i  tak  był  najprzystojniejszym 

mężczyzną, jakiego spotkała.   

– Ma

ła też tam będzie? 

Kyla oderwa

ła  wzrok  od  ust  Ethana,  którym  od  dłuższej  chwili  przyglądała  się 

ukradkiem.   

–  W

łaściwie  to  już  nie  jest  taka  mała.  Odkąd  zaczęła  raczkować,  musimy  stale  na  nią 

uważać. Czy to jakiś problem? – spytała, widząc jego nagłe napięcie.   

– Nie, dlaczego? 

– Nie wiem. Wydawa

ło mi się, że... – Urwała, widząc jego chłodne spojrzenie. Skoro sam 

nie ma rodziny,  pewnie nie jest przyzwyczajony do dzieci. – Nie, nic. 

W każdym razie czuj 

się zaproszony. Możesz się ze mną zabrać.   

Serce bi

ło jej mocno i zastanawiała się, dlaczego Ethan tak na nią działa.   

–  Moja przyja

źń z twoim samochodem chyba dobiegła końca. Dziś odbieram własny – 

rzekł zgryźliwie, unosząc brwi. – Może pojedziesz ze mną? 

– To znaczy, 

że przyjmujesz zaproszenie? 

– Tak, je

śli twój brat nie będzie miał nic przeciwko temu. – Kyla wyczuła wahanie w jego 

głosie, a serce zabiło jej szybciej. Skarciła się w duchu. Nie powinno jej tak zależeć na tym, 
żeby przyszedł. To nie jest mężczyzna dla niej. Zbyt wiele jest w nim tajemnic, a ta odrobina, 
którą odkrył, robiąc aluzje do trudnego dzieciństwa i deklaracja, że nie potrzebuje bliskości, 
potwierdzały, że do siebie nie pasują.   

–  Wpadniesz po mnie o sz

óstej? Jadamy  dość  wcześnie,  bo  Logan  kładzie  Kirsty  spać 

około siódmej, a ja chciałabym spędzić z nią trochę czasu.   

background image

Ethan siedzia

ł bez ruchu, po czym spytał: 

– Jak on sobie radzi? 

– Z dzieckiem? Bardzo dobrze. Logan jest wspania

łym ojcem. Zabawnym, kochającym i 

praktycznym.  – 

Kyla wzruszyła ramionami. – Oczywiście potrzebna mu pomoc, bo inaczej 

nie mógłby  pracować.  Moje ciotki mają ustalony  grafik,  a ja pomagam, kiedy  tylko mogę. 
Kuzynostwo też się przyłącza.  Logan zatrudniał swego  czasu  miejscowe dziewczęta, ale to 
nie zdało egzaminu.   

– Nie nadawa

ły się? 

– Wprost przeciwnie, ale przy okazji wszystkie pr

óbowały go usidlić – odrzekła sucho. – 

Najwyraźniej  dla  nich  nie  ma  nic  atrakcyjniejszego  niż  lekarz  z  małym  dzieckiem.  Teraz 
pomaga mu Amy Foster, 

a wszyscy robią zakłady, ile czasu wytrzyma.   

– A co z Evann

ą? Wspominałaś, że też pomaga.   

– Evanna uwielbia ma

łą. – Kyla uśmiechnęła się ciepło.   

– I podejrzewam, 

że raczej nie zakocha się w Loganie.   

Kyla roze

śmiała się, zastanawiając się, dlaczego mężczyźni niczego nie dostrzegają.   

– Evanna kocha go przez ca

łe życie. Mam nadzieję, że pewnego dnia Logan wreszcie się 

ocknie i to zauważy. Inaczej ja z tym zrobię porządek. – Zatrzymała samochód przed domem 
i  spojrzała  na  Ethana,  który  z  kamiennym  wyrazem  twarzy  wpatrywał  się  w  morze.  – 
Strasznie trudno cię rozgryźć, wiesz o tym? 

Odwr

ócił głowę.   

– Po co mia

łabyś to robić? 

– 

Łatwiej żyć z ludźmi, jeśli się ich rozumie.   

– Nie zale

ży mi, żeby mnie rozumiano, więc możesz sobie darować – rzekł łagodnie, a w 

kącikach jego ust pojawił się lekki uśmiech.   

– Nienawidzisz tego miejsca? To zbyt du

że odludzie? 

Nie odpowiada

ł przez dłuższą chwilę, a Kyla zastanawiała się, czy w ogóle usłyszał jej 

pytanie.   

– Nie nienawidz

ę.   

Co to za odpowied

ź? Kyla poczuła narastające rozczarowanie.   

– Dzi

ękuję za pomoc przy Aisli i do zobaczenia o szóstej. Miłej kąpieli, doktorze.   

Wszed

ł do domu, przebrał się w strój sportowy i wyszedł do ogrodu. Musi się wykąpać, 

ogolić i wypocząć, ale na żadną z tych rzeczy nie miał ochoty. Teraz chciał po prostu biec. 
Szybko. 

Rozmowa z Kylą bardzo go poruszyła, sam nie wiedział dlaczego. Zapragnął pozbyć 

się wszystkich myśli.   

Mimo s

łonecznej  pogody  wiał  porywisty  wiatr, Ethan  jednak  tego  nie  zauważył. 

Skupion

y  i  ponury  przeciął  ogród,  kierując  się  na  plażę.  Biegł  miarowo  i  rytmicznie, 

pokonując dystans długimi krokami. Zmuszał ciało do ogromnego wysiłku. Czuł pulsowanie 
w rękach i nogach, serce waliło mu jak młot, a pot spływał stróżką między łopatkami. Mimo 
t

o narzucił sobie jeszcze większe tempo, jakby chciał dogonić wiatr.   

Dotar

ł do miejsca, gdzie kończył się piach, a zaczynała skalista ścieżka. Siłą woli wbiegł 

na szczyt klifu. 

Płuca i mięśnie zdawały się krzyczeć na znak protestu, lecz on zignorował te 

background image

sygnały. Czuł, że serce bije mu szybko, jakby starało się sprostać wysiłkowi, jaki mu narzucił. 
Jego umysł skupił się tylko na wysiłku fizycznym.   

Biegnij.   

 

Kyla sta

ła  przy  oknie  w  sypialni  i  patrzyła  na  plażę.  Ethan biega jak prawdziwy 

sportowiec. Al

bo jak człowiek, którego goni diabeł.   

Nawet z tej odleg

łości wyczuwała determinację, która kierowała krokami Ethana. Niemal 

czuła  siłę  i  energię  jego  ciała,  gdy  stanął  do  walki  z  żywiołem  i  nadludzkim  wysiłkiem. 
Wpatrywała się w ten obraz jak zauroczona.   

Wpad

ła  do  domu  tylko  na  chwilę,  by  zabrać  coś  na  popołudniowy  dyżur,  i przez 

przypadek  spojrzała  w  okno.  Zaczęła  mu  się  przyglądać  z  niepokojem,  myśląc,  że  taki 
wysiłek może doprowadzić do urazu, ale po chwili już syciła oczy tym widokiem.   

Nie wygl

ądał jak mieszczuch, który ubzdurał sobie, że zacznie biegać. Był to człowiek, 

który regularnie wyciskał z siebie siódme poty. Biegł rytmicznie, z zaskakującym wdziękiem. 
Nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że ma kamienny wyraz.   

Czuj

ąc, że ten bieg niewiele ma wspólnego ze zwykłą chęcią przyspieszenia pulsu, Kyla 

odwróciła się, oddając mu prywatność, o którą tak wyraźnie zabiegał. Rozbudziło to jednak 
jej ciekawość.   

Kim on jest? 

Jego ch

łodna obojętność i powściągliwy stosunek do życia były jej zupełnie obce. Kim 

jest człowiek, który trzyma się z dala od wszystkich? I dlaczego tak na nią działa? 

Za d

ługo mieszka na wyspie z ludźmi, których zna na wylot. Oto dlaczego. Ethan Walker 

jest obcy,  a kiedy mieszkasz otoczony znajomymi,  nieznajomi z

awsze  wydają  się 

interesujący. Tylko o to chodzi.   

Otrz

ąsnęła  się  z  tych  myśli  i  przypomniała  sobie,  że  ma  zaledwie  dziesięć  minut,  by 

wrócić do przychodni. Inaczej brat ją przeklnie.   

Dom Logana przylega

ł  do  przychodni  i  otoczony  był  ogrodem  pełnym  kwitnących 

jabłoni.   

Od

świeżona prysznicem po dyżurze, Kyla otworzyła furtkę i bez pukania weszła prosto 

do kuchni.   

Evanna sta

ła  przy  piecu,  mieszając  coś  w  garnku.  Włosy  miała  związane  w  kucyk, 

policzki  zaróżowione  od  gorąca.  Ubrana  była  w  śliczną  zwiewną  sukienkę,  –  Ach,  to ty. 
Wcze

śnie przyszłaś. Możesz mi podać kolendrę? 

–  Kolendr

ę?  –  Kyla  rozejrzała  się  niepewnie.  –  Masz  na  myśli  to  zielone  coś,  które 

wygląda jak chwast? – Wzięła przyprawę, powąchała i podała ją Evannie. – Jestem wcześniej 
z winy Ethana, 

a  właściwie  jego  samochodu.  Musiałabyś  go  widzieć.  Jest  cały  czarny  i  z 

pewnością  podnosi  poziom  testosteronu.  –  Zajrzała  do  garnka.  –  To  nasz  obiad?  Wygląda 
ładnie, ale nie przypomina grillowanego jedzenia. Zgubiłaś przepis? 

–  To akurat jest ros

ół  dla  Kirsty.  Jeszcze  się  nie  obudziła  z  popołudniowej  drzemki. 

Logan jest beznadziejny, 

jeśli chodzi o przestrzeganie jej pory snu. Ciągle ją budzi, żeby się 

przytulić.   

background image

Evanna szybko pokroi

ła  kolendrę,  wrzuciła  ją  do  zupy  i  zaciekawiona  spojrzała  na 

przyjaciółkę.   

– Hm, podobno jeste

ś już na ty z panem doktorem. Zaprzyjaźniliście się? 

Kyla u

śmiechnęła się.   

– Jeszcze nie, ale powinna

ś była widzieć, jak biegał po plaży. Myślałam, że zemdleję. Co 

za ciało! Ale ty pewnie nie zwracasz uwagi na takie rzeczy.   

–  Nie jestem 

ślepa,  Kyla  –  powiedziała  Evanna  łagodnie,  mieszając  powoli  zupę.  – 

Potrafię dostrzec przystojnego mężczyznę, a Ethan z pewnością nieźle wygląda.   

–  Ale?  –  Kyla pochyli

ła  się  ostrożnie  i  spróbowała  zupy.  –  Słyszę,  że  jest  jakieś  ale. 

Pyszna zupa. 

Mogę wziąć trochę na jutrzejszy lunch? 

–  Nie wygl

ąd  jest  najważniejszy.  –  Evanna  klepnęła  ją  po  palcach  –  Zostaw.  To dla 

Kirsty.   

– Pr

óbuję, czy nie zatruta. W Ethanie też jest coś więcej niż tylko wygląd.   

– I to mnie w

łaśnie martwi. – Evanna zmarszczyła brwi. – Jest w nim coś niepokojącego. 

Jakaś tajemnica.   

–  Tajemnica?  –  Kyla wrzuci

ła łyżkę do zlewu i roześmiała się, próbując ukryć uczucia, 

jakie  wywołały  w  niej  słowa  Evanny.  –  Naczytałaś  się  za  dużo  celtyckich  legend.  Masz 
wypaczoną wyobraźnię.   

– Mo

żesz się śmiać, ale ja wiem, że mam rację. Ten człowiek coś ukrywa.   

Kyla poczu

ła niepokój.   

– Co ukrywa? 

–  Gdybym  wiedzia

ła,  nie  byłoby  tajemnicy.  Ale  myślę,  że  to nic dobrego.  –  Evanna 

przestała  mieszać  w  garnku  i  spojrzała  poważnie  na  Kylę.  –  Jest  w  nim  coś  dziwnego.  – 
Rozejrzała  się,  upewniając  się,  że  są  same.  –  Nie  czujesz  tego?  Jakaś  szorstkość.  Jest 
nieustępliwy i trochę przerażający. Nie wiem... – Wzruszyła ramionami, żałując, że w ogóle 
rozpoczęła  tę  rozmowę.  –  Coś  musiało  się  wydarzyć  w  jego  życiu.  Jestem pewna.  Coś,  z 
czym boryka się każdego dnia. Ma jakiś problem.   

–  W naszym 

życiu też się wiele wydarzyło – przypomniała jej Kyla, próbując otrząsnąć 

się z nieprzyjemnego wrażenia, jakie wywierała na niej ta rozmowa. – I musimy z tym żyć. 
Wszyscy mamy jakieś problemy.   

– To prawda. Po prostu b

ądź ostrożna. To wszystko. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził.   

– Nie by

łby to pierwszy raz.   

Evanna spojrza

ła na przyjaciółkę i jej twarz złagodniała.   

– Nie by

łaś blisko z nikim, odkąd ten szczur, Mike Robinson, podniósł żagle i uciekł na 

kontynent. Pora, 

żeby ktoś zajął jego miejsce. Nie jestem tylko pewna, czy to ma być Ethan. 

Coś się między wami dzieje, czy to tylko twoje pobożne życzenie? 

– Nie mo

żna wyobrazić sobie chemii. Za każdym razem, kiedy na siebie patrzymy, mam 

wrażenie,  że  ten  płomień  spali  dom.  –  Kyla  przygryzła  wargi  w  zamyśleniu.  –  Chyba nie 
bardzo mu się to podoba. Walczy sam ze sobą.   

–  Ma 

świadomość,  że  spędzi  tu  tylko  lato.  To pewnie dlatego  –  powiedziała  szybko 

Evanna. – 

Dzięki Bogu, że chociaż jedno z was ma trochę rozumu.   

background image

– Z pewno

ścią nie ja – westchnęła Kyla. – Zawsze wybieram niewłaściwych mężczyzn. A 

ty? Jeśli mówimy już o problemach, to podejrzewam, że nie wystroiłaś się w tę białą sukienkę 
tylko po to, 

żeby nakarmić Kirsty. Jak dla mnie, to dziwny wybór, zważywszy na jej zwyczaje 

przy stole. 

Będziesz miała problem, żeby usunąć plamy.   

– Tak si

ę składa, że bardzo lubię tę sukienkę. – Evanna jeszcze bardziej się zaczerwieniła.   

– I s

łusznie. Bardzo ci w niej ładnie. Miło cię widzieć w czymś innym niż dżinsy. – Kyla 

otworzyła  szufladę,  wyjęła  łyżkę  i  zanurzyła  ją  w  zupie.  –  Mojemu  bratu pewnie też  się 
spodoba. 

I taki też był cel, prawda? 

– Tw

ój brat nie zauważyłby nawet, gdybym stanęła przed nim nago i zatańczyła tango. – 

Evanna uśmiechnęła się cierpko.   

–  Niestety,  dochodz

ę do wniosku, że Logan jest strasznie gruboskórny, i pewnego dnia 

mu  to  wypomnę.  Ale tymczasem zjem owoce morza,  które przygotuje.  Najpierw 
przyjemność, potem konflikty.   

–  Nie wa

ż  się  mu  o  niczym  wspominać!  A  nazywanie  go  gruboskórnym  jest 

niedorzeczne. 

Po  prostu  myśli  cały  czas  o  Catherine,  co  jest  zrozumiałe  –  dodała  szybko, 

wlewając  zupę  do  miksera  i  przytrzymując  pokrywkę.  –  Była  jego  żoną,  a  on  bardzo  ją 
kochał.   

Kyla poczeka

ła, aż hałas ucichnie, i powiedziała: 

– Z pewno

ścią, ale to nie znaczy, że nie może już nikogo pokochać.   

– To si

ę nigdy nie stanie. – Ich oczy się spotkały.   

– Prosz

ę cię, nie mówmy o tym.   

Kyla podesz

ła do niej i ją uściskała.   

– Daj  mu czas i b

ądź cierpliwa. – Zauważyła Ethana wchodzącego do pokoju i zabrakło 

jej powietrza.   

– Logan ju

ż zaczął grillowanie – oznajmił Ethan.   

– Pyta, co wy dwie robicie tu tak d

ługo.   

–  Przytulamy si

ę,  jak  to  przyjaciółki.  Nasz  pan  doktor  nie  należy  do  najczulszych  – 

powiedziała Kyla, naśladując jego sposób mówienia, i odsunęła się od Evanny, usiłując nie 
patrzeć na Ethana.   

Kiedy tu jechali,  nie mia

ła  okazji  mu  się  przyjrzeć,  ale  teraz  dostrzegła,  że  się  ogolił, 

wykąpał  i  przebrał  w  dżinsy.  Czarna  koszulka  podkreślała  jego  umięśnione  ramiona.  Kyla 
poczuła nagły ucisk w żołądku, a ręce zaczęły jej lekko drżeć. Odwróciła się i upuściła łyżkę 
do zlewu, 

by  ukryć  rumieniec.  Evanna  ma  rację.  Doskonale wie,  że  Ethan  jest  trudnym 

człowiekiem. Ale jest też jedynym mężczyzną, który sprawia, że nie może się ruszyć, mimo 
że jej ciało rwie się do ucieczki.   

– Wyjmij krewetki z lodówki – 

mruknęła do siebie i szarpnęła drzwi lodówki. Może to ją 

ostudzi. 

Wyjęła talerze ze świeżymi owocami morza i podała je Emanowi. – Zabierz to, a my 

zaraz przyniesiemy sałatkę.   

– Id

ź, Kyla. – Evanna nalała zupy do miseczki. – Zabiorę Kirsty i przyjdę do was.   

Logan i Ethan zacz

ęli rozmawiać o tym, co przydarzyło się Aisli, a Kyla wpatrywała się 

bezmyślnie w jedzenie.   

background image

–  Logan,  czy m

ógłbyś najpierw to przyrządzić, a potem gadać? Jeśli szybko czegoś nie 

zjem, 

też mi spadnie poziom cukru – powiedziała, a brat spojrzał na nią urażony.   

– Masz jaki

ś problem z rękami? Nie możesz sama tego zrobić? 

–  Nie ryzykowa

łabym  po  ostatnim  moim  występie  kulinarnym,  który  przyprawił 

wszystkich o ból brzucha.   

– No tak, s

łusznie. – Logan wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Kyla lekko go popchnęła.   

–  Zacznij ju

ż,  bo  nie  zjemy  przed  północą.  Aisla  ma  się  dobrze,  a poza tym jest teraz 

pacjentką Ethana.   

– Ma przyj

ść do przychodni, żebym mógł ją zbadać. Dziś ja gotuję. – Ethan wziął talerz i 

zgrabnie przełożył jedzenie na rozgrzany ruszt.   

Kyla przygl

ądała się temu z podziwem.   

– Ty gotujesz? 

Pos

łał jej miły uśmiech.   

– Kiedy mam czas, to owszem, gotuj

ę.   

Evanna si

ę myli, pomyślała Kyla uspokajająco. Nie ma w nim demonów. Taki po prostu 

jest, zdystansowany. 

Ale tu w ogrodzie się odprężył.   

To wra

żenie znikło jednak, gdy pojawiła się Kirsty.   

– Nie mo

żesz pozwalać jej zasypiać tak późno – upomniała Logana Evanna, przytulając 

wie

rzgające dziecko. – Ona potrzebuje stałej pory snu.   

– Ja te

ż – odparł sucho, otwierając butelkę piwa. – Czy ktoś może to powiedzieć naszym 

pacjentom?  Ja  też  muszę  się  kiedyś  wyspać  i  normalnie  jeść.  Nie  mogę  dłużej  tak 
funkcjonować. – Logan westchnął i wyciągnął ręce do córki.   

Serce Kyli bi

ło mocniej, kiedy patrzyła na tych dwoje. Nagle coś ścisnęło ją za gardło. 

Logan  jest  wspaniałym  ojcem,  pomyślała,  a  z  wyrazu  twarzy  przyjaciółki  wyczytała,  że  ta 
podziela jej zdanie.   

Spojrza

ła na Ethana i coś ją zaniepokoiło. Zobaczyła, że jest wstrząśnięty. W oczach miał 

taki ból i smutek, 

że trudno było na to patrzeć. Nie zdejmował wzroku z dziecka.   

– Zaproponowa

łam jej zupę, ale nie wyraziła zainteresowania – oznajmiła Evanna, robiąc 

śmieszne miny, co wywołało wesołość Kirsty.   

Czy nikt inny tego nie zauwa

żył? – zastanawiała się Kyla, zbliżając się instynktownie do 

Ethana.   

Nie lubi dzieci? Straci

ł dziecko? Co mogło stać się w jego życiu, że tak  reagował? W 

głowie kołatały jej się tysiące myśli.   

Pewnie dramatyzuje.  W ko

ńcu  jest  samotny.  Bardzo  możliwe,  że  po  prostu  nie  lubi 

dzieci.   

– Niepotrzebna jej zupa, tylko zainteresowanie. Przytul tatusia – przem

ówił czule Logan, 

a dziewczynka, 

gaworząc, podniosła rączkę i pociągnęła go za włosy.   

–  Musisz przesta

ć  tak  robić,  kluseczko,  bo  tatuś  całkiem  wyłysieje.  –  Chwycił  małą 

piąstkę i głośno cmoknął Kirsty w policzek. – Ciągnij kogoś innego. Kylę na przykład, ma 
dużo włosów.   

– Ethan. – Kyla przysun

ęła się i dotknęła jego ramienia. – Wszystko w porządku? 

background image

Dopiero po chwili zorientowa

ł się, że stoi przy nim.   

– Jasne – powiedzia

ł beznamiętnie. – A dlaczego? 

– Nie wiem, po prostu wydawa

ło mi się, że jesteś...   

–  Zm

ęczony – dokończył i spojrzał na nią chłodno. – To był ciężki dzień i ciężka noc. 

Powinienem był raczej zostać w domu i się wyspać.   

Czy to rzeczywi

ście tylko zmęczenie? 

Kyla spojrza

ła na bratanicę, a później znów jej wzrok powędrował do Ethana. Chciała o 

coś  spytać,  ale  nie  wiedziała,  jakich  słów  ma  użyć.  Dlaczego widok obcego dziecka tak 
bardzo go 

poruszył? 

– S

łodka jest, prawda? 

Ethan sta

ł w milczeniu, ściskając butelkę z piwem tak mocno, że aż zbielały mu palce.   

–  Nie znam si

ę  na  dzieciach  –  powiedział  ochryple  i  pociągnął  łyk  piwa.  –  Ale z 

pewnością jest śliczna.   

Jest samotnikiem, pomy

ślała Kyla. Niewiele wie o rodzinie. To naturalne, że nie czuje się 

swobodnie w towarzystwie dzieci. 

Żaden z tych powodów jednak jej nie uspokoił, a w uszach 

wciąż dźwięczały jej ostrzegawcze słowa Evanny.   

–  Dzwonili dzi

ś  do  mnie  ze  szpitala  –  oświadczył  Logan,  idąc  w  ich  kierunku.  –  Z 

Dougiem coraz lepiej, 

ale zatrzymają go jeszcze kilka dni.   

–  Musimy go przekona

ć,  żeby  zaczął  ćwiczyć  –  stwierdziła  Kyla,  patrząc  wciąż  na 

Ethana. 

Evanna  prowadzi  raz  w  tygodniu  zajęcia  w  domu  kultury.  –  Porozmawiam z nim, 

kiedy już dojdzie do siebie.   

–  To Leslie b

ędzie  potrzebowała  wsparcia.  –  Logan  skrzywił  się  z  bólu,  kiedy Kirsty 

znów szarpnęła go za włosy. – Dzwoniła już do mnie z tysiącem pytań.   

– Nie mogli jej wszystkiego powiedzie

ć w szpitalu? 

– Nie ufa im. – Logan si

ę roześmiał. – Chciała to wszystko usłyszeć ode mnie.   

Kyla przewr

óciła oczami.   

– Jak to jest by

ć alfą i omegą? 

–  M

ęcząco.  Leslie  przychodzi  pojutrze  na  badania  z  Andreą.  Dziewczyna jest 

przygnębiona  i  bardzo  się  martwi  o  tatę.  Krewetki  są  gotowe.  Tam  są  talerze i cytrynowy 
majonez Evanny. 

Częstuj się, Ethan.   

Kyla zauwa

żyła,  że  Ethan  się  odprężył.  Obierał  krewetki,  popijał  piwo  i  rozmawiał  z 

Loganem, 

od czasu do czasu doglądając ognia.   

Mo

że to tylko zadziałała jej wyobraźnia? 

Rzeczywi

ście teraz wydawał się swobodny, a nawet podał Kirsty kawałek chleba.   

–  Sonia Davies z biblioteki by

ła  dziś  u  mnie  na  badaniu  przed  porodem  –  oznajmiła 

Evanna, 

zwracając się do Logana. – Ona naprawdę chcę. urodzić w domu.   

– Nie przyjmuj

ę porodów domowych – odparł szorstko. – Nawet mnie o to nie proś.   

– To jej drugie dziecko. – Evanna przygryz

ła wargę. – I jest...   

– Nie zrobi

ę tego.   

– Ale Logan, ona nie jest...   

–  Mo

że jechać do szpitala. Mają tam warunki jak w domu i nie wiąże się to z żadnym 

background image

ryzykiem. Evanno, to jest wyspa. Wiem, zaraz mi powiesz, 

że w razie komplikacji można ją 

przetransportować.  Ale  czy  zdążymy?  Nie  możemy  sobie  gdybać,  musimy  trzeźwo  ocenić 
sytuację. Nie jesteśmy w stanie zapewnić intensywnej opieki ani noworodkowi, ani matce – 
skomentował szorstko i sięgnął po kolejne piwo.   

Evanna bezradnie spojrza

ła  na  Kylę,  która  potrząsnęła  głową  na  znak,  by Evanna 

zostawiła temat. Obie wiedziały, co kryje się za nieustępliwością Logana. Catherine.   

W przyp

ływie współczucia Kyla podeszła do brata i położyła mu rękę na ramieniu.   

– Mama wczoraj dzwoni

ła – powiedziała, starając się ukryć emocje. – Chce przyjechać na 

urodziny  taty  i  spędzić  trochę  czasu  z  wnuczką.  Strasznie  za  nią  tęsknią.  Są  zachwyceni 
zdjęciami,  które  im  ostatnio  wysłałeś.  Zwłaszcza  tym,  na którym mała  siedzi  w  koszu  do 
bielizny.   

Logan milcza

ł przez chwilę, po czym odetchnął głęboko i rozluźnił ramiona.   

– Dobrze by by

ło. Kirsty uwielbia, kiedy przyjeżdżają.   

–  Mama martwi si

ę,  że  tracą  wszystkie  najlepsze  momenty.  –  Kyla  delikatnie  ścisnęła 

ramię Logana. – Mam tylko nadzieję, że będą tu, kiedy Kirsty zrobi pierwszy krok.   

Logan spojrza

ł  na  Kylę,  a  ona  uśmiechnęła  się,  obserwując,  jak wyraz jego twarzy 

łagodnieje.   

– Wszystko w porz

ądku – powiedział szorstko.   

Kyla kiwn

ęła głową na znak, że wie, i odwróciła się do Ethana, który przyglądał się im 

zaciekawiony.   

To bardzo dziwny cz

łowiek,  pomyślała  Kyla,  zmierzając  w  kierunku  Evanny. 

Nieprzenikniony.   

Wr

óciła do obrazu Ethana, kiedy po raz pierwszy zobaczył Kirsty. Zdecydowała, że sobie 

coś wyobraziła. Niepotrzebnie słuchała ponurych wynurzeń Evanny.   

Ethan jest powa

żnym człowiekiem, co do tego nie ma wątpliwości. Niektórzy ludzie tacy 

są.   

Nie znaczy to jednak, 

że drzemią w nim demony.   

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Nast

ępne  dwa  tygodnie  minęły  bardzo  szybko.  Kyla odniosła  wrażenie,  że  między 

kolejnymi pacjentami ledwo znajdują czas na chwilę wytchnienia.   

Doug McDonald wyszed

ł  ze  szpitala  przygnębiony.  Martwił  się,  że  nie  wolno  mu  nic 

robić. Kyla codziennie sprawdzała, jak sobie radzi. Wiedziała, że Ethan również dzwonił do 
niego kilka razy. 

Cieszyło ją jego zaangażowanie.   

Dwa tygodnie wystarczy

ły,  aby  przekonać  się,  że  jest  doskonałym  lekarzem.  Nawet 

bardzo trudne przypadki nie sprawiały mu problemu. Dotychczasowi lekarze w konfrontacji z 
tak szerokim spektrum przypadłości, pozbawieni wsparcia szpitala, wpadali w panikę. Kyla 
była pod wrażeniem profesjonalizmu Ethana.   

Wci

ąż  jednak  czuła,  że  nie  zbliżyła  się  do  niego  nawet  o  krok.  Poważnie  i  z  pełnym 

z

aangażowaniem traktował pracę, ale nikomu nic o sobie nie mówił.   

Od czasu do czasu jada

ł  z  nimi  kolację.  Rano  o  wschodzie  słońca  biegał  po  plaży. 

Czasami Kyla widywała go, jak samotnie przesiadywał w ogrodzie i wpatrywał się w morze. 
Uważała,  że  są  to  sk utki  życia  w  wielkim  mieście,  gdzie  często  zapomina  się,  jak to jest 
pośród bliźnich.   

Sprz

ątała właśnie gabinet zabiegowy, gdy zadzwoniła Janet z informacją, że pojawiła się 

jeszcze jedna pacjentka.   

–  To Mary Hillier.  Chcia

łaby, żebyś zerknęła na Shelley.  Logan  wyjechał na wizytę,  a 

Ethan ma do przyjęcia jeszcze cały tłum.   

Kyla pomy

ślała o czekających ją sześciu wizytach i pracy papierkowej.   

– Oczywi

ście, Janet. Przyślij ją do mnie. Wyrzuciła zużyte strzykawki i umyła ręce. Mary 

zapukała i weszła do gabinetu.   

–  Przepraszam, 

że  panią  niepokoję  –  powiedziała  oficjalnym  tonem  i  delikatnie 

wepchnęła Shelley do środka – ale czy może pani na coś spojrzeć? 

– Oczywi

ście. Jak mogę pomóc? 

– Nie chodzi o mnie, a o Shelley. Ma takie dziwne siniaki na ca

łym ciele.   

– Siniaki? – Kyla u

śmiechnęła się do dziewczynki. – Co słychać? Widziałam cię podczas 

meczu na początku semestru. Byłaś fantastyczna.   

– Ogl

ądała pani? – Shelley się zaczerwieniła.   

–  Mia

łam  pogadankę  o  zdrowym  odżywianiu  i  nie  mogłam  się  powstrzymać,  żeby  nie 

zajrzeć. No dobrze, gdzie te siniaki? 

Shelley nie

śmiało uniosła koszulkę.   

–  S

ą  naprawdę  wszędzie.  Identyczne mam na nogach.  –  Dziewczynka  podciągnęła 

nogawki.   

Kyla pochyli

ła się, by obejrzeć je z bliska.   

– Od kiedy je masz? 

– Od kilku dni – wymamrota

ła dziewczynka. – Na początku myślałam, że się uderzyłam, 

ale teraz są wszędzie.   

background image

– Chorowa

łaś ostatnio? – Kyla sięgnęła po termometr i zmierzyła jej temperaturę.   

– Nie. Nie chorowa

łam.   

Mary z niepokojem spojrza

ła na Kylę.   

–  Temperatura jest w porz

ądku.  Pójdę  do  doktora  Walkera  i  zapytam,  czy  może  cię 

przyjąć.   

Mary wybieg

ła za nią na korytarz.   

– Siostro MacNeil...   

Kyla odwr

óciła się i zobaczyła zmartwioną twarz kobiety. Przeczuwała, skąd bierze się ta 

obawa.   

–  W

ątpię, żeby to było to, co pani myśli – powiedziała łagodnie. – Ale sprawdzimy to 

natychmiast. 

Doktor  Walker  jest  świetnym  fachowcem.  Miał  praktykę  w  jednym  z 

najlepszych szpitali w Londynie. 

Proszę wrócić do Shelley, bo za chwilę ona też zacznie się 

martwić.   

Mary przygryz

ła wargę i wróciła do gabinetu zabiegowego.   

Kyla zapuka

ła do drzwi Ethana i weszła do środka. Odczytywał coś z ekranu komputera. 

W ręce trzymał długopis.   

– Tak? 

–  To ja.  I mo

żesz  przestać  marszczyć  brwi.  Nie  dam  się  tak  łatwo  zastraszyć  – 

powiedziała łagodnym tonem dostrzegając iskierki rozbawienia w jego oczach.   

– Nie w

ątpię. Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – Miał na sobie ciemny, dobrze skrojony 

garnitur. 

Wyglądał oficjalnie i odrobinę wyniośle.   

– Mam nadziej

ę, że tak. – Kyla przeszła do sedna. – Mam pacjentkę, która mnie niepokoi. 

Jedenastolatka z siniakami na całym ciele. Najpierw pomyślałam, że to zapalenie opon, ale 
poza lekkim zmęczeniem dziewczynka czuje się dobrze. Nie ma gorączki i nie chorowała.   

–  Rozumiem,  przyjm

ę  ją  natychmiast.  –  Ethan  odłożył  długopis  i  wstał.  –  Co jeszcze 

podejrzewasz? 

Podbudowana faktem, 

że Ethan traktuje ją tak poważnie, Kyla powiedział wprost: 

– Bia

łaczka. Nie chcę dramatyzować, ale ta myśl nasuwa się sama, prawda? 

–  Jest wiele mo

żliwych diagnoz – stwierdził Ethan, wychodząc zza biurka. – Białaczka 

jest tylko jedną z nich.   

– Wiem, ale... – przerwa

ła mu Kyla i przygryzła wargę. – Powinieneś wiedzieć, że matka 

Shelley miała siostrę chorą na białaczkę. Zmarła jakieś trzy lata temu.   

Ethan podszed

ł do drzwi.   

–  W takim razie im  wcze

śniej  ją  przyjmę,  tym lepiej.  Będę  mógł  powiedzieć  więcej, 

kiedy ją obejrzę. Oczywiście niezbędne są badania krwi. Poproś ją – powiedział rzeczowym 
tonem. – 

Dobrze by było, gdybyś została, jeśli masz czas.   

– Zostan

ę. – Nie zamierza nigdzie odchodzić, dopóki nie dowie się, co dolega Shelley.   

 

Ethan gruntownie przebada

ł małą pacjentkę. Przez cały czas wyczuwał ogromne napięcie 

jej matki.   

– B

ędę musiał pobrać ci krew, żeby zrobić kilka rutynowych badań. Dobrze? – zapytał z 

background image

uśmiechem.   

Na twarzy Shelley pojawi

ł się grymas.   

– B

ędzie bolało? 

– Odrobin

ę – powiedział uczciwie Ethan. – To potrwa tylko chwilę.   

Kyla skierowa

ła rozmowę na przyjemny temat.   

– Jak wam posz

ło w zeszłym tygodniu z dziewczynami z St. Jude? 

Shelley u

śmiechnęła się od ucha do ucha.   

– Wygra

łyśmy szesnaście do jednego.   

–  Wspaniale.  –  Kyla odwr

óciła  się  do  Ethana.  –  Szkoła  jest  tak  mała,  że  wszystkie 

dziewczęta są w drużynie! 

Ethan u

śmiechnął się, błogosławiąc w duchu łatwość, z jaką Kyla potrafi odwracać uwagę 

od trudnych spraw.   

– Poczujesz uk

łucie – powiedział łagodnie. Shelley nie przestawała mówić: 

– Najlepsza by

ła Mia Wilson. Trafiła do kosza czternaście razy.   

– No tak. Jest wysoka, a to oczywi

ście pomaga – szepnęła Kyla, podając Ethanowi wacik. 

– A w dodatku jej mama jest nauc

zycielką wychowania fizycznego.   

Shelley za

śmiała się, a Ethan wyciągnął igłę, po czym przycisnął wacik do skóry.   

– Ja to zrobi

ę, a ty zajmij się próbką – szepnęła Kyla. Przypadkiem musnęła palcami jego 

dłoń.   

Ma takie smuk

łe i delikatne palce. Ethan poczuł, jak nagle wzbiera w nim fala gorąca. 

Zacisnął zęby, opanował emocje i ostrożnie oznaczył próbkę.   

– Musz

ę to dać do analizy. Jak tylko dostanę wyniki, powiadomię panią.   

Widz

ąc niepokój w oczach Mary, zwrócił się do Kyli: 

– Czy mog

łabyś zabrać Shelley do zabiegowego i nakleić jej jakiś plaster? 

Kyla od razu wyczu

ła jego intencje.   

–  Ach,  ci lekarze  –  powiedzia

ła  wesoło,  po  czym  objęła  dziewczynkę.  –  Znają  się  na 

wszystkim, 

co zawiłe, ale kiedy chodzi o coś tak prostego jak plaster, to nie możesz na nich 

liczyć. Zobaczymy się za chwilę w recepcji.   

Ethan poczeka

ł, aż zamkną za sobą drzwi, i zwrócił się do Mary.   

– Rozumiem, 

że bardzo się pani martwi. Mary kurczowo ściskała torebkę.   

– Czy mam powody do obaw? 

– Póki nie otrzymam wyników, nie mog

ę mieć pewności, ale jestem przekonany, że to nie 

białaczka.   

Mary przygryz

ła wargę. Widział, że walczy ze łzami.   

– Je

śli jest...   

– Nie s

ądzę – powiedział Ethan stanowczo. – Kiedy dostaniemy wyniki, zadzwonimy do 

pani. Czy jest sens, 

abym mówił pani, żeby się nie przejmować? 

– Nie ma. – Mary u

śmiechnęła się blado. – Ale dziękuję za troskę.   

 

– A wi

ęc uważasz, że to jednak nie białaczka? – Kyla zamknęła drzwi i oparła się o nie 

plecami.   

background image

–  Przebada

łem ją bardzo dokładnie. Wątroba i śledziona są w porządku, węzły chłonne 

nie są powiększone.   

– W takim razie sk

ąd te siniaki? 

– Oczywi

ście dopóki nie zobaczę wyników morfologii, nie mogę być pewny, ale myślę, 

że to może być choroba Werlhofa.   

Kyla zmarszczy

ła czoło.   

– S

łyszałam o tym, ale nigdy się z tym nie spotkałam. Jak to się leczy? 

– Zale

ży od poziomu płytek krwi. Być może przyjdzie nam tylko czekać i obserwować. U 

dzieci w wieku Shelley choroba zazwyczaj ma ostry przebieg i mija po kilku miesiącach.   

– A je

śli nie? 

Ethan u

śmiechnął się lekko.   

– Gdzie si

ę podział twój optymizm, Kyla? 

–  Chc

ę  tylko  poznać  wszystkie  warianty.  –  Odwróciła  wzrok,  walcząc  z  silną  reakcją 

ciała na jego uśmiech.   

Jest nieprzyzwoicie poci

ągający.   

–  Mary jest przyjaci

ółką  mojej  mamy.  Urodziła  Shelley  w  późnym  wieku,  więc 

dziewczynka jest dla niej wszystkim.   

–  W nielicznych przypadkach choroba mo

że  mieć  charakter  przewlekły.  Wówczas 

Shelley  będzie  musiała  unikać  sportów  kontaktowych.  –  Wzruszył  ramionami.  –  Ale 
wszystko  zależy  od  morfologii.  Jeśli  ilość  czerwonych  krwinek  jest  wystarczająca,  to nie 
będzie problemu. Naprawdę jest za wcześnie, żeby cokolwiek przewidywać.   

– Twierdzisz, 

że organizm może sobie sam poradzić z chorobą? 

–  Tak.  –  Przyjrza

ł się jej uważnie. – Wyglądasz na tak samo zmartwioną jak jej matka. 

Nadmier

ne przywiązanie do pacjentów nie pomaga, siostro MacNeil.   

Wyprostowa

ła ramiona, słysząc ten komentarz.   

– Wiem. – Unios

ła głowę. – Ale spróbuj się zdystansować, gdy mieszkasz na wyspie, na 

której wszystkich znasz. 

Zapewniam cię, że to nie jest łatwe. I szczerze mówiąc, nie sądzę, 

żebym chciała przestać się o nich troszczyć.   

Ethan zmarszczy

ł czoło.   

– Kyla...   

–  A teraz wybacz mi,  ale mam co

ś do zrobienia. Nacisnęła klamkę i wyszła z pokoju. 

Wzięła kilka głębokich wdechów, by zapanować nad emocjami.   

Jak on 

śmie sugerować, że jest przesadnie związana z pacjentami? Cóż w tym złego, że 

się o nich martwi? 

Poruszona do g

łębi,  poszła  do  swojego  gabinetu,  by  dokończyć  sprzątanie,  które 

rozpoczęła przed wizytą Shelley.   

Co za irytuj

ący typ, pomyślała, chowając pudełko z opatrunkami. Z trzaskiem zamknęła 

szafkę. Może i jest przystojny, ale za to całkowicie pozbawiony emocji. Zupełnie do niej nie 
pasuje.   

Evanna ma racj

ę.   

Bezpieczniej b

ędzie trzymać się od niego z daleka.   

background image

Ethan przeskoczy

ł przez parkan i przeszedł przez ogród. Drzwi do kuchni były otwarte. 

Kyla stała boso przy kuchence i śpiewała piosenkę, która właśnie płynęła z radia. Jej kręcone 
blond  włosy  były  luźno  upięte.  Miała  na  sobie  wytarte  dżinsy,  które  podkreślały  kuszące 
kształty jej opalonego brzucha.  Była  smukła,  zgrabna i niewiarygodnie seksowna.  Zacisnął 
zęby  i  przypomniał  sobie,  że  nie  stać  go  na  luksus  jakichkolwiek  głębszych  relacji  z  tą 
kobietą.   

Życie  i  tak  jest  wystarczająco  skomplikowane.  Nie potrzeba mu dodatkowych 

problemów, 

jakie niewątpliwie przyniósłby ten związek.   

W

łaśnie układał sobie w głowie, co powinien powiedzieć, gdy Kyla go zobaczyła.   

Przesta

ła śpiewać.   

– O ile pami

ętam, dzwonek przy drzwiach frontowych działa.   

–  Us

łyszałem cię, więc pomyślałem, że mogę wejść od tyłu. – Zignorował jej lodowaty 

ton i powoli wszedł do kuchni. – Przestań tak na mnie patrzeć. Przyszedłem cię przeprosić.   

– A wi

ęc się myliłeś? 

– Nie. – Ma takie pi

ękne oczy, pomyślał. W ogóle cała jest piękna. – Nadal twierdzę, że 

błędem jest zbytnie przywiązanie do pacjentów, ale wiem, że na takiej wyspie jest to trudne. I 
nie ma wątpliwości, że jesteś im bardzo oddana.   

Nagle zapragn

ął  jej  dotknąć.  Chciał  ją  poczuć,  skosztować  i  zanurzyć  się  w  niej  bez 

reszty.   

– W

łaśnie to oddanie sprawia, że ta społeczność jest tak wyjątkowa.   

–  Jestem pewien, 

że tak. Ale nadmierna troskliwość może także przeszkadzać w pracy, 

prawda? 

Jej b

łękitne oczy pociemniały.   

– By

ć może, ale trudno jest zmienić swój charakter, Ethan. Trzeba pracować mimo tego, 

jakim się jest.   

Ethana ogarn

ęło  poczucie  winy.  Ona jest prostolinijna i szczera.  Autentyczna.  Podczas 

gdy on...   

Jej ciche wyznanie u

świadomiło  mu  ponownie,  że  Kyla  nie  ma  pojęcia  o  tym,  kim on 

naprawdę jest.   

Zacisn

ął  pięści,  powstrzymując  się  przed  tym,  by  ją  przytulić.  Taki  gest  byłby 

niewybaczalny z powodu tego wszystkiego, 

co przed nią ukrywał.   

–  Chodzi mi tylko o to, 

że  można  lepiej  wykonywać  pracę,  kiedy  człowiek  jest 

zdystansowany. 

To pozwala jaśniej myśleć.   

Westchn

ęła i odwróciła się twarzą do kuchenki.   

–  Mówisz jak Logan. 

On  zawsze  stara  się  być  wyważony.  Ja  za  to  wszystko  biorę  do 

siebie, 

ale nic na to nie poradzę.   

–  I dlatego wszyscy ci

ę  lubią.  –  Zdał  sobie  sprawę,  że  to  prawda.  Nawet podczas tak 

krótkiego pobytu na wyspie nie sposób by

ło  nie  zauważyć,  że  pracy  i  mieszkańcom  Kyla 

oddaje całe serce. – Co gotujesz? 

–  Zup

ę z puszki. – Bez entuzjazmu wpatrywała się w kleistą ciecz. – Poczęstowałabym 

cię, ale szczerze mówiąc, nie chcę cię otruć. Lepiej będzie, jak skorzystasz z tego, co masz w 

background image

swojej lodówce.   

– W mojej lodówce nie ma nic poza mlekiem i piwem. 

Z tych produktów nie da się zrobić 

porządnego posiłku. Czy na wyspie jest jakaś dobra knajpa? 

–  Tak,  na nabrze

żu.  Po tym,  co  zrobiłeś  dla  Douga,  wątpię,  żebyś  musiał  płacić  za 

kolację. Pewnie powitają cię jak bohatera.   

– Nie mam nic przeciwko p

łaceniu, ale muszę coś zjeść, i to szybko. Ominął mnie lunch. 

– 

Pochylił się i wyłączył kuchenkę. – Chodźmy.   

Popatrzy

ła na niego, a potem na rondel.   

– Ja jem zup

ę.   

– Nie. Zjesz ze mn

ą. Zmrużyła oczy.   

– A je

śli nie mam ochoty jeść poza domem? 

–  Wolisz je

ść zupę pochodzącą z bliżej nieokreślonego źródła? – Wiedział, że Kyla się 

waha, 

i uśmiechnął się. – No dalej. Oboje wiemy,  że każdy obcy jest w nowym miejscu z 

góry skazany na przesłuchanie. Jeśli jesteś tak bardzo zdeterminowana, żeby pomagać swojej 
społeczności, to w ostateczności możesz chyba udzielić mi moralnego wsparcia? 

Spojrza

ła na garnek z zupą, następnie na niego.   

– Wybór wcale nie jest trudny.   

– 

Świetnie.  –  Opuścił  wzrok  na  jej  stopy.  –  Tylko  włóż  jakieś  buty,  bo  ludzie  zaczną 

gadać.   

Mia

ł nadzieję, że zmieni także spodnie, bo inaczej jego puls nigdy się nie uspokoi.   

 

Kyla wesz

ła do pubu przed Ethanem i poczuła, że wszystkie spojrzenia kierują się w ich 

stronę.   

Niech sobie gadaj

ą,  pomyślała  wesoło  i  zaczęła  przepychać  się  do  baru. Już  od  dawna 

ludzie nie mają powodów, by o niej plotkować. Dobrze im to zrobi.   

– Przej

ście! – zawołała, torując sobie drogę. – Mamy nagły przypadek. Pacjent umiera z 

głodu i pragnienia.   

Barman u

śmiechnął się szeroko i otworzył lodówkę.   

– A wi

ęc to akcja ratunkowa? 

– Oczywi

ście. A cóż by innego? – Kyla usiadła na krześle i oparła ręce o bar.   

Ben poda

ł jej kieliszek białego wina.   

– Wszyscy byli

śmy zszokowani, kiedy usłyszeliśmy o Dougu.   

–  Logan rozmawia

ł dziś z lekarzem ze szpitala. Doug ma się dobrze. Dojdzie do siebie 

wcześniej, niż ci się wydaje.   

–  Tak czy owak,  czuj

ę  się  odpowiedzialny.  –  Ben  podrapał  się  z  zakłopotaniem  po 

głowie.   

Kyla spojrza

ła na niego pytająco.   

– Jakim cudem ty mo

żesz być za to odpowiedzialny? 

– D

źwigał moje skrzynki z piwem – wyjaśnił Ben posępnie, na co Kyla uśmiechnęła się 

ciepło.   

–  Z tego,  co wiem,  to ty wys

łałeś  go  prosto  do  przychodni,  więc  wyświadczyłeś  mu 

background image

ogromną przysługę. Przestań się przejmować.   

Kyla spojrza

ła  za  siebie  i  zauważyła,  że  Ethan  nie  wie,  co  ze  sobą  począć.  Złożyła 

zamówienie i zaczęła przedzierać się w stronę wolnego stolika.   

– Dla ciebie mam lokalne piwo. Usi

ądźmy tutaj.   

– Czuj

ę się jak zwierzę w zoo. Czy oni kiedyś przestaną się gapić? 

– Tylko wtedy, je

śli wejdzie ktoś bardziej interesujący. Masz. Spróbuj tego. – Podała mu 

butelkę. – Wyrosną ci od tego włosy na klacie.   

Ich spojrzenia spotka

ły  się,  a  Kyla  poczuła,  że  jej  serce  zaczyna  bić  szybciej.  Po co 

wygaduje takie głupstwa, skoro tak bardzo stara się nie myśleć o jego ciele? 

–  Sugeruj

ę,  żebyś  przestała  na  mnie  patrzeć  w  ten  sposób.  Chyba  że  chcesz,  by  cała 

wyspa zaczęła plotkować – rzekł Ethan łagodnym tonem i sięgnął po butelkę.   

–  To nie ja patrz

ę  na  ciebie,  tylko ty na mnie.  Poza tym,  jeśli  wchodzę  do  baru  z 

mężczyzną, to ludzie i tak będą plotkować. Takie życie.   

–  Przepraszam.  Nie zwyk

łem  być  w  centrum  uwagi.  Czyżby?  Kyla  postawiłaby  każdy 

zakład, że Ethan, gdziekolwiek wchodzi, przyciąga uwagę wszystkich kobiet. Ale być może 
nie zdaje sobie z tego sprawy.   

– Czy to ci przeszkadza? 

– Nie. A tobie? U

śmiechnęła się.   

–  Sp

ędziłam  tu  większość  życia.  Przyzwyczaiłam  się.  Ale wiem,  że  Catherine  czasami 

doprowadzało to do szału.   

– Jaka ona by

ła? 

–  No...  –  Zastanawia

ła  się,  dlaczego  go to interesuje.  –  Pełna  życia,  trochę 

niekonwencjonalna, zalotna, zabawna. 

Miała ostry język i była strasznie niecierpliwa.   

– Jak pozna

ła Logana? 

–  Podr

óżowała  i  któregoś  dnia  zawitała  na  wyspę.  Spotkali  się  i  przespali  ze  sobą. 

Catherine zaszła w ciążę. Pobrali się. Wszystko na odwrót, więc nie zaczynaj tego tematu z 
moją matką. – A potem... – Kyla zawiesiła głos i westchnęła – a potem wszystko poszło nie 
tak.   

– To dlatego Logan nie chce, 

żeby kobiety rodziły w domu? 

– Dziwisz mu si

ę? Po tym, co się stało, odsyła wszystkie do szpitala, jak tylko pojawią się 

pierwsze skurcze.   

– A Evanna si

ę z nim nie zgadza? 

–  Evanna jest po

łożną. Chce, żeby każda kobieta rodziła tak, jak ma na to ochotę. Ale 

jednocześnie akceptuje ograniczenia, jakie narzuca życie w takim miejscu.   

– Rozumiem niech

ęć Logana.   

–  Miejscowe kobiety znaj

ą  przypadek  Catherine  i  potrafią  to  uszanować.  Szczerze 

mówiąc, większość z nich  woli mieć  gwarancję,  że rodzą na wyspecjalizowanym oddziale, 
więc  nie  mamy  aż  tak  dużo  próśb  o  porody  w  domu.  No,  umieram  z  głodu.  Muszę  coś 
zamówić, zanim zemdleję. – Odwróciła się i zerknęła na tablicę wiszącą na ścianie. – Mają tu 
niesamowite potrawy. 

Na co masz ochotę? 

– Zdecyduj za mnie. Tylko musz

ę cię ostrzec, że nie cierpię baraniny.   

background image

– Mi

ęczak. – Napotkała wzrok Jima, przewoźnika z promu, który popijał piwo z jednym z 

miejscowych rybaków. 

Mrugnął  do  niej,  a  ona  uśmiechnęła  się  szeroko.  –  Proponuję 

polędwicę a la Wellington. Jest wyśmienita.   

– Czuj

ę się tak, jakby wszyscy o mnie wszystko wiedzieli – powiedział Ethan. – Czy tu w 

ogóle można się z kimś tak po prostu spotykać? Jest miejsce na prywatność? 

–  Je

śli  chodzi  o  spotykanie  się,  to  nie  jest  tak  źle  –  odrzekła  Kyla.  –  Gorzej z 

prywatnością.  Trzeba  umieć  ignorować  ciekawskie  spojrzenia.  A poza tym,  my  się  nie 
spotykamy. 

Jesteśmy tylko znajomymi z pracy, którzy wyszli na wspólny posiłek.   

Przytrzyma

ł jej spojrzenie.   

– No w

łaśnie. Jesteśmy znajomymi.   

Nie przestawali na siebie patrze

ć.  Kyla  dostrzegła  jego  zaciśnięte  usta  i  wyczuła 

wzrastające w nim napięcie.   

– Powinni

śmy coś zamówić.   

– Tak. – Oderwa

ł od niej wzrok i przeniósł go na bar.   

–  Poprosimy dwa razy pol

ędwicę – powiedziała szybko Kyla, gdy Ben pojawił się przy 

ich stoliku. – 

Dzięki, Ben.   

Barman przyj

ął zamówienie i zapytał: 

– Jak si

ę czuje mała Shelley? 

– Dobrze.   

– Mary strasznie si

ę martwi.   

– Wiem. – Kyla m

ówiła ściszonym głosem. – Zrobimy wszystko, żeby jej pomóc, Ben.   

Skin

ął głową.   

–  Zadzwo

ń do mnie, kiedy już będzie coś wiadomo. – Odszedł w stronę baru, a Ethan 

patrzył za nim zdumionym wzrokiem.   

–  Sk

ąd  on  wie  o  Shelley?  I  skąd  tyle  wie  o  Dougu?  Jak  w  ogóle  można  zachować 

tajemnicę lekarską na tej wyspie? 

–  Doug pracuje dla niego,  a Ben jest kuzynem Mary.  Ale pozostaje faktem, 

że  ludzie 

dowiadują się wszystkiego pięć sekund po tym, jak postawisz diagnozę. Poza tym Ben jest w 
załodze łodzi ratunkowej Glenmore, więc w naszej społeczności jest kimś wyjątkowym.   

– Wyspa ma 

łódź ratunkową? 

– Tak. Cumuje przy nabrze

żu. Nie widziałeś jej? 

– Ostatnio by

łem tam w dniu przyjazdu. Dużo mają wezwań? 

–  Niestety tak.  Zw

łaszcza  latem.  Przeważnie  od  ludzi  spacerujących  po  klifach. 

Zapuszczają  się  na  dół,  żeby  zobaczyć  piękne  zatoczki,  i  odcina  ich  przypływ.  A  jeśli 
potrzebna jest pomoc medyczna, 

wzywają Logana. Jak widzisz, wszyscy pracujemy razem. 

Tak, 

interesujemy się sobą nawzajem, ale nie nadużywamy tego zaufania. Jest sposób, żeby 

odpowiadać  na  pytania,  a  jednocześnie  się  nie  wygadać.  Mogę  cię  zapewnić,  że  gdy  tylko 
poinformujesz Mary o wynikach, ona zadzwoni do co najmn

iej pięciu osób. A każda z nich 

zadzwoni do kolejnych pięciu. Ale to ich sprawa.   

Ethan pokr

ęcił głową.   

– W Londynie jest inaczej.   

background image

–  W

łaśnie  dlatego  mieszkamy  tutaj.  –  Przechyliła  głowę,  jakby  chciała  mu  rzucić 

wyzwanie.  –  Nie dostrzegasz pozytywów.  Jak 

chociażby  tego,  że  tutaj  wszyscy są  częścią 

nieformalnej grupy wsparcia. 

Kiedy pani Linton spadła ze schodów, ktoś zadzwonił do nas w 

ciągu godziny, bo zauważył, że jej kosz na śmieci nie jest odstawiony na swoje miejsce. W 
Londynie leżałaby na podłodze przez tydzień, zanim ktoś zorientowałby się, że coś jest nie 
tak.   

– Pewnie nawet d

łużej – powiedział oschle Ethan i dopił piwo. – No dobra, przekonałaś 

mnie. 

Widzę, że są jakieś pozytywy.   

–  Ale nie jest to miejsce,  w kt

órym  mógłbyś  osiąść  na  stałe  –  powiedziała  baz 

zastanowienia. 

Zamarła i zganiła się w duchu za swą niedyskrecję.   

Dlaczego to powiedzia

ła?  Co  się  z  nią  dzieje?  Przecież  nie  chce,  żeby  został  tu  na 

wieczność. Chciała tylko... chciała zaszaleć. Przyznała to w końcu przed samą sobą. Pragnęła 
przeżyć  szaloną  i  namiętną  przygodę  z  niewiarygodnie  przystojnym  mężczyzną,  a  Ethan 
Walker doskonale się do tego nadaje.   

–  A ty?  –  zapyta

ł  spokojnym  tonem,  podając  jej  sztućce.  –  Jesteś  świetnie 

wykwalifikowaną pielęgniarką. Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, żeby stąd wyjechać? 

– Co masz na my

śli? Czy ludzie na wyspie zasługują na gorszy los niż ci na lądzie? 

– Nie o to mi chodzi – powiedzia

ł cierpko. – Jesteś bardzo drażliwa. Przestań mi skakać 

do gardła. Zastanawiam się tylko, czy nie jesteś tym wszystkim znudzona.   

–  Uczy

łam  się  w  dużym  mieście  i  to  mi  wystarczy.  Tutaj  jestem  bardziej  niezależna. 

Czasem wydaje mi 

się,  że  anonimowość  jest  przeceniana.  –  Przez  chwilę  ;  bawiła  się 

jedzeniem na talerzu, 

po czym podniosła wzrok. – Lubię ludzi, Ethan. Lubię wiedzieć, co się 

u nich dzieje. Nie przeszkadza mi nawet fakt, 

że oni wiedzą, co robię, zanim w ogóle zacznę 

to robić. Lubię uczucie przynależności. Odpowiada mi świadomość, że gdzieś tam jest grupa 
ludzi, 

która  chce  działać  wspólnie  i  sobie  pomagać.  W miastach  na  okrągło  czytasz  o 

morderstwach i napaściach, podczas gdy tu... – Zawiesiła głos i wzruszyła ramionami.   

– Czuj

ę, że znów wracamy do problemu troski.   

–  W miastach ludzie zapewne te

ż są troskliwi i opiekuńczy. Tylko życie płynie tam tak 

szybko, 

że nie ma okazji,  żeby  to  okazać.  Zazwyczaj nawet nie rozpoznajesz swoich 

sąsiadów.   

Ethan za

śmiał się krótko.   

– Przecie

ż nie będziesz siedzieć tu bez końca, próbując wszystkich poznać.   

– Mamy tutaj raczej sta

łą liczbę mieszkańców, z wyjątkiem sezonu turystycznego. Ludzie 

w  miastach  przychodzą  i  odchodzą,  a tu znasz wszystkich.  To  duża  różnica.  Poza tym 
uwielbiam wyzwanie, jakim jest praca bez szpitalnego zaplecza. 

Dzięki temu jestem bardziej 

zaradna.   

Kyla nagle zda

ła  sobie  sprawę,  że  ta  rozmowa  bardzo  ją  zaabsorbowała.  W ogóle nie 

zauważyła, że skończyli jeść.   

– Smakowa

ło ci? 

Zdziwione spojrzenie, jakie rzuci

ł na swój pusty talerz, świadczyło o tym, że on również 

nie myślał o posiłku.   

background image

– Bardzo. Sos by

ł wyborny.   

– Zam

ówić kawę? Ethan spojrzał na nią.   

– Wypijmy kaw

ę w domu. Tam przynajmniej nikt nie będzie nas obserwował.   

U

śmiechnęła się.   

– Dobry pomys

ł.   

 

Co go op

ętało, by proponować jej coś takiego? Przecież powinien trzymać się od niej jak 

najdalej.   

Z

ły na siebie, postanowił, że spotkanie przy kawie będzie krótkie i oficjalne.   

– Ethan? Wszystko gra? – Glos Kyli mia

ł łagodną i lekko chropawą barwę.   

– Nic mi nie jest. – Czu

ł na sobie jej wzrok. – Jak sobie radzi Doug? Czy Logan ma jakieś 

wieści ze szpitala? 

–  S

ądzę, że jest dużo lepiej. Chyba jest już spokojniejszy.  Leslie dba o niego i spędza 

przy nim każdą minutę. Jadę tam jutro, żeby zapytać, czy mogę jej pomóc jakoś to wszystko 
ogarnąć.   

I o to chodzi,  powiedzia

ł w duchu Ethan, kiedy doszli do domu. Rozmowa o pracy jest 

najbezpieczniejsza. Szybka kawa. 

Krótka pogawędka. I nie będzie jej dotykać.   

Wytrwa

ł w swoim postanowieniu do momentu, w którym weszła do kuchni. Ciągle miała 

na sobie dżinsy, ale dodała do tego seksowne buty na obcasie i błękitny rozpinany sweterek, 
który pod

kreślał kolor jej oczu.   

–  Wstawi

ę  wodę  –  powiedziała  wesoło,  sięgając  po  kubki  i  kawę.  –  Możemy  zejść  na 

plażę,  jeśli  masz  ochotę.  Cudownie  jest  siedzieć  na  piasku  i  w  ciemności  obserwować 
gwiazdy.   

Poczu

ł, że zalewa go fala gorąca.   

– Tu jest dobrze – powiedzia

ł zmienionym głosem i potarł ręką kark. Ciemność i gwiazdy 

nie są mu potrzebne. – W kuchni jest w sam raz – powtórzył, a w duchu ucieszył się, że w 
świetle żarówki nie ma nic romantycznego.   

–  Zgoda.  Je

śli  tak  wolisz.  –  Rzuciła mu zdziwione spojrzenie.  –  Czy zdajesz sobie 

sprawę, że jesteś tu od dwóch tygodni, a ja ciągle prawie nic o tobie nie wiem? 

I o to mu w

łaśnie chodzi.   

– Po prostu nie ma o czym m

ówić.   

–  Chyba raczej nie ma rzeczy,  o kt

órych  ty  chciałbyś  opowiadać.  –  Nalała  wody  do 

czajnika. – 

Gdzie ostatnio pracowałeś? 

– W piekle – wyszepta

ł do siebie, a głośno powiedział: – Za granicą.   

Za

śmiała się cicho i odwróciła, aby spojrzeć mu w twarz.   

– Nigdy si

ę nie wygadasz, co, Ethan? Czy nikt ci nigdy nie powiedział, że rozmowa nie 

polega na wymianie krótkich słów? 

– Nie potrafi

ę rozmawiać. Powinnaś już to wiedzieć.   

Nigdy wcze

śniej nie widział tak błękitnych oczu. I tak niezwykle długich nóg.   

– Powinienem i

ść...   

Po chwili wahania zbli

żyła  się  do  niego,  zmniejszając dystans,  który  on  wcześniej 

background image

przezornie zachował.   

– Nie wypi

łeś kawy.   

Nie zorientowa

ł  się  nawet,  kto  kogo  pierwszy  dotknął.  Nagle  jej  ramiona  oplotły  jego 

szyję, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.   

Dobre intencje gdzie

ś  się  ulotniły,  tak jak  sumienie,  które dotychczas go 

powstrzymywało. Jego ręce błądziły po jej ciele. Całował ją zachłannie. Przesunął dłonie na 
jej biodra, 

by  mocniej  przycisnąć  ją  do  siebie.  Jej smak i zapach niebezpiecznie nim 

zawładnęły. Oderwał usta od jej warg i zaczął całować jej szyję.   

–  Ethan...  –  wyszepta

ła  i  przylgnęła  do  niego  całym  ciałem.  Ten  ruch  wystarczył,  by 

zatracił się bez reszty.   

Zn

ów  odnalazł  jej  usta,  a  ręce  wsunął  pod  bluzkę,  aby  delikatnie  pieścić  jej  gładką 

opaloną skórę.   

Ca

łe jego ciało płonęło. Poczuł, że Kyla drżącymi dłońmi zaczyna rozpinać mu koszulę. 

Dotyk jej palców na jego nagim torsie sprawił, że odzyskał zmysły.   

Jeszcze chwila i przekroczyliby granic

ę.   

–  Kyla...  –  Z trudem oderwa

ł od niej wargi i zmusił się, by cofnąć ręce od jej złocistej 

skóry. – 

Powinniśmy przestać. To nie jest dobry pomysł.   

J

ęknęła  i  spróbowała  przytulić  się  do  niego  ponownie,  ale  on  cofnął  się  o  krok, 

oddychając ciężko.   

– Kyla, nie.   

– Dlaczego? Co si

ę stało? – Usta miała nabrzmiałe i zaczerwienione od jego pocałunków.   

Ethan zacisn

ął zęby, przypominając sobie po raz kolejny, że Kyla nic o nim nie wie. Ale 

gdyby się dowiedziała...   

– Zaufaj mi. To pomy

łka.   

Cofn

ęła się, a kiedy przemówiła, głos jej się łamał.   

–  Czy naprawd

ę czujesz, że to pomyłka, Ethan? Nie. Ale są jeszcze inne okoliczności, 

które nakazują mu zachować rozsądek.   

– Musimy zapomnie

ć o tym, co się wydarzyło.   

–  Dlaczego?  –  B

łękitne  oczy  błądziły  po  jego  twarzy  w  poszukiwaniu  odpowiedzi.  – 

Przecież ty też tego chciałeś.   

– Wiem.   

– Wi

ęc...   

–  Nie potrafi

ę  tego  wyjaśnić.  Nie chodzi o ciebie,  tylko o mnie  –  wyrzucił  z  siebie  i 

desperacko złapał za klamkę. – A teraz muszę iść do domu.   

– Ale...   

– Dobranoc, Kyla. Dzi

ękuję za kolację.   

Nie czeka

ł na odpowiedź. Po prostu wyszedł.   

Kiedy dotar

ł do domu, zapalił światło w kuchni i wyciągnął list. Musi przypomnieć sobie, 

po co tak naprawdę tu przyjechał.   

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Nast

ępnego dnia wszedł do jej gabinetu zamaszystym krokiem.   

– Mam wyniki badania krwi Shelley. Kyla os

łupiała. Tylko tyle? 

Ich poca

łunek prawie zatrząsł całą wyspą, a on tylko to ma jej do powiedzenia? 

Serce bi

ło  jej  szybko  w  oczekiwaniu  na  jakiekolwiek  słowa  odnoszące  się  do  tego,  co 

zaszło  poprzedniego  wieczoru,  ale  Ethan  pozostawał  rzeczowy,  zimny  i  niedostępny.  Jak 
gdyby ten pocałunek nie miał miejsca.   

Kyla wzi

ęła  głęboki  oddech.  Wciąż  nie  mogła  uwierzyć,  że  przerwał  wszystko  tak 

gwałtownie.  Pytanie  tylko  dlaczego?  Evanna  miała  rację.  Ten  facet  coś  ukrywa. 
Zdecydowała, że to nie czas i miejsce na trudne rozmowy i spojrzała na niego wyczekująco.   

– Jaka diagnoza? 

–  To na pewno choroba Werlhofa.  Ale poziom p

łytek  krwi  nie  jest  najgorszy,  więc 

miejmy  nadzieję,  że  po  kilku  miesiącach  nastąpi  samoistna  remisja.  Rozmawiałem  z 
hematologiem. 

Powiedział, żeby na razie nic z tym nie robić. Będziemy po prostu regularnie 

badać krew i obserwować, czy choroba nie postępuje.   

– To dobra wiadomo

ść. – Kyla odetchnęła z ulgą. – Mary się ucieszy.   

–  Ju

ż  do  niej  dzwoniłem  i  poprosiłem,  żeby  przyszły  do  przychodni.  O  piątej. 

Pomyślałem, że pewnie chciałabyś przy tym być.   

–  Jasne.  Dzi

ęki. – Czy on w ogóle nie zamierza poruszyć tematu pocałunku? Czy chce 

zapomnieć o całej sprawie i nigdy do niej nie wracać? 

Jakby czytaj

ąc w jej myślach, spojrzał na nią, a serce Kyli zabiło mocniej. Zacisnął usta, 

odchrząknął i powiedział: 

– Musz

ę iść.   

– Jasne. – G

łos uwiązł jej w gardle.   

Ethan gwa

łtownie wciągnął powietrze, odwrócił się i pospiesznie opuścił gabinet.   

Kyla patrzy

ła  za  nim  i  czuła  narastającą  irytację.  Chciała  wybiec  i  zadać  mu  pytania, 

które same cisnęły jej się na usta: W co ty ze mną grasz? Chcesz zignorować to, co się między 
nami dzieje? 

A mo

że wszystko jej się tylko przywidziało, a on nie jest nią w ogóle zainteresowany...   

–  M

ężczyźni! – mruknęła do siebie. – Jak oni mogą oskarżać nas, kobiety, że jesteśmy 

skomplikowane? 

Do ko

ńca dnia próbowała skupić się na pracy, a o piątej poszła do gabinetu Ethana.   

– Mary i Shelley zaraz b

ędą. – Spojrzała na niego, starając się przezwyciężyć strach, jaki 

budziło w niej jego oficjalne zachowanie. – Znowu włożyłeś garnitur.   

– Jestem w pracy. – U

śmiechnął się słabo.   

–  I taki str

ój pomaga ci zachować dystans? – zapytała bez zastanowienia i natychmiast 

pożałowała, że nie potrafi trzymać języka za zębami.   

– To nie jest odpowiednia pora, Kylo. – Patrzy

ł na nią spokojnie.   

Kyla zarumieni

ła się. Była wściekła na siebie, bo doskonale o tym wiedziała. Zraniona i 

background image

zagubiona odwróciła się, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.   

Mary Hiller wprowadzi

ła Shelley do gabinetu, a Ethan natychmiast wskazał im krzesła.   

–  Prosz

ę,  usiądźcie.  Widzę,  że  się  martwicie,  więc  przejdźmy  od  razu  do  rzeczy.  – 

Przedstawił w skrócie wyniki badań.   

–  Prosz

ę  dokładniej  opowiedzieć  mi  o  tej  chorobie.  Co  to  dokładnie  oznacza?  –  Na 

twarzy Mary pojawiło się uczucie ulgi.   

–  Chodzi o to, 

że  we  krwi  jest  za  mało czerwonych krwinek.  Na pewno wie pani z 

biologii, 

że to one w głównej mierze odpowiedzialne są za krzepliwość.   

– Wi

ęc skoro Shelley nie ma ich w odpowiedniej ilości, to może krwawić? 

– W

łaśnie. Dlatego ma więcej siniaków niż zwykle.   

– A co jest przyczyn

ą choroby? 

– To schorzenie autoimmunologiczne. Innymi s

łowy organizm zwraca się sam przeciwko 

sobie. 

W  tym  przypadku  atakuje  płytki  krwi.  A co do przyczyn,  większość  fachowców 

twierdzi, 

że u dzieci przyczyną jest wirus.   

– Nie mo

żna tego leczyć? 

–  Leczenie nie zawsze jest konieczne. Zw

łaszcza u dzieci. Zazwyczaj same sobie z tym 

radzą, bez żadnej medycznej interwencji.   

– A co, je

śli będzie miała problemy? 

Ethan si

ęgnął po długopis i zapisał coś na kartce.   

–  To mój numer.  – 

Wręczył  kartkę  Mary.  –  Jeśli nie zastanie mnie pani w gabinecie, 

proszę  śmiało  dzwonić,  gdyby  coś  panią  zaniepokoiło.  Będziemy  robić  regularne  badania 
krwi, 

żeby zobaczyć, czy ilość płytek wraca do normy.   

Kyla skin

ęła  głową,  na  potwierdzenie  jego  słów.  Może  nosić  garnitur  i  wydawać  się 

niedostępny, ale dla zmartwionych pacjentów jest otwarty i nie budzi w nich strachu.   

Mary pieczo

łowicie złożyła kartkę i schowała ją do torebki.   

– A czy Shelley musi zrezygnowa

ć ze sportu? Ona uwielbia netball.   

– W obecnej sytuacji nie ma takiej potrzeby. – Ethan zanotowa

ł coś jeszcze. – Jeśli okaże 

się, że poziom płytek spada, wtedy lepiej, żeby unikała sportów kontaktowych.   

Uspokojona Mary opu

ściła gabinet, a Kyla przywołała na twarz wymuszony uśmiech.   

– Bardzo dobrze t

łumaczysz.   

–  Mimo 

że  noszę  garnitur?  –  zażartował,  ale  Kyla  czuła  się  zbyt  niepewnie,  by 

odpowiedzieć mu w ten sam sposób.   

–  Dzi

ękuję, że poświęciłeś im tyle czasu – rzekła szybko, idąc w kierunku drzwi. Musi 

uciec. 

Jego obecność całkowicie wytrąca ją z równowagi. On tego tak nie odbiera, więc im 

szybciej się z tym pogodzi, tym lepiej dla nich obojga. – Muszę iść.   

– Kyla, poczekaj. – Zatrzyma

ła się w pół ruchu i zacisnęła dłoń na klamce.   

– Nie teraz, Ethanie – powiedzia

ła cicho, patrząc przed siebie. – Jak sam mówiłeś, to nie 

jest dobry moment.   

Ethan patrzy

ł na nią, czując narastającą frustrację. Dlaczego ona i dlaczego właśnie teraz? 

Gwa

łtownym ruchem rozluźnił krawat i zaklął cicho. Zranił jej uczucia. Kyla myśli, że ją 

odtrącił, ale nie miał prawa postąpić inaczej.   

background image

T

ępo patrzył w okno, obserwując pierwsze czarne chmury, które pojawiły się na niebie.   

Oczywi

ście, mógłby powiedzieć jej prawdę. Wyjawić, kim jest i dlaczego tu przyjechał.   

Ale jeszcze nie jest na to gotowy.   

Wci

ąż jest tyle rzeczy, których nie rozumie. Musi wyjaśnić wszystkie kwestie, które go 

nurtują. Może wtedy zajmie się Kylą MacNeil.   

 

Ona za

ś czuła się jak skończona idiotka.   

Wsiad

ła do samochodu, rzucając ukradkowe spojrzenie w kierunku czarnego sportowego 

auta, 

które  stało  obok.  Eleganckie i wytworne.  Zupełnie  jak  jego  właściciel,  pomyślała 

smutno i opuściła parking przychodni.   

Ethan Walker nie pasuje do tego miejsca i nigdy nie zainteresuje si

ę taką kobietą jak ona.   

Zmarszczy

ła  brwi,  analizując  własne  myśli.  Jakie to patetyczne,  pomyślała  ze  złością  i 

gwałtownie  zmieniła  bieg.  Strasznie  nisko  się  ceni.  Nie o to chodzi,  że  nie  jest  dla  niego 
wystarczająco dobra.  Tyle że są związki, które  nie mają prawa bytu.  I to jest najwyraźniej 
jeden z nich.   

To prawda,  jest mi

ędzy  nimi  chemia.  Wręcz  niezwykła.  Ale  ich  życie  jest  całkiem 

odmienne. 

Cenią różne wartości. Są po prostu... inni.   

Nie ma w

ątpliwości,  że  Ethan  jest  doskonałym  lekarzem  i  ma  świetny  kontakt  z 

pacjentami,  ale te

ż  wyraźnie  trzyma  się  na  uboczu.  Jest taki  –  szukała odpowiedniego 

określenia – powściągliwy.   

Czasami,  kiedy towarzyszy

ł  im  na  kolacji  u  Logana,  łapała  go  na  tym,  że  bacznie  ich 

wszystkich obserwuje.   

Przypomnia

ła sobie, co powiedział jej o swoim dzieciństwie. O rozwodzie rodziców. O 

braku zainteresowania z ich strony.   

Westchn

ęła  i  postanowiła  wpaść  do  Leslie  i  Douga.  Teraz  potrzebują  wsparcia,  a ona 

będzie mogła zapomnieć na chwilę o swoich problemach. Musi przestać myśleć o Ethanie, 
postanowiła w drodze do McDonaldsów.   

Przestanie patrze

ć,  jak biega co rano  po  plaży,  skończy  wynajdywać  powody,  by 

porozmawiać z nim w jego gabinecie i wreszcie wyrzuci z pamięci tamten pocałunek.   

Zaparkowa

ła samochód przed domem.   

– Jest tu kto? – Drzwi wej

ściowe były otwarte, więc zajrzała do środka. – Halo! 

Z kuchni wysz

ła Leslie.   

– Prosz

ę wejść, siostro MacNeil! – powiedziała dziarsko, ocierając ręce w fartuch. – Twój 

pacjent jest w ogrodzie, 

ale  zgodnie  z  zaleceniami  był  już  dziś  na  spacerze.  Tyle  że  na 

krótkim. 

Przechadzał się tylko koło domu. Napijesz się herbaty? Właśnie zagotowałam wodę.   

– Z przyjemno

ścią. – Kyla weszła do kuchni. – Nie pamiętam już, kiedy ostatnio jadłam 

lunch.   

Leslie cmokn

ęła z dezaprobatą.   

–  Wszyscy za ci

ężko  pracujecie w tej przychodni, ale jesteśmy wam wdzięczni. Strach 

pomyśleć, jak byśmy skończyli bez was. – Zawahała się. – Doug i ja tyle wam zawdzięczamy. 
I  temu nowemu lekarzowi.  W szpitalu  byli  pod 

wrażeniem  tego,  jak  dobrze  zajęliście  się 

background image

Dougiem. 

Prawdopodobnie uratowaliście mu życie.   

–  Robili

śmy, co do nas należy, Leslie – powiedziała Kyla łagodnie – i niczego nam nie 

zawdzięczacie. Dobrze, że Ben tak szybko przywiózł do nas Douga.   

– Ben to dobry cz

łowiek. – Leslie pokiwała głową. – A teraz brakuje mu ludzi do pracy w 

pubie.   

– Da sobie rad

ę. – Kyla spojrzała w okno i zobaczyła Douga wpatrującego się w ogród. – 

Jak on się ma? 

–  B

óle  się  już  nie  powtórzyły,  ale  jest  zmęczony.  W szpitalu powiedzieli mu,  że  takie 

może być działanie leków. I że doktor Walker zmieni dawkę, jeśli będzie trzeba.   

–  Chodzi

ło  mi  bardziej o  stronę  psychiczną.  –  Kyla  odwróciła  się.  –  Doug jest bardzo 

aktywnym człowiekiem. Jak sobie radzi z tym, że musi spasować? 

–  Nie mia

ł  wyjścia,  ale  myślę,  że  bardzo  go  to  denerwuje.  –  Leslie  przyglądała  się 

mężowi  przez  chwilę,  a  potem  uśmiechnęła  się  pogodnie.  –  No  tak,  ale  co  to  ja  miałam 
zrobić? Aha, herbatę. Zaproponowałabym kawałek ciasta, ale kiedy wróciliśmy ze szpitala, 
zrobiłam  czystkę  w  szafkach  i  wyrzuciłam  wszystkie  niezdrowe  produkty.  Mamy tylko 
owoce.   

– Dobrze, 

że dbasz o jego dietę.   

Leslie wrzuci

ła torebki herbaty do imbryka.   

– Trudno my

śleć o czymkolwiek innym – mruknęła, a Kyla położyła jej dłoń na ramieniu.   

– Rozmawia

łaś z kimś? 

– Ja? – R

ęce Leslie zadrżały i rozlała wrzątek.   

– Dlaczego mia

łabym z kimś rozmawiać? To nie ja jestem chora.   

– To dotyczy was obojga – szepn

ęła Kyla, odbierając jej czajnik i odstawiając go na bok. 

Sięgnęła  po  ścierkę  i  wytarła  wodę.  –  To  duży  stres.  Musisz  być  silna  za  was  dwoje.  To 
bardzo trudne.   

– Nic mi nie jest – powiedzia

ła żywo Leslie i uśmiechnęła się trochę zbyt pogodnie. – Idź 

do Douga, 

ja zaraz do was dołączę.   

– W

łaściwie to chciałabym porozmawiać z tobą.   

–  Ale ja nie jestem chora.  –  Leslie z

łożyła ręcznik kuchenny z przesadną starannością. 

Nagle na jej twarzy pojawił się grymas, a ręce kurczowo się zacisnęły. – Cały czas się boję, 
że on umrze – przyznała cicho.   

– Za ka

żdym razem, kiedy wstaje z fotela, chciałabym go powstrzymać. Chcę krzyknąć, 

żeby  się  nie  ruszał,  a  oni  każą  mu  zacząć  ćwiczyć.  Ma  zacząć  rehabilitację.  –  Leslie 
pociągnęła nosem. – Nie chcę, żeby podnosił filiżankę, a co dopiero ćwiczył! 

– Och, Leslie. – G

łos Kyli przepełniało współczucie. Podeszła do kobiety i uściskała ją. – 

Rehabilitacja jest bardzo ważna po ataku serca. Wiem, że cię to przeraża, ale trzeba powoli 
zwiększać wysiłek fizyczny.   

– Dosta

ł nagranie wideo i broszurki. I będzie musiał zrzucić kilka kilogramów.   

– To prawda. – Kyla pokiwa

ła głową. – Ale nie chodzi tylko o dietę i ćwiczenia, Leslie. 

Obojgu wam potrzeba emocjonalnego wsparcia. 

Żebyście mogli zacząć na nowo żyć.   

– Czy to w og

óle jest możliwe? 

background image

– Na pewno – powiedzia

ła Kyla łagodnie. – Wiesz, że możecie na nas liczyć.   

– Ale nie mo

żecie mi obiecać, że wszystko będzie dobrze, prawda? Nie macie gwarancji, 

że to się nie powtórzy.   

–  Nie  –  przyzna

ła  szczerze  Kyla.  –  W  życiu  niczego  nie  można  zagwarantować.  Ale 

zrobimy wszystko,  co w naszej mocy. 

Wielu ludzi po ataku serca żyje normalnie do późnej 

starości.   

– W nocy boj

ę się zasnąć, bo on może mnie potrzebować.   

–  To normalne,  Leslie.  Mo

że  mi  nie  uwierzysz,  ale to uczucie z czasem minie i oboje 

staniecie na nogi. 

Będziesz  zaskoczona,  jak  dobrze  potraficie  sobie  z  tym  radzić.  Wiem z 

doświadczenia. Zobaczysz, że po kilku tygodniach zostanie tylko wspomnienie.   

–  Tak my

ślisz? Cały czas widzę go, jak leży na szpitalnym łóżku, z maską tlenową na 

twarzy. 

Słyszę  te  wszystkie  urządzenia.  Wyobrażam  sobie, że  nasza  mała  Andrea  mogłaby 

zostać bez ojca. – Leslie urwała i przykryła usta dłonią, powstrzymując łzy.   

–  Ale przecie

ż on żyje – powiedziała Kyla spokojnie. – Musisz pamiętać, że wszyscy o 

was myślą. Na miejscu jest dwóch lekarzy, a poza tym Doug będzie pod stałą opieką szpitala.   

– My

ślałam, że oszaleję od dźwięku tych stale pikających aparatów. – Leslie zaśmiała się 

gorzko. – Teraz mi ich brakuje, 

bo kiedy je słyszałam, przynajmniej miałam pewność, że on 

żyje.   

– To naturalne, 

że czujesz się niepewnie, ale nie jesteś sama, pamiętaj.   

– Leslie, czy to Kyla? – dobieg

ł z ogrodu głos Douga. Leslie odchrząknęła i odwróciła się 

do zlewu, 

by przemyć twarz zimną wodą.   

– Tylko nie mów mu, 

że się martwię – powiedziała szorstko, ocierając twarz ręcznikiem i 

wygładzając sukienkę. – Niepotrzebny mu dodatkowy stres.   

– My

ślisz, że on nie wie? – Kyla potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. – Pójdę i chwilę z 

nim porozmawiam, a ty s

ię uspokój. Może przyniesiesz herbatę, kiedy już ochłoniesz? 

– Tak zrobi

ę. I Kylo... – zatrzymała ją Leslie.   

– Tak? 

– Dzi

ękuję. Dobra z ciebie dziewczyna.   

 

Kyla rzuci

ła się w wir pracy, by nie myśleć o Ethanie.   

W drodze do domu cz

ęsto wpadała do McDonaldsów i odwiedzała Aislę. Przyjmowała 

wszystkich pacjentów i wypełniła swój grafik dyżurami. Wieczorem wykończona padała na 
łóżko i śniła o Ethanie.   

Jego pocz

ątkowa niepewność co do kontaktów towarzyskich z Loganem i Kirsty minęła i 

teraz  często  wpadał  do  nich  na  kolację.  Pojawił  się  nawet  na  pierwszych  urodzinach 
dziewczynki, 

obdarowując ją, ku jej nieopisanej radości, ogromnym pluszowym misiem.   

Kyla zacz

ęła  więc  odwiedzać  Kirsty  w  ciągu  dnia,  by  uniknąć  spotkania  z  Ethanem. 

Wieczorami zaś przesiadywała w kawiarni ciotki.   

– Ostatnio cz

ęsto u nas bywasz – zauważyła ciotka i ostrożnie postawiła przed Kylą talerz 

gorącej zupy. – Czy coś się stało? 

–  Nie,  sk

ąd. – Kyla powąchała potrawę. – Pachnie fantastycznie. To nie moja wina, bo 

background image

mając  do  wyboru  samodzielne  gotowanie  albo  stołowanie  się  tutaj,  nawet  się  nie 
zastanawiam, co lepsze.   

– Kyla. – Ciotka usiad

ła naprzeciwko niej. – Znam cię całe życie i widzę, że coś cię trapi.   

– Zupe

łnie nic.   

– A czy to „nic” 

przypadkiem nie nosi garnituru i nie jeździ sportowym autem? 

Kyla podnios

ła wzrok znad talerza.   

– Nie wiem, o czym mówisz.   

–  Czy

żby?  To  jest  wyspa,  Kylo.  Nic  tu  nie  pozostaje  niezauważone.  –  Glos  ciotki  był 

łagodny. – Masz prawo do prywatności, jeśli tego właśnie chcesz. Ale przypominam, że masz 
tu rodzin

ę, która cię kocha. Nie zapominaj o tym.   

Kyla prze

łknęła ślinę.   

– On nie jest zainteresowany, ciociu Meg.   

– Wydaje mi si

ę, że on coś ukrywa.   

–  M

ówisz zupełnie jak Evanna. – Kyla uśmiechnęła się krzywo. – Ona też twierdzi, że 

Ethan ma jakieś sekrety.   

– Mo

że ma, a może po prostu musi kilka rzeczy przemyśleć, a Glenmore to całkiem dobre 

miejsce.   

Kyla potrz

ąsnęła głową.   

– Nie chc

ę mu się narzucać.   

–  To dlatego objadasz mnie tu ze wszystkiego?  –  Meg podsun

ęła  jej  kilka  kawałków 

chleba. – 

On spędza czas z twoim bratem, a ty go unikasz.   

– Uwielbiam tu jada

ć i z tobą przebywać – powiedziała Kyla w poczuciu winy.   

– Nie musisz mi tego m

ówić. – Meg prychnęła. – Ja się nie obrażam, tylko po prostu się o 

ciebie martwię, dziewczyno.   

– Niepotrzebnie, dam sobie rad

ę. – Kyla wstała, by uściskać ciotkę. – Dziękuję.   

– Jedz – ciotka przytuli

ła ją i dodała: – zanim zupa całkiem ostygnie.   

Kyla doko

ńczyła kolację, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze zauważył, że spędza teraz 

dużo czasu w kawiarni, zamiast starym zwyczajem przesiadywać w ogrodzie Logana.   

Przemy

ślała wszystko tej nocy i następnego dnia, kiedy Evanna zaprosiła ją na wspólny 

piknik na plaży, Kyla zdecydowała się przyjąć zaproszenie.   

Nie chcia

ła  narażać  się  na  sarkastyczne  uwagi  Logana,  więc  włożyła  sandały,  wzięła 

lodówkę  turystyczną  i  zeszła  na  plażę.  Evanna  rozkładała  koc  w  kratę  i  starała  się 
jednocześnie kontrolować rozbrykane dziecko.   

–  Nie jedz piasku  –  upomnia

ła  dziewczynkę. Uśmiechając  się,  wzięła  ją  na  kolana  i 

przytuliła. – Idź na chwilę do cioci Kyli, a ja przygotuję jedzenie.   

–  Przynios

łam  quiche  i  sałatkę.  –  Kyla  postawiła  lodówkę  na  kocu  i  pocałowała 

siostrzenicę.   

Podszed

ł do nich Logan. Jego mokre ciało lśniło kropelkami morskiej wody.   

– Ca

łkiem przyjemnie.   

–  Innymi s

łowy woda jest lodowata  –  roześmiała  się  Evanna,  podając  mu  ręcznik.  – 

Szybko. 

Wytrzyj się.   

background image

Logan pos

łał Kyli pytające spojrzenie.   

–  A niech mnie,  moja zaginiona siostra.  Gdzie si

ę  podziewałaś  przez  cały  tydzień?  – 

Wytarł się i włożył koszulkę. – Nie było cię nigdzie widać.   

–  By

łam kilka razy  u  cioci Meg – odparła Kyla obojętnie, jedząc pomidora. Podniosła 

głowę, by coś dodać, gdy nagle zobaczyła idącego w ich stronę Ethana.   

S

łowa uwięzły jej w gardle.   

– Kyla – powiedzia

ła Evanna – brudzisz koc.   

Ze zdenerwowania nie zauwa

żyła, że upuściła pomidora.   

– Przepraszam. – Nie mia

ła pojęcia, że on też tu będzie. Serce tłukło jej się jak oszalałe, 

więc próbowała się uspokoić.   

Unika

ła go przez cały tydzień. Zmuszała się, by nie obserwować go, jak biega o poranku. 

Nawet udało jej się zapomnieć na chwilę o tamtym pocałunku.   

My

ślała, że nieźle sobie radzi. A teraz, kiedy czuła przyspieszone bicie serca, wiedziała, 

że to nieprawda.   

Ethan ci

ągle tak samo na nią działa.   

– Przepraszam za sp

óźnienie. – Miał na sobie krótkie dżinsy i luźny sprany T-shirt, jego 

twarz  pokrywał  delikatny  zarost.  Kyla  pomyślała,  że  w  życiu  nie  widziała  bardziej 
seksownego mężczyzny.   

– Teraz zabrzmia

łeś jak prawdziwy mieszczuch – powiedział Logan, podając mu butelkę 

piwa. – Trzymaj. 

Dzisiaj ja mam dyżur.   

Ethan podzi

ękował mu skinieniem głowy.   

– Mam nadziej

ę, że będziesz miał spokojniejszą noc niż ja.   

Logan u

śmiechnął się krzywo i spojrzał na córkę.   

– Pewnie nie, ale z innych przyczyn. Zak

ładam, że kilka razy musiałeś się zrywać.   

– Jak na tak

ą małą wyspę, jest tu co robić. – Wypił łyk piwa, a Kyla złapała się na tym, że 

go obserwuje.   

Te usta jej dotyka

ły. Te ręce... Ethan pochwycił jej spojrzenie i spojrzał jej prosto w oczy. 

Żadne z nich nie powiedziało słowa, a napięcie między nimi rosło. Kyla nie mogła oderwać 
wzroku  od  Ethana  i  czuła,  że  on  prowadzi  taką  samą  wewnętrzną  walkę.  Wtedy 
niespodziewanie Kirsty wdrapa

ła się na jej kolana i pociągnęła ją za włosy.   

–  Au!  –  Czar prys

ł.  Kyla  chwyciła  pulchną  piąstkę  Kirsty  i  wyplątała  ją  ze  swoich 

włosów. – Musimy nauczyć cię czegoś nowego.   

Ku jej zaskoczeniu Ethan odstawi

ł piwo i pochylił się nad Kirsty.   

– Ja si

ę nią zajmę. – Ukucnął, uśmiechając się do dziewczynki. – Masz ochotę pobawić 

się na falach? 

Kirsty wygl

ądała  niepewnie,  a  kiedy  Ethan  wziął  ją  na  ręce,  zesztywniała  i  poszukała 

wzrokiem Logana.   

–  Córeczka tatusia.  – 

Logan uśmiechnął się dumnie i pogładził uspokajająco jedwabiste 

loki dziecka.   

Ethan 

łagodnie  powiedział  do  małej  kilka  słów,  wskazując  na  mewę,  a twarz Kirsty 

rozjaśnił uśmiech aprobaty. Zapomniała o swoich uprzedzeniach do nieznajomego mężczyzny 

background image

i gaworząc wesoło, z zapałem chwyciła go za włosy.   

–  Zosta

łeś  wyróżniony  zauważyła  Evanna,  sięgając  po  słone  paluszki.  –  Ona tak robi 

tylko tym, któ

rych naprawdę kocha.   

Ethan skrzywi

ł się z bólu i wywinął się z uścisku. Z rozbawieniem w oczach zwrócił się 

do Logana: 

– Mog

ę ją wziąć do wody? 

– Jasne. Ona to uwielbia. Eve, zrobi

łaś może swojego sławnego kurczaka z orzechami? – 

Logan  nachylił  się  nad  koszykiem  i  studiował  jego  zawartość,  po  czym  wziął  kawałek 
świeżego mango. – Wygląda to przepysznie.   

– To jest karaibska sa

łatka owocowa, na później. – Evanna zabrała mu miskę. – Zostaw. 

Zawsze zjadasz wszystko w niewłaściwej kolejności.   

Czuj

ąc, że to dobry moment, by na chwilę zostawić tych dwoje sam na sam, Kyla wstała i 

z ociąganiem podążyła za Ethanem w kierunku morza. Dotąd próbowała trzymać się od niego 
z daleka, 

ale teraz bardzo chciała, by Logan i Evanna zostali na chwilę sami.   

Niezadowolona, 

że czuje się nieswojo na własnym terytorium, przyglądała się scence na 

brzegu morza.   

Ethan zdj

ął Kirsty skarpetki i wetknął je sobie do kieszeni spodenek. Trzymał ją mocno w 

pasie, 

delikatnie zanurzając jej stopki w bijących o brzeg falach. Kirsty chichotała z uciechy i 

wierzgała nóżkami.   

Kyla wzruszy

ła się, widząc zachwyt na twarzy siostrzenicy, a potem spojrzała na Ethana. 

Nigdy  dotąd  nie  widziała,  by  uśmiechał  się  w  taki  sposób.  Chłód  i  rezerwa  zniknęły.  Ich 
miejsce zajęła czułość. Pierwszy raz był tak odprężony. Podniósł Kirsty, uciekając przed zbyt 
wysoką falą. Śmiał się i przemawiał do niej cicho.   

Kyla poczu

ła  ucisk  w  gardle.  Było  coś  niebywale  poruszającego  w  tym  zestawieniu 

silnego, 

zamkniętego w sobie człowieka z niewinnym dzieckiem.   

Ethan nagle podni

ósł  Kirsty  i  wziął  ją  w  ramiona,  a  Kyla  spojrzała  na  jego  twarz. 

Zobaczyła w niej tęsknotę i niewypowiedziany smutek. Instynktownie przesunęła się w jego 
kierunku, 

ale po chwili się zatrzymała. Nie mogła go pocieszyć i wesprzeć, skoro już raz to 

odrzuc

ił. Każdy taki gest z jej strony może być źle odebrany. Poza tym Ethan już wiele razy 

dał  jej  do  zrozumienia,  że  nie  jest  skory  do  zwierzeń.  Co  on  w  ogóle  o  sobie  powiedział? 
Prawie nic.   

Kyla rzuci

ła  ostatnie  powłóczyste  spojrzenie  w  stronę  Ethana  i  odwróciła  się.  Nie 

wiedziała,  co  go  gnębi,  ale była  pewna,  że  nie  do  niej  należy  pocieszanie  go.  Odrzucił 
wszystko, 

co chciała mu ofiarować.   

Po

żałowała,  że  w  ogóle  dała  się  namówić  na  ten  piknik.  Może  za  jakiś  czas  będzie  w 

stanie patrzeć na Ethana jak na zwykłego kolegę z pracy. Teraz jeszcze nie jest na to gotowa. 
Miała bolesną świadomość jego obecności. Olbrzymim wysiłkiem woli powstrzymywała się 
od tego, 

by na niego nie patrzeć.   

Ukl

ękła na kocu i sięgnęła po talerz.   

– Dzi

ękuję za zaproszenie, ale zjem coś szybko i polecę.   

–  Sk

ąd ten pośpiech? – Logan  podał jej kawałek bagietki. – Nie widzieliśmy się przez 

background image

cały tydzień. Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jakoś dziwnie.   

– Nieprawda.   

– Zwykle wk

ładasz kostium i idziesz popływać.   

– Mam du

żo pracy w domu. W tym tygodniu nawet nie miałam kiedy posprzątać.   

– Ale przecie

ż ty nie znosisz sprzątać – zdziwił się Logan. – A poza tym...   

– Oj, daj spokój, Logan – 

wtrąciła Evanna, podając mu talerz z kurczakiem. – Przestań ją 

kontrolować.  Kyla sama najlepiej wie,  czy  musi  spędzić  ten  wieczór  w  domu,  czy nie.  A 
tymczasem  może  spróbujesz  mojego  kurczaka?  Tylko  pilnuj,  żeby  nie  dostał  się  w  ręce 
Kirsty.   

Kyla w my

ślach błogosławiła Evannę za jej wyczucie taktu. Zarumieniła się lekko, czując 

na sobie badawczy wzrok Logana. 

A więc on wie.   

Wyczyta

ła to z jego twarzy. Uśmiechnęła się słabo i wzruszyła ramionami. Jej brat jest 

bardzo bystry, 

jeśli  chodzi  o  sprawy  innych  ludzi,  skonstatowała  Kyla.  Inaczej jest,  jeśli 

chodzi o jego własne życie. Kiedy wreszcie zauważy, że Evanna jest dla niego stworzona? 

Ethan wr

ócił do nich i podał Kirsty Loganowi.   

– Ona uwielbia wod

ę.   

–  Wiadomo,  w ko

ńcu tu się urodziła. Zanim skończy cztery lata, będzie już pływać jak 

mała syrenka. – Logan uśmiechnął się szeroko. – Tak jak ciocia Kyla.   

– Ja mia

łam trzy.   

–  I skaka

łaś  do  wody  ze  skał.  „Uważaj  na  siostrę,  Logan”.  –  Logan  zacytował  słowa 

matki. – 

Nie miałaś w ogóle poczucia zagrożenia.   

– Nie mo

żna żyć w ciągłym strachu. – Kyla skończyła jeść, nie patrząc na Ethana. Miała 

ochotę popływać, ale nie teraz. Nie w jego obecności. Pójdzie do domu i poczeka, aż skończą 
piknik, 

a potem wróci na plażę. – Idę.   

Wsta

ła energicznie i strzepnęła okruchy ze spodni.   

–  Dzi

ęki,  Evanno.  Wszystko  było  pyszne.  Do zobaczenia jutro.  Logan,  nie zapomnij 

zadzwonić do mamy. Nigdy nie może cię zastać, kiedy dzwoni, żeby omówić urodziny cioci 
Meg.   

Ethan bacznie j

ą obserwował. Czuła na sobie jego spojrzenie. Zmusiła się, by spojrzeć na 

niego obojętnie i uśmiechnęła się.   

– Cze

ść, Ethan. Do zobaczenia jutro.   

Nie zatrzymuj si

ę. Idź i nie odwracaj głowy. Są jeszcze inni mężczyźni, rozmyślała Kyla, 

idąc w stronę domu. Mili. Nieskomplikowani. Pewnego dnia i ona takiego spotka.   

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Ethan zawaha

ł się, stojąc pod drzwiami Kyli. Wiedział, że nie powinien tu się znaleźć. 

Przez niego ona unika swej rodziny. 

Zacisnął zęby i podniósł rękę, by zapukać, ale w tym 

samym momencie Kyla weszła do kuchni i go zobaczyła.   

Z pewno

ścią  właśnie  wzięła  prysznic.  Miała  na  sobie  szorty  i  kusą  bluzeczkę.  Jej 

w

ilgotne włosy opadały na ramiona.   

Ich oczy spotka

ły się na dłużą chwilę. Zastanawiał się, czy Kyla może go tak po prostu 

zignorować.   

Chwil

ę potem otworzyła drzwi.   

– Czy co

ś się stało? Właśnie kładłam się do łóżka. Do łóżka? Czy tak wygląda ktoś, kto 

idzie spać? Ethan poczuł, że puls mu przyspiesza i nagle zdał sobie sprawę, że lepiej byłoby, 
gdyby odłożył tę wizytę na jutro. Mógłby wytłumaczyć jej wszystko za dnia, kiedy Kyla ma 
na sobie granatowy kitel. 

Chociaż w jej przypadku nawet służbowe ubranie nie jest w stanie 

wiele ukryć.   

– Ethan? – Zmarszczy

ła brwi. – O co chodzi? Zebrał się na odwagę.   

– Idziesz spa

ć? Nie ma jeszcze dziewiątej.   

– Jestem zm

ęczona.   

– Mog

ę wejść? 

Niespodziewanie stali si

ę powściągliwi. Ostrożni.   

– Po co? 

–  Poniewa

ż  muszę  cię  przeprosić  –  przeszedł  prosto  do  sedna  –  i  ponieważ  musimy 

porozmawiać.   

Kyla nie mia

ła zamiaru udawać, że nie wie, o co mu chodzi. Nie należała do kobiet, które 

lubią gierki.   

– To by

ło ponad tydzień temu. Nie ma o czym mówić – Próbowałem udawać, że nie ma 

to dla mnie znaczenia, 

ale nie udało się. I tobie też nie, prawda? Nie widziałem cię u Logana 

w tym tygodniu. – 

Domyślił się, że w ten sposób Kyla próbuje uniknąć spotkania.   

Gwa

łtownie nabrała powietrza.   

– By

łam zajęta, Ethan.   

– Zaj

ęta unikaniem mnie. Zesztywniała.   

– Nawet je

śli tak, to co z tego? Potrafię odczytywać sygnały. Wyraziłeś się jasno, a mnie 

nie trzeba dwa razy powtarzać.   

– A gdybym powiedzia

ł, że źle mnie zrozumiałaś? 

–  S

ądziłabym,  że  kłamiesz.  –  Przechyliła  głowę.  –  Potrafię  poznać,  kiedy  ktoś  mnie 

odtrąca.   

– Ja ci

ę nie odtrąciłem, Kyla.   

– W takim razie moja znajomo

ść mowy ciała nie jest tak dobra, jak sądziłam.   

Nie spodziewa

ł się po niej takiego chłodu. Przeczesał włosy palcami.   

– Nie odtr

ąciłem cię. Byłem od tego daleki. Uwierz mi. Ale wszystko się skomplikowało.   

background image

– A ja nie chc

ę, żeby skomplikowało się jeszcze bardziej. Dobranoc, Ethan.   

Zrobi

ła taki gest, jakby chciała zamknąć drzwi. Ethan powstrzymał ją i wszedł do środka.   

–  Odejd

ę,  kiedy  wysłuchasz mnie do końca. Jest coś, co muszę ci powiedzieć. Pewnie 

powinienem był zrobić to wcześniej, ale nie potrafiłem.   

Kyla zawaha

ła się, ale wpuściła go do środka, nie zamknąwszy drzwi.   

– No dobrze. S

łucham. Zamierzasz mi powiedzieć, że ten pocałunek to pomyłka? 

– To nie by

ła pomyłka. Po prostu tego nie planowałem.   

– Planujesz wszystko, co dzieje si

ę w twoim życiu? 

– Nie. S

ą jednak rzeczy, które muszę ci wyjaśnić, zanim dalej w to zabrniemy.   

Zn

ów  pojawiła  się  między  nimi  chemia.  Powietrze  w  kuchni  szybko  stało  się  ciężkie. 

Nagle E

thanowi zaschło w gardle.   

– Nic nie musisz mi wyja

śniać.   

– Musz

ę. Kyla. To ważne – powiedział zachrypniętym głosem.   

– W takim razie s

łucham.   

Łatwo  powiedzieć,  tylko  że  nic  nie  przychodziło  mu  do  głowy.  Nie  miał  pojęcia,  od 

czego zacząć. Nie wie nawet, gdzie jest początek.   

– Jeste

ś żonaty? – Zdumiało go, z jaką łatwością zadała to pytanie.   

– Sk

ąd ci to przyszło do głowy? Nie jestem żonaty.   

–  Zatem ca

ła  reszta  nie  ma  znaczenia.  –  W  jej  głosie  jest  tyle  przekonania.  Dla niej 

wszystko w życiu jest takie proste.   

Przyci

ągnął ją do siebie i pocałował. Pomyślał, że będzie się martwił o wszystko później. 

Objęła go, a on poczuł ciepło jej szczupłego ciała. Zapomniał o powodach, dla których nie 
powinien był tego robić. Nie chciał myśleć, że Kyla znienawidzi go, gdy zorientuje się, kim 
on jest. 

Chciał ją posiąść. Jego dłonie wędrowały po jej udach, gdy nagłe usłyszeli walenie w 

drzwi. 

Ethan zmiął w ustach przekleństwo.   

–  Co za wyczucie!  –  sykn

ęła  Kyla.  Oboje  pomyśleli,  że  nie  jest  to  najlepsza  pora  na 

odwiedziny. – 

Muszę sprawdzić, kto to.   

– Jest do

ść późno. Spodziewasz się kogoś? 

–  Nie,  ale ludzie tutaj tak w

łaśnie robią. Szczególnie jeśli mają kłopoty. – Zmarszczyła 

brwi i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.   

– Aisla? 

Ethan po g

łosie  poznał,  że  jest  zaskoczona.  Zastanawiał  się,  co  sprowadza  Aislę  o  tak 

późnej porze, i to w taką pogodę. Może to znowu cukrzyca.   

Potem us

łyszał przerażony glos.   

– Fraser. Znikn

ął.   

– Jak to znikn

ął? 

–  Nie wiem.  Powiedzia

ł, że idzie na noc do Hamisha. Ale u nich go nie ma, bo przed 

chwilą rozmawiałam z jego mamą. Hamish też nie ma pojęcia, gdzie może być mój syn.   

– Ma bujn

ą wyobraźnię. Pewnie się gdzieś bawi.   

– Ale zaraz si

ę ściemni. – Aisla ukryła twarz w dłoniach.   

–  Ci

ągle  mu  powtarzałam,  że  nie  powinien  się  oddalać,  ale  on  wymyka  się,  kiedy nie 

background image

patrzę. Jestem okropną matką.   

–  To nieprawda  –  zaprzeczy

ła pospiesznie Kyla – i postaraj się nie panikować. Pewnie 

poszedł  do  jakiegoś  kolegi  i  zapomniał  zadzwonić.  Pytałaś  Paula  Westona? Henry'ego 
Masona? Może oni coś wiedzą...   

– Dzwoni

łam do obu, ale go nie widzieli.   

– Wobec tego ja zadzwoni

ę do Ann Carne. – Kyla sięgnęła po telefon. – Może ona nam 

pomoże.   

Nie bacz

ąc na konsekwencje ujawnienia swojej obecności w domu Kyli, Ethan podszedł i 

zapytał: 

– Gdzie zwykle Fraser si

ę bawi?   

Aisla spojrzała na niego przestraszona.   
–  Nie wiem,  mo

że na plaży? To jego ulubione miejsce. Ciągle tam siedzi i rozmyśla o 

wikingach. 

Wyobraża sobie różne historie.   

Kyla od

łożyła słuchawkę – Ann Carne mówi, że był dziś w szkole do lunchu, a potem 

zwolnił się z powodu wizyty u lekarza. Dał jej usprawiedliwienie.   

Aisla wpatrywa

ła się w Kylę.   

– Nie mia

ł żadnego usprawiedliwienia. Mój Boże...   

– Na pewno jest jakie

ś racjonalne wytłumaczenie. – Kyla włożyła tenisówki i sięgnęła po 

płaszcz.  –  Musimy  po  prostu  przestać  panikować  i  logicznie  pomyśleć.  Trzeba  też 
powiadomić Nicka Hilliera. Postawi na nogi całą wyspę, jeśli będzie trzeba. Do tego czasu 
poszukamy go na własną rękę.   

Po raz kolejny Ethan zauwa

żył, że w trudnych sytuacjach wszyscy zwracają się o pomoc 

do Kyli.   

– P

ójdę z tobą. Wezmę tylko kurtkę i kluczyki.   

– Wracaj do domu – rzek

ła Kyla do Aisli. – Zawiadomisz nas, gdyby wrócił. Będę miała 

włączoną komórkę. Zadzwoń teraz do Nicka.   

Ethan do

łączył do Kyli na plaży.   

–  Zbli

ża  się  sztorm.  Warto  zadzwonić  do  straży  przybrzeżnej.  Jeśli  Fraser  chodził  po 

klifach,  móg

ł  wpaść  do  morza.  –  Ethan  wpatrywał  się  we  wzburzone  fale.  Starał  się  nie 

wyobrażać sobie, co mogło chłopcu się przytrafić.   

– Nawet o tym nie my

śl – powiedziała Kyla i przyspieszyła kroku. – Fraser nie jest głupi. 

Poza tym byliśmy tu wcześniej. Gdyby się tu kręcił, to byśmy go zauważyli.   

–  Je

śli  oczywiście  nie  poszedł  na  inną  plażę.  Oboje  zatrzymali  się,  nawołując,  jednak 

wiatr zagłuszał ich krzyki.   

– Je

śli zamierzał iść na wagary, po co w ogóle pokazywał się w szkole? To nie ma sensu. 

– 

Kyla zatrzymała się, aby odgarnąć z twarzy rozwiane włosy.   

– My

ślisz, że to ma znaczenie? 

–  Nie wiem.  By

ć może. Zadzwonię raz jeszcze do Ann Carne, ale z domu. Tutaj wiatr 

wszystko  zagłusza.  Ethan...  –  Spojrzała  na  niego.  –  Myślę,  że  masz  rację.  Powinniśmy 
zawiadomić straż przybrzeżną.   

Wrócili do domu, 

by zadzwonić. Kiedy Ethan skończył rozmawiać, Kyla wpatrywała się 

background image

w niego zaniepokojona.   

–  Rozmawia

łam z Ann Carne. Ostatnią lekcją rano była historia. Mówili o wikingach i 

Celtach.   

Ethan pr

óbował nadążyć za tokiem jej myśli.   

– Dlaczego to takie wa

żne? 

– Poniewa

ż najbardziej krwawa bitwa w historii tej wyspy rozegrała się między Celtami i 

wikingami.   

– A Fraser uwielbia histori

ę. – Ethan nagle zrozumiał.   

– Gdzie to by

ło? 

– W zamku.   

Ethan u

śmiechnął się ponuro i chwycił klucze.   

– No to chod

źmy.   

Kyla owin

ęła się płaszczem i spojrzała w niebo. Ethan dodał gazu.   

– Nadci

ąga burza. Miejmy nadzieję, że zdążymy go odnaleźć.   

–  On wcale nie musi by

ć  w  pobliżu  zamku.  Możemy  się  mylić.  Jak  blisko  da  się  tam 

podjechać? 

– Jeszcze kawa

łek. Stąd musimy iść pieszo. – Kyla odpięła pas i wysiadła z samochodu, 

zanim  Ethan  zdążył  zgasić  silnik.  –  Dzieci  rzeczywiście  czasami  tu  przychodzą,  żeby  się 
bawić. W ciągu dnia przewodnicy opowiadają przerażające historie o lochach.   

– Takie opowie

ści mają trafić do bujnej wyobraźni dwunastolatka.   

– W

łaśnie.   

– A czy dzi

ś nie było przewodników? Jeśli wpadł tam po południu, z pewnością ktoś go 

widział.   

Kyla pokr

ęciła głową.   

– Nie. Zamek jest czynny od dziesi

ątej do drugiej. Na pewno czekał, aż wszyscy wyjdą.   

– Nie mia

łem jeszcze okazji obejrzeć ruin.   

–  S

ą  cudowne.  Przypomnij mi,  żebym  cię  tutaj  zabrała  w  bardziej  sprzyjających 

okolicznościach. – Puściła się biegiem, myśląc o Fraserze.   

Co on sobie my

ślał? Dokąd mógł pójść? Wspięła się na starą kamienną drogę prowadzącą 

do zamku.   

– Fraser? Fraser! – Wiatr zag

łuszał jej krzyk. Zrozpaczona spojrzała na Ethana. – Nawet 

jeśli tu jest, to i tak nas nie usłyszy.   

– W takim razie musimy go poszuka

ć.   

– To miejsce to labirynt, a poza tym robi si

ę ciemno.   

Nagle zda

ła  sobie  sprawę,  że  w  ogóle  o  tym  nie  pomyślała.  Odetchnęła  z  ulgą,  kiedy 

Ethan podał jej latarkę.   

– Dzi

ęki Bogu choć jedno z nas ma głowę na karku.   

– Ale to ty wpad

łaś na pomysł, żeby tu przyjść – rzekł Ethan i oświetlił drogę. – Jeśli tu 

jest, 

powinien dostrzec światło.   

– Tak sobie my

ślę, że chyba nie robi tego celowo. Nie chciałby martwić swojej mamy.   

– A jednak poszed

ł na wagary.   

background image

– Ale po po

łudniu. – Kyla przygryzła wargę. – Założę się, że miał zamiar wrócić do domu 

o  zwykłej  porze,  tak  żeby  mama  nic  nie  zauważyła.  Pamiętasz  ten  dzień,  kiedy po mnie 
przyszedł? Nie chciał, żeby Aisla się dowiedziała. On naprawdę się o nią martwi.   

– My

ślisz, że coś mu się stało? 

– Tak. – Kyla kiwn

ęła głową i wzięła głęboki oddech. – Tego się właśnie obawiam.   

– Wi

ęc musimy szukać.   

–  Tylko b

ądź ostrożny, kiedy pójdziesz wzdłuż szańców. Za nimi jest urwisko. – Miała 

głęboką nadzieję, że Fraser tamtędy nie poszedł.   

Otuli

ła się płaszczem i zaczęła przeszukiwać ruiny kawałek po kawałku. Nic jednak nie 

znalazła. Kiedy spotkała się z Ethanem, była już bliska paniki.   

– Nic. Ani 

śladu. To nie był najlepszy pomysł. Tu go nie ma.   

– Nie wr

ócił też do domu. Dzwoniłem do Nicka Hilliera, żeby to sprawdzić.   

Wiatr wia

ł coraz mocniej, więc schronili się za wyższym fragmentem muru.   

– Wspomina

łaś coś o lochach.   

–  Tak,  ale nie mo

żna  już  do  nich  wchodzić,  bo to niebezpieczne.  Zamknięto  je  dla 

zwiedzających kilka lat temu... – Kyla urwała przerażona. – Nie, nie zrobiłby tego.   

Ethan potrz

ąsnął nią delikatnie.   

– Gdzie jest wej

ście? 

– W baszcie jest tunel, ale zablokowany. Niemo

żliwe, żeby...   

– Sk

ąd wiesz o tym przejściu? – Ethan już szedł w kierunku baszty.   

– Bo w jego wieku robi

łam to samo – szepnęła Kyla i podążyła za Ethanem.   

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Tunel by

ł ciemny. Czuć w nim było wilgoć i stęchliznę.   

–  Tu przynajmniej s

łyszymy  własne  myśli  mruknął  Ethan,  kierując  światło  latarki  pod 

nogi. 

Przy każdym kroku rozlegał się plusk. – Strasznie tu mokro.   

Kyla potkn

ęła się i chwyciła Ethana za ramię. Czuła, jak napinają się jego mięśnie.   

– Id

ź ostrożnie. Podłoże jest bardzo zdradliwe.   

– Mo

że spróbujmy krzyknąć. – Stanęła bez ruchu. – Fraser! Fraser! 

Jej g

łos odbijał się echem od ścian, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza, przerywana 

odgłosem kapiącej wody.   

–  To jest jak szukanie ig

ły w stogu siana – powiedziała, kiedy powoli przesuwali się w 

głąb tunelu. – Może on siedzi teraz w domu i...   

–  Cii...  –  Ethan chwyci

ł  ją  za  ramię.  –  Coś  słyszałem.  Kyla  zamarła.  Teraz  i  ona  coś 

usłyszała.   

– Co to by

ło? 

– Nie wiem, ale to nie by

ł wiatr ani woda, więc lepiej sprawdźmy. Jak daleko jest wejście 

do piwnic? 

–  Nie pami

ętam.  Od  lat  tu  nie  byłam,  ale  wydaje  mi  się,  że  to  daleko.  Krata jest 

zamknięta, ale jest też szczelina. – Kyla włączyła latarkę i kiwnęła głową. – Tutaj, widzisz? 

– Chcesz mi powiedzie

ć, że kiedyś sama się tędy prześliznęłaś? 

–  Mia

łam  wtedy  dwanaście  lat  –  mruknęła.  Wtedy  oboje  usłyszeli  jakiś  hałas  i 

natychmiast 

rozpoznali głos.   

– Fraser! – krzykn

ęła Kyla, przysuwając się bliżej krat. – Fraser! Czy to ty? Jesteś tam na 

dole? 

– Nie mog

ę wyjść! – Jego głos był cienki i piskliwy, a Kyla poczuła, że serce podeszło jej 

do gardła.   

–  Spokojnie,  tylko bez paniki,  Fraser.  Wszystko b

ędzie  dobrze.  Wyciągniemy  cię.  – 

Prawie się roześmiała, słuchając własnych słów. Bo niby jak to zrobić? 

Zanosi si

ę na sztorm, Fraser tkwi uwięziony pod ziemią, a nikt inny nie ma pojęcia, gdzie 

się znajdują.   

– Musimy tylko... musimy... – Po raz pierwszy zabrak

ło jej pomysłu i spojrzała bezradnie 

na Ethana. – Nie wiem, 

co musimy zrobić. Jak my go stamtąd wyciągniemy? 

–  Sposobem.  –  Ethan zachowa

ł  spokój.  –  Najpierw  musimy  do  niego  zejść,  a potem 

zobaczymy, 

jak  go  wydostać.  Będzie  nam  potrzebna pomoc.  Wyjdę  na  powierzchnię  i 

zawołam Nicka. Potrzebujemy kilku ludzi na górze i liny. Zaraz wracam.   

Jego opanowanie i pewno

ść dodały jej odwagi.   

– Jeste

ście tam? – Słaby i drżący głos Frasera dobiegał z dużej odległości.   

– Ja jestem i nigdzie si

ę stąd nie ruszę. Wybrałeś sobie niezłe miejsce na kryjówkę przed 

sztormem.   

– Tu jest strasznie ciemno. – Dr

żenie w jego głosie sprawiło, że serce Kyli ścisnęło się ze 

background image

współczucia. On musi być przerażony.   

– Jak si

ę tam dostałeś, Fraser? 

– Otworzy

łem kratę. Chciałem tylko popatrzeć, a potem wpadłem. Nie pamiętam, co było 

później.   

Pewnie straci

ł przytomność. Kyla na chwilę zamknęła oczy i spróbowała sobie wyobrazić 

jego strach.   

–  Zaraz ci

ę  wyciągniemy.  –  Spojrzała  za  siebie  i  zobaczyła  światło  latarki  Ethana.  To 

dodało jej otuchy. Nagle zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedział chłopak.   

– Otworzy

łeś kratę? Fraser? Mówiłeś, że ją otworzyłeś? Jak? Jest zaryglowana.   

– Ale mo

żna ją otworzyć. Zawiasy są przerdzewiałe.   

– Pomoc jest w drodze. – Ethan stan

ął obok Kyli.   

– Co robisz? 

–  Nie przeszed

ł przez szczelinę, tylko tędy.  Można to otworzyć. – Szarpnęła mocno, a 

cała konstrukcja drgnęła.   

– Siostro MacNeil? – rozleg

ł się z dołu głos chłopca. – Dziwnie się czuję.   

–  To znaczy jak?  –  Z pomoc

ą  Ethana  udało  jej  się  otworzyć  przejście.  –  Mów  coś  do 

mnie, Fraser.   

Nast

ąpiła długa cisza, a Kyla z przerażeniem pomyślała, że Fraser stracił przytomność. 

Wtedy usłyszała go znowu, ale tym razem jego głos był znacznie słabszy.   

–  Kr

ęci  mi  się  w  głowie  i  jest mi niedobrze.  Po  co  tu  w  ogóle  przyszedłem!  Chcę  do 

mamy. – 

Rozpacz dziecka chwyciła Kylę za serce. Ethan wręczył jej latarkę.   

– Trzymaj si

ę, Fraser! – powiedział, chcąc dodać chłopcu otuchy. – Schodzę do ciebie.   

– Nie mo

żesz tego zrobić. – Kyla chwyciła go za ramię, ale uwolnił się od jej uścisku.   

– Musz

ę. Nie wiemy, jakie ma obrażenia.   

– Nie mo

żesz tak po prostu skoczyć. To za głęboko. Połamiesz się.   

– Nie b

ędę skakał. – Zdjął płaszcz. – Zejdę, przytrzymując się wyłomów w ścianie.   

– 

Żartujesz? – Patrzyła na niego z niedowierzaniem.   

– Zosta

ń tu, a kiedy cię poproszę, podaj mi latarkę. Fraser? – krzyknął i zaczął przeciskać 

się przez otwór. – Idę do ciebie. Trzymaj się! 

Nie us

łyszeli żadnej odpowiedzi, jedynie plusk wody. Nagle Kyla poczuła falę mdłości. 

Powinna była powstrzymać Ethana, ale wiedziała, że życie Frasera może wisieć na włosku.   

Ethan stan

ął pewniej i wyciągnął rękę.   

– Daj mi latark

ę.   

– Ale nie b

ędziesz mógł się przytrzymać i...   

– Kyla! Latarka! 

–  Ju

ż.  –  Powstrzymała  się  przed  ostrzeżeniem,  by  uważał.  Już  dawno  przestali  być 

ostrożni.   

Ethan chwyci

ł latarkę w zęby i zaczął się zsuwać z zadziwiającą zręcznością.   

Pi

ętnaście minut, myślała Kyla, czując, jak serce wali jej w piersi. Tyle zajmie Nickowi i 

całej reszcie dotarcie na miejsce. Oby tylko dla Frasera nie było to zbyt długo.   

Nie mieli poj

ęcia, jak rozległe są obrażenia chłopca.   

background image

– Kyla! Jestem na dole. – G

łos Ethana odbijał się echem z wnętrza piwnicy. – Możesz mi 

poświecić? Cholernie tu ciemno.   

Spe

łniła jego prośbę, czując ulgę, że nic mu się nie stało. Nagle usłyszała nad sobą jakiś 

hałas i uświadomiła sobie, że przybyła pomoc.   

– Ju

ż tu są! Ethan, dotarłeś do Frasera? Nic mu nie jest? – Nagle zapragnęła znaleźć się 

na dole. 

Tu czuła się bezradna.   

–  Ma okropn

ą ranę na czole i kilka siniaków, ale chyba nic nie złamał. Jest przytomny, 

tylko osłabiony.   

Kyla s

łyszała, jak Ethan rozmawia z chłopcem, a potem za jej plecami rozległy się kroki. 

Odwróciła się i zobaczyła Logana, Nicka i dwóch innych ratowników.   

–  Wzi

ęliśmy  liny.  Na  górze  jest  jeszcze  dodatkowy  sprzęt.  –  Nick  zapalił  latarkę  na 

hełmie. – Jak to wygląda? 

– Ethan jest na dole, wi

ęc powinno pójść łatwo – powiedziała Kyla.   

– Zrzucimy uprz

ąż? – Logan zwrócił się do Bena.   

– Mo

żemy go tak wyciągnąć.   

Ben przytakn

ął skinieniem głowy.   

– To chyba najszybszy sposób, 

jeśli chłopak da radę. Jest przytomny? 

– Tak my

ślę – rzekła Kyla, a Ben zmarszczył brwi.   

– Jak, do diab

ła, Ethan się tam dostał? 

– Zszed

ł po ścianie.   

– Bez liny? 

Kyla wyczu

ła naganę w głosie Bena i spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem.   

– Fraser przesta

ł odpowiadać. Martwiliśmy się o niego. Na naszym miejscu czekałbyś na 

linę? 

– Raczej nie. – Ben u

śmiechnął się przepraszająco.   

–  S

łuszna  decyzja.  Odważny  facet.  Wiszę  mu  kolejne  piwo.  Dobra,  miejmy to już  za 

sobą. Pogoda się pogarsza i jeśli okaże się, że trzeba będzie przetransportować go do szpitala, 
to lepiej się pospieszmy.   

Logan porozumia

ł się z Ethanem, oceniając sytuację i ustalając, w jaki sposób najłatwiej 

wyciągnąć Frasera.   

– No to do roboty.   

Wszystko dzia

ło  się  błyskawicznie.  Rzucili  linę  Ethanowi,  a  kilka  chwil  później  Kyla 

zobaczyła w szybie czubek głowy chłopca. Odetchnęła z ulgą i poczuła, że trzęsą jej się ręce. 
Tak bardzo się o niego bała.   

Twarz pokrywa

ł mu kurz i zaschnięta krew. Pomimo uśmiechu, którym próbował pokryć 

zmieszanie, 

Kyla odgadła, że Fraser powstrzymuje łzy.   

Logan posadzi

ł go na wilgotnej podłodze tunelu.   

–  Dzielny ch

łopak.  –  Kyla  objęła  Frasera.  –  Gdybyś  walczył  w  szeregach  Celtów, 

wikingowie nie mieliby żadnych szans. – Przytuliła go mocniej.   

– Mama mnie zabije – szepn

ął, szczękając zębami.   

–  To jest prawdopodobne  –  przytakn

ął  Ben,  okrywając  chłopca  kocem.  –  Ale  później 

background image

ucieszy się, że nic ci nie jest. Ten opatrunek przesiąka. Kyla? Logan? 

– Ju

ż sprawdzam. – Kyla delikatnie odchyliła gazę na czole Frasera i przyjrzała się ranie. 

Była głęboka i miała poszarpane brzegi. – Zrobię ci na razie większy opatrunek. – Jasne było, 
że trzeba będzie założyć szwy. Kyla zerknęła na Logana, który skinął na znak, że rozumie.   

– Chcia

łbym, żebyś odpowiedział mi na parę pytań, Fraser – powiedział Logan z pozoru 

obojętnym  tonem,  świecąc  prosto  w  oczy  chłopca,  by  sprawdzić  reakcję  źrenic.  – Jaki jest 
dziś dzień? 

Fraser odpowiedzia

ł, a Logan schował latarkę do kieszeni.   

– Jak ma na imi

ę twoja mama? 

– Aisla. I na pewno mnie zabije.   

– B

ędę cię bronił – odrzekł Logan z uśmiechem. – Jak głowa? 

– Lepiej.   

– Nadal masz md

łości? Fraser zaprzeczył.   

– Wydaje mu si

ę – wtrącił Ethan, który właśnie do nich dotarł – że stracił przytomność, 

kiedy upadł, ale nie jestem tego pewien.   

– Wy

ślesz go na tomografię? – zapytała Kyla.   

– Nie s

ądzę, że teraz jest to konieczne – odparł spokojnie Ethan. – Uderzył się, ale nie ma 

żadnych  klinicznych  objawów  wskazujących  na  uszkodzenie czaszki.  Proponowałbym  go 
obserwować.   

Logan si

ę z nim zgodził.   

–  Zabierzmy go do przychodni  –  powiedzia

ł  cicho.  –  Tam  go  dokładnie  obejrzymy. 

Założę mu szwy, zbadam, a potem zobaczymy. Może zostać u mnie na noc, żebym mógł go 
mieć pod kontrolą.   

– Jest u ciebie Evanna? – zapyta

ła Kyla, wciąż obejmując Frasera.   

–  Tak,  przysz

ła  zająć  się  Kirsty,  kiedy  dostałem  wasz  telefon.  Ona  też  może  go 

przypilnować.  –  Położył  dłoń  na  ramieniu  Frasera  i  uścisnął  go.  –  Wszyscy  będziemy  na 
ciebie uważać.   

– Nigdy nie m

ówiłeś, że potrafisz się wspinać – Kyla zwróciła się do Ethana.   

– Nie pyta

łaś.   

– A czy ty nigdy nie mówisz nic o sobie, 

dopóki ktoś tego z ciebie nie wyciągnie? 

Ethan wytar

ł rękawem błoto z policzka.   

– Wiesz, 

że nie jestem zbyt rozmowny. – Dotknął głowy Frasera. – Dobrze się spisałeś. 

Jak się czujesz? 

–  W porz

ądku.  –  Fraser  spojrzał  na  niego  i  połączyła  ich  nagle  nić  zrozumienia.  – 

Dziękuję.   

– Nie ma za co. – Na powa

żnej twarzy Ethana pojawił się słaby uśmiech.   

Logan przyjrza

ł się Kyli i Ethanowi.   

– Wygl

ądacie paskudnie. Ja mam dzisiaj dyżur, więc idźcie wziąć prysznic. Zajmę się tu 

wszystkim, 

ale nie wyłączajcie telefonów, na wypadek gdybym was potrzebował.   

 

Sztorm zacz

ął się o świcie.   

background image

S

łysząc  uporczywe  łomotanie,  Ethan  ocknął  się  z niespokojnego snu.  W pewnym 

momencie zdał sobie sprawę, że dźwięk dochodzi od drzwi.   

Jaki

ś problem z Fraserem? 

Zanim si

ę położył, zadzwonił do Logana, ale ten zapewnił go, że chłopak śpi i wydaje się, 

że wszystko z nim w porządku.   

Tym razem stukanie w drzwi by

ło silniejsze niż poprzednio, więc zmusił się, by wstać z 

łóżka.   

Naci

ągnął dżinsy, zastanawiając się, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Otworzył drzwi i 

zamarł.   

Sta

ła przed nim Kyla. Jej twarz zdradzała oznaki silnego podniecenia.   

– Chod

ź ze mną. Chcę, żebyś coś zobaczył. Ethan otrząsnął się z resztek snu.   

– Co

ś z Fraserem? Kiedy dzwoniłem, wszystko było dobrze.   

– O ile mi wiadomo, z nim nic si

ę nie zmieniło. Nie chodzi o niego i nie ma to związku z 

pracą. – Wyciągnęła do niego rękę. – Chodź.   

– Teraz? 

– Teraz jest najlepszy moment. – U

śmiechnęła się.   

– Ale jest 

środek nocy, a na zewnątrz szalej e sztorm.   

–  Jeszcze si

ę nie zaczął. Jest bardzo jasno. – W jej oczach pojawił się dziwny błysk. – 

Boisz się? 

Wszystko w niej by

ło pełne życia, a Ethan zdał sobie sprawę, że powinien odpowiedzieć 

twierdząco. Tak, boi się.   

Ale nie burzy. Boi si

ę jej. Swoich uczuć do niej. Tego, dokąd to wszystko ich zaprowadzi.   

Nadal nie wyzna

ł jej prawdy o sobie.   

– Niczego nie zobaczymy w tak

ą pogodę. Widoczność jest praktycznie żadna.   

Rzuci

ła mu płaszcz i otworzyła drzwi frontowe. Wiatr próbował je znowu zamknąć, ale 

Kyla przytrzymała je i zapięła kurtkę.   

– Dok

ąd idziemy? – Byli teraz na dworze, więc musiał przekrzyczeć wyjący wiatr, żeby 

go usłyszała.   

– Z powrotem do zamku. Ale tym razem pieszo.   

– S

łucham? – Patrzył na nią z niedowierzaniem, zastanawiając się, co ją napadło. – Kyla, 

właśnie stamtąd wróciliśmy.   

– To co innego. M

ówiłeś, że nigdy nie widziałeś ruin.   

– Ale jest burza i na dodatek wcale nie jest jasno.   

– To najlepsza pora. Zaufaj mi.   

Min

ęła samochód i skierowała się w stronę porośniętego trawą wzgórza prowadzącego do 

ruin. 

Postrzępione kontury zamku były ledwo widoczne w strugach deszczu. Ethan skrzywił 

się, wycierając twarz mokrą od deszczu i morskiej bryzy. Patrzył zdumiony na Kylę.   

Szale

ństwem jest wychodzić w taką pogodę, ale ona zdawała się nie widzieć w tym nic 

dziwnego. 

Był gotów stwierdzić, że obcowanie z żywiołem sprawia jej przyjemność. Nigdy 

nie widział Kyli tak szczęśliwej.   

Jej zachowanie intrygowa

ło go tym bardziej, że nie znał kobiety, która tak dobrze czułaby 

background image

się w takich warunkach. Jest na wpół dzika, uznał, patrząc, jak przechodzi przez zamkniętą 
bramę i zaczyna wspinać się na wzgórze.   

Walczy

ła  z  wiatrem,  który  próbował  ją  zawrócić  z  drogi,  ale  ona  szła  pewnie  i  z 

wdziękiem.  Ethanowi  nie  pozostało  nic  innego,  jak  tylko  pobiec  za  nią.  Czuł  euforię 
pomieszaną  ze  złością.  Kyla  przeszła  przez  zewnętrzny  mur,  z  którego  pozostało  zaledwie 
kilka kamieni, 

i ruszyła w kierunku starego niszczejącego fortu.   

– Musimy tam wej

ść – zawołała, a Ethan podszedł do niej i nagle zrozumiał, dlaczego go 

tu przywiodła.   

W

ściekle  czerwone  smugi  przecinały  niebo.  Szary,  przerażający  zarys  ruin  zamku 

majaczył we mgle i strugach deszczu. Za nimi rozciągało się kipiące wściekle morze.   

–  Przemawia do wyobra

źni, prawda? – Odgarnęła targane wiatrem włosy, wpatrzona w 

zachodnią  część  wyspy.  –  Wikingowie  musieli  być  przerażeni,  kiedy tu dotarli i zobaczyli 
zamek. 

Pewnie zastanawiali się, czy nie zawrócić. Zawsze, kiedy tu jestem w czasie sztormu, 

mam wrażenie, że w tym miejscu historia staje się wręcz namacalna.   

– Jeste

ś taka sama jak Fraser. – Ethan nie mógł oderwać wzroku od jej profilu.   

Odwr

óciła się do niego z uśmiechem.   

– Warto by

ło tu przyjść? 

Przeni

ósł spojrzenie z jej twarzy, by popatrzeć na ruiny i wyłaniające się zza nich morze. 

Nigdy nie widział tak dzikiego, nastrojowego miejsca.   

– Warto.   

– To miejsce jest najpi

ękniejsze właśnie w taką pogodę.   

Ethan roze

śmiał się i potrząsnął głową.   

– Jeste

ś szalona, wiesz? 

–  Czy

żby?  –  Silny  podmuch  wiatru  sprawił,  że  na  moment  straciła  równowagę  i 

odruchowo  chwyciła  się  Ethana.  –  Niedaleko  wieży  jest  osłonięte  miejsce,  możemy  tam 
usiąść i poczekać na wschód słońca.   

– Nie wydaje mi si

ę, że słońce w ogóle się pojawi – mruknął, wpatrując się w niebo, lecz 

mimo to poszedł za nią, omijając większe kamienie.   

Po chwili znale

źli się przy wysokim murze.   

–  Kiedy byli

śmy dziećmi, Logan i ja przychodziliśmy tu bawić się w wojowników. On 

był najeźdźcą, a ja broniłam zamku.   

Wyobrazi

ł sobie ją w tej roli, z włosami opadającymi na plecy, z dumnie uniesioną głową 

i błyszczącymi oczami.   

– Wylewa

łaś na niego wrzący olej? 

– Nie, wiadra lodowatej wody. Zawsze idealnie trafia

łam. Logan był wściekły. – Podeszła 

do Ethana  i chwyci

ła  poły  jego  kurtki.  –  Byłeś  wczoraj  bardzo  dzielny,  ratując  Frasera. 

Działałeś jak jeden z nas.   

Jej twarz by

ła tak blisko, że niemal dotykali się policzkami. Ethan zacisnął zęby i patrzył 

przed siebie. 

Wiedział, że gdyby teraz odwrócił głowę, nie zapanowałby nad sobą.   

– Nie jestem jednym z was – ostrzeg

ł bardziej siebie niż ją. Ma jej jeszcze tak wiele do 

powiedzenia. 

Jednak kiedy świadomość wzajemnej bliskości ogarnęła ich oboje, zapomniał o 

background image

wszystkim.   

– Ale móg

łbyś.   

Otacza

ła  go.  Jej zapach,  jej  głos,  bliskość.  Rezerwa  zamieniła  się  w  nim  w  pożądanie. 

Oboje mieli świadomość tego, co musi nastąpić. I nagle wszystkie powody, które go przed 
tym powstrzymywały, zostały zdominowane przez to, czego naprawdę pragnął.   

Obj

ął  jej  szyję.  Oddając  się  namiętnemu  pocałunkowi,  niecierpliwie  rozpinała  zamek 

kurtki, 

a Ethan zaczął zdejmować z niej resztę ubrania. Nie było czasu na zbędne gesty. Byli 

zapatrzeni w siebie, 

a ich spragnione pieszczot ciała domagały się bliskości. Kyla powtarzała 

jego imię, tuląc się do niego. Czuł, jak drżała. Oddychała gwałtownie w odpowiedzi na jego 
zachłanne  pocałunki.  Potem  poczuł,  jak wbija paznokcie w jego nagi tors.  Dopiero wtedy 
zorientował się, że Kyla zaczęła go rozbierać. Miał rozpiętą koszulę, a jej dłonie błądził po 
jego ciele. 

Kiedy sięgnęła do spodni, Ethan wstrzymał oddech i chwycił ją za nadgarstki.   

– Poczekaj. – Odsun

ął się trochę, próbując nad sobą zapanować. – Poczekaj.   

– Nie mog

ę. I ty też. – Wspięła się na palce, szukając znów jego ust.   

Ethan nie potrafi

ł jasno myśleć. Patrzył na Kylę nieprzytomnym wzrokiem. Zdjął z niej 

szorty i bieliznę, po czym sięgnął dłonią w dół brzucha. Poczuł, jak jej palce znów manipulują 
przy jego spodniach, 

lecz  tym  razem  jej  nie  powstrzymał.  Pragnął  jak  najszybciej  poznać 

wszystkie zakamarki jej ciała.   

P

óźniej, kiedy Ethan myślał o tym, co się wydarzyło, wiedział, że było to nieuniknione. 

Już od pierwszego momentu, kiedy zobaczył ją na promie. Być może nie powinno do tego 
dojść tutaj, podczas burzy. To gorączkowe, zachłanne i desperackie zespolenie bliskie było w 
swej intensywności prymitywnym instynktom.   

Kiedy podni

ósł ją i oparł plecami o stary kamienny mur, zastanawiał się, ile takich aktów 

zmysłowej desperacji w ciągu wieków widział już ten zamek.   

Chwil

ę później nie był już w stanie myśleć, mógł tylko czuć. Płomień, który ich ogarnął, 

trawił ich ciała. Ruchy i gwałtowne oddechy stawały się jednym. I wtedy nadeszło spełnienie. 
Cudowne i przejmujące. Porwało ich oboje.   

I nagle wiatr usta

ł, jakby zadowolony z tego, czego. dokonał. Oddychając ciężko, Ethan 

ostrożnie postawił Kylę na ziemi i próbował jasno pomyśleć. Był nadal zbyt oszołomiony, by 
coś powiedzieć.   

Kyla dr

żała  w  jego  ramionach,  a  splątane  włosy  opadały  na  jej  nagie  ciało.  Znowu jej 

zapragnął.  Wiedział,  że  nigdy  się  nią  nie  nasyci.  Ujął  jej  twarz  w  dłonie,  czując  nagłą 
potrzebę podzielenia się z nią tymi emocjami.   

– Kyla... – zacz

ął i zamilkł.   

– Nic nie mów – 

szepnęła drżącym głosem, a on pochwycił jej spłoszone spojrzenie.   

Wiedzia

ł, że go zrozumiała. Nie było słów, które mogłyby wyrazić to, co przed chwilą 

stało się ich udziałem.   

Pog

ładził  palcem  jej  pełne  wargi.  Przygryzła  go  delikatnie,  a  jej  oczy  wyrażały  jego 

własne myśli.   

Zn

ów jej pragnął.   

– S

łońce wschodzi – powiedział cicho, mimo że byli sami i nikt nie mógł ich usłyszeć. – 

background image

Burza się skończyła.   

– Chod

ź, popatrzmy. – Ubrała się szybko, podeszła do niego i zaczęła zapinać guziki jego 

koszuli. – 

Uwielbiam twoje ciało, mówiłam ci to już? 

Nie, ale on te

ż nie powiedział, co sądzi o jej wyglądzie, choć przecież sposób, w jaki się 

kochali, 

nie  pozostawiał  żadnych  wątpliwości.  Jej  pytanie  przypomniało  obojgu 

nieprzyjemnie, 

że  takie  rozmowy  nie  są  częścią  ich  codzienności,  a to,  co  ich  łączy, 

zbudowane jest na chwiejnym niebezpiecznym gruncie.   

Wzi

ęła go za rękę i poprowadziła wzdłuż niskiego, kamiennego muru.   

– St

ąd jest najpiękniejszy widok na wyspie. A taka pogoda jest najlepsza. Patrz.   

Ethan siedzia

ł jak zauroczony. Słońce wynurzało się z nadal wzburzonego morza.   

– My

ślisz, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu? – Kyla chwyciła go za rękę.   

– Co przez to rozumiesz? 

Najprawdopodobniej wyczula znu

żenie w jego glosie, bo się uśmiechnęła.   

– 

Że  niektóre  rzeczy  muszą  się  zdarzyć.  Pojawiłeś  się  znikąd.  Szczęśliwym  trafem. 

Mogłeś przecież uciec gdziekolwiek, a zalazłeś się właśnie tutaj.   

Ethan poczu

ł,  że  ogarnia  go  chłód.  To nie jest przypadek.  I  wcale  nie  pojawił  się  nie 

wiadomo skąd. Jej słowa boleśnie trafiały do jego świadomości, a magiczny nastrój chwili 
ulotnił się bezpowrotnie.   

– Kyla...   

–  Nie teraz.  –  Po

łożyła mu palec na ustach, nie pozwalając dokończyć zdania. – Teraz 

chcę,  żebyś  mnie  jeszcze  raz  pocałował.  A potem pójdziemy do domu i powtórzymy to 
wszystko w zwolnionym tempie.   

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Niestety, ich plany pokrzy

żowała dziewczynka z atakiem astmy.   

Logan nadal zajmowa

ł się Fraserem, który teraz wymiotował i uskarżał się na nieustające 

bóle  głowy.  Ethan  nie  miał  więc  innego  wyjścia,  jak  tylko  odprowadzić  Kylę  do  domu  i 
wrócić do pracy.   

Z powrotem sta

ł się nieobecny i zamknięty w sobie, a Kyla odczuła nagłą tęsknotę za tą 

cząstką jego osobowości, którą odkryła w ruinach zamku.   

–  Zobacz

ę,  co z dzieckiem Robertsów,  a  potem  się  przebiorę  i  pójdę  prosto  do 

przychodni. 

Logan uważa, że będzie trzeba przewieźć Frasera do szpitala na tomografię.   

Mo

żna  by  sądzić,  że  są  tylko  znajomymi  z  pracy,  kiedy  tak  omawiali  dalszy  porządek 

dnia. Wizyta tu, zabieg tam.   

Co si

ę nagle stało? – zastanawiała się Kyla, wpatrując się tęsknie w twarz Ethana. Gdzie 

się podziała ta niezwykła bliskość, która jeszcze przed chwilą ich łączyła? 

– Albo nie. Mog

łabyś przywieźć mi garnitur do przychodni? – powiedział, wręczając jej. 

klucze. – 

Tak będzie szybciej, niż gdybym miał tu wracać.   

– Oczywi

ście. – Wzięła klucze i czekała, aż Ethan powie coś, co wyrazi siłę tego, czego 

doświadczyli w czasie sztormu. Ale on nawet na nią nie spojrzał.   

Jego przystojna twarz by

ła ponura i poważna.   

– No dobrze. – Zmusi

ła się, by jej głos zabrzmiał normalnie i nie zdradzał rozczarowania. 

– 

Przywiozę ci garnitur. Gdzie go znajdę? 

– W szafie, w sypialni. We

ź którykolwiek. I Kyla...   

– W ko

ńcu na nią spojrzał, ale jego oczy były smutne.   

– Dzi

ś wieczorem musimy porozmawiać.   

Porozmawia

ć? Patrzyła, jak idzie w stronę samochodu, i czuła ucisk w gardle. Miała złe 

przeczucia.   

W jaki

ś niewytłumaczalny sposób zakochała się w tym dziwnym mężczyźnie. I jeszcze 

pięć minut temu mogłaby przysiąc, że on czuje to samo.   

Czy

żby to wszystko, co przeżyli w zamku, było tylko wytworem jej wyobraźni? 

Pomy

ślała, że chyba popada w jakąś paranoję.   

Nie ma si

ę czym martwić.   

Kiedy zdejmowa

ła ubranie, była świadoma słodkiego bólu, jaki przenikał intymne części 

jej  ciała.  Na  twarzy  Kyli  pojawił  się  mimowolny  uśmiech.  Na  pewno  żywi  do  niej  jakieś 
uczucie. Jak inaczej móg

łby kochać się z nią w taki sposób? Musi być po prostu cierpliwa.   

On nie jest m

ężczyzną, który łatwo się otwiera.   

Wysuszy

ła włosy, przebrała się w roboczy strój i wzięła klucze, które zostawił jej Ethan.   

Wbieg

ła po schodach, wzięła garnitur i szybko opuściła dom. Kiedy kładła go na tylnym 

siedzeniu samochodu, 

zauważyła, że z kieszeni wypadł list. Już miała włożyć go z powrotem, 

gdy nagle jedno zdanie przykuło jej uwagę. Znieruchomiała w osłupieniu i zaczęła czytać.   

– Czyli zamierzasz wys

łać Frasera na tomografię? – zapytał Ethan, gdy Logan sięgał po 

background image

słuchawkę.   

–  Tak,  jestem pewny, 

że  ma  po  prostu  objawy  wstrząśnienia mózgu,  ale  muszę  to 

sprawdzić.  Wolę  być  ostrożny...  –  Urwał,  gdy  drzwi  recepcji  otworzyły  się  gwałtownie  i 
stanęła w nich Kyla. – Moja siostra wstała dziś najwyraźniej lewą nogą.   

Ethan poczu

ł nagły niepokój, gdy Kyla zatrzasnęła drzwi kopniakiem. Spojrzała na niego, 

a wtedy zrozumiał, że Kyla już wszystko wie.   

Kiedy sztywnym krokiem podesz

ła do niego i wcisnęła mu w ręce garnitur, w jej oczach 

zobaczył pogardę.   

–  Garnitur,  doktorze Walker.  Prosz

ę go szybko włożyć, bo w końcu to część pańskiego 

przebrania.   

– Co si

ę z tobą do diabła dzieje? – spytał zaskoczony Logan.   

Kyla odwr

óciła się do niego. Jej oczy ciskały iskry.   

– Lepiej spytaj o to doktora Walkera – powiedzia

ła zjadliwym tonem, a Ethan gwałtownie 

nabrał powietrza.   

–  Kyla,  mo

że  pójdziemy  gdzieś,  gdzie  będziemy  mogli  spokojnie  porozmawiać?  – 

zapytał.   

– 

Żebyśmy nadal mogli ukrywać nasz sekret? A może raczej pański sekret. – Rzuciła mu 

oskarżycielskie spojrzenie.  –  Poza tym o jakiej rozmowie mówisz? Czy ty w ogóle 
kiedykolwiek rozmawiałeś? Wolisz raczej słuchać, prawda? Zwłaszcza jeśli chcesz się czegoś 
dowiedzieć o innych ludziach.   

Żałując, że tak długo zwlekał z ujawnieniem prawdy, zastanawiał się, jakim cudem zdoła 

się przed nią wytłumaczyć. Zwłaszcza że sam wszystkiego nie rozumie.   

– Zaraz otwieramy przychodni

ę – wtrącił Logan spokojnie – więc przełóżcie tę kłótnię na 

później. I tak wystarczy już plotek.   

– Ethan jest... – zacz

ęła Kyla.   

– 

Nie chcę tego słuchać – uciął Logan stanowczo. – Idź się przygotować, porozmawiamy 

później.   

Kyla zawaha

ła się, walcząc z emocjami. Mrugnęła kilka razy, głośno przełknęła ślinę i z 

pochyloną głową odeszła w stronę swojego gabinetu.   

 

Pr

óbowała skupić się na pracy, ale na próżno. Nie wiedziała, czy ma płakać, czy walić na 

oślep pięściami. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie.   

Ca

ły czas myślała tylko o Ethanie.   

I o li

ście.   

Wreszcie podda

ła się i poszła do gabinetu Evanny.   

–  Przepraszam, 

że przeszkadzam, ale chciałam cię prosić, żebyś zajęła się resztą moich 

pacjentów.  Jest ich jeszcze trzech, 

a  ja  w  ogóle  nie  mogę  się  skupić.  Muszę  zaczerpnąć 

świeżego  powietrza,  bo  w  przeciwnym  razie  obawiam  się,  że założę  opatrunek  komuś,  kto 
przyszedł na EKG.   

Evanna od

łożyła opaskę uciskową.   

– Co si

ę dzieje? Źle się czujesz? Może to przez tę noc spędzoną w tunelu? 

background image

–  Nie jestem chora  –  zapewni

ła  ją  przygnębiona  Kyla.  –  Po  prostu  jest  mi  trochę... 

Muszę...   

– Nie ma sprawy. – Evanna machn

ęła ręką. – Idź. Nie musisz mi niczego tłumaczyć.   

Kyla u

śmiechnęła  się  z  wdzięcznością  i  szybko  opuściła  pokój,  wpadając  prosto  na 

Ethana.   

Spojrzeli na siebie. Kyla odetchn

ęła głęboko i ruszyła w stronę parkingu.   

– Kyla, poczekaj! – zawo

łał Ethan, lecz ona zignorowała prośbę i przyspieszyła kroku.   

Mia

ł wiele okazji, żeby z nią porozmawiać. Nigdy z nich nie skorzystał. Teraz ona nie 

jest gotowa. 

Czuła  się  zdradzona.  Wsiadła  do  samochodu  i  odjechała  w  poszukiwaniu 

miejsca, 

gdzie spokojnie się nad wszystkim zastanowi.   

Instynktownie uda

ła  się  w  kierunku  ruin  i  natychmiast  tego  pożałowała,  ponieważ  to 

miejsce było teraz pełne wspomnień o Ethanie.   

Po sztormie nie by

ło już ani śladu. Słońce świeciło na bezchmurnym błękitnym niebie, 

ale Kyla nadal drżała. Usiadła na skale i bezwiednie wpatrywała się w morze.   

Nagle us

łyszała za plecami szybkie kroki i zerwała się z miejsca, spodziewając się, kogo 

ujrzy. W skryto

ści ducha miała nadzieję, że Ethan pojedzie za nią i że wreszcie wszystko się 

wyjaśni.   

– Dlaczego mnie 

śledzisz? – rzuciła oskarżycielskim tonem.   

–  Musimy porozmawia

ć, ale niekoniecznie przy świadkach. Nie chcę, żeby wszyscy się 

już o tym dowiedzieli – rzekł stanowczym tonem. – Najpierw muszę porozmawiać z tobą.   

–  Po co?  –  Odwr

óciła  się  do  niego  z  rękami  zaciśniętymi  w  pięści.  –  Chcesz  się 

wytłumaczyć? 

– Nie zamierzam si

ę usprawiedliwiać.   

– Oszuka

łeś nas – rzekła Kyla, zastanawiając się, skąd bierze się w nim ten spokój. Głos 

jej się załamał i była wściekła na siebie, że zdradziła się, jak bardzo Ethan zranił jej uczucia. – 
Oszukałeś nas wszystkich. Myśleliśmy, że jesteś...   

– Jestem Ethan Walker – doko

ńczył za nią. Spojrzała mu prosto w twarz, przeszywając go 

wzrokiem.   

– Ale jeste

ś też bratem Catherine – wyszeptała.   

– Kyla... – Post

ąpił krok w jej stronę.   

–  To nie przypadek, 

że  się  tu  znalazłeś.  Chciałeś  odnaleźć  jej  dziecko,  prawda? 

Przyjechałeś tu po swoją siostrzenicę. Po Kirsty.   

– To prawda, chcia

łem ją poznać.   

– Nie, Ethanie. – Kyla zaprzeczy

ła ruchem głowy i ujęła się pod boki. – Gdyby tak było, 

schodząc z promu powiedziałbyś po prostu: „Cześć, jestem wujem Kirsty.” Ale nie zrobiłeś 
tego. 

Trzymałeś się na  uboczu i wszystko obserwowałeś.  Żyłeś naszym  życiem i cały czas 

tylko patrzyłeś.   

– Wiele rzeczy musia

łem najpierw zrozumieć. Chciałem was lepiej poznać.   

– I dlatego si

ę ze mną przespałeś? Potrzebowałeś kilku intymnych szczegółów do swoich 

obserwacji? – 

Musiała to z siebie wyrzucić, zmuszając się, by patrzeć mu prosto w twarz. – 

To zapewne jedyny sposób, 

żeby kogoś lepiej poznać, tak? 

background image

– Przesta

ń, Kyla.   

– Niby dlaczego? Takie s

ą fakty. Jestem przynajmniej szczera, a ciebie nie było na to stać 

aż do tej pory.   

– To, co jest mi

ędzy nami, nie ma nic wspólnego z tym, że jestem bratem Catherine.   

– A w

łaśnie, że ma. Bo gdyby nie ona, w ogóle by cię tu nie było! Nigdy byśmy się nie 

spotkali. Celowo zatai

łeś przede mną, kim jesteś. Przed nami wszystkimi.   

– Pr

óbowałem ci powiedzieć.   

–  Widocznie marnie si

ę  starałeś.  Co  ty  sobie  wyobrażałeś?  –  Kyla  kipiała  ze  złości.  – 

Sprawdzałeś, czy Logan jest wystarczająco dobrym ojcem? Powiem ci szczerze, że jest sto 
razy więcej wart niż ty. Logan jest szczery i prostolinijny i jeśli zamierzasz skrzywdzić jego 
lub Kirsty, 

osobiście  dopilnuję,  żebyś  wyn ió sł  się  z  tej  wyspy.  –  Urwała  z  braku  tchu. 

Oddychała szybko, próbując odzyskać panowanie nad sobą.   

Szcz

ęki Ethana zaciskały się miarowo, zdradzając jego narastające wzburzenie.   

– Chcesz, 

żebym ci wszystko wyjaśnił, więc to zrobię. Bronisz Logana, bo go kochasz.   

–  Oczywi

ście,  że  go  kocham.  Jest moim bratem.  –  Jej  ton  zdradzał  lekceważenie  i 

zniecierpliwienie.   

–  Dla ciebie to wszystko jest proste,  ale 

życie  nie  zawsze  tak  wygląda.  Czasem bywa 

skomplikowane.   

– A co skomplikowanego jest w m

ówieniu prawdy? Powinieneś był nam powiedzieć. Ja 

bym tak zrobiła.   

Ethan zakl

ął cicho i zbliżył się do niej.   

–  Mo

że  i  tak,  ale ja nie jestem taki jak ty,  a moja rodzina w niczym nie przypomina 

twojej.   

Kyla pr

óbowała się cofnąć, ale Ethan ujął ją za ramiona i zmusił, by na niego spojrzała.   

–  Chcesz o tym porozmawia

ć?  A  więc  dobrze.  –  Jego  głos  był  nabrzmiały  od  emocji, 

jakich Kyla nigdy wcześniej u niego nie dostrzegła. – W twojej rodzinie jest tak, że wszyscy 
żyją życiem pozostałych krewnych. Każdy z was to odrębna część, ale razem tworzycie jedną 
całość.   

–  I...  ? Wszystkie rodziny takie s

ą.  –  Kyla  zdawała  się  nie  zauważać,  że  palce  Ethana 

wbijają się jej w ramiona.   

–  Moja nie.  –  Zwolni

ł uścisk. – Moja rodzina taka nie była – powiedział schrypniętym 

głosem.   

– Wiem, m

ówiłeś, że twoi rodzice się rozwiedli, a potem każde z nich powtórnie wzięło 

ślub, ale...   

– Niczego nie wiesz. – Patrzy

ł daleko w morze. – Między mną a Catherine nigdy nie było 

takiej  więzi,  jaka  łączy  cię  z  Loganem.  Ty kochasz Logana,  a wiesz,  co  ja  czułem  do 
Catherine? Nienaw

idziłem jej przez większą część życia. – Odwrócił się, by na nią spojrzeć. 

Na jego twarzy malował się drwiący uśmiech. – Zszokowana? 

Kyla nie wiedzia

ła co powiedzieć. Stała w milczeniu. Ethan roześmiał się gorzko.   

– Jasne, 

że zszokowana, bo przecież tu na wyspie takie rzeczy się nie zdarzają, prawda? 

Dla was  rodzina to  rzecz święta. Ale prawda jest taka, że nienawidziłem Catherine. A ona 

background image

mnie. 

Było tak od naszego pierwszego spotkania, kiedy miałem jedenaście, a ona osiem lat. 

Ona nie znosiła mnie za to, że mój ojciec poślubił jej matkę i już nie mogła mieć jej tylko dla 
siebie. 

Musiała zabiegać ojej uwagę. Ja z kolei uważałem ją za najbardziej samolubną osobę, 

jaką  w  życiu  spotkałem.  Do  szału  doprowadzało  mnie  jej  przekonanie,  że  świat  się  kręci 
wokół niej. Brała narkotyki, kradła, robiła wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Jak ja jej 
nienawidziłem.   

–  By

łeś  tylko  dzieckiem.  –  Pamiętając,  że  została  oszukana,  Kyla próbowała  podsycić 

swój gniew, 

ale czuła, że złość uchodzi z niej z każdym jego słowem.   

–  Nie usprawiedliwiaj mnie.  Przez kolejne dziesi

ęć  lat  Catherine  i  ja  nawzajem 

uprzykrzaliśmy  sobie  życie.  Kłóciliśmy  się,  obwinialiśmy  wzajemnie  o  beznadziejną 
atmosferę w domu. Ona była niepokornym typem. Uciekała ze szkoły. Mój ojciec trzy razy 
odbierał ją z posterunku. Wspominała o tym? Nie mogliśmy się doczekać, żeby nasze drogi 
się rozeszły.   

– Kiedy j

ą ostatni raz widziałeś? 

– Dziesi

ęć lat temu.   

– Dziesi

ęć lat... – Kyla próbowała sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. – Dlaczego tu 

przyjechałeś? Dlaczego nagle teraz, skoro nic was nie łączyło? 

Ethan nie odpowiada

ł przez dłuższą chwilę.   

– W zesz

łym roku napisała do mnie list. Teraz wiem, że prawdopodobnie musiało to być 

na kilka dni przed urodzeniem Kirsty.  To jedyny list, 

jaki kiedykolwiek od niej dostałem, i 

pewnie jedyna próba komunikacji nie przesiąknięta jadem. Napisała, że odnalazła raj na ziemi 
i nagle inaczej spojrzała na życie. Doceniła wartość rodziny i chce nawiązać ze mną kontakt. 
Przekazała mi też, że zostanę wujem.   

– Odpisa

łeś? 

– Zanim dosta

łem list, Catherine już nie żyła.   

– Ale...   

–  Pracowa

łem wtedy w Sudanie. Zmagałem się z kurzem, upałem i chorobami, których 

nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.   

Kyla nagle zda

ła sobie sprawę, jak wielu rzeczy o nim nie wie.   

–  Przys

łała list na mój adres w Londynie. Z jakichś powodów nikt mi go nie przekazał. 

Przeczytałem go dopiero po powrocie do domu, jakieś dwa miesiące temu.   

– Dlaczego nie powiedzia

łeś, kim jesteś, tylko udawałeś inną osobę? 

Zmarszczy

ł czoło w odpowiedzi na jej pytanie.   

– Niczego nie udawa

łem.   

– Ale ona nazywa

ła się King. Dlaczego więc ty przedstawiasz się jako Walker? 

– Jej matka nie przyj

ęła nazwiska mojego ojca.   

– Catherine nigdy o tobie nie wspomnia

ła – zauważyła Kyla. – Zawsze powtarzała, że jej 

rodzinie dobrze by zrobiło życie na Glenmore. Myślę, że miała świadomość, że dziecko wiele 
w jej życiu zmieni.   

–  Ten list by

ł dla mnie torturą. Pozostawiał tak wiele pytań bez odpowiedzi. Catherine, 

która napisała ten list, nie była osobą, którą zapamiętałem z dzieciństwa. Twierdziła, że to 

background image

miejsce ją zmieniło. – Odetchnął głęboko i rozejrzał się wokół. – Morze, natura. Ale przede 
wszystkim ludzie.   

– Przyjecha

ła tu z plecakiem i została. Glenmore tak właśnie na niektórych działa.   

Ale nie na Ethana. On jest jak zawsze zdystansowany i zamkni

ęty w sobie.   

–  Co

ś  w  jej  liście  bardzo  mnie  poruszyło.  Mówiła  o  wszystkich  tak,  jakby dobrze ich 

znała.  Pierwszy  raz  odniosłem  wrażenie,  że  poza  nią  samą  jeszcze  ktoś  się  dla niej liczy. 
Zobaczyłem ją w zupełnie innym świetle.   

–  Bardzo szybko si

ę  tu  zadomowiła.  –  Kyla  obserwowała  jego  reakcję,  ale jak zwykle 

twarz Ethana nie zdradza

ła żadnych uczuć. – Więc dlaczego tu przyjechałeś? Ze względu na 

Kirsty? 

– Nie. Mia

łem wrażenie, że coś straciłem. To dość dziwne uczucie, bo do czasu tego listu 

nigdy 

nie myślałem w ten sposób o Catlierine. Nigdy nas nic nie łączyło. Ale najwyraźniej 

ona sama odkryła w sobie drugą naturę i doceniła inne wartości. Ja chyba też. – Uśmiechnął 
się.  –  Praca w Afryce  zmienia  spojrzenie  na  życie.  Jej  list  mnie  zaintrygował.  Chciałem 
zobaczyć  miejsce,  które  tak  bardzo  ją  zmieniło.  Pragnąłem  zobaczyć  je  oczami  Catherine. 
Chciałem też poznać człowieka, za którego wyszła, i zobaczyć moją siostrzenicę.   

– I dlatego nie mog

łeś być z nami szczery? – Mimo tego, co przed chwilą usłyszała, Kyla 

nadal była na niego zła za ukrywanie prawdy. – Nie mogłeś powiedzieć chociaż mnie? 

– Zazwyczaj sam sobie ze wszystkim radz

ę. Taki właśnie jestem.   

– Oszuka

łeś nas.   

–  Nie zrobi

łem tego celowo.  Zamierzałem  wszystko  wyjaśnić.  Przykro mi,  że 

dowiedziałaś się w ten sposób.   

–  Ten list wypad

ł  z  kieszeni.  Nie  chciałam  go  czytać,  ale  zobaczyłam  imię  Kirsty.  – 

Wzięła głęboki oddech. – I co teraz? Wrócisz do Afryki? – Pytanie zawisło w powietrzu, a 
Ethan przez dłuższą chwilę milczał.   

–  Nie.  Bardzo bym chcia

ł  stać  się  częścią  życia  Kirsty,  więc  powrót  do  Afryki  nie 

wchodzi w grę. A co do... – Wzdrygnął się, walcząc z bolesną potrzebą wypowiedzenia się na 
temat tego, 

co ich łączyło.   

– Musisz im powiedzie

ć.   

–  Jasne  –  szepn

ął.  –  Od  początku  miałem  taki  zamiar.  Czekałem  tylko  na  odpowiedni 

moment. 

Najlepiej zrobię to od razu. Idziesz ze mną? 

Kyla potrz

ąsnęła głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.   

– Id

ź sam.   

– Do zobaczenia p

óźniej.   

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

– Wyobra

żasz to sobie? Mieć szansę na naprawę stosunków z siostrą i dowiedzieć się, że 

już  za  późno?  To  straszne,  żyć  z  tą  świadomością.  Ciekawe,  dlaczego Catherine nigdy nie 
wspomniała, że ma brata. – Evanna ostrożnie obróciła kurczaka na ruszcie. – Biedny Ethan.   

– Biedny? – Kyla z niedowierzaniem spojrza

ła na Evannę. – Nie jesteś na niego zła? Nie 

uważasz, że powinien był nam powiedzieć? 

–  To mi

ło, że Kirsty ma jeszcze jedną osobę, która ją kocha. Nie wszyscy kierują się w 

życiu tymi samymi zasadami – rzekła Evanna łagodnie, tuląc Kirsty w ramionach. – Każdy z 
nas jest inny, 

poszukuje czegoś innego, a przede wszystkim nikt nie jest doskonały.   

–  Och,  przesta

ń  być  taka  wyrozumiała.  –  Kyla  popatrzyła  ze  złością  na  Evannę.  –  On 

wykorzystał naszą gościnność.   

– Od wiek

ów Glenmore dawało schronienie obcym – przypomniała jej Evanna – i zawsze 

byliśmy z tego dumni.   

– Ale gdyby

śmy wiedzieli, kim on jest...   

– Przywitaliby

śmy go z jeszcze większą radością – odparła Evanna stanowczo. Posadziła 

sobie Kirsty na kolanach i dała jej drewnianą łyżkę do zabawy. – To dobrze dla Kirsty, że w 
jej życiu pojawił się ktoś, kto znał jej matkę jako dziecko.   

–  Zapewniam ci

ę,  że  te  wspomnienia  nie  są  zbyt  miłe.  Zobaczysz,  Kirsty  się  do  niego 

przywi

ąże, a wtedy on wyjedzie – zawyrokowała Kyla.   

– Czy na pewno tylko to ci

ę martwi? – Evanna spojrzała na nią podejrzliwie.   

Nie chc

ę, by to miało jakieś znaczenie. Jestem taka głupia, pomyślała Kyla.   

– Nie, oczywi

ście, że nie. No tak... Po prostu...   

–  Nie chodzi o Kirsty,  ale o ciebie,  prawda? Zakocha

łaś  się  w  nim  i  nie  chcesz,  żeby 

wyjeżdżał. Mówiłaś mu o tym? 

W pierwszym odruchu Kyla chcia

ła zaprzeczyć, ale nie miała siły kłamać.   

– Nie b

ądź śmieszna. Wiesz przecież, że on w ogóle nie potrafi rozmawiać o uczuciach.   

– To fakt, ale ty nie masz z tym problemu i z regu

ły robisz to całkiem dobitnie. – Evanna 

uśmiechnęła się szeroko. – Powinnaś mu to uświadomić.   

– Tak samo jak ty u

świadomiłaś Loganowi, co do niego czujesz? – ironizowała Kyla.   

– To zupe

łnie co innego. – Evanna zarumieniła się. – Logan nie zwraca na mnie uwagi i 

na pewno mnie nie kocha. 

Postawiłabym nas oboje w kłopotliwej sytuacji, zdradzając swoje 

uczucia.  Za to Ethan szaleje na twoim punkcie, 

ale trzeba to  z niego  wyciągnąć. Mogę się 

założyć, że on nie ma pojęcia, że go kochasz.   

Kyla pomy

ślała o namiętności, jaka zawładnęła nią i Ethanem w ruinach zamku. Dzika i 

nieokiełznana...   

– Gdyby mnie kocha

ł, chyba zaufałby mi na tyle, żeby powiedzieć prawdę? 

– Nie s

ądzę. To nie jest człowiek, który dzieli się swoimi problemami. – Evanna zdjęła 

kurczaka z rusztu i położyła go na talerzu.   

– W takim razie to nie jest m

ężczyzna dla mnie.   

background image

– Mo

że warto się przekonać? – Evanna uśmiechnęła się i podała jej talerz. – Jedz. Zawsze 

marudzisz, 

kiedy  jesteś  głodna.  Logan  powinien  niedługo  wrócić.  Rozmawia  właśnie  z 

Ethanem.   

 

Kyla nie czeka

ła, aż brat wróci do domu. Była zdenerwowana i zagubiona. Potrzebowała 

chwili samotności, więc poszła do siebie.   

Sp

ędziła kilka minut w kuchni, patrząc bezmyślnie na morze. Nie poprawiło jej to jednak 

samopoczucia. 

Włożyła buty i postanowiła pójść na plażę. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś 

dłoń.   

To by

ł Ethan.   

– Chcia

łbym cię przeprosić – rzekł poważnym tonem.   

Kyla odwr

óciła  się  i  poczuła,  że  serce  zamiera  jej  w  piersi.  Czy  kiedykolwiek  będzie 

reagowała na niego spokojnie? 

– Za co? 

–  Za to, 

że  kochałem  się  z  tobą,  zanim  się  o  wszystkim  dowiedziałaś.  Naprawdę 

zamierzałem ci powiedzieć o Catherine. To, co jest między nami, jest takie silne... – Urwał, a 
Kyla poczuła się rozczarowana, uświadamiając sobie, że Ethan mówi o seksie.   

– Przepraszam, 

że rano na ciebie nakrzyczałam. Byłam wściekła.   

– Wcale ci si

ę nie dziwię. A teraz? Nadal jesteś zła? 

– Nie wiem. My

ślałam o wszystkich naszych rozmowach i zastanawiam się, ile z tego, co 

zostało powiedziane, było próbą wyciągnięcia ze mnie informacji.   

– A wi

ęc wydaje ci się, że wszystko, co wydarzyło się między nami, było próbą zdobycia 

informacji o Catherine? 

– Pyta

łeś mnie o nią już wtedy w pubie. – Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – A ja 

opowiedziałam  ci  wszystko,  chociaż  nie  wiedziałam,  kim  jesteś  i  dlaczego  pytasz. 
Zastanawiam się, czy zdradziłam coś, czego nie powinnam.   

– By

ła moją przyrodnia siostrą i chciałem się dowiedzieć, jaka była – odparł cicho. – W 

ogóle jej nie 

znałem.  Ta Catherine,  którą  pamiętam,  nigdy  by  nie  zamieszkała  w  takim 

miejscu jak to. 

Chciałem, żebyś mi o niej opowiedziała. Nie wyznałem ci, kim jestem, bo nie 

chciałem, żeby to wpłynęło na twoją odpowiedź.   

– W takim razie powiniene

ś był rozmawiać z Loganem. To on znał ją najlepiej.   

– Ale ka

żde z was postrzegało ją inaczej.   

Kyla zacz

ęła zastanawiać się, czy nie potraktowała Ethana zbyt surowo.   

– Chcesz us

łyszeć więcej? – Zastanawiała się przez chwilę, by pozbierać myśli. – Chyba 

była  trochę  nieokiełznana i nieprzewidywalna.  Flirtowała  ze  wszystkimi  mężczyznami, 
których spotkała, i raczej nie można było na niej polegać. Nosiła różowe szpilki, kiedy padał 
deszcz. 

Ale cieszyła się życiem i uwielbiała tę wyspę.   

– By

ła szczęśliwa, kiedy zaszła w ciążę? 

–  O tak.  Ca

ły  czas  mówiła  o  rodzinie.  –  Kyla  przełknęła  ślinę,  porażona  we 

wspomnieniach.  – 

Powtarzała,  że  teraz  będzie  inaczej,  ale  kiedy  pytałam,  co  ma  n a  myśli, 

nigdy mi tego nie wyjaśniła. Teraz wiem dlaczego. Jej śmierć była straszną tragedią. Logan 

background image

bardzo to przeżył.   

– Wyobra

żam sobie.   

–  Wszystko sta

ło  się  tak  nagle.  Nie  mogliśmy  jej  przewieźć  do  szpitala.  Pogoda  była 

wtedy okropna. 

Myślę,  że  to  zaważyło  na  wszystkim,  co  się  wówczas  wydarzyło.  Lekarze 

twierdzili, 

że  jej  pobyt  w  szpitalu  niczego  by  nie  zmienił,  ale  Logan  czuje  się  winny.  – 

Uśmiechnęła się smutno. – Przez to nie chce odbierać tu żadnych porodów.   

– To ca

łkiem zrozumiałe.   

– Nikt go nie wini. – Kyla pomy

ślała o swoim bracie i żal ścisnął jej serce. – Ale on sam 

nadal nie może się z tego otrząsnąć.   

–  Widzia

łem  Logana  przy  pracy  i  jestem  przekonany,  że  zrobił  wszystko,  co w jego 

mocy. 

Zrobił dla niej więcej niż ktokolwiek w życiu.  Żałuję, że nie mogłem jej spotkać. – 

Głos  Ethana  był  nabrzmiały  z  emocji.  –  Kiedy  przeczytałem  ten  list,  poczułem,  że  coś 
straciłem. Mimo że było już za późno, żeby cokolwiek naprawiać, chciałem zmienić chociaż 
moje wyobrażenie o niej.   

– Uda

ło ci się? 

– Prawie. – Zamy

ślony spoglądał w morze.   

– Powiedzia

łeś Loganowi, kim jesteś? 

–  Tak.  Chyba by

ł  zadowolony z tego,  że  Kirsty  będzie  miała  większą  rodzinę.  –  Cień 

uśmiechu pojawił się na jego twarzy. – Nie jestem przekonany, czy będę odpowiednią rodziną 
dla Kirsty.   

–  Co to znaczy odpowiednia rodzina?  –  Kyla zmarszczy

ła brwi. – Rodzina to rodzina. 

Ni

kt nie jest doskonały, ale staramy się nawzajem wspierać.   

– Do tej pory to by

ło dla mnie puste słowo. Dla ciebie to sposób na życie. Twoi najbliżsi 

mogą na sobie polegać i trzymają się razem bez względu na wszystko. Dzielą swoje troski i 
radości. Żadna z tych rzeczy nie jest moją mocną stroną. Jestem przyzwyczajony do tego, że 
pakuję walizki i wyjeżdżam, dokąd mam ochotę, nie oglądając się na innych. Przywykłem do 
tego, 

że nikogo nie potrzebuję i sam nikomu nie jestem potrzebny.   

Kyla zastanawia

ła się, jak to jest być samotnym pośród innych ludzi.   

– To raczej smutne 

życie – szepnęła, a wzrok Ethana błądził po jej twarzy.   

– Jedyne, jakie znam.   

–  Dobrze jest potrzebowa

ć  ludzi  i  dobrze  jest  być  ważnym  dla  innych.  O  to  właśnie 

chodzi. – 

Spojrzała mu głęboko w oczy i natychmiast zapragnęła, by znowu pocałował ją tak 

jak wtedy, w ruinach zamku.   

On jednak ani drgn

ął.  Stał  wpatrzony  w  jej  oczy,  jakby  czegoś  w  nich  szukał.  Nagle 

wcisnął ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł w stronę domu.   

A wi

ęc tak to jest, pomyślała Kyla posępnie. Tak się czuje ktoś, komu złamano serce.   

By

ło to dużo bardziej bolesne, niż sobie wyobrażała.   

 

– To wszystko? – Evanna patrzy

ła na Kylę siedzącą po drugiej stronie stolika w kawiarni. 

Stąd miały doskonały widok na prom i całe nabrzeże. – Nawet o was nie wspomniał? 

–  Ani s

łowem.  –  Kyla  wbiła  łyżeczkę  w  potrójną  porcję  lodów  czekoladowych, 

background image

zastanawiając się, dlaczego czuje się taka przybita. – Muszę się pozbierać, bo zaczynam być 
żałosna.   

– A ty? Powiedzia

łaś mu coś? 

–  Niby co? Mia

łam  go  błagać?  –  Kyla  nabrała  pełną  łyżeczkę  lodów,  ale nawet nie 

poczuła ich smaku. – Mam swój honor.   

– On nadal nie wie, co do niego czujesz.   

–  Powiedzia

łaś  mi  kiedyś,  że  coś  z  tym  człowiekiem  jest  nie  tak.  I  miałaś  rację  – 

stwierdziła ponuro Kyla, odłożyła łyżeczkę i zapatrzyła się na prom wypływający z doku.   

– I pozwolisz, 

żeby to o wszystkim zdecydowało? 

–  A co proponujesz?  –  Kyla odsun

ęła  lody.  –  Mam  postawić  przed  domem  tablicę  i 

wypisać na niej, co czuję? 

–  Kiedy

ś  pewnie  wyryłabyś  jego  imię  na  swojej  ławce,  „K kocha E”  –  zażartowała 

Evanna – 

a panna Carne kazałaby ci zostać za karę po lekcjach.   

– Ca

ły czas mam wrażenie, że na coś mam szlaban.   

– Poddajesz si

ę? To do ciebie niepodobne. – Evanna pochyliła się i ścisnęła dłoń Kyli. – 

Znasz plany Ethana? Wyjedzie? 

– Nie powiedzia

ł. – Kyla zaśmiała się gorzko. – Pewnie dowiem się o tym dopiero, kiedy 

lim rozgłosi, że Ethan wjechał tym swoim błyszczącym samochodem na prom.   

– Musisz z nim porozmawia

ć.   

– Mam swoj

ą dumę.   

–  Duma nie ogrzeje ci

ę  w  mro źny  zimowy wieczór  –  westchnęła  Evanna.  –  Pomyśl  o 

tym, 

kiedy będziesz leżała sama w łóżku, gapiąc się w sufit. A teraz zjedz te lody. Jeżeli jest 

coś, co może pomóc w takich chwilach, to właśnie czekolada. W dużych ilościach.   

 

Kyla by

ła w przychodni, kiedy przyszła Aisla.   

–  Chcia

łam  ci  podziękować.  Gdybyś  nie  odgadła,  dokąd  mógł  pójść  Fraser,  Bóg jeden 

wie, 

co mogło się wydarzyć.   

– Najwa

żniejsze, że go znaleźliśmy i że nic mu nie jest. – Kyla uśmiechnęła się. – Logan 

mówi, 

że wyniki tomografii są w normie.   

– Musz

ę na niego uważać, mimo że to nie było nic poważnego. Doktor Walker zmieniał 

mu dziś opatrunek i powiedział, że rana ładnie się goi. Nadal nie mogę uwierzyć, że zszedł do 
tego stęchłego ciemnego lochu, żeby wydostać Frasera.   

– Jest odwa

żnym człowiekiem i świetnym lekarzem.   

– To b

ędzie dla nas wielka strata.   

– Strata? – Kyla poczu

ła suchość w ustach.   

–  Przecie

ż  przyjechał  tu  tylko  na  jakiś  czas.  Przypomniał  mi  o  tym  dziś  rano,  kiedy 

próbowałam go przekonać, żeby został. Nie rozumiem tego. Ten człowiek tu idealnie pasuje, 
więc dlaczego wyjeżdża? 

–  Podejrzewam, 

że nie jesteśmy mu w stanie zaoferować tego, czego potrzebuje. – Pod 

wpływem nagłego impulsu Kyla wstała i podeszła do drzwi. – Cieszę się, że Fraser odzyskuje 
formę. Dzwoń, gdyby tylko coś cię zaniepokoiło.   

background image

Odprowadzi

ła Aislę do drzwi i wpadła do gabinetu Ethana.   

– Czego ty chcesz od 

życia? 

Ethan siedzia

ł przy biurku. Podniósł głowę, a jego spojrzenie stało się czujne.   

– O czym ty mówisz? 

–  Nie rozumiem,  czego ci brakuje.  –  Kipi

ąc  z  emocji,  dużymi  krokami  przemierzyła 

pokój. – Wszystko tu jest, 

wystarczy się rozejrzeć. Uwielbiasz biegać i nigdzie nie znajdziesz 

lepszych warunków. 

Chyba  że  wolisz  spaliny  i  asfalt  od  morskiej  bryzy  i  piasku.  Lubisz 

pływać? Tu masz dla siebie cały ocean, a może wolisz chlorowany basen? 

– Kyla...   

– A mo

że chodzi o pracę? – ciągnęła nieprzerwanie, krążąc po gabinecie. – Jeżeli tak, to 

zapewniam  cię,  że  nigdzie  nie  znajdziesz  większego  urozmaicenia.  Mamy tu narodziny, 
śmierć  i  wszystkie  inne  przypadki,  które  są  częścią  życia.  I ze wszystkim potrafimy sobie 
radzić sami. Będziesz miał tu lepszą praktykę, niż w jakimkolwiek londyńskim szpitalu. I w 
pewnym sensie praca na wyspie to takie samo wyzwanie jak praca w Afryce.   

Ethan otworzy

ł usta, żeby coś powiedzieć, ale Kyla drążyła dalej, nie dając mu dojść do 

słowa.   

–  A mo

że  to  ludzie?  –  powiedziała  wreszcie,  patrząc  na  niego  wyzywająco.  Ethan  był 

nienaturalnie sztywny. 

Oczy  miał  utkwione  w  twarzy  Kyli.  –  To prawda,  że  wszyscy  na 

wyspie  interesują  się  cudzym  życiem,  ale  w  końcu  jesteśmy  małą  społecznością,  a nie po 
prostu  garstką  ludzi  bez  twarzy,  którzy  żyją  obok  siebie,  tyle  że  nic  ich  nie  łączy.  My  się 
troszczymy o siebie,  Ethanie. 

Nigdy nie znajdziesz tego w dużym mieście. Przejmujemy się 

tym,  co przydarza  si

ę  innym.  Zależy  nam  na  sobie  nawzajem  i  zależy  nam  na  tobie.  Mnie 

zależy. Właściwie... ja cię kocham. – Urwała, czując nagłe zażenowanie.   

No tak, powiedzia

ła za dużo. Przypomniała sobie słowa Evanny o dumie i pomyślała, że 

Ethan i tak sam wszystkiego by się domyślił.   

Wsta

ł i podszedł do niej, a Kyla poczuła, jak serce równo i rytmicznie tłucze jej się w 

piersi.   

– Kochasz mnie? – zapyta

ł, a Kyla się cofnęła.   

–  Owszem,  ale i tak mo

żesz  zostać  na  wyspie.  Nie  musisz  się  ze  mną  wiązać. 

Moglibyśmy...   

– Mo

żemy zacząć tę rozmowę jeszcze raz? Dlaczego myślisz, że wyjeżdżam? 

– Aisla m

ówiła, że twoja posada jest tymczasowa. Wiem, że ta wyspa jest inna od tego, 

do czego przywykłeś. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory żyłeś samotnie. Mówisz, że tylko 
takie  życie  znasz,  ale to nie znaczy,  że  nie  możesz  spróbować  innego.  Jeśli  oczywiście 
zechcesz.   

– Kyla...   

– Wiem, 

że ci się tu podoba. Martwisz się o pacjentów. Przejmujesz się nimi na tyle, że 

spuściłeś się na linie do ciemnego lochu, żeby uratować małego chłopca.   

Ethan przycisn

ął usta do jej warg i pocałował ją namiętnie. Zakręciło jej się w głowie, 

kolana jej zmiękły. Wydała z siebie pomruk zaskoczenia, kiedy zatopił dłonie w jej włosach i 
przytrzymał mocno, by pocałować ją goręcej. Kiedy w końcu podniosła głowę, nie mogła się 

background image

w ogóle skupić.   

–  To nie fair.  Nie powiniene

ś tego robić, kiedy staram się skoncentrować. Dlaczego to 

zrobiłeś? 

– Pokaza

łem, że dbam o mieszkańców wyspy.   

Kyla z trudem prze

łknęła ślinę. Nadal zaciskała dłonie na połach fartucha.   

– Jestem zaledwie jej przedstawicielk

ą.   

– Ale jak

że ważną – rzekł łagodnie i patrzył na nią z uśmiechem. – Nie miałem pojęcia, 

że mnie kochasz. A to wiele zmienia.   

–  Nie wiedzia

łeś? – Poczuła, że się rumieni. – Myślisz, że rozbieram się przed każdym 

mężczyzną w ruinach zamku? 

– Mam nadziej

ę, że nie. – Gładził jej włosy. – Ale bałem się, że wszystko zepsułem, nie 

mówiąc ci prawdy o sobie.   

– By

łam wściekła na ciebie i jednocześnie było mi przykro, że mi nie zaufałeś.   

– A teraz? – Wzi

ął głęboki oddech i spojrzał na nią pytająco. – Co czujesz teraz? 

– Jest mi smutno, 

że wyjeżdżasz.   

Wypu

ścił ją z objęć, podszedł do okna i zapatrzył się na pola rozciągające się za domem 

Logana.   

– Kiedy tu przyjecha

łem, nawet nie byłem do końca pewny, po co to zrobiłem. Myślę, że 

jakaś cząstka mnie chciała odnaleźć brakujące fragmenty układanki. Chciałem się przekonać, 
co  tak  zmieniło  Catherine.  Teraz  już  wiem,  bo  sam  się  zmieniłem.  To miejsce przywraca 
wiarę  w  człowieka.  Uczy  dzielić  życie  z  innymi.  To  właśnie  sprawia,  że  ta  wyspa  jest  tak 
wyjątkowa.   

– My

ślę, że to właśnie odkryła Catherine. Poczuła, że jest częścią tego miejsca.   

– – Tak. – Odwr

ócił się, a serce Kyli zabiło mocniej.   

– My

ślałam, że mnie zostawisz – szepnęła pod wpływem jego spojrzenia.   

–  Nigdy.  –  Podszed

ł  do  niej  i  zakrył  jej  usta  dłonią.  Oczy  mu  błyszczały.  –  Kiedy 

będziemy  małżeństwem,  będę  cię  musiał  kneblować,  bo  inaczej  nie  będę  miał  szansy  się 
odezwać. A wtedy ty zarzucisz mi znowu, że jestem niekomunikatywny.   

Serce w niej zamar

ło i chciała poprosić  go, by  powtórzył to, co  właśnie usłyszała. Ale 

Ethan nadal zakrywał jej usta, więc zdołała tylko wymruczeć: 

– Uhm...   

– Masz racj

ę, uwielbiam Glenmore. – Gładził jej usta palcami. – Masz rację, że kocham 

morskie bryz

y i plaże. Masz rację, że lubię pływać i to prawda, że wystarczająco tu wyzwań 

medycznych. Kocham Kirs

ty i chcę patrzeć, jak dorasta. Ale nie dlatego zostaję. – Patrzył na 

nią  łagodnie.  –  Zostanę  ze  względu  na  ciebie.  Dlatego,  że  cię  kocham.  Wszystko w tobie 
kocham. 

Twoje  ciepło,  szczerość,  szaleństwo  i  to,  jak  się  o  wszystkich  troszczysz  i  jak 

kochasz swoją rodzinę. Chcę być jej częścią.   

Patrzy

ł na nią wyczekująco, ale Kyla miała tak ściśnięte gardło, że nie mogła wydusić z 

siebie ani słowa.   

– Kyla? – ponagli

ł ją.   

– Ja nie... Powiedzia

łeś... Przed chwilą wspomniałeś o... małżeństwie.   

background image

–  Zgadza si

ę. – Rozejrzał się po gabinecie i przewrócił oczami. – Mam trzydzieści dwa 

lata  i  kiedy  w  końcu  zdecydowałem  się  oświadczyć,  zrobiłem  to  w  otoczeniu  sprzętu 
medycznego.   

– Niewa

żne – mruknęła Kyla. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. – Nie zwróciłam 

nawet uwagi.   

– A wi

ęc zgadzasz się? 

– Przyjecha

łeś tu, żeby znaleźć Kirsty...   

– Przyjecha

łem tu z powodu listu Catherine. Chciałem zobaczyć to miejsce. – Pogładził ją 

palcem po policzku. – 

Ale zostaję dla ciebie.   

– Zostajesz na wyspie? 

–  Trudno by

łoby  nam  być  małżeństwem  na  odległość  –  odparł  łagodnie.  –  Wszyscy 

wiemy, 

że  należysz  do  tego  miejsca.  Poza  tym  mamy  obowiązek  wobec  tej  społeczności. 

Musimy często się kochać.   

– Ethan! – Kyla spojrza

ła spłoszona w kierunku drzwi.   

– Nie b

ądź taka zgorszona. To ty mi pierwsza powiedziałaś, że tutejsi muszą mieć dużo 

dzieci.   

– No tak, ale... – Kyla wybuchn

ęła śmiechem.   

– Poza tym mog

ą nam zamknąć szkołę, więc lepiej już zacznijmy działać. W ten sposób 

będziemy mieć po jednym dziecku w każdej klasie podstawówki.   

– Panna Carne dosta

łaby ataku astmy, gdyby były podobne do mnie.   

–  Ale ich tatu

ś byłby zachwycony. Nie mógłbym wymarzyć sobie wspanialszego życia 

ni

ż w otoczeniu dziesięciu małych Kyli. – Pochylił się i pocałował ją.   

– Kocham ci

ę. Powiedz słowo, a zaczniemy natychmiast.   

– Ale dziesi

ęcioro dzieci? Nie sądzę, żeby się udało. – Objęła go w przypływie radości. – 

Nie mogę uwierzyć, że tego chcesz. Jesteśmy tacy różni. I ty prawie nic nie mówisz. Och, 
Ethan!   

– Postaram si

ę mówić więcej – mruknął między pocałunkami. Radosne iskierki igrały w 

jego oczach.   

–  Pod warunkiem, 

że  zamilkniesz  choć  na  chwilę,  żebym  miał  szansę  się  odezwać. 

Zgoda? 

– My

ślisz, że przyzwyczaisz się do życia tutaj? Otoczony przez wyspiarzy ciekawych, co 

jadłeś  na  śniadanie,  i  ogromną  hałaśliwą  rodzinę,  która  często  będzie  ci  w  tym  śniadaniu 
towarzyszyć? 

Oczy Ethana spowa

żniały.   

–  Odpowied

ź  na  te  wszystkie  pytania  brzmi  tak.  Ale  ty  jeszcze  nie  odpowiedziałaś  na 

moje. Wyjdziesz za mnie? 

–  Tak.  –  G

łos jej drżał, kiedy wspięła się na palce, by go pocałować. – Oczywiście, że 

tak.   


Document Outline