background image
background image

Joss Wood

Wspaniałe trzy tygodnie

Tłumaczenie: Julita Mirska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2021

background image

Tytuł oryginału: Hot Holiday Fling

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,

Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin

Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –

jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi

znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i

zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym

do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą

być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books

S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7936-9

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stojąc w stylowo urządzonej sali bankietowej w słynnym

hotelu Grantham-Forrester na Piątej Alei w sercu Manhattanu,
Adie Ashby-Tate pożegnała ostatniego gościa i uśmiech na jej
twarzy zgasł.

Zacisnęła  ręce  na  wyłożonej  czerwonym  aksamitem

gablocie.  Po  wyjściu  wszystkich,  którzy  przybyli  na
„Świąteczny  Jarmark”,  cisza  aż  dzwoniła  w  uszach.  Adie
uwielbiała  prowadzić  rozmowy  z  klientami,  pokazywać  im
starannie  wybrane  przedmioty,  ale  po  ponad  czterech
godzinach była wyczerpana.

Ponieważ  bolały  ją  nogi,  zdjęła  buty,  po  czym  rozejrzała

się  dokoła;  w  niedużej  sali  udało  jej  się  stworzyć  cudowny
świąteczny  nastrój.  Na  ścianie  lśniły  lampki  choinkowe,
w  jednym  rogu  stała  trzymetrowa  choinka  ozdobiona
sztucznym  śniegiem,  w  drugim  narty  i  deska  snowboardowa
oparte o bryczkę wykonaną z papier-mâché.

W  powietrzu  unosił  się  zapach  luksusu.  Przygotowanie

wszystkiego  kosztowało  majątek,  jednak  nie  żałowała  ani
wydanych  pieniędzy,  ani  czasu  i  energii,  jakie  włożyła
w zaaranżowanie przestrzeni.

Wciąż  zaciskając  ręce  na  gablocie,  skierowała  wzrok  na

krwistoczerwone  paznokcie  u  nóg,  a  następnie  poruszyła
ramionami, by pozbyć się napięcia w szyi.

background image

Za  chwilę  podejdzie  do  barku  i  naleje  sobie  drinka.

Zasłużyła na nagrodę.

Wieczór  zakończył  się  sukcesem;  miała  kalendarz  pełen

zamówień.  Jej  artystycznie  uzdolnieni  dostawcy  będą
zachwyceni. 

Zawsze 

wybierała 

rzeczy 

piękne

i  niepowtarzalne,  a  to  odpowiadało  jej  bogatym  klientom,
którzy cenili sobie oryginalność.

Zamierzała spędzić w Nowym Jorku trzy tygodnie, zbadać

grunt,  sprawdzić,  czy  warto  otwierać  na  Manhattanie  filię
Treasures  &  Tasks,  i  zobaczyć,  jak  jej  się  będzie  pracowało
z  Kate.  Musi  mieć  pewność,  zanim  zainwestuje  pieniądze
w rozwinięcie działalności w jednym z najdroższych miast na
świecie.

Czyli do świąt będzie badała tutejszy rynek, a jednocześnie

realizowała  zamówienia  klientów  mieszkających  na
wszystkich kontynentach.

Prowadziła  firmę  oferującą  usługi  concierge.  W  okresie

świątecznym ruch w interesie był największy. Dosłownie nie
miała  chwili  wolnej.  Ale  to  jej  odpowiadało.  Właśnie  o  tej
porze  roku  nawiedzały  ją  duchy  przeszłości;  zamiast
zajmować się nimi, wolała harować od rana do nocy.

Powiodła  wzrokiem  po  świątecznie  przystrojonych

stołach.  Leżały  na  nich  przedmioty  warte  ponad  pół  miliona
funtów, od wysadzanych szlachetnymi kamieniami korków do
butelek po pozłacane pendrive’y. Zważywszy jednak na lepkie
ręce  niektórych  bogaczy,  wiedziała,  że  musi  wszystko
dokładnie  policzyć,  a  potem  spakować.  Potrwa  to  ze  dwie
godziny.

background image

Nazajutrz  była  umówiona  z  kilkoma  potencjalnymi

klientami,  ale  ten,  o  którym  Kate  bez  przerwy  mówiła,  jej
stary znajomy, „najbardziej oporny influencer” w świecie, nie
zjawił  się  na  dzisiejszej  prezentacji.  Na  szczęście  poradziła
sobie bez niego.

Nagle  usłyszała  pukanie  i  aż  podskoczyła.  Wprawdzie

znajdowała  się  na  terenie  drogiego  hotelu  dysponującego
porządną ochroną, ale kradzieże wszędzie się zdarzały.

Na widok mężczyzny w drzwiach serce zabiło jej mocniej.

Przycisnęła rękę do piersi. Uspokój się, idiotko. To tylko facet.

Ale co za facet!

Wysoki  –  musiał  schylić  się,  gdy  przekraczał  próg  -

szeroki  w  ramionach,  mający  długie  nogi  i  pewnie  kaloryfer
na  brzuchu.  Ubrany  w  zieloną  koszulę  oraz  czarne  spodnie,
w ręku trzymał poprzecieraną skórzaną kurtkę. Był piekielnie
seksowny, ale to jego twarz przykuwała uwagę.

Wyglądał  jak  młody  Cary  Grant.  Chociaż  nie;  Grant,

dystyngowany  elegant,  miał  bardziej  klasyczne  rysy.
Nieznajomy z lekko garbatym nosem i silnym zarostem raczej
pasował  do  filmów  akcji.  Tak,  był  w  typie  jej  ulubieńców:
Gerarda Butlera i Toma Hardy’ego.

-  Pana  nazwisko  figuruje  na  liście  gości,  dlatego  go

wpuściłem. Mam nadzieję, że słusznie?

Adie  przeniosła  spojrzenie  z  mężczyzny  na  ochroniarza,

który  z  rozbawieniem  obserwował  jej  reakcję,  i  skarciła  się
w  duchu.  Miała  wśród  klientów  bogaczy,  książęta  i  znane
gwiazdy filmowe. I zwykle nie wytrzeszczała tak oczu.

Wziąwszy się w garść, uśmiechnęła się uprzejmie.

background image

-  Spóźnił  się  pan  kilka  godzin,  ale  jeśli  ma  pan  ochotę

rozejrzeć się, to proszę.

-  Chciałam  przyjść  wcześniej,  ale  coś  mi  wypadło  –

odrzekł mężczyzna.

Głos  miał  niski,  głęboki  -  kojarzył  się  jej  z  musem

czekoladowym,  jaki  rok  temu  jadła  w  maleńkiej  knajpce
w  Dzielnicy  Francuskiej  Nowego  Orleanu  -  ale…  Tak,
słyszała w nim nutę zmęczenia.

- Napije się pan? – Wskazała na barek w rogu.

- Z przyjemnością! Whisky, jeśli można.

Przeszła  boso  do  barku.  Uznała,  że  nie  ma  się  czym

przejmować.  Szpilki  miała  piękne,  lecz  piekielnie
niewygodne, a facet spóźnił się cztery godziny…

Powiódł  wzrokiem  po  wystających  spod  czerwonej

sukienki nogach. Widok wyraźnie mu się podobał.

Adie  zaniepokoiła  się.  Dawno  nie  spotkała  mężczyzny,

który by wywoływał w niej tak silne emocje. Z jednej strony
to było miłe, podniecające, z drugiej niebezpieczne. Powinna
uważać.

- Szkocka czy bourbon? – spytała.

- Szkocka, chętnie z lodem.

Nalała  bursztynowego  płynu  do  dwóch  szklanek

i  uniósłszy  pokrywkę  z  kubełka  na  lód,  srebrnymi
szczypczykami  wrzuciła  do  każdej  po  dwie  kostki.  Podeszła
do mężczyzny. Bez butów sięgała mu zaledwie do brody.

Wysunęła w jego kierunku szklankę z trunkiem. Ich palce

otarły się o siebie. Ponownie poczuła dreszczyk podniecenia.

background image

Wyobraziła  sobie,  jak  nieznajomy  zaciska  dłoń  na  jej  piersi,
przesuwa ją niżej…

O Chryste!

Cofnęła  się  krok.  Miała  nadzieję,  że  mężczyzna  niczego

nie  zauważył.  Nie  lubiła  tracić  nad  sobą  kontroli.  I  prawie
nigdy się jej to nie zdarzało.

Zbliżył  się  do  złotego  manekina  ubranego  w  króciutką

halkę  i  figi.  Przechylając  głowę,  ujął  w  palce  delikatny
materiał.

-  To  dzieło  jednej  z  najdroższych  i  najzdolniejszych

projektantek  bielizny  na  świecie.  Jedwab  z  Lyonu  i  koronka
chantilly.  Komplet  bywa  w  różnych  kolorach  –  trajkotała.  –
Ale jeśli woli pan inny fason…

- Nie, to mi się bardzo podoba – oznajmił, nie odrywając

oczu  od  jej  twarzy.  –  Podejrzewam,  że  w  sypialni  wygląda
jeszcze piękniej…

Och,  mogłaby  mu  zademonstrować.  Na  sobie.  Oczami

wyobraźni  ujrzała  ogromne  łóżko,  satynową  pościel,  butelkę
szampana  chłodzącą  się  w  srebrnym  kubełku.  W  tle  słychać
dźwięki fado, przez okno wpadają promienie popołudniowego
słońca…

Dopiła whisky i odstawiwszy szklankę, odetchnęła z ulgą,

gdy  mężczyzna  ruszył  dalej.  Szedł  wolno  wzdłuż  gablot,
oglądając  eksponaty,  których  nie  zdążyła  spakować.
W  pewnym  momencie  uniósł  do  światła  ozdobę  choinkową
przedstawiającą pawia.

-  To  jest  ustnie  dmuchana,  ręcznie  zdobiona  bombka.

Lśniące punkciki na upierzeniu to najprawdziwsze brylanty.

background image

Mężczyzna  wskazał  na  pudełko  zawierające  tradycyjne

świąteczne 

firecrackers, 

czyli 

„strzelające” 

tubki

z niespodzianką w środku.

- A to?

-  Tubki.  Ręcznie  wykonane  w  Anglii  z  ekologicznego

papieru.  W  środku  każdej  jest  niespodzianka.  Może  nią  być
dowolna  rzecz.  Miałam  klienta,  który  każdemu  ze  swoich
dzieci  kupił  na  gwiazdkę  samochód.  Prosił,  żeby  kluczyki
umieścić w takiej tubce.

Mężczyzna rozciągnął usta w uśmiechu. Hm, ciekawe, co

potrafi nimi robić? Psiakość, powinna częściej uprawiać seks!
Tyle  że  przygodne  związki  nie  były  w  jej  stylu.  Chociaż…
dziś niemal gotowa byłaby zrobić wyjątek.

- Domyślam się, że nie były to pospolite auta?

- No nie. – Pospolite? Jej klienci nie znali takiego słowa. –

To były porsche i lamborghini.

Mężczyzna zagwizdał.

- Szuka pan czegoś konkretnego? – spytała, usiłując ocenić

jego stan zamożności.

Spodnie miał świetne gatunkowo, buty drogie, nie potrafiła

jednak  odgadnąć,  czy facet jest miliarderem,  milionerem  czy
zwyczajnie  bogatym  człowiekiem.  Jeśli  jest  zwyczajnie
bogaty,  to  niestety  u  niej  nic  nie  znajdzie.  Jej  oferta  była
skierowana do miliarderów.

- Tylko patrzę.

„Tylko patrzę” na ogół oznaczało:  podoba  mi się, ale nie

stać mnie. Zerknęła dyskretnie na zegarek: było po jedenastej,

background image

a ją czekało jeszcze trochę pracy.

- Nie wierzę!

Słysząc  okrzyk  zdumienia,  skierowała  spojrzenie  na

przedmiot,  który  mężczyzna  trzymał  w  ręku.  Była  to  obroża
z  krokodylej  skóry  nakrapiana  małymi  brylancikami,  której
główną ozdobę stanowił trzyipółkaratowy brylant w kształcie
serca.

- Obroża dla psa? Za trzysta tysięcy?

-  Piękna,  prawda?  –  Adie  wzięła  od  gościa  przedmiot

i zbliżyła go do oczu.

- Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby tyle wydawać

na psa. Kocham zwierzęta, ale trzysta tysięcy?

- No cóż… - Odłożyła obrożę, przesunęła na bok pudełka

ekskluzywnych czekoladek i usiadła na stole.

Dać  nogom  odpocząć…  co  za  rozkosz!  Po  chwili

podniosła talerzyk z czekoladowymi pysznościami.

Mężczyzna potrzasnął głową.

- Nie kuszą mnie słodycze.

-  Jadł  pan  kiedykolwiek  czekoladę  o  smaku  bekonu

i ostrego chili?

- Nie.

- To rzadka, wyrafinowana i…

- Droga rzecz – dokończył z uśmiechem nieznajomy.

- Szybko się pan uczy. – Patrzyła, jak mężczyzna wkłada

czekoladkę do ust. Westchnęła cicho. Chcąc zająć czymś ręce,
również sięgnęła po truflę. Przegryzła ją na pół…

background image

Co za smak! Jaki ostry…

- Wasabi. Nie spodziewałam się.

-  Chce  pani  skosztować  mojej?  –  Mężczyzna  trzymał

w palcach nadgryzioną czekoladkę.

Adie  zawahała  się.  I  nagle  zapragnęła  dotyku,  kontaktu

fizycznego. Skinęła głową.

Teraz on się zawahał. Zmrużył oczy, jakby zastanawiał się,

czy dobrze odczytuje sygnały.

Dobrze.

Nie  odrywając  od  niej  spojrzenia,  włożył  czekoladkę  do

ust  i  oparłszy  dłonie  o  kolana  Adie,  rozchylił  jej  uda.  Prąd
przebiegł Adie po krzyżu. Dzieliły ich milimetry. Nie mogąc
wytrzymać  napięcia,  przycisnęła  ręce  do  piersi  mężczyzny
i przywarła ustami do jego warg. Czubkiem języka zachęcił ją,
aby je otworzyła. Po chwili poczuła na wargach i podniebieniu
słodko-gorzki  smak  czekolady,  chili  i  bekonu.  Jęknęła
przeciągle.

Pragnąc  więcej,  więcej  wszystkiego,  objęła  go  za  szyję.

Rozkoszowała  się  dotykiem  palców  na  biodrach,  ręki  na
swojej  brodzie  oraz  ruchami  lepkiego  od  czekolady  języka.
Mężczyzna  zamruczał,  po  czym  przyciągnął  ją  mocniej  do
siebie.  Zacisnęła  nogi  wokół  jego  ud.  Przymknęła  powieki.
Miała wrażenie, jakby skoczyła ze skały do ciepłego jeziora.
Przejechała dłońmi po silnych barkach, po plecach mężczyzny
i  pośladkach.  Pragnęła  go,  pragnęła  zobaczyć  go  nagiego,
poczuć go na sobie i w sobie…

Tak dawno z nikim nie była.

background image

Zaczął  całować  ją  po  brodzie,  policzkach,  skroni.

Oddychał  ciężko.  Pragnął  jej  tak  jak  ona  jego.  Ponownie
przytknął usta do jej warg.

Podniecona,  przycisnęła  jego  rękę  do  swojej  piersi

i zamruczała, kiedy potarł kciukiem sutek. Milcząco, językiem
i wargami, domagał się coraz więcej. Wyciągnęła mu koszulę
ze  spodni.  Błądziła  dłońmi  po  gołych  plecach,  żebrach
i brzuchu; przesuwała ręce w dół, gdy nagle ją powstrzymał.

Oddychając głośno, długo wpatrywał się w jej oczy.

- Jesteś piękna.

- Jeszcze, nie przerywaj…

Potrząsnął głową.

- Nie, bo nie będę mógł przestać.

Wiedziała, że popełnia błąd, ale się tym nie przejmowała.

- Nikt ci nie każe przestać – szepnęła.

Co  nią  kierowało?  Czy  zachowywała  się  w  ten  sposób

z  powodu  pory  roku?  Zawsze  przed  świętami  popadała
w  nastrój  zwątpienia  i  zadumy.  Normalni  ludzie  cieszyli  się,
snuli  plany  na  przyszłość,  a  ona  zadręczała  się,  zasypywała
siebie pytaniami.

Czy  dokonuje  właściwych  wyborów?  Czy  naprawdę  jest

szczęśliwa? Co jeśli to lub tamto…?

Po raz pierwszy jednak tak szybko poczuła tak wiele i tak

mocno.  Dawno  się  nie  kochała,  z  nikim  po  paru  minutach
znajomości nie poszła do łóżka i nikt nigdy nie wywołał w niej
tak silnych emocji. Chciała spędzić szaloną noc, dziką, pełną

background image

namiętności. Sądząc po pocałunkach, czekały ją niesamowite
doznania.

Jest dorosła, ma prawo wieść życie erotyczne, więc dzisiaj

nie będzie się zastanawiać, czy powtarza dawne destrukcyjne
schematy. Zostawi to na rano.

Jutro  może  przeanalizować  swoje  zachowanie,  pozłościć

się na siebie.

Dziś spędzi noc z nieznajomym.

- Mam pokój na górze – szepnęła z bijącym sercem.

Wpatrując  się  w  nią  intensywnie,  mężczyzna  potarł

kciukiem  jej  wargę.  Otworzył  usta,  zamierzając  coś
powiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon.

Adie  zignorowała  ten  dźwięk;  czekała  na  słowa

mężczyzny. Dlaczego się wahał?

- Czy…

Telefon  ponownie  zabrzęczał.  Mimo  chwilowego

odurzenia Adie rozpoznała po dźwięku, że dzwoni Kate. Jeżeli
nie odbierze, przyjaciółka nie da jej spokoju.

- Przepraszam. – Odsunęła mężczyznę. – Jak nie odbiorę,

będzie dzwonić do skutku.

Zsunąwszy  się  ze  stołu,  podeszła  do  krzesła,  na  którym

zawiesiła torebkę, i z bocznej kieszeni wydobyła komórkę.

- Co? – warknęła.

- Wracam, żeby ci pomóc z pakowaniem.

O Chryste! Nieeee!

background image

- Nie powinnaś być sama z tyloma cennymi eksponatami.

Niby mają tu świetną ochronę, ale zawsze się może trafić jakiś
szubrawiec, który…

Adie  instynktownie  zerknęła  na  mężczyznę,  który  stał

z rękami w kieszeniach. Kim jest i co tu robi?

Słowa  Kate  powoli  zaczęły  do  niej  docierać.  Zmrużyła

oczy. Dlaczego ją pocałował? Czy chciał odwrócić jej uwagę
i  niespostrzeżenie  schować  jakiś  drobiazg  do  kieszeni?  Psia
obroża  była  za  duża,  ale  zdobione  brylantami  stopery  albo
złote pendrive’y z łatwością by się zmieściły.

A  ona…  Psiakość!  Naprawdę  zaprosiła  go  do  pokoju?

Wyszłaby, zostawiając niezabezpieczone przedmioty na stole?
Co się z nią dzieje? Gotowa była zaryzykować zdrowie, życie,
pracę  dla  obcego  faceta.  Zachowała  się  jak  przed  laty,
impulsywnie i bezmyślnie.

Żaden  mężczyzna,  choćby  najbardziej  przystojny  czy

czarujący,  nie  był  wart  tego,  aby  złamała  swoje  zasady
i wróciła do dawnych nawyków.

Odłożyła telefon i krzyżując ręce na piersi, zmusiła się, by

napotkać spojrzenie mężczyzny.

Płomień w jego oczach już zgasł.

- Zgaduję, że twoja propozycja jest nieaktualna?

Adie przygryzła wargę.

-  Trochę  się  zagalopowałam.  –  Wskazała  głową  na

drzwi. – Przepraszam, mam sporo pracy.

Mężczyzna ruszył w jej stronę; zatrzymał się, gdy dzieliło

ich zaledwie kilka centymetrów. Adie nie drgnęła, nie cofnęła

background image

się; duma jej na to nie pozwalała.

-  Nie  denerwuj  się,  niczego  nie  ukradłem.  –  Schyliwszy

się, pocałował ją w policzek. – Dziękuję za czekoladkę. I za
whisky.

Ugryzła się w język, by nie przywołać go z powrotem, nie

błagać, aby poszedł z nią na górę i pokazał, co potrafi.

Nie wątpiła, że jest fantastyczny w łóżku.

Utrapienie  z  tymi  świętami,  stwierdził  Hunter  Sheridan,

opierając nogi na brzegu biurka.

Po Dniu Dziękczynienia wydajność pracy spadała, poziom

lenistwa wzrastał. Wszyscy myśleli wyłącznie o zbliżających
się świętach Bożego Narodzenia.

Gdyby to od niego zależało, skasowałby je. Ale większość

ludzi miała na ich punkcie bzika. Gotowi byli wydać fortunę
na prezenty.

Obroża za trzysta tysięcy? Chryste!

Przetarł  ręką  oczy.  Tak  naprawdę  jego  uwagi  nie

pochłaniały żadne obroże, stopery czy czekoladki. Pochłaniała
ją Adie Ashby-Tate.

Od  pierwszej  chwili  wiedział,  kim  ona  jest.  Kate  bez

przerwy  zamieszczała  ich  wspólne  zdjęcia  w  mediach
społecznościowych.  Ciemne  loki,  delikatne  rysy,  alabastrowa
skóra i te oczy… Adie przypominała młodą Audrey Hepburn.

Westchnął. Tak, oczy miała przecudne.

Była szczupła, a jednocześnie ponętnie zaokrąglona. Kiedy

ją objął, idealnie do siebie przylegali, jakby była brakującym
elementem,  którego  zawsze  podświadomie  szukał.  Brakujący

background image

element,  alabastrowa  skóra,  rosnące  podniecenie…  Ile  ty
masz, chłopie, lat? Piętnaście?

Podrapał się po brodzie. Adie pociągała go fizycznie, ale

ważniejsze było to, że wydawała się inna od kobiet, które na
co  dzień  spotykał.  Żył  w  świecie  bogactwa  i  luksusu,
w  świecie  brylantowych  błyskotek  i  przesadnego  dostatku,
w świecie, w którym dumni, aroganccy przedstawiciele na nic
nie musieli czekać i zawsze dostawali to, czego pragnęli.

Z  informacji  w  sieci  wynikało,  że  ojciec  Adie  jest

brytyjskim  lordem,  matka  dziedziczką  magnata  tytoniowego,
a ona sama jedynaczką.

Matka  kiedyś  była  znaną  modelką,  ojciec  zaś  –  nim

odziedziczył  fortunę  po  rodzicach  –  zawodowym  graczem
polo.  Obecnie  ojciec  chyba  niczym  się  nie  trudnił;  czas
spędzał  na  jachtach  oraz  w  różnych  posiadłościach
w  towarzystwie  młodych,  hojnie  obdarzonych  przez  naturę
kobiet.

Adie  również  należała  do  arystokracji.  Miała  na  sobie

krótką zwiewną sukienkę od znanego projektanta, a w uszach
brylantowe  kolczyki.  Pachniała  drogimi  perfumami  i  mówiła

brytyjskim 

akcentem 

charakterystycznym 

dla

wykształconych ludzi z wyższych sfer.

Oczywiście  powinien  był  się  od  razu  przedstawić,  ale

wtedy  nie  dane  byłoby  mu  jej  objąć,  przytulić,  pocałować.
Zaskoczyła  go  propozycją  pójścia  na  górę;  naturalnie
zamierzał  się  zgodzić,  bo  ich  pocałunek…  po  prostu  był
niesamowity.

Uznając jednak, że Adie ma prawo wiedzieć, kim on jest –

potencjalnym klientem i, zdaniem Kate, jednym z najbardziej

background image

wpływowych  biznesmenów  –  otworzył  usta  i  w  tym
momencie zadzwonił telefon.

Uważnie  obserwował  jej  twarz.  Gdy  zobaczył,  jak

podniecenie w oczach ustępuje miejsca lękowi i niepewności,
zrozumiał, że z pójścia na górę nic nie będzie. Pocałował ją na
pożegnanie,  wiedząc,  że  spotkają  się  ponownie  za  niecałe
osiemnaście godzin.

I że kiedyś dokończą to, co wczoraj im przerwano.

Usiłował  rozmasować  mięsień  nad  prawą  łopatką.  Nie

potrafił  się  na  niczym  skupić;  cały  czas  myślał  o  pocałunku,
tak zmysłowym i namiętnym…

Nie  pamiętał,  kiedy  czuł  tak  przemożną  ochotę  na  seks.

Ostatnio  był  bardzo  zajęty,  na  romanse  nie  miał  czasu.  Od
prawie dwóch lat sypiał tylko z jedną kobietą – Griseldą. Nie
dlatego,  że  ją  kochał;  dlatego,  że  był  zbyt  zmęczony,  aby
cokolwiek zmieniać.

Teraz gotów był zrezygnować ze wszystkiego, żeby tylko

pójść  z  Adie  Ashby-Tate  do  łóżka.  Wciąż  miał  ją  przed
oczami.

Do diabła, co się z nim dzieje? Nie zdarzyło się dotąd, by

jakaś  kobieta  odrywała  jego  myśli  od  pracy.  Praca  była
najważniejsza w jego życiu.

Prowadził kilka firm, miał do osiągnięcia mnóstwo celów.

Ludzie – kobiety, przyjaciele, znajomi – zajmowali czas, który
wolał przeznaczyć na pracę.

Adie zaś…

Boże, zlituj się nade mną!

background image

Słysząc,  jak  ktoś  otwiera  drzwi,  podniósł  wzrok.  Do

gabinetu wszedł Duncan, jego asystent, z tabletem w ręku.

- Czyli dla Griseldy nie szukać prezentu?

- Nie szukać – potwierdził Hunt.

Dostrzegł zaciekawienie w oczach Duncana, ale nie uznał

za  stosowne  tłumaczyć  mu,  że  zakończył  ich  romans,  gdy
Griselda  spytała,  czy  nie  chciałby  razem  z  nią  wychowywać
dziecka.  Jego  wybuch  (Co?  Zwariowałaś?)  nie  pozostawiał
złudzeń, co sądzi na ten temat.

Czasem tracił cierpliwość do ludzi.

Z Griseldą wygrał los na loterii, przynajmniej tak mu się

zdawało.  Po  dzieciństwie  spędzonym  w  rodzinach
zastępczych, po krótkim burzliwym małżeństwie oraz śmierci
przyjaciela,  a  zarazem  wspólnika,  znalazł  kobietę,  która  nie
miała wobec niego żadnych oczekiwań, ani finansowych, ani
emocjonalnych.  Tak  było  do  dnia,  kiedy  poprosiła  go,  by
zrobił z nią dziecko.

Duncan zmarszczył czoło.

-  Sporo  zaoszczędzisz,  nie  kupując  jej  kolejnej  drogiej

błyskotki.

Hunt  starał  się  niczego  po  sobie  nie  okazać.  Chociaż

pracował u niego od wielu lat, Duncan wciąż zachowywał się
tak,  jakby  on,  Hunt,  był  na  skraju  bankructwa.  Jego  próby
redukowania kosztów nieustannie Hunta bawiły.

Odchylając się w fotelu, zauważył, że coś Duncana trapi.

Zazwyczaj asystent nie zdradzał emocji, ale dziś…

- Wszystko w porządku? – spytał go.

background image

Duncan zacisnął ręce na oparciu fotela i pokręcił głową.

-  Właśnie  dostałem  mejla…  Mój  pierwszy  partner,  ten,

którego  miałem  poślubić,  jest  w  szpitalu.  Ma  guza  mózgu.
Choć  rozstaliśmy  się  ponad  piętnaście  lat  temu,  upoważnił
mnie,  abym  podejmował  decyzje  dotyczące  jego  zdrowia,
gdyby  on  sam  nie  był  w  stanie.  No  i  nie  jest  w  stanie…  -
W głosie Duncana pobrzmiewały zdumienie i strach.

- Przykro mi – rzekł współczująco Hunter.

- Wiem, że to nie jest najlepszy czas, żeby prosić o urlop.

Wkrótce ma się odbyć akcja charytatywna organizowana przez
twoją fundację, a jest jeszcze tyle do zrobienia…

Prawdę  mówiąc,  świąteczna  impreza  całkiem  wyleciała

Huntowi  z  głowy.  W  tym  roku  planowali  coś  nowego:
połączenie  wyścigu  miejskiego  z  poszukiwaniem  „skarbów”.
Zebrane  pieniądze  miały  wesprzeć  działalność  fundacji
Williamsa-Sheridana, której nazwa nawiązywała do przyjaźni
łączącej Hunta ze Steve’em.

Duncan  nad  wszystkim  sprawował  pieczę;  do  Hunta

należało  pojawienie  się  na  przyjęciu  i  wręczenie  nagród
zwycięzcom.  Poza  tym  załatwiał  dla  Hunta  świąteczne
sprawunki:  kupował  prezenty  dla  jego  najważniejszych
klientów,  ulubionych  dostawców  oraz  sportowców,  którzy
pełnili  rolę  ambasadorów  marki.  Nie  tylko  znakomicie
ogarniał  kwestie  biurowe,  ale  również  rezerwował  bilety  do
teatru  i  stoliki  w  restauracjach,  rozmawiał  z  gosposią,
z dekoratorką wnętrz, podsuwał pomysły urlopowe, zamawiał
pokoje w hotelach.

A  najważniejsze,  chronił  Hunta  przed  świątecznym

zgiełkiem.  Lecz  w  tym  roku  sam  musiał  wziąć  urlop.

background image

W porządku, uznał Hunter.

- Zadzwoń do Jeffa, niech przygotuje samolot.

- Mogę lecieć komercyjną linią – zaprotestował Duncan. –

Będzie taniej.

- Polecisz moim odrzutowcem – odparł Hunt stanowczo. –

Stoi bezczynnie, pilot nudzi się jak mops.

- W szpitalu będę miał przy sobie laptop i komórkę, więc

mogę pracować.

Hunt wstał i położył dłoń na ramieniu asystenta.

-  Nie  musisz.  Po  prostu  bądź  ze  swoim  przyjacielem  –

powiedział.

Bo on by wiele dał, żeby móc jeszcze kilka dni, ba, kilka

godzin, pobyć ze Steve’em.

-  Dzięki,  szefie.  –  Przełknąwszy  łzy,  Duncan  wyrównał

stos  folderów,  podniósł  kilka  długopisów  i  położył  je  na
miejsce,  zgarnął  z  blatu  parę  zszywek.  –  Za  pięć  minut,
o czwartej trzydzieści, będą tu Kate i Adie Ashby-Tate.

Hunter  uśmiechnął  się.  Dawno  nie  widział  siostry

bliźniaczki  Steve’a.  Tydzień  temu  zadzwoniła,  prosząc,  żeby
wpadł  na  jedyny  w  swoim  rodzaju  „Świąteczny  Jarmark”
w hotelu Grantham-Forrester.

-  Dokończę  kilka  najpilniejszych  spraw  –  kontynuował

Duncan.  –  Potem  odezwę  się.  Może  uda  mi  się  wszystko
zorganizować na odległość.

Byłoby  fantastycznie,  pomyślał  Hunt.  Bez  asystenta  czuł

się całkiem zagubiony.

background image

Spojrzawszy  na  zegarek,  wygładził  krawat  i  zapiął

marynarkę.  Podszedł  do  wielkiego  okna  z  widokiem  na
Central  Park  i  skrzywił  się,  widząc  ciemne  chmury
zasnuwające niebo. Nie, zapowiadane na wieczór lekkie opady
śniegu nie przeszkodzą mu w przebieżce.

Potrzebował ruchu  na  świeżym  powietrzu.  Bez  tego  miał

wrażenie,  jakby  się  dusił,  jakby  napierały  na  niego  ściany,
a  wtedy  wracały  wspomnienia  z  pobytów  w  domu  dziecka
i rodzinach zastępczych.

Po  spotkaniu  z  Kate  i  Adie  ruszy  do  parku,  choćby  na

chwilę.  Z  zadumy  wyrwało  go  pukanie  do  drzwi.  Duncan
otworzył je szeroko.

Oczom  Huntera  ukazała  się  piękna  szczupła  kobieta

o  lekko  zmierzwionych  ciemnych  włosach  i  pociągniętych
czerwoną  szminką  zmysłowych  ustach.  Kobieta,  za  którą
tęsknił od wczoraj, choć przecież jej nie znał.

Było to dość przerażające.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wchodząc  do  przestronnego  gabinetu  wyposażonego

w dwa ogromne okna, z których rozciągał się zapierający dech
widok  na  park,  Adie  przywołała  na  usta  profesjonalny
uśmiech. Wiele sobie obiecywała po tym spotkaniu.

Hunter  Sheridan  był  przyjacielem  Kate,  do  tego

człowiekiem  wpływowym,  który  mógł  ją  wprowadzić  do
śmietanki  nowojorskiej,  a  tym  samym  pomóc  jej  rozwinąć
biznes w tej części świata.

Kate  wyznała  przyjaciółce,  że  nie  do  końca  rozumie,

dlaczego Hunter cieszy się takim poważaniem. Skąd się bierze
jego siła? Może stąd, że nie przejmuje się tym, co ludzie o nim
myślą?  Jest  indywidualistą,  czarującym,  ale  potrafi  być
również nieprzyjemny, niecierpliwy i apodyktyczny.

Napotkawszy  wzrok  Huntera,  Adie  przystanęła  w  pół

kroku. Rozpoznała go. I domyśliła się, że wczoraj wieczorem
wiedział, kim ona jest. Ona zaś nie miała pojęcia, kim jest on.
Po  prostu  uważała  go  za  najbardziej  seksownego  mężczyznę
na Manhattanie.

Nadal tak sądziła.

Miał  na  sobie  czarny  garnitur  od  słynnego  włoskiego

projektanta,  do  tego  śnieżnobiałą  koszulę  i  srebrny  krawat.
Jeśli wczoraj wahała się, czy spóźniony gość jest milionerem

background image

czy  multimilionerem,  dziś  nie  miała  najmniejszych
wątpliwości.

A  ona,  idiotka,  zaproponowała  mu,  by  poszli  do  niej  do

pokoju. Chryste! Poczuła, jak pali ją wstyd.

Wczoraj  przez  wiele  godzin  przeklinała  i  jego,  i  siebie.

Zachowała się jak dawna Adie. Kiedy była nastolatką, a nawet
w  wieku  dwudziestu  dwóch,  trzech  lat  chorobliwie  łaknęła
uwagi;  rzucała  się  w  ramiona  każdego,  kto  gotów  był  ją
złapać.  Łatwo  się  zakochiwała,  wierząc,  że  jak  nie  ten,  to
następny  mężczyzna  na  pewno  spełni  jej  marzenia  o  miłości
i rodzinie.

Większość  facetów  uciekała  wystraszona  intensywnością

jej  pragnień.  Ale  kilku  zostało.  I  gdy  ci  chcieli  przejść  do
kolejnego  etapu,  to  kiedy  padały  słowa  „kocham  cię”,
„zamieszkajmy razem” oraz „czy wyjdziesz za mnie”, wtedy
ją ogarniał strach i ona uciekała.

Bo  to,  czego  najbardziej  pragnęła,  również  najbardziej  ją

przerażało.

Dziś już wiedziała, że lepiej samej iść przez życie niż być

odrzuconą.

Pięć  lat  temu,  niedługo  po  swoich  dwudziestych  piątych

urodzinach,  zmądrzała;  uświadomiła  sobie,  że  zachowuje  się
w sposób destrukcyjny i poniżający.

Zrozumiała, że jej rozpaczliwe starania o uwagę wynikają

stąd,  że  rodzice  się  nią  nie  interesowali.  Wykorzystywała
mężczyzn  do  tego,  by  nie  myśleć  o  bólu  i  zapełnić  pustkę
w  sercu.  Po  latach  pogoni  za  miłością  uznała,  że  już  jej  nie
chce. Nauczyła się być szczęśliwa w pojedynkę.

background image

Wiodąc  aktywne  życie,  zyskała  siłę  i  niezależność.

Skupiała  się  na  karierze,  na  spełnianiu  życzeń  bogatych
wybrednych klientów. Unikała zaangażowania emocjonalnego
ze strachu, by znów nie stać się dawną sobą.

A seks… seks pamiętała jak przez mgłę.

Najgorszy  był  okres  świąteczny.  Z  doświadczenia

wiedziała, że sytuacje stresowe wywołują smutek i prowadzą
do  depresji.  Kiedy  patrzyła  na  uśmiechnięte  szczęśliwe
rodziny,  przypominała  sobie  swoje  ponure  dzieciństwo
i zimnych, zaniedbujących ją rodziców.

Wczoraj z rozrzewnieniem obserwowała Kate z mamą na

„Świątecznym  Jarmarku”.  Widziała,  jak  cieszą  się  swoim
towarzystwem.  Rachel  Williams,  mimo  że  odnosiła  sukcesy
jako prawniczka, poważnie traktowała rolę matki. Dzieci, Kate
i Steve, były całym jej światem.

Kiedy Steve zginął, Kate była zdruzgotana, ale to Rachel

musiała wziąć roczny urlop, bo ciągle płakała, nie potrafiąc się
na niczym skupić.

Adie nie miała cienia wątpliwości, że gdyby ona umarła,

matka urządziłaby jej elegancki pogrzeb i może uroniła kilka
łez.  Vivian  Ashby-Tate  była  emocjonalnie  wybrakowana;  po
tygodniu znudziłaby jej się żałoba.

Adie przeczesała ręką włosy. Czy miała wyrzuty sumienia,

myśląc  tak  o  matce?  Nie.  Rodzice  jej  nie  kochali;  była
balastem, którego chętnie by się pozbyli.

Widok Rachel z Kate obudził w niej dawne tęsknoty. Może

niesłusznie  zrezygnowała  z  marzeń  o  rodzinie?  Zaczęła
narastać  w  niej  potrzeba  bliskości,  bycia  z  kimś.  Narastała,

background image

narastała,  a  po  paru  godzinach  do  wynajętej  sali  w  hotelu
Grantham-Forrester wkroczył on…

Przez  większą  część  roku  Adie  była  szczęśliwa  jako

singielka.  Ale  z  początkiem  grudnia  wpadała  w  dołek
psychiczny, kwestionowała swoje wybory…

Z  każdym  rokiem  walka  o  pozostanie  silną  niezależną

kobietą  stawała  się  coraz  trudniejsza.  Ratunkiem  była  praca.
Przed  świętami  Adie  nie  miała  chwili  wytchnienia;  klienci
ciągle  sobie  o  czymś  przypominali,  dzwonili  z  kolejnym
zleceniem.  Od  kilku  lat  pracowała  również  jako
wolontariuszka.  W  zeszłym  roku  rozwoziła  posiłki
bezdomnym  londyńczykom.  Rok  wcześniej  pomagała
w  przygotowaniu  pantomimy.  W  tym  postanowiła  zbadać
grunt przed otwarciem biura w Nowym Jorku.

- Kate, Adie, zapraszam.

Adie  poczuła  na  sobie  zdziwione  spojrzenie  przyjaciółki,

jednak nie była w stanie oderwać wzroku od twarzy Huntera.
To jego usta całowała, wodziła dłońmi po jego brzuchu, czuła
napierający na nią wzwód…

-  Znacie  się?  –  spytała  Kate,  rzucając  torebkę  na  kanapę

w rogu.

Hunt podszedł do kanapy, podniósł torebkę i oddał ją Kate.

- Potrzebuję paru minut na osobności z Adie. Idź pogadaj

z Duncanem.

- Ale byliśmy umówieni…

- Katharine, wyjdź.

background image

Kate zmarszczyła czoło, zaskoczona rozkazującym tonem,

po czym zerknęła pytająco na przyjaciółkę. Adie, czerwieniąc
się,  skinęła  głową.  Musiała  jakoś  z  tego  wybrnąć,
wytłumaczyć  się  przed  Hunterem,  i  wolała  to  zrobić  bez
świadków.

- Daj nam dziesięć minut, Kate.

- Okej, okej.

Adie  poczekała,  aż  przyjaciółka  zamknie  drzwi,

i ponownie utkwiła spojrzenie w Hunterze.

- Więc to ty jesteś Hunterem Sheridanem?

Kąciki  ust  mu  zadrgały.  Adie  zacisnęła  powieki.  Co  za

idiotyczne pytanie. Kimże innym miałby być?

- Ta sytuacja jest dla mnie bardzo niezręczna…

Hunter  skrzyżował  ręce  na  piersi.  Mankiet  podjechał  do

góry,  odsłaniając  tarczę  zegarka.  Ponieważ  zawodowo
zajmowała  się  luksusowymi  dobrami,  Adie  z  miejsca
rozpoznała  markę.  Był  to  jeden  z  dziesięciu  zegarków  na
świecie  wykonanych  przez  szwajcarskiego  zegarmistrza,
fachowca i artystę tak cenionego, że czas oczekiwania na jego
dzieło wynosił dziesięć lat.

Gdyby  wczoraj  dostrzegła  ten  piękny  przedmiot  na

nadgarstku  nieznajomego,  wiedziałaby,  że  ma  do  czynienia
z  miliarderem.  Z  potencjalnym  klientem,  którego  stać  na
wszystko. Może wtedy zachowałaby się stosownie do swojej
roli? Chociaż kto wie? Facet był niesamowicie pociągający.

-  Wczoraj  myślałam,  że  jesteś  kimś  innym…  -  rzekła.

Kiepskie wytłumaczenie.

background image

W oczach Huntera pojawił się błysk wesołości.

- Kim?

-  Nie  wiem  –  odparła.  –  Gdybym  sądziła,  że  jesteś

Sheridanem, nigdy bym nie zaproponowała…

- Seksu? – Uniósł brwi. – Zwykle to mężczyzna proponuje.

Skierowała  wzrok  na  jego  wargi.  Dzieliły  ich  trzy  kroki.

Wystarczyłoby…

Nie!  Nie  skusi  się  na  świąteczną  przygodę,  na  mały

romansik. Zmieniła się. Już nie korzystała z takich metod, by
poprawić sobie humor i uciec od ponurych wspomnień. Seks
z  Hunterem  nie  pomoże  jej  zapomnieć  o  byciu  niechcianą
i  niekochaną,  o  świętach  Bożego  Narodzenia  spędzanych
z obcymi ludźmi, którzy ją ignorowali, lub u babci, która jej
nie  znosiła.  Tak  było,  dopóki  nie  skończyła  dziesięciu  lat;
potem w okresie świątecznym na ogół siedziała sama w domu.

Święta  nigdy  nie  kojarzyły  jej  się  z  czymś  radosnym

i  przyjemnym.  Akurat  tego  Hunter  nie  zmieni.  Ale  może
pomóc jej rozwinąć biznes na Manhattanie.

Ważne, żeby trzymała go na dystans.

Wpatrując  się  w  punkt  nad  jego  ramieniem,  wykrzesała

z siebie słowa przeprosin.

-  Wybacz,  proszę.  Zachowałam  się  wczoraj  bardzo

nieprofesjonalnie.

- To prawda – przyznał spokojnie. – Paradowałaś boso po

pokoju…  swoją  drogą  masz  śliczne  paluszki.  Piłaś  whisky,
jakby  to  był  soczek.  Karmiłaś  mnie  pysznymi  czekoladkami
i zaprosiłaś do swojego łóżka.

background image

Niestety, wszystko się zgadzało.

-  Zrozumiem,  jeżeli  będziesz  chciał  odwołać  dzisiejsze

spotkanie – oznajmiła.

Hunter uśmiechnął się szeroko.

-  Skoro  tu  już  jesteś,  wysłucham,  co  masz  do

zaoferowania. Ale…

Z  rękami  w  kieszeni  ruszył  w  jej  stronę.  Wstrzymała

oddech.  Przystanął  i  zmrużył  oczy.  Nic  nie  była  w  stanie
z nich wyczytać.

- Ale któregoś dnia dokończymy to, co nam przerwano.

Dostrzegłszy  w  jego  oczach  błysk  podniecenia,  Adie

wiedziała, że Hunter myśli o tym, jak wczoraj zaciskał jedną
rękę  na  jej  piersi,  a  drugą  gładził  ją  po  pośladku.  To  było
niesamowite:  w  ciągu  paru  sekund  dosłownie  płonęła
z pożądania. Gdyby nie telefon od Kate, dziś byłaby sto razy
bardziej skrępowana.

Lecz  i  tak  czuła  się  niezręcznie.  Bo  nadal  miała  ochotę

zedrzeć  z  Huntera  ubranie,  a  potem  robić  z  nim  różne
nieprzyzwoite rzeczy.

Nie  dając  jej  czasu  na  ripostę,  podszedł  do  drzwi

i otworzył je na oścież.

- Chodź, Kate. Robota czeka.

Dzięki Bogu, że wygłaszała ten tekst setki razy i znała go

na pamięć. Jako zawodowa konsjerżka potrafiła spełnić każdy
kaprys  klientów.  Roztaczała  przed  Hunterem  wizję  swoich
usług:  może  mu  zorganizować  podróż  marzeń,  wynająć

background image

luksusowy  dom,  zarezerwować  apartament  w  najlepszym
hotelu oraz stolik w restauracji wszędzie na świecie.

Hunter  słuchał  ze  znudzoną,  o  zgrozo,  miną.  Adie

kontynuowała:  może  zdobyć  bilety  na  koncerty
i  przedstawienia,  wejściówki  za  kulisy  pozwalające  na
rozmowę z artystami. Ożywił się, gdy wspomniała o biletach
na  imprezy  sportowe.  Kolejny  błysk  zainteresowania
zauważyła, 

kiedy 

poruszyła 

temat 

kupowania

spersonalizowanych upominków dla pracowników, przyjaciół
i rodziny.

Jeżeli  Hunter,  ciągnęła,  postanowi  skorzystać  z  usług

Treasures & Tasks, sam o nic nie będzie musiał się troszczyć.

Gdy zapadła cisza, sięgnął po lśniącą broszurę i zaczął ją

kartkować.  Adie  przygryzła  wargę;  żałowała,  że  nie  umie
czytać w cudzych myślach. Jeszcze nigdy nie spotkała kogoś
o tak nieprzeniknionej twarzy. To nie był ten sam pełen żaru
człowiek,  którego  poznała  wczoraj.  Dzisiejszy  był  zimnym
biznesmenem,  na  którym  jej  słowa  nie  wywarły  żadnego
wrażenia.

Wiedziała, że niektórzy porównywali jej zajęcie do pracy

osobistej  sekretarki;  nie  przejmowała  się  tym.  Uwielbiała
organizować  wesela  i  kolacje  rocznicowe,  prywatne  kolacje
przyrządzane  przez  znakomitych  szefów  kuchni,  degustacje
win,  zwiedzanie  muzeów  oraz  wystaw  ze  światowej  sławy
kustoszami. Po prostu cieszyło ją, że pomaga innym tworzyć
wspomnienia, które zostaną z nimi na zawsze…

Tyle  że  kupowanie  kolejnej  wysadzanej  brylantami

bransoletki  lub  wypasionego  roweru  dla  rozpieszczonego
dzieciaka stanowiło średnią przyjemność. Może dlatego, że jej

background image

ojciec  z  matką  uważali,  że  drogie  prezenty  są  znakomitym
substytutem miłości rodzicielskiej.

Natomiast Adie zamiast wiktoriańskiego domku dla lalek,

jaki  dostała  na  ósme  urodziny,  czy  kucyka  na  dziesiąte,
wolałaby, żeby rodzice poczytali jej książkę, sami odwieźli ją
do szkoły czy – tego pragnęła najbardziej – zamieszkali razem
z nią.

A przynajmniej żeby mogła wspólnie z nimi spędzić Boże

Narodzenie.

Hunter  sięgnął  po  pióro  wieczne  i  coś  napisał,  następnie

wyrwał  kartkę  z  notesu  i  podał  Adie.  Przebiegła  wzrokiem
listę,  na  której  figurowały  różne  rzeczy:  kupno  prezentów
gwiazdkowych,  urządzenie  kilku  przyjęć,  przystrojenie
mieszkania,  zorganizowanie  po  nowym  roku  wyjazdu  na
surfing do Jeffreys Bay w RPA.

Najbardziej  zaintrygował  ją  ostatni  punkt:  dokończenie

przygotowań 

do 

miejskiego 

wyścigu 

połączonego

z poszukiwaniem skarbów.

O, to wygląda ciekawie.

Założyła  nogę  na  nogę  i  starając  się  przybrać  równie

nieprzenikniony wyraz twarzy, uniosła brwi.

- Tym, co mi proponujesz, zajmuje się Duncan – oznajmił

Hunter. – I wykonuje swoją pracę bez zarzutu.

Czyli  nie  ma  co  liczyć,  że  Hunter  Sheridan  skorzysta

z usług Treasures & Tasks.

Dlaczego miałby jej płacić, skoro ma własnego konsjerża?

Ale  może,  z  uwagi  na  przyjaźń  z  Kate,  wspomni  o  T&T

background image

swoim  bogatym  znajomym.  Jeżeli  ona  nie  znajdzie  nowych
klientów, nie otworzy filii na Manhattanie.

-  Jednak  Duncan  wyjeżdża  z  miasta  z  powodów

rodzinnych  –  kontynuował.  –  Wątpię,  żeby  wrócił  przed
świętami.  Twierdzi,  że  może  pracować  zdalnie,  ale  nie  chcę,
żeby musiał wybierać między pracą a opieką nad ukochanym
człowiekiem.

Napotkał spojrzenie Adie. Coś przemknęło po jego twarzy,

ale  znikło  zbyt  szybko,  aby  mogła  to  odczytać.  Po  chwili
wskazał na kartkę, którą wyrwał z notesu.

-  Gotów  jestem  cię  zatrudnić  w  zastępstwie  Duncana.

Poradzisz sobie z tą listą?

Prychnęła w duchu. Żarty sobie stroił? Rok czy dwa lata

temu  trzej  klienci  chcieli,  by  sprowadziła  im  na  koło
podbiegunowe  kucharza  z  restauracji  oznaczonej  gwiazdką
Michelina,  bo  mieli  fantazję  zjeść  w  igloo,  w  czasie  zorzy
polarnej, przygotowaną przez niego kolację. Skoro z tym sobie
poradziła, z listą Huntera też sobie poradzi.

-  Oczywiście  –  odparła.  –  Możesz  podać  mi  więcej

informacji na temat wyścigu?

-  Co  roku  przed  świętami  moja  fundacja  organizuje

imprezę  dobroczynną;  w  tym  roku  wyścig.  Dwuosobowe
drużyny  składające  się  z  zawodowego  sportowca  oraz
nastolatka z ubogiej rodziny, uczestnika jednego z programów
sportowych  finansowanych  przez  fundację,  będą  biec  przez
Dolny  Manhattan,  szukając  ukrytych  wskazówek.  Znajomi
sportowców  zobowiązują  się  wpłacić  jakąś  sumę  za  każdy
odcinek pokonany przez zawodników. Otrzymujemy też sporo
wpłat od firm i korporacji.

background image

- A kiedy jest ten wyścig?

- W najbliższy weekend. Kulminacją będzie przyjęcie, na

którym wręczymy nagrody.

-  Super!  –  Kate  uśmiechnęła  się  szeroko.  –  Duncan  to

wszystko zorganizował?

Hunter odwzajemnił jej uśmiech. Widać było, że darzy ją

autentyczną sympatią.

- Nie, on tylko dobrał zawodników w pary. Trasę wyścigu

i rozmieszczenie „skarbów” opracowała firma specjalistyczna.
Pierwsi  na  mecie  wygrywają  pieniądze,  które  pójdą  na
opłacenie  studiów  nastolatka.  Wieczorem,  podczas  imprezy,
wszyscy  zawodnicy  otrzymają  nagrodę.  Duncan  zna
szczegóły.

Adie zmarszczyła czoło.

- A co jeszcze zostało do zrobienia? – spytała.

-  Nie  do  końca  się  orientuję.  Poproszę  Duncana,  żeby

przysłał  ci  instrukcje.  Ale  nie  spodziewaj  się  ich  przed
wieczorem.

- Czy Duncan nadal przebywa na terenie biura?

Hunt spojrzał na zegarek.

-  Za  pięć  minut  przyjedzie  po  niego  kierowca,  żeby  go

zabrać na lotnisko.

- Leci twoim gulfstreamem? – spytała Kate.

- Tak.

Adie podała przyjaciółce kartkę z notatkami.

background image

- Możesz jechać z Duncanem na lotnisko i o wszystko go

po drodze wypytać?

- Jasne. – Kate poderwała się na nogi.

- Dzięki, kochana. Spotkamy się u ciebie, a na razie muszę

jeszcze omówić kilka spraw z panem Sheridanem.

Zdziwił  Kate  ten  „pan  Sheridan”,  ale  Adie  w  ledwo

dostrzegalny  sposób  dała  jej  znać,  by  przypadkiem  tego  nie
komentowała. Kate skinęła głową, okrążyła biurko, cmoknęła
Huntera w policzek i opuściła gabinet.

- Mam wrażenie  – powiedział  Hunter – że Kate spodoba

się praca prywatnej konsjerżki.

-  Ja  też  tak  myślę  –  przyznała  Adie.  –  Ale  zanim  będę

mogła  ją  zatrudnić  na  stałe,  muszę  zdobyć  chociaż  kilku
klientów.

Hunter  odsunął  fotel  od  biurka.  Stanąwszy  obok

nowoczesnego  ekspresu  do  kawy,  popatrzył  na  Adie.
Podziękowała,  więc  tylko  sobie  nalał  filiżankę,  bez  cukru
i  mleka,  po  czym  podszedł  do  okna  i  oparł  się  o  nie
ramieniem.

Po chwili Adie dołączyła do niego.

- Potrzebuję pomocy, przynajmniej do powrotu Duncana. –

Wypił łyk aromatycznego płynu. – Jak to działa? Podpisujemy
jakąś umowę? I jakie są koszty?

Podała  mu  orientacyjną  kwotę,  obiecując,  że  później

przyśle dokładne wyliczenie oraz kontrakt.

-  W  porządku.  Zresztą  nie  mam  wyboru.  Duncan  będzie

daleko, a ja nie wyobrażam sobie, żebym sam miał urządzać

background image

przyjęcia, ubierać choinkę i kupować prezenty.

- Kate i ja chętnie cię wyręczymy – oznajmiła Adie, siląc

się na pogodny ton.

- To świetnie. – Hunter odstawił filiżankę na regał i zbliżył

się do niej.

Poczuła  bijące  od  niego  ciepło.  Pachniał  bosko,  czymś

drogim,  lecz  bardzo  subtelnym.  Chętnie  wtuliłaby  twarz
w jego szyję i…

Nie,  Adie,  usłyszała  wewnętrzny  głos.  Nie  wdawaj  się

w żaden romans. Masz wystarczająco dużo na głowie.

Poza  wszystkim  innym  już  nie  rzucała  się  w  ramiona

mężczyzn,  by  uciec  przed  niechcianymi  myślami.  Tak  robiła
lata temu; teraz się zmieniła.

Hunter opuszkiem palca pogładził ją po twarzy.

- Cały czas myślę o naszym pocałunku…

Przycisnęła  policzek  do  jego  dłoni.  Hunter  Sheridan

stanowił uosobienie pokusy.

- Nie sypiam z klientami – oznajmiła.

Informowała jego czy siebie? Chyba obydwoje.

- Słusznie. – Przytknął wargi do jej szyi.

Odchyliła głowę.

- Poważnie, Hunt, nie sypiam z klientami.

Nawet  przed  laty  długo  się  wahała,  zanim  poszła

z kimkolwiek do łóżka.

- Jeszcze nie podpisałem umowy…

background image

- Ale podpiszesz.

-  Ale  jeszcze  nie  podpisałem  –  powtórzył,  przywierając

ustami do jej warg.

Powinna  się  sprzeciwić,  ale  zamruczała  cicho,  kiedy  ich

języki  się  spotkały.  Mm,  było  lepiej  niż  wczoraj.  Hunter
wydawał się bardziej napalony i seksowny. Pragnęła go każdą
komórką  ciała.  Ponieważ  nigdy  nie  doświadczyła  czegoś
podobnego,  cofnęła  się  i  uniosła  rękę  w  geście  „Nie  zbliżaj
się”.  To  uczucie  było  zbyt  silne,  zbyt  intensywne.  Hunter
odbierał jej dech i rozum, działał na jej wszystkie zmysły…

Na  szczęście  posłuchał.  Nie  zbliżył  się,  wsunął  ręce  do

kieszeni.  Wybrzuszenie  pod  spodniami  nie  uszło  jej  uwadze.
Starała  się  nie  spuszczać  oczu  z  twarzy  mężczyzny.  Znikł
chłodny  biznesmen;  miała  przed  sobą  podnieconego  samca.
Wiedziała jednak, że jest bezpieczna, że Hunter nie zrobi nic
wbrew jej woli.

- To zły pomysł – szepnęła.

- Wczoraj uważałaś, że jest świetny.

- Wczoraj nie miałam pojęcia, kim jesteś. Nasze wzajemne

przyciąganie  mnie  zaskoczyło.  –  Zaskoczyło  to  mało
powiedziane. – Nie chadzam na randki – dodała jakby tytułem
wyjaśnienia.

- Ja też nie.

- Dlaczego? – zdziwiła się.

- Bo lubię prosty niezobowiązujący seks. – Była to jasna

odpowiedź, tyle że nie na zadane przez nią pytanie.

background image

Zamyśliła  się.  Z  przyjemnością  oddałaby  się  w  jego  ręce

i  przekonała,  czego  może  ją  nauczyć,  z  drugiej  strony  tak
ciężko  pracowała,  by  odmienić  swój  los…  Nie,  nie  chciała
tego niszczyć.

Już  nie  musiała  szukać  u  innych  akceptacji  czy

potwierdzenia własnej wartości.

No dobrze, a jeśli niczego nie szukała, jeśli po prostu kusił

ją seks? Trudno. Zbliżały się święta, wolała nie ryzykować.

Hunter delikatnie potarł kciukiem jej wargę.

-  Nie  mam  zamiaru  naciskać,  Adie.  Ale  gdybyś  kiedyś

zmieniła zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Uniosła dumnie głowę.

- Nie zmienię. – Przynajmniej miała taką nadzieję.

- Zmienisz. – Błysnął zębami w uśmiechu. – Oby prędzej

niż później.

Co za arogancja, pomyślała, ale zanim wpadła na stosowną

ripostę, Hunter spojrzał na zegarek.

- Przepraszam, muszę wracać do pracy. Przyślij mi, proszę,

umowę z wysokością swojego wynagrodzenia.

- Dobrze.

Wróciwszy  do  biurka,  ze  srebrnego  pojemniczka  wyjął

wizytówkę. Coś nabazgrał na odwrocie.

- Mój prywatny numer. Możesz dzwonić zawsze, o każdej

porze.

- Raczej nie skorzystam.

background image

-  Skorzystasz  –  zauważył  z  rozbawieniem.  –  Aha,

i  oczekuję  twoich  wizyt  tutaj  dwa  razy  dziennie,  rano
i wieczorem. Chcę być o wszystkim informowany na bieżąco.

- Mogłabym przysyłać raporty mejlem.

- Mogłabyś. – Odprowadził ją do drzwi. – Ale to by było

o wiele mniej zabawne.

-  Nie  sądziłam,  że  jesteś  tak  zabawowym  człowiekiem  –

burknęła pod nosem.

- Dla ciebie gotów jestem się poświęcić. – Schyliwszy się,

pocałował ją w kącik ust. – Do zobaczenia jutro rano. Chyba
że…

- Że co?

Wskazał na wizytówkę w jej ręce.

- Chyba że wcześniej zadzwonisz.

Nie  wiedząc,  co  powiedzieć,  okręciła  się  na  pięcie

i oddaliła korytarzem.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Po kilku dniach, ulegając namowom Kate, Adie przeniosła

się  z  hotelu  do  mieszkania  przyjaciółki.  Ta  uprzedziła  ją,  że
tak w ogóle to jest świetną współlokatorką, ale rano rusza się
jak mucha w smole i bywa zrzędliwa.

Nie  kłamała.  Adie,  gotowa  do  złożenia  Hunterowi

porannej  wizyty,  westchnęła  ciężko,  widząc  zaspaną
i potarganą Kate.

Chcąc  uzyskać  kilka  odpowiedzi,  posadziła  ją  przy  stole

w kuchni i nalała jej kubek mocnej kawy. Miała nadzieję, że
proces dobudzania się nie potrwa zbyt długo.

Pierwszy łyk nic nie dał, drugi też nie. Kate patrzyła przed

siebie półprzytomna.

Adie sięgnęła po swój jogurt.

- No, śpiochu, obudź się. Bo nie mam czasu.

Kate  wypiła  jeszcze  kilka  łyków.  Kiedy  wstała  po

dolewkę, Adie odetchnęła z ulgą; wiedziała, że przyjaciółka za
chwilę wróci do świata żywych.

Odczekawszy moment, otworzyła w tablecie stronę z listą

zadań,  które  Hunter  zlecił.  Zaczęła  pytać  i  notować
odpowiedzi. Między innymi spytała, czy Kate wynajęła firmę
cateringową na przyjęcie świąteczne u Huntera.

- Oczywiście. A w ogóle to co jest między wami?

background image

-  Nic  –  odparła  zgodnie  z  prawdą  Adie,  wyrzucając  do

śmieci pojemnik po jogurcie.

Między nią i Huntem do niczego nie doszło i nie dojdzie.

Skończyła z romansami.

- Nie wierzę.

- Dlaczego?

-  Spotkałyśmy  się  z  nim  kilka  razy.  Widzę,  jak  między

wami iskrzy.

- Owszem, iskrzy, ale nic się nie wydarzy.

- Z powodu Griseldy?

Kogo? Adie zmarszczyła czoło.

- A kim jest Griselda?

Kate wyraźnie się speszyła.

– Ona… właściwie to nie wiem, jak ją określić.

- Zastanów się – warknęła Adie.

Ponieważ  nie  doczekała  się  odpowiedzi,  powtórzyła

pytanie.  Może  przesadzała.  Nie  miała  prawa  być  zazdrosna.
Wymieniła  z  Hunterem  zaledwie  kilka  pocałunków…  On
jasno dał jej do zrozumienia, że chce z nią seksu.

Jeżeli jednak ma dziewczynę…

Gdyby  miał,  ona  nie  tylko  byłaby  wściekła,  ale  też

rozczarowana.  Jej  rodzice  ciągle  z  kimś  romansowali,
w wyniku czego nauczyła się cenić wierność i przywiązanie.
W  swoim  życiu  miłosno-erotycznym  jak  ognia  unikała
mężczyzn będących w związkach.

Pytając o Griseldę, chciała jedynie zaspokoić ciekawość.

background image

-  To  jego  dziewczyna?  Partnerka?  Ukochana?  –  Poczuła

ukłucie  w  sercu.  Och,  dorośnij,  zganiła  się.  Poznałaś  faceta
zaledwie  kilka  dni  temu,  nic  was  nie  łączy.  Całowaliście  się
dwa razy. Naprawdę przesadzasz.

Kate skrzywiła się.

- Nieeee.

- Brzmisz mało przekonująco – oznajmiła Adie, krzyżując

ręce na piersi.

- Bo naprawdę nie wiem, jak nazwać ich relację.

Wzdychając,  Adie  podniosła  tablet  i  wpisała  do

przeglądarki  „Hunt  Sheridan  i  dziewczyna”.  Zaklęła  pod
nosem,  kiedy  na  ekranie  pojawiły  się  dziesiątki  odnośników.
Kliknęła  na  stronę  popularnego  czasopisma.  Gdy  zobaczyła
zdjęcie  Huntera  na  hucznym  przyjęciu  obejmującego  talię
pięknej kobiety, straciła humor.

Jako mała dziewczynka marzyła o tym, żeby być wyższa

i mieć jaśniejsze włosy; żeby przypominać królewnę z bajki.
Taką  królewną  była  Griselda:  wysoką,  chudą,  elegancką
blondynką, która prowadziła kilka szkół tańca.

Jej karierę primabaleriny przerwał wypadek. Z informacji

w sieci wynikało, że od dwóch lat ona i Hunt są parą.

Adie przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę.

- Prasa określa ją mianem jego dziewczyny.

Kate machnęła ręką.

- Może prasa, ale nie Hunter. Najlepiej jego o to spytaj.

- Nie interesują mnie jego sprawy osobiste.

background image

Kate parsknęła śmiechem.

- Akurat! Szalejesz za nim.

- Nieprawda.

-  Oj,  złotko,  możesz  siebie  oszukiwać,  a  nie  mnie.  –  Po

chwili Kate spoważniała. – Nie chcę o niej mówić, Ad. O niej
i Hunterze. Nie mogę. Tak samo nie opowiadałabym Huntowi
o twoich związkach.

Adie  pokazała  jej  język.  Oczywiście  doceniała  dyskrecję

Kate, jej lojalność i niechęć do plotek.

- Serio. Spytaj Hunta.

-  No,  nie  bądź  taka  –  jęknęła  Adie;  ciekawość  pokonała

dumę. – Opowiedz mi o tej Griselli.

- Griseldzie – poprawiła ją Kate. – I nic ci nie powiem. Co

się tak uparłaś? Przecież nic cię z Huntem nie łączy.

Obróciwszy  się,  Kate  skierowała  się  do  drzwi.  Adie

z  trudem  się  powstrzymała,  by  nie  powalić  przyjaciółki  na
ziemię i siłą nie wydobyć z niej informacji.

Ale,  psiakrew,  Kate  ma  rację.  Co  ją  obchodzi  jakaś

Griselda?  Przecież  nie  zamierza  wdawać  się  w  romans
z  Huntem.  W  tym  roku  ze  świąteczną  chandrą  poradzi  sobie
inaczej:  przeprowadzając  badanie  rynku  pod  kątem  otwarcia
filii na Manhattanie.

Przepadło mu poranne spotkanie z Adie, albowiem bladym

świtem  musiał  lecieć  do  Chicago,  by  w  jednej  z  hurtowni
rozwiązać  spór  płacowy.  Jednak  cały  dzień  o  niej  myślał.
W  samolocie  usiłował  pracować,  ale  nie  mógł  się

background image

skoncentrować; bez przerwy spoglądał w telefon, sprawdzając
wiadomości.

Przed wyjściem z domu wysłał Adie esemesa, że będzie na

nią czekał w biurze o szóstej.

Teraz  było  kwadrans  po;  niebo  było  czarne,  chodniki

mokre.  Hunt  wysiadł  z  auta,  wszedł  do  budynku  i  ruszył  do
swojej  prywatnej  windy.  Niecierpliwiąc  się,  stukał  nogą
o podłogę. Dlaczego to draństwo tak wolno jedzie?

Jeśli Adie nie będzie w jego gabinecie…

Nie ręczył za siebie. Pewnie, zły jak diabli, uda się na jej

poszukiwanie. Potrzebuje jej…

Nie lubił tego słowa. Jako dziecko nauczył się nikogo nie

potrzebować  i  na  nikim  nie  polegać,  ani  na  matce,  ani  na
żadnych  rodzicach  zastępczych.  W  wieku  dwudziestu  kilku
lat, mając za sobą rozwód i śmierć przyjaciela, utwierdził się
w  przekonaniu,  że  powinien  liczyć  wyłącznie  na  siebie.
A  zatem  nie  potrzebował  Adie,  po  prostu  chciał  się  z  nią
zobaczyć.

Pracownicy  firmy  zwykle  kończyli  pracę  koło  piątej.

Faktycznie  wszystkie  światła  były  przygaszone.  Panowała
cisza jak makiem zasiał.

Hunter  wszedł  do  ciemnego  gabinetu,  rzucił  teczkę  na

skórzaną  kanapę.  Zamiast  znajomego  plaśnięcia  usłyszał  jęk,
a potem przekleństwo.

Wcisnął kontakt w ścianie.

Adie w czarnej sukience podwiniętej niemal do połowy ud

na  wpół  siedziała,  na  wpół  leżała  na  kanapie.  Teczkę,  którą

background image

rzucił, trzymała na kolanach i spoglądając na niego gniewnie,
pocierała obolałe ramię.

- Dlaczego tym we mnie rzuciłeś?

Znalazł się przy niej w dwóch susach.

-  Przepraszam.  Nie  spodziewałem  się,  że  będziesz  tu

siedzieć po ciemku. Bardzo boli?

Dotykając ramienia, syknęła.

- Może zrobić ci zimny okład?

- Nie trzeba.

Zabrał  teczkę.  Stawiając  ją  na  podłodze,  zauważył

przewrócone  szpilki.  Przeniósł  spojrzenie  z  powrotem  na
Adie;  dostrzegł  na  poduszce  wgniecenie  mniej  więcej
wielkości głowy. Uśmiechnął się.

- Spałaś?

Miała  taką  minę,  jakby  przyłapał  ją  na  grzebaniu  w  jego

biurku.

-  Od  wielu  tygodni  ciężko  pracuję.  Zawsze  w  okresie

świątecznym  mam  huk  roboty.  O  drugiej  nad  ranem
rozmawiałam  z  klientem  z  Japonii,  który  od  hodowcy
w Kalifornii kupił potwornie drogiego psa. Samojeda.

- Nie słyszałem o takiej rasie.

-  Ja  też  nie.  Niestety  spytałam  o  nią  mojego  klienta;

rozwodził  się  na  ten  temat  przez  dwadzieścia  minut,  potem
opowiedział  mi  o  tym,  ile  szczeniak  kosztował  i  jakich  ma
wspaniałych przodków.

- Możesz streścić jego wypowiedź w minutę?

background image

-  Jest  to  rzadka  rasa  wyhodowana  na  Syberii.  Psy  mają

śnieżnobiałą  sierść  i  gęsty  podszerstek,  są  inteligentne,
towarzyskie  i  ciekawskie.  Suma,  jaką  mój  klient  zapłacił,
wystarczyłaby na średniej wielkości samochód.

- Nieźle. A ty masz psa przetransportować z Kalifornii do

Japonii? Jak? W skrzyni? W transporterze?

Adie rozciągnęła usta w uśmiechu, który rozjaśnił również

jej  oczy.  Hunter  miał  wrażenie,  jakby  obserwował  narodziny
gwiazdy, jakąś roszadę w odległej galaktyce.

-  Zwierzęta  moich  klientów  nie  podróżują  w  skrzyniach.

Znalazłam 

osobę, 

która 

zawodowo 

trudni 

się

wyprowadzaniem psów. Człowiek ten odbierze w Los Angeles
szczeniaka  i  poleci  z  nim  do  Osaki  specjalnie  wynajętym
odrzutowcem.  –  Poprawiła  palcami  włosy.  –  Ponieważ
niewiele spałam tej nocy, to kiedy tu przyszłam, uznałam, że
na  moment  zamknę  oczy.  Nie  sądziłam,  że  zostanę  tak
brutalnie obudzona.

- Przepraszam, myślałem, że nikogo nie ma. Nie musisz jej

poprawiać  –  dodał,  ponieważ  Adie  co  rusz  obciągała
sukienkę. – Masz piękne nogi.

Speszyła  się  i  przygryzła  wargę.  W  jej  oczach  widział

mieszankę pożądania i zawstydzenia.

- To szaleństwo, Hunt.

- Zgadzam się. Patrzę na ciebie i krew odpływa mi z głowy

do niższych partii ciała. Myślę tylko o tym, jak cię zaciągnąć
do łóżka.

Zakryła  dłońmi  twarz.  Nie  pamiętał,  kiedy  ostatni  raz

widział, żeby kobieta się czerwieniła.

background image

- Pragnę cię, Adie. Ty mnie też.

- Tak, ale to nie takie proste…

Szukała wymówki. Wiedział, co za chwilę usłyszy: że jest

jej  klientem,  że  łączą  ich  relacje  zawodowe,  że  seks  może
wszystko skomplikować. Dlatego postanowił ją uprzedzić.

-  Życie  prywatne  i  zawodowe  to  dwie  różne  sprawy.

Ludzie inteligentni, a za takich nas uważam, potrafią oddzielić
jedno od drugiego.

- Teoretycznie. W praktyce to się rzadko udaje.

- Jeśli będziemy chcieli, to się uda.

Zaczęła  nerwowo  obracać  pierścionkiem  zdobiącym

środkowy  palec  prawej  ręki.  Czuł,  że  coś  ją  gryzie.  I  nagle
zreflektował się, że musiała słyszeć lub czytać o Griseldzie. Po
chwili jego podejrzenia się potwierdziły.

- Nie jesteś wolnym człowiekiem, Hunt. A mnie nie kusi

bycie tą drugą.

Dobra,  gołymi  rękami  udusi  Kate,  bo  to  ona  musiała

wypaplać Adie o Griseldzie.

- Nie jestem w związku z Griseldą – oświadczył. A kiedy

Adie posłała mu drwiące spojrzenie, dodał: - Nic specjalnego
mnie z nie łączyło, ale tak czy tak zakończyłem tę relację dwa
dni przed poznaniem ciebie.

- A jak się kończy coś, co nie istnieje?

Hunter  westchnął.  Jak  ma  jej  to  wytłumaczyć?  Po  prostu

Griselda była mu przydatna, a on jej – on jej do tego stopnia,
że chciała go wykorzystać jako dawcę spermy.

background image

-  Nie  mówmy  o  tym  –  rzekł  poirytowany.  –  Griselda

należy do przeszłości.

Adie  opuściła  nogi  na  podłogę  i  wstała.  Kiedy  wkładała

pomarańczowe  szpilki,  śledził  każdy  jej  ruch.  Podczas  seksu
mogłaby ich nie zdejmować…

-  Hunter,  czego  ode  mnie  chcesz?  –  Podeszła  do  biurka

i usiada na brzegu blatu.

Czego? Seksu i fajnego towarzystwa na zakończenie roku.

Zawsze  uważał,  że  nie  ma  sensu  kłamać,  a  potem  słuchać
pretensji. Lepiej od razu wyłożyć karty na stół; w ten sposób
unika się nieporozumień.

Poczuł  ciarki  na  plecach,  w  gardle  mu  zaschło.  Był

trzydziestokilkuletnim facetem, miał prawo wieść życie singla,
nie wiązać się na stałe.

Jeżeli  Adie  wyznaje  podobną  filozofię,  mogą  spędzić

razem kilka fantastycznych tygodni.

No dobra, po prostu trzymaj się faktów, nakazał sobie.

- Byłem kiedyś żonaty. I rozwiodłem się. – Psiakość, nie

od  tego  chciał  zacząć,  poza  tym  jego  małżeństwo  nie  ma
związku z obecną sytuacją.

Co się z nim dzieje? Nigdy z nikim nie rozmawiał o Joni.

Po co ludzie mają wiedzieć, jakim był idiotą?

-  Przykro  mi.  –  Adie,  zaciekawiona,  przechyliła  w  bok

głowę. – Co się stało?

To są jego prywatne sprawy. Nie zamierzał nic mówić.

- Moja żona mnie zdradzała i nałogowo korzystała z mojej

karty  kredytowej.  –  Słowa  same  wypływały  z  jego  ust;  nie

background image

panował nad sobą.

- Była zakupoholiczką?

Zakupoholiczką?  To  mało  powiedziane.  Czując,  jakby

czyjeś ręce zaciskały  mu się na szyi, Hunter ściągnął krawat
i rozpiął dwa guziki koszuli.

- Nie rozmawiam o niej – mruknął. Tyle że przed chwilą

wyjawił Adie więcej o swoim małżeństwie niż jakiejkolwiek
innej osobie. Oparł ręce na biodrach. – Moja eksżona nie ma
związku ze sprawą, którą omawiamy.

- To znaczy z twoją obecną dziewczyną?

-  Jaką  obecną?  Z  Griseldą  zerwałem!  Chryste!  –  Potarł

grzbiet nosa.

- Czy Griselda mieszka na Manhattanie?

-  Tak,  ale  teraz  jest  na  zachodnim  wybrzeżu.  Wróci  na

święta. Jaki to ma związek z tym, że chcę się z tobą kochać?

Adie utkwiła w nim spojrzenie. Podniósłszy palec do ust,

przez moment stukała paznokciem o zęby.

Czy  musi  go  tak  dręczyć?  Czy  nie  może  dać  mu  prostej

odpowiedzi: tak albo nie?

- Sama nie wiem, Hunt – rzekła w końcu. – Proponujesz

przygodę na jeden raz. Lub na kilka razy. Prawda?

Otworzył  usta,  ale  nie  był  w  stanie  wydobyć  z  siebie

dźwięku, więc jedynie skinął głową.

-  Tak  sądziłam.  –  Adie  wzięła  głęboki  oddech,  jeden,

potem drugi. – Posłuchaj, święta to z wielu powodów, w które
nie zamierzam się wdawać, trudny dla mnie czas. Zdarzało się,
że  na  siłę  szukałam  jakieś  rozrywki,  która  pomogłaby  mi

background image

przetrwać  ten  okres  powszechnej  szczęśliwości.  Dlatego
właśnie teraz tu przyjechałam, do tego miasta, które nigdy nie
śpi…  Liczę,  że  zawalona  robotą  nie  będę  miała  chwili  na
myślenie o problemach.

Ciekaw był, o jakich problemach mówi. Jakie demony ją

prześladują. Co sprawia, że ucieka w pracę.

- Mężczyźni nie są mi do tego potrzebni. Mam listę zadań

od ciebie i zlecenia od dotychczasowych klientów. Muszę też
pozyskać nowych. To wystarczy. Na nudę nie będę narzekać.

Uważnie wpatrywał się w jej oczy. Widział, że nie kłamie,

ale widział też, że wiele przed nim ukrywa. Fascynowała  go
jak  żadna  dotąd  kobieta.  Dlaczego?  Wolał  się  nad  tym  nie
zastanawiać.

Musiał jednak mieć pewność.

- Czyli twoja odpowiedź brzmi „nie”?

- Tak, moja odpowiedź brzmi „nie” – potwierdziła.

Zakłuło go w sercu. Czyżby to był żal? Uczucie zawodu?

Kilka  razy  w  życiu  –  nieczęsto,  ale  jednak  –  był  odtrącony
przez  kobietę,  ale  dotąd  nie  doznał  tak  silnego  bólu.  Co  ma
w  sobie  ta  drobna  istota,  że  sam  jej  widok  powoduje  w  nim
drżenie?

Może  gdyby  się  jeszcze  raz  pocałowali,  zmieniłaby

zdanie? Może błagałaby o więcej?

Ale nie zamierzał tego robić. Nie chciał wywierać presji.

Chciał,  żeby  ona  chciała.  Po  prostu.  Inna  możliwość  nie
wchodziła  w  grę.  I  zanosiło  się  na  to,  że  jednak  nie  pójdą
z sobą do łóżka.

background image

Adie zeskoczyła z biurka i podeszła do kanapy.

-  To  był  długi  dzień  i  trochę  boli  mnie  głowa.  Możemy

przystąpić do pracy?

Westchnął.  Nigdy  nie  musiał  się  tak  bardzo  starać  ani

o Griseldę, ani o żadną inną kobietę. Kiedy mężczyzna osiąga
pewien  status  finansowy  i  społeczny,  wszystko  zwykle
przychodzi mu łatwo.

Adie stanowiła wyjątek od reguły.

Faktycznie,  wydawała  się  zmęczona.  Była  blada,  miała

podkrążone oczy. On sam pracował, kiedy dokuczały mu katar
czy  migrena,  a  przed  laty,  kiedy  zawodowo  uprawiał  sport,
grał ze zwichniętą kostką i wstrząśnieniem mózgu. Może Adie
działa podobnie?

Ale  wyraźnie  widział,  że  potrzebuje  odpoczynku.  Rzecz

w  tym,  że  gdyby  jej  to  zasugerował,  odmówiłaby  pójścia  do
domu; nalegałaby na pracę.

Po  pierwsze,  odpowiedzialnie  traktuje  swoje  obowiązki,

a po drugie, jest piekielnie uparta.

- Wiesz, padam dziś na nos – wyznał. – Możemy przełożyć

to na jutro?

Tak jak się spodziewał, zobaczył wyraz ulgi na jej twarzy.

-  Jasne.  Chcę  ustalić  z  tobą  kilka  szczegółów  odnośnie

sobotniego wyścigu. To co, do rana?

Nagle przypomniał sobie, że wcześnie rano jest umówiony

z klientem na śniadanie, a potem do wieczora był zajęty.

- Nie, przepraszam, nie dam rady. Może wieczorem, o tej

samej godzinie co dziś?

background image

Adie potrząsnęła głową.

- Obiecałam Kate, że pojadę z nią do jej rodziców. Mam

być  arbitrem  i  zdecydować,  kto  najładniej  udekorował
świąteczne ciastko.

Hunter z trudem przełknął ślinę. Konkurs pieczenia ciastek

oraz  wizyty  u  Williamsów  zawsze  wywoływały  w  nim  silne
emocje.

- A ty tylko o tym marzysz?

- Mieszkam u Kate, więc nieprzyjęcie zaproszenia byłoby

mało eleganckie. A ciebie nie zaprosiła?

-  Zaprosiła,  ale  nie  wybieram  się.  Nastaw  się,  że  będzie

strasznie głośno.

- A wino też będzie? – Adie uśmiechnęła się szelmowsko.

- Na pewno. Oraz ajerkoniak Richarda. Piekielnie mocny.

- Super! Uwielbiam ajerkoniak!

Podejrzewał,  że  takie  chuchro  szybko  się  upije.  Może

jednak  powinien  jechać  do  Williamsów  choćby  po  to,  żeby
mieć ją na oku?

- Z Kate łączy cię osoba Steve’a, prawda? – spytała, nim

zdążył  się  zastanowić,  dlaczego  ta  młoda  Angielka,  która  za
kilka  tygodni  ma  wrócić  do  Londynu,  wzbudza  w  nim  taki
instynkt opiekuńczy.

- Tak, graliśmy ze Steve’em w jednej drużynie. Był moim

wspólnikiem i najlepszym przyjacielem. Nie żyje.

Wcześniej  Hunter  co  roku  bywał  u  Williamsów  na

tradycyjnym  pieczeniu  świątecznych  ciastek.  Były  to

background image

najszczęśliwsze  chwile  w  jego  życiu.  Kochał  tę  cudowną
rodzinę, lubił słuchać, jak śmieją się, kłócą i droczą.

Wiele lat minęło od śmierci Steve’a, a on wciąż dostawał

zaproszenia. Ale wykręcał się; widywał rodziców Steve’a przy
innych okazjach, lecz w święta zawsze znajdował wymówkę,
dlaczego nie może ich odwiedzić.

-  Powinienem  się  z  nimi  spotkać,  ale  wolę  w  restauracji.

Na neutralnym gruncie.

- Bo ich dom kojarzy ci się ze Steve’em, a to zbyt bolesne?

Zgadła.

Spodziewał  się,  że  zacznie  go  wypytywać,  co,  jak

i dlaczego, wciskać palce w ranę i w niej dłubać, ale ku jego
zaskoczeniu uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

To  dobrze.  Bo  nie  zamierzał  rozmawiać  z  nią  o  Stevie,

o tym, jak bardzo za nim tęsknił, zwłaszcza o tej porze roku.

Adie za kilka tygodni zniknie z jego życia. O przyjaciołach

i tęsknocie  nie opowiada  się przypadkowym  ludziom,  którzy
dziś są, a jutro ich nie ma.

O  Stevie  z  nikim  nie  rozmawiał.  Jaki  miałoby  to  sens?

Rozmowy nie przywrócą Steve’owi życia, a jemu nie oddadzą
przyjaciela.

Przyjaciela, brata, wspólnika.

Jedyna rozmowa, jaką chciał odbyć z Adie, dotyczyła tego,

czy  pragnie  spędzić  z  nim  noc.  Albo  kilka  nocy.  Marzył,  by
usłyszeć głośne „tak”.

-  Może  udałoby  ci  się  znaleźć  dla  mnie  jutro  godzinę?  –

spytała, przerywając ciszę. – Naprawdę muszę omówić z tobą

background image

kilka spraw.

Przebiegł w myślach plan dnia i skinął głową.

-  Wpadnij  o  piątej.  Do  szóstej  się  wyrobimy  i  zdążysz

dojechać na konkurs pieczenia ciast.

Przez  chwilę  Adie  wpatrywała  się  w  podłogę,  potem

utkwiła spojrzenie w oknie, za którym był Central Park.

- Nie lubię się wtrącać – rzekła, uśmiechając się smutno –

ale uważam, że powinieneś jechać do Williamsów. Kate często
opowiada  o  swoim  bracie,  o  tym,  jak  im  go  brakuje.  Kilka
razy mówiła, że kiedy Steve umarł, stracili nie tylko jego, ale
również ciebie.

Hunter wsunął ręce do kieszeni.

W pierwszym odruchu chciał na nią warknąć, powiedzieć,

by  pilnowała  własnego  nosa.  To,  że  on  ma  ochotę  się  z  nią
przespać,  nie  znaczy,  że  ona  na  wszystko  może  sobie
pozwolić. Ale ugryzł się w język.

- Steve był mi bliski jak brat – oznajmił cicho. – Kiedy żył,

jego rodzina była moją rodziną.

Odwrócił  wzrok.  Mimo  że  minęło  tyle  lat,  wciąż  był

pogrążony w bólu. Dlaczego mówił Adie rzeczy, których nie
był w stanie wyjawić Kate ani nikomu innemu? Jakim cudem
udawało jej się wydobyć z niego te słowa?

-  Oni  nadal  myślą  o  tobie  jak  o  członku  rodziny.  –

Wyciągnęła jego rękę z kieszeni i ścisnęła ją. – Odwiedź ich,
Hunter.  Upiecz  z  nimi  ciasteczka.  Spraw  im  tę  przyjemność.
Nie masz pojęcia, jak się ucieszą.

background image

Czy  mógł  oprzeć  się  jej  wielkim  cudnym  oczom?  Poza

wszystkim  innym,  skoro  Adie  zamierzała  spędzić  wieczór
u  Williamsów,  jego  też  to  korciło.  Nie  umiał  tego
wytłumaczyć, ale pociągała go nie tylko jej uroda, nie tylko jej
ciało. Wzdrygnął się teatralnie.

- Nie cierpię Bożego Narodzenia.

-  Powinieneś  się  nazywać  Ebenezer  Scrooge  –

zażartowała. – No dobra, spadam.

Skierowała  się  do  drzwi.  Odprowadził  ją  wzrokiem,

podziwiając zmysłowy ruch bioder i zgrabne łydki. Wyobraził
sobie,  jak  zaciska  ręce  na  jej  pośladkach  i  wchodzi  w  nią,
a ona z całej siły obejmuje go w pasie nogami.

Cholera, pragnął jej! Gorzej – potrzebował!

Znów to słowo…

- Adie?

Przystanęła z ręką na klamce.

- Tak?

- Pomyśl nad tym, co mówiłem. Dobrze?

- Dobrze, pomyślę.

Powiedziała, że pomyśli? Zwariowała?

Wyszła  z  budynku,  zatrzymała  taksówkę  i  podała  adres

Kate. A potem zaczęła się zastanawiać, dlaczego od razu nie
odrzuciła  propozycji  Hunta.  Wiedziała,  dlaczego  ma  ochotę
powiedzieć „tak”: Hunt był seksowny, płonęła, ilekroć zbliżała
się  do  niego  na  mniej  niż  dziesięć  metrów,  wiedziała,  że
w  łóżku  nastąpi  istna  eksplozja…  Ale  „nie”  było  jedyną
rozsądną odpowiedzią.

background image

Okej,  wcześniej  sama  złożyła  mu  propozycję,  lecz  jej

propozycja różniła się od jego propozycji. Tamtego wieczoru,
kiedy Hunt spóźnił  się na prezentację  w Grantham-Forrester,
byli dwojgiem obcych ludzi. Proponując mu seks, myślała, że
więcej się nie zobaczą.

Prosty nieskomplikowany układ.

Westchnęła  cicho.  Powinna  była  odmówić.  Z  kilku

powodów.

Po  pierwsze,  był  jej  klientem  i  liczyła  na  to,  że

w przyszłości też będą współpracować. Po drugie, chciała, by
polecił  ją  swoim  bogatym  znajomym,  kierując  się  jej
fachowością,  a  nie  dlatego,  że  się  z  nią  przespał.  Po  trzecie,
niedawno  zakończył  kilkuletni  związek  i  przypuszczalnie
cierpiał  na  zranione  ego,  a  ona  nie  zamierzała  być  kimś  na
pocieszenie.

Oparła  głowę  o  zagłówek  w  taksówce.  Tak,  to  wszystko

były  uzasadnione  powody,  by  odmówić.  Ale  najważniejszy
powód był inny.

Chodziło o porę roku, o Boże Narodzenie. Mniej więcej od

połowy  listopada  do  pierwszych  dni  stycznia  wszystko
odczuwała  silniej,  swoje  lęki,  niepewności,  stresy,  fobie.
Niemal wbrew sobie zaczynała analizować przeszłość i różne
targające  nią  uczucia  oraz  porównywać  się  z  innymi,  którzy
więcej w życiu osiągnęli.

Porzuciła  złe  nawyki;  już  na  siłę  nie  szukała  uznania

i  aprobaty.  Przez  dziesięć  i  pół  miesiąca  cieszyła  się  życiem
singelki,  kochała  swoją  pracę,  podobało  jej  się,  że  w  każdej
chwili  może  się  wybrać  na  drugi  koniec  świata  i  nikomu  się
nie tłumaczyć, dokąd jedzie ani kiedy wróci.

background image

Przez trzysta trzydzieści dni w roku była szczęśliwą wolną

kobietą,  bogatą,  nieobarczoną  dziećmi,  zwierzętami,  mężem.
Zadowolona z tego, co ma, nie próbowała niczego zmieniać.

Ale  kiedy  zbliżały  się  święta…  kiedy  widziała  pierwsze

przystrojone drzewko, pierwsze świąteczne dekoracje… kiedy
słyszała ulubione kolędy, wtedy zaczynały ją nawiedzać duchy
dawnych  świąt,  obecnych  i  tych,  co  dopiero  nadejdą.
I szeptały jej do ucha:

Powinnaś  się zakochać,  założyć rodzinę.  Nie chcesz  mieć

dziecka, kupować mu zabawek pod choinkę, patrzeć, jak cieszy
się, rozpakowując prezenty od Mikołaja?

Spójrz  na  reklamę  tej  rodziny  tak  cudownie  spędzającej

razem czas. O, zobacz! Mają psa! Nie kusi cię to: mąż, dzieci?
A może chociaż piesek? Nie chciałabyś mieć pieska?

Patrzyła przez brudne okno taksówki, nie zwracając uwagi

na  świąteczne  wystawy  sklepowe  i  zacinający  śnieg
z deszczem. O tej porze roku obsesyjnie rozmyślała o swoim
dzieciństwie,  o  tym,  dlaczego  rodzice  jej  nie  kochali,
a przynajmniej nie wykazywali nią żadnego zainteresowania,
dlaczego  matka  była  wobec  niej  taka  chłodna  i  obojętna.
I często zastanawiała się, co by było gdyby…

Czy byłaby szczęśliwsza, bardziej spełniona, gdyby miała

męża  i  dzieci?  Czy  własna  rodzina  byłaby  w  stanie
zlikwidować ból, jaki zadali jej ojciec z matką? Czy naprawdę
chce  do  końca  swoich  dni  żyć  samotnie?  Jak  długo  będzie
czerpać satysfakcję z podróżowania po świecie i wykonywania
zleceń klientów?

Oraz  czy  kiedykolwiek  spędzi  święta  w  ciepłym

przytulnym domu, wśród kochających ludzi?

background image

Nigdy się tak nie czuła w marcu lub w sierpniu, wiosną ani

jesienią. Ale im bliżej było do świąt, tym bardziej stawała się
przygnębiona.  A  ponieważ  święta  właśnie  się  zbliżały,
wiedziała, że musi bardzo uważać, unikać wszelkiej ckliwości.

Nie chciała wracać do niedobrych nawyków, toteż randki

nie  wchodziły  w  grę.  Krótki  romans  też  nie  wydawał  się
najmądrzejszym posunięciem, zwłaszcza gdy była tak krucha
emocjonalnie. Mur, który wzniosła wokół siebie, zawsze o tej
porze roku się kruszył.

Zamiast  iść  z  Huntem  do  łóżka,  równie  dobrze  mogłaby

mu dać młotek i pokazać, gdzie powinien uderzać.

Nie,  nie  zrobi  tego.  Ani  dziś,  ani  jutro,  ani

w  przewidywalnej  przyszłości.  Ani  z  Huntem,  ani  z  nikim
innym.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nazajutrz  Hunter  wybrał  się  do  Carnegie  Hill.  Siedząc

przy  długim  stole  przykrytym  czerwonym  obrusem,  popijał
whisky. W tle rozbrzmiewały kolędy.

Obok  szklaneczki  z  alkoholem  miał  przed  sobą  sporych

rozmiarów  ciastko  w  kształcie  choinki.  Stół  zastawiony  był
kolorowymi miseczkami pełnymi jadalnych ozdób i posypek.

Podekscytowana  Rachel  Williams  stała  u  szczytu  stołu,

żywo  gestykulując.  Trzymała  w  ręce  kieliszek  wina,  którego
dziwnym trafem jeszcze nie rozlała.

- Cisza! Cisza!

Dziesięć  twarzy  obróciło  się  w  jej  stronę.  Mike,

najmłodszy  z  czwórki  rodzeństwa,  przyjechał  sam,  co  było
o  tyle  zaskakujące,  że  -  podobno  -  był  jeszcze  większym
podrywaczem niż Steve.

Natomiast najstarszy Grant miał żonę oraz dwójkę dzieci:

dwuletnią Bellę i czteroletniego Camdena. Camden siedział na
kolanach Kate i ostrożnie, tak by nikt nie widział, dzielił się
swoim ciastkiem z psem.

Hunter przeniósł spojrzenie na Adie. Miała na sobie swój

„urzędowy” strój, białą koszulową bluzkę i czarne spodnie, ale
i tak wyglądała ponętnie. Potarł ręką brodę. To niesamowite,
pomyślał;  siedząc  naprzeciwko  niej, tu w domu  Williamsów,
czuł się doskonale. Dawno powinien był ich odwiedzić.

background image

Czuł  się  doskonale,  ale  był  też  lekko  oszołomiony.  Nie

przywykł  do  takiego  hałasu.  Wszyscy  mówili  jeden  przez
drugiego,  do  tego  w  tle  leciała  muzyka.  Przez  sekundę  czy
dwie  szukał  wzrokiem  Steve’a,  przekonany,  że  przyjaciel
wyszedł  na  moment  do  kuchni.  Dopiero  po  chwili  się
zreflektował, że Steve nie żyje. Przeszył go ból.

W  firmie  było  mu  łatwiej;  od  dziesięciu  lat  prowadził  ją

sam. Ale tu, w Carnegie Hill, wzruszenie odbierało mu głos.

Williamsowie też byli wzruszeni. Kiedy Rachel otworzyła

mu drzwi, łzy trysnęły jej z oczu. Pochwyciła go w ramiona
i  długo  nie  puszczała.  Z  kolei  Richard,  nieco  bardziej
opanowany  od  żony,  długo  ściskał  jego  dłoń.  Grant  i  Mike
przywitali  go  normalnie,  serdecznie,  jakby  rozstali  się
wczoraj. Poczuł wyrzuty sumienia, że tak mało czasu z nimi
spędzał.

Stęsknił się za Williamsami, a oni najwyraźniej za nim.

Rachel  postukała  łyżką  o  stół,  by  uciszyć  rodzinę.  Na

wszelki wypadek Richard wyjął jej z ręki kieliszek, postawił
go na stole i zerknął na Hunta.

-  To  najbardziej  niezdarna  osoba  pod  słońcem.  Nasz

dywan często przypomina miejsce krwawej zbrodni.

Rachel pacnęła męża łyżką w ramię.

- Cicho!

Ten, wzdychając ciężko, utkwił spojrzenie w żonie. Rachel

popatrzyła  wokół  stołu,  z  każdym  nawiązując  kontakt
wzrokowy.

- Zmieniłam reguły konkursu – oznajmiła.

background image

- A wolno ci? Bez konsultacji z nami? – spytała Kate.

-  No  właśnie,  mamo,  wolno  ci?  Myślałem,  że  w  tej

rodzinie  panuje  demokracja  –  rzekł  Grant  tylko  po  to,  żeby
podrażnić się z matką.

Odwagi ci, stary, nie brakuje, pomyślał Hunt. Rachel była

drobną kobietą o temperamencie wielkiego bojownika.

-  Mylisz  się,  mój  dogi.  Władzę  dzierży  ta  osoba,  która

z każdym z was spędziła dwanaście lub więcej godzin w sali
porodowej, czyli ja.

- Te dwanaście godzin to się zgadza – potwierdził Richard.

-  Macie  przed  sobą  duże  ciastka  w  kształcie  choinki  –

kontynuowała Rachel. – Każdy dekoruje swoje. Uczestnictwo
jest obowiązkowe.

- A kto wyłoni zwycięzcę? – spytała Kate.

Hunter  uśmiechnął  się,  słysząc  nutę  rywalizacji  w  jej

głosie. Boże, byli tacy do siebie podobni, ona i Steve.

-  Już  mówię.  Wszyscy  fotografujemy  swoje  dzieło

i  zamieszczamy  zdjęcia  w  mediach  społecznościowych.
Choinka z największą ilością polubień wygrywa.

- To nie fair! – jęknęła Kate. – Hunt jest znany! Ma setki

fanów.

Po  burzliwej  dyskusji  o  nowych  zasadach,  czasie

przeznaczonym  na  pracę  i  wyznaczeniu  Huntowi  handicapu,
Rachel dała rodzinie sygnał do startu.

Hunt, który nie grzeszył talentem artystycznym, popatrzył

na  miski  z  posypkami  oraz  na  rękaw  cukierniczy  i  pokręcił

background image

głową.  Niesamowite!  Pracy  ma  w  bród,  a  co  robi?  Dekoruje
ciastko.

Adie posłała mu zadziorny uśmiech.

- Patrz i się ucz – powiedziała.

Naśladując ją, pokrył ciastko lukrem, następnie przysunął

miskę  z  czekoladowymi  kulkami  i  zaznaczył  nimi  gałęzie.
Hm,  całkiem  nieźle,  pomyślał,  i  wrzucił  jedną  kulkę  do  ust.
Napotkawszy  spojrzenie  Adie,  przypomniał  sobie  o  pysznej
czekoladce, którą go poczęstowała parę dni temu.

- Ta nie ma smaku chili – poinformował ją.

Zaczerwieniła  się.  Zanim  zdołała  odpowiedzieć,  do

rozmowy wtrącił się Grant.

-  Hunt,  Kate  wspominała  o  twoim  wyścigu  miejskim.

Drużyny złożone ze znanej osobistości i nastolatka z programu
sportowego  to  genialny  pomysł.  Mam  nadzieję,  że  nie
przybiegniesz ostatni.

Hunter potrząsnął głową.

- Nie, ja nie biorę udziału. No co? – spytał, widząc same

zaskoczone twarze.

- Dlaczego nie biegniesz? – W głosie Adie pobrzmiewało

zdumienie.

Wszyscy czekali na odpowiedź.

Dobre  pytanie.  Dlaczego  nie  brał  udziału  w  wydarzeniu,

które  organizowała  jego  fundacja?  Lubił  biegać,  ale  jogging
figurował niżej na jego liście priorytetów.

Miejsca od jednego do pięciu zajmowała praca. Właściwie

nic innego nie robił.

background image

Zmieszał  się,  czując  na  sobie  wzrok  zarówno  dorosłych,

jak  i  dzieci.  Nie  miał  usprawiedliwienia,  a  nie  chciał  się
przyznać,  że  pomysł  udziału  po  prostu  nie  przyszedł  mu  do
głowy.

-  Jestem  zawalony  robotą,  nawet  bardziej  niż  zwykle,  bo

Duncan musiał wyjechać…

-  Przesadzasz,  Hunter  –  powiedziała  Adie.  –  Wyścig  jest

w sobotę, wszystko razem potrwa dwie godziny, a tobie należy
się chwila oddechu.

Oparła  łokieć  na  stole,  niebezpiecznie  blisko  kieliszka

z ajerkoniakiem. Hunter przesunął kieliszek dalej.

- Nawet gdybym chciał pobiec, to nie mogę, bo nie mam

z kim. Wszyscy są już sparowani.

-  Jesteś  organizatorem.  Możesz  dokooptować  kolejnego

nastolatka albo biec z jakimś kumplem – stwierdziła Kate.

Fakt. Tyle że jego znajomi i dawni kumple z boiska albo

byli  już  zapisani  do  wyścigu,  albo  mieli  wcześniejsze
zobowiązania.

- Gdyby Steve żył, jego bym poprosił – rzekł cicho.

Po  raz  pierwszy  od  dziesięciu  lat  wypowiedział  przy

Williamsach imię ich syna, a swojego przyjaciela.

Poczuł, jak Richard zaciska dłoń na jego ramieniu. Zerknął

na Rachel; widząc łzy w jej oczach, szybko odwrócił wzrok.

-  Skoro  fundacja  nosi  nazwisko  Steve’a,  może  któryś

z jego braci pobiegłby z Huntem? – rzuciła Adie, rozpraszając
napięcie.

Grant pokręcił głową.

background image

- Jutro całą rodziną wyjeżdżamy z miasta.

Mike również potrząsnął głową.

- Przykro mi, ja też nie mogę.

Kate wydęła wargi.

- A mnie dlaczego nikt nie pyta?

Adie poklepała przyjaciółkę po ręce.

- Skarbie, dla ciebie synonimem aktywności fizycznej jest

oglądanie przez kilka godzin Netflixa.

- Ha, ha – mruknęła Kate.

-  No  trudno  –  powiedział  Hunter,  kiedy  ucichł  śmiech.  –

Będę  na  starcie,  potem  wrócę  do  biura,  a  jeszcze  później
spotkam się z wszystkimi na przyjęciu.

- Ja z tobą pobiegnę.

Hunt popatrzył zdumiony na Adie. Pozostali również.

- Co? Dlaczego?

-  Bo  to  fajna  impreza.  Bieganie  po  mieście,  szukanie

ukrytych miejsc i wskazówek…

- Trasa ma dwanaście kilometrów.

-  Dam  radę.  Jako  dzieciak  uprawiałam  biegi  przełajowe,

a  na  studiach  brałam  udział  w  maratonach.  Wciąż  na  bieżni
przebiegam siedem, osiem kilometrów.

- Nie będziesz zajęta organizacją wydarzenia?

-  Nie  –  odpowiedziała  za  przyjaciółkę  Kate.  –  Od  chwili

startu  wszystkim  zajmuje  się  firma  specjalistyczna.

background image

A wieczorną kolacją oraz wręczaniem nagród zajmuję się ja.
Adie jest wolna.

W oczach Adie Hunter ujrzał wyzwanie.

-  Co,  Sheridan?  Boisz  się,  że  dawny  kumpel  albo  któryś

z  dzieciaków  pokona  ciebie,  rodowitego  nowojorczyka?  –
spytała ze śmiechem.

Nie,  nie  bał  się,  bo  nikomu  nie  zamierzał  dać  się

wyprzedzić.

- Lepiej, żebyś mnie nie spowalniała.

- A ty mnie. A w ogóle to moje ciastko jest ładniejsze od

twojego.

Hunter spojrzał na swoją choinkę: lukier spłynął na talerz,

a wraz z nim sześć czekoladowych kulek. Adie wyszczerzyła
zęby. Nie mogąc się powstrzymać, rzucił w nią kulką.

-  Hunterze  Sheridanie,  w  tym  domu  nie  rzuca  się

jedzeniem – skarciła go Rachel, a on się poczuł, jakby znów
miał dziewiętnaście lat.

- Tak jest. Przepraszam, już nie będę.

Po chwili wszyscy znów mówili jeden przez drugiego, co

rusz wybuchali śmiechem. Byli kochającą się rodziną, lubiącą
swoje  towarzystwo.  Gdyby  kiedykolwiek  miał  dziecko,
chciałby, żeby dorastało właśnie w takim domu.

To  by  jednak  znaczyło,  że  musiałby  się  ożenić,

zrezygnować ze swobody, jaką się teraz cieszył…

Nie,  to  wykluczone.  Żył  w  świecie,  jaki  mu  odpowiadał,

w  jakim  czuł  się  dobrze.  Wolał  trzymać  kobiety  na  dystans.

background image

Choćby taką Griseldę. Dobrze, że się rozstali, że każde poszło
swoją drogą.

Popatrzył  przez  stół  na  Adie  pogrążoną  w  rozmowie

z Rachel. Gdyby miał porównać kobiety do pór roku, Griselda
byłaby zimą, a Adie wiosną, pełną życia radosną wiosną.

Ale każda pora roku mija. Na razie wiosna go kusiła, miał

nadzieję  zaciągnąć  ją  do  łóżka,  potem  jednak  nadejdzie  lato,
jesień… Nic nie trwa wiecznie.

Kiedy  Adie  zaproponowała,  że  pobiegnie  z  Hunterem,

sądziła, że głównie będą biegać po Central Parku. Dopiero na
miejscu  startu  zorientowała  się,  że  jest  to  znacznie  większa
impreza, niż sądziła.

Przybyło  mnóstwo  dziennikarzy  i  ekip  telewizyjnych.

Taśma  oddzielała  zawodników  od  tłumu  kibiców.  Owszem,
wyścig  zaczynał  się  w  parku,  ale  potem  trasa  wiodła  w  dół
Manhattanu.

Wśród zawodowców zauważyła łyżwiarkę figurową, która

brała  udział  w  ostatniej  Olimpiadzie,  światowej  klasy
pływaka, znanych koszykarzy, golfistów i graczy w baseball.
Ich nastoletni partnerzy byli niezwykle podekscytowani.

Tak jak mówiła Huntowi, w szkole oraz na studiach sporo

biegała  i  cieszyła  się  niezłą  kondycją,  jednak  nie  wzięła  pod
uwagę  tego,  że  Hunter  uprawiał  sport  zawodowo.  I  że  ma
dłuższe nogi od niej.

W  dodatku  tuż  przed  startem  wyznał,  że  regularnie

przebiega  dystans  szesnastu  kilometrów.  Zapomniał
wspomnieć, że kocha rywalizację.

background image

Byli  w  Chelsea,  na  czwartym  z  siedmiu  etapów.

Wymijając przechodniów, Adie usiłowała dotrzymać Huntowi
kroku.  Wydawało  jej  się,  że  wyprzedza  ich  jedna  lub  dwie
drużyny, a Hunt koniecznie chciał pierwszy przekroczyć linię
mety.  Szefuję  fundacji,  oznajmił,  i  muszę  dawać  innym
przykład.

A  że  ona  przy  okazji  padnie  trupem?  Trudno.  Nie  miał

zwyczaju wlec się w ogonie ani za kimkolwiek.

Sapiąc  z  wysiłku,  Adie  wpatrywała  się  w  jego  szerokie

plecy.  No  tak,  przecież  nie  stworzyłby  potężnego  imperium
biznesowego,  gdyby  pozwalał  rywalom  się  wyprzedzać.  Był
ambitny,  zdeterminowany,  zawsze  osiągał  to,  czego  chciał.
Dziś  chciał  wygrać  i  jeśli  to  znaczyło,  że  musi  dowlec
półprzytomną Adie do mety, to dowlecze.

Przystanął  i  z  rękami  na  biodrach  czekał  na  nią.  Te  jego

kolarki  powinny  być  zabronione,  pomyślała.  Materiał  opinał
uda  i  tyłek…  Z  drugiej  strony,  przynajmniej  miała  na  czym
zatrzymać oczy.

Panował potworny ziąb. Marzyła o kawie, o ciepłej kurtce,

o tym, by wyciągnąć się na kanapie i spać przez tydzień. Jest
za  stara,  żeby  biegać  w  takim  tempie.  Chryste,  już  nie  ma
szesnastu lat.

- Widzisz gdzieś sklep z pamiątkami sportowymi? – spytał

Hunt, kiedy się z nim zrównała.

A  więc  tego  szukali.  Całkiem  jej  to  wyleciało  z  głowy.

Rozglądając się, po drugiej stronie ulicy zauważyła sklepik ze
starą  biżuterią.  Uwielbiała  takie  miejsca.  Instynktownie
postąpiła krok w jego stronę, gdy nagle Hunter chwycił ją za
koszulkę i przyciągnął z powrotem.

background image

- To nie jest sklep z pamiątkami sportowymi.

Istotnie, ale…

Potrzebowała  pięciu  minut,  by  zobaczyć,  czy  warto  tu

wrócić innego dnia.

Kiedy mu to powiedziała, Hunt wybuchnął:

- A wyścig?

- Pięć minut nas nie zbawi. – Zatrzepotała rzęsami.

-  Tym  słodkim  spojrzeniem  skusiłbyś  mnicha  do

porzucenia  celibatu,  ale  mnie  do  niczego  nie  skusisz.
Przynajmniej nie dzisiaj – dodał, spoglądając w dół ulicy.

Wtem wskazał przed siebie. Obróciwszy się, Adie ujrzała

częściowo przysłonięty szyld z widocznymi pięcioma literami:
Sport…

Hunt  znów  pociągnął  ją  za  koszulkę.  Jakieś  dziesięć

metrów  dalej  ich  oczom  ukazała  się  reszta  napisu:  …owe
Pamiątki. Hunter ruszył biegiem. Adie zaplątała się w smycz,
na której ktoś wyprowadzał psa na spacer.

Po  chwili  dotarła  do  Huntera,  który  zdążył  już  znaleźć

pracownika  firmy  koordynującej  wyścig.  Młody  mężczyzna
w  czerwono-zielonym  kapeluszu  elfa  stał  obok  pionowego
baneru reklamującego fundację Hunta. Nieopodal przechadzał
się  święty  Mikołaj,  który  do  szklanej  misy  zbierał  datki  od
przechodniów.

Hunter  przywitał  się  z  młodzieńcem  i  wyciągnął  rękę  po

kolejną wskazówkę. Młodzieniec uśmiechnął się szeroko.

- Jak wam się biegnie? Dobrze? – spytał. – No to róbcie

zdjęcie i biegnijcie dalej.

background image

Hunter wyjął telefon z kieszonki na rękawie. Ustawili się

w  trójkę.  Zdjęcie  miało  stanowić  dowód,  że  dotarli  do  tego
miejsca.

- A gdzie wasza figurka?

Hunter  zmarszczył  czoło  i  popatrzył  na  Adie,  która

wytrzeszczyła oczy.

- Jaka figurka?

-  Przy  starcie  każda  drużyna  dostała  lalkę

z  charakterystyczną  dużą  głową.  Lalkę  trzeba  mieć  na
wszystkich zdjęciach, inaczej jest się zdyskwalifikowanym.

Adie  przypomniała  sobie,  że  faktycznie  ktoś  jej  wręczył

jakąś  figurkę  i  Hunter  powiedział,  że  to  Babe  Ruth,  który
przyniesie  im  szczęście.  Zdaje  się,  że  zostawiła  lalkę  na
stoliku na drugim przystanku znajdującym się na Lower East
Side.

Hunter przeklął, po czym westchnął sfrustrowany.

- No chyba żartujesz.

- Przykro mi – rzekł młodzieniec. – Bez figurki czeka was

dyskwalifikacja.

-  Dlaczego  nam  tego  nie  powiedzieli?  Ci  na

wcześniejszych przystankach?

Młodzieniec wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Może są nowi? A może zapomnieli?

Tak  dobrze  szło,  pomyślała  Adie.  A  teraz  wszystko

stracone. Położyła dłoń na piersi Huntera.

- Przepraszam, Hunt. Dałam ciała.

background image

- Bez przesady, to tylko wyścig. Bez figurki możemy dalej

biec, prawda? – spytał młodzieńca.

-  Jasne.  W  końcu  pan  jest  szefem,  nikt  panu  niczego  nie

zabroni. – Chłopak wyszczerzył zęby. – Może nawet pana nie
zdyskwalifikują.

Adie  zobaczyła,  że  te  słowa  uraziły  Huntera.  Owszem,

zależało mu na wygranej, ale chciał wygrać uczciwie, na tych
samych zasadach co wszyscy.

Szanowała  go za taką postawę. I chociaż marzyła o tym,

by wsiąść do taksówki, bo wiał lodowaty wiatr, i jechać gdzieś
na kubek gorącej czekolady, to wiedziała, że muszą dokończyć
wyścig. To sprawa honoru.

-  W  drogę  –  powiedziała.  –  Co  z  tego,  że  nas

zdyskwalifikują? Przynajmniej ukończymy bieg.

Hunter potrząsnął głową.

- Nie, ja wracam.

- Dokąd?

-  Po  figurkę.  Z  nią  dokończymy  wyścig.  –  Popatrzył  na

młodzieńca w kapeluszu elfa. – Mogę tu zostawić partnerkę?
Będzie szybciej, jak pobiegnę sam.

- Niestety, na zdjęciach musicie być razem.

Hunter westchnął zawiedziony.

-  No  dobra.  –  Uśmiechnął  się  do  Adie.  –  Biegniemy  po

dyskwalifikację.

- Nie. – Pokręciła głową, wiedząc, że tego pożałuje.

background image

- Chcesz się poddać? – W głosie Huntera słychać było nutę

zawodu.

- Przeciwnie. Oboje wracamy po figurkę, a potem gnamy

do  mety.  Będę  jęczeć  i  złorzeczyć,  ale  masz  się  mną  nie
przejmować.

-  Przebiegłaś  już  sześć  kilometrów,  Adie.  Temperatura

spada. Naprawdę nie musimy się cofać…

To prawda. Dyskwalifikacja to nie koniec świata. Popełnili

błąd. Trudno, każdemu się zdarza, nawet ambitnym prezesom
i ich konsjerżkom. Ludzie zrozumieją.

- A gdyby to był wyścig indywidualny, jak byś postąpił? –

spytała Adie. – Zawróciłbyś?

- Tak.

Psiakość,  wiedziała,  że  tak  powie.  Tupiąc  z  zimna,

pochuchała na zmarznięte ręce.

-  To  na  co  czekamy?  Pewnie  skończymy  na  ostatnim

miejscu, ale nikt nas nie zdyskwalifikuje. – Rozciągnęła usta
w  uśmiechu.  –  Oby  na  mecie  była  kawiarnia  z  gorącą
czekoladą, bo inaczej masz przechlapane, Sheridan.

Pochyliwszy się, pocałował ją w usta.

-  Na  pewno  jest,  a  jeśli  wolisz  czekoladę  z  jakimś

dodatkiem  typu  wasabi,  bekon  czy  chili,  to  zadzwonię
i zamówię.

- Wystarczy zwykła, byle gorąca.

Trzymając się za ręce, skierowali się tam, skąd przybyli.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Stojąc  w  grupie,  w  której  znajdował  między  innymi

menedżer oraz kapitan drużyny Monarchs, Hunt rozejrzał się
po  sali.  Panował  w  niej  tłok;  zjawiło  się  mnóstwo  znanych
osobistości  i  gwiazd  sportu  wraz  z  żonami  i  mężami.  Na
scenie,  przy  ogromnej  choince,  podrygiwał  didżej.  Parkiet
wypełniały tańczące pary.

Wszyscy  doskonale  się  bawili,  on  na  pewno.  Okej,

z  powodu  nieuwagi  czy  niedopatrzenia  on  i Adie  dotarli  na
metę jako ostatni, ale zaledwie dziesięć minut dzieliło ich od
przedostatniej  pary.  Zważywszy,  że  przebiegli  półtorej
długości trasy, osiągnęli czas imponujący.

Oczywiście  to  nie  powstrzymało  dawnych  kolegów

z drużyny Huntera przed złośliwymi docinkami. Ale przez ich
rechot przebijał szacunek dla kumpla, który się nie poddał. To
wiele dla Hunta znaczyło.

Wszystko  zawdzięczał  Adie.  Wyczuwając,  jaką  wagę

przykłada  do  wyścigu,  cały  czas  go  dopingowała
i  dotrzymywała  –  no,  prawie  dotrzymywała  –  mu  kroku.
W  dodatku  mimo  zapowiedzi,  że  będzie  jęczeć  i  złorzeczyć,
ani razu nie jęknęła.

Griseldzie  nie  przyszedłby  do  głowy  pomysł

uczestniczenia w biegu; taka zabawa była poniżej jej godności.
Kiedy  pierwszy  raz  jej  o  tym  wspomniał,  poradziła  mu  –

background image

znając  jego  obsesyjną  potrzebę  kontrolowania  wszystkiego  –
by skupił się na stronie organizacyjnej.

Przy  Adie  zapomniał  o  kontroli.  Przebywanie  w  jej

towarzystwie  sprawiało  mu  radość.  Adie  nie  prowadziła
banalnych  rozmówek  o  niczym,  a  ilekroć  się  odzywała,
zawsze słuchał jej z zainteresowaniem. Pod każdym względem
stanowiła przeciwieństwo Griseldy.

No właśnie, Griselda…

Wsunął rękę do kieszeni marynarki, by wyjąć telefon. Po

chwili rozmyślił się. Nie musi ponownie czytać wiadomości.
Znał ją na pamięć.

„Zdaję sobie sprawę, że nie musiałeś dzwonić po raz drugi,

żeby potwierdzić koniec naszego związku, niemniej dziękuję
Ci za to. Mam nadzieję, że kiedyś dane nam będzie wznowić
przyjaźń”.

Takie  to  było  sztywne  i  oficjalne  jak  cały  ich  związek.

Przymknął  na  moment  powieki.  Griselda  należała  do
przeszłości,  już  nic  go  z  nią  nie  łączy.  Czuł  się  lżejszy,
szczęśliwszy, jak wąż, który zrzucił zbyt ciasną skórę.

Może czas najwyższy, by poczynił więcej zmian, spojrzał

nowym okiem na swoje życie, znalazł inne zajęcie poza pracą.
Dzisiejszy dzień ogromnie mu się podobał, ruch na świeżym
powietrzu, rozmowy z dzieciakami oraz sławami sportowymi.
Może  powinien  więcej  biegać,  zacząć  coś  uprawiać,  na
przykład triatlon. Albo fundacja mogłaby zorganizować więcej
biegów w innych miastach.

Pogada  o  tym  z  Adie  i  Kate,  może  pomogłyby  mu

zrealizować pomysł. Nagle jednak uświadomił sobie, że Adie

background image

wkrótce  zniknie  z  jego  życia;  przyjechała  do  Nowego  Jorku
tylko na kilka tygodni. Szlag!

Ignorując  ucisk  w  piersi,  ponownie  rozejrzał  się  po  sali.

Gdzie się podziewa ta jego seksowna współzawodniczka?

Dojrzał  ją  w  przeciwległym  rogu.  W  sali  pełnej  kobiet

ubranych w neutralne beże i pastele ona jedna miała na sobie
jaskrawozielony  komplet:  szerokie  spodnie  i  pasującą  górę.
Zieleń podkreślała idealnie gładką cerę i ciemne zmierzwione
włosy.  Na  ogół  wolał  u  kobiet  długie  włosy,  ale  Adie  było
świetnie w krótkiej fryzurze.

Wyglądała zjawiskowo. I nie tylko on to widział.

Pół godziny temu była pochłonięta rozmową z Maxwellem

Greenem, gwiazdą koszykówki, który niedawno przeszedł na
sportową  emeryturę.  Wcześniej  śmiała  się  z  czegoś,  co
opowiadał Blake, jeden z najlepszych piłkarzy w tym sezonie.
Teraz stała oparta o ścianę, a obok niej, z ręką nad jej głową,
stał Liam Pearson, ambasador marki „Sheridan Sports”. Adie
sprawiała  wrażenie  ciut  za  bardzo  zachwyconej  jego
towarzystwem…

Hunter bez słowa porzucił swoich rozmówców, przecisnął

się  przez  tłum  i  dwie  minuty  później  stanął  za  Pearsonem.
Adie pierwsza go dostrzegła; zamiast odsunąć się od Pearsona,
uniosła brwi.

- Życzysz sobie coś? – spytała.

Zazgrzytał  zębami.  Pearson  opuścił  rękę  i  cofnął  się  pół

kroku.

-  Cześć,  szefie  –  mruknął  lekko  zirytowany,  że  ktoś  mu

przeszkadza.

background image

Hunter utkwił w nim spojrzenie. Za dziesięć sekund, może

mniej,  Pearson  zrozumie,  że  Adie  nie  będzie  jego  kolejną
zdobyczą. Przez chwilę mężczyźni mierzyli się wzrokiem.

Dziesięć  sekund  minęło,  potem  piętnaście.  Adie  patrzyła

zdziwiona  to  na  jednego,  to  na  drugiego.  Wreszcie  po
dwudziestu sekundach Pearson uniósł ręce w geście kapitulacji
i uśmiechnął się smutno.

- Miło się z tobą gadało, Ad.

Zmarszczyła  czoło,  spoglądając  na  jego  oddalające  się

plecy.

- Hunter, co tu się przed chwilą stało? – spytała zagubiona.

Nie zamierzał jej tłumaczyć.

- Hunter?

No dobra, wsunął ręce do kieszeni spodni.

-  Przystawiał  się.  Jeszcze  moment  i  zaprosiłby  cię  na

randkę.

-  Wiem  –  odparła  z  gniewnym  błyskiem  w  oczach.  –

Natomiast nie wiem, co tobie do tego? Dlaczego się wtrąciłeś?
Może mi łaskawie wyjaśnisz – zażądała lodowatym tonem.

Wtrącił  się,  bo  randki  prowadzą  do  seksu,  a  jeśli

z kimkolwiek Adie miałaby iść do łóżka, to tylko z nim. Tylko
jemu  wolno  całować  jej  ponętne  usta,  obejmować  ją  w  talii,
pieścić.

Trzepnęła go w ramię.

-  No,  Sheridan,  czekam  na  odpowiedź.  Może  pracuję  dla

ciebie, ale to ci nie daje prawa mieszać się do mojego życia
prywatnego.

background image

Zdał  sobie  sprawę,  że  ich  starcie  przyciąga  uwagę  gości.

Na szczęście nieopodal miejsca, gdzie stali, zauważył ciemny
korytarzyk  i  tabliczkę  „Tylko  dla  personelu”.  Ciemność
oznaczała, że korytarz nie był używany.

Świadom  własnej  siły,  delikatnie  objął  Adie  w  pasie

i  pociągnął  w  stronę  półmroku.  Kiedy  znaleźli  się  poza
zasięgiem wzroku obserwujących ich ludzi, przyparł Adie do
ściany.

- Czekam, Sheridan, na przeprosiny. I na wyjaśnienie, co

tu robimy.

- Żadnych przeprosin nie będzie – mruknął, wpatrując się

w jej usta. – I sama wiesz, co tu robimy.

Wskazała ręką salę, z której dobiegała muzyka.

-  Stałam  sobie  tam,  rozmawiałam…  Nie  mam  pojęcia,

dlaczego mnie tu przyprowadziłeś.

Zauważył, że co rusz spogląda na jego wargi.

- Nie kłam, Adie. Wiesz, że chcę cię pocałować. Że cały

dzień o tym marzę. Ty też tego chcesz.

Spodziewał się sarkastycznej riposty, oburzenia, udawania

obojętnej, ona jednak położyła rękę na jego ramieniu, a potem
objęła go za szyję i westchnęła błogo.

Przyciągnął ją do siebie; jej biust przylegał do jego piersi,

jej  biodra  do  jego  bioder,  brzuch  do  jego  brzucha.  Pragnął
Adie do szaleństwa.

Nie potrafiąc się powstrzymać ani ćwierć sekundy dłużej,

przysunął kciuk do jej wargi. Poczuł na palcu gorący oddech.

- Muszę cię skosztować.

background image

Przytknął usta do jej warg. Ich języki się dotknęły. Jej miał

smak  czekolady  i  białego  wina.  Hunter  wciągnął  nozdrzami
powietrze. Pachniała hiacyntem i rajem.

Chłonął  ją  wszystkimi  zmysłami,  węchem,  dotykiem,

smakiem.  Słyszał  każdy  jej  oddech,  każde  westchnienie.
Błądził dłońmi po jej szczupłym ciele o delikatnych kobiecych
krągłościach…

Była wszystkim, o czym marzył.

Zacisnął  rękę  na  jej  pośladku.  Adie  poruszyła  biodrami,

ocierając  się  o  jego  wzwód.  Zamroczony  doznaniem,  zgiął
nogi w kolanach, uniósł ją i przyparł do ściany.

- Jesteś tak niewiarygodnie piękna – szepnął, przyciskając

nabrzmiały członek do jej wzgórka łonowego.

Odchyliła  głowę,  eksponując  szyję.  Zbliżył  usta  do  jej

obojczyka.  Całował  ją  ostrożnie,  nie  chcąc  zostawić
czerwonego  śladu.  Powoli  przesuwał  się  wyżej,  czubkiem
języka  zataczając  na  szyi  kółka;  wreszcie  pochwycił  w  zęby
małżowinę uszną.

- Mam ochotę zabrać cię do łóżka.

Znieruchomiała.

Hunt  zaklął  w  duchu;  czar  prysnął.  Psiakość,  zawsze

myślał,  zanim  cokolwiek  powiedział,  ale  dziś  był  tak
podniecony…

Zsunęła się po ścianie. Kiedy jej stopy dotknęły podłogi,

cofnął się pół kroku, ale nie zabrał rąk. Miałby ją puścić, nie
dotykać  jej?  Po  tak  namiętnym  pocałunku?  Po  prostu  sobie
tego nie wyobrażał.

background image

Drżącymi  palcami  odgarnęła  włosy,  po  czym  zamknęła

oczy i przyłożyła palce do ust.

- Rany boskie, Sheridan, ale ty potrafisz całować!

Naprawdę? A może to jej zasługa?

- Ty też, skarbie. Ty też.

Przysunęła się i przytknęła czoło do jego torsu. Czekał, aż

oddechy im się uspokoją. Nie robiło mu różnicy, czy to zajmie
kilka  minut  czy  kilka  dni.  Cieszył  się,  mogąc  trzymać  ją
w ramionach.

Oczywiście  bardziej  by  się  cieszył,  gdyby  leżeli  nago

w łóżku.

-  Goście  będą  się  zastanawiać,  gdzie  jesteś.  Powinniśmy

wracać.

- Nie chcę – odparł, całując ją w czubek głowy.

-  Hunter…  -  uśmiechnęła  się  pod  nosem  –  bądź  dużym

chłopcem.

Naparł na nią biodrami.

- Jestem. Nie czujesz?

Rozległ się niski zmysłowy śmiech. Dreszcz przebiegł mu

po plecach. Po chwili jednak Adie odepchnęła go; już się nie
stykali. Ale nie cofnęła dłoni.

Najwyraźniej było jej równie trudno uwolnić się od niego,

co jemu od niej.

Hm,  mogliby  być  u  niego  w  domu  za  trzydzieści  minut,

leżeć nadzy za trzydzieści jeden…

- Jedźmy do mnie.

background image

Popatrzyła  na  nosek  buta  wystający  spod  szerokiej

nogawki spodni.

- To nie jest dobry pomysł, Hunter.

Poczuł  irracjonalną  złość.  Kiedy  grał  zawodowo

w baseballa, nie mógł opędzić się od kobiet, które chciały tego
samego  co  on:  spotkać  się,  pogadać,  pójść  do  łóżka.  Zero
zobowiązań.  Potem  poznał  Griseldę.  W  ostatnich  miesiącach
zaledwie kilka razy uprawiali seks. Nie był zbyt ekscytujący.
Wina,  jeśli  w  ogóle  można  mówić  o  winie,  leżała  po  obu
stronach. Ogień wygasł.

A między nim i Adie iskrzyło.

-  Dlaczego?  Tylko  nie  mów,  że  z  klientami  nie  sypiasz.

Przecież  wiem,  że  pragniesz  mnie  tak  samo  jak  ja  ciebie.  –
Pogładził  ją  po  policzku.  –  Co  mam  zrobić,  żebyś  zmieniła
zdanie?

Zmarszczyła nos, po czym ignorując jego pytanie, zadała

własne:

- Mogę być z tobą szczera?

- Jasne.

-  Nie  przepadam  za  świętami.  –  Mówiła  cicho,  niemal

szeptem. – Przez większą część roku jestem twarda…

Hunter  uśmiechnął  się.  Po  chwili  podskoczył,  kiedy

uszczypnęła go w bok.

- Nie śmiej się. Jestem silna, pewna siebie, mam poczucie

humoru. Lubię się spotykać się ludźmi, fajnie spędzać czas.

Spiął się. Fajnie spędzać czas? To znaczy? Umawiać się na

randki? Sypiać z facetami?

background image

Zirytowany  sobą,  przeczesał  palcami  włosy.  Nie  był

hipokrytą.  Jeżeli  mężczyznom  wolno  czerpać  przyjemność
z seksu, to kobietom również. Intelektualnie się z tym zgadzał,
ale  na  myśl  o Adie  uprawiającej  przygodny  seks  zrobiło  mu
się słabo.

Z drugiej strony sam nic więcej nie mógł jej zaoferować.

- Lubię być sama, przed nikim się nie tłumaczyć. Nie chcę

mieć męża, stałego partnera ani dzieci.

A  jednak  miał  wrażenie,  że  słyszy  w  jej  głosie  nutę

tęsknoty.

- Mówisz tak, jakbyś usiłowała przekonać samą siebie.

Dźgnęła go w pierś. I mówiła dalej:

-  W  lipcu,  a  nawet  w  lutym  bylibyśmy  już  w  łóżku,  ale

zbliżają się święta…

Pogubił się. Co ma piernik…

- Nie rozumiem, Adie. Co mają do tego święta?

- Dużo! Wszystko!

- Musisz trochę jaśniej, bo trudno mi się domyśleć, o co ci

chodzi.

Skuliła się.

-  Kiedy  byłam  sporo  młodsza,  wykorzystywałam

mężczyzn; szukałam u nich akceptacji i potwierdzenia swojej
wartości.  W  błyskawicznym  tempie  nawiązywałam  relacje,
potem cierpiałam.

Hunter  milczał.  Nie  wiedział,  dokąd  Adie  zmierza,  ale

słuchał; nic więcej nie mógł zrobić.

background image

-  Wyleczyłam  się  z  tego.  Od  długiego  czasu  żyję

w celibacie.

- Od jak długiego?

- Pięć lat.

-  O  kurczę!  Ale…  -  Pokręcił  głową.  -  Nadal  nie  widzę

związku między twoją odmową pojechania do mnie i Bożym
Narodzeniem.

- Rzecz w tym, że nie mam pewności, czy faktycznie jest

między nami chemia, czy… - Sfrustrowana spuściła wzrok. –
Czy znów szukam akceptacji. A może chcę cię wykorzystać,
żeby  uciec  od  złych  wspomnień,  które  zawsze  nawiedzają
mnie o tej porze roku.

- Opowiesz o ich? – spytał zaintrygowany.

- Nie, nie mogę. – Na moment zamilkła. – Boję się, Hunt,

że  gdybym  uległa  pokusie,  wróciłabym  do  starych  nawyków
i znów zaczęła mylić pociąg fizyczny z potrzebą bliskości.

-  Mylić  seks  z  miło…  z  uczuciem?  –  Nie  potrafił

wypowiedzieć  słowa  miłość.  Nie  miało  ono  racji  bytu  w  tej
rozmowie. Ani w jego życiu.

Adie stała z zawstydzoną miną, wpatrując się w podłogę.

Ujął w palce jej brodę.

- Posłuchaj. Nie jestem facetem, któremu warto oddawać

serce  –  powiedział.  –  Nie  wierzę  w  miłość,  w  przywiązanie,
w bycie razem do grobowej deski.

Potrząsnęła głową.

-  Ja  też  nie.  Dlatego  usiłuję  zrozumieć,  co  w  tej  chwili

czuję. I dlatego ciągle ci odmawiam. Prawdę mówiąc, w tym

background image

wszystkim  chodzi  o  mnie,  nie  o  ciebie.  Jesteś  atrakcyjnym
interesującym  mężczyzną  z  sukcesami  na  koncie,  ale
pracujemy razem, poza tym wkrótce wyjeżdżam i… Po prostu
to  zbyt  skomplikowane.  -  Oparła  czoło  o  jego  obojczyk.  –
Wierz  mi,  Sheridan,  twoja  propozycja  bardzo  mnie  kusi,  ale
dawno temu przekonałam się, że mogę polegać tylko na sobie.
Nikt poza mną mnie nie ochroni.

Ja! Ja cię ochronię!  chciał zawołać. Zagubiony podrapał

się  po  brodzie.  Po  raz  pierwszy  w  życiu  pragnął  stanąć
pomiędzy kobietą a źródłem jej bólu, chronić Adie przed tym,
co jej zagraża i czego się boi.

Pragnął  otoczyć  ją  ramionami  i  mocno  przytulić,  przyjąć

na siebie wszystkie ciosy, które miały na nią spaść.

Nie  poznawał  samego  siebie.  Nigdy  taki  nie  był…

Prawdziwy Hunt, ten, którego znał i w którego skórze dobrze
się  czuł,  człowiek  wolny,  silny,  bez  zobowiązań,  nigdy  nie
poświęcał  tyle  czasu  na  rozmowę  z  kobietą;  nigdy  o  żadnej
tyle nie myślał…

A Adie ciągle była obecna w jego myślach.

Trochę mu to przeszkadzało. Nawet bardzo przeszkadzało.

Poklepawszy go po ramieniu, Adie cofnęła się krok.

- Bądźmy rozsądni. Za dzień czy dwa zacznę cię irytować

i będziesz żałował, że kiedykolwiek się spotkaliśmy.

-  Wątpię  –  mruknął,  bo  takiego  scenariusza  nie  był

w stanie sobie wyobrazić.

-  Albo  ja  odkryję,  że  mimo  ujmującej  twarzy

i  fantastycznego  ciała  jesteś  w  gruncie  rzeczy  głupim
palantem.

background image

O, to już prędzej.

W  niedzielę  rano,  po  nocy  spędzonej  na  odtwarzaniu

w myślach pocałunku z Huntem, Adie stała przed Stellanem,
jednym  z  najbardziej  znanych  budynków  na  Manhattanie,
wzniesionym - podobnie jak Eldorado - w latach trzydziestych
ubiegłego wieku.

Nie  mieściło  się  jej  w  głowie,  że  Hunt  jest  jego

właścicielem.  Większość  powierzchni  służyła  mu  jako
przestrzeń  biurowa,  na  ostatnim  piętrze  znajdował  się  jego
prywatny  apartament,  a  piętro  pomiędzy  częścią  prywatną
a  biurową  było  przeznaczona  dla  gości.  Przypuszczalnie
z okien roztaczał się wspaniały widok na Central Park.

Żałowała,  że  zamiast  na  górze  Hunt  zaproponował,  aby

spotkali się na dole, przed budynkiem.

Chętnie  obejrzałaby  jego  królestwo,  z  drugiej  strony

wiedziała,  że  gdyby  przekroczyła  próg  mieszkania,
prawdopodobnie  nie  wyszłaby  bez  gruntownego  zapoznania
się z łóżkiem w sypialni.

Gdyby  miała  dwadzieścia  dwa,  dwadzieścia  trzy  lata,

właśnie  tak  spędzałaby  dzisiejszy  poranek:  leżałaby
przytulona do Hunta i uśmiechając się błogo, zastanawiałaby
się, jak odświeżyć wygląd sypialni, co przyrządzić na kolację
i czy najpierw urodzi im się syn czy córka.

Tak, niekiedy ponosiła ją fantazja. Ale bywało też gorzej:

kilka  razy  zdarzyło  się,  że  błagała  faceta,  by  od  niej  nie
odchodził.

Nie  lubiła  myśleć  o  biednej  zdesperowanej  dziewczynie,

jaką dawniej była. Ale musiała, by pamiętać i nie powtarzać

background image

błędów. Ponieważ rodzice skąpili jej uwagi i miłości, szukała
akceptacji  gdzie  się  dało.  U  każdego,  kto  gotów  był  się  nią
zainteresować.

Długo  trwało,  nim  zmądrzała  i  stała  się  emocjonalnie

niezależna,  jednak  wciąż  bała  się  podjąć  kolejną  próbę
i przetestować swoją siłę.

Nie  chciała  ryzykować,  że  na  powrót  przeistoczy  się

w wystraszoną, niepewną siebie Adie. Nie po to walczyła ze
swoimi słabościami, lękami i kompleksami, żeby teraz jednym
ruchem wszystko przekreślić. Znów się zakocha, a Hunt – jak
inni przed nim - złamie jej serce. Słusznie zrobiła, odrzucając
ofertę romansu.

A  gdyby…  gdyby  przespała  się  z  Huntem  i  zdołała

zachować  dystans  emocjonalny?  Może  powinna  mieć  więcej
wiary w siebie? Ostatni raz miała złamane serce pięć lat temu.
Może krótki romans nie wyrządziłby jej krzywdy? Może już
się wyleczyła z szukania na siłę akceptacji?

Czy będzie sobie pluła w brodę, że odtrąca Hunta? Może

powody,  którymi  się  kieruje,  nie  mają  już  racji  bytu?  Może
popełnia błąd, myśląc, że wciąż jest słaba i nie poradzi sobie
z kolejną porażką? Może…

- Adie…

Wzięła głęboki oddech. Dobrze, że włożyła duże okulary

słoneczne;  przynajmniej  Hunt  nie  widzi,  jak  pożera  go
wzrokiem.  W  markowych  dżinsach,  butach  trekkingowych,
szaroniebieskim  swetrze  i  mocno  powycieranej  bomblerce
wyglądał młodziej niż zwykle. Podobał jej się lekki zarost na
jego  twarzy  i  potargana  fryzura.  Korciło  ją,  by  wsunąć  ręce
w jego włosy, a potem…

background image

- Cześć.

-  Cześć.  Dzięki,  że  poświęcasz  mi  niedzielny  poranek  -

rzekł,  chuchając  w  dłonie.  Przyjrzał  się  jej  badawczo.  –
Wszystko w porządku?

Nie, odparła bezgłośnie, bo ilekroć cię widzę, mam ochotę

zedrzeć z ciebie ubranie.

Przywołała na twarz wymuszony uśmiech.

- W jak najlepszym. – Zaczęła przytupywać. – Chryste, co

za beznadziejna pogoda.

-  No  właśnie.  Chętnie  rzuciłbym  robotę  i  wyjechał

w  tropiki.  –  Skinął  głową,  wskazując  kierunek.  –  Plaże,
dziewczyny w bikini, wielkie fale… - rozmarzył się.

Zimne mojito, ciepłe morze… rozkosz.

- Surfujesz?

-  Tak.  Kiedy  tylko  nadarzała  się  okazja,  lecieliśmy  ze

Steve’em  na  Hawaje.  Całymi  dniami  szaleliśmy  na  desce,
a  wieczory  spędzaliśmy  przy  barze,  pijąc  i  podrywając
dziewczyny.

- Łączyła was bliska więź…

-  Steve  był  moim  najlepszym  kumplem,  moją  bratnią

duszą;  uważałem  go  za  brata.  Kiedy  umarł,  poczułem  się,
jakbym stracił cel w życiu.

-  Ja  i  Kate  przyjaźnimy  się  stosunkowo  krótko,  ale  mam

wrażenie, że wszystko mogę jej powiedzieć. I mówię. A może
mówię  dlatego,  że  ona  tak  sprytnie  potrafi  ciągnąć  mnie  za
język?

Hunt roześmiał się.

background image

- Steve też taki był. Pytał, dociekał. Ale umiał dochować

tajemnicy.

Kate również; Adie ufała jej w stu procentach.

- Bardzo byli do siebie podobni? To znaczy z charakteru?

Bo z wyglądu to wiem.

- Bardzo. – Wsunął ręce do kieszeni i nieco zwolnił, żeby

nie  musiała  biec,  by  dotrzymać  mu  kroku.  –  Steve  znał
wszystkie moje tajemnice. Jak nie będziesz ostrożna, wkrótce
Kate pozna wszystkie twoje.

Już poznała. Wiedziała, że ma rodziców egoistów; że życie

z  nimi  nie  należało  do  przyjemnych.  Wiedziała  też,  że  Adie
pracuje  za  ciężko  i  od  jakiegoś  czasu  nie  umawia  się
z facetami, zwłaszcza w okresie świąt.

-  W  okresie  Bożego  Narodzenia  i  w  takie  dni  jak

wczorajszy najbardziej mi Steve’a brakuje.

Te  słowa  zbiły  ją  z  tropu.  Rzuciła  Huntowi  ukradkowe

spojrzenie;  zobaczyła  napięcie  w  jego  twarzy.  Wydał  jej  się
o wiele bledszy niż parę minut temu. Domyśliła się, że jest to
dla  niego  trudny  temat  i  nie  będzie  chciał  słyszeć  żadnych
banalnych pocieszeń.

Zdumiało  ją,  że  tak  szybko  się  przed  nią  otworzył.

Przecież  kilka  razy  mówił,  że  unika  zaangażowania
emocjonalnego.

Pragnęła  objąć  go,  wtulić  twarz  w  jego  szyję.

Podejrzewała, że Hunter nie zna uzdrawiającej mocy uścisków
i nie wie, jakie to uczucie móc się na kimś wesprzeć.

Świadoma,  że  musi  postępować  delikatnie,  wsunęła  rękę

do  kieszeni  jego  kurtki  i  splotła  palce  z  jego  palcami.  Może

background image

zrozumie, że nie jest sam; że może na nią liczyć.

Gdy  odwzajemnił  uścisk,  oparła  głowę  o  jego  ramię.  Od

razu zrobiło jej się cieplej. Po chwili jednak, pamiętając, że są
współpracownikami,  a  nie  kochankami,  wyprostowała  się.
Usiłowała oswobodzić rękę, ale Hunt nie puszczał.

Okej, nie będzie z nim walczyła.

Próbując nie myśleć o tym, jak miło by było znów się do

niego przytulić, spytała o cel dzisiejszego spotkania.

Wolną  ręką  Hunter  wyciągnął  z  kieszeni  spodni  kartkę.

Adie przeleciała wzrokiem tekst.

- Widzę listę imion i nazwisk, obok wiek i płeć…

Ku  swojemu  zdumieniu  zobaczyła,  że  Hunter  się

czerwieni. Był speszony? Zawstydzony? Kto by pomyślał!

- O co chodzi?

Doszli  do  skrzyżowania  i  zatrzymali  się  za  młodą  parą

z  wózkiem.  Adie  zamierzała  ponowić  pytanie,  ale  Hunt
w ledwo dostrzegalny sposób potrząsnął głową.

Zmarszczywszy czoło, rozejrzała się i nagle zobaczyła, że

jego  osoba  wzbudza  coraz  większe  zainteresowanie.  Młody
ojciec  trącił  żonę  i  wskazując  za  siebie,  szepnął  „Hunter
Sheridan”.  Starszy  mężczyzna  ukradkiem  wyciągnął  telefon,
żeby  zrobić  zdjęcie.  Młodej  mamie  i  innym  kobietom
wystarczył  sam  widok  Hunta;  spoglądały  na  niego
z zachwytem.

Wcale im się nie dziwiła. Taki facet…

Hunt zabrał kartkę i ponownie schował ją do kieszeni. Nie

zwracając uwagi na admiratorki, położył dłoń na plecach Adie

background image

i ruszył przez ulicę.

Obejrzała się. Ludzie wciąż się na niego gapili.

-  Wiem,  że  jesteś  ważną  nowojorską  figurą,  ale  nie

sądziłam, że tak rozpoznawalną.

-  Grałem  w  najlepszej  drużynie  baseballowej  w  kraju  –

wyjaśnił.  –  Teraz  jestem  jej  współwłaścicielem.  Ludziska
znają moją fizys.

- No tak, taka paskudna facjata zostaje w pamięci.

Przesunął rękę wyżej i zacisnął ją na szyi Adie.

- Zołza.

- Powiesz mi, co to za lista i dlaczego wędruję z tobą po

mieście,  zamiast  siedzieć  w  piżamce  na  łóżku,  pić  kawę
i myśleć o tym, co sobie przyrządzę na śniadanie?

-  A,  lista…  -  Hunt  wykrzywił  wargi.  –  To  nazwiska

dzieciaków  mieszkających  w  rodzinnym  domu  dziecka
w Albany. – Urwał.

Wiedziała, że jeśli zacznie go dociskać, istnieje ryzyko, że

zamknie się w sobie. Po chwili kontynuował:

-  Większość  z  nich  spędzi  tam  święta.  Dom  prowadzi

niesamowita kobieta. Pracownicy opieki społecznej wiedzą, że
ilekroć  są  przyparci  do  muru,  zawsze  mogą  zadzwonić  do
panny  Mae,  a  ona  bez  pytania  przyjmie  kolejną  sierotę  pod
swój dach.

Adie  podziwiała  takie  osoby.  Po  bólu,  na  jaki  narazili  ją

rodzice,  i  ze  strachu,  że  mogłaby  powtórzyć  ich  błędy,  nie
widziała  siebie  w  roli  matki,  a  o  ileż  trudniejsza  była  rola

background image

matki zastępczej dla gromadki dzieci, które w swoim krótkim
życiu przeszły już przez kilka kręgów piekła.

-  Od  lat  potajemnie  wspieram  ten  dom.  Przekazuję

pieniądze pracownicy socjalnej, która utrzymuje stały kontakt
z  panną  Mae.  Przed  świętami  daję  dodatkowe  pieniądze  na
prezenty;  panna  Mae  najlepiej  się  orientuje,  czego  dzieciaki
potrzebują.  Jednak  niedawno  panna  Mae  się  rozchorowała,
a  pracownica  socjalna  złamała  nogę.  Żadna  z  nich  nie  zdoła
kupić prezentów, a nie chcę, żeby dzieci zostały bez niczego.

- Musi być ktoś, kto ci pomoże. Inna pracownica socjalna

albo… O, wiem! Możesz skorzystać z usług konsjerżki!

Uśmiechnął  się  kwaśno,  słysząc  lekki  sarkazm  w  jej

głosie.

-  Rozważałem  różne  opcje,  ale  zależy  mi,  żeby  jak

najmniej osób wiedziało o moim wsparciu. Wiesz tylko ty i ta
jedna pracownica socjalna.

-  Przecież  kierujesz  fundacją.  Bez  przerwy  rozdajesz

pieniądze. Nie rozumiem, dlaczego…

-  Panna  Mae  nie  wzięłaby  ode  mnie  ani  centa.  –  Potarł

ręką twarz.

Adie stanęła w pół kroku.

- Jak to? Prowadzenie rodzinnego domu dziecka kosztuje

majątek.  Podejrzewam,  że  instytucje  stanowe  nie  pokrywają
wszystkich  kosztów.  Dlaczego  uważasz,  że  panna  Mae
odrzuciłaby twoją pomoc?

Hunt  milczał  speszony.  Adie  też  milczała,  tyle  że  ona

milczała zaciekawiona.

background image

-  Mae  była  również  moją  matką  zastępczą  –  przyznał

wreszcie. – Mieszkałem u niej dwa lata.

Adie jęknęła w duchu.

-  A…  gdzie  byli  twoi  rodzice?  –  spytała,  starając  się

zachować neutralny ton.

Hunter na pewno nie chciał litości.

-  Mama  chorowała  psychicznie.  Sporo  czasu  spędzała

w szpitalu psychiatrycznym.

- A ojciec?

- Jest tylko nazwiskiem w moim akcie urodzenia.

Adie  słuchała  uważnie,  świadoma,  że  Hunt  uchyla  przed

nią drzwi do swojej przeszłości. Czuła się… hm, zaszczycona?
Chyba tak.

Nadal  jednak  nie  wyjaśnił  jej,  dlaczego  musi  działać

anonimowo.

- Opowiedz mi o swojej sekretnej misji i o tym, dlaczego

panna Mae nie przyjęłaby od ciebie pomocy.

-  Lata  temu  zjawiłem  się  u  niej  bardzo  z  siebie

zadowolony.  Przywiozłem  mnóstwo  mebli,  ubrań,  sprzętów.
Oczekiwałam,  że  Mae  rzuci  mi  się  na  szyję  i  podziękuje  za
dary.  Nie  widzieliśmy  się  kilka  lat,  nie  dzwoniłem,  nie
pisałem.  Była  na  mnie  zła  za  to  moje  milczenie.  Intencje
miałem dobre, ale Mae… Zraniłem jej dumę. Wygarnęła mi,
że jestem głupim arogantem, że ona nie życzy sobie litości, że
skoro tyle czasu radziła sobie bez mojej pomocy, to dalej też
sobie poradzi. Wrzeszczała na mnie, a ja na nią. Nazwałem ją

background image

niewdzięcznicą,  ona  mnie  protekcjonalnym  dupkiem.  -
Westchnął. – Panna Mae jest uparta jak osioł i dumna jak paw.

Ty też, Hunt, ty też.

- Więc teraz pomagasz jej po cichu, angażując pracownicę

socjalną.

-  Tak,  Lauren  mi  mówi,  czego  Mae  brakuje,  a  ja  to

dostarczam.  Dyskretnie  i  anonimowo.  Nie  mogę  pomagać
przez  fundację,  bo  wtedy  Mae  zorientowałaby  się,  że  to  ode
mnie i znów uniosłaby się honorem.

To  było  wzruszające,  taki  twardziel  o  czułym  miękkim

sercu.  Hunt,  choć  zaszedł  tak  daleko,  nie  zapomniał
o ponurym dzieciństwie i osobie, której tak wiele zawdzięczał.
Adie  zadumała  się;  zdaje  się,  że  panna  Mae  była  dla  Hunta
lepszą  matką  niż  jego  własna.  I  cierpiał  z  powodu  ich
konfliktu.

Jeśli panna Mae darzyła Hunta taką samą sympatią jak on

ją, to pewnie też cierpiała.

- Kiedy ta sytuacja miała miejsce? Ta z transportem mebli

i waszą kłótnią? – spytała.

Cisza.

- Hunt?

-  Dwanaście  lat  temu  –  przyznał  niechętnie,  po  czym

rozłożył ręce. – Ona jest strasznie zawzięta!

- Przez ten czas nie rozmawialiście?

- Ależ rozmawialiśmy. Co kilka miesięcy spotykamy się na

lunch  w  jej  ulubionej  knajpce.  Oczywiście  Mae  płaci  za
siebie. – Skrzywił się niezadowolony. – Niczego ode mnie nie

background image

chce. Przysięgła to sobie ponad dekadę temu. Proponowałem,
że  kupię  jej  większy  dom  i  nowy  samochód,  ale  ciągle
odmawia.

- Faktycznie jest uparta.

- Jak diabli.

-  Ale  chyba  musi  wiedzieć,  że  to  ty  dajesz  pieniądze  na

prezenty gwiazdkowe.

-  Myślę,  że  to  podejrzewa,  ale  ponieważ  pracownica

socjalna  twardo  trzyma  język  za  zębami,  Mae  bierze  forsę
i rusza na zakupy. Skaranie boskie z tą kobietą!

- Kochasz ją.

Wzruszył  ramionami,  ale  Adie  nie  potrzebowała

potwierdzenia. Jego czyny mówiły same za siebie.

-  Czyli  spędzimy  dzisiejszy  ranek  na  szukaniu  podarków

dla gromady dzieci?

Napięcie znikło z jego twarzy i ciała.

- Oczywiście zapłacę ci za twój czas – powiedział.

- Z przyjemnością, Hunt, pomogę ci coś wybrać, a nawet

zapakować prezenty, ale to cię będzie kosztowało.

- Przecież powiedziałem, że ci zapłacę.

Adie pokręciła głową.

- Nie chcę pieniędzy. Oczekuję czegoś innego.

-  Czego?  –  Poruszył  brwiami.  –  Kwiatów,  kolacji  i  lotu

helikopterem  nad  Manhattanem?  –  Jego  twarz  rozjaśnił
szelmowski uśmiech. – Nocy pełnej dzikiego seksu?

Adie wywróciła oczy do nieba.

background image

- Nieźle, ale nie. Po prostu muszę coś wcześniej zjeść. Na

głodniaka nie umiem robić zakupów.

-  Okej.  –  Obejmując  ją  lekko  w  pasie,  skręcił  w  wąską

uliczkę.  –  Znam  miejsce,  gdzie  serwują  najlepsze  bajgle
w  mieście.  Ale  masz  czas,  możesz  zmienić  zdanie.  Gdybyś
jednak wolała dziki seks…

- Nie kuś, Sheridan.

Kiedy  wybuchnął  śmiechem,  zdała  sobie  sprawę,  że

wypowiedziała te słowa na głos.

O nie, Adie, nawet o tym nie myśl!

Ale to było takie trudne.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Był  w  trakcie  pisania  mejla,  kiedy  samochód  się

zatrzymał. Hunt wyjrzał przez okno. Pete, który zaparkował na
stałym  miejscu,  obok  wejścia  do  Stellanu,  wysiadł  z  auta
i szedł otworzyć drzwi swemu pracodawcy.

Hunt wcisnął „zapisz” i wsunął laptop do torby. Westchnął,

widząc  Pete’a  tuż  koło  siebie.  Kierowca  miał  siedemdziesiąt
kilka  lat,  na  zewnątrz  było  zimno  jak  w  psiarni,  w  dodatku
padał deszcz ze śniegiem. Hunter setki razy tłumaczył mu, że
sam potrafi otworzyć drzwi, ale Pete, człowiek starej daty, go
nie słuchał.

Podziękował kierowcy i wszedł do biura. Asystentka, którą

„dzielił”  z  dyrektorem  finansowym,  rozchorowała  się,  więc
przez  cały  dzień  sam  szukał  potrzebnych  dokumentów,
odpisywał na mejle i odbierał telefony. Nagle usłyszał dźwięk
esemesa. Wyjął komórkę.

Griselda? Czego mogła chcieć?

„Jeśli podpiszę wszystkie wymagane prawem dokumenty,

czy  rozważysz  przekazanie  mi  swojego  materiału
biologicznego, żebym mogła zajść w ciążę?”.

Przeczytał  wiadomość  raz,  potem  drugi.  Najwyraźniej

Griselda wciąż chce dostać jego nasienie.

Chryste! Nawet się nie zawahał.

„Nie!”.

background image

Czy ona oszalała? Nie chciał mieć potomstwa, ale gdyby

kiedyś  zapłodnił  kobietę,  czy  to  metodą  naturalną  czy
przekazując swój materiał biologiczny, to nie wyobrażał sobie,
że mógłby nie mieć kontaktu z dzieckiem.

Poza tym gdyby istniał test sprawdzający, czy dana osoba

nadaje się na rodzica, podejrzewał, że ani on, ani Griselda by
go nie zdali.

Nie znał się na wychowaniu dzieci, ale wiedział, że trzeba

je kochać, troszczyć się o nie, poświęcać im czas i uwagę. Nie
potrafiliby  dziecku  tego  zapewnić.  I  nie  sądził,  żeby  to  się
kiedyś zmieniło. Więc dlaczego ciągle pojawiał mu się przed
oczami  obraz  niemowlęcia  o  ciemnych  włosach  i  oczach,
a także uroczego kilkulatka, który siedzi na kolanach Mikołaja
i piszczy z radości na widok prezentów pod choinką?

Widział  też  starsze  dzieci:  syna,  z  którym  godzinami  gra

w baseballa, oraz córkę, którą prowadzi do ołtarza…

Zaklął  pod  nosem.  Co  się  z  nim  dzieje?  Musi  być  jakieś

logiczne  wytłumaczenie.  Podejrzewał,  że  chodzi  o  zbliżające
się święta i przygotowywaną na lato kampanię reklamową dla
Sheridan  Sports,  pokazującą  szczęśliwe  rodziny.  Że  w  ten
sposób  on  reaguje  na  to,  czego  nie  ma  w  swoim  życiu,
a o czym kiedyś bardzo marzył.

Ale  przestał;  już  nie  marzył  o  dzieciach,  o  żonie,

o rodzinie. Najważniejsza była praca; nad pracą miał kontrolę.
Praca,  w  przeciwieństwie  do  jego  byłej  żony,  nie  zdradzała,
nie  szastała  bez  opamiętania  pieniędzmi.  I  nie  umierała,
pozostawiając człowieka w żałobie.

Praca była czymś prostym, nieskomplikowanym. Związki

wręcz odwrotnie.

background image

Poczuł  narastający  ból  głowy.  Szklanka  whisky,  kilka

godzin  w  ciszy  –  tego  potrzebował.  Nie  mógł  się  doczekać,
kiedy  znajdzie  się  w  swoim  pustym  apartamencie.  Po
pracowitym  weekendzie  i  dniu  wypełnionym  spotkaniami
chciał odpocząć od ludzi, pomyśleć w ciszy.

Hm,  chciał  odpocząć  od  ludzi,  a  jednocześnie  marzył

o tym, by zobaczyć się z Adie.

Nie  przyszła  dziś  do  niego  do  biura.  Z  nadzieją  podnosił

wzrok, ilekroć ktoś pukał do drzwi. Potem, zawiedziony, przez
dziesięć minut złościł się sam na siebie.

Brakowało  mu  jej  promiennego  uśmiechu,  spojrzenia

ciemnych  oczu,  cudownego  brytyjskiego  akcentu.  Miło  by
było znów ją pocałować, jeszcze lepiej - pójść z nią do łóżka;
od biedy zadowoliłby się samym jej widokiem.

Irytowało  go,  że  potrzebuje  jej  bardziej  niż  ciszy

i samotności.

- Panie Sheridan? Nie wchodzi pan?

Zaskoczony  obejrzał  się  przez  ramię  i  zobaczył  portiera

Glena,  który  trzymał  otwarte  drzwi  do  budynku.  Skinąwszy
głową, wszedł do holu.

Za chwilę znajdzie się w swoim mieszkaniu, naleje sobie

whisky i wyciągnie się na kanapie. Będzie patrzył na światła
miasta i starał się nie myśleć o Adie i Stevie.

- Panie Sheridan…

Wsiadł do prywatnej windy i wcisnął przycisk zamykający

drzwi. Zanim się zasunęły, ujrzał zatroskaną twarz portiera.

- Muszę pana poinformować…

background image

Nie,  na  dziś  miał  dość  rozmów;  cokolwiek  Glen  chciał

powiedzieć, musi to poczekać do jutra. Oparł głowę o lśniącą
metalową  ścianę  i  zamknął  oczy.  Gdyby  był  normalnym
człowiekiem, to po ciężkim dniu w biurze wróciłby do domu,
gdzie czekałaby na niego żona lub partnerka. Przytuliłaby go,
pomasowała  mu  plecy,  podała  drinka  i  zaprosiłaby  go  do
łóżka, by poprawić mu humor.

Tego  dziś  pragnął:  wejść  do  mieszkania  i  trafić  prosto

w ramiona kobiety. W ramiona Adie. Tak bardzo chciał, żeby
czekała na niego, rozczochrana, uśmiechnięta.

Przestąpił z nogi na nogę, zły, że nie potrafi uwolnić się od

takich  myśli.  Rano  podczas  spotkania  biznesowego
przypomniał  sobie  wczorajszą  rozmowę  Adie  z  młodym
sprzedawcą;  wypytywała  go  o  szerokość  desek,  o  wielkości
ciężarówek.  Potem  w  trakcie  rozmowy  telefonicznej
z  księgową  przypomniał  sobie,  jak  Adie  przez  dobre  pół
godziny rozważała, która z dwóch lalek byłaby lepsza.

Doskonale  się  czuł  w  jej  towarzystwie,  uwielbiał  jej

sarkazm i z wielką przyjemnością zdarłby z niej ubranie.

Postukał głową w ścianę windy. To nie ma najmniejszego

sensu.  Łączą  ich  relacje  zawodowe,  za  kilka  tygodni  Adie
wróci do Londynu. Nie powinien o niej myśleć, a tym bardziej
za nią tęsknić. Nigdy dotąd żadnej kobiecie nie poświęcał tyle
uwagi. Czas najwyższy, żeby Adie też przestał.

Winda  zwolniła,  drzwi  się  rozsunęły.  I  w  tym  momencie

jego uszy zaatakowała dudniąca muzyka. Ból głowy z miejsca
się nasilił.

Wszedłszy do holu, rzucił teczkę na stolik i potarł palcami

skroń.  Budynek  był  doskonale  chroniony;  tylko  sprzątaczka

background image

miała  nieograniczony  dostęp  do  jego  mieszkania.  Ponieważ
już  wcześniej  zdarzało  się  Florze  włączać  sprzęt  grający,
uznał,  że  jej  zajęcia  na  uczelni  przeciągnęły  się  i  dlatego
jeszcze nie skończyła sprzątać.

Było mu to wyjątkowo nie na rękę.

Wiedząc,  że  musi  wyłączyć  dudnienie,  zanim  głowa

pęknie  mu  z  bólu,  wszedł  do  salonu  i  stanął  jak  wryty.
Zamknął oczy, przytknął palce do powiek i policzył do trzech.
Miał nadzieję, że bałagan zniknie.

Nie zniknął. Przesunięty pod ścianę piękny stolik kawowy

ze  stali  i  szkła  był  zawalony  wstążkami  oraz  dekoracyjnym
papierem. Wielkie kolorowe arkusze leżały na ręcznie tkanym
perskim dywanie, a wszędzie wokół stały stosy zapakowanych
prezentów.

Przestąpiwszy  nad  górą  świątecznych  podarków

przeznaczonych  dla  dzieci  Mae,  Hunt  rozgrzebał  śmieci  na
stoliku  i  odnalazł  pilota.  W  mieszkaniu  zapadła  cudowna
cisza. Dzięki ci, Boże! Wreszcie słyszał własne myśli.

Rozejrzał  się.  Co  za  bajzel!  Nienawidził  chaosu,

fizycznego  i  psychicznego.  Kojarzył  mu  się  z  dzieciństwem,
z  dzieleniem  pokoju  z  liczną  grupą  chłopców,  z  brakiem
prywatności i kontroli.

Był u siebie, w swoim domu. Najwyraźniej Adie wpadła,

by zapakować prezenty, a potem wyszła, zostawiając śmietnik.

Tego się po niej nie spodziewał.

- Hunt? To ty?

Obrócił się w stronę głosu, który dobiegł z kuchni. Radość

przepełniła jego serce, co go tylko zirytowało. Psiakrew, chciał

background image

być sam.

A raczej: powinien chcieć być sam.

Jakim  prawem  uważała,  że  może  tu  być,  kiedy  on  wraca

z  pracy?  Że  może  wejść  do  jego  czystego,  pięknie
urządzonego mieszkania i nabałaganić?

Słysząc  za  sobą  ruch,  westchnął  cicho.  Adie  weszła  do

salonu  ubrana  w  dżinsy,  beżowy  sweter  do  połowy  ud  oraz
grube wełniane skarpety. Trzymała w ręku kieliszek wina i…
sprawiała wrażenie, jakby była u siebie.

Wystraszyło  go  to.  I  przerażony  przystąpił  do  ataku.  Nie

myślał racjonalnie.

- Co, do cholery, tutaj robisz? – zawołał.

Uśmiech  zniknął  z  jej  ślicznej  twarzy.  Przeniosła

spojrzenie  tam,  gdzie  on  patrzył:  na  rozrzucone  po  podłodze
arkusze papieru oraz prezenty.

- Ja…

-  Nie  masz  prawa  przychodzić,  bałaganić  i  czuć  się  jak

u siebie!

Adie  zbladła,  zacisnęła  usta.  Ręka  trzymająca  kieliszek

drżała, oczy płonęły furią.

-  Mówiłaś,  że  do  piątej  wyjdziesz!  –  Postukał  palcem

w tarczę swojego zegarka. – Jest po dziewiątej!

-  Wiem,  Sheridan  –  oznajmiła  spokojnie,  odstawiając

kieliszek na starą skrzynię z rzadkiego drewna, która służyła
za stolik.

Hunt podniósł kieliszek i umieścił go na podkładce: tego

brakowało, by na drewnianej powierzchni został mokry ślad!

background image

Na  twarzy  Adie  odmalowało  się  zdumienie.  Nie  szkodzi.

Dorastając, nie miał nic własnego, więc teraz dba o wszystko,
czego się dorobił.

Skierował się na drugi koniec salonu, do barku na kołkach,

i nalał sobie whisky. Na widok brudnej szklanki stojącej koło
karafki znów poczuł irytację.

- Najpierw piłaś whisky, a teraz wino? Nie mogłaś wynieść

szklanki do kuchni?

Krzyżując  ręce na piersi,  Adie omiotła  go lekceważącym

spojrzeniem.

- No, no, no. Ktoś ci napluł do zupy?

Zazgrzytał zębami.

-  Mam  za  sobą  koszmarny  dzień.  Marzyłem  o  tym,  żeby

wrócić  do  swojego  cichego  uporządkowanego  domu  i  się
zrelaksować. A to miejsce wygląda jak pole bitwy.

Adie  usiadła  na  brzegu  obitego  czerwoną  skórą  fotela

i  schyliwszy  się,  przysunęła  swoje  kozaki.  Włożyła  jeden,
zaciągnęła  zamek.  Zanim  włożyła  drugi,  utkwiła  wzrok
w Huncie. Była blada jak ściana i zła.

Zła? Nie. Była wściekła. I zraniona.

Ogarnęły  go  wyrzuty  sumienia,  jednak  nie  potrafił  się

przemóc i przeprosić.

- A ja marzyłam o tym, żeby po pracy wybrać się z Kate

do galerii w Greenwich Village na wernisaż jednego z moich
ulubionych  malarzy.  Ale  ponieważ  tobie  zależało,  żeby
prezenty  zostały  jak  najszybciej  zapakowane,  przyjechałam
tutaj. Też mam za sobą długi męczący dzień.

background image

Psiakrew, miała rację.

- Mówiłeś czy nie, że mogę wpaść o dowolnej porze? Że

Glen mnie wpuści?

Owszem,  mówił.  I  może  właśnie  tę  informację  Glen

usiłował mu przekazać.

Gdyby  na  moment  przystanął  i  go  wysłuchał,  może  na

widok bałaganu ugryzłby się w język.

- Siedzę tu od czterech godzin. Mam rany na palcach i boli

mnie krzyż. Nastawiłam muzykę, bo pakowanie prezentów to
nudna  robota.  I  wypiłam  małą  szklankę  whisky,  żeby  się
uspokoić po rozmowie z zamężną klientką. Chciała, żebym jej
załatwiła  przystojnego  młodzieńca,  z  którym  mogłaby  się
zabawić po przylocie na Saint-Barthelemy. Wyjaśniłam, że nie
jestem  alfonsem  i  następne  trzy  godziny  spędziłam  przy
prezentach.  Nie  przyszło  mi  do  głowy,  że  popełnię
przestępstwo,  jeśli  naleję  sobie  kieliszek  wina  z  otwartej
butelki, którą znalazłam w twojej lodówce!

Nie podniosła głosu, ale Hunter czuł, jak wściekłość w niej

narasta.

Zaciągnęła zamek w drugim bucie, po czym chwyciła szal

i  owinęła  go  wokół  szyi.  Przewiesiwszy  torbę  przez  ramię,
przeszła do holu.

- Gdzie ten cholerny guzik od windy? – warknęła.

Zanim zdążył odpowiedzieć, wróciła i wyrwała mu z ręki

pilota.  Wpatrując  się  w  przyciski,  dojrzała  właściwą  ikonkę.
Wcisnęła ją, po czym rzuciła pilota na kanapę.

Cholera, skompromitował się. Zachował się jak kretyn.

background image

- Adie… - Ruszył do holu.

- Milcz, Sheridan. Nie chcę z tobą teraz rozmawiać. Jestem

wściekła i mogę powiedzieć coś, czego będę żałowała.

Przytrzymał ręką drzwi windy, żeby się nie zasunęły.

- Na przykład?

-  Że  jesteś  wrednym  samolubnym  niewdzięcznikiem.

Palantem  do  potęgi.  A  że  seksownym?  To  cię  nie
usprawiedliwia.

Tak, to prawda.

-  Adie…  -  Chciał  ją  zatrzymać,  zgarnąć  w  ramiona

i  zanieść  do  łóżka.  Chciał  się  w  niej  zatracić,  chciał,  by  ona
zatraciła się w nim.

- Cofnij się, Sheridan! – Dźgnęła go palcem w nadgarstek.

Zaskoczony cofnął rękę, a wtedy drzwi się zasunęły. Twarz

Adie znikła mu z pola widzenia. Podrapał się po brodzie, po
czym splótł ręce za głową i zaklął siarczyście.

Myślał, że chce być sam, ale mylił się. I to bardzo.

Wróciwszy  do  mieszkania  Kate,  Adie  ucieszyła  się,  że

przyjaciółka  jest  w  Bostonie.  Wyleciała  z  Nowego  Jorku
o  trzeciej,  by  spotkać  się  z  dawnym  kumplem  ze  studiów,
i zamierzała wrócić ostatnim lotem. Jeśli jednak okaże się, że
kumpel  zachował  swój  atrakcyjny  wygląd,  wtedy  być  może
zostanie ciut dłużej.

Adie na to liczyła. Musiała się skupić, przemówić sobie do

rozumu.  Ubrana  w  męską  piżamę,  z  kieliszkiem  czerwonego
wina  w  ręce,  zaczęła  krążyć  po  salonie.  Serce  waliło  jej
młotem.

background image

Hunt  jest  jej  klientem.  Miała  nadzieję,  że  dzięki  niemu

pozna bogatych ludzi z wpływowych sfer. I tak było; polecał
ją  znajomym  biznesmenom.  Coraz  więcej  osób  chciało
skorzystać z jej usług, osób, o które sama musiałaby zabiegać
miesiącami, jeśli nie latami.

Ale Hunt był nie tylko jej klientem; był kimś więcej.

Uwierzyła,  że  są  przyjaciółmi.  Sądziła,  że  nie  tylko  jej

pragnie, ale również szanuje ją i autentycznie lubi. Ale po tym,
jak się dziś zachował, miała wątpliwości.

Od  dawna  nie  przyjaźniła  się  z  mężczyzną,  więc  nie

bardzo wiedziała, jak to naprawdę wygląda. Ale przecież Hunt
otworzył  się  przed  nią,  opowiedział  jej  trochę  o  swojej
przeszłości, o pannie Mae. Łazili razem po mieście, śmiali się,
wybierali prezenty dla dzieciaków.

Odnosiła wrażenie, że oboje doskonale się czują w swoim

towarzystwie.  Dlatego  zdumiało  i  zabolało  ją  jego  dzisiejsze
zachowanie.

To  nie  wszystko.  Jego  niespodziewany  atak  sprawił,  że

cofnęła  się  pamięcią  do  dzieciństwa,  kiedy  matka  na  nią
wrzeszczała  i  obwiniała  ją  o  rzeczy,  które  wcale  nie  były  jej
winą. Słyszała głos matki, która oskarża ją o rozpad swojego
małżeństwa; która twierdzi, że to przez nią ojciec spędza czas
z kochanką; że przez ciążę matka zniszczyła sobie figurę.

Wypiła  łyk  wina  i  przytknęła  kieliszek  do  czoła.  To  na

kogo w końcu była zła: na Hunta czy na matkę? Och, na matkę
z całą pewnością, ale na Hunta też.

Zasłużył na jej gniew!

background image

No  dobrze,  może  dalej  wydeptywać  ścieżkę  w  dywanie,

zastanawiając  się,  czy  Hunt  ją  przeprosi  –  raczej  nie  –  albo
może  produktywnie  wykorzystać  czas,  na  przykład  czytając
dzisiejsze mejle.

Wychodząc z założenia, że działanie zawsze jest lepsze od

ponurych deliberacji, usiadła w fotelu i przysunęła laptop.

W skrzynce pocztowej było z dziesięć próśb od klientów

o  dodatkowe  sprawunki  świąteczne;  jedna  klientka  prosiła
o  przystrojenie  na  święta  jej  mieszkania  w  londyńskiej
dzielnicy  Knightsbridge,  inna  chciała  spotkać  się  w  styczniu
i omówić sprawę prezentu na pięćdziesiąte urodziny męża.

Zmuszając  się,  by  nie  myśleć  o  Huncie,  Adie  wystukała

odpowiedzi i napisała do swojej asystentki w Londynie, żeby
się wszystkim zajęła.

Nagle  usłyszała  sygnał  esemesa.  Podniosła  telefon

i skrzywiła się, widząc wiadomość od klientki, której marzył
się atrakcyjny młodzieniec na Saint Barthelemy.

„Przepraszam, czy posunęłam się za daleko?”.

O, zdecydowanie!

Zaczęła  pisać  odpowiedź,  grzecznie  sugerując,  że  będzie

lepiej,  jeśli  owa  klientka  zgłosi  się  do  innej  agencji.  Pisanie
przerwał jej dźwięk domofonu.

Pewna,  że  to  dostawca  pizzy,  bez  pytania  „kto  tam?”

wcisnęła  przycisk  i  wyjęła  z  portmonetki  pieniądze.  Kiedy
rozległo się pukanie, otworzyła drzwi i jedną rękę wyciągnęła
po pizzę, a drugą podała gotówkę.

I  wtem  rozpoznała  rozpiętą  pod  szyją  jasnoróżową

koszulę, widoczny pod nią opalony kawałek torsu oraz luźno

background image

zwisający krawat w czarno-biały deseń.

Podniosła oczy i serce zabiło jej mocniej. Hunt patrzył na

nią z nieskrywaną czułością.

-  Spotkałem  na  dole  dostawcę  –  oznajmił,  wskazując  na

pizzę.

-  Dzięki.  –  Wepchnęła  banknoty  do  kieszeni  jego  kurtki

i sięgnęła po pudełko. – Możesz już iść.

Nie puszczał pudełka.

- Nie poczęstujesz mnie?

- A przeprosisz?

Wiedziała, że tego nie zrobi. Bogaci wpływowi mężczyźni

nie  przepraszali.  Krzywdzili,  ranili,  popełniali  błędy
i oczekiwali, że ludzie zignorują to albo wszystko wybaczą.

A ona nie zamierzała ani ignorować, ani wybaczać.

-  Wolałbym  w  mieszkaniu,  nie  na  korytarzu,  ale  jeśli

będzie trzeba, zrobię to tutaj.

Zamrugała skonfundowana.

- Co zrobisz?

- Przeproszę. Więc jak, wpuścisz mnie czy…? Zresztą pal

sześć. Zachowałem się jak kretyn. Bardzo cię przepraszam.

Adie przechyliła na bok głowę.

- No i co? Bardzo bolało?

Wykrzywił wargi.

- Trochę.

- Tylko trochę? Szkoda.

background image

Cofnęła  się  od  drzwi  i  wykonała  ręką  zapraszający  gest.

Hunt wszedł do kuchni i położył pudełko z pizzą na wyspie.
Następnie wyjął z szafki kieliszek.

- Mogę? – spytał, wskazując na otwartą butelkę wina.

- Proszę. W przeciwieństwie do niektórych lubię się dzielić

swoim winem.

- Na drugie mi palant. Palant do kwadratu – mruknął.

Wypił łyk, po czym wyjął z szuflady talerze oraz sztućce.

Lepiej od niej wiedział, gdzie co jest w mieszkaniu Kate. Adie
poczyniła na ten temat jakąś uwagę.

-  A  tak,  bo  ponad  dziesięć  lat  temu  mieszkałem  tu  ze

Steve’em – wyjaśnił, zaciskając ręce na blacie.

Przez  dłuższą  chwilę  stał  bez  ruchu,  z  opuszczonym

wzrokiem. Wreszcie napotkał spojrzenie Adie.

- Miałem za sobą paskudny dzień. Byłem wściekły, że się

z tobą nie widziałem. Tęskniłem za tobą, Adie, a ja za nikim
nie tęsknię.

Słysząc  to  lakoniczne  wyznanie,  poczuła,  jak  robi  jej  się

ciepło. Ona też tęskniła i cały dzień o nim myślała. Korciło ją,
by  wpaść  do  niego  do  biura,  chwilę  pogadać.  Pół  godziny
z  sobą  walczyła.  Nie  było  nic  ważnego,  co  by  koniecznie
musiała z nim przedyskutować, po prostu chciała go zobaczyć
i  tyle.  W  końcu  uznała,  że  pojedzie  do  jego  mieszkania.  Nie
śpiesząc się, pakowała prezenty, które razem kupili, i modliła
się w duchu o to, by wrócił do domu, zanim ona skończy.

-  Głowa  pękała  mi  z  bólu.  Usiłowałem  przekonać  siebie,

że chcę być sam w spokoju i ciszy. Wszedłem do mieszkania
i  zastałem  ciebie.  To  mnie  zbiło  z  tropu,  a  jednocześnie

background image

ucieszyło.  Wtedy  wpadłem  w  złość.  I  zacząłem  krzyczeć  –
dodał zawstydzony.

- Wydzierać się.

-  Tak,  przepraszam  –  powiedział  ze  skruszoną  miną.  –

Przez ciebie tracę rozum.

Ciało  Adie  przeniknął  żar.  Jak  tak  dalej  pójdzie,

pomyślała, wkrótce stanie w płomieniach.

- Nie lubię tego uczucia. Nie lubię tego, co ze mną robisz.

Podniosła  jego  kieliszek  i  wypiła  łyk.  Wiedząc,  że  nie

powinna, że igra z ogniem, spytała:

- Co ja takiego z tobą robię, Hunt?

-  Mieszasz  mi  w  głowie,  rozpalasz  mnie,  sprawiasz,  że

wszystko wymyka mi się spod kontroli. Przy tobie jestem tak
podniecony,  że  przestaję  logicznie  myśleć.  Przestaję
oddychać…

Czyli  nie  tylko  ona  tego  doświadczała.  Ucieszyła  się,  że

Hunt, człowiek tak opanowany i zdystansowany, również.

Wypiła kolejny łyk wina, świadoma, że Hunter świdruje ją

wzrokiem. Popatrzyła mu w oczy. I dojrzała w nich to, o czym
mówił: żar i podniecenie. Inni mężczyźni pragnęli ją zdobyć,
zabawić  się,  a  Hunter  autentycznie  jej  pożądał.  Tylko  jej,
nikogo innego.

Wewnętrzny  głos  wołał:  Nie,  Adie,  nie  ryzykuj!  To  zbyt

niebezpieczne.

Niebezpieczne,  bo  zbliżały  się  święta.  Bo  w  tym  czasie

gubiła  swój  pancerz  ochronny.  Bo  nie  chciała  powtarzać
błędów  młodości.  Z  drugiej  strony  nie  była  już  tą

background image

zdesperowaną  dziewczyną  co  dawniej,  znała  swoje  wady
i słabości. Nie zakocha się, nie pomyli seksu z miłością. Tak,
chyba może iść z Huntem do łóżka; może nawet powinna, aby
udowodnić  sobie,  że  jest  znacznie  silniejsza  psychicznie,  niż
sądziła.

W  końcu  co  złego  może  ją  spotkać?  Jedna  noc  z  dużą

ilością dobrego seksu i małą ilością snu…

A  jeśli  szczęście  im  dopisze,  może  ta  jedna  wystarczy?

Może  zaspokoją  pożądanie  oraz  ciekawość,  a  potem  będą
mogli żyć normalnie.

Wciąż trzymając kieliszek, ujęła Hunta za rękę i poprosiła,

by zabrał butelkę z winem.

- Myślałem, że będziemy jeść pizzę.

Wspięła się na palce i musnęła ustami jego wargi.

- Będziemy. Później. Teraz kusi mnie coś innego. Hunt…?

Potarł kciukiem jej wargę.

- Mnie też, skarbie, mnie też.

Pochwyciła w zęby jego palec.

- Więc na co czekasz?

Przytrzymał ją. Obróciła się lekko zniecierpliwiona.

- Jesteś pewna? – spytał.

Tak.  Nie.  Tak.  Och,  zdecydowanie  tak!  Bo  mając

siedemdziesiąt  lat  i  wspominając  przeszłość,  nie  chciałaby
żałować,  że  zrezygnowała  z  seksu  z  najprzystojniejszym
mężczyzną,  jakiego  znała.  Pragnęła  przeżyć  z  nim  jedną
szaloną noc, a potem, od jutra, znów może być grzeczna.

background image

- Tak. Idziesz czy nie? Chyba że wciąż cię boli głowa?

Wybuchnął śmiechem.

-  To  by  mnie  nie  powstrzymało.  Ile  sobie  pani  życzy

orgazmów? Trzy? Cztery?

- Jeden wystarczy.

- Co to, to nie. – Zaciskając ręce na jej biodrach, uniósł ją,

tak by oczy mieli na tym samym poziomie. – Będzie palcami,
będzie  językiem  i  będzie  ze  mną  w  środku  –  oznajmił
z powagą.

Adie  przełknęła  ślinę,  przytknęła  usta  do  jego  warg

i pozwoliła się zanieść do sypialni.

background image

RODZIAŁ SIÓDMY

Seks  był  ostatnią  rzeczą,  jakiej  się  dziś  spodziewał.  Ale

ponieważ pragnął Adie od pierwszej chwili, gdy ją ujrzał, nie
zamierzał się sprzeciwiać.

Nie był idiotą.

Niosąc  ją  do  pokoju,  który  kiedyś  sam  zajmował,

wpatrywał  się  w  jej  usta.  Z  przyzwyczajenia  kopnął  nogą
drzwi i powoli opuścił Adie na podłogę.

Zacisnął  dłonie  na  jej  ślicznej  twarzy,  zastanawiając  się,

czy  jeszcze  raz  nie  spytać,  czy  na  pewno  tego  chce.  Ale
widział  błysk  pożądania  w  jej  oczach,  rumieniec  na
policzkach. Wsunąwszy palec za kołnierzyk piżamy, pogładził
ją  po  szyi.  Adie  zamknęła  oczy,  rozkoszując  się  pieszczotą.
Nie, nie musiał o nic pytać.

Oboje  tego  chcieli,  od  dziesięciu  dni  zmierzali  w  tym

kierunku.  Zaspokoją  pożądanie  i  rano  wszystko  będzie  po
staremu.

Adie nie zależało na niczym więcej, jemu też nie. Podczas

niedawnej  rozmowy  przyznała,  że  jest,  a  raczej  była  typem
kobiety,  która  zbyt  mocno  się  angażuje.  Na  szczęście
zmądrzała.  Natomiast  on  nigdy  nie  tracił  głowy  i  na  pewno
nagle nie zacznie tego robić.

Byli  dwojgiem  wolnych  ludzi,  parą  znajomych,  których

kusi seks. Niepotrzebne im żadne komplikacje.

background image

Więc  dlaczego  się  denerwował,  zupełnie  jakby  miał

skoczyć  z  wysokiej  skały  w  ciemną  wzburzoną  morską  toń?
Z wieloma kobietami uprawiał seks. Ale czuł, że z Adie będzie
inaczej. I tego się obawiał.

Jaką  cenę  przyjdzie  mu  zapłacić?  Co  straci?  Nie  lubił

działać w ciemno, ryzykować, nie wiedząc, czym to się może
skończyć.

Adie przycisnęła dłoń do jego dłoni.

- Hunt? Wszystko w porządku?

Zamrugał. Na jej twarzy zobaczył wyraz niepewności.

- Bo jeśli zmieniłeś zdanie, to okej. Nie musimy…

Nie zmienił zdania!

- Tylko koniec  świata  albo twój sprzeciw  powstrzymałby

mnie przed kochaniem się z tobą.

Odetchnęła z ulgą.

-  To  dlaczego  stoisz  bez  ruchu?  Dlaczego  mnie  nie

dotykasz, nie całujesz?

Dobre  pytanie!  Pochylił  głowę,  przytknął  usta  do  jej

zmysłowych warg. Objęła go za szyję i naparła brzuchem na
jego sztywny członek. Zbliżył dłonie do jej piersi. Poczuł, jak
pod wpływem dotyku sutki twardnieją. Pochwycił je w palce.
Adie wciągnęła z sykiem powietrze. Korzystając z tego, że ma
otwarte  usta,  wsunął  do  środka  język.  Czas  stanął,  byli
jedynymi ludźmi na świecie.

Nie  wierzył  we  własne  szczęście.  Pragnął  Adie  bardziej

niż kogokolwiek w życiu. Chciał ją zobaczyć nagą, przekonać
się, czy rzeczywistość dorównuje fantazji, więc zdjął jej przez

background image

głowę górę od piżamy, po czym zsunął spodnie z bioder. Jego
oczom ukazało się najdoskonalsze nagie ciało.

Skórę  miała  jasną,  aksamitną.  Piersi  małe,  jędrne.  Sutki

ciemnoróżowe  jak  pestki  granatu.  Brzuch  płaski  ze  ślicznym
wklęsłym  pępkiem.  Włosy  łonowe  ciemniejsze  niż  te  na
głowie. Nogi wspaniałe, długie, zgrabne jak nogi biegaczki.

- Hunt, nie gap się tak na mnie – szepnęła zaczerwieniona.

-  Nie  mogę  przestać  –  wyszeptał.  –  Mógłbym  to  robić

do… - Zamierzał powiedzieć „do końca życia”.

Po  chwili  poprosił,  by  się  odwróciła.  Kiedy  posłuchała,

powiódł  spojrzeniem  po  jej  szczupłych  plecach  i  pięknych
kształtnych pośladkach.

Chryste, jeśli wytrzyma w niej dłużej niż dwie sekundy, to

będzie cud!

- Też bym sobie na ciebie popatrzyła – rzekła, spoglądając

niecierpliwie przez ramię.

Wiedział, że kiedy się rozbierze, nie zdoła się pohamować.

Zresztą  wydało  mu  się  niesamowicie  podniecające  bycie
ubranym, gdy partnerka jest naga.

Zrzucił  buty  i  skarpety,  po  czym  przyciągnął  Adie  do

siebie. Ona przylegała do niego plecami, on zaciskał dłonie na
jej piersiach. Ale czuł niedosyt; pragnął ją widzieć, patrzeć jej
w oczy, toteż pochwycił ją w talii i przeniósł na koniec pokoju
przed duże stojące lustro.

Oparła  głowę  o  jego  ramię  i  utkwiwszy  wzrok  w  ich

odbiciu, śledziła palce pieszczące sutki. Dreszcz przebiegał jej
po ciele.

background image

- Spójrz na mnie – poprosił.

Docisnęła  pupę  do  jego  podbrzusza.  Hunt  zamruczał  coś

ochryple, napierając członkiem na jej pośladki. Chciał się nią
dłużej cieszyć, dłużej pieścić nagie ciało, ale jego ręka sama
powędrowała do wzgórka łonowego.

- Rozchyl nogi – polecił.

Gdy to zrobiła, wsunął palce między uda i uśmiechnął się,

czując  wilgoć.  Ależ  pięknie  reagowała  na  dotyk!  Powoli
zbliżył  kciuk  do  łechtaczki.  Adie  zesztywniała,  syknęła…
Z  początku  myślał,  że  nie  lubi  być  tak  dotykana.  Odetchnął
z ulgą, kiedy przytrzymała jego dłoń i poruszyła biodrami.

- Hunt, Boże…

Wysunął  rękę  spomiędzy  jej  ud  i  przeciągał  wolno  po

brzuchu i piersiach, zostawiając na nich lśniący mokry ślad.

-  Chcę  cię  gryźć,  całować,  chcę  wejść  w  ciebie,  chcę,

żebyś cała była moja.

Oczy miała zamglone z pożądania.

- Jeszcze, Hunter, jeszcze… - Ujęła jego dłoń i ponownie

wsunęła ją między uda.

Roześmiał  się  zadowolony.  Przez  chwilę  patrzył,  jak  jej

skóra  przybiera  różowy  odcień,  po  czym  uniósł  prawą  stopę
Adie i oparł ją o krzesło, odsłaniając krocze. Speszyła się.

- Nie wstydź się, skarbie – szepnął. – Cała jesteś piękna,

taka kobieca, i tak cudnie reagujesz. Wiedziałem, że tak będzie
i nie pomyliłem się.

- Że jak będzie?

- Zaje…fantastycznie.

background image

Mało, wciąż było mu mało. Wsunął palec w gorący otwór.

Poczuł, jak mięśnie się zaciskają. Adie napierała na jego dłoń;
jej  też  było  mało.  Wsunął  do  środka  drugi  palec,  kciukiem
potarł  łechtaczkę.  Adie  otworzyła  usta,  oddychała  coraz
szybciej.  Wiedział,  że  zaraz  będzie  szczytować,  że  jeszcze
chwila, jeszcze jedno muśnięcie i odleci.

Podniecona,  skupiona  na  doznaniach,  usiłowała  wsunąć

rękę pod jego rękę. Przytrzymał ją.

- Nie, Adie. Daj mnie to zrobić.

- To rób!

Ależ  była  niecierpliwa.  Skrywając  uśmiech,  przysunął

głowę do jej szyi. Kiedy ich spojrzenia spotkały się w lustrze,
szepnął:

- Pocałuj mnie, Ad.

Obróciła się, wspięła na palce i przywarła ustami do jego

ust. Całowała go tak namiętnie, że zakręciło mu się w głowie.
Kiedy jej język błądził po jego podniebieniu, jednym palcem
masował łechtaczkę, a drugim naciskał na tajemniczy punkt G.
Po chwili Adie wygięła plecy, zesztywniała i…

Czekał  sekundę,  dwie.  Nagle  mięśnie  pochwy  zacisnęły

się, Adie wydała cichy okrzyk, jej ciało zaczęło drżeć. Zalała
ją fala orgazmu, jedna, potem druga, jeszcze silniejsza. Tulił ją
do  siebie,  słuchał  jej  westchnień.  Nie  przeszkadzał  jej
w szczytowaniu. Sam był bliski spełnienia, ale mógł poczekać,
aż ona skończy.

Ona  była  najważniejsza.  Chciał  poznać  jej  ciało,  odkryć,

co sprawia jej przyjemność, co ją podnieca, jakie pieszczoty,
które miejsca ma najwrażliwsze na dotyk.

background image

Powoli wracała na ziemię. Oddychała ciężko, oczy miała

zamglone.

- O rany! – Uśmiechnęła się.

- Dobrze ci było? – spytał, choć odpowiedź widział w jej

spojrzeniu.

- Bosko! – Ziewnęła i, zakłopotana, przysłoniła usta ręką.

- Zmęczona jesteś?

- Tak. Przepraszam. Ostatnio mało sypiam.

- Ja też – odparł, obracając ją twarzą do siebie. – Obawiam

się, że dziś też niewiele pośpisz.

-  Tak?  –  Zmrużywszy  oczy,  zaczęła  rozpinać  mu

koszulę. – Masz dla nas inne plany?

-  Obiecałem  ci  co  najmniej  trzy  orgazmy  –  przypomniał,

gładząc ją po plecach. – A ja dotrzymuję obietnic.

- No cóż. Po śmierci się wyśpię.

-  Naprawdę  prosiła,  żebyś  znalazła  jej  przystojnego

młodzieńca do seksu?

Leżąc  na  Huncie,  Adie  skinęła  głową.  Miała  ochotę  się

skrzywić, ale to wymagało zbyt dużego wysiłku.

- Słowo honoru. Zawiodłam się na niej. Zna moje zasady.

- To znaczy?

-  Nie  urządzam  nikomu  życia  erotycznego.  I  nie  zajmuję

się dostawą narkotyków.

-  To  dobrze  –  uznał  Hunt,  gładząc  ją  po  ramieniu.  –

Wolałbym cię nie oglądać w więziennym stroju.

background image

- Jest jeszcze  kwestia  zwierząt.  Mogę  zapewnić  transport

i  opiekę  w  trakcie  podróży  pod  warunkiem,  że  pies  został
kupiony  w  hodowli  zarejestrowanej  w  związku
kynologicznym.  Moi  klienci  zwykle  szukają  najlepszych
okazów,  więc  pseudohodowle  na  ogół  omijają  szerokim
łukiem  –  kontynuowała,  kreśląc  palcem  kółka  na  torsie
Hunta.  –  Organizowałam  przewóz  psów,  kotów,  a  nawet
koni… raz klient poprosił, żebym kupiła kuca dla jego syna…
ale  odmawiam  pośrednictwa  przy  zwierzętach  egzotycznych.
Miałam  bardzo  nieprzyjemną  sytuację  na  wczesnym  etapie
kariery.

- Co się stało?

- Klientka zażyczyła sobie małpkę kapucynkę. Nie bardzo

mi się ten pomysł podobał. Małpy powinny żyć na wolności.
Jestem przeciwna trzymaniu zwierząt w klatkach.

- Ale…?

Adie  wzdrygnęła  się  na  wspomnienie  przerażenia

w oczach kapucynki. Wciąż dręczyły ją wyrzuty sumienia.

-  Potrzebowałam  pieniędzy.  To  była  moja  pierwsza

klientka, prawdziwa krezuska. Jeżeli nie przyjęłabym zlecenia,
nie miałabym na czynsz. Zdobyłam jej małpkę, ale ktoś zgłosił
kobietę do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Pracownik
TOZ-u odwiedził ją i spytał, skąd ma małpkę. Okazało się, że
pośrednik, który sprzedał mi kapucynkę, przemycał do Anglii
egzotyczne zwierzęta.

- Psiakość.

-  No  właśnie.  Facet  z  TOZ-u  zbeształ  mnie,  zresztą

słusznie.  Małpkę  umieszczono  w  zoo;  tam,  wśród  innych

background image

kapucynek, czuje się znakomicie. A ja miałam nauczkę i teraz
piekielnie uważam, gdy zlecenie dotyczy zwierząt.

-  Od  jak  dawna  prowadzisz  ten  biznes?  –  spytał,

zmieniając temat.

- Zaczęłam w wieku siedemnastu, może osiemnastu lat.

Wytrzeszczył oczy.

- Serio?

-  Tak,  oczywiście  wtedy  działałam  na  mniejszą  skalę.

A  wszystko  zaczęło  się  w  szkole.  –  Podparła  brodę  na
zwiniętej  dłoni.  –  Moi  niezmiernie  bogaci  rodzice  wysłali
mnie  do  ekskluzywnej  szkoły  z  internatem,  ale  często
zapominali o czesnym. Matka nie dawała mi kieszonkowego.
Ilekroć coś chciałam, musiałam o to prosić, a ponieważ nasze
relacje nie były najlepsze, a ja byłam uparta, zwykle o nic nie
prosiłam.  Wymyśliłam  sposób  na  zarabianie  pieniędzy.
Prowadziłam  mały  sklepik  z  różnościami  typu  napoje
i  słodycze.  Kolega  wspomniał,  że  zjadłby  pizzę;  zamówiłam
dziesięć i sprzedawałam chętnym po kawałku. Zostałam taką
dziewczyną  na  posyłki.  Ktoś  coś  chciał,  ale  był  za  leniwy,
żeby ruszyć tyłek, to wołał mnie; ja kupowałam i doliczałam
marżę. Wszyscy byli zadowoleni.

- Niesamowite! Jesteś urodzoną kobietą interesu.

-  Owszem,  owszem.  -  Miała  ochotę  pławić  się  w  blasku

podziwu,  który  widziała  w  oczach  Hunta.  –  Czasem  nawet
bywam wdzięczna rodzicom, że pchnęli mnie w tym kierunku.

Hunt wsunął palce w jej włosy.

- Wyczuwam gorycz w twoim głosie.

background image

Wzruszyła ramionami.

- Tacy ludzie nie powinni mieć dzieci.

-  Wtedy  byś  się  nie  urodziła  –  zaprotestował,  po  czym

zmarszczył czoło. – Dlaczego tak uważasz?

-  Nie  byłam  miłym  i  wyczekiwanym  dodatkiem  do  ich

życia.  Podobno  przeze  mnie  ich  małżeństwo  się  rozpadło,
przeze mnie się kłócili, przeze mnie ojciec miewał kochanki.

Hunt znieruchomiał. Wyczuła napięcie w jego ciele.

- Tak ci powiedzieli?

- Matka tak mówiła, ale ojciec nie oponował.

- Jasna cholera! Moja matka miała dziesiątki problemów,

co  rusz  trafiała  do  szpitala  psychiatrycznego,  ale  nigdy  nie
wątpiłem, że mnie kocha.

- Moja kocha wyłącznie siebie. W każdym razie z powodu

rodziców  i  ich  braku  miłości  przez  wiele  lat  desperacko
łaknęłam atencji innych. Jakikolwiek przejaw zainteresowania
mnie  zadowalał.  –  Zsunęła  się  z  Hunta  i  usiadła  na  brzegu
łóżka,  tyłem  do  niego.  –  Dlaczego  o  tym  rozmawiamy?  Nie
jesteś głodny? W kuchni mamy pizzę…

Wstała,  wciągnęła  na  siebie  luźny  T-shirt,  po  czym

popatrzyła  na  Hunta,  który  przyglądał  się  jej  przez  lekko
przymknięte  powieki.  Nie  próbował  się  zasłaniać,  czuł  się
swobodnie,  i  słusznie,  bo  wyglądał  fantastycznie:  szerokie
ramiona, kaloryfer na brzuchu, umięśnione uda…

Hm,  może  włożenie  T-shirtu  nie  było  najlepszym

pomysłem;  pizza  mogła  poczekać.  Adie  oblizała  się.  Miała
ochotę  pogładzić  te  uda,  przeciągnąć  językiem  po  twardym

background image

torsie,  zaczynając  przy  mostku,  potem  wędrując  do  brzucha,
i jeszcze niżej do podbrzusza…

Hunt  czekał.  Kiedy  wróciła  spojrzeniem  do  jego  twarzy,

uśmiechnął się łobuzersko.

- Podoba mi się to, co ci chodzi po głowie, ale po dwóch

rundach  dzikiego  seksu  potrzebuję  paliwa:  pizzy,  kieliszka
wina i chwili na regenerację.

Zaczerwieniła  się,  zaskoczona,  że  potrafi  czytać  w  jej

myślach.

Opuścił nogi na podłogę i obszedłszy łóżko, skierował się

do  łazienki.  W  połowie  drogi  przystanął  i  zgarnął  ją
w  ramiona.  Odruchowo  objęła  go  w  pasie  i  przytknęła
policzek do jego piersi.

Pocałował ją w czubek głowy, po czym podciągnął T-shirt

i zacisnął dłoń na jej nagiej pupie.

Po  seksie  miała  wrażenie,  że  rozpadła  się  na  tysiące

kawałków.  Teraz,  kiedy  ją  przytulił,  wszystkie  wróciły  na
swoje miejsce. Czuła się spokojna i bezpieczna.

Mogłaby tak stać do końca świata, napawać się siłą Hunta,

cieszyć jego bliskością i pocałunkami. Dawno – nie, nigdy! -
nikt jej tak nie tulił; najchętniej wtopiłaby się w niego.

Znów  to  robisz,  Adie!  Zachowujesz  się  jak  przed  laty.

Pędzisz  na  sam  środek  jeziora,  zamiast  je  ostrożnie  obejść.
Przestań, natychmiast weź się w garść!

Nie,  nie  zakocha  się  w  Huncie,  nie  zacznie  fantazjować

o  wspólnej  przyszłości.  Przyleciała  do  Nowego  Jorku  na
chwilę.  Z  Huntem  to  jednorazowa  przygoda,  nic  więcej.  Nie

background image

będzie snuć marzeń. To już przeszłość. Obecnie twardo stąpa
po ziemi i wie, że z Huntem łączy ją tylko seks.

Cofnął się pół kroku, a ona opuściła ręce.

- Co ci jest, skarbie? – spytał.

Przywołała na twarz radosny uśmiech.

- Nic.

To  tylko  seks.  Nie  zamierzała  wracać  do  dawnego

schematu:  łóżko-miłość-złamane  serce.  Wyrosła  z  tego.  Była
starsza i mądrzejsza.

- Idę podgrzać pizzę i otworzyć kolejną butelkę wina.

Wyznacz granice, nakazała sobie. Zrób to teraz. Bo dobrze

wiesz, że Hunt nie może zostać u ciebie do rana.

Byłoby  to  zbyt  ryzykowne,  zwłaszcza  po  tak

fantastycznym  seksie.  Jak  nic  przypłaciłaby  to  złamanym
sercem.

- A potem się pożegnamy. To był długi dzień.

Zmarszczył czoło.

- Wyrzucasz mnie?

Nie  chciała  obudzić  się  rano  i  zobaczyć  nad  sobą  jego

uśmiechniętej  twarzy  ani  czuć,  jak  jego  członek…  Nie,
nieprawda! Chciała, ale to by było za szybko. Najpierw musi
porozmawiać  sama  z  sobą,  ustalić  nieprzekraczalne  granice,
wprowadzić dystans fizyczny i psychiczny.

Błagam, nie nalegaj, żebym pozwoliła ci zostać. Bo może

nie będę w stanie odmówić. Jestem silniejsza niż dawniej, ale
wolę nie sprawdzać, czy wystarczająco silna.

background image

-  Wiem,  że  lubisz  się  rządzić,  Sheridan,  ale  w  mojej

sypialni gramy według moich reguł – powiedziała, odwracając
się.

Chwycił ją za nadgarstek. Stanęła, wzdychając cicho. Ujął

jej twarz w ręce i pocałował ją czule.

- Nie denerwuj się, kotku. Będzie, jak chcesz. Jeśli wolisz,

żebym poszedł, to pójdę. Masz nade mną władzę.

- Naprawdę? – zdziwiła się.

Spodziewała się większego oporu.

Obrysował palcem jej brodę.

-  Tak,  masz  i  będziesz  miała.  Przyznam  bez  bicia:

chciałbym  się  z  tobą  znów  kochać,  zanim  wylecisz  do
Londynu.  Nie  raz,  a  wiele  razy  –  oznajmił.  –  Jeśli  jednak
potrzebujesz czasu, żeby wszystko sobie w głowie poukładać
i  zastanowić  się  nad  tym,  co  jest  między  nami,  to  pojadę  do
domu i spróbuję się przespać.

- Nic nie ma między nami! – zawołała. – To nie jest żaden

romans. To tylko seks!

Chyba  zapadłaby  się  ze  wstydu  pod  ziemię,  gdyby  Hunt

pomyślał, że się w nim zakochała!

Uniósł ręce, jakby broniąc się przed atakiem.

- Ad, spokojnie! Nie chciałem nic sugerować. Nie o to mi

chodziło.

- A o co? – spytała, czując, jak serce jej wali.

-  Nie  kochałaś  się  od  iluś  lat.  Pięciu,  tak?  Więc  może

musisz  przepracować  to,  co  między  nami  zaszło?  Nie  wiem.

background image

Nie  znam  się  na  psychice  kobiet.  Wiem  tylko,  że  inaczej
podchodzą do tych spraw niż mężczyźni.

- A mężczyźni jak podchodzą? – Uniosła brwi.

-  Głównie  cieszą  się,  że  zaliczyli  –  odparł.  –  No  dobra,

posłuchaj.  Kiedy  zostaniesz  dziś  sama,  wiedz,  że  cały  czas
będę myślał o tobie. Nie zdołam zmrużyć oka. Potem wstanę,
wezmę  zimny  prysznic  i  dalej  nie  będę  mógł  zasnąć.  Rano
w pracy będę poirytowany…

Wybuchnęła śmiechem.

- Nic z tego, Sheridan. Nie zaproszę cię na noc.

Pocałował ją w usta i poklepał po pupie.

- Serca nie masz! Wyrzucasz mnie na zimno?

Broniła  się  przed  tą  wspaniałą  pokusą  o  szerokich

ramionach  i  umięśnionych  udach.  To  tylko  przygoda,
powtarzała  w  duchu.  Krótka  przygoda,  miła  świąteczna
rozrywka. Nie zakocha się w Hunterze Sheridanie.

Zresztą on też nie miał najmniejszego zamiaru zakochiwać

się w niej. Bardzo dobrze.

Mimo to nie pozwoli mu zostać na noc.

Nie należy kusić losu.

Jeszcze  raz  obeszła  mieszkanie  Hunta,  sprawdzając,  czy

wszystko  jest  w  porządku,  po  czym  ruszyła  pośpiesznie  do
sypialni małżeńskiej - lada moment mieli zjawić się goście na
przyjęcie połączone z ubieraniem choinki.

Rzuciwszy bluzę na łóżko, wbiegła do ogromnej łazienki.

Musi się ubrać, umalować…

background image

Bała się, że nie zdąży.

Wcisnęła  odpowiednie  przyciski  na  panelu  obok  drzwi.

Z prysznica trysnął gorący strumień. Zdjęła buty. Po powrocie
do  Londynu  będzie  jej  brakowało  tej  luksusowej  kabiny.
A  także  wygodnego  olbrzymiego  łóżka,  niesamowitego
widoku na Central Park…

Oczywiście najbardziej będzie jej brakowało Hunta.

Pozbyła się ubrania, odsunęła je nogą pod ścianę, weszła

pod prysznic i westchnęła błogo, kiedy strumień wody zaczął
obmywać  jej  ciało.  Po  wspólnej  naradzie  –  wiedząc,  że  ich
przygoda  się  wkrótce  skończy  –  przeniosła  się  z  mieszkania
Kate  do  apartamentu  kochanka.  Chciała  spędzić  z  nim  jak
najwięcej  czasu,  zanim  pod  koniec  tygodnia  opuści  Nowy
Jork.

Spali  z  sobą  od  dwóch  tygodni.  Do  wigilii  zostało

zaledwie  kilka  dni.  Nie  żałowała  ani  sekundy  spędzonej
z Huntem. To były najlepsze trzy tygodnie jej życia.

Na  jeden  weekend  wybrali  się  z  rodziną  Williamsów  na

narty  do  Vail,  a  poza  tym  chodzili  na  łyżwy  do  Rockefeller
Center  i  podziwiali  sklepowe  wystawy  na  Piątej  Alei,
sprzeczając się, które są najpiękniej przystrojone.

Kolacje 

jadali 

małych 

tanich 

knajpkach

i w restauracjach z gwiazdką Michelina.

Ze dwa razy ich zdjęcia pojawiły się w prasie, w rubryce

towarzyskiej;  reporterzy  zastanawiali  się,  czy  związek  Hunta
z  Griseldą  należy  do  przeszłości  i  czy  atrakcyjna  konsjerżka
skradła jego serce.

background image

Nie.  On  pilnował  swojego,  ona  swojego,  ale  dzięki

artykułom  zgłosiło  się  sporo  osób  chcących  skorzystać  z  jej
usług.  Wyglądało  na  to,  że  zdoła  otworzyć  na  Manhattanie
filię  Treasures  &  Tasks.  Przed  wyjazdem  ze  Stanów  musiała
jednak odbyć rozmowę z Kate.

Właściwie była pewna, że przyjaciółka chętnie poprowadzi

nowojorskie biuro, ale nawet gdyby się rozmyśliła, nie byłoby
tragedii.  Wtedy  ona  kierowałaby  wszystkim  z  Londynu.
W obecnych czasach odległość nie gra roli.

Ale  najpierw  przyjęcie.  W  salonie  stała  trzymetrowa

choinka,  na  której  migotały  kolorowe  światełka;  obok  leżały
pudełka  z  ręcznie  wykonanymi  szklanymi  bombkami,  które
specjalnie zamówiła z Polski.

Wielokrotnie  organizowała  tego  typu  przyjęcia,  toteż

wiedziała,  że  dekorowaniem  choinki  zajmą  się  dwie,  trzy
osoby,  a  reszta  gości  będzie  bardziej  zainteresowana
rozmowami,  piciem  i  jedzeniem  przystawek  przyrządzanych
na  miejscu  przez  niezwykle  drogiego  szefa  kuchni,  którego
wynajęła na dzisiejszy wieczór.

Namydliła skórę. Marzyła o tym, by wytrzeć się do sucha,

wciągnąć dżinsy, sweter, ciepłe skarpety i zwinąć się z fotelu
w  kieliszkiem  wina  w  ręce.  Albo  żeby  spędzić  wieczór
z Williamsowym  klanem,  zamiast  zabawiać  tłum  nieznanych
sobie  osób.  Zamówiliby  chińszczyznę,  śpiewali  piosenki
Binga  Crosby’ego  i  Franka  Sinatry,  spieraliby  się,  gdzie
zawiesić  Mikołaja  z  papier-mâché,  a  gdzie  srebrny  łańcuch.
Chciała  patrzeć,  jak  Kate  kłóci  się  z  braćmi,  jak  Rachel
z Richardem uśmiechają się porozumiewawczo…

background image

Zamiast wytwornie ubranych gości, wymyślnych dekoracji

świątecznych i drogiego kucharza wolała prostotę, kiczowate
zabawki  choinkowe,  czerwone  świece,  rodzinną  atmosferę.
Chętnie  widziałaby  kolorowe  poduszki  na  kanapach,  krzywo
owinięte prezenty pod drzewkiem, zielone gałązki zawieszone
nad drzwiami, pęczek jemioły pod żyrandolem.

Z bogaczami pracowała na co dzień. Wiele by dała, żeby

dziś być wśród ludzi normalnych.

Oparłszy dłonie o mokrą ścianę, popatrzyła na kafelki pod

nogami.  Za  kilka  minut  wyjdzie  spod  prysznica,  wytrze  się,
umaluje  i  ubierze.  Sukienka  z  czarnej  koronki  na  beżowej
podszewce,  ozdobiona  koralikami  i  haftem,  z  dekoltem
w  szpic,  lekko  rozkloszowana  u  dołu,  była  seksowna,
a  jednocześnie  skromna.  Adie  zachwyciła  się  nią  dziś
w sklepie; miała nadzieję, że Huntowi też się spodoba.

Ale  mimo  to  wolałaby  być  w  dżinsach,  pić  czerwone

wino… i nie myśleć o rozmowie telefonicznej, którą wcześniej
odbyła.

Skupiła  się  na  swojej  liście  zadań;  miała  nadzieję,  że

o  niczym  nie  zapomniała.  Klient  z  Dubaju  prosił  o  kupno
„drobiazgu” od Tiffany’ego, który widział w sieci. Bransoletka
z  brylantami  i  szafirami,  po  którą  wysłała  Kate,  kosztowała
prawie pół miliona dolarów. Inna klientka, która chciała, by jej
mieszkanie  w  Knightsbridge  zostało  udekorowanie  na  święta
kwiatami  –  florysta  przysłał  Adie  zdjęcia  bukietów  –  po
opłaceniu  rachunków  stwierdziła,  że  jednak  nie  przyjedzie
w tym roku do Londynu. Zgodziła się, żeby wyjątkowej urody
kompozycje kwiatowe oraz piękną choinkę przekazać na cele
charytatywne.

background image

Adie  jednak  była  wściekła  z  powodu  Gida,  który  tylko

zmarnował swój cenny czas.

Niekiedy klienci doprowadzali ją do furii.

Jak większość ludzi, czasem nie znosiła swojej pracy. Dziś

był właśnie jeden z takich dni; nie mogła się pozbyć ponurych
myśli.

Ilu wybitnych szefów kuchni wynajmie do obsługi wesela,

by po kilku latach usłyszeć, że zakochana para się rozstała? Ile
zorganizuje  wyjazdów,  by  w  ostatniej  chwili  dowiedzieć  się,
że klienci nie pojadą na urlop, bo zmienili zdanie? Ile jeszcze
kupi biżuterii od Tiffany’ego, która nie będzie noszona?

Ale nie to ją wprawiło w posępny nastrój.

Prawdziwym  powodem  była  rozmowa  telefoniczna

z bogatą klientką z Niemiec, prezeską firmy kosmetycznej. Po
raz  pierwszy  od  lat  Adie  nie  wiedziała,  jak  zareagować  na
prośbę wyrażoną tak beztroskim, niefrasobliwym tonem.

Potrząsnęła głową. Nie, nie może sobie teraz pozwolić na

łzy i rozpamiętywanie przeszłości. Dzieciństwo ma dawno za
sobą.  Już  nie  jest  zaniedbywanym  dzieckiem  ani  samotną
nastolatką szukającą miłości.

Nie  myśl  o  tym,  Adie.  Weź  się  w  garść  i  skup  się  na

pozytywach.

Prowadziła  własną  agencję,  odnosiła  sukcesy  i  miała

romans  z  przystojnym  mądrym  facetem.  I  co  najważniejsze,
doskonale  sobie  radziła  z  emocjami.  Wreszcie  dorosła
i  nauczyła  się  oddzielać  uczucia  od  seksu.  Seks  bez
zobowiązań, i to w grudniu, tuż przed Bożym Narodzeniem?

background image

Dawniej,  szczególnie  w  tym  okresie,  desperacko  by  szukała
miłości.

Może  dlatego  tak  dobrze  jej  było  z  Huntem.  Otwarcie

rozmawiali  o  przeszłości  i  swoich  oczekiwaniach.  Z  ulgą
przyjęła  fakt,  że  Hunta  nie  interesują  poważne  związki.  Był
tak 

samo 

przeciwny 

małżeństwu, 

zaangażowaniu

uczuciowemu i posiadaniu dzieci jak ona.

Nadawali  na  tej  samej  fali.  On  darzył  ją  sympatią,

uwielbiał jej ciało; za kilka dni przytuli ją, pocałuje i pomacha
jej  na  pożegnanie.  Ona  wsiądzie  do  samolotu  i  poleci  do
Londynu.

Nie będzie płakać ani niczego żałować. Z czasem romans

z Huntem będzie tylko miłym wspomnieniem.

Może  dzięki  Huntowi  nauczy  się,  jak  być  z  mężczyzną

i  nie  snuć  planów  na  przyszłość.  Jak  cieszyć  się  chwilą,
seksem, a jednocześnie chronić serce.

Uważała,  że  radzi  sobie  całkiem  nieźle.  Lubiła

towarzystwo Hunta, uwielbiała jego umięśnione ciało, ale nie
dopuszczała do siebie żadnych sentymentalnych myśli o tym,
że mogliby kontynuować związek na odległość.

Tym razem się nie zakochała. Co nie znaczy, że nie będzie

tęsknić.

Potarła  oczy;  oj,  chętnie  weszłaby  pod  kołdrę  i  zasnęła.

Czuła się zmęczona, fizycznie i psychicznie. Pod koniec roku
zawsze harowała jak wół. W tym roku również pracowała od
świtu do nocy, a kiedy wreszcie padała bez sił, Hunt czekał na
nią w sypialni.

background image

Ponieważ ich czas razem był ograniczony i ponieważ nie

potrafiła  się  Huntowi  oprzeć,  kilka  kolejnych  godzin
poświęcała na figle w łóżku.

Ziewnęła, zamknęła oczy i przytknęła czoło do kafelków.

Wystarczyłaby jej króciusieńka drzemka, kilka minut…

background image

ROZDZIAL ÓSMY

Usłyszała  kroki  i  po  chwili  drzwi  kabiny  się  otworzyły.

Dłonie Hunta zaczęły masować jej kark.

- Mm, jak dobrze – zamruczała.

- Wszystko w porządku? – Pocałował ją w ramię. – Miałaś

taką smutną minę…

Ciekawe, jak długo ją obserwował. Chciała obrócić się, ale

nie mogła.

- Adie?

- Co? A tak, w porządku. Jestem tylko zmęczona. I zła.

- Z jakiego powodu? – spytał.

-  Klientka  poinformowała  mnie  dziś,  że  leci  na  Seszele,

a  jej  ośmioletnia  córka  zostaje  w  domu  z  nianią  i  gosposią.
A potem dodała, jakby po namyśle, że pewnie powinna kupić
małej jakieś prezenty. Trafiło to w mój czuły punkt.

- Bo?

Obróciła się twarzą do Hunta.

-  Żebyś  zrozumiał,  muszę  się  cofnąć  do  swojego

dzieciństwa.  –  Odgarnęła  włosy  z  twarzy.  –  Kiedy  miałam
cztery  lata,  mama  zostawiła  ojca  i  wyjechała  ze  mną  do
Europy.  Żyliśmy  z  jej  funduszu  powierniczego  i  dzięki
hojności jej przyjaciół. Matka była piękna, towarzyska, ludzie
ją  kochali.  Mnie  nie  za  bardzo.  Żeby  nie  denerwować

background image

gospodarzy,  matka  zwykle  zamykała  mnie  w  pokoju  i  nie
pozwalała  mi  wychodzić.  Przyjechała  do  Europy,  żeby  się
bawić, a nie zajmować dzieckiem.

Hunt milczał.

-  Ojciec  zażądał  opieki  nade  mną.  Myślał,  że  rozgniewa

tym  matkę.  Pomylił  się.  Matka  od  razu  się  zgodziła
i natychmiast odesłała mnie do Anglii. Ojciec, który wcale nie
chciał  się  mną  opiekować,  bo  to  zdezorganizowałoby  mu
życie, uznał, że umieści mnie u babci w Ashby Hall.

- Tyle zmian w życiu małej dziewczynki…

-  Zmiany  nie  byłyby  takie  złe,  gdybym  miała  przy  sobie

moją  nianię,  ale  babcia  nie  pozwoliła;  powiedziała,  że  sama
się mną zajmie. – Adie przygryzła wargę.

- To nie koniec, prawda? – spytał Hunt.

-  Okazało  się  jednak,  że  babcia  nie  jest  zachwycona

wnuczką.  Ojciec  zatrudnił  więc  nową  nianię,  która  nie  była
najgorsza,  a sam przyjeżdżał  do mnie do Walii w weekendy.
Ale potem poznał pierwszą z wielu kochanek i całkiem o mnie
zapomniał.

- Chryste, Adie…

-  Kiedy  miałam  osiem  lat,  babcia  zmarła.  Mama  wróciła

do Ashby Hall… nigdy nie przeprowadzili z ojcem rozwodu…
i zaczęło się obwinianie. To przeze mnie ojciec nie wracał do
domu,  przeze  mnie  rozpadło  się  ich  małżeństwo.  Ciągle
słyszałam, że nie powinna była mnie urodzić.

-  Jeśli  ją  kiedykolwiek  spotkam,  nie  ręczę  za  siebie.  –

Oczy Hunta płonęły furią.

background image

-  Teraz  tak  mówisz,  ale  zapewniam  cię,  że  po  pięciu

minutach  będziesz  wokół  niej  skakał.  Moja  matka  to
najbardziej  czarująca  istota  pod  słońcem  –  oznajmiła  Adie,
przyciskając  dłonie  do  piersi.  –  A  dlaczego  ci  to  wszystko
opowiadam? Bo gdzieś w Niemczech żyje mała dziewczynka,
która  teraz,  w  czasie  świąt,  czuje  się  samotna  i  niechciana.
A ponieważ wiem, jak bardzo boli bycie niechcianą, to mam
ochotę udusić jej matkę.

- Zrezygnuj z takiej klientki.

- Och, nie mogę!

- Możesz. Jest duże zapotrzebowanie na twoje usługi, a to

znaczy,  że  możesz  przebierać.  Nie  musisz  brać  zleceń  od
wszystkich.  Podnieś  stawkę,  żeby  utrudnić  do  siebie  dostęp,
i pozbądź się tych, którzy cię złoszczą czy irytują. Im bardziej
staniesz się ekskluzywna, tym większym będziesz się cieszyć
powodzeniem.  Bogaci  lubią  to,  co  jest  trudno  dostępne.  –
Pochyliwszy się, pocałował ją w szyję.

Adie  odprężyła  się.  Zawsze  potrafił  poprawić  jej  humor,

przepędzić  złe  myśli.  Nagle  zerknęła  na  jego  wodoodporny
zegarek i się skrzywiła.

-  Za  czterdzieści  minut  przyjdą  goście.  Muszę  się  ubrać,

uczesać, umalować…

- Widziałem, jak szybko potrafisz się przygotować – rzekł,

pieszcząc ją. – Wystarczy nam czasu.

- Na co?

- Pokażę ci.

Usiadł  na  brzegu  brodzika,  przyciągnął  ją  do  siebie

i zmiażdżył jej usta w namiętnym pocałunku.

background image

-  Ciągle  mi  ciebie  mało  –  mruknął  lekko  zirytowanym

tonem.  –  Non  stop  o  tobie  myślę.  Jak  ja  wytrzymam,  kiedy
wyjedziesz?

Wiedziała,  że  nie  należy  traktować  serio  tego,  co  ktoś

mówi  w  stanie  podniecenia.  Przeciągnęła  wargami  po
dwudniowym zaroście Hunta, uchwyciła w zęby płatek ucha.
Czuła  między  udami  twarde  przyrodzenie.  Poruszając
biodrami,  zaczęła  się  o  niego  ocierać.  Hunt  chwycił  w  usta
sutek.  Przyjemność  mieszała  się  z  bólem.  Więcej,  pomyślała
Adie; chcę więcej…

Czasem  gdy  się  zapominała,  chciała  więcej  wszystkiego:

seksu, rozmów, wspólnie pitej rano kawy, pieszczot…

Musi mieć się na baczności, chronić serce. Jak? Najlepiej

nie  myśląc,  po  prostu  skupiając  się  na  doznaniach,  na
rozkoszy,  na  wrażeniach  dotykowych,  smakowych,
wzrokowych.

Oplotła  go  w  pasie  nogami,  wzięła  w  siebie  członek

i zaczęła się ruszać w przód i w tył.

- Skarbie, prezerwatywa…

Było  jej  tak  dobrze…  Ale  Hunt  ma  rację.  Bez

prezerwatywy zachodzi się w ciążę, a tego nie chciała.

Nagle oczami wyobraźni ujrzała czarnowłosą dziewczynkę

o  identycznych  jak  Hunt  oczach  i  identycznym  jak  on
uśmiechu. Zadrżała.

Psiakość, a właśnie, że chciała! Pragnęła Hunta, pragnęła

mieć  jego  dziecko.  Chciała  się  z  nim  kochać,  codziennie
zasypiać i budzić przy jego boku, kłócić się z nim, kto zaparzy
kawę. Chciała…

background image

Nie! Nie chciała! Myli pożądanie z miłością.

Na twarzy Hunta zobaczyła wyraz niepokoju.

- Adie, dobrze się czujesz? Jesteś blada…

Skinęła głową.

- Nic mi nie jest. Naprawdę.

Uniósł nieco biodra, ciasno ją sobą wypełniając.

-  Jeszcze  moment,  jeszcze  chwilka,  zaraz  wezmę

prezerwatywę…

Poruszała się w górę i w dół, płynąc na fali pożądania. To

zwalniała,  to przyśpieszała.  Patrzyła w oczy Hunta,  wiedząc,
że do końca życia będzie widziała w snach jego twarz. Z nim
będzie porównywała innych mężczyzn; nie miała wątpliwości,
że żaden mu nie dorówna.

Hunt nie był żadnym ideałem, ale był idealny dla niej.

Ujął ją za brodę.

- Hej, nie odpływaj myślami. Bądź tutaj. Ze mną.

Oblizała  wargi.  Chciała  mu  powiedzieć,  że  jest  z  nim

i zawsze z nim będzie. Zamiast tego przycisnęła usta do jego
warg.  Odwzajemniając  pocałunek,  objął  ją  mocno  i  wstał.
Jęknęła, kiedy się z niej wysunął.

Wyniósł  ją  z  kabiny  i  ociekając  wodą,  przeszedł  do

sypialni. Rzucił Adie na łóżko, po czym wyjął z szafki nocnej
celofanowe opakowanie. Rozerwał je.

Kucnąwszy na materacu, delikatnie rozchylił Adie uda, po

czym zbliżył twarz do jej wilgotnego łona.

background image

Zamknęła  oczy  pewna,  że  umrze  od  nadmiaru  bodźców.

Hunt pieścił ją językiem, ustami, dłońmi. Kiedy zaczęła łkać
i błagać, by w nią wszedł, chwycił ją za biodra i po chwili był
w środku. Odleciała. Dygocząc na całym ciele, mknęła przed
siebie.

Jak przez mgłę słyszała Hunta, który wołał jej imię. Wbiła

palce  w  jego  ramiona.  Świat  zadrżał  raz,  potem  drugi.  Tak
zrodził się kosmos, podczas takiego wybuchu. Tu powstawały
sny i eksplodowały gwiazdy.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Spojrzał na drugi koniec swojego pięknie udekorowanego

salonu.  Adie  stała  obok  choinki,  pochylona  nad  aksamitnym
pudełkiem  zawierającym  świąteczne  ozdoby.  Za  cienki
łańcuszek podniosła do światła bombkę i wprawiła ją palcem
w ruch.

Wirująca  bombka  odznaczała  się  wyjątkową  urodą.

Podobnie  jak  Adie  w  czarnej  koronkowej  sukni.  Hunt  nie
spuszczał z niej oczu; gości nie zauważał.

Trzy  tygodnie  zleciały  błyskawicznie.  Wkrótce  Adie

wyjedzie,  a  jego  życie  wróci  na  dawne  tory.  Czyli  będzie
pracował  czternaście  godzin  na  dobę,  a  potem  wracał  do
pustego mieszkania.

Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co robić. Nie chciał,

by Adie wyjechała. Chciał ją codziennie widywać, kochać się
z nią, ale Nowy Jork od Londynu dzieli prawie sześć tysięcy
kilometrów…

Znalazł się w impasie. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ją

stracić, lecz na miłość też nie był gotowy.

Świetnie  się  razem  czuli,  miło  spędzali  czas,  niestety  nic

nie trwa wiecznie. On o tym wiedział najlepiej. Po wyjściu ze
szpitala  psychiatrycznego  jego  matka  przez  kilka  tygodni,
niekiedy miesięcy, zachowywała się normalnie, ale bycie silną
ją wyczerpywało. Wewnętrzne demony wracały i matka znów

background image

trafiała  tam,  gdzie  czuła  się  bezpieczna.  A  on  do  nowej
rodziny zastępczej lub do nowego domu rodzinnego.

Przyjaźń ze Steve’em zakończyła się śmiercią przyjaciela

w  wypadku  samochodowym.  W  jego  małżeństwie  ogień
szybko się wypalił. Nic nie trwa wiecznie.

Nawet  gdyby  Adie  otworzyła  filię  na  Manhattanie

i została, to przecież namiętność z czasem by zanikła. Zawsze
się tak działo, bez wyjątku.

A on chciał, żeby było inaczej. Chciał z każdego przyjęcia,

na którym był gościem lub gospodarzem, wracać z Adie do ich
wspólnego łóżka i rano budzić się przy jej boku. Chciał brać
z nią prysznic, razem siadać do stołu, dzielić z nią przestrzeń
i czas, chciał prowadzić z nią długie rozmowy i wychowywać
dzieci.

Gdyby tylko… Ech, gdyby babcia miała wąsy…

Marzenia  są  dobre  dla  optymistów  i  naiwnych.

Pragmatycy,  tacy  jak  on  i  Adie,  wiedzą,  że  wszystko  się
kończy.

Rozpad jego małżeństwa był przykry głównie dlatego, że

nie  lubił  porażek.  Natomiast  śmierć  Steve’a  zdruzgotała  go;
nigdy więcej nie chciał doświadczyć tak koszmarnego bólu.

Nie wyobrażał sobie, że mógłby zakochać się w Adie i ją

stracić. Było tylko jedno wyjście. Nie zakochać się, pozwolić
jej wyjechać.

Dlaczego  w  ogóle  o  tym  myślał?  Przecież  Adie

powiedziała  wprost,  że  nie  chce  się  angażować.  Przed  laty
desperacko szukała miłości i przeżywała zawód za zawodem.

background image

Teraz  była  finansowo  i  psychicznie  niezależna,  nie
potrzebowała nikogo, kto by nadał sens jej życiu.

To, co miała, całkiem ją zadowalało. Tak samo było z nim.

Tylko czasem bladym świtem, leżąc w łóżku i patrząc na twarz
śpiącej obok kobiety, zastanawiał się, czy może…

-  Obserwuję  cię  cały  wieczór.  Ani  na  moment  nie

oderwałeś od niej oczu.

Obróciwszy się, ujrzał Kate.

- Gdyby tak było, to ciągle bym się potykał.

- Och, wiesz, o co mi chodzi.

Wiedział.  Bo  faktycznie,  bez  przerwy  szukał  Adie

wzrokiem. A ilekroć ją znajdował, miał ochotę wyrzucić gości,
a ją zaciągnąć do łóżka.

Kate poklepała go po ramieniu.

- Możesz mi podziękować.

- Zdradzisz, za co?

Wzięła  kieliszek  szampana  od  przechodzącego  kelnera

i przez chwilę wpatrywała się w złociste bąbelki.

-  Nigdy  nie  przepadałam  za  Griseldą,  o  czym  doskonale

wiesz. I kiedy poznałam Adie, pomyślałam, że idealnie byście
do  siebie  pasowali.  Dlatego  poprosiłam  cię,  żebyś  przyszedł
na jej „Świąteczny Jarmark”.

Hunt zmarszczył czoło. Próbowała go wyswatać?

-  Myślałem,  że  miałem  jej  pomóc  wejść  w  nowojorską

socjetę i zdobyć nowych klientów.

background image

Kate,  w  eleganckiej  czerwonej  sukni  od  Very  Wang,

z brylantowo-rubinową  spinką w jasnych włosach, prychnęła
ironicznie.

-  Jestem  córką  Richarda  i  Rachel  Williamsów,  którzy  od

dziesiątek  lat  należą  do  owej  socjety.  Bywam  zapraszana  na
najlepsze imprezy w mieście. Sama mogłam przedstawić Adie
potencjalnym klientom, nie byłeś mi do tego potrzebny.

Zamurowało go. Kate uśmiechnęła się promiennie.

-  Nie  zrozum  mnie  źle.  To,  że  Adie  pracuje  dla  ciebie,

niewątpliwie  przyczyniło  się  do  powiększenia  grona  jej
klientów…

Wypił łyk szkockiej i zmrużył oczy.

- Okej. Czyli postanowiłaś nas wyswatać, tak?

Kate wzięła go pod rękę.

- Podejrzewałam, że Ad ci się spodoba, ale nie sądziłam,

że  aż  tak  między  wami  zaiskrzy.  Tyle  was  dzieli,  o  tyle…  -
rozsunęła kciuk i palec wskakujący na odległość centymetra –
od zakochania się.

Hunt skrzyżował ręce na piersi.

- Który kieliszek pijesz?

Ignorując  pytanie,  Kate  ponownie  skierowała  wzrok  na

Adie.

- Boję się o nią, Hunt. O ciebie też, ale ty jesteś silny, ze

wszystkim  sobie  poradzisz.  Natomiast  ona…  jest  delikatna,
wrażliwa. Jeśli zakocha się w tobie bez wzajemności, ciężko
to przeżyje. Adie… nie miała szczęścia w miłości. Jeżeli nie

background image

masz zamiaru być z nią do końca życia, zakończ ten związek.
Zakończ, zanim będzie za późno.

Hunt  milczał.  Ledwo  był  w  stanie  oddychać.  Chciał

powiedzieć  Kate,  że  ponosi  ją  wyobraźnia,  ale  nie  potrafił
zdobyć  się  na  kłamstwo.  Wiedział,  że  Kate  ma  rację.  Albo
w to wchodzi, albo nie. Skoro nie chce się z nikim wiązać na
stałe, musi rozstać się z Adie. Natychmiast.

Zrobiło mu się słabo, ciarki przebiegły mu po krzyżu. Nie,

jeszcze  nie  teraz.  Do  jej  wyjazdu  zostały  trzy  dni.  Mogą
spędzić je razem i wtedy się pożegnać.

-  Adie  wyjeżdża  za  trzy  dni.  Nic  się  nie  wydarzy  w  tak

krótkim czasie – zauważył.

Kogo próbował przekonać? Kate czy siebie?

Siostra Steve’a pokręciła głową.

- Święta to najbardziej romantyczna pora roku!

Wskazała  okno.  W  powietrzu  tańczyły  płatki  śniegu,

pokrywały taras iskrzącą się warstwą białego puchu.

-  W  święta  najwięcej  par  zachodzi  w  ciążę,  najwięcej

mężczyzn  się  oświadcza,  najczęściej  słychać  ”kocham  cię”.
Łatwo ulec tej magii…

- Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło.

- Kiedyś zawsze jest ten pierwszy raz.

-  Nie  denerwuj  się,  Kate.  Adie  i  ja  wiemy,  co  robimy.

Jesteśmy dorośli i mamy wszystko pod kontrolą.

Kate posłała mu powątpiewające spojrzenie.

background image

Może z kontrolą przesadzał, ale na pewno nic się w ciągu

trzech  dni  nie  wydarzy.  Już  on  tego  dopilnuje.  Nie  chciał
cierpieć, ale jeszcze bardziej nie chciał, by Adie stała się jakaś
krzywda.

W  razie  czego  zrezygnuje  z  tych  trzech  wspólnych  dni.

Ale  nie  dziś.  Jutro  rano.  Im  obojgu  należy  się  jeszcze  jedna
noc, którą na zawsze zapamiętają.

Nazajutrz,  otworzywszy  oczy,  Adie  ujrzała  za  oknem

spadające  z  nieba  wielkie  płatki  śniegu.  Wiedziała,  że  jeśli
usiądzie  na  łóżku,  zobaczy  czubki  drzew  w  Central  Parku
pokryte  białym  puchem.  Ciekawa  była,  czy  miasto  wygląda
tak malowniczo, jak sobie wyobrażała.

Na  razie  jednak  nie  myślała  o  wstawaniu;  leżała

przytulona  do  brzucha  Hunta,  czując  jego  oddech  na  szyi
i jego dłoń na piersi. Mm, jaki cudowny początek dnia.

Czuła  jego podniecenie.  Dlaczego śpią? Zostało  im tylko

parę  dni,  właściwie  godzin.  Dlaczego  marnują  czas,  kiedy
mogliby się kochać? Położywszy się na wznak, popatrzyła na
Hunta. Aż ją zdumiał ogień w jego oczach, wyraz pożądania
na twarzy.

Zakręciło  się  jej  w  głowie.  Nie  mogła  uwierzyć,  że  taki

mężczyzna jej pragnie. Otworzyła usta, ale nie była w stanie
wydobyć  z  siebie  dźwięku.  Oprócz  pożądania  widziała
w oczach Hunta coś jeszcze.

Smutek? Żal? Strach?

Nie była pewna, a nie chciała pytać. Wolała się kochać, niż

rozmawiać. Kochać i spoglądać przez okno na śnieg.

background image

Pchnęła  Hunta  na  plecy,  po  czym  usiadła  na  nim,

delikatnie  pocierając  sobą  o  jego  przyrodzenie.  Ma  z  tego
zrezygnować? Z tych chwil rozkoszy?

Nie  myśl  o  tym,  przykazała  sobie.  Nie  teraz.  Teraz

korzystaj z tego, że wciąż jesteście razem. Ciesz się każdym
dniem,  każdą  godziną,  każdą  sekundą.  I  wszystko  zapisuj
w pamięci.

Pochyliwszy  się,  przywarła  ustami  do  warg  Hunta.

Przytrzymując  jego  twarz  w  dłoniach,  przesuwała  palce  po
jego policzkach, brodzie, starała się zapamiętać smak, zapach,
szorstkość porannego zarostu…

Ręce Hunta wędrowały po jej ciele. Podobnie jak ona, też

ruchy  miał  nerwowe,  pośpieszne,  jakby  czuł,  że  zbliża  się
koniec.  Przytrzymując  ją  za  szyję,  pogłębił  pocałunek.  Jego
podniecenie  coraz  bardziej  ją  rozpalało.  Poruszyła  biodrami.
Usłyszała niski pomruk zadowolenia.

Chciała więcej, więcej…

- Jesteś niesamowita, wyjątkowa.

Obrócił ją na wznak i wszedł w nią. Instynktownie oplotła

go  nogami,  wbiła  paznokcie  w  jego  pośladki  i  jęknęła
przeciągle. Ich języki się splotły, rozpoczęły zmysłowy taniec.
Hunt  całował  ją  z  niespotykanym  żarem,  po  twarzy,  szyi,
całował  jej  piersi,  ale  za  każdym  razem  wracał  do  jej  ust.
Czuła ciepło, rozkosz, ale nie chciała szczytować, nie chciała,
by  poranna  sesja  dobiegła  końca.  Hunt  nie  ponaglał,
przeciągał  wszystko  najdłużej,  jak  się  dało.  Bo  to  był  ich
ostatni raz.

background image

Ta  myśl  pojawiła  się  nagle.  Przypuszczalnie  gdy  oboje

dojdą,  wezmą  prysznic  i  się  ubiorą,  Hunter  oznajmi,  że  to
koniec.

Okej, w porządku; wiedziała, że tak musi być. Jeśli on nie

zakończy, ona to zrobi. Były jeszcze trzy dni do wyjazdu, ale
jej  uczucia  do  Hunta  stawały  się  coraz  silniejsze.  Jak  to
możliwe? Przecież miała nad wszystkim kontrolę. Tak, muszą
się rozstać dzisiaj, zaraz, bo inaczej za trzy dni będzie marzyła
o dzieciach i ślubie.

Nie może do tego dopuścić. Musi spakować się i przenieść

do Kate.

Jeśli zostanie u Hunta, zaczną wypowiadać słowa, w które

oboje nie wierzą. Takie jak „kocham cię” i „nie mogę żyć bez
ciebie”.

Lepiej  pożegnać  się  teraz,  mieć  wyłącznie  miłe

wspomnienia.

- Adie, odpływasz. Wróć do mnie.

Wchodził  w nią coraz głębiej,  pieścił  coraz natarczywiej.

Czuła mrowienie na całej skórze, zmysły miała maksymalnie
wyostrzone. Balansowała na krawędzi, jeszcze moment i…

Było  jej  tak  dobrze,  a  jednocześnie  tak  źle.  Jak  to

możliwe?

Jedna  Adie  chciała  spaść  z  krawędzi,  zatonąć  w  otchłani

orgazmu, druga krzyczała bezgłośnie, że musi uciekać, chronić
się, bo się boi uczuć, które rodzą się w jej sercu.

I wtem zalała ją fala rozkoszy. Hunt wsunął dłoń pomiędzy

ich  spocone  ciała,  palcem  odnalazł  łechtaczkę.  Wykonywał
coraz  mocniejsze  pchnięcia.  Biodra  uderzały  o  biodra.

background image

I  wreszcie  nastąpiła  eksplozja,  a  wraz  z  nią  Adie  ponownie
odleciała. A potem łzy popłynęły jej z oczu. Z trudem łapiąc
oddech, oblizała wargi; były słone.

Pomknęła  ku  gwiazdom,  ale  teraz  wróciła  na  ziemię;

zderzenie z rzeczywistością było mało przyjemne.

Nie kocha jej i muszą się rozstać.

A może trochę kocha i nie muszą się rozstawać.

Nie, kocha. Na pewno kocha. I nie chce jej stracić.

Biegł  przez  Bow  Bridge  w  Central  Parku  i  nagle  się

zatrzymał.  Z  jego  ust  buchały  kłęby  pary.  Oddychał  ciężko,
ignorując lodowaty wiatr.

Nie  chciał,  by  Adie  wyjechała.  Wcześniej  sądził,  że  tego

pragnie;  wczoraj  na  przyjęciu  podjął  decyzję,  że  dzisiaj  się
rozstaną. Ale, jak się przekonał, to wcale nie jest takie proste.
Rozum  mówił  mu  jedno:  że  powinien  wieść  życie
w  pojedynkę.  Natomiast  serce,  dusza  i  ciało  uważały,  że
odwrotnie.

Zacisnął  ręce  na  żelaznej  poręczy  i  wbił  wzrok  z  zimne

jezioro. Przysiągł sobie, że nigdy więcej się nie zakocha, lecz
Adie zawróciła mu w głowie. Nie chciał cierpieć. Bał się, że
może ją stracić, ale jeszcze bardziej przerażała go perspektywa
życia bez niej.

Nie  wyobrażał  sobie,  że  mógłby  dalej  żyć  jak  dotąd  –

w  pustym  mieszkaniu,  czasem  uprawiając  przygodny  seks
i harując od rana do nocy. Pragnął zmiany.

Pragnął Adie. I ślubu z nią.

background image

Wesele  może  być  huczne  lub  kameralne,  wedle  jej

życzenia. Chciał patrzeć, jak idzie nawą w jego stronę. Chciał
po  pracy  wracać  do  niej  do  domu  i  budzić  się  przy  niej
każdego ranka. Chciał widzieć ją z brzuchem, w ciąży, i być
obecny przy porodzie.

Kto wie, może Adie już jest w ciąży? Dziś rano zapomniał

o  prezerwatywie.  Zamiast  spanikować,  uśmiechnął  się
zadowolony.

Powiódł  spojrzeniem  po  swoim  ulubionym  parku,  dziś

powleczonym  śnieżną  bielą.  Wyobraził  sobie  brzdąca
o piwnych oczach, który lepi ze śniegu kulki, a potem rzuca
w  niego,  swojego  ojca,  oczywiście  nie  trafiając.  Obok  stoi
mama  chłopczyka,  roześmiana,  z  twarzą  zaróżowioną  od
mrozu, trzymająca w nosidełku niemowlę.

Razem wracają do domu, w którym na dywanie leży pełno

książeczek  i  zabawek.  Adie  siada  na  kanapie  i  unosi  bluzkę,
by nakarmić córeczkę. On robi wszystkim lunch, a wieczorem
kąpie  dzieci  i  kładzie  je  spać,  po  czym  kocha  się  z  żoną,
modląc się, by któreś z dzieci się nie obudziło.

Nagle  z  całego  serca  zapragnął  tego,  co  mają

Williamsowie:  prawdziwego  związku,  bratniej  duszy,  dzieci,
wspólnych  wspomnień.  Wiedział,  że  nie  będzie  łatwo  –
pieniądze nie są gwarancją szczęścia, śmierć Steve’a była tego
najlepszym  przykładem  –  ale  kiedy  ludzie  się  kochają,
wszystko  inne  się  nie  liczy.  Trzeba  tylko  się  wspierać
i wierzyć, że dzięki miłości można pokonać każdą przeszkodę.

Potrząsnął  głową.  Wcześniej  nie  pozwalał  sobie  na

marzenia, spychał w niebyt pragnienie o własnej rodzinie, ale
chciał mieć żonę i dzieci.

background image

W roli żony widział Adie.

Nigdy nie darzył tak silnym uczuciem Joni. W ich związku

najważniejsze były ego i duma. Z kolei z Griseldą liczyła się
wygoda.  Wzdrygnął  się  na  myśl,  że  mógłby  z  nią  mieć
dziecko. Co innego z Adie…

Zamieszkają razem. Nie zatrudnią żadnej niani. On będzie

aktywnie  uczestniczył  w  wychowaniu  dzieci.  Syna  będzie
uczył grać w piłkę i woził na treningi baseballowe, a córkę na
lekcje baletu i gry na wiolonczeli. Lub odwrotnie, cokolwiek
zechcą. Na pewno ich nie zawiedzie.

Tak,  wahał  się,  czy  podoła,  ale  wierzył,  że  razem  dadzą

radę. Ruszył truchtem do domu.

Teraz musi przekonać Adie, by mu zaufała.

Zamknęła  walizkę  i  zsunęła  ją  z  łóżka,  po  czym  oczami

pełnymi  łez  rozejrzała  się  po  sypialni.  Czy  starczy  jej
determinacji, by ruszyć do drzwi?

Musi  starczyć.  Bo  niestety  złamała  dane  sobie  słowo

i  zakochała  się.  Dlatego  powinna  opuścić  mieszkanie  Hunta,
dopóki jeszcze jest w stanie to zrobić.

Hunt  nie  chce  trwałego  związku.  Nie  wyszedł  z  żadną

inicjatywą, nie zaproponował, by została w Nowym Jorku, nie
poprosił,  by  opóźniła  wyjazd  choćby  o  kilka  dni  i  spędziła
z nim święta.

Ale coś było inaczej, coś się między nimi zmieniło. Czuła

to  wczoraj,  a  także  dziś  rano.  W  ich  seks  wkradło  się  coś
nowego.

To już nie było zwykłe spółkowanie. W sposobie, w jaki

się dotykali, pojawiła się intymność.

background image

Ona  i  Hunt  stali  się  jednością,  przenikali  się  nawzajem.

Wytworzyła  się  nowa  więź.  Musi  jednak  ją  zerwać.  Teraz.
Natychmiast.

Jeśli  tego  nie  zrobi,  jeśli  bliskość  będzie  się  pogłębiać,

mogą się wydarzyć dwie rzeczy. Albo ona zacznie fantazjować
o  wspólnej  przyszłości,  a  wtedy  Hunt  z  nią  zerwie.  Z  kolei
jeśli  jakimś  cudem  on  się  bardziej  zaangażuje  i  zamarzy  mu
się małżeństwo, wtedy ona rzuci się do ucieczki.

Obejmując  się  w  pasie,  przeszła  do  okna  i  wyjrzała  na

ośnieżone  drzewa  i  ulice.  Musi  postąpić  wobec  Hunta
uczciwie.  Od  początku  mówił,  że  nie  interesuje  go  miłość
i stałe związki, że podobnie jak ona nie zamierza się z nikim
wiązać.  Jednak  wczoraj  zobaczyła  w  jego  oczach  coś,  co  ją
wystraszyło.  Nie  wiedziała,  czy  ma  rację,  czy  nie,  ale  na
wszelki wypadek wolała zniknąć, zanim sytuacja za bardzo się
skomplikuje.

Psiakość,  tylko  jeden  człowiek  na  świecie  mógłby  ją

skłonić do zostania, do podjęcia ryzyka. Tym kimś był Hunter
Sheridan. On jeden…

- Kawy?

Szybko przełknęła łzy – nie chciała, żeby je zobaczył – po

czym  rozciągnęła  usta  w  uśmiechu.  Odwróciła  się.  Stał
w przejściu, trzymając w ręku dwa kubki.

Tak będzie lepiej. Odejdziesz z sercem w jednym kawałku,

spędziwszy  trzy  fantastyczne  tygodnie  z  tym  fantastycznym
facetem
.

Który  chciał  być  wolny  i  niezależny,  tak  by  móc  się

skupiać  na  pracy.  Dlatego  jego  związek  z  Griseldą  przetrwał

background image

tyle czasu. Bo ona nie miała wobec niego żadnych wymagań;
cieszyła się tym, co gotów był jej ofiarować.

Może  wrócą  do  siebie?  Na  samą  myśl  o  tym  zrobiło  się

Adie niedobrze.

Hunt  wciąż  miał  na  sobie  strój  do  biegania:  czarne

spodnie,  które  opinały  jego  uda,  i  niebieską  bluzę.  Kurtkę
zostawił w holu. Włosy miał bardziej potargane niż zazwyczaj.
Mimo że krótko spał tej nocy, sprawiał wrażenie wypoczętego.
Wyglądał znakomicie; trudno było oderwać od niego wzrok.

Wiedziała,  że  odtąd  każdego  mężczyznę  będzie  z  nim

porównywać. I że żaden mu nie dorówna.

Wszedł  do  pokoju  i  postawił  jej  kubek  na  stoliku,  obok

okna,  przy  którym  stała.  Następnie  oparł  się  ramieniem
o szybę i spojrzał na park, po którym niedawno biegał.

- Widzę, że się spakowałaś – zauważył cicho.

- Uznałam, że czas na mnie.

- Dlaczego? Wydawało mi się, że lecisz dopiero jutro.

- Tak, bo… uznałam, że powinniśmy… no wiesz…

- Nie wiem. – Wypił łyk kawy.

Zaczęła  nerwowo  wykręcać  palce.  Słowa  „to  zakończyć”

nie chciały jej przejść przez usta. Boże, nie znosiła rozstań.

- Kiedy znów przylecisz do Nowego Jorku?

- Po nowym roku. – Sięgnęła po swój kubek. – Do końca

lutego  chcemy  z  Kate  otworzyć  na  Manhattanie  filię
Treasures.  Kate  będzie  prowadziła  tutejsze  biuro,  a  ja  będę
wpadać ze dwa razy w roku.

background image

- A ja?

-  Z  tobą  nie  będę  się  kontaktować  –  powiedziała  niemal

wbrew sobie.

- Dlaczego? Myślałem, że dobrze nam jest razem.

Przestąpiła z nogi na nogę.

- Bo jest… było…

Uniósł brwi.

- O co chodzi, Adie? Możesz wyjaśnić?

- Po prostu… doszliśmy do końca pewnego rozdziału.

- Och, przestań! – zirytował się. – Powiedz prawdę.

Odstawiła  kawę,  wepchnęła  ręce  do  kieszeni  dżinsów

i wzruszyła ramionami.

- Mieszkam w Londynie, ty na Manhattanie. Żadne z nas

nie chce stałego związku, więc powoli usuwam się z twojego
życia.

- Powoli? Usuwasz? Raczej uciekasz co sił w nogach.

Zmusiła usta do uśmiechu.

- Nie przesadzaj. Jestem pewna, że Griselda chętnie wróci

na swoje dawne miejsce.

Oczy  Hunta  błysnęły  złością.  Adie  skarciła  się  w  duchu.

Po cholerę wspomniała o jego byłej?

Wpatrywał  się  w  nią  tak,  jakby  nagle  wyrosła  jej  druga

głowa.

-  Naprawdę  uważasz,  że  zadałbym  się  ponownie

z Griseldą? Po tym, co nas łączyło?

background image

- Łączył nas tylko seks.

- Miałem wrażenie, że cieszyliśmy się sobą również poza

łóżkiem.

Zapadła cisza. Po chwili Hunt dodał:

- Powiem to tylko raz: z Griseldą rozstałem się na dobre.

Ona  nigdy  nie  będzie  częścią  mojego  życia.  Zresztą
oczekiwała ode mnie czegoś, na co absolutnie nie mogłem się
zgodzić.

Adie przechyliła głowę.

- Czego? Miłości? Zaangażowania? Małżeństwa?

-  Żebyśmy  razem  wychowywali  dziecko  –  odparł.  –

Odmówiłem.

- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?

Zmrużył oczy.

- Bo łączył nas tylko seks – zacytował jej własne słowa.

Nie  powinna  przeciągać  rozstania,  jednak  zżerała  ją

ciekawość.

- Odmówiłeś, bo nie chcesz być ojcem?

To  logiczne.  Dziecko  wiąże  ludzi,  a  skoro  unikał  stałych

związków…

Z twarzy Hunta trudno było cokolwiek wyczytać.

- Wydawało mi się, że nie chcę – odparł wreszcie. – Ale

odkąd cię poznałem, w wielu sprawach zmieniłem zdanie. Nie
chcę  mieć  zimnej  kobiety  u  swojego  boku.  Nie  chcę,  żeby
niania zajmowała się moim dzieckiem. Nie chcę, żeby dziecko
mieszkało  piętro  niżej.  Chcę,  żeby  ganiało  po  wszystkich

background image

pokojach, żeby pakowało nam się do łóżka, żeby przytulało się
do nas i zanudzało nas, kiedy wstaniemy, bo czas na zabawę.
Chcę zrywać się w nocy do moich dzieci, kąpać je, czytać im
bajki,  zabierać  je  na  mecze  i  lekcje  tańca,  lepić  z  nimi
bałwany.  Chcę  być  tatą,  a  nie  dawcą  nasienia  czy  ludzkim
bankomatem. Adie, zostań matką mojego syna.

- Co? – zawołała.

Czy on postradał rozum?

Przyjrzała  mu  się  badawczo,  szukając  w  jego  oczach

błysku wesołości, potwierdzenia, że żartuje. Nie znalazła.

Zamiast stopniowo ją do tego przygotować, Hunt od razu

wykonał skok na głęboką wodę. Przeraził ją.

Tak,  miała  ochotę  rzucić  mu  się  na  szyję,  przywrzeć

ustami do jego ust, całować go do utraty tchu. Ale cofnęła się
i  uniosła  dłoń.  Nie!  Musi  wyjść,  uciec,  zanim  zgłupieje
i powie coś idiotycznego. Na przykład: „Dobrze”.

-  Hunt,  o  Boże…  Czyś  ty  zwariował?  –  Mówiła  coraz

bardziej  piskliwym  głosem.  –  Znamy  się  od  trzech  tygodni,
a  ty  pytasz,  czy  zostanę  matką  twojego  dziecka?  Cholera
jasna! To miał być krótki romans i rozstanie. Człowieku, co ty
najlepszego wyprawiasz?

- Próbuję cię zatrzymać! – krzyknął.

- Dlaczego?

-  Bo  łączy  nas  coś  niebywałego.  Coś  wyjątkowego.  Coś,

co się często nie zdarza!

Jego  słowa  odbijały  się  od  ścian,  od  szyb,  wdzierały  się

w  jej  serce  i  duszę.  Nie,  nie,  nie!  Nie  chciała  takiej  dozy

background image

emocji, bała się.

Nie  mówił  nic  o  miłości,  ale  miłość  nie  jest  zjawiskiem

trwałym. Prędzej czy później gaśnie. Zawsze obumiera. Ona,
Adie, nie zasługiwała na to, by ją kochać…

Miłość to fantazja, bajka, mit. Prawda?

W oczach Hunta widziała czułość. Postąpiła krok w jego

stronę. Tak bardzo chciała wierzyć, że tym razem się uda, że
miłość przetrwa,  że ona może się zmienić. Ale wiedziała,  że
się oszukuje. Że oszukuje ich oboje.

Hunt wyciągnął ręce, zamierzając ją przytulić, ale zanim to

zrobił, ona się cofnęła.

Nie  mogła!  Nie  chciała  powtarzać  dawnych  błędów,

wchodzić w związek, który nie ma szans przetrwania.

Jedno z nich musi wykazać się rozsądkiem.

-  To  nierealne,  Hunter.  Było  nam  razem  cudownie,  ale

w głębi duszy wiesz, że jesteśmy zbyt popieprzeni, żeby mieć
wielki  dom  z  białym  płotkiem  i  dziećmi.  Dorastałam
w najbardziej dysfunkcyjnej rodzinie na świecie, a ty… kiedy
opadnie  ci  adrenalina,  pożałujesz  swoich  słów.  Wkrótce
zaczniesz  się  złościć,  że  odciągam  cię  od  pracy.  Będziesz
wściekał się na mnie, ja na ciebie, a jeśli pojawi się dziecko,
atmosfera stanie się nie do wytrzymania. Swoim zachowaniem
zrujnujemy niewinnemu dzieciakowi życie. Nie przemyślałeś
tego, Hunt.

- Mam trzydzieści pięć lat, prowadzę firmę wartą miliardy

dolarów.  Nie  podejmuję  pochopnie  decyzji  –  rzekł
zniecierpliwionym tonem.

background image

Ponownie  wyciągnął  ręce  i  westchnął,  kiedy  Adie

schowała swoje za plecy.

- Zaryzykuj, Ad. Daj nam szansę. Owszem, mieszkamy na

dwóch kontynentach, ale coś wykombinujemy.

Potrząsnęła  głową;  po  chwili  wzięła  z  łóżka  torebkę

i przewiesiła ją przez ramię.

-  Przykro  mi,  Hunter,  nie  mogę.  To  znaczy,  mogłabym

zostać,  moglibyśmy  spróbować,  ale  oboje  wiemy,  że  prędzej
czy  później  byśmy  się  rozstali.  Nie  potrafię  być  w  związku.
Nie wierzę w miłość. Nie zakocham się w tobie, bo przerażają
mnie  sytuacje  nietrwałe.  Skończy  się  tym,  że  mnie
znienawidzisz.

Wsunął  ręce  pod  pachy.  Odwrócił  wzrok.  Kiedy  się

odezwał, w jego głosie pobrzmiewała rozpacz.

- Nie odchodź, Adie. Proszę cię, zostań. Zajdziemy jakieś

rozwiązanie.

Bez słowa opuściła sypialnię i skierowała się do windy. Po

drodze  zerknęła  na  choinkę  w  rogu  salonu,  na  której
połyskiwały ręcznie malowane ozdoby.

Te  święta  będą  bardziej  ponure  niż  wszystkie  poprzednie

razem wzięte. Niestety, za ten stan rzeczy mogła winić tylko
siebie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Niektórzy  twierdzą,  że  dostają  wiadomości  od  istot

wyższych,  ale  Adie  zawsze  uważała,  że  bogowie  mają
ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmowy ze śmiertelnikami.
Kiedy jednak siedziała na schodach przed swoim mieszkaniem
w Notting Hill, po dwudziestogodzinnej podróży przez piekło,
zaczęła  skłaniać  się  ku  temu,  że  może  wyznawcy  New  Age
mają rację.

Albowiem  jej  lot  z  Nowego  Jorku  to  była  jedna  wielka

seria  pechowych  wydarzeń.  Przyjechała  na  lotnisko;  tam
pojawił  się  kłopot  z  jej  biletem  -  z  komputera  zniknęła
rezerwacja.  Kiedy  wreszcie  się  wszystko  wyjaśniło
i  otrzymała  kartę  pokładową,  udała  się  do  niewłaściwego
wyjścia.  Usłyszawszy  przez  megafon  prośbę,  aby  panna
Ashby-Tate  stawiła  się  tu  i  tu,  rzuciła  się  biegiem  na  drugi
koniec  hali  odlotów.  Stewardesy  i  pasażerowie  nie  kryli
irytacji.

Samolot wzbił się w powietrze i sądziła, że to koniec jej

problemów. Niestety nad Atlantykiem zaczęły się gwałtowne
turbulencje,  potem  przez  godzinę  kapitan  krążył  nad
Heathrow, w końcu wylądował przy silnym bocznym wietrze.
Kiedy  wysiadła  z  samolotu,  okazało  się,  że  gdzieś  zapodział
się jej bagaż. Dotarła do domu zmęczona i zapłakana, i nagle
odkryła, że nie ma kluczy.

background image

Nie,  nie  zgubiła  ich.  Po  prostu  w  mieszkaniu  Hunta

przerzucała  zawartość  jednej  torebki  do  drugiej  i  klucze
musiały spaść na podłogę.

Miała zapasowe w gabinecie, ale klucze do gabinetu były

na tym samym kółku co klucze do mieszkania. Żeby się dostać
do  gabinetu,  potrzebowała  pomocy  asystentki,  ale  Kaycee,
która zamierzała spędzić święta z rodziną w Irlandii, właśnie
była w drodze do Dublina.

Mogłaby  wezwać  ślusarza,  ale  znalezienie  fachowca  tuż

przed świętami graniczyło z cudem, a nawet gdyby znalazła,
kosztowałoby  ją  to  fortunę.  Innym  wyjściem,  mniej
stresującym, byłby nocleg w hotelu…

Albo powrót do Nowego Jorku.

Ta  myśl  towarzyszyła  jej  niemal  przez  całą  drogę.

Wcześniej broniła się przed nią; teraz nie. Bo chciała wrócić
i Hunt też tego chciał…

Poczuła na nosie kroplę deszczu, jedną, drugą.

- Litości! – jęknęła, spoglądając na zachmurzone niebo. –

Siedzę na schodach, staram się coś wymyślić!

Najwyraźniej ktoś w górze ją usłyszał, bo deszcz przestał

padać.  Oparła  brodę  na  kolanach  i  zaczęła  rozważać
propozycję Hunta.

Zmiana  miejsca  zamieszkania  nie  stanowiłaby  problemu.

Kaycee  znakomicie  poradzi  sobie  z  prowadzeniem
londyńskiego biura, a większość spraw i tak załatwia się przez
internet. Musiałaby tylko raz na kilka miesięcy przylatywać do
Londynu.

Jej rodziców nie interesowało, gdzie mieszka ani co robi.

background image

Największy kłopot miała z Huntem.

Nieprawda. Nie z Huntem. Z sobą.

Hunt  chciał,  by  nie  wyjeżdżała.  Mają  szansę  stworzyć

razem  coś  niesamowitego.  Zignorowała  jego  słowa,  bo  czy
można się zakochać w ciągu niecałego miesiąca? Szczególnie
jeśli chodzi o dwie osoby nie wierzące w miłość?

W wieku trzydziestu pięciu lat Hunt, jak sam oświadczył,

nie  podejmował  pochopnych  decyzji.  Wiedział,  na  czym  mu
zależy.  Nie  ściemniał.  Może  więc  faktycznie  chciał,  żeby
z nim została?

Chociaż  nie  powiedział  tego  wprost,  chyba  się  w  niej

zakochał.  W  przeciwnym  razie  nie  namawiałby  jej  do
pozostania, nie mówił o dzieciach.

A zakochanie się to duża sprawa dla takiego człowieka jak

on.  Gdyby  nie  była  wystraszonym  zakompleksionym
tchórzem, szalałaby z radości, że ktoś zajmujący tak wysoką
pozycję społeczną i mający tyle sukcesów na koncie zaprasza
ją do swojego życia.

Zaryzykował. Ofiarował jej swoje serce i marzenia, a ona

je odrzuciła. Bo nie potrafiła opanować lęku.

Od najmłodszych lat żyła w strachu: bała się kochać i być

kochana,  bo  to  się  zawsze  źle  kończyło;  bała  się  zaufać,  bo
ciągle spotykał ją zawód…

Jesteś dorosła, Adie. Dzieciństwo dawno masz za sobą.

Ileż to razy powtarzała w duchu te słowa? Ale czy choć raz

wypowiedziała  je  z  pełnym  przekonaniem?  Zamiast  stawić
czoło  problemem,  przed  nimi  uciekała.  Pozwalała,  by
przeszłość wpływała na jej teraźniejszość.

background image

Rodzice ją zaniedbywali, byli skupieni wyłącznie na sobie,

ale przecież nie musi iść w ich ślady.

Zaczęła  pytać  swoje  serce,  swoją  duszę,  siebie.

I zrozumiała, że kocha Hunta. Może nie spędzą z sobą reszty
życia, może wszystko się rozsypie za dwa lub trzy miesiące,
bo  tak  im  jest  pisane.  Ale  przynajmniej  spróbują.  Już  nie
chciała  uciekać  ani  uprawiać  sabotażu.  Chciała  spróbować.
Spróbować być szczęśliwa u boku Hunta.

A to znaczy, że musi wrócić do Nowego Jorku.

Wstała.  Zanim  sięgnęła  po  telefon,  taksówka  zatrzymała

się przed jej domem. Kierowca, który wyglądał jak pomocnik
świętego Mikołaja, opuścił szybę i uśmiechnął się przyjaźnie.

- Dokąd jedziemy?

- Na Heathrow.

Wsunęła  się  na  tylne  siedzenie  i  zatrzasnęła  drzwi,  po

czym wyjęła z torebki telefon. Następny samolot do Nowego
Jorku  odlatywał  za  kilka  godzin.  Zarezerwowała  bilet.  Po
chwili  dostała  wiadomość  z  pytaniem,  czy  chce  –  bez
dopłaty – lecieć klasą biznes. Jasne.

-  W  wigilię  jest  spory  ruch,  możemy  utknąć  w  korku  –

powiedział kierowca, patrząc w lusterko wsteczne.

Adie potrząsnęła głową.

- W ciągu dziesięciu minut od podjęcia decyzji wsiadłam

do  taksówki,  zarezerwowałam  bilet,  otrzymałam  bez
dodatkowych kosztów miejsce w klasie biznes, a korków nie
widać.

- Najwyraźniej szczęście pani sprzyja.

background image

Najwyraźniej tak.

W  wigilię  Bożego  Narodzenia,  tuż  przed  północą,  Hunt

wędrował  Piątą  Aleją,  z  rękami  wetkniętymi  do  kieszeni
kurtki.  Skrzywił  się  na  widok  pary  robiącej  selfie  przed
nadmiernie przystrojoną wystawą sklepową.

Kobieta  opuściła  telefon,  pocałowała  faceta  i  ponownie

pstryknęła im zdjęcie.

On i Adie nie mieli ani jednej wspólnej fotki. Psiakość! Ich

związek zakończył się, zanim pomyśleli o tym, by uwiecznić
siebie na zdjęciu.

Związek? Kilka tygodni namiętnego seksu.

Przy kolejnej wystawie sklepowej stała kilkunastoosobowa

grupa  turystów.  Zerkając  ponad  ich  głowami,  zobaczył,  co
takiego  przyciągnęło  ich  uwagę.  Dekorator  wymyślił  coś
jakby  okno-w-oknie.  Stojąca  w  pokoju  para  manekinów
spoglądała  przez  okno  na  zimowy  krajobraz.  Postaci  były
nowocześnie i stylowo ubrane, ale świat za oknem – z dziećmi
na  sankach,  z  padającym  śniegiem,  z  cukrowymi  laskami
i ogromnymi choinkami – stanowił jakby powrót do dawnych
czasów.

Adie  spodobałby  się  taki  pomysł,  połączenie  tradycji

z nowoczesnością.

Wyminąwszy turystów, Hunt ruszył dalej.

Ciągle o niej myślał. Minęła niecała doba, a tak strasznie

za nią tęsknił. W nocy prawie w ogóle nie zmrużył oka; zasnął
nad ranem, a kiedy obudził się, wyciągnął rękę, żeby zgarnąć
Adie w objęcia…

background image

Nie  zgarnął,  bo  nie  leżała  obok.  Miał  wrażenie,  jakby

dostał cios w splot słoneczny. Przez moment nie był w stanie
oddychać. Czy już zawsze będzie taki nieszczęśliwy?

Przejdzie  ci,  usiłował  pocieszyć  sam  siebie.  Ból  zawsze

mija, z każdym dniem staje się odrobinę słabszy. Sam wiesz
najlepiej.

Kuląc  się  przed  wiatrem,  przypomniał  sobie  słowa  Kate:

Adie nigdy nie miała szczęścia w miłości.

Przystanął gwałtownie. Czy powiedział Adie, że ją kocha?

Cholera jasna, nie pamiętał.

Poprosił  ją,  by  została  matką  jego  dziecka,  by  nie

wyjeżdżała  z  Nowego  Jorku…  nawet  nie  tyle  poprosił,  co
zażądał. Ale czy powiedział, że ją kocha? Że świata poza nią
nie widzi?

Czy wyjaśnił jej, ile dla niego znaczy?

A czy to by zrobiło różnicę? Gdyby powiedział „kocham

cię”,  czy  podjęłaby  inną  decyzję?  Zawsze  wolał  czyny  od
słów,  ale  mieli  tak  mało  czasu  razem.  Adie  nie  zdążyła  go
dobrze  poznać;  wiedziała,  że  nie  lubi  się  angażować,  ale  nie
wiedziała, że gdy już się zaangażuje, to na całego.

Nie  cierpiał  porażek.  Przed  laty,  kiedy  Joni  poprosiła  go

o  rozwód,  chciał  ratować  małżeństwo.  Zarówno  w  swojej
karierze  sportowej,  jak  i  biznesowej,  dążył  do  sukcesu;
porażki nigdy nie brał pod uwagę.

Czy  Adie  nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  kiedy  coś

postanawiał  lub  obiecywał,  to  się  nie  wycofywał?  Że  kiedy
kochał,  to  nie  stawiał  żadnych  warunków?  Że  przy  nim
niczego  nie  musi  się  bać?  Że  zawsze  będzie  ją  akceptował

background image

i wielbił? Rodzice zaniedbywali ją w dzieciństwie, odmawiali
jej miłości. On nigdy tak nie postąpi.

Bo kochał ją całym sobą. Bez pamięci. Do szaleństwa.

Czy chociaż się tego domyślała? Chyba nie.

Musi  jej  powiedzieć,  co  do  niej  czuje.  Teraz.  Dzisiaj.

A  przynajmniej  najszybciej,  jak  to  możliwe.  Musi  wyjaśnić,
wyłożyć karty na stół, obnażyć się. Musi ją odzyskać.

Wyciągnął  telefon  i  zaczął  szukać  numeru  do  swojego

pilota. Gdzie go Duncan zapisał? Pod P - pilot, czy pod nazwą
lotniska?

Nieważne;  zadzwoni  do  Duncana.  Wcisnął  jedynkę;

przyszło mu do głowy, że wkrótce Duncan spadnie na szybkim
wybieraniu z jedynki na dwójkę.

Zawracając  w  stronę  staroświeckiej  wystawy  sklepowej,

Hunt  poganiał  w  myślach  swojego  asystenta:  odbierz,
odbierz…

- Hunter? Jest późno. Coś się stało?

-  Przepraszam,  że  o  tej  porze  dzwonię.  Czy  możesz

skontaktować  się  z  pilotem?  Chciałbym  jutro  z  samego  rana
polecieć do Londynu. Aha, i poproś Pete’a, żeby odwiózł mnie
na lotnisko.

- Okej, już się za to biorę. Czy… wszystko w porządku?

- Nie wiem. Odpowiem ci za dobę lub półtorej.

Chodnik przed oknem wystawowym znów był zajęty przez

oglądających.  Hunt  zszedł  na  jezdnię  i  wdepnął  prosto
w  kałużę,  mocząc  but  oraz  kilka  centymetrów  nogawki.

background image

Przeklinając  pod  nosem,  nagle  przypomniał  sobie,  dlaczego
Duncan wyjechał z miasta.

- Co z twoim przyjacielem? – spytał.

-  Bez  zmian.  –  Duncan  westchnął  ciężko.  –  Będę  musiał

zdecydować, czy odłączyć go od aparatury czy jeszcze nie.

- O Chryste. – Hunt potarł brodę. Miał wyrzuty sumienia,

że wcześniej nie sprawdził, jak sobie Duncan radzi. – Przykro
mi. Czy mogę ci w czymś pomóc?

- Nie, dzięki. Chociaż… może będę potrzebował dłuższego

urlopu.

- Jasne, nie ma sprawy.

-  Trudno  się  żegnać.  Człowiek  żałuje,  że  tyle  rzeczy

powiedział i że tak wiele przemilczał.

Hunt słyszał łzy w głosie asystenta. Nerwowo zastanawiał

się, jak go pocieszyć.

-  Byłeś  osobą,  której  zaufał,  że  podejmie  właściwą

decyzję. Myślę, że twój przyjaciel bardzo cię kochał.

Duncan  długo  milczał.  Cisza  w  słuchawce  nie

przeszkadzała  Huntowi.  Wiedział,  że  czasem  najważniejsza
jest świadomość, że ktoś nas słucha. Duncan pociągnął nosem.
Kiedy  w  końcu  się  odezwał,  brzmiał  normalnie;  zdołał  się
wziąć w garść.

-  No  dobra.  Pilot,  wylot  rano  do  Londynu,  samochód  na

lotnisko. Biorę się do roboty.

- Dzięki, Duncan. Spokojnych świąt. I dużo siły.

- Wesołych świąt, Hunter. – Duncan odchrząknął. – Mam

nadzieję, że ona powie „tak”.

background image

Co,  u  diabła…?  Hunt  popatrzył  zdziwiony  na  ekran

komórki, po czym przytknął ją z powrotem do ucha. Zamierzał
spytać Duncana, od kiedy to jest jasnowidzem, ale ten się już
rozłączył.

Cóż, on też miał nadzieję, że Adie powie „tak”.

Przed wejściem do Stellana potupał nogami, żeby pozbyć

się błota z butów, po czym strzepnął śnieg z ramion.

W holu poczuł przyjemne ciepło. Nocny portier poderwał

się na baczność.

- Pracujesz w wigilię, Mario?

-  Tak,  panie  Sheridan.  Ale  to  nie  problem.  Rodzina

przylatuje dopiero jutro przed południem.

- To miło – powiedział Hunter.

Ciekaw  był,  jak  Adie  zareaguje  na  jego  widok.  To  się

wkrótce okaże. Mniej więcej za dziesięć godzin przekona się,
czy Boże Narodzenie stanie się jego ulubionym świętem, czy
znielubi je do końca życia.

- Za kilka godzin przyjedzie po mnie Pete. Zadzwoń, jak

się zjawi, dobrze? – Ruszył do windy.

- Oczywiście. Ale, panie Sheridan, ma pan gościa.

Hunt obejrzał się za siebie, pewien, że Mario żartuje. Bądź

co bądź była wigilia, mieszkał sam i nikt by mu o tej porze nie
składał wizyty.

Mario wyszczerzył zęby i wskazał kciukiem w głąb holu.

Obróciwszy  się,  Hunter  ujrzał  drobną  postać  zwiniętą  na
kanapie  w  kąciku  dla  gości.  Na  widok  bladej  buzi
i zmierzwionej fryzury serce zabiło mu szybciej.

background image

Adie. Wróciła! Nie mógł oderwać od niej wzroku.

- Kiedy…?

- Zaraz po pana wyjściu – odparł portier. – Prosiła, żebym

nie  dzwonił  do  pana.  Powiedziała,  że  poczeka.  A  potem
zasnęła.

- Jest zmęczona – stwierdził Hunt. – W ciągu niecałej doby

odbyła dwa loty przez Atlantyk.

Dlaczego wróciła? Zresztą czy to ważne? Grunt, że tu jest.

Wstąpiła w niego nadzieja.

Mario zaśmiał się.

- Będzie pan tak stał i się gapił? Czy jednak ją pan obudzi

i zabierze na górę?

- Zabiorę. Za chwileczkę.

Wyciągnął telefon. Połączywszy się z Duncanem, poprosił,

by odwołał pilota i kierowcę. Następnie pochylił się nad Adie,
uniósł ją z kanapy i przytulił do siebie.

- Hunt? – Zamrugała. – Gdzie ja jestem?

- W domu, kochanie. Jesteś w domu.

- To dobrze – szepnęła, po czym ponownie pogrążyła się

we śnie.

Otworzyła  oczy  i  usiadła  na  łóżku.  Znów  padał  śnieg.

Duże białe płatki wirowały za oknem, kilka przykleiło się do
szyby. Niebo przesłaniały ciężkie ołowiane chmury, a gałęzie
drzew w Central Parku kołysały się poruszane wiatrem.

Opadła z powrotem  na łóżko, uznając, że w taką pogodę

najlepiej się śpi. Pomacała materac koło siebie, ale Hunta nie

background image

było. Może poszedł do pracy?

Która  to  godzina?  Zegarek  leżał  jak  zawsze  na  stoliku

nocnym.  Sięgnąwszy  po  niego,  zmrużyła  oczy.  Było  po
dziesiątej.

Zwykle  budziła  się  znacznie  wcześniej.  Pochyliła  się,  by

sprawdzić,  co  zrzuciła  ze  stolika,  kiedy  sięgała  po  zegarek.
Zobaczyła pęk kluczy – swoich.

Jesteś w Nowym Jorku…

Wyskoczyła  z  łóżka.  Zobaczyła,  że  ma  na  sobie  T-shirt

Hunta; jej ubranie leżało na fotelu.

Potarła  palcami  czoło;  zaczęły  wracać  wspomnienia

z  ostatnich  trzydziestu  sześciu  godzin.  Lot  z  Londynu  był
przyjemny,  bez  turbulencji.  W  klasie  biznesowej  mogła  się
porządnie wyspać, ale była zbyt spięta. Odprężyła się, dopiero
gdy w holu Stellana usiadła na kanapie, by poczekać na Hunta.
Wtedy zasnęła.

Pewnie to Hunt przeniósł ją na górę, rozebrał i położył do

łóżka.  Ale  gdzie  się  podziewał?  Skierowała  się  do  drzwi,
zamierzając  go  poszukać,  kiedy  zobaczyła  swoje  obicie
w lustrze. Aż się przeraziła.

Była rozczochrana.  Po prawej  stronie  głowy  włosy  miała

przylizane, po lewej nastroszone. Poduszka odcisnęła się jej na
twarzy.  Tusz  rozmazał  się;  zdobił  zarówno  jej  powieki,  jak
i policzki.

Wyglądała  jak  ktoś,  kto  od  dwóch  dni  jest  w  podróży.

Właściwie to nic dziwnego…

-  Weź  prysznic,  zanim  cię  zobaczy  –  powiedziała  do

swojego odbicia.

background image

- Za późno. Poza tym wyglądasz fantastycznie.

Okręciwszy  się  na  pięcie,  w  drzwiach  sypialni  ujrzała

Hunta w szarych chinosach, białej koszuli i pomarańczowym
swetrze.  Na  jego  twarzy  malowała  się  mieszanina  nadziei
i rozbawienia.

Kusiło ją, by rzucić się w jego ramiona; już miała wykonać

krok,  kiedy  przypomniała  sobie,  że  powinna  chociaż  umyć
zęby. Przyłożyła rękę do ust.

- Dasz mi pięć minut? – spytała przez palce. W drzwiach

łazienki  obejrzała  się  za  siebie.  –  Zrobiłbyś  mi  kawę?
I  pożyczył  jakieś  ciuchy?  Bo  zgubiłam  bagaż.  I  czy
moglibyśmy porozmawiać?

Hunt wskazał z uśmiechem stolik nocny.

-  Twoja  kawa.  –  Następnie  skinął  głową  w  stronę

garderoby.  –  Bagaż  dotarł  z  samego  rana.  Jako  swój  adres
podałaś ten dom. Wszystko powiesiłem w szafie, a kosmetyki
ustawiłem w łazience.

- Rozpakowałeś mnie? Serio?

-  I  narobiłem  przy  tym  mnóstwo  hałasu.  Chciałem  cię

obudzić, ale byłaś taka zmęczona…

Nie  mogła  się  zdecydować:  prysznic  czy  ramiona  Hunta.

W końcu wybrała trzecią opcję; podeszła do stolika, podniosła
kubek, wypiła kilka łyków kawy i westchnęła błogo.

- Idź się umyj. – Hunt wsunął ręce do kieszeni spodni. –

A potem pogadamy. Ale jeśli twój prysznic potrwa dłużej niż
dziesięć  minut,  przyjdę  do  ciebie  i  na  pewno  nie  będziemy
rozmawiać.

background image

Kusząca  perspektywa,  pomyślała,  szorując  zęby,  chciała

jednak, by nie było między nimi żadnych niedomówień.

Miała  nadzieję,  że  już  wkrótce  będą  leżeli  przytuleni

w  łóżku,  bo  ileż  czasu  może  zająć  wypowiedzenie  słów
„przepraszam, popełniłam błąd, kocham cię i czy mogę z tobą
zostać”?

Na dźwięk kroków Hunt odwrócił się od okna w salonie.

Zostawił  Adie  w  sypialni  najwyżej  kwadrans  temu,  ale  miał
wrażenie,  jakby  minęły  wieki.  Wyglądała  wspaniale;  wprost
nie mógł uwierzyć, że znów tu jest, z nim, w jego mieszkaniu.

Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, zadowolony,

że  nie  traciła  czasu  na  suszenie  włosów  czy  makijaż.  Była
boso, w legginsach i swetrze do połowy ud. Wszystko razem
świadczyło o tym, że podobnie jak on chce wyjaśnić sytuację
między nimi.

- Adie, dlaczego wróciłaś? – Pierwszy przerwał ciszę.

Usiadła  na  brzegu  kanapy.  On  usiadł  naprzeciwko,  oparł

łokcie na kolanach i wbił w nią wzrok.

- W tamtą stronę miałam koszmarną podróż. Nic nie było

tak,  jak  być  powinno.  Kiedy  wreszcie  dotarłam  na  miejsce,
okazało się, że zgubiłam klucze do mieszkania.

- Znalazłem je na podłodze koło łóżka.

-  Pomyślałam,  że  przenocuję  w  hotelu,  a  potem

uświadomiłam sobie, że wcale tego nie chcę.

Pragnął  ją  ponaglić,  ale  wiedział,  że  musi  cierpliwie

czekać,  by  opowiedziała  wszystko  po  swojemu.  Mieli  jedną
szansę, nie mogli jej zmarnować.

background image

- Mam taki odruch, żeby uciekać – kontynuowała. – Kiedy

facet  mi  mówi,  że  jestem  ważna  i  że  mu  na  mnie  zależy,
zwiewam.  Znajduję  jakiś  pretekst,  żeby  zniknąć.  Nie  ufam
sobie w sprawach sercowych. I raczej nie ufam mężczyznom,
którzy mówią, że kochają. Może dlatego, że rodzice często to
powtarzali,  a  ja  wiedziałam,  że  kłamią,  bo  ich  zachowanie
temu wyraźnie przeczyło.

Hunt  zacisnął  ręce.  Kochał  tę  kobietę,  pragnął  ją  chronić

i  był  wściekły  na  jej  ojca  i  matkę.  Adie  popatrzyła  na  niego
wyczekująco, ale na migi dał znać, żeby mówiła dalej.

- W Londynie zrozumiałam, że to nie ty jesteś problemem,

lecz ja. To sobie nie ufam, nie tobie. – Wzięła głęboki oddech
i napotkała jego spojrzenie. – Mam nadzieję, że mnie kochasz,
bo ja ciebie bardzo, i to od pierwszego dnia.

- Uff, dzięki Bogu.

- Boję się, Hunt.

Wstał, obszedł stolik, który rozdzielał obie kanapy, i usiadł

na jego szklanym blacie.

- Oj, bo szkło pęknie! – zawołała Adie. – A to limitowana

edycja.

- Nie pęknie, a nawet gdyby, to nie ma znaczenia – odparł.

Bo liczyła się tylko ona: Adie.

Położył dłonie na jej kolanach.

-  Miłość  to  faktycznie  dość  przerażające  uczucie.

A ponieważ ja też cię kocham, to też się boję.

- Naprawdę? – spytała zdumiona. – Sądziłam, że niczego

się nie boisz.

background image

- Ależ boję się, choćby tego, że mogę cię stracić. Wczoraj,

zanim cię zobaczyłem w holu, miałem zamiar spakować torbę,
lecieć do Londynu…

Wytrzeszczyła oczy.

- Serio?

Pogładził ją po policzku.

-  I  błagać  cię,  żebyś  ze  mną  wróciła.  Wróciłaś,  Adie?  –

Musiał to usłyszeć z jej ust.

Skinęła głową, oczy miała pełne łez.

-  Poczekaj.  –  Powstrzymała  go,  kiedy  chciał  ją  objąć.  –

Nie  umiem  funkcjonować  w  związku,  ale  spróbuję  się
nauczyć,  bo  bardzo  cię  kocham.  Obiecaj  mi,  że  będziesz
cierpliwy i nie zwątpisz we mnie.

Obiecał.  Nigdy  w  nią  nie  zwątpi.  I  zawsze  dotrzymywał

obietnic.

Uśmiechnęła się, widział jednak, że wciąż coś ją gryzie.

- Chcę mieć dom, rodzinę, dzieci, ale… czy możemy się

nie śpieszyć? Dopiero się poznaliśmy, to wszystko stało się tak
nagle…

Hunt zamyślił się. Chciał powiedzieć, że da jej tyle czasu,

ile potrzebuje, kiedy nagle usłyszał wewnętrzny głos, który się
temu sprzeciwiał. To przeważyło szalę.

-  Nie,  nie  będziemy  czekać  –  oznajmił.  –  Jeszcze  sobie

wyperswadujesz pomysł wspólnego życia. Chcę, żebyśmy się
pobrali już, natychmiast. Najpóźniej do nowego roku. A potem
żebyśmy zrezygnowali z antykoncepcji – dodał.

Adie otworzyła usta.

background image

- Nie, Hunt, nie możemy!

- Możemy, możemy. I zrobimy to. Odwagi, skarbie. Skocz

ze mną na głęboką wodę. Zaryzykuj.

Zaczęła się śmiać.

- Hunter…

- Więc jak? Poślubisz mnie? – Uśmiechał się, ale pytanie

zadał poważnym tonem.

Przygryzła wargę.

–  Kochaj  mnie,  Adie,  i  pozwól,  żebym  ja  cię  kochał  jak

nikt dotąd.

Przez  sekundę,  jedną  krótką  sekundę  bał  się,  że  odpowie

„nie”, ale po chwili uśmiech rozpromienił jej twarz.

-  Dobra,  Sheridan.  Ale  zwiąż  mnie  mocno.  Tak  mocno,

żebym nie uciekła. Żebym cię kochała.

Pochyliwszy się, pocałował ją lekko w usta.

- Niczego więcej nie pragnę.

Objęła  go  za  szyję  i  popatrzyła  mu  w  oczy.  W  jej

spojrzeniu były miłość, pożądanie i ulga.

- Kocham cię do szaleństwa, Hunt.

-  A  ja  ciebie.  –  Przytknął  czoło  do  jej  czoła.  –  Witaj

w domu, kochanie.

Oboje  wiedzieli,  że  domem  nie  jest  ten  budynek  ani  to

miasto. Domem są oni.

Wiedzieli też, że w tym roku święta będą wyjątkowe.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA

KARTA TYTUŁOWA

KARTA REDAKCYJNA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

RODZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAL ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Document Outline