background image

J ó z e f   A u g u s t y n   S J

W Jego ranach

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

I. 

WSTĘP

 

    DO

      KONTEMPLACJI

 

    MĘKI

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Powaga i dramat męki i śmierci Jezusa

2.

 Mała apokalipsa

3.

 Jak kontemplować mękę i śmierć Jezusa?

4.

 Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus

5.

 Miłość i posłuszeństwo

6.

 Męka Jezusa w naszym życiu

II. 

OFIARA

 

    ABRAHAMA,

 

    IZAAKA

 

    I     JEZUSA

 

 

1.

 Czas spełnionych marzeń

2.

 Abrahamie!

3.

 Dialogowanie z Bogiem

4.

 Potem wrócimy do was

III. 

BARANA

 

    ZŁOŻYŁ

 

    W

      OFIERZE

 

    CAŁOPALNEJ

 

    ZAMIAST

 

    SWEGO

 

    SYNA

 

 

1.

 Ojcze mój!

2.

 Sięgnął po nóż, aby zabić swego syna

3.

 Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego

4.

 Barana złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna

IV. 

OSTATNIA

 

    WIECZERZA

 

 

1.

 Judasz szukał sposobności, żeby im Go wydać

2.

 Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami

3.

 Łamanie Chleba, błogosławienie Kielicha

4.

 To czyńcie na moją pamiątkę!

5.

 Sakrament kapłaństwa

V. 

UMYCIE

 

    NÓG

 

    APOSTOŁOM

 

 

1.

 Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?

2.

 Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną

3.

 Dałem wam przykład

VI. 

MODLITWA

 

    JEZUSA

 

    W

      OGRÓJCU

 

 

1.

 Kuszenie Jezusa w Ogrójcu

2.

 Męka Jezusa źródłem pokoju i radości

background image

3.

 Kuszenie na Górze Oliwnej

4.

 Dramatyczna walka i krwawy pot

5.

 Modlitwa warunkiem zwycięstwa nad pokusą

VII. 

POJMANIE

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Jeden z Dwunastu

2.

 Wydanie się w ręce nieprzyjaciół

3.

 Przestańcie, dosyć!

4.

 Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę

5.

 Ucieczka Apostołów

VIII. 

JEZUS

 

    PRZED

 

    WYSOKĄ

 

    RADĄ

 

 

1.

 Nocne przesłuchanie

2.

 Poranne przesłuchanie i wyrok Wysokiej Rady

3.

 Mesjasz, Syn Człowieczy, Syn Boży

IX. 

ZAPARCIE

 

    SIĘ

      PIOTRA

 

 

1.

 Zapowiedź zdrady

2.

 Nie znam tego Człowieka

3.

 Gorzko zapłakał

X. 

JEZUS

 

    PRZED

 

    PIŁATEM

 

 

1.

 Nienawiść Sanhedrynu i strach Piłata

2.

 Jezus Królem

3.

 Jezus wobec Piłata

XI. 

JEZUS

 

    PRZED

 

    HERODEM

 

  — 

   JEZUS

 

    I     BARABASZ

 

 

1.

 Pokorne oblicze Boga

2.

 Barabasz i Jezus

3.

 Parodia sądu

XII. 

BICZOWANIE,

 

    UKORONOWANIE

 

    CIERNIEM

 

 

1.

 Biczowanie Jezusa

2.

 Koronowanie cierniem

3.

 Oto Człowiek!

4.

 Skazany na śmierć

XIII. 

DROGA

 

    KRZYŻOWA

 

 

1.

 On sam dźwigał krzyż

2.

 Szymon Cyrenejczyk

3.

 Płaczące niewiasty

4.

 Obnażenie z szat

5.

 Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem

background image

XIV. 

UKRZYŻOWANIE

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Ukrzyżowanie Jezusa

2.

 Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

3.

 Co jest moim krzyżem?

4.

 Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

XV. 

JEZUS

 

    NA

      KRZYŻU

 

 

1.

 Oto Matka twoja

2.

 Kuszenie Jezusa na krzyżu

3.

 Sąd Boga nad światem

4.

 Ekonomia Bożego zbawienia

5.

 Złożyć głowę na krzyżu Jezusa

XVI. 

ŚMIERĆ

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Świadkowie śmierci Jezusa

2.

 Śmierć Jezusa

3.

 Przebicie serca włócznią

XVII. 

POGRZEB

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Martwe ciało Jezusa

2.

 Pogrzeb Jezusa

XVIII. 

KONTEMPLACJA

 

    CAŁEJ

 

    MĘKI

 

    JEZUSA

 

 

1.

 Przemiana posiadania w ofiarowanie

2.

 Pasywność Jezusa w czasie męki i śmierci

 
ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

XIX. 

PRZYPOWIEŚĆ

 

    O

      WINNICY

 

 

1.

 Założenie winnicy

2.

 Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi

3.

 W końcu posłał swojego syna

4.

 Możliwość powiedzenia Bogu nie

5.

 Co właściciel winnicy czyni z owymi rolnikami?

XX. 

MOWA

 

    POŻEGNALNA

 

 

1.

 Trwanie w miłości Jezusa

2.

 Trwanie we wzajemnej miłości

XXI. 

EUCHARYSTIA

 

    SZKOŁĄ

 

    MIŁOŚCI

 

 

background image

1.

 Miłość mierzy się darem

2.

 Miejsce pojednania

XXII. 

ŻYWA

 

    EUCHARYSTIA

 

 

1.

 Wdzięczność

2.

 Spełnianie pragnień

3.

 Miłość ukrzyżowana i zwycięska

4.

 Dawanie świadectwa

XXIII. 

EUCHARYSTIA

 

    ŹRÓDŁEM

 

    SIŁY

 

    I     RADOŚCI

 

 

1.

 Chleb grzeszników

2.

 Źródło radości

3.

 Przygotowanie do Eucharystii

XXIV. 

CIEMNA

 

    NOC

 

    MISTYKÓW

 

    I     JEZUSA

 

    UKRZYŻOWANEGO

 

 

1.

 Świadectwa mistyków

2.

 Nasze duchowe udręki

3.

 Współuczestnictwo w cierpieniu Jezusa na krzyżu

XXV. 

POSŁUSZEŃSTWO

 

    EWANGELICZNE

 

 

1.

 Posłuszeństwo Jezusa

2.

 Nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał

3.

 Kto was słucha, Mnie słucha

4.

 Dwie płaszczyzny posłuszeństwa

5.

 Dynamiczne i statyczne rozumienie woli Bożej

6.

 Dojrzewanie do posłuszeństwa

7.

 Posłuszeństwo zakonne

8.

 Przełożony

 

JAK

 

    MOŻNA

 

    WYKORZYSTAĆ

 

    PROPONOWANE

 

    ROZWAŻANIA?

 

 

1.

 Dla odprawienia trzeciego tygodnia Ćwiczeń

2.

 Dla odprawienia trzeciego tygodnia w życiu codziennym

3.

 Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

I. WSTĘP DO KONTEMPLACJI MĘKI JEZUSA 

1

 

background image

Tak   bowiem   Bóg   umiłował   świat,   że   Syna   swego   Jednorodzonego   dał,   aby   każdy,   kto  
w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na  
świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy  
w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył  
w imię Jednorodzonego Syna Bożego
 (J 3, 16–18).

1. Powaga i dramat męki i śmierci Jezusa

Kontemplacja męki Jezusa domaga się od nas żywej wiary, że wchodzimy w niepojętą dla 
nas   tajemnicę,   której   sami   nie   potrafimy   zgłębić.   Tajemnicę   męki,   śmierci 
i zmartwychwstania może nam jedynie objawić sam Chrystus. Stąd też św. Ignacy zachęca 
nas,   aby   prosić   i pytać   Jezusa,  jak   to   On   będąc   Stwórcą,   do   tego   doszedł,   że   stał   się  
człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje 
grzechy
  (ĆD,   53) 

2

  Kontemplując   mękę   i śmierć   Jezusa,   winniśmy  naprawdę   rozumieć 

powagę i dramatyczność tego typu rozmyślania — mówi kardynał C. M. Martini.

Nieśmiertelny Król wieków, do którego należy wszelka chwała i cześć (por. 1 Tm 1, 17) 
zostaje upokorzony przez mękę i śmierć, tak iż mówi o sobie:  Ja zaś jestem robak, a nie 
człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu
 (Ps 22, 7).

Wcielony Bóg, najpiękniejszy z synów ludzkich, zostaje w męce zmaltretowany, oszpecony 
tak, iż nie było na co patrzeć, a wszyscy odwracali od Niego swoje twarze (por. Iz 53, 2–3).

Jedyny   sprawiedliwy   i jedyny   niewinny   zostaje   zaliczony   w poczet   złoczyńców 
i powieszony na drzewie hańby jako jeden z nich.

Najwierniejszy z ludzkich synów, który z największym oddaniem pełnił wolę swojego Ojca 
i Jemu służył, zostaje oskarżony i skazany jako bluźnierca i grób Mu wyznaczono między 
bezbożnymi 
(Iz 53, 9).

Bóg–Człowiek, który ukochał wszystkich nieskończoną Boską miłością aż do końca (por. J 
13, 1), staje się ofiarą ludzkiej nienawiści i zemsty.

2. Mała apokalipsa

H. U. von Balthasar, wielki teolog współczesny, aby ukazać dramatyzm rozważań o męce 
i śmierci Jezusa przytacza tekst małej apokalipsy Proroka Izajasza:

Groza i dół,
i sidło na ciebie,
mieszkańcu ziemi:
kto umknie przed krzykiem grozy,
wpadnie w dół,
a kto się wydostanie z dołu,

background image

w sidła się omota!
Tak, upusty otworzą się w górze
i podwaliny ziemi się zatrzęsą.
Ziemia rozpadnie się w drobne kawałki,
ziemia pękając wybuchnie,
ziemia zadrgawszy zakołysze się,
ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany
i jak budka na wietrze będzie się chwiała;
grzech jej zaciąży nad nią tak,
iż upadnie
i już nie powstanie.
Nastąpi w ów dzień to,
iż Pan skarze wojsko niebieskie tam, w górze
i królów ziemskich tu — na dole.
Zostaną zgromadzeni,
uwięzieni w lochu;
będą zamknięci w więzieniu,
a po wielu latach będą ukarani.
Księżyc się zarumieni,
słońce się zawstydzi,
bo zakróluje Pan Zastępów na górze Syjon
i w Jeruzalem:
wobec swych starców będzie uwielbiony
(Iz 24, 17–23).

Tekst ten, podobny raczej do poezji, niż do realistycznego opisu, oddaje stan zagrożenia, 
w jakim znajduje się człowiek. H. U. von Balthasar przytacza małą apokalipsę Izajasza, aby 
przywołać dramatyzm człowieka i uzasadnić konieczność męki i śmierci Boga–Człowieka. 
Ten wielki teolog mówi: Jeżeli Bóg umiera, wszystko umiera, jeżeli słowo objawiające Boga  
w pewnym momencie milczy, cały świat milczy
. Śmierć Boga–Człowieka i Jego milczenie 
oddaje jedynie śmierć i milczenie człowieka. Jezus Chrystus wchodzi bowiem w okrutną 
mękę i śmierć krzyżową nie ze względu na siebie samego, ale tylko ze względu na nas:

On dźwigał nasze boleści. (...)
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie
.

I dalej:

Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich. (...)
Za grzechy mego ludu został zbity na śmierć
(Iz 53, 4–6. 8).

background image

Dramat   męki   i śmierci   Syna   Bożego   odzwierciedla   więc   dramat   człowieka   uwikłanego 
w grzech pierworodny i grzech osobisty. Poważna jest sytuacja całej ludzkości, a w niej 
każdego z nas, skoro Bóg–Człowiek musiał przyjąć na siebie tak okrutny los: musiał wiele 
wycierpieć, być odrzuconym, wzgardzonym i ukrzyżowanym (por. Łk 9, 22).

3. Jak kontemplować mękę i śmierć Jezusa?

Cierpiący Jezus sam nas poucza, jak mamy kontemplować Jego mękę i śmierć krzyżową: 
Nie   płaczcie   nade   Mną,   płaczcie   raczej   nad   sobą   i nad   waszymi   dziećmi!   (...)   Bo   jeśli  
z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?
 (Łk 23, 28. 31).

Św.   Ignacy   w Ćwiczeniach   duchownych  zachęca   nas,   abyśmy   łączyli   rozważania   męki 
i śmierci   Jezusa   z naszymi   grzechami.   Każe   nam  prosić   o boleść,   współczucie 
i zawstydzenie, że z powodu mych grzechów Pan idzie na mękę
 (ĆD, 193).

W rozważaniach męki i śmierci Jezusa trzeba nam przechodzić od kontemplacji ran Jezusa 
do   rozmyślania   o naszych   grzechach,   które   były   przyczyną   Jego   ran.   W nieszczęściu, 
upokorzeniu i zranieniu Syna Bożego winniśmy dostrzegać nasze nieszczęście, upokorzenie 
i zranienie   grzechem   cudzym   i własnym.   Męka   i śmierć   Jezusa   ma   być   dla   nas 
zwierciadłem,   w którym   poznamy   naszą   dramatyczną   sytuację;   ma   być   również   siłą 
w naszym dążeniu do wolności, jaką ofiaruje nam Bóg w swoim ukrzyżowanym Synu.

Słowa, które Izajasz stosuje do cierpiącego Sługi, możemy odnieść także do nas samych. 
Parafrazując   słowa   Proroka   możemy   więc   mówić:  Jak   nieludzko   przez   grzech,   cudzy  
i osobisty, został oszpecony mój wygląd; moja postać jest niepodobna do ludzi. To grzechem  
niszczę w sobie to, co jest najbardziej ludzkie. Z powodu grzechu nie ma we mnie żadnego  
wdzięku, ani blasku, aby na mnie patrzeć, ani wyglądu, abym się podobał. To z powodu 
grzechu nie podobamy się sami sobie, nie podobamy się Bogu i nie podobamy się ludziom

(por. Iz 53, 1nn).

W rozważaniach   o grzechu   św.   Ignacy   każe   nam   wydać   okrzyk   pełen   zdziwienia,   że 
z powodu mojego grzechu ziemia sama (...) nie otworzyła się i nie pochłonęła mnie, tworząc  
nowe piekło, abym na wieki doznawał w nim katuszy
 (ĆD, 60).

Kiedy   odkryjemy   powagę   i dramat   męki   Jezusa,   a tym   samym   powagę   i dramat   naszej 
sytuacji jako grzeszników, spontanicznie wyrwie się z naszego serca okrzyk: Nieszczęsny ja 
człowiek! Któż  mnie  wyzwoli  z ciała,  co wiedzie  ku tej  śmierci?
  (Rz  7, 24).  Któż  mnie 
wyzwoli z przepastnego dołu, w który wpadłem przez grzech? Któż mnie wyrwie z sideł, 
z niewoli   grzechu,   którą   jestem   omotany?   Któż   mnie   podtrzyma,   kiedy   się   zachwieję 
i upadnę? (por. Iz 24, 17nn).

To właśnie kontemplacja męki i śmierci Jezusa ma zrodzić w nas te pytania i ona również 
ma nam udzielić na nie odpowiedzi. Kontemplacja męki Jezusa sprawia, iż doświadczenie 
powagi naszej sytuacji przeradza się w doświadczenie zdziwienia, miłości i wdzięczności 

background image

wobec Jezusa za to, że On sam pozwolił przebić się za nasze grzechy, zdruzgotać za nasze 
winy, że to On obarczył się naszym cierpieniem i oręduje za nami u Ojca (por. Iz 53, 5nn).

4. Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus

Świadomi faktu, że męka i śmierć Syna Bożego jest wielką tajemnicą wiary, wchodzimy 
w nią pełni ufności. Wierzymy bowiem, że towarzyszyć nam będzie Duch Jezusa Chrystusa. 
On   będzie   nas   prowadził.   Bez   Niego   nie   moglibyśmy   wymówić   nawet   Imienia   Jezus. 
W naszej słabości i niezdolności wejścia w kontemplację męki przyczyniać się będzie za 
nami Duch Święty. Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem  
nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, 
których   nie   można   wyrazić   słowami
  (Rz   8,   26).   Wchodzić   będziemy   w tajemnice   męki 
i śmierci Jezusa świadomi własnej słabości, ale również świadomi towarzyszącej nam mocy 
Jezusa.

Św. Paweł zachęca nas: Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus. On, istniejąc w postaci 
Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego  
siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie,  
uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci 
krzyżowej
 (Flp 2, 6–8).

Odwołując się do tej zachęty św. Pawła będziemy patrzeć na Osobę Jezusa, słuchać Jego  
słów,   wpatrywać   się   w Jego   gesty,   wczuwać   się   w Jego   ludzkie   i Boskie   serce. 
W odkrywaniu zaś najgłębszego znaczenia tego wszystkiego, co będzie przedmiotem naszej 
kontemplacji, trzeba nam będzie bardziej zdać się na pokorną prośbę o łaskę poznania, niż 
na   własne   ludzkie   rozumowanie,   wysiłki   intelektualne   i wolitywne.   Do   takiej   postawy 
zachęca nas św. Ignacy, kiedy każe nam  prosić o boleść, współczucie i zawstydzenie, że 
z powodu mych grzechów Pan idzie na mękę
  oraz o boleść wespół z Chrystusem pełnym 
boleści, o udrękę z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej  
męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
 (ĆD, 193, 203).

5. Miłość i posłuszeństwo

Najgłębszym   sensem   męki   Jezusa   nie   jest   najpierw   fizyczne   cierpienie,   ale   przede 
wszystkim absolutne posłuszeństwo swojemu Ojcu. Posłuszeństwo Jezusa nie ma jednak 
charakteru niewolniczej zależności i poddaństwa, ale kieruje się wyłącznie nieskończoną 
miłością Syna do Ojca. Syn poprzez swoją mękę staje się posłusznym Ojcu aż do śmierci, 
i to śmierci krzyżowej. I w tej właśnie śmierci Jezus wyraża odwieczną synowską miłość. 
On sam  powie,  że  nikt nie  ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje  za  
przyjaciół swoich
 (J 15, 13). Pierwszym Przyjacielem Jezusa, dla którego oddaje życie jest 
właśnie Jego Ojciec.

Cierpliwe,   pokorne   i odważne   znoszenie   nieludzkich   cierpień   fizycznych,   maltretowania 
psychicznego, upokorzeń, płynie z posłuszeństwa wobec Ojca. Jezus nie pragnął cierpienia 

background image

dla niego samego. Wręcz przeciwnie. W modlitwie w Ogrójcu modli się o oddalenie kielicha 
goryczy  i męki.  Jezus  pragnął  być  jedynie   posłuszny  swojemu  Ojcu.  Dopiero  wówczas, 
kiedy poprzez wewnętrzne światło doświadcza, iż wolą Ojca jest, że Syn Człowieczy musi  
wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; 
będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie
  (Łk 9, 22), wówczas przyjmuje kielich. 
Posłuszeństwo Jezusa osiąga szczyt w oddaniu życia w ręce Ojca: W Twoje ręce powierzam 
ducha mojego
 (Łk 23, 46).

Wejście w kontemplację męki, to wejście w bezwarunkowe posłuszeństwo Jezusa swojemu 
Ojcu.   Bardzo   ważnym   celem   rozważania   męki   i śmierci   Jezusa,   obok   wezwania   do 
nawrócenia z naszych grzechów, jest też rozbudzenie w nas pragnienia naśladowania Jezusa 
w Jego posłuszeństwie Ojcu.

Odkrycie   nieskończonej   miłości   Ojca   i Syna,   która   objawia   się   w męce,   śmierci 
i Zmartwychwstaniu Jezusa, staje się dla nas źródłem naszego posłuszeństwa i oddania. Aby 
stać się posłusznym Bogu na wzór Jezusa, trzeba najpierw odkryć Boga jako miłującego 
Ojca. Bez odkrycia nieskończonej miłości, nasze posłuszeństwo łatwo może sprowadzić się 
do zależności kierowanej jedynie strachem i chorym poczuciem winy. Taka zależność zaś 
sprawia, iż bardziej podobni jesteśmy do niewolników, niż do dzieci Bożych.

Wejście   w kontemplację   męki   jest   bardzo   trudne,   ponieważ   zakłada   uznanie   najpierw 
nieposłuszeństwa   Bogu:   nieposłuszeństwa   pierwszego   człowieka   —   Adama   i naszego 
osobistego nieposłuszeństwa. Grzech zawsze polega na nieposłuszeństwie. Dopiero kiedy 
uznamy   nasz   grzech,   nasze   nieposłuszeństwo,   możemy   zrozumieć   sens   męki   i śmierci 
Jezusa:  Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak  
przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi
  (Rz 5, 19). Kontemplacja 
męki   nie   tylko   naprawia   nasze   nieposłuszeństwo,   ale   także   uczy   nas   poddania   całego 
naszego   życia   Bogu,   na   wzór   poddania   Syna   swojemu   Ojcu.   To   właśnie   dzięki 
posłuszeństwu   Jezusa   aż   do   śmierci   i to   śmierci   krzyżowej,   możemy   stać   się 
sprawiedliwymi, to znaczy posłusznymi Bogu.

6. Męka Jezusa w naszym życiu

W rozważaniu   męki   i śmierci   Jezusa   nie   chodzi   jedynie   o rozważanie  historycznego 
posłuszeństwa
  Ojcu, historycznych wydarzeń, które miały miejsce dwa tysiące lat temu. 
Rozważanie historycznej męki Jezusa pozwala jednocześnie odkrywać mękę i śmierć Jezusa, 
która nieustannie uobecnia się w całej ludzkości, w każdym człowieku, w każdym z nas.

Oto   przykład.   Rozmawiałem   kiedyś   z pewnym   młodym   człowiekiem,   żonatym,   z trójką 
dzieci,   bardzo   zaangażowanym   religijnie.   Do   pewnego   momentu   jego   życie   toczyło   się 
spokojnie i cicho. Wydawało mu się, iż dzięki jego gorliwej religijności Pan Bóg błogosławi 
mu w życiu osobistym i rodzinnym. Takie podejście do wiary towarzyszyło mu jednak tylko 
do momentu, kiedy jeden z jego bardzo bliskich przyjaciół zapadł na ciężką chorobę i po 
krótkim   czasie   umarł.   Pod   wpływem   tego   dramatycznego   wydarzenia,   coś   załamało   się 

background image

w tym człowieku. Wpadł w depresję. Wiara — w jego subiektywnym przeżyciu — nagle 
przestała mieć dla niego większe znaczenie.

tych trudnych dniach zrozumiałem — mówił później z bólem — że Bóg mógłby dopuścić 
to samo doświadczenie i na mnie, na moją żonę, na moje dzieci. Wówczas zbuntowałem się  
wewnętrznie.   Uświadomiłem   sobie   bowiem,   że   Bóg   nie   jest   już   gwarantem   mojego  
ziemskiego poczucia bezpieczeństwa i zewnętrznego ludzkiego szczęścia. Nagle też zdałem  
sobie sprawę, jak bardzo jest mi obcy Jezus cierpiący na krzyżu, który zaprasza mnie do  
naśladowania. Wewnętrznie, choć tego nie chcę, bardzo buntuję się przeciwko Bogu, który  
dopuszcza   czy   wręcz,   jak   mi   się   niekiedy   wydaje,   sprawia   cierpienie.   To   bolesne  
doświadczenie uświadomiło mi, jak bardzo jestem skoncentrowany na sobie, swojej rodzinie  
i jak   daleka   jest   jeszcze   moja   droga   do   prawdziwej   wiary   w Jezusa   ukrzyżowanego  
i Zmartwychwstałego, jak  daleka  jest  przede mną  droga do  prawdziwego posłuszeństwa  
Bogu.

Przed przystąpienie do rozważania męki Jezusa musimy sobie uświadomić, że o własnych 
ludzkich   siłach   nie   jesteśmy   w stanie   jej   dobrze   przeżyć.   Stąd   też   kontemplację   męki 
i śmierci trzeba nam rozpoczynać od serdecznej prośby, abyśmy przez samego Jezusa zostali 
zaproszeni   do   towarzyszenia   Mu   w Jego   Drodze   Krzyżowej   od   uroczystej   Wieczerzy 
Paschalnej aż do złożenia w Jego Ciała w grobie.

Przed każdą kontemplacją św. Ignacy zachęca nas, by  prosić o to, czego chcę. Tutaj o to, 
o co   wypada   prosić   w czasie   męki,   a mianowicie   o boleść   wespół   z Chrystusem   pełnym 
boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak 
wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
 (ĆD, 203). Tylko bowiem sam Jezus może 
nas dopuścić do tego.

W tej wstępnej modlitwie rekolekcyjnej prośmy, abyśmy nie banalizowali rozważań męki 
Jezusa   sprowadzając   je   wyłącznie   do   wzruszeń   emocjonalnych.   Kontemplacja   męki 
i śmierci Jezusa nie może być podobna do oglądania ciekawego filmu. I choć film może nas 
wzruszyć i możemy o nim myśleć nawet przez kilka dni, to jednak nie zmienia on naszego 
życia.

Prośmy,   abyśmy   z pomocą   męki   Jezusa   weszli   otwartym   sercem   w naszą   codzienność; 
byśmy z jej pomocą chcieli zadawać sobie szczere pytania: w jaki sposób reagujemy na 
cierpienia, które nas dotykają; na upokorzenia, niesłuszne posądzenia, krzywdy i zniewagi, 
szczególnie wówczas, gdy spadają na nas niespodziewanie. Czy usiłujemy przyjmować je 
w duchu   naśladowania   Jezusa   upokorzonego,   niesłusznie   oskarżonego,   ubiczowanego, 
cierniem   ukoronowanego,   Jezusa   ukrzyżowanego?   Prośmy   także,   abyśmy   w czasie 
rozważań męki i śmierci Jezusa Chrystusa mieli te same uczucia, co On. Módlmy się gorąco, 
aby   męka   i śmierć   Jezusa   objawiły   nam,   że  Bóg   tak   umiłował   świat,   że   Syna   swego  
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.  
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat  
został przez Niego zbawiony
 (J 3, 16–17).

background image

Panie, chcemy patrzeć na Ciebie, by poznać Ojca. Ty z krzyża nam objawiasz Ojca. Objaw  
nam, Panie tajemnicę krzyża. Spraw, abyśmy się go nie obawiali, byśmy z nim poznali Boga, 
poznali   Ciebie,   Syna   Ojca,   byśmy   poznali   siebie,   zbawionych   grzeszników.   Daruj   nam  
cząstkę zrozumienia tajemnicy krzyża, który przeznaczyłeś dla każdego z nas. Spraw, by 
nasze życie konsekwentnie postępowało za tym, co Ty nam dajesz poznać, a jeśli chcesz 
sprawić,   byśmy   najpierw   praktykowali,   a potem   poznali,   uczyń,   żebyśmy   najpierw  
pokochali, zanim zrozumiemy. Daj nam Twego Ducha poprzez Twoją śmierć i chwalebne 
Zmartwychwstanie.   Adorujemy   Cię,   obecnego   wśród   nas,   żywego   Zmartwychwstałego,  
chwalebnego przez wieki wieków. Amen
 (C. M. Martini).

Rozważania zakończmy modlitwą św. Ignacego z drugiego tygodnia Ćwiczeń duchownych
Modlitwa   ta   stanowi   fundament   rozważań   męki   i śmierci   Jezusa:  Odwieczny   Panie 
wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu 
nieskończonej   Dobroci   Twojej   i przed   oczami   chwalebnej   Matki   Twojej   i wszystkich 
świętych   dworu   niebieskiego,   oświadczając,   że   chcę   i pragnę   i taka   jest   moja   dobrze 
rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię  
w znoszeniu   wszystkich   krzywd   i wszelkiej   zniewagi   i we   wszelkim   ubóstwie,   tak  
zewnętrznym   jak   i duchowym,   jeśli   tylko   najświętszy   Majestat   Twój   zechce   mię   wybrać  
i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
 (ĆD, 98).

 

1

 

Ignacjańska metoda kontemplacji ewangelicznej została przedstawiona w rozważaniach drugiego tygodnia pt. 

„Daj mi pić” tego samego Autora. Rozważania nr I, II, — por. J. Augustyn, Jak szukać i znajdować wolę Bożą, 
Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania nr IV–XII, XIV–XVI, XVIII — por. J. Augustyn, Rabbi, gdzie 
mieszkasz?, Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania nr XXI–XXIII — por. J. Augustyn, Życie i Eucharystia, 
Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania XXV — por. J. Augustyn, Posłuszeństwo ewangeliczne, 
Wydawnictwo WAM, Kraków 1992.

2

 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne (=ĆD), WAM, Kraków 1991.

II. OFIARA ABRAHAMA, IZAAKA I JEZUSA

 

Po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: Abrahamie! A gdy 
on odpowiedział: Oto jestem — powiedział: Weź twego syna jedynego, którego miłujesz,  
Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę.

Nazajutrz   rano   Abraham   osiodłał   swego   osła,   zabrał   z sobą   dwóch   swych   ludzi   i syna 
Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu 
Bóg powiedział.

background image

Na trzeci dzień Abraham spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do 
swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu,  
a potem wrócimy do was
 (Rdz 22, 1–5).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Abrahama, który z synem Izaakiem 
oraz   dwoma   sługami   rusza   w drogę.   Zauważmy   także   drzewo   przygotowane   przez 
Abrahama   do   spalenia   ofiary,   które   Patriarcha   zabiera   w drogę.   Kontemplujmy   również 
zamyślonego Patriarchę w czasie podróży.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Będziemy   prosić   o wielką   szczerość   i otwartość   w naszym 
dialogu z Bogiem; będziemy też prosić, byśmy w obliczu trudnych wymagań stawianych 
nam przez Boga, nie obawiali się  wypowiadać  przed Nim wszystkiego, co leży nam na 
sercu. Przedstawmy Mu zarówno nasze obawy, lęki i całą naszą trwogę, jak też wszystkie 
nasze   duchowe   pragnienia   i szlachetne   zamiary.   Módlmy   się,   aby   kontemplacja   męki 
pozwoliła  nam  sprawdzić  naszą   więź   z Jezusem  oraz  przyczyniła  się  do  jej  umocnienia 
i pogłębienia.

1. Czas spełnionych marzeń

Opis próby Abrahama rozpoczyna się od słów:  po tych wydarzeniach, to znaczy po serii 
zbawczych interwencji Boga w życie Patriarchy. Interwencje te sprawiły, iż ten stary już 
człowiek poczuł się szczęśliwy i syty życia. Szczęście Abrahama dopełniło się wówczas, 
kiedy przyszedł na  świat  upragniony syn,  Izaak. Innym  szczęśliwym  wydarzeniem było 
także ocalenie Izmaela, któremu Pan błogosławił, oraz zawarcie pokoju z Abimelekiem. Te 
wszystkie zbawcze wydarzenia wprowadziły Abrahama  na stare lata w czas spełniających 
się marzeń. Abrahamowi zaczęło się wieść dobrze. Właśnie pośród tego szczęścia, które 
przecież   pochodziło   od  Boga,   o czym   Abraham  nigdy  nie   zapominał,   Patriarcha  zostaje 
wystawiony na próbę.

W życiu duchowym nie ma nigdy czasu spełnionych marzeń. Realizujemy bowiem nie tyle 
nasze   ludzkie   marzenia,   co   zamiary   i plany   Boga,   których   nie   można   nigdy   do   końca 
przewidzieć.   Stąd   też,   jeżeli   dajemy   się   Bogu   prowadzić,   będziemy   ciągle   na   nowo 
zaskakiwani   nieoczekiwanymi   wydarzeniami.   Także   sam   Jezus,   choć   przewidywał,   iż 
koniec Jego życia będzie gwałtowny i dramatyczny, to jednak w ostatniej chwili, tuż przez 
rozpoczęciem męki czuje się jakby zaskoczony jej nadejściem. Modli się i prosi o oddalenie 
zbliżającego się kielicha goryczy.

W obecnej modlitwie chciejmy przypomnieć sobie wszystkie interwencje Boga w naszym 
życiu, które były źródłem ludzkiego powodzenia, naszego szczęścia. Ucieszmy się jeszcze 
raz   tym  ludzkim  dobrem,   które   otrzymaliśmy   od   Boga.   Dziękujmy   Mu   za   nie.   Prośmy 
jednak, abyśmy nie wiązali celu i sensu życia tylko z doczesnym powodzeniem w naszych 
ludzkich   sprawach.   Prośmy   również   o otwartość,   która   uczyniłaby   nas   gotowymi   do 
przyjmowania niemożliwego do przewidzenia Bożego działania.

background image

2. Abrahamie! 

Rzekł (Jahwe) do niego: Abrahamie!  Wymawiając imię człowieka, Bóg powołuje go do 
istnienia. Stwarza go. Imię jest zawsze pierwszym słowem skierowanym przez Boga do 
człowieka.   Posługiwanie   się   imieniem   nadaje   osobowy   charakter   spotkaniu   Stwórcy   ze 
stworzeniem.

W kolejnym   —   tym   razem   bardzo   trudnym   —   spotkaniu   Boga   z Abrahamem,   Jahwe 
wymawiając   jego   imię,   odwołuje   się   do   ich   osobowego   związku.   Odwołuje   się   do 
przyjacielskiej   zależności,   jaka   istniała   pomiędzy   nimi.   Zależność   ta   wynika   z zaufania, 
z wzajemnego   oddania   i   z miłości.   Ta   właśnie   osobowa   więź   stanie   się   siłą   Abrahama, 
dzięki której dokona rzeczy po ludzku niemożliwej. Zgodzi się złożyć w ofierze swojego 
syna.

Zasadniczym źródłem siły Jezusa będzie także Jego osobowa więź z Ojcem. To właśnie na 
tę więź będzie powoływał się Chrystus uzasadniając oddanie swojego życia.  Nikt Mi go 
(życia) nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów 
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
 (J 10, 18).

Koniecznym   warunkiem   pełnego   wejścia   w kontemplację   męki,   śmierci 
i Zmartwychwstania Jezusa jest głęboka więź z Synem, a poprzez Niego z Ojcem. Tylko 
dzięki niej będziemy doświadczać najgłębszego sensu wydarzeń, które w ludzkim wymiarze 
są   bez   sensu,   ponieważ   prowadzą   ostatecznie   do   cierpienia   i śmierci.   To   właśnie   więź 
z Synem pozwoli nam przekroczyć i zwyciężyć lęk przed bólem i przed śmiercią.

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   uświadomić   sobie   naszą   więź   z Jezusem,   a   w Jezusie 
naszą więź z Ojcem. To właśnie dzięki tej więzi i dla jej pogłębienia potrafimy znosić trudy, 
zmagania   i ofiary.   To   dzięki   niej   potrafimy  naśladować   Jezusa   w znoszeniu   wszystkich 
krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym
 (ĆD, 
98), jeśli tylko On sam zaprosi nas do takiego rodzaju i stanu życia.

W obecnej modlitwie wyraźmy Ojcu oraz Jego Synowi wdzięczność za tę więź. Prośmy 
także,   aby   kontemplacja   Męki   Pańskiej   pozwoliła   nam  sprawdzić  głębię   tej   więzi   oraz 
przyczyniła się do jej utrwalenia i umocnienia.

3. Dialogowanie z Bogiem

Kiedy  Abraham  wyraził   pełną   gotowość   na  przyjęcie   woli  Jahwe   słowami:  Oto   jestem
otrzymał trudny, bolesny rozkaz: Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do  
kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę
.

Takiego wezwania Abraham w żaden sposób nie mógł przewidzieć. Uwzględniając ludzką 
logikę wydarzeń, którą jak każdy człowiek posługiwał się także Patriarcha, polecenie Boga 
praktycznie   miało   zniszczyć   daną   mu   obietnicę,   iż   właśnie   w Izaaku   stanie   się   ojcem 
wielkiego narodu.

background image

W rozkazie Jahwe podkreślona zostaje miłość Abrahama do swojego dziecka:  weź twego 
syna   jedynego,   którego   miłujesz
.   W ten   sposób   Bóg   chce   powiedzieć   do   Patriarchy: 
Abrahamie, Ja dobrze wiem, kogo ci każę złożyć w ofierze. To nie jest pomyłka, to nie jest  
też przypadek. Chcę, byś Mi oddał tego, którego na ziemi kochasz najbardziej
. Z pewnością 
Abraham   był   gotów  oddać   wszystko,   byle   ocalić   życie   Izaaka.   Gotów   był   sam   umrzeć 
zamiast syna. Ale wezwanie Boga było jednoznaczne.

Dlaczego Bóg sięga nieraz właśnie po to, do czego człowiek  po ludzku  jest najbardziej 
przywiązany, co daje mu największą  ludzką, uczuciową satysfakcję? Ponieważ z miłością 
emocjonalną
,   zamkniętą   w sobie   samej,   wiąże   się   wielkie   niebezpieczeństwo.   Człowiek 
związany  wyłącznie emocjonalnie  z drugą osobą posiada pokusy, aby uznać ją za swoją 
własność; aby samemu stać się dla niej bogiem oraz ją uznać za swojego boga.

Więź   ojca   z synem   mogła   łatwo   przerodzić   się   w posiadanie.   Abraham   był   tylko 
człowiekiem.   On   również   był   narażony   na   taką   właśnie   pokusę   uznania   syna   za   swoją 
własność. Każda emocjonalna miłość, przywiązanie może stać się bożkiem, jeżeli człowiek 
zapomni o pierwszej  swojej miłości, o pierwszym przykazaniu:  Słuchaj, Izraelu... będziesz  
miłował Boga
.

Bóg określa nie tylko, kogo Abraham ma złożyć na ofiarę, ale także w jakim miejscu, kiedy 
i   w jaki   sposób.   Jahwe   w ten   sposób   chciał   powiedzieć   Abrahamowi:  Zaufaj   Mi   we 
wszystkim; to Ja cię będę prowadził. Nie działaj na własną rękę
. W tym prowadzeniu jakby 
zapowiada ocalenie:  Jeżeli Mi zaufasz, nie zginiesz; jak do tej pory byłem ci wierny, tak  
samo pozostanę nadal wierny
.

Zauważmy, że Abraham dialogując z Bogiem nie targuje się z Nim, nie próbuje wymienić 
życia Izaaka na własne życie, na życie Izmaela lub też na jakąś inną  ofiarę. To sam Bóg 
wymieni później życie Izaaka za życie przypadkowo znalezionego baranka. Mojżesz, zanim 
zgodzi   się   stanąć   na   czele   Narodu   Wybranego,   by   wyprowadzić   go   z Egiptu,   będzie 
targował się, wręcz kłócił się z Bogiem, długo i wytrwale. Kiedy w tej  kłótni  wyczerpie 
wszystkie swoje argumenty, powie po prostu: Wybacz Panie, ale poślij kogo innego (Wj 4, 
13).   Dopiero   pod   wpływem   gniewu   Bożego   połączonego   z usilną   perswazją   Mojżesz 
w końcu ulegnie. W podobny sposób będzie się targować wielu proroków, wielu świętych, 
zanim przyjmie Jego wolę.

Bóg się nie dziwi, kiedy człowiek targuje się i kłóci z Nim. On wie, iż Jego wezwania mogą 
budzić   obawy,   lęki,   a nawet   przerażenie.  Targowanie   się  z Bogiem   jest  trudną   formą 
dialogowania   z Nim.   Im   trudniejsze   życie,   im   trudniejsze   powołanie   człowieka,   tym 
trudniejszy   i bardziej   bolesny   bywa   dialog   z Bogiem.   Trzeba   nam   modlić   się,   abyśmy 
w naszym dialogu z Bogiem byli zawsze szczerzy; abyśmy nie silili się na puste słowa, 
gesty,   które   nie   odzwierciedlają   naszej   wewnętrznej   rzeczywistości.   Bóg   nie   przyjmie 
naszych szlachetnych, ale nieprawdziwych deklaracji. Jezus nie przyjął hojnego zapewnienia 
Piotra, iż choćby przyszło mu umrzeć z Nim, nie opuści swojego Mistrza. Przestrzegł go 
natomiast   przed   zbytnią   pewnością   siebie   zapowiadając   jego   trzykrotne   zaparcie   się. 
Otwartość   i wielkoduszność   człowieka   wobec   Boga   nie   może   być   tylko   owocem   jego 

background image

odczuć emocjonalnych i wysiłku ludzkiej woli. Wielkoduszność jest owocem wewnętrznego 
otwarcia na łaskę. Wielkoduszność wobec Boga jest owocem modlitwy i zaufania. Sam Bóg 
udzieli nam daru hojności, ponieważ On sam jako pierwszy pragnie widzieć nas właśnie 
takimi: otwartymi, wielkodusznymi, hojnymi.

W jakiś   niepojęty   dla   nas   sposób   w dramatycznej   modlitwie   w Ogrójcu   Jezus   wyprasza 
u Ojca swoje oddanie się Mu, swoją hojność wobec Jego woli. Jezus stając przed bolesnym 
wezwaniem, nie obawia się pytać, dialogować,  dyskutować z Ojcem o tym, jaka naprawdę 
jest   Jego   wola.   I choć   Jezus   całkowicie   oddaje   się   Ojcu,   to   jednak   nie   zostaje   Mu 
oszczędzony ból przyjęcia Jego woli, trud zaufania. Modlitwa Jezusa w Ogrójcu zdaje się 
być bardziej podobna do modlitwy Mojżesza w chwili powoływania go przez Boga, niż do 
modlitwy Abrahama wystawionego na próbę.

Prośmy w tej kontemplacji, abyśmy podjęli taki dialog z Bogiem, jaki dyktuje nam nasze 
serce, nasze życie. Módlmy się, abyśmy w obliczu trudnych wymagań życiowych, trudnych 
wezwań nie obawiali się wypowiadać przed Panem tego wszystkiego, co leży nam na sercu. 
Przedstawmy Mu nasz bunt wewnętrzny, naszą trwogę, lęki, obawy — słowem wszystkie 
ludzkie zastrzeżenia, które sprawiają, iż nasze powierzenie się Bogu sprawia nam ciągle 
jeszcze   wiele   trudności.   Prośmy   także,   abyśmy   mieli   odwagę   wypowiedzieć   również 
wszystkie nasze duchowe pragnienia i szlachetne zamiary, choć są one złączone z naszymi 
wewnętrznymi obawami.

4. Potem wrócimy do was

Nazajutrz   rano   Abraham   osiodłał   swego   osła,   zabrał   z sobą   dwóch   swych   ludzi   i syna 
Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu 
Bóg powiedział
.

Przyjmując wezwanie Abraham przekłada je na konkretne czyny. Abraham przygotowuje 
podróż dokładnie. Pomyślał o wszystkim. Także o drzewie, za pomocą którego ma spalić 
swoją ofiarę. Drzewo to Abraham przygotowuje osobiście. Pełnienie woli Bożej rozpoczyna 
się od konkretów codziennego życia. Są one nierzadko prozaiczne, mało efektowne. Są to 
nieraz  drobne   gesty.   Ale   właśnie   pośród   tych  drobiazgów  przygotowuje   się   coś   bardzo 
ważnego: oddanie siebie samego wraz z tym, co się posiada najcenniejszego.

Bywają   w naszym   życiu   takie   chwile,   kiedy   musimy   się   zdobywać   na   wielkie   ofiary 
i wielkie czyny. Ale te wielkie będą niemożliwe bez tych drobnych. Mówi o tym sam Jezus: 
Kto   w drobnej   rzeczy   jest   wierny...   i   w wielkiej   będzie   wierny  (Łk   16,   10).   Jeżeli   nie 
sprawdzamy się w chwilach decydujących i ważnych dla naszego życia, to może właśnie 
dlatego, iż nie podjęliśmy trudu wierności w rzeczach drobnych.

Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do 
swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu,  
a potem wrócimy do was

background image

Trudno nam sobie wyobrazić, co Abraham przeżywał podczas tych trzech dni. Z pewnością 
nie trwał w jakimś  nieludzkim stoickim spokoju. Abraham był człowiekiem wrażliwym, 
dobrym mężem, czułym ojcem. Swojego syna Izaaka, zrodzonego już w podeszłej starości, 
owoc   wielkiego   zmiłowania   Jahwe,   kochał   ponad   wszystko.   Musiał   zmagać   się   z sobą 
w jakiś niezwykły sposób.

Trzy dni Abrahama w drodze są zapewne bardzo podobne do kilkugodzinnej udręki Jezusa 
w Ogrójcu. Podobne są także do trzech dni Maryi i Józefa, którzy z bólem serca szukali 12–
letniego Jezusa. Te trzy dni Abrahama wypełniał nieustanny dialog z Bogiem. Powierzał się 
i prosił.   W powierzeniu   wyrażał   prośbę,   a   w prośbie   zawierzenie.   Te   trzy   dni   drogi 
oczyszczały wiarę Patriarchy. Coraz pełniej i głębiej rozumiał, iż musi zdać się jedynie na 
Boga i Jego zmiłowanie.

Ale w ciągu tych trzech dni Abraham stawał się człowiekiem coraz bardziej wolnym. Ta 
wolność   nie   oddalała   go   jednak   od   syna.   Nie   czyniła   go   niewrażliwym.   Wolność 
udoskonalała miłość ojca do syna. Abraham coraz bardziej kochał swojego syna.

Oczyszczenie wewnętrzne człowieka, prawdziwa wolność nie oddala nas od ludzi, od życia. 
Wprost   przeciwnie,   czyni   nas   bardziej   wrażliwymi,   delikatnymi,   otwartymi.   Potrafimy 
kochać naprawdę tylko wówczas, kiedy jesteśmy naprawdę wolni.

wtedy (Abraham) rzekł do swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy 
tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was.
 Abraham nie zabiera na górę sług. 
Nie chce, aby ktokolwiek z ludzi był świadkiem tej jego niezwykłej ofiary. To, czego Bóg 
zażądał   od   Abrahama,   było   jego   wewnętrzną,   intymną   i jednocześnie   bardzo   bolesną 
sprawą.   Słudzy   nie   zrozumieliby   swojego   pana.   Być   może   przeszkadzaliby   mu   nawet 
w złożeniu ofiary. Składanie ofiary nie może  być teatrem,  w którym człowiek wystawia 
samego   siebie   na   podziw   i uznanie   innych.   Ofiara   dokonuje   się   w cichości   serca, 
zamkniętej izdebce (por. Mt 6, 6).

Zauważmy   jeszcze   jedno   niezwykłe   stwierdzenie   Abrahama   wypowiedziane   do   sług, 
w momencie, w którym udawał się ze swoim synem na ofiarniczą górę: Pójdziemy tam, (...) 
a potem   wrócimy   do   was
.  Wrócimy:   ja   i mój   syn.   Czyżby   Abraham   wierzył,   że   Bóg 
przywróci życie Izaakowi, kiedy zabije go i złoży w ofierze? Właśnie tak wierzył Abraham. 
Mówi o tym List do Hebrajczyków: Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował  
Izaaka,   i to   jedynego   syna   składał   na   ofiarę,   on,   który   otrzymał   obietnicę,   któremu  
powiedziane było: z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen  
wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go
 (Hbr 11, 17–19).

W obecnej kontemplacji chciejmy towarzyszyć Abrahamowi w jego trzydniowej podróży. 
Zrozumienie   jego   wewnętrznych   doświadczeń   bardzo   przybliży   nam   to,   co   działo   się 
w sercu   Jezusa   podczas   Jego   męki   i śmierci.   Podobnie   jak   Abraham,   tak   i Jezus   będzie 
łączył cierpienie i ból z całkowitym zaufaniem Ojcu.

background image

Powierzenie   swojego   życia   Bogu   zarówno   przez   Abrahama,   jak   przez   Jezusa   było   tak 
wielkie,   iż   obaj   spodziewali   się   otrzymać   od   Niego   to,   co   po   ludzku   było   absolutnie 
niemożliwe:  przywrócenie  zmarłemu  życia.  O ile  Abraham jedynie  niejasno  przeczuwał, 
w jaki   sposób   Jahwe   przywróci   życie   jego   synowi,   o tyle   Jezus   z całkowitą   pewnością 
zapowiadał   swoje   powstanie   z martwych:  Oni   zabiją   Go,   ale   trzeciego   dnia  
zmartwychwstanie
  —   mówił   jednoznacznie   do   swoich   uczniów   (Mt   17,   23).   Po   swoim 
Zmartwychwstaniu   Chrystus   będzie   domagał   się   od   nich,   aby   przypomnieli   sobie 
wielokrotne   zapowiedzi   Jego   powstania   z martwych:  Dlaczego   szukacie   żyjącego   wśród  
umarłych?
 — pytają aniołowie niewiast u pustego grobu. Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał.  
Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: Syn Człowieczy musi być  
wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie. Wtedy  
przypomniały   sobie   Jego   słowa   i wróciły   od   grobu,   oznajmiły   to   wszystko   Jedenastu  
i wszystkim pozostałym
 (Łk 24, 5–9).

Prośmy,   abyśmy   w naszych   doświadczeniach   próby   umieli   przebijać   się   przez 
doświadczenie udręki wewnętrznej, cierpienia, bólu fizycznego, aby móc odkryć zapowiedź 
ocalenia. Nasze serce musi być wolne choćby w minimalnym stopniu, aby mogło skierować 
się ku Bogu w pokornej prośbie o pomoc. Kontemplacja własnego cierpienia, bólu, poczucia 
skrzywdzenia,   wewnętrznego   żalu   sprawia,   iż   nie   jesteśmy   w stanie   otworzyć   się   na 
przychodzące z góry zbawienie.

III. BARANA ZŁOŻYŁ W OFIERZE CAŁOPALNEJ ZAMIAST SWEGO SYNA

 

Abraham zabrawszy drwa do spalenia ofiary włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki  
ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: Ojcze  
mój! A gdy ten rzekł: Oto jestem, mój synu — zapytał: Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię  
na całopalenie? Abraham odpowiedział: Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój.  
I szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował  
tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach  
na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna.

Ale wtedy Anioł Jahwe zawołał do niego z nieba i rzekł: Abrahamie, Abrahamie! A on rzekł: 
Oto jestem. Anioł powiedział mu: Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz  
poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna.

Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. 
Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham 
miejscu temu nazwę Jahwe widzi. Stąd to mówi się dzisiaj: Na wzgórzu Jahwe się ukazuje.

Po czym Anioł Jahwe przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: Przysięgam na  
siebie, wyrocznia Jahwe, że ponieważ uczyniłeś to, iż nie oszczędziłeś syna twego jedynego,  

background image

będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku 
na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie  
ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś  
mego rozkazu
 (Rdz 22, 6–18).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie ołtarz, a na nim drzewo i związanego 
Izaaka. Dostrzeżmy także dramatyczny gest Abrahama, który bierze do ręki nóż i zamierza 
zabić syna. Wsłuchajmy się w słowa wysłańca Bożego, które zatrzymują rękę Patriarchy: 
Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo  
nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna
. Dalej kontemplujmy barana palącego się na 
ołtarzu zamiast Izaaka.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o wewnętrzne przekonanie wiary, iż w najtrudniejszej 
sytuacji Bóg  ma  dla  nas wyjście.  Prośmy  także  o wewnętrzne  odczucie,  iż  ostatecznym 
celem każdego Bożego działania jest nasze szczęście. Tylko głębokie przekonanie wiary, iż 
w woli Bożej zawiera się nasze dobro, może sprawić, że staje się ona przedmiotem naszych 
pragnień i tęsknot.

1. Ojcze mój!

Abraham wkłada na ramiona syna drzewo do spalenia ofiary, a sam bierze nóż i ogień. Izaak 
niosący drzewo, na którym ma zostać spalony, przypomina nam Jezusa, który niesie swój 
krzyż, na którym sam zostanie powieszony. Zasadnicza różnica między nimi polega jednak 
na tym, iż Jezus był świadom, że umrze na drzewie krzyża i dobrowolnie przyjął tę ofiarę. 
Izaak idzie zaś w całkowitej nieświadomości czując się bezpiecznie u boku swojego ojca. 
Z jego dziecięcej nieświadomości i z zaufania, jakim chłopiec darzył ojca, wywiązuje się 
pomiędzy nimi serdeczny dialog. Ukazuje on ich wzajemne zaufanie i serdeczność.

Ojcze mój!  — zwraca się Izaak do Abrahama. Te serdeczne słowa Izaaka skierowane do 
ojca przywołują nam na pamięć modlitwę Jezusa w czasie męki. Jezus również będzie wołał 
do   swojego   Ojca.   To   właśnie   swojemu   Ojcu   tuż   przed   swoją   śmiercią   powierzy 
umiłowanych uczniów: Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie  
Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem  
świata
 (J 17, 24). Tuż przed męką w Ogrójcu Jezus będzie wołał do Ojca i będzie błagał Go 
o ratunek:  Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz  
Twoja niech się stanie
 (Łk 22, 42). Umierając zaś na krzyżu będzie również wzywał Ojca: 
będzie prosił Go o przebaczenie dla swoich winowajców: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą,  
co czynią
 (Łk 23, 34), a tuż śmiercią powierzy się ostatecznie w Jego ręce: Ojcze, w Twoje 
ręce powierzam ducha mojego
 (Łk 23, 46).

Ojcze mój! (...) Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie? — pyta Izaak swojego 
ojca Abrahama. Odpowiedź Patriarchy może budzić nasz wielki podziw: Bóg upatrzy sobie 
jagnię na całopalenie, synu mój
. W odpowiedzi danej synowi z jednej strony przebija całe 
zaufanie Abrahama do Jahwe, z drugiej zaś delikatność i czułość ojcowskiej miłości wobec 

background image

syna.   Ta   sama   bolesna   rzeczywistość,   która   w pytaniu   syna   wywołuje   niepokój 
i wewnętrzne rozdarcie, w odpowiedzi Abrahama tchnie wewnętrznym pokojem, harmonią 
i jednością.   Odpowiedź   ta   odsłania,   iż   w czasie   tej   ciężkiej   próby   Abraham   w jakiś 
tajemniczy sposób umie łączyć  sprawy ludzkie ze sprawami Boskimi: naturalną ojcowską 
miłość do syna z synowskim oddaniem się i powierzeniem się swojemu Bogu Jahwe.

Sam Jezus doświadczył również wewnętrznej sprzeczności pomiędzy swoim  naturalnym 
ludzkim pragnieniem życia (Jezus umierając był młodym człowiekiem — miał jedynie 33 
lata),   a wolą   swojego   Ojca,   aby   oddać   życie   na   ofiarę   za   wielu.   W doświadczeniu   tej 
wewnętrznej sprzeczności Jezus modli się do swojego Ojca: Ojcze, (...) nie moja wola, lecz  
Twoja niech się stanie!
 (Łk 22, 42). Jezus zdaje się na Ojca jak Abraham zdał się na Jahwe.

W obecnej   kontemplacji   przywołajmy   nasze   sytuacje   wewnętrznego   rozdarcia,   sytuacje 
konfliktowe,   w których   doświadczamy   sprzeczności   pomiędzy   naszymi   ludzkimi 
pragnieniami i potrzebami a wiernością Bogu i Jego woli. Zauważmy, że sprzeczności te, 
podobnie jak u Izaaka, budziły nasz niepokój, poczucie jakiegoś wewnętrznego rozdwojenia, 
smutek, gniew na siebie i na innych. Pytajmy siebie, co robiliśmy w takich sytuacjach? Jakie 
były   nasze   pierwsze   reakcje?   Jakie   podejmowaliśmy   postanowienia?   Czy   nasze   reakcje 
i decyzje były choć trochę podobne do reakcji i decyzji Abrahama i Jezusa?

Prośmy,   abyśmy   w naszych   sytuacjach   konfliktowych,   w pozornych   sprzecznościach 
pomiędzy tym, co ludzkie i Boskie, nie poddawali się zniechęceniu, smutkowi czy wręcz 
rozpaczy,   ale   szukali   odpowiedzi   poprzez   zawierzenie   Bogu.   Prośmy   o wewnętrzne 
przekonanie   wiary,   iż   z każdej   najtrudniejszej   sytuacji   Bóg   mocen   jest   znaleźć   dla   nas 
wyjście.

2. Sięgnął po nóż, aby zabić swego syna

I choć   istnieje   ludzka   sprzeczność   pomiędzy   obietnicą   związaną   z Izaakiem   a rozkazem 
Jahwe,   to   jednak   Abraham   z żelazną   konsekwencją   wykonuje   wszystkie   czynności,   aby 
złożyć  syna  w ofierze:  buduje ołtarz,  układa  drewno,  wiąże syna, kładzie  go  na  ołtarzu 
i wreszcie sięga po nóż. Nie są to gesty teatralne. Abraham nie udaje. Chce być posłusznym 
do   końca.  Abraham  z jednej   strony  otrzymuje   obietnicę,  iż  w Izaaku   stanie  się   wielkim 
narodem, z drugiej strony zaś otrzymuje polecenie złożenia syna w ofierze. Pełnienie woli 
Bożej wymaga wiary, zaufania w Boże działanie, wiary, że jest ono spójne. Bóg nie działa 
chaotycznie, przypadkowo. Nie odwołuje też nigdy raz danej obietnicy. Nie przeczy sobie 
samemu w swoim działaniu, nawet jeżeli takie są zewnętrzne pozory.

W tym właśnie momencie, kiedy Abraham był już gotów oddać Bogu syna — nie wątpiąc 
jednak w spełnienie obietnicy — przychodzi ocalenie. Jest to stały sposób  zachowania się 
Boga. Taka jest Jego pedagogika wobec człowieka, który powierzył się Jemu bez reszty.

Przypomina mi się tutaj rekolekcyjne doświadczenie pewnego bardzo młodego człowieka, 
niemal jeszcze chłopca. Miał wiele neurotycznych niepokojów i lęków, które męczyły go od 

background image

samego dzieciństwa. Analizując swoją historię życia łatwo odkrył ich źródła. Ale chociaż 
był świadom genezy swoich lęków, nie umiał  sobie z nimi  radzić. Lęki te dopadały go 
niekiedy jak sępy odbierając mu radość, odwagę i chęć do życia. Często czuł się zagubiony, 
bezradny i bezbronny. Pewnego wieczoru podczas rekolekcji, po udaniu się na spoczynek 
ogarnął go jeden z tych neurotycznych lęków, z powodu których spędzał niekiedy bezsenne 
noce. Tego wieczoru,  uzbrojony  w różne informacje i metody walki z lękiem, postanowił 
zmagać się z nim konsekwentnie. Nie chciał mu się poddać. Wstał z łóżka, zaczął jeszcze 
raz czytać rekolekcyjną broszurę o lęku, żeby sobie uświadomić raz jeszcze, że są to tylko 
jego   własne   subiektywne   i neurotyczne   odczucia.   Niewiele   to   pomagało.   Nie   mógł   się 
uspokoić.   Dalej   sięgnął   po   reguły   o rozeznawaniu   duchowym   św.   Ignacego   Loyoli,   by 
pełniej uświadomić sobie, że jego lęk nie pochodzi od Pana Boga i to nie On dręczy go nim. 
Ale i ta duchowa wiedza o lęku nie uspokoiła go wcale.

Zaczął usilnie się modlić przez dłuższy czas. Wreszcie zmęczony swoją walką i modlitwą, 
rozczarowany   swoimi   nowymi   umiejętnościami   zmagania   się   z lękiem,   zrezygnował 
i spontanicznie powiedział do Boga: Jeżeli mam się tak męczyć całą noc, niech tak będzie.  
Nie jest to pierwszy raz
. I w tym właśnie momencie lęk go opuścił. Poczuł się nagle, jakby 
cudownie, uwolniony od zmory lęku. Czuł, że zwyciężył — nie on sam, ale Bóg w nim. Aby 
podziękować   za   to   doświadczenie,   ubrał   się   i   w środku   nocy   poszedł   do   kaplicy,   by 
odprawić   Drogę   Krzyżową.   Po   powrocie   do   pokoju,   jak   wyznał,   zasnął  jak   kamień
Z pewnością   nie   należy   tego   doświadczenia   interpretować   zbyt   łatwo,   jako   całkowitego 
i pełnego pokonania całej postawy lękowej. Było to pojedyncze zwycięstwo. Lęk opanuje go 
jeszcze   nie   raz.   Nie   była   to   wygrana   wojna,   ale   jedynie   mała   bitwa.   W odczuciu   tego 
młodego człowieka był to jednak moment  decydujący. To jedno przeżycie odebrał jako 
wielką obietnicę, iż może wygrywać nie tylko drobne bitwy, ale całe wojny. Stwierdził:  Lęk 
nie musi mną rządzić
.

Przywołajmy   w tej   modlitwie   kilka   momentów   bardzo   krytycznych,   w których 
doświadczyliśmy własnej bezradności i ludzkiej niemocy, momentów, które domagały się 
od nas bezwarunkowego powierzenia się Bogu. Zauważmy sprzeczność istniejącą pomiędzy 
pragnieniem   powierzenia   Bogu   naszego   życia,   a oporem   wynikającym   z lęku   i obawy 
o siebie, z naszej małoduszności, egoizmu, z niewiary, z przywiązania do rzeczy, do ludzi. 
Jakie   były   nasze   decyzje   serca   w tych   trudnych   i decydujących   chwilach?   Co   w nas 
zwyciężało? Czy w naszych wyborach serca byliśmy podobni choć trochę do Abrahama, do 
Jezusa czy do tego młodego człowieka, o którym wspominaliśmy?

3. Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego 

Wezwanie   skierowane   do   Abrahama   —   złożenie   syna   w ofierze   —   wpisuje   się   w cały 
kontekst kulturowy i religijny czasów, w których żył Patriarcha. Narody Palestyny owych 
czasów, składały na ofiarę bogom swoje dzieci. Interpretacja tej próby w naszym kontekście 
kulturowym   i religijnym   jest   nieporozumieniem.   Zgorszenie   wielu  humanistów  i innych 
obrońców człowieka  tą próbą zesłaną przez Boga na Abrahama,  jest nie tylko wyrazem 
braku   rozumienia   kulturowych   uwarunkowań   ludzkich   zachowań,   ale   także   wyrazem 

background image

pewnej obłudy. Bóg jest dawcą życia ludzkiego, Panem tego życia i ma prawo zażądać go 
od człowieka.

Wezwania Boże, choć są zawsze wpisane w kontekst kulturowy, w którym człowiek żyje, to 
jednocześnie go przekraczają. Bóg koryguje i poprawia człowieka. Bóg pogłębia i rozwija 
pojmowanie   ofiary   przez   człowieka.   Wszelkie   zewnętrzne   ofiary   są   tylko  pomocą
symbolem ofiary serca — skruchy serca. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz,  
Boże, sercem pokornym i skruszonym
 (Ps 51, 19).

W szczytowym momencie próby, podobnie jak na jej początku, Jahwe wzywa Patriarchę po 
imieniu. Tym razem wzywa  dwukrotnie:  Abrahamie, Abrahamie!  Wzywa  więc mocniej. 
Wyraźniej   odwołuje   się   do   ich   wzajemnej   przyjaźni.   W każdym   swoim   działaniu   Bóg 
odwołuje się do intymnej więzi, jaka łączy Go z człowiekiem. Czyni to zarówno wtedy, 
kiedy człowieka poddaje próbie i zabiera mu  pocieszenie duchowe i odczuwalną miłość
(por.   ĆD,   322)  jak   również   wówczas,   kiedy   go   ocala,   pociesza,   podnosi   i zbawia.   Bóg 
zawsze działa z miłości.

Nie  podnoś ręki na chłopca  i nie czyń  mu nic złego!  — mówi   Anioł w imieniu Jahwe. 
Zabicie Izaaka byłoby złem. Męka i śmierć Jezusa sama w sobie jest złem. Nasze smutki, 
strapienia, choroby, cierpienia i śmierć same w sobie są złem. Bóg nie ma upodobania w złu. 
Bóg go nie pragnie. Zło, cierpienie i śmierć jest tak samo dramatem Boga jak i dramatem 
człowieka. Ten dramat człowieka Bóg–Człowiek wziął na siebie: On się obarczył naszym 
cierpieniem, On dźwigał nasze boleści
 (Iz 53, 4).

Ale to zło samo w sobie może być wykorzystane przez Boga jako miejsce spotkania, jako 
szczególna okazja do zbudowania jeszcze głębszej więzi zaufania i miłości. To, co jest samo 
w sobie złe, może stać się miejscem  oczyszczenia  człowieka. Jeżeli Bóg dopuszcza  zło  na 
nas, to w tym celu, abyśmy poznali, kim On jest dla nas i na czym polega nasz związek 
z Nim.

W obecnej   kontemplacji   przywołajmy   raz   jeszcze   w naszej   wyobraźni   tę   dramatyczną 
chwilę,  w której Abraham posłuszny Jahwe  pragnie  złożyć  na ofiarę  Izaaka. Zauważmy 
determinację Patriarchy. Jest ona bowiem znakiem i zapowiedzią  determinacji Boga–Ojca 
i wyrazem Jego nieskończonej miłości do człowieka–grzesznika: On, który nawet własnego  
Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego 
nam nie darować? 
(Rz 8, 32).

Prośmy   w tej   kontemplacji   o mądrość   Abrahama,   o mądrość   Jezusa,   która   pozwoli   nam 
przeczuć  sens  trudnych doświadczeń życiowych: tych, w których sami uczestniczymy, jak 
również i tych, które dosięgają osób nam bliskich. Prośmy, abyśmy nie usprawiedliwiali 
Boga w jakiś tani sposób z powodu cierpienia, śmierci i zła, jakie istnieją na świecie. Tanie 
tłumaczenie   Boga   spłaszcza   zarówno   obraz   Boga,   jak   też   samą   ludzką   rzeczywistość. 
Prośmy także, byśmy nie ulegali równie niebezpiecznej pokusie oskarżania Boga i czynienia 
Go osobiście i bezpośrednio odpowiedzialnym za każde zło istniejące na świecie. Każde zło, 

background image

które ostatecznie zawsze pozostanie dla nas jakąś tajemnicą, wiąże się z ludzkim grzechem: 
grzechem pierworodnym oraz z naszym grzechem osobistym.

4. Barana złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna

Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. 
Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna
.

Izaak   ocalał.   Ojcowie   Kościoła   widzieli   w ocaleniu   Izaaka   proroctwo   odnoszące   się   do 
każdego człowieka. Każdy z nas ocalał tylko dlatego, że Jezus Chrystus, Baranek Boży, 
oddał   się   za   nas   w całopalnej   ofierze   na   krzyżu.   Zagubiona   owca,   baranek   uwikłany 
w zaroślach, z jednej strony  symbolizuje  grzesznika uwikłanego w grzechu, ale z drugiej 
strony jest także obrazem Boga–Człowieka, który sam dobrowolnie  uwikłał  się w ludzką 
nieprawość   biorąc   na   siebie   jej   tragiczne   skutki.   Poprzez   Wcielenie   dokonuje   się 
utożsamienie  grzesznika z Jezusem. Syn Boży stając się człowiekiem staje się  pierwszym 
grzesznikiem
,   nie   poprzez   grzechy   osobiste,   ale   poprzez   skutki   wszystkich   naszych 
grzechów, które spadły na Niego: On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze  
winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas
 (Iz 53, 5).

dał Abraham miejscu temu nazwę Jahwe widzi. Stąd to mówi się dzisiaj: Na wzgórzu  
Jahwe się ukazuje
. Miejsce ofiarowania Izaaka, podobnie jak miejsce ukrzyżowania Jezusa, 
dzięki   interwencji   Boga,   staje   się   jednocześnie   miejscem   ocalenia   życia,   miejscem 
zmartwychwstania.

Jahwe widzi wszystko. Wszystko w naszym życiu dzieje się pod czułym,  widzącym okiem 
Boga. Poprzez trudności i ludzkie słabości On sam nas prowadzi do życia. Poprzez krzyż 
i śmierć prowadzi nas do zmartwychwstania. Wyrażenie Jahwe widzi jest innym nazwaniem 
Bożej   Opatrzności.   Doświadczenie   próby   pozwala   zawsze   jednocześnie   doświadczyć 
Bożego wejrzenia, doświadczyć Bożej Opatrzności.

Na wzgórzu Jahwe się ukazuje. Pan ukazuje się — objawia się człowiekowi w tym miejscu, 
w którym człowiek przyjmie najtrudniejszą Jego wolę i zaufa jej bez reszty. Wola Boża jest 
zawsze miejscem objawiania się Boga człowiekowi; wola Boża jest miejscem spełnienia się 
obietnicy danej człowiekowi przez Boga.

Góra Moria, na której Abraham wypełnił wolę Jahwe, jak również góra Golgota, na której 
Jezus wypełnił wolę swojego Ojca stają się górami obietnicy. Do Abrahama Jahwe mówi: 
Przysięgam na siebie, wyrocznia Jahwe, że ponieważ uczyniłeś to, iż nie oszczędziłeś syna  
twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie...  
Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego, że  
usłuchałeś mego  rozkazu
. Sam  Bóg gwarantuje spełnienie się tej  obietnicy.  Bóg  życiem 
swojego   Jednorodzonego   Syna   gwarantuje,   że   spełni   się   to,   co   obiecuje.   A ponieważ 
człowiek i tak Bogu nie uwierzył, Bóg–Człowiek oddał życie dla uwiarygodnienia swojej 

background image

obietnicy. Jezus Chrystus, Jego śmierć i Zmartwychwstanie, jest spełnieniem przysięgi Boga 
Jahwe danej Abrahamowi i jego potomstwu.

Jezus   na   górze   Golgocie   również   otrzymuje   obietnicę:  Po   udrękach   swej   duszy,   ujrzy  
światło  i nim  się nasyci.  Zacny  mój Sługa  usprawiedliwi  wielu.  (...) Dlatego  w nagrodę 
przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował  
i policzony został pomiędzy przestępców
 (Iz 53, 11–12).

Ale   Jezus   Chrystus,   który   otrzymuje   obietnicę,   jednocześnie   ją   spełnia.   Tajemnica 
Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia, Zesłania Ducha Świętego, tajemnica Kościoła jest 
spełnieniem obietnicy Boga danej człowiekowi. Obietnica dana Abrahamowi jest tą samą 
obietnicą, którą Jahwe powtórzy później Izaakowi oraz jego synowi Jakubowi. Jest to ta 
sama   obietnica,   którą   otrzyma   także   król   Dawid,   Salomon,   wszyscy   prorocy.   Tę   samą 
obietnicę  otrzyma  Maryia,  Apostołowie.  Tę   samą   obietnicę  otrzymuje   dziś  każdy  z nas. 
Jezus Chrystus nie tylko otrzymuje obietnicę, ale On sam ją ostatecznie spełnia. On sam 
staje się obietnicą. To jednocześnie w Abrahamie i w Jezusie Chrystusie Bóg  błogosławi 
każdemu   człowiekowi.   W Abrahamie   i   w Jezusie   Chrystusie  wszystkie   ludy   ziemi   życzą  
sobie szczęścia
.

Prośmy w tej kontemplacji o wewnętrzne odczucie, iż każda Boża obietnica i każde Jego 
działanie ma na celu ostatecznie szczęście człowieka. Tylko głębokie przekonanie wiary, iż 
w każdej   woli   Bożej   ukrywa   się   nasze   szczęście,   może   sprawić,   że   staje   się   ona 
przedmiotem   naszych   pragnień   i tęsknot.   Święci,   ludzie   do   końca   oddani   Bogu,   są 
szczęśliwi   już   na   ziemi.   Dawali   temu   nieraz   świadectwo   właśnie   w momentach 
największych prób i doświadczeń wewnętrznych, podobnych do próby Abrahama i Jezusa. 
Cierpienie   związane   z wyrzekaniem   się   siebie   i własnej   woli   nie   czyniło   ich 
nieszczęśliwymi.   Prośmy   o wewnętrzne   poznanie   prawdy   ewangelicznego   paradoksu,   że 
Jezusowe jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie (por. Mt 11, 30).

IV. OSTATNIA WIECZERZA

 

Nadchodziła   uroczystość   Przaśników,   tak   zwana   Pascha.   Arcykapłani   i uczeni   w Piśmie 
szukali   sposobu,   jak   by   Go   zabić,   gdyż   bali   się   ludu.   Wtedy   szatan   wszedł   w Judasza, 
zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami 
i dowódcami straży, jak ma im Go wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu 
pieniądze. On zgodził się i szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu. Tak  
nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana 
z poleceniem: Idźcie i przygotujcie nam Paschę, byśmy mogli ją spożyć. Oni Go zapytali:  
Gdzie chcesz, abyśmy ją przygotowali? Odpowiedział im: Oto gdy wejdziecie do miasta,  
spotka się z wami człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim do domu, do którego wejdzie,  
i powiecie gospodarzowi: Nauczyciel pyta cię: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć  

background image

Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną; tam przygotujecie. Oni poszli,  
znaleźli tak, jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy nadeszła pora, zajął miejsce  
u stołu   i Apostołowie   z Nim.   Wtedy   rzekł   do  nich:  Gorąco   pragnąłem   spożyć   tę   Paschę  
z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się  
spełni w Królestwie Bożym. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: Weźcie  
go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu 
winnego   krzewu,   aż   przyjdzie   Królestwo   Boże.   Następnie   wziął   chleb,   odmówiwszy  
dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane:  
to czyńcie na moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to Nowe  
Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana
 (Łk 22, 1–20).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Ostatnią Wieczerzę Jezusa wraz z Jego 
uczniami. Chciejmy skupić naszą uwagę na momencie ustanowienia Eucharystii. Zauważmy 
jak Jezus bierze chleb, odmawia dziękczynienie, łamie go i podaje uczniom mówiąc: To jest 
Ciało   moje,   które   za   was   będzie   wydane
.   Następnie   bierze   kielich   z winem,   również 
błogosławi, podaje uczniom mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Będziemy   prosić   o łaskę   uczestniczenia   z Jezusem   w Jego 
męce i śmierci, byśmy mogli razem z Nim doświadczyć tego, co działo się w Jego sercu 
w tych   dramatycznych   dla   Niego   chwilach.   Prośmy   także,   abyśmy   kontemplując   mękę 
poznali wierność Jezusa swojemu Ojcu oraz abyśmy poznali Jego nieskończoną miłość do 
swoich   uczniów.   Będziemy   też   prosić   o wielką   miłość   do   Eucharystii,   by   Msza   św., 
Komunia św. i adoracja Najświętszego Sakramentu stały się dla nas źródłem intymnego 
zjednoczenia z Bogiem oraz źródłem coraz pełniejszej miłości braterskiej.

1. Judasz szukał sposobności, żeby im Go wydać 

Kiedy   Judasz   Iskariota   dołączył   w charakterze   zdrajcy   do   spisku   Sanhedrynu   przeciw 
Jezusowi, wszystko było gotowe, aby Chrystusa aresztować. Szukano jedynie okazji, aby 
uczynić   to   bez   wywoływania   zamieszek.   Jezus   bowiem   miał   ciągle   wielu   zwolenników 
wśród ludu. Judasz, jeden z Dwunastu, mając bezpośredni dostęp do Mistrza o każdej porze 
dnia i nocy, postanowił ułatwić faryzeuszom uwięzienie Jezusa i sam  szukał sposobności, 
żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu
  (Łk 22, 6). W takiej atmosferze zdrady i osaczenia 
Jezus i Jego uczniowie mieli wspólnie spożyć Wieczerzę Paschalną.

Do spraw związanych z przygotowaniem Paschy Jezus wybrał najbardziej zaufanych: Piotra 
i Jana, i im polecił przygotować Ostatnią Wieczerzę. Oni Go zapytali: Gdzie chcesz, abyśmy  
ją   przygotowali?   Odpowiedział   im:   Oto   gdy   wejdziecie   do   miasta,   spotka   się   z wami 
człowiek   niosący   dzban   wody.   Idźcie   za   nim   do   domu,   do   którego   wejdzie,   i powiecie 
gospodarzowi:   Nauczyciel   pyta   cię:   Gdzie   jest   izba,   w której   mógłbym   spożyć   Paschę  
z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną; tam przygotujecie.
  (Łk 22, 9–12). 
W taki  oto   zakonspirowany  sposób  Jezus   wskazuje   miejsce   uczty,   aby  Judasz   nie   mógł 
powiadomić   o nim   wrogów   Jezusa.   Chrystus   pragnął   udaremnić   w ten   sposób   swoje 
aresztowanie przed odbyciem uczty lub też w czasie jej trwania.

background image

Chciejmy wczuć się w tę atmosferę zagrożenia i spisku, która otaczała Jezusa przed Ostatnią 
Wieczerzą. Zauważmy, że Jezus nie podejmuje żadnych kroków, aby zdemaskować zdrajcę 
i w ten sposób udaremnić cały spisek. Jezus, Bóg–Człowiek, zna wszystkie wydarzenia, 
przez które będzie musiał przejść. On jakby sam kieruje nimi; wchodzi w nie dobrowolnie. 
Chrystus pozwala się osaczyć przez wrogów, a najbliższemu uczniowi nie przeszkadza, aby 
Go zdradził. W ten sposób spełnia się wola Ojca.

Prośmy, abyśmy przeniknęli naszym sercem oddanie i wierność Jezusa swojemu Ojcu oraz 
abyśmy poznali Jego nieskończoną miłość do swoich uczniów (także do Judasza) i Jego 
miłosierdzie wobec wszystkich nieprzyjaciół.

2. Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami 

Dla Żydów Pascha była najpiękniejszym i najbardziej czystym świętem. Obchodzili ją tak,  
jak nakazał im Bóg w czasach niewoli egipskiej
 (J.–P. Roux). Pascha była także centralnym 
świętem, wokół którego skupiało się całe życie religijne Narodu Wybranego. Każdy Żyd 
tęsknił za Paschą i wyczekiwał jej. Również Jezus tęsknił za tą Ostatnią Paschą. Daje temu 
wyraz   na   samym   początku   Wieczerzy:   A gdy   nadeszła   pora,   zajął   miejsce   u stołu 
i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, 
zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę aż się spełni  
w Królestwie Bożym
 (Łk 22, 14–16).

Wreszcie nadeszła poragodzina (por. J 13, 1) oczekiwana przez Jezusa z jakąś niezwykłą 
Boską miłością i ludzką udręką (por. Łk 12, 50). Mówił o niej swoim uczniom wiele razy, 
ale oni nie zrozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi tak, że go nie pojęli (Łk 
9, 45). Jezus karci  wprawdzie swoich uczniów za ten brak zrozumienia, ale nie zniechęca 
się. Z cierpliwością przypomina im o mającej nadejść  godzinie przejścia z tego świata do 
Ojca
, ponieważ zaufał swoim umiłowanym uczniom do końca, jak Ojciec zaufał Jemu. To 
miłość Jezusa do uczniów kazała Mu wierzyć, że nadejdzie także dla nich czas zrozumienia 
tajemnicy Jego męki, śmierci i Zmartwychwstania.

Gdy (...) zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim: Jezus nie zwraca już uwagi na słabość 
uczniów,   która   za   kilka   godzin   jeszcze   raz   objawi   się   z całą   mocą.   W najtrudniejszym 
momencie   wszyscy   Go   opuszczą.   W tym   momencie   jednak   Jezus   pragnie   całkowicie 
otworzyć   swoje   serce   przed   uczniami   objawiając   im   swoją   miłość:  Gorąco   pragnąłem 
spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał
. Ten  krótki czas, jaki im pozostał, pragnie 
spędzić z nimi w całkowitej jedności, miłości i pokoju.

Uroczysty czas uczty paschalnej, czas przyjaźni i wzajemnej miłości staje się zapowiedzią 
wiecznego przebywania razem z uczniami w Królestwie Bożym. Ta wieczerza jest ostatnią 
tutaj na ziemi i nie będzie już innej, aż przyjdzie ta wieczna, w Królestwie niebieskim.

Kontemplujmy Jezusa zasiadającego z uczniami do Ostatniej Wieczerzy. Chciejmy wczuć 
się   w ten   uroczysty,   podniosły   nastrój,   nad   którym   unosi   się   jednak   ciężka   atmosfera 

background image

bliskiego rozstania i niepewności uczniów. Dołączając do grona Dwunastu poczujmy się 
zaproszeni do stołu. Wsłuchujmy się w słowa Jezusa, przypatrujmy się Jego postawie, Jego 
gestom.   Przyjmijmy   z radością   słowa:  Gorąco   pragnąłem   spożyć   tę   Paschę   z wami.   Te 
słowa   Chrystus   powtarza   nam   w każdej   Eucharystii,   która   jest   uobecnieniem   Ostatniej 
Wieczerzy.

Dziękujmy   Jezusowi   za   Jego  gorące   pragnienie   spożywania   Paschy   z nami.   Prośmy 
również, abyśmy nigdy nie zobojętnieli na tę miłość, by Jego zaproszenie budziło w nas 
ciągły   niepokój   serca:   nienasyconą   tęsknotę   za   Jego   nieskończoną,   odwieczną   miłością. 
Módlmy się także o głębokie przekonanie wewnętrzne, iż gorąca miłość Boga do nas nie 
ulega zniweczeniu czy pomniejszeniu wskutek naszych ludzkich słabości. Miłość Boga nie 
zależy od naszej ludzkiej ułomności i biedy.

3. Łamanie Chleba, błogosławienie Kielicha

W czasie uroczystego posiłku paschalnego Jezus odmawiał z uczniami przepisane modlitwy. 
Spożyli wspólnie baranka paschalnego przygotowanego według szczegółowego przepisu; 
spożywano też niekwaszony chleb, kosztowano wina, gorzkich ziół oraz czerwonego sosu 
przyrządzanego w starodawny sposób. Spożywanie potraw, picie wina i ziół odbywało się 
według ściśle określonej kolejności i według przepisanego rytuału.

Kiedy jednak zakończono przepisaną ucztę, Jezus wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie  
połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na  
moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze  
we Krwi mojej, która za was będzie wylana
. Wszystkie modlitwy i gesty w czasie Paschy 
żydowskiej, które wykonywał ojciec rodziny czy mistrz wspólnoty, były określone przez 
prawo   i należało   trzymać   się   ich   bardzo   wiernie.   Stąd   też   niemałym   zaskoczeniem   dla 
uczniów musiały być te dwa nowe w swej treści obrzędy: łamanie chleba i błogosławienie 
kielicha
.

Uczniowie   jedli   podany   im  połamany   chleb,   który   uobecniał  wydane  i połamane  przez 
straszliwą   mękę   i śmierć   krzyżową   Ciało   Jezusa.   Pili   także  błogosławione   wino
uobecniające  w sposób  realny wylaną za nich krew Syna Bożego.  Śmierć Jezusa, która 
nastąpiła   kilka   godzin   później   na   Kalwarii,   już   się   dokonała   w momencie   ustanowienia 
Eucharystii, w czasie absolutnym, mistycznym
  (J.–P. Roux). W ten sposób Bóg–Człowiek 
w czasie   Ostatniej   Wieczerzy,   antycypuje   to,   co   ma   się   wnet   rozegrać.   Wydał   już 
w Wieczerniku swe życie na ofiarę za nasze grzechy (por. Iz 53, 10).

Co   rozumieli   uczniowie,   którzy   przed   chwilą   spożywali   to   Ciało   i tę   Krew?  —  pyta   F. 
Mauriac. Syn Człowieczy był z nimi przy stole i jednocześnie każdy z nich czuł Go w sobie 
samym, czuł, jak pulsuje życiem, jak goreje niby płomień, który jest orzeźwieniem i rozkoszą. 
Po raz pierwszy na tym świecie dokonał się cud posiadania Tego, którego się umiłowało,  
wcielenia się w Niego, żywienia się Nim, zjednoczenia się z Jego istotą, przekształcenia się  
w Jego żywą miłość
.

background image

W obecnej   kontemplacji   prośmy   gorąco,   abyśmy   przezwyciężając   przyzwyczajenie, 
osłuchanie czy może nawet pewną religijną rutynę, pozwolili Jezusowi odsłonić przed nami 
rąbka wielkiej tajemnicy wiary, która w niej jest ukryta. Módlmy się, aby i w nas dokonał się 
cud posiadania Tego, którego pragniemy miłować, wcielenia się w Niego, żywienia się Nim,  
zjednoczenia się z Jego istotą, przekształcenia się w Jego żywą miłość
 (F. Mauriac).

4. To czyńcie na moją pamiątkę! 

Po dokonaniu  łamania chleba  i błogosławieniu kielicha  Jezus poleca uczniom:  To czyńcie 
na   moją   pamiątkę!
  Kościół   wypełnia   te   słowa   Jezusa   w sposób   dosłowny.   W obrzędzie 
Mszy św. kapłan bierze najpierw kawałek niekwaszonego chleba, jakiego Żydzi używali 
w czasie Paschy, i powtarza nad nim słowa Jezusa:  To jest Ciało moje...  Następnie bierze 
odrobinę wina zmieszanego z kilku kroplami wody i mówi: To jest Krew moja... Wierzymy 
mocno,   że   poprzez   powtórzenie   przez   kapłana   tych   prostych   słów   i gestów   Jezusa 
uobecniamy   w sposób   rzeczywisty   Jego   śmierć   krzyżową   i Jego   Zmartwychwstanie. 
Wierzymy również, iż ten sakramentalny znak dokonuje również rzeczywistej przemiany 
chleba w Ciało Jezusa, a wina w Jego Krew. Przemienione chleb i wino spożywane przez 
nas staje się naszą  komunią, źródłem najgłębszego zjednoczenia z Jezusem oraz między 
braćmi.

W obecnej   kontemplacji   obejmijmy   pamięcią   i wyobraźnią   nasze   uczestnictwo 
w Eucharystii w ciągu całego naszego życia. W sposób szczególny chciejmy powrócić do 
przeżycia   pierwszej   Komunii   świętej.   Przywołajmy   całą   atmosferę   święta,   radości 
i życzliwości tego dnia. Jeżeli to możliwe, odszukajmy zdjęcia z Pierwszej Komunii św., 
aby w ten sposób pomóc sobie w przywołaniu tej atmosfery. W tym kontekście dziękujmy 
Jezusowi   za   Jego   eucharystyczną   obecność   w tym   dniu   i   w całym   naszym   późniejszym 
życiu.

Zauważmy   jednak,   że   nasze   uczestnictwo   we   Mszy   św.   nie   zawsze   było   naznaczone 
atmosferą   miłości,   radości   i święta.   Było   ono   niekiedy   uwikłane   w ludzką   słabość, 
w lenistwo,   w rutynę,   brak   uwagi   i skupienia.   Przeprośmy   Jezusa,   iż   tak   często 
przystępowaliśmy  do sprawowania Jego Pamiątki z małą  wiarą i bez większego wysiłku 
duchowego.   Prośmy   Go   o wielką   miłość   do   Eucharystii.   Prośmy   także,   aby   Msza   św., 
Komunia św. i adoracja Najświętszego Sakramentu stały się dla nas źródłem intymnego 
zjednoczenia z Bogiem oraz źródłem coraz pełniejszej wzajemnej miłości braterskiej.

5. Sakrament kapłaństwa

Ostatnia   Wieczerza   jest   momentem   ustanowienia   nie   tylko   sakramentu   Eucharystii,   ale 
również sakramentu kapłaństwa. To do swoich umiłowanych uczniów Jezus powiedział: To 
czyńcie   na   moją   pamiątkę!
  W ten   sposób   zostali   ustanowieni   pierwszymi   szafarzami 
Eucharystii.

background image

A oto dwa piękne świadectwa Ojców Kościoła, które mogą nam pomóc zrozumieć wielkość 
i głębię tajemnicy hierarchicznego kapłaństwa: Kapłani są pośrednikami pomiędzy Bogiem  
a człowiekiem, a przez swe słowa odpędzają niegodziwość spośród ludzi. Klucz miłosierdzia  
Bożego został złożony w ich ręce i rozdzielają życie ludziom wedle swej woli. Umocniła ich  
moc ukryta, (...) aby mogli wykazać w sposób widzialny miłość Boga. (...) Swą miłość okazał  
On w sakramencie, który przekazał istotom ziemskim, aby dzięki temu darowi ludzie umieli  
współczuć   innym   ludziom.   Swój   dar   potężny   przekazał   kapłanom   Kościoła,   aby   nim  
umacniali słabych ludzi, którzy zawinili przez grzech.

kapłanie, jak wielką jest funkcja, którą sprawujesz, jakże czcigodni są szafarze ognia  
i ducha! Któż wyrazi w sposób dostateczny wielkość twego urzędu, przekraczającego swoją  
mocą istoty niebieskie. (...) Anioł jest kimś wielkim, (...) ale jeśli porównać twoje posługi do  
jego, to jest od ciebie mniejszy. Serafin jest święty, Cherubin jest piękny (...) Gabriel jest  
chwalebny, Michał jest wielki — ich imię jest już tego świadectwem, a jednak w każdej 
chwili kłaniają się przed tajemnicą złożoną w twoje ręce. (...) Z miłością poddają się woli  
ukrytej w sprawowanych przez ciebie tajemnicach i czczą funkcje przez ciebie spełniane.  
(...) Podziwiajmy wielkość twego urzędu pełnego majestatu, który poddał swej mocy niebo  
i ziemię. Kapłani Kościoła otrzymali moc na ziemi i rozkazują bytom niebieskim i ziemskim 
(Narsai, 502 r.).

Św.   Jan   Chryzostom   napomina   natomiast,   aby   nasze   życie   było   zgodne   z wielkością 
powołania,   które   nam   zostało   dane:  Słuchajmy   my   kapłani   i ci,   którzy   są   im   poddani,  
jakiegośmy dostąpili zaszczytu, słuchajmy i drżyjmy! Dał nam bowiem na spożycie swoje  
Święte Ciało, siebie samego dał nam na ofiarę. Jakże się usprawiedliwiamy, jeśli po takim  
pokarmie dopuszczamy się takich grzechów, gdy pożywając Baranka, stajemy się wilkami,  
gdy pożywając Baranka, stajemy się żarłoczni jak lwy? Ta bowiem tajemnica Eucharystii  
wymaga, abyśmy byli wolni nie tylko od zdzierstwa, ale nawet od małej nieprzyjaźni. Ta  
tajemnica jest tajemnicą pokoju i nie pozwala, abyśmy przywiązywali się do bogactw. Jeśli  
bowiem   on   nie   oszczędził   siebie   samego,   to   na   co   zasługiwalibyśmy,   gdybyśmy   dbali  
o majątek, a nie dbali o duszę, dla której On siebie nie szczędził?

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   sobie   przypomnieć   wszystkich   kapłanów,   który 
towarzyszyli i nadal towarzyszą nam w naszej drodze duchowej. Podziękujmy Jezusowi za 
ich posługę, za ich pracę, za ich trud. Módlmy się za nich, aby świadectwo ich słowa było 
zgodne ze świadectwem ich życia, aby odpowiadali hojnie na swoje powołanie.

Jeżeli   natomiast   jesteśmy   sami   kapłanami   lub   też   przygotowujemy   się   do   tej   posługi, 
chciejmy wejść w całą historię naszego powołania kapłańskiego i z tej perspektywy zadajmy 
sobie   kilka   zasadniczych   pytań:   Czy   jestem   wdzięczny   Bogu   za   dar   powołania?   Czy 
pielęgnuję w moim życiu intymny, oblubieńczy związek z Jezusem? W jaki sposób moje 
kapłaństwo   wpływa   na   moje   codzienne   życie:   na   moją   modlitwę,   posługę   bliźnim, 
sprawowaną   Eucharystię?   Czy   staję   się   podobny   do   Jezusa   ubogiego,   czystego 
i posłusznego Ojcu?

background image

V. UMYCIE NÓG APOSTOŁOM

 

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego 
świata   do   Ojca,   umiłowawszy   swoich   na   świecie,   do   końca   ich   umiłował.   W czasie 
wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać,  
wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał 
od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody  
do   miednicy.   I zaczął   umywać   uczniom   nogi   i ocierać   prześcieradłem,   którym   był  
przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi  
umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później  
będziesz   to   wiedział.   Rzekł   do   Niego   Piotr:   Nie,   nigdy   mi   nie   będziesz   nóg   umywał.  
Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do  
Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę! Powiedział do niego  
Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, 
ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście  
czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich:  
Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze 
mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście 
powinni   sobie   nawzajem   umywać   nogi.   Dałem   wam   bowiem   przykład,   abyście   i wy   tak 
czynili, jak Ja wam uczyniłem
 (J 13, 1–15).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie Jezusa, który wstaje od wieczerzy, 
zdejmuje wierzchnią szatę, bierze prześcieradło, przepasuje się nim. Następnie nalewa wody 
do   miednicy.   Podchodzi   do   uczniów   i zaczyna   im   umywać   nogi.   Wsłuchajmy   się   też 
w słowa Jezusa: Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić, abyśmy w geście umycia nóg przez Jezusa 
odkryli tajemnicę pokory Boga wobec człowieka oraz tajemnicę delikatności i kruchości 
Jego   Boskiej   miłości   wobec   każdego   z nas.   Prośmy   o pokorne   uznanie,   iż   także   nasze 
doświadczenie miłości jest kruche, ponieważ buduje na naszej  kruchej  wolności. Módlmy 
się,   abyśmy   coraz  odważniej  otwierali  się  na  miłość,  byśmy  umieli  o nią  prosić:   prosić 
o przyjęcie miłości i o ofiarowanie jej nam.

1. Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? 

W obecnej   kontemplacji   powrócimy   do   jednego  szczegółu  Ostatniej   Wieczerzy,   który 
stosunkowo szeroko opisuje św. Jan Ewangelista: do umycia nóg uczniom przez Jezusa. 
Umywanie   nóg   było   prostą   czynnością   wykonywaną   nieraz   wielokrotnie   w ciągu   dnia. 
W umyciu nóg w czasie Ostatniej Wieczerzy nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, 
że gestu tego dokonał właśnie Jezus. Umywanie nóg było bowiem niską posługą, którą 
zwyczajnie   wykonywali   tylko   niewolnicy   (por.   1   Sam   25,   41).   Na   pewno   nigdy   nie 
wykonywał jej w rodzinie ojciec rodziny, a we wspólnocie mistrz wspólnoty.

background image

Tym niezwykłym gestem Chrystus objawia uczniom tę samą  tajemnicę Boskiej miłości, 
którą   wyrazi   podczas   tej   samej   Wieczerzy   poprzez   ustanowienie   Eucharystii.   Egzegeci 
podkreślają, że umycie nóg Apostołom zastępuje u św. Jana opis ustanowienia Eucharystii, 
którego brakuje w jego Ewangelii. Zarówno poprzez umycie nóg, jak i poprzez Eucharystię 
Jezus pragnie zapewnić umiłowanych uczniów o swojej nieskończonej miłości: miłości  aż 
do końca
. Tą miłością darzy każdego z nich, niezależnie od tego, kim jest w danej chwili. 
Jezus nie patrzy teraz na swoich uczniów przez pryzmat ich opornych serc, przez pryzmat 
ich niewierności, która niedługo jeszcze raz objawi się z całą mocą.

Jezus dobrze wie, że w czasie zagubienia się uczniów w dniu Jego męki, doświadczenie 
Jego miłości będzie dla nich oparciem. Jego miłość będzie ich nadzieją. Jezus wie również, 
iż   światło   Jego   miłości   rozproszy   ciemności   złączone   z Jego   cierpieniem,   poniżeniem, 
z Jego   okrutną   śmiercią   na   krzyżu.   To   właśnie   doświadczenie   miłości   Jezusa   uchroni 
uczniów przed ostatecznym zwątpieniem i rozpaczą.

Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy  
swoich na świecie, do końca ich umiłował
. Godzina przejścia staje się godziną największego 
i najbardziej wyraźnego świadectwa o miłości Boga do człowieka. W chwili poprzedzającej 
przejście  Jezus nie chciał używać samych słów. Do słów Mistrza Jego uczniowie już się 
trochę przyzwyczaili. Jezus chciał użyć mocnego i bardzo wyrazistego znaku; znaku, który 
wzbudzając zdziwienie i zaskoczenie, zostanie zapamiętany przez uczniów na zawsze.

Jezus wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem  
nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był  
przepasany
.   W obecnej   modlitwie   przypatrujmy   się   ze   zdziwieniem   każdemu   gestowi 
Jezusa:   patrzmy,   jak   Jezus   wstaje   od   stołu,   zdejmuje   wierzchnią   szatę,   przepasuje   się 
szerokim płótnem, nalewa wody do miednicy, bierze ją i podchodzi do każdego z uczniów 
i umywa mu nogi.

Zauważmy proste i naturalne zachowanie się Jezusa oraz zdziwienie i zaskoczenie uczniów. 
Każdy z nich  zadaje sobie  pytanie,  co  On  robi?  Piotr daje  wyraz  swojemu  zaskoczeniu 
i zdziwieniu: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? (...) Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał
Zdziwienie Piotra i innych Apostołów pięknie opisuje Cyryllonas, syryjski pisarz z V w.: 
Pan ochoczo umywał uczniom nogi i z radosnym obliczem im służył. Ujął ich stopy, a nie 
spłonęły, umywał je i nie zajęły się płomieniem, oczyścił ich ze śladów wysiłku i zmęczenia 
i umocnił  na  drogę.  Przystąpił do Szymona, ten  zaniepokojony  powstał i począł  błagać: 
Aniołowie w niebie okrywają swe nogi z bojaźnią, że mogą spłonąć, a Ty, Panie przyszedłeś 
objąć nogi Szymona i służyć mu. (...) Ty, Panie, chcesz mi umyć nogi? Któż może spokojnie  
tego słuchać? Ty, Panie, chcesz mi umyć nogi: Jak to przyjmie ziemia? Wieść o Twoim 
czynie zadziwi wszak wszystkich. Ta wiadomość z ziemi nasyci duchy niebieskie.

Tym   niezwykłym   gestem   Jezus   pragnie   jeszcze   raz   powiedzieć   uczniom   to,   co   już   im 
wielokrotnie mówił słowami:  Kocham każdego z was, kocham miłością pełną, absolutną.  
Oddaję się z miłości każdemu z was. Uniżam się jak niewolnik, aby wam służyć. Wyniszczam  
własne   życie,   abyście   wy   mogli   żyć.   Klękam   przed   wami   w pokorze,   aby   was   prosić  

background image

o przyjęcie mojej miłości. Ty Piotrze, Janie, Judaszu, Mateuszu, jesteś teraz panem mojej  
miłości i możesz zrobić z nią, co zechcesz. Proszę cię jednak, abyś ją przyjął. Proszę cię, ale  
nie zmuszam cię do tego
. Prawdziwa miłość bowiem jest zawsze pokorna. Ona nigdy nie 
używa przemocy i gwałtu. Ona nigdy nie zniewala. Prawdziwa miłość zawsze daje wolność.

To   właśnie   miłość   Jezusa,   który   klęczy   u stóp   Apostołów,   objawia   nam   delikatność 
i kruchość   miłości,   każdej   miłości.   Także   miłości   Boga.   Miłość   jest   delikatna   i krucha, 
ponieważ można ją zlekceważyć, odrzucić. Także tę największą — miłość Boga, odwołując 
się do swojej wolności człowiek może zlekceważyć i odrzucić. Odrzucając ją, głęboko ją 
ranimy.   Każda   miłość   podlega   zranieniu.   Również   miłość   Boga   do   człowieka   podlega 
zranieniu.

Piotr   nie   chce,   aby   Jezus   umył   mu   nogi,   ponieważ   nie   umie   i nie   chce   zgodzić   się   na 
kruchość i delikatność miłości Boga do człowieka. Nie umie przyjąć prawdy, iż jego Mistrz 
pozwoli   się   raczej   ukrzyżować,   niż   złamie   ludzką   wolność.   Piotr   nie   chce   przyjąć 
bezradności Boga wobec złego użycia wolności przez człowieka.

Prośmy   w obecnej   kontemplacji   o odczucie   tajemnicy   delikatności   i kruchości   każdej 
miłości.   Prośmy,   abyśmy   umieli   nieustannie   rozeznawać   zmienność   naszych   uczuć, 
pragnień   i nastrojów   wewnętrznych,   które   mogą   stać   się   przyczyną   zlekceważenia 
objawiającej się w naszym życiu miłości: miłości Boga i ludzkiej miłości. Prośmy także 
o pokorne uznanie, iż nasze doświadczenie miłości budowane jest na wolności. Nikt nie 
może nam narzucić miłości, nawet sam Bóg. Ale my również nie możemy żądać miłości od 
nikogo. Możemy się jedynie na nią otwierać, możemy jedynie o nią prosić. Módlmy się, 
abyśmy umieli otwierać się na miłość, abyśmy umieli o nią prosić: prosić o przyjęcie miłości 
i o ofiarowanie nam jej. Daj mi jedynie miłość Twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza (ĆD, 
234).

W obecnej   kontemplacji   zwróćmy   szczególną   uwagę,   że   Jezus   umywa   nogi   także 
Judaszowi. Judasz nie bronił się jednak przed tym niezwykłym gestem. Uniżenie się Mistrza 
przed nim było dla niego jeszcze jednym dowodem Jego bezradności. Judasz utwierdził się, 
iż nie może naśladować Kogoś tak naiwnego. Judasz reprezentuje postawę siły, życiowego 
sprytu, cwaniactwa, które każe mu na wszystkim zarabiać. Uczeń ten — korzystając ze swej 
wolności   —   zranił   Jezusa   w Jego   miłości.   Odrzucona   miłość   zawsze   cierpi.   Także 
odrzucona miłość Boga cierpi.

Cyryllonas tak komentuje umycie nóg Judasza przez Jezusa: Jezus zbliżył się z miłością, tak 
samo do wszystkich. Przystąpił też do Judasza i umył mu nogi. Jękła ziemia, choć jest bez  
ust. Podniosły głos na ten widok kamienie w murach. Spuściłem głowę, usłyszałem głos  
płaczu. Przerażająca mowa wyszła z ust owieczek: co bardziej podziwiać i na kogo patrzeć. 
Podwójne  zdziwienie   w nas  się  rodzi.  Czy  o tym myśleć,   który  siedząc,   knuje  zabójstwo  
i zdradę, czy o tym, który pełen miłosierdzia myje nogi zbrodniarza. Dziwili się bardzo, gdy  
ręka Pańska tknęła zdrajcy. Nie wyjawił Mistrz jego złości, lecz odniósł się do niego jak do  
innych
.

background image

W obecnej   kontemplacji   przyglądajmy   się,   w jaki   sposób   Jezus   umywa   nogi   innym 
Apostołom.   Zauważmy   w sposób   szczególny,   jak   Jezus   umywa   nogi   Judaszowi.   Jest   to 
bowiem   dla   nas   niezwykły   znak   miłości,   miłości   aż   do   śmierci   i to   śmierci   krzyżowej. 
Umycie nóg Judaszowi przez Jezusa wciela w życie przykazanie miłości nieprzyjaciół.

2. Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną

Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział — mówi Jezus do 
Piotra. Chciejmy uznać z pokorą, że również i my nie rozumiemy do końca ofiarowanej nam 
przez Jezusa miłości, że często nie widzimy i nie rozumiemy tego, co On robi z nami i dla 
nas.   Przyczyną   braku   dostrzegania   i rozumienia   miłości   jest,   podobnie   jak   w przypadku 
Piotra, fałszywy obraz Boga. Nierzadko upieramy się jak Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz  
umywał nóg
.

Ale   co   naprawdę   skrywa   się   za   sprzeciwem   Piotra?   Całą   swoją   postawę   Piotr   mógłby 
wyrazić w słowach: Nie potrzebuję, Panie, Twojego uniżenia, nie potrzebuję Twojej posługi.  
Ja   sam   dam  sobie   radę.   Trzeba   mi   może   jedynie   trochę   więcej   popracować   nad   sobą.  
Trochę więcej się wysilić
, itp. Ale Jezus wyjaśnia Piotrowi: Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz  
miał   udziału   ze   Mną.   Nie,   Piotrze,   nie   dasz  sobie   rady.   Twoje   przekonanie   o własnych 
możliwościach jest fałszywe. Jeżeli nie pozwolisz, abym ci usłużył, jeżeli nie pozwolisz, abym  
umarł za ciebie, nie wytrwasz w mojej miłości, nie będziesz miał udziału ze Mną
Jeżeli się 
to nie stanie, zwróć Mi powierzone przeze Mnie klucze. Jeśli się to nie stanie, odjęta ci  
będzie władza. Jeśli się to nie stanie, nie możesz być moim uczniem. Jeśli się to nie stanie,  
nie będziesz mógł kosztować mego ciała
 (Cyryllonas).

Piotr pozwolił umyć sobie nogi, więcej, prosił nawet o umycie mu rąk i głowy. Posługę 
Jezusa  przyjął szczerze,  ale  była  to  szczerość pozbawiona głębi.  Piotr nie  znał bowiem 
naprawdę swojego serca, jeszcze bardzo uwikłanego w ludzką dumę. W swoim zadufaniu 
Piotr  jeszcze  raz  będzie  usiłował   zbawić  już  nie  tylko  siebie  samego,   ale  także  Jezusa. 
W Ogrodzie Oliwnym będzie chciał mieczem oddalić  godzinę Jezusa. Jezus nie będzie go 
już strofował, jak czynił to przedtem. Przypomni mu jedynie, że jest to metoda ludzi tego 
świata
; metoda pozbawiona sensu, ponieważ wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza  
giną
 (Mt 26, 52). Miecz powiększa jedynie zło obecne w świecie.

Dopiero trzykrotne zaparcie się Jezusa powali Piotra ostatecznie, rzuci go na kolana przed 
Jezusem. Pewny siebie Piotr zapłacze jak dziecko. Raz na zawsze zwątpi w swoje własne 
siły.   Zobaczy   w końcu   swoje   pyszne   serce.   Pozwoli   Jezusowi  obsłużyć   się.   Pozwoli 
naprawdę  umyć   sobie   nogi.   Przyjmie   Jezusową   śmierć   jako   znak   Jego   przebaczającej 
miłości.

W obecnej kontemplacji chciejmy usiąść pośród Apostołów. Wyobraźmy sobie, iż Jezus 
podchodzi do nas i także nam umywa  nogi. Przyjmijmy  ten gest bez oporu, bez buntu. 
Dziękujmy  Jezusowi  za  niego.  Jezus  czyni  to niezależnie  od tego, kim jestem i jak  Go 

background image

kocham. Na umycie nóg niczym sobie nie zasłużyłem. Jest mi ono ofiarowane całkowicie 
dobrowolnie.

Jezus pragnie mi usłużyć niezależnie od tego, co tkwi w moim sercu: czy jest ono niewinne 
i wierne jak serce Jana, czy też jest zadufane w sobie i strachliwe jak serce Piotra, czy też 
nieufne jak serce Tomasza, czy nawet skłonne do zdrady jak serce Judasza. Jezus klęka 
przede mną i błaga mnie, abym przyjął Jego posługę; prosi mnie, abym oddał Mu moje 
grzechy. Prosi mnie o to, by mógł umrzeć dla mnie. Uświadomię sobie, że oto jestem panem 
Jego   miłości
.   On   czyni   się   moim   sługą.   Mogę   tę   miłość   zlekceważyć   i odrzucić;   mogę 
stwierdzić, że jej nie potrzebuję, że sam dam sobie radę. Więcej, mogę ją nawet oskarżyć. 
Człowiek może wszystko zrobić z Bogiem, który klęka u jego stóp.

Przyznajmy z pokorą, że nie rozumiemy tego, co Pan robi dla nas. Pomimo tego przyjmijmy 
Jego posługę z zaufaniem i wdzięcznością. Jezus daje nam obietnicę, że kiedyś zrozumiemy 
to, co On robi teraz dla nas. Człowiek nie musi zrozumieć Boga, aby Go przyjąć. Aby móc  
przyjąć miłość Bożą, trzeba jej najpierw zaufać. Zrozumienie miłości przychodzi wraz z jej 
przyjęciem i zaufaniem jej.

Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Powtórzmy Jezusowi te słowa Piotra, ale niech nie będą one 
wyrazem oporu i sprzeciwu, ale zdziwienia, które zamienia się w adorację i wdzięczność. 
Wsłuchajmy   się   w odpowiedź   Jezusa:  Tak,   chcę   ci   umyć   nogi,   chcę   ci   usłużyć   Moją  
śmiercią na krzyżu, chcę oddać Moje życie za ciebie. Chcę cię przekonać raz na zawsze, jak  
bardzo cię kocham i jak bardzo zależy Mi na twojej miłości
.

3. Dałem wam przykład

kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy  
rozumiecie,   co   wam   uczyniłem?   Wy   Mnie   nazywacie   Nauczycielem   i Panem   i dobrze 
mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście 
powinni   sobie   nawzajem   umywać   nogi.   Dałem   wam   bowiem   przykład,   abyście   i wy   tak 
czynili, jak Ja wam uczyniłem
.

Jezus pragnie nas przekonać o swojej miłości po to, abyśmy — napełnieni nią — miłowali 
się   tak,   jak   On   sam   nas   umiłował.  Winniście   sobie   nawzajem   nogi   umywać,   winniście 
w pokorze   posługiwać   sobie   nawzajem,   przekonywać   się   o swojej   wzajemnej   miłości, 
umierać jedni dla drugich. Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My  
także winniśmy oddać życie za braci
  (1 J 3, 16). To właśnie miłość do braci najpełniej 
świadczy, na ile pozwoliliśmy Jezusowi umyć sobie nogi, na ile pozwoliliśmy obsłużyć się 
Bogu, na ile prawdziwe jest nasze przyjęcie śmierci Jezusa poniesionej za nasze grzechy.

Wzajemna miłość uczniów nie może różnić się od miłości Jezusa. To jest moje przykazanie, 
abyście   się   wzajemnie   miłowali,   tak   jak   Ja   was   umiłowałem
  (J   15,   12).   Nie   chodzi 
o jakąkolwiek miłość, ale o miłość na wzór Jezusa. Właśnie ta miłość, na wzór miłości 

background image

Jezusa ma być znakiem, po którym ludzie spoza Kościoła,  poganie, poznają nas uczniów 
Jezusa.

W dzisiejszym   świecie   nienawiści,   odwetu   i przemocy   uczniowie   Jezusa   mają   się 
wyróżniać. Chrześcijanin ma ukazać życiem, że miłość trudna i ofiarna jest możliwa. Nie 
pokochamy   jednak   człowieka,   który   nas   krzywdzi,   upokarza,   lekceważy   i wykorzystuje, 
jeżeli najpierw nie pozwolimy umyć sobie nóg, jeżeli nie wyrazimy zgody, aby Jezus umarł 
za   nasze   grzechy.   Będziemy   w stanie   pokochać   każdego   wroga,   jeżeli   uznamy,   że   jako 
grzesznicy sami byliśmy nieprzyjaciółmi Boga, a On nas przygarnął i oddał za nas swoje 
życie.

Pan umył nogi uczniom i nakazał im miłość: widzicie, jak wam służyłem i co poleciłem! Oto  
was umyłem i oczyściłem, radośnie przeto idźcie do Kościoła, stąpajcie po złym bez obaw,  
deptajcie śmiało głowę węża! Zdążajcie drogą swą bez lęku, głoście po miastach wasze  
słowo.   Siejcie   Ewangelię   w krajach,   zaszczepiajcie   miłość   w sercach   ludzi!   Głoście 
Ewangelię   przed   królami,   objawiajcie   swą   wiarę   przed   sędziami.   Oto   Ja,   Bóg   wasz,  
uniżyłem się i służyłem wam, by przygotować Paschę doskonałą i uweselić oblicze całego  
świata
 (Cyryllonas).

W zakończeniu obecnej kontemplacji jeszcze raz wyobrażę sobie, iż Jezus podchodzi także 
do mnie osobiście i umywa mi nogi. Będę kontemplował każdy Jego gest, każdy Jego ruch. 
Poddam   się   najpierw   temu,   co   Jezus   dla   mnie   czyni,   następnie   opowiem   Jezusowi 
o wszystkich   odczuciach   i pragnieniach,   które   zrodzą   się   w sercu   pod   wpływem   tego 
niezwykłego gestu miłości i pokory. Umycie nóg Apostołom i nam niech będzie znakiem 
powierzenia się miłości Boga i prośbą o Jego miłość.

Zabierz, Panie i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza.
Amen
 (ĆD, 234).

VI. MODLITWA JEZUSA W OGRÓJCU

background image

 

Potem   wyszedł   i udał   się,   według   zwyczaju,   na   Górę   Oliwną;   towarzyszyli   Mu   także  
uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.  
A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się 
tymi słowami: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz  
Twoja   niech   się   stanie!   Wtedy   ukazał   Mu   się   anioł   z nieba   i umacniał   Go.   Pogrążony 
w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na  
ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł  
do nich: Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
 (Łk 22, 39–46).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa   klęczącego   na   modlitwie 
w Ogrójcu w ciemnościach nocnych. W bliskiej odległości uczniowie są zmorzeni snem. 
Dostrzeżmy krwawy pot, który spływa po twarzy Jezusa. Zauważmy też krople krwawego 
potu padające na ziemię. Wsłuchajmy się z uwagą w słowa modlitwy:  Ojcze, jeśli chcesz,  
zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Prośmy,   abyśmy   wśród   naszych   rozlicznych   pokus 
naśladowali   gorące   pragnienie   Jezusa   pełnienia   we   wszystkim  woli   Ojca.   Prośmy   także 
o wielkie   pragnienie   modlitwy.   Tylko   bowiem   modlitwa   zapewni   nam   ostateczne 
zwycięstwo nad wszelkimi siłami, które opierają się w nas Bogu.

1. Kuszenie Jezusa w Ogrójcu

Po spożyciu Paschy i po ostatnich pouczeniach Jezus udaje się na Górę Oliwną. Towarzyszą 
Mu także Jego uczniowie. Wstępując na Górę Oliwną Jezus realizuje ostatni etap swojego 
wielkiego wstępowania do Jerozolimy, które rozpoczął tajemnicą Przemienienia na górze 
Tabor. W niedługim czasie miało się dokonać to, co Jezus zapowiadał wielokrotnie:  Oto 
idziemy   do   Jerozolimy   i spełni   się   wszystko,   co   napisali   prorocy   o Synu   Człowieczym. 
Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, 
a trzeciego  dnia  zmartwychwstanie.  Oni   jednak  nic  z tego  nie   zrozumieli.  Rzecz   ta  była  
zakryta   przed   nimi   i nie   pojmowali   tego,   o czym   była   mowa
  (Łk   18,   31–34).   Przedtem 
uczniowie nie rozumieli sensu zapowiedzi, a teraz nie przeczuwali bliskości zapowiadanych 
wydarzeń. Ale mimo braku rozumienia towarzyszą Jezusowi w tym ostatnim odcinku drogi, 
jak wcześniej towarzyszyli Mu podczas całego Jego wstępowania do Jerozolimy.

Uczniowie   idą   wiernie   śladami   Mistrza.   Jeżeli   nawet   powodowani   lękiem   opuszczą 
chwilowo   swojego   Mistrza   i rozproszą   się   jak   owce   bez   pasterza,   to   jednak   po   Jego 
Zmartwychwstaniu na powrót zgromadzą się razem wokół Niego. W jedności na modlitwie 
będą też oczekiwać zesłania Ducha Świętego. Ich śmierć męczeńska będzie naśladowaniem 
gwałtownej śmierci krzyżowej Mistrza. Tak spełnią się słowa Jezusa: Pamiętajcie na słowo, 
które   do   was   powiedziałem:   Sługa   nie   jest   większy   od   swego   pana.   Jeżeli   Mnie  
prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą 
zachowywać
 (J 15, 20).

background image

I chociaż   w życiu   uczniów   były   chwile   słabości,   niewierności   i upadków,   a nawet   jak 
w wypadku Piotra — zaparcie się Jezusa, to jednak w ich naśladowaniu Mistrza istnieje 
pewna ciągłość. I właśnie owa ciągłość jest istotna. Ona pozwala kontynuować pójście za 
Jezusem pomimo chwil niewierności.

Również i w naszym życiu chwile ułomności, poszczególne upadki nie przekreślają naszej 
zasadniczej wierności Jezusowi. Jeżeli jesteśmy świadomi naszych niewierności, uznajemy 
i wyznajemy je przed Nim, On patrzy na nas z miłosierdziem, jak patrzył na Piotra i swoich 
zagubionych uczniów. Także i w naszym życiu duchowym liczy się przede wszystkim owa 
ciągłość bycia z Jezusem, która nie zostaje przekreślona chwilą niewierności. Kontemplując 
Mistrza i Jego uczniów towarzyszących Mu na Górę Oliwną, dziękujmy Jezusowi za to, iż 
również nam dał głębokie pragnienie bycia wiernymi Mu. Wypowiedzmy przed Jezusem 
nasze   pragnienie   coraz   pełniejszego   poznawania   Go,   kochania   oraz   coraz   wierniejszego 
wstępowania   w Jego   ślady.   Prośmy,   aby   pragnienie   to   w nas   nieustannie   rosło.   Prośmy 
także, abyśmy z odwagą przyznawali się do chwil słabości, aby one nie rzucały się cieniem 
na naszą wierność Jezusowi.

2. Męka Jezusa źródłem pokoju i radości

Jezus dociera na Górę Oliwną, z której nie ma już powrotu. Z tego miejsca zostanie zabrany 
przemocą przez swoich nieprzyjaciół. Na Górze Oliwnej rozpoczyna się godzina Jezusa. Dla 
tej godziny przyszedł na świat. Do tej jednej godziny przygotowywał się całe swoje życie. 
Na Górze Oliwnej Jezus nie tylko rozpocznie mękę, ale także z tego samego miejsca — 
z Góry   Oliwnej   —   po   swoim   Zmartwychwstaniu   wstąpi   do   Ojca,   aby   zasiąść   po   Jego 
prawicy.

Tak   więc   już   sam   początek   męki   Jezusa   zapowiada   Jego   przyszłą   chwałę.   I chociaż 
w trzecim tygodniu  Ćwiczeń duchownych  rozważamy mękę i śmierć Jezusa na krzyżu, to 
jednak   nieustannie   mamy   świadomość,   iż   rozważania   te   dotyczą   Jezusa 
Zmartwychwstałego.   Kontemplacja   męki   bez   perspektywy   zmartwychwstania   byłaby 
jedynie zanurzaniem się w jakiejś ciemnej tragedii, pełnej smutku i zwątpienia. Rozważania 
o męce i śmierci Jezusa, choć trudne i bolesne, dzięki zmartwychwstaniu oczyszczają nasze 
serca, przynoszą nam pokój, rodzą wewnętrzną radość. Ten związek męki i śmierci Jezusa 
z Jego Zmartwychwstaniem doskonale ukazuje sztuka wczesnochrześcijańska. Na freskach 
katakumb,   na   sarkofagach,   na   mozaikach   bazylik   pierwszych   wieków   nie   znajdujemy 
drastycznych   scen   męki   i śmierci   Jezusa.   Jezus   cierpiący   i umierający   na   krzyżu   jest 
jednocześnie  ukazany,   jako   zwycięzca  jako  triumfujący  Pan  i władca.  Oto  przykład.  Na 
jednym z sarkofagów rzymskich z czwartego wieku w scenie koronowania cierniem żołnierz 
nakłada Jezusowi na głowę wieniec laurowy, a nie koronę cierniową. Wieniec taki wręczała 
bogini Wiktoria zwycięskiemu wodzowi wracającemu z wojny. W innej scenie tego samego 
sarkofagu Jezus wstępujący na Golgotę niesie krzyż, ale nie jako drzewo hańby, na którym 
zostanie   powieszony,   a raczej   jako   sztandar   zwycięstwa   nad   wrogami.   Te   sceny   męki 
przedstawione   w sztuce   wczesnochrześcijańskiej   uczą   nas   duchowego,  mistycznego 
odczytywania i przeżywania męki i śmierci Jezusa.

background image

Rozważania,   w których   będziemy   łączyć   mękę   Jezusa   z Jego   chwalebnym 
Zmartwychwstaniem   nie   będą   nas   przygniatać   swoim   ciężarem,   ale   będą   prowadzić   do 
nadziei, będą nam dawać wewnętrzne pocieszenie. Kontemplacja cierpień Jezusa ukaże nam 
wprawdzie wielkość naszego grzechu, ale tylko po to, abyśmy mogli lepiej doświadczyć 
nieskończonego   miłosierdzia   Bożego,   które   objawia   się   w całym   przejściu   paschalnym 
Jezusa. Rozważania męki ukażą nam także drogę naśladowania Jezusa. Jeżeli pragniemy 
pójść za Jezusem, nie możemy pominąć Jego krzyża. Jezus zaprasza nas do dźwigania go 
razem z Nim.  Daje nam też obietnicę, iż razem z Nim zmartwychwstaniemy i będziemy 
królować na wieki.

3. Kuszenie na Górze Oliwnej

Na Górze Oliwnej szatan przypuszcza na Jezusa i Jego uczniów ostatni decydujący atak. 
Góra Oliwna staje się miejscem wielkiego kuszenia.  Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do  
nich: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
. Przestrogę tę powtórzy Jezus jeszcze raz, gdy 
zastanie   uczniów   śpiących   ze   smutku.   Zapyta:  Czemu   śpicie?   Wstańcie   i módlcie   się, 
abyście nie ulegli pokusie
.

Kuszenie,   nawet   najsilniejsze,   choć   jest   nieodłącznym   elementem   życia   ludzkiego,   nie 
pomniejsza   jednak   naszego   człowieczeństwa.   Jezus,   Wcielony   Syn   Boży,   doświadczył 
również kuszenia. Jest rzeczą ogromnie ważną, abyśmy przyjęli właściwą postawę wobec 
pokusy, abyśmy mieli świadomość, że w samej pokusie nie ma cienia grzechu. Niezdrowe 
poczucie   winy   wywołane   jedynie   samą   pokusą,   sprawia,   iż   koncentrujemy   się   na   niej 
i czujemy się nią już jakoś zbrudzeni. Chore poczucie winy wobec samej pokusy sprawia, iż 
łatwo wchodzimy z nią w niebezpieczny dialog. Aby pokonać pokusę, potrzeba wolności 
wobec   niej.   Wolność   ta   wyraża   się   w wewnętrznym   przekonaniu,   iż   jest   ona   czymś 
zewnętrznym   wobec   naszej   wolnej   woli.   I chociaż   pokusa   dręczy   nas   nieraz   swoją 
natarczywością, to jednak nie jesteśmy odpowiedzialni za nią samą i nigdy nie determinuje 
ona naszych  decyzji i czynów.  W chwilach udręczenia  pokusami,  w chwilach  zmęczenia 
walką,   przychodzi   nam   niekiedy   pragnienie,   by   móc   uwolnić   się   od   pokus,   aby   żyć 
w atmosferze rajskiego wyciszenia i spokoju. Jest to jednak pragnienie nierealne, pragnienie 
złudne.

Prośmy, aby kontemplacja Jezusa kuszonego na pustyni, na Górze Oliwnej oraz na krzyżu 
ukazała, że doświadczenie pokusy ściśle wiąże się z naszym bytowaniem na tej ziemi. Jeżeli 
Jezus, jedyny niewinny spośród synów ludzkich, musiał stawiać czoła pokusie, to o ileż 
bardziej my, którzy jesteśmy zranieni grzechem pierworodnym, grzechem naszych bliźnich 
oraz naszym osobistym grzechem. Dziękujmy Jezusowi za to, że stał się podobny do nas we 
wszystkim, także w byciu kuszonym. Prośmy, abyśmy pośród naszych rozlicznych pokus 
naśladowali   Jego   gorące   pragnienie   pełnienia   tylko   woli   Ojca.   Prośmy   także,   aby   Jego 
modlitwa:  Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie  była także naszą zasadniczą 
modlitwą w chwilach każdej pokusy.

background image

4. Dramatyczna walka i krwawy pot

A gdy się modlił,  wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce, 
jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię
.

Modlitwę   Jezusa   na   Górze   Oliwnej   św.   Łukasz   ukazuje   jako   wewnętrzną   dramatyczną 
walkę. W Jezusie zmagają się dwie  siły. Pierwsza z nich, to naturalna, ludzka siła życia, 
która opiera się obciążeniu się grzechami całej ludzkości. Ta naturalna siła życia buntuje się  
przeciwko   cierpieniu   i chce   uratować   życie   fizyczne   od   śmierci.   Ludzki   instynkt   życia 
ludzkie  poczucie   sprawiedliwości   są   w Jezusie   mocne,   jak   w każdym   człowieku.   Był 
bowiem   do   nas   podobny   we   wszystkim,   oprócz   grzechu.   Druga  siła  ma   charakter 
duchowego,  mistycznego  związku z Ojcem. Jest to siła odwiecznej miłości Ojca do Syna, 
siła  odwiecznego  pragnienia Syna  bycia  wiernym  swojemu  Ojcu  we  wszystkim.  Siła  ta 
płynie z intymnej więzi Syna z Ojcem. Jezus w Ogrójcu broni się przed pokusą nieufności 
wobec woli Ojca. Opiera się przed pójściem za odruchami swojej ludzkiej natury.

W swojej udręce Jezus nie jest jednak sam. Anioł wysłany przez Ojca jest znakiem Jego 
obecności.   Ta   właśnie   obecność   Ojca   umacnia   Jezusa   w dalszym   zmaganiu   się. 
Doświadczywszy tej obecności, Jezus jeszcze usilniej się modlił. Użyte przez św. Łukasza na 
określenie udręki ducha słowo greckie: agonidzomai, oznacza wysiłek atletów. Parafrazując 
słowa Ewangelisty moglibyśmy powiedzieć: Jezus walczy jak atleta, aby zwyciężyć słabość  
swojej ludzkiej natury
. Tego samego słowa agonidzomai używa także Jezus w napomnieniu: 
Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (Łk 13, 24). To, co Jezus określił jako bardzo trudne dla 
uczniów:  przejście przez ciasne drzwi, jest najpierw bardzo trudne dla Niego samego. On 
sam jako pierwszy przechodzi przez ciasne drzwi. W ten sposób staje się dla całej ludzkości 
drogą do Ojca. Swoją walką o wypełnienie woli Ojca Jezus rozpoczyna walkę niezliczonych 
rzesz swoich naśladowców.

Dramatyzm walki Jezusa podkreśla Jego pot, który był jak gęste krople krwi sączące się na  
ziemię
.   Jest   to   wprawdzie   bardzo   rzadkie   zjawisko,   ale   dobrze   znane   medycynie. 
Towarzyszy ono stanom najwyższej trwogi lub skrajnej rozpaczy (J.–P. Roux).

Teraz właśnie ludzka strona natury Jezusa chwyta nas za serce. Ten człowiek osaczony  
śmiercią, wdychający ją razem z zapachem nocy, nie może sprawić, by Jego ciało nie lękało  
się i nie buntowało: ma lat trzydzieści trzy i musi umierać. Żadna scena w Ewangelii, nawet 
scena kuszenia na pustyni, nie dociera tak głęboko do prawdy psychologicznej. Dobrze  
znamy (z naszego własnego życia) to strwożone serce, ten umysł tak bardzo zepchnięty na  
bezdroża,   że   błaga   Boga   o cud,   który   byłby   zaprzeczeniem   i przekreśleniem   całej   Jego  
działalności. (...) Męczennicy śpiewający podczas tortur niewiele nas uczą lub uczą zbyt  
wiele, tak bardzo wyjątkowa zdaje się być podtrzymująca ich łaska
 (H. Daniel–Rops). Jezus 
swoim konaniem w Ogrójcu aż do krwawego potu uczy nas więcej. Jest nam łatwiej Go 
zrozumieć. Z Nim jest nam łatwiej się utożsamiać, łatwiej nam Go naśladować.

Kontemplując ze czcią Jezusa strwożonego, Jezusa zalanego krwawym potem, prośmy Go, 
aby On sam zaprosił nas do przeżywania Jego straszliwej męki i śmierci na krzyżu. Przykład 

background image

Jezusa ukazuje nam, że Bóg nie potępia trwogi i słabości naszej natury (O. Lebreton). Bóg 
nie tylko nie każe nam, lecz nawet wprost nie pozwala niszczyć naszej ludzkiej natury. Ona 
jest Jego darem, Jego łaską. Wzywa nas, abyśmy wszystko, co jest w nas — także samą 
kruchość   i słabość   naszej   ludzkiej   natury   —   włączyli   w przyjmowanie   Jego   miłości 
i odpowiadanie miłością na miłość. Jak Ciało Jezusa z całą Jego ludzką naturą, naznaczoną 
skutkami grzechu ludzkiego, stało się darem nieskończonej miłości Boga do człowieka, tak 
samo nasza zraniona ludzka natura winna także stać się darem miłości Boga i bliźniego.

Zwróćmy jeszcze uwagę na prawdę, że konanie Jezusa w Ogrójcu aż do krwawego potu, 
który   wsiąka   w ziemię,   ma   ścisły   związek   z grzechem   pierwszego   człowieka 
i przekleństwem rzuconym na ziemię z jego powodu: Przeklęta niech będzie ziemia z twego 
powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego  
życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie 
więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie
 (Rdz 3, 17–19). Przekleństwo to 
dosięga teraz Jezusa. Jezus pracuje w krwawym pocie czoła, aby nam otworzyć ciasne drzwi 
prowadzące do zbawienia, aby odwołać rzucone przekleństwo.

Kontemplujmy z całą czcią krople krwawego potu Jezusa, które wsiąkają w ziemię i w ten 
sposób   odwołują   przekleństwo   rzucone   w raju.   Dziękujmy   Jezusowi   za   to,   że   dał   się 
obarczyć naszym grzechem, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości. Dziękujmy Mu za 
Jego ciężką pracę w Ogrójcu i prośmy, abyśmy obficie korzystali z jej owoców.

5. Modlitwa warunkiem zwycięstwa nad pokusą

Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich:  
Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
.

Wstanie Jezusa od modlitwy po dramatycznej, ciężkiej walce jest znakiem odniesionego 
zwycięstwa. Wola Ojca zwyciężyła w tym decydującym momencie dla Jezusa, a w Nim dla 
całej ludzkości. Wstanie od modlitwy jest także zapowiedzią powstania Jezusa z martwych. 
Męka i śmierć, choć chwilowo powali Jezusa na ziemię, nie zwycięży Go jednak. Zły duch 
posługując się grzechami całej ludzkości, nie uśmierci na wieki Syna Bożego, ale jedynie 
zmiażdży mu piętę. Chrystus zaś swoim powstaniem z martwych zmiażdży mu głowę (Rdz 3, 
15).

O ile   Jezus   w Ogrójcu   odniósł   zwycięstwo   nad   pokusą,   uczniowie   zostali   przez   nią 
całkowicie pokonani. Gdy On się modlił, oni spali. Sen uczniów możemy dobrze zrozumieć. 
Gdy Jezus i uczniowie przybyli do Ogrodu, była już z pewnością późna noc. Musieli być  
zmęczeni. Miniony dzień pełen był głębokich przeżyć, napięć, lęku, miłości, uczuć do głębi  
poruszających   serce   człowieka
  (J.–P.   Roux).   Ewangelista   dodaje   jednak,   iż   Jezus   zastał 
uczniów śpiących ze smutku. Nawet ci trzej wybrani nie są w stanie znieść wstępnej próby,  
choć trwa ona tak krótko, najwyżej kilka godzin
 (J.–P. Roux).

background image

Sen ze smutku to chęć ucieczki od trudnej rzeczywistości, przed którą postawiło Apostołów 
ich pójście za Jezusem. Ich sen jest odruchową, nieuświadomioną próba zapomnienia o tym, 
co   trudne   i bolesne.   Uciec,   nie   myśleć,   zapomnieć   —   oto   naturalna   reakcja   obronna 
człowieka stojącego wobec bardzo bolesnych wydarzeń. Uczniowie nie przyjęli Jezusowego 
napomnienia:  Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.  Ich ucieczka w chwili aresztowania 
Jezusa będzie jedynie konsekwencją poddania się pokusie odwodzącej od modlitwy; będzie 
konsekwencją bierności i braku walki wewnętrznej. Jeśli zło nie zostanie pokonane w sercu 
poprzez   wytrwałą   i wierną   modlitwę,   staje   się   rzeczą   wprost   niemożliwą   pokonać   je 
w konkretnej rzeczywistości dnia codziennego.

Reflektując nad naszym codziennym grzechem możemy łatwo zauważyć ten sam proces. 
Uleganie ludzkiej ułomności, słabości, poddanie się jakiejś moralnej nędzy, jest najczęściej 
wynikiem   naszej   bierności   duchowej   i braku   zmagania   się   na   modlitwie.   By  oprzeć   się 
pokusie   nie   wystarczy   chwilowy   wysiłek   dobrej   woli   w czasie   trwania   samej   pokusy. 
Konieczna jest postawa walki na modlitwie w całym życiu. Tę konieczność modlitwy do 
zwycięskiej   walki   z pokusą   przypomni   Jezus   ponownie   swoim   uczniom:  Czemu   śpicie? 
Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
.

Na zakończenie naszej modlitwy prośmy, aby kontemplowany obraz Jezusa pogrążonego 
w dramatycznej   walce   w Ogrójcu   uświadomił   nam   dramatyzm   naszej   ludzkiej   sytuacji. 
Życie człowieka nie może być traktowane jak tania zabawa. Człowiek, który usiłuje uczynić 
ze swojego życia  łatwą komedię, nierzadko przekonuje się, iż nagle życie przemienia się 
w bolesną i nieznośną tragedię. Prośmy o głęboką świadomość, że za nasze życie jesteśmy 
odpowiedzialni   przed   naszym   Ojcem   niebieskim.   Prośmy   także   o wielkie   pragnienie 
modlitwy,   która   zapewnia   nam   ostateczne   zwycięstwo   nad   wszelkimi   siłami   w naszym 
sercu, które opierają się Bogu. Jedynie sam Bóg może sprawić, że nasza walka z grzechem 
będzie zwycięska, jak zwycięska była walka Jezusa.

VII. POJMANIE JEZUSA

 

Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na  
ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem  
wydajesz Syna Człowieczego? Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: Panie,  
czy mamy uderzyć mieczem? I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu 
prawe ucho. Lecz Jezus odpowiedział: Przestańcie, dosyć! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go. 
Do arcykapłanów zaś, dowódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu,  
Jezus rzekł: Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was 
w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności 
(Łk 22, 47–53).

background image

To powiedziawszy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do  
którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo  
Jezus   i uczniowie   Jego   często   się   tam   gromadzili.   Judasz,   otrzymawszy   kohortę   oraz  
strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią. 
A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: 
Kogo   szukacie?   Odpowiedzieli   Mu:   Jezusa   z Nazaretu.   Rzekł   do   nich   Jezus:   Ja   jestem.  
Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem,  
cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: Kogo szukacie? Oni zaś powiedzieli:  
Jezusa   z Nazaretu.   Jezus   odrzekł:   Powiedziałem   wam,   że   Ja   jestem.   Jeżeli   więc   Mnie  
szukacie, pozwólcie tym odejść! Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział:  
Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie  
miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię  
Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha,  
który Mi podał Ojciec? Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi  
pojmali Jezusa
 (J 18, 1–12). Wtedy opuścili Go wszyscy (uczniowie) i uciekli (Mk 14, 50).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie najpierw Judasza, który idzie na czele 
straży świątynnej, zbliża się do Jezusa i całuje Go. Wsłuchajmy się z uwagą w słowa Jezusa: 
Przyjacielu, po coś przyszedł?  (Mt 26, 50). W drugim obrazie zaś zauważmy związanego 
Jezusa,   którego   straż   świątynna   prowadzi   na   przesłuchanie   do   Annasza   i Kajfasza. 
Dostrzeżmy też uczniów uciekających pośród nocnych ciemności.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o dogłębne odczucie miłości Jezusa, który 
choć zdradzony przez Judasza, jednak sam dobrowolnie wydaje się w ręce wrogów. W ten 
sposób   bierze   na   siebie   wszystkie   ludzkie   krzywdy   i niesprawiedliwości.   Prośmy   także, 
abyśmy wzorem Chrystusa, biorąc na siebie brzemiona innych, przerywali łańcuch zła, który 
zniewala ludzkość.

1. Jeden z Dwunastu

Kiedy Jezus wstał od modlitwy i po raz trzeci obudził uczniów oto nadszedł Judasz, jeden 
z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami od arcykapłanów i starszych ludu
 (Mt 
26, 47). Judasz dobrze znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili 
(J 18, 2). Zdrajca szedł na czele straży świątynnej. Zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować.  
Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?

Św. Łukasz stawia Judasza w scenie pojmania na czele nieprzyjaciół Jezusa. Jako pierwszy 
podchodzi   do   Mistrza,   aby   Go   zdradzić   pocałunkiem.   Widzimy   bardzo   mocny   kontrast 
w jego zachowaniu. Stojąc po stronie nieprzyjaciół czyni znak intymnej przyjaźni. Właśnie 
ten   podstęp   i obłuda   zdrajcy   stawiają   go   na   czele   nieprzyjaciół   Mistrza.   Judasz   jest 
pierwszym nieprzyjacielem.

Judasz,   postać   tragiczna,   przyciągał   uwagę   wielu   pisarzy   i artystów,   którzy   chcieli 
zrozumieć najgłębsze motywy jego postępowania, chcieli zrozumieć historię jego życia. Nie 

background image

brakowało   w literaturze   obrońców   Judasza,   którzy   szukali   usprawiedliwienia   dla   jego 
zdradzieckiego czynu. W 1984 roku ukazała się we Francji książka pt. Święty Judasz. Autor 
odwołując   się   do   swojej  bujnej   wyobraźni  czyni   z Judasza   bohatera   wyzwolenia 
narodowego, które jednak nie powiodło się z powodu nieporadności politycznej Jezusa.

Zdradziecki pocałunek jest czynem, w świetle którego interpretuje się całe życie Judasza. 
Judasz   Iskariota   w katalogu   imion   Apostołów   wymieniany   jest   zwykle   na   końcu   ze 
wzmianką, iż to on właśnie zdradził Jezusa.

Jan Ewangelista, który najpełniej opisał sylwetkę psychologiczną Iskarioty, przytacza słowa 
Jezusa o Judaszu wypowiedziane po sławnej mowie w Kafarnaum, po której odeszło wielu 
uczniów:  Czyż   nie   wybrałem   was   dwunastu?   A jeden   z was   jest   diabłem.   Mówił   zaś 
o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem — jeden z Dwunastu — miał Go wydać
 (J 6, 
70–71).

Wydaje   się,   że   od   samego   początku   swojego   powołania   Judasz   miał   trochę   inną   wizję 
swojego towarzyszenia Jezusowi, niż jego Mistrz. Twarda mowa Jezusa w Kafarnaum, jak 
wskazują niektórzy egzegeci, była dla Judasza punktem zwrotnym. Judasz nie łudzi się już, 
że Jezus spełni jego oczekiwania. Zdecydowanie odrzucił więc Jezusa w sercu. I chociaż Go 
odrzucił, jednak nie odszedł od Niego, jak uczynili to w tym momencie inni uczniowie. I ten 
właśnie wewnętrzny opór wobec Jezusa złączony z cynicznym pozostaniem z Nim, uczynił 
Judasza twardym.

W czasie Ostatniej Wieczerzy po zapowiedzi zdrady Judasz sam pyta, czy jest zdrajcą. Jezus 
odpowiada   mu:  Tyś   powiedział.   Judasz   odchodzi   z Wieczernika   przed   ustanowieniem 
Eucharystii. A była noc  — dodaje lakonicznie Jan.  Szczegół dokładnie zapamiętany przez 
świadka, który widział, jak otwierają się drzwi na ciemność tarasu i jak w mrokach znika 
postać zdrajcy biegnącego ku swej zgubie. Ten obraz godny wielkiego pisarza przywodzi na  
myśl   inny   obraz: obraz   jeszcze   bardziej  nieprzeniknionych   ciemności,   w które   wciągany 
przez potworny los i na ślepo wiedziony przez grzech zapada ów człowiek, którego opór  
uczynił twardym
 (H. Daniel–Rops).

Po   odejściu   z Wieczernika   Judasz   pojawia   się   na   Górze   Oliwnej   na   czele   nieprzyjaciół 
Jezusa.   I choć   Jezus   uprzedza   zdradziecki   pocałunek   Judasza   słowami:  Judaszu, 
pocałunkiem   wydajesz   Syna   Człowieczego?
  i sam   siebie   wydaje   w ręce   nieprzyjaciół,   to 
jednak Judasz spełnia swój haniebny czyn zdrajcy. Całuje Mistrza, choć ten znak okazał się  
zupełnie zbędny dla wydania Jezusa.

Na czym polega istota grzechu zdrady? Dlaczego w momencie zrozumienia swojego błędu 
Judasz nie  miał   odwagi  prosić Jezusa,  jak  Piotr,  o przebaczenie?  Kiedy Judasz  odrzucił 
ostatecznie Jezusa, zamknął się w sobie. Odtąd prowadził podwójną grę. Powoli stawał się 
nie   tylko   twardy,   ale   także   i cyniczny.   I właśnie   ta   podwójna   gra   ostatecznie 
zdemoralizowała Judasza i doprowadziła go do odegrania roli zdrajcy. Długi opór wobec 
Jezusa uczynił serce Judasza zdradliwym. Podwójna gra uczyniła Judasza diabłem.

background image

Będąc diabłem stał się jednocześnie małym człowiekiem, który wszystkich wykorzystuje i na 
wszystkim  zarabia. Podkradanie ze wspólnej kasy, oszustwa, podstęp i zdrada, to owoce 
jego   cynicznego   towarzyszenia   Jezusowi.   Z żalem   chciwca   patrzy   na   marnowanie 
drogocennego olejku nardowego, który Maria wylewa na nogi Jezusa. Sam też proponuje się 
arcykapłanom jako zdrajca, żądając za ten czyn wynagrodzenia. Oni dają mu 30 srebrników. 
Jest to suma, jaką prawo Mojżesza wyznacza za niewolnika (por. Wj 21, 32).

Serce tych, którzy świadomie kroczą podwójną drogą zawsze się deprawuje. Deprawuje się 
serce   człowieka   o podwójnej   moralności.   Historia   Kościoła,   także   w naszych   czasach, 
nieustannie potwierdza to, co Ewangeliści chcieli nam przekazać wspominając tak często 
Judasza i opowiadając nam jego haniebną historię.  Diabeł jest znudzony, diabeł niedoszły  
mnich
 (C. S. Lewis).

Każdy człowiek ma chwile zwątpienia, zagubienia i niepewności. Mieli je także wszyscy 
Apostołowie. W takich momentach trzeba przyjmować postawę prawego szukania wyjścia 
z trudności. Jeżeli człowiek jest uczciwy wobec siebie i pragnie być uczciwym wobec Boga, 
to — pomimo swojego zagubienia czy wręcz nędzy moralnej — zawsze odnajdzie właściwą  
drogę do Boga. Człowiek otwarty i szczery, nawet jeżeli ulega ludzkiej słabości, nigdy nie 
stanie się twardy i cyniczny.

Prośmy, aby głęboka świadomość realnego niebezpieczeństwa płynącego z sił przeciwnych 
Bogu,  które  działają  w nas,   czyniła   nas  ludźmi   pokornymi,  ludźmi   zaufania,   szczerości. 
Prośmy,   abyśmy  mieli   odwagę   wypowiadać   otwarcie   przed   sobą,   przed   Bogiem  i przed 
Kościołem   nasze   niewierności,   zdrady,   oszustwa.   Prośmy,   abyśmy   nie   pozwolili 
demoralizować się naszemu sercu.

2. Wydanie się w ręce nieprzyjaciół

Opis pojmania ukazany jest nie tyle jako uwięzienie Jezusa przez arcykapłanów, dowódców 
straży świątynnej i starszych
 (por. Łk 22, 52), ale raczej jako Jego dobrowolne wydanie się 
w ich ręce. W całym opisie pojmania Jezus całkowicie panuje nad sytuacją. Nawet na chwilę 
nie traci nad nią kontroli. Samo aresztowanie wspomniane jest zaledwie w końcowej części 
opisu (Łk 22, 54). Rola tłumu uzbrojonego w kije i miecze zredukowana jest w Ewangelii 
Łukaszowej i Janowej do roli świadków słów i czynów Jezusa. W ten sposób Ewangeliści 
podkreślają, że Jezus sam dobrowolnie przyjmuje kielich męki z ręki swojego Ojca.

Jan Ewangelista  ponadto  wyraźnie  ukazuje, iż Jezus  posiada  Boską  władzę  nad  swoimi 
nieprzyjaciółmi. Na Jego pytanie: Kogo szukacie? Jego wrogowie odpowiedzieli Mu: Jezusa 
z Nazaretu
.   Kiedy   usłyszeli   odpowiedź   Jezusa  Ja   jestem,   cofnęli   się   i upadli   na   ziemię
Słowa Ja jestem przywołują nam na pamięć słowa Jahwe powiedziane do Mojżesza: Jestem, 
który   jestem
  (Wj   3,   14).   W chwili   aresztowania   Jezus   objawia   swoim   wrogom   swoje 
Bóstwo, a mimo to dobrowolnie wydaje się w ich nieprawe ręce. To dobrowolne wydanie 
się w ręce wrogów sam przepowiedział: Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać.  

background image

Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów 
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
 (J 10, 17).

W obecnej   modlitwie   kontemplujmy   Jezusa,   który   dobrowolnie   oddaje   się   w ręce 
nieprzyjaciół.   Podziwiajmy   Jego   mężną   uległość.   Idzie   na   mękę  jak   baranek   na   rzeź  
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich
 (Iz 53, 
7). Prośmy Jezusa, aby Jego postawa była dla nas wezwaniem do naśladowania Go w tym, 
co   dla   nas   najtrudniejsze   i najboleśniejsze:   w znoszeniu   wszystkich   krzywd   i wszelkiej 
zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy  
Majestat twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
 (ĆD, 98).

3. Przestańcie, dosyć! 

Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: Panie, czy mamy uderzyć mieczem?  
I któryś   z nich   uderzył   sługę   najwyższego   kapłana   i odciął   mu   prawe   ucho.   Lecz   Jezus  
odpowiedział: Przestańcie, dosyć! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go
.

Apostołowie towarzyszący Jezusowi w Ogrodzie Oliwnym nie rozumieją jeszcze Jego misji, 
nie rozumieją tego, co teraz czyni. Kierują się mentalnością starego prawa:  Twe oko nie 
będzie miało litości. Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę
 (Pwt 
19, 21). Pytają wprawdzie Jezusa, czy mają bronić Go mieczem, ale zanim jeszcze usłyszeli 
Jego odpowiedź, Piotr uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Jezus nie 
akceptuje jednak ich przemocy. Nie pozwala bronić się mieczem. Natychmiast zatrzymuje 
ich   zbrojną   akcję   mówiąc:  Przestańcie,   dosyć!  Słowa   Jezusa   są   wyrazem   Jego 
zniecierpliwienia   wobec   uczniów.   Nie   rozumieją   oni   najtrudniejszego   przykazania 
miłowania   nieprzyjaciół.   Nawet   to   małe   zło,   które   wyrządzili   słudze,   Jezus   naprawia 
w sposób cudowny: dotknąwszy ucha, uzdrowił sługę.

Jezus nie  zrzuca na  innych zła,  które spadło na Niego. Bierze je  na siebie, by ponieść 
i zawiesić na krzyżu. Jako pierwszy przerywa łańcuch ludzkiej nieprawości, przekazywany 
z pokolenia na pokolenie. Swoją postawą zaprasza nas do naśladowania Go. Przykazanie: 
miłujcie waszych nieprzyjaciół  (Mt 5, 44) jest wezwaniem, abyśmy  zło dobrem zwyciężali 
(por. Rz 12, 21). Jeżeli Chrystus oddał za nas życie swoje, my także winniśmy oddawać życie  
za braci
 (1 J 3, 16).

W codziennym   naszym   życiu,   kiedy   spotykają   nas   nawet   drobne   krzywdy, 
niesprawiedliwości,   jesteśmy   kuszeni,   aby   odpłacać  złem   za   zło.   Nasze   przykre 
i niecierpliwe odpowiedzi, gniew, podtrzymywane urazy, chęć zemsty demaskują nasz brak 
miłości nieprzyjaciół. W tej kontemplacji zobaczmy całą naszą ludzką bezradność i niemoc 
wobec   najmniejszych   krzywd,   niesprawiedliwości,   które   nas   spotykają.   Zobaczmy,   jak 
bardzo jeszcze kierujemy się chęcią odwetu; jak bardzo głęboko tkwią w nas drobne nieraz 
urazy, których nie umiemy oddać Bogu do końca; jak bardzo przylegamy do starego prawa, 
które nie zna litości, ale stosuje twardą zasadę: Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka  
za rękę, noga za nogę
. Prośmy Jezusa, który obarcza siebie naszymi cierpieniami, abyśmy 

background image

dostrzegli naszą starotestamentalną mentalność. Prośmy, abyśmy wzorem Chrystusa, biorąc 
na siebie brzemiona innych, przerywali łańcuch zła, który zniewala ludzkość.

4. Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę 

Chociaż Jezus nie odpłaca złem za zło, ale sam bierze je na siebie, to jednak nie waha się  
demaskować   zła.   Miłość   nieprzyjaciół   nie   oznacza   bowiem   pochwały   dla 
niesprawiedliwości   i zła.   W dobrze   rozumianej   miłości   nieprzyjaciół   nie   ma   lęku.   Lęk 
wobec   nieprzyjaciela   sprawia,   że   w sytuacjach   nieporozumień   i konfliktów  przyjmujemy 
postawę cierpiętniczego wycofania się z życia i pasywnej uległości. Nierzadko postawa ta 
jeszcze bardziej rozpala gniew i agresję człowieka, który nie umie lub też nawet nie chce 
rozpoznać najgłębszych motywów swojego działania.

Jezus nie lęka się tych, którzy Go krzywdzą. Z naciskiem podkreśla, że to, co Go spotyka, 
jest niesprawiedliwością i bezprawiem:  Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy 
codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza  
godzina i panowanie ciemności
. Postępowanie arcykapłanów wobec Jezusa cechuje podstęp 
i nieuczciwość. Działają, podobnie jak Judasz, pod wpływem szatana.

Miłość nieprzyjaciół wyraża się z jednej strony w odważnym zatrzymaniu zła na sobie i 
w przezwyciężaniu go dobrem; z drugiej zaś w trosce o duchowe dobro człowieka, który nas 
krzywdzi.   Jezus   w spotkaniu   z ludźmi,   którzy   są   wobec   Niego   niesprawiedliwi,   wyraża 
troskę o ich najgłębsze duchowe dobro. Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego.  
A jeżeli   dobrze,   to   czemu   Mnie   bijesz?
  (J   18,   23)   —   powie   Jezus   słudze   najwyższego 
kapłana,   kiedy   ten   uderzy   Go   niesprawiedliwie   w czasie   przesłuchania.   Tymi   słowami 
Chrystus zwraca uwagę słudze nie tylko na niesprawiedliwość, której doznaje, ale także na 
krzywdę,   jaką   on   sam   wyrządza   sobie   swoim   nieuczciwym   postępowaniem.   Pytaniem: 
Czemu Mnie bijesz? Jezus wzywa go do refleksji i zastanowienia się nad sobą: Kim ty jesteś, 
człowieku? Co ty robisz z sobą samym bijąc bezbronnego i niewinnego człowieka, który stoi  
przed tobą?
  W pytaniu Jezusa zawiera się wezwanie do widzenia siebie w prawdzie i do 
wewnętrznego nawrócenia. Podobne pytanie pełne miłości i troski zada Jezus Judaszowi: 
Przyjacielu, po coś przyszedł?  (Mt 26, 50) —  Przyjacielu, co ty robisz ze sobą? Dokąd  
zmierzasz?   Jaki   będzie   twój   koniec,   jeżeli   dalej   tak   będziesz   postępował?
  W pytaniach 
Jezusa   nie   ma   cienia   zemsty,   nienawiści   czy   ironii,   ale   jedynie   pragnienie   udzielenia  
pomocy człowiekowi w jego zagubieniu i słabości.

Dla nas, którzy tak łatwo czujemy się zranieni najmniejszą niesprawiedliwością, jest rzeczą 
bardzo   trudną   oddzielić   niechęć   i pragnienia   zemsty   od   demaskowania   zła   i udzielania 
pomocy duchowej krzywdzicielowi. Nie jest bynajmniej rzeczą prostą oddzielić grzech od 
grzesznika,   krzywdę   od   krzywdziciela,   słabość   od   człowieka   słabego.   Potrzeba   do   tego 
wielkiej   wolności   wewnętrznej   wobec   doznanej   niesprawiedliwości   i krzywdy.   Kiedy 
jesteśmy   mało   jeszcze   świadomi   siebie,   kiedy   podtrzymujemy   wewnętrzne   poczucie 
krzywdy, wówczas napominanie, zwracanie uwagi, domaganie się sprawiedliwości może 
łatwo stać się zracjonalizowanym odruchem niechęci i zemsty. Stąd też zanim będziemy 

background image

kogokolwiek   upominać,   potrzebujemy   modlitwy   o wewnętrzną   wolność   i   o ducha 
przebaczenia.

W obecnej   kontemplacji   przywołajmy   kilka   sytuacji,   w których   doznaliśmy,   naszym 
zdaniem,   niesprawiedliwego   traktowania.   Jaki   był   nasz   pierwszy   spontaniczny   odruch 
w takiej sytuacji: zamykanie się w sobie, obrażanie się, zacięte milczenie, czy też odwrotnie 
—   odruchowe   wypowiadanie   żalu,  odcinanie   się  przykrym   słowem?   Czy   w sytuacji 
skrzywdzenia   i niesprawiedliwości   pokonywaliśmy   i przekraczaliśmy   nasze  naturalne 
spontaniczne odruchy? Przedstawmy Jezusowi owoce naszej refleksji nad sobą i prośmy Go, 
aby Jego wolność i odwaga wobec niesprawiedliwego traktowania Go były dla nas szkołą 
miłości nieprzyjaciół.

5. Ucieczka Apostołów

Kiedy Jezusa aresztowano, uczniów ogarnął paniczny lęk. Opuścili Go wszyscy (uczniowie)  
i uciekli
 (Mk 14, 50). Lęk uczniów był — po ludzku rzecz biorąc — mocno uzasadniony. 
Wszelkie   rozruchy   i bunty   mające   choćby   mały   wydźwięk   polityczny   w Palestynie 
w czasach Jezusa topiono bezlitośnie we krwi.

Jezus, Bóg–Człowiek został zdradzony, opuszczony. Otoczony dotąd życzliwością, miłością 
i przyjaźnią Matki, przybranego Ojca, prostych, ale przecież bardzo oddanych Mu uczniów, 
w Ogrójcu   doświadczył   nagle   jednego   z najbardziej   przykrych   ludzkich   odczuć: 
osamotnienia, opuszczenia i zdrady.

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   najpierw   wczuć   się   w osamotnienie   Jezusa 
pozostawionego   przez   najbliższych,   a następnie   przywołajmy   także   nasze   doświadczenia 
opuszczenia,   samotności,   zdrady.   Przypomnijmy   sobie   ból   z nimi   związany.   Z jakimi 
osobami związany jest ten ból i cierpienie? Przypomnijmy sobie także odruchowy żal, jaki 
rodził się czy też jeszcze rodzi się w nas.

W naszym   życiu   byliśmy   nie   tylko   odrzucani,   opuszczani   i zdradzani,   ale   sami   także 
odrzucaliśmy,   opuszczaliśmy,   a może   nawet   zdradzaliśmy   innych.   Przypomnijmy   sobie 
osoby   i sytuacje,   w których   miało   to   miejsce.   Chciejmy   wczuć   się   w ból   tych,   których 
zraniliśmy. Prośmy, abyśmy zrozumieli, iż w swojej męce Jezus wziął na siebie nie tylko 
bolesne doświadczenie wszystkich osamotnionych, opuszczonych i zdradzonych, ale także 
grzech odrzucania innych, grzech gardzenia innymi, grzech zdrady. Dziękujmy Mu, iż od 
chwili pojmania bierze na siebie i przezwycięża całą naszą niezdolność do przyjmowania 
i dawania miłości.

VIII. JEZUS PRZED WYSOKĄ RADĄ

 

background image

Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie  
zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. (...) Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali  
fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek  
występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: On powiedział: 
Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować. Wtedy powstał najwyższy  
kapłan i rzekł do Niego: Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie? Lecz  
Jezus   milczał.   A najwyższy   kapłan   rzekł   do  Niego:  Poprzysięgam   Cię   na   Boga   żywego,  
powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży? Jezus mu odpowiedział: Tak, Ja Nim jestem.  
Ale   powiadam   wam:   Odtąd   ujrzycie   Syna   Człowieczego,   siedzącego   po   prawicy  
Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich. Wtedy najwyższy kapłan rozdarł  
swoje szaty i rzekł: Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście  
bluźnierstwo. Co wam się zdaje? Oni odpowiedzieli: Winien jest śmierci. Wówczas zaczęli  
pluć   Mu   w twarz   i bić   Go   pięściami,   a inni   policzkowali   Go   i szydzili:   Prorokuj   nam, 
Mesjaszu,   kto   Cię   uderzył?   (...)   A gdy   nastał   ranek,   wszyscy   arcykapłani   i starsi   ludu 
powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić
 (Mt 26, 57–68; 27, 1).

Skoro   dzień   nastał,   zebrała   się   starszyzna   ludu,   arcykapłani   i uczeni   w Piśmie   i kazali 
przyprowadzić Go przed swoją Radę. Rzekli: Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam! On im  
odrzekł: Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi.  
Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej. Zawołali  
wszyscy: Więc Ty jesteś Synem Bożym? Odpowiedział im: Tak. Jestem Nim. A oni zawołali: 
Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliśmy z ust Jego
 (Łk 22, 66–
71).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Zatrzymajmy się na jednym obrazie — przedstawmy sobie 
Jezusa poniżanego wobec Wysokiej Rady. Zauważmy bicie Go pięściami, policzkowanie 
Go, plucie na Niego. Dostrzeżmy też, iż Jezus znosi wszystkie te obelgi i niesprawiedliwości 
z wewnętrznym pokojem.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o to, o co wypada prosić w czasie (rozważania) męki, 
a mianowicie o boleść wespół z Chrystusem pełnym boleści, o udrękę serca z Chrystusem 
udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał  
za mnie
 (ĆD, 203). Prośmy także, abyśmy naśladując postawę Jezusa, przyjmowali z pokorą 
niesprawiedliwe sądy i opinie, z którymi możemy się spotkać w naszym życiu.

1. Nocne przesłuchanie

Aresztowanego Jezusa straż świątynna, po przesłuchaniu u Annasza, powiodła do Kajfasza, 
wokół którego zebrała się cała starszyzna żydowska. Chrystus staje wobec tych, którym 
wielokrotnie   mówił  biada,   których   nazywał  grobami   pobielanymi:  Biada   wam,   uczeni 
w Piśmie   i faryzeusze,   obłudnicy!   Bo   podobni   jesteście   do   grobów   pobielanych,   które  
z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa 
(Mt 23, 27).

background image

W czasie   przesłuchania   Wysoka   Rada   stawiając   zarzuty   Jezusowi   powoływała   się   na 
świadków. Ewangeliści nazywają jednak tych świadków fałszywymi. Wszyscy oni plątali 
się   w zeznaniach,   ponieważ   były   one   fabrykowane,   bez   większej   troski   o jakąkolwiek 
dokładność i precyzję. Oskarżenia  te polegały głównie  na przytaczaniu zniekształconych 
wypowiedzi Jezusa, których nie usiłowano bynajmniej wyjaśniać. Świadectwa przeczyły 
sobie nawzajem. I choć podstawieni świadkowie kompromitowali cały proces, to jednak nie 
przejmowano   się   zbytnio   tym   faktem.   Ci   sami   faryzeusze,   którzy   znani   byli   z legalnej 
dokładności   i jurydycznej   przesady,   w przypadku   Jezusa   nie   robili   sobie   najmniejszych 
wyrzutów z powodu łamania prawa wobec Jego Osoby. Sprawa Jezusa wydawała się im tak 
oczywista i przewaga nad bezbronnym człowiekiem tak wielka, iż nikt specjalnie nie starał 
się stwarzać pozorów rzeczywistego procesu sądowego. Proces ten był jawnym bezprawiem.

Aby   zakończyć   ten   kompromitujący   chaos   przesłuchania   postawiono   w końcu   dwóch 
świadków. Mieli oni ratować tę parodię sądu. Obaj zgodnie zeznali, że Jezus powiedział, iż 
może zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować. Wtedy powstał najwyższy  
kapłan i rzekł do Niego: Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie? Lecz  
Jezus   milczał
.   Ale   także   i te   świadectwa   były   fałszywe,   ponieważ   opierały   się   na 
zniekształconym   rozumieniu   nauki   Jezusa.   Jezus   nie   zagrażał   świątyni   zbudowanej 
z kamienia rękami ludzkimi. Świątynię tę kochał i podziwiał, jak każdy pobożny Żyd. Jezus 
mówił o świątyni swojego ciała zapowiadając swoją śmierć i zmartwychwstanie.

I chociaż   arcykapłan   wezwał   Jezusa,   aby   udzielił   zdecydowanej   odpowiedzi   na   ten 
konkretny zarzut, to jednak Jezus milczał. Ci ludzie nie przesłuchiwali  Go,  aby odkryć 
prawdę. Oni nie szukali prawdy. Zaślepieni nienawiścią i lękiem o siebie byli niezdolni do 
szukania  prawdy.  Człowiek ogarnięty namiętnością  nie jest  zdolny  usłyszeć  i zrozumieć 
bliźniego,   który   mówi   prawdę.   Na   wszystko   bowiem   patrzy   poprzez   pryzmat   swojej 
namiętności. Aby przerwać kłopotliwe milczenie, arcykapłan zapytał Jezusa: Poprzysięgam 
Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?
 I chociaż arcykapłan 
był człowiekiem ogarniętym lękiem i nienawiścią, wezwał imienia Bożego. Teraz Jezus nie 
mógł dłużej milczeć. Musiał dać świadectwo prawdzie. Właśnie po to przyszedł na świat. 
Nie dbał o to, iż świadectwo nie będzie przyjęte, ale zostanie obrócone przeciwko Niemu. 
Po tym uroczystym wezwaniu arcykapłana Jezus jasno i zdecydowanie odpowiedział: Tak, 
Ja   Nim   jestem.   Ale   powiadam  wam:   Odtąd   ujrzycie   Syna   Człowieczego,   siedzącego   po  
prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich
.

Dawanie   świadectwa   prawdzie   nie   może   być   uzależnione   od   korzystnych   okoliczności 
zewnętrznych czy też od nastrojów wewnętrznych. Kiedy przywódcy narodu wybranego, 
wzywając na świadka samego Boga Jahwe, zadają Jezusowi pytanie o Jego pochodzenie 
i Jego misję, Jezus musi przemówić. Jako odpowiedzialni za naród mieli prawo wiedzieć, 
kim jest Ten, który podaje się za Mesjasza i jaka jest Jego misja, nawet jeżeli nie uznają 
Jego posłania, ale potępią Go w imieniu całego narodu i skażą na śmierć. Prawda pozostaje 
prawdą niezależnie od tego, czy jest akceptowana czy też odrzucana przez ludzi. Jezus daje 
świadectwo   Prawdzie   za   cenę   swojego   życia.   Odtąd   za   przykładem   Jezusa   wielu   Jego 
uczniów będzie  więzionych,  upokarzanych, wyśmiewanych,   torturowanych,   skazywanych 

background image

na śmierć tylko dlatego, że wobec niesprawiedliwych sądów i władców przyznawać się będą 
odważnie, iż są uczniami Jezusa.

Na tę pełną majestatu odpowiedź Jezusa:  Tak, Ja Nim jestem, arcykapłan rozdarł szaty. 
Trzask   rozdzieranego   materiału   zmieszał   się   ze   słowami:  Zbluźnił.   Na   cóż   nam   jeszcze  
potrzeba   świadków?   Oto   teraz   słyszeliście   bluźnierstwo.   Co   wam   się   zdaje?   Oni  
odpowiedzieli: Winien jest śmierci
. Wybuchł okrzyk histerycznego oburzenia.

Po   zakończeniu   nocnej   narady   Jezus   został   przekazany   straży   świątynnej.   Nastąpiła 
wówczas   wstrząsająca   scena.  Zaczęli   pluć   Mu   w twarz   i bić   Go   pięściami,   a inni 
policzkowali Go i szydzili: Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?
  H. Daniel–Rops tak 
komentuje tę scenę:  Już nikt nie krył się ze swoją nienawiścią i nie hamował jej w żaden 
sposób. Nie trzeba było zachęcać tych ludzi o psychice lokajskiej, by nadużywali władzy nad  
człowiekiem zdanym na ich łaskę. Zresztą któż im polecił, by Jezusa szanowali? Nienawiść  
wybuchła w sposób najbardziej dziki, ale może i najprawdziwszy. U dostojników Świątyni  
była jeszcze zawoalowana pozorami praworządności; tu wśród tego wyjącego motłochu,  
zrzuciła   zupełnie   maskę
.   Tak   więc   dosłownie   wypełnione   zostało   proroctwo   Izajasza 
o cierpiącym Słudze Jahwe oraz proroctwo Psalmu  22, którym modlił się sam Jezus na 
krzyżu:  Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę  (Iz 50, 6).  Ja zaś 
jestem   robak,   a nie   człowiek,   pośmiewisko   ludzkie   i wzgardzony   u ludu.   Szydzą   ze   mnie  
wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: Zaufał Panu, niechże  
go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje
 (Ps 22, 7–9).

Do narodu wybranego przyszedł wreszcie długo oczekiwany Mesjasz, którego od dawna 
zapowiadali   prorocy.   Przyszedł   Ten,   za   którym   tęskniły   całe   pokolenia.   Przyszedł 
i uroczyście oświadczył:  Ja nim jestem. I właśnie w momencie uroczystego objawienia się 
prawowitym przedstawicielom narodu wybranego, doznał od nich najgłębszego poniżenia, 
pogardy i odrzucenia. Człowiek splunął Bogu–Człowiekowi w twarz. Gdyby oblicze Jezusa 
miało w tym momencie majestatyczny blask, jaki Mu przypisujemy, to ci nieprawi ludzie 
trzymaliby się z daleka. Ale Jezus upodobnił się do szarego człowieka. Upodobnił się do 
ludzi   zmęczonych,   przepracowanych,   pokrzywdzonych,   sponiewieranych,   poniżanych, 
prześladowanych za prawdę, za wiarę. Nie ma ludzkiego udręczenia, którego nie można by 
odkryć w udręczeniu i sponiewieraniu Syna Bożego.

Kontemplując odwagę Jezusa w Jego dawaniu świadectwa prawdzie pytajmy siebie, jaka 
jest   prawda   o nas   samych;   czy   intymna   więź   z Osobą   Jezusa   jest   dla   nas   najwyższą 
wartością,   która   decyduje   o naszym   sposobie   myślenia,   odczuwania,   o dokonywanych 
wyborach, podejmowanych decyzjach? Czy nasza przynależność do Jezusa określa naszą 
tożsamość   i naszą   misję   życiową?   Czy   bylibyśmy   zdolni   oddać   życie   dla   Jezusa,   także 
w śmierci męczeńskiej? To pytanie może nam wydać się niepotrzebne i nierealne w naszej 
sytuacji. A jednak pytanie to może być ważne. Za nim kryje się bowiem pytanie o naszą 
odwagę   dawania   świadectwa   Jezusowi.   Nie   szukajmy   odpowiedzi   na   zadane   pytania 
w naszych  myślach, ale odwołajmy się do naszego codziennego życia, szczególnie zaś do 
naszej miłości bliźniego. Nie bylibyśmy w stanie oddać życia dla Chrystusa, gdybyśmy nie 
oddawali życia dla naszych bliźnich. Co chcielibyśmy powiedzieć Jezusowi poniżanemu 

background image

i upokarzanemu   o naszym   świadectwie   dawanym   Jemu?   Za   co   chcielibyśmy   Mu 
podziękować? Za co chcielibyśmy Go przeprosić?

2. Poranne przesłuchanie i wyrok Wysokiej Rady

Skoro   dzień   nastał,   zebrała   się   starszyzna   ludu,   arcykapłani   i uczeni   w Piśmie   i kazali 
przyprowadzić Go przed swoją Radę
.

Przed   podbiciem   Palestyny   przez   Rzymian   Sanhedryn   posiadał   realną   władzę:  wybierał 
króla, w czasie jego nieobecności sprawował rządy. Pod okupacją rzymską miał już tylko  
prawo   sądzenia   w sprawach   religijnych
  (J.–P.   Roux).   Po   przesłuchaniu   u najwyższego 
kapłana Kajfasza, jeszcze w nocy kapłani i uczeni biegali po całym mieście, aby w trybie 
natychmiastowym w bardzo wczesnych godzinach rannych zwołać Wysoką Radę.  Ciągle 
ten   sam   pośpiech;   on   to   wprawia   cały   ten   dzień   w jakiś   gorączkowy   rytm,   w pośpiech 
zbrodni. Skoro tylko mrok okryje wzgórza (otaczające Jerozolimę) rozpocznie się oficjalna  
Pascha:   żaden   z tych   pobożnych   Żydów   nie   mógł   o tym   zapomnieć
  (H.   Daniel–Rops). 
Członkowie Sanhedrynu zdawali sobie sprawę, że mają bardzo mało czasu. Należało się 
bardzo spieszyć.

Postawienie Jezusa przed Wysoką Radą miało charakter przesłuchania, a nie formalnego 
sądu. Przeciwnicy Jezusa zdecydowali już dawno o Jego śmierci. Obecnie, przed wydaniem 
Go w ręce rzymskiego prokuratora, pragną jedynie formalnego potwierdzenia dla podjętej 
wcześniej decyzji. A gdy nastał ranek (...) powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go  
zgładzić
.

Przesłuchanie przed Wysoką Radą było podobne do wcześniejszego przesłuchania przed 
najwyższym   kapłanem   Kajfaszem.   Teraz  zaniechano   już   tylko   oskarżenia   o wzbudzanie 
rozruchów, bo bardzo mało było dowodów na to, by Jezus chciał burzyć Świątynię
  (H. 
Daniel–Rops).   Tym   kolejnym   przesłuchaniem   chciano   jedynie  sprowokować  Jezusa   do 
wyznania,   że   jest   Synem   Bożym,   gdyż   ono   mogło   stanowić   podstawę   do   oskarżenia 
o bluźnierstwo.   Stąd   też   Wysoka   Rada   aż   dwa   razy   zadaje   Jezusowi   pytanie   o Jego 
tożsamość: Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam! Po pozytywnej odpowiedzi Jezusa pytają 
raz jeszcze: Więc Ty jesteś Synem Bożym?

Podobnie   jak   w przesłuchaniu   nocnym   u Kajfasza,   tak   i teraz   ludzie   ci   nie   byli   uczciwi 
wobec   Jezusa.   Nie   szukali   prawdy.   Nie   nurtowało   ich   pytanie,   kim   jest   naprawdę   ten 
Człowiek.   Szukali   jedynie   pretekstu,   aby   jak   najszybciej   mogli   Go   oskarżyć,   potępić 
i skazać na śmierć w majestacie swojego prawa. Chcieli zyskać na czasie. Zdawali sobie 
sprawę, iż wymuszenie na Piłacie skazania tego Człowieka na śmierć nie będzie proste. 
Jezus otwarcie demaskuje ich zakłamanie: Jeżeli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was 
zapytam, nie dacie odpowiedzi.  
Tragizm sytuacji polega na tym, iż sąd Wysokiej Rady, 
przed którym staje Wcielony Syn Boży, występuje w imieniu Jahwe, Jedynego Boga.

background image

Kontemplując Syna Bożego stającego przed ludzkim sądem, chciejmy sobie uświadomić, iż 
w ten sposób Jezus bierze na siebie grzechy niesłusznego sądzenia i potępiania, wszystkie 
niesprawiedliwie wydane wyroki. Sądzenie i potępianie drugiego człowieka jest wielkim 
grzechem,   wchodzi   bowiem   w kompetencje   samego   Boga.   Jezus   powie   wyraźnie:  Nie 
sądźcie, abyście nie byli sądzeni
  (Mt 7, 1). Ostatecznie tylko do Boga należy wydawanie 
decyzji   o tym,   kim   jest   naprawdę   człowiek   i na   co   naprawdę   zasługuje   swoim   życiem 
i postępowaniem. Tylko sam Bóg ma bezpośredni dostęp do ludzkiego serca i On jeden wie, 
co naprawdę kryje się w człowieku. Niesprawiedliwe sądzenie Jezusa niech będzie dla nas 
wezwaniem do szukania prawdy w naszych sądach i ocenach ludzi. Prośmy także, abyśmy 
naśladując postawę Jezusa, przyjmowali z pokorą niesprawiedliwe sądy i opinie, z którymi 
możemy się spotkać w naszym życiu.

3. Mesjasz, Syn Człowieczy, Syn Boży

Jezus   dając   świadectwo   o sobie   i swojej   misji,   używa   trzech   tytułów:  Mesjasz,  Syn 
Człowieczy
Syn Boży. W tych trzech imionach Jezusa widzimy stopniowe odsłanianie Jego 
prawdy   o sobie.   Tytuł  Mesjasza  był   dla   Żydów   współczesnych   Jezusowi   bardzo 
dwuznaczny,   ponieważ   sugerował   wizję   przywódcy   politycznego,   który   wyzwoli   naród 
wybrany spod panowania rzymskiego oraz odbuduje polityczne królestwo Izraela. Aby tytuł 
Mesjasza  był  dobrze  zrozumiany,   Jezus  nazywa   siebie także  Synem Człowieczym. Jezus 
odwołuje   się   tutaj   przede   wszystkim   do   proroctwa   Daniela:   A oto   na   obłokach   nieba 
przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed 
Niego.   Powierzono   Mu   panowanie,   chwałę   i władzę   królewską,   a służyły   Mu   wszystkie 
narody
  (Dn   7,   13–14).   Tytuł  Syn   Człowieczy   posiada   atrybuty,   którymi   przewyższa  
Mesjasza,   zwanego   inaczej   synem   Dawida:   pochodzi   bowiem   ze   świata   Boskiego,  
transcendentnego
  (X. L. Dufour). Trzeci wreszcie tytuł:  Syn Boży  kładzie kres wszelkim 
wątpliwościom,   kim   jest   Jezus.   Podanie   się   za  Syna   Bożego  oznacza   więc   szczyt 
Objawienia.

Wiara   w Jezusa   jako  Syna   Bożego  jest   punktem   wyjścia   do   rozważania   tajemnic 
Paschalnych Chrystusa. Męka i śmierć Jezusa mają nieskończoną Boską moc zbawczą tylko 
dzięki Jego Bóstwu. Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych  zachęca, aby  rozważać, jak 
Bóstwo ukrywa się
 w czasie męki Jezusa (ĆD, 196). To właśnie Bóstwo Jezusa sprawia, iż 
wydarzenia, które w kategoriach  ludzkich  byłyby tylko  upokorzeniem,  klęską i śmiercią, 
stają się ostatecznie źródłem zwycięstwa, wywyższenia i życia. Mówi o tym Izajasz:  Po 
udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. (...) W nagrodę przydzielę Mu tłumy, 
i posiądzie możnych jako zdobycz za to, że Siebie na śmierć ofiarował
 (Iz 53, 11–12). Takie 
właśnie zwycięskie zakończenie historii swojego życia zapowiada Jezus ludziom,  którzy 
skazują Go  na śmierć   krzyżową:  Lecz odtąd  Syn Człowieczy  siedzieć  będzie  po prawej  
stronie Wszechmocy Bożej
.

Wyraźmy   wiarę,   iż   Jezus,   który   stoi   przed   niesprawiedliwym   ludzkim   sądem,   jest 
prawdziwie   Synem   Bożym,   Panem   nieba   i ziemi,   a panowanie   Jego   jest   wiecznym  
panowaniem, które nie przeminie
 (Dn 7, 14).

background image

IX. ZAPARCIE SIĘ PIOTRA

 

Wówczas Jezus rzekł do nich: Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane:  
Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei.  
Odpowiedział Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię. Jezus mu  
rzekł: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie  
wyprzesz. Na to Piotr: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Podobnie  
zapewniali wszyscy uczniowie. (...)

Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie  
zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego  
kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.  
(...)

Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: I ty 
byłeś   z Galilejczykiem   Jezusem.   Lecz   on   zaprzeczył   temu   wobec   wszystkich   i rzekł:   Nie 
wiem, co mówisz. A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli:  
Ten   był   z Jezusem   Nazarejczykiem.   I znowu   zaprzeczył   pod   przysięgą:   Nie   znam   tego  
Człowieka. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś 
jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie 
znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który  
mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz  
i gorzko zapłakał
 (Mt 26, 31–35. 57–75).

...Ktoś   inny   począł   zawzięcie   twierdzić:   Na   pewno   i ten   był   razem   z Nim;   jest   przecież  
Galilejczykiem.  Piotr  zaś rzekł: Człowieku, nie  wiem,  co mówisz. I w tej chwili, gdy on  
jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na 
słowo Pana, jak mu powiedział: Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz.  
Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał
 (Łk 22, 59–62).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Piotra, który po raz trzeci zaparł się 
Jezusa. Z oddali słychać jeszcze pianie koguta. Jezus zaś wychodząc z pałacu arcykapłana 
obraca   się   i patrzy   z miłością   na   Piotra.   Kontemplujmy   najpierw   wejrzenie   Jezusa, 
a następnie gorzki, ale jednocześnie serdeczny płacz Piotra.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Prośmy   o głębokie   poznanie   siebie   samych   oraz 
najważniejszych   motywów,   którymi   się   w życiu   kierujemy.   Pełniejsze   poznanie   siebie 
uczyni nas bardziej wrażliwymi i bardziej otwartymi na Słowo Jezusa. Módlmy się także 
o płacz Piotra, w którym moglibyśmy wyrazić zarówno nasz żal za grzechy jak również 
nasze przywiązanie i miłość do Jezusa jako naszego Mistrza.

background image

1. Zapowiedź zdrady

Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się 
owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei
.

Po Ostatniej Wieczerzy i odśpiewaniu hymnu w drodze na Górę Oliwną Jezus zapowiada 
zgorszenie i ucieczkę uczniów w czasie Jego męki. Tą zapowiedzią pragnie przygotować ich 
do mężnego stawienia czoła słabości, która niedługo się w nich objawi. I chociaż uczniowie 
zwątpią   w Niego,   Jezus   zapowiada   jednak,   że   On   w nich   nie   zwątpi.   Ich   słabość   nie 
przekreśli   Jego   miłości   do   nich.   Obiecuje   czekać   na   nich   w miejscu   ich   ulubionych 
wspólnych spotkań: w Galilei.

Słysząc tę zapowiedź Piotr jak zwykle reaguje bardzo szybko, wręcz nerwowo:  Choćby 
wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię
. Swoją pewność wierności Jezusowi Piotr 
buduje jednak tylko na osobistym subiektywnym przekonaniu. Piotr nie zna bowiem siebie 
samego.   Nie   zna   najgłębszych   motywacji,   którymi   się   kieruje.   Ta   sama   gwałtowność 
i niecierpliwość,   z jaką   Piotr   zaprzecza   słowom   Jezusa,   będzie   miała   miejsce   także 
w momencie   zaparcia   się   Mistrza.   Jezus   jednak   ostatni   raz   pragnie   przestrzec   Piotra, 
upomnieć Go: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się  
Mnie wyprzesz
. Jezus pragnie powiedzieć Piotrowi:  Nie bądź taki pewny siebie. Choć raz  
uwierz moim słowom
. Piotr nie dał się jednak przekonać. Nie potraktował słów Jezusa na 
serio. Z uporem twierdził dalej:  Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie.  
Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie
.

Słowa   Piotra   są   zarówno   wyrazem   jego   ludzkiej   szlachetności,   jak   też   jego   poczucia 
wyższości   i dumy.   Piotr   czuje   się   mocniejszy   i silniejszy   od   innych:  Choćby   wszyscy 
zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię
. Te słowa wzięte same w sobie mogłyby wzbudzić 
podziw i zachwyt:  Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Czyż nie do 
takiej postawy właśnie wzywał Jezus Piotra, kiedy powiedział do niego: Pójdź za Mną! (por. 
Mt 4, 19)? Analizując same słowa, moglibyśmy powiedzieć, że Piotr wreszcie pojął, o co 
naprawdę chodziło Jezusowi, kiedy tyle razy pouczał go i napominał. Ale Jezus patrzy nie 
na słowa i gesty. Jezus patrzy na serce. I właśnie dlatego, iż Mistrz znał dobrze serce ucznia, 
nie   przyjął   tych   słów   i nie   ucieszył   się   nimi.   To   były   tylko   słowa,   dźwięki.   Nie   miały 
pokrycia   w rzeczywistości.   Były   to   słowa   powiedziane   na   wyrost.   Istniała   wielka 
rozbieżność pomiędzy tym, kim Piotr był naprawdę, a tym, co obiecywał sobie i innym.

Jezus nie mówi uczniom:  Wy wszyscy zaprzecie się Mnie, ale  wy wszyscy zwątpicie we  
Mnie; wy wszyscy zgorszycie się ze Mnie
. Zgorszyć się w języku biblijnym, to napotkać 
nieprzewidziany kamień. Zgorszenie jest przeszkodą, która staje się zarazem pułapką. Dla 
uczniów nastąpi niespodziewane zderzenie między ideą, jaką mieli o Bogu, a tą która się  
objawi tej nocy. Bóg Izraela, wielki, potężny, zwycięzca wrogów, który nigdy nie opuści  
Jezusa,   oto   idea   Boga,   jaką   przyswoili   sobie   ze   Starego   Testamentu.   Jezus   przestrzega  
uczniów, iż będą musieli skonfrontować to, co myślą, z tym co nastąpi
 (C. M. Martini). Jezus 
poprzez mękę i śmierć objawi im inne oblicze Boga; oblicze, którego jeszcze nie znają. To 
nowe oblicze Boga wywoła ich zgorszenie.

background image

Jedną z głównych przeszkód w naszym słuchaniu Jezusa jest brak znajomości siebie samych 
oraz   nasze   fałszywe   pojęcie   o Bogu.   Często   nie   docieramy   do   istoty  słów  Jezusa   tylko 
dlatego, iż ślizgamy się po powierzchni naszych pobożnych życzeń, opartych nierzadko na 
nieakceptacji   siebie   samych   i nieznajomości   Boga.   Jan   Paweł   II   stwierdza,   iż   człowiek 
współczesny żyje często poza sobą, ponieważ zajęty jest zbytnio rzeczami zewnętrznymi. 
Piotr   żył   jeszcze   poza   sobą,   zbytnio   zajęty   tym,   co   zewnętrzne   i dlatego   właśnie   nie 
rozumiał   najgłębszego   sensu   słów   Jezusa.   Zamiast   ich   słuchać,   usiłować   rozumieć, 
przyjmować   je   i wcielać   w życie,   Piotr   dyskutuje   z nimi.   Dyskusje   Piotra   są   jedynie 
jałowymi intelektualnymi konstrukcjami, które mają ukryć jego zalęknione serce.

Podobnie jak Piotr, my również często składamy Bogu różne szlachetne i ofiarne deklaracje, 
postanowienia.   Czujemy   nieraz   w sobie   jakąś   pełnię   religijnej   euforii,   czujemy,   że   my 
naprawdę  kochamy   Boga,  naprawdę  chcemy   zmienić   siebie.   Jeżeli   ktoś   wątpi   w nasze 
wielkie i szlachetne słowa, wówczas łatwo się obrażamy mówiąc z pretensją: Dlaczego mi 
nie wierzysz?
  Ale  wystarcza,  że spotyka  nas  jakieś małe  zagrożenie, odrzucenie  lub po 
prostu   zmiana   wewnętrznego   nastroju   emocjonalnego,   a reagujemy   i zachowujemy   się 
w taki   sposób,   że   nie   poznajemy   siebie   samych.   Prośmy   w tej   modlitwie   o dogłębne 
poznanie naszego serca oraz najgłębszych motywów, którymi  się ono kieruje. Słuchając 
Jezusa i Jego słowa odkryjemy nasze serce.

2. Nie znam tego Człowieka 

Aresztowanie Jezusa było dla wszystkich uczniów szokiem. Wszyscy, a wśród nich także 
Piotr,   opuścili   Jezusa   i uciekli.   W tym   momencie  Piotr   jest   całkowicie   zdezorientowany  
w swojej   tożsamości.   Nie   wie   już,   kim   jest,   co   powinien   robić,   jakie   jest   jego   zadanie  
w Królestwie Bożym, nie wie, kim jest Jezus, którego Bóg opuszcza. To wszystko miesza się  
w umyśle Piotra
 (C. M. Martini). Mimo całego wewnętrznego chaosu, mimo budzącego się 
w sercu Piotra lęku, mimo zgorszenia  słabością Boga, który opuszcza Jezusa  Piotr nadal 
kocha Jezusa i dlatego idzie za Nim z daleka.

Kroczenie za Jezusem z daleka jest pewnym kompromisem Piotra. I znowu Piotrowi mogło 
się   wydawać   przez   chwilę,   że  znalazł   dobre   wyjście  z tej   trudnej   sytuacji.   Błąd   Piotra 
polegał na tym, iż śledził wszystko z daleka, a więc zewnętrznie, powierzchownie. Piotr 
interesuje się faktami jedynie z zewnątrz. Zadaje sobie pytanie, co stanie się z Jezusem; 
zostanie skazany na śmierć czy też zwolniony. A może przed Sanhedrynem da się poznać 
jako   Mesjasz   i zmusi   arcykapłana   i całą   Wysoką   Radę   do   uznania   Jego   Boskiego 
pochodzenia? Może jakimś niezwykłym cudem przekona ich, że jest Mesjaszem, Synem 
Bożym? To były jednak tylko przypuszczalne rozwiązania. Dopóki się wszystko nie wyjaśni 
do końca, trzeba trzymać się z daleka. Być z Nim, ale jednocześnie zachować bezpieczną 
odległość.

Ale, jak to często bywa w życiu, zupełnie przez przypadek Piotr zostaje wciągnięty w środek 
sprawy   Jezusa.   Zostaje   postawiony   w sytuacji   przymusowej,   w której   nie   może   uniknąć 

background image

jednoznacznego   opowiedzenia   się  za  lub  przeciw.   Kompromis   okazał   się   nie   tylko 
niewystarczający, ale wręcz niemożliwy.

Początkowo Piotr szedł z daleka. Doszedłszy na dziedziniec, usiadł sobie, a raczej ukrył się, 
pomiędzy służbą. Zdawało mu się, iż jest bezpieczny. Któż tutaj mógłby go rozpoznać? Ale 
nagle   podeszła   do   niego   pewna   służąca   i rzekła   zupełnie   niespodziewanie   i jakby   od 
niechcenia:   I ty  byłeś  z Galilejczykiem  Jezusem.  Kobieta  ta   nie  prowadziła   śledztwa,   ale 
kierowała się jedynie kobiecą ciekawością, którą w tej właśnie chwili chciała zaspokoić.

Jezus   był   znaną   postacią   w Jerozolimie.   Nauczał   często   w miejscach   publicznych. 
Towarzyszyli Mu także uczniowie, stąd też łatwo było rozpoznać ich twarze. Słowa służącej 
z pewnością bardzo zaskoczyły Piotra. Takich słów najmniej się spodziewał. Nie miał czasu 
na przemyślenie, jakiej powinien udzielić odpowiedzi. Już samo wahanie się zdradziłoby 
Piotra. Zresztą nie należało do jego natury długie zastanawianie się, jak należałoby postąpić. 
Jak czynił to w innych przypadkach, tak i tym razem udziela odruchowej odpowiedzi: Nie 
wiem, co mówisz
.

W tym momencie Piotr uświadomił sobie, iż zaparł się Mistrza po raz pierwszy. Ale Jezus 
zapowiedział trzykrotne zaparcie się. Stąd też jakby chcąc uniknąć dalszego zapierania się 
Jezusa,   natychmiast   skierował   się   ku   bramie.   Chciał   uciec.   A kiedy   już   opuszczał   to 
nieszczęsne dla siebie podwórze, zauważyła go inna (służąca) i rzekła do tych, co tam byli:  
Ten   był   z Jezusem   Nazarejczykiem
.   Druga   sytuacja   była   tak   samo   przypadkowa,   jak 
pierwsza.   Inna   służąca   chcąc   jakby   poprzeć   swoją   koleżankę,   potwierdza,   iż   naprawdę 
rozpoznaje   Piotra.   Sytuacja   robi   się   coraz   trudniejsza,   ponieważ   w całą   sprawę   zostają 
włączone inne osoby, które przypadkowo znalazły się na dziedzińcu. Nacisk na Piotra był 
teraz znacznie większy. Piotr znowu zaprzeczył. Lęk o siebie okazał się silniejszy. Tym 
razem zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego Człowieka.

Na  dziedzińcu arcykapłana  zrobił  się ruch.  Wszyscy  dowiedzieli  się,  że  jest tutaj  jeden 
z uczniów   Jezusa,   który   właśnie   w tej   chwili   był   przesłuchiwany   przez   arcykapłana. 
Sytuacja stała się trudna. Nie była to już bowiem kłótnia z jakąś kobietą. Piotr musiał stawić 
czoła także strażnikom, którzy pilnowali porządku. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się  
i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza
.

Tym razem osoba, która rozpoznała Piotra, przytacza pewien dowód na to, iż Piotr był 
uczniem Jezusa. Dowodem tym był jego galilejski akcent. Dowód był zbyt oczywisty, stąd 
też należało się bardziej przekonywująco bronić. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie 
znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który  
mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz  
i gorzko zapłakał
.

Nie znam tego Człowieka. W tych słowach kryje się bolesna prawda o Piotrze. Bo choć 
wyparł się nimi Mistrza, to jednak w jakiś paradoksalny sposób tymi słowami wypowiedział 
to, czego w głębi swojego serca naprawdę doświadczał: Piotr rzeczywiście nie znał  tego 
Człowieka
.  Ten Człowiek  był dla niego w tej chwili wielką niewiadomą. Nie wiedział, co 

background image

mógłby zrobić dla Niego. Obiecał Mu pójście z Nim na śmierć, a On nie chciał. Chciał 
bronić Go mieczem w Ogrodzie Oliwnym, skarcił go.

Jak pocałunek Judasza w Ogrójcu był tylko symbolem deprawacji wewnętrznej  upadłego 
ucznia
, tak zaparcie się Piotra było jedynie znakiem jego zagubienia, dezorientacji i zamętu 
wewnętrznego. Bycie z daleka, brak wewnętrznego zaangażowania, szukanie kompromisów 
—   oto   postawy,   które   w każdym   z nas   wydają   z czasem   gorzkie   owoce   wewnętrznego 
zagubienia,   dezorientacji,   braku   duchowej   tożsamości.   Może   nieraz   czujemy   się 
wewnętrznie   wzywani   do   większego   radykalizmu   ewangelicznego,   może   nawet   nosimy 
w sobie takie pragnienia przez dłuższy czas, ale blokuje nas lęk o siebie, lęk o własną opinię, 
lęk przed reakcjami ludzi. Stąd też wolimy się nie wychylaćdostosować się do innych, nie 
narażać   się,   wolimy  iść   z daleka.   Obawiamy   się   nieraz   zerwać   z pewnymi   niedobrymi 
zwyczajami panującymi w środowisku. To są nasze kompromisy, które każą nam grać  na 
dwie bramki
.

A kiedy, podobnie jak w życiu Piotra, zostajemy zmuszeni do jednoznacznego opowiedzenia 
się  po   którejś   stronie,   wówczas   objawia   się   cała   nasza   dwuznaczność   wewnętrzna, 
nieokreśloność,   rozmycie,   zagubienie.   Sytuacje   krytyczne,   miast   stawać   się   dla   nas 
wezwaniem do wzrostu wiary i zaufania, stają się przyczyną reakcji obronnych: uciekamy 
w smutek, w depresję, w agresję wobec innych, w zmysłową konsumpcję, bezsenność czy 
niekiedy   nawet   w nałogowe   stosowanie   środków   uśmierzających.   Dopiero   sytuacje 
krytyczne objawiają słabość naszej więzi z Jezusem.

Prośmy   w tej   kontemplacji,   abyśmy   umieli   odkrywać   nasze   kompromisy,   nasze 
dwuznaczności   wobec   Jezusa.   Prośmy,   aby   Jezus   wzbudził   w nas   pragnienie   bardziej 
jednoznacznego, bardziej radykalnego  opowiedzenia  się  po Jego  stronie. Nasze dawanie 
świadectwa nie może wypływać z naszych woluntarystycznych postanowień (choćby i na 
śmierć pójdę z Tobą
), ale z wewnętrznego doświadczenia miłości Boga. Błąd Piotra polegał 
na tym, że ważniejsza była dla niego jego miłość do Jezusa, niż miłość Jezusa do niego.

3. Gorzko zapłakał 

Zaledwie Piotr zdołał się uwolnić od natrętów swymi kłamliwymi zaklęciami i przysięgami, 
dało   się   słyszeć   pianie   koguta.   W sztuce   wczesnochrześcijańskiej   artyści   niemal   zawsze 
umieszczali u stóp Piotra koguta. O ile nam osoba Piotra Apostoła kojarzy się z kluczami, 
o tyle   pierwszym   chrześcijanom   kojarzyła   się   najpierw   z kogutem.   Pianie   koguta   jest 
przełomową   chwilą   w jego   życiu.   To   pianie   o poranku   obudziło   Piotra   po   długim   śnie. 
Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się  
Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał
.

Dopiero zaparcie się Jezusa, przysięgi i zaklinanie się, iż Go nie zna, uświadomiły Piotrowi, 
jak bardzo był do tej pory zaślepiony. Przypomniał sobie nie tylko te słowa Jezusa, które  
zapowiadały  jego  zaparcie   się,   ale  wszystkie   inne  słowa   Jezusa,  nierzadko  bardzo   ostre 
i gorzkie, którymi chciał dotrzeć do jego serca. Piotr nareszcie zaczął rozumieć, że Jezus 

background image

wydając   się   w ręce   wrogów,   idąc   dobrowolnie   na   mękę   i śmierć,   nie   przestał   być 
Mesjaszem, Synem Bożym, co wcześniej wyznał Piotr wobec Mistrza i wszystkich uczniów.

On naprawdę chciał tego wszystkiego — musiał pomyśleć Piotr. Przecież wiele razy mówił  
o tym   otwarcie,   a ja   usiłowałem   zmienić   Jego   myślenie   i Jego   zamiary.   I choć   spośród 
wszystkich uczniów byłem najbliżej Niego, to jednak zupełnie Go nie rozumiałem. Byłem  
zaślepiony moją zbytnią pewnością siebie. To, co wydawało się być jedynie nieszczęśliwym  
zbiegiem okoliczności, było od początku przez Niego przewidziane i zamierzone.

W Piotrze zrodził się jakiś głęboki wewnętrzny ból: Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał
W płaczu   Piotra   wybucha   i pęka   coś,   co   gromadziło   się   przez   wiele   ostatnich   tygodni 
i miesięcy,   coś  co  gromadziło   się   przez  całe  trzy  lata.  Wreszcie   odkrył,   jak   bardzo   był 
twardy, ślepy, zadufany, jak bardzo usiłował dominować nad innymi,  jak daleki był od 
rozumienia Mistrza, jak bardzo usiłował Nim manipulować. W płaczu Piotra nie ma jednak 
cienia rozpaczy. Jest jedynie ból i żal, żal doskonały. Ten właśnie ból i żal spowodował, iż 
Piotr doświadczył siebie nie tylko jako człowieka twardego, który musi mieć zawsze rację, 
ale odkrył, że jest także małym, niekochanym chłopcem, który nieustannie szuka akceptacji, 
uznania i miłości.

Ewangelista Łukasz dodaje, że Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Tym razem niepotrzebne 
były   już   słowa.   Wystarczyło   jedno   spojrzenie.   W tym   jednym   spojrzeniu   Jezusa   Piotr 
wyczytał   wszystko.   W tym   jednym   spojrzeniu   otrzymał   to,   czego   z takim   wielkim 
wysiłkiem szukał: miłość, akceptację, uznanie. Teraz Piotr mógłby powiedzieć Jezusowi: Ja 
chciałem za Ciebie umierać, gdyż wydawało mi się, że Cię kocham. Ale to nie była prawda.  
Teraz   rozumiem,   że   Ty   mnie   kochasz,   ponieważ   cierpisz   i umierasz   za   mnie
.   Rodzi   się 
w Piotrze nowe poznanie Jezusa. Z jego oczu spadają nie tylko łzy, ale wraz ze łzami łuski 
zaślepienia.

W tej medytacji kontemplujmy szczery i głęboki płacz Piotra. Jest on bowiem nie tylko 
gorzki, ale także serdeczny, dający wolność, oczyszczający. Prośmy, aby ten płacz był dla 
nas wezwaniem, byśmy dzięki niemu mogli lepiej przypatrzeć się naszemu poznaniu siebie, 
naszemu poznaniu Jezusa. Prośmy, abyśmy i my nie bali się i nie wstydzili się płakać gorzko 
i serdecznie.

X. JEZUS PRZED PIŁATEM

 

Jezusa   zaś   stawiono   przed   namiestnikiem.   Namiestnik   zadał   Mu   pytanie:   Czy   Ty   jesteś  
królem   żydowskim?   Jezus   odpowiedział:   Tak,   Ja   nim   jestem.   A gdy   Go   oskarżali  
arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: Nie słyszysz, jak wiele  
zeznają przeciw Tobie? On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik  
bardzo się dziwił
 (Mt 27, 11–14).

background image

Teraz   całe   ich   zgromadzenie   powstało;   i poprowadzili   Go   przed   Piłata.   Tam   zaczęli  
oskarżać Go: Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia  
podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza–Króla. Piłat zapytał Go: Czy Ty jesteś  
królem   żydowskim?   Jezus   odpowiedział   mu:   Tak,   Ja   nim   jestem.   Piłat   więc   oświadczył  
arcykapłanom  i tłumom:  Nie   znajduję  żadnej   winy  w tym  człowieku.   Lecz   oni  nastawali  
i mówili: Podburza lud, szerząc swą naukę po całej Judei, od Galilei, gdzie rozpoczął, aż  
dotąd. (...)

Piłat więc kazał zwołać arcykapłanów, członków Wysokiej Rady oraz lud i rzekł do nich: 
Przywiedliście mi tego człowieka pod zarzutem, że podburza lud. Otóż ja przesłuchałem Go  
wobec was i nie znalazłem w Nim żadnej winy w sprawach, o które Go oskarżacie
 (Łk 23, 
1–16).

Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: Czy Ty  
jesteś   królem   żydowskim?   Jezus   odpowiedział:   Czy   to   mówisz   od   siebie,   czy   też   inni  
powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali  
mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby 
królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom.  
Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś 
królem?   Odpowiedział   Jezus:   Tak,   jestem   królem.   Ja   się   na   to   narodziłem   i na   to 
przyszedłem   na   świat,   aby   dać   świadectwo   prawdzie.   Każdy,   kto   jest   z prawdy,   słucha 
mojego   głosu.   Rzekł   do   Niego   Piłat:   Cóż   to   jest   prawda?   To   powiedziawszy   wyszedł  
powtórnie do Żydów i rzekł do nich: Ja nie znajduję w Nim żadnej winy
 (J 18, 33–38).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa w pretorium Piłata. Zauważmy, 
w jaki sposób namiestnik rzymski rozmawia z Jezusem. Wsłuchajmy się najpierw w pytanie 
zadane Chrystusowi:  Czy Ty jesteś królem żydowskim?, a następnie w odpowiedź Jezusa: 
Tak, Ja nim jestem.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy  gorąco, abyśmy  w Jezusie oskarżonym przez  swój 
naród   i niesprawiedliwie   skazanym   na   śmierć   przez   Piłata   odkryli   prawdziwego   Króla 
wszechświata. Prośmy także, abyśmy przyglądając się uwikłaniom osobistym i politycznym 
Piłata odkryli nasze własne zniewolenia, które przeszkadzają nam w pełni pójść za Jezusem.

1. Nienawiść Sanhedrynu i strach Piłata

Po przesłuchaniu Jezusa przed Wysoką Radą, całe  zgromadzenie powstało; i poprowadzili 
Go przed Piłata
. Ponieważ sami z braku kompetencji nie mogli wykonać wyroku, który 
wydali na Jezusa, o potwierdzenie go musieli prosić namiestnika rzymskiego. Sprawa Jezusa 
była   dla   Piłata   bardzo   kłopotliwa.   Namiestnik   rzymski   nie   chciał   bynajmniej   robić 
Sanhedrynowi  taniej   przysługi  zgadzając   się   łatwo   na   wykonanie   wyroku   śmierci 
z wątpliwych dla niego powodów. Jezus staje się w tej sytuacji  pionkiem  na szachownicy 
nieczystej gry politycznej.

background image

Żydzi dobrze zdawali sobie sprawę, że rozmowa z Piłatem nie będzie łatwa. Żadna ze stron 
nie   ukrywała   wzajemnej   wrogości   wynikającej   z sytuacji   politycznej:   Piłat   uosabiał 
okupanta rzymskiego, Wysoka Rada zaś okupowany naród żydowski. Piłat w ogóle nie lubił 
Żydów. Ale Żydzi nienawidzili go jeszcze bardziej, twierdzili, że jest twardy, wzgardliwy,  
gwałtowny; oskarżali go o niemożliwe zbrodnie
 (E. Renan). Żydzi w swoich odniesieniach 
do rzymskich urzędników stosowali niekiedy podwójną metodę. Z jednej strony posługiwali 
się   uniżonością   i pochlebstwem,   z drugiej   zaś   postawą   pretensji,   a nawet   zuchwalstwa. 
Wiedzieli, że choć wielu rzeczy mogą się z powodu ich bezwzględności obawiać, to jednak  
mogą im także szkodzić, denuncjując ich u cesarza, czego urzędnicy ci bardzo się obawiali 
(H. Daniel–Rops).

Sanhedryn przewidując opór Piłata w tym samym czasie wysłał do miasta agentów, którzy  
mieli podburzać tłumy
 (J.–P. Roux). Doniesienie do cesarza o rozruchach w mieście pełnym 
pielgrzymów  oraz  o tolerowanie   w zbuntowanym  kraju  samozwańczego   króla  miało   być 
bardzo silną formą nacisku na Piłata. Metoda ta miała też okazać się w końcu skuteczna. 
Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia  
się   Cezarowi
  (J   19,   12)   Ten   argument   miał   w procesie   Jezusa   okazać   się   ostateczny 
i decydujący. To właśnie na skutek zagrożenia donosem, Piłat uległ w końcu Sanhedrynowi. 
Strach   Piłata   o siebie   miał   się   okazać,   z jego   strony,   decydującym   motywem   posłania 
niewinnego człowieka na śmierć.

Przedstawiciele Sanhedrynu udali się do Piłata bardzo wcześnie. Było przypuszczalnie około  
godziny szóstej (naszego czasu). Rzymianie zaczynali dzień wcześnie, ale czy można było  
niepokoić namiestnika ledwie wstał ranek? W owych dniach święta Piłat zapewne nie miał  
ochoty   spać:   w tym   gorącym,   wzburzonym,   niezrozumiałym   kraju   wszystko   mogło   się  
zdarzyć. Przyprowadzono więc Jezusa do pretorium. Żydzi odmówili wejścia do środka, aby  
się nie skalać: spożycie Paschy wymagało szczególnej rytualnej czystości
 (J.–P. Roux).

Przedstawiciele   Sanhedrynu   zarówno   w swoim   nocnym,   jak   i porannym   przesłuchaniu 
zadawali Jezusowi pytania o charakterze religijnym. Pytano Go o Jego pochodzenie i Jego 
mesjańską   misję.   Głównym   zarzutem   arcykapłana   i Wysokiej   Rady   było   bluźnierstwo 
Jezusa, który — ich zdaniem — będąc człowiekiem podawał się za Syna Bożego. Przed 
Piłatem   natomiast   oskarżają   Jezusa   o działalność   polityczną:   o podawanie   się   za   króla, 
o podburzanie ludu i o sianie niepokoju społecznego. Przewrotność oskarżycieli każe im 
przejść   z płaszczyzny   religijnej   na   płaszczyznę   społeczną   i polityczną.  Potrafili   zręcznie 
przedstawić swego wroga jako niebezpiecznego agitatora zagrażającego rzymskiej władzy 
(G. Bessiere). Wobec Piłata liczyły się jedynie zarzuty, które dotyczyły zagrożenia sytuacji 
politycznej i społecznej. Namiestnika nie interesowały wewnętrzne spory religijne Żydów, 
do których odnosił się z lekceważeniem i z poczuciem wyższości.

I chociaż   Sanhedryn   oskarża   Jezusa   o podburzanie   ludu,   to   jednak   później   domagać   się 
będzie uwolnienia Barabasza, który był więźniem politycznym, zatrzymanym za rozruchy 
w mieście i za zabójstwo. Ta sprzeczność w postawie Wysokiej Rady ukazuje hipokryzję 
oskarżycieli.  Członkowie   Wysokiej   Rady  nie   troszczą   się   bynajmniej   o pokój  społeczny 

background image

i polityczny. Zaślepieni gniewem i zawiścią szukają jedynie możliwości zgładzenia Jezusa 
w majestacie prawa żydowskiego i rzymskiego.

Kim jest Piłat i jaką przyjmuje postawę wobec Jezusa? Piłat jest biurokratą przywiązanym  
do stołka
 — stwierdza C. M. Martini. Swoimi działaniami chciałby zadowolić wszystkich, 
by  nikomu  się zbytnio  nie  narazić:  ani podejrzliwemu   Rzymowi,  ani  Żydom  pałającym 
nienawiścią do Jezusa, ani też kapryśnemu tłumowi. Chęć zadowolenia wszystkich sprawia, 
iż Piłat łatwo wikła się w sprzeczności i pułapki, które sam na siebie zastawia. Aby z nich 
wyjść usiłuje stosować różne tanie wybiegi: odesłanie Jezusa do Heroda, rozkaz biczowania 
Jezusa, wybór pomiędzy Jezusem a Barabaszem, zrzucenie odpowiedzialności za zbrodnię 
dokonaną   na   Jezusie   poprzez   umycie   rąk.   Są   to   nieuczciwe   chwyty   stosowane   wobec 
niewinnego i bezbronnego człowieka.

Głównym motorem całego procesu Jezusa, tak ze strony Sanhedrynu, jak i władz rzymskich, 
były   najniższe   ludzkie   namiętności:   nienawiść,   pogarda,   żądza   władzy,   strach,   egoizm. 
Zarówno Żydzi, jak i Rzymianie są nieuczciwi i niesprawiedliwi wobec Jezusa, ponieważ 
ich działania są zaślepione ich namiętnościami.

Każda ludzka namiętność zaślepia człowieka i sprawia, że nie jest on w stanie kierować się 
prawym   rozumem   i prawym   sercem.   Św.   Ignacy   w Ćwiczeniach   duchownych  podkreśla 
z naciskiem,   iż   trzeba   najpierw   stać   się   człowiekiem   wolnym   wobec  uczuć 
nieuporządkowanych
, aby móc dokonywać trzeźwego rozeznania i wybierać jedynie to, co 
nam   więcej   pomaga   do   służby   Bogu   (ĆD,   23).   Kiedy   jakakolwiek   namiętność,   silne 
nieuporządkowane   uczucie   opanuje   człowieka,   wówczas   stopniowo   deprawuje   całe   jego 
życie. Człowiek zaczyna wówczas oceniać swoje osobiste życie, jak i cały świat zewnętrzny 
poprzez pryzmat swojego wewnętrznego zniewolenia. Członkowie Wysokiej Rady patrzyli 
na sprawę Jezusa przez pryzmat własnego zagrożenia i nienawiści do Niego.

Prośmy Jezusa o postawę szczerości i uczciwości wewnętrznej, dzięki której moglibyśmy 
uchronić się od zaślepienia jakimkolwiek nieuporządkowanym przywiązaniem do siebie, do 
rzeczy   i do   bliźnich.   Módlmy   się   także,   abyśmy   w naszych   pragnieniach,   dążeniach 
i działaniach   umieli   rozpoznawać   rzeczywiste   motywy,   którymi   się   w życiu   kierujemy. 
Prośmy   również,   aby   nasze   powoływanie   się,   przed   sobą   i przed   innymi,   na   motywy 
religijne   nie   stawało   się   nigdy  przykrywką  dla   naszych   dwuznacznych   i nieczystych 
pragnień, odczuć, dążeń i zachowań.

2. Jezus Królem

Piłat   uważał   prawdopodobnie   Jezusa   za   jednego   z tych   na   pół   obłąkanych   fanatyków 
religijnych, którzy politycznie byli niegroźni. Musiał uderzyć go jednak jakiś niezwykły 
spokój,   opanowanie   i postawa   pełna   godności   u człowieka,   któremu   groziła   przecież 
straszna kara ukrzyżowania. Piłat wyczuwał także wielką wolność Jezusa, któremu jakby 
obojętne było to, czy zostanie skazany na śmierć.

background image

W pewnym momencie ta właśnie wolność Jezusa wyprowadziła namiestnika z równowagi, 
który   z gniewem   zapytał:  Czy   nie   wiesz,   że   mam   władzę   uwolnić   Ciebie   i mam   władzę 
Ciebie   ukrzyżować?
  (J   19,   10).   Podawanie   się   za   króla,   podburzanie   ludu   i sianie 
niepokojów   społecznych   —   były   to,   wobec   namiestnika   rzymskiego,   poważne   zarzuty 
polityczne. Piłat wiedział jednak dobrze, że faryzeusze przyszli prosić go o zatwierdzenie 
wyroku, który wydali tylko przez zawiść do Jezusa.

Nawiązując   do   wysuwanych   zarzutów,   Piłat   zapytał   Jezusa:  Czy   Ty   jesteś   królem  
żydowskim?
  Jezus   nie   zaprzecza   i nie   odpiera   tego   oskarżenia,   ale   potwierdza   swoją 
królewską władzę, tłumacząc jednak Piłatowi, na czym naprawdę ona polega:  Królestwo 
moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się,  
abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd
. I chociaż Jezus 
zdecydowanie   odcina   się   od   jakiegokolwiek   dążenia   do   zdobycia   ziemskiej   władzy, 
z naciskiem   podkreśla   wielką   wagę   swojej   władzy   królewskiej,   ponieważ   obejmuje   ona 
swoim zasięgiem już nie tylko jakieś określone terytorium, ale cały świat, a na nim każdego 
człowieka:  Ja   się   na   to   narodziłem   i na   to   przyszedłem   na   świat,   aby   dać   świadectwo  
prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu
.

Piłat niewiele zrozumiał z tego, co mówił mu Jezus. Rzucił tylko sceptyczne pytanie: Cóż to 
jest prawda?
 — nie oczekując bynajmniej odpowiedzi. I chociaż namiestnik nie był w stanie 
uchwycić istoty królewskiej władzy Jezusa, to jednak zrozumiał, że człowiek ten nie ma 
zamiaru walczyć z Rzymianami. Piłat nie uznał Jezusa za człowieka, który w jakikolwiek 
sposób zagrażałby imperium rzymskiemu. Lakonicznie stwierdził więc: Nie znajduję w Nim 
żadnej winy
. A jednak później skaże Jezusa na śmierć właśnie dlatego, że Jezus nazywał 
siebie królem.

Królewski tytuł Jezusa, szczególnie w opisie męki i śmierci w Ewangelii św. Jana, będzie 
powracał kilkakrotnie. Królewska władza Chrystusa zostanie podkreślona także w czasie 
przesłuchania Jezusa przed Herodem, który, dla wyśmiania jej, każe Go ubrać w szkarłatny 
płaszcz, znak godności króla. A kiedy Jezus zostanie ukrzyżowany, Piłat, nie bez cienia 
ironii i na przekór Żydom, każe wypisać tytuł winy i umieści na krzyżu. A było napisane: 
Jezus   Nazarejczyk,   Król   Żydowski
  (J   19,   19).   Napis   ten,   umieszczony   w trzech 
podstawowych językach ówczesnego świata: łacińskim, greckim i hebrajskim, podkreślał 
uniwersalność władzy królewskiej Jezusa. Z władzy królewskiej Jezusa będą także szydzić 
żołnierze, którzy Jezusa krzyżowali (por. Łk 23, 37).

Jezus głosi najpierw przez trzy lata nadejście Królestwa Bożego, a w czasie męki otwarcie 
podaje się za króla i z tego też powodu zostaje skazany na śmierć krzyżową. W taki oto 
sposób wypełnia obietnicę dawaną wielokrotnie przez Boga Dawidowi i jego potomkom: 
Przede Mną — mówi Jahwe — dom Twój i Twoje królestwo będzie trwać na wieki. Z tronu 
krzyża   Jezus   będzie  pociągał   ku   sobie  (J   12,   32)   i królował   na   wieki.   Sztuka 
chrześcijańskiego   Wschodu   często   przedstawia   Jezusa   ukrzyżowanego   w kólewskich 
szatach i z koroną króla na głowie.

background image

W obecnej   kontemplacji   uklęknijmy   z pokorą   przed   umęczonym   Jezusem   jako   przed 
naszym Królem; uznajmy Jego królewską władzę nad nami. Pytajmy Go, jak to się stało, że 
On będąc Królem całego wszechświata został wzgardzony, upokorzony i odrzucony przez 
ludzi,   a będąc   najświętszym  policzony   został   między   przestępców  (Iz   53,   12).   Prośmy 
jednocześnie   o pragnienie   naśladowania   Jezusa   Króla   poniżonego,   skrzywdzonego 
i upokorzonego poprzez znoszenie naszych krzywd, zniewag i wszelkiego ubóstwa,  jeżeli 
tylko najświętszy Majestat zechce nas wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
 (por. 
ĆD, 98).

3. Jezus wobec Piłata

Jezus nie broni się przed Piłatem i nie odpowiada na zarzuty, jakie wobec niego stawia Mu 
Sanhedryn.   Chrystus   w rozmowie   z Piłatem   odwołuje   się   do   jego   wolności 
i odpowiedzialności.   Uznając   władzę   Piłata   nad   sobą   wzywa   go   jednocześnie   do 
sprawowania jej w sposób uczciwy i zgodny z normami sumienia. Jezus zdaje się mówić: 
Piłacie! Sam rozsądźJeżeli jestem winny, jestem gotów ponieść karę. Jeżeli zaś nie jestem  
winny, zapytaj swego sumienia, co powinieneś zrobić ze Mną. Jesteś człowiekiem wolnym 
(C. M. Martini).

C. M. Martini snuje wyobrażenia, co by się stało, gdyby Piłat wszedł w otwarty, szczery 
dialog z Jezusem. Myślę — mówi C. M. Martini — że wtedy Piłat po raz pierwszy w swym 
życiu poczułby, że rozmawia jak człowiek z człowiekiem; z kimś, kto mu nie pochlebia, kto  
go   nie   straszy,   ani   też   nie   odrzuca   go,   ale   mówi   do   niego   w wolności,   ze   swobodą. 
Wyobrażam sobie —  
mówi dalej C. M. Martini —  że Piłat jeśliby uczynił taki gest, to  
w rozmowie z Jezusem poczułby się uwolniony od ludzkich względów w stosunku do cesarza, 
do Sanhedrynu
. Rozważania te są jedynie historyczną fantazją. Piłat nie rozmawiał szczerze 
z Jezusem. Namiestnik rzymski zamyka się w sobie, w swojej biurokratycznie sprawowanej 
władzy. Kierując się obawą o siebie, skazuje Jezusa na śmierć, choć dobrze wie, że jest On 
niewinny.

Osobista, otwarta, szczera rozmowa z Jezusem sprawia, że nie tylko Piłat, ale każdy z nas 
może uwolnić się od absurdu własnych lęków, poczucia zagrożenia, gniewu wewnętrznego, 
nienawiści i wszystkich innych namiętności. To one czynią nas więźniami siebie samych. 
One sprawiają, że krzywdzimy innych, jak Piłat skrzywdził Jezusa. We wszystkich naszych 
uwikłaniach   jedynym   wyjściem   jest   stanąć   na   płaszczyźnie   własnego   człowieczeństwa 
i rozmawiać z Jezusem jak osoba z Osobą. Moja własna osoba, Osoba Jezusa oraz osoba 
bliźniego   musi   wówczas   okazać   się   ważniejsza   od   kariery,   pieniędzy,   prawa,   ludzkiego 
uznania, lęku o siebie. Dla każdego z nas jest to jedyne uczciwe wyjście. Szczera rozmowa 
z Jezusem będzie dla nas zawsze źródłem autentyczności naszego człowieczeństwa.

W obecnej kontemplacji  zapytajmy siebie, co w nas jest z Piłata, co nam przeszkadza być  
wolnymi. Jakie są nasze obawy, nasze fasady, szaty i maski, które nosimy na wierzchu, przez  
co nie umiemy ryzykować. Wobec konkretnego przypadku ujawniają się wszystkie nasze  
niedorzeczności,   zdolności   do   zaniedbania   i zdeptania   drugiego,   by   zachować   pozory,  

background image

twarz, albo ważną posadę, dobre zdanie, jakie ludzie mają o naszej szacowności, sławie czy  
uznaniu. Rozmawiaj ze Mną — mówi Pan — daj się wyzwolić
 (C. M. Martini).

Prośmy,   abyśmy   uczyli   się   otwarcie   i szczerze   rozmawiać   z Jezusem   w każdej   sytuacji 
życia.   Prośmy,   abyśmy   mieli   odwagę   demaskować   nasze   półprawdy   i kłamstwa,   które 
sprawiają,   iż   posługujemy   się   nieraz   największymi   świętościami,   aby   bronić   się   przed 
przyznaniem się do słabości, by bronić się przed uznaniem potrzeby głębokiego nawrócenia.

Spraw, Panie Jezu, aby Twoje upokorzenia, niesprawiedliwy sąd nie były daremne dla nas, 
byśmy przez Twoje najświętsze rany zostali oczyszczeni, pocieszeni i uzdrowieni. W Twojej 
męce jest nasze zdrowie, nasz pokój, nasza radość. Mocą Twojej męki krzyżowej każdy 
z nas może odkryć Twoją nieskończoną miłość, dla której warto poświęcić wszystko.

XI. JEZUS PRZED HERODEM — JEZUS I BARABASZ

 

Gdy Piłat to usłyszał, zapytał, czy człowiek ten jest Galilejczykiem. A gdy się upewnił, że jest  
spod   władzy   Heroda,   odesłał   Go   do   Heroda,   który   w tych   dniach   również   przebywał  
w Jerozolimie. Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go  
ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego.  
Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś  
i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze  
swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata. W tym 
dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni
 (Łk 23, 
6–12).

był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli.  
Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich  
Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?  
Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego  
przysłała mu ostrzeżenie: Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie  
wiele nacierpiałam się z Jego powodu. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby  
prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: Którego z tych 
dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? Odpowiedzieli: Barabasza. Rzekł do nich Piłat: Cóż  
więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż  
z Nim! Namiestnik odpowiedział: Cóż właściwie złego uczynił? Lecz oni jeszcze głośniej  
krzyczeli: Na krzyż z Nim! Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, 
wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego.  
To wasza rzecz. A cały lud zawołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze
 (Mt 27, 15–25).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawimy   sobie   dwie   sceny:   najpierw   Jezusa 
w płaszczu   szkarłatnym   stojącego   przed   Herodem   i całym   jego   dworem.   Zauważmy   po 

background image

jednej   stronie   śmiech   i drwiny   Heroda   i jego   dworu,   po   drugiej   zaś   milczenie   pełne 
godności. I druga scena: Przestawmy sobie Jezusa a obok niego Barabasza. Wsłuchajmy się 
w krzyk tłumu, który domaga się skazania Jezusa na karę krzyża słowami:  Ukrzyżuj Go, 
ukrzyżuj Go
.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o ducha głębokiej adoracji i czci dla Jezusa 
jako Baranka Bożego, który posłuszny swojemu Ojcu oddaje za nas swoje życie. Będziemy 
też   prosić,   aby   stopniowo   rodziło   się   w nas   coraz   głębsze   pragnienie   naśladowania   Go 
znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym  
jak i duchowym
, jeśli tylko zechce mnie wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia 
(por. ĆD, 98).

1. Pokorne oblicze Boga

Przypadkowa   informacja   podana   przez   faryzeuszów   o galilejskim   pochodzeniu   Jezusa 
nasunęła namiestnikowi rzymskiemu myśl łatwego pozbycia się kłopotliwej sprawy Jezusa: 
odesłania oskarżonego do Heroda, któremu podlegała właśnie Galilea. Piłat i Herod byli 
nieprzyjaciółmi. Herod nie mógł zapewne darować Rzymianinowi, że zbyt silną ręką zdusił  
rozruchy ludowe na jego własnym terytorium. Prokurator zaś musiał dobrze wiedzieć, że  
książęta   z rodu   Heroda   odgrywali   przy   cesarzu   rolę   szpiegów   i donosicieli
  (H.   Daniel–
Rops). Ale właśnie sprawa Jezusa z Nazaretu stała się dla Piłata dobrą okazją, aby zażegnać 
kłopotliwą   niezgodę.   Dzień   skazania   Jezusa   na   śmierć   stał   się   w ten   sposób   dniem 
nawiązania przyjaznych stosunków pomiędzy tym dwoma władcami.

Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Morderca Jana Chrzciciela i wielu innych ludzi, 
od dawna pragnął ujrzeć Jezusa,  ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki  
znak, zdziałany przez Niego
. Przyjął Go więc uroczyście z całym dworem i zasypał Go też  
wieloma   pytaniami
.   Ta   wielka   chęć   oglądania   cudu   przez   Heroda   była   przejawem   jego 
śmiertelnej nudyCud dla Heroda był tylko czynem nadzwyczajnym, który mógł go zabawić  
przez kilka chwil. Jedynym bowiem złem, jedynym grzechem i jedyną klęską, jaką uznają  
światowcy,   jest   nuda.   Aby   uniknąć   nudy,   zdolni   są   poruszyć   niebo   i ziemię
  (R.   L. 
Bruckberger).

Jezus   w czasie   swojej   męki   rozmawiał   z Judaszem,   ze   strażnikami   świątyni,   rozmawiał 
z członkami Sanhedrynu, z Piłatem, z łotrem na krzyżu.  Tylko Herodowi nic nie miał do  
powiedzenia. Tak zwanym ludziom światowym Jezus nie ma nic do powiedzenia. Nawet  
Jezus   nie   może   z nimi   dojść   do   porozumienia
  (R.   L.   Bruckberger).   U Heroda   Chrystus 
natknął się na najgorszy rodzaj zła: cynizm połączony z pychą i pogardą. Żądza władzy 
utrwalanej   zbrodnią   rywalizowała   u Heroda   z wyuzdaną   zmysłowością.  Tetrarcha   i jego 
dwór to był świat, za który Jezus się nie modlił
 pisze F. Mauriac. Istnieje taki grzech, który  
sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono
 — stwierdza św. Jan (1 
J 5, 16).

background image

Herod nie mogąc wymusić na Jezusie nie tylko cudu, ale nawet jednego słowa, wzgardził 
Nim wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do 
Piłata
. Herod po tym krótkim spotkaniu z Jezusem był przekonany, podobnie jak niektórzy 
krewni Jezusa, iż należy Go traktować jako szaleńca. Nie chcąc robić sobie dodatkowego 
kłopotu tetrarcha odesłał Go z powrotem do Piłata.

Właśnie u Heroda Jezus zdawał się mieć największe szanse uniknięcia skazującego wyroku. 
Gdyby się zgodził zostać jego błaznem, uprzywilejowanym cudotwórcą, wszyscy dworzanie  
byliby się sprzymierzyli w Jego obronie. Ludzie światowi nie są w stanie postawić sobie 
pytania, czy dany człowiek jest winny, czy nie; natomiast ten, który ich bawi, jest dla nich  
nietykalny i nigdy go nie opuszczą. Nawet surowi faryzeusze musieliby ustąpić, gdyby tylko  
Jezus zgodził się przyjąć rolę komedianta
 (R. L. Bruckberger). Herod grając rolę okrutnego 
błazna chciał jednocześnie wszystkim narzucić tę samą rolę. W swojej wielkiej nieprawości 
nie podejrzewał nawet, że istnieje  inny świat, w których miłość i ofiara są ważniejsze od 
doczesnego życia. Był to świat, do którego tetrarcha nie miał dostępu.

Pogarda, poniżanie, cyniczne traktowanie bliźnich jest zwykle mechanizmem obronnym, 
przy pomocy którego człowiek uzasadnia sobie swoją moralną wyższość nad innymi, a tym 
samym   usprawiedliwia   także   swoje   niemoralne   postępowanie.   Fenomen   ten   można 
obserwować   w życiu   wielu   ludzi   głęboko   poranionych   i zagubionych   emocjonalnie, 
a jednocześnie   pogrążonych   nieraz   w ciężkich   nałogach   i grzesznych   przyzwyczajeniach. 
W sposób przedziwny potrafią łączyć w swojej świadomości przekonanie o swojej wielkiej 
„świętości”   z całym   uwikłaniem   w niemoralne   myślenie,   decydowanie,   postępowanie. 
W takim   wypadku   tylko   prawdziwy   cud   może   sprawić,   iż   zostanie   rozbity   gruby   mur 
usprawiedliwiania   siebie   we   własnych   oczach   połączony   z gniewnym   i agresywnym 
nastawieniem do całego świata. Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem (Mk 9, 
29).

Kontemplujmy   Jezusa   stojącego   z godnością   wobec   tetrarchy   i jego   dworu.   Dostrzeżmy 
kontrast dwóch światów tak różnych, jak różni się piekło od nieba, jak różni się miłość od 
nienawiści, jak różni się odwaga od tchórzostwa. Wzbudźmy wiarę, iż milczenie Jezusa nie 
jest wyrazem pogardy i lekceważenia Heroda i jego ludzi, ale ostatnim i najmocniejszym 
sposobem upomnienia, jakie kieruje do niego.

W tym kontekście prośmy  o wrażliwe serce, które byłoby zdolne przyjąć każde, choćby 
najmniejsze Boże upomnienie. Dociera ono do nas w różnoraki sposób: poprzez codzienne 
wydarzenia, niepowodzenia życiowe, ludzkie reakcje i słowa, a przede wszystkim poprzez 
głos sumienia.

głębi sumienia, które jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, człowiek  
odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego 
głos rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj
 (Gaudium et spes). Ale głos 
sumienia
  nie   jest   jednak   najpierw   głosem  prawa   Bożego  rozumianego   w sensie 
jurydycznym, ale głosem miłości Boga. To miłość stanowi zawsze ostateczną wykładnię dla 
prawa.  Opór wielu ludzi  wobec  problemu sumienia  wiąże się często  z faktem,   że  samo 

background image

pojęcie sumienia kojarzy im się niemal wyłącznie z jakimś zimnym, bezwzględnym prawem  
Bożym
, które żąda od człowieka nawet tego, czego nie byłby w stanie wykonać. Tymczasem 
sumienie, głos Boży, przemawia do człowieka jako  głos osoby, mówi w nas głosem Ojca, 
Syna i Ducha Świętego. Głos sumienia jest głosem Ojca odwiecznie przemawiającego do 
swojego Syna. Głos sumienia jest głosem miłości także wtedy, a może przede wszystkim 
wtedy, gdy napomina, domaga się prawdy, uczciwości, uznania grzechu, nawrócenia. Głos 
sumienia   jest   zawsze   najpierw   zapewnieniem   o miłości   Boga   do   nas,   a później   jakąś 
pokorną prośbą Boga skierowaną do człowieka o odpowiedź miłości na Miłość.

Lekceważąc sumienie lekceważymy zawsze miłość Boga. Odrzucamy tę miłość. Odrzucenie 
zaś   doświadczenia   miłości   wprowadza   nas   automatycznie   w doświadczenie   lęku 
i wewnętrznego   gniewu.   Tam,   gdzie   brakuje   ludzi   sumienia,   pojawiają   się   ludzie   lęku, 
ludzie   gniewu,   ludzie   przemocy.   Herod   jest   człowiekiem   przemocy.   Osoby   stosujące 
przemoc   są   ludźmi  bez   sumienia.   Człowiek   bez   sumienia,   jak   Herod,   stanowi   duże 
zagrożenie dla bliźnich, dla społeczeństwa.

Wzbudźmy w sobie wielką wiarę, że Bóg napomina nas w sumieniu i karci właśnie dlatego, 
że bardzo nas miłuje:  Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy  
i nawróć   się!
  (Ap   3,   19).  Najmniejszej   skazy   szuka  się   z uwagą   na   bardzo   kosztownym 
diamencie
  — mówi J. Korczak. Ponieważ jesteśmy kosztownymi  diamentami  dla Boga, 
upomina nas także wówczas, kiedy dostrzega w nas choćby najmniejszą skazę, najmniejsze 
zło. Dziękujmy Jezusowi za Jego nieustanne upominanie nas.

Kontemplując spotkanie z Herodem dziękujmy naszemu Panu także za to, iż poprzez całą 
maskaradę u tetrarchy, którą władca chciał zelżyć i poniżyć Syna Bożego, Jezus potwierdził 
raz jeszcze swoje Boskie królowanie nad światem. Ta właśnie brutalna scena u Heroda jest 
dla nas niezwykłą pomocą w coraz pełniejszym rozumieniu prawdziwego królowania Jezusa 
w świecie i w każdym ludzkim sercu. Ona też objawia nam, że królowanie Boga nie stosuje 
przemocy,  ale  posługuje  się swoją Boską pokorą.  Jezus u Heroda objawił nam  pokorne 
oblicze Boga
 (F. Varillon).

Na   zakończenie   całej   kontemplacji   uklęknijmy   przed   Jezusem,   Królem   wyśmianym 
i zelżonym przez Heroda i jego ludzi. Oddajmy Mu chwałę jako Panu całego wszechświata 
wraz z Matką Najświętszą, z Apostołami, wszystkimi aniołami i świętymi.

2. Barabasz i Jezus

Wybieg Piłata, aby łatwo pozbyć się kłopotliwej sprawy z Jezusem przez odesłanie Go do 
Heroda, nie udał się. Tetrarcha bowiem odesłał Go z powrotem do namiestnika rzymskiego. 
Piłat   musiał   więc  szukać  innego  rozwiązania.   Kiedy   przypomniano   mu,   iż  jest  zwyczaj 
ułaskawiania z okazji święta Paschy jednego więźnia żydowskiego wskazanego przez lud, 
namiestnik sądził, iż tym razem uda mu się uwolnić Jezusa. Gdy się więc zebrali, spytał ich  
Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa zwanego Mesjaszem?  

background image

Wiedział bowiem, że faryzeusze przez zawiść Go wydali. Barabasz zaś uwięziony był za 
zabójstwo i wywoływanie zamieszek w mieście.

Namiestnik rzymski, zamknięty w swojej twierdzy Antonia, prawdopodobnie nie doceniał 
wielkiego   wpływu   religijnych   przywódców   żydowskich   na   prosty   lud.   Być   może   nie 
wyczuwał także zmienności nastrojów tłumu. Arcykapłani i starsi namówili przez swoich 
agentów tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Kiedy więc Piłat 
ponownie rzucił decydujące pytanie:  którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? 
usłyszał, być może ku swojemu zaskoczeniu, zgodnie brzmiący okrzyk: Barabasza!

Rozważając   postawę   tłumu   w tej   scenie   chciejmy   sobie   uświadomić,   jak   łatwo   można 
kierować emocjami człowieka, odwołując się do jego najniższych instynktów, a poprzez to 
wpływać   na   jego   najważniejsze   wybory   i decyzje.   W tym   kontekście   badajmy   nasze 
zachowania   i pytajmy   siebie,   czy   nie   ulegamy   zbyt   łatwo   nastrojom,   szczególnie   zaś 
zniechęceniu   i lenistwu   wewnętrznemu.   Badajmy   także   wpływ   ludzkich   opinii   na   nasz 
sposób myślenia, decydowania, działania. Pytajmy się, czy ich sugestywne przedstawianie 
nie jest dla nas ważnym motywem, dla którego przejmujemy się nimi także wówczas, kiedy 
wydają się nam nieuzasadnione.

Kontemplujmy   w tej   modlitwie   Jezusa   i Barabasza   stojących   razem.   Obserwujmy 
zachowanie   Barabasza,   jego   zdziwienie   i dziką   radość,   kiedy   tłum   zdecydował   o jego 
wolności. Popatrzmy następnie na Jezusa, na Jego zachowanie pełne dyskrecji i cichości. 
Chrystus nie protestuje i nie wstydzi się, iż zostaje postawiony na równi ze zbrodniarzem. 
Nie wyraża żalu, że to właśnie Barabasza, a nie Jego wybrał tłum. Podobnie jak wobec 
Heroda,   tak   i teraz,   Jezus   nie   powiedział   ani   jednego   słowa.  Jak   baranek   na   rzeź 
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją
 (Iz 53, 7), Jezus milczy. Całym swoim 
zachowaniem i swoją postawą modli się nieustannie do Ojca:  Nie moja wola, lecz Twoja,  
niech się stanie!
 (Łk 22, 42).

Kontemplując   Boga–Człowieka   oraz   stojącego   obok   Niego   Barabasza,   zobaczmy,   że   to 
właśnie dzięki Jezusowi Barabasz odzyskuje wolność. Nie znamy wprawdzie dalszej historii 
Barabasza, ale niektórzy powieściopisarze sugerowali, że Barabasz wstrząśnięty postawą 
człowieka, dzięki któremu uratował swoje życie, uwierzył w Jezusa ponosząc w końcu za 
Niego śmierć męczeńską. Barabaszem jest każdy z nas. Wszyscy zgrzeszyliśmy zasługując 
na   śmierć.   Jezus   zajął   nasze   miejsce   na   krzyżu   i dzięki   Niemu   odzyskaliśmy   życie 
i wolność.

Rozważajmy w tej kontemplacji, jak to wszystko Chrystus cierpi za moje grzechy itd. i com 
ja powinien czynić i cierpieć dla Niego
 (ĆD, 197). Odpowiadając na to pytanie, zadane nam 
przez św. Ignacego, módlmy się jego słowami:  Odwieczny Panie wszystkich rzeczy. Oto  
przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje (...) oświadczając, że chcę i pragnę 
i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie  
i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim 
ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym 
(ĆD, 98).

background image

3. Parodia sądu

Odwołując się do naszej znajomości prawa żydowskiego i rzymskiego możemy zapytać, czy 
w przypadku   Jezusa   możemy   mówić,   że   mamy   do   czynienia   z autentycznym   procesem 
sądowym? Jest to zaledwie parodia — odpowiada znany katolicki badacz życia Jezusa J.–P. 
Roux.   W procesie   Jezusa  nie   stosowano   się   do   żadnych   z przyjętych   i na   ogół 
respektowanych   przez  Hebrajczyków  praw.  Nie   wyznaczono  żadnego   obrońcy.  Posyłano  
oskarżonego od jednego trybunału do drugiego i wszystko zostało załatwione w ciągu kilku 
godzin. Herod nie zajął się sprawą. Piłat również nie miał na to ochoty, jedynie zmuszony  
pod naciskiem okrzyków wzburzonego tłumu, bojąc się niełaski cesarza, decyduje się wydać  
wyrok skazujący. Żydzi wszystko już naprzód ukartowali. Teraz myślą już tylko o tym, aby 
jak najprędzej skończyć. Chcą, aby Jezus był tego samego dnia ukrzyżowany, w najbliższej 
godzinie, być może dlatego, że wiedzą o wyrokach śmierci, które mają być wykonane tego  
samego piątku. Nie jest to proces ani nawet jego parodia, lecz skazanie ofiary na zabicie.  
Oto Baranek Boży. Nad barankiem nie sprawuje się sądu. Wybiera się go ze stada i zabija. 
Jezus, Baranek Boży, chciał być ofiarowany tego dnia Paschy, który miał przypieczętować  
Nowe Przymierze, podobnie jak kiedyś, w czasie pierwszej Paschy żydowskiej, ofiarowany  
został baranek dla zawarcia pierwszego przymierza. Gest Abrahama unoszącego nóż nad  
szyją   jedynego   syna,   Izaaka,   aby   posłusznie   spełnić   wolę   Boga,   ten   gest,   który   przez  
zastąpienie ofiary dosięgnął baranka, teraz miał być dopełniony
 (J.–P. Roux).

Na   zakończenie   kontemplacji   dziękujmy   Jezusowi   za   to,   że   staje   się   dla   nas   Bożym 
Barankiem   i ofiaruje   się   za   nasze   grzechy;   przywołajmy   słowa,   którymi   Jan   Chrzciciel 
przedstawił Jezusa jako Mesjasza swoim uczniom:  Oto Baranek Boży, który gładzi grzech  
świata
  (J 1, 29). Te słowa towarzyszą nam w każdej Mszy św. Tuż przed Komunią św. 
zostajemy przez Niego zapewnieni, że On sam bierze na siebie nasze grzechy i dlatego 
możemy  z odwagą spożywać  Jego Ciało i pić Jego Krew. Doświadczenie wewnętrznego 
uwolnienia od naszych grzechów otwiera nam drogę do pełnego,  mistycznego, intymnego 
zjednoczenia z Jezusem. 

XII. BICZOWANIE, UKORONOWANIE CIERNIEM

 

Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Wtedy  
żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą  
kohortę.   Rozebrali   Go   z szat   i narzucili   na   Niego   płaszcz   szkarłatny.   Uplótłszy   wieniec  
z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed  
Nim i szydzili z Niego, mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę  
i bili Go po głowie
 (Mt 27, 26–30).

background image

Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, 
włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego  
i mówili: Witaj, królu żydowski! I policzkowali Go.

Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: Oto wyprowadzam Go do was  
na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jezus więc wyszedł na  
zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek.  
Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! Rzekł do nich Piłat:  
Weźcie   Go   i sami   ukrzyżujcie!   Ja   bowiem   nie   znajduję   w Nim   winy.   Odpowiedzieli   mu  
Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem  
Bożym. Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej. Wszedł znów do pretorium  
i zapytał Jezusa: Skąd Ty jesteś? Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do  
Niego: Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam 
władzę   Ciebie   ukrzyżować?   Jezus   odpowiedział:  Nie   miałbyś   żadnej   władzy   nade   Mną,  
gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie. Odtąd  
Piłat   usiłował   Go   uwolnić.   Żydzi   jednak   zawołali:   Jeżeli   Go   uwolnisz,   nie   jesteś  
przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi. Gdy więc Piłat  
usłyszał   te   słowa,   wyprowadził   Jezusa   na   zewnątrz   i zasiadł   na   trybunale,   na   miejscu  
zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień Przygotowania Paschy, około  
godziny szóstej. I rzekł do Żydów: Oto król wasz! A oni krzyczeli: Precz! Precz! Ukrzyżuj  
Go! Piłat rzekł do nich: Czyż króla waszego mam ukrzyżować? Odpowiedzieli arcykapłani:  
Poza Cezarem nie mamy króla. Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali  
zatem Jezusa
 (J 19, 1–16).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa ubiczowanego i ukoronowanego 
cierniem, którego Piłat wyprowadza na zewnątrz. Wskazując na Niego mówi do ludu: Oto 
Człowiek
. Wsłuchajmy się w odpowiedź ludu: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wielką otwartość, o ducha wiary, dzięki 
któremu odkryjemy w Jezusie poniżonym, upokorzonym i zmaltretowanym najpiękniejszą 
ludzką twarz, najpiękniejszego człowieka. Będziemy też prosić o wewnętrzne pragnienie, 
aby Jezusa uczynić jedynym wzorem naszego życia.

1. Biczowanie Jezusa

Piłat spierając się z faryzeuszami o sprawę Jezusa w pewnym momencie stwierdził, że każe 
Go wychłostać i uwolni. Zmuszony jednak do wypuszczenia na wolność zabójcy Barabasza 
podtrzymuje   rozkaz   biczowania   niewinnego   Jezusa  (H.   Daniel–Rops).   Jest   rzeczą 
zaskakującą, że wszyscy Ewangeliści tę okrutną scenę męki wspominają jednym zdaniem. 
Być   może   dlatego,   że   ludzie   żyjący   w epoce   Jezusa   dobrze   znali   tę   okrutną   kaźń 
powszechnie   stosowaną   zarówno   przez   Żydów   jak   i przez   Rzymian.   Jezusa   biczowano 
zgodnie ze zwyczajem rzymskim.

background image

Liczbę i siłę uderzeń ograniczała jedynie litość kata lub jego zmęczenie; narzędziem były nie  
skórzane   rzemienie,   lecz   flagra,   straszliwe   bicze   z żelaznych   łańcuszków   zakończonych  
kostkami i kulkami z ołowiu; flagella z rzemieni oraz rózgi z gałązek wiązu zastrzeżone były  
dla   obywateli   rzymskich.   Całe   ciało   ofiary   przywiązanej   za   ręce   do   niskiej   kolumny,  
wystawione było na razy liktora. Uderzenia żelaznych biczów rozrywały skórę, szarpały  
ciało   i wyrywały   je   kawałkami,   tak   że   ofiara   po   krótkim   czasie   stawała   się   drgającą  
konwulsyjnie, bezkształtną masą
 (J.–P. Roux).

W dziełach  Cycerona   i Plutarcha   widzimy   skazanego   skręcającego   się   pod   razami,  
ociekającego krwią, padającego na ziemię — czasami umierającego przed końcem kary.  
Próżną jest rzeczą starać się wypowiedzieć ohydę tej sceny i wyobrazić sobie, jak Jezus  
przywiązany   do   pnia   odbiera   okrutne   razy.   Umysł   buntuje   się   wobec   tego   widoku.   Tu  
realizm zawodzi a wszelki naturalizm jest nie na miejscu
 — mówi H. Daniel–Rops.

Zgodnie z uwagą tego wielkiego pisarza w obecnej kontemplacji nie wchodźmy w jakieś 
nasycanie naszej wyobraźni okrucieństwami tortury biczowania. Odwołując się do zachęty 
św.   Ignacego,   prośmy   raczej   o wewnętrzne   doświadczenie   udręki  serca   z Chrystusem 
udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał  
za mnie
 (ĆD, 203). Rozważajmy również jak Bóstwo Jezusa ukrywa się, a mianowicie, jak 
mogąc   zniszczyć   nieprzyjaciół   swoich   nie   czyni   tego,   i jak   zezwala,   aby   tak   okrutnie  
cierpiało Jego człowieczeństwo
 (ĆD, 196).

Poprzez Wcielenie Syn Boży  przyjmuje na siebie  ludzkie ciało. Ciało dla Jezusa nie jest 
jedynie więzieniem ducha. Jezus identyfikuje się ze swoim ciałem. Mówi bowiem: To jest 
Ciało moje
  (Łk 22, 19). Tajemnica Wcielenia wraz z tajemnicą Eucharystii objawia nam 
niezwykłą godność i wartość ludzkiego ciała. Ciało Jezusa staje się  miejscem  objawienia 
Jego   Bóstwa.   Jezus   Chrystus  posługuje   się  Swoim   Ciałem,   aby   objawić   nam   swoją 
nieskończoną Boską miłość. Oddaje nam swoje Ciało do spożycia: Bierzcie i jedzcie. To jest 
Ciało   moje,   które   za   was   będzie   wydane
.   Poprzez   dopuszczenie   okrutnego   biczowania 
swojego Ciała Jezus spełnia to, co zapowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy; wydaje swoje 
Ciało za nasze grzechy. W ten sposób ta nieludzka masakra Najświętszego Ciała Jezusa staje 
się wielkim znakiem zbawienia.

Kontemplacja biczowania Jezusa może budzić w nas oburzenie na ludzkie okrucieństwo: 
Piłata, żołnierzy, Sanhedrynu. Pohamujmy jednak nasze oburzanie się na innych i chciejmy 
posłuchać z uwagą słów św. Piotra wypowiedzianych do ludzi, którzy, być może, nawet nie 
widzieli Jezusa własnymi oczami: Jezusa Nazarejczyka (...) przybiliście rękami bezbożnych  
do   krzyża   i zabiliście
  (Dz   2,   22–24).   Pisarze   chrześcijańscy   podkreślają,   że   biczowanie 
Jezusa   było   ofiarowane  w szczególny  sposób  za   grzechy  przeciwko  ludzkiemu   ciału.   F. 
Mauriac biczowanie Jezusa komentuje w ten sposób: Całe upodlenie cielesne człowieka, (...)  
całą hańbę ciał stworzonych na przybytek Miłości Bożej, wszystkie grzechy nie tylko przeciw  
łasce,   ale   i przeciw   naturze,   wszystko   to   bierze   na   siebie   Syn   Człowieczy   poprzez  
biczowanie
.

background image

Przypomnijmy sobie w tej kontemplacji grzechy przeciwko ludzkiemu ciału, które zawsze 
są   grzechami   przeciwko   człowiekowi:   bezsensowne   wojny,   okrutne   masakry   ludności, 
zbrodnie   ludobójstwa,   w których   człowiek   wraz   ze   swoim   ciałem   doznaje   najwyższego 
poniżenia i pogardy; aborcja i eutanazja — zbrodnie dokonywane na najsłabszych członkach 
rodzaju   ludzkiego;   bicie   i wszelkie   fizyczne   znęcanie   się   nad   innymi,   zwłaszcza   nad 
dziećmi;   wszystkie   nadużycia   i grzechy   seksualne,   które   traktują   człowieka   i jego   ciało 
w sposób instrumentalny. Dziękujmy Chrystusowi za to, że poprzez tajemnicę biczowania 
bierze na siebie także wszystkie moje osobiste grzechy przeciwko ludzkiemu ciału. Dzięki 
męce Jezusa możemy przywracać naszemu ciału jego wartość i godność, możemy odkrywać 
w nim świątynię Ducha Świętego.

2. Koronowanie cierniem

Po biczowaniu żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło 
Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy  
wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę
. Koronowanie cierniem nie nastąpiło już z rozkazu 
namiestnika, ale było nieludzkim pomysłem samych żołnierzy. Byli to Syryjczycy i Beduini, 
a tylko paru oficerów było Rzymianami. A oto wydano im Żyda, który nie musiał być wiele  
wart, skoro Gubernator kazał Go ubiczować
 (H. Daniel–Rops).

Po biczowaniu całe ciało Jezusa było już tylko jedną wielką raną. Rozpasanym żołnierzom 
żądnym cudzej krwi i poniżenia, znudzonym koszarowym życiem, nie wystarczyło jednak 
tego znęcania się nad człowiekiem. I nagle przypomnieli sobie, że On mówił o sobie, że jest 
królem.   Z głogu   palestyńskiego,   którego   kolce   mają   twardość   stali,   upleciono   koronę, 
a raczej ciernistą czapęDo prawej ręki dali Mu trzcinę. I zaczęła się okrutna, upokarzająca 
maskarada,   tym   razem   z inicjatywy   żołdaków.  Przyklękali   przed   Nim   i szydzili   z Niego, 
mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie

W ten sposób spełnia się proroctwo Izajasza:  Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż  
boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony tak, iż  
mieliśmy Go za nic
 (Iz 53, 3).

Ale właśnie ta maskarada w jakiś paradoksalny i tajemniczy sposób staje się spełnieniem 
obietnicy danej królowi Dawidowi i jego potomstwu, iż jego królestwo będzie trwać na 
wieki. Przez krew płynącą ze zranionej głowy korona cierniowa staje się prawdziwą koroną  
królewską.   Chrześcijaństwo   zrozumiało   tę   głęboką   treść   i otacza   cierniowe   gałązki  
Chrystusowej korony wielką czcią
 (J.–P. Roux).

Król   wszechświata,   który   stworzył   człowieka   i nieustannie   podtrzymuje   go   w istnieniu, 
doznaje  od  niego   najpodlejszego   poniżenia   i wyszydzenia.  W rozważaniach  męki   Jezusa 
pisarze chrześcijańscy podkreślają, że Jezus przyjmuje koronowanie cierniem i wyszydzenie 
swojej królewskiej władzy za grzechy ludzkiej pychy. Św. Paweł zaświadczy: On, istniejąc 
w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił 
samego siebie przyjąwszy postać sługi
  (Flp 2, 6–7). Św. Augustyn zastanawiając się nad 
prawdziwą wartością człowieka pokazuje, jak śmieszną i absurdalną jest postawa ludzkiej 

background image

pychy:  Pokładasz   ufność   w swych   siłach?   Zwierzęta   cię   przewyższają.   Chlubisz   się  
szybkością? Muchy cię zwyciężą. Chlubisz się pięknością? Czyż nie są piękniejsze pióra  
pawie? Czymże jesteś od nich dostojniejszy? Obrazem Boga
.

W obecnej medytacji przepraszajmy Jezusa za wszelkie przejawy pychy w naszym życiu: 
wywyższanie się nad innych, najdrobniejsze upokarzanie ich, jakieś niezdrowe pragnienia 
bycia nienagannymi we wszystkim (perfekcjonizm), a przede wszystkim za to, iż tak mało 
liczymy   na   Bożą   łaskę,   ale   próbujemy   zbawiać   siebie   samych.   Adorujmy   Jezusa 
upokarzanego  przez  żołnierzy dziękując Mu, że  swoją  męką   odkupił największy grzech 
człowieka: grzech buntu wobec Stwórcy, pychę — początek wszelkiego grzechu.

3. Oto Człowiek!

Jezusa   ubiczowanego,   oblanego   krwią,   w cierniowej   koronie   i płaszczu   szkarłatnym 
przyprowadzono   przed   Piłata.   Chrystus   musiał   przedstawiać   odrażający   widok.   Izajasz 
mówi:  Jak wielu osłupiało na Jego widok — tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd  
i postać Jego była niepodobna do ludzi. (..) Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na  
Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał
 (Iz, 52, 14; 53, 2).

Namiestnik rzymski widząc ten ludzki strzęp, niepodobny do człowieka, sądził być może, iż 
kara biczowania wreszcie nasyci żądzę odwetu i zemsty faryzeuszy. Widok tej nieszczęsnej  
istoty   —  pomyślał   Piłat   —   przejmie   wstydem   tych,   którzy   Go   wydali.   Wyszedł   do   nich  
osobiście,   aby   ich   zawiadomić   z miną,   która   miała   oznaczać:   Nie   macie   pojęcia,   co  
zobaczycie
  (F.   Mauriac).   Powiedział   więc   do   nich:  Oto   wyprowadzam   Go   do   was   na 
zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jezus wyszedł na zewnątrz,  
w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek
.

W tym momencie Jezus staje się uosobieniem całej ludzkości.  Oto cały tragizm ludzkiej  
kondycji. Być może trzeba było wszystkim pokoleniom ukazywać obraz Boga zdradzonego,  
wydanego,   odrzuconego,   wyszydzonego   i umęczonego,   abyśmy   byli   zdolni   dźwigać   nasz  
ludzki los
 (J.–P. Roux). Jezus dźwiga na sobie wszystkie cierpienia, bóle, krzywdy, dźwiga 
całe   zło,   które   od   zarania   ludzkości   człowiek   wyrządzał   człowiekowi.  On   się   obarczył 
naszym   cierpieniem.   On   dźwigał   nasze   boleści,   (...)   On   był   przebity   za   nasze   grzechy,  
zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest 
nasze zdrowie
 (Iz 53, 4–5).

W tym   niezwykłym   momencie,   w którym   Bóg–Człowiek   dźwigał   na   sobie   brzemię 
nieprawości   i zła   całej   ludzkiej   rodziny,   nikt   jednak   nie   padł   na   kolana.   F.   Mauriac 
rozważając tę scenę męki pyta: Gdzie byli uzdrowieni trędowaci, oswobodzeni od czartów,  
ociemniali, którym przywrócił wzrok? Wielu z tych, którzy wierzyli w Niego, którzy mieli  
jeszcze   nadzieję   wbrew   wszelkiej   nadziei,   straciło   resztki   wiary   na   widok   tej   postaci  
niepodobnej do człowieka
.

background image

Padnijmy w tym momencie na kolana świadomi, iż słowa Piłata:  Oto Człowiek  objawiają 
nam  Boga   o najpiękniejszej   ludzkiej   twarzy.   Nikt   z ludzi   nie   doświadczył   na   sobie 
człowieczeństwa w takim stopniu, jak sam Bóg–Człowiek. I to właśnie czyni Go pięknym, 
wdzięcznym i miłym (por. ĆD, 144). Odepchniętego przez ludzi przygarnijmy z zaufaniem 
i czułością;   w postaci   oszpeconej   i niepodobnej   do   ludzi  zobaczmy   najpiękniejszego 
z ludzkich synów; we wzgardzonym i upokorzonym Jezusie podziwiajmy Boską pokorę; 
wzgardzonego tak, iż miano Go za nic  uznajmy za największy skarb naszego życia, dla 
którego   gotowi   bylibyśmy   poświęcić   wszystko,   łącznie   z naszym   życiem   doczesnym, 
podobnie jak On sam oddał je za nas.

4. Skazany na śmierć

Reakcją tłumu na słowa Piłata: Oto Człowiek był jeden potężny krzyk: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! 
Rzekł do nich Piłat: Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w nim winy. 
Odpowiedzieli mu Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam  
siebie uczynił Synem Bożym
.

Usłyszawszy o Boskim pochodzeniu Jezusa Piłat postanowił ostatecznie uwolnić Jezusa, ale 
w swoim postanowieniu nie wytrwał długo. Faryzeusze znając słabość rzymskiego systemu 
rządzenia,   opierającego   się   na   donosach   (nie   zawsze   sprawdzanych),   jeszcze   raz 
zdecydowanie   odwołali   się   do   lęku   namiestnika   rzymskiego,   którego   władza   zależała 
całkowicie   od   kaprysów   Cezara.   Żydzi   mieli   w Rzymie   swoje   znaczne   wpływy 
i rzeczywiście mogli Piłatowi zaszkodzić. W tej sytuacji namiestnik szybko zmienił zdanie. 
Wiedział   bowiem,   iż   nie   wygra   tej   sprawy   z przebiegłymi   i ogarniętymi   fanatyczną 
nienawiścią do Jezusa przywódcami Izraela. I chociaż był przekonany o Jego niewinności, 
to   jednak   zrezygnował   z dalszej   walki   o Jego   uwolnienie.   Pozostało   już   tylko   formalne 
wydanie   wyroku   śmierci.   Namiestnik  wyprowadził   Jezusa   na   zewnątrz   i zasiadł   na 
trybunale,   na   miejscu   zwanym   Lithostrotos,   po   hebrajsku   Gabbata.   Był   to   dzień  
przygotowania Paschy, około godziny szóstej
.

Ewangeliści nieczęsto podają tak dokładny czas i miejsce opisywanych zdarzeń. Dokładność 
ta świadczy o doniosłości zdarzenia: miało nim być oficjalne odrzucenie Mesjasza przez 
naród wybrany i skazanie Boga–Człowieka na śmierć krzyżową. Oto bardzo ważny dialog 
przytoczony przez św. Jana pomiędzy Piłatem a Żydami: I rzekł do Żydów: Oto król wasz!  
A oni krzyczeli: Precz! Precz! Ukrzyżuj Go! Piłat rzekł do nich: Czyż króla waszego mam  
ukrzyżować? Odpowiedzieli arcykapłani: Poza Cezarem nie mamy króla. Wtedy więc wydał  
Go im, aby Go ukrzyżowano
.

Ten właśnie umiłowany naród Jahwe wyzwolił z niewoli egipskiej, wprowadził go do Ziemi 
Obiecanej   i opiekował   się   nim   na   różne   sposoby   przemawiając   do   niego   przez   swoich 
proroków. Kiedy w końcu przemówił ostatni raz przez swojego Syna, (por. Hbr 1, 1) naród 
ten   odrzucił   Mesjasza,   uznając   za   króla   pogańskiego   władcę   Rzymu,   który   właśnie 
okupował ziemię Izraela. Tym grzechem ściągnie na siebie straszną karę, z powodu której 
Jezus  płakał nad  umiłowanym miastem — Jerozolimą:  Przyjdą na ciebie  dni, gdy  twoi  

background image

nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie  
i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało  
czasu twojego nawiedzenia
 (Łk 19, 43–44). Tak właśnie potraktował Jerozolimę ten, którego 
obrali sobie za króla odrzucając Mesjasza. Nie była to zemsta Boga, ale konsekwencja ich 
wyboru, konsekwencja grzechu.

W tej dramatycznej scenie odrzucenia przez naród wybrany Mesjasz, Bóg–Człowiek milczy. 
Jedyną bronią Boga jest bowiem bezgraniczna miłość. Kiedy człowiek mówi Bogu: Precz!
lekceważy Go, znieważa, On milczy. Milczenie Boga wyraża Jego nieskończoną cierpliwość 
i troskę   o człowieka,   jest   także   ostatecznym   sposobem   upominania   go.   Bóg   nigdy   nie 
odwraca się plecami do człowieka. Rozliczne ludzkie cierpienia, smutek, depresja, gorycz 
życia, nuda nie są nigdy zemstą Boga, ale jedynie prostą, bolesną konsekwencją odrzucenia 
Miłości. Poza miłością Stwórcy istnieje bowiem tylko rozpacz i śmierć.

Kontemplujmy   Jezusa   ubiczowanego,   w cierniowej   koronie,   stojącego   przez   swoim 
narodem wybranym, do którego został wysłany przez Ojca. Prośmy o wewnętrzne odczucie 
bólu, jakiego Chrystus musiał doznać, słysząc słowa: Precz! Precz! Ukrzyżuj Go.

XIII. DROGA KRZYŻOWA

 

Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali zatem Jezusa. A On sam dźwigając 
krzyż wyszedł na miejsce zwane miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota
 (J 
19, 16–17).

Gdy   Go   wyprowadzili,   zatrzymali   niejakiego   Szymona   z Cyreny,   który   wracał   z pola, 
i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet,  
które   zawodziły   i płakały   nad   Nim.   Lecz   Jezus   zwrócił   się   do   nich   i rzekł:   Córki 
jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto  
bowiem   przyjdą   dni,   kiedy   mówić   będą:   Szczęśliwe   niepłodne   łona,   które   nie   rodziły,  
i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: 
Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?

Przyprowadzono też dwóch innych — złoczyńców, aby ich z Nim stracić (Łk 23, 26–32).

Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy (Mt 27, 35).

Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,

background image

a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich. (...)
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był na równi z bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie powstało.
Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem.
Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy,
ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży,
a wola Pańska spełni się przez Niego.
Po udrękach swej duszy, ujrzy światło
i nim się nasyci.
Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu,
ich nieprawości On sam dźwigać będzie
 (Iz 53, 3–11).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawmy   sobie   Jezusa   dźwigającego   ciężki   krzyż. 
Dostrzeżmy, jak Jezus słania się i upada pod krzyżem. Zauważmy też Szymona z Cyreny, 
którego żołnierze siłą zatrzymują i przymuszają, aby dźwigał krzyż Jezusa.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić Jezusa, aby Jego Droga Krzyżowa była dla 
nas lekcją, dzięki której dane nam będzie poznać, co znaczy dla nas zapieranie się siebie 
samych, umierania dla siebie. Będziemy też prosić, abyśmy idąc z Jezusem uczyli się coraz 
pełniejszej wolności wewnętrznej, która stopniowo powierza się całkowicie Bogu i wszystko 
oddaje do Jego dyspozycji.

1. On sam dźwigał krzyż

Jezus   przyjmując   krzyż   na   swoje   ramiona,   przyjmował   straszną   rzeczywistość.  Pierwsi 
chrześcijanie wzdrygali się przed przedstawianiem Jezusa na krzyżu. Widywali bowiem na  
własne oczy te nieszczęsne, zupełnie nagie ciała zawieszone na pospolitym palu, przeciętym  
u góry   w kształcie   litery   T   poprzeczną   belką,   widzieli   ręce   przybite   gwoździami   do   tej  
szubienicy, widzieli nogi również przygwożdżone, ciało opadające pod własnym ciężarem,  
zwieszoną głowę, psy znęcone wonią krwi, pożerające stopy ukrzyżowanego, sępy krążące  
nad miejscem rzezi i skazańca wyczerpanego męką, palonego pragnieniem, wzywającego  
śmierci bełkotliwym wołaniem. Była to kaźń niewolników i zbrodniarzy. Tę kaźń zadano  
Jezusowi
 (M. J. Lagrange).

Starożytny pisarz Plutarch wspomina, że skazani na ukrzyżowanie sami musieli dźwigać 
swój krzyż na miejsce kaźni. Niektórzy pisarze przypuszczają jednak, że chodziło tu o belkę 

background image

poprzeczną, gdyż pionowa była wkopana na placu egzekucji, ale w każdym razie ciężar jej  
musiał był znaczny; około 30 kilogramów, jeżeli była to tylko belka
 (H. Daniel–Rops).

Chrześcijanie otaczają wielką czcią pamięć Drogi Krzyżowej Jezusa. Nabożeństwo Drogi 
Krzyżowej, które pochodzi z czasów krucjat, jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych 
form   nabożeństwa   Męki   Pańskiej.   Droga   Krzyżowa   Jezusa   jest   nam   tak   bardzo   bliska, 
ponieważ doskonale symbolizuje ona naszą drogę życia. Na tej ziemi jesteśmy bowiem tylko 
gośćmi i pielgrzymami. W rozważaniach Drogi Krzyżowej autorzy zwykle snują najpierw 
krótkie rozważania, a następnie ukazują, w jaki sposób dana tajemnica Drogi Krzyżowej 
spełnia się w naszym życiu.

W obecnej   modlitwie   chciejmy   towarzyszyć   Jezusowi   w Jego   Drodze   Krzyżowej. 
Kontemplujmy Jezusa niosącego swój krzyż na ramionach. Patrzmy na Jego wyczerpanie 
i słabość   fizyczną,   na   cierpienie   związane   z ranami   biczowania   i koronowania   cierniem. 
Zauważmy, w jaki sposób Jezus chwieje się, potyka i upada wielokrotnie. Kontemplujmy 
także owe mnóstwo ludzi, którzy szli razem z Jezusem. Wsłuchajmy się w to, co mówią 
między sobą: jedni — podobnie jak płaczące kobiety — współczują Mu, inni są obojętni 
gapią się na to okrutne widowisko, inni jeszcze obrzucają Jezusa drwinami i wyzwiskami.

Przypatrujmy się też poszczególnym zdarzeniom, jakie miały miejsce na Drodze Krzyżowej: 
spotkanie   Jezusa   z Matką   Najświętszą,   pomoc   Szymona   Cyrenejczyka,   otarcie   twarzy 
Jezusa przez Weronikę, spotkanie płaczących kobiet, odarcie Jezusa z szat. Zauważmy też 
cichość Baranka Bożego w Jego drodze na miejsce kaźni. Jezus idzie jak baranek na rzeź  
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich
.

Rozważając   w ten   sposób   Drogę   Krzyżową   Jezusa   chciejmy   następnie   w sposób   bardzo 
spontaniczny   wejść   w naszą   drogę   życia.   Jakie   zdarzenia,   sytuacje,   przeżycia, 
doświadczenia życiowe nasuwają nam myśl o podobieństwie naszej drogi życiowej z Drogą 
Krzyżową   Jezusa?   I choć   jesteśmy   świadomi,   iż   naszych   cierpień   w żaden   sposób   nie 
możemy przyrównać w sposób dosłowny z cierpieniami Jezusa, to jednak nie obawiajmy się 
dostrzegać zbieżności pomiędzy naszą drogą życia a Drogą Krzyżową. Jezus ofiaruje nam 
swoją Drogę Krzyżową jako miejsce umocnienia, pocieszenia w naszej drodze do Ojca.

Dziękujmy Jezusowi za cały ból i trud Jego Drogi Krzyżowej; dziękujmy za napomnienie 
płaczących niewiast, poprzez które uczy nas owocnego rozważania Jego męki; dziękujmy  
Jezusowi za Jego upadki pod ciężarem krzyża; za spotkanie z Matką Najświętszą; dziękujmy 
Mu za to, iż pozwolił obedrzeć się ze swoich szat, a w końcu dał się ukrzyżować za nas i dla 
nas.

2. Szymon Cyrenejczyk

W sposób szczególny zwróćmy uwagę na dwa wydarzenia z Drogi Krzyżowej, o których 
wspominają   nam   Ewangelie:   o przymusowej   pomocy,   jakiej   udzielił   Mu   Szymon 
Cyrenejczyk oraz o spotkaniu z płaczącymi kobietami.

background image

Ciężar krzyża, jaki włożono Jezusowi na ramiona, był ponad Jego ludzkie siły. Siły Jezusa 
były wyczerpane całonocnym czuwaniem, wielokrotnymi przesłuchaniami, wyśmiewaniem 
Go   w upokarzający   sposób   przez   straż   świątynną   i żołnierzy   rzymskich,   okrutnym 
biczowaniem i koronowaniem cierniem. Jezus dźwigał też krzyż niemal w samo południe, 
a więc w bardzo gorącej porze dnia. Rzymianie obawiali się prawdopodobnie, iż skazany 
umrze w drodze na Kalwarię, dlatego też  zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który 
wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem
.

W pomocy   udzielonej   Jezusowi   przez   Szymona   możemy   wyczytać   zaproszenie   Jezusa, 
abyśmy razem z Nim dźwigali krzyż. To niezwykłe, że Syn Boży pragnie naszej ludzkiej 
pomocy. Wielokrotnie w swoim życiu przyjmował pomoc swojej Matki, przybranego Ojca, 
swoich   uczniów   i przyjaciół,   a teraz   w tych   najtrudniejszych   chwilach   przyjmuje   pomoc 
wymuszoną lękiem i zagrożeniem.

Dziękujmy  Jezusowi za to, iż  zechciał z pokorą przyjąć pomoc  Szymona   Cyrenejczyka, 
pomoc   Weroniki.   W ten   sposób   Jezus   uczy   nas   pokornego   wyciągania   ręki   z prośbą 
o pomoc. W sytuacjach nieraz dla nas najtrudniejszych, z lęku i pychy obawiamy się prosić 
o pomoc.   Boimy   się,   iż   będzie   ona   wymuszona,   niechętna,   nieżyczliwa.   Ale   bywają 
sytuacje, w których konieczną rzeczą jest przyjąć każdą pomoc.

W tej kontemplacji prośmy także, abyśmy — za przykładem Szymona Cyrenejczyka — 
pozwalali się przymuszać. Nasze wzniosłe ideały szlachetnej i chętnej pomocy bliźnim nie 
zawsze zdają egzaminy.  Nieraz ideały te zawodzą nas. W takich chwilach tylko pewien 
przymus zdaje się być najbardziej skuteczny, by okazać naszą pomoc bliźniemu. Szymonie 
z Cyreny,  przymuszony   do  pomocy  w niesieniu  krzyża,   módl  się  za nami,  którzy  tak   nie  
chcemy   być   przymuszani   do   pomocy   w niesieniu   cudzych   krzyży.   Pochwaleni   bądźcie,  
wszyscy   Nieznani   Cyrenejczycy.   Postawieni   w sytuacjach,   których   nie   szukaliście,   nie  
odwróciliście oczu od brata, który was potrzebował
 (A. Boniecki).

3. Płaczące niewiasty

W Drodze   Krzyżowej   towarzyszyły   Jezusowi   kobiety,   które   ówczesnym   wschodnim 
zwyczajem  zawodziły   i płakały   nad   Nim.  Lecz   Jezus   zwrócił   się   do   nich   i rzekł:   Córki 
jerozolimskie,  nie  płaczcie  nade  Mną; płaczcie  raczej  nad sobą  i nad  waszymi  dziećmi! 
Jezus swoim upomnieniem kobiet nie odrzuca ofiarowanego Mu współczucia i życzliwości. 
Przyjmując je pragnie jednak zachęcić kobiety (i nas), aby przedzierały się przez zewnętrzną 
powłokę   zdarzeń   i szukały   najgłębszego   sensu   tego,   w czym   właśnie   uczestniczą.  Oto 
bowiem przyjdą dni
 — mówi Jezus — kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które  
nie rodziły, i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do 
pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym? 
Jezus pragnie objawić kobietom, że Jego męka i śmierć jest jakimś tajemniczym straszliwym 
sądem nad grzechem całej ludzkości i każdym pojedynczym grzechem człowieka. Ta sama 
prawda o męce Jezusa zostanie objawiona rozdarciem zasłony Świątyni, zaćmieniem słońca, 
ciemnościami panującymi na ziemi oraz trzęsieniem ziemi.

background image

Jezus upominając kobiety pragnie nam powiedzieć, że  płaczemy i narzekamy nie wtedy,  
kiedy dotyka nas prawdziwe nieszczęście. Iluż z nas nie płacze z powodu powierzchowności  
naszego serca albo tchórzostwa przed widokiem cierpienia. Wylewamy łzy i czujemy się 
przez   to   uwolnieni   od   winy   i odpowiedzialności.   Jak   często   łzy   zasłaniają   prawdziwe  
nieszczęście i problemy świata
 (J. Twardowski).

W obecnej   kontemplacji   chciejmy   wsłuchać   się   w upomnienie   kobiet,   które   jest   także 
skierowane i do nas osobiście. Pytajmy siebie, czy w naszych rozważaniach bierzemy je pod 
uwagę? Czy doświadczamy, iż męka Jezusa sądzi nasz grzech osobisty oraz grzechy całego 
świata? Czy rozważanie męki i śmierci Jezusa demaskuje nasz grzech; czy odsłania nam 
jego wielkość, jego głębię?  Czy  dzięki rozważaniom męki i śmierci Jezusa czujemy się 
wzywani do pełniejszego, bardziej radykalnego nawrócenia wewnętrznego?

4. Obnażenie z szat

Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. Odarcie Jezus 
z szat tuż przed ukrzyżowaniem jest jakby powtórzeniem się sceny  Ecce Homo  —  Oto 
Człowiek
.   W tym   momencie   nasze   myśli   zwracają   się   do  Jego   Matki,   biegną   jakby   do  
samych początków tego Ciała, które już teraz, przed ukrzyżowaniem, stanowi jedną wielką  
raną
  (K. Wojtyła). Scena obnażenia Jezusa każe nam myśleć o tajemnicy Wcielenia.  Syn 
Boży mówi do Ojca: Całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie, aleś Mi utworzył  
ciało (Hbr 10, 6. 5). Ciało Chrystusa wyraża Jego miłość Ojca. (...) To ciało obnażone teraz  
pełni  wolę  Syna  i wolę   Ojca  każdą  raną,  każdym drgnieniem  bólu,  każdym  zszarpanym  
mięśniem,   każdą   strugą   krwi,   która   z Niego   się   toczy;   całym   wyczerpaniem   ramion,  
zmiażdżeniem szyi i barków i strasznym bólem skroni. To ciało pełni wolę Ojca. (...) Musimy  
myśleć przy tej stacji o Matce Chrystusa, bo pod Jej sercem, a potem w Jej oczach i w Jej 
dłoniach Ciało Syna Bożego doznało pełnej czci
 (K. Wojtyła).

W tej kontemplacji powróćmy do tajemnicy Narodzenia Jezusa. Wpatrujmy się najpierw 
w Dzieciątko   Jezus   leżące   w żłóbku,   adorowane   przez   Maryię,   Józefa,   pasterzy,   trzech 
mędrców. W drugiej odsłonie kontemplujmy to samo Ciało trzydzieści trzy lata później — 
zmasakrowane,   ociekające   krwią   i brutalnie   odarte   z szat,   ciało   czekające   na   tortury 
ukrzyżowania. Oddajmy Jezusowi chwałę jako Wcielonemu Synowi Bożemu, tak w scenie 
Narodzenia, jak również w scenie obnażenia z szat.

W tych dwu scenach Jezus ukazuje nam całe swoje  boskie ubóstwo, którym nas ubogaca 
oraz boską pokorę, którą nas wywyższa.  Odarty ze wszystkiego i pozbawiony wszystkiego, 
nagi wyszedł z łona Matki swojej i nagi idzie na krzyż. (...) Zbawić może człowiek odarty ze  
wszystkiego, pozbawiony wszystkiego, nie rozporządzający już żadnymi środkami ludzkimi 
(S.   Wyszyński).   Tajemnicą   obnażenia   z szat   i całkowitym   wyniszczeniem   siebie   Jezus 
wskazuje nam drogę do Ojca. Prośmy więc Jezusa, abyśmy byli wewnętrznie otwarci na tę 
trudną i bolesną lekcję zapierania się siebie samych, umierania dla siebie. Śmierć zabiera 
nam   wszystko.   W bezlitosnym   oświetleniu   ostatniego   momentu   staniemy   się   wszyscy  

background image

przeraźliwie nadzy (jak Jezus na Golgocie). Liczyć się będzie wtedy tylko ta garstka prawdy  
o nas
 (A. Boniecki).

Zarówno tajemnicą swojego Narodzenia jak również tajemnicą obnażenia z szat, Jezus uczy 
nas, co znaczy naprawdę stać się jak dziecko, co znaczy być naprawdę tylko Synem. Prośmy 
Jezusa, aby prawda o nas samych, jako dzieciach, nie musiała być wymuszona przez chwilę 
naszej  śmierci,   ale  byśmy  ją  przyjmowali   i uczyli  się   jej  od  Jezusa  już   teraz,  za  życia, 
dobrowolnie. Prośmy, abyśmy szli za wezwaniem Jezusa i stopniowo oddawali Mu to, czego 
będzie się od nas domagał.

5. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem

Przyjęcie   przez   Jezusa   krzyża   na   swoje   ramiona   oraz   bolesne   upadki,   w których   krzyż 
przygniata Chrystusa do ziemi, przywołuje nam na pamięć przedziwny, tajemniczy werset 
Proroka   Izajasza   z czwartej   Pieśni   Sługi   Jahwe:  Spodobało   się   Panu   zmiażdżyć   Go  
cierpieniem
.

Spodobało się Panu — to znaczy było Jego planem, było Jego wyborem. Krzyż Jezusa jest 
planem Jego Ojca, jest Jego wyborem. Ojciec chciał, aby Jego Jednorodzony Syn został 
przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy, aby zgładzono Go z krainy żyjących
aby  za grzechy (...) ludu został zabity na śmierć, chociaż  nikomu nie wyrządził krzywdy i  
w Jego ustach kłamstwo nie powstało
.

Sam Jezus wiele razy mówił do swoich uczniów o upodobaniu swojego Ojca: Oto idziemy 
do Jerozolimy. Tam Syn człowieczy zostanie wydany arcykapłanom. Oni skażą Go na śmierć  
i wydadzą   poganom.   I będą   z Niego   szydzić,   oplują   Go,   ukrzyżują   i zabiją,   a po   trzech 
dniach zmartwychwstanie
 (Mk 10, 33–34).

I chociaż uczniowie nie rozumieją, dlaczego takie właśnie jest upodobanie Ojca, Jezus nie 
stara się tego wyjaśnić. Uczniowie nie byli w stanie zrozumieć tego okrutnego upodobania 
Ojca,   ponieważ  upodobania   osoby,   którą   się   kocha,   nie   znajdują   nigdy   wyjaśnienia 
rozumowego, ale jedynie wyjaśnienie serca. Zrozumienie sensu upodobania odnajduje się 
dopiero w głębokiej relacji miłości.

Jezus rozumie upodobanie swojego Ojca, bo łączy Go z Nim intymna więź miłości, oddania 
i zaufania. Całkowite powierzenie się Syna Ojcu staje się źródłem rozumienia tego trudnego 
upodobania
.

Kiedy dotyka nas jakieś niepowodzenie, niezrozumienie ze strony najbliższych, cierpienie, 
ból i wszystko w nas buntuje się i burzy, stajemy wówczas i my przed  tajemnicą Bożego 
upodobania
.   I nam   przychodzi   niekiedy   stwierdzić:  Spodobało   się   Panu   dotknąć   mnie  
cierpieniem
, a niektórzy z nas mogą powiedzieć więcej: Spodobało się Panu zmiażdżyć mnie  
cierpieniem
. To, co dziś jest tylko  dotknięciem Boga, jutro może stać się doświadczeniem 
zmiażdżenia.

background image

Na   biurku   jednego   z moich   przyjaciół,   który   przechodził   przez   bardzo   bolesne 
doświadczenia życiowe, zobaczyłem kiedyś obrazek umęczonej twarzy Jezusa, a pod nim 
napis: Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Codzienność życiowa pokazywała, iż 
te słowa były dla niego źródłem odwagi w codziennym dźwiganiu krzyża.

Przyjęcie Bożego upodobania będzie zależeć przede wszystkim od naszej relacji z Bogiem. 
Jeżeli   tak   często   buntujemy   się   przeciwko   różnym   krzyżom   życiowym,   które   Bóg   nam 
zsyła, to dlatego, że nie jesteśmy dość mocno związani z Jezusem. Kiedy nasze serce jest 
daleko  od  Pana,   mamy   duże   trudności   w rozumieniu  Jego  upodobań.  Upodobanie   Boga 
oznacza zawsze Jego łaskę, Jego obietnicę. Pan bowiem nie tylko miażdży cierpieniem, ale 
także   wyzwala,   pociesza,   dźwiga,   podnosi.   W samym   krzyżu   Jezusa   zawiera   się   już 
obietnica pocieszenia.  Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój  
Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie
. Dopiero z perspektywy 
zmartwychwstania, zwycięstwa, z perspektywy pocieszenia możemy doświadczyć, że bycie 
zmiażdżonym przez Pana
 może być Jego wielką łaską, Jego wielkim darem. W upodobaniu 
Boga  zawiera  się  zawsze  Jego   nieskończona   miłość   także   wówczas,  kiedy  dotyczy  ono 
cierpienia.   Stąd   też   św.   Paweł   uświadamia   nam:  Wam   bowiem   z łaski   dane   jest   to   dla  
Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć
 (Flp 1, 29).

XIV. UKRZYŻOWANIE JEZUSA

 

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po 
prawej,  drugiego  po  lewej   Jego  stronie.   Lecz   Jezus   mówił:  Ojcze,   przebacz  im,   bo   nie  
wiedzą,  co  czynią.   Potem  rozdzielili   między   siebie  Jego   szaty,  rzucając   losy.   A lud  stał 
i patrzył. (...)

Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem?  
Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż  
tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za  
nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz  
do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz  
w raju
 (Łk 23, 33–34. 39–43).

godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to  
znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to,  
mówili: Patrz, woła Eliasza
 (Mk 15, 34–35).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie scenę krzyżowania Jezusa i wieszania 
Go   na   krzyżu.  Nie   wchodząc   jednak   w zbyt  szczegółowe   i naturalistyczne   wyobrażenia, 
chciejmy jednak dostrzec cały ból i cierpienie fizyczne Jezusa. Zauważmy krzyż Jezusa na 
Golgocie, stojący pomiędzy dwoma innymi krzyżami.

background image

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy gorąco, aby dane nam było wczuwać się w cierpienia 
Jezusa   ukrzyżowanego.   Prośmy   także   o głębokie   zrozumienie   dla   modlitwy   Jezusa: 
Przebacz   im,   bo   nie   wiedzą,   co   czynią.   Módlmy   się,   aby   Jezus   ukrzyżowany   dał   nam 
wewnętrzne poznanie i odczucie, co jest naszym prawdziwym krzyżem życiowym i w czym 
możemy Go naśladować.

1. Ukrzyżowanie Jezusa

Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po 
prawej, drugiego po lewej stronie
. Ten krótki opis egzekucji ukrzyżowania zawiera w sobie 
straszną   rzeczywistość   ludzkiego   cierpienia,   którą   wprost   trudno   opisać   w słowach. 
Pochodzącą z Persji karę śmierci przez ukrzyżowanie, Grecy i Rzymianie stosowali wobec  
zbrodniarzy, niewolników i cudzoziemców
 (G. Bessiere).

Najpierw przybijano ręce skazanego do małej belki, tej, którą kazano mu dźwigać. Potem  
albo na blokach, albo po prostu sznurem wciągano belkę razem z jej ciężarem na pionowy 
pal,   który   był   zapewne   na   stałe   wkopany   na   miejscu   kaźni
  (J.–P.   Roux).  Według 
chrześcijańskich   pisarzy   pierwszych   wieków,   między   nogami   skazanego   znajdowała   się  
podpórka trzymająca ciało. Natomiast wbrew temu, co się często sądzi, nie było oparcia pod  
stopy.   Skazany   miał   przybite   do   krzyża   nadgarstki   i stopy
  (G.   Bessiere).  Według 
powszechnego mniemania, śmierć na krzyżu była straszliwa. Ciało przytwierdzone do krzyża  
tężało i drętwiało, rany się rozogniały, w płucach, głowie i sercu następowało przekrwienie; 
a całego człowieka ogarniała okrutna trwoga. Pożerające pragnienie paliło błonę śluzową.  
Całe   ciało   było   jedną   boleścią.   A najgorsze   było   to,   że   taka   męka   mogła   trwać   długo,  
zwłaszcza jeżeli skazany był człowiekiem o silnej konstytucji fizycznej. Jest zrozumiałe, że  
myśl o tej karze przejmowała każdego dreszczem trwogi
 (J.–P. Roux). Tej nieludzkiej męki 
krzyża miał doświadczyć także Jezus.

Podobnie jak w czasie całej męki, tak i w tych ostatnich godzinach życia Jezus nie stawia 
oporu i nie buntuje się, ale poddaje się temu, co robią z Nim żołnierze wykonujący zlecone 
im zadanie katów. Dręczono Go, lecz sam dał się dręczyć, nawet nie otworzył ust swoich.  
Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył  
ust swoich
 (Iz 53, 7).

W tej kontemplacji patrzmy na Jezusa ukrzyżowanego z głębokim pragnieniem przeżywania 
wewnętrznej udręki serca z Chrystusem udręczonym (ĆD 203). Módlmy się także o głębokie 
przeświadczenie, że przez tę straszną kaźń Wcielony Syn Boży bierze na siebie wszelkie zło 
pod każdą możliwą postacią.

W ciszy   i   w milczeniu   wewnętrznym   chciejmy   towarzyszyć   Jezusowi   w tych   Jego 
strasznych   chwilach   cierpienia.   Nie   róbmy   jednak   sami   jakichś   szczególnych   wysiłków 
i zabiegów, aby wyobrazić sobie okrutny ból i rany fizyczne, ale raczej prośmy pokornie 
Jezusa, aby On sam dał nam doświadczyć i odczuć swoją mękę ukrzyżowania. Ty, Panie, 
znasz mnie najpełniej. Ty sam wiesz, w jaki sposób Twoja męka może mnie oczyszczać 

background image

i uzdrawiać.   Spraw,   aby   Twoje   Najświętsze   rany   zadane   Ci   przez   krzyżowanie   były 
miejscem mojego uzdrowienia. Wierzę bowiem, iż w Twoich ranach jest moje zdrowie.

2. Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

Ale nawet w czasie tego nieludzkiego cierpienia i zhańbienia Jezus nie myśli o sobie, lecz 
o swoim Ojcu, o swoich najbliższych oraz o tych, za których ponosi tę straszną kaźń: Ojcze, 
przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią
. Są to pierwsze słowa Jezusa wypowiedziane na 
krzyżu. Modlitwą tą Jezus zdaje się najpierw ogarniać żołnierzy, którzy ukrzyżowali trzech  
skazanych,   a pośród   nich   jednego   niewinnego.   Ale   nie   do   żołnierzy–katów   należy 
wydawanie wyroków. Oni nie wiedzą, co czynią. Spełnili jedynie swój katowski obowiązek.

Modlitwą tą Jezus obejmuje również ludzi, którzy brali bezpośredni udział w skazaniu Go 
na śmierć: Judasza, Sanhedryn, uczonych w Piśmie. Powodowani fanatyczną nienawiścią 
wymusili na Piłacie skazanie Jezusa na śmierć, a teraz drwią z Jego cierpienia i upokorzenia. 
Oni także w swoim zaślepieniu nie wiedzą, co czynią. Będąc nieprzyjaciółmi Boga, sądzą, że 
oddają   Mu   chwałę.   Swoją   modlitwą   Jezus  do   końca  wypełnia   niezwykłe   przykazanie: 
Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie  
tych, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają
  (Łk 6, 27–28). 
Jezus   modli   się,   błogosławi   i dobrze   czyni   tym,   którzy   z nienawiści   oczernili   Go   przed 
ludem i namiestnikiem rzymskim, a teraz, kiedy wisi już na krzyżu, przeklinają Go i drwią 
z Niego.

Modlitwą: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią Jezus obejmuje także każdego z nas. Kiedy 
buntujemy się przeciwko Bogu i Jego woli, kiedy powodowani gniewem ranimy naszych 
najbliższych, kiedy rozbudzamy nasze najniższe instynkty i pożądania, tak naprawdę nie 
wiemy,   co   robimy.   Rzadko   zdajemy   sobie   sprawę   z rozmiarów   zła,   które   rozsiewamy 
naszymi   nierozważnymi   i nieodpowiedzialnymi   osądami,   słowami   i czynami.   I choć   nie 
mamy   złej   woli,   ale   kierujemy   się   raczej   nieopanowanymi   i nieświadomymi   odruchami 
i impulsami, to jednak zło się rozszerza i rani.

Modlitwa Jezusa:  Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią  jest dla nas także wielkim 
wezwaniem. Kiedy widzimy bowiem, że nasze czyny ranią innych, choć tego wprost nie 
zamierzamy,   to   winniśmy   sobie   uświadomić,   że   także   nasi   bliźni   ranią   nas   w podobny 
sposób.   Oni   również  nie   wiedzą,   co   czynią.   Kierują   się   nierzadko,   podobnie   jak   my, 
niekontrolowanymi odruchami, których w sobie jeszcze nie rozpoznali. Z tego wzajemnego 
zrozumienia może zrodzić się duch przebaczenia i wzajemnej miłości nieprzyjaciół. Prośmy 
gorąco Jezusa, abyśmy w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi (ĆD, 98) umieli 
modlić się Jego słowami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

3. Co jest moim krzyżem?

Z Jezusem   ukrzyżowano   także   dwóch   innych   złoczyńców,   jednego   po   prawej   stronie, 
drugiego po lewej stronie. Ich cierpienie, jak to podkreśla jeden z nich, jest uzasadnione 

background image

dokonanymi przez nich zbrodniami:  My przecież — sprawiedliwie (cierpimy), odbieramy  
bowiem słuszną karę za nasze uczynki
. Jezus natomiast cierpi niewinnie: On nic złego nie  
uczynił
.

Ukrzyżowanie wraz z Jezusem złoczyńców każe nam myśleć o dwóch rodzajach krzyża
dwóch rodzajach cierpienia w naszym życiu. Jedno z nich jest  słuszne, ponieważ stanowi 
owoc naszych grzechów. W tym cierpieniu odbieramy jedynie uzasadnioną  karę  za nasze 
uczynki. Tego cierpienia nie możemy traktować jako Krzyża (przez duże K), który wyraża 
bezpośrednio   wolę   Bożą.   Bóg   nie   pragnie   cierpienia   dla   człowieka.   Bóg   jedynie   je 
dopuszcza. W wieczności, która będzie samą doskonałością nie będzie cierpienia ani krzyża. 
Jeżeli cierpimy z powodu naszych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas do wewnętrznego 
nawrócenia i odsunięcia od siebie tego cierpienia. Grzech jedynie obiecuje szczęście, ale tak 
naprawdę   zawsze   rodzi  cierpienie   i śmierć:  zapłatą  za  grzech  jest   śmierć  —  powie  św. 
Paweł (Rz 6, 23). Cierpienie samo w sobie nie posiada bowiem mocy zbawczej. Ono jedynie 
niszczy   i uśmierca.   Tylko   cierpienie   z Jezusem   cierpiącym   posiada   dla   nas   moc 
oczyszczającą,   moc   zbawiającą.   To   łaska   Boga   czyni   z cierpienia   narzędzie   i miejsce 
pełniejszego zjednoczenia z Nim.

Kiedy cierpimy, wówczas winniśmy wejść w rozeznanie i badanie naszego sumienia, jaki 
jest   związek   cierpienia   z moim   sposobem   myślenia,   reagowania,   działania,   a zwłaszcza 
z moimi   życiowymi   postawami   i przyzwyczajeniami.   Jeżeli   istnieją   w nas  nierozpoznane 
postawy   pychy,   kompleksy   niższości,   niepokonane   lęki,   jakaś   lekkomyślność   życiowa, 
postawa urazowa i pełna rozżalenia wobec bliźnich, postawa buntu wobec Boga, wówczas 
postawy te będą źródłem nieustannego cierpienia. W takiej sytuacji cierpienie winno być 
przez   nas   przeżywane,   jak   przez   Dobrego   Łotra.   Trzeba   je   uznać   za   owoc   grzesznych 
postaw. Trzeba sobie szczerze powiedzieć: Słusznie cierpię za moje grzechy. Nie trzeba nam 
tego cierpienia najpierw uświęcać czyniąc je krzyżem bezpośrednio zesłanym przez Boga na 
nas, lecz traktować je jako wezwanie Boga do nawrócenia.

Ale istnieją także cierpienia, które są zupełnie niezależne od naszych decyzji i zachowań. Są 
to cierpienia, które — podobnie jak w przypadku Jezusa — zostają dopuszczone przez Boga. 
Jezus   cierpi,   choć   sam   nic   złego   nie   uczynił.   Takie   cierpienia   są   rzeczywiście   naszym 
krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cierpienia i krzyża wzywa nie tyle do 
nawrócenia,   ile   przede   wszystkim   do   zjednoczenia   z Jezusem,   naśladowania   Go   w Jego 
krzyżu.

W obecnej kontemplacji przypomnijmy sobie wszystkie najważniejsze cierpienia naszego 
życia. Prosząc o łaskę rozeznania duchowego oraz wielkie wewnętrzne światło, chciejmy 
zadać sobie pytanie, które z nich wypływały z grzesznych postaw i przyzwyczajeń, a które 
były rzeczywiście krzyżem zesłanym przez Boga. W wielu wypadkach odpowiedź na to 
pytanie może okazać się bardzo trudna.

Bywają sytuacje, w których te  dwa krzyże  nie dadzą się tak radykalnie oddzielić, bowiem 
zachodzą na siebie. Cierpienie, które najpierw jest skutkiem grzechu, z czasem może stać się 
rzeczywiście krzyżem, którego nie da się usunąć także wówczas, kiedy dokona się w nas 

background image

jakieś wewnętrzne radykalne nawrócenie. Każde cierpienie, także to, które jest owocem 
naszych grzechów, jeżeli zostaje złączone z cierpieniem Jezusa, nabiera ostatecznie mocy 
zbawczej. Jezus obiecuje Dobremu Łotrowi:  Dziś ze Mną będziesz w raju. To sam Jezus 
uczynił z jego słusznego cierpienia miejsce oczyszczenia z jego grzechów. Módlmy się w tej 
kontemplacji za przyczyną Dobrego Łotra, który w ostatniej chwili swojego życia dogłębnie 
rozpoznał  swój krzyż  i zbawczy  krzyż Jezusa, o wielkie wewnętrzne światło w rozeznaniu 
prawdziwych źródeł naszych codziennych cierpień i udręk wewnętrznych. Prośmy także, 
abyśmy wszystkie nasze cierpienia przyjmowali i dźwigali z Jezusem.

4. Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? 

Jezus ukrzyżowany dźwiga udrękę całej ludzkości. Został bowiem przebity i zdruzgotany za 
wszystkie winy człowieka. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas (Iz 53, 5). W ten sposób 
Jezus   wziął   na   siebie   nasze   zranione   grzechem   człowieczeństwo   i całą   udrękę   z nim 
związaną.

Świat,   w którym   żyjemy   —   podobnie   jak   sama   męka   Jezusa   —   jest   pełen   brutalności, 
gwałtu, przemocy; jest także pełen lęków, bezradności i niemocy. Męka i śmierć Jezusa jest 
tylko odbiciem, zwierciadłem ukazującym nam świat, a w nim nasze człowieczeństwo. Ten 
obraz świata obserwujemy nie tylko na ekranach dzienników telewizyjnych, ale nierzadko 
także w naszym życiu codziennym: w życiu rodzinnym, zawodowym, w życiu społecznym. 
Jezus umęczony i ukrzyżowany ukazuje nam, w jaki sposób mamy żyć pośród udręk tego 
świata, jak mamy dźwigać nasze zranione człowieczeństwo. Życie duchowe chrześcijanina 
nie może polegać bowiem na wycofaniu się ze świata, by móc żyć w sposób elitarny i wolny 
od udręk i zmagań.

Zagubiony świat, a w nim zagubiony człowiek nie potrafi wejść w zmaganie ze złem, które 
sam   rodzi.   Usiłuje   uciec   od   zła   poprzez   wszelkiego   rodzaju   zagłuszenia   i odurzenia 
zmysłowe,   aby   móc   zapomnieć   o całym   szaleństwie   rozpętanym   przez   siebie.   Człowiek 
współczesny   zachowuje   się   nierzadko   jak   małe   kapryśne   dziecko,   które   najpierw   dla 
zabawy, z nudów samo podpala zamknięty pokój, w którym przebywa, a następnie usiłuje 
uciec od ognia kładąc głowę pod poduszkę. Nie możemy odcinać się od świata oraz całej 
jego nieprawości i bezradności także dlatego, iż naszym grzechem niemało przyczyniamy 
się do kształtowania takiego świata. Całe zło i cała nieprawość rodzi się w sercu człowieka 
i nie da się od niej uciec. Wszyscy mamy jakiś udział w złu świata. Tylko człowiek nie 
znający siebie może twierdzić, że jest niezdolny do czynienia tego zła, które inni popełniają.

Kontemplując Jezusa ukrzyżowanego wchodzimy w jakąś wewnętrzną udrękę, niepokój, lęk 
i pustkę.   Nierzadko   zmuszeni   jesteśmy   dotykać   granic   naszej   bezsilności,   niemocy, 
zwątpienia.   Nie   jest   nam   także   oszczędzone   doświadczenie   obrzydzenia   wobec   siebie 
samych   z powodu   życia   półprawdami   czy   wręcz   w zakłamaniu   wewnętrznym.   Jeżeli 
szczerze   i autentycznie   dążymy   do   Boga,   On   sam   troszczy   się,   abyśmy   stawali   twarzą 
w twarz z nieprawdą naszego życia. Nie ma bowiem dla nas innej drogi do prawdy, jak tylko 
stawać szczerze wobec naszej nieprawdy. Podobnie jak Jezus w Ogrójcu, tak i my w pocie 

background image

czoła dochodzimy do bolesnej prawdy o naszym zranionym przez grzech człowieczeństwie 
i zgody na nie.

Odkrywamy tę prawdę nie tylko dla nas samych, ale także dla innych, dla świata. Świat 
doprowadza się do rozpaczy, ponieważ z prawdą o zranionym człowieczeństwie (zaledwie 
przeczuwaną) zostaje sam: bez Boga, bez nadziei, bez wiary. B. Pascal mówi, że owocem 
prawdziwego poznania siebie bez wiary w Boga jest rozpacz. Człowiek nie jest bowiem 
w stanie unieść sam swojego zranionego grzechem człowieczeństwa.

Dowiadujemy   się   w taki   mozolny   sposób   prawdy   o sobie   nie   dlatego,   aby   móc   doznać 
jakiejś natychmiastowej, cudownej przemiany, ale by z pokorą dochodzić do jej akceptacji. 
Wyjście z tego, co nas tak głęboko dotyka, rani i upokarza, rozpoczyna się od akceptacji, od 
przyjęcia. Ale o własnych siłach, własną mocą, jesteśmy do tego absolutnie niezdolni. Nie 
wchodzimy   też   w nasze   zranione   człowieczeństwo,   aby   uprawiać   jakąś   zwyrodniałą 
negatywną   introwersję,   pewien   rodzaj   masochizmu,   jakiś   niezdrowy   doloryzm 
i cierpiętnictwo.   Wchodzimy   w nie,   aby   stanąć   z tym   wszystkim   przed   Jezusem 
ukrzyżowanym.

Przeszedłszy w ten sposób przez długi, nieraz bardzo ciemny tunel zwątpienia, niemocy, 
lęku, obrzydzenia do siebie dostrzegamy oślepiające światło, które każe nam zapomnieć 
o sobie   i odejść   od   siebie.   Możliwość   rozpaczy   przemienia   się   w doskonałą   nadzieję. 
Ciemności   zwątpienia   przemieniają   się   w ufność.   Bezsilność   i niemoc   przemienia   się 
w wewnętrzne   przekonanie,   że  wszystko   mogę   w Tym,   który   mnie   umacnia.   Całe 
obrzydzenie   i nienawiść   do   siebie   wówczas   się   rozpływa.   Udręka   i lęk   wewnętrzny 
przechodzi w uciszenie i radość.

Aby w naszym zranionym człowieczeństwie zrodziła się wielka nadzieja, trzeba nam jednak 
zgodzić się dotknąć granic rozpaczy, jak dotknął jej sam Jezus. Jego słowa wypowiedziane 
na krzyżu:  Eloi, Eloi, lema sabachthani?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie  
opuścił?
  są jakimś tajemniczym dotykaniem granic ludzkiej rozpaczy. Trzeba nam jednak 
mieć jasną świadomość, iż to nie my sami wprowadzamy się w te trudne graniczne stany 
ducha. Jezus nie szukał męki i krzyża. On szukał jedynie Ojca. My również nie szukamy 
sami stanów trudnych, bolesnych. My szukamy jedynie Boga i Jemu dajemy się prowadzić. 
On sam wyznacza nasze etapy rozwoju, oczyszczające nas próby, nasze krzyże i cierpienia. 
On sam również planuje nam rodzaj naszej śmierci, jak zaplanował swojemu Synowi.

Całą kontemplację — na podobieństwo liturgii Wielkiego Piątku — możemy zakończyć 
adoracją   krzyża   Jezusa.   Przez   dłuższą   chwilę   wpatrujmy   się   w krzyż   Jezusa.   Możemy 
posłużyć   się   obrazem   Jezusa   ukrzyżowanego.   Przyglądajmy   się   Jego   ranom,   Jego 
nieludzkiemu cierpieniu. Prośmy o głęboką świadomość, że są to rany całej ludzkości, że są 
to także nasze osobiste rany. Wyznajmy z wiarą, że krzyż Jezusa jest drzewem, na którym 
zawisło zbawienie świata
, moje własne zbawienie.

background image

XV. JEZUS NA KRZYŻU

 

obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa,  
i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego  
miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka  
twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie
 (J 19, 25–27).

Lecz   członkowie   Wysokiej  Rady   drwiąco   mówili:  Innych   wybawiał,   niechże   teraz  siebie  
wybawi,   jeśli   On   jest   Mesjaszem,   Wybrańcem   Bożym.   Szydzili   z Niego   i żołnierze; 
podchodzili   do   Niego   i podawali   Mu   ocet,   mówiąc:   Jeśli   Ty   jesteś   królem   żydowskim,  
wybaw sam siebie. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To 
jest Król Żydowski. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie  
jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się  
nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem  
słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na 
mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci:  
Dziś ze Mną będziesz w raju.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce  
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym  
głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.  
Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był  
sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się  
działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, 
które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
 (Łk 23, 35–49).

Obraz  dla   obecnej  kontemplacji:  Przedstawmy  sobie   Jezusa   na  krzyżu  oraz  stojącą   pod 
krzyżem Jego Matkę oraz umiłowanego ucznia. Wsłuchajmy się z uwagą w dwa krótkie 
zdania Jezusa wypowiedziane pośród ogromnego cierpienia:  Oto Matka twoja... Oto syn  
Twój
.

W drugim   obrazie   chciejmy   przedstawić   sobie   sam   moment   śmierci   Jezusa:   zaćmienie 
słońca,   panujące   ciemności.   Wsłuchajmy   się   także   w słowa   Chrystusa   wypowiedziane 
donośnym   głosem:   Ojcze,   w Twoje   ręce   powierzam   ducha   mojego.   Po   tych   słowach  
wyzionął ducha
.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy najpierw, abyśmy odkryli Maryię jako naszą Matkę, 
którą   Jezus   ofiarował   nam   w najboleśniejszym   momencie   swojego   życia   —   na   krzyżu. 
Prośmy także, abyśmy z wielką wdzięcznością przyjęli Jezusową śmierć na krzyżu, jako 
najwyższy znak miłości Ojca niebieskiego do każdego z nas.

1. Oto Matka twoja

background image

Cierpienie   przyjmowane   z poddaniem   się   Bogu   czyni   człowieka   bardziej   otwartym, 
delikatnym   i wrażliwym   na   ludzkie   cierpienie.   Tej   delikatności   i wrażliwości   Jezusa 
doświadczają najpierw ci, których najbardziej kochał: Jego Matka Maryia oraz umiłowany 
uczeń   Jan.   Jezus   dostrzega   i odczuwa   ich   wielki   ból   i opuszczenie,   jest   świadom,   iż 
brakować   im   będzie   Jego  ludzkiej  miłości.   I choć   doznają   głębokiego   wewnętrznego 
pocieszenia   po   Jego   Zmartwychwstaniu,   to   jednak   po   Jego  ziemskiej  nieobecności 
pozostanie — szczególnie dla Matki — głęboka ludzka rana.

Kiedy  więc   Jezus   ujrzał  Matkę  i stojącego   obok   Niej   ucznia,   którego   miłował,  rzekł  do  
Matki:   Niewiasto,   oto   syn   Twój.   Następnie   rzekł   do   ucznia:   Oto   Matka   twoja.   I od   tej 
godziny   uczeń   wziął   Ją   do   siebie
.   Trzeba   nam   w tym   pięknym   geście   Jezusa   zobaczyć 
najpierw bardzo ludzki odruch: ludzką miłość syna do matki i ludzką przyjaźń z Janem. Ten 
piękny ludzki gest jest jednocześnie tak niezwykły, iż przebija przez niego nieskończona 
boska miłość Syna Człowieczego. I jak przez całą mękę Bóstwo Jezusa ukrywało się za 
zasłoną   Jego   człowieczeństwa,   tak   teraz   tuż   przed   śmiercią   w człowieczeństwie   Jezusa 
objawia się Jego boska miłość.

Od   zarania   chrześcijaństwa   Ojcowie   Kościoła   widzieli   w osobie   Jana   Apostoła   każdego 
ucznia Jezusa. Stąd też ten fragment Ewangelii Janowej określany bywa testamentem Jezusa 
na krzyżu. Jezus oddaje tym, których odkupił swoją krwią, to, co ma najcenniejszego na 
ziemi: swoją Matkę.

W obecnej   kontemplacji   wsłuchajmy   się   z wielką   uwagą   i adoracją   w słowa   Jezusa 
wypowiedziane do Jego Matki i do Jego przyjaciela Jana. Chciejmy wyobrazić sobie, że 
stoimy na miejscu Jana Apostoła, a Jezus mówi do Matki w naszej obecności: Oto syn Twój
a następnie   mówi   do   nas   w Jej   obecności:  Oto   Matka   twoja.   Prośmy,   abyśmy   w tych 
słowach   mogli   odkryć   boską   i ludzką   miłość   Jezusa   do   Maryi   oraz   do   nas,   do   mnie 
osobiście.

Powierzenie Maryi nas jako Jej synów oraz powierzenie nam Maryi, jako naszej Matki, 
dotyka najgłębszej naszej potrzeby — potrzeby miłości. Jako istoty ludzkie zawsze najpierw 
potrzebujemy miłości matki. Zanim dziecko odkryje miłość ojca, musi najpierw nasycić się 
miłością matki. Z czasem dziecko odrywa się od matki, aby przejść do ojca i odkryć jego 
miłość. Człowiek odkrywa ojca jakby na drugim etapie. Pierwszy najgłębszy kontakt miłości 
budowany   jest   właśnie   z matką.   Macierzyńska   miłość   Matki   Jezusa   może   nam   pomóc 
odkryć   braterską   i przyjacielską   miłość   Jej   Syna   oraz   ojcowską   miłość   naszego   Ojca 
w niebie. Przez miłość Maryi możemy dochodzić do miłości Jezusa, poprzez miłość Jezusa 
do miłości Boga Ojca. Proste, pokorne, a jednocześnie głębokie i dyskretne nabożeństwo do 
Matki Najświętszej jest ważnym kryterium głębi naszej wiary.

Zauważmy,   iż   Jezus   ofiaruje   swoją   Matkę   umiłowanemu   uczniowi   na   Golgocie. 
Eucharystia, która uobecnia śmierć Jezusa, staje się w ten sposób szczególnym miejscem 
powierzenia nam Maryi za Matkę i naszego powierzenia się Jej. Jeżeli przyjmiemy Maryię 
pełnym   sercem,   Ona   nauczy   nas  stania   pod   krzyżem,   Ona   nauczy   nas   uczestnictwa 
w Eucharystii.  Widzimy   tutaj ścisły związek naszego  przeżywania  Eucharystii  z głęboką 

background image

pobożnością   maryjną.   Nasza   pobożność   maryjna   bywa   nieraz  przegadana,  utopiona 
w słowach.   Prośmy,   abyśmy   z wiarą   przyjęli   Maryię   jako   naszą   Matkę,   abyśmy   często 
uciekali się do Niej z wielkim zaufaniem. Prośmy także, abyśmy dali się Jej prowadzić do 
Jezusa, na Eucharystię, pod Jego krzyż.

Jeżeli zaś odkrywamy  w nas choćby najmniejsze lęki przed przyjmowaniem i dawaniem 
miłości, jeżeli czujemy się mało kochani, czy wręcz niekochani przez ludzi i przez Boga, 
Maryia jako pierwsza pomoże nam pokonać nasze obawy i zaprowadzi nas do Jezusa jako 
naszego Brata i przyjaciela oraz do Boga jako naszego Ojca. Z pomocą pobożności maryjnej 
możemy roztopić w nas brak wrażliwości, wewnętrzne urazy czy wręcz pewną twardość 
emocjonalną.

2. Kuszenie Jezusa na krzyżu

W Jezusie ukrzyżowanym spełniają się słowa proroctwa Symeona:  Oto Ten przeznaczony 
jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą
 (Łk 
2,   34).   Pierwszymi   ludźmi,   dla   których   Jezus   jest   znakiem   sprzeciwu,   są   faryzeusze, 
żołnierze rzymscy oraz jeden z łotrów ukrzyżowanych razem z Nim.  Członkowie Wysokiej 
Rady   drwiąco   mówili:   Innych   wybawił,   niechże   teraz   siebie   wybawi,   jeśli   On   jest  
Mesjaszem,   Wybrańcem   Bożym.   Szydzili   z Niego   i żołnierze;   podchodzili   do   Niego  
i podawali Mu ocet, mówiąc: Jeżeli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie
. Ubliżał 
Jezusowi także jeden z wiszących z nim złoczyńców mówiąc: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem?  
Wybaw więc siebie i nas
.

Słowa faryzeuszów oraz żołnierzy przypominają kuszenie Jezusa na pustyni:  Jeżeli jesteś 
Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem (...), rzuć się w dół
 (Łk 4, 3. 
9.) Na krzyżu Jezus doświadcza ostatniej próby kuszenia. Jak podczas kuszenia na pustyni i 
w Ogrójcu, również na krzyżu Jezus zdecydowanie odrzuca pokusę. Chrystus nie zstępuje 
z krzyża, ale umiera na nim. Pozwala szatanowi uderzyć w siebie z całą mocą, by w ten 
sposób   ostatecznie   zniszczyć   jego   władzę   nad   człowiekiem.   Panowanie   złego   ducha 
w chwili śmierci Chrystusa dochodzi do szczytu, ale szczyt tryumfu złego ducha okazuje się 
jednocześnie jego upadkiem i ostateczną klęską.

W obecnej kontemplacji oddajmy chwałę Jezusowi ukrzyżowanemu za Jego wierność Ojcu 
do końca  (J 13, 1). Dzięki tej wierności Jezus nas zbawił. Wyraźmy naszą wiarę w Jego 
zwycięstwo nad grzechem, szatanem i śmiercią, dokonane przez całkowite zaufanie Ojcu. 
Prośmy, abyśmy w momentach wielkich i decydujących pokus nie ulegali lękowi o siebie 
i nie szukali ocalenia na własną rękę, własnymi środkami, ale byśmy wzorem Jezusa szukali 
pełniejszego zaufania Bogu.

3. Sąd Boga nad światem

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce  
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek
. Trzygodzinne ciemności podczas 

background image

męki i śmierci krzyżowej Jezusa, to symboliczne wypełnienie się słów wypowiedzianych 
w Ogrójcu do tych, którzy Go aresztowali:  To jest wasza godzina i panowanie ciemności 
(Łk 22, 53). Ciemności te są znakiem sądu Boga nad światem, jaki dokonuje się poprzez 
mękę i śmierć Wcielonego Syna Bożego. O sądzie nad światem mówił Jezus zapowiadając 
godzinę  Syna Człowieczego:  Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego  
świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę  
wszystkich do siebie
 (J 12, 31–32). Na sześć wieków przed przyjściem Chrystusa Sofoniasz 
prorokował, iż  wielki dzień  Jahwe,  (...) będzie dniem ciemności i mroku, dniem chmury 
i burzy
 (Sof 1, 14–15).

Kontemplując   Jezusa   wiszącego   na   krzyżu   w ciemnościach   południa   wzbudźmy   wiarę 
w Jego sędziowską władzę nad światem,  która nie polega jednak na ślepym stosowaniu 
prawa. Jezus na krzyżu otrzymuje sędziowską władzę nad ludzkością, aby  usprawiedliwić 
wielu
 i orędować za przestępcami (por. Iz 53, 11–12), aby pociągnąć wszystkich do swojego 
boskiego   serca.   Miarą   sprawiedliwości   i władzy   sędziowskiej   Syna   Bożego   jest   Jego 
nieskończone   miłosierdzie   wobec   każdego   grzesznika,   który   się   nawraca.   Powracający 
grzesznicy nie budzą w niebie gniewu, ale wielką radość. Jeden z nich jest źródłem większej 
radości niż wielka liczba tych, którzy nawrócenia nie potrzebują (por. Łk 15, 1nn).

Prośmy gorąco, aby sędziowska władza Jezusa nie budziła w nas paraliżującego lęku, ale 
wielkie zaufanie, zwłaszcza w chwilach słabości i grzechu. I chociaż nikt z nas nie może na 
przyszłość zabezpieczyć się przed grzechem, to jednak zawsze możemy wołać z Dobrym 
Łotrem: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

4. Ekonomia Bożego zbawienia

Przywódcy ludu działając w zaślepieniu nie wiedzieli, że ich bezprawne działanie zbiega się 
z tajemniczym wypełnieniem Pisma, które uważali za swoje.  Mieszkańcy Jerozolimy i ich 
zwierzchnicy   nie   uznali   Go   i potępiając   Go   wypełnili   głosy   Proroków,   odczytywane   co  
szabat
 (Dz 13, 27).

Z największej ludzkiej nieprawości Bóg umie wyciągnąć dobro. Nieskończona troska Boga 
o człowieka sprawia, że grzech, który niesie ze sobą cierpienie i śmierć, staje się dla Niego 
okazją,   aby   obdarzyć   człowieka   życiem   i szczęściem.   W orędziu   paschalnym   Wigilii 
Wielkanocy   grzech   Adama,   źródło   ludzkiego   nieszczęścia,   zostaje   nazwany  szczęśliwą 
winą
ponieważ zgładził ją tak wielki Odkupiciel. Także nasz grzech może również stać się 
dla nas miejscem łaski, jeżeli odwracając się od niego, potrafimy jednocześnie zrozumieć 
nieskończone miłosierdzie Boga oraz potrzebę zaufania Mu w naszej słabości.

W tym   kontekście   możemy   także   widzieć   jasno   bezsensowność   sądzenia   i potępiania 
naszych bliźnich. Nasze osądy zawsze będą mijać się z osądami Boga, ponieważ tylko Bóg 
może winę człowieka uczynić winą  szczęśliwą, dzięki której pozna on Jego nieskończone 
miłosierdzie. Jak miłosierdzie człowieka wobec człowieka czerpie z jedynego miłosierdzia 
Boga,   tak   również   wzajemne   patrzenie   ludzi   na   siebie   winno   być   zakorzenione   w tym 

background image

samym   źródle:   w miłosierdziu   Boga.   W obecnej   kontemplacji   prośmy   o wewnętrzny 
zachwyt wiary nad niezwykłą ekonomią Bożego zbawienia, dzięki której wszystko — także 
grzech   —   może   obrócić   się   na   dobro   człowieka.   Stało   się   to   możliwe   dzięki   Jezusowi 
ukrzyżowanemu, na którego spadła chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze  
zdrowie
 (Iz 53, 5).

5. Złożyć głowę na krzyżu Jezusa

Szyderstwa   nieprzyjaciół   Jezusa   zdają   się   zadawać   pytanie:   czy   Ukrzyżowany   między 
dwoma   łotrami   jest   rzeczywiście   Synem   Bożym?   Czy   ta   okrutna   śmierć   niewolnika   na 
drzewie hańby nie zakwestionowała w jakiś radykalny sposób Piotrowego wyznania:  Ty 
jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego
 (Mt 16, 16)?

Odpowiedź na to pytanie daje nam Dobry Łotr wiszący po prawej stronie Jezusa. On jako  
pierwszy   odkrywa   i jednocześnie   objawia   tajemnicę   ukrzyżowanego   Mesjasza:  Jezu, 
wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa
. Uznaje w Jezusie Syna Bożego 
i Zbawcę pomimo Jego poniżenia, zhańbienia, okrutnej męki i śmierci. On też jako pierwszy 
doznaje owoców odkrytej przez siebie tajemnicy:  Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną  
będziesz w raju
. Dobry Łotr, który cierpi nieludzko za swe zbrodnie i który jest świadom 
swojej bliskiej śmierci, zaufał bez reszty Jezusowi cierpiącemu niewinnie razem z Nim i dla 
Niego. Modlitwa Dobrego Łotra jest pierwszą adoracją Jezusa ukrzyżowanego.

Kilka lat temu w Taizé w czasie piątkowej liturgii byłem świadkiem niezwykłej adoracji 
krzyża. Do dużej, kilkumetrowej ikony krzyża, namalowanej w bizantyjskim stylu na desce, 
położonej   na   niewielkim   podwyższeniu,   podchodzili   ze   wszystkich   stron   młodzi   ludzie 
i opierali na niej swoje głowy. Pozostawali w tym geście przez dłuższą chwilę. Adoracja ta 
odbywała   się   w głębokiej   ciszy.   Obserwowałem   głębokie   wzruszenie   wielu   młodych 
wykonujących ten szczególny gest. Była to piękna adoracja Jezusa ukrzyżowanego — znak 
składania ludzkich nadziei w Jezusowym krzyżu.

W głębokiej adoracji złóżmy i my nasze głowy na krzyżu Jezusa uznając w Nim naszego 
Pana  i Boga.  Prośmy,  aby znak  krzyża  był  dla nas  znakiem mocy   i nadziei szczególnie 
okresach rozprężenia, chłodu, oschłości, w okresach, w których Bóg, życie wieczne, (...)  
prawość,   czystość,   sprawiedliwość   i wierność   odsuwa   się   jakby   od   człowieka,   staje   się  
mgliste, wydaje się czymś w rodzaju luksusu, na który można sobie pozwolić tylko w jakichś 
pogodniejszych czasach. W 
takich momentach wielkiego kuszenia  nie mówmy nigdy: Nie  
mogę.   Mówmy   do   Boga:   Ty   możesz.   Nie   mówmy:   Bez   tego   (z   czego   mam   właśnie  
zrezygnować) nie mogę żyć, lecz powtarzajmy wciąż uparcie, cierpliwie i głośno: Tylko bez 
Ciebie, Boże, nie mógłbym istnieć
 (K. Rahner).

Tak   właśnie   Jezus   modlił   się   na   krzyżu:  wciąż   uparcie,   cierpliwie   i głośno  i dzięki   tej 
modlitwie, w godzinie największej ciemności i kuszenia, pozostał wierny swojemu Ojcu do 
końca. Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22, 40) — była to nie tylko rada Jezusa 

background image

dla swoich uczniów, ale głęboka prawda, którą wypełniał przez całe życie, aż po ostatnie 
tchnienie.

Na zakończenie całej kontemplacji jeszcze raz powróćmy do Maryi, Matki Jezusa stojącej 
pod krzyżem. Powierzmy jej cały owoc naszej modlitwy. Prośmy Ją, aby nauczyła nas stać 
pod   krzyżem
  swojego   Syna,   aby   nauczyła   nas   mężnego   przyjmowania   najtrudniejszych 
doświadczeń naszego życia. Całą kontemplację możemy zakończyć piękną modlitwą św. 
Bernarda, który zachęca nas do szukania Jej pomocy i wstawiennictwa w chwilach naszych 
życiowych krzyży:

Pomnij o Najświętsza Panno Maryio, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do  
Ciebie ucieka, Twojej pomocy przyzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony do  
Ciebie,   o Panno   nad   pannami   i Matko   biegnę,   do   Ciebie   przychodzę,   przed   Tobą   jako  
grzesznik staję. O Matko Słowa, racz nie gardzić prośbami moimi, ale usłysz je łaskawie  
i wysłuchaj
.

XVI. ŚMIERĆ JEZUSA

 

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po 
prawej,  drugiego  po  lewej   Jego  stronie.   Lecz   Jezus   mówił:  Ojcze,   przebacz  im,   bo   nie  
wiedzą,  co  czynią.   Potem  rozdzielili   między   siebie  Jego   szaty,  rzucając   losy.   A lud  stał 
i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: Innych wybawiał, niechże teraz  
siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Szydzili z Niego i żołnierze; 
podchodzili   do   Niego   i podawali   Mu   ocet,   mówiąc:   Jeśli   Ty   jesteś   królem   żydowskim,  
wybaw sam siebie. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To 
jest Król Żydowski. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie  
jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się  
nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem  
słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na 
mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci:  
Dziś ze Mną będziesz w raju.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce  
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym  
głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.  
Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był  
sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się  
działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, 
które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
 (Łk 23, 33–49).

background image

Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat 
— ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem — Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym  
połamano   golenie   i usunięto   ich   ciała.   Przyszli   więc   żołnierze   i połamali   golenie   tak  
pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa  
i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu  
bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo 
jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem,  
aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi  
Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili
 (J 19, 31–37).

Obraz   dla   obecnej   kontemplacji:   Przedstawimy   sobie   martwe   ciało   Jezusa   wiszące   na 
krzyżu. Jeden z żołnierzy podchodzi do krzyża, na którym wisi Jezus i włócznią przebija Mu 
bok. Z boku wypływa krew i woda.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wyczytanie z rany przebitego boku Jezusa 
najgłębszego sensu i celu męki i śmierci Jezusa.

1. Świadkowie śmierci Jezusa

Świadków męki i śmierci Jezusa możemy podzielić na trzy grupy. Pierwszą grupę stanowią 
nieprzyjaciele Jezusa: przełożeni ludu, żołnierze–kaci oraz zły łotr. Wszyscy oni szydzą 
z Jezusa, z Jego Bóstwa oraz z misji powierzonej Mu przez Ojca. Są oni nieprzyjaciółmi 
Jezusowego krzyża.

Drugą grupę stanowią ludzie, którzy uwierzyli w Jezusa oraz w Jego zbawczą misję, wbrew 
poniżeniu i śmierci na krzyżu: Matka Jezusa, towarzysząca Synowi w czasie całej męki; Jan, 
umiłowany uczeń Jezusa, stojący jako jedyny z Apostołów na Golgocie; Dobry Łotr, który 
uwierzył   w Chrystusa   tuż   przed   własną   śmiercią.   Do   Żydów   wierzących   w Jezusa 
ukrzyżowanego dołączył także poganin, setnik, żołnierz rzymski, który  na widok tego, co  
się działo, oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy
. Wszyscy ci 
ludzie,   poganin   i Żydzi,   stają   się   zaczątkiem   wielkiej   rzeszy   wyznawców   Jezusa 
ukrzyżowanego: zaczątkiem uniwersalizmu Kościoła. A tu już nie ma Greka ani Żyda, (...)  
niewolnika   i wolnego,   lecz   wszystkim   we   wszystkich   jest   Chrystus
  (Kol   3,   11).   Jezus 
ukrzyżowany   pociągając   ku   sobie   wszystkich   zjednoczy   ich   także   między   sobą.   Jezus 
ukrzyżowany łączy ludzkość podzieloną do tej pory na Żydów i pogan.

Trzecią grupę stanowi tłum.  Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy  
zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; 
a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
. Lud stojący 
z daleka od krzyża Jezusa podobny jest do ludu izraelskiego, który pod górą Synaj również 
stał z daleka, podczas gdy Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg (Wj 20, 
21). Mojżesz uspokaja jednak zalękniony lud:  Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was  
doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli
 (Wj 20, 20).

background image

Tłum, znajomi, niewiasty patrzą również z daleka na Jezusa ukrzyżowanego, obserwują, co 
się z Nim dzieje, ale jeszcze nic nie rozumieją. Są rozproszeni i zagubieni wewnętrznie, 
podobnie   jak   pozostali   Apostołowie,   którzy   być   może   stoją   gdzieś   ukryci   pomiędzy 
znajomymi Jezusa i tłumem gapiów. Tylko św. Jan Apostoł miał odwagę podejść pod sam 
krzyż.   Jeszcze   na   początku   tego   tygodnia   tłum   i znajomi   widzieli   Jezusa   nauczającego 
w świątyni,   a oto   teraz   wisi   pomiędzy   dwoma   zbrodniarzami.   Ludzie   ci   są   zaskoczeni 
i zdezorientowani gwałtownością i pośpiechem, z jakim się to wszystko stało. Być może 
wielu z nich za namową  szpiegów Wysokiej Rady bezmyślnie domagało się uwolnienia 
Barabasza i ukrzyżowania Jezusa. Tłum ten nie należy jednak do nieprzyjaciół Jezusa, choć 
niewiele wie o Nim i nie wierzy jeszcze w Niego jako Mesjasza. Jeżeli nawet wcześniej 
niektórzy z nich zadawali sobie pytanie, czy jest on Mesjaszem, to teraz, kiedy wisiał w tych 
haniebnych   warunkach,   nie   mieli   już   wątpliwości,   że   wszystko   to   było   jedną   wielką 
pomyłką.   Trwają   w jakimś   bliżej   nieokreślonym   oczekiwaniu.   Na   widok   śmierci   Jezusa 
rozproszą   się   unosząc   z sobą   poczucie   winy,   smutek   i rozczarowanie.   Oto   zawiódł   ich 
jeszcze jeden prorok. I choć przeczuwają, że stało się coś dramatycznego, to jednak nie są 
w stanie tego zrozumieć.

Do tego właśnie zagubionego tłumu zostaną później wysłani Apostołowie, aby mu ogłosić 
Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu Jezusa, którego haniebne ukrzyżowanie na Golgocie 
oglądali   własnymi   oczyma.   Przemawiając   do   tego   tłumu   Izraelitów   św.   Piotr   będzie 
nawiązywał   do   poczucia   winy   i smutku,   z którym   wielu   odchodziło   z góry   Golgoty: 
Zaparliście   się   Świętego   i Sprawiedliwego,   a wyprosiliście   ułaskawienie   dla   zabójcy.  
Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami
 (Dz 
3, 14–15). Piotr i inni Apostołowie będą zachęcać lud nie tyle do lęku, ile raczej do wiary, że 
Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego  wydał na śmierć,  aby każdy, kto 
w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne
 (J 3, 16).

Apostołom,   którzy   zostają   wysłani   do   ludu,   nie   było   oszczędzone   przejście   przez 
zagubienie, żal i smutek. W momencie śmierci Jezusa byli oni częścią tłumu: zagubieni, 
zdezorientowani i nieświadomi tego, co się stało. I oni unosili z sobą smutek, poczucie winy 
i rozczarowanie; oni również opuścili Jezusa, choć byli Jego najbliższymi uczniami. Dzięki 
temu   bolesnemu   doświadczeniu   tak   dobrze   rozumieli   ten   nieświadomy   i zagubiony,   ale 
pełen dobrej woli lud.

W odróżnieniu od członków Wysokiej Rady, Apostołowie nie stają w pozycji wyższości 
wobec ludu i nie kryją swojego zagubienia: Piotr nie będzie ukrywał swojego zaparcia się 
Jezusa, a Paweł nie będzie wstydził się mówić o sobie jako prześladowcy Kościoła. Mając 
bowiem głęboką świadomość, że nie są lepsi od ludu, ale to oni właśnie zostali wybrani 
i posłani przez Jezusa, aby ludowi ogłosić Dobrą Nowinę.

Niezależnie od naszego stanu życia (duchownego czy świeckiego) winniśmy mieć głęboką 
świadomość, że nasze duchowe problemy i słabości, w swojej najgłębszej istocie, nie różnią 
się niczym od problemów i słabości ludzi, do których posyła nas Jezus. Najmniejsze choćby 
poczucie wyższości wobec innych z powodu spełnianej, nawet bardzo ważnej, funkcji nie 
ma sensu. Nie może być ono niczym uzasadnione. Świadczy raczej, że jesteśmy dalecy od 

background image

ducha Ewangelii. Jezus nas wybrał do wypełniania naszych funkcji i zadań, ponieważ tak 
chciał. I to jest jedyne uzasadnienie dla spełniania naszej misji.

W obecnej kontemplacji przyglądajmy się Jezusowi wiszącemu na krzyżu. Patrzmy na Jego 
cierpienie. Prośmy Go, aby On sam przyłączył nas do grona osób wyznających wiarę w Jego 
krzyż: do Matki Najświętszej, do św. Jana, Dobrego Łotra, rzymskiego setnika. Prośmy 
także,   abyśmy   naszą   postawą   otwartości   wobec   Jezusa   mogli   pokonywać   zagubienie, 
smutek, zwątpienie, jakie rodzi się w nas pod wpływem naszych codziennych krzyży oraz 
ludzkich słabości i niewierności. Prośmy także, aby nasze doświadczenie zagubienia uczyło 
nas pokornego solidaryzowania się z ludźmi słabymi i niesienia im pomocy.

2. Śmierć Jezusa

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Są to ostatnie słowa Jezusa na krzyżu. Po tych 
słowach Jezus skonał. W tym momencie, podobnie jak czynimy to w czasie czytania Męki 
Pańskiej w Wielkim Tygodniu przerwijmy modlitwę na chwilę i uklęknijmy, aby w ciszy 
oddać chwałę Jezusowi umierającemu na krzyżu.

Zauważmy, iż w swej ostatniej modlitwie Jezus wymienia imię Ojca:  Ojcze. Pierwszy raz 
Jezus użyje tego imienia już jako dwunastoletni chłopiec. Zatroskanym rodzicom, którzy 
szukali Go przez trzy dni w Jerozolimie, powie: Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być  
w tym, co należy do mojego Ojca?
 (Łk 2, 49). Są to pierwsze słowa Jezusa zanotowane przez 
Ewangelistów. Tym imieniem Jezus posługiwał się całe życie. Także na Górze Oliwnej, 
w momencie decydującej walki wewnętrznej, swoją modlitwę rozpocznie od słowa: Ojcze, 
(...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie
 (Łk 22, 42). Z tym imieniem na ustach Jezus 
umiera na krzyżu.

W obecnej kontemplacji powróćmy raz jeszcze do wielu momentów życia Jezusa, w których 
zwracał się On do swojego Ojca. W sposób szczególny chciejmy towarzyszyć  Jezusowi 
w Jego długich modlitwach, na które udawał się nocą lub wczesnym rankiem. Wsłuchajmy 
się w to jedno Słowo. Zauważmy całą miłość i oddanie, z jakim je wymawiał.

Bezwarunkowe, synowskie oddanie Ojcu było jedyną treścią i pokarmem Jezusa tak w ciągu 
całego życia, jak również w chwili Jego śmierci. Oddając swojego ducha Ojcu, Wcielony 
Syn   Boży   jednoczy   się   z Nim   na   zawsze.   Jednoczy   się   z Nim   także   w swoim 
człowieczeństwie.   Śmierć   Jezusa   na   krzyżu   jest   tajemnicą   ostatecznego   spotkania 
Wcielonego   Syna   ze   swoim   Ojcem.   Krzyż,   czas   najokrutniejszego   cierpienia   i hańby, 
miejsce przeklęte (por. Pwt 21, 23) staje się dla Jezusa czasem i miejscem pełnego spotkania 
z Ojcem, czasem i miejscem naszego zbawienia.

Dziękujmy Bogu, że poprzez śmierć krzyżową Jezusa zostaliśmy dopuszczeni do tajemnicy 
oddania Syna Ojcu; że dzięki tajemnicy Paschalnej możemy całkowicie powierzać siebie 
Jemu pomimo wszystkich naszych słabości, niewierności i grzechów.

background image

Podobnie   jak   Jezusowi   w czasie   męki,   tak   i nam   —   choć   na   inny   sposób   i   w innym 
wymiarze   —   życie   nie   oszczędza   ciosów   i ran.   Mają   one   różny   charakter   i występują 
w różnej formie. Od jakichś dolegliwości i chorób fizycznych po dotkliwe i ciężkie rany 
emocjonalne i psychiczne. Rany te pozostają nieraz długo otwarte. Najmniejsze dotykanie 
ich powoduje dotkliwy ból. I choć każde cierpienie bardzo trudno zaakceptować, to jednak 
wydaje się, iż nieraz łatwiej radzimy sobie z cierpieniem natury fizycznej. Możemy sobie 
jakoś wytłumaczyć ograniczenia i dolegliwości fizyczne. O wiele trudniej jest nam pogodzić 
się   z głębokimi   ranami   emocjonalnymi:   z odrzuceniem   przez   najbliższych,   z wieloletnią 
manipulacją,  z wykorzystaniem  w wielorakiej   formie,  z czyimś   znęcaniem  się  fizycznym 
czy też psychicznym nad nami. To tylko przykłady możliwych cierpień.

Nieraz chcielibyśmy sądzić, że zranienia nas nie dotyczą. Nie jest to jednak prawdą. Nasze 
niepokoje, poczucie krzywdy, smutki czy wręcz rozpacz są objawami istniejących w nas 
głębokich ran emocjonalnych. Samo jednak odkrywanie naszych ran oraz ich źródeł, nie 
zmniejsza   bynajmniej   uczucia   bólu   i cierpienia.   Wpatrywanie   się   w nie,   rozważanie   ich 
powiększa jedynie zgorzknienie wewnętrzne, odczucie beznadziejności i upokorzenia.

Kiedy dotkliwie cierpimy, rodzi się w nas pytanie, co możemy zrobić z naszymi ranami? Jak 
zaradzić,  aby nie   powodowały one  w nas  jakiejś  wewnętrznej  destrukcji:  zamykania  się 
w sobie, buntu wobec Boga i Jego woli, agresywnego nastawienia do innych? Na te pytania 
ostatecznie może nam odpowiedzieć tylko krzyż Jezusa Chrystusa. Naszym złożeniem całej 
nadziei w Jezusie ukrzyżowanym możemy jak On uczynić nasze rany miejscem spotkania 
z Ojcem.

Dziękujmy   także,   że   tajemnica   Jezusowego   krzyża   sprawia,   iż   czas   i miejsce   naszego 
cierpienia   i upokorzenia   może   stać   się   czasem   i miejscem   spotkania   z Bogiem   na   wzór 
spotkania   Syna   z Ojcem.   Przyjąć   lub   przynajmniej   chcieć   przyjąć   wszelkie   krzywdy, 
zniewagi, ubóstwo i cierpienia ze względu na Jezusa, znaczy dorastać do coraz pełniejszej 
jedności z Ojcem.

3. Przebicie serca włócznią

Po   śmierci   Jezusa   zostało   już   tylko   kilka   godzin   do   końca   dnia.   Po   zachodzie   słońca 
rozpoczynał   się  wielki   dzień  —   Dzień   Paschy.   I chociaż   zdarzało   się,   że   skazani   na 
ukrzyżowanie wisieli na drzewie hańby przez kilka dni, to jednak w tym wypadku z powodu 
wielkiego święta Żydzi poprosili Piłata, aby ukrzyżowanych zdjęto i pogrzebano jeszcze 
tego dnia. Sprawa Jezusa, także po Jego śmierci była nadal kłopotliwa. Cały Jego proces 
odbywał   się   nie   tylko   w trybie   przyspieszonym,   ale   także   wśród   kłamstw   i matactw 
politycznych. Faryzeusze drwiąc z Jezusa wiszącego na krzyżu nacieszyli się już swoim 
niechlubnym zwycięstwem. Teraz roztropniej było sprzątnąć sprzed oczu widomy znak ich 
zbrodni.

Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Piłat wyraził 
zgodę.   Dla   niego   również   skazanie   Jezusa   musiało   pozostawić   niesmak   i poczucie 

background image

przegranej, tym bardziej, że nawet jego własna żona usiłowała go przekonać o niewinności 
Jezusa.   Także   dla   namiestnika   było   lepiej,   żeby   zniknęły   szybko   ślady   jego   porażki 
politycznej w walce z Sanhedrynem.

Wysłani   żołnierze  połamali   golenie   tak   pierwszemu   jak   i drugiemu,   którzy   z Nim   byli 
ukrzyżowani
. Łamanie goleni, gruchotanie kości było u Rzymian torturą tak powszechną jak 
łamanie   kołem   w czasach   średniowiecznych.  Była   to   tortura   barbarzyńska   przynosząca  
niewątpliwie naddatek cierpienia, ale dla ludzi wyczerpanych męką krzyża mogła być tylko  
rodzajem   łaski
  (H.   Daniel–Rops),   ponieważ   przyspieszała   śmierć   w tych   nieludzkich 
warunkach.

Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden  
z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda
. Przebicie boku 
Jezusa   nie   było   jakimś   dodatkowym   masakrowaniem   ciała,   ale   było   jedynie   odruchem 
żołnierskiej   skrupulatności,   który   miał   jedynie   potwierdzić   zgon   powieszonego.   Jeżeli 
Tomasz Apostoł po Zmartwychwstaniu prosił Jezusa, aby mógł włożyć całą rękę do Jego 
boku (J 20, 27), to widocznie rana spowodowana przebiciem włóczni musiała być bardzo 
szeroka.

Sam św. Jan Ewangelista a za nim Ojcowie Kościoła i teologowie nadają scenie przebicia 
Jezusa włócznią duchowy i mistyczny charakter:  Stało się to bowiem, aby się wypełniło  
Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć  
na Tego, którego przebili
.

Przebicie   włócznią   boku   Jezusa   jest   ostatnią   zadaną   Mu   raną.   Nie   przysparza   ona  
cierpienia,   gdyż   została   zadana   po   śmierci,   lecz   jest   to   rana   najbardziej   znacząca,  
najbardziej rozważana i najszerzej komentowana. Z otwartego boku Chrystusa płynie krew  
zmieszana z wodą, tak jak w czasie konania w Ogrójcu z Jego czoła spływał krwawy pot: oto  
źródło życia chrześcijańskiego, połączone dwie substancje Odkupienia, woda chrztu i krew 
Eucharystii
  (J.–P.   Roux).   Nabożeństwo   do   Serca   Pana   Jezusa   oraz   współczesne 
nabożeństwo do Miłosiernego Jezusa swoją zasadniczą inspirację czerpią właśnie ze sceny 
przebicia boku Jezusa włócznią żołnierza.

Będą patrzeć na Tego, którego przebili. W obecnej kontemplacji patrzmy z wiarą i miłością 
na Jezusa ukrzyżowanego i Jego przebity bok. Otwarcie Serca Jezusa jest bowiem ostatnim 
i jednocześnie najmocniejszym znakiem nieskończonej miłości Wcielonego Syna Bożego do 
człowieka. W symbolu otwartego Serca Jezus jeszcze raz mówi do każdego z nas, iż pragnie 
naszej miłości (por. J 19, 29): Pragnę, abyś przyjął moje Wcielenie, całe moje życie, moją  
naukę, a teraz moją nieludzką mękę i śmierć jako dowód miłości do ciebie, jako źródło  
prawdziwego życia.

Przypominam ci córko moja — mówi Jezus w prywatnych objawieniach do Bł. S. Faustyny 
— ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, 
uwielbiając   i wysławiając   je,   wzywając   je,   wzywaj   jego   wszechmocy   dla   świata   całego,  
a szczególnie dla biednych grzeszników, bo tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej  

background image

duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych. W tej godzinie stała się łaska  
dla świata całego — miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość
.

XVII. POGRZEB JEZUSA

 

Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami,  
poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego 
ciało. Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, 
i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali 
je   w płótna   razem   z wonnościami,   stosownie   do   żydowskiego   sposobu   grzebania.   A na 
miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie 
złożono nikogo. Tam to więc, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa,  
bo grób znajdował się w pobliżu
 (J 19, 38–42).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie dwa obrazy: pierwszy, to obraz Maryi, 
Matki Jezusa trzymającej w swoich ramionach martwe ciało Jezusa. Zauważmy Jej wielki 
ból, ale jednocześnie wewnętrzny pokój wynikający z Jej zaufania Bogu. Przedstawmy sobie 
także drugi obraz: pogrzeb Jezusa. Będziemy kontemplować Nikodema, Józefa z Arymatei 
i innych   uczniów   składających   ciało   Jezusa   do   grobu.   Dostrzeżmy   też   wielki   kamień 
zataczany nad grotą, w której zostało złożone ciało Jezusa.

Prośba   o owoc   kontemplacji:   Najpierw   będziemy   prosić   Maryię,   aby   zezwoliła   nam 
doświadczyć Jej wielkiego bólu z powodu śmierci Syna oraz Jej bezwarunkowego zaufania 
Bogu. Następnie będziemy także prosić o głęboką wiarę, że Jezus swoją śmiercią wyzwolił 
nas z mocy zła: z mocy zła grzechu, z mocy śmierci oraz z sideł złego ducha.

1. Martwe ciało Jezusa

Kiedy stajemy wobec martwego ciała osoby kochanej ból związany z jej odejściem łączy się 
z zadumą nad istotą ludzkiego życia, nad nieubłaganymi prawami natury, które okazują się 
silniejsze od ludzkich pragnień i marzeń. Śmierć — nieubłagane prawo natury — dotknęła 
także Jezusa. Śmierć utrwaliła się w zesztywniałych i bezwładnych członkach Wcielonego 
Syna   Bożego.   O ile   w odniesieniu   do   tajemnicy   Wniebowzięcia   Maryi   Matki   Jezusa 
mówimy   nie  tyle  o Jej  śmierci,   ale  jakby  dyskretniej,   o chwilowym  Jej   zaśnięciu,   o tyle 
w odniesieniu   do   Jezusa   mówimy   wyraźnie   i jasno   o śmierci.   Autentyczność 
Zmartwychwstania Jezusa zostaje uwiarygodniona sprawdzonym faktem Jego śmierci.

Dostojewski w jednym ze swoich dzieł komentując Zdjęcie z krzyża Holbeina kładzie w usta 
bohatera swojej powieści takie słowa:  Jeżeli Jego uczniowie zobaczyli takie ciało, jakże  
mogli (...) przypuszczać, że zmartwychwstanie? Nie można powstrzymać się od pytania:  
jeżeli prawa natury są tak okropne, jakże można je zwyciężyć? Gdy patrzymy na ten obraz,  

background image

wydaje nam się, że natura jest rodzajem ogromnego, nieubłaganego i niemego zwierzęcia,  
a raczej, wyrażając się ściślej, że jest to olbrzymi a bezmyślny mechanizm, który głuchy  
i nieczuły (...) połknął największą bezcenną Istotę
 — Jezusa.

Natura ze wszystkimi jej procesami, szczególnie zaś procesem nieustannego  rodzenia się 
i umierania
  jest rzeczywiście nieubłagana.  Jest rodzajem  mechanizmu, który porusza się 
niezależnie od ludzkiej woli. Martwe ciało Wcielonego Syna  Bożego, które  za  trzy dni 
zmartwychwstanie,   jest   świadectwem,   iż   Bóg   wchodzi   w te   nieubłagane   prawa   natury 
i przyjmuje je na siebie, aby je pokonać, przezwyciężyć.

W liturgii Wielkiego Tygodnia Kościół ofiaruje nam kontemplację martwego Ciała Jezusa 
w Grobie Pańskim. Figurę zmarłego Jezusa wystawia się wówczas do adoracji. W obecnej 
kontemplacji   wpatrujmy   się   w to   martwe   Ciało   Jezusa   zdjęte   z krzyża.   Zauważmy   Jego 
bezwładność,   zauważmy   też   Jego   rany:   rany   biczowania,   koronowania   cierniem,   rany 
krzyżowania, ranę przebitego boku. W martwym ciele Jezusa przywołajmy na pamięć owe 
nieubłagane prawa natury, którym dobrowolnie poddał się także Wcielony Syn Boży. Stał 
się do nas podobny we wszystkim, oprócz grzechu. Jezus stał się podobny do nas także 
w owym nieubłagalnym prawie ludzkiej śmierci.

Ciało zmarłego, którego się kocha, traktuje się zwykle z jeszcze większym pietyzmem i 
z jeszcze większą delikatnością niż za życia. I choć jesteśmy świadomi, że ciało to ulega 
z czasem   rozkładowi,   to   jednak   pozostaje   ono   symbolem   więzi   miłości   i wzajemnego 
oddania. Także po pogrzebie wyrazem miłości stają się odwiedziny grobu. Kontemplujmy 
troskliwość i czułość, z jaką Ciało Jezusa traktują Jego przyjaciele i uczniowie.

Cała   tradycja   ikonograficzna,   szczególnie   w Kościele   Zachodnim,   ukazuje   nam   martwe 
Ciało Jezusa w ramionach Jego Matki. Zdaje się być to scena równie często przedstawiana, 
jak scena narodzenia Jezusa. I choć nie ma w Ewangeliach wzmianki, że Maryia trzymała 
w ramionach martwe Ciało Jezusa, to jednak wydaje się rzeczą naturalną, że Matka wzięła 
w ramiona   umęczone   Ciało   swojego   jedynego   Syna.   Nie   mogąc   Mu   przyjść   z pomocą 
w czasie   męki   i śmierci,   teraz   tym   usilniej   okazuje   Mu   całą   swoją   miłość,   współczucie 
i oddanie.

W przedstawianiu Piety franciszkanie posunęli się — pisze M. Jover — do przypisywania 
pogrążonej w smutku Maryi złudzenia, iż trzyma w ramionach nie zwłoki Syna, lecz ciało  
dziecka.   Stąd   też   na   niektórych   przedstawieniach   Ciało   Chrystusa   jest   rozmiarów   ciała  
dziecka,   a Maryia   ma   twarz   młodej   kobiety
.   Z tej   franciszkańskiej   prostoty,   czy   wręcz 
naiwności artystycznej  przebija duch miłości, która daje i podtrzymuje życie. Maryia, jak 
podkreślają   niektórzy   teologowie,   jako   jedyny   człowiek   na   ziemi   wierzyła 
w Zmartwychwstanie   swojego   Syna.   Apostołowie,   choć   słyszeli   wielokrotne   zapowiedzi 
Jezusa   o Jego   Zmartwychwstaniu,   to   jednak   uwierzyli   w nie   dopiero   wówczas,   kiedy 
zobaczyli Go na własne oczy i usłyszeli na własne uczy.  Św.  Tomasz  natomiast będzie 
domagał się także, aby mógł dotknąć dowodów Jego śmierci na krzyżu — ran nóg, rąk i rany 
boku.

background image

W obecnej modlitwie kontemplujmy Maryię trzymającą w swoich ramionach martwe Ciało 
Jezusa. Chciejmy towarzyszyć Jej ze współczuciem i oddaniem. Prośmy Ją, aby Ona sama 
pozwoliła nam odczuć swój ból i jednocześnie miłość do Jezusa. Maryia choć wolna od 
grzechu,   zostaje   doświadczona   największym   cierpieniem,   jakiego   może   doświadczyć 
kochająca matka.

Ból Maryi miesza się jednak z nadzieją i oczekiwaniem na zmartwychwstanie. Wolno nam 
wierzyć, iż Maryia, która wiedziała, że Ciało Jezusa poczęło się z Ducha Świętego, swoim 
nadzwyczajnym zmysłem wiary przeczuwała Jego Zmartwychwstanie. Łączenie się z Maryią 
w Jej cierpieniu oraz w nadziei na zmartwychwstanie stanie się dla nas źródłem ściślejszej 
więzi z Nią, a przez Nią z Jej Synem. Maryia zaś łącząc się z nami i uczestnicząc w naszych 
dramatach życiowych, będzie stawać się dla nas wzorem nadziei i wytrwania.

2. Pogrzeb Jezusa

Żydzi otaczali zmarłych wielką czcią. Stąd też przywiązywano wiele wagi do obrzędów 
pogrzebowych. Prawo zezwalało  obmywać i namaszczać zmarłych nawet w dzień szabatu. 
Dla umarłego można robić wszystko, co trzeba: można go natrzeć wonnościami i umyć — 
powiada talmudyczny traktat Szabbat
  (H. Daniel–Rops). Stąd też nawet jeżeli zaszło już 
słońce   i rozpoczęła   się   Pascha,   krewni,   uczniowie   i przyjaciele   Jezusa   mogli  spokojnie 
skończyć pobożne obrzędy, którymi u Żydów czczono zmarłych
 (H. Daniel–Rops).

Przy   pogrzebie   Jezusa   zaangażowanych   było   wiele   osób,   ale   Ewangeliści   wspominają 
w sposób szczególny o Józefie z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy 
przed   Żydami   oraz   o Nikodemie,   który   również   z obawy   przed   Żydami   rozmawiał 
z Jezusem   nocą.   Teraz   ci   dwaj   lękliwi   dotychczas   ludzie,   w obliczu   śmierci   Mistrza 
doświadczają   niezwykłej   wolności   wewnętrznej   oraz   odwagi.   Nie   obawiają   się   ujawnić 
swojej przynależności do grona uczniów Zmarłego. Śmierć — szczególnie zaś śmierć osób 
bliskich, relatywizuje często ludzkie zniewolenia, przywiązania i obawy.

Nikodem przynosi na pogrzeb 100 funtów, czyli około 32 kilogramów, mieszaniny mirry 
i aloesu. Mirra to pachnąca żywica, w której tak kochał się Wschód (H. Daniel–Rops). Ta 
sama mirra, którą przywieźli Trzej Królowie Jezusowi do Betlejem. Aloes zaś jest drzewem 
pochodzącym   z Indii,   z którego   wyciskano   pachnące   substancje.   W czasach   Jezusa 
ofiarowywano   zmarłym   wonności   podobnie   jak   my   ofiarowujemy   zmarłym   kwiaty
  (H. 
Daniel–Rops).   Pachnideł   tych   używano   w czasie   grzebania   ciała.   Ciało   Jezusa   zostało 
namaszczone   przyniesionymi   wonnościami   i obwiązane   w płótna   według   żydowskiego 
sposobu grzebania zmarłych. Z pewnością ze względu na nietypową porę pogrzebu, jaką 
była bliskość Paschy, szukano grobu w niewielkiej odległości od miejsca ukrzyżowania. 
na miejscu gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze 
nie złożono nikogo
. To przypadkowo znalezione miejsce wraz z Kalwarią miało się stać 
później centralnym miejscem dla chrześcijan.

background image

Przypomnijmy   sobie   pogrzeb   jakiejś   bliskiej   nam   osoby.   Przywołajmy   smutek   i ból 
związany z faktem jej odejścia. W tym duchu chciejmy uczestniczyć we wszystkich gestach 
i czynnościach   związanych   z pogrzebem   Jezusa.   Dołączmy   się   do   Nikodema,   do   Józefa 
z Arymatei i innych uczniów. Razem z nimi zanośmy Jezusa do Grobu. Aby móc ucieszyć 
się Zmartwychwstaniem Jezusa,  trzeba  najpierw z całym realizmem   przeżyć  Jego mękę, 
śmierć krzyżową i Jego pogrzeb. Uczniowie i przyjaciele nie robili Jezusowi pogrzebu  na 
trzy dni
, to był pogrzeb na wieczny spoczynek. Ich radość ze Zmartwychwstania Chrystusa 
była nieoczekiwana, nieprzewidziana i dlatego tym większa i głębsza. Nawet jeżeli słyszeli 
z ust samego Jezusa zapowiedzi Jego Zmartwychwstania, to w szoku Jego śmierci zupełnie 
o nich zapomnieli lub też wydały się im one jakąś niemożliwą do zrealizowania jeszcze 
jedną  Jego   przypowieścią.   Towarzysząc   uczniom   i przyjaciołom   Jezusa   w ich   smutku 
związanym   ze   śmiercią,   będziemy   tym   pełniej   towarzyszyć   im   w ich   radości   ze 
Zmartwychwstania.

XVIII. KONTEMPLACJA CAŁEJ MĘKI JEZUSA

 

Na   zakończenie   trzeciego   tygodnia  Ćwiczeń   duchownych  św.   Ignacy   zachęca   nas   do 
rozważania raz jeszcze przez cały jeden dzień męki Jezusa  tak często, jak to jest możliwe 
(ĆD, 208f). W poniższych refleksjach podajemy dwa sposoby, z pomocą których możemy 
kontemplować mękę Jezusa.

Pierwszy z nich to rozważanie męki i śmierci Jezusa pod kątem ofiarowania wszystkiego 
swojemu Ojcu. Jezus przemienia posiadanie w coraz pełniejsze ofiarowanie się Ojcu.

Drugi klucz, to rozważanie męki pod kątem pasywności Jezusa w przyjmowaniu tego, co 
Ojciec przygotował dla Niego. Pasywność Jezusa nie jest jednak rezygnacją i wycofaniem 
się z życia, ale jest owocem Jego wielkiego zaangażowania w szukanie i znajdowanie woli 
swojego Ojca.

1. Przemiana posiadania w ofiarowanie

Na całą mękę i śmierć Jezusa na krzyżu możemy popatrzeć także jako na proces przemiany 
posiadania  w coraz   pełniejsze  ofiarowanie  się   Syna   Ojcu.   Chrystus   w męce   i śmierci 
dobrowolnie oddaje wszystko, aby móc posiadać tylko Ojca. Rozważajmy przez cały dzień 
(ĆD,   208f),   jak   Jezus   w kolejnych   etapach   swojej   męki   traci   wszystko   —   dosłownie 
wszystko dla Ojca.

Na   modlitwie   w Ogrójcu   Jezus   dobrowolnie   pozbawia   się  chęci   spełniania   swojej   woli: 
Ojcze, (...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). W chwili pojmania Jezus 
traci fizyczną wolność: staje się więźniem i odtąd inni będą decydować o Jego fizycznym 
życiu   i śmierci.   Przy   pojmaniu   Jezus   traci   także   swoich   najbliższych   Mu   uczniów–

background image

przyjaciół. Wszyscy oni pouciekali; zdrada Judasza oraz zaparcie się Piotra będą bolesnym 
dopełnieniem   tego   opuszczenia   ze   strony   uczniów.   Przed   sądem   Wysokiej   Rady,   Piłata 
i Heroda Jezus traci dobre imię: nie tylko zostaje uznany za złoczyńcę, skazany na śmierć,  
ale także znieważony, upokorzony i wyśmiany w swojej godności Boskiej i ludzkiej tak, iż 
miano Go za nic (Iz 53, 3). Poprzez biczowanie, koronowanie cierniem, torturę krzyżowania 
Jezus traci zdrowie fizyczne i wszystkie ludzkie siły. Ciało Jezusa zostaje w okrutny sposób 
zmasakrowane. Przed ukrzyżowaniem Jezus zostaje odarty nawet z własnych szat i w ten 
sposób zraniony w naturalnym ludzkim poczuciu wstydu. Na krzyżu Wcielony Boży Syn 
zostaje pozbawiony bliskości swojego Ojca; woła z niepojętym dla nas bólem:  Boże mój, 
Boże mój, czemuś Mnie opuścił
 (Mk 15, 34). W końcu po trzech godzinach nieludzkiej męki 
oddaje swojego ducha Ojcu.

Rozważając  przez cały dzień  kolejne tajemnice męki, adorujmy Jezusa jako Syna Bożego, 
dziękując Mu za to, że całym swoim życiem, a zwłaszcza swoją męką i śmiercią pokazuje 
nam   drogę   do   Ojca,   którą   jest   właśnie   wewnętrzna   przemiana  posiadania  w całkowite 
ofiarowanie się w Chrystusie, przez Chrystusa i z Chrystusem Bogu Ojcu.

Dla   każdego   człowieka   moment   śmierci   oznacza   opuszczenie   wszystkiego   i wszystkich. 
Człowiek umierający nic i nikogo nie może zatrzymać przy sobie. U ludzi zbliżających się 
do śmierci, którzy nie są jednak przygotowani na jej przyjęcie, obserwuje się jakiś tragiczny 
bunt   wewnętrzny.   Jest   to   wewnętrzny   opór   człowieka   przed   koniecznością   opuszczenia 
wszystkiego i wszystkich. Im bardziej człowiek przywiązuje się do życia ziemskiego i tego, 
co z nim go łączy, tym śmierć jest trudniejsza; proces odzierania jest wówczas boleśniejszy. 
Jeżeli człowiek oderwie się choć trochę od siebie i tego, co posiada, wówczas o wiele łatwiej 
mu umierać; wówczas też przyjmuje śmierć jako ostatni konieczny etap ludzkiego życia.

Akceptacja śmierci nie oznacza wówczas rezygnacji z życia, ale wyraża pragnienie życia 
pełniejszego,   dla   którego   poświęca   się   życie   doczesne.   Umieranie   jest   wówczas   formą 
przejścia z tego świata do Boga. Jezus również określał swoją śmierć jako przejście z tego 
świata do Ojca. Jezus nie obawia się oddać wszystkiego, gdyż wie, że wszystko otrzyma 
wraz ze zjednoczeniem z Ojcem.

A.   de   Saint–Exupery   w powieści  Twierdza  nie   znajduje   powodu   do   żalu   nad   osobami 
umierającymi: Dlaczego miałbym żałować umierających? Dlaczego miałbym opłakiwać ich  
koniec? Egoista lub skąpiec całe życie pomstujący na wszelkie marnotrawstwo, w ostatniej 
godzinie   prosi,   aby   zeszli   się   dokoła   niego   wszyscy   domownicy   a potem   ze   wzgardliwą  
sprawiedliwością dzieli swoje dobra niby zabawki pomiędzy dzieci. Znam takich, co sami  
wypaleni pragnieniem, dzielili się zapasem wody albo skórką chleba w najcięższym głodzie,  
gdyż człowiek w obliczu śmierci nie odczuwa już potrzeby i pełen królewskiej obojętności  
rzuca innemu kość do ogryzienia
.

Wzrost   w miłości   ludzkiej   można   ukazać   jako   coraz   pełniejsze   przechodzenie   od   chęci 
wzajemnego   posiadania   do   ofiarowania   się   sobie.   W pierwszym   okresie   przyjaźni, 
narzeczeństwa,   w pierwszych   latach   małżeństwa,   macierzyństwa,   ojcostwa,   choć   są   to 
chwile bogate i piękne, to jednak nierzadko we wzajemnym zachowaniu się wobec siebie 

background image

ludzie odwołują się przede wszystkim do posiadania. Kładzie się nacisk na słowo mójmoja
mój przyjaciel, mój chłopiec, moja dziewczyna, moje dziecko, moja mama. W początkach 
ludzkiej miłości zwykle dominuje posiadanie. I jest to pewien nieodłączny etap rozwoju 
ludzkiej   miłości.   Miłość   i przyjaźń   ludzka   rozpoczyna   się   od  doświadczenia   posiadania. 
I nie   ma   w tym   fakcie   nic   wstydliwego.   Posiadanie   to   wyraża   się   w pewnym 
koncentrowaniu   się   na   własnych   przeżyciach,   doznaniach,   nierzadko   także   w szukaniu 
siebie. Niekiedy ta chęć posiadania jest tak silna, iż objawia się w zazdrości o każdą chwilę 
osoby kochanej i każde jej spotkanie z innym człowiekiem.

Jeżeli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój  
i niech   Mnie   naśladuje
  (Mt   16,   24).   Zaparcie   samego   siebie   Jezus   nazywa   także   utratą 
swego życia, obumieraniem: Kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 25). 
Zaparcie   samego   siebie   jest   właśnie   dobrowolnie   przyjętym   procesem   opuszczenia 
wszystkiego,   wyjściem   naprzeciw   własnej   śmierci.   Naturalna   ludzka   skłonność   do 
posiadania zostaje w tym procesie dobrowolnego opuszczenia wszystkiego przekształcona 
w nieustanne   ofiarowanie   się   Bogu.   Uczeń   naśladujący   Jezusa   ma   stać   się   człowiekiem 
nieustannego   ofiarowania.   Wzrost   w wierze   nazywamy   niekiedy   wewnętrznym 
ubogaceniem się. Jeżeli to określenie ma być prawdziwe, to musi być jednak uzupełnione 
o Jezusowe wezwanie do zapierania się siebie samego przez całkowite oddawanie się Bogu 
i ludziom.

Zanim Jezus rozpoczął swoją mękę, w czasie Ostatniej Wieczerzy antycypuje i jednocześnie 
pozostawia swoim uczniom proces przemiany posiadania w ofiarowanie.  Wziął chleb (...) 
połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na  
moją pamiątkę. Tak samo i kielich po wieczerzy mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we  
Krwi mojej, która za was będzie wylana
 (Łk 22, 19–20). Wydać ciałoprzelać krew znaczy 
oddać   życie,   czyli   oddać   wszystko.   Eucharystia   nieustannie   uobecnia   tę   przemianę 
posiadania w ofiarowanie, którego Jezus dokonał w całym swoim życiu, szczególnie zaś 
w męce i śmierci. Każdy uczeń Jezusa, który uczestniczy w Eucharystii, jest zaproszony, 
aby uobecniać to, czego dokonał jego Mistrz. Nasze naśladowanie Jezusa, zapieranie się 
siebie samych winno znaleźć swoje odniesienie w Eucharystii. Ona winna wyrażać to, czego 
dokonujemy całym życiem.

2. Pasywność Jezusa w czasie męki i śmierci

Podczas   całej   męki,   szczególnie   podczas   procesu,   Jezus   przybiera   postawę   pasywnego 
przyjmowania   tego,   co   Go   spotyka.   Z całym   spokojem   wewnętrznym   poddaje   się 
zdarzeniom. Jezus akceptuje spadające na Niego niesprawiedliwości, zadawane Mu kolejno 
cierpienia,   zniewagi,   razy.   Przyjmuje   fałszywe   oskarżenia   i pomówienia.   Zabiera   głos 
jedynie   wówczas,   kiedy   daje   świadectwo   własnej   tożsamości   lub   też   kiedy   napomina 
z miłością   i życzliwością   swoich   nieprzyjaciół.   Praktycznie   nie   zabiera   jednak   głosu   we 
własnej   obronie,   nie   usprawiedliwia   się,   nie   tłumaczy   się.   Nie   wyjaśnia   Piłatowi 
prawdziwych motywów, dla których arcykapłani i starsi ludu wydają Go na śmierć. Nie 
oskarża jednych przed drugimi. Jezus nie podaje też argumentów na własną niewinność. 

background image

Wobec   Heroda   milczy   całkowicie.   Herod   nie   traktował   Go   na   serio,   chciał   się   jedynie 
cynicznie zabawić Jego kosztem. Nie oczekiwał świadectwa i nie był też w stanie przyjąć 
jakiegokolwiek upomnienia.

Jako przygotowanie do kontemplacji przeczytajmy raz jeszcze opis całej męki Jezusa, na 
przykład   według   św.   Łukasza,   zwracając   szczególną   uwagę   na   tę   właśnie   pasywność 
Chrystusa. Kontemplujmy Jezusa, który poddaje się temu, co na Niego spada. Zauważmy 
brak buntu i oporu z Jego strony.

Pasywność Mesjasza w czasie Jego męki i śmierci przepowiada Prorok Izajasz w Pieśniach 
Sługi Jahwe. Wsłuchajmy się w te niezwykłe proroctwa, które dosłownie opowiadają o tym, 
jak zachowa się Jezus w czasie męki:

Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy
przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz
i wiem, że wstydu nie doznam
 (Iz 50, 5–7).

Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.
Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć
 (Iz 53, 7–8).

Chciejmy   zauważyć,   jak   bardzo   dokładnie   proroctwo   Izajasza   odpowiada   opisowi   męki 
i śmierci Jezusa. W tej pasywności Chrystusa wyraża się całkowite Jego zaufanie i oddanie 
się swojemu Ojcu. Męka i śmierć jest przyjęciem kielicha z Jego rąk. Chrystus nie broni się, 
gdyż nie należy już do siebie. Pozwala, aby wola Ojca spełniła się na Nim całkowicie. Ta  
pasywność Jezusa jest możliwa dzięki Jego absolutnemu zaufaniu Ojcu; jest ona owocem 
tego zaufania. Pasywność Jezusa wystawia Go na ryzyko większego i głębszego zranienia.

Zauważmy jednak, iż pasywność Jezusa nie ma charakteru negatywnej rezygnacji i bierności 
życiowej. Nie wyraża także Jego nieświadomości doznawanej krzywdy. Pasywność Jezusa 
stanowi owoc Jego decyzji podjętej całkowicie świadomie podczas dramatycznej walki aż 
do krwawego potu w Ogrójcu. Jezus jest świadom, iż cierpi niesprawiedliwie i daje temu 

background image

świadectwo. Stwierdza otwarcie, że zgotowany Mu los przez przywódców Izraela oznacza 
panowanie ciemności.

Kontemplujmy   pasywne   zachowanie   Jezusa   w kolejnych   scenach   męki.   Kontemplujmy 
pasywność   Jezusa   przy   pojmaniu;   Jezus   nie   usiłuje   uciekać,   ale   wychodzi   naprzeciw 
strażom świątynnym; pozwala się pocałować Judaszowi; pozwala się pochwycić i związać 
strażom. Dalej pozwala się prowadzić od Annasza do Kajfasza, następnie przed Wysoką 
Radę Sanhedrynu, przed Piłata, Heroda, i znowu przed Piłata. Kontemplujmy pasywność 
Jezusa w czasie biczowania i cierniem koronowania. Jezus pozwala się katować w okrutny 
sposób. Dopuszcza, aby znieważono i zelżono Jego godność Mesjasza i Syna Bożego. Jezus 
zezwala, aby włożono na Niego ciężki krzyż. Pozwala się prowadzić na Golgotę. Kiedy nie 
może  dalej nieść krzyża, pozwala, aby Szymon Cyrenejczyk pomógł Mu zanieść go na 
Kalwarię. Dalej, Jezus pozwala się krzyżować. Dopuszcza ostatnie zniewagi ze strony tych, 
który Go doprowadzili do tej strasznej kaźni.

W czasie tej kontemplacji uświadommy sobie, że Jezus czyni to wszystko z naszego powodu 
i dla nas. Jeszcze raz powróćmy do Proroka Izajasza:

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich
 (Iz 53, 4–6).

Nasz wzrost w miłości do Jezusa jest kroczeniem ku coraz większej pasywności wobec Jego 
działania w nas. Aby wchodzić w coraz pełniejsze zjednoczenie z Chrystusem trzeba nam 
coraz bardziej wyciszać w nas pośpiech, zabieganie, niepokój o siebie, potrzebę sprawdzania 
swojej wartości w działaniu. Trzeba nam także wyciszać aktywność naszego umysłu, naszej 
pamięci, aktywność naszej woli. To wyciszenie wewnętrzne sprawia, iż Bóg może w nas 
i przez  nas działać coraz  pełniej. Kroczenie ku coraz  większej pasywności wobec  Boga 
dobrze   wyraża   modlitwa   św.   Ignacego   Loyoli   proponowana   na   zakończenie   całych 
rekolekcji. Modlitwę tę moglibyśmy włożyć także w usta Jezusa. Chciejmy ją odmówić jako 
wyraz naśladowania pasywności Jezusa w czasie Jego męki:

Zabierz, Panie, i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.

background image

Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość Twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza
 (ĆD, 234).

Kroczenie od aktywności ku coraz większej pasywności przed Bogiem jest drogą bolesną. 
Jest to droga krzyżowa. Droga ta wiedzie bowiem pod prąd naturalnej skłonności człowieka 
do   bronienia   się,   do   koncentrowania   na   sobie   uwagi   innych,   do   pokładania   ufności   we 
własnych   ludzkich   możliwościach   i sile   własnej   woli.   Postawa   pasywności   wobec   Boga 
może być jedynie owocem wielkiej wewnętrznej walki i zmagań, tak jak pasywność Jezusa 
była owocem Jego wielkich zmagań aż do krwawego potu w Ogrodzie Oliwnym.

Pasywność wobec Boga sprawia, iż zaangażowanie apostolskie nie przestaje być pustym 
aktywizmem,   który   koncentrowałby   nas   na   potrzebie   uznania,   ale   jest   prawdziwym 
wydaniem siebie na służbę Bogu i ludziom. Zaangażowanie apostolskie staje się wydaniem 
na służbę, oddaniem się do dyspozycji innych na wzór Jezusa, który nie przyszedł, aby Mu  
służono, ale aby służyć
 (Mt 20, 28). Ta pasywność wobec Boga czyni nas zaangażowanymi 
i aktywnymi   w przyjmowaniu   Jego   Boskiej   woli.   Pasywność   wobec   Boga   czyni   nas 
prawdziwymi narzędziami.

Kontemplując Jezusa w Jego męce  i śmierci prośmy,  aby była ona dla nas nieustannym 
wezwaniem   do   odchodzenia   od   siebie,   swoich   ludzkich   potrzeb,   by   móc   coraz   pełniej 
koncentrować się na Jego miłości i Jego woli.

***

Na   zakończenie   przytoczmy   piękne   pouczenie   J.   Taulera,   jednego   z najwybitniejszych 
kaznodziejów niemieckich XIV wieku, jak należy rozważać i wprowadzać w życie mękę 
i śmierć   Jezusa.  Niektórzy   tak   mówią:   Panie,   codziennie   rozmyślam   nad   Męką   Pańską:  
o tym   jak   stał   przed   Piłatem,   przed   Herodem,   przy   słupie   i   w innych   miejscach.   Otóż  
posłuchaj   mojej   nauki:  nie   patrz   na   Boga   jak   na   zwykłego   człowieka,   lecz   wpatruj   się  
w Boga   transcendentnego   i niepoznawalnego,   Boga   najwyższego,   potężnego   i wiecznego, 
który jednym słowem stworzył niebo i ziemię i w ten sam sposób wszystko może w nicość 
obrócić.   Rozważ,   że   ten   właśnie   Bóg   chciał   się   tak   unicestwić   dla   swoich   stworzeń.  
I zarumień się wtedy ze wstydu, że ty, śmiertelny, nędzny człowiek, myślałeś o zaszczytach, 
korzyściach   i dumie.   Ugnij   się   pod   krzyżem,   skądkolwiek   przychodzi,   od   wewnątrz   czy  
z zewnątrz.   Nagnij   swoją   pyszną   duszę   pod   Jego   cierniową   koroną.   I pójdź   za 
ukrzyżowanym Bogiem w duchu poddania, pełnym prawdziwej wzgardy dla siebie samego,  
pod każdym względem, wewnętrznie i zewnętrznie, skoro twój tak wielki Bóg do tego stopnia  
się unicestwił, osądzony przez swoje własne stworzenia, skazany na śmierć i ukrzyżowany. 

background image

W ten to sposób, cierpiąc cierpliwie i z pokorą, powinieneś naśladować Jego mękę, na niej  
się wzorować
.

XIX. PRZYPOWIEŚĆ O WINNICY

 

Posłuchajcie innej przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją  
murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom 
i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon  
jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś  
ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak 
samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego  
syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go,  
a posiądziemy jego dziedzictwo. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc 
właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli Mu: Nędzników marnie  
wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon  
we właściwej porze. Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień,  
który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych 
oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, 
który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie,  
zmiażdży go. Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi 
(Mt 21, 33–45).

1. Założenie winnicy

Jezus wygłasza powyższą przypowieść w Jerozolimie w sytuacji, gdy polemika z Żydami 
była już bardzo ostra. Faryzeusze już dawno postanowili zgładzić Jezusa. Szukali jedynie 
okazji i sposobu, w jaki można będzie to uczynić. Przypowieść rozpoczyna się od niemal 
dosłownego cytatu z Proroka Izajasza:  Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń o Jego 
miłości ku swojej winnicy! Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku. Otóż okopał ją  
i oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl; pośrodku niej zbudował wieżę,  
także i tłocznię w niej wykuł. I spodziewał się, że wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała  
jagody
 (Iz 5, 1–2).

Słuchacze, którym na ogół dobrze był znany ten tekst, uświadomili sobie, iż Jezus mówi 
o narodzie   izraelskim,   gdyż   on   właśnie   jest   winnicą   Jahwe,   dla   której   tak   wiele   zrobił 
z miłości do niej.

Opis zakładania winnicy moglibyśmy porównać do długiego i troskliwego dzieła stwarzania 
świata.   Właściciel   winnicy,   jak   mówi   Izajasz,   włożył   w nią   wszystkie   swoje   twórcze 
zdolności   i talenty  oraz  całą  swoją   miłość.  Wybrał   dla   niej   najlepsze   miejsce   — żyzny 

background image

pagórek. Zasadził w niej dobrze wyselekcjonowaną  szlachetną winorośl. Kiedy gospodarz 
ukończył swoją winnicę, oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.

Posługując się w analizie tej przypowieści naszym ludzkim sposobem szukania zależności 
pomiędzy przyczyną a skutkiem, powiemy, że już tu tkwił pierwszy błąd gospodarza. Skoro 
aż tak bardzo zależało mu na winnicy, nie powinien był jej oddawać w niesprawdzone ręce. 
Gospodarz   zaufał   ludziom   przypadkowym,   którzy   mieli   okazać   się   nie   tylko   nielojalni 
wobec   niego,   ale   także   mieli   stać   się   zabójcami   jego   własnego   syna.   Zaufanie 
niesprawdzonym   rolnikom  wydaje   się   być   aktem   elementarnego   braku   roztropności. 
Gospodarzowi szybko przyjdzie zbierać gorzkie owoce swojego nieroztropnego zaufania, 
jeżeli będzie stosował taką metodę.

W tym   miejscu   zaczyna   się   jakby  historia   słabości   Boga,   który   wszystko,   co   ma 
najcenniejszego   z całym   zaufaniem   powierza

 przypadkowemu   człowiekowi

przypadkowemu, ponieważ chodzi tu o każdego człowieka. Oto słabość Boga, który kocha 
człowieka i dlatego właśnie ufa jego ludzkiej wolności wbrew wszelkiej oczywistości.

2. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi

Kiedy przyszła pora pierwszych zbiorów, gospodarz wysłał swoje sługi do rolników, by 
odebrali plon jemu należny. Owo wielkie zaufanie do rolników sprawiło, iż gospodarz jakby 
sobie   nie   zdawał   sprawy,   iż   naraża   swoje   sługi   nie   tylko   na   zniewagę,   ale   także   na 
śmiertelne   niebezpieczeństwo.   Niewdzięczni   rolnicy  chwycili   jego   sługi   i jednego   obili, 
drugiego   zabili,   trzeciego   zaś   ukamienowali
.   Rolnicy  zachowują   się   nie   tylko   w sposób 
buntowniczy, ale także w sposób brutalny i zbrodniczy. Nie myślą dotrzymywać zawartej 
wcześniej z gospodarzem umowy.

Możemy spróbować odtworzyć sposób rozumowania zbuntowanych rolników: Gospodarz, 
który powierzył nam winnicę jest teraz bardzo daleko. Pracujemy na jego roli bardzo ciężko  
cały rok. I choć na samym początku włożył tyle trudu i wysiłku w budowanie winnicy, to 
jednak teraz zdaje się nie dbać o nią. Czyżby nie znał prawa siły, którym rządzi się świat  
dzisiejszy?   Gospodarz   wydaje   się   być   bardzo   słaby   lub   też   naiwny,   skoro   wysłał   kilku  
nieuzbrojonych sług nie zapewniając im bezpieczeństwa z pomocą jakiegoś małego choćby  
oddziału wojska. Naiwność jest innym rodzajem słabości. Nie damy mu tego, czego się  
domaga. Zobaczymy, jaka będzie jego reakcja
.

Rolnicy   zachowują   się   jak   małe   dzieci   w szkole.   Kiedy   przychodzi   do   klasy   nowa 
nauczycielka, od samego początku zaczynają psocić, dokuczać jej, żartować, ale obserwują 
jednocześnie, w jaki sposób ona zareaguje. Badają w ten sposób, na ile żartów i psot będzie 
można  sobie   przy   niej   pozwolić.   Jeżeli   pozwoli   na   małe   psoty,   będą   robić   małe;  jeżeli 
pozwoli na duże, korzystając z jej słabości, będą psocić do woli.

Prawdopodobnie rolnicy po swoim brutalnym czynie, zaczęli rozmyślać i rozmawiać między 
sobą, co się teraz stanie. Możemy przypuszczać, iż wielu zaczęło się obawiać, że gospodarz 

background image

przyśle wojsko i natychmiast surowo wszystkich ich ukarze. Z pewnością dość niecierpliwie 
czekali na pierwszą reakcję gospodarza na ich zbrodnicze i buntownicze zachowanie. Byli 
przecież   świadomi   niesprawiedliwości,   jakiej   dopuścili   się   zarówno   w stosunku   do 
gospodarza, jak i samych sług.

I oto znowu gospodarz zdaje się powtarzać ten sam elementarny błąd. Za drugim razem 
posłał wprawdzie więcej sług, ale tak samo bezbronnych. Także tym razem nie zabezpieczył  
ich przed przemocą ze strony zbuntowanych rolników. Dla rolników zaś był to ewidentny 
znak, że gospodarz nie jest człowiekiem interesu i nie można traktować go na serio. Także za 
drugim   razem   rolnicy   zrobili   to   samo,   co   za   pierwszym:   jednych   obili,   drugich   zabili, 
jeszcze   innych  ukamienowali.  Masakra  sług  była  tym  razem  większa  niż  za  pierwszym 
razem.

A teraz spróbujmy wczuć się w sposób rozumowania samego gospodarza, który podsuwa 
nam także sama przypowieść Jezusa. Chociaż gospodarz jest jednocześnie potężnym władcą 
posiadającym   liczne   wojska,   to   ma   jakąś   odrazę   wobec   stosowania   przemocy.   Stąd   też 
wbrew wszelkiej oczywistości zakłada w sposób maksymalny dobrą wolę u rolników i chce 
im wyjść naprzeciw. Za wszelką cenę pragnie z nimi pojednania i ugody. Gospodarz usiłuje 
najpierw znaleźć wytłumaczenie idące po linii ich rzekomej dobrej woli. Gospodarz myśli: 
Być może nie zrozumieli mnie do końca i dlatego doszło do przypadkowej bójki. Jeżeli nawet  
niektórzy z nich zawinili, to być może zreflektują się, uznają swój błąd, przyznają się do  
winy. Przecież nie mogą nie być świadomi, że mam wojsko i mogę także siłą odebrać to, co  
moje. Ale po co stosować zaraz siłę. Podaruję im ten pierwszy wybryk. Za drugim razem  
wyślę   więcej   sług
.   Kiedy   jednak   druga   misja   sług   nie   powiodła   się,   gospodarz   zamiast 
ukarać ich, co wydawało się być naturalne, dalej szuka usprawiedliwienia dla buntowników. 
Wprawdzie   tym   razem   wysłałem   więcej   sług,   ale   może   nie   byli   dość   stanowczy,   może  
pozwolili   się   zlekceważyć.
  Prawdopodobnie   doradcy   gospodarza   podpowiadali   mu,   aby 
rozwiązał problem od razu wysyłając oddział wojska, by ukarać buntowników.

3. W końcu posłał swojego syna

Po drugim bezkarnym buncie stało się dla rolników niemal oczywiste, iż gospodarz jest 
człowiekiem słabym, który nie umie dochodzić swoich praw. Pomyśleli, iż teraz gospodarz 
będzie   bał   się   przysłać   kogokolwiek.   Ale   oto   staje   się   rzecz   niesamowita,   która   może 
zdarzyć   się   jedynie   w mitycznych   opowiadaniach   lub   też   w przypowieści   Jezusa.   Do 
zbuntowanych   rolników,   którzy   już   dwukrotnie   zmasakrowali   wysłanników,   gospodarz 
końcu posłał swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Gospodarz ciągle 
wierzy w dobrą wolę rolników i ich lojalność względem niego. Zakłada, iż rolnicy uznają 
jego   prawo   własności   do   winnicy.  Jeżeli   rolnicy   nie   uznali   autorytetu   sług,   to   teraz  
z pewnością uznają autorytet mojego syna. Z pewnością przed moim synem uznają swoją  
winę, ukorzą się i oddadzą należne mi plony. Wraz z misją mojego syna rozpocznie się nowy  
okres współpracy z rolnikami.

background image

Rozumowanie   rolników   było   jednak   zupełnie   inne.   Kiedy   zobaczyli   syna   gospodarza, 
bynajmniej się nie przestraszyli. Nie mieli też ochoty do dialogu i do pertraktacji. Skoro 
znieważyli   i zabili   sługi   gospodarza,   dlaczego   mieliby   nagle   okazać   się   uległymi 
i pokornymi wobec syna gospodarza? Przyzwyczaili się do stosowania przemocy. Przemoc, 
w ich mniemaniu, okazała się skuteczną metodą na życieSkoro gospodarz nie mógł ukarać  
nas za pierwszym i drugim razem — myślą sobie rolnicy — to nie będzie w stanie ukarać 
nas   i dochodzić   swoich   praw   także   za   trzecim   razem.   Ostatecznie   potwierdziło   się,   iż  
gospodarz   nie   umie   rządzić   i jest   słaby.   Jeżeli   syn   ma   otrzymać   w spadku   winnicę,   to 
wystarczy go teraz zabić, a winnica będzie już nasza na zawsze. Skończy się ostatecznie  
uciążliwa   zależność   od   gospodarza,   sami   będziemy   sobie   gospodarzyć.
  Zrobili   tak,   jak 
postanowili. Chwyciwszy więc syna, wyrzucili go z winnicy i zabili.

Gospodarz posyłając swojego syna ryzykuje wszystko, ale wbrew wszelkiej oczywistości 
ma do nich zaufanie. Wierzy, iż uznają jego autorytet i ze względu na autorytet pana uznają 
autorytet syna. Słabość gospodarza nie wynika z braku siły i wojska, ale z zaufania i miłości 
do   rolników.   Posyłając   do   nich   syna   pragnie,   aby   w końcu   się   opamiętali.   Okazuje   im 
najwyższy   dowód   zaufania.  Przecież   nie   mogą   nie   dostrzec   —   myśli   gospodarz   —   jak  
bardzo mi na nich zależy.

Ostatecznym źródłem słabości Boga w Jezusie Chrystusie jest niewiarygodne zaufanie Boga 
do człowieka, niewiarygodna Jego miłość do ludzi. To właśnie to bezgraniczne zaufanie, 
bezgraniczna   miłość   karze   Bogu   zachowywać   się   w sposób   po   ludzku  nielogiczny
W Jezusie   Chrystusie   Bóg,   podobnie   jak   gospodarz,   wszystko   stawia   na   jedną   kartę 
i ryzykuje wszystko.

Kiedy jednak wchodzimy w rozważania męki i śmierci Jezusa trudne staje się stosowanie 
jakichkolwiek   porównań   i przypowieści.   Wydaje   się   dziwne,   że   gospodarz   posyła   syna 
wiedząc,   że   będzie   zabity.   Ale   w tym   właśnie   wyraża   się   bezwarunkowość   zaufania, 
bezgraniczność miłości. Miłość nie kalkuluje, nie oblicza. Biblia powie nam, że Bóg nie 
oszczędził nawet swojego Jedynego Syna, ale Go wydał za nas na śmierć krzyżową. To 
nieskończona   miłość   Boga   do   człowieka   każe   stać   się   Bogu   słabym,   bezbronnym 
nielogicznym w spotkaniu z człowiekiem. Miłość nie łamie nigdy wolności. Bóg nie złamie 
i nie   zgwałci   nigdy   wolności   swoich   stworzeń   za   pomocą   krzyku,   lęku,   przymusu, 
przemocy. I właśnie dlatego gospodarz nie posyła wojska, aby ukarać buntowników. Bóg 
zawsze   staje   się   pokorny   i słaby,   kiedy   staje   wobec   wolności   ludzkiego   serca.   Bóg 
nieustannie,   w historii   każdego   człowieka  osobiście  naraża   się,   że   zostanie   osądzony, 
odrzucony, zelżony, pobity, ukrzyżowany.

4. Możliwość powiedzenia Bogu nie

Straszliwą   konsekwencją,   negatywną   konsekwencją   naszej   wolności,   jest   możliwość 
powiedzenia Bogu nie. Daje ona możliwość zabicia sług i syna gospodarza, zabicia Jezusa 
Syna Bożego. Człowiek, podobnie jak owi rolnicy, może fałszywie odczytać swoją sytuację 
przed Bogiem. Wchodzi w grzech, sprzeciwia się Bogu, łamie przykazania, łamie podjęte 

background image

zobowiązania, krzywdzi bliźnich i jednocześnie zauważa, że to uchodzi mu bezkarnie. Życie 
toczy się dalej. Nikt go nie każe. Kiedy człowiek raz spróbuje stosować metodę przemocy 
i dostrzeże,   że   to   się   opłaca,   wówczas   może   sądzić,   iż   jest   to  dobry   sposób   na   życie
Wyrzuty sumienia, które może  nawet pojawiają się od czasu do czasu, są jednak coraz 
słabsze, aż wreszcie gdzieś znikają. Pierwsze lęki, że Bóg może nas ukarać jakąś nagłą 
chorobą,   śmiercią   kogoś   bliskiego,   życiowym   niepowodzeniem   itp.,   okazują   się   jedynie 
projekcją na Boga naszych osobistych obaw. Człowiek nieprawy szybko przekonuje się, że 
nic takiego nie zagraża mu ze strony Pana Boga. W sytuacji życia w nieprawości człowiek 
może sobie rozwiązać  problem Boga  deklarując się agnostykiem, ateistą; może też — co 
okazuje się najczęściej stosowaną metodą — uśpić Boga w swoim życiu.

Oto przykład. Zaniedbujemy modlitwę, modlimy się banalnie, powierzchownie, z czasem 
zaniedbujemy modlitwę w ogóle, porzucamy ją, przestajemy się spowiadać, uczestniczyć 
w Eucharystii i — nic się nie  dzieje. Naiwnie możemy  myśleć,  że porzucając  modlitwę 
mamy trochę więcej czasu i spokojniejsze życie. Inny przykład. Mając zobowiązania wobec 
własnej żony, męża i dzieci (czy też wobec dobrowolnie podjętego celibatu), pozwalamy 
sobie   na   jakieś   dwuznaczne   kontakty   emocjonalne;   z czasem   angażujemy   się   pełniej 
i głębiej. W końcu dochodzi do zdrady i niewierności. I chociaż obawiamy się, że coś się 
stanie, nic szczególnego się nie dzieje. Przekonujemy się, że można sobie ułożyć spokojne 
podwójne moralnie życie. W tych okresach uwikłania moralnego czujemy się nieraz nawet 
szczęśliwi i zadowoleni z życia. W taki właśnie stopniowy i powolny sposób można nauczyć 
się praktycznie każdej nieprawości, która — jak się wydaje — może uchodzić bezkarnie. 
Ale te nasze odczucia, podobnie jak sposób rozumowania rolników, są fałszywe, złudne. 
Pokaże to dopiero przyszłość.

5. Co właściciel winnicy czyni z owymi rolnikami?

Wbrew temu, co mogło wydawać się rolnikom i co może wydawać się także nam samym, 
gospodarz nie jest słabym i bezradnym człowiekiem. Pokazuje to dalsza część przypowieści. 
Kiedy   więc   właściciel   winnicy   przyjdzie,   co   uczyni   z owymi   rolnikami?  Rzekli   Mu: 
Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu  
będą oddawali plon we właściwej porze
.

Męka  i krzyż  Jezusa  ukazują nie  tylko  słabość Boga,  ale  także Jego  Boską  moc.   Męka 
i krzyż Jezusa jest straszliwym sądem Boga nad ludzkim grzechem. Bóg pragnie, abyśmy 
dzięki   krzyżowi   Jego   Syna   byli   wolni   od   straszliwej   rzeczywistości   naszego   grzechu. 
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na 
Niego winy nas wszystkich
 (Iz 53, 6) — powie prorok Izajasz. Bóg Ojciec dokonał surowego 
sądu na swoim Synu, zamiast na nas. Przekleństwo grzechu spadło na Niego. Bóg w Jezusie 
podstawił się na nasze miejsce.

Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili  
budujący,   stał   się   głowicą   węgła.   Pan   to   sprawił,   i jest   cudem   w naszych   oczach
.   Syn 
pochwycony, wyrzucony i zabity poza murami miasta stanie się Tym, który będzie sądził 

background image

żywych i umarłych. Gospodarz w Nim właśnie okaże swoją potęgę i moc: Wówczas ukaże 
się   na   niebie   znak   Syna   Człowieczego,   i wtedy   (...)   ujrzą   Syna   Człowieczego,  
przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów  
z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego  
krańca nieba aż do drugiego
 (Mt 24, 30–31). Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na 
kogo   on   spadnie,   zmiażdży   go
.   Odrzucona   miłość,   zlekceważone   i nadużyte   zaufanie 
w końcu   obraca   się   przeciwko   człowiekowi.   Wysłanie   przez   gospodarza   wojska,   które 
marnie wytraci buntowników jest pewną biblijną metaforą, którą trzeba rozważać w całym 
kontekście biblijnym. Bóg nie sądzi i nie karze człowieka na ludzki sposób, jak czynił to 
zwykle   bezwzględny   wschodni   władca   wobec   swoich   zbuntowanych   podwładnych. 
W grzechu to my sami nakładamy na siebie okrutną karę oddzielając się swoim buntem od 
jedynego źródła życia i miłości; od miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym.

jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę — mówi Jezus. 
Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić  (J 12, 47). Sądem 
Boga jest Jego nieskończone miłosierdzie. Grzech, któremu człowiek uwierzył i oddał do 
dyspozycji swoje życie, sam osądzi człowieka. Człowiek sam, zrywając życiodajne więzy 
miłości, nierzadko czyni swoje życie piekłem już tutaj na ziemi. Życie ludzkie bez miłości 
zawsze jest piekłem, zarówno tutaj na ziemi, jak tym bardziej w wieczności.

Prośmy gorąco o głębokie wejście w tajemnicę  Bożej słabości, dzięki której moglibyśmy 
wewnętrznie   poznać   tajemnicę   bezgranicznego   zaufania   Boga   do   człowieka.   Prośmy, 
abyśmy mogli dotknąć Jego nieskończonej miłości do każdego z nas. Módlmy się również, 
abyśmy przyjęli tę słabość Boga objawioną w krzyżu Jezusa jako przejaw Jego mocy; mocy, 
która nie identyfikuje się jednak z przemocą, siłą, z łamaniem ludzkiej wolności.  Słabość 
Boga
 nie jest jedynie figurą retoryczną. Bóg nie udaje słabego, ale jest słaby, kiedy wchodzi 
w dialog z wolnym człowiekiem. Bóg nie gwałci wolności ludzkiej woli. Szanuje ją, nawet 
za cenę śmierci swojego Jednorodzonego Syna. Ojciec wydał Syna w ręce rolników, nie 
jako   w ręce   swoich   wrogów,   ale   jako   w ręce   tych,   którym   bezgranicznie   zaufał.   Ojciec 
nieustannie wydaje swojego Syna w nasze ręce z zaufaniem, że Go przyjmiemy jak Syna 
i że w Nim odczytamy nieskończoną miłość Gospodarza — Ojca.

XX. MOWA POŻEGNALNA

 

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą  
latorośl,   która   we   Mnie   nie   przynosi   owocu,   odcina,   a każdą,   która   przynosi   owoc, 
oczyszcza,   aby   przynosiła   owoc   obfitszy.   Wy   już   jesteście   czyści   dzięki   słowu,   które  
wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl 
nie może przynosić owocu sama z siebie — o ile nie trwa w winnym krzewie — tak samo  
i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy — latoroślami. Kto  
trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie  

background image

uczynić.   Ten,   kto   we   Mnie   nie   trwa,   zostanie   wyrzucony   jak   winna   latorośl   i uschnie. 
I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje 
w was,  poproście,   o cokolwiek  chcecie,  a to   wam  się   spełni.   Ojciec   mój   przez   to   dozna  
chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli  
będziecie   zachowywać   moje   przykazania,   będziecie   trwać   w miłości   mojej,   tak   jak   Ja  
zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby  
radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście  
się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy  
ktoś   życie   swoje   oddaje   za   przyjaciół   swoich.   Wy   jesteście   przyjaciółmi   moimi,   jeżeli  
czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni  
pan   jego,   ale   nazwałem   was   przyjaciółmi,   albowiem   oznajmiłem   wam   wszystko,   co  
usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem 
was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał — aby wszystko dał wam  
Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie  
miłowali
 (J 15, 1–17).

1. Trwanie w miłości Jezusa

W wielkiej mowie pożegnalnej Jezus wyjaśnia, iż jedność pomiędzy Nim a Jego uczniami 
polega na jedności miłości. Z jednej strony uczniowie powinni pozostawać w Jego miłości, 
z drugiej zaś strony winni kochać się wzajemnie, jak Jezus ich ukochał. Miłość wzajemna 
uczniów ma swoje źródło we wspólnym ich uczestnictwie w miłości Chrystusa.

W czasie tych ostatnich godzin, które Jezus spędza z uczniami, zapewnia ich, że Jego miłość 
do nich będzie trwała wiecznie. To właśnie miłość stała się źródłem silnych i bardzo bliskich 
więzi pomiędzy Jezusem a uczniami. Ona inspirowała ich wzajemne relacje podczas całego 
publicznego życia.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem — mówi Jezus. Ojciec niebieski kocha 
swojego   Jednorodzonego   Syna   miłością   nieskończoną.   Ta   właśnie   miłość   określa   ich 
wzajemne relacje. Jest ona tak wielka, iż owocem tej miłości jest trzecia Osoba Boska — 
Duch Święty. Tę samą miłość, którą Ojciec okazuje Synowi, Syn okazuje swoim uczniom. 
Miłość   Ojca   do   Syna   posiada   swoje   przedłużenie   we   wszystkich   czynach   i   w całym 
nauczaniu Jezusa.

Miłość, o której mówi Jezus to przede wszystkim więź. W łonie Trójcy Świętej jest to więź 
nierozerwalna
,   nieskończona,   Boska   więź.  Wytrwajcie   w miłości   mojej  —   te   słowa   są 
wezwaniem do zachowania trwałej więzi uczniów ze swoim Mistrzem na wzór owej Boskiej 
więzi
 Syna z Ojcem w Duchu Świętym.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem — te słowa Jezusa nie wyrażają jedynie 
jakiegoś porównania. Miłość Jezusa do uczniów ma tę samą naturę, co miłość Ojca do Syna. 

background image

Jezus   kocha   swoich   uczniów   miłością   właściwą   tylko   Bogu.   Tak   więc   uczniowie 
uczestniczą w sposób rzeczywisty w Boskiej miłości Syna do Ojca.

Porównanie   jedności   pomiędzy   uczniami   a Jezusem   do   więzi   łączącej   winne   latorośle 
z krzewem   dobrze   podkreśla   naturę   ich   wzajemnej   relacji.   Latorośle   posiadają   to   samo 
życie, co krzew winny. Życiem krzewu winnego — życiem Chrystusa, jest miłość Jego 
Ojca. Życiem latorośli — Jego uczniów jest również ta miłość Ojca, którą On otrzymuje od 
Niego.

Życie chrześcijańskie polega na przyjęciu miłości, którą Chrystus okazuje uczniom oraz na 
wytrwaniu w niej do końca: Wytrwajcie w miłości mojej — mówi Jezus. Miłość Jezusa do 
swoich uczniów nie jest jednorazowym aktem woli, nie jest doświadczeniem przemijającym. 
Jest   to   miłość   wieczna,   miłość   stała,   jak   wieczna   i stała   jest   miłość   Ojca   do   Jego 
Jednorodzonego   Syna.   Ponieważ   Syn   wiecznie   trwa   w miłości   swojego   Ojca   a Ojciec 
w miłości do Syna, również uczeń Jezusa winien wiecznie trwać w miłości swojego Mistrza. 
Podkreślenie trwania, podkreślenie wytrwania w miłości Boga jest cechą charakterystyczną 
Ewangelii Jana. Jan podkreśla tę prawdę także w swoich listach: Poznajemy, że my trwamy  
w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha
 (1 J 4, 13). To zdanie brzmi jak echo 
Księgi Mądrości:  Wierni w miłości będą przy Nim trwali  (Mdr 3, 9) oraz echo wielkiej 
mowy eucharystycznej: Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie a Ja w nim 
(J 6, 56).

Trwanie   —   pozostawanie   w Chrystusie   wyraża   jakby   definicję   chrześcijanina,   ucznia 
Jezusa: Jeżeli trwać będziecie w nauce mojej, będziecie prawdziwymi uczniami moimi (J 8, 
31). Prawdziwy uczeń to ten, który przylega całkowicie do swojego mistrza.

Aby trwanie w Chrystusie było możliwe otrzymujemy wiele darów: dar Ducha Świętego (1 
J 4, 13), dar namaszczenia (1 J 2, 27), dar Agape — miłości (1 J 3, 17; 4, 16), ziarno słowa 
Bożego (1 J 3, 9). Ktoś, kto nie trwa w Chrystusie nie może dokonać niczego: Beze Mnie nic  
nie możecie uczynić
 (J 15, 5). Ta jedność Jezusa z Jego uczniem jest tak bliska i intymna, iż 
wyraża się ona w jakimś wzajemnym przenikaniu. To samo wyrażenie, którego używa się na 
określenie   trwania   uczniów   w Chrystusie,   służy   również   do   objawienia   trwania   Ojca 
w Synu:  Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam  
mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł.  
Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie — wierzcie przynajmniej  
ze względu na same dzieła
 (J 14, 10–11).

Jeżeli   działalność   uczniów   ma   wydać   owoce,   to   winni   oni   trwać   w miłości   Jezusa.   To 
trwanie   zakłada   całkowite   posłuszeństwo,   ducha   ofiary   i oddanie   siebie   na   służbę. 
Owocność   miłości   uczniów,   płodność   ich   miłości   przewyższa   owocność   innych 
charyzmatów i darów. Owoce miłości są trwalsze niż owoce wiary i nadziei. Stąd też św. 
Paweł powie: Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest  
miłość
 (1 Kor 13, 13).

background image

Jeżeli   jednak   zasadnicza   inicjatywa   w miłości   należy   do   Mistrza,   powstaje   pytanie:   jak 
wytrwać w tej miłości? Jezus odpowiada:  Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania,  
będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam 
w Jego miłości
. Już Stary Testament nauczał, że wierność i posłuszeństwo Bogu łączy się 
ściśle z miłością. Kochać Boga to oddać Mu się całkowicie poprzez posłuszeństwo i służbę.

Św.   Augustyn   komentując   te   słowa   Jana   pisze:  Czy   to   miłość   sprawia   zachowanie  
przykazań, czy też zachowanie przykazań prowadzi do miłości?
 Ale przecież nikt nie wątpi, 
że miłość jest pierwsza. Nie ma możliwości zachowania przykazań ten, kto nie kocha. Kiedy 
Jezus mówi słowa: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości 
mojej
, wskazuje nie na to, skąd pochodzi miłość, ale na to, co jest sprawdzianem miłości. 
Poprzez te słowa Jezus chce jakby powiedzieć: Nie sądźcie, że pozostajecie w mojej miłości, 
jeżeli nie zachowujecie moich przykazań. Jeżeli je zachowujecie, to będzie to dowodem, że  
w niej   trwacie.   Niech   się   nikt   nie   wynosi,   że   kocha   Boga,   jeżeli   nie   zachowuje   Jego  
przykazań
.

Słowo  przykazanie  jest tu może niezbyt precyzyjne. Nie chodzi bowiem o przepis, o jakąś 
normę   prawną   czy   moralną,   która   winna   być   zachowana,   ale   chodzi   o pełnienie   woli, 
o pełnienie   upodobań   i pragnień   kochanej   osoby.   Jezus   określa,   w jaki   sposób   mamy 
zachować Jego przykazania: Jak Ja zachowałem przykazania Ojca mojego i trwam w Jego 
miłości
. Jedynym przykazaniem Jezusa danym Mu przez Ojca było wykonanie Jego woli: 
Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło  (J 4, 
34); A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze  
czynię to, co się Jemu podoba
 (J 8, 29).

Całe   życie   Jezusa   w szarej   codzienności,   jak   i we   wszystkich   szczytowych   momentach 
życia: na górze kuszenia, na Górze Przemienienia, na Górze Oliwnej, na Kalwarii, na górze 
Wniebowstąpienia,   było   nakierowane   na   zachowania   woli   Jego   Ojca.   Ponieważ   Jezus 
całkowicie oddał się wypełnieniu woli Ojca, dlatego też doświadczał w pełni Jego miłości: 
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać  (J 10, 
17).   Szczytowym   punktem   wypełnienia   woli   Ojca   była   śmierć   na   krzyżu,   którą   Jezus 
przyjmuje dobrowolnie.

Nakaz zachowania przykazań nie jest bynajmniej nakładaniem na uczniów jedynie ciężarów 
życia. Jest to raczej objawienie im sekretu pełnej i czystej radości: To wam powiedziałem,  
aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna
. Duszę Jezusa wypełnia radość. 
Radość jest tajemnicą Syna Człowieczego. I choć jest Człowiekiem udręczenia i boleści, to 
jednak   trwa   także   w radości.   Radością   Jezusa   jest   Jego   trwanie   w Ojcu,   Jego   miłosna 
przynależność   i oddanie   się   Mu.   Radość   Jezusa   jest   owocem   spełnienia   zbawczej   misji 
arcykapłana i pasterza, który oddaje swoje życie za owce. Jezus doświadcza w ten sposób 
słów, które sam wypowiedział:  Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu  (Dz 20, 
35).

Jezus przed swoim odejściem przekazuje uczniom sekret doskonałej radości. Polega ona na 
trwaniu w Jego miłości oraz zachowaniu Jego przykazań. Jezus pragnie bowiem, aby Jego 

background image

własna radość stała się radością uczniów, aby doświadczyli w pełni Jego radości kochania 
i radości trwania w miłości.

Podobnie jak uczniowie Jezusa trwają w Jego miłości, tak samo winni trwać również w Jego 
radości. Jezus życzy sobie, aby radość tych, którzy do Niego należą była pełna. Nie wyraża 
tego życzenia jakby mimochodem, ale ukazuje ono ostatnią wolę Jezusa, którą powtórzy 
kilkakrotnie w swojej pożegnalnej mowie (J 16, 24; 17, 13). Pełna radość łączy się ściśle 
z trwaniem w miłości. Radość i miłość są bowiem owocami tego samego Ducha (por. Ga 5, 
22). Od momentu przylgnięcia do Jezusa Jego uczeń jest szczęśliwy, trwa w radości. Całe 
jego życie upływa w miłosnej wierności, pogłębia tę radość, powiększa ją aż do momentu 
wejścia do radości wiecznej, radości oglądania Boga twarzą w Twarz.

2. Trwanie we wzajemnej miłości

I choć w całym przemówieniu Jezus wiele razy akcentuje radość, to jednak wyczuwa On 
atmosferę  smutku  uczniów spowodowaną  zbliżającym  się  rozstaniem z ich umiłowanym 
Mistrzem. Jezus nie ukrywa, że niedługo już odejdzie: Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami 
(J 13, 33). Mówi o tej prawdzie bardzo serdecznie, ciepło. Zwraca się do uczniów jak dobry 
ojciec zwraca się do dzieci, kiedy wyjeżdża na dłuższy czas.

W sytuacji   rozstania   Chrystus   pozostawia   swoim  uczniom  ważne  zadanie  do  spełnianie, 
które  będzie  dla  nich  pociechą  w ich  smutku:  Przykazanie  nowe  daję  wam,  abyście  się  
wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem: żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.  
Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali
  (J 
13, 34–35). Jest to testament Jezusa dany uczniom. Testament w dosłownym znaczeniu, 
wyraża   bowiem  Jego   ostatnią   wolę.   Ta   ostatnia  wola  Jezusa  ma   być   dla  Jego   uczniów 
umocnieniem   i źródłem   pocieszenia   po   odejściu   Mistrza   z tej   ziemi.   Wypełnienie   jej 
gwarantuje im nie tylko pełne spotkanie z Jezusem w przyszłości, ale przede wszystkim 
Jego nieustanną obecność pośród uczniów.

Nakaz miłości braterskiej jest czymś więcej niż jakąś ogólną zachętą, ogólnym poleceniem 
danym uczniom.  Jest to  nowa ekonomia  zbawienia. Jezus w ten sposób ustanawia nową 
moralność. Tym nowym przykazaniem Jezus określa nowy charakter wspólnoty, która będzie 
się gromadzić odtąd w Jego imię. Jezus definiuje styl życia wspólnoty i styl życia każdego 
z jej członków.

Nowe przykazanie  najszerzej nam opisał i najgłębiej zinterpretował św. Jan Ewangelista. 
Mając duszę mistyka, będąc umiłowanym uczniem Jezusa, wczuł się dogłębnie w pragnienia 
Jezusowego serca. Nowe przykazanie św. Jan przytacza i komentuje wielokrotnie w swoich 
listach: A przykazanie zaś Jego jest takie, abyście (...) miłowali się wzajemnie tak, jak nam  
nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim
 (1 J 3, 23–24). Jeden 
z Ojców Kościoła przytacza znamienny fakt z życia św. Jana Ewangelisty. Kiedy św. Jan 
będąc   starcem   nie   mógł   chodzić   o własnych   siłach   na   spotkania   eucharystyczne,   jego 
uczniowie przynosili go. Na spotkaniach tych św. Jan powtarzał nieustannie jedno zdanie: 

background image

Nasz   Pan   powiedział,   synaczkowie,   miłujcie   się   nawzajem.   Uczniowie   jego   znużeni 
nieustannym   słuchaniem   tych   samych   słów   powiedzieli   mu   pewnego   razu:  Mistrzu, 
przypomnij   nam   także   inne   słowa   naszego   Pana
.   Wówczas   św.   Jan   odpowiedział: 
Synaczkowie moi, jeżeli te słowa zachowacie, wszystkie zachowacie.

Św. Paweł określa to nowe przykazanie  jako prawo Chrystusa:  Jeden drugiego brzemiona 
noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe
  (Ga 6, 2). Stary Testament nakazywał miłość 
bliźniego.   Jezus   rozciągnął   to   przykazanie   na   wszystkich   ludzi,   także   na   nieprzyjaciół: 
Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą (Łk 6, 27).

Opuszczając zaś swoich uczniów nakazuje im kochać się wzajemnie tak, aby ich miłość była  
znakiem   rozpoznawczym   przynależności   do   wspólnoty   wyznającej   wiarę   w Mistrza.   Ta 
miłość wzajemna jest miłością szczególną. Ona wyznacza granice Kościoła, Oblubienicy 
Chrystusa.   Miłość   wzajemna   ma   wartość   tylko   wówczas,   gdy   wzoruje   się   na   miłości 
Chrystusa.  Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was  
umiłowałem
  (J   13,   34).   Sposób   okazania   przez   Chrystusa   miłości   swoim   uczniom 
charakteryzuje i jednocześnie określa tę miłość, którą oni winni sobie świadczyć wzajemnie. 
Umycie nóg jest przykładem, w jaki sposób uczniowie mają się kochać między sobą: Dałem 
wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem
 (J 13, 15).

Wszyscy   są   zgodni,   iż   w określeniu  jak   Ja   was   umiłowałem  nie   chodzi   o intensywność 
miłości.   Nikt   nie   jest   zdolny   kochać   z taką   siłą   i tak   bezinteresownie,   jak   Jezus.   Nasza 
miłość  jest   jedynie  odbiciem  miłości  Chrystusa.  Odbicie  światła   jest  zawsze  słabsze  od 
samego źródła.

Jak Ja was umiłowałem — określa jakość naszej miłości. Jakość zaś ma tę samą naturę, co 
miłość Chrystusa. Uczniowie mają naśladować swojego Mistrza w oddaniu się braciom i 
w służbie, aż do ofiary z życia: Jeżeli Chrystus umarł za nas, to i my także winniśmy oddać  
życie za braci
 (1 J 3, 16). Określenie jak Ja was umiłowałem wskazuje także na zależność 
miłości braterskiej uczniów od miłości Mistrza. Miłość braterska między uczniami będzie 
zawsze   jedynie   udziałem   w miłości,   którą   Mistrz   ich   obdarza,   będzie   dzieleniem   się 
doświadczeniem miłości Mistrza.

Podobieństwo miłości braterskiej uczniów i miłości Jezusa, ma wartość teologalną. Miłość 
między   uczniami   jest   jakby   przedłużeniem  Agape  Chrystusa.   Miłość   pomiędzy 
chrześcijanami zdecydowanie różni się od każdej innej ludzkiej tylko miłości. W określeniu 
jak   Ja   was   umiłowałem  nie   chodzi   bowiem   o jakieś   zewnętrzne   podobieństwo,   ale 
o identyczność.   Podobieństwo   miłości   braterskiej   uczniów   do   miłości   Jezusa   posiada 
charakter   wewnętrzny.   Przykład   Jezusa   jest   jednocześnie   normą   i podstawą   miłości 
wzajemnej   uczniów.   Wzajemna   miłość   uczniów   nie   może   być   różna   od   miłości   Jezusa 
wobec nich, ponieważ oni w niej uczestniczą. Oto dlaczego miłość braterska chrześcijan jest 
świadectwem, a nawet — moglibyśmy tak powiedzieć — jest  dowodem miłości  Chrystusa 
do nich. Każdy kto kocha swojego brata tą miłością, którą wcześniej okazał mu Chrystus, 
musi sobie zadać pytanie, z jakiego źródła czerpie siły, aby kochać w ten sposób.

background image

Mahatma Gandhi, hinduista, zapoznawszy się z życiem wielkiego misjonarza trędowatych, 
bł. ojca Damiana de Veuster, napisał: Świat wielkiej polityki i codzienna prasa niewielu zna  
bohaterów, których można by postawić w jednym szeregu z ojcem Damianem z Molokai. 
Z pewnością warto zadać sobie trud dotarcia do źródeł, z których tak wiele bohaterstwa  
wzięło   początek
.   Podobne   zdziwienie   budzi   dzisiaj   miłość   Matki   Teresy   i jej   sióstr   do 
najbardziej   opuszczonych   i najbiedniejszych.   Źródłem,   z którego   bierze   początek 
bohaterstwo każdej miłości, jest miłość Jezusa do swojego Ojca, do uczestnictwa w której 
zaprasza swoich uczniów. Źródłem bohaterskiej miłości ojca Damiana, ojca Bejzyma, Brata 
Alberta, ojca Kolbego, Matki Teresy i wielu innych jest ich miłosna więź z Jezusem.

Uczniowie Jezusa, dzięki miłości wzajemnej mogą w pełni ukazać światu miłość Boga do 
całej   ludzkości,   a   w niej   do   każdego   pojedynczego   człowieka.   Świat   nie   jest   zdolny 
bezpośrednio dostrzec, poznać miłości Boga, gdyż nie słucha Jego Jedynego Syna Jezusa 
Chrystusa. Świat może natomiast poznać miłość Boga za pośrednictwem uczniów Jezusa. 
Wzajemna miłość ma być dla świata znakiem rozpoznawczym przynależności do Chrystusa, 
a w Jezusie do Ojca.

Jeżeli jednak wszyscy mają rozpoznać uczniów Jezusa po ich wzajemnej miłości, to miłość 
ta winna być bardzo czytelna, winna wyrazić się w czytelnych znakach. Miłość ta nie może 
być   chwiejna,   niestała,   zmienna.   W świecie,   który   żyje   nienawiścią,   a przynajmniej 
obojętnością,   uczniowie   świadczący   sobie   wzajemnie   miłość   będą   natychmiast   się 
wyróżniać. Uczniowie nie mogą jednak skupiać swojej uwagi na sobie. Ich postawa wobec 
siebie   wzajemnie   i wobec   świata   ma   być   przejrzysta.   Byłoby   to   wbrew   miłości,   gdyby 
szukali   podziwu   i pochwały   tylko   dla   siebie.   Kochając   siebie   wzajemnie   mają   jednak 
przyciągać świat do Tego, który uzdolnił ich do takiej miłości; mają przyciągnąć świat do 
źródła miłości. Swoją wzajemną miłością uczniowie Jezusa dają światu obietnicę:  Jeżeli 
przyjmiecie Jezusa jako Zbawiciela, a w Jezusie Jego Ojca, wówczas i wy będziecie zdolni  
do takiej samej miłości. Sam Jezus uzdolni was do tego
.

Jezus   powołuje   uczniów   nie   tylko   po   to,   aby   byli   pierwszymi   ogniwami   Tradycji 
przekazującej   nauczanie   Jezusa,   ale   także   by   byli   pierwszymi   świadkami   Jego   miłości. 
Przekazanie Tradycji oraz świadectwo miłości nie tylko wzajemnie się nie wykluczają, ale 
wręcz są wzajemnym dopełnieniem. Z jednej strony przekazywanie tradycji będzie jedynie 
przekazywaniem słów, jeżeli zabraknie uczestnictwa w miłości Jezusa. Z drugiej zaś próba 
kochania bliźnich bez wierności nauce Jezusa wcześniej czy później zejdzie na manowce.

Powołanie uczniów zawiera się w słowach Jezusa: Moi uczniowie. Wyraża to ich całkowite, 
absolutne   przynależenie   do   Mistrza.   Wzajemna   miłość   braterska   ma   ukazać   silną   więź 
istniejącą między Jezusem a Jego wybranymi:  Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami  
moimi
. Kiedy uczniowie okazują sobie wzajemną miłość nie tylko dają dowód autentycznej 
przynależności do Jezusa, ale są przedłużeniem tej Jego miłości. Poprzez wzajemną miłość 
uczniów miłość Jezusa do ludzi nie przestaje być obecna na świecie także po Jego odejściu. 
W miłości Jezusa objawia się zaś miłość samego Ojca: kto bowiem doświadcza miłości 
Jezusa, w Nim doświadcza także miłości samego Ojca. Chrystus ustanawia trwałą wspólnotę 

background image

Kościoła w tym celu, aby miłość Ojca objawiona w Nim trwała na świecie aż do czasu Jego 
powtórnego przyjścia.

XXI. EUCHARYSTIA SZKOŁĄ MIŁOŚCI

 

Nierzadko Eucharystia, w której uczestniczymy być może nawet regularnie, angażując przy 
tym   całą   dobrą   wolę,   nie   ma   większego   wpływu   na   nasze   życie   codzienne:   na   sposób 
podejścia do siebie samych i na nasze relacje z Bogiem i z bliźnimi. Eucharystia bywa jakby 
czasem wyłączonym z naszej codzienności. Dostrzegamy wprawdzie ten rozdźwięk między 
szarą codziennością a świętem sprawowania Eucharystii, ale najczęściej jesteśmy bezradni 
wobec   tego   faktu.   I choć   Eucharystia   bywa   dla   nas   czasem   żarliwej   modlitwy,   często 
w naszym odczuciu nie różni się jednak od każdej innej modlitwy. Tymczasem Eucharystia 
winna być naszą pierwszą modlitwą i jej szczytem.

W naszych  rozważaniach będziemy  odkrywać  te  miejsca  naszej  codzienności,  w których 
może spełniać się  żywa Eucharystia. W Eucharystię wchodzimy bowiem z całym naszym 
życiem. Celem uczestnictwa w niej jest przemiana naszego życia. To właśnie Eucharystia 
ma sprawić, aby nasze życie było podobne do życia Jezusa Chrystusa, aby samo  stało się 
Eucharystią
.

1. Miłość mierzy się darem

Używając analogii możemy powiedzieć, że Eucharystia jest dla nas chrześcijan słońcem. 
Słońce jest źródłem życiodajnej energii. Tam, gdzie nie docierają promienie słońca, nie ma  
życia.   W ciemnościach   życie   nie   rozwija   się.   Jeżeli   chrześcijanin   nie   uczestniczy 
w Eucharystii, jego życie wiary stopniowo zamiera, jak zamiera roślina pozbawiona światła.

W pierwszych   wiekach   chrześcijaństwa,   w okresie   wielkich   prześladowań,   chrześcijanie 
zawsze   gromadzili   się   na  łamaniu   chleba  wbrew   zakazom   i groźbom   prześladowców. 
Prowadzeni przed trybunały sądowe odpowiadali z odwagą, iż nie mogą nie uczestniczyć 
w Eucharystii, ponieważ są chrześcijanami. Wielu ponosiło śmierć męczeńską za wierność 
Eucharystii.   Tak   było   również   w okresie   wszystkich   późniejszych   prześladowań. 
Eucharystia przez całe dwadzieścia wieków chrześcijaństwa stała zawsze w centrum liturgii 
Kościoła, była pierwszą modlitwą i szczytem modlitwy Kościoła.

Dlaczego?   Ponieważ   Eucharystia   jest   rzeczywistym   uobecnieniem   najważniejszego 
momentu historii zbawienia: śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Eucharystia jest 
najświętszą Ofiarą Kościoła, w której Jezus Chrystus, nasz jedyny Kapłan, który raz jeden 
ofiarował   się   na   krzyżu   za   zbawienie   całego   świata,   ponawia   i uobecnia   to   swoje 
ofiarowanie. W Eucharystii Jezus nieustannie oddaje się w ręce Ojca dla nas i za nas. W tym 
akcie oddania się Syna Ojcu uczestniczy cały Kościół, uczestniczy każdy z nas.

background image

Ciało i Krew Jezusa, uobecniane pod postaciami chleba i wina, są rzeczywistymi znakami 
Jezusowej śmierci na krzyżu. Śmierć Jezusa, uobecniana w Eucharystii, nieustannie objawia 
nam najwyższą miłość Boga do człowieka. W Eucharystii spełniają się słowa Jezusa:  Tak 
bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego 
wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne
 (J 3, 16).

Wielkość każdej miłości mierzy się wielkością daru. Miłość Boga ku nam jest nieskończona,  
jak   nieskończony   jest   dar   ofiarowany   nam   przez   Ojca   w Jezusie   Chrystusie.   Jeżeli 
doświadczymy, bardziej sercem niż rozumem, tej nieskończonej miłości Ojca, zrozumiemy 
istotne znaczenie Eucharystii. Z drugiej strony kontemplacja Eucharystii, żywe uczestnictwo 
w niej, może nam przybliżyć nieskończoną miłość Boga do nas.

Eucharystia   nie   tylko   objawia   nieskończoną   miłość   Boga   do   człowieka,   ale   napełnia 
chrześcijanina tą samą miłością. Dzięki Eucharystii chrześcijanin może kochać tą miłością, 
którą kocha go sam Bóg. Jak Ojciec mnie umiłował, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie  
w miłości mojej
 (J 15, 9). Dzięki Eucharystii trwamy w miłości samego Boga. I choć miłość 
chrześcijanina nie jest miłością nieskończoną, jak miłość Boga, to jednak posiada tę samą 
naturę, co miłość Boga. Krucha i słaba miłość ludzka w Eucharystii zostaje przebóstwiona. 
Dzięki Niej  Ciało i Krew Chrystusa rozchodzą się po naszych członkach. Tak stajemy się  
uczestnikami Boskiej Natury
, Boskiej miłości (św. Cyryl Jerozolimski).

Eucharystia   jest   dla   chrześcijanina   źródłem  każdej   miłości:   miłości   Boga,   ludzi,   świata, 
siebie samego; miłości przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, kapłańskiej, zakonnej; 
miłości realizowanej w każdym powołaniu i stanie życia. Eucharystia wzywa chrześcijan, 
aby kochali tak samo jak kochał Chrystus, który oddał za nas życie swoje (1 J 3, 16). Taka 
postawa miłości — miłości oddającej życie — jest możliwa tylko wówczas, kiedy dzięki 
Eucharystii chrześcijanin wejdzie w logikę miłości mierzonej darem.

Miłość mierzy się darem.  Miarę miłości wyznacza miara  daru. Największym zaś darem 
będzie zawsze dar z życia. Jezus mówi: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie  
swoje   oddaje   za   przyjaciół   swoich
  (J   15,   13).   Im   większą   ofiarę   ponosimy   dla   osoby 
kochanej, tym większą darzymy ją miłością.

Eucharystia zadaje nam nieustannie pytanie o kształt naszej miłości, o to, na czym się ona 
opiera. Czy na naszych ludzkich tylko potrzebach i odczuciach, czy na czymś więcej? Co 
w niej dominuje: szukanie jedynie uczucia, wrażeń, doznań, czy też pragnienie ofiarnego 
trudzenia   się   dla   drugiego:   dla   Boga   i człowieka?   Możemy   sprawdzać   i mierzyć   naszą 
miłość do Boga, do bliźnich, do świata i do siebie samych patrząc na naszą ofiarę i trud 
związany z nią.

Prawdziwej miłości ludzkiej nie mierzy się najpierw uczuciem. Uczucie towarzyszy miłości 
jako jej ważny element, ale nie stanowi jej istoty. Samo  bowiem uczucie jest zmienne, 
niestałe   i ślepe.   Nierzadko   zdarza   się,   że   ci,   którzy   najpierw   kochają   się  do   szaleństwa 
uczuciową, zmysłową tylko miłością, po pewnym czasie również do szaleństwa nienawidzą 
siebie.   Uczucia   nienawiści   i miłości   leżą   blisko   siebie.   Nienawiść   bywa   bowiem 

background image

zawiedzionym   uczuciem   miłości,   sfrustrowaną   potrzebą   miłości.   Łatwo   znienawidzić 
człowieka, którego się kocha, jeżeli miłość ta opiera się tylko na pragnieniu zaspokajania 
wielorakich   ludzkich   potrzeb.   Miłość   zawsze   potrzebuje   przynajmniej   pewnej   stałość 
uczuciowej.   Stałość   ta   jest   owocem   uporządkowania   emocjonalnego.   Nie   chodzi   tylko 
o uporządkowanie uczuć związanych z miłością, ale o wszystkie ludzkie odczucia, potrzeby, 
pragnienia. Tylko w wolności emocjonalnej możemy być zdolni do tego, aby czuć do siebie 
nawzajem te same uczucia, które były w Jezusie Chrystusie (por. Rz 15, 5). Im większa 
w nas wolność emocjonalna, tym bardziej w miłowaniu upodabniamy się do Jezusa.

Uczestnicząc w Eucharystii, która uobecnia najwyższą ofiarę, jaką składa Bóg, chrześcijanin 
winien pytać siebie: Jaka jest moja ofiara związana z moją miłością do Boga, ludzi i siebie 
samego? Jeżeli brakuje w miłości ofiarnego dawania siebie, jeżeli brakuje trudu zapierania 
się   siebie,   aby   wyjść   ku   drugiemu,   to   wówczas   zapewnienia   o miłości   sprowadzają   się 
jedynie do słów bez pokrycia.

Eucharystia zadaje nam pytanie: Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje, 
czyny? Czy kształtuje ona styl naszego życia, nasze posiadanie, naszą konsumpcję, pracę, 
odpoczynek, nasz stosunek do bliźnich? Eucharystia pyta nas, czy Ewangelia ma nam coś do 
powiedzenia   w krytycznych   momentach   naszego   życia:   w konfliktach   z innymi, 
w zagrożeniu   naszych   osobistych   interesów,   w niepowodzeniach   życiowych,   w smutku, 
w lęku   o siebie   i swoją   przyszłość,   w pokusie   rozpaczy,   itp.   Słowem,   jaki   jest   związek 
Eucharystii z naszym codziennym życiem?

Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdobywa się na dar z siebie, na ofiarę, aby zwyciężyć 
siebie. Eucharystia — ofiara Jezusa Chrystusa — uzdalnia nas do zwycięstwa nad sobą. 
Eucharystia jest bowiem uobecnieniem nie tylko miłości ukrzyżowanej, ale także miłości 
zmartwychwstałej.   Jeżeli   często   pokonują   nas   różne   namiętności:   miłość   własna,   lęk, 
wygodnictwo, zmysłowość, pycha, chęć odwetu, itp., to właśnie dlatego, że uczestniczymy 
w Eucharystii zbyt formalnie, zbyt zewnętrznie.

Trzeba nam uczyć się takiego uczestnictwa w Eucharystii, które stawałoby się dla nas szkołą 
prawdziwej miłości
. Eucharystia ma nas przeprowadzić od pragnienia brania miłości innych 
do pragnienia ofiarnego dawania się innym, od  miłości potrzeby  do  miłości daru  (C. S. 
Lewis).

Czy dziękujemy Bogu za dar Eucharystii, za to, że Jezus Chrystus w sposób rzeczywisty 
wprowadza nas w Misterium miłości Ojca do nas. Czy prosimy, abyśmy głębią naszego 
serca   umieli   odkryć,   że   w Eucharystii   łaskawa   i bezinteresowna   wola   Boga   zbawienia  
wszystkich ludzi  staje się w tym świecie  obecna, dotykalna i widzialna
  (K. Rahner); czy 
prosimy,   aby   Eucharystia   była   dla   nas   centrum   całego   naszego   życia   wewnętrznego, 
szczytem naszej modlitwy, punktem w którym przecinać się będą wszystkie nasze ludzkie 
zmagania, wysiłki i ofiary; czy modlimy się o wielką miłość do Eucharystii, która wyrazi się 
w nieustannym pogłębianiu tej wielkiej tajemnicy wiary?

background image

2. Miejsce pojednania

W Eucharystię wchodzimy świadomi naszej wewnętrznej kruchości i grzeszności: naszego 
skłócenia z Bogiem, ludźmi i samymi sobą. Na początku każdej Mszy św. uświadamiamy 
więc sobie potrzebę pojednania. Wspólnie wyznajemy:  Spowiadam się Bogu..., że bardzo  
zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem
.

To   wyznanie   ma   nam   uświadomić   głębię   naszego   zakorzenienia   w złu.   Grzech   dosięga 
wszystkich   sfer   naszej   osobowości,   wszystkich   przejawów   życia   w nas:   myślenia, 
odczuwania, mowy i ludzkiego działania. Grzechem jest jednak nie tylko złe działanie, ale 
także  zaniedbanie  dobrego działania. Złym drzewem jest  nie tylko  to,  które wydaje złe 
owoce, ale także i to, które nie wydaje żadnych owoców. Jezus każe takie drzewo wyciąć 
i rzucić w ogień.

Kiedy jednak z naszymi grzechami złego działania i grzechami zaniedbania otwieramy się 
na  Boga, On  jedna nas  z Sobą. Nasza  ludzka słabości  i wypływająca  z niej niewierność 
wobec Jego miłości nie są przeszkodą dla miłości Boga, gdyż On zawsze kocha nas takimi, 
jakimi jesteśmy w danym momencie. Wielką pokusą jest mniemanie, iż Bóg pokocha nas 
dopiero   wówczas,   kiedy   staniemy   się   takimi,   jakimi   sami   chcielibyśmy   siebie   widzieć 
według naszego idealnego (a tym samym złudnego) obrazu siebie lub też takimi, jakimi On 
chciałby nas widzieć w swoim Boskim zamyśle.

Bóg w swej miłości do nas jest, jeśli wolno tak powiedzieć, wielkim realistą i liczy się nie 
tylko   z naszymi   ograniczonymi   możliwościami,   ale   także   z naszym   złym   używaniem 
wolności.   Ta   Boska   bezwarunkowa   miłość   do   człowieka–grzesznika   ciągle   zaprasza   do 
pojednania się z nią przez wyrzeczenie się grzechu.

W Eucharystii Bóg pomaga człowiekowi pojednać się z sobą przez to, iż okazuje mu swoją 
nieskończoną bliskość, intymność. Eucharystia najpełniej i najgłębiej przekonuje człowieka, 
iż nie powinien bać się Boga pomimo swoich grzechów. Bóg–Człowiek oddaje życie za 
grzesznika, aby przekonać o bezsensie lęku człowieka przed Bogiem.

Eucharystia   jest   jednak   nie   tylko   miejscem   pojednania   z Bogiem,   ale   także   miejscem 
pojednania   z bliźnimi.   Jezus   mówi:  Jeżeli   przyniesiesz   dar   swój   przed   ołtarz   i tam 
wspomnisz,   że   brat   twój   ma   coś   przeciw   tobie,   zostaw   tam   dar   swój   przed   ołtarzem,  
a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj
 (Mt 5, 23–
24). Ofiary eucharystycznej nie może składać ktoś, kto ma coś przeciwko bratu, kto nie jest 
pojednany   z bliźnimi.   Eucharystia   wzywa   nas   do   przebaczenia   i uczy   nas   przebaczania. 
Okazując   nam   swoje   nieskończone   miłosierdzie,   Bóg   wzywa   nas   poprzez   Eucharystię, 
abyśmy tym miłosierdziem podzielili się z tymi, którzy zawinili przeciwko nam, jak my 
zawiniliśmy przeciwko Bogu.

Wzajemne przebaczanie stanowi nieodzowny warunek każdej prawdziwej ludzkiej miłości. 
Dlaczego? Ponieważ każdy człowiek, najbardziej nawet kochany i z najlepszą dobrą wolą, 
jest tylko człowiekiem, słabym i grzesznym. Jeżeli ludzie zafascynowani sobą, przyjaciele, 

background image

narzeczeni,   małżonkowie,   rodzice   i dzieci,   nie   widzą   nawzajem   swoich   wad,   braków 
i słabości, to tylko dlatego, iż jasność widzenia przesłania im silne zaangażowanie (niekiedy 
wprost zaślepienie) uczuciowe. Kiedy jednak wzajemne emocjonalne zafascynowanie nieco 
wygasa,   natychmiast   dostrzegamy   nasze   wzajemne   wady   i rozpoczynamy   nierzadko 
wzajemne oskarżanie siebie:  Dawniej, na początku byłeś(aś) inny(a). Nie była to jednak 
inność bycia, ale jedynie inność widzenia.

Słabość   i ludzka   ułomność   nie   muszą   zagrażać   bynajmniej   miłości   i przyjaźni.   Trzeba 
jednak   być   świadomym   słabości,   najpierw   własnej   a później   bliźniego.   Jeżeli   widzi   się 
szczerze i do końca swoje osobiste wady i ograniczenia, to wówczas nie będzie się oskarżać 
bliźniego o błędy i słabości, którym samemu się podlega. Eucharystia, godzina prawdy o nas 
samych   i   o Bogu   jako   miłości,   może   nas   uczyć   najpierw   innego   spojrzenia,   spojrzenia 
pełnego   realizmu   na   nas   samych   i na   naszych   bliźnich.   Pozwala   nam   wyleczyć   się 
z ludzkiego zaślepienia w patrzeniu na siebie i innych: zaślepienia wynikłego z zachłanności 
emocjonalnej   jak   również   zaślepienia   wynikłego   z nienawiści.   Jak   Bóg   patrzy   na   nas 
z realizmem i kocha nas takimi, jakimi nas widzi, tak samo i nas zaprasza, abyśmy kochali 
siebie i bliźnich również takimi, jakimi wzajemnie siebie widzimy. Eucharystia uczy nas 
miłości bezwarunkowej, miłości niezależnej od określonych zachowań i postaw.

Jest  rzeczą  bardzo  bolesną,  jeżeli  wskutek  jakiegoś zaślepienia, osoby, które pragną się 
kochać, nie dostrzegają swoich osobistych ograniczeń, ale widzą dokładnie wady i słabości 
drugiej   strony.   W takim   zaślepieniu   z pozycji   własnej  sprawiedliwości  wzajemnie   się 
oskarżają   i potępiają   za   te   same   błędy,   które   sami   popełniają.   Widzenie   w prawdzie 
własnych ludzkich słabości tworzy podstawę wzajemnego przebaczania sobie. Przebaczenie 
musi   być   trwałą   postawą   osób   pragnących   się   kochać   autentyczną   miłością: 
współmałżonków, rodziców i dzieci, przyjaciół. Pragnąc się kochać winniśmy być gotowi 
przebaczyć sobie wzajemnie, jak mówi Pan Jezus, siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze. 
Tu nie może istnieć żadne ograniczenie.

Brak   przebaczenia   i wzajemne   nieprzejednanie   sprawiają,   iż   wszystkie   wielkie   i małe 
nieporozumienia nakładają się na siebie i tworzą nieraz bardzo głęboką postawę urazowości. 
Rośnie wówczas pomiędzy ludźmi jakby jakiś niewidzialny i nieprzenikniony mur. Dialog 
sprowadza   się   wtedy   do   spraw   niemal   czysto   formalnych.   Przypadkowe   dotknięcie 
bolesnych a nie rozwiązywanych problemów staje się powodem kłótni, po których następują 
nieraz długie  ciche dni. Nieprzenikniony mur i wzajemne oddalanie się narastające nieraz 
przez wiele lat, staje się nierzadko powodem nieporozumień i rozbicia małżeństwa, rodziny, 
przyjaźni, wspólnoty — każdego trwałego związku międzyludzkiego.

Przebaczenie i pojednanie bywa nieraz bardzo trudne. Zdarzają się bowiem w naszym życiu 
pewne słowa, czyny, gesty, które bardzo głęboko zapadają w serce i ranią jakby na trwałe
I chociaż chciałoby się o nich zapomnieć i wyrzucić je z pamięci i serca, to jednak wydaje 
się to być niemożliwe. Jak wybaczyć poniżanie i upokorzenia, jak wybaczyć stały egoizm, 
życie   w nałogach,   nieodpowiedzialność   współmałżonka(i),   własnych   rodziców,   własnych 
dzieci, przyjaciela, któremu się zaufało, itp.? Jak wybaczyć zdradę w przyjaźni, w miłości?

background image

Gdyby miłość międzyludzka opierała się na ludzkich tylko siłach, to rzeczywiście byłoby to 
niemożliwe. Jeżeli jednak miłość małżeńska, przyjacielska, rodzicielska, synowska czerpie 
ze  swego   ostatecznego   źródła,   jakim  jest   miłość   samego   Boga  —  z Eucharystii,   to  cud 
przebaczenia nawet największych ran staje się możliwy.   Zanurzenie się ludzkiego  serca 
poprzez   Eucharystię   w nieskończonej   miłości   Bożej   czyni   możliwym   wzajemne 
przebaczenie   w każdej   sytuacji.   I chociaż   dar   przebaczenia   nie   przychodzi   w jednym 
momencie,   ale   jest   pewnym   procesem,   drogą,   pielgrzymką,   to   jednak   jest   to   dar   stały 
i nieodwracalny.

Przebaczenie   jest   źródłem   nieustannego   odradzania   się   i wzrostu   ludzkiej   miłości 
i przyjaźni.   Przebaczenie   bowiem   daje   ludziom   wiarę   we   własne   siły   oraz   dźwiga   ich 
z upadku i słabości. Eucharystia uczy nas wypowiadania w konkretnych słowach i gestach 
wzajemnego przebaczania sobie. Wezwanie kapłana przed Komunią św.: Przekażcie sobie 
znak   pokoju
  winno   być   miejscem   obalania   wszelkich   niewidzialnych   murów,   które 
powstawały w ciągu tygodnia pomiędzy narzeczonymi, małżonkami, rodzicami i dziećmi, 
przyjaciółmi,   członkami   wspólnoty.   Dlatego   dobrą   jest   rzeczą,   aby   małżonkowie, 
narzeczeni,   dzieci   i rodzice,   osoby   żyjące   we   wspólnocie,   przyjaciele   uczestniczyli, 
przynajmniej od czasu do czasu — o ile to możliwe — w Eucharystii wspólnie.

Każdy   akt   przebaczenia,   który   wzajemnie   sobie   ofiarujemy   sprawia,   iż   miłość   nasza 
rozkwita jakby na nowo. Przebaczenie pozwala bowiem nieustannie powracać do pierwszej 
miłości i wierności.  Miłość sprawdza się w wierności, a doskonali się w przebaczeniu  (P. 
van Breemen). Błędy i słabości, którymi ranimy się wbrew własnej dobrej woli, nie muszą 
degradować naszej miłości, ale mogą stać się miejscem jej doskonalenia dzięki wzajemnemu 
przebaczeniu.

XXII. ŻYWA EUCHARYSTIA

1. Wdzięczność

Eucharystia  jest  modlitwą   wdzięczności.  Poprzez  nią chrześcijanin  włącza się  w wielkie 
dziękczynienie   zanoszone   przez   Jezusa   Chrystusa   Bogu   Ojcu.   Dziękujemy   przede 
wszystkim za odwieczną miłość Boga do człowieka, za dzieło stworzenia oraz za wszystko, 
co Bóg zdziałał w całej historii zbawienia i w naszej osobistej historii. Dziękujemy także za 
ofiarowaną nam obietnicę Jego obecności po wszystkie dni aż do skończenia świata.

Momentem szczególnego dziękczynienia w czasie Mszy św. jest prefacja. Kapłan wzywa 
wiernych:  Dzięki   składajmy   Panu,   Bogu   naszemu,   a oni   odpowiadają:  Godne   to 
i sprawiedliwe
. Podejmując te słowa kapłan kontynuuje: Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, 
abyśmy dzięki Ci składali
. W tym pięknym dialogu kapłan i wierni zachęcają się wzajemnie 
do wejścia w ducha modlitwy dziękczynnej.

background image

Uczestnicząc   w Eucharystii   chrześcijanin   uczy   się   zatem   postawy   wdzięczności   Bogu 
i ludziom za wszystko, kim jest i co posiada. Być wdzięcznym znaczy nie przyjmować rzeczy  
jako oczywistych, lecz podążać ich śladem aż do prapoczątku
, do Boga (P. van Breemen).

W Eucharystii uczymy się najpierw postawy wdzięczności wobec Boga. Przyjaźń i miłość 
jest darem samego Boga, jest odblaskiem Jego nieskończonej miłości. Darem jest każda 
miłość:   narzeczeńska,   małżeńska,   rodzicielska,   koleżeńska,   przyjacielska,   wspólnotowa. 
Eucharystia   uczy   nas   nie   tylko   wdzięczności   wobec   Boga,   ale   także   wzajemnej 
wdzięczności   wobec   siebie.   Wspólne   życie   w małżeństwie,   rodzinie,   w przyjaźni,   we 
wspólnocie jest nieustannym obdarowywaniem siebie. Wszystko to, co czynimy dla siebie 
nawzajem, jest wzajemnym darem.

Darem są wspólnie przeżyte chwile radości i szczęścia. Darem jest także trudzenie się dla 
siebie wzajemnie. Darem są również wspólnie niesione krzyże. To właśnie one oczyszczają 
naszą   wzajemną   miłość   i nie   pozwalają   nam   zamykać   się   w nas   samych,   ale   uczą   nas 
postawy większego otwarcia się na ludzi i zaufania Bogu.

Wdzięczność   wnosi   ducha   młodości   i świeżości   we   wzajemne   odnoszenie   się   ludzi   do 
siebie. Wdzięczność nie pozwala im nigdy zapomnieć, iż jesteśmy wzajemnym darem dla 
siebie. Świadomość tego obdarowania pobudza do miłości. Im większa będzie świadomość 
obdarowania i z nią związana potrzeba wdzięczności, tym większa będzie wzajemna miłość 
i przyjaźń.   I odwrotnie.   Wzrastanie   we   wzajemnej   miłości   będzie   prowadzić   do   coraz 
obfitszego   obdarowywania   się   i związanej   z nim   wdzięczności.   Wdzięczność   staje   się 
źródłem   delikatności   wobec   siebie.   Nawet   długie   lata   przeżyte   razem   w rodzinie,   we 
wspólnocie, w miejscu pracy, nie powinny stępić tej delikatności i czułości.

Kto zagubił uczucie wdzięczności, ten pozbawia się doświadczenia głębszej rzeczywistości,  
ten spłyca swoje życie. Taki człowiek ma mniej radości z rzeczy, zdarzeń i ludzi. W zasadzie 
wdzięczność   jest   najbardziej   realistyczną   postawą   życiową:   pomaga   ona   pełniej  
doświadczać życia i wzmacnia poczucie odpowiedzialności
 (P. van Breemen).

2. Spełnianie pragnień

Eucharystia   uobecnia  godzinę   Jezusa,   czas,   w którym   oddaje   się   On   wyłącznie   do 
dyspozycji   Ojcu   i spełnia   Jego   wolę:  Ojcze,   jeśli   chcesz,   zabierz   ode   Mnie   ten   kielich!  
Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie
 (Łk 22, 42). Nieskończona miłość Syna 
do Ojca wyraża się w szukaniu jedynie Jego woli.

W naszej wzajemnej miłości jesteśmy wezwani do takiej samej postawy względem siebie: 
do   oddania   się   sobie   i szukania   wypełniania   swoich   wzajemnych   pragnień.   Rezygnacja 
z własnej   woli   i upodobań,   by   poddać   je   woli   i upodobaniom   kochanej   osoby,   wyraża 
prawdziwą   miłość   i przyjaźń.   Taka   postawa   staje   się   źródłem   prawdziwej   jedności 
i harmonii nawet w najtrudniejszych momentach życia.

background image

Codzienność pokazuje jednak, że życie wspólnotowe, przyjacielskie, małżeńskie, rodzinne, 
staje się nierzadko miejscem walki o realizowanie własnej woli. W tej walce, nie zawsze 
świadomej, najczęściej wygrywa osoba bardziej odporna psychicznie, mniej wrażliwa lub po 
prostu mniej zmęczona. Pójście za wolą i upodobaniami bliźniego niekiedy uważane jest 
nawet   za   słabość   i niewolnicze   poddanie   się   drugiemu.   Walka   o spełnianie   swojej   woli 
i wymuszanie uległości na bliźnim zawsze przeczy miłości, wyraża brak zaufania do niego 
i niedocenianie jego oddania.

Chrystus mówiąc swojemu Ojcu: Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie — wzywa nas 
do   wyrażania   miłości   i przyjaźni   w zgodnym   szukaniu   spełniania   wzajemnych   pragnień 
i życzeń.

Kiedy   chcemy   rozwijać   naszą   miłość   ludzką,   winniśmy   wychowywać   najpierw   siebie 
samych   do   rezygnowania   z własnych   ludzkich   upodobań   i potrzeb   po   to,   by   móc 
wsłuchiwać się w upodobania i pragnienia kochanej osoby. Tylko w ten sposób możemy 
zagwarantować trwałość i jedność miłości i przyjaźni.

Aby   móc   realizować   swoje   wzajemne   potrzeby   i życzenia,   winniśmy   uczyć   się 
wypowiadania   ich   przed   sobą.   Najpierw   trzeba   nam   słuchać   pragnień,   życzeń,   potrzeb 
bliźnich. Miłość i przyjaźń wolne od lęku przed odrzuceniem, pozwalają nam wypowiedzieć 
także   nasze   osobiste   pragnienia,   życzenia   i upodobania.   W prawdziwej   miłości 
międzyludzkiej   panuje   postawa   partnerskiego   słuchania   siebie   i partnerskiej   uwagi 
skierowanej na pragnienia, upodobania i życzenia drugiej osoby.

Niewolnicza   uległość   jednej   ze   stron   płynąca   ze   słabości   i lęku   o siebie   nie   gwarantuje 
trwałości przyjaźni czy miłości. W prawdziwej miłości nie ma lęku (por. 1 J 4, 18). Ludzka 
przyjaźń  i miłość nie  może  budować na niewolniczym  podleganiu  jednej  osoby drugiej. 
Prawdziwa   miłość   i przyjaźń   doprowadza   do   partnerstwa   i wzajemnej   wolności   wobec 
siebie. Potrzeby, pragnienia, upodobania i wola obu stron winny być brane pod uwagę we 
wszystkich wzajemnych relacjach. W prawdziwej miłości i przyjaźni uczucia obu stron mają 
tę samą wartość. Obie strony mają prawa do tych samych odczuć, pragnień i życzeń. Można 
wprawdzie zmuszać osobę, którą się kocha, do uległości, szczególnie wówczas kiedy jest 
słabsza   psychicznie,   ale   zawsze   za   cenę   stopniowego   rozpadania   się   istniejącej   więzi 
emocjonalnej.

Niechaj Eucharystia, w której Jezus spełnia wolę swojego Ojca, będzie dla nas pytaniem, 
czy potrafimy rezygnować ze swojej woli, aby przyjąć wolę osoby kochanej? Czy potrafimy 
być tolerancyjni uznając odmienność upodobań i pragnień kochanej osoby? Czy nie robimy 
nacisków na drugiego, aby zrealizować najpierw naszą wolę?

Ponad dążeniem do spełniania swoich pragnień w ludzkiej miłości i przyjaźni winniśmy się 
troszczyć o wspólne wypełnianie Bożych pragnień. Życie według woli Bożej winno być 
najważniejszym   celem   każdej   miłości   i przyjaźni.   Nie   możemy   budować   szczęścia 
w oparciu o nasze tylko ludzkie odczucia i pragnienia. Bóg daje nam innych, daje nam siebie 
nawzajem,  abyśmy wspólne dążyli do Niego. Bóg pragnie, abyśmy korzystali z pomocy 

background image

innych w dążeniu do Niego, ale pragnie również, abyśmy sami byli także pomocą dla nich. 
Otwierając się na otrzymywanie pomocy, winniśmy także udzielać pomocy tym, którzy jej 
potrzebują.

Autentyczna miłość i przyjaźń między ludźmi nie sprzeciwia się Bogu. Jest nam ona dana 
jako   miejsce   szukania   Boga.   Każda   miłość   i przyjaźń   pochodzi   od   Boga   i winna   także 
prowadzić  do Niego.  Jeżeli  narzeczeni,  małżonkowie,  rodzice  i dzieci,  przyjaciele  mogą 
kochać   się   wzajemnie,   to   właśnie   dlatego,   iż   tą   zdolnością   obdarzył   ich   sam   Bóg. 
Najgłębszym   źródłem   ludzkiej   miłości   jest   zawsze   stwórczy   akt   Boga,   czyli   zrodzenie 
człowieka z miłości i powołanie go do życia w miłości. Realizując autentyczne pragnienia 
miłości ludzkiej, człowiek wypełnia jednocześnie Bożą wolę.

Każda ludzka miłość i przyjaźń ma  jednak bardzo określone granice. Nawet najgorętsza 
ludzka miłość nie jest nigdy nieskończona. Zapewnienia o miłości i przyjaźni zmieniają się 
nieraz bardzo szybko na skutek zmiany uczuć i nastrojów. Słabość i podatność na zranienia 
sprawiają, że uczucia miłości i przyjaźni okazują się bardzo zmienne i niestałe. Nierzadko 
po pierwszym okresie fascynacji emocjonalnej przyjaźnią i miłością młodzi doświadczają 
rozczarowania   sobą,   ponieważ   odkrywają   granice   wzajemnego   oddania,   ofiarności. 
Przeżywają wówczas nierzadko także poczucie bezsilności i bezradności.

Rozczarowanie miłością i przyjaźnią choć jest doświadczeniem bolesnym, to jednak posiada 
tę pozytywną stronę, iż naprowadza na głębszy wymiar miłości, na miłość samego Boga. 
Uświadomienie sobie ograniczeń w miłości człowieka do człowieka jest zaproszeniem Boga 
do szukania absolutnej miłości, która jako jedyna może wypełnić niepokój ludzkich serc, 
które   jeszcze   nie   spoczęły   w Bogu.   Pragnąc   nieskończonej   miłości,   pragniemy   samego 
Boga. On sam w ten sposób ukształtował nasze serce.

3. Miłość ukrzyżowana i zwycięska

Młodzi   ludzie   dążący   konsekwentnie   do   prawdziwej   miłości   i przyjaźni   bardzo   szybko 
przekonują   się,   iż   domagają   się   one   od   człowieka   gotowości   podejmowania   cierpienia 
i krzyża.   Miłość   i przyjaźń   domagają   się   wzajemnego   noszenia   swoich   ciężarów.   Samo 
życie szybko rozwiewa mit o miłości i przyjaźni jako drogi usłanej różami. Jeżeli brakuje 
w życiu narzeczeńskim, małżeńskim, rodzinnym, wspólnotowym, przyjacielskim gotowości 
cierpienia jedno dla drugiego i wzajemnego noszenia swoich krzyży, wówczas panoszy się 
egoizm.   Może   on   objawiać   się   w różny   sposób:   np.   w wykorzystywaniu   bliźniego   dla 
łatwiejszego  i bardziej  wygodnego  życia czy też  we  wzajemnym  przerzucaniu  na  siebie 
ciężarów życia wspólnego. Taka postawa staje się źródłem nieustannych konfliktów, coraz 
większej izolacji emocjonalnej, cierpienia, a nawet stopniowego rozkładania się istniejącej 
więzi.   Jeżeli   osoby   pragnące   żyć   w miłości   i przyjaźni   nie   chcą   wzajemnie   dla   siebie 
cierpieć w sposób dobrowolny ze względu na istniejącą miłość i przyjaźń, cierpią wówczas 
z przymusu, cierpią dotkliwiej i głębiej. Takie cierpienie jest jednak tym trudniejsze, że jest 
wymuszane przez rozliczne sytuacje życiowe. Powracanie do pierwszej miłości i wierności 
oznacza powrót do wzajemnego podejmowania cierpienia i krzyża.

background image

I chociaż życie narzeczeńskie, małżeńskie, rodzinne, wspólnotowe, przyjacielskie niesie ze 
sobą wiele radości i szczęścia, jest ono zawsze okupione wysoką ceną — własnym życiem. 
Jak ziarno pszeniczne umierając kiełkuje i wydaje owoc, tak samo ludzie obumierając dla 
siebie,   wzrastają   we   wzajemnej   miłości   (por.   J   12,   24).   Każdy   rodzaj   miłości   wymaga 
nieustannego umierania sobie, na wzór Chrystusa umierającego za nas wszystkich: Po tym 
poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci 
(1 J 3, 16).

Rezygnacja z własnej woli i upodobań na rzecz pragnień i upodobań bliźniego, przebaczenie 
raniących słów, akceptacja negatywnych postaw, wzajemna tolerancja dla swoich słabości 
i granic ludzkich, które czynią życie trudnym — wszystko to jest oddawaniem swego życia, 
umieraniem dla drugiego.

Eucharystia ukazuje nam bardzo ścisły związek miłości z cierpieniem i krzyżem. Uobecnia 
ona bowiem mękę i śmierć Syna Bożego — najwyższy znak miłości Boga do człowieka. 
Jezus zdecydowanie odrzuca pokusę uniknięcia krzyża tylko dlatego, że krzyż wyraża Jego 
miłość. Kiedy Piotr będzie usiłował odwrócić uwagę Jezusa od cierpienia, Chrystus nazwie 
go po prostu szatanem (por. Mt 16, 23). Tylko bowiem szatan może kusić człowieka do 
szukania miłości bez krzyża. Miłość zawsze wiąże się z cierpieniem i krzyżem, ponieważ 
domaga   się   od   człowieka   przekraczania   granic   wyznaczonych   przez   ludzkie   zranienie, 
słabość,   odczucie   bezsilności   i bezradności.   Żywe   uczestnictwo   w Eucharystii   winno 
z jednej strony być dla nas nieustannym przypomnieniem tej prawdy, że miłość wymaga 
cierpienia i krzyża, z drugiej zaś winno dawać siłę i odwagę do podejmowania go w życiu 
codziennym.

Eucharystia jest jednak uobecnieniem nie tylko samego krzyża i cierpienia Jezusa, ale także 
Jego   Zmartwychwstania.   Miłość   Chrystusa   w Eucharystii   jest   więc   nie   tylko   miłością 
ukrzyżowaną,   ale   także   miłością   zmartwychwstałą   —   zwycięską,   pokonującą   wszelkie 
ludzkie zło: grzech, cierpienie i śmierć.

Uczestnicząc w Eucharystii jesteśmy wzywani i jednocześnie uzdalniani do życia zwycięską 
miłością.   Jeżeli   miłość   wielu   par   narzeczeńskich,   małżeńskich,   wielu   rodzin,   wspólnot 
i przyjaźni jest taka słaba,  niezwycięska, pokonana przez zło, to czyż nie dlatego, że nie 
czerpie   mocy   ze   swojego   źródła   —  z Eucharystii?   Pogłębiając   nieustannie   uczestnictwo 
w Eucharystii:   we   Mszy   św.,   w Komunii   św.,   w adoracji   Najświętszego   Sakramentu, 
winniśmy odnawiać w sobie źródło zwycięskiej miłości, która pozwala pokonywać każde 
zło   zagrażające   miłości   i przyjaźni.   Cierpienie,   umieranie   i krzyż   nie   są   wówczas 
naznaczone tragizmem i rozpaczą, opromienia je bowiem miłość zwycięska. To właśnie ona 
sprawia, że jesteśmy zdolni cierpieć jedni dla drugich, wzajemnie nosić swoje krzyże. Nasze 
uczestnictwo w Eucharystii nie może być wyizolowane z naszego codziennego życia. Winno 
służyć naszej codzienności, szczególnie zaś winno pogłębiać nasze współżycie z bliźnimi. 
Wpływ Eucharystii na naszą codzienną miłość bliźniego sprawia, iż całe nasze życie staje 
się żywą Eucharystią.

background image

Jeżeli w miłości i przyjaźni słabnie zwycięska miłość, wówczas zło bierze górę. Pragnąc 
kochać   się   wzajemnie   winniśmy   być   świadomi   tkwiących   w nas   zagrożeń:   odruchów 
niechęci,   egoizmu,   zmysłowości,   pychy   itp.   Stąd   też   potrzebujemy   szczerego   dialogu, 
w którym   będziemy   wypowiadać   wzajemnie   przed   sobą   swoje   odczucia   i wspólnie 
odkrywać źródła nieporozumień i konfliktów. A ponieważ jesteśmy skłonni koncentrować 
się tylko na słabych stronach naszego życia, będzie rzeczą bardzo pożyteczną, jeżeli we 
wzajemnym dialogu będziemy rozpoczynać od wydobywania naszych pozytywnych cech.

Najszczersze   jednak   rozmowy   narzeczonych,   małżonków,   rodziców   i dzieci,   członków 
wspólnoty, przyjaciół nie przyniosą pożądanych rezultatów, jeżeli nie będą poprzedzone 
uważnym   wejściem   w siebie,   wnikliwą   analizą   własnego   sposobu   reagowania,   myślenia 
i działania.   Ogromną   pomocą   w poznawaniu   siebie   mógłby   stać   się   codzienny   osobisty 
rachunek sumienia, który rozpoczynałby się jednak nie od liczenia własnych grzechów, ale 
od dziękczynienia za wszystkie dobrodziejstwa otrzymane od Boga w życiu. Dopiero na tle 
otrzymanych   darów   możemy   prawdziwie   ocenić   popełnione   grzechy,   które   zawsze 
ujawniają braki pełnej miłości i wierności wobec Boga i ludzi. Tak więc dialog poprzedzony 
osobistą rozmową z Bogiem może stać się miejscem wspólnego przezwyciężania zagrożeń 
dla naszej miłości i przyjaźni.

4. Dawanie świadectwa

Eucharystia ma także wymiar apostolski i misyjny. Chrześcijanie, którzy w niej uczestniczą, 
otrzymują dary nie tylko dla osobistego pożytku, ale także dla dobra ludzi, z którymi żyją na 
co dzień. Słowa kończące Mszę św.:  Idźcie w pokoju Chrystusa  są rozesłaniem wiernych, 
aby dawali świadectwo Jezusowi całym swoim życiem. Winny być one pomostem pomiędzy 
Eucharystią   a życiem   codziennym,   w którym   chrześcijanie   przekazują   innym   tę 
Rzeczywistość, której stali się uczestnikami. Najbardziej nawet osobiste i prywatne sprawy 
chrześcijanina   stają   się   miejscem   dawania   świadectwa   i nie   mogą   być   oddzielane   od 
Eucharystii,   która   uświęca   życie   człowieka   we   wszystkich   jego   wymiarach.   Gdyby 
chrześcijanin nie otwierał się na innych w dawaniu świadectwa Jezusowi swoim życiem, 
wówczas jego uczestnictwo w Eucharystii byłoby tylko pewną formalnością.

Apostolski   wymiar   każdej   miłości   i przyjaźni   przejawia   się   najpierw   w fakcie,   iż   każda 
miłość i przyjaźń otwiera się na innych. Miłość i przyjaźń pragną dzielić się z innymi, nie są 
nigdy zamknięte na innych.

Często podkreśla się i słusznie docenia apostolski charakter powołania kapłańskiego czy 
zakonnego,   ale   jednocześnie   zaniedbuje   się   może   nieco   odkrywanie   misyjnego 
i apostolskiego charakteru każdego małżeństwa i rodziny.

Miłość   musi   się   dzielić   i rozszerzać.   Miłość   współmałżonków   nie   zamyka   ich   i nie 
ogranicza do nich, ale wręcz odwrotnie — otwiera ich. Taka jest natura miłości. Mąż może 
kochać innych nie pomimo tego, że ma żonę i dzieci, ale właśnie dlatego, iż ma kochającą 
żonę   i dzieci.   Podobnie   i żona.   Małżonkowie   kochając   się   wzajemnie   uzdalniają   siebie 

background image

i swoje dzieci do prawdziwej miłości każdego człowieka. Jeżeli nawet w pierwszych latach 
pożycia   małżonkowie   są   bardziej   zajęci   własnym   domem   i dziećmi,   to   jednak   w miarę 
rozwijania   się   ich   wzajemnej   miłości   i dorastania   dzieci,   spontanicznie   otwierają   się   na 
bliźnich wychodząc ku nim razem ze swoimi dziećmi, podobnie jak Chrystus otwiera się 
i wychodzi do każdego człowieka.

Swoją wzajemną miłością rodzice uczą swoje dzieci nie tylko ludzkiej miłości, ale także 
miłości i zaufania do Boga. Miłość rodzicielska jest fundamentem prawdziwej miłości Boga. 
Człowiek, który nie doświadczyłby w swoim życiu miłości ludzkiej, nie będzie w stanie 
pojąć miłości Boga i uwierzyć w nią. Sam Bóg objawiając miłość człowiekowi, miłość która 
jest   przecież   całkowicie   inna   od   miłości   ludzkiej,   odwołuje   się   właśnie   do   miłości 
rodzicielskiej. Sam Bóg każe nazywać siebie Ojcem i Matką (por. Oz 11, 1–4).

Opierając   się   na   miłości   matki   i ojca,   dzieci   będą   zdolne   uwierzyć,   że   Bóg   je   kocha 
naprawdę;   będą   mogły   także   kształtować   w sobie   prawdziwe   pojęcie   o Bogu,   który   jest 
Miłością. Miłość rodziców staje się obrazem miłości Boga. Jest to odpowiedzialna i ważna 
misja rodziców wobec swoich dzieci. Wypełnienie tej misji będzie możliwe tylko wówczas, 
kiedy   małżonkowie   będą   wspólnie   czerpać   z miłości   samego   Boga,   która   uobecnia   się 
nieustannie w Eucharystii. Człowiek bowiem sam z siebie nie jest zdolny do miłości, może 
jedynie dzielić się z innymi tą miłością, którą uprzednio przyjmie.

XXIII. EUCHARYSTIA ŹRÓDŁEM SIŁY I RADOŚCI

 

1. Chleb grzeszników

Eucharystia   jest   ucztą   ofiarną   —   uobecnieniem   Ostatniej   Wieczerzy   Jezusa   ze   swoimi 
uczniami. Jezus daje w tej uczcie swoje Ciało i swoją Krew na pokarm: Bierzcie i jedzcie, to 
jest Ciało moje za was wydane; Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja za was przelana
. Jezus 
zaprasza nas w ten sposób do wejścia w niezwykłą bliskość, intymność z Nim. Spożywanie 
Ciała i Krwi Jezusa we Mszy św. nazywamy  przyjmowaniem Komunii. Komunia św. jest 
znakiem   wielkiej   zażyłości   człowieka   z Bogiem,   znakiem   jedności.   Bóg–Człowiek 
w Komunii oddaje siebie do całkowitej dyspozycji człowieka. Jezus nie może już więcej dać 
człowiekowi. Człowiek nie może aż tak zbliżyć się do drugiego człowieka, jak zbliża się do 
nas Bóg–Człowiek poprzez Komunię.

I choć jesteśmy ludźmi słabymi, zranionymi przez grzech, choć dajemy się nieraz powalić 
przez nasze namiętności, chociaż nie umiemy kochać miłością ofiarną i czystą, to jednak 
jesteśmy zaproszeni do przyjmowania Komunii św. Jeden z hymnów kościelnych nazywa 
wprawdzie Komunię Chlebem aniołów, jednak nie jest to pokarm dla aniołów, lecz dla nas 
ludzi   grzesznych   i słabych.   Komunia   jest  Chlebem   grzeszników.   Komunia,  Chleb 
grzeszników
  daje nam moc do dźwigania się z naszej słabości i niemocy, do wychodzenia 

background image

z ciasnego   kręgu   ludzkich   potrzeb   i pragnień,   aby   na   wzór   Chrystusa   dającego   się   na 
pokarm, dawać się innym w ofiarnej miłości.

Nie   potrzebują   lekarza   zdrowi,   lecz   ci,   którzy   się   źle   mają.   Nie   przyszedłem   powołać  
sprawiedliwych, ale grzeszników
 (Mk 2, 17). Lekarstwem Jezusa–Lekarza jest właśnie Jego 
Ciało   i Jego   Krew.  One   są   naszą   mocą   i siłą,   które  mogą   leczyć  wszystkie  nasze   rany, 
szczególnie zaś zranienia brakiem miłości. Ta właśnie niezwykła bliskość, intymność Boga 
z człowiekiem   w Komunii   leczy   nasze   serca   zranione   w miłości.   Komunia   może   być 
lekarstwem na nasze poranienia.

I chociaż   wiemy   dobrze,   że   nie   jesteśmy   godni   przyjmować   Komunii,   to   jednak 
przystępujemy do Niej z odwagą pełną wiary i przyjmujemy Ją jako niczym niezasłużony 
Dar. Ona uświadamia nam, że jesteśmy  ubogimi Pana, którzy wszystko otrzymują z Jego 
rąk.   Jeżeli   przyjmujemy   Eucharystię   z całym   zaangażowaniem   wewnętrznym   i miłością, 
wówczas napełnia nas Ona niewiarygodną siłą i odwagą do stawiania czoła wszelkiemu złu, 
które napotykamy w naszym życiu, szczególnie zaś nienawiści. Jak źródłem szczęścia jest 
miłość,   tak   źródłem   nieszczęścia   jest   lęk   i nienawiść.   Eucharystia   jest   źródłem   miłości 
i lekarstwem na główne choroby ludzkiego serca: na lęk i nienawiść.

Św.   Cyryl   Jerozolimski   tak   pisał   o Eucharystii:  Skoro   tedy   Chrystus   sam   powiedział  
o chlebie: To jest Ciało moje, któż odważy się teraz powątpiewać. I skoro On sam zapewnił 
i rzekł: To jest Krew moja, któż będzie wątpił, mówiąc, że to nie jest Krew Jego. Dlatego  
z najgłębszym   przekonaniem   przyjmujemy   te   dary   jako   Ciało   i Krew   Chrystusa,   bo   pod  
postacią chleba dają ci Ciało a pod postacią wina dają ci Krew. I gdy przyjmujesz Ciało  
i Krew Chrystusa, stajesz się jednego Ciała i jednej Krwi z Nim
.

Dziękujmy Bogu za pokarm Ciała i Krwi Jezusa, za to, że mamy  do Niego taki prosty 
dostęp. Dziękujmy Mu, że w Eucharystii stał się tak bliski, że możemy na Niego patrzeć, 
dotykać Go, a nawet spożywać. Prośmy o głęboką świadomość, że Eucharystia jest nam 
dana jako niczym niezasłużony Dar, który winniśmy przyjmować w duchu wdzięczności. 
Prośmy   także   o głęboką   wiarę,   że   Ciało   Chrystusa   może   być   dla   nas   lekarstwem   na 
wszystkie nasze słabości i zranienia życiowe, szczególnie zaś na nasze zranienia w miłości. 

2. Źródło radości

Chrystus mój jest, bo Go pożywam, bo we mnie jest. O, jaka to mi pociecha, mnie słabemu  
jak trzcina! Jaka pociecha mnie grzesznemu, gdy tak czystego Ciała pożywam! Jakie wesele  
mnie smutnemu, gdy Pana chwały mam z sobą!
 (P. Skarga).

Eucharystia — modlitwa dziękczynienia — może wypływać tylko z doświadczenia radości 
i przyjemności życia. Dziękujemy z serca tylko wówczas, kiedy cieszymy się życiem, kiedy 
naprawdę chce nam się żyć. Eucharystia zapraszając nas do dziękczynienia wzywa nas także 
do odkrycia najgłębszej radości i przyjemności życia. Życie jest darem Boga i poprzez nasze 
życie sam Bóg dzieli się radością i przyjemnością życia z człowiekiem.

background image

Gorzkie stwierdzenie, które narzuca się nam w chwilach głębokiego rozczarowania życiem: 
ja się na świat nie prosiłem, jest zgodne z prawdą, gdyż nikt z nas nie prosił sam o własne 
życie. W stwierdzeniu tym nie ma jednak radości z życia i właśnie dlatego brzmi ono tak 
bardzo boleśnie i smutno.

Jedną z głównych chorób współczesnego człowieka jest depresja i smutek. Są one wyrazem 
niechęci do życia, są pewnym dążeniem do przekreślenia i unicestwienia własnego życia. 
Kiedy nie doświadcza się radości i najgłębszej przyjemności z życia, nie przedstawia ono 
większej   wartości.   Nie   przeżywa   się   go   wówczas   jako   dar   człowieka   i Boga,   ale   jako 
przedmiot, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Nasze życie bywa smutne, nieprzyjemne, pełne depresji, zniechęcenia, najpierw dlatego, iż 
nie umiemy pracować i trudzić się dla niego. Ponieważ nie byliśmy dostatecznie kochani 
przez   ludzi,   nie   umiemy   pracować,   aby   móc   pokochać   nasze   życie.   Aroganckie, 
nieprzyjemne zachowanie się nie tylko młodych, ale i starszych osób, jest najczęściej próbą 
zwrócenia na siebie uwagi, jest desperacką prośbą o miłość. Ale mało można spotkać ludzi, 
którzy potrafiliby odczytać właściwie to nieporadne wołanie o miłość. Ponieważ czujemy 
się niekochani i nie kochamy siebie, w naszym smutku i zagubieniu próbujemy się jakoś 
pocieszyć. Zamiast szukać prawdziwej radości życia sięgamy po jego tanie substytuty.

Konsumpcyjny   styl   życia,   jaki   wytworzył   się   w naszym   stuleciu,   jest   owocem  pustki 
egzystencjalnej
  (V.   E.   Frankl)   i smutku   człowieka   współczesnego.   Jawi   się   jako   pewna 
forma   ucieczki   od   prawdziwego,   pełnego   życia   duchowego   i emocjonalnego   w życie 
ograniczone   do   bardzo   zewnętrznych   doznań   zmysłowych.   Próbujemy   zabić   w nas 
wewnętrzny   smutek   i pogardę   dla   życia   silnymi   zewnętrznymi   doznaniami.   Przemoc, 
narkotyki,   alkohol,   nadużycia   seksualne,   pełne   brutalności   programy   audiowizualne   — 
wszystko   to   służy   dziś   człowiekowi   jako   środki   na   ukojenie   smutku   i nudy   życia. 
Doświadczenie pokazuje nam jednak, iż  lekarstwa  te, po które sięgamy odruchowo, nie 
tylko   nie   budzą   radości,   ale   wręcz   przeciwnie,   pozostawiają   nas   głębiej   rozbitymi, 
zawiedzionymi, bardziej smutnymi.

Bóg stworzył człowieka bez człowieka (św. Augustyn), ale nie może dać mu radości z życia 
bez jego zaangażowania i pracy. Radość i najgłębsza przyjemność życia jest darem Boga 
i jednocześnie   owocem   pracy   i trudu   człowieka.   Dary   Boże   —   źródło   radości   życia   — 
człowiek przyjmuje w pocie czoła.

Nie umiejąc a często także nie chcąc trudzić się dla naszego życia, szukamy nieraz winnych 
naszego smutku i depresji. W ten sposób podtrzymujemy i rozwijamy istniejące już urazy. 
Rozrastają   się   one   wówczas   w nas   i czynią   nas   bardziej   nieszczęśliwymi   i smutnymi. 
Nierzadko także do swoich stanów dorabiamy swoistą ideologię: takie jest po prostu życie  
i nic się na to nie poradzi
. Dziś wielu ludzi uważa egzystencjalny pesymizm w połączeniu 
z konsumpcyjnym stylem życia za przejaw mądrości i braku złudzeń. Bardzo wielu, zbyt 
wielu twórców  współczesnej kultury  pokazuje przede wszystkim  ciemne  strony naszego 
życia. To prawda, iż odzwierciedlają one część naszej rzeczywistości, ale też prawdą jest, że 
nie wyczerpują jej całkowicie. Także wówczas, kiedy czujemy  się zagubieni, poranieni, 

background image

smutni,   zniechęceni   do   życia   nosimy   w sobie   wielkie   i piękne   pragnienia.   Marzenia 
o ludzkiej   miłości,   o służbie   bliźniemu,   o twórczej   pracy,   marzenia   o głębokim   życiu 
duchowym, o wielkiej przyjaźni z Bogiem — wszystkie one są w każdym z nas, nawet jeżeli 
nie doświadczamy ich jeszcze zbyt wyraźnie i mocno na co dzień. Pragnienia te czekają 
wciąż na swoje spełnienie. Kiedy odkryjemy nasze głębokie pragnienia, odkryjemy smak 
życia, odkryjemy radość z życia, odkryjemy sens trudu i pracy dla naszego życia.

Uczestnictwo   w Eucharystii   stawia   nam   pytanie,   czy   odkryliśmy   już   prawdziwą   radość 
i najgłębszą   przyjemność   życia?   Czy   pojęcie  życie  kojarzy   nam   się   najpierw   z udręką, 
umęczeniem, czy też raczej z doświadczeniem sensu, ładu, pogody ducha? Czy gdy budzimy 
się rano ze snu ogarnia nas najpierw znużenie, zniechęcenie, ospałość, czy też przeciwnie, 
odczuwamy   chęć   wejścia   w codzienność   życia,   niezależnie   od   jego   ciężarów   i trudów? 
Eucharystia stawia nam także pytanie, czy podjęliśmy już trud i pracę dla naszego życia?

Eucharystia staje się źródłem radości z życia dzięki temu, że odkrywamy ją jako źródło 
miłości. Miłość rodzi radość, tak jak nienawiść rodzi smutek. To  nienawiść odbiera nam 
szczęście
 (II Modlitwa Eucharystyczna dla dzieci). Eucharystia pozwala nam zdemaskować 
podwójną nienawiść: do swojego życia i do bliźnich. Nienawiść występuje bowiem zawsze 
w formie wiązanej, ponieważ każdy z nas ma tylko jedno serce. Tym samym sercem kocha 
siebie i bliźnich, ale również tym samym sercem nienawidzi siebie i bliźnich. Nienawiść do 
własnego życia ukrywa się często za niechęcią i ciągłym niezadowoleniem z innych, zaś 
niezgoda na siebie i swoje życie bywa ukrytą formą nienawiści do bliźnich.  Karmię was 
tym, czym sam żyję
 — mówi św. Augustyn. Jeżeli żyjemy nienawiścią do siebie , karmimy 
tym samym naszych bliźnich, także wówczas, kiedy chcemy ich bardzo kochać.

Eucharystia najpełniej objawia nam bezsens nienawiści, która niszczy życie. Jezus umiera na 
krzyżu   z powodu   nienawiści,   naszej   nienawiści   do   siebie   samych   i do   bliźnich.   Nasza 
nienawiść uderzyła najpierw w Jezusa, zanim uderzyła w nas samych i bliźnich.

Jezus biorąc jednak naszą nienawiść na siebie pokonał ją raz na zawsze. Jezus ukrzyżowany 
nienawiścią ludzką, zmartwychwstał. Nasze uczestnictwo w Eucharystii jest więc wyrazem 
przyjęcia   śmierci   i Zmartwychwstania   Jezusa   Chrystusa,   jako   znaku   najwyższej   miłości 
Boga   do   nas.   W tym   objawiła   się   miłość   Boga   ku   nam,   że   zesłał   Syna   swego  
Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu
  (1 J 4, 9). Miłość Boga jest 
źródłem życia. Eucharystia jest więc dla nas wielką obietnicą, że również my w Chrystusie i 
z Chrystusem możemy przezwyciężyć naszą niechęć czy nawet pewną formę nienawiści do 
naszego życia, jak Chrystus pokonał całą nienawiść ludzkości, a w niej nienawiść każdego 
człowieka. Przezwyciężając naszą nienawiść odkryjemy niemal automatycznie miłość Boga 
i ludzi. Najpierw odkryjemy miłość Boga. To ona da nam moc i siłę do przezwyciężenia 
wszelkich zranień w ludzkiej miłości. Miłość Boga pozwoli nam odkryć, że nasze zranienia 
w miłości nie muszą nas niszczyć, ale mogą stać się szczególnym miejscem otwarcia na 
miłość.

Nasze   zranienia   mogą   również   stać   się   miejscem   naszej   szczególnej   wrażliwości   na 
drugiego   człowieka.   Doświadczywszy   bolesnych   zranień   potrafimy   lepiej   i głębiej 

background image

zrozumieć   ludzi   zranionych,   których   Bóg   stawia   na   naszej   drodze.   Dzięki   Eucharystii 
możemy odnaleźć tę wrażliwość serca, która każe nam nie tylko szukać miłości ludzkiej, ale  
także dawać ją innym. Dając zaś będziemy otrzymywać. Odkryjemy w ten sposób nie tylko 
nieskończoną   wielkość   miłości   Boga,   ale   także   szlachetność   i hojność   ludzkiego   serca: 
naszego własnego serca i serca naszych bliźnich.

Eucharystia będzie  wówczas  dla nas zaproszeniem,  abyśmy  przyjmując  od Boga radość 
i przyjemność   życia   płynącą   z Jego   nieskończonej   miłości,   dzielili   się   nią   z bliźnimi. 
Owocem   Eucharystii   będzie   nasza   większa   wrażliwość   na   ludzi   smutnych,   zamkniętych 
w sobie, na ludzi, którzy nie kochają swojego życia, ponieważ nikt ich nie pokochał. Nasza 
uboga ludzka miłość będzie naprowadzać ich na nieskończoną miłość Boga. To dzięki niej 
będą odzyskiwać radość i chęć do życia.

3. Przygotowanie do Eucharystii

Radość   w przeżywaniu   Eucharystii   wyraża   radość   z życia.   Radość   ta   rodzi   się   także 
z żywego   uczestnictwa   i zaangażowania   w obrzędach   Najświętszej   Ofiary.   Znużenie 
obrzędami   Mszy   św.   płynie   najczęściej   z naszego   biernego   uczestnictwa   w nich. 
Przychodzimy nieraz na Mszę św. wyłącznie z obowiązku. Nasze uczestnictwo ogranicza się 
wówczas   do   biernego   śledzenia   czynności   kapłana   i sprowadza   się   niekiedy   do   udziału 
teatrze jednego aktora. Z takiego uczestnictwa nie zrodzi się radość. Znużenie i rutyna 
sprawowaniem   czy   też   uczestnictwem   w Eucharystii   jest   znakiem   naszego   znudzenia 
życiem, znakiem banalnego i powierzchownego przeżywania go. Trzeba nam z jednej strony 
pracować i trudzić się dla odkrycia wartości, sensu i radości naszego życia, z drugiej zaś 
strony ożywiać nasze uczestnictwo w Eucharystii.

Samo   sprawowanie   Eucharystii   w swej   zewnętrznej   formie   winno   bowiem   podkreślać 
radość. Nasze Msze św. bywają smutne, jak smutne bywa nasze życie. Jakżeż nieraz mało 
jest w naszym sprawowaniu Eucharystii charakteru uroczystego święta, podniosłej radości. 
Eucharystia winna być miejscem, w którym chrześcijanie dzielą się nawzajem przeżywaną 
radością i najgłębszą przyjemnością życia. Smutki, zniechęcenia pojedynczych uczestników 
spotkania   eucharystycznego   winny   być   przezwyciężone   i pokonane   przez   Wspólnotę 
Kościoła świętującą zwycięstwo Chrystusa Zmartwychwstałego nad nienawiścią i śmiercią. 
Eucharystia sprawowana w dzień Zmartwychwstania Pańskiego winna być przeżywana jako 
święto zwycięstwa.

Abyśmy mogli doświadczać radości w Eucharystii, nasze uczestnictwo w niej winno być 
przygotowane,   przede   wszystkim   przez   atmosferę   skupienia   i wyciszenia   wewnętrznego. 
Takie przygotowanie wymaga jednak naszej uwagi, naszego czasu, naszego serca.

Szczególnym   znakiem   naszego   przygotowania   się   do   Eucharystii   może   być   zebranie, 
ogarnięcie myślą tego wszystkiego, co chcielibyśmy  ofiarować  w Eucharystii Bogu Ojcu 
przez Chrystusa. Ogarnąć całe nasze życie sercem, by móc je powierzyć, złożyć na patenie
Najpierw   ogarnąć   nasze   słabości,   ułomności   i grzechy,   zwłaszcza   te,   które   wprost 

background image

wymierzone są przeciwko miłości Boga, bliźnich i siebie samego. W Eucharystii ofiarujemy 
je Jezusowi, by On mógł nas uzdrowić, aby mógł nas umocnić do dalszej walki ze złem, 
zwłaszcza z wszelkimi przejawami nienawiści do siebie i innych.

Przed Eucharystią winniśmy także ogarnąć pamięcią i sercem wszystkie nasze dobre czyny, 
wszystkie zwycięstwa (także te najdrobniejsze) nad naszą ludzką ułomnością. Zwłaszcza 
zwycięstwa   w miłości:   pokonywanie   najmniejszych   naszych   odruchów   niechęci, 
nieżyczliwości, egoizmu, zmysłowości. Każde pokonanie naszej słabości jest dla nas wielką 
obietnicą   Boga,   iż   możemy   zwyciężać   zło,   że   jesteśmy   zdolni   do   miłości.   Ofiarujemy 
Jezusowi   nasze   zwycięstwa,   aby   je   przyjął   i pomnożył   w nas   pragnienie   wzrastania 
w miłości.

Na   Eucharystię   przynosimy   także   to   wszystko,   czego   doświadczyliśmy   jako 
bezinteresownego   daru   w miłości   Boga   i ludzi:   nieustannie   odnawiające   się   w nas 
pragnienie przyjmowania i dawania miłości, wszystkie znaki i dowody ludzkiej życzliwości 
i miłosierdzia Bożego. Te wielkie i wyjątkowe, ale także te małe i drobne. Wszystko to, co 
było dla nas źródłem radości z życia. Ofiarujmy to wszystko Bogu, jako wyraz naszego 
hołdu i oddania.

W sposób   szczególny   jesteśmy   zaproszeni,   aby   w Eucharystii   oddać   Jezusowi   nasze 
cierpienia, bóle i cały mozół życia. To wszystko, co sprawia, że nasze życie bywa nie tylko 
trudne,   ale   i bolesne.   Jeżeli   nasze   cierpienie,   trudy,   mają   nam   pomagać   we   wzroście 
w miłości, musimy je nieustannie oddawać Jezusowi w Eucharystii. Cierpienie ludzkie bez 
Jezusa, bez Jego krzyża i Zmartwychwstania jest tylko przekleństwem. W samym cierpieniu 
nie   ma   zbawienia.   Tylko   cierpienie   znoszone   z Jezusem   ukrzyżowanym 
i Zmartwychwstałym może stać się dla nas zbawcze.

Ofiarując Bogu Ojcu przez Chrystusa zarówno nasze zwycięstwa jak i upadki, nasze krzyże 
i radości oddajemy Bogu chwałę. W ten sposób dzięki Eucharystii przemienia się całe nasze 
życie, stajemy się coraz bardziej podobni do samego Jezusa. Dzięki Eucharystii nasze życie 
staje się żywą Eucharystią.

XXIV. CIEMNA NOC MISTYKÓW I JEZUSA UKRZYŻOWANEGO

 

Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju. (...)
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,

background image

rozwierają wargi, potrząsają głową:
Zaufał Panu, niechże go wyzwoli,
niechże go wyrwie, jeśli go miłuje.
Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona;
Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki.
Tobie mnie poruczono przed urodzeniem,
Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki,
Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców,
osaczają mnie byki Baszanu.
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
jak lew drapieżny i ryczący.
Rozlany jestem jak woda
i rozłączają się wszystkie moje kości;
jak wosk się staje moje serce,
we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci.
Bo sfora psów mnie opada,
osacza mnie zgraja złoczyńców.
Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości.
oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
moje szaty dzielą między siebie
i los rzucają o moją suknię.
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!
Ocal od miecza moje życie,
z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro,
wybaw mnie od lwiej paszczęki
i od rogów bawolich — wysłuchaj mnie!
 (Ps 22, 1–3; 7–22).

1. Świadectwa mistyków

Ponieważ   męka   i śmierć   Jezusa   jest   dziełem   samego   Boga,   jest   także   tajemnicą.   Nasze 
rozmyślanie   o męce  nigdy  nie  mogą   przeniknąć   do  końca   tej  tajemnicy.   Możemy   tylko 
uchwycić, a może raczej przeczuć pewne jej aspekty. W rozmyślaniach o męce Syna Bożego 
winniśmy zawsze pamiętać, że końcem jej jest Zmartwychwstanie. Istnieje ścisły związek 
między męką i Zmartwychwstaniem.

I choć winniśmy dostrzegać całą okropność męki Jezusa w jej historycznym wymiarze, to 
jednak   jej   wymiar   fizyczny   nie   jest   jedyny   i najważniejszy.   W rozważaniach   o męce 

background image

i śmierci Jezusa trzeba nam nieustannie pamiętać, że cierpień doznaje Wcielony Syn Boży. 
Doświadczenie ludzkiego cierpienia nie daje nam pełnej możliwości wniknięcia w cierpienie 
Syna   Bożego.   Nasze   wniknięcie   w mękę   i śmierć   Jezusa   będzie   zawsze   tylko 
fragmentaryczne,   częściowe.   Istotę   męki   Jezusa   stanowią   przede   wszystkim   jakieś 
tajemnicemistyczne cierpienie duszy, tajemnicze opuszczenie przez Ojca.

Kardynał C. M. Martini mówi, że w cierpieniach Jezusa dotykamy ciemnej nocy mistycznego  
smutku  wewnętrznego,  który  przeżywało  wielu mistyków  i świętych.  Oddani Bogu  całym 
swoim życiem, oddani pełnym sercem Jego woli, cierpieli nieraz długie udręki ducha, czując  
się   przez   Niego   zupełnie   opuszczeni.   Kto   przeżywa   w swoim   wnętrzu   takie   właśnie  
najboleśniejsze, oczyszczające, straszliwe doświadczenie mówi, że nie istnieje na świecie  
cierpienie, które można by z nim porównać. Jest to cierpienie, które uderza w to, co jest 
najdroższe dla człowieka oddanego Bogu. Powierzając się Jemu z całą miłością i oddaniem, 
składając w Nim całą swoją nadzieję, doświadcza jednocześnie bolesnych chwil całkowitego  
opuszczenia, osamotnienia i oschłości
.

Próbując zrozumieć tę  ciemną noc  mistyków, możemy lepiej wczuć się w doświadczenie 
Jezusa na krzyżu, który modli się do swojego Ojca:  Boże mój, Boże mój, czemuś mnie 
opuścił?

Jeden   z mistyków   Wschodu,   Izaak   z Niniwy,   mówi   o piekle   umysłu   przeżywanym 
w sytuacji opuszczenia przez Boga. Doświadczenie to nazywa także smakowaniem gehenny
smakowaniem piekłaCzłowiek nie wierzy wówczas, że coś może się zmienić w jego życiu, że 
może kiedyś znaleźć pokój i pocieszenie. Nadzieja w Bogu i pociecha uleciały z jego duszy, 
która jest bez przerwy wypełniona zwątpieniem i udręką.

Św. Róża z Limy, mistyczka, przez jakiś czas codziennie doświadczała najstraszniejszych 
ciemności duszy.  Całymi godzinami zostawała w stanie takiej wewnętrznej udręki, że nie  
wiedziała, czy jest na ziemi, czy też już w piekle. Stała tak jęcząc pod nieznośnym ciężarem  
ciemności. Wola chciała się skierować ku Bogu i Jego miłości, ale była jakby zlodowaciała.  
Pamięć   odmawiała   posłuszeństwa,   nie   mogła   odnaleźć   i przypomnieć   sobie   coś  
z poprzednich   pociech.   Lęk   i udręka   opanowywała   jej   duszę,   a jej   serce   krzyczało:  Mój  
Boże, dlaczego mnie opuściłeś?, ale nikt nie odpowiadał. Największym bólem było jednak  
to, iż ciemna noc przychodziło tak, jakby miała trwać wiecznie, jakby stanowiła mur z brązu, 
który uniemożliwia wydostanie się z labiryntu, z więzienia
.

Podobne   doświadczenie   miał   także   św.   Ignacy   Loyola   w Manresie.   Choć   modlił   się   na 
kolanach przez wiele godzin dziennie, choć wstawał na modlitwę dzień w dzień o północy, 
to   jednak   przez   dłuższy   czas   nie   znajdował   żadnego   pocieszenia.  Pewnego   razu   — 
wspomina sam w Opowieści Pielgrzyma — gdy był szczególnie dręczony, zaczął się modlić i  
w zapale   głośno   wołać   do   Boga   mówiąc:   Pomóż   mi,   Panie,   bo   nie   znajduję   żadnego  
lekarstwa u ludzi, ani u żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je znaleźć,  
żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi, Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo!  
Choćbym miał biegać za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to. Gdy  
był zajęty tymi myślami, nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby się rzucić w dół. Ale 

background image

wiedząc, że byłoby to grzechem zabić samego siebie, zaczynał wołać do Pana: Panie, nie  
uczynię   tego,   co   Ciebie   obraża
.   Doświadczenie   pocieszenia   przyszło   dopiero   po   kilku 
tygodniach.   Tym   doświadczeniem   głębokiego   strapienia   i pocieszenia   podzielił   się   św. 
Ignacy w regułach o rozeznawaniu duchowym.

I jeszcze   jedno   świadectwo   mistycznych   udręk  ciemnej   nocy.   O wielkim   misjonarzu 
trędowatych   z Flandrii   bł.   Damianie   de   Veuster,   w jednym   z jego   życiorysów   czytamy: 
Kiedy nadszedł okres Wielkiego Postu 1888 roku Bóg nałożył misjonarzowi na ramiona  
krzyż najcięższy. Był już wtedy chory na trąd i nieludzkie bóle rozdzierały jego śmiertelne  
członki. Ale były one niczym w porównaniu z męką, w jakiej pogrążyła się dusza. Ojciec  
Damian,   który   zawsze   we   wszystkich   cierpieniach   miał   mężne   serce   i umiał   zachować 
pogodę ducha, teraz w ostatnich tygodniach swego życia zapadł w ciemną noc całkowitego 
zwątpienia. Czuł zbliżającą się śmierć. Wiedział, że stoi nad grobem. Utyrany życiem marzył  
niekiedy   o ostatnim   spoczynku.   Ale   teraz   myśl   o śmierci   napawała   go   głębokim   lękiem  
i smutkiem.   Nie   doświadczał   już  obecności   Boga,  choć   czuł   zbliżający   się  koniec  życia.  
Żadna   modlitwa   nie   przynosiła   mu   ulgi.   Całymi   nocami   klęczał   przed   Najświętszym  
Sakramentem,   ale   nie   doznawał   żadnego   pocieszenia.   Nad   ranem   zwlekał   się   znużony  
i złamany do swojej izby i nie chciał widzieć nikogo. Któregoś dnia jego przyjaciel Conrady,  
kapłan, który przemocą wtargnął do jego chaty, zastał go w stanie całkowitego opuszczenia.

— Odejdź i zostaw mnie samego — krzyczał ochryple chory, kiedy wszedł do niego jego  
przyjaciel.

— Nie zostawię cię samego — upierał się Conrady. Musisz mnie wysłuchać.

— Bóg mnie opuścił, cóż może pomóc teraz człowiek — jęczał Ojciec Damian. Umieram, ale  
nie jestem godny wejść do nieba.

— Ty głupi chłopcze — strofował go przyjaciel. Przyjmą cię tam odgłosem trąb i bębnów. 
Całe życie przecież poświęciłeś trędowatym. Ojciec Damian potrząsnął tylko głową i ukrył 
zranioną,   zniekształconą   twarz.   Conrady   otworzył   tymczasem   Nowy   Testament,   który  
przyniósł z sobą i powiedział:

— No   posłuchaj.   Teraz   odczytam   ci   twój   wyrok,   który   Pan   Jezus   ogłosi   nad   tobą.  
I przeczytał   mu   fragment   Ewangelii   św.   Mateusza   o sądzie   ostatecznym:   Byłem   głodny,  
a dałeś mi jeść, byłem spragniony, a dałeś mi pić. Wejdź do królestwa mego. Wydawało się  
jakby trędowaty kapłan wcale tego nie słuchał. Po chwili podniósł się, spojrzał smutnym  
wzrokiem na przyjaciela i powiedział jakby pokornie prosząc:

— Odejdź bracie, mnie już nikt nie pomoże  (W. Huenermann). Po tym przeżyciu  ciemnej 
nocy
 trwającym kilka tygodni Bóg zesłał ojcu Damianowi pocieszenie za przyczyną Matki 
Bożej Pocieszenia z jego rodzinnych stron z Scherpenheuvel. Ojciec Damian umierał pełen 
pokoju wewnętrznego i zaufania do Boga.

background image

Ci, którzy przechodzą poprzez takie czy podobne doświadczenia, mogą głębiej odczuć to, co  
przeżywał Jezus na krzyżu. Mogą też odczuć modlitwę Psalmu 22, którą posłużyć się sam 
Jezus:  Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego  
jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju
.

Cierpienia ciemnej nocy doświadczane przez wielu świętych są bardzo często odpowiedzią 
na wielkoduszną ofiarę dusz, które proszą, aby móc  współcierpieć z Jezusem. H.U. von 
Balthasar stwierdza, że w historii mistyki istnieją przypadki ofiarowania siebie samego za 
kogoś   drugiego.   Jest   to   jakby   dosłowne   naśladowanie   Jezusa,   który   z miłości   do   nas 
ofiarował się całkowicie za nas.

Święci mogli  doświadczać  głębokiego  opuszczenia przez Boga,  ciemnej nocy, ponieważ 
kosztowali wcześniej Jego nieskończonej miłości. Jedynie ktoś, kto żyje całkowicie Bogiem,  
kto   wszedł   w doświadczenie   Jego   obecności,   kto   odczuł   przynajmniej   raz   słodycz   Jego 
bezinteresownej miłości wie, co znaczy być opuszczonym przez Stwórcę.

2. Nasze duchowe udręki

Usiłując wczuć się w te bolesne przeżycia świętych musimy jednak mieć świadomość, że są 
one w najlepszym wypadku dalekim przybliżeniem niepojętej dla człowieka tajemnicy męki 
i krzyża Syna Bożego. Doświadczenie Jezusowej ciemnej nocy, opuszczenie przez Ojca, jest 
unikalnym,   jedynym   doświadczeniem,   niemożliwym   do   powtórzenia   przez   jakiekolwiek 
stworzenie na ziemi. Jezus bowiem jest Synem Bożym. To, co przeżył Bóg–Człowiek na 
krzyżu, nie może być przez nas poznane do końca.

Z pewnością jeszcze mniej możemy zrozumieć i poznać doświadczenie Jezusa na krzyżu, 
kiedy odwołamy się tylko do naszego rozumu. Rozum nic nam nie powie. Trzeba nam tutaj 
odwołać   się   do   naszego   osobistego   doświadczenia,   do   udręk   ducha,   które   nieraz 
przeżywaliśmy. Z pewnością naszych udręk wewnętrznych nie można porównać całkowicie 
do mistycznych przeżyć ciemnej nocy, jakich doświadczali mistycy i święci. Ale to, co my 
przeżywamy — choć może z innych motywów i dla innych racji — jest także często bardzo 
bolesne, pełne udręki, lęku, opuszczenia, samotności i bólu. Odwołajmy się więc do naszych 
bolesnych   wewnętrznych   przeżyć,   jakichś   udręk   psychicznych   i duchowych,   aby   choć 
troszeczkę odczuć, choć troszkę zrozumieć Chrystusa ukrzyżowanego, który woła do Ojca: 
Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Takie   rozważanie   męki   Chrystusa   będzie   nie   tylko   myśleniem   o męce,   ale 
współodczuwaniem z Jezusem. Do takich rozważań i do takiej kontemplacji zachęca nas św. 
Ignacy w Ćwiczeniach duchownych. Każe nam prosić o boleść wespół z Chrystusem pełnym  
boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak 
wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
 (ĆD, 203).

Prośmy   Jezusa,   abyśmy   w naszych   kontemplacjach   Jego   męki   i śmierci   byli   prawdziwi. 
Prośmy także, byśmy szczerze otwierali się na przyjęcie Jego pragnień poznawania Go coraz 

background image

pełniej,   kochania   Go   coraz   głębiej   i naśladowania   Go   coraz   wierniej.   Nie   powinniśmy 
zanosić próśb, których naprawdę wewnętrznie jeszcze nie czujemy, które wydają nam się 
jedynie   pustymi   dźwiękami.   Jeżeli   czujemy   w sobie   małoduszność   naszych   pragnień, 
chciejmy ją uznać z całą pokorą i prośmy pokornie, aby On sam obdarzał nas większymi 
pragnieniami i hojniejszymi prośbami.

3. Współuczestnictwo w cierpieniu Jezusa na krzyżu

Św. Franciszek z Asyżu prosił, aby mógł odczuć to, co sam Jezus przeżył na krzyżu, by 
mógł   wejść   w serce   Jezusa   ukrzyżowanego.   I Bóg   hojnie   odpowiedział   na   jego   prośby. 
Obdarzył   go   stygmatami.   Ale   ten   zewnętrzny   znak   męki,   stygmaty,   były   jedynie 
uzewnętrznieniem   jego   wewnętrznych   cierpień   z Chrystusem   cierpiącym.   W naszych 
czasach   ojciec   Pio,   wierny   swemu   powołaniu   zakonnemu   i kapłańskiemu,   dążył 
konsekwentnie do doskonałej miłości. Starał się zgłębić tajemnicę miłości Boga wyrażoną 
w męce Jezusa. Często prosił, aby stać się ofiarą dla miłości Boga. Bóg również hojnie 
odpowiedział na jego prośbę. W jednym z jego życiorysów czytamy:  Nadszedł piątek 20  
września   1918   roku.   Ojciec   Pio   jak   zwykle   klęczał   na   chórze   przed   Ukrzyżowanym  
i odprawiał dziękczynienie. Przez chwilę jakby się zdrzemnął. Wszystkie zmysły i uczucia 
doznały   jakiegoś   wielkiego   ukojenia.   Wtedy   zobaczył   tajemniczą   postać,   którą   oglądał  
wcześniej. Tym razem miała ona jednak ręce, nogi, klatkę piersiową ociekającą krwią. Ten  
widok napełnił go przerażeniem. Czułem — mówi ojciec Pio — że chyba umrę, jeżeli Pan  
nie przyjdzie mi z pomocą. Postać na chwilę cofnęła się, a ja zauważyłem, że moje ręce,  
nogi i pierś zostały przebite i ociekały krwią. Możecie sobie wyobrazić ból, jaki przeżyłem  
i odczuwam po dziś dzień. Rana serca wyrzuca nieustannie porcje krwi. Dzieje się to od  
czwartku wieczorem do soboty. Umieram wprost z bólu i zawstydzenia, lękam się, że umrę  
na skutek upływu krwi, chyba, że Pan wysłucha westchnienia mego biednego serca. Proszę  
Go,   by   przynajmniej   usunął   to   zawstydzenie,   jakiego   doznaję   każdego   dnia   przez   te  
zewnętrzne znaki. Będę Go błagał, zaklinał na wszystko, aby zesłał na mnie najgorsze bóle  
i cierpienia, ale aby odsunął ode mnie te zewnętrzne znaki, które są dla mnie potwornym  
zawstydzeniem i nieopisanym upokorzeniem
.

Bóg   hojnie   odpowiada   na   prośby   swoich   świętych.   Każdy   z nas   niech   prosi   o to,   o co 
powinien prosić, co dyktuje mu jego własne serce. Miejmy świadomość, że nasza prośba 
może stać się naszą pułapką. Bóg może bowiem na serio potraktować nasze prośby, tak jak 
na   serio   potraktował   prośbę   św.   Franciszka   z Asyżu,   św.   Maksymiliana   Kolbego,   bł. 
Damiana, o. Pio i wielu innych świętych.

A oto   pragnienie   Karola   de   Foucauld,  szaleńca   Bożego  naszych   czasów,   które   wyraził 
w swoim dzienniczku. Pisał tak:  Pragnij i myśl o tym, że musisz umrzeć jako męczennik,  
obrabowany  ze  wszystkiego,  rozciągnięty   na  ziemi,   nagi,  pokryty   ranami  i krwią,  zabity 
gwałtownie, boleśnie. Pragnij, żeby się to stało dzisiaj
. I stało się tak, jak pisał w swoim 
dzienniku i jak tego pragnął. Pierwszego grudnia 1916 roku został w sposób gwałtowny 
i brutalny zabity w swej pustelni przez Beduinów.

background image

Prośmy   Jezusa   ukrzyżowanego,   abyśmy   mogli   —   choć   w bardzo   ograniczonych 
i zawężonych   warunkach   —   przeżyć   to,   co   przeżył   w czasie   swojej   męki   i śmierci. 
Wyraźmy   pragnienie   towarzyszenia   Jezusowi   w Jego   drodze   od   Ogrójca   aż   po   krzyż, 
prosząc Go, aby otworzył nam nasze serce i ukazał nam to, czego wówczas doświadczał. 
Prośmy także, aby nasze współuczestnictwo w Jego cierpieniu i udręce On sam przemieniał 
w doświadczenie radości i pociechy z Jego Zmartwychwstania.

XXV. POSŁUSZEŃSTWO EWANGELICZNE

 

1. Posłuszeństwo Jezusa

Doskonały wzór posłuszeństwa kryje się w tajemnicy Trójcy.

Między   Ojcem,   Synem   i Duchem   Świętym   wszystko   jest   słuchaniem,   przyjmowaniem  
i dawaniem.

Jeżeli   chcesz   poznać   podstawowe   motywy   swego   posłuszeństwa,   kontempluj   Trójcę.  
Posłuszeństwo nie jest wynalazkiem ludzkim. Jest ono wyrazem samej istoty Boga
 — mówi 
P. M. Delfieux.

Całe   życie   Chrystusa   skupia   się   na   posłuszeństwie   swojemu   Ojcu.   Jezus   wielokrotnie 
podkreśla potrzebę poddania swojej woli, woli Ojca. W Jezusie istniała jakaś  niemożność 
działania według swojej woli: Ja sam z siebie nic uczynić nie mogę — mówi Chrystus (J 5, 
30).

Ze   względu   na  Bóstwo   Chrystusa,   Jego   posłuszeństwo   Ojcu   posiada   jednak   szczególny 
charakter. Jezus żyjąc na ziemi, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, 
lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi
 (Flp 2, 
6–7).

To   szczególne   posłuszeństwo   Jezusa   Ojcu   staje   się   najgłębszym   prawem   odkupienia 
ludzkości.

2. Nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał

chociaż   był   Synem,   nauczył   się   posłuszeństwa   przez   to,   co   wycierpiał  (Hbr   5,   8). 
Cierpienie było dla Jezusa szkołą posłuszeństwa Ojcu. Jezus, chociaż był Synem Bożym, nie 
był   poddany   woli   Ojca   w jakiś   automatyczny   sposób.   Posłuszeństwo   Chrystusa   było 
owocem Jego osobistej decyzji podjętej w wolności. Z decyzją tą był związany trud i walka 
wewnętrzna. Posłuszeństwo swojemu Ojcu Jezus okupił cierpieniem.

background image

3. Kto was słucha, Mnie słucha

Jezus   zapewnia  nas:  Kto   was   słucha,   Mnie   słucha  (Łk   10,   16).   Ostatecznym   motywem 
naszego   posłuszeństwa   Kościołowi   może   być   tylko   oddanie   się   Chrystusowi,   na 
podobieństwo Jego oddania się Ojcu.

Człowiek wierzący będąc posłusznym ludziom, nie słucha ich najpierw dla ich osobistej 
ludzkiej dobroci, wiedzy czy świętości. Ale słucha ich przede wszystkim dlatego, iż dani mu 
są przez Chrystusa. Będąc posłusznym Kościołowi, staje się posłusznym Chrystusowi.

To miłość do Chrystusa, jako głowy Kościoła, każe człowiekowi wierzącemu przechodzić 
ponad   ograniczeniami   i słabościami   pośredników.   Ich   słabości   i ułomności,   choć   są 
bolesnym doświadczeniem, nie umniejszają sensu posłuszeństwa ich nakazom wydawanym 
w imieniu Chrystusa.

Przez   posłuszeństwo   wyrażamy   wiarę.   Sami   jesteśmy   grzeszni   i słuchamy   innych   ludzi 
grzesznych.  Jeżeli wstydzilibyśmy się Kościoła, bylibyśmy  nieludzcy tam, gdzie Bóg jest  
ludzki, wstydzilibyśmy się naprawdę samego Jezusa Chrystusa
 — mówi K. Barth.

4. Dwie płaszczyzny posłuszeństwa

Św. Ignacy zachęca, aby przyzwyczaić się  nie patrzeć, kim jest ten, kogo słuchamy, lecz  
raczej Ten, dla którego jesteśmy posłuszni. A jest nim Chrystus Pan
!

Mamy tutaj wyróżnione dwie płaszczyzny posłuszeństwa:

— płaszczyzna czysto ludzka odnosząca się do konkretnych ludzi, których słuchamy oraz

— płaszczyzna wiary, która mówi nam o Tym, dla którego jesteśmy posłuszni, a jest nim 
Chrystus Pan
.

Pomimo  jednak  absolutnego  pierwszeństwa  płaszczyzny wiary,  płaszczyzny  ludzkiej  nie 
można   ani  lekceważyć,   ani  tym  bardziej  pomijać.   Kluczem  do dobrego  funkcjonowania 
posłuszeństwa   na   płaszczyźnie   wiary   jest   dobre   zrozumienie   tego,   co   dzieje   się   na 
płaszczyźnie ludzkiej.

Wzajemna   akceptacja,   życzliwość,   braterska   miłość,   szczery   dialog   są   nieodzownym 
warunkiem   posłuszeństwa.   Istnieje   bowiem   niebezpieczeństwo   zakrywania   braków   na 
płaszczyźnie   ludzkiego   spotkania   pomiędzy   przełożonym   i podwładnym   łatwym,   tanim 
odwoływaniem się do płaszczyzny wiary.

Ani przełożony, ani podwładny nie powinni odwoływać się do płaszczyzny wiary, zanim nie 
spełnią wszystkiego, co należy do ich obowiązku na płaszczyźnie ludzkiej.

background image

Jak przełożony nie nakazuje we własnym imieniu, tak również i podwładny nie przyjmuje 
nakazów w swoim własnym. Obaj spotykają się na gruncie wiary w działanie woli Boga 
w ich wspólnym spotkaniu.

5. Dynamiczne i statyczne rozumienie woli Bożej

Istotnym problemem w posłuszeństwie jest właściwe rozumienie woli Bożej. Tylko wola 
Boga   może   usprawiedliwić   rezygnację   z własnej   woli,   aby   w wolności   poddać   ją   woli 
przełożonego.   W podejściu   do   woli   Bożej   możemy   wyróźnić   dwa   uzupełniające   się 
podejścia: dialogiczne oraz niedialogiczne.

a)   W podejściu   dialogicznym   wola   Boża   rozumiana   jest   jako   spotkanie   dwóch 
rzeczywistości: wezwania Bożego i odpowiedzi człowieka przyjętej w wolności.

Wezwanie Boże jest pierwsze, odpowiedź człowieka jest druga. Bóg wzywa, a człowiek 
odpowiada. Bóg mówi, człowiek słucha.

Między tymi dwoma biegunami kształtuje się wola Boża.  Człowiek sam pod okiem Boga  
decyduje   o własnym   losie
  —   mówi   Sobór   Watykański   II.   W tym   stwierdzeniu   Soboru 
widzimy wyraźnie podkreślenie dialogicznego rozumienia woli Bożej.

Dialogiczne  podejście  do woli   Bożej  jest   jednocześnie  podejściem  dynamicznym.   Jeżeli 
wiernie   odpowiadamy   Bogu   na   Jego   wołanie,   Jego   wola  rośnie  wraz   ze   wzrostem 
człowieka.

Człowiek   wzywany   jest   wówczas   do   dawania   Bogu   coraz   to   dojrzalszej   i pełniejszej 
odpowiedzi.   Jeżeli   człowiek   w swojej   gnuśności   duchowej   zamknąłby   się   w sobie   i nie 
wzrastałby wewnętrznie, wówczas Pan Bóg — szanując wolność człowieka —  zmuszony 
byłby  dostosować  swoją   wolę   do   ograniczonych   możliwości   człowieka   z powodu   złego 
używania wolności.

b)  W podejściu   niedialogicznym   wolę   Bożą   traktuje   się   jako   statyczny  niezmienny   plan 
Boga przyjęty od wieków. Człowiek winien ten plan odnaleźć i dostosować się do niego.

Te dwa podejścia do woli Bożej nie powinny być rozważane w opozycji do siebie. Jedno 
podejście winno uzupełniać drugie. Każde z nich, brane oddzielnie, nie wyczerpuje całego 
bogactwa woli Bożej.

Oba   pojęcia   woli   Bożej   mają   też   swoje   ograniczenia   i kryją   w sobie   określone 
niebezpieczeństwa.   I tak   w podejściu   dialogicznym   istnieje   niebezpieczeństwo   zbytniego 
aktywizmu człowieka. Człowiek może też ulegać pokusie traktowania Boga jako partnera 
w dialogu.   Dialog   człowieka   z Bogiem,   to   dialog   dwóch  nierównych  istot:   Stwórcy 
i stworzenia, Pana i sługi, Ojca i dziecka.

background image

Z niedialogicznym podejściem do woli Bożej wiąże się natomiast pokusa bierności. Pod 
wpływem   tej   bierności   człowiek   może   zwalniać   się   z zaangażowania   w rozeznawanie 
i szukanie woli Bożej. Całą odpowiedzialność zrzuca się wówczas na innych; głównie na 
wspólnotę, w której się żyje lub też na przełożonych. Powołując się na literę prawa, możemy 
uzasadniać swoją bierność, pasywność życiową.

Statyczne   podejście   do   woli   Bożej   może   owocować   pasywnością   wobec   powierzonych 
zadań.   Pasywności   tej   może   jednocześnie   towarzyszyć   złudne   poczucie   bezpieczeństwa 
i pewności siebie.

Jest   to   sytuacja   niebezpieczna   dla   życia   duchowego,   ponieważ   może   rodzić   się   z niej 
duchowe lenistwo i życiowa inercja. W takiej sytuacji posłuszeństwo nie będzie twórcze. 
Ograniczy się ono do zewnętrznej wierności literze prawa.

Dialogiczne podejście do woli Bożej nie daje takiej pewności siebie. Człowiek uświadamia 
sobie, iż wezwanie, jakie Bóg kieruje do niego, zależy od otwarcia się na działanie Ducha  
Świętego.

W ewangelicznym   rozumieniu   woli   Bożej   muszą   spotkać   się   dwie   z pozoru   sprzeczne 
pomiędzy sobą rzeczywistości: niezmienny plan Boga wobec człowieka z Jego nieustannie 
odnawiającym wszystko działaniem; odwieczna i wierna miłość z ciągle nowym i twórczym 
wezwaniem.

6. Dojrzewanie do posłuszeństwa

Posłuszeństwo   woli   Bożej   wymaga   pewnego   stopnia   ludzkiej   dojrzałości.   Człowiek 
całkowicie   niedojrzały,   który   nie   widzi   własnego  samolubstwa,   niedołęstwa,  
nieumiejętności  i pychy
  — jak mówi   T.  Merton,  patrzy  na  całą  rzeczywistość w sposób 
egocentryczny.   Nadmiernie   koncentruje   się   na   swoich   nieuporządkowanych   uczuciach 
i popędach.

Człowiek taki nie będzie w stanie zrezygnować z własnej woli, aby poddać ją woli Bożej 
wyrażonej   poprzez   wolę   przełożonego.   Pokorne   i uległe   poddanie   swojej   woli   woli 
przełożonego wymaga od chrześcijanina pokonywania egocentryzmu; wymaga obiektywnej 
oceny   rzeczywistości,   w której   żyje;   wymaga   panowania   nad   swoimi   negatywnymi 
uczuciami i odruchami.

Niedojrzałość   człowieka   ujawnia   się   w niepewności   siebie,   kompleksach   niższości, 
skrywanej wrogości lub jawnej agresji wobec innych, a zwłaszcza w pysze. Wszystko to 
sprawia, że posłuszeństwo drugiemu człowiekowi staje się bardzo trudne, a nawet wprost 
niemożliwe.

a) Niedojrzałość w posłuszeństwie

background image

W posłuszeństwie niedojrzałość może ujawnić się w dwu zasadniczych postawach: z jednej 
strony  w przesadnej   uległości   motywowanej   lękiem  o siebie  złączonym   zwykle  z lękiem 
przed   autorytetem;   z drugiej   zaś   w buncie,   gniewie   i skrytej   wrogości.   W obu   tych 
postawach autorytet traktowany jest jako zagrożenie.

W pewnych   sytuacjach   dominować   może   uległość   motywowana   lękiem;   bunt,   gniew 
i wrogość mogą być natomiast zamaskowane. W innych zaś wypadkach na zewnątrz ujawni 
się gniew, wrogość i bunt, a lękowa uległość może być skrzętnie maskowana.

Człowiek niedojrzały będzie w posłuszeństwie oscylował pomiędzy gniewem i wrogością 
a uległością motywowaną lękiem.

Jeżeli   w posłuszeństwie   człowieka   dominować   będzie   przede   wszystkim   uległość 
motywowana   lękiem   z jednoczesnym   zamaskowanym   buntem,   to   wówczas   może   mu 
towarzyszyć subiektywne przekonanie, że jest bardzo posłuszny.

Jednym z przejawów ukrytej wrogości wobec przełożonego jest tendencja do krytyki, która 
zatrzymuje się tylko na brakach i błędach. Człowiek niedojrzały będzie najczęściej patrzył 
na decyzje przełożonego tylko poprzez pryzmat własnej osoby. Nie będzie natomiast umiał 
dostrzec szerokiego kontekstu wspólnoty, w której żyje.

b) Dojrzałość w posłuszeństwie

Na   tle   przejawów   niedojrzałości   w posłuszeństwie   łatwiej   nam   będzie   scharakteryzować 
postawę dojrzałości, której wymaga ewangeliczne posłuszeństwo.

Po   pierwsze   —   zasadniczym   motywem   ewangelicznego   posłuszeństwa   jest   pragnienie 
naśladowania   Jezusa   posłusznego   swojemu   Ojcu   aż   do   śmierci.   Stąd   też   dojrzałe 
posłuszeństwu  nie  zna  lęku  o siebie,  obawy  przed autorytetem,  chęci  przypodobania  się 
przełożonemu   czy   też   szukania   własnej   korzyści   lub   uznania   w oczach   przełożonego. 
Pokornego   podlegania   przełożonemu   nie   odbiera   się   jako   pomniejszanie   się   przed 
człowiekiem,   ale   wyraz   uległości   wobec   samego   Boga   objawiającego   swoją   wolę   także 
poprzez ludzi.

Po   drugie   —   dojrzałe   posłuszeństwo   cechuje   pozytywne   nastawienie   do   osoby 
przełożonego. Pozwala to na swobodne wyrażanie swoich opinii, nawet wówczas, kiedy są 
to opinie krytyczne. Przedstawianie swojego krytycznego zdania nie jest jednak atakiem na 
osobę   przełożonego,   ale   wyraża   troskę   o wypełnienie   woli   Bożej.   W sytuacjach 
konfliktowych   podwładny   umie   wówczas   zapanować   nad   rodzącymi   się   odruchami 
niechęci.

Kolejnym   ważnym   przejawem   dojrzałości   w posłuszeństwie   jest   szczerość   i otwartość 
wobec przełożonego. Podwładny umie wówczas nie tylko przedstawić swoje propozycje, 
krytyczne   opinie,   ale   także   odsłonić   swoje   słabości   ludzkie;   słabości,   które   mogłyby 
przeszkadzać w realizacji powierzonego mu  zadania. Szczerość wobec przełożonego jest 

background image

ogromną pomocą zarówno dla przełożonego jak i dla podwładnego we wspólnym szukaniu 
i rozeznawaniu woli Bożej.

Możliwość błędu  w decyzji  przełożonego  będzie  tym mniejsza,  im spotka  się  z większą 
szczerością   i otwartością   wspólnoty.   Szczerość   i otwartość   w posłuszeństwie   winna 
wypływać z troski o znalezienie woli Bożej w decyzji przełożonego. Ta otwartość leży więc 
w interesie zarówno przełożonych jak i tych, którzy podlegają jego władzy.

7. Posłuszeństwo zakonne

Zakonnicy  — stwierdza Sobór Watykański II w Dekrecie o przystosowanej odnowie życia  
zakonnego Perfectae caritatis
 — przez profesję posłuszeństwa poświęcają całkowicie wolę  
swoją Bogu, jakby składając ofiarę z siebie, a przez to jednoczą się trwalej i bezpiecznej ze 
zbawczą wolą Boga.

Posłuszeństwo   zakonników   jest   jednak   darem   nie   tylko   dla   nich   samych,   ale   dla   całej 
wspólnoty Kościoła. Zrozumienie sensu posłuszeństwa zakonnego, pozwoli także osobom 
świeckim   oraz   księżom   diecezjalnym   zrozumieć   istotę   posłuszeństwa   Kościołowi 
hierarchicznemu, a poprzez niego samemu Chrystusowi.

a)  Zakonnik   poprzez   ślub   posłuszeństwa   świadomie   i dobrowolnie   rezygnuje   z pełnienia 
swojej woli, aby móc całkowicie pełnić wolę Bożą. W posłuszeństwie zakonnym wyraża się 
więc   pełne   zaufanie   do   Boga,   że   w Jego   woli   objawia   się   dobro   i szczęście   człowieka. 
Oddając swoją wolę do dyspozycji Pana Boga zakonnik wyraża  tym samym  pragnienie 
Boga i Jego miłości. Oddaje wszystko, nawet własną wolę, aby móc doświadczyć Boga 
i Jego miłości.

b) Zakonnik nie odkrywa jednak woli Bożej sam, ale poprzez swoich przełożonych. Sobór 
zachęca:  Niech  przeto   zakonnicy   w duchu  wiary   i umiłowania   woli  Bożej   okazują  swym  
przełożonym, zgodnie z przepisami reguł i konstytucji pokorną uległość
.

Przełożeni w szukaniu woli Bożej odwołują się nie tylko do własnego subiektywnego sądu, 
ale reguł i konstytucji, które otrzymały oficjalną aprobatę Kościoła i określają ściśle jego 
misję.

Poddając się woli przełożonych, którzy działają zgodnie z regułami zakonnymi, zakonnik 
jednoczy się  trwalej i bezpiecznej z wolą  Bożą. Tak więc posłuszeństwo  jest bezpieczną 
drogą do Boga.

c) Posłuszeństwo zakonne, choć ma być pokorne i uległe, nie może być jednak nigdy ślepe 
i bezmyślne.   Zakonnik   poddając   swoją   wolę   woli   przełożonych,   nie   staje   się   przez   to 
manekinem,   jak   wielu   mylnie   sądzi.   Nierzadko   ukazywano   posłuszeństwo   zakonne 
w sposób karykaturalny spaczając w ten sposób jego istotną treść i jego sens.

background image

Zakonnik   w posłuszeństwie   ma   się   okazać   człowiekiem   zaangażowanym,   wrażliwym 
i inteligentnym. Winien brać pod uwagę zarówno treści i sens powierzonego mu zadania, jak 
również uwzględniać warunki, w których ma ono być wykonane.

W spełnieniu powierzonej mu misji winien wykorzystać wszystkie dary, jakimi obdarzył go 
Bóg: zdolności naturalne, ludzkie doświadczenie, otrzymane łaski, winien włożyć w nie całe 
swoje serce.

Tego, co spełnia z polecenia przełożonego, nie wykonuje jednak dla niego, ale dla Chrystusa 
i Kościoła.   Wykonywanie   poleceń   przełożonych   bez   osobistego   zaangażowania,   choćby 
wydawało   się   być   dokładnym   spełnianiem   litery,   może   być   niewiernością   ślubowi 
posłuszeństwa. Zakonnik winien bowiem spełniać polecenie całą swoją osobą.

d) Sobór nie ukrywa, że posłuszeństwo zakonne jest związane z ofiarą:  Zakonnicy przez 
profesję   posłuszeństwa   poświęcają   całkowicie   wolę   swoją   Bogu   jakby   składając   ofiarę  
z siebie
.

Rezygnacja z pełnienia swojej woli dotyka w człowieku jego wolności. Takie korzystanie 
z własnej   wolności,   w której   poddaje   się   swoją   wolę   woli   drugiego,   wiąże   się   z ofiarą, 
z cierpieniem.

Z posłuszeństwem   wiąże   się   zaparcie   się   swojej   woli,   rezygnacja   z tego,   co   w nas   jest 
bardzo ludzkie: z naszych ludzkich upodobań, przyzwyczajeń, planów, zamiarów.

Ofiara   związana   z posłuszeństwem   uwidacznia   się   szczególnie   w momentach   napięć, 
nieporozumień i konfliktów, które mogą  powstać pomiędzy podwładnym a przełożonym. 
W takich sytuacjach trzeba wielkiej wiary i miłości, aby pokornie przyjąć przełożonego jako 
zastępcę Chrystusa, oddając się posłudze innym pod jego kierunkiem.

Podobnie jak Chrystus nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, tak i my uczymy 
nie nieraz dojrzałego posłuszeństwa przez cierpienie.

8. Przełożony

Już sama nazwa mówi, że jest on pierwszy. Nie w porządku hierarchii, pierwszeństwa czy  
nawet   świętości.   On   jest   pierwszy   posłuszny.   Pierwszy,   który   chce   się   podporządkować  
wspólnie uznanej regule, a przez to samo pociągać do tego całą wspólnotę. Pierwszy, który  
chce pełnić wolę Ojca i przypominać o niej tobie, swemu bratu
 — mówi P. M. Delfieux.

Powyższe   słowa   mogą   być   dobrym   komentarzem   do   słów   Soboru   Warykańskiegi   II: 
Przełożeni, sami ulegli woli Bożej w pełnieniu swego zadania, niech władzę swoją sprawują  
w duchu służby braciom, tak, żeby przez to wyrazić ową miłość, jaką Bóg ich miłuje.

background image

Bycie przełożonym jest pełnieniem posługi zarówno wobec Boga, jak również wobec braci. 
Stąd też przełożony winien troszczyć się o odczytanie wszystkich znaków woli Bożej, tak by 
jego decyzje wypływały rzeczywiście z uległości wobec woli Bożej.

Istotą   zaś   każdej   woli   Boga   wobec   człowieka   jest   miłość.   Sprawowanie   władzy   przez 
przełożonych winno odzwierciedlać tę miłość, jaką w swojej woli Bóg kieruje do człowieka. 
Miłość   ta   wyrazi   się   w ojcowskiej   postawie   zarówno   wobec   całej   wspólnoty,   jak 
i poszczególnych jej członków.

Sobór mówi: Przełożeni  niech kierują podwładnymi jako dziećmi Bożymi i z szacunkiem 
należnym   osobie   ludzkiej   starają   się   o to,   aby   ich   posłuszeństwo   było   dobrowolne

W rządzeniu przełożeni winni mieć na względzie dobro nie tylko powierzonej im misji, ale 
także dobro ludzi, którzy wraz z nimi tę misję spełniają.

Styl rządzenia i wydawania decyzji przełożonych, winien pobudzać wolność podwładnych. 
Ogromnie   ważną   rzeczą   w wydawaniu   poleceń   jest   odpowiednie   ich   uzasadnienie. 
Podwładni, którzy przyjmują decyzje przełożonego jako wyraz woli Bożej, winni mieć tę 
pewność, iż przełożony troszczy się o odczytanie znaków woli Bożej.

Samowolność   decyzji,   odwoływanie   się   do   własnych,   nie   zawsze   rozeznanych   odczuć, 
kaprysów,   mogłoby   budzić   u podwładnych   słuszne   wątpliwości,   czy   podleganie 
przełożonemu  w takim sposobie rządzenia  jednoczy się trwalej i bezpiecznej ze zbawczą  
wolą Boga
.

Oczywiście w takiej sytuacji, w której podwładny miałby wyraźne wątpliwości, czy decyzja 
przełożonego   jest   dla   niego   wyrazem   woli   Bożej,   ma   prawo   odwołać   się   do   swojego 
wyższego przełożonego.

Przełożeni  niech   do   tego   wdrażają   podwładnych,   żeby   w pełnieniu   obowiązków 
współpracowali   przez   posłuszeństwo   aktywne   i   z poczuciem   odpowiedzialności

Wychowanie podwładnych do aktywnego posłuszeństwa dokonuje się przede wszystkim 
poprzez wzajemny dialog przełożonego z podwładnym.

O ten dialog winni być zatroskani zarówno przełożeni jak i podwładni. Podwładny winien 
przedstawić swoje trudności, wątpliwości i problemy.  Chodzi szczególnie o te problemy, 
które utrudniałyby lub też wprost uniemożliwiały wykonanie zadań zleconych mu  przez 
przełożonych.

Sobór zobowiązuje przełożonych do tego, aby byli gotowi wysłuchać swoich podwładnych: 
Niech   więc   przełożeni   chętnie   słuchają   zdania   członków   i pobudzają   ich   do   wspólnego 
wysiłku dla dobra instytutu i Kościoła
.

Ostateczna   decyzja   winna   jednak   należeć   do   przełożonego.   Sobór   broni   wolności 
przełożonego przed zbytnimi naciskami ze stony podwładnych przestrzegając, aby dialog 

background image

przełożonego   z podwładnym   nie   przynosił   ujmy   dla   jego  władzy   decydowania 
i nakazywania tego, co należy czynić
.

Na zakończenie przytoczmy piękną refleksję G. Bernanosa z Dialogu karmelitanek:  Moje 
córki, możliwe, że w waszym wieku posłuszeństwo wydaje się jeszcze miękką poduszeczką,  
na której można pozwolić spocząć głowie. Ale my wiemy, że posłuszeństwo, choć tak różne  
od rozkazywania, jest także ciężarem. Tak, tak, moje córeczki, równie trudno jest nauczyć  
się słuchać, jak rozkazywać. Być posłusznym to nie znaczy pozwolić się biernie prowadzić,  
tak jak ślepy daje się prowadzić swemu psu. Zakonnica, tak stara jak ja, nie pragnie niczego  
więcej   niż   umrzeć   w posłuszeństwie,   ale   w posłuszeństwie   czynnym   i świadomym.   Nie 
rozporządzamy niczym na tym świecie, to jasne. Niemniej to prawda, że nasza śmierć jest  
śmiercią naszą, nikt nie może umrzeć zamiast mnie
.

Te piękne słowa włożone przez G. Bernanosa w usta starej doświadczonej przeoryszy, które 
wypowiada w obliczu śmierci męczeńskiej, pokazują nam, iż posłuszeństwo ewangeliczne 
nie   wynika   bynajmniej   z postawy   bierności   wobec   życia.   Nie   jest   ono   też   ucieczką   od 
odpowiedzialności za siebie i innych.

Wprost   przeciwnie.   W posłuszeństwie   człowiek   aktywnie   ofiaruje   swoje   życie   Bogu   na 
służbę bliźnim. Poddanie swojej woli drugiemu człowiekowi w imię Chrystusa, wymaga 
wielkiej odwagi, równej odwadze, jaka konieczna jest w chwili śmierci.

Nie rozporządzamy niczym na tym świecie. Prawda ta ujawnia się najpełniej w momencie 
naszej   śmierci,   kiedy   musimy   zostawić   wszystko,   aby   móc   powierzyć   się   tylko   Bogu. 
Jedyną   rzeczą,   jaką   naprawdę   posiadamy,   jest   nasza   własna   śmierć,   którą   możemy 
dobrowolnie przyjąć i oddać Bogu.

Posłuszeństwem   ewangelicznym   uprzedzamy   ten   ostateczny   ludzki   akt,   jakim   jest 
opuszczenie   wszystkiego   i przyjęcie   własnej   śmierci,   aby   móc   złączyć   się   na   zawsze 
z Bogiem.

Dzięki   posłuszeństwu   już  za   życia  przyjmujemy   własną   śmierć,   oddajemy   bowiem   do 
dyspozycji Boga to, co stanowi o istocie naszego człowieczeństwa: naszą wolność.

Umieranie z Jezusem jest jednak zawsze jednoczesnym zmartwychwstaniem razem z Nim, 
dlatego też posłuszeństwo obdarza nas radością i pokojem wewnętrznym nie tylko kiedyś 
w wieczności, ale już teraz — na ziemi.

JAK MOŻNA WYKORZYSTAĆ PROPONOWANE ROZWAŻANIA?

 

1. Dla odprawienia trzeciego tygodnia Ćwiczeń

background image

a) Warunki odprawienia ośmiodniowych rekolekcji ignacjańskich trzeciego tygodnia

Niniejszymi   rozważaniami   można   posłużyć   się   do   odprawienia   pełnych   ośmiodniowych 
rekolekcji ignacjańskich trzeciego tygodnia.

Jeżeli rekolektant pragnie uczynić Ćwiczenia duchowne szkołą życia wewnętrznego, dobrze 
jest kolejne tygodnie odprawiać w odstępach mniej więcej jednego roku. Czas pomiędzy 
kolejnymi   tygodniami  Ćwiczeń  trzeba   wówczas   wypełnić   stopniowym   pogłębianiem 
przeżytych treści przyjętych w trakcie dni rekolekcyjnych. Podstawą odprawienia trzeciego 
tygodnia jest uprzednie przeżycie pierwszego i drugiego tygodnia 

3

.

Pierwszym   warunkiem   odprawienia   rekolekcji   ignacjańskich   jest   odejście   od   swojego 
codziennego   zaangażowania   przez   zmianę   miejsca.   Św.   Ignacy   zachęca,   aby   na   czas 
ćwiczeń udać się do innego domu lub też przynajmniej zamieszkać w innym pokoju. W ten 
sposób możemy oderwać się od swojej codzienności życiowej i pełniej oddać się modlitwie 
rekolekcyjnej.

Drugim   ważnym   warunkiem   jest   nawiązanie   kontaktu   z doświadczonym   kierownikiem 
duchowym,   który   towarzyszyłby   odprawiającemu   trzeci   tydzień   poprzez   codzienne 
rozmowy indywidualne. Usilnie zachęca się, aby nie odprawiać ośmiodniowych rekolekcji 
ignacjańskich   (z   pełnym   milczeniem   i wyciszeniem   wewnętrznym)   bez   kierownictwa 
duchowego. Dotyczy to szczególnie osób, które posiadają głębsze problemy emocjonalne 
czy   też   psychiczne.   Wchodzenie   w siebie   domaga   się   gruntownego   rozeznania   swoich 
stanów duchowych poprzez kierownictwo duchowe.

Trzecim   warunkiem   jest   wejście   w pełne   milczenie   i wyciszenie   wewnętrzne   połączone 
z hojnym zaangażowaniem się w cały program rekolekcji.

b) Szczegółowy program ośmiodniowych rekolekcji

Dla   tych,   którzy   chcieliby   w oparciu   o niniejszą   książkę   odprawić   8–dniowe   rekolekcje 
trzeciego tygodnia  Ćwiczeń  z pełnym milczeniem oraz z indywidualnych kierownictwem, 
podajemy   poniżej   szczegółowy  plan  korzystania   z proponowanych   rozważań.   Jest   on 
odzwierciedleniem programu proponowanego w domach rekolekcyjnych, w których udziela 
się Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli.

DZIEŃ ROZPOCZĘCIA:
po południu I. WSTĘP DO KONTEMPLACJI MĘKI JEZUSA
II. OFIARA ABRAHAMA, IZAAKA I JEZUSA
wieczorem III. BARANA ZŁOŻYŁ W OFIERZE CAŁOPALNEJ ZAMIAST SWEGO 
SYNA

DZIEŃ 1
rano IV. OSTATNIA WIECZERZA

background image

w południe XIX. PRZYPOWIEŚĆ O WINNICY
wieczorem V. UMYCIE NÓG APOSTOŁOM

DZIEŃ 2
rano VI. MODLITWA JEZUSA W OGRÓJCU
w południe XX. MOWA POŻEGNALNA
wieczorem VII. POJMANIE JEZUSA

DZIEŃ 3
rano VIII. JEZUS PRZED WYSOKĄ RADĄ
w południe XXI. EUCHARYSTIA SZKOŁĄ MIŁOŚCI
wieczorem IX. ZAPARCIE SIĘ PIOTRA

DZIEŃ 4
rano X. JEZUS PRZED PIŁATEM
w południe XXII. ŻYWA EUCHARYSTIA
wieczorem XI. JEZUS PRZED HERODEM — JEZUS I BARABASZ

DZIEŃ 5
rano XII. BICZOWANIE, UKORONOWANIE CIERNIEM
w południe XXIII. EUCHARYSTIA ŹRÓDŁEM SIŁY I RADOŚCI
wieczorem XIII. DROGA KRZYŻOWA

DZIEŃ 6
rano XIV. UKRZYŻOWANIE JEZUSA
w południe XXIV. CIEMNA NOC MISTYKÓW I JEZUSA UKRZYŻOWANEGO
wieczorem XV. JEZUS NA KRZYŻU

DZIEŃ 7
rano XVI. ŚMIERĆ JEZUSA
w południe XXV. POSŁUSZEŃSTWO EWANGELICZNE
wieczorem XVII. POGRZEB JEZUSA

DZIEŃ 8
rano XVIII. KONTEMPLACJA CAŁEJ MĘKI JEZUSA
po południu PRZYGOTOWANIE DO SPOWIEDZI I SPOWIEDŹ

c) Propozycja programu dnia rekolekcyjnego

Poniżej   podajemy   także   program   dnia   w czasie   8–dniowych   rekolekcji   ignacjańskich 
odprawianych w pełnym milczeniu. Program zawiera trzy kontemplacje, które poprzedzone 
zostają przygotowaniem i zakończone tzw. refleksją po kontemplacji. Czwarta kontemplacja 
na zakończenie dnia, (bez przygotowania i bez refleksji) jest pewnym podsumowaniem dnia 
w bezpośredniej   rozmowie   z Bogiem.   Jeżeli   to   możliwe,   zachęca   się   do   odprawiania 
czwartej kontemplacji przed Najświętszym Sakramentem.

background image

Zachęca się także, aby — o ile to możliwe — uczestniczyć codziennie w Eucharystii oraz 
korzystać codziennie z rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym.

Proponowany   program   nie   powinien   być   traktowany   w sposób   sztywny.   Może   być 
dostosowywany   do   osobistych   okoliczności.   Długość   kontemplacji   oraz   cały   sposób 
realizacji programu winien być rozeznany z kierownikiem duchowym.

7.00 kontemplacja I
9.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja II
— refleksja po kontemplacji
12.00 lektura rozważania rekolekcyjnego
15.00 kontemplacja powtórkowa
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja III (powtórkowa)
— refleksja po kontemplacji
19.00 kontemplacja IV (powtórkowa)
(bez przygotowania i bez refleksji)
20.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji porannej
przed snem — rachunek sumienia
— przygotowanie osobiste do kontemplacji porannej

2. Dla odprawienia trzeciego tygodnia w życiu codziennym

Z pomocą niniejszych rozważań można również odprawić trzeci tydzień  Ćwiczeń  w życiu 
codziennym
.   Ten   sposób   odprawienia  Ćwiczeń  nie   wymaga   odejścia   od   codziennego 
zaangażowania   w życie   zawodowe,   rodzinne,   wspólnotowe.   Pozostając   w codziennych 
warunkach możemy odprawiać kolejne tygodnie  Ćwiczeń. Takie  Ćwiczenia  domagają się 
jednak   zapewnienia   sobie   stałego   czasu   ma   modlitwę.   Rytm   modlitwy   rekolekcyjnej 
Ćwiczeniach   duchownych  w życiu   codziennym  winien   być   dobrze   przemyślany 
i uzgodniony z kierownikiem duchowym. Jednorazowy blok czasu poświęcony na skupienie, 
refleksję,   lekturę   i modlitwę   rekolekcyjną   winien   trwać   od   jednej   do   dwóch   godzin, 
w zależności od możliwości czasowych oraz intensywności odprawiania  Ćwiczeń. Także 
w tym sposobie odprawiania trzeciego tygodnia konieczne byłoby kierownictwo duchowe. 
Spotkania z kierownikiem mogą jednak odbywać się rzadziej (np. raz w tygodniu). I chociaż 
wyciszenie wewnętrzne miałoby nieco inny charakter niż w rekolekcjach ośmiodniowych, to 
jednak   na   czas  Ćwiczeń  w życiu   codziennym   należałoby   również   szukać   większego 
skupienia wewnętrznego, np. poprzez rezygnację z oglądania programów telewizyjnych.

3. Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

Niniejsze rozważania mogą również być potraktowane jako wprowadzenia do przedłużonej 
modlitwy   osobistej   lub   wspólnotowej.   Nie   jest   wówczas   rzeczą   konieczną   tworzenie 

background image

specjalnych warunków modlitwy. Nie jest też konieczne kierownictwo duchowe. Byłoby 
jednak   rzeczą   ważną,   aby   Czytelnik   rozeznawał   uczucia,   natchnienia   i pragnienia,   które 
będą rodzić się w nim.

Wreszcie   możemy   korzystać   z tych   rozważań   także   na   zasadzie   lektury   duchowej.   Nie 
musimy wówczas czuć się zobowiązani do regularnej modlitwy w oparciu o przedstawione 
treści. 

 

3

 

Rozważania pierwszego tygodnia noszą tytuł Adamie, gdzie jesteś?, natomiast rozważania drugiego tygodnia 

Daj Mi pić.


Document Outline