background image

O. M. A. BELLOUARD O. P.

O D P O W I E D Z I
C H R Y S T U S A

NA PYTANIA LUDZI

WYDAWNICTWO 

APOSTOLSTWA 

MODLITWY 

KSIĘŻA JEZUICI — KRAKÓW, KOPERNIKA 26

background image

ń

Tytuł oryginału francuskiego: »Rćponses du Christ aux 
guestions des homneso. — Wydawnictwo: Spes, Paryż.

Można drukować.

Kraków, dnia 20 VIII 1938.

Ks. Władysław Lohn T. J.

Prowincja! Małopolski

L. 6767/38.

Pozwalamy drukować.

Z Książęco-Metropolitalnej Kurii.

Kraków, dnia 23 VIII 1938.

f Adam Stefan

Ks. Stefan Mazanek

 

kanclerz

i

t

\

i

f

i

I

Drukarnia Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy

background image

WSTĘP.

Głowa  ludzka  pełna  zagadnień,  małych  i  wielkich,

 

błahych  i  poważnych.  Niewiedzący,  lecz  zdolny  do

 

zrozumienia  i  żądny  wiedzy  człowiek,  zadaje  pytania.

 

Jakiż  nawał  pytań  w  tej  biednej  a  szlachetnej  głowie!

 

Jeśli  pytanie  żąda  odpowiedzi,  to  znowu  odpowiedź

 

wywołuje  pytanie.  A  to  poszukiwanie  rozwiązania

 

różnych  zagadnień  nie  kończy  się  nigdy,  i  trwa  od  cza-

 

sów 

jaskiniowych do dnia dzisiejszego.

Człowiek  bada  wszystko:  księżyc,  słońce,  gwiazdy,

 

cały  wszechświat  i  atomy,  kamień  i  serce,  kwiat  i

  su* 

mienie;  szuka  wewnątrz  i  zewnątrz;  pyta  wszystko

 

i  o  wszystko  z  otwartymi  oczyma,  z  natężeniem  słu-

 

cha  i  nie  przestaje  pytać;  wytęża  myśl,  aby  wiedzieć,

 

aby ufać, by działać i żyć.

Z  odpowiedzi,  które  otrzymuje,  jedne  wyjaśniają

 

mu  niektóre  zagadnienia,  inne  nie  dają  żadnego  roz­
wiązania;  jedne  są  naprawdę  światłem  oświecającym

 

mrok,  inne  jeszcze  bardziej  pogrążają  wszystko  w  ciem­
ności.  Pomiędzy  tymi  bowiem,  którzy  dają  odpowiedzi,

 

są  ludzie  prawdomówni  i  wiedzący,  są  jednak  także

 

kłamcy  i  nieuki.  Dlatego  ludzkość  w  swych  poszuki­

waniach bywa często ofiarą pomyłek.

Człowiek  także  przed  Chrystusem  staje  jako  pyta­

jący!  A  Chrystus  odpowiada  na  te  pytania  człowieko­
wi.  Wprawdzie  nie  daje  mu  odpowiedzi  wyczerpują­

background image

6

cych  we  wszystkich  kwestiach,  daje  mu  jednak  odpo*

 

wiedzi  wystarczające.  W  ten  sposób  rozwiązał  człowie

» 

kowi  zagadnienia,  na  które  nigdzie  dotąd  nie  znalazł

 

odpowiedzi.

Niektóre  odpowiedzi  Chrystusa  na  zagadnienia

 

ludzkości  są  poruszone

  w 

tej  książce.  Pozostaje  ich  je*

 

szcze  dużo,  znajdą  swą  kolej  później.  Głębokie

  za* 

gadnienia  duszy  ludzkiej  są  prawie  niezbadane  i  Ewan*

 

gelia  jest  jedyną  księgą,  która  rzuca  na  nie  jasne  świa*

 

tło.  Chrystus,  prawdziwy  Bóg-Człowiek,  znał  dobrze

 

Boga,  znał  również  człowieka,  i  dlatego  słowa  Jego  są

 

dla  człowieka  prawdziwie  słowami  Boga;  Jego  odpo

wiedzi są naprawdę ODPOWIEDZIAMI.

AUTOR.

background image

1

f

(

Nie zabijaj!

»Nauczycielu dobry, co mam czynić, abym

miał  żywot  wieczny

?«  A  Jezus  mu  rzekł: 

»Znasz  przykazanie:  Nie  zabijaj

«.  (Łuk.  XVII. 

19

20

) .

I

Zasada: szanować życie.

1

I.  - CO TO ZNACZY ZABIĆ?

Zabić, to znaczy pozbawić życia, uniemożliwić na 

zawsze podstawowy pęd do urzeczywistnienia się isto*

ty żywej, to powstrzymać przeznaczenie, zamknąć

przyszłość.

II.  - BOG PANEM ŻYCIA I ŚMIERCI.

Ponieważ Bóg jest stwórcą wszystkiego, jest rów* 

nież nieograniczonym władcą. Wszystkie byty, które 

pochodzą od Niego, należą do Niego, wpierw nim na*
leżały do siebie, lub do kogoś innego.

Jeśli mają prawo do życia cudzego, dostały je od 

Boga albo drogą władzy, której im udzielił, albo dro*

gą zależności przyrodzonej, którą ustanowił, tak że

jedne byty zabijają drugie w celu utrzymania własne* 

go życia. I tak zwierzęta zjadają rośliny, człowiek spo*

żywa zwierzęta. Prawo to jest jednak ograniczone mia*

rą rzeczywistej potrzeby, którą Bóg pozwala zaspokoić,

i

I

t

II

background image

8

III.  - DLACZEGO POSZANOWANIE ŻYCIA JEST 

PRAWEM OPATRZNOŚCIOWYM.

1.  Każdy  obowiązany  jest  szanować  życie  własne 

i  bliźniego.  Nie  wolno  odebrać  go  nikomu  bez  ważnej 

moralnej  przyczyny,  która  by  ten  czyn  usprawiedliw 
wiała.

2.  I  to  tym  bardziej,  im  to  życie,  o  którym  jest 

mowa,  jest  wyższe,  piękniejsze,  cenniejsze,  przezna* 
czone dó celu bardziej wzniosłego.

Kwiat  ma  mniejszą  wartość  niż  dusza;  mrówka 

mniej znaczy niż człowiek.

3.  Jeśli  zagadnienie  »zabijać,  czy  nie  zabijać«  od* 

nosi  się  nie  do  ludzi,  znajduje  rozwiązanie  zwykle 
w  tym,  że  jedne  byty  zostały  stworzone  dla  drugich 

i  że  życie  powszechne  opiera  się  na  życiu  jednostek; 
z  tego  powodu  jagnię  żywi  się  roślinami,  wilk  zjada 
jagnię,  a  człowiek  zabija  wilka,  aby  nie  został  przez 
niego rozszarpany.

4.  Jeśli  chodzi  o  życie  ludzkie,  zagadnienie  to  zmie* 

nia  się  zasadniczo  ze  względu  na  cel,  dla  którego  czło* 
wiek  jest  stworzony  i  przeznaczony.  Tu  się  rozgrywa 
dramat  wieczności!  Człowiek  ma  wartość  sam  w  sobie 
i  dla  siebie;  życie  jego  jest  środkiem  doczesnym  do 
osiągnięcia przeznaczenia wiecznego.

Wielkie zastosowania!

Nie  wolno  zabijać,  tzn.  pozbawiać  kogoś  bezprawi 

nie życia.

Czym  jest  jednak  »życie«  dla  człowieka?  Człowiek 

składa  się  i  z  duszy  i  z  ciała,  jest  istotą  śmiertelną 
i  nieśmiertelną,  dla  którego  umrzeć  znaczy,  z  jednej 
strony  powrócić  do  prochu,  z  którego  powstał,  z  dru* 
giej  wejść  do  żywota  wiecznego.  Oto  powód,  dla  kto* 
rego jest różnica między zabiciem człowieka a zwie*

background image

9

rzęcia.  W  człowieku  można  zabić  jego  życie  cielesne, 
moralne  i  duchowe.  Przykazanie  »nie  zabijaj«  odnosi 
się do wszystkich trzech.

1. 

Nie zabijaj ciała.

Nigdy  nie  wolno  zabijać  bliźniego,  za  wyjątkiem 

sprawiedliwej  obrony  życia  jednostki  lub  zbiorowego. 
W  obliczu  bowiem  śmierci,  jeżeli  zamach  na  nasze  ży< 
cie  był  bezprawny,  życie  własne  ma  większą  wartość, 

niż  życie  cudze.  Zabijamy,  aby  ratować  życie  własne. 

Ten,  kto  godzi  na  życie  nasze,  popełnia  przestępstwo; 

broniąc się mamy prawo nawet zabić.

Nie  zabijaj  człowieka  z  powodu  zazdrości  lub  na* 

miętności,  dla  zemsty,  dla  korzyści  materialnej,  dla 
przyjemności  patrzenia  na  czyjąś  śmierć,  w  celu  po* 

zbycia  się  rywala,  dla  przeszkodzenia  czyjemuś  szczę* 
ściu,  aby  zdobyć  miejsce  wroga.  Jeśli  dla  tych  powo* 
dów  zabijesz  bliźniego,  będziesz  mordercą.  Odpowiesz 
przed  Bogiem  za  skutki  twego  czynu.  »Krew  wylana 
woła przeciw tobie« mówi Pismo św.

Nie zabijaj życia dziecka w łonie matki.

Pomiędzy  zniszczeniem  ziarnka,  trawy  lub  kłosu 

nie  ma  zasadniczej  różnicy.  Jest  to  tylko  kwestia  czasu. 
Zabić  człowieka  czterdziestoletniego,  trzechletniego, 
trzymiesięcznego,  zabić  go  po  urodzeniu,  czy  też  przed 
urodzeniem  —  to  znaczy  być  w  każdym  wypadku  mor* 
dercą.  A  im  istota  jest  słabsza,  aby  się  obronić,  tym 
zbrodnia  jest  wstrętniejsza.  We  wszystkich  wypadkach 
niszczy  się  życie  albo  od  chwili  jego  poczęcia,  albo 
w chwili jego pełnego rozkwitu.

Ani  pobłażanie  opinii  publicznej,  ani  wielka  liczba 

tych,  którzy  popełniają  tę  zbrodnię,  ani  milczenie,  jakie 
ją  pokrywa,  ani  bezkarność,  która  do  niej  zachęca,  nie 

uchronią od nazwy mordercy tego, kto się tego czynu

background image

10

dopuszcza.  Mimo  swej  winy,  matka  nieślubnego  dziec* 

ka,  tak  często  pogardzana,  jest  mniej  pogardy  godna 
niż  ta,  która  matką  nie  została,  gdyż  zabiła.  Nieślubna 
matka uszanowała życie.

Nie  wystarczy  umyć  rąk,  podobnie  jak  Piłat,  i  po* 

kazać  je  czyste  opinii,  która  uniewinnia  i  wielbi,  aby 
być  czystym  wobec  Boga.  Zostanie  krew  niewidzialna, 
którą  Pan  Bóg  widzi.  Można  być  Kainem,  nie  nosząc 

tego  imięnia.  Każdy  jest  Kainem  (mordercą),  kto  zabił 
istotę  małą  lub  dużą  dobrowolnie  i  bezprawnie  z  ja* 
kiegokolwiek powodu.

2. 

Nie zabijaj serca.

Serce jest siedliskiem uczuć. Ono ma własne życie 

i

powstałe z najtkliwszych uczuć, które promieniują na 

v

tych,  których  kocha  i  które  przyjmuje  od  tych,  któ* 
rzy je kochają.

Serce żony; serce matki, serce dziecka, serce 

,

dziewczyny, każde serce, które kocha! 

j

Jakie prawo masz do tego serca i jego życia?

A  możesz  zabić  je  przez  ból,  jaki  mu  zadajesz,  przez 
miłość,  z  której  robisz  igraszkę,  przez  rozpacz,  w  jaką 
je pogrążasz.

Nie  zabijaj  serca,  niszcząc  jego  uczucie,  przez  rzu* 

cenie  potwarzy  na  istotę,  która  była  dla  kogoś  rado* 
ścią i mocą.

Nie  zabijaj  serca  przez  okrutną  zdradę,  przez  nie* 

dotrzymanie  obietnic,  jakie  dałeś,  przez  porzucenie  go 
w pustynię zwykłego opuszczenia. 

i

Nie  zabijaj  serca  odbierając  mu  piękno  czystej 

miłości,  aby  je  skłonić  do  kochania,  które  jest  tylko 
niską zmysłowością i namiętnym pożądaniem.

Serce  umarłe!  Jak  dużo  jest  serc  umarłych!  Jedne 

umarły przez chorobę, inne popełniły samobójstwo.

background image

11

Ale inne, i to bardzo liczne, zostały zabite. Istnieje ich 
zabójca. Który? Gdzie się znajduje obecnie?

Często  głębokie  milczenie  serc  umarłych  sprawia, 

że  morderca  przechodzi  niezauważony.  »Co  dziwniej* 
szeL.  żyje  się  nawet  z  sercem  zabitym«.  Możliwe. 
Ale  jakim  życiem?  I  tyle  pięknych  rzeczy  ginie  na 

ziemi między ludźmi — przez śmierć serca.

3. 

Nie zabijaj szlachetnych marzeń!

One  są  miarą  wielkości  życia!  Przez  nie  urzeczy* 

wistnia  się  to,  co  jest  w  nim  najlepszego.  Bez  nich 
życie  staje  się  w  swej  nicości  bezbarwne  i  pozbawione 

wszelkiej  treści.  One  są  punktem  wyjścia  dla  wszyst* 

kiego,  co  świat  ulepsza  i  upiększa  istnienie.  One  są 
myślą  przewodnią  w  pracy  nad  ukształceniem  we* 
wnętrznym.  Urzeczywistnione,  czy  nie,  o  ile  tylko 

istnieją,  są  źródłem  tajemnej  mocy.  Każdy,  prawdziwy 
apostoł  świętej  sprawy  odczuwał  je  w  głębi  swego  je* 
stestwa  i  czerpał  z  nich  moc  i  zapał  do  wypełnienia 
swego dzieła.

Nie  gaś  ideałów  swoim  sceptycyzmem,  jak  gasi 

się zapaloną świecę.

Nie  niszcz  ich  szyderstwem,  jako  coś  naiwnego, 

głupiego, jako coś, co się nie da zrealizować w życiu.

Nie  zabijaj  ich  krytyką,  zniechęcaniem,  starając 

się złośliwie zniszczyć ich poczynania.

Skoro  tak  bardzo  potrzebują  ciepła,  nie  zabijaj  ich 

przez  stworzenie  wokół  nich  atmosfery  wprost  mro* 
żącej, tak że powoli muszą ulec w niej zniszczeniu.

Cóż  uczyniłeś,  jeśli  wskutek  zniszczenia  tych  idea* 

łów  zmarnowała  się  młodość  duszy,  apostolstwo,  gor* 
liwa  działalność?  Ideały  obalone,  jak  liście  wdeptane 
w  błoto,  czy  nie  są  ofiarami,  które  cię  oskarżają?  Czy 
grzech  twój  wobec  nich  nie  jest  zbrodnią?  Jakim 
prawem go popełniłeś? Może powodem była zazdrość,

background image

12

nienawiść  duszy  lub  Boga,  zgubny  pęd  do  niszczenia? 

Podobne  przyczyny,  jedynie  możliwe,  zamiast  cię 

usprawiedliwić, surowo cię potępiają.

4. 

Nie zabijaj wiary.

Wiara  jest  życiem,  jest  nieodzownym  początkiem 

życia  z  Bogiem  i  w  Bogu,  jest  życiem  prawdziwym. 

Jak  wielki  posiada  wpływ  na  rozum,  na  serce,  na  su* 
mienie,  na  duszę  całą!  Jak  ona  wszystko  przeobraża!... 

Kto  nie  posiada  wiary,  czy  rozumie  cokolwiek?  Czy 

spodziewa  się  czego?  Skąd  czerpać  będzie  dostatecz* 
ną  siłę  do  cierpliwego  znoszenia  krzyża  i  nie  podda* 
wania się zwątpieniu?

Jeśli  wiarę  posiadasz,  musisz  zrozumieć,  że  ona  jest 

skarbem  niezastąpionym.  Jeśli  jej  nie  masz,  to  powi* 
nieneś  także  to  zrozumieć,  przez  szczere  porównanie 
pełności,  jaką  daje  wiara,  z  zupełną  pustką  i  nieskoń* 
czoną ciemnością, w jaką cię niewiara strąciła.

Nie zabijaj wiary:

Przez  szyderstwa,  niedomówienia,  ostre  krytyki, 

wyniosły sposób wygłaszania o niej sądów;

Przez  rozmowy,  książki,  które  pożyczasz,  przez 

twój  wpływ  uczenie  niszczycielski,  jaki  masz  na  du* 
szę bezbronną, a pełną zaufania;

Przez  wszelkiego  rodzaju  przeszkody,  jakie  czy* 

nisz,  aby  jej  uniemożliwić  utrzymanie  się  przy  wierze 
przy  pomocy  praktyk  religijnych;  przez  nadużycie 
twej  powagi,  pozbawiając  tę  duszę  potrzebnych  jej 

pomocy duchowych;

Przez  twoje  oszczerstwa,  które  zohydzają  wiarę, 

budzą  powoli  wątpliwości  i  doprowadzają  do  zupełne* 
go odstępstwa od wiary;

Przez  twoje  szkodliwe  aluzje,  wciąż  powtarzane, 

a dające do zrozumienia, że wiara jest rzeczą głupią.

background image

13

że  nie  przystoi  człowiekowi  inteligentnemu,  że  dobra 

jest  dla  prostaczków  i  nie  wykształconych,  że  im  kto 

bardziej  uczony,  tym  prędzej  zrzuca  jej  jarzmo  i  jej 
pęta.

Jeżeli  ośmielasz  się  zabijać  wiarę  w  sposób  po* 

wolny,  czy  brutalny,  popełniasz  błąd  nie  do  przeba* 
czenia.  Co  postawisz  na  miejscu  tego  życia  wyższego, 
które  burzysz?  Co  zbudujesz  dla  duszy  na  gruzach 

zburzonej  wiary?  Jaką  gwiazdę  przewodnią,  jakie 

światło  zaświecisz  nad  jej  drogą?  Czy  sceptycyzm 
i  brak  wiary  dają  siłę  w  życiu?  Czy  pocieszają?  Czy 
uzdrawiają głęboko ukryte rany?

Krzyczysz  o  zbrodni,  gdy  jakiś  łotr  zabije  podróż* 

nego  w  lesie...  Kto  jest  jednak  większym  bandytą? 
Może  głód  popchnął  go  do  tego.  A  ciebie  co  do  tego 
zmusza?  Wiara  ma  większą  wartość  niż  pieniądze. 

Ten,  kto  zabija  ciało,  aby  ukraść  pieniądze,  popełnia 
mniejszą zbrodnię niż ten kto zabija żywą wiarę.

Zrozum  to  dobrze.  Nawet  gdy  ofiara  ginie  bez 

krzyku  lub  z  uśmiechem  na  ustach,  jakby  umierała 

wśród  kwiatów,  to  jednak  ginie,  i  to  wystarczy,  abyś 
ty  był  mordercą.  Mord  ten  nie  podlega  karze  prawa; 

prawo  nim  się  nie  zajmuje;  niejednokrotnie  nawet 
zachęca  do  niego.  Opinia  również  nie  uważa  takiego 
za  zbrodniarza.  Przeciwnie!  Uznaje  go  i  schlebia.  Nie* 

które  ze  »sław  literatury«  odznaczono  wawrzynami; 

wzbogacone  sprzedażą  swoich  książek,  królując  na 

tronie  po  Wolterze,  Renanie  i  innych,  triumfują.  Za* 
stanów  się  jednak!  Znajdują  się  w  celi  więziennej  lu* 

dzie  skazani  na  śmierć,  okuci  w  kajdany,  którzy  po* 

pełnili  mniejszą  zbrodnię,  bo  zabili  tylko  ciało,  i  przy* 

spieszyli  zgon  jego  o  lat  kilka.  Ci  zaś,  którzy  zabili 
wiarę  w  liczbie  dusz,  bliżej  nieznanej,  zabili  to,  co 
było nieśmiertelne i miało żyć wiecznie...

Na sprawy te należy patrzeć trzeźwo, w oświetlę*

background image

14

niu  nagiej  prawdy.  Wnioski  budzą  grozę!  Wybuch 
śmiechu  nie  zmieni  niczego.  Przeciwnie!  Morderca, 

który  płacze  w  przeddzień  egzekucji,  budzi  litość. 

Morderca,  który  się  śmieje  i  żartuje,  wygodnie  roz* 
party w swym fotelu, jest wstrętny.

5. 

Nie zabijaj sumienia.

Sumienie,  to  zmysł  dobra  i  zła,  to  zdolność  odczuć 

.  wania  wstydu  i  wyrzutów...,  niepokój  przed  popełnię* 

niem  winy,  męka  w  czasie  jej  spełniania,  wyrzuty  po 

jej  dokonaniu...,  to  życie  moralne,  to  zastosowanie  pra* 
wa  etycznego  do  poszczególnych  czynności.  Dla  czło* 
wieka  pozbawionego  sumienia  nie  istnieje  ani  obowią* 

zek,  ani  grzech,  ani  cnota.  Istnieje  tylko  nieograniczo* 

ny  popęd,  nieokiełzana  żądza,  nieopanowana  namięt* 

ność,  folgująca  wszelkim  zachciankom,  które  się  stają 

regułą jego życia...

Takich ludzi jest dużo. Są jednak ludzie, którzy 

mają sumienie.

Sumienie,  tak  samo  jak  co  innego,  mogą  inni  w  nas 

lub  my  sami  możemy  w  sobie  zabić.  Wtedy  mówi  się 
o takim człowieku, że jest »bez sumienia«.

Można zabić własne sumienie lub bliźniego:
Przez  pozwalanie  mu  na  coraz  poważniejsze  ustęp* 

stwa,  tak  że  w  miarę  coraz  częstszego  przyzwalania 
na  zło,  traci  swą  delikatność,  aż  do  zupełnego  zaniku 

czujności.

Przez  nieuczciwe  zapewnianie  go,  gdy  wobec  nie* 

bezpieczeństwa  grzechu  niepokoi  się,  przestrzega  i  lę* 
ka: »Nie bój się, to nie grzech«.

Przez  dostarczanie  mu  fałszywych,  lecz  jakże 

przekonywujących  uniewinnień,  gdy  waha  się  i  nie 
śmie popełnić jakiejś winy.

Przez uśmierzanie jego wyrzutów i zagłuszanie 

ich w wirze rozkoszy i zabaw, aż powoli zamilknie.

background image

15

Przez  przedstawianie  mu,  że  »wszystko  to«,  to 

próżne  skrupuły,  którym  trzeba  stanowczo  się  prze# 
ciwstawić  i  którym  nie  będzie  nigdy  końca,  jeśli  tak 
długo będzie się zastanawiać nad takimi błahostkami.

Przez  »dowodzenie«,  że  sumienie  to  tylko  sprawa 

wychowania;  że  nadchodzi  chwila,  w  której  trzeba 
zrzucić  jego  jarzmo  i  stać  się  sobą  samym,  że  tylko 

w ten sposób można stać się człowiekiem.

Zabijając więc sumienie, co zabiłeś?

Czy  robaka,  który  gryzł?  Czy  żmiję,  która  ką# 

sała?  Czy  wspomnienie,  które  szło  za  tobą,  budząc 
wyrzuty  i  psując  radość  życia?  Czy  tyrana,  który  cię 
prześladował?

Niestety!  Coś  daleko  ważniejszego.  Zabijając  su# 

mienie,  zabiłeś  wszystko,  całe  poczucie  moralności. 
Na  miejscu  sumienia,  które  zostało  zabite,  co  pozo# 
stało,  aby  życie  uregulować,  ustrzec,  oczyścić,  napra# 

wić? Nic. Pustka niczym nie wypełniona.

Skutki  tego  czynu  mnożą  się  w  nieskończoność. 

O  jakże  pozory  są  mylne!  Spokój,  który  nastąpił,  i  ci# 
sza  z  powodu  braku  dawnych  niepokojów  i  wyrzu# 
tów  pozwalają  przypuszczać  zmianę.  Ma  się  wrażenie 

wyswobodzenia  od  nieprzyjaciela  i  osiągnięcia  tajem# 
niczego  szczęścia...  Złudzenie!  Zbrodniarze  omamili 

ofiarę,  która  w  błąd  wprowadzona,  przychodzi  im  po# 
dziękować...  To,  co  się  osiągnęło,  to  nicość  moralna  ży# 
cia  do  głębi  zepsutego.  To  pozorne  szczęście  jest  o  wie# 

le gorsze od nieszczęścia.

6. 

Nie zabijaj czystości.

Dla  dziecka  i  dla  dziewicy  czystość  posiada  ogrom# 

ną  w  życiu  wartość.  Wartość  ta  może  jednak  łatwo 
ulec  zniszczeniu.  Błogosławieni  czystego  serca.  Bło# 
gosławieni  również  ci,  którzy  przeniknięci  świętą  bo# 
jaźnią  przed  pozbawieniem  tamtych  czystości  i  świę#

background image

16

tości  serca,  odnoszą  się  do  nich  z  należną  czcią  i  sza* 
cunkiem.  Jakież  ogromne  mnóstwo  znajduje  się  zgni* 
lizny  moralnej,  a  jak  rzadko  spotyka  się  lilie  czysto* 
ści.  Tym  bardziej  powinno  się  troskliwie  dbać  o  ich 
rozwój.  Jak  często  brudne  ręce  kalają  je!  Iluż  za* 

zdrosnych  zrywa  te  kwiaty,  znajdując  zgubną  przy* 
jemność w ściągnięciu ich do wspólnego błota!

Nie zabijaj czystości.

Nie  gorsz  niewinnych  niewłaściwym  uświadamia* 

niem.  Nie  odsłaniaj  występku  dotąd  przed  nimi  za* 
krytego.  Nie  wszczepiaj  trucizny  w  ich  niewinne  serca. 
Nie  burz  tego  ufnego  spokoju.  Nie  kuś  tej  słabości. 

Nie  chwytaj  na  wędkę  rozkoszy  tych  maluczkich, 

którzy żyją dotąd szczęśliwi w nieświadomości zła...

Nie  gorsz  ich  ani  słowem,  które  do  nich  powiesz, 

ani  rycinami,  które  im  pokażesz,  ani  miłością,  którą 
ich  pokochasz,  ani  pieniądzmi,  które  im  ofiarujesz, 
i  nie  staraj  się  ich  zdobyć,  bo  są  nie  dla  ciebie,  jesteś 
ich niegodzien...

Nie  pochlebiaj  piękności,  aby  łatwiej  ją  zbeszcze* 

ścić.  Nie  wykorzystuj  nędzy,  pozbawionej  środków 

do  życia,  aby  ją  ściągnąć  do  twego  błota.  Nie  naduży* 
waj  swej  władzy,  siły  i  zgubnego  uroku,  aby  poddać 
te dusze bezbronne tyranii twych namiętności.

Ciało  bowiem  zawsze  i  wszędzie  mdłe  jest  i  słabe. 

Niewinność  można  zachować  tylko  wielką  czujnością 
i  walką  z  pokusami.  Nie  utrudniaj  więc  tej  walki, 

która  wymaga  nieraz  bohaterskich  wysiłków,  swoim 
kuszeniem do złego, któremu może ulec.

Jeżeli to uczynisz, rozważ wielkość swej zbrodni.

W  mniemaniu  świata  i  ludzi,  którzy  sieją  zepsu* 

cie  i  zgorszenie,  jest  to  tylko  drobny  epizod.  »Cóż  tak 
ważnego?  myślą  sobie!  Spróbowano  swej  siły;  prze* 
prowadzono mądrze atak; udało się! Niech żyje roz*

background image

17

kosz!...  Czyż  stworzenia  nie  istnieją  poto,  aby  dru* 
gim  służyć,  kwiaty,  aby  je  zrywać,  piękność,  aby  z  niej 
korzystać?...  Wyrzuty  sumienia?  Ależ  skąd!  Prze# 

ciwnieL.  Cierpienie  ofiar  i  ich  hańba?...  Nie  istnieje; 
one  są  również  zadowolone...  O  ile  zaś  nie,  niech  da* 

dzą się pocieszyć«.

W  człowieku  wszakże,  który  zachował  resztę  praw# 

dziwej  uczciwości,  sama  chęć  splamienia  niewinnego 
serca  budzi  odrazę.  Zbrodnią  jest  zabić  niewinność. 
»Zachowana  niewinność^  czy  »utracona«,  to  nie  to 

samo!  Jak  nazwać  tego,  który  pozbawił  kogoś  niewin* 
ności?...  Podłym,  tchórzliwym  mordercą,  który  od* 
niósł  łatwe  zwycięstwo,  bo  ofiara  była  słaba,  młoda 
i  bezbronna...  Była  nieświadoma  i  pełna  zaufania. 
Wilk miał wygląd pasterza.

Co  się  stanie  w  przyszłości  z  istotą,  która  pozna* 

ła  występek?  Kto  jej  powróci  to,  co  straciła?  Kto  jej 

przywróci  cześć  w  oczach  własnych,  o  ile  jeszcze 
wstyd  zachowała?  Kto  ją  uzdrowi  z  tego  gorzkiego 

zwątpienia,  w  które  ją  pogrążono?  Czyn  przechodzi, 
ale  skutki  pozostają...  I  pozostaje  wszystko,  co  sprowa* 

dziła  utrata  niewinności!  Ta  żałosna  skarga,  o  której 
mówi  Apokalipsa,  wołająca  do  Boga  od  ołtarza,  gdzie 

leżą  pomordowani,  czyż  nie  jest  zarówno  skargą  mę* 
czenników,  jak  i  skargą  zgorszonych  niewiniątek, 

zhańbionych  dziewic,  skażonych  niewinności?  Ponure 

zagadnienie. 

Ewangelia 

daje 

straszną 

odpowiedź: 

»Kto  by  zgorszył  jednego  z  tych  małych,  którzy  we 

mnie  wierzą,  lepiej  by  mu  było,  aby  zawieszono  ka* 

mień  młyński  u  szyi  jego,  i  zatopiono  w  głębokościach 
morskich!«

7. 

Nie zabijaj powołania.

Powołanie,  jakie  budzi  się  w  duszy,  staje  się  tre* 

ścią życia. Jest również przeznaczeniem, które zsyła

Odpowiedzi Chrystusa 

2

background image

18

Opatrzność  na  dusze  wybrane.  Czy  się  je  zrozumie, 
czy  nie,  czy  się  je  pochwali,  czy  zgani,  stanowi  ono 
dla  tego,  kto  je  posiada,  wielki  skarb  duchowy,  łaskę 
wybrania, której nikt nie powinien się przeciwstawiać.

Nie zabijaj powołania.

Ojcowie,  matki,  nie  zabijajcie  go  w  swoich  dzie* 

ciach.  Jeżeli  Bóg  powołuje  je  do  stanu  kapłańskiego, 
do  życia  zakonnego  lub  do  apostolstwa,  nie  walczcie 
z  Bogiem;  dom  wasz  niech  nie  będzie  terenem  wal# 
ki, w której zginie wielki dar powołania.

Nie  zabijajcie  go  przez  brutalną  odmowę;  przez 

zakaz  zwrócony  przeciw  wszystkiemu,  co  może  roz* 
winąć  w  duszach  młodych  łaskę  powołania  i  wznieść 
ich na wyżyny ideałów.

Nie  przytłumiajcie  go  wprowadzaniem  dzieci  w  wir 

zabaw,  rozkoszy  i  pokus,  i  nie  bądźcie  sami  —  o  wsty* 

dziel — ich źródłem.

Nie  zabijajcie  go  ani  oziębłością,  od  której  także 

może zginąć, ani rozpalaniem ognia namiętności.

Jakież  powody  mogą  skłaniać  rodziców  do  tłu* 

mienia  powołania  w  duszach  ich  dzieci?  Może  za* 
wiedziona  ambicja,  zazdrość  o  Chrystusa,  nienawiść 

religii?  Mniejsza  o  powód.  Dość,  że  skoro  dziecko 
widzi  w  powołaniu  cel  swego  życia,  a  rodzice  je  z  ta* 
ką  zaciekłością  zwalczają,  to  wtedy  czynią  dziecko 
nieszczęśliwym,  i  zmuszają  do  bolesnego  milczenia, 

w którym powołanie zamiera.

Cóż jednak uczynili?

»Nic  niewłaściwego  —  myślą  może?  Dziecko  jest 

ich  własnością;  pragnęli  tylko  jego  szczęścia;  wiedzą 
najlepiej,  co  dla  niego  jest  odpowiednie...  Dlaczego 

Bóg  nie  wybrał  kogoś  innego?«  Wymówek  bowiem 

nie  braknie  nigdy,  łatwo  jest  znaleźć  powody  sprze* 

ciwienia się Bogu!

background image

19

Młodzieniec  nie  zostanie  kapłanem,  dziewczyna 

nie  wstąpi  do  klasztoru!?  No  i  cóż  z  tego?  Co?  Skute 
ki  mogą  być  nawet  najgorsze,  nie  wiadomo  bowiem, 

czy  utrata  powołania  nie  pociągnie  także  za  sobą 
utraty  zbawienia?  Rozminięcie  się  z  powołaniem,  mo* 
że  również  narazić  na  utratę  zbawienia  te  dusze,  które 

mieli  pociągnąć  do  Boga,  i  stać  się  ich  ojcami  i  matka* 
mi w duchowym znaczeniu.

Powiedzieć  łatwo:  »Cóż  z  tego?«  Gdy  się  jednak 

zastanowimy  głębiej  nad  tym  słowem,  to  musi  nas 
ogarnąć  lęk  przed  groźnymi,  a  zawsze  możliwymi  na* 

stępstwami takiego postępowania.

2*

background image

Cierpienie i grzech.

A  mimo  idąc  Jezus,  ujrzał  człowieka  ślepego

 

od  urodzenia.  I  spytałi  Go  uczniowie  Jego:

 

»Rabbi,  kto  zgrzeszył:  ten,  czy  rodzice  jego,  iż

 

się  ślepy  narodził

?«  Odpowiedział  Jezus:  »Ani 

ten  zgrzeszył,  ani  rodzice  jego,  ale  żeby  się

 

sprawy Boże w nim okazały

.« (Jan IX, 1—4).

Wstęp.

Oto  kalectwo  ślepego  od  urodzenia  stało  się  punk# 

tem  wyjścia  do  rozwiązania  tak  ważnego,  zawiłego 
i niepokojącego zagadnienia, jakim jest cierpienie.

Zagadnienie  to  zawsze  aktualne  (podobnie  jak  mi# 

łość  i  śmierć),  nad  którym  warto  dobrze  się  zastano# 
wić  na  podstawie  odpowiedzi  Pana  Jezusa,  gdyż  sięga 
głębin życia ludzkiego.

Rozwiązanie twarde i proste.

1.  Co o 

tym myśleli faryzeusze...

Byli  zawsze  bezwzględni  dla  grzeszników,  jak  rów# 

nież  dla  nieszczęśliwych;  grzesznikami  pogardzali,  od# 
trącali  ich  bezlitośnie  i  unikali  dumnie;  nieszczęśliwi 
według nich zawdzięczali kalectwo grzechom.

Powiedzieliby  chętnie:  »Człowiek  ten  cierpi,  jest 

więc  winien,  zasłużył  na  cierpienie.  Ono  jest  karą  za 
jego grzechy«.

Ten  wniosek  ich  zadowalniał.  Łatwo  jednak  po# 

jąć następstwa jego w postępowaniu faryzeuszów, jak

background image

21

również  braki  wobec  sumienia  ludzkiego  i  rzeczywi* 
stych zagadnień życia.

2. 

Przyjaciele Joba myśleli podobnie.

Mówili: »Cierpienie jest następstwem grzechu«.

Do  Joba  zaś:  »Cierpisz?  Widocznie  zgrzeszyłeś. 

Nie  skarż  sięl  To  twoja  wina.  Zasłużyłeś.  Bij  się 
w piersi i przypisz sobie sam swoje nieszczęście*.

Na  to  Job  gwałtownie  zaprzeczył  i  zapewnił  o  swej 

niewinności,  nie  buntując  się  jednak  przeciw  cierpieć 
niu, które Bóg zesłał na niego.

I  tak  otwarł  drogę  dla  innego  rozwiązania  tego 

trudnego zagadnienia.

3. 

Uczniowie Pana Jezusa myśleli tak samo.

Doszli do wniosku: 

skoro człowiek ten uro*

dził  się  ślepy,  to  ślepota  jego  albo  jest  karą,  uprzednią 
karą  za  grzechy,  które  miał  popełnić,  albo  karą  za 

grzechy  jego  rodziców.  Chodziło  im  tylko,  która  z  tych 
dwóch  przyczyn  jest  prawdziwa.  Nie  przypuszczając 
bowiem  nic  innego  zapytali  Pana  Jezusa: 

»Nauczycie

» 

lu, kto zgrzeszył? On, czy jego rodzice?«

Rozum,  sumienie  i  serce  mówią  nam,  że  to  tłu* 

maczenie  jest  jednak  tylko  częściowe.  Ono  nie  rozwią* 
żuje zagadnienia, rozwiązanie musi być inne.

To rozwiązanie da nam Chrystus.

i

Odpowiedź Jezusa Chrystusa.

1. 

Pan  Jezus  nie  zaprzecza  i  nie  może  zaprzeczyć,

 

że  cierpienie  jest  czasem  u  dzieci  następstwem  ich

 

własnych grzechów, lub też grzechów ich rodziców.

Istnieje  bowiem  ścisły  związek  pomiędzy  cierpie* 

niem  i  grzechem;  grzech  bywa  przyczyną,  a  cierpienie 
skutkiem.

background image

22

a) 

Cierpienie  zwykłym  następstwem  grzechów

 

osobistych.

Cierpienia  ciała:  popełnia  się  pewne  grzechy  i  przez 

nie  niszczy  się  zdrowie;  znosi  się  cierpienia  ciała,  jak 

również  wyrzuty  sumienia.  To  rzecz  zwykła;  zbiera 

się  to,  co  się  posiało.  Ponieważ  sam  człowiek  jest  siew# 
cą,  należy  także  sobie  samemu  przypisać  tak  bolesne 
żniwo.

Cierpienia  serca:  zdradza  się  drugich,  oszukuje, 

porzuca.  Potem  z  kolei  nas  porzucają,  zdradzają,  oszu* 
kują,  doprowadzają  do  rozpaczy...  Taki  jest  zwykły 

bieg rzeczy. Jest się własnym katem.

Cierpienia  duszy:  popełniło  się  zbrodnię  i  teraz  od* 

czuwa  się  wstyd  i  rozpacz,  jest  się  nieszczęśliwym  jak 
»potępieniec«  (Judasz  i  inni).  To  rzecz  zwykła.  Kogo 
oskarżać,  oprócz  siebie  samego?  Jak  można  było  przy* 
puszczać, że będzie inaczej?

W  tych  wszystkich  wypadkach  i  im  podobnych 

»cierpi się rzeczywiście, ponieważ się zgrzeszyło«.

b) 

Cierpienie jednych, wynikiem grzechów drugich.

D z i e c i   c i e r p i ą   p r z e z   r o d z i c ó w .

Winy rodziców mogą odbić się na ich potomstwie 

w formie słabości fizycznej, upośledzonego zdrowia 

i chorób dziedzicznych.

Wady  rodziców  (egoizm,  brutalność,  obojętność 

religijna,  zazdrość  itp.)  mogą  się  stać  u  dzieci  powo* 
dem  wielu  cierpień.  (Dzienniki  codziennie  mówią 
o  tym  dużo!)  Widać  stąd,  że  wartość  moralna  rodzi* 
ców  ma  duży  wpływ  na  dzieci.  O  ile  mniej  byłoby 
cierpień, gdyby rodzice byli zdrowi i święci!

c) 

Cierpienia jednych ludzi przez drugich.

Współżycie ludzi i wzajemne ich obcowanie ze

sobą jest źródłem wzajemnego na siebie wpływu i źró* 
dłem wielu cierpień.

background image

Byłoby  tu  miejsce  na  zastanowienie  się  —  o  jakże 

bolesne  odkrycie  —  jak  grzechy  i  występki  ludzkie 
stają się dla drugich powodem cierpienia:

Egoizm ze swymi bezwzględnymi wymaganiami;
Okrucieństwo z morzem krwi i łez, które rozlewa;
Ambicja  ze  wszystkimi  swymi  ofiarami,  które  wy* 

zyskuje,  zadręcza  i  zabija,  aby  osiągnąć  cel  żarnie* 

rzony;

Chęć  użycia  z  całą  swą  brutalnością,  kaprysami, 

tyranią,  bezlitosną  pogardą  wszystkiego,  co  się  jej 
sprzeciwia, ze swymi kłamstwami i zdradami.

W  drobnostkach  i  w  sprawach  ważnych,  stosownie 

do  stanowiska  społecznego  i  władzy  jednych  ludzi  lub 
drugich,  grzech  jednostki  staje  się  nieraz  powodem 
cierpień  ogółu.  (Wojny,  prześladowania,  zatargi  na  tle 
miłości).  W  tym  ponurym  świetle,  dzieje  cierpienia 

ludzkości tłumaczą się wprost tragicznie!

d) 

Cierpienia  ludzkości  są  skutkiem  grzechu  pier*

 

worodnego.

Można  by  rozważyć  tutaj  pojęcie  grzechu  pier* 

worodnego  z  jego  skutkami  i  przypomnieć  je  w  głów* 

nych  zarysach.  Rozważenie  jednak  odpowiedzi  Jezusa 

Chrystusa  uwalnia  nas  od  potrzeby  zajmowania  się 
grzechem  pierworodnym.  Chociaż  prawdą  jest,  że 
grzech  pierworodny  stał  się  przyczyną  cierpienia  nie 
tylko  człowieka,  ale  także  Zbawiciela,  to  jednak  nie 
jest  on  jedyną  jego  przyczyną.  Gdyby  tak  było,  prze* 

stałoby  istnieć  cierpienie  z  chwilą  dokonania  Odkupie* 

nia,  a  tymczasem  w  dalszym  ciągu  gnębi  ono  całą  ludz* 
kość.

2. 

Jezus  Chrystus  podaje  jeszcze  inną  przyczynę

 

cierpienia:  »Może  ono  być  dla  objawienia  chwały

 

Bożej.*

background image

24

Określenie  tajemnicze  i  niezgłębione.  Zawiera  w  so* 

bie  wszystko  to,  co  cierpienie,  dopuszczane  przez  Ojca 
Niebieskiego,  może  dać  dobrego  człowiekowi  przez 

uwielbienie Boga.

a) 

Cierpienie  może  wyrobić  w  istotach  tak  niedo*

 

skonałych,  jak  ludzie,  poddanie  się  prawom  niedo

m

 

skonalego świata.

I  tak  człowiek  w  walce  z  przeciwnościami  może 

paść  ofiarą,  chociaż  żadnej  nie  ponosi  winy,  gdy  winni, 
dzięki  sprzyjającym  okolicznościom  unikają  niebez* 
pieczeństwa.  Zbawiciel  nasz  powiedział  pewnego  razu: 
»Czy  ci,  na  których  zwaliła  się  wieża  Siloe,  przygnia* 
tając  ich  swym  ciężarem,  byli  większymi  grzesznikami 
od  innych?  Na  pewno  nie«.  Znajdowali  się  tam 
w  chwili,  gdy  wieża  runęła;  runęła  więc  na  nich  —  oto 

wszystko!  Stali  się  ofiarą  prawa  przyrody.  Faryzeusze 
powiedzieliby:  »Skoro  zginęli,  śmierć  ich  musi  być 

karą  Bożą  za  grzechy  ich  lub  grzechy  rodziców.«  Pan 

Jezus  mówi  inaczej.  W  świecie  niedoskonałym  są  nie* 
bezpieczeństwa,  które  zagrażają,  i  ludzie,  którzy 

o  tym  nie  wiedzą.  Nieświadomość  sprawia,  że  nie  uni* 
kają  niebezpieczeństwa  i  stają  się  jego  ofiarami.  Tak 
dzieje  się  w  wielu  wypadkach,  które  nie  świadczą  ani 
za,  ani  przeciw  tym,  którzy  wskutek  nich  cierpią. 
Człowiek  przechodzi  ulicą;  spada  dachówka  i  rani 
go  w  głowę...  Człowiek  idzie;  głodny  wilk  rzuca  się 
na  niego  i  dusi...  W  tym  wypadku  jak  w  wielu  in* 
nych,  powtarza  się  historia  wieży  Siloe...  Co  czynić? 

Pogodzić  się  z  góry  z  niedoskonałością  świata  i  przy* 

jąć  dla  siebie  pod  tą  lub  inną  formą  nieuniknione  jej 
skutki.

b) 

Cierpienie  może  istnieć  dlatego,  aby  się

  ob/a* 

wiły 

szczególne dzieła Boże.

background image

25

Takim  było  cierpienie  ślepego  od  urodzenia.  W  my* 

śli  Boga  wszystkowiedzącego,  ślepota  jego  miała  dać 
Panu  Jezusowi  sposobność  do  uczynienia  wielkiego 
cudu  i  objawienia  przez  to  chwały  Ojca  niebieskiego... 
Podobnie  inne  kalectwa,  które  Chrystus  uzdrowił... 

Także  śmierć  Łazarza,  o  którym  Jezus  powiedział  (tak 
jak  o  ślepym  od  urodzenia):  »Choroba  ta  nie  jest 
na  śmierć,  ale  dla  chwały  Bożej;  aby  był  uwielbiony 
Syn  Boży  przez  nią«  (Jan  X,  1—4).  Chwała  Boża, 
objawiona  w  Jezusie  Chrystusie,  była  celem  tego  wiel* 
kiego  cudu  wskrzeszenia  Łazarza  i  powodem  tego  naj* 

większego  cierpienia,  jakim  jest  śmierć...  1  inne  cho* 

roby,  które  Pan  Jezus  cudownie  uzdrawiał,  przyczy* 

niały się do zwiększenia chwały Bożej.

c) 

Cierpienie  może  służyć  jako  skuteczny  środek

 

odpokutowania za grzechy osobiste.

I  tak  cierpienie,  będące  skutkiem  grzechu,  przyjęte 

i  znoszone  cierpliwie,  może  stać  się  jego  zadośćuczyń 
nieniem.

Niedozwolona  przyjemność,  mniejsza,  o  to,  czy  za* 

spokojona,  czy  nie,  zawsze  zawarta  przynajmniej  jako 
pożądanie  w  każdym  grzechu,  wymaga  odpowiedniej 

pokuty,  jako  zadośćuczynienia  sprawiedliwości.  Tą 

drogą  tylko  może  być  naprawiony  ład  moralny,  przez 

grzech  naruszony.  W  tym  celu  istnieje  czyściec,  źró* 
dło 

zadośćuczynienia, 

jako 

koniecznego 

warunku 

w  Sakramencie  Pokuty.  Chodzi  tu  o  chwałę  Bożą 
i  cześć  należną  najwyższej  Władzy.  Kto  może  powie? 
dzieć:  ajestem  bez  grzechu«?  Nikt.  Nikt  również  nie 

może  powiedzieć:  »Nie  mam  nic  do  odpokutowania«. 

Kto  tak  mówi  i  myśli,  kłamie  i  myli  się.  Cierpienie 
stawia  człowieka  w  obliczu  twardego  obowiązku.  Przy* 

pominą  mu  o  nim  i  podaje  bezpośredni  sposób  wy* 
konania go. Powinien zrozumieć je i przyjąć. Jeżeli je

background image

26

przyjmie, spłaci dług, jeżeli odrzuci, i tak nie uniknie 
cierpienia, a dług zostanie nie spłacony.

d) 

Cierpienie  może  być  narzędziem  Bożym  w

  ura» 

bianiu duszy.

Przez  postępy,  jakie  dzięki  cierpieniu  czyni  czło* 

wiek, wzrasta chwała Boża.

Cierpienie  twórcze,  wychowawcze,  uświęcające!  To 

nie  jest"  tylko  próżne  słowo.  W  jaki  sposób  rzeźbiarz 
mógłby  stworzyć  arcydzieło  bez  użycia  dłuta  i  młota, 
którymi  obrabia  kamień?  Bez  przetopienia  kruszcu, 
nie  można  by  wydobyć  złota.  »Jeśli  ziarno  pszeniczne, 

upadłszy  w  ziemię,  nie  obumrze  —  powiedział  Jezus  — 
samo  zostaje,  lecz  jeśli  obumrze,  wielki  owoc  przynoś 
si«.  A  dalej:  »Wszelką  latorośl  winną,  która  przynosi 
owoc,  mój  Ojciec  obcina,  aby  więcej  owocu  przynosis 
ła«.  Takie  jest  prawo.  Doświadczenie  wieków  potwiers 

dza  je.  Sposób  postępowania  niczym  nie  zastąpiony! 
Bez  wyjątku  prawo  to  ma  zastosowanie  w  życiu  święs 

tych.  Rozumie  się,  że  tak  ziarnko,  jak  i  latorośl  cierpi, 
przez  cierpienie  to  jednak  uzyskuje  cel,  dla  którego 
jest  przeznaczone.  A  przede  wszystkim  człowiek  powis 
nien  mieć  zaufanie  do  sposobów,  jakich  używa  Pan 

Bóg;  należy  nie  opierać  się  im  i  usiłować  przejść  bez 

zniechęcenia  ten  okres  krzyżowej  próby.  Dusza  winna 
nauczyć  się  czekać  cierpliwie,  a  czekając,  poddać  się 

Boskiemu rzeźbiarzowi i jego działaniom.

e) 

Cierpienie  może  być  zadośćuczynieniem  za

 

grzechy cudze.

Dusze  wspaniałomyślne  łączą  cierpienia  swoje 

z  cierpieniami  Jezusa  Chrystusa  w  celu  odkupienia 

ludzkości.  Pan  Jezus  był  bez  grzechu  i  nie  miał  nic 
do  odpokutowania.  A  jednak  cierpiał!  Dobrowolnie! 

Z miłością! Za drugich! Za wszystkich i za każdego

background image

27

z  osobnal  Człowiek  bez  winy  stał  się  mężem  boleści, 
aby  odkupić  świat.  Odkupienie  dokonane  i  rów* 

nocześnie  nie  dokończone.  Przybiera  do  współpracy 
w  dziele  Odkupienia  serca,  które  mogą  to  zrozumieć, 

które  na  tyle  są  odważne,  aby  chcieć,  i  tak  kocha* 
jące,  aby  oddać  się  temu  zadaniu  bez  zastrzeżeń:  »Do* 

pełniam,  mówi  św.  Paweł,  w  moim  ciele,  czego  nie  do* 

stawa  uciskom  Chrystusowym,  za  ciało  Jego,  którym 

jest  Kościół«.  Na  pewno,  mało  kto  zrozumie  te  słowa. 

Tym  jednak,  którzy  zdolni  są  i  godni  je  pojąć,  pory* 

wa  serca  i  rzuca  na  drogę  ofiar  dobrowolnych.  Czyni 
z  nich  ofiarę  razem  z  Najświętszą  Ofiarą.  Nie  wiedząc 
o  tym,  nie  myśląc  o  wdzięczności,  świat  korzysta  z  tych 
szlachetnych  cierpień.  Cichych,  ale  Bóg  je  słyszy, 
ukrytych,  ale  Bóg  je  widzi.  One  bowiem  pracują  dla 

Jego  chwały,  współdziałając  z  Nim  w  dziele  Odkupie* 

nia.

f) 

Cierpienie daje sposobność do miłości heroicznej.

Miłość  nawet  bardzo  wielka  nie  wymaga  koniecznie 

cierpienia.  Zbawieni  w  niebie  żyją  w  pełni  miłości  Bo* 
żej  i  braterskiej.  Tam  w  górze,  mówi  Pismo  św.:  »Nie 
ma  już  ani  śmierci,  ani  smutku,  ani  skargi;  wszystko 
to  minęło  i  Bóg  otarł  łzy  ze  wszystkich  ócz«.  Ale  niebo 
jest  niebem;  wędrówka  doczesna  skończona;  za  zasłu* 

gi  otrzymali  nagrodę.  Ziemia  zaś  jest  ziemią,  a  na  niej 
»nie  ma  większej  miłości,  jak  umrzeć  za  ukochanych^, 
jak  przynajmniej  cierpieć  dla  nich.  Cierpienie,  to 

śmierć  częściowa;  śmierć  zaś,  to  całkowite  cierpienie. 

Ono  jest  probierzem  miłości,  która  cierpieniem  karmi 
się  i  wzrasta.  I  dochodzi  się  do  tego,  że  równocześnie 
cierpi  się  dlatego,  że  się  kocha,  i  dlatego  kocha  się,  że 
się  cierpi.  Prawo  to  potwierdza  się  zarówno  w  miłości 

ludzkiej,  jak  chrześcijańskiej  i  Boskiej.  Świadkiem: 
Święci.  Prawdziwość  tego  każdy  na  sobie  doświadcza. 

Ujawniając miłość i przyczyniając się do jej rozwoju,

background image

28

staje  się  cierpienie  przedmiotem  błogosławieństwa  i  ta# 

jemnym  źródłem  niebiańskiej  radości.  Cierpieć  dla  cier# 

pienia?  Nie.  Cierpieć  dla  miłości,  aby  więcej  i  lepiej 
kochać? Tak.

Tak  pojęte  cierpienie  czyż  nie  przynosi  chwały  Bo# 

gu?  Cóż  większą  przyniosło  chwałę  Bogu  nad  te  trzy 

godziny  największej  miłości  w  największej  Męce  Jezu# 
sa Chrystusa na krzyżu?

»An'i  ten  zgrzeszył,  ani  rodzice  jego  (o  ile  bardziej 

odnosi  się  to  do  Chrystusa,  niż  do  ślepego  od  urodzę# 
nia),  ale  żeby  się  sprawy  Boże  w  nim  okazałym... 

W  tych  kilku  słowach  jakież  światło  rzucone  na  ta# 

jemnicę cierpienia!

Kilka uwag.

1.  Z  tego,  co  się  powiedziało,  wynika,  że  cierpienie 

łączy  się  z  grzechem,  ponieważ  bez  grzechu  nie  byłoby 
cierpienia,  pod  warunkiem  jednak,  że  rozszerzy  się 
myśl  zasadniczą  tego  zagadnienia  na  to,  że  cierpienie 
nie jest dla każdego ściśle następstwem jego grzechów.

2.  Zagadnienie  dotyczy  mniej  samego  cierpienia 

jak  sposobu  zrozumienia  go,  przyjęcia  go  i  odnoszenia 
z niego korzyści.

3.  Cierpienie,  podobnie  zresztą  jak  wszystko  inne 

w  życiu,  dopiero  przez  skutki  daje  poznać  wartość,  po# 
dobnie  jak  dopiero  żniwo  wykazuje  wartość  zasiewów 
i pracy włożonej.

4.  Jest  rzeczą  chrześcijanina  starać  się  zmniejszyć 

cierpienie  na  ziemi.  Należy  jednak  jeszcze  bardziej  po# 
magać  do  zrozumienia  i  do  uświęcenia  się  przez  cier# 
pienie.  Trzeba  również  pracować  nad  usunięciem  grze# 
chu,  który  znacznie  obficiej  niż  cierpienie,  którego  jest 
powodem,  rozpościera  się  nad  światem,  jak  cień  wielki, 
ciężki, smutny i ciemny...

background image

Jaka zapłata za życia?

•»Piotr  rzekł  Mu:  »Otośmy  opuścili  wszystko

 

i  poszliśmy  za  Tobą:  Cóż  nam  tedy  będzie?«

 

A  Jezus  rzekł  mu:

  »Zaprawdę  powiadam  wam, 

że  wy,  którzyście  poszli  za

  mną,  w  zmarlwych» 

wstaniu,  gdy  usiądzie  Syn  człowieczy  na  stolicy

 

majestatu  swego,  będziecie  i  wy  siedzieć  na  dwu‘

 

nastu  tronach...  I  wszelki,  który  by  opuścił  dom,

 

rolę  itp.  dla  Imienia  mego,  tyle  stokroć  weźmie

 

i  żywot  wieczny  odzierży*.

  (św.  Mat.  XIX 

27-29).

Pytanie św. Piotra.

Czyniono  Piotrowi  wiele  zarzutów  za  to  pytaniel 

Uznano  je  j a k o   o b j a w   z a r o z u m i a ł o ś c i .   To: 

»otośmy  opuścili  wszystko«!  Jakby  rzeczywiście  opu* 
ścił  tak  wiele!  Słysząc  te  słowa,  można  by  sądzić,  że 
opuścił  wielki  majątek  i  królestwo!  Nie  można  się 
obronić  przed  zarzutem  śmieszności,  gdy  swemu  mas 
łemu poświęceniu nadaje się takie znaczenie.

J a k o   i n t e r e s o w n e .   Czyż  to  nie  zdradza  2y* 

da  w  całej  pełni?  Robi  ofiarę,  ale  chce  wiedzieć,  co  na 

tym  zyska...  Jest  hojny,  ale  ma  na  myśli  korzyści... 

Umysł praktyczny... interesowny!

J a k o   b a r d z o   z i e m s k i e .   Zarzuca  się  mu  zu# 

pełny  brak  idealizmu.  Czy  mierzy  się  straty  i  zyski, 

jeśli  się  jest  naprawdę  wspaniałomyślnym?  Oddaje  się 

bez  zastrzeżeń  spełnieniu  obowiązków,  nie  bacząc  na 

zyski!  Nie  myśli  się  nawet  o  nich...  Takiego  pytania, 

jak Piotra, wstydziłoby się każde serce wielkoduszne!

background image

30

Pan Jezus osądził to pytanie inaczej.

A przecież nikt tak, jak Chrystus nie mógł uczyć

0  najszczytniejszym idealizmie, ani o bezwzględnym

1 bezinteresownym poświęceniu, posuniętym aż do he» 

roizmu.

Pan Jezus uznał to pytanie za normalne.

Zażądał  ofiary;  obiecał  nagrodę;  wie,  że  chociaż  da* 

no  mało,  od  chwili  kiedy  dano  wszystko,  czyn  jest 

wzniosły.  Uznaje  to  za  rzecz  normalną,  że  ktoś  troska 
się  o  wynik.  Znaczy  to  być  rozsądnym,  nie  przestając 
być wspaniałomyślnym.

I  dlatego  Pan  Jezus,  który  w  innych  okoliczno# 

ściach  łajał  i  gromił  Apostoła,  wyrzucając  mu  jego  nie# 

stosowne  odezwanie  się,  tym  razem  dał  mu  odpowiedź. 
I  to  jaką!  Niech  będzie  Piotr  błogosławiony  za  to,  że 

ją wywołał! Zawsze powinniśmy mu za to dziękować...

Przedstawiając  obraz  Sądu  ostatecznego,  gdy  Chry# 

stus  przyjdzie  sądzić  żywych  i  umarłych,  mówi  Pan 
Jezus,  że  ci,  którzy  poszli  za  nim,  zasiędą  na  tronach, 
aby  sądzić  i  królować...  i  że  stokrotnie  wynagrodzeni 

osiągną królestwo niebieskie.

Są  tutaj  trzy  zapewnienia:  pierwsze  o  wyniku  (trud 

nie  poszedł  na  marne)  —  drugie  o  wyniku  wspania# 
łym  (sto  za  jeden)  —  trzecie  o  wyniku  ostatecznym 

(życie  wieczne).  Tak,  jakby  powiedział:  »za  jedno 

ziarnko  zasiane,  otrzymacie  kłos;  za  zasadzoną  winną 
latorośl,  zyskacie  winobranie;  za  wyrzeczenie  się  jed# 

nej  przyjemności,  otrzymacie  szczęście;  za  wszystko  co 
znikome,  będzie  waszym  udziałem  to,  co  trwa  wiecz# 
nie;  za  opuszczenie  tego  co  ludzkie,  posiądziecie  na 
wieki Bogaa.

Słowa  wielkiej  obietnicy!  Kto  ją  usłyszał,  może  od# 

tąd  pracować,  cierpieć,  umierać.  Wie,  dlaczego  to  czy# 
ni, wie, że nie darmo się trudził.

background image

31

j

 

To samo pytanie w naszym życiu,

I. CZY NALEŻY JE ZADAWAĆ?

To  znaczy,  czy  w  wypełnieniu  obowiązków,  w  dą* 

t  żeniu  do  dobrego,  w  walce  ze  złem,  w  podejmowaniu 

ofiar, których cnota wymaga, w poświęceniu życia ko*

muś lub jakiejś sprawie, należy interesować się wyni*

| kiem, czy też działać, nie troszcząc się zupełnie o to, 

czy przedsięwzięcie przyniesie korzyść, czy nie?

a) 

Ewangelia zachęca do zadawania tego pytania.

Czym jest bowiem Ewangelia jak nie zbiorem na*

I

  kazów  i  obietnic?  Czyż  w  kazaniu  o  ośmiu  Błogosła* 

i  wieństwach,  owym  programie  nowego  królestwa,  nie 

jest  powiedziane  najpierw,  co  należy  czynić,  a  potem, 

jaka  nastąpi  nagroda  i  zapłata?  Zdania  te  należy  brać 

w  ich  dosłownym  brzmieniu;  w  pierwszej  części:  »Bło* 
gosławieni,  k t ó r z y . w   drugiej:  »Albowiem...«.  Jest  to 
ze  strony  Chrystusa  Pana  żywą  zachętą  dla  każdego, 

do  oglądania  się  na  nagrodę  za  swą  pracę  i  do  stawie* 
nia tego samego pytania, co Piotr, apostoł...

b) 

Jezus, Boski wzór, kierował się również tym

 py= 

taniem w swoim życiu.

Zył, działał, trudził się, cierpiał. Umarł na krzyżu 

dla zyskania chwały Bożej i zbawienia dusz ludzkich. 

To było jego celem. Miał go wciąż przed oczyma, dą* 
żył do niego ustawicznie z miłością, wytężył wszystkie 

f siły, aby go osiągnąć. Nie powiedział sobie: »Mniej* 

( sza z tym, co się staniem. Nie pracował dla samej pra* 

cy, nie cierpiał dla samego cierpienia.

Równocześnie wiedział, co osiągnie dla siebie, 

i spełniał to dzieło jako wolę Bożą, i włożył w nie całą 

moc swego Serca. »Trzeba, powiedział, aby Chrystus 

I cierpiał, i tak wszedł do swej chwały...« Z cierpienia 

wypływa chwała. Z obumarłego ziarna rozkwita kłos.

i

i

background image

32

W  tym,  jak  we  wszystkim  innym,  Chrystus  jest  dla 

nas  doskonałym  wzorem.  Czy  możemy  lepiej  działać 

od  Niego?  Czy  jest  uczeń  nad  Mistrza?  Jeżeli  Boski 

Mistrz  miał  nagrodę  na  względzie  za  swoje  usiłowania, 

dlaczego  my  byśmy  mieć  jej  nie  mogli?  Idąc  więc  za 
przykładem  i  wskazaniami  Jezusa  Chrystusa,  możemy 
myśleć  o  chwale,  jaka  nas  czeka  za  nasze  cierpienia 

i trudy.

c) 

Sumienie również domaga się tego.

Czy  podjąłby  się  ktoś  pracy  i  złączonych  z  nią  tru* 

dów,  gdyby  cel,  jaki  przez  to  ma  osiągnąć,  był  nie  za* 
bezpieczony  i  niepewny?  Któżby  robił  zasiewy,  gdyby 

nie  spodziewał  się  plonów?  Czy  byłoby  rozsądnie 
uczyć  się,  gdy  się  wie,  że  się  nie  zdobędzie  wiedzy? 
Gdyby  poświęcenie  dla  drugich  i  dla  samego  siebie 
miało  być  daremne,  po  co  robiłby  ktoś  ze  siebie  ofiarę? 

Podobna  szlachetność  byłaby  prostym  nierozsądkiem. 

Sumienie  na  pewno  ma  prawo  rozstrzygać  i  podtrzy* 

mywać  swoje  rozkazy  za  i  przeciw  wszystkiemu;  w  ten 

sposób  chroni  ludzi  od  ustawicznych  błędów...  Azre* 
sztą,  można  się  do  tego  przyznawać  lub  nie,  doświad* 
czenie  pokazuje,  że  wszyscy—skrycie  przynajmniej  — 

myślą  o  wyniku,  jaki  jest  możliwy,  i  którego  się  spo* 

dziewają.  Tak  postępując  czynią  dobrze.  Maszeruje  się, 
aby  dojść  do  celu;  je  się,  aby  żyć,  uczy  się,  aby  zdo* 
być  wiedzę.  Co  w  tym  złego?  Czyż  myśl  o  przyszłej 
nagrodzie  nie  opromienia  człowiekowi  jego  codzien* 
nych  czynności,  podobnie  jak  słońce  rozjaśnia  swym 
blaskiem smutek dni jesiennych.

d) 

Chodzi  tu  o  chwałę,  o  mądrość  i  sprawiedliwość

 

Bożą.

Bóg  wydaje  rozkazy.  Jest  On  pierwszą  przyczyną 

wszystkich obowiązków, powinien również być najwyż*

background image

33

szą  ich  sankcją.  Byłoby  niemądrym  przypuszczać,  że 

Pan  Bóg  nie  interesuje  się  wynikiem  swoich  rozkazów; 

przypisywać  zaś  Bogu  obojętność  na  dobro  i  zło,  by# 
łoby  upoważniać  nas  do  tego  samego.  Czyż  wszystko 

w  przyrodzie  nie  dąży  do  jakiegoś  celu  według  praw 
ustanowionych  przez  Boga?  Istnienie  nieba  i  piekła 
jest  dowodem,  że  Pan  Bóg  nie  tylko  nie  jest  obojętny 
na  każdy  czyn  ludzki,  ale  że  owszem  interesuje  się 
nimi  wspaniałomyślnie  lub  straszliwie,  nagradza  nie# 
bem  lub  karze  piekłem.  Oto  dwie  ostateczności,  dwa 
różne  skutki  ludzkich  czynów!  Gdyby  u  kresu  życia 
ludzkiego  cośkolwiek  świadczyło,  że  Pan  Bóg  nie 

zwraca  uwagi  na  dobro  i  zło,  byłoby  to  oczywistym 
dowodem,  że  ostatecznie  dobro  i  zło  mają  tę  samą  war# 
tość.  Tak  myśleć,  to  nie  uznawać  Boga.  Któżby  się  na 
to odważył!...

II.  W JAKI SPOSÓB I DLACZEGO ZADAJE SIĘ TO 

PYTANIE W ŻYCIU CHRZEŚCIJAŃSKIM?

1. 

Niektórzy chrześcijanie nie zastanawiają się nad

 

nim wcale, albo zaledwie trochę.

Dzieje  się  to  wtedy,  gdy  ich  życie  jest  powierzchow# 

ne,  bez  wysiłków  i  obowiązków,  bez  przyjęcia  ofiar 
i  poświęceń;  czysto  światowe;  życie,  w  którym  godzi 
się  sprzeczności  i  nie  odmawia  się  sobie  żadnej  przy# 
jemności;  służy  się  kolejno  Bogu  i  mamonie.  Po  cóż 
zadawać  sobie  to  pytanie,  gdy  się  stale  folguje  swoim 
złym  skłonnościom  i  tylko  kapryśnie  zachowuje  się 
niektóre  praktyki  religijne?  Do  czego  by  to  doprowa# 

dziło?  Czy  wyrzekło  się  czego  dla  Chrystusa?  Nicze# 
go...  Ludzi  tak  żyjących  jest  bardzo  wielu.  Wielkie  za* 

gadnienia,  odnoszące  się  do  celu  ostatecznego,  ich  nie 

interesują.  Odpowiedź  można  dać  z  góry:  »Tacy, 

powiedziałby  Pan  Jezus,  odebrali  swą  nagrodę.  Nie 

mówmy o nich więcej«.

Odpowiedzi Chrystusa

3

background image

34

2. 

W  życiu  chrześcijanina  pytanie  to  jest  konie*

 

czne.

a) 

Wymagania  tyczące  się  życia  prawdziwego

 

chrześcijanina.

P r a w d z i w y   c h r z e ś c i j a n i n   j e s t   p   r   a *  

c o w n i k i e m   n a   n i w i e   B o ż e j .  Życie jego jest 

jakby  pracą  na  roli.  Praca  to  ciężka,  o  ile  spełnia  się 
ją  z  zapałem,  pod  kierunkiem  Boskiego  Mistrza,  dążąc 
do  sumiennego  wykonania  obowiązków.  Zaintereso* 

wani wiedzą o tym.

P r a w d z i w y   c h r z e ś c i j a n i n   j e s t   z   a   p   a *  

ś n i k i e m   d u c h o w y m .   Życie  jego  jest  nieustanną 
walką  z  szatanem,  ze  światem,  z  sobą  samym,  z  cia* 
łem  i  jego  licznymi  żądzami.  Walka  na  każdy  dzień, 
nigdy  nie  kończąca  się  zupełnym  zwycięstwem,  pełna 

tragicznych  momentów  podczas  burz  wewnętrznych 
i  gwałtownych  ataków  namiętności,  które  nigdy  nie 

ustają.

P r a w d z i w y   c h r z e ś c i j a n i n   j e s t   s ł u g ą .  

Życie  jego  jest  służbą,  poświęconą  dla  Mistrza,  dla 
ideału,  dla  celu.  Obowiązki  jego  są  określone  do* 
kładnie  przykazaniami.  Nie  działa  nigdy  na  swój  spo* 

sób,  ani  dla  siebie,  a  służba  Boża  bywa  niekiedy  słód* 

ka, a niekiedy bardzo twarda.

P r a w d z i w y   c h r z e ś c i j a n i n   j e s t   o f i a r ą .  

Życie  jego  jest  ustawicznym  zaparciem  się  siebie,  wy* 
rzeczeniem  się  niedozwolonych  i  niebezpiecznych 
przyjemności  i  przeróżnych  okazyj,  po  ludzku  sądząc, 
korzystnych,  ale  dla  duszy  złych.  Na  ileż  rzeczy  po* 
zwala  sobie  człowiek  światowy,  które  prawdziwemu 
chrześcijaninowi  nie  przystoją.  Ofiary  z  pieniędzy  wy* 

maga  miłosierdzie;  ofiary  z  bogactwa,  sprawiedliwość; 
ofiary  z  zabaw,  umartwienie.  Ofiary  z  miłości,  ze  spój* 
rżenia,  z  pragnienia  i  wielu  innych  rzeczy.  Świat  wie 
dobrze o tym, na tym bowiem opiera swój wielki za*

background image

35

rzut  przeciwko  życiu  chrześcijańskiemu  i  w  tym  jest 
owa  tajemna  przyczyna  odwrócenia  się  od  chrzęści* 
jańskiego  życia...  Chrześcijanin,  który  niekiedy  ma 
serce i oczy łez pełne, wie również o tym dobrze!

b) 

A  więc  pytanie:  »Jaki  tego  wszystkiego  będzie

 

koniec«, trzeba sobie zadawać!

Ale kiedy?

— Chyba zawsze!
Przede  wszystkim  jednak  w  chwilach  mimowol* 

nych  lęków,  zniechęceń  i  ogólnego  przygnębienia. 
Wtedy  gdy  obowiązek  większej  wymaga  ofiary,  po* 
poświęcenie  staje  się  bardziej  dotkliwe,  a  ciągłe  zawody 
i  rozczarowania  nawet  w  najgorliwszych  budzą  przy* 
puszczenie:  »że  mogli  się  omylić  i  że  mądrzej  byłoby 
nie  wysilać  się,  skoro  jak  sądzą,  cały  trud  i  tak 
do niczego nie prowadzi«.

Komu zadaje się to pytanie?

B o g u ,   któremu  się  mówi:  »Ciebie,  Boże,  słucham, 

dla  Ciebie  żyję  i  cierpię!  Czy  wiesz  o  tym  i  czy  nie 
zapomnisz?  Czy  będziesz  jednak  wierny  w  ich  speł* 

nieniu?  Bo  nieraz  patrząc  na  bieg  rzeczy  odnosi  się 

wrażenie,  jakbyś  ich  zostawił  własnemu  losowi... 
Ostatecznie, co z tego wyniknie«?

C h r y s t u s o w i ,   który  jest  Bogiem  w  ludzkiej 

postaci.  Mówi  się  Mu:  »Ufny  Twoim  słowom,  posłu* 
szny  Twemu  wezwaniu,  idę  za  Tobą...  staram  się  na* 
śladować  Ciebie  i  niosę  mój  krzyż.  Gdzie  mnie  zapro* 
wadzisz?  Ludzie  szydzą  ze  mnie  tak,  jak  szydzili 
z  Ciebie.  Co  za  to  zyskam?  Czy  po  Wielkim  Piątku 
nastanie  także  dla  mnie  poranek  Zmartwychwstania? 
Czy  pokorze  i  posłuszeństwu  na  drodze,  którą  teraz 

kroczę,  będzie  odpowiadać  wysokość  chwały,  którą  zy* 

skam w niebie«.

To pytanie zadaje się r ó w n i e ż   i n n y m   1   u *

3

*

background image

36

d  z  i  o  m,  którzy  są  chrześcijaninami  tylko  z  imienia. 
Kroczą  drogą  szerszą,  wygodniejszą,  przyjemniejszą, 
usianą  kwiatami.  Nie  wyrzekają  się  niczego,  czerpią 
rozkosze  przez  cale  życie,  nie  troszcząc  się  o  inne  war* 

tości.  Bez  wyrzutów  za  swoje  winy,  z  niewzruszonym 
spokojem,  robią  wrażenie,  po  ludzku  biorąc,  jakby 
oni mieli rację, a nie ja!

Zadaje  się  je  również  s o b i e   s a m e m   u...  Serce 

zapytuje  sumienia:  »Prowadzisz  mnie  drogą  twardą... 

Dokąd?  Zamęczasz  mnie  czasem...  Jakim  prawem? 
Stwarzasz  dla  mnie  bolesne  zagadnienia...  W  jakim 

celu?  Zapewniasz  mnie,  że  jest  to  obowiązkiem,  god* 

nością  moralną,  treścią  życia...  Czy  to  pewne?  O!  su* 

mienie,  sumienie,  jaki  będzie  wynik  tego  wszystkiego? 

Cierpliwie  znoszą  cierpienia;  święci  umierają  tak  sa« 

mo,  jak  grzesznicy...  burza  niszczy  również  moje  po* 
la  jak  bezbożnych...  Kochając  Boga  tracę  także  dzieci 

jak  ci,  którzy  Go  nie  kochają...  Pod  krzyżami  chrzęści* 
jańskimi  i  w  urnach  pogańskich,  śpią  tym  samym  snem 
umarli.  O!  sumienie,  sumienie,  co  z  tego  wszystkiego 

wyniknie!«

Kto stawia to pytanie?

M ł o d e ,   n i e w i n n e   d z i e w c z ę ,   w  chwilach 

ciężkich  walk  wewnętrznych,  gdy  serce  krwawi  od 
ran, zadanych przez życie.

P o b o ż n a m a t k a ,   która  z  biegiem  lat  coraz  bar* 

dziej  upada  pod  ciężarem  swego  krzyża  i  nawałem 
zawsze jednakich obowiązków, i tylu podjętych ofiar.

C z l o w i e k w i e r z ą c y ,   który  stracił  niesłusznie 

dobre  imię,  któremu  za  jego  wierną  miłość  nie  odwza* 
jemniono  podobnym  uczuciem,  który  za  sumienne  speł* 
nienie  obowiązków  nie  ma  takiego  uznania  i  nie  robi 
takiej kariery, jak ludzie nieuczciwi.

A p o s t o ł   C h r y s t u s o w y   u  kresu  swoich  prac 

i niepowodzeń, gdy go martwi brak wdzięczności,

background image

37

a oszczerstwa szarpią sławę, i gdy taką małą zyskał 
nagrodę za te skarby, które opuścił...

W s z y s c y   c n o t l i w i   w  chwilach  ciężkich  za* 

dają  to  pytanie  ofiary  u  stopni  swoich  ołtarzy  poświę* 
cenią,  czy  to  w  Kolosseum,  gdy  rozlegały  się  straszne 
ryki  zwierząt,  czy  to  w  więzieniach,  oczekując  na  swój 
męczeński  koniec,  zadaje  je  ginący  misjonarz  w  odle* 
głej  krainie,  jak  również  samotna,  młoda  zakonnica, 
łkająca przed Wizerunkiem Ukrzyżowanego.

Stawiać  w  ten  sposób  pytania  nie  jest  ani  wstydem, 

ani  czymś  ubliżającym,  nie  jest  ani  kupczeniem,  ani 
brakiem  miłości  lub  też  dowodem  słabnącej  odwagi, 
jest  tylko  prawem,  a  nawet  obowiązkiem.  Prawem,  któ* 

re  posiada  każda  istota,  świadoma  celu  i  pragnąca  mieć 

pewność,  że  się  nie  myli  i  ma  nadzieję,  że  dojdzie  do 
tego celu, do którego dąży z takim mozołem.

Różne odpowiedzi na to zasadnicze pytanie.

I.  ODPOWIEDŹ ŻYCIA.

Ogólnie,  można  i  powinno  się  powiedzieć,  że  ona 

jest  nie  wystarczająca  i  zwodnicza;  nie  rozwiązuje  ni* 

czego;  nie  zapewnia  żadnego  sprawiedliwego  stosunku 

między  trudem  i  zapłatą,  między  rzeczywistą  zasługą, 
a  bezpośrednim  wynagrodzeniem.  Aby  utrzymywać 
przeciwnie,  trzeba  być  ślepym,  nie  znać  życia,  nie 

chcieć  patrzeć  odważnie  na  rzeczywistość.  Stwierdzenie 
tego  nie  jest  oczywiście  rzeczą  przyjemną!  Jeśli  tak  się 
sprawy  przedstawiają,  po  co  udawać,  że  się  je  widzi 
inaczej?  Nie,  żeby  wszyscy  sprawiedliwi  byli  nieszczę* 
śliwi,  a  wszyscy  źli  szczęśliwi.  Różnie  bywa,  ale 
właśnie  ta  różnorodność  zbija  z  tropu,  i  zamiast  roz* 

wiązywać  zagadnienie,  gmatwa  je  i  pozostawia  nadal 

nierozwiązane.

Biorąc  pod  uwagę  poszczególne  fakty,  należy  zau* 

ważyć, że np. cnota, niewinność, najwyższe bohater*

background image

38

stwo  C h r y s t u s a   P a n a ,   Sędziego  najwyższego,  nie 

zapewniły  Mu  ani  uznania,  ani  uwielbienia,  ani  miłości 
wszystkich.  Miał  wielu  nieprzyjaciół,  których  niena# 
wiść  i  oszczerstwa  zaprowadziły  go  drogą  niewymow# 
nych  cierpień,  na  krzyż:  »Boże,  mój  Boże!  Czemuś 

mnie opuścił ?«

Co  się  tyczy  Ś w i ę t y c h ,   to  ich  współbracia  nie 

okazywali  im  takiego  uszanowania,  jakie  się  im  nale# 
żało  —  ich  wysiłki  nie  były  uwieńczone  pomyślnym 

skutkiem  —  więcej  cierpieli  niż  grzeszyli.  —  Neron  ich 

oskarżał;  byli  męczennikami,  których  skazywano  na 
śmierć.

Jeśli  chodzi  o  n a j l e p s z y c h   c h r z e ś c i j a n ,  

o  ten  kwiat  cnoty  i  duchowości  rodzaju  ludzkiego,  to 
czyż  wartościowanie  ich  zasług  jest  takie  u  Boga,  jak 

u  ludzi?  Czyż  położenie  ich  socjalne  jest  odpowiednie 
do  ich  wielkich  cnót?  Czy  cieszą  się  takim  powodze# 

niem  doczesnym,  jak  na  to  zasługują  przez  swoją  szła# 
chetność i wzniosłe postępowanie wobec drugich?

Co  się  tyczy  w a s s a m y c h ,   czy  okresy  gorliwości 

są  okresami  najmniejszego  trudu?  Czy  jesteście  naj# 
bardziej  szanowani  wtedy,  gdy  zasługujecie  na  to  naj? 
więcej?  Gdy  jesteście  w  łasce  Bożej,  czy  kłaniają  wam 

się  niżej,  gdy  zaś  popełnicie  grzech  śmiertelny,  czy  fala 
życia  przepływa  koło  was  z  większym  chłodem?  Czy 
domy  naznaczone  krzyżem,  łatwiej  omija  anioł  śmier# 
ci?  Czy  przy  odejściu  waszym  do  wieczności,  żało# 
śniej  was  będą  żegnać  dzwony,  dlatego  żeście  w  ca# 
łym życiu najwierniej służyli Bogu?

Nie!  Życie  wzięte  samo  w  sobie  nie  daje  odpowiedzi 

na  to  pytanie.  Na  jakie  zresztą  pytanie  daje  ono  sta# 

nowczą  odpowiedź?  Raczej  samo  zadaje  niezliczoną 
ilość  pytań,  nie  rozwiązuje  zaś  żadnego...  Mówi  się 
słusznie:  »Czym  jest  życie,  jeżeli  tylko  ono  istnieje?* 
Dodajmy: »jaka jest odpowiedź na zagadnienie życia,

background image

39

jeśli nie ma innych odpowiedzi jak tylko te, które 

z samego życia wypływają ?«

Bezbożni również wykorzystują to, aby szydzić.

Wyszydzanie,  stare  jak  świat,  było  zawsze  okrut* 

nym  cierpieniem  dla  sprawiedliwych  i  stało  się  wkrót* 
ce  groźną  pokusą.  »Widzicie,  mówią  niewierzący  i  sce* 
ptycy,  do  czego  prowadzi  wasza  osławiona  służba  Bo* 

gu!  Co  czyni  dla  was  Bóg,  o  ile  istnieje?  Czy  zna  wa* 

sze  poświęcenie?  Pozwala  wam  zraszać  życie  wasze 
potem  i  łzami,  zanosić  modły,  a  nie  ociera  wam  potu 
i  nie  wysłuchuje  próśb  waszych!  Kto  zyskał  sławę, 
pomniki,  miejsce  w  historii,  pamięć  u  ludzi?  Czy  ci, 
których  uważacie  za  najlepszych,  za  najgorliwszych, 
za  najbardziej  czystych  i  pobożnych?  Popatrzcie! 

Nauka  jest  dość  wymowna.  Mylicie  się.  Oszukano 
was«.

Chrześcijanin  słucha,  cierpi,  niepokoi  się.  Ze  wzro* 

kiem  błagalnym  zwraca  się  do  Mistrza  o  wyjaśnienie 
zagadki  życia,  która  go  nęka,  i  szuka  u  Niego  odpo* 
wiedzi, która przynosi ukojenie...

II.  ODPOWIEDZ CHRYSTUSA.

Odpowiedź  ta  zapewniając  o  nagrodzie,  podnosi 

wartość przedsięwzięcia.

1. 

Przewyższa  ona  wszystkie,  beznadziejnie  nie

  wy* 

starczające próby rozwiązania, jakie przynosi życie.

Ani  sława  ludzka,  ani  dobrobyt  materialny,  ani 

szczęście  doczesne,  ani  jakakolwiek  inna  nagroda  na 
ziemi  nie  jest  dostateczną  pobudką  do  wysiłków,  ani 
też  odpowiednią  zapłatą.  U  tych  wszystkich,  którzy 
już  tu  na  ziemi  rozdzielają  palmy  zwycięstwa,  jest  du* 
żo  fantazji,  a  sporo  niekompetencji  i  stronniczości 

u  tych,  którzy  sądzą.  Interes  nimi  kieruje,  namiętności 
ich  oślepiają;  ich  wzgarda  niczego  więcej  nie  dowodzi 
jak i ich pochwała. Tak często przez nich stają się

background image

40

ostatnimi ci, którzy powinni być pierwszymi, a pierw* 
szymi ci, którzy powinni być ostatnimi!

2. 

Odpowiedź  Chrystusa  nadaje  wartość  jedynej,

 

słusznej odpowiedzi.

Każdy,  kto  wyrzekł  się  czegoś  dla  Chrystusa,  ja* 

kiejś  osoby  lub  samego  siebie,  nie  trudził  się  na  marne; 

owocem  tego  wyrzeczenia  jest  nie  tylko  radość  ze  speł* 
nionego  uczynku,  ale  także  spokój  wewnętrzny  i  na* 

groda wieczna.

Owocem  tym,  tu  na  ziemi,  jest  wzrost  wartości 

duchowych,  odpowiednio  do  odwagi  z  jaką  się  działa, 

cnót,  które  się  nabywa  i  ofiar,  które  się  spełnia.  To  nie 

jest  nic  —  to  dużo.  W  pewnym  słowa  znaczeniu,  nawet 
wszystko.  Wartości  duchowe  bowiem  pozostają  nie* 
śmiertelne  jak  dusza,  która  właśnie  dzięki  temu  udo* 
skonaliła  się  i  przeistoczyła.  Inne  wartości  bez  wyjąt* 

ku  tracą  wraz  z  życiem  swe  znaczenie.  Dobra  docze* 
sne  pozostają  tu  na  ziemi,  gdzie,  jak  mówi  Pismo  św. 

»rdza  i  mól  psuje,  i  gdzie  złodzieje  wykopują  je  i  kra* 
dną«.  Dusza  nie  zabiera  nic  innego  na  drogę  wieczno* 
ści  jak  tylko  swoje  zasługi.  Nie  majątek  ani  powo* 
dzenie  i  sławę,  które  zdobyła,  tylko  to,  czym  się  stała 
przez  swój  wzrost  duchowy.  Ziemskiego  stanowiska 
nie  bierze  się  również  tam  pod  uwagę,  tylko  wartość 

wewnętrzną,  czyli  własne  ja  duszy,  uszlachetnione 
cnotą, uświęcone miłością, ozdobione zasługą.

Nagrodą  tu  na  ziemi  jest  również  szczęście  wewnę­

trzne, które przewyższa wszelkie dobra.

Trzeba  to  zawsze  podkreślać!  Pomimo  trosk  i  nie* 

powodzeń,  pomimo  złości  ludzkiej  i  wszystkich  niespra* 
wiedliwości  życia,  słudzy  Chrystusowi  są  szczęśliwi.  To 

szczęście,  które  płynie  ze  spokoju  sumienia,  ze  spełnie* 
nia  obowiązku,  ze  zdania  się  na  wolę  Bożą,  ze  zjedno* 
czenia z Chrystusem, z posiadania łaski poświęcającej,

background image

41

szczęście,  w  które  wierzymy  i  którego  się  spodziewamy, 

nie  jest  czymś  złudnym,  a  tym  bardziej  nie  jest  złud* 
nym  szczęściem.  Odmienne  szczęście  daje  świat 
i  grzech;  szczęście  to  zawodzi,  niepokoi,  zostawia  pu* 

stkę.

ile  częściej  spotyka  się  prawdziwą  radość 

u  sprawiedliwych,  którzy  płaczą,  niż  u  grzeszników, 
którzy  się  śmieją!  Grzesznicy  niekiedy  chcieliby  się 
zamienić  z  tamtymi!  Mają  do  tego  bardzo  dużo  słu* 
sznych  powodów.  Święci,  nie!  1  dlatego  »Błogosła* 
wieństwa*  nie  są  tylko  czczą  obietnicą.  Szczęście 
w  nich  obiecane  otrzymuje  każdy,  kto  za  nie  zapłaci 
wysiłkiem.  Nawet  boleść  przemieniona  w  miłość  przy* 
czynią się do tego.

Nagrodą w przyszłości będzie życie wieczne.

Zapewne,  gdy  Chrystus  mówił  te  słowa: 

Posiądzie

 

żywot  wieczny,

  oczy  Jego  kierowały  się  ku  tajemnicy 

Królestwa  niebieskiego...  Zycie  w  Bogu,  przez  Boga, 
z  Bogiem  —  na  miejsce  śmierci  i  życia  na  ziemi!...  Zycie 
to  nazywa  Chrystus,  Królestwem  niebieskim,  domem 
Ojca,  salą  godową,  ucztą  weselną...  Zycie  myśli  w  peł* 
nym  poznaniu,  życie  serca  w  doskonałej  miłości;  życie 
duszy, zatopionej zupełnie w Bogu...

Wieczność!  Poza  czasem;  wolna  od  zawodów  i  zni* 

komości  życia  doczesnego.  Wieczność  w  zupełnym  bez* 
pieczeństwie,  bez  znużenia,  w  całkowitym  spoczynku, 

którego nic nie zmąci i co ziemskie nie dotknie.

Dla  tej  nagrody  warto  słuchać  Chrystusa,  iść  za 

Nim i pracować dla Niego.

1  żeby  nie  mówiono:  »To  jest  zbyt  piękne,  aby  mo* 

gło  być  rzeczywistością*,  żeby  udowodnić,  że  to  jest 

możliwe,  wystarczy  dowieść,  że  Bóg  jest  wieczny,  a  du* 
sza  ludzka  nieśmiertelna,  i  że  dusza  nieśmiertelna  łą* 
czy  się  z  wiecznym  Bogiem  w  nieskończonej  miłości. 

Tak było, jest i będzie.

background image

42

Wniosek.

Na  najbardziej  piekące  pytanie  ludzkości,  doty* 

czące  końca  tych,  którzy  dobrze  żyli,  odpowiada 

Chrystus  wznosząc  ramiona  ku  górze:  »2ycie  wiecz* 
ne«.  Życie  doczesne  wobec  tamtego  jest  tylko  przemi* 

jającą  marnością.  Słowa  Chrystusa,  poparte  dowodami, 
są  o  wiele  bardziej  oczywiste,  niż  istnienie  słońca 
w piękne dni wiosenne.

Chrześcijanin  słucha  i  rozważa  te  słowa.  Co  go  ob* 

chodzi  od  tej  chwili  marność  wszystkiego?  Nie  potrze* 
buje  już  innych  odpowiedzi  na  swoje  pytanie.  Istnieje 

»życie wieczne«. To wystarczy.

background image

Wstępować w związki małżeńskie 

czy nie?

1  rzeki:

  »Dlatego  opuści  człowiek  ojca  i  ma  t- 

kq,  i  złączy  się  z  żoną  swoją:  i  będą  dwoje

  w  jed­

nym  ciele...  A  łak  już  nie  są  dwoje,  ale  jedno 

ciało.  Co  tedy  Bóg  złączył,  człowiek  niechaj  nie

 

rozłącza...  A  powiadam

  wam,  iż  ktobykolwiek 

opuścił  żonę  swoją,  a  inną  by  pojął,  cudzołoży,

 

a kto by opuszczoną pojął, cudzołoży

«.

Rzekli  mu  uczniowie  jego:  Jeśli  tak  jest  spra­

wa człomeka z żoną, niepożyteczno się żenić.

Który  im  rzekł:  „Nie  wszyscy  pojmują  słowa

 

tego,  ale  którym  jest  dano",

  (św.  Mat.  XIX, 

5-12).

Wstęp.

1. 

Najpierw  określa  Chrystus  zasadnicze  obowiąz*

 

ki małżeństwa.

Pogląd  chrześcijański  w  całej  swej  dokładności 

i  surowości.  (Opuścić  rodziców  —  połączyć  się 
ze  swym  oblubieńcem  lub  oblubienicą  —  jeden  tylko 

z  jedną  —  związek  nierozerwalny,  którego  nikt  nie  ma 

prawa  rozwiązać  —  stanowcze  potępienie  rozwodu 

i ponownego małżeństwa.)

2. 

Wobec  tych  danych  zdziwienie  i  przestrach  Apo=

 

stołów.

Podobnie  jak  po  ogłoszeniu  obietnicy  ustanowienia 

Najświętszego  Sakramentu  rzesze  mówiły:  »Twarda 
jest  ta  mowa,  i  któż  jej  słuchać  może?«  —  tak  i  tu 
ogłoszenie podstaw moralnych małżeństwa chrześcijań*

background image

44

skicgo  wywołało  u  uczjiiów  uwagę:  »Jeśłi  tak  jest 
sprawa  człowieka  z  żoną,  niepożyteczno  jest  się  że# 
nić«.

3. 

Odpowiedź  Pana  Jezusa  zawiera  dwa  twier­

dzenia:

Nie  ma  racji  nie  żenić  się,  gdyż  małżeństwo  jest 

prawem  natury  i  instynktem  życia  —  ci  jednak,  któ# 
rym  dane  jest  zrozumieć,  że  są  rzeczy  wyższe  jak  mał# 
żeństwo,  powinni  iść  za  tym  głosem,  pozostać  w  bez# 
żeństwie, aby spełnić to, czego Bóg od nich żąda.

Niepokojące zagadnienie.

Pytanie  to  nasuwa  się  stale.  Sformułowane  czy  nie, 

określone  czy  też  nie  określone,  nurtuje  ustawicznie 

ducha  ludzkiego,  odkąd  bez  żadnego  złudzenia,  w  całej 
jasności,  ogłoszono  zasady  etyki  chrześcijańskiej,  ty# 
czące się małżeństwa.

Rozważmy  trzy  punkty  tego  zagadnienia  w  świetle 

słów Chrystusowych.

Najpierw przypatrzmy się tej sprawie w świetle 

rozumu.

Jedność  małżeńska:  jeden  z  jedną.  —  Nierozerwal# 

ność  małżeństwa  aż  do  śmierci  jednego  z  małżon# 
ków. — Rozwód i powtórne małżeństwo jednego z mał# 

żonków  za  życia  drugiego  uznane  przez  Kościół  za  cu# 
dzołóstwo,  które  prawo  cywilne  zatwierdza  i  nie  uwa# 
ża za złe.

Jako  przeciwstawienie  tych  surowych  zasad:  sła# 

bóść  ludzka,  potrzeba  zmiany,  potężny  instynkt  dą< 
żący  tam,  gdzie  w  danej  chwili  można  znaleźć  przy# 

jemność.

Przeciwstawiając  więc  sobie  te  dwa  poglądy  tak  bar# 

dza  różne,  niektórzy  dochodzą  do  wniosku:  Zawrzeć 
związek  małżeński!  Nigdy!  W  każdym  razie  nie 
w tych warunkach.

background image

45

Po  wtóre  zwróćmy  uwagę  na  to,  co  nam  przynosi

 

własna obserwacja życia:

Niedotrzymanie  przyrzeczeń.  Komedia  uczuć.  Mał* 

żeństwa  z  tysiąca  powodów  nieszczęśliwe.  Zdrady. 

Niewierności.  Głęboki  smutek  z  powodu  osamotnię* 
nia.  Chłód  niektórych  ognisk  domowych.  Pozorne 
zbliżenie  się,  a  wewnętrzny  zupełny  rozdział  małżon* 
ków...  Ile  rzeczy  można  się  domyślać!  Ileż  rzeczy  wie 
się ze zwierzeń itd.

Wniosek: 

Więc to jest prawdziwe małżeństwo!

Takie  bez  obsłonek  i  złudzeń!  A  więc,  nie!  Wymarzy* 
łem  (łam)  je  sobie  tak  pięknie,  a  widzę,  że  jest  smutne 
i wstrętne! Nie chcę małżeństwa...

Po trzecie: Zwierzenia mężów i żon:

Gdybyśmy  byli  wiedzieli,  że  małżeństwo  jest  tak 

ciężkie!  Tak  zwodnicze!  Tak  skomplikowane!  Gdyby 
to  można  było  zacząć  na  nowo...  Upadek  ideału... 

Obserwowane  z  daleka  może  być  godne  podziwu... 

żyć w nim jest zbyt boleśnie...

Wniosek:  Stało  się,  nie  mówmy  więcej  o  tym.  Nie 

można  nic  poradzić.  Trzeba  cierpliwie  znosić  to,  czego 
się  nie  da  już  naprawić...  Ale  wy,  którzy  jesteście 
wolni,  wierzcie  mi,  nie  wstępujcie  w  związki  małżeń* 
skie!  Zostańcie  tak,  będzie  wam  lepiej...  Kto  się  żeni, 
nie wie, co czyni. Szczęśliwe zakonnice i stare panny!

Odpowiedź chrześcijańska.

1. 

Gdy  pytanie  to  stawia  się  w  sposób  wyżej  po

dany,  oczywistym  jest,  że  w  związki  małżeńskie  mogą

 

wstąpić tylko:

Albo  b o h a t e r o w i e ,   którzy  pragną  poświęceń 

i  których  trudności  nie  tylko  nie  zrażają,  ale  pod* 
niecają;

Albo n i e ś w i a d o m i ,  którzy wiążą się na ślepo,

background image

46

bez żadnego zastanowienia, co ich broni przed refleks 

Sj41

Albo  n a i w n i ,   marzyciele,  niepoprawni  idealiści, 

żyjący w złudzeniach;

Albo  ś m i a ł k o w i e ,   mówiący:  »Nic  nie  szko* 

dzi, zobaczymy«;

Albo  n i e u c z c i w i ,   którzy  zawierają  małżeń* 

stwo  i  przyjmują  jego  zobowiązania  z  tą  jednak  my* 
ślą, aby wyswobodzić się przy pierwszej sposobności.

2. 

Atoli  zagadnienie  to  tak  postawione,  jest  posta=

 

wionę 

fałszywie!

Postawiono  je  z  tego  punktu  widzenia,  jakby  bez* 

pośrednie  szczęście  ziemskie  było  najwyższym  celem 
życia  —  jego  bezwzględnym  prawem  —  zasadą,  we* 
dług  której  należy  uważać,  że  każdą  rzecz,  która  przy* 
nosi  szczęście,  powinno  się  przyjąć  i  dopóki  szczęście 

trwa,  zatrzymać;  skoro  jednak  minie,  odejść  i  szukać 
innej.

Co  należy  czynić  w  tych  warunkach?  Jaka  zasada 

życia jest możliwa do urzeczywistnienia?

Najpierw  nie  chce  się  wstąpić  w  związek  małżeń* 

ski  z  powodu  trudności,  ciężarów,  zawodów,  obowiąz* 
ków złączonych z małżeństwem.

Nie  ma  się  również  ochoty  zostać  starą  panną 

czy  kawalerem,  gdyż  i  tu,  podobnie  jak  przeciw  mał* 
żeństwu,  można  postawić  swoje  zarzuty.  Można  po* 
wiedzieć:  »Zostać  panną!...  Starym  kawalerem!...  Zyć 
samotnie,  bez  miłości,  mieć  serce  puste  i  dom  pusty. 
W  walce  z  życiem  nie  mieć  żadnej  podpory,  żadnej 

opieki.  Nie  zaspokoić  nigdy  instynktu  macierzyń* 

skiego  lub  ojcowskiego,  który  się  odzywa  ?«  I  przy* 
chodzi  się  do  wniosku:  Zostać  starą  panną,  starym 

kawalerem...  nigdy!...  I  tak  mężatki  i  żonaci,  rozwa* 
żając  strony  ujemne  małżeństwa  i  korzyści  celibatu, 
zazdroszczą niekiedy starym pannom i kawalerom, ci

background image

47

zaś,  rozważając  korzyści  małżeństwa  i  ujemne  strony 
celibatu, zazdroszczą mężatkom i żonatym... A więc?

Zupełnie  tak  samo  rozumując,  wyklucza  się  wstą* 

pienie do klasztoru: 

»Zakonnica! Zakonnik! Życie

zamknięte!  Drobiazgowe  posłuszeństwo!  Pozbawienie 
wolności,  miłości  ludzkiej,  przyjemności!...  Raz  tu, 

drugi  raz  tam,  według  upodobania  przełożonych!  Czy* 
nić  to,  na  co  się  nie  ma  ochoty,  nie  czynić  nigdy  tego, 
co  budzi  zainteresowanie,  co  się  lubi,  na  co  ma  się 
ochotę!...«  Wniosek:  Zostać  zakonnicą,  zakonnikiem, 

nigdy!

A więc w ogóle nie można żyć! Gdyż to wszystko,

I

co  się  mówi  przeciw  małżeństwu,  celibatowi  i  klaszto* 

rowi,  można  dosłownie  zastosować  do  samego  życia. 
Można  więc  powiedzieć:  »2yć,  —  to  pracować,  cier* 
pięć,  płakać!  Wlec  swoją  nędzę  i  walczyć  z  nieusta* 

jącymi  trudnościami!  Życie  —  to  nieziszczone  nas 
dzieje,  rozwiane  marzenia,  ciągłe  rozczarowania...  Nie, 
lepiej  nie  żyć!«...  Cóż  więc?  Umrzeć?  Ale  zaraz 
rozsądek  zaczyna:  »Umrzeć!  Odejść!  Wszystko  zo* 
stawić! Skończyć! Cmentarz! Nie! nie umierać«...

Cóż  więc  wreszcie  uczynić?  Trudności  są  wszędzie 

i  we  wszystkim.  Gdzie  się  udać,  aby  ich  nie  było? 

Nie  pozostaje  nic  innego,  logicznie  biorąc,  w  imię 

szczęścia  szukanego  za  Wszelką  cenę,  jak  tylko  przy* 
jąć plan niżej podany, o ile się da wykonać.

Spróbować  małżeństwa,  aby  się  przekonać...  Na* 

stępnie  po  zdobytym  doświadczeniu  porzucić  je 
i  spróbować  celibatu...  ale  na  celibat  nie  ma  się  ocho* 
ty.  Cóż  przeszkadza  także  spróbować  życia  zakon* 
nego,  aby  nie  być  samą,  samym,  i  nie  żyć  z  mężem, 
żoną.  Potem  można  by  powtórzyć  znowu  całą  serię... 

Postępując  w  ten  sposób  zyskałoby  się  korzyści 

,  wszystkich  stanów,  a  uniknęłoby  ich  trudności... 

Co myślicie o tym? Nie śmiejcie się! To jest lo*

I

background image

48

giczne.  Prawo  do  szczęścia  byłoby  przewodnikiem 

w  tym  systemie  kolejno  po  lobie  następujących  do* 

świadczeń,  gdyby  się  dało  w  praktyce  wykonać!... 

Niestety!

To  jednak  wskazuje,  sądząc  z  następstw,  że  rasa* 

da była fałszywa.

3. 

W  jakiż  więc  sposób  należy  ostatecznie  posła

» 

wić i jak rozumieć to pytanie?

Idźmy po kolei.

C e l i b a t .

Nie  należy  mówić:  »Jeśli  takim  ciężarem  jest  ce* 

libat,  to  lepiej  w  nim  nie  pozostawać.  A  zatem  porzuć* 
my  go!«...  Ani:  »Czy  osiągnę  w  celibacie  najwyższe 

szczęście,  a  najmniej  niezadowolenia?«  Mówić  tak, 

znaczy  złą  obierać  drogę  i  nigdy  dlatego  nie  dojść  do 

celu.

Należy mówić:
a)  Celibat,  podobnie  jak  małżeństwo  i  życie  za* 

konne  ma  swoje  dobre  i  złe  strony;  raz  jedne  prze* 
ważają, drugi raz drugie.

b)  W  celibacie  jednak  z  jego  brakami  i  trudnoś* 

ciami  można  być  również  pożytecznym,  wypełnić 

swoje przeznaczenie i zapewnić sobie zbawienie.

c)  Celibat  może  być  środkiem  do  wypełnienia 

w  rodzinie  pewnych  zadań  świętych  i  szlachetnych, 
na które małżeństwo nie pozwala.

d)  A  więc,  z  wyboru,  czy  z  konieczności,  przyj* 

muję  go.  Z  wyboru,  jeśli  skłania  mnie  do  tego  moje 
wewnętrzne  usposobienie.  Z  konieczności,  jeśli  mimo 

pragnienia  wyjścia  za  mąż,  nie  osiągnęło  się  tego  celu. 
Nic  nie  jest  stracone,  jestem  wolna,  wolny;  moje  ży* 
cie  nie  minęło  się  z  celem,  nie  więcej  zresztą,  niżby 

się to stało w nieszczęśliwym małżeństwie.

background image

49

K a p ł a ń s t w o .   —   K l a s z t o r .
Nie  należy  mówić:  Czy  w  stanie  kapłańskim  lub 

w  klasztorze,  w  zupełnej  ciszy  i  spokoju  będzie  się 
najszczęśliwszym  i  najmniej  zazna  się  nudy?  Podob* 

ne założenie rozumowania miałoby fatalne następstwa.

Należy powiedzieć:

a)  Życie  zakonne  ma  swoje  ciężary,  swój  przymus, 

swoje próby. Dobrze.

b)  A  jednak  jest  piękne,  dobre,  pożyteczne;  moż* 

na  się  poświęcić,  pomóc  bliźniemu;  więcej  i  lepiej 

pracować dla chwały Bożej.

c)  Z drugiej strony wierzę, że Bóg mnie powołuje.
d) 

Pomimo  zatem  wszystkich  trudności  i  dzięki 

powołaniu, wstępuję do seminarium lub do klasztoru.

M a ł ż e ń s t w o .

Należy  z  pewnością  zadać  pytanie:  »Czy  dobrze 

jest  wyjść  za  mąż?  Czy  jest  lepiej,  czy  gorzej?  Czy 
jest  to  prawem,  czy  obowiązkiem,  czy  też  niedorzecz* 
nością?«

Nie  trzeba  jednak  mówić:  »Czy  małżeństwo  jest 

bardziej  zabawne,  jak  nudne?  Czy  jego  więzy  są  lżej* 

sze  od  wolności  niezamężnych!  Czy  ono  jest  typową 
formą  większego  szczęścia  ludzkiego?*  (Nie  istnieje 
bowiem  żadna  typowa  forma  większego  szczęścia 

ludzkiego, chyba tylko przez miłość Bożą...)

Należy postawić szereg pytań zasadniczych:

Czy  małżeństwo  w  zrozumieniu  chrześcijańskim, 

w  swojej  istocie,  w  swoich  następstwach  i  w  swojej 
roli jest czymś wielkim? Odpowiedź: tak.

Czy  małżeństwo  przedstawia  normalne  prawo  ży* 

cia  ludzkiego,  tak  że  z  wyjątkiem  życia  zakonnego 
i  celibatu,  jest  tym,  do  czego  kieruje  się  instynktownie 

młodość  ze  swymi  pragnieniami  i  sercem?  Odpowiedź: 

tak.

"Mpowiedzi Chryattm

4

background image

50

Czy  małżeństwo  jest  jedną  z  dróg,  prowadzących 

do  zbawienia,  jedną  z  ziemskich  form  przeznaczenia 
wiecznego,  i  czy  z  tego  powodu  zgadza  się  z  wolą 

Bożą? Odpowiedź: tak.

Czy  małżeństwo  odpowiada  opatrznościowo,  głę* 

bokim  instynktom  natury  ludzkiej,  w  miarę  jak  ona 
dochodzi  do  pełnego  rozwoju  swego  istnienia?  Od* 
powiedź: tak.

Z  tych  wszystkich  powodów,  odsunąwszy  na  bok 

inne  powołanie  lub  niemożność  zrealizowania  go,  na* 
turalną  jest  rzeczą  wejść  w  związek  małżeński,  dobrze 
jest  myśleć  o  nim,  chcieć  tego  i  działać  dla  osiągnię* 
cia tego celu.

Dalsze pytania.

Czy  małżeństwo  normalne  i  pożądane  ma  swoje 

radości?  Na  pewno  tak.  Życie  rodzinne  nie  jest  dra* 
matem ani rozpaczą dwojga w czterech ścianach.

Czy  małżeństwo  ma  swoje  troski?  Na  pewno  tak. 

W  małżeństwie,  podobnie  jak  gdzie  indziej,  mniej  lub 
więcej się cierpi i plącze.

Czy  małżeństwo  ma  swoje  rozczarowania,  albo 

czy  dotrzymuje  swych  obietnic?  Ma  swoje  rozczaro* 
wania,  podobnie  jak  całe  życic,  bez  względu  na  to, 

gdzie  się  je  przepędza.  Spełnia  nadzieje,  przynajmniej 
na  tyle,  aby  nie  powiedziano,  że  jest  czczym  złudzę* 
niem.

Czy  życie  rodzinne  ma  swoje  obowiązki  ciężkie 

i surowe? Ma!

Wniosek na podstawie tych danych:

Jeśli  w  małżeństwie  znajdują  się  radości  pomie* 

szane  z  troskami,  przyjmuję  je,  licząc,  że  pierwsze 
pomogą mi do zniesienia drugich.

Jeśli  w  małżeństwie  są  obowiązki,  przyjmę  je  rów* 

nież, podobnie jakbym musiał przyjąć obowiązki każ*

background image

51

dego  innego  stanu,  z  nadzieją,  że  przy  pomocy  łaski 

Bożej wypełnię je odważnie.

Jeśli  w  małżeństwie  spełnia  się  jedno  z  podstawo* 

wych  praw  życia,  jeśli  ono  jest  podstawowym  warun* 

kiem  utrzymania  ciągłości  rasy  ludzkiej  i  trwania 

pokoleń, prawu temu się poddaję.

Dobre  i  złe  strony  istnieją  wszędzie;  jedne  nie  po* 

winny zasłaniać drugich.

Wnioski zasadnicze.

Odnośnie  do  małżeństwa,  byłoby  naiwnością  chcieć, 

aby  małżeństwo  było  nieomylną  formą  bezwzględne* 
go i pewnego szczęścia.

Małżeństwo  jest  mądrością,  odpowiadającą  głębo* 

kim  instynktom  ludzkim,  w  swojej  zaś  rzeczywistości 
jest zbiorem radości, trosk i obowiązków.

Małżeństwo  jest  aktem  odwagi,  którą  należy  pod* 

trzymać,  aby  móc  spełnić  jego  wymogi,  ofiary  i  obo* 
wiązki.

Co  się  tyczy  całego  życia,  to  wszystko  w  życiu  po* 

dobnie  się  przedstawia,  o  ile  chce  się  żyć  dobrze,  po* 
żytecznie, szlachetnie.

Poświęcenie  należy  przewidzieć  wszędzie;  odwaga 

również  jest  potrzebna  we  wszystkim,  tak  w  celibacie, 
aby  żyć  samotnie,  w  życiu  zakonnym,  aby  wypełnić 

śluby,  w  małżeństwie,  aby  dochować  wierności  przy* 

Sięgi.

Ostatecznie  więc  najważniejsze  pytanie  brzmi  na* 

stępująco:

Czy  mamy  tu  na  ziemi  prawo  być  szczęśliwymi, 

czy  też  najpierw  powinniśmy  być  dobrymi?  Jeżeli 
ktoś  przyjmuje  pierwszą  możliwość,  tj.  prawo  do  szczę* 
ścia,  pytającemu  się:  »Czy  należy  wstępować  w  zwią* 
zek małżeński?« należy odpowiedzieć: »Tak, nie, mo*

4

background image

52

że,  nie  wiadomo,  ponieważ  egoistów  zawsze  czeka  za* 

wód«.  W  drugim  zaś  wypadku,  jeśli  się  przyjmie,  że 
przede  wszystkim  mamy  być  w  życiu  dobrymi,  na  py* 
tanie:  »Czy  należy  się  żenić  (wyjść  za  mąż),  trzeba 

odpowiedzieć  stosownie  do  wielkiej  myśli  Chrystusa: 
»Tak,  z  wyjątkiem  tych,  którzy  nie  mogą  lub  którym 

nie  pozwala  specjalne  powołanie...  Tak,  gdyż  w  tej  wiel* 
kiej  sprawie  Boskiej  i  ludzkiej,  jaką  jest  małżeństwo, 
spełniacie  waszą  powinność,  zyskujecie  zasługi,  żyje* 
cie  w  miłości  i  pracujecie  równocześnie  dla  Ojczyzny 

ziemskiej  dając  jej  obywateli,  i  dla  Ojczyzny  niebie* 
skiej przysparzając jej dzieci wybranych...«

background image

Skarga Chrystusa w ustach 

biedaków.

Powiedzą  Mu:  *Panie,  kiedyżeśmy  Cię  wU

 

dzieli  łaknącym  albo  pragnącym,  albo  nagim

 

i  nie  nakarmiliśmy  Cię,  nie  daliśmy  Ci  pić,  nie

 

przyodzialiśmy  Cię?*  1  odpowiadając  rzecze

 

im:

  »Zaprawdę  powiadam  wam:  Pókiście  nie 

uczynili  jednemu  z  łych  najmniejszych,  aniście

 

mnie uczynili... Idźcie precz ode mniel*

Jak  głębokie  słowa!  Jakiż  oddźwięk  budzą  w  du» 

szy,  która  się  nad  nimi  zastanawiał  Jakąż  dają  spo* 
sobność  do  robienia  spostrzeżeń  i  do  jak  ważnych 
prowadzą wniosków...

Jak  bardzo  niepokojące  słowa!  Takie  stawiają  za* 

gadnienia!  Takie  obiecują  rozwiązanie!  Jak  ciężką  od* 
powiedzialnością  obarczają  tych,  którzy  nie  pójdą  za 
ich wezwaniem...

Słowa  zapoznane...  Tylu  chrześcijan  nie  rozumie 

ich  znaczenia;  nie  zastanawia  się  nad  nimi;  nie  ma  od* 

wagi  iść  za  tym,  co  one  głoszą;  stara  się  je  rozumieć 
w  sensie  złagodzonym,  tak  że  zmieniają  się  nie  do 
poznania.

Słowa  płomienne  dla  tych,  którzy  im  wierzą,  czy* 

nią  je  regułą  swego  życia,  znajdują  w  nich  nieustan* 
ną  zachętę  dla  swojej  gorliwości  i  jedyne  światło,  dzię* 

ki  któremu  wyjaśnia  się,  mimo  pozornej  błahości 

wielu rzeczy, prawdziwa wartość stworzenia.

background image

54

Wszystko jest sprawą zapatrywania.

Wszystko  zależy  od  naświetlenia,  w  jakim  się  rze* 

czy ogląda.

Sąd  o  jakimś  krajobrazie  będzie  różny,  zależnie 

od  tego,  jak  się  go  ogląda,  czy  w  nocy,  czy  we  mgle, 

czy też w pełnym blasku słonecznym.

Tak  samo  w  muzeach,  obraz  przedstawia  się  lepiej 

lub  gorzej  albo  w  całej  swej  piękności,  zależnie  od 
tego,  gdzie  jest  umieszczony,  czy  w  kącie  w  cieniu, 
czy  też  w  pełnym  świetle.  Artyści,  jak  również  konserw 
watorzy muzeów wiedzą o tym dobrze.

Wszystko  zależy  od  tego,  w  jakim  nastawieniu  na 

daną rzecz się patrzy.

Zależnie  od  tego,  czy  się  kocha,  czy  się  nienawi* 

dzi,  patrzy  się  różnie  na  ludzi.  Stąd  tyle  niesprawie* 
dliwej  pogardy,  nierozumnych  podziwów,  tyle  stron* 

niczości w ocenie drugich.

Zależnie  od  tego,  czy  się  jest  człowiekiem  zmysło* 

wym  czy  duchowym,  widzi  się  u  drugich  albo  pięk* 
ność  cielesną,  albo  piękność  duchową:  »Człowiek  zwie* 
rzęcy, mówi św. Paweł, nie dostrzega spraw Bożych«.

Zależnie  od  tego,  czy  się  jest  egoistą,  czy  altruistą, 

spostrzega  się  u  ludzi  albo  to,  z  czego  można  dla  sie* 

bie  wyciągnąć  korzyści,  albo  widzi  się  ich  własne  po* 
trzeby, a to pobudza do niesienia im pomocy.

Zależnie  od  tego,  kim  się  jest,  ma  się  różny  po* 

gląd  na  świat.  Na  ten  sam  ocean  patrzy  inaczej  ar* 

tysta,  rybak,  niewiasta,  poeta.  Każdy  widzi  w  nim  to, 
czego  szuka  lub  czego  się  boi.  I  każdy  z  nich  zapy* 
tany:  »Co  to  jest  ocean?«  da  inną  odpowiedź.  Pierw* 
szy  powie:  »Jest  to  gra  kolorów«.  Drugi:  »To  jest 
mój  warsztat  pracy«.  Trzecia:  »Jest  to  potężny  głos 
burz«.  Czwarty:  »jest  to  grób  marynarzy...«  Sprawa 
zapatrywania.

background image

55

Podobnie  ma  się  rzecz  z  ubogimi  i  łatwo  zrozu* 

mieć, jakie to ma rozliczne następstwa.

1. 

Jest wielkie mnóstwo nędzarzy!

Ludzie,  którzy  nie  jedzą,  choć  są  głodni,  którzy 

mieszkają  w  norach,  pozbawionych  światła,  powietrza 
i  opału  w  zimie,  którym  brak  wszystkiego,  którzy 
nie  mogą  się  leczyć  w  chorobie,  ani  zapracować  na 
kawałek  chłeba.  Ludzie  opuszczeni,  pozostawieni  sa* 
mi  sobie,  niewolnicy  własnej  nędzy.  Ludzie  dorośli, 
dzieci  i  starcy,  skazani  na  łaskę  miłosierdzia,  które 

wie  o  nich  lub  nie  wie,  wspomaga  lub  nie  wspomaga. 

Biedacy,  nieszczęśliwi,  pokrzywdzeni  przez  los,  wy* 

rzutki  społeczeństwa,  o  których  się  mówi,  że  mści  się 
na nich nędza, która ich okryła hańbą.

2. 

Trzeba to wiedzieć i zastanowić się nad tym.

W pewnych bowiem warunkach życia można o tym

nie wiedzieć. Wystarczy zamknąć oczy i starać się
0  tym nic myśleć; mieszkać w innej dzielnicy niż oni

1  nie  być  nigdy  tam,  gdzie  oni  mieszkają.  Gdy  się  nę* 
dzy  unika  przez  bojaźń,  wstręt  lub  instynkt  własnego 
bezpieczeństwa,  można  nie  znać  jej  właściwego  obli* 
cza  i  prawdziwego  wyglądu.  Można  przede  wszystkim, 
wiedząc  teoretycznie,  że  istnieje,  robić  tak,  jakby  nie 
istniała.  Są  tacy  ludzie,  którzy  swymi  opowiadaniami 
na  temat  nędzy,  starają  się  zniechęcić  innych  do  lito* 
wania  się  nad  nią.  O  ile  taka  próba  się  uda,  zagad* 
nienie  umiejętnie  odsunięte  nie  wchodzi  więcej  w  ra* 
chubę.

Chrześcijaninowi  nie  wolno  pozwolić  sobie  na  ta* 

ką  niewiedzę,  na  takie  zapomnienie.  Rodzice  bogaci 

nie  powinni  wychowywać  dzieci  swych  w  ten  sposób, 
jakby  nieszczęściem  dla  szczęśliwych  było  pamiętać 
o tym, że istnieją nieszczęśliwi.

background image

56

Są jednak różne zapatrywania na sprawę nędzarzy.

Różne zapatrywania fałszywe, niezgodne z prawdą!

P o w i e r z c h o w n e   wglądnięcie  niektórych  lu* 

dzi  nie  daje  im  poznać  całej  doniosłości  ubóstwa.  Nie 
rozumieją go, nie starają się z nim zetknąć i nie myślą

0  nim wcale.

Zapatrywanie  ludzi  p o d e j r z l i w y c h ,   którzy 

uważają,'że  biedni  mają  to,  na  co  zasłużyli  przez  brak 

pracowitości  i  obrotności,  i  samowolnie  popadli  w  nę* 

dzę.

Zapatrywanie  ludzi  d u m n y c h ,   którzy  patrząc 

na  te  nory,  na  te  łachmany,  na  to  życie  w  ucisku, 
przechodzą obok nędzarzy z najwyższą pogardą.

Zapatrywanie  e g o i s t ó w   a  równocześnie  tchó* 

rzów.  Dla  tych  nędzarze  wskutek  swych  ustawicz* 
nych  żądań  stają  się  kłopotliwi,  a  jednocześnie  przeje 

muje  ich  paniczny  strach,  gdy  wiedzą,  jak  ubodzy  są 
usposobieni dla bogatych, gdy widzą masy nędzarzy
1 wielkość ich nędzy.

Ci  ludzie  patrząc  w  ten  sposób,  nie  widzą  nic. 

O  nich  mówi  Pismo  św.,  że  nie  rozumieją  i  nie  mogą 
zrozumieć, kim jest człowiek ubogi.

Prawdziwe,  jasne  i  głębokie  zapatrywanie  na  spra

m

 

wę ubogich.

Gdy  się  myśli  o  nich  często,  zastanawia  się  głę* 

boko,  co  znaczy  słowo  »ubogi«,  i  stara  się  zrozumieć, 

czym  może  być  w  praktyce  ubóstwo  dla  tych,  którzy 
żyją w nim w sposób przykry i nieubłagany.

Gdy  się  patrzy  na  nich  z  największą  troską,  chcąc 

zbadać  stronę  moralną  i  społeczną  tego  zagadnienia, 
zbadać  odpowiedzialność  indywidualną  i  zbiorową,  ja* 
ka  tutaj  w  grę  wchodzi,  dojść,  kto  właściwie  jest  wi* 
nowajcą.

background image

57

Gdy  się  patrzy  na  nich  z  miłością,  to  znaczy  z  ser* 

deczną  dobrocią,  z  instynktowną  litością,  z  gotowością 

spieszenia  im  z  pomocą.  Serce  jest  prawdziwym  świa« 
tłem!  Tyle  ciemności  nas  ogarnia  i  światło  jego  jest 
nieraz jedynym rzeczywiście odkrywcą!

Gdy się patrzy na nich z duchowego punktu wi* 

dzenia, szukając w ubogim jego duszy, którą na pew* 

no posiada. Co się w niej dzieje? Jakie wątpliwości ją 
nawiedzają? Jakie dramaty nią wstrząsają? Nędza 

-materialna nadaje przecież ich duszy szczególny wy* 

raz.

Gdy  się  patrzy  na  nich  o c z y m a   w i a r y ,   jak 

ktoś,  kto  chcąc  wydać  sąd  o  życiu,  o  istotach,  o  wszyst* 
kim  co  się  tyczy  ich  i  ich  życia,  użytkuje  do  tego 

swoje  Credo,  swój  katechizm  i  swoją  Ewangelię,  a  nie 
zimne  nakazy  rozumu  i  czysto  techniczne  dane  nau* 
kowe.

Gdy  się  wreszcie  patrzy  o c z y m a   C  h  r  y  s  t  u* 

sa.  Pan  Jezus  miał  swój  własny  sposób  patrzenia,  są* 
dzenia  i  wnioskowania.  Miał  swoje  światło,  które  pły* 
nęło  z  ustawicznego  wejrzenia  na  Boga,  z  niezgłębio* 
nej  miłości  Jego  serca,  z  Jego  sumienia,  które  nie  zno* 

siło  niesprawiedliwości  i  które  pod  żadnym  pozorem 
nie skłaniało się do złego.

Gdy  się  patrzy  na  nędzę  ludzką

  w 

tym  oświetlę

niu i 

takimi oczyma:

Widzi  się  w  ubogim,  aż  do  dna  jego  nędzy,  i s t o *  

t ę l u d z k ą ,   posiadającą  również  swoje  prawa  równo* 
ległe  do  swoich  obowiązków,  swoją  godność,  swoją 
wartość  wieczną  i  wspólne  wszystkim  ludziom  do  roz* 
wiązania zagadnienie przeznaczenia wiecznego.

Widzi  się  w  ubogim  s t w o r z e n i e   B o s k i e ,  

równie  wartościowe  jak  bogaty.  Chociaż  ulica,  przy 

której ubogi mieszka, jest brudna, dom jego mały

background image

58

i  ciasny,  ubranie  znoszone  i  łatane,  chociaż  brak  mu 
—  o  ile  brak  —  nauki  i  ogłady,  choć  ręce  nie  myte 
wonnościami,  jak  ręce  Piłata,  nie  przeszkadza  to,  że 
człowiek  ubogi,  składający  się  podobnie  jak  my  z  cia? 
ła  i  z  duszy,  jest  stworzeniem  również  przez  Boga  do 
życia  powołanym.  Dlatego  musi  mieć  także  swoje 

przywileje i swoją wysoką wartość.

Widzi  się  w  ubogim  d z i e c k o   O j c a ,   który  je 

bardzo  kocha,  dziecko  w  imię  tej  miłości  odkupione 
przez  Syna  w  Jego  bolesnej  męce.  Czyż  Chrystus 
wyraźnie  tego  nie  powiedział?  Czyż  posłannictwo  Je? 

go  nie  było  przede  wszystkim  do  ubogich?  Czyż  nie 

przebywał  głównie  z  nimi?  Czy  nie  odnosił  się  do  nich 
z  tym  samym  szacunkiem,  jak  do  ówczesnych  boga? 
czy?  Czy  nie  poświęcał  dla  nich  swego  czasu  i  serca? 
Czyż  nie  współczuł  z  ich  niedolą?  Czy  robił  taką  róż? 
nicę  między  ubogimi  a  bogatymi,  żeby  ubodzy  czuli 
się upokorzeni i pogardzeni?

Widzi  się  w  ubogim  żywy  o b r a z   C h r y s t u s a ,  

który  był  im  podobny,  i  był  jednym  z  nich.  Cho? 
dził  odziany  tak  jak  oni,  jadł  również  podobnie.  Jego 
mały  domek  rodzinny,  przyparty  do  skały,  w  którym 
zamieszkiwał  przez  lat  trzydzieści,  był  podobny  do 

ich  domów.  Nie  miał  żadnej  posiadłości  ziemskiej,  uro? 
dził  się  w  ubóstwie  i  odszedł  z  ziemi  nie  pozostawia? 
jąc  żadnego  majątku  prócz  tuniki  i  płaszcza,  o  który 
pod krzyżem żołnierze rzucali los.

Widzi  się  w  ubogim  członka  m i s t y c z n e g o  

c i a ł a ,   którego  Chrystus  jest  głową.  Oni  są  członka? 
mi  Jego.  »Członkami  cierpiącymi«  jak  się  słusznie 
mówi.  Ojcowie  Kościoła  zastanawiając  się  jakimi 
członkami  w  ciele  Chrystusowym,  tzn.  w  odkupionej 

ludzkości,  są  ubodzy,  zauważyli,  że  są  nogami,  na 
których  wspiera  się  całość,  czyli  tym,  co  jest  mało  cc? 
nione, a jednak bardzo użyteczne; tym, co dźwiga

background image

59

największy  trud;  zbiera  proch  i  bioto  życia...  Czyż 
tak  nie  jest?...  Członki  Chrystusowe,  okryte  może 
pogardą  i  często  upokorzone,  w  każdym  razie  człon; 
ki  Jego  Ciała.  O  nich  właśnie  myśląc  wypowiedział 

Pan  Jezus  te  wspaniałe,  a  tak  bardzo  niepokojące  sio; 

wa:  »Coście  uczynili  jednemu  z  tych  najmniejszych, 
mnieście  uczynili.  A  czegoście  nie  uczynili  jednemu 
z tych najmniejszych, mnieście nie uczynili«.

Oto  jak  niezaprzeczalnie  i  niewątpliwie  należy 

myśleć  o  ubogich,  gdy  się  na  nich  patrzy  w  świetle 
nauki  Chrystusowej  i  oczyma  Chrystusa,  które  wszyst; 
ko do głębi rozjaśniają i nadają mu inne znaczenie.

Jak się odnoszą do biednych prawdziwi chrześci­

janie?

I - PRZEDE WSZYSTKIM ROZUMIEJĄ UBOGIEGO 

I JEGO STAN WEWNĘTRZNY.

a) 

Rozumieją jego ukryte marzenia.

Dlaczego  ubogi,  tak  często  samotny,  nie  miałby 

być  w  życiu  wielkim  marzycielem?  Życie  jest  tajemni; 
cą  dla  wszystkich;  przedstawia  się  jako  zagadka,  jako 
problem  nierozwiązalny.  Oblicze  życia  jest  tak  cie; 
kawę  i  tajemnicze!  Trudno  je  w  ogóle  zrozumieć.  Ubo; 
gim  jeszcze  trudniej,  niż  komu  innemu.  Nie  jest  to  je; 
dnak  tym  razem  poeta,  który  marzy,  patrząc  na  mo; 

rze,  ani  malarz,  gdy  spogląda  na  piękny  krajobraz, 
ani  filozof  wobec  wszechświata,  ani  właściciel,  ogląda; 

jący  swoje  majętności,  ani  młodzieniec,  marzący 

o  przyszłości,  lecz  jest  to  człowiek,  dla  którego  życie 
jest  twarde  i  trudne,  który  marzy  o  życiu,  podobnie 
jak  głodni  przed  piekarnią  lub  małe  dzieci  tęsknią  za 
miłością  wobec  matki,  która  ich  nie  kocha...  Marzenie 

to  przez  małe,  czarne  okienko,  którym  ubogi  spogląda 
na  życie,  jest  różne  od  marzenia  przez  okna  pięknego 
pałacu.

background image

60

b) 

Rozumieją codzienne troski ubogiego.

Ubogi  nie  ma  zapewnionego  bytu,  nie  ma  żadnych 

dochodów,  rent  lub  kapitału.  Dzień  jutrzejszy  przed* 
stawia  mu  groźbę  bezrobocia,  choroby,  które  staną 
się  dla  niego  klęską.  Czy  wystarczy  mu  na  rzeczy  naj* 

niezbędniejsze?  Czy  będzie  mógł  dać  je  swoim  dzie* 

ciom? 

Niepewność 

bolesna, 

nieustanna, 

bardziej 

przejmująca  z  nadejściem  zimy,  w  okresach  mrozów, 

w  razie  powodzi  lub  epidemii.  Ach,  ten  znak  zapyta* 
nia!  Zobaczymy,  że  staje  się  łatwo  znakiem  oskarżę* 
nia.  Wystarczy  zastanowić  się  na  chwilę,  w  jak  głę* 
bokim  niepokoju  żyje  ubogi  przez  długi  szereg  lat, 

jednako  zawsze  smutnych,  z  których  żadne  nie  przy* 
nosi mu zmiany na lepsze.

c) 

Rozumieją gorycze ubóstwa.

Czy  jest  co  w  tym  dziwnego,  że  dręczą  ubogiego 

różne  gorycze,  podobnie  jak  kwasy  żołądkowe,  dzięki 

strawie,  której  dostarcza  mu  życie?  Gorycze  powstałe 
przez  urazy,  z  trudnością  ukrywane,  przeciw  wszyst* 
kiemu,  przeciw  ludziom  i  rzeczom,  przeciw  jednostce 
i  państwu,  którzy  zdają  się  mu  być  odpowiedzialnymi 
za  ten  smutny  stan  rzeczy.  Nie  można  żądać  od  lu* 
dzi,  aby  jednako  smakowało  im  wino  czy  ocet,  miód 
czy  żółć,  cukier  czy  pieprzl  I  gdy  na  twarzy,  w  swo* 

im  milczeniu  i  w  przykrych  refleksjach  objawia  ubo* 
gi  swoją  boleść,  trzeba  być  naiwnym,  aby  temu  się 
dziwić,  i  bardzo  obłudnym,  aby  się  tym  gorszyć.  Du* 
sza  ubogiego  przeżywa  wszystkie  gorycze  i  staje  się, 
podobnie jak życie, pełna goryczy.

d) 

Rozumieją zazdrość ubogiego.

Ubogi  czyni  porównania.  Czy  może  powstrzymać 

się  od  tego?  Niedola  zmusza  go  do  tego.  Przechodzi 
mimo życia, życie płynie mimo niego. Choćby nie

I

background image

61

chciał,  musi  patrzeć  na  nie,  musi  je  widzieć.  Ono 
bowiem  pokazuje  mu  się  w  całym  swym  bezwstydzie, 
który  jest  równocześnie  nierozsądny  i  niebezpieczny. 
Różnice  są  tak  wielkie!  Bulwary  i  uliczki;  pałace  i  nos 

ry;  zbytek  i  nędza;  wykwintne  ciasta  i  chleb  suchy; 
naszyjniki  z  pereł  i  jarzmo  niewoli;  uczty  bogacza 
i  biedny  Łazarz,  leżący  u  bram  pałacu;  wygodne  pulls 
many  i  twarde  ławki  w  pociągach  mieszanych;  żes 
bracy  i  miliarderzy;  syci  i  wygłodzeni...  Nie  może  tes 
go  nie  widzieć  i  nie  słyszeć.  Wszędzie  się  to  rzuca 
w  oczy;  zewsząd  woła  do  niego!  Bezwstydne  i  równos 
cześnie  nierozumne  bogactwo,  przechodząc  mimo,  obs 
rzuca  biedotę  błotem,  a  wtedy  biedak  odrzucony  i  pos 
zostawiony  samemu  sobie  czyni  bez  litości  porównania. 
Porównania  te  czynią  go  zazdrosnym.  Mówi  myśląc 
o  tamtych:  »Dlaczego  nie  ja?«  Myśląc  o  sobie:  »Dlas 

czego  nie  oni?«  Na  jego  miejscu,  co  by  myśleli  ci, 
którzy  się  oburzają?  Co  by  mówili?  O  to  właśnie 
chodzi.

e) 

Rozumieją bunty nędzarzy.

To  znaczy  niepogodzenie  się  z  faktycznym  sta> 

nem  rzeczy,  uważanym  przez  niektórych  za  nieszczęss 
ny,  lecz  nietykalny  i  święty.  Z  jakiego  powodu  miałs 
by  być  takim?  To  wszystko,  co  płynie  z  egoizmu, 

niesprawiedliwości, 

niesumienności, 

wreszcie 

z  grzechu,  czyż  może  być  nazwane  opatrznościowym 
w  znaczeniu  woli  Bożej?  Nierówność  warunków, 
w  istocie  opatrznościowa,  nieunikniona  i  konieczna, 
czy  musi  być  zawsze  na  ogół  biorąc  powodem  usta* 

wicznego  rozdziału  pomiędzy  klasami  i  ludźmi,  i  czy 
na  drodze  ludzkości  nie  da  się  nigdy  na  przestrzeni 
wieków  wyrównać  wzniesień  i  zapełnić  przepaści?  Ko« 

ściół  sądzi  o  tym  inaczej.  Ubogi,  któremu  nędza  prze« 

szkadza,  aby  był  zawsze  rozumny,  podniecony  przez 
nią, czuje w sobie rodzący się bunt... Biedacy wzniecają

background image

62

niepokój,  grożą,  często  może  nawet  przesadzają,  nie* 
raz  zdaje  się,  że  skłonni  są  raczej  zamienić  wszystko 
w  ruinę,  niż  budować  ład  ogólny.  Wszystko  to  jest 
możliwe.  Ale  nie  powinniśmy  się  temu  dziwić!  Czy 
protest,  jaki  podnoszą,  nie  jest  w  istocie  swej  głosem 

sprawiedliwości  w  pracy  dla  osiągnięcia  lepszej  przy* 
szlości?  Jest  to  również  bezwiedne  wyczucie  dążenia 
chrystianizmu,  że  powinno  być  inaczej,  a  zmiana  obec* 
nego  stanu  rzeczy  na  lepsze  stałaby  się  właśnie  kró* 
lestwem Bożym na ziemi.

f) 

Rozumieją wątpliwości biedaka.

Nie  mówiąc  o  nędzy  i  jej  licznych  trudnościach, 

ubogi  narażony  jest  na  pokusę,  aby  zwątpić  o  wszyst* 
kim  —  o  c  e  1  u  ż  y  c  i  a,  o  ile  musi  żyć  w  takich  wa* 
runkach,  w  których  życie  jest  tylko  przeciwnością,  bez 
radosnej  nadziei  lepszego  jutra  —  o  p i ę k n i e   ż y *  
c  i  a,  które  dla  niego  bywa  tak  r z a d k o   p i ę k n e ,  
a  tak  często  budzi  wstręt  swym  ponurym  i  odraża* 
jącym  obliczem,  i  o  w a r t o ś c i   s p o ł e c z e ń s t w a  
l u d z k i e g o ,   w  ten  sposób  zorganizowanego,  że 
jedni  mogą  się  bawić  według  swego  upodobania,  pod* 
czas  gdy  inni  muszą  męczyć  się  wbrew  woli  i  to  z  po* 
kolenia  na  pokolenie,  bez  zmiany,  społeczeństwa,  w  któ* 

rym  już  bogaci  mogą  się  jeszcze  więcej  wzbogacić, 

a  nędzarze  muszą  popadać  w  większą  nędzę  —  o  z  n  a* 
c z e n i u   p r a w a   m o r a l n e g o ,   ponieważ  to  pra* 
wo  tak  nierównomiernie  ciąży  na  barkach  ludzkich, 
a  każdy  kto  poddaje  mu  się  bez  zastrzeżeń,  przyczy* 

nia  się  tym  samym  do  przedłużenia  zła  i  pozwala  mu 

na  dalsze,  spokojne  trwanie  —  o  d o b r o c i   B o ż e j ,  

która  dla  ubogiego,  jak  mu  się  wydaje,  tak  skąpą  się 
okazuje,  a  nie  żałuje  dóbr  materialnych  dla  innych, 
wcale  nie  więcej  wartościowszych  od  niego,  która  za* 
pominą o ubogim w jego utrapieniach, pozwala bo*

background image

63

rykać  się  z  trudnościami  bez  wyjścia  i  zgina  jego 
grzbiet  pod  jarzmo  bolesne...  Tak  to  dręczy  go  poku* 
sa  zwątpienia  o  wszystkim  i  o  wszystkich,  o  radach 
i  obietnicach,  o  pięknych  słowach,  które  chwilowo 
brzmią  nadzieją,  a  potem  wtrącają  w  zwykłą  jedno* 
stajność ciężkiego życia.

g) 

Rozumieją drażliwość biedaka.

Ciało,  serce,  sumienie  człowieka  ubogiego  staje  się 

coraz  bardziej  drażliwe.  Bywa,  że  czasem  pod  razami 
losu  twardnieje  i  wskutek  znużenia  obojętnieje  na 
wszystko.  Nie  dzieje  się  to  jednak  zawsze.  Ubogi 
nie  jest  kamieniem  ani  matołem  pogrążonym  w  zu* 
pełnej  obojętności  dla  spraw  i  ludzi.  Pozostaje  czło* 
wiekiem,  i  to  człowiekiem  odczuwającym  cierpienie. 

Dlatego  ulega  rozstrojowi,  umie  protestować;  obrażli* 

wy  i  podejrzliwy  obawia  się  usług,  które  mu  oddają, 

podejrzywa  egoizm  w  miłosierdziu,  które  mu  świad* 
czą,  i  w  aż  do  pogardy  bitych  mu  ukłonach.  Nie 
ufa  nikomu.  Jego  wrodzone  zaufanie  do  ludzi  już 

dawno  zawiodło.  Zajmuje  więc  stanowisko  obronne, 
jak  wobec  nieprzyjaciela,  którego,  jak  mu  się  zdaje, 
odkrywa  wszędzie.  Któż  może  dziwić  się  takiej  draż* 
liwości?  Czyż  nie  jest  ona  w  nim  dziełem  jego  cięż* 
kiego życia?

h) 

Rozumieją rozpacz biedaka.

Rozpacz  istnienia,  na  które  z  jakiejkolwiek  się  stro* 

ny  patrzy,  nie  widać  żadnego  wyjścia,  w  którym  nie 
świta  zapowiedź  na  tle  stosunków  ludzkich  nadejścia 
dnia  przepowiedzianego  przez  tylu  proroków  i  ocze* 

kiwanego  przez  tylu  nieszczęśliwych,  odmiany  na  lep* 

sze...  Ubogi  widzi  się  osaczonym,  uważa  się  za  ściga* 
nego  jak  przez  psy  gończe,  przez  owe  mnóstwo  praw, 
przepisów,  zakazów,  nadzorów  policyjnych  wokół  nie* 

go, aby mu przeszkadzać w swobodnym oddechu...

background image

64

I

Ani na jutro, ani na później, ani na lata końcowe 
biedak nie spodziewa się niczego. Mury są za wyso* ' 
kie, aby mógł spojrzeć ponad nimi. Jeśli zaś wydrapie 

się do góry, aby mimo wszystko patrzeć, czy zobaczy 

na drodze kogoś, przybywającego do niego z rękoma i 

pełnymi dobroci? »Człowieku, który czuwasz, kto 

przybywa wśród nocy? — Nikt do ciebie!« Wielu 
ludzi ubogich nie wypowiada swej rozpaczy głośno — 

bo i po co? — ale jęczą głucho, długo i boleśnie.

i) 

Rozumieją natręctwo biedaka.

Biedny  prosi  często,  prosi  zawsze,  bezustannie  wy* 

ciąga  rękę  i  puka  do  drzwi.  To  jednak  nie  przeszka* 
dza  mu  być  biednym,  cierpieć  głód  i  zimno  wraz  ze 
swymi  najbliższymi!  Gdyby  odziedziczył  niespodzie* 
wanie  znaczną  sumę,  na  pewno  zaprzestałby  pukać 
o  wsparcie  do  serc  litościwych  i  upominać  się  o  kawa* 
łek  chleba.  Gdy  jednak  powraca  bez  ustanku,  uważa 
się  go  za  wymagającego,  niedelikatnego  natręta.  Mówi 
się,  że  przeszkadza;  co  innego,  żeby  raz  poprosił,  ale 
dziesięć  razy,  sto!...  Ależ  on  musi  jeść  codziennie,  jego 

nędza  jest  nieustanna  i  codzienna.  Wierzcie,  że  wolał* 
by  nie  potrzebować  nikogo,  nie  być  na  łasce  wszyst* 
kich,  nie  prosić,  aby  nie  narażać  się  na  odmowę.  Aby 
zrozumieć  natręctwo  biedaka,  trzeba  poznać  twardość 

jego  nędzy.  Nędza  tłumaczy  to  natręctwo.  Kto  nie 

uzna tego za słuszne, nie jest szczery.

j) 

Rozumieją słabość biedaka wobec pokusy.

Nędza jest złym doradcą. Głód również. Etyka

katolicka mówi, że ukraść z głodu, w wielu wypad* 
kach nie jest kradzieżą, lecz tylko wykonaniem za* 
sadniczego prawa życia. Gdy brak pieniędzy, a po* ■  

trzeba ich koniecznie dla siebie i rodziny, czy potrą* 

I

ficie się dziwić, że wtedy można się ważyć i na czyn 

|

background image

65

nieszczęsny?  Nieraz  z  nędzy  młoda  dziewczyna  sprze* 

daje  swoje  ciało,  aby  zdobyć  kawałek  chleba.  Na  pew* 
nym  stopniu  ubóstwa,  czy  możliwa  jest  jeszcze  mo* 

ralność,  jak  również  i  życie  duchowe?  Sw.  Tomasz 

z  Akwinu  odpowiedziałby,  że  nie.  Na  kogo  zatem 
spada  wstyd  największy?  Na  kogo  należy  rzucić  ka* 
mienie  potępienia,  które  faryzeusze  zbierali  na  jawno* 
grzesznicę?  Czy  na  tego,  który  ukradł,  czy  na  tę, 
która  oddała  się  prostytucji?  Czy  też  raczej  na  spo* 

łeczeństwo,  a  z  nim  również  i  na  jednostki,  że  nie 
potrafi zabezpieczyć swych członków przed nędzą?

k) 

Rozumieją tajemny wstyd biedaka, świadomego

 

swego poniżenia.

Czyż  można  o  tym  wątpić?  Tyle  spojrzeń  przy* 

pominą  mu  o  nimi  Tyle  znaczących  gestów  nie  po* 

zwala  mu  o  nim  zapomnieć!  Musi  sobie  zdawać  z  tego 
sprawę!  Gdyby  nogi  miały  oczy,  czy  nie  widziałyby, 
że  są  bardziej  od  twarzy  skurzone,  zbłocone,  zwalane, 
zmęczone  wskutek  drogi?  Należy  pamiętać  o  tym,  że 
wielu  z  tych,  których  uważa  się  za  godnych  pogardy, 
nie  są  nimi  przez  to,  że  byli  pogardzani...  Istnieje 
pewien  rodzaj  nadczłowieczeństwa,  stworzonego  przez 
ludzi  szczęśliwych,  którym  wszystko  wiedzie  się  w  ży* 

ciu,  którzy  zdobywają  majątek,  sławę,  dostatni  zaś 
wygląd  zewnętrzny  dodaje  im  okazałości.  Istnieje  ro* 
dzaj  człowieczeństwa  niższy,  złożony  z  ludzi  nieszczę* 
śliwych,  biednych,  żebraków,  dla  których  życie  nie 
skąpi  upokorzenia.  Oni  zaś  wiedząc  o  tym,  że  są 
czymś  niższym  i  gorszym,  przystosowują  się  do  tego 
stanu.  Łatwo  odgadnąć  następstwa.  Nie  uważają  się 

za  tych,  którymi  są  i  którymi  mogą  być  w  swej  wiel* 
kości,  lecz  za  tych,  za  jakich  ich  uważają.  Wstyd  sa* 

mego siebie, który widzi się nieraz na czole ubogiego,

Odpowiedzi Cbrjretnea

5

background image

66

oto jego tajemnica. Jest to zrozumiałe dla człowieka, 
który ma serce.

Biedak,  o  ile  brak  mu  silnej  wiary  i  nadziei  osią# 

gnięcia  wieczności,  o  ile  nie  posiada  miłości  Bożej 
i  duszy  prawdziwie  chrześcijańskiej,  która  by  przez 

te  wewnętrzne  skarby  umiała  uzupełnić  jego  rzeczy# 
wistą  niedolę,  czyż  może  być  innym?  Czy  chrzęści# 
janin  może  naprawdę  nie  rozumieć,  że  biedny  w  taki 
właśnie  sposób  myśli,  cierpi,  dąsa  się,  mruczy,  oburza 
się  lub  milczy?  »Szczęśliwy,  który  rozumie  biedaka«, 
mówi Pismo św. Biada temu, kto tego nie pojmie!

A  wszystko  to  tak  bardzo  jest  smutne,  gdy  się 

zważy,  że  ubogi  jest  przecież  także  człowiekiem,  stwo# 
rżeniem  Bożym,  dzieckiem  Bożym,  członkiem  misty# 
cznego  Ciała  Chrystusa,  i  że  pod  jego  łachmanami 
żyje  tak  samo  dusza  nieśmiertelna,  przeznaczona  do 
szczęścia wiecznego...

II.  - WNIOSKI WYPŁYWAJĄCE ZE ZROZUMIENIA 

POŁOŻENIA BIEDAKA.

1. 

Obowiązek  wielkiej  pobłażliwości  dla  ubogich.

 

Oni  nie  są  bez  grzechu...  Ale  któż  jest  bez  grzechu? 
Mają  swoje  winy,  mogą  mieć  występki:  ale  któż  ich 

nie  ma?  1  tyle  rzeczy  ich  uniewinnia!  Jeżeli  bezlitosna 
surowość  w  sądach  jest  niesprawiedliwa  i  nieznośna, 

to  właśnie  w  odniesieniu  do  biednych.  Czyż  nie  nale# 

ży,  o  ile  możności,  uniewinniać  ich  skarg,  ich  gnie# 
wów,  ich  zazdrości,  podobnie  jak  uniewinnia  się 
zły  humor  chorego,  uderzenie  pięścią  czyniącego 
obławę, gorycze serca bardziej pustego niż żołądek?

2. 

Obowiązek  braterskiej  litości.

 

Nie  takiej,  która 

by  była  na  pół  lekceważeniem  i  pogardą.  Tej,  wiel# 

ki  Boże,  oby  im  oszczędzono!  Ale  litość,  która  jest 
równocześnie  współczuciem  i  sposobem  uczynienia 
ich niedoli swoją; litość, która powstaje z połączenia

background image

67

troski,  dobroci  i  miłości.  Podobnie  jak  Chrystus,  gdy 
patrzył  na  rzesze,  »żal  Mu  było  tego  ludu«.  Dlatego 
nie  należy  unikać  spojrzenia  na  nich;  przeciwnie,  na* 
leży  patrzeć  na  nich  długo,  aby  ich  przejrzeć  głęboko; 
myśleć  o  nich;  zachować  ich  w  pamięci,  gdy  się  ich 
nie  widzi.  Wiedzieć  o  tym,  że  istnieją,  wiedzieć  w  swo* 
im  sumieniu,  które  jest  wskaźnikiem  sprawiedliwości, 
i w swoim sercu, które jest siedliskiem miłości.

3. 

Obowiązek  odpowiedzialności.

  Ciąży  on  na  każ* 

dym,  zależnie  od  środków  osobistych.  Byłoby  bez* 
wstydnym  sofizmatem  powoływać  się  na  słowa  Chry* 

stusa  o  ubogich,  aby  utrzymać  ich  i  hodować,  jakby 
jakąś  ozdobę  rodzaju  ludzkiego.  Jak  prędko  ubóstwo 
przeradza  się  w  nędzę!  I  ani  dla  piękności  życia,  ani 
dla  jego  moralności,  ani  dla  postępu  królestwa  Bo* 
żego  na  ziemi  nie  przynosi  żadnego  pożytku  rozsze* 
rzanie  się  strefy  niedoli.  Każdy  powinien  podjąć  pracę 

w  celu  zwalczania  nędzy;  trzeba  w  ciele  Chrystusa 

mistycznym  i  społecznym  karmić  głodnych,  podawać 
wodę  spragnionym,  opatrywać  rany  chorych;  trzeba  dla 

nędzy  ludzkiej  czynić  to,  co  czynił  Samarytanin  dla 

rannego  na  drodze  i  to,  co  z  braku  ludzi,  uczyniły 

psy dla Łazarza, leżącego u bram pałacu bogacza.

4. 

Obowiązek  uważania,  aby  własna  fortuna  nie

 

stała  się  zbyt  bijącą  w  oczy.

  Trzeba  być  bardzo  oględ* 

nym  w  przeciwstawieniu  swego  bogactwa  nędzy  dru* 

gich.  Nie  należy  ich  prowokować,  nie  trzeba  deptać 
im  po  nogach,  gdy  się  przechodzi  mimo,  i  razić  ich 
oczy  swym  dostatkiem.  Takie  przeciwieństwo  upokarza 

i  boli  biedaka.  Oni  są  zgorszeni,  wedle  wyrażenia  Ewan* 

gelii,  to  znaczy  mają  jeszcze  jeden  więcej  powód  zło* 
rzeczyć  życiu,  oskarżać  je,  buntować  się  przeciw  nie* 

mu  i  tym,  którzy  robią  wrażenie,  jakby  chcieli  rzucić 

im  w  twarz  garść  błota.  Nie  trzeba,  aby  bogactwo 

chowało się, jakby ze wstydu i obawy przed sobą sa*

5

background image

68

mym.  Po  prostu,  jeśli  się  jest  chrześcijaninem  a  równo* 

cześnie  bogatym,  należy  unikać,  aby  bogactwo  to  było 

wyzywające,  nie  tyle  dla  własnego  bezpieczeństwa,  ile 
przez poczucie miłości.

5. 

Obowiązek spieszenia z pomocą ubogim.

 W mia* 

rę  możności,  z  żalem,  że  się  więcej  uczynić  nie  może, 

i  pełną  uczciwością  w  ocenie  własnej  możności.  Są  lu* 
dzie,  którzy  nigdy  nic  nie  czynią  dla  bliźnich,  mimo 
swego  bogactwa;  są  inni,  którzy  zawsze  coś  czynią, 

chociaż  nie  są  bogaci.  Szukacie  wytłumaczenia? 

Serce!  Każdy  prawdziwy  chrześcijanin  w  stosunku  do 
ubogiego  musi  mieć  serce,  aby  dopiero  potem  spełnić 

uczynek.  Co  stałoby  się  bez  serca  z  wielkim  przykaza* 
niem  miłości  bliźniego?  Co  ze  słowami  Chrystusa, 

który  utożsamia  się  z  ubogimi  i  oświadcza,  że  to  Je* 
mu  odmawia  się  tego,  czego  odmawia  się  ubogim. 
Pieniądze  ukryte  śmierć  zabiera...  Pieniądze  rozdane, 
śmierć  powraca...  Każde  przedsięwzięcie,  podjęte  w  ce* 
lu  niesienia  pomocy  ubogim,  zasługuje  na  czynne  po* 
parcie  chrześcijan.  W  tym  względzie  żaden  wybieg 
nie  pomoże,  żaden  sofizmat  nic  nie  znaczy.  Posiada 

się  majątek  równocześnie  dla  siebie  i  dla  drugich, 
a przede wszystkim dla ubogich.

I  nie  należy  uważać  tego  obowiązku  za  nieznośne 

jarzmo  nałożone  na  bogatych  ani  jako  nieprawne 

ograniczenie  ich  niezależności.  Na  ziemi  nie  to  jest 

złym,  że  każdy  wedle  możności  powinien  wspomagać 

ubogich,  lecz  to,  że  biednych  jest  tylu  i  takich!  Zanim 

się  poskarżymy  na  obowiązek  czynienia  dobrze  bliź* 

nim,  wpierw  zastanówmy  się,  że  o  wiele  przykrzej  jest 
prosić  o  pomoc  i  że  wielu  ludzi,  którzy  z  powodu  swej 

nędzy  potrzebują  pomocy  drugich,  oczekują  z  uprag* 

nieniem dnia, w którym nie będą potrzebowali nikogo.

Chrystus  sądzi  nas  według  naszego  odnoszenia  się 

do ubogich. Oświadczył to uroczyście! To, co się czy*

background image

69

ni  dla  ubogich,  czyni  się  dla  Niego;  to  zaś,  co  się  dla 

nich  nie  uczyni,  nie  uczyni  się  dla  Niego!  Te  jego 
słowa  mają  dla  nas  głębokie  znaczenie!  Są  formą  osta* 
tecznego  wyroku!  Mówią,  że  gdy  ubodzy  cierpią  głód, 

to  Chrystusowi  brakuje  chleba;  gdy  oni  trzęsą  się 

z  zimna,  to  Chrystus  odczuwa  zimno;  przez  usta  ubos 

gich,  Chrystus  się  skarży;  gdy  ubogi  wyciąga  rękę,  to 

Chrystus  żebrze;  przez  ich  upokorzenie,  Chrystus  się 

wstydzi;  gdy  się  ich  odtrąca,  Chrystus  odchodzi;  gdy 

oni  płaczą,  łzy  Chrystusa  płyną,  z  ich  oczu;  przez  ich 
cichą  wdzięczność,  Chrystus  dziękuje,  »Cokolwiek 

uczyniliście  jednemu  z  tych  najmniejszych,  mnieście 
uczynili«!

background image

O niewieście cudzołożnej

I  przywiedli  Mu  niewiastę,  którą  złapano

 

na  cudzołóstwie.  I  rzekli  Mu:  Nauczycielu,  tę

 

niewiastę  teraz  złapano  na  cudzołóstwie.  A  w  za

» 

konie  rozkazał  nam  Mojżesz  takie  kamienować.

 

Ty  tedy  co  mówisz?  A  to  mówili,  kusząc  Go,

 

aby Go oskarżyć mogli.

 (Sw. Jan VIII 3—7).

Dlaczego zadaje się pytania.

Można  pytać  się  s z c z e r z e ,   pragnąc  nauczyć  się 

i  lepiej  zrozumieć,  a  potem  dzięki  pouczaniu  żyć  po* 
prawniej.  W  takim  często  celu  uczniowie  i  rzesza  za* 
pytywali  Pana  Jezusa.  Intencja  ich  była  szczera  i  pro* 

sta,  bez  żadnej  myśli  ubocznej.  Fan  Jezus  odpowiadał 

im  zawsze  z  dobrocią.  Wiedział  bowiem,  co  myśli  ser* 

ce, gdy usta mówią.

Można  pytać  się  również  o b ł u d n i e ,   bez  chęci 

nauczenia  się  czegoś,  jedynie  z  myślą  ukrytą,  aby  ko* 
goś  podejść,  nabawić  kłopotu,  upokorzyć,  zmusić  do 
odpowiedzi,  która  by  posłużyła  jako  oskarżenie  prze* 
ciw  Chrystusowi.  Na  tego  rodzaju  pytania  Chrystus 
niekiedy  odpowiada  milczeniem  (Herodowi,  Piłatowi); 
kiedy  indziej  znowu  odpowiada  nieoczekiwanymi  sło* 
wami, które przynoszą wstyd tym, którzy je zadali.

Oto  jedno  z  tych  pytań  podstępnie  przez  faryze* 

uszów  zadanych:  »Mówili  to,  kusząc  Go,  aby  oskar* 
żyć  Go  mogli«.  Pan  Jezus  odgadł  ich  myśli,  ponie* 
waż nic nie mogło ukryć się przed Nim.

background image

71

Scena z Ewangelii.

W  jednej  z  dzielnic  Jerozolimy  schwytano  kobietę 

na gorącym uczynku cudzołóstwa: oto grzesznica.

Mojżesz  kazał  kamienować  tego  rodzaju  niewiar 

sty: oto prawo.

Faryzeusze  ciągną  tę  niewiastę  przez  ulice  miasta 

i  przywodzą  ją  na  miejsce,  gdzie  przebywa  Jezus:  oto 
oskarżyciele.

Jezus, faryzeusze, niewiasta: oto trybunał...
Faryzeusze  oskarżają,  pytają.  Jezus  najpierw  mil-* 

czy, potem odpowiada: oto posiedzenie.

Jezus  mówi;  oskarżyciele  odchodzą;  oskarżona  jest 

wolna: oto wyrok.

A  więc:  nędza  niewiasty  w  walce  ze  złością  fary* 

zeuszów  i  miłosierdziem  Chrystusa.  Widok  żałosny, 
lecz  wspaniały.  Przerażająca,  lecz  dodająca  otuchy 
nauka.

Jezus i Jego odpowiedź faryzeuszom.

1. 

Zaczyna  od  odrzucenia  pytania  obłudnie  posła*

 

wionego.

Nie  dlatego,  żeby  nie  uznawał  niezaprzeczalnej  po* 

wagi  prawa,  jak  również  słusznego  pod  względem  rc* 
ligijnym  wyroku  i  jego  sankcji  nadanej  przez  Moj* 
żesza.  Jezus  wic,  że  Mojżesz  jest  natchnionym  przez 
Boga  prawodawcą;  wie  od  kogo  pochodzi  prawo  i  zna 
jego  świętość.  Całe  życie  zachował  we  wszystkim  peł* 
ne  uszanowania  posłuszeństwo  wobec  prawa  Mojże* 
szowego.

Nie  dlatego,  żeby  cudzołóstwa  nie  uznawał  za 

grzech  wielki  i  ciężki,  a  niewiasty  za  winną.  Wystar* 
czy  czytać  Ewangelię,  aby  wiedzieć  jak  Chrystus  po* 

tępią  niedozwoloną  rozkosz  ciała  i  jej  pragnienie.  Nie 
trzeba uczyć Chrystusa, co jest złe, wie o tym najle*

background image

72

piej.  Nikt  tak  jak  On  nienawidzi  grzechu.  Ale 

grzesznik  i  grzech  —  to  dwie  różne  rzeczy.  I  z  tego 

rozróżnienia  wypływają  w  praktyce  ważne  następstwa. 
On zna wnętrze tej biednej duszy.

Tylko  Chrystus  nie  przyznaje  tym  osobnikom,  lu* 

dziom  prywatnym,  prawa  do  występowania  w  charak* 
terze  sędziów.  Tym  bardziej  odmawia  im  prawa  po* 
sługiwania  się  tą  zapalczywą  złością,  tą  nienawiścią 
i  bezlitosną  zaciekłością.  Wreszcie  wskazując  im 
brzydkość  ich  intencji,  odmawia  im  prawa  stawiania 
sobie  pytań  podobnych  do  tych,  jakie  zadaje  się  oskarż 
żonemu.

A  ostatecznie  sobie  samemu  przyznaje  prawo  nie 

ulegania  ich  intrygom  i  prawo  upokorzenia  ich  publi* 
cznie, stając się ich oskarżycielem.

2. 

Jezus spuszcza oczy i pisze palcem na piasku.

To spuszczenie oczu może oznaczać:

Albo,  że  się  wstydzi  za  nich,  z  powodu  sromoty 

ich  postępowania;  karze  w  ten  sposób,  nawet  nie 
chcąc  patrzeć  na  wstrętne  widowisko  ich  złości.  Po* 
gardliwa wstydliwość! Protest!

Albo  też  lituje  się  nad  nieszczęśliwą:  »Syn  Boży, 

wiedząc,  że  omdlała  więcej  ze  wstydu  niż  z  obawy, 

nie  patrzy  na  nią,  gdyż  są  godziny  w  życiu  istot  ludz* 
kich,  w  których  największym  dobrodziejstwem  jest  nie 

patrzeć  na  nich.  Cała  miłość  Chrystusowa  objawia  się 
w tym odwróceniu oczu«. (Mauriac: Życie Jezusa).

Albo  jedno  i  drugie.  Gdyż  zarówno  z  powodu  fa* 

ryzeuszów, jak i z powodu niewiasty spuścił oczy.

Ten  sposób  pisania  na  piasku  pozostał  tajemnicą. 

Co  pisał?  Nie  wiadomo.  I  wszystko,  co  się  na  ten 
temat  mówi,  jest  tylko  przypuszczeniem.  Może  to  była 
po  prostu  chęć  nadania  sobie  pozoru  obojętności  i  roz* 
targnienia,  jakby  chciał  im  powiedzieć:  »Możecie  mó* 
wić! Mnie to nie obchodzi!«...

background image

7a

3. 

Wreszcie Jezus daje odpowiedź:

Nie  odpowiada  jednak  wprost  na  pytanie.  Zwraca 

się  do  sumienia  ponurych  oskarżycieli.  To  zaś  ozna* 
cza:

»Sądzić  o  wielkości  winy  tej  niewiasty  nie  jest  wa* 

szą  sprawą.  Chcieć  poznać  mój  sąd  o  tym,  co  Mojżesz 
nakazuje  lub  zakazuje,  nie  jest  waszym  prawem.  Zaj* 
mijcie  się  lepiej  sobą.  Aby  sądzić,  czy  zgrzeszyła,  czy 
nie,  czy  zasługuje  na  ukamienowanie,  czy  nie,  trzeba 
wiedzieć,  jakimi  wy  jesteście,  czy  jesteście  lepsi  od 
niej,  i  czy  nie  zrobilibyście  lepiej,  gdybyście  zanim  ją 
potępicie,  potępili  samych  siebie...  Czy  jesteście  sami 
tak  czyści,  że  przysługuje  wam  prawo  oskarżania  in* 

nych  o  nieczystość?...  A  więc,  wypowiedzcie  swoje 
zdanie!  Zajmijcie  jakieś  stanowiskom.  Stąd  te  straszne 
słowa:  »Kto  z  was  bez  grzechu  jest,  niech  na  nią 
pierwszy  rzuci  kamień!«  Stawiając  to  pytanie,  nie 
przewidzieli takiej odpowiedzi. Lecz zasłużyli na nią.

4. 

Wynik.

I  oto  sprawa  ta  została  przeniesiona  przed  trybu* 

nał  sumienia  każdego  z  nich.  Groźny  trybunał,  gdy 
się  stoi  wobec  Jezusa  Chrystusa,  który  pyta,  sądzi 

i czeka!

Chętnie  podjęliby  wyzwanie.  Nie  śmią!  Pan  Je* 

zus  nie  spuszcza  już  teraz  oczu.  Przeciwnie  —  patrzy. 

I  to  wzrokiem  bezlitosnym,  który  nie  dopuszcza  kłam* 

stwa!

Odchodzą.  Ani  jeden  z  nich  nie  podniósł  kamienia, 

aby  go  rzucić  na  niewiastę.  Było  to  przyznanie  się 
wbrew  woli,  że  żaden  nie  czuje  się  bez  grzechu.  Jak 
wiele znaczące odkrycie o ich życiu tajemnym!

Odchodzą,  na  początku  najstarsi!...  Patrzcie!  Pa* 

trzcie!  Najstarsi  odchodzą  pierwsi...  To  mówi  wiele... 

Zapewne okazali się najbardziej zapamiętali. —

background image

74

(Wiek  nadaje  swoje  prawa,  nieprawdaż?  I  człowieka 

starego  uważa  się  za  powściągliwego  i  poważnego!... 
Przypatrzcie  się  temu!)  Teraz  okazali  się  najbardziej 
zepsuci.  Im  więcej  winni,  tym  więcej  surowi.  Tak  było 
za  czasów  Pana  Jezusa!  I  prawie  nic  się  do  dziś  dnia 

nie zmieniło.

Wokoło  zebrał  się  tłum  ciekawych.  Nie  chcieli  po* 

zbawić  się  tak  niezwykłego  widoku.  Ludzie  ci  widzą, 
jak  faryzeusze  znikają  jeden  za  drugim...  najpierw 

starzy.  Nie  trzeba  na  to  wielkiego  geniuszu,  aby  wy* 
ciągnąć  wniosek...  Wypatrują  tych,  którzy  jeszcze 
zostają  i  patrzą  za  tymi  starymi,  którzy  wstydli* 
wie  znikają  w  sąsiednich  uliczkach...  Chcieli  odpo* 

wiedzi.  Otrzymali  ją.  Pan  Jezus  dobrze  im  się  przy* 
służył.

Jezus i niewiasta cudzołożna.

Na  placu  został  teraz:  pośrodku  Jezus  i  niewia* 

sta  cudzołożna;  wokoło  tłum  ciekawych.  Ostatni  fa* 

ryzeusze (najmłodsi) także już odeszli.

Jezus patrzy na niewiastę i mówi do niej.

Przez  długi  czas,  podobnie  jak  na  faryzeuszów, 

nie  patrzył  na  nią  i  nic  nie  mówił.  Obecnie  podnosi 
na nią oczy i mówi.

Budzi  w  jej  duszy  niepokój:  »2aden  cię  nie  po* 

tępił,  niewiasto?«  Ona  rzecze:  »2aden,  Paniek  W  od* 
powiedzi  jej  jednak  brzmi  trwoga.  Faryzeusze  nie  po* 
tępili  jej,  gdyż  nie  byli  bez  grzechu,  ale  On,  który  jest 

bez  grzechu,  ma  prawo  być  bardziej  surowy.  Co  On 
jej  powie?  Niewiasta  drży.  Zetknięcie  się  z  Chrystu* 
sem,  uosobieniem  czystości  i  niewinności,  sprawia  jej 

ból.  »Mniejsza  o  tamtych  podobnie  ułomnych,  jak  ja. 
Ale Ten!«

background image

75

Pan Jezus nie potępia niewiasty.

Lecz  On  nie  potępia  jej  również.  W  przeciwień* 

stwie  do  faryzeuszy  jest  bez  grzechu,  ale  pełen  do* 
broci.  Jest  równie  dobry,  jak  czysty.  Całkowicie!  On 
i  ona  naprzeciwko  siebie.  Miłosierdzie  i  nędza.  Zna 
błąd  popełniony;  mierzy  jego  głębokość;  widzi  wstyd 
i  żal  na  tej  twarzy  rumieniącej  się  i  zmienionej:  »I  ja 
cię  nie  potępię!«  Czy  uśmiechnęła  się  z  radości?  Czy 
zaczęła  płakać?  W  każdym  razie  nabrała  otuchy.  Ten, 
który  jest  bez  grzechu,  który  samym  jest  miłosier* 

dziem, nie potępił jej.

A jednak daje jej poznać jej winę.

Wzywa,  aby  więcej  nie  grzeszyła,  mówi  jej  tym 

samym,  że  zgrzeszyła.  Musiał  tak  uczynić.  W  prze* 
ciwnym  razie  byłoby  to  niewiastę  wprowadziło  w  błąd 
i  uczyniło  jej  sumienie  fałszywym,  gdyby  myślała, 
że  cudzołóstwo  nie  jest  grzechem.  Zgrzeszyła.  Powin* 
na  o  tym  wiedzieć,  aby  upokorzyć  się  i  żałować.  Chry* 
stus  uznaje  przez  to  prawo  Mojżeszowe  w  jego  za* 
kazach.  Potwierdza  znaczenie  prawdziwej  moralności. 
Cudzołóstwo  jest  zawsze  cudzołóstwem.  »Niewiasto, 

tyś zgrzeszyła«.

Pan Jezus przebacza jej i odprawia.

Słowa  te:  »Nie  grzesz  więcej«,  które  mówią,  że 

zgrzeszyła,  mówią  również,  że  grzech  jej  został  od* 
puszczony  i  że  odtąd  powinna  czuwać,  aby  go  znowu 

nie  popełnić.  Jezus  Chrystus  sprawuje  wobec  tej  ko* 
biety  swoją  boską  władzę  odpuszczania  grzechów,  jak 
ją  sprawował  w  zajściu  z  faryzeuszami  i  w  wielu  in* 
nych  okolicznościach...  A  więc  kobieta  ta  żałowała. 

Jak?  Czy  okazała  to  w  jakiś  sposób?  Ewangelia  nic 
o  tym  nie  wspomina.  Nie  widać,  żeby  płakała  jak 
jawnogrzesznica, ani biła się w piersi, jak celnik. Nie

background image

76

było  to  konieczne.  Jedno  spojrzenie,  jedno  poruszę* 
nie  serca,  pokorne  milczenie  może  oznaczać  doskonałą 

skruchę w oczach tego, który wszystko przenika.

A  nieszczęśliwa  niewiasta  ostrzeżona,  uwolniona, 

rozgrzeszona, z odzyskaną czcią, odchodzi.

Nauka powtarzająca się nieustannie.

A.  - PRZEZ SWOJE MILCZENIE I SPUSZCZENIE 

OCZU POKAZUJE PAN JEZUS:

a) 

Ze  prawo  sądzenia  należy  zostawić  temu,  kto

 

jest do tego upoważniony.

Istnieje  prawo  cywilne  i  religijne;  ma  swoich  przed* 

stawicieli  uprzywilejowanych  i  umocowanych;  do  nich 
należy rozstrzyganie w poszczególnych wypadkach.

Istnieje  prawne  i  moralne  stwierdzenie  winy,  przez 

sprawiedliwość  urzędową,  która  zwykle  stara  się  ją 
ustalić.

Inni  ludzie,  osoby  prywatne,  nie  mają  prawa  za* 

łatwiania  tych  spraw.  Powinni  wstrzymać  się  od  tej 
nieprzyjemnej roli, do której nic ich nie zmusza.

b) 

Ze  potępia  to  wystawianie  nędzy  i  hańby  na

 

widok  publiczny,  to  ujawnienie  gorszącego  prowadzę

nia  się,  tę  specjalność,  jaką  sobie  czynią  niektórzy

 

z wyzyskiwania hańby ludzkiej.

1.  Świat  nadaje  wielki  rozgłos  cudzołóstwu  i  wszys* 

tkim  występkom  z  nim  związanym.  (Gazety,  książki, 
teatr  itp...)  To,  co  uczynili  faryzeusze,  czyni  bezwsty* 

dnie,  z  dziwną  niegodziwą  przyjemnością  prasa  co* 
dzienna,  zwłaszcza  pewien  jej  odłam.  Ona  również 
wyciąga  te  sprawy  na  ulice  i  place.  Wszystkie  szcze* 
goły podaje do wiadomości publicznej.

2.  Chrystus  potępił  faryzeuszów  za  ich  podłe  po* 

stępowanie.  Napawało  go  ono  wstrętem.  Podobne  po* 
stępowanie powinno i u nas wywołać tę samą odrazę.

background image

77

Przez  litość  dla  samych  winowajców  nie  powinno 

się  powiększać  ich  hańby  ani  wyciągać  na  światło 
dzienne ich upadków, jak towaru na sprzedaż.

Winę  ponoszą  tutaj  oskarżyciele  i  donosiciele,  któ* 

rzy  powinni  wstrzymać  się  od  wyciągania  cudzych 
grzechów  przez  szacunek  dla  siebie  samych  i  dla  in* 
nych ludzi.

W  imieniu  publiczności.  Za  kogo  ma  się  tych  lu* 

dzi,  których  karmi  się  opowiadaniem  o  skandalach? 

Za  uliczników?  Nie  przynosi  im  to  zupełnie  zaszczyt 

tu  i  nie  powinno  ich  się  bardziej  znieprawiać.  Za  lu* 

dzi  prawych?  I  dlatego  obdarza  się  ich  przysługą  wy* 

jawiania  cudzych  brudów.  Oni  nie  mają  ochoty  na 

to!  Nie  trzeba  ludzi  przyzwyczajać  do  takiego  po* 
karmu!...

3. 

Chrystus  wyjawia  obłudę  postępowania  i  kłam* 

liwe wybiegi, mające ją usprawiedliwić.

Mówi  się:  »  Wyciąga  się  brudy  cudze  na  widok  pu* 

bliczny nie w celu szerzenia zepsucia!* A więc po co?

Mówią:  ^Dlatego,  żeby  pomścić  honor  znieważo* 

ny!« Komedia! Przez co honor jest pomszczony?

Mówi  się:  »Czyni  się  to  w  celu  umoralnienia  sze* 

rokich  warstw,  dając  im  sposobność  do  nabrania 
wstrętu«...  Niestety!  Sposobność  do  nabrania  wstrę* 
tu?  Może  być.  Ale  nie  zawsze.  Może  raczej  sposob* 
ność czegoś innego? Tak, przede wszystkim!

Mówi się: "Czyni się to, aby uświadomić ludzi

0  wszystkim*... Bez potrzeby. Lepiej o tym nie wie* 

dzieć.

Wyniki  takiego  postępowania  znane  są  dobrze  i  po* 

tępiają  je  aż  nadto  wyraźnie!  Brzydkie  strony  życia 
należy ukrywać. Pozostawcie brud w milczeniu

1 ukryciu, może znajdzie w ten sposób tajemnicę żalu 

i możność naprawienia czci. Przypowieści o "Dobrym

background image

78

Pasterzu«,  o  »Synu  mamotrawnym«,  o  »Betanii«,  za* 

miast  wyciągać  grzech  na  światło  dzienne,  usuwają 

je  w  cień  i  zostawiają  w  spokoju.  Oszczędzają  przez 
to  nieszczęśliwych  i  więcej  przyczyniają  się  do  upięk* 
szenia życia, niż wszystkie gorszące opisy.

B.  - PRZEZ SŁOWA SWE SKIEROWANE 

DO FARYZEUSZÓW...

Chrystus  każe  zastanowić  się  każdemu  nad  samym 

sobą i zadać sobie pytanie:

Czy  jestem  bez  grzechu,  ja,  który  oskarżam  i  po* 

tępiam  drugich?  Czy  nie  popełniłem  grzechów,  zwa* 

nych  pożądliwością  ciała  i  oczu,  i  pychą  żywota?  My* 
ślą,  mową  i  uczynkiem?  Istnieją  inne  grzechy,  nie 
tylko  cudzołóstwo,  równie  brzydkie,  a  może  nawet 
wstrętniejsze  niż  ono.  Jeżeli  nie  popełniłem  tych,  które 
potępiam  u  drugich,  czyż  nie  popełniłem  innych,  któ* 
re  drugi  może  równym  prawem  potępić  u  mnie? 
Istnieje  dziesięcioro  przykazań  i  siedem  grzechów 

głównych.  Powinienem  zadać  sobie  pytanie  co  do  każ* 
dego  z  nich.  Odpowiedź  okaże  mi,  jak  bardzo  jestem 
obłudny, oskarżając bliźniego.

Czy  jestem  bezgrzeszny  ja,  który  oskarżam  dru* 

gich?  Będąc  tego  ranka  nad  brzegiem  przepaści,  czy 
do  wieczora  nie  mogę  znaleźć  się  na  jej  dnie?  Któż 
mi  zaręczy,  czy  wina  drugich  nie  stanie  się  także 
wkrótce  moją?  Czy  przeszłość  jest  zawsze  pewną  po* 

ręką  przyszłości?  Wiem,  kim  byłem;  nie  wiem  jednak, 

kim  będę.  Dzisiaj  stoję  na  miejscu  sędziego  i  świad* 

ka  oskarżenia,  a  jutro  czyż  moje  miejsce  nie  będzie  na 

ławie oskarżonych?

Ja,  który  potępiam  drugich,  co  uczyniłbym,  gdy* 

bym  znalazł  się  w  ciężkiej  pokusie  lub  w  bez* 
pośredniej  okazji  do  grzechu,  a  miał  temperament, 
namiętności i dziedziczne obciążenia tych, któ*

background image

79

rymi  pogardzam.  To  jest  właśnie  pytanie!  Łatwo 
jest  mówić,  gdy  się  jest  bogatym,  o  natręctwie  ubo? 
gich.  Ale  na  ich  miejscu,  czyż  nie  krzyczałoby  się  trzy 
razy  głośniej?  Winni  są  często  ofiarami.  Różni  wy? 
chwalani  bohaterowie  bywają  tylko  wojownikami 
z  czasu  pokoju  a  nie  wojny.  Gdyby  moje  ofiary  były 
tym,  czym  jestem,  byłyby  może  lepsze  ode  mnie.  Gdy* 

bym  był  tym,  czym  oni  są,  to  byłbym  może  gorszym 
od  nich.  Razem  wziąwszy  nic  nie  wiadomo.  I  to  jest 
właśnie  powód,  aby  nie  grać  roli  faryzeuszów  wobec 
niewiasty cudzołożnej.

C.  - PRZEZ SŁOWA SWE SKIEROWANE 

DO NIESZCZĘŚLIWEJ.

Pan Jezus wskazuje:
2e  cudzołóstwo  jest  grzechem  i  że  nie  wolno  go 

nigdy popełniać.

2e  dla  cudzołóstwa,  podobnie  jak  dla  innych  grze* 

chów,  przebaczenie  wraz  z  przywróceniem  czci  jest 
możliwe.

2e  zanim  się  pomyśli  o  kamienowaniu  winnych, 

należy  wpierw  pamiętać  o  uświadomieniu  ich,  o  pod­
niesieniu ich z upadku i odrodzeniu ich duchowym.

2e  dobroć  działa  skuteczniej  dla  podniesienia  pięk? 

na  moralnego  świata,  niż  rzucanie  kamieniem  potępię? 
nia.  Tutaj  wprowadza  Pan  Jezus  w  czyn  to,  co  uczą 

Jego przypowieści o miłosierdziu.

*

Gdy  rana  ropieje,  nie  należy,  pod  pozorem  wzbu? 

dzenia  wstrętu  u  ludzi,  pokazywać  jej  wszystkim,  na? 
leży  ułożyć  na  nią  co  prędzej  opatrunek.  Faryzeusze 
stosują  pierwszą  metodę.  Pan  Jezus  stosuje  i  naucza 
drugiej.  Któż  ośmieli  się  powiedzieć,  że  Jezus  Chry? 

stus nie ma słuszności?...

background image

Człowiek i jego grzech. 

Przejście ze śmierci do życia.

A  Jezus  rzekł  powietrzem  ruszonemu:  »Synu.

 

odpuszczają  się  tobie  grzechy  twoje,  idi  w  po-

 

koju*.  A  byli  tam  niektórzy  z  doktorów,  siedząc

 

i  myśląc  w  sercach  swoich:  »Czemu  ten  tak

 

mówi?  Bluini.  Któż  grzechy  odpuścić  może,

 

jedno  sam  Bóg?*  Co  wnet  poznawszy  Jezus  du­

chem  swym,  iż  tak  w  sobie  myśleli,  rzeki  im:

 

•»Cóż  łatwiej  jest  rzec  powietrzem  ruszonemu:

 

»Odpuszczają  się  tobie  grzechy*,  czyli  rzec:

 

»  W  stań,  weźmij  łóżko  twoje  i  chodź?*  A  iż-

 

byście  wiedzieli,  iż  Syn  człowieczy  ma  moc  od­

puszczać  grzechy  na  ziemi,  (rzeki  do  ruszonego 

powietrzem):  To  mówię:  *Wstań,  weźmij  łóż­

ko  twe  i  idź  do  domu  twego*.  A  on  natych­

miast  wstał,  a  wziąwszy  łóżko  wyszedł  przed 

wszystkimi,  tak  iż  się  wszyscy  zdziwili  i  chwa­

lili  Boga,  mówiąc:  »lżeśmy  nigdy  tak  nie  wi­

dzieli*. (Sw. Marek II 5—12).

Rozbiór zdarzenia opisanego w Ewangelii.

Zanim Jezus Chrystus okazał swoją władzę.

Człowiek  p o w i e t r z e m   r u s z o n y ,   czyli  ktoś, 

kto  nie  może  o  własnych  siłach  się  poruszyć,  z  powo* 
du porażenia niektórych członków lub całego ciała.

Człowiek  p o r a ż o n y ,   leżący  w  stanie  zupełnego 

osłabienia  i  bezwładu,  w  pozycji  jaką  mają  chorzy, 
śpiący, umarli...

L e ż ą c y   n a   ł ó ż k u ,   które  jest  łożem  jego  nie* 

mocy, boleści i niedoli.

background image

81

W o k o ł o   n i e g o   l u d z i e ,   usiłujący  mu  pomóc, 

przynoszą  go  do  lekarza,  który  jednak  nie  może  go 
uzdrowić.  Od  czasu  jego  choroby  wszystkie  usiłowa* 
nia,  aby  przynieść  mu  ulgę,  były  zupełnie  bezskute* 
czne.

Po wszechmocnej ingerencji Pana Jezusa.

Paralityk odzyskał władzę w swych członkach.

Grzechy zostały mu odpuszczone.

Ten,  którego  przyniesiono,  idzie  teraz  o  własnych 

siłach, bez niczyjej pomocy.

Jego  łoże  boleści,  które  niesie  na  plecach,  jest  jak* 

by  świadkiem  niedawnej  przeszłości  i  dowodem  cudo* 
twórczej mocy Jezusa Chrystusa.

Wmieszanie się Pana Jezusa w tę sprawę:

Jest  dziełem  Jego  l i t o ś c i .   Bez  niej  nie  byłby 

uzdrowił  chorego  z  jego  długotrwałej  choroby.  Pod* 
wojna  litość:  nad  duszą  obciążoną  grzechem,  i  nad 
ciałem, pogrążonym w cierpieniu i bezwładzie.

Jest  dziełem  Jego  w s z e c h m o c y .   Bez  niej  cóż 

pomogłaby  litość?  Litość  próżna,  która  mimo  współ* 
czucia  nie  może  zaradzić  złemu...  Chrystus  okazuje 
podwójną  moc:  władzę  odpuszczania  grzechów  duszy, 

która  zawiniła,  i  moc  przywrócenia  zdrowia  ciału,  któ* 
re  choruje.  Tę  władzę  i  tę  moc  posiada  Jezus  Chry* 

stus.

Dwojakie zapatrywanie na to zdarzenie.

Prawe i szlachetne sądy ludzkie:

Ci,  którzy  przynieśli  chorego  —  patrzą  ze  wzruszę* 

niem  na  tę  scenę  —  ufają  Panu  Jezusowi  —  nie  wąt* 
pią  w  Jego  słowa,  mocą  których  odpuszcza  grzechy 

i  przekonują  się,  że  nie  są  w  błędzie,  gdy  te  same  sło* 

wa  dokonują  cudownego  uzdrowienia.  Wreszcie  obja* 
wiają  swoją  radość  i  wiarę  przez  głośne  oświadczenie, 

że nigdy nic podobnego nie widzieli... Są to dusze pro*

Odpowiedzi Chrystusa

6

background image

82

ste,  pokorne,  szczere,  sposobne  do  przyjęcia  działania 

Bożego i dające się oświecić...

Zapatrywania  ludzi  skrytych,  wiarołomnych,

  gor­

szących 

się w sposób faryzejski:

Ci  nie  pomagali  choremu.  Zadowalniali  się  patrzę* 

niem  na  niego.  Jest  to  wygodniejsze.  Patrzeć  i  kryty* 
kować.  Słowa  Pana  Jezusa  wywołują  u  nich  zgorszę* 

nie: 

»On śmie odpuszczać grzechy? W imieniu

czyim?  Jakim  prawem?  Na  mocy  jakiej  władzy?« 
Gdy  zaś  Pan  Jezus  wspaniałym  cudem  potwierdza 
swoje  prawo,  swoją  moc  i  władzę,  pozostają  niewzru* 
szeni,  szemrzą,  zasklepiając  się  coraz  bardziej  w  swym 
uporze.  Jak  surowi  i  twardzi  dla  ludzi,  tak  niedostępni 
dla  prawdy,  niczego  się  nie  nauczyli...  Milczą,  gdy 
tamci  wykrzykują.  Wieczorem  tego  wielkiego  dnia  są 
gorsi,  niż  byli  dnia  poprzedniego.  Odrzucenie  łaski 

Bożej  pogrąża  ich  w  większej  jeszcze  ciemności 

i grzechu.

Zastosowanie zawsze aktualne.

J e z u s.

a) 

Jezus jest tym

który zna dobrze człowieka.

Nie  potrzebuje  się  pytać  ani  słuchać  jakichś  zwie* 

rżeń.  Wie  wszystko.  Żeby  nie  wiem  jaki  wygląd  przy* 
brać,  milczenie  zachować,  starać  się  ukryć  swą  tajem* 
nicę. On wie, On widzi.

Tak  samo  tego  dnia  widzi  u  paralityka,  oprócz 

cierpienia  ciała,  zło  wewnętrzne,  tkwiące  w  nim,  po* 
dobnie  jak  w  innych  ludziach.  Dlatego  zanim  go 
uzdrowi  —  na  co  chory  jedynie  czeka  —  odpuszcza 
mu  grzechy.  Człowiek  ten  powinien  dziwić  się.  że  jest 

odgadnięty.  Tak  samo  zna  Pan  Jezus  złe  myśli  uczo* 
nych  w  Piśmie.  Chociaż  milczą.  W  tym  milczeniu  jed* 
nak ileż słów nie wymówionych! Jezus je słyszy. I po*

background image

83

mimo, że nie rzekli ani słowa, odkrywa je obecnym: 
»Dlaczego to myślicie w sercach waszych«?

Tak  jest  zawsze  i  zawsze  tak  będzie.  Dla  wszyst* 

kich!  Kto  ujdzie  przed  okiem  Boga  wszystko  widzące* 

go?  Kto  ukryje  przed  Nim  jakąś  tajemnicę?  Jeśli  sam 
przenikał  mury,  aby  ukazać  się  Swoim  po  Zmartwych* 
wstaniu,  to  czyż  nic  przeniknie  do  głębi  duszy  ludz* 
kiej,  aby  odkryć  kłamstwo  i  obłudę?...  Po  co  łudzić 
się  daremnie?  On  wie,  kim  jesteśmy;  jaka  jest  nasza 
wartość  wewnętrzna;  kogo  i  jak  kochamy;  jakie  są  na* 
sze  zasługi  i  winy:  On  to  zna  wszystko!  Cała  nasza 
historia  zapisana  jest  w  Jego  pamięci;  cała  księga  na* 
szego żywota otwarta jest przed Jego oczyma.

b) 

Jezus 

jest 

tym,  który 

zawsze 

troszczy  się  o  zba*

 

wienie duszy.

Patrzcie!  Oto  przynoszą  Mu  paralityka,  aby  go 

uzdrowił.  A  Jezus,  zamiast  go  od  razu  uzdrowić,  za* 
czyna  od  rozgrzeszenia.  Najpierw  troszczy  się  o  duszę, 

a  potem  dopiero  o  ciało;  myśli  przede  wszystkim  o  du* 
szy,  która  to  ciało  ożywia.  Podwójna  choroba:  duszy 

i  ciała.  Pan  Jezus  sądzi,  że  choroby  moralne  i  ducho* 
we  gorsze  są  od  cielesnych.  Podwójny  paraliż:  ciele* 
sny  i  duchowy.  Jezus  uważa,  że  gorszy  jest  paraliż  su* 
mienia,  które  przestaje  działać,  pozbawione  nadprzy* 
rodzonego  życia  łaski.  Podwójne  uzdrowienie.  Jezus 
sądzi,  że  uzdrowienie  duszy  jest  ważniejsze,  gdyż 
śmierć  duszy  jest  naprawdę  śmiercią  wieczną.  Całe 
opowiadanie  Ewangelii  myśl  tę  wciąż  podkreśla.  Jest 

to  zrozumiałe.  Stanowi  ona  zasadniczą  treść  dzieła 
Odkupienia.  Jezus  Chrystus  jest  przede  wszystkim 
Zbawicielem  duchowym;  celem  Jego  jest  naprawienie 
zła duchowego.

6

*

background image

84

c) 

Jezus jest tym, który ma moc odpuszczenia

 grze* 

chów.

Zapewne,  tylko  sam  Bóg,  którego  obrażano,  może 

skutecznie  odpuszczać  winy.  Bóg  sam,  który  jest  ży* 
ciem,  może  dać  je  temu,  który  go  nie  posiada,  zwró* 
cić  je  temu,  który  je  utracił.  Pan  Jezus  wie  o  tym  do* 

skonale,  wie  jednak  i  to,  że  sam  jest  Bogiem  i  jako 
taki  posiada  wszechmoc  Bożą...  Zapowiedział  to,  a  na 
dowód  prawdziwości  tego  oświadczenia  czynił  cuda. 
Skoro  słowa  jego  nie  kłamią,  gdy  każe  powstać  para* 
litykowi  —  wszyscy  ludzie  mogli  to  sprawdzić  —  dla* 

czego  miałyby  kłamać,  gdy  mówi:  ^Odpuszczają  się 
tobie  grzechy  twoje«?  Ten  sam  Chrystus  mówi  jed* 

no  i  drugie,  pierwsze  zaś  przez  swój  skutek  widzialny 
świadczy o niewidzialnym skutku drugiego.

Ta  władza  trwa.  Chrystus  na  wieki  mówi  prawdę. 

Władzę  tę  przekazał  swemu  Kościołowi:  »Daję  ci 
klucze  królestwa  niebieskiego.  Których  grzechy  odpu* 

ścisz,  będą  im  odpuszczone,  których  grzechy  zatrzy* 
masz,  będą  im  zatrzymane^.  Gdy  Kościół  odpuszcza 
grzechy  i  odpuszczenie  to  jest  skuteczne,  czyni  to 
w  imieniu  Chrystusa,  który  jest  Bogiem.  Jezus  mówi: 

»Idź  w  pokoju«.  Kapłan  mówi:  »Idź  w  pokoju«.  Te 
same  słowa.  Taki  Co  więcej,  ten  sam  Chrystus  wyma* 
wia  je  albo  sam,  albo  przez  usta  swego  upoważnio* 
nego zastępcy.

Dziś  również,  po  dwu  tysiącach  lat,  ten  sam  du* 

chowy  paraliż  grzeszników  może  być  uzdrowiony  tymi 
samymi  słowami,  które  tak  cieleśnie  jak  duchowo 
uzdrowiły niegdyś powietrzem ruszonego.

G r z e s z n i k .

Kim  jest  każdy  człowiek,  cała  ludzkość?  Grzeszni* 

kiem. Bez żadnego wyjątku. Kto może powiedzieć:

background image

85

»Jestem bez grzechu ?« Jeśli mówi, nie wierząc temu, 
kłamie. Jeśli mówi z wiarą, myli się.

Kim 

jest 

grzesznik? 

Ewangelia 

powiedziałaby: 

»Jest  to  człowiek  trędowaty«.  Tak  jest  w  rzeczywisto* 
ści.  Ewangelia  mówi:  »To  umarły  duchowo«.  Tak  jest 
istotnie.  Ewangelia  nazywa  go  »Synem  marnotraw* 

nym,  obdartym,  nieszczęśliwym,  będącym  z  dala  od 

domu rodzinnego**. Czyż tak nie jest?

Ewangelia  mówi  również:  »To  człowiek  sparaliżo* 

wany,  leżący  na  łożu  swoim«.  Trzymajmy  się  tego 
określenia.

Grzesznik to człowiek sparaliżowany.

Pod  względem  moralnym  i  duchowym  »uległ  ata* 

kowi«.  Centra  nerwowe  jego  duszy  są  porażone.  Przez 

przyzwolenie  dane  na  grzech,  zło  zamieszkało  w  jego 

duszy,  trzyma  go  w  swej  mocy  i  czyni  niezdolnym  do 
dalszego  działania.  Jego  myśli,  pragnienia,  wyobraź* 

nia,  pamięć,  wola,  serce  straciły  życie  nadnaturalne, 
które  pozwalało  mu  działać,  zbierać  zasługi,  dążyć  do 

Boga, osiągać cel nadprzyrodzony.

Grzesznik to człowiek upadły.

Upadł  i  do  chwili  uzdrowienia  go  przez  Pana  Bo* 

ga  leży  bezwładnie.  Nazwanie  grzechu  »upadkiem« 
jest  słuszne.  Ulegając  pokusie,  oderwał  się  od  zjedno* 

czenia  z  Bogiem,  podobnie  jak  gałązka  odrywa  się  od 

gałęzi;  energia  jego  osłabła,  jak  nogi,  które  nie  mogą 
utrzymać  ciężaru  człowieka.  Upadł  na  ziemię.  Nie  mo* 
że  ustać.  Na  wielkim  pobojowisku  życia  wewnętrzne* 
go  jest  teraz  podobny  do  rannego,  leżącego  w  tra* 
wie.  Przedtem  chodził,  trzymał  się  prosto!  A  te* 
raz  co?  Udawanie,  że  właściwie  przez  grzech  pod* 
niósł  się  wyżej,  że  przez  nieposłuszeństwo  zaznaczył 
swą osobistą niezależność, nie jest niczym innym, jak

background image

86

tylko  okłamywaniem  samego  siebie.  Odczuwa  się  to 
dobrze,  w  chwilach  bolesnej  pewności,  gdy  odrzuciw* 
szy  całą  próżność,  nazywa  się  siebie  właściwym  imię* 
niem  grzesznika:  upadłego,  zbłąkanego,  bezwładnego, 
jak paralityk.

Grzesznik leży na łożu.
Łoże

  jego,  to  nędzne  łoże  boleści.  Łoże  bowiem, 

na  które  grzech  powala  duszę,  choćby  było  słodkie, 

nie  jest  nigdy  zaszczytne.  W  świetle  czystości  Boga, 
grzesznik  podobny  jest  do  tych  wielkich  nędzarzy, 
którzy  żyją  w  norach  i  śpią  w  najgorszym  brudzie. 
Cóż  znaczą  pozory  przeciwne?  Piękne  toalety?  Zew* 
nętrzny  przepych  luksusowego  mieszkania?  Czyż  Je* 
zus  nie  mówił  o  grobach  pobielanych,  pełnych  robac* 
twa  i  zgnilizny?  Można  z  tych  powodów  mówić  o  łożu 
boleści,  na  którym  dusza  przepędzać  będzie  swe  dnie 
i  noce,  do  chwili  otrzymania  rozgrzeszenia.  Żeby  to 
jednak  zrozumieć,  trzeba  szczególnego  światła,  które 
by  należycie  oświetliło  rzeczywistość.  Pycha,  łakom* 
stwo,  nieczystość,  zazdrość  są  takimi  łożami  boleści. 

I  czy  chory  zasypia  na  nich,  czy  gorączka  go  pali,  czy 

też  sparaliżowany  leży  nieruchomo,  zawsze  jest  to  bo* 
leść i nędza.

Grzesznik  sparaliżowany,  leżący  nieruchomo,  przy

■  

kuty  do  łoża  boleści,  nie  może  o  własnych  siłach

 

ozdrowieć ani być uzdrowiony przez innych.

Jego  wybawienie  musi  przyjść  skądinąd.  Od  Boga, 

którego  opuścił  i  obraził.  Jest  ofiarą  zdaną  na  łaskę  lo* 
su.  Nie  pozostaje  mu  nic  innego,  jak  spodziewać  się, 
czekać,  żebrać  o  pomoc.  Człowiek  wystarcza  sobie  sam, 
gdy  chce  zgrzeszyć,  ale  bez  pomocy  łaski  powstać 

z  grzechu  nie  może.  Czyż  można  rozgrzeszyć  się  z  win 
samemu?  Czyż  przez  zaprzeczenie  swego  długu,  moż* 
na go umorzyć? Czyż człowiek sam może wymazać

background image

87

nieszczęsną  kartę  swego  życia?  Jeżeli  obrażony  nie 
przebaczy,  gdzie  zyskać  pewność,  że  się  jest  od  winy 
uwolnionym?  Podobnie  jak  w  chwili  grzechu  wystę* 
powały  dwie  osoby,  Bóg  i  człowiek,  tak  do  uzdrowię* 

nia  potrzebne  są  również  dwie:  człowiek  i  Bóg.  Czło* 
wiek  chory  i  Bóg  Uzdrowiciel;  człowiek  upadły  i  Bóg 
Zbawca.  Gdyby  Pan  Jezus  nie  był  ujął  za  rękę  syna 
wdowy,  nie  byłby  go  wskrzesił  z  martwych.  Gdyby 

Bóg  nie  powiedział  do  paralityka:  »Wstań  i  idź!«,  pa* 

ralityk  leżałby  dalej  nieruchomy...  Na  szczęście,  nie* 
skończone  miłosierdzie  Boże  zawsze  jest  gotowe  i  sko* 
re do przebaczenia grzesznikowi.

U z d r o w i e n i e .

"Chrystus  dotyka  chorego.  Łaska  jego  działa;  życie 

przenika  do  wnętrza  organizmu  duchowego.  Choro* 
ba  ustępuje.  Dokonuje  się  w  duszy  chorego  to,  co  się 
działo z ewangelicznym paralitykiem.

Leżał: oto powstał.

Stoi  o  własnej,  odzyskanej  mocy,  jak  chory  lub  ran* 

ny,  który  leżał  długo  i  którego  wola  Boża  postawiła 
na nogi. Głos rzekł: »Chcę! Wstań«!

Stoi  napełniony  wielką  radością,  że  jest  zupełnie 

zdrowy,  podobnie  jak  cudownie  uzdrowieni  w  Lour* 

des prostują się, aby z radością śpiewać 

»Magnificat«.

Stoi pełen pokornej dumy. Czuje się odmłodzony, 

odrodzony, jego więzy opadły; łachmany nędzarza 

#

 i całun śmierci leżą u jego stóp.

Nie mógł się ruszać: oto chodzi.

Odzyskał  bowiem  od  tej  chwili  życie  nadprzyro* 

dzone  duszy;  stary  grzesznik,  który  nie  mógł  czynić 

żadnych  postępów  na  drodze  Bożej,  może  teraz  ruszać 

się, dążyć naprzód, zbierać zasługi, wypełniać nakazy

background image

ewangeliczne.  I  jakimże  niekiedy  krokiem  1  Czyż  nie 

widzi  się  grzeszników,  którzy  po  uzyskaniu  zbawcze* 
go  rozgrzeszenia,  szybkim  krokiem  wstępują  na  drogę 
doskonałości?  Spiesznie  starają  się  nadrobić  czas  stras 

eony.  Chcieliby  obecną  swą  gorliwością  naprawić  dłu* 
gie  chwile  bezczynności  nadprzyrodzonej,  gdy  życie 
ich  żadnych  nie  przynosiło  korzyści  i  było  bezpłod* 

nym snem w bezwładzie.

Przedtem  noszono  go  na  łożu,  a  teraz  on  sam  je

 

nosi.

Już  nie  spoczywa  na  łożu  boleści;  niesie  je,  jak 

płaszcz,  zarzucony  na  ramię.  Niesie  je  jako  dowód 
czasów,  które  minęły,  jako  wspomnienie,  od  którgo 
chce  się  uwolnić,  bo  przypomina  mu  własną  słabość 
i  nieograniczone  miłosierdzie  Boże...  Podobnie  jak 
uzdrowieni  w  Lourdes  noszą  kule,  które  ich  wpierw 
nosiły...

Wobec  takich  twierdzeń  i  takiej  rzeczywistości,

 

jedni  pytają:  W  jaki  sposób  się  to  dzieje?  Jaki  dowód

 

ma się na to?

Są  to  ci,  którzy  nie  wierzą  w  Sakrament  Pokuty, 

ani  w  jego  dobrodziejstwo  i  skuteczność,  jak  również 
w  istnienie  kapłańskiej  władzy  rozgrzeszania.  Tym 
należy  tylko  odpowiedzieć,  że  Chrystus  posiadał  tę 
władzę;  udzielił  jej  swemu  Kościołowi;  zaręczył  mu 
sprawowanie  jej,  to  zaś  wystarczy  w  zupełności  wie* 

rżącym,  aby  do  Kościoła  się  uciekali,  korzystali 
z  udzielonej  mu  władzy  i  cieszyli  się  odtąd  pełnym 
spokojem duszy.

Drudzy  mówią:  »  Chwała  Bogu!  Jeszcześmy  nigdy

 

nic podobnego nie oglądałi«.

Są  to  ci,  którzy  zrozumieli,  gdyż  głęboko  zasta* 

nawiali się nad tym i poznali, że jest to cudowna,

background image

89

jedna  z  najpiękniejszych  rzeczy  w  życiul...  Na  pew* 

nol  Cudowna,  po  ludzku  biorąc  niemożliwa.  Trudniej? 

sza  do  urzeczywistnienia  niż  uzdrowienie  ciała  lub 
wskrzeszenie  umarłych.  Umarli  bowiem  i  ciała  nie  ma? 
ją  wolności  stawiania  oporu  rozkazom  potężnego  gło? 

su  Boga...  Gdy  tymczasem  dusze!  Dlatego  dzieło 

Chrystusowe  objawia  lepiej  zwycięstwo  Boże  przez 

ocalenie  od  zguby  wiecznej  człowieka  moralnie  spa? 
raliżowanego.  Kto  chce  rozumieć,  rozumie.  I  dziękuje 

Panu Bogu z całego serca...

background image

Bolesna wielkość matek.

,  A  ujrzawszy  Go,  rzekła  do  Niego  Matka 

Jego:  »Synu,  cóżeś  nam  uczynił?  Oto  oj­

ciec  Twój  i  ja  żałośnie  szukaliśmy  Cię".  I  rzekł

 

do  nich:  „Cóż  jest,  żeście  mnie  szukali?  Nie

 

wiedzieliście,  iż  w  tych  rzeczach,  które  są  Ojca

 

mego,  potrzeba  żebym  był?"

  (Sw.  Łukasz  II. 

48—50).

Wielkość, ale bolesna.

Chrześcijaństwo  postawiło  najwyżej  kult  macie

rzyństwa.

Matki  bowiem  są  rodzicielkami  istoty  ludzkiej, 

małej  i  kruchej  cieleśnie,  w  której  mieszka  dusza  nie# 

śmiertelna,  i  dzięki  tej  duszy  człowiek  jest  najpiękniej# 
szą  rzeczywistością  na  świecie.  Wielkość  człowieka, 
w  którą  chrześcijanin  nie  może  wątpić,  pociąga  za  so# 
bą  wielkość  macierzyństwa.  ^Sądźcie  o  drzewie  z  owo# 
ców jego«, powiedział Chrystus.

Matki  po  wydaniu  dziecka  na  świat,  prowadzą 

rozpoczęte  dzieło  Boże  dalej  i  wychowują  dzieci.  Wy# 
chować  człowieka,  przygotować  go  do  życia,  dać  mu 
możność  urzeczywistnienia  jego  przeznaczenia,  żywić 
jego  duszę  i  ciało,  to  wszystko  nie  będąc  niczym  in* 

nym  jak  macierzyństwem  w  czynie,  jest  wielkim  ce# 
lem i zadaniem.

Mając  wielkie  pojęcie  o  człowieku,  nie  może  chrze# 

ścijaństwo inaczej myśleć o wielkości matek.

background image

91

Przyznaje  jednak  często  tej  wielkości  bolesny  cha*

 

rakter.

Pod  względem  fizycznym,  zawsze.  Matka  rodzi 

dziecię  swe  w  boleściach.  Słychać  żałosną  skargę,  bo* 

leśny  krzyk  tych,  które  rodzą.  »Niewiasta,  powiedział 
Jezus, gdy rodzi, cierpi«.

W sercu również często!

Jeśli  są  prawdziwymi  chrześcijankami,  czyż  mo> 

ralnie  nie  rodzą  tyle  razy  w  wielkich  boleściach.  Ileż 

cierpień  ukrytych,  trosk,  niepokojów,  ciężkich  zmar* 
twień w ich duszy!

Zawsze  i  wszędzie  dzieje  się  podobnie  jak

  w 

Pa*

 

lestynie,

 w 

czasach ewangelicznych.

. Matki, o których jest mowa, w ten, czy w inny 

sposób cierpią!

Niewiasty  betlejemskie,  którym  Herod  kazał  po* 

mordować  dzieci  do  lat  dwóch,  —  matka  młodzieńca 

z  Naim,  odprowadzająca  zwłoki  swego  syna  na 

cmentarz,  —  niewiasta  chananejska,  której  córka  cho* 

ruje,  —  niewiasty  jerozolimskie,  idące  za  Chrystusem 

na  górę  Kalwarii,  mające  w  niedalekiej  przyszłości 
znieść wielkie boleści.

A Matka Jezusa Chrystusa cierpi najboleśniej.
Przez  słowa  nasze  nie  mamy  zamiaru  odbierać  z  gó* 

ry  odwagi  tym,  które  mają  zostać  matkami,  ani  po* 
ruszać  w  sercach  starszych  matek  miecza  bolesnych 
wspomnień,  ale  pragniemy  pouczyć  jedne  i  drugie,  na 
czym  polega  ich  wielkość,  pomóc  im  lepiej  ją  zrozu* 
mieć,  a  tym  samym  ułatwić  im  znoszenie  cierpienia 

i osiągnięcie tej wielkości.

Bolesna wielkość Najświętszej Maryi Panny.

Wielkość!

  Na  pewno.  Po  Bogu  i  Jezusie  nie  ma 

nikogo większego na ziemi i w niebie.

Czy wielkość szczęśliwa?

 Jeszcze jak! Noc betle*

background image

92

jemska  z  Aniołami,  jasnością,  śpiewami,  pastuszkami; 

Betlejem  z  hołdem  Trzech  Króli...  Nazaret  ze  swoim 
cichym  życiem  w  ukryciu.  Dni  pełne  chwały  za  cza* 

sów  spełniania  przez  Pana  Jezusa  urzędu  nauczyciel* 
skiego,  którego  blask  spływał  również  na  Nią.  Tak, 
to  było  szczęście!  Stara  liturgia  obchodziła  święto  Sie* 

dmiu  Radości  Najśw.  Maryi  Panny.  Ewangelista 

opiewa  to  szczęście:  »Szczęśliwaś«,  mówi  św.  Elżbieta 
do  Maryi...  ^Szczęśliwa  ta,  która  Cię  porodziła«,  po* 
wiedziała  niewiasta  do  Pana  Jezusa,  mówiąc  o  Jego 

Matce!  Ona  sama  śpiewa  o  sobie:  »Szczęśliwą  zwać 

mnie będą wszystkie narody!«

A jednak wielkość przede wszystkim bolesna.

Boleść  ta,  jest  boleścią  ogromną,  nie  dającą  się 

określić,  przepowiedzianą  przez  proroka  Symeona, 

która  jak  cień  i  groźba  milcząca  snuła  się  ustawicznie 

za  Nią.  Boleść  matki,  która  wie  o  skazaniu  na  mękę 

swego  Syna,  i  z  trwogą  i  niepokojem  oczekuje  chwili, 
kiedy i jak się to stanie.

Na  Jej  boleść  składają  się  różne  zdarzenia,  z  któ* 

rych  każde  jest  ciosem  zadanym  w  Jej  serce. 
Ucieczka  do  Egiptu  w  nocy,  połączona  z  trwogą  przed 

wygnaniem  i  obawą  przed  nieznanym  dla  młodej  ma* 
tki,  karmiącej  swe  maleństwo.  Ofiarowanie  w  świąty* 
ni  z  bolesną  przepowiednią  miecza,  który  duszę  Jej 
przeniknie.  Pielgrzymka  do  Jerozolimy,  podczas  któ* 
rej  zgubiła  Jezusa  i  trzy  dni  szukała  Go  na  próżno 

płacząc  gorzkimi  łzami.  Zawód  nauczycielski  Chry* 
stusa,  pozbawiający  Matkę  przebywania  z  Synem.  Nie* 
pokój  Jej  serca  w  miarę  jak  wzrastała  nienawiść  prze* 
ci  w  Jezusowi.  Trwoga,  bezdenny  smutek,  najwyższa 

agonia  serca,  trwająca  przez  całą  Mękę,  od  pojmania 
w  Pretorium  aż  do  śmierci  na  Golgocie!  Trzy  godziny 
pod krzyżem w Wielki Piątek...

background image

93

Syn  nazywa  się:  »Mężem  boleści«,  matka  zaś: 

^Bolesną  —  Matką  Siedmiu  Boleści!«  I  jakże  nie 

uznać,  że  miano  to,  ze  wszystkich  Jej  imion  jest  naj* 
bardziej właściwe?

Macierzyński charakter tej boleści.

Maryja  cierpiała  jako  matka,  gdyż  cierpiała  z  powo* 

du  Syna  i  przez  Syna.  Słowa  wypowiedziane  do  Nie* 
go  w  świątyni  jerozolimskiej  z  powodu  trzydniowej 
nieobecności,  mogła  powtórzyć  również  odnośnie  do 
całego Jego życia: »Synu, dlaczegoś mi to uczynił?«

Cierpi,  ponieważ  Go  Jej  zabierają.  Najwyższą  ra* 

dością  dla  matek  byłoby  zachować  dzieci  swe  dla 

siebie,  tylko  dla  siebie...  Ich  największą  boleścią  jest 

to,  że  je  im  odbierają,  że  je  tracąl  Zostają  osamotnione. 

Mają  puste  ramiona.  Serce  ich  płacze...  Gdzie  jest 
jej  dziecko?  Co  się  z  nim  dzieje?  Ściśle  i  wyłącznic 
jest  to  boleść  Maryi.  Swe  Dziecię  jedyne,  które  do 

Niej  należy,  już  w  dzieciństwie  Bogu  i  ludzkości  ofia* 

rowane, ma w przyszłości utracić.

W  Betlejem  Herod  stara  się  Maryi  Chrystusa  ode* 

brać,  aby  Go  zabić,  —  w  świątyni  Ojciec  niebieski 
przyjmuje  Go,  jako  ofiarę  ku  swej  chwale,  —  w  Na* 
zarecie  zabiera  Go  Jej  Jego  powołanie  nauczycielskie. 

Przez  trzy  lata  pracy  apostolskiej,  chorzy,  ciekawi, 

rzesza  zabierają  Go  i  zatrzymują  dla  swej  korzyści. 

W  czasie  Męki  porywają  Go  słudzy  kapłańscy,  aby 
związać,  kaci  w  Pretorium,  aby  ubiczować,  żołnierze 
na  Golgocie,  aby  przybić  do  krzyża.  O  dziewiątej  go* 
dżinie  zabiera  Go  śmierć,  a  niedługo  potem  grób  ciem* 
ny.  W  chwili  wreszcie  Wniebowstąpienia  zabiera  Go 
Jej  chwała  wiekuista,  aż  do  chwili  znanej  tylko  Bogu, 
ostatecznego połączenia się z Nim na wieki...

Odbierają  Go  Jej  wszyscy:  cały  świat  rości  sobie 

do Niego prawo. Delikatnie lub brutalnie, Bóg, ludzie,

background image

94

życie,  rozwarli  Jej  ramiona,  którymi  tuliła  do  piersi 
swe  Dziecię,  wyrwali  Je,  unieśli,  pozostawiając  Ją 

w  boleści  i  smutku,  jak  każdą  matkę,  która  traci 

dziecię.

Bolesna wielkość matek.

Prawdziwa  boleść  macierzyńska  wszystkich  matek, 

podobnie  jak  boleść  Najświętszej  Dziewicy  polega  na 

bolesnej  utracie  dziecięcia.  Cierpią,  że  nie  mogą  go 
dłużej  zachować  przy  sobie,  bo  nie  mają  ochoty  ani 
siły,  aby  pozwolić  mu  odejść,  że  muszą  zrzec  się  dro# 
giego  im  skarbu  na  korzyść  drugich,  nie  wiedząc  czy 

go  kiedy  i  w  jakim  stanie  znowu  odzyskają.  Cierpią 
wydając  dziecię  na  świat  i  to  jest  już  pierwsze  roz# 
stanie.  Dalsze  nastąpią  później...  przez  cały  ciąg  ży# 

cia...  Posiadają  je  tylko  naprawdę  dla  siebie  i  z  sobą 
wtedy,  gdy  noszą  je  w  swym  łonie.  Potem  dzieci  nie 
czynią  nic  innego  tylko  —  odchodzą,  aby  znów  po# 
wrócić,  lub  nie  powrócić  wcale,  aż  wreszcie  przez 
śmierć odchodzą bezpowrotnie.

I.  — BOLEŚĆ MATEK, GDY TRACĄ SWE DZIECI 

WSKUTEK MAŁŻEŃSTWA.

Małżeństwo  dzieci  jest  często  dla  matek  zupełną 

stratą  bez  cienia  radości  i  pociechy.  Gdy  jest  to  mał# 
żeństwo  lekkomyślne,  nierozsądne,  bez  zapewnienia 

przyszłości  i  powagi  w  dotrzymaniu  obietnic,  jakże 

matki  nie  mają  cierpieć  niezmiernie?...  Tracą  swe 

dziecko,  jak  zresztą  w  każdym  małżeństwie.  Dzieje  się 
to  jednak  w  takich  warunkach,  że  są  niepocieszone. 

Chciały  je  oddać  w  małżeństwo,  ale  nie  w  ten  sposobi 
Nie dla takiej miłości!

Nawet  w  razie  doskonałego  małżeństwa,  matki 

cierpią skrycie.

Na pewno jest to radość i to radość wielka. Cze#

background image

95

kały  na  to  małżeństwo,  spodziewały  się  go,  przygo* 
towywały  może  nawet.  Wiedziały  od  dawna,  że  życie 

idzie  ich  dzieciom  naprzeciw.  Tylko  wielkie  egoistki, 
zazdrosne  i  despotyczne  mogą  nie  chcieć,  aby  ich  dzie* 

ci  wstąpiły  kiedyś  w  związki  małżeńskie.  O  takich 
matkach  nie  mówimy.  Wyrzekają  się  swej  prawdziwej 
wielkości  i  popełniają  zdradę  wobec  swych  obowiąz* 

ków opatrznościowych.

Ale  gdy  godzina  nadchodzi,  nawet  matki  podzi* 

wu  godne  i  święte  czują  w  sercu,  jakby  traciły  swą 

cząstkę.  Dziecko  ich  kocha,  do  czego  ma  zresztą  pra* 
wo.  Założy  nowe  ognisko,  które  nie  będzie  już  jej 

ogniskiem.  Mężczyzna,  który  będzie  mężem  ich  córki, 

kobieta,  która  będzie  żoną  ich  syna,  zabierze  dla  sie* 
bie  to  serce  —  ma  do  tego  prawo  —  które  tak  długo 

do  niej  jedynie  należało.  Kwiat  opada  z  drzewa, 

a  drzewo  patrząc  na  to,  mimo  nadziei,  że  zakwitnie 

z  wiosną  znowu,  nie  może  się  powstrzymać  od  mimo* 

wolnego dreszczu.

Któżby  robił  z  tego  matkom  zarzuty?  Na  pewno 

nie  dzieci,  które  kiedyś  w  przyszłości  również  prze* 
żyją  tę  samą  ukrytą  boleść.  Matki  tym  bardziej  nie 

mogą  wymawiać  swym  dzieciom  tego  odejścia  do 

nowego  gniazda,  gdyż  i  one  niegdyś  odbyły  po* 
dobną  podróż.  Nie  były  wtedy  matkami  swych  dzieci, 

ale  córkami  swych  matek.  A  matki  ich  w  owym  dniu 
uśmiechały się przez łzy i płakały z uśmiechem.

W  ten  sposób  z  pokolenia  na  pokolenie  z  macie* 

rzyńskiej  wiernej  miłości  wykwita  nowa,  młoda  miłość. 

Bolesna  wielkość  matek!  Wychowują  córkę  swą  dla 

przyszłego  męża,  syna  dla  przyszłej  żony.  Jest  to  bez* 
interesowność;  trzeba  zatem  mówić  o  wielkości.  Po* 

nieważ  jest  to  spełniona  nadzieja,  można  mówić  także 
i  o  radości.  Myśląc  jednak  o  cichej  ofierze,  która  się 
z tym łączy, trzeba mówić i o boleści...

background image

96

II.  - BOLEŚĆ MATEK, GDY TRACĄ SWE DZIECI 

WSKUTEK POWOŁANIA.

Niekiedy  tak  bardzo  zbolałe,  że  nie  mogą  znieść 

tej  boleści  i  mówią  »n  i  e«  Panu,  który  powołuje  ich 

dzieci.  Matki,  które  wzbraniają  bezlitośnie  synom 

wstąpić  do  stanu  kapłańskiego  lub  zakonnego;  przed 

córkami  zaś  zamykają  drzwi,  aby  nic  poszły  do  kia* 
sztoru...  Marzyły  o  czym  innym.  Czego  innego  spo* 
dziewały  się  dla  swych  dzieci.  Pozycji  socjalnej,  pięk* 
nej  fortuny,  tytułu,  przystojnego  młodzieńca  dla  cors 
ki,  czarującej  panny  dla  syna...  Nie  chcą  dopuścić  do 

tego,  żeby  musiały  zawodzić  Treny  Jeremiasza  i  spęs 

dzać  życie  smutno  na  ruinach  rozbitego  marzenia.  Jest 
to  cierpienie,  które  jest  wprawdzie  zrozumiałe,  ale  nic 

usprawiedliwia  oporu  ze  strony  matki,  oporu,  który 
nie jest tytułem do chwały i wielkości.

Tajemnica  powołania!  Niezgłębiona  tajemnica  wy* 

brania  Bożego.  Przychodzi  nieraz  tam,  gdzie  się  go 

zupełnie  nie  spodziewają,  nie  przychodzi  zaś  tam, 

gdzie  go  oczekują...  Przybycie  powołania  nawet  tam, 

gdzie  jest  oczekiwane  i  nie  budzi  niespodzianek,  przy* 
czynią  wiele  boleści  matkom.  Boleść  ta  łączy 

się  z  radością  i  dumą,  o  ile  są  prawdziwymi  chrzęści* 

jankami,  mimo  wszystko  jest  jednak  nieunikniona. 

Prowadzą  swe  dzieci  za  rękę,  przez  lata,  do  tych  wiel* 
kich  wrót,  nieco  ponurych,  przez  które  wchodzi  się 

do domu Bożego...

Czy  można  sobie  wyobrazić,  aby  ci  i  te,  którzy 

żyją  w  klasztorach,  w  seminariach,  za  klauzurami, 
w  nowicjatach,  na  misjach,  poszli  bez  wielkiej  boleści 
i  łez  swych  matek,  za  Chrystusem,  który  ich  powołał? 

Te  same  łzy,  tak  samo  gorzkie  i  palące,  jakie  wylała 

Najświętsza  Maryja  Panna  w  chwili  odejścia  Pana 
Jezusa  z  Nazaretu,  można  zauważyć  na  ich  twarzy, 

usłyszeć w cichym łkaniu, jak cierpią w chwili przy*

background image

97

jęcia przez ich dzieci habitu, profesji lub odjazdu na 
zawsze w dalekie kraje...

Błogosławione  i  uświęcające  cierpienie,  pełne  po* 

ciechy  Bożej!  Tym  razem  jest  to  boleść,  która  posiada 
swą  wielkość.  Szlachetność  dzieci  świadczy  o  wielko* 

ści  duszy  ich  matki.  Nie  byłyby  może  tym,  czym  są, 

gdyby  ich  matki  były  inne.  A  ta  ofiara,  która  jest  mę* 

czeństwem  serca  matek,  jest  już  ich  nagrodą...  Nie 

trzeba  wypominać  tej  boleści,  w  której  jest  tyle  mę* 

stwa  i  miłości  tym,  które  płaczą  pod  swymi  welonami; 
nie  trzeba  jednak  żałować  ofiary  matek;  należy  im 
raczej  serdecznie  podziękować,  gdy  się  jest  ich  dziec* 

kiem  i  zazdrościć,  jeśli  się  jest  tą  matką,  od  której  nie 

zażądano ofiary, albo tą, która tę ofiarę odrzuciła.

III.  - BOLEŚĆ MATEK Z POWODU UTRATY DZIECI 

PRZEZ ICH ZYCIE GRZESZNE.

1. 

Życie jest często zbrodniczym złodziejem dzieci.

Myślę  o  wszystkich  dzieciach  marnotrawnych, 

które  świat,  namiętność,  zło,  uwiedzenie  wyrwały 

z  kochających  ramion  matek,  aby  uprowadzić  je  da* 
leko,  tak  daleko,  że  matki  nie  mogą  podążyć  za  nimi, 
ponieważ  są  na  to  za  prawe,  ani  patrzeć  na  nie,  bo  są 

na to za czyste.

W  ten  sposób  życie  zabiera  im  serce,  sumienie 

i  całą  duszę  ich  dzieci.  I  w  jakim  to  celu?  Kto  są  ci 
złodzieje  i  złodziejki?  Z  niczym  nie  da  się  porównać 
tej  straty;  żadna  nie  sprawia  w  sercu  matki  takiego 
rozdarcia  i  nie  stwarza  takiej  przepaści  pomiędzy  nią 
a nimi.

Kobieta  światowa  może  nie  odczuwać  tej  boleści. 

Popełnienie  grzechu  może  być  drobnostką  dla  matki, 
pozbawionej  wiary.  Ale  chrześcijanka,  która  to  dobrze 

rozumie,  wie,  dokąd  prowadzi  ta  droga,  i  drży  na 

myśl o wieczności. Zna historię syna marnotrawnego

7

Odpowiedzi Chrystusa

background image

98

i  myśli  o  tym  bankrucie  moralnym,  który  wśród  swych 
występków,  umiera  z  głodu.  Zna  historię  Judasza 
i  widzi  go  w  ciemnościach  nocy,  wiszącego  na  drze* 
wic z rozpaczy.

2. 

Boleść ta jest niezmierzona.

W  innych  cierpieniach  mogą  mieć  pociechę. 

A  jakąż  znaleźć  mogą  w  tej  boleści?  W  innych  cier* 
pieniach  mogą  odczuwać  trochę  dumy,  radości  rów* 

noważącej:  dzieci  oddały  się  w  służbę  Bogu,  szlachet* 
nej  miłości,  pięknej  przyszłości,  pracy  dla  zbawienia... 
Ale  tu!...  Jest  tylko  wstyd  i  trwoga.  Dzieci  uległy 
pokusie  i  poszły  za  użyciem,  które  zniesławia,  hańbi 
i zabija.

O  ile  nawet  hulaka  zachowa  jeszcze  serce  dla 

matki,  to  jednak  ona,  jako  chrześcijanka,  musi  z  tro* 
ską  myśleć  o  jego  duszy,  straconej  dla  Boga.  Nawet 

wierne  pieszczoty  nie  pocieszą  jej  na  widok  grzechów, 
ustawicznie  się  powtarzających.  W  sensie  bardziej  tra* 
gicznym  niż  Rachela,  opuszczona  w  swym  domu,  pła* 
cze  i  nie  da  się  pocieszyć  od  chwili,  gdy  dziecko  jej 
oddaliło  się  od  Boga  i  umarło,  choć  żyje,  wielką 

śmiercią nadprzyrodzoną dusz grzesznych.

3. 

W największej boleści największa wielkość.

Jest to chwila, w której macierzyństwo chrzęścijań*

skie  na  szczycie  swej  Golgoty  może  odkryć  całą  wznios 
słość  swej  miłości.  W  milczeniu  matki,  która  się 

wstydzi,  w  swoim  osamotnieniu  i  opuszczeniu,  kobieta 
będąca  teraz  więcej  matką  niż  kiedykolwiek,  rozpos 
czyna  w  boleściach  duszy  poród,  który  niegdyś  w  bo* 

leściach  ciała  dokonała.  Przez  modlitwę  i  ofiarę  stara 

się  ocalić  to,  co  zginęło,  przywrócić  do  życia  to,  co 
umarło.  Monika  wydaje  powtórnie  na  świat  Augu* 
styna.  »Ufaj,  rzekł  jej  raz  biskup,  syn  tylu  łez  nie 
może  zginąć  na  wieki«.Wspaniałe  słowa!  Należy  je 

umieścić na pierwszej stronie tej księgi boleści, którą

background image

99

biedne,  strapione  matki  przeżywają  z  powodu  grze* 
chów swych dzieci.

»Matka  będzie  zbawiona  przez  dzieci,  które  po* 

wola  do  życia«.Raczej  należałoby  powiedzieć,  że  dzieci 

zbawione  będą  przez  swe  matki.  Niegdyś,  gdy  były 
maleńkie,  bawiły  się  na  ich  kolanach,  a  teraz,  gdy  do* 

rosły,  ranią  ich  serca...  A  to  większą  sprawia  boleść. 

W  obydwóch  wypadkach  są  ofiarą  swego  macierzyń* 

stwa.  W  pierwszym  pomagały  do  wzrostu  ciała, 

w drugim do zmartwychwstania duszy.

4. 

Boleść matek po stracie dzieci wskutek śmierci.

a) 

Podobnym  złodziejem  dzieci  jak  życie,  tylko 

okrutniejszym  jeszcze  od  niego,  jest  śmierć.  Porywa 
je  swymi  wychudłymi  palcami,  unosi  w  nocy  pod  zie* 

mię.  Tam  układa  je  na  spoczynek,  strzeże  i  nikt  nie 

jest  w  stanie  odebrać  ich  złowrogiej  złodziejce.  Razem 
z  nimi  zabiera  przeszłość  i  jej  radości,  teraźniejszość 
i  jej  słodycze,  przyszłość  i  jej  nadzieje.  Zabiera  wszy* 

stkol  Na  zawsze!  Zabiera  w  tę  odległą  krainę  milczę* 
nia i rozłąki, gdzie umarli odchodzą od żywych.

b)  Żałoba  macierzyńska  jest  prawie  bez  wyjątku 

największą  żałobą  na  świecie.  Śmierć  dzieci  sprawia 
matkom ból do głębi serca, do żywego ciała.

I  jakiej  nagrody  mają  się  spodziewać?  Nie  zmie* 

nią  swego  życia.  Boleść  matki,  która  straciła  dziecko, 

jest  po  ludzku  biorąc,  nieraz  większa  od  boleści  ko* 
biety,  która  owdowiała.  Wojna  i  czasy  powojenne 
dały  tego  dowody.  Od  dawna  życie  nauczyło  tego 
każdego, kto umie patrzeć.

A  więc  dla  matki  samotnej,  często  zestarzałej,  nie 

pozostaje  nic  innego,  jak  patrzeć  na  fotografię  dzie* 
cięcia,  dotykać  się  jego  rzeczy  jak  relikwii,  chodzić 
na  grób,  klęczeć  i  modlić  się  za  jego  duszę,  i  dodawać 
sobie otuchy nadzieją spotkania się z nim w niebie.

I tak dzieci z łona swych matek padają im w ra*

7

*

background image

100

miona, z ramion na kolana, z kolan na ziemię, 
a z ziemi pod ziemię.

Chcąc  dać  wiemy  obraz  matki  i  wyrazić  istotę 

macierzyństwa,  nie  należy  przedstawiać  jej,  jako  pro* 
mieniejącej  radością  młodej  matki,  która  spodziewa  się 
dziecięcia;  radość  ta  przechodzi  bowiem  prędko...  Ani 
karmiącej  swe  dzieci  i  czule  kołyszącej  je  w  ramio* 

nach,  bo  i  słodycz  ta  także  mija  prędko...  Przede  wszy* 
stkim należy ją przedstawić z wyciągniętymi ramionami. 
Ruch  ten  podwójne  ma  znaczenie:  raz,  że  czeka  na  po* 

wrót  marnotrawnych  swych  dzieci  i  obiecuje  im  prze* 
baczenie,  to  znowu,  oddaje  je  miłości  innej  kobiety, 
czy  innego  mężczyzny,  życiu,  żądaniu  Boga  lub  wez* 
waniu  śmierci.  I  ta  właśnie  postawa  jest  najbardziej 
macierzyńska,  odtwarza  bowiem  najlepiej  znaczenie 
bolesnej  wielkości  tych,  które  przeznaczone  są  do  pra* 
cy  dla  innych  i  do  wydawania  na  świat  istot,  które 
prędzej czy później muszą utracić...

Wniosek.

MILOSC MACIERZYŃSKA POSIADA SZCZEGÓLNE 

CECHY.

1. 

Jest  to  niewątpliwie  na  ziemi  pierwsza  i  naj­

większa miłość ludzka.

Jest  to  miłość  najwierniejsza,  często  jedyna,  trwa* 

jąca  zawsze  pomimo  zapomnienia,  obojętności,  opu* 
szczenią i niewdzięczności.

Jest  to  miłość  przepełniona  litością,  która  swymi 

nie  wyczerpanymi  zasobami  pobłażania  i  uniewinnień 

niestrudzenie przebacza.

Jest  to  miłość  najbardziej  bezinteresowna  i  najeży* 

stsza,  która  na  pewno  daje  najwięcej;  często  otrzymuje 
najmniej  i  wtedy  nawet,  gdy  otrzymuje  dużo,  nie 
otrzymuje nigdy tyle, ile sama ofiarowała.

background image

101

Jest  to  miłość  najbardziej  ofiarna,  ponieważ  uwa* 

zając  ją  za  rzecz  naturalną,  żąda  się  od  niej  wszystkie* 

go  w  sposób  okrutny,  nie  myśląc,  ile  to  nieraz  kosz* 
tuje.  I  wywołuje  zdziwienie  nie  wtedy,  gdy  jest  he* 
roiczna, tylko wtedy, gdy nią nie jest.

Jest  to  miłość  najodważniejsza,  której  znużenie, 

choroba,  brak  snu,  nadmiar  pracy  nie  odstrasza  od 
kroczenia  drogą  szlachetnej  wspaniałomyślności  aż  do 
końca.

Jest  to  miłość  najboleśniejsza,  ponieważ  do  wszyst* 

kiego  dorzuca  jeszcze  delikatność,  szczerość,  głębokość, 
a  szczerość,  głębokość  i  delikatność  w  miłości  są  za* 
wsze powodem szczególniejszych cierpień.

Jest  to  miłość,  która  najlepiej  wypełnia  to,  co  Chry* 

stus  powiedział  o  najwyższej  miłości:  »Nie  ma  więk* 
szej  miłości,  jak  życie  oddać  za  tych,  których  się  ko* 
cha«.

2. 

Wynika  stąd  wobec  matek  i  macierzyństwa  tak

 

pojętego:

Pełna  podziwu  wdzięczność  ze  strony  ich  dzieci. 

Wdzięczność  za  taką  dobroć!  Podziw  za  takie  piękno 
duchowe.

Poważne  zastanowienie  się  u  młodych  dziewcząt, 

które  marzą,  aby  zostać  matkami  —  a  jest  to  ma* 
rżenie  wielkie!  —  i  które  pamiętać  powinny  dobrze 
o  tym  wszystkim,  czego  wymagać  będzie  spełnienie  te* 
go  marzenia,  jeśli  nie  chcą  popełnić  zdrady  wobec 
tego, co jest najświętsze.

Troska  poważnego  przygotowania  się  do  wzięcia  od* 

powiedzialności,  jeśli  daje  życie  dziecku,  i  do  przy* 
jęcia  z  góry  wszystkich  ofiar,  związanych  z  dobro* 
wolnym  powołaniem  do  życia  nieśmiertelnego  małej 
istoty ludzkiej.

Pan  Jezus  rzekł  z  krzyża  do  św.  Jana: 

Oto  Matka

 

Twoja,

 a do Matki Najświętszej: 

Oto syn Twój.

 Niech

background image

102

będzie  wolno  powtórzyć  te  dostojne  słowa.  »Matki, 

oto  dzieci  wasze!«  Przez  nie  znosicie  może  naj* 
większe  cierpienia;  w  nich  jednak  zyskujecie  was 

szą  najpewniejszą  wielkość...  »Dzieci,  oto  matki  wa* 
sze!«  Patrzcie  na  nie  z  żalem,  jeśli  z  waszego  powodu 
dużo  łez  wylały,  z  szacunkiem,  gdy  poznajecie  w  nich 

owo  macierzyństwo  chrześcijańskie  w  jego  wzniosłej 
szlachetności,  z  miłością,  gdy  zmierzycie  ogrom  ich 
tkliwości...  Jeśli  zaś  musicie  wznieść  oczy  w  górę 
i  szukać  ich  w  owej  tajemniczej  krainie  Bożej,  do 
której  już  odeszły,  szukajcie  ich  tam  sercem,  aby  na* 
uczyć  się  od  nich  iść  drogą  obowiązku  i  żywota  wlecz* 

nego...

background image

Pytania bez odpowiedzi.

■ »Pytali Go... A

 on 

nie odpowiadał

«.

Jezus Chrystus pozostawił wiele pytań 

bez odpowiedzi.

Człowiek i jego żądza wiedzy.

Człowiek w czasach ewangelicznych, jak również 

we wszystkich innych czasach pragnął zawsze wiedzy.

Łączy  się  to  z  jego 

nieznajomością

  wielu  rzeczy, 

zwłaszcza  gdy  boleśnie  odczuwa  wokoło  siebie  coraz 
większe mroki.

Łączy  się  to  ze  zrozumiałym 

niepokojem,

  powsta* 

jącym  pośród  tylu  tajemnic,  tyczących  się  życia  i  sa* 
mego siebie.

Łączy  się  to  z  pożyteczną  zresztą 

ciekawością,

 

skoro  pobudza  ona  go  do  szukania  i  pomaga  do  od* 
kryć,  które  stanowią  także  rozumową  podstawę  dla 
większości istot ludzkich.

Łączy  się  to  z 

lękiem

  duszy  wobec  nieznanego  ju* 

tra, co powoduje nieraz prawdziwą udrękę serca.

Łączy  się  to  z 

odczuwaniem  trudności,

  na  które 

nie  należy  zważać,  wobec  pewnych 

korzyści,

  które 

można osiągnąć.

Dlatego  człowiek  zwraca  się  często  do  kogokol* 

wiek  bądź  z  pytaniem  i  przyjmuje  z  dziwnym  po* 
śpiechem,  zaufaniem  i  nieroztropnością  jakąkolwiek 
bądź odpowiedź.

background image

104

Pan  Jezus  nie  zawsze  zadośćuczynił  temu  pra*

 

gnieniu.

A  przecież  przyszedł  na  ziemię  nauczać,  oświecać, 

objaśniać  tych,  którzy  byli  pogrążeni  w  niewiedzy. 
Przez  cały  czas  pełnienia  urzędu  nauczycielskiego  nie 

czynił  nic  innego:  objawiał  tajemnice  Boże;  nauczał 
wielkich  praw  życia;  poprawiał  liczne  błędy.  Był  rze* 

czy  wiście  Nauczycielem  i  Objawicielem.  Dzięki  Nie* 
mu  najważniejsze  zagadnienia  ludzkości  otrzymały 
na zawsze swą prawdziwą odpowiedź.

Ale  z  powodów,  o  których  powiemy  później,  nieraz 

na  pewne  pytania  Chrystus  nie  dał  odpowiedzi.  Opu* 
ścił  na  te  sprawy  ciężką  i  tajemniczą  zasłonę  milczę* 
nia.  Nie  dlatego,  żeby  nie  wiedział,  ale  dlatego,  że 
nie  chciał  mówić.  Milczał  najczęściej  w  tych  wypad* 
kach,  gdy  miłość  Jego  dla  nas  nie  skłaniała  Go  do  mó* 
wienia,  wielka  zaś  mądrość  radziła  Mu  zachować  mil* 

czenie.

Wszyscy,  którzy  pytają,  nie  mają  tego  samego 

usposobienia;  nie  wszystkie  też  pytania  zasługują  jed* 

nakowo na odpowiedź.

Jezus  milczał.  Ludzie  czuli  się  zdziwieni,  dotknięci. 

Mimo to Chrystus milczał dalej.

Milczenie, spowodowane usposobieniem osoby 

pytającej.

Pan  Jezus  odmawiał  nieraz  czynienia  cudów  dla 

niektórych  ludzi.  Znał  ich  dusze  i  wiedział,  że  cuda 
na  nic  się  nie  przydadzą,  tylko  uczynią  ich  jeszcze 
bardziej  zatwardziałymi.  Byłoby  to  prawdziwym  mar* 
notrawstwem  Jego  mocy.  Z  tych  samych  powodów  za* 
chowywał nieraz dobrowolne i rozmyślne milczenie.

Milczenie 

Pana 

Jezusa 

na 

pytanie 

Kajfasza

 

(św. Mat. 26, 62).

na 

koniec przyszli dwaj fałszywi świadkowie.

background image

105

A  wstawszy  najwyższy  kapłan,  rzekł  mu:  *Nic  nie  od

■  

powiadasz  na  to,  co  ci  przeciwko  Tobie  świadczą?*

 

Lecz Jezus milczał.

Pan  Jezus  gardzi  odpowiedzią,  ponieważ  uważa  za 

rzecz  śmieszną  i  bezużyteczną  wdać  się  w  rozmowę 
z  najwyższymi  kapłanami,  równie  fałszywymi  jak 
świadkowie, 

których 

przekupili. 

Ludziom, 

którzy 

świadomie  kłamią  i  których  pytania  są  nowym  kłam* 
stwem, nie ma nic do powiedzenia.

Milczenie  Pana  Jezusa  na  pytanie  Heroda.

  (Sw. 

Łuk. 23, 9).

»Herod  pytał  Go  wielu  mowami.  A  on  mu  nic  nie

 

odpowiadał«.

Herod  bawi  się.  Nie  ma  zupełnie  zamiaru  nauczę; 

nia  się  czegoś.  Należy  go  zostawić  w  spokoju  z  jego 
ciekawością i pytaniami.

Milczenie  Pana  Jezusa  wobec  oskarżeń  kapłanów

 

i starszych,

 (św. Mat. 27, 12).

»A  gdy  Nań  skarżyli  kapłani  i  starsi,  nic  nie  od

powiadah.

Milczenie Pana Jezusa na pytania Piłata.

(Sw.  Mat.  27,  13.) 

»Wtedy  Mu  rzekł  Piłat:  »Nie

 

słyszysz,  jako  wiele  przeciw  Tobie  świadectw  przywo=

 

dzą?«  I  nie  odpowiedział  mu  na  żadne  słowo,  tak  iż

 

się bardzo dziwował starosta«.

(Sw.  Jan  18,  9.) 

I  wszedł  znowu  do  ratusza,  i  rzekł

 

do  Jezusa:  »Skądeś  Ty  jest?«  Lecz  mu  Jezus  nie  dał

 

odpowiedzi.  Rzekł  Mu  tedy  Piłat:  »Nie  mówisz  ze

 

mną?*

Swoim  sceptycyzmem  w  obliczu  prawdy  zniechęcił 

Pana  Jezusa  Piłat  z  góry  do  dania  odpowiedzi.  Wszy; 
stko  jedno  czy  odpowie  to,  czy  tamto,  lub  w  ogóle  nie 

odpowie nikczemnikowi o chwiejnym charakterze,

background image

106

który  w  przeciągu  dwóch  minut  ogłasza  niewinność 
Pana  Jezusa  i  skazuje  Go  na  śmierć.  Lepiej  milczeć; 

i Jezus milczy.

Wszyscy  ci  ludzie,  którzy  pytają  się  w  ten  spo* 

sób,  są  złej  wiary.  Są  również  obojętni  dla  prawdy. 

Mieli  tysiąc  okazyj  dowiedzenia  się  prawdy  i  nie  skos 

rzystali  z  tego.  Zresztą  nawet  teraz,  jeśli  chcą  się  dos 
wiedzieć,  mogą  zapytać  kogokolwiek.  Każdy  potrafi 
dać  im  odpowiedź.  Pan  Jezus  mówił  o  tym  głośno, 
długo  i  jasno.  Odpowiadać  w  tym  wypadku,  byłoby 
rzucać  groch  o  ścianę,  łowić  w  próżni,  ofiarować  pers 

ły wieprzom. Jezus n*ie odpowiada wcale.

Tamci  obrażeni  w  swej  dumie,  zawiedzeni  w  swej 

ciekawości,  zdemaskowani  w  swej  obłudzie,  są  wście* 
kii. Chrystus nie reaguje na to.

Gdy  się  zważy,  jaki  użytek  zrobili  ze  słów  Pana 

Jezusa,  gdy  im  odpowiedział,  można  zrozumieć  dlas 
czego słusznie postąpił, nie odpowiadając wcale.

Milczenie, spowodowane treścią pytania.

I.  - CHĘC DOWIEDZENIA SIĘ, KIEDY BĘDZIE 

KONIEC ŚWIATA.

a)  Podobnie  jak  wielu  ludzi,  Apostołowie  także 

zastanawiali  się  nad  tym  i  pytali  Pana  Jezusa:  »Mi= 
strzu, kiedy będzie koniec tego wszystkiego ?«

Jak  długo  trwać  będzie  świat?  Ile  jeszcze  pokoleń? 

Czy  żyjemy  na  początku?  W  środku?  Czy  przy 

końcu świata?

b)  Pan  Jezus  nie  chciał  nic  powiedzieć.  Powiedział 

tylko,  że  nikt  nie  wie,  ani  Aniołowie,  ani  nawet  Syn 

Człowieczy,  aby  to  oznajmić  ludziom.  Jest  to  bowiem 
Tajemnica  Ojca,  który  ją  sobie  zachował.  Koniec  świa* 

ta nastąpi pewnego dnia, bez poprzedniego ostrzeże*

background image

107

nia,  gdy  nikt  nie  będzie  o  nim  myślał;  podobnie  jak 
to  było,  gdy  rozpoczął  się  potop  lub  gdy  deszcz  ogni* 
sty  zniszczył  Sodomę.  Przyjdzie  jak  błyskawica  z  ja* 

snego nieba, której się nikt nie spodziewa.

c)  Nie  wiemy  zatem,  jak  i  kiedy  to  nastąpi.  Może 

stać  się  w  sposób  naturalny  i  ostateczny,  gdy  stop* 
niowe  ochładzanie  się  planety  uczyni  życie  na  ziemi 
niemożliwe...  Może  stać  się  przypadkowo  i  cudownie 

przez  zboczenie  gwiazdy  z  swej  drogi  lub  przez  po* 
żar,  który  w  ułamku  sekundy  zniszczy  całą  ziemię, 
i wszystko, co się na niej znajduje.

d)  Pan  Jezus  nic  nie  powiedział,  ponieważ  niepo* 

trzebna  nam  ta  wiadomość;  jest  to  tylko  czysta  cieką* 
wość;  wiadomość  ta  nie  rzuciłaby  żadnego  światła  na 
cel  naszego  życia,  nie  pobudziłaby  nas  do  prędszego 

uświęcenia  się.  Nie  koniec  świata  ważny  jest  dla  każ* 
dego,  ale  jego  własny  koniec...  Zresztą!...  Skoro  raz 
ktoś  z  nas  umrze,  czy  świat  będzie  trwać  dalej,  czy 
nie,  przeznaczenie  jego  jednakowo  utrwalone  będzie 

dla wieczności.

II. — KIEDY KA2DY Z NAS UMRZE.

a)  To  pytanie  nie  wydaje  się  pochodzić  tylko  z  pró* 

żnej  ciekawości.  Przeciwnie,  ważne  jest  i  w  najwyż* 
szym stopniu pożyteczne.

b)  Tymczasem  Pan  Jezus  postąpił  podobnie  jak 

z  poprzednim  pytaniem.  Nic  nie  powiedział,  nie  chciał 
nic  powiedzieć.  A  raczej  powiedział,  że  nikt  nie  może 
wiedzieć  ani  dnia,  ani  godziny,  i  dlatego  należy  czu* 
wać,  być  zawsze  gotowym,  aby  nie  być  zaskoczonym. 

Koniec  nadejdzie  jak  złodziej  wśród  nocy;  daleki  mo* 
że,  gdy  się  go  spodziewamy  rychło;  blisko  może  wtedy, 

gdy go uważamy za daleki.

background image

108

c) 

Po co ta tajemnica? Ponieważ nieświadomość, 

kiedy  nastąpi  koniec,  bardziej  pobudza  do  dobrego 

życia,  niż  świadomość.  Gdybyśmy  wiedzieli,  że  koniec 
nasz  jest  już  bliski,  nikt  by  nie  zaczynał  żadnej  pracy, 

wiedząc,  że  jej  nie  ukończy.  Jeśliby  się  wiedziało,  że 

jest  daleki,  czyż  nie  byłoby  to  pokusą  do  wszelkiego 
rodzaju  swobodnego  użycia,  aby  dopiero,  gdy  godzina 
wiadoma  nadejdzie,  nawrócić  się  w  ostatniej  chwili? 
Gdy  tymczasem  niepewność,  czy  koniec  bliski  jest, 
czy  daleki,  nadaje  życiu  naszemu  charakter  bardziej 

poważny.  Według  zaleceń  wielu  świętych,  powinno  się 
zawsze  żyć  tak,  jakby  się  miało  umrzeć  jeszcze  tego 
wieczora.

III.  - PYTANIE, WIELU BĘDZIE ZBAWIONYCH, 

A ILU POTĘPIONYCH - CZY WIĘCEJ JEDNYCH, 

CZY DRUGICH.

Jak powstaje to pytanie.

Bierze  się  pod  uwagę  ludzkość  dzisiejszą  na  całej 

kuli  ziemskiej:  półtora  miliarda  dusz  przeznaczonych 
do  życia  wiecznego!...  —  Myśli  się  o  tych  miliardach 
istot,  żyjących  w  mrokach  i  odmętach  przeszłości,  prze* 
znaczonych  do  wieczności,  które  żyły,  pracowały, 
cierpiały,  grzeszyły,  zbierały  zasługi,  których  ciała  roz* 
padły  się  w  proch,  a  dusze  przeszły  do  wieczności... 
A  więc  mimo  woli  nasuwa  się  pytanie:  ile  dusz  z  tego 
niezmierzonego mnóstwa jest zbawionych?

Dlaczego stawia się to pytanie?

Z e w z g l ę d u   n a   P a n a   B o g a ,  gdyż czujemy, 

że  tak  dobroć  Jego  jak  i  sprawiedliwość  równomiernie 
biorą  udział  w  rozwiązaniu  tego,  tak  olbrzymiego  za* 
gadnienia.  Ludzie  krótkowzroczni,  biedni,  mali  od* 
krywcy  w  świecie  tajemnic,  jakimi  jesteśmy,  czynimy 
z potępienia sprawę czystej sprawiedliwości; ze zba*

background image

109

wienia  sprawę  czystej  dobroci.  Mówimy:  »Jeśli  jest 
więcej  zbawionych,  triumfuje  Dobroć,  co  się  jednak 

dzieje  ze  Sprawiedliwością?...  Jeśli  jest  więcej  potę* 

pionych,  triumfuje  Sprawiedliwość;  co  się  jednak  dzie* 
je  z  Dobrocią?«...  Błędnie  przypuszczamy,  że  Spra* 
wiedliwość i Dobroć działają oddzielnie.

Ze  w z g l ę d u   n a   C h r y s t u s a ,   gdyż  dzieło 

Odkupienia,  przez  Niego  dokonane,  zdaje  się  być  bez* 
owocne.  Każdy  potępiony,  czyż  nie  jest  porażką  Chry* 
stusa?  Trochę  Krwi  Jego  wylanej  na  darmo?  Jak  du* 
żo  zatem  idzie  na  marne  tej  Krwi  zbawczej?  A  jeśli 

potępionych  jest  dużo,  czy  warto,  że  Bóg  umarł  dla 
człowieka i że w ogóle stał się człowiekiem?

Ze  w z g l ę d u   n a   b l i ź n i c h .   Wyobrażamy  so* 

bie  za  ponuro  tę  wielką  masę  potępionych,  zwłaszcza 
gdy  chodzi  o  zobaczenie  wśród  nich  tych,  których  się 
kocha.  Wyobrażamy  sobie  ją  daleko  pogodniej,  jeśli 

znowu  chodzi  o  zobaczenie  tam  tych,  których  się  nie* 
cierpi.  I  przenosząc  wzrok  z  tego  świata  na  tamten, 
chciałoby  się  wiedzieć,  ilu  pielgrzymów  tego  życia  pój* 
dzie na zbawienie, a ilu na potępienie.

Ze  w z l ę d u   n a   s i e b i e .   Rozumując  w  ten  spo* 

sób,  dochodzimy  do  następujących  wniosków:  jeśli  jest 
więcej  wybranych,  mam  większe  szanse  zbawienia;  je* 
śli  więcej  potępionych,  mam  większe  szanse  potępię* 
nia.  W  pierwszym  wypadku  ufność  bierze  górę  nad 
obawą;  w  drugim  dzieje  się  odwrotnie...  Och!  gdyby 
wiedzieć...

Odpowiedź milczenia.

Apostołowie  następujące  pytanie  zadali  P.  Jezusowi: 

»1  rzekł  Mu  niektóry  w  drodze  do  Jerozolimy:

 

Panie,  czyliż  mało  tych,  co  mają  być  zbawieni?«

  (św. 

Łuk. 13, 23). Pytanie nie mogło być bardziej wyraźne.

A co odpowiedział Pan Jezus? Daje odpowiedź wy*

background image

110

mijającą,  to  znaczy  taką,  jakby  nie  odpowiedział  wca* 
le.  »

Usiłujcie,  abyście  weszli  przez  ciasną  furtkę«.

  Oto 

wszystko.  Równa  się  odmowie  odpowiedzi.  Ogranicza 
wszystko  do  rady  praktycznej,  pozostawiając  w  z  u* 
pełnym  mroku  zagadnienie  teoretyczne.  »Pytacie  mnie, 
ilu  będzie  zbawionych,  mało  czy  dużo?  Mówię  wam: 

niezależnie  od  tego  czy  mało,  czy  dużo,  starajcie  się 
być  wśród  nich«.  I  oto...  nie  dowiedzieli  się  Apostołom 
wie niczego więcej, niż wiedzieli przedtem.

I  my  nie  wiemy  więcej  od  nich.

  Ewangelia  nie  wy* 

jaśnia  nam  tej  sprawy.  Gdy  się  słyszy  niektóre  słowa, 
wzbiera  trwoga,  że  liczba  wybranych  będzie  bardzo 
nieduża: 

»Wchodź przez ciasną bramę: Albowiem

szeroka  brama  i  przestronna  jest  droga,  która  wiedzie

 

na  zatracenie:  a  wiele  ich  jest,  którzy  przez  nią  weber

 

dzą...  Jakoż  ciasna  brama  i  wąska  jest  droga,  która

 

wiedzie  do  żywota;  a  mało  ich  jest,  którzy  ją  znajdu*

 

ją«

  (św.  Mat.  7,  13—14).  Słowa  te  mogą  się  jednak  od* 

nosić  tylko  do  Żydów.  Kiedy  indziej  jednak  ci  sami  Zy* 
dzi,  przedstawieni  są  jako  cisnący  się  gromadą,  aby  zdo* 

być  Królestwo  szturmem  (św.  Mat.  11,  12).  W  przy* 
powieści  o  dziesięciu  pannach,  pięć  zostało  przyjętych 
przez  Oblubieńca.  W  przypowieści  o  godach  wesel* 
nych,  gości,  którzy  odmówili  zaproszeniu,  zastąpiono 
przez  innych  i  sala  się  zapełniła.  Pan  Jezus  przed* 

stawia  nam  pogan,  nadbiegających  z  czterech  stron 
świata,  aby  zasiąść  u  stołu  Ojca  niebieskiego.  W  przy* 
powieści  o  przeniewierczych  oraczach,  niewierny  na* 

ród  zastąpiony  jest  przez  nowych  oraczy,  którzy  obfi* 
ty owoc przyniosą (św. Mat. 21, 41).

Nie  wiemy!  Skąd  możemy  wiedzieć,  skoro  Jezus 

nie  powiedział  tego  jasno,  gdy  Go  zaś  pytano,  odpo* 
wiedział  wymijająco?  Samo  życie  bez  Objawienia 

Chrystusowego nie pozwala nam o tym wnioskować...

background image

111

Jakie mamy podstawy, aby o tym rozstrzygać? Bóg 
sam raczy sądzić.

Kościół  również  nie  wie  nic  więcej.

  W  jednej  ze 

swych  modlitw  wyznaje  publicznie  swoją  niewiado* 
mość:  »0  Boże,  mówi,  który  Sam  tylko  znasz  liczbę 
tych,  którzy  mają  posiąść  Twoją  Chwałę«.  Nie  znać 

liczby  zbawionych,  znaczy  nie  znać  liczby  potępio* 
nych, jak również stosunku jednych do drugich.

W  ten  sposób  ci,  którzy,  chcąc  niepokoić  dusze, 

mówią  może  wymownie  o  »małej  liczbie  zbawionych«, 

(Massillon)  mówią  więcej  niż  sami  wiedzą.  Ci  zaś,  kto* 

rzy  dla  uspokojenia  sumienia  i  dodania  odwagi  mówią 
o  wielkiej  liczbie  zbawionych,  podobnie  jak  tamci  mó* 
wią o tym, czego nie wiedzą...

Nie  wiemy.  A  ta  niewiadomość,  większa  niż  wszy* 

stko  inne,  wywiera  wrażenie  i  może  budzić  najpięk* 
niejsze nadzieje i powodować największą obawę.

Jaki jest powód tego milczenia.

Celem  tego  milczenia  jest  utrzymanie  nas  w  po* 

ważnym  i  czujnym  oczekiwaniu  wobec  nieznanych 
obietnic  i  pogróżek.  Skoro  nie  znamy  liczby  zbawio* 
nych,  nie  pozostaje  nam  nic  innego,  jak  tylko  dążyć, 

aby  nimi  zostać.  Skoro  nie  znamy  liczby  potępionych, 
musimy  wszelkimi  sposobami  starać  się,  aby  do  ich 
liczby  kiedyś  nie  należeć.  Co  obchodzi  każdego  z  nas, 

ilu  jest  zbawionych,  a  ilu  potępionych?  Co  zależy  po* 
jedynczej  owieczce  na  wiadomości,  ile  jest  owiec  w  każ* 
dej  trzodzie?  Choćby  była  mała  liczba  zbawionych, 
chodzi  o  to,  abyśmy  się  znaleźli  wśród  nich.  Choćby 

zaś  była  mała  liczba  potępionych,  a  my  byliśmy  wśród 
nich,  wszystko  byłoby  dla  nas  stracone.  Oto  jedynie 
właściwe postawienie sprawy.

Niewiadomość  ta  pomimo  tego,  że  pragnęlibyśmy 

wiedzieć, pozostanie zakryta dla nas, aż do dnia wie*

background image

112

czności.  Z  niewiadomości  tej  wynika  ten  sens  moralny, 
że  choć  nie  znamy  liczby  zbawionych,  powinniśmy  ro* 

bić  wszystko,  aby  do  nich  należeć.  I  dlatego  Pan  Je* 
zus  zapytany:  »Ilu  będzie  zbawionych  ?«  daje  krótką 

odpowiedź:  »Starajcie  się  być  wśród  nich«.  Od* 
powiedź  ta  nie  dorzuca  nic  do  naszych  wiadomości 
teoretycznych,  ale  normuje  nasze  życie  według  praw 
Bożych.  Jest  to  najważniejsze  i  w  tym  wypadku  jedy* 
nie  pożyteczne.  Nie  trzeba  liczyć  ani  na  wielką  liczbę, 
aby  nabrać  otuchy,  ani  na  małą  liczbę,  aby  się  trwo* 

żyć,  lecz  na  swoją  niewiadomość,  aby  się  przygoto* 

wać...  Niewiadomość  łączy  się  z  niepokojem,  bo 
potępienie  jest  możliwe,  lecz  równocześnie  z  nadzieją, 

gdyż  miłosierdzie  Boże  jest  nieprzebrane  i  zawsze  sko* 
re do przebaczenia.

IV.  - PYTANIE »KTO MOZĘ BYC ZBAWIONY?...

KTO BĘDZIE ZBAWIONY?... CZY JA BĘDĘ 

ZBAWIONY.«

Pytanie Apostołów i odpowiedź Pana Jezusa.

»Jczus mówi uczniom swoim: 

^Zaprawdę powia*

dam  wam,  iż  bogaty  trudno  wnijdzie  do  Królestwa 
nicbieskicgo!«  A  usłyszawszy  to  uczniowie,  dziwowali 
się  bardzo,  mówiąc:  »Któż  tedy  może  być  zbawiony?« 
A  Jezus  pojrzawszy,  rzekł  im:  »U  ludzi  to  niepodobne 
jest,  ale  u  Boga  wszystko  jest  podobne«  (św.  Mat. 

19, 24-26).

Jest  to  znów  odpowiedź  wymijająca.  Pan  Jezus  nie 

chciał  dać  odpowiedzi  takiej,  jakiej  czekano,  ale  po* 
wiedział coś bardziej pożytecznego.

Nasze pytanie.

Gdy  się  zadaje  pytanie:  »Kto  może  być  zbawio* 

ny?«  myśli  się  przede  wszystkim  o  sobie.  Chociaż  zaj* 
muje  nas,  co  się  stanie  z  innymi,  to  jednak  nasza 
sprawa jest daleko ważniejsza. Chodzi o nasze prze*

background image

113

znaczenie,  o  nasz.}  duszę,  o  której  Pan  Jezus  powie* 
dział:  »Co  pomoże  człowiekowi,  choćby  cały  świat  po* 
siadł,  a  na  duszy  swojej  szkodę  poniósł«...  Chcieliby* 
śmy  zatem  wiedzieć,  koniecznie,  czyż  można  się  temu 
dziwić?

Gdy  tedy  weźmiemy  pod  uwagę  trudności  zbawię* 

nia,  zliczymy  wymagane  według  Ewangelii  warunki 

do  jego  osiągnięcia  i  rozważymy  jedne  po  drugich 

słowa  Chrystusa  Pana  o  życiu  wiecznym,  ogarnia  nas 
trwoga  Apostołów:  W  tych  warunkach  któż  może  być 
zbawiony?

Gdy  następnie  pomyślimy  o  naszych  braciach,  ta 

sama  budzi  się  obawa:  Kto  z  tych  wszystkich  ludzi, 
zwłaszcza  z  tych,  których  kochamy,  może  za  taką  cenę 
być zbawiony?

Odpowiedź.

Z  tych  trzech  pytań,  dwa  ostatnie  nie  otrzymały 

żadnej  odpowiedzi.  Nie  wiemy  w  ogóle,  kto  będzie  zba* 
wiony,  czy  my,  czy  inni.  Co  się  tyczy  pierwszego  py* 

tania,  odpowiedź  dana  przez  Chrystusa  jest  uroczy* 
stym  potwierdzeniem  zasady,  która  rzuca  wielkie  świa* 
tło, ale nie rozwiązuje postawionego zagadnienia.

Tak  chciał  Jezus  Chrystus.  Miał  swoje  powody. 

Powinniśmy  je  uszanować  i  pogodzić  się  z  myślą  nie* 

wiadomości  tego,  czego  nam  nic  powiedział,  skorzy* 
stania zaś z tego, co mówi, a co sięga bardzo daleko.

Niezaprzeczalnie:  albo  będziemy  zbawieni,  albo  po* 

tępieni.  Istnieje  tylko  ta  podwójna  możliwość.  Darem* 
nie  szukać  trzeciej.  »Ci  pójdą  do  żywota  wiecznego, 
a tamci na wieczne potępienie«.

O  ile  bolesnym  jest  nie  wiedzieć,  czy  będę  zbawio* 

ny,  czy  potępiony,  o  tyle  bardzo  niebezpieczną  byłaby 
wiadomość o tym.

Gdyby  odpowiedź  była  twierdząca,  cóż  za  groźna 

pokusa, wzmocniona taką pewnością, aby stać się

Odpowiedzi Chrystusa 

8

background image

114

opieszałym  w  dążeniu  do  doskonałości,  aby  nadużywać 
życia, grzeszyć więcej z tą myślą w sercu ukrytą:
I  tak  będę  zbawiony!  Pewność  ta  stałaby  się  przy* 
czyną  upadku,  a  nie  zachętą  do  świętości.  Czego  czło* 

wiek  jest  najzupełniej  pewny  i  czego  nie  lęka  się 
utracić,  na  to  również  nie  stara  się  zasłużyć.  Zupeł* 
na  pewność  dziedzictwa  ojcowskiego  zachęca  dzieci 
marnotrawne  do  postępowania  dalej  drogą  występku... 
Gdyby  odpowiedź  była  przecząca,  cóż  za  nieszczęsna 
pokusa  do  rozpaczy,  której  naturalnym  następstwem 
byłaby  nieograniczona  chęć  użycia!  »Niech  przy* 

najmniej  przed  tym  nieszczęściem  użyję  wszelkich  roz* 
koszy  ziemskich!«  A  skutkiem  tego,  z  powodu  więk* 
szej  liczby  grzechów,  byłoby  tylko  obostrzenie  kary 
potępienia.  Tak  bowiem  w  mieszkaniu  szatana,  jak 

i  w  domu  Ojca  jest  wiele  mieszkań,  wiele  stopni  chwa* 
ły  i  męki,  zależnych  od  licznych  stopni  winy  wzglę* 
dnie cnoty.

Absolutna  pewność  wiecznej  przyszłości,  napawa* 

jąca  nas  nadzieją  lub  pogrążająca  w  rozpaczy,  mogłaby 
zatrzymać  wszelki  bieg  życia,  zanim  upłynie  czas  prze* 

znaczony  na  próbę.  Człowiek,  mający  przed  sobą  dwie 

możliwości,  musi  żyć  pomiędzy  nadzieją  i  obawą.  Na* 

dzieją,  ponieważ  istnieje  łaska  i  obietnice;  obawą,  gdyż 
istnieje  grzech  i  groźby.  Tak  obawa,  jak  nadzieja,  każ* 

da  na  swój  sposób  są  dobroczynne  i  pomagają  do  lep* 

szego  życia.  Nadzieja  pobudza,  obawa  wstrzymuje. 

Ze  względu  na  zło,  dobrze  jest,  że  obawa  wstrzy* 
mu  je;  ze  względu  na  dobro,  że  nadzieja  pobudza.  Ich 
podwójny  wpływ  na  życie  wydaje  przy  końcu  wspa* 
niałe  owoce.  W  każdym  razie  lepsze,  niżbv  wynikły 

z  przedwczesnej  pewności,  z  zachętą  do  próżniaczego 
bezpieczeństwa lub rozpaczliwego szaleństwa.

Oto  dlaczego  Pan  Jezus  nic  nie  odpowiedział  na 

te pytania! Jego umyślne milczenie, zawierające nieza*

background image

115

wodnie  głęboką  naukę,  nie  powinno  podniecać  nasze* 
go  pragnienia  wiadomości  rzeczy  zakrytych.  Powinno 
raczej  uczynić  z  naszego  życia  nieustanny  komentarz 
do  psalmu  50  »Zmiłuj  się  nade  mną,  Panie,  wedle 
wielkiego  miłosierdzia  Twego*,  tego  psalmu  pokornej 

obawy  i  do  psalmu  30  i  70  »W  Tobie  Panie  zaufałem«, 
pełnego  pokornej  nadziei,  nad  którym,  w  przeddzień 
swego  stracenia  rozmyślał  w  więzieniu  Savonarola. 
Brak  wiadomości,  a  wskutek  tego  nadzieja  i  obawa, 
nadzieja,  która  przyświeca  obawie,  obawa  zaś  czyniąca 
nadzieję  mądrą.  Oto  dwa  bieguny  życia,  skoro  na  py* 
tanie,  tyczące  się  pewności  zbawienia  lub  potępienia, 
nie dał Chrystus żadnej odpowiedzi.

A  przecież  Pan  Jezus  odpowiedział,

  i  choć  ta  odpo* 

wiedź  Jego  nie  zaspokaja  naszej  ciekawości,  to  je* 

dnak  zapala  wśród  nocy  na  niebie  duszy  naszej  gwiaz* 
dę  żywą...  »Zbawić  się,  rzekł,  u  ludzi  jest  niepodobne, 
ale  u  Boga  wszystko  jest  podobne*.  My  nie  możemy; 
Bóg  może.  Skoro  »nie  możemy«,  wydaje  się,  że  nie 
pozostaje  nam  nic  innego,  jak  poddać  się  rozpaczy  lub 
zacząć  życie  hulaszcze.  Skoro  jednak  »Bóg  może«,  — 
wszystko  się  zmienia.  Nasza  niemoc  przestaje  być 
tak  opłakana,  skoro  Pan  Bóg  może  jej  zaradzić.  Jako 

ludzie  nie  możemy  sami  sobie  dać  Boga,  jako  grzesz* 
nicy  nie  możemy  sami  zdobyć  przebaczenia,  jako 
umarli  nie  możemy  sami  zmartwychwstać.  Bóg  jed* 
nak  sam  może  nam  się  oddać,  przebaczyć  i  wskrzesić. 

Z  ziemi  nie  możemy  dosięgnąć  szczytów  nieskończo* 
nych,  Bóg  jednak  może  nas  na  szczyty,  bo  aż  do  Sie* 

bie  pociągnąć.  Skoro  nie  możemy  niczego  sami,  musi* 
my  liczyć  na  Boga;  skoro  Bóg  może,  powinniśmy  spo* 
dziewać  się,  że  to  uczyni.  Na  skutek  modlitwy,  wszech* 
moc  Boża  spływa  pod  postacią  łaski,  na  naszą  niemoc 
ludzką,  która  odtąd  przestaje  być  nieszczęsną  niemocą. 

I gdy zastanowimy się, że Wszechmoc ta jest na usłu*

8 *

background image

116

gach  Jego  miłości,  przychodzimy  do  wniosku,  że  lepiej 
w  sprawach  zbawienia  zależeć  od  Boga,  niż  od  siebie 
samych.

Wniosek.

Kiedy  będzie  koniec  świata?  Nie  wiadomo.  Kiedy 

umrzemy?  Nie  wiadomo.  Czy  będzie  dużo  zbawio* 

nych?  Nie  wiadomo.  Czy  będziemy  zbawieni?  Nie 

,  wiadomo...  »To  dlatego,  aby  bić  głową  o  mur«,  po* 

wiedzą  jedni...  Nie.  »A  więc  dlaczegóż  tego  nie  wie* 
my?«  Dlatego  ponieważ  wiadomość  o  tym  nie  jest 
nam  ani  bezwzględnie  konieczna,  ani  pożyteczna,  To, 

co  wiemy,  wystarcza.  W  tym,  co  wiemy,  niezależnie  od 

tego,  czego  nie  wiemy,  zawiera  się  wszystko,  co  po* 

trzebne  jest  do  życia;  zebranie  bowiem  w  całość  tego, 
co  się  wie,  i  tego,  czego  się  nie  wie,  uczy  nas  być  w  po* 
gotowiu,  bać  się  lub  spodziewać  i  jest  prawdziwym 
światłem,  rozjaśniającym  drogę  zbawienia  wiecznego. 
Wiadomości  te  wystarczają,  aby  gdy  ktoś  się  zbawi, 
podziękować  Panu  Bogu,  a  jeśli  się  potępi,  oskarżyć 

samego siebie.

background image

Prawdziwa religijność i religia 

prawdziwa.

1.  I  pytali  Go  faryzeuszowie  i  doktorowie: 

»Czemu  uczniowie  Twoi  nie  chodzą  według  po-

 

dania  starszych,  ale  jedzą  chleb  pospolitymi  rę-

 

koma?«  A  On  odpowiedziawszy,  rzeki  im:

  »Do­

brze  Izajasz  o  was  obłudnikach  prorokował,  ja­

ko  jest  napisane:  »Lud  ten  wargami  mię  czci, 

ale  serce  ich  daleko  jest  ode  mniel  Lecz  próżno

 

mię  chwalą,  ucząc  nauk  i  przykazań  ludzkich.

 

Albowiem  opuściwszy  przykazania  Boże,  trzy­

macie  się  ustawy  ludzkiej,  umywania  dzbanków 

i  kubków:  i  wiele  innych  rzeczy  tym  podobnych

 

czynicie«

 (Sw. Mar. 7, 5—8).

2.  Rzekła  Mu  Samarytanka:  »Ojcowie  nasi 

chwalili  Boga  na  górze  Garizim,  a  wy,  Żydzi,

 

powiadacie,  że  w  Jeruzalem  jest  miejsce,  gdzie

 

potrzeba  chwalić.  A  Ty  co  mówisz

?«  Rzekł  jej 

Jezus:

  »Niewiasto,  wierz  mi,  iż  przyjdzie  godzi­

na,  gdy  ani  na  górze  tej,  ani  w  Jeruzalem,  bę­

dziecie  chwalić  Ojca.  Wy  chwalicie,  co  nie  wie­

cie,  my  chwalimy,  co  wiemy,  bo  zbawienie 

z  Żydów  jest.  Ale  przychodzi  godzina  i  teraz

 

jest,  gdy  prawdziwi  chwalcy  będą  chwalić  Ojca

 

u’  duchu  i  w  prawdzie.  Bo  i  Ojciec  takowych 

szuka,  którzy  by  Go  chwalili.  Duch  jest  Bóg:

 

a  ci,  którzy  Go  chwalą,  potrzeba,  aby  Go  chwa­

lili w duchu i w prawdzie* (Sw. Jan, 4, 20—24).

Wstęp.

1. 

Religia jest zbiorem prawd, modlitw, praktyk 

zewnętrznych i wewnętrznych, przez które człowiek

background image

118

łączy  się  z  Bogiem  i  które  określają  jego  stosunek  do 
Boga.

2.  Celem  religii  jest  zawsze  Pan  Bóg  (przynaj* 

mniej  w  intencji),  ponieważ  religia  dąży  do  Boga  i  sta* 
ra się z Nim zjednoczyć.

3.  Religia  może  być  z  pochodzenia  ludzka  lub 

Boska.

Ludzka,  gdy  (idee,  obrządki,  praktyki)  jest  dzie* 

lem  jednego  człowieka  lub  zbiorowości,  powstałym 
w  umyśle  ludzkim,  zorganizowanym  według  jego  wy* 
myślonych lub instynktownych przekonań.

Boska,  gdy  pochodzi  od  Boga,  który  objawił  praw* 

dy,  nadał  przykazania,  określił  zasady  kultu  albo 

wprost  przez  siebie,  albo  przez  ludzi  i  upoważnione 
instytucje,  którym  zlecił  to  zadanie,  poręczając  przed* 

sięwzięcie i nadając jego postanowieniom sankcję.

4.  Prawdziwa religijność i religia prawdziwa.

Rozróżnienie to nie jest dowolne. Podobnie jak

rozróżnienie  między  człowiekiem  dużym,  a  wielkim 

człowiekiem.  Człowiek  duży,  to  jest  człowiek  wyso* 

kiego  wzrostu,  bez  względu  na  swoją  wartość  wewnętrz* 

ną.  Wielki  człowiek,  jest  to  człowiek  odznaczający  się 

zaletami  intelektualnymi,  moralnymi,  artystycznymi, 
niezależnie od wielkości cielesnej.

Mówimy:  r e l i g i a   p r a w d z i w a ,   przeciwsta* 

wiając  ją  tym,  które  są  fałszywe,  ponieważ  nie  pocho* 
dzą  od  Boga,  nauczają  błędnej  wiary,  nieczystej  lub 
mieszanej  moralności,  a  kult  ich  jest  niedostateczny 
i  zasługujący  na  naganę.  W  tym  znaczeniu  stwierdza* 

my,  że  katolicyzm  jest  religią  prawdziwą  w  przeci* 
wieństwie  do  buddyzmu,  bałwochwalstwa  itd...,  które 
są  religiami  fałszywymi,  pomimo  osobistej  szczerości 
swych uczniów.

Słowa:  p r a w d z i w a   r e l i g i j n o ś ć   używamy 

zaś  w  znaczeniu  religijności  głębokiej,  wewnętrznej,

background image

119

przenikającej  duszę,  w  przeciwstawieniu  do  religii 
czysto  zewnętrznej,  mechanicznej,  polegającej  na  sa* 
mych  gestach,  przyzwyczajeniu,  pozbawionej  udziału 
serca.  1  tak,  gdy  się  mówi  pobożnie  »Ojeze  nasz«, 

z  całym  zrozumieniem,  jest  to  pacierz  prawdziwy;  gdy 
się  zaś  mówi,  mamrocząc  słowa,  nie  myśląc  o  Ojcu  nie* 
bieskim,  do  którego  się  zwraca,  nie  jest  to  prawdziwa 
modlitwa.

Widać  wielką  różnicę!  Niektórzy  ludzie  żyją 

w  religii  fałszywej,  a  mimo  to  są  prawdziwie  religijni, 
ponieważ  wkładają  w  nią  całą  swą  duszę;  takim 
może  być  żarliwy  poganin.  Inni  żyją  w  religii  praw* 
dziwej,  a  mimo  to  nie  są  prawdziwie  religijni,  ponie* 
waż  nie  czynią  tego  całą  duszą:  takim  jest  katolik 

zmechanizowany i rutynista...

Ideałem  jest  być  człowiekiem  prawdziwie  religij* 

nym, żyjąc w religii prawdziwej.

Sprawa faryzeuszów za czasów Pana Jezusa.

I. — PAN JEZUS POTWIERDZA. ZE RELIGIA ICH 

JEST PRAWDZIWA.

A.  Religia  żydowska  jest  religią  objawioną  przez

 

Pana Boga.

Pan  Bóg,  według  nauki  Jezusa  Chrystusa,  mó* 

wił rzeczywiście przez Mojżesza i Proroków.

Prawo  żydowskie  jest  prawem  nadanym  przez 

Boga. Naród żydowski jest narodem wybranym.

Całe  życie  Pana  Jezusa,  Jego  nauka,  zachowanie 

się, potwierdza to przekonanie.

Mówi  to  wyraźnie  Samarytance:  *>My,  Żydzi,  wie* 

my, co czynimy«. My jedynie posiadamy prawdę.

Dlatego  Jezus  Chrystus  chodził  do  świątyni,  świę* 

cił  święta,  brał  udział  w  ofiarach,  uznawał  Mojżesza, 
przytaczał słowa Proroków. Cały świat pogański był

background image

120

dla  Niego  dobrowolnie  lub  mimo  woli  w  błędzie,  a  On 

Syn  Boży  przyszedł  na  ziemię  nie  po  to,  by  znieść 

prawo,  ale  je  wypełnić,  nie  przeczyć  Proroctwom,  ale 
je urzeczywistnić.

B.  Faryzeusze,  do  których  Pan  Jezus  się  zwraca,

 

posiadają religię prawdziwą.

Wyznają w istocie tę samą religię, co Chrystus.
Pan Jezus oświadcza, że choć nie należy naślado* 

wać ich uczynków, to jednak należy ich słuchać, gdy 

‘ głoszą naukę Mojżeszową, ponieważ to, co mówią, po* 

chodzi od Pana Boga.

Mają  słuszność,  że  praktykują  religię  Mojżeszową; 

uczyniliby  źle,  gdyby  ją  zaniedbywali.  Nie  mogą  ro* 

bić nic innego ani lepszego.

Pan  Jezus  nie  wypomina  im  nigdy,  że  są  w  fałszy* 

wej  religii.  Owszem  są  w  prawdziwej  i  pozostaną 
w  niej.  Wypomina  im  jednak,  że  praktykują  ją  źle, 
że  ją  oszpecają  i  bezczeszczą.  I  dlatego  po  stwierdzę* 
niu, że są w wierze prawdziwej:

II. - OSKARŻA ICH PAN JEZUS, ZE NIE MAJA 

PRAWDZIWEJ RELIGIJNOŚCI.

A.  — Na czym polega prawdziwa religijność:

Na szczerości uczynków. Na pokorze serca. Na

zgodności  życia  z  wiarą.  Na  rzeczywistej  miłości  Boga 

i  ludzi.  Na  wysiłku  unikania  grzechów.  Na  uświęca* 
jącym zachowywaniu przykazań.

B.

  — 

Religijność  faryzeuszów  jest  zaprzeczeniem

 

tego wszystkiego.

Jest to religijność powierzchowna, oparta na sło* 

wach, a nie na uczynkach.

Jest  to  religijność  formalistyczna...  zwracająca  uwa* 

gę  jedynie  na  poprawne  wykonywanie  drobiazgów, 

a  nie  na  wewnętrzną  istotę  i  ducha,  z  jakim  się  coś 

czyni.

background image

121

Jest  to  religijność  martwej  litery,  która  zabija 

swoim  mechanizmem,  zamiast  być  religią  ducha,  który 
ożywia.

Jest  to  religijność  obłudna;  pod  pięknymi  pozo* 

rami  kryją  się  w  niej  czyny  brzydkie,  podobnie  jak 
w  grobach  pobielanych,  gdzie  pełno  jest  trupów  i  zgni* 
lizny.

Jest  to  religijność  pełna  pychy,  oparta  na  próżno* 

ści  i  popisywaniu  się  postami,  ofiarami  i  wiernością 
w  modlitwie.  Starają  się  tym  imponować.  Chcą  przede 

wszystkim  być  widziani,  podziwiani  i  tak  poniżyć 
innych swą wyższością.

Jest  to  religijność  interesowna,  w  której  szukają 

korzyści  czysto  ludzkich:  dobrych  urzędów,  zaufania 
i uwielbienia ludu, oszukiwanego tym udawaniem.

Jest  to  religijność  pozbawiona  miłości.  Nie  ma 

w  niej  serca.  Pozostawia  ich  twardymi,  pogardzają* 
cymi,  bez  pobłażania  i  bez  litości.  Nie  kochają  ani 

Boga, ani ludzi.

Czymże  więc  jest  taka  religijność,  choćby  należała 

do  religii  prawdziwej  i  rościła  sobie  prawo  do  jej  wyko* 

nywania?

I  dlatego  to  z  jednej  strony  oskarżają  Apostołów, 

że  nie  myją  rąk  przed  spożyciem  posiłku,  a  z  drugiej 
strony  popełniają  bezwstydnie  i  w  imieniu  Boga  zbrod* 
nię,  przeciw  Synowi  Bożemu.  W  ten  sposób  w  religii 
prawdziwej  z  braku  prawdziwej  religijności  dochodzą 
do coraz gorszych grzechów i występków.

III.  — PAN JEZUS PRZYTACZA PRZYKŁAD 

PRAWDZIWEJ RELIGIJNOŚCI.

Wdowa  w  świątyni,  pokorna,  szczera,  skromna 

i  wspaniałomyślna.  Służy  Panu  Bogu  tak,  jak  służyć 
należy!  Oto  prawdziwa  Izraelitka  w  prawdziwej  reli* 
gii!

background image

122

Pan  Jezus  mógłby  przytoczyć  Starca  Symeona,  Pros 

rokinię Annę.

Mógłby  przytoczyć  starego  Tobiasza,  praktykującej 

go miłość Boga i miłość bliźniego.

Wszyscy  ci  i  wielu  innych  ^uwielbiali,  modlili  się, 

praktykowali* w duchu i w prawdzie.

Zawsze i wszędzie bywa podobnie.

1. 

Tylko  rzymscy  katolicy  żyją  w

  r

eligii  prawdzi•

 

wej.

Nie  ma  tu  miejsca  na  udowodnienie  tego,  jak  się 

należy. Ale istotę rzeczy trzeba przedstawić.

Dowód.

Jezus  Chrystus  jest  Bogiem.  (Jego  własne  twiers 

dzenie,  poręczone  świętością,  cudami,  spełnieniem  pros 
roctw,  zmartwychwstaniem).  Założył  swój  Kościół, 
złożony  z  pasterzy  i  owiec  na  opoce,  którą  jest  Piotr. 
Dał  mu  moc  odpuszczania  grzechów,  obietnicę  nieś 
omylności,  zapewnienie  obecności  Ducha  Sw.  Co 
Kościół  naucza,  nakazuje,  potępia,  to  samo  Chrystus 
naucza,  nakazuje,  potępia.  Słuchając  Kościoła,  słucha 
się Jezusa Chrystusa.

Wniosek.

Religia  żydowska,  która  uległa  przedawnieniu 

i  skończyła  swą  rolę  przygotowania,  nie  jest  już  relis 
gią prawdziwą.

Moralność  katolicka,  wzięta  sama  w  sobie,  jest  mos 

ralnością życia i świętości.

Dogmat  katolicki  jest  jedynym,  pewnym  i  zupełs 

nym  kodeksem  tego,  w  co  należy  wierzyć,  jako  w  objas 
wienie Boże.

Kult  katolicki  jest  tym,  którego  Pan  Bóg  oczekuje, 

wymaga i uznaje za kult prawdziwy i doskonały.

background image

123

Uwagi.

W  innych  religiach  można  i  to  często,  spotkać  lu# 

dzi,  co  wierzą  ze  szczerego  przekonania.  Szczerość  ta 
jednak  nie  wyklucza  błędu  i  nie  sprawia,  aby  religia 
w  ten  sposób  praktykowana,  była  prawdziwa.  Szcze* 

rość  przekonania  tłumaczy  tego,  kto  jest  w  błędzie. 
Niemniej  jednak  pozostawia  go  w  błędzie.  Podobnie 
jak  myli  się  ten,  kto  w  dobrej  wierze  uważa  się  za 
właściciela  jakiegoś  przedmiotu,  który  w  rzeczywisto# 
ści jest cudzą własnością.

2. 

Wielu  jednak  rzymskim  katolikom,  żyjącym

 

w  wierze  prawdziwej,  brak  jest  prawdziwej  religijno

« 

ści!

Do  nich,  niestety,  stosuje  się  ściśle  to,  co  Pan  Je# 

zus powiedział o faryzeuszach.

Ludzie, którzy udają!

»Działają,  aby  byli  widziani  przez  ludzi«.  Cere# 

monie,  które  wykonują,  miejsca,  które  zajmują,  po# 
stawa,  jaką  przybierają,  wszystko  to  ma  na  celu  zwró# 

cenie  na  siebie  uwagi,  przedstawienie  się  za  »ludzi 
zacnych«.

Ludzie powierzchowni.

Kora  na  drzewie  jest  nieuszkodzona,  ale  trzon  jego 

nie  posiada  soków.  Religijność  polegająca  na  zewnętrz* 
nych  oznakach,  na  surowej,  a  nawet  drobiazgowej 

wierności  dla  praktyk  nakazanych,  bez  zastanowienia 

się nad tym, co się czyni, bez udziału duszy i serca.

Ludzie przyzwyczajenia.

Naśladują  swych  rodziców.  Dla  tradycji  zachowu# 

ją  praktyki  religijne.  Skoro  zaczęli,  więc  robią  dalej. 

»Zawsze  tak  czynili«,  to  jest  dla  nich  głównym  powo# 
dem,  aby  nie  czynić  inaczej.  Zapewne,  zwyczaj  dla

background image

124

zwyczaju;  są  godni  pochwały,  że  zachowują  tę  religię, 
a  nie  inną.  Jeżeli  jednak  ich  religijność  jest  taka  i  ma 

tylko takie pobudki, jakże ją nazwać prawdziwą?!

Ludzie drobiazgowi.

Przywiązują  się  dziko  do  drugorzędnych  szczegół 

łów,  a  rzeczy  najważniejsze  pojmują  bardzo  dla  siebie 
wygodnie,  tak,  jak  faryzeusze,  którzy  w  święto  szabatu 
nie  chcieli  za  nic  w  świecie  ruszyć  źdźbła  słomy,  a  go* 
towi  byli  tego  samego  dnia  popełnić  bez  wahania  naj* 
gorszą  niesprawiedliwość.  Jest  rzeczą  dobrą  zwracać 
uwagę  na  szczegóły;  wierność  w  drobiazgach  prowadzi 
do  wierności  w  rzeczach  ważnych...,  pod  warunkiem 
jednak,  że  troska  o  rzeczy  zasadnicze  pozostanie  zaw* 
sze na pierwszym miejscu.

Dewoci.

Dla  nich  niczym  ani  Bóg,  ani  Pan  Jezus,  ani  Ewan* 

gelia.  Istnieje  tylko  i  pochłania  całą  duszę  figurka  ja* 
kiegoś  świętego,  rzeczywistego  lub  urojonego  ze  swoją 
specjalnością  lekarską.  Tym  gorzej  zatem  dla  rzeczy* 
wistej  obecności  Pana  Jezusa  w  Najświętszym  Sakra* 
mencie;  dla  wielkiej  czci  Pana  Boga.  Przechodzi  się 
obok  Tabernakulum,  nie  zwracając  nań  uwagi,  jakby 
było  puste  lub  jakby  Pan  Bóg  nie  istniał...  Nie  chcę 
przez  to  potępiać  pobożności,  która  jest  kwiatem  wia* 

ry.  Zrozumiana  jednak  przez  niektórych  w  ten  sposób 
i  tak  praktykowana,  nie  jest  już  prawdziwą  religijno* 
ścią.  Co  się  dzieje  w  tym  wypadku  z  oddawaniem  Pa* 
nu  Bogu  czci  w  duchu  i  w  prawdzie,  o  którym  wspo* 
minął Pan Jezus?

Ludzie niekonsekwentni.

Im  wystarczy,  że  odmówią 

Wierzę  w  Boga

  i  wy* 

pełnią  zewnętrzne  praktyki  religijne,  aby  życiu  zosta*

background image

125

wić  zupełną  swobodę!  Ubierają  się  w  swoją  religijność, 

jak  w  płaszcz  przed  pójściem  do  kościoła.  Po  powro* 
cie  zrzucają  go  z  siebie.  I  od  tej  chwili  aż  do  następ* 
nej  niedzieli,  nie  ma  o  niej  więcej  mowy.  W  sprawach 
życiowych,  w  miłości,  przyjemnościach,  w  życiu  pry* 
watnym,  religijność  nie  gra  u  nich  żadnej  roli.  Nie 

przeszkadza  im  w  popełnieniu  każdego  grzechu,  nie 
pomaga  do  żadnej  cnoty,  nie  zapewnia  uczciwościi  ani 
nie  sprzeciwia  się  wyrządzaniu  krzywd.  Prawdopodo* 
bnie  poganie,  niewierzący,  obojętni,  mobliby  żyć  tak 
samo, ani lepiej, ani gorzej... Jaką jest ich religijność!

Egoiści, pozbawieni wszelkiej miłości.

Choć  praktykują  i  wierzą,  brak  im  jednak  serca. 

Są  twardzi  i  zamknięci.  Nieszczęścia  i  cierpienia  dru* 
gich  nie  istnieją  dla  nich.  Wszystko  im  obojętne  z  wy* 
jątkiem  ich  zdrowia,  szczęścia,  powodzenia  i  przyjem* 
ności.  Czy  są  religijni?  Tak...  Ale  fałszywie!  A  do* 
brzy?  Bynajmniej.  Po  chrześcijańsku,  —  i  aby  temu 
zaprzeczyć,  trzeba  zaprzeczyć  całej  Ewangelii  od  po* 
czątku  do  końca  i  odrzucić  posłannictwo  Chrystu* 
sa  —  gdzie  nie  ma  miłości  bliźniego,  nie  ma  również 
prawdziwej  religijności.  Unikać  grzechu,  kochać  Boga 
i  bliźniego:  to  całe  prawo.  Postęp  religijności  mierzy 
się  postępem  miłości.  Poza  tym  wszystko  jest  złudzę* 
niem.  Po  dwu  tysiącach  lat  nie  czci  się  Boga  w  praw* 
dzie,  jak  to  głosił  Pan  Jezus  i  jak  Ojciec  niebieski  wy* 
maga... Trzeba o tym pamiętać!

Obłudnicy.

Grają  komedię.  Oszukują.  Nie  Boga,  lecz  ludzi. 

Ich  religijność  jest  wyuczonym  i  umiejętnym  udawa* 
niem.  A  co  nim  pokrywają,  oni  sami  mogliby  to  powie* 

dzieć.  Przynosi  im  uznanie,  na  które  nie  zasługują; 
zaufanie,  które  kradną;  szacunek,  którego  zupełnie  nie

background image

126

są  godni.  Jest  to  wstrętny  faryzeizm,  tak  bardzo  szko* 
dliwy  przez  zgorszenie,  które  wywołuje,  gdy  obłuda 
wyjdzie  na  jaw  i  gdy  oburzone  sumienia  ludzkie  mie* 
szając  religijność  prawdziwą  z  jej  obrzydliwym  naśla* 
dowaniem, niesłusznie potępiają samą religię.

Razem  wziąwszy  brak  inteligencji,  uczciwości,  głębi 

i  serca  przeszkadza  w  religii  prawdziwej  być  prawdzi* 

wie  religijnym.  Następstwa  tego  mogą  być  poważne 

dla tych, których to dotyczy.

Mogą  być  również  i  są  niebezpieczne  dla  samej 

religii,  którą  czyni  się  odpowiedzialną  za  takie  skutki 
i  od  której  odwraca  się  jak  od  »historii«  niepotrzeb* 
nej i szkodliwej.

Wniosek.

1. 

Wniosek, którego nie należy wyciągać.

W

  błędzie  byłby  ten,  kto  by  tak  rozumował:  »Sko* 

ro  ludzie  religijni  są  fałszywi,  religia  ta  nie  jest  praw* 
dziwa«.  Religia  katolicka  jest  prawdziwa,  jak  była  nią 
religia  żydowska,  mimo  obłudy  wielu  spośród  tych, 
którzy ją wyznawali.

2. 

Wniosek słuszny.

Sposób,  w  jaki  praktykuje  się  swoją  religię, 

może  być  dowodem  za  nią  lub  zarzutem  przeciwko 
niej.  Fakty  to  potwierdzają.  Stąd  płynie  wielka  odpo* 

wiedzialność  katolików  praktykujących,  którzy  odwa* 
żają  się  dawać  zgorszenie  i  odwracać  przez  to  od  Ko* 
ścioła dusze zrażone, słabe i zobojętniałe.

3. 

Wybór, którego nie należy czynić.

Często stawia się pytanie: 

»Czy lepiej jest być

szczerym,  żyjąc  w  religii  fałszywej,  czy  też  obłudnym, 

żyjąc  w  religii  prawdziwej?«  Nie  chodzi  jednak  o  wy* 
bór  między  tymi  dwoma  ostatecznościami.  W  pierw* 
szym  wypadku  religia  jest  fałszywa,  a  człowiek  jest 
prawy;  w  drugim  odwrotnie.  Dlaczego  wybierać  po*

background image

127

między  dwoma  błędami?  Trzeba  przyjąć  trzecią  moż* 
liwość:  być  prawym  (przez  swą  szczerość)  w  religii 
prawdziwej  (ponieważ  nią  jest)...  Takimi  byli,  aż  do 
doskonałości,  wielcy  święci  chrześcijańscy.  Takimi  są 

Bogu  dzięki,  według  swej  wiary,  liczni  szczerzy  kato» 
licy.

background image

Marnotrawstwo drogiego olejku.

'  A  gdy  Jezus  był  w  Betanii  w  domu  Szymona 

Trędowatego  i  siedział  u  stołu,  przyszła  niewia­

sta  mając  alabaster  olejku  szpikanardowego,  dro­

giego;  a  stłukłszy  alabaster  wylała  na  głowę  Je­

zusa, i napełnił się dom wonnością olejku.

A  byli  niektórzy,  co  się  gniewali  sami

  w  so­

fcie  (św.  Marek).  A  widząc  uczniowie  zagniewali 

się  (św.  Mateusz)  i  mówili  przeciw  tej  niewie­

ście.  Rozgniewał  się  Judasz  (św.  Jan).  Mówili 

(Judasz mówił):

 

»Ńa cóż ta utrata olejku?

Czemu  nie  sprzedano  go  za  trzysta  groszy,  a  nie

 

dano  ubogim«.  (A  to  mówił,  nie  iżby  miał  pie­

czę  o  ubogich,  ale  iż  był  złodziejem  i  mieszek 

mając,  co  wkładano,  nosił  (św.  Jan).  A  widząc

 

Jezus,  co  mówili,  rzekł  im:

  *>Przecz  się  uprzy­

krzacie  tej  niewieście?  bo  dobry  uczynek  wzglę­

dem  mnie  uczyniła.  Zaprawdę  mówię  wam: 

gdziekolwiek  będzie  przepowiadana  Ewangelia

 

po  wszystkim  świecie  i  co  ta  uczyniła,  będzie

 

powiadane  na  jej  pamiątkę

«.  (Sw.  Mat.  26, 

6-12; św. Mar. 14, 3—10; św. Jan 12, 2—9).

Opis zdarzenia.

1.  Scena  namaszczenia  opisana  przez  Ewangeli* 

stów. Miłość i religijność tej niewiasty.

2.

  Szemranie uczniów, ich oburzenie i protest.

3.  Ich  wywody:  Jest  to  marnotrawstwo  olejku.  Le* 

piej  byłoby  go  sprzedać  i  dać  pieniądze  ubogim,  za* 
miast wylać Chrystusowi na nogi.

4.  Wspaniała  odpowiedź  Jezusa  Chrystusa  zawie* 

ra pięć różnych myśli:

background image

129

Nie  mają  słuszności,  uprzykrzając  się  tej  niewie* 

ście.

Uczynek,  który  spełniła,  jest  doskonały  sam  w  so* 

bie.

Przyniesie jej to chwałę po wszystkiej ziemi.

Nie  przeszkadza  to  zresztą  wspomagać  ubogich. 

Ubodzy  zasługują  na  to,  aby  ich  wspierać  pieniądzmi. 

Pan  Jezus  również  zasługuje  na  to,  aby  Go  uczcić  przez 

namaszczenie.

Ich  uwaga,  zwłaszcza  Judasza,  jest  równocześnie 

niezręczna  i  obłudna.  Ta  troska  bowiem  o  ubogich, 
na  którą  się  powoływał,  jest  tylko  zwodniczym  pozo* 
rem.  Pan  Jezus  na  pewno  większą  pieczą  otaczał  ubo» 

gich, aniżeli przewrotny i złodziejski Judasz.

Fakt ciekawy i stale się powtarzający.

1. 

Nauki  dawane  Chrystusowi  przez  niektórych

 

ludzi.

Faryzeusze  raz

  po  raz  robią  Panu  Jezusowi  uwagi, 

tyczące  się  religii  i  obyczajów,  w  sprawie  święcenia 
szabatu, obcowania Jego z grzesznikami itp...

Szatan

  poucza  Pana  Jezusa,  jak  się  zachowywać 

w razie głodu, i kiedy należy czynić cuda.

Szymon

  uczy  Pana  Jezusa  roztropności  i  godności 

z  powodu  grzesznicy,  która  przyszła  wieczorem,  w  cza* 
sie uczty.

.W. 

Piotr

  daje  Panu  Jezusowi  lekcję  zdrowego  roz* 

sądku  i  praktycznego  rozumu,  gdy  Chrystus  wskazuje, 
gdzie Go w Jerozolimie zabiją nieprzyjaciele.

Judasz

  w  chwili  namaszczenia  uczy  Pana  Jezusa 

miłosierdzia dla ubogich.

Jest  to  równocześnie  wstrętne,  śmieszne  i  pełne  py* 

chy.

Są  one 

zapowiedzią  tych  wszystkich,  którzy  z  bie

giem lat będą chcieli dawać nauki Kościołowi.

Odpowiedzi Chrystusa

9

background image

130

Lekcje  s u r o w o ś c i   m o r a l n e j ,   ponieważ  jest 

zanadto  pobłażliwy,  i odwrotnie  l e k c j e   p o b ł a ż a *  
n i a, gdyż jest za surowy.

Lekcje  p r a w d z i w e j   r e l i g i j n o ś c i .   Kościół 

jest  zanadto  zmaterializowany.  Czyż  na  miejscu  swego 
kultu  zewnętrznego,  nie  powinien  nauczać  i  spełniać 
kult  czysto  duchowy,  bez  zewnętrznych  oznak,  for* 
muł i ceremonii?

Lekcje  m i ł o s i e r d z i a .   Zamiast  tracić  pienią* 

dze  dla  przyozdabiania  swoich  świątyń,  lepiej  by  zajął 

się ubogimi.

2. 

Cel ukryły udzielających łych nauk.

a) 

Wobec Pana Jezusa.

N  a  p  o  z  ó  r  zdają  się  troszczyć  o  Pana  Boga,  o  ubo* 

gich,  o  prawdę,  o  szczęście  ludzkie,  a  nawet  o  korzyść 

Chrystusa  Pana...  Jak  pobożny  jest  szatan!  Jak  święty* 

mi  ludźmi  są  faryzeusze!  Jak  oddany  jest  św.  Piotr! 
Jakim wzorem czystości jest Szymon!

W  r z e c z y w i s t o ś c i :   U  jednych  (Faryzeusze, 

Szatan,  Szymon,  Judasz)  jest  to  komedia.  U  drugich 

(św.  Piotr)  jest  to  nietakt!...  Mogli  milczeć;  nikt  by  na 

tym  nie  stracił:  ani  Pan  Bóg,  ani  ubodzy,  ani  mo* 
ralność publiczna.

b)  Wobec 

Kościoła.

Widzimy  prawie  zupełnie  to  samo;  popisywanie  się 

wielkim  miłosierdziem;  wzruszająca  troskliwość,  aby 

ocalić  świat,  który  Kościół  gubi,  i  postawić  go  na  wyż* 
szym  poziomie  moralności, 

skoro  Kościół  sam  zrobić

  te* 

go  nie  potrafi...

  Występują  jako  przyjaciele  ludu,  jako 

zapaleńcy  Boży,  jako  reformatorzy  opatrznościowi... 
Zresztą,  przypatrzcie  się  im  z  bliska;  zbadajcie  dusze, 

co  się  w  nich  znajduje?  Jeśli  są  szczerzy,  św.  Piotr  jest 
wzorem  ich  niezręczności.  Jeśli  zaś  nie,  to  wzorami  ich 
obłudy są szatan, faryzeusze, Judasz. Do wyboru.

background image

131

Rozrzutność, która nie jest marnotrawstwem.

1. 

Wnioski płynące ze zdarzenia ewangelicznego.

Niewiasta  okazała  względem  Osoby  Chrystusa  Pa* 

na rozrzutność czasu, pieniędzy, olejku, miłości i hołdu.

Świadkowie  przyjęli  to  z  niezrozumieniem,  być  mo* 

że  z  zazdrością;  wystąpili  przeciw  temu  i  oświadczyli 
z oburzeniem, że należało inaczej postąpić.

Pan  Jezus  przyzwolił  na  dokonanie  tego  czynu, 

pochwalił  niewiastę,  w  milczeniu  okazał  jej  wdzięcz* 
ność  za  ten  objaw  miłości  i  za  to  wspaniałe  świadec* 
two.

2. 

Ten  sam  spór,  powstaje  w  życiu  na  skutek  po*

 

dobnych  świadczeń,  oddawanych  Chrystusowi,  i  wy*

 

wołuje  z  tych  samych  powodów  te  same  protesty,  i  tę

 

samą stanowczą odpowiedź.

Weźmy  kogoś  o  usposobieniu  Judasza,  faryzeu* 

szów,  Szymona  lub  uczniów,  kto  jeszcze  nie  rozu* 
mie  tej  prawdy.  Patrzy  na  nasze  kościoły;  bie* 
rze  udział  w  obrzędach,  widzi  ludzi,  którzy  przycho* 
dzą  tam  i  pozostają.  Człowiek  ten  znajdzie  wiele  spo* 
sobności  do  powiedzenia:  »Po  cóż  to  marnotraw* 
stwo?«

Na  co 

to  marnotrawstwo  czasu?

  Czy  nie  byłoby 

pożyteczniej,  gdyby  wszyscy  ci  ludzie,  którzy  spę* 
dzają  w  kościele  godziny,  czy  to  w  niedzielę,  czy 
w  inne  dni  tygodnia,  zajęli  się  pracą,  zarobkiem,  roz* 
rywką, przechadzką, czytaniem?

Pan

  Jezus 

odpowiada:

  »Dajcie  im  spokój.  To,  co 

czynią,  jest  dobre.  Dlaczego  mają  szukać  czego  in* 

nego?  Czas,  który  spędza  się  na  modlitwie,  nie  jest 
stracony.  Człowiek  nie  samym  chlebem  żyje,  ale  sło* 
wem,  które  pochodzi  z  ust  Bożych.  Bóg,  do  którego 
powinno  należeć  całe  życie,  ma  prawo,  aby  Mu  po*

9

*

background image

132

święcono  parę  godzin.  Dusza  ma  także  swoje  pra? 
wa,  trzeba  się  nią  również  zajmować.  Modlitwa  do* 
daje  mocy,  siły,  pociechy.  Inne  chwile  przeznaczone 
są  na  pracę,  a  inne  na  modlitwę;  jedne  nie  przeszka? 
dzają  drugim,  a  często  przeciwnie,  dodają  otuchy, 
gdy  zajdzie  potrzeba...  Wypoczynek  w  ciszy  świątyni, 
czyż  nie  wart  tyle,  ile  odpoczynek  na  ławce  w  parku, 

nad  rzeką?...  Gdy  zaś  nadejdzie  ostatnia  chwila  życia, 
czy będą w obliczu Pana Boga żałować tego czasu?

Na  co  to  marnotrawstwo  talentów?

  Wszyscy  ci 

artyści,  którzy  malują  obrazy,  tworzą  witraże,  budu* 
ją  katedry,  czy  nie  lepiej  zrobiliby,  ozdabiając  teatry, 
muzea,  pałace?...  Wszystkie  te  hafty  obrusów  i  alb, 
czy  nie  praktyczniej  użyć  ich  do  upiększania  stroju  dam 
i  podniesienia  ich  wdzięków?...  Ta  muzyka  organo? 
wa  i  te  głosy  śpiewaków  do  czego  służą  w  smutnym 
mroku  kościołów?  Czyż  nie  lepiej  zużytkować  je  dla 

przyjemności  ludzi,  jako  przygrywkę  do  tańca,  w  szpi? 
talach  dla  uprzyjemnienia  nudnego  czasu  choroby?... 

To  kaznodziejstwo  religijne,  jest  zupełnie  zbyteczne 

dla  tych  dobrych  kobiet,  drzemiących  w  kościele,  i  dla 
starszych  jegomościów,  którzy  tylko  zakatarzają  się 
w wilgoci...

A  Jezus  odpowiada:

  Pozwólcie  im  działać.  Mają 

słuszność.  Talent  nie  ulega  zmarnowaniu,  gdy  jego 
arcydzieła  swoją  pięknością  ułatwiają  ludziom  modli? 
twę!  Wymowa  uszlachetnia  się,  głosząc  i  rozpow? 
szechniając  szlachetne  idee!  Maluczcy,  starcy  i  dobre 

kobiety  należą  także  do  rodzaju  ludzkiego,  który  ma 
także  swoje  prawa,  jak  i  publiczność,  słuchająca  kon? 

certów  w  kawiarniach.  Czy  raczej  wobec  tej  kawiar? 
nanej  ma  się  spełnić  historia  o  perle,  rzuconej  między 
wieprze...  Muzyka,  która  chwali  Stwórcę,  uszlachet? 

nia  się  przez  to  samo.  Wynagradza  chwalebnie  za

background image

133

swoje  brudne  kiedy  indziej  piosenki,  pod  wpływem 
których budzą się namiętności.

Na  co  to  marnotrawstwo  kwiatów?

  Co  robią  na  oł* 

tarzach  przed  statuami,  na  ołtarzach  w  święto  Bożego 

Ciała,  te  masy  kwiecia,  które  nikogo  nie  upajają  swo* 

ją  wonią  i  które  usychają  smutno  w  kącie  opustosza* 
łej  kaplicy?  Gdyby  je  pozostawić  w  ogrodach  ku  ra* 
dości  ich  właścicieli!  Lepiej  by  posłużyły  kochankom, 
jako  podarunki  imieninowe!  Niech  ozdabiają  salony 

i  sale  jadalne!  Ale  tu  w  kościele...  Marnotrawstwo! 
Profanacja  ich  piękności!  Marnotrawstwo  ich  cudnej 
woni...

A  Jezus  odpowiada:

  One  są  skromnym  dowodem 

miłości;  symbolem  obecności  duszy.  Mówią  to  samo 

Panu  Bogu,  co  gdzie  indziej  mówią  ludziom.  Dlacze* 

gożby  nie?  Pan  Bóg  rozumie,  co  one  mają  oznaczać. 

Ich  barwy  i  ich  wonie  nie  giną  w  domu  Bożym,  po* 
dobnie  jak  nie  giną  w  domach  ludzkich.  Jeśli  wolno 

jest  kochać  Boga,  wolno  również  czynić  Mu  wyzna* 
nia,  ofiarując  kwiaty.  Pan  Bóg  zapamięta  to  dłużej 
niż  podróżni,  turyści  lub  światowe  damy,  dla  których 

więdną  kwiaty  w  hotelach,  salonach  i  buduarach!... 
Pozwólcie  kwiatom  więdnąć  wobec  Boga.  Dla  nich, 
jak również dla ludzi, najlepiej jest tak umierać...

Na  co 

to  marnotrawstwo  poświęcenia?

  Wszyscy  ci 

ludzie,  zajęci  apostolstwem,  pochłonięci  troską  nau* 
czania  bliźnich;  wszystkie  te  istoty  poświęcone  pracy 

duchownej,  które  nie  przyczyniają  się  niczym  do 

upiększenia  miast,  do  zapewnienia  dobrobytu,  do  ulep* 
szenia  wynalazków,  czymże  jest  to  wszystko?  Mamo* 

trawstwem!  Kościół  odbiera  ich  światu...  Czyż  nie 
lepiej  byłoby  zająć  ich  budową  fabryk,  wyrobem  dział, 
przyspieszeniem  szybkości  motorów?  W  ten  sposób

background image

134

służyliby  przynajmniej  jakiejś  pożytecznej  sprawie... 

Rozum,  serce  i  ramię  należy  poświęcić  dla  postępu 

nauki,  literatury,  polityki.  A  tak,  czyste  marnotraw; 
stwo.

A  Jezus  odpowiada:

  Dajcie  im  spokój.  Nie  łajcie 

ich.  To,  co  czynią,  jest  konieczne...  O  wiele  pożytecz* 
niej  jest  uczyć  ludzi  »Ojcze  nasz«  niż  geometrii... 
Pracować  nad  umoralnieniem  człowieka,  nad  zbliżę; 

niem  go  do  Boga,  wyjaśnianiem  mu  głównych  zagad; 
nień  życia  i  uświęceniem  jego  duszy,  jest  rzeczą  daleko 

ważniejszą  niż  wszystko  inne.  Praca  ta  przewyższa  inne. 

Jest  pracą  dla  wieczności!  Ludzie  ci  są  zrodzeni,  aby 
w  to  wierzyć  i  oddać  się  temu.  Gdy  chodziłem  w  Pa; 
lestynie  od  wioski  do  wioski,  nie  traciłem  mego  życia 
na  marne,  głosząc  Ewangelię  ubogim  i  oświecając  ciem; 
notę  tej  pracowitej  rzeszy.  Byłem  większym  przyjadę; 
lem  tego  ludu  niż  Cezar,  który  budował  dla  nich 
drogi,  przysyłał  legiony,  a  potem  w  podarunku  pod; 
pałał  ich  miasta,  po  wymordowaniu  ich  samych.  Siew; 
cy  prawdy,  łowcy  dusz  ludzkich,  krzewiciele  światła 
nie  tracą  swych  sił  na  marne.  A  Kościół,  który  ich  do 
tego używa, nie popełnia również marnotrawstwa...

Na  co  to  marnotrawstwo  piękna  i  miłości?

  Co 

robią  te  wszystkie  młode  istoty  w  klasztorach?  Co  zna; 
czy  to  pogrzebanie  się  żywcem  stworzeń,  które  mogły 
służyć  radości  i  czarowi  życia.  Te  młode  piękności, 

kryjące  się  pod  welonami  i  za  murami  wysokimi,  czyż 

miejsce  ich  nie  jest  na  świecie,  aby  na  nie  patrzono 
w  salonach,  podziwiano,  wreszcie  w  życiu,  aby  widok 
ich  upajał  oczy  i  nasycał  pragnienia?  Piękno  zmar; 

nowane!...  Gdyby  te  młode  serca,  mogące  uczucia  roz; 
dawać  i  odbierać,  żyły  na  świecie,  byłyby  kochane, 
czyniłyby  innych  ludzi  szczęśliwymi...  lub  nieszczę; 
śliwymi, zrozpaczonymi lub pełnymi nadziei, w każ;

background image

135

dym  razie  zabawiłoby  to  trochę  jednych,  uprzyjemniło 

wolne  chwile  tym,  którzy  się  nudzą.  Serca  straco* 

nel...  Z  tych  piękności  nie  ma  żadnych  korzyści;  z  tych 
serc  również.  Marnotrawstwo!  Serce  bowiem  i  pięk* 
ność stworzone są, aby służyć...

A  Jezus  odpowiada:

  Milczcie.  Zostawcie  je  w  spo* 

koju!  Ich  piękność  należy  w  pierwszym  rzędzie  do 
nich,  a  nie  do  was;  ich  serce  jest  również  ich  własno* 
ścią  i  nie  potrzebują  oddawać  go  światu.  Piękność  po* 

winna  służyć.  Jeśli  jednak  ma  służyć  występkowi 
profanatorów,  zuchwalstwom  kusicieli,  okrucieństwu 
zazdrośników, 

znieważeniu 

bezwstydników, 

lepiej 

niech  nie  służy!  Serce  powinno  służyć.  Ono  służy  je* 
dnak,  gdy  kocha.  A  te  młode  serca  kochają.  Miłość 
Boża  wypełnia  ch  serca.  Dobrze  używają  swej  uro* 
dy  ofiarując  ją  Bogu.  Ukryć  się  przed  świa* 
tern,  aby  być  widzianym  tylko  przez  Boga;  usunąć 
się  od  ludzi,  aby  należeć  tylko  do  Boga,  jest  to  prawo 
święte,  a  nie  marnotrawstwo.  Marnotrawstwo  jest 

gdzie  indziej,  w  krainie  użycia,  wśród  cudzołożnic 
i  kochanek.  Jeśli  dla  przywrócenia  sercu  jego  godności 
zbeszczeszczonej  przez  innych  i  dla  kochania  bardzo 
czystą  miłością,  wynagradzającą  za  tyle  brudnych 
uczuć,  młode  istoty  czynią  ze  swej  miłości  i  urody 
ofiarę  Najwyższemu,  nie  jest  to  marnotrawstwo,  tyl* 
ko  największa  korzyść.  Wielu  ludzi  kocha  wszystko, 
z  wyjątkiem  Mnie,  niech  te  młode  istoty  za  innych 
kochają  tylko  Mnie!  Jedyne  wonności,  których  grze* 
sznica  nie  zmarnowała,  są  właśnie  te,  które  wylała 
wraz ze łzami na moje nogi.

Pozwólcie  im  czynić!  zdaje  się  mówić  Pan  Je* 

zus.  Nie  gańcie!  Zrozumiejcie!...  Zasługuję  w  zu* 
pełności  na  poświęcenie  mi  tego  czasu,  tych  kwiatów, 
tych  talentów,  tego  oddania  się,  tej  piękności  i  tej  mi* 
łości.  Nikt  nie  zasługuje  bardziej  na  to  ode  Mnie

background image

136

i  nikt  nie  czyni  z  tego  tak  wspaniałego  użytku.  Inni, 
którzy  na  to  nie  zasługują,  starają  się  o  to  i  otrzy* 
mują.  Dlaczego  istotom,  które  to  zrozumiały,  wyma* 
wiać,  że  myślą  o  Mnie,  że  Mnie  kochają  i  że  chcą 
żyć i wszystko poświęcić dla Mnie?

Korzystam  ja.  Przede  wszystkim  jednak 

korzy

» 

stają  one.

  Schną  w  świecie  marnie  na  stołach  kwiaty; 

ginie  bez  pożytku  poświęcenie  się  sprawom  świata; 
marnuje  się  czas  spędzony  na  przyjemnościach  świa* 
towych;  zużywa  się  mamie  uroda,  służąca  występ* 
kom  świata;  wyczerpuje  się  na  marne  serce  oddane 
namiętnościom  świata.  Oto  prawdziwe  marnotraw* 
stwo!  Grzeszne  i  nie  dające  się  niczym  usprawiedli* 
wić.  Czy  ja  mogę  teraz  zapytać:  »Na  co  to  wszystko? 
Należałoby  inaczej  postąpić  i  lepszy  z  tego  użytek 
uczynić«.

I  świat  także  z  tego  korzysta.

  Dzięki  temu,  co  świat 

nazywa  stratą  czasu,  piękności,  talentów  i  miłości,  wi* 
dok  jego  staje  się  znośniejszym  do  oglądania;  przy* 
sparza  mniej  wstydu  słońcu  w  dzień,  a  gwiazdom 
w  nocy!  Znieście  tych  dzielnych  marnotrawców  i  te 
bohaterskie  mamotrawczynie,  to  błogosławione  marno* 
trawstwo,  cóż  stanie  się  wtedy 

z

  ziemią?  Cały  czas 

ludzki  zostanie  poświęcony  innym  sprawom,  niż  sprawy 

Boże.  Wszystkie  kwiaty  kwitnąć  będą  na  innych  ołta* 
rzach,  a  nie  na  ołtarzach  Bożych.  Wszystkie  poświę* 
cenią  skierują  się  w  inną  stronę,  niż  służba  Boża. 

Wszystkie  piękności  zestarzeją  się  dla  innych  oczu, 
niż  oczy  Boże.  Wszystkie  serca  spalą  się  inną  mi* 
łością, niż miłość Boża.

A  potem?  —  powiedzą  niektórzy.  Potem?...  Wy* 

starczy  wiedzieć,  jak  to  było  przed  przyjściem  Chry* 
stusa  Pana;  jak  jest,  gdzie  Go  nie  ma;  jak  się  dzieje 
tam, skąd odejdzie, aby wiedzieć, jak to będzie potem!

background image

137

Nie  będzie  ani  tak  dobrze,  ani  tak  pięknie,  aby  móc 
szydzić, mówiąc: »A potem?«

Przynajmniej,  nalega  Judasz,  byłoby  dobrodziej*

 

stwem  dla  biednych,  gdyby  to  marnotrawstwo  spłynę*

 

ło na nich, a nie na głowę i nogi Chrystusa Pana.

Ma  to  zapewne  oznaczać,  że  Kościół,  gdyby  mniej 

zajmował  się  Bogiem,  zająłby  się  więcej  ubogimi;  gdy* 
by  mniej  pieniędzy  poświęcał  dla  Niego,  miałby  wię* 
cej  pieniędzy  dla  nich...  Kto  są  ci,  którzy  w  ten  sposób 
mówią?  Za  czasów  Fana  Jezusa  nazywali  się  Judasz 
i  faryzeusze.  Czy  dzisiaj  inaczej  się  nazywają?  W  koń* 
cu  można  zawsze  ich  zapytać:  »A  wy  co  robicie  wiel* 
kiego  dla  ubogich?  Wyłączywszy  pieniądze  państwo* 

we,  które  wydaje  się  lekko,  ponieważ  pochodzą  z  cudzej 

kieszeni,  jak  dużo  pieniędzy  wydajecie  dla  nieszczęś* 

liwych?  Tysiące,  dziesiątki  tysięcy,  a  nawet  setki  ty* 

sięcy  istot  daje  Kościół  i  Chrystus  w  nim  żyjący,  ubo* 
gim,  starcom,  chorym,  nieuleczalnym  —  istot  —  które 
są  im  wyłącznie  poświęcone.  Miliony,  składane  ofiarnie 
przez wiernych, pomagają temu poświęceniu.

Skoro  o  tym  mówicie,  powinniście  poświęcić  ubo* 

gim  czas,  życie,  miłość  i  piękność.  A  wy  co,  gdzie  są 
wasze  siostry  miłosierdzia?  Wasze  Szarytki?  Wasze 
Albertynki?  Gdzie  są  u  was  młode  dziewczęta,  które 
by,  dzięki  wam,  opuszczały  wszystko  dla  nieszczę* 
śliwych?  Najbardziej  elementarna  przyzwoitość  po* 
winna  nakazać  wam  milczenie.  Gdy  się  posiada  ręce 
tak  próżne,  czyż  można  wymawiać  Kościołowi,  że  ma 
je  dość  pełne?  Nie  wymawia  się  Chrystusowi  olejku, 
spływającego  na  Jego  stopy,  gdy  się  pamięta  o  kwia* 
tach  przebaczenia,  litości  i  dobroci,  które  dzięki  Chry* 
stusowi  za  pośrednictwem  tylu  istot,  Jemu  oddanych, 
spływają na nędzę ludzką.

Pamiętajcie,  że  Kościół  tego,  co  daje  Bogu,  nie 

kradnie  ubogim.  Dzień,  w  którym  by  w  sercu  Kościoła

background image

138

zabrakło  czegoś  dla  Pana  Boga,  byłby  dniem,  w  kto* 
rym  nie  byłoby  również  nic  dla  ubogich.  Wszystko 

łączy  się  w  tej  podwójnej  i  jedynej  miłości  Boga 
i  ubogich.  Jedno  żyje  drugim,  śmierć  jednego  byłaby 
śmiercią  drugiego!  W  wazie  alabastrowej,  w  której 
Kościół  utrzymuje  swe  wonności,  aby  je  wylać  na  Je* 
zusa  Chrystusa,  czuwa  również  jego  serce  dla  ubogich, 

gotowe  zawsze  do  czynu.  Na  tym,  żeby  Kościół  czynił 
mniej  dla  Pana  Boga,  Pan  Bóg  zaś  mniej  zabierał 

czasu,  poświęcenia  i  miłości,  ubodzy  nie  tylko  nic  nie 
zyskają, ale mogą wszystko stracić.

Judasz  zdaje  się  myśleć  inaczej.  I  mówi  to.  A  św. 

Jan  robi  uwagę,  że  nie  powiedział  tego,  iżby  kochał 
ubogich,  ale  dlatego,  że  kochał  pieniądze  i  pragnął 

ich dla siebie.

Bardzo  prawdopodobnie  i  dzisiaj  w  ustach  tych, 

którzy  szydzą,  słowa:  »Po  co  to  marnotrawstwo?« 
mają  to  samo  znaczenie,  jakie  miały  w  ustach  Judasza, 

i  odsłaniają  tę  samą  myśl  ukrytą.  Dlatego  tak  do  Ju* 
dasza,  jak  i  do  nich  stosują  się  słowa:  Lepiej  by  zro» 
bili, gdyby milczeli.

background image

Duch nieczysty.

Uczniowie  Pana  Jezusa  pytali  Go:  »Czem

nie  mogliśmy  wyrzucić  tego  ducha?*  1  rzeki 

im:

  »Ten  rodzaj  żadnym  sposobem  wynijść  nie 

może,  jedno  przez  modlitwę  i  post«.

  (Sw.  Mar. 

IX, 14-28.)

Za  czasów  Pana  Jezusa  wielu  było  opętanych  przez 

złego  ducha,  tak  jak  dziś  zdarza  się  to  niekiedy  w  kra* 

jach  pogańskich.  Pan  Jezus  udzielił  Apostołom  mocy 
wypędzania  szatanów.  Używali  jej  dla  dobra  ludzko* 
ści.  Na  ich  wezwanie  złe  duchy  opuszczały  swą  ofiarę. 

Ale  razu  pewnego  nie  udało  im  się  uwolnić  opętanego 

od  ducha  nieczystego.  Zdziwieni,  upokorzeni,  zasmu* 
ceni,  powiedzieli  o  swoim  zawodzie  Panu  Jezusowi 
i  przy  tej  sposobności  zapytali  Go:  »Dlaczego  wypę* 

dzając  inne  duchy,  nie  mogliśmy  wypędzić  tego?« 
»Dlatego,  rzekł  im  Jezus,  gdyż  ten  rodzaj  wypędza  się 
tylko  postem  i  modlitwą«.  Odpowiedź  głęboka,  zasłu* 
gująca na poważne zastanowienie się.

Charakterystyka tego zdarzenia ewangelicznego.

1. 

Charakterystyka ducha nieczystego.

Czyni opętanego niemym i głuchym.
Rzuca go do wody i do ognia.

Tłucze nim i targa, tocząc z ust pianę.

Potem zostawia go w stanie zupełnego osłabienia.

2. 

Pan  Jezus  oświadcza,  że  do  wypędzenia  tego  dw

 

cha są trzy rzeczy konieczne.

background image

140

Wiara. ^Wszystko jest możliwe wierzącemu*.
Modlitwa. »Ten rodzaj ducha wypędza się tylko 

modlitwą*.

Post. »I postem«.

Wszytkie te szczegóły dziwnie odnoszą się do spra* ‘ 

wy nieczystości we właściwym znaczeniu, skoro zaś zły 
duch nazwany jest nieczystym, wolno zbadać w szcze* 

golach to określenie.

- Duch nieczystości w życiu tego, którym zawładnie.

1. 

Czym jest nieczystość, której ten duch jest

 

symbolem?

W  znaczeniu  ogólnym,  nieczystością  nazywa  się 

wszystko,  co  jest  pomieszane  z  czym  innym,  przez 
przeciwieństwo  do  tego,  czym  być  powinno,  będąc  wy* 
łącznie  sobą.  I  tak  mówi  się  o  czystym  winie  (nie  ma 

w  nim  wody),  o  czystej  wodzie  (nie  ma  w  niej  brudu), 
o  czystym  niebie  (nie  ma  na  nim  chmur),  o  czystym 

złocie  (bez  domieszki  srebra  lub  innego  metalu), 
o  czystym  rozumie  (nie  połączonym  z  ciałem:  anioł 
w  przeciwieństwie  do  duszy  ludzkiej),  o  życiu  czy* 
stym (wolnym od grzechu).

W  sensie  bardziej  ścisłym,  słowo 

czysty

  oznacza 

brak  grzesznej  zmysłowości,  winy  cielesnej,  wszetecz* 
ności. Nieczysty oznacza coś przeciwnego.

W  wyrażeniach  używanych:  myśli  nieczyste,  sło* 

wa  nieczyste,  pragnienia  nieczyste,  serce  nieczyste, 
miłość  nieczysta,  nałogi  nieczyste,  rozkosze  nieczyste 
itp... słowo to ma znaczenie ostatnie.

2. 

Charakterystyka tego ducha albo oznaki i

 na*

stępstwa nieczystości.

Skutki drugorzędne, często nieścisłe.

Wzgląd  na  z d r o w i e   f i z y c z n e .   Mówi  się  nieś 

raz,  że  nieczystość  niszczy  siły,  rujnuje  zdrowie,  wy* 
wołuje choroby. Z pewnością, tak się zdarza. Często

background image

141

jednak  choroba  jest  tylko  wynikiem  nadużycia  i  nieś 
roztropności.  Jeśli  chodzi  o  myśli,  pragnienia  itp., 
z  nich  żadne  niebezpieczeństwo  dla  zdrowia  nie  wynis 

ka. Są jednostki nieczyste a zdrowe.

Wzgląd  na  p i ę k n o ś ć  

z e w n ę t r z n ą .   Było 

modne  w  czasach  romantyzmu  podkreślanie  twarzy 
zniszczonych,  oczu  podkrążonych,  wyglądu  ziemistego, 
jako  skutku  nieczystości.  Może  i  tak  być.  Ale  nie  zaws 
sze.  Doświadczenie  życiowe  wykazuje  to  dostatecznie. 

Istnieją  istoty  piękne,  które  są  występne.  Nieczystość 
i piękność ciała nie wykluczają się wzajemnie.

Zresztą  moralność  chrześcijańska  w  odniesieniu 

do  tego  grzechu,  jak  i  wszystkich  innych,  obowiązuje 
bez  względu  na  zdrowie  i  piękność.  Zło  tkwi  w  głębis 
nach  życia  moralnego  i  duchowego;  tam  przede  wszyss 
tkim  należy  zbadać  jego  spustoszenia  i  zobaczyć  jego 
dzieło, aby móc wydawać sądy.

Zapatrywania prawdziwe w świetle Ewangelii.

Słowa  święte  są  w  najdrobniejszych  szczegółach 

niezwykle jasne.

1. 

Jest to duch, który napada człowieka.

Symbol jego potęgi tyrańskiej.

Każdy  grzech  jest  początkiem  niewoli,  każda  na* 

miętność  prowadzi  do  nieograniczonej  tyranii.  Ci,  co 
najmniej  grzeszą,  są  największymi  panami  siebie  sa* 

mych.  Ale  ten  grzech,  ta  namiętność  kończy  się  zupeł* 
ną  niewolą  człowieka.  W  tym  wypadku  więcej  niż 
kiedykolwiek  należy  mówić  o  »więzach  nałogu«  wo* 
kół  serca,  zmysłów,  woli;  dochodzi  się  nareszcie  do 
tego  stanu,  że  człowiek  mówi  zawsze  »tak«  swojej  żą* 
dzy,  i  ponieważ  przyzwolił  wczoraj,  jest  kuszony 

z góry, aby przyzwolił także jutro.

2. 

Jest to duch, który rzuca człowieka na ziemię.

Symbol osłabienia moralnego.

Wskutek przyzwolenia siła moralna człowieka ugię*

background image

142

ła  się.  W  miarę  powtarzania  się  słabnie  wola  i  staje 
się  skłonna  do  złego.  Człowiek  coraz  niżej  upada,  aż 
w  końcu  leży  bezwładnie,  podobnie  jak  pijak,  który 
leży  w  rowie,  lub  ciężko  ranny  na  polu  bitwy.  Wola 

opuściła  go  zupełnie,  pokonana  jego  niemocą,  podda* 
jąc się jakby czemuś nieuniknionemu.

3. 

Jest to duch, który wyniszcza człowieka.

Symbol egoizmu i obojętności.
Skoro  nieczystość  stała  się  panią  czyjegoś  życia, 

pochłania  powoli  wszystko,  co  jest  najdelikatniejszego 
w  uczuciach,  najgorętszego  i  najbardziej  promienie* 
jącego  w  tkliwości.  Istota  taka  zajmuje  się  tylko  sobą 

i  swoją  zabawą;  o  ile  interesuje  się  drugimi,  to  przede 

wszystkim  z  powodu  przyjemności,  jakich  od  nich 
oczekuje.  I  ten  występek,  który  śmie  się  nazywać  mi* 
łością,  jest  śmiercią.  Wyuzdany  egoizm,  ponura  obo* 
jętność  na  troski  bliźniego,  a  nawet  na  jego  przywią* 
zanie, to nieczystość w życiu codziennym.

4. 

Jest to duch, który toczy pianę.

Symbol gniewu i ataków namiętnych.
Ponieważ  nieczysty  nie  zawsze  czuje  się  zaspoko* 

jony,  gniewa  się  na  niedostatek  materialny,  który  ogra* 
nicza  swobodę  jego  użycia;  na  przeszkody  moralne, 
na  odmowy,  które  go  równocześnie  upokarzają  i  obu* 
rzają.  Trafiają  się  złości  gwałtowne,  podobne  do  burz 
na  jeziorze  Tyberiadzkim.  Różne  urazy,  zazdrości,  go* 
rączki,  burze  wewnętrzne  wznieca  ciało  u  tych,  któ* 
rych omota swymi groźnymi wymaganiami.

5. 

Jest to duch, który ubezwładnia.

Symbol  śmierci  duchowej;  cała  moc  życia  wyczer* 

pana, zupełny bezwład duchowy.

Dusza  człowieka  nieczystego  staje  się  bezwładna, 

jak  kawałek  drzewa.  Życie  duchowne  uległo  zniszczę* 
niu,  zupełna  nieczułość  owładnęła  organizmem.  Stra* 

cił całą moc swoją. Można powiedzieć, że ogień namięt*

background image

143

ności  pozwolił  jej  się  ulotnić,  podobnie  jak  woda,  gdy 
pada  na  rozpalone  żelazo.  I  gdy  na  zewnątrz  wydaje 
się,  że  człowiek  zmysłowy  żyje  życiem  bardzo  natężo* 
nym,  wewnątrz  dusza  jego  bezwładna,  jest  tą  martwą 

i twardą gałązką, o której mówił Pan Jezus.

6. 

Jest to duch, który czyni niemym.

Symbol  męki  i  wstydu,  który  często  utrudnia  wy* 

znanie winy.

Człowiek  nieczysty  wstydzi  się.  Najpierw  przed 

sobą  samym.  W  swoim  grzechu  nie  znajdzie  nic,  co 
by  dodało  mu  wewnętrznej  odwagi.  Czuje  się  pokos 
nany.  Trudno  mu  zrobić  wyznanie,  nawet  w  godzinie 

sakramentalnej  spowiedzi,  które  by  przyniosło  mu 
przebaczenie.  Stąd  te  usta  zamknięte,  to  milczenie, 
trwające  lata  całe.  Nieczysty  milczy.  Jego  zły  duch 

zamknął mu usta.

7. 

Jest to duch, który czyni głuchym.

Symbol zatwardziałości wobec łask.

Nieczysty, świadomy swej hańby, ale silnie z nią

złączony,  znający  swoje  zło,  ale  przywiązany  do  nieś 
go,  opiera  się  tajemnym  wezwaniom  łaski  i  zewnętrz* 
nym  wezwaniom  słowa  Bożego.  Zatyka  sobie  uszy. 
Jeśli  słyszy,  to  wbrew  woli.  W  każdym  razie  nie  chce 
słuchać.  Łaski  i  wezwania  spływają  po  nim  jak  wo* 

da  po  marmurze.  Jest  podobny  do  statuy  z  kamienia, 
do  bloku  granitu,  któremu  można  powiedzieć  wszel* 
kie  głupstwa,  jakie  się  chce,  i  który  nie  oddziaływa 
na nie, bo nic nie słyszy.

8. 

Jest  to  duch,  który  wychodzi  z  człowieka,  aby

 

znowu wet

powrócić.

Symbol ustawicznie powracającej pokusy.

Od  czasu  do  czasu  wśród  burz  nastaje  cisza.  Duch 

nieczysty  opuszcza  chwilowo  swoją  ofiarę  i  pozwala 
jej  odetchnąć.  Czy  z  litości?  Nie!  Ale  żeby  uniknąć 
przesytu  i  po  przerwie  wzbudzić  jeszcze  większe  po*

background image

144

żądanie.  I  kusiciel  powraca  z  bardziej  natarczywą  po* 
kusą,  wzniecając  pragnienia  chwilowo  uśpione.  Kie* 
dyż odejdzie na dobre? Kiedy nie powróci już nigdy?

9. 

Jest  to  duch,  który  rzuca  w  wodę  i  w  ogień,

 

aby zgubić.

Symbol  kolejnych  zmian  w  wewnętrznym  stanie 

nieczystego.

Raz,  jest  to  ogień  palący;  drugi  raz,  woda  lodo* 

wata.  Doświadczenie  uczy,  w  jakie  przeciwieństwa 
wpadają  ludzie  zmysłowi.  Ogień  w  godzinach  namięt* 
ności,  zimna  woda  w  chwilach  zobojętnienia.  Współ* 
nicy  winy,  gdy  zachodzi  taki  wypadek,  wiedzą  o  tym 
dobrze,  że  raz  natrafiają  na  lodowatą  odmowę,  drugi 
raz porwani są w otchłań pełną żaru.

10. 

Jest  to  duch,  który  trzyma  mocno.  Żadnym

 

ludzkim sposobem wypędzić go nie można.

Symbol oporności tego grzechu.
Apostołowie  nie  potrafili  go  wypędzić.  Stawia  opór. 

Jest  u  siebie.  Broni  swego  dobra.  Dobrze  jest  uzbro* 
jony  i  trudno  go  wypędzić  z  duszy.  Opanował  krew, 
myśli,  serce,  pragnienia,  wolę.  Wtargnął  wszędzie. 

Oswobodzenie ogromnie trudne.

11. 

Duch  ten  wobec  zbliżenia  się  Pana  Jezusa  rzu­

ca

 swą 

ofiarą i miota

 nią 

gwałtownie.

Wyswobodzenie  nadchodzi.  Jezus  Chrystus  się 

zbliża.  Człowiek  zmysłowy  powinien  czuć  się  szczę* 
śliwym,  uspokojonym.  Przeciwnie,  trzęsie  się,  ogarnięty 
trwogą.  Boi  się  ocalenia.  Jest  przywiązany  do  złego, 
z którego chcą go wyrwać.

Jest to duch, który rzuca swą ofiarę na ziemię.

Ogarnia  go  zwątpienie.  Pada  na  ziemię.  Dlaczego 

chcecie  mnie  ocalić?  Nie  potraficie  tego  dokonać;  ja 
również  nie  potrafię.  Dajcie  mi  spać;  pozwólcie  mi 
umrzeć, tutaj w mojej nędzy.

background image

145

Jest  to  duch,  który  sprawia,  że  jego  ofiara  rzuca

 

się, tocząc pianę.

Chwyta  go  trwoga  na  myśl  utraty  swego  podłego 

skarbu.  Protestuje,  gniewa  się,  nienawidzi  swego 

Zbawcy.  Podobnie  jak  chory,  który  by  wołał  na  chi* 
rurga: »Pan mi sprawia ból... wielki ból«.

Jest to duch, który każe krzyczeć swej ofierze.

Prosi  o  łaskę:  Czego  chcesz  ode  mnie  Jezusie  Na= 

zareński?  Jest  na  mękach.  Wydaje  ostatni  krzyk  tuż 
przed  zdaniem  się  na  wolę  Bożą,  której  nareszcie  się 
poddaje.

12. 

tych wszystkich powodów interwencja Chry­

stusa,  działająca  skutecznie  przeciwko  temu  duchowi

 

kończy się:

a)  W y z w o l e n i e m :  zły duch odchodzi.
Lekarstwo odpowiada chorobie. Była to niewola;

to  słowo  mówi  wszystko.  Potrzeba  zatem  było  wyzwo* 
lenia;  nieprzyjaciel  został  wypędzony.  Słowami:  »Ja 
tobie  rozkazuję,  wynijdź  z  niego«,  dokonuje  Chry* 
stus swego dzieła.

b) 

U z d r o w i e n i e m :   opętany  leżał,  a  teraz 

wstaje; stoi prosto.

W  swej  godności  człowieka,  który  wydobywszy  się 

ze zmysłowości, rozpoczyna życie moralne i duchowne.

W  swej  dumie  człowieka,  który  leżąc  tak  długo 

na ziemi, stoi teraz o własnych siłach.

W  swej  zdolności  powrotu  do  normalnego  życia 

ludzkiego.  Odtąd  bowiem  te  ciężary  ołowiane,  te  kule 

u  nóg  nie  przeszkodzą  mu  więcej  postępować  na  dro» 
dze życia doskonałego!...

Wielkie środki wypędzenia tego ducha.

Trzeba  go  bowiem  wypędzić  koniecznie,  pod  gro* 

źbą ostatecznej śmierci moralnej i duchowej.

Ale jest to zadanie równie trudne, jak konieczne.

10

Odpowiedzi Chrystusa

background image

146

Dlatego  Pan  Jezus  podaje  trzy  środki,  bez  któ* 

rych wyzwolenie jest niemożliwe.

1. 

Najpierw wiara.

Pan  Jezus  żąda  jej,  podobnie  jak  często  żądał  jej 

przed  dokonaniem  cudu.  Tutaj  jednak  czynił  to  ze 
szczególnym  naciskiem,  oświadczając,  że  wszystko  jest 
podobne  wierzącemu;  co  równocześnie  oznacza,  że  bez 
wiary niczego nie można dokonać!

W i e r z y ć ,   ż e   t r z e b a .  Czuć się obowiązanym 

do tego; poznać, że ocalenie się zbliża i że nie można 

bez wielkiego niebezpieczeństwa pozostawać nadal j 

w tym stanie. Konieczność przywraca odwagę. Prze* 
konanie o obowiązku jest w wielu wypadkach jedy* 
nym powodem powzięcia decyzji.

W i e r z y ć ,   ż e   m o ż n a .   Zwątpienie  o  wyniku, 

prawie  pewność,  że  nie  można  podnieść  się  z  tego 
upadku,  przeszkadza  z  góry  leczeniu.  »Po  cóż  zaczy* 
nać,  jeśli  się  nie  ma  nadziei  dojść  do  końca?  Czy  się 
będzie  mieć  potrzebny  zapał?  Czy  uda  się  rozwinąć 
konieczną  energię?  Czy  wobec  tego  lepiej  nie  pró* 

bować  w  ogóle?«  —  Takie  rozumowanie  byłoby  słu* 
szne,  gdyby  rzeczywiście  nie  można  się  było  dźwignąć  | 
z  tego  stanu.  Ale  można!  Samemu?  Nie!  Na  szczę*  : 
ście nie jest się samym! 

!

Byle  tylko 

wierzyć  w  wartość  pomocy.

  Pomocą  tą 

jest  Pan  Bóg;  jest  to  moc  Boża,  udzielana  w  postaci 
łaski.  Bóg  kocha;  Bóg  pomaga.  Jest  silniejszy,  niż 

wszystkie  przeszkody.  Kto  oprze  się  Bogu?  Bóg 
działa  cuda;  sprawia  nawrócenia.  Szczęśliwy,  kto  mi* 
mo  największej  nędzy,  jaką  jest  nieczystość,  wierzy 
w skuteczność pomocy Bożej!

2. 

Następnie modlitwa.

 

j

Szeroko pojęta, we wszelkich formach, które in* )

stynkt chrześcijański poddaje, a Kościół zaleca. Mo* 

dlitwa oznacza: wołanie o łaskę; wyciągniętą rękę I

i

background image

147 *

w  stronę  miłosiernej  dobroci;  oczy  wzniesione  z  pro* 
śbą  o  litość.  Modlitwa  jest  szukaniem  Boga.  Komunia 
św.,  spowiedź  są  również  modlitwami.  Przez  nie  za* 
cieśnia  się  nasz  stosunek  z  Bogiem;  otrzymujemy  po* 

moc;  dodatkowe  siły  pokrzepiają  naszą  słabą  wolę; 

pokusy  się  uciszają  w  chwili,  gdy  wzrasta  zwycięska 
siła oporu. Modlitwa gorąca, niestrudzona!

3. 

W końcu post.

A  pod  tą  nazwą  należy  rozumieć  wszelkie  umar* 

twienia,  wszystkie  ofiary,  które  nadają  życiu  chara* 
kter 

surowości. 

Unikanie 

okazji 

jest 

postem! 

Odwracanie  oczu  od  niebezpiecznego  uroku;  zatyka* 
nie  uszów  na  wołanie  rozkoszy:  jest  postem...  Nakaza* 
nie  sobie  tego,  co  dużo  kosztuje,  odmówienie  sobie  te* 
go,  na  co  się  ma  ochotę:  także  jest  postem...  Bez  ta* 
kiego  »postu«,  jak  można  spodziewać  się  zbawienia? 

Jeśli  przez  nieroztropność  i  podłość  człowiek  w  dalszym 
ciągu  naraża  się  na  pokusy  i  szuka  okazji,  po  co  ma 
starać  się  o  wyzwolenie,  które  dla  niego  staje  się  nie* 
możliwe?  Czy  szczere  są  pragnienia  tych,  którzy 
^chcieliby  być  czystymi  i  zostać  nimi«,  a  tymczasem 
w całej pełni oddają się nieczystości?

O  tym  poście  uczuciowym  i  zmysłowym,  przez  po* 

zbawienie  się  drogich  przyjemności  i  unikanie  okazji, 
uczył  Pan  Jezus  wyraźnie  w  kazaniu  na  Górze:  »Jeśli 
tedy  prawe  oko  twoje  gorszy  cię,  wyrwij  je;  jeśli  ręka 
twoja  cię  gorszy,  odetnij  ją.  Albowiem  pożyteczniej 
jest  tobie,  aby  zginął  jeden  z  członków  twoich,  niżby 
miało  wszystkie  ciało  twe  iść  do  piekłam  (św.  Mat. 
V, 29-30).

Cała  namiętność,  podsycana  w  miarę  swych  prag* 

nień,  wzmacnia  się  tylko  i  powiększa  swe  wymagania. 
Zadośćuczynienie  im  daje  uspokojenie,  ale  jedynie 
chwilowe,  sztuczny  odpoczynek,  któremu  towarzyszą 

sny najokropniejsze.

10

background image

148

Oto  znowu  życie  pozwala  mu  jeszcze  raz  ocenić 

nieomylną  mądrość  Boskiego  Mistrza!  Ludzie  są  nie; 
czystymi,  pozostają  nimi  i  upadają  coraz  bardziej,  naj; 
pierw  przez  brak  wiary.  Widzimy  to  u  nie  posiadają; 
cych  zaufania  do  siebie  samych,  do  swojej  zdolno; 
ści  oporu,  a  przede  wszystkim  ufności  w  pomoc  Bożą. 
Albo  przez  brak  modlitwy,  gdyż  nie  proszą  o  pomoc, 
nie  przystępują  do  Komunii  św.  i  starają  się  ze  swoją 

nieudolnością  sami  sobie  wystarczyć.  —  Albo  wreszcie 
przez  brak  postu,  gdyż  nie  chcą  sobie  odmawiać  ni; 
czego,  korzystają  z  wszystkiego,  narażają  się  na  śmier; 

telne  niebezpieczeństwo  i  robią  wrażenie,  jakby  chcieli 
leczyć  swoją  chęć  użycia  przez  narażanie  się  na  różne 
okazje do złego!

Tego  demona,  tego  złego  i  opornego  ducha,  tego 

nieustępliwego  tyrana  nie  można  wypędzić  inaczej,  jak 
tylko  przez  wiarę,  post  i  modlitwę.  Jesteśmy  o  tym 
nieomylnie  zapewnieni.  Nie  ma  innego  wyjścia,  jak 
albo  przyjąć  ten  program  Chrystusa,  albo  poddać  się 
naszemu upokarzającemu niewolnictwu...

background image

Z Kariothu do Haceldama.

Jezus  rzekł  im:  ^Zaprawdę  powiadam  wam,

 

że  jeden  z

  was  mnie  wyda*.  A  Judasz  zapytał 

Go:

  »Czy  to  ja  jestem,  Mistrzu?«  Jezus  odrzekł: 

■ »Tyś powiedział

« (św. Mateusz 26, 25).

Od pierwszego wezwania do ostatecznej rozpaczy.

I. — ŚWIETLANY POCZĄTEK POWOŁANIA 

I OKROPNY JEGO KONIEC.

Początek.

Małe  miasteczko  w  Judei,  Karioth.  Mieszka  w  nim 

robotnik czy wieśniak, imieniem Judasz.

Pan  Jezus  przechodzi  przez  miasteczko.  Tak  jak 

przechodził  nad  jeziorem  rybaków  galilejskich  i  obok 
kantoru celnika Mateusza.

I  oto  pada  wezwanie,  takie  samo  jak  do  Szymona, 

Andrzeja,  Jana  i  innych.  Wezwanie,  aby  wszystko 
opuścić  (ojca,  matkę,  pole,  dom,  rzemiosło),  pójść  i  to* 
warzyszyć  Synowi  człowieczemu  na  drodze,  którą 
wskaże, i tam dokąd zaprowadzi.

Judasz  odpowiedział  wezwaniu  i  zrozumiał  swe 

duchowe  powołanie.  Porzuciwszy  wszystko,  poszedł 
z  Panem  Jezusem  po  drogach  Palestyny...  Nie  znamy 
stanu  duszy  jego  z  tych  czasów.  Wybór  Pana  Jezusa 
wskazuje,  że  musiało  w  nim  być  coś  dobrego,  co  mo* 
gło  uczynić  go  wielkim.  Judasz  nie  był  tym  zbrodnia; 

rzem, jakim się stał później.

background image

150

Koniec.

Trzy  lata  później  w  polu  u  wyjścia  potoku  Ce* 

dron,  w  okolicy,  gdzie  rozpoczyna  się  Gehenna.  Nad* 
chodzi  świt.  Drzewo.  A  na  tym  drzewie  człowiek,  po* 

wieszony  na  sznurze,  umiera...  Chwilę  później  trup 
spada  na  ziemię...  Judasz...  Odebrał  sobie  życie  z  roz* 
paczy.

A  jego  dusza  gdzie  się  znajduje?...  »Lepiej,  żeby 

się  był  nie  narodził  ten  człowiek«,  powiedział  Pan  Je* 
zus.

II. - POMIĘDZY ŚWIETLANYM POCZĄTKIEM,

A PONURYM KOŃCEM, POWOLNE ZSUWANIE 

SIĘ W PRZEPAŚĆ.

Starajmy  się  odbyć  tę  podróż  z  Kariothu  do  Hacel* 

dama, do owego kresu ponurego.

a) 

Różnorodne pobudki usłuchania wezwania.

Bez wątpienia ufał Panu Jezusowi. Poddał się Jego.

tajemnemu  urokowi.  Czego  jednak  przede  wszystkim 
oczekiwał  od  Mistrza?  Odbudowania  państwa  Izrael* 
skiego  i  wysokiego,  w  tym  odnowionym  królestwie, 

urzędu  dla  siebie....  Oddał  się,  ale  liczył,  że  odbierze 

z  procentem.  Świadomie  czy  nieświadomie  kierowała 
nim  może  chęć  korzyści  silniejsza  niż  miłość...  Kto 
wie? Może już wyrachowanie kupieckie?

b) 

Wzrastające  rozczarowanie

  w 

miarę  odsłaniania

 

się prawdy.

Trzeba  bowiem  było  poddać  się  rzeczywistości.  Idąc 

za  Chrystusem  nie  można  było  zdobyć  majątku  ani 
mieć  pięknego  stanowiska  na  widoku.  Mistrz  był  ubo* 
gi  i  pozostał  nim  nadal.  Mówił  więcej  o  poświęceniu 
niż  o  sławie.  Królestwo  stawało  się  coraz  bardziej  nie* 
uchwytne. Dlaczego Jezus tak mało korzystał ze swej

background image

151

popularności?  Na  co  ta  chęć  upokarzania  się,  gdy  po* 
wodzenie  szło  naprzeciw  w  całej  pełni?  Stąd  to  roz* 
czarowanie  u  Judasza,  nieokreślone,  lecz  istotne;  stąd 
budzący  się  żal...  Lęk,  czy  nie  omylił  się,  czy  nie  dał 
się  głupio  oszukać...  Złe  ziarno  zasiane  w  nim,  spokoj* 
nie kiełkowało.

c) 

Stopniowe odrywanie się

 serca.

Podobnie  jak  liście,  które  jeden  po  drugim  aż  do 

ostatniego  spadają  z  drzewa,  tak  złudzenia  Judasza, 
jego  ludzkie  nadzieje  rozwiewają  się  dzień  po  dniu. 
Dusza  traci  zaufanie  i  miłość...  Jak  łódka  nie  przywią* 
zana  liną,  którą  ruch  wody  i  wiatr  oddala  niespostrze* 
żenie  od  brzegu...,  tak  i  Judasz  oddalał  się  wskutek 
zmiany  uczuć,  które  nim  miotają...  Jest  obecny  ciałem, 
ale  nie  duszą...  Jest  świadkiem  wszystkich  cudów,  słu* 
chaczem  wszystkich  rozmów,  powiernikiem  nauk,  któ* 
re  Pan  Jezus  udziela  Dwunastu...  Ale  albo  nie  rozu* 
mie  ich  wcale,  obcy  światu  myśli  wzniosłych  i  boha* 
terstwa  moralnego,  albo  rozumie  za  wiele...  Zrywają 
się  nici  jedna  po  drugiej  z  tego  sznura  tajemniczego, 
który  łączył  jego  duszę  z  duszą  Chrystusową...  Za* 
myka  się  w  sobie  z  ogarniającym  go  smutkiem,  połą* 

czonym już z rozżaleniem.

d) 

Zazdrość względem swych towarzyszów.

Obserwuje ich uważnie; życie jego płynie wspólnie

z  ich  życiem  od  rana  do  wieczora  i  od  wieczora  do  ra* 

na...,  śledzi  ich  uczucia;  widzi  ich  uniesienia,  ich  ra* 
dość  i  odgaduje  ich  szlachetną  szczerość.  Słyszy  ich 

uwagi.  Spostrzega,  że  Pan  Jezus  jest  szczególnie  dobry 
dla  tego  lub  tamtego.  Niezaprzeczalnie  kochają  swe* 
go  Mistrza  coraz  bardziej;  dzielą  się  z  Nim  swym  ubo* 
gim  mieniem,  dzielą  Jego  ubóstwo  i  troski...  Nie  żywią, 
jest to widoczne, tego podejrzenia i tego niezadowo*

background image

152

lenia,  które  dręczy  jego,  Judasza.  Nie  żałują  niczego, 
co  uczynili;  nie  myślą  o  powrocie  do  swego  jeziora 
i  do  pól,  które  ich  wołają...  Judasz  zazdrości  im  ich 

szczęścia,  ich  wierności.  Bez  wątpienia  uważa  ich  za 
naiwnych,  którzy  w  końcu  będą  oszukani;  to  jednak 
nie  przeszkadza  mu  zazdrościć  im.  Samotny  pośród 
nich,  jak  również  samotny  obok  Chrystusa,  coraz 
mniej  należy  do  ich  rodziny  duchowej.  Nie  może  im 

tego przebaczyć...

e) 

Wzmagająca się miłość innych rzeczy.

Serce  jego,  które  odłącza  się  od  Chrystusa,  przy* 

wiązuje  się  gdzie  indziej:  »Nie  możecie  dwom  panom 
służyć...  Nie  możecie  służyć  Bogu  i  mamonie«.  Nie 
przyznając  się  wobec  samego  siebie,  przecież  Judasz 
uczynił  wybór.  W  miarę  jak  serce  Judasza  oddalało 
się  od  Chrystusa,  chęć  bogactwa  zajmowała  Jego  miej* 
sce...  Judasz,  który  jako  żydowski  wieśniak,  kochał 
prawdopodobnie  pieniądze,  kocha  je  coraz  bardziej. 

Będąc  skarbnikiem  małej  gromadki,  kocha  pieniądze, 
które  ma  w  przechowaniu,  i  cierpi,  że  je  trzeba  wydać; 
kocha  pieniądz,  którego  nie  posiada,  i  pragnie  go  po* 

tajemnic.  Dzierży  sakiewkę;  dotyka  pieniędzy  palca* 

mi.  Tak  odległe  i  nieosiągalne  jest  królestwo  niebie* 
skie  1  »bogactwo,  którego  rdza  nie  psuje!«  Pieniądze, 
można  dotknąć,  można  widzieć;  one  istnieją...  Żądza 
wzrasta...  Mamona  zajmuje  miejsce  Chrystusa...  Co 
znajduje  się  teraz  w  sercu  Judasza,  na  którym  »Chry* 

stus  mógłby  złożyć  swoją  głowę«,  jak  na  swojej  wła* 

sności?

f) 

Gotowość  poddania  się  pierwszej  silniejszej  po‘

 

kusie!

Żal  i  wspomnienie  przeszłości;  uczucie,  że  się  dał 

skusić; stopniowe oderwanie się serca; wzrastające nie*

background image

153

przystosowanie  się  do  stanowiska  duchowego,  które 
stworzył  Pan  Jezus,  wszystko  to  wpłynęło  na  Judasza. 

Przyzwolił  na  nieliczne,  drobne  pokusy  i  na  kilka  więk* 

szych.  Jest  już  drzewem  wstrząśniętym  do  najgłębszych 

korzeni.  Czego  potrzeba,  aby  ostatecznie  upadło?  Aby 
drwale  przywiązali  linę  do  grubego  konaru  i  ciągnęli! 

Drzewo  ustąpi...  Judasz  jest  gotów  na  wszystko.  Od 

tej  chwili  dostępny  jest  i  ofiarny  dla  nieprzyjaciół. 
Wrogowie  mają  już  zapewniony  jego  współudział... 
Kiedy  nadejdzie  ta  nieszczęsna  sposobność,  ta  ostate* 

czna pokusa?

g)  Gra 

koniecznej obłudy.

Dramat ten jest tajemnicą Judasza. Nie mówi

0  nim  nikomu.  Ukrywa  go  przed  wszystkimi...  Czy 
może  mieć  złudzenie,  że  ukryje  go  przed  Panem  Je* 
zusem?  Przecież  wie,  gdyż  sprawdził  to  wiele  razy, 
że Pan Jezus czyta w sercach ludzkich na odległość
1  przenika  do  głębi  duszy...  A  więc?  Ale  inni  nic 
nie  wiedzą.  Trzeba,  aby  nic  nie  wiedzieli.  Judasz  za* 
chowuje  pozory;  przybiera  należną  postawę;  ze* 
wnętrznie  czyni  wszystko,  jak  należy,  aby  go  zosta* 
wiono  w  spokoju,  nie  czyniono  uwag  lub  nie  chciano 
nawracać.  Udaje  mu  się  to  tak  dalece,  że  do  ostatniej 
chwili  żaden  z  Jedenastu  niczego  się  nie  domyśla. 

Nawet  św.  Jan,  któremu  przeczucie  serca  nic  powie* 
działo  nic  o  sercu  Judasza.  Dobrze  odegrał  Judasz 
swoją  rolę...  Ale  za  cenę  jakich  tortur?  Człowiek  ten 
bowiem,  który  zdolny  był  potem  do  odczuwania  wy* 
rzutów  sumienia,  zapewne  zdolny  był  również  przed* 
tern do odczuwania silnego niepokoju...

h) 

Znaczące odkrycie prawdziwego obrazu jego

 

duszy.

A jednak niechcący zdradził się Judasz. W dniu 

namaszczenia, gdy pobożna niewiasta wylała cenny

background image

154

olejek  na  nogi  Pana  Jezusa,  uwaga  niezadowolonego 
Judasza  daje  poznać  wyraźnie:  »Na  co  to  mamo* 

trawstwo?  Czyż  nie  lepiej  byłoby  sprzedać  ten  ole* 
jek  i  dać  pieniądze  ubogim?«  Cóż  za  odkrycie  dla 
tego,  kto  umie  patrzeć!  A  dla  Pana  Jezusa,  który  to 
widział,  cóż  za  cios  w  Jego  Boskie  Serce!  Później  do* 

piero,  wobec  ponurej  jasności  Haceldama,  uczniowie 
zrozumieli.  Teraz  jednak  nie.  Judasz  dobrze  odgry* 
wał  swą  rolę.  Udawał  troskę  o  ubogich.  Ubodzy  zaś 
byli  mu  zupełnie  obojętni...  Ale  te  pieniądze,  które 
z  tym  olejkiem  spłynęły  na  marne!  To  wprawiało  go 
w  złość.  O  tyle  mniej  wejdzie  do  sakiewki,  jego  sa* 
kiewki...  Zysk  byłby  duży...  Serce  Judasza  prawie 
całe wypełnione było chciwością...

i) 

Nieszczęsna próba.

Nadeszła  godzina  tajemnicza  i  nieszczęsna.  Pan 

Jezus  oznajmił  o  swej  śmierci...  Tym  razem  była  to, 

po  ludzku  biorąc,  klęska.  Judasz  zrozumiał,  że  nie 
może  już  niczego  oczekiwać  na  tym  świecie  od  tego 
Mesjasza, który ma umrzeć.

I  przyszła  mu  nagle  straszliwa  myśl,  aby  z  tego 

całego  zdarzenia  wyciągnąć  dla  siebie  ostatnią  ko* 
rzyść.  W  ten  sposób  nie  wszystko  byłoby  ostatecz* 
nie  stracone.  Pozostałoby  mu  przynajmniej  trochę 

grosza...  Jezus,  mamona...  Sprzedać  Jezusa,  zyskać 

mamonę...  Jak  już  tyle  razy  przedtem,  Judasz  wybrał 

i teraz mamonę... Było to po raz ostatni!...

j) 

Koniec.

Ponura seria strasznych zbrodni.

«  Układ  z  Sanhedrynem  —  dobicie  targu  —  trzy* 

dzieści  srebrników  podjętych  przez  sprzedawcę  — 

znak  umówiony  —  tajemnicze  słowa  Pana  Jezusa  pod* 
czas uczty — kąsek umaczany w misie — odejście

background image

155

zdrajcy  —  pocałunek  w  Getsemani  —  rozpacz  — 
odniesione  i  porzucone  pieniądze  —  ucieczka  nieszczę* 

śliwego  w  nocy  —  drzewo,  sznur,  ciało  wiszące  na 
drzewie — Haceldama.

Jedenastu  jego  towarzyszy,  w  przeciągu  trzech  lat, 

miało  również  swoje  pokusy  i  słabości,  wady  i  grze* 
chy.  Zwątpili,  pouciekali,  jeden  się  zaparł.  Byli  jed* 
nak  szczerymi,  w  ich  ułomnym  ciele  mieszkał  duch, 

skory  do  dobrego.  Opłakali  swoje  błędy;  wyrzuty  su* 
mienia zrodziły żal, który zbawia...

A  on!  »Judasz,  zdrajca«...  Ze  szczytu  zsunął  się 

aż na samo dno przepaści. I 

na wieki...

Podobna historia wielu żywotów ludzkich!

1.  ILUŻ TO LUDZI SPADŁO ZE SZCZYTU

WIELKOŚCI DUCHOWEJ W NIZINY NĘDZY.

Pod  względem  religijnym  zeszli  ze  szczytów  wiary 

jasnej,  spokojnej,  mocnej,  w  otchłań  zwątpienia  lub 

niewiary.

Pod  względem  moralnym  ze  szczytów  życia  pra* 

wego,  czystego,  gdzie  włada  sumienie,  do  przepaści 
haniebnej  rozpusty  lub  lekceważącego  zaniku  su* 
mienia.

Inni  znowu  ze  szczytów  miłości  bez  zarzutu,  po* 

święcenia,  oddania  się,  spadli  w  otchłań  egoizmu, 
grzesznej miłości, obojętności względem Boga i ludzi.

Jeszcze  inni  ze  szczytów  wzniosłej  nadziei,  ufności 

w  istnienie  rzeczy  wiecznych,  optymizmu,  opartego 
na  obietnicach  Chrystusowych,  zjednoczenia  z  Bo* 
giem  przez  łaskę,  popadli  w  otchłań  grzechu,  darem* 
nych wyrzutów i ponurej rozpaczy.

Zastosowania  szczegółowe  można  by  tutaj  robić  do 

mężczyzn,  kobiet,  młodzieży  obojga  płci.  Jednym 
i drugim można by przed oczy stawić, czym są obe*

background image

156

cnie,  a  czym  byli  dawniej,  ich  dzisiaj  i  ich  wczoraj... 
Byłoby  to  przeciwstawienie  światła  i  ciemności;  dumy 

i  wstydu;  radości  i  smutku;  szlachetności  i  hańby; 
życia i śmierci...

II. - W JAKI SPOSÓB Z TAKIEJ WYSOKOŚCI 

ZESZLI TAK NISKO?

1.  Jaka  droga  wiodła  ich  z  Kariothu  do  Hacel* 

dama?

Czasem bywa to upadek nagły, gwałtowny.

Burza  zerwała  się  gwałtowna,  jak  to  często  działo 

się  na  jeziorze  Genezaret...  Wstrząsnęła  łódką  jak 
szalona;  zaskoczyła  rybaka...  Nastąpiło  rozbicie.  Przy* 
pływ  wieczorny  wyrzuca  na  piasek  szczątki  łodzi  i  tru* 

pa...  Tak  samo  w  życiu,  wskutek  nagłych  burz,  giną 

dusze...  Albo  też  brutalnie  złą  ręką  strącone,  spadają 
ze  szczytu  skały  do  przepaści...  Nie  jest  to  codzienny 
wypadek.  Wyjątkowo  jednak  możliwy...  Zło  może  na* 

wet w krótkim czasie zabić życie duszy.

2. 

Najczęściej  jest  to  obsuwanie  się  powolne,  aż

 

do ostatecznego upadku.

Przypomina  to  dzień,  który  łagodnie  minuta  za 

minutą,  chyli  się  ku  zachodowi,  od  swego  południa 
poprzez  mrok,  aż  do  ciemnej  nocy.  Czy  jest  to  jeszcze 
jasność,  która  prześlizguje  się  wśród  ciemności?  Czy  są 

to  już  ciemności,  które  kładą  się  na  jasnej  poświacie, 
jak  całun  na  umarłym?  Przypomina  to  staw,  który  się 
opróżnia.  Zwolna  wypływa  woda  przez  wyłom;  łago* 

dnie  poruszają  się  na  jej  powierzchni  opadłe  liście, 
które  woda  unosi  z  sobą.  Potem  ruch  staje  się  szyb* 
szy, woda i liście odpływają w zawrotnym wirze.

Upadek przychodzi powoli:

Przez  częste  zaniedbywanie  obowiązków  moral­

nych  i  religijnych,

  tłumi  się  je  w  sobie,  opuszcza,  pod* 

daje kaprysowi i lenistwu; życie wewnętrzne ubożeje

background image

157

i  słabnie...  Odporność  maleje...  Zjawi  się  nagle  cięż* 
ka  pokusa,  która  wymaga  dużych  sił  żywotnych,  ale 
ich już nie ma! Jest to klęska.

Przez  stałą 

nieroztropność:

  W  spojrzeniach,  lektu* 

rach,  spotkaniach,  używaniu  i  szukaniu  przyjemno* 
ści,  podejrzanych  zażyłościach.  Nabiera  się  coraz 
więcej  śmiałości,  ochoty  do  ryzyka,  myśląc,  że  przez 
przyzwyczajanie  się  do  niebezpieczeństwa  stanie  się 
niezwyciężonym...  Lekceważy  się  wewnętrzny  niepo* 

kój...  Wtedy  przychodzi  groźna  pokusa  i  ostatnia  zu* 
chwałość pogrąża duszę w śmierci.

Przez  stopniowe  poddawanie  się  niewoli...

  Kto  da* 

je,  będzie  dawał.  Kto  zobowiązuje  się  do  czegoś,  pod* 
daje  się  temu...  Kto  często  przyzwala,  przydłuża  łań* 
cuch.  Szatan  staje  się  władcą;  namiętności,  rozwy* 

drzone  ciągłymi  ustępstwami,  stają  się  tyranami  czło* 

wieka.  Coraz  więcej  przez  nie  ujarzmiony,  dochodzi 
do  tego,  że  sama  myśl  oswobodzenia  wydaje  mu  się 

zuchwałą.  Nie  ma  siły.  Za  często  przyzwalał,  aby  móc 

powiedzieć  teraz  »nie«...  I  jedno  jeszcze,  już  ostatnie 

ogniwo  kajdan  słabości  zakuwa  więźnia  w  zupełną  nie* 
wolę.

III.  - JAK NISKO MOGĄ LUDZIE UPASC?

Trudno  jest  to  powiedzieć!  Tak  w  kierunku  szczy* 

tów,  jak  i  w  kierunku  przepaści  nie  ma  dla  możli* 
wości  ludzkich  określonych  granic.  Obie  drogi  roz* 

chodzą  się,  jedna  w  stronę  nieskończonej  rzeczywisto* 
ści,  jaką  jest  P.  Bóg,  druga  w  stronę  tego  rodzaju  nie* 
skończoności,  jaką  jest  śmierć  wieczna.  Jak  wysoko 
można  wspiąć  się  do  góry,  pokazują  święci.  Jak  nisko 
można  upaść  —  pokazuje  Judasz.  I  inni  wraz  z  nim... 

Upadek  za  życia  zawsze  jest  możliwy.  Nikt  nie  może 

być pewnym do ostatniego tchnienia.

Można  dojść  do  nie  dających  się  uśmierzyć  wy­

rzutów sumienia i wielkiej rozpaczy.

background image

158

Podobnie  jak  Judasz  w  Haceldama.  Równocześnie 

wyrzuty  i  rozpacz.  Wyrzuty,  które  narażają  nieszczę* 
śliwego  na  wstyd  i  gryzą  jak  robak.  Rozpacz,  która 

wyklucza  wszelką  nadzieję  wyzwolenia  i  dźwignięcia 
się.  Człowiek  zatem  mówi:  »Za  dużo  nagrzeszyłem. 
Nie  ma  dla  mnie  przebaczenia.  Wszystko  skończone... 
Upadłem  za  nisko,  droga  do  powrotu  jest  za  stro* 
ma;  już  zawsze  będę  leżał...«  Wyrzuty,  które  gro* 

mią,  gryzą  lub  krzyczą;  rozpacz,  która  się  ucisza... 

Raz  jedno,  drugi  raz  drugie.  Jedno  za  drugim  lub 

obydwa  naraz...  Podobne  upadki  trafiają  się.  W  takim 
stanie  rozbicia  i  rozpaczy  nieszczęśni  albo  oczekują 
śmierci, albo ją przyspieszają...

Można  dojść  aż  do  stanu,  w  którym  dusza  godzi

 

się  z  rezygnacją  na  ostateczną  przegraną.

  »To  moja 

wina.  Chciałem  tego.  W  stanie  tym  już  pozostanę. 
Dlaczego  nie?  Do  czego  zresztą  prowadziły  próby 
obrony,  po  co  robić  hałas  swymi  kajdanami?  To,  co 
się  stało,  nie  może  się  już  odstać;  tak  już  zawsze  bę* 

dzie...«  Żołnierz  umierający  na  polu  bitwy  w  nocy, 
nie  oczekuje  już  niczyjej  pomocy...  A  choćby  ktoś 
nadszedł, po co? Już za późno... Umrę tak, jak jestem.

W  zwątpieniu  można  dojść  do  cynizmu.

  Przybiera 

się  zatem  postawę  zwycięzcy.  Pozuje  się  dla  widzów. 

Człowiek  zgnębiony  świadomością  swego  poniżenia 

stara  się  wzbudzić  przekonanie,  że  zupełnie  nie  cier* 
pi.  Mówi  więc:  »Wszystko  to  jest  niczym!«  Zbrod* 
niarz,  który  wobec  sędziego  udaje  zuchwałego,  pozo* 

stawszy  wreszcie  sam  w  celi  więziennej  wybucha  szło* 
chem...  Pycha  człowieka  wymyśliła  ten  sposób  po* 
stępowania,  aby  nie  przyznać  się  do  swej  najgorszej 
nędzy  wobec  innych  i  starać  się  przekonać  samego 
siebie,  że  się  ma  jeszcze  prawo  do  szacunku...  Za* 
miast szlachetnego i pokornego wyznania, które by

background image

159

przywróciło  cześć,  pozbawiona  wszelkiego  piękna  fan* 
faronada, ostateczny stopień upadku moralnego...

Można  wreszcie  dojść  do  zupełnego  uspokojenia.

 

Człowiek  upadły  jest  spokojny.  Powziął  decyzję. 
Przeciwstawiając  się  wyrzutom  sumienia,  zabił  je 
i  stłumił.  Więcej  niczego  nie  odczuwa.  Gryzący  ro* 

bak  zasnął  snem  wiecznym.  Sumienie  martwe  milczy 

również...  Jest  to  wielki  spoczynek,  zupełna  cisza 

cmentarzy  i  wielkich  pobojowisk  wojennych,  gdzie 

pod  małymi  kurhanami  śpią  umarli.  Upadek,  który 
przeczy  sobie  i  nie  zna  siebie.  W  każdym  razie  upa* 

dek.  I  to  najgorszy.  W  jaki  sposób  przyjdzie  po* 
wstanie  z  niego?  Po  co  wołać  o  ratunek?  Tak  dobrze 
jest  tutaj...  Taki  błogi  spokój  w  tym  całkowitym  spo* 
czynku!... Niestety!...

Uwagi.

Niektórzy powiedzą: 

»Ależ to, co wy nazywacie

upadkiem,  runięciem  w  przepaść,  czyż  nie  jest  po  pro* 
stu  wspólnym  prawem  natury  odnośnie  do  życia  ludz* 
kiego?...  Kwiaty  rodzą  się,  rosną,  kwitną,  więdną,  gni* 

ją...  Liście  są  z  początku  zielone,  potem  żółte,  a  wresz* 
cie  opadają  w  błoto...  Tą  samą  drogą  zdążają  ludzie 
do  tego  samego  celu:  rodzą  się,  rosną,  żyją,  umiera* 
ją...  To  ich  przeznaczenie.  Jak  można  się  temu  sprze* 

ciwiać? Gdzie tu jest zbrodnia śmierci?«

Jestl  Polega  ona  na  tym,  że  dusza  może  żyć  wiecz* 

nie,  zawsze  wstępować  do  góry,  a  nie  upadać,  i  dla* 
tego  przyzwolenia  na  grzech  nie  można  uważać  za 
konieczność  życiową.  Śmierć  nie  jest  hańbą  ani  dla 
kwiatów,  ani  dla  innych  stworzeń,  ani  dla  człowieka. 
Tylko  dobrowolny  upadek  jest  hańbą  dla  człowieka, 
jedynie  powołanego  do  doskonalenia  się.  Moralnie  nie 
może  człowiek  być  zabitym;  on  zabija  się  sam,  ponie* 
waż dobrowolne zezwolenie czyni go grzesznikiem...

background image

160

Chociaż Judasz użył sznura do zbrodni, to jednak 
piętno hańby nie spada na sznur, ale na Judasza...

Cóż więc należy czynić?

To,  czego  Judasz  nie  uczynił,  a  co  powinien  był 

uczynić,  i  do  czego  najwyższa  dobroć  Pana  Jezusa  go 

zachęcała.  Choćby  człowiek  upadł  najniżej,  jakakol? 
wiek  byłaby  droga  jego  upadku,  skoro  już  upadł,  ani 
rozpacz,  ani  hardość,  ani  zupełna  cisza  nie  mogą  być 
lekarstwem  na  jego  nieszczęście  i  wybawieniem  z  jego 
tragicznego  położenia...  Istnieje  inne  lekarstwo.  Po? 
nad  przepaścią  wyciąga  się  ręka;  spod  drzew  oliw? 
nych  w  Getsemani  biegnie  wzdłuż  potoku  głos  przeba? 
czenia,  aż  do  drzewa  w  Haceldama.  W  miejsce  roz? 
paczy  nadzieja,  przez  Chrystusa  Pana;  zamiast  nie? 
potrzebnych  i  dręczących  wyrzutów,  pokorny  i  pełen 
ufności  żal;  zamiast  hardości,  wyznanie  swej  wielkiej 
nędzy;  zamiast  zupełnej  ciszy,  święty  niepokój  sumie? 
nia,  który  jest  początkiem  nawrócenia  i  wraz  z  łaską 

Bożą skutecznym środkiem wytrwania ostatecznego...

background image

Królestwo Chrystusowe.

»Rzekł  Mu  tedy  Piłat:  »Toś  Ty  jest  krół?«

 

Odpowiedział  Jezus:

  »7V  mówisz,  że  ja  jestem 

królem

«. (Sw. Jan 18, 37).

Wstęp.

1.  Gdy  kilka  godzin  przedtem  zapytał  Arcykapłan 

Pana  Jezusa  o  Jego  Bóstwo,  ton  jego  był  bardzo  uro* 

czysty  i  zaklinający: 

»Poprzysięgam  Cię  przez  Boga

 

żywego,  abyś  nam  powiedział,  jeśliś  Ty  jest  Chrystus,

 

Syn  Boży?«

  Kajfasz  znał  Pana  Jezusa,  Jego  cuda, 

jego  wpływ;  obawiał  się  Pana  Jezusa  jako  groźnego 

konkurenta.  Stąd  pytanie  jego  było  poważne,  pełne 
trwogi  i  oburzenia...  Gdy  Piłat  pyta  Pana  Jezusa  o  kró* 
lcstwo,  to  całkiem  co  innego.  Piłat  prawdopodobnie 
nie  wie  nic  o  Panu  Jezusie;  nie  obawia  Go  się  wcale. 
W  stanie,  w  jakim  Pan  Jezus  się  znajduje,  nie  wydaje 

się  Piłatowi  niebezpieczny:  człowiek  związany  powro* 
zami,  w  odzieży  podartej,  o  twarzy  posiniaczonej  od 
zadanych  uderzeń.  A  Piłat  to  sceptyk.  »Co  to  jest 
prawda?«  dla  niego.  Dlatego  w  jego  pytaniu  ta  dum* 
na ironia: »Ty, tak wyglądający, jesteśże królem ?«

2.  Na  uroczyste  pytanie  nieprzyjaznego  Kajfasza, 

na  ironiczne  pytanie  sceptyka  Piłata,  Pan  Jezus  daje 
odpowiedź  pełną  majestatu  Bożego.  Nie  ironizuje,  nie 
pozuje,  nie  wątpi.  Wie,  kim  jest.  Jest  zupełnie  świado* 
my  swej  wielkości.  Poważnie  i  wspaniale,  z  oczyma 
utkwionymi w Piłata, potwierdza: 

»Ty mówisz, rzeczy*

11

Odpowiedzi Chrystusa

background image

162

wiście  jestem  królem!«

 

Mówi  to  tym  samym  tonem 

stanowczym,  jak  mówit: 

»Zanim  Abraham  stał  się,

 

Jam  jest...«

 

i  do  Samarytanki:  »

Mesjaszem

Jam  jest,

 

który  z  tobą  mówię«.

 

A  do  wszystkich: 

»Ja  i  Ojciec

 

jedno  jesteśmy«...

  Ten  sam  ton  rozkazujący,  stanów* 

czy,  jaki  przybierał,  gdy  uzdrawiał  chorych,  wskrześ 
szał umarłych, wypędzał złe duchy.

3. 

Pan  Jezus  jest  królem!  Wie  o  tym!  Potwierdza 

to.  Aby  jednak  nikogo  w  błąd  nie  wprowadzać,  doda* 
je  te  świetlane  słowa,  których  Piłat,  myśląc  o  czym 
innym, nie mógł zrozumieć: 

»Królestwo moje nie

jest  z  tego  świata,  wżdyby  się  bili  słudzy  moi,  że*

 

bym  nie  był

 

wydany 

Żydom...  Lecz  teraz  Królestwo

 

moje  nie  jest  stąd...  jestem  królem  i  Ja  się  na  to  naro*

 

dziłem,  i  na  to  przyszedłem  na  świat,  abym  świadec*

 

two  dał  prawdzie«.

 

(w.  36—38.)  Przeciwstawia  w  ten 

sposób  —  podobnie  jak  to  Żydzi  uczynią  gdzie  in* 
dziej  —  swoją  godność  królewską  królestwom  ziem* 
skiin,  szczególnie  królestwu  cezara.  Godność  królew* 
ska  cezara,  jako  pochodząca  z  tego  świata,  jest  zew* 
nętrzna,  czasowa,  ograniczona.  Godność  królewska 
Pana  Jezusa,  pochodząca  z  tamtego  świata,  jest  wew* 
nętrzna,  powszechna,  wieczna...  Są  dwa  rodzaje  kró* 
lestwa,  znikome  i  wieczne.  Pan  Jezus  jest  królem  wie* 
cznym.  Źe  tak  jest,  sam  to  ogłasza.  Możemy  w  to  wie* 
rzyć  i  znaleźć  w  tej  pewności  wspaniałą  naukę.  Try* 

umfator  z  Niedzieli  Palmowej,  siedzący  na  osiołku 

i  odbywający  uroczysty  wjazd  do  swego  miasta; 
Oskarżony  w  Pretorium,  który  wobec  przedstawicieli 

Cesarstwa  rzymskiego  potwierdza  swoją  władzę  nie* 
ograniczoną;  Ukrzyżowany  z  Golgoty,  któremu  nad 
głową  na  szczycie  szubienicy  wypisano  Jego  godność 
królewską  po  łacinie,  po  grecku  i  po  hebrajsku,  to  Je* 
zus  Chrystus,  ten,  którego  św.  Paweł  nazywa 

»niewi*

 

dzialnym i nieśmiertelnym Królem wieków«.

background image

163

Indywidualne królestwo Chrystusowe.

1. 

Chrystus, 

Król  myśli  ludzkiej,  żąda 

od 

rozumu

 

wiary, dla prawd głoszonych przez siebie.

Godność  królewska  jest  władzą,  wpływem,  posła* 

daniem. Materialnym i zewnętrznym, jeśli chodzi
0  królestwa  tego  świata,  duchowym  zaś  i  wewnętrz* 
nym, jeśli chodzi o królestwo Chrystusa.

Znać  prawdę,  posiąść  ją,  być  nią  na  wskroś  prze* 

jętym,  głosić  ją  i  uczynić  dla  niej  umysły  innych  ule* 
głe  i  oddane,  oto  królowanie  intelektualne.  W  tym 
znaczeniu  można  nazwać  »królami  myśli«  niektórych 
mędrców, którzy posiadają niezaprzeczalne znaczenie

1 wpływ  na  licznych  swych  uczniów.  Jest  to  rzecz  wiel* 

ka.  Filozofowie,  uczeni  marzą  o  takiej  władzy.  Gdy 
ją  posiędą,  widzą  w  niej  najlepszą  nagrodę  za  swoją 
pracę, najpewniejsze uznanie dla swego geniuszu.

Głosząc  wiarę  dla  Swego  słowa,  nazywając  się 

Prawdą,  zapewniając,  że  jest  Światłością  i  że  kto 
idzie  za  Nim  nie  chodzi  w  ciemnościach,  powtarzając 
wciąż,  że  kto  wierzy  weń,  będzie  zbawiony,  kto  zaś  nie 
uwierzy,  będzie  potępiony,  —  Chrystus  Pan  chce  kró* 
lować  nad  myślami  ludzkimi.  Żądanie  niezwykłe! 
Człowiek  bowiem,  zwłaszcza  wielki,  dumny  jest  ze 
swej  myśli;  uważa  ją  za  swój  przywilej  wśród  ludzi, 
dzierży  ją  jak  skarb,  broni  zazdrośnie  jej  niezawisło* 
ści.  A  przecież  wielkość  myśli  nie  polega  na  błąkaniu 
się  po  swoich  drogach  dla  przyjemności,  tylko  na  szu* 
kaniu  i  znalezieniu  prawdy;  gdy  się  znajdzie  prawdę, 
należy  pochylić  przed  nią  czoło.  Bogactwo  myśli,  jej 
wielkość  i  wolność  powinna  raczej  polegać  na  oddaniu 
się  prawdzie  i  przywiązaniu  się  do  niej,  aniżeli  na  od* 
suwaniu  jej  od  siebie  pod  pretekstem  niezawisłości 
umysłowej. W porządku bowiem myśli niezawi*

11*

background image

164

słość zupełna, ma dokładnie to samo znaczenie, co zu* 
pełna niewiedza.

Nad  wszystkimi  wiernymi  Chrystus  sprawuje  swą 

władzę  królewską.  Przyznaje  sobie  sam  to  pra* 
wo;  wierni  zaś  mają  obowiązek  uznawania  tej  władzy. 
Słuchając  Jego  słów,  które  są  duchem  i  żywotem, 

przyswajają  je  sobie  i  przyjmują  je  jako  najwyższą 
pewność.  Ich  uległość  składa  hołd  Jego  władzy.  Matę* 
matyk  ma  swoje  pewniki,  których  nie  roztrząsa  z  po* 
wodu  ich  pewności.  Chrześcijanin  posiada  swoje,  któ* 
rych  nie  roztrząsa  dla  najwyższej  wartości  powagi 
Chrystusa,  który  je  głosi.  Wszyscy  ci  maluczcy,  wszy* 

scy  mędrcy,  doktorzy,  geniusze,  którzy  od  wieków  są 
zaufanymi  uczniami  Mistrza  i  którzy  przejmują  się 
Jego  myślą,  jako  jedyną,  która  najlepiej  ożywić  może 
ich  własne  myśli;  oto  w  praktyce  intelektualnej  króle* 
stwo Jezusa Chrystusa.

»Nadużycie  z  Jego  strony«,  powiedzą  jedni.  j»Nie* 

wola  ze  strony  wierzących«,  dodadzą  drudzy.  »  Zaprze* 
czenic  myśli  samoistnej«,  ogłoszą  wspólnie.  Jeśli  jed* 
nak  Pan  Jezus  posiada  prawdę  i  daje  tego  dowody,  nie 
ma  nadużycia  z  Jego  strony,  gdy  ją  głosi  i  gdy  żąda 
przyjęcia  jej...  Jeśli  wierzący  mają  tę  pewność  —  a  mo* 
gą  ją  mieć  —  że  Chrystus  Pan  nie  myli  się,  ani  ich 
w  błąd  nie  wprowadza,  nie  może  być  mowy  o  potwor* 
nej  niewoli,  tylko  uzasadnione  zaufanie,  okazane  przez 
wieczne oddanie. 

'

Nie  jest  to  także  zaprzeczeniem  myśli,  lecz  tylko 

jej  pracą  normalną;  praca  myśli  polega  bowiem  albo 
na  osobistym  odkrywaniu  prawdy,  albo  na  przyjęciu 
jej  od  kogoś  drugiego,  gdy  jego  świadectwo  jest  war* 
tościowe.

Czy  ci,  którzy  nie  chcą  uznać  tej  królewskiej  wła* 

dzy  Chrystusa,  są  więcej  światli,  bardziej  zasobni  pod 
względem intelektualnym i cieszą się większą wolno*

background image

165

ścią?  Trzeba  odpowiedzieć,  że  nie,  ponieważ  rzeczywi* 
stość  to  potwierdza.  Służą  innym  panom,  kroczą  inny* 
mi  drogami.  Oni  także  mają  swych  władców.  Przypu* 
ściwszy,  że  nie  uznają  żadnych  mistrzów  poza  sobą, 

w  każdym  razie  u z n a j ą s i c b i c .   Z  tą  różnicą,  kto* 
rej  trudno  zaprzeczyć,  że  ani  oni  sami,  ani  inni  nie 
dają  tej  pewności,  która  by  dała  się  porównać  z  uro* 
czystym  zapewnieniem,  jakie  o  swojej  władzy  królew* 
skiej, dał Chrystus.

2. 

Chrystus,  Król  ludzkiego  sumienia,  żąda  zgody

 

dla zasad życia, głoszonych przez Siebie.

Prawdy  rozumowe  Pana  Jezusa  są  świadectwem, 

jakie  daje  prawdzie.  Przez  nie  sprawuje  swoją  władzę 
nad  myśłą  ludzką.  Zasady  moralne  Pana  Jezusa  są 
świadectwem,  jakie  daje  dobru  i  złu.  Przez  nie  spra* 

wuje  władzę  nad  ludzkim  sumieniem.  Przechodząc 
więc  z  myśli  na  sumienie,  królewska  władza  Chrystus 
sa  wnika  coraz  głębiej  w  życie  ludzkie.  Staje  się  panią 

woli  człowieka  i  dyktuje  jej  prawa,  z  których  jedne  są 

nakazami,  drugie  zakazami.  Staje  się  regułą  postępo* 

wania.  Przedtem  chodziło  »o  wiarę  w  to,  co  Chrystus 
mówi«,  i  to  było  koniecznym  początkiem.  Teraz  chodzi 
o  to,  aby  czynić  to,  co  Chrystus  każe;  jest  to  zwykłym 
następstwem...  Ale  powód  pozostaje  ten  sam,  aby  trzy* 
mać  się  Chrystusowych  słów  prawdy  i  wziąć  je  jako 
normę  swego  życia.  Jest  to  ta  sama  ufność,  która 
kształtuje  człowieka,  ta  sama  władza,  którą  się  uzna* 
je...  Co  to  jest  Ewangelia?  Są  to  prawdy  podane  do 
wierzenia  i  cnoty  zalecone  do  praktykowania,  jedne 
zależne od drugich!

Cnota  zarówno  jak  i  prawda  wyswobadza.  Nauczy* 

ciel  stał  się  Mistrzem  życia  wewnętrznego.  W  chwili 
gdy  staje  się  jednym  i  drugim,  jest  Królem.  Zna  bo* 
wiem  Boga  i  człowieka,  zna  drogę  człowieka  do  Boga. 
Żąda, aby nią postępować, jako drogą jedynie pewną

background image

166

i  prostą.  Inne  drogi  —  głosi  —  są  drogami  zatracenia. 

Jeśli  zatem  interes,  kaprys,  instynkt,  namiętności,  poryw 

tłumu  ciągną  człowieka  na  te  fałszywe  drogi,  Chrystus 
mówi:  »Nie!  Nie  tędy!«  A  uznanie  moralnej  władzy 
Pana  Jezusa  polega  na  tym,  że  człowiek  między  sło* 

wcm  Chrystusa,  który  rozkazuje,  i  wszystkim  innnym, 
co  sprzeciwia  się  temu,  idzie  za  Chrystusem  prze* 
ciw  tamtemu.  Człowiek  taki  nie  wymyśla  swojej  regu* 
ły  życia;  nic  rości  sobie  prawa  do  rozstrzygania  o  do* 
brym  i  złym;  nie  przyznaje  sobie  zupełnej  niezawisło* 
ści  wobec  wszystkiego,  a  najmniej  wobec  Boga.  Czuje, 

że  wola  jego  podległa  jest  upadkom,  myśl  zaś  błędom. 
Jego  ideał  nie  polega  na  rozkazywaniu  samemu  sobie 

i  słuchaniu  tylko  siebie,  ale  na  słuchaniu  kogoś  lepsze* 

go,  świętszego,  doskonałego  we  wszystkim,  to  znaczy 
Jezusa  Chrystusa.  Wyznaje  swoją  uległość;  nie  wsty* 
dzi  się  jej  bynajmniej.  Jest  z  niej  nawet  dumny.  Aby 

udowodnić  na  mocy  doświadczenia,  że  to  jest  dla  nie* 
go  jedyna  droga  zbawienia,  zaznacza,  że  idąc  za  Chry* 

stusem,  poddając  się  Jego  władzy  moralnej,  ludzie 
wstępują  do  góry,  uświęcają  się,  dosięgają  najwyższych 
szczytów  heroicznej  cnoty,  i  że  tylko  oni,  wierni  Kró* 
łowi,  tworzą  prawdziwy  ród  królewski...  Stwierdza,  że 
przez  zrzucenie  jarzma  Chrystusowego,  przez  powie* 
dzenie  podobnie  jak  Żydzi:  »Nie  chcemy  Go  na  kró* 
la«,  ludzie  błąkają  się,  schodzą  na  dół,  brodzą  w  bło* 
cie, okrywają się hańbą. Okrutna nauka życia.

Nauka  ta  może  być  bolesna,  ale  jest  konieczna. 

Gdyby  znalazł  się  na  świecie  człowiek,  jeden  jedyny, 
o  którym  można  by  naprawdę  powiedzieć,  że  przez  za* 
poznanie  w  swym  sumieniu  władzy  Chrystusa  Pana 
wzrósł  moralnie,  człowiek  ten  byłby  potężnym  dowo* 

dem  przeciwko  tej  władzy.  Gdzie  znaleźć  takiego  czło* 

wieka?  Jak  się  nazywa?  Jeśli  przeciwnie  istnieją  Iu* 
dzic, którzy może późno w swym życiu poznali kró*

background image

167

lewską  władzę  Chrystusa  i  od  tego  dnia  podnieśli  się 
ze  swej  nędzy,  wstąpili  na  drogę  doskonałości,  to  oni 
przez  to  oddają  hołd  Panu  Jezusowi.  Czynem  swym 

udowadniają,  że  Chrystus  ma  prawo  być  Królem  su* 

mienia,  że  domagając  się  tego  prawa,  nie  nadużywa 
swej  władzy,  i  obalają  zarzut,  że  On  ujarzmia  ich 

i  podbija  w  niewolę.  Takich  ludzi  jest  pełno  wszędzie. 
Uległość  ta,  która  skłania  ich  ku  Chrystusowi,  spro* 
wadza  ich  odrodzenie.  Myślę,  że  nikt  uczciwy  nie  mo* 
że temu zaprzeczyć.

-  3. 

Chrystus,  Król  serc  ludzkich,  żąda  od  nich  mi

lości i otrzymuje miłość.

Zdobywa  wiarę,  posłuszeństwo,  miłość.  Sięga  coraz 

głębiej  i  głębiej...  Władza  królewska  stopniowo  coraz 
szersze zatacza kręgi, aż do władzy całkowitej.

Niektórym  królom  i  władcom  ziemskim  wystarczy* 

ło  zdobycie  posłuszeństwa  drogą  bojaźni.  Nic  żądali 
miłości  swych  poddanych,  była  im  ona  obojętna.  Mi* 
łość  kochanki  wystarczyła  im,  nic  potrzebowali  miłości 
swego  ludu...  Nazwijcie  to  sami.  Nie  będziecie  mieć 

z tym kłopotu...

Inni  szukali  miłości,  pragnęli  jej,  niektórzy  nawet 

ją  znaleźli.  Byli  to  najlepsi  władcy,  ale  nie  zawsze 
najszczęśliwsi.  Wielu  jednak  nic  udało  się  jej  zdobyć. 
Z  mieczem  w  ręku  można  łatwo  wzbudzić  postrach, 
serce  jednak  się  buntuje.  Uśmiechem  na  ustach  lub 
hojną  ręką  także  niełatwo  zdobyć  miłość.  Serce  oddaje 
się dobrowolnie. Jeśli chce, może stawić opór.

Co  posiada  jednak  ten,  kto  serca  nie  zdobył?  Ser* 

ce  tajemnicze,  serce  głębokie,  serce,  które  stanowi  pra* 
wie  całego  człowieka:  oto  najwyższe  marzenie  władzy, 
która chce być nieograniczona.

Taką  jest  władza  królewska  Chrystusa.  Żąda  serc, 

jako  swej  należytości.  Posłuchajcie  Króla,  głoszącego 

swoje prawo: 

Kto miłuje ojca, albo matkę więcej niż

background image

168

mię, nie jest mnie godzien.

 Niezwykłe słowa, godzą*

. ce na pozór w najtkliwsze uczucia serca ludzkiego.

Są one tylko prostym określeniem tego, jak być po* 
winno, i co uczyniłoby już tu na ziemi Królestwo Boże.

Chrystus  nie  wymaga  tutaj  więcej,  jak  gdzie  indziej. 

Żąda  serca,  najlepszej  jego  cząstki,  w  pewnym  zaś  zna* 
czeniu  całego  serca  człowieczego.  Ma  prawo  do  tego, 
nie  tylko  na  mocy  tego,  kim  jest,  ale  także  dla  tego,  co 
uczynił.  Nieograniczone  prawo  do  miłości,  jakie  posia* 

da  jako  Bóg*Król,  zdobył  sobie  jako  Chrystus*Król 

swą  miłością.  Chciał  zasłużyć  na  dziedzictwo,  które 

Mu  się  z  góry  należało.  O  władzę,  której  się  domaga 
ze  szczytu  swej  wieczności,  upomina  się  również  z  wy* 

sokości  swego  Krzyża...  tego  Krzyża,  na  którym  wisi 

Król,  przybity  do  drzewa  swoją  własną  miłością 
i  w  imię  tej  miłości,  z  rękoma  wyciągniętymi  i  głową 
opuszczoną  prosi,  aby  Go  kochano.  Inni  królowie  nie 
ponieśli  śmierci  krzyżowej  dla  zdobycia  nieograniczo* 

nej  miłości  swych  poddanych.  Niektórzy  z  nich  byli 
dobrymi,  ale  żaden  z  nich  dla  zdobycia  miłości,  nie 
dał  swego  życia.  Najbardziej  nawet  kochani  byli 
nimi  krótko,  tylko  przez  niektórych,  a  nikt  poza  swe 
życic.  Któżby  się  temu  dziwił?  Czy  nie  znana  jest 

ułomność  serca  ludzkiego,  jego  niestałość,  jego  prędkie 
znużenie?  Czyż  serce  nie  doznaje  szybko  zawodu? 
Czyż  nie  ma  tysiąca  sposobności  i  wielu  różnych  po*  , 

wodów,  aby  cofnąć  swoje  słowo?  Nie  jestże  zatem 
szalonym  marzeniem  zdobycie  czyjegoś  serca  i  zacho* 
wanie  go  mimo  wszystko  dla  siebie  w  wieczystej  wier* 
ności?  Czy  nic  jest  to  przede  wszystkim  oczywistym 
zapoznaniem ziemskich praw miłości?

Oto  patrzcie!  Jeśli  tak  trudno  jest  zyskać  miłość 

jednej  osoby  na  dłuższy  czas,  na  zawsze;  jeśli  nieogra* 
niczona  władza  jakiejś  osoby  nad  sercem  jest  rzeczą 
tak rzadką, że wprost niemożliwą; policzcie, jeśli potrą*

background image

169

ficie,  te  liczne  serca,  których  Jezus  jest  i  pozostaje 
Królem  w  ciągu  dwóch  tysięcy  lat.  I  nie  przez  ja* 
kiś  tylko  czas,  ale  przez  całe  ich  życie  doczesne,  a  po* 
tem  i  wieczne.  I  to  nie  tylko  serca  znużone,  które 
odradzają  się  w  Jezusie  Chrystusie;  nie  tylko  serca 
rozdarte,  które  szukają  u  Niego  pociechy,  ale  serca 
młode,  niewinne,  pełne  świeżości,  życia  i  zapału. 
Serca,  którym  nie  brak  innych  miłości;  serca,  które 
są  pielęgnowane  i  psute  pochlebstwami,  które  zew# 
sząd  przyzywa  głos  tak  pieszczotliwy;  serca  męż# 
czyzn  i  kobiet,  które  ponad  wszystko  przenoszą  mi# 
łość  dla  Pana  Jezusa  i  wszystkich  kochają  dla  Niego; 
serca  młodzieńców  i  dziewic,  którzy  porzucają  wszyst# 
ko  i  oddają  się  Chrystusowi,  aby  z  Nim  już  na  zawsze 
pozostać.  Myśl  o  tym  budziła  zazdrość  w  sercu  Napo# 
leona.  Można  to  zrozumieć.  Inni  byli  podobni  do  niego. 
A  wieczysta  nienawiść  tylu  władców  przeciw  Chrystu# 
sowi  nić  jest  niczym  innym,  jak  tylko  zazdrosną  za  ja# 
dłością  i  gniewem,  gdy  widzą,  że  Chrystus  tak  wielką 
miłość  na  zawsze  zabiera  dla  siebie,  oni  zaś  opuszczeni 
i  samotni  błąkają  się  jak  rozbitki  w  bezmiarze  życio# 
wego oceanu.

Widok,  który  pobudza  do  łez  radości  albo  przeciw# 

nie  nienawiść  wywołuje.  Władza  ta  bowiem  uznana, 
przyjęta,  ukochana  jest  najsłodszą,  jaka  być  może;  lu# 
dzie  zaś  ci,  których  serce  całkowicie  należy  do  Chrystu# 
sa,  najmniej  ze  wszystkich  kochających  doznają  zawo# 
du.  Dowód,  że  Chrystus  ma  prawo  żądać  miłości,  skoro 
tym,  którzy  Mu  tę  miłość  okazują,  zapewnia  tyle  rado# 
ści,  tyle  pokoju,  tyle  szczęścia.  Wielu  powinno  żało# 
wać,  że  kochało  inną  miłością.  Sw.  Teresa  z  Lisieux, 
umierając  mówiła:  »Nie!  Nie  żałuję,  że  się  oddałam 
Miłości«.  Wielu  mówiło  podobnie!  Wielu  innych  mó# 
wić  to  będzie  do  końca  świata.  Wszyscy  wybrani  mó# 
wić to będą przez całą wieczność. Ukrytą torturą potę#

background image

170

pionych w ich niezmiernym milczeniu jest myśl: »Za« 

łuję, że nie oddałem się tej Miłości«.

4. 

Chrystus,  Król  życia  ludzkiego,  które  jest  Jego

 

darem i które powinno do Niego należeć.

Co  pozostaje  człowiekowi  oprócz  myśli,  sumienia, 

serca,  czym  by  Pan  Jezus  mógł  jeszcze  zawładnąć?  Pos 
zostaje  jeszcze  życic,  dar  istnienia  całkowicie  wraz  ze 
śmiercią  Jemu  poświęcony...  Najpierw  życie,  potem 
śmierć,  która  jest  ostatnim  aktem  życia  i  kończy  ofia* 
rę. Więcej nie pozostaje już nic do ofiarowania.

Inni  władcy  prócz  Chrystusa  i  inne  sprawy,  niż  Je* 

go  królewska  sprawa,  żądali  śmierci  i  otrzymali  ją. 

Ciekawą  jest  rzeczą  zapytać,  czy  mieli  do  tego  prawo; 

w  jakim  imieniu  jej  żądali;  następnie  czy  odpowiedź 
była  dobrowolna,  czy  też  wymuszona  koniecznością, 

która  nie  pozostawiała  wyboru,  jak  tylko  między  dwos 

ma  rodzajami  śmierci.  Dotyczy  to  wszystkich  tych, 

którzy  skazani  są  na  śmierć.  Ci,  którzy  wzbraniają 
się, i tak muszą umrzeć.

Aż  do  dnia  śmierci  cieszą  się  ludzie  swym  życiem. 

Czy  dużo  istnieje  istot,  które  by  dla  królów  tego  świa* 

ta,  dobrowolnie,  szlachetnie,  z  miłości  poświęciły  swe 

życie?  Złożenie  ofiary  z  życia  jest  jedną  chwilą.  Ciągłe 
zaś  ofiary  z  siebie  trwają  tak  długo,  jak  trwa  życie. 
Odnawia  się  je  tyle  razy,  ile  jest  dni  w  życiu.  Dlatego 
to  tyle  ludzi  gotowych,  jeśli trzeba, do poświęcenia ży=> 
cia  od  razu,  nie  ma  odwagi  do  składania  codziennych 
drobnych  ofiar.  Chcą  najpierw  żyć  dla  siebie,  zanim 

umrą dla drugich.

Władza  królewska  Chrystusa  streszcza  się  w  dwóch 

żądaniach.  Wymaga,  aby  umrzeć  dla  Niego.  Tak  pos 
stępując,  nie  popełnia  nadużycia.  Pan  Jezus  zna  ostas 
teczny  cel  życia  ludzkiego,  które  równocześnie  Sam 

sądzi  i  za  które  wynagradza.  Idzie  jeszcze  dalej. 

Oświadcza, że życic dla Niego jest jedynym prawdzU

background image

171

wym  sposobem  życia  dla  siebie;  że  oddając  swe  życie 

Jemu,  znajduje  się  je  w  końcu  w  Nim  jako  nagrodę; 

że  kto  straci  życie  swe  dla  Niego,  ten  je  w  Nim  od* 
najdzie.  I  to  w  ten  sposób,  że  nagroda  zależeć  będzie 
od  wielkości  poświęcenia.  Czy  królowie  ziemscy  mo* 
gą  to  samo  powtórzyć?  Co  mogą  dać  w  zamian  za 
dary,  które  otrzymują?  Czy  odnajdzie  się  w  nich  to 
co  się  dla  nich  straciło?  Dając  życie  i  śmierć,  daje  się 
wszystko.  A  potem  nie  odnajduje  się  w  nich  niczego! 

Zapytajcie  o  to  tych  wszystkich  z  Wielkiej  armii,  któ* 
rych  śniegi  Rosji  pokryły  swym  całunem.  Zapytajcie 
o  to  poległych  we  wszystkich  wojnach,  którym  wszy* 
stko,  po  ludzku  biorąc,  zabrano,  nie  dając  nic  w  za* 
mian.  Nie  mówię  tego  jako  oskarżenie.  Pragnę  tylko 
zauważyć  i  dać  do  zrozumienia,  że  władza  królewska 

Chrystusa  ma  przynajmniej  to,  czego  żadna  inna 

nie  posiada,  a  mianowicie,  że  jej  wymaganiom,  odpo* 
wiada  jej  wielkość;  jej  panowanie  jedynie  słuszne,  bo 

nie  nadużywa  niczego,  dając  więcej  niż  żąda,  udowad* 
nia wspaniale swoje królewskie uprawnienie.

Życia  poświęcone  dla  Chrystusa,  życia  stracone  dla 

Niego,  co  za  wspaniale,  wiekowe  uznanie  przez  ludzi 
praw  królewskich  Chrystusa!  Cóż  za  komentarz,  któ* 
rego  nie  domyślał  się  Piłat,  do  dziwnego  twierdzenia 
jego  Oskarżonego!  Gdyby  był  wiedział!  Ale  nie  mógł 
wiedzieć.  Patrzał  na  tego  biednego  człowieka  o  twa* 
rzy  umęczonej,  rękach  związanych... 

»Ty  jesteś  kr6=

 

lem?«

  Głos  przyszłości  nie  rozbrzmiewał  jeszcze.  Dla 

nas  jednak  odpowiedź  Chrystusa: 

»W  istocie,  jestem

 

krółem!«

  nabrała  wspaniałego  znaczenia;  wywołała 

potężny  oddźwięk,  odkąd  dwadzieścia  wieków  histo* 
rii  chrześcijańskiej  mówi  nam,  ilu  ludzi  żyło  dla  te* 
go  Króla,  ilu  dlań  umarło;  jak  bardzo  prawo  tego 

Króla  wtedy  ogłoszone,  było  uświęcone  w  myśli 
Bożej; jak wielką Chrystus miał słuszność, mówiąc:

background image

172

»]estem Królem«,

 a także Piłat, gdy, nie wiedząc

0  tym,  kazał  na  szczycie  prostopadłej  belki  krzyża,  na 
którym  konał  Jezus,  umieścić  tablicę  z  napisem 

w trzech językach: 

»Jezus Nazareński, Król!«

5. 

Królowanie powszechne.

A  jednak  Piłat  miał  słuszność,  kładąc  ten  napis, 

ale  tylko  częściowo,  gdyż  nie  powiedział  wszy* 
stkiego.  Napis  brzmał: 

»Jezus  Nazareński,  Król  iy=

 

dowski«,

  jakby  dla  zaznaczenia,  że  Jezus  nie  jest  kró» 

lem Rzymian, ani innych narodów w przeszłości
1 w przyszłości.

Na  tym  polegała  jego  nieświadomość  i  jego 

omyłka.  Panowanie  bowiem  Chrystusa  nad  myślą, 
sumieniem,  sercem  i  życiem  ludzkim  jest  prawem  kró» 
lowania  powszechnego.  Nie  posiada  ono  —  powiem 
o  tym  później  —  ani  ograniczenia  w  czasie,  ani 
w  przestrzeni,  bo  Chrystus  jest  Bogiem.  Chociaż  nie 

wszyscy  Jego  władzę  uznają,  ponieważ  uznanie  jej  po« 
zostawione  jest  ich  wolnej  woli,  nie  przeszkadza  to  jed» 

nak,  aby  prawo  to  było  powszechne.  W  samej  zresztą 
rzeczy  to  prawo  tak  się  wykonuje,  że  ci  nawet,  którzy 

nie  chcą  go  uznać,  będą  do  tego  w  końcu  zmuszeni; 
wybrani,  głoszą  je  ku  swej  radości,  potępieni  ku  swe* 
mu  wielkiemu  utrapieniu.  Kto  może  słusznie  się  usu® 
nąć  spod  tego  panowania,  płynącego  z  natury  i  tak 

chwalebnie  zdobytego?  Nie  ma  dziedziny,  która  by 
do  niego  nie  należała.  Wszyscy  ludzie  mu  podlegli. 
Czy  jako  Stwórca  nie  stworzył  ich  wszystkich? 

Czy  jako  Zbawiciel  nie  odkupił  ich  wszystkich? 

Jako  Sędzia,  czy  nie  będzie  ich  wszystkich  są= 
dził?  Jako  Król,  czy  nie  jest  Królem  wszystkich? 
Jakie  granice,  wykreślone  Mu  na  ziemi,  miałby 

Chrystus  uznawać?  Gdzie  znajduje  się  takie  miej* 

sce,  w  którym  można  by  Chrystusowi  powiedzieć: 

»Tu nie jesteś u siebie!«? Pan Jezus jest u siebie wszę*

background image

173

dzie.  Wszyscy  należą  do  Niego. 

»Nie  ma  już  ani

  Gre* 

ków,  ani  Rzymian,  ani  Żydów,  ani  barbarzyńców,  ani

 

wolnych,  ani  niewolników«,

  jak  pisał  św.  Paweł.  Ist* 

nieją  tylko  w  odniesieniu  do  Pana  Jezusa  i  Jego  wła* 
dzy  królewskiej  ludzie.  I  gdy  jednego  dnia  przybędą 
na  Sąd  ze  Wschodu  i  Zachodu,  Południa  i  Północy, 
z  pustyni  i  wysp,  potwierdzą  każdy  na  swój  sposób 
prawdy,  których  Chrystus  uczy,  przykazania,  które 
daje,  i  prawa,  które  narzuca.  Podniosą  Jego  panowanie. 
Świat  posiada  swe  wymiary.  Czy  gdzie  indziej  poza 

ziemią  żyją  ludzie,  czy  nie,  o  to  nie  chodzi.  Zagadnie* 
nie  jest  następujące:  »Czy  istnieje  dla  władzy  Chry* 

stusa  Pana  naturalnej  i  nabytej  nad  całą  ludzkością 

i  nad  każdym  człowiekiem  z  osobna,  granica,  która 
by pozwoliła powiedzieć niektórym: 

»Nie chcemy

Go  na  króla...  Nie  będziemy  Mu  służyć...  Jego  słowa 
nie  odpowiadają  naszym  myślom,  sumieniom  i  ser* 
com!?«  Na  to  pytanie  jest  stanowcza  odpowiedź: 
»Nie!«  Chrystus  jest  Zbawicielem  wszystkich,  Od* 
kupicielem  wszystkich,  Prawodawcą  wszystkich,  Sę* 
dzią wszystkich, Królem wszystkich.

6. 

Królowanie wieczne.

Zaczyna  się  na  tym  świccie,  ale  nie  kończy  się  na 

nim...  Wszystkie  inne  panowania  trwają  i  kończą  się 
tam,  gdzie  jest  ich  początek.  Panowanie  człowieka 
kończy  się  z  jego  życiem  na  ziemi.  Trzeba  nawet  do* 
dać,  widząc  tylu  królów  zdetronizowanych,  że  nie  za* 
wsze  trwa  tak  długo,  jak  życie.  Królestwo  Chrystusa 
nie  jest  z  tego  świata.  W  przeciwieństwie  do  tego,  co 
się  dzieje  zwykle,  śmierć  Chrystusa  była  prawdziwie 

początkiem  Jego  triumfu,  uroczystym  rozpoczęciem 

Jego  ostatecznego  panowania...  Nieśmiertelny  Król 
wieków!...  Na  zawsze,  na  wieki  panować  będzie  Chry* 
stus  nad  potępionymi,  jako  Król  sprawiedliwości, 

a jako Król miłości nad zbawionymi. »A królestwu

background image

174

Jego  nie  będzie  końca«,  śpiewamy  w  Credo.  Potęga 
śmierci  bezsilna  wobec  życia  Pana  Jezusa,  jest  rów* 
nież  bezsilna  wobec  Jego  królowania.  Wszyscy  ludzie, 
jedni  w  rozpaczy  pod  Jego  stopami;  drudzy  w  uwici* 

bieniu  na  kolanach;  jedni  pod  ciężarem  Jego  ramienia; 

drudzy  na  Jego  sercu,  które  kocha;  wszyscy  od  po* 
czątku  swego  istnienia  i  na  wieczność  całą,  będą  pod* 
danymi  Jezusa  Nazareńskiego,  Króla!  Napis  na  krzy* 
żu  wypełni  cały  widnokrąg  przyszłego  świata.  Piłat, 
który  go  umieścił,  faryzeusze,  którzy  chcieli  go  zdjąć, 
dobry  łotr,  który  zaufał  Mu,  kaci,  którzy  go  za* 

wiesili  na  krzyżu,  setnik,  który  nad  nim  roz* 
myślał,  wszyscy  bez  wyjątku  zobaczą  go,  a  po  nich 
wszyscy  inni  ludzie  ze  wszystkich  pokoleń.  Po* 

znają,  że  był  prawdziwy.  Promieniejące  uśmiechy  jed* 
nych,  zgrzytanie  zębów  drugich,  przyznają  mu  toż* 
samość.  W  swoim  królowaniu,  podobnie  jak  we  wszy* 
stkim  innym,  Chrystus  jest  ten  sam  wczoraj,  dzisiaj, 
jutro,  na  wieki  wieków.  Władcy  ziemscy  nie  od* 
najdą  już  swoich  biednych  poddanych  na  tamtym 
świecie,  aby  ich  nagradzać  lub  karać.  Staną  się  sami 

pokornymi  i  posłusznymi  sługami  Tego,  którego  może 
za  życia  prześladowali.  Chrystus  jednak  odnajdzie 
swoich  i  swoi  Go  odnajdą.  Szczęśliwi  ci,  którzy  na 
ziemi  poddali  się  Jego  królowaniu!  Niech  będzie  bło* 
gosławione  to  wspaniałe  królowanie,  przez  wielu  od*_ 

rzucone,  ponieważ  nie  jest  z  tego  świata,  a  w  którym 
właśnie  dlatego  prawdziwi  chrześcijanie  pokładają 
swą ufność.

Indywidualne  królowanie  Chrystusa  przez  swoje 

głębokie  zakorzenienie  się  w  życiu  ludzkim,  staje  się 

zwykle r o d z i n n y m ,   s p o ł e c z n y m ,   ś w i a t   o *  

w y m .   R o d z i n n y m ,   gdyż  rodzina,  jako  naturalne 

przedłużenie  jednostki,  uwydatnia  także  w  swych  pod* 
stawowych  zasadach  prawdy,  które  Chrystus  objawia,

background image

175

i  prawa  moralne,  które  głosi.  S p o ł e c z n y m ,   gdyż 
naturalne  łączenie  się  ludzi  w  społeczeństwo  ma  na 
celu  ułatwienie  im  życia.  Społeczeństwo  powinno  rów* 
nież  uwzględniać  przeznaczenie  jednostek;  a  nie  orga* 
nizować  się  pod  niszczycielską  złośliwością,  na  posta* 
wach  błędu  i  grzechu.  Prawda  Chrystusowa,  prawo 
Chrystusowe,  Duch  Chrystusowy,  formy  Jego  królo* 
wania  nad  człowiekiem,  narzucają  się  społeczeństwu, 
rodzinie  i  człowiekowi,  ponieważ  w  głębi  wszystkiego 
tkwi  człowiek  i  jeszcze  raz  człowiek.  Są  to  jednak 
zagadnienia  bardzo  rozległe.  Czym  byłaby  rodzina, 
gdyby  Chrystus  królował  w  niej  w  czynie  i  w  prawie; 
czym  byłoby  w  tych  warunkach  społeczeństwo!  War* 
to by zastanowić się nad tym!

Królestwu  Chrystusowemu  przeciwstawia  się  czę* 

sto  królewska  władza  cezara.  Cezar  bywa  albo  kró* 
lem  dziedzicznym,  albo  cesarzem,  albo  dyktatorem, 
arystokracją  umysłową  lub  finansową,  demokracją, 
albo  tym  i  tamtym;  zawsze  jednak  ze  swymi  prawami, 
potęgą,  policją,  trybunałami,  armią,  orderami  i  więzie* 
niami, posiada tylko władzę czasową.

Władza  królewska  Chrystusa,  duchowa,  morał* 

na,  żywotna,  obejmująca  uczucia,  duszę,  powszech* 

na,  wieczna,  sięga  do  ostatnich  głębin  życia  i  zdo* 
bywa  je  na  zawsze.  Władza  królewska  każdego  cezara 

jest  w  porównaniu  z  władzą  Chrystusa  czymś  po* 
wierzchownym,  cielesnym,  kruchym  i  ograniczonym. 
Wyzwala  się  człowiek  przez  śmierć  od  niej.  A  nawet 
już  w  tym  życiu  można  się  usunąć  spod  jej  fantazji 
i  nadużyć,  przez  słuszny  opór  sumienia  albo  odmowę 
serca...

Jest  rzeczą  możliwą,  żeby  te  dwie  władze  żyły  z  so* 

bą  w  zgodzie,  jak  dusza  i  ciało  w  człowieku.  Zgoda 

ta  jest  bardzo  pożądana,  nie  zawsze  jednak  możliwa 

do  osiągnięcia!  Wybuchają  więc  od  czasu  do  czasu

background image

176

w  tym  lub  innym  kraju  zatargi,  które  przemieniają  się 
w  wojnę  religijną,  prześladowanie,  pożogę,  krew.  Od 
czasów  cezarów  rzymskich  do  czasu  cezarów  dzisiej* 

szych  znajdował  ogień  prawie  zawsze  odpowiedni  ma* 
teriał  palny,  cezar  prawie  zawsze  drżał  przed  Jezu* 
sem.  Uważał  Go  za  konkurenta,  za  nieprzyjaciela 
i  wrogo  odnosił  się  do  Niego.  Wtedy  nawet,  gdy  dla 
zawarcia  przymierza  wyciągał  do  Pana  Jezusa  rękę, 
zamiar  jego  nie  bardzo  był  szczery.  Chodziło  mu  nie 
tyle  o  współpracę,  ale  raczej  o  wyzyskanie  i  osiągnię* 
cie jak największych korzyści dla siebie.

Która  z  tych  obu  władz  bardziej  ciąży  na  barkach 

ludzkich,  odpowiedzieli  2ydzi  w  Palestynie  w  pierw* 
szym  wieku  naszej  ery.  Groźnym  krzykiem  oznajmili 

swój  wybór;  całe  miasto  nim  rozbrzmiewało.  Pierwszy 

krzyk: 

»Nie  mamy  innego  króla,  jak  cezaral«

  ...Dru* 

gi: 

»Nie  chcemy,  aby  Jezus  władał  namil«...

  Zo* 

stali  wysłuchani.  Dostali  się  pod  władzę  wybra* 
nego  króla.  W  roku  30  Król  Jezus,  siedząc  na 
osiołku,  wśród  śpiewów  i  palm,  odbył  swój  skromny 

i  uroczysty  wjazd  do  swej  stolicy,  Jerozolimy.  Przy* 
szedł  cichy  i  sprawiedliwy,  niosąc  całą  jasność 
swej  myśli  i  całą  miłość  swego  serca...  Ale  oni 
Go  odrzucili.  Chcieli  na  Jego  miejsce  cezara.  Cezar 
wezwany  przez  nich  urządził  również  wjazd  do  ich 
miasta.  Było  to  czterdzieści  lat  później  w  roku  70  po 

Chr.  Tym  razem  nie  przybywał  król  siedzący  na 
osiołku,  wśród  śpiewów  i  palm,  nie  niósł  miłości  1 
Przyszedł  w  szczęku  oręża,  w  towarzystwie  legionów 
rzymskich,  w  ponurym  blasku  pożarów,  wśród  krzy* 
ków,  rzężenia,  strachu,  przez  ulice  miasta  pełne  tru* 
pów.  Wjazd  Pana  Jezusa  w  Niedzielę  palmową... 
wjazd  Cezara  w  dniu  podboju...  Jakiż  kontrastl  Ja* 

kież  objawieniel  Jak  oślepiające  światło  najedną  i  dru* 
gą władzę królewską.

background image

177

Dziś  nic  tutaj  nie  uległo  zmianie.  Co  traci  w  każ* 

dym  kraju  na  ziemi  panowanie  Chrystusa,  to  zyskuje 
panowanie  cezara.  Skoro  tylko  cezar  przybywa,  zdaje 
się  zawsze,  że  słychać  już  z  dala  pomruk  śmierci  i  że 
trzeba,  aby  ludzkość  zabrała  się  do  kopania  wspóh 
nych  wielkich  grobów  na  najbliższe  wieczory.  Powin* 
niśmy  sobie  życzyć,  aby  te  wjazdy  cezara  do  Jero* 
zolimy  nie  powtarzały  się  zbyt  często.  Gdy  się  jednak 
wie,  co  one  oznaczają,  ogarnia  lęk,  kiedy  podwójny 

krzyk  rozbrzmiewa: 

»Nie  chcemy,  aby  Chrystus  nami

 

władał!«...  »Nie  mamy  innego  króla,  jak  cezara!«  Ce*

 

zar  czeka  tylko  tego  wezwania,  aby  przyjść.  A  gdy 

przybywa,  kobiety  niech  gotują  się  do  płaczu,  męż« 
czyźni  zaś  na  śmierć.  Karabin  w  ręce  nie  ma  tego 
samego  znaczenia,  co  gałązka  palmowa.  Gałązka  pal* 
mowa  oznacza  panowanie  Chrystusa;  karabin  panowa* 
nie cezara.

Odpowiedzi Cfcryatusa

12

background image

Jakoż może nam dać Ciało swe 

ku jedzeniu?

Rzeki  im  Jezus:  »Jam  jest  chleb  żywy,  któ-

 

ty

 

nieba  zstąpił.  Jeśliby  kto  pożywał  tego

 

chłeba,  żyć  będzie  na  wieki.  A  chleb,  który  ja

 

dam,  jest  ciało  moje  za  żywot  świata«.  Spierali

 

się  tedy  żydzi  między  sobą,  mówiąc:  »Jakoż

 

nam  ten  może  dać  ciało  swe  ku  jedzeniu

?« 

Rzekł  im  tedy  Jezus:

  »Zaprawdę,  zaprawdę 

wam  powiadam:  Jeślibyście  nie  jedli  ciała  Sy­

na  Człowieczego  i  nie  pili  Krwi  Jego,  nie  bę­

dziecie  mieć  żywota  w  sobie...  Albowiem  ciało 

moje  prawdziwie  jest  pokarm,  a  krew  moja

 

prawdziwie  jest  napój....«  Wielu  ich  tedy

 

ucz­

niów  jego  słuchając,  mówiło:  »Twarda  jest  ta 

mowa  i  któż  jej  słuchać

  może?«...  Rzekł  im: 

«Slowa,  którem  ja  mówił,  duchem  i  żywotem

 

są«.  1  odtąd  wielu  uczniów  opuściło  go.  Rzekł

 

tedy  Jezus  do  dwunastu:  »Zali  i  wy  oaejść  chce­

cie?«  Odpowiedział  mu  tedy  Szymon  Piotr: 

i>Panie,  do  kogoż  pójdziemy?  Ty  masz  słowa

 

żywota wiecznego

«. (Sw. Jan VI, 51—68).

Istnieją  w  życiu  Pana  Jezusa  odnośnie  do  Eucha* 

rystii  dwa  wielkie  momenty:  pierwszy,  gdy  daje  obiet* 
nicę  ustanowienia  Najśw.  Sakramentu;  drugi,  gdy  tę 
obietnicę  spełnia.  Obietnicę  ustanowienia  Najświęt* 

szego  Sakramentu  dał  Pan  Jezus  w  Kafarnaum,  wo« 
bec  Żydów  w  synagodze,  spełnienie  zaś  jej  dokonało 
się  wobec  uczniów  w  Wieczerniku.  Ci,  którzy  wierzyli 

Panu Jezusowi, gdy ją dawał, bez trudności uwierzyli

background image

179

Mu,  gdy  ją  spełniał.  W  chwili  jednak,  gdy  ją  dawał, 
wielu  z  nich,  owszem  większość,  nie  chciało  uwierzyć. 

Wydawała  im  się  zanadto  twarda,  niemożliwa  do  przy* 
jęcia.  A  zatem,  a  było  to  logiczne,  opuścili  Pana  Je* 

zusa,  przestali  być  Jego  uczniami  i  zerwali  z  Nim 

wszelką łączność.

Pięć  momentów  Wielkiej  Tajemnicy:  Twierdzenie 

eucharystyczne  Pana  Jezusa  —  zarzuty  ludzkie  — 
odpowiedź  Mistrza  —  ucieczka  wielu  —  wierność 

kilku.

Zarzuty  ludzkie  wobec  twierdzenia  Pana  Jezusa 

zawierają  się  w  tych  słowach:  »Jak  (On)  może?« 
Stąd  ci,  którzy  wierzą,  że  może,  pozostają  Mu  wier* 
nymi;  ci,  którzy  nie  wierzą,  że  może,  opuszczają  Go... 

Tak  jak  działo  się  wtedy,  tak  było  potem,  tak  dzieje 
się do dnia dzisiejszego.

Jak może?

A. 

—  JAK  MOŻE  W  OGÓLE  MIEĆ  POMYSŁ  DANIA 

CIAŁA SWEGO DO POŻYWANIA, A KRWI DO PICIA?

Ci  ludzie  nie  rozumieją,  że  podobna  myśl  mogła 

się  zrodzić  w  czyjejś  głowie.  Wydaje  im  się  dziwaczna 

i  śmieszna.  Jak  można  pożywać  czyjeś  ciało?  Wszy* 
stko  można  oddać  w  życiu,  jak  jednak  można  dać  swe 
ciało jako pokarm? Trudno to pojąć...

Nie  rozumieją  przede  wszystkim  tego,  że  taki  po=

 

mysł nie rodzi się bynajmniej

 vr 

głowie, ale w sercu.

Głowa  sama  nie  mogłaby  natchnąć  do  takiego  czy* 

nu.  Serce  zaś  ma  swoje  tajemnicze  powody,  swoje  po* 
mysły.  Serce  jest  źródłem,  z  którego  wytryska  stru* 
mień  bogaty,  obfity,  toczący  wody  ożywiające.  Serce 

jest źródłem bardziej jeszcze niż rozum.

Gdyby  ci  ludzie  mieli  serca  głębokie  i  mogli 

przypuszczać taką głębię Serca Jezusowego, byliby

12

*

background image

180

zrozumieli,  że  podobny  pomysł  mógł  z  Jego  Serca  wy* 
trysnąć.  Nie  byłby  ich  zdziwił,  a  nawet  czując  ser* 
cem,  pomysł,  płynący  z  Serca,  musiałby  się  im  wy* 

dawać zupełnie naturalny.

Serce  jest  miłością.  Co  charakteryzuje  miłość?  Po* 

trzeba  oddania  się,  aby  dojść  do  całkowitego  z  jedno* 
czenia,  —  pragnienie  pozostania,  gdy  nadchodzi  go* 
dżina  rozłąki,  —  popęd  do  niesienia  pomocy,  gdy  się 
czuje,  że  jest  się  niezbędnym.  Kto  kocha,  wie  o  tym, 
doświadcza  tego  w  sobie  i  stara  się  pragnienia  swoje 
jak  najlepiej  urzeczywistnić,  często  jednak  z  gorzkim 
żalem, nie może tego uczynić.

a) 

Miłość  odczuwa  potrzebę  poświęcenia  się.  —

 

To  znaczy  oderwania  się  od  siebie  samej  i  oddania  się 
komuś  innemu.  Każdą  miłość  czystą  czy  nieczystą, 

zmysłową  czy  duchową,  dręczy  ta  istotna  potrzeba. 
Gdy  się  kocha,  poświęca  się  nawet  te  rzeczy,  do  któ* 
rych  jest  się  najbardziej  przywiązanym;  poświęca  się 
swój  czas,  swoją  troskę,  pieniądze,  myśli,  zdrowie,  ży* 
cie;  poświęca  się  samego  siebie.  A  im  większa  jest  mi* 
łość,  im  bardziej  szczera,  tym  więcej  dąży  do  całko* 
witego  i  ostatecznego  oddania  się.  To,  że  najdosko* 
nalsza  miłość,  jaka  kiedykolwiek  biła  w  sercu  ludz* 

kim  —  miłość  Jezusowa  —  odczuwała  potrzebę  bez* 
względnego  oddania  się,  nie  jest  szaleństwem;  jest  rze* 
czą  normalną.  Szaleństwem  jest  to,  że  kocha  tak  bar* 

dzo,  gdy  się  jednak  raz  przyjmie,  że  kocha,  nie  bę* 
dzie  szaleństwem,  że  chce  się  oddać  całkowicie...  Czyż 
nie  mówi  się  o  matce:  »że  odejmuje  sobie  chleb  od 

ust,  aby  go  dać  swym  dzieciom?«  Gdy  się  jest  Chle* 
bem  żywym,  poświęca  się  siebie  samego  i  daje  się 
drugim do pożywania. Jest to pełnia miłości.

Miłość  nie  znosi  rozłąki.

  —  Nieobecność  jest  wiel* 

ką  boleścią  dla  miłości;  rozłąka  jest  dla  niej  najdo* 
tkliwszą ofiarą. Można to zrozumieć, choćby się na*

background image

181

wet  nie  bardzo  kochało.  A  gdy  się  kocha  bardzo,  mo* 

żna  rozłąkę  zapłacić  chorobą.  Dlatego  to  groźba  roz* 
łąki  rzuca  smutny  cień  na  rozkosze  miłości.  Już  sama 
myśl  o  śmierci,  która  jest  długą  rozłąką  i  początkiem 
długiej  nieobecności,  sprowadza  zwątpienie  o  miło* 
ści..  Być  zawsze  o  ile  możności  razem:  oto  marzenie 
miłości.  Jechać  razem  lub  zostać  razem...  Ale  nie  zo* 
stawać,  gdy  druga  osoba  odjeżdża...  Ale  nie  jechać, 
gdy  druga  osoba  zostaje...  Cóż  innego  oznaczają  łzy 
przy  pożegnaniu?  Co  jest  przyczyną  smutku,  malu* 
jącego  się  na  twarzach  osób,  wypełniających  perony 
dworców  kolejowych!  Dlaczego  wreszcie  ta  najwięk* 

sza  boleść  w  dniu  pogrzebu,  gdy  jedno  odchodzi 
w  trumnie,  drugie  zaś  wraca  samo  z  powrotem  do 
domu?...  Gdy  się  odjeżdża,  pragnąc  zaznaczyć,  że  nie 
chcemy  odjechać  ze  wszystkim,  w  zupełności,  zosta* 

wiamy  pamiątki  jako  świadectwa,  jako  zastawy,  ma* 
jące  nas  zastępować;  bywają  to  listy,  podarunki,  foto* 
grafie  itp.,  w  każdym  razie  coś,  w  co  włożyło  się  naj* 
lepszą  swą  cząstkę,  aby  druga  osoba  to  zachowała... 

Ktoś  kochający,  kto  odjeżdżał,  lub  patrzał  na  rozłą* 
czających się, zrozumie!

Ban  Jezus,  który  przewiduje  wkrótce  powrót  swój 

do  Ojca,  odczuwa  również  boleść  z  powodu  rozłąki 
z  ludźmi  i  pragnienie  pozostania  nadal  wśród  ziem* 
skiej  nędzy.  Czymże  będzie  Eucharystia,  jak  nie  naj* 
wyższym  sposobem  pozostania  nic  tylko  przez  po* 
zostawienie  jakiejś  rzeczy,  ale  przez  pozostawienie  sa* 
mego  siebie,  co  jest  lepszym,  i  jedynie  odpowiada  sta* 
nowczemu  pragnieniu  miłości.  »Jak  może  mieć  myśl 
podobną?*  zarzucają  Żydzi.  »Ponieważ  kocham  — 
odpowiedziałby  Pan  Jezus  —  i  niedługo  muszę 
odejść«.  Na  tę  odpowiedź  każde  wielkie  serce  drga 
żywiej  i  myśli:  »To  rzecz  naturalna...  Zrobiłbym  także 

to samo, gdybym tylko mógł«.

background image

182

c) 

Miłość  pragnie  nieść  pomoc.

  —  Gdy  się  czuje, 

że  jest  się  niepotrzebnym,  gdy  się  wie,  że  świat  nic 
na  tym  nie  straci,  jeśli  się  go  opuści,  odchodzi  się 
z  mniejszym  żalem;  wszystkie  więzy  są  zerwane.  2a* 
den  obowiązek  już  nie  zatrzymuje.  Żaden  głos  bliski 
lub  daleki  nie  prosi:  »Och!  nie  odchodź!«  Pan  Je* 

zus  jednak  zna  swą  wartość  dla  świata;  wie,  jak  bar* 
dzo  świat  Go  potrzebuje;  wie,  że  Jego  obecność  przy* 
nosi  światu  pokój,  radość,  siłę,  życie;  Jego  zaś  nieobec* 
ność  pozbawi  biedną  ludzkość  tego  wszystkiego.  Ludz* 
kość  nie  chce  znać  Pana  Jezusa  i  mało  się  tym  przej* 

muje;  podobna  jest  do  niemowlęcia,  które  nie  zdaje 
sobie  sprawy  z  tego,  co  traci,  gdy  śmierć  mu  matkę 

zabiera.  Ale  Pan  Jezus  wie  to  za  ludzi,  tak  jak  ma* 
tka  za  swoje  maleństwo.  Historia  przyszłych  wieków 
ze  swymi  zadaniami,  pokusami,  nędzą,  przesuwa  się 
przed  oczyma  Pana  Jezusa  aż  do  ostatniej  stronicy. 
Potrzeba,  aby  został.  Jedyną  wymówką,  mówi  Mu 
serce,  mogłaby  być  absolutna  niemożność  pozostania, 
konieczność  odejścia  zupełnego  i  na  zawsze...  Jeżeli 
jednak  może  pozostać,  powinien  to  uczynić.  Matka 

nie  opuszcza  swych  dzieci.  Jezus  Chrystus,  który 

przyszedł  z  nieba  na  ziemię  dla  ludzi,  nie  opuści  ich, 
gdy  powróci  do  nieba...  Powód  bardzo  ważny.  Ego* 
ista  śmieje  się  z  niego.  Obojętny  dla  drugich,  nie  tro* 
szczy  się,  aby  im  pomóc,  gdy  jest  z  nimi,  ani  nie  ma 

zamiaru  dlatego  z  nimi  pozostać.  Ale  egoista  zupełnie 
nic  nie  rozumie.  Słysząc  obietnicę  Eucharystii  mówi: 
»Dlaczego  Chrystus  chce  zostać?  Skoro  ma  odejść, 
niech  idzie!«  Tak,  ale  to  mówi  egoista  w  imieniu  swe* 
go  egoizmu,  którym  kieruje  się  w  wydawaniu  swych 
sądów,  i  w  całym  swym  życiu...  Serce  wspaniałomyśl* 

ne  sądzi  inaczej...  Ono  rozumie,  że  chęć  spieszenia 
z  pomocą  jest  pobudką  pozostania  i  że  na  najwyż* 

szym stopniu użyteczności, pobudka staje się obowiąz*

background image

183

kiem, który miłość nakłada sobie dobrowolnie, i nie 

przyznaje sobie nawet prawa zrzucenia tych zaszczyt*

1

 

nych więzów.

Oto dlaczego powziął taki pomysł! Kocha, a skoro

t

 

kocha, odczuwa potrzebę oddania się, pragnienie po*

zostania i obowiązek pomagania drugim. Największe 

poczynania miłości zrodziły się w największym sercu,

Nie ma powodu do zgorszenia. Należy raczej podzi*
wiać.  Podziw  ten  mniej  odnosi  się  do  Eucharystii  sa* 
mej,  jak  do  miłości,  która  ją  umożliwiła.  Eucharystia 
jest  rzeką;  miłość  zaś  źródłem.  Gdy  źródło  wytrysnęło, 
rzeka  płynie  już  sama.  Niewyczerpane  źródło  miłości, 

wytryskujące z Serca Pana Jezusa jest cudem, którym
nie można się nigdy dość nazachwycać! Żydzi nie ro* 

i

 

zumieli miłości, i dlatego nie mogli także zrozumieć
postępowania Chrystusa.

B.  — JAK MOŻE URZECZYWISTNIĆ POMYSŁ,

KTÓRY JEST TRUDNY NAWET DO POMYŚLENIA?

Jeśli  się  kocha,  samo  pragnienie  oddania  się, 

pozostania,  pomagania,  pod  postacią  żywego  chleba, 

który  by  był  pokarmem,  nie  prowadziłoby  do  ni* 

czego,  jeśliby  nie  umiało  się  tego  urzeczywistnić. 
Że  Pan  Jezus  o  tym  myśli,  marzy,  że  serce  Jego  tego 
pragnie,  bardzo  to  pięknie.  Trzeba  jednak  móc  to 

uskutecznić. Pan Jezus obiecuje, że przemieni chleb

w swoje Ciało do pożywania, a wino w krew swą do
picia, i będzie to czynił zawsze, ażeby ludzie wszyst* 

kich czasów mogli żywić się Nim i korzystać z Jego
obecności...  Bardzo  to  piękne!  Za  piękne,  aby  uwie* 
rzyć, że jest możliwe. Jak Pan Jezus może?

Na pierwsze pytanie odpowiedzieliśmy: »Pan Je* 

zus chce, ponieważ kocha«. Na drugie pytanie od*

powiadamy: »Pan Jezus może, ponieważ chce«. A mo*

i

i

background image

184

że  wszystko,  co  chce,  gdyż  nic  nie  jest  niepodobnego 

u  Boga,  a  Pan  Jezus  jest  Bogiem.  Jeśli  cuda,  bez 

których  nie  mógłby  zapowiedzi  swej  spełnić,  wyma« 

gają  nieograniczonej  potęgi,  której  w  naturze  nic 
oprzeć  się  nie  może,  to  tę  potęgę  Pan  Jezus  posiada. 
Sprawowanie  przez  Niego  najwyższego  urzędu  nau« 
czycielskiego  wykazało  ją  w  całej  pełni.  Wystarczy, 
że  zastosuje  ją  tylko  w  nowym  wypadku.  To  zatem, 
co  dla  ludzi  jest  niemożliwe,  a  dla  Boga  możliwe,  stało 

się  rzeczywistością.  Cudami,  które  kiedy  indziej  do« 

konał,  gwarantuje  nowe  cuda,  które  uczyni,  jeśli  będą 
potrzebne, aby zapowiedź jego się dokonała.

Cuda  Pana  Jezusa  dają  tu  znakomite  świadectwo. 

Uwagi  i  zarzuty,  które  czyni  się  nad  przeistoczeniem 

wina  w  Krew  Pana  Jezusa,  chleba  w  Ciało  Jego  Naj* 
świętsze,  czyniono  również  nad  innymi  cudami,  które 

Pan  Jezus  uczynił.  Jak  może  uzdrowić  ślepych,  żale? 
dwie  dotykając  się  ich  oczów?  Jak  może  uzdrowić 

na  odległość  sługę  setnika  i  córkę  niewiasty  chananej« 
skiej?  Jak  morze  uśmierzyć  burzę  na  morzu,  wycią* 
gnięciem  tylko  ręki?  Jak  może  wskrzeszać  umarłych, 
biorąc  za  rękę  młodzieńca  i  dzieweczkę  lub  wołając 

Łazarza  z  ciemnego  grobu?  Jak  może  sam  zmartwych* 
wstać,  spowity  w  całun  w  grobie?...  A  jednak  Pan 
Jezus  mógł  to  wszystko  uczynić,  skoro  uczynił.  Trędo* 
waty  powiedział  słusznie:  »Jeśli  chcesz,  możesz«. 
Właśnie  to.  Pan  Jezus  wszystko  to  uczynił  i  wszystko 
może  jeszcze  raz  uczynić.  Mniej  jest  potęgi  i  mocy 
w  tym,  co  nazywa  się  cudem,  aniżeli  w  stworzeniu 
świata  i  rozmnożeniu  życia  powszechnego  na  ziemi, 
przez  przeciąg  wiekowej  historii.  Przyzwyczajenie, 
mówi  św.  Augustyn,  przeszkadza  zdziwieniu.  Uważa 
się  za  niemożliwe  zjawiska  mniej  zadziwiające,  jak 
wzrost  ziarnka  zboża,  w  naszym  mniemaniu  za  rzecz 

zupełnie naturalną.

background image

185

Weźmy  pod  uwagę  dwa  wielkie  cuda,  konieczne, 

aby  można  było  pożywać  Ciało  Pana  Jezusa  i  pić 
Krew  Jego  ;  pierwszy,  to  cud  przemiany  —  (wina 

w  Krew,  chleba  w  Ciało)  —  drugi,  to  cud  rozmnożę* 

nia,  —  (w  każdym  chlebie  konsekrowanym  i  w  każ* 

dej  jego  cząsteczce  jest  Pan  Jezus  jednakowo  obecny). 
Czyż  dwóch  podobnych  cudów  nie  uczynił  wcześniej 

na  oczach  wszystkich,  jeden  w  Kanie,  drugi  na  pusz* 

czy?  W  Kanie  podczas  uczty  weselnej,  czy  nie  prze* 
mienił  wody  w  wino?  Dlaczego  więc  nic  mógłby  prze* 
mienić  wina  w  Krew  swoją  Najświętszą?  A  na  pusz* 
czy,  czyż  nie  rozmnożył  dla  głodnej  rzeszy  5  bochen* 
ków  chleba,  aby  móc  5  tysięcy  ludzi  nakarmić? 
Dlaczego  zatem  nie  mógłby  rozmnożyć  swej  obecno* 
ści  w  nieskończoność  na  wszystkie  chleby,  które  są 
na  ołtarzu  i  na  wszystkie  jego  cząsteczki?  Tylko  że 

w  Kanie,  jak  również  na  puszczy,  cud  podpadał  pod 

zmysły  i  rzucał  się  w  oczy.  Widziano  najpierw  wodę, 
a  potem  wino.  Porachowano  pięć  bochenków  chleba, 
a  potem  porachowano  ich  tysiące,  w  które  się  tamte 
rozmnożyły.  Oba  cuda  są  jednakowe!  Widzialny  tu* 
taj,  a  tam  niewidzialny.  Widzialność  pierwszego  nie 
czyni  go  bardziej  możliwym,  niż  niewidzialność  drugie* 
go.  Jedna  i  ta  sama  wszechmoc  objawia  się  w  obydwóch 
wypadkach.  Cuda,  których  dokonanie  można  spraw* 
dzić,  ujawniając  wszechmoc  dokonującą,  poręczają 
cuda  o  skutkach  ukrytych,  uczynione  przez  tego  sa« 
mego  Boga—Człowieka,  przy  użyciu  tej  samej  Jego 
wszechmocy Boskiej.

Kto  może  więcej,  może  również  mniej.  Przemienić 

jakąś  rzecz  w  drugą  jest  rzeczą  łatwiejszą,  niż  zrobić 
coś  z  niczego,  a  na  tym  polega  stworzenie,  dzieło 

Chrystusa  Boga.  Przemienić  jakąś  formę  życia  w  inną, 

jest  rzeczą  łatwiejszą,  niż  zmienić  śmierć  w  życie, 
a tym jest zmartwychwstanie, dzieło Chrystusa Boga.

background image

186

Przemienić  duszę  sprawiedliwą  w  duszę  świętą  jest 

rzeczą  łatwiejszą,  niż  zmienić  grzesznika  w  sprawie* 
dliwego,  a  na  tym  polega  Odkupienie,  dzieło  Chry* 

stusa  Boga.  Jest  rzeczą  trudniejszą  zmienić  grzeszni* 
ków  w  sprawiedliwych,  gdy  ich  wolna  wola  stawia 
przeszkody,  niż  przemienić  wodę  w  wino,  wino  zaś 

w  Krew,  ponieważ  woda  nie  posiada  wolności,  która 
by  się  opierała;  co  się  zaś  tyczy  Krwi  najświętszej, 
wolą  Chrystusa  jest  właśnie,  aby  przemiana  nastą* 
piła...  Gdy  objawia  się  nad  ludźmi  potęga  taka,  jak 
potęga  Chrystusowa,  nieograniczona,  stanowcza,  się* 

gająca  do  ich  najtajniejszych  głębi,  nie  wolno  wątpić 
o  niej  wtedy,  kiedy  to,  co  dokonuje,  jest  mniejsze  od 
tego, co już dokonała...

Jak  może  uczynić  coś  takiego  jak  Eucharystia? 

Dlatego  może,  ponieważ  nic  nie  przeszkadza  woli  Sło* 
wa  Wcielonego,  nieograniczonego  w  swej  wszechmocy 
do  działania,  gdy  tak  chce.  Nie  zawsze  jednak  chce 
uczynić,  co  może;  ale  może  zawsze  wszystko  zdziałać, 

co  chce.  W  przeciwieństwie  do  nas,  którzy  nieudolni 
w  naszych  pragnieniach,  ograniczeni  w  naszych  możno* 
ściach,  chcemy  często  to,  czego  nam  nie  trzeba,  nie 
chcemy  zaś  tego,  co  nam  jest  nieodzowne,  i  jesteśmy 
tak  daleko  od  tego,  aby  móc  uskutecznić  wszystko  to, 
co byśmy chcieli!

C.  - JAK MOŻE CIAŁEM SWYM I KRWIĄ SWOJĄ 

KARMIĆ DUSZĘ NASZĄ?

Chrystus  przede  wszystkim  pragnie  utrzymywać 

w  duszy  życie  duchowe  i  wieczne.  Jaki  udział  mogą 
mieć  w  tym  Ciało  i  Krew  Pańska?  Prawda  ożywia 
umysł;  miłość  serce;  łaska  duszę  całą.  Duch  ożywia 
duszę.  Ale  ciało  i  krew  mogą  żywić  tylko  cielesne 
życie człowieka, najgorsze ze wszystkich rodzajów ży«

background image

187

cia, najbardziej ułomne i znikome. A Pan Jezus po* 
wiada: 

»Kto pożywa Ciało moje, ma żywot wieczny

«.

Mówi  to  dlatego,  aby  przeciwstawić  pokarm,  kto* 

ry  wzbogaca  życie  boskie,  pokarmowi  ziemskiemu, 
który  daje  tylko  życie  doczesne.  Ciało  nie  może  przy* 
nieść  żadnego  pożytku  duchowi.  Czym  jest  jednak 
Ciało  i  Krew  Pana  Jezusa?  Ciało  i  Krew,  przez 
chwalebne  Zmartwychwstanie  przemieniły  się,  udu* 
chowiły,  wyzwoliły  na  zawsze  od  wszelkich  dawnych 
przymiotów  życia  znikomego.  W  Jezusie  Chrystusie 
rzeczywistym,  nieśmiertelnym  i  chwalebnym,  Ciało 
i  Krew  są  nierozłączne  z  duszą,  dusza  zaś  wraz  z  Cia* 
łem  jest  nieodłączna  od  Boga*Człowieka.  Kto  pożywa 
Ciało  Chrystusowe,  pożywa  całego  Chrystusa.  Tak 
samo  w  mowie  ludzkiej  wypowiedzianej  i  usłyszanej, 
słowa  są  formą  myśli,  szatą  jej,  treść  zaś  jest  duszą 

formy.  Człowiek  inteligentny,  który  słucha,  przyj* 

muje  uchem  nierozłącznie  słowo  i  myśl,  którą  zawiera. 
Tutaj  również  ciało  na  nic  się  nie  przyda.  Kto  słu* 
cha  nie  rozumiejąc,  czy  naprawdę  słyszał?  Cieleśnie 
uchwycił  dźwięki,  intelektualnie  nic  nie  skorzystał. 
Trzeba  słuchać  mowy  ludzkiej  równocześnie  duszą 
i  uchem,  jeżeli  się  chce,  aby  pokrzepiała.  W  ten  spo* 
sób  dopiero  słuchana  staje  się  rzeczywistym  pokar* 
mem.

Kto  przyjmuje  Ciało  Chrystusowe  ustami  i  wiarą, 

przyjmuje  całego  Chrystusa:  Krew,  Ciało,  Duszę,  Bó* 
stwo.  Ono  bowiem  zawiera  życie  całkowite,  ducho* 
we,  wieczne,  równocześnie  jest  zadatkiem  życia  nad* 
naturalnego  aż  do  śmierci,  a  po  śmierci  zadatkiem 
zmartwychwstania.  Pan  Jezus  obiecał  to  uroczy* 
ście: 

»Kto  pożywa  Ciało  moje  i  pije  Krew  moją,  ma

 

żywot  wieczny,  a  ]a  go  wskrzeszę

  w 

dniu  ostatecz=

 

nym«.

  Słowa  te,  wypowiedziane  przez  kogo  innego, 

nie miałyby sensu. Powiedziane przez Pana Jezusa,

background image

188

mają  pełne  znaczenie;  działają  to,  o  czym  zapewniają; 
dają  to,  co  obiecują.  W  rzeczy  samej  ten,  który  jest 
Bogiem*Człowiekiem, 

»zmartwychwstaniem  i  życiem«,

 

przynosi  ze  sobą  wszystko,  co  ma  i  czym  jest.  Ciałem 
swym karmi duszę, ponieważ Ciało Jego, to On cały.

Jak  może  nakazać  przyjmowanie  Ciała  i  Krwi

  swo* 

jej pod groźbą śmierci?

Zapewne  jest  to  ze  strony  Pana  Jezusa  wielkie 

uroszczenie.  Prawdopodobnie  nieprawne  dla  kogoś, 
kto  nie  zna  siebie  samego  i  kto  nie  zna  Pana  Jezusa. 
Właściwie  jednak,  aby  móc  dobrze  osądzić  tę  sprawę, 

trzeba  znać  siebie  i  znać  Pana  Jezusa.  Podobnie  zresz* 
tą  chcąc  decydować  o  skuteczności  jakiegoś  pokara 
mu,  trzeba  znać  pokarm,  a  także  i  tego,  który 
ten  pokarm  spożywa.  Kim  jesteśmy?  Kim  jest  Jezus 

Chrystus?  Czym  jesteśmy  bez  Niego?  Kim  jest  Pan 

Jezus  dla  nas?  Gdy  damy  odpowiedź  na  te  konieczne 
pytania,  dochodzimy  do  wniosku,  że  uroszczenie  Pana 
Jezusa  nie  jest  bezprawne,  ale  słuszne,  jeżeli  Pan  Je* 
zus rzeczywiście nas kocha i dba o nasze dobro.

Kim  jesteśmy  sami,  bez  Pana  Jezusa?

  Zbiorowi* 

skiem  brzydoty  i  piękności;  rzuconą  na  pastwę  ży* 
cia  słabością,  którą  obowiązani  jesteśmy  zwalczać,  jeśli 
nie  chcemy,  by  ona  nas  zwyciężyła;  podwójną  i  wręcz 
przeciwną  skłonnością  do  najlepszego  i  najgorszego; 
snem  o  szczytach,  popędem  ku  przepaści.  Jesteśmy 
ludźmi.  To  słowo  oznacza  wszystko:  naszą  nędzę  i  na* 
szą  wzniosłość;  naszą  wielkość,  która  może  każdej 
chwili  upaść;  naszą  słabość,  w  której  działa  nieustan* 

na  nadzieja  wielkości.  Jesteśmy  jak  królowie  ubrani 
w  łachmany.  Wreszcie  rzeczą  politowania  godną: 
pięknym  owocem,  który  toczy  robak.  Nasze  siły  mo* 
ralne  prędko  się  wyczerpują.  Czy  mamy  siłę  potrzeb* 
ną  do  wypełnienia  naszego  wysokiego  przeznaczenia? 
Życie, niestety, mówi nam o tym każdego dnia. Czyż

background image

189

nie  uczy  nas  doświadczenie,  niezależnie  od  długości 

naszego  życia,  o  naszej  ogromnej  i  nader  smutnej  nie* 
mocy  wobec  naszych  obowiązków?  Przykre  i  przej* 
mujące  widowisko  naszego  wnętrza  duchowego!  Jak 
można  sobie  ufać,  skoro  po  obserwacji  siebie  samych, 
wie się dobrze, kim się jest.

Kim  jest  Pan  Jezus  dla  nas?  Kim  stajemy  się

 

przez  Niego?

  Pan  Jezus  nazwał  się  Światłością,  Praw* 

dą,  Drogą,  Pasterzem,  Życiem,  a  więc  Tym,  który 
oświeca  nasze  ciemności,  poucza  naszą  niewiadomość, 
wytycza  kierunek,  prowadzi  nasze  kroki,  wspomaga 
naszą  słabość.  Nazwał  się  szczepem  winnym,  którego 

my  jesteśmy  gałązkami;  co  oznacza,  że  trzeba  być 
z Chrystusem złączonym, aby nie być gałązką martwą.

W  ten  sposób  ma  Pan  Jezus  nam  coś  do  dania, 

czego  nie  posiadamy  w  sobie,  czego  jednak  potrzebu* 
jemy  istotnie,  i  co  możemy  mieć  tylko  przez  Niego... 
Gdy  słońce  udziela  nam  swego  światła,  czy  je  odtrą* 

camy?  Czy  możemy  mu  powiedzieć:  »Po  co  świecisz? 
Mogę  sobie  świecić  sam«.  Słońce  jest  nam  konieczne, 
jak  wszystkiemu,  co  żyje  na  ziemi.  Nie  pozostaje  nam 
nic  innego,  jak  przyjąć  jego  dobroczynne  światło  i  ży* 

ciodajne  ciepło.  Taki  jest  stosunek  Pana  Jezusa  do  nas. 

Pan  Jezus  wie  o  tym.  Wie,  czego  nam  potrzeba,  i  cze* 

go  nam  brakuje.  Posiada  to  i  nam  tego  udziela.  Roz* 

kazując  zaś  przyjąć,  nie  czyni  nic  innego,  tylko  każe 
nam  żyć.  Jest  to  u  Niego  więcej  jak  prawo;  jest  to 

rodzaj  obowiązku  miłości  wobec  stworzeń,  dla  których 
On  sam  nakreślił  przeznaczenie.  Zdanie  zaczęte  sło* 
wami: 

»]eśli  nie  będziecie  pożywać  Ciała  Syna  Czł

o* 

wieczego,  nie  będziecie  mieć  żywota

  w* 

sobie«,

  kończy 

się  w  ten  sposób:  »Pożywajcie  go  zatem,  ponieważ 

musicie żyć«.

Czyż  skutki  pożywania  Ciała  i  Krwi  Pańskiej  nie 

potwierdzają tego pełnego miłości wymagania? Czyż

background image

190

I

nie  jest  prawdą,  że  żyją  i  mogą  wieść  życie  Boże  tylko 
ci,  którzy  żyją  w  Jezusie  Chrystusie?  Przez  kogo 
uświęcali  się  święci?  Przez  Jezusa  Chrystusa.  Z  czego 

rodzi  się  wielka  nędza  ludzka?  Z  braku  Jezusa  Chry? 

stusa w duszach ludzkich. Stąd płynie wniosek: jeżeli 

v

Chrystus  jest  w  duszach,  żyjemy  życiem  nadprzyro? 
dzonym,  jeśli  Go  nie  ma,  życie  nadprzyrodzone  w  nas 

zamiera.  Każdy  wybieg  jest  tutaj  próżny.  Każde  twier? 
dzenie  przeciwne  musi  upaść  wobec  doświadczenia  ży? 

cia.  Nie  pomoże  nic  protestować  pod  pozorem,  że  jest 
rzeczą  upokarzającą  dla  człowieka,  zawdzięczać  zba? 
wienie  i  życie  innym,  niż  sobie  samemu.  Czyż  i  ży? 
cia wegetatywnego również się nie zasila? Czy nie 

1

zawdzięczamy  całemu  wszechświatowi,  gdy  na  niego 
patrzymy,  a  bliźnim,  gdy  ich  słuchamy,  całej 
naszej umysłowej wartości? Czyż przede wszy* 

j

stkim nie łasce zawdzięczamy nasze życie du? 

;

chowne? Czy nie Chrystusowi Panu zawdzięczamy 

!

| nasze Odkupienie? Rodzicom naszym częściowo na? 

!

I  sze  urodzenie?  Bogu  zaś  wszystko?  Po  cóż  więc  uda? 

wać  oburzenie  sztuczne  i  czcze?  Chrystus  jest  życiem 
naszym.  Eucharystia  daje  nam  Chrystusa.  Pan  Jezus 
żąda,  abyśmy  Eucharystię  pożywali,  jeśli  chcemy  zy? 

skać  żywot  wieczny.  Pan  Jezus  ma  prawo  tego  wy? 
magać. Naszym obowiązkiem jest to wypełnić.

Jak może wreszcie Pan Jezus żądać, abyśmy

 wie? 

r

żyli w tę dziwną, prawie szaloną i gorszącą tajemnicę?

Pan Jezus może, ponieważ ma prawo żądać od nas, 

abyśmy Mu we wszystkim wierzyli. Oto ostatni punkt 

wielkiego zagadnienia eucharystycznego.

Eucharystia jest tajemnicą. Nie jest jedyną i naj? 

i bardziej tajemniczą. Są inne. Życie jest pełne tajem? 

nic; wszechświat również; Ewangelia także; Credo tak? 

że; i my także. Dogmat Eucharystii jest jedną z wielu

i

background image

191

tajemnic,  które  Jezus  Chrystus  objawił  ludziom  od 
siebie.  Jego  Bóstwo,  czyż  nie  jest  tajemnicą,  która 
zawiera  w  sobie  wszystko  i  która  gdy  raz  się  ją  przyj* 
mie,  ułatwia  uznanie  wszystkich  innych.  A  przecież 
Pan  Jezus  tę  tajemnicę  ogłosił,  potwierdził,  żądał 
dla  niej  wiary;  błogosławił  tych,  którzy  uwierzyli; 
nazwał  rozsądnymi  tych,  którzy  nie  wątpili.  Czy 
łatwo  uwierzyć  w  nieograniczone  Bóstwo  tego  dziec* 
ka  nowonarodzonego,  które  w  grocie  drży  z  zim* 
na;  tego  młodego  rzemieślnika,  który  pracuje  przy 
warsztacie;  tego  wędrowca  bez  domu  i  bez  pieniędzy; 
tego  człowieka,  który  jada,  pije,  męczy  się  i  śpi  jak 
każdy  inny?  Nie  wszystkie  dni  Jego  życia  były  dnia* 
mi  chwalebnego  Przemienienia  na  górze  Tabor.  Przed 

Zmartwychwstaniem  była  śmierć,  przed  śmiercią  ży* 
cie...  Ileż  zagadnień!...  Ileż  tajemnic?  Bóstwo  tej  isto* 
ty,  konającej  na  drzewie,  noc...  tego  człowieka  związa* 
nego,  ciągnionego  przez  ulice...,  tego  nieszczęśliwego 

z  zawiązanymi  oczyma,  którego  biją  w  twarz  i  uderza* 

ją  pięściami...  Bóstwo  tego  przywiązanego  do  słupa,  któ* 

rego  całe  ciało  drży  pod  razami  biczów;  tego  skazańca, 
który  pada  pod  ciężarem  krzyża;  tego  Ukrzyżowanego, 
który  rzęzi,  jęczy,  nie  zstępuje  ze  swej  szubienicy, 
i  który  umiera...  Bóstwo  tego  umarłego,  spoczywają* 
cego  w  grobowcu,  wykutym  w  skale!...  Jego  Bóstwo!... 
A  jednak  nawet  w  tych  najgorszych  klęskach,  gdy 

wszystko  dawało  powód  do  przeczenia  i  zwątpienia, 

Pan  Jezus  żądał,  aby  weń  wierzono: 

»Ty  jesteś  Chry

 

stus, Syn Boga żywegol«

Była  to  bowiem  prawda;  i  mimo  przeciwnych  po* 

zorów.  Bóstwo  było  jakby  ukryte  w  głębi  Pana  Je* 
zusa.  Zewnętrzna  szpetota,  dla  wnikliwych  oczu  nie  za* 
krywa  piękna  wewnętrznego  duszy.  Chwile  triumfu 
powinny rozjaśnić chwile poniżenia. Można było wie*

background image

192

rzyć, należało wierzyć mimo wszystko w Bóstwo Pa* 
na naszego, Jezusa Chrystusa.

A  dlaczego?  Dowody  były  niezbite  pośród  ogrom* 

nej  burzy,  która  chciała  zniszczyć  drzewo  żywota. 

Dawne  proroctwa  spełniają  się  na  Panu  Jezusie; 

moc  cudowna,  która  objawiała  się  w  Nim  jako  natu« 
ralna,  wszechstronna,  nieograniczona;  świadectwo  Bo* 
ga  Ojca  o  swym  Synu  przy  chrzcie  w  Jordanie  i  na 
górze  Tabor,  nieporównana  świętość  Jego  duszy,  Jego 
bezgraniczna  pokora,  Jego  nieskończone  miłosierdzie, 

Jego  bohaterska  szczerość,  —  wszystko  dawało  Jego 
Słowu  niezaprzeczalne  poręczenie  prawdy.  Gdy  więc 
zapewniał  o  swym  Boskim  pochodzeniu,  gdy  mówił: 

»]a  i  Ojciec  jedno  jesteśmy«,

  gdy  mówił  o  świecie  nie* 

widzialnym,  jako  o  swoim  osobistym  królestwi,  gdy 
na  mocy  prawa  żądał  miłości  ogólnej  i  uwielbienia, 
gdy  słowom  swoim  dał  niezniszczalną  trwałość  wśród 
przemijającego  świata,  należy  spuścić  głowę,  a  otwo* 

rzyć  na  oścież  serce  i  wierzyć.  Wątpić  o  Jego  świadec* 

twie,  znaczyłoby  wątpić  o  Nim  samym;  wątpić  o  Nim, 
znaczyłoby  wątpić  o  Jego  dziełach,  które  przecież  jaś* 
niały  wspaniałym  blaskiem.  I  gdy  rankiem  w  dzień 
Zmartwychwstania  spełniła  się  najdziwniejsza  z  Jego 
przepowiedni,  stało  się  widocznym  dla  kogo  umarł 

i  dla  kogo  zmartwychwstał;  stało  się  jasnym,  że  słowa 

Jego  mówiły  prawdę  i  że  ci  byli  mądrzy,  którzy  wie* 
rzyli  weń  bez  zastrzeżeń... 

»A  wy  kim  Mnie  być  po*

 

wiadacie?  A  Szymon  Piotr  odpowiedział:  Ty  jesteś

 

Chrystus,  Syn  Boga  żywego.  —  Błogosławionyś  jest,

 

Szymonie, że tak mówisz!«

Dlaczego  zatem  wierzymy  w  Eucharystię?  Bo 

Chrystus  nam  to  powiedział.  Jest  to  jedno  z  Jego  słów 

ścisłych,  ważnych  i  uroczystych.  Wierzymy,  jak  wie* 

rżymy  wszystkim  innym  Jego  słowom,  dlatego  że 
pochodzą od Niego i że w Niego wierzymy. Pan Je*

background image

193

zus  ma  prawo,  aby  Go  słuchano,  gdy  mówi,  a  słucha* 

jąc,  aby  Mu  wierzono.  Szaleństwo  ustępuje;  zgorszę* 
nie  znika;  pozostaje  jedynie  Chrystus  nieomylny, 

który  mówi,  i  wierny  uczeń,  który  wierzy.  Tak  się  za* 
chowali  wobec  Pana  Jezusa  Apostołowie,  gdy  im  na 

puszczy  oznajmił  cudowna  tajemnicę  i  gdy  nocą 
w  Wieczerniku  w  Wielki  Czwartek  ją  spełnił.  Gdyby 
się  ich  zapytano,  jak  mogli  wierzyć  w  rzeczy  podobne, 
i  dlaczego  mimo  wszystko  wierzyli  w  nie,  Szymon 

Piotr  wspaniale  wyprostowany  byłby  odnowicdział  sta* 

nowczymi  słowy:  »Jak  i  dlaczego?  Dlatego,  że  Pan 

Jezus  to  mówi  i  że  jest  Synem  Boga  żywego  i  że  ma 
słowa  żywota  wiecznego«.  Dla  najbardziej  wymagają* 
cych  odpowiedź  ta  wystarczy.  Ona  rozstrzyga  osta* 
tecznie.

* * *

»Twarda  jest  ta  mowa!«  —  mruczeli  niezadowoleni 

żydzi,  wyprostowując  swój  kark  mniej  nieugięty  jed* 
nak,  niż  serca...  Ależ  nic!  Przeciwnie,  mowa  ta 
jest  słodka.  Ogłasza  cud,  żąda  wiary,  a  to  jest  tak 
mało  w  porównaniu  z  tvm,  że  daje  —  Chrystusa. 
Mowa  słodka,  która  nokrzeoia  i  pociesza,  która 
zapewnia  nam  droga  Obecność  Pana  Jezusa,  umoż* 

liwia  zjednoczenie,  obiecuje  konieczną  pomoc  nicza* 
stapioncgo  Przyjaciela.  Słodka  mowa.  wypowiedziana 
sercem  i  sercem  słuchana!  Tak  słodka  do  słuchania 
dla  Jedynastu,  gdy  Pan  Jezus  żałosny  i  promienie* 
jacy  radością  podczas  Ostatniej  Wieczerzy,  serdecznie 
ją  wypowiadał...  Tak  słodka  do  słuchania  dla'  wier* 
nych  uczniów,  którzy  z  pokolenia  na  pokolenie  ją 
powtarzają,  aby  słyszeć  w  niej  obietnicę,  że  Pan  Jezus 
pozostanie  z  nami  na  zawsze,  aż  do  skończenia 

świata...

Odpowiedzi Chrystusa

13

background image

Czyż nie trzeba było, 

aby Chrystus cierpiał?

»Dlaczego,  jeśli  innych  zachował,  sam  siebie 

zachować  nie  może?«  —  -»Ponieważ  trzeba  było, 

aby to był cierpiał Chrystus«.

Wielkie zdziwienie.

1.  W  oczach  tych,  którzy  widzieli  Pana  Jezusa 

umierającego  na  Kalwarii,  można  było  wyczytać  słowa: 
»Na  co  tyle  cierpienia  w  tej  śmierci  ?«  Tak  pytali 
w  głębi  swej  duszy  ci,  dla  których  ta  okrutna  agonia 
stanowiła  sprawę  wiary  w  Pana  Jezusa...  »Po  co  tyle 

cierpień  i  na  co  ta  śmierć?«  —  pytali  ci,  którzy  w  głę* 

bi  swego  sumienia  protestowali  przeciw  wielkiej  nie« 
sprawiedliwości,  dokonującej  się  na  krzyżu...  »Na  co 

tyle  cierpienia  i  ta  śmierć  ?«  —  pytali  ci,  którzy  w  głę* 
bi  serca  swego,  w  imię  swej  miłości,  sami  przechodzili 
wewnętrzną mękę.

Dlaczego?  Och!  Dlaczego?  Sam  Jezus  w  pewnej 

chwili,  wśród  ponurych  ciemności,  skarżył  się:  »Boże 
mój! Boże mój, czemuż?«

2.  To  podwójne  pytanie  myśli  i  serca,  wobec  tej 

szubienicy,  na  której  powoli  kona  Chrystus,  wyraził 
Fra  Angelico  w  swoim  wzruszającym  obrazie:  Ukrzy* 

żowanie.  Znajdują  się  na  nim  klęczące  postacie  św. 
Dominika  i  św.  Franciszka,  które  wzrokiem  pełnym 

łez, wyrażają współczucie swych serc. A oczy ich toną*

background image

195

ce  we  łzach,  wyrażają  pytanie,  które  miłość  zadaje 

Boleści...  Za  nimi  stoi  św.  Tomasz  z  Akwinu.  Nie 

płacze.  Patrzy  z  czołem  zmarszczonym,  twarzą  stro* 
skaną,  uwagą  napiętą.  Stara  się  zrozumieć.  A  jego 
wielki 

niepokój 

ducha, 

to 

też 

pytanie, 

które 

myśl  ludzka  zadaje  boskiej  Boleści...  Wszyscy  trzej 
oczekują  odpowiedzi.  Upatrują  jej  w  oczach  i  na 
ustach  konającego.  Nie  czynią  tego  przez  prostą  cie* 
kawość  ani  dla  przyjemności  pytania,  ale  dlatego  po* 
nieważ  wiedzą,  że  odpowiedź  ta,  byłaby  na  resztę  ży* 

cia posiadaniem tajemnicy miłości.

3. 

Trzy  dni później  w drodze do Emaus  dał Chry* 

stus  odpowiedź  dwom  zrozpaczonym  uczniom,  idą* 
cym  do  swego  miasteczka,  którzy  również  nie  rozu* 
mieli  tej  tajemnicy.  Szli  drogą  zmęczeni,  z  głową  spu* 

szczona,  przygnębieni  wszystkim,  co  się  stało.  Skoń* 

czyły  się  teraz  dla  nich  wspaniałe  marzenia.  I  rozma* 

wiali  z  sobą  o  swym  wielkim  rozczarowaniu.  Pan  Je* 
zus  zmartwychwstały  przybliżywszy  się,  szedł  z  nimi 
A po chwili rozmowy, rzekł im te słowa: 

O głupi,

leniwego  serca  ku  wierzeniu  temu  wszystkiemu,  co

 

powiedzieli  Prorocy!  Izali  nie  bvlo  potrzeba,  aby  to

 

byl  cierpiał  Chrystus  i  tak  wszedł  do  chwały  swojej?«

 

Oto  odpowiedź...  I  na  zawsze  pozostanie  odpowiedzią 
na  pytanie  myśli  i  serca  wobec  Pana  Jezusa  ukrzy* 
żowanego...

„Wszystko to, co Pan Jezus wycierpiał".

Pan  Jezus  zniósł  wszystkie  wielkie  cierpienia  ludz-

 

kie.

Cierpienia cielesne.

Proroctwo  mówiło: 

»Od  stopy  aż  do  głowy  nie  ma

 

na  Nim  miejsca  całego«.

  Gdzie  indziej: 

Jam  jest  ro­

bak, a nie człowiek«.

 Albo: 

»Widzieliśmy go, a nie

13

*

background image

196

było  na  co  spojrzeć...,  a  myśmy  go  poczytali  jako  tr

f* 

dowatego...,  a  jakoby  zasłoniona  twarz  jego  i  wzgardzo­

na;  skąd  aniśmy  go  mieli  za  co«.

  Ręce  i  nogi  przybite 

do  krzyża,  wokół  zaś  ran  rozdartych,  krew  zakrzepła... 
Z  głowy,  okolonej  wieńcem  cierniowym,  krew  spływa. 

Spływa  również  z  całego  ciała,  okrutnym  biczowaniem 

poranionego;  usta  otwarte,  oczy  spuchnięte;  od  ude* 
rżeń  pięścią  twarz  posiniaczona;  na  policzkach  i  na 
brodzie  widać  ślady  krwi  i  plwocin.  Gorączką  Go  pali; 
dręczy  pragnienie.  Przez  przeciąg  tych  180  minut,  ja* 

kie  zawierają  trzy  godziny  konania,  z  ich  nieskończoną 
powolnością, bez chwili ulgi, cierpi nieznośne męki.

Cierpienia serca.
Co

  tylko  może  wycierpieć  serce  ludzkie,  wycier* 

piał  Pan  Jezus  od  chwili  rozpoczęcia  Męki  w  Getse* 
mani,  aż  do  chwili,  bliskiej  obecnie,  wejścia  przez  bra* 
mę  grobu  w  krainę  pokoju...  Cierpiał  przez  obojętność 
tych  wszystkich,  którzy  w  takiej  liczbie  przybyli  na 
święta  Wielkanocne  do  Terozolimy,  a  których  Jego 

Męka  nic  nie  obchodziła.  Cierpiał  przez  nienawiść  i  pa* 

trzał  z  krzyża  na  pięści  podniesione  i  twarze  zawist* 
ne;  słyszał  okrzyki,  które  jak  wzburzona  fala  morska, 
wznosiły  się  przeciw  Niemu.  Cierpiał  opuszczenie 
przez  uczniów,  których  kochał  i  wybrał,  a  którzy  opu* 
ścili  Go  w  nocy,  uciekając  na  wszystkie  strony.  Cier* 
piał  wskutek  zaparcia  się  jednego  z  Trzech  najbardziej 
wtajemniczonych  i  słyszał  w  czasie  konania,  co  mówił 

Piotr,  nim  kur  po  raz  pierwszy  zapiał:  »Nie  znam  te* 
go  człowieka!  Przysięgam  wam,  że  Go  nie  znam!« 
Cierpiał  zdradę  jednego  z  Dwunastu.  W  Jego  uszach 
brzmiało  ponure  pozdrowienie  Judasza  pod  drzewami: 
»Bądź  pozdrowiony,  Mistrzu!«  Cierpiał  i  cierpi  nie* 
szczęsne  niezrozumienie  tych,  którzy  chcieliby  Go  po* 
cieszyć, a nie mogą. Cierpiał to dziwne milczenie Ojca,

background image

197

który  w  utrapieniu  Syna  zdaje  się  nie  brać  udziału, 
pogrążony  w  swym  wieczystym  spokoju.  Serce  Chry; 
stusa, podobnie jak Jego ciało, jest jedną raną.

Cierpienia moralne.

Przed  oczyma  Jego  wielkiej  duszy,  czystej  i  świętej, 

przewijają  się  wszystkie  grzechy  i  zbrodnie  całej  ludz; 
kości.  A  orszak  ten,  wciąż  zasilany  na  nowo,  śmieje  się 
szyderczo,  przechodząc  koło  Pana  Jezusa.  Ten  pochód 

niesprawiedliwości,  który  Sanhedryci  prowadzą  z  Get; 
semani  do  Pretorium  i  który  Piłat  prowadzi  z  Preto* 

rium  na  Golgotę.  Ten  pochód  obłudy,  szczególnie 
wstrętnej  u  osób,  które  mimo  swego  faryzeuszostwa 
potrafią  godziny  spędzać  na  modlitwie  w  świątyni.  Ten 
pochód  brutalności,  bluźnierstwa,  grubiaństwa.  Ten 
pochód  bezecncj  ludzkości  z  jej  postaciami  i  uczynka; 
mi...  A  potem  dalej  i  dalej,  poprzez  wieki,  które  prze* 
szły  i  które  przyjdą,  zewsząd  ten  nie  kończący  się  po* 
chód  grzeszników  z  ich  grzechami,  pod  wodzą  szata; 

na...  Pycha,  ustrojona  w  pogardliwe  dostojeństwo,  żą; 
dza  sławy  ze  swymi  ofiarami;  skąpstwo,  opływające 

złotem;  wszeteczność  i  rozpusta...  Pochód  pokoleń,  ni; 

by  jakiś  taniec  posępny,  grobowy,  piekielny  i  równo; 
cześnie  wesoły...  A  każdy  grzech,  jest  jakby  nowym 
policzkiem,  wymierzonym  przez  sługę  w  atrium  Arcy; 

kapłana...  Dusza  Pana  Jezusa,  podobnie  jak  Jego  serce 
i ciało jest jedną raną.

»Czy  to  jest  prawda,  Panie,  powiedział  do  Chrystu; 

sa  św.  Wincenty  Ferier,  czy  to  jest  prawda,  że  tyle 
wycierpiałeś?«  —  »Tak,  mój  synu,  i  jeszcze  wiele  wię; 
cej«.

Pan  Jezus  wycierpiał  wszystko  w  stopniu  najwyż

szym.

Cierpiał w istocie o wiele więcej, ponieważ posiadał

background image

198

tak wielką zdolność cierpienia, jak nikt przedtem ani 
nikt potem.

Podobne  cierpienia  nie  wszystkim  cierpiącym  jed* 

nakowy  ból  sprawiają.  Kamień  nieczuły  i  twardy  nie 
cierpi  pod  uderzeniem  młota.  Ciało  ludzkie  czułe 
i  wrażliwe  wzdryga  się  i  krzyczy.  Ciało  Pana  Jezusa 
w  pełni  młodości,  nieskażonej  i  dziewiczej,  odczuwa 
boleść  z  największą  wrażliwością  i  doświadcza  jej 
w  najwyższym  stopniu.  Jego  serce  czułe,  delikatne,  glę* 
bokie,  szczere,  serce,  które  jest  samą  miłością,  odczu* 

wa  każdą  najdrobniejszą  nawet  boleść;  każde  uderze* 
nie  budzi  w  nim  nieskończony  oddźwięk,  podobny  do 
huku  fal  w  otchłani.  Sumienie  Pana  Jezusa  wolne  od 
grzechu,  dusza  Jego  świetlana,  posiadają  w  najwyż* 
szym  stopniu  zdolność  odczuwania  wszelkiego  zła 
i  cierpienia  nad  nim,  aż  do  najtajniejszych  swych  głę* 
bin.  Zdolność  cierpienia  u  Pana  Jezusa  dorównuje  Je* 

go wielkości.

Sposób  znoszenia  cierpienia  i  tragiczna  zdolność 

cierpienia  w  najwyższym  stopniu,  czynią  z  Pana  Jezu* 

sa  na  Krzyżu  wyjątkową  ofiarę  i  niezrównanego  mę* 
czennika.  Inni  ludzie  także  cierpią,  ale  nikt  na  równi 
z  tym  »Mężcm  Boleścią.  Cel,  dla  którego  przyjął  na* 
turę  ludzką,  to  znaczy  ekspiacja  przez  cierpienie  za 
nasze  grzechy,  sprawia,  że  cierpienia  Pana  Jezusa  są 
tak  niezmierne,  że  ogromu  tego  bólu  nigdy  pojąć  nie 
zdołamy.

Wszystkie te cierpienia były konieczne.

Powiedział  to  sam  Pan  Jezus.  Powinniśmy  Mu  wie* 

rzyć.

1. 

Cierpienia Chrystusa były konieczne, żeby Pro=^

 

roctwa się spełniły.

»Czyż  Pisma,  które  przepowiedziały,  że  tak  będzie, 

nie powinny się spełnić?« W Ps. 21, tzw. »Psalmie

background image

199

Opuszczonego«  jest  proroctwo  o  cierpieniach  Mesjasza. 

W  proroctwie  Izajasza  jest  mowa  o  Jego  ogromnej  nie* 
doli.  Były  w  odległych  wiekach  figury  cierpiącego 

Zbawiciela:  Abel  zabity  przez  Kaina,  Izaak  pod  nożem 
ojcowskim,  Józef  sprzedany  przez  braci,  wąż  miedzią* 
ny  na  krzyżu,  Dawid  w  ucieczce  przez  potok  Cedron. 
Słowa  odnosiły  się  do  Pana  Jezusa,  a  osoby  Jego  wy* 
obrażały.  A  Pan  Jezus  czuł  się  w  obowiązku  wypełnić 
to  wszystko,  co  o  Nim  było  przepowiedziane.  Sta  wszy 
się  kozłem  ofiarnym  za  grzechy  Izraela  i  świata  całe* 

go,  prawdziwym  Barankiem  wielkanocnym,  którego 

tamten  był  figurą,  poszedł  Pan  Jezus  na  Mękę;  każda 
z  Jego  boleści  była  przepowiedziana  i  teraz  się  wypeł* 
niła.  Pan  Jezus  mógł  powiedzieć  w  chwili  swej  śmier* 
ci,  że  wszystko  wypełniło  się  na  Nim,  co  było  o  Nim 
napisane.  Gdyż  Pismo  św.  przeobrażało  Pana  Jezusa, 
dawało  Mu  świadectwo  i  przygotowywało  drogę.  Pan 
Jezus  daje  teraz  świadectwo  Pismu: 

»Oto  skończy  się

 

wszystko,  co  napisane  jest  przez  Proroków  o  Synu

 

Czlowieczym«,

  powiedział  Pan  Jezus  ze  smutkiem, 

wstępując do Jerozolimy.

2. 

Cierpienia  Chrystusa  były  konieczne  dla  złoże•

 

nia doskonałego zadośćuczynienia za grzechy ludzkie.

»Bez  przelania  krwi,

  mówi  św.  Paweł, 

nie  ma  od*

 

puszczenia«.

  A  pan  Jezus  ogłasza  w  Wieczerniku: 

»Ta  jest  Krew  moja,  która  za

  was 

i  za  wielu  będzie

 

wylana na odpuszczenie grzechów«.

Cierpienie,  przyjęte  dobrowolnie  na  siebie  przez  wi* 

nowajcę,  ma  wartość  pokuty.  Znoszone  przez  niewin* 
nego  za  grzesznika,  ma  wartość  odkupienia.  Przy  czym 
wielkość  cierpienia  wyrównuje  wielkość  grzechów.  Na 
czym  polega  i  czym  mierzy  się  zbawcza  wartość  cier* 

pienia?  Na  godności  moralnej  tego,  który  je  znosi,  na 
wielkości  miłości,  która  je  przenika.  Z  tych  dwóch 
powodów cierpienie Chrystusa jest nieskończone. Ze

background image

200

względu  na  Jego  Osobę  nabiera  wartości  nieskończo* 
nej;  przez  miłość,  jaką  w  nie  wkłada,  sięga  najwyż* 

szych, możliwych szczytów skuteczności Odkupienia.

Ściśle  mówiąc,  żadne  cierpienie  Chrystusa  nie  było 

konieczne  dla  zbawienia  ludzkości.  13óg  mógł  bez 

tych  cierpień  przebaczyć,  gdyby  chciał.  Zęby  jednak 
zadośćuczynienie  było  doskonałe  i  aby  tam,  gdzie  ob* 
fitowała  nieprawość,  przeważało  miłosierdzie,  potrzeba 
było  tej  boleści.  Aby  Odkupienie  było  pełne,  Chrystus 

przyjął  na  siebie  grzechy  ludzkie  w  celu  zadośćuczyń 
nienia  za  nie,  w  sposób  odpowiadający  jakości  i  cięż* 
kości tych grzechów.

Istnieją  grzechy  ciała.

  Pan  Jezus  odpokutował  je 

cierpieniami  ciała.  Jego  męczarnie  odpowiadają  naszej 
nieczystości;  Jego  pragnienia  naszym  grzesznym  na* 
miętnościom;  rany  całego  Ciała  naszej  zmysłowej  mię* 
kości;  wyczerpanie  całej  istoty  naszemu  użyciu  zmy* 
słowemu.

Istnieją  grzechy

  serca.  Pan  Jezus  odpokutował  je 

cierpieniem  swego  serca.  Jego  samotność  była  wyna* 
grodzeniem  za  poszukiwanie  przez  nas  grzesznego  to* 
warzystwa,  Jego  opuszczenie  za  powtarzające  się  grze* 
chy  wszelkiej  zmysłowości,  Jego  wzgarda  za  szalone 
zabawy  i  uciechy  w  grzesznym  towarzystwie.  Jego  głę* 
boki  smutek  z  powodu  opuszczenia,  Jego  ciężkie  utrą* 
pienie  wskutek  zdrady  odpowiadają  nieuczciwym  mi* 
łostkom i bezwstydnym uciechom.

Istnieją  grzechy  ducha.

  Pan  Jezus  odpokutował  je 

cierpieniami  duszy.  Jego  poniżenia  wynagradzają  za 
naszą  pychę.  Jego  milczenie  wśród  obelg  za  nasze 
bluźnierstwa.  Jego  smutek  opuszczenia  przez  Ojca 
wynagradza  nasze  niedowiarstwo,  a  Jego  cierpliwość 

nasze bunty.

Cierpienie  Chrystusa  i  grzech  ludzki  odpowiadają 

sobie z jednego krańca świata do drugiego. A cierpie*

background image

201

nie,  ponieważ  jest  cierpieniem  Pana  Jezusa,  woła  glo* 
śniej  wobec  Sprawiedliwości  niż  grzech,  który  pocho* 

dzi od nas.

3. 

Cierpienie  Chrystusa  było  konieczne  dla  pozna*

 

nia nędzy ludzkiej.

Pan  Jezus  powiedział: 

»Sądzi  się  o  drzewie  z

  owo­

ców 

jego«.

  Powiedzmy:  »Sądzi  się  o  upadku  według 

wielkości zadośćuczynienia, jakiego upadek wymaga«.

Kiedy  zbrodniarz  zdaje  sobie  najlepiej  sprawę  ze 

swego  czynu?  Wobec  swej  ofiary.  Przypomnijcie  so* 
bie  Kaina...  Gdzie  czyta  cudzołóżca  najlepiej  swoją 
winę?  W  zasmuconych  oczach  swej  małżonki,  w  zgnę* 
bionej  twarzyczce  czystego  dziecięcia,  które  na  niego 
patrzy.

Kiedy  zrozumiemy  najlepiej  wielkość  grzechu? 

W  obliczu  Chrystusa  cierpiącego  na  krzyżu.  Nędza 
grzechu  pozostaje  niezrozumiana,  dopóki  nie  oglądamy 
go  w  smętnej  jasności  Krzyża.  Jego  złość,  jego  ciężkość, 

wstręt  jakim  przejmuje  Pana  boga,  hańba,  którą  spro* 

wadza  na  człowieka,  jego  rzeczywista  brzydota,  wszy* 
stko  to  pozostaje  w  cieniu  tak  długo,  dopóki  Ofiara, 
ze  szczytu,  na  którym  kona,  nie  oświeci  mordu  i  mor* 
dercy.  Wszystko,  co  się  zawiera  w  grzechu,  należy  czy* 
tać  w  księdze  cierpień  umierającego  Zbawiciela.  Ojco* 
wie  Kościoła  powiedzieli:  Grzech  ludzki  zabił  Chry* 
stusa.  Faryzeusze  ze  swoją  nienawiścią,  Judasz  ze 
swym  zdradzieckim  pocałunkiem,  Piłat  ze  swą  niespra* 
wiedliwością,  żołnierze  ze  swymi  biczami,  oprawcy  ze 

swymi  gwoździami,  wszyscy  byli  tylko  sługami  grze* 

chu.  Stwierdzenie  tego  nie  jest  żadnym  mędrkowa* 
niem, ale wyrażeniem ścisłej prawdy.

Można  powiedzieć,  że  krzyż,  na  którym  wisi  Zba* 

wienie,  jest  drzewem  życia,  zasadzonym  przez  miłość. 
Można  jednak  także  powiedzieć,  że  jest  drzewem  śmier* 
ci, zasadzonym przez grzech, na którym wisi boleść.

background image

202

Boleść  natury  ludzkiej  Boga—Człowieka!  Przyczynę 

sądzimy  wedle  skutków.  Co  spowodowało  Mękę 
Chrystusa  Pana?  Jego  miłość  i  grzech  nasz.  Męka  ta 
odkrywa  ogrom  jednego  i  drugiego.  Krzyż  kalwaryj* 
ski  staje  się  miejscem  duchowego  spotkania  wszyst* 
kich  tych,  którzy  chcą  zrozumieć  miłość  Boga,  patrzą 
na  Jego  cierpienia,  a  patrzą  i  dlatego,  aby  poznać  złość 

grzechu.  I  tak  na  tej  samej  twarzy,  ten  sam  smutek  mo* 
że  równocześnie  oznaczać  wielkość  czyjejś  miłości 
i  wielkość  czyjejś  złości.  Mniej  piękny  do  oglądania 

i  mniej  ponętny  jest  grzeszny  owoc,  gdy  go  się  osądza 
nie  według  rozkoszy,  jaką  się  w  nim  znajduje,  ale  we* 
dług  okrutnej  boleści  Pana  Jezusa,  który  zań  za* 
dośćuczynił.  »0  grzechu,  przeklęty  grzechu,  ty  byłeś 
przyczyną  tego  oceanu  cierpień,  w  którym  oglądamy 

ofiarę  naszego  zbawienia!*  Grzech  uśmiecha  się  ocza* 
mi  kusiciela,  a  plącze  oczami  Ukrzyżowanego,  —  i  to 
jest  jego  rzeczywistość.  Aby  poznać  śmierć,  trzeba  iść 
na  cmentarz  i  oglądnąć  w  głębi  grobów  rozkładające 

się  trupy;  aby  poznać  grzech,  trzeba  iść  na  Golgotę, 
zobaczyć konającego Baranka na Krzyżu.

4. 

Cierpienie Chrystusa było konieczne dla okaza*

 

nia najwyższej miłości.

Pan  Jezus  powiedział  te  słowa: 

Większej  nad  tę  mi‘

 

łości  żaden  nie  ma:  aby  kto  duszę

  swą 

położył  za  przy*

 

jaciół swoich«.

Kto  kocha  szczerze,  głęboko,  nie  może  nie  chcieć, 

aby  w  niego  wierzono.  Dowieść,  że  kocha,  dać  tego  nie* 
zaprzeczalne  dowody,  jest  zawsze  marzeniem  i  ciągłym 
usiłowaniem  serca.  Tak  dobrze  powiedzieć  jest  sobie: 
»Kocham:  a  on  w  to  wierzy!«  Tak  smutno  zaś:  »On  nie 
wierzy,  że  go  kocham.  A  przecież  go  kocham!«  Wielka 

a  zapoznana  miłość  ze  smutkiem  opuszcza  oczy  nie 
wiedząc,  co  należy  jej  jeszcze  zrobić,  aby  w  nią  uwie* 
rzono...

background image

203

Jakie  są  dowody  miłości?  Myśleć  często  o  kimś, 

nawet  wbrew  swej  woli;  czuć  się  szczęśliwym  w  obecs 
ności  czyjejś,  boleć  w  razie  jego  nieobecności;  niepos 
koić  się  wciąż  o  tego,  który  odszedł,  i  słyszeć  w  głębi 
serca  wydzwaniane  bezustannie  jego  imię;  wyznawać 
miłość,  ustawicznie  oświadczać  swą  tkliwość;  troszczyć 
się  więcej  o  czyjeś  szczęście  niż  o  swoje  własne;  wszy* 
stko  to  są  oznaki  miłości.  Nic  są  one  jednak  największe. 
Daje  się  wielkie  dowody  miłości  wtedy,  gdy  jest  się 
zdolnym  do  poświęceń,  do  ofiar,  które  dużo  kosztują; 
gdy  się  poświęca  czas,  pieniądze,  zdrowie,  trud;  gdy 
się  jest  gotowym  oddać  życie;  gdy  je  się  w  istocie 
oddaje,  gdy  się  umiera  za  umiłowanego.  Cala  zatem  dys 
skusja  powinna  ustać,  wszelkie  zwątpienie  zniknąć. 
Jakież  wyznanie  równać  się  może  z  tym  milczeniem 
dobrowolnej  śmierci?  Czyż  może  zaprzeczyć  mąż  mis 
łości  swej  żony,  gdy  życie  za  niego  oddała?  Czyż 
może  zaprzeczyć  dziecię  miłości  swej  matki,  jeśli 
umarła,  aby  ono  żyło?  Czy  Ojczyzna  zaprzeczy  mis 
łości  swych  synów,  gdy  polegną  za  nią  na  polu  bitwy? 

Czyż  wreszcie  zaprzeczy  człowiek  miłości  Boga  dla 

siebie  w  Jezusie  Chrystusie,  gdy  widzi  Jego  dobros 
wolne  konanie  i  śmierć  na  krzyżu?  Czy  potrzeba 
większych dowodów, aby zrozumieć i uwierzyć?

Ukazuje  blizny  swych  ran.  1  słusznie!  Mówią  one 

o  cierpieniu,  jakie  zadały  rany.  Gdy  na  poranionym 

ciele  Chrystusa  umierającego  znajduje  się  tyle  ran 
krwawiących,  które  tak  wymownie  mówią  o  Jego  mis 

łości,  nawet  skały  dałyby  się  tym  wzruszyć.  Czyż 

skały  Golgoty  nie  rozpadły  się  w  chwili  śmierci  Pana 

Jezusa?... 

^Większej  nad  tę  miłość  żaden  nie  ma,  aby

 

kto  duszę  swą  położył  za  przyjaciół  swoich

«. 

Pan  Je

zus miłość tę potwierdza i udowadnia na krzyżu.

Istnieje  jednak  jeszcze  większa  miłość,  niż  umrzeć 

za przyjaciół. Jest to miłość dla tych, którzy mimo

background image

204

to,  że  się  ich  kocha  i  umiera  za  nich,  nie  kochają  wza* 

jemnie.  Jest  to  śmierć  za  tych,  którzy  widząc  umiera* 

jącego  za  nich,  szydzą,  wyśmiewają  się,  znieważają 
i  odrzucają  go,  jak  kamień  w  bezdenną  otchłań  za* 
poznanej  miłości.  Jest  to  umrzeć  dla  tych,  których 

się  tak  bardzo  kocha,  a  którzy  ponieważ  nie  kochają 
wzajemnie,  nie  chcą,  aby  ich  kochać,  i  zabijają.  Na  tę 

wyżynę  miłości,  ponad  którą  nie  można  już  nic  więk* 
szego  uczynić  ani  pomyśleć,  wstąpił  Pan  Jezus.  Umarł 
bowiem,  słuchajmy  dobrze,  nie  tylko  za  Jana,  Magda* 

lenę,  uczniów,  święte  niewiasty,  które  płakały  ze 

współczucia,  ale  za  faryzeuszów,  katów,  Piłata,  Juda* 
sza,  za  wszystkich  tych  zbrodniarzy  na  wzgórzu  i  za 
wszystkich  faryzeuszów,  katów,  złych  łotrów,  Piłatów, 
Judaszów,  grzeszników  po  wszystkie  czasy...  Umarł  za 
tych, którzy Go nie kochali i nigdy kochać nie będą.

Oto  kilka  lat  temu  pewna  sławna  i  niewierząca  ar* 

tystka  przybyła  na  wieczór  do  pewnego  pałacu  na 
przyjęcie.  Po  skończonym  występie,  udała  się  do  swe* 
go  pokoju.  Wisiał  tam  na  ścianie  wielki  Krucyfiks. 

Poddając  się  nieświadomie  mocy  tajemnej,  zaczęła 

mu  się  przypatrywć.  Patrzała  na  niego  długo,  długo, 
zadziwiona,  zamyślona,  wzruszona.  Pod  wpływem  cu* 

downego  oświecenia,  zrozumiała.  Nazajutrz  po  wyjeź* 

dzie,  odkryto  napisane  ołówkiem  pod  krzyżem  te  słowa: 

»Oto  co  się  czyni  z  miłości!«  Tak!  A  gdy  tę  miłość 
okazuje  Bóg,  dowodu,  który  daje  tym  samym,  i  który 

trwa  na  zawsze,  nie  można  ani  zapomnieć,  ani  weń  po* 

wątpiewać!  Szukajcie,  jeśli  wola,  nie  znajdziecie  jed* 

nak  nic  innego  i  większego,  przez  co  zapewniłby  nam 
Pan Bóg swoją wieczną miłość.

5. 

Cierpienia  Chrystusa  byty  konieczne  dla  zwy­

cięstwa miłości.

Pan  Jezus  powiedział: 

»Gdy  będę  podwyższony,

 

wszystko za sobą pociągnę«.

 Prorok powiedział: »Zo*

background image

205

baczą,  kogo  ukrzyżowali*.

  Wielu  widząc  Pana  Jezusa 

ukrzyżowanego  pozna,  jak  bardzo  ich  ukochał  i  un\i« 

łuje Go wzajemnie.

Pan  Jezus  chce,  aby  Go  kochano,  ponieważ  miłość 

jest  dla  Niego  największym  szczęściem,  prawdziwą 
pięknością,  czystą  zasługą  życia  ludzkiego.  Pan  Jezus 
ma prawo do tej miłości, ze względu na swoją miłość.

Nie  mógł  dać  większych  dowodów  miłości,  jak 

umierając  śmiercią  bolesną  i  świętą.  Nie  mógł  lepiej 

zdobyć  miłości,  jak  przez  nia.  To,  co  zdaje  się  być  naj* 
większą  klęską  Jezusa  Chrystusa,  jest  w  rzeczy* 
stości  Jego  stanowczym  zwycięstwem...  Istnieją  z  pew« 
nością  inne  powody  kochania  Pana  Jezusa  i  zacho* 
wują  swą  wartość.  Ale  przede  wszystkim  —  nie  na« 
leży  się  temu  dziwić  —  zdobył  Pan  Jezus  miłość 
świata, 

jako 

Ukrzyżowany. 

Mówiła 

św. 

Teresa 

z Awili:

»Albo ty myślisz, o Ty wieczny, żywy.
Że Ciebie kocham za przyszłe nagrody,
Za obiecane w królestwie Twym gody...

Ja Ciebie kocham — żeś był nieszczęśliwy,
Że przebolałeś tu wszystko, co boli.
Że zniosłeś wszystko, co tylko poniża,
Ty, Bóg — w kajdanach cielesnej niewoli,
Ty, Bóg — przez katów prowadzon do krzyża!...

Ta Ciebie kocham za Twoje konanie 
I za śmierć wiecej, niż za zmartwychwstanie! 
Bo mi sie zdaje, że Tv zmartwychwstały 
Nie tyle biednej potrzebujesz sługi...

Widuję w celi tej krzyż Twój męczenny 

I na tym drzewie oglądam Twe ciało,

background image

206

Ostatkiem światła jeszcze tlące biało,

Gdy wszystko wokół, jak w grobie sczerniało.

Ty i ja Panie — nikt więcej — my sami —
Tak bliscy siebie, a tak rozdzieleni —
Bo ja tu w dole, pod Twymi stopami,

A Ty nade mną, w tej strasznej przestrzeni,
Do kłód tych z cedru przybity gwoździami! 
Zrazu ja klęczę w milczeniu — a cała 
Drgająca ciałem od mąk Twego ciała;
Kolcują w skroniach mi kolce Twych skroni, 
Rwą mnie w mych dłoniach żelaza Twych dłoni — 

W boku mnie szarpie boku Twego rana —

I choć tum w dole, takem z Tobą zlana,

Żem z Tobą w górze tam ukrzyżowana!*

(Z. Krasiński).

Wielu  ludzi  w  formie  daleko  prostszej  i  mniej 

wzruszającej  powtarza  te  same  słowa  od  dwóch  tysię* 
cy  lat,  co  Święta!  Gdy  Apostoł  Paweł  oświadczał, 
że  nic  nie  wie  ani  nie  chce  znać,  ani  niczego  pragnąć, 
jak  tylko  Jezusa  i  to  ukrzyżowanego,  mówił  to  dla* 
tego,  że  w  Jezusie  ukrzyżowanym  zawiera  się  cała  mi* 
łość  Boga  dla  nas,  i  cały  dowód  miłości,  dla  której  no* 
winniśmy  Go  ukochać.  Nie  wolno  było  Marii  Ma* 
gdalenie  dotknąć  nóg  Zmartwychwstałego,  mogła  jed* 
nak  dotykać  czołem,  oczami  i  ustami  nóg  Ukrzyżo* 
wanego.  Tutaj,  zawsze  tutaj,  do  stóp  Ukrzyżowanego, 
powraca  instynktownie  serce  ludzkie.  Raczej  spieszą 
wzruszone  tłumy  ludzi  uczcić  Ukrzyżowanego,  przy* 

nosząc  mu  swoją  miłość,  niż  uczcić  radosne  Prze* 
mienienie  Pańskie.  Wielkie  krzyże  przy  drogach, 
na  rozstajach  i  placach;  małe  krzyże  na  stołach 

i ścianach naszych domostw, małe krzyżyki na łańcu*

background image

207

szkach  na  piersiach  są  dla  nas  całym  Chrystusem. 
Wśród  wszystkich,  którzy  Pana  Jezusa  kochają,  nie 
ma  nikogo,  kto  by  nie  kochał  Go  przede  wszystkim 
konającego  na  krzyżu.  A  jest  wielu,  którzy  kochają 

Pana Jezusa tylko z tego powodu...

6. 

Cierpienie  Pana  Jezusa  było  konieczne,  jako

 

nauka duchowna dla naszego bolesnego życia.

Pan  Jezus  powiedział: 

»Nie  ma  ucznia  nad  Mi

strza...  Dałem  wam  przykład,  abyście,  jakom  ja  wam

 

uczynił, tak i wy czynili^.

Gdyby  nie  było  cierpienia  w  naszym  życiu,  nie  by* 

łoby  potrzeby  przystosowania  się  do  niego.  Inni 
udzielają  nam  lekcji  muzyki,  malarstwa,  śpiewu,  bo* 
ksu,  szycia,  gotowania.  Jest  to  ich  specjalność.  Ukrzy* 

żowany  daje  nam  wielką  naukę  cierpienia;  to  Jego 
specjalność.  Ona  kosztuje  więcej  tego,  który  naucza, 
ale  oddaje  najwspanialszą  przysługę  tym,  którzy 
z niej korzystają.

Umieć  znosić  cierpienia  nie  jest  rzeczą  łatwą.  Umieć 

dobrze  cierpieć  jest  rzeczą  nadzwyczaj  trudna.  Nie* 
mniej  jednak  jest  to  konieczne.  Kto  mógłby  być  na* 

uczycielem  tej  trudnej  umiejętności?  Czy  ludzie 
szczęśliwi?  Na  pewno  nie;  ich  nauki  byłyby  żuchwa* 
łością.  Mówcy?  Także  nie;  ich  mowie  brakowałoby 

świętego  namaszczenia.  Bohaterzy  cierpienia?  Tak, 

oni  jedni.  Ponad  wszystkimi  bohaterami  cierpienia 

w  dziejach  ludzkości,  znajduje  się  Maż  boleści.  Szcze* 
golnie  w  czasie  tych  godzin,  gdy  był  samym  cierpie* 

niem,  konaniem,  bezgranicznym  smutkiem.  Modlitwa 

Pana  Jezusa  uczy  ludzi  modlić  się;  dobroć  Jego,  ko* 
chać;  cnota,  żyć.  Cierpienie  Jego  uczy  cierpieć.  Krzyż 
był  Jego  ostatnią  kazalnicą,  z  której  słowami  i  milczę* 
niem  wypowiedział  swą  ostatnią  naukę.  Najwymow* 
niejsza  ze  wszystkiego,  wzruszająca  wymową  okrut* 

nej, wspaniale zniesionej boleści. Znosić cierpienie

background image

208

z  cierpliwością,  bez  buntu,  bez  narzekań;  cierpieć 

z  modlitwą  na  ustach  i  z  miłością,  cierpieć  bez  urazy 
dla  sprawców  cierpienia,  cierpieć  całując  rękę,  która 
uderza,  i  przebaczaiac  katom,  którzy  biją  —  to  znaczy 

cierpieć  dobrze.  W  ten  sposób  znoszone  cierpienie 
staje  się  najwyższą  zasługą  i  chwałą  dla  cierpiącego. 
Kto  jest  lepszym  nauczycielem  cierpienia  niż  Chry* 
stus?  Kto  zdobył  większe  prawo  nauczania  mądrości 

ciemienia?  Wśród  cierpiących  Pan  Jezus  zdobył  pierw* 
szeństwo  w  cierpieniu.  Jego  zaś  korona  cierniowa  zać* 
miewa  wszystkie  wieńce  laurowe,  że  naprawdę  jest 
tylko jeden Nauczyciel cierpienia; Jezus Chrystus.

I  co  za  Nauczyciel!  I  jakich  uczniów  wyrobił, 

sobie  w  osobach  tylu  męczenników,  świętych  i  boha« 
terskich chrześcijan!

Czy  można  powiedzieć,  że  jest  to  nauka  zbytków* 

na.  iak  gra  na  harfie  lub  język  sanskrycki?  Niestety! 
Gdyby  to  można  było  powiedzieć,  byłoby  to  dowo* 
dem.  że  ludzkość  bez  cierpienia,  jest  ludzkością  bez 
grzechu...  Można  nie  znać  wielu  rzeczy,  nie  tracąc  na 
tym  wiele.  Musi  się  znać  cierpienie,  jeśli  dusza  nie 
ma  być  narażona  na  stratę  swych  najlepszych  wartości, 
życie zaś swego najwyższego celu.

Czy  Ewangelia  byłaby  naprawdę  »dobra  nowina«, 

gdyby  wykreślono  z  niej  opowiadanie  o  Męce  Pań* 
skiej?  Pozostałaby...  reszta,  która  iest  również  piękna, 
ale  usunietoby  stronice  ostatnie,  które  zawierają  dla 
życia  i  dla  dusz  naukę  najniezbędniejszą  i  naitrud* 
nieisza. niezaprzeczalną naukę heroicznego przykładu.

7. 

Ciemienia  Pana  Jezusa  były  konieczne  dla  na*

 

szej pociechy.

Sw.  Paweł  pisze: 

Albowiem  nie  mamv  arcykapła

a

 

na.  który  by  nie  mógł  się  ulitować  nad  słabościami

  na» 

szvmi.  lecz  doświadczonego  we  wszystkim  na  podo

a

 

bieństwo, oprócz grzechu

«. Pan Jezus powiedział

background image

209

przedtem: 

»Pójdżcie do mnie wszyscy, którzy pracuje­

cie i obciążeni jesteście, a ja

 was 

ochłodzę...«

»Czego  potrzeba,  pyta  św.  Tomasz,  aby  być  do* 

skonałym  pocieszycielem?  Dwóch  rzeczy:  najpierw 

samemu  doświadczyć  cierpienia,  bo  jeśli  się  nie  cier* 
piało,  nie  rozumie  się  zupełnie  cierpienia  drugich,  — 
a  po  wtóre  zwyciężyć  swe  cierpienie,  w  przeciwnym 
bowiem  razie  mieszając  swoją  porażkę  do  cierpień 
pocieszanych,  zniechęca  się  ich  zamiast  pomagać«.  Głę* 

bokie  to  słowa.  Mówią,  że  Chrystus  jest  pocieszycie* 
lem.

Pan  Jezus  może  pocieszyć,  gdyż  sam  wiele  cier*

 

piał.

  Przez  cierpienie  zyskał  prawo  pocieszania,  bez 

narażania  się  na  zarzut,  (gdyby  nie  był  cierpiał),  że 
cierpienia  nie  rozumie.  Skoro  doświadczył  wszystkich 
boleści,  rozumie  je  wszystkie  i  każdą,  u  wszystkich 
i  u  każdego.  Zna  je  doskonale.  W  tym  znaczeniu  uży* 

wa  się  tych  słów  powiedzianych  o  Panu  Jezusie: 
»Znał  wszystko,  co  było  w  człowieku«.  Jego  oczy  we 

łzach  mogą  się  uśmiechać  do  ócz  załzawionych; 
Jego  usta  bólem  skrzywione  przemawiać  do  cierpią* 
cych;  Jego  Serce  umęczone  może  słodko  przyzywać 
serca  zbolałe.  Każdemu,  kto  przychodzi  do  Niego, 
może  powiedzieć:  »Tak,  przypominam  sobie.  Ja  też 

to  wycierpiałem,  a  było  bardzo  przykre«.  W  ten  spo* 
sób  przyczyna  cierpień  Pana  Jezusa  staje  się  natu* 
ralną  przyczyną  naszej  pociechy.  Jak  dobrze,  jak 
słodko,  jak  bardzo  skutecznie  jest  zbliżając  się  do 
Pana  Jezusa,  słyszeć  Go  szepcącego:  »Rozumicm! 
Odczuwam!«  Ból  rozumiany  jest  w  połowie  uleczony, 
i  kto  ośmieliłby  się  przeczyć  nieporównanej  słody* 
czy  łez  wylanych  u  stóp  Pana  Jezusa,  nieporównanej 
pociesze  słów,  które  z  wysokości  krzyża  padają  jedne 

po drugich na zbolałe serce ludzkie.

Pan Jezus może pocieszyć, bo sam zwyciężył cier*

U

OdpowieiUi Chrystuia

background image

210

pienie.

  Jego  tajemniczy  głos  w  głębi  duszy  nie  jest 

głosem  smutnym  i  zgnębionym;  nie  głosi  gorzkiego 
zwątpienia  ani  rozpaczy,  ale  jest  głosem  zwycięskiej 
boleści  i  bolesnego  zwycięstwa,  który  podtrzymuje, 
ożywia,  zapala.  Z  cierpienia  bardzo  przykrego  czyni 
cierpienie,  pełne  pociechy...  Cierpienie,  które  po* 
chylą  czoło  i  łamie  siły,  przeradza  w  cierpienie,  któ* 
re  podnosi,  umacnia  i  pobudza  do  działania,  cierpie* 
nie  niezliczonych  bohaterów  chrześcijańskich  —  zna* 
nych  i  nieznanych,  którzy  nie  przyszli  do  Pana  Je* 
zusa  ukrzyżowanego  po  pieszczotę  Jego  oczu  i  rąk, 

ale  prosili  o  potrzebną  odwagę,  i  otrzymali  ją,  w  prze* 
ciwnym  bowiem  razie  boleść  pozostałaby  boleścią  bez* 
płodną.

Cierpienia  Chrystusa  były  potrzebne  dla  naszej 

pociechy.  Gdyby  nam  Pana  Jezusa  zabrakło,  do  kogo 

się  udamy?  On  tylko  sam  posiada  słowa  żywota 

wiecznego  i  sam  tylko  może  dać  skuteczną  pociechę. 

Cóż  mogą  nawet  najbardziej  szczerzy  i  najgłębiej 

współczujący  ludzie?  Choćby  pragnęli  pomóc  jak 
najgoręcej,  nie  potrafią.  Pochłonięci  własnymi  tros* 

kami,  często  zgnębieni  przez  nie,  mają  dość  włas* 
nego  krzyża,  bez  obciążania  się  cudzym.  Cyrenej* 
czyk  bardziej  potrzebował  Pana  Jezusa,  niż  Pan  Je* 
zus  Cyrenejczyka;  musiał  także  Pan  Jezus  pocieszać 
niewiasty jerozolimskie, które przyszły Go pocieszyć.

Rozmyślając  nad  tymi  sprawami  i  opierając  się 

na  długim  swym  doświadczeniu,  Michał  Anioł  w  po* 
deszłym  już  wieku,  ale  w  rozkwicie  swego  geniuszu, 
po  tylu  dziełach  nieporównanych,  po  tylu  troskach, 
triumfach  i  zawodach,  patrząc  na  życie  swoje  i  dru* 
gich,  napisał  —  jest  to  ostatni  testament  jego  wiel* 

kicj  duszy:  —  »Teraz  wiem,  że  wszystko  jest  próż* 
ne!  Wiem,  że  sława  jest  próżną,  próżnymi  są  pochwa* 
ły ludzkie, a wszystko razem, co może dać ziemia,

background image

211

nie  warte  jest  jednej  łzy,  która  spadła  na  mnie  z  oczu 
Ukrzyżowanego*.  Takie  słowa  muszą  znaleźć  żywy 
oddźwięk  w  sercach  ludzkich.  Kto  je  rozumie  i  przy* 

swaja  sobie,  dowodzi,  że  zapamiętał  naukę  życia.  Kto 
uważa  je  za  przesadne,  przesiąknięte  przesadnym  pe* 
symizmem  wobec  ludzkości,  pokazuje,  że  jego  ziem* 
ska  wędrówka  nie  nauczyła  go  niczego  i  że  był  nie* 
uważnym  uczniem  w  szkole  życia.  Sw.  Paweł  słusz* 
nie  mówi:  »Chrystus  jest  wszystkim  we  wszystkim«. 

Loti  również  słusznie  napisał:  »Poza  Chrystusem  nic 
nie istnieje!«

8. 

Cierpienie  było  konieczne  dla  najwyższego

 

i ostatecznego wywyższenia Jezusa Chrystusa.

»Izali  nie  było  potrzeba,  aby  to  był  cierpiał  Chry*

 

stus  i  tak  wszedł  do  chwały  swojej?*

  —  powiedział 

Jezus.  A  św.  Paweł  dodaje: 

»Chrystus  stawszy  się

 

posłusznym  aż  do  śmierci,  a  śmierci  krzyżowej.  Dla

tego  i  Bóg  wywyższył  go  i  darował  mu  imię,  które

 

jest  nad  wszelkie  imię:  aby  na  imię  Jezusowe  wszelkie

 

kolano  klękało:  niebieskie,  ziemskie  i  podziemne:

 

A  iżby  wszelki  język  wyznawał,  iż  Pan  Jezus  Chry*

 

stus jest w chwale Boga Ojca*.

Weźmy  te  wielkie  słowa,  tak  jak  są,  bez  przemie* 

niania  ich  i  osłabiania.  Co  oznaczają?  2e  zmartwych* 
wstanie  Chrystusa  i  Jego  wieczna  chwała  są  zapłatą 
za  Jego  pracę,  nagrodą  za  Jego  zasługi,  wawrzynem 
za  zwycięstwo,  ceną  Jego  boleści,  wywyższeniem  jego 
pokory,  uznaniem  w  chwale  Jego  posłuszeństwa,  aż 
do  śmierci  krzyżowej.  Krzyż  i  grób  łączą  się  cudów* 

nie.  Z  tego  samego  grobu,  w  którym  złożono  umar* 

łego,  powstaje  zmartwychwstały...  Ojciec  niebieski 

wynagrodził  w  ten  sposób  bohaterskie  cierpienia  Sy* 
na.  Wyzwolenie  swoje  zawdzięcza  Syn  Boży  swemu 
posłuszeństwu,  wywyższenie  tak  wysokie  swej  głębo* 
kiej pokorze, zmartwychwstanie swej dobrowolnie

14

*

background image

212

przyjętej  śmierci.  Obie  góry  wznoszą  się  naprzeciw* 
ko  siebie:  góra  śmierci,  na  której  Pana  Jezusa  ukrzy# 
żowano  i  złożono  do  grobu,  góra  chwały,  z  której 

wstąpił  do  nieba.  Pomiędzy  nimi  potok  Cedron,  gdzie 

wśród  konania,  rozpoczął  Pan  Jezus  swoje  posłu* 

szeństwo  aż  do  śmierci.  Zastanówmy  się  nad  tymi 
słowami: 

»Dlatego  że  Chrysfus  uniżył  się  aż  do

 

śmierci  krzyżowej,  został  wywyższony  ponad  wszyst

» 

ko

  i 

otrzymał  imię  ponad  wszystkie  imiona«.

  Z  tych 

słów  wynika,  że  gdyby  był  nie  chciał  cierpieć  i  urn* 

rzec,  byłby  z  góry  odrzucił  swoją  chwałę  i  zmartwych* 

wstanie.  Ci,  którzy  wokół  krzyża  wołali  do  Pana  Je* 

zusa: 

»Zstąp,  a  uwierzymy

  w 

Ciebie...  Wybawiałeś

 

innych,  wybaw  również  siebie«,

  nie  odgadywali  nie* 

dorzeczności  tej  cynicznej  propozycji.  Gdyby  Pan  Je* 
zus  był  się  wybawił  od  krzyża,  do  którego  przybił  go 
podjęty  obowiązek,  byłby  nas  zgubił  i  sam  byłby, 
jakby  zgubiony  razem  z  nami.  Czyż  nie  powiedział 
słów,  które  dadzą  się  również  zastosować  do  Nie# 

go:  »Kto  traci  swe  życie,  ocala  je,  a  kto  je  ocala,  tra* 
ci«.  Gdy  drogą  boleści  i  śmierci,  w  doskonałym  po* 
słuszeństwie  schodził  Pan  Jezus  do  grobu,  schodził 
do  niego,  jak  ziarno  zasiane  w  bruzdę,  na  bliskie 

zmartwychwstanie.  Zarówno  do  Chrystusa  jak  i  do 
nas  i  do  wszystkiego,  co  żyje,  stosują  się  te  słowa: 

ex

  morfę 

vifa,

  ze  śmierci  życie!  A  zmartwychwstanie 

Pana  Jezusa  było  tak  szybkie,  Jego  uwielbienie  było 
tak  wspaniałe,  tylko  dlatego  że  Jego  cierpienie 
i  śmierć  niewinnej  Ofiary  były  doskonałym  posłu* 
szeństwem  woli  Bożej,  która  kazała  Mu  powoli,  na 

coraz  niższy  stopień  zupełnego  upokorzenia  zstępo* 

wać.  Skała  Golgoty  miała  być  najpierw  kamieniem 

grobowym  Pana  Jezusa,  zanim  była  podnóżkiem  Jego 
triumfu.  Położył  się  pod  nią,  aby  zdobyć  prawo  uno* 

szenia się nad nią. Przez krzyż do światła! Pomiędzy

background image

213

radością  życia*  i  śmiercią  na  krzyżu,  wybrał  krzyż. 
Przez  przyjęcie  całkowitej  hańby  zasłużył  na  to,  aby 

wstąpić  na  niebiosa  i  siedzieć  na  wieki  na  prawicy 
Ojca.

Oto  dlaczego  trzeba  było,  aby  Chrystus  cierpiał 

to  wszystko.  Zniósł  mękę  z  doskonałą  odwagą,  pod= 
daniem  się  i  miłością,  co  sprawia,  że  męka  Jego  stała 
się  najwyższym  zdarzeniem  w  historii  świata.  Nie 
ma  nikogo  większego  na  tym  świecie  niż  Jezus  Chrys 

stus,  powiada  Bossuet;  nie  ma  nic  większego  w  Jezus 
sie  Chrystusie,  jak  Jego  ofiara,  jak  chwila  odłączenia 
duszy  od  Jego  ciała,  godnego  uwielbienia.  Ziemia  zas 
drżała;  zasłona  w  świątyni  się  rozdarła;  skały  popęs 
kały;  umarli  zmartwychwstali,  —  wyraźny  znak  dzies 

ła życia, jakie zgon Pana Jezusa dokonał.

Po  dwóch  tysiącach  lat  dzieło  trwa  dalej,  wspoms 

nienie  jego  nie  przestaje  wstrząsać  duszami,  przejs 
mować  ich  świętym  wzruszeniem. 

Wielki  grób,

  nie 

jest  grobem  Napoleona  u  Inwalidów,  Lenina  na  pląs 

cu  Czerwonym,  Faraona  pod  Piramidami,  jest  gro* 
bem  Jezusa  Chrystusa.  Bo  Chrystus  jest  równocześs 

nie  wielkim  zmarłym  i  wielkim  żyjącym.  Pewnego 

ranka,  około  godziny  7  w  Wielki  Piątek  widziałem 
w  Lionie  w  tramwaju  młodą  robotnicę,  głęboko  skus 
pioną,  czytającą  w  małej  książeczce  Mękę  Pana  Jes 
zusa.  Nagle  dwie  wielkie  łzy  spłynęły  z  oczu  na  jej 

policzki.  Wytarła  je.  Ale  one  były  wylane.  Oto  wspos 
mnienie  śmierci  Chrystusa!  Oto  rzeczywistość  Chrys 
stusa nieśmiertelnego!

Oby  przynajmniej  w  naszych  sercach  zrodziło  się 

trochę  żalu,  w  czasie  gdy  rozmyślamy  o  tych  wszysts 
kich  boleściach,  które  Pan  Jezus  wycierpiał, 

aby  wejść

 

w ten sposób do swej chwały i wysłużyć ją dła nas.

 Na

background image

I

wieki  bowiem  pozostanie  prawdą,  że  bez  wyjątku 
wszyscy  ci,  którzy  będą  zbawieni,  będą  nimi  dlatego, 
że  Jezus  Chrystus  dobrowolnie,  w  posłuszeństwie  tak 
wielkim,  jak  Jego  miłość,  w  piątek  14  kwietnia  roku  30, 

o godz. 3 po poł., poza muraini Jerozolimy przy bra« 

f

mie Efraima, naprzeciw miasta i gór odległych Moabu,

pod ciemnym niebem, wypełniwszy Pisma i dokonaw* 

I

1

 

szy swej powinności, wołając głosem wielkim, oddał

swą duszę w ręce Ojca i skłoniwszy głowę, wydał 
ostatnie tchnienie.

214

I

I

I

!

t

t

J

background image

Oskarżenia fałszywe.

A powstawszy w pośrodku najwyższy ka

• 

plan, spytał Jezusa mówiąc: »Nic nie odpowia

• dasz na to, co Tobie zarzucają?« Ale Pan Jezus 

milczał.

 (Św. Mar. XIV, 60).

Gdy  skarżyli  nań  najwyżsi  kapłani  o  wiele

 

rzeczy,  Piłat  zapytał  Go  mówiąc:  »Nic  nie  od

• 

wiadasz?  Patrz  o  jak  wielkie  rzeczy  Cię  oskar

• 

żają«.  Ale  Jezus  nic  nie  odpowiedział,  tak  iż

 

się Piłat dziwował.

 (Sw. Mar. XV, 4—5).

Kiedy  indziej  powiedział:  »Choćbym  do

 

was mówił, nie uwierzycie mi«.

Powiedział  także:  »Są  moje  dzieła,  które

 

o mnie świadcząc:.

Oskarżenie przeciw Panu Jezusowi.

I. KIM BYŁ CHRYSTUS.

S a m ą   ś w i ę t o ś c i ą :  

»Kto z

  w a s  

dowiedzie na

 

mnie grzechu?

S a m ą   s z c z e r o ś c i ą .   Bez  obłudy,  kłamstwa, 

tajemniczości.

S a m ą   p o k o r ą .   Tak  dalece,  że  jego  uniżenie 

było  dla  wielu  przeszkodą  do  uwierzenia  w  Pana  Je* 
zusa.

S a m ą   p o b o ż n o ś c i ą .   Nikt  nie  kochał  wię« 

cej  Pana  Boga,  nikt  Mu  lepiej  nie  służył  i  nikt  Go 
bardziej nie uwielbiał.

S a m ą   d o b r o c i ą ,   litością,  współczuciem,  miło? 

sierdziem.

background image

216

i

Nikt  nigdy  nie  mówił,  nie  działał,  nie  modlił 

się,  nie  pocieszał,  nie  pomagał,  nie  żył  podobnie  jak 
ten człowiek.

II. A JEDNAK O CÓ2 GO OSKAR2ANO?

Oskarżenia.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  sprzeciwia  się  prawu

 

Mojżeszowemu,

  gdy  tymczasem  Pan  Jezus  wiernie 

je  przestrzegał,  głosił  jego  świętą  powagę  i  szanując 
je całe, przyszedł je udoskonalić.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  chce  zburzyć  Świąły

 

nię,

  gdy  tymczasem  przeciwnie,  chciał  jej  zapewnić 

wieczność;  płakał  na  myśl  o  jej  bliskim  zburzeniu 

i  robił  wszystko,  aby  temu  przeszkodzić,  —  niestety 
bezskutecznie.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  dąży  do  władzy,

  która 

by  zastąpiła  władzę  Cezara,  a  tymczasem  Pan  Jezus, 
gdy  Mu  ją  ofiarowano,  uciekał,  aby  jej  uniknąć,  nieś 
jednokrotnie  oświadczał,  że  jest  królem  innego  krós 

lestwa,  wewnętrznego,  nie  z  tego  świata,  którego 

współzawodnictwa cezar nie potrzebuje się obawiać.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  podburza  lud,

  gdy 

tymczasem  starał  się  go  uspokoić,  ułagodzić,  wiedząc 
bardzo  dobrze,  że  inni  go  podburzali  i  że  skutkiem 
tego wszelkie powstanie będzie krwawo stłumione.

Oskarżano  Pana  Jezusa,  że  jest 

bezbożnym,  że

  jest 

wrogiem  prawdziwej  religii,  gdy  tymczasem  Bóg  Ojciec 
był  wszystkim  dla  Pana  Jezusa,  i  przez  Niego  religia 
ludzka  stała  się  żarliwa  i  czysta  na  ziemi,  i  wzniosła 
się na najwyższe szczyty!

Oskarżano  Pana  Jezusa,  że  jest 

uwodzicielem

 

(»ten  uwodziciel«  powiedziano  o  Panu  Jezusie  do  Pi* 
łata),  gdy  tymczasem  ten,  który  nigdy  nie  skłamał,  nie 

oszukał,  nie  grał  komedii,  nie  namawiał  do  złego,  to 
właśnie Pan Jezus...

background image

217

Oskarżano,  że  Pan  Jezus  jest 

złoczyńcą

  (»bo  gdy* 

by  Ten  nie  był  złoczyńcą,  nie  podalibyśmy  Go  byli 

tobie«),  gdy  tymczasem  Pan  Jezus  przez  3  lata  nie 

czynił  nic  innego,  tylko  pocieszał,  oświecał,  uczył, 

przebaczał, oczyszczał, uzdrawiał.

Oskarżano  Fana  Jezusa,  że  jest 

blużniercą,

  gdy 

tymczasem  dusza  Fana  Jezusa  w  stałej  modlitwie 
i  nieustannej  adoracji  była  nieprzerwanym  uwielbię* 

nicm, które w imieniu ludzkości wznosiło się ku Bogu.

Oskarżano  Pana  Jezusa,  że  jest 

opętany  przez  sza

tana,

  gdy  tymczasem  całe  dzieło  Pana  Jezusa  było 

przedsięwzięciem  przeciwko  szatanowi,  miało  na  celu 

zniszczenie  jego  królestwa  i  wyrwanie  dusz  ludzkich 

spod  jego  okrutnej  tyranii.  Sam  szatan  uważał  Pana 
Jezusa za swego najgorszego wroga.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  zachęcał

  grzeszników 

grzesznice

  przez  obcowanie  z  nimi  do  dalszego  złe* 

go  życia,  gdy  tymczasem  Pan  Jezus  obcował  z  nimi 
tylko  dlatego,  aby  ich  o  ich  nędzy  pouczyć,  do  po* 
rzucenia  jej  nakłonić,  nawrócić  ich  i  doprowadzić  do 
życia prawdziwego i świętego.

Oskarżano  Pana  Jezusa,  że 

pije  wino,  że

  brak  Mu 

umartwienia,  gdy  tymczasem  Pan  Jezus  będąc  bez 

grzechu,  prowadził  życie  surowe,  w  którym  używanie 
nigdy miejsca nie miało.

Oskarżano  Pana  Jezusa, 

że  jest  żądny  sławy,

  gdy 

tymczasem  Pan  Jezus  nie  posługiwał  się  nigdy  swą 
mocą  cudowną  w  celu  zdobycia  władzy;  nie  miał  ni* 
gdy  ani  skrawka  ziemi  dla  siebie  i  odrzucił  stanów* 
czo  »królestwo  świata  i  jego  chwałę«,  gdy  kusiciel 
Mu je ofiarował.

Przez  cały  czas  pełnienia  urzędu  nauczycielskiego, 

zwłaszcza  przed  skazaniem  na  śmierć,  oskarżenia  te 
i  inne  ciążyły  na  Synu  Człowieczym,  Nieskalanym 
i Najdobrotliwszym.

background image

218

Oskarżyciele.

Nie  byli  nimi  nigdy  ludzie  z  gminu,  skromni,  po# 

korni,  maluczcy;  ci  kochali  Pana  Jezusa,  podziwiali 
Go,  ufali  Mu  i  z  własnego  popędu  ustami  i  sercem 
dawali Mu świadectwo.

Oskarżycielami  byli  przywódcy,  książęta  kapła# 

nów,  doktorzy,  faryzeusze.  Oni  prowadzili  kampanię 
oszczerstw; oni ponoszą za to odpowiedzialność.

Jeśli  potem  lud  przyłączył  się  do  tych  oskarżeń, 

to  był  tylko  nieświadomie  pociągnięty,  oszukany 
przez tych, którzy byli za to odpowiedzialnymi.

Pobudki ukryte.

Na  pozór  oskarżenia  te  płynęły  z  troski  o  chwałę 

Bożą,  o  obronę  prawa,  o  ocalenie  ludu,  o  spokój  pu« 
bliczny, o zahamowanie zla.

W  rzeczywistości  była  w  tym  wszystkim  tylko 

nienawiść  do  osoby  Pana  Jezusa,  zazdrość  o  Jego  po# 
wodzenie,  lęk  współzawodnictwa,  pragnienie  pozosta# 
nia  na  swoich  urzędach  i  zachowania  władzy  tylko  dla 
siebie.

Dlatego  oskarżenia  te  polegały  na  kłamstwie,  nie 

cofały  się  przed  żadnym  sposobem  postępowania,  wy# 

zyskiwały  umiejętnie  łatwowierność  ludu,  odważały 

się na najcyniczniejsze oszczerstwa.

Takie  są  fakty  historyczne.  Nie  można  im  szcze# 

rze  zaprzeczyć...  Wszystkie  możliwe  oskarżenia,  na# 
wet  najgorsze,  obciążały  Tego,  który  był  »bez  grze# 
chu«.  Na  pewno  nie  przynosi  to  zaszczytu  ludzkości. 
Wskazuje  jednak,  do  czego  jest  zdolna.  Pomaga  rów# 
nież  zrozumieć,  jak  i  dlaczego  przez  przeciąg  wieków 
tymi  samymi  środkami,  dla  tych  samych  powodów,  ci 
sami  ludzie  powtarzają  je,  z  tym  samym,  niestety, 
skutkiem...

background image

219

Pan  Jezus  powiedział: 

»Nie  ma  ucznia  nad  Mi*

 

strza...  Co  Mnie  uczynili  i  wam  uczynią...  Jeśli  to  na

 

zielonym drzewie czynią, cóż ze suchym będzie ?«

Oskarżenia przeciw Kościołowi Chrystusowemu.

1. 

Sprawa  Kościoła  różni  się  niewątpliwie  od  spra*

 

wy Chrystusa.

Społeczność  kościelna  nie  jest  bez  grzechu.  Mając 

dla  swej  Głowy  obietnicę  nieomylności  nauczycielskiej, 

nie  posiada  ani  dla  niej,  ani  dla  wszystkich  członków 
wielkiego  Ciała  mistycznego  obietnicy  bezgrzeszności. 

Dlatego  to  w  Kościele  na  wszystkich  stopniach  hicrar* 
chii  są  pomieszane  z  sobą  wspaniałe  cnoty,  winy,  wa* 
dy  i  słabości...  Nigdy  Kościół  patrząc  na  ludzi,  nie 
ośmieliłby  się  powiedzieć: 

»Kto  z  was  dowiedzie  na

 

mnie  grzechu

?«  Kościół  wie  dobrze,  że  łatwo  byłoby 

go dowieść.

Dlatego  jeśli  chodzi  w  Kościele  o  pasterzy  i  wier* 

nych,  wziętych  pojedynczo,  można  zawsze  rzucać  na 
nich  oskarżenia,  które  nie  muszą  być  koniecznie 

oszczerstwami...  Można  zawsze  pokazać  w  wielkiej 
księdze  historii  Kościoła  pomiędzy  kartami  olśniewa* 
jąco  białymi,  karty  szare,  nawet  czarne  z  wielkimi 
plamami.

Ale  nic  o  to  chodzi.  Pytanie  jest  następujące: 

»Czy  oskarżenia  przeciwko  Kościołowi  w  ogólności, 
przeciw  jego  przeszłości,  roli  w  świecie,  jego  dziełu, 
moralności,  mają  jakie  znaczenie?  Czy  zarzuty  są 
szczere?  Odpowiadam:  Nie!  Historia  Pana  Jezusa 
powtarza  się  w  jego  Kościele;  ta  sama  gra  obłudy 
i oszczerstw zwraca się przeciw Kościołowi**.

background image

220

2. 

Zarzuty, które się zwykle stawia Kościołowi.

A.  — 

Oskarżenie ogólne, że jest złoczyńcą.

»Gdy  by  Ten  nie  byl  złoczyńcą,  nie  podalibyśmy

 

Go tobie*.

Oskarżenie.

  —  Jest  to  oskarżenie  w  całości  pozba* 

wionę  ścisłości  i  dowodu.  Rzuca  się  słowa  w  nadziei, 
że  wywołają  swój  efekt:  »Kłamcie!  Kłamcie!  —  powieś 
dział  Voltaire,  zawsze  coś  pozostanie«.  Rozpoczynają 

taką  kampanię  jak  przeciwko  Panu  Jezusowi.  Prowadzą 

Go  do  Piłata.  Piłat  żąda  wyjaśnień.  Ma  do  tego  prawo. 
Nic  jednak  nie  wyjaśniają:  »Gdyby  ten  nie  był  złoczyń* 
cą,  nie  podalibyśmy  Go  tobie!«  Ma  to  oznaczać:  »Mo* 
żesz  mieć  zaufanie  do  nas!  Jesteśmy  ludźmi  uczciwy* 

mi.  Spuść  się  na  nasz  sąd.  Powinieneś  wiedzieć,  że 
tacy  ludzie  jak  my,  nie  oskarżaliby  Go,  gdyby  był 
niewinny,  i  z  chwilą,  gdy  Go  oskarżamy,  musi  być 

jakaś  przyczyna«.  Żadnej  jednak  nie  było.  I  Piłat  to 

stwierdza.  Nie  przeszkadza  to,  że  takie  niejasne  okre* 
ślenia  wprawiają  w  zdumienie  lud,  który  wnioskuje: 
»Widocznie  jest  jakaś  przyczyna...  Jaka?  Nie  wiado* 
mo...  W  każdym  razie  coś  jest.  Już  oni  dobrze  są  poin* 
formowanie:.  Opinia  instynktownie  nie  przyznaje  słusz* 
ności  oskarżonemu.  Gdy  się  widzi  kogoś  pomiędzy 
dwoma  policjantami,  mówi  się:  »To  musi  być  złodziej 
albo  morderca«...  A  może  to  być  człowiek  uczciwy, 
który  jednak  nie  podoba  się  władzy,  lub  człowiek  fał* 
szywie oskarżony.

Tak  samo  przeciw  Kościołowi,  zwłaszcza  gdy  przy* 

gotowuje się wystąpienie przeciw niemu i chce się pozy* 
skać  opinię  publiczną,  rzuca  się  w  różnych  formach 

ciężkie,  niejasne  oskarżenia:  »Kościół  jest  nieprzyja* 
cielem!  Złoczyńcąl  Ciemną  mocą!«  Nie  określa  się 
tego  bliżej.  Tak  jest  łatwiej  i  pewniej.  A  przede 
wszystkim na takie oskarżenia, które odnoszą się do

background image

221

wszystkiego i nie odnoszą się do niczego, daleko trud* 
niej jest odpowiedzieć.

Skutki.

  —  Czasem  niektórzy  pytają:  W  czymże 

Kościół  jest  złoczyńcą?  A  wtedy  oskarżyciele  z  ręką 
na 

sercu, 

swobodnie 

taką 

rzucają 

odpowiedź: 

»W  czym?  w  czym?  Ależ  nie  potrzebujecie  wiedzieć, 
w  czym?  Czyż  nie  powinno  wam  wystarczyć,  że  my 
ludzie  prawi,  myśliciele,  nauczyciele,  my  czyści  i  nie* 
poszlakowani,  wam  to  oznajmiamy.  Czyż  gdyby  nic 
nie  było,  wprawialibyśmy  w  ruch  cały  aparat  prawo* 

dawczy?  Miejcie  zaufanie  do  nas!  Gdyż  nigdy  nie 

skłamaliśmy. 

Jesteśmy 

doskonałymi 

faryzeuszami. 

Oskarżamy, a zatem musi być wina«.

Niekiedy  oskarżenie  to  odbywa  się  znacznie  pro* 

ściej.  Opinia  nie  myśli  nawet  rozprawiać.  Na  ślepo 
przyjmuje  wyrok.  »Mają  na  pewno  rację  mężowie 
stanu  i  dziennikarze,  którzy  oskarżają.  Oni  znają  się 
na  rzeczy.  A  te  rzeczy,  o  których  wiedzą,  są  bez  wąt* 

pienia obrzydliwe!«

Skutek  tego  jest  niebezpieczny.  Oskarżenie  rzu* 

cone,  szerzy  się  jak  płomień;  grudka  staje  się  lawiną. 

I  odtąd  określenie  »złoczyńca!  nieprzyjaciela  przylepia 

się  do  Kościoła.  W  miarę  powtarzania  tych  słów  lub 
słuchania  ich,  nabiera  się  przekonania  o  ich  praw* 
dziwości.  Odtąd  stają  się  pewnikiem,  i  kto  by  ośmie* 
lił  się  nie  dowierzać,  uchodziłby  za  głupca...  Ale  gdzież 
dowody?...  Na  co  dowodów?  One  wypełniają  pliki 
aktów  sądowych...  I  uroczyście,  tonem  przejętym,  obu* 
rzonym  i  proroczym,  oświadcza  się:  »Niezaprzeczal* 
nie,  Kościół  jest  wielkim  nieprzyjacielem  ludzkości. 
Słusznie się go potępia«. O głupoto ludzka!

B. 

— 

Zarzut  demoralizacji  świata  i  zachęcanie  do

 

złego, przez zbyt łatwe przebaczanie win.

»Dlaczego jada z grzesznikami?«

background image

222

Oto  oskarżenie,  które  ośmielono  się  zwrócić  także 

przeciw  Panu  Jezusowi:  »Jadając  z  grzesznikami,  czy* 
niąc  się  ich  przyjacielem,  Chrystus  zdaje  się  uważać 
ich  za  ludzi  porządnych.  Oni  zaś  wierzą,  że  tak  jest 

w  istocie.  Czyż  nie  lepiej  byłoby  odepchnąć  ich,  od* 

łączyć się od nich, pokazać im, że nie można z nimi prze* 

bywać,  gdyż  są  wstrętni.  W  ten  sposób  nauczyłoby  się 
ich  pogardy  dla  samych  siebie  i  pozostawania  na 

swoim  miejscu.  A  to  dla  nich  jest  przede  wszystkim 
konieczne.

Za  jakąż  to  cenę  przebacza  Kościół  grzechy?  Za 

wyznanie  ich,  za  akt  skruchy,  daje  rozgrzeszenie. 
I  oto  wszystko!  Podobna  metoda,  tanim  kosztem  obie* 

cując  bezkarność,  zachęca  do  złego.  Przy  tym  syste* 
mie  złodzieje  nie  potrzebują  się  niczym  krępować,  mor* 
dercy  również.  Państwo  jest  daleko  roztropniejsze  ze 
swym  więzieniem  i  szubienicą!  To  wywiera  wrażenie! 
Przeraża!  Kościół  obchodzi  się  zbyt  łagodnie  z  grze* 
chem...

Równocześnie  jednak  protestuje  się  przeciw  upo* 

korzeniu,  na  jakie  naraża  Kościół  nieszczęśliwego 

grzesznika,  zmuszając  go  do  wyznania  swych  błę* 

dów!  Jest  to  okrutne,  nieznośne,  jest  pogwałceniem 
praw sumienia, gorszym niż wszystko inne!

Przed  chwilą  przez  swoją  pobłażliwość  zachę* 

cal  Kościół  do  złego;  a  teraz  zniechęca  do  żalu  przez 
swe zbyt wygórowane żądania.

Zapytałbym  się  po  prostu:  »Z  tych  dwóch  prze* 

ciwnych  oskarżeń,  które  jest  prawdziwe  i  szczere, 
z  którym  należy  się  liczyć?*  Myślę,  że  żadne.  Ludzie 
jednak  są  tacy,  że  bez  wahania  uwierzą,  jeśli  im  się 
powie  raz,  że  spowiedź  sakramentalna  jest  dzieciń* 
stwem  w  porównaniu  z  ciężarem  grzechów,  a  drugi 
raz,  że  jest  barbarzyństwem  w  porównaniu  z  pobła* 
żaniem, jakie się należy ludzkiej słabości.

background image

223

Takie  zarzuty  się  przyjmuje!  Zresztą  wszystko  się 

przyjmuje.  Czcigodni  filozofowie,  niewinni  moralU 

ści  rzucili  oskarżenie.  Czyta  się  je  w  książkach,  pod* 
pisanych  nazwiskami,  które  zdaje  się  trzeba  podzi* 
wiać  bez  zastrzeżeń,  i  nikt  nie  ma  prawa  roztrząsać 
tego, co napisali.

Ja  jednak  roztrząsam  to  mimo  wszystko.  Mówię, 

że  Kościół  ułatwiając  przebaczenie,  dokonuje  dzieła 
zbawienia  na  ziemi;  że  ludzie  więcej  potrzebują  dla 
swej  duszy  miłosierdzia,  niż  bezlitosnej  surowości;  że 
zniechęcenie  nie  nawróci  tych,  którzy  upadli,  ode* 
pchnięcie  nie  nakłoni  ich  do  pokuty.  Twierdzę,  że  jeśli 
państwo  sądząc  zewnętrzną  stronę  sprawy  i  jej  następ* 
stwa  społeczne,  uważa  karę  więzienia  i  szubienicy  za 

dobrą,  to  jego  rzecz;  istnieje  jednak  wewnętrzne  zagad* 
nienie  sumienia,  którego  ani  więzienie,  ani  szubienica 
nie  mogą  rozwiązać,  a  zrobi  to  wystarczająco  doskonale 

spowiedź,  żal  i  mocne  postanowienie  poprawy.  Jeśli  uwa* 

ża  się  spowiedź  za  zbyt  łatwy  sposób  załatwienia  spra* 
wy,  to  jeszcze  łatwiej  jest  nie  spowiadać  się  wcale;  — 
jeśli  »spowiedź  nie  kosztuje  wiele«,  wstrzymać  się  od 
niej  kosztuje  jeszcze  mniej;  —  jeśli  rozgrzeszenie  da* 
ne  przez  kapłana  zachęca  grzesznika  z  powrotem  do 
grzechu,  to  rozgrzeszenie  udzielone  sobie  samemu  za* 

chęca  do  tego  jeszcze  więcej.  Mówią,  że  jeżeli  przez  po* 
kutę  ustanowioną  przez  Chrystusa  i  Kościół  nie  do* 
chodzi  się  do  umoralnienia  ludzi,  to  zniesienie  jej  zde* 

moralizowałoby ich na pewno w zupełności.

C. 

— 

Oskarżenie,  że  Kościół  jest  opętany  przez

 

szatana i że jest bardzo zepsuty.

»Jesteś Samarytaninem i czarta masz w sobie«.

To  samo  ośmielono  się  mówić  o  Panu  Jezusie. 

Boski  Zbawca  nazywa  to  oszustwo  grzechem  przeciw 
Duchowi Sw., dla którego nie ma odpuszczenia, z po*

background image

224

wodu  zupełnej  niewiary,  jaką  w  sobie  zawiera.  Z  więk* 

szą  słusznością  ośmielają  się  powtarzać  to  oskarżenie 
przeciw  Kościołowi.  Częściowo  rzeczywistość  upoważ* 
nia  do  tego;  chociaż  gdy  się  samemu  ma  ręce  brud* 
ne,  nie  jest  się  powołanym  do  oskarżania  drugich, 
że  ich  nie  mają  czystych.  Istnieją  w  Kościele  liczne 
upadki.  Ludzka  słabość  dokonuje  w  nim  swego  dzie* 
la.  Gdy  się  na  to  zwraca  uwagę  Kościołowi,  nie  mówi 
się  mu  nic  nowego;  Kościół  wie  o  tym  sam  najlepiej 
i  opłakując  te  upadki,  nie  myśli  im  przeczyć.  Ale 
z  tych  oskarżeń  indywidualnych,  które  nie  są  koniecz* 
nie  oszczercze,  przechodzi  się  do  oskarżenia  ogólnego 
przeciw  samemu  Kościołowi,  jego  istocie,  nauce,  dzie* 
łom  przez  przeciąg  wieków.  Luter  nazywał  Kościół 

rzymskokatolicki  »wielkim  Babilonem  nieprawości, 
wielką  wszetecznicą«.  Papieża  zaś  *Antychrystem«. 
Można  by  mu  odpowiedzieć  brutalnie:  »Ty  patrz  sic* 
bie!«  W  istocie  musiał  nie  zastanawiać  się  nad  sa* 
mym  sobą,  gdy  odważył  się  na  takie  oskarżenie.  Inni 
pozbierali  plewy  reformatora,  aby  je  rzucić  w  twarz 

Kościołowi.  Przez  odbicie  się  większa  część  powróciła 
na ich twarze.

Zarzuca  się  Kościołowi  nicość  moralną,  obłudę  re* 

ligijną;  z  jego  dzieła  czyni  się  przekleństwo  ludzko* 
ści,  obrzydzenie  życia.  To  Kościół  psuje  i  plami 
wszystko;  on  przeszkadza  instynktowi  ludzkiemu 

rozwijać  się  w  całej  swej  pełni...  Niegdyś  u  Greków, 
przed  zaprowadzeniem  chrześcijaństwa  było  inaczej, 
piękniej:  uśmiech  powszechny  pod  zawsze  błękitnym 
niebem.  To  Kościół  zabrania  przyjemności  upiększa* 
nia  życia  i  czynienia  go  znośnym.  Odkąd  Kościół  rzą* 
dzi,  jest  w  domach  ponuro,  smutno  i  szpetnie...  Wi* 

dząc  grzech  we  wszystkim,  wszędzie  go  też  rozsze* 

rza. Gdyby Kościół nie krępował natury ludzkiej,

background image

225

roztaczałaby ona z całą swobodą dokoła swe powaby 
doskonałej niewinności i anielskiej czystości!!1

Skutki.

  —  Rozdrobnione  na  małe  ziarenka  i  roz* 

proszone  na  wszystkie  strony  oskarżenie  pada  w  su* 
mienie  publiczne  i  tam  kiełkuje.  W  ten  sposób  wscho* 
dzi  przeciw  Kościołowi  niedowierzanie  i  wzgarda,  na 
którą  zasługuje  za  swoją  rzekomą  obłudę.  O  jego 
wielkich  zasługach,  cnotach,  których  jest  strażnicza 
ką  i  matką,  wzniosłej  świętości,  której  jest  jedynym 
ośrodkiem  żywotnym,  o  jego  dziele  podniesienia  mo* 
ralnego,  o  jego  litości  dla  grzeszników,  o  wszystkim, 
co  wlał  i  utrzymał  pięknego  wśród  brzydoty  ludzkiej, 
nie  ma  nigdy  mowy.  O  tym  milczy  się,  to  się  ukry* 
wa,  aby  pozostało  na  zawsze  nieznane.  Według  tych  lu* 
dzi,  Kościół  odpowiedzialny  jest  za  najgorsze  występki, 
pozbawiony  chwały,  która  należałaby  mu  się  za  jego 
dobrodziejstwa,  obciążony  jest  wszystkimi  grzechami 

Izraela,  i  staje  się  kozłem  ofiarnym,  którego  nie  ude* 
rza  się  nigdy  za  mocno  i  przeciw  któremu  najbardziej 

nienawistne  oszczerstwa  będą  zawsze  mniejsze,  niż 
jego  nikczemność.  Pan  Jezus  niósł  zbrodnię  Baraban 
sza;  Kościół  niesie  ciężar  wszystkich  zbrodni,  o  które 
podoba  się  pierwszemu  lepszemu  go  oskarżyć...  Jeśli 
się  Kościół  broni,  mówią:  »Macie  dowód,  że  uważa 

się  za  winnego«.  Gdy  milczy,  mówią:  »MiIczenie 

jego jest przyznaniem się«.

D. 

— 

Oskarżenie,  że  Kościół  jest  uwodzicielem

 

ludzkości.

Oskarżenie.

  —  »Co  czyni  Kościół  swymi  obietnic 

cami  Raju,  swoją  kołysanką  nadziei,  którą  nuci  nie* 
szczęśliwym,  aby  ich  uśpić,  co  czyni  Kościół?  Stara 
się  zjednać  zaufanie  maluczkich,  przywiązać  do  siebie 
serca, stać się ucieczką wszystkich przez życie ucie*

15

Odpowiedzi Chrystusa

background image

226

miężonych.  Czyż  nie  jest  jasnym,  że  religia  działa 
jak  opium  na  ludzi?  Taki  napis  umieszczony  jest  na 
Placu  Czerwonym  w  Moskwie.  A  Moskwa,  to  świa* 

towe  centrum  prawdy  i  bezstronnej  historii...  Kościół 

posiada  pełne  flaszki  tego  opium  w  swej  aptece.  Kto 
chce,  bierze  go  albo  za  pieniądze,  albo  za  darmo. 
Kościół  jest  uwodzicielem  przez  swoje  miłosierdzie, 

przez  swe  niezliczone  dzieła,  przez  swe  przemowy, 
przez  ojcowski  ton  swego  głosu,  przez  swoje  skargi 
nad  nędzą  ludzką,  nawet  przez  swe  protesty  prze* 
ciw  niesprawiedliwości.  Uwodzicielem  przez  usługi, 

jakie  świadczy,  przez  pieniądze,  które  rozdziela,  przez 
odwiedzanie  ubogich,  przez  Siostry  miłosierdzia,  opie* 
kujące  się  biednymi  i  chorymi.  Uwodziciel!  Uwodzi* 
ciel!  Uwaga,  proletariusze!  Kościół  was  czaruje,  aby 
was  uśpić!  Usypia  was  ze  strachu,  abyście  się  nie  obu* 
dzili.  W  razie  zbyt  silnej  dozy  tego  opium,  nie  bę* 
dziecie się mogli więcej obudzić.

Pan  Jezus  także  był  oskarżony,  jako  uwodziciel 

ludu.  Uwodził  ich  w  istocie,  ale  tym  czystym  i  bo* 
skim  czarem  istoty,  która  olśniewa  świętością,  pociąga 
dobrocią,  podbija  chorych  przez  uzdrawianie  ich,  nie* 
szczęśliwych  przez  pociechę,  upadłych  przez  przywra* 
canie  im  dobrego  imienia.  Uwiedzenie  przez  cnotę, 
miłość  i  dobre  uczynki!  Ale  źli,  nawet  i  to  obrócili  prze* 
ciw  Panu  Jezusowi.  Im  więcej  pociągał  jednych,  tym 
wiecej  rozgoryczał  drugich.  Każdy  nowy  przyjaciel 

zdobyty  Sercem,  przysparzał  Panu  Jezusowi  nowego 

nieprzyjaciela.  Trafiało  się,  że  dobroczyńca  uważany 
był  za  uwodziciela  i  traktowany  jak  złoczyńca.  Nie* 
stety!  Miało  to  swoje  skutki.  Uwiedzeni  zwrócili  się 

przeciw  uwodzicielowi,  ci,  którzy  otrzymali  dobro* 

dziejstwa,  przeklinali  swego  dobroczyńcę.  Nadeszła 
godzina,  kiedy  pomimo  tylu  usług  oddanych  i  tylu 
wyświadczonych dobrodziejstw, nie pamiętano o nich,

background image

227

jak  chyba  tylko  po  to,  aby  je  rzucić  jak  garść  błota 
w  twarz  Panu  Jezusowi  w  chwili  konania,  i  szydzić: 
»Ty,  który  wybawiałeś  tylu  innych,  nie  możesz  teraz 
wybawić siebie«.

Następstwa.

  —  Nie  ma  nic  łatwiejszego  ani  wstręt* 

niejszego,  jak  podstępem  i  brutalnym  oskarżeniem 
przemienić  dobroczyńcę  w  uwodziciela.  Wystarczy 
ogłosić  go  za  obłudnika,  przypisać  mu  ukryte  złe 
myśli.  Jeśli  się  to  powtarza  długo  i  z  naciskiem,  oka* 
żując  szlachetne  oburzenie,  gra  odnosi  swój  skutek. 

Im  bardziej  zatem  dobroczyńca  mnoży  swe  dobro* 
dziejstwa,  im  bardziej  objawia  się  jego  dusza  »uwodzi* 
ciela«,  tym  prędzej  należy  mu  przeszkodzić  w  jego 
dziele.

Podstępne  ataki  i  zamachy  na  Kościół  dokonywa* 

ne  są  w  szybkim  i  skutecznym  tempie.  Biedny  Ko* 

ściół!  Ich  argumentacja:  »Patrz  ludu!  Kościół  nie 

czyni  nic  dla  ciebie!«  Jeśli  Kościół  protestuje,  poka* 
żując  na  swoje  wielkie  dzieła,  natychmiast  nastę* 
puje  odwrót:  »Ludu!  Wszystko  co  Kościół  czyni  dla 
ciebie,  to  kłamstwo,  komedia,  uwiedzenie.  Im  więcej 
czyni,  tym  bardziej  nie  należy  mu  ufać«.  Opium! 
Zawsze  opium...  I  ludzie,  którzy  raz  wyrzucają  Ko* 
ściołowi,  że  się  nimi  nie  zajmuje,  drugi  raz  znowu, 
że  ich  pieści  swymi  dobrodziejstwami,  zwracają  się 
przeciw  niemu!...  Kościół  dobroczyńcą?  Nie,  uwodzi* 
cielem! Wielkim uwodzicielem pokoleń!...

Cóż  więc!  Sw.  Jan  Chrzciciel  pije  tylko  wodę,  na* 

tychmiast  wskazują:  »Idzie  obłudnik!«  Pan  Jezus  pije 
wino,  zaraz  wołają:  »Oto  pijak!«  Należałoby  w  ogóle 
nic  nie  pić.  Ale  wtedy  znowu  powiedzą:  »Jesteście 
ludźmi,  okrywającymi  się  tajemniczością!  Wiadomo, 
że  tak  czy  tak  pijecie!«  Znaną  jest  następująca  histo* 
ryjka:  Peronem  dworca  kolejowego  przechodzi  jakiś 
ksiądz niosąc sobie sam walizkę. Ktoś mu docina:

15*

background image

228

»Patrz!  Sknera!  Nie  ma  obawy,  żeby  dał  coś  zarobić 
bagażowemu!«  Słysząc  to  oddaje  ksiądz  walizkę  ba* 
gażowemu,  wtedy  inny  woła:  »  Patrz!  jaki  próżniak, 
nie  może  sobie  sam  ponieść  walizki!«  Tak  jest  zawsze 
w  stosunku  do  Kościoła.  Oskarża  się  go,  że  jest  prze* 
wrotny, a ludzie wierzą!

Odpowiedź.

  —  Odpowiedzią  —  która  jednak  prze* 

kona  tylko  szczerych  —  byłoby  krzyczeć  pełnym  gło* 
sem:  Nie!  Nie!  Kościół  nie  jest  uwodzicielem!  Można 
bowiem  powiedzieć  biorąc  Boga  na  świadka,  że  Ko* 
ściół  nie  na  to  pracuje,  aby  ludzi  usypiać,  zmuszać 

do  milczenia,  oszukiwać,  uwodzić,  jednym  słowem 
uwikłać  w  swoje  sieci!  Kościół  pracuje,  aby  ludzi 

oświecać,  pomagać,  pocieszać,  ulepszać  tych,  którym 

wraz  z  sercem  oddaje  swe  usługi.  Kościół  nie  jest  zło* 

wrogim  pająkiem,  który  w  pajęczynę  swych  dobro* 

dziejstw  łowi  lud,  jak  naiwną  muchę.  Ci,  którzy 

twierdzą  tonem  przekonywującym,  że  tak  jest,  kła* 
mią.  I  wiedzą  doskonale  o  tym.  Dlaczego  tylko  Ko* 
ściół  nie  może  być  szczerym?  Dlaczego  tylko  ci,  któ* 

rzy  go  oskarżają,  mieliby  przywilej  szczerości?  Czy 
to,  że  widzi  się  w  Kościele  tylko  obłudę,  nie  dowodzi, 
że  samemu  ma  się  jej  pełną  duszę?  Od  dawna  już 
zauważono,  że  przypisuje  się  drugim  swoje  własne 
uczucia.  Człowiek  występny  nie  może  uwierzyć  w  cno* 
tę  bliźniego,  egoista  w  poświęcenie  ludzi  wspaniało* 
myślnych,  wyzyskiwacz  w  bezinteresowność  dobro* 
czyócy.  Gdy  się  jest  złym,  widzi  się  wszędzie  tylko 

zło.  Ci,  którzy  tak  skwapliwie  oskarżają  Kościół  o  usy* 
pianie  sumień  ludzkich,  sami  są  pochlebcami  z  zawo* 
du.  Jeśli  uważają  Kościół  za  uwodziciela,  to  sami  są 
nieustannymi  uwodzicielami.  Kto  nie  ma  serca,  nie 
wierzy  w  miłość.  Nie  potrzeba  chyba  udowadniać,  że 
tak  liczne  w  Kościele  istoty,  poświęcone  tylko  ogól* 
nemu dobru ludzkości, nie są zgromadzeniami uwo*

background image

229

dzicieli  i  uwodzicielek.  Nieszczęście  świata  i  jego  nę* 

dza  nie  polega  na  tym,  że  tych  uwodzicieli  jest  za 
dużo,  ale  na  tym,  że  ich  jest  mało!  Pełna  czaru  obiet* 
nica  Ostatniej  Wieczerzy  jest  równie  usypiająca,  jak 
obietnica  Raju.  Kto  był  prawdziwym  uwodzicielem: 

Czy  faryzeusze,  którzy  oskarżali  Pana  Jezusa,  że  nim 

jest,  czy  Jezus,  który  zadowalniat  się  mnożeniem 
swych  dobrodziejstw?  To  samo  pytanie  odnosi  się  do 

Kościoła  i  jego  oskarżycieli.  Nie  chcę  oskarżać  tych, 
którzy  są  poza  Kościołem!  Protestuję  jednak  w  imię 
tych  serc  szlachetnych,  wolnych  i  braterskich,  które 
za  przykładem  Chrystusa,  bez  żadnych  nieuczciwych, 
ukrytych,  uwodzicielskich  myśli,  pracują,  kochają, 
szczerze pomagają ludziom.

E. 

— 

Oskarżenie  podwójne

  a 

sprzeczne,  że  Ko*

 

ściół  jest  nieprzyjacielem  cezara,  któremu  zazdrości

 

panowania,  i  że  równocześnie  jest  wspólnikiem,  bo  mu

 

pomaga w jego dziele.

Tak  samo  faryzeusze  oskarżają  najpierw  Pana  Je* 

zusa  jako  wspólnika  cezara,  ponieważ  każe  oddać 
cesarzowi,  co  jest  cesarskiego,  a  potem  przed  Piłatem 
oskarżają  Go,  że  jest  nieprzyjacielem  cezara,  że  chce 
zająć  jego  miejsce  i  że  jest  dla  imperium  rzymskiego 

czynnikiem nieuchronnej zagłady.

Jeszcze  jeden  dowód,  jak  oskarżenia  przeciw 

Chrystusowi  są  sprzeczne  i  zbijają  się  wzajemnie. 
Pamiętamy  historię  dwóch  świadków,  przyprowadzo* 

nych  przed  trybunał  Sanhedrynu,  aby  obciążyli  Pana 
Jezusa.  Nie  zgadzali  się  z  sobą.  Zbijali  się  wzajem* 

nie.  Co  pozostało  z  ich  sprzecznych  świadectw?  Nie* 
porównaną  chwałą  Pana  Jezusa  jest  to,  że  można 

oskarżyć  Go  tylko  drogą  kłamstwa  i  oszczerstwa. 
Atak  kończy  się  dla  Jego  oskarżycieli  fatalnie,,  w  śle* 

pej uliczce bez wyjścia.

background image

230

Podwójne  i  sprzeczne  oskarżenia  przeciw  Kościo

łowi.

Od  samego  początku  do  dnia  dzisiejszego  rozle* 

gają się one przez wieki.

a)  Raz,  w  tym  czy  innym  kraju,  oskarża  się  Ko* 

ściół  przed  cesarzem,  jako  wielką,  wrogą  potęgę  pań* 
stwa.  »Nie  dowierzajcie  Kościołowi,  cesarze,  królo* 
wie,  dyktatorzy,  naczelnicy  ludu!  Kościół  posiada  su* 
mienia  i  serca.  Podburza  je  przeciw  wam!  Myślicie,  że 
posiadacie  dusze!  Nieprawda!  Kościół  je  opanował. 
A  wraz  z  duszami  posiada  całego  człowieka...  Kościół 

buduje  bariery  przeciw  waszej  władzy!  Przeszkadza 
waszemu  nieograniczonemu  panowaniu*:.  Cezar  słu* 
cha,  protestuje,  oburza  się.  »To  jest  nadużycie  — 
oświadcza.  Nie  ma  innego  pana  nad  cezara!  Niech 
zawada  ustąpi!  Jeśli  się  będzie  opierać,  złamię  ją!« 
Tyle  prześladowań,  zarządzonych  przez  cezara  prze* 
ciw  Kościołowi,  nie  ma  innego  początku  ani  innego 
znaczenia.  Cezar  mści  się,  gdyż  donosiciele,  obłudni 
pochlebcy,  zapewnili  go  o  niebezpieczeństwie.  Niech 
ginie  Kościół,  byleby  żył  cezar!  Niech  gnije  w  więzie* 
niach,  byle  tylko  cezar  był  spokojny  na  swoim  tro* 
nie...  Tak  było  od  czasów  Nerona.  Czy  można  po* 
wiedzieć, że dzisiaj jest inaczej?

b)  A  oto  inna  piosenka.  Kiedy  indziej,  w  innym 

znowu  kraju  oskarża  się  Kościół  przed  ludem,  jako 
wspólnika  cezara:  »Nie  dowierzajcie,  obywatele!  Ko* 
ściół  jest  duchowym  żandarmem  władzy.  Porozumie* 
li  się  z  sobą  przeciwko  wam!  Widzicie,  jak  się  zga* 
dzają.  Cezar  wie  dobrze,  że  potrzebuje  Kościoła,  że 

Kościół  jest  jego  najlepszym  oparciem,  że  podbija  dla 

niego  serca  ludzkie.  Razem  depczą  sumienia  wszyst* 

kich.  Swoją  powagą  uświęca  Kościół  nadużycie  wła* 
dzy! Dzięki niemu tyrania cezara rozrasta się do nie*

background image

231

bywałych  granic*.  Pod  wpływem  takich  oskarżeń  lud 
się  burzy.  A  wiadomo,  że  gdy  lud  się  rusza,  wywołuje 
to  huk,  jakby  gromu,  wznieca  pożary,  wytacza  rzekę 
krwi!

I  tak  stosownie  do  okoliczności  i  czasu  oskarża 

się  Kościół  przed  cezarem,  jako  nieprzyjaciela  jego 
władzy  i  podżegacza  do  buntów  wśród  gminu,  —  to 
znów  oskarża  się  Kościół  przed  ludem,  jako  nieprzyja* 
cielą  jego  wolności  i  wspólnika  tyranii  u  góry.  Oto  dla* 
czego  prześladowania  nie  mają  zawsze  tego  samego 
charakteru.  Powód,  dla  którego  rzucano  chrześcijan 
na  pożarcie  dzikim  zwierzętom  w  amfiteatrach  Rzy* 
mu,  nie  był  tym  samym,  dla  którego  później  prowa* 
dzono  ich  na  rusztowania.  Neron  zawziął  się  przeciw 
Kościołowi,  który  broni  świętych  praw  sumienia  ludz* 
kiego;  lud  występuje  przeciwko  Kościołowi,  jako  te* 

mu,  który  rzekomo  popiera  nadużycia  władzy  tyran* 
skiej.

Dwaj  świadkowie  występują  zawsze  obok  siebie. 

Zawsze  są  w  sprzeczności  ze  sobą.  Prześladowanie 
wybucha  zawsze  przy  końcu  dwóch  przeciwnych  so* 
bie oskarżeń.

Odpowiedź.

  —  Zwracam  się  do  dusz  prawych. 

Innym  nie  mam  nic  do  powiedzenia;  oni  znajdą  zaw* 

sze  powody,  aby  występować  przeciw  Koścołowi;  cc* 
zar  podług  nich  postępuje  zawsze  sprawiedliwie,  gdy 
prześladuje  Kościół  jako  potęgę  współzawodniczącą; 
lud  również  jest  w  prawie,  gdy  idzie  do  szturmu  prze* 
ciw Kościołowi, jako wspólnikowi cezara.

Mówię  więc  teraz  tylko  do  dusz  prawych!  Zostaw* 

my  na  uboczu  poszczególne  wypadki  zawsze  możliwe, 
które  idą  na  rachunek  zainteresowanych;  one  nie  do* 
wodzą  niczego,  jako  zarzut  przeciwko  całemu  Kościo* 
łow. Bez względu na to, kim jest cezar, czy władcą

background image

232

starożytnym  czy  nowożytnym,  Kościół  zasadniczo  nie 
jest  ani  jego  nieprzyjacielem,  ani  wspólnikiem.  Nie 
jest  nim  więcej,  niż  sam  Pan  Jezus,  który  rozkazał 
płacić  cezarowi  daninę,  domagał  się  jednak  od  cezara 
poszanowania  nienaruszalnego  prawa  do  sumień  ludz* 

kich.  Kościół  myśli  i  działa  w  istocie  tak  samo.  Cezar 
nie  potrzebuje  obawiać  się  Kościoła,  gdy  sprawie* 
dliwie  wykonuje  władzę  w  swym  państwie.  Kościół 
wie,  że  władza  pochodzi  od  Boga,  że  jest  potrzebna, 
że  dla  porządku  i  spokoju  publicznego,  posłuszeństwo 
poddanych  jest  obowiązujące.  Dlatego  nawet  za  pa* 
nowania  Nerona,  św.  Paweł  głosić  będzie  uległość 
chrześcijańską.  W  tych  wypadkach  każdy  cezar,  wy* 
stępujący  przeciw  Kościołowi  działa  przeciwko  sobie 
samemu...  Gdy  jednak  cezar  wykracza  poza  swą  wła* 
dzę,  nie  może  się  niczego  innego  spodziewać  od  Ko* 

ścioła,  jak  jego  nie  pochwalającego  milczenia  i  ko* 

niecznego  sprzeciwu.  Gdy  nadużywa  swej  władzy, 

gdy  wdziera  się  w  życie  wewnętrzne,  które  do  niego 

nie  należy,  gdy  gnębi  i  tyranizuje,  gdy  depcze  brutal* 
nie  sumienie  ogółu,  —  wtedy  Kościół  się  przeciwsta* 
wia.  Na  szczęście!  W  ten  sposób  bowiem  ocala  honor 

Boży,  swój  i  człowieka.  Gdyby  lud  nie  był  tak  nie* 

wdzięcznym  i  zaślepionym,  mógłby  to  obecnie  poznać 
i  przypomnieć  sobie  o  tym  z  przeszłości.  —  Władcy, 

który  oskarża  go:  »Nie  jesteś  przyjacielem  cezara«  — 
odpowiada  Kościół:  »To  zależy  od  cezara  i  od  jego 
postępowania  z  duszami«.  Ludowi,  który  go  oskarża: 

»Jesteś  wspólnikiem  cezara!«  —  odpowie:  »Nie  jestem 
jego  wspólnikiem.  Pomagam  mu  w  normalnym  wy* 
pełnianiu  obowiązków;  a  to  jest  dobrym  także  i  dla 
ciebie.  Występuję  przeciwko  niemu,  jeśli  nadużywa 
swej władzy i w ten sposób bronię ciebie«.

Kościół nie robi sobie wiele złudzeń co do sku* 

teczności tej odpowiedzi. Ma doświadczenie życiowe;

background image

233

przeżył  już  długą  historię,  nauczył  się  wielu  rzeczy, 
a  jego  rozległa  pamięć  jest  wierna.  Widział  w  cza* 
sach  ewangelicznych,  że  łączyły  się  z  sobą  przeciw 
Chrystusowi  istoty,  które  wszystko  inne  rozdzielało: 
żydzi  i  poganie,  których  dzieliła  rasa;  lud  i  arysto* 
kracja,  których  dzieliło  położenie  socjalne;  faryzeu* 
szc  i  saduceusze,  których  dzieliła  religia;  Herod  i  Pi* 
łat,  których  rozdzielał  interes;  uczeni  i  niewykształce* 

ni,  których  rozdzielała  kultura;  —  wszyscy  się  jed* 
noczyli  przeciw  Chrystusowi  w  okrzyku  oburzenia 
w  Pretorium  i  we  wrzasku  na  Golgocie...  Jak  chcecie, 
żeby  się  Kościół  dziwił  temu,  na  co  patrzał  niegdyś, 

i  co  widzi  dzisiaj!  Jego  dolą  jest  dola  Chrystusa!  Dla* 

tego  trzeba  na  szlachetną  obronę  wielkiego  oskarżo* 
nego  otwierać  ludziom  oczy.  Kościół  nie  jest  bez  winy 
ani  bez  grzechu.  Ale  gdy  niewolnik  z  rozkazu  Piłata 

przynosi  misę,  napełnioną  wodą,  nie  Kościół  powi* 
nien  umyć  sobie  ręce  —  nie  ma  ich  tak  brudnych!  — 
ale  przede  wszystkim  oskarżyciele,  którzy  nie  mają 
ich bardzo czystych!

Gdy  Pan  Jezus  stojąc  przed  trybunałem  Sanhe* 

drynu  i  Piłata,  nie  odpowiadał  na  oskarżenia,  dzi* 
wiono  się  Jego  milczeniu.  A  On,  aby  zakończyć  da* 
rcmną  dyskusję,  jako  ostatni  argument  i  stanowczą 
odpowiedź,  rzucił  te  słowa: 

»  Jeśli  wam  powiem,  nie

 

uwierzycie mi. Są jednak moje dzieła. One świadczą
0  Mnie*.

  Dzieła  Pana  Jezusa  świadczyły  aż  nadto  wy* 

mównic  na  Jego  korzyść.  Kościół  pomimo  wszystkich 
różnic, ma prawo zastosować do siebie tę odpowiedź
1  przeciwstawić  licznym  i  zbijającym  się  oskarżeniom 
świadectwo swych dzieł, które stanowią jego historię.

Oczywiście  i  teraz  zjawia  się  pachołek,  który  nie* 

gdyś  uderzył  Pana  Jezusa,  aby  spoliczkować  Kościół. 

Kościół  na  to  zasłużył!  »Tak  odpowiadasz  tym,  któ* 
rzy cię pytają ?« A Kościół wspaniały, jak Jego Mistrz

background image

234

zelżony,  odpowiada  po  prostu  jak  Pan  Jezus: 

»Jeśli

 

źle  rzekłem,  daj  świadectwo  o  złym,  a  jeśli  dobrze,

 

czemu  mię  bijesz?«

  Po  słowach  tych  oskarżyciele  po* 

winni  odejść,  podobnie  jak  uczynili  to  faryzeusze 
zmieszani  i  upokorzeni,  gdy  na  placu  w  Jerozolimie 

wyrzekł  Pan  Jezus  te  decydujące  słowa:  ^Oskarżacie 
ją  jako  winną,  krzyczycie  przeciwko  niej,  chcecie  ją 

ukamienować!  Niech  ten  z  was,  który  jest  bez  grze* 
chu,  pierwszy  rzuci  na  nią  kamień«.  Odeszli  wszyscy... 
Iluż  ludzi  przez  przeciąg  dwóch  tysięcy  lat  również 

odeszło,  pozostawiając  na  placu  obu  w  ich  wspólnej 
boleści  i  wspólnym  majestacie,  Jezusa  Chrystusa,  tego 
wielkiego  zapoznanego  i  Kościół,  ten  wielki  a  spo* 
twarzony!

background image

SPIS ROZDZIAŁÓW

Wstęp.............................................................................................  5
Nic zabijaj................................................................................ 7
Cierpienie i grzech................................................................. 20
Jaka zapłata za życia?..............................................................29
Wstępować w związki małżeńskie czy nie? 

43

Skarga Chrystusa w ustach biedaków................................... 53
O niewieście cudzołożnej............................................................ 70
Człowiek i jego grzech. Przejście ze śmierci  do życia 

. 80

Bolesna wielkość matek ..... .........................................................90
Pytania bez odpowiedzi........................................................ 103
Prawdziwa religijność i religia prawdziwa 

. 1 1 7

Marnotrawstwo drogiego olejku.......................................... 128
Duch nieczysty........................................................................... 139
Z Kariotu do Haccldama....................................................... 149
Królestwo Chrystusowe................................. ......  ... 161
Jakoż może nam dać Ciało swe ku jedzeniu? 

. 178

Czyż nie trzeba było. aby Chrystus cierpiał? 

. 1 9 4

Oskarżenia fałszywe..............................................................215


Document Outline