background image

Jak powinny zachowywać się dzieci w kościele? 

 

Pamiętam  z  dzieciństwa  czasy,  kiedy  byłem  zabierany  przez  moją śp. mamę do kościoła. Wszystko budziło we 
mnie ciekawość, ale i nabożny lęk, ogromny szacunek, onieśmielenie. Byłem do tego stopnia przejęty, że nawet 
do  stojącej  obok  mnie  mamy  mówiłem  szeptem  i  tylko  wtedy,  kiedy  to  było  konieczne.  Nie  chcę  przez  to 
powiedzieć,  że  byłem  jakimś  nadzwyczajnym  dzieckiem.  W  tamtych  czasach  tak  zachowywali  się  w  kościele 
wszyscy,  a  dzieci  były  trzymane  przeważnie  przez  mamy  albo  babcie  za  rękę,  żeby  im  do  głowy  nie  przyszło 
wędrować  przez  kościół  lub  głośno  rozmawiać.  W  razie  wyjątkowo  niewłaściwego  zachowania,  mama 
wyprowadzała  na  chwilę  swój  „skarb”  z  kościoła.  Po  chwili  wracali,  mama  trochę  zdyszana,  niesforne  dziecko 
dziwnie spokojne, z lekko zaczerwienionymi od płaczu oczami.  

 

 Niedawno, w jednym z kościołów podczas kazania dziecko mniej więcej pięcioletnie długo dyskutowało ze swoją 
mamą... Widocznie jednak dyskusja nie rozwiała wszelkich wątpliwości, gdyż po chwili „mały katolik” podszedł do 
kościelnego  kaloryfera  i  zaczął  w  niego  kopać  z  całej  siły.  Ludzie  zaniepokojeni  zaczęli  się  rozglądać  skąd 
dochodzi ten dziwny hałas, ksiądz proboszcz z trudnością skończył kazanie, tylko mama tego chłopczyka siedziała 
nieporuszona na swoim miejscu, nawet trochę dumna z temperamentu synka...  

 

W  niektórych  starych  kościołach,  przy  wejściu,  można  zobaczyć  napis  DOMUM TUAM DECET SANCTITUDO, IN 
LONGITUTIDEM DIERUM, to znaczy Domowi Twojemu przystoi świętość, na długość dni. Pismo św. jest księgą 
natchnioną  i  dlatego  nie  będziemy  się  spierać, czy ma słuszność, czy nie. Skoro wyraźnie twierdzi, że Domowi 
Bożemu należy się szacunek ze względu na świętość samego Boga, to jak powinny w kościele zachowywać się 
dzieci, które przecież nie zdają sobie jasno sprawy z tego gdzie są?  

 

 Musimy  przede  wszystkim  mieć  na  uwadze,  że  dziecko,  powiedzmy  w  wieku  przedszkolnym,  zachowuje  się 
spontanicznie i nie można mieć do niego pretensji o to, że jest zbyt ruchliwe, że przeszkadza... Przecież ono nie 
potrafi jeszcze myśleć na tyle jasno, by ocenić swoje zachowanie jako dobre czy złe. To, jak dziecko będzie się 
zachowywać w kościele, zależy przede wszystkim od tego, jakiego zachowania nauczą go jego najbliżsi.  

 

Oczywiście,  nie  można  wymagać  od  cztero-  czy  sześcioletniego  dziecka,  aby  było  w  kościele  skupione  jak 
człowiek dorosły. Dziecku trudno jest zachować zupełny spokój przez godzinę, choć widywałem już rozmodlone 
sześciolatki  z  mszalikami  w  rękach.  Jednak  na  ogół  w  naszych  kościołach,  zwłaszcza  miejskich,  rodzice  siedzą 
sobie wygodnie gdzieś z tyłu kościoła, podczas gdy ich pociecha biega od chóru pod ołtarz, krzyczy, zagląda do 
konfesjonału, niekiedy nawet próbuje nawiązać bezpośredni dialog z obecnymi w świątyni. Myślę, że tak być nie 
powinno. Chociaż księża w takich sytuacjach taktownie milczą, to jednak dzieci zupełnie swobodnie czujące się w 
kościele, przeszkadzają innym w modlitwie, w kontakcie z Bogiem. Już z tego powodu pozostawienie dziecka w 
kościele samemu sobie jest brakiem miłości bliźniego, a zatem jest złem. 

 

 Jednak jest powód jeszcze poważniejszy, by czuwać nad zachowaniem dzieci w świątyni: szacunek dla samego 
Boga.  Dziecko,  które  zachowuje  się  w  kościele,  tak  jak  na  podwórku  czy  w  piaskownicy,  nigdy  nie  nauczy  się 
szacunku do miejsc świętych, do tego, że tu przebywa Pan Jezus. „Bezstresowe” zachowanie dzieci w kościele 
zaowocowało  już  w  naszych  czasach  wychowaniem  pokolenia,  które  nie  umie  przyklęknąć  przed  Najświętszym 
Sakramentem,  nie  umie  się  wyciszyć,  przerwać  prowadzenia  rozmów.  Wystarczy  przyjrzeć  się  dzisiejszym 
trzydziestolatkom  i  młodszym...  Wchodzą  do  kościoła,  szukają  wolnego  miejsca,  zajmują  je  i…  czekają.  Jak  na 
spektakl. To właśnie dawne dzieci lat osiemdziesiątych, kiedy to w naszej Ojczyźnie odkrywano wątpliwe wartości 
„tolerancji ponad wszystko”. 

 

 Cóż zatem można zrobić? Trzymać dziecko całą mszę „przy nodze”? Czy w ogóle nie zabierać dzieci do kościoła? 
Byłaby  to  niewątpliwie  największa  krzywda  wyrządzona  dziecku.  Dziecko  należy  zabierać  do  kościoła  od 
najwcześniejszych  lat.  Nic  też  nie  da  szarpanie  dzieci  w  kościele  i  „pokrzykiwanie”  na  nie  szeptem,  czy  nawet 
poszturchiwanie  od  czasu  do  czasu.  Zachowanie  małych  dzieci  w  Domu  Bożym  zależy  w  dużej  mierze  od 
przykładu,  jaki  widzi  ono  u  dorosłych.  Dzieci  bywają  znakomitymi  psychologami  i  szybko  potrafią  wyczuć 
atmosferę żartu, powagi, zabawy czy np. strachu. Są w stanie zauważyć, że mama czy tata są teraz poważni, że 
nie chcą rozmawiać, nie śmieją się itd.  
Niemniej ważną rolę pełni odpowiednie przygotowanie dziecka do Mszy świętej. W serdecznej, ciepłej rozmowie 
można zwrócić uwagę swej pociechy na to gdzie idziemy, kto mieszka w kościele, co oznacza czerwona lampka 
paląca  się  przed  tabernakulum  itd.  Mądry  rodzic  sam  oceni,  jak  najłatwiej  dotrzeć  do  swojego  dziecka, 
uwzględniając jego wiek, cechy charakteru, czy umiejętność zapamiętywania.  

 

 Wszyscy chcielibyśmy, by z dzisiejszych dzieci wyrośli ludzie dojrzali, prawi, darzący szacunkiem Boga i bliźnich. 
Aby  tak  było,  wychowanie  trzeba  zacząć  jak  najwcześniej,  i  to  także  wychowanie  do  właściwego  traktowania 
tego,  co  Boże.  Niech  Najświętsza  Maryja  Panna,  Matka  Najczulsza,  wyprosi  rodzicom  cierpliwość  i  mądrość,  a 
dzieciom Boże błogosławieństwo i łaski. 

Ks. Adam Maryna