background image

FRID INGULSLAD

DZIEWCZYNA NA MOŚCIE

Saga Wiatr Nadziei

część 10

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, luty 1906 roku

Elise odwróciła się do pieca plecami do chłopców, by ukryć targające nią 

uczucia. Kim była kobieta, która przyszła po Emanuela? Co miał na myśli, gdy oparty 

czołem o ścianę, mamrotał pod nosem: „Boże drogi, stało się to, czego się 

obawiałem”? Chyba chodzi o coś poważnego, skoro „wyglądał bardzo dziwnie”, jak 

to określił Peder, a potem wyszedł.

Elise wzięła się w garść i nakazała chłopcom:

- Poskładajcie podręczniki i do spania!

- Już? - Kristian posłał jej zdumione spojrzenie. - Dopiero co zacząłem 

rachunki.

- Trudno. Wstaniesz jutro wcześniej, gdy tylko cię obudzę, i dokończysz. 

Późno już. Jesteście zmęczeni, wszyscy trzej.

Wstali niechętnie, ale posłuchali polecenia Elise.

Ona tymczasem wyjęła z kołyski Hugo, który się właśnie obudził, a ponieważ 

background image

nie musiał się dopominać o uwagę głośnym krzykiem, gaworzył sobie wesoło. 

Pośpiesznie weszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła na brzegu łóżka i 

przyłożywszy Hugo do piersi, popatrzyła w okno zamyślona. Co się stało? Gdzie jest 

Emanuel i co go tak wytrąciło z równowagi?

Zrobiło jej się niedobrze, bo nagle nabrała pewności, że ma to jakiś związek z 

Signe. Czyżby pojawili się jej rodzice i dowiedzieli się, że ojcem dziecka, którego 

oczekuje, jest Emanuel? Może zażądali, by poczuł się do odpowiedzialności? Serce 

zabiło jej mocniej. Jak Emanuel temu podoła? Póki ona nie zacznie dorabiać szyciem, 

musi ze swej marnej pensji utrzymać ich sześcioro. Niepojęte, by dodatkowo łożył 

jeszcze na Signe i jej dziecko.

Rozległo się pukanie i Peder wsunął głowę przez uchylone drzwi.

- Coś się stało, Elise? - zapytał i popatrzył na nią zatroskany swoimi ufnymi 

niebieskimi oczami.

Zaprzeczyła, zmuszając się do uśmiechu.

- Jestem po prostu zmęczona, Peder. Chyba też się położę, chociaż właściwie 

powinnam usiąść do szycia.

Tak bardzo pragnęłaby opowiedzieć mu o cudzie, jaki spotkał Annę, ale 

przecież nie mogła przekazać takiej radosnej nowiny, gdy zbierało jej się na płacz. 

Lepiej już udawać zmęczenie.

- Od jutra zacznę ci więcej pomagać, Elise. Słowo honoru. Jeśli tylko obudzisz 

mnie trochę wcześniej, przyniosę wody i drewna.

- Bardzo ci dziękuję, Peder. Jesteś dobrym chłopcem. Idź już do łóżka, a ja za 

chwilę, jak tylko nakarmię i przewinę Hugo, przyjdę odmówić z wami pacierz.

Hugo wydawał się zadowolony i śpiący, kiedy go ułożyła z powrotem w 

kołysce. Pewnie szybko zaśnie. Starając się ukryć zdenerwowanie, uklęknęła przy 

łóżku chłopców. Ciasno im spać tu we trójkę, pomyślała. Lepiej by było ich przenieść 

do sypialni. A ja z Emanuelem moglibyśmy spać w salonie, tak jak wtedy, gdy jeszcze 

mieszkała z nami mama.

Złożywszy dłonie, modliła się głośno: „Zamykam już oczy, mój Ojcze w 

niebiosach. Chroń mnie od grzechu, trosk i niebezpieczeństw. I niech mnie nocą 

strzeże Anioł Stróż, który szedł za mną krok w krok za dnia. Amen”.

Peder i Kristian odmówili modlitwę wraz z nią, ale Evert leżał milczący. Nie 

był przyzwyczajony do wieczornego pacierza.

- Po co to właściwie mówisz, Elise? - zapytał zdziwiony.

background image

- Żeby Bóg nas pilnował - wyprzedził ją z odpowiedzią Peder. Elise 

potwierdziła skinięciem, pocałowała każdego z nich na dobranoc i zgasiła lampę.

W sypialni jednak zostawiła zapaloną świecę i leżąc w łóżku, wpatrywała się 

nieruchomo w sufit. Tak się martwiła o Emanuela, że całkiem przygasła w niej radość 

z tego, co przydarzyło się Annie.

Godziny wlokły się niemiłosiernie, a on nie wracał. Dlaczego?

A może powinna wyjść go poszukać? Ale przecież skoro ktoś po niego 

przyszedł, to znaczy, że nie był sam. Zapewne zasiedział się u Carlsenów. Może 

razem z rodzicami Signe? Ojciec dziewczyny pewnie nie szczędził mu pretensji.

Ż

e też coś takiego przydarzyło się Emanuelowi, który tak się starał postępować

jak należy, pomagać ludziom w potrzebie i żyć jak przystało na chrześcijanina! Na 

pewno odczuwał palący wstyd. Gdyby tylko wierzyła, że zdradził ją jeden jedyny raz, 

szczerze by mu współczuła. Wyobraziła sobie kłopotliwą sytuację, w jakiej się 

znalazł, gdy musiał stanąć twarzą w twarz z ojcem Signe i przyznać się do swego 

występku.

Ale jeśli to prawda, że ich romans trwał przez dłuższy czas...

Pokręciła głową, nic z tego nie rozumiejąc. To wszystko zupełnie nie 

pasowało do tego Emanuela, którego znała i pokochała. On nie mógłby wielokrotnie 

sypiać z inną kobietą, nie odczuwając z tego powodu wyrzutów sumienia.

Wydawało jej się, że minęła wieczność. Przewracała się niespokojnie z boku 

na bok, gdy wreszcie usłyszała, że Emanuel wchodzi do domu. Po chwili wśliznął się 

cicho do sypialni.

Usiadła i popatrzyła na niego w milczeniu.

Podszedł do niej, osunął się na krawędź łóżka i przytulił się do niej jak 

dziecko szukające pociechy.

- Coś się stało, Elise - odezwał się nieszczęśliwym głosem. Kiwnęła i 

pogłaskała go po głowie.

- Wiem - rzekła. - Chłopcy mi mówili, że przyszła po ciebie jakaś pani. 

Słyszeli, jak wymamrotałeś, że stało się to, czego tak się obawiałeś.

Pokiwał głową, wciąż przytulony do niej.

- Przyjechali rodzice Signe?

- Nie - zaprzeczył. - Moi rodzice, mama i ojciec.

- Twoi rodzice? - powtórzyła Elise i jęknęła z niedowierzaniem.

- Karolinę wygadała wszystko Carlsenom, a ci posłali natychmiast telegram do 

background image

Ringstad i poprosili rodziców, by przyjechali. Signe dała Karolinę do zrozumienia, że 

wziąłem ją gwałtem, co dla Karolinę było ciosem. Nie mogła znieść, że tak skutecznie 

opierałem się jej wdziękom, a uległem urokowi innej. Zraniło ją to bardziej niż moje 

małżeństwo z tobą, bo wciąż jest przekonana, że poślubiłem cię wyłącznie z powodu 

szlachetnych ideałów, jakie we mnie zasiała Armia Zbawienia. Nie sądzę, by Karolinę 

współczuła Signe, na to jest zbyt wielką egoistką. Gdy tylko się dowiedziała prawdy, 

miała w głowie tylko jedno: zemstę. Czekała na stosowny moment, by opowiedzieć 

rodzicom, jaki ze mnie potwór i jak bardzo się pomylili co do mojej osoby. 

Carlsenowie są wściekli i nie chcą mnie widzieć na oczy, a mama i ojciec 

oświadczyli, że mnie wydziedziczą. Twierdzą, że przyniosłem wstyd całej rodzinie, 

skalałem jej dobre imię i zbrukałem szanowane nazwisko Ringstad.

Elise pogłaskała go po włosach.

- Biedaku, to musiało być straszne. Jestem jednak pewna, że zmienią zdanie, 

gdy tylko otrząsną się z szoku.

- Jeszcze nie słyszałaś najgorszego - wydobył z siebie z wyraźnym z trudem.

- A jest coś jeszcze?

- Karolinę oznajmiła, że odnosi wrażenie, iż Hugo nie jest moim synem.

Elise wydała z siebie przeciągły jęk.

- A skąd ona może to wiedzieć?

- Powiedziała, że z wiarygodnego źródła. Podobno zaszłaś w ciążę z pijanym 

bezrobotnym, gdy twój narzeczony siedział w więzieniu, a ja, żeby wybawić cię z 

kłopotów, zaproponowałem ci małżeństwo. Ojciec, patrząc mi prosto w oczy, zażądał 

szczerej odpowiedzi. Nie byłem w stanie mu skłamać, Elise. Bardzo mi przykro z tego

powodu.

Zapadła cisza.

- A więc teraz już wiedzą, że Hugo nie jest ich wnukiem - odezwała się 

bezbarwnym głosem. Ogarnęła ją rezygnacja. Nie była ani zła, ani smutna, czuła 

jedynie pustkę. Wszystkie ich zabiegi, by dać Hugo dobry dom, chłopcom poczucie 

bezpieczeństwa, a mamie oszczędzić wstydu, okazały się daremne. Wszystko to na 

nic.

To kara za to, że wszystkich oszukaliśmy, pomyślała nagle. Minęły zaledwie 

dwa dni od chrzcin, które nigdy nie powinny się odbyć.

- Dlaczego tak bardzo się upierałeś, by pośpiesznie ochrzcić Hugo? - odezwała 

się z wyrzutem, bo w głębi serca miała do niego o to żal.

background image

- Właśnie dlatego. Obawiałem się, że dojdzie do takiej sytuacji. Próbowałem 

cię uspokoić, udając, że ufam Karolinę, ale tak naprawdę byłem bardzo niespokojny, 

bo dobrze ją znam i wiem, że nie jest ani wyrozumiała, ani miła. To zwyczajna 

egoistka, która nie liczy się z nikim i myśli wyłącznie o sobie. Postanowiłem 

dopilnować tego, by Hugo otrzymał moje imię i nazwisko rodowe, zanim mama i 

ojciec dowiedzą się o Signe. Pomyślałem też, że z czasem o niej zapomną. Nie 

miałem jednak pojęcia, że Karolinę uknuła taki szatański plan. Do głowy też mi nie 

wpadło, że zwęszyła naszą tajemnicę. W tej sytuacji tylko pogorszyłem sprawę, 

nadając dziecku imię mojego ojca. Ojciec uznał to bowiem za kpinę z jego osoby, a 

mama oświadczyła, że wolałaby umrzeć niż żyć z takim wstydem.

Elise nie była w stanie się odezwać. Ogarnęła ją dziwna niemoc. Myślała 

tylko, że teraz mama i Hvalstad dowiedzą się o jej hańbie, a z czasem pewnie Anna, 

Torkild i pani Thoresen. A potem już się rozejdzie to na całe Sagene, zwłaszcza gdy 

plotki zwietrzą pani Evertsen, pani Albertsen i Magda ze sklepu kolonialnego na rogu. 

Usłyszą o tym koledzy z klasy Kristiana i z klasy Pedera. Bracia popatrzą na nią 

wpierw z wyrzutem, a potem posmutnieją. Wstyd przytłoczy ich wszystkich, ugną się 

pod nim jak pod nosidłami na wodę. Tu, nad Aker, nie piętnowano dziewczyny, która 

urodziła dziecko, nie będąc mężatką. Nie miano jednak litości nad kimś, kto kłamie i 

usiłuje udawać lepszego, niż jest w rzeczywistości. Tego tu nie wybaczano.

- Powiedz coś, Elise - odezwał się zdruzgotany.

- A cóż mam powiedzieć? Można było przewidzieć, że tak się stanie, 

zwłaszcza gdy Signe zamieszkała u Carlsenów. - Poczuła znów, jak ogarnia ją 

rozgoryczenie. Wszystko to wina Emanuela, pomyślała. Dlaczego pozwolił na to, by 

Signe została tu, w pobliżu? Powinien ją odesłać gdzieś na wieś. Tyle lat służył w 

Armii Zbawienia, więc na pewno miał odpowiednie kontakty. Gdyby pozbył się jej od 

razu, nigdy by do tego nie doszło.

- Nie wiedziałem, co mam z nią zrobić.

- Nie ma sensu teraz tego roztrząsać - westchnęła ciężko. - Co się stało, to się 

nie odstanie. Nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Skoro przyznałeś się 

swojemu ojcu, że nie jesteś ojcem Hugo, runęło wszystko, co tak misternie 

budowaliśmy. Przyśpieszyłeś chrzest, by zapewnić Hugo nazwisko rodowe, którego 

nie będzie się musiał wstydzić. Zapewne myślałeś też o dworze. Wątpię jednak, by 

Hugo miał jakiekolwiek prawa do dziedziczenia teraz, gdy twoi rodzice wiedzą, że 

nie jest on potomkiem Ringstadów.

background image

- Póki nie podpiszę odpowiednich dokumentów stwierdzających, że Hugo nie 

jest moim synem, nikt nie może tego udowodnić. Hugo wpisany jest w księgach 

kościelnych jako wnuk mojego ojca. Ja jestem dziedzicem, a Hugo moim następcą. 

Właśnie to chciałem zabezpieczyć, przyśpieszając termin chrztu. Czy pod względem 

prawnym to wystarczy, nie wiem, ale gdybyśmy go nie ochrzcili minionej niedzieli, 

uroczystość ta wyglądałaby całkiem inaczej, a moi rodzice na pewno nie wzięliby w 

niej udziału. Zresztą rozmawiałem z ojcem bez świadków, więc nikt poza nim nie 

słyszał, co powiedziałem. Jeśli zechcę, wszystkiemu zaprzeczę.

- Zdaje się, że powiedziałeś, iż rodzice chcą cię wydziedziczyć.

- Teraz tak mówią, ale wątpię, czy ojciec się na to zdobędzie i zdoła to 

przeprowadzić. Na pewno nie zrobi tego, gdy usłyszy całą prawdę. Gdy dowie się, że 

wcale nie zgwałciłem Signe, lecz ona sama była bardziej niż chętna, a ty nie 

zdradziłaś swojego narzeczonego, tylko padłaś ofiarą gwałtu.

Zapadła między nimi cisza.

Odetchnął głęboko i drżącym głosem dodał:

- Wszystko psuję. Przysparzam kłopotów wszystkim, których kocham, nawet 

tobie. Pogardzam sobą, Elise. Sądziłem, że mam silny charakter i jestem wierny 

zasadom, tymczasem nagle okazało się, że to nieprawda. Bardzo boli, gdy człowiek 

traci szacunek dla samego siebie.

- Domyślam się. Też się tego po tobie nie spodziewałam. Powtarzam jednak 

sobie, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, w ten czy inny sposób. Masz tyle 

wspaniałych cech, Emanuelu. Zaoferowałeś mi małżeństwo, żeby ratować mnie, 

dziecko, mamę i chłopców przed życiem w hańbie i ubóstwie. Mało kogo stać by było 

na taki gest. Zwłaszcza że pochodzisz z zupełnie innego środowiska i stoisz o wiele 

wyżej w hierarchii społecznej. Z naszego powodu porzuciłeś Armię Zbawienia i tym 

samym przestałeś na co dzień odczuwać respekt, jakim darzono cię jako oficera 

Armii. Dla nas zamieszkałeś tu, w domku nad rzeką wśród biedaków.

Znów zapadła między nimi cisza. Elise zmagała się z przykrymi myślami, 

pewną, że Emanuel przeżywa podobne katusze. W końcu uznała, że musi uzyskać od 

niego odpowiedź na to, co męczyło ją od początku, gdy tylko dowiedziała się o 

zdradzie męża.

- Nie poprzestaliście na tym jednym razie, prawda? Wzdrygnął się, a potem 

powoli pokręcił głową.

Zabolało ją to bardziej, niż zrazu sądziła. W tej sytuacji Emanuel nie może się 

background image

tłumaczyć tym, że nie był całkiem trzeźwy, a potem żałował bardzo tego, co się stało.

Nagle ogarnęła ją wściekłość. Najchętniej cisnęłaby mu w twarz najgorsze 

przekleństwa, wyrzuciła z siebie rozczarowanie i zazdrość. Ugryzła się jednak w 

język. Taka już jest dola kobiet, pomyślała z goryczą. Zawsze muszą zrozumieć, 

znieść w pokorze i cierpieć w milczeniu. Emanuel zaproponował jej małżeństwo, by 

ją ratować, więc niejeden uzna, że jest usprawiedliwiony.

- Z pewnością i ty mną gardzisz - odezwał się nieszczęśliwym głosem.

- Nie wiem, czy to właściwe słowo. Nazwałabym to raczej rozczarowaniem.

Emanuel nie tylko mnie zawiódł, ale i okłamał, pomyślała, czując, że nie jest 

w stanie się z tym pogodzić.

- Jak myślisz, czy jeszcze kiedyś może być między nami tak, jak było?

- Mam nadzieję.

- Ale nie jesteś pewna?

- Można kierować swoją wolą w wielu sprawach, ale nie uczuciami. Nadal 

jesteśmy jednak małżeństwem i wiąże nas przysięga aż po kres naszych dni. Musimy 

się więc postarać. Czy twoi rodzice pojechali już z powrotem do domu?

- Wydaje mi się, że wracają jutro wczesnym rankiem. Mieli przenocować w 

tym znienawidzonym przez mamę hotelu.

- A Signe? Co z nią?

- Zamierzam udać się do tej Islandki jutro w czasie przerwy obiadowej i 

poprosić ją o pomoc.

- Zdejmij ubranie i spróbuj zasnąć choć trochę. Za parę godzin rozlegną się 

fabryczne syreny.

Posłusznie przebrał się w piżamę, żadne z nich jednak nie mogło zasnąć. 

Emanuel przewracał się z boku na bok, a ona też nie zmrużyła oka. Równie dobrze 

mogliby snuć na głos rozważania, zamiast samotnie bić się ze swymi myślami.

- Opowiemy o tym chłopcom, zanim dowiedzą się tego od obcych? - zapytała 

w końcu.

- Nie, bardzo cię proszę, Elise, nic im na razie nie mów! Musimy sobie 

wszystko dokładnie przemyśleć! Karoline nie utrzymuje przecież kontaktów z nikim, 

kto mieszka w pobliżu nas, więc może plotka się nie rozejdzie.

Elise co prawda miała na ten temat swoje zdanie, ale nie wypowiedziała go na 

glos. Nawet jeśli Karolinę nie wspomni o Hugo nikomu z mieszkańców dzielnicy nad 

rzeką, to rozpowie o tym przyjaciołom i znajomym. Służba zazwyczaj słucha, o czym 

background image

rozmawiają chlebodawcy. Jest tylko kwestią czasu, kiedy nowina dojdzie do uszu 

kogoś, kto nas zna, pomyślała. A ten z pewnością powtórzy ją dalej. Najlepiej byłoby 

siąść z chłopcami i porozmawiać z nimi na poważnie. Wyjaśnić im wszystko od 

początku do końca. O Signe nie wspomni, ale powie im całą prawdę o Hugo. Na 

pewno poczują się urażeni, z pewnością będą się wściekać i pałać nienawiścią do 

gwałciciela, za to jeszcze większy szacunek w ich oczach zyska Emanuel.

Pozostaje tylko pytanie, czy prawda o Signe także dojdzie z czasem do ich 

uszu. Jeśli tak, to trudno będzie zachować miłą atmosferę, jaką udało im się z 

Emanuelem stworzyć w domu nad rzeką. Chłopcy znienawidzą Emanuela i będą nim 

gardzić, tak jak i on sobą gardzi. Może upłynąć wiele czasu, nim zdołają się z tego 

otrząsnąć. Wszystko zależy od tego, gdzie ostatecznie trafi Signe i czy całkiem 

zniknie z ich życia.

Ż

adne z nich nie zmrużyło nawet oka, gdy rozległo się denerwujące wycie 

fabrycznych syren. Dopiero wówczas Elise obróciła się do Emanuela i rzekła:

- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość: Anna potrafi stać o własnych siłach, a 

nawet nauczyła się chodzić.

- Tak, to niezwykłe.

- Wiedziałeś o tym? - zdziwiła się, marszcząc czoło.

- Tak, w drodze do domu spotkałem Torkilda, ale taki byłem zdenerwowany, 

ż

e nie byłem w stanie cieszyć się razem z nim.

- W takim razie na pewno poznał, że coś jest nie tak.

- Tak. Nie odzywałem się wiele, ale domyślił się, że mam poważne kłopoty.

Elise westchnęła i pomyślała: Tu, nad rzeką, ludzie mieszkają zbyt blisko 

siebie. Nie ma sensu niczego ukrywać. Równie dobrze można od razu opowiedzieć 

chłopcom o wszystkim. Najbardziej się obawiała reakcji Pedera. A co wymyślą jego 

koledzy z klasy, gdy się okaże, że mają jeszcze jeden powód do drwin?

ROZDZIAŁ DRUGI

Następnego dnia Emanuel nie wrócił do domu w porze przerwy obiadowej, ale 

Elise wiedziała dlaczego. Modliła się w duchu, żeby Islándica z Vaterlandu przyjęła 

Signe, tak by przenieść dziewczynę jak najdalej od Sagene albo najlepiej gdzieś poza 

Kristianię.

Akurat dziś Elise najchętniej zaszyłaby się w piwnicy i zrobiła pranie. 

Wolałaby szorować brudne rzeczy na tarze niż siedzieć spokojnie przy maszynie i 

background image

szyć. W głowie wciąż kotłowały jej się te same myśli. Teraz na pewno już 

Carlsenowie nie zechcą, by dla nich szyła, i nie polecą jej też innym znajomym. 

Uznali ją za kobietę upadłą. Nie dość, że uległa jakiemuś nędznikowi, gdy jej 

narzeczony siedział w więzieniu, to na domiar złego oszukała wszystkich, udając, że 

urodziła dziecko Emanuela. Chyba gorszej nieprawości nie można się dopuścić. Żeby 

okryć rodzinę Ringstadów taką hańbą! Kto wie, czy Karolinę w ogóle zechce odebrać 

suknię? Może zażąda od Elise, by zapłaciła za materiał i zatrzymała suknię? W 

lombardzie pewnie dostanie za nią parę koron, chociaż nie wiadomo, czy w ogóle 

przyjmą od niej taki fason, który tu, w okolicy, trudno będzie sprzedać.

Hugo marudził i popłakiwał od śniadania, zupełnie jakby wyczuwał napiętą 

atmosferę w domu. Kręciła korbką maszyny tak szybko, jak się dało, w nadziei, że 

zagłuszy płacz dziecka, który przenikał ją do szpiku kości.

Ledwie co usłyszała pukanie do drzwi. Czyżby już jakieś plotkary zwietrzyły 

sensację? Podniosła się ciężko z krzesła i poszła otworzyć.

Ku swemu przerażeniu w drzwiach ujrzała pana Ringstada, swojego teścia. 

Zrobiło jej się słabo, czuła, że nie zdoła stawić czoła ostrej reprymendzie. Nie dziś. 

Musi zebrać w sobie siły.

- Emanuela nie ma w domu - wykrztusiła jedynie.

- Sądziłem, że zazwyczaj przychodzi do domu w przerwie obiadowej - 

odezwał się teść z rezerwą. Zachowywał się w ogóle jakoś dziwnie, obco. Wczorajsza 

wiadomość musiała być dla niego strasznym szokiem.

- Zamierzał odprowadzić Signe do Olafii Johannesdottir.

- A kto to jest?

- Islandka, bardzo religijna. Pomaga stanąć na nogi młodym dziewczętom, 

które popadły w kłopoty.

Ringstad zmarszczył czoło, jakby ten temat wywoływał w nim niechęć.

- Mogę wejść do środka? - zapytał.

Poprowadziła go do salonu. Hugo na szczęście wreszcie usnął.

- Widzę, że szyjesz? - stwierdził zmęczonym głosem.

- Karolinę Carlsen prosiła, bym uszyła jej suknię. Nie wiadomo jednak, czy w 

tej sytuacji w ogóle ją odbierze.

- Dlaczego tak uważasz? - posłał jej zdziwione spojrzenie.

- Na pewno nie będzie chciała mieć do czynienia z kimś takim jak ja.

Westchnął ciężko i wyjawił cel swojej wizyty.

background image

- Przyszedłem dowiedzieć się prawdy. Miałem nadzieję, że zastanę Emanuela i 

usłyszę obie wersje zdarzeń. Jak się zapewne domyślasz, ani moja żona, ani ja nie 

zmrużyliśmy oka tej nocy. Oboje jesteśmy głęboko wstrząśnięci, czując na przemian 

przerażenie i niedowierzanie. Marie nie chce w ogóle widzieć na oczy ani ciebie, ani 

Emanuela. Uważa, że nie można wybaczyć takiego oszustwa, i obawiam się, że nie 

zmieni zdania. Po trzydziestu latach małżeństwa wiem, że nie zapomina żadnej 

niegodziwości, jakiej się ktoś wobec niej dopuścił. Ubolewam nad tym, ale tak już 

jest.

- Biedny Emanuel - jęknęła Elise ze ściśniętym sercem. Popatrzył na nią z 

niedowierzaniem.

- I ty to mówisz? Przecież on się zachował jak ostatni łajdak zarówno wobec 

ciebie, jak i wobec tego dziewczęcia!

- Nikt z nas nie jest bez grzechu, panie Ringstad. Każdy ma na swym sumieniu 

jakieś przewinienia. Przyznaję, że jestem głęboko zawiedziona, bo nigdy bym nie 

sądziła, że Emanuel ulegnie takiej pokusie, i to tuż po ślubie, gdy było nam ze sobą 

tak dobrze. Ale wojna zmienia ludzi. My, którzy nie żyliśmy w atmosferze ciągłego 

strachu przed atakiem wroga, nie umiemy być może wczuć się w taką sytuację. 

Niewykluczone jednak, że właśnie wtedy znikają w człowieku bariery i dopuszcza się 

rzeczy, których by nigdy nie zrobił w normalnych warunkach.

Ringstad stał w milczeniu i przyglądał jej się badawczo, jakby sprawdzał, czy 

z niego nie drwi.

- Usprawiedliwiasz go? - zapytał z niedowierzaniem. Pokręciła powoli głową.

- Nie, próbuję jedynie zrozumieć. Siedzieli tam wszyscy wieczorami wokół 

ogniska, popijając alkohol z butelki, którą podawali sobie ukradkiem z rąk do rąk. 

Odwiedzały ich tam wciąż dziewczęta z okolicznych dworów i miasteczek, 

zafascynowane dzielnymi mężczyznami w mundurach. Emanuel nie przywykł do 

picia, bo przez wiele lat spędzonych w Armii Zbawienia powstrzymywał się od al-

koholu. Zaprzyjaźnił się z Signe, polubił ją, pisywał nawet o niej w listach. A 

równocześnie żył w nieustannym strachu, że nagle Szwedzi przypuszczą szturm przez 

granicę i stanie przed wyborem: zabić czy samemu zginąć. On, który poświęcił 

ostatnie osiem lat, ratując ludzi. '

Ringstad chwiejnym krokiem podszedł do najbliższego krzesła i usiadł ciężko.

- Doprawdy nie mogę uwierzyć, że ty go usprawiedliwiasz! - Pokręcił głową z 

niedowierzaniem. - On ją wziął gwałtem, Elise! Biedna dziewczyna nie miała żadnej 

background image

możliwości ucieczki.

- Nie sądzę.

- Nie wierzysz w to? - Posłał jej zdziwiony wzrok. Pokręciła głową.

- Rozmawiałam o tym z Emanuelem. Jestem przekonana, że Signe zakochała 

się w nim i użyła wszelkich sztuczek, by go zdobyć. Pojawiła się u nas w samą 

Wigilię. Pozwoliliśmy jej przenocować. Czy przyszłaby tu, gdyby Emanuel ją 

zgwałcił? Poza tym zauważyłam, jak ona na niego patrzy. Nie było to bynajmniej 

spojrzenie skrzywdzonej kobiety. Przeciwnie.

Ringstad otworzył usta ze zdumienia i słuchał jej uważnie.

- Mówisz, że przyszła tutaj?

- Tak, wiele osób to może potwierdzić. Wtedy jeszcze mieszkała z nami mama 

i Hvalstad. Poza tym była też Hilda. Zresztą ona jako jedyna domyśliła się, dlaczego 

Signe tu przyszła.

Ukrył twarz w dłoniach. Wydawał się bezradny i udręczony. On, który zawsze 

sprawiał wrażenie silnego i władczego mężczyzny.

- Może nastawię kawy?

- Tak, dziękuję.

Pośpiesznie udała się do kuchni i pomyślała, że ojcu Emanuela dobrze zrobi 

chwila samotności, by mógł przetrawić w spokoju to wszystko, co mu powiedziała.

Wydawało się, że jej wierzy. Chyba najgorsze dla niego było oskarżenie, że 

jego syn dopuścił się gwałtu. Równocześnie zdziwiło ją, że przyszedł tu do nich. Po 

tym wszystkim, czego się wczoraj o niej dowiedział, nie sądziła, że go jeszcze 

zobaczy.

Jedną ręką chwyciła dzbanek z kawą, a drugą dzbanuszek z mlekiem. Dla 

takiego gościa postanowiła wyjąć porcelanowe filiżanki.

Ojciec Emanuela nadal siedział w płaszczu. Zresztą w saloniku nie było zbyt 

ciepło, mimo że od rana trzymała otwarte drzwi do kuchni.

- Zdumiewasz mnie, Elise - rzekł, gdy postawiła na stole filiżanki. - Nigdy 

jeszcze nie spotkałem kobiety takiej jak ty. Nie chce mi się wierzyć, byś mogła mi 

kłamać prosto w oczy, a równocześnie wiele wskazuje na to, że oboje z Emanuelem 

nas oszukaliście.

Elise usiadła przy stole naprzeciwko teścia i popatrzyła mu w oczy z powagą.

- To prawda, okłamaliśmy was. Bardzo mnie to boli. Kiedy Emanuel wrócił w 

nocy do domu i opowiedział, co się stało, pomyślałam, że spotkała nas kara za te 

background image

kłamstwa. - Zamilkła na moment, po czym podjęła na nowo: - Zostałam napadnięta i 

zgwałcona, kiedy wracałam z miasta do domu pewnego wiosennego dnia. Gwałt miał 

swoje następstwa. Zastanawiałam się, czy usunąć płód, ale wiedziałam, że związane 

jest z tym duże ryzyko. Mój ojciec właśnie umarł, mama chorowała na suchoty, Hilda, 

moja młodsza siostra, spodziewała się dziecka z majstrem z przędzalni, więc na mnie 

spadło utrzymanie mamy i braci. Mimo że pragnęłam umrzeć, nie mogłam 

ryzykować, że to się stanie, bo w ten sposób odebrałabym najbliższym szansę na 

przeżycie. W tym samym czasie zarządca czynszówki Andersengarden zagroził nam 

eksmisją, bo nie miałam pieniędzy na komorne. Kompletnie zrozpaczona wybiegłam 

z domu nad rzekę, nie widząc wyjścia z tych kłopotów. Wtedy pojawił się Emanuel. 

Przyjaźniliśmy się od dawna. Dowiedział się o moim nieszczęściu i zaproponował mi 

małżeństwo, by dziecko, które miałam urodzić, miało ojca i by nas wszystkich 

uchronić od wstydu. W moich oczach był to niemal bohaterski czyn. Uznałam jednak, 

ż

e to zbyt wielkie poświęcenie z jego strony, bym mogła je przyjąć. Emanuel zdołał 

mnie jednak przekonać.

Ringstad siedział nieruchomo i słuchał jej z zapartym tchem. A kiedy umilkła, 

odezwał się chrapliwym głosem wyraźnie poruszony:

- Dlaczego nie powiedzieliście o tym?

- Emanuel chciał, by wszyscy uważali, że to jego dziecko. Baliśmy się 

zarówno waszej reakcji, jak i reakcji mojej mamy i chłopców. Zatrzymaliśmy prawdę 

dla siebie, bo pragnęliśmy, by dziecko stało się normalnym członkiem rodziny.

- Mimo to jednak prawda wyszła na jaw.

- O tym, co mi się przydarzyło tamtego strasznego dnia wiosną ubiegłego roku,

wiedziała tylko moja siostra i jedna z przyjaciółek. Kiedy wzięliśmy pośpiesznie ślub 

z Emanuelem, domyśliły się chyba dlaczego. Nie wiem, czy któraś z nich się 

wygadała, czy może ktoś inny domyślił się prawdy.

- To znaczy, że pobraliście się z Emanuelem bez miłości? Pokręciła głową.

- Emanuel był we mnie zakochany, a ja go bardzo lubiłam. Wzbraniałam się 

przed uczuciem, ponieważ byłam zaręczona z innym i miałam nadzieję, że wszystko 

się między nami jeszcze ułoży. Mój narzeczony popełnił straszne głupstwo i został 

osadzony w więzieniu. Jego siostra jest sparaliżowana po polio. Skończyły jej się nie-

zbędne do życia leki, a on nie miał pieniędzy, by kupić jej kolejne, i dał się namówić, 

by stać na czatach, gdy inni okradali sklep. Z więzienia w Akershus napisał do mnie, 

ż

e zrywa zaręczyny.

background image

Teść wpatrywał się w nią zaintrygowany. Historia ta musiała zrobić na nim 

duże wrażenie.

- Jak rozumiem, Emanuel nie zaofiarował ci małżeństwa jedynie ze 

szlachetnych pobudek! - Rozchylił usta w lekkim uśmiechu, zaraz jednak znów 

spoważniał i westchnął głęboko. - Bardzo się cieszę, że opowiedziałaś mi wszystko. 

Poznaję po twojej twarzy, że mówisz prawdę. To okropna historia. Gdybym 

przeczytał coś takiego w książce, posądziłbym autora o nadmiernie wybujałą 

wyobraźnię. Może powinnaś to wszystko spisać, Elise? Przyszłe pokolenia mogłyby 

się z tego wiele nauczyć. Ukryj swoje zapiski głęboko w szufladzie, a potem dasz do 

przeczytania dzieciom, kiedy już dorosną. Że nie wspomnę o wnukach! Kiedyś 

przecież musi wreszcie zapanować większa sprawiedliwość w naszym 

społeczeństwie, a wówczas twoja historia przypomni wszystkim losy robotników z 

nad Aker.

Wypił kawę, którą go poczęstowała, i wstał ciężko z krzesła. Wydawało się, 

jakby przez parę dni postarzał się o kilka lat.

- Nie wiem, czy moja żona da się przekonać, czy to, co mi powiedziałaś, 

zmieni jej nastawienie do ciebie i dziecka, mogę ci jednak obiecać, że zrobię 

wszystko, co w mojej mocy, by tak się stało.

Elise odprowadziła go do wyjścia.

Na ganku tuż przed odejściem odwrócił się do niej ze słowami:

- Jesteś bardzo silna, Elise. Nie pojmuję, jak zdołałaś to wszystko wytrzymać.

- Nie miałam wyboru. Ani wtedy, ani teraz.

- Mogłaś przynajmniej wyrzucić tę Signe za drzwi tego dnia, gdy się tu 

zjawiła.

- Gdybym tak zrobiła, wywołałoby to zdumienie wśród moich najbliższych. 

Zamierzałam im tego oszczędzić.

Pokiwał głową z namysłem, uniósł lekko kapelusz i skierował się do 

czekającego na niego powozu.

Z niecierpliwością oczekiwała popołudnia i powrotu Emanuela. Chłopcy byli 

w pracy, a Hugo spał.

- Jak poszło? - zapytała.

- Dobrze. Ta Olafia to bardzo pobożna kobieta o wielkim sercu. Jest córką 

pastora i jako pierwsza kobieta podjęła studia w Islandii. Po wielu latach spędzonych 

za granicą trafiła do Kristianii. - Usiadł przy stole w kuchni i sięgnął po kanapki, jakie 

background image

dla niego przygotowała. - Mieszka w małym drewnianym domu, trochę podobnym do 

naszego, lecz mniejszym, w dość nieprzyjemnej okolicy w Vaterlandzie. Signe ledwie 

co miała odwagę wejść ze mną do środka. Ale wewnątrz było czysto i schludnie. W 

oknach kwiaty, dywanik na podłodze i ładne meble. Olafia przyjęła Signe serdecznie i 

oddała jej jedyny pokoik na poddaszu. Obiecała już jutro porozmawiać ze znajomymi 

i spróbować znaleźć dla niej jakieś miejsce na wsi. Powiedziała, że miasto nie jest dla 

takiej dziewczyny jak Signe. Z tego, co zrozumiałem, ona przede wszystkim pomaga 

prostytutkom.

Elise popiła łyk kawy i czekała, aż Emanuel skończy opowiadać. Dopiero 

wówczas miała okazję zaskoczyć go, mówiąc o tym, co się zdarzyło przed południem.

- Był tu twój ojciec.

Emanuel zamarł i popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Ojciec? Pokiwała głową.

- Opowiedziałam mu wszystko, jak było. Wysłuchał mnie uważnie i myślę, że 

uwierzył, iż mówię prawdę.

- A co mu właściwie opowiedziałaś?

- Nie ukrywałam niczego, ani tego, że ojciec był pijakiem, ani że Hilda 

urodziła dziecko majstrowi. Wspomniałam też o Johanie, że trafił do więzienia za 

kradzież i że zostałam zgwałcona. Powiedziałam, że z czasem pokochaliśmy się, ale 

ż

e oświadczyłeś mi się przede wszystkim dlatego, by dać dziecku nazwisko i uchronić 

mnie i moją rodzinę przed wstydem.

Emanuel pokręcił głową zrezygnowany.

- Musiałaś mówić o wszystkim?

Elise domyśliła się, o co mu chodzi. Nie był zadowolony, że jego ojciec 

dowiedział się o Johanie.

- Tak - odparła. - Uznałam, że nie należy dłużej nic ukrywać. Wystarczy już 

kłamstw i przemilczeń. Twój ojciec musi znać całą prawdę, by móc się wczuć w 

naszą sytuację.

- Jak on to przyjął? - zapytał na pozór spokojnie, ale po jego minie poznała, że 

jest zdenerwowany. Uśmiechnęła się więc i wyjaśniła:

- Uwierzył mi. Do tego stopnia, że nawet stwierdził, iż powinnam spisać 

historię mojego życia i ukryć gdzieś, by w przyszłości moje dzieci i wnuki 

dowiedziały się, jak się kiedyś żyło robotnikom nad rzeką Aker.

Emanuel wpatrywał się w nią zdumiony.

background image

- Kiedyś przecież w społeczeństwie musi zapanować większa sprawiedliwość, 

powiedział. Uznał, że dla następnych pokoleń taka historia byłaby bardzo pouczająca.

Emanuel pokręcił głową zdumiony.

- Zawsze czułem, że ojciec darzy cię wielkim szacunkiem, nigdy jednak bym 

nie przypuszczał, że zdołasz go tak przekonać. Wspomniał coś o mamie?

Spuściła wzrok.

- Obawia się, że z nią będzie trudniej.

- Zdaję sobie z tego sprawę - pokiwał głową Emanuel. - Ale ona też kiedyś da 

za wygraną.

Elise nic nie powiedziała. Z tego, co wspomniał pan Ringstad, nie należało się 

spodziewać, by jego żona tak łatwo się poddała. Zresztą ona od początku sprzeciwiała 

się ich małżeństwu. Nie podobało jej się, że jej jedyny syn popełnia taki mezalians. Z 

pewnością więc wykorzysta ten pretekst, by trzymać się od nich z daleka. Skoro Hugo 

nie jest jej prawdziwym wnukiem, nie będzie się czuła w obowiązku kontaktować się 

z nimi. Trudno pojąć, że można być tak twardym i bezwzględnym wobec własnego 

syna, ale tacy ludzie się trafiają.

- Wspomniałeś kiedyś, że nie zawsze ci było lekko w dzieciństwie - zaczęła 

ostrożnie. - Czy twoja mama miewa bardzo zmienne nastroje?

- Owszem, mówiąc delikatnie - przyznał Emanuel niechętnie. - Lekarze 

nazywają to histerią. Nie lubię o tym mówić, ale skoro pytasz, odpowiem tylko, że 

potrafi być bardzo trudna. Kiedyś ojciec wysłał ją nawet do sanatorium na jakiś czas. 

Wtedy opiekowała się mną okropna niania. Żeby mnie odzwyczaić od pieluch i 

nauczyć wołać, sadzała mnie na nocniku w ciemnej komórce i zamykała drzwi. 

Pamiętam, że byłem śmiertelnie przerażony.

- Biedaku, to okropne! - Elise popatrzyła na niego zdruzgotana. Machnął ręką, 

najwyraźniej nie chcąc więcej na ten temat rozmawiać, i zmienił temat:

- Może rzeczywiście powinnaś posłuchać rady ojca i wszystko spisać? 

Wszystko, odkąd sięgasz pamięcią. Kiedy Peder i Kristian dorosną, dasz im to do 

przeczytania i może lepiej cię zrozumieją. Teraz są za mali, by pojąć, dlaczego 

dokonałaś takich a nie innych wyborów.

- A kiedy miałabym znaleźć na to czas? Ledwie mam kiedy odwiedzić starych 

przyjaciół.

- Hugo rośnie, z dnia na dzień jest większy i wkrótce nie będzie wymagał od 

ciebie tyle opieki. Z czasem wprawisz się też w szyciu i praca posuwać się będzie 

background image

szybciej.

- Jesteś pewien, że ktoś zechce korzystać z moich usług? Teraz, kiedy 

Karolinę tak otwarcie wystąpiła przeciwko nam, może nawet nie zechce odebrać tej 

aksamitnej sukni, którą dla niej kończę.

- Przecież ona nie jest zła na ciebie. Nie ma już sera? - dodał nagle. - Mam 

wrażenie, że wciąż tylko jadamy chleb polany syropem.

- Nie mam śmiałości kupować więcej na zeszyt u Magdy. Jestem u niej już 

strasznie zadłużona.

Emanuel zacisnął usta, nic nie mówiąc.

- Nie zapominaj, że właśnie mieliśmy chrzciny - próbowała się 

usprawiedliwiać.

Nagle uświadomiła sobie, że teraz, gdy Carlsenowie nie zechcą u siebie 

przyjmować Emanuela, może być im jeszcze trudniej. Elise podejrzewała, że Emanuel 

częściej korzystał z ich gościnności, niż się do tego przyznawał. Teraz będzie musiał 

zadowolić się tym samym, co jadali pozostali członkowie rodziny.

- Mówiłaś chłopcom o Annie?

Pokiwała głową i opowiedziała z uśmiechem:

- Peder zerwał się ze stołka i tańczył z radości. Wszyscy trzej dociekali, jak 

Torkildowi udało się tego dokonać. Tak samo jak ze wszystkim w życiu, wyjaśniłam 

im: trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Mam nadzieję, że Peder zrozumiał, 

o co mi chodzi. Jeśli będzie więcej ćwiczyć się w czytaniu, to w końcu się nauczy.

Emanuel zmarszczył czoło i obrzucił ją surowym spojrzeniem.

- Nie możesz mu pozwolić, żeby sam decydował, ile ma ćwiczyć! Musisz mu 

nakazać, by więcej czasu poświęcił lekcjom, a jeśli nie zechce, to go ukarz! W Piśmie 

jest przecież napisane, że „Tego, którego się kocha, karze się”, a ty go kochasz, 

dobrze o tym wiem.

Elise nie odezwała się, Emanuel więc pośpiesznie zmienił temat.

- Ile czasu pozostało Hildzie do rozwiązania?

- Spodziewa się dziecka mniej więcej za miesiąc.

- Mówiła coś bliżej o tym, co zamierza?

- Jest całkowicie zdecydowana zatrzymać dziecko, niezależnie od trudności, 

jakie będzie jej stwarzał Paulsen.

- Mam nadzieję, że nie zamierza przenieść się tu do nas.

- Oczywiście, że nie.

background image

- Ale jeśli nie będzie miała ani pracy, ani dachu nad głową, to co wówczas 

zrobi?

- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że Hilda jest silna i na pewno sobie poradzi.

- Przecież ona ma dopiero siedemnaście lat.

- My tu szybko dorastamy.

Popatrzył na nią jakoś dziwnie i wstał od stołu, mówiąc:

- Dziękuję. Pójdę się przejść.

Obserwowała go, gdy wkłada płaszcz i futrzaną czapkę i wychodzi. 

Zastanawiała się, czy wybiera się tylko na przechadzkę, czy może w jakieś konkretne 

miejsce. Carlsenowie nie chcą go widzieć na oczy, a innych znajomych, z tego, co 

wiedziała, tu w okolicy nie miał.

ROZDZIAŁ TRZECI

Emanuel wrócił dopiero, gdy chłopcy już się położyli spać. Elise postanowiła 

poczekać na niego, ale po bezsennej nocy była tak zmęczona, że oczy jej się same 

zamykały. Nie miała siły szyć, więc spróbowała przeczytać gazetę. Gdy jednak 

stwierdziła, że to na nic, poszła się położyć, z silnym postanowieniem, że będzie 

czuwać, póki Emanuel nie wróci.

Mimo to musiała jednak zasnąć, bo nagle obudziła się przestraszona. Z 

początku słyszała tylko szum wodospadu, ale po chwili dotarły do niej męskie głosy. 

Dwóch mężczyzn rozmawiało ze sobą tuż za ścianą domu. Wytężyła słuch, 

zastanawiając się, czy to jacyś obcy, czy też Emanuel. Zdarzało się bowiem nieraz, że 

nocną porą zataczali się tędy pijacy, wracając do domu po popijawie u kompanów po 

wschodniej stronie rzeki. Za każdym razem Elise czuła strach, że któryś poślizgnie się 

na moście i wpadnie na poluzowaną barierkę.

Rozpoznała jednak głos Emanuela. Ściana była cienka, a oni rozmawiali 

głośno, starając się przekrzyczeć huk spadającej wody. Tym drugim był albo Carl 

Wilhelm Wang - Olafsen, albo Torkild. Chociaż nie, Torkild raczej nie. Po tonie 

rozmowy poznała, że mężczyźni wracali z miasta w rozbawionych nastrojach.

Teraz już rozróżniała pojedyncze słowa. Mówił ten drugi:

- Powinieneś częściej nas odwiedzać, Emanuelu. Jeśli masz wytrzymać takie 

ż

ycie, to musisz znaleźć sobie przestrzeń wolności. Nie pojmuję, jak mogłeś 

zdecydować się na to małżeństwo, mimo że przyznaję, iż dziewczę jest słodkie.

Emanuel coś mu odpowiedział, ale nie dosłyszała wyraźnie i właściwie 

background image

cieszyła się z tego.

Wpatrywała się bezmyślnie w mrok, gdy Emanuel wszedł do kuchni, robiąc 

więcej hałasu niż zwykle. Zdjął buty i co chwila się o coś potykając, mamrotał pod 

nosem poirytowany. A kiedy wreszcie otworzył drzwi do sypialni i wszedł do środka, 

zacisnęła powieki, udając, że śpi.

Ale w środku wszystko się w niej gotowało ze złości. Wyzywała go w myślach 

od najgorszych. Prosto w twarz wygarnęła mu to wszystko, na co zasługiwał, a czego 

tak naprawdę nie mogła mu powiedzieć. Ona, biedna robotnica, której zaproponował 

małżeństwo, by ją uchronić od wstydu. Która ma dziecko z innym mężczyzną i 

uczyniła życie Emanuela tak beznadziejne, że potrzebna mu przestrzeń wolności, by 

to wytrzymać. W uszach wciąż dźwięczały jej słowa wypowiedziane przez Carla 

Wilhelma: „Nie pojmuję, jak mogłeś się zdecydować na to małżeństwo...” Poczuła, że 

płacz dławi ją w gardle, zaraz jednak górę w niej wzięła złość. Nic go nie uspra-

wiedliwia, ani to, że ma matkę histeryczkę, ani to, że przyzwyczajony do dobrobytu 

ź

le znosi biedę! Decyzję o małżeństwie podjął świadomie. Nie prosiła go o pomoc, 

nigdy nie próbowała się mu przypodobać. To on stawał na głowie, by się do niej 

zbliżyć.

A ja szanowałam go za dobroć, gotowość do ponoszenia ofiar i siłę charakteru, 

szydziła w duchu. Wydawał się taki „porządny”. Sądziłam, że można na nim polegać. 

A tymczasem pomyliłam się co do niego. To człowiek bez charakteru. Rozpustnik, 

który schlebia swoim żądzom, nie myśląc o innych. Wychodzi sobie do miasta i 

wydaje pieniądze na wódkę, mimo że jego rodzinie nie starcza na masło. Nie jest ani 

trochę lepszy od innych, ani od mojego ojca, ani Ansgara Mathiesena!

Przez wiele dni nie mogła się pozbyć rozgoryczenia. Zauważyła, że sytuacja 

między nimi stała się napięta, choć żadne z nich nie odezwało się słowem na ten 

temat.

Kiedy któregoś dnia wyszła do komórki po drewno, zauważyła śpieszącą przez 

most robotnicę. Zdziwiła się, bo do przerwy obiadowej było jeszcze daleko. Wtedy 

poznała, że to Mathilde, siostra Oline. Musiało stać się coś niedobrego, bo Mathilde 

płakała. Wyglądała na całkiem zdesperowaną, szła, potykając się niemal o własne 

nogi.

- Mathilde?

Dziewczyna odwróciła się do niej i nie zatrzymując się, zawołała 

zrozpaczonym głosem:

background image

- Wyrzucili mnie!

Twarz miała spuchniętą od płaczu, a oczy przestraszone. Elise jeszcze nie 

widziała człowieka tak zdruzgotanego.

- Dlaczego? - zapytała.

Ale Mathilde tylko pokręciła głową i poszła dalej. Chyba wcale nie zauważyła 

turkoczącego wozu, który nadjeżdżał z naprzeciwka, bo odskoczyła na bok w 

ostatniej chwili, gdy konie przemknęły pędem.

Elise stała nieruchomo, odprowadzając wzrokiem dziewczynę, póki nie 

zniknęła jej z pola widzenia. Żałowała, że jej nie zatrzymała i nie namówiła, by 

weszła z nią do domu. Może rozmowa przyniosłaby jej ulgę?

Ale co pomoże rozmowa? Nie przywróci jej miejsca pracy ani nie rozwiąże 

problemów. W pamięci mignął jej tamten styczniowy dzień, kiedy nadzorca napadł na 

Oline, ponieważ spóźniła się do fabryki dwa razy z rzędu, i zwolnił ją z pracy. 

Najmłodszy synek Oline był wtedy ciężko chory i majaczył w gorączce, a ona bała się 

go zostawić, obawiając się, że umiera.

Oline była wdową i sama wychowywała czworo dzieci. Nie miała wyjścia, 

ż

eby je utrzymać, poszła zarabiać pieniądze na ulicy. Mathilde była w pełni 

ś

wiadoma, jaki los spotkał jej siostrę. Sama miała wprawdzie męża, ale ten tylko 

włóczył się z pijakami po Vaterlandzie. Elise dobrze rozumiała, dlaczego Mathilde 

wyglądała na tak przerażoną. Na pewno obawiała się, że podzieli los siostry. No bo 

jaką miała inną możliwość?

Pogrążona w rozmyślaniach, weszła do domu z naręczem drewna. Czy mam 

prawo narzekać? - łajała siebie w myślach. Przecież mój mąż ani nie pije, ani mnie nie

katuje. Mieszkam w domu starego majstra z dala od śmierdzących podwórzy ze 

szczurami, od cuchnących wychodków, hałasów i awantur na klatce schodowej. Nie 

muszę dzielić izby z sześcioma osobami, a kuchni z inną rodziną.

Postanowiła, że przestanie robić Emanuelowi wyrzuty i wypytywać, gdzie 

znika wieczorami. Młody Wang - Olafsen ma rację, że Emanuel potrzebuje odskoczni 

od takiej codzienności. Kiedyś miał Carlsenów, a teraz pewnie odwiedza Carla 

Wilhelma. Może się tam także posila? Jeśli ma wytrzymać ciasnotę i ubóstwo, musi 

mieć też jakieś inne przeżycia, do których przywykł we dworze Ringstad i w 

eleganckiej willi na wzgórzu Aker.

Elise zasiadła z powrotem do maszyny i zaciskając zęby, pilnie zajęła się 

szyciem. Ja to dopiero mam szczęście, pomyślała. Dostałam na własność maszynę do 

background image

szycia!

Ale jakoś ta myśl nie przyniosła jej ulgi. Nadal czuła w sobie dziwną pustkę.

W nocy z piątku na sobotę Elise w ogóle nie spała, bo wczesnym rankiem 

następnego dnia miała dostarczyć gotową suknię. O ile Karolinę zechce ją odebrać. 

Czuła się niepewnie, mimo iż Emanuel twierdził, że jej obawy są nieuzasadnione. 

Jeszcze przed dwoma dniami w ogóle nie wierzyła, że uda jej się dokończyć suknię, 

ale nieszczęście, które spadło na Mathilde, otrzeźwiło ją i dodało sił.

Z Emanuelem nie rozmawiali więcej o Signe. Nie wiedziała nawet, czy był w 

mieście i rozmawiał z nią po tym, jak przeniosła się do Olafii Johannesdottir. Nie 

miała ochoty pytać.

Jeszcze nie opowiedzieli chłopcom o tym, co się stało. Zachowywali się tak, 

jakby oboje chcieli zapomnieć na jakiś czas, zostawić to za sobą jak zbędny bagaż i 

pójść do przodu.

W głębi serca miała cichą nadzieję, że zaoszczędzi wstydu Pederowi i 

Kristianowi. Karolinę nie utrzymywała żadnych kontaktów z mieszkańcami 

robotniczego osiedla nad rzeką, tak samo zresztą jak jej rodzice. Agnes ani Hilda nie 

zdradzą sekretu, tego była pewna.

Ale skąd Karolinę dowiedziała się prawdy o Hugo? - nie przestawała się 

zastanawiać. Nie chciało jej się wierzyć, by Hilda się wygadała. Nawet gdyby się 

zaprzyjaźniła z innymi służącymi od Carlsenów, nigdy by nie wyjawiła takiej 

poważnej tajemnicy.

Emanuel wrócił do domu w przerwie obiadowej, żeby przypilnować małego, a 

ona w tym czasie miała pójść do Carlsenów. Hugo spał, więc Emanuel był 

zadowolony. Nagotowała ziemniaków i usmażyła śledzia, nakryła do stołu, 

posprzątała i zatroszczyła się, by w kuchni było ciepło.

Na szczęście nie padało. Zapakowała suknię w szary papier, ale bała się, że się 

pogniecie. Niosła ją przewieszoną przez ramię, ostrożnie, jakby to była porcelana. 

Dobry Boże, modliła się w duchu. Spraw, by Karolinę odebrała suknię. Spraw, by 

była zadowolona i łaskawie poleciła mnie innym.

W nocy był mróz, a za dnia ociepliło się, więc Elise brnęła w rozmiękłej brei i 

uważała, by się nie poślizgnąć. Roztopiony śnieg spływał strużkami w dół wzgórza 

Aker. Jakieś dzieci zjeżdżały na sankach, a na samym szczycie wzgórza dostrzegła 

konny zaprzęg, kierujący się w dół. Wozacy nie zamienili póki co sań na wozy ko-

łowe. Był dopiero początek marca, więc można się było spodziewać jeszcze opadów 

background image

ś

niegu.

Kiedy zaprzęg był już blisko, Elise cofnęła się na sam skraj ulicy, by błoto 

rozbryzgujące się spod końskich kopyt i płóz nie ochlapało paczki. Czuła, że nie 

zazna spokoju, póki nie dostarczy aksamitnej sukni na miejsce.

Wreszcie dotarła na szczyt wzgórza. Zerknęła na dom Paulsena w nadziei, że 

zobaczy Hildę, ale niestety. Zdenerwowana podeszła do bramy prowadzącej na 

posesję Carlsenów.

Pośpiesznie minęła główne wejście w obawie, że natknie się na rodziców 

Karolinę, i skierowała się do drzwi kuchennych. Wnet pojawiła się jedna ze 

służących, a gdy usłyszała, o co chodzi, otworzyła szeroko drzwi i ruszyła przodem na 

górę, by zaprowadzić Elise do córki chlebodawców.

Wskazała Elise pokój narożny, którego okna wychodziły na cmentarz 

Chrystusa Zbawiciela. Karolinę stała przy oknie zapatrzona w dal. Nie odwróciła się 

nawet, mimo że musiała słyszeć, kto przyszedł.

- Dlaczego nie zażądasz rozwodu? - Pytanie padło tak nieoczekiwanie, że 

Elise odebrało mowę.

Wreszcie Karolinę odwróciła się powoli. Twarz miała surową, a oczy 

pociemniałe z gniewu.

- Jesteś taka głupia, że pozwolisz mu zostać pomimo tego, czego się dopuścił? 

A może to bezradność z twojej strony? Boisz się stracić tego, który cię utrzymuje? 

Może to dla ciebie bez znaczenia, że cię zdradza, byleby zarobił na jedzenie i czynsz?

Elise zmusiła się, by nie umknąć spojrzeniem. Nie miała ochoty dyskutować z 

nikim na temat swojego małżeństwa i uważała, że Karolinę, podejmując taką 

rozmowę, daje świadectwo braku ogłady i kultury.

- Przyniosłam suknię, panno Carlsen.

- Widzę. Połóż na krześle.

Elise ostrożnie odpakowała suknię i przewiesiła przez oparcie krzesła. 

Wiosenne słońce zaświeciło przez okno, a jego promienie padły na niebieski aksamit, 

wydobywając cudowne niuanse odcieni. Elise wydawało się, że tkanina w tym 

oświetleniu prezentowała się jeszcze piękniej niż u nich w saloniku, gdzie okna były 

mniejsze i promienie słoneczne wpadały pod innym kątem.

Była bardzo zadowolona ze swojego dzieła. Suknia kosztowała ją wiele 

wysiłku, przesiedziała nad nią długie znojne wieczory, oczy ją piekły, bolały plecy, 

ale kiedy teraz patrzyła na efekt, stwierdziła, że wysiłek nie był daremny.

background image

- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! - Karolinę, zajęta sprawą Emanuela, 

ledwie omiotła spojrzeniem suknię.

- Nie rozmawiam z obcymi na temat mojego małżeństwa.

- Z obcymi? - Karolinę zaśmiała się szyderczym, nieprzyjemnym śmiechem. - 

Nazywasz mnie obcą? Mnie, która zna się z Emanuelem od dzieciństwa? 

Zapominasz, że przez kilka lat mieszkaliśmy pod jednym dachem jak rodzina.

- Dla mnie panienka jest obca.

- Ty chyba naprawdę jesteś niespełna rozumu. Wiesz, że Emanuel i Signe 

mieli romans być może przez tych kilka miesięcy, gdy jego oddział stacjonował na 

granicy? Zdarzyło się to krótko po waszym ślubie. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? 

Wyszłaś za niego wyłącznie po to, by cię utrzymywał?

Słowa Karolinę ugodziły Elise jak ostrze noża. Czy to znaczy, że Signe 

przyznała się Karolinę, że z własnej woli związała się z Emanuelem i że wcale nie 

wziął jej siłą? - zastanawiała się w duchu. Na głos zaś rzekła:

- Wydaje mi się, że ta sprawa dotyczy wyłącznie Emanuela i mnie. Myli się 

jednak panienka, sądząc, że nie kochałam i nie kocham Emanuela.

Karolinę znów się zaśmiała szyderczo.

- Tak go kochasz i taka jesteś mu oddana i wyrozumiała, że gotowa jesteś 

godzić się na wszystko, byleby od ciebie nie odszedł? Zastanawiam się, czy ty w 

ogóle rozumiesz, co się stało. Signe wyznała mi wszystko: od pierwszej chwili, gdy 

go poznała i zakochała się w nim do szaleństwa, aż do pierwszej schadzki, kiedy 

odwiedził ją w nocy w jej pokoju. Powiedziała, że była to „święta chwila”. Byli tak 

odurzeni miłosnym aktem, że zdawało im się, iż świat wokół przestał istnieć, i 

kochali się aż po świt. A potem wciąż im było mało. Wystarczyło, że go ujrzała, a jej 

ciało fizycznie domagało się jego bliskości. Opisywała w najdrobniejszych 

szczegółach, jak ją pieścił, jaką rozkosz sprawiało mu oglądanie jej nagiej, jak jęczał 

podniecony, gładząc jej piersi. Wiesz, Signe ma takie krągłe kształty.

Karolinę znów się zaśmiała, jakby czerpała przyjemność z tej sytuacji.

- Prawie upiłam Signe, by z niej wydobyć wszystkie szczegóły, bo chciałam 

znać całą prawdę. Potwierdziło to tylko moje przypuszczenia na temat mężczyzn. Oni 

nie potrafią kochać nikogo oprócz samych siebie! Nie mają pojęcia, czym jest miłość! 

Są jak psy goniące za suką, która ma cieczkę. Widziałam na wakacjach w Ringstad 

ogiera i klacz, psy i inne kopulujące ze sobą zwierzęta. Żony niewiernych mężów 

przymykają oczy i nie chcą znać prawdy, bo im się zdaje, że nic nie mogą na to 

background image

poradzić. Najwyraźniej jesteś taka sama jak one. Ale tolerując i wybaczając zdradę, 

akceptujecie niemoralność! Nie czytałaś w gazecie o tych wszystkich szanowanych 

obywatelach, którzy potajemnie chodzą do Vaterlandu, by przeżyć przygodę z 

ulicznymi dziwkami? Te dziewczyny są dokładnie badane przez lekarzy, by uchronić 

mężczyzn z wyższych sfer przed chorobami wenerycznymi. Ludzie są wstrząśnięci 

podwójną moralnością, nikt jednak nie mówi o żonach, które siedzą w domu i bez 

sprzeciwu godzą się na taki los. Dlaczego nie uderzą pięścią w stół? Czemu nie 

zażądają rozwodu? Właśnie takie kobiety jak ty ponoszą winę za to, że ten proceder 

wciąż trwa. Wybaczając i puszczając w niepamięć, przyczyniasz się do legalizacji 

zdrady!

Karolinę rozprawiała podniecona, a Elise aż skuliła się pod jej bezwzględnymi 

oskarżeniami. Nie miała jednak zamiaru dać sobą pomiatać i pozwolić na to, by 

ktokolwiek rozmawiał z nią w taki sposób. Wyprostowała się i uniosła dumnie głowę.

- Nigdy nie akceptowałam niewierności, panno Carlsen. Zgadzam się, że w 

społeczeństwie panuje podwójna moralność. Oburza mnie, że potępia się dziewczyny, 

które zarabiają na ulicy, żeby przetrwać, a równocześnie bada się je, by mężczyźni, 

którzy wykorzystują ich beznadziejną sytuację, nie byli narażeni na choroby.

- Więc dlaczego się na to godzisz? Czy tylko pieniądze dla ciebie się liczą?

- Jak już powiedziałam, nie mam ochoty rozmawiać o naszym małżeństwie z 

innymi. Kiedy Emanuel poprosił mnie o rękę, sądziłam, że kieruje się jedynie litością, 

i nie przyjęłam jego oświadczyn. Równocześnie wiedziałam, że mnie kocha, a ja z 

czasem coraz bardziej go ceniłam. W końcu dałam się przekonać. Nie ma powodu 

ukrywać, że to małżeństwo uratowało mnie i moją rodzinę przed beznadziejną 

sytuacją. Nie miałam pieniędzy na czynsz, zarządca wymówił nam mieszkanie i mało 

brakowało, a znaleźlibyśmy się na ulicy. Moja mama ponad rok chorowała na 

suchoty, ojciec dopiero co umarł, a moim młodszym braciom było już wystarczająco 

ciężko. Emanuel zjawił się więc niczym wybawca. I za to, co zrobił, należy mu się 

moim zdaniem szacunek.

Karolinę pokiwała głową, wyraźnie zadowolona.

- Wiedziałam - rzekła. - Ożenił się z tobą z litości. To Armia Zbawienia 

karmiła go takimi obłąkanymi ideami. Wydaje mu się, że może uratować świat, a tak 

naprawdę nie jest ani trochę lepszy od innych. A do kobiet ma taką samą słabość jak 

każdy mężczyzna i też nie potrafi utrzymać swej chuci na wodzy. Boleję z twojego 

powodu, Elise, ale równocześnie irytuje mnie, że pozwalasz mu na to. Wyobrażasz 

background image

sobie może, że on zrezygnował z Signe, umieszczając ją u kogoś w mieście? Ogarnia 

go podniecenie, gdy tylko na nią spojrzy. Wiem, bo obserwowałam ich za każdym 

razem, gdy nas tu odwiedzał od świąt. Pożera ją wprost wzrokiem, mruga do niej, gdy 

mu się zdaje, że nikt nie widzi, dotyka jej, gdy przechodzi obok. Kiedyś zaskoczyłam 

ich u niej w pokoju. Całowali się niemal do utraty tchu, a on, wsadziwszy jej rękę pod 

bluzkę, stękał i pojękiwał. Gdybym nie chrząknęła, dając znak, że stoję w drzwiach, 

pewnie zadarłby jej spódnicę i dobrał się do niej. Jestem tego pewna.

Elise odwróciła się i skierowała do wyjścia. Zemdliło ją, płacz ściskał ją w 

gardle, nie miała siły dłużej tego słuchać. Nie obchodzi mnie zapłata, nie chcę mieć 

nic wspólnego z Karolinę, pomyślała. Karolinę jest złym człowiekiem i lubi sprawiać 

innym przykrość. To, co wygaduje, nie może być prawdą.

- Wiesz, jakie Signe ma plany? - usłyszała za plecami wołanie Karolinę. - 

Zamierza zostać gospodynią w Ringstad! Jeśli urodzi syna, on będzie dziedzicem, a 

jeśli tym razem będzie to córeczka, chłopiec urodzi się następny w kolejności. Ona 

uważa, że Emanuel nie wytrzyma długo w tym kurniku! Kiedyś tam, na granicy, wypił 

za dużo i opowiedział jej, że nie jest ojcem twojego dziecka. Zwierzył jej się też, że 

okolica, w której teraz mieszka, jest obrzydliwa.

Elise pośpiesznie wyszła i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Jakże 

nienawidziła Karolinę! Nienawidziła jej każdym skrawkiem swojego ciała. Zasłużyła 

na to, by stracić wszystko, co posiada! Zasłużyła, by znaleźć się wśród dziwek na 

Lakkegata, sprzedawać swoje ciało, by nie umrzeć z głodu, żyć wśród szczurów, 

pluskiew i pijaków. Odżywiać się kaszą na wodzie, śledziami i ziemniakami. Miałaby 

wówczas za swoje!

Ale wnet wściekłość opadła i zebrało jej się na płacz. Dlaczego Karolinę mi to 

robi? - zastanawiała się. Czym ją uraziłam, że cieszy się teraz moim nieszczęściem?

A więc to Emanuel sam zdradził ich tajemnicę! Wyjawił ją swojej kochance, 

która powtórzyła wszystko Karolinę.

Jego ostatniego by o to posądzała. Czy po tym wszystkim mogę mu na powrót 

zaufać? - zastanawiała się. Czy mogę kochać kogoś, kto mnie tak zawiódł? Może i 

byłabym w stanie wybaczyć mu niewierność, ale nie wybaczę nigdy, że wyjawił 

komuś naszą najpilniej strzeżoną tajemnicę. Przecież umówiliśmy się, że nigdy 

nikomu o tym nie powiemy!

Miała wrażenie, że wszystko się wokół niej wali.

W pobliżu fabryki zwolniła nieco. Nie miała teraz siły rozmawiać o tym 

background image

wszystkim z Emanuelem. Musi najpierw dokładnie przemyśleć całą sytuację. Tylko 

jak zdoła ukryć doznaną przykrość?

Zauważył ją chyba przez okno, bo gdy weszła na ganek, otworzył jej drzwi.

- Jak poszło? - zapytał. - Wyglądasz na smutną.

- Jestem po prostu zmęczona. Szyłam przez całą noc - odparła, unikając jego 

wzroku.

- Zapłaciła ci odpowiednio?

- Nic nie dostałam.

- Nic nie dostałaś? Przecież niemożliwe, by ci nie zapłaciła! - Emanuel 

zmarszczył czoło i spojrzał gniewnie.

- Spodziewam się, że prześle pieniądze przez posłańca. Nie wiedziała 

przecież, kiedy przyjdę. Pewnie nie miała przygotowanych pieniędzy.

- Ale suknia miała być gotowa na dzisiaj!

- Może oczekiwała mnie o późniejszej porze?

Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale naraz stracił pewność siebie i zapytał:

- Była niemiła?

Elise pokiwała tylko głową, odwieszając szal i chustę, po czym nachyliła się, 

by zdjąć zdarte, przemoczone buty.

- Powiedziała coś... To znaczy, jak...

Boi się, pomyślała Elise, czując przypływ pogardy. Boi się tego, co Karolinę 

dowiedziała się od Signe i mi z lubością powtórzyła.

- Nie pytaj mnie proszę, Emanuelu - odparła drżącym głosem i westchnęła. - 

Może później, ale nie teraz. Nie musisz wracać do fabryki? Chyba już się skończyła 

przerwa obiadowa?

Pokiwał głową i zdjął płaszcz z haka.

- Hugo spał przez cały czas. Przynajmniej raz miałem okazję przeczytać ze 

spokojem gazetę.

- To dobrze. Chyba zacznę powoli wiosenne porządki. Może uda mi się umyć 

okna, zanim się obudzi. Dobrze by było mieć to już zrobione, zanim trafi mi się 

kolejne zamówienie.

- Karolinę nie wspomniała nic o następnych zleceniach?

W tym samym momencie Hugo zaczął płakać. Elise pokręciła więc tylko 

głową, po czym wyjęła synka z kołyski i sięgnęła po czystą pieluszkę.

Wieczorem tego samego dnia, kiedy dzieci już dawno zasnęły, Elise i Emanuel 

background image

ułożyli się do snu. W sypialni było zupełnie ciemno, bo zgasili lampę. Nagle poczuła 

pod pierzyną, że zbiera mu się na pieszczoty.

- Proszę, Emanuelu, jestem śmiertelnie zmęczona. Chyba pamiętasz, że szyłam

przez całą noc.

Cofnął gwałtownie dłoń i rzucił urażony:

- Nie możesz mi tego zapomnieć.

A czy to takie dziwne, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Wróciły do 

niej słowa Karolinę, które znów zapiekły ją jak żywy ogień: „Wyobrażasz sobie 

może, że on zrezygnował z Signe, umieszczając ją u kogoś w mieście? Ogarnia go 

podniecenie, gdy tylko na nią spojrzy”.

- Mam rację, prawda? Nie możesz mi tego zapomnieć? Jego głos brzmiał jak 

wyzwanie.

- Prawda, Emanuelu - odparła zmęczona. - Tak wiele nie potrafię zapomnieć.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Następnego ranka napięcie między Elise a Emanuelem stało się nie do 

zniesienia. Chłopcy paplali jeden przez drugiego i na szczęście nie zauważyli, że coś 

jest inaczej niż zwykle. Do klasy Pedera i Everta przyszedł nowy uczeń, który 

mieszkał „w tej czynszówce w dole” przy zakręcie. Podobno w tym domu przez 

wszystkie piętra przechodziła wielka szpara, a mieszkańcy mogli oglądać niebo, gdy 

położyli się w łóżku. Wszystkie mamy bały się, że któreś z dzieci wpadnie kiedyś do 

tego szybu. Chłopiec miał na imię Frans i szybko zyskał sobie szacunek wśród 

chłopaków, bo znał mnóstwo dowcipów.

- Wiesz, Elise, dlaczego ludzie z Sagene mają tyle dzieci, mimo że mieszkają 

na kupie? - zapytał Peder z łobuzerskim błyskiem w błękitnych oczach.

- Nie - odparła i zmierzwiła jego sterczącą grzywkę, myślami błądząc gdzie 

indziej.

- Płodzą dzieciaki w niedzielę, jak wyślą swoją gromadkę do szkółki 

niedzielnej w Armii Zbawienia.

Elise mimowolnie się uśmiechnęła.

- On zna jeszcze jeden kawał - wszedł mu w słowo Evert z równym zapałem. - 

Wiesz, Elise, dlaczego w Sagene jest tyle dzieciaków?

- Peder właśnie to powiedział - przerwał mu oschle Kristian.

- Nie, to inny kawał! Gdy węglarz woła: „Pali się most Beiebrua!” wtedy 

background image

wszystkie dzieciaki wybiegają na dwór, a rodzice mają chwilkę dla siebie.

Elise nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ale urwała gwałtownie, 

napotkawszy spojrzenie Emanuela. Wyglądał jak chmura gradowa.

Kiedy Elise została w domu sama, zabrała się do mycia okien. Sięgnęła po ług 

i podarła na paski starą gazetę. Przypomniała sobie znowu, co jej powiedziała 

Karolinę, i ogarnął ją niepokój. Może ona to wszystko wymyśliła? Poznała ją na tyle, 

by wiedzieć, że nie zawahałaby się uciec nawet do kłamstwa, by jej dokuczyć. 

Emanuel też jej się obawiał i nawet zwierzył się, że Karolinę „trzyma w zanadrzu 

więcej diabelstwa”, jak się wyraził. Może powinnam jednak porozmawiać z 

Emanuelem? - zastanawiała się. Jeśli nawet poczuje się dotknięty, że dała wiarę takim 

złośliwym kłamstwom, to już trudno. Lepsze to niż żyć pod jednym dachem i patrzeć 

na siebie spode łba.

Weszła właśnie na stołek, by umyć okno od zewnątrz, gdy zauważyła 

zbliżającego się posłańca.

- Elise Ringstad?

Zeszła na dół i pokiwała głową.

- Tak, to ja.

Podał jej kopertę ze słowami:

- Miałem przekazać od panny Carlsen.

Podziękowała i wziąwszy kopertę, weszła pośpiesznie do domu. W środku 

znajdował się banknot pięciokoronowy i krótki liścik napisany drobnym równym 

pismem Karoline.

Mam do uszycia bluzkę z koronkami. Potrzebuję jej na następną niedzielę. 

Materiał jest już kupiony. Możesz go odebrać w każdej chwili.

Karoline Carlsen

Pięć koron! To mniej, niż wynosiła tygodniówka Elise w przędzalni. A uszycie 

sukni zajęło jej dwa tygodnie. Ileż nocy nad nią przesiedziała! O nie! Dla tego 

wstrętnego babsztyla nigdy więcej nic nie uszyję! Paskudna plotkara, niewychowana 

prostaczka! Co z tego, że mieszka w pięknej willi i ubiera się w eleganckie suknie z 

jedwabiu i aksamitu, skoro ma duszę czarną jak węgiel!

Elise aż zgrzytała zębami ze złości.

Nagle ścisnęło ją w gardle i poczuła, że się za chwilę rozpłacze. Postanowiła 

się jednak nie poddać. Na pewno uda jej się znaleźć jakąś inną pracę. A jeśli nie, to 

trudno. Woli już prać dla ludzi niż mieć do czynienia z takim babskiem. Magda 

background image

pożyczyła wprawdzie tarę, ale powiedziała, że jeśli Elise będzie potrzebować, odda 

natychmiast. Wściekła, weszła na stołek i zamaszystymi ruchami oddała się myciu 

okna, by wyładować całą złość.

Gdy chłopcy wrócili ze szkoły, Elise nadal była zła i podminowana, choć 

starała się to ukryć. Emanuel nie przyszedł do domu w przerwie obiadowej, z czego 

się bardzo ucieszyła. Z niechęcią myślała o tym, że będą sami, choć zdawała sobie 

sprawę, że prędzej czy później będzie musiała spróbować z nim pomówić. Bo na 

dłuższą metę taka atmosfera między nimi stanie się nie do zniesienia. Peder, zdyszany 

i zarumieniony, oznajmił z zapałem:

- Jak odrobimy rachunki, wybieramy się z Evertem do Fransa do domu. 

Możemy, prawda, Elise? - Popatrzył na nią błagalnie.

- Ale przecież wiesz, że zwykle gdy kończycie odrabiać lekcje, jest już późno i 

trzeba się kłaść spać.

- No tak, ale tylko ten jeden raz. Proszę, Elise!

Nie potrafiła się oprzeć błagalnemu spojrzeniu brata. Poza tym uznała, że 

może i dobrze się składa, bo dzięki temu będzie miała okazję porozmawiać spokojnie 

z Emanuelem.

- No dobrze, ale tylko ten jeden raz - zgodziła się. Emanuel wrócił do domu, 

gdy chłopcy byli już w pracy. Zauważyła, że spojrzenie ma łagodniejsze, jakby 

zawstydzone.

- Umyłam wszystkie okna. Zobacz, jak błyszczą! - pokazała ręką.

Pokiwał głową zamyślony, nawet nie spojrzawszy w ich kierunku.

- Karolinę się odezwała? - zapytał.

Miała nadzieję, że o to nie zapyta, przynajmniej dopóki nie przejdzie jej 

gniew.

- Posłaniec przyniósł pięć koron. Odwrócił się do niej gwałtownie.

- Tylko pięć koron?

Pokiwała głową i sięgnęła po dzbanek, by nalać Emanuelowi kawy.

- Napisała coś? Może to tylko zaliczka? Przecież niemożliwe, by to była cała 

zapłata.

- Napisała, że potrzebuje bluzki na następną niedzielę.

- Ach tak. W takim razie na pewno zapłaci ci resztę, gdy przyjdziesz po 

materiał.

- Nie zamierzam tam pójść. Popatrzył na nią z niedowierzaniem.

background image

- Co ty mówisz?

Spojrzała mu prosto w oczy z przekorą i powtórzyła głośno:

- Nie zamierzam tam pójść. Nie pozwolę się drugi raz upokorzyć temu 

paskudnemu babsku.

Nie przestawał na nią patrzeć szeroko otwartymi oczami, zupełnie jakby nie 

wierzył w to, co usłyszał.

- Odmawiasz przyjęcia zamówienia? Rezygnujesz z pracy zarobkowej?

- Uważasz, że to praca zarobkowa? Przecież otrzymałam tyle, co dostają 

chłopcy, którzy zbierają węgiel na nabrzeżu, a pracowałam przez dwa tygodnie dniem 

i nocą.

Pokręcił głową zupełnie zdruzgotany jej postawą.

- Przecież ona ci na pewno jeszcze dopłaci.

- Nie sądzę. Poza tym wyrażała się o tobie tak źle, że nie mam ochoty tego 

więcej słuchać.

- Ależ, Elise! Chyba rozumiesz, że to wszystko z zazdrości. Najpierw była 

zazdrosna o ciebie, a teraz jest zazdrosna o Signe. Nie może tego znieść. Ale za jakiś 

czas nabierze dystansu do tej sprawy i znów będzie sympatyczna i uśmiechnięta. 

Potrzebujesz jej. Ona ma mnóstwo znajomych, którym się świetnie powodzi. Ustawią 

się w kolejce do ciebie, zwłaszcza gdy zobaczą, jak pięknie szyjesz.

Elise poczuła, że serce bije jej mocno ze zdenerwowania.

- Gdybyś wiedział, co ona wygadywała, nie zachęcałbyś mnie, bym tam 

poszła.

- Cokolwiek powiedziała, nie stać nas na to, by taka okazja zarobku przeszła 

nam koło nosa. - Twarz Emanuela nabrała surowości. - Niestety, będziesz zmuszona 

przełknąć tę gorzką pigułkę. Wyjaśniłem ci już, że moja pensja nie wystarczy na 

utrzymanie całej rodziny. A przecież to ty nalegałaś, by Peder i Kristian zamieszkali z 

nami, ty także wzięłaś pod opiekę Everta. Nie możesz gromadzić w domu obcych 

dzieciaków i oczekiwać, że będę ich wszystkich utrzymywał bez twojej pomocy.

Elise zrobiło się gorąco ze złości. Oprócz godzin spędzanych w biurze 

Emanuel palcem nie tknął w domu. Wodę i drewno nosiła sama albo pomagali jej 

chłopcy. Oni też robili zakupy. Ona zaś prała i gotowała, czyściła lampy naftowe i 

nalewała naftę. Przewijała i karmiła Hugo, cerowała skarpety i sprzątała dom. A do 

tego jeszcze szyła. I on śmie ją upominać, by się włączyła do pomocy?!

Spiorunowała go wzrokiem i rzuciła gniewnie:

background image

- Ośmielasz się mi to mówić? Ty, który zdradziłeś mnie z Signe i łajdaczyłeś 

się z nią także po jej przyjeździe do Kristianii! Karolinę zaskoczyła was kiedyś w 

pokoju, jak się całowaliście. Gdyby nie weszła, nie wiadomo, czy nie posunęlibyście 

się dalej. A ty mnie błagałeś o wybaczenie, mówiłeś, że żałujesz i zrobiłbyś wszystko, 

by móc cofnąć czas. Co z ciebie za człowiek? Żądasz, żebym się zaharowywała, 

podczas gdy ty za naszymi plecami najadasz się do syta, chodzisz do restauracji z 

bogatymi przyjaciółmi i płodzisz dziecko innej kobiecie?

Emanuel pobladł, odwrócił się na pięcie i bez słowa wymaszerował. Nie 

zdążył nawet zdjąć płaszcza i kapelusza.

Kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi, Elise pożałowała swoich słów. A jeśli 

Karolinę to wszystko wymyśliła, w co coraz bardziej była skłonna uwierzyć?

Jeśli to wszystko nieprawda, to znaczy, że zachowała się wobec Emanuela 

głęboko niesprawiedliwie, oskarżając go o coś, czego nie zrobił. Zraniła go być może 

tak bardzo, że się załamie i już nigdy nie zdoła się z tego podźwignąć.

Jęknęła głośno, osunęła się zrozpaczona na stołek w kuchni i oparłszy się o 

blat stołu, rozpłakała się z twarzą ukrytą w dłoniach.

Chłopcy wrócili do domu późno, ale ich nie strofowała, tylko posłała wprost 

do łóżek. A kiedy już przewinęła i nakarmiła Hugo, wyszła na ganek rozejrzeć się, 

czy nie wraca Emanuel.

Wieczór był piękny i ciepły, wiosenny i bezwietrzny. Na bezchmurnym niebie 

migotały gwiazdy. W fabrycznych oknach, zarówno w tkalni Hjula, jak i u Graaha, 

pogasły już światła, a robotnice i robotnicy wrócili do swych domów. Poza samotną 

latarnią gazową roztaczającą mdłą poświatę, na placu pomiędzy fabrykami panowały 

kompletne ciemności, a odgłosy z ulicy całkiem ucichły. Nie było widać żywej duszy.

Chociaż... Zaraz, tam na moście stoi nieruchomo jakaś postać. Nie dostrzegła 

jej od razu.

Ale... na miłość boską... czyżby ten ktoś przechodził przez barierkę? Co 

zamierza zrobić?

Elise wstrzymała oddech i bezgłośnie zeszła z ganku. To chyba nie... Mój 

Boże, czy ten człowiek nie widzi, jaka to licha barierka? Niewiele brakuje, by się 

złamała, a tuż pod mostem opadają z hukiem potężne masy wody!

Ostrożnie podeszła parę kroków. Nie może krzyknąć ostrzegawczo, żeby nie 

przestraszyć nieszczęśnika. Z walącym ze strachu sercem zmrużyła oczy, 

koncentrując całą swą uwagę na postaci w mroku. Panie Jezu, przecież ona wygląda 

background image

jak... Nie, musiałam się pomylić!

Pośpiesznie wspięła się na stromy brzeg, potem na ścieżkę i zbliżyła się do 

mostu.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tak, teraz już była pewna. Na moście stała z odkrytą głową Mathilde, siostra 

Oline. Poznała ją po lnianych włosach. Elise wstrzymała oddech i znieruchomiała w 

obawie, że jeśli zawoła albo wyda z siebie jakiś dźwięk, Mathilde przestraszy się i 

zwali się w dół.

Zapewne ma zamiar rzucić się w odmęty. Jest tylko jeden sposób, by ją od 

tego odwieść: trzeba z nią spokojnie porozmawiać i uświadomić jej, że jest bliska 

popełnienia strasznego czynu. Ma przecież dwoje dzieci, są młodsze od Pedera. Jak w 

ogóle mogło jej przyjść do głowy, żeby ze sobą skończyć? Czy sądzi, że dzieciom 

będzie lepiej bez matki niż z ubogą matką, nawet jeśli będzie zmuszona zarabiać na 

ulicy?

Podeszła parę kroków.

- Mathilde? - wyszeptała, zdając sobie sprawę, że w huku spadającej wody 

dziewczyna nie usłyszy jej szeptu. Czuła jednak, że musi zachować ostrożność. - 

Mathilde - powtórzyła nieco głośniej. - Nie rób tego, Mathilde!

Mathilde nie zareagowała. Elise podeszła więc powoli jeszcze bliżej.

- Nie rób tego, Mathilde! Co się stanie z twoimi dziećmi? Chcesz, by trafiły do 

sierocińca?

Nagle Mathilde odwróciła czujnie głowę, a gdy rozejrzała się przerażona, 

zauważyła Elise.

Przez moment Elise zamarła i włosy stanęły jej dęba, bo bała się, że jej 

obecność tak przerazi desperatkę, iż bez wahania rzuci się do wodospadu. Wstrzymała 

oddech, bała się poruszyć, ale zawołała głośno:

- Nie rób tego, Mathilde!

Dziewczyna poznała ją i odkrzyknęła głosem zdradzającym panikę:

- Idź stąd! Idź, mówię ci! Nic ci do mnie!

- Oczywiście, że to nie moja sprawa. - Elise zmusiła się, by przybrać spokojny 

ton. - Ale chcę ci pomóc, bo współczuję i tobie, i twoim dzieciom.

- Idź stąd! - wykrzyknęła histerycznie Mathilde. - Nie możesz mi pomóc! 

Zresztą i tak nie wierzę, że mi współczujesz. Tylko tak mówisz. Jeśli zrobisz choć 

background image

jeden krok, skoczę do wody.

Elise nie poruszyła się.

- Nie podejdę bliżej. Chcę tylko z tobą porozmawiać.

- Do diabła z twoim gadaniem! Do diabła z wami wszystkimi!

- Rozumiem, że jesteś zła. Pamiętam, jak się oburzałam, kiedy z fabryki 

zwolniono Oline. Pomyślałam sobie wtedy, że któregoś dnia dostaną za swoje ci 

wszyscy, którzy tak sobie z nami poczynają, jakbyśmy byli zwierzętami, a nie takim 

samymi ludźmi jak oni.

Muszę do niej cały czas coś mówić, powtarzała sobie w duchu, czując jednak, 

ż

e ogarnia ją coraz większa panika. Muszę ją zmusić, by mnie słuchała i zapomniała o 

sobie.

- Potem odwiedziłam Oline i zrozumiałam, czemu była taka przerażona - 

ciągnęła z wymuszonym spokojem. - Ale uwierz mi, Mathilde, jest wiele innych 

sposobów zarabiania pieniędzy. Możesz zostać praczką. Robić ludziom pranie i 

prasować koszule. Możesz zostać służącą u jakichś bogatych ludzi albo zacząć szyć 

tak jak ja. Może mogłybyśmy to robić razem? Jedna by kroiła i fastrygowała, a druga 

zszywała na maszynie. Dostałam nowiutką maszynę do szycia od mojego teścia.

- A ile można zarobić na szyciu? Wystarczy na wiaderko węgla tygodniowo, 

trochę nafty i kromkę chleba, co? A co z czynszem? Twój mąż opłaca czynsz czy 

może śpisz na klatce pod schodami?

- Wiem, że szycie jest słabo opłacane, ale może dodatkowo postarasz się o 

zasiłek z gminy. Poza tym jadłodajnia rozdaje darmowe zupy dla wszystkich 

potrzebujących.

Mathilde zaśmiała się szyderczo.

- Chyba straciłaś resztki dumy, skoro tak mówisz, Elise. Wiedz jednak, że ja 

nie zamierzam przyjmować jałmużny!

- Nikt z nas nie lubi się przyznawać do biedy. Ale nie można się poddawać. 

Któregoś dnia to się zmieni na lepsze. Jestem pewna. Związki zawodowe walczą o 

nasze sprawy. Kiedyś wreszcie fabrykanci i dyrektorzy zrozumieją, że bez nas nic nie 

wskórają. Jeśli robotnicy gromadnie nie stawią się do fabryki, stanie produkcja, a 

właściciele nie zarobią ani grosza. Oni są całkowicie zależni od robotników. Musimy 

tylko trzymać się razem i być solidarni, a wówczas będziemy od nich silniejsi. Zresztą 

my sobie poradzimy, nie pracując w fabryce, przynajmniej przez jakiś czas, ale oni 

sobie bez nas nie poradzą.

background image

- Bzdury! Ile razy już to słyszałam! Ale co z tego? Nic się nie zmienia. 

Dostajemy głodowe wypłaty za kilkanaście godzin dziennie w fabryce, a jeśli dzieci ci 

ciężko zachorują i nie możesz ich zostawić samych, z dnia na dzień wyrzucają cię na 

bruk. Więc daruj sobie te mowy, Elise! Nie chcę żyć w tym bagnie, nie mogę znieść 

takiego życia! Widziałaś kiedyś, by ktoś się stąd wyrwał na drugą stronę rzeki? Nie! 

Jesteśmy skazani na to piekło!

Elise zdawało się, że Mathilde oderwała stopę, zupełnie jakby chciała skoczyć. 

Ze zdenerwowania zakręciło jej się w głowie. Życie Mathilde było teraz w jej, Elise, 

rękach. Nie może przestać do niej mówić, cały czas musi zajmować jej uwagę 

rozmową w nadziei, że uda się skierować jej myśli na inny tor.

- Teraz jesteś zrozpaczona, ponieważ cię zwolnili z fabryki, Mathilde. Każda z 

nas czułaby się tak samo. Znam jednak wiele kobiet, które były w podobnej sytuacji i 

znalazły sobie inną pracę. Mówią teraz nawet, że się cieszą, iż uwolniły się od huku 

maszyn. Możesz podjąć różne prace. Nie musisz robić tego co Oline.

Natychmiast pożałowała swoich słów. Przecież tego właśnie Mathilde 

obawiała się najbardziej i z tego powodu wolała ze sobą skończyć.

- Pomogę ci - dodała pośpiesznie. - Chodźmy razem do mnie, poczęstuję cię 

kawą i razem znajdziemy jakieś wyjście. A potem odprowadzę cię do domu.

- Ja nie mam domu. Wyrzucili nas!

- A gdzie są twoje dzieci?

- Oddałam je.

- To pójdziemy je odebrać. Możesz zamieszkać razem z dziećmi u nas na 

poddaszu, póki nie znajdziesz sobie pracy.

Dobry Boże, spraw, by Emanuel nie sprzeciwił się temu, pomodliła się w 

duchu.

Może to złudzenie, a może pobożne życzenie, w każdym razie wydawało jej 

się, że Mathilde się zawahała, jakby słowa Elise tchnęły w nią nową odwagę.

- Twoje dzieci się ucieszą, gdy cię zobaczą. Może czuły, że dzieje się coś 

niedobrego. Dzieci wyczuwają takie sprawy, mimo że ich nie rozumieją. 

Zamierzaliśmy i tak wynająć poddasze, jest tam dość miejsca dla was trojga. Nic nie 

szkodzi, jeśli z początku nie będziesz mogła zapłacić. Poczekamy z tym, aż 

znajdziesz pracę. Pamiętasz Hildę, moją siostrę? Była pomocnicą w przędzalni. 

Spodziewa się dziecka w kwietniu i nie ma ani pracy, ani dachu nad głową, ale jest 

zdecydowana zatrzymać to dziecko i sobie poradzić. Jest silna tak samo jak ty, 

background image

Mathilde. Jestem pewna, że wspólnie dacie sobie radę. Emanuel przynosi codziennie 

gazetę. Sprawdzimy, czy nie ma tam jakichś ogłoszeń o wolnych posadach. Możesz 

też porozmawiać z żołnierzami z Armii Zbawienia. Oni pomagają wszystkim potrze-

bującym. Nam też pomogli. Gdy mama chorowała na suchoty, przychodziła do niej 

samarytanka, by ją pielęgnować. Dali też mojemu młodszemu bratu buty i ubranie.

- Przestań bajdurzyć, Elise. Doskonale wiem, dlaczego oficer wam pomagał.

Elise cała się spociła z nerwów.

- To nieprawda. Pomogli nam, zanim poznałam Emanuela. - Kłamała, ale 

uznała, że w takiej sytuacji cel uświęca środki. - Możesz się postarać o miejsce w 

ż

łobku dla twoich dzieci i przyjąć posadę służącej w którejś z tych eleganckich willi 

na wzgórzu Aker. Słyszałam, że Paulsen i Carlsenowie szukają dodatkowej służby. 

Zawsze po skończonej pracy odbierałabyś dzieci ze żłobka. Od nas jest tam niedaleko.

Mathilde z pochyloną głową wpatrywała się w odmęty rzeki.

- Mathilde, słyszysz?! - zawołała Elise z desperacją. - Zobaczysz, jak będziesz 

miała dobrze, jak nigdy dotąd. Znam i pana Paulsena, i państwa Carlsenów, to dobrzy 

ludzie i dobrze traktują swoją służbę.

Mathilde nie odzywała się. Stała bez ruchu wpatrzona w czarną czeluść, 

zasłuchana w huk spadających mas wody.

Oczy Elise przywykły już do ciemności, poza tym docierało tu mdłe światło 

latarni. Elise zauważyła, że dziewczyna trzyma się kurczowo barierki, ale odrywa 

stopy.

- Słyszysz, Mathilde? Nie rób tego! Chyba kochasz swoje dzieci? Chcesz je 

osierocić? Nie wystarczy już, że nie mają ojca?

Mathilde nie odpowiedziała, zupełnie jakby słowa Elise do niej nie docierały.

Przestała mnie słuchać, pomyślała Elise, czując, jak przenika ją lodowaty 

strach. Jeśli rzucę się, by ją powstrzymać, Mathilde zdąży skoczyć, nim do niej 

dobiegnę, zwłaszcza że stoi po drugiej stronie barierki. Poza tym sama nie dam rady 

jej przytrzymać, jeśli się będzie wyrywać.

Pozostaje tylko rozmowa. Słowa są jedyną szansą.

- Proszę cię, Mathilde. Zrób to dla mnie. Przyrzekam, że cię nie zawiodę. Od 

teraz będziesz moją przyjaciółką. Zrobię wszystko, by ci pomóc. Porzuć te chore 

zamiary! Jesteś zdesperowana i zrozpaczona, dlatego podjęłaś ten krok, ale 

zobaczysz, gdy ochłoniesz, zrozumiesz, że to beznadziejna decyzja. Twoje życie jest 

tyle samo warte co życie innych. A nawet więcej, ponieważ jesteś matką i od-

background image

powiadasz za dwoje małych dzieci. Niezależnie od tego, gdzie je umieściłaś, one chcą 

być z tobą. Wszystkie dzieci wolą mieć matkę, choćby biedną, niż nie mieć jej wcale.

Mathilde nie ruszała się, teraz chyba znów jej słuchała. Nie odrywała jednak 

wzroku od ciemnej głębi.

Elise błagała w duchu: „Boże, nie pozwól jej tego zrobić! Powstrzymaj ją ze 

względu na dzieci!”

Ostrożnie stawiając krok w jej kierunku, nie przestawała mówić:

- Proszę cię, Mathilde, posłuchaj mnie, nie rób tego!

Nagle rozległ się odgłos kroków, a od strony fabryki pojawiła się ciemna 

postać. Elise od razu rozpoznała Emanuela. Wstrzymała oddech, myśląc gorączkowo: 

Jeśli go zawołam, to może być koniec, a jeśli go nie uprzedzę, krzyknie coś zdumiony 

na mój widok. Nie wiadomo, czy zauważy od razu Mathilde, która stoi po ze-

wnętrznej stronie barierki, sztywna i nieruchoma.

Serce waliło jej w piersi.

- Cofnij się, Mathilde, chodź tu do mnie! - Starała się mówić spokojnie, mimo 

ż

e trzęsła się i szczękała zębami jak w mroźnym lutym. - Właśnie nadchodzi 

Emanuel, on też ci pomoże. Wiesz przecież, że był oficerem w Armii Zbawienia, wie, 

jakiej ci potrzeba pomocy.

W tym samym momencie Emanuel zauważył ją na moście.

- Elise?! - krzyknął, a w jego głosie zabrzmiała złość. - Co ty tu robisz, na 

Boga?

Elise otworzyła usta, by mu odpowiedzieć i poprosić go o pomoc, ale w tym 

samym momencie zobaczyła, jak Mathilde rzuca się w dół i znika w głębinie. Wydała 

z siebie przeraźliwy krzyk, rzuciła się do barierki, gdzie jeszcze przed chwilą stała 

dziewczyna, ale w dole zauważyła jedynie ciemną otchłań. Przebiegła więc na drugą 

stronę mostu, wpatrując się desperacko w huczący wodospad.

- Mathilde! - krzyczała. - Na Boga, Mathilde”

Zanosiła się głośnym szlochem, nie przestając wołać dziewczyny. Emanuel 

podbiegł do niej.

- Co się stało?

- Mathilde rzuciła się do rzeki! - Pokazała w dół w spieniony huczący 

wodospad, wołając rozpaczliwie: - Zrób coś! Ona leży tam gdzieś na dole!

Emanuel zbiegł na sam brzeg, Elise zaś pognała za nim, choć dobrze 

wiedziała, że to na nic. Nurt był tu zbyt wartki. Mathilde nie miała szans, chyba że 

background image

zaczepiła się o potężne sople, które utworzyły się po bokach wodospadu. Ale w 

ostatnich dniach ociepliło się i lód popękał, a sople znacznie stopniały.

- Biegnij i przynieś lampę! - zarządził Emanuel zdecydowanym głosem.

Pognała więc w stronę domu, wbiegła do kuchni, drżącymi dłońmi zapaliła 

lampę naftową i wybiegła z powrotem na dwór, rejestrując podświadomie, że Hugo 

ś

pi spokojnie w kołysce, a z łóżka chłopców nie dobiega żaden dźwięk.

Szukali i szukali, wypatrywali oczy, schodzili stromizną przy wodospadzie w 

dół, ale nigdzie nie dostrzegli Mathilde.

- Biegnij na posterunek policji, a ja będę jej tu dalej szukał! Emanuel był 

rzeczowy, jakby nie dał się zawładnąć emocjom, ale Elise domyśliła się po tembrze 

jego głosu, że to, co się stało, bardzo nim poruszyło. Pobiegła, tak jak jej kazał, mając 

nadzieję, że Hugo będzie spał spokojnie jeszcze przez jakiś czas.

Niewielki posterunek policji mieścił się niedaleko, przy Maridalsveien. 

Wspinała się stromą ulicą Sagveien, po prawej stronie mijając szare domy czynszowe 

zamieszkane przez robotników. Zobaczyła mleczarnię na rogu i dotarła wreszcie do 

Maridalsveien, skąd do celu było już niedaleko.

Przez okno niewielkiego drewnianego domu sączyło się słabe światło. To był 

posterunek policji na osiedlu Sagene. Elise zastukała mocno do drzwi. Zdawało jej 

się, że minęła cała wieczność, nim otworzył jej konstabl.

- Dziewczyna rzuciła się do wodospadu! - zawołała zdyszana.

Konstabl westchnął ciężko, jakby już zmęczyło go przyjmowanie zgłoszeń o 

wypadkach na moście. Włożył czapkę od munduru, zgasił lampę naftową i zapalił 

latarnię. Następnie zamknął porządnie drzwi i dopiero wtedy ruszył z Elise w dół do 

rzeki.

- Kto tym razem? - burknął po drodze.

- Jedna z prządek z Graaha. Zwolniono ją przed paroma dniami, a zaraz potem 

wyrzucono z mieszkania. Mieszkam obok mostu Beierbrua i przypadkowo ją 

zauważyłam. Próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale nic nie pomogło.

- Do takich szaleńców nic nie dociera. Jak już się zdecydowali, to nikt im w 

tym nie przeszkodzi. Wbili sobie to do głowy i tyle.

- Mój mąż szuka jej na dole przy wodospadzie, ale lampa naftowa nie daje 

dość światła.

- To na nic. Nurt zepchnie ją aż do fiordu. Elise nie mogła powstrzymać 

szlochu.

background image

- Znałaś ją? - głos konstabla zabrzmiał przyjaźniej.

- Pracowałyśmy razem ponad rok. Stała przy maszynie tuż przede mną. Lepiej 

się jednak znam z jej siostrą.

- Hmm. Ma dzieci?

- Tak, dwoje. Jeszcze nie zaczęły chodzić do szkoły.

- A mąż pewnie zniknął? A może w ogóle nie miała męża?

- Ostatnio była sama. Miała męża, ale zdaje się, że nie widywała go często.

- I na pewno każde dziecko ma z innym. Wciąż to samo. Czemu te dziewczyny 

nie potrafią się upilnować? Możesz mi to powiedzieć?

- To jedyna ich radość - wyrwało się Elise, zanim zdążyła pomyśleć. Chyba już

komuś tak kiedyś odpowiedziała, ale nie pamiętała komu.

- Radość... - prychnął pogardliwie. - Skoro stać je, żeby utrzymać dzieci, to 

chyba stać je też na ślub.

- A co pomoże ślub, jeśli mąż pójdzie swoją drogą? Na nie, tak czy inaczej, 

spada cała odpowiedzialność!

Rozpacz Elise ustąpiła miejsca gniewu. Bo to była jawna niesprawiedliwość. 

Mężczyźni mogli robić to, na co mieli ochotę, a potem wziąć nogi za pas. Powinno 

być jakieś prawo, które zmuszałoby ich do płacenia na dziecko. Zdaje się, że Hvalstad 

wspominał kiedyś coś o tym, że ojciec ma obowiązek łożyć na nieślubne dziecko. Nie 

była pewna, czy dobrze pamięta, była taka rozkojarzona. Wciąż wracała myślami do 

Mathilde.

- Co zrobiła z dziećmi?

- Powiedziała, że je oddała pod opiekę.

- Zdołałaś ją nakłonić do rozmowy? - Konstabl nie krył zdumienia.

- Tak, cały czas do niej mówiłam w nadziei, że odwrócę jej uwagę. Przez 

moment zdawało mi się nawet, że mi się powiedzie, ale...

Znów zaszlochała rozdzierająco, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.

- Zrobiłaś, co było w twojej mocy. Nie przejmuj się tym tak bardzo. I tak nie 

mogłaś jej uratować. - W jego głosie Elise usłyszała nutę współczucia. - Zaraz 

dojdziemy do mostu - dodał, jakby chciał ją podnieść na duchu. - Idź się, dziewczyno, 

połóż! Zrobiłaś już swoje.

Nie odpowiedziała, ale gdy przeszli przez most, skierowała się wprost do 

domu. Nie miała jednak zamiaru się kłaść. Upewniwszy się, że dzieci spokojnie śpią, 

zapaliła jeszcze jedną lampę naftową i pośpiesznie ruszyła za konstablem.

background image

Zastała go w towarzystwie Emanuela. Stali na brzegu, zamieniając ze sobą 

parę słów.

- To na nic, Elise - Emanuel odwrócił się do niej. - Chyba porwał ją nurt. 

Zaglądałem do wodospadu i przeszukałem brzeg w pobliżu, ale nie zauważyłem nic 

niezwykłego.

- Mówiłem, - że to na nic - oświadczył konstabl i pokręcił głową. - Ona już 

dawno się utopiła, a jej ciało płynie z nurtem w stronę ujścia do fiordu. Złożę 

meldunek na Mollergata, tak żeby zaczęli szukać jej ponownie, gdy tylko zrobi się 

jasno.

Odwrócił się i zamierzał odejść, lecz Elise powstrzymała go wstrząśnięta.

- Nie możemy się poddać! Może zaczepiła się gdzieś o krę albo kamienie przy 

wodospadzie.

- Gdyby tak było, zauważyłbym ją, Elise. - Emanuel najwyraźniej zgadzał się z 

konstablem.

Tego jednak ruszyło sumienie, bo rzekł:

- No to poszukajmy jeszcze trochę, nim zrezygnujemy. Przeszukiwali brzegi 

rzeki w górę i w dół, ale snop światła nie docierał daleko, a rzeka w ciemnościach 

wydawała się czarna i nieprzenikniona.

Wreszcie Elise zrozumiała, że muszą się poddać.

Podziękowała konstablowi i ruszyła przodem, wspinając się na stromy brzeg, a 

po policzkach ciekły jej łzy. Rano muszę pójść do Oline, żeby się dowiedzieć, gdzie 

są córeczki Mathilde, pomyślała. Czuła, że jej obowiązkiem jest wyjaśnić im, co się 

stało.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy Emanuel wszedł do sypialni, Elise leżała zapłakana. Podszedł do łóżka i 

pogłaskał ją po włosach.

- Nie przeżywaj tego tak bardzo, Elise. Konstabl ma rację. Zrobiłaś, co 

mogłaś. Ktoś, kto podjął taką decyzję, nie da się przekonać w ostatniej chwili.

- Ale wydawało się, że ona mnie słucha - zaszlochała Elise. - Przynajmniej 

przez chwilę.

- Póki ja się nie pojawiłem. To chciałaś powiedzieć? - W jego głosie 

zabrzmiała niepewność.

- Nie widziałeś jej.

background image

- Nie, widziałem tylko ciebie. Zdziwiłem się, dlaczego wyszłaś o tak późnej 

porze. Zdenerwowałem się i dlatego tak zareagowałem. Chyba nie sądzisz, że rzuciła 

się do rzeki dlatego, że usłyszała mój głos?

Zaprzeczyła, mimo że w głębi serca takie właśnie żywiła obawy.

- Z początku mnie słuchała, ale potem nagle straciłam z nią kontakt. Stała 

nieruchomo i wpatrywała się w mroczną głębię. A potem to zrobiła! - Elise znów 

wybuchnęła płaczem.

Emanuel położył się obok niej w ubraniu. Głaskał ją po włosach i plecach, 

mruczał słowa pociechy, ze wszystkich sił starając się ją uspokoić.

- Tak cię kocham, Elise. Cokolwiek ci powiedziała Karolinę, pamiętaj, że 

bardzo cię kocham. Z nikim innym prócz ciebie nie chcę dzielić życia. Przyznaję, że 

narobiłem wiele głupstw, także po przyjeździe Signe do Kristianii, ale to się działo 

wbrew mej woli. Zupełnie jakby mnie diabeł opętał. Ale to już przeszłość. Teraz 

zajęła się nią ta Islandka i nigdy więcej jej nie zobaczę. Obiecuję.

A więc Karolinę mówiła prawdę! Jakie to jednak ma znaczenie teraz, gdy 

gdzieś w lodowatym nurcie rzeki płynie z prądem ciało Mathilde, mijając wszystkie 

fabryki, opadając wraz z masami wody pomiędzy potężnymi głazami i płatami lodu, 

które nie zdążyły od - marznąć. Była martwa albo walczyła o życie, może próbowała 

wydostać się na ląd, uświadomiwszy sobie nagle, jaki straszny grzech popełniła 

wobec swoich dzieci? Może płacze albo woła o pomoc, a jej ciało powoli sztywnieje 

od chłodu? Może traci czucie w palcach i nie ma już siły trzymać się niczego?

Może zdołaliby ją uratować, gdyby poszli dalej wzdłuż brzegu rzeki? Nie 

powinnam była biec na posterunek, wyrzucała sobie. Trzeba było raczej pójść w 

odwrotnym kierunku. Może Mathilde wcale nie roztrzaskała się o głazy przy 

wodospadzie, ale nurt porwał ją w stronę zakola przy tkalni płótna żaglowego? Tam 

rzeka płynie leniwie i na pewno zdołałaby o własnych siłach dopłynąć do brzegu. 

Gdyby ktoś jej pomógł i wyciągnął z wody...

- Jesteś pewien, że ona nie żyje? - odezwała się stłumionym głosem, trzęsąc 

się wciąż jak w gorączce.

- Tak, Elise. - W jego głosie wyczuła ulgę, że nie przejęła się tym, co jej 

właśnie wyznał. Ona jednak nie była w stanie myśleć o niczym poza wypadkiem 

Mathilde. - Przestań się zadręczać! Nie miała szans przeżyć upadku do wodospadu. 

Nie tkwi gdzieś przy brzegu i nie próbuje wydostać się na ląd. Miała dość czasu, by 

zmienić swoją decyzję, gdyby tylko chciała. Nie ulękła się lodowatej wody, nie 

background image

przeraził jej nawet huczący wodospad. Nic nie mogło jej uratować!

Wstał, szybko się rozebrał i wsunął się pod pierzynę. Był nagi, nie włożył 

piżamy. Uniósł jej nocną koszulę i delikatnie ją pieszcząc, ostrożnie w nią wszedł.

Otworzyła się przed nim i go przyjęła. Odwzajemniała pocałunki z niezwykłą 

gwałtownością. Jakby namiętność mogła wymazać z pamięci okropne przeżycie, 

jakiego doświadczyła.

Następnego dnia Emanuel wrócił do domu w przerwie obiadowej, żeby 

przypilnować Hugo, a Elise w tym czasie udała się do Oline. Nie było jej lekko na 

sercu. Nie była pewna, czy policjanci zdążyli już przekazać tragiczną wiadomość.

Dzień był pogodny, wiosenny. Ptaki śpiewały, topniał śnieg, kapało z dachów. 

Rozejrzała się dokoła zdziwiona, że nic się nie zmieniło. Ludzie zajmowali się 

swoimi codziennymi sprawami, jakby nic się nie stało, nic się nie zdarzyło. 

Tymczasem młoda matka odebrała sobie życie, rzucając się do wodospadu, a dwoje 

małych dzieci gdzieś tu, w mieście, zostało sierotami. Powinna szaleć wichura, lunąć 

rzęsisty deszcz. Wiosenne słońce zaś zapowiadało nadejście kolejnego lata z ciepłem, 

optymizmem, radością i nadziejami. Wyglądało to na szyderstwo.

Elise obawiała się spotkania z Oline. Nie widziała się z nią od tamtej pory, 

kiedy się na nią natknęła w poczekalni u doktora. Była rozgoryczona i niepocieszona 

po stracie najmłodszego synka. Teraz, po wielu miesiącach wykonywania nowej 

pracy, z pewnością nie będzie usposobiona łagodniej.

Przypomniała sobie ten dzień, gdy przyszła odwiedzić Oline i zastała ją śpiącą 

w łóżku. Dzieci musiały sobie radzić same. Ciasne podwórko przy niewielkim 

drewnianym domu było ciemne i nieprzyjemne, podobnie jak samo mieszkanie. Elise 

pomyślała, że będzie szczęśliwa, mając to już za sobą.

Zapewne Oline nadal pracuje nocami i odsypia za dnia. Jeśli zaśnie 

kamiennym snem, trzeba ją będzie obudzić, co z pewnością nie poprawi jej humoru. 

Ale trudno, musi się dowiedzieć, co się stało z jej siostrą. Może Oline o niczym nie 

wie? Może policja ustaliła, gdzie Mathilde umieściła dzieci, i powiadomiła o jej 

ś

mierci tylko opiekunów?

Elise dotarła do celu. Odwiedziła to miejsce mniej więcej przed rokiem. 

Powinna przychodzić tu częściej, mimo że Oline nie wyraziła takiego życzenia. Na 

pewno nie chciała, by dawne koleżanki zobaczyły, czym się teraz zajmuje.

Uderzył ją w nozdrza smród kocich sików i cuchnących ubikacji. Na ponurym, 

opuszczonym podwórzu nie zauważyła żywej duszy. Zapukała do drzwi, a ponieważ 

background image

nikt nie odpowiadał, uchyliła je.

- Oline?

Pomimo jaskrawego wiosennego słońca na dworze, w izbie panował mrok. 

Gdy wzrok Elise przywykł do ciemności, dostrzegła skuloną postać na brzegu łóżka. 

Siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach.

- Oline? - powtórzyła.

Oline powoli uniosła głowę, ale nie odezwała się.

- To ja, Elise. - Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. W kącie 

zauważyła gromadkę małych dzieci zajętych zabawą. Były blade, wychudzone, ubrane 

w łachmany.

- Co? - zapytała Oline, posyłając jej wrogie spojrzenie.

- Tak mi przykro, ale przynoszę smutną nowinę.

- Myślisz, że ja nie wiem?

Elise zamilkła i popatrzyła na nią zdumiona.

- Była tu już u ciebie policja?

Oline pokiwała głową, umykając spojrzeniem. Elise usiadła obok niej na 

brudnym łóżku i rzekła:

- Robiłam, co mogłam, by ją od tego odwieść.

Oline nie odezwała się, ale nie wydawała się też zdziwiona.

- Zauważyłam ją przypadkowo i próbowałam jej przemówić do rozsądku.

Oline nadal milczała.

- Bałam się, że policja powiadomi o tym, co się stało, tylko tych, którzy 

zaopiekowali się dziećmi. Uważałam jednak, że powinnaś się o tym dowiedzieć jak 

najprędzej.

Oline posłała jej szydercze spojrzenie.

- A jak sądzisz, kto musi się zająć jej dziećmi? Może dyrektor? Elise doznała 

nagle olśnienia i zerknęła w stronę kąta, gdzie bawiły się dzieci. Przypuszczenie stało 

się pewnością.

- Ale jak ty sobie poradzisz? - zapytała wstrząśnięta.

- A czy ktoś mnie o to pytał?

Najmłodsze dziecko nagle wstało i chwiejąc się, niepewnie podeszło do nich. 

Popatrzyło na Elise i zapytało:

- Mama? - Dziewczynka wyglądała tak, jakby się miała zaraz rozpłakać. Usta 

wykrzywione w podkówkę zadrżały. Oczy miała duże, przestraszone. Czaiła się w 

background image

nich rezygnacja. Elise nie widziała nigdy takiego wzroku u małego dziecka.

Oline odsunęła dziecko w odruchu irytacji.

- Wynocha! Ty też - dodała, zwracając się do Elise. - Muszę się wyspać. Wiesz 

chyba, że pracuję całymi nocami!

Elise wstała i z ociąganiem skierowała się do drzwi.

- Pomyślałam, że może bym mogła ci w czymś pomóc.

- Idź, mówię! - warknęła Oline. Głos miała podobny do głosu Mathilde, która 

tak samo wołała do niej poprzedniego dnia. Elise nie posłuchała jej i teraz też 

zwlekała. - Czego jeszcze chcesz? Idź stąd, do diabła!

Jedno z dzieci rozpłakało się, Elise uznała więc, że lepiej zniknąć.

Biegła przez całą drogę do domu. Tłumiła w sobie płacz, ale gardło miała 

całkiem ściśnięte. Zamiast pomóc, tylko pogorszyła sprawę, odwiedzając Oline. 

Poczuła się całkiem bezradna. Nawet nie zdołała wypowiedzieć słów pociechy. Jak 

jednak pocieszyć kogoś w tak beznadziejnej sytuacji? Nie zdołała powstrzymać 

Mathilde i nie potrafi pomóc Oline.

Płacz zamienił się w złość. Przeklęci fabrykanci! To oni powinni odwiedzić 

Oline. Najpierw tego dnia, gdy została wyrzucona z pracy. Stanąć twarzą w twarz z jej 

biedą, poczuć na własnej skórze rozpacz i rozgoryczenie. Niechby zrozumieli, jak to 

jest być źle opłacaną robotnicą. Potem powinni ją odwiedzić ponownie rok później, 

by zobaczyć, co się z nią stało. By jej dzieci nie umarły z głodu, poszła sprzedawać 

się na ulicy.

Nagle w jej uszach zadźwięczały słowa teścia, Hugo Ringstada: „Powinnaś to 

spisać, Elise. Może przyszłe pokolenia wyciągną z tego jakąś naukę”.

Zadrżała. Czemu właśnie teraz przypomniało jej się to, o czym mówił teść? 

Przecież w ogóle nie wracała myślami do ich rozmowy i nie roztrząsała tego, o czym 

mówili.

Spisać to... „Może powinnaś wziąć na poważnie słowa ojca” - mówił 

Emanuel.

Ona ma pisać? Ona, która nie napisała nawet zdania, odkąd ukończyła szkołę 

powszechną? W jaki sposób potrafiłaby wyrazić swoje myśli i uczucia?

Kiedy weszła do domu, Emanuel potrząsał energicznie kołyską. Hugo darł się 

wniebogłosy, a on wydawał się całkiem bezradny. Elise pośpiesznie wzięła na ręce 

synka i zauważyła, że jest całkiem przemoczony.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że zdążyłeś coś zjeść. Pokiwał głową i zapytał:

background image

- Jak poszło?

- Była już powiadomiona.

- Nie dowiedziałaś się, czy znaleziono ciało? Elise pokręciła głową.

- Oline jest całkiem zdruzgotana. Trudno z niej cokolwiek wyciągnąć.

Ś

ciągnął z wieszaka płaszcz i kapelusz.

- Muszę iść, bo już jestem spóźniony.

Kiwnęła, nie patrząc na niego. Bała się, że wybuchnie płaczem, jeśli jeszcze 

przez chwilę będzie o tym rozmawiać. Podszedł do niej i ją pocałował.

- Tak się cieszę, Elise, że znów jest między nami dobrze. Zmusiła się do 

uśmiechu, ale w duchu wzdrygnęła się. Dobrze, między nimi?

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kiedy kilka dni później Emanuel przyszedł na przerwę obiadową, Elise od 

razu poznała, że coś jest nie tak. Dowiedzieli się, że ciało Mathilde znaleziono u 

ujścia rzeki Aker do fiordu, ale chyba nie to było przyczyną złego humoru męża. Nie 

spodziewała się go właściwie o tej porze. Uprzedzał, że ma dużo pracy i zostanie w 

biurze do późnego wieczora.

- Co się stało?

- Czemu pytasz?

- Bo widzę, że coś cię gnębi.

Wydawał się zakłopotany, nie miał odwagi popatrzeć jej w oczy. Nagle naszło 

ją niemiłe przeczucie, że ma to jakiś związek z Signe. Zapytała więc wprost:

- Dowiedziałeś się, czy Islándica znalazła dla Signe jakieś miejsce? Pokiwał 

głową.

- Tak. Nie... To znaczy... Ona nie musiała szukać. Signe otrzymała pomoc z 

innej strony. - Odwrócił się do niej plecami, zdejmując płaszcz.

- Z innej strony?

- Przyjechał ojciec i ją zabrał.

Elise, która skierowała się w stronę pieca, stanęła jak wryta i odwróciła się do 

Emanuela.

- Twój ojciec ją zabrał? Jak to rozumieć?

- Mama chce, żeby Signe osiadła w Ringstad, skoro spodziewa się mojego 

dziecka.

Elise otworzyła usta ze zdumienia, a kiedy wreszcie odzyskała mowę, 

background image

krzyknęła z przyganą:

- Chyba nie mówisz tego poważnie! Podszedł do niej i objął ją ramionami.

- Niech oni sobie robią, co chcą. Zresztą i tak odwrócili się ode mnie. Tamtego 

wieczoru u Carlsenów ojciec zapowiedział, że pozbawi mnie dziedzictwa. Może teraz 

przekażą dwór Signe? Nic mnie to nie obchodzi. My mamy siebie, a nasza miłość jest 

o wiele więcej warta.

Oddychała z trudem, zupełnie jakby ktoś ją dusił. To nie może być prawda! - 

myślała. Chyba rodzice Emanuela nie są aż tacy podli? Żeby pominąć własnego syna i 

przekazać majątek dziewczynie, która uwiodła żonatego mężczyznę? To wprost nie 

uchodzi!

- Nie chce mi się wierzyć, że to prawda - wydobyła wreszcie z siebie. - Twój 

ojciec zachowywał się tak miło i uprzejmie wobec mnie, kiedy tu był ostatnio. 

Zdawało mi się nawet, że jest po naszej rozmowie, kiedy zobaczył to wszystko w 

innym świetle.

- Ale to nie on decyduje - oznajmił Emanuel, a w jego głosie pojawiła się nuta 

goryczy.

- Przecież twoja mama też cię chyba kocha. Jedynego syna?

- No cóż, jeśli ów syn postępuje tak, jak mu mama każe. Ale najpierw 

wstąpiłem wbrew jej woli do Armii Zbawienia, a potem ożeniłem się z tobą. A teraz 

znów ściągnąłem na rodzinę jeszcze większy wstyd. Pewnie zamierza kłamać przed 

znajomymi i przedstawiać Signe, córkę bogatego gospodarza, jako moją żonę i 

opowiadać z dumą, że oczekuje pierwszego wnuka.

Elise wyrwała mu się z objęć i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- To znaczy, że nie opowiedziała znajomym i rodzinie o Hugo? O nas? O 

ś

lubie?

- Tak mi się zdaje. Dla niej to straszny wstyd, że dziecko przyszło na świat 

dwa miesiące za wcześnie. Nie otrzymaliśmy ani jednego listu z gratulacjami od 

nikogo z rodziny. Ani prezentu, ani pozdrowień. Miałem swoje podejrzenia, lecz nie 

chciałem cię ranić, opowiadając ci o tym.

- Ale ciotka Ulrikke domyśliła się wszystkiego już latem.

- Może mama wmówiła jej, że straciłaś dziecko. Inaczej skontaktowałaby się z 

nami. Tego jestem pewien. Ciotka Ulrikke jest w gruncie rzeczy bardzo poczciwa i 

zyskuje przy bliższym poznaniu. Ona nie odwróciłaby się od nas, nawet gdyby 

okazało się, że dziecko urodziło się przedwcześnie.

background image

- W takim razie dziwne, że jej tak długo nie widzieliśmy. Ani na Boże 

Narodzenie, ani później.

- Mnie to nie dziwi - stwierdził Emanuel. - Znam, niestety, swoją matkę. Coś 

musiała ciotce powiedzieć, coś jej nakłamała.

Elise odwróciła się od niego i podeszła do pieca. Wszystko się w niej 

buntowało.

- Chyba się mylisz, Emanuelu. Może twoi rodzice postanowili udzielić Signe 

schronienia we dworze, póki nie znajdzie sobie pracy i porządnego mieszkania, ale to 

niemożliwe, by zamierzali pozwolić pozostać jej na dobre. A tym bardziej przejąć 

dwór. - Odwróciła się gwałtownie do niego i dodała zdenerwowanym głosem: - Oni 

jej przecież nie znają! Nie mają pojęcia, co z niej za człowiek. Na jakiej podstawie 

sądzisz, że mają wobec niej takie plany? Napisali do ciebie? A może rozmawiałeś z 

nimi przez telefon?

Emanuel skrzywił się i odpowiedział niechętnie:

- Signe mi powiedziała.

- A więc z nią rozmawiałeś?

- Musiałem sprawdzić, czy Olafia Johannesdottir znalazła dla niej jakieś 

schronienie.

Elise nie spuszczała z niego wzroku, mówiąc:

- No, a tymczasem Signe oznajmiła ci tę szokującą nowinę. Była dumna, 

triumfowała, czy przymilała się do ciebie, tak jak zwykle?

Serce waliło jej z gniewu.

- Elise... proszę cię, nie zaczynajmy wszystkiego od nowa. Chyba rozumiesz, 

ż

e musiałem ją odwiedzić. Nie jestem tchórzem. Nie uciekam od odpowiedzialności!

Rozdygotana, nabrała głębokiego oddechu i oświadczyła:

- Nie, chyba nie jesteś tchórzem, Emanuelu. Nie jesteś jednak także 

szczególnie silny i stanowczy. Co ci jeszcze powiedziała? Prosiła z płaczem, żebyś ją 

odwiedził?

Wił się jak piskorz, ale rzucił pośpiesznie:

- Jeśli już, to nie nazbyt często. Zresztą myślę, że mama nie zechce mnie 

widzieć na oczy.

- Ale Signe nie ma nic przeciwko temu, by zamieszkać u twoich rodziców? 

Nie wstyd jej?

- Nie zapominaj, że ona im wmówiła, że wziąłem ją gwałtem.

background image

- Twój ojciec wie, że to nieprawda. Wzruszył ramionami.

- Twoje słowo przeciwko jej słowu. Ojciec już pewnie nie wie, komu wierzyć.

Elise sięgnęła po talerze, kubki i nakryła do stołu. Ręce jej drżały.

- Próbowałeś kiedyś uderzyć w stół i sprzeciwić się swojej matce, Emanuelu? 

Do czego ona się posuwa? Przecież ty i ja jesteśmy prawowitym małżeństwem. 

Urodziło nam się dziecko. Ona nie ma żadnego dowodu na to, że Hugo nie jest twoim 

synem. Karolinę, z tego, co się domyślam, tylko insynuowała, że może być inaczej. 

Nie pojmuję, że twój ojciec się na to godzi. Przecież dwór jest spuścizną po jego 

przodkach, a ty jesteś jego jedynym synem. Jak więc może uczestniczyć w tej farsie?

- Elise, uspokój się. Nie znasz mojej rodziny na tyle, by móc się wypowiadać. 

Nie miałem siły ci o tym mówić. Kiedyś, kiedy będę w lepszym nastroju, wyjaśnię ci 

wszystko, choć i wówczas, jak sądzę, będzie ci trudno to pojąć. Ludzi pokroju mojej 

mamy trzeba samemu poznać i z nimi pobyć, na własnej skórze odczuć ich charakter, 

bo posłuchać czy poczytać o nich to za mało.

Nagle zrobiło jej się go żal. Emanuel zapewne miał całkiem inne życie, niż to 

sobie wyobrażała, odwiedzając dwór Ringstad.

- Siadaj! Zjemy coś - rzekła przyjaźniejszym tonem. - Musisz mi dać trochę 

czasu, bym się z tym oswoiła - dodała, nakładając mu na talerz ziemniaki i śledzia. - 

Jeszcze nie słyszałam, by ktoś się zachowywał w podobny sposób. Zaczynam sobie 

nawet myśleć, że to bardziej przekleństwo niż błogosławieństwo urodzić się w dobro-

bycie.

- Nie dla wszystkich, ale dla niektórych i owszem.

- To ja już wolę być biedna i mieć wokół siebie troskliwych ludzi. W 

Andersengarden dzieliliśmy ze sobą radości i smutki. Jeśli pani Thoresen zabrakło 

mąki czy cukru, mama dawała jej, nie prosząc o zwrot, mimo że każdy gram był dla 

niej cenny. A popatrz na pijaków! Piją po kolei z jednej butelki, nawet najmniejszą 

zawartością dzieląc się z kompanami. Emanuel pokiwał głową.

- Chyba więc zaczynasz rozumieć, dlaczego wybrałem życie w Armii 

Zbawienia. Nie kierowały mną jedynie szlachetne pobudki. Pomimo biedy i nędzy 

przeżyłem tam bowiem serdeczność i szczodrość, o jakiej w ogóle nie miałem 

pojęcia. - Przez chwilę jadł w milczeniu. - Nie znaczy to jednak, że wolę żyć w 

biedzie. Może to z mojej strony małostkowość, jednak tęsknię za tym, by mieć więcej 

pieniędzy, spożywać smaczne posiłki, od czasu do czasu móc sobie pozwolić na 

wyjście do restauracji, do teatru, bywać na przyjęciach. Ale równocześnie znajduję u 

background image

tutejszych ludzi coś, czego próżno szukać u mieszkańców drugiego brzegu Aker. Nie 

wiem dokładnie, co to jest, a sporo nad tym rozmyślałem. U bogaczy dzieci nie sy-

piają razem z rodzicami. Często boją się ciemności i są samotne, podczas gdy rodzice 

wychodzą i się bawią. U biedaków dzieci leżą ciasno, tak że żadne nie ma nawet 

szansy zaznać samotności, i nie boją się, że zostaną same. Rzadko porównują się do 

tych bogatych. Po prostu akceptują, że świat już taki jest. Nieraz mnie to zdumiewało.

Elise zauważyła, że Emanuel jest bardziej rozmowny niż zwykle. Domyślała 

się dlaczego. Dyskutując na temat stosunków społecznych, unikał tego, co ich oboje 

oddzielało coraz szczelniejszym murem i tworzyło między nimi coraz większy 

dystans. Elise nie zamierzała dodatkowo komplikować sytuacji, nastawiając go wrogo 

do rodziców, ale przecież wolno jej wypowiedzieć swoje zdanie.

Jeśli mama Emanuela zechce się z nim pogodzić i zaprosi go do domu, nie 

zaakceptuje tego. Na samą myśl, że miałby odwiedzić dwór, gdy przebywać tam 

będzie Signe traktowana przez gospodarzy niczym córka, poczuła wściekłość.

Emanuel skończył posiłek i wstał od stołu. Wydawał się w lepszym nastroju 

niż po powrocie do domu. Pocałował ją, a potem sięgnął po płaszcz.

- Dziękuję za obiad, Elise. I dziękuję, że jesteś taka wyrozumiała. Uśmiechnął 

się i wyszedł.

Elise stała przez chwilę na środku kuchni i kręciła głową. Jak to możliwe, 

myślała z niedowierzaniem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kiedy następnego dnia przed południem Elise wyszła do komórki po drewno, 

ku swemu zdumieniu zauważyła w pobliżu małą bladą dziewczynkę, biednie ubraną, 

która na rękach trzymała dziecko, a drugie prowadziła za rękę. Jeszcze większe 

zdziwienie ogarnęło ją, gdy dziewczynka otworzyła furtkę i skierowała się w jej 

kierunku. Kto to jest, na Boga? - pomyślała, czekając z naręczem drewna. 

Dziewczynka podeszła bliżej. Na jej szczupłej twarzy malowała się stanowczość.

- Mama prosiła, żeby przekazać pozdrowienia i odprowadzić dzieci. 

Powiedziała, że będziesz wiedzieć dlaczego.

Oznajmiwszy to, dziewczynka postawiła dziecko na ziemi, uwolniła się od 

drugiego, odwróciła się na pięcie i pobiegła.

Elise stała jak skamieniała, niezdolna do jakiegokolwiek działania. Patrzyła na 

dwoje wychudzonych dzieci w łachmanach i ku swemu przerażeniu odkryła, że je 

background image

rozpoznaje. To były dzieci Mathilde. Młodsza dziewczynka wpatrywała się w nią 

przez chwilę, ale nagle zadrżały jej usta i wybuchnęła rozdzierającym płaczem, 

oglądając się za kuzynką, która uciekała, jakby ją gonił sam diabeł.

- To córka Oline - wyjaśniła starsza z rodzeństwa z dziecinną dorosłością. 

Miała może cztery, pięć lat, trudno było dokładnie ocenić, bo była chuda i 

niedożywiona, a na jej twarzy malowało się dorosłe zmęczenie. - Powiedziała, że 

będziemy tu mogły zostać.

Elise poczuła zawrót głowy. Dzieci myślą, że tu zamieszkają! Oline przysłała 

je tutaj z premedytacją. Może po to, żeby swoim ciężarem obarczyć innych, a może 

dlatego, że Elise jako jedyna okazała jej współczucie. Boże drogi, co robić? - myślała 

gorączkowo. Ledwie jej starczało pieniędzy na jedzenie. Mimo że pokój na poddaszu 

był wolny, więc miejsca mieli dość, nie stać jej było, by wziąć na utrzymanie kolejne 

dwie osoby. Poza tym młodsze z rodzeństwa wymagało jeszcze pełnej opieki.

Zrzuciła drewno na ziemię i wzięła na ręce płaczące dziecko, drugie zaś 

chwyciła za rękę i skierowała się do drzwi domu.

- Wejdźcie do środka. Zrobię wam coś do zjedzenia - odezwała się głosem, 

który w jej uszach zabrzmiał obco.

Młodsze dziecko przestało płakać, kiedy usłyszało o jedzeniu. W tej samej 

chwili przybiegł Puszek i zamiauczał, domagając się pieszczot. Starsza dziewczynka 

przykucnęła, a gdy go pogłaskała i poklepała, zaczął mruczeć zadowolony.

Elise wyjęła ostatnią kromkę chleba, resztkę masła i syrop, a w gardle ścisnęło 

ją, jakby się miała za chwilę rozpłakać. Dlaczego Bóg jej to robi? Emanuel uważał już 

chłopców za prawdziwy dopust Boży i nigdy się nie zgodzi, by przygarnąć jeszcze 

dwoje dzieci.

Dziewczynki jadły łapczywie, jakby dawno nie miały nic w ustach. Elise 

sięgnęła po ściereczkę, zmoczyła ją w zimnej wodzie i usiłowała umyć brudne buzie. 

Popatrzyła na starszą z dziewczynek I zapytała zdziwiona:

- Jak dałyście radę przejść same taką długą drogę?

- Olga niosła Berntine na rękach, a ja szłam sama.

- Jak ty masz na imię?

- Petra. Wiesz, że nasza mama nie żyje?

Elise wzdrygnęła się, usłyszawszy beznamiętne stwierdzenie dziecka.

- Tak, wiem, utonęła w rzece.

- Oline powiedziała, że rzuciła się z mostu. Miała dość dzieciarów i hałasu.

background image

O Boże! Elise aż jęknęła w duchu. Jak Oline mogła powiedzieć coś takiego? 

Teraz Petra pewnie myśli, że jest winna śmierci matki.

- To nie całkiem prawda - zaczęła ostrożnie. - Mama straciła pracę i nie miała 

pieniędzy na jedzenie. Myślała, że lepiej wam będzie u Oline. Ona zarabia więcej.

Wydawało się, że Petra jej nie słucha, bo zapytała:

- Znaleźli ją?

Elise pokiwała głową.

- Przepłynęła całą rzekę w dół?

- No, może nie całkiem płynęła, raczej unosił ją porywisty nurt.

Elise pomyślała, że skoro dziecko rozmawia o tym tak otwarcie, to chyba ona 

też nie powinna unikać odpowiedzi.

- A kiedy mama wróci?

Elise poczuła na sercu żelazną obręcz. Takie małe dzieci nie rozumieją, że jak 

ktoś umrze, to już nigdy nie wróci! Dziewczynka patrzyła na nią uważnie, jakby 

prześwietlając ją wzrokiem, Elise nie była więc w stanie jej okłamywać.

- Teraz mama jest w niebie - odpowiedziała spokojnie. - Kiedy będziesz stara i 

umrzesz, spotkasz się z nią.

- Okropnie kłamiesz.

Elise popatrzyła na nią zdumiona i spytała:

- Nigdy nie słyszałaś o Bogu? Dziewczynka pokręciła głową.

- To ja ci opowiem, ale najpierw musicie się najeść.

Zjadły i wylizały talerze, nie pozostawiając nawet okruszyny. A potem zeszły 

ze stołków i w kącie przy palenisku zauważyły rozstawione żołnierzyki Pedera. 

Usiadły więc tam i zajęły się zabawą.

Elise przewinęła Hugo i przystawiła go do piersi, zastanawiając się 

gorączkowo, co zrobić. Emanuel będzie musiał pójść do Armii Zbawienia i poprosić o 

pomoc. Może Torkild Abrahamsen znajdzie jakąś radę? Słyszała, że ostatnio Armia 

Zbawienia otworzyła w Kristianii nowy sierociniec. Nie wiedziała jednak gdzie.

Kiedy skończyła karmić synka, dziewczynki nadal siedziały cichutko w kącie i 

się bawiły. Jednak jest różnica pomiędzy chłopcami a dziewczynkami, pomyślała. 

Chłopcy robią o wiele więcej hałasu.

Wyszła na dwór, by wnieść drewno, które rzuciła na ziemię. Zdziwiła się, 

ujrzawszy przy furtce posłańca. Gdy ją dostrzegł, zapytał głośno:

- Elise Ringstad?

background image

- To ja - odpowiedziała i zdziwiona wyszła mu na spotkanie. Czyżby przyszedł 

do niej jakiś list?

Zaciekawiona odebrała kopertę i szybko wróciła do środka. Pismo wydawało 

jej się znajome. Pośpiesznie, lecz ostrożnie, by nie zniszczyć koperty, otworzyła list. 

Ze złożonej na pół kartki wypadły banknoty, więcej, niż kiedykolwiek widziała naraz. 

Spadły na podłogę, a ona wpatrywała się w nie oniemiała, nic nie pojmując.

Otrząsnąwszy się z głębokiego szoku, schyliła się pośpiesznie i podniosła 

pieniądze. W sumie było trzysta koron!

Serce waliło jej w piersi. Poczuła się dokładnie tak samo jak tego dnia, gdy 

dostała maszynę do szycia. Była przekonana, że to jakieś nieporozumienie, nie miała 

odwagi nawet się łudzić, że to dla niej. Dopiero gdy przeliczyła pieniądze i położyła 

ostrożnie na stole, sięgnęła po załączony list:

Kochana Elise!

Mam nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie za to skromne wsparcie, które Ci 

przysyłam. Słyszałem, że zaopiekowaliście się małym chłopcem sierotą i cieplej mi się 

zrobiło na sercu. Domyślam się jednak, że nie jest Ci łatwo wykarmić sześć osób. 

Niech Bóg Cię błogosławi, moje dziecko!

Serdecznie pozdrawiam Teść

PS. Moglibyśmy się umówić, że pozostanie to między nami?

Łzy napłynęły jej do oczu. Z trudem przełknęła ślinę. Wyjrzała przez okno na 

błękitne niebo i pomyślała, że stoi za tym jakaś nadprzyrodzona siła. Skąd pan 

Ringstad mógł wiedzieć, że właśnie dziś Elise znajdzie się w tak rozpaczliwej 

sytuacji? Czy Bóg miał wobec niej jakieś plany, że zesłał jej pieniądze krótko po tym, 

gdy na jej progu pozostawiono dzieci Mathilde? Nie mogła się uwolnić od myśli, że 

za tym wszystkim kryje się jakiś głębszy sens.

Zaniosła pieniądze do sypialni i schowała je w najwyższej szufladzie komody. 

Córeczki Mathilde widziały pieniądze, ale nie sięgną tak wysoko.

Na szczęście Emanuel nie pojawił się w domu w przerwie obiadowej, więc 

miała więcej czasu, by się zastanowić nad sytuacją, w jakiej się znalazła. Nie mogła 

zaprowadzić dziewczynek z powrotem do Oline. Widziała, jak ona je traktuje i jak 

nędznie wygląda w jej mieszkaniu. Nie, powinna się raczej skontaktować z pastorem 

albo z Armią Zbawienia.

Hermansen otrzymywał zasiłek z gminy na sierotę, którym się opiekował, ale 

pani Berg, której powodziło się trochę lepiej, nie dostawała żadnego wsparcia. Póki 

background image

Emanuel i ona wykonują pracę zarobkową, nie mają chyba żadnych szans na 

jakąkolwiek pomoc, mimo że Evert nie jest członkiem rodziny. Zresztą Emanuel 

nigdy by się nie zgodził, by ubiegać się o jakikolwiek zasiłek. Chybaby się spalił ze 

wstydu.

Gdy tylko chłopcy wrócili ze szkoły, wyjaśniła im szybko sytuację i poprosiła, 

by przypilnowali Hugo i dziewczynek, gdy ona pobiegnie do Anny sprawdzić, czy 

czasem nie ma u niej Torkilda.

Dobiegała do bramy, gdy ze środka pośpiesznie wyłoniła się jakaś postać i 

omal nie zderzyli się ze sobą.

- Elise? - Johan ucieszył się zaskoczony. - Tak dawno cię nie widziałem. Jak 

wam się mieszka w domu starego majstra?

Opowiedziała mu, co się zdarzyło. Popatrzył na nią przerażony.

- Stałaś tam i widziałaś, jak ona rzuciła się do wodospadu?

- Usiłowałam jej przemówić do rozsądku i przez chwilę nawet wydawało mi 

się, że mnie posłucha, ale ona nagle rozmyśliła się.

- Boże drogi! - Johan był wyraźnie wstrząśnięty. - A dziś jej siostra podrzuciła 

ci osierocone dzieci?

- Pomyślałam, że zapytam Torkilda, gdzie by je można było umieścić.

- Nie ma go tu teraz. Podjął pracę sprzedawcy w sklepie mięsnym w Ostern, a 

dla Armii pracuje wieczorami.

Nagle Elise uświadomiła sobie, że nie widziała Johana po tym, gdy Anna 

nauczyła się chodzić.

- Wiesz, nigdy nie myślałam o tym, że życie składa się z takich sprzeczności - 

odezwała się zamyślona. - Kiedy zobaczyłam Annę stojącą na środku kuchni, 

ogarnęła mnie niewysłowiona radość. Zdawało mi się, że nic nie może mnie już 

więcej zasmucić. Tymczasem krótko po tym nieszczęścia jedno za drugim zwaliły mi 

się na głowę. - Próbowała się uśmiechnąć.

- Zdarzyło się jeszcze coś złego?

- Nic, co by się mogło równać z tragedią Mathilde. Umilkli.

Johan przyglądał się jej z zadumą i zagadnął po chwili:

- Słyszałem, że przygarnęliście Everta. Jesteś dobrym człowiekiem, Elise!

Pokręciła głową.

- Lubię Everta, więc nie było to dla mnie trudne. Gorzej z Emanuelem. On nie 

jest przyzwyczajony do dzieci. Z początku narzekał, że jest ich za dużo, ale w końcu 

background image

jakoś przywykł.

Johan milczał zapatrzony i odezwał się nagle:

- Prawie zapomniałem, jaka jesteś śliczna, zwłaszcza gdy się uśmiechasz.

- Bzdury - skwitowała, ale poczuła, że się rumieni, więc tylko machnęła ręką 

zakłopotana. - Co słychać u Agnes?

- Nie wiem. Nie spotykam jej często. Każde z nas żyje własnym życiem. Ja 

rzeźbię i rysuję, a ona udziela się towarzysko.

Elise zaśmiała się.

- Zawsze taka była. Uwielbia spotykać się z ludźmi, wychodzić i rozmawiać z 

innymi. Łatwo nawiązuje znajomości.

- A ty? Masz okazję spotykać się ze znajomymi?

Elise znów się roześmiała, a Johanowi zdawało się, że słońce zaświeciło 

jaśniej.

- Mam tyle pracy przy Hugo i chłopcach! Prowadzenie domu i 

przygotowywanie posiłków też pochłania dużo czasu. Poza tym dostałam od teścia 

maszynę do szycia i uszyłam suknię dla klientki.

- Postanowiłaś więc zostać krawcową? Wzruszyła ramionami.

- To zależy, czy dostanę jeszcze jakieś zamówienia.

- Czyżby klientka, dla której szyłaś, nie była zadowolona? Elise nie miała 

ochoty o tym mówić, stwierdziła więc tylko:

- Owszem, w dodatku zapłata jest dość kiepska. Zastanawiam się, czy nie 

poszukać innego zajęcia.

- Jesteś taka mądra, byłaś prymuską w szkole. Nie mogłabyś się zająć czymś, 

co pozwoliłoby ci wykorzystać swoje zdolności?

- Nie mam pojęcia, o jakich zdolnościach mówisz?

- Mogłabyś się nauczyć pisać na maszynie i zostać sekretarką.

- Musiałabym mieć wyższe wykształcenie.

- Albo poszukać pracy w telegrafie.

- Obawiam się, że tam też nie wystarczy jedynie szkoła powszechna.

- Pisałaś bardzo dobre wypracowania - uśmiechnął się i dodał żartobliwie: - 

Mogłabyś zostać pisarką, tak jak Camilla Collett i Marie Michelet.

- Słyszałeś kiedyś o robotnicy znad Aker, która zostałaby pisarką? - roześmiała 

się rozbawiona jego żartem.

- Byłabyś pierwsza.

background image

Nagle Elise przypomniała sobie o dziewczynkach i pożegnała się pośpiesznie.

- Skoro nie ma Torkilda, to wracam do domu. Annę odwiedzę innym razem, 

kiedy będę miała więcej czasu.

- Może spróbuj poszukać rady w ośrodku pomocy w Sagene? Pokiwała głową 

zamyślona i dodała:

- Zajdę też do Effata i popytam ludzi z parafii.

- A może zrobiłabyś to co Kajsa? - podpowiedział wesoło. - U niej w domu aż 

roiło się od dzieciaków, bo pilnowała ich w tym czasie, gdy ich mamy pracowały w 

fabryce.

Elise uśmiechnęła się i stwierdziła:

- To by się chyba u nas nie udało.

Ruszyli razem w kierunku mostu. Johan też wracał do domu.

- Byłoby miło, gdybyście z Emanuelem odwiedzili nas kiedyś. Ale może to nie 

najlepszy pomysł?

- Raczej nie, Johanie.

- Nadal jest zazdrosny? Przecież chyba wie, że to, co nas łączyło, należy do 

przeszłości.

Pokiwała głową i przypomniała sobie o Signe. Nie, to nie Emanuel miał 

powody do zazdrości.

Johan chyba coś zauważył, bo zatrzymał się i położył jej dłonie na ramionach.

- Wiem, że nie powinienem o tym mówić, ale wiem od Hildy o tej 

dziewczynie.

Elise poczuła gniew. Ufała siostrze i nie sądziła, że właśnie ona się komuś 

wygada.

- Ona nie plotkowała, Elise. Bardzo się o ciebie martwi, więc poprosiła mnie o 

pomoc. Nie wspomniałem o tym nawet słowem ani Agnes, ani nikomu innemu. Nigdy 

bym tego nie zrobił. Odpowiedziałem Hildzie, co jest zgodne z prawdą, że trudno mi 

ci pomóc, jeśli nie mogę się nawet pokazać w pobliżu domu starego majstra. Bardzo 

byłem jednak poruszony z twojego powodu i nie mogę przestać o tym myśleć. Ona 

nadal mieszka u Carlsenów?

Elise pokręciła głową i rzekła niechętnie:

- Wolałabym, żeby Hilda nie wspominała ci o tym. Co się stało, to się nie 

odstanie. Muszę się nauczyć z tym żyć. Dziewczyna, o której mowa, na szczęście nie 

mieszka już u Carlsenów, wyjechała z miasta i osiadła na wsi. Staram się wymazać z 

background image

pamięci całą tę historię.

Popatrzył na nią urażony.

- Nie musisz przede mną kłamać, Elise. Wiesz, jak cię kocham, i nigdy nie 

uczyniłbym niczego, co mogłoby ci zaszkodzić. Jeśli chcesz z kimś pogadać, możesz 

mi zaufać. Znasz Agnes, ona ma w okolicy samych znajomych i przynosi do domu 

różne nowiny. Ostatnio spotkała jedną ze służących od Carlsenów i dowiedziała się 

tego i owego.

Elise westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.

- Czasami się zastanawiam, czy plotka nie jest naszym największym wrogiem.

Potwierdził, przyglądając się jej z powagą.

- No to wiesz już wszystko - powiedziała.

- Może tak, może nie. Widzę jedynie, że nie jesteś szczęśliwa. Nie mogę 

niczego zmienić, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i gdy zajdzie taka 

potrzeba, wypłakać się na moim ramieniu.

Ś

cisnęło ją w gardle, ale przełknęła łzy.

- Dziękuję, Johanie. Ale to prawda, co powiedziałam. Signe wyjechała z 

Kristianii. Muszę o wszystkim zapomnieć, żebym mogła żyć dalej.

- Czy masz możliwość zapomnieć?

Zrozumiała, co miał na myśli, ale nie chciała o tym rozmawiać. Na szczęście 

nie wiedział wszystkiego. Wątpliwe, by służące Carlsenów podsłuchały, co się 

wydarzyło po przeprowadzce Signe ze wzgórza Aker do miasta. Zresztą nawet gdyby 

Johan znał całą prawdę, nic by to nie pomogło. Nie zniosłaby jego współczucia i 

litości.

- Śpieszę się. Chłopcy muszą biec do pracy, a obiecali przypilnować Hugo i 

dziewczynki do mojego powrotu.

- Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Kiedy rozstali się przy moście, przypomniało jej się jego żartobliwe 

stwierdzenie, by zajęła się pisaniem.

Najpierw Ringstad, a teraz Johan. Może w tym jest jakiś sens?

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Gdy Elise weszła do domu, od razu zauważyła, że chłopcy oczekiwali jej 

niecierpliwie, obawiając się spóźnić do pracy. Dziewczynki nadal siedziały w kąciku 

na podłodze i pogrążone w zabawie żołnierzykami, zapomniały o bożym świecie. 

background image

Hugo spał.

Elise wyprawiła chłopców i z lękiem myślała o powrocie Emanuela. Będzie 

musiał popilnować Hugo i dziewczynek, żeby mogła pójść do ośrodka pomocy i do 

Effata.

Zamyślona weszła do sypialni, otworzyła najwyższą szufladę komody i jeszcze 

raz zajrzała do koperty. Nie mogła wprost uwierzyć, że to prawda. Przypomniała 

sobie jednak dopisek w liście teścia: „Czy moglibyśmy się umówić, że pozostanie to 

między nami?” Z jakiegoś powodu nie chciał, by Emanuel się o tym dowiedział. 

Dlaczego? Nie ufał własnemu synowi?

Wsunęła kopertę z powrotem do szuflady pod bieliznę, a wyjęła notesik, który 

kupiła w sklepie za 10 ore. Miała wyrzuty sumienia, że pozwala sobie na taki zbytek, 

bo mogła za tę samą cenę dostać zeszyt makulaturowy, spięte igłami stare gazety, i na 

nich zapisywać. Sięgnęła też po ogryzek ołówka, siadła przy stole i zaczęła pisać.

W pierwszej chwili zamierzała zanotować jedynie dla siebie to, co się zdarzyło 

Mathilde oraz jak ona sama to przeżyła. Chciała sprawdzić, czy potrafi wyrazić 

słowami, jak bardzo poruszyło ją samobójstwo Mathilde, która osierociła dwoje 

dzieci.

Z początku zastanawiała się nad każdym słowem, z trudem wyszukując 

właściwego. Denerwowała się, wycierała gumką, poprawiała. Potem doszła jednak do 

wniosku, że spisze po prostu swoje myśli, nie zastanawiając się, czy zdania brzmią 

dobrze, czy nie. Później będzie mogła je nieco upiększyć albo sformułować na nowo. 

Wytłumaczywszy sobie, że pisze list do samej siebie, i nikt tego przecież nie będzie 

czytać, poszło jej o wiele łatwiej.

W myślach znów przeniosła się do tamtej chwili, kiedy w ciemnościach 

zauważyła jakąś postać na moście. Opisała swoje uczucia, paraliżujący strach, panikę, 

która ją ogarnęła, gdy zrozumiała, że poza nią nie ma nikogo, kto mógłby zapobiec 

nieszczęściu. Zanotowała, jak powoli podchodziła do zdesperowanej młodej matki, 

ale bała się zanadto zbliżyć, odezwać się czy wykonać jakiś ruch, który by ją 

sprowokował do skoku. Odtworzyła rozmowę między nimi, zaznaczyła, jak 

desperacko próbowała odwrócić uwagę dziewczyny, i odmalowała swój strach, gdy 

zauważyła, że dziewczyna odrywa nogę od podłoża i przestaje jej słuchać.

A kiedy doszła do kulminacyjnego momentu, gdy Mathilde zniknęła w czarnej 

głębi, wszystko ożyło w niej na nowo. Łzy popłynęły jej po policzkach, a 

równocześnie nie po raz pierwszy poczuła bunt, wyjaśniając, co popchnęło młodą 

background image

matkę do podjęcia ostatecznego kroku. Wzburzona opisała małą dziewczynkę, która 

dowiedziawszy się, że jej mama nie żyje, popatrzyła z dorosłą powagą na szarej, 

apatycznej twarzy i zapytała, kiedy mama wróci.

Elise zapisała cały notesik, a gdy skończyła, czuła się kompletnie wyczerpana. 

Wstała z trudem ze stołka i poszła do sypialni schować notes razem z kopertą z 

pieniędzmi.

W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Przyszedł ten sam 

posłaniec, który wcześniej przyniósł pieniądze od Karolinę. Wręczył jej kopertę i 

powiedział:

- Panienka prosiła, żeby przekazać.

Po czym odwrócił się i zniknął za węgłem domu.

Elise otworzyła kopertę, ale tym razem bez ciekawości. W środku leżał 

banknot pięciokoronowy, a na karteczce znajomym równym pismem było napisane:

Przepraszam, Elise, ale ostatnio nie miałam przy sobie dość pieniędzy, by Ci 

zapłacić. Nie pamiętam, czy Cię powiadomiłam, że materiał na bluzkę możesz 

odebrać, kiedy Ci będzie pasowało?

Elise uśmiechnęła się kwaśno. Ależ, Karolinę, nie kłam, z pewnością miałaś 

dość pieniędzy. I nie zapomniałaś, co mi napisałaś, tyle że się boisz stracić taką tanią 

krawcową.

Skoro nie przyszłam po materiał na bluzkę, Karolinę domyśliła się pewnie, że 

w ogóle nie zamierzam się u niej więcej pojawić. Bo choć krawcowe nie zarabiają 

kroci, Karolinę musiała zdawać sobie sprawę, że zapłaciła stanowczo za mało za 

uszycie aksamitnej sukni, pomyślała Elise. Z liściku wywnioskowała zaś, że panna 

Carlsen jest zadowolona i chciałaby korzystać nadal z jej usług.

Elise odwróciła się do starszej z dziewczynek i zapytała:

- Zaopiekujesz się przez moment siostrą i małym Hugo, a ja pobiegnę szybko 

do sklepu?

Petra pokiwała głową, nie przerywając zabawy.

Elise weszła pośpiesznie do sypialni, sięgnęła po dwa banknoty i pobiegła do 

sklepu Magdy na rogu. Na szczęście była tylko jedna klientka, większość okolicznych 

mieszkańców o tej porze pracowała w fabryce. Elise zauważyła, że Magda przygląda 

jej się z zaciekawieniem, gdy jej oznajmiła, że chce zapłacić wszystko, co jest jej 

winna, i dodatkowo poprosiła o chleb, ser, kaszę, groch i marchew. Kupiła też cukier i 

kawę. W drodze do domu zaszła jeszcze na chwilę do rzeźnika i kupiła mięso z 

background image

kością. Postanowiła ugotować kapustę na mięsie i zrobić niespodziankę Emanuelowi i 

chłopcom, gdy wrócą wieczorem. Poza tym dziewczynki też muszą się porządnie 

posilić, bo pewnie od dawna nie najadały się do syta. Poprzedniego wieczoru, gdy 

wsypywała do wody resztki kaszy, nawet nie marzyła o tym, że dziś stać ją będzie, 

ż

eby ugotować kapustę na mięsie.

Biegła do domu zdenerwowana. Właściwie postąpiła zupełnie nierozważnie, 

zostawiając Hugo pod opieką małej, obcej dziewczynki. Ale jak inaczej zrobiłaby 

zakupy, skoro nikogo innego nie było w domu?

Na szczęście Hugo wciąż spał. Po raz pierwszy przespał tyle godzin! Petra i 

Berntine zaś bawiły się wciąż w tym samym miejscu. Zapewne nigdy dotąd jeszcze 

nie miały w rękach żołnierzyków.

- Ale jesteś dzielna, Petro - pochwaliła zdyszana dziewczynkę i wyłożyła 

zakupy na stół, po czym nastawiła garnek z wodą, by na - gotować wywar mięsny i 

kaszę.

Zupa była prawie gotowa, gdy do domu przyszedł Emanuel.

- Ale ładnie pachnie! - zawołał od progu. Nagle zatrzymał się gwałtownie. - 

Kto to jest, na Boga?

- To dzieci Mathilde. Obiecałam znaleźć im dom. Popatrzył na nią, nic nie 

pojmując.

- Jak to, obiecałaś to jej siostrze?

- No, niezupełnie. To znaczy... najstarsza córka Oline przyszła tu z nimi przed 

południem. Oline chyba źle mnie zrozumiała, gdy powiedziałam, że chętnie pomogę.

- A więc obiecałaś jej pomoc, mimo że przygarnęłaś już trójkę dzieciaków i 

ledwie nam starczy na masło! - oburzył się, a wciągając w nozdrza zapach zupy, 

zapytał: - Skąd wzięłaś pieniądze na to, by ugotować zupę na mięsie?

- Posłaniec od Karolinę przyniósł pieniądze.

- A widzisz! Nie jest taka zła, za jaką ją uważasz. - Uśmiechnął się i zasiadłszy 

do stołu, oznajmił: - Chętnie zjem jeszcze jeden obiad. Zupa z jadłodajni była 

niesmaczna.

Petra wstała z podłogi i z ociąganiem podszedłszy do stołu, głodnym 

wzrokiem wpatrywała się w jego talerz. Emanuel posłał Elise gniewne spojrzenie, 

mówiąc:

- Możesz być tak miła i zabrać ją stąd?

Elise chwyciła Petrę za rękę i odprowadziła ją z powrotem do siostry, 

background image

tłumacząc:

- Wy dostaniecie obiad później, Petro. Najpierw musi zjeść pan Ringstad.

Kiedy Emanuel wreszcie skończył, nalała dziewczynkom po talerzu zupy.

Emanuel popatrzył na nią, marszcząc brwi.

- Nie możesz im raczej dać chleba?

Elise umknęła spojrzeniem, ale oświadczyła stanowczo:

- Tutaj, nad rzeką, dzielimy się tym, co mamy. Mimo że nam się nie 

przelewało, mama nigdy nie odmawiała jałmużny żebrakom. A kiedy nasi rodzice byli 

w pracy, pakowaliśmy kromki chleba w gazetę i rzucaliśmy biedakom, którzy 

przychodzili na podwórze, mając nadzieję na jakiś kęs. Tak robiły wszystkie dzieciaki 

i nie słyszałam, by kiedykolwiek jakaś matka czy ojciec strofowali je z tego powodu. 

Emanuel nie odezwał się. Po chwili zapytał:

- Dokąd zamierzasz pójść? Do Armii Zbawienia czy do misji? Popatrzyła na 

niego zdumiona.

- Powinieneś chyba wiedzieć lepiej. Zdaje się, że Armia otworzyła tu w 

mieście sierociniec.

- Nawet nie masz co próbować. Jest już przepełniony i wiele dzieci czeka w 

kolejce na miejsce - odparł, a posyłając jej zrezygnowane spojrzenie, dodał: - Sama 

więc widzisz, co narobiłaś. Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Jak powiedziałem, 

jest nas tu już wystarczająco dużo.

Wyrzekłszy te słowa, włożył płaszcz i wyszedł, zapewne po to, by uniknąć 

kłótni.

Petra posłała Elise dziwne spojrzenie, nie błagalne ani przestraszone, raczej 

puste. Elise nie wiedziała, czy dziewczynka, przysłuchując się rozmowie, zrozumiała, 

co zaszło. Zapewne przywykła do ciągłych przykrości i straciła już wszelką nadzieję. 

Przyjmowała wszystko, co się zdarzało, nie okazując żadnych emocji. Może dziew-

czynki zostawały w domu same na całe dnie, gdy Mathilde szła do fabryki, 

zastanawiała się Elise. Wiedziały, że muszą sobie same poradzić.

Co ja mam robić, na Boga? Tak czy inaczej muszę czekać, aż chłopcy wrócą z 

pracy. Dopiero wtedy będę mogła pójść do ośrodka i zapytać, czy nie znają kogoś, kto 

zaopiekowałby się dziećmi. Tyle że to będzie już bardzo późno, w porze, kiedy małe 

dzieci powinny już spać.

Petra i Berntine bawiły się dalej po cichutku w kącie przy piecu. Hugo był 

przewinięty i nakarmiony. Leżał sobie w kołysce, gaworząc wesoło i obserwując 

background image

uważnie smugę światła wpadającą przez drzwi wejściowe.

Elise przyniosła notes z szuflady komody i przeczytała to, co napisała 

wcześniej w czasie dnia. Ogarnęło ją zdumienie, bo opowiadanie wydało jej się 

naprawdę dobre. Do tego stopnia, że nie miała ochoty niczego poprawiać. Udało jej 

się wyrazić dokładnie to, co czuła, kiedy stała przerażona na moście i próbowała 

przekonać Mathilde, by nie rzuciła się do rzeki.

Napisała o czymś, co sama przeżyła, dlatego ta historia jest taka dobra. Może 

ci wielcy panowie w gazetach będą kręcić nosem, nie mając ochoty czytać o tragedii 

Mathilde? A może ogarną ich wyrzuty sumienia i poczują się nieswojo po takiej 

lekturze?

Nieważne, postanowiła. Tak czy inaczej przepiszę to na czysto i wyślę do 

redakcji. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

Berntine zaczęła ziewać i przecierać oczki. Na dworze zapadł zmierzch. Za 

chwilę będzie już za późno, by znaleźć dla nich miejsce na noc.

Nie wiedziała, ile czasu upłynęło od wyjścia Emanuela, gdy nagle usłyszała 

kroki i jakieś głosy na zewnątrz. Do środka wszedł Emanuel, a za nim Torkild.

- Torkild słyszał o jakiejś kobiecie na Maridalsveien. Mieszkało u niej dwoje 

dzieci, które przed miesiącem wróciły do rodziców.

Elise popatrzyła na niego zdumiona.

- Myślisz, że zechce znów wziąć do siebie dwoje dzieci? Pokiwał głową, 

unikając jej wzroku.

- Prowadzi sklep z kapeluszami i interes chyba dobrze jej idzie, bo inaczej, 

starałaby się o zasiłek z gminy.

- Nie sądzę, by to uczyniła - zaprotestował Torkild. - Mało kto dobrowolnie 

naraża się na taki wstyd i upokorzenie. Najpierw trzeba ze szczegółami opowiedzieć 

wszystko urzędnikowi, a przesłuchanie to jest bardzo nieprzyjemne. I jeśli w rodzinie 

są problemy alkoholowe, na przykład ojciec przepija wypłatę, to rodzina nigdy więcej 

nie dostanie zasiłku.

- Dziwne, a Hermansen dostawał - wtrąciła Elise.

- Tak, on zgarniał pieniądze bez żenady, pewnie kłamał na tych 

przesłuchaniach jak najęty.

- Zabierzecie dziewczynki od razu dzisiaj?

- A mamy jakieś wyjście? - Emanuel popatrzył na nią dziwnie.

- Berntine, ta młodsza, jest bardzo śpiąca.

background image

- Do Syverine nie jest daleko - Torkild uśmiechnął się uspokajająco do Elise, 

najwyraźniej rozumiejąc ją lepiej niż Emanuel, i dodał przyjaźnie: - Nie martw się. 

Syverine to bardzo serdeczna kobieta i kocha dzieci. Dziewczynki nie mogłyby trafić 

lepiej. Powiedziała nam, że spadliśmy jej z nieba, bo bardzo tęskni za dziećmi, które 

od niej wyjechały.

Elise odetchnęła z ulgą, a potem odwróciła się do Petry ze słowami:

- Słyszałaś, Petro? Zamieszkacie u bardzo miłej pani. Ucieszyła się, kiedy się 

dowiedziała, że do niej przyjdziecie.

Petra popatrzyła na nią tym swoim pustym spojrzeniem, które wyrażało tak 

wiele.

- A dlaczego nie możemy zostać tutaj?

- Ponieważ ja mam już czworo dzieci i nie mam pracy.

- Tak jak moja mama?

- Tak, to znaczy... - Elise zerknęła bezradnie na Torkilda, a potem znów 

spojrzała na Petrę. - Mój mąż zarabia pieniądze, ale to nie wystarczy, żeby utrzymać 

tyle dzieci. Teraz musicie się pośpieszyć. Jest już późno Już dawno powinnyście być 

w łóżkach. Jutro postaram się was tam odwiedzić.

Torkild wziął Berntine na rękę, a drugą podał Petrze. A kiedy już zbierał się 

do wyjścia, nagle coś mu się przypomniało.

- Emanuel mówił, że potrafisz dobrze pisać, Elise. Znam redaktora z gazety 

„Verdens Gang”, nazywa się Ola Thommessen. Jeśli chcesz, mogę mu pokazać to, co 

napisałaś. O ile coś już napisałaś. Łatwiej zamieścić jakieś teksty, gdy ma się 

znajomości. Domyślam się, że napisałaś coś, co dotyczy stosunków społecznych tu, 

nad Aker, tak?

Elise oblała się gorącem i z tłukącym się sercem wyjaśniła:

- Mój teść zachęcił mnie, bym spróbowała coś napisać. Naprawdę znasz 

redaktora z „Verdens Gang”?

- Tak, on pochodzi z Borre, tak samo jak ja. Byliśmy sąsiadami. Podobno to 

dzięki niemu ta gazeta stała się najpopularniejszym dziennikiem politycznym. 

Słyszałem, że współpracują z nią najlepsi publicyści podejmujący tematy polityczne, 

literackie i naukowe. Gazeta jest bardzo wpływowa i prezentuje liberalne poglądy. 

Jeśli jest coś, co cię zajmuje, i chcesz zwrócić na to uwagę innych ludzi, to „Verdens 

Gang” jest właściwą dla ciebie gazetą.

- Torkild, musimy już iść! - Emanuel tracił cierpliwość.

background image

Na pewno obawia się, żebyśmy nie musieli zatrzymać dziewczynek do jutra, 

pomyślała Elise.

Gdy tylko wyszli z domu, Elise pośpieszyła do sypialni, wyjęła notes i jeszcze 

raz przeczytała swoje opowiadanie.

- Tak, chcę! - powiedziała do siebie stanowczo. Ale na samą myśl, że 

przeczyta to ktoś obcy, pociła się z nerwów. Mimo to wiedziała, że nie ma odwrotu. 

Przecież doradzili jej to zarówno pan Ringstad, jak i Johan.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Była tak podekscytowana, że w nocy nie mogła zasnąć. Następnego ranka 

postanowiła pójść do sklepu Magdy i kupić papier, żeby przepisać na czysto całe 

opowiadanie. A jeśli Torkild wstąpi, żeby opowiedzieć, co z dziewczynkami, da mu 

dyskretnie kopertę, tak aby Emanuel nie zauważył.

Właściwie nie rozumiała, dlaczego nie chce w to wtajemniczać Emanuela. 

Zapewne lękała się, że go rozczaruje, jeśli opowiadanie zostanie odesłane. Nie do 

końca też była przekonana, czy jemu spodobałoby się to, co napisała.

Zdecydowała ostatecznie, że zaciśnie zęby i pójdzie do Karolinę po materiał 

na bluzkę. Gdyby zaczęła wydawać pieniądze, które przysłał jej pan Ringstad, 

Emanuel nabrałby podejrzeń. Przecież pięć koron od Karolinę nie starczy na długo. 

Może następnym razem zapłaci więcej, skoro już się przekonała, że Elise nie da sobą 

pomiatać.

Pod pretekstem konieczności sprawdzenia, jak się czują dzieci Mathilde, 

poprosiła Emanuela, by przyszedł do domu w przerwie obiadowej.

Po drodze do niewielkiego domku Syverine na Maridalsveien wciąż wracała 

myślami do spisanej przez siebie historii i dała się ponieść marzeniom. Gdyby tak jej 

opowiadanie zostało przyjęte do druku!

Zaraz jednak sprowadziła siebie samą na ziemię. Przecież to nie takie proste! 

Pamiętała, jak w szkole nauczycielka opowiadała o pisarzach, którym po wielekroć 

odsyłano rękopisy, nim w końcu ktoś zgodził się wydrukować ich dzieło. Tak już jest, 

dlatego wszyscy muszą wciąż ćwiczyć i się doskonalić. To samo zresztą Elise 

powiedziała Pederowi. Jeśli chce się nauczyć czytać, musi ćwiczyć więcej, najlepiej 

kilka razy dziennie, zaraz po powrocie ze szkoły, potem po powrocie z pracy, zanim 

położy się spać, i kiedy wstanie rano. Ona też musi pisać więcej, by sprostać 

oczekiwaniom redaktorów gazet. Jedno opowiadanie to za mało.

background image

Pomalowany na czerwono dom Syverine, zadbany i schludny, przypominał 

nieco dom majstra, tyle że był jeszcze mniejszy. Obok wejścia rósł krzak bzu. Gdy 

nadejdzie pora, obsypie się na pewno bujnym kwieciem i roztoczy cudną woń. 

Wzdłuż rabatki, na której teraz jeszcze nic nie rosło, leżały równiutko obok siebie 

kamienie. Zapewne niebawem wraz z wiosną wzejdą tu tulipany, prymulki i fiołki, 

pomyślała Elise i ta myśl bardzo podniosła ją na duchu. W oknie ze szprosami wisiały 

białe, wykrochmalone firanki wykończone zrobioną na szydełku koronką, a na 

parapecie stała doniczka z kwitnącym obficie na różowo kaktusem. Nie miała 

najmniejszej wątpliwości, że w tym domu mieszka bardzo skrupulatna i pedantyczna 

osoba.

Zapukała i po chwili usłyszała odgłos kroków. Drzwi otwarły się szeroko i 

gościnnie, a w nich ukazała się dobroduszna właścicielka. Elise ukłoniła się i 

przedstawiła:

- Nazywam się Elise Ringstad.

- O, żona tego ładnego pana? Proszę bardzo, zapraszam do środka! Dzieci 

właśnie jedzą, ale zaraz wyjdziemy na słoneczko i będziemy zbierać na ulicy koński 

nawóz. Kiedy jestem zajęta, w sklepie pomaga mi młoda dziewczyna. Wiosna 

niebawem zawita tu do nas i musimy zadbać, by kwiaty i rośliny miały odpowiednie 

pożywienie. Mieszam koński nawóz z ziemią i dodaję też do doniczek. Proszę 

spojrzeć, jak ładnie rosną te na parapecie.

- Od razu na nie zwróciłam uwagę. Musi pani mieć rękę do kwiatów.

Kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- A skąd ty kochanieńka pochodzisz? Z zachodniej części miasta?

Elise uśmiechnęła się. Kobieta sama mieszkała po zachodniej stronie rzeki, ale 

widocznie nie zaliczała siebie do kogoś z tej okolicy. Pochodzić z zachodniej strony 

oznaczało być dobrze sytuowanym i należeć do uprzywilejowanej warstwy.

- Nie, dorastałam w Andersengarden przy Sandakerveien, niedaleko mostu 

Beierbrua, ale mama pilnowała, żebyśmy z siostrą wyrażały się starannie, sądząc, że 

w ten sposób łatwiej znajdziemy w przyszłości pracę.

- A co to za wymysły? Przecież możesz pracować w fabryce tak jak wszyscy.

Elise skinęła głową.

- Tak, przez wiele lat pracowałam w fabryce Graaha.

- Skończ więc te fanaberie i mów zwyczajnie, bo jeszcze ktoś pomyśli, że 

jesteś jedną z tych - kiwnęła głową w kierunku zachodnim. - Nie wiesz, jak my tu ich 

background image

nazywamy? Trzygłowi - zaśmiała się, odsłaniając bezzębne dziąsła. A potem dała 

Elise znak dłonią, by poszła za nią, i poczłapała w stronę kuchennych drzwi.

Elise jeszcze nie widziała tak przytulnej kuchni. Nad piecem wisiały rzędem 

wypolerowane rondle z miedzi. Ściany były pomalowane na niebiesko, a w obu 

oknach wisiały identyczne bielusieńkie firanki z koronką. Jedną ze ścian zdobił 

portret króla Oskara, a drugą równie duży obraz Chrystusa w koronie cierniowej. Na 

podłodze leżał czysty kolorowy dywanik utkany ze szmatek. A nad kuchenną ławą 

znajdowała się półka, na której stały pionowo biało - niebieskie porcelanowe talerze. 

Pomieszczenie lśniło czystością, a w nozdrza wdzierała się smakowita woń 

smażonego mięsa.

Przy stole siedziały Petra i Berntine. Elise ledwie je poznała. Ubrane w 

bielutkie fartuszki, były wykąpane, a świeżo umyte włosy miały zaplecione w 

warkoczyki i związane czerwonymi wstążkami.

Elise aż ścisnęło w gardle ze wzruszenia. Takie miała wyrzuty sumienia, że 

odesłała dziewczynki, a tymczasem trafiły lepiej, niż się spodziewała.

- Witaj, Petro, witaj, Berntine, jak pięknie dziś wyglądacie! Popatrzyły na nią 

wrogo i żadna z nich się nie odezwała.

- Nie ma co się tym przejmować - skwitowała rezolutnie Syverine. - Nie 

należy się spodziewać, że dzieci, które urodziły się w cienistej dolinie, zaczną się 

ś

miać, gdy tylko ujrzą słońce. One nawet nie wiedzą, co to słońce, przecież go nigdy 

nie widziały! Elise w myśli przyznała Syverine rację.

- I na dodatek dostałyście na obiad smażone mięsko. Jak pięknie pachnie!

- Chcesz też kawałek? - ożywiła się Syverine i popatrzyła na nią. - Dzieci 

więcej już nie zjedzą, a ja jestem za gruba. - Roześmiała się i poklepała się po 

brzuchu.

Nie miała racji. Wcale nie była gruba, tylko nieco bardziej zaokrąglona niż 

większość okolicznych mieszkańców.

Elise nie mogła się oprzeć pokusie. Starała się opanować i jadła po 

kawałeczku, była jednak taka głodna, że najchętniej pochłonęłaby wszystko od razu.

- Tak bardzo się cieszę, że Torkild Abrahamsen dowiedział się o pani - 

zagadnęła Elise, skończywszy jeść. - Muszę przyznać, że nie wiedziałam, co mam 

robić. Chętnie sama bym się zajęła Petrą i Berntine, ale mój mąż... - zamilkła i 

uśmiechnęła się przepraszająco.

- Który to, ten ładny czy ten miły?

background image

Co za dziwne pytanie, pomyślała Elise zdumiona.

- Chyba ten ładny - odpowiedziała sobie sama Syverine. Kiedy Elise 

podziękowała i pożegnawszy się, ruszyła w drogę powrotną do domu, zastanowiła się 

nad pytaniem Syverine. Sama zawsze uważała, że Emanuel jest miły. Dlaczego 

Syverine odniosła inne wrażenie?

Cieszyła się, że będzie mogła opowiedzieć mężowi, jak dobrze trafiły 

dziewczynki, najpierw jednak zamierzała wstąpić do sklepu kolonialnego i kupić 

papier listowy.

Pośpiesznie skręciła za róg i w chwili gdy już miała nacisnąć na klamkę, drzwi 

się otworzyły, a ze sklepu wyszedł mężczyzna. Był to Ansgar Mathiesen.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise chciała go wyminąć i jak najszybciej wejść do sklepu. Była pewna, że dla 

niego ta sytuacja jest równie kłopotliwa, i spodziewała się, że odwróci głowę i 

zbiegnie po schodkach. Ku jej przerażeniu jednak Ansgar zatrzymał się i wyraźnie 

speszony wyjąkał:

- I... jak poszło? Wtedy... w mieście - dodał pośpiesznie. Popatrzyła na niego, 

nic nie rozumiejąc, a on zaczerwienił się po cebulki włosów i nerwowo uciekł 

spojrzeniem. Najchętniej zignorowałaby go, ale widząc jego bezradną minę, nie 

potrafiła odwrócić się do niego plecami.

- Ale o co ci chodzi? - zapytała.

- O bandę, tych, co cię dręczyli.

Powinna odburknąć mu pogardliwie, bo to z jego strony doświadczyła 

największej krzywdy, znów ją coś jednak powstrzymało.

- Chyba oberwałeś od nich gorzej - rzekła.

- Zasłużyłem na to. - Wykrzywił twarz w lekkim uśmiechu i spojrzał w bok.

Nie mogła wyjść ze zdumienia. Trudno było pojąć, że to ten sam człowiek, 

który dopuścił się na niej gwałtu i upokorzył w najgorszy sposób. Zrobił to wprawdzie 

podjudzony przez bandę, by nie stracić w oczach kompanów, ale i tak wydawało jej 

się to niezrozumiałe. Nagle straciła pewność siebie. Czyżby się pomyliła? Może 

przyznał się do winy tylko dlatego, że przeraził się gróźb Johana? Kierując się 

impulsem, zapytała:

- Dlaczego przynosiłeś mi ubranka dla dziecka? Spurpurowiał, spuścił głowę i 

zakłopotany wiercił czubkiem buta w dziurze na schodach.

background image

W tej samej chwili Elise usłyszała damski głos wołający go po imieniu. A gdy 

oboje się odwrócili, ujrzała kobietę w średnim wieku zbliżającą się w ich kierunku. 

Elise od razu poznała, że to jego matka. Kobieta posłała Elise zdumione spojrzenie, 

ale zaraz się uśmiechnęła, rozpoznawszy ją.

- Czy to nie pani pomogła wtedy uratować Ansgara? - zapytała, a w jej głosie 

pobrzmiewała radość i zdumienie.

- O, ja niewiele zrobiłam - wymamrotała Elise pod nosem, zapragnąwszy nagle

znaleźć się jak najdalej stąd.

- Ansgar był tak oszołomiony po tym nieprzyjemnym wypadku, że nie był w 

stanie w ogóle nic opowiedzieć. Nie mieliśmy pojęcia, kto mu pomógł i do jakiego 

domu trafił, zrozumieliśmy tylko tyle, że zajęli się nim mili ludzie. A kiedy pani 

przyniosła jego ubrania, jechałam akurat na przyjęcie i dopiero później domyśliłam 

się, kim pani jest. Tak mi było wówczas przykro, że nie podziękowałam pani tak, jak 

zamierzałam.

- Nic nie szkodzi - wymamrotała Elise, unikając jej spojrzenia.

- Ależ tak. Państwo uratowali życie mojemu synowi. Mój mąż także pragnął 

złożyć podziękowanie. Teraz jednak, gdy już w końcu panią znalazłam, nie puszczę 

pani, póki się nie dowiem, jak się pani nazywa i gdzie mieszka, tak bym mogła panią 

nagrodzić.

Elise zastanawiała się, jak się z tego wykręcić. Nawet przez moment 

rozważała, czy nie rzucić się do ucieczki w dół ulicy, ale uznała, że wyglądałoby to 

bardzo dziwnie, i nie zdobyła się na to.

- Dziękuję bardzo, ale nie przyjmę żadnej nagrody. To nie ja wyciągnęłam 

pani syna z wody, tylko moja mama i jej mąż.

Matka Ansgara roześmiała się.

- Cóż za skromność. Gdzie mieszkasz, panienko...

- Jestem mężatką - sprostowała Elise. - Naprawdę nic nie chcę, pani 

Mathiesen. Należy pomóc człowiekowi w niebezpieczeństwie. To nasz chrześcijański 

obowiązek. A skoro mieszkamy tak blisko rzeki, zdarza się nam widzieć to i owo.

Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale stanowczo i ukłoniwszy się, weszła do sklepu.

Przez chwilę obawiała się, że matka Ansgara wejdzie za nią, ale z ulgą 

zobaczyła przez okno, że odeszła razem z synem.

Zastanawiała się, co też Ansgar opowiedział rodzicom. Z pewnością nie mieli 

pojęcia, jakiego podłego występku się dopuścił, napadając na nią, nie wiedzieli także, 

background image

ż

e próbował odebrać sobie życie. Jego matka dziwiła się, że Elise nie chce przyjąć 

zapłaty w podzięce za pomoc. Sądziła pewnie, że Ansgar wpadł do rzeki przez przy-

padek, a uderzywszy się, stracił pamięć. Gdyby usłyszała prawdę, przeżyłaby szok. 

Była wykształcona i kulturalna, takie przynajmniej sprawiała wrażenie. Wyrażała się z 

ogładą, miała na sobie kosztowny strój, a w jakim mieszkali domu, Elise widziała na 

własne oczy.

Czekając w kolejce, nie przestawała o tym myśleć. Nawet gdy już kupiła 

papier listowy i skierowała się w stronę domu, wciąż się zastanawiała nad tą sprawą. 

Rodzinę Mathiesenów dotknął podobny problem co rodzinę Ringstadów. Ich synowie, 

jedynacy, namieszali w swoim życiu i gdyby to wyszło na jaw, okryliby hańbą swoją 

rodzinę. Zapewne pani Mathiesen byłaby równie wstrząśnięta jak pani Ringstad i 

także obawiałaby się plotek. Może nawet obarczyłaby winą Elise.

Czemu nie przyjęłaś zapłaty? - słyszała zdradzieckie podszeptywanie do ucha. 

Może dostałabyś tyle, że nie musiałabyś szyć przez pół roku i ten czas poświęciłabyś 

raczej Hugo i chłopcom? Przypilnowałabyś Pedera z czytaniem, pocerowała skarpety 

Evertowi i połatała kurtkę Kristiana. Zrobiłabyś wreszcie to wszystko, co zawsze 

odkładasz na później z braku czasu i przez co wciąż masz wyrzuty sumienia.

Mogłabym pożyczyć stary wózek i jeździć z Hugo na spacery, kiedy przyjdzie 

wiosna, zamiast siedzieć w czterech ścianach i szyć dla tej rozkapryszonej i złośliwej 

Karolinę.

Znała jednak powód swej odmowy. Może inni nie zrozumieliby, dlaczego 

biedna robotnica odmawia przyjęcia paru koron, ona jednak nie mogła nawet znieść 

myśli, że zawdzięczałaby cokolwiek Ansgarowi i jego rodzinie. Przyjmując pieniądze, 

przyznałaby niejako, że przyczyniła się do jego uratowania, a przecież tak nie było. 

Nie! Nie zamierza mieć z nim nic wspólnego, koniec i kropka. Poza tym Emanuel też 

ma swój honor, a on w każdym razie nigdy by nie przyjął pieniędzy od mężczyzny, 

który ją zhańbił.

Mogłabyś przekazać pieniądze mamie i Hvalstadowi. Przecież to oni 

zauważyli Ansgara w rzece i przybiegli do domu po pomoc - protestował jej 

wewnętrzny głos. Oni nie wiedzą, kim jest Ansgar, i miejmy nadzieję, że nigdy się nie 

dowiedzą.

Rzeczywiście tak powinna była postąpić, nie zniosłaby jednak dłuższej 

rozmowy z Ansgarem i z jego matką. Nie miała też ochoty podawać swojego 

nazwiska i adresu. Najlepiej, jeśli pani Mathiesen zapomni, że ją w ogóle spotkała, i 

background image

przestanie myśleć o tym, co wydarzyło się w ubiegłym roku.

Zeszła całkiem w dół ulicy i już miała przejść na ukos pomiędzy fabrykami, 

gdy nagle usłyszała za plecami szybkie kroki. Odwróciła się i ku swemu przerażeniu 

ujrzała nadbiegającego Ansgara. Nim zdążyła się zdziwić, on zrównał się z nią, 

wetknął jej do ręki niewielką paczuszkę i odwróciwszy się pośpiesznie, odbiegł parę 

kroków, jakby chciał jak najszybciej uciec.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale on zatrzymał się i rzucił zdyszany, z 

trudem wydobywając z siebie słowa:

- Proszę, weź! Jeśli nie przyjmiesz, mama zacznie coś podejrzewać. Od dawna 

miała to dla ciebie przygotowane i uciekł.

Elise wsunęła paczuszkę pod ubranie i pośpiesznie skierowała się na most.

Gdy tylko otworzyła drzwi, Emanuel zderzył się z nią ubrany w płaszcz i 

kapelusz.

- Ale cię długo nie było - odezwał się, posyłając jej pełne wyrzutu spojrzenie.

Całkiem zapomniała, że Emanuel musi wracać do fabryki, nim skończy się 

przerwa obiadowa.

- Przepraszam - powiedziała, usiłując ukryć papier listowy - ale Syverine 

poczęstowała mnie obiadem i dałam się skusić.

Uśmiechnął się i pogłaskał ją pośpiesznie po policzku.

- To dobrze, że zjadłaś coś pożywnego. Muszę już biec - rzucił na odchodnym.

Pełna sprzecznych uczuć wyjęła zza pazuchy niewielką paczuszkę. Z tego, co 

powiedział Ansgar, domyśliła się, że są w niej pieniądze. Mimowolnie obudziło to jej 

ciekawość, mimo że cała sytuacja wydawała jej się bardzo niezręczna. To nie są moje 

pieniądze, powtarzała sobie stanowczo. Należą się one mamie i Hvalstadowi.

Gdy jednak otworzyła zawiniątko, oniemiała. W środku leżało pięćset koron! 

Więcej, niż była w stanie zarobić przez dwa lata w przędzalni. Razem z pieniędzmi 

otrzymanymi od teścia miała osiemset koron! Posiadając taką sumę, nie musiałaby 

podejmować pracy przez wiele lat. Mogłaby zajmować się domem i dziećmi, gotować 

smaczne i pożywne posiłki dla wszystkich i kupić porządne ubranie dla chłopców. Co 

za szczęście!

Zaraz jednak pokręciła gwałtownie głową. To nie jej pieniądze! Nawet jeśli 

mama zgodziłaby się z nią podzielić tą sumą, jak na to zareagowałby Emanuel? 

Wystarczająco trudno będzie ukryć przed nim te trzysta koron otrzymane od jego 

ojca. Emanuel miał przecież świadomość, że tamtego pamiętnego dnia uratowali od 

background image

utonięcia mężczyznę, który ją zgwałcił. Wścieknie się, gdy usłyszy, że w domu są 

przechowywane „zbrukane pieniądze”.

Pośpiesznie weszła do sypialni i ukryła je wraz z pozostałymi w najwyższej 

szufladzie komody. Miała wrażenie, że ją parzą, z ulgą więc zamknęła szufladę.

Hugo popłakiwał, nadeszła pora przewijania i karmienia. Położyła synka na 

stole w kuchni i zdjęła z niego przemoczone pieluszki, a on zaczął machać rączkami i 

fikać nóżkami, uśmiechając się i gaworząc przy tym wesoło. Zapewne od razu zrobiło 

mu się przyjemniej. A gdy już przewiniętego przyłożyła do piersi i usiadła na stołku w 

kuchni, malec ssał i cmokał zadowolony. Uwielbiała słuchać tych jego odgłosów. 

Traktowała je jako dowód tego, że jest mu dobrze, w każdym razie póki co. Co mu 

ż

ycie przyniesie później, nie miała nawet odwagi myśleć. Zwłaszcza jeśli jego włosy 

nabiorą przyciągającej uwagę rudej barwy, kręcąc się w loki tak jak Ansgarowi...

Znów stanął jej przed oczami Ansgar, gdy jąkał się purpurowy na twarzy. 

Współczuła mu, nie umiała w sobie wzbudzić innego uczucia. Czasem zastanawiała 

się, że chyba z nią jest coś nie tak, skoro myśli w taki sposób. Inne dziewczęta na 

pewno byłyby wściekłe, pełne nienawiści i chęci odwetu. No cóż, ona odczuwała 

podobnie przez wiele miesięcy. Teraz jednak od tamtego okropnego zdarzenia minęło 

już sporo czasu, a poza tym nie pojmowała, że jego sprawcą był ktoś taki jak Ansgar. 

Wydawał się miły.

W każdym razie widać było, że bardzo żałuje swego czynu. Czytała to z jego 

twarzy, świadczyły też o tym prezenty, jakie zostawiał. Torkild powiedział, że to 

samotny i nieszczęśliwy chłopak, zresztą widać to było gołym okiem.

Nie potrafi żywić do niego nienawiści przez resztę życia za to, że ją 

skrzywdził. Tym bardziej, że uczynił to pod presją kompanów, a potem okazał 

skruchę. Nie wolno jej też zapomnieć, że ją uratował, gdy ponownie znalazła się w 

tarapatach, wracając z miasta. Gdyby go tam wtedy nie było i gdyby nie jego 

ingerencja, zostałaby ponownie zgwałcona. Narażał dla niej wówczas własne życie.

Westchnęła głęboko i pomyślała: Może jednak zatrzymam część pieniędzy? 

Jeśli mama mi to zaproponuje...

Ku jej zdumieniu Kristian wrócił ze szkoły wcześniej niż zwykle. Oznajmił, że 

nauczyciel zachorował i zostali zwolnieni.

- Jak dobrze - wyrwało się Elise. - Potrzebuję kogoś, kto by przypilnował 

Hugo, bo muszę pilnie pójść do mamy i załatwić pewną sprawę.

- To może ja pobiegnę? - rzekł Kristian, posyłając jej błagalne spojrzenie. 

background image

Elise wiedziała, że brat nie lubi zostawać sam z Hugo, bo czuje się bezsilny i nie wie, 

co robić, gdy ten płacze.

- Nie tym razem, Kristian. Muszę sama porozmawiać z mamą. Hugo śpi i na 

pewno będzie spokojny, póki nie wrócę. Usmażyłam wam racuchy - dorzuciła wesoło, 

chcąc mu dodać otuchy. - Możesz zjeść trzy.

Jego twarz rozpromieniła się, ale zapytał:

- Stać cię na to, Elise?

- Tak - pokiwała głową. - Dostałam zapłatę za suknię, którą uszyłam.

Uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniła radość.

- Jesteś najlepszą siostrą na świecie.

Elise roześmiała się, serce napełniło jej się radością i poczuła się lekka jak 

piórko.

- A ty jesteś najlepszym bratem - dodała pośpiesznie.

- Zaraz po Pederze - oznajmił, ale w jego głosie nie wyczuła zazdrości. Po 

prostu stwierdził fakt.

Elise natychmiast spoważniała. Pogłaskała go po ciemnej grzywce i wyjaśniła:

- Kocham was obu tak samo, Kristian. Ale Peder potrzebuje więcej pomocy 

niż ty, dlatego może ci się czasem zdawać, że poświęcam mu więcej uwagi.

- Mnie to nie przeszkadza, Elise. Pederowi nie jest lekko. Elise zmarszczyła 

czoło zmartwiona.

- Słyszałeś coś może? Coś się stało?

- Pingelen strasznie mu dokucza. Strzela do niego z procy prosto w głowę, 

zabiera mu czapkę i wyzywa od Cyganów, chociaż Peder nie jest żadnym Cyganem.

Elise poczuła ukłucie w sercu.

- Dlaczego wyzywa go od Cyganów?

- Nie wiem. Pewnie tylko po to, by go zdenerwować. Bo nie ma gorszego 

przezwiska. Nie wiedziałaś?

Elise pokiwała głową i poczuła ciarki na plecach. Kristian najwyraźniej nie 

pamiętał, że ich ojciec pochodził z cygańskiej rodziny.

Wprawdzie nigdy nie wędrował z taborem, przeciwnie, był marynarzem i 

robotnikiem w fabryce, ale w jego żyłach płynęła cygańska krew. A to oznacza, że 

oni, wszystkie jego dzieci, też są po trosze Cyganami. Nigdy o tym nie rozmawiali i 

mało kto w ogóle o tym wiedział. Mama jednak bardzo się bała, że prawda wyjdzie na 

jaw. Elise czytała w gazetach wszystko, co zamieszczano na temat Cyganów. 

background image

Wiedziała więc, że Christian Michelsen wspierał pokaźnymi datkami stowarzyszenie 

do spraw przeciwdziałania włóczęgostwu. Organizacja ta w ostatnich latach 

zbudowała wiele sierocińców. Cyganom, którzy nie chcieli się podporządkować 

nowym zarządzeniom, siłą odbierano dzieci i umieszczano je w takich sierocińcach. 

Przeszły ją dreszcze, gdy o tym myślała.

Przypomniało jej się, że przed kilkoma laty czytała w gazecie o dwojgu dzieci 

w wieku dwóch i czterech lat, które odebrano rodzicom i umieszczono w sierocińcu. 

Rodzice zdołali wykraść dzieci i zabrać je ze sobą, potem jednak dzieci zwabiono z 

powrotem do sierocińca słodyczami i różnymi obiecankami, a rodziców aresztowano. 

Na nic się zdały późniejsze próby odzyskania dzieci. Nie pomógł ani płacz, ani 

błaganie. Sierociniec zaś ogrodzono wysokim płotem, by rodzice nie mogli dostać się 

do środka.

Historia ta zrobiła na niej ogromne wrażenie. Wyobrażała sobie te dwa 

maluchy siłą odrywane od mamy i taty i rozszlochane zamykane pośród obcych. 

Pomyśleć tylko, że mógłby to być Peder. On by się tam całkiem zmarnował.

- Co ci jest? - Kristian popatrzył na nią pytająco. - Dlaczego masz taką dziwną 

minę?

- Coś mi się przypomniało. Zastanawiam się też, co można zrobić, żeby 

nakłonić Pingelena, aby zostawił Pedera w spokoju.

- Mogę go stłuc, jeśli chcesz.

- To nic nie pomoże, Kristian. Przeciwnie, będzie jeszcze gorzej. Ale teraz 

muszę już lecieć. Jeśli Hugo się obudzi, możesz go trochę pokołysać, wtedy się na 

pewno uspokoi.

Idąc pod górę na Wzgórze Świętego Jana, wciąż zastanawiała się nad sprawą 

Cyganów.

Przypomniała sobie, jak raz zapytała tatę, kiedy jeszcze nie pił, dlaczego 

Cyganie cieszą się taką złą sławą. Wyjaśnił jej wówczas, że zawsze tak było, choć w 

ostatnich latach ich sytuacja znacznie się pogorszyła. Ludzie nie potrzebowali już 

korzystać z usług, jakie wykonywali dla nich Cyganie, na przykład kupować wyrobów 

z metalu i blachy. Nie potrzebowali mioteł, guzików, ram do tkania i ozdób. 

Wszystko to mogli kupić teraz w sklepach. Dlatego częściej niż kiedyś odprawiano 

ich z kwitkiem, kiedy zajeżdżali do dworu, by coś sprzedać, zabić konia, przepchać 

komin, naprawić miedziane garnki i rynny. Poza tym społeczeństwo nie życzyło sobie 

włóczących się po drogach ludzi, niemających stałego miejsca zamieszkania.

background image

- To dlaczego inni Cyganie nie zrobią tak jak ty? - zapytała. - Nie znajdą sobie 

domu i pracy?

Wtedy popatrzył na nią przeciągle i odparł:

- Jesteś pewna, Elise, że wszystkich ludzi można zmienić?

- Tobie się udało - upierała się.

- Tak sądzisz? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiedy z rzeki 

wyłowiono zwłoki ojca, przypomniała sobie tę rozmowę.

Odsunęła pośpiesznie to wspomnienie, bo wciąż było dla niej zbyt bolesne. 

Denerwowała się tym, co powiedział jej Kristian. W szkole nikt nie wiedział, że ich 

ojciec był Cyganem. Peder nawet nie był do niego podobny. To Kristian odziedziczył 

urodę po ojcu, jego jednak nikt nie przezywał.

Tego roku wiosna nadeszła szybciej niż zazwyczaj. Śpiewały ptaki, a w 

zaciszu przy ścianach domów powschodziły krokusy, tworząc wśród mchu i ziemi 

ż

ółte i fioletowe plamki. Elise zatrzymała się i rozejrzała dokoła. Gdzieś w pobliżu 

pogwizdywał kos. Zasłuchała się przez chwilę w te cudowne trele, nim ruszyła dalej. 

Jej serce napełniło się radością. Wnet nadejdzie lato i niczym ocean zaleje ich 

słońcem i ciepłem. W domu w szufladzie ma dość pieniędzy, by nie musieli cierpieć 

biedy przez długi czas. Jutro przepisze na czysto opowiadanie i poprosi Torkilda, by 

zaniósł je redaktorowi z „Verdens Gang”. Podniosła wysoko głowę, popatrzyła w 

niebo i odetchnęła świeżym, łagodnym wiosennym powietrzem.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tymczasem Ansgar wrócił do domu. Po cichu wszedł do holu w nadziei, że 

matka go nie usłyszy. Odwiesiwszy na wieszaku płaszcz i czapkę z daszkiem, ruszył 

ukradkiem przez korytarz, by wejść po schodach na piętro. Nie miał siły rozmawiać 

teraz z mamą. Nie zniesie więcej tych wszystkich jej pytań.

Zdążył wejść na trzeci stopień, gdy w salonie rozległo się wołanie:

- Ansgar? To ty?

Nie było wyjścia, jeśli z nią nie porozmawia, nie da mu spokoju.

- Tak - odpowiedział. - Idę do mojego pokoju.

- Chodź tu na chwilę, proszę. Odwrócił się niechętnie, ale posłuchał.

- O co chodzi? - zapytał.

- Zaniosłeś pieniądze? Pokiwał głową.

- Co powiedziała?

background image

- Nie zdążyła nic powiedzieć. Wcisnąłem jej paczuszkę do ręki i uciekłem.

Matka zmarszczyła czoło i popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.

- A cóż to za dziwne zachowanie? Dlaczego nie chciała wziąć pieniędzy? 

Przecież nietrudno zauważyć, że jest biedna. Wydawać by się mogło, że powinna się 

ucieszyć.

Kiwnął głową i zmusił się, by wytrzymać spojrzenie matki. Nie powinna za 

nic w świecie nabrać podejrzeń, że coś przed nią ukrywa.

- Zauważyłeś, czy sprawdziła, ile pieniędzy jest w środku?

- Nie, pobiegłem.

- Gdyby to ktoś inny uratował ci życie, dalibyśmy o wiele więcej pieniędzy. 

Ale nie byłoby to właściwe wobec ubogiej robotnicy. To środowisko kieruje się 

innymi zasadami moralnymi. Pewnie by od razu wszystko wydała.

Skinął głową w nadziei, że się uwolni od tej rozmowy, ale w głębi serca 

poczuł się urażony z powodu Elise. Wiedział, że ta dziewczyna z pewnością nie 

zmarnotrawiłaby nawet jednego ore. Tak się troszczyła o swoich braci, zaopiekowała 

się też obcym chłopcem, sierotą, i uwijała się od świtu do nocy. Nigdy nie widział, by 

miała na sobie jakąś nową suknię. Sobie odmawiała wszystkiego.

- O czym rozmawialiście? - pytała dalej matka. - Bo widziałam, że 

rozmawialiście, kiedy doszłam do sklepu.

Oblał się rumieńcem, co go tylko dodatkowo rozzłościło.

- Ona... zapytała mnie, jak się czuję po tej nieprzewidzianej kąpieli w rzece.

Mama siedziała w fotelu i obserwowała go z uwagą.

- Czerwienisz się, Ansgar - uśmiechnęła się. - Już wtedy latem to zauważyłam. 

Jaka szkoda, że ona jest mężatką. Czemu ten świat jest taki zagmatwany? Gdy już 

wreszcie zainteresowałeś się dziewczyną, okazuje się, że nie jest wolna. Wiesz coś o 

niej? Ma dzieci?

Ansgar poczuł, że pot perli mu się na czole. Pokój zawirował mu przed 

oczami, oparł się więc o framugę. Mama poderwała się przerażona.

- Ależ kochanie, chyba nie jesteś chory?

- Nie wiem, ostatnio coś gorzej się czuję. Mama załamała dłonie.

- Trzeba wezwać doktora.

- Nie - machnął lekceważąco ręką. - To zwyczajne przeziębienie, trochę boli 

mnie gardło.

- Nic nie mówiłeś.

background image

- Nie chciałem cię niepokoić. Pójdę na górę i się trochę położę. Mama 

zatrzymała go. Miał wrażenie, że przejrzała go na wylot.

- To chyba nie z nerwów, Ansgar? Wiem, że obawiasz się pierwszych dni w 

pracy, ale musisz pamiętać, że miałeś wiele szczęścia, otrzymując posadę w 

największej i najbardziej wpływowej gazecie. Gdyby nie ojciec, na pewno byś jej nie 

dostał. Idź już na górę i trochę odpocznij! Jeśli rzeczywiście coś ci dolega, musimy 

cię postawić na nogi, zanim zaczniesz nową pracę.

Zamierzała się już odwrócić i usiąść z powrotem w swoim fotelu, ale jeszcze 

raz rzuciła mu badawcze spojrzenie.

- Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że jest coś dziwnego w tej ubogiej 

robotnicy. Pamiętam, kiedy wtedy latem przyniosła twoje ubrania i zobaczyła mnie, 

na jej twarzy odmalował się strach. Albo nie przepada z ludźmi, albo coś ją dręczy.

Ansgarowi znów zakręciło się w głowie.

- Chyba położę się do łóżka, mamo.

- Dobrze, biedaku, całkiem pobladłeś. Wejdę z tobą na górę, synku.

Chwyciła go pod rękę, by mu pomóc wejść po schodach.

- Mamo, proszę! Nie jestem dzieckiem. Zaśmiała się cicho.

- Nie, właśnie to dzisiaj zrozumiałam, kiedy cię zobaczyłam razem z tą ładną 

robotnicą. Patrzyłeś na nią tak, jak młody mężczyzna patrzy na młodą kobietę. Nagle 

uświadomiłam sobie, że mój syn wnet będzie dorosły.

Ansgar poczuł, jak wzbiera w nim irytacja i że lada moment wybuchnie.

- Wnet? Nie dochodzi do ciebie, mamo, że mam już osiemnaście lat?

- Ależ tak. Tylko że zawsze byłeś trochę bardziej dziecinny niż twoi 

rówieśnicy. Przynajmniej zanim poznałeś tych swoich okropnych kolegów.

- To nie są już moi koledzy.

- No i całe szczęście. Mówiłam ci, co o nich sądzę. Zwłaszcza o tym Gustavie, 

czy jak on tam się nazywa. Z daleka widać, co to za gagatek. Poza tym ma takie chytre

spojrzenie. Nie zdziwi mnie, jeśli któregoś dnia się okaże, że jest w coś zamieszany. 

Nie zapomniałam tamtego wieczoru w zeszłym roku latem, gdy wróciłeś z miasta, 

gdzie byliście razem. Wypiłeś za dużo i alkohol ci zaszkodził. Byłeś całkiem 

wytrącony z równowagi. Wiem, że nie lubisz, gdy o tym mówię, Ansgar, ale po tym 

dniu zmieniłeś się nie do poznania. Jestem całkowicie pewna, że ci koledzy mieli na 

ciebie zły wpływ. Mam tylko nadzieję, że w redakcji poznasz nowych przyjaciół. Ta-

kich, na których można polegać.

background image

Dotarli do pokoju Ansgara. Matka weszła przodem, strzepnęła poduszki i 

pomogła mu się ułożyć w łóżku.

- O, tak, synku. Na pewno niebawem poczujesz się lepiej, zobaczysz. Poproszę 

Olaug, żeby przyniosła ci gorące mleko z miodem.

W końcu matka wyszła i Ansgar odetchnął rozdygotany. Muszę opuścić ten 

dom, pomyślał. Mama działa mi na nerwy. Tylko dokąd miałby się przeprowadzić? 

Od ukończenia szkoły handlowej nie zarobił jeszcze nawet jednego ore. Nie udało mu 

się dostać żadnej posady, o którą się ubiegał.

Zamknął oczy i jak zwykle pogrążył się w świecie marzeń. Wyobraził sobie, 

ż

e jest razem z Elise w Tivoli. Ona ma na sobie śliczną niebieską sukienkę, a na 

głowie kapelusz ozdobiony kwiatami w tym samym kolorze. Tańczą razem, ona 

uśmiecha się do niego, a w jej policzkach pojawiają się głębokie dołeczki. Przyciska 

ją mocno do siebie.

W tym samym momencie sielski obrazek znika i zastępuje go inny. Widzi 

siebie biegnącego przez ciemny las i goniącego przerażoną jak zaszczute zwierzę 

Elise. Dopada jej, przewraca na ziemię i podciąga jej spódnicę. Ona się broni 

zaciekle. Jej opór wywołuje w nim nieznane uczucia, chęć dręczenia i bezgraniczne 

pożądanie. Z wysiłkiem wdziera się w nią i po kilku ostrych pchnięciach eksploduje z 

jękiem, doznając błogiej rozkoszy. Dokonał tego! Zrobił to, mimo że tamci byli 

przekonani, iż się nie odważy.

Jak zawsze, gdy nachodziło go to wspomnienie, poczuł gwałtowny przypływ 

pożądania zmieszany ze wstydem i smutkiem. Usiłował wyprzeć tę myśl, tymczasem 

wciąż na nowo przeżywał krótkotrwałą rozkosz i euforię zwycięstwa. Przewracał się 

w łóżku z boku na bok. Miał wrażenie, że zwariuje z tęsknoty za tą dziewczyną.

Ale wtedy pojawiało się kolejne wspomnienie. Stoi na ganku domu majstra. 

Elise otwiera drzwi, ale na jego widok wstrzymuje oddech i usiłuje zatrzasnąć mu je 

przed nosem. Zdążył jednak wsunąć stopę.

„Czego chcesz ode mnie?” - pyta, patrząc na niego z wściekłością. W jej 

spojrzeniu mieści się wszystko, od nienawiści po rozgoryczenie, nie ma jednak nawet 

cienia zainteresowania ani ciekawości, jak przekonywał go Gustav i jego kompani. 

Twierdzili oni, że dziewczyna wzięta gwałtem odczuwa przyjemność, a napastnik 

wzbudza potem w niej żądzę. Nie bardzo chciało mu się w to wierzyć, mimo to 

pragnął mieć taką nadzieję. Kiedy zrozumiał, że jest dokładnie na odwrót, stracił 

ochotę do życia.

background image

Przewracał się na łóżku z boku na bok. Cholerne dranie!

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise zadzwoniła do drzwi. Otworzyła mama i rozpromieniła się na jej widok.

- Elise? Jak miło! Chyba ściągnęłam cię myślami, bo właśnie zastanawiałam 

się, co u was.

- Nie mam dużo czasu, bo Kristian pilnuje Hugo, a on nie lubi z nim zostawać 

sam. Boi się, że zacznie mu płakać.

- Trudno, musi się do tego przyzwyczaić! Ty też musiałaś się nim opiekować, 

gdy szłam do fabryki, a miałaś zaledwie sześć lat, gdy się urodził.

Elise nie odpowiedziała, wyciągnęła natomiast z kieszeni niewielką brązową 

paczuszkę i podała mamie.

- Mam dla ciebie niespodziankę. Spotkałam matkę tego mężczyzny, którego 

uratowaliśmy w rzece zeszłego lata. Powiedziała, że nie może sobie darować, że nie 

odwdzięczyła się nam, jak należy, i żeby to nadrobić, wręczyła mi to.

Mama, zdziwiona nieoczekiwanym podarunkiem, odpakowała paczuszkę i 

zrobiła wielkie oczy.

- Pieniądze?

- Tak, pięćset koron - potwierdziła Elise.

Mama pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrzona w majątek, który 

trzymała w dłoniach.

- Jesteś pewna, że to nie żadne nieporozumienie?

- Tak. Pieniądze są podziękowaniem za to, że uratowaliśmy jej syna. To ty i 

Hvalstad zauważyliście go w wodzie i podnieśliście alarm. Gdybyście go wtedy nie 

dostrzegli, dziś już by nie żył.

- Nigdy byśmy nie zdołali go uratować bez twojej i Emanuela pomocy - 

zaoponowała mama. - Nie mogę przyjąć takiej sumy od obcych ludzi, Elise.

- Powiedziałam dokładnie to samo, ale jej syn przybiegł za mną i wcisnął mi 

do ręki tę paczuszkę i uciekł, nim zdołałam zaprotestować. Dopiero jak przyszłam do 

domu, zobaczyłam, ile to pieniędzy.

Mama wahała się. Elise widziała, jak walczy ze sobą, targana sprzecznymi 

uczuciami. Nagle jej twarz rozpromieniła się.

- Podzielmy się - zaproponowała. - Będzie po dwieście pięćdziesiąt koron dla 

każdej z nas. Nie pamiętasz, jak pan Ringstad stwierdził, że sto koron to stanowczo za 

background image

mało?

- Pewnie dlatego, że przywykł do większych sum. Nie tak jak my.

- Jeśli matkę tego chłopaka męczy to, że nie odwdzięczyła się nam, jak należy, 

to uważam, że możemy przyjąć te pieniądze z czystym sumieniem.

Mama przeliczyła banknoty z zapałem i włożyła Elise do rąk połowę sumy.

- Chodź, Elise, usiądź na chwilę. Ja w każdym razie muszę usiąść. Jestem 

całkiem oszołomiona. Poza tym tak dawno cię nie widziałam. Ciekawa jestem, co tam 

u was w domu.

Kiedy tak rozmawiały, ze swojego pokoju wyszła zawstydzona Anne Sofie. 

Zobaczywszy, kto ich odwiedził, uśmiechnęła się, szybko podbiegła do mamy i 

wdrapała się jej na kolana. Mama pogłaskała ją po włosach i przytuliła do siebie.

- Znasz przecież Elise, Anne Sofie. Nie musisz się wstydzić.

Elise przyjrzała się im uważnie. Mama traktowała dziewczynkę jak własną 

córkę i zdawała się nie pamiętać, że w domu majstra mieszkają jej synowie, którym 

daleko jeszcze do dorosłości. Minęły dwa i pół miesiąca od wyprowadzki i przez cały 

ten czas ani razu ich nie odwiedziła. Jak matka może opuścić własne dzieci? Hilda i ja 

jesteśmy już dorosłe, ale przecież chłopcy są jeszcze w wieku szkolnym!

Czy to ta długa choroba i tygodnie spędzone w sanatorium tak ją odmieniły? 

Nie niepokoiła się, bo ufała Elise, która przejęła odpowiedzialność za młodszych 

braci. Może poczuła się zbędna, gdy wróciła do domu z sanatorium, i dlatego tak się 

wszystko ułożyło?

- Dobrze się tu czujesz czy może tęsknisz do domu nad rzeką? - zapytała 

ostrożnie, starając się nie okazać emocji. W głębi serca pragnęła usłyszeć, że mama 

tęskni za nimi, zwłaszcza za chłopcami. Mama tymczasem roześmiała się.

- Jest mi tu wspaniale. Przed południem spędzamy sobie miło czas w domu 

razem z Anne Sofìe, a kiedy Asbjorn wraca z pracy, po wspólnym obiedzie idziemy 

na spacer na Wzgórze Świętego Jana. Jest tam karuzela dla dzieci, no i niedźwiedzie. 

- Pokręciła głową i dodała: - Wciąż nie mogę uwierzyć, że dostaliśmy tyle pieniędzy. 

Teraz będzie nas stać, żeby pójść do restauracji Hasselbakken, wypić kawę i zjeść 

ciastko, kiedy nas najdzie ochota. Słyszysz, Anne Sofie? - dodała ożywiona i 

pocałowała dziewczynkę w policzek. - Pomyśl tylko, pójdziemy do restauracji na 

ciastko!

Anne Sofie uśmiechnęła się uszczęśliwiona i wtuliła się w nią. Elise wstała.

- Muszę już wracać. Peder nie zdążył jeszcze przyjść ze szkoły, gdy 

background image

wychodziłam, a obaj idą po południu do pracy, wiesz. Muszą koniecznie coś zjeść 

przed wyjściem.

W oczach mamy przemknął cień. Może jednak nie całkiem o nich 

zapomniała? - pomyślała sobie Elise, całując mamę na pożegnanie i kierując się do 

drzwi wyjściowych.

Zastała Kristiana chodzącego po kuchni od ściany do ściany. Na rękach 

trzymał wrzeszczącego Hugo. Spocony i czerwony na twarzy, na widok Elise 

odetchnął z ulgą.

- Zaczął płakać niemal zaraz po twoim wyjściu. Robię, co mogę, ale to nic nie 

pomaga. Ma mokro.

- Biedaku, pewnie nawet nie zdążyłeś się najeść.

- To akurat nic nie szkodzi. Wezmę placki w rękę i zjem po drodze.

- A Peder jeszcze nie wrócił?

Kristian pokręcił głową i posyłając jej zaciekawione spojrzenie, zapytał:

- Co u mamy? Odwiedzi nas niebawem?

Elise ścisnęło w żołądku. Unikając wzroku brata, odpowiedziała:

- Mama miała mnóstwo pracy w związku z przeprowadzką.

Zresztą wiesz, jak to jest. Pamiętasz, jak się przeprowadziliśmy tutaj z 

Andersengàrden.

- Zajęło nam to dwa dni.

- Ale Hvalstad ma dużo więcej dobytku niż my. Poza tym mama nie odzyskała 

jeszcze w pełni sił i robi wszystko powoli. Musiała uszyć firanki, zrobić na szydełku 

ręczniki i ścierki do kuchni, posadzić kwiaty w doniczkach i ustawić je na oknach. No 

i miała jeszcze wiele innej roboty. Ale wypytała mnie o was dokładnie, była ciekawa, 

jak się czujecie, i prosiła, bym koniecznie was pozdrowiła. Ma nadzieję, że niebawem 

będziecie ją mogli odwiedzić, a kiedy odchodziłam, zauważyłam, że posmutniała.

- Dlaczego? - Kristian spojrzał na nią, zdradzając się, że mama obchodzi go 

bardziej, niż Elise to sobie uświadamiała.

- Bo tęskni na wami. Niełatwo jest matce opuścić swoje dzieci.

Kristian uciekł spojrzeniem. Sięgnął po racuchy polane syropem, włożył 

czapkę z daszkiem i skierował się ku drzwiom. Gdy już miał wychodzić, odwrócił się 

i uśmiechnął do Elise, zupełnie jakby chciał ją pocieszyć.

- Nic nie szkodzi, Elise - rzekł i zniknął.

O co mu chodziło? - zastanawiała się. Czyżby rozumiał, że mama ich 

background image

zostawiła?

Przyłożyła Hugo do piersi, choć według tego, co mama nauczyła ją o 

regularnych posiłkach, było jeszcze za wcześnie na karmienie. Nie mogła jednak 

znieść płaczu synka. Poza tym chciała to mieć jak najszybciej za sobą, by przepisać na 

czysto opowiadanie, zanim Emanuel wróci z pracy.

Wreszcie usłyszała za oknem głosy Pedera i Everta. Zawsze odczuwała 

niepokój, gdy Peder wracał później niż zwykle. Na szczęście teraz, gdy Evert 

mieszkał z nimi, nie chodził sam. We dwójkę było im raźniej. Wprawdzie Evert był 

niewysoki i równie cherlawy jak Peder, ale za to potrafił odpyskować, gdy było 

trzeba.

- Jak pachnie! - Peder wpadł do kuchni i podbiegł prosto do pieca. - 

Usmażyłaś racuchy, Elise? Skąd wzięłaś pieniądze?

Wyłgała się tak samo jak Kristianowi, że dostała zapłatę od Karolinę.

- Będziesz szyć więcej sukien? - zapytał Peder ożywiony.

- Teraz mam zamówienie na bluzkę. Gdy tylko znajdę wolną chwilę, pójdę do 

panny Carlsen po materiał.

- My możemy ci pomóc!

- Dziękuję, ale muszę pójść sama, żeby omówić krój i jeszcze raz ją 

wymierzyć. Wstąpię tam, kiedy Emanuel wróci do domu. Teraz jednak musicie 

szybko zjeść i biec do pracy.

- Mamy jeszcze trochę czasu. Dopiero co skończyły się lekcje.

- Pamiętajcie, żeby nie dawać woźnemu powodu, aby się na was skarżył. 

Zjedzcie racuchy i biegnijcie!

Zrobili, jak im kazała, mimo że poznała po ich minach, że mieli ochotę się 

sprzeciwić.

Wreszcie została sama. Z zapałem sięgnęła po notes i papier, usiadła przy stole 

w kuchni i zaczęła kaligrafować równiutko i tak pięknie, jak tylko potrafiła.

Nie była do tego przyzwyczajona, więc zajęło jej to sporo czasu. Inni pewnie 

piszą piórem i atramentem, pomyślała. Może tam w redakcji nawet im się nie będzie 

chciało przeczytać opowiadania napisanego ołówkiem? Ale za to gdy się pomylę, 

mogę wytrzeć gumką, pocieszała się.

Skończywszy, przeczytała całość jeszcze raz, po czym zawstydzona odłożyła 

kartki na stole. Opowiadanie wcale nie wydawało jej się dobre. Nie zdołała wyrazić 

ani strachu, ani napięcia, ani przejmującej rozpaczy, jaka ją ogarnęła, gdy próba 

background image

powstrzymania Mathilde spełzła na niczym i dziewczyna zniknęła w odmętach rzeki. 

Pod powiekami zapiekły ją łzy. Nie pojmowała, dlaczego była taka zadowolona 

wczoraj, gdy to napisała.

Wszystko przez teścia i Johana! Nabili jej głowę takimi głupstwami, a 

przecież ona nie potrafi w ogóle pisać. Uwierzyła w swej pysze, że sobie z tym 

poradzi.

Przez moment miała ochotę zgnieść kartki z opowiadaniem i wrzucić do pieca, 

ale wiedziała, że się na to nie zdobędzie. Sięgnęła więc po gumkę, by wszystko 

wymazać. Papier kosztuje, może się jeszcze na coś przydać.

W tej samej chwili za oknem rozległy się kroki. Nie spodziewała się, że 

Emanuel wróci tak wcześnie. Wspominał coś, że po pracy zamierza wybrać się do 

Carla Wilhelma, i uprzedził, że nie musi szykować dla niego jedzenia. Przerażona 

zgarnęła wszystko.

Zdziwiła się, słysząc pukanie, a w uchylonych drzwiach ujrzała głowę 

Torkilda.

- Mogę przeszkodzić? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do 

ś

rodka. - Przychodzę zaprosić was na ślub.

Jego twarz wprost promieniała.

Elise poderwała się ze stołka i z radości rzuciła mu się na szyję. Zaraz jednak 

zawstydziła się nieco swojej spontanicznej reakcji i cofnęła się pośpiesznie.

- Przepraszam, ale tak się ucieszyłam! Roześmiał się.

- To tak samo jak ja. Nie mogę wprost uwierzyć, że to prawda. Anna uważa, 

ż

e teraz już da radę, przy odrobinie wsparcia, przejść o własnych siłach do ołtarza.

Głos mu się załamał, pośpiesznie otarł ręką łzy, wyraźnie zawstydzony tym, że 

zdradził swoje uczucia. Elise ścisnęło w gardle.

- Gdyby ktoś powiedział mi to przed rokiem... Pokiwał głową.

- To wszystko dzięki tobie, Elise. Ty w nią wierzyłaś i jej zaufałaś, dlatego 

odważyła się przyjść na twój ślub. Gdyby tego nie zrobiła, pewnie nigdy bym jej nie 

spotkał.

- E, spotkalibyście się. To nie był przypadek. Myślę, że byliście sobie 

przeznaczeni. Jestem o tym wręcz przekonana. Bóg nie pozwoliłby byle komu 

zaopiekować się Anną. Już dawno wybrał ciebie.

Torkild uśmiechnął się.

- Nie mów tak, Elise. Nie jestem lepszy od innych.

background image

W tej samej chwili spojrzał na stół i rozszerzywszy oczy ze zdumienia, 

zapytał:

- Piszesz?

- To tylko nieudana próba - pokręciła głową Elise.

- Jak możesz mówić o nieudanej próbie, skoro widzę tu kilka zapisanych 

kartek.

- To nie dość dobre. Nie udało mi się wyrazić słowami tego, co czułam. 

Spisałam wszystko bez zastanowienia, zamierzając poprawić później, ale teraz nie 

potrafię tego zrobić.

- O czym napisałaś?

- O Mathilde.

- Pozwolisz mi przeczytać? Ociągała się.

- Nie wyniesiesz z tego żadnej nauki, jeśli nikt ci nie powie, co możesz 

poprawić i ulepszyć.

- Ale obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz?

- Oczywiście.

Podszedł do stołu i sięgnął po pierwszą kartkę.

Elise nie miała siły stać bezczynnie i czekać na wyrok, udała więc, że musi coś 

zrobić w sypialni. Poukładała i uporządkowała wszystko, zastanawiając się, czym 

jeszcze mogłaby się zająć. Czuła jednak, jak serce kołacze jej ze zdenerwowania. 

Torkild jest zbyt taktowny, by powiedzieć jej wprost, że to do niczego, ale pozna po 

jego twarzy, czy kłamie.

Wydawało jej się, że minęła cała wieczność, nim go usłyszała. Zawołał ją tak 

głośno, że przestraszyła się, iż obudzi Hugo. Pośpieszyła więc do kuchni.

- Mogę to wziąć ze sobą? - zapytał. Daremnie usiłowała odczytać wyraz jego 

twarzy.

- Chcesz pokazać Annie?

- Nie, Oli Thommessenowi.

Stała oniemiała, wpatrując się w niego, wreszcie wykrztusiła:

- Myślisz, że go to zainteresuje?

- Nie jestem ani dziennikarzem, ani redaktorem, ale gdybym wydawał gazetę, 

nie wahałbym się ani chwili, Elise, bo to jest znakomite. Paru pisarzy opisywało już w 

książkach życie nad Aker, nie słyszałem jednak, by wśród nich była jakaś kobieta. A 

przynajmniej żadna nie wywodziła się z tego środowiska. Nigdy nie czytałem jeszcze 

background image

opowiadania o młodej matce, która odbiera sobie życie, by nie skończyć na ulicy. 

Nigdy też nie czytałem, by jakiś świadek zdarzenia próbował odwieść samobójczynię 

od rzucenia się w odmęty rzeki. - Był tak ożywiony, że aż się zapowietrzył, musiał 

więc przerwać na moment. Zaraz jednak dodał: - I nie chodzi tu tylko o samą historię, 

ale o sposób, w jaki została opowiedziana. Muszę przyznać, że się wzruszyłem, mimo 

ż

e służąc w Armii Zbawienia, spotykam się na co dzień z nędzą i rozpaczą. Być może 

wielu czytelników oburzy się po przeczytaniu tego opowiadania. Wyrzuty sumienia 

mogą z nich uczynić bezwzględnych krytyków. Szanowani obywatele nie lubią, by im 

uświadamiać takie tragedie. Wolą żyć w błogiej niewiedzy i bawić się beztrosko w 

swej bezpiecznej rzeczywistości. - Odetchnął głęboko i dodał: - Ale znajdą się tacy, 

którzy wreszcie zaczną myśleć, Elise. Zrozumieją w końcu, że musi nadejść kres 

takiej okrutnej niesprawiedliwości.

Elise poczuła, że się rumieni. Po minie Torkilda poznawała, że mówi szczerze 

to, co myśli. Nie użyłby takich słów, gdyby chciał ją jedynie pocieszyć i podtrzymać 

na duchu.

Nie czekając na odpowiedź, złożył kartki i schował do przygotowanej koperty.

- Może lepiej będzie, jeśli podpiszesz się pseudonimem, żeby uniknąć 

nieprzyjemności. Poza tym lepiej, żeby nikt się nie domyślił, gdzie konkretnie 

wydarzyła się tragedia. Siostrze Mathilde może być przykro, jeśli czytelnicy się 

zorientują, o kogo chodzi. O ile ktoś z jej znajomych w ogóle czytuje „Verdens 

Gang”. Elise wreszcie odzyskała mowę.

- Mówisz tak, jakby opowiadanie już zostało przyjęte do druku. Torkild 

uśmiechnął się i nie odpowiadając bezpośrednio na jej wątpliwości, oznajmił:

- Zawiadomię cię, gdy tylko będę coś wiedział. Powiedziałem ci, kiedy 

odbędzie się ślub? W pierwszą sobotę maja, w kościele w Sagene. Anna chciała cię 

prosić, byś została jej druhną.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.

Kiedy Torkild wyszedł, nie była w stanie niczym się zająć. Nastawiła kociołek 

z wodą, by wyprać ubranka niemowlęce, ale całkiem o tym zapomniała. Zapatrzyła się 

w okno. Pomyśleć tylko... Nie, nie wolno mi się za wcześnie cieszyć, bo wówczas 

zawód będzie większy, upominała się w duchu.

Mimo to nie mogła przestać o tym myśleć. Zastanawiała się też nad następną 

historią, którą by chciała spisać. Opisze spotkanie z Othilie, wyniszczoną przez 

chorobę uliczną prostytutką, która się wstydzi życia, jakie prowadzi. Powitała ją 

background image

wrogo, a mimo to pobiegła za nią, by ją przeprowadzić przez okrytą złą sławą 

dzielnicę miasta.

Odetchnęła głęboko. Jeśli czytelników rozgniewa historia Mathilde, to można 

się spodziewać, że kiedy przeczytają o Othilie, wpadną we wściekłość. Ale może ktoś 

wreszcie zacznie myśleć, powiedział Torkild. W ten sposób przyczyniłaby się do 

ważnych zmian, mimo że to tylko kropla w morzu.

Odwróciła się gwałtownie od okna i nalała gorącej wody do wiadra, w którym 

moczyły się brudne pieluszki. Dość już tych rojeń! Trzeba zrobić coś pożytecznego!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Dopiero następnego dnia, w sobotę, Elise liczyła na to, że wreszcie będzie 

miała czas pójść do Carlsenów po materiał na bluzkę.

W duchu była zadowolona, że nie pobiegła do Karolinę od razu, gdy dostała 

od niej zapłatę i list. Niech ta dziewucha zobaczy, że Elise nie jest od niej zależna. 

Mając w zanadrzu pieniądze otrzymane od teścia i od Ansgara Mathiesena, nie 

musiała się pośpiesznie rozglądać za nowymi klientkami.

Emanuel wcześniej kończył pracę i obiecał się zaopiekować Hugo pod jej 

nieobecność. Przed wyjściem nakarmi tylko synka. Chłopcy też tego dnia pracują 

krócej i wreszcie będą mieć parę godzin na zabawę. Śnieg już niemal całkiem 

stopniał, tylko w zacienionych zakamarkach leżały jeszcze białe płaty. Dziewczynki 

skakały w klasy, a chłopcy bawili się w noża. W rzece nadal piętrzyły się kry i 

tworzyły zatory, jakby chciały jeszcze na jakiś czas zatrzymać zimę.

Elise nuciła sobie pod nosem, wyciągając z szafy talerze i sztućce. Na środku 

stołu postawiła w szklance bukiecik żółtych kwiatków podbiału.

- Jak miło znów usłyszeć twój śpiew - odezwał się z uśmiechem Emanuel. - 

Masz śliczny głos, Elise. Pamiętasz, że zachęcałem cię, byś zaczęła śpiewać w chórze 

Armii Zbawienia?

Uśmiechnęła się.

- Lubię śpiewać, ale łatwiej mi to przychodzi wiosną niż zimą. Gdy marznę, 

jakoś mi się to nie udaje.

- Ale dobry obiad dzisiaj ugotowałaś - pochwalił, wciągając w nozdrza 

smakowitą woń, i spojrzał w stronę pieca. - Usmażyłaś mięso?

Roześmiała się.

- Nie, to smażona kalarepa pokrojona w krążki i przyprawiona solą i pieprzem. 

background image

Smakuje jak mięso.

- Już się zacząłem zastanawiać. Miejmy nadzieję, że Karolinę ma dla ciebie 

kolejne zamówienia, tak żebyś codziennie przynajmniej coś zrobiła.

Kiwnęła głową, ale zdenerwowało ją stwierdzenie: „żebyś codziennie 

przynajmniej coś zrobiła”. Czy on w ogóle ma pojęcie, co to znaczy opieka nad 

niemowlęciem i trzema chłopcami w wieku dziewięciu i dziesięciu lat? A do tego 

jeszcze dochodzi pranie, sprzątanie, noszenie wody i drewna, cerowanie i łatanie! 

Pomyślała o pięciuset pięćdziesięciu koronach schowanych w szufladzie komody. Jak 

zareagowałby Emanuel, gdyby je znalazł? Przede wszystkim poczułby się dotknięty, 

ż

e mają z ojcem przed nim jakieś tajemnice, i uniósłby się gniewem, że przyjęła 

pieniądze od rudzielca. Do głowy by mu nie przyszło, że postąpiła tak, bo brakuje im 

pieniędzy. Nie, lepiej nic mu nie mówić!

- A co słychać u Wang - Olafsena? - zapytała, żeby zmienić temat.

- Dobrze. Ojciec wreszcie zaakceptował narzeczoną Carla Wilhelma. Być 

może niebawem dostaniemy zaproszenie na ich ślub.

Elise spojrzała na niego przerażona.

Przyjaciel Emanuela należał do wyższych sfer, nie to co oni. Goście na pewno 

będą ubrani zgodnie z najnowszą modą. Kobiety do białych sukni z mereżkami i 

koronkami założą złotą biżuterię albo ozdobne kwiaty i eleganckie buciki. Do tego 

torebki wyszywane perełkami. Wchodząc do takiego domu w czarnej odświętnej 

sukni po mamie, czułaby się jak na cenzurowanym.

- Mnie chyba nie zaproszą?

- Jak to? Oczywiście, że ty też będziesz zaproszona, jeśli zaproszą mnie - 

zaśmiał się Emanuel.

- Ale co ja na siebie włożę? Nie mogę się pokazać wśród takich ludzi w starej 

czarnej sukni.

Zmarszczył czoło, najwyraźniej w ogóle o tym nie pomyślał.

- Może uda się pożyczyć jakąś suknię dla ciebie? Albo kupimy coś tanio przez 

Armię. Zapytam Torkilda.

- Wróciłeś wczoraj do domu tak późno, że nie zdążyłam ci powiedzieć, że 

Torkild zajrzał tu pod twoją nieobecność i zaprosił nas na swój ślub. Odbędzie się w 

pierwszą sobotę maja w kościele w Sagene.

Emanuel uśmiechnął się, a jego oczy zalśniły radością.

- Doprawdy trudno w to uwierzyć. Anna to ma szczęście, że trafił jej się taki 

background image

Torkild, no i na odwrót.

- Powiedziałam dokładnie to samo. Jeśli to prawda, że ludzie bywają dla siebie 

stworzeni, to na pewno dotyczy to tych dwojga. Torkild miał łzy w oczach, gdy 

mówił, że Anna oświadczyła, iż da już radę przejść na własnych nogach aż do ołtarza.

- Wspomniał coś, gdzie będą mieszkać?

- Nie, nie pomyślałam nawet, żeby zapytać. Wydało mi się oczywiste, że 

zamieszkają razem z panią Thoresen. Nie stać ich przecież, by wynająć coś wyłącznie 

dla siebie, a pewnie też trudno byłoby znaleźć coś odpowiedniego.

- Biedny Torkild! Współczuję, że będzie musiał mieszkać pod jednym dachem 

z tą plotkarą.

Elise posłała mu urażone spojrzenie.

- Pani Thoresen nie jest wcale taka zła. Johan i ja... - urwała gwałtownie, 

widząc, jak tężeje mu twarz.

- Co takiego Johan i ty?

- Nie zamierzałam o tym rozmawiać, tak mi się tylko wyrwało.

- Rozumiem. Zapytałem tylko, co z wami.

- Kiedy planowaliśmy się pobrać w zeszłym roku latem, mieliśmy wprowadzić 

się do kuchni pani Thoresen.

Elise spojrzała mu odważnie w oczy, nie mając nic do ukrycia. Emanuel 

przecież wiedział od początku, że była zaręczona z Johanem. Poderwał się 

gwałtownie od stołu i rzucił chłodno:

- Dziękuję za obiad. Chyba będzie najlepiej, jeśli od razu pójdziesz do 

Carlsenów. Cierpliwość nie jest mocną stroną Karolinę.

Westchnęła ciężko, wychodząc z domu. Doprawdy trudno było zrozumieć 

Emanuela. Przecież to nie ona go zdradziła.

Zasiedzieli się trochę przy obiedzie i zrobiło się późno. Elise miała nadzieję, 

ż

e Karolinę pojechała na jakieś przyjęcie i uda się jej uniknąć rozmowy. Na pewno 

materiał wraz z krojem bluzki leży przygotowany do odebrania.

Tak jak ostatnio zerknęła w stronę willi Paulsena, ale nie zauważyła Hildy. 

Pozostał już tylko miesiąc do rozwiązania, a siostra na pewno jeszcze nie wymyśliła, 

jak się urządzi.

Emanuel zdecydował, że wkrótce wywieszą ogłoszenie o wynajęciu poddasza. 

Robiło się coraz cieplej i niebawem nie trzeba już będzie palić w piecu. Lokatorzy 

będą mogli korzystać z ich kuchni, pod warunkiem że zgodzą się gotować obiady o 

background image

innej porze, oznajmił Emanuel, nie rozmawiając z nią wcześniej na ten temat. Oba-

wiała się tych zmian.

Wszystko zależy od tego, jacy ludzie się trafią, a nie zawsze udaje się 

właściwie ocenić człowieka przy pierwszym spotkaniu. W głębi serca marzyło jej się, 

by na poddaszu zamieszkała Hilda, ale wiedziała, iż Emanuel nigdy się na to nie 

zgodzi. Nie miał o siostrze Elise najlepszego zdania. Uważał, że jest pyskata i 

bezczelna, i oburzało go lekceważenie przez nią zasad moralnych. Tego, że i jego 

zasady moralne pozostawiały wiele do życzenia, najwyraźniej nie dostrzegał.

Elise zauważyła idącą chodnikiem z naprzeciwka nianię, która pchała 

elegancki nowoczesny wózek dziecinny na dużych kołach. Dziecko siedziało w 

wózeczku i po czapeczce można było poznać, że to chłopiec. Niania uśmiechała się 

do niego i bawiła się z nim po drodze. Gdy byli już blisko, chłopiec rzucił na ziemię 

zabawkę, która potoczyła się wprost pod nogi Elise. Pośpiesznie schyliła się i pod-

niosła zabawkę i z uśmiechem podeszła, żeby ją oddać.

- Co ty robisz, Isac! - zrezygnowana niania strofowała chłopca. - Teraz misio 

jest brudny i nie będziesz się mógł nim więcej bawić.

Isac... O Boże, czy to naprawdę Braciszek? - Elise zwolniła gwałtownie kroku.

- Bardzo dziękuję - rzekła niania, gdy Elise podała jej mięciutką maskotkę. - 

On jest całkiem niemożliwy, rzuca wszystko, co mu się trafi w ręce.

- To ten wiek - wymamrotała Elise, wpatrując się w synka Hildy. Nie miała 

ż

adnych wątpliwości, że to Braciszek. - Ile ma miesięcy?

- Za dwa miesiące skończy roczek.

Elise pokiwała głową. Wszystko się zgadzało. Braciszek urodził się trzy dni po 

tym, jak wraz z chłopcami i Emanuelem odwiedziła po raz pierwszy Ringstad. To 

było pod koniec maja, brzozy okryły się właśnie świeżą zielenią, a w powietrzu unosił 

się zapach kwiatów.

- Ależ jest słodki!

- Tak, to takie dobre dziecko, może troszeczkę rozpieszczone, ale trudno się 

dziwić. Rodzice długo czekali na potomka. - Niania była z gatunku gadulskich. - Ale 

teraz spodziewają się kolejnego dziecka - ciągnęła z zapałem. - Ciekawe, czy Isac 

skupi na sobie tyle uwagi co teraz, gdy będzie miał brata albo siostrę.

- Tak? - Elise zapytała niewinnie, udając szczere zainteresowanie. - Mama 

Isaca będzie miała kolejne dziecko? Tak szybko?

Niania pokiwała głową i konspiracyjnym tonem odparła:

background image

- Za dwa miesiące. - Nachyliwszy się bliżej Elise, dodała cicho: - Ona sama 

nie może mieć więcej dzieci, więc weźmie dziecko z sierocińca. Uważam, że to 

straszne. Nie potrafię zrozumieć, że matka oddaje własne dziecko!

- Może rodzice są chorzy albo nie są w stanie zapewnić dziecku utrzymania? - 

próbowała tłumaczyć Elise. - A może...

- A może to dziecko jakiejś prostytutki - przerwała jej niania. - One wciąż 

pozbywają się potomstwa.

Elise pokiwała głową. A więc Hilda nie odważyła się jeszcze wyjawić swych 

zamiarów. To będzie dopiero afera!

- Proszę popatrzeć! Prawda, że jest śliczny, gdy się uśmiecha? Ma takie 

dołeczki w policzkach.

Niania najwyraźniej była bardzo przywiązana do Braciszka, choć uważała, że 

jest rozpieszczony.

Elise nie mogła się powstrzymać, by nie zapytać:

- A skąd ci państwo mogą wiedzieć, że za dwa miesiące będą mieć następne 

dziecko?

- Prawdziwa mama spodziewa się dziecka w kwietniu.

- I już się zdecydowała je oddać? Niania posłała jej zdziwione spojrzenie.

- A co ma innego zrobić? Nie jest pewne, czy w sierocińcu mogą się 

zaopiekować wszystkimi nieślubnymi dziećmi, które przychodzą na świat. Na pewno 

jest szczęśliwa, że może oddać dziecko bogatym ludziom.

Nagle zreflektowała się, że powiedziała za dużo, i zakryła dłonią usta.

- Nie wiem, po co w ogóle o tym mówię. Przyrzekłam, że zachowam 

dyskrecję. Ale przecież my się nie znamy, więc chyba nic nie szkodzi? Chyba nie 

mieszkasz na wzgórzu Aker, prawda?

Elise pokręciła głową.

- Przyszłam tylko po materiał, żeby uszyć bluzkę pannie Carlsen.

- Jesteś krawcową? Elise przytaknęła.

- Wiem, że pani Paulsen poszukuje nowej krawcowej. Mieszkamy tam - 

Pokazała na willę. - Może mogłabyś zajrzeć któregoś dnia i się dowiedzieć? - Dodała 

jednak z namysłem: - Ale musisz mi obiecać, że zapomnisz o tym, co ci 

powiedziałam.

- Oczywiście.

- Pani Paulsen mówiła, że potrzebuje nowych ubrań dla siebie i dla Isaca. Jest 

background image

zrozpaczona, ponieważ jej stara krawcowa przestała szyć. Od reumatyzmu 

powykręcało jej palce.

W tej samej chwili rozległo się wołanie, a gdy się obie odwróciły, ujrzały 

służącą w białym wykrochmalonym fartuchu i w białej chustce na głowie, która 

kiwała na nianię.

- Już idę! - zawołała niania. - Znalazłam krawcową dla pani! Odwróciwszy się 

do Elise, pośpiesznie poprosiła:

- Obiecaj, że wstąpisz, skoro już o tobie powiedziałam. Oni mają dużo 

pieniędzy i jestem pewna, że zapłacą ci więcej niż inni.

To powiedziawszy, szybkim krokiem ruszyła w stronę domu. Elise zamyślona 

udała się do willi Carlsenów. Żeby tylko Karolinę nie było w domu, marzyła w duchu, 

czując, jak ściska ją w żołądku.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Służąca, która otworzyła drzwi, zlustrowała Elise krytycznie, nim wpuściła ją 

do środka, i oznajmiła:

- Panna Carlsen jest w salonie na górze.

- Miałam tylko odebrać materiał, nie muszę z nią rozmawiać.

- Przykazała mi, by skierować cię prosto do niej. Była przekonana, że 

przyjdziesz już kilka dni temu.

Nie było wyjścia. Elise weszła za służącą po wąskich schodach kuchennych na 

górę, starając się uodpornić na to, co ją czeka.

Na piętrze służąca odwróciła się i patrząc się na nią błagalnie, poprosiła:

- Nie bądź długo, proszę. Pracowałyśmy w pocie czoła od szóstej rano, żeby 

wyprosić parę godzin wolnego na wieczór. Dziś sobota, a my nie miałyśmy wolnego 

od dwóch tygodni.

Elise spojrzała na nią ze współczuciem. Od dwóch tygodni nie miały nawet 

jednej godziny wolnego, pomyślała wstrząśnięta. Czy Hilda też tak haruje? Jeśli tak, 

to nic dziwnego, że chce się stamtąd wyrwać.

Karolinę stała przy oknie wychodzącym na cmentarz Chrystusa Zbawiciela.

- Panno Carlsen, przyszła krawcowa.

Karolinę nie ruszyła się z miejsca i nawet się nie obejrzała, mówiąc:

- Możesz odejść, Jenny.

Służąca zniknęła, a Elise została przy drzwiach.

background image

- Nie dostałaś mojego listu?

- Owszem, otrzymałam list i zapłatę.

- Dlaczego więc nie zjawiłaś się wcześniej?

- Ponieważ nie miałam możliwości.

A co to Karolinę obchodzi? - pomyślała zdecydowana, że nie da sobą tym 

razem pomiatać.

- Jak możesz oczekiwać, że będziesz szyć dla ludzi, jeśli nie przestrzegasz 

umówionych terminów?

- Nie przypominam sobie, żebyśmy miały jakąś umowę w sprawie terminu, 

panno Carlsen.

- Napisałam w liście, że możesz odebrać materiał w każdej chwili. - Odwróciła 

się gwałtownie, patrząc na Elise wrogo. - To jest umowa!

- Trudno to nazwać umową, skoro nie odpowiedziałam na zgłoszenie.

Stracę za chwilę klientkę i Emanuel się wścieknie. Ale trudno, pomyślała. 

Ś

wiadomość, że w szufladzie komody ma schowane pieniądze, dodała jej odwagi.

Karolinę uniosła brew.

- Śmiesz mi tak odpowiadać?

- Po prostu wyjaśniłam swój punkt widzenia. Karolinę roześmiała się 

szyderczo.

- Wyjaśniłaś swój punkt widzenia? A od kiedy biedacy mają takie 

możliwości?

- Nie uważam siebie za biedaczkę, panno Carlsen. Ktoś, kto potrafi zarobić na 

swoje utrzymanie, nigdy nie będzie nędzarzem.

Karolinę oblała się rumieńcem, uznając zapewne te słowa za zniewagę.

- No proszę, taka jesteś zręczna, że potrafisz utrzymać zarówno siebie, jak i 

bękarty męża.

Elise poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Przeklinała własną głupotę.

Karolinę szukała zemsty, a to nie wróżyło dobrze. Nie powinna była w ogóle 

zwracać uwagi na to, co mówi, i wyjść stąd jak najprędzej.

- Słyszałam, że Signe przebywa w Ringstad. - Karolinę najwyraźniej bawiła 

się jej kosztem. - Twoja teściowa jest nią zachwycona.

Signe pochodzi z równie okazałego dworu jak Ringstad i nauczyła się 

wszystkiego, co powinna umieć żona gospodarza. W następną sobotę jesteśmy 

zaproszeni tam na przyjęcie. Zdaje się, że Ringstadowie zamierzają przedstawić Signe 

background image

swoim przyjaciołom i najbliższym sąsiadom.

Elise poczuła, jak serce łomoce jej w piersi.

- Sądzi panienka, że mnie rani, opowiadając to wszystko, ale mnie jest to 

najzupełniej obojętne. Razem z Emanuelem postanowiliśmy się tym nie przejmować. 

Mój mąż wybrał życie w mieście na długo, zanim poznał mnie. Więc nie jest to z jego 

strony żadne poświęcenie.

- Ha! I ty w to wierzysz, Elise? Założymy się? Stawiam pięćset koron, że 

jeszcze przed świętym Janem Emanuel pojedzie do Ringstad. Odważysz się przyjąć 

zakład?

- Nie mam tyle pieniędzy. Poza tym nie mówiłam, że Emanuel w ogóle nie 

pojedzie do Ringstad. Owszem, pojedzie, jeśli będzie chciał porozmawiać o czymś 

ważnym ze swoimi rodzicami. Chociaż to mało prawdopodobne. On wie, że rodzice 

odwrócili się od niego.

- Pani Ringstad odwracała się od niego już niezliczone razy wcześniej, ale 

zawsze w końcu zmienia zdanie. A skoro jest tak zachwycona Signe, a nie może 

zaakceptować, że jej syn ożenił się z kimś takim jak ty, na pewno uczyni wszystko, by 

go zwabić, przypodobać mu się i nakłonić do zmiany zdania. Ona zawsze stawia na 

swoim! Chyba domyślasz się, o co mi chodzi, gdy mówię o zmianie zdania, prawda? 

Jego matka namówi go, żeby pozbył się ciebie i twojego bękarta, a w zamian poślubił 

Signe. Signe spodziewa się przecież jego dziecka, nie zapominaj o tym! Rodzonego 

wnuka pani Ringstad.

Elise nie wiedziała, skąd wzięła w sobie tyle sił, zdołała się jednak odwrócić i 

ze spokojem rzekła:

- Sądzę, że nie mamy o czym dłużej mówić, panno Carlsen. Żegnam.

Otworzyła drzwi i wyszła powoli, z godnością. Zdążyła przejść kawałek 

długim korytarzem, gdy Karolinę szarpnęła drzwiami i zawołała ją:

- O co ci chodzi? Nie możesz znieść prawdy, co? Zapomniałaś zabrać materiał 

na bluzkę. Ma być gotowa przed moi wyjazdem do Ringstad.

Elise, nie odwracając się nawet, oznajmiła:

- Nie zamierzam szyć żadnej bluzki, panno Carlsen. Żegnam.

Trzęsła się cała, gdy schodziła pośpiesznie kuchennymi schodami. 

Równocześnie czuła oszałamiającą euforię zwycięstwa. Wreszcie odważyła się 

sprzeciwić tej rozpieszczonej, złośliwej Karolinę Carlsen! - Dzięki, panie Ringstad, i 

dzięki, pani Mathiesen - rzuciła półgłosem do siebie. - Bez waszych pieniędzy nigdy 

background image

bym sobie nie mogła pozwolić na takie zachowanie.

Wiedziała, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa z Emanuelem, ale miała 

nadzieję, że ją zrozumie, gdy mu powtórzy to, co powiedziała Karolinę.

Doszła już do przedostatniego schodka, gdy usłyszała wzburzone głosy dwóch 

służących rozmawiających za kuchennym wejściem. Jedna z nich była wyraźnie 

rozgniewana, więc Elise mimowolnie zwolniła kroku, zastanawiając się, czy nie 

odczekać chwili.

- To podłość - mówiła jedna ze służących. - Od czternastu dni nie byłyśmy 

poza domem. Pracujemy od szóstej rano do nocy, a teraz zrobiłyśmy wszystko, o co 

nas prosiła. Ona nas traktuje jak niewolników! Gdy myłam schody, stała nade mną i 

sprawdzała, czy wymieniam wodę co trzeci stopień! A teraz nie ma już co wymyślić, 

więc każe nam opróżnić szafki w kuchni i wyłożyć świeżym papierem, byleby tylko 

czymś nas zająć! Mimo że pani powiedziała wczoraj, że dostaniemy wolne dziś 

wieczór, w końcu to sobota. Reidar stoi na rogu i na mnie czeka. Chyba pęknę ze 

złości!

Zanim ta druga zdążyła jej odpowiedzieć, Elise otworzyła drzwi. Dziewczęta 

odwróciły się, a w ich oczach pojawiło się przerażenie. Gdy jednak zobaczyły, że to 

ona, rozluźniły się. Elise poznała Jenny, która ją wpuściła do środka, i pokiwała jej 

przyjaźnie głową.

Gdy skierowała kroki w stronę bramy, usłyszała, jak Jenny woła za nią 

zdziwiona:

- Zapomniałaś paczki z materiałem! Elise odwróciła się i odpowiedziała:

- Nie zapomniałam. Ja też nie mam ochoty pracować dla takich ludzi!

Po czym wyprostowała się dumnie i odeszła. Była pewna, że dla tych 

dziewcząt pociechą było usłyszeć, że inni myślą podobnie jak one.

Usłyszawszy ciche, zdumione szepty za plecami, domyśliła się, że miała rację.

Dopiero gdy wyszła na ulicę i skierowała się w stronę rzeki, ogarnął ją 

niepokój. Odmówiła przyjęcia jedynego zamówienia, jakie miała. Zachowała się tak, 

jakby mogła przebierać i grymasić. Karolinę mogła ją polecić wielu swoim dobrze 

sytuowanym znajomym. Teraz Elise straciła tę szansę. Ci najmniejsi w 

społeczeństwie powinni zapomnieć o dumie.

Westchnęła głęboko, zrezygnowana. Czy nie byłoby rozsądniej z jej strony 

pozwolić, aby Karolinę dała upust swej zazdrości? Trzeba było wpuszczać jej 

złośliwości jednym uchem, a wypuszczać drugim.

background image

Pokręciła jednak głową. Nie, takiej złośliwości nie można było tak po prostu 

zignorować. Gdyby nie położyła kresu temu, Karolinę pozwalałaby sobie dalej. Teraz 

przynajmniej można się łudzić, że dało jej to trochę do myślenia.

W tym samym momencie spojrzała na willę Paulsena Juniora i wpadła jej do 

głowy pewna myśl. Niania wspomniała, że jej pani szuka krawcowej. Elise nie 

zamierzała z tego korzystać, przede wszystkim, by nie sprawiać przykrości Hildzie. 

Teraz jednak spojrzała na to z innej strony. Może to nie taki głupi pomysł, by zapew-

nić sobie wstęp do domu Braciszka?

Pośpiesznie skierowała swe kroki do furtki prowadzącej do ogrodu. Drzwi 

otworzyła jej służąca. Elise przedstawiła się i wyjaśniła, w jakiej przychodzi sprawie.

Służąca zaprowadziła ją do kuchni, po czym szybko udała się do salonu, by 

zaanonsować pani jej przybycie. Wkrótce wróciła i kazała jej pójść za sobą.

W drodze do salonu Elise ogarnął strach. W ubiegłym roku latem państwo 

Paulsenowie proponowali jej i Emanuelowi, by ich odwiedzili, ale Elise nie była 

nawet w stanie znieść myśli o tym. Robiła, co mogła, by unikać nowych rodziców 

Braciszka. Przypomniała sobie okropną chwilę, gdy razem z Emanuelem natknęli się 

na nich podczas spaceru wzdłuż rzeki i musieli chwilę z nimi porozmawiać. Serce jej 

pękało, ponieważ wiedziała, że w wózku leży synek Hildy. Boleśnie przeżyła także 

tamtą niedzielę, gdy poszli na mszę do starego kościoła w Aker i okazało się, że trafili 

na chrzest Braciszka. Wkrótce upłynie rok od tamtych zdarzeń, a Hilda spodziewa się 

kolejnego dziecka. Wiele się wydarzyło przez ten czas i rany się nieco zabliźniły.

Pani Paulsen nie miała pojęcia, w jakich warunkach żyje Emanuel, ożeniwszy 

się z robotnicą. Na pewno zwróciła uwagę na strój Elise, ale trudno powiedzieć, by 

wiedziała o nich coś więcej. Gdy zobaczy Elise w roli ubogiej krawcowej, będzie z 

pewnością bardzo zaskoczona.

Skierowano ją do przestronnego jasnego salonu oświetlonego lampami 

elektrycznymi. Paliły się już, mimo że na dworze nie zapadły jeszcze ciemności. W 

pomieszczeniu panowała jasność, jakby to było przedpołudnie. Tak to zdziwiło Elise, 

ż

e na moment zapomniała o wszystkim.

Pani Paulsen wstała i wyszła jej na spotkanie. W salonie nie było nikogo poza 

nią. Nagle zrobiła wielkie oczy i popatrzyła na nią zaskoczona:

- Zwróciłam uwagę na nazwisko, lecz sądziłam, że to zbieg okoliczności. Ale 

to pani jest żoną pana Ringstada, prawda?

Elise skinęła głową, gorzko żałując w duchu swojej decyzji.

background image

- Spotkałam po drodze nianię od państwa i zgadałyśmy się, że szuka pani 

krawcowej.

Pani Paulsen roześmiała się.

- Niania jest u nas od niedawna, ale rozmawia na ulicy ze wszystkimi i 

wkrótce znać będzie więcej ludzi w okolicy niż my, którzy tu mieszkamy od wielu lat. 

Spadła mi pani z nieba, pani Ringstad - dodała z ulgą w głosie. - Wybieram się na 

premierę nowej sztuki Henryka Ibsena Dom lalki do Teatru Narodowego i muszę 

mieć nową kreację. Jak szybko może pani uszyć suknię?

- To zależy, z jakiej tkaniny. Z aksamitu szyje się trudniej i potrzeba więcej 

czasu.

- Nie myślałam o sukni z aksamitu na tę porę roku. Mam ochotę na coś 

jasnego i zwiewnego.

- W takim razie jestem pewna, że zdążę uszyć przez tydzień.

- To bardzo miło z pani strony, pani Ringstad!

- Pani Paulsen uśmiechnęła się przyjaźnie. W jej zachowaniu ani w tonie nie 

czuło się lekceważenia. - Jakoś nie udało się nam spotkać, nie odwiedzili nas 

państwo. Ale słyszałam, że urodziło się państwu dziecko, to prawda?

- Tak, w styczniu urodził się nam syn. - Elise skinęła głową. Pani Paulsen była 

tak sympatyczna, że nie można jej było nie polubić.

- Jakie to szczęście. Wie pani, ja nie mogę mieć więcej dzieci, więc 

zdecydowaliśmy się na adopcję. Uważam, że dla dziecka to niedobrze, żeby było 

jedynakiem. Jedynacy są nazbyt rozpieszczeni.

Rozmawiały o dziecku Hildy, dziecku, które jej siostra wciąż jeszcze nosiła 

pod sercem. Elise była poruszona, ale odważyła się zapytać:

- Chyba nie jest tak trudno zaadoptować dziecko?

- Ależ przeciwnie! I to jest najdziwniejsze. Mimo że wiele ubogich 

niezamężnych robotnic popada w nieszczęście, jak one to nazywają, nie chcą oddać 

swoich dzieci. Ale my mieliśmy szczęście! - Uśmiechnęła się, a jej oczy zalśniły 

radością. - Isac, nasz synek, za miesiąc będzie miał braciszka albo siostrzyczkę.

- A mama dziecka?

- Podobno z ulgą przyjęła, że jej dziecko trafi do dobrego domu. To poczciwa 

dziewczyna, zdrowa i silna i bardzo mądra, ale los nie był dla niej łaskawy. Jej 

narzeczony uległ wypadkowi w pracy i umarł, nim zdążyli się pobrać. Nie ma więc 

innej rady, jak oddać dziecko. Bardzo jej współczuję.

background image

- Spotkała ją pani?

Pani Paulsen pokręciła głową.

- Nie, nie wolno mi. Ona nie może wiedzieć, kim jesteśmy, na wypadek gdyby 

pożałowała swojej decyzji i chciała potem robić jakieś trudności.

Otworzyła szufladę w komodzie i wyjęła z niej kremową tkaninę.

- Kupiłam już materiał. Suknię miała mi uszyć moja stara krawcowa, ale tak 

dokucza jej reumatyzm, że nie może już pracować. Krój i moje wymiary leżą w 

ś

rodku. - Uśmiechnęła się. - A to się mój mąż ucieszy. Był zawiedziony, że będę 

musiała włożyć na siebie tę samą suknię, którą miałam ostatnio w teatrze. Ile pani 

sobie policzy za szycie, pani Ringstad? Musi mi pani przyrzec, że weźmie pani tyle, 

co ma pani w zwyczaju. Proszę nie zważać na łączącą nas znajomość!

Elise zebrała się na odwagę i rzekła:

Panna Karolinę Carlsen zapłaciła mi za suknię z aksamitu dziesięć koron. Ale 

jak wspomniałam, z aksamitu szyje się trudniej.

- Dziesięć koron? - Pani Paulsen popatrzyła na nią wyraźnie zaskoczona.

Elise poczuła, że oblewa ją zimny pot, a potem zrobiło jej się na przemian 

zimno i gorąco. Czyżby była zbyt pazerna?

- A nie więcej? - dodała zdumiona pani Paulsen. - Moja stara krawcowa brała 

dwadzieścia koron i tyle też zamierzam zapłacić pani. Pewnie nie chciała pani wziąć 

więcej od panny Karolinę, skoro pani mąż mieszkał kiedyś u państwa Carlsenów.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Nie miała ochoty plotkować, nie 

zamierzała jednak także przedstawiać Karolinę w lepszym świetle, niż na to 

zasługiwała. Uśmiechnęła się więc tylko, wzięła paczkę z tkaniną i skierowała się ku 

drzwiom.

- Muszę wracać do mojego najmłodszego.

- Najmłodszego? - zdziwiła się pani Paulsen, nic nie rozumiejąc. - Chyba nie 

ma pani więcej dzieci?

- Nie, ale przejęliśmy opiekę nad moimi dwoma młodszymi braćmi, w wieku 

dziewięciu i dziesięciu lat, a także dziewięcioletnim chłopcem, sierotą.

Pani Paulsen popatrzyła na nią dziwnie.

- Sądziłam, że pan Ringstad ma skromne dochody, skoro brak mu 

doświadczenia w pracy biurowej.

- Zgadza się. Dlatego ja też muszę pracować. Poza tym chłopcy podejmują się 

różnych zajęć po szkole. Kristian, ten najstarszy, roznosi gazety, a pozostali dwaj 

background image

noszą drewno do klas w budynku szkoły. Teraz jednak muszę już iść, do widzenia, 

pani Paulsen.

Zdążyła wyjść przez furtkę i pośpiesznie skierowała się w stronę domu, gdy 

usłyszała za plecami zdziwiony okrzyk.

- Elise?

Odwróciła się gwałtownie. Zaczęło się ściemniać, ale w mdłym świetle palącej 

się w pobliżu latarni gazowej ujrzała nadchodzącą Hildę. Bardzo przytyła przez 

ostatnie dwa miesiące. Wcześniej prawie nie znać było po niej ciąży, teraz każdy 

mógł się łatwo domyślić, że lada moment urodzi dziecko.

- Co ty tu robisz? - w głosie Hildy wyczuła podejrzliwość, uznała więc, że 

najlepiej będzie powiedzieć o wszystkim prosto z mostu.

- Byłam u młodej pani Paulsen, zamówiła u mnie suknię. Zapadła cisza.

- Hilda, musiałam to zrobić. Pokłóciłam się z Karolinę i opuściłam w złości 

dom Carlsenów, nie wziąwszy tkaniny, z której miałam uszyć jej bluzkę. Nie mam 

innej pracy. Obawiam się, że Emanuel nie będzie ze mnie zadowolony. W drodze do 

Carlsenów natknęłam się na nianię Braciszka. Powiedziała mi, że pani Paulsen pilnie 

poszukuje krawcowej.

Hilda nadal się nie odzywała. Stała milcząca w migoczącej poświacie latarni 

ulicznej, nie dając po sobie poznać, co o tym myśli.

Elise rozumiała, że siostrze jest przykro, ale nie czuła się winna temu, że Hilda 

oddała własne dziecko.

- Musisz wkrótce powiedzieć, co zamierzasz, Hildo! Pani Paulsen opowiadała, 

ż

e niebawem zaadoptują noworodka. Dała mi do zrozumienia, że Isac jest jej 

dzieckiem, ale nie może urodzić ich więcej. Podobno mają dostać dziecko od młodej 

niezamężnej matki, która straciła narzeczonego w wypadku w pracy i która nie jest w 

stanie zapewnić utrzymania temu dziecku i go wychować.

Hilda wreszcie zareagowała.

- Mają dostać dziecko? - prychnęła z pogardą. - Jeśli im się zdaje, że oddam 

swoje, to bardzo się mylą.

- Nie powiedziałaś więc jeszcze majstrowi o niczym?

- Nie mam ochoty znaleźć się na ulicy.

- Ale tym sposobem ryzykujesz, że odbiorą ci dziecko zaraz po porodzie. Kto 

wie, czy nie załatwili już mamki.

Hilda pokręciła głową.

background image

- Mam jeszcze miesiąc.

- Tego nigdy nie wiadomo. Niektóre kobiety rodzą przed terminem, mimo że 

to ich kolejny poród. Pomyśl, jeśli nagle chwycą cię bóle, nie zdążysz stamtąd uciec. 

Gdzie w ogóle zamierzasz rodzić? Myślałaś o tym, co będziesz robić po porodzie? 

Gdzie zamieszkasz? Z czego będziesz żyć?

- Jakoś sobie poradzę. W każdym razie nie sprawię wam kłopotu. Nie bój się, 

Elise - dodała.

Elise stała cicho i patrzyła na siostrę.

- Co z tobą, Hildo? Kiedy widziałyśmy się ostatnio, wybiegłaś, żeby ze mną 

porozmawiać. Nie rozstałyśmy się w niezgodzie. Jesteś na mnie zła, że będę szyć dla 

młodej pani Paulsen?

Hilda wzruszyła ramionami.

- To nie moja sprawa.

- A więc o co chodzi?

- O nic.

- Kłamiesz. Znam cię, Hildo. Poznaję po tobie, że coś cię dręczy.

- Mówię, że nic mi nie jest.

Nagle Elise ogarnęło nieprzyjemne uczucie. Zwlekała przez chwilę, ale 

powiedziała wreszcie:

- Słyszałaś, że Mathilde rzuciła się do wodospadu? Zauważyła, że Hilda 

wzdrygnęła się. Nic nie rzekła, stała sztywno, jedynie lekkim skinięciem potwierdziła, 

ż

e wie o tym.

- Potrafisz zrozumieć, jak ona mogła tak postąpić? Przecież nie musiałaby się 

sprzedawać na ulicy, mogłaby sobie znaleźć inną pracę. Można sprzątać u ludzi. 

Słyszałam poza tym, że w mleczarni szukają ekspedientki, Magda na rogu też mówiła, 

ż

e wkrótce potrzebna jej będzie pomoc. Wystarczy zapytać w Ostem albo u pani 

Grorud czy Krabberod. Proponowałam jej nawet, żeby pomagała mi w szyciu.

Hilda odwróciła się powoli.

- Muszę wracać. Paulsen nie wie, że wyszłam.

- Przyjdę do ciebie porozmawiać któregoś dnia! - zawołała za nią Elise.

Hilda nie odpowiedziała. Zniknęła w mroku za furtką do ogrodu majstra.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Elise nie mogła się oprzeć nieprzyjemnemu wrażeniu, że coś niedobrego 

background image

dzieje się z Hildą. Była dziwnie cicha. To do niej zupełnie niepodobne. Raz tylko 

zareagowała po swojemu, wybuchając gniewnie, że nikt nie dostanie jej dziecka, ale 

poza tym było w niej coś obcego, jakby rezygnacja, zupełnie niepasująca do jej 

sposobu bycia.

Kiedy Elise doszła do mostu i usłyszała huk opadających wód rzeki, ogarnęła 

ją jeszcze większa groza. Chyba już nigdy nie będzie w stanie przejść przez most, nie 

myśląc o Mathilde. A teraz dodatkowo się bała, że decyzja Mathilde może 

zainspirować innych.

Wprawdzie nie było to pierwsze samobójstwo popełnione w tym miejscu, po 

raz pierwszy jednak w otchłań rzeki rzuciła się młoda matka.

Musi porozmawiać o tym z Emanuelem, nie da rady samotnie zmagać się z 

tym lękiem. Najpierw wyzna mu, co zrobiła u Carlsenów, potem opowie, że poszła do 

willi Paulsena Juniora. To ostatnie pewnie go ucieszy, natomiast nie spodoba mu się 

to, co się wydarzyło u Karolinę. W głębi serca bardzo cierpiał bowiem z powodu 

gwałtownego zerwania stosunków z rodziną Carlsenów i miał nadzieję, że z czasem 

sytuacja się poprawi. Tymczasem ona tylko zaogniła konflikt.

Gdy zbliżyła się do ganku, usłyszała ku swemu zdumieniu męskie głosy 

dochodzące ze środka. Z ociąganiem nacisnęła klamkę i weszła do środka. Drzwi do 

salonu stały otworem, a przy stole siedzieli pogrążeni w ożywionej rozmowie 

Emanuel i Carl Wilhelm Wang - Olafsen.

- Witaj, Elise - odezwał się Emanuel z radością w głosie. - Jak widzisz, mam 

gościa. Hugo był spokojny przez cały czas, a chłopcy poprosili mnie, bym im 

pozwolił pójść odwiedzić nowego kolegę z klasy Pedera, tego, co mieszka w tej 

czynszówce w dole.

Elise weszła do salonu i przywitała się z Carlem Wilhelmem.

- Widzę, że przyniosłaś materiał - zauważył Emanuel z wyraźną ulgą. 

Zapewne obawiał się jej wizyty u Carlsenów.

- Napijecie się pewnie kawy - odezwała się Elise zakłopotana, bo nie bardzo 

wiedziała, co sądzić o Carlu Wilhelmie i jak z nim rozmawiać.

- Chętnie. Carl Wilhelm przyniósł w torebce ciasteczka.

Elise pośpiesznie wyszła do kuchni i postawiła czajnik na piecu, sięgnęła po 

mleko i cukier, po czym wróciła do salonu, by wyjąć porcelanowe filiżanki Emanuela.

Emanuel i Carl Wilhelm kontynuowali ożywioną dyskusję na temat polityki. 

Carl Wilhelm stwierdził, że finanse Kristianii są opłakane i należy przedsięwziąć 

background image

radykalne środki. Przede wszystkim należy zapewnić ludziom mieszkania, bo nie 

uchodzi, by w jednej izbie z kuchnią mieszkało po piętnaście osób. Ponadto w niektó-

rych mieszkaniach robotniczych szczury powygryzały w podłogach dziury, które 

ludzie zatykają szmatami i gazetami, by nie ciągnęło tamtędy zimno.

- Mam zaufanie do Johana Castberga i Lewacy - rzekł Carl Wilhelm. - Lewica 

dojrzewa do utworzenia partii, która podejmie się przeprowadzenia reform 

socjalnych. Sam Castberg od młodości aktywnie działał w ruchu robotniczym. Teraz 

walczy o to, by wprowadzić prawo do ubezpieczeń zdrowotnych i by państwo wsparło 

kasy dla bezrobotnych.

Elise pomyślała, jak by to było dobrze, gdyby bezrobotni otrzymywali pomoc 

finansową od państwa. Wówczas Mathilde nie musiałaby odebrać sobie życia, a Hilda 

mogłaby odejść od majstra bez obaw)' o przyszłość.

- Tak, jest mnóstwo rzecz)', do których należy się wziąć - usłyszała odpowiedź 

Emanuela, gdy poszła do kuchni sprawdzić, co z kawą. - Również co się tyczy 

uznania prawa dziecka do nazwiska ojca i prawa do dziedziczenia po nim.

Elise zatrzymała się gwałtownie i wstrzymała oddech. Czemu Emanuela tak 

zajmuje ta kwestia? Myśli o dziecku Signe? Chyba niemożliwe, by chciał, aby jej 

dziecko miało większe prawa niż Hugo? Powiedział, że nie chce mieć więcej do 

czynienia ze swoimi rodzicami po tym, jak wzięli do siebie Signe na prawach 

synowej. „Poradzimy sobie bez nich, Elise” - powiedział. Ale jeśli tak myśli, to po co 

się angażuje w popieranie prawa gwarantującego zabezpieczenie dzieci z nieprawego 

łoża?

Odsunęła to od siebie. Przecież to tylko dyskusja, tłumaczyła sobie. Emanuel 

chciał z pewnością pokazać Carlowi Wilhelmowi, że śledzi wszystko, co się dzieje, i 

ma własne opinie na różne tematy.

Wniosła dzbanek do salonu.

- Elise, Carl Wilhelm chciałby, żebyś poznała jego narzeczoną, Olgę Katrine 

Aby. Wyjaśniłem mu, że trudno nam wychodzić, póki karmisz piersią, ale 

zaproponowałem, by przyszli do nas. Może umówimy się na jutro wieczór?

- Będzie nam bardzo miło - odpowiedziała, choć w głębi serca pomyślała z 

niechęcią o czekającej ją wizycie. Wiedziała, że ojciec Carla Wilhelma początkowo 

nie akceptował narzeczonej syna, twierdząc, że oboje pochodzą ze zbyt różnych 

ś

rodowisk. Nie dlatego jednak obawiała się tego spotkania. Nie mogła uwolnić się od 

myśli, że narzeczona Carla Wilhelma zna Signe, może się nawet ze sobą przyjaźnią. 

background image

A jeśli tak, to z pewnością jej nie polubi.

Był późny wieczór, gdy wreszcie Carl Wilhelm zaczął zbierać się do wyjścia. 

Elise padała już z nóg, a chłopcom trudno było zasnąć. Nie przywykli, że ktoś 

rozmawia głośno w salonie i co chwila wybucha śmiechem. Emanuel sięgnął po 

koniak i poczęstował gościa, a po wypiciu trunku obaj panowie jeszcze bardziej się 

ożywili.

Dopiero gdy położyli się z Emanuelem do łóżka, opowiedziała mu o swojej 

wizycie na wzgórzu Aker. Równie dobrze mogła poczekać z tym do następnego dnia, 

bo Emanuel najwyraźniej całkiem o tym zapomniał, postanowiła jednak wykorzystać 

jego dobry nastrój.

- Poszłaś i tak po prostu zadzwoniłaś do drzwi Paulsena Juniora? - zapytał z 

niedowierzaniem w głosie. Dziwne, ale bardziej był przejęty tym niż zajściem w willi 

Carlsenów.

- Nie mogłam wrócić do domu z pustymi rękami, a nie znam nikogo innego, 

komu mogłabym zaproponować szycie. Zrządzeniem losu natknęłam się na nianię 

Paulsenów, która wspomniała, że jej pani straciła właśnie swoją krawcową.

- Hilda pewnie nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie - stwierdził 

Emanuel, przytulając się do niej i podnosząc koszulę nocną. Z ust cuchnęło mu 

alkoholem, dyszał ciężko i nagle stał się równie skory do igraszek jak latem, kiedy 

odczuwała już przesyt jego pieszczot. Niecierpliwymi, gwałtownymi ruchami pieścił 

jej ciało, sprawiając jej ból.

- Spotkałam ją, ale zareagowała jakoś dziwnie.

- Tak? - spytał bez zainteresowania, pochłonięty całkiem czymś innym.

- Boję się o nią. Sprawiała wrażenie zrezygnowanej.

- Zrezygnowanej? Rozsunął jej uda i wszedł w nią.

- Tak jakby zrezygnowała z życia.

Elise zagryzła wargi, by nie jęknąć głośno. Zupełnie nie pojmowała, czemu 

odczuwa taki ból. Przecież nie po raz pierwszy po porodzie kochali się ze sobą.

Starała się odprężyć w nadziei, że ból ustąpi, Emanuel tymczasem brał ją w 

posiadanie ostrymi sztosami. Dopiero gdy zdyszany zakończył dzikie ujeżdżanie, 

jęknął z ulgą i wydobył z siebie westchnienie rezygnacji.

- Nie powinnaś się zamartwiać całym światem, Elise. To nie twoje życie.

Po krótkiej chwili zaś zorientowała się, że zasnął.

Następnego ranka spał tak ciężko, że postanowiła go nie budzić, póki chłopcy 

background image

nie pobiegną się bawić. Świeciło wiosenne słońce, była niedziela. Tak cenny dzień 

należało wykorzystać od pierwszej chwili. Emanuel nie słyszał ani szurania stołków i 

przesuwanego stołu, który chłopcy ustawili na miejscu, złożywszy łóżko, ani płaczu 

Hugo. Kiedy wreszcie pojawił się zaspany w drzwiach kuchni, zapytał:

- Czemu mnie nie obudziłaś?

- Spałeś tak mocno, późno się położyłeś wczoraj wieczorem.

- Śniło mi się czy naprawdę odmówiłaś szycia Karolinę?

- Gdybyś słyszał, co ona opowiadała, nie zadawałbyś mi tego pytania.

- Gdybym słyszał, co opowiadała? Przecież nie możesz odmawiać szycia tylko 

dlatego, że nie przepadasz za osobą, która ci to zleca. Jak myślisz, co by było, gdybym 

ja tak robił?

Popatrzyła na niego zdumiona.

- Nie lubisz swojego przełożonego?

- Nie cierpię go jak zarazy! - w przypływie szczerości powiedział to z takim 

zacięciem, że domyśliła się, iż mówi na poważnie. - Co powiedziała Karolinę? - 

dopytywał się, patrząc na nią ponuro.

Pośpiesznie przytoczyła mu słowa panny Carlsen.

- A na koniec powiedziała jeszcze, że gotowa jest się założyć o wszystko, co 

ma, że twoja matka zdoła cię nakłonić, byś zostawił mnie i „bękarta”, a związał się z 

Signe.

Emanuel pokręcił głową.

- Chyba powinnaś rozumieć, że to tylko jej chore wymysły. Nie możesz się 

obrażać o to, co ta histeryczka wykrzykuje w przypływie zazdrości. Doprawdy 

zasmuciłaś mnie swoim zachowaniem, które uniemożliwi mi pogodzenie się z 

Carlsenami. Mieszkałem u nich przez wiele lat i traktuję ich jak rodzinę. Teraz, kiedy 

mama i ojciec odwrócili się ode mnie, miałem nadzieję, że przynajmniej ich przyjaźń 

uda mi się zachować.

- Bardzo mi przykro, Emanuelu, ale wcześniej czy później i tak bym tego nie 

wytrzymała. Wątpię, czy ty musisz znosić takie obraźliwe uwagi ze strony swojego 

przełożonego.

Emanuel zamierzał wybrać się do miasta, by popatrzeć, jak toczy się życie na 

głównej ulicy Karla Johana, a poza tym ciekaw był nowin o Henryku Ibsenie. 

Postanowili, że obiad zjedzą o wcześniejszej porze niż zwykle, skoro po południu 

umówieni są z Carlem Wilhelmem i jego narzeczoną.

background image

- Tylko proszę, nie smaż śledzia! - zawołał Emanuel, wkładając płaszcz i 

kapelusz przed wyjściem. - Bo będzie śmierdziało w całym domu.

Elise nie odezwała się. Była poprzedniego dnia u rzeźnika i za pięćdziesiąt ore 

udało jej się kupić resztki mięsa. Do tego ugotuje ziemniaki i wszyscy się najedzą. 

Nie była jednak pewna, czy zdaniem Emanuela zapach smażonego mięsa jest lepszy 

niż smażonej ryby. Sięgnęła po kankę na mleko i wlała cenny napój do miski z mąką i 

cukrem, po czym zamieszała ciasto na racuchy. Nie miała czasu upiec ciasta, a ciasto 

w sklepie było za drogie. Czymś jednak trzeba poczęstować gości, gdy przyjdą z 

wizytą.

Nie mogła się powstrzymać i otworzyła paczkę, żeby zerknąć na materiał od 

pani Paulsen. Aż ją świerzbiły palce, by zacząć szyć, ale przecież nie powinno się 

pracować w niedzielę. Krój sukni nie był skomplikowany, a i tkanina łatwa w szyciu, 

Elise była więc pewna, że upora się z pracą w ciągu paru dni.

Ż

eby tylko nie odbiło się to za bardzo na jej stosunkach z Hildą. Elise 

obawiała się, że siostra uznała za zdradę z jej strony, że dobrowolnie odwiedziła 

nowych rodziców Braciszka. Postanowiła więc jak najszybciej wybrać się do Hildy, 

by sprawdzić, co tak naprawdę się roi w jej głowie.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Chłopcy wrócili na obiad punktualnie, spoceni, zdyszani, z wypiekami na 

twarzy. Bawili się w „Gąski, gąski do domu”, grali w noża. Poza tym kręcili bączka, 

którego zrobił Evertowi stolarz z Sagveien, kiedy usłyszał o śmierci pani Berg.

- Elise, pozwolisz nam wyjść na dwór jeszcze raz? - Peder popatrzył na nią 

błagalnie.

Wiedziała, że powinien odrobić lekcje i uzupełnić to wszystko, czego nie 

zdążył w tygodniu, ale ustąpiła pod wpływem wpatrujących się w nią błagalnie 

niebieskich oczu. Był to pierwszy naprawdę ciepły wiosenny dzień. Nie wiadomo, 

kiedy znów będzie tak ładnie. Niekiedy deszcz padał przez całą wiosnę. Poza tym 

uznała, że jeśli chłopcy wyjdą, ze spokojem przygotuje wszystko na przyjęcie gości. A 

musi jeszcze usmażyć racuchy, posprzątać, nakryć stół w salonie, nie wspominając o 

nakarmieniu i przewinięciu Hugo.

Emanuel przyszedł dopiero, gdy się ze wszystkim uporała. Jedzenie wystygło, 

a zapach mięsa zmieszał się z zapachem smażonych racuchów.

- W całym domu czuć kuchenne zapachy - odezwał się z wyrzutem. - A za 

background image

godzinę przychodzi Carl Wilhelm z Olgą Katrine.

Odwróciła się do niego poirytowana.

- Umówiliśmy się, że zjemy wcześniej obiad, skoro spodziewamy się gości. 

Chłopcy przyszli punktualnie, mimo że nie mają zegarka, ty zaś pojawiasz się 

spóźniony o dwie godziny i jeszcze narzekasz.

Posłał jej ponure spojrzenie, ale więcej się nie odezwał. Nabuzowany zasiadł 

do stołu w kuchni i zjadł w milczeniu. Dopiero gdy kończył, zapytał:

- Uszyłaś coś przed południem?

- Nie szyję w niedzielę. W Piśmie Świętym jest napisane: „Pamiętaj, aby dzień 

ś

więty święcić”. Sądziłam, że wiesz o tym.

- Skoro gotujesz obiad i pierzesz pieluszki, to chyba możesz też szyć. Nie 

sądzę, by dla Boga była to jakaś różnica.

Popatrzyła na niego zaskoczona.

- I ty to mówisz? Ty, który służyłeś w Armii Zbawienia? Uciekł spojrzeniem, 

wyraźnie zakłopotany. Zapewne trafiła w jego czuły punkt.

Jak on się zmienił, pomyślała zdziwiona. Przecież niemożliwe, by tak się co 

do niego pomyliła, kiedy w ubiegłym roku nawiązała z nim znajomość. A jednak 

prawie go nie poznawała. Coraz rzadziej dostrzegała w nim przebłyski dawnego, 

dobrego Emanuela. W czym tkwi przyczyna? Czy to, czego doświadczył podczas 

mobilizacji, tak go zmieniło, czy też ta cała historia z Signe całkiem wytrąciła go z 

równowagi? Może dręczyły go wyrzuty sumienia, co objawiało się irytacją i 

gwałtownymi wybuchami gniewu?

- Jak było w mieście? - zapytała lżejszym tonem.

- Dobrze. Wiele radosnych twarzy, pulsujące życie, wiosenny nastrój.

Zdawało jej się, że usłyszała w jego głosie krytykę. Zapewne jego zdaniem w 

tym domu brakuje radosnych twarzy, jest nudno i nie czuje się wiosennego nastroju.

- Spotkałeś kogoś?

- Owszem - odparł tylko, domyśliła się więc, że nie ma ochoty opowiedzieć, 

kogo spotkał. Zresztą jakie to miało znaczenie? I tak nie znała żadnych jego 

przyjaciół, poza Carlem Wilhelmem, który miał ich za chwilę odwiedzić.

Emanuel podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.

- Śmierdzi dziś od rzeki - stwierdził.

- Naprawdę? - zdziwiła się i zerknęła na niego. Właśnie sprzątała ze stołu w 

kuchni.

background image

- No, chyba musiałaś zauważyć.

- W takim razie nie będziemy otwierać okien i drzwi. Słyszała, jak westchnął 

ciężko, a po chwili rzekł:

- W zeszłym roku latem nie wydawało mi się tu tak źle. Może raczej 

powinniśmy wynająć mieszkanie gdzieś dalej od rzeki? Płacilibyśmy też niższy 

czynsz. Teraz właściwie ledwie jestem w stanie pokryć wszystkie wydatki.

- Sądziłam, że wolisz mieć trawę wokół domu, a nie wstrętne podwórze.

Nie odpowiedział.

Podeszła do niego i pogłaskała po plecach.

- Co się z tobą dzieje, Emanuelu? Jesteś jakiś osowiały. Czyżby coś się stało?

- Stało się! - powtórzył podniesionym głosem. - Nie potrafię tak żyć, Elise! 

Wiem, że powinienem już dawno wynająć poddasze, ale chory jestem na samą myśl, 

ż

e będzie mi się tu kręcił jeszcze ktoś obcy! Jakaś rodzina będzie gotować i jeść w 

naszej kuchni, hałasować na schodach, a nad głowami słyszeć będziemy ich rozmowy.

Potrzebuję trochę przestrzeni wokół siebie, od czasu do czasu pobyć sam, zamknąć 

się w pokoju nie niepokojony przez nikogo. Wiem, że brzmi to trochę jak narzekanie 

rozpieszczonego jedynaka, nie zapominaj jednak, że wychowałem się w okazałym 

dworze z wieloma pomieszczeniami, własną sypialnią, dużym ogrodem i rozległym 

widokiem. Duszę się w tym kurniku! A ty tu ciągle jeszcze kogoś sprowadzasz!

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że w mieszkaniu w czynszówce byłoby jeszcze 

gorzej? Bywałeś w Andersengarden i widziałeś, jakie panowały tam warunki. Jeśli 

chcemy płacić niższy czynsz niż tutaj, to stać nas jedynie na mieszkanie jednoizbowe. 

A wcale niełatwo je dostać. Ludzie stoją w kolejce, by je zdobyć. Wiele z tych 

mieszkań jest jeszcze mniejszych niż nasze w Andersengarden. W czynszówce za 

fabryką Hjula są takie jednoizbowe mieszkania po sześć, siedem metrów 

kwadratowych z maleńkimi kuchniami. W pięcioro nawet byśmy się tam nie 

zmieścili. W kuchni mogą przebywać jednorazowo nie więcej niż dwie osoby. I mimo 

ż

e używamy sienników i składanych łóżek, to miejsca tam starczyłoby najwyżej dla 

czworga.

Z zewnątrz doleciały ich głosy i Elise umilkła gwałtownie.

- Już idą?

- Najwyraźniej. Zdejmij fartuch, Elise.

Emanuel otworzył drzwi, a ona pośpiesznie zawiesiła fartuch na gwoździu 

wbitym w ścianę. Do środka wszedł Carl Wilhelm, prowadząc młodą jasnowłosą 

background image

dziewczynę. Była wysoka, niemal dorównywała mu wzrostem, ubrana w suknię na 

szelkach w biało - niebieskie paski, spod której widać było białą koronkową bluzkę z 

wysoką stójką. Na głowę włożyła jasny kapelusz z szerokim rondem, ozdobiony 

jedwabną wstążką w tym samym niebieskim kolorze co paski na sukience. Na piersi 

zaś przypięła duży niebieski kwiat z jedwabiu. Jasne, gęste włosy związała w duży 

węzeł nad karkiem. Usta miała pełne, czerwone, a oczy duże i niebieskie.

Elise skuliła się w swojej starej szarej bluzce i brzydkiej spódnicy. Nie zdążyła 

włożyć na siebie odświętnej sukienki, bo nie chciała, by przesiąkła zapachami 

kuchennymi, nie chciała się też poplamić przy karmieniu. Włosy miała potargane, bo 

nie spodziewała się gości wcześniej i sądziła, że zdąży się jeszcze ze spokojem 

przygotować.

- Przepraszam, że przychodzimy za wcześnie! - odezwał się Carl Wilhelm, jak 

zwykle uśmiechnięty i niefrasobliwy, po czym dokonał prezentacji: - To jest Olga 

Katrine, a to Elise.

Elise nie mogła nie zauważyć, jakim spojrzeniem obrzuciła jej strój Olga 

Katrine.

- Nie zdążyłam się przebrać, przepraszam - rzuciła pośpiesznie. - Ale trudno 

nadążyć ze wszystkim, gdy w domu jest niemowlę.

Usiłowała się uśmiechnąć, ale wykrzywiła tylko usta w grymasie.

- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się Olga Katrine przyjaźnie. - To nasza wina, 

przyszliśmy za wcześnie.

Emanuel poprowadził gości do salonu, Elise zaś pośpiesznie przeszła do 

sypialni, by włożyć czarną odświętną sukienkę. Czuła, że ten wieczór będzie dla niej 

koszmarem. Za chwilę Hugo zacznie płakać, jak zwykle o tej porze, a gdy go wreszcie 

zdoła uspokoić, do domu wrócą chłopcy. Nawet jeśli Carl Wilhelm nie ubolewał 

wcześniej nad losem Emanuela, to z pewnością po tej wizycie będzie pełen 

współczucia. Olga Katrine, zaprzyjaźniona z Signe, uważnie się wszystkiemu przyjrzy 

i przekaże co trzeba dalej. Przede wszystkim to, że Emanuel jest podenerwowany i 

niezadowolony, i nie wygląda na szczęśliwego małżonka.

Elise usiłowała się przejrzeć w lusterku, ale w sypialni panował mrok i nie 

dostrzegła swojego odbicia. Zresztą co mogę zrobić ze swym wyglądem, pomyślała 

zrezygnowana. Suknia jest staromodna i mocno znoszona, powinnam umyć włosy, a 

buty najchętniej bym ukryła.

Usłyszała w salonie głośny śmiech i ożywioną rozmowę. Emanuelowi 

background image

najwyraźniej poprawił się humor. Pośpiesznie nastawiła czajnik z wodą na kawę, 

ułożyła racuchy na porcelanowym półmisku Emanuela i wyjęła z szafy dzbanuszek na 

mleko, modląc się w duchu, by Hugo jeszcze nie zaczął płakać.

Gdy weszła do salonu z racuchami i mlekiem, rozmowa ucichła. Zauważyła, 

ż

e Olga Katrine zmierzyła ją zaciekawionym wzrokiem, ale w jej spojrzeniu nie 

dostrzegła lekceważenia, raczej współczucie. To było jeszcze gorsze. Przed 

szyderstwem i pogardą potrafi się bronić, ale nie przed litością.

- Racuchy? - odezwał się Carl Wilhelm zachwycony. - Nie jadłem ich od 

dzieciństwa. Nasza gosposia zwykle robiła mi je, gdy mamy z ojcem nie było w 

domu. Mama nie lubiła tego, bo uważała, że są niezdrowe - zaśmiał się.

Olga Katrine pośpiesznie zagadnęła Elise:

- Jaką ma pani śliczną suknię, pani Ringstad. Należy pani do nielicznych 

kobiet, którym do twarzy jest w czarnym kolorze. Uważam, że czerń jest bardzo 

elegancka, ale do mojej cery zupełnie nie pasuje.

- O, Elise we wszystkim jest do twarzy - dodał Carl Wilhelm zawstydzony. 

Zapewne zorientował się, że jego uwagi na temat racuchów były dość niezręczne. - 

Ojciec prosił, bym przekazał serdeczne pozdrowienia. Zawsze się wypytuje o panią i 

chłopców. O dziwo, choć spotyka bardzo wielu ludzi w pracy i prywatnie, mało kto 

zrobił na nim takie wrażenie.

Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkał nikogo, kto mieszka nad rzeką, 

pomyślała Elise i uśmiechnęła się speszona. Poza tym pewnie by na nich nie zwrócił 

uwagi, gdyby Peder nie był taką gadułą. Ich warunki życia zrobiły na nim największe 

wrażenie.

Mimowolnie pomyślała o swoim opowiadaniu. Skoro pan Wang - Olafsen 

senior był wstrząśnięty, zobaczywszy, jak żyją, a przecież nie należą do tych 

najuboższych w dzielnicy, to może jest nadzieja, że historia Mathilde też zwróci 

uwagę uprzywilejowanej warstwy w społeczeństwie.

- Pewnie bardziej niż na Elise zwrócił uwagę na Pedera - odezwał się 

Emanuel.

Elise popatrzyła na niego zdumiona. Odniosła wrażenie, jakby mu się nie 

spodobały te pochwały wypowiedziane pod jej adresem. Olga Katrine roześmiała się.

- O tak, opowiadał o Pederze. Mam nadzieję, że pani młodszy brat pojawi się 

w domu, nim wyjdziemy - dodała, zwracając się do Elise. - Zabawnie byłoby go 

poznać. Pan Wang - Olafsen uważa, że jest bardzo bystry i ma bardzo trafne 

background image

obserwacje.

Elise zarumieniła się. Bystry? Trafne obserwacje? To chyba niewłaściwe 

określenia. Peder po prostu plecie wszystko, co mu wpadnie do głowy. Pośpiesznie 

wyszła do kuchni po dzbanek z kawą. Wracając, usłyszała Emanuela:

- Niestety, chłopakowi brakuje zdolności. Szczerze mówiąc, obawiam się, że 

prędzej czy później zostanie skierowany do szkoły dla upośledzonych. Niebawem 

skończy dziewięć lat, a nie potrafi jeszcze czytać. Ćwiczy dużo, ale to nic nie pomaga. 

Zwykle czyta słowa od końca.

Carl Wilhelm roześmiał się.

- Od końca? To musi brzmieć dość zabawnie. Nic dziwnego, że zrobił 

wrażenie na moim ojcu.

Elise zatrzymała się gwałtownie. Wypowiedź Emanuela była dla niej jak 

policzek. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Przecież doskonale wie, że Peder nie 

jest upośledzony! Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy, i pośpiesznie odstawiła 

dzbanek na skrzynkę od drewna. Szkoła dla upośledzonych? Boże! Jak Emanuel w 

ogóle mógł coś takiego pomyśleć?

- Ale mam szczerą nadzieję, że chłopiec nie trafi do szkoły dla upośledzonych 

- odezwał się przerażony Carl Wilhelm. - Byłem raz w takiej szkole i nigdy tego nie 

zapomnę. Syn mojej niani został umieszczony w takim ośrodku, gdy ona nie miała już 

dłużej siły się nim zajmować. Było to jej jedyne dziecko i urodziła je już po 

czterdziestce. Chłopiec przyszedł na świat z porażeniem mózgowym. Odwiedzała go 

w każdą niedzielę i kiedyś zabrała mnie tam ze sobą. W jednej sali leżało 

pięćdziesięciu chłopców w różnym wieku. Jedni naznaczeni byli głębokimi 

upośledzeniami, inni mieli jedynie trudności z przystosowaniem. Jedni kradli, inni 

przejawiali chore skłonności seksualne. A niektórzy byli na wskroś zdemoralizowani. 

Synek niani płakał za każdym razem, gdy go odwiedzała, i błagał, by zabrała go do 

domu. Był przerażony i zrozpaczony. Nigdy nie zapomnę jego oczu. A niania nic nie 

mogła zrobić. Przebywał tam przez cztery lata, po czym umarł.

Elise zadrżała i musiała się oprzeć o ścianę, by się nie przewrócić. Nigdy, 

poprzysięgła sobie w duchu. Żadna siła na ziemi nie skłoni mnie, żebym umieściła 

Pedera w takim miejscu!

W salonie zapadła cisza. Zapewne historia opowiedziana przez Carla 

Wilhelma i na Emanuelu zrobiła wrażenie.

- Nie możecie opłacić mu guwernantki, która by pomagała mu w lekcjach? - 

background image

zapytała niewinnie Olga Katrine. - Może on po prostu jest trochę leniwy i powinien 

poświęcić więcej czasu na odrabianie lekcji?

- Właśnie. Też to wciąż powtarzam - wtrącił się Emanuel. - Tylko że Elise 

zbytnio mu pobłaża.

Elise wyprostowała się jak struna, chwyciła dzbanek z kawą i weszła do 

salonu ze słowami:

- Peder musi pracować po szkole, żebyśmy dali radę związać koniec z końcem 

- wyjaśniła ze spokojem, choć w środku dygotała. - Wraca do domu późno i jest 

zmęczony. Zaciska jednak zęby i stara się, jak może. Takich ludzi jak my nie stać na 

guwernantkę.

Przy stole zapadła cisza. Emanuel posłał jej ponure spojrzenie, a goście 

wyglądali na wyraźnie zakłopotanych. O tak, zapowiada się wspaniały wieczór, 

pomyślała Elise. Emanuel mnie obarczy winą za nieudane spotkanie. Nie mogła 

jednak udawać, że nie słyszy, gdy mówią o Pederze jak o upośledzonym dziecku!

W tej samej chwili rozległ się płacz Hugo. Elise nalała pośpiesznie kawy do 

filiżanek i poczęstowała gości racuchami, po czym, burknąwszy coś na swoje 

usprawiedliwienie, wyszła z salonu. Zamierzała nakarmić Hugo w sypialni, ale było 

tam za zimno, dlatego usiadła z dzieckiem w kuchni, tak jak zwykle, i zmuszona była 

słuchać rozmowy w salonie, czego wolałaby uniknąć. Drzwi musiały być otwarte, by 

do salonu wpadało ciepło, bo Emanuel nie zgadzał się palić w tamtym pomieszczeniu.

Domyśliła się, że rozmawiają o okresie, kiedy pełnili służbę wojskową 

niedaleko Kongsvinger. Olga Katrine co chwila wtrącała się do rozmowy i choć Elise 

nie słyszała każdego jej słowa, zorientowała się, że spędzili ze sobą wówczas wiele 

czasu. Wciąż wspominali orkiestrę wojskową, tańce, ogniska i rozrywki. Można by 

odnieść wrażenie, że cała ta służba polegała na zabawie, pomyślała Elise, przy-

pominając sobie równocześnie, jak bardzo się bała o Emanuela i jak szczerze mu 

współczuła.

Teraz to już jesteś niesprawiedliwa, upomniała się w duchu surowo. Oni po 

prostu chcą pamiętać tylko te wesołe chwile, a strach i napięcie ukryli gdzieś głęboko. 

To oczywiste, że się bali. Spodziewali się przecież lada chwila szwedzkiego natarcia.

- Pamiętam, jak szukaliśmy ciebie i Signe i znaleźliśmy was w piwnicy na 

ziemniaki! - usłyszała nagle wybuchającą śmiechem Olgę Katrine, która zaraz jednak 

została uciszona.

A więc chowali się nie tylko w stodole, pomyślała Elise z niesmakiem.

background image

Nagle usłyszała pośpieszne kroki i ożywione chłopięce głosy, po czym do 

domu wpadli z impetem Peder, Kristian i Evert.

- Wiesz co, Elise? - Peder z trudem łapał oddech. - Pamiętasz, jak ci 

opowiadałem o kocie pani Olsen z Lofotgata, o tym, co jada kotlety?

- Peder! - zawołał Emanuel tonem przywołującym chłopca do porządku. - 

Chodź tu i przywitaj się z gośćmi!

Peder pośpiesznie zdjął czapkę i wszedł do salonu, a za nim Kristian i Evert.

- Ale umyj najpierw ręce! Jak ty wyglądasz!

Chłopcy pobiegli z powrotem do kuchni, nalali zimnej wody do miednicy, 

szybko opłukali ręce, resztki brudu wytarli w ręcznik i czym prędzej wrócili do 

salonu. Zapewne zdążyli zauważyć na stole półmisek z racuchami.

- Co ty mówiłeś o tym kocie pani Olsen z Lofotgata?

- Że dostaje kotlety! Zupełnie jak jakiś hrabia. Ale dziś pani Olsen tłumaczyła 

się kotu i przepraszała go, że nie został dla niego żaden kotlet. Wtedy kot tak się 

zezłościł, że rzucił się na nią i podrapał ją w łydkę.

Emanuel, Carl Wilhelm i Olga Katrine wybuchnęli śmiechem.

- Myślisz, że kot rozumiał, co do niego powiedziała pani Olsen? - zapytał Carl 

Wilhelm rozbawiony.

. - Pewnie! Koty nie są głupie, ten jest tylko rozpieszczony. Troje dorosłych 

znów parsknęło śmiechem.

- Koty nie rozumieją, co mówią ludzie, Peder. - Carl Wilhelm zwracał się do 

chłopca jak do małego dziecka. - Ten się po prostu rozzłościł z innego powodu.

- O nie! Sami to widzieliśmy. On rzucił się na panią Olsen. Tylko że ona nie 

jest taka jak inni ludzie, ona jest bogata.

- Gdyby była bogata, nie mieszkałaby tu, w pobliżu - rzucił oschle Emanuel.

- A gdzie jest Lofotgata? - zainteresowała się Olga Katrine.

- Właściwie to nie jest żadna ulica, tylko nazwa domu: Lofotgata jeden - 

wyjaśnił Emanuel.

- Spotkaliśmy też dziś Węglarza - ciągnął Peder niespeszony, wciąż sapiąc od 

szybkiego biegu. - Zamachnął się, żeby nas przegonić, ale wtedy pojawił się 

Szmaciarz i pogroził mu pustą butelką. Potem widzieliśmy też pana „Obróć się”. Nie 

widziałem go, odkąd wyprowadziliśmy się z Andersengarden, ale nic się nie zmienił.

Olga Katrine zaśmiała się.

- Nazywacie go panem „Obróć się”?

background image

- Tak, bo on obraca się z czapką i śpiewa: „Obróć się, obróć się, obróć się tak 

jak na gałązce ptak”, i wtedy zawsze ktoś mu wrzuca do torebki z gazety 

dziesięcioorówkę. On na to dziękuje i mówi: „Niech Bóg cię błogosławi”, i odchodzi.

- W takiej okolicy z pewnością roi się od dziwaków - odezwał się Carl 

Wilhelm. Elise nie podejrzewała go o złośliwość, ale dotknęło ją określenie „w takiej 

okolicy”.

- Mamy nawet jednego głupka, który ściąga spodnie przed dziewczynami i 

ś

piewa: „ Agnes, mój cudny motylku, złapię cię żywą i zamknę w drewutni i...”

- Peder, dość! - ostrym głosem odezwał się Emanuel. - Jest późno. Kładźcie 

się już! Do spania!

Chłopcy natychmiast go posłuchali. Kristian i Evert nie odezwali się ani 

słowem.

Peder wszedł do kuchni i popatrzył nieszczęśliwy na Elise.

- Nie chciałem powiedzieć nic złego.

- Wiem, Peder. Ale przecież pamiętasz chyba, że nie opowiadamy obcym o 

Nicolaisenie. Bo to, co robi, jest nieładne.

- Ale oni pytali o różnych dziwaków.

Elise skinęła głową i by skończyć już ten temat, oznajmiła:

- Na piecu zostawiłam dla was racuchy, po dwa dla każdego. Potem rozłożycie 

łóżko i położycie się.

- Dlaczego nie możemy spać na poddaszu, skoro nikt inny tam nie mieszka?

- Będziemy musieli wynająć poddasze, ale na razie jeszcze nie zdążyliśmy 

tego zrobić.

Bezwiednie pomyślała znów o Hildzie. Wcześniej zdawało jej się, że siostra 

marzyłaby o tym, by wprowadzić się na poddasze ich domu, ale gdy widziały się 

ostatnio, nie odniosła takiego wrażenia. Znów ogarnął ją głęboki niepokój. Dlaczego 

Hilda była taka zgaszona?

Skończyła właśnie przewijać Hugo na noc i ułożyła go w kołysce. Malec 

uśmiechnął się do niej zaspany, nim zamknął oczka. Właśnie zamierzała pójść do 

salonu do pozostałych, gdy usłyszała Carla Wilhelma:

- Nie sądzę, by Peder był upośledzony, Emanuelu. Jego kłopoty w szkole 

wynikają zapewne z innego powodu.

- Nie wiem już sam, co o tym myśleć - usłyszała odpowiedź Emanuela. - Ale 

gdy dziewięcioletni chłopak opowiada obcym o jakimś zboczeńcu, to moim zdaniem 

background image

ś

wiadczy to o braku inteligencji.

Elise zerknęła na chłopców. Wszyscy trzej leżeli cicho z szeroko otwartymi 

oczami, nasłuchując rozmowy w salonie.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Kiedy następnego ranka chłopcy zbierali się do szkoły, Peder stanął w 

drzwiach i posłał Elise przestraszone spojrzenie.

- Co to znaczy być upośledzonym, Elise?

Wzdrygnęła się i popatrzyła na niego przerażona. Dopiero teraz zauważyła, że 

brat ma czerwone i spuchnięte od płaczu oczy.

- Dlaczego pytasz?

- Słyszałem ich rozmowę.

- Chyba się tym nie przejmujesz? Przecież oni pili alkohol, a wtedy ludzie 

opowiadają różne głupstwa.

- Ale ja się pytałem, co to znaczy upośledzony?

- Ee, to tylko taki żart - usiłowała się wywinąć od odpowiedzi Elise.

- Dlatego, że nie potrafię czytać?

- Emanuel uważa, że powinieneś poświęcić więcej czasu na lekcje. Jego 

zdaniem za bardzo ci pobłażam.

- Ale przecież ja odrabiam lekcje co wieczór! - chlipnął i pośpiesznie wytarł 

rękawem łzy.

- Wiem o tym, Peder. Ale może powinniśmy jeszcze bardziej się przyłożyć?

- To nic nie pomoże, Elise - odparł łamiącym się głosem. - Obojętnie, jak 

długo ćwiczę, litery i tak tańczą mi przed oczami.

Elise poklepała go po policzku.

- Pomogę ci, Peder. Od jutra będziemy siedzieć dłużej nad lekcjami. Teraz 

jednak już biegnij, żebyś się nie spóźnił.

Stała w oknie i patrzyła za nim zatroskana jeszcze długo po tym, jak zniknął 

jej z oczu.

- Coś się stało? - Emanuel, który dopiero co wstał, podszedł do niej.

- Peder słyszał waszą wczorajszą rozmowę.

- A co takiego usłyszał?

- Że zastanawialiście się, czy nie jest upośledzony.

- Nie powiedziałem, że jest upośledzony, tylko że świadczy o braku 

background image

inteligencji, jeśli ktoś opowiada nieznajomym gościom o zboczeńcu. A może raczej 

powinienem stwierdzić, że to dowód braku wychowania?

Odwróciła się i popatrzyła mu w oczy.

- Uważasz, że ja go źle wychowałam?

- Tak, ty i twoja mama. Poprosiłem go, by przyszedł i grzecznie przywitał się z 

gośćmi, on tymczasem zaczął paplać o kocie sąsiadki, Węglarzu i Szmaciarzu, o 

pijanym śpiewaku ulicznym i co mu tam jeszcze ślina na język przyniosła. Jak 

sądzisz, co Carl Wilhelm i Olga Katrine sobie o nas pomyślą? Pewnie wydaje im się, 

ż

e zadajemy się z najgorszym dziadostwem! Myślałem, że się spalę ze wstydu.

- Zaczynam się zastanawiać, czym ty się właściwie zajmowałeś przez te osiem 

lat w Armii Zbawienia. Myślałam, że właśnie w dzielnicach na wschód od rzeki 

mieliście najwięcej pracy.

- Co innego jest pomagać biedakom, a co innego mieszkać razem z nimi.

- Sam tak wybrałeś.

- Nie wiedziałem, na co się decyduję.

- To znaczy, że żałujesz?

Poruszył się niespokojnie, najwyraźniej nie miał ochoty odpowiadać wprost na 

jej pytanie.

- Bardzo mi przykro, Emanuelu. Pamiętasz, co ci mówiłam tamtego wieczoru, 

gdy mi się oświadczyłeś? Stwierdziłam, że miłość cię zaślepiła, skoro oświadczasz się 

ubogiej robotnicy. Innego wytłumaczenia nie ma. „Nie jestem ślepy” - 

odpowiedziałeś. „Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem tak wyraźnie”. Może teraz 

wreszcie zrozumiałeś, o co mi wtedy chodziło. Twój dramat jednak polega na tym, że 

jest już za późno. W naszej dzielnicy nikt się nie rozwodzi, bo to kosztuje. Poza tym 

tylko okrylibyśmy wstydem twoją i moją rodzinę.

- Nie wspomniałem o rozwodzie. Nigdy o tym nie myślałem. Nie rozumiem, 

dlaczego w ogóle o tym mówisz.

- Bo dajesz mi do zrozumienia, że żałujesz, że się ze mną ożeniłeś. Co według 

ciebie powinniśmy zrobić?

Pokręcił głową bezradny i zagubiony.

- Nie wiem. Pewnie będę musiał jakoś wytrzymać.

- Zabrzmiało to niezbyt miło.

- I to jest właśnie najgorsze. Żyjąc w takich warunkach, staję się gorszym 

człowiekiem. Takie życie mnie wykańcza, targa mi nerwy i zakłóca nocny sen. 

background image

Trudno wówczas być miłym. Ożeniłem się z tobą, Elise, a nie z trzema hałaśliwymi 

dorastającymi chłopaczyskami i z... - umilkł gwałtownie.

- Z rudym bękartem, to chciałeś powiedzieć? - odparowała gniewnie i poczuła 

ogromne rozczarowanie. Przecież Emanuel zaproponował jej małżeństwo, wiedząc, 

ż

e urodzi dziecko będące owocem gwałtu.

- Właśnie. Wiedziałem, że spodziewasz się dziecka, nie przyszło mi jednak do 

głowy, że będzie ono wierną kopią swojego ojca. Nie miałem zresztą pojęcia, kto jest 

jego ojcem. Pierwsze, na co zwrócił uwagę Carl Wilhelm u Hugo, to jego rude włosy, 

które zaczynają się kręcić. Olga Katrine zdziwiła się, że mały nie jest w ogóle 

podobny ani do ciebie, ani do mnie. Wiesz, co powiedziała niby żartem? „Jesteś 

pewien, Emanuelu, że jesteś ojcem tego dziecka?” Z każdym miesiącem będzie coraz 

gorzej. Któregoś pięknego dnia ktoś wreszcie zauważy, do kogo jest podobny Hugo. 

Zwłaszcza jeśli twój wielbiciel będzie się bez przerwy kręcił w okolicach mostu, by 

popatrzeć na ciebie i swojego bękarta.

Elise zapłonęła z gniewu i niewiele się namyślając, wymierzyła Emanuelowi 

siarczysty policzek.

- Jak śmiesz mówić coś takiego? Nazywasz swojego syna bękartem? Nigdy 

bym się tego po tobie nie spodziewała, Emanuelu. Przyrzekłeś zaopiekować się nim 

jak własnym synem, mieliśmy żyć jak normalna rodzina, nikt oprócz nas nie miał 

poznać prawdy. Tymczasem ty, po pijanemu, wygadałeś się swojej kochance, która z 

kolei powtórzyła to Karolinę, a ona twoim rodzicom. To twoja wina, że nasza 

tajemnica nie jest już dla nikogo tajemnicą! To ty wszystko zepsułeś! Sam jesteś 

winny temu, że twoje życie stało się nie do wytrzymania, a ty czujesz się 

nieszczęśliwy. To wyrzuty sumienia czynią z ciebie gorszego człowieka, a nie bieda! 

Sobie samemu podziękuj za to, co się stało!

Wyrzuciwszy z siebie cały gniew, przecisnęła się obok niego i pobiegła do 

sypialni. Rzuciwszy się na łóżko, wybuchnęła płaczem.

Sądziła, że przyjdzie za nią i będzie próbował się pogodzić, ale się nie 

doczekała. Uspokoiwszy się w końcu, zastanowiła się nad słowami, jakie między nimi 

padły. Czy Emanuel słyszał plotki o tym, że Ansgar nadal krąży w okolicy i że 

domyśla się, iż Hugo jest jego dzieckiem? Skąd mógł się o tym dowiedzieć?

A więc Emanuel żałuje... Czy rzeczywiście tylko dlatego, że dom jest za mały, 

od rzeki ciągnie wilgoć i nie stać ich na lepsze jedzenie? A może żałuje z powodu 

Signe?

background image

Zabolało ją to. Sądziła, że jakoś dadzą temu radę. Czuła, że ich miłość jest 

silna na tyle, że zniesie zarówno głód, jak i tęsknotę. Mimo że nie była zakochana w 

Emanuelu tak jak w Johanie, zauważyła, że z czasem darzyła go coraz większym 

uczuciem. Myślała, że przeszłość powoli zatrze się w pamięci, a to, co łączyło ją z 

Johanem, w końcu stanie się bladym wspomnieniem i Emanuel zdobędzie całą jej 

miłość.

Otarła łzy i podniosła się z łóżka. Co za dziecinada! Które małżeństwa tu, nad 

Aker, mają czas i siły, by zastanawiać się nad miłością. Ludzie się zakochują, 

pobierają i mają dzieci, a życie jest, jakie jest. Albo płynie spokojnie, albo pędzi 

niczym rwący nurt. Co się stało, to się nie odstanie i nic więcej nie da się zrobić.

Ż

ony robotników rodziły dzieci rok po roku i gdyby je zapytać, ile radości 

miały, płodząc je, rodząc i wychowując, zaśmiałyby się szyderczo. Życie to życie, 

trzeba się starać jedynie dawać sobie w nim radę. Kobiety płaczą odrobinę, gdy 

najstarsze dziecko opuszcza gniazdo rodzinne, niektóre z oczami pełnymi łez stoją na 

nabrzeżu i patrzą na tego, który wybiera się za ocean szukać szczęścia w osławionej 

Ameryce. Poza tym jednak ich codzienność składa się jedynie z pracy i znoju.

Z nią i z Emanuelem będzie podobnie. Oby tylko Emanuelowi urodziły się 

jego własne dzieci i przestał myśleć o Ansgarze rudzielcu. A jak chłopcy ukończą 

szkołę i znajdą porządną pracę, wszystko będzie lepiej. Z czasem Emanuel 

przywyknie zarówno do cuchnącej rzeki, hałasu dzieciaków, jak i smażonej ryby na 

obiad. Przestanie wspominać przestronne izby we dworze w Ringstad i mięsne klopsy 

swojej mamy.

Gdyby tylko Signe i jej dziecko zniknęli z ich życia...

Nagle Elise zauważyła, że drzwi się powoli uchylają, i usłyszała niepewny 

głos Emanuela:

- Wychodzę.

Elise wstała z łóżka i zapytała:

- Zapakowałeś drugie śniadanie i termos z kawą?

- Tak, dziękuję.

- Wrócisz późno?

- Nie, wrócę prosto do domu - odparł i dodał po cichu z ociąganiem: - 

Przepraszam.

- To ja chciałam cię przeprosić.

- W takim razie zgoda?

background image

Pokiwała głową i zdobyła się na uśmiech.

- Jakoś sobie z tym poradzimy, Emanuelu. Po prostu musimy tylko dać sobie 

więcej czasu.

Odwzajemnił się jej uśmiechem.

- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. Nie zasługuję na ciebie.

- Bzdura. Poraniliśmy sobie głowy, waląc w mur, na jaki trafiliśmy, ale kiedy 

rany się zagoją, będziemy pewnie silniejsi i ruszymy dalej.

- Miejmy nadzieję.

Poznała po nim, że nie jest co do tego do końca przekonany. Sprawiło jej to 

przykrość. A kiedy wyszedł i wróciła do własnych zajęć, uświadomiła sobie, że i ona 

ma wątpliwości. Co jednak pozostaje im innego?

Nie mają wyboru. Kłótnie i wypominanie niczego nie rozwiążą.

- Musimy sobie jakoś poradzić - mruknęła półgłosem do siebie. Rozłożyła 

tkaninę od pani Paulsen na stole w salonie i przyczepiła szpilkami poszczególne 

części wykroju.

Tego samego wieczoru, gdy chłopcy już się położyli, udała się pośpiesznie na 

wzgórze Aker. Miała nadzieję, że Hilda skończyła pracę i będzie miała chwilę czasu, 

by z nią spokojnie porozmawiać. Tymczasem otworzyła jej kucharka i oznajmiła, że 

Hilda nie czuje się dobrze i nie przyjmuje gości.

Elise wróciła zmartwiona do domu. Kiedy spotkała Hildę w sobotę, siostra nic 

nie wspomniała, że czuje się gorzej. Dlaczego nie przyjmuje odwiedzin? Kucharka 

przecież mogła jej powiedzieć, że przyszła siostra. Hilda ma własny pokój z wejściem 

od kuchni, więc Elise nikomu by nie przeszkadzała, wchodząc tamtędy.

A może siostra powiedziała o wszystkim majstrowi, jak jej radziła, a on, 

zdenerwowany, zamknął ją w jej pokoju i zamierza trzymać pod kluczem aż do 

porodu, by mieć pewność, że nie ucieknie z dzieckiem?

Poczekała do czwartku i ponownie udała się na wzgórze. Tym razem ku 

swemu przerażeniu natknęła się na samego majstra. Wyglądało na to, że właśnie 

wrócił do domu i zamierzał zamknąć za sobą drzwi wejściowe, gdy ją zauważył.

- O co chodzi? - zapytał, zatrzymując się gwałtownie.

- Chciałam tylko coś przekazać Hildzie.

- Ona nie czuje się dobrze i nie przyjmuje gości.

Był rzeczowy i odpychający, tak że Elise zorientowała się natychmiast, że 

niczego nie wskóra, podjęła jednak ostatnią próbę:

background image

- Może mogłabym zajrzeć do niej na dwie minuty i przekazać jej ważną 

wiadomość?

- Proszę powiedzieć, o co chodzi, a ja jej przekażę - rzekł, odwracając się 

plecami i wchodząc do środka.

- Muszę z nią porozmawiać, panie Paulsen! Ktoś z rodziny ciężko zachorował 

- rzekła, wstrzymując oddech. Kłamstwo z łatwością przeszło jej przez gardło, bo coś 

w postawie majstra tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że dzieje się coś niedobrego. 

Majster zawsze traktował ją przyjaźnie, zwłaszcza odkąd związał się z Hildą. Zapłacił 

za pobyt mamy w sanatorium i zadbał o to, by odwieziono Elise do domu, gdy upadła 

na lodzie i o mało złamała sobie nogę. Musi być jakiś powód, dla którego teraz 

zachowuje się tak nieuprzejmie.

- Hilda i tak nic nie pomoże, bo leży w łóżku. Nie chcę jej niepokoić tym, że w 

rodzinie są jakieś kłopoty - dodał i zatrzasnął jej przed nosem drzwi.

Elise stała na schodach, a serce waliło jej ze strachu i gniewu. Jak można 

traktować kogoś w taki sposób?! A gdyby to była prawda? Gdyby na przykład mama 

leżała na łożu śmierci albo któryś z chłopców ciężko zachorował? Majster nawet nie 

zapytał, o kogo chodzi!

Wzburzona, z gardłem ściśniętym od płaczu zeszła pośpiesznie ' po schodach i 

ruszyła w stronę bramy. Jeśli „Verdens Gang” przyjmie jej opowiadanie do druku, to 

w kolejnym opisze majstra! Będzie miał się z pyszna, gdy przeczyta je w gazecie i 

rozpozna siebie w głównym bohaterze. Napisze o Hildzie, zaledwie szesnastoletniej 

dziewczynie, która została wykorzystana przez majstra w fabryce, a potem podstępnie 

nakłoniona przez niego do oddania dziecka. Opisze zachwyt Hildy nad pięknym 

szalem, a także wspomni, że sprzedawała swe ciało za tego typu drobne radości, 

ponieważ sama nic nigdy nie miała. Przedstawi dziecinną naiwność Hildy, która 

wierzyła każdemu jego słowu, gdy ją zapewniał, że zajmie się nią i dzieckiem. On zaś 

tymczasem planował oddać dziecko swojemu bratankowi, który wraz z żoną nie mógł 

mieć własnych dzieci.

Gdy taka historia ukaże się drukiem, wywoła prawdziwe poruszenie. Matki 

ogarnie gniew i wściekłość na majstra. Zapanuje atmosfera odwetu. Zażądają, by 

oddał Hildzie syna, a także pozwolił, by dziecko, które ma urodzić, pozostało przy 

niej. Rozgorzeje dyskusja wśród polityków, którzy stwierdzą, że istnieją granice 

wykorzystywania ubogich robotnic, że należy pobudować więcej mieszkań dla 

robotników i znacznie podwyższyć ich wynagrodzenia.

background image

Poczuła, jak serce bije jej mocno na samą tylko myśl o tym. W słowach tkwi 

ogromna siła, pomyślała. Ktoś, kto potrafi się wypowiadać, kto potrafi bronić swojego 

zdania i skłonić innych, by go słuchali, ma w swym ręku potężną moc i możliwości 

dokonywania przemian w społeczeństwie!

Rozważania te tak ją podniosły na duchu, że zniknął gniew. Miała wrażenie, 

ż

e unosi się nad ziemią. W wyobraźni widziała już swoje zdjęcie w gazecie pod 

wielkim nagłówkiem:

HISTORIA, KTÓRA WSTRZĄSNĘŁA CAŁYM NARODEM 

NORWESKIM, a dalej długi artykuł o ustawach i przedsięwzięciach, jakich dokonano 

dzięki ubogiej robotnicy mieszkającej przy Beierbrua.

Pogrążona w rozmyślaniach, ocknęła się nagle, gdy ktoś zawołał ją po imieniu. 

Podniosła wzrok i zauważyła zbliżającą się ku niej ciemną postać. Nawet w mdłym 

ś

wietle samotnej latarni gazowej poznała od razu, że to Johan.

- Sama chodzisz o tak późnej porze? - zagadnął ją wesoło.

- Chciałam porozmawiać z Hildą, ale majster mi nie pozwolił.

- Może jeszcze miała coś do zrobienia? Służące często kończą dopiero o 

dziesiątej, a nawet jedenastej.

- Powiedział, że jest chora i nie przyjmuje gości. Johan patrzył na nią w 

milczeniu.

- Czy coś jest nie tak? - zapytał wreszcie.

- Nie wiem - odparła i głos jej się załamał. - Boję się o nią, Johanie.

- Ależ Elise, kochana, co ci jest? Próbowała wziąć się w garść.

- Spotkałam ją w sobotę. Była jakaś dziwna.

- Jak to dziwna?

- Prawie się nie odzywała, ona, której zwykle buzia się nie zamyka. Gdyby 

jeszcze się złościła i była rozgoryczona, jak to z nią często bywa! Ale nie, ona 

milczała. Przez moment, co prawda, jej twarz wykrzywiła się ze złości, zaraz jednak 

znowu przygasła. Kiedy ją zapytałam, co zamierza zrobić po porodzie, odpowiedziała 

tylko, że poradzi sobie, nas nie niepokojąc. Bałam się, że zdenerwuje się na mnie, że 

przyjęłam szycie od młodej pani Paulsen, ale nawet to nie zrobiło na niej wrażenia.

- Czy to po tej historii z Mathilde jesteś taka przewrażliwiona?

Elise drgnęła. Bała się przyznać przed sobą, że tak jest, ale teraz, gdy Johan 

powiedział o tym wprost, jej strach tylko się nasilił. Pokiwała głową.

- Hilda jest zupełnie innym typem człowieka, Elise - próbował uspokoić ją 

background image

Johan. - Z Mathilde było inaczej. Ona zrezygnowała, zanim podjęła jakąkolwiek 

próbę. Hilda postanowiła zatrzymać dziecko dla siebie, znaleźć jakiś kąt, pracę i 

poradzić sobie bez pomocy innych. I to jest godne podziwu! Ona ma w sobie zarówno 

przekorę, jak i siłę przebicia, które są niezbędne, by dać sobie radę w życiu.

- Mnie się też tak zdawało, ale po naszym spotkaniu w sobotę zaczęłam 

powątpiewać. Było w niej coś takiego obcego. Trudno mi to wyjaśnić, wiem tylko, że 

nie była sobą. Teraz nabrałam podejrzeń, że Paulsen przejrzał jej plany i trzyma ją 

pod kluczem.

- Coś ty? Sądzisz, ze przetrzymuje ją wbrew jej woli? - W głosie Johana 

zabrzmiało przerażenie.

- Pan Paulsen Junior i jego żona sądzą, że za miesiąc zaadoptują dziecko, i 

bardzo się z tego cieszą. Opowiedziała mi historię młodej matki, której narzeczony 

zginął w wypadku w fabryce, nim zdążyli się pobrać, wyjaśniając, że ta dziewczyna 

nie ma innego wyjścia, jak tylko oddać dziecko do adopcji. Jeśli majster domyślił się, 

ż

e Hilda ma inne plany... - urwała, zagryzając wargi. - To wszystko moja wina, Johan 

- dodała zduszonym głosem, z trudem powstrzymując się od płaczu. - Powiedziałam 

Hildzie, że powinna powiedzieć majstrowi prawdę, by nie narazić się na to, że zaraz 

po porodzie odbiorą jej dziecko. Może mu więc powiedziała, a on w odpowiedzi 

zamknął ją na klucz?

Johan pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Nie mógłby tak zrobić. Ryzykowałby utratę reputacji, gdyby to wyszło na 

jaw. Okryłby hańbą siebie i całą rodzinę. Straciłby stanowisko i zniszczyłby życie 

zarówno sobie, jak i swojemu bratankowi.

Elise patrzyła na niego w milczeniu, wreszcie odparła cicho:

- Mówisz tak tylko po to, by mnie pocieszyć, ale sam w to nie wierzysz. 

Doskonale wiesz, że młode, biedne dziewczęta są wykorzystywane przez szacownych 

obywateli. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o powieści Albertine Christiana Krohga, w 

której autor zaatakował podwójną moralność panującą w Kristianii? Gdy tylko 

książka ukazała się drukiem, została zatrzymana przez cenzurę i zakazano jej 

sprzedaży. Stwierdzono, że jest nieprzyzwoita i zagraża moralności, mimo że opisana 

historia była prawdziwa. Johan pokiwał głową.

- Już minęło parę lat, ale pamiętam, że z tego powodu tysiące robotników 

wyszło wtedy na ulicę w proteście przeciwko rządowi.

- Ale Sverdrup się nawet nie pokazał demonstrującym, całkiem zignorował 

background image

protest. Myślę, że ani powieść, ani marsze protestacyjne nie doprowadziły do żadnych 

zmian. Na Lakkegata i Vika nadal roi się od dziewcząt, które zarabiają na ulicy na 

swe utrzymanie, oferując dobrze sytuowanym mężczyznom chwile cielesnych uciech, 

a ci, którzy rządzą w mieście, chronią przedstawicieli własnej warstwy społecznej.

Johan nic nie powiedział, ale była pewna, że się z nią zgadza.

- Skłamałam majstrowi, że w rodzinie ktoś jest ciężko chory, ale i to go nie 

obchodziło. Oświadczył, że Hilda leży w łóżku, więc i tak w niczym nie pomoże. 

Nawet nie zapytał, kto jest chory i na co. Pomyśl tylko, gdyby tak na przykład mama 

zaniemogła? Albo któryś z chłopców?

Johan pokręcił głową wyraźnie wstrząśnięty tym, co mu opowiedziała.

- Musisz porozmawiać z Emanuelem, on na pewno zna wielu ludzi, którzy 

mają wpływy. Po sąsiedzku mieszkają Carlsenowie, może oni przemówią majstrowi 

do rozsądku? W najgorszym wypadku można poinformować o wszystkim Paulsena 

Juniora. Wątpię, czy zdecydują się wziąć dziecko siłą odebrane matce.

Elise przytaknęła. Nie miała odwagi nawet o tym pomyśleć, ale teraz uznała, 

ż

e jest to jedna z możliwości.

- Dziękuję ci, Johanie. Dobrze mi zrobiła rozmowa z tobą. Byłam wzburzona i 

zła, gdy się rozstałam z majstrem, i nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. 

Szłam więc i wymyślałam sobie, że napiszę artykuł do gazety, który wywoła burzę i 

wstrząśnie całą Kristiania - zaśmiała się. - Znasz mnie, kiedy życie staje się nie do 

zniesienia, uciekam w świat fantazji.

- Nie pamiętasz, co ci mówiłem? Powinnaś zacząć pisać.

- Posłuchałam twojej rady. Zaśmiał się cicho.

- Naprawdę? Spróbowałaś swoich sił?

- Napisałam o Mathilde i o swojej desperackiej próbie uratowania jej od 

ś

mierci, o tym, co ją pchnęło do takiej decyzji, i o tym, jak zareagowała jej mała 

córeczka. Dziewczynka dowiedziała się, że jej mama nie żyje, ale nie rozumiała, że 

już nigdy do nich nie wróci.

- I co zrobiłaś z tym opowiadaniem? Wysłałaś gdzieś?

- Torkild zajrzał do mnie któregoś dnia i zobaczył na stole w kuchni zapisane 

kartki. Musiałam więc mu się przyznać do swoich literackich prób. Poprosił, bym 

pozwoliła mu przeczytać. Przeraziłam się. Byłam pewna, że zacznie mnie pocieszać, 

bym się nie zniechęcała, on tymczasem wpadł w zachwyt. Zna jakiegoś redaktora z 

„Verdens Gang” i obiecał pokazać mu to opowiadanie, ale od tamtej pory nie 

background image

widziałam się z nim, nie mam więc żadnych wiadomości.

Johan zaśmiał się swoim radosnym basem.

- Jakże żałuję, że tego nie czytałem.

- Poproś Torkilda! Gdy mu zwrócą opowiadanie, to je sobie przeczytasz.

- Jesteś pewna, że dostanie je z powrotem? - spytał pogodnym głosem.

Popatrzyła na niego przestraszona.

- A co, sądzisz, że oni wyrzucają nieprzyjęte materiały? Johan zaśmiał się 

głośno.

- A może wydrukują je, a wówczas nie zwrócą ci rękopisu. Chyba że każą ci 

coś poprawić albo coś dopisać, wtedy otrzymasz go z powrotem.

- Wyśmiewasz się ze mnie.

Wyciągnął rękę i w przypływie impulsu pogłaskał Elise po policzku.

- Nie, Elise. Nigdy bym się z ciebie nie śmiał. Trochę tylko zazdroszczę 

Torkildowi, że był twoim pierwszym czytelnikiem. Wszystko jedno, czy przyjmą to 

opowiadanie, czy nie, jestem przekonany, że napisałaś je ze swadą. Na pewno jest 

poruszające i chętnie je przeczytam.

- Tylko dlatego że... - umilkła nagle.

- Dlatego że?

- Nie, tak tylko sobie pomyślałam...

- Dlatego że cię kocham, tak pomyślałaś?

Pokręciła głową, przerażona kierunkiem, w jakim potoczyła się ich rozmowa.

- Ale to prawda! Kocham cię tak samo jak przedtem, zanim moje życie tak się 

skomplikowało. Niestety jestem też w pełni świadomy, że los chciał inaczej i że nigdy 

nie będziemy razem. Ale przecież możemy pozostać przyjaciółmi, prawda? Być jak 

brat i siostra.

Nie odpowiedziała, zdając sobie sprawę, jak trudno przyjaźnić się z kimś, 

kogo się kocha.

- Myślisz, że nic z tego nie wyjdzie? - zapytał smutnym głosem.

- Nie wiem, Johan. Wydaje mi się, że my oboje poradzilibyśmy sobie z tym. 

Może... Ale pozostali...

- Agnes i Emanuel? Pokiwała głową.

- O Agnes nie musisz się martwić. Dostała, czego chciała, i czuje się 

bezpieczna. Teraz zmieniła zainteresowania.

- Jak to? - Elise popatrzyła na niego zdziwiona.

background image

- Nie warto o tym mówić. Ma męża, który ją utrzymuje, a może nawet z 

czasem zapewni jej lepszą pozycję, no i da jej dziecko. Dlatego może skoncentrować 

całą swoją energię na czymś innym.

- Masz na myśli innych?

- To też.

- Nie wyglądała na zmartwioną, kiedy straciła dziecko.

- Bo i nie była zmartwiona. Ale to nie znaczy, że nie chce mieć dzieci. 

Owszem, chce, ale później.

Elise ku swemu zdumieniu poczuła ukłucie w sercu. Przez moment stali w 

milczeniu.

- Emanuel nadal jest o ciebie zazdrosny i przestałam już się łudzić, że z 

czasem mu to minie - odezwała się wreszcie. - Jestem zaproszona na ślub Anny i 

Torkilda i już zaczęłam się bać. Trudno bez przerwy mieć się na baczności. Nie mogę 

zachowywać się swobodnie, mówić ani robić tego, co chcę, bo wszystkiemu 

przypisywane są najgorsze intencje.

- Nie mogę tego pojąć. Przecież on nie ma żadnych powodów do zazdrości, Na 

pewno nigdy nawet nie spojrzałaś na innego mężczyznę i nigdy byś nie zdradziła 

Emanuela.

- On jest zazdrosny o moją przeszłość.

- Masz na myśli ciebie i mnie, naszą wspólną przeszłość? Potwierdziła.

- Kiedyś z rozpędu opowiedziałam, że mieliśmy po ślubie zamieszkać u twojej 

mamy w kuchni. Nie mógł tego w ogóle słuchać.

- Dlaczego o tym opowiedziałaś?

- Nie kierowałam się jakimś konkretnym powodem, chciałam mu tylko 

wyjaśnić, że my, którzy pochodzimy stąd, znad rzeki, przywykliśmy do ciasnoty.

Zapadła cisza.

- Często o tym myślisz, Elise? - zapytał ostrożnie. - Wiesz, o tym, co mogłoby 

być?

- Nie, nie mam odwagi. To znaczy... - plątała się w odpowiedzi.

- Dlaczego nie masz odwagi?

- Ja... wydaje mi się, że najlepiej o tym nie myśleć. Skoro złożyłam komuś 

innemu przysięgę małżeńską, z nim związałam się na resztę życia. Nie ma sensu więc 

rozmyślać o tym, co by mogło być, bo to tylko boli.

- Dlaczego boli? Nie masz żadnych dobrych wspomnień z tamtego czasu?

background image

- Ależ mam, oczywiście. Mam wyłącznie dobre wspomnienia aż do tamtego 

dnia, gdy zniknąłeś z mojego życia.

- Dlaczego więc tak cię to boli? Uważasz to za pewnego rodzaju zdradę?

Spuściła głowę i przytaknęła.

- Czy to znaczy, że nadal coś do mnie czujesz?

- Nie mów tak, Johanie. Co to pomoże? Zresztą tak nie wolno.

- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Nie możesz zdobyć się na szczerość? Jeśli 

całkiem skończyłaś ze mną i zostawiłaś za sobą, wówczas nie będę cię więcej 

niepokoił. Jeśli jednak czujesz to samo co ja, że to my dwoje powinniśmy byli stanąć 

razem przed ołtarzem, to pomoże nam obojgu, gdy będziemy wobec siebie szczerzy.

Westchnęła ciężko.

- Oboje wiemy, co się stało. Gdyby nie plotki i ludzkie gadanie, nie zerwałbyś 

zaręczyn, a ja czekałabym na ciebie, póki byś nie wyszedł z więzienia. Emanuel dał 

mi szansę, której nie mogłam odrzucić. Byłam jednak zdecydowana dołożyć starań w 

nadziei, że pokocham go tak, jak kochałam ciebie. Okazało się to trudniejsze, niż 

sądziłam. Ciągle jednak nie przestaję się łudzić, że nam się to uda. On po prostu 

potrzebuje więcej czasu, by przywyknąć do życia tu, nad rzeką. Do hałasu dzieci i 

skromnych posiłków. To nie takie łatwe dla kogoś, kto wyrósł w dobrobycie.

- Zdaje się, że przez parę lat służył w Armii Zbawienia.

- Co innego pomagać biednym, a co innego żyć tak jak oni - powtórzyła słowa 

Emanuela.

- Nie chcę, by ci było tak ciężko, Elise. Pytam cię po to, by wiedzieć, a tym 

samym służyć ci pomocą. Jeśli nie pozostaje już nic innego, to dobrze jest chociaż 

mieć kogoś, komu można się zwierzyć. Z tego, co słyszę, przypuszczam, że nie 

zawsze jest ci łatwo.

- A komu jest wyłącznie łatwo?

- Masz rację. Czy słusznie się domyślam, że nadal mnie trochę kochasz?

- Nie mam prawa mówić takich rzeczy! Nawet myśleć nie mam prawa.

- A czy szczerość jest grzechem?

- Mowa raczej o zakazanych uczuciach.

- Myślisz, że można kierować uczuciami? Jeśli są zakazane, to oznaczałoby, 

ż

e da się nimi rządzić. A ja nie sądzę, by to było możliwe. - Podniósł dłoń i pogładził 

ją delikatnie po policzku. - Kocham cię, Elise. Nie chcę tego i nie wydaje mi się to 

właściwe, ale tak już jest. Miłości, która trwała tak długo, nie da się wyrwać z korze-

background image

niami. Wolę się sam do tego przyznać i wiedzieć, że ty o tym wiesz, niż udawać 

obojętność. Nie zamierzam cię namawiać do popełnienia grzechu, zbyt dobrze cię 

znam. Ale nie chcę pozbawiać się twojej obecności w moim sercu, mimo że wiąże się 

to także z cierpieniem. Jeśli myślisz tak samo jak ja, możemy sobie nawzajem pomóc, 

razem dźwigając kłopoty i radości. Pokręciła głową.

- Nie proś mnie o to, Johanie. Nie żądaj ode mnie odpowiedzi. Przyrzekłam 

Emanuelowi, że będę go kochać i szanować, dopóki śmierć nas nie rozdzieli. Nie 

mogę więc ci teraz wyznawać miłości.

- To zbędne, Elise. Już mi odpowiedziałaś.

Zdawało się jej, że pochyla się ku niej, i cofnęła się o krok przestraszona.

- Muszę się śpieszyć. Już dawno powinnam być w domu.

W mroku nie widziała dokładnie jego twarzy, ale miała wrażenie, że Johan się 

uśmiecha.

- Kłamczucha! Przecież zamierzałaś porozmawiać z Hildą, więc nikt się ciebie 

nie spodziewa wcześnie w domu. Ale rozumiem cię, Elise. Nie będę cię kusił. Jest 

późno, a nad rzeką po ciemku bywa czasem niebezpiecznie. Może cię odprowadzę?

- Nie, dziękuję. Chyba nie warto.

- Postaraj się nie martwić o Hildę. Ona jest silna i odważna. Zresztą obie 

jesteście takie. Hilda nigdy nie zdecydowałaby się na podobny krok co Mathilde.

Kiwnęła głową i skierowała się w stronę domu. Gdyby ktoś zapytał ją o to 

przed tygodniem, odpowiedziałaby mu to samo. Ale jeśli majster więzi ją i chce jej 

siłą odebrać dziecko, to nie jest już tego taka pewna.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Gdy wróciła do domu, Emanuel już leżał, a dzieci spały. Po cichu przemknęła 

się do sypialni, gdzie paliła się lampa naftowa, i zaczęła się rozbierać.

- Późno wróciłaś. - W głosie Emanuela zabrzmiał niemy wyrzut.

- Na wzgórze Aker i z powrotem nie jest przecież tak blisko.

- Co powiedziała?

- Nie udało mi się z nią porozmawiać. - Elise ściągnęła suknię przez głowę. - 

Akurat wrócił do domu majster i powiedział, że Hilda źle się czuje i nie może 

przyjmować gości. - Siadła na brzegu łóżka, poluzowała podwiązki, ściągnęła 

pończochy i rozpięła pas. - Wtedy zmartwiłam się na dobre i w desperacji skłamałam, 

ż

e muszę przekazać Hildzie ważną wiadomość o tym, że ktoś z rodziny ciężko za-

background image

chorował.

- Skłamałaś majstrowi? Elise!

- Tak, nie miałam wyjścia. Musiałam coś wymyślić. Ściągnęła bluzkę i halkę i 

naga sięgnęła po koszulę nocną. Emanuel podniósł się gwałtownie, chwycił ją i 

pociągnął za sobą.

- Wciąż masz takie piękne ciało, Elise. Mimo że urodziłaś dziecko.

Pogładził dłonią jej piersi i brzuch.

Elise przypomniała sobie, jak bardzo ją bolało, gdy się kochali ostatnio, ale 

choć wolałaby uniknąć zbliżenia, wiedziała, że nie zdoła się od tego wymówić. 

Powszechnie wiadomo, że obowiązkiem żony jest zaspokajać potrzeby męża.

Emanuel stał się nagle gwałtowny i równie niepohamowany jak ostatnio. 

Pojękiwała z bólu, ale on w ogóle na to nie zważał. Łóżko strasznie trzeszczało. Oby 

tylko chłopcy nic nie usłyszeli przez cienką drewnianą ścianę, pomyślała z obawą. 

Gdy Emanuel dawał upust swojej żądzy, przypomniała sobie nagle słoneczną, 

porośniętą trawą polanę. Pod osłoną zarośli i listowia leżeli razem z Johanem, 

obdarzając się nawzajem pieszczotami. Johan był czuły i delikatny, a jej serce biło 

gwałtownie z pożądania. Gdy odchylił poły jej bluzki i odsłonił piersi, brodawki 

skuliły się owiane chłodniejszym podmuchem wiatru. Nigdy nie czuła równie silnej 

tęsknoty, by stopić się z nim w jedno, jak właśnie wtedy.

Emanuel skończył tymczasem i obrócił się na bok, mówiąc:

- Dobranoc, Elise.

- Dobranoc, Emanuelu - odpowiedziała, ale w wyobraźni wciąż leżała w 

ramionach Johana na słonecznej polanie.

Z wolna jej ciało obudziło się, w podbrzuszu odczuła mrowienie i rosnące 

pożądanie. Johan uniósł jej powoli spódnicę i gorącą dłonią pogładził w 

najintymniejszym miejscu.

- Tak, Johanie - wyszeptała w duchu. - Chcę!

Kiedy następnego przedpołudnia usiadła do szycia, rozmyślała zrazu o Hildzie 

i dziwnym zachowaniu majstra, a potem przypomniała sobie rozmowę z Johanem. 

„Kocham cię, Elise...”

Z przerażeniem skonstatowała, że jej ciało znów reaguje, i zawstydziła się.

Nie wolno im rozmawiać ze sobą w taki sposób. Następnym razem gawędzić z 

nim będzie wyłącznie o codziennych sprawach i natychmiast mu przerwie, gdy znów 

skieruje rozmowę na uczucia. Bo to przypominało igranie z ogniem. Może Johan ma 

background image

rację, powinna być szczera, przynajmniej wobec siebie, i przyznać się, że nadal żywi 

wobec niego gorące uczucia. Jeśli jest się świadomym niebezpieczeństw, łatwiej z 

nimi walczyć.

Ale co to pomoże, nawet jeśli w nich obojgu miłość nie wygasła, skoro 

wiedzą, że i tak nigdy nie będą razem. „Możemy sobie nawzajem pomóc, razem 

dźwigając kłopoty i radości”, powiedział, ale czy tęsknota za kimś nieosiągalnym nie 

przyniesie więcej smutku niż radości?

Przypomniały jej się broszury, które Agnes pożyczyła od innych dziewcząt, 

kiedy jeszcze chodziły do szkoły, i które czytywały po kryjomu. Broszury 

nieprzeznaczone dla młodych dziewcząt. Gdyby mama to zobaczyła, wybuchnęłaby 

gniewem. Z szeroko otwartymi oczami chłonęły ich treść, nic nie pojmując, 

oszołomione tajemnicą miłości. Dziwiła się, że jej mama i tata naprawdę to robili, i to 

przynajmniej cztery razy, skoro urodziło im się czworo dzieci.

Uśmiechnęła się pod nosem do swych wspomnień.

Nie minęło wiele lat, gdy dowiedziała się prawdy o życiu i doświadczyła 

więcej niż potrzeba. Słyszała opowieści o dziewczętach, które sprzedawały się na 

ulicy, aby przetrwać, lecz w tych historiach brakowało miłości. A potem przeczytała 

Constanse Ring Amalie Skram. Mama pożyczyła tę książkę od jakiejś znajomej, a 

Elise ukradkiem ją podczytywała.

Pisarka odważyła się napisać wprost o seksualności kobiet i opisała, jak 

zdolność do kochania została stłumiona u Constanse poprzez obłudę ówczesnego 

systemu wychowawczego opierającego się na przemilczaniu i tłumieniu zmysłów. 

Elise uważała, że życie miłosne kobiet zależy od wychowania i sytuacji finansowej. 

W przeciwieństwie do swobody, w jakiej żyły inne robotnice z fabryk Hjula i Graaha, 

mama wychowała je obie bardzo surowo i kładła duży nacisk na przestrzeganie zasad 

moralnych. W ich środowisku ludzie są jednak tak pochłonięci zdobywaniem 

codziennego chleba, że nie mają czasu rozmyślać o uczuciach.

Pomyślała o mamie, która wyszła za mąż z wielkiej miłości i kochała ojca do 

końca, mimo tylu cierpień, jakie przeżyła, gdy stracił pracę i popadł w pijaństwo. A 

kiedy spotkała Asbjorna Hvalstada, zakochała się po raz drugi. Elise była pewna, że 

mama potrafi jednorazowo kochać tylko jednego mężczyznę i gdy żyła u boku ojca, 

nigdy przez jej głowę nie przemknęły grzeszne myśli o innych mężczyznach. Teraz 

zaś zapewne przestała wspominać przeszłość.

Dlaczego ja nie jestem taka? - zastanawiała się. Oczywiście, bardzo się starała 

background image

i niemal zdołała przekonać siebie, że Johan jest w jej życiu zamkniętym rozdziałem, 

ale wczorajsze wieczorne z nim spotkanie uświadomiło jej coś innego. Wiedziała, że 

to niewłaściwe i że powinna walczyć z takimi niebezpiecznymi uczuciami, zanim zy-

skają nad nią władzę. Dlatego nie mogę spotykać się z Johanem, postanowiła. A już 

zwłaszcza przebywać z nim sam na sam.

Ku jej zdumieniu w porze przerwy obiadowej zjawił się w domu Emanuel, 

mimo że wcześniej uprzedzał, że nie przyjdzie, bo musi pracować. Uśmiechał się i był 

najwyraźniej w doskonałym humorze.

- Mam coś dla ciebie - oświadczył zadowolony. - To znaczy właściwie to nie 

jest całkiem nasze, tylko pożyczone.

- O czym ty mówisz? - zdziwiła się Elise, po czym wstała od stołu w salonie, 

na którym leżała już prawie gotowa suknia, resztki materiałów, szpulki z nićmi, 

nożyczki i miara krawiecka, i skierowała się do niego do kuchni.

- Wyjrzyj na dwór! - rzucił z młodzieńczym zapałem, przypominając znów 

tego Emanuela sprzed wielu miesięcy.

Otworzyła drzwi zaciekawiona. Na zewnątrz stał wózek dziecięcy! Piękny 

wózek z dużymi kołami i budką ozdobioną koronką, a w środku leżała biała poduszka 

i kołderka z mereżką.

Elise zrobiła wielkie oczy.

- A od kogo pożyczyłeś ten wózek, na Boga?

- Od mamy Olgi Katrine. Zadzwoniły do mnie i zaprosiły w przerwie 

obiadowej. Ojciec Olgi Katrine przyjechał po mnie swoim powozem. Kiedy się 

dowiedzieli, że Hugo nie wychodzi na spacery, bo nie ma w czym, mama Olgi Katrine 

wysłała służącą na strych i kazała przynieść ten wózek.

- To będziemy mogli pójść w niedzielę na spacer! - Elise posłała mu 

zachwycony uśmiech. - I pojedziemy do Anny, żeby zobaczyła Hugo, bo przecież go 

jeszcze nie widziała.

Emanuel zaśmiał się.

- Tylko się zbytnio nie zapalaj, bo nie będziesz miała czasu szyć. A w ogóle 

jak ci idzie? Zdążysz skończyć w ciągu tygodnia?

- Myślę, że tak. Muszę się jeszcze raz wybrać na wzgórze, żeby zrobić 

przymiarkę. Trochę się jednak obawiam tam iść. Serce mi się ściska, gdy widzę, jak 

młoda pani Paulsen się cieszy na dziecko, a wiem, że Hilda wcale nie zamierza go 

oddać. Równocześnie zdaję sobie sprawę, że to Hildzie należy się współczucie, a nie 

background image

pani Paulsen. - Gwałtownie spoważniała. - Myślisz, że majster może więzić Hildę aż 

do porodu, żeby odebrać jej dziecko?

Popatrzył na nią wstrząśnięty.

- Jak możesz w ogóle mówić coś takiego? Majster mimo wszystko jest 

porządnym człowiekiem. Hilda sama dokonała wyboru, godząc się żyć z nim bez 

ś

lubu. Musi więc ponieść konsekwencje.

Popatrzyła na niego przerażona.

- Twoim zdaniem musi się zgodzić na to, że i to dziecko zostanie jej 

odebrane?

Odwrócił się do niej plecami i położył na stole w kuchni gazetę.

- Wracam, bo zaraz się skończy przerwa obiadowa.

Brak odpowiedzi jest także odpowiedzią, pomyślała, czując ciężar na piersi. 

Nie spodziewała się, że w tej sprawie Emanuel stanie po stronie majstra.

Czy to dlatego, że obawia się, iż Hilda z dzieckiem wprowadzi się tu do nich 

do domu? Niełatwo byłoby odmówić jej schronienia, gdyby któregoś dnia stanęła w 

drzwiach z niemowlęciem i oznajmiła, że nie ma dachu nad głową i środków do 

ż

ycia. Może o to chodziło Emanuelowi.

- Czy nie można pozbyć się tych kuchennych zapachów z domu? - rzucił 

poirytowany. - Za każdym razem, gdy otwieram drzwi wejściowe, uderza mnie w 

nozdrza zapach smażonej ryby.

- Nie lubisz też smrodu rzeki.

- Nie mogłabyś wietrzyć przez okno nad kuchenną ławą?

- W ten sposób uciekałoby ciepło. Westchnął ciężko.

- Niewiele przyjemności czeka człowieka w domu. Ja tu przynoszę piękny 

wózek dziecięcy, a wysłuchuję jedynie o problemach.

- Wybacz, ale po prostu boję się o Hildę. Dziwne, że majster nie chciał mnie 

do niej wpuścić.

- Nie jest normalne, by służąca przyjmowała gości.

- A w jaki sposób w takim razie mogę jej przekazać wiadomość?

Wzruszył ramionami.

- Zazwyczaj służące mają wychodne co drugą niedzielę. Sprawdź, kiedy 

wypada jej wolny dzień.

Elise rozpogodziła się na tę myśl. Do porodu zostało jeszcze ponad trzy 

tygodnie. O ile wszystko odbędzie się normalnie. Często rozwiązanie następuje 

background image

jednak po wyznaczonym terminie. Kiedy ostatnio, w sobotę, widziała Hildę, jej 

brzuch nie był aż taki duży, więc może jest jeszcze trochę czasu.

Być może poniosła ją wyobraźnia, przecież Paulsen nie jest potworem, 

niemożliwe, by trzymał Hildę pod kluczem.

Emanuel skierował się ku wyjściu.

- Zapewne wrócę późno dziś wieczór. Muszę coś załatwić. Zerknęła na niego, 

ale o nic nie spytała.

Wiedziała, że i tak nie zechce jej odpowiedzieć.

Kiedy chłopcy przyszli ze szkoły i najadłszy się, pobiegli do pracy, Elise 

postanowiła zrobić sobie przerwę w szyciu i wypróbować wózek.

Rano było chłodno, a ziemię pokrywał szron, teraz jednak słońce świeciło 

zachęcająco, a w powietrzu czuło się niemal powiew lata. Kos wyśpiewywał gdzieś w 

pobliżu, i nawet szum wodospadu nie zagłuszył jego treli. Pod ścianami domu 

zakwitły krokusy i przebiśniegi, a na pochyłym brzegu rzeki żółciły się kwiatki pod-

biału.

Gdy ułożyła Hugo w wózku, popatrzył zdziwiony w niebo, rozejrzał się na 

boki, mimo że raziło go słońce, a potem spojrzał na Elise. Uśmiechnąwszy się 

szeroko, pomachał rączkami, jakby chciał jej podziękować za takie atrakcje. 

Odwzajemniła mu się uśmiechem, czując, jak ze wzruszenia ściska ją w gardle.

- Jak to z tobą będzie, malutki? - zagadnęła, poklepując synka po policzku.

Słyszała, że mężczyźni rzadko interesują się dziećmi, póki nie urosną na tyle, 

ż

e można z nimi porozmawiać. Emanuel też nie wykazywał zbytniej ciekawości i jak 

podejrzewała, nie należy się spodziewać większych zmian. Po wizycie Carla 

Wilhelma i Olgi Katrine powiedział, że Hugo z każdym miesiącem coraz bardziej 

upodabnia się do rudzielca. Skoro nie potrafi pogodzić się z tą myślą, to wątpliwe, czy 

zdoła w przyszłości wykrzesać z siebie ojcowskie uczucia.

Odsunęła na bok tę przykrą myśl i postanowiła rozkoszować się wiosną i 

zapomnieć o tym wszystkim, co ją zasmuca.

Było tak ciepło, że zrezygnowała z szala, włożyła jedynie kapelusz. 

Zamierzała przejść przez most i dalej skierować się w stronę Maridalen, a stamtąd 

skręcić na południe i minąć gospodarstwo Biermannsgarden. Przyjemnie posłuchać 

dolatującego z obory ryczenia krów, które wkrótce będą się paść na pastwisku.

Zobaczyła dwie dziewczynki wychodzące z budynku gospodarstwa. W rękach 

trzymały kanki na mleko. Miały czarne skarpetki, jasne sukienki z fartuszkami i białe 

background image

wstążki w zaplecionych warkoczykach, a na głowach słomkowe kapelusiki. Panienki 

z dobrego domu.

Uwielbiała spacerować tędy pomiędzy niskimi drewnianymi domkami. 

Tutejsze gospodynie były bardzo pracowite i czyste, na parapetach stały kwiaty, a 

ś

nieżnobiałe firanki, starannie wykrochmalone, wisiały w lśniących, świeżo umytych 

oknach. Lubiła zaglądać do środka i podziwiać niewielkie izby wypełnione meblami i 

różnymi ozdobnymi przedmiotami. Na stołach leżały aksamitne obrusy, a na ścianach 

gęsto wisiały obrazy. Tutaj mieszkali urzędnicy, rzemieślnicy i kupcy, a ich żony 

zajmowały się wyłącznie domem. Wszędzie było schludnie i porządnie. W niedużych 

ogródkach zagrabiono już stare liście, które palono wraz z połamanymi gałęźmi. Elise 

chciwie nabrała w nozdrza tej charakterystycznej woni spalenizny, która kojarzyła jej 

się z wiosną.

Nie miała sumienia zbyt długo spacerować, w domu czekała ją robota. W 

powrotnej drodze, gdy przechodziła przez most, z naprzeciwka nadeszła jakaś 

kobieta. Elise nie od razu zorientowała się, kto to jest, dopiero po chwili poznała, że 

to matka jednej z prządek z fabryki Graaha.

- Proszę, proszę, jaśniepani na spacerze! - Kobieta zatrzymała się zdyszana i 

zmierzyła Elise od stóp do głów.

Elise uśmiechnęła się niepewnie, speszona słowami kobiety, a także jej 

spojrzeniem.

- Taka piękna pogoda, że nie mogłam sobie odmówić spaceru, mimo że 

właściwie nie mam czasu - tłumaczyła się, uśmiechając się przyjaźnie.

- Jak to, ty nie masz czasu? Ty, która nie musisz pracować w fabryce?

- Zarabiam, szyjąc dla ludzi. Nie mam z kim zostawić dziecka, a nadzorca nie 

pozwala już przynosić niemowląt do fabryki i kłaść ich w korytarzu.

- Myślałam, że wyszłaś za mąż za kogoś po drugiej stronie rzeki.

Elise zająknęła się, nie wiedząc, co powiedzieć. Tutejsi ludzie nie lubią tych, 

którym się lepiej powodzi. Nie należy się wyróżniać, tak brzmi podstawowe prawo 

dzielnicy nad rzeką.

- Mój mąż służył przez wiele lat w Armii Zbawienia, ale pochodzi ze dworu. 

Teraz pracuje w tkalni płótna żaglowego.

Kobieta prychnęła.

- W tkalni płótna żaglowego? - powtórzyła pogardliwie. - Nigdy go nie 

widziałam ubranego w drelichową bluzę!

background image

Odeszła, najwyraźniej nie mając ochoty z nią dłużej rozmawiać.

Elise zamyśliła się i ruszyła dalej wolnym krokiem. A więc to tak wygląda. 

Emanuel nigdy nie stanie się jednym z nich, mieszkańców dzielnicy robotniczej. W 

oczach tutejszych był obcy i nie miał tu czego szukać. Mimo że był wykształcony i 

dobrze urodzony, nie cieszył się szacunkiem. Przeciwnie, spoglądano na niego z 

pogardą.

Zapewne czuł to, może nawet cierpiał z tego powodu, ale nie dzielił się z nią 

swoimi myślami.

Zdaje się, że i ją teraz zaszufladkowano podobnie. Kobieta nie miała ochoty na 

dłuższą pogawędkę, ponieważ uznała, że Elise wyróżnią się. Mogła sobie pozwolić na 

spacer w wiosennym słońcu, podczas gdy inne kobiety stały przy maszynach w 

fabryce. A do tego mówiła inaczej niż one. Agnes i większość prządek przyzwyczaiły 

się do tego, ale nie wszyscy to tolerowali. Na przykład Valborg i jej przyjaciółki. I tej 

kobiecie najwyraźniej też to przeszkadzało.

Elise zastanawiała się, czy mama postąpiła słusznie, ucząc je wysławiać się 

starannie i rugując z ich słownika potoczne określenia. Może najlepiej jest być takim 

jak wszyscy? Poruszać się w stadzie i nie wyróżniać się? Pomyślała sobie o Pederze, 

którego koledzy zapędzili na sam brzeg, tuż przy wodospadzie, a w szkole wciąż z 

niego drwili i mu dokuczali. Nie dlatego, że wyrażał się starannie, bo po prawdzie 

wcale tak nie było, ale ponieważ był inny: nie potrafił czytać, był grzeczny, nigdy 

nikogo nie krzywdził i nie potrafił oddać, nie był łobuzem.

Zauważywszy dwie kobiety idące w dół ulicą Sandakerveien, Elise 

pośpiesznie przeszła przez most i skręciła w stronę domu majstra, otworzyła furtkę do 

swojego ogrodu, by zaraz zniknąć za węgłem. Wolała, by kobiety jej nie zauważyły, 

choć nie zdołała rozpoznać, kto to taki.

Ten wózek jest zbyt ładny, pomyślała. Nie pasuje tu.

Emanuel wrócił do domu dopiero późnym wieczorem. Elise dawno zdążyła się 

położyć, pogasiła lampy i już zasypiała, gdy nagle usłyszała jakieś hałasy w kuchni. 

W jednej chwili otrząsnęła się ze snu i na leżąco nasłuchiwała uważnie w ciemności. 

Co on się tak tłucze? - zastanawiała się. Żeby tylko nie obudził chłopców! Przypo-

mniały jej się wszystkie te okropne wieczory, kiedy ojciec wracał do domu pijany i 

urządzał karczemne awantury. Próbowała udawać, że śpi, ale serce waliło jej ze 

strachu. Nie bała się o siebie, bo ojciec jej nigdy nie tknął. Bała się o mamę. Bo gdy 

mama nie zdołała się powstrzymać i robiła mu wymówki, stawał się agresywny, kopał 

background image

i bił, klął i wrzeszczał.

Ale Emanuel nie upijał się. Co najwyżej wychylał kieliszek lub dwa ze starymi 

przyjaciółmi. Żeby wytrzymać. Myśl ta zapiekła ją.

Wreszcie dotarł do sypialni. Po ciemku uderzył się o łóżko i zaklął siarczyście. 

Elise nie poruszyła się. Nie mogła nawet znieść myśli, że tego wieczoru znów będzie 

chciał ją posiąść. Jedyne, co się w nim nie zmieniło, to niepohamowany apetyt na 

cielesne rozkosze.

Rozebrał się pośpiesznie i zwalił na łóżko. Nie, chyba nie jest pijany, 

pomyślała, bo nie zdołałby tak sprawnie zdjąć ubrania. Ale jednak coś pił, bo nie był 

do końca sobą. Skąd wraca, tego się nigdy nie dowie. Słyszała, że dyszy ciężko i 

niespokojnie przewraca się z boku na bok. Coś go męczyło. Może powinna przestać 

udawać, że śpi, i spróbować mu pomóc? Gdyby udało się jej nakłonić go do 

mówienia, może by mu to pomogło. Albo gdyby pogłaskała go po plecach i 

spróbowała go rozluźnić czułymi pieszczotami. Wiedziała jednak, że to nic nie 

pomoże. Co najwyżej odczytałby to jako zachętę do czegoś innego.

Leżała więc cicho.

Wreszcie się uspokoił, a słysząc jego równy oddech, zrozumiała, że zasnął.

Sama leżała z otwartymi oczami i wpatrywała się w mrok. Czy coś pomoże 

przeprowadzka do innego mieszkania?

Gdyby sięgnęła po pieniądze z szuflady w komodzie, stać by ich było na 

wynajęcie dwupokojowego mieszkania, póki Hugo nie urośnie i nie pójdzie do 

ż

łobka, a ona będzie mogła wrócić do pracy w fabryce. W żłobku może go przyjmą, 

gdy skończy roczek. Mogliby spróbować wynająć mieszkanie przy Wzgórzu Świętego 

Jana, uciekliby przed tym wszystkim, co tak denerwowało Emanuela, od smrodu rzeki 

i przyfabrycznych osiedli.

Problem jednak polega na tym, że Emanuel nie wie o tych pięciuset 

pięćdziesięciu koronach, a ona nie może mu powiedzieć o tych pieniądzach. Nagle 

poczuła coś na kształt strachu, jak tamtego dnia, gdy znalazła złotą broszkę. Pieniądze 

nie są jej. Dostała je, bo ofiarodawcy chcieli uciszyć własne wyrzuty sumienia. To 

brudne pieniądze, nie zarobiła ich uczciwie.

Powoli pokręciła głową. Nie, nie mogę powiedzieć Emanuelowi, że przyjęłam 

pieniądze od jego ojca, a także od rudzielca.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

background image

Następnego dnia poszła na wzgórze Aker, by zrobić przymiarkę pani Paulsen.

. Służąca wprowadziła ją do środka. Był wieczór, ale paliły się lampy 

elektryczne. Świeciła się zarówno lampa wisząca na suficie, jak i kinkiety, lampy 

stojące i lampki nocne. Paulsenowie musieli być nieprzyzwoicie bogaci, skoro stać 

ich było na to.

Poprowadzono ją przez pokoje do niedużego pomieszczenia narożnego, gdzie 

od podłogi do sufitu stały na półkach książki. Elise poczuła ukłucie w sercu, gdy 

zobaczyła panią Paulsen trzymającą na kolanach Braciszka. Bawiła się z nim w 

„Jedzie, jedzie pan...”, a malec aż piszczał z radości, a oczy mu się świeciły. Miał 

rumieńce, był zdrowy i pulchny. Zapewne karmiono go odpowiednio, dostawał 

zdrowe i pożywne jedzenie, co go uodporniało na choroby.

- Czyż nie jest słodki? - roześmiała się pani Paulsen. - Może matka nie 

powinna tak mówić o własnym dziecku, ale ja nie mogę się powstrzymać. Mój mąż 

twierdzi, że malec odziedziczył po mnie dobry humor i zaraźliwy śmiech, a moja 

mama mówi, że w dzieciństwie wyglądałam tak samo jak on.

Elise przenikał ból, gdy wpatrywała się w chłopca. Był wierną kopią Hildy i 

gdyby ktoś zobaczył ich razem, nie miałby żadnych wątpliwości, kto jest jego matką. 

Jakie to straszne dla Hildy mieszkać tak blisko i widywać ich raz po raz na ulicy, 

zaglądać w rozświetlone okna w pokoju dziecinnym. Może widzi, kiedy gaśnie 

ś

wiatło w pokoju dziecka i kiedy układane jest do snu. Poznaje rano, że synek się 

obudził, gdy odsłaniane są zasłonki w oknach. Widuje nianię, popychającą wózek na 

codziennych spacerach, a potem wyjmuje dziecko z wózka i wnosi je do domu.

A gdyby tak było z Hugo? Elise nawet nie miała siły o tym myśleć.

- Przychodzi pani zrobić przymiarkę sukni, pani Ringstad? - za - szczebiotała 

pani Paulsen. Miała stanowczo za wysoki i zbyt dziecinny głos jak na damę. - 

Zadzwonię po nianię i poproszę, żeby położyła Isaca w łóżeczku. - Przytuliła malca i 

pocałowała go w policzek. - Tak się cieszymy, że wkrótce będziemy mieć maleństwo, 

prawda, Isac? Pomyśl tylko, już niedługo będziesz miał malutkiego braciszka albo 

siostrzyczkę. Będziesz się miał z kim bawić, jak urośniesz. To całkiem co innego niż 

być samemu.

Nagle odwróciła się do Elise i zapytała:

- Mogłaby go pani potrzymać przez chwilę? Muszę zadzwonić po nianię.

Czyż mogła się sprzeciwić? Z łomoczącym z przejęcia sercem wzięła 

Braciszka na ręce. Popatrzył na nią zdumiony oczami Hildy, otworzył usta, takie jak 

background image

Hildy, a dołeczki w policzkach, takie jak u Hildy, widoczne były nawet, gdy był 

poważny. Nagle uśmiechnął się od ucha do ucha.

Pani Paulsen roześmiała się.

- Ależ ma pani rękę do dzieci, pani Ringstad. Isac nigdy się nie śmieje do 

obcych.

Nie jestem obca, jestem jego ciocią, pragnęła wykrzyczeć Elise.

Niania wkrótce się pojawiła i wzięła dziecko, a pani Paulsen zaczęła się 

rozbierać, by przymierzyć suknię. Elise przyjrzała się jej. Miała idealną kobiecą 

figurę, na kształt klepsydry. Była szczupła w talii, a szersza w biuście i w biodrach. 

Dodatkowo idealną sylwetkę kształtował mocno zasznurowany gorset. Mężczyznom 

podobały się takie kobiety. Na pewno Signe wyglądała podobnie, gdy Emanuel uległ 

jej wdziękom.

- A co słychać u pani męża, pani Ringstad? Dawno go nie widzieliśmy. 

Wcześniej zaglądał często do Carlsenów.

- Ma dużo pracy w biurze.

- Myślałam sobie o nim. Praca w Armii miała z pewnością całkiem inny 

charakter. Potrzeba trochę czasu, by się przyzwyczaić do nowych zajęć.

Elise pokiwała głową, przesuwając parę szpilek, by suknia była jeszcze 

bardziej obcisła.

- Może pani zwęzić jeszcze więcej, najwyżej mocniej zasznuruję gorset. 

Trochę trzeba pocierpieć dla urody, prawda? Przestanę się objadać kremem na deser i 

zacznę odkrajać tłuszcz z kotletów. Najważniejsza jest talia. Panna Carlsen też 

pewnie tak mówiła, gdy pani dla niej szyła?

- Jej suknia miała zupełnie inny fason. Nawet nie musiałam robić przymiarki. 

To znaczy... nie było na to czasu.

- A co teraz będzie pani jej szyła? Może letnią sukienkę?

- Nie wiem. Na razie nie podjęłam się innych zleceń. Mój mąż nie lubi, gdy za 

dużo pracuję.

- Dobrze to rozumiem. Mojemu by się to pewnie też nie podobało. Czasami 

jednak dobrze jest zająć się czymś innym niż domem, mężem i dziećmi, prawda?

Elise pokiwała głową. Pani Paulsen nie miała pojęcia, co to znaczy zarabiać 

ciężko na utrzymanie, pomyślała. Nie ma sensu jej tego tłumaczyć.

- Czasami już nudzą mnie te przyjęcia i wyjścia do teatru. Chciałabym umieć 

coś konkretnego, coś, czym mogłabym się zająć. Szycie pięknych sukien z pewnością 

background image

przynosi wiele zadowolenia. Myślę, że ma pani poczucie, iż pani coś tworzy.

Elise potwierdziła skinieniem głowy. W ustach miała pełno szpilek i nie mogła 

nic powiedzieć, nawet gdyby chciała.

- Znam pewną pisarkę - ciągnęła pani Paulsen. - Mówi, że woli siedzieć w 

domu i pisać niż wychodzić i się bawić. - Zaśmiała się. - Czyż nie brzmi to dziwnie?

Elise pokręciła głową, wydobywając z siebie jakieś pomruki. Ani trochę mnie 

to nie dziwi, pomyślała. Ale chyba o tym także nie warto rozmawiać.

- A co państwo robicie wieczorami? Mój mąż jest taki pochłonięty czytaniem 

gazet, że nie mam niemal odwagi odzywać się do niego. Siedzę więc sama i haftuję. 

Mam przyjaciółkę, dla której mąż czyta codziennie na głos, a ona haftuje. Prawda, że 

musi to być przyjemne? Czytała pani coś Camilli Collett albo powieści innych pisa-

rek?

Elise wyjęła szpilki z ust i odpowiedziała:

- Nie, ale moja przyjaciółka czytała Constanse Ring Amalie Skram i 

opowiedziała mi treść.

Pani Paulsen odwróciła się do niej z uśmiechem, mówiąc:

- Moja mama nie pozwoliła mi przeczytać ani tej powieści, ani Lucie czy Pani 

Ines. Czytałam więc po kryjomu. Pisarka piętnuje podwójną moralność mężczyzn i 

ucisk kobiet. Mężczyźni moralizują i oczekują, że będziemy uczciwe i wierne, sami 

zaś zabawiają się z panienkami do towarzystwa. Na szczęście mój mąż jest inny, ale 

słyszałam, że wielu tak postępuje.

Elise pomyślała o Emanuelu, ale nic nie powiedziała.

- Pewnie tam, gdzie państwo mieszkają, jest trochę inaczej - ciągnęła pani 

Paulsen, posyłając jej pytające spojrzenie. - Zdaje się, że w okolicach Beierbrua 

mieszkają w większości robotnicy?

Elise przytaknęła.

- Robotnicy pracują w znoju, by jakoś przetrwać. Nie mają czasu, pieniędzy 

ani siły na takie uciechy.

- Ciekawe. Opowiem to mojemu mężowi. Na pewno w dzielnicach 

robotniczych spotkać można więcej szczęśliwych małżeństw niż w naszym 

ś

rodowisku. Zawsze powtarzam, że pieniądze szczęścia nie dają.

- Ale ułatwiają życie - nie mogła się powstrzymać od wypowiedzenia tej uwagi

Elise. - Bieda może zabić miłość.

Pani Paulsen popatrzyła na nią zamyślona.

background image

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Kiedy mijam te słodkie niskie domki 

na Maridalsveien z oknami tuż nad ulicą i patrzę na wykrochmalone firanki i nieduże 

pokoiki, wydaje mi się, że musi być tam bardzo miło. Zastanawiam się niekiedy, czy 

czasem nie posiadamy zbyt wiele. W takich małych pomieszczeniach jest o wiele 

przytulniej i bardziej intymnie. Zgodzi się pani ze mną?

Elise pomyślała, że pani Paulsen z pewnością nigdy nie widziała 

przyfabrycznej czynszówki. Uśmiechnęła się i rzekła:

- Nie wiem, nigdy nie miałam dużego salonu. Pani Paulsen zaśmiała się.

- Ale za to przeżyła pani wielką miłość! Obojgu nam z mężem było bardzo 

miło spotkać państwa wtedy na spacerze. Wydawaliście się tacy zakochani! A tak 

niewielu ludzi pobiera się z miłości. Zazwyczaj rodzice rozglądają się za odpowiednią 

partią i starają się przekonać do niej syna lub córkę. Mało kto przeżywa namiętność, o 

tym co najwyżej czytamy w książkach. - Znów się zaśmiała.

Elise zdziwiła się. Pani Paulsen musiała przecież zauważyć jej ubrania i 

domyśliła się zapewne, że nie jest bogata, tymczasem traktuje ją jak równą sobie. 

Albo jest naiwna, albo całkowicie pozbawiona snobizmu. Wydaje się niewiarygodne, 

by osoba, która mieszka w eleganckiej willi i należy do bogatej mieszczańskiej klasy, 

była całkowicie pozbawiona uprzedzeń.

- Ma pani wiele przyjaciółek, pani Ringstad?

- Miałam, kiedy pracowałam w przędzalni, teraz jednak rzadko się z nimi 

widuję.

- A jaka była pani najlepsza przyjaciółka?

- Nieokiełznana, żywotna i bardzo łatwo się zakochiwała.

To wyjątkowo miły opis Agnes, uznała Elise w duchu, ale przecież nie można 

wszystkiego opowiedzieć takiej damie jak pani Paulsen.

Pani Paulsen uśmiechnęła się.

- To znaczy, że stanowiła pani przeciwieństwo. Pani jest poważniejsza i 

porządniejsza, jak sądzę. Widuje ją pani nadal?

- Czasami. Byłam jej druhną, gdy w ubiegłym roku wychodziła za mąż.

- Kogo poślubiła?

A cóż to za ciekawość, zdziwiła się Elise, ale wydawało jej się, że powinna 

odpowiedzieć.

- Byłego robotnika z tkalni płótna żaglowego, który obecnie kształci się na 

rzeźbiarza.

background image

Pani Paulsen popatrzyła na nią zaskoczona.

- Chyba nie mówi pani o Johanie Thoresenie? Elise okryła się pąsem, co ją 

trochę zdenerwowało.

- Owszem.

- Ożenił się z byłą służącą Carlsenów?

- Tak, zgadza się.

- Co za dziwny zbieg okoliczności, że zgadałyśmy się na jego temat. Przed 

południem spotkałyśmy się w damskim gronie na herbatce i rozmowa zeszła właśnie 

na jego temat. Jedna z pań zna profesora, który wziął go pod swoje skrzydła, bo jest 

przekonany o jego wielkim talencie. Bardzo go chwali! Tymczasem inna z pań 

słyszała plotki, że siedział on w więzieniu. Podobno brał udział w tym okropnym 

napadzie na sklep jubilera na ulicy Karla Johana, podczas którego skradziono tyle 

biżuterii. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Bo jak to? Żeby taki utalentowany 

człowiek trwonił swoje zdolności i dopuszczał się przestępstwa? Zgodziła się pani 

zostać świadkiem na ślubie przyjaciółki, wiedząc, czego dopuścił się jej przyszły 

małżonek?

Elise zwlekała przez chwilę, nie wiedząc, jak zareagować. Uznała jednak, że 

skoro znajomi pani Paulsen wiedzą o przeszłości Johana, nie zdoła jej przekonać, że 

to nieprawda. Lepiej będzie wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.

- Znam Johana Thoresena od dzieciństwa. Mieszkaliśmy w tej samej 

czynszówce. Jego ojciec był marynarzem, wypłynął w rejs i słuch po nim zaginął. 

Matka pracowała w fabryce, a siostra zachorowała na polio i częściowo ją 

sparaliżowało. Któregoś dnia skończyły jej się niezbędne do życia lekarstwa, a oni nie 

mieli pieniędzy na nowe. Johan bardzo kocha swoją siostrę i był zrozpaczony. 

Zdesperowany, dał się namówić, by stanąć na czatach, podczas gdy jacyś jego 

znajomi dokonywali kradzieży. Został aresztowany i osadzony w więzieniu w 

twierdzy Akershus. Po kilku miesiącach odsiadywania kary wypuszczono go na wol-

ność. Myślę, że tam, w więzieniu, zorientowali się, że żaden z niego przestępca, ale że 

bieda popchnęła go do takiego czynu. Poza tym wyróżnił się w warsztacie 

kamieniarskim i wyrzeźbił nagrobki, które wywołały wielki podziw. Jestem 

przekonana, że on bardzo żałuje tego, co się stało, i nigdy więcej nie dopuści się ta-

kiego przestępstwa.

Pani Paulsen siedziała nieruchomo i słuchała z uwagą. Kręcąc głową, 

odezwała się wzburzona:

background image

- Jakże się cieszę, pani Ringstad, że mi pani o tym opowiedziała. Jestem 

pewna, że mówi pani prawdę. A skoro wypowiada się pani o nim tak ciepło, 

rozumiem, że ten człowiek zasłużył na lepsze życie. Wyjaśnię to moim znajomym, z 

którymi się dziś spotkałam. I uczynię wszystko, co w mojej mocy, by mu pomóc. 

Może kupię jakieś jego prace, gdy będą wystawione na sprzedaż? - Uśmiechnęła się 

promiennie i dodała: - Tak się cieszę, że panią poznałam, pani Ringstad. Odnoszę 

wrażenie, jakbym znała panią od dawna, i co może wydawać się dziwne, łatwiej mi 

się z panią rozmawia niż z wieloma damami z mojego otoczenia. Mam nadzieję, że 

będziemy się mogły widywać, nawet jeśli pani nie będzie nic dla mnie akurat szyła. 

Chciałabym mieć w pani przyjaciółkę.

Elise poczuła się nieswojo. Tak ciekawie się rozmawiało z panią Paulsen, że 

całkiem zapomniała o Hildzie. Wymamrotała więc podziękowanie i rzekła:

- Sądzę, że na dziś możemy już skończyć, pani Paulsen. Myślę, że za parę dni 

suknia będzie gotowa.

Dwa dni później Emanuel nie wrócił do domu ani na przerwę obiadową, ani 

po pracy. Był zaproszony do Carla Wilhelma razem z innymi przyjaciółmi, z którymi 

był w Kongsvinger.

Elise udała się pośpiesznie do pani Paulsen, żeby zanieść gotową suknię, a 

Kristian przed wyjściem do pracy miał przypilnować Hugo. Elise wyjaśniła pani 

Paulsen, jaka jest sytuacja, żeby nie zagadywała jej zbytnio, zakłopotana przyjęła 

pochwałę za swoją pracę i całe dwadzieścia koron zapłaty. Czuła się bogata, gdy 

zbiegała ze wzgórza w drodze powrotnej do domu.

Z dumą opowiedziała Kristianowi, ile zarobiła, a on zrobił wielkie oczy.

- Dwadzieścia koron? - zdziwił się. - Jesteś taka bogata? Elise pokiwała głową 

uszczęśliwiona.

- I ta pani chce, żebym jej uszyła jeszcze nową sukienkę na lato, żakiet i 

pelerynę.

Kristian skierował się do drzwi i nie odwracając się, rzekł:

- W takim razie przestań już myśleć, że ona ukradła nam Braciszka, Elise.

Po czym włożył czapkę i zniknął.

Elise stała nieruchomo i patrzyła za nim przez okno.

Może jednak nie powinna się zadawać z panią Paulsen?

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

background image

Elise leżała, nie mogąc zmrużyć oka. Było już późno w nocy, a Emanuel 

jeszcze nie wrócił. Niepokoiła się coraz bardziej. Prześladowały ją jakieś koszmarne 

wspomnienia. A to przypominali się jej ci dwaj bandyci, którzy tamtego wieczoru w 

ubiegłym roku szli za nią i Emanuelem aż od Tivoli, to znowu miała przed oczami 

bandę, z którą grasował w mieście Ansgar Mathiesen tamtego dnia, gdy odnosiła 

uprasowaną bieliznę do Fundacji Księcia Christiana Augusta.

Niebezpiecznie było chodzić wieczorami po ciemnych zaułkach i uliczkach, 

gdzie roiło się od pijaków i chuliganów. A może Emanuel wypił za dużo? Łatwiej się 

wówczas denerwuje i gotów wdać się w jakąś bójkę!

Gdzie on przepadł? Przecież jutro rano musi się stawić w biurze. Nie wolno 

mu się spóźnić. Udało mu się otrzymać tę posadę dzięki znajomościom pana 

Carlsena, wcale jednak nie jest takie pewne, że Carlsen nadal zechce pociągać za 

sznurki. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio wydarzyło. Jeśli więc Emanuel nie będzie 

się odpowiednio zachowywał, nie może Uczyć na utrzymanie posady. Wysokie 

bezrobocie panowało także wśród wykwalifikowanych urzędników. Wielu czekało w 

kolejce, gotowi z pocałowaniem ręki przejąć po nim posadę.

Chyba jednak będę musiała mu powiedzieć o pieniądzach, pomyślała, 

wzdychając ciężko. Nawet jeśli będzie się złościł na swojego ojca i na mnie. A jeśli 

zażąda, by zwróciła te pieniądze? Nie... Gdy się zastanowi, zrozumie, że ten prezent 

jest błogosławieństwem od losu i że nie stać ich na dumę. Będą się mogli 

wyprowadzić stąd gdzieś na drugi brzeg rzeki, gdzie Emanuel będzie spotykał ludzi 

mówiących takim samym językiem jak on i ubierających się podobnie. Trudno, trzeba 

spojrzeć prawdzie w oczy i przyjąć do wiadomości, że Emanuel nie zdołał się 

przystosować do nowych warunków, pomyślała.

Wreszcie go usłyszała. Tym razem nie miała zamiaru udawać, że śpi. Nawet 

jeśli zażąda od niej wypełnienia małżeńskich powinności, które wywoływały w niej 

ból.

Najważniejsze, by udało im się znaleźć jakieś wyjście z kłopotów, by 

porozmawiali szczerze i zrobili, co w ich mocy, aby ulżyć sobie nawzajem. A wtedy 

może odnajdą w sobie uczucia, które do siebie żywili, i wrócą gorące noce, jakie 

przeżywali ubiegłego lata.

Emanuel zachowywał się dziwnie cicho. Nie miała racji, nic nie pił. Przecież 

podchmielony nie zdołałby się przemknąć tak cicho przez kuchnię do sypialni.

- I co, spędziłeś miło czas? - zapytała przyjaźnie.

background image

- Nie śpisz?

- Nie, niepokoiłam się i nie mogłam zasnąć. Nagle przypomniały mi się te 

bandziory, które szły za nami aż od Tivoli zeszłego lata. Gdy popuszczę wodze 

fantazji, nie mogę się zatrzymać - zaśmiała się trochę zakłopotana.

- Kochanie, przecież uważam na siebie. Zresztą wiesz, że często chodziłem 

ulicami po nocach, kiedy służyłem w Armii Zbawienia.

- Ale wtedy miałeś na sobie mundur, a ludzie darzą szacunkiem Armię 

Zbawienia.

- A z tym to różnie. Często się zdarzało, że ludzie rzucali w nas kamieniami i 

wyzywali od najgorszych. Chyba słyszałaś, jak traktowano pierwszych 

salwacjonistów, gdy przybyli do Norwegii.

- Opowiadałeś mi o tym, gdy wracaliśmy ze Świątyni. Pamiętasz, jak 

spotkaliśmy się po raz pierwszy, Emanuelu? Jak odprowadziłeś mnie do domu?

- Oczywiście, że nie zapomniałem. - W jego głosie wyczuła coś 

nieuchwytnego. Urazę, irytację? Postanowiła powstrzymać się od robienia mu 

wyrzutów, że wrócił za późno.

- Pamiętam, jaki wydałeś mi się wtedy przystojny. Pomyśl, gdybyśmy mogli 

wtedy zajrzeć w przyszłość, ale bylibyśmy zdziwieni.

Nie odpowiedział.

- Poszłam do pani Paulsen zanieść suknię. Była dla mnie bardzo miła, kiedy 

dwa dni temu robiłam jej przymiarkę. Ma nadzieję, że mogłybyśmy się spotykać, 

nawet jeśli nie będę dla niej szyła.

- Co ty powiesz? - rzucił tonem niezdradzającym zainteresowania, zupełnie 

jakby jej nie słuchał, i pośpiesznie się rozebrał. W sypialni było ciemno, widziała 

jedynie jego cień w słabej księżycowej poświacie sączącej się przez okno od 

wschodu. Położył się cicho do łóżka i nawet nie podjął próby, by ją przytulić.

- Powiedziała, że chciałaby, abyśmy zostały przyjaciółkami. Nie odezwał się.

- Słyszysz, co mówię? Ona chce się ze mną przyjaźnić, ale ja przecież nie 

mogę.

Nadal milczał.

- Kiedy przyszłam, trzymała na kolanach Braciszka. Poprosiła, bym go wzięła 

na chwilę na ręce, bo chciała zadzwonić po nianię. Tak się zdenerwowałam, gdy go 

od niej wzięłam. Jest tak podobny do Hildy, że aż serce ściska. Ten sam kolor oczu, te 

same usta i głębokie dołeczki w policzkach. Najpierw popatrzył na mnie zdziwiony, a 

background image

potem się uśmiechnął. A już się bałam, że zacznie płakać.

- Elise, jest już późno. Proszę, ucisz się!

Zamilkła. Nie słyszał ani jednego słowa z tego, co do niego mówiła. W ogóle 

go to nie interesowało.

Odwróciła się do niego, podniosła dłoń i pogładziła go po włosach.

- Dobranoc, Emanuelu.

Bez słowa odsunął się od niej.

Następnego ranka siedział przy śniadaniu milczący, nie tknął jedzenia i wypił 

jedynie pół filiżanki kawy. Może przyzwyczaił się do mocniejszej, bywając w innych 

miejscach, i nie miał ochoty na taką lurę, zastanawiała się Elise, posyłając mu 

zatroskane spojrzenie.

- Coś się stało, Emanuelu? - zapytała.

Siedział z opuszczoną głową, nic nie odpowiadając. Za chłopcami właśnie 

zamknęły się drzwi, Hugo spał przewinięty i nakarmiony.

- Domyślam się, że coś cię dręczy. Nie możesz mi powiedzieć, o co chodzi?

Podeszła do niego i objęła go ramieniem, ale on się uwolnił.

- Możesz mnie zostawić w spokoju? Bardzo cię proszę. Cofnęła się, jakby się 

poparzyła.

- Przepraszam, chciałam ci tylko pomóc.

Wstał gwałtownie, sięgnął po płaszcz i kapelusz i skierował się w stronę 

wyjścia.

- Przyjdziesz do domu w przerwie obiadowej? Pokręcił głową i bez słowa 

wyszedł.

Elise osunęła się na stołek. Coś się musiało stać, myślała intensywnie. Może w 

biurze? Kiedy wróci wieczorem do domu, powiem mu o pieniądzach, postanowiła, po 

czym zacisnęła zęby, wyprostowała plecy i wstała. Nie można się poddawać tylko 

dlatego, że Emanuel nie ma humoru! Nastała wiosna, na dworze świeci słońce, a ona 

zarobiła właśnie dwadzieścia koron! Szkoda, że mu o tym nie powiedziała, może to 

by pomogło.

Teraz przez parę godzin poszyje, potem włoży Hugo do wózka i pójdzie z nim 

na spacer do mamy. Może mama będzie wiedziała o jakimś wolnym mieszkaniu? 

Byłoby łatwiej coś znaleźć, gdyby mogli zapłacić nieco więcej.

Wyszła pośpiesznie przynieść wodę i drewno. Chłopcy dziś zaspali i nie 

zdążyli tego zrobić przed wyjściem do szkoły, bo zwykle należało to do ich 

background image

obowiązków. Tak się umówili.

Na dworze było tak pięknie, że aż zatrzymała się na chwilę, by rozejrzeć się 

wokół. Poranne słońce odbijało się w szybach okien sypialni i kuchni, krzak bzu na 

tyłach domu obsiadła gromada drobnych ptaków, a niebo nad jej głową było pogodne, 

bez jednej chmurki. Już o tak wczesnej porze w powietrzu nie czuło się chłodu. Zapo-

wiadał się bardzo ciepły dzień. Westchnęła z ulgą. Wreszcie koniec zimy! Upłynie 

wiele miesięcy, nim chłód znów ciągnąć będzie od podłogi, a nad rzeką unosić się 

będą mroźne opary.

Ż

eby tylko nie musieli przeprowadzać się od razu. Rozejrzała się wokół raz 

jeszcze, jakby patrzyła na to miejsce po raz ostatni. Dziwne, że Emanuel nie potrafi 

dostrzec jego urody! Prawda, zimą było tu mniej przyjemnie, zbierały się gęste mgły, 

a od rzeki ciągnęła chłodna wilgoć, bardziej dokuczliwa niż po drugiej stronie. Ale 

gdy nadchodziła wiosna, nie było piękniejszego miejsca. Kochała szum wodospadu, 

wiosenne kwiaty zakwitające przy ścianie domu, ganek, który nagrzewał się w 

popołudniowym słońcu. Tak przyjemnie siedziało się tam w letnie wieczory. 

Uwielbiała chodzić po zielonej trawie, obserwować pękające pąki na drzewach 

okrywających się drobnymi listkami, by nagle przybrać soczystą zieloną szatę.

Odkąd mama wyszła za mąż, marzyła o tym, by zamieszkać w małym 

drewnianym domku z niewielkim ogródkiem, jaki zapamiętała z własnego 

dzieciństwa. Tę tęsknotę przekazała swoim dzieciom. Dla nich dom majstra był 

ucieleśnieniem raju. Emanuel pomógł im przemienić to marzenie w rzeczywistość. A 

teraz mieliby opuścić to miejsce? Pokręciła głową zasmucona.

Mama się wyprowadziła, i to bez żalu. Dla niej miłość Hvalstada była 

ważniejsza niż mieszkanie w małym domku nad rzeką. Ale co ze mną? - zastanawiała 

się Elise. Czy moja miłość do Emanuela jest ważniejsza niż radość z bycia tutaj?

Porzuciła natychmiast te pytania, uznając je za głupie. Skoro Emanuel popadł 

w przygnębienie, nie mogąc przywyknąć do nowych warunków, nie ma wyboru. 

Trzeba coś zrobić! To nie jest sytuacja bez wyjścia! W najwyższej szufladzie komody 

w sypialni leży ratunek. Nagle pożałowała, że nie opowiedziała mu o tych pienią-

dzach wcześniej, uniknęliby w ten sposób wielu przykrych dni.

Pośpiesznie wróciła do środka, by zabrać się do szycia.

Siedziała i szyła aż do przerwy obiadowej w fabryce, pracę odłożyła jedynie na 

czas karmienia. Hugo zrobił się znacznie spokojniejszy i nawet jak się budził, leżał 

sobie grzecznie w kołysce, gaworzył i się śmiał. Wodził oczyma za słonecznymi 

background image

promieniami i zdawał się nasłuchiwać terkotu maszyny do szycia. Stawiała kołyskę 

blisko krzesła, na którym siedziała, tak by ją widział, a kiedy na niego patrzyła, 

uśmiechał się do niej promiennie.

Włoski miał coraz gęstsze i kręciły mu się w pierścionki. Nie było 

najmniejszych wątpliwości, że będą rude. Może Hugo nie grzeszył urodą, ale za to był 

bardzo słodki, gdy tak leżał i obserwował wszystko i wszystkich bystrym 

spojrzeniem. Wydawał się być pogodny z natury, skłonny do śmiechu i łatwo go było 

rozbawić. Peder, Kristian i Evert poświęcali mu coraz więcej uwagi. Lubili zaglądać 

do kołyski i „gawędzić” z nim, gdy wracali ze szkoły do domu. Uwielbiali 

rozśmieszać go, wydobywając z siebie różne dziwne odgłosy.

Zdążyła nastawić polewkę, by się najeść, gdy za oknem usłyszała pośpieszne 

kroki.

Jednak Emanuel przyszedł do domu? Zdziwiła się, ale z ulgą spojrzała w 

stronę drzwi wejściowych.

Teraz mu wszystko opowie. Są sami, chłopcy nie będą podsłuchiwać ani im 

przeszkadzać. Zapewne w pierwszej chwili Emanuel się rozgniewa, należy się z tym 

liczyć, ale powinna okazać mu zrozumienie. Na pewno będzie mu przykro, że ojciec, 

który się od niego odwrócił, trzymał jej stronę. I na pewno wybuchnie gniewem, że 

przyjęła pieniądze od Ansgara, a także że w ogóle z nim rozmawiała bez jego wiedzy.

Dlaczego on nie wchodzi?

Pośpiesznie otworzyła drzwi na oścież. Na zewnątrz stał sobie spokojnie 

Torkild Abrahamsen i rozglądał się wokół.

- Witam!

Odwrócił się gwałtownie i uśmiechnął się.

- Ten wodospad za każdym razem mnie zachwyca i nie mogę przez długą 

chwilę oderwać od niego wzroku.

- Przychodzisz o tej porze?

- Mam do załatwienia pewną sprawę dla kupca i pomyślałem, że zajrzę do 

ciebie. Emanuel przyszedł na przerwę obiadową?

- Nie - odparła. - Ale wejdź, proszę, do środka. Właśnie gotuję polewkę. 

Szybciutko wstawię kawę.

- Chętnie się napiję. A gdzie Hugo? - zapytał nagle, gdy tylko wszedł do 

kuchni.

- Ustawiłam kołyskę przy maszynie, tak żeby mnie widział, gdy leży. Wydaje 

background image

mi się, że dzieci lubią towarzystwo, nawet gdy są jeszcze małe.

Roześmiał się.

- Ty zawsze byłaś jedyna w swoim rodzaju. Mogę tam zajrzeć trochę do 

niego?

- Oczywiście. Ja w tym czasie ugotuję kawę.

Opowiedzieć Torkildowi o przygnębieniu Emanuela? - zastanawiała się, gdy 

tylko Torkild zniknął w salonie. Przecież to jeden z najlepszych przyjaciół Emanuela, 

jest mądry i można mu naprawdę zaufać. Uznała, że z nim porozmawia.

- Proszę, Torkild, jest kawa.

- Ależ macie ślicznego brzdąca! - rzekł z uśmiechem. - Widać, że lubi ludzi. 

Najpierw popatrzył na mnie zdziwiony, zrobił wielkie oczy, a potem twarz mu się 

rozpromieniła w uśmiechu. Buzię układał tak, jakby coś chciał powiedzieć.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.

- Z początku często płakał, ale teraz jest już spokojniejszy. Mogę szyć nawet 

przez kilka godzin, a on mi nie przeszkadza.

- To dobrze, bo na pewno potrzebne wam są pieniądze. Pokiwała głową.

- Tak, wydaje mi się, że Emanuelowi bardzo doskwiera brak pieniędzy. 

Przeprowadzka ze wzgórza Aker do domku nad rzeką okazała się dla niego 

trudniejsza, niż sądził.

Popatrzył na nią badawczo, milczał przez chwilę, a wreszcie powiedział:

- No, mów!

- On jest nieszczęśliwy, Torkildzie. Martwię się bardzo o niego, bo jest 

kompletnie wytrącony z równowagi. Mimo że oboje jesteśmy z natury spokojni, teraz 

kłócimy się z byle powodu. Znika wieczorami, nie mówiąc mi, dokąd chodzi, a kiedy 

wraca, jest milczący i zamyka się w sobie.

Torkild zmarszczył czoło.

- A jak myślisz, co mu tak ciąży?

- Ale zostanie to między nami, dobrze?

- Oczywiście.

- Jego rodzice odwrócili się od niego. Bardzo im się nie podobało, że ożenił 

się ze mną i... A potem coś się wydarzyło... Pokłócili się i teraz ani ojciec, ani matka 

nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Najgorsze jednak, że on czuje się obco tu, w 

ś

rodowisku robotników. Nie lubi ani tego domu, ani dzielnicy. Zdawało mu się, że 

sobie poradzi, bo przecież wcześniej pracował wśród ubogich, ale nagle uświadomił 

background image

sobie, że to coś innego niż żyć tutaj w skromnych warunkach. - Rozłożyła ręce.

- Hmm... Brzmi to niezbyt obiecująco. Może spróbuję z nim porozmawiać, 

chcesz?

- Tak, bardzo by się przydało. Mogę cię spytać o radę? Uśmiechnął się.

- Mów, Elise, po to tu jestem.

- Ojciec Emanuela dał mi trzysta koron, ale prosił, aby to pozostało między 

nami. Jeśli opowiem o tym Emanuelowi, będzie nas stać na wynajęcie mieszkania po 

drugiej stronie rzeki. Wystarczy na lepsze jedzenie i czynsz na wiele miesięcy. A 

kiedy pieniądze się skończą, umieszczę Hugo w żłobku i postaram się o lepiej płatną 

pracę. Zastanawiam się jednak, czy to słuszne, by wyznać wszystko Emanuelowi, 

skoro jego ojciec prosił mnie o zachowanie tajemnicy.

- Dlaczego cię o to prosił?

- Dlatego, że jego opinia różni się od opinii matki. A ona jest zbyt surowa i 

zaciekła, by wesprzeć finansowo Emanuela. Poza tym chce mu udowodnić, że 

postąpił głupio. Zresztą okazuje się teraz, że miała rację. Emanuel nie potrafi się 

przystosować do nowego życia. Pani Ringstad byłaby pewnie zła, gdyby się 

dowiedziała, że mąż za jej plecami daje mi pieniądze.

- Hm, trudne pytanie. Ryzykujesz, że Emanuel rozgniewa się, iż masz z jego 

ojcem jakieś tajemnice. Może w złości wykrzyczeć to ojcu, co z kolei wywoła kłótnię 

między rodzicami. Mimo to uważam, że lepiej będzie, jeśli mu o wszystkim powiesz. 

Najważniejsze bowiem, żebyście wy wobec siebie byli szczerzy. Trudno, niech nawet 

jego mama będzie z tego powodu zła przez jakiś czas, a ojciec nigdy więcej nie 

pomoże ci finansowo! Zresztą znam Emanuela na tyle, by wiedzieć, że jest zbyt 

dumny, aby przyjąć jakieś pieniądze. Teraz najważniejsze, by Emanuel znów stał się 

taki jak dawniej. Trudno uwierzyć, że zamyka się w sobie i nic ci nie mówi. To 

zupełnie do niego niepodobne. Przecież on naprawdę bardzo cię kocha, Elise. Nie 

widziałem jeszcze tak szczęśliwego człowieka jak on, kiedy zgodziłaś się go poślubić.

Elise uśmiechnęła się ze smutkiem. Wydawało jej się to takie odległe. Torkild 

znał prawdę jedynie połowicznie, bo przecież nie mogła mu opowiedzieć o Signe.

Nagle uśmiechnął się do niej tajemniczo i rzekł:

- Nie wyjawiłem ci jeszcze prawdziwego powodu mojej wizyty. Popatrzyła na 

niego zdumiona.

- Sądziłam, że chciałeś się spotkać z Emanuelem? Pokręcił głową.

- Nie, chciałem się spotkać z tobą. Nie myślałaś o tym?

background image

- O czym ty mówisz? - zapytała zdumiona.

- Sądziłem, że nie możesz się doczekać, kiedy nadejdzie odpowiedź z redakcji.

Elise poczuła, że serce jej mocniej zabiło.

- A co, dowiedziałeś się czegoś? Pokiwał głową.

- Redaktor był zachwycony, ale równocześnie trochę się obawia, że ta historia 

wywoła oburzenie wśród szacownych obywateli. Chciałby, żebyś trochę stonowała 

niektóre zdania.

Popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.

- Tak, tak - roześmiał się Torkild. - Twoje opowiadanie zostało przyjęte i 

ukaże się drukiem.

Elise poczuła się tak, jakby uniosła się nad podłogę.

- To prawda, Torkild? Nie żartujesz sobie ze mnie?

- Jak mógłbym sobie stroić takie żarty? Przecież byłabyś potem jeszcze 

bardziej zawiedziona. Nie, nie, mówię prawdę. Twoje opowiadanie zostało przyjęte i 

zapewne ukaże się w gazecie za parę dni. Ale redaktor uważa, że koniecznie musisz 

podpisać się pseudonimem. Najlepiej męskim imieniem, bo wówczas łatwiej zostanie 

to przyjęte. Poza tym musimy być ostrożni, tak by nikt się nie zorientował, o kogo 

chodzi. Możesz na przykład wybrać imię Elias zamiast Elise i wymyślić do tego 

jakieś nazwisko. Jak brzmiało nazwisko panieńskie twojej mamy?

- Aas.

- Świetnie. Elias Aas.

Torkild wyjął z kieszeni parę kartek, które Elise od razu rozpoznała.

- Pokażę ci, co redaktor chciał, żebyś poprawiła. Nie jest tego dużo. Uważa, że 

piszesz znakomicie, styl jest żywy, a historia bardzo mocna. Kto wie, czy dla wielu 

nie za mocna.

- Ale to przecież zdarzyło się naprawdę.

- Tak, ja to wiem, ale inni nie będą chcieli w to uwierzyć. Moim zdaniem 

dobrze, że ten tekst się ukaże. Czas najwyższy, by szacowni obywatele miasta 

przestali przymykać oczy na to, co się dzieje po tej stronie rzeki. Bo póki ci bogaci 

trwać będą pogrążeni w błogiej niewiedzy, nie nastąpią żadne zmiany. A trzeba 

wreszcie coś zrobić. Możesz być dumna, Elise. Jestem pewien, że ludzie obudzą się z 

letargu, gdy przeczytają twoje opowiadanie. Oczywiście żadne dramatyczne zmiany 

nie nastąpią z dnia na dzień. Bo to wymaga czasu. Tak samo jak walka o prawa 

kobiet. Ile już lat minęło od chwili, gdy zaczęto dyskutować o tym, że kobiety 

background image

powinny mieć prawo głosu, a wciąż jeszcze nie uchwalono odpowiednich ustaw. I 

wygląda na to, że jeszcze nieprędko to nastąpi. Najważniejsze jednak, że ziarno 

zostało posiane, a z czasem coś z tego urośnie. O to samo walczą też inni. Być może 

razem odniesiecie zwycięstwo.

Elise była oszołomiona. W głowie kręciło jej się z radości. Udało się! Jej tekst 

zostanie wydrukowany, i to w największej gazecie w kraju! Równocześnie 

przestraszyła się. Niebezpiecznie jest się za bardzo wyróżniać. Ojciec zawsze to 

powtarzał, gdy jeszcze nie pił. Wymaga to dużej odwagi i odpowiedzialności.

Elise zerknęła na zdania podkreślone przez redaktora i od razu zorientowała 

się, o co mu chodzi. Wystarczy, że złagodzi niektóre słowa, a tekst nic na tym nie 

straci.

Poderwała się ze stołka, pobiegła do sypialni po ogryzek ołówka i na 

marginesie wpisała zaproponowane przez siebie poprawki.

Torkild pokiwał głową z uśmiechem.

- No widzisz, jak niewiele było trzeba. Imponujesz mi, Elise. Na pewno w 

najbliższych dniach dostaniesz honorarium. Mam nadzieję, że to pomoże Emanuelowi 

z większym optymizmem spojrzeć na życie.

Zmarszczyła czoło z powątpiewaniem.

- Nie wiem, czy mu się to w ogóle spodoba. Może będzie się bal, że zdradzę 

kulisy naszego życia.

- Nie sądzę. Będzie z ciebie dumny, Elise. I chociaż zapłata za ten niewielki 

artykuł nie będzie pewnie wysoka, jestem pewien, że to dopiero początek. Napiszesz 

jeszcze wiele opowiadań. Kto wie? Może potem będzie je można zebrać i wydać w 

formie książki? Może zostaniesz prawdziwą pisarką? Dopiero przed dwudziestu laty 

kobiety odważyły się pisać powieści. Oczywiście pod pseudonimem. Wcześniej było 

co prawda parę kobiet w literaturze, ale w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego 

wieku pojawiło się ich więcej, zaczęły wydawać zarówno pamiętniki, jak i nowele, 

opowiadania i powieści. Piszą wiele na temat sytuacji kobiet, zwłaszcza kobiet z wyż-

szych sfer, skąd większość z nich się wywodzi. Ty zaś jako pierwsza opiszesz los 

robotnic z ich własnej perspektywy.

Skierował się w stronę drzwi i odwrócił się jeszcze z uśmiechem.

- Wiem, że Emanuel będzie z ciebie dumny, Elise. Zobaczysz, że ten dzień 

zmieni zarówno twoje, jak i jego życie. Nie będzie musiał już odchodzić głodny od 

stołu. Zarówno Anna, jak i ja z całego serca wam tego życzymy. Kiedy wróci dziś do 

background image

domu, będziesz miała dla niego dwie dobre wiadomości.

Po jego wyjściu Elise siedziała niczym porażona. Pisarka? Czy to naprawdę 

możliwe, by mogła nią zostać?

Redaktor gazety „Verdens Gang” był zachwycony, mówił Torkild. Podobno 

podobał mu się jej styl. Czuła, jak zalewa ją fala radości, a policzki aż ją paliły z 

gorąca. Zupełnie nie mogła się skupić na szyciu, myślami wciąż wracała do tej 

wielkiej nowiny. Nie mogła usiedzieć na miejscu, chodziła więc po kuchni w tę i z 

powrotem, wreszcie otworzyła drzwi i wyszła na dwór. Przeszła się wokół domu, 

usiadła na ławeczce pod ścianą od strony południowej. Przechyliła twarz do słońca i 

przymknęła oczy.

Myśli niczym motyle fruwały jej w głowie. Miała już pomysł na następne 

opowiadanie. Zacznie się tak Idzie na Lakkegata, by odszukać prostytutkę, z którą jej 

ojciec spędził poprzedni wieczór. Patrzy na stojące w co drugiej bramie i 

przechadzające się tam i z powrotem uliczne dziwki o zamglonych spojrzeniach. 

Podchmielone, zaniedbane, w brudnych ubraniach. Nagle pojawia się jakiś włóczęga, 

ciągnie jedną z nich za sobą i znikają w ciemnej bramie. Idzie dalej na poddasze i na 

łóżku wśród brudnych szmat widzi skuloną postać. To Othilie, zalękniona, 

nieszczęśliwa Othilie, która myśli, że zachorowała na straszną chorobę. Dziewczyna 

przyjmuje ją niechętnie, z pogardą, ale potem biegnie za nią, by przeprowadzić ją 

przez ponurą dzielnicę. Pomimo życia w upokorzeniu i poniżeniu zachowała 

serdeczność i troskę o innych.

Elise pośpiesznie wstała z ławki. Przyjemnie było poczuć słońce na twarzy, ale 

nie miała czasu na leniuchowanie. Musi iść do środka i pisać. Nie zerknąwszy nawet 

w kierunku maszyny do szycia, wyjęła kartki papieru. Tym razem nie zastanawiała się 

długo, tylko spisała całą historię. Raz po raz wycierała coś gumką, ale większość zdań 

miała gotowych w głowie, wystarczyło jedynie przelać je na papier.

Kiedy chłopcy biegiem wpadli do domu po szkole, zdążyła skończyć i 

siedziała, trzymając Hugo na kolanach. Uśmiechnęła się do nich, czując, że mogłaby 

się tak uśmiechać do końca życia. Przelawszy na papier nową historię, czuła się tak, 

jakby zdjęto jej ciężar z ramion.

- Dokończę przewijać Hugo i zaraz wam zrobię jedzenie. Może któryś z was 

pobiegnie do Magdy po ciasteczka na deser, a ja tymczasem podgrzeję polewkę i 

nakryję do stołu.

Trzy pary chłopięcych oczu popatrzyły na nią ze zdumieniem.

background image

- Czyżby Hilda urodziła nowego Braciszka, a może córka Carlsenów coś ci 

jednak dopłaciła? - Peder pierwszy odzyskał mowę.

Elise pokręciła głową ze śmiechem.

- Zarobiłam dwadzieścia koron za suknię, którą uszyłam pani Paulsen, i 

jeszcze za coś, ale powiem dopiero, jak wróci Emanuel. To niespodzianka.

- To ja pobiegnę! - zawołał Kristian z zapałem.

Elise pośpiesznie weszła do sypialni i sięgnęła po pieniądze.

Wrócił, nim polewka się zagotowała, chyba jeszcze nigdy nie biegł do sklepu i 

z powrotem tak szybko. Spałaszowali z apetytem polewkę, bez przerwy zerkając na 

talerz z ciastkami.

Najedzeni i rozpromienieni włożyli na głowy czapki i wyszli do pracy. Elise 

słyszała, jak śmieją się i plotą, nim zniknęli za węgłem domu. Miała wrażenie, że 

swoją radością zaraziła innych. Była pewna, że to samo stanie się, kiedy do domu 

wróci Emanuel.

Wreszcie odzyskała jako taki spokój, by zabrać się znów do szycia. Radość w 

niej buzowała i praca szła jej z łatwością. Wciąż nie mieściło jej się w głowie, że 

naprawdę jej opowiadanie przyjęto do gazety. Valborg i inne dziewczyny z przędzalni 

powinny to zobaczyć! Johan na pewno by się cieszył, a Agnes ciekawiłoby jedynie, ile 

jej zapłacili. Mama będzie z niej dumna, a i Hvalstadowi zaimponuje. Pani Thoresen i 

pani Evertsen raczej nie powinny się o tym dowiedzieć, bo uznałyby, że Elise udaje 

kogoś lepszego, niż jest. Zresztą podobnie jak większość ludzi. Musi uważać, by nie 

rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Lepiej zachować to w tajemnicy.

Popołudnie minęło szybciej niż zwykle i zanim się obejrzała, chłopcy wrócili z 

pracy i zasiedli do lekcji.

Wreszcie usłyszała kroki na zewnątrz. Wstała od maszyny i wyszła 

Emanuelowi na spotkanie.

Był ponury i milczący.

- Wiesz co, Emanuelu? - odezwał się Peder radośnie. - Elise ma dla nas 

niespodziankę. Zarobiła dwadzieścia koron za suknię, którą uszyła pani Paulsen, i 

dostaliśmy na deser ciastka.

Emanuel nic nie odpowiedział.

W tej samej chwili Hugo się rozpłakał. Elise pośpiesznie wyjęła synka z 

kołyski, by go nakarmić. Nie mogła wyjawić takiej radosnej nowiny, póki w domu 

panuje zamieszanie. Kiedy chłopcy skończą odrabiać lekcje, wyjdą pobawić się na 

background image

dworze, wykorzystując piękną pogodę. Wtedy opowie o wszystkim Emanuelowi.

Usiadła w salonie, a on poszedł do sypialni, żeby się przebrać. Grzebał się, 

pewnie nie miał ochoty wracać do kuchni, póki siedzieli tam chłopcy. Usłyszała 

szuranie stołków, znak, że chłopcy skończyli. Peder z pewnością powinien więcej 

czasu poświęcić lekcjom, ale nie miała dziś siły go upominać.

Wreszcie w domu ucichło.

Usłyszała, że Emanuel wychodzi z sypialni, ale nie siadł przy kuchennym 

stole.

- Jest gorąca kawa! - zawołała do niego. - A w szafce znajdziesz ciastka i 

posmarowane kanapki.

Nic nie mówiąc, podszedł powoli do otwartych drzwi. Twarz miał zamkniętą i 

ponurą. Ze zdziwieniem stwierdziła, że się nie przebrał. Nadal miał na sobie ubranie, 

w którym chodził do biura.

- Wychodzisz? - zapytała. Pokręcił głową.

- Strasznie boli mnie głowa i pomyślałem, że położę się na sofie, jak 

skończysz. Na dworze jest ciepło. Może wyjdziesz z Hugo na spacer, żebym nie 

musiał słuchać jego płaczu.

Elise skinęła głową. Hugo był najedzony. Wstała i włożyła synkowi 

czapeczkę. Może lepiej poczekać? Opowiem Emanuelowi wszystko, jak trochę 

odpocznie, postanowiła. Gdy kogoś boli głowa, trudno o dobry nastrój. Może nawet 

zirytuje go, że jej się powiodło, gdy on z trudem radzi sobie, by ich utrzymać.

Na dworze zrobiło się jeszcze cieplej. Wiatr całkiem ucichł, a słońce wciąż 

jasno świeciło. Postanowiła przejść się w górę w stronę kościoła w Sagene i 

popatrzeć, jak właściciele ogródków przydomowych robią wiosenne porządki. Poczuć 

w nozdrzach zapach palonych gałęzi i liści, rozejrzeć się w przydrożnych rowach, czy 

nie kwitnie podbiał. Chłopcom pozwoliła zostać na dworze do zmroku, więc ona też 

może pospacerować aż do tej pory. Emanuel przynajmniej sobie odpocznie. Mamę 

odwiedzę kiedy indziej, postanowiła.

Nic dziwnego, że boli go głowa, skoro wczoraj pił alkohol i poszedł spać 

dopiero późno w nocy. Ale od dzisiejszego wieczoru wszystko się zmieni. Gdy 

Emanuel tylko trochę otrząśnie się z szoku, usłyszawszy o pieniądzach, które dostała, 

i oswoi się z wiadomością o przyjęciu jej opowiadania do druku, przekona się, że 

czeka ich świetlana przyszłość.

Cieszyła się, ale i obawiała tej rozmowy. Może Emanuel wpadnie we 

background image

wściekłość z powodu pieniędzy, a jej odejdzie ochota, by powiedzieć o opowiadaniu, 

które napisała?

Torkild doradzał jej, by wyznała Emanuelowi prawdę, a on przecież znał 

Emanuela lepiej niż ktokolwiek. Przez tyle lat służyli razem w Armii Zbawienia.

Oddaliwszy się od rzeki, gdzie szum wodospadu zagłuszał inne odgłosy, 

usłyszała ptasi świergot. Przyleciały już szpaki, kosy i zięby. Wysoko na niebie nad 

dachami domów ujrzała klucz dzikich gęsi.

Mimo że miało się ku wieczorowi, na dworze kręciło się jeszcze wielu ludzi. 

Wszyscy pootwierali okna i drzwi, by wpuścić do środka wiosenne ciepło. W małych 

ogródkach ludzie grabili stare liście i palili je razem z gałęziami i suchą trawą. 

Dziewczynki skakały w klasy na środku drogi, a chłopcy grali w noża. Jakaś starsza 

kobieta szła z wiadrem i łopatą, zbierając z jezdni koński nawóz do użyźnienia ziemi. 

Gdy podjeżdżały furmanki, wszyscy odskakiwali na bok, ale ruch w tych okolicach na 

skraju miasta nie był zbyt duży.

Tuż za pomalowanym na biało płotem ogradzającym dom blacharza, do 

którego przychodzili, gdy trzeba było załatać chochlę, zobaczyła całą rabatkę fiołków 

i zatrzymała się, by nacieszyć oczy tym widokiem. Razem z Johanem chodzili 

zazwyczaj aż do Grefsen, by nazrywać przebiśniegów. Opowiadał jej wtedy, jak 

razem z kolegami wchodzili na drewniane bale na jeziorku Maridalsvannet i usiłowali 

się na nich utrzymać, ale wciąż wpadali do wody.

Zaczęło zmierzchać, więc Elise zawróciła. Teraz już Emanuel na pewno 

odpoczął i jest w lepszym humorze. Serce zabiło jej mocniej, gdy zbliżała się do 

domu. Radość podzielenia się z nim wielką nowiną była większa niż strach przed 

awanturą. Oczywiście, że Emanuel się ucieszy, przekonywała siebie w duchu. 

Przecież jesteśmy bogaci! Mamy pięćset pięćdziesiąt koron plus dwadzieścia za 

suknię plus to, co zapłacą mi za opowiadanie. Od jutra możemy zacząć się rozglądać 

za jakimś mieszkaniem.

Kiedy doszła do mostu, przyśpieszyła kroku. Hugo zasnął wreszcie, więc 

zostawiła go w wózku na ganku, sama zaś, stąpając ostrożnie, otworzyła drzwi i 

weszła do środka.

W domu panowała kompletna cisza. Pewnie Emanuel zasnął i jeszcze się nie 

obudził.

- Emanuel? Żadnej odpowiedzi.

Ostrożnie otworzyła drzwi do salonu. Jeśli śpi, to może lepiej go nie budzić, 

background image

nawet jeśliby miał przespać tak całą noc?

Na progu jednak zatrzymała się gwałtownie. Co tu się stało, na Boga? 

Pomieszczenie było puste. Zniknęły wszystkie meble: pluszowa sofa i krzesła 

Emanuela, piękny stół, serwantka z porcelanowym serwisem, obrazy ze ścian.

- Panie Jezu - wyszeptała porażona.

Ktoś ich okradł, gdy była na spacerze. Może Emanuel nie mógł zasnąć i 

wyszedł się przejść, a gdy potem wrócił i zobaczył, co się stało, pobiegł prosto na 

posterunek policji, żeby zgłosić kradzież?

Odwróciła się powoli, zakręciło jej się w głowie i musiała oprzeć się o 

framugę, by nie upaść. Kradzież! Zginęły wszystkie cenne przedmioty Emanuela, 

warte z pewnością więcej niż wszystkie pieniądze w szufladzie komody plus 

honorarium z gazety. O Boże! Co my teraz zrobimy?

Pieniądze! - przypomniało jej się nagle. Rzuciła się do sypialni, a kiedy 

zobaczyła, że komoda stoi, otworzyła najwyższą szufladę i sięgnęła po kopertę z 

pięciuset pięćdziesięcioma koronami. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko z ulgą.

Usłyszała na zewnątrz szybkie kroki i pośpiesznie wyszła. Może policja 

zdołała już złapać złodziei!

Tymczasem to nadbiegał Kristian z zarumienioną buzią, zdyszany i spocony.

- Elise, co się stało?

- Ktoś ukradł meble Emanuela - wydobyła z siebie szeptem.

- Ukradł? - Kristian popatrzył na nią zdezorientowany. - Widziałem, że 

Emanuel siedział na wozie.

- Jak to? - Elise zmarszczyła czoło, nic nie pojmując.

- Siedział na wozie, na którym były załadowane wszystkie meble, i jechał 

drogą w dół, w stronę miasta.