background image

Frid Ingulslad

DZIEWCZYNA NA MOŚCIE

Saga część 10.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, luty 1906 roku

Elise odwróciła się do pieca plecami do chłopców, by ukryć targające 

nią uczucia. Kim była kobieta, która przyszła po Emanuela? Co miał na 
myśli, gdy oparty czołem o ścianę, mamrotał pod nosem: „Boże drogi, 
stało się to, czego się obawiałem"? Chyba chodzi o coś poważnego, skoro 
„wyglądał bardzo dziwnie", jak to określił Peder, a potem wyszedł.

Elise wzięła się w garść i nakazała chłopcom:
- Poskładajcie podręczniki i do spania!
- Już? - Kristian posłał jej zdumione spojrzenie. - Dopiero co zacząłem 

rachunki.

-   Trudno.   Wstaniesz   jutro   wcześniej,   gdy   tylko   cię   obudzę,   i   do-

kończysz. Późno już. Jesteście zmęczeni, wszyscy trzej.

Wstali niechętnie, ale posłuchali polecenia Elise.
Ona tymczasem wyjęła z kołyski Hugo, który  się właśnie obudził, a 

ponieważ nie musiał się dopominać o uwagę głośnym krzykiem, gaworzył 
sobie wesoło. Pośpiesznie weszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. 
Usiadła na brzegu łóżka i przyłożywszy Hugo do piersi, popatrzyła w okno 
zamyślona.   Co   się   stało?   Gdzie   jest   Emanuel   i   co   go   tak   wytrąciło   z 
równowagi?

Zrobiło jej się niedobrze, bo nagle nabrała pewności, że ma  to jakiś 

związek   z   Signe.   Czyżby   pojawili   się   jej   rodzice   i   dowiedzieli   się,   że 
ojcem dziecka, którego oczekuje, jest Emanuel? Może zażądali, by poczuł 
się do odpowiedzialności? Serce zabiło jej mocniej. Jak Emanuel temu 
podoła? Póki ona nie zacznie dorabiać szyciem, musi

ze swej marnej pensji utrzymać ich sześcioro. Niepojęte, by dodatkowo 

łożył jeszcze na Signe i jej dziecko.

Rozległo się pukanie i Peder wsunął głowę przez uchylone drzwi.
- Coś się stało, Elise? - zapytał i popatrzył na nią zatroskany swoimi 

ufnymi niebieskimi oczami.

Zaprzeczyła, zmuszając się do uśmiechu.
-   Jestem   po   prostu   zmęczona,   Peder.   Chyba   też   się   położę,   chociaż 

właściwie powinnam usiąść do szycia.

Tak bardzo pragnęłaby opowiedzieć mu o cudzie, jaki spotkał Annę, ale 

przecież nie mogła przekazać takiej radosnej nowiny, gdy zbierało jej się 
na płacz. Lepiej już udawać zmęczenie.

- Od jutra zacznę ci więcej pomagać, Elise. Słowo honoru. Jeśli tylko 

obudzisz mnie trochę wcześniej, przyniosę wody i drewna.

background image

- Bardzo ci dziękuję, Peder. Jesteś dobrym chłopcem. Idź już do łóżka, a 

ja za chwilę, jak tylko nakarmię i przewinę Hugo, przyjdę odmówić z 
wami pacierz.

Hugo wydawał się zadowolony i śpiący, kiedy go ułożyła z powrotem w 

kołysce.   Pewnie   szybko   zaśnie.   Starając   się   ukryć   zdenerwowanie, 
uklęknęła przy łóżku chłopców. Ciasno im spać tu we trójkę, pomyślała. 
Lepiej by było ich przenieść do sypialni. A ja z Emanuelem moglibyśmy 
spać w salonie, tak jak wtedy, gdy jeszcze mieszkała z nami mama.

Złożywszy dłonie, modliła się głośno: „Zamykam już oczy, mój Ojcze w 

niebiosach. Chroń mnie od grzechu, trosk i niebezpieczeństw. I niech mnie 
nocą strzeże Anioł Stróż, który szedł za mną krok w krok za dnia. Amen". 

Peder i Kristian odmówili modlitwę wraz z nią, ale Evert leżał milczący. 

Nie był przyzwyczajony do wieczornego pacierza.

- Po co to właściwie mówisz, Elise? - zapytał zdziwiony.
- Żeby Bóg nas pilnował - wyprzedził ją z odpowiedzią Peder. Elise 

potwierdziła skinięciem, pocałowała każdego z nich na dobranoc i zgasiła 
lampę.

W   sypialni   jednak   zostawiła   zapaloną   świecę   i   leżąc   w   łóżku, 

wpatrywała   się   nieruchomo   w   sufit.   Tak   się   martwiła   o   Emanuela,   że 
całkiem przygasła w niej radość z tego, co przydarzyło się Annie.

Godziny wlokły się niemiłosiernie, a on nie wracał. Dlaczego?
A może powinna wyjść go poszukać? Ale przecież skoro ktoś po niego 

przyszedł, to znaczy, że nie był sam. Zapewne zasiedział się u Carlsenów. 
Może razem z rodzicami Signe? Ojciec dziewczyny pewnie nie szczędził 
mu pretensji.

Że   też   coś   takiego   przydarzyło   się   Emanuelowi,   który   tak   się   starał 

postępować jak należy, pomagać ludziom w potrzebie i żyć jak przystało 
na   chrześcijanina!   Na   pewno   odczuwał   palący   wstyd.   Gdyby   tylko 
wierzyła,   że   zdradził   ją   jeden   jedyny   raz,   szczerze   by   mu   współczuła. 
Wyobraziła   sobie   kłopotliwą   sytuację,   w  jakiej   się   znalazł,   gdy   musiał 
stanąć twarzą w twarz z ojcem Signe i przyznać się do swego występku.

Ale jeśli to prawda, że ich romans trwał przez dłuższy czas...
Pokręciła głową, nic z tego nie rozumiejąc. To wszystko zupełnie nie 

pasowało do tego Emanuela, którego znała i pokochała. On nie mógłby 
wielokrotnie   sypiać   z   inną   kobietą,   nie   odczuwając   z   tego   powodu 
wyrzutów sumienia.

Wydawało jej się, że minęła wieczność. Przewracała się niespokojnie z 

boku na bok, gdy wreszcie usłyszała, że Emanuel wchodzi do domu. Po 
chwili wśliznął się cicho do sypialni.

background image

Usiadła i popatrzyła na niego w milczeniu.
Podszedł do niej, osunął się na krawędź łóżka i przytulił się do niej jak 

dziecko szukające pociechy.

- Coś się stało, Elise - odezwał się nieszczęśliwym głosem. Kiwnęła i 

pogłaskała go po głowie.

- Wiem - rzekła. - Chłopcy mi mówili, że przyszła po ciebie jakaś pani. 

Słyszeli, jak wymamrotałeś, że stało się to, czego tak się obawiałeś.

Pokiwał głową, wciąż przytulony do niej.
- Przyjechali rodzice Signe?
- Nie - zaprzeczył. - Moi rodzice, mama i ojciec.
- Twoi rodzice? - powtórzyła Elise i jęknęła z niedowierzaniem.
-   Karolinę   wygadała   wszystko   Carlsenom,   a   ci   posłali   natychmiast 

telegram  do   Ringstad   i   poprosili   rodziców,   by   przyjechali.   Sig-ne   dała 
Karolinę do zrozumienia, że wziąłem ją gwałtem, co dla Karolinę było 
ciosem. Nie mogła znieść, że tak skutecznie opierałem się jej wdziękom, a 
uległem urokowi innej. Zraniło ją to bardziej niż moje małżeństwo z tobą, 
bo   wciąż   jest   przekonana,   że   poślubiłem   cię   wyłącznie   z   powodu 
szlachetnych ideałów, jakie we mnie zasiała Armia Zbawienia. Nie sądzę, 
by Karolinę współczuła Signe, na to jest zbyt wielką egoistką. Gdy tylko 
się dowiedziała prawdy, miała w głowie tylko jedno: zemstę. Czekała na 
stosowny moment, by opowiedzieć rodzicom, jaki ze mnie potwór i jak 
bardzo się pomylili co do mojej osoby. Carlsenowie są wściekli i nie chcą 
mnie widzieć na oczy, a mama i ojciec oświadczyli, że mnie wydziedziczą. 
Twierdzą, że przyniosłem wstyd całej rodzinie, skalałem jej dobre imię i 
zbrukałem szanowane nazwisko Ringstad.

Elise pogłaskała go po włosach.
- Biedaku, to musiało być straszne. Jestem jednak pewna, że zmienią 

zdanie, gdy tylko otrząsną się z szoku.

- Jeszcze nie słyszałaś najgorszego - wydobył z siebie z wyraźnym z 

trudem.

- A jest coś jeszcze?
- Karolinę oznajmiła, że odnosi wrażenie, iż Hugo nie jest moim synem.
Elise wydała z siebie przeciągły jęk.
- A skąd ona może to wiedzieć?
- Powiedziała, że z wiarygodnego źródła. Podobno zaszłaś w ciążę z 

pijanym bezrobotnym,  gdy  twój narzeczony  siedział w więzieniu, a ja, 
żeby wybawić cię z kłopotów, zaproponowałem ci małżeństwo. Ojciec, 
patrząc mi prosto w oczy, zażądał szczerej odpowiedzi. Nie byłem w stanie 
mu skłamać, Elise. Bardzo mi przykro z tego powodu.

background image

Zapadła cisza.
- A więc teraz już wiedzą, że Hugo nie jest ich wnukiem - odezwała się 

bezbarwnym głosem. Ogarnęła ją rezygnacja. Nie była ani zła, ani smutna, 
czuła   jedynie   pustkę.  Wszystkie   ich   zabiegi,   by   dać   Hugo   dobry   dom, 
chłopcom poczucie bezpieczeństwa, a mamie oszczędzić wstydu, okazały 
się daremne. Wszystko to na nic.

To   kara   za   to,   że   wszystkich   oszukaliśmy,   pomyślała   nagle.   Minęły 

zaledwie dwa dni od chrzcin, które nigdy nie powinny się odbyć.

- Dlaczego tak bardzo się upierałeś, by pośpiesznie ochrzcić Hugo? - 

odezwała się z wyrzutem, bo w głębi serca miała do niego o to żal.

-   Właśnie   dlatego.   Obawiałem   się,   że   dojdzie   do   takiej   sytuacji. 

Próbowałem  cię  uspokoić,  udając,  że  ufam Karolinę,   ale  tak   naprawdę 
byłem  bardzo   niespokojny,  bo   dobrze   ją   znam  i  wiem,   że   nie   jest   ani 
wyrozumiała, ani miła. To zwyczajna egoistka, która nie liczy się z nikim i 
myśli   wyłącznie   o   sobie.   Postanowiłem   dopilnować   tego,   by   Hugo 
otrzymał moje imię i nazwisko rodowe, zanim mama i ojciec dowiedzą się 
o Signe. Pomyślałem też, że z czasem o niej zapomną. Nie miałem jednak 
pojęcia,   że   Karolinę   uknuła   taki   szatański   plan.   Do   głowy   też   mi   nie 
wpadło, że zwęszyła naszą tajemnicę. W tej sytuacji tylko pogorszyłem 
sprawę, nadając dziecku imię mojego ojca. Ojciec uznał to bowiem za 
kpinę z jego osoby, a mama oświadczyła, że wolałaby umrzeć niż żyć z 
takim wstydem.

Elise   nie   była   w   stanie   się   odezwać.   Ogarnęła   ją   dziwna   niemoc. 

Myślała tylko, że teraz mama i Hvalstad dowiedzą się o jej hańbie, a z 
czasem pewnie Anna, Torkild i pani Thoresen. A potem już się rozejdzie to 
na   całe   Sagene,   zwłaszcza   gdy   plotki   zwietrzą   pani   Evertsen,   pani 
Albertsen i Magda ze sklepu kolonialnego na rogu. Usłyszą o tym koledzy 
z   klasy   Kristiana   i   z   klasy   Pedera.   Bracia   popatrzą   na   nią   wpierw   z 
wyrzutem, a potem posmutnieją. Wstyd przytłoczy ich wszystkich, ugną 
się pod nim jak pod nosidłami na wodę. Tu, nad Aker, nie piętnowano 
dziewczyny, która urodziła dziecko, nie będąc mężatką. Nie miano jednak 
litości   nad   kimś,   kto   kłamie   i   usiłuje   udawać   lepszego,   niż   jest   w 
rzeczywistości. Tego tu nie wybaczano.

- Powiedz coś, Elise - odezwał się zdruzgotany.
- A cóż mam powiedzieć? Można było przewidzieć, że tak się stanie, 

zwłaszcza   gdy   Signe   zamieszkała   u   Carlsenów.   -   Poczuła   znów,   jak 
ogarnia   ją   rozgoryczenie.   Wszystko   to   wina   Emanuela,   pomyślała. 
Dlaczego  pozwolił na  to,  by  Signe  została  tu, w  pobliżu?   Powinien  ją 
odesłać gdzieś na wieś. Tyle lat służył w Armii Zbawienia, więc na pewno 

background image

miał odpowiednie kontakty. Gdyby pozbył się jej od razu, nigdy by do 
tego nie doszło.

- Nie wiedziałem, co mam z nią zrobić.
- Nie ma sensu teraz tego roztrząsać - westchnęła ciężko. - Co się stało, 

to się nie odstanie. Nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Skoro 
przyznałeś się swojemu ojcu, że nie jesteś ojcem Hugo, runęło wszystko, 
co tak misternie budowaliśmy. Przyśpieszyłeś chrzest, by zapewnić Hugo 
nazwisko   rodowe,   którego   nie   będzie   się   musiał   wstydzić.   Zapewne 
myślałeś też o dworze. Wątpię jednak, by Hugo miał jakiekolwiek prawa 
do dziedziczenia teraz, gdy twoi rodzice wiedzą, że nie jest on potomkiem 
Ringstadów.

-   Póki   nie   podpiszę   odpowiednich   dokumentów   stwierdzających,   że 

Hugo nie jest moim synem, nikt nie może tego udowodnić. Hugo wpisany 
jest w księgach kościelnych jako wnuk mojego ojca. Ja jestem dziedzicem, 
a Hugo moim następcą. Właśnie to chciałem zabezpieczyć, przyśpieszając 
termin chrztu. Czy pod względem prawnym to wystarczy, nie wiem, ale 
gdybyśmy go nie ochrzcili minionej niedzieli, uroczystość ta wyglądałaby 
całkiem  inaczej,   a   moi   rodzice   na   pewno   nie   wzięliby   w  niej   udziału. 
Zresztą   rozmawiałem   z   ojcem   bez   świadków,   więc   nikt   poza   nim   nie 
słyszał, co powiedziałem. Jeśli zechcę, wszystkiemu zaprzeczę.

- Zdaje się, że powiedziałeś, iż rodzice chcą cię wydziedziczyć.
- Teraz tak mówią, ale wątpię, czy ojciec się na to zdobędzie i zdoła to 

przeprowadzić. Na pewno nie zrobi tego, gdy usłyszy całą prawdę. Gdy 
dowie się, że wcale nie zgwałciłem Signe, lecz ona sama była bardziej niż 
chętna,   a   ty   nie   zdradziłaś   swojego   narzeczonego,   tylko   padłaś   ofiarą 
gwałtu.

Zapadła między nimi cisza.
Odetchnął głęboko i drżącym głosem dodał:
- Wszystko psuję. Przysparzam kłopotów wszystkim, których kocham, 

nawet tobie. Pogardzam sobą, Elise. Sądziłem, że mam silny charakter i 
jestem wierny zasadom, tymczasem nagle okazało się, że to nieprawda. 
Bardzo boli, gdy człowiek traci szacunek dla samego siebie.

- Domyślam się. Też się tego po tobie nie spodziewałam. Powtarzam 

jednak sobie, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, w ten czy inny sposób. 
Masz   tyle   wspaniałych   cech,   Emanuelu.   Zaoferowałeś   mi   małżeństwo, 
żeby ratować mnie, dziecko, mamę i chłopców przed życiem w hańbie i 
ubóstwie. Mało kogo stać by było na taki gest. Zwłaszcza że pochodzisz z 
zupełnie innego środowiska i stoisz o wiele wyżej w hierarchii społecznej. 
Z naszego powodu porzuciłeś Armię Zbawienia i tym samym przestałeś na 

background image

co dzień odczuwać respekt, jakim darzono cię jako oficera Armii. Dla nas 
zamieszkałeś tu, w domku nad rzeką wśród biedaków.

Znów   zapadła   między   nimi   cisza.   Elise   zmagała   się   z   przykrymi 

myślami, pewną, że Emanuel przeżywa podobne katusze. W końcu uznała, 
że musi uzyskać od niego odpowiedź na to, co męczyło ją od początku, 
gdy tylko dowiedziała się o zdradzie męża.

- Nie poprzestaliście na tym jednym razie, prawda? Wzdrygnął się, a 

potem powoli pokręcił głową.

Zabolało ją to bardziej, niż zrazu sądziła. W tej sytuacji Emanuel nie 

może się tłumaczyć tym, że nie był całkiem trzeźwy, a potem żałował 
bardzo tego, co się stało.

Nagle   ogarnęła   ją   wściekłość.   Najchętniej   cisnęłaby   mu   w   twarz 

najgorsze   przekleństwa,   wyrzuciła   z   siebie   rozczarowanie   i   zazdrość. 
Ugryzła się jednak w język. Taka już jest dola kobiet, pomyślała z goryczą. 
Zawsze   muszą   zrozumieć,   znieść   w   pokorze   i   cierpieć   w   milczeniu. 
Emanuel zaproponował jej małżeństwo, by ją ratować, więc niejeden uzna, 
że jest usprawiedliwiony.

- Z pewnością i ty mną gardzisz - odezwał się nieszczęśliwym głosem.
-   Nie   wiem,   czy   to   właściwe   słowo.   Nazwałabym   to   raczej   roz-

czarowaniem.

Emanuel nie tylko mnie zawiódł, ale i okłamał, pomyślała, czując, że nie 

jest w stanie się z tym pogodzić.

- Jak myślisz, czy jeszcze kiedyś może być między nami tak, jak było?
- Mam nadzieję.
- Ale nie jesteś pewna?
- Można kierować swoją wolą w wielu sprawach, ale nie uczuciami. 

Nadal  jesteśmy   jednak   małżeństwem  i  wiąże  nas  przysięga   aż  po   kres 
naszych dni. Musimy się więc postarać. Czy twoi rodzice pojechali już z 
powrotem do domu?

-   Wydaje   mi   się,   że   wracają   jutro   wczesnym   rankiem.   Mieli 

przenocować w tym znienawidzonym przez mamę hotelu.

- A Signe? Co z nią?
- Zamierzam udać się do tej Islandki jutro w czasie przerwy obiadowej i 

poprosić ją o pomoc.

- Zdejmij ubranie i spróbuj zasnąć choć trochę. Za parę godzin rozlegną 

się fabryczne syreny.

Posłusznie przebrał się w piżamę, żadne z nich jednak nie mogło zasnąć. 

Emanuel   przewracał   się   z   boku   na   bok,   a   ona   też   nie   zmrużyła   oka. 
Równie dobrze mogliby snuć na głos rozważania, zamiast samotnie bić się 

background image

ze swymi myślami.

- Opowiemy o tym chłopcom, zanim dowiedzą się tego od obcych? - 

zapytała w końcu.

- Nie, bardzo cię proszę, Elise, nic im na razie nie mów! Musimy sobie 

wszystko   dokładnie   przemyśleć!   Karoline   nie   utrzymuje   przecież 
kontaktów z nikim, kto mieszka w pobliżu nas, więc może plotka się nie 
rozejdzie.

Elise co prawda miała na ten temat swoje zdanie, ale nie wypowiedziała 

go   na   glos.   Nawet   jeśli   Karolinę   nie   wspomni   o   Hugo   nikomu   z 
mieszkańców   dzielnicy   nad   rzeką,   to   rozpowie   o   tym   przyjaciołom   i 
znajomym. Służba zazwyczaj słucha, o czym rozmawiają chlebodawcy. 
Jest tylko kwestią czasu, kiedy nowina dojdzie do uszu kogoś, kto nas zna, 
pomyślała. A ten z pewnością powtórzy ją dalej. Najlepiej byłoby siąść z 
chłopcami i porozmawiać z nimi na poważnie. Wyjaśnić im wszystko od 
początku do końca. O Signe nie wspomni, ale powie im całą prawdę o 
Hugo. Na pewno poczują się urażeni, z pewnością będą się wściekać i 
pałać nienawiścią do gwałciciela, za to jeszcze większy szacunek w ich 
oczach zyska Emanuel.

Pozostaje tylko pytanie, czy prawda o Signe także dojdzie z czasem do 

ich uszu. Jeśli tak, to trudno będzie zachować miłą atmosferę, jaką udało 
im się z Emanuelem stworzyć w domu nad rzeką. Chłopcy znienawidzą 
Emanuela i będą nim gardzić, tak jak i on sobą gardzi. Może upłynąć wiele 
czasu, nim zdołają się z tego otrząsnąć. Wszystko zależy od tego, gdzie 
ostatecznie trafi Signe i czy całkiem zniknie z ich życia.

Żadne z nich nie zmrużyło nawet oka, gdy rozległo się denerwujące 

wycie   fabrycznych   syren.   Dopiero   wówczas   Elise   obróciła   się   do 
Emanuela i rzekła:

- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość: Anna potrafi stać o własnych 

siłach, a nawet nauczyła się chodzić.

- Tak, to niezwykłe.
- Wiedziałeś o tym? - zdziwiła się, marszcząc czoło.
-   Tak,   w   drodze   do   domu   spotkałem   Torkilda,   ale   taki   byłem 

zdenerwowany, że nie byłem w stanie cieszyć się razem z nim.

- W takim razie na pewno poznał, że coś jest nie tak.
- Tak. Nie  odzywałem  się  wiele,  ale  domyślił się,  że  mam poważne 

kłopoty.

Elise   westchnęła   i   pomyślała:   Tu,   nad   rzeką,   ludzie   mieszkają   zbyt 

blisko siebie. Nie ma sensu niczego ukrywać. Równie dobrze można od 
razu opowiedzieć chłopcom o wszystkim. Najbardziej się obawiała reakcji 

background image

Pedera. A co wymyślą jego koledzy z klasy, gdy się okaże, że mają jeszcze 
jeden powód do drwin?

ROZDZIAŁ DRUGI

Następnego   dnia   Emanuel   nie   wrócił   do   domu   w   porze   przerwy 

obiadowej,   ale   Elise   wiedziała   dlaczego.   Modliła   się   w   duchu,   żeby 
Islándica z Vaterlandu przyjęła Signe, tak by przenieść dziewczynę jak 
najdalej od Sagene albo najlepiej gdzieś poza Kristianię.

Akurat dziś Elise najchętniej zaszyłaby się w piwnicy i zrobiła pranie. 

Wolałaby  szorować brudne  rzeczy  na tarze  niż siedzieć spokojnie przy 
maszynie i szyć. W głowie wciąż kotłowały jej się te same myśli. Teraz na 
pewno już Carlsenowie nie zechcą, by dla nich szyła, i nie polecą jej też 
innym   znajomym.   Uznali   ją   za   kobietę   upadłą.   Nie   dość,   że   uległa 
jakiemuś   nędznikowi,   gdy   jej   narzeczony   siedział   w   więzieniu,   to   na 
domiar złego oszukała wszystkich, udając, że urodziła dziecko Emanuela. 
Chyba gorszej nieprawości nie można się dopuścić. Żeby okryć rodzinę 
Ringstadów taką hańbą! Kto wie, czy Karolinę w ogóle zechce odebrać 
suknię?   Może   zażąda   od   Elise,   by   zapłaciła   za   materiał   i   zatrzymała 
suknię?  W  lombardzie   pewnie   dostanie   za   nią   parę   koron,   chociaż   nie 
wiadomo, czy w ogóle przyjmą od niej taki fason, który tu, w okolicy, 
trudno będzie sprzedać.

background image

Hugo   marudził   i   popłakiwał   od   śniadania,   zupełnie   jakby   wyczuwał 

napiętą atmosferę w domu. Kręciła korbką maszyny tak szybko, jak się 
dało, w nadziei, że zagłuszy płacz dziecka, który przenikał ją do szpiku 
kości.

Ledwie   co   usłyszała   pukanie   do   drzwi.   Czyżby   już   jakieś   plotkary 

zwietrzyły sensację? Podniosła się ciężko z krzesła i poszła otworzyć.

Ku swemu przerażeniu w drzwiach ujrzała pana Ringstada,
swojego teścia. Zrobiło jej się słabo, czuła, że nie zdoła stawić czoła 

ostrej reprymendzie. Nie dziś. Musi zebrać w sobie siły.

- Emanuela nie ma w domu - wykrztusiła jedynie.
- Sądziłem, że zazwyczaj przychodzi do domu w przerwie obiadowej - 

odezwał się teść z rezerwą. Zachowywał się w ogóle jakoś dziwnie, obco. 
Wczorajsza wiadomość musiała być dla niego strasznym szokiem.

- Zamierzał odprowadzić Signe do Olafii Johannesdottir.
- A kto to jest?
-   Islandka,   bardzo   religijna.   Pomaga   stanąć   na   nogi   młodym 

dziewczętom, które popadły w kłopoty.

Ringstad zmarszczył czoło, jakby ten temat wywoływał w nim niechęć.
- Mogę wejść do środka? - zapytał.
Poprowadziła go do salonu. Hugo na szczęście wreszcie usnął.
- Widzę, że szyjesz? - stwierdził zmęczonym głosem.
- Karolinę Carlsen prosiła, bym uszyła jej suknię. Nie wiadomo jednak, 

czy w tej sytuacji w ogóle ją odbierze.

- Dlaczego tak uważasz? - posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Na pewno nie będzie chciała mieć do czynienia z kimś takim jak ja.
Westchnął ciężko i wyjawił cel swojej wizyty.
-   Przyszedłem   dowiedzieć   się   prawdy.   Miałem   nadzieję,   że   zastanę 

Emanuela i usłyszę obie wersje zdarzeń. Jak się zapewne domyślasz, ani 
moja żona, ani ja nie zmrużyliśmy oka tej nocy. Oboje jesteśmy głęboko 
wstrząśnięci, czując na przemian przerażenie i niedowierzanie. Marie nie 
chce w ogóle widzieć na oczy ani ciebie, ani Emanuela. Uważa, że nie 
można wybaczyć takiego oszustwa, i obawiam się, że nie zmieni zdania. 
Po   trzydziestu   latach   małżeństwa   wiem,   że   nie   zapomina   żadnej 
niegodziwości, jakiej się ktoś wobec niej dopuścił. Ubolewam nad tym, ale 
tak już jest.

- Biedny Emanuel - jęknęła Elise ze ściśniętym sercem. Popatrzył na nią 

z niedowierzaniem.

- I ty to mówisz? Przecież on się zachował jak ostatni łajdak zarówno 

wobec ciebie, jak i wobec tego dziewczęcia!

background image

- Nikt z nas nie jest bez grzechu, panie Ringstad. Każdy ma na swym 

sumieniu jakieś przewinienia. Przyznaję, że jestem głęboko zawiedziona, 
bo nigdy bym nie sądziła, że Emanuel ulegnie takiej pokusie, i to tuż po 
ślubie, gdy było nam ze sobą tak dobrze. Ale wojna zmienia ludzi. My, 
którzy nie żyliśmy w atmosferze ciągłego strachu przed atakiem wroga, 
nie umiemy być może wczuć się w taką sytuację. Niewykluczone jednak, 
że   właśnie   wtedy   znikają   w   człowieku   bariery   i   dopuszcza   się   rzeczy, 
których by nigdy nie zrobił w normalnych warunkach.

Ringstad   stał   w   milczeniu   i   przyglądał   jej   się   badawczo,   jakby 

sprawdzał, czy z niego nie drwi.

- Usprawiedliwiasz go? - zapytał z niedowierzaniem. Pokręciła powoli 

głową.

-  Nie,  próbuję  jedynie  zrozumieć.  Siedzieli  tam  wszyscy   wieczorami 

wokół   ogniska,   popijając   alkohol   z   butelki,   którą   podawali   sobie 
ukradkiem   z   rąk   do   rąk.   Odwiedzały   ich   tam   wciąż   dziewczęta   z 
okolicznych   dworów   i   miasteczek,   zafascynowane   dzielnymi   męż-
czyznami w mundurach. Emanuel nie przywykł do picia, bo przez wiele 
lat   spędzonych   w   Armii   Zbawienia   powstrzymywał   się   od   alkoholu. 
Zaprzyjaźnił się z Signe, polubił ją, pisywał nawet o niej w listach. A 
równocześnie żył w nieustannym strachu, że nagle Szwedzi przypuszczą 
szturm przez granicę i stanie przed wyborem: zabić czy samemu zginąć. 
On, który poświęcił ostatnie osiem lat, ratując ludzi.       '

Ringstad chwiejnym krokiem podszedł do najbliższego krzesła i usiadł 

ciężko.

- Doprawdy nie mogę uwierzyć, że ty go usprawiedliwiasz! - Pokręcił 

głową   z   niedowierzaniem.   -   On   ją   wziął   gwałtem,   Elise!   Biedna 
dziewczyna nie miała żadnej możliwości ucieczki.

- Nie sądzę.
- Nie wierzysz w to? - Posłał jej zdziwiony wzrok. Pokręciła głową.
-   Rozmawiałam   o   tym   z   Emanuelem.   Jestem   przekonana,   że   Signe 

zakochała się w nim i użyła wszelkich sztuczek, by go zdobyć. Pojawiła 
się u nas w samą Wigilię. Pozwoliliśmy jej przenocować. Czy przyszłaby 
tu, gdyby Emanuel ją zgwałcił? Poza tym zauważyłam, jak ona na niego 
patrzy.   Nie   było   to   bynajmniej   spojrzenie   skrzywdzonej   kobiety. 
Przeciwnie.

Ringstad otworzył usta ze zdumienia i słuchał jej uważnie.
- Mówisz, że przyszła tutaj?
- Tak, wiele osób to może potwierdzić. Wtedy jeszcze mieszkała z nami 

mama   i   Hvalstad.   Poza   tym   była   też   Hilda.   Zresztą   ona   jako   jedyna 

background image

domyśliła się, dlaczego Signe tu przyszła.

Ukrył twarz w dłoniach. Wydawał się bezradny i udręczony. On, który 

zawsze sprawiał wrażenie silnego i władczego mężczyzny.

- Może nastawię kawy?
- Tak, dziękuję.
Pośpiesznie udała się do kuchni i pomyślała, że ojcu Emanuela dobrze 

zrobi chwila samotności, by mógł przetrawić w spokoju to wszystko, co 
mu powiedziała.

Wydawało się, że jej wierzy. Chyba najgorsze dla niego było oskarżenie, 

że jego syn dopuścił się gwałtu. Równocześnie zdziwiło ją, że przyszedł tu 
do   nich.   Po   tym   wszystkim,   czego   się   wczoraj   o   niej   dowiedział,   nie 
sądziła, że go jeszcze zobaczy.

Jedną ręką chwyciła dzbanek z kawą, a drugą dzbanuszek z mlekiem. 

Dla takiego gościa postanowiła wyjąć porcelanowe filiżanki.

Ojciec Emanuela nadal siedział w płaszczu. Zresztą w saloniku nie było 

zbyt ciepło, mimo że od rana trzymała otwarte drzwi do kuchni.

- Zdumiewasz mnie, Elise - rzekł, gdy postawiła na stole filiżanki. - 

Nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety takiej jak ty. Nie chce mi się wierzyć, 
byś mogła mi kłamać prosto w oczy, a równocześnie wiele wskazuje na to, 
że oboje z Emanuelem nas oszukaliście.

Elise usiadła przy stole naprzeciwko teścia i popatrzyła mu w oczy z 

powagą.

- To prawda, okłamaliśmy was. Bardzo mnie to boli. Kiedy Emanuel 

wrócił   w   nocy   do   domu   i   opowiedział,   co   się   stało,   pomyślałam,   że 
spotkała nas kara za te kłamstwa. - Zamilkła na moment, po czym podjęła 
na nowo: - Zostałam napadnięta i zgwałcona, kiedy wracałam z miasta do 
domu   pewnego   wiosennego   dnia.   Gwałt   miał   swoje   następstwa. 
Zastanawiałam się, czy usunąć płód, ale wiedziałam, że związane jest z 
tym duże ryzyko. Mój ojciec właśnie umarł, mama chorowała na suchoty, 
Hilda,   moja   młodsza   siostra,   spodziewała   się   dziecka   z   majstrem   z 
przędzalni,   więc   na   mnie   spadło   utrzymanie   mamy   i   braci.   Mimo   że 
pragnęłam  umrzeć,   nie   mogłam  ryzykować,   że   to   się   stanie,   bo   w  ten 
sposób   odebrałabym   najbliższym   szansę   na   przeżycie.   W   tym   samym 
czasie zarządca czynszówki Andersengarden zagroził nam eksmisją, bo nie 
miałam   pieniędzy   na   komorne.   Kompletnie   zrozpaczona   wybiegłam   z 
domu nad rzekę, nie widząc wyjścia z tych kłopotów. Wtedy pojawił się 
Emanuel.   Przyjaźniliśmy   się   od   dawna.   Dowiedział   się   o   moim 
nieszczęściu i zaproponował mi małżeństwo, by dziecko, które miałam 
urodzić, miało ojca i by nas wszystkich uchronić od wstydu. W moich 

background image

oczach był to niemal bohaterski czyn. Uznałam jednak, że to zbyt wielkie 
poświęcenie z jego strony, bym mogła je przyjąć. Emanuel zdołał mnie 
jednak przekonać.

Ringstad siedział nieruchomo i słuchał jej z zapartym tchem. A kiedy 

umilkła, odezwał się chrapliwym głosem wyraźnie poruszony:

- Dlaczego nie powiedzieliście o tym?
- Emanuel chciał, by wszyscy uważali, że to jego dziecko. Baliśmy się 

zarówno   waszej   reakcji,   jak   i   reakcji   mojej   mamy   i   chłopców. 
Zatrzymaliśmy  prawdę dla siebie, bo pragnęliśmy, by dziecko stało się 
normalnym członkiem rodziny.

- Mimo to jednak prawda wyszła na jaw.
-   O   tym,   co   mi   się   przydarzyło   tamtego   strasznego   dnia   wiosną 

ubiegłego roku, wiedziała tylko moja siostra i jedna z przyjaciółek. Kiedy 
wzięliśmy pośpiesznie ślub z Emanuelem, domyśliły się chyba dlaczego. 
Nie wiem, czy któraś z nich się wygadała, czy może ktoś inny domyślił się 
prawdy.

-  To   znaczy,   że   pobraliście   się   z   Emanuelem  bez   miłości?   Pokręciła 

głową.

- Emanuel był we mnie zakochany, a ja go bardzo lubiłam. Wzbraniałam 

się przed uczuciem, ponieważ byłam zaręczona z innym i miałam nadzieję, 
że   wszystko   się   między   nami   jeszcze   ułoży.   Mój   narzeczony   popełnił 
straszne   głupstwo   i   został   osadzony   w   więzieniu.   Jego   siostra   jest 
sparaliżowana po polio. Skończyły jej się niezbędne do życia leki, a on nie 
miał pieniędzy, by kupić jej kolejne, i dał się namówić, by stać na czatach, 
gdy inni okradali sklep. Z więzienia w Akershus napisał do mnie, że zrywa 
zaręczyny.

Teść wpatrywał się w nią zaintrygowany. Historia ta musiała zrobić na 

nim duże wrażenie.

-   Jak   rozumiem,   Emanuel   nie   zaofiarował   ci   małżeństwa   jedynie   ze 

szlachetnych pobudek! - Rozchylił usta w lekkim uśmiechu, zaraz jednak 
znów   spoważniał   i   westchnął   głęboko.   -   Bardzo   się   cieszę,   że 
opowiedziałaś mi wszystko. Poznaję po twojej twarzy, że mówisz prawdę. 
To   okropna   historia.   Gdybym   przeczytał   coś   takiego   w   książce, 
posądziłbym autora o nadmiernie wybujałą wyobraźnię. Może powinnaś to 
wszystko   spisać,   Elise?   Przyszłe   pokolenia   mogłyby   się   z   tego   wiele 
nauczyć.   Ukryj   swoje   zapiski   głęboko   w   szufladzie,   a   potem   dasz   do 
przeczytania dzieciom, kiedy już dorosną. Że nie wspomnę o wnukach! 
Kiedyś   przecież   musi   wreszcie   zapanować   większa   sprawiedliwość   w 
naszym społeczeństwie, a wówczas twoja historia przypomni wszystkim 

background image

losy robotników z nad Aker.

Wypił kawę, którą go poczęstowała, i wstał ciężko z krzesła. Wydawało 

się, jakby przez parę dni postarzał się o kilka lat.

- Nie wiem, czy moja żona da się przekonać, czy to, co mi powiedziałaś, 

zmieni jej nastawienie do ciebie i dziecka, mogę ci jednak obiecać, że 
zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tak się stało.

Elise odprowadziła go do wyjścia.
Na ganku tuż przed odejściem odwrócił się do niej ze słowami:
-   Jesteś   bardzo   silna,   Elise.   Nie   pojmuję,   jak   zdołałaś   to   wszystko 

wytrzymać.

- Nie miałam wyboru. Ani wtedy, ani teraz.
- Mogłaś przynajmniej wyrzucić tę Signe za drzwi tego dnia, gdy się tu 

zjawiła.

-   Gdybym   tak   zrobiła,   wywołałoby   to   zdumienie   wśród   moich 

najbliższych. Zamierzałam im tego oszczędzić.

Pokiwał głową z namysłem, uniósł lekko kapelusz i skierował się do 

czekającego na niego powozu.

Z niecierpliwością oczekiwała popołudnia i powrotu Emanuela. Chłopcy 

byli w pracy, a Hugo spał.

- Jak poszło? - zapytała.
- Dobrze. Ta Olafia to bardzo pobożna kobieta o wielkim sercu. Jest 

córką pastora i jako pierwsza kobieta podjęła studia w Islandii. Po wielu 
latach spędzonych za granicą trafiła do Kristianii. - Usiadł przy stole w 
kuchni i sięgnął po kanapki, jakie dla niego przygotowała. - Mieszka w 
małym drewnianym domu, trochę podobnym do naszego, lecz mniejszym, 
w   dość   nieprzyjemnej   okolicy   w   Vaterlandzie.   Signe   ledwie   co   miała 
odwagę wejść ze mną do środka. Ale wewnątrz było czysto i schludnie. W 
oknach kwiaty, dywanik na podłodze i ładne meble. Olafia przyjęła Signe 
serdecznie   i   oddała   jej   jedyny   pokoik   na   poddaszu.   Obiecała   już   jutro 
porozmawiać ze znajomymi i spróbować znaleźć dla niej jakieś miejsce na 
wsi. Powiedziała, że miasto nie jest dla takiej dziewczyny jak Signe. Z 
tego, co zrozumiałem, ona przede wszystkim pomaga prostytutkom.

Elise   popiła   łyk   kawy   i   czekała,   aż   Emanuel   skończy   opowiadać. 

Dopiero   wówczas   miała   okazję   zaskoczyć   go,   mówiąc   o   tym,   co   się 
zdarzyło przed południem.

- Był tu twój ojciec.
Emanuel zamarł i popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Ojciec? Pokiwała głową.
-  Opowiedziałam  mu   wszystko,  jak  było. Wysłuchał  mnie   uważnie   i 

background image

myślę, że uwierzył, iż mówię prawdę.

- A co mu właściwie opowiedziałaś?
- Nie ukrywałam niczego, ani tego, że ojciec był pijakiem, ani że Hilda 

urodziła   dziecko   majstrowi.   Wspomniałam   też   o   Johanie,   że   trafił   do 
więzienia za kradzież i że zostałam zgwałcona. Powiedziałam, że z czasem 
pokochaliśmy się, ale że oświadczyłeś mi się przede wszystkim dlatego, 
by dać dziecku nazwisko i uchronić mnie i moją rodzinę przed wstydem.

Emanuel pokręcił głową zrezygnowany.
- Musiałaś mówić o wszystkim?
Elise domyśliła się, o co mu chodzi. Nie był zadowolony, że jego ojciec 

dowiedział się o Johanie.

- Tak - odparła. - Uznałam, że nie należy dłużej nic ukrywać. Wystarczy 

już kłamstw i przemilczeń. Twój ojciec musi znać całą prawdę, by móc się 
wczuć w naszą sytuację.

- Jak on to przyjął? - zapytał na pozór spokojnie, ale po jego minie 

poznała, że jest zdenerwowany. Uśmiechnęła się więc i wyjaśniła:

- Uwierzył mi. Do tego stopnia, że nawet stwierdził, iż powinnam spisać 

historię mojego życia i ukryć gdzieś, by w przyszłości moje dzieci i wnuki 
dowiedziały się, jak się kiedyś żyło robotnikom nad rzeką Aker.

Emanuel wpatrywał się w nią zdumiony.
-   Kiedyś   przecież   w   społeczeństwie   musi   zapanować   większa 

sprawiedliwość,   powiedział.   Uznał,   że   dla   następnych   pokoleń   taka 
historia byłaby bardzo pouczająca.

Emanuel pokręcił głową zdumiony.
- Zawsze czułem, że ojciec darzy cię wielkim szacunkiem, nigdy jednak 

bym  nie   przypuszczał,   że   zdołasz   go   tak   przekonać.  Wspomniał  coś  o 
mamie?

Spuściła wzrok.
- Obawia się, że z nią będzie trudniej.
- Zdaję sobie z tego sprawę - pokiwał głową Emanuel. - Ale ona też 

kiedyś da za wygraną.

Elise   nic   nie   powiedziała.   Z   tego,   co   wspomniał   pan   Ringstad,   nie 

należało się spodziewać, by jego żona tak łatwo się poddała. Zresztą ona 
od początku sprzeciwiała się ich małżeństwu. Nie podobało jej się, że jej 
jedyny   syn  popełnia   taki  mezalians.   Z  pewnością   więc   wykorzysta   ten 
pretekst,   by   trzymać   się   od   nich   z   daleka.   Skoro   Hugo   nie   jest   jej 
prawdziwym wnukiem, nie będzie się czuła w obowiązku kontaktować się 
z nimi. Trudno pojąć, że można być tak twardym i bezwzględnym wobec 
własnego syna, ale tacy ludzie się trafiają.

background image

- Wspomniałeś kiedyś, że nie zawsze ci było lekko w dzieciństwie - 

zaczęła ostrożnie. - Czy twoja mama miewa bardzo zmienne nastroje?

- Owszem, mówiąc delikatnie - przyznał Emanuel niechętnie. - Lekarze 

nazywają to histerią. Nie lubię o tym mówić, ale skoro pytasz, odpowiem 
tylko,   że   potrafi   być   bardzo   trudna.   Kiedyś  ojciec   wysłał   ją   nawet   do 
sanatorium na jakiś czas. Wtedy opiekowała się mną okropna niania. Żeby 
mnie odzwyczaić od pieluch i nauczyć wołać, sadzała mnie na nocniku w 
ciemnej   komórce   i   zamykała   drzwi.   Pamiętam,   że   byłem   śmiertelnie 
przerażony.

- Biedaku, to okropne! - Elise popatrzyła na niego zdruzgotana. Machnął 

ręką, najwyraźniej nie chcąc więcej na ten temat rozmawiać, i zmienił 
temat:

- Może rzeczywiście powinnaś posłuchać rady ojca i wszystko spisać? 

Wszystko, odkąd sięgasz pamięcią. Kiedy Peder i Kristian dorosną, dasz 
im to do przeczytania i może lepiej cię zrozumieją. Teraz są za mali, by 
pojąć, dlaczego dokonałaś takich a nie innych wyborów.

- A kiedy miałabym znaleźć na to czas? Ledwie mam kiedy odwiedzić 

starych przyjaciół.

-   Hugo   rośnie,   z   dnia   na   dzień   jest   większy   i   wkrótce   nie   będzie 

wymagał od ciebie tyle opieki. Z czasem wprawisz się też w szyciu i praca 
posuwać się będzie szybciej.

- Jesteś pewien, że ktoś zechce korzystać z moich usług? Teraz, kiedy 

Karolinę tak otwarcie wystąpiła przeciwko nam, może nawet nie zechce 
odebrać tej aksamitnej sukni, którą dla niej kończę.

- Przecież ona nie jest zła na ciebie. Nie ma już sera? - dodał nagle. - 

Mam wrażenie, że wciąż tylko jadamy chleb polany syropem.

- Nie mam śmiałości kupować więcej na zeszyt u Magdy. Jestem u niej 

już strasznie zadłużona.

Emanuel zacisnął usta, nic nie mówiąc.
-   Nie   zapominaj,   że   właśnie   mieliśmy   chrzciny   -   próbowała   się 

usprawiedliwiać.

Nagle uświadomiła sobie, że teraz, gdy Carlsenowie nie zechcą u siebie 

przyjmować Emanuela, może być im jeszcze trudniej. Elise podejrzewała, 
że   Emanuel   częściej   korzystał   z   ich   gościnności,   niż   się   do   tego 
przyznawał.   Teraz   będzie   musiał   zadowolić   się   tym   samym,   co   jadali 
pozostali członkowie rodziny.

- Mówiłaś chłopcom o Annie?
Pokiwała głową i opowiedziała z uśmiechem:
- Peder zerwał się ze stołka i tańczył z radości. Wszyscy trzej dociekali, 

background image

jak Torkildowi udało  się  tego dokonać. Tak samo jak ze wszystkim w 
życiu, wyjaśniłam im: trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Mam 
nadzieję, że Peder zrozumiał, o co mi chodzi. Jeśli będzie więcej ćwiczyć 
się w czytaniu, to w końcu się nauczy.

Emanuel zmarszczył czoło i obrzucił ją surowym spojrzeniem.
-   Nie   możesz   mu   pozwolić,   żeby   sam   decydował,   ile   ma   ćwiczyć! 

Musisz mu nakazać, by więcej czasu poświęcił lekcjom, a jeśli nie zechce, 
to go ukarz! W Piśmie jest przecież napisane, że „Tego, którego się kocha, 
karze się", a ty go kochasz, dobrze o tym wiem.

Elise nie odezwała się, Emanuel więc pośpiesznie zmienił temat.
- Ile czasu pozostało Hildzie do rozwiązania?
- Spodziewa się dziecka mniej więcej za miesiąc.
- Mówiła coś bliżej o tym, co zamierza?
-   Jest   całkowicie   zdecydowana   zatrzymać   dziecko,   niezależnie   od 

trudności, jakie będzie jej stwarzał Paulsen.

- Mam nadzieję, że nie zamierza przenieść się tu do nas.
- Oczywiście, że nie.
-  Ale   jeśli   nie   będzie   miała   ani   pracy,   ani   dachu   nad   głową,   to   co 

wówczas zrobi?

- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że Hilda jest silna i na pewno sobie 

poradzi.

- Przecież ona ma dopiero siedemnaście lat.
- My tu szybko dorastamy.
Popatrzył na nią jakoś dziwnie i wstał od stołu, mówiąc:
- Dziękuję. Pójdę się przejść.
Obserwowała   go,   gdy   wkłada   płaszcz   i   futrzaną   czapkę   i   wychodzi. 

Zastanawiała się, czy wybiera się tylko na przechadzkę, czy może w jakieś 
konkretne miejsce. Carlsenowie nie chcą go widzieć na oczy, a innych 
znajomych, z tego, co wiedziała, tu w okolicy nie miał.

ROZDZIAŁ TRZECI

Emanuel   wrócił   dopiero,   gdy   chłopcy   już   się   położyli   spać.   Elise 

background image

postanowiła poczekać na niego, ale po bezsennej nocy była tak zmęczona, 
że   oczy   jej   się   same   zamykały.   Nie   miała   siły   szyć,   więc   spróbowała 
przeczytać gazetę. Gdy jednak stwierdziła, że to na nic, poszła się położyć, 
z silnym postanowieniem, że będzie czuwać, póki Emanuel nie wróci.

Mimo to musiała jednak zasnąć, bo nagle obudziła się przestraszona. Z 

początku słyszała tylko szum wodospadu, ale po chwili dotarły do niej 
męskie głosy. Dwóch mężczyzn rozmawiało ze sobą tuż za ścianą domu. 
Wytężyła słuch, zastanawiając się, czy to jacyś obcy, czy też Emanuel. 
Zdarzało   się   bowiem   nieraz,   że   nocną   porą   zataczali   się   tędy   pijacy, 
wracając do domu po popijawie u kompanów po wschodniej stronie rzeki. 
Za każdym razem Elise czuła strach, że któryś poślizgnie się na moście i 
wpadnie na poluzowaną barierkę.

Rozpoznała jednak głos Emanuela. Ściana była cienka, a oni rozmawiali 

głośno, starając się przekrzyczeć huk spadającej wody. Tym drugim był 
albo Carl Wilhelm Wang-Olafsen, albo Torkild. Chociaż nie, Torkild raczej 
nie.   Po   tonie   rozmowy   poznała,   że   mężczyźni   wracali   z   miasta   w 
rozbawionych nastrojach.

Teraz już rozróżniała pojedyncze słowa. Mówił ten drugi:
- Powinieneś częściej nas odwiedzać, Emanuelu. Jeśli masz wytrzymać 

takie życie, to musisz znaleźć sobie przestrzeń wolności. Nie pojmuję, jak 
mogłeś zdecydować się na to małżeństwo, mimo że przyznaję, iż dziewczę 
jest słodkie.

Emanuel coś mu odpowiedział, ale nie dosłyszała wyraźnie i właściwie 

cieszyła się z tego.

Wpatrywała się bezmyślnie w mrok, gdy Emanuel wszedł do kuchni, 

robiąc   więcej   hałasu   niż   zwykle.   Zdjął   buty   i   co   chwila   się   o   coś 
potykając, mamrotał pod nosem poirytowany. A kiedy wreszcie otworzył 
drzwi do sypialni i wszedł do środka, zacisnęła powieki, udając, że śpi.

Ale w środku wszystko się w niej gotowało ze złości. Wyzywała go w 

myślach od najgorszych. Prosto w twarz wygarnęła mu to wszystko, na co 
zasługiwał, a czego tak naprawdę nie mogła mu powiedzieć. Ona, biedna 
robotnica, której zaproponował małżeństwo, by  ją uchronić  od wstydu. 
Która   ma   dziecko   z   innym   mężczyzną   i   uczyniła   życie   Emanuela   tak 
beznadziejne, że potrzebna mu przestrzeń wolności, by to wytrzymać. W 
uszach wciąż dźwięczały jej słowa wypowiedziane przez Carla Wilhelma: 
„Nie pojmuję, jak mogłeś się zdecydować na to małżeństwo..." Poczuła, że 
płacz dławi ją w gardle, zaraz jednak górę w niej wzięła złość. Nic go nie 
usprawiedliwia,   ani   to,   że   ma   matkę   histeryczkę,   ani   to,   że 
przyzwyczajony   do   dobrobytu   źle   znosi   biedę!   Decyzję   o   małżeństwie 

background image

podjął świadomie. Nie prosiła go o pomoc, nigdy nie próbowała się mu 
przypodobać. To on stawał na głowie, by się do niej zbliżyć.

A ja szanowałam go za dobroć, gotowość  do ponoszenia ofiar i siłę 

charakteru, szydziła w duchu. Wydawał się taki „porządny". Sądziłam, że 
można   na   nim   polegać.  A  tymczasem   pomyliłam   się   co   do   niego.   To 
człowiek bez charakteru. Rozpustnik, który schlebia swoim żądzom, nie 
myśląc o innych. Wychodzi sobie do miasta i wydaje pieniądze na wódkę, 
mimo że jego rodzinie nie starcza na masło. Nie jest ani trochę lepszy od 
innych, ani od mojego ojca, ani Ansgara Mathiesena!

Przez   wiele   dni   nie   mogła   się   pozbyć   rozgoryczenia.   Zauważyła,   że 

sytuacja między nimi stała się napięta, choć żadne z nich nie odezwało się 
słowem na ten temat.

Kiedy   któregoś   dnia   wyszła   do   komórki   po   drewno,   zauważyła 

śpieszącą przez most robotnicę. Zdziwiła się, bo do przerwy obiadowej 
było jeszcze daleko. Wtedy poznała, że to Mathilde, siostra Oline. Musiało 
stać   się   coś   niedobrego,   bo   Mathilde   płakała.   Wyglądała   na   całkiem 
zdesperowaną, szła, potykając się niemal o własne nogi.

- Mathilde?
Dziewczyna   odwróciła   się   do   niej   i   nie   zatrzymując   się,   zawołała 

zrozpaczonym głosem:

- Wyrzucili mnie!
Twarz miała spuchniętą od płaczu, a oczy przestraszone. Elise jeszcze 

nie widziała człowieka tak zdruzgotanego.

- Dlaczego? - zapytała.
Ale   Mathilde   tylko   pokręciła   głową   i  poszła   dalej.   Chyba   wcale   nie 

zauważyła   turkoczącego   wozu,   który   nadjeżdżał   z   naprzeciwka,   bo 
odskoczyła na bok w ostatniej chwili, gdy konie przemknęły pędem.

Elise stała nieruchomo, odprowadzając wzrokiem dziewczynę, póki nie 

zniknęła   jej   z   pola   widzenia.   Żałowała,   że   jej   nie   zatrzymała   i   nie 
namówiła,   by   weszła   z   nią   do   domu.   Może   rozmowa   przyniosłaby   jej 
ulgę?

Ale   co   pomoże   rozmowa?   Nie   przywróci   jej   miejsca   pracy   ani   nie 

rozwiąże   problemów.   W   pamięci   mignął   jej   tamten   styczniowy   dzień, 
kiedy nadzorca napadł na Oline, ponieważ spóźniła się do fabryki dwa 
razy  z rzędu, i zwolnił ją z pracy. Najmłodszy  synek Oline był wtedy 
ciężko chory i majaczył w gorączce, a ona bała się go zostawić, obawiając 
się, że umiera.

Oline   była   wdową   i   sama   wychowywała   czworo   dzieci.   Nie   miała 

wyjścia, żeby je utrzymać, poszła zarabiać pieniądze na ulicy. Mathilde 

background image

była w pełni świadoma, jaki los spotkał jej siostrę. Sama miała wprawdzie 
męża, ale ten tylko włóczył się z pijakami po Vaterlandzie. Elise dobrze 
rozumiała,   dlaczego   Mathilde   wyglądała   na   tak   przerażoną.   Na   pewno 
obawiała się, że podzieli los siostry. No bo jaką miała inną możliwość?

Pogrążona w rozmyślaniach, weszła do domu z naręczem drewna. Czy 

mam prawo narzekać? - łajała siebie w myślach. Przecież mój mąż ani nie 
pije, ani mnie nie katuje. Mieszkam w domu starego majstra z dala od 
śmierdzących   podwórzy   ze   szczurami,   od   cuchnących   wychodków, 
hałasów   i   awantur   na   klatce   schodowej.   Nie   muszę   dzielić   izby   z 
sześcioma osobami, a kuchni z inną rodziną.

Postanowiła,   że   przestanie   robić   Emanuelowi   wyrzuty   i   wypytywać, 

gdzie   znika   wieczorami.   Młody   Wang-Olafsen   ma   rację,   że   Emanuel 
potrzebuje odskoczni od takiej codzienności. Kiedyś miał Carlsenów, a 
teraz pewnie odwiedza Carla Wilhelma. Może się tam także posila? Jeśli 
ma wytrzymać ciasnotę i ubóstwo, musi mieć też jakieś inne przeżycia, do 
których przywykł we dworze Ringstad i w eleganckiej willi na wzgórzu 
Aker.

Elise zasiadła z powrotem do maszyny i zaciskając zęby, pilnie zajęła się 

szyciem. Ja to dopiero mam szczęście, pomyślała. Dostałam na własność 
maszynę do szycia!

Ale jakoś ta myśl nie przyniosła jej ulgi. Nadal czuła w sobie dziwną 

pustkę.

W   nocy   z   piątku   na   sobotę   Elise   w   ogóle   nie   spała,   bo   wczesnym 

rankiem następnego dnia miała dostarczyć gotową suknię. O ile Karolinę 
zechce ją odebrać. Czuła się niepewnie, mimo iż Emanuel twierdził, że jej 
obawy   są   nieuzasadnione.   Jeszcze   przed   dwoma   dniami   w   ogóle   nie 
wierzyła, że uda jej się dokończyć suknię, ale nieszczęście, które spadło na 
Mathilde, otrzeźwiło ją i dodało sił.

Z Emanuelem nie rozmawiali więcej o Signe. Nie wiedziała nawet, czy 

był  w   mieście   i   rozmawiał   z   nią   po   tym,   jak   przeniosła   się   do   Olafii 
Johannesdottir. Nie miała ochoty pytać.

Jeszcze nie opowiedzieli chłopcom o tym, co się stało. Zachowywali się 

tak, jakby oboje chcieli zapomnieć na jakiś czas, zostawić to za sobą jak 
zbędny bagaż i pójść do przodu.

W głębi serca miała cichą nadzieję, że zaoszczędzi wstydu Pederowi i 

Kristianowi.   Karolinę   nie   utrzymywała   żadnych   kontaktów   z 
mieszkańcami robotniczego osiedla nad rzeką,  tak samo  zresztą  jak jej 
rodzice. Agnes ani Hilda nie zdradzą sekretu, tego była pewna.

Ale skąd Karolinę dowiedziała się prawdy o Hugo? - nie przestawała się 

background image

zastanawiać. Nie chciało jej się wierzyć, by Hilda się wygadała. Nawet 
gdyby się zaprzyjaźniła z innymi służącymi od Carlsenów, nigdy by nie 
wyjawiła takiej poważnej tajemnicy.

Emanuel   wrócił   do   domu   w   przerwie   obiadowej,   żeby   przypilnować 

małego, a ona w tym czasie miała pójść do Carlsenów. Hugo spał, więc 
Emanuel   był   zadowolony.   Nagotowała   ziemniaków   i   usmażyła   śledzia, 
nakryła do stołu, posprzątała i zatroszczyła się, by w kuchni było ciepło.

Na szczęście nie padało. Zapakowała suknię w szary papier, ale bała się, 

że się pogniecie. Niosła ją przewieszoną przez ramię, ostrożnie, jakby to 
była porcelana. Dobry  Boże, modliła się w duchu. Spraw, by  Karolinę 
odebrała   suknię.   Spraw,   by   była   zadowolona   i   łaskawie   poleciła   mnie 
innym.

W nocy był mróz, a za dnia ociepliło się, więc Elise brnęła w rozmiękłej 

brei i uważała, by się nie poślizgnąć. Roztopiony śnieg spływał strużkami 
w   dół   wzgórza  Aker.   Jakieś   dzieci   zjeżdżały   na   sankach,   a   na   samym 
szczycie wzgórza dostrzegła konny zaprzęg, kierujący się w dół. Wozacy 
nie zamienili póki co sań na wozy kołowe. Był dopiero początek marca, 
więc można się było spodziewać jeszcze opadów śniegu.

Kiedy zaprzęg był już blisko, Elise cofnęła się na sam skraj ulicy, by 

błoto rozbryzgujące się spod końskich kopyt i płóz nie ochlapało paczki. 
Czuła,   że   nie   zazna   spokoju,   póki   nie   dostarczy   aksamitnej   sukni   na 
miejsce.

Wreszcie   dotarła   na   szczyt   wzgórza.   Zerknęła   na   dom   Paulsena   w 

nadziei, że zobaczy Hildę, ale niestety. Zdenerwowana podeszła do bramy 
prowadzącej na posesję Carlsenów.

Pośpiesznie   minęła   główne   wejście   w   obawie,   że   natknie   się   na 

rodziców Karolinę, i skierowała się do drzwi kuchennych. Wnet pojawiła 
się jedna ze służących, a gdy usłyszała, o co chodzi, otworzyła szeroko 
drzwi   i   ruszyła   przodem   na   górę,   by   zaprowadzić   Elise   do   córki 
chlebodawców.

Wskazała Elise pokój narożny, którego okna wychodziły na cmentarz 

Chrystusa Zbawiciela. Karolinę stała przy oknie zapatrzona w dal. Nie 
odwróciła się nawet, mimo że musiała słyszeć, kto przyszedł.

- Dlaczego nie zażądasz rozwodu? - Pytanie padło tak nieoczekiwanie, 

że Elise odebrało mowę.

Wreszcie Karolinę odwróciła się powoli. Twarz miała surową, a oczy 

pociemniałe z gniewu.

- Jesteś taka głupia, że pozwolisz mu zostać pomimo tego, czego się 

dopuścił? A może to bezradność z twojej strony? Boisz się stracić tego, 

background image

który cię utrzymuje? Może to dla ciebie bez znaczenia, że cię zdradza, 
byleby zarobił na jedzenie i czynsz?

Elise   zmusiła   się,   by   nie   umknąć   spojrzeniem.   Nie   miała   ochoty 

dyskutować z nikim na temat swojego małżeństwa i uważała, że Karolinę, 
podejmując taką rozmowę, daje świadectwo braku ogłady i kultury. ,

- Przyniosłam suknię, panno Carlsen.
- Widzę. Połóż na krześle.
Elise ostrożnie odpakowała suknię i przewiesiła przez oparcie krzesła. 

Wiosenne   słońce   zaświeciło   przez   okno,   a   jego   promienie   padły   na 
niebieski   aksamit,   wydobywając   cudowne   niuanse   odcieni.   Elise 
wydawało   się,   że   tkanina   w   tym   oświetleniu   prezentowała   się   jeszcze 
piękniej   niż   u   nich   w   saloniku,   gdzie   okna   były   mniejsze   i   promienie 
słoneczne wpadały pod innym kątem.

Była bardzo zadowolona ze swojego dzieła. Suknia kosztowała ją wiele 

wysiłku,   przesiedziała   nad   nią   długie   znojne   wieczory,   oczy   ją   piekły, 
bolały plecy, ale kiedy teraz patrzyła na efekt, stwierdziła, że wysiłek nie 
był daremny.

-   Nie   odpowiedziałaś   mi   na   pytanie!   -   Karolinę,   zajęta   sprawą 

Emanuela, ledwie omiotła spojrzeniem suknię.

- Nie rozmawiam z obcymi na temat mojego małżeństwa.
-   Z   obcymi?   -   Karolinę   zaśmiała   się   szyderczym,   nieprzyjemnym 

śmiechem. - Nazywasz mnie obcą? Mnie, która zna się z Emanuelem od 
dzieciństwa?   Zapominasz,   że   przez  kilka   lat  mieszkaliśmy   pod   jednym 
dachem jak rodzina.

- Dla mnie panienka jest obca.
-  Ty   chyba   naprawdę   jesteś   niespełna   rozumu.  Wiesz,   że   Emanuel   i 

Signe mieli romans być może przez tych kilka miesięcy, gdy jego oddział 
stacjonował na granicy? Zdarzyło się to krótko po waszym ślubie. Czy to 
nic   dla   ciebie   nie   znaczy?   Wyszłaś   za   niego   wyłącznie   po   to,   by   cię 
utrzymywał?

Słowa Karolinę ugodziły Elise jak ostrze noża. Czy to znaczy, że Signe 

przyznała się Karolinę, że z własnej woli związała się z Emanuelem i że 
wcale nie wziął jej siłą? - zastanawiała się w duchu. Na głos zaś rzekła:

- Wydaje mi się, że ta sprawa dotyczy wyłącznie Emanuela i mnie. Myli 

się jednak panienka, sądząc, że nie kochałam i nie kocham Emanuela.

Karolinę znów się zaśmiała szyderczo.
- Tak go kochasz i taka jesteś mu oddana i wyrozumiała, że gotowa 

jesteś godzić się na wszystko, byleby od ciebie nie odszedł? Zastanawiam 
się, czy ty w ogóle rozumiesz, co się stało. Signe wyznała mi wszystko: od 

background image

pierwszej chwili, gdy go poznała i zakochała się w nim do szaleństwa, aż 
do   pierwszej   schadzki,   kiedy   odwiedził   ją   w   nocy   w   jej   pokoju. 
Powiedziała,   że   była   to   „święta   chwila".   Byli   tak   odurzeni   miłosnym 
aktem, że zdawało im się, iż świat wokół przestał istnieć, i kochali się aż 
po świt. A potem wciąż im było mało. Wystarczyło, że go ujrzała, a jej 
ciało fizycznie domagało się jego bliskości. Opisywała w najdrobniejszych 
szczegółach, jak ją pieścił, jaką rozkosz sprawiało mu oglądanie jej nagiej, 
jak jęczał podniecony, gładząc jej piersi. Wiesz, Signe ma  takie krągłe 
kształty.

Karolinę znów się zaśmiała, jakby czerpała przyjemność z tej sytuacji.
-   Prawie   upiłam   Signe,   by   z   niej   wydobyć   wszystkie   szczegóły,   bo 

chciałam znać całą prawdę. Potwierdziło to tylko moje przypuszczenia na 
temat mężczyzn. Oni nie potrafią kochać nikogo oprócz samych siebie! 
Nie mają pojęcia, czym jest miłość! Są jak psy goniące za suką, która ma 
cieczkę. Widziałam na wakacjach w Ringstad ogiera i klacz, psy i inne 
kopulujące ze sobą zwierzęta. Żony niewiernych mężów przymykają oczy 
i nie chcą znać prawdy, bo im się zdaje, że nic nie mogą na to poradzić. 
Najwyraźniej jesteś taka sama jak one. Ale tolerując i wybaczając zdradę, 
akceptujecie   niemoralność!   Nie   czytałaś   w   gazecie   o   tych   wszystkich 
szanowanych obywatelach, którzy potajemnie chodzą do Vaterlandu, by 
przeżyć   przygodę   z   ulicznymi   dziwkami?  Te   dziewczyny   są   dokładnie 
badane   przez   lekarzy,   by   uchronić   mężczyzn   z   wyższych   sfer   przed 
chorobami wenerycznymi. Ludzie są wstrząśnięci podwójną moralnością, 
nikt jednak nie mówi o żonach, które siedzą w domu i bez sprzeciwu go-
dzą   się   na   taki   los.   Dlaczego   nie   uderzą   pięścią   w   stół?   Czemu   nie 
zażądają rozwodu? Właśnie takie kobiety jak ty ponoszą winę za to, że ten 
proceder wciąż trwa. Wybaczając i puszczając w niepamięć, przyczyniasz 
się do legalizacji zdrady!

Karolinę   rozprawiała   podniecona,   a   Elise   aż   skuliła   się   pod   jej 

bezwzględnymi   oskarżeniami.   Nie   miała   jednak   zamiaru   dać   sobą 
pomiatać i pozwolić na to, by ktokolwiek rozmawiał z nią w taki sposób. 
Wyprostowała się i uniosła dumnie głowę.

- Nigdy nie akceptowałam niewierności, panno Carlsen. Zgadzam się, że 

w społeczeństwie panuje podwójna moralność. Oburza mnie, że potępia 
się dziewczyny, które zarabiają na ulicy, żeby przetrwać, a równocześnie 
bada się je, by mężczyźni, którzy wykorzystują ich beznadziejną sytuację, 
nie byli narażeni na choroby.

- Więc dlaczego się na to godzisz? Czy tylko pieniądze dla ciebie się 

liczą?

background image

-   Jak   już   powiedziałam,   nie   mam   ochoty   rozmawiać   o   naszym 

małżeństwie z innymi. Kiedy Emanuel poprosił mnie o rękę, sądziłam, że 
kieruje   się   jedynie   litością,   i   nie   przyjęłam   jego   oświadczyn. 
Równocześnie wiedziałam, że mnie kocha, a ja z czasem coraz bardziej go 
ceniłam. W końcu dałam się przekonać. Nie ma powodu ukrywać, że to 
małżeństwo uratowało mnie i moją rodzinę przed beznadziejną sytuacją. 
Nie miałam pieniędzy  na czynsz, zarządca wymówił nam mieszkanie i 
mało   brakowało,   a   znaleźlibyśmy   się   na   ulicy.   Moja   mama   ponad   rok 
chorowała na suchoty, ojciec dopiero co umarł, a moim młodszym braciom 
było już wystarczająco ciężko. Emanuel zjawił się więc niczym wybawca. 
I za to, co zrobił, należy mu się moim zdaniem szacunek.

Karolinę pokiwała głową, wyraźnie zadowolona.
- Wiedziałam - rzekła. - Ożenił się z tobą z litości. To Armia Zbawienia 

karmiła go takimi obłąkanymi ideami. Wydaje mu się, że może uratować 
świat, a tak naprawdę nie jest ani trochę lepszy od innych. A do kobiet ma 
taką samą słabość jak każdy mężczyzna i też nie potrafi utrzymać swej 
chuci na wodzy. Boleję z twojego powodu, Elise, ale równocześnie irytuje 
mnie, że pozwalasz mu na to. Wyobrażasz sobie może, że on zrezygnował 
z Signe, umieszczając ją u kogoś w mieście? Ogarnia go podniecenie, gdy 
tylko na nią spojrzy. Wiem, bo obserwowałam ich za każdym razem, gdy 
nas tu odwiedzał od świąt. Pożera ją wprost wzrokiem, mruga do niej, gdy 
mu się zdaje, że nikt nie widzi, dotyka jej, gdy przechodzi obok. Kiedyś 
zaskoczyłam ich u niej w pokoju. Całowali się niemal do utraty tchu, a on, 
wsadziwszy   jej   rękę   pod   bluzkę,   stękał   i   pojękiwał.   Gdybym   nie 
chrząknęła, dając znak, że stoję w drzwiach, pewnie zadarłby jej spódnicę 
i dobrał się do niej. Jestem tego pewna.

Elise odwróciła się i skierowała do wyjścia. Zemdliło ją, płacz ściskał ją 

w gardle, nie miała siły dłużej tego słuchać. Nie obchodzi mnie zapłata, 
nie chcę mieć nic wspólnego z Karolinę, pomyślała. Karolinę jest złym 
człowiekiem i lubi sprawiać innym przykrość. To, co wygaduje, nie może 
być prawdą.

- Wiesz, jakie Signe ma plany? - usłyszała za plecami wołanie Karolinę. 

- Zamierza zostać gospodynią w Ringstad! Jeśli urodzi syna, on będzie 
dziedzicem,   a   jeśli   tym   razem   będzie   to   córeczka,   chłopiec   urodzi   się 
następny w kolejności. Ona uważa, że Emanuel nie wytrzyma długo w tym 
kurniku! Kiedyś tam, na granicy, wypił za dużo i opowiedział jej, że nie 
jest ojcem twojego dziecka. Zwierzył jej się też, że okolica, w której teraz 
mieszka, jest obrzydliwa.

Elise pośpiesznie wyszła i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Jakże 

background image

nienawidziła Karolinę! Nienawidziła jej każdym skrawkiem swojego ciała. 
Zasłużyła na to, by stracić wszystko, co posiada! Zasłużyła, by znaleźć się 
wśród dziwek na Lakkegata,  sprzedawać swoje ciało,  by  nie umrzeć  z 
głodu, żyć wśród szczurów, pluskiew i pijaków. Odżywiać się kaszą na 
wodzie, śledziami i ziemniakami. Miałaby wówczas za swoje!

Ale wnet wściekłość opadła i zebrało jej się na płacz. Dlaczego Karolinę 

mi to robi? - zastanawiała się. Czym ją uraziłam, że cieszy się teraz moim 
nieszczęściem?

A  więc   to   Emanuel   sam   zdradził   ich   tajemnicę!   Wyjawił   ją   swojej 

kochance, która powtórzyła wszystko Karolinę.

Jego ostatniego by o to posądzała. Czy po tym wszystkim mogę mu na 

powrót zaufać? - zastanawiała się. Czy mogę kochać kogoś, kto mnie tak 
zawiódł?  Może  i  byłabym w stanie  wybaczyć  mu   niewierność,  ale  nie 
wybaczę nigdy, że wyjawił komuś naszą najpilniej strzeżoną tajemnicę. 
Przecież umówiliśmy się, że nigdy nikomu o tym nie powiemy!

Miała wrażenie, że wszystko się wokół niej wali.
W pobliżu fabryki zwolniła nieco. Nie miała teraz siły rozmawiać o tym 

wszystkim   z   Emanuelem.   Musi   najpierw   dokładnie   przemyśleć   całą 
sytuację. Tylko jak zdoła ukryć doznaną przykrość?

Zauważył ją chyba przez okno, bo gdy weszła na ganek, otworzył jej 

drzwi.

- Jak poszło? - zapytał. - Wyglądasz na smutną.
- Jestem po prostu zmęczona. Szyłam przez całą noc - odparła, unikając 

jego wzroku.

- Zapłaciła ci odpowiednio?
- Nic nie dostałam.
- Nic nie dostałaś? Przecież niemożliwe, by ci nie zapłaciła! - Emanuel 

zmarszczył czoło i spojrzał gniewnie.

- Spodziewam się, że prześle pieniądze przez posłańca. Nie wiedziała 

przecież, kiedy przyjdę. Pewnie nie miała przygotowanych pieniędzy.

- Ale suknia miała być gotowa na dzisiaj!
- Może oczekiwała mnie o późniejszej porze?
Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale naraz stracił pewność siebie i 

zapytał:

- Była niemiła?
Elise   pokiwała   tylko   głową,   odwieszając   szal   i   chustę,   po   czym 

nachyliła się, by zdjąć zdarte, przemoczone buty.

- Powiedziała coś... To znaczy, jak...
Boi  się,   pomyślała   Elise,   czując   przypływ   pogardy.   Boi   się   tego,   co 

background image

Karolinę dowiedziała się od Signe i mi z lubością powtórzyła.

- Nie pytaj mnie proszę, Emanuelu - odparła drżącym głosem
1 westchnęła. - Może później, ale nie teraz. Nie musisz wracać do fa-

bryki? Chyba już się skończyła przerwa obiadowa?

Pokiwał głową i zdjął płaszcz z haka.
- Hugo spał przez cały czas. Przynajmniej raz miałem okazję przeczytać 

ze spokojem gazetę.

- To dobrze. Chyba zacznę powoli wiosenne porządki. Może uda mi się 

umyć okna, zanim się obudzi. Dobrze by było mieć to już zrobione, zanim 
trafi mi się kolejne zamówienie.

- Karolinę nie wspomniała nic o następnych zleceniach?
W  tym   samym   momencie   Hugo   zaczął   płakać.   Elise   pokręciła   więc 

tylko   głową,   po   czym   wyjęła   synka   z   kołyski   i   sięgnęła   po   czystą 
pieluszkę.

Wieczorem tego samego dnia, kiedy dzieci już dawno zasnęły, Elise i 

Emanuel ułożyli się do snu. W sypialni było zupełnie ciemno, bo zgasili 
lampę. Nagle poczuła pod pierzyną, że zbiera mu się na pieszczoty.

- Proszę, Emanuelu, jestem śmiertelnie zmęczona. Chyba pamiętasz, że 

szyłam przez całą noc.

Cofnął gwałtownie dłoń i rzucił urażony:
- Nie możesz mi tego zapomnieć.
A czy  to  takie  dziwne,  pomyślała,   ale  nie   powiedziała  tego   na  głos. 

Wróciły do niej słowa Karolinę, które znów zapiekły ją jak żywy ogień: 
„Wyobrażasz sobie może, że on zrezygnował z Signe, umieszczając ją u 
kogoś w mieście? Ogarnia go podniecenie, gdy tylko na nią spojrzy".

-   Mam   rację,   prawda?   Nie   możesz   mi   tego   zapomnieć?   Jego   głos 

brzmiał jak wyzwanie.

-   Prawda,   Emanuelu   -   odparła   zmęczona.   -   Tak   wiele   nie   potrafię 

zapomnieć.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Następnego ranka napięcie między Elise a Emanuelem stało się nie do 

zniesienia.   Chłopcy   paplali   jeden   przez   drugiego   i   na   szczęście   nie 
zauważyli,   że   coś   jest   inaczej   niż   zwykle.   Do   klasy   Pedera   i   Everta 
przyszedł nowy uczeń, który mieszkał „w tej czynszówce w dole" przy 
zakręcie. Podobno w tym domu przez wszystkie piętra przechodziła wielka 
szpara,   a   mieszkańcy   mogli   oglądać   niebo,   gdy   położyli   się   w   łóżku. 
Wszystkie   mamy   bały   się,   że   któreś   z   dzieci   wpadnie   kiedyś   do   tego 
szybu. Chłopiec miał na imię Frans i szybko zyskał sobie szacunek wśród 
chłopaków, bo znał mnóstwo dowcipów.

-  Wiesz,   Elise,   dlaczego   ludzie   z   Sagene   mają   tyle   dzieci,   mimo   że 

mieszkają na kupie? - zapytał Peder z łobuzerskim błyskiem w błękitnych 
oczach.

- Nie - odparła i zmierzwiła jego sterczącą grzywkę, myślami błądząc 

gdzie indziej.

- Płodzą dzieciaki w niedzielę, jak wyślą swoją gromadkę do szkółki 

niedzielnej w Armii Zbawienia.

Elise mimowolnie się uśmiechnęła.
- On zna jeszcze jeden kawał - wszedł mu w słowo Evert z równym 

zapałem. - Wiesz, Elise, dlaczego w Sagene jest tyle dzieciaków?

- Peder właśnie to powiedział - przerwał mu oschle Kristian.
-   Nie,   to   inny   kawał!   Gdy   węglarz   woła:   „Pali   się   most   Beiebrua!" 

wtedy wszystkie dzieciaki wybiegają na dwór, a rodzice mają chwilkę dla 
siebie.

Elise nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ale urwała gwałtownie, 

napotkawszy spojrzenie Emanuela. Wyglądał jak chmura gradowa.

background image

Kiedy Elise została w domu sama, zabrała się do mycia okien. Sięgnęła 

po ług i podarła na paski starą gazetę. Przypomniała sobie znowu, co jej 
powiedziała   Karolinę,   i   ogarnął   ją   niepokój.   Może   ona   to   wszystko 
wymyśliła? Poznała ją na tyle, by wiedzieć, że nie zawahałaby się uciec 
nawet do kłamstwa, by jej dokuczyć. Emanuel też jej się obawiał i nawet 
zwierzył się, że Karolinę „trzyma w zanadrzu więcej diabelstwa", jak się 
wyraził.   Może   powinnam   jednak   porozmawiać   z   Emanuelem?   - 
zastanawiała się. Jeśli nawet poczuje się dotknięty, że dała wiarę takim 
złośliwym   kłamstwom,   to   już   trudno.   Lepsze   to   niż   żyć   pod   jednym 
dachem i patrzeć na siebie spode łba.

Weszła właśnie na stołek, by umyć okno od zewnątrz, gdy zauważyła 

zbliżającego się posłańca.

- Elise Ringstad?
Zeszła na dół i pokiwała głową.
- Tak, to ja.
Podał jej kopertę ze słowami:
- Miałem przekazać od panny Carlsen.
Podziękowała   i   wziąwszy   kopertę,   weszła   pośpiesznie   do   domu.   W 

środku   znajdował   się   banknot   pięciokoronowy   i   krótki   liścik   napisany 
drobnym równym pismem Karolinę.

Mam   do   uszycia   bluzkę   z   koronkami.   Potrzebuję   jej   na   następną 

niedzielę. Materiał jest już kupiony. Możesz go odebrać w każdej chwili.

Karolinę Carlsen
Pięć koron! To mniej, niż wynosiła tygodniówka Elise w przędzalni. A 

uszycie sukni zajęło jej dwa tygodnie. Ileż nocy nad nią przesiedziała! O 
nie! Dla tego wstrętnego babsztyla nigdy więcej nic nie uszyję! Paskudna 
plotkara, niewychowana prostaczka! Co z tego, że mieszka w pięknej willi 
i ubiera się w eleganckie suknie z jedwabiu i aksamitu, skoro ma duszę 
czarną jak węgiel!

Elise aż zgrzytała zębami ze złości.
Nagle   ścisnęło   ją   w   gardle   i   poczuła,   że   się   za   chwilę   rozpłacze. 

Postanowiła się jednak nie poddać. Na pewno uda jej się znaleźć jakąś 
inną pracę. A jeśli nie, to trudno. Woli już prać dla ludzi niż mieć do 
czynienia   z   takim   babskiem.   Magda   pożyczyła   wprawdzie   tarę,   ale 
powiedziała,   że   jeśli   Elise   będzie   potrzebować,   odda   natychmiast. 
Wściekła,   weszła   na   stołek   i   zamaszystymi   ruchami   oddała   się   myciu 
okna, by wyładować całą złość.

Gdy chłopcy  wrócili ze szkoły, Elise nadal była zła i podminowana, 

choć starała  się to  ukryć. Emanuel nie przyszedł do domu w przerwie 

background image

obiadowej, z czego się bardzo ucieszyła. Z niechęcią myślała o tym, że 
będą   sami,   choć   zdawała   sobie   sprawę,   że   prędzej   czy   później   będzie 
musiała spróbować z nim pomówić. Bo na dłuższą metę taka atmosfera 
między nimi stanie się nie do zniesienia. Peder, zdyszany i zarumieniony, 
oznajmił z zapałem:

- Jak odrobimy rachunki, wybieramy się z Evertem do Fransa do domu. 

Możemy, prawda, Elise? - Popatrzył na nią błagalnie.

- Ale przecież wiesz, że zwykle gdy kończycie odrabiać lekcje, jest już 

późno i trzeba się kłaść spać.

- No tak, ale tylko ten jeden raz. Proszę, Elise!
Nie potrafiła się oprzeć błagalnemu spojrzeniu brata. Poza tym uznała, 

że   może   i   dobrze   się   składa,   bo   dzięki   temu   będzie   miała   okazję 
porozmawiać spokojnie z Emanuelem.

- No dobrze, ale tylko ten jeden raz - zgodziła się. Emanuel wrócił do 

domu,   gdy   chłopcy   byli   już   w   pracy.   Zauważyła,   że   spojrzenie   ma 
łagodniejsze, jakby zawstydzone.

- Umyłam wszystkie okna. Zobacz, jak błyszczą! - pokazała ręką.
Pokiwał głową zamyślony, nawet nie spojrzawszy w ich kierunku.
- Karolinę się odezwała? - zapytał.
Miała nadzieję, że o to nie zapyta, przynajmniej dopóki nie przejdzie jej 

gniew.

- Posłaniec przyniósł pięć koron. Odwrócił się do niej gwałtownie.
- Tylko pięć koron?
Pokiwała głową i sięgnęła po dzbanek, by nalać Emanuelowi kawy.
- Napisała coś? Może to tylko zaliczka? Przecież niemożliwe, by to była 

cała zapłata.

- Napisała, że potrzebuje bluzki na następną niedzielę.
- Ach tak. W takim razie na pewno zapłaci ci resztę, gdy przyjdziesz po 

materiał.

- Nie zamierzam tam pójść. Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Co ty mówisz?
Spojrzała mu prosto w oczy z przekorą i powtórzyła głośno:
- Nie zamierzam tam pójść. Nie pozwolę się drugi raz upokorzyć temu 

paskudnemu babsku.

Nie przestawał na nią patrzeć szeroko otwartymi oczami, zupełnie jakby 

nie wierzył w to, co usłyszał.

- Odmawiasz przyjęcia zamówienia? Rezygnujesz z pracy zarobkowej?
- Uważasz, że to praca zarobkowa? Przecież otrzymałam tyle, co dostają 

chłopcy,   którzy   zbierają   węgiel   na   nabrzeżu,   a   pracowałam   przez   dwa 

background image

tygodnie dniem i nocą.

Pokręcił głową zupełnie zdruzgotany jej postawą.
- Przecież ona ci na pewno jeszcze dopłaci.
- Nie sądzę. Poza tym wyrażała się o tobie tak źle, że nie mam ochoty 

tego więcej słuchać.

- Ależ, Elise! Chyba rozumiesz, że to wszystko z zazdrości. Najpierw 

była zazdrosna o ciebie, a teraz jest zazdrosna o Signe. Nie może tego 
znieść. Ale za jakiś czas nabierze dystansu do tej sprawy i znów będzie 
sympatyczna   i   uśmiechnięta.   Potrzebujesz   jej.   Ona   ma   mnóstwo 
znajomych, którym się świetnie powodzi. Ustawią się w kolejce do ciebie, 
zwłaszcza gdy zobaczą, jak pięknie szyjesz.

Elise poczuła, że serce bije jej mocno ze zdenerwowania.
- Gdybyś wiedział, co ona wygadywała, nie zachęcałbyś mnie, bym tam 

poszła.

- Cokolwiek powiedziała, nie stać nas na to, by taka okazja zarobku 

przeszła nam koło nosa. - Twarz Emanuela nabrała surowości. - Niestety, 
będziesz   zmuszona   przełknąć   tę   gorzką  pigułkę.  Wyjaśniłem  ci  już,  że 
moja pensja nie wystarczy na utrzymanie całej rodziny. A przecież to ty 
nalegałaś, by Peder i Kristian zamieszkali z nami, ty także wzięłaś pod 
opiekę   Everta.   Nie   możesz   gromadzić   w   domu   obcych   dzieciaków   i 
oczekiwać, że będę ich wszystkich utrzymywał bez twojej pomocy.

Elise zrobiło się gorąco ze złości. Oprócz godzin spędzanych w biurze 

Emanuel   palcem   nie   tknął   w   domu.  Wodę   i   drewno   nosiła   sama   albo 
pomagali jej chłopcy. Oni też robili zakupy. Ona zaś prała i gotowała, 
czyściła   lampy   naftowe   i   nalewała   naftę.   Przewijała   i   karmiła   Hugo, 
cerowała skarpety i sprzątała dom. A do tego jeszcze szyła. I on śmie ją 
upominać, by się włączyła do pomocy?!

Spiorunowała go wzrokiem i rzuciła gniewnie:
-   Ośmielasz   się   mi   to   mówić?   Ty,   który   zdradziłeś   mnie   z   Signe   i 

łajdaczyłeś   się   z   nią   także   po   jej   przyjeździe   do   Kristianii!   Karolinę 
zaskoczyła was kiedyś w pokoju, jak się całowaliście. Gdyby nie weszła, 
nie   wiadomo,   czy   nie   posunęlibyście   się   dalej.  A  ty   mnie   błagałeś   o 
wybaczenie, mówiłeś, że żałujesz i zrobiłbyś wszystko, by móc cofnąć 
czas. Co z ciebie za człowiek? Żądasz, żebym się zaharowywała, podczas 
gdy ty za naszymi plecami najadasz się do syta, chodzisz do restauracji z 
bogatymi przyjaciółmi i płodzisz dziecko innej kobiecie?

Emanuel pobladł, odwrócił się na pięcie i bez słowa wymaszerował. Nie 

zdążył nawet zdjąć płaszcza i kapelusza.

Kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi, Elise pożałowała swoich słów. A 

background image

jeśli Karolinę to wszystko wymyśliła, w co coraz bardziej była skłonna 
uwierzyć?

Jeśli   to   wszystko   nieprawda,   to   znaczy,   że   zachowała   się   wobec 

Emanuela głęboko niesprawiedliwie, oskarżając go o coś, czego nie zrobił. 
Zraniła go być może tak bardzo, że się załamie i już nigdy nie zdoła się z 
tego podźwignąć.

Jęknęła głośno, osunęła się zrozpaczona na stołek w kuchni i oparłszy 

się o blat stołu, rozpłakała się z twarzą ukrytą w dłoniach.

Chłopcy wrócili do domu późno, ale ich nie strofowała, tylko posłała 

wprost do łóżek. A kiedy  już przewinęła i nakarmiła Hugo, wyszła na 
ganek rozejrzeć się, czy nie wraca Emanuel.

Wieczór był piękny i ciepły, wiosenny i bezwietrzny. Na bezchmurnym 

niebie migotały gwiazdy. W fabrycznych oknach, zarówno w tkalni Hjula, 
jak i u Graaha, pogasły  już światła, a robotnice i robotnicy  wrócili do 
swych domów. Poza samotną latarnią gazową roztaczającą mdłą poświatę, 
na placu pomiędzy fabrykami panowały kompletne ciemności, a odgłosy z 
ulicy całkiem ucichły. Nie było widać żywej duszy.

Chociaż...   Zaraz,   tam   na   moście   stoi   nieruchomo   jakaś   postać.   Nie 

dostrzegła jej od razu.

Ale... na miłość boską... czyżby ten ktoś przechodził przez barierkę? Co 

zamierza zrobić?

Elise wstrzymała oddech i bezgłośnie zeszła z ganku. To chyba nie... 

Mój Boże, czy ten człowiek nie widzi, jaka to licha barierka? Niewiele 
brakuje, by się złamała, a tuż pod mostem opadają z hukiem potężne masy 
wody!

Ostrożnie podeszła parę kroków. Nie może krzyknąć ostrzegawczo, żeby 

nie przestraszyć nieszczęśnika. Z walącym ze strachu sercem zmrużyła 
oczy,   koncentrując   całą   swą   uwagę   na   postaci   w   mroku.   Panie   Jezu, 
przecież ona wygląda jak... Nie, musiałam się pomylić!

Pośpiesznie wspięła się na stromy brzeg, potem na ścieżkę i zbliżyła się 

do mostu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tak, teraz już była pewna. Na moście stała z odkrytą głową Mathilde, 

siostra Oline. Poznała ją po lnianych włosach. Elise wstrzymała oddech i 
znieruchomiała w obawie, że jeśli zawoła albo wyda z siebie jakiś dźwięk, 
Mathilde przestraszy się i zwali się w dół.

Zapewne ma zamiar rzucić się w odmęty. Jest tylko jeden sposób, by ją 

od tego odwieść: trzeba z nią spokojnie porozmawiać i uświadomić jej, że 
jest  bliska   popełnienia   strasznego   czynu.  Ma   przecież   dwoje   dzieci,   są 
młodsze od Pedera. Jak w ogóle mogło jej przyjść do głowy, żeby ze sobą 
skończyć? Czy sądzi, że dzieciom będzie lepiej bez matki niż z ubogą 
matką, nawet jeśli będzie zmuszona zarabiać na ulicy?

Podeszła parę kroków.
- Mathilde? - wyszeptała, zdając sobie sprawę, że w huku spadającej 

wody dziewczyna nie usłyszy jej szeptu. Czuła jednak, że musi zachować 
ostrożność.   -   Mathilde   -   powtórzyła   nieco   głośniej.   -   Nie   rób   tego, 
Mathilde!

Mathilde nie zareagowała. Elise podeszła więc powoli jeszcze bliżej.
- Nie rób tego, Mathilde! Co się stanie z twoimi dziećmi? Chcesz, by 

trafiły do sierocińca?

Nagle   Mathilde   odwróciła   czujnie   głowę,   a   gdy   rozejrzała   się 

przerażona, zauważyła Elise.

Przez moment Elise zamarła i włosy stanęły jej dęba, bo bała się, że jej 

obecność tak przerazi desperatkę, iż bez wahania rzuci się do wodospadu. 
Wstrzymała oddech, bała się poruszyć, ale zawołała głośno:

- Nie rób tego, Mathilde!
Dziewczyna poznała ją i odkrzyknęła głosem zdradzającym panikę:
- Idź stąd! Idź, mówię ci! Nic ci do mnie!
- Oczywiście, że to nie moja sprawa. - Elise zmusiła się, by przybrać 

spokojny   ton.   -  Ale   chcę   ci   pomóc,   bo   współczuję   i   tobie,   i   twoim 
dzieciom.

-   Idź   stąd!   -   wykrzyknęła   histerycznie   Mathilde.   -   Nie   możesz   mi 

pomóc! Zresztą i tak nie wierzę, że mi współczujesz. Tylko tak mówisz. 
Jeśli zrobisz choć jeden krok, skoczę do wody.

Elise nie poruszyła się.
- Nie podejdę bliżej. Chcę tylko z tobą porozmawiać.
- Do diabła z twoim gadaniem! Do diabła z wami wszystkimi!
- Rozumiem, że jesteś zła. Pamiętam, jak się oburzałam, kiedy z fabryki 

zwolniono Oline. Pomyślałam sobie wtedy, że któregoś dnia dostaną za 

background image

swoje   ci   wszyscy,   którzy   tak   sobie   z   nami   poczynają,   jakbyśmy   byli 
zwierzętami, a nie takim samymi ludźmi jak oni.

Muszę do niej cały czas coś mówić, powtarzała sobie w duchu, czując 

jednak, że ogarnia ją coraz większa panika. Muszę ją zmusić, by mnie 
słuchała i zapomniała o sobie.

- Potem odwiedziłam Oline i zrozumiałam, czemu była taka przerażona 

- ciągnęła z wymuszonym spokojem. - Ale uwierz mi, Mathilde, jest wiele 
innych   sposobów   zarabiania   pieniędzy.   Możesz   zostać   praczką.   Robić 
ludziom   pranie   i   prasować   koszule.   Możesz   zostać   służącą   u   jakichś 
bogatych ludzi albo zacząć szyć tak jak ja. Może mogłybyśmy to robić 
razem?  Jedna by  kroiła i fastrygowała, a druga zszywała na maszynie. 
Dostałam nowiutką maszynę do szycia od mojego teścia.

-   A   ile   można   zarobić   na   szyciu?   Wystarczy   na   wiaderko   węgla 

tygodniowo, trochę nafty i kromkę chleba, co? A co z czynszem? Twój 
mąż opłaca czynsz czy może śpisz na klatce pod schodami?

- Wiem, że szycie jest słabo opłacane, ale może dodatkowo postarasz się 

o   zasiłek   z   gminy.   Poza   tym   jadłodajnia   rozdaje   darmowe   zupy   dla 
wszystkich potrzebujących.

Mathilde zaśmiała się szyderczo.
- Chyba straciłaś resztki dumy, skoro tak mówisz, Elise. Wiedz jednak, 

że ja nie zamierzam przyjmować jałmużny!

-   Nikt   z   nas   nie   lubi   się   przyznawać   do   biedy.  Ale   nie   można   się 

poddawać. Któregoś dnia to się zmieni na lepsze. Jestem pewna. Związki 
zawodowe   walczą   o   nasze   sprawy.   Kiedyś   wreszcie   fabrykanci   i 
dyrektorzy   zrozumieją,   że   bez   nas   nic   nie   wskórają.   Jeśli   robotnicy 
gromadnie nie stawią się do fabryki, stanie produkcja, a właściciele nie 
zarobią   ani   grosza.   Oni   są   całkowicie   zależni   od   robotników.   Musimy 
tylko trzymać się  razem i być solidarni,  a wówczas będziemy  od nich 
silniejsi.   Zresztą   my   sobie   poradzimy,   nie   pracując   w   fabryce, 
przynajmniej przez jakiś czas, ale oni sobie bez nas nie poradzą.

- Bzdury! Ile razy już to słyszałam! Ale co z tego? Nic się nie zmienia. 

Dostajemy głodowe wypłaty za kilkanaście godzin dziennie w fabryce, a 
jeśli dzieci ci ciężko zachorują i nie możesz ich zostawić samych, z dnia 
na dzień wyrzucają cię na bruk. Więc daruj sobie te mowy, Elise! Nie chcę 
żyć w tym bagnie, nie mogę znieść takiego życia! Widziałaś kiedyś, by 
ktoś się stąd wyrwał na drugą stronę rzeki? Nie! Jesteśmy skazani na to 
piekło!

Elise zdawało się, że Mathilde oderwała stopę, zupełnie jakby chciała 

skoczyć. Ze zdenerwowania zakręciło jej się w głowie. Życie Mathilde 

background image

było teraz w jej, Elise, rękach. Nie może przestać do niej mówić, cały czas 
musi zajmować jej uwagę rozmową w nadziei, że uda się skierować jej 
myśli na inny tor.

- Teraz jesteś zrozpaczona, ponieważ cię zwolnili z fabryki, Mathilde. 

Każda z nas czułaby się tak samo. Znam jednak wiele kobiet, które były w 
podobnej sytuacji i znalazły sobie inną pracę. Mówią teraz nawet, że się 
cieszą, iż uwolniły się od huku maszyn. Możesz podjąć różne prace. Nie 
musisz robić tego co Oline.

Natychmiast pożałowała swoich słów. Przecież tego właśnie Mathilde 

obawiała się najbardziej i z tego powodu wolała ze sobą skończyć.

- Pomogę ci - dodała pośpiesznie. - Chodźmy razem do mnie, poczęstuję 

cię kawą i razem znajdziemy jakieś wyjście. A potem odprowadzę cię do 
domu.

- Ja nie mam domu. Wyrzucili nas!
- A gdzie są twoje dzieci?
- Oddałam je.
- To pójdziemy je odebrać. Możesz zamieszkać razem z dziećmi u nas 

na poddaszu, póki nie znajdziesz sobie pracy.

Dobry Boże, spraw, by Emanuel nie sprzeciwił się temu, pomodliła się 

w duchu.

Może   to   złudzenie,   a   może   pobożne   życzenie,   w   każdym   razie 

wydawało jej się, że Mathilde się zawahała, jakby słowa Elise tchnęły w 
nią nową odwagę.

- Twoje dzieci się ucieszą, gdy cię zobaczą. Może czuły, że dzieje się coś 

niedobrego. Dzieci wyczuwają takie sprawy, mimo że ich nie rozumieją. 
Zamierzaliśmy   i  tak   wynająć   poddasze,   jest   tam  dość   miejsca   dla   was 
trojga.   Nic   nie   szkodzi,   jeśli   z   początku   nie   będziesz   mogła   zapłacić. 
Poczekamy   z  tym,   aż  znajdziesz   pracę.  Pamiętasz  Hildę,   moją   siostrę? 
Była pomocnicą w przędzalni. Spodziewa się dziecka w kwietniu i nie ma 
ani pracy, ani dachu nad głową, ale jest zdecydowana zatrzymać to dziecko 
i sobie poradzić. Jest silna tak samo jak ty, Mathilde. Jestem pewna, że 
wspólnie   dacie   sobie   radę.   Emanuel   przynosi   codziennie   gazetę. 
Sprawdzimy,   czy   nie   ma   tam   jakichś   ogłoszeń   o   wolnych   posadach. 
Możesz też porozmawiać z żołnierzami z Armii Zbawienia. Oni pomagają 
wszystkim potrzebującym. Nam też pomogli. Gdy mama  chorowała na 
suchoty, przychodziła do niej samarytanka, by ją pielęgnować. Dali też 
mojemu młodszemu bratu buty i ubranie.

-   Przestań   bajdurzyć,   Elise.   Doskonale   wiem,   dlaczego   oficer   wam 

pomagał.

background image

Elise cała się spociła z nerwów.
- To nieprawda. Pomogli nam, zanim poznałam Emanuela. - Kłamała, 

ale uznała, że w takiej sytuacji cel uświęca środki. - Możesz się postarać o 
miejsce w żłobku dla twoich dzieci i przyjąć posadę służącej w którejś z 
tych   eleganckich   willi   na   wzgórzu   Aker.   Słyszałam,   że   Paulsen   i 
Carlsenowie   szukają   dodatkowej   służby.   Zawsze   po   skończonej   pracy 
odbierałabyś dzieci ze żłobka. Od nas jest tam niedaleko.

Mathilde z pochyloną głową wpatrywała się w odmęty rzeki.
- Mathilde, słyszysz?! - zawołała Elise z desperacją. - Zobaczysz, jak 

będziesz miała dobrze, jak nigdy dotąd. Znam i pana Paulsena, i państwa 
Carlsenów, to dobrzy ludzie i dobrze traktują swoją służbę.

Mathilde nie odzywała się. Stała bez ruchu wpatrzona w czarną czeluść, 

zasłuchana w huk spadających mas wody.

Oczy Elise przywykły już do ciemności, poza tym docierało tu mdłe 

światło   latarni.   Elise   zauważyła,   że   dziewczyna   trzyma   się   kurczowo 
barierki, ale odrywa stopy.

-   Słyszysz,   Mathilde?   Nie   rób   tego!   Chyba   kochasz   swoje   dzieci? 

Chcesz je osierocić? Nie wystarczy już, że nie mają ojca?

Mathilde   nie   odpowiedziała,   zupełnie   jakby   słowa   Elise   do   niej   nie 

docierały.

Przestała   mnie   słuchać,   pomyślała   Elise,   czując,   jak   przenika   ją 

lodowaty   strach.   Jeśli   rzucę   się,   by   ją   powstrzymać,   Mathilde   zdąży 
skoczyć,   nim   do   niej   dobiegnę,   zwłaszcza   że   stoi   po   drugiej   stronie 
barierki. Poza tym sama nie dam rady jej przytrzymać, jeśli się będzie 
wyrywać.

Pozostaje tylko rozmowa. Słowa są jedyną szansą.
-   Proszę   cię,   Mathilde.   Zrób   to   dla   mnie.   Przyrzekam,   że   cię   nie 

zawiodę.   Od   teraz   będziesz   moją   przyjaciółką.   Zrobię   wszystko,   by   ci 
pomóc.   Porzuć   te   chore   zamiary!   Jesteś   zdesperowana   i   zrozpaczona, 
dlatego podjęłaś ten krok, ale zobaczysz, gdy ochłoniesz, zrozumiesz, że to 
beznadziejna decyzja. Twoje życie jest tyle samo warte co życie innych. A 
nawet   więcej,   ponieważ   jesteś   matką   i   odpowiadasz   za   dwoje   małych 
dzieci.   Niezależnie   od   tego,   gdzie   je   umieściłaś,   one   chcą   być   z   tobą. 
Wszystkie dzieci wolą mieć matkę, choćby biedną, niż nie mieć jej wcale.

Mathilde nie ruszała się, teraz chyba znów jej słuchała. Nie odrywała 

jednak wzroku od ciemnej głębi.

Elise błagała w duchu: „Boże, nie pozwól jej tego zrobić! Powstrzymaj 

ją ze względu na dzieci!"

Ostrożnie stawiając krok w jej kierunku, nie przestawała mówić:

background image

- Proszę cię, Mathilde, posłuchaj mnie, nie rób tego!
Nagle rozległ się odgłos kroków, a od strony fabryki pojawiła się ciemna 

postać. Elise od razu rozpoznała Emanuela. Wstrzymała oddech, myśląc 
gorączkowo:   Jeśli   go   zawołam,   to   może   być   koniec,   a   jeśli   go   nie 
uprzedzę,   krzyknie   coś   zdumiony   na   mój   widok.   Nie   wiadomo,   czy 
zauważy   od   razu   Mathilde,   która   stoi   po   zewnętrznej   stronie   barierki, 
sztywna i nieruchoma.

Serce waliło jej w piersi.
- Cofnij się, Mathilde, chodź tu do mnie! - Starała się mówić spokojnie, 

mimo że trzęsła się i szczękała zębami jak w mroźnym lutym. - Właśnie 
nadchodzi Emanuel, on też ci pomoże. Wiesz przecież, że był oficerem w 
Armii Zbawienia, wie, jakiej ci potrzeba pomocy.

W tym samym momencie Emanuel zauważył ją na moście.
- Elise?! - krzyknął, a w jego głosie zabrzmiała złość. - Co ty tu robisz, 

na Boga?

Elise otworzyła usta, by mu odpowiedzieć i poprosić go o pomoc, ale w 

tym samym momencie zobaczyła, jak Mathilde rzuca się w dół i znika w 
głębinie. Wydała z siebie przeraźliwy krzyk, rzuciła się do barierki, gdzie 
jeszcze   przed   chwilą   stała   dziewczyna,   ale   w   dole   zauważyła   jedynie 
ciemną   otchłań.   Przebiegła   więc   na   drugą   stronę   mostu,   wpatrując   się 
desperacko w huczący wodospad.

- Mathilde! - krzyczała. - Na Boga, Mathilde"
Zanosiła   się   głośnym   szlochem,   nie   przestając   wołać   dziewczyny. 

Emanuel podbiegł do niej

- Co się stało?
- Mathilde rzuciła się do rzeki! - Pokazała w dół w spieniony huczący 

wodospad, wołając rozpaczliwie: - Zrób coś! Ona leży tam gdzieś na dole!

Emanuel zbiegł na sam brzeg, Elise zaś pognała za nim, choć dobrze 

wiedziała, że to na nic. Nurt był tu zbyt wartki. Mathilde nie miała szans, 
chyba że zaczepiła się o potężne sople, które utworzyły się po bokach 
wodospadu. Ale w ostatnich dniach ociepliło się i lód popękał, a sople 
znacznie stopniały.

- Biegnij i przynieś lampę! - zarządził Emanuel zdecydowanym głosem.
Pognała   więc   w   stronę   domu,   wbiegła   do   kuchni,   drżącymi   dłońmi 

zapaliła   lampę   naftową   i   wybiegła   z   powrotem   na   dwór,   rejestrując 
podświadomie, że Hugo śpi spokojnie w kołysce, a z łóżka chłopców nie 
dobiega żaden dźwięk.

Szukali   i   szukali,   wypatrywali   oczy,   schodzili   stromizną   przy 

wodospadzie w dół, ale nigdzie nie dostrzegli Mathilde.

background image

- Biegnij na posterunek policji, a ja będę jej tu dalej szukał! Emanuel był 

rzeczowy, jakby nie dał się zawładnąć emocjom, ale Elise domyśliła się po 
tembrze jego głosu, że to, co się stało, bardzo nim poruszyło. Pobiegła, tak 
jak jej kazał, mając nadzieję, że Hugo będzie spał spokojnie jeszcze przez 
jakiś czas.

Niewielki posterunek policji mieścił się niedaleko, przy Maridalsveien. 

Wspinała się stromą ulicą Sagveien, po prawej stronie mijając szare domy 
czynszowe zamieszkane przez robotników. Zobaczyła mleczarnię na rogu i 
dotarła wreszcie do Maridalsveien, skąd do celu było już niedaleko.

Przez okno niewielkiego drewnianego domu sączyło się słabe światło. 

To był posterunek policji na osiedlu Sagene. Elise zastukała mocno do 
drzwi.   Zdawało   jej   się,   że   minęła   cała   wieczność,   nim   otworzył   jej 
konstabl.

- Dziewczyna rzuciła się do wodospadu! - zawołała zdyszana.
Konstabl   westchnął   ciężko,   jakby   już   zmęczyło   go   przyjmowanie 

zgłoszeń   o   wypadkach   na   moście.   Włożył   czapkę   od   munduru,   zgasił 
lampę   naftową   i   zapalił   latarnię.   Następnie   zamknął   porządnie   drzwi   i 
dopiero wtedy ruszył z Elise w dół do rzeki.

- Kto tym razem? - burknął po drodze.
- Jedna z prządek z Graaha. Zwolniono ją przed paroma dniami, a zaraz 

potem   wyrzucono   z   mieszkania.   Mieszkam   obok   mostu   Beierbrua   i 
przypadkowo ją zauważyłam. Próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale 
nic nie pomogło.

- Do takich szaleńców nic nie dociera. Jak już się zdecydowali, to nikt 

im w tym nie przeszkodzi. Wbili sobie to do głowy i tyle.

- Mój mąż szuka jej na dole przy wodospadzie, ale lampa naftowa nie 

daje dość światła.

- To na nic. Nurt zepchnie ją aż do fiordu. Elise nie mogła powstrzymać 

szlochu.

- Znałaś ją? - głos konstabla zabrzmiał przyjaźniej.
- Pracowałyśmy razem ponad rok. Stała przy maszynie tuż przede mną. 

Lepiej się jednak znam z jej siostrą.

- Hmm. Ma dzieci?
- Tak, dwoje. Jeszcze nie zaczęły chodzić do szkoły.
- A mąż pewnie zniknął? A może w ogóle nie miała męża?
- Ostatnio była sama. Miała męża, ale zdaje się, że nie widywała go 

często.

- I na pewno każde dziecko ma z innym. Wciąż to samo. Czemu te 

dziewczyny nie potrafią się upilnować? Możesz mi to powiedzieć?

background image

- To jedyna ich radość - wyrwało się Elise, zanim zdążyła pomyśleć. 

Chyba już komuś tak kiedyś odpowiedziała, ale nie pamiętała komu.

- Radość... - prychnął pogardliwie. - Skoro stać je, żeby utrzymać dzieci, 

to chyba stać je też na ślub.

- A co pomoże ślub, jeśli mąż pójdzie swoją drogą? Na nie, tak czy 

inaczej, spada cała odpowiedzialność!

Rozpacz   Elise   ustąpiła   miejsca   gniewu.   Bo   to   b/ła   jawna   niespra-

wiedliwość. Mężczyźni mogli robić to, na co mieli ochotę, a potem wziąć 
nogi za pas. Powinno być jakieś prawo, które zmuszałoby ich do płacenia 
na dziecko. Zdaje się, że Hvalstad wspominał kiedyś coś o tym, że ojciec 
ma obowiązek łożyć na nieślubne dziecko. Nie była pewna, czy dobrze 
pamięta, była taka rozkojarzona. Wciąż wracała myślami do Mathilde.

- Co zrobiła z dziećmi?
- Powiedziała, że je oddała pod opiekę.
- Zdołałaś ją nakłonić do rozmowy? - Konstabl nie krył zdumienia.
- Tak, cały czas do niej mówiłam w nadziei, że odwrócę jej uwagę. Przez 

moment zdawało mi się nawet, że mi się powiedzie, ale...

Znów zaszlochała rozdzierająco, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
- Zrobiłaś, co było w twojej mocy. Nie przejmuj się tym tak bardzo. I tak 

nie mogłaś jej uratować. - W jego głosie Elise usłyszała nutę współczucia. 
- Zaraz dojdziemy do mostu - dodał, jakby chciał ją podnieść na duchu. - 
Idź się, dziewczyno, połóż! Zrobiłaś już swoje.

Nie odpowiedziała, ale gdy przeszli przez most, skierowała się wprost 

do domu. Nie miała jednak zamiaru się kłaść. Upewniwszy się, że dzieci 
spokojnie śpią, zapaliła jeszcze jedną lampę naftową i pośpiesznie ruszyła 
za konstablem.

Zastała go w towarzystwie Emanuela. Stali na brzegu, zamieniając ze 

sobą parę słów.

- To na nic, Elise - Emanuel odwrócił się do niej. - Chyba porwał ją nurt. 

Zaglądałem   do   wodospadu   i   przeszukałem   brzeg   w   pobliżu,   ale   nie 
zauważyłem nic niezwykłego.

- Mówiłem,- że to na nic - oświadczył konstabl i pokręcił głową. - Ona 

już dawno się utopiła, a jej ciało płynie z nurtem w stronę ujścia do fiordu. 
Złożę meldunek na Mollergata, tak żeby zaczęli szukać jej ponownie, gdy 
tylko zrobi się jasno.

Odwrócił   się   i   zamierzał   odejść,   lecz   Elise   powstrzymała   go 

wstrząśnięta.

-   Nie   możemy   się   poddać!   Może   zaczepiła   się   gdzieś   o   krę   albo 

kamienie przy wodospadzie.

background image

-   Gdyby   tak   było,   zauważyłbym   ją,   Elise.   -   Emanuel   najwyraźniej 

zgadzał się z konstablem.

Tego jednak ruszyło sumienie, bo rzekł:
- No to poszukajmy jeszcze trochę, nim zrezygnujemy. Przeszukiwali 

brzegi rzeki w górę i w dół, ale snop światła nie docierał daleko, a rzeka w 
ciemnościach wydawała się czarna i nieprzenikniona.

Wreszcie Elise zrozumiała, że muszą się poddać.
Podziękowała konstablowi i ruszyła przodem, wspinając się na stromy 

brzeg, a po policzkach ciekły jej łzy. Rano muszę pójść do Oline, żeby się 
dowiedzieć,   gdzie   są   córeczki   Mathilde,   pomyślała.   Czuła,   że   jej 
obowiązkiem jest wyjaśnić im, co się stało.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy Emanuel wszedł do sypialni, Elise leżała zapłakana. Podszedł do 

łóżka i pogłaskał ją po włosach.

- Nie przeżywaj tego tak bardzo, Elise. Konstabl ma rację. Zrobiłaś, co 

mogłaś. Ktoś, kto podjął taką decyzję, nie da się przekonać w ostatniej 
chwili.

-   Ale   wydawało   się,   że   ona   mnie   słucha   -   zaszlochała   Elise.   - 

Przynajmniej przez chwilę.

- Póki ja się nie pojawiłem. To chciałaś powiedzieć? - W jego głosie 

zabrzmiała niepewność.

- Nie widziałeś jej.
- Nie, widziałem tylko ciebie. Zdziwiłem się, dlaczego wyszłaś o tak 

późnej porze. Zdenerwowałem się i dlatego Łak zareagowałem. Chyba nie 
sądzisz, że rzuciła się do rzeki dlatego, że usłyszała mój głos?

Zaprzeczyła, mimo że w głębi serca takie właśnie żywiła obawy.
- Z początku mnie słuchała, ale potem nagle straciłam z nią kontakt. 

background image

Stała nieruchomo i wpatrywała się w mroczną głębię. A potem to zrobiła! - 
Elise znów wybuchnęła płaczem.

Emanuel   położył   się   obok   niej   w   ubraniu.   Głaskał   ją   po   włosach   i 

plecach,   mruczał   słowa   pociechy,   ze   wszystkich   sił   starając   się   ją 
uspokoić.

- Tak cię kocham, Elise. Cokolwiek ci powiedziała Karolinę, pamiętaj, 

że bardzo cię kocham. Z nikim innym prócz ciebie nie chcę dzielić życia. 
Przyznaję,   że   narobiłem   wiele   głupstw,   także   po   przyjeździe   Signe   do 
Kristianii, ale to się działo wbrew mej woli. Zupełnie jakby mnie diabeł 
opętał. Ale to już przeszłość. Teraz zajęła się nią ta Islandka i nigdy więcej 
jej nie zobaczę. Obiecuję.

A więc Karolinę mówiła prawdę! Jakie to jednak ma znaczenie teraz, 

gdy  gdzieś w lodowatym nurcie rzeki płynie z prądem ciało Mathilde, 
mijając   wszystkie   fabryki,   opadając   wraz   z   masami   wody   pomiędzy 
potężnymi głazami  i  płatami  lodu,  które  nie  zdążyły   od-marznąć.  Była 
martwa   albo   walczyła   o   życie,   może   próbowała   wydostać   się   na   ląd, 
uświadomiwszy sobie nagle, jaki straszny grzech popełniła wobec swoich 
dzieci? Może płacze albo woła o pomoc, a jej ciało powoli sztywnieje od 
chłodu? Może traci czucie w palcach i nie ma już siły trzymać się niczego?

Może zdołaliby ją uratować, gdyby poszli dalej wzdłuż brzegu rzeki? 

Nie   powinnam   była   biec   na   posterunek,   wyrzucała   sobie.  Trzeba   było 
raczej   pójść   w   odwrotnym   kierunku.   Może   Mathilde   wcale   nie 
roztrzaskała się o głazy przy wodospadzie, ale nurt porwał ją w stronę 
zakola przy tkalni płótna żaglowego? Tam rzeka płynie leniwie i na pewno 
zdołałaby o własnych siłach dopłynąć do brzegu. Gdyby ktoś jej pomógł i 
wyciągnął z wody...

- Jesteś pewien, że ona nie żyje? - odezwała się stłumionym głosem, 

trzęsąc się wciąż jak w gorączce.

- Tak, Elise. - W jego głosie wyczuła ulgę, że nie przejęła się tym, co jej 

właśnie   wyznał.   Ona   jednak   nie   była   w   stanie   myśleć   o   niczym   poza 
wypadkiem Mathilde. - Przestań się zadręczać! Nie miała szans przeżyć 
upadku do wodospadu. Nie tkwi gdzieś przy brzegu i nie próbuje wydostać 
się   na   ląd.   Miała   dość   czasu,   by   zmienić   swoją   decyzję,   gdyby   tylko 
chciała. Nie ulękła się lodowatej wody, nie przeraził jej nawet huczący 
wodospad. Nic nie mogło jej uratować!

Wstał,   szybko   się   rozebrał   i   wsunął   się   pod   pierzynę.   Był   nagi,   nie 

włożył   piżamy.   Uniósł   jej   nocną   koszulę   i   delikatnie   ją   pieszcząc, 
ostrożnie w nią wszedł.

Otworzyła   się   przed   nim   i   go   przyjęła.   Odwzajemniała   pocałunki   z 

background image

niezwykłą gwałtownością. Jakby namiętność mogła wymazać z pamięci 
okropne przeżycie, jakiego doświadczyła.

Następnego dnia Emanuel wrócił do domu w przerwie obiadowej, żeby 

przypilnować Hugo, a Elise w tym czasie udała się do Oline. Nie było jej 
lekko   na   sercu.   Nie   była   pewna,   czy   policjanci   zdążyli   już   przekazać 
tragiczną wiadomość.

Dzień był pogodny, wiosenny. Ptaki śpiewały, topniał śnieg, kapało z 

dachów. Rozejrzała się dokoła zdziwiona, że nic się nie zmieniło. Ludzie 
zajmowali się swoimi codziennymi sprawami, jakby nic się nie stało, nic 
się nie zdarzyło. Tymczasem młoda matka odebrała sobie życie, rzucając 
się do wodospadu, a dwoje małych dzieci gdzieś tu, w mieście, zostało 
sierotami. Powinna szaleć wichura, lunąć rzęsisty deszcz. Wiosenne słońce 
zaś   zapowiadało   nadejście   kolejnego   lata   z   ciepłem,   optymizmem, 
radością i nadziejami. Wyglądało to na szyderstwo.

Elise obawiała się spotkania z Oline. Nie widziała się z nią od tamtej 

pory, kiedy się na nią natknęła w poczekalni u doktora. Była rozgoryczona 
i niepocieszona po stracie najmłodszego synka. Teraz, po wielu miesiącach 
wykonywania nowej pracy, z pewnością nie będzie usposobiona łagodniej.

Przypomniała sobie ten dzień, gdy przyszła odwiedzić Oline i zastała ją 

śpiącą w łóżku. Dzieci musiały sobie radzić same. Ciasne podwórko przy 
niewielkim drewnianym domu było ciemne i nieprzyjemne, podobnie jak 
samo mieszkanie. Elise pomyślała, że będzie szczęśliwa, mając to już za 
sobą.

Zapewne   Oline   nadal  pracuje   nocami   i  odsypia   za   dnia.   Jeśli   zaśnie 

kamiennym snem, trzeba ją będzie obudzić, co z pewnością nie poprawi 
jej humoru. Ale trudno, musi się dowiedzieć, co się stało z jej siostrą. 
Może   Oline   o   niczym   nie   wie?   Może   policja   ustaliła,   gdzie   Mathilde 
umieściła dzieci, i powiadomiła o jej śmierci tylko opiekunów?

Elise dotarła do celu. Odwiedziła to miejsce mniej więcej przed rokiem. 

Powinna   przychodzić   tu   częściej,   mimo   że   Oline   nie   wyraziła   takiego 
życzenia. Na pewno nie chciała, by dawne koleżanki zobaczyły, czym się 
teraz zajmuje.

Uderzył ją w nozdrza smród kocich sików i cuchnących ubikacji. Na 

ponurym, opuszczonym podwórzu nie zauważyła żywej duszy. Zapukała 
do drzwi, a ponieważ nikt nie odpowiadał, uchyliła je.

- Oline?
Pomimo   jaskrawego  wiosennego  słońca   na  dworze,  w izbie  panował 

mrok. Gdy wzrok Elise przywykł do ciemności, dostrzegła skuloną postać 
na brzegu łóżka. Siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach.

background image

- Oline? - powtórzyła.
Oline powoli uniosła głowę, ale nie odezwała się.
- To ja, Elise. - Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. W kącie 

zauważyła   gromadkę   małych   dzieci   zajętych   zabawą.   Były   blade, 
wychudzone, ubrane w łachmany.

- Co? - zapytała Oline, posyłając jej wrogie spojrzenie.
- Tak mi przykro, ale przynoszę smutną nowinę.
- Myślisz, że ja nie wiem?
Elise zamilkła i popatrzyła na nią zdumiona.
- Była tu już u ciebie policja?
Oline pokiwała głową, umykając spojrzeniem. Elise usiadła obok niej na 

brudnym łóżku i rzekła:

- Robiłam, co mogłam, by ją od tego odwieść.
Oline nie odezwała się, ale nie wydawała się też zdziwiona.
-   Zauważyłam   ją   przypadkowo   i   próbowałam   jej   przemówić   do 

rozsądku.

Oline nadal milczała.
- Bałam się, że policja powiadomi o tym, co się stało, tylko tych, którzy 

zaopiekowali   się   dziećmi.   Uważałam   jednak,   że   powinnaś   się   o   tym 
dowiedzieć jak najprędzej.

Oline posłała jej szydercze spojrzenie.
- A jak sądzisz, kto musi się zająć jej dziećmi? Może dyrektor? Elise 

doznała nagle olśnienia i zerknęła w stronę kąta, gdzie bawiły się dzieci. 
Przypuszczenie stało się pewnością.

- Ale jak ty sobie poradzisz? - zapytała wstrząśnięta.
- A czy ktoś mnie o to pytał?
Najmłodsze dziecko nagle wstało i chwiejąc się, niepewnie podeszło do 

nich. Popatrzyło na Elise i zapytało:

- Mama? - Dziewczynka wyglądała tak, jakby się miała zaraz rozpłakać. 

Usta wykrzywione w podkówkę zadrżały. Oczy miała duże, przestraszone. 
Czaiła się w nich rezygnacja. Elise nie widziała nigdy takiego wzroku u 
małego dziecka.

Oline odsunęła dziecko w odruchu irytacji.
- Wynocha! Ty też - dodała, zwracając się do Elise. - Muszę się wyspać. 

Wiesz chyba, że pracuję całymi nocami!

Elise wstała i z ociąganiem skierowała się do drzwi.
- Pomyślałam, że może bym mogła ci w czymś pomóc.
- Idź, mówię! - warknęła Oline. Głos miała podobny do głosu Mathilde, 

która tak samo wołała do niej poprzedniego dnia. Elise nie posłuchała jej i 

background image

teraz też zwlekała. - Czego jeszcze chcesz? Idź stąd, do diabła!

Jedno z dzieci rozpłakało się, Elise uznała więc, że lepiej zniknąć.
Biegła przez całą drogę do domu. Tłumiła w sobie płacz, ale gardło 

miała   całkiem   ściśnięte.   Zamiast   pomóc,   tylko   pogorszyła   sprawę, 
odwiedzając   Oline.   Poczuła   się   całkiem   bezradna.   Nawet   nie   zdołała 
wypowiedzieć   słów   pociechy.   Jak   jednak   pocieszyć   kogoś   w   tak 
beznadziejnej sytuacji?  Nie zdołała powstrzymać Mathilde i nie potrafi 
pomóc Oline.

Płacz   zamienił   się   w   złość.   Przeklęci   fabrykanci!   To   oni   powinni 

odwiedzić   Oline.   Najpierw   tego   dnia,   gdy   została   wyrzucona   z   pracy. 
Stanąć twarzą w twarz z jej biedą, poczuć na własnej skórze rozpacz i 
rozgoryczenie. Niechby zrozumieli, jak to jest być źle opłacaną robotnicą. 
Potem powinni ją odwiedzić ponownie rok później, by zobaczyć, co się z 
nią stało. By jej dzieci nie umarły z głodu, poszła sprzedawać się na ulicy.

Nagle   w   jej   uszach   zadźwięczały   słowa   teścia,   Hugo   Ringstada: 

„Powinnaś   to   spisać,   Elise.   Może   przyszłe   pokolenia   wyciągną   z   tego 
jakąś naukę".

Zadrżała. Czemu właśnie teraz przypomniało jej się to, o czym mówił 

teść?   Przecież   w   ogóle   nie   wracała   myślami   do   ich   rozmowy   i   nie 
roztrząsała tego, o czym mówili.

Spisać to... „Może powinnaś wziąć na poważnie słowa ojca" - mówił 

Emanuel.

Ona ma pisać? Ona, która nie napisała nawet zdania, odkąd ukończyła 

szkołę   powszechną?   W   jaki   sposób   potrafiłaby   wyrazić   swoje   myśli   i 
uczucia?

Kiedy weszła do domu, Emanuel potrząsał energicznie kołyską. Hugo 

darł   się   wniebogłosy,   a   on   wydawał   się   całkiem   bezradny.   Elise 
pośpiesznie   wzięła   na   ręce   synka   i   zauważyła,   że   jest   całkiem 
przemoczony.

-   Dziękuję.   Mam   nadzieję,   że   zdążyłeś   coś   zjeść.   Pokiwał   głową   i 

zapytał:

- Jak poszło?
- Była już powiadomiona.
- Nie dowiedziałaś się, czy znaleziono ciało? Elise pokręciła głową.
- Oline jest całkiem zdruzgotana. Trudno z niej cokolwiek wyciągnąć.
Ściągnął z wieszaka płaszcz i kapelusz.
- Muszę iść, bo już jestem spóźniony.
Kiwnęła, nie patrząc na niego. Bała się, że wybuchnie płaczem, jeśli 

jeszcze   przez   chwilę   będzie   o   tym   rozmawiać.   Podszedł   do   niej   i   ją 

background image

pocałował.

- Tak się cieszę, Elise, że znów jest między nami dobrze. Zmusiła się do 

uśmiechu, ale w duchu wzdrygnęła się. Dobrze, między nimi?

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kiedy kilka dni później Emanuel przyszedł na przerwę obiadową, Elise 

od razu poznała, że coś jest nie tak. Dowiedzieli się, że ciało Mathilde 
znaleziono u ujścia rzeki Aker do fiordu, ale chyba nie to było przyczyną 
złego   humoru   męża.   Nie   spodziewała   się   go   właściwie   o   tej   porze. 
Uprzedzał, że ma dużo pracy i zostanie w biurze do późnego wieczora.

- Co się stało?
- Czemu pytasz?
- Bo widzę, że coś cię gnębi.
Wydawał się zakłopotany, nie miał odwagi popatrzeć jej w oczy. Nagle 

naszło ją niemiłe przeczucie, że ma to jakiś związek z Signe. Zapytała 
więc wprost:

-   Dowiedziałeś   się,   czy   Islándica   znalazła   dla   Signe   jakieś   miejsce? 

Pokiwał głową.

-   Tak.   Nie...   To   znaczy...   Ona   nie   musiała   szukać.   Signe   otrzymała 

pomoc z innej strony. - Odwrócił się do niej plecami, zdejmując płaszcz.

- Z innej strony?
- Przyjechał ojciec i ją zabrał.
Elise, która skierowała się w stronę pieca, stanęła jak wryta i odwróciła 

się do Emanuela.

- Twój ojciec ją zabrał? Jak to rozumieć?
-   Mama   chce,   żeby   Signe   osiadła   w   Ringstad,   skoro   spodziewa   się 

mojego dziecka.

Elise otworzyła usta ze zdumienia, a kiedy wreszcie odzyskała mowę, 

krzyknęła z przyganą:

-   Chyba   nie   mówisz   tego   poważnie!   Podszedł   do   niej   i   objął   ją 

ramionami.

- Niech oni sobie robią, co chcą. Zresztą i tak odwrócili się ode mnie. 

background image

Tamtego   wieczoru   u   Carlsenów   ojciec   zapowiedział,   że   pozbawi   mnie 
dziedzictwa. Może teraz przekażą dwór Signe? Nic mnie to nie obchodzi. 
My mamy siebie, a nasza miłość jest o wiele więcej warta.

Oddychała   z   trudem,   zupełnie   jakby   ktoś   ją   dusił.  To   nie   może   być 

prawda! - myślała. Chyba rodzice Emanuela nie są aż tacy podli? Żeby 
pominąć własnego syna i przekazać majątek dziewczynie, która uwiodła 
żonatego mężczyznę? To wprost nie uchodzi!

- Nie chce mi się wierzyć, że to prawda - wydobyła wreszcie z siebie. - 

Twój ojciec zachowywał się tak miło i uprzejmie wobec mnie, kiedy tu był 
ostatnio.   Zdawało   mi   się   nawet,   że   jest   po   naszej   rozmowie,   kiedy 
zobaczył to wszystko w innym świetle.

- Ale to nie on decyduje - oznajmił Emanuel, a w jego głosie pojawiła 

się nuta goryczy.

- Przecież twoja mama też cię chyba kocha. Jedynego syna?
- No cóż, jeśli ów syn postępuje tak, jak mu mama każe. Ale najpierw 

wstąpiłem wbrew jej woli do Armii Zbawienia, a potem ożeniłem się z 
tobą. A teraz znów ściągnąłem na rodzinę jeszcze większy wstyd. Pewnie 
zamierza kłamać przed znajomymi i przedstawiać Signe, córkę bogatego 
gospodarza, jako moją żonę i opowiadać z dumą, że oczekuje pierwszego 
wnuka.

Elise wyrwała mu się z objęć i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- To znaczy, że nie opowiedziała znajomym i rodzinie o Hugo? O nas? O 

ślubie?

- Tak mi się zdaje. Dla niej to straszny wstyd, że dziecko przyszło na 

świat dwa miesiące za wcześnie. Nie otrzymaliśmy  ani jednego listu z 
gratulacjami od nikogo z rodziny. Ani prezentu, ani pozdrowień. Miałem 
swoje podejrzenia, lecz nie chciałem cię ranić, opowiadając ci o tym.

- Ale ciotka Ulrikke domyśliła się wszystkiego już latem.
-   Może   mama   wmówiła   jej,   że   straciłaś   dziecko.   Inaczej 

skontaktowałaby się z nami. Tego jestem pewien. Ciotka Ulrikke jest w 
gruncie rzeczy bardzo poczciwa i zyskuje przy bliższym poznaniu. Ona 
nie odwróciłaby się od nas, nawet gdyby okazało się, że dziecko urodziło 
się przedwcześnie.

- W takim razie dziwne, że jej tak długo nie widzieliśmy. Ani na Boże 

Narodzenie, ani później.

- Mnie to nie dziwi - stwierdził Emanuel. - Znam, niestety, swoją matkę. 

Coś musiała ciotce powiedzieć, coś jej nakłamała.

Elise odwróciła się od niego i podeszła do pieca. Wszystko się w niej 

buntowało.

background image

- Chyba się mylisz, Emanuelu. Może twoi rodzice postanowili udzielić 

Signe schronienia we dworze, póki nie znajdzie sobie pracy i porządnego 
mieszkania,   ale   to   niemożliwe,   by   zamierzali  pozwolić   pozostać   jej  na 
dobre. A tym bardziej przejąć dwór. - Odwróciła się gwałtownie do niego i 
dodała zdenerwowanym głosem: - Oni jej przecież nie znają! Nie mają 
pojęcia, co z niej za człowiek. Na jakiej podstawie sądzisz, że mają wobec 
niej takie plany? Napisali do ciebie? A może rozmawiałeś z nimi przez 
telefon?

Emanuel skrzywił się i odpowiedział niechętnie:
- Signe mi powiedziała.
- A więc z nią rozmawiałeś?
- Musiałem sprawdzić, czy Olafia Johannesdottir znalazła dla niej jakieś 

schronienie.

Elise nie spuszczała z niego wzroku, mówiąc:
- No, a tymczasem Signe oznajmiła ci tę szokującą nowinę. Była dumna, 

triumfowała, czy przymilała się do ciebie, tak jak zwykle?

Serce waliło jej z gniewu.
-   Elise...   proszę   cię,   nie   zaczynajmy   wszystkiego   od   nowa.   Chyba 

rozumiesz, że musiałem ją odwiedzić. Nie jestem tchórzem. Nie uciekam 
od odpowiedzialności!

Rozdygotana, nabrała głębokiego oddechu i oświadczyła:
- Nie,  chyba nie  jesteś  tchórzem,  Emanuelu.  Nie  jesteś  jednak  także 

szczególnie   silny   i   stanowczy.   Co   ci   jeszcze   powiedziała?   Prosiła   z 
płaczem, żebyś ją odwiedził?

Wił się jak piskorz, ale rzucił pośpiesznie:
- Jeśli już, to nie nazbyt często. Zresztą myślę, że mama nie zechce mnie 

widzieć na oczy.

-  Ale   Signe   nie   ma   nic   przeciwko   temu,   by   zamieszkać   u   twoich 

rodziców? Nie wstyd jej?

- Nie zapominaj, że ona im wmówiła, że wziąłem ją gwałtem.
- Twój ojciec wie, że to nieprawda. Wzruszył ramionami.
- Twoje słowo przeciwko jej słowu. Ojciec już pewnie nie wie, komu 

wierzyć.

Elise sięgnęła po talerze, kubki i nakryła do stołu. Ręce jej drżały.
-   Próbowałeś   kiedyś   uderzyć   w   stół   i   sprzeciwić   się   swojej   matce, 

Emanuelu?   Do   czego   ona   się   posuwa?   Przecież   ty   i   ja   jesteśmy 
prawowitym   małżeństwem.   Urodziło   nam   się   dziecko.   Ona   nie   ma 
żadnego dowodu na to, że Hugo nie jest twoim synem. Karolinę, z tego, co 
się domyślam, tylko insynuowała, że może być inaczej. Nie pojmuję, że 

background image

twój   ojciec   się   na   to   godzi.   Przecież   dwór   jest   spuścizną   po   jego 
przodkach, a ty jesteś jego jedynym synem. Jak więc może uczestniczyć w 
tej farsie?

-   Elise,   uspokój   się.   Nie   znasz   mojej   rodziny   na   tyle,   by   móc   się 

wypowiadać.   Nie   miałem  siły   ci  o   tym  mówić.   Kiedyś,   kiedy   będę   w 
lepszym nastroju, wyjaśnię ci wszystko, choć i wówczas, jak sądzę, będzie 
ci trudno to pojąć. Ludzi pokroju mojej mamy trzeba samemu poznać i z 
nimi pobyć, na własnej skórze odczuć ich charakter, bo posłuchać czy 
poczytać o nich to za mało.

Nagle zrobiło jej się go żal. Emanuel zapewne miał całkiem inne życie, 

niż to sobie wyobrażała, odwiedzając dwór Ringstad.

- Siadaj! Zjemy coś - rzekła przyjaźniejszym tonem. - Musisz mi dać 

trochę czasu, bym się z tym oswoiła - dodała, nakładając mu na talerz 
ziemniaki i śledzia. - Jeszcze nie słyszałam, by ktoś się zachowywał w 
podobny   sposób.   Zaczynam   sobie   nawet   myśleć,   że   to   bardziej 
przekleństwo niż błogosławieństwo urodzić się w dobrobycie.

- Nie dla wszystkich, ale dla niektórych i owszem.
- To ja już wolę być biedna i mieć wokół siebie troskliwych ludzi. W 

Andersengarden dzieliliśmy ze sobą radości i smutki. Jeśli pani Thoresen 
zabrakło mąki czy cukru, mama dawała jej, nie prosząc o zwrot, mimo że 
każdy gram był dla niej cenny. A popatrz na pijaków! Piją po kolei z jednej 
butelki, nawet najmniejszą zawartością dzieląc się z kompanami. Emanuel 
pokiwał głową.

- Chyba więc zaczynasz rozumieć, dlaczego wybrałem życie w Armii 

Zbawienia. Nie kierowały mną jedynie szlachetne pobudki. Pomimo biedy 
i nędzy przeżyłem tam bowiem serdeczność i szczodrość, o jakiej w ogóle 
nie   miałem   pojęcia.   -   Przez   chwilę   jadł  w   milczeniu.   -   Nie   znaczy   to 
jednak, że wolę żyć w biedzie. Może to z mojej strony małostkowość, 
jednak   tęsknię   za   tym,   by   mieć   więcej   pieniędzy,   spożywać   smaczne 
posiłki, od czasu do czasu móc sobie pozwolić na wyjście do restauracji, 
do teatru, bywać na przyjęciach. Ale równocześnie znajduję u tutejszych 
ludzi coś, czego próżno szukać u mieszkańców drugiego brzegu Aker. Nie 
wiem  dokładnie,   co  to   jest,   a  sporo   nad   tym  rozmyślałem.   U  bogaczy 
dzieci   nie   sypiają   razem   z   rodzicami.   Często   boją   się   ciemności   i   są 
samotne, podczas gdy rodzice wychodzą i się bawią. U biedaków dzieci 
leżą ciasno, tak że żadne nie ma nawet szansy zaznać samotności, i nie 
boją się, że zostaną same. Rzadko porównują się do tych bogatych. Po 
prostu akceptują, że świat już taki jest. Nieraz mnie to zdumiewało.

Elise   zauważyła,   że   Emanuel   jest   bardziej   rozmowny   niż   zwykle. 

background image

Domyślała   się   dlaczego.   Dyskutując   na   temat   stosunków   społecznych, 
unikał   tego,   co   ich   oboje   oddzielało   coraz   szczelniejszym   murem   i 
tworzyło   między   nimi   coraz   większy   dystans.   Elise   nie   zamierzała 
dodatkowo komplikować sytuacji, nastawiając go wrogo do rodziców, ale 
przecież wolno jej wypowiedzieć swoje zdanie.

Jeśli mama Emanuela zechce się z nim pogodzić i zaprosi go do domu, 

nie   zaakceptuje   tego.   Na   samą   myśl,   że   miałby   odwiedzić   dwór,   gdy 
przebywać tam będzie Signe traktowana przez gospodarzy niczym córka, 
poczuła wściekłość.

Emanuel  skończył  posiłek   i  wstał  od   stołu.  Wydawał  się   w   lepszym 

nastroju   niż   po   powrocie   do   domu.   Pocałował   ją,   a   potem   sięgnął   po 
płaszcz.

-   Dziękuję   za   obiad,   Elise.   I   dziękuję,   że   jesteś   taka   wyrozumiała. 

Uśmiechnął się i wyszedł.

Elise   stała   przez   chwilę   na   środku   kuchni   i   kręciła   głową.   Jak   to 

możliwe, myślała z niedowierzaniem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

background image

Kiedy następnego dnia przed południem Elise wyszła do komórki po 

drewno,   ku   swemu   zdumieniu   zauważyła   w   pobliżu   małą   bladą 
dziewczynkę, biednie ubraną, która na rękach trzymała dziecko, a drugie 
prowadziła   za   rękę.   Jeszcze   większe   zdziwienie   ogarnęło   ją,   gdy 
dziewczynka otworzyła furtkę i skierowała się w jej kierunku. Kto to jest, 
na   Boga?   -   pomyślała,   czekając   z   naręczem   drewna.   Dziewczynka 
podeszła bliżej. Na jej szczupłej twarzy malowała się stanowczość.

-   Mama   prosiła,   żeby   przekazać   pozdrowienia   i   odprowadzić   dzieci. 

Powiedziała, że będziesz wiedzieć dlaczego.

Oznajmiwszy to, dziewczynka postawiła dziecko na ziemi, uwolniła się 

od drugiego, odwróciła się na pięcie i pobiegła.

Elise   stała   jak   skamieniała,   niezdolna   do   jakiegokolwiek   działania. 

Patrzyła   na   dwoje   wychudzonych   dzieci   w   łachmanach   i   ku   swemu 
przerażeniu odkryła, że je rozpoznaje. To były dzieci Mathilde. Młodsza 
dziewczynka wpatrywała się w nią przez chwilę, ale nagle zadrżały jej usta 
i  wybuchnęła   rozdzierającym płaczem,  oglądając  się   za  kuzynką,  która 
uciekała, jakby ją gonił sam diabeł.

-   To   córka   Oline   -   wyjaśniła   starsza   z   rodzeństwa   z   dziecinną 

dorosłością. Miała może cztery, pięć lat, trudno było dokładnie ocenić, bo 
była   chuda   i   niedożywiona,   a   na   jej   twarzy   malowało   się   dorosłe 
zmęczenie. - Powiedziała, że będziemy tu mogły zostać.

Elise   poczuła   zawrót   głowy.   Dzieci   myślą,   że   tu   zamieszkają!   Oline 

przysłała   je   tutaj   z   premedytacją.   Może   po   to,   żeby   swoim   ciężarem 
obarczyć   innych,   a   może   dlatego,   że   Elise   jako   jedyna   okazała   jej 
współczucie.   Boże   drogi,   co   robić?   -   myślała   gorączkowo.   Ledwie   jej 
starczało pieniędzy na jedzenie. Mimo że pokój na poddaszu był wolny, 
więc miejsca mieli dość, nie stać jej było, by wziąć na utrzymanie kolejne 
dwie   osoby.  Poza   tym  młodsze   z   rodzeństwa   wymagało   jeszcze   pełnej 
opieki.

Zrzuciła drewno na ziemię i wzięła na ręce płaczące dziecko, drugie zaś 

chwyciła za rękę i skierowała się do drzwi domu.

-  Wejdźcie   do   środka.   Zrobię   wam   coś   do   zjedzenia   -   odezwała   się 

głosem, który w jej uszach zabrzmiał obco.

Młodsze  dziecko   przestało   płakać,  kiedy   usłyszało  o  jedzeniu. W tej 

samej   chwili   przybiegł   Puszek   i   zamiauczał,   domagając   się   pieszczot. 
Starsza dziewczynka przykucnęła, a gdy go pogłaskała i poklepała, zaczął 
mruczeć zadowolony.

Elise wyjęła ostatnią kromkę chleba, resztkę masła i syrop, a w gardle 

background image

ścisnęło ją, jakby się miała za chwilę rozpłakać. Dlaczego Bóg jej to robi? 
Emanuel uważał już chłopców za prawdziwy dopust Boży i nigdy się nie 
zgodzi, by przygarnąć jeszcze dwoje dzieci.

Dziewczynki jadły łapczywie, jakby dawno nie miały nic w ustach. Elise 

sięgnęła po ściereczkę, zmoczyła ją w zimnej wodzie i usiłowała umyć 
brudne buzie. Popatrzyła na starszą z dziewczynek I zapytała zdziwiona:

- Jak dałyście radę przejść same taką długą drogę?
- Olga niosła Berntine na rękach, a ja szłam sama.
- Jak ty masz na imię?
- Petra. Wiesz, że nasza mama nie żyje?
Elise wzdrygnęła się, usłyszawszy beznamiętne stwierdzenie dziecka.
- Tak, wiem, utonęła w rzece.
- Oline powiedziała, że rzuciła się z mostu. Miała dość dzieciarów i 

hałasu.

O Boże! Elise aż jęknęła w duchu. Jak Oline mogła powiedzieć coś 

takiego? Teraz Petra pewnie myśli, że jest winna śmierci matki.

- To nie całkiem prawda - zaczęła ostrożnie. - Mama straciła pracę i nie 

miała pieniędzy na jedzenie. Myślała, że lepiej wam będzie u Oline. Ona 
zarabia więcej.

Wydawało się, że Petra jej nie słucha, bo zapytała:
- Znaleźli ją?
Elise pokiwała głową.
- Przepłynęła całą rzekę w dół?
- No, może nie całkiem płynęła, raczej unosił ją porywisty nurt.
Elise   pomyślała,   że   skoro   dziecko   rozmawia   o   tym   tak   otwarcie,   to 

chyba ona też nie powinna unikać odpowiedzi.

- A kiedy mama wróci?
Elise poczuła na sercu żelazną obręcz. Takie małe dzieci nie rozumieją, 

że jak ktoś umrze, to już nigdy nie wróci! Dziewczynka patrzyła na nią 
uważnie, jakby prześwietlając ją wzrokiem, Elise nie była więc w stanie 
jej okłamywać.

- Teraz mama jest w niebie - odpowiedziała spokojnie. - Kiedy będziesz 

stara i umrzesz, spotkasz się z nią.

- Okropnie kłamiesz.
Elise popatrzyła na nią zdumiona i spytała:
- Nigdy nie słyszałaś o Bogu? Dziewczynka pokręciła głową.
- To ja ci opowiem, ale najpierw musicie się najeść.
Zjadły i wylizały talerze, nie pozostawiając nawet okruszyny. A potem 

zeszły   ze   stołków   i   w   kącie   przy   palenisku   zauważyły   rozstawione 

background image

żołnierzyki Pedera. Usiadły więc tam i zajęły się zabawą.

Elise   przewinęła   Hugo   i   przystawiła   go   do   piersi,   zastanawiając   się 

gorączkowo, co zrobić. Emanuel będzie musiał pójść do Armii Zbawienia i 
poprosić   o   pomoc.   Może   Torkild   Abrahamsen   znajdzie   jakąś   radę? 
Słyszała,   że   ostatnio   Armia   Zbawienia   otworzyła   w   Kristianii   nowy 
sierociniec. Nie wiedziała jednak gdzie.

Kiedy skończyła karmić synka, dziewczynki nadal siedziały cichutko w 

kącie   i   się   bawiły.   Jednak   jest   różnica   pomiędzy   chłopcami   a 
dziewczynkami, pomyślała. Chłopcy robią o wiele więcej hałasu.

Wyszła na dwór, by wnieść drewno, które rzuciła na ziemię. Zdziwiła 

się, ujrzawszy przy furtce posłańca. Gdy ją dostrzegł, zapytał głośno:

- Elise Ringstad?
- To ja - odpowiedziała i zdziwiona wyszła mu na spotkanie. Czyżby 

przyszedł do niej jakiś list?

Zaciekawiona   odebrała   kopertę   i   szybko   wróciła   do   środka.   Pismo 

wydawało jej się znajome. Pośpiesznie, lecz ostrożnie, by nie zniszczyć 
koperty,   otworzyła   list.   Ze   złożonej   na   pół   kartki   wypadły   banknoty, 
więcej,   niż   kiedykolwiek   widziała   naraz.   Spadły   na   podłogę,   a   ona 
wpatrywała się w nie oniemiała, nic nie pojmując.

Otrząsnąwszy   się   z   głębokiego   szoku,   schyliła   się   pośpiesznie   i 

podniosła pieniądze. W sumie było trzysta koron!

Serce waliło jej w piersi. Poczuła się dokładnie tak samo jak tego dnia, 

gdy   dostała   maszynę   do   szycia.   Była   przekonana,   że   to   jakieś 
nieporozumienie,   nie   miała   odwagi   nawet   się   łudzić,   że   to   dla   niej. 
Dopiero gdy przeliczyła pieniądze i położyła ostrożnie na stole, sięgnęła 
po załączony list:

Kochana Elise!
Mam nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie za to skromne wsparcie, 

które Ci przysyłam. Słyszałem, że zaopiekowaliście się małym chłopcem 
sierotą i cieplej mi się zrobiło na sercu. Domyślam się jednak, że nie jest 
Ci łatwo wykarmić sześć osób. Niech Bóg Cię błogosławi, moje dziecko!

Serdecznie pozdrawiam Teść
PS. Moglibyśmy się umówić, że pozostanie to między nami?
Łzy napłynęły jej do oczu. Z trudem przełknęła ślinę. Wyjrzała przez 

okno na błękitne niebo i pomyślała, że stoi za tym jakaś nadprzyrodzona 
siła. Skąd pan Ringstad mógł wiedzieć, że właśnie dziś Elise znajdzie się 
w tak rozpaczliwej sytuacji? Czy Bóg miał wobec niej jakieś plany, że 
zesłał jej pieniądze krótko po tym, gdy na jej progu pozostawiono dzieci 
Mathilde? Nie mogła się uwolnić od myśli, że za tym wszystkim kryje się 

background image

jakiś głębszy sens.

Zaniosła pieniądze do sypialni i schowała je w najwyższej szufladzie 

komody. Córeczki Mathilde widziały pieniądze, ale nie sięgną tak wysoko.

Na szczęście Emanuel nie pojawił się w domu w przerwie obiadowej, 

więc   miała   więcej   czasu,   by   się   zastanowić   nad   sytuacją,   w   jakiej   się 
znalazła.   Nie   mogła   zaprowadzić   dziewczynek   z   powrotem   do   Oline. 
Widziała, jak ona je traktuje i jak nędznie wygląda w jej mieszkaniu. Nie, 
powinna się raczej skontaktować z pastorem albo z Armią Zbawienia.

Hermansen   otrzymywał   zasiłek   z   gminy   na   sierotę,   którym   się 

opiekował, ale pani Berg, której powodziło się trochę lepiej, nie dostawała 
żadnego wsparcia. Póki Emanuel i ona wykonują pracę zarobkową, nie 
mają chyba żadnych szans na jakąkolwiek pomoc, mimo że Evert nie jest 
członkiem rodziny. Zresztą Emanuel nigdy by się nie zgodził, by ubiegać 
się o jakikolwiek zasiłek. Chybaby się spalił ze wstydu.

Gdy tylko chłopcy wrócili ze szkoły, wyjaśniła im szybko sytuację i 

poprosiła, by przypilnowali Hugo i dziewczynek, gdy ona pobiegnie do 
Anny sprawdzić, czy czasem nie ma u niej Torkilda.

Dobiegała   do   bramy,   gdy   ze   środka   pośpiesznie   wyłoniła   się   jakaś 

postać i omal nie zderzyli się ze sobą.

- Elise? - Johan ucieszył się zaskoczony. - Tak dawno cię nie widziałem. 

Jak wam się mieszka w domu starego majstra?

Opowiedziała mu, co się zdarzyło. Popatrzył na nią przerażony.
- Stałaś tam i widziałaś, jak ona rzuciła się do wodospadu?
-   Usiłowałam   jej   przemówić   do   rozsądku   i   przez   chwilę   nawet 

wydawało mi się, że mnie posłucha, ale ona nagle rozmyśliła się.

- Boże drogi! - Johan był wyraźnie wstrząśnięty. - A dziś jej siostra 

podrzuciła ci osierocone dzieci?

- Pomyślałam, że zapytam Torkilda, gdzie by je można było umieścić.
- Nie ma go tu teraz. Podjął pracę sprzedawcy w sklepie mięsnym w 

Ostern, a dla Armii pracuje wieczorami.

Nagle   Elise   uświadomiła   sobie,   że   nie   widziała   Johana   po   tym,   gdy 

Anna nauczyła się chodzić.

-   Wiesz,   nigdy   nie   myślałam   o   tym,   że   życie   składa   się   z   takich 

sprzeczności - odezwała się zamyślona. - Kiedy zobaczyłam Annę stojącą 
na środku kuchni, ogarnęła mnie niewysłowiona radość. Zdawało mi się, 
że nic nie może mnie już więcej zasmucić. Tymczasem krótko po tym 
nieszczęścia jedno za drugim zwaliły mi się na głowę. - Próbowała się 
uśmiechnąć.

- Zdarzyło się jeszcze coś złego?

background image

- Nic, co by się mogło równać z tragedią Mathilde. Umilkli.
Johan przyglądał się jej z zadumą i zagadnął po chwili:
-   Słyszałem,   że   przygarnęliście   Everta.   Jesteś   dobrym   człowiekiem, 

Elise!

Pokręciła głową.
- Lubię Everta, więc nie było to dla mnie trudne. Gorzej z Emanuelem. 

On nie jest przyzwyczajony do dzieci. Z początku narzekał, że jest ich za 
dużo, ale w końcu jakoś przywykł.

Johan milczał zapatrzony i odezwał się nagle:
-   Prawie   zapomniałem,   jaka   jesteś   śliczna,   zwłaszcza   gdy   się 

uśmiechasz.

- Bzdury - skwitowała, ale poczuła, że się rumieni, więc tylko machnęła 

ręką zakłopotana. - Co słychać u Agnes?

- Nie wiem. Nie spotykam jej często. Każde z nas żyje własnym życiem. 

Ja rzeźbię i rysuję, a ona udziela się towarzysko.

Elise zaśmiała się.
-   Zawsze   taka   była.   Uwielbia   spotykać   się   z   ludźmi,   wychodzić   i 

rozmawiać z innymi. Łatwo nawiązuje znajomości.

- A ty? Masz okazję spotykać się ze znajomymi?
Elise znów się roześmiała, a Johanowi zdawało się, że słońce zaświeciło 

jaśniej.

-   Mam   tyle   pracy   przy   Hugo   i   chłopcach!   Prowadzenie   domu   i 

przygotowywanie posiłków też pochłania dużo czasu. Poza tym dostałam 
od teścia maszynę do szycia i uszyłam suknię dla klientki.

- Postanowiłaś więc zostać krawcową? Wzruszyła ramionami.
- To zależy, czy dostanę jeszcze jakieś zamówienia.
-  Czyżby  klientka,   dla  której  szyłaś,  nie  była  zadowolona?   Elise   nie 

miała ochoty o tym mówić, stwierdziła więc tylko:

- Owszem, w dodatku zapłata jest dość kiepska. Zastanawiam się, czy 

nie poszukać innego zajęcia.

- Jesteś taka mądra, byłaś prymuską w szkole. Nie mogłabyś się zająć 

czymś, co pozwoliłoby ci wykorzystać swoje zdolności?

- Nie mam pojęcia, o jakich zdolnościach mówisz?
- Mogłabyś się nauczyć pisać na maszynie i zostać sekretarką.
- Musiałabym mieć wyższe wykształcenie.
- Albo poszukać pracy w telegrafie.
- Obawiam się, że tam też nie wystarczy jedynie szkoła powszechna.
-   Pisałaś   bardzo   dobre   wypracowania   -   uśmiechnął   się   i   dodał 

żartobliwie: - Mogłabyś zostać pisarką, tak jak Camilla Collett i Marie 

background image

Michelet.

-  Słyszałeś  kiedyś  o  robotnicy   znad Aker,  która   zostałaby   pisarką?   - 

roześmiała się rozbawiona jego żartem.

- Byłabyś pierwsza.
Nagle   Elise   przypomniała   sobie   o   dziewczynkach   i   pożegnała   się 

pośpiesznie.

- Skoro nie ma Torkilda, to wracam do domu. Annę odwiedzę innym 

razem, kiedy będę miała więcej czasu.

- Może spróbuj poszukać rady w ośrodku pomocy w Sagene? Pokiwała 

głową zamyślona i dodała:

- Zajdę też do Effata i popytam ludzi z parafii.
- A może zrobiłabyś to co Kajsa? - podpowiedział wesoło. - U niej w 

domu aż roiło się od dzieciaków, bo pilnowała ich w tym czasie, gdy ich 
mamy pracowały w fabryce.

Elise uśmiechnęła się i stwierdziła:
- To by się chyba u nas nie udało.
Ruszyli razem w kierunku mostu. Johan też wracał do domu.
- Byłoby miło, gdybyście z Emanuelem odwiedzili nas kiedyś. Ale może 

to nie najlepszy pomysł?

- Raczej nie, Johanie.
- Nadal jest zazdrosny? Przecież chyba wie, że to, co nas łączyło, należy 

do przeszłości.

Pokiwała głową i przypomniała sobie o Signe. Nie, to nie Emanuel miał 

powody do zazdrości.

Johan   chyba   coś   zauważył,   bo   zatrzymał   się   i   położył   jej   dłonie   na 

ramionach.

- Wiem, że nie powinienem o tym mówić,  ale wiem od Hildy  o tej 

dziewczynie.

Elise   poczuła   gniew.   Ufała   siostrze   i  nie   sądziła,   że  właśnie   ona  się 

komuś wygada.

- Ona nie plotkowała, Elise. Bardzo się o ciebie martwi, więc poprosiła 

mnie o pomoc. Nie wspomniałem o tym nawet słowem ani Agnes, ani 
nikomu innemu. Nigdy bym tego nie zrobił. Odpowiedziałem Hildzie, co 
jest zgodne z prawdą, że trudno mi ci pomóc, jeśli nie mogę się nawet 
pokazać w pobliżu domu starego majstra. Bardzo byłem jednak poruszony 
z twojego powodu i nie mogę przestać o tym myśleć. Ona nadal mieszka u 
Carlsenów?

Elise pokręciła głową i rzekła niechętnie:
- Wolałabym, żeby Hilda nie wspominała ci o tym. Co się stało, to się 

background image

nie odstanie. Muszę się nauczyć z tym żyć. Dziewczyna, o której mowa, 
na szczęście nie mieszka już u Carlsenów, wyjechała z miasta i osiadła na 
wsi. Staram się wymazać z pamięci całą tę historię.

Popatrzył na nią urażony.
- Nie musisz przede mną kłamać, Elise. Wiesz, jak cię kocham, i nigdy 

nie uczyniłbym niczego, co mogłoby ci zaszkodzić. Jeśli chcesz z kimś 
pogadać,   możesz   mi   zaufać.   Znasz  Agnes,   ona   ma   w   okolicy   samych 
znajomych i przynosi do domu różne nowiny. Ostatnio spotkała jedną ze 
służących od Carlsenów i dowiedziała się tego i owego.

Elise westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.
- Czasami się zastanawiam, czy  plotka nie jest naszym największym 

wrogiem.

Potwierdził, przyglądając się jej z powagą.
- No to wiesz już wszystko - powiedziała.
- Może tak, może nie. Widzę jedynie, że nie jesteś szczęśliwa. Nie mogę 

niczego zmienić, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć i gdy 
zajdzie taka potrzeba, wypłakać się na moim ramieniu.

Ścisnęło ją w gardle, ale przełknęła łzy.
- Dziękuję, Johanie. Ale to prawda, co powiedziałam. Signe wyjechała z 

Kristianii. Muszę o wszystkim zapomnieć, żebym mogła żyć dalej.

- Czy masz możliwość zapomnieć?
Zrozumiała,   co  miał  na  myśli,  ale   nie  chciała   o  tym  rozmawiać.  Na 

szczęście   nie   wiedział   wszystkiego.   Wątpliwe,   by   służące   Carlsenów 
podsłuchały, co się wydarzyło po przeprowadzce Signe ze wzgórza Aker 
do miasta. Zresztą nawet gdyby Johan znał całą prawdę, nic by to nie 
pomogło. Nie zniosłaby jego współczucia i litości.

- Śpieszę się. Chłopcy muszą biec do pracy, a obiecali przypilnować 

Hugo i dziewczynki do mojego powrotu.

- Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Kiedy   rozstali  się   przy   moście,   przypomniało   jej  się   jego   żartobliwe 

stwierdzenie, by zajęła się pisaniem.

Najpierw Ringstad, a teraz Johan. Może w tym jest jakiś sens?

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Gdy Elise weszła do domu, od razu zauważyła, że chłopcy oczekiwali 

jej   niecierpliwie,   obawiając   się   spóźnić   do   pracy.   Dziewczynki   nadal 
siedziały  w kąciku  na podłodze i pogrążone w zabawie żołnierzykami, 
zapomniały o bożym świecie. Hugo spał.

Elise wyprawiła chłopców i z lękiem myślała o powrocie Emanuela. 

Będzie   musiał   popilnować   Hugo   i   dziewczynek,   żeby   mogła   pójść   do 
ośrodka pomocy i do Effata.

Zamyślona weszła do sypialni, otworzyła najwyższą szufladę komody i 

jeszcze raz zajrzała do koperty. Nie mogła wprost uwierzyć, że to prawda. 
Przypomniała sobie jednak dopisek w liście teścia: „Czy moglibyśmy się 
umówić, że pozostanie to między nami?" Z jakiegoś powodu nie chciał, by 
Emanuel się o tym dowiedział. Dlaczego? Nie ufał własnemu synowi?

Wsunęła kopertę z powrotem do szuflady pod bieliznę, a wyjęła notesik, 

który kupiła w sklepie za 10 ore. Miała wyrzuty sumienia, że pozwala 
sobie   na   taki   zbytek,   bo   mogła   za   tę   samą   cenę   dostać   zeszyt 

background image

makulaturowy, spięte igłami stare gazety, i na nich zapisywać. Sięgnęła też 
po ogryzek ołówka, siadła przy stole i zaczęła pisać.

W pierwszej chwili zamierzała zanotować jedynie dla siebie to, co się 

zdarzyło Mathilde oraz jak ona sama to przeżyła. Chciała sprawdzić, czy 
potrafi wyrazić słowami, jak bardzo poruszyło ją samobójstwo Mathilde, 
która osierociła dwoje dzieci.

Z początku zastanawiała się nad każdym słowem, z trudem wyszukując 

właściwego.   Denerwowała   się,   wycierała   gumką,   poprawiała.   Potem 
doszła   jednak   do   wniosku,   że   spisze   po   prostu   swoje   myśli,   nie 
zastanawiając   się,   czy   zdania   brzmią   dobrze,   czy   nie.   Później   będzie 
mogła je nieco upiększyć albo sformułować na nowo. Wytłumaczywszy 
sobie, że pisze list do samej siebie, i nikt tego przecież nie będzie czytać, 
poszło jej o wiele łatwiej.

W myślach znów przeniosła się do tamtej chwili, kiedy w ciemnościach 

zauważyła jakąś postać na moście. Opisała swoje uczucia, paraliżujący 
strach,   panikę,   która   ją   ogarnęła,   gdy   zrozumiała,   że   poza   nią   nie   ma 
nikogo,   kto   mógłby   zapobiec   nieszczęściu.   Zanotowała,   jak   powoli 
podchodziła do zdesperowanej młodej matki, ale bała się zanadto zbliżyć, 
odezwać się czy wykonać jakiś ruch, który by ją sprowokował do skoku. 
Odtworzyła rozmowę między nimi, zaznaczyła, jak desperacko próbowała 
odwrócić uwagę dziewczyny, i odmalowała swój strach, gdy zauważyła, że 
dziewczyna odrywa nogę od podłoża i przestaje jej słuchać.

A kiedy doszła do kulminacyjnego momentu, gdy Mathilde zniknęła w 

czarnej   głębi,   wszystko   ożyło   w   niej   na   nowo.   Łzy   popłynęły   jej   po 
policzkach, a równocześnie nie po raz pierwszy poczuła bunt, wyjaśniając, 
co popchnęło młodą matkę do podjęcia ostatecznego kroku. Wzburzona 
opisała małą dziewczynkę, która dowiedziawszy się, że jej mama nie żyje, 
popatrzyła z dorosłą powagą na szarej, apatycznej twarzy i zapytała, kiedy 
mama wróci.

Ełise   zapisała   cały   notesik,   a   gdy   skończyła,   czuła   się   kompletnie 

wyczerpana. Wstała z trudem ze stołka i poszła do sypialni schować notes 
razem z kopertą z pieniędzmi.

W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Przyszedł ten 

sam posłaniec, który wcześniej przyniósł pieniądze od Karolinę. Wręczył 
jej kopertę i powiedział:

- Panienka prosiła, żeby przekazać.
Po czym odwrócił się i zniknął za węgłem domu.
Elise otworzyła kopertę, ale tym razem bez ciekawości. W środku leżał 

banknot pięciokoronowy, a na karteczce znajomym równym pismem było 

background image

napisane:

Przepraszam, Elise, ale ostatnio nie miałam przy sobie dość pieniędzy, 

by   Ci   zapłacić.   Nie   pamiętam,   czy   Cię   powiadomiłam,   że   materiał   na 
bluzkę możesz odebrać, kiedy Ci będzie pasowało?

Elise uśmiechnęła się kwaśno. Ależ, Karolinę, nie kłam, z pewnością 

miałaś dość pieniędzy. I nie zapomniałaś, co mi napisałaś, tyle że się boisz 
stracić taką tanią krawcową.

Skoro   nie   przyszłam   po   materiał   na   bluzkę,   Karolinę   domyśliła   się 

pewnie, że w ogóle nie zamierzam się u niej więcej pojawić. Bo choć 
krawcowe nie zarabiają kroci, Karolinę musiała zdawać sobie sprawę, że 
zapłaciła stanowczo za mało za uszycie aksamitnej sukni, pomyślała Elise. 
Z   liściku   wywnioskowała   zaś,   że   panna   Carlsen   jest   zadowolona   i 
chciałaby korzystać nadal z jej usług.

Elise odwróciła się do starszej z dziewczynek i zapytała:
- Zaopiekujesz się przez moment siostrą i małym Hugo, a ja pobiegnę 

szybko do sklepu?

Petra pokiwała głową, nie przerywając zabawy.
Elise   weszła   pośpiesznie   do   sypialni,   sięgnęła   po   dwa   banknoty   i 

pobiegła do sklepu Magdy na rogu. Na szczęście była tylko jedna klientka, 
większość   okolicznych   mieszkańców   o   tej   porze   pracowała   w   fabryce. 
Elise zauważyła, że Magda przygląda jej się z zaciekawieniem, gdy jej 
oznajmiła,   że   chce   zapłacić   wszystko,   co   jest   jej   winna,   i   dodatkowo 
poprosiła o chleb, ser, kaszę, groch i marchew. Kupiła też cukier i kawę. W 
drodze do domu zaszła jeszcze na chwilę do rzeźnika i kupiła mięso z 
kością. Postanowiła ugotować kapustę na mięsie i zrobić niespodziankę 
Emanuelowi i chłopcom, gdy wrócą wieczorem. Poza tym dziewczynki też 
muszą się porządnie posilić, bo pewnie od dawna nie najadały się do syta. 
Poprzedniego wieczoru, gdy wsypywała do wody resztki kaszy, nawet nie 
marzyła o tym, że dziś stać ją będzie, żeby ugotować kapustę na mięsie.

Biegła   do   domu   zdenerwowana.   Właściwie   postąpiła   zupełnie 

nierozważnie, zostawiając Hugo pod opieką małej, obcej dziewczynki. Ale 
jak inaczej zrobiłaby zakupy, skoro nikogo innego nie było w domu?

Na szczęście Hugo wciąż spał. Po raz pierwszy przespał tyle godzin! 

Petra i Berntine zaś bawiły się wciąż w tym samym miejscu. Zapewne 
nigdy dotąd jeszcze nie miały w rękach żołnierzyków.

-   Ale   jesteś   dzielna,   Petro   -   pochwaliła   zdyszana   dziewczynkę   i 

wyłożyła   zakupy   na   stół,   po   czym   nastawiła   garnek   z   wodą,   by   na-
gotować wywar mięsny i kaszę.

Zupa była prawie gotowa, gdy do domu przyszedł Emanuel.

background image

-   Ale   ładnie   pachnie!   -   zawołał   od   progu.   Nagle   zatrzymał   się 

gwałtownie. - Kto to jest, na Boga?

- To dzieci Mathilde. Obiecałam znaleźć im dom. Popatrzył na nią, nic 

nie pojmując.

- Jak to, obiecałaś to jej siostrze?
- No, niezupełnie. To znaczy... najstarsza córka Oline przyszła tu z nimi 

przed południem. Oline chyba źle mnie zrozumiała, gdy powiedziałam, że 
chętnie pomogę.

-   A   więc   obiecałaś   jej   pomoc,   mimo   że   przygarnęłaś   już   trójkę 

dzieciaków i ledwie nam starczy na masło! - oburzył się, a wciągając w 
nozdrza zapach zupy, zapytał: - Skąd wzięłaś pieniądze na to, by ugotować 
zupę na mięsie?

- Posłaniec od Karolinę przyniósł pieniądze.
- A widzisz! Nie jest taka zła, za jaką ją uważasz. - Uśmiechnął się i 

zasiadłszy do stołu, oznajmił: - Chętnie zjem jeszcze jeden obiad. Zupa z 
jadłodajni była niesmaczna.

Petra wstała z podłogi i z ociąganiem podszedłszy do stołu, głodnym 

wzrokiem wpatrywała się w jego talerz. Emanuel posłał Elise gniewne 
spojrzenie, mówiąc:

- Możesz być tak miła i zabrać ją stąd?
Elise chwyciła Petrę za rękę i odprowadziła ją z powrotem do siostry, 

tłumacząc:

-   Wy   dostaniecie   obiad   później,   Petro.   Najpierw   musi   zjeść   pan 

Ringstad.

Kiedy   Emanuel   wreszcie   skończył,   nalała   dziewczynkom   po   talerzu 

zupy.

Emanuel popatrzył na nią, marszcząc brwi.
- Nie możesz im raczej dać chleba?
Elise umknęła spojrzeniem, ale oświadczyła stanowczo:
- Tutaj, nad rzeką, dzielimy się tym, co mamy. Mimo że nam się nie 

przelewało, mama nigdy nie odmawiała jałmużny żebrakom. A kiedy nasi 
rodzice byli w pracy, pakowaliśmy kromki chleba w gazetę i rzucaliśmy 
biedakom, którzy przychodzili na podwórze, mając nadzieję na jakiś kęs. 
Tak   robiły   wszystkie   dzieciaki   i   nie   słyszałam,   by   kiedykolwiek   jakaś 
matka czy ojciec strofowali je z tego powodu. Emanuel nie odezwał się. 
Po chwili zapytał:

-   Dokąd   zamierzasz   pójść?   Do   Armii   Zbawienia   czy   do   misji? 

Popatrzyła na niego zdumiona.

- Powinieneś chyba wiedzieć lepiej. Zdaje się, że Armia otworzyła tu w 

background image

mieście sierociniec.

- Nawet nie  masz co próbować. Jest już przepełniony  i wiele dzieci 

czeka   w   kolejce   na   miejsce   -   odparł,   a   posyłając   jej   zrezygnowane 
spojrzenie, dodał: - Sama więc widzisz, co narobiłaś. Przykro mi, ale nie 
mogę ci pomóc. Jak powiedziałem, jest nas tu już wystarczająco dużo.

Wyrzekłszy   te   słowa,   włożył   płaszcz   i   wyszedł,   zapewne   po   to,   by 

uniknąć kłótni.

Petra posłała Elise dziwne spojrzenie, nie błagalne ani przestraszone, 

raczej   puste.   Elise   nie   wiedziała,   czy   dziewczynka,   przysłuchując   się 
rozmowie,   zrozumiała,   co   zaszło.   Zapewne   przywykła   do   ciągłych 
przykrości i straciła już wszelką nadzieję. Przyjmowała wszystko, co się 
zdarzało, nie okazując żadnych emocji. Może dziewczynki zostawały w 
domu same na całe dnie, gdy Mathilde szła do fabryki, zastanawiała się 
Elise. Wiedziały, że muszą sobie same poradzić.

Co ja mam robić, na Boga? Tak czy inaczej muszę czekać, aż chłopcy 

wrócą z pracy. Dopiero wtedy będę mogła pójść do ośrodka i zapytać, czy 
nie znają kogoś, kto zaopiekowałby  się dziećmi. Tyle że to będzie już 
bardzo późno, w porze, kiedy małe dzieci powinny już spać.

Petra i Berntine bawiły się dalej po cichutku w kącie przy piecu. Hugo 

był przewinięty i nakarmiony. Leżał sobie w kołysce, gaworząc wesoło i 
obserwując uważnie smugę światła wpadającą przez drzwi wejściowe.

Elise przyniosła notes z szuflady komody i przeczytała to, co napisała 

wcześniej w czasie dnia. Ogarnęło ją zdumienie, bo opowiadanie wydało 
jej   się   naprawdę   dobre.   Do   tego   stopnia,   że   nie   miała   ochoty   niczego 
poprawiać.   Udało   jej   się   wyrazić   dokładnie   to,   co   czuła,   kiedy   stała 
przerażona na moście i próbowała przekonać Mathilde, by nie rzuciła się 
do rzeki.

Napisała o czymś, co sama przeżyła, dlatego ta historia jest taka dobra. 

Może ci wielcy panowie w gazetach będą kręcić nosem, nie mając ochoty 
czytać o tragedii Mathilde? A może ogarną ich wyrzuty sumienia i poczują 
się nieswojo po takiej lekturze?

Nieważne, postanowiła. Tak czy inaczej przepiszę to na czysto i wyślę 

do redakcji. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

Berntine zaczęła ziewać i przecierać oczki. Na dworze zapadł zmierzch. 

Za chwilę będzie już za późno, by znaleźć dla nich miejsce na noc.

Nie   wiedziała,   ile   czasu   upłynęło   od   wyjścia   Emanuela,   gdy   nagle 

usłyszała kroki i jakieś głosy na zewnątrz. Do środka wszedł Emanuel, a 
za nim Torkild.

- Torkild słyszał o jakiejś kobiecie na Maridalsveien. Mieszkało u niej 

background image

dwoje dzieci, które przed miesiącem wróciły do rodziców.

Elise popatrzyła na niego zdumiona.
- Myślisz, że zechce znów wziąć do siebie dwoje dzieci? Pokiwał głową, 

unikając jej wzroku.

-   Prowadzi   sklep   z   kapeluszami   i   interes   chyba   dobrze   jej   idzie,   bo 

inaczej, starałaby się o zasiłek z gminy.

-   Nie   sądzę,   by   to   uczyniła   -   zaprotestował   Torkild.   -   Mało   kto 

dobrowolnie naraża się na taki wstyd i upokorzenie. Najpierw trzeba ze 
szczegółami opowiedzieć wszystko urzędnikowi, a przesłuchanie to jest 
bardzo   nieprzyjemne.   I   jeśli   w   rodzinie   są   problemy   alkoholowe,   na 
przykład   ojciec   przepija   wypłatę,   to   rodzina   nigdy   więcej   nie   dostanie 
zasiłku.

- Dziwne, a Hermansen dostawał - wtrąciła Elise.
-   Tak,   on   zgarniał   pieniądze   bez   żenady,   pewnie   kłamał   na   tych 

przesłuchaniach jak najęty.

- Zabierzecie dziewczynki od razu dzisiaj?
- A mamy jakieś wyjście? - Emanuel popatrzył na nią dziwnie.
- Berntine, ta młodsza, jest bardzo śpiąca.
- Do Syverine nie jest daleko - Torkild uśmiechnął się uspokajająco do 

Elise, najwyraźniej rozumiejąc ją lepiej niż Emanuel, i dodał przyjaźnie: - 
Nie   martw   się.   Syverine   to   bardzo   serdeczna   kobieta   i   kocha   dzieci. 
Dziewczynki nie mogłyby trafić lepiej. Powiedziała nam, że spadliśmy jej 
z nieba, bo bardzo tęskni za dziećmi, które od niej wyjechały.

Elise odetchnęła z ulgą, a potem odwróciła się do Petry ze słowami:
-   Słyszałaś,   Petro?   Zamieszkacie   u   bardzo   miłej   pani.   Ucieszyła   się, 

kiedy się dowiedziała, że do niej przyjdziecie.

Petra popatrzyła na nią tym swoim pustym spojrzeniem, które wyrażało 

tak wiele.

- A dlaczego nie możemy zostać tutaj?
- Ponieważ ja mam już czworo dzieci i nie mam pracy.
- Tak jak moja mama?
- Tak, to znaczy... - Elise zerknęła bezradnie na Torkilda, a potem znów 

spojrzała na Petrę. - Mój mąż zarabia pieniądze, ale to nie wystarczy, żeby 
utrzymać   tyle  dzieci.  Teraz   musicie   się   pośpieszyć.   Jest  już   późno  Już 
dawno powinnyście być w łóżkach. Jutro postaram się was tam odwiedzić.

Torkild wziął Berntine na rękę, a drugą podał Petrze. A kiedy już zbierał 

się do wyjścia, nagle coś mu się przypomniało.

- Emanuel mówił, że potrafisz dobrze pisać, Elise. Znam redaktora z 

gazety „Verdens Gang", nazywa się Ola Thommessen. Jeśli chcesz, mogę 

background image

mu pokazać to, co napisałaś. O ile coś już napisałaś. Łatwiej zamieścić 
jakieś teksty, gdy ma się znajomości. Domyślam się, że napisałaś coś, co 
dotyczy stosunków społecznych tu, nad Aker, tak?

Elise oblała się gorącem i z tłukącym się sercem wyjaśniła:
- Mój teść zachęcił mnie, bym spróbowała coś napisać. Naprawdę znasz 

redaktora z „Verdens Gang"?

-   Tak,   on   pochodzi   z   Borre,   tak   samo   jak   ja.   Byliśmy   sąsiadami. 

Podobno   to   dzięki   niemu   ta   gazeta   stała   się   najpopularniejszym 
dziennikiem   politycznym.   Słyszałem,   że   współpracują   z   nią   najlepsi 
publicyści podejmujący tematy polityczne, literackie i naukowe. Gazeta 
jest bardzo wpływowa i prezentuje liberalne poglądy. Jeśli jest coś, co cię 
zajmuje, i chcesz zwrócić na to uwagę innych ludzi, to „Verdens Gang" 
jest właściwą dla ciebie gazetą.

- Torkild, musimy już iść! - Emanuel tracił cierpliwość.
Na pewno obawia się, żebyśmy nie musieli zatrzymać dziewczynek do 

jutra, pomyślała Elise.

Gdy tylko wyszli z domu, Elise pośpieszyła do sypialni, wyjęła notes i 

jeszcze raz przeczytała swoje opowiadanie.

- Tak, chcę! - powiedziała do siebie stanowczo. Ale na samą myśl, że 

przeczyta to ktoś obcy, pociła się z nerwów. Mimo to wiedziała, że nie ma 
odwrotu. Przecież doradzili jej to zarówno pan Ringstad, jak i Johan.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Była   tak   podekscytowana,   że   w   nocy   nie   mogła   zasnąć.   Następnego 

ranka postanowiła pójść do sklepu Magdy i kupić papier, żeby przepisać 
na czysto całe opowiadanie. A jeśli Torkild wstąpi, żeby opowiedzieć, co z 
dziewczynkami, da mu dyskretnie kopertę, tak aby Emanuel nie zauważył.

Właściwie   nie   rozumiała,   dlaczego   nie   chce   w   to   wtajemniczać 

Emanuela.   Zapewne   lękała   się,   że   go   rozczaruje,   jeśli   opowiadanie 
zostanie   odesłane.   Nie   do   końca   też   była   przekonana,   czy   jemu   spo-
dobałoby się to, co napisała.

Zdecydowała   ostatecznie,   że   zaciśnie   zęby   i   pójdzie   do   Karolinę   po 

materiał na bluzkę. Gdyby zaczęła wydawać pieniądze, które przysłał jej 
pan   Ringstad,   Emanuel   nabrałby   podejrzeń.   Przecież   pięć   koron   od 
Karolinę   nie   starczy   na   długo.   Może   następnym  razem   zapłaci   więcej, 
skoro już się przekonała, że Elise nie da sobą pomiatać.

Pod pretekstem konieczności sprawdzenia, jak się czują dzieci Mathilde, 

poprosiła Emanuela, by przyszedł do domu w przerwie obiadowej.

Po   drodze   do   niewielkiego   domku   Syverine   na   Maridalsveien   wciąż 

wracała   myślami   do   spisanej   przez   siebie   historii   i   dała   się   ponieść 
marzeniom. Gdyby tak jej opowiadanie zostało przyjęte do druku!

Zaraz jednak sprowadziła siebie samą na ziemię. Przecież to nie takie 

proste!   Pamiętała,   jak   w   szkole   nauczycielka   opowiadała   o   pisarzach, 
którym po wielekroć odsyłano rękopisy, nim w końcu ktoś zgodził się 
wydrukować   ich   dzieło.   Tak   już   jest,   dlatego   wszyscy   muszą   wciąż 
ćwiczyć i się doskonalić. To samo zresztą Elise powiedziała Pederowi. 
Jeśli chce się nauczyć czytać, musi ćwiczyć więcej, najlepiej kilka razy 
dziennie, zaraz po powrocie ze szkoły, potem po powrocie z pracy, zanim 
położy   się   spać,   i   kiedy   wstanie   rano.   Ona   też   musi   pisać   więcej,   by 
sprostać oczekiwaniom redaktorów gazet. Jedno opowiadanie to za mało.

Pomalowany   na   czerwono   dom   Syverine,   zadbany   i   schludny,   przy-

pominał nieco dom majstra, tyle że był jeszcze mniejszy. Obok wejścia 
rósł   krzak   bzu.   Gdy   nadejdzie   pora,   obsypie   się   na   pewno   bujnym 
kwieciem i roztoczy cudną woń. Wzdłuż rabatki, na której teraz jeszcze 
nic nie rosło, leżały równiutko obok siebie kamienie. Zapewne niebawem 
wraz z wiosną wzejdą tu tulipany, prymulki i fiołki, pomyślała Elise i ta 

background image

myśl bardzo podniosła ją na duchu. W oknie ze szprosami wisiały białe, 
wykrochmalone firanki wykończone zrobioną na szydełku koronką, a na 
parapecie stała doniczka z kwitnącym obficie na różowo kaktusem. Nie 
miała   najmniejszej   wątpliwości,   że   w   tym   domu   mieszka   bardzo 
skrupulatna i pedantyczna osoba.

Zapukała   i   po   chwili   usłyszała   odgłos   kroków.   Drzwi   otwarły   się 

szeroko i gościnnie, a w nich ukazała się dobroduszna właścicielka. Elise 
ukłoniła się i przedstawiła:

- Nazywam się Elise Ringstad.
-   O,   żona   tego   ładnego   pana?   Proszę   bardzo,   zapraszam   do   środka! 

Dzieci   właśnie   jedzą,   ale   zaraz   wyjdziemy   na   słoneczko   i   będziemy 
zbierać na ulicy koński nawóz. Kiedy jestem zajęta, w sklepie pomaga mi 
młoda dziewczyna. Wiosna niebawem zawita tu do nas i musimy zadbać, 
by   kwiaty   i   rośliny   miały   odpowiednie   pożywienie.   Mieszam   koński 
nawóz z ziemią i dodaję też do doniczek. Proszę spojrzeć, jak ładnie rosną 
te na parapecie.

- Od razu na nie zwróciłam uwagę. Musi pani mieć rękę do kwiatów.
Kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- A skąd ty kochanieńka pochodzisz? Z zachodniej części miasta?
Elise uśmiechnęła się. Kobieta sama mieszkała po zachodniej stronie 

rzeki, ale widocznie nie zaliczała siebie do kogoś z tej okolicy. Pochodzić 
z   zachodniej   strony   oznaczało   być   dobrze   sytuowanym   i   należeć   do 
uprzywilejowanej warstwy.

-   Nie,   dorastałam   w  Andersengarden   przy   Sandakerveien,   niedaleko 

mostu   Beierbrua,   ale   mama   pilnowała,   żebyśmy   z   siostrą   wyrażały   się 
starannie, sądząc, że w ten sposób łatwiej znajdziemy w przyszłości pracę.

- A co to za wymysły? Przecież możesz pracować w fabryce tak jak 

wszyscy.

Elise skinęła głową.
- Tak, przez wiele lat pracowałam w fabryce Graaha.
- Skończ więc te fanaberie i mów zwyczajnie, bo jeszcze ktoś pomyśli, 

że jesteś jedną z tych - kiwnęła głową w kierunku zachodnim. - Nie wiesz, 
jak my tu ich nazywamy? Trzygłowi - zaśmiała się, odsłaniając bezzębne 
dziąsła. A potem dała Elise znak dłonią, by poszła za nią, i poczłapała w 
stronę kuchennych drzwi.

Elise jeszcze nie widziała tak przytulnej kuchni. Nad piecem wisiały 

rzędem   wypolerowane   rondle   z   miedzi.   Ściany   były   pomalowane   na 
niebiesko,   a   w   obu   oknach   wisiały   identyczne   bielusieńkie   firanki   z 
koronką. Jedną ze ścian zdobił portret króla Oskara, a drugą równie duży 

background image

obraz Chrystusa w koronie cierniowej. Na podłodze leżał czysty kolorowy 
dywanik utkany ze szmatek. A nad kuchenną ławą znajdowała się półka, 
na   której   stały   pionowo   biało-niebieskie   porcelanowe   talerze. 
Pomieszczenie   lśniło   czystością,   a   w   nozdrza   wdzierała   się   smakowita 
woń smażonego mięsa.

Przy stole siedziały Petra i Berntine. Elise ledwie je poznała. Ubrane w 

bielutkie   fartuszki,   były   wykąpane,   a   świeżo   umyte   włosy   miały 
zaplecione w warkoczyki i związane czerwonymi wstążkami.

Elise aż ścisnęło w gardle ze wzruszenia. Takie miała wyrzuty sumienia, 

że odesłała dziewczynki, a tymczasem trafiły lepiej, niż się spodziewała.

- Witaj, Petro, witaj, Berntine, jak pięknie dziś wyglądacie! Popatrzyły 

na nią wrogo i żadna z nich się nie odezwała.

- Nie ma co się tym przejmować - skwitowała rezolutnie Syverine. - Nie 

należy się spodziewać, że dzieci, które urodziły się w cienistej dolinie, 
zaczną się śmiać, gdy tylko ujrzą słońce. One nawet nie wiedzą, co to 
słońce, przecież go nigdy nie widziały! Elise w myśli przyznała Syverine 
rację.

-   I   na   dodatek   dostałyście   na   obiad   smażone   mięsko.   Jak   pięknie 

pachnie!

-  Chcesz   też  kawałek?   -  ożywiła   się   Syverine   i  popatrzyła  na   nią.   - 

Dzieci więcej już nie  zjedzą,  a ja jestem za  gruba.  - Roześmiała  się  i 
poklepała się po brzuchu.

Nie miała racji. Wcale nie była gruba, tylko nieco bardziej zaokrąglona 

niż większość okolicznych mieszkańców.

Elise   nie   mogła   się   oprzeć   pokusie.   Starała   się   opanować   i  jadła   po 

kawałeczku,   była   jednak   taka   głodna,   że   najchętniej   pochłonęłaby 
wszystko od razu.

- Tak bardzo się cieszę, że Torkild Abrahamsen dowiedział się o pani - 

zagadnęła Elise, skończywszy jeść. - Muszę przyznać, że nie wiedziałam, 
co mam robić. Chętnie sama bym się zajęła Petrą i Berntine, ale mój mąż... 
- zamilkła i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Który to, ten ładny czy ten miły?
Co za dziwne pytanie, pomyślała Elise zdumiona.
- Chyba ten ładny - odpowiedziała sobie sama Syverine. Kiedy Elise 

podziękowała   i   pożegnawszy   się,   ruszyła   w   drogę   powrotną   do   domu, 
zastanowiła   się   nad   pytaniem   Syverine.   Sama   zawsze   uważała,   że 
Emanuel jest miły. Dlaczego Syverine odniosła inne wrażenie?

Cieszyła się, że będzie mogła opowiedzieć mężowi, jak dobrze trafiły 

dziewczynki, najpierw jednak zamierzała wstąpić do sklepu kolonialnego i 

background image

kupić papier listowy.

Pośpiesznie skręciła za róg i w chwili gdy już miała nacisnąć na klamkę, 

drzwi   się   otworzyły,   a   ze   sklepu   wyszedł   mężczyzna.   Był   to  Ansgar 
Mathiesen.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise chciała go wyminąć i jak najszybciej wejść do sklepu. Była pewna, 

że   dla   niego   ta   sytuacja   jest   równie   kłopotliwa,   i   spodziewała   się,   że 

background image

odwróci głowę i zbiegnie po schodkach. Ku jej przerażeniu jednak Ansgar 
zatrzymał się i wyraźnie speszony wyjąkał:

- I... jak poszło? Wtedy... w mieście - dodał pośpiesznie. Popatrzyła na 

niego,   nic   nie   rozumiejąc,   a   on   zaczerwienił   się   po   cebulki   włosów   i 
nerwowo uciekł spojrzeniem. Najchętniej zignorowałaby go, ale widząc 
jego bezradną minę, nie potrafiła odwrócić się do niego plecami.

- Ale o co ci chodzi? - zapytała.
- O bandę, tych, co cię dręczyli.
Powinna odburknąć mu pogardliwie, bo to z jego strony doświadczyła 

największej krzywdy, znów ją coś jednak powstrzymało.

- Chyba oberwałeś od nich gorzej - rzekła.
- Zasłużyłem na to. - Wykrzywił twarz w lekkim uśmiechu i spojrzał w 

bok.

Nie   mogła   wyjść   ze   zdumienia.   Trudno   było   pojąć,   że   to   ten   sam 

człowiek,   który   dopuścił   się   na   niej   gwałtu   i   upokorzył   w   najgorszy 
sposób. Zrobił to wprawdzie podjudzony przez bandę, by nie stracić w 
oczach   kompanów,   ale   i   tak   wydawało   jej   się   to   niezrozumiałe.   Nagle 
straciła pewność siebie. Czyżby się pomyliła? Może przyznał się do winy 
tylko   dlatego,   że   przeraził   się   gróźb   Johana?   Kierując   się   impulsem, 
zapytała:

- Dlaczego przynosiłeś mi ubranka dla dziecka? Spurpurowiał, spuścił 

głowę i zakłopotany wiercił czubkiem buta w dziurze na schodach.

W tej samej chwili Elise usłyszała damski głos wołający go po imieniu. 

A gdy oboje się odwrócili, ujrzała kobietę w średnim wieku zbliżającą się 
w ich kierunku. Elise od razu poznała, że to jego matka. Kobieta posłała 
Elise zdumione spojrzenie, ale zaraz się uśmiechnęła, rozpoznawszy ją.

- Czy to nie pani pomogła wtedy uratować Ansgara? - zapytała, a w jej 

głosie pobrzmiewała radość i zdumienie.

-   O,   ja   niewiele   zrobiłam   -   wymamrotała   Elise   pod   nosem, 

zapragnąwszy nagle znaleźć się jak najdalej stąd.

- Ansgar był tak oszołomiony po tym nieprzyjemnym wypadku, że nie 

był   w   stanie   w   ogóle   nic   opowiedzieć.   Nie   mieliśmy   pojęcia,   kto   mu 
pomógł i do jakiego domu trafił, zrozumieliśmy tylko tyle, że zajęli się 
nim mili ludzie. A kiedy pani przyniosła jego ubrania, jechałam akurat na 
przyjęcie i dopiero później domyśliłam się, kim pani jest. Tak mi było 
wówczas przykro, że nie podziękowałam pani tak, jak zamierzałam.

- Nic nie szkodzi - wymamrotała Elise, unikając jej spojrzenia.
- Ależ tak. Państwo uratowali życie mojemu synowi. Mój mąż także 

pragnął   złożyć   podziękowanie.   Teraz   jednak,   gdy   już   w   końcu   panią 

background image

znalazłam, nie puszczę pani, póki się nie dowiem, jak się pani nazywa i 
gdzie mieszka, tak bym mogła panią nagrodzić.

Elise zastanawiała się, jak się z tego wykręcić. Nawet przez moment 

rozważała,   czy   nie   rzucić   się   do   ucieczki   w   dół   ulicy,   ale   uznała,   że 
wyglądałoby to bardzo dziwnie, i nie zdobyła się na to.

-   Dziękuję   bardzo,   ale   nie   przyjmę   żadnej   nagrody.   To   nie   ja 

wyciągnęłam pani syna z wody, tylko moja mama i jej mąż.

Matka Ansgara roześmiała się.
- Cóż za skromność. Gdzie mieszkasz, panienko...
- Jestem mężatką - sprostowała Elise. - Naprawdę nic nie chcę, pani 

Mathiesen.   Należy   pomóc   człowiekowi   w   niebezpieczeństwie.  To   nasz 
chrześcijański obowiązek. A skoro mieszkamy tak blisko rzeki, zdarza się 
nam widzieć to i owo.

Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale stanowczo i ukłoniwszy się, weszła do 

sklepu.

Przez chwilę obawiała się, że matka Ansgara wejdzie za nią, ale z ulgą 

zobaczyła przez okno, że odeszła razem z synem.

Zastanawiała się, co też Ansgar opowiedział rodzicom. Z pewnością nie 

mieli pojęcia, jakiego podłego występku się dopuścił, napadając na nią, nie 
wiedzieli także, że próbował odebrać sobie życie. Jego matka dziwiła się, 
że Elise nie chce przyjąć zapłaty w podzięce za pomoc. Sądziła pewnie, że 
Ansgar wpadł do rzeki przez przypadek, a uderzywszy się, stracił pamięć. 
Gdyby usłyszała prawdę, przeżyłaby szok. Była wykształcona i kulturalna, 
takie przynajmniej sprawiała wrażenie. Wyrażała się z ogładą, miała na 
sobie   kosztowny   strój,   a   w   jakim   mieszkali   domu,   Elise   widziała   na 
własne oczy.

Czekając w kolejce, nie przestawała o tym myśleć. Nawet gdy już kupiła 

papier listowy i skierowała się w stronę domu, wciąż się zastanawiała nad 
tą   sprawą.   Rodzinę   Mathiesenów   dotknął   podobny   problem  co   rodzinę 
Ringstadów. Ich synowie, jedynacy, namieszali w swoim życiu i gdyby to 
wyszło na jaw, okryliby hańbą swoją rodzinę. Zapewne pani Mathiesen 
byłaby   równie   wstrząśnięta   jak   pani   Ringstad   i   także   obawiałaby   się 
plotek. Może nawet obarczyłaby winą Elise.

Czemu nie przyjęłaś zapłaty? - słyszała zdradzieckie podszeptywanie do 

ucha. Może dostałabyś tyle, że nie musiałabyś szyć przez pół roku i ten 
czas poświęciłabyś raczej Hugo i chłopcom? Przypilnowałabyś Pedera z 
czytaniem,   pocerowała   skarpety   Evertowi   i   połatała   kurtkę   Kristiana. 
Zrobiłabyś wreszcie to wszystko, co zawsze odkładasz na później z braku 
czasu i przez co wciąż masz wyrzuty sumienia.

background image

Mogłabym pożyczyć stary wózek i jeździć z Hugo na spacery, kiedy 

przyjdzie   wiosna,   zamiast   siedzieć   w   czterech   ścianach   i   szyć   dla   tej 
rozkapryszonej i złośliwej Karolinę.

Znała   jednak   powód   swej   odmowy.   Może   inni   nie   zrozumieliby, 

dlaczego biedna robotnica odmawia przyjęcia paru koron, ona jednak nie 
mogła nawet znieść myśli, że zawdzięczałaby cokolwiek Ansgarowi i jego 
rodzinie. Przyjmując pieniądze, przyznałaby niejako, że przyczyniła się do 
jego uratowania, a przecież tak nie było. Nie! Nie zamierza mieć z nim nic 
wspólnego, koniec i kropka. Poza tym Emanuel też ma swój honor, a on w 
każdym   razie   nigdy   by   nie   przyjął   pieniędzy   od   mężczyzny,   który   ją 
zhańbił.

Mogłabyś przekazać pieniądze mamie i Hvalstadowi. Przecież to oni 

zauważyli Ansgara w rzece i przybiegli do domu po pomoc - protestował 
jej wewnętrzny głos. Oni nie wiedzą, kim jest Ansgar, i miejmy nadzieję, 
że nigdy się nie dowiedzą.

Rzeczywiście tak powinna była postąpić, nie zniosłaby jednak dłuższej 

rozmowy   z  Ansgarem   i   z   jego   matką.   Nie   miała   też   ochoty   podawać 
swojego nazwiska i adresu. Najlepiej, jeśli pani Mathiesen zapomni, że ją 
w ogóle spotkała, i przestanie myśleć o tym, co wydarzyło się w ubiegłym 
roku.

Zeszła   całkiem   w   dół   ulicy   i   już   miała   przejść   na   ukos   pomiędzy 

fabrykami, gdy nagle usłyszała za plecami szybkie kroki. Odwróciła się i 
ku swemu przerażeniu ujrzała nadbiegającego Ansgara. Nim zdążyła się 
zdziwić, on zrównał się z nią, wetknął jej do ręki niewielką paczuszkę i 
odwróciwszy   się   pośpiesznie,   odbiegł   parę   kroków,   jakby   chciał   jak 
najszybciej uciec.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale on zatrzymał się i rzucił zdyszany, 

z trudem wydobywając z siebie słowa:

- Proszę, weź! Jeśli nie przyjmiesz, mama zacznie coś podejrzewać. Od 

dawna miała to dla ciebie przygotowane i uciekł.

Elise wsunęła paczuszkę pod ubranie i pośpiesznie skierowała się na 

most.

Gdy tylko otworzyła drzwi, Emanuel zderzył się z nią ubrany w płaszcz 

i kapelusz.

-  Ale   cię   długo   nie   było   -   odezwał   się,   posyłając   jej   pełne   wyrzutu 

spojrzenie.

Całkiem zapomniała, że Emanuel musi wracać do fabryki, nim skończy 

się przerwa obiadowa.

-   Przepraszam   -   powiedziała,   usiłując   ukryć   papier   listowy   -   ale 

background image

Syverine poczęstowała mnie obiadem i dałam się skusić.

Uśmiechnął się i pogłaskał ją pośpiesznie po policzku.
-  To   dobrze,   że   zjadłaś   coś   pożywnego.   Muszę   już   biec   -   rzucił   na 

odchodnym.

Pełna sprzecznych uczuć wyjęła zza pazuchy niewielką paczuszkę. Z 

tego,   co   powiedział   Ansgar,   domyśliła   się,   że   są   w   niej   pieniądze. 
Mimowolnie obudziło to jej ciekawość, mimo że cała sytuacja wydawała 
jej   się   bardzo   niezręczna.   To   nie   są   moje   pieniądze,   powtarzała   sobie 
stanowczo. Należą się one mamie i Hvalstadowi.

Gdy jednak otworzyła zawiniątko, oniemiała. W środku leżało pięćset 

koron! Więcej, niż  była w stanie  zarobić przez  dwa lata w przędzalni. 
Razem   z   pieniędzmi   otrzymanymi   od   teścia   miała   osiemset   koron! 
Posiadając taką sumę, nie musiałaby podejmować pracy przez wiele lat. 
Mogłaby zajmować się domem i dziećmi, gotować smaczne i pożywne 
posiłki   dla   wszystkich   i   kupić   porządne   ubranie   dla   chłopców.   Co   za 
szczęście!

Zaraz jednak pokręciła gwałtownie głową. To nie jej pieniądze! Nawet 

jeśli mama zgodziłaby się z nią podzielić tą sumą, jak na to zareagowałby 
Emanuel? Wystarczająco trudno będzie ukryć przed nim te trzysta koron 
otrzymane od jego ojca. Emanuel miał przecież świadomość, że tamtego 
pamiętnego   dnia   uratowali   od   utonięcia   mężczyznę,   który   ją   zgwałcił. 
Wścieknie   się,   gdy   usłyszy,   że   w   domu   są   przechowywane   „zbrukane 
pieniądze".

Pośpiesznie   weszła   do   sypialni   i   ukryła   je   wraz   z   pozostałymi   w 

najwyższej szufladzie komody. Miała wrażenie, że ją parzą, z ulgą więc 
zamknęła szufladę.

Hugo popłakiwał, nadeszła pora przewijania i karmienia. Położyła synka 

na stole w kuchni i zdjęła z niego przemoczone pieluszki, a on zaczął 
machać rączkami i fikać nóżkami, uśmiechając się i gaworząc przy tym 
wesoło.   Zapewne   od   razu   zrobiło   mu   się   przyjemniej.   A   gdy   już 
przewiniętego przyłożyła do piersi i usiadła na stołku w kuchni, malec ssał 
i cmokał zadowolony. Uwielbiała słuchać tych jego odgłosów. Traktowała 
je jako dowód tego, że jest mu dobrze, w każdym razie póki co. Co mu 
życie przyniesie później, nie miała nawet odwagi myśleć. Zwłaszcza jeśli 
jego włosy nabiorą przyciągającej uwagę rudej barwy, kręcąc się w loki 
tak jak Ansgarowi...

Znów   stanął   jej   przed   oczami  Ansgar,   gdy   jąkał   się   purpurowy   na 

twarzy.  Współczuła   mu,   nie   umiała   w   sobie   wzbudzić   innego   uczucia. 
Czasem zastanawiała się, że chyba z nią jest coś nie tak, skoro myśli w 

background image

taki sposób. Inne dziewczęta na pewno byłyby wściekłe, pełne nienawiści i 
chęci   odwetu.   No   cóż,   ona   odczuwała   podobnie   przez   wiele   miesięcy. 
Teraz jednak od tamtego okropnego zdarzenia minęło już sporo czasu, a 
poza   tym   nie   pojmowała,   że   jego   sprawcą   był   ktoś   taki   jak  Ansgar. 
Wydawał się miły.

W każdym razie widać było, że bardzo żałuje swego czynu. Czytała to z 

jego   twarzy,   świadczyły   też   o   tym   prezenty,   jakie   zostawiał.   Torkild 
powiedział, że to samotny i nieszczęśliwy chłopak, zresztą widać to było 
gołym okiem.

Nie potrafi żywić do niego nienawiści przez resztę życia za to, że ją 

skrzywdził. Tym bardziej, że uczynił to pod presją kompanów, a potem 
okazał   skruchę.   Nie   wolno   jej   też   zapomnieć,   że   ją   uratował,   gdy 
ponownie znalazła się  w tarapatach, wracając z miasta. Gdyby  go tam 
wtedy   nie   było   i   gdyby   nie   jego   ingerencja,   zostałaby   ponownie 
zgwałcona. Narażał dla niej wówczas własne życie.

Westchnęła   głęboko   i   pomyślała:   Może   jednak   zatrzymam   część 

pieniędzy? Jeśli mama mi to zaproponuje...

Ku   jej   zdumieniu   Kristian   wrócił   ze   szkoły   wcześniej   niż   zwykle. 

Oznajmił, że nauczyciel zachorował i zostali zwolnieni.

-   Jak   dobrze   -   wyrwało   się   Elise.   -   Potrzebuję   kogoś,   kto   by 

przypilnował Hugo,  bo  muszę   pilnie   pójść   do  mamy  i  załatwić   pewną 
sprawę.

-   To   może   ja   pobiegnę?   -   rzekł   Kristian,   posyłając   jej   błagalne 

spojrzenie. Elise wiedziała, że brat nie lubi zostawać sam z Hugo, bo czuje 
się bezsilny i nie wie, co robić, gdy ten płacze.

- Nie tym razem, Kristian. Muszę sama porozmawiać z mamą. Hugo śpi 

i na pewno będzie spokojny, póki nie wrócę. Usmażyłam wam racuchy - 
dorzuciła wesoło, chcąc mu dodać otuchy. - Możesz zjeść trzy.

Jego twarz rozpromieniła się, ale zapytał:
- Stać cię na to, Elise?
- Tak - pokiwała głową. - Dostałam zapłatę za suknię, którą uszyłam.
Uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniła radość.
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie.
Elise roześmiała się, serce napełniło jej się radością i poczuła się lekka 

jak piórko.

- A ty jesteś najlepszym bratem - dodała pośpiesznie.
- Zaraz po Pederze - oznajmił, ale w jego głosie nie wyczuła zazdrości. 

Po prostu stwierdził fakt.

Elise   natychmiast   spoważniała.   Pogłaskała   go   po   ciemnej   grzywce   i 

background image

wyjaśniła:

-   Kocham   was   obu   tak   samo,   Kristian.  Ale   Peder   potrzebuje   więcej 

pomocy niż ty, dlatego może ci się czasem zdawać, że poświęcam mu 
więcej uwagi.

-   Mnie   to   nie   przeszkadza,   Elise.   Pederowi   nie   jest   lekko.   Elise 

zmarszczyła czoło zmartwiona.

- Słyszałeś coś może? Coś się stało?
- Pingelen strasznie  mu  dokucza. Strzela do niego  z procy  prosto w 

głowę, zabiera mu czapkę i wyzywa od Cyganów, chociaż Peder nie jest 
żadnym Cyganem.

Elise poczuła ukłucie w sercu.
- Dlaczego wyzywa go od Cyganów?
-   Nie   wiem.   Pewnie   tylko   po   to,   by   go   zdenerwować.   Bo   nie   ma 

gorszego przezwiska. Nie wiedziałaś?

Elise pokiwała głową i poczuła ciarki na plecach. Kristian najwyraźniej 

nie pamiętał, że ich ojciec pochodził z cygańskiej rodziny.

Wprawdzie nigdy nie wędrował z taborem, przeciwnie, był marynarzem 

i robotnikiem w fabryce, ale w jego żyłach płynęła cygańska krew. A to 
oznacza, że oni, wszystkie jego dzieci, też są po trosze Cyganami. Nigdy o 
tym nie rozmawiali i mało kto w ogóle o tym wiedział. Mama jednak 
bardzo   się   bała,   że   prawda   wyjdzie   na   jaw.   Elise   czytała   w   gazetach 
wszystko,   co   zamieszczano   na   temat   Cyganów.   Wiedziała   więc,   że 
Christian   Michelsen   wspierał   pokaźnymi   datkami   stowarzyszenie   do 
spraw przeciwdziałania włóczęgostwu. Organizacja ta w ostatnich latach 
zbudowała   wiele   sierocińców.   Cyganom,   którzy   nie   chcieli   się 
podporządkować   nowym   zarządzeniom,   siłą   odbierano   dzieci   i 
umieszczano je w takich sierocińcach. Przeszły ją dreszcze, gdy o tym 
myślała.

Przypomniało jej się, że przed kilkoma laty czytała w gazecie o dwojgu 

dzieci   w   wieku   dwóch   i   czterech   lat,   które   odebrano   rodzicom   i 
umieszczono w sierocińcu. Rodzice zdołali wykraść dzieci i zabrać je ze 
sobą, potem jednak dzieci zwabiono z powrotem do sierocińca słodyczami 
i   różnymi   obiecankami,   a   rodziców   aresztowano.   Na   nic   się   zdały 
późniejsze próby odzyskania dzieci. Nie pomógł ani płacz, ani błaganie. 
Sierociniec zaś ogrodzono wysokim płotem, by rodzice nie mogli dostać 
się do środka.

Historia ta zrobiła na niej ogromne wrażenie. Wyobrażała sobie te dwa 

maluchy siłą odrywane od mamy i taty i rozszlochane zamykane pośród 
obcych. Pomyśleć tylko, że mógłby to być Peder. On by się tam całkiem 

background image

zmarnował.

- Co ci jest? - Kristian popatrzył na nią pytająco. - Dlaczego masz taką 

dziwną minę?

- Coś mi się przypomniało. Zastanawiam się też, co można zrobić, żeby 

nakłonić Pingelena, aby zostawił Pedera w spokoju.

- Mogę go stłuc, jeśli chcesz.
- To nic nie pomoże, Kristian. Przeciwnie, będzie jeszcze gorzej. Ale 

teraz muszę już lecieć. Jeśli Hugo się obudzi, możesz go trochę pokołysać, 
wtedy się na pewno uspokoi.

Idąc pod górę na Wzgórze Świętego Jana, wciąż zastanawiała się nad 

sprawą Cyganów.

Przypomniała sobie, jak raz zapytała tatę, kiedy jeszcze nie pił, dlaczego 

Cyganie cieszą się taką złą sławą. Wyjaśnił jej wówczas, że zawsze tak 
było, choć w ostatnich latach ich sytuacja znacznie się pogorszyła. Ludzie 
nie   potrzebowali   już   korzystać   z   usług,   jakie   wykonywali   dla   nich 
Cyganie,   na   przykład   kupować   wyrobów   z   metalu   i   blachy.   Nie 
potrzebowali mioteł, guzików, ram do tkania i ozdób. Wszystko to mogli 
kupić   teraz   w   sklepach.   Dlatego   częściej   niż   kiedyś   odprawiano   ich   z 
kwitkiem,   kiedy   zajeżdżali   do   dworu,   by   coś   sprzedać,   zabić   konia, 
przepchać   komin,   naprawić   miedziane   garnki   i   rynny.   Poza   tym 
społeczeństwo   nie   życzyło   sobie   włóczących   się   po   drogach   ludzi, 
niemających stałego miejsca zamieszkania.

- To dlaczego inni Cyganie nie zrobią tak jak ty? - zapytała. - Nie znajdą 

sobie domu i pracy?

Wtedy popatrzył na nią przeciągle i odparł:
- Jesteś pewna, Elise, że wszystkich ludzi można zmienić?
- Tobie się udało - upierała się.
- Tak sądzisz? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiedy z rzeki 

wyłowiono zwłoki ojca, przypomniała sobie tę rozmowę.

Odsunęła   pośpiesznie   to   wspomnienie,   bo   wciąż   było   dla   niej   zbyt 

bolesne. Denerwowała się tym, co powiedział jej Kristian. W szkole nikt 
nie wiedział, że ich ojciec był Cyganem. Peder nawet nie był do niego 
podobny. To   Kristian   odziedziczył  urodę   po  ojcu,  jego  jednak  nikt  nie 
przezywał.

Tego roku wiosna nadeszła szybciej niż zazwyczaj. Śpiewały ptaki, a w 

zaciszu przy ścianach domów powschodziły krokusy, tworząc wśród mchu 
i ziemi żółte i fioletowe plamki. Elise zatrzymała się i rozejrzała dokoła. 
Gdzieś   w   pobliżu   pogwizdywał   kos.   Zasłuchała   się   przez   chwilę   w   te 
cudowne trele, nim ruszyła dalej. Jej serce napełniło się radością. Wnet 

background image

nadejdzie lato i niczym ocean zaleje ich słońcem i ciepłem. W domu w 
szufladzie ma dość pieniędzy, by nie musieli cierpieć biedy przez długi 
czas. Jutro przepisze na czysto opowiadanie i poprosi Torkilda, by zaniósł 
je redaktorowi z „Verdens Gang". Podniosła wysoko głowę, popatrzyła w 
niebo i odetchnęła świeżym, łagodnym wiosennym powietrzem.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tymczasem Ansgar wrócił do domu. Po cichu wszedł do holu w nadziei, 

że matka go nie usłyszy. Odwiesiwszy na wieszaku płaszcz i czapkę z 
daszkiem,   ruszył   ukradkiem   przez   korytarz,   by   wejść   po   schodach   na 
piętro. Nie miał siły rozmawiać teraz z mamą. Nie zniesie więcej tych 
wszystkich jej pytań.

Zdążył wejść na trzeci stopień, gdy w salonie rozległo się wołanie:
- Ansgar? To ty?
Nie było wyjścia, jeśli z nią nie porozmawia, nie da mu spokoju.
- Tak - odpowiedział. - Idę do mojego pokoju.
- Chodź tu na chwilę, proszę. Odwrócił się niechętnie, ale posłuchał.
- O co chodzi? - zapytał.
- Zaniosłeś pieniądze? Pokiwał głową.
- Co powiedziała?
-   Nie   zdążyła   nic   powiedzieć.   Wcisnąłem   jej   paczuszkę   do   ręki   i 

uciekłem.

Matka zmarszczyła czoło i popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
-   A   cóż   to   za   dziwne   zachowanie?   Dlaczego   nie   chciała   wziąć 

pieniędzy? Przecież nietrudno zauważyć, że jest biedna. Wydawać by się 
mogło, że powinna się ucieszyć.

Kiwnął głową i zmusił się, by wytrzymać spojrzenie matki. Nie powinna 

za nic w świecie nabrać podejrzeń, że coś przed nią ukrywa.

background image

- Zauważyłeś, czy sprawdziła, ile pieniędzy jest w środku?
- Nie, pobiegłem.
-   Gdyby   to   ktoś   inny   uratował   ci   życie,   dalibyśmy   o   wiele   więcej 

pieniędzy.   Ale   nie   byłoby   to   właściwe   wobec   ubogiej   robotnicy.   To 
środowisko kieruje się innymi zasadami moralnymi. Pewnie by od razu 
wszystko wydała.

Skinął głową w nadziei, że się uwolni od tej rozmowy, ale w głębi serca 

poczuł   się   urażony   z   powodu   Elise.   Wiedział,   że   ta   dziewczyna   z 
pewnością nie zmarnotrawiłaby nawet jednego ore. Tak się troszczyła o 
swoich braci, zaopiekowała się też obcym chłopcem, sierotą, i uwijała się 
od świtu do nocy. Nigdy nie widział, by miała na sobie jakąś nową suknię. 
Sobie odmawiała wszystkiego.

-   O   czym  rozmawialiście?   -  pytała   dalej   matka.   -   Bo   widziałam,   że 

rozmawialiście, kiedy doszłam do sklepu.

Oblał się rumieńcem, co go tylko dodatkowo rozzłościło.
- Ona... zapytała mnie, jak się czuję po tej nieprzewidzianej kąpieli w 

rzece.

Mama siedziała w fotelu i obserwowała go z uwagą.
-   Czerwienisz   się,  Ansgar   -   uśmiechnęła   się.   -   Już   wtedy   latem   to 

zauważyłam. Jaka szkoda, że ona jest mężatką. Czemu ten świat jest taki 
zagmatwany? Gdy już wreszcie zainteresowałeś się dziewczyną, okazuje 
się, że nie jest wolna. Wiesz coś o niej? Ma dzieci?

Ansgar poczuł, że pot perli mu się na czole. Pokój zawirował mu przed 

oczami, oparł się więc o framugę. Mama poderwała się przerażona.

- Ależ kochanie, chyba nie jesteś chory?
- Nie wiem, ostatnio coś gorzej się czuję. Mama załamała dłonie.
- Trzeba wezwać doktora.
- Nie - machnął lekceważąco ręką. - To zwyczajne przeziębienie, trochę 

boli mnie gardło.

- Nic nie mówiłeś.
- Nie chciałem cię niepokoić. Pójdę na górę i się trochę położę. Mama 

zatrzymała go. Miał wrażenie, że przejrzała go na wylot.

- To chyba nie z nerwów, Ansgar? Wiem, że obawiasz się pierwszych 

dni w pracy, ale musisz pamiętać, że miałeś wiele szczęścia, otrzymując 
posadę w największej i najbardziej wpływowej gazecie. Gdyby nie ojciec, 
na   pewno   byś  jej  nie   dostał.   Idź   już   na   górę   i   trochę   odpocznij!   Jeśli 
rzeczywiście coś ci dolega, musimy cię postawić na nogi, zanim zaczniesz 
nową pracę.

Zamierzała się już odwrócić i usiąść z powrotem w swoim fotelu, ale 

background image

jeszcze raz rzuciła mu badawcze spojrzenie.

- Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że jest coś dziwnego w tej ubogiej 

robotnicy.   Pamiętam,   kiedy   wtedy   latem   przyniosła   twoje   ubrania   i 
zobaczyła mnie, na jej twarzy odmalował się strach. Albo nie przepada z 
ludźmi, albo coś ją dręczy.

Ansgarowi znów zakręciło się w głowie.
- Chyba położę się do łóżka, mamo.
- Dobrze, biedaku, całkiem pobladłeś. Wejdę z tobą na górę, synku.
Chwyciła go pod rękę, by mu pomóc wejść po schodach.
- Mamo, proszę! Nie jestem dzieckiem. Zaśmiała się cicho.
- Nie, właśnie to dzisiaj zrozumiałam, kiedy cię zobaczyłam razem z tą 

ładną   robotnicą.   Patrzyłeś   na   nią   tak,   jak   młody   mężczyzna   patrzy   na 
młodą   kobietę.   Nagle   uświadomiłam   sobie,   że   mój   syn   wnet   będzie 
dorosły.

Ansgar poczuł, jak wzbiera w nim irytacja i że lada moment wybuchnie.
- Wnet? Nie dochodzi do ciebie, mamo, że mam już osiemnaście lat?
- Ależ tak. Tylko że zawsze byłeś trochę bardziej dziecinny niż twoi 

rówieśnicy. Przynajmniej zanim poznałeś tych swoich okropnych kolegów.

- To nie są już moi koledzy.
- No i całe szczęście. Mówiłam ci, co o nich sądzę. Zwłaszcza o tym 

Gustavie, czy jak on tam się nazywa. Z daleka widać, co to za gagatek. 
Poza tym ma takie chytre spojrzenie. Nie zdziwi mnie, jeśli któregoś dnia 
się okaże, że jest w coś zamieszany. Nie zapomniałam tamtego wieczoru w 
zeszłym roku latem, gdy wróciłeś z miasta, gdzie byliście razem. Wypiłeś 
za dużo i alkohol ci zaszkodził. Byłeś całkiem wytrącony z równowagi. 
Wiem, że nie lubisz, gdy o tym mówię, Ansgar, ale po tym dniu zmieniłeś 
się   nie   do   poznania.   Jestem  całkowicie   pewna,   że   ci  koledzy   mieli  na 
ciebie zły  wpływ. Mam tylko nadzieję, że w redakcji poznasz nowych 
przyjaciół. Takich, na których można polegać.

Dotarli do pokoju Ansgara. Matka weszła przodem, strzepnęła poduszki 

i pomogła mu się ułożyć w łóżku.

- O, tak, synku. Na pewno niebawem poczujesz się lepiej, zobaczysz. 

Poproszę Olaug, żeby przyniosła ci gorące mleko z miodem.

W końcu matka wyszła i Ansgar odetchnął rozdygotany. Muszę opuścić 

ten dom, pomyślał. Mama działa mi na nerwy. Tylko dokąd miałby się 
przeprowadzić?   Od   ukończenia   szkoły   handlowej   nie   zarobił   jeszcze 
nawet jednego ore. Nie udało mu się dostać żadnej posady, o którą się 
ubiegał.

Zamknął oczy i jak zwykle pogrążył się w świecie marzeń. Wyobraził 

background image

sobie, że jest razem z Elise w Tivoli. Ona ma na sobie śliczną niebieską 
sukienkę,   a   na   głowie   kapelusz   ozdobiony   kwiatami   w   tym   samym 
kolorze.  Tańczą razem, ona uśmiecha się do niego, a w jej policzkach 
pojawiają się głębokie dołeczki. Przyciska ją mocno do siebie.

W  tym  samym  momencie   sielski   obrazek   znika   i   zastępuje   go   inny. 

Widzi   siebie   biegnącego   przez   ciemny   las   i   goniącego   przerażoną   jak 
zaszczute zwierzę Elise. Dopada jej, przewraca na ziemię i podciąga jej 
spódnicę.   Ona   się   broni   zaciekle.   Jej   opór   wywołuje   w   nim   nieznane 
uczucia, chęć dręczenia i bezgraniczne pożądanie. Z wysiłkiem wdziera się 
w nią i po kilku ostrych pchnięciach eksploduje z jękiem, doznając błogiej 
rozkoszy. Dokonał tego! Zrobił to, mimo że tamci byli przekonani, iż się 
nie odważy.

Jak   zawsze,   gdy   nachodziło   go   to   wspomnienie,   poczuł   gwałtowny 

przypływ pożądania zmieszany ze wstydem i smutkiem. Usiłował wyprzeć 
tę   myśl,   tymczasem   wciąż   na   nowo   przeżywał   krótkotrwałą   rozkosz   i 
euforię zwycięstwa. Przewracał się w łóżku z boku na bok. Miał wrażenie, 
że zwariuje z tęsknoty za tą dziewczyną.

Ale   wtedy   pojawiało   się   kolejne   wspomnienie.   Stoi   na   ganku   domu 

majstra.   Elise   otwiera   drzwi,   ale   na   jego   widok   wstrzymuje   oddech   i 
usiłuje zatrzasnąć mu je przed nosem. Zdążył jednak wsunąć stopę.

„Czego chcesz ode mnie?" - pyta, patrząc na niego z wściekłością. W jej 

spojrzeniu mieści się wszystko, od nienawiści po rozgoryczenie, nie ma 
jednak nawet cienia zainteresowania ani ciekawości, jak przekonywał go 
Gustav   i  jego   kompani.  Twierdzili  oni,   że   dziewczyna   wzięta   gwałtem 
odczuwa   przyjemność,   a   napastnik   wzbudza   potem   w   niej   żądzę.   Nie 
bardzo chciało mu się w to wierzyć, mimo to pragnął mieć taką nadzieję. 
Kiedy zrozumiał, że jest dokładnie na odwrót, stracił ochotę do życia.

Przewracał się na łóżku z boku na bok. Cholerne dranie!

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise zadzwoniła do drzwi. Otworzyła mama i rozpromieniła się na jej 

widok.

-   Elise?   Jak   miło!   Chyba   ściągnęłam   cię   myślami,   bo   właśnie 

zastanawiałam się, co u was.

- Nie mam dużo czasu, bo Kristian pilnuje Hugo, a on nie lubi z nim 

zostawać sam. Boi się, że zacznie mu płakać.

-   Trudno,   musi   się   do   tego   przyzwyczaić!   Ty   też   musiałaś   się   nim 

opiekować, gdy szłam do fabryki, a miałaś zaledwie sześć lat, gdy się 
urodził.

Elise   nie   odpowiedziała,   wyciągnęła   natomiast   z   kieszeni   niewielką 

brązową paczuszkę i podała mamie.

-   Mam   dla   ciebie   niespodziankę.   Spotkałam   matkę   tego   mężczyzny, 

którego   uratowaliśmy   w  rzece   zeszłego   lata.   Powiedziała,   że   nie   może 
sobie   darować,   że   nie   odwdzięczyła   się   nam,   jak   należy,   i   żeby   to 
nadrobić, wręczyła mi to.

Mama,   zdziwiona   nieoczekiwanym   podarunkiem,   odpakowała 

paczuszkę i zrobiła wielkie oczy.

- Pieniądze?
- Tak, pięćset koron - potwierdziła Elise.
Mama pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrzona w majątek, który 

trzymała w dłoniach.

- Jesteś pewna, że to nie żadne nieporozumienie?
- Tak. Pieniądze są podziękowaniem za to, że uratowaliśmy jej syna. To 

ty i Hvalstad zauważyliście go w wodzie i podnieśliście alarm. Gdybyście 
go wtedy nie dostrzegli, dziś już by nie żył.

- Nigdy byśmy nie zdołali go uratować bez twojej i Emanuela pomocy - 

zaoponowała  mama.  - Nie  mogę   przyjąć  takiej  sumy  od  obcych  ludzi, 
Elise.

-   Powiedziałam   dokładnie   to   samo,   ale   jej   syn   przybiegł   za   mną   i 

wcisnął mi do ręki tę paczuszkę i uciekł, nim zdołałam zaprotestować. 

background image

Dopiero jak przyszłam do domu, zobaczyłam, ile to pieniędzy.

Mama   wahała   się.   Elise   widziała,   jak   walczy   ze   sobą,   targana 

sprzecznymi uczuciami. Nagle jej twarz rozpromieniła się.

-   Podzielmy   się   -   zaproponowała.   -   Będzie   po   dwieście   pięćdziesiąt 

koron dla każdej z nas. Nie pamiętasz, jak pan Ringstad stwierdził, że sto 
koron to stanowczo za mało?

- Pewnie dlatego, że przywykł do większych sum. Nie tak jak my.
- Jeśli matkę tego chłopaka męczy to, że nie odwdzięczyła się nam, jak 

należy, to uważam, że możemy przyjąć te pieniądze z czystym sumieniem.

Mama przeliczyła banknoty z zapałem i włożyła Elise do rąk połowę 

sumy.

-   Chodź,   Elise,   usiądź   na   chwilę.   Ja   w   każdym   razie   muszę   usiąść. 

Jestem   całkiem   oszołomiona.   Poza   tym   tak   dawno   cię   nie   widziałam. 
Ciekawa jestem, co tam u was w domu.

Kiedy tak rozmawiały, ze swojego pokoju wyszła zawstydzona Anne 

Sofie. Zobaczywszy, kto ich odwiedził, uśmiechnęła się, szybko podbiegła 
do mamy i wdrapała się jej na kolana. Mama pogłaskała ją po włosach i 
przytuliła do siebie.

- Znasz przecież Elise, Anne Sofie. Nie musisz się wstydzić.
Elise   przyjrzała   się   im   uważnie.   Mama   traktowała   dziewczynkę   jak 

własną córkę i zdawała się nie pamiętać, że w domu majstra mieszkają jej 
synowie, którym daleko jeszcze do dorosłości. Minęły dwa i pół miesiąca 
od wyprowadzki i przez cały ten czas ani razu ich nie odwiedziła. Jak 
matka może opuścić własne dzieci? Hilda i ja jesteśmy już dorosłe, ale 
przecież chłopcy są jeszcze w wieku szkolnym!

Czy   to   ta   długa   choroba   i   tygodnie   spędzone   w   sanatorium   tak   ją 

odmieniły?   Nie   niepokoiła   się,   bo   ufała   Elise,   która   przejęła   od-
powiedzialność za młodszych braci. Może poczuła się zbędna, gdy wróciła 
do domu z sanatorium, i dlatego tak się wszystko ułożyło?

- Dobrze się tu czujesz czy może tęsknisz do domu nad rzeką? - zapytała 

ostrożnie, starając się nie okazać emocji. W głębi serca pragnęła usłyszeć, 
że   mama   tęskni   za   nimi,   zwłaszcza   za   chłopcami.   Mama   tymczasem 
roześmiała się.

- Jest mi tu wspaniale. Przed południem spędzamy sobie miło czas w 

domu razem z Anne Sofìe, a kiedy Asbjorn wraca z pracy, po wspólnym 
obiedzie idziemy na spacer na Wzgórze Świętego Jana. Jest tam karuzela 
dla dzieci, no i niedźwiedzie. - Pokręciła głową i dodała: - Wciąż nie mogę 
uwierzyć, że dostaliśmy tyle pieniędzy. Teraz będzie nas stać, żeby pójść 
do restauracji Hasselbakken, wypić kawę i zjeść ciastko, kiedy nas najdzie 

background image

ochota.   Słyszysz,   Anne   Sofie?   -   dodała   ożywiona   i   pocałowała 
dziewczynkę   w   policzek.   -   Pomyśl   tylko,   pójdziemy   do   restauracji   na 
ciastko!

Anne Sofie uśmiechnęła się uszczęśliwiona i wtuliła się w nią. Elise 

wstała.

- Muszę już wracać. Peder nie zdążył jeszcze przyjść ze szkoły, gdy 

wychodziłam, a obaj idą po południu do pracy, wiesz. Muszą koniecznie 
coś zjeść przed wyjściem.

W   oczach   mamy   przemknął   cień.   Może   jednak   nie   całkiem   o   nich 

zapomniała?   -   pomyślała   sobie   Elise,   całując   mamę   na   pożegnanie   i 
kierując się do drzwi wyjściowych.

Zastała Kristiana chodzącego po kuchni od ściany do ściany. Na rękach 

trzymał wrzeszczącego Hugo. Spocony i czerwony na twarzy, na widok 
Elise odetchnął z ulgą.

- Zaczął płakać niemal zaraz po twoim wyjściu. Robię, co mogę, ale to 

nic nie pomaga. Ma mokro.

- Biedaku, pewnie nawet nie zdążyłeś się najeść.
- To akurat nic nie szkodzi. Wezmę placki w rękę i zjem po drodze.
- A Peder jeszcze nie wrócił?
Kristian pokręcił głową i posyłając jej zaciekawione spojrzenie, zapytał:
- Co u mamy? Odwiedzi nas niebawem?
Elise ścisnęło w żołądku. Unikając wzroku brata, odpowiedziała:
- Mama miała mnóstwo pracy w związku z przeprowadzką.
Zresztą wiesz, jak to jest. Pamiętasz, jak się przeprowadziliśmy tutaj z 

Andersengàrden.

- Zajęło nam to dwa dni.
- Ale Hvalstad ma dużo więcej dobytku niż my. Poza tym mama nie 

odzyskała   jeszcze   w   pełni   sił   i   robi   wszystko   powoli.   Musiała   uszyć 
firanki, zrobić na szydełku ręczniki i ścierki do kuchni, posadzić kwiaty w 
doniczkach i ustawić je na oknach. No i miała jeszcze wiele innej roboty. 
Ale   wypytała   mnie   o   was   dokładnie,   była   ciekawa,   jak   się   czujecie,   i 
prosiła,   bym   koniecznie   was   pozdrowiła.   Ma   nadzieję,   że   niebawem 
będziecie   ją   mogli   odwiedzić,   a   kiedy   odchodziłam,   zauważyłam,   że 
posmutniała.

- Dlaczego? - Kristian spojrzał na nią, zdradzając się, że mama obchodzi 

go bardziej, niż Elise to sobie uświadamiała.

- Bo tęskni na wami. Niełatwo jest matce opuścić swoje dzieci.
Kristian uciekł spojrzeniem. Sięgnął po racuchy polane syropem, włożył 

czapkę z daszkiem i skierował się ku drzwiom. Gdy już miał wychodzić, 

background image

odwrócił się i uśmiechnął do Elise, zupełnie jakby chciał ją pocieszyć.

- Nic nie szkodzi, Elise - rzekł i zniknął.
O co mu chodziło? - zastanawiała się. Czyżby rozumiał, że mama ich 

zostawiła?

Przyłożyła Hugo do piersi, choć według tego, co mama nauczyła ją o 

regularnych posiłkach, było jeszcze za wcześnie na karmienie. Nie mogła 
jednak znieść płaczu synka. Poza tym chciała to mieć jak najszybciej za 
sobą, by przepisać na czysto opowiadanie, zanim Emanuel wróci z pracy.

Wreszcie usłyszała za oknem głosy Pedera i Everta. Zawsze odczuwała 

niepokój, gdy Peder wracał później niż zwykle. Na szczęście teraz, gdy 
Evert   mieszkał   z   nimi,   nie   chodził   sam.   We   dwójkę   było   im   raźniej. 
Wprawdzie Evert był niewysoki i równie cherlawy jak Peder, ale za to 
potrafił odpyskować, gdy było trzeba.

- Jak pachnie! - Peder wpadł do kuchni i podbiegł prosto do pieca. - 

Usmażyłaś racuchy, Elise? Skąd wzięłaś pieniądze?

Wyłgała się tak samo jak Kristianowi, że dostała zapłatę od Karolinę.
- Będziesz szyć więcej sukien? - zapytał Peder ożywiony.
- Teraz mam zamówienie na bluzkę. Gdy tylko znajdę wolną chwilę, 

pójdę do panny Carlsen po materiał.

- My możemy ci pomóc!
- Dziękuję, ale muszę pójść sama, żeby omówić krój i jeszcze raz ją 

wymierzyć. Wstąpię tam, kiedy Emanuel wróci do domu. Teraz jednak 
musicie szybko zjeść i biec do pracy.

- Mamy jeszcze trochę czasu. Dopiero co skończyły się lekcje.
- Pamiętajcie, żeby nie dawać woźnemu powodu, aby się na was skarżył. 

Zjedzcie racuchy i biegnijcie!

Zrobili, jak im kazała, mimo że poznała po ich minach, że mieli ochotę 

się sprzeciwić.

Wreszcie została sama. Z zapałem sięgnęła po notes i papier, usiadła 

przy stole w kuchni i zaczęła kaligrafować równiutko i tak pięknie, jak 
tylko potrafiła.

Nie była do tego przyzwyczajona, więc zajęło jej to sporo czasu. Inni 

pewnie piszą piórem i atramentem, pomyślała. Może tam w redakcji nawet 
im się nie będzie chciało przeczytać opowiadania napisanego ołówkiem? 
Ale za to gdy się pomylę, mogę wytrzeć gumką, pocieszała się.

Skończywszy,   przeczytała   całość   jeszcze   raz,   po   czym   zawstydzona 

odłożyła kartki na stole. Opowiadanie wcale nie wydawało jej się dobre. 
Nie zdołała wyrazić ani strachu, ani napięcia, ani przejmującej rozpaczy, 
jaka ją ogarnęła, gdy próba powstrzymania Mathilde spełzła na niczym i 

background image

dziewczyna zniknęła w odmętach rzeki. Pod powiekami zapiekły ją łzy. 
Nie pojmowała, dlaczego była taka zadowolona wczoraj, gdy to napisała.

Wszystko przez teścia i Johana! Nabili jej głowę takimi głupstwami, a 

przecież ona nie potrafi w ogóle pisać. Uwierzyła w swej pysze, że sobie z 
tym poradzi.

Przez moment miała ochotę zgnieść kartki z opowiadaniem i wrzucić do 

pieca, ale wiedziała, że się na to nie zdobędzie. Sięgnęła więc po gumkę, 
by wszystko wymazać. Papier kosztuje, może się jeszcze na coś przydać.

W tej samej chwili za oknem rozległy się kroki. Nie spodziewała się, że 

Emanuel   wróci   tak   wcześnie.   Wspominał   coś,   że   po   pracy   zamierza 
wybrać się do Carla Wilhelma, i uprzedził, że nie musi szykować dla niego 
jedzenia. Przerażona zgarnęła wszystko.

Zdziwiła się, słysząc pukanie, a w uchylonych drzwiach ujrzała głowę 

Torkilda.

- Mogę przeszkodzić? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do 

środka. - Przychodzę zaprosić was na ślub.

Jego twarz wprost promieniała. 
Elise poderwała się ze stołka i z radości rzuciła mu się na szyję. Zaraz 

jednak   zawstydziła   się   nieco   swojej   spontanicznej   reakcji  i  cofnęła   się 
pośpiesznie.

- Przepraszam, ale tak się ucieszyłam! Roześmiał się.
- To tak samo jak ja. Nie mogę wprost uwierzyć, że to prawda. Anna 

uważa, że teraz już da radę, przy odrobinie wsparcia, przejść o własnych 
siłach do ołtarza.

Głos mu się załamał, pośpiesznie otarł ręką łzy, wyraźnie zawstydzony 

tym, że zdradził swoje uczucia. Elise ścisnęło w gardle.

- Gdyby ktoś powiedział mi to przed rokiem... Pokiwał głową.
- To wszystko dzięki  tobie,  Elise.  Ty  w nią  wierzyłaś  i  jej zaufałaś, 

dlatego odważyła się przyjść na twój ślub. Gdyby tego nie zrobiła, pewnie 
nigdy bym jej nie spotkał.

- E, spotkalibyście się. To nie był przypadek. Myślę, że byliście sobie 

przeznaczeni. Jestem o tym wręcz przekonana. Bóg nie pozwoliłby byle 
komu zaopiekować się Anną. Już dawno wybrał ciebie.

Torkild uśmiechnął się.
- Nie mów tak, Elise. Nie jestem lepszy od innych.
W tej samej chwili spojrzał na stół i rozszerzywszy oczy ze zdumienia, 

zapytał:

- Piszesz?
- To tylko nieudana próba - pokręciła głową Elise.

background image

- Jak możesz mówić o nieudanej próbie, skoro widzę tu kilka zapisanych 

kartek.

- To nie dość dobre. Nie udało mi się wyrazić słowami tego, co czułam. 

Spisałam wszystko bez zastanowienia, zamierzając poprawić później, ale 
teraz nie potrafię tego zrobić.

- O czym napisałaś?
- OMathilde.
- Pozwolisz mi przeczytać? Ociągała się.
- Nie wyniesiesz z tego żadnej nauki, jeśli nikt ci nie powie, co możesz 

poprawić i ulepszyć.

- Ale obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz?
- Oczywiście.
Podszedł do stołu i sięgnął po pierwszą kartkę.
Elise nie miała siły stać bezczynnie i czekać na wyrok, udała więc, że 

musi   coś   zrobić   w   sypialni.   Poukładała   i   uporządkowała   wszystko, 
zastanawiając się, czym jeszcze mogłaby się zająć. Czuła jednak, jak serce 
kołacze jej ze zdenerwowania. Torkild jest zbyt taktowny, by powiedzieć 
jej wprost, że to do niczego, ale pozna po jego twarzy, czy kłamie.

Wydawało jej się, że minęła cała wieczność, nim go usłyszała. Zawołał 

ją tak głośno, że przestraszyła się, iż obudzi Hugo. Pośpieszyła więc do 
kuchni.

- Mogę to wziąć ze sobą? - zapytał. Daremnie usiłowała odczytać wyraz 

jego twarzy.

- Chcesz pokazać Annie?
- Nie, Oli Thommessenowi.
Stała oniemiała, wpatrując się w niego, wreszcie wykrztusiła:
- Myślisz, że go to zainteresuje?
- Nie jestem ani dziennikarzem, ani redaktorem, ale gdybym wydawał 

gazetę,   nie   wahałbym  się   ani  chwili,   Elise,   bo  to   jest  znakomite.   Paru 
pisarzy opisywało już w książkach życie nad Aker, nie słyszałem jednak, 
by wśród nich była jakaś kobieta. A przynajmniej żadna nie wywodziła się 
z   tego   środowiska.   Nigdy   nie   czytałem   jeszcze   opowiadania   o   młodej 
matce, która odbiera sobie życie, by nie skończyć na ulicy. Nigdy też nie 
czytałem, by jakiś świadek zdarzenia próbował odwieść samobójczynię od 
rzucenia się w odmęty rzeki. - Był tak ożywiony, że aż się zapowietrzył, 
musiał więc przerwać na moment. Zaraz jednak dodał: - I nie chodzi tu 
tylko o samą historię, ale o sposób, w jaki została opowiedziana. Muszę 
przyznać,   że   się   wzruszyłem,   mimo   że   służąc   w   Armii   Zbawienia, 
spotykam się na co dzień z nędzą i rozpaczą. Być może wielu czytelników 

background image

oburzy się po przeczytaniu tego opowiadania. Wyrzuty sumienia mogą z 
nich uczynić bezwzględnych krytyków. Szanowani obywatele nie lubią, by 
im uświadamiać takie tragedie. Wolą żyć w błogiej niewiedzy i bawić się 
beztrosko w swej bezpiecznej rzeczywistości. - Odetchnął głęboko i dodał: 
- Ale znajdą się tacy, którzy wreszcie zaczną myśleć, Elise. Zrozumieją w 
końcu, że musi nadejść kres takiej okrutnej niesprawiedliwości.

Elise poczuła, że się rumieni. Po minie Torkilda poznawała, że mówi 

szczerze to, co myśli. Nie użyłby takich słów, gdyby chciał ją jedynie 
pocieszyć i podtrzymać na duchu.

Nie czekając na odpowiedź, złożył kartki i schował do przygotowanej 

koperty.

- Może lepiej będzie, jeśli podpiszesz się pseudonimem, żeby uniknąć 

nieprzyjemności.   Poza   tym   lepiej,   żeby   nikt   się   nie   domyślił,   gdzie 
konkretnie wydarzyła się tragedia. Siostrze Mathilde może być przykro, 
jeśli czytelnicy się zorientują, o kogo chodzi. O ile ktoś z jej znajomych w 
ogóle czytuje „Verdens Gang". Elise wreszcie odzyskała mowę.

- Mówisz tak, jakby opowiadanie już zostało przyjęte do druku. Torkild 

uśmiechnął   się   i   nie   odpowiadając   bezpośrednio   na   jej   wątpliwości, 
oznajmił:

- Zawiadomię cię, gdy tylko będę coś wiedział. Powiedziałem ci, kiedy 

odbędzie się ślub? W pierwszą sobotę maja, w kościele w Sagene. Anna 
chciała cię prosić, byś została jej druhną.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.
Kiedy Torkild wyszedł, nie była w stanie niczym się zająć. Nastawiła 

kociołek   z   wodą,   by   wyprać   ubranka   niemowlęce,   ale   całkiem   o   tym 
zapomniała. Zapatrzyła się w okno. Pomyśleć tylko... Nie, nie wolno mi 
się za wcześnie cieszyć, bo wówczas zawód będzie większy, upominała się 
w duchu.

Mimo to nie mogła przestać o tym myśleć. Zastanawiała się też nad 

następną   historią,   którą   by   chciała   spisać.   Opisze   spotkanie   z   Othilie, 
wyniszczoną przez chorobę uliczną prostytutką, która się wstydzi życia, 
jakie   prowadzi.   Powitała   ją   wrogo,   a   mimo   to   pobiegła   za   nią,   by   ją 
przeprowadzić przez okrytą złą sławą dzielnicę miasta.

Odetchnęła głęboko. Jeśli czytelników rozgniewa historia Mathilde, to 

można   się   spodziewać,   że   kiedy   przeczytają   o   Othilie,   wpadną   we 
wściekłość. Ale może ktoś wreszcie zacznie myśleć, powiedział Torkild. 
W  ten  sposób  przyczyniłaby  się  do ważnych zmian,  mimo  że  to  tylko 
kropla w morzu.

Odwróciła się gwałtownie od okna i nalała gorącej wody do wiadra, w 

background image

którym moczyły się brudne pieluszki. Dość już tych rojeń! Trzeba zrobić 
coś pożytecznego!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Dopiero   następnego   dnia,   w   sobotę,   Elise   liczyła   na   to,   że   wreszcie 

będzie miała czas pójść do Carlsenów po materiał na bluzkę.

W duchu była zadowolona, że nie pobiegła do Karolinę od razu, gdy 

dostała od niej zapłatę i list. Niech ta dziewucha zobaczy, że Elise nie jest 
od niej zależna. Mając w zanadrzu pieniądze otrzymane od teścia i od 
Ansgara   Mathiesena,   nie   musiała   się   pośpiesznie   rozglądać   za  nowymi 
klientkami.

Emanuel wcześniej kończył pracę i obiecał się zaopiekować Hugo pod 

jej nieobecność. Przed wyjściem nakarmi tylko synka. Chłopcy też tego 
dnia pracują krócej i wreszcie będą mieć parę godzin na zabawę. Śnieg już 
niemal całkiem stopniał, tylko w zacienionych zakamarkach leżały jeszcze 

background image

białe płaty. Dziewczynki skakały w klasy, a chłopcy bawili się w noża. W 
rzece nadal piętrzyły się kry i tworzyły zatory, jakby chciały jeszcze na 
jakiś czas zatrzymać zimę.

Elise nuciła sobie pod nosem, wyciągając z szafy talerze i sztućce. Na 

środku stołu postawiła w szklance bukiecik żółtych kwiatków podbiału.

-   Jak   miło   znów   usłyszeć   twój   śpiew   -   odezwał   się   z   uśmiechem 

Emanuel. - Masz śliczny głos, Elise. Pamiętasz, że zachęcałem cię, byś 
zaczęła śpiewać w chórze Armii Zbawienia?

Uśmiechnęła się.
- Lubię śpiewać, ale łatwiej mi to przychodzi wiosną niż zimą. Gdy 

marznę, jakoś mi się to nie udaje.

- Ale dobry obiad dzisiaj ugotowałaś - pochwalił, wciągając w nozdrza 

smakowitą woń, i spojrzał w stronę pieca. - Usmażyłaś mięso?

Roześmiała się.
- Nie, to smażona kalarepa pokrojona w krążki i przyprawiona solą i 

pieprzem. Smakuje jak mięso.

- Już się zacząłem zastanawiać. Miejmy nadzieję, że Karolinę ma dla 

ciebie kolejne zamówienia, tak żebyś codziennie przynajmniej coś zrobiła.

Kiwnęła głową, ale zdenerwowało ją stwierdzenie: „żebyś codziennie 

przynajmniej coś zrobiła". Czy on w ogóle ma pojęcie, co to znaczy opieka 
nad niemowlęciem i trzema chłopcami w wieku dziewięciu i dziesięciu 
lat?  A  do   tego   jeszcze   dochodzi   pranie,   sprzątanie,   noszenie   wody   i 
drewna,   cerowanie   i   łatanie!   Pomyślała   o   pięciuset   pięćdziesięciu 
koronach schowanych w szufladzie komody. Jak zareagowałby Emanuel, 
gdyby  je znalazł?  Przede wszystkim poczułby  się dotknięty, że mają z 
ojcem przed nim jakieś tajemnice, i uniósłby  się gniewem, że przyjęła 
pieniądze od rudzielca. Do głowy by mu nie przyszło, że postąpiła tak, bo 
brakuje im pieniędzy. Nie, lepiej nic mu nie mówić!

- A co słychać u Wang-Olafsena? - zapytała, żeby zmienić temat.
-   Dobrze.   Ojciec   wreszcie   zaakceptował   narzeczoną   Carla  Wilhelma. 

Być może niebawem dostaniemy zaproszenie na ich ślub.

Elise spojrzała na niego przerażona.
Przyjaciel Emanuela należał do wyższych sfer, nie to co oni. Goście na 

pewno będą ubrani zgodnie z najnowszą modą. Kobiety do białych sukni z 
mereżkami   i   koronkami   założą   złotą   biżuterię   albo   ozdobne   kwiaty   i 
eleganckie buciki. Do tego torebki wyszywane perełkami. Wchodząc do 
takiego domu w czarnej odświętnej sukni po mamie, czułaby się jak na 
cenzurowanym.

- Mnie chyba nie zaproszą?

background image

- Jak to? Oczywiście, że ty też będziesz zaproszona, jeśli zaproszą mnie 

- zaśmiał się Emanuel.

- Ale co ja na siebie włożę? Nie mogę się pokazać wśród takich ludzi w 

starej czarnej sukni.

Zmarszczył czoło, najwyraźniej w ogóle o tym nie pomyślał.
- Może uda się pożyczyć jakąś suknię dla ciebie? Albo kupimy coś tanio 

przez Armię. Zapytam Torkilda.

- Wróciłeś wczoraj do domu tak późno, że nie zdążyłam ci powiedzieć, 

że Torkild zajrzał tu pod twoją nieobecność i zaprosił nas na swój ślub. 
Odbędzie się w pierwszą sobotę maja w kościele w Sagene.

Emanuel uśmiechnął się, a jego oczy zalśniły radością.
- Doprawdy trudno w to uwierzyć. Anna to ma szczęście, że trafił jej się 

taki Torkild, no i na odwrót.

- Powiedziałam dokładnie to samo. Jeśli to prawda, że ludzie bywają dla 

siebie stworzeni, to na pewno dotyczy to tych dwojga. Torkild miał łzy w 
oczach,   gdy   mówił,   że  Anna   oświadczyła,   iż   da   już   radę   przejść   na 
własnych nogach aż do ołtarza.

- Wspomniał coś, gdzie będą mieszkać?
- Nie, nie pomyślałam nawet, żeby zapytać. Wydało mi się oczywiste, że 

zamieszkają razem z panią Thoresen. Nie stać ich przecież, by wynająć coś 
wyłącznie   dla   siebie,   a   pewnie   też   trudno   byłoby   znaleźć   coś 
odpowiedniego.

- Biedny Torkild! Współczuję, że będzie musiał mieszkać pod jednym 

dachem z tą plotkarą.

Elise posłała mu urażone spojrzenie.
- Pani Thoresen nie jest wcale taka zła. Johan i ja... - urwała gwałtownie, 

widząc, jak tężeje mu twarz.

- Co takiego Johan i ty?
- Nie zamierzałam o tym rozmawiać, tak mi się tylko wyrwało.
- Rozumiem. Zapytałem tylko, co z wami.
-   Kiedy   planowaliśmy   się   pobrać   w   zeszłym   roku   latem,   mieliśmy 

wprowadzić się do kuchni pani Thoresen.

Elise spojrzała mu odważnie w oczy, nie mając nic do ukrycia. Emanuel 

przecież wiedział od początku, że była zaręczona z Johanem. Poderwał się 
gwałtownie od stołu i rzucił chłodno:

- Dziękuję za obiad. Chyba będzie najlepiej, jeśli od razu pójdziesz do 

Carlsenów. Cierpliwość nie jest mocną stroną Karolinę.

Westchnęła   ciężko,   wychodząc   z   domu.   Doprawdy   trudno   było 

zrozumieć Emanuela. Przecież to nie ona go zdradziła.

background image

Zasiedzieli   się   trochę   przy   obiedzie   i   zrobiło   się   późno.   Elise   miała 

nadzieję, że Karolinę pojechała na jakieś przyjęcie i uda się jej uniknąć 
rozmowy. Na pewno materiał wraz z krojem bluzki leży przygotowany do 
odebrania.

Tak jak ostatnio zerknęła w stronę willi Paulsena, ale nie zauważyła 

Hildy.   Pozostał   już   tylko   miesiąc   do   rozwiązania,   a   siostra   na   pewno 
jeszcze nie wymyśliła, jak się urządzi.

Emanuel   zdecydował,   że   wkrótce   wywieszą   ogłoszenie   o   wynajęciu 

poddasza. Robiło się coraz cieplej i niebawem nie trzeba już będzie palić 
w piecu. Lokatorzy będą mogli korzystać z ich kuchni, pod warunkiem że 
zgodzą   się   gotować   obiady   o   innej   porze,   oznajmił   Emanuel,   nie 
rozmawiając z nią wcześniej na ten temat. Obawiała się tych zmian.

Wszystko zależy od tego, jacy ludzie się trafią, a nie zawsze udaje się 

właściwie   ocenić   człowieka   przy   pierwszym   spotkaniu.   W   głębi   serca 
marzyło   jej   się,   by   na   poddaszu   zamieszkała   Hilda,   ale   wiedziała,   iż 
Emanuel nigdy się na to nie zgodzi. Nie miał o siostrze Elise najlepszego 
zdania. Uważał, że jest pyskata i bezczelna, i oburzało go lekceważenie 
przez nią zasad moralnych. Tego, że i jego zasady moralne pozostawiały 
wiele do życzenia, najwyraźniej nie dostrzegał.

Elise zauważyła idącą chodnikiem z naprzeciwka nianię, która pchała 

elegancki   nowoczesny   wózek   dziecinny   na   dużych   kołach.   Dziecko 
siedziało w wózeczku i po czapeczce można było poznać, że to chłopiec. 
Niania uśmiechała się do niego i bawiła się z nim po drodze. Gdy byli już 
blisko, chłopiec rzucił na ziemię zabawkę, która potoczyła się wprost pod 
nogi Elise. Pośpiesznie schyliła się i podniosła zabawkę i z uśmiechem 
podeszła, żeby ją oddać.

- Co ty robisz, Isac! - zrezygnowana niania strofowała chłopca. - Teraz 

misio jest brudny i nie będziesz się mógł nim więcej bawić.

Isac... O Boże, czy to naprawdę Braciszek? - Elise zwolniła gwałtownie 

kroku.

-   Bardzo   dziękuję   -   rzekła   niania,   gdy   Elise   podała   jej   mięciutką 

maskotkę. - On jest całkiem niemożliwy, rzuca wszystko, co mu się trafi w 
ręce.

- To ten wiek - wymamrotała Elise, wpatrując się w synka Hildy. Nie 

miała żadnych wątpliwości, że to Braciszek. - Ile ma miesięcy?

- Za dwa miesiące skończy roczek.
Elise pokiwała głową. Wszystko się zgadzało. Braciszek urodził się trzy 

dni   po   tym,   jak   wraz   z   chłopcami   i   Emanuelem   odwiedziła   po   raz 
pierwszy Ringstad. To było pod koniec maja, brzozy okryły się właśnie 

background image

świeżą zielenią, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów.

- Ależ jest słodki!
- Tak, to takie dobre dziecko, może troszeczkę rozpieszczone, ale trudno 

się dziwić. Rodzice długo czekali na potomka. - Niania była z gatunku 
gadulskich.   - Ale  teraz   spodziewają   się   kolejnego  dziecka   -  ciągnęła   z 
zapałem.   -  Ciekawe,   czy   Isac   skupi  na   sobie   tyle  uwagi  co  teraz,   gdy 
będzie miał brata albo siostrę.

-   Tak?   -   Elise   zapytała   niewinnie,   udając   szczere   zainteresowanie.   - 

Mama Isaca będzie miała kolejne dziecko? Tak szybko?

Niania pokiwała głową i konspiracyjnym tonem odparła:
- Za dwa miesiące. - Nachyliwszy się bliżej Elise, dodała cicho: - Ona 

sama  nie może  mieć  więcej dzieci,  więc weźmie dziecko z sierocińca. 
Uważam, że to straszne. Nie potrafię zrozumieć, że matka oddaje własne 
dziecko!

-   Może   rodzice   są   chorzy   albo   nie   są   w   stanie   zapewnić   dziecku 

utrzymania? - próbowała tłumaczyć Elise. - A może...

- A może to dziecko jakiejś prostytutki - przerwała jej niania. - One 

wciąż pozbywają się potomstwa.

Elise pokiwała głową. A więc Hilda nie odważyła się jeszcze wyjawić 

swych zamiarów. To będzie dopiero afera!

- Proszę popatrzeć! Prawda, że jest śliczny, gdy się uśmiecha? Ma takie 

dołeczki w policzkach.

Niania   najwyraźniej   była   bardzo   przywiązana   do   Braciszka,   choć 

uważała, że jest rozpieszczony.

Elise nie mogła się powstrzymać, by nie zapytać:
- A skąd  ci państwo  mogą  wiedzieć,  że za  dwa  miesiące  będą mieć 

następne dziecko?

- Prawdziwa mama spodziewa się dziecka w kwietniu.
-   I   już   się   zdecydowała   je   oddać?   Niania   posłała   jej   zdziwione 

spojrzenie.

- A co ma innego zrobić? Nie jest pewne, czy w sierocińcu mogą się 

zaopiekować wszystkimi nieślubnymi dziećmi, które przychodzą na świat. 
Na pewno jest szczęśliwa, że może oddać dziecko bogatym ludziom.

Nagle zreflektowała się, że powiedziała za dużo, i zakryła dłonią usta.
- Nie wiem, po co w ogóle o tym mówię. Przyrzekłam, że zachowam 

dyskrecję. Ale przecież my się nie znamy, więc chyba nic nie szkodzi? 
Chyba nie mieszkasz na wzgórzu Aker, prawda?

Elise pokręciła głową.
- Przyszłam tylko po materiał, żeby uszyć bluzkę pannie Carlsen.

background image

- Jesteś krawcową? Elise przytaknęła.
- Wiem, że pani Paulsen poszukuje nowej krawcowej. Mieszkamy tam - 

Pokazała   na   willę.   -   Może   mogłabyś   zajrzeć   któregoś   dnia   i   się 
dowiedzieć? - Dodała jednak z namysłem: - Ale musisz mi obiecać, że 
zapomnisz o tym, co ci powiedziałam.

- Oczywiście.
-  Pani  Paulsen   mówiła,  że  potrzebuje  nowych  ubrań  dla   siebie   i dla 

Isaca. Jest zrozpaczona, ponieważ jej stara krawcowa przestała szyć. Od 
reumatyzmu powykręcało jej palce.

W   tej   samej   chwili   rozległo   się   wołanie,   a   gdy   się   obie   odwróciły, 

ujrzały służącą w białym wykrochmalonym fartuchu i w białej chustce na 
głowie, która kiwała na nianię.

-   Już   idę!   -   zawołała   niania.   -   Znalazłam   krawcową   dla   pani! 

Odwróciwszy się do Elise, pośpiesznie poprosiła:

- Obiecaj, że wstąpisz, skoro już o tobie powiedziałam. Oni mają dużo 

pieniędzy i jestem pewna, że zapłacą ci więcej niż inni.

To   powiedziawszy,   szybkim   krokiem   ruszyła   w   stronę   domu.   Elise 

zamyślona udała się do willi Carlsenów. Żeby tylko Karolinę nie było w 
domu, marzyła w duchu, czując, jak ściska ją w żołądku.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Służąca,   która   otworzyła   drzwi,   zlustrowała   Elise   krytycznie,   nim 

wpuściła ją do środka, i oznajmiła:

- Panna Carlsen jest w salonie na górze.
- Miałam tylko odebrać materiał, nie muszę z nią rozmawiać.
- Przykazała mi, by skierować cię prosto do niej. Była przekonana, że 

przyjdziesz już kilka dni temu.

Nie   było   wyjścia.   Elise   weszła   za   służącą   po   wąskich   schodach 

kuchennych na górę, starając się uodpornić na to, co ją czeka.

Na piętrze służąca odwróciła się i patrząc się na nią błagalnie, poprosiła:
- Nie bądź długo, proszę. Pracowałyśmy w pocie czoła od szóstej rano, 

żeby wyprosić parę godzin wolnego na wieczór. Dziś sobota, a my nie 
miałyśmy wolnego od dwóch tygodni.

Elise spojrzała na nią ze współczuciem. Od dwóch tygodni nie miały 

nawet jednej godziny wolnego, pomyślała wstrząśnięta. Czy Hilda też tak 
haruje? Jeśli tak, to nic dziwnego, że chce się stamtąd wyrwać.

Karolinę   stała   przy   oknie   wychodzącym   na   cmentarz   Chrystusa 

Zbawiciela.

- Panno Carlsen, przyszła krawcowa.
Karolinę nie ruszyła się z miejsca i nawet się nie obejrzała, mówiąc:
- Możesz odejść, Jenny.
Służąca zniknęła, a Elise została przy drzwiach.
- Nie dostałaś mojego listu?
- Owszem, otrzymałam list i zapłatę.
- Dlaczego więc nie zjawiłaś się wcześniej?
- Ponieważ nie miałam możliwości.

background image

A co to Karolinę obchodzi? - pomyślała zdecydowana, że nie da sobą 

tym razem pomiatać.

-   Jak   możesz   oczekiwać,   że   będziesz   szyć   dla   ludzi,   jeśli   nie 

przestrzegasz umówionych terminów?

-   Nie   przypominam   sobie,   żebyśmy   miały   jakąś   umowę   w   sprawie 

terminu, panno Carlsen.

- Napisałam w liście, że możesz odebrać materiał w każdej chwili. - 

Odwróciła się gwałtownie, patrząc na Elise wrogo. - To jest umowa!

- Trudno to nazwać umową, skoro nie odpowiedziałam na zgłoszenie.
Stracę   za   chwilę   klientkę   i   Emanuel   się   wścieknie.   Ale   trudno, 

pomyślała. Świadomość, że w szufladzie komody ma schowane pieniądze, 
dodała jej odwagi.

Karolinę uniosła brew.
- Śmiesz mi tak odpowiadać?
- Po prostu wyjaśniłam swój punkt widzenia. Karolinę roześmiała się 

szyderczo.

-   Wyjaśniłaś   swój   punkt   widzenia?  A  od   kiedy   biedacy   mają   takie 

możliwości?

-   Nie   uważam  siebie   za   biedaczkę,   panno   Carlsen.   Ktoś,   kto   potrafi 

zarobić na swoje utrzymanie, nigdy nie będzie nędzarzem.

Karolinę oblała się rumieńcem, uznając zapewne te słowa za zniewagę.
- No proszę, taka jesteś zręczna, że potrafisz utrzymać zarówno siebie, 

jak i bękarty męża.

Elise   poczuła,   jak   krew   odpływa   jej   z   twarzy.   Przeklinała   własną 

głupotę.

Karolinę szukała zemsty, a to nie wróżyło dobrze. Nie powinna była w 

ogóle zwracać uwagi na to, co mówi, i wyjść stąd jak najprędzej.

- Słyszałam, że Signe przebywa w Ringstad. - Karolinę najwyraźniej 

bawiła się jej kosztem. - Twoja teściowa jest nią zachwycona.

Signe pochodzi z równie okazałego dworu jak Ringstad i nauczyła się 

wszystkiego,   co   powinna   umieć   żona   gospodarza.   W   następną   sobotę 
jesteśmy   zaproszeni   tam   na   przyjęcie.   Zdaje   się,   że   Ringstadowie 
zamierzają   przedstawić   Signe   swoim   przyjaciołom   i   najbliższym 
sąsiadom.

Elise poczuła, jak serce łomoce jej w piersi.
- Sądzi panienka, że mnie rani, opowiadając to wszystko, ale mnie jest 

to najzupełniej obojętne. Razem z Emanuelem postanowiliśmy się tym nie 
przejmować. Mój mąż wybrał życie w mieście na długo, zanim poznał 
mnie. Więc nie jest to z jego strony żadne poświęcenie.

background image

- Ha! I ty w to wierzysz, Elise? Założymy się? Stawiam pięćset koron, 

że jeszcze przed świętym Janem Emanuel pojedzie do Ringstad. Odważysz 
się przyjąć zakład?

- Nie mam tyle pieniędzy. Poza tym nie mówiłam, że Emanuel w ogóle 

nie   pojedzie   do   Ringstad.   Owszem,   pojedzie,   jeśli   będzie   chciał 
porozmawiać  o czymś ważnym ze swoimi rodzicami. Chociaż to  mało 
prawdopodobne. On wie, że rodzice odwrócili się od niego.

- Pani Ringstad odwracała się od niego już niezliczone razy wcześniej, 

ale zawsze w końcu zmienia zdanie. A skoro jest tak zachwycona Signe, a 
nie może zaakceptować, że jej syn ożenił się z kimś takim jak ty, na pewno 
uczyni wszystko, by go zwabić, przypodobać mu się i nakłonić do zmiany 
zdania.   Ona   zawsze   stawia   na   swoim!   Chyba   domyślasz   się,   o   co   mi 
chodzi, gdy mówię o zmianie zdania, prawda? Jego matka namówi go, 
żeby pozbył się ciebie i twojego bękarta, a w zamian poślubił Signe. Signe 
spodziewa się przecież jego dziecka, nie zapominaj o tym! Rodzonego 
wnuka pani Ringstad.

Elise   nie   wiedziała,   skąd   wzięła   w   sobie   tyle   sił,   zdołała   się   jednak 

odwrócić i ze spokojem rzekła:

- Sądzę, że nie mamy o czym dłużej mówić, panno Carlsen. Żegnam.
Otworzyła drzwi i wyszła powoli, z godnością. Zdążyła przejść kawałek 

długim korytarzem, gdy Karolinę szarpnęła drzwiami i zawołała ją:

- O co ci chodzi? Nie możesz znieść prawdy, co? Zapomniałaś zabrać 

materiał na bluzkę. Ma być gotowa przed moi wyjazdem do Ringstad.

Elise, nie odwracając się nawet, oznajmiła:
- Nie zamierzam szyć żadnej bluzki, panno Carlsen. Żegnam.
Trzęsła   się   cała,   gdy   schodziła   pośpiesznie   kuchennymi   schodami. 

Równocześnie   czuła   oszałamiającą   euforię   zwycięstwa.   Wreszcie 
odważyła się sprzeciwić tej rozpieszczonej, złośliwej Karolinę Carlsen! - 
Dzięki, panie Ringstad, i dzięki, pani Mathiesen - rzuciła półgłosem do 
siebie. - Bez waszych pieniędzy nigdy bym sobie nie mogła pozwolić na 
takie zachowanie.

Wiedziała, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa z Emanuelem, ale miała 

nadzieję, że ją zrozumie, gdy mu powtórzy to, co powiedziała Karolinę.

Doszła już do przedostatniego schodka, gdy usłyszała wzburzone głosy 

dwóch służących rozmawiających za kuchennym wejściem. Jedna z nich 
była   wyraźnie   rozgniewana,   więc   Elise   mimowolnie   zwolniła   kroku, 
zastanawiając się, czy nie odczekać chwili.

-   To   podłość   -   mówiła   jedna   ze   służących.   -   Od   czternastu   dni   nie 

byłyśmy   poza   domem.   Pracujemy   od   szóstej   rano   do   nocy,   a   teraz 

background image

zrobiłyśmy wszystko, o co nas prosiła. Ona nas traktuje jak niewolników! 
Gdy myłam schody, stała nade mną i sprawdzała, czy wymieniam wodę co 
trzeci stopień! A teraz nie ma już co wymyślić, więc każe nam opróżnić 
szafki w kuchni i wyłożyć świeżym papierem, byleby tylko czymś nas 
zająć!   Mimo   że   pani   powiedziała   wczoraj,   że   dostaniemy   wolne   dziś 
wieczór, w końcu to sobota. Reidar stoi na rogu i na mnie czeka. Chyba 
pęknę ze złości!

Zanim   ta   druga   zdążyła   jej   odpowiedzieć,   Elise   otworzyła   drzwi. 

Dziewczęta odwróciły się, a w ich oczach pojawiło się przerażenie. Gdy 
jednak zobaczyły, że to ona, rozluźniły się. Elise poznała Jenny, która ją 
wpuściła do środka, i pokiwała jej przyjaźnie głową.

Gdy skierowała kroki w stronę bramy, usłyszała, jak Jenny woła za nią 

zdziwiona:

- Zapomniałaś paczki z materiałem! Elise odwróciła się i odpowiedziała:
- Nie zapomniałam. Ja też nie mam ochoty pracować dla takich ludzi!
Po czym wyprostowała się dumnie i odeszła. Była pewna, że dla tych 

dziewcząt pociechą było usłyszeć, że inni myślą podobnie jak one.

Usłyszawszy ciche, zdumione szepty za plecami, domyśliła się, że miała 

rację.

Dopiero gdy wyszła na ulicę i skierowała się w stronę rzeki, ogarnął ją 

niepokój.   Odmówiła   przyjęcia   jedynego   zamówienia,   jakie   miała. 
Zachowała się tak, jakby mogła przebierać i grymasić. Karolinę mogła ją 
polecić wielu swoim dobrze sytuowanym znajomym. Teraz Elise straciła 
tę szansę. Ci najmniejsi w społeczeństwie powinni zapomnieć o dumie.

Westchnęła   głęboko,   zrezygnowana.   Czy   nie   byłoby   rozsądniej   z   jej 

strony   pozwolić,   aby   Karolinę   dała   upust   swej   zazdrości?  Trzeba   było 
wpuszczać jej złośliwości jednym uchem, a wypuszczać drugim.

Pokręciła jednak głową. Nie, takiej złośliwości nie można było tak po 

prostu zignorować. Gdyby nie położyła kresu temu, Karolinę pozwalałaby 
sobie dalej. Teraz przynajmniej można się łudzić, że dało jej to trochę do 
myślenia.

W tym samym momencie spojrzała na willę Paulsena Juniora i wpadła 

jej   do   głowy   pewna   myśl.   Niania   wspomniała,   że   jej   pani   szuka 
krawcowej. Elise nie zamierzała z tego korzystać, przede wszystkim, by 
nie   sprawiać   przykrości   Hildzie.   Teraz   jednak   spojrzała   na   to   z   innej 
strony. Może to nie taki głupi pomysł, by zapewnić sobie wstęp do domu 
Braciszka?

Pośpiesznie   skierowała   swe   kroki   do   furtki   prowadzącej   do   ogrodu. 

Drzwi otworzyła jej służąca. Elise przedstawiła się i wyjaśniła, w jakiej 

background image

przychodzi sprawie.

Służąca zaprowadziła ją do kuchni, po czym szybko udała się do salonu, 

by zaanonsować pani jej przybycie. Wkrótce wróciła i kazała jej pójść za 
sobą.

W   drodze   do   salonu   Elise   ogarnął   strach.   W   ubiegłym   roku   latem 

państwo Paulsenowie proponowali jej i Emanuelowi, by ich odwiedzili, 
ale Elise nie była nawet w stanie znieść myśli o tym. Robiła, co mogła, by 
unikać nowych rodziców Braciszka. Przypomniała sobie okropną chwilę, 
gdy razem z Emanuelem natknęli się na nich podczas spaceru wzdłuż rzeki 
i   musieli   chwilę   z   nimi   porozmawiać.   Serce   jej   pękało,   ponieważ 
wiedziała, że w wózku leży synek Hildy. Boleśnie przeżyła także tamtą 
niedzielę, gdy poszli na mszę do starego kościoła w Aker i okazało się, że 
trafili na chrzest Braciszka. Wkrótce upłynie rok od tamtych zdarzeń, a 
Hilda spodziewa się kolejnego dziecka. Wiele się wydarzyło przez ten czas 
i rany się nieco zabliźniły.

Pani   Paulsen   nie   miała   pojęcia,   w   jakich   warunkach   żyje   Emanuel, 

ożeniwszy się z robotnicą. Na pewno zwróciła uwagę na strój Elise, ale 
trudno powiedzieć, by wiedziała o nich coś więcej. Gdy zobaczy Elise w 
roli ubogiej krawcowej, będzie z pewnością bardzo zaskoczona.

Skierowano ją do przestronnego jasnego salonu oświetlonego lampami 

elektrycznymi.   Paliły   się   już,   mimo   że   na   dworze   nie   zapadły   jeszcze 
ciemności.   W   pomieszczeniu   panowała   jasność,   jakby   to   było 
przedpołudnie.   Tak   to   zdziwiło   Elise,   że   na   moment   zapomniała   o 
wszystkim.

Pani Paulsen wstała i wyszła jej na spotkanie. W salonie nie było nikogo 

poza nią. Nagle zrobiła wielkie oczy i popatrzyła na nią zaskoczona:

-   Zwróciłam   uwagę   na   nazwisko,   lecz   sądziłam,   że   to   zbieg   oko-

liczności. Ale to pani jest żoną pana Ringstada, prawda?

Elise skinęła głową, gorzko żałując w duchu swojej decyzji.
- Spotkałam po drodze nianię od państwa i zgadałyśmy się, że szuka 

pani krawcowej.

Pani Paulsen roześmiała się.
- Niania jest u nas od niedawna, ale rozmawia na ulicy ze wszystkimi i 

wkrótce znać będzie więcej ludzi w okolicy niż my, którzy tu mieszkamy 
od wielu lat. Spadła mi pani z nieba, pani Ringstad - dodała z ulgą w 
głosie. - Wybieram się na premierę nowej sztuki Henryka Ibsena Dom 
lalki do Teatru Narodowego i muszę mieć nową kreację. Jak szybko może 
pani uszyć suknię?

- To zależy, z jakiej tkaniny. Z aksamitu szyje się trudniej i potrzeba 

background image

więcej czasu.

- Nie myślałam o sukni z aksamitu na tę porę roku. Mam ochotę na coś 

jasnego i zwiewnego.

- W takim razie jestem pewna, że zdążę uszyć przez tydzień.
- To bardzo miło z pani strony, pani Ringstad!
- Pani Paulsen uśmiechnęła się przyjaźnie. W jej zachowaniu ani w tonie 

nie   czuło   się   lekceważenia.   -   Jakoś   nie   udało   się   nam   spotkać,   nie 
odwiedzili nas państwo. Ale słyszałam, że urodziło się państwu dziecko, to 
prawda?

-   Tak,   w   styczniu   urodził   się   nam   syn.   -   Elise   skinęła   głową.   Pani 

Paulsen była tak sympatyczna, że nie można jej było nie polubić.

- Jakie to szczęście. Wie pani, ja nie mogę mieć więcej dzieci, więc 

zdecydowaliśmy się na adopcję. Uważam, że dla dziecka to niedobrze, 
żeby było jedynakiem. Jedynacy są nazbyt rozpieszczeni.

Rozmawiały o dziecku Hildy, dziecku, które jej siostra wciąż jeszcze 

nosiła pod sercem. Elise była poruszona, ale odważyła się zapytać:

- Chyba nie jest tak trudno zaadoptować dziecko?
-  Ależ   przeciwnie!   I   to   jest   najdziwniejsze.   Mimo   że   wiele   ubogich 

niezamężnych robotnic popada w nieszczęście, jak one to nazywają, nie 
chcą oddać swoich dzieci. Ale my mieliśmy szczęście! - Uśmiechnęła się, 
a jej oczy zalśniły radością. - Isac, nasz synek, za miesiąc będzie miał 
braciszka albo siostrzyczkę.

- A mama dziecka?
- Podobno z ulgą przyjęła, że jej dziecko trafi do dobrego domu. To 

poczciwa dziewczyna, zdrowa i silna i bardzo mądra, ale los nie był dla 
niej   łaskawy.   Jej   narzeczony   uległ   wypadkowi   w   pracy   i   umarł,   nim 
zdążyli się pobrać. Nie ma więc innej rady, jak oddać dziecko. Bardzo jej 
współczuję.

- Spotkała ją pani?
Pani Paulsen pokręciła głową.
- Nie, nie wolno mi. Ona nie może wiedzieć, kim jesteśmy, na wypadek 

gdyby pożałowała swojej decyzji i chciała potem robić jakieś trudności.

Otworzyła szufladę w komodzie i wyjęła z niej kremową tkaninę.
- Kupiłam już materiał. Suknię miała mi uszyć moja stara krawcowa, ale 

tak   dokucza   jej   reumatyzm,   że   nie   może   już   pracować.   Krój   i   moje 
wymiary leżą w środku. - Uśmiechnęła się. - A to się mój mąż ucieszy. Był 
zawiedziony,   że   będę   musiała   włożyć   na   siebie   tę   samą   suknię,   którą 
miałam ostatnio w teatrze. Ile pani sobie policzy za szycie, pani Ringstad? 
Musi mi pani przyrzec, że weźmie pani tyle, co ma  pani w zwyczaju. 

background image

Proszę nie zważać na łączącą nas znajomość!

Elise zebrała się na odwagę i rzekła:
Panna   Karolinę   Carlsen   zapłaciła   mi   za   suknię   z   aksamitu   dziesięć 

koron. Ale jak wspomniałam, z aksamitu szyje się trudniej.

- Dziesięć koron? - Pani Paulsen popatrzyła na nią wyraźnie zaskoczona.
Elise   poczuła,   że   oblewa   ją   zimny   pot,   a   potem   zrobiło   jej   się   na 

przemian zimno i gorąco. Czyżby była zbyt pazerna?

- A nie więcej? - dodała zdumiona pani Paulsen. - Moja stara krawcowa 

brała dwadzieścia koron i tyle też zamierzam zapłacić pani. Pewnie nie 
chciała pani wziąć więcej od panny Karolinę, skoro pani mąż mieszkał 
kiedyś u państwa Carlsenów.

Elise nie  wiedziała, co powiedzieć.  Nie miała ochoty  plotkować, nie 

zamierzała jednak także przedstawiać Karolinę w lepszym świetle, niż na 
to   zasługiwała.   Uśmiechnęła   się   więc   tylko,   wzięła   paczkę   z   tkaniną   i 
skierowała się ku drzwiom.

- Muszę wracać do mojego najmłodszego.
-   Najmłodszego?   -   zdziwiła   się   pani   Paulsen,   nic   nie   rozumiejąc.   - 

Chyba nie ma pani więcej dzieci?

- Nie, ale przejęliśmy opiekę nad moimi dwoma młodszymi braćmi, w 

wieku   dziewięciu   i   dziesięciu   lat,   a   także   dziewięcioletnim   chłopcem, 
sierotą.

Pani Paulsen popatrzyła na nią dziwnie.
-   Sądziłam,   że   pan   Ringstad   ma   skromne   dochody,   skoro   brak   mu 

doświadczenia w pracy biurowej.

-   Zgadza   się.   Dlatego   ja   też   muszę   pracować.   Poza   tym   chłopcy 

podejmują się różnych zajęć po szkole. Kristian, ten najstarszy, roznosi 
gazety, a pozostali dwaj noszą drewno do klas w budynku szkoły. Teraz 
jednak muszę już iść, do widzenia, pani Paulsen.

Zdążyła wyjść przez furtkę i pośpiesznie skierowała się w stronę domu, 

gdy usłyszała za plecami zdziwiony okrzyk.

- Elise?
Odwróciła się gwałtownie. Zaczęło się ściemniać, ale w mdłym świetle 

palącej się w pobliżu latarni gazowej ujrzała nadchodzącą Hildę. Bardzo 
przytyła przez ostatnie dwa miesiące. Wcześniej prawie nie znać było po 
niej ciąży, teraz każdy mógł się łatwo domyślić, że lada moment urodzi 
dziecko.

- Co ty tu robisz? - w głosie Hildy wyczuła podejrzliwość, uznała więc, 

że najlepiej będzie powiedzieć o wszystkim prosto z mostu.

- Byłam u młodej pani Paulsen, zamówiła u mnie suknię. Zapadła cisza.

background image

- Hilda, musiałam to zrobić. Pokłóciłam się z Karolinę i opuściłam w 

złości dom Carlsenów, nie wziąwszy tkaniny, z której miałam uszyć jej 
bluzkę. Nie mam innej pracy. Obawiam się, że Emanuel nie będzie ze 
mnie   zadowolony.   W   drodze   do   Carlsenów   natknęłam   się   na   nianię 
Braciszka. Powiedziała mi, że pani Paulsen pilnie poszukuje krawcowej.

Hilda nadal się nie odzywała. Stała milcząca w migoczącej poświacie 

latarni ulicznej, nie dając po sobie poznać, co o tym myśli.

Elise rozumiała, że siostrze jest przykro, ale nie czuła się winna temu, że 

Hilda oddała własne dziecko.

-   Musisz   wkrótce   powiedzieć,   co   zamierzasz,   Hildo!   Pani   Paulsen 

opowiadała, że niebawem zaadoptują noworodka. Dała mi do zrozumienia, 
że Isac jest jej dzieckiem, ale nie może urodzić ich więcej. Podobno mają 
dostać dziecko od młodej niezamężnej matki, która straciła narzeczonego 
w wypadku w pracy i która nie jest w stanie zapewnić utrzymania temu 
dziecku i go wychować.

Hilda wreszcie zareagowała.
- Mają dostać dziecko? - prychnęła z pogardą. - Jeśli im się zdaje, że 

oddam swoje, to bardzo się mylą.

- Nie powiedziałaś więc jeszcze majstrowi o niczym?
- Nie mam ochoty znaleźć się na ulicy.
-   Ale   tym   sposobem   ryzykujesz,   że   odbiorą   ci   dziecko   zaraz   po 

porodzie. Kto wie, czy nie załatwili już mamki.

Hilda pokręciła głową.
- Mam jeszcze miesiąc.
-  Tego   nigdy   nie   wiadomo.   Niektóre   kobiety   rodzą   przed   terminem, 

mimo że to ich kolejny poród. Pomyśl, jeśli nagle chwycą cię bóle, nie 
zdążysz stamtąd uciec. Gdzie w ogóle zamierzasz rodzić? Myślałaś o tym, 
co będziesz robić po porodzie? Gdzie zamieszkasz? Z czego będziesz żyć?

- Jakoś sobie poradzę. W każdym razie nie sprawię wam kłopotu. Nie 

bój się, Elise - dodała.

Elise stała cicho i patrzyła na siostrę.
- Co z tobą, Hildo? Kiedy widziałyśmy się ostatnio, wybiegłaś, żeby ze 

mną porozmawiać. Nie rozstałyśmy się w niezgodzie. Jesteś na mnie zła, 
że będę szyć dla młodej pani Paulsen?

Hilda wzruszyła ramionami.
- To nie moja sprawa.
- A więc o co chodzi?
- O nic.
- Kłamiesz. Znam cię, Hildo. Poznaję po tobie, że coś cię dręczy.

background image

- Mówię, że nic mi nie jest.
Nagle Elise ogarnęło nieprzyjemne uczucie. Zwlekała przez chwilę, ale 

powiedziała wreszcie:

- Słyszałaś, że Mathilde rzuciła się do wodospadu? Zauważyła, że Hilda 

wzdrygnęła się. Nic nie rzekła, stała sztywno, jedynie lekkim skinięciem 
potwierdziła, że wie o tym.

-   Potrafisz   zrozumieć,   jak   ona   mogła   tak   postąpić?   Przecież   nie 

musiałaby   się   sprzedawać   na   ulicy,   mogłaby   sobie   znaleźć   inną   pracę. 
Można   sprzątać   u   ludzi.   Słyszałam   poza   tym,   że   w   mleczarni   szukają 
ekspedientki, Magda na rogu też mówiła, że wkrótce potrzebna jej będzie 
pomoc. Wystarczy zapytać w Ostem albo u pani Grorud czy Krabberod. 
Proponowałam jej nawet, żeby pomagała mi w szyciu.

Hilda odwróciła się powoli.
- Muszę wracać. Paulsen nie wie, że wyszłam.
- Przyjdę do ciebie porozmawiać któregoś dnia! - zawołała za nią Elise.
Hilda nie odpowiedziała. Zniknęła w mroku za furtką do ogrodu majstra.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Elise nie mogła się oprzeć nieprzyjemnemu wrażeniu, że coś niedobrego 

dzieje się z Hildą. Była dziwnie cicha. To do niej zupełnie niepodobne. 
Raz   tylko   zareagowała   po   swojemu,   wybuchając   gniewnie,   że   nikt  nie 
dostanie   jej   dziecka,   ale   poza   tym   było   w   niej   coś   obcego,   jakby 
rezygnacja, zupełnie niepasująca do jej sposobu bycia.

Kiedy Elise doszła do mostu i usłyszała huk opadających wód rzeki, 

ogarnęła ją jeszcze większa groza. Chyba już nigdy nie będzie w stanie 
przejść przez most, nie myśląc o Mathilde. A teraz dodatkowo się bała, że 

background image

decyzja Mathilde może zainspirować innych.

Wprawdzie   nie   było   to   pierwsze   samobójstwo   popełnione   w   tym 

miejscu, po raz pierwszy jednak w otchłań rzeki rzuciła się młoda matka.

Musi porozmawiać o tym z Emanuelem, nie da rady samotnie zmagać 

się z tym lękiem. Najpierw wyzna mu, co zrobiła u Carlsenów, potem 
opowie,   że   poszła   do   willi   Paulsena   Juniora.   To   ostatnie   pewnie   go 
ucieszy, natomiast nie spodoba mu się to, co się wydarzyło u Karolinę. W 
głębi   serca   bardzo   cierpiał   bowiem   z   powodu   gwałtownego   zerwania 
stosunków z rodziną Carlsenów i miał nadzieję, że z czasem sytuacja się 
poprawi. Tymczasem ona tylko zaogniła konflikt.

Gdy zbliżyła się do ganku, usłyszała ku swemu zdumieniu męskie głosy 

dochodzące ze środka. Z ociąganiem nacisnęła klamkę i weszła do środka. 
Drzwi   do   salonu   stały   otworem,   a   przy   stole   siedzieli   pogrążeni   w 
ożywionej rozmowie Emanuel i Carl Wilhelm Wang-Olafsen.

- Witaj, Elise - odezwał się Emanuel z radością w głosie. - Jak widzisz, 

mam gościa. Hugo był spokojny przez cały czas, a chłopcy poprosili mnie, 
bym im pozwolił pójść odwiedzić nowego kolegę z klasy Pedera, tego, co 
mieszka w tej czynszówce w dole.

Elise weszła do salonu i przywitała się z Carlem Wilhelmem.
- Widzę, że przyniosłaś materiał - zauważył Emanuel z wyraźną ulgą. 

Zapewne obawiał się jej wizyty u Carlsenów.

- Napijecie się pewnie kawy - odezwała się Elise zakłopotana, bo nie 

bardzo wiedziała, co sądzić o Carlu Wilhelmie i jak z nim rozmawiać.

- Chętnie. Carl Wilhelm przyniósł w torebce ciasteczka.
Elise   pośpiesznie   wyszła   do   kuchni   i   postawiła   czajnik   na   piecu, 

sięgnęła   po   mleko   i   cukier,   po   czym   wróciła   do   salonu,   by   wyjąć 
porcelanowe filiżanki Emanuela.

Emanuel   i   Carl   Wilhelm   kontynuowali   ożywioną   dyskusję   na   temat 

polityki. Carl Wilhelm stwierdził, że finanse Kristianii są opłakane i należy 
przedsięwziąć   radykalne   środki.   Przede   wszystkim   należy   zapewnić 
ludziom   mieszkania,   bo   nie   uchodzi,   by   w   jednej   izbie   z   kuchnią 
mieszkało   po   piętnaście   osób.   Ponadto   w   niektórych   mieszkaniach 
robotniczych   szczury   powygryzały   w   podłogach   dziury,   które   ludzie 
zatykają szmatami i gazetami, by nie ciągnęło tamtędy zimno.

- Mam zaufanie do Johana Castberga i Lewacy - rzekł Carl Wilhelm. - 

Lewica   dojrzewa   do   utworzenia   partii,   która   podejmie   się 
przeprowadzenia reform socjalnych. Sam Castberg od młodości aktywnie 
działał w ruchu robotniczym. Teraz walczy o to, by wprowadzić prawo do 
ubezpieczeń zdrowotnych i by państwo wsparło kasy dla bezrobotnych.

background image

Elise pomyślała, jak by to było dobrze, gdyby bezrobotni otrzymywali 

pomoc finansową od państwa. Wówczas Mathilde nie musiałaby odebrać 
sobie życia, a Hilda mogłaby odejść od majstra bez obaw)' o przyszłość.

- Tak,  jest mnóstwo  rzecz)',  do  których  należy  się  wziąć  - usłyszała 

odpowiedź Emanuela, gdy poszła do kuchni sprawdzić, co z kawą. - Rów-
nież co się tyczy  uznania prawa dziecka do nazwiska ojca i prawa do 
dziedziczenia po nim.

Elise zatrzymała się gwałtownie i wstrzymała oddech. Czemu Emanuela 

tak zajmuje ta kwestia? Myśli o dziecku Signe? Chyba niemożliwe, by 
chciał, aby jej dziecko miało większe prawa niż Hugo? Powiedział, że nie 
chce mieć więcej do czynienia ze swoimi rodzicami po tym, jak wzięli do 
siebie Signe na prawach synowej. „Poradzimy  sobie bez nich, Elise" - 
powiedział. Ale jeśli tak myśli, to po co się angażuje w popieranie prawa 
gwarantującego zabezpieczenie dzieci z nieprawego łoża?

Odsunęła   to   od   siebie.   Przecież   to   tylko   dyskusja,   tłumaczyła   sobie. 

Emanuel   chciał   z   pewnością   pokazać   Carlowi   Wilhelmowi,   że   śledzi 
wszystko, co się dzieje, i ma własne opinie na różne tematy.

Wniosła dzbanek do salonu.
- Elise, Carl Wilhelm chciałby, żebyś poznała jego narzeczoną, Olgę 

Katrine  Aby. Wyjaśniłem  mu,   że   trudno   nam  wychodzić,   póki  karmisz 
piersią, ale zaproponowałem, by przyszli do nas. Może umówimy się na 
jutro wieczór?

-   Będzie   nam   bardzo   miło   -   odpowiedziała,   choć   w   głębi   serca 

pomyślała z niechęcią o czekającej ją wizycie. Wiedziała, że ojciec Carla 
Wilhelma   początkowo   nie   akceptował   narzeczonej   syna,   twierdząc,   że 
oboje pochodzą ze zbyt różnych środowisk. Nie dlatego jednak obawiała 
się tego spotkania. Nie mogła uwolnić się od myśli, że narzeczona Carla 
Wilhelma zna Signe, może się nawet ze sobą przyjaźnią. A jeśli tak, to z 
pewnością jej nie polubi.

Był późny wieczór, gdy wreszcie Carl Wilhelm zaczął zbierać się do 

wyjścia.   Elise   padała   już   z   nóg,   a   chłopcom   trudno   było   zasnąć.   Nie 
przywykli,   że   ktoś   rozmawia   głośno   w   salonie   i   co   chwila   wybucha 
śmiechem. Emanuel sięgnął po koniak i poczęstował gościa, a po wypiciu 
trunku obaj panowie jeszcze bardziej się ożywili.

Dopiero gdy położyli się z Emanuelem do łóżka, opowiedziała mu o 

swojej wizycie na wzgórzu Aker. Równie dobrze mogła poczekać z tym do 
następnego   dnia,   bo   Emanuel   najwyraźniej   całkiem   o   tym   zapomniał, 
postanowiła jednak wykorzystać jego dobry nastrój.

-   Poszłaś   i   tak   po   prostu   zadzwoniłaś   do   drzwi   Paulsena   Juniora?   - 

background image

zapytał z niedowierzaniem w głosie. Dziwne, ale bardziej był przejęty tym 
niż zajściem w willi Carlsenów.

- Nie mogłam wrócić do domu z pustymi rękami, a nie znam nikogo 

innego,   komu   mogłabym   zaproponować   szycie.   Zrządzeniem   losu 
natknęłam się na nianię Paulsenów, która wspomniała, że jej pani straciła 
właśnie swoją krawcową.

- Hilda pewnie nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie - stwierdził 

Emanuel,   przytulając   się   do   niej   i   podnosząc   koszulę   nocną.   Z   ust 
cuchnęło mu alkoholem, dyszał ciężko i nagle stał się równie skory do 
igraszek   jak   latem,   kiedy   odczuwała   już   przesyt   jego   pieszczot. 
Niecierpliwymi, gwałtownymi ruchami pieścił jej ciało, sprawiając jej ból.

- Spotkałam ją, ale zareagowała jakoś dziwnie.
- Tak? - spytał bez zainteresowania, pochłonięty całkiem czymś innym.
- Boję się o nią. Sprawiała wrażenie zrezygnowanej.
- Zrezygnowanej? Rozsunął jej uda i wszedł w nią.
- Tak jakby zrezygnowała z życia.
Elise zagryzła wargi, by  nie jęknąć głośno. Zupełnie nie pojmowała, 

czemu odczuwa taki ból. Przecież nie po raz pierwszy po porodzie kochali 
się ze sobą.

Starała się odprężyć w nadziei, że ból ustąpi, Emanuel tymczasem brał 

ją w posiadanie ostrymi sztosami. Dopiero gdy zdyszany zakończył dzikie 
ujeżdżanie, jęknął z ulgą i wydobył z siebie westchnienie rezygnacji.

- Nie powinnaś się zamartwiać całym światem, Elise. To nie twoje życie.
Po krótkiej chwili zaś zorientowała się, że zasnął.
Następnego ranka spał tak ciężko, że postanowiła go nie budzić, póki 

chłopcy nie pobiegną się bawić. Świeciło wiosenne słońce, była niedziela. 
Tak cenny dzień należało wykorzystać od pierwszej chwili. Emanuel nie 
słyszał ani szurania stołków i przesuwanego stołu, który chłopcy ustawili 
na miejscu, złożywszy łóżko, ani płaczu Hugo. Kiedy wreszcie pojawił się 
zaspany w drzwiach kuchni, zapytał:

- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Spałeś tak mocno, późno się położyłeś wczoraj wieczorem.
- Śniło mi się czy naprawdę odmówiłaś szycia Karolinę?
- Gdybyś słyszał, co ona opowiadała, nie zadawałbyś mi tego pytania.
-   Gdybym   słyszał,   co   opowiadała?   Przecież   nie   możesz   odmawiać 

szycia tylko dlatego, że nie przepadasz za osobą, która ci to zleca. Jak 
myślisz, co by było, gdybym ja tak robił?

Popatrzyła na niego zdumiona.
- Nie lubisz swojego przełożonego?

background image

- Nie cierpię go jak zarazy! - w przypływie szczerości powiedział to z 

takim zacięciem, że domyśliła się, iż mówi na poważnie. - Co powiedziała 
Karolinę? - dopytywał się, patrząc na nią ponuro.

Pośpiesznie przytoczyła mu słowa panny Carlsen.
-   A   na   koniec   powiedziała   jeszcze,   że   gotowa   jest   się   założyć   o 

wszystko, co ma, że twoja matka zdoła cię nakłonić, byś zostawił mnie i 
„bękarta", a związał się z Signe.

Emanuel pokręcił głową.
- Chyba powinnaś rozumieć, że to tylko jej chore wymysły. Nie możesz 

się obrażać o to, co ta histeryczka wykrzykuje w przypływie zazdrości. 
Doprawdy zasmuciłaś mnie swoim zachowaniem, które uniemożliwi mi 
pogodzenie się z Carlsenami. Mieszkałem u nich przez wiele lat i traktuję 
ich jak rodzinę. Teraz, kiedy mama i ojciec odwrócili się ode mnie, miałem 
nadzieję, że przynajmniej ich przyjaźń uda mi się zachować.

- Bardzo mi przykro, Emanuelu, ale wcześniej czy później i tak bym 

tego nie wytrzymała. Wątpię, czy ty musisz znosić takie obraźliwe uwagi 
ze strony swojego przełożonego.

Emanuel zamierzał wybrać się do miasta, by popatrzeć, jak toczy się 

życie na  głównej  ulicy   Karla  Johana, a  poza tym  ciekaw był nowin  o 
Henryku Ibsenie. Postanowili, że obiad zjedzą o wcześniejszej porze niż 
zwykle,   skoro   po   południu   umówieni   są   z   Carlem   Wilhelmem   i   jego 
narzeczoną.

- Tylko proszę, nie smaż śledzia! - zawołał Emanuel, wkładając płaszcz i 

kapelusz przed wyjściem. - Bo będzie śmierdziało w całym domu.

Elise   nie   odezwała   się.   Była   poprzedniego   dnia   u   rzeźnika   i   za 

pięćdziesiąt   ore   udało   jej   się   kupić   resztki   mięsa.   Do   tego   ugotuje 
ziemniaki i wszyscy  się najedzą. Nie była jednak pewna, czy  zdaniem 
Emanuela   zapach   smażonego   mięsa   jest   lepszy   niż   smażonej   ryby. 
Sięgnęła   po   kankę   na   mleko   i   wlała   cenny   napój   do   miski   z   mąką   i 
cukrem,  po czym zamieszała  ciasto  na racuchy. Nie miała czasu upiec 
ciasta, a ciasto w sklepie było za drogie. Czymś jednak trzeba poczęstować 
gości, gdy przyjdą z wizytą.

Nie   mogła   się   powstrzymać   i   otworzyła   paczkę,   żeby   zerknąć   na 

materiał   od   pani   Paulsen.  Aż   ją   świerzbiły   palce,   by   zacząć   szyć,   ale 
przecież   nie   powinno   się   pracować   w   niedzielę.   Krój   sukni   nie   był 
skomplikowany, a i tkanina łatwa w szyciu, Elise była więc pewna, że 
upora się z pracą w ciągu paru dni.

Żeby tylko nie odbiło się to za bardzo na jej stosunkach z Hildą. Elise 

obawiała   się,   że   siostra   uznała   za   zdradę   z   jej   strony,   że   dobrowolnie 

background image

odwiedziła nowych rodziców Braciszka. Postanowiła więc jak najszybciej 
wybrać się do Hildy, by sprawdzić, co tak naprawdę się roi w jej głowie.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Chłopcy wrócili na obiad punktualnie, spoceni, zdyszani, z wypiekami 

na twarzy. Bawili się w „Gąski, gąski do domu", grali w noża. Poza tym 
kręcili bączka, którego zrobił Evertowi stolarz z Sagveien, kiedy usłyszał o 
śmierci pani Berg.

- Elise, pozwolisz nam wyjść na dwór jeszcze raz? - Peder popatrzył na 

nią błagalnie.

Wiedziała, że powinien odrobić lekcje i uzupełnić to wszystko, czego 

nie zdążył w tygodniu, ale ustąpiła pod wpływem wpatrujących się w nią 
błagalnie   niebieskich  oczu.  Był to   pierwszy  naprawdę  ciepły   wiosenny 
dzień. Nie wiadomo, kiedy znów będzie tak ładnie. Niekiedy deszcz padał 
przez całą wiosnę. Poza tym uznała, że jeśli chłopcy wyjdą, ze spokojem 
przygotuje wszystko na przyjęcie gości. A musi jeszcze usmażyć racuchy, 
posprzątać,   nakryć   stół   w   salonie,   nie   wspominając   o   nakarmieniu   i 
przewinięciu Hugo.

Emanuel   przyszedł   dopiero,   gdy   się   ze   wszystkim   uporała.   Jedzenie 

wystygło, a zapach mięsa zmieszał się z zapachem smażonych racuchów.

- W całym domu czuć kuchenne zapachy - odezwał się z wyrzutem. - A 

za godzinę przychodzi Carl Wilhelm z Olgą Katrine.

Odwróciła się do niego poirytowana.
- Umówiliśmy się, że zjemy wcześniej obiad, skoro spodziewamy się 

background image

gości. Chłopcy przyszli punktualnie, mimo że nie mają zegarka, ty zaś 
pojawiasz się spóźniony o dwie godziny i jeszcze narzekasz.

Posłał jej ponure spojrzenie, ale więcej się nie odezwał. Nabuzowany 

zasiadł   do   stołu   w   kuchni   i   zjadł   w   milczeniu.   Dopiero   gdy   kończył, 
zapytał:

- Uszyłaś coś przed południem?
- Nie szyję w niedzielę. W Piśmie Świętym jest napisane: „Pamiętaj, aby 

dzień święty święcić". Sądziłam, że wiesz o tym.

- Skoro gotujesz obiad i pierzesz pieluszki, to chyba możesz też szyć. 

Nie sądzę, by dla Boga była to jakaś różnica.

Popatrzyła na niego zaskoczona.
-   I   ty   to   mówisz?   Ty,   który   służyłeś   w   Armii   Zbawienia?   Uciekł 

spojrzeniem, wyraźnie zakłopotany. Zapewne trafiła w jego czuły punkt. 

Jak on się zmienił, pomyślała zdziwiona. Przecież niemożliwe, by tak 

się   co   do   niego   pomyliła,   kiedy   w   ubiegłym   roku   nawiązała   z   nim 
znajomość. A jednak prawie go nie poznawała. Coraz rzadziej dostrzegała 
w nim przebłyski dawnego, dobrego Emanuela. W czym tkwi przyczyna? 
Czy to, czego doświadczył podczas mobilizacji, tak go zmieniło, czy też ta 
cała historia z Signe całkiem wytrąciła go z równowagi? Może dręczyły go 
wyrzuty sumienia, co objawiało się irytacją i gwałtownymi wybuchami 
gniewu?

- Jak było w mieście? - zapytała lżejszym tonem.
- Dobrze. Wiele radosnych twarzy, pulsujące życie, wiosenny nastrój.
Zdawało   jej   się,   że   usłyszała   w   jego   głosie   krytykę.   Zapewne   jego 

zdaniem w tym domu brakuje radosnych twarzy, jest nudno i nie czuje się 
wiosennego nastroju.

- Spotkałeś kogoś?
-   Owszem   -   odparł   tylko,   domyśliła   się   więc,   że   nie   ma   ochoty 

opowiedzieć, kogo spotkał. Zresztą jakie to miało znaczenie?  I tak nie 
znała żadnych jego przyjaciół, poza Carlem Wilhelmem, który miał ich za 
chwilę odwiedzić.

Emanuel podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
- Śmierdzi dziś od rzeki - stwierdził.
- Naprawdę? - zdziwiła się i zerknęła na niego. Właśnie sprzątała ze 

stołu w kuchni.

- No, chyba musiałaś zauważyć.
-  W  takim   razie   nie   będziemy   otwierać   okien   i   drzwi.   Słyszała,   jak 

westchnął ciężko, a po chwili rzekł:

- W zeszłym roku latem nie wydawało mi się tu tak źle. Może raczej 

background image

powinniśmy wynająć mieszkanie gdzieś dalej od rzeki? Płacilibyśmy też 
niższy czynsz. Teraz właściwie ledwie jestem w stanie pokryć wszystkie 
wydatki.

- Sądziłam, że wolisz mieć trawę wokół domu, a nie wstrętne podwórze.
Nie odpowiedział.
Podeszła do niego i pogłaskała po plecach.
- Co się z tobą dzieje, Emanuelu? Jesteś jakiś osowiały. Czyżby coś się 

stało?

- Stało się! - powtórzył podniesionym głosem. - Nie potrafię tak żyć, 

Elise!   Wiem,   że   powinienem   już   dawno   wynająć   poddasze,   ale   chory 
jestem na samą myśl, że będzie mi się tu kręcił jeszcze ktoś obcy! Jakaś 
rodzina będzie gotować i jeść w naszej kuchni, hałasować na schodach, a 
nad głowami słyszeć będziemy ich rozmowy. Potrzebuję trochę przestrzeni 
wokół siebie, od czasu do czasu pobyć sam, zamknąć się w pokoju nie 
niepokojony   przez   nikogo.   Wiem,   że   brzmi   to   trochę   jak   narzekanie 
rozpieszczonego jedynaka, nie zapominaj jednak, że wychowałem się w 
okazałym dworze z wieloma pomieszczeniami, własną sypialnią, dużym 
ogrodem i rozległym widokiem. Duszę się w tym kurniku! A ty tu ciągle 
jeszcze kogoś sprowadzasz!

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że w mieszkaniu w czynszówce byłoby 

jeszcze gorzej? Bywałeś w Andersengarden i widziałeś, jakie panowały 
tam   warunki.   Jeśli   chcemy   płacić   niższy   czynsz   niż   tutaj,   to   stać   nas 
jedynie na mieszkanie jednoizbowe. A wcale niełatwo je dostać. Ludzie 
stoją   w   kolejce,   by   je   zdobyć.   Wiele   z   tych   mieszkań   jest   jeszcze 
mniejszych niż nasze w Andersengarden. W czynszówce za fabryką Hjula 
są takie jednoizbowe mieszkania po sześć, siedem metrów kwadratowych 
z maleńkimi kuchniami. W pięcioro nawet byśmy się tam nie zmieścili. W 
kuchni mogą przebywać jednorazowo nie więcej niż dwie osoby. I mimo 
że używamy  sienników i składanych łóżek, to miejsca tam starczyłoby 
najwyżej dla czworga.

Z zewnątrz doleciały ich głosy i Elise umilkła gwałtownie.
- Już idą?
- Najwyraźniej. Zdejmij fartuch, Elise.
Emanuel   otworzył   drzwi,   a   ona   pośpiesznie   zawiesiła   fartuch   na 

gwoździu wbitym w ścianę. Do środka wszedł Carl Wilhelm, prowadząc 
młodą   jasnowłosą   dziewczynę.   Była   wysoka,   niemal   dorównywała   mu 
wzrostem,  ubrana w  suknię  na szelkach  w biało-niebieskie  paski,  spod 
której   widać   było   białą   koronkową   bluzkę   z   wysoką   stójką.   Na   głowę 
włożyła jasny kapelusz z szerokim rondem, ozdobiony jedwabną wstążką 

background image

w  tym  samym  niebieskim  kolorze  co  paski na  sukience.   Na  piersi  zaś 
przypięła duży niebieski kwiat z jedwabiu. Jasne, gęste włosy związała w 
duży   węzeł   nad   karkiem.   Usta   miała   pełne,   czerwone,   a   oczy   duże   i 
niebieskie.

Elise skuliła się w swojej starej szarej bluzce i brzydkiej spódnicy. Nie 

zdążyła włożyć na siebie odświętnej sukienki, bo nie chciała, by przesiąkła 
zapachami   kuchennymi,   nie   chciała   się   też   poplamić   przy   karmieniu. 
Włosy miała potargane, bo nie spodziewała się gości wcześniej i sądziła, 
że zdąży się jeszcze ze spokojem przygotować.

-   Przepraszam,   że   przychodzimy   za   wcześnie!   -   odezwał   się   Carl 

Wilhelm,   jak   zwykle   uśmiechnięty   i   niefrasobliwy,   po   czym   dokonał 
prezentacji: - To jest Olga Katrine, a to Elise.

Elise   nie   mogła   nie   zauważyć,   jakim   spojrzeniem   obrzuciła   jej   strój 

Olga Katrine.

- Nie zdążyłam się przebrać, przepraszam - rzuciła pośpiesznie. - Ale 

trudno nadążyć ze wszystkim, gdy w domu jest niemowlę. 

Usiłowała się uśmiechnąć, ale wykrzywiła tylko usta w grymasie.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się Olga Katrine przyjaźnie. - To nasza 

wina, przyszliśmy za wcześnie.

Emanuel poprowadził gości do salonu, Elise zaś pośpiesznie przeszła do 

sypialni,   by   włożyć   czarną   odświętną   sukienkę.   Czuła,   że   ten   wieczór 
będzie dla niej koszmarem. Za chwilę Hugo zacznie płakać, jak zwykle o 
tej porze, a gdy  go wreszcie  zdoła uspokoić,  do domu wrócą chłopcy. 
Nawet jeśli Carl Wilhelm nie ubolewał wcześniej nad losem Emanuela, to 
z   pewnością   po   tej   wizycie   będzie   pełen   współczucia.   Olga   Katrine, 
zaprzyjaźniona z Signe, uważnie się wszystkiemu przyjrzy i przekaże co 
trzeba   dalej.   Przede   wszystkim   to,   że   Emanuel   jest   podenerwowany   i 
niezadowolony, i nie wygląda na szczęśliwego małżonka.

Elise usiłowała się przejrzeć w lusterku, ale w sypialni panował mrok i 

nie   dostrzegła   swojego   odbicia.   Zresztą   co   mogę   zrobić   ze   swym 
wyglądem,   pomyślała   zrezygnowana.   Suknia   jest   staromodna   i   mocno 
znoszona, powinnam umyć włosy, a buty najchętniej bym ukryła.

Usłyszała w salonie głośny śmiech i ożywioną rozmowę. Emanuelowi 

najwyraźniej poprawił się humor. Pośpiesznie nastawiła czajnik z wodą na 
kawę, ułożyła racuchy na porcelanowym półmisku Emanuela i wyjęła z 
szafy dzbanuszek na mleko, modląc się w duchu, by Hugo jeszcze nie 
zaczął płakać.

Gdy   weszła   do   salonu   z   racuchami   i   mlekiem,   rozmowa   ucichła. 

Zauważyła, że Olga Katrine zmierzyła ją zaciekawionym wzrokiem, ale w 

background image

jej spojrzeniu nie dostrzegła lekceważenia, raczej współczucie. To było 
jeszcze gorsze. Przed szyderstwem i pogardą potrafi się bronić, ale nie 
przed litością.

- Racuchy? - odezwał się Carl Wilhelm zachwycony. - Nie jadłem ich od 

dzieciństwa. Nasza gosposia zwykle robiła mi je, gdy mamy z ojcem nie 
było w domu. Mama nie lubiła tego, bo uważała, że są niezdrowe - zaśmiał 
się.

Olga Katrine pośpiesznie zagadnęła Elise:
- Jaką ma pani śliczną suknię, pani Ringstad. Należy pani do nielicznych 

kobiet, którym do twarzy jest w czarnym kolorze. Uważam, że czerń jest 
bardzo elegancka, ale do mojej cery zupełnie nie pasuje.

-   O,   Elise   we   wszystkim   jest   do   twarzy   -   dodał   Carl   Wilhelm 

zawstydzony. Zapewne zorientował się, że jego uwagi na temat racuchów 
były   dość   niezręczne.   -   Ojciec   prosił,   bym   przekazał   serdeczne 
pozdrowienia. Zawsze się wypytuje o panią i chłopców. O dziwo, choć 
spotyka bardzo wielu ludzi w pracy i prywatnie, mało kto zrobił na nim 
takie wrażenie.

Pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkał nikogo, kto mieszka nad 

rzeką, pomyślała Elise i uśmiechnęła się speszona. Poza tym pewnie by na 
nich nie zwrócił uwagi, gdyby Peder nie był taką gadułą. Ich warunki 
życia zrobiły na nim największe wrażenie.

Mimowolnie   pomyślała   o   swoim   opowiadaniu.   Skoro   pan   Wang--

Olafsen   senior   był   wstrząśnięty,   zobaczywszy,   jak   żyją,   a   przecież   nie 
należą do tych najuboższych w dzielnicy, to może jest nadzieja, że historia 
Mathilde też zwróci uwagę uprzywilejowanej warstwy w społeczeństwie.

- Pewnie bardziej niż na Elise zwrócił uwagę na Pedera - odezwał się 

Emanuel.

Elise popatrzyła na niego zdumiona. Odniosła wrażenie, jakby mu się 

nie spodobały te pochwały wypowiedziane pod jej adresem. Olga Katrine 
roześmiała się.

-   O   tak,   opowiadał   o   Pederze.   Mam   nadzieję,   że   pani   młodszy   brat 

pojawi się w domu, nim wyjdziemy - dodała, zwracając się do Elise. - 
Zabawnie   byłoby   go   poznać.   Pan  Wang-Olafsen   uważa,   że   jest  bardzo 
bystry i ma bardzo trafne obserwacje.

Elise zarumieniła się. Bystry? Trafne obserwacje? To chyba niewłaściwe 

określenia. Peder po prostu plecie wszystko, co mu wpadnie do głowy. 
Pośpiesznie wyszła do kuchni po dzbanek z kawą. Wracając, usłyszała 
Emanuela:

- Niestety, chłopakowi brakuje zdolności. Szczerze mówiąc, obawiam 

background image

się,   że   prędzej   czy   później   zostanie   skierowany   do   szkoły   dla 
upośledzonych.   Niebawem   skończy   dziewięć   lat,   a   nie   potrafi   jeszcze 
czytać. Ćwiczy dużo, ale to nic nie pomaga. Zwykle czyta słowa od końca.

Carl Wilhelm roześmiał się.
- Od końca? To musi brzmieć dość zabawnie. Nic dziwnego, że zrobił 

wrażenie na moim ojcu.

Elise zatrzymała się gwałtownie. Wypowiedź Emanuela była dla niej jak 

policzek. Jak on mógł coś takiego powiedzieć? Przecież doskonale wie, że 
Peder   nie   jest   upośledzony!   Poczuła,   że   krew   odpływa   jej   z   twarzy,   i 
pośpiesznie   odstawiła   dzbanek   na   skrzynkę   od   drewna.   Szkoła   dla 
upośledzonych? Boże! Jak Emanuel w ogóle mógł coś takiego pomyśleć?

-   Ale   mam   szczerą   nadzieję,   że   chłopiec   nie   trafi   do   szkoły   dla 

upośledzonych - odezwał się przerażony Carl Wilhelm. - Byłem raz w 
takiej   szkole   i   nigdy   tego   nie   zapomnę.   Syn   mojej   niani   został 
umieszczony w takim ośrodku, gdy ona nie miała już dłużej siły się nim 
zajmować. Było to jej jedyne dziecko i urodziła je już po czterdziestce. 
Chłopiec przyszedł na świat z porażeniem mózgowym. Odwiedzała go w 
każdą niedzielę i kiedyś zabrała mnie tam ze sobą. W jednej sali leżało 
pięćdziesięciu   chłopców   w   różnym   wieku.   Jedni   naznaczeni   byli 
głębokimi   upośledzeniami,   inni   mieli   jedynie   trudności   z 
przystosowaniem.   Jedni   kradli,   inni   przejawiali   chore   skłonności 
seksualne.   A  niektórzy   byli   na   wskroś   zdemoralizowani.   Synek   niani 
płakał za każdym razem, gdy go odwiedzała, i błagał, by zabrała go do 
domu. Był przerażony i zrozpaczony. Nigdy nie zapomnę jego oczu. A 
niania nic nie mogła zrobić. Przebywał tam przez cztery lata, po czym 
umarł.

Elise   zadrżała   i   musiała   się   oprzeć   o   ścianę,   by   się   nie   przewrócić. 

Nigdy, poprzysięgła sobie w duchu. Żadna siła na ziemi nie skłoni mnie, 
żebym umieściła Pedera w takim miejscu!

W salonie zapadła cisza. Zapewne historia opowiedziana przez Carla 

Wilhelma i na Emanuelu zrobiła wrażenie.

-   Nie   możecie   opłacić   mu   guwernantki,   która   by   pomagała   mu   w 

lekcjach?  - zapytała niewinnie Olga Katrine. - Może on po prostu jest 
trochę leniwy i powinien poświęcić więcej czasu na odrabianie lekcji?

- Właśnie. Też to wciąż powtarzam - wtrącił się Emanuel. - Tylko że 

Elise zbytnio mu pobłaża.

Elise wyprostowała się jak struna, chwyciła dzbanek z kawą i weszła do 

salonu ze słowami:

- Peder musi pracować po szkole, żebyśmy dali radę związać koniec z 

background image

końcem - wyjaśniła ze spokojem, choć w środku dygotała. - Wraca do 
domu późno i jest zmęczony. Zaciska jednak zęby i stara się, jak może. 
Takich ludzi jak my nie stać na guwernantkę.

Przy stole zapadła cisza. Emanuel posłał jej ponure spojrzenie, a goście 

wyglądali   na   wyraźnie   zakłopotanych.   O   tak,   zapowiada   się   wspaniały 
wieczór,   pomyślała   Elise.   Emanuel   mnie   obarczy   winą   za   nieudane 
spotkanie. Nie mogła jednak udawać, że nie słyszy, gdy mówią o Pederze 
jak o upośledzonym dziecku!

W tej samej chwili rozległ się płacz Hugo. Elise nalała pośpiesznie kawy 

do filiżanek i poczęstowała gości racuchami, po czym, burknąwszy coś na 
swoje usprawiedliwienie, wyszła z salonu. Zamierzała nakarmić Hugo w 
sypialni, ale było tam za zimno, dlatego usiadła z dzieckiem w kuchni, tak 
jak zwykle, i zmuszona była słuchać rozmowy w salonie, czego wolałaby 
uniknąć.  Drzwi  musiały   być otwarte,  by   do salonu  wpadało  ciepło,  bo 
Emanuel nie zgadzał się palić w tamtym pomieszczeniu.

Domyśliła się, że rozmawiają o okresie, kiedy pełnili służbę wojskową 

niedaleko Kongsvinger. Olga Katrine co chwila wtrącała się do rozmowy i 
choć Elise nie słyszała każdego jej słowa, zorientowała się, że spędzili ze 
sobą wówczas wiele czasu. Wciąż wspominali orkiestrę wojskową, tańce, 
ogniska i rozrywki. Można by odnieść wrażenie, że cała ta służba polegała 
na   zabawie,   pomyślała   Elise,   przypominając   sobie   równocześnie,   jak 
bardzo się bała o Emanuela i jak szczerze mu współczuła.

Teraz to już jesteś niesprawiedliwa, upomniała się w duchu surowo. Oni 

po prostu chcą pamiętać tylko te wesołe chwile, a strach i napięcie ukryli 
gdzieś głęboko. To oczywiste, że się bali. Spodziewali się przecież lada 
chwila szwedzkiego natarcia.

- Pamiętam, jak szukaliśmy ciebie i Signe i znaleźliśmy was w piwnicy 

na   ziemniaki!   -   usłyszała   nagle   wybuchającą   śmiechem   Olgę   Katrine, 
która zaraz jednak została uciszona.

A więc chowali się nie tylko w stodole, pomyślała Elise z niesmakiem.
Nagle usłyszała pośpieszne kroki i ożywione chłopięce głosy, po czym 

do domu wpadli z impetem Peder, Kristian i Evert.

- Wiesz co, Elise? - Peder z trudem łapał oddech. - Pamiętasz, jak ci 

opowiadałem o kocie pani Olsen z Lofotgata, o tym, co jada kotlety?

- Peder! - zawołał Emanuel tonem przywołującym chłopca do porządku. 

- Chodź tu i przywitaj się z gośćmi!

Peder pośpiesznie zdjął czapkę i wszedł do salonu, a za nim Kristian i 

Evert.

- Ale umyj najpierw ręce! Jak ty wyglądasz!

background image

Chłopcy   pobiegli   z   powrotem   do   kuchni,   nalali   zimnej   wody   do 

miednicy, szybko opłukali ręce, resztki brudu wytarli w ręcznik i czym 
prędzej wrócili do salonu. Zapewne zdążyli zauważyć na stole półmisek z 
racuchami.

- Co ty mówiłeś o tym kocie pani Olsen z Lofotgata?
-   Że   dostaje   kotlety!   Zupełnie   jak   jakiś   hrabia.  Ale   dziś   pani   Olsen 

tłumaczyła się kotu i przepraszała go, że nie został dla niego żaden kotlet. 
Wtedy kot tak się zezłościł, że rzucił się na nią i podrapał ją w łydkę.

Emanuel, Carl Wilhelm i Olga Katrine wybuchnęli śmiechem.
-   Myślisz,   że   kot   rozumiał,   co   do   niego   powiedziała   pani   Olsen?   - 

zapytał Carl Wilhelm rozbawiony.

.   -   Pewnie!   Koty   nie   są   głupie,   ten   jest   tylko   rozpieszczony.   Troje 

dorosłych znów parsknęło śmiechem.

- Koty nie rozumieją, co mówią ludzie, Peder. - Carl Wilhelm zwracał 

się do chłopca jak do małego dziecka. - Ten się po prostu rozzłościł z 
innego powodu.

- O nie! Sami to widzieliśmy. On rzucił się na panią Olsen. Tylko że ona 

nie jest taka jak inni ludzie, ona jest bogata.

-   Gdyby   była   bogata,   nie   mieszkałaby   tu,   w   pobliżu   -   rzucił   oschle 

Emanuel.

- A gdzie jest Lofotgata? - zainteresowała się Olga Katrine.
- Właściwie to nie jest żadna ulica, tylko nazwa domu: Lofotgata jeden - 

wyjaśnił Emanuel.

-   Spotkaliśmy   też   dziś  Węglarza   -   ciągnął   Peder   niespeszony,   wciąż 

sapiąc od szybkiego biegu. - Zamachnął się, żeby nas przegonić, ale wtedy 
pojawił się Szmaciarz i pogroził mu pustą butelką. Potem widzieliśmy też 
pana   „Obróć   się".   Nie   widziałem   go,   odkąd   wyprowadziliśmy   się   z 
Andersengarden, ale nic się nie zmienił.

Olga Katrine zaśmiała się.
- Nazywacie go panem „Obróć się"?
- Tak, bo on obraca się z czapką i śpiewa: „Obróć się, obróć się, obróć 

się tak jak na gałązce ptak", i wtedy zawsze ktoś mu wrzuca do torebki z 
gazety   dziesięcioorówkę.   On   na   to   dziękuje   i   mówi:   „Niech   Bóg   cię 
błogosławi", i odchodzi.

- W takiej okolicy z pewnością roi się od dziwaków - odezwał się Carl 

Wilhelm.   Elise   nie   podejrzewała   go   o   złośliwość,   ale   dotknęło   ją 
określenie „w takiej okolicy".

-   Mamy   nawet   jednego   głupka,   który   ściąga   spodnie   przed 

dziewczynami i śpiewa: „ Agnes, mój cudny motylku, złapię cię żywą i 

background image

zamknę w drewutni i..."

-   Peder,   dość!   -   ostrym   głosem   odezwał   się   Emanuel.   -   Jest   późno. 

Kładźcie się już! Do spania!

Chłopcy natychmiast go posłuchali. Kristian i Evert nie odezwali się ani 

słowem.

Peder wszedł do kuchni i popatrzył nieszczęśliwy na Elise.
- Nie chciałem powiedzieć nic złego.
-   Wiem,   Peder.  Ale   przecież   pamiętasz   chyba,   że   nie   opowiadamy 

obcym o Nicolaisenie. Bo to, co robi, jest nieładne.

- Ale oni pytali o różnych dziwaków.
Elise skinęła głową i by skończyć już ten temat, oznajmiła:
- Na piecu zostawiłam dla was racuchy, po dwa dla każdego. Potem 

rozłożycie łóżko i położycie się.

-   Dlaczego   nie   możemy   spać   na   poddaszu,   skoro   nikt   inny   tam   nie 

mieszka?

-   Będziemy   musieli   wynająć   poddasze,   ale   na   razie   jeszcze   nie 

zdążyliśmy tego zrobić.

Bezwiednie pomyślała znów o Hildzie. Wcześniej zdawało jej się, że 

siostra marzyłaby o tym, by wprowadzić się na poddasze ich domu, ale 
gdy widziały się ostatnio, nie odniosła takiego wrażenia. Znów ogarnął ją 
głęboki niepokój. Dlaczego Hilda była taka zgaszona?

Skończyła właśnie przewijać Hugo na noc i ułożyła go w kołysce. Malec 

uśmiechnął się do niej zaspany, nim zamknął oczka. Właśnie zamierzała 
pójść do salonu do pozostałych, gdy usłyszała Carla Wilhelma:

-   Nie   sądzę,   by   Peder   był   upośledzony,   Emanuelu.   Jego   kłopoty   w 

szkole wynikają zapewne z innego powodu.

- Nie wiem już sam, co o tym myśleć - usłyszała odpowiedź Emanuela. - 

Ale gdy dziewięcioletni chłopak opowiada obcym o jakimś zboczeńcu, to 
moim zdaniem świadczy to o braku inteligencji.

Elise   zerknęła   na   chłopców.   Wszyscy   trzej   leżeli   cicho   z   szeroko 

otwartymi oczami, nasłuchując rozmowy w salonie.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Kiedy następnego ranka chłopcy zbierali się do szkoły, Peder stanął w 

drzwiach i posłał Elise przestraszone spojrzenie.

- Co to znaczy być upośledzonym, Elise?
Wzdrygnęła   się   i   popatrzyła   na   niego   przerażona.   Dopiero   teraz 

zauważyła, że brat ma czerwone i spuchnięte od płaczu oczy.

background image

- Dlaczego pytasz?
- Słyszałem ich rozmowę.
- Chyba się tym nie przejmujesz? Przecież oni pili alkohol, a wtedy 

ludzie opowiadają różne głupstwa.

- Ale ja się pytałem, co to znaczy upośledzony?
- Ee, to tylko taki żart - usiłowała się wywinąć od odpowiedzi Elise.
- Dlatego, że nie potrafię czytać?
- Emanuel uważa, że powinieneś poświęcić więcej czasu na lekcje. Jego 

zdaniem za bardzo ci pobłażam.

- Ale przecież ja odrabiam lekcje co wieczór! - chlipnął i pośpiesznie 

wytarł rękawem łzy.

-   Wiem   o   tym,   Peder.   Ale   może   powinniśmy   jeszcze   bardziej   się 

przyłożyć?

- To nic nie pomoże, Elise - odparł łamiącym się głosem. - Obojętnie, 

jak długo ćwiczę, litery i tak tańczą mi przed oczami.

Elise poklepała go po policzku.
- Pomogę ci, Peder. Od jutra będziemy siedzieć dłużej nad lekcjami. 

Teraz jednak już biegnij, żebyś się nie spóźnił.

Stała w oknie i patrzyła za nim zatroskana jeszcze długo po tym, jak 

zniknął jej z oczu.

- Coś się stało? - Emanuel, który dopiero co wstał, podszedł do niej.
- Peder słyszał waszą wczorajszą rozmowę.
- A co takiego usłyszał?
- Że zastanawialiście się, czy nie jest upośledzony.
- Nie powiedziałem,  że jest upośledzony, tylko że świadczy  o braku 

inteligencji,  jeśli ktoś opowiada  nieznajomym gościom  o zboczeńcu. A 
może raczej powinienem stwierdzić, że to dowód braku wychowania?

Odwróciła się i popatrzyła mu w oczy.
- Uważasz, że ja go źle wychowałam?
-   Tak,   ty   i   twoja   mama.   Poprosiłem   go,   by   przyszedł   i   grzecznie 

przywitał   się   z   gośćmi,   on   tymczasem   zaczął   paplać   o   kocie   sąsiadki, 
Węglarzu i Szmaciarzu, o pijanym śpiewaku ulicznym i co mu tam jeszcze 
ślina na język przyniosła. Jak sądzisz, co Carl Wilhelm i Olga Katrine 
sobie o nas pomyślą? Pewnie wydaje im się, że zadajemy się z najgorszym 
dziadostwem! Myślałem, że się spalę ze wstydu.

- Zaczynam się zastanawiać, czym ty się właściwie zajmowałeś przez te 

osiem  lat   w  Armii   Zbawienia.   Myślałam,   że   właśnie   w  dzielnicach   na 
wschód od rzeki mieliście najwięcej pracy.

- Co innego jest pomagać biedakom, a co innego mieszkać razem z nimi.

background image

- Sam tak wybrałeś.
- Nie wiedziałem, na co się decyduję.
- To znaczy, że żałujesz?
Poruszył   się   niespokojnie,   najwyraźniej   nie   miał   ochoty   odpowiadać 

wprost na jej pytanie.

-   Bardzo   mi   przykro,   Emanuelu.   Pamiętasz,   co   ci   mówiłam  tamtego 

wieczoru, gdy mi się oświadczyłeś? Stwierdziłam, że miłość cię zaślepiła, 
skoro oświadczasz się ubogiej robotnicy. Innego wytłumaczenia nie ma. 
„Nie   jestem   ślepy"   -   odpowiedziałeś.   „Jeszcze   nigdy   w   życiu   nie 
widziałem tak wyraźnie". Może teraz wreszcie zrozumiałeś, o co mi wtedy 
chodziło. Twój dramat jednak polega  na tym,  że jest już za późno. W 
naszej  dzielnicy  nikt się   nie  rozwodzi,  bo  to   kosztuje.  Poza  tym  tylko 
okrylibyśmy wstydem twoją i moją rodzinę.

-   Nie   wspomniałem   o   rozwodzie.   Nigdy   o   tym   nie   myślałem.   Nie 

rozumiem, dlaczego w ogóle o tym mówisz.

- Bo dajesz mi do zrozumienia, że żałujesz, że się ze mną ożeniłeś. Co 

według ciebie powinniśmy zrobić?

Pokręcił głową bezradny i zagubiony.
- Nie wiem. Pewnie będę musiał jakoś wytrzymać.
- Zabrzmiało to niezbyt miło.
-   I   to   jest   właśnie   najgorsze.   Żyjąc   w   takich   warunkach,   staję   się 

gorszym   człowiekiem.   Takie   życie   mnie   wykańcza,   targa   mi   nerwy   i 
zakłóca   nocny   sen.  Trudno   wówczas  być   miłym.   Ożeniłem  się   z   tobą, 
Elise, a nie z trzema hałaśliwymi dorastającymi chłopaczyskami i z... - 
umilkł gwałtownie.

- Z rudym bękartem, to chciałeś powiedzieć? - odparowała gniewnie i 

poczuła   ogromne   rozczarowanie.   Przecież   Emanuel   zaproponował   jej 
małżeństwo, wiedząc, że urodzi dziecko będące owocem gwałtu.

-  Właśnie.  Wiedziałem,   że   spodziewasz   się   dziecka,   nie   przyszło   mi 

jednak do głowy, że będzie ono wierną kopią swojego ojca. Nie miałem 
zresztą pojęcia, kto jest jego ojcem. Pierwsze, na co zwrócił uwagę Carl 
Wilhelm u Hugo, to  jego rude włosy, które  zaczynają się  kręcić.  Olga 
Katrine zdziwiła się, że mały nie jest w ogóle podobny ani do ciebie, ani 
do mnie. Wiesz, co powiedziała niby żartem? „Jesteś pewien, Emanuelu, 
że jesteś ojcem tego dziecka?" Z każdym miesiącem będzie coraz gorzej. 
Któregoś   pięknego   dnia   ktoś   wreszcie   zauważy,   do   kogo   jest   podobny 
Hugo. Zwłaszcza  jeśli  twój  wielbiciel  będzie  się  bez  przerwy  kręcił  w 
okolicach mostu, by popatrzeć na ciebie i swojego bękarta.

Elise   zapłonęła   z   gniewu   i   niewiele   się   namyślając,   wymierzyła 

background image

Emanuelowi siarczysty policzek.

- Jak śmiesz mówić coś takiego? Nazywasz swojego syna bękartem? 

Nigdy   bym   się   tego   po   tobie   nie   spodziewała,   Emanuelu.   Przyrzekłeś 
zaopiekować   się   nim   jak   własnym   synem,   mieliśmy   żyć   jak   normalna 
rodzina,   nikt   oprócz   nas   nie   miał   poznać   prawdy.   Tymczasem   ty,   po 
pijanemu,   wygadałeś   się   swojej   kochance,   która   z   kolei   powtórzyła   to 
Karolinę, a ona twoim rodzicom. To twoja wina, że nasza tajemnica nie 
jest już dla nikogo tajemnicą! To ty wszystko zepsułeś! Sam jesteś winny 
temu,   że   twoje   życie   stało   się   nie   do   wytrzymania,   a   ty   czujesz   się 
nieszczęśliwy. To wyrzuty sumienia czynią z ciebie gorszego człowieka, a 
nie bieda! Sobie samemu podziękuj za to, co się stało!

Wyrzuciwszy z siebie cały gniew, przecisnęła się obok niego i pobiegła 

do sypialni. Rzuciwszy się na łóżko, wybuchnęła płaczem.

Sądziła, że przyjdzie za nią i będzie próbował się pogodzić, ale się nie 

doczekała. Uspokoiwszy się w końcu, zastanowiła się nad słowami, jakie 
między nimi padły. Czy Emanuel słyszał plotki o tym, że Ansgar nadal 
krąży w okolicy i że domyśla się, iż Hugo jest jego dzieckiem? Skąd mógł 
się o tym dowiedzieć?

A więc Emanuel żałuje... Czy rzeczywiście tylko dlatego, że dom jest za 

mały, od rzeki ciągnie wilgoć i nie stać ich na lepsze jedzenie? A może 
żałuje z powodu Signe?

Zabolało ją to. Sądziła, że jakoś dadzą temu radę. Czuła, że ich miłość 

jest silna na tyle, że zniesie zarówno głód, jak i tęsknotę. Mimo że nie była 
zakochana w Emanuelu tak jak w Johanie, zauważyła, że z czasem darzyła 
go coraz większym uczuciem. Myślała, że przeszłość powoli zatrze się w 
pamięci,   a   to,   co   łączyło   ją   z   Johanem,   w   końcu   stanie   się   bladym 
wspomnieniem i Emanuel zdobędzie całą jej miłość.

Otarła łzy i podniosła się z łóżka. Co za dziecinada! Które małżeństwa 

tu, nad Aker, mają czas i siły, by zastanawiać się nad miłością. Ludzie się 
zakochują, pobierają i mają dzieci, a życie jest, jakie jest. Albo płynie 
spokojnie, albo pędzi niczym rwący nurt. Co się stało, to się nie odstanie i 
nic więcej nie da się zrobić.

Żony   robotników   rodziły   dzieci   rok   po   roku   i   gdyby   je   zapytać,   ile 

radości miały, płodząc je, rodząc i wychowując, zaśmiałyby się szyderczo. 
Życie to życie, trzeba się starać jedynie dawać sobie w nim radę. Kobiety 
płaczą   odrobinę,   gdy   najstarsze   dziecko   opuszcza   gniazdo   rodzinne, 
niektóre z oczami pełnymi łez stoją na nabrzeżu i patrzą na tego, który 
wybiera się za ocean szukać szczęścia w osławionej Ameryce. Poza tym 
jednak ich codzienność składa się jedynie z pracy i znoju.

background image

Z nią i z Emanuelem będzie podobnie. Oby tylko Emanuelowi urodziły 

się   jego   własne   dzieci   i   przestał   myśleć   o  Ansgarze   rudzielcu.  A  jak 
chłopcy ukończą szkołę i znajdą porządną pracę, wszystko będzie lepiej. Z 
czasem   Emanuel   przywyknie   zarówno   do   cuchnącej   rzeki,   hałasu 
dzieciaków,   jak   i   smażonej   ryby   na   obiad.   Przestanie   wspominać 
przestronne izby we dworze w Ringstad i mięsne klopsy swojej mamy.

Gdyby tylko Signe i jej dziecko zniknęli z ich życia...
Nagle   Elise   zauważyła,   że   drzwi   się   powoli   uchylają,   i   usłyszała 

niepewny głos Emanuela:

- Wychodzę.
Elise wstała z łóżka i zapytała:
- Zapakowałeś drugie śniadanie i termos z kawą?
- Tak, dziękuję.
- Wrócisz późno?
- Nie, wrócę prosto do domu - odparł i dodał po cichu z ociąganiem: - 

Przepraszam.

- To ja chciałam cię przeprosić.
- W takim razie zgoda?
Pokiwała głową i zdobyła się na uśmiech.
- Jakoś sobie z tym poradzimy, Emanuelu. Po prostu musimy tylko dać 

sobie więcej czasu.

Odwzajemnił się jej uśmiechem.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. Nie zasługuję na ciebie.
- Bzdura. Poraniliśmy sobie głowy, waląc w mur, na jaki trafiliśmy, ale 

kiedy rany się zagoją, będziemy pewnie silniejsi i ruszymy dalej.

- Miejmy nadzieję.
Poznała po nim, że nie jest co do tego do końca przekonany. Sprawiło jej 

to przykrość. A kiedy wyszedł i wróciła do własnych zajęć, uświadomiła 
sobie, że i ona ma wątpliwości. Co jednak pozostaje im innego?

Nie mają wyboru. Kłótnie i wypominanie niczego nie rozwiążą.
-   Musimy   sobie   jakoś   poradzić   -   mruknęła   półgłosem   do   siebie. 

Rozłożyła   tkaninę   od   pani   Paulsen   na   stole   w   salonie   i   przyczepiła 
szpilkami poszczególne części wykroju.

Tego   samego   wieczoru,   gdy   chłopcy   już   się   położyli,   udała   się   po-

śpiesznie na wzgórze Aker. Miała nadzieję, że Hilda skończyła pracę i 
będzie miała chwilę czasu, by z nią spokojnie porozmawiać. Tymczasem 
otworzyła jej kucharka i oznajmiła, że Hilda nie czuje się dobrze i nie 
przyjmuje gości.

Elise   wróciła   zmartwiona   do   domu.   Kiedy   spotkała   Hildę   w   sobotę, 

background image

siostra nic nie wspomniała, że czuje się gorzej. Dlaczego nie przyjmuje 
odwiedzin? Kucharka przecież mogła jej powiedzieć, że przyszła siostra. 
Hilda ma własny pokój z wejściem od kuchni, więc Elise nikomu by nie 
przeszkadzała, wchodząc tamtędy.

A może siostra powiedziała o wszystkim majstrowi, jak jej radziła, a on, 

zdenerwowany, zamknął ją w jej pokoju i zamierza trzymać pod kluczem 
aż do porodu, by mieć pewność, że nie ucieknie z dzieckiem?

Poczekała do czwartku i ponownie udała się na wzgórze. Tym razem ku 

swemu przerażeniu natknęła się na samego majstra. Wyglądało na to, że 
właśnie wrócił do domu i zamierzał zamknąć za sobą drzwi wejściowe, 
gdy ją zauważył.

- O co chodzi? - zapytał, zatrzymując się gwałtownie.
- Chciałam tylko coś przekazać Hildzie.
- Ona nie czuje się dobrze i nie przyjmuje gości.
Był rzeczowy i odpychający, tak że Elise zorientowała się natychmiast, 

że niczego nie wskóra, podjęła jednak ostatnią próbę:

- Może mogłabym zajrzeć do niej na dwie minuty i przekazać jej ważną 

wiadomość?

- Proszę powiedzieć, o co chodzi, a ja jej przekażę - rzekł, odwracając 

się plecami i wchodząc do środka.

-   Muszę   z   nią   porozmawiać,   panie   Paulsen!   Ktoś   z   rodziny   ciężko 

zachorował - rzekła, wstrzymując oddech. Kłamstwo z łatwością przeszło 
jej   przez   gardło,   bo   coś   w   postawie   majstra   tylko   utwierdziło   ją   w 
przekonaniu, że dzieje się coś niedobrego. Majster zawsze traktował ją 
przyjaźnie, zwłaszcza odkąd związał się z Hildą. Zapłacił za pobyt mamy 
w sanatorium i zadbał o to, by odwieziono Elise do domu, gdy upadła na 
lodzie i o mało złamała sobie nogę. Musi być jakiś powód, dla którego 
teraz zachowuje się tak nieuprzejmie.

- Hilda i tak nic nie pomoże, bo leży w łóżku. Nie chcę jej niepokoić 

tym, że w rodzinie są jakieś kłopoty - dodał i zatrzasnął jej przed nosem 
drzwi.

Elise   stała   na   schodach,   a   serce   waliło   jej   ze   strachu   i   gniewu.   Jak 

można traktować kogoś w taki sposób?! A gdyby to była prawda? Gdyby 
na przykład mama leżała na łożu śmierci albo któryś z chłopców ciężko 
zachorował? Majster nawet nie zapytał, o kogo chodzi!

Wzburzona,   z   gardłem   ściśniętym   od   płaczu   zeszła   pośpiesznie   '   po 

schodach   i  ruszyła   w  stronę   bramy.   Jeśli   „Verdens  Gang"  przyjmie   jej 
opowiadanie do druku, to w kolejnym opisze majstra! Będzie miał się z 
pyszna,   gdy   przeczyta   je   w   gazecie   i   rozpozna   siebie   w   głównym 

background image

bohaterze. Napisze o Hildzie, zaledwie szesnastoletniej dziewczynie, która 
została   wykorzystana   przez   majstra   w   fabryce,   a   potem   podstępnie 
nakłoniona przez niego do oddania dziecka. Opisze zachwyt Hildy nad 
pięknym szalem, a także wspomni, że sprzedawała swe ciało za tego typu 
drobne radości, ponieważ sama nic nigdy nie miała. Przedstawi dziecinną 
naiwność Hildy, która wierzyła każdemu jego słowu, gdy ją zapewniał, że 
zajmie się nią i dzieckiem. On zaś tymczasem planował oddać dziecko 
swojemu bratankowi, który wraz z żoną nie mógł mieć własnych dzieci.

Gdy taka historia ukaże się drukiem, wywoła prawdziwe poruszenie. 

Matki ogarnie gniew i wściekłość na majstra. Zapanuje atmosfera odwetu. 
Zażądają, by oddał Hildzie syna, a także pozwolił, by dziecko, które ma 
urodzić, pozostało przy niej. Rozgorzeje dyskusja wśród polityków, którzy 
stwierdzą,   że   istnieją   granice   wykorzystywania   ubogich   robotnic,   że 
należy   pobudować   więcej   mieszkań   dla   robotników   i   znacznie 
podwyższyć ich wynagrodzenia.

Poczuła, jak serce bije jej mocno na samą tylko myśl o tym. W słowach 

tkwi   ogromna   siła,   pomyślała.   Ktoś,   kto   potrafi   się   wypowiadać,   kto 
potrafi bronić swojego zdania i skłonić innych, by go słuchali, ma w swym 
ręku potężną moc i możliwości dokonywania przemian w społeczeństwie!

Rozważania   te   tak   ją   podniosły   na   duchu,   że   zniknął   gniew.   Miała 

wrażenie, że unosi się nad ziemią. W wyobraźni widziała już swoje zdjęcie 
w gazecie pod wielkim nagłówkiem: 

HISTORIA,   KTÓRA   WSTRZĄSNĘŁA   CAŁYM   NARODEM 

NORWESKIM,   a   dalej   długi   artykuł   o   ustawach   i   przedsięwzięciach, 
jakich dokonano dzięki ubogiej robotnicy mieszkającej przy Beierbrua.

Pogrążona w rozmyślaniach, ocknęła się nagle, gdy ktoś zawołał ją po 

imieniu. Podniosła wzrok i zauważyła zbliżającą się ku niej ciemną postać. 
Nawet w mdłym świetle samotnej latarni gazowej poznała od razu, że to 
Johan.

- Sama chodzisz o tak późnej porze? - zagadnął ją wesoło.
- Chciałam porozmawiać z Hildą, ale majster mi nie pozwolił.
- Może jeszcze miała coś do zrobienia? Służące często kończą dopiero o 

dziesiątej, a nawet jedenastej.

- Powiedział, że jest chora i nie przyjmuje gości. Johan patrzył na nią w 

milczeniu.

- Czy coś jest nie tak? - zapytał wreszcie.
- Nie wiem - odparła i głos jej się załamał. - Boję się o nią, Johanie.
- Ależ Elise, kochana, co ci jest? Próbowała wziąć się w garść.
- Spotkałam ją w sobotę. Była jakaś dziwna.

background image

- Jak to dziwna?
- Prawie się nie odzywała, ona, której zwykle buzia się nie zamyka. 

Gdyby jeszcze się złościła i była rozgoryczona, jak to z nią często bywa! 
Ale nie, ona milczała. Przez moment, co prawda, jej twarz wykrzywiła się 
ze złości, zaraz jednak znowu przygasła. Kiedy ją zapytałam, co zamierza 
zrobić   po   porodzie,   odpowiedziała   tylko,   że   poradzi   sobie,   nas   nie 
niepokojąc. Bałam się, że zdenerwuje się na mnie, że przyjęłam szycie od 
młodej pani Paulsen, ale nawet to nie zrobiło na niej wrażenia.

- Czy to po tej historii z Mathilde jesteś taka przewrażliwiona?
Elise drgnęła. Bała się przyznać przed sobą, że tak jest, ale teraz, gdy 

Johan   powiedział   o   tym   wprost,   jej   strach   tylko   się   nasilił.   Pokiwała 
głową.

- Hilda jest zupełnie innym typem człowieka, Elise - próbował uspokoić 

ją Johan. - Z Mathilde było inaczej. Ona zrezygnowała, zanim podjęła 
jakąkolwiek   próbę.   Hilda   postanowiła   zatrzymać   dziecko   dla   siebie, 
znaleźć   jakiś  kąt,   pracę  i  poradzić   sobie   bez  pomocy   innych.  I  to   jest 
godne podziwu! Ona ma w sobie zarówno przekorę, jak i siłę przebicia, 
które są niezbędne, by dać sobie radę w życiu.

- Mnie się też tak zdawało, ale po naszym spotkaniu w sobotę zaczęłam 

powątpiewać. Było w niej coś takiego obcego. Trudno mi to wyjaśnić, 
wiem   tylko,   że   nie   była   sobą.   Teraz   nabrałam   podejrzeń,   że   Paulsen 
przejrzał jej plany i trzyma ją pod kluczem.

- Coś ty? Sądzisz, ze przetrzymuje ją wbrew jej woli? - W głosie Johana 

zabrzmiało przerażenie.

-   Pan   Paulsen   Junior   i   jego   żona   sądzą,   że   za   miesiąc   zaadoptują 

dziecko, i bardzo się z tego cieszą. Opowiedziała mi historię młodej matki, 
której narzeczony zginął w wypadku w fabryce, nim zdążyli się pobrać, 
wyjaśniając,  że  ta   dziewczyna  nie  ma   innego  wyjścia,   jak  tylko  oddać 
dziecko do adopcji. Jeśli majster domyślił się, że Hilda ma inne plany... - 
urwała,   zagryzając   wargi.   -   To   wszystko   moja   wina,   Johan   -   dodała 
zduszonym   głosem,   z   trudem   powstrzymując   się   od   płaczu.   - 
Powiedziałam Hildzie, że powinna powiedzieć majstrowi prawdę, by nie 
narazić się na to, że zaraz po porodzie odbiorą jej dziecko. Może mu więc 
powiedziała, a on w odpowiedzi zamknął ją na klucz?

Johan pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie mógłby tak zrobić. Ryzykowałby utratę reputacji, gdyby to wyszło 

na   jaw.   Okryłby   hańbą   siebie   i   całą   rodzinę.   Straciłby   stanowisko   i 
zniszczyłby życie zarówno sobie, jak i swojemu bratankowi.

Elise patrzyła na niego w milczeniu, wreszcie odparła cicho:

background image

- Mówisz tak tylko po to, by mnie pocieszyć, ale sam w to nie wierzysz. 

Doskonale wiesz, że młode, biedne dziewczęta są wykorzystywane przez 
szacownych   obywateli.   Pamiętasz,   jak   rozmawialiśmy   o   powieści 
Albertine   Christiana   Krohga,   w   której   autor   zaatakował   podwójną 
moralność panującą w Kristianii? Gdy tylko książka ukazała się drukiem, 
została zatrzymana przez cenzurę i zakazano jej sprzedaży. Stwierdzono, 
że jest nieprzyzwoita i zagraża moralności, mimo że opisana historia była 
prawdziwa. Johan pokiwał głową.

-   Już   minęło   parę   lat,   ale   pamiętam,   że   z   tego   powodu   tysiące 

robotników wyszło wtedy na ulicę w proteście przeciwko rządowi.

-   Ale   Sverdrup   się   nawet   nie   pokazał   demonstrującym,   całkiem 

zignorował protest. Myślę, że ani powieść, ani marsze protestacyjne nie 
doprowadziły do żadnych zmian. Na Lakkegata i Vika nadal roi się od 
dziewcząt, które zarabiają na ulicy na swe utrzymanie, oferując dobrze 
sytuowanym mężczyznom chwile cielesnych uciech, a ci, którzy rządzą w 
mieście, chronią przedstawicieli własnej warstwy społecznej.

Johan nic nie powiedział, ale była pewna, że się z nią zgadza.
- Skłamałam majstrowi, że w rodzinie ktoś jest ciężko chory, ale i to go 

nie obchodziło. Oświadczył, że Hilda leży w łóżku, więc i tak w niczym 
nie pomoże. Nawet nie zapytał, kto jest chory i na co. Pomyśl tylko, gdyby 
tak na przykład mama zaniemogła? Albo któryś z chłopców?

Johan pokręcił głową wyraźnie wstrząśnięty tym, co mu opowiedziała.
-  Musisz   porozmawiać  z  Emanuelem,  on  na  pewno  zna  wielu  ludzi, 

którzy   mają   wpływy.   Po   sąsiedzku   mieszkają   Carlsenowie,   może   oni 
przemówią   majstrowi   do   rozsądku?   W   najgorszym   wypadku   można 
poinformować o wszystkim Paulsena Juniora. Wątpię, czy zdecydują się 
wziąć dziecko siłą odebrane matce.

Elise przytaknęła. Nie miała odwagi nawet o tym pomyśleć, ale teraz 

uznała, że jest to jedna z możliwości.

-   Dziękuję   ci,   Johanie.   Dobrze   mi   zrobiła   rozmowa   z   tobą.   Byłam 

wzburzona i zła, gdy się rozstałam z majstrem, i nie widziałam żadnego 
wyjścia z tej sytuacji. Szłam więc i wymyślałam sobie, że napiszę artykuł 
do gazety, który wywoła burzę i wstrząśnie całą

Kristiania  - zaśmiała   się.  -  Znasz   mnie,   kiedy   życie  staje  się  nie   do 

zniesienia, uciekam w świat fantazji.

- Nie pamiętasz, co ci mówiłem? Powinnaś zacząć pisać.
- Posłuchałam twojej rady. Zaśmiał się cicho.
- Naprawdę? Spróbowałaś swoich sił?
- Napisałam o Mathilde i o swojej desperackiej próbie uratowania jej od 

background image

śmierci, o tym, co ją pchnęło do takiej decyzji, i o tym, jak zareagowała jej 
mała córeczka. Dziewczynka dowiedziała się, że jej mama nie żyje, ale nie 
rozumiała, że już nigdy do nich nie wróci.

- I co zrobiłaś z tym opowiadaniem? Wysłałaś gdzieś?
- Torkild zajrzał do mnie któregoś dnia i zobaczył na stole w kuchni 

zapisane  kartki. Musiałam więc mu  się  przyznać do swoich literackich 
prób.   Poprosił,   bym   pozwoliła   mu   przeczytać.   Przeraziłam   się.   Byłam 
pewna, że zacznie mnie pocieszać, bym się nie zniechęcała, on tymczasem 
wpadł   w   zachwyt.   Zna   jakiegoś   redaktora   z   „Verdens   Gang"   i   obiecał 
pokazać mu to opowiadanie, ale od tamtej pory nie widziałam się z nim, 
nie mam więc żadnych wiadomości.

Johan zaśmiał się swoim radosnym basem.
- Jakże żałuję, że tego nie czytałem.
- Poproś Torkilda! Gdy mu zwrócą opowiadanie, to je sobie przeczytasz.
- Jesteś pewna, że dostanie je z powrotem? - spytał pogodnym głosem.
Popatrzyła na niego przestraszona.
- A co, sądzisz, że oni wyrzucają nieprzyjęte materiały? Johan zaśmiał 

się głośno.

- A może wydrukują je, a wówczas nie zwrócą ci rękopisu. Chyba że 

każą ci coś poprawić albo coś dopisać, wtedy otrzymasz go z powrotem.

- Wyśmiewasz się ze mnie.
Wyciągnął rękę i w przypływie impulsu pogłaskał Elise po policzku.
- Nie, Elise. Nigdy bym się z ciebie nie śmiał. Trochę tylko zazdroszczę 

Torkildowi, że był twoim pierwszym czytelnikiem. Wszystko jedno, czy 
przyjmą to opowiadanie, czy nie, jestem przekonany, że napisałaś je ze 
swadą. Na pewno jest poruszające i chętnie je przeczytam.

- Tylko dlatego że... - umilkła nagle.
- Dlatego że?
- Nie, tak tylko sobie pomyślałam...
- Dlatego że cię kocham, tak pomyślałaś?
Pokręciła   głową,   przerażona   kierunkiem,   w   jakim   potoczyła   się   ich 

rozmowa.

- Ale to prawda! Kocham cię tak samo jak przedtem, zanim moje życie 

tak się skomplikowało. Niestety jestem też w pełni świadomy, że los chciał 
inaczej i że nigdy nie będziemy razem. Ale przecież możemy pozostać 
przyjaciółmi, prawda? Być jak brat i siostra.

Nie   odpowiedziała,   zdając   sobie   sprawę,   jak   trudno   przyjaźnić   się   z 

kimś, kogo się kocha.

- Myślisz, że nic z tego nie wyjdzie? - zapytał smutnym głosem.

background image

- Nie wiem, Johan. Wydaje mi się, że my oboje poradzilibyśmy sobie z 

tym. Może... Ale pozostali...

- Agnes i Emanuel? Pokiwała głową.
- O Agnes nie musisz się martwić. Dostała, czego chciała, i czuje się 

bezpieczna. Teraz zmieniła zainteresowania.

- Jak to? - Elise popatrzyła na niego zdziwiona.
- Nie warto o tym mówić. Ma męża, który ją utrzymuje, a może nawet z 

czasem zapewni jej lepszą pozycję, no i da jej dziecko. Dlatego może 
skoncentrować całą swoją energię na czymś innym.

- Masz na myśli innych?
- To też.
- Nie wyglądała na zmartwioną, kiedy straciła dziecko.
- Bo i nie była zmartwiona. Ale to nie znaczy, że nie chce mieć dzieci. 

Owszem, chce, ale później.

Elise ku swemu zdumieniu poczuła ukłucie w sercu. Przez moment stali 

w milczeniu.

- Emanuel nadal jest o ciebie zazdrosny i przestałam już się łudzić, że z 

czasem mu to minie - odezwała się wreszcie. - Jestem zaproszona na ślub 
Anny i Torkilda i już zaczęłam się bać. Trudno bez przerwy mieć się na 
baczności. Nie mogę zachowywać się swobodnie, mówić ani robić tego, 
co chcę, bo wszystkiemu przypisywane są najgorsze intencje.

-   Nie   mogę   tego   pojąć.   Przecież   on   nie   ma   żadnych   powodów   do 

zazdrości, Na pewno nigdy nawet nie spojrzałaś na innego mężczyznę i 
nigdy byś nie zdradziła Emanuela.

- On jest zazdrosny o moją przeszłość.
- Masz na myśli ciebie i mnie, naszą wspólną przeszłość? Potwierdziła.
- Kiedyś z rozpędu opowiedziałam, że mieliśmy po ślubie zamieszkać u 

twojej mamy w kuchni. Nie mógł tego w ogóle słuchać.

- Dlaczego o tym opowiedziałaś?
- Nie kierowałam się jakimś konkretnym powodem, chciałam mu tylko 

wyjaśnić, że my, którzy pochodzimy stąd, znad rzeki, przywykliśmy do 
ciasnoty.

Zapadła cisza.
- Często o tym myślisz, Elise? - zapytał ostrożnie. - Wiesz, o tym, co 

mogłoby być?

- Nie, nie mam odwagi. To znaczy... - plątała się w odpowiedzi.
- Dlaczego nie masz odwagi?
- Ja... wydaje mi się, że najlepiej o tym nie myśleć. Skoro złożyłam 

komuś innemu przysięgę małżeńską, z nim związałam się na resztę życia. 

background image

Nie ma sensu więc rozmyślać o tym, co by mogło być, bo to tylko boli.

-   Dlaczego   boli?   Nie   masz   żadnych   dobrych   wspomnień   z   tamtego 

czasu?

-  Ależ   mam,   oczywiście.   Mam   wyłącznie   dobre   wspomnienia   aż   do 

tamtego dnia, gdy zniknąłeś z mojego życia.

- Dlaczego więc tak cię to boli? Uważasz to za pewnego rodzaju zdradę?
Spuściła głowę i przytaknęła.
- Czy to znaczy, że nadal coś do mnie czujesz?
- Nie mów tak, Johanie. Co to pomoże? Zresztą tak nie wolno.
-   Nie   odpowiedziałaś   mi   na   pytanie.   Nie   możesz   zdobyć   się   na 

szczerość? Jeśli całkiem skończyłaś ze mną i zostawiłaś za sobą, wówczas 
nie będę cię więcej niepokoił. Jeśli jednak czujesz to samo co ja, że to my 
dwoje   powinniśmy   byli   stanąć   razem   przed   ołtarzem,   to   pomoże   nam 
obojgu, gdy będziemy wobec siebie szczerzy.

Westchnęła ciężko.
- Oboje wiemy, co się stało. Gdyby nie plotki i ludzkie gadanie, nie 

zerwałbyś zaręczyn, a ja czekałabym na ciebie, póki byś nie wyszedł z 
więzienia. Emanuel dał mi szansę, której nie mogłam odrzucić.  Byłam 
jednak zdecydowana dołożyć starań w nadziei, że pokocham go tak, jak 
kochałam ciebie. Okazało się to trudniejsze, niż sądziłam. Ciągle jednak 
nie przestaję się łudzić, że nam się to uda. On po prostu potrzebuje więcej 
czasu,   by   przywyknąć   do   życia   tu,   nad   rzeką.   Do   hałasu   dzieci   i 
skromnych   posiłków.   To   nie   takie   łatwe   dla   kogoś,   kto   wyrósł   w 
dobrobycie.

- Zdaje się, że przez parę lat służył w Armii Zbawienia.
- Co innego pomagać biednym, a co innego żyć tak jak oni - powtórzyła 

słowa Emanuela.

- Nie chcę, by ci było tak ciężko, Elise. Pytam cię po to, by wiedzieć, a 

tym samym służyć ci pomocą. Jeśli nie pozostaje już nic innego, to dobrze 
jest chociaż mieć kogoś, komu można się zwierzyć. Z tego, co słyszę, 
przypuszczam, że nie zawsze jest ci łatwo.

- A komu jest wyłącznie łatwo?
- Masz rację. Czy słusznie się domyślam, że nadal mnie trochę kochasz?
- Nie mam prawa mówić takich rzeczy! Nawet myśleć nie mam prawa.
- A czy szczerość jest grzechem?
- Mowa raczej o zakazanych uczuciach.
-   Myślisz,   że   można   kierować   uczuciami?   Jeśli   są   zakazane,   to 

oznaczałoby, że da się nimi rządzić. A ja nie sądzę, by to było możliwe. - 
Podniósł dłoń i pogładził ją delikatnie po policzku. - Kocham cię, Elise. 

background image

Nie chcę tego i nie wydaje mi się to właściwe, ale tak już jest. Miłości, 
która trwała tak długo, nie da się wyrwać z korzeniami. Wolę się sam do 
tego przyznać i wiedzieć, że ty o tym wiesz, niż udawać obojętność. Nie 
zamierzam cię namawiać do popełnienia grzechu, zbyt dobrze cię znam. 
Ale nie  chcę pozbawiać  się twojej obecności w moim sercu, mimo że 
wiąże się to także z cierpieniem. Jeśli myślisz tak samo jak ja, możemy 
sobie   nawzajem   pomóc,   razem   dźwigając   kłopoty   i   radości.   Pokręciła 
głową.

-   Nie   proś   mnie   o   to,   Johanie.   Nie   żądaj   ode   mnie   odpowiedzi. 

Przyrzekłam Emanuelowi, że będę go kochać i szanować, dopóki śmierć 
nas nie rozdzieli. Nie mogę więc ci teraz wyznawać miłości.

- To zbędne, Elise. Już mi odpowiedziałaś.
Zdawało   się   jej,   że   pochyla   się   ku   niej,   i   cofnęła   się   o   krok   prze-

straszona.

- Muszę się śpieszyć. Już dawno powinnam być w domu.
W mroku nie widziała dokładnie jego twarzy, ale miała wrażenie, że 

Johan się uśmiecha.

- Kłamczucha! Przecież zamierzałaś porozmawiać z Hildą, więc nikt się 

ciebie nie spodziewa wcześnie w domu. Ale rozumiem cię, Elise. Nie będę 
cię kusił. Jest późno, a nad rzeką po ciemku bywa czasem niebezpiecznie. 
Może cię odprowadzę?

- Nie, dziękuję. Chyba nie warto.
- Postaraj się nie martwić o Hildę. Ona jest silna i odważna. Zresztą obie 

jesteście takie. Hilda nigdy nie zdecydowałaby się na podobny krok co 
Mathilde.

Kiwnęła głową i skierowała się w stronę domu. Gdyby ktoś zapytał ją o 

to przed tygodniem, odpowiedziałaby mu to samo. Ale jeśli majster więzi 
ją i chce jej siłą odebrać dziecko, to nie jest już tego taka pewna.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

background image

Gdy   wróciła   do   domu,   Emanuel   już   leżał,   a   dzieci   spały.   Po   cichu 

przemknęła się do sypialni, gdzie paliła się lampa naftowa, i zaczęła się 
rozbierać.

- Późno wróciłaś. - W głosie Emanuela zabrzmiał niemy wyrzut.
- Na wzgórze Aker i z powrotem nie jest przecież tak blisko.
- Co powiedziała?
- Nie udało mi się z nią porozmawiać. - Elise ściągnęła suknię przez 

głowę. - Akurat wrócił do domu majster i powiedział, że Hilda źle się 
czuje i nie może przyjmować gości. - Siadła na brzegu łóżka, poluzowała 
podwiązki, ściągnęła pończochy i rozpięła pas. - Wtedy zmartwiłam się na 
dobre   i   w   desperacji   skłamałam,   że   muszę   przekazać   Hildzie   ważną 
wiadomość o tym, że ktoś z rodziny ciężko zachorował.

- Skłamałaś majstrowi? Elise!
- Tak, nie miałam wyjścia. Musiałam coś wymyślić. Ściągnęła bluzkę i 

halkę i naga sięgnęła po koszulę nocną. Emanuel podniósł się gwałtownie, 
chwycił ją i pociągnął za sobą.

- Wciąż masz takie piękne ciało, Elise. Mimo że urodziłaś dziecko.
Pogładził dłonią jej piersi i brzuch.
Elise przypomniała sobie, jak bardzo ją bolało, gdy się kochali ostatnio, 

ale choć wolałaby uniknąć zbliżenia, wiedziała, że nie zdoła się od tego 
wymówić. Powszechnie wiadomo, że obowiązkiem żony jest zaspokajać 
potrzeby męża.

Emanuel stał się nagle gwałtowny i równie niepohamowany jak ostatnio. 

Pojękiwała   z   bólu,   ale   on   w   ogóle   na   to   nie   zważał.   Łóżko   strasznie 
trzeszczało. Oby tylko chłopcy nic nie usłyszeli przez cienką drewnianą 
ścianę,   pomyślała   z   obawą.   Gdy   Emanuel   dawał   upust   swojej   żądzy, 
przypomniała sobie nagle słoneczną, porośniętą trawą polanę. Pod osłoną 
zarośli   i   listowia   leżeli   razem   z   Johanem,   obdarzając   się   nawzajem 
pieszczotami. Johan był czuły i delikatny, a jej serce biło gwałtownie z 
pożądania. Gdy odchylił poły jej bluzki i odsłonił piersi, brodawki skuliły 
się   owiane   chłodniejszym   podmuchem   wiatru.   Nigdy   nie   czuła   równie 
silnej tęsknoty, by stopić się z nim w jedno, jak właśnie wtedy.

Emanuel skończył tymczasem i obrócił się na bok, mówiąc:
- Dobranoc, Elise.
- Dobranoc, Emanuelu - odpowiedziała, ale w wyobraźni wciąż leżała w 

ramionach Johana na słonecznej polanie.

Z   wolna   jej   ciało   obudziło   się,   w   podbrzuszu   odczuła   mrowienie   i 

rosnące   pożądanie.   Johan   uniósł   jej   powoli   spódnicę   i   gorącą   dłonią 

background image

pogładził w najintymniejszym miejscu.

- Tak, Johanie - wyszeptała w duchu. - Chcę!
Kiedy następnego przedpołudnia usiadła do szycia, rozmyślała zrazu o 

Hildzie   i   dziwnym   zachowaniu   majstra,   a   potem   przypomniała   sobie 
rozmowę z Johanem. „Kocham cię, Elise..."

Z przerażeniem skonstatowała, że jej ciało znów reaguje, i zawstydziła 

się.

Nie   wolno   im   rozmawiać   ze   sobą   w   taki   sposób.   Następnym   razem 

gawędzić z nim będzie wyłącznie o codziennych sprawach i natychmiast 
mu przerwie, gdy znów skieruje rozmowę na uczucia. Bo to przypominało 
igranie   z   ogniem.   Może   Johan   ma   rację,   powinna   być   szczera, 
przynajmniej wobec siebie, i przyznać się, że nadal żywi wobec niego 
gorące uczucia. Jeśli jest się świadomym niebezpieczeństw, łatwiej z nimi 
walczyć.

Ale co to pomoże, nawet jeśli w nich obojgu miłość nie wygasła, skoro 

wiedzą, że i tak nigdy nie będą razem. „Możemy sobie nawzajem pomóc, 
razem dźwigając kłopoty i radości", powiedział, ale czy tęsknota za kimś 
nieosiągalnym nie przyniesie więcej smutku niż radości?

Przypomniały   jej   się   broszury,   które   Agnes   pożyczyła   od   innych 

dziewcząt,   kiedy   jeszcze   chodziły   do   szkoły,   i   które   czytywały   po 
kryjomu. Broszury nieprzeznaczone dla młodych dziewcząt. Gdyby mama 
to   zobaczyła,   wybuchnęłaby   gniewem.   Z   szeroko   otwartymi   oczami 
chłonęły   ich   treść,   nic   nie   pojmując,   oszołomione   tajemnicą   miłości. 
Dziwiła się, że jej mama i tata naprawdę to robili, i to przynajmniej cztery 
razy, skoro urodziło im się czworo dzieci.

Uśmiechnęła się pod nosem do swych wspomnień.
Nie minęło wiele lat, gdy dowiedziała się prawdy o życiu i doświadczyła 

więcej niż potrzeba. Słyszała opowieści o dziewczętach, które sprzedawały 
się na ulicy, aby przetrwać, lecz w tych historiach brakowało miłości. A 
potem   przeczytała   Constanse   Ring  Amalie   Skram.   Mama   pożyczyła   tę 
książkę od jakiejś znajomej, a Elise ukradkiem ją podczytywała.

Pisarka odważyła się napisać wprost o seksualności kobiet i opisała, jak 

zdolność   do   kochania   została   stłumiona   u   Constanse   poprzez   obłudę 
ówczesnego systemu wychowawczego opierającego się na przemilczaniu i 
tłumieniu   zmysłów.   Elise   uważała,   że   życie   miłosne   kobiet   zależy   od 
wychowania   i   sytuacji   finansowej.   W   przeciwieństwie   do   swobody,   w 
jakiej żyły inne robotnice z fabryk Hjula i Graaha, mama wychowała je 
obie   bardzo   surowo   i   kładła   duży   nacisk   na   przestrzeganie   zasad 
moralnych.   W   ich   środowisku   ludzie   są   jednak   tak   pochłonięci 

background image

zdobywaniem   codziennego   chleba,   że   nie   mają   czasu   rozmyślać   o 
uczuciach.

Pomyślała o mamie, która wyszła za mąż z wielkiej miłości i kochała 

ojca   do   końca,   mimo   tylu   cierpień,   jakie   przeżyła,   gdy   stracił   pracę   i 
popadł w pijaństwo. A kiedy spotkała Asbjorna Hvalstada, zakochała się 
po raz drugi. Elise była pewna, że mama potrafi jednorazowo kochać tylko 
jednego mężczyznę i gdy  żyła u boku ojca, nigdy  przez jej głowę nie 
przemknęły   grzeszne   myśli   o   innych   mężczyznach.  Teraz   zaś  zapewne 
przestała wspominać przeszłość.

Dlaczego ja nie jestem taka? - zastanawiała się. Oczywiście, bardzo się 

starała   i   niemal   zdołała   przekonać   siebie,   że   Johan   jest   w   jej   życiu 
zamkniętym   rozdziałem,   ale   wczorajsze   wieczorne   z   nim   spotkanie 
uświadomiło jej coś innego. Wiedziała, że to niewłaściwe i że powinna 
walczyć   z   takimi   niebezpiecznymi   uczuciami,   zanim   zyskają   nad   nią 
władzę. Dlatego nie mogę spotykać się z Johanem, postanowiła. A już 
zwłaszcza przebywać z nim sam na sam.

Ku   jej   zdumieniu   w   porze   przerwy   obiadowej   zjawił   się   w   domu 

Emanuel,   mimo   że   wcześniej   uprzedzał,   że   nie   przyjdzie,   bo   musi 
pracować. Uśmiechał się i był najwyraźniej w doskonałym humorze.

- Mam coś dla ciebie - oświadczył zadowolony. - To znaczy właściwie to 

nie jest całkiem nasze, tylko pożyczone.

- O czym ty mówisz? - zdziwiła się Elise, po czym wstała od stołu w 

salonie, na którym leżała już prawie gotowa suknia, resztki materiałów, 
szpulki z nićmi, nożyczki i miara krawiecka, i skierowała się do niego do 
kuchni.

- Wyjrzyj na dwór! - rzucił z młodzieńczym zapałem, przypominając 

znów tego Emanuela sprzed wielu miesięcy.

Otworzyła   drzwi   zaciekawiona.   Na   zewnątrz   stał   wózek   dziecięcy! 

Piękny wózek z dużymi kołami i budką ozdobioną koronką, a w środku 
leżała biała poduszka i kołderka z mereżką.

Elise zrobiła wielkie oczy.
- A od kogo pożyczyłeś ten wózek, na Boga?
- Od mamy Olgi Katrine. Zadzwoniły do mnie i zaprosiły w przerwie 

obiadowej.   Ojciec   Olgi   Katrine   przyjechał   po   mnie   swoim   powozem. 
Kiedy się dowiedzieli, że Hugo nie wychodzi na spacery, bo nie ma w 
czym, mama Olgi Katrine wysłała służącą na strych i kazała przynieść ten 
wózek.

- To będziemy mogli pójść w niedzielę na spacer! - Elise posłała mu 

zachwycony uśmiech. - I pojedziemy do Anny, żeby zobaczyła Hugo, bo 

background image

przecież go jeszcze nie widziała.

Emanuel zaśmiał się.
- Tylko się zbytnio nie zapalaj, bo nie będziesz miała czasu szyć. A w 

ogóle jak ci idzie? Zdążysz skończyć w ciągu tygodnia?

- Myślę, że tak. Muszę się jeszcze raz wybrać na wzgórze, żeby zrobić 

przymiarkę. Trochę się jednak obawiam tam iść. Serce mi się ściska, gdy 
widzę, jak młoda pani Paulsen się cieszy na dziecko, a wiem, że Hilda 
wcale nie zamierza go oddać. Równocześnie zdaję sobie sprawę, że to 
Hildzie   należy   się   współczucie,   a   nie   pani   Paulsen.   -   Gwałtownie 
spoważniała. - Myślisz, że majster może więzić Hildę aż do porodu, żeby 
odebrać jej dziecko?

Popatrzył na nią wstrząśnięty.
- Jak możesz w ogóle mówić coś takiego? Majster mimo wszystko jest 

porządnym człowiekiem. Hilda sama dokonała wyboru, godząc się żyć z 
nim bez ślubu. Musi więc ponieść konsekwencje.

Popatrzyła na niego przerażona.
- Twoim zdaniem musi się zgodzić na to, że i to dziecko zostanie jej 

odebrane?

Odwrócił się do niej plecami i położył na stole w kuchni gazetę.
- Wracam, bo zaraz się skończy przerwa obiadowa.
Brak odpowiedzi jest także odpowiedzią, pomyślała, czując ciężar na 

piersi. Nie spodziewała się, że w tej sprawie Emanuel stanie po stronie 
majstra.

Czy to dlatego, że obawia się, iż Hilda z dzieckiem wprowadzi się tu do 

nich do domu? Niełatwo byłoby odmówić jej schronienia, gdyby któregoś 
dnia stanęła w drzwiach z niemowlęciem i oznajmiła, że nie ma dachu nad 
głową i środków do życia. Może o to chodziło Emanuelowi.

- Czy nie można pozbyć się tych kuchennych zapachów z domu? - rzucił 

poirytowany. - Za każdym razem, gdy otwieram drzwi wejściowe, uderza 
mnie w nozdrza zapach smażonej ryby.

- Nie lubisz też smrodu rzeki.
- Nie mogłabyś wietrzyć przez okno nad kuchenną ławą?
- W ten sposób uciekałoby ciepło. Westchnął ciężko.
-   Niewiele   przyjemności   czeka   człowieka   w   domu.   Ja   tu   przynoszę 

piękny wózek dziecięcy, a wysłuchuję jedynie o problemach.

- Wybacz, ale po prostu boję się o Hildę. Dziwne, że majster nie chciał 

mnie do niej wpuścić.

- Nie jest normalne, by służąca przyjmowała gości.
- A w jaki sposób w takim razie mogę jej przekazać wiadomość?

background image

Wzruszył ramionami.
- Zazwyczaj służące mają wychodne co drugą niedzielę. Sprawdź, kiedy 

wypada jej wolny dzień.

Elise rozpogodziła się na tę myśl. Do porodu zostało jeszcze ponad trzy 

tygodnie.   O   ile   wszystko   odbędzie   się   normalnie.   Często   rozwiązanie 
następuje   jednak   po   wyznaczonym  terminie.   Kiedy   ostatnio,   w   sobotę, 
widziała Hildę, jej brzuch nie był aż taki duży, więc może jest jeszcze 
trochę czasu.

Być może poniosła ją wyobraźnia, przecież Paulsen nie jest potworem, 

niemożliwe, by trzymał Hildę pod kluczem.

Emanuel skierował się ku wyjściu.
- Zapewne wrócę późno dziś wieczór. Muszę coś załatwić. Zerknęła na 

niego, ale o nic nie spytała. 

Wiedziała, że i tak nie zechce jej odpowiedzieć.
Kiedy chłopcy przyszli ze szkoły i najadłszy się, pobiegli do pracy, Elise 

postanowiła zrobić sobie przerwę w szyciu i wypróbować wózek.

Rano   było   chłodno,   a   ziemię   pokrywał   szron,   teraz   jednak   słońce 

świeciło zachęcająco, a w powietrzu czuło się niemal powiew lata. Kos 
wyśpiewywał gdzieś w pobliżu, i nawet szum wodospadu nie zagłuszył 
jego   treli.   Pod   ścianami   domu   zakwitły   krokusy   i   przebiśniegi,   a   na 
pochyłym brzegu rzeki żółciły się kwiatki podbiału.

Gdy ułożyła Hugo w wózku, popatrzył zdziwiony w niebo, rozejrzał się 

na   boki,   mimo   że   raziło   go   słońce,   a   potem   spojrzał   na   Elise. 
Uśmiechnąwszy   się   szeroko,   pomachał   rączkami,   jakby   chciał   jej 
podziękować za takie atrakcje. Odwzajemniła mu się uśmiechem, czując, 
jak ze wzruszenia ściska ją w gardle.

-   Jak   to   z   tobą   będzie,   malutki?   -   zagadnęła,   poklepując   synka   po 

policzku.

Słyszała, że mężczyźni rzadko interesują się dziećmi, póki nie urosną na 

tyle, że można z nimi porozmawiać. Emanuel też nie wykazywał zbytniej 
ciekawości   i   jak   podejrzewała,   nie   należy   się   spodziewać   większych 
zmian. Po wizycie Carla Wilhelma i Olgi Katrine powiedział, że Hugo z 
każdym miesiącem coraz bardziej upodabnia się do rudzielca. Skoro nie 
potrafi   pogodzić   się   z   tą   myślą,   to   wątpliwe,   czy   zdoła   w   przyszłości 
wykrzesać z siebie ojcowskie uczucia.

Odsunęła na bok tę przykrą myśl i postanowiła rozkoszować się wiosną 

i zapomnieć o tym wszystkim, co ją zasmuca.

Było   tak   ciepło,   że   zrezygnowała   z   szala,   włożyła   jedynie   kapelusz. 

Zamierzała przejść przez most i dalej skierować się w stronę Maridalen, a 

background image

stamtąd   skręcić   na   południe   i   minąć   gospodarstwo   Biermannsgarden. 
Przyjemnie posłuchać dolatującego z obory ryczenia krów, które wkrótce 
będą się paść na pastwisku.

Zobaczyła dwie dziewczynki wychodzące z budynku gospodarstwa. W 

rękach trzymały kanki na mleko. Miały czarne skarpetki, jasne sukienki z 
fartuszkami i białe wstążki w zaplecionych warkoczykach, a na głowach 
słomkowe kapelusiki. Panienki z dobrego domu.

Uwielbiała spacerować tędy pomiędzy niskimi drewnianymi domkami. 

Tutejsze gospodynie były bardzo pracowite i czyste, na parapetach stały 
kwiaty,   a   śnieżnobiałe   firanki,   starannie   wykrochmalone,   wisiały   w 
lśniących, świeżo umytych oknach. Lubiła zaglądać do środka i podziwiać 
niewielkie izby wypełnione meblami i różnymi ozdobnymi przedmiotami. 
Na stołach leżały aksamitne obrusy, a na ścianach gęsto wisiały obrazy. 
Tutaj mieszkali urzędnicy, rzemieślnicy i kupcy, a ich żony zajmowały się 
wyłącznie   domem.  Wszędzie   było   schludnie   i   porządnie.  W  niedużych 
ogródkach zagrabiono już stare liście, które palono wraz z połamanymi 
gałęźmi.   Elise   chciwie   nabrała   w   nozdrza   tej   charakterystycznej   woni 
spalenizny, która kojarzyła jej się z wiosną.

Nie miała sumienia zbyt długo spacerować, w domu czekała ją robota. 

W powrotnej drodze, gdy przechodziła przez most, z naprzeciwka nadeszła 
jakaś kobieta. Elise nie od razu zorientowała się, kto to jest, dopiero po 
chwili poznała, że to matka jednej z prządek z fabryki Graaha.

-   Proszę,   proszę,   jaśniepani   na   spacerze!   -   Kobieta   zatrzymała   się 

zdyszana i zmierzyła Elise od stóp do głów.

Elise uśmiechnęła się niepewnie, speszona słowami kobiety, a także jej 

spojrzeniem.

- Taka piękna pogoda, że nie mogłam sobie odmówić spaceru, mimo że 

właściwie nie mam czasu - tłumaczyła się, uśmiechając się przyjaźnie.

- Jak to, ty nie masz czasu? Ty, która nie musisz pracować w fabryce?
-   Zarabiam,   szyjąc   dla   ludzi.   Nie   mam   z   kim   zostawić   dziecka,   a 

nadzorca nie pozwala już przynosić niemowląt do fabryki i kłaść ich w 
korytarzu.

- Myślałam, że wyszłaś za mąż za kogoś po drugiej stronie rzeki.
Elise zająknęła się, nie wiedząc, co powiedzieć. Tutejsi ludzie nie lubią 

tych,   którym   się   lepiej   powodzi.   Nie   należy   się   wyróżniać,   tak   brzmi 
podstawowe prawo dzielnicy nad rzeką.

- Mój mąż służył przez wiele lat w Armii Zbawienia, ale pochodzi ze 

dworu. Teraz pracuje w tkalni płótna żaglowego.

Kobieta prychnęła.

background image

- W tkalni płótna żaglowego? - powtórzyła pogardliwie. - Nigdy go nie 

widziałam ubranego w drelichową bluzę!

Odeszła, najwyraźniej nie mając ochoty z nią dłużej rozmawiać.
Elise   zamyśliła   się   i   ruszyła   dalej   wolnym   krokiem.  A  więc   to   tak 

wygląda.   Emanuel   nigdy   nie   stanie   się   jednym   z   nich,   mieszkańców 
dzielnicy robotniczej. W oczach tutejszych był obcy i nie miał tu czego 
szukać.   Mimo   że   był   wykształcony   i   dobrze   urodzony,   nie   cieszył   się 
szacunkiem. Przeciwnie, spoglądano na niego z pogardą.

Zapewne czuł to, może nawet cierpiał z tego powodu, ale nie dzielił się 

z nią swoimi myślami.

Zdaje się, że i ją teraz zaszufladkowano podobnie. Kobieta nie miała 

ochoty na dłuższą pogawędkę, ponieważ uznała, że Elise wyróżnią się. 
Mogła sobie pozwolić na spacer w wiosennym słońcu, podczas gdy inne 
kobiety stały przy maszynach w fabryce. A do tego mówiła inaczej niż 
one.   Agnes   i   większość   prządek   przyzwyczaiły   się   do   tego,   ale   nie 
wszyscy to tolerowali. Na przykład Valborg i jej przyjaciółki. I tej kobiecie 
najwyraźniej też to przeszkadzało.

Elise zastanawiała się, czy mama postąpiła słusznie, ucząc je wysławiać 

się starannie i rugując z ich słownika potoczne określenia. Może najlepiej 
jest być takim jak wszyscy? Poruszać się w stadzie i nie wyróżniać się? 
Pomyślała sobie o Pederze, którego koledzy zapędzili na sam brzeg, tuż 
przy wodospadzie, a w szkole wciąż z niego drwili i mu dokuczali. Nie 
dlatego, że wyrażał się starannie, bo po prawdzie wcale tak nie było, ale 
ponieważ był inny: nie potrafił czytać,  był grzeczny, nigdy  nikogo  nie 
krzywdził i nie potrafił oddać, nie był łobuzem.

Zauważywszy   dwie   kobiety   idące   w   dół   ulicą   Sandakerveien,   Elise 

pośpiesznie   przeszła   przez   most   i   skręciła   w   stronę   domu   majstra, 
otworzyła furtkę do swojego ogrodu, by zaraz zniknąć za węgłem. Wolała, 
by kobiety jej nie zauważyły, choć nie zdołała rozpoznać, kto to taki.

Ten wózek jest zbyt ładny, pomyślała. Nie pasuje tu.
Emanuel   wrócił   do   domu   dopiero   późnym   wieczorem.   Elise   dawno 

zdążyła się położyć, pogasiła lampy i już zasypiała, gdy nagle usłyszała 
jakieś hałasy w kuchni. W jednej chwili otrząsnęła się ze snu i na leżąco 
nasłuchiwała uważnie w ciemności. Co on się tak tłucze? - zastanawiała 
się. Żeby tylko nie obudził chłopców! Przypomniały jej się wszystkie te 
okropne   wieczory,   kiedy   ojciec   wracał   do   domu   pijany   i   urządzał 
karczemne awantury. Próbowała udawać, że śpi, ale serce waliło jej ze 
strachu. Nie bała się o siebie, bo ojciec jej nigdy nie tknął. Bała się o 
mamę. Bo gdy mama nie zdołała się powstrzymać i robiła mu wymówki, 

background image

stawał się agresywny, kopał i bił, klął i wrzeszczał.

Ale Emanuel nie upijał się. Co najwyżej wychylał kieliszek lub dwa ze 

starymi przyjaciółmi. Żeby wytrzymać. Myśl ta zapiekła ją.

Wreszcie   dotarł   do   sypialni.   Po   ciemku   uderzył  się   o   łóżko   i   zaklął 

siarczyście. Elise nie poruszyła się. Nie mogła nawet znieść myśli, że tego 
wieczoru znów będzie chciał ją posiąść. Jedyne, co się w nim nie zmieniło, 
to niepohamowany apetyt na cielesne rozkosze.

Rozebrał się pośpiesznie i zwalił na łóżko. Nie, chyba nie jest pijany, 

pomyślała, bo nie zdołałby tak sprawnie zdjąć ubrania. Ale jednak coś pił, 
bo nie był do końca sobą. Skąd wraca, tego się nigdy nie dowie. Słyszała, 
że   dyszy   ciężko   i   niespokojnie   przewraca   się   z   boku   na   bok.   Coś   go 
męczyło. Może powinna przestać udawać, że śpi, i spróbować mu pomóc? 
Gdyby udało się jej nakłonić go do mówienia, może by mu to pomogło. 
Albo gdyby pogłaskała go po plecach i spróbowała go rozluźnić czułymi 
pieszczotami.   Wiedziała   jednak,   że   to   nic   nie   pomoże.   Co   najwyżej 
odczytałby to jako zachętę do czegoś innego.

Leżała więc cicho.
Wreszcie   się   uspokoił,   a   słysząc   jego   równy   oddech,   zrozumiała,   że 

zasnął.

Sama   leżała   z  otwartymi oczami  i wpatrywała   się  w  mrok.  Czy  coś 

pomoże przeprowadzka do innego mieszkania?

Gdyby sięgnęła po pieniądze z szuflady w komodzie, stać by ich było na 

wynajęcie   dwupokojowego   mieszkania,   póki   Hugo   nie   urośnie   i   nie 
pójdzie do żłobka, a ona będzie mogła wrócić do pracy w fabryce. W 
żłobku   może   go   przyjmą,   gdy   skończy   roczek.   Mogliby   spróbować 
wynająć mieszkanie przy Wzgórzu Świętego Jana, uciekliby przed tym 
wszystkim,   co   tak   denerwowało   Emanuela,   od   smrodu   rzeki   i 
przyfabrycznych osiedli.

Problem jednak polega na tym, że Emanuel nie wie o tych pięciuset 

pięćdziesięciu   koronach,   a   ona   nie   może   mu   powiedzieć   o   tych 
pieniądzach. Nagle poczuła coś na kształt strachu, jak tamtego dnia, gdy 
znalazła złotą broszkę. Pieniądze nie są jej. Dostała je, bo ofiarodawcy 
chcieli   uciszyć   własne   wyrzuty   sumienia.   To   brudne   pieniądze,   nie 
zarobiła ich uczciwie.

Powoli   pokręciła   głową.   Nie,   nie   mogę   powiedzieć   Emanuelowi,   że 

przyjęłam pieniądze od jego ojca, a także od rudzielca.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Następnego dnia poszła na wzgórze Aker, by zrobić przymiarkę pani 

Paulsen.

. Służąca wprowadziła ją do środka. Był wieczór, ale paliły się lampy 

elektryczne. Świeciła się zarówno lampa wisząca na suficie, jak i kinkiety, 
lampy stojące i lampki nocne. Paulsenowie musieli być nieprzyzwoicie 
bogaci, skoro stać ich było na to.

Poprowadzono ją przez pokoje do niedużego pomieszczenia narożnego, 

gdzie od podłogi do sufitu stały na półkach książki. Elise poczuła ukłucie 
w sercu, gdy zobaczyła panią Paulsen trzymającą na kolanach Braciszka. 
Bawiła się z nim w „Jedzie, jedzie pan...", a malec aż piszczał z radości, a 
oczy   mu   się   świeciły.   Miał   rumieńce,   był  zdrowy   i   pulchny.   Zapewne 
karmiono go odpowiednio, dostawał zdrowe i pożywne jedzenie, co go 
uodporniało na choroby.

- Czyż nie jest słodki? - roześmiała się pani Paulsen. - Może matka nie 

powinna tak mówić o własnym dziecku, ale ja nie mogę się powstrzymać. 
Mój mąż twierdzi, że malec odziedziczył po mnie dobry humor i zaraźliwy 
śmiech, a moja mama mówi, że w dzieciństwie wyglądałam tak samo jak 
on.

Elise przenikał ból, gdy wpatrywała się w chłopca. Był wierną kopią 

Hildy i gdyby ktoś zobaczył ich razem, nie miałby żadnych wątpliwości, 
kto   jest   jego   matką.   Jakie   to   straszne   dla   Hildy   mieszkać   tak   blisko   i 
widywać ich raz po raz na ulicy, zaglądać w rozświetlone okna w pokoju 

background image

dziecinnym. Może widzi, kiedy gaśnie światło w pokoju dziecka i kiedy 
układane jest do snu. Poznaje rano, że synek się obudził, gdy odsłaniane są 
zasłonki w  oknach. Widuje  nianię,  popychającą  wózek  na  codziennych 
spacerach, a potem wyjmuje dziecko z wózka i wnosi je do domu.

A gdyby tak było z Hugo? Elise nawet nie miała siły o tym myśleć.
-   Przychodzi   pani   zrobić   przymiarkę   sukni,   pani   Ringstad?   -   za-

szczebiotała pani Paulsen. Miała stanowczo za wysoki i zbyt dziecinny 
głos jak na damę. - Zadzwonię po nianię i poproszę, żeby położyła Isaca w 
łóżeczku.   -   Przytuliła   malca   i   pocałowała   go   w   policzek.   -   Tak   się 
cieszymy, że wkrótce będziemy mieć maleństwo, prawda, Isac? Pomyśl 
tylko, już niedługo będziesz miał malutkiego braciszka albo siostrzyczkę. 
Będziesz się miał z kim bawić, jak urośniesz. To całkiem co innego niż 
być samemu.

Nagle odwróciła się do Elise i zapytała:
-   Mogłaby   go   pani   potrzymać   przez   chwilę?   Muszę   zadzwonić   po 

nianię.

Czyż mogła się sprzeciwić? Z łomoczącym z przejęcia sercem wzięła 

Braciszka na ręce. Popatrzył na nią zdumiony oczami Hildy, otworzył usta, 
takie jak Hildy, a dołeczki w policzkach, takie jak u Hildy, widoczne były 
nawet, gdy był poważny. Nagle uśmiechnął się od ucha do ucha.

Pani Paulsen roześmiała się. 
- Ależ ma pani rękę do dzieci, pani Ringstad. Isac nigdy się nie śmieje 

do obcych.

Nie jestem obca, jestem jego ciocią, pragnęła wykrzyczeć Elise.
Niania wkrótce się pojawiła i wzięła dziecko, a pani Paulsen zaczęła się 

rozbierać, by przymierzyć suknię. Elise przyjrzała się jej. Miała idealną 
kobiecą figurę, na kształt klepsydry. Była szczupła w talii, a szersza w 
biuście   i   w   biodrach.   Dodatkowo   idealną   sylwetkę   kształtował   mocno 
zasznurowany gorset. Mężczyznom podobały się takie kobiety. Na pewno 
Signe wyglądała podobnie, gdy Emanuel uległ jej wdziękom.

- A co słychać u pani męża, pani Ringstad? Dawno go nie widzieliśmy. 

Wcześniej zaglądał często do Carlsenów.

- Ma dużo pracy w biurze.
- Myślałam sobie o nim. Praca w Armii miała z pewnością całkiem inny 

charakter. Potrzeba trochę czasu, by się przyzwyczaić do nowych zajęć.

Elise pokiwała głową, przesuwając parę szpilek, by suknia była jeszcze 

bardziej obcisła.

- Może pani zwęzić jeszcze więcej, najwyżej mocniej zasznuruję gorset. 

Trochę trzeba pocierpieć dla urody, prawda? Przestanę się objadać kremem 

background image

na deser i zacznę odkrajać tłuszcz z kotletów. Najważniejsza jest talia. 
Panna Carlsen też pewnie tak mówiła, gdy pani dla niej szyła?

-   Jej   suknia   miała   zupełnie   inny   fason.   Nawet   nie   musiałam   robić 

przymiarki. To znaczy... nie było na to czasu.

- A co teraz będzie pani jej szyła? Może letnią sukienkę?
- Nie wiem. Na razie nie podjęłam się innych zleceń. Mój mąż nie lubi, 

gdy za dużo pracuję.

-   Dobrze   to   rozumiem.   Mojemu   by   się   to   pewnie   też   nie   podobało. 

Czasami jednak dobrze jest zająć się czymś innym niż domem, mężem i 
dziećmi, prawda?

Elise   pokiwała   głową.   Pani   Paulsen   nie   miała   pojęcia,   co   to   znaczy 

zarabiać   ciężko   na   utrzymanie,   pomyślała.   Nie   ma   sensu   jej   tego 
tłumaczyć.

- Czasami już nudzą mnie te przyjęcia i wyjścia do teatru. Chciałabym 

umieć coś konkretnego, coś, czym mogłabym się zająć. Szycie pięknych 
sukien   z   pewnością   przynosi   wiele   zadowolenia.   Myślę,   że   ma   pani 
poczucie, iż pani coś tworzy.

Elise potwierdziła skinieniem głowy. W ustach miała pełno szpilek i nie 

mogła nic powiedzieć, nawet gdyby chciała.

- Znam pewną pisarkę - ciągnęła pani Paulsen. - Mówi, że woli siedzieć 

w domu i pisać niż wychodzić i się bawić. - Zaśmiała się. - Czyż nie brzmi 
to dziwnie?

Elise pokręciła głową, wydobywając z siebie jakieś pomruki. Ani trochę 

mnie to nie dziwi, pomyślała. Ale chyba o tym także nie warto rozmawiać.

-  A  co   państwo   robicie   wieczorami?   Mój   mąż   jest   taki   pochłonięty 

czytaniem gazet, że nie mam niemal odwagi odzywać się do niego. Siedzę 
więc sama i haftuję. Mam przyjaciółkę, dla której mąż czyta codziennie na 
głos, a ona haftuje. Prawda, że musi to być przyjemne? Czytała pani coś 
Camilli Collett albo powieści innych pisarek?

Elise wyjęła szpilki z ust i odpowiedziała:
- Nie, ale moja przyjaciółka czytała Constanse Ring Amalie Skram i 

opowiedziała mi treść.

Pani Paulsen odwróciła się do niej z uśmiechem, mówiąc:
- Moja mama nie pozwoliła mi przeczytać ani tej powieści, ani Lucie 

czy   Pani   Ines.   Czytałam   więc   po   kryjomu.   Pisarka   piętnuje   podwójną 
moralność mężczyzn i ucisk kobiet. Mężczyźni moralizują i oczekują, że 
będziemy   uczciwe   i   wierne,   sami   zaś   zabawiają   się   z   panienkami   do 
towarzystwa. Na szczęście mój mąż jest inny, ale słyszałam, że wielu tak 
postępuje.

background image

Elise pomyślała o Emanuelu, ale nic nie powiedziała.
- Pewnie tam, gdzie państwo mieszkają, jest trochę inaczej - ciągnęła 

pani Paulsen, posyłając jej pytające spojrzenie. - Zdaje się, że w okolicach 
Beierbrua mieszkają w większości robotnicy?

Elise przytaknęła.
-   Robotnicy   pracują   w   znoju,   by   jakoś   przetrwać.   Nie   mają   czasu, 

pieniędzy ani siły na takie uciechy.

-   Ciekawe.   Opowiem   to   mojemu   mężowi.   Na   pewno   w   dzielnicach 

robotniczych spotkać można więcej szczęśliwych małżeństw niż w naszym 
środowisku. Zawsze powtarzam, że pieniądze szczęścia nie dają.

- Ale ułatwiają życie - nie mogła się powstrzymać od wypowiedzenia tej 

uwagi Elise. - Bieda może zabić miłość.

Pani Paulsen popatrzyła na nią zamyślona.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Kiedy mijam te słodkie niskie 

domki   na   Maridalsveien   z   oknami   tuż   nad   ulicą   i   patrzę   na 
wykrochmalone firanki i nieduże pokoiki, wydaje mi się, że musi być tam 
bardzo miło. Zastanawiam się niekiedy, czy czasem nie posiadamy zbyt 
wiele. W takich małych pomieszczeniach jest o wiele przytulniej i bardziej 
intymnie. Zgodzi się pani ze mną?

Elise   pomyślała,   że   pani   Paulsen   z   pewnością   nigdy   nie   widziała 

przyfabrycznej czynszówki. Uśmiechnęła się i rzekła:

- Nie wiem, nigdy nie miałam dużego salonu. Pani Paulsen zaśmiała się.
- Ale za to przeżyła pani wielką miłość! Obojgu nam z mężem było 

bardzo miło spotkać państwa wtedy na spacerze. Wydawaliście się tacy 
zakochani! A tak niewielu ludzi pobiera się z miłości. Zazwyczaj rodzice 
rozglądają się za odpowiednią partią i starają się przekonać do niej syna 
lub córkę. Mało kto przeżywa namiętność, o tym co najwyżej czytamy w 
książkach. - Znów się zaśmiała.

Elise zdziwiła się. Pani Paulsen musiała przecież zauważyć jej ubrania i 

domyśliła się zapewne, że nie jest bogata, tymczasem traktuje ją jak równą 
sobie. Albo jest naiwna, albo całkowicie pozbawiona snobizmu. Wydaje 
się niewiarygodne, by osoba, która mieszka w eleganckiej willi i należy do 
bogatej mieszczańskiej klasy, była całkowicie pozbawiona uprzedzeń.

- Ma pani wiele przyjaciółek, pani Ringstad?
- Miałam, kiedy pracowałam w przędzalni, teraz jednak rzadko się z 

nimi widuję.

- A jaka była pani najlepsza przyjaciółka?
- Nieokiełznana, żywotna i bardzo łatwo się zakochiwała.
To wyjątkowo miły opis Agnes, uznała Elise w duchu, ale przecież nie 

background image

można wszystkiego opowiedzieć takiej damie jak pani Paulsen.

Pani Paulsen uśmiechnęła się.
- To znaczy, że stanowiła pani przeciwieństwo. Pani jest poważniejsza i 

porządniejsza, jak sądzę. Widuje ją pani nadal?

- Czasami. Byłam jej druhną, gdy w ubiegłym roku wychodziła za mąż.
- Kogo poślubiła?
A  cóż   to   za   ciekawość,   zdziwiła   się   Elise,   ale   wydawało   jej   się,   że 

powinna odpowiedzieć.

- Byłego robotnika z tkalni płótna żaglowego, który obecnie kształci się 

na rzeźbiarza.

Pani Paulsen popatrzyła na nią zaskoczona.
- Chyba nie mówi pani o Johanie Thoresenie? Elise okryła się pąsem, co 

ją trochę zdenerwowało.

- Owszem.
- Ożenił się z byłą służącą Carlsenów?
- Tak, zgadza się.
- Co za dziwny zbieg okoliczności, że zgadałyśmy się na jego temat. 

Przed   południem   spotkałyśmy   się   w   damskim   gronie   na   herbatce   i 
rozmowa zeszła właśnie na jego temat. Jedna z pań zna profesora, który 
wziął go pod swoje skrzydła, bo jest przekonany o jego wielkim talencie. 
Bardzo go chwali! Tymczasem inna z pań słyszała plotki, że siedział on w 
więzieniu.   Podobno   brał   udział   w   tym   okropnym   napadzie   na   sklep 
jubilera na ulicy Karla Johana, podczas którego skradziono tyle biżuterii. 
Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Bo jak to? Żeby taki utalentowany 
człowiek trwonił swoje zdolności i dopuszczał się przestępstwa? Zgodziła 
się pani zostać świadkiem na ślubie przyjaciółki, wiedząc, czego dopuścił 
się jej przyszły małżonek?

Elise   zwlekała   przez   chwilę,   nie   wiedząc,   jak   zareagować.   Uznała 

jednak, że skoro znajomi pani Paulsen wiedzą o przeszłości Johana, nie 
zdoła   jej   przekonać,   że   to   nieprawda.   Lepiej   będzie   wytłumaczyć, 
dlaczego tak się stało.

- Znam Johana Thoresena od dzieciństwa. Mieszkaliśmy w tej samej 

czynszówce. Jego ojciec był marynarzem, wypłynął w rejs i słuch po nim 
zaginął.   Matka   pracowała   w   fabryce,   a   siostra   zachorowała   na   polio   i 
częściowo ją sparaliżowało. Któregoś dnia skończyły jej się niezbędne do 
życia lekarstwa, a oni nie mieli pieniędzy na nowe. Johan bardzo kocha 
swoją siostrę i był zrozpaczony. Zdesperowany, dał się namówić, by stanąć 
na czatach, podczas gdy jacyś jego znajomi dokonywali kradzieży. Został 
aresztowany   i   osadzony   w   więzieniu   w   twierdzy  Akershus.   Po   kilku 

background image

miesiącach   odsiadywania   kary   wypuszczono   go   na   wolność.   Myślę,   że 
tam, w więzieniu, zorientowali się, że żaden z niego przestępca, ale że 
bieda popchnęła go do takiego czynu. Poza tym wyróżnił się w warsztacie 
kamieniarskim   i   wyrzeźbił   nagrobki,   które   wywołały   wielki   podziw. 
Jestem przekonana, że on bardzo żałuje tego, co się stało, i nigdy więcej 
nie dopuści się takiego przestępstwa.

Pani Paulsen siedziała nieruchomo i słuchała z uwagą. Kręcąc głową, 

odezwała się wzburzona:

- Jakże się cieszę, pani Ringstad, że mi pani o tym opowiedziała. Jestem 

pewna,  że  mówi pani  prawdę. A skoro   wypowiada  się  pani  o  nim  tak 
ciepło, rozumiem, że ten człowiek zasłużył na lepsze życie. Wyjaśnię to 
moim znajomym, z którymi się dziś spotkałam. I uczynię wszystko, co w 
mojej   mocy,   by   mu   pomóc.   Może   kupię   jakieś   jego   prace,   gdy   będą 
wystawione na sprzedaż? - Uśmiechnęła się promiennie i dodała: - Tak się 
cieszę,   że   panią   poznałam,   pani   Ringstad.   Odnoszę   wrażenie,   jakbym 
znała panią od dawna, i co może wydawać się dziwne, łatwiej mi się z 
panią   rozmawia   niż   z   wieloma   damami   z   mojego   otoczenia.   Mam 
nadzieję, że będziemy się mogły widywać, nawet jeśli pani nie będzie nic 
dla mnie akurat szyła. Chciałabym mieć w pani przyjaciółkę.

Elise   poczuła   się   nieswojo.   Tak   ciekawie   się   rozmawiało   z   panią 

Paulsen,   że   całkiem   zapomniała   o   Hildzie.   Wymamrotała   więc   po-
dziękowanie i rzekła:

- Sądzę, że na dziś możemy już skończyć, pani Paulsen. Myślę, że za 

parę dni suknia będzie gotowa.

Dwa dni później Emanuel nie wrócił do domu ani na przerwę obiadową, 

ani   po   pracy.   Był   zaproszony   do   Carla   Wilhelma   razem   z   innymi 
przyjaciółmi, z którymi był w Kongsvinger.

Elise udała się pośpiesznie do pani Paulsen, żeby zanieść gotową suknię, 

a   Kristian   przed   wyjściem   do   pracy   miał   przypilnować   Hugo.   Elise 
wyjaśniła pani Paulsen, jaka jest sytuacja, żeby nie zagadywała jej zbytnio, 
zakłopotana przyjęła pochwałę za swoją pracę i całe dwadzieścia koron 
zapłaty. Czuła się bogata, gdy zbiegała ze wzgórza w drodze powrotnej do 
domu.

Z dumą opowiedziała Kristianowi, ile zarobiła, a on zrobił wielkie oczy.
- Dwadzieścia koron? - zdziwił się. - Jesteś taka bogata? Elise pokiwała 

głową uszczęśliwiona.

- I ta pani chce, żebym jej uszyła jeszcze nową sukienkę na lato, żakiet i 

pelerynę.

Kristian skierował się do drzwi i nie odwracając się, rzekł:

background image

- W takim razie przestań już myśleć, że ona ukradła nam Braciszka, 

Elise.

Po czym włożył czapkę i zniknął.
Elise stała nieruchomo i patrzyła za nim przez okno.
Może jednak nie powinna się zadawać z panią Paulsen?

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

background image

Elise leżała, nie mogąc zmrużyć oka. Było już późno w nocy, a Emanuel 

jeszcze nie wrócił. Niepokoiła się coraz bardziej. Prześladowały ją jakieś 
koszmarne wspomnienia. A to przypominali się jej ci dwaj bandyci, którzy 
tamtego wieczoru w ubiegłym roku szli za nią i Emanuelem aż od Tivoli, 
to znowu miała przed oczami bandę, z którą grasował w mieście Ansgar 
Mathiesen tamtego dnia, gdy odnosiła uprasowaną bieliznę do Fundacji 
Księcia Christiana Augusta.

Niebezpiecznie   było   chodzić   wieczorami   po   ciemnych   zaułkach   i 

uliczkach, gdzie roiło się od pijaków i chuliganów. A może Emanuel wypił 
za dużo? Łatwiej się wówczas denerwuje i gotów wdać się w jakąś bójkę!

Gdzie on przepadł? Przecież jutro rano musi się stawić w biurze. Nie 

wolno   mu   się   spóźnić.   Udało   mu   się   otrzymać   tę   posadę   dzięki 
znajomościom   pana   Carlsena,   wcale   jednak   nie   jest   takie   pewne,   że 
Carlsen   nadal   zechce   pociągać   za   sznurki.   Zwłaszcza   po   tym,   co   się 
ostatnio   wydarzyło.   Jeśli   więc   Emanuel   nie   będzie   się   odpowiednio 
zachowywał, nie może Uczyć na utrzymanie posady. Wysokie bezrobocie 
panowało także wśród wykwalifikowanych urzędników. Wielu czekało w 
kolejce, gotowi z pocałowaniem ręki przejąć po nim posadę.

Chyba jednak będę musiała mu powiedzieć o pieniądzach, pomyślała, 

wzdychając ciężko. Nawet jeśli będzie się złościł na swojego ojca i na 
mnie. A jeśli zażąda, by zwróciła te pieniądze? Nie... Gdy się zastanowi, 
zrozumie, że ten prezent jest błogosławieństwem od losu i że nie stać ich 
na dumę. Będą się mogli wyprowadzić stąd gdzieś na drugi brzeg rzeki, 
gdzie Emanuel będzie spotykał ludzi mówiących takim samym językiem 
jak on i ubierających się podobnie. Trudno, trzeba spojrzeć prawdzie w 
oczy i przyjąć do wiadomości, że Emanuel nie zdołał się przystosować do 
nowych warunków, pomyślała.

Wreszcie go usłyszała. Tym razem nie miała zamiaru udawać, że śpi. 

Nawet   jeśli   zażąda   od   niej   wypełnienia   małżeńskich   powinności,   które 
wywoływały w niej ból.

Najważniejsze, by udało im się znaleźć jakieś wyjście z kłopotów, by 

porozmawiali szczerze i zrobili, co w ich mocy, aby ulżyć sobie nawzajem. 
A wtedy może odnajdą w sobie uczucia, które do siebie żywili, i wrócą 
gorące noce, jakie przeżywali ubiegłego lata.

Emanuel zachowywał się dziwnie cicho. Nie miała racji, nic nie pił. 

Przecież   podchmielony   nie   zdołałby   się   przemknąć   tak   cicho   przez 
kuchnię do sypialni.

- I co, spędziłeś miło czas? - zapytała przyjaźnie.
- Nie śpisz?

background image

- Nie, niepokoiłam się i nie mogłam zasnąć. Nagle przypomniały mi się 

te bandziory, które szły za nami aż od Tivoli zeszłego lata. Gdy popuszczę 
wodze fantazji, nie mogę się zatrzymać - zaśmiała się trochę zakłopotana.

-   Kochanie,   przecież   uważam   na   siebie.   Zresztą   wiesz,   że   często 

chodziłem ulicami po nocach, kiedy służyłem w Armii Zbawienia.

- Ale wtedy miałeś na sobie mundur, a ludzie darzą szacunkiem Armię 

Zbawienia.

-  A  z   tym   to   różnie.   Często   się   zdarzało,   że   ludzie   rzucali   w   nas 

kamieniami i wyzywali od najgorszych. Chyba słyszałaś, jak traktowano 
pierwszych salwacjonistów, gdy przybyli do Norwegii.

- Opowiadałeś mi o tym, gdy wracaliśmy ze Świątyni. Pamiętasz, jak 

spotkaliśmy się po raz pierwszy, Emanuelu? Jak odprowadziłeś mnie do 
domu?

-   Oczywiście,   że   nie   zapomniałem.   -   W   jego   głosie   wyczuła   coś 

nieuchwytnego. Urazę, irytację? Postanowiła powstrzymać się od robienia 
mu wyrzutów, że wrócił za późno.

- Pamiętam, jaki wydałeś mi się wtedy przystojny. Pomyśl, gdybyśmy 

mogli wtedy zajrzeć w przyszłość, ale bylibyśmy zdziwieni.

Nie odpowiedział.
- Poszłam do pani Paulsen zanieść suknię. Była dla mnie bardzo miła, 

kiedy dwa dni temu robiłam jej przymiarkę. Ma nadzieję, że mogłybyśmy 
się spotykać, nawet jeśli nie będę dla niej szyła.

-   Co   ty   powiesz?   -   rzucił   tonem   niezdradzającym   zainteresowania, 

zupełnie jakby jej nie słuchał, i pośpiesznie się rozebrał. W sypialni było 
ciemno,   widziała   jedynie   jego   cień   w   słabej   księżycowej   poświacie 
sączącej się przez okno od wschodu. Położył się cicho do łóżka i nawet nie 
podjął próby, by ją przytulić.

-   Powiedziała,   że   chciałaby,   abyśmy   zostały   przyjaciółkami.   Nie 

odezwał się.

- Słyszysz, co mówię? Ona chce się ze mną przyjaźnić, ale ja przecież 

nie mogę.

Nadal milczał.
- Kiedy przyszłam, trzymała na kolanach Braciszka. Poprosiła, bym go 

wzięła   na   chwilę   na   ręce,   bo   chciała   zadzwonić   po   nianię.   Tak   się 
zdenerwowałam, gdy go od niej wzięłam. Jest tak podobny do Hildy, że aż 
serce   ściska.  Ten   sam  kolor   oczu,   te   same   usta   i   głębokie   dołeczki   w 
policzkach.   Najpierw   popatrzył   na   mnie   zdziwiony,   a   potem   się 
uśmiechnął. A już się bałam, że zacznie płakać.

- Elise, jest już późno. Proszę, ucisz się!

background image

Zamilkła. Nie słyszał ani jednego słowa z tego, co do niego mówiła. W 

ogóle go to nie interesowało.

Odwróciła się do niego, podniosła dłoń i pogładziła go po włosach.
- Dobranoc, Emanuelu.
Bez słowa odsunął się od niej.
Następnego ranka siedział przy śniadaniu milczący, nie tknął jedzenia i 

wypił jedynie pół filiżanki kawy. Może przyzwyczaił się do mocniejszej, 
bywając w innych miejscach, i nie miał ochoty na taką lurę, zastanawiała 
się Elise, posyłając mu zatroskane spojrzenie.

- Coś się stało, Emanuelu? - zapytała.
Siedział   z   opuszczoną   głową,   nic   nie   odpowiadając.   Za   chłopcami 

właśnie zamknęły się drzwi, Hugo spał przewinięty i nakarmiony.

- Domyślam się, że coś cię dręczy. Nie możesz mi powiedzieć, o co 

chodzi?

Podeszła do niego i objęła go ramieniem, ale on się uwolnił.
- Możesz mnie zostawić w spokoju? Bardzo cię proszę. Cofnęła się, 

jakby się poparzyła.

- Przepraszam, chciałam ci tylko pomóc.
Wstał gwałtownie, sięgnął po płaszcz i kapelusz i skierował się w stronę 

wyjścia.

-  Przyjdziesz   do  domu   w  przerwie   obiadowej?   Pokręcił  głową  i  bez 

słowa wyszedł.

Elise osunęła się na stołek. Coś się musiało stać, myślała intensywnie. 

Może   w   biurze?   Kiedy   wróci   wieczorem   do   domu,   powiem   mu   o 
pieniądzach, postanowiła, po czym zacisnęła zęby, wyprostowała plecy i 
wstała.   Nie   można   się   poddawać   tylko   dlatego,   że   Emanuel   nie   ma 
humoru! Nastała wiosna, na dworze świeci słońce, a ona zarobiła właśnie 
dwadzieścia koron! Szkoda, że mu o tym nie powiedziała, może to by 
pomogło.

Teraz przez parę godzin poszyje, potem włoży Hugo do wózka i pójdzie 

z nim na spacer do mamy. Może mama będzie wiedziała o jakimś wolnym 
mieszkaniu?   Byłoby   łatwiej   coś   znaleźć,   gdyby   mogli   zapłacić   nieco 
więcej.

Wyszła pośpiesznie przynieść wodę i drewno. Chłopcy dziś zaspali i nie 

zdążyli tego zrobić przed wyjściem do szkoły, bo zwykle należało to do 
ich obowiązków. Tak się umówili.

Na dworze było tak pięknie, że aż zatrzymała się na chwilę, by rozejrzeć 

się wokół. Poranne słońce odbijało się w szybach okien sypialni i kuchni, 
krzak bzu na tyłach domu obsiadła gromada drobnych ptaków, a niebo nad 

background image

jej głową było pogodne, bez jednej chmurki. Już o tak wczesnej porze w 
powietrzu   nie   czuło   się   chłodu.   Zapowiadał   się   bardzo   ciepły   dzień. 
Westchnęła z ulgą. Wreszcie koniec zimy! Upłynie wiele miesięcy, nim 
chłód znów ciągnąć będzie od podłogi, a nad rzeką unosić się będą mroźne 
opary.

Żeby tylko nie musieli przeprowadzać się od razu. Rozejrzała się wokół 

raz   jeszcze,   jakby   patrzyła   na   to   miejsce   po   raz   ostatni.   Dziwne,   że 
Emanuel   nie   potrafi   dostrzec   jego   urody!   Prawda,   zimą   było   tu   mniej 
przyjemnie, zbierały się gęste mgły, a od rzeki ciągnęła chłodna wilgoć, 
bardziej dokuczliwa niż po drugiej stronie. Ale gdy nadchodziła wiosna, 
nie   było   piękniejszego   miejsca.   Kochała   szum   wodospadu,   wiosenne 
kwiaty   zakwitające   przy   ścianie   domu,   ganek,   który   nagrzewał   się   w 
popołudniowym   słońcu.   Tak   przyjemnie   siedziało   się   tam   w   letnie 
wieczory.   Uwielbiała   chodzić   po   zielonej   trawie,   obserwować   pękające 
pąki na drzewach okrywających się drobnymi listkami, by nagle przybrać 
soczystą zieloną szatę.

Odkąd mama wyszła za mąż, marzyła o tym, by zamieszkać w małym 

drewnianym domku z niewielkim ogródkiem, jaki zapamiętała z własnego 
dzieciństwa.   Tę   tęsknotę   przekazała   swoim   dzieciom.   Dla   nich   dom 
majstra   był   ucieleśnieniem   raju.   Emanuel   pomógł   im   przemienić   to 
marzenie w rzeczywistość. A teraz mieliby opuścić to miejsce? Pokręciła 
głową zasmucona.

Mama się wyprowadziła, i to bez żalu. Dla niej miłość Hvalstada była 

ważniejsza niż mieszkanie w małym domku nad rzeką. Ale co ze mną? 
-zastanawiała się Elise. Czy moja miłość do Emanuela jest ważniejsza niż 
radość z bycia tutaj?

Porzuciła natychmiast te pytania, uznając je za głupie. Skoro Emanuel 

popadł w przygnębienie, nie mogąc przywyknąć do nowych warunków, 
nie ma wyboru. Trzeba coś zrobić! To nie jest sytuacja bez wyjścia! W 
najwyższej szufladzie komody w sypialni leży ratunek. Nagle pożałowała, 
że nie opowiedziała mu o tych pieniądzach wcześniej, uniknęliby w ten 
sposób wielu przykrych dni.

Pośpiesznie wróciła do środka, by zabrać się do szycia.
Siedziała i szyła aż do przerwy obiadowej w fabryce, pracę odłożyła 

jedynie na czas karmienia. Hugo zrobił się znacznie spokojniejszy i nawet 
jak   się   budził,   leżał   sobie   grzecznie   w   kołysce,   gaworzył   i   się   śmiał. 
Wodził   oczyma   za   słonecznymi   promieniami   i   zdawał   się   nasłuchiwać 
terkotu maszyny do szycia. Stawiała kołyskę blisko krzesła, na którym 
siedziała, tak by ją widział, a kiedy na niego patrzyła, uśmiechał się do niej 

background image

promiennie.

Włoski   miał   coraz   gęstsze   i   kręciły   mu   się   w   pierścionki.   Nie   było 

najmniejszych wątpliwości, że będą rude. Może Hugo nie grzeszył urodą, 
ale   za   to   był   bardzo   słodki,   gdy   tak   leżał   i   obserwował   wszystko   i 
wszystkich   bystrym   spojrzeniem.   Wydawał   się   być   pogodny   z   natury, 
skłonny   do   śmiechu   i  łatwo   go   było   rozbawić.   Peder,   Kristian   i  Evert 
poświęcali   mu   coraz   więcej   uwagi.   Lubili   zaglądać   do   kołyski   i 
„gawędzić" z nim, gdy wracali ze szkoły do domu. Uwielbiali rozśmieszać 
go, wydobywając z siebie różne dziwne odgłosy.

Zdążyła   nastawić   polewkę,   by   się   najeść,   gdy   za   oknem   usłyszała 

pośpieszne kroki.

Jednak Emanuel przyszedł do domu? Zdziwiła się, ale z ulgą spojrzała w 

stronę drzwi wejściowych.

Teraz mu wszystko opowie. Są sami, chłopcy nie będą podsłuchiwać ani 

im przeszkadzać. Zapewne w pierwszej chwili Emanuel się rozgniewa, 
należy się z tym liczyć, ale powinna okazać mu zrozumienie. Na pewno 
będzie mu przykro, że ojciec, który  się od niego odwrócił, trzymał jej 
stronę. I na pewno wybuchnie gniewem, że przyjęła pieniądze od Ansgara, 
a także że w ogóle z nim rozmawiała bez jego wiedzy.

Dlaczego on nie wchodzi?
Pośpiesznie otworzyła drzwi na oścież. Na zewnątrz stał sobie spokojnie 

Torkild Abrahamsen i rozglądał się wokół.

- Witam!
Odwrócił się gwałtownie i uśmiechnął się.
- Ten wodospad za każdym razem mnie zachwyca i nie mogę przez 

długą chwilę oderwać od niego wzroku.

- Przychodzisz o tej porze?
- Mam do załatwienia pewną sprawę dla kupca i pomyślałem, że zajrzę 

do ciebie. Emanuel przyszedł na przerwę obiadową?

- Nie - odparła. - Ale wejdź, proszę, do środka. Właśnie gotuję polewkę. 

Szybciutko wstawię kawę.

- Chętnie się napiję. A gdzie Hugo? - zapytał nagle, gdy tylko wszedł do 

kuchni.

- Ustawiłam kołyskę przy maszynie, tak żeby mnie widział, gdy leży. 

Wydaje mi się, że dzieci lubią towarzystwo, nawet gdy są jeszcze małe.

Roześmiał się.
- Ty zawsze byłaś jedyna w swoim rodzaju. Mogę tam zajrzeć trochę do 

niego?

- Oczywiście. Ja w tym czasie ugotuję kawę.

background image

Opowiedzieć Torkildowi o przygnębieniu Emanuela? - zastanawiała się, 

gdy   tylko   Torkild   zniknął   w   salonie.   Przecież   to   jeden   z   najlepszych 
przyjaciół Emanuela, jest mądry i można mu naprawdę zaufać. Uznała, że 
z nim porozmawia.

- Proszę, Torkild, jest kawa.
- Ależ macie ślicznego brzdąca! - rzekł z uśmiechem. - Widać, że lubi 

ludzi. Najpierw popatrzył na mnie zdziwiony, zrobił wielkie oczy, a potem 
twarz   mu   się   rozpromieniła   w  uśmiechu.   Buzię   układał  tak,   jakby   coś 
chciał powiedzieć.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.
- Z początku często płakał, ale teraz jest już spokojniejszy. Mogę szyć 

nawet przez kilka godzin, a on mi nie przeszkadza.

- To dobrze, bo na pewno potrzebne wam są pieniądze. Pokiwała głową.
- Tak, wydaje mi się, że Emanuelowi bardzo doskwiera brak pieniędzy. 

Przeprowadzka   ze   wzgórza  Aker   do   domku   nad   rzeką   okazała   się   dla 
niego trudniejsza, niż sądził.

Popatrzył na nią badawczo, milczał przez chwilę, a wreszcie powiedział:
- No, mów!
- On jest nieszczęśliwy, Torkildzie. Martwię się bardzo o niego, bo jest 

kompletnie  wytrącony  z równowagi. Mimo że oboje jesteśmy  z natury 
spokojni, teraz kłócimy się z byle powodu. Znika wieczorami, nie mówiąc 
mi, dokąd chodzi, a kiedy wraca, jest milczący i zamyka się w sobie.

Torkild zmarszczył czoło.
- A jak myślisz, co mu tak ciąży?
- Ale zostanie to między nami, dobrze?
- Oczywiście.
- Jego rodzice odwrócili się od niego. Bardzo im się nie podobało, że 

ożenił się ze mną i... A potem coś się wydarzyło... Pokłócili się i teraz ani 
ojciec, ani matka nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Najgorsze jednak, że 
on czuje się obco tu, w środowisku robotników. Nie lubi ani tego domu, 
ani dzielnicy. Zdawało mu się, że sobie poradzi, bo przecież wcześniej 
pracował wśród ubogich, ale nagle uświadomił sobie, że to coś innego niż 
żyć tutaj w skromnych warunkach. - Rozłożyła ręce.

-   Hmm...   Brzmi   to   niezbyt   obiecująco.   Może   spróbuję   z   nim 

porozmawiać, chcesz?

- Tak, bardzo by się przydało. Mogę cię spytać o radę? Uśmiechnął się.
- Mów, Elise, po to tu jestem.
- Ojciec Emanuela dał mi trzysta koron, ale prosił, aby  to pozostało 

między   nami.   Jeśli   opowiem   o   tym   Emanuelowi,   będzie   nas   stać   na 

background image

wynajęcie   mieszkania   po   drugiej   stronie   rzeki.   Wystarczy   na   lepsze 
jedzenie   i   czynsz   na   wiele   miesięcy.  A  kiedy   pieniądze   się   skończą, 
umieszczę   Hugo   w   żłobku   i   postaram   się   o   lepiej   płatną   pracę. 
Zastanawiam się jednak, czy to słuszne, by wyznać wszystko Emanuelowi, 
skoro jego ojciec prosił mnie o zachowanie tajemnicy.

- Dlaczego cię o to prosił?
-   Dlatego,   że   jego   opinia   różni   się   od   opinii   matki.  A  ona   jest  zbyt 

surowa i zaciekła, by wesprzeć finansowo Emanuela. Poza tym chce mu 
udowodnić, że postąpił głupio. Zresztą okazuje się teraz, że miała rację. 
Emanuel  nie   potrafi  się   przystosować   do  nowego  życia.   Pani  Ringstad 
byłaby pewnie zła, gdyby się dowiedziała, że mąż za jej plecami daje mi 
pieniądze.

- Hm, trudne pytanie. Ryzykujesz, że Emanuel rozgniewa się, iż masz z 

jego ojcem jakieś tajemnice. Może w złości wykrzyczeć to ojcu, co z kolei 
wywoła kłótnię między rodzicami. Mimo to uważam, że lepiej będzie, jeśli 
mu   o   wszystkim   powiesz.   Najważniejsze   bowiem,   żebyście   wy   wobec 
siebie byli szczerzy. Trudno, niech nawet jego mama będzie z tego powodu 
zła   przez   jakiś   czas,   a   ojciec   nigdy   więcej   nie   pomoże   ci   finansowo! 
Zresztą  znam Emanuela  na tyle, by  wiedzieć, że jest zbyt dumny, aby 
przyjąć jakieś pieniądze. Teraz najważniejsze, by Emanuel znów stał się 
taki jak dawniej. Trudno uwierzyć, że zamyka się w sobie i nic ci nie 
mówi. To zupełnie do niego niepodobne. Przecież on naprawdę bardzo cię 
kocha, Elise. Nie widziałem jeszcze tak szczęśliwego człowieka jak on, 
kiedy zgodziłaś się go poślubić.

Elise uśmiechnęła się ze smutkiem. Wydawało jej się to takie odległe. 

Torkild   znał   prawdę   jedynie   połowicznie,   bo   przecież   nie   mogła   mu 
opowiedzieć o Signe.

Nagle uśmiechnął się do niej tajemniczo i rzekł:
-   Nie   wyjawiłem   ci   jeszcze   prawdziwego   powodu   mojej   wizyty. 

Popatrzyła na niego zdumiona.

- Sądziłam, że chciałeś się spotkać z Emanuelem? Pokręcił głową.
- Nie, chciałem się spotkać z tobą. Nie myślałaś o tym?
- O czym ty mówisz? - zapytała zdumiona.
- Sądziłem, że nie możesz się doczekać, kiedy nadejdzie odpowiedź z 

redakcji.

Elise poczuła, że serce jej mocniej zabiło.
- A co, dowiedziałeś się czegoś? Pokiwał głową.
- Redaktor był zachwycony, ale równocześnie trochę się obawia, że ta 

historia wywoła oburzenie wśród szacownych obywateli. Chciałby, żebyś 

background image

trochę stonowała niektóre zdania.

Popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Tak, tak - roześmiał się Torkild. - Twoje opowiadanie zostało przyjęte i 

ukaże się drukiem.

Elise poczuła się tak, jakby uniosła się nad podłogę.
- To prawda, Torkild? Nie żartujesz sobie ze mnie?
- Jak mógłbym sobie stroić takie żarty? Przecież byłabyś potem jeszcze 

bardziej zawiedziona. Nie, nie, mówię prawdę. Twoje opowiadanie zostało 
przyjęte i zapewne ukaże się w gazecie za parę dni. Ale redaktor uważa, że 
koniecznie   musisz   podpisać   się   pseudonimem.   Najlepiej   męskim 
imieniem, bo wówczas łatwiej zostanie to przyjęte. Poza tym musimy być 
ostrożni,   tak   by   nikt   się   nie   zorientował,   o   kogo   chodzi.   Możesz   na 
przykład   wybrać   imię   Elias   zamiast   Elise   i   wymyślić   do   tego   jakieś 
nazwisko. Jak brzmiało nazwisko panieńskie twojej mamy?

- Aas.
- Świetnie. Elias Aas.
Torkild wyjął z kieszeni parę kartek, które Elise od razu rozpoznała.
- Pokażę ci, co redaktor chciał, żebyś poprawiła. Nie jest tego dużo. 

Uważa, że piszesz znakomicie, styl jest żywy, a historia bardzo mocna. 
Kto wie, czy dla wielu nie za mocna.

- Ale to przecież zdarzyło się naprawdę.
-   Tak,   ja   to   wiem,   ale   inni   nie   będą   chcieli   w   to   uwierzyć.   Moim 

zdaniem   dobrze,   że   ten   tekst   się   ukaże.   Czas   najwyższy,   by   szacowni 
obywatele   miasta   przestali   przymykać   oczy   na   to,   co   się   dzieje   po   tej 
stronie rzeki. Bo póki ci bogaci trwać będą pogrążeni w błogiej niewiedzy, 
nie   nastąpią   żadne   zmiany.  A  trzeba   wreszcie   coś   zrobić.   Możesz   być 
dumna,   Elise.   Jestem   pewien,   że   ludzie   obudzą   się   z   letargu,   gdy 
przeczytają   twoje   opowiadanie.   Oczywiście   żadne   dramatyczne   zmiany 
nie nastąpią z dnia na dzień. Bo to wymaga czasu. Tak samo jak walka o 
prawa kobiet. Ile już lat minęło od chwili, gdy zaczęto dyskutować o tym, 
że kobiety  powinny  mieć prawo głosu, a wciąż jeszcze nie uchwalono 
odpowiednich ustaw. I wygląda na to, że jeszcze nieprędko to nastąpi. 
Najważniejsze jednak, że ziarno zostało posiane, a z czasem coś z tego 
urośnie.   O   to   samo   walczą   też   inni.   Być   może   razem   odniesiecie 
zwycięstwo.

Elise była oszołomiona. W głowie kręciło jej się z radości. Udało się! Jej 

tekst   zostanie   wydrukowany,   i   to   w   największej   gazecie   w   kraju! 
Równocześnie   przestraszyła   się.   Niebezpiecznie   jest   się   za   bardzo 
wyróżniać. Ojciec zawsze to powtarzał, gdy jeszcze nie pił. Wymaga to 

background image

dużej odwagi i odpowiedzialności.

Elise   zerknęła   na   zdania   podkreślone   przez   redaktora   i   od   razu 

zorientowała się, o co mu chodzi. Wystarczy, że złagodzi niektóre słowa, a 
tekst nic na tym nie straci.

Poderwała się ze stołka, pobiegła do sypialni po ogryzek ołówka i na 

marginesie wpisała zaproponowane przez siebie poprawki.

Torkild pokiwał głową z uśmiechem.
- No widzisz, jak niewiele było trzeba. Imponujesz mi, Elise. Na pewno 

w   najbliższych   dniach   dostaniesz   honorarium.   Mam   nadzieję,   że   to 
pomoże Emanuelowi z większym optymizmem spojrzeć na życie.

Zmarszczyła czoło z powątpiewaniem.
- Nie wiem, czy mu się to w ogóle spodoba. Może będzie się bal, że 

zdradzę kulisy naszego życia.

-   Nie   sądzę.   Będzie   z   ciebie   dumny,   Elise.   I  chociaż   zapłata   za   ten 

niewielki artykuł nie będzie pewnie wysoka, jestem pewien, że to dopiero 
początek.   Napiszesz   jeszcze   wiele   opowiadań.   Kto   wie?   Może   potem 
będzie   je   można   zebrać   i   wydać   w   formie   książki?   Może   zostaniesz 
prawdziwą pisarką? Dopiero przed dwudziestu laty kobiety odważyły się 
pisać powieści. Oczywiście pod pseudonimem. Wcześniej było co prawda 
parę kobiet w literaturze, ale w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego 
wieku pojawiło się ich więcej, zaczęły wydawać zarówno pamiętniki, jak i 
nowele,   opowiadania   i   powieści.   Piszą   wiele   na   temat   sytuacji   kobiet, 
zwłaszcza kobiet z wyższych sfer, skąd większość z nich się wywodzi. Ty 
zaś jako pierwsza opiszesz los robotnic z ich własnej perspektywy.

Skierował się w stronę drzwi i odwrócił się jeszcze z uśmiechem.
- Wiem, że Emanuel będzie z ciebie dumny, Elise. Zobaczysz, że ten 

dzień   zmieni   zarówno   twoje,   jak   i   jego   życie.   Nie   będzie   musiał   już 
odchodzić głodny od stołu. Zarówno Anna, jak i ja z całego serca wam 
tego życzymy. Kiedy wróci dziś do domu, będziesz miała dla niego dwie 
dobre wiadomości.

Po jego wyjściu Elise siedziała niczym porażona. Pisarka? Czy to na-

prawdę możliwe, by mogła nią zostać?

Redaktor   gazety   „Verdens   Gang"   był   zachwycony,   mówił   Torkild. 

Podobno   podobał   mu   się   jej   styl.   Czuła,   jak   zalewa   ją   fala   radości,   a 
policzki aż ją paliły z gorąca. Zupełnie nie mogła się skupić na szyciu, 
myślami wciąż wracała do tej wielkiej nowiny. Nie mogła usiedzieć na 
miejscu, chodziła więc po kuchni w tę i z powrotem, wreszcie otworzyła 
drzwi i wyszła na dwór. Przeszła się wokół domu, usiadła na ławeczce pod 
ścianą od strony południowej. Przechyliła twarz do słońca i przymknęła 

background image

oczy.

Myśli niczym motyle fruwały jej w głowie. Miała już pomysł na na-

stępne   opowiadanie.   Zacznie   się   tak   Idzie   na   Lakkegata,   by   odszukać 
prostytutkę, z którą jej ojciec spędził poprzedni wieczór. Patrzy na stojące 
w co drugiej bramie i przechadzające się tam i z powrotem uliczne dziwki 
o   zamglonych   spojrzeniach.   Podchmielone,   zaniedbane,   w   brudnych 
ubraniach. Nagle pojawia się jakiś włóczęga, ciągnie jedną z nich za sobą i 
znikają   w   ciemnej   bramie.   Idzie   dalej   na   poddasze   i   na   łóżku   wśród 
brudnych   szmat   widzi   skuloną   postać.   To   Othilie,   zalękniona, 
nieszczęśliwa Othilie, która myśli, że zachorowała na straszną chorobę. 
Dziewczyna przyjmuje ją niechętnie, z pogardą, ale potem biegnie za nią, 
by przeprowadzić ją przez ponurą dzielnicę. Pomimo życia w upokorzeniu 
i poniżeniu zachowała serdeczność i troskę o innych.

Elise   pośpiesznie   wstała   z   ławki.   Przyjemnie   było   poczuć   słońce   na 

twarzy, ale nie miała czasu na leniuchowanie. Musi iść do środka i pisać. 
Nie   zerknąwszy   nawet   w   kierunku   maszyny   do   szycia,   wyjęła   kartki 
papieru. Tym razem nie zastanawiała się długo, tylko spisała całą historię. 
Raz po raz wycierała coś gumką, ale większość zdań miała gotowych w 
głowie, wystarczyło jedynie przelać je na papier.

Kiedy chłopcy biegiem wpadli do domu po szkole, zdążyła skończyć i 

siedziała, trzymając Hugo na kolanach. Uśmiechnęła się do nich, czując, 
że mogłaby się tak uśmiechać do końca życia. Przelawszy na papier nową 
historię, czuła się tak, jakby zdjęto jej ciężar z ramion.

- Dokończę przewijać Hugo i zaraz wam zrobię jedzenie. Może któryś z 

was pobiegnie do Magdy po ciasteczka na deser, a ja tymczasem podgrzeję 
polewkę i nakryję do stołu.

Trzy pary chłopięcych oczu popatrzyły na nią ze zdumieniem.
- Czyżby Hilda urodziła nowego Braciszka, a może córka Carlse-nów 

coś ci jednak dopłaciła? - Peder pierwszy odzyskał mowę.

Elise pokręciła głową ze śmiechem.
- Zarobiłam dwadzieścia koron za suknię, którą uszyłam pani Paulsen, i 

jeszcze za coś, ale powiem dopiero, jak wróci Emanuel. To niespodzianka.

- To ja pobiegnę! - zawołał Kristian z zapałem.
Elise pośpiesznie weszła do sypialni i sięgnęła po pieniądze.
Wrócił, nim polewka się zagotowała, chyba jeszcze nigdy nie biegł do 

sklepu i z powrotem tak szybko. Spałaszowali z apetytem polewkę, bez 
przerwy zerkając na talerz z ciastkami.

Najedzeni i rozpromienieni włożyli na głowy czapki i wyszli do pracy. 

Elise słyszała, jak śmieją się i plotą, nim zniknęli za węgłem domu. Miała 

background image

wrażenie, że swoją radością zaraziła innych. Była pewna, że to samo stanie 
się, kiedy do domu wróci Emanuel.

Wreszcie   odzyskała   jako   taki  spokój,   by   zabrać   się   znów   do   szycia. 

Radość w niej buzowała i praca szła jej z łatwością. Wciąż nie mieściło jej 
się w głowie, że naprawdę jej opowiadanie przyjęto do gazety. Valborg i 
inne dziewczyny z przędzalni powinny to zobaczyć! Johan na pewno by 
się cieszył, a Agnes ciekawiłoby jedynie, ile jej zapłacili. Mama będzie z 
niej dumna, a i Hvalstadowi zaimponuje. Pani Thoresen i pani Evertsen 
raczej nie  powinny   się  o  tym  dowiedzieć,  bo uznałyby,  że Elise  udaje 
kogoś   lepszego,   niż   jest.   Zresztą   podobnie   jak   większość   ludzi.   Musi 
uważać, by nie rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Lepiej zachować to w 
tajemnicy.

Popołudnie minęło szybciej niż zwykle i zanim się obejrzała, chłopcy 

wrócili z pracy i zasiedli do lekcji.

Wreszcie   usłyszała   kroki   na   zewnątrz.   Wstała   od   maszyny   i   wyszła 

Emanuelowi na spotkanie.    

Był ponury i milczący.
- Wiesz co, Emanuelu? - odezwał się Peder radośnie. - Elise ma dla nas 

niespodziankę. Zarobiła dwadzieścia koron za suknię, którą uszyła pani 
Paulsen, i dostaliśmy na deser ciastka.

Emanuel nic nie odpowiedział.
W tej samej chwili Hugo się rozpłakał. Elise pośpiesznie wyjęła synka z 

kołyski, by go nakarmić. Nie mogła wyjawić takiej radosnej nowiny, póki 
w   domu   panuje   zamieszanie.   Kiedy   chłopcy   skończą   odrabiać   lekcje, 
wyjdą   pobawić   się   na   dworze,   wykorzystując   piękną   pogodę.   Wtedy 
opowie o wszystkim Emanuelowi.

Usiadła w salonie, a on poszedł do sypialni, żeby się przebrać. Grzebał 

się, pewnie nie miał ochoty wracać do kuchni, póki siedzieli tam chłopcy. 
Usłyszała szuranie stołków, znak, że chłopcy skończyli. Peder z pewnością 
powinien   więcej   czasu   poświęcić   lekcjom,   ale   nie   miała   dziś   siły   go 
upominać.

Wreszcie w domu ucichło.
Usłyszała,   że   Emanuel   wychodzi   z   sypialni,   ale   nie   siadł   przy   ku-

chennym stole.

- Jest gorąca kawa! - zawołała do niego. - A w szafce znajdziesz ciastka i 

posmarowane kanapki.

Nic   nie   mówiąc,   podszedł   powoli   do   otwartych   drzwi.   Twarz   miał 

zamkniętą i ponurą. Ze zdziwieniem stwierdziła, że się nie przebrał. Nadal 
miał na sobie ubranie, w którym chodził do biura.

background image

- Wychodzisz? - zapytała. Pokręcił głową.
- Strasznie boli mnie głowa i pomyślałem, że położę się na sofie, jak 

skończysz.   Na   dworze   jest   ciepło.   Może   wyjdziesz   z   Hugo   na   spacer, 
żebym nie musiał słuchać jego płaczu.

Elise   skinęła   głową.   Hugo   był  najedzony.  Wstała   i  włożyła   synkowi 

czapeczkę. Może lepiej poczekać? Opowiem Emanuelowi wszystko, jak 
trochę   odpocznie,   postanowiła.   Gdy   kogoś   boli   głowa,   trudno   o   dobry 
nastrój. Może nawet zirytuje go, że jej się powiodło, gdy on z trudem radzi 
sobie, by ich utrzymać.

Na dworze zrobiło się jeszcze cieplej. Wiatr całkiem ucichł, a słońce 

wciąż jasno świeciło. Postanowiła przejść się w górę w stronę kościoła w 
Sagene   i   popatrzeć,   jak   właściciele   ogródków   przydomowych   robią 
wiosenne porządki. Poczuć w nozdrzach zapach palonych gałęzi i liści, 
rozejrzeć się w przydrożnych rowach, czy nie kwitnie podbiał. Chłopcom 
pozwoliła zostać na dworze do zmroku, więc ona też może pospacerować 
aż do tej pory. Emanuel przynajmniej sobie odpocznie. Mamę odwiedzę 
kiedy indziej, postanowiła.

Nic dziwnego, że boli go głowa, skoro wczoraj pił alkohol i poszedł 

spać dopiero późno w nocy. Ale od dzisiejszego wieczoru wszystko się 
zmieni. Gdy Emanuel tylko trochę otrząśnie się z szoku, usłyszawszy o 
pieniądzach,   które   dostała,   i   oswoi   się   z   wiadomością   o   przyjęciu   jej 
opowiadania do druku, przekona się, że czeka ich świetlana przyszłość.

Cieszyła się, ale i obawiała tej rozmowy. Może Emanuel wpadnie we 

wściekłość z powodu pieniędzy, a jej odejdzie ochota, by powiedzieć o 
opowiadaniu, które napisała?

Torkild doradzał jej, by wyznała Emanuelowi prawdę, a on przecież znał 

Emanuela   lepiej   niż   ktokolwiek.   Przez   tyle   lat   służyli   razem   w  Armii 
Zbawienia.

Oddaliwszy się od rzeki, gdzie szum wodospadu zagłuszał inne odgłosy, 

usłyszała ptasi świergot. Przyleciały już szpaki, kosy i zięby. Wysoko na 
niebie nad dachami domów ujrzała klucz dzikich gęsi.

Mimo że miało się ku wieczorowi, na dworze kręciło się jeszcze wielu 

ludzi. Wszyscy pootwierali okna i drzwi, by wpuścić do środka wiosenne 
ciepło. W małych ogródkach ludzie grabili stare liście i palili je razem z 
gałęziami i suchą trawą. Dziewczynki skakały w klasy na środku drogi, a 
chłopcy   grali   w   noża.   Jakaś   starsza   kobieta   szła   z   wiadrem   i   łopatą, 
zbierając z jezdni koński nawóz do użyźnienia ziemi. Gdy podjeżdżały 
furmanki,   wszyscy   odskakiwali   na   bok,   ale   ruch   w   tych   okolicach   na 
skraju miasta nie był zbyt duży.

background image

Tuż za pomalowanym na biało płotem ogradzającym dom blacharza, do 

którego   przychodzili,   gdy   trzeba   było   załatać   chochlę,   zobaczyła   całą 
rabatkę fiołków i zatrzymała się, by nacieszyć oczy tym widokiem. Razem 
z Johanem chodzili zazwyczaj aż do Grefsen, by nazrywać przebiśniegów. 
Opowiadał jej wtedy, jak razem z kolegami wchodzili na drewniane bale 
na jeziorku Maridalsvannet i usiłowali się na nich utrzymać, ale wciąż 
wpadali do wody.

Zaczęło zmierzchać, więc Elise zawróciła. Teraz już Emanuel na pewno 

odpoczął i jest w lepszym humorze. Serce zabiło jej mocniej, gdy zbliżała 
się do domu. Radość podzielenia się z nim wielką nowiną była większa niż 
strach przed awanturą. Oczywiście, że Emanuel się ucieszy, przekonywała 
siebie   w   duchu.   Przecież   jesteśmy   bogaci!   Mamy   pięćset   pięćdziesiąt 
koron plus dwadzieścia za suknię plus to, co zapłacą mi za opowiadanie. 
Od jutra możemy zacząć się rozglądać za jakimś mieszkaniem.

Kiedy   doszła   do   mostu,   przyśpieszyła   kroku.   Hugo   zasnął   wreszcie, 

więc   zostawiła   go   w   wózku   na   ganku,   sama   zaś,   stąpając   ostrożnie, 
otworzyła drzwi i weszła do środka.

W domu panowała kompletna cisza. Pewnie Emanuel zasnął i jeszcze 

się nie obudził.

- Emanuel? Żadnej odpowiedzi.
Ostrożnie otworzyła drzwi do salonu. Jeśli śpi, to może lepiej go nie 

budzić, nawet jeśliby miał przespać tak całą noc?

Na progu jednak zatrzymała się gwałtownie. Co tu się stało, na Boga? 

Pomieszczenie   było   puste.   Zniknęły   wszystkie   meble:   pluszowa   sofa   i 
krzesła   Emanuela,   piękny   stół,   serwantka   z   porcelanowym   serwisem, 
obrazy ze ścian.

- Panie Jezu - wyszeptała porażona.
Ktoś ich okradł, gdy była na spacerze. Może Emanuel nie mógł zasnąć i 

wyszedł się przejść, a gdy potem wrócił i zobaczył, co się stało, pobiegł 
prosto na posterunek policji, żeby zgłosić kradzież?

Odwróciła się powoli, zakręciło jej się w głowie i musiała oprzeć się o 

framugę,   by   nie   upaść.   Kradzież!   Zginęły   wszystkie   cenne   przedmioty 
Emanuela, warte z pewnością więcej niż wszystkie pieniądze w szufladzie 
komody plus honorarium z gazety. O Boże! Co my teraz zrobimy?

Pieniądze! - przypomniało jej się nagle. Rzuciła się do sypialni, a kiedy 

zobaczyła, że komoda stoi, otworzyła najwyższą szufladę i sięgnęła po 
kopertę   z   pięciuset   pięćdziesięcioma   koronami.   Zamknęła   oczy   i 
odetchnęła głęboko z ulgą.

Usłyszała na zewnątrz szybkie kroki i pośpiesznie wyszła. Może policja 

background image

zdołała już złapać złodziei!

Tymczasem   to   nadbiegał   Kristian   z   zarumienioną   buzią,   zdyszany   i 

spocony.

- Elise, co się stało?
- Ktoś ukradł meble Emanuela - wydobyła z siebie szeptem.
- Ukradł? - Kristian popatrzył na nią zdezorientowany. - Widziałem, że 

Emanuel siedział na wozie.

- Jak to? - Elise zmarszczyła czoło, nic nie pojmując.
-   Siedział   na   wozie,   na   którym  były   załadowane   wszystkie   meble,   i 

jechał drogą w dół, w stronę miasta.