background image

 Caroline Anderson

Nie wszystko naraz

(One step at a time)

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Mamo, telefon! Ze szpitala! – Stephie, kilkunastoletnia córka Kate, 

zakryła dłonią słuchawkę. – Pewnie chcą, żebyś przyszła i zarobiła kupę 

forsy. Może dostanę nową wieżę?

– Nie licz na to! – otrzeźwiła ją Kate. – Nie mam zamiaru ogłuchnąć na 

starość. A teraz idź się myć. 

– Proszę chwilkę zaczekać – rzuciła Stephie wesoło do słuchawki. – 

Doktor   Heywood   zaraz   podejdzie.   Mogę   wiedzieć,   w   jakiej   sprawie 

państwo dzwonią?

Kate   odebrała   słuchawkę   swojej   cudownej   córce,   zanim   ta   zdążyła 

rozgadać  się na dobre – na przykład  na temat zarobków  lekarzy i cen 

sprzętu hi-fi. 

– Dobry wieczór, tu doktor Heywood. W czym mogę pomóc?

– Czy to pani Katherine Heywood?

Pytanie to nie zostało postawione suchym, rzeczowym tonem, typowym 

dla   rozmów   służbowych.   Głos,   który   Kate   usłyszała   w   słuchawce,   był 

łagodny   i   ostrożny.   Poczuła   niepokój.   Czyżby   coś   się   stało?   Przecież 

Stephie jest przy niej, cała i zdrowa. 

– Idź się myć – powtórzyła córce, po czym zaczekała, aż dziewczynka 

wyjdzie z pokoju. – Tak, to ja. 

– Pani Heywood, dzwonię z polecenia pani męża. 

Kate   uspokoiła   się.   Najwyraźniej   rozmawia   z   jedną   z   sekretarek 

Dominika,   który   z   powodu   nadmiaru   zajęć   nie   może   zabrać   córki   na 

weekend. 

–   Mojego   byłego   męża   –   poprawiła   odruchowo.   –   Oczywiście, 

background image

rozumiem. Nagły wypadek i konieczna operacja. 

W słuchawce na chwilę zaległa cisza. 

– Więc pani już wie?

Kate roześmiała się beztrosko. 

– Nie, zgaduję. To do niego podobne. 

– Podobne? – Tym razem w głosie zabrzmiało zakłopotanie. – Czy on 

często ulega wypadkom?

Kate ogarnął niepokój. 

– Chwileczkę, a co się właściwie stało?

– Pani mąż miał wypadek. 

– O Boże! Coś poważnego?

Palce Kate zacisnęły się na słuchawce. Słyszała kroki Stephie na górze, 

szum wody z prysznica i bicie własnego serca. 

– Na szczęście nie. – Głos w słuchawce zabrzmiał łagodniej. – Doznał 

obrażeń   nóg   i   jest   ranny   w   głowę,   ale   jego   życiu   nie   zagraża 

niebezpieczeństwo. Będzie  musiał jednak zostać  w szpitalu tydzień lub 

dwa. Zdaje się, że córka państwa miała przyjechać do niego na weekend... 

Kate spojrzała odruchowo na zdjęcie Stephie, stojące na pianinie. Boże, 

jak ona to przyjmie?

–  Weekend   to  żaden  problem.  Jak   on  się  czuje?  –  spytała  drżącym 

głosem,   opierając   się   o   ścianę.   –   Potrzebuje   czegoś?   Przyjdziemy   go 

odwiedzić. 

– Doktor Heywood prosił, żeby przekazać, że czuje się dobrze. Nie 

chce jednak niepokoić córki i wolałby, żeby pani przyszła sama. Zabieg 

nastawiania kości ma o ósmej, więc może przyjedzie pani około wpół do 

trzeciej? Przydałoby mu się parę koszulek z krótkim rękawem i kilka par 

spodenek.   Proszę   nie   przywozić   długich   spodni   od   piżamy,   bo 

background image

prawdopodobnie będzie miał nogę na wyciągu. 

– Na wyciągu? Co się właściwie stało?

– Doktor Heywood ma złamaną kość udową. 

– Co było przyczyną złamania?

–   Wypadek   samochodowy.   Zderzenie   z   pojazdem,   który   próbował 

wyprzedzić   ciężarówkę   w   ślepej   uliczce.   Doktor   Heywood   jest   nieco 

zdenerwowany. Mówi, że jego samochód nadaje się do kasacji. Zdaje się, 

że to był bardzo stary i cenny model. 

Jaguar,   typ   E.   Duma   i   radość   Dominika.   Pewnie   jest   teraz   trochę 

bardziej niż „nieco zdenerwowany”. Personel szpitalny musiał mieć z nim 

ciężkie przejścia. 

Kate zanotowała adres szpitala, numer oddziału i godziny wizyt. 

– Proszę mu powiedzieć, że przyjadę jutro i na razie nie powiem nic 

Stephie. I niech pani... – Zawahała się, po czym dodała miękko: – Niech 

pani go ode mnie pozdrowi. 

Odłożyła   delikatnie   słuchawkę   i   oparła   głowę   o   ścianę,   próbując 

ochłonąć. Dominik miał wypadek. Dzięki Bogu, był na tyle rozsądny, żeby 

nie martwić Stephie, która jutro zdaje ostatni egzamin. Gdyby wiedziała, 

że ojciec jest w szpitalu, żadna siła nie byłaby w stanie wyciągnąć jej z 

jego separatki. 

Kate   westchnęła,   poprawiając   drżącą   ręką   włosy.   Jej   małżeństwo 

rozpadło   się   wiele   lat   temu,   mimo   to   oboje   z   Dominikiem   starali   się 

utrzymywać   dobre   stosunki,   głównie   ze   względu   na   Stephie.   Stephie 

natomiast   kochała   oboje   rodziców,   ale,   jak   to   zwykle   córki,   była 

szczególnie przywiązana do ojca. Kate wiedziała, że utrzymanie tajemnicy 

przed dociekliwą i ciekawską nastolatką będzie bardzo trudne. Po chwili 

Stephie zbiegła na dół, radosna jak skowronek. 

background image

– I co? Dostanę moją wieżę?

Kate przywołała na twarz słaby uśmiech. 

– Może innym razem. To była wiadomość od ojca. Ma jutro operację i 

będzie zajęty przez cały weekend. 

Stephie popatrzyła na nią podejrzliwie. 

– Przecież dzwonili ze szpitala. 

Kate wyczuła jej niedowierzanie i prędko zaczęła wyjaśniać:

– No tak, ojciec jest właśnie w szpitalu. To nagły przypadek. Będzie 

operował jutro rano i zostanie tam pewnie cały dzień. Przesyła całusy i 

obiecuje ci to jakoś wynagrodzić. 

Stephie skrzywiła się, otwierając lodówkę i zaglądając do środka. 

– Nie ma nic do jedzenia! – mruknęła niezadowolona. – Czy to znaczy, 

że w ten weekend w ogóle nie pojadę do kliniki taty?

– Obawiam się, że nie. Tylko mi nie mów, że tam lepiej karmią!

– Dobrze, nie powiem. 

Wyjęła jogurt i zabrała się do jedzenia. Wkrótce potem Kate wysłała ją 

do   łóżka   i   sama   poszła   się   położyć.   Długo   nie   mogła   jednak   zasnąć. 

Myślała o Dominiku. 

Byli rozwiedzeni od dłuższego czasu, co nie znaczyło wcale, że pod 

osłoną   uprzejmości   nie   kryły   się   jakieś   cieplejsze   uczucia.   Powtarzała 

sobie, że Dominik jest już tylko ojcem jej dziecka, a nie tym energicznym, 

upartym, lecz mimo wszystko czułym mężczyzną, za którego wyszła za 

mąż. Sama jednak chyba w to nie wierzyła. Tak czy owak, w jej sercu 

zawsze było i będzie miejsce dla Dominika. 

Następnego   dnia   jak   zwykle   podwiozła   Stephie   do   przystanku 

autobusowego, po czym pojechała do przychodni, w której zastępowała 

jednego   z   lekarzy.   Prośbę   o   wolne   popołudnie   przyjęto   tam   ze 

background image

zrozumieniem,   mimo   że   wszystkich   pacjentów   zapisanych   do   niej   na 

wieczór trzeba było odesłać do dwóch innych lekarzy. Nie mogła jednak 

nic na to poradzić, a zresztą i tak był to ostatni dzień zastępstwa. 

Wymknęła się w porze lunchu i pojechała prosto do szpitala. Przed 

wejściem na oddział uczesała szybko włosy i umyła twarz i ręce w zimnej 

wodzie. 

W recepcji podała swoje nazwisko. 

– Ach, tak – powiedziała dyżurna pielęgniarka z uśmiechem. – Doktor 

Heywood czeka na panią. Jest jeszcze trochę oszołomiony po środkach 

znieczulających, ale chyba uda się pani z nim porozmawiać. 

Zaprowadziła Kate do małej sali z czterema łóżkami, znajdującej się 

naprzeciwko dyżurki pielęgniarek. Na szczęście oprócz Dominika nie było 

tam innych pacjentów. 

Pielęgniarka   wyszła   i   Kate   została   sama.   Stała   w   nogach   łóżka   i 

patrzyła na leżącego przed nią mężczyznę. Był niemal nagi, a kolor jego 

posiniaczonej   i   poranionej   skóry   kontrastował   z   bielą   prześcieradeł. 

Wyglądał   okropnie.   Kate,   wstrząśnięta,   usiadła   na   krześle   obok   łóżka. 

Odetchnęła głęboko i uważniej przyjrzała się Dominikowi. 

Miał   opuchniętą   twarz,   podkrążone   oczy,   a   jego   piękny, 

arystokratyczny nos szpecił siniak. Lewego oka prawie nie było widać, a 

na szyi powyżej obojczyka biegła głęboka szrama. Na piersi przylepione 

były elektrody podłączone do kardiomonitora, stojącego w rogu sali. Kate 

obserwowała   przez   chwilę   ekran,   chcąc   się   upewnić,   czy   praca   serca 

przebiega bez zakłóceń, po czym znów spojrzała na Dominika. 

Nagle jego prawe oko otworzyło się. 

– Kate? – wymamrotał i zmarszczył brwi. Jęknął i oko zamknęło się z 

powrotem. 

background image

Umarł?   Nie.   Ciągle   za   bardzo   bolało.   A   więc   to   musi   być   sen. 

Wyobraził   ją   sobie,   bo   tak   bardzo   mu   jej   brakowało.   Zapach   perfum 

drażnił jego zmysły. Czuł, że Kate uderza go delikatnie w twarz chłodną 

dłonią.   Podniósł   rękę,   dotykając   posiniaczonych   żeber.   Ból   był   bardzo 

dotkliwy, zwłaszcza w nodze. Marzył o znieczuleniu. 

Z   trudem   otworzył   oko   i   zamrugał.   Znów   ujrzał   jej   twarz   –   duże, 

świetliste, szare oczy, prosty nos z kilkoma piegami, szerokie usta jakby 

stworzone do pocałunków... 

– Dominik?

Nawet jej głos wydawał się rzeczywisty. 

– Cześć – wyszeptał ochryple, myśląc jednocześnie, jak głupio musi 

wyglądać facet gadający sam do siebie. 

– Jak się czujesz?

– Pić – wymamrotał. – Ta cholerna noga... 

– Chcesz zastrzyk przeciwbólowy?

Kiwnął   głową   i   natychmiast   tego   pożałował.   Znów   poczuł 

przeszywający ból, który jednak wkrótce złagodniał. 

– Boże, Kate, jaka ty jesteś piękna. 

Odnalazł jej dłoń na prześcieradle i poczuł delikatny uścisk palców. 

Patrzył na jej twarz, która wydawała się przybliżać i oddalać, na ciemne 

kosmyki włosów, wymykające się z gładkiego koka. 

Skóra dłoni była gładka jak jedwab. Mimo że minęło już tyle czasu, 

nadal pamiętał jej dotyk, miękkość, ciepło... Jęknął. Czy ten sen nie jest 

zbyt rzeczywisty?

– Jak się czuje pacjent?

A to kto? Chciał otworzyć oczy, ale ból w skroniach był zbyt dotkliwy. 

background image

Kate z jego snu odparła:

– Jest oszołomiony, chyba bardzo cierpi. Zrobiłam zastrzyk i uspokoił 

się trochę. 

Dominik mruknął coś niezadowolony. Piękny sen został przerwany w 

najciekawszym momencie. Usłyszał łagodny głos Kate. Była taka śliczna... 

– Kocham cię – szepnął, zaciskając palce na jej dłoni. 

Poczuł   dotyk   innej   ręki   –   chłodniejszej,   bardziej   stanowczej. 

Pielęgniarka. Powinien natychmiast przestać rozmawiać sam z sobą, jeśli 

nie chce zostać przeniesiony na oddział psychiatryczny. 

– Doktorze Hey wood? Już się pan obudził?

Zmusił się do otwarcia oka i zobaczył uśmiechniętą twarz pielęgniarki. 

– Jak pan się czuje?

– Okropnie – odparł lakonicznie. – Miałem bardzo przyjemny sen. Pani 

mnie obudziła. 

– Jest tu ze mną pańska żona. 

Odwrócił lekko głowę i jego wzrok napotkał twarz Kate. Więc jest tu 

naprawdę. Zaraz, co on takiego mówił?

– Śniłaś mi się – wyjaśnił na wszelki wypadek. 

– Jak się czujesz?

– Boli. 

– Nic dziwnego. Potrzebujesz czegoś? Ostrożnie pokręcił głową, ale 

zaraz zmienił zdanie. 

– Winogron. Mogłabyś mi przynieść winogrona. 

– Nie licz na to – odparła wesoło. Skrzywił się. 

– Właśnie to mi się śniło. 

– Chyba coś z tobą nie tak, kochanie. Uśmiechnęła się, uwalniając dłoń 

z jego uścisku. Irytowało go, że tak bardzo jej potrzebuje. 

background image

– Kate?

– Słucham. 

Zastanawiał   się,   jak   to   powiedzieć”.   Zwykle   nie   miał   problemów   z 

wyrażaniem myśli, ale tym razem trudno mu było znaleźć odpowiednie 

słowa. 

– Musisz mi pomóc. 

– Pomóc? Ja tobie?

W   tym   krótkim   pytaniu   usłyszał   zdziwienie,   niedowierzanie,   może 

nawet pogardę? Zaczął wyjaśniać z wysiłkiem:

– Sally odchodzi. 

– Sally?

– Jedna z naszych lekarek. Jej dzieci mają ospę. Potrzebuję zastępstwa 

na jakieś dwa tygodnie. 

Kate spojrzała na niego sceptycznie. 

– Dlaczego zwracasz się z tym akurat do mnie?

– Bo potrzebny mi ktoś, komu mogę ufać – odparł wprost. 

–   Naprawdę?  A  może   ktoś,   kogo   możesz   wykorzystywać?   Zacisnął 

usta. 

– Dobrze, znajdę kogoś innego. 

Milczeli przez chwilę. Znów poczuł delikatny uścisk jej palców. 

– Dominik, nie mam pojęcia o ośrodkach rehabilitacyjnych. Nie wiem, 

czy nadaję się do takiej pracy – powiedziała miękko. 

–   Pewnie,   że   się   nadajesz.   Do   przeszczepów   i   akupunktury   mogę 

zaangażować na pół etatu anestezjologa. Mnie po prostu potrzebny jest 

ktoś,   kto   będzie   wszystkiego   pilnował.   Zwłaszcza   teraz,   kiedy   żona 

Jeremy’ego ma rodzić. – Spostrzegł niepewny wyraz twarzy Kate i dodał 

szybko: – Jeremy to świetny lekarz, pomoże ci. Poza tym będziesz mogła 

background image

spędzić więcej czasu ze Stephie. 

– Dobrze, pojadę, ale nie na dłużej, niż to będzie konieczne. I pod 

warunkiem, że nie będziesz się wtrącać. 

– Obiecuję. 

– A na razie przywiozę ci trochę rzeczy. Kto ma klucz od domu?

– Jest w recepcji. I nie mów nic Stephie. 

– Kiedyś się musi dowiedzieć. Może przywiozę ją jutro, jeśli będziesz 

się lepiej czuł. 

Pocałowała go lekko i wyszła. 

Został po niej tylko delikatny zapach perfum. 

Lekarz prowadzący czekał na korytarzu. Zaprowadził Kate do dyżurki i 

pokazał zdjęcia rentgenowskie. 

– Proszę spojrzeć: największy problem to kość udowa. Złamanie jest na 

szczęście   bez   przemieszczenia,   co   ułatwi   leczenie.   Niedługo   doktor 

Heywood będzie mógł opuścić szpital. 

– Tylko proszę mu tego nie mówić, bo będzie chciał wstać już jutro. 

Cierpliwość nie jest jego najmocniejszą stroną. 

Lekarz   uśmiechnął   się   wyrozumiale.   Ciekawe,   czy   „cierpliwość” 

Dominika dała mu się już we znaki. 

– Doktor Heywood ma lekki wstrząs mózgu, pękniętą kość nosową i 

drobne   obrażenia   na   całym   ciele.   Dziś   rano   nastawiliśmy   kość   udową, 

wszystko   poszło   świetnie.   Będziemy   go   mogli   wypisać   za   jakieś   trzy 

tygodnie, ale później czeka go jeszcze fizykoterapia. Po dwóch miesiącach 

powinien całkowicie wrócić do zdrowia. I tak miał dużo szczęścia. 

Kate popatrzyła na  młodego  chirurga z namysłem. Dominik  może i 

miał   szczęście,   ale   nie   zazdrościła   nikomu,   kto   będzie   musiał   się   nim 

zajmować w czasie rekonwalescencji. Pamiętała jego grypę. Zachowywał 

background image

się okropnie, rozdrażniony własną bezczynnością. Dzięki Bogu, tym razem 

to nie ona będzie się nim opiekować. 

Zamiast tego podejmie pracę w ośrodku i postara się nie zawieść jego 

zaufania. 

Po   wyjściu   ze   szpitala   pojechała   prosto   do   szkoły.   Stephie   czekała 

przed   bramą   z   bardzo   nieszczęśliwą   miną.   Oblała   egzamin,   pomyślała 

Kate. Biedactwo, jeszcze tego brakowało... Otworzyła drzwi samochodu i 

uśmiechnęła się ciepło. 

– Cześć. 

Stephie usiadła obok niej, rzucając niedbale plecak na tylne siedzenie. 

– Dlaczego nic mi nie mówiłaś?

– O czym?

– O wypadku taty – odparła z wyrzutem. – Na przerwie zadzwoniłam 

do ośrodka, żeby zostawić dla niego wiadomość, i pani Harvey wszystko 

mi powiedziała. 

Kate przeklęła w duchu panią Harvey. 

– Miałam zamiar ci powiedzieć... 

– Kiedy? W przyszłym tygodniu? Nie jestem już dzieckiem. Od razu 

wiedziałam, że coś jest nie tak. 

– Nie chciałam cię martwić przed egzaminem. Przed chwilą byłam u 

taty, wszystko jest w porządku. 

– Możemy tam teraz pojechać? Chcę go zobaczyć. Kate zawahała się. 

– No, nie wiem... Miał dziś rano operację nogi, jest trochę osłabiony. 

–  Ale   ja   chcę   go   zobaczyć   –   powtórzyła   Stephie   z   uporem.   Kate 

spojrzała na zegarek. 

–   Mogłybyśmy   wpaść   najpierw   do   ośrodka   i   zabrać   jego   rzeczy,   a 

później zajrzeć na chwilę do szpitala. 

background image

– To jedźmy!

Skręciły najpierw na autostradę A12, potem minęły nieduże miasteczko 

i dalej wiejskimi drogami dotarły do bramy, nad którą znajdował się napis 

„Heywood Hall – Centrum Rehabilitacyjne”. 

Nagle Kate ogarnęły wątpliwości. Czy podoła nowym obowiązkom? 

Nie   miała   pojęcia,   czego   od   niej   oczekiwano,   jakie   metody   leczenia 

stosowano i jakich przyjmowano pacjentów. Wiedziała tylko, że ośrodek 

cieszy się dobrą opinią, a Dominik od kilku lat poświęca mu cały swój 

czas. 

Miał   szczęście   –   spełniły   się   jego   zawodowe   marzenia,   po   części 

dlatego, że odziedziczył tę cudowną posiadłość. Pracował jednak bardzo 

ciężko i zasługiwał na sukces. 

Ona tymczasem brała głównie zastępstwa w klinikach, starając się, by 

jej praca nie kolidowała ze szkolnymi feriami córki. Rzadko miała więc 

okazję   widzieć   efekty   dłuższych   kuracji   własnych   pacjentów.   Nic 

dziwnego, że zazdrościła Dominikowi. 

Kate wjechała na  teren  ośrodka. Wysadzana starymi drzewami aleja 

wiodła   przez   park   aż   do   imponującego   budynku,   który   górował   nad 

okolicą. 

Nie zawsze jednak wszystko wyglądało tak pięknie. Kiedy Dominik 

niespodziewanie   odziedziczył   tę   posiadłość   sześć   lat   temu,   była 

zaniedbana i zapuszczona, a remont kosztował fortunę. Mimo to, dzięki 

oszczędności   i   przemyślanym   inwestycjom,   udało   mu   się   zgromadzić 

potrzebne fundusze i uzyskać pożyczkę w banku. Teraz zaś jego ośrodek 

cieszył się uznaniem środowiska lekarskiego zarówno w kraju, jak i za 

granicą. 

Kate   była   dumna   z   osiągnięć   byłego   męża,   nie   widziała   tu   jednak 

background image

miejsca   dla   siebie.   Podobnie   zresztą   było   przez   ostatnie   dwanaście   lat. 

Tylko z powodu Stephie utrzymywali ze sobą kontakty. Jej Dominik nie 

potrzebował. 

Aż do dziś. 

Westchnęła. A jeżeli sobie nie poradzi?

– Zaczekaj tutaj, wezmę klucz – zwróciła się do córki. Stephie jednak 

zdążyła już wyskoczyć z samochodu. Biegła teraz w podskokach alejką w 

stronę głównego budynku. 

Kate   poszła   za   nią   powolnym   krokiem.   W   przestronnej   recepcji 

panował miły chłód. Elegancka kobieta w szykownym kostiumie witała się 

serdecznie z Stephie. Po chwili spojrzała z zaciekawieniem na Kate. 

– Doktor Heywood?

– Tak, to ja. – Kate zerknęła na tabliczkę z nazwiskiem. – Dzień dobry, 

pani   Harvey.   Przyszłam   po   klucz   do   domu   Dominika.   Chce,   żeby   mu 

przywieźć parę rzeczy. 

Tymczasem Stephie biegła już w stronę ogrodów. 

– Mamo, zaraz wrócę! Zajrzę tylko do kotów. 

Kate została z zakłopotaną panią Harvey. 

– Powinnam pójść z panią, ale nie mogę teraz opuścić recepcji. Czekam 

na ważny telefon w sprawie zastępstwa. Ten wypadek nie mógł się zdarzyć 

w gorszym momencie. 

– Niech się pani nie martwi. Dominik poprosił mnie już o to zastępstwo 

i zgodziłam się. Zaczynam od poniedziałku. 

Pani Harvey otworzyła szeroko oczy. 

– Pani? Ale czy pani sobie poradzi? To jest, chciałam powiedzieć, czy 

pani wie, na czym polega ta praca?

Kate   uśmiechnęła   się   swobodnie,   mimo   że   miała   takie   same 

background image

wątpliwości. 

–   Oczywiście,   że   sobie   poradzę.   Poza   tym   Dominik   chce   jeszcze 

zatrudnić   anestezjologa   na   pół   etatu.   –   Wzięła   klucze   z   ręki   wciąż 

wahającej się pani Harvey. – I proszę się nie bać, nie ukradnę sreber. 

Odwróciła się i wyszła na słoneczny dziedziniec. Czuła się nie chciana i 

niepotrzebna. 

– Stephanie! – zawołała, po czym skierowała się w stronę piętrowej 

willi z czerwonej cegły, zwanej Garden Cottage. Otaczał ją piękny ogród 

różany,   a   całość   podobała   się   Kate   znacznie   bardziej   niż   imponujący 

główny budynek. Oboje z Dominikiem cenili prostotę i skromność. 

Nie   czekając   na   Stephie,   weszła   do   środka   i   bez   wielkiego   trudu 

znalazła   sypialnię.  Wiedziała,   że   musi   być   gdzieś   na   parterze   –   córka 

powiedziała jej kiedyś, że Dominik lubi sypiać przy otwartych drzwiach 

wychodzących na ogród. 

Rozejrzała się, po czym zaczęła zaglądać do szuflad w poszukiwaniu 

góry od piżamy. Nie mogła jej nigdzie znaleźć, więc wyjęła parę koszulek 

z krótkim rękawem i kilka par spodenek. Po chwili w sypialni pojawiła się 

córka. 

– Nie wiesz, gdzie ojciec trzyma piżamę?

– Nigdzie. Sypia bez niczego. 

Kate zaczerwieniła się. Zawsze wkładał piżamę – ale wtedy mieszkali z 

jej rodzicami... Czy w ogóle zdążyła dobrze poznać Dominika? Odwróciła 

się do Stephie. 

– Mają tu w stołówce winogrona? – spytała niespodziewanie. 

–   Winogrona?   Na   pewno.   Zaraz   ci   przyniosę.   Skończyłaś   już 

pakowanie?

– Tak. Pozamykam wszystko i spotkamy się przy samochodzie. 

background image

Kate oddała klucz nieufnej pani Harvey. Na trawniku podszedł do niej 

zatroskany młody mężczyzna w białym kitlu. 

– Przepraszam, czy pani Heywood?

– Tak. Wyciągnął rękę. 

– Nazywam się Jeremy Leggatt. Jestem jednym z lekarzy ośrodka. 

– Miło mi. Proszę mi mówić Kate. 

– Słyszałem, że pani... twój mąż poprosił cię o zastępstwo?

– Tak. Czy stanowi to jakiś problem? Roześmiał się. 

– Nie, żaden problem. Chyba że odmówiłaś. 

– Zgodziłam się. Jeremy odetchnął z ulgą. 

–   Gdybyś   odmówiła,   Dominik   sam   by   się   tu   przyczołgał,   żeby 

osobiście uzupełnić braki kadrowe. 

Kate nie miała co do tego wątpliwości. 

– Zaczynam od poniedziałku. Dominik wolał chyba dać to zastępstwo 

komuś znajomemu niż obcej osobie. 

– Żeby wszystko pozostało w rodzinie?

– Coś w tym rodzaju. 

– Zdaje się, że jesteście... 

Młody lekarz urwał, lekko zakłopotany. 

– Rozwiedzeni? Tak, to prawda, ale utrzymujemy dobre stosunki. Poza 

tym jestem przyzwyczajona do jego komenderowania. 

Jeremy wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. Kate uśmiechnęła 

się. 

– Bądźmy szczerzy. Dominik na pewno nie pozwoli, żeby ktoś inny 

podejmował decyzje, nawet jeśli leży w szpitalu. Poza tym trudno z nim 

wytrzymać, gdy jest chory. Myślę, że przy takich warunkach nikt inny by 

się na to zastępstwo nie zgodził. 

background image

– Masz rację, tak będzie lepiej dla wszystkich. Stephie może tu spędzić 

wakacje, a poza tym w domu nie będzie mieszkał nikt obcy. 

– W domu?

– No tak, u Dominika. Nigdzie indziej nie ma miejsca. Willa Dominika. 

Dom, w którym czuło się zapach kwiatów z ogrodu... i jego obecność. 

Stephie podbiegła do nich z winogronami w plastikowej torebce. 

– Cześć, Jeremy. 

Młody lekarz odwrócił się z uśmiechem. 

– Cześć, mała. Jedziesz dziś odwiedzić tatę?

– Jeśli zdołam wyciągnąć stąd mamę. Kate odwzajemniła uśmiech. 

– Do zobaczenia, Jeremy. Przyjedziemy jutro, jak tylko się spakujemy. 

Stephie   patrzyła   przez   chwilę   za   odchodzącym   Jeremym,   po   czym 

dogoniła Kate. 

– Jak to: spakujemy się?

– W ośrodku brakuje lekarzy. Ojciec jest w szpitalu, a Sally Roberts 

wyjechała, bo jej dzieci są chore. Potrzebują zastępstwa i ja się zgodziłam. 

Stephie aż przystanęła. 

– Ty?! A co na to tata?

– Sam mnie poprosił. 

– Naprawdę?! – W głosie Stephie zabrzmiało niedowierzanie. 

– Może nie był w stanie rozsądnie myśleć. 

– Pewnie tak... 

– Ale za to będziesz tu mogła spędzić wakacje. 

I ja też, pomyślała Kate. Ciekawe, jak się to wszystko ułoży?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

– Jak to właściwie było z tym wypadkiem? – spytała Stephie w drodze 

do samochodu. 

– Zderzenie w ślepej uliczce. 

– Tata był jaguarem?

– Mhmm. 

– Cholera, ale musiał być wściekły!

– Pewnie tak, ale nie przeklinaj. 

Stephie wsiadła do samochodu. Trzasnęła drzwiami tak głośno, że Kate 

aż podskoczyła. Tyle razy powtarzała córce, żeby zamykała je delikatniej, 

ale ta i tak robiła swoje. 

Droga powrotna nie zajęła zbyt wiele czasu – późnym popołudniem 

ruch nie był duży. Kate zaparkowała samochód i poprowadziła Stephie na 

oddział Dominika. Była zdenerwowana i zła na siebie. Przecież wszystko 

już   jest   w   porządku,   powtarzała   w   duchu,   więc   dlaczego   tak   się   tym 

przejmuje? Można by pomyśleć, że go nadal kocha. 

– No, jesteśmy na miejscu. 

W recepcji powitała je ta sama pielęgniarka. 

– Dzień dobry, pani Heywood. 

– Dzień dobry. Jak się czuje nasz rajdowiec?

– Jest raczej w złym humorze, zapewne z powodu bólu w nodze. Ale 

jak   przystało   na   dobrego   anestezjologa,   nie   nadużywa   środków 

przeciwbólowych. Przez następne kilka wieczorów będziemy mu dawać 

coś na sen; powinien porządnie wypocząć. A ty pewnie jesteś Stephie? – 

zwróciła się do dziewczynki. – Twój tata na pewno się ucieszy. 

background image

– Mamy dla niego trochę winogron. 

– To świetnie. Pani Heywood, przenieśliśmy pani męża do separatki, 

żeby mu było wygodniej. Proszę tędy. 

Stephie wzięła matkę za rękę. 

– Tata może nie wygląda zbyt dobrze, ale czuje się lepiej – ostrzegła 

Kate córkę, chcąc ją uspokoić. 

Dominik   jednak   wyglądał   gorzej   niż   po   południu.   Opuchlizna   na 

twarzy   powiększyła   się,   a   sińce   na   piersi   były   wyraźniejsze.   Nogę   na 

wyciągu oparto na poduszkach. 

– Mamo, to okropne – szepnęła Stephie. 

– Wszystko będzie dobrze. To nic poważnego. 

– Ale on jest nieprzytomny. 

– Nie, tylko śpi. – Kate podeszła do łóżka. – Dominik? Prawe oko 

otworzyło się. Kate znów pocałowała męża w policzek. Nie robiła tego od 

tylu lat... 

– Jest tu ze mną Stephie. 

– Miałaś jej nie mówić. 

– I nie powiedziałam. Sama się dowiedziała. Zadzwoniła do ośrodka. 

Odwrócił głowę, by móc lepiej widzieć córkę. 

– Cześć, kochanie – wymamrotał. – Przepraszam za ten weekend. 

Stephie rozpłakała się. 

– Daj spokój z weekendem! Pomyśl raczej o sobie! Dominik z trudem 

wyciągnął rękę i objął córkę. Stephie przytuliła się do niego, pochlipując. 

– Cicho, kochanie. Wszystko będzie dobrze. 

Dziewczynka uspokoiła się, otarła łzy i przyjrzała się ojcu uważniej. 

– Wyglądasz strasznie – zawyrokowała wreszcie, pociągając nosem. 

– Dzięki. 

background image

Uśmiechnęli się do siebie. Kate delikatnie ściągnęła Stephie z łóżka, 

tłumacząc, że tak będzie tacie wygodniej. Dziewczynka usiadła na krześle, 

nie puszczając ręki ojca. 

–   Przyniosłyśmy   ci   winogrona   –   powiedziała   Kate,   chcąc   przerwać 

niezręczną ciszę. 

– Winogrona?

– No tak, prosiłeś o nie. Chcesz trochę?

Przez   chwilę   Kate   wydawało   się,   że   rozpoznaje   ten   błysk   w   oku. 

Podobne spojrzenie pamiętała z czasów małżeństwa. Natychmiast jednak 

pomyślała, że Dominikowi nie w głowie teraz pieszczoty. 

– Daj. 

Drgnęła, gdy poczuła na palcu dotyk jego warg. Oderwała następny 

owoc... 

– Stephie, twoja kolej. 

Położyła   torebkę   z   winogronami   na   kolanach   córki.   Dziewczynka 

będzie przynajmniej miała jakieś zajęcie, a ona sama przestanie myśleć o 

ustach Dominika. 

Obserwował   ją;   z   jego   spojrzenia   można   było   wiele   wyczytać. 

Doskonale   wiedział,   co   czuje.   Jak   mógł   z   nią   igrać,   zwłaszcza   w   tym 

stanie?

– Co słychać w ośrodku? – spytał po chwili. 

– Wszystko dobrze. 

Nawet gdyby centrum legło w gruzach, nie powiedziałaby mu tego. 

Wolała, żeby został w szpitalu, niż wtrącał się do wszystkiego na miejscu. 

Miała nadzieję, że poradzi sobie sama. 

– Poznałam już Jeremy’ego Leggatta. Jest bardzo miły. 

– Powie ci wszystko co trzeba o tej pracy. Oko Dominika zamknęło się. 

background image

Położył   rękę  na  pompie  infuzyjnej,  dostarczającej   organizmowi  kolejne 

dawki środka znieczulającego, i nacisnął guzik. 

Stephie   spojrzała   z   niepokojem   na   matkę.   Kate   pogłaskała   ją 

uspokajająco po ramieniu. 

– Boli? Dominik jęknął. 

–   Jakby   przeszło   po   mnie   stado   słoni.  To   musiał   być   jakiś’  wariat. 

Policja prowadzi dochodzenie, ale samochodu i tak nie odzyskam. 

Kate   próbowała   powstrzymać   się   od   uśmiechu,   widząc   jego 

rozdrażnioną minę. 

– Co w tym zabawnego? Pogłaskała go po ręku. 

–   Nic.   Przykro   mi   z   powodu   samochodu.  Ale   ty   sam   miałeś   dużo 

szczęścia, że z tego wyszedłeś. 

– Czyja wiem... 

Palec Dominika ponownie nacisnął guzik pompy. Kate położyła rękę na 

ramieniu Stephie. 

–   Chodźmy   już,   kochanie,   tata   musi   odpocząć.   Jutro   przyjdziemy 

znowu. 

Stephie kiwnęła głową, odkładając winogrona. 

– A buziaka na pożegnanie?

Próbował się uśmiechnąć. Dziewczynka ucałowała go, powstrzymując 

chlipanie. Pogłaskał ją lekko, po czym opuchnięte oko zamknęło się. Kate 

chciała   dotknąć   ustami   jego   policzka,   on   jednak   w   ostatniej   chwili 

odwrócił głowę i ich usta się spotkały. Poczuła, że robi jej się gorąco. 

Spojrzała na niego uważnie. 

– Wszystko w porządku? – spytała miękko. 

– Mniej więcej. Dzięki, Kate. Uśmiechnęła się z trudem. 

– Nie ma za co. Dopiszę do rachunku. 

background image

To   miał   być   żart,   ale   Dominik   zmarszczył   brwi   i   odwrócił   głowę. 

Chciała wyjaśnić, o co jej chodziło... Tylko po co? Jeżeli myśli, że jej 

zależy wyłącznie na pieniądzach, to jego sprawa. 

Wyprostowała się i obie ze Stephie wyszły z separatki. Dziewczynka 

wciąż pochlipywała, a Kate również miała ochotę płakać. Przed chwilą 

wszyscy razem wyglądali jak szczęśliwa rodzina... Co za ironia losu!

Dzięki Bogu, przez jakiś czas nie będzie go w ośrodku. Najwyraźniej 

uczucia z czasów małżeńskich wcale nie wygasły. Mimo sińców i zadrapań 

Dominik   wciąż  był  atrakcyjny   –  prawdopodobnie  nigdy   już   nie  spotka 

nikogo   bardziej   interesującego.   Piękne   ciało,   ale   paskudny   charakter, 

powtarzała   w   duchu.   Powinna   trzymać   się   od   niego   z   daleka,   inaczej 

zupełnie straci głowę. 

– Masz ochotę na małą wycieczkę z przewodnikiem? – zaproponował 

Jeremy. 

Kate uśmiechnęła się z wdzięcznością. 

– Świetny pomysł. Może w ten sposób lepiej wszystko zapamiętam. 

Stali w holu ośrodka. Po prawej stronie znajdowała się recepcja, po 

lewej duży kominek, wokół którego stały fotele i kanapy. Wysokie sufity 

ozdobione były misternymi stiukami, a na wyłożonych drewnem ścianach 

wisiały znakomicie dobrane obrazy. 

Czyste powietrze, cisza i spokój sprawiały, że ośrodek był idealnym 

miejscem   do   rekonwalescencji.   Tu   mogłaby   zapomnieć   o   przeszłości... 

gdyby tylko potrafiła. 

– A gdzie Stephie? – spytał Jeremy. 

– W stajniach. Zdaje się, że spędza tam większość czasu. 

– To fakt. Pewnie będą z Kirsty jeździć cały dzień. Kate wolała o tym 

background image

nie myśleć. Stephie zawsze twierdziła, że jej matka jest zbyt opiekuńcza. I 

zapewne miała rację. 

– Recepcję już obejrzałam. Poznałam też panią Harvey i sekretarkę, 

Mary Whittaker. 

–   Reszta   pracuje   z   nami   na   pół   etatu.  Tu,   w   starym   budynku,   jest 

jeszcze jadalnia, sala telewizyjna, salonik, biblioteka, kuchnia i pralnia. No 

i większość sypialni pacjentów, głównie na parterze. Poza tym mamy tu 

jeszcze cztery sale szpitalne dla pacjentów z porażeniem dolnych kończyn. 

Wszystkie   pokoje   są   z   łazienkami,   ale   zamiast   wanien   zainstalowano 

wygodniejsze prysznice. 

Sypialnie   urządzone   były   gustownie   i   praktycznie,   żeby   umożliwić 

swobodne poruszanie się pacjentom na wózkach inwalidzkich. Było ich w 

sumie dwanaście, a wszystkie wyglądały przytulnie. 

– Niektórzy muszą zostać tu na dłużej – ciągnął Jeremy. – Czasem w 

weekendy   odwiedzają   ich   mężowie   lub   żony,   dlatego   w   niektórych 

sypialniach są podwójne łóżka. Prysznice są tak zaprojektowane, że można 

do nich wjechać nawet wózkiem. Zwykle nie jest to jednak konieczne, bo 

zainstalowano tam specjalne windy i poręcze. 

Na   Kate   wywarło   to   duże   wrażenie.   Robiono   tu   wszystko,   żeby 

zapewnić niepełnosprawnym pacjentom poczucie niezależności. 

Pomieszczenia   przeznaczone   do   użytku   ogólnego   urządzone   były 

luksusowo, ale mimo to udało się tu stworzyć domową atmosferę. Kate 

mogła sobie z łatwością wyobrazić siebie siedzącą w jednym z tych pokoi, 

z   książką   na   kolanach   i   psem   u   nóg...   I   Dominika   wyciągniętego   na 

podłodze przed kominkiem, odpoczywającego po męczącym dniu. 

Głos Jeremy’ego wyrwał ją z zamyślenia. Była zła na siebie: przecież 

przyjechała tu pracować, a nie marzyć!

background image

– Teraz przejdziemy do gabinetów zabiegowych. Wyszli na korytarz, 

który prowadził przez wschodnie skrzydło aż do oranżerii i budynków, 

które przerobiono ze stajni. 

–   Tu   przeprowadzamy   badania   pacjentów:   wstępne   zaraz   po 

przyjeździe   i   kontrolne   w   czasie   ich   pobytu   –   wyjaśniał   Jeremy.   –  Ty 

zajmiesz pokój Dominika. 

Pod oknem stało stare, mahoniowe biurko, zarzucone papierami. Kate 

spojrzała z ciekawością na stojące na nim zdjęcia. Wszystkie przedstawiały 

roześmianą   Stephie   –   oprócz   jednego.   Przyglądała   mu   się   chwilę 

zaskoczona,   po   czym   odstawiła   ramkę   na   miejsce   i   zwróciła   się   do 

Jeremy’ego:

– Sądzę, że się nadaje – uznała z uśmiechem. – Macie tu komputer?

– Pewnie. Dominik jest nowoczesny. Jeden ma w swoim domu, a drugi 

tu,   za   drzwiami.   Najpierw   chciał   go   ustawić   bokiem   na   końcu   tego 

olbrzymiego biurka, ale czegoś takiego nie pochwalałby żaden specjalista 

medycyny środowiskowej. 

Dominik   daje   więc   dobry   przykład   i   ma   komputer   na   specjalnym 

stoliku. 

Kate roześmiała się. To było w jego stylu. 

– Chodźmy dalej – powiedziała wesoło. 

Wyszła z pokoju za Jeremym, nie oglądając się na stojące na biurku 

zdjęcie. 

Znała je doskonale. Takie samo nosiła w portfelu. Stare i podniszczone, 

ale bardzo cenne. Nie przypuszczała jednak, że miało ono jakąś wartość 

dla   Dominika.   Przecież   to   on   ją   zostawił.  Więc   dlaczego   po   dwunastu 

latach wciąż trzyma na biurku ich ślubne zdjęcie? Może tylko po to, żeby 

robić dobre wrażenie na pacjentach... 

background image

Kate   doskonale   pamiętała   plotki,   jakie   krążyły   w   szpitalu   po   ich 

rozstaniu. Podobno romansował z kim się dało – a na pewno nie brakowało 

kandydatek. Wciąż nie potrafiła myśleć o tym bez bólu i zazdrości. Tak 

bardzo go kochała. .. iw swej naiwności sądziła, że namiętność Dominika 

to   także   dowód   miłości.  A  tymczasem   był   to   tylko   objaw   przesadnie 

aktywnego libido. 

Zajrzeli z Jeremym do pokoju fizjoterapeutycznego. Angela, jedna z 

lekarek, ćwiczyła z pacjentką przy ustawionych równolegle przed lustrami 

poręczach. 

– Jak ci idzie, Susie? – spytał Jeremy. Pacjentka uśmiechnęła się. 

– Zamęczycie mnie!

– Po to tu jesteśmy. 

Kate i Jeremy poszli dalej korytarzem. 

–   To   była   Susie   Elmswell.   Jest   sparaliżowana   po   wypadku,   ale 

stopniowo wraca jej czucie. Dlatego Angela stara się ćwiczyć z nią jak 

najczęściej.   Zresztą   Susie   ma   mnóstwo   samozaparcia.   We   wrześniu 

wychodzi za mąż i uparła się, że pójdzie do ołtarza bez niczyjej pomocy. 

Chyba jej się uda. 

Nie weszli do następnego pokoju, bo pracujący tam terapeuta prosił 

wcześniej, by mu nie przeszkadzano. 

– Chcemy, żeby pacjenci czuli się u nas swobodnie – ciągnął Jeremy. – 

Po wypadku ciężko im walczyć z bólem i rozgoryczeniem, więc zdarza się, 

że podczas leczenia zachowują się dość gwałtownie. Teraz właśnie mamy 

taki przypadek. 

– Widziałam podobne reakcje. Pacjenci z amputowanymi kończynami 

są tak zrozpaczeni, że nie potrafią myśleć o niczym innym. 

– I dlatego staramy się, żeby czuli się tu bezpiecznie i sami mogli dojść 

background image

do ładu z własnymi uczuciami. Czasem pozwalamy im się wypłakać w 

samotności   i   zaczynamy   rozmawiać   dopiero   wtedy,   kiedy   się   trochę 

uspokoją. To trudne dla nas wszystkich, ale daje efekty. 

– Coś w rodzaju katharsis?

– Właśnie. Starają się rozluźnić, nawet jeśli są przygnębieni. Obecność 

innych ludzi raczej im przeszkadza. 

Jeremy   wiedział   o   ośrodku   wszystko.   Dane   o   pacjentach, 

poszczególnych kuracjach i postępach w leczeniu znał na pamięć. Dominik 

miał szczęście, że udało mu się znaleźć kogoś takiego. Kate szybko się 

zorientowała, że będzie mogła na nim polegać. 

Podczas   zwiedzania   kolejnych   sal   zauważyła,   jak   wiele   różnych 

rodzajów   terapii   przeprowadzano   tu   pod   jednym   dachem.   W   dodatku 

wszystkie były ze sobą ściśle powiązane, co wymagało bardzo sprawnej 

pracy zespołowej. 

– Kto decyduje o rodzaju terapii dla danego pacjenta?

– Dominik. Zbieramy się na naradę, zapoznajemy z historią choroby i 

wymieniamy   poglądy.   Dominik   analizuje   to   wszystko   i   ustala   plan 

leczenia. 

– A reszta się z nim zgadza. Jeremy uśmiechnął się lekko. 

–   Nie   ma   sensu   polemizować   z   Dominikiem.  To   jego   klinika.   Jeśli 

chcesz   tu   zostać,   musisz   współpracować.   Zresztą,   Dominik   zawsze   ma 

rację. 

– Zawsze?

– No, prawie. W każdym razie ktoś musi podejmować decyzje. Jeśli 

rezultaty nie spełniają oczekiwań, zmieniamy plan kuracji. Zwykle jednak 

efekty są zadowalające. 

„Zadowalające”   to   raczej   skromnie   powiedziane,   pomyślała   Kate,   a 

background image

głośno zapytała:

– Czy przyjmujecie pacjentów według jakichś kryteriów?

–   Nie.   Mamy   sporo   osób   po   amputacji   –   mogą   u   nas   korzystać   z 

fizykoterapii,   hydroterapii   i   terapii   zajęciowej.   Ośrodek   dysponuje   też 

oddzielnymi   małymi   apartamentami,   które   dają   poczucie   niezależności. 

Tacy pacjenci zostają u nas zwykle dłużej. Ćwiczą i uczą się radzić sobie w 

życiu codziennym. 

– Jak długo?

– To zależy, ale mężowie i żony mogą ich odwiedzać w weekendy. 

Czasem jest to ich pierwsze sam na sam po operacji. Chcemy, żeby po 

powrocie do domu nasi pacjenci byli samodzielni, choć nie zawsze się to 

udaje. 

– To normalne. Weźmy choćby przypadki amputacji obu kończyn... 

– Dziś właśnie przyjechał taki pacjent. John Whitelaw, trzydzieści dwa 

lata,   żonaty.   Trzy   miesiące   temu   stracił   obie   nogi   w   wypadku 

samochodowym   i   będzie   u   nas   na   rehabilitacji.   Jest   młody,   ale   nie 

wiadomo, czy uda mu się przyzwyczaić do protez. Niektórzy po prostu 

rezygnują i wolą spędzić resztę życia na wózku inwalidzkim. 

– Czemu przyjechał właśnie w sobotę?

– To pomysł Dominika. Dzięki temu pacjenci mają trochę czasu, żeby 

się u nas zaaklimatyzować. Badanie wstępne przeprowadza się od razu, a 

leczenie zaczynamy od poniedziałku. 

– Kto się nim teraz zajmuje?

– Na razie nikt. Pielęgniarka spisuje historię choroby. Porozmawiamy z 

nim po lunchu. Pomyślałem, że będziesz chciała się przyłączyć. 

Weszli do kolejnego pomieszczenia. 

–   To   oranżeria.   Można   tu   odpocząć   po   pływaniu,   hydroterapii   czy 

background image

ćwiczeniach   w   siłowni.   Mamy   w   ośrodku   klub   sportowy,   z   którego 

korzystają również ludzie z zewnątrz, jeśli wykupią karty wstępu. Takie 

wspólne ćwiczenie bardzo pomaga naszym pacjentom. 

W   oranżerii   powietrze   było   ciepłe   i   lekko   wilgotne.   Kolumny 

podpierały   sufit   o   łukowym   sklepieniu,   a   wśród   wysokich   palm   i 

tropikalnych roślin ustawiono wiklinowe fotele. 

–   Pięknie   tu,   prawda?   Dominik   sporo   się   napracował.   Wszystko 

zgodnie   z   zasadami   bezpieczeństwa   i   higieny.   Poza   tym   budynek   jest 

zabytkowy,   więc   całą   renowację   musiał   przeprowadzić   pod   okiem 

konserwatora. 

Z   oranżerii   przeszli   najpierw   do   wielkiego   pawilonu   z   basenami,   a 

później do siłowni, która, sądząc po liczbie ćwiczących, przynosiła spore 

dochody. 

– Zawsze tu taki tłok? – spytała Kate. 

– Często, zwłaszcza w weekendy. Najlepiej przyjść wcześnie albo pod 

koniec  dnia, jak  Dominik. Zwykle  wpada najpierw  o  wpół  do  siódmej 

rano, a potem około dziewiątej wieczorem. Pracuje cały dzień, ale trudno 

mu się dziwić. Ma na głowie wszystko. 

Obejrzawszy   siłownię,   wyszli   do   otoczonego   murem   ogrodu.   Na 

powierzchni niemal pół hektara znajdowały się szklarnie, fontanna i mały 

ogród   warzywny,   a   wysadzana   różami   alejka   prowadziła   do   domu 

Dominika. 

–   Pacjenci   mogą   tu   spacerować,   niektórzy   nawet   hodują   własne 

warzywa.   Ogród   zamykamy   o   szóstej,   żeby   Dominik   miał   trochę 

prywatności. Zamknięta furtka nie zniechęca jednak kotów. 

Kate roześmiała się. 

– Dominik nie lubi kotów?

background image

– Tylko wtedy, kiedy rodzą w jego łóżku, jak Kicia w zeszłym roku. 

Mamy   tu   jeszcze  Włóczykija,   który   chodzi   zwykle   własnymi   drogami. 

Kicia jest zawsze w pobliżu, zresztą o wilku mowa. 

Jeremy   pochylił   się,   żeby   pogłaskać   małego,   szarego   kota.   Kicia 

zaczęła mruczeć. 

– W kuchni ją rozpieszczają. Nie wpuszczamy kotów do budynku, ale 

czasem uda im się wśliznąć. 

– Cześć, Kiciu – rzekła Kate. 

Kotka odwróciła się na grzbiet, ufnie odsłaniając brzuszek do głaskania. 

–   Chodźmy   na   lunch   –   zaproponował   Jeremy.   –   Potem   czeka   nas 

rozmowa z Johnem Whitelawem. Myślę, że spodoba ci się ta praca. 

Kate miała taką nadzieję. Po obejrzeniu posiadłości zdała sobie sprawę, 

ile pracy i talentu organizacyjnego wymagało utrzymanie wszystkiego w 

tak   doskonałym   stanie.   Nagle   zapragnęła,   żeby   Dominik   wrócił   jak 

najszybciej ze szpitala. 

Tylko po co? Jeśli wróci, natychmiast zacznie we wszystko wtykać nos, 

a ona znowu straci spokój. Dlaczego właściwie dala się namówić na to 

zastępstwo?   Westchnęła   i   podążyła   za   Jeremym   w   stronę   głównego 

budynku. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jeremy   najpierw   przedstawił   pacjentowi   siebie   i   Kate,   a   później 

zapoznał   się   z   historią   jego   choroby.   Z   powodu   licznych   obrażeń 

wewnętrznych   i   złamania   miednicy   proces   rekonwalescencji   przebiegał 

znacznie wolniej niż po zwykłej amputacji. 

Jeremy wyjaśnił pacjentowi, że ze względu na brak ruchu nastąpił zanik 

mięśni i ogólne obniżenie sprawności. 

– Przede wszystkim musimy się zorientować, czy twoje nogi są na tyle 

mocne, żeby rozpocząć trening siłowy. Pod okiem instruktora popracujesz 

też nad mięśniami górnej części ciała. Ćwiczyłeś już kiedyś w siłowni?

John kiwnął głową. 

–  Tak,   w   pracy,   w   klubie   sportowym.   Często   tam   chodzę,   a   raczej 

chodziłem... – poprawił z rozgoryczeniem. 

– Teraz będziesz się tam pojawiał jeszcze częściej. 

– Jeśli mnie nie zwolnią. 

– To jest praca biurowa?

– Właściwie tak, ale trzeba się dużo nachodzić. Zebrania, spotkania z 

klientami... Poza tym muszę też jeździć samochodem. 

– Nie ma problemu, znów będziesz mógł to wszystko robić. Nawet 

prowadzić. I nie trzeba będzie wcale przerabiać samochodu. 

Kate dostrzegła w oczach Johna iskierkę nadziei, która jednak szybko 

zgasła. 

– Żona się pewnie ucieszy – dodał Jeremy. 

– Jeśli zostanie ze mną – odparł John cicho. 

Kate i Jeremy wymienili spojrzenia nad pochyloną głową pacjenta. 

background image

– A sądzisz, że nie zostanie? John wzruszył ramionami. 

– Jak długo jesteście małżeństwem? – zapytała spokojnie Kate. 

– Prawie rok. 

– Dobrym?

– Zawsze myślałem, że tak. 

– A teraz?

–   Nie   mam   pojęcia.   Prawie   z   sobą   nie   rozmawiamy.   Jeremy   usiadł 

wygodniej. 

– A czy twoja żona mówi coś o wypadku? Albo o twoich nogach?

– Nie. Ale to ona wtedy prowadziła. 

W tym krótkim zdaniu zawarte było wszystko: jego rozgoryczenie, jej 

poczucie winy, rozpacz z powodu tego, co stracili... 

– Czy rozmawiała z psychologiem? – spytał Jeremy rzeczowo. 

–   Kto,  Andrea?   Chyba   żartujesz.   To   nic   nie   pomoże.  A  zresztą   ja 

straciłem nogi, a nie życie. 

– W pewnym sensie straciłeś  też życie. Przynajmniej tę jego część, 

którą zawsze przyjmowałeś jako coś zupełnie naturalnego: bieganie, granie 

w piłkę... Twoja żona też powinna o tym pomyśleć. Teraz jesteś innym 

człowiekiem,   a   ona   czuje   się   winna.   Musicie   znów   zacząć   rozmawiać. 

Psycholog może wam w tym pomóc. 

John spojrzał na niego z niedowierzaniem. 

– To nie ma sensu – powiedział. – Niepotrzebny mi lekarz dla wariatów. 

– Psycholog nie zajmuje się chorobami umysłowymi. Jest tu po to, żeby 

pomóc pacjentom pogodzić się z wydarzeniami, które zmieniają ich całe 

życie, i przystosować się do nowej sytuacji. 

John nie wyglądał na przekonanego. 

– E tam! I tak pewnie gada bzdury. 

background image

– Nie Martin Gray. Polubisz go. To rozsądny facet, a w dodatku ma 

poczucie humoru. 

I  będzie się musiał sporo  napracować, pomyślała Kate. Nastawienie 

Johna było bardzo negatywne. 

– Jak się dowiedziałeś o istnieniu tego ośrodka? – spytała. 

– Teść mi o nim powiedział. To on mnie na to namówił. Płacąc za moje 

leczenie chce wynagrodzić to, co zrobiła córeczka. 

– John, spróbuj myśleć pozytywnie – powiedział łagodnie Jeremy. – I 

tak masz szczęście, że możesz tu odbyć kurację. Intensywna terapia na 

pewno da efekty, a my wszyscy postaramy się ci pomóc. 

John uśmiechnął się sarkastycznie. Kate zrozumiała, jak trudno będzie 

nie  angażować  się   emocjonalnie   w   leczenie  tutejszych   pacjentów.   Zbyt 

wiele mają jeszcze do stracenia – ale równie dużo mogli zyskać. 

– Więc jakie jest to cudowne lekarstwo? – spytał John, nie próbując 

nawet ukryć rozgoryczenia. 

–   Ciężka   praca   –   odparł   krótko   Jeremy.   –   Po   pierwsze,   musisz   się 

rozluźnić. Zapomnij o szpitalnym łóżku. Przez resztę weekendu możesz 

pływać, ćwiczyć w siłowni, siedzieć w ogrodzie i opalać się, chodzić na 

spacery... Pielęgniarka pokaże ci cały teren. 

– Ogród jest bardzo stary, prawda?

– Tak. Jeśli interesuje cię historia, poczytaj o tym w książce Humphreya 

Reptona. Jest w recepcji. Poza tym Linda, nasz główny ogrodnik, może cię 

po nim oprowadzić. Jeżeli w trakcie tego spaceru poczujesz się zmęczony, 

zawołaj kogoś z obsługi. 

– ... żeby dostarczył mnie z powrotem. 

– To żaden wstyd. 

– Kiedyś byłem sprawny. 

background image

–   Więc   wiesz,   jak   ćwiczyć.   I   masz   trochę   wyrobione   mięśnie.   To 

pomoże ci wrócić do formy. 

– A co z tym cudownym lekarstwem?

–   Będziemy   cię   męczyć   –   odparł   Jeremy   z   uśmiechem.   –   W 

poniedziałek   zaczniesz   sesję   z   fizykoterapeutką.   Popracuje   nad   twoimi 

mięśniami, żebyśmy cię mogli postawić z powrotem na nogi. 

– Jakie nogi? – przerwał John gorzko. 

– Fizykoterapeutką i technik ortopeda zrobią je dla ciebie. Poza tym 

osteopata zajmie się twoimi plecami, bo ciągłe leżenie i siedzenie nie jest 

zbyt korzystne dla kręgosłupa. Terapeuta zajęciowy będzie ćwiczył z tobą 

jeżdżenie na wózku i wykonywanie przeróżnych codziennych czynności. 

Na pewno nie zabraknie ci zajęć. Teraz zbadamy cię i poślemy krew i 

mocz do analizy. Jeśli wszystko będzie w porządku, pielęgniarka zabierze 

cię na wycieczkę po ośrodku. Potem możesz wziąć masaż i przespać się 

trochę przed kolacją. 

Kate   obserwowała   pacjenta   podczas   badania.   Poddawał   się 

wszystkiemu obojętnie. Był przystojny i żona na pewno uważała go za 

atrakcyjnego. Co o nim myśli teraz? Wszystko jedno – i tak poczucie winy 

nie pozwoli jej się do niego Ł zbliżyć. 

Lewa   noga   Johna   została   amputowana   w   połowie   uda   –   stawu 

kolanowego nie udało się uratować. Z prawej usunięto stopę i część łydki. 

Oba kikuty goiły się znakomicie, bez i obrzęków, i Jeremy był pewien, że 

pacjent będzie mógł chodzić – na odpowiednich protezach. 

– Ile masz wzrostu?

– Miałem metr osiemdziesiąt – odparł John. – Czy to ważne?

–   Oczywiście.  Twoje   nowe   nogi   muszą   być   odpowiedniej   długości, 

inaczej trzeba będzie skracać wszystkie spodnie. 

background image

John uśmiechnął się – szeroko i szczerze. Jeremy tymczasem zwrócił 

się do Kate:

– Mogłabyś pobrać krew? Ja w tym czasie zadam Johnowi F jeszcze 

parę pytań. 

Wkrótce   pacjent   został   zabrany   na   objazd   ośrodka   przez   Samsona, 

który słynął z opowiadania nieprzyzwoitych dowcipów. 

Kate z westchnieniem opadła na krzesło. 

– Jest załamany. 

– Martin mu pomoże. 

– A co z jego żoną?

– Z nią też sobie poradzi. To świetny psycholog. 

– Jaki będzie plan leczenia? Jeremy zajrzał do notatek. 

– Fizykoterapia, pływanie, hydroterapia, żeby zmusić mięśnie nóg do 

pracy i uniknąć przykurczów  mięśniowych. Poza tym ćwiczenie górnej 

części ciała w siłowni: ramiona muszą być wystarczająco silne, żeby mógł 

sobie   radzić   z   prysznicem   i   tak   dalej.   Zobaczymy   też,   jak   pójdzie 

aromaterapia. 

– Czeka go ciężka praca. 

– Niestety. Po kilku dniach znienawidzi fizykoterapeutkę, ale potem 

zrobi postępy i polubi ją znowu. 

– Biedak. Naprawdę ma pecha. 

– Zwłaszcza jeśli żona go opuści. Małżeństwa często nie potrafią sobie 

poradzić   w   takich   przypadkach.   Myślą,   że   rozwód   stanowi   najlepsze 

rozwiązanie,   a   tymczasem   jest   to   coś   w   rodzaju   kolejnej   amputacji. 

Dlatego   mamy   tu   do   pomocy   Martina.   Zwykle   najpierw   rozmawia   z 

partnerami pacjentów. Wyjaśnia im ich rolę w leczeniu, stara się poznać 

ich   odczucia   i   opinie.   Często   pomagają   w   leczeniu,   sami   o   tym   nie 

background image

wiedząc. 

Kate spojrzała na Jeremy’ego z namysłem. 

– A czy ty sam angażujesz się emocjonalnie w kuracje?

– Pewnie, że nie. 

– Nie kłamiesz przypadkiem? Jeremy uśmiechnął się. 

– Utrzymanie dystansu jest praktycznie niemożliwe. Staramy się być 

obiektywni, ale i tak prędzej czy później tworzy się więź między lekarzami 

a   pacjentami.   Jesteśmy   zgranym   zespołem,   czymś   w   rodzaju   wielkiej 

rodziny. Po opuszczeniu ośrodka pacjenci często przysyłają nam pocztówki 

z   wakacji   i   życzenia   na   Boże   Narodzenie.   Wielu   z   nich   wraca,   żeby 

poprawić formę. 

Kate zdecydowała się zadać pytanie, które intrygowało ją od dłuższej 

chwili. 

– Jak często kuracje kończą się niepowodzeniem?

– Raczej rzadko. Czasem pacjenci trafiają do nas, gdy jest już za późno. 

Zwykle są to ludzie starsi albo zbyt załamani i już zupełnie zrezygnowani. 

Ale jeśli nawet nie nauczą się chodzić, i tak wracają do domu w lepszej 

formie   –   i   zwykle   w   lepszym   nastroju.   Staramy   się   rozwijać   w   nich 

samoakceptację, nawet kiedy całkowita rehabilitacja jest niemożliwa. 

– A co sądzisz o Johnie?

– Poradzi sobie. 

– A jego żona?

Jeremy wzruszył ramionami. 

–   Kto   wie?   Rozmawiałem   z   nią   dziś   rano,   kiedy   go   przywiozła. 

Wyglądała, jakby chciała zniknąć stąd jak najszybciej. Chyba zupełnie nie 

wie,   co   robić.   Czeka   ją   jeszcze   w   sądzie   sprawa   o   nieumyślne 

spowodowanie wypadku. Martin zobaczy się z Johnem w poniedziałek. 

background image

Zadzwonię do niej i poproszę, żeby przyjechała na to spotkanie. – Jeremy 

spojrzał na zegarek. – Masz zamiar dzisiaj odwiedzić Dominika?

– Właściwie nie – odparła zaskoczona. 

– Pytam, bo prosił, żeby mu przesłać olejki i igły do akupunktury. 

Kate zagryzła wargi. 

– Mogłabym pojechać, ale co zrobimy ze Stephie? Właściwie nie mam 

pojęcia, gdzie ona jest. 

– Nie przejmuj się. Tutaj zawsze sama się sobą zajmuje. 

– Zechce pewnie zobaczyć ojca. 

– Niech poczeka. Dominik chyba nie czuje się jeszcze zbyt dobrze. 

Kate wstała. 

– Wobec tego pojadę sama. Możesz przygotować to, co mam zabrać?

– Zostawię wszystko w recepcji. 

Kate   poszła   do   domu   Dominika.   Najpierw   napisała   wiadomość   dla 

Stephie, potem pobiegła na górę do małej sypialni i przyjrzała się sobie 

krytycznie. Miała na sobie bawełnianą spódnicę w kwiaty i białą bluzkę 

bez rękawów – strój wygodny, ale niezbyt porywający. 

Odwróciła się od lustra, wzięła torebkę i kluczyki do samochodu, po 

czym   zbiegła   na   dół.   Po   drodze   powtarzała   sobie,   że   Dominikowi 

potrzebne są igły do akupunktury, a nie flirt z byłą żoną. Ich małżeństwo to 

już historia. 

Wzięła paczkę z recepcji, zostawiła jeszcze jedną wiadomość dla córki i 

pojechała do szpitala. Była akurat pora sobotnich wizyt, wreszcie znalazła 

jednak miejsce na parkingu. 

Do separatki Dominika trafiła bez trudu. 

– Cześć – powiedział cicho. – Przywiozłaś?

– Tak. Mam wszystko, o co prosiłeś – odparła, myśląc jednocześnie, że 

background image

Dominik wygląda teraz lepiej. 

Posiniaczoną skórę zakrywała koszulka, poza tym mógł już otwierać 

drugie oko. Nie pocałowała go jednak na powitanie. 

–   Jak   się   czujesz?   –   spytała,   wręczając   mu   pakunek   i   siadając   na 

krześle. 

– Kiepsko, ale nie używam już pompy. Są tu igły?

– Tak. Co na to twój lekarz?

– Nic mnie to nie obchodzi. Akupunktura jest nieszkodliwa i uśmierza 

ból. Zamknij drzwi. 

Niechętnie zrobiła, o co prosił. 

– Chyba powinien się tym zająć anestezjolog. 

– Wyjechał na weekend, więc nie mam wyboru. 

– No dobrze. 

Kate usiadła z powrotem na krześle. Ostatecznie Dominik wie, co robi. 

Jest przecież specjalistą. 

Igły z nierdzewnej stali były długie i cienkie. Odrzucił kołdrę i zaczął je 

wbijać w udo, zręcznie manewrując palcami. 

–   Znajdź   krawędź   kości   piszczelowej,   poniżej   kolana   –   poprosił.   – 

Teraz połóż palec jakieś pięć centymetrów wyżej. Pomasuj, a potem wbij 

igłę – poprosił. 

– Ja? Nie, nie mogę!

– Dlaczego?

– Będzie bolało. 

– Na pewno nie bardziej, niż gdybym miał to robić sam. Nie sięgnę. Po 

prostu   wbij   koniec   igły,   trzymając   ją   między   środkowym   palcem   a 

kciukiem, a potem naciśnij lekko czubek palcem wskazującym. 

Kate wzięła igłę i znalazła wskazane miejsce. 

background image

– Tutaj?

– Tak. Naciśnij. Mocniej. Dobrze, a teraz obróć ją w palcach i popchnij 

jeszcze   trochę.   Znakomicie.   –   Odetchnął   głęboko.   –   Co   za   ulga.   Czy 

Lindsay przysłała jakieś olejki?

Kate   wyciągnęła   małą   buteleczkę   i   przeczytała   na   głos   napis   na 

etykietce:

– Olejek migdałowy z dodatkiem lawendy, geranium i rumianku. 

– Świetnie. Daj, zaraz się posmaruję. 

– Mogę to zrobić. 

– Naprawdę? – Patrzył na nią przez chwilę w zamyśleniu, po czym 

ściągnął koszulkę przez głowę. 

– Wyglądasz fantastycznie – oznajmiła z uśmiechem. – Szczególnie 

podoba mi się to połączenie zieleni z fioletem. 

– Bez dowcipów, dobrze? Smaruj. 

– Smaruj, proszę – poprawiła go Kate. 

Pochyliła głowę. Chciała go tylko rozweselić. Dlaczego jest wobec niej 

taki nieuprzejmy?

– Przepraszam – powiedział. – Zachowuję się okropnie, ale wszystko 

mnie boli. 

Zaczęła   rozcierać   olejek   na   jego   posiniaczonej   piersi.   Westchnął   i 

zamknął oczy. Jego skóra była gładka i miła w dotyku, a mięśnie dobrze 

wyćwiczone. 

– Dzięki, Kate. 

Tym razem jego głos był miękki. Uśmiechnęła się. 

– A co z igłami?

– Możesz je już powyciągać. 

Było   to   dużo   łatwiejsze   niż   wbijanie.   .   –   Mogłabyś   wetrzeć   trochę 

background image

olejku w nogę?

– Oczywiście. 

Udo   wciąż   było   opuchnięte,   ale   sińce   zaczynały   schodzić.   Dzięki 

zastosowaniu   nowoczesnych   metod   leczenia   zabieg   nastawiania   kości 

przeprowadzony został bezinwazyjnie. Nie było widać żadnych blizn. 

Wcierając olejek, czuła naprężone mięśnie dookoła miejsca złamania. 

Kiedy przesuwała rękę w górę po wewnętrznej stronie uda, Dominik jęknął 

cicho. 

– Boli?

– Niezupełnie – odparł zachrypniętym głosem. – Ale nie przestawaj. 

Niech   mam   trochę   przyjemności,   póki   mogę.   Inaczej   cię   do   tego   nie 

skłonię. 

Zmieszała   się.   A   więc   nadal   jej   dotyk   sprawia   mu   przyjemność? 

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. 

– Dominik? – szepnęła. 

– Do diabła, Kate, lepiej jednak przestań. 

Podniósł   jej   dłoń,   pocałował,   a   potem   położył   delikatnie   na   łóżku. 

Przykrył nogę kołdrą i zamknął oczy. Kate usiadła na krześle i wytarła 

chusteczką lepkie od olejku ręce. 

Jego reakcję łatwo można było przypisać libido. Lubił seks, co było 

źródłem   przyjemności   w   czasach   małżeńskich   –   i   upokorzenia   po 

zerwaniu. Ale co się dzieje z nią samą? Zawsze uważała, że jest atrakcyjny, 

starając   się   jednak   nie   zapominać   o   jego   wadach.   Był   przecież 

kobieciarzem, któremu trafiła się okazja zarobienia dużych pieniędzy na 

własnym ośrodku rehabilitacyjnym. 

Teraz   jednak   zrozumiała,   że   błędnie   go   oceniła.   Owszem,   zarabiał 

pieniądze,   lecz   był   przy   tym   zdolnym,   całkowicie   oddanym   pracy 

background image

lekarzem. 

A  jednak   to   on   ją   zostawił,   więc   czemu   nagle   miałby   chcieć,   żeby 

wróciła?

Popatrzyła na niego. Spał, oddychając spokojnie. Zrobiło jej się wstyd, 

że posądzała go o cyniczny materializm. Jego ośrodek nie był właściwie 

uzdrowiskiem dla sławnych i bogatych. I na pewno nie przynosił wielkich 

dochodów,   biorąc   pod   uwagę   dużą   liczbę   personelu,   którego   część 

mieszkała   na   miejscu.   Przebudowa   i   renowacja   też   musiały   kosztować 

fortunę. 

Dominik   nie   jest   już   tym   mężczyzną,   którego   kiedyś   znała. 

Uświadomiła sobie, jak bardzo się zmienił. Takiego człowieka mogłaby 

pokochać, ale i tak jest już za późno. 

A może nie? Dlaczego chciał, żeby go dotykała? Czy naprawdę mu na 

tym   zależało,   czy   może   nie   był   zupełnie   sobą   po   wypadku   i   tych 

wszystkich środkach przeciwbólowych?

Najwyraźniej jednak wciąż się nią interesował. Tylko jaki to ma sens? 

Jedną szansę z tym mężczyzną już straciła – przez brak doświadczenia, 

czasu,   przez   nadmiar   stresów   związanych   ze   studiami   i   wczesnym 

macierzyństwem. 

Czyżby los zamierzał jej dać kolejną? A jeśli tak, to czy będzie umiała 

ją wykorzystać?

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie mogła zasnąć. Wszystko było inne, obce: łóżko, pokój, dźwięki. 

Czytała przez chwilę, po czym wyłączyła światło i leżała w ciemnościach. 

Zamiast   szumu   silników   przejeżdżających   samochodów,   który   ją 

uspokajał, słyszała pohukiwanie sowy, szmer poruszających się w trawie 

nocnych zwierzątek i szelest liści na wietrze. A gdy jej się zdawało, że 

wreszcie zapada w sen, usłyszała inny dźwięk – coś jakby pac-pac. 

Usiadła   na   łóżku.   Włamywacz?   Ktoś,   kto   wie,   że   Dominik   jest   w 

szpitalu   i   nie   zdaje   sobie   sprawy   z   jej   obecności?   Nie   mogła   włączyć 

alarmu, bo nie znała kodu. Dlaczego nie zapytała o niego wcześniej?!

Słuchała z natężeniem – tym razem dźwięk przypominał skrobanie. 

Ktoś manipuluje przy zamku? O Boże! A Stephie? Jej nie może stać się 

krzywda. Kate zapomniała o rozsądku. Bez wahania narzuciła szlafrok na 

cienką koszulkę nocną i wzięła do ręki but na wysokim obcasie. 

Tak uzbrojona zeszła cicho na dół. 

Znów   usłyszała   skrobanie   –   dochodziło   chyba   z   kuchni.   Czyżby 

zapomniała   zamknąć   okno?   Nagle   pełną   napięcia   ciszę   przerwało 

miauknięcie. Odetchnęła z ulgą. 

– Kici, kici! – zawołała. 

Otworzyła   drzwi   do   kuchni   i   zapaliła   światło.   Na   krawędzi   stołu 

siedział   duży   kot,   który   patrzył   na   nią   przyjaźnie.   Kate   odłożyła   but   i 

opadła na kuchenne krzesło. 

– Jak się tu dostałeś? – spytała, po czym zauważyła specjalny otwór w 

dolnej części drzwi kuchennych. No tak. Jak mogła tego wcześniej nie 

dostrzec? – Mieszkasz z Dominikiem?

background image

Kot miauknął, zeskoczył na podłogę i zaczął ocierać się o jej nogi. Na 

szyi miał obróżkę z blaszką, na której przeczytała: „Włóczykij, Heywood 

Hall”. 

–   Więc   to   ty   jesteś   Włóczykij.   Mogłam   się   domyślić.   Bardzo 

odpowiednie   imię.   W   każdym   razie   śmiertelnie   mnie   przestraszyłeś, 

łobuzie. 

Kot tymczasem usiadł przed jedną z szafek, drapiąc łapą drzwiczki. 

Sprytne   stworzenie,   pomyślała,   otwierając   szafkę.   Kocie   jedzenie. 

Oczywiście. 

– Głodny jesteś?

Włóczykij   usiłował   wśliznąć   się   do   środka,   ale   nie   pozwoliła   mu. 

Znalazła   spodeczek,   wyłożyła   na   niego   połowę   zawartości   puszki   i 

postawiła na podłodze. Kot rzucił się na jedzenie. 

– Lubisz łososia z krewetkami, co? Rozpieszczony zwierzak. 

Kate,   całkiem   już   rozbudzona,   zrobiła   sobie   herbatę.  Właśnie   miała 

usiąść   z   nią   przy   stole,   gdy   kocur   nagle   opuścił   kuchnię   z   wysoko 

podniesionym ogonem i zniknął na końcu korytarza. 

– Zaraz, zaraz! Gdzie ty się wybierasz?

Poszła za nim, martwiąc się o meble i dywany. Włóczykij zatrzymał się 

przed drzwiami sypialni Dominika i miauknął rozkazująco. 

– Tutaj?

Otworzyła drzwi. Kot wskoczył na łóżko w poszukiwaniu swego pana. 

Nie znalazłszy go, usadowił się na samym środku i zaczął się myć. Kate 

usiadła obok. 

– No dobrze, ale twojego pana nie ma – zaczęła mu tłumaczyć. – Nie 

możesz tu spać. Nie będzie ci miał kto otworzyć okna, kiedy będziesz 

chciał wyjść w nocy. Musimy wrócić do kuchni. 

background image

Włóczykij pomruczał chwilę z zadowoleniem, po czym zwinął się w 

kłębek i zasnął. 

Kate w  zadumie sączyła herbatę. Co ma zrobić z tym kotem? Jeśli 

zamknie go w kuchni, będzie drapał o drzwi i nie da jej zasnąć. Z drugiej 

strony nie chciała go brać do swojej sypialni. 

Popatrzyła na łóżko Dominika. Jest wystarczająco duże i dla niej, i dla 

kota. I w dodatku pościelone – więc dlaczego nie? Dokończyła herbatę, 

zdjęła szlafrok i weszła pod kołdrę. 

To był błąd. 

Poczuła zapach, którego nie zapomniała przez dwanaście samotnych 

lat.   Osaczyły   ją   wspomnienia.   Pamiętała   nocne   przebudzenia,   szepty, 

westchnienia, pieszczoty i cudowne spełnienia, po których leżeli bez tchu. 

Na początku było tak co noc. Potem wracali z pracy coraz bardziej 

zmęczeni i śpiący... Wreszcie przestali się kochać. I przestali rozmawiać. 

Gdzie popełnili błąd? Może to przez wspólne mieszkanie z rodzicami? 

Czy ich małżeństwo od początku skazane było na niepowodzenie, czy też 

zawinił nadmiar pracy i wymagań z nią związanych?

A może po prostu byli za młodzi?

Oboje mieli dziewiętnaście lat, kiedy spotkali się i zakochali w sobie 

bez  pamięci.   Po   pięciu   miesiącach   wzięli   ślub.   Kate   była   w   czwartym 

miesiącu ciąży, a Dominik na dodatek nie spodobał się jej rodzicom. 

Uważali, że to on wpędził ją w kłopoty i mieli mu za złe, że oczarował 

ich słodką, niewinną córeczkę gładkimi słówkami i zaciągnął do łóżka. A 

teraz dzięki nim miał dom, gosposię i opiekunkę do dziecka. 

Ojciec   Kate   wręcz   go   nie   znosił.   I   wtedy,   i   teraz.   Kate   do   dziś 

zastanawiała się, w jakim stopniu wpłynęło to na jej własne zachowanie. 

Matka z kolei mimo wszystko miała do niego słabość, ale ze względu 

background image

na ojca nie okazywała tego otwarcie. Gotowała jego ulubione potrawy, 

prasowała mu koszule, a przede wszystkim zajmowała się dzieckiem, by 

mieli więcej czasu na studia. 

Stephie   urodziła   się   w   sierpniu,   a   w   październiku   Kate   była   już   z 

powrotem   na   uniwersytecie,   nie   straciwszy   żadnego   semestru,   gotowa 

zacząć trzeci rok studiów razem z mężem. 

Trzy lata później zaczęli staż. Dominik pracował i mieszkał pięćdziesiąt 

kilometrów   od   domu,   podczas   gdy   Kate   udało   się   znaleźć   pracę   w 

sąsiedztwie.   Ich   godziny   przyjęć   i   dyżurów   były   zupełnie   różne,   a 

małżeństwo zaczęło się rozpadać. 

Po   czterech   miesiącach,   w   pewien   niedzielny   poranek,   gdy   Kate 

wstawała do pracy po czterech godzinach snu, Dominik oświadczył, że nie 

ma sensu dalej się męczyć. 

– Tu nie ma miejsca dla mnie – powiedział wtedy. – Ty jesteś ciągle 

poza domem. Jest wprawdzie Stephie, ale ona mnie nawet nie poznaje. Nie 

potrzebujecie mnie. 

Kate była zaszokowana i zraniona. 

– Więc odejdź – odparła bez namysłu. – Ja muszę jechać do pracy. Jeśli 

rzeczywiście nie chcesz być z nami, nie będę cię zatrzymywać. 

Odszedł. Tak po prostu, bez słowa. Na początku myślała, że wyjechał 

tylko na weekend, ale gdy wróciła z pracy, jego rzeczy już nie było. 

Ojciec starał się ją pocieszyć, że Dominikowi nigdy tak naprawdę na 

niej nie zależało. Lepiej, że odszedł teraz, niż gdyby miał ją zostawić po 

drugim dziecku. 

Kate   wiedziała,   że   Dominik   miał   przepracować   w   tamtym   szpitalu 

jeszcze dwa miesiące, a potem przenieść się na praktykę chirurgiczną na 

jej   oddział.   Była   więc   pewna,   że   wróci.   I   wrócił   –   tylko   nie   do   niej. 

background image

Regularnie   widywał   córkę   i   płacił   za   jej   utrzymanie.   Po   dwóch   latach 

uzyskali rozwód za obopólną zgodą. 

Od tamtej pory utrzymywali kontakt jedynie ze względu na Stephie. 

Ostatnio   Kate   prawie   nie   widywała   Dominika,   który   zabierał   córkę   do 

siebie co drugi weekend prosto spod szkoły, i odwoził ją tam z powrotem 

w poniedziałki. Gdy mieli jechać na wakacje, przyjeżdżał po nią do domu. 

Kate czekała na te chwile z dziwnym niepokojem – Dominik jednak nigdy 

nie wszedł do środka. 

A mimo to nadal pamiętała jego zapach. 

Pociągnęła   nosem.   Policzki   miała   mokre   od   łez.   Wtuliła   głowę   w 

poduszkę, chcąc zagłuszyć łkanie. 

Dlaczego jej to zrobił? Potrzebował jedynie zastępstwa w ośrodku i 

kogoś, kto opiekowałby się Stephie. A gdyby przypadkiem mogła również 

zaspokoić jego potrzeby seksualne, był gotów to wykorzystać. Może i stał 

się wybitnym specjalistą i filantropem, ale jeśli chodzi o hormony, to na 

pewno się nie zmienił. 

W jej życiu od czasu rozwodu było jeszcze dwóch innych mężczyzn. 

Obaj bardzo przyzwoici i doskonale nadający się na mężów. Każda kobieta 

byłaby z nimi szczęśliwa, ale nie Kate. Nie po związku z Dominikiem. 

Teraz leżała w jego pościeli, tęskniąc za jego dotykiem, ciepłem jego 

ciała i rozkoszą, którą tylko on potrafił jej dać. Łzy ciekły jej strumieniami 

po policzkach. Tak niewiele potrzebne jej było do życia – jedzenie, picie, 

sen... i Dominik. 

Wyciągnęła   rękę   i   pogłaskała   kota,   który   zaczął   mruczeć   z 

zadowoleniem. Przytuliła go i zasnęła, zasłuchana w to mruczenie. 

Włóczykij obudził ją o świcie, miaucząc przy drzwiach do ogrodu. Kate 

background image

wypuściła  go,  posłała  łóżko   i,  wziąwszy  kubek  po   herbacie,  poszła  do 

kuchni. Przez okno widziała, jak kot skrada się w ogrodzie, usiłując złowić 

jakieś zwierzątko. Przypominał Dominika. On też ją złowił szesnaście lat 

temu. Była wtedy niedoświadczona i naiwna. Postanowiła więcej o nim nie 

myśleć. Śnił jej się przez całą noc. 

Dosyć tego. 

Poszła   na   górę   i   zajrzała   do   pokoju   Stephie.   Dziewczynka   spała 

głęboko, rozciągnięta na plecach. Jej potargane, jasne włosy rozsypały się 

na poduszce. Była taka bezbronna... Boże, pomyślała Kate, nie pozwól, 

żeby spotkała takiego mężczyznę jak jej ojciec. 

Zamknęła cicho drzwi. Ze swojego pokoju zabrała koszulkę, szorty, 

kostium kąpielowy i ręcznik. Zostawiła wiadomość dla Stephie i poszła 

przez ogród w stronę siłowni. 

Była   już   otwarta.   Powitał   ją   chłopak   w   koszulce   polo   z   napisem 

„Fitness Club Heywood Hall”. Wyglądał na instruktora. 

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

–   Jestem   Kate   Heywood,   zastępuję   Dominika.   Chciałabym   trochę 

poćwiczyć. Można?

–   Oczywiście.   Ale   najpierw   muszę   panią   zważyć   i   zmierzyć.   – 

Wyciągnął rękę, uśmiechając się szeroko. – Mam na imię Jason. 

Zaprowadził   ją   do   sali   z   rowerem   stacjonarnym.   Zadał   kilka   pytań, 

zważył, zmierzył wzrost i puls. Następnie poprosił, by poćwiczyła trochę 

na rowerze, i znów zbadał puls. Za pomocą specjalnych wykresów obliczył 

zalecaną intensywność ćwiczeń i z zadowoleniem stwierdził, że jest dość 

sprawna, by zacząć od razu. Zaprowadził ją z powrotem do głównej sali 

gimnastycznej i zaprezentował działanie wszystkich przyrządów. 

Po dwudziestu minutach Kate była spocona, ale czuła się dużo lepiej. 

background image

Poszła się przebrać, wzięła prysznic i zanurkowała w krystalicznie czystej 

wodzie   basenu.   Przepłynęła   dwadzieścia   długości,   a   potem   dla   relaksu 

pozwoliła   sobie   na   dziesięć   minut   masażu   wodnego.   Wyszedłszy   z 

przyjemnie gorącej wody wskoczyła znów do chłodnej, i przepłynąwszy 

basen   zobaczyła   Johna   Whitelawa.   Siedział   na   wózku   i   rozmawiał   z 

Jasonem. 

Usiadła na brzegu basenu, przeczesując palcami mokre włosy. 

– Cześć, John. Popływasz? Jason podszedł do niej. 

– Powinien być z nim ktoś z personelu, a ja mam na głowie siłownię. 

– Nie ma sprawy, zajmę się nim. Jason wrócił z powrotem do Johna. 

– Pani Heywood zostanie tu z panem, jeśli chce pan popływać. 

John popatrzył na nią. 

– Nie chcę sprawiać kłopotu. 

– To żaden kłopot. Jason pomoże ci się przebrać. Umiesz pływać?

–  A  czy   ptaki   umieją   latać?   –   Jego   uśmiech   był   znowu   gorzki.   – 

Pływałem zupełnie nieźle, kiedy miałem czym. 

Kate popatrzyła znacząco na jego ramiona. 

– Czyżby jakiś nagły paraliż? John roześmiał się. 

– Wciąż zapominam o rękach. Chyba nie powinienem tego robić. 

– Jasne, że nie. Pomyśl, o ile więcej można zdziałać rękami niż nogami. 

Ale pospiesz się, bo zaczynam być głodna. Podobno podają tu znakomite 

śniadania. 

– Będę gotów za dwie minuty. 

Sprawnie odwrócił wózek i odjechał w stronę przebieralni. Wkrótce 

wrócił w spodenkach, a Jason pomógł mu usadowić się na podnośniku, 

który opuszczał się do poziomu wody. 

–   Proszę   bardzo.   Zostawimy   go   na   tej   wysokości.   Jeśli   będzie   pan 

background image

chciał wyjść z basenu, wystarczy nacisnąć guzik. 

John nieufnie przyglądał się powierzchni wody. Bał się niepowodzenia, 

lecz było oczywiste, że potrzebuje jakiegoś dowartościowania. Kate miała 

nadzieję, że jej pomysł się sprawdzi. 

– Co byś” powiedział na mały wyścig? Do końca basenu, używając 

tylko ramion?

Oczy Johna zabłysły. Zanurzył się w wodzie i zaczął płynąć. Ruszyła za 

nim, zmuszając się, żeby nie używać nóg. Dotarła do brzegu parę sekund 

po nim. 

– Nieźle. Następnym razem będę musiała oszukiwać, żeby wygrać. 

Roześmiał się. 

– To było naprawdę przyjemne. 

– A może zrobimy prawdziwy wyścig? – zaproponowała. – Powiedzmy, 

za tydzień. Ty będziesz w lepszej formie po ćwiczeniach, a ja wykończona 

po pracy. 

– A może teraz?

– Teraz? Bez rozgrzewki?

– No to za pięć minut. Zawahała się. 

–   Co   jest?   Boisz   się,   że   cię   pokonam   czy   tego,   że   to   ty   będziesz 

szybsza?

John wpatrywał się w nią z uporem. Zrozumiała nagle, jakie to dla 

niego ważne. Nie jest co prawda przygotowany do forsownych ćwiczeń, 

ale przecież nic mu się nie stanie. Sam chciał. 

– Wiec dobrze, za pięć minut. 

Pływał najpierw kraulem, potem na plecach, a potem zniknął pod wodą. 

Kate już zaczęła się niepokoić, gdy wypłynął z powrotem na powierzchnię. 

– Gotowa?

background image

– Tak. A ty?

– Też. Jedna długość basenu. I możesz używać nóg, jesteś w końcu 

tylko słabą kobietą. Raz, dwa, trzy!

Wystartowali. Czy powinna dać mu wygrać? Nie, wtedy nie byłoby to 

żadne   wyzwanie,   a   tego   Johnowi   najwyraźniej   brakowało.   Liczyły   się 

nawet   takie   małe   i   banalne   osiągnięcia.   W   ostatnie   metry   włożyła 

maksimum wysiłku. John był przy brzegu sekundę po niej. 

– Ale ja pani jeszcze pokażę, pani Heywood. Roześmiała się. 

– Nie wątpię. 

– Też nie jesteś w najlepszej formie. Strasznie dyszysz. 

– Ćwiczyłam już pół godziny, zanim przyszedłeś. 

– To co? Popracujemy trochę, i zrobimy rewanż?

– Dobrze. A teraz chodźmy na śniadanie. 

John usiadł na krześle i nacisnął guzik. Jason pomógł mu przesiąść się 

na wózek i zabrał go do przebieralni. 

Kate   była   zadowolona   z   Johna.   Podjął   wyzwanie,   a   jego   upór   i 

determinacja powinny mu pomóc także w fizykoterapii. Ten dzień miał 

jeszcze wolny, ale od jutra zaczyna ciężką pracę. Miała nadzieję, że sobie z 

nią poradzi. 

W   klinice   byli   oczywiście   jeszcze   inni   pacjenci   i   Kate   spędziła 

niedzielę,   spotykając   się   z   nimi   osobiście   lub   studiując   ich   historie 

choroby. 

Rano usiadła wygodnie w gabinecie Dominika i rozłożyła papiery na 

wielkim biurku. Na jednej z książek leżały okulary w czarnej, drucianej 

oprawce. Podniosła je i spojrzała przez szkła. Nie wiedziała, że używał 

okularów do czytania. 

background image

Właściwie niewiele o nim wie... 

Zagłębiła się w notatkach. 

Brian Pooley, dekarz, spadł z rusztowania i uszkodził kręgosłup rok 

temu. Za pobyt w ośrodku płaci jego firma. Przeszedł operację kręgosłupa, 

lecz   wciąż   dokuczał   mu   dotkliwy,   przewlekły   ból   w   nodze.   Jedynym 

wyjściem   było   wszczepienie   stymulatora   sznura   grzbietowego.   Było   to 

urządzenie wysyłające impulsy elektryczne, które powodowały dysfunkcję 

nerwów na zasadzie bramki. Jeśli mogła ona zostać zamknięta w miejscu 

połączenia   nerwowego   poprzez   leki   lub   impuls   elektryczny,   sygnały 

bólowe nie docierały do mózgu. 

Takie   stymulatory   nie   sprawdzały   się   jednak   we   wszystkich 

przypadkach, Brianowi wszczepiono więc na próbę elektrodę. Było to w 

zeszły   poniedziałek,   przed   wypadkiem   Dominika.   Jeremy,   nadzorujący 

przebieg testu, był zadowolony z efektów, a wszczepienie stałego implantu 

planowano na piątek. 

Niestety, tylko Dominik mógł przeprowadzić tę operację, firma Briana 

miała   więc   do   wyboru   albo   zostawić   pacjenta   w   ośrodku   do   powrotu 

Dominika, co pociągało za sobą duże koszty, albo przenieść go do innej 

kliniki. W końcu postanowiono go nie przenosić. 

Zresztą sam Brian nalegał, by operację przeprowadził Dominik. Kate 

zastanawiała się, czy Brian zdaje sobie sprawę, że będzie musiał poczekać 

około pięciu tygodni. Może myśli, że to nie jest poważne złamanie? Czy 

powinna   mu   o   tym   powiedzieć?   Po   namyśle   zdecydowała,   że   nie.   Na 

pewno znajdą jakiegoś anestezjologa, który przeprowadzi zabieg zamiast 

Dominika i Brian w koiicu na to przystanie. 

Susie   Elmswell,   którą   już   poznała,   miała   dwadzieścia   pięć   lat, 

zamierzała wyjść za mąż i od nowa uczyła się chodzić. Kate rozmawiała z 

background image

nią po śniadaniu – była wesoła, uparta i zadowolona ze swych postępów. 

Richard Price, jej narzeczony, który przyjechał po południu, także robił 

dobre wrażenie. 

Opiekuńczy, dowcipny, bardzo zaangażowany, dokładnie taki, jakiego 

Susie potrzebowała. Gdyby tylko żona Johna Whitelawa była do niego 

podobna... 

W   ośrodku   przebywało   jeszcze   kilku   innych   pacjentów.   Niektórzy 

przechodzili okres rekonwalescencji po operacji wymiany stawów. Jeden z 

mężczyzn po przeszczepie żylnym pracował nad rozwinięciem sprawności 

fizycznej,   innego   od   niedawna   rehabilitowano   po   odgięciowym   urazie 

kręgosłupa szyjnego, jeszcze inny po amputacji cierpiał na cukrzycę. 

Przypadki bywały różne, ale wszyscy potrzebowali tego, co oferował 

ośrodek Dominika, a czego nie znaleźliby w państwowych szpitalach. 

Kate pomyślała, że to niesprawiedliwe, że niektóre formy leczenia nie 

są ogólnie dostępne. Z drugiej strony pociągałoby to za sobą olbrzymie 

koszty. Powszechnie wiadomo, że za cenę jednej długotrwałej rehabilitacji 

można zająć się sześcioma innymi, mniej poważnymi przypadkami. 

Z początku Kate dziwił fakt, że ośrodek Dominika jest popierany przez 

tyle firm ubezpieczeniowych. Rezultaty kuracji jednak mówiły same za 

siebie.   Bardziej   opłacało   się   ponosić   koszty   rehabilitacji   niż   nie 

kończących się urlopów zdrowotnych. 

Stąd obecność Briana Pooleya i Susie Elmswell. 

Kate   miała   wielką   ochotę   pojechać   jeszcze   raz   do   Dominika   i 

przedyskutować   sprawy   związane   z   ośrodkiem,   po   namyśle   jednak 

odrzuciła tę myśl. Nie chciała przecież absolutnie żadnych dodatkowych 

komplikacji. Wieczorem nakarmiła kota i wypuściła go na dwór, szczelnie 

zamykając otwór w drzwiach, po czym zdecydowanym krokiem poszła do 

background image

własnej sypialni. 

W poniedziałek rano podwiozła Stephie na przystanek autobusowy, po 

czym wróciła do ośrodka na odprawę, która odbywała się codziennie o 

ósmej.   Przedstawiono   jej   psychologa,   Martina   Graya.   Był   niskim 

mężczyzną koło pięćdziesiątki, miał ciemne, kręcone włosy i błyszczące 

oczy. Sprawiał wrażenie energicznego, serdecznego i najwyraźniej miał 

duże poczucie humoru. Kate była pewna, że będzie umiał pomóc Johnowi. 

Jako   ostatnia   zjawiła   się   fizykoterapeutka  Angela   wraz   z   Eddie’em 

Saville’em, technikiem ortopedą. Jeremy rozpoczął naradę. 

Jako pierwszy mieli omawiać przypadek Johna Whitelawa. Jeremy w 

skrócie   przedstawił   historię   choroby   i   przebieg   fizykoterapii 

przeprowadzonej w szpitalu. 

– Jest w depresji, którą pogłębia całkowity brak porozumienia z żoną. 

Prowadziła samochód, gdy zdarzył się wypadek. Teraz czuje się winna i 

nie potrafi mu pomóc, John z kolei ma do niej pretensje. Czeka ją sprawa 

w sądzie; zdaje się, że została formalnie obciążona winą za ten wypadek. 

Martin, będziesz miał sporo pracy. 

Psycholog skinął głową. 

– Mogę porozmawiać z nią już dzisiaj. Jest teraz w ośrodku?

– Zadzwonię do niej. Uprzedzono ją, że powinna przyjechać. 

– Co John robi, odkąd jest u nas?

– Wczoraj trochę z nim pływałam – odparła Kate. – Zaproponowałam 

wyścig, i wygrał. Drugi raz płynęłam, używając nóg, i byłam szybsza o 

sekundy. Obiecałam mu rewanż w przyszłym tygodniu. 

– Jak zareagował na przegraną?

– Pozytywnie. Był trochę zły, ale to uparty facet. Gdyby nie był żonaty, 

szybko by sobie z tym wszystkim poradził. 

background image

– Ale jest. 

– I chyba wątpi w to, że żona z nim zostanie – wtrącił Jeremy. 

Martin westchnął. 

– O rany. Dobrze, spotkam się z nią dziś i zobaczę, co można zrobić. 

Jaki jest plan leczenia?

Przedyskutowali program fizykoterapii. Kate dopiero teraz dowiedziała 

się, jak ciężka praca czeka Johna. 

– Chcę go postawić na nogi jak najszybciej. Trzy miesiące leżenia i 

siedzenia   to   stanowczo   za   długo   –   stwierdziła   Angelą.   –   Najpierw 

poćwiczy   stanie   i   patrzenie   na   nas   z   góry,   potem   zaczniemy   naukę 

chodzenia. Jeśli dziś zrobimy odlewy, John może dostać pierwsze protezy 

pod   koniec   tygodnia.   Wszystko   to   jest   trudne   i   bolesne.   Będzie 

potrzebował duchowego wsparcia. 

– Zajmę się tym – zapewnił Martin. – Co z aromaterapią?

–  Może  się przydać  –  odparł Jeremy. –  Jason  i Angelą  opracowują 

program ćwiczeń siłowych, żeby wzmocnić górną część ciała. Jeśli lubi 

pływać,   nie   ma   przeciwwskazań.   I   tak   planujemy   sporo   hydroterapii. 

Martin, ustalicie z Angelą jego rozkład zajęć?

Psycholog znów skinął głową. 

– Wobec tego mogę zobaczyć się z jego żoną, gdy będzie ćwiczył z 

Angelą i Eddie’m. Później porozmawiam z nim samym. 

Następnie przedyskutowali postępy Susie Elmswell. Martin był z niej 

bardzo zadowolony. 

– Doskonale sobie radzi, a Richard jest dla niej wielką pomocą. 

–   Poznałam   go   wczoraj   –   wtrąciła   Kate.   –   Odnoszę   wrażenie,   że 

właśnie takiego mężczyzny Susie potrzeba. 

– Gdyby tak wszyscy partnerzy naszych pacjentów byli tacy... Jak jej 

background image

idzie fizykoterapia?

– Powoli – odparła Angela. – Pracuje bardzo ciężko, ale nie można 

przyspieszyć regeneracji nerwów. Postawiła sobie trudne zadanie. 

– Chodzi już o kulach?

– Jeszcze nie. Chcę, żeby najpierw poćwiczyła na poręczach i nauczyła 

się zachować równowagę. Później dopiero zacznie używać balkonika. Kule 

są dobre przy złamaniach, ale nie w  takich przypadkach. A propos, co 

słychać u Dominika?

– Byłem u niego wczoraj wieczorem – odparł Jeremy. – Ciągle go boli. 

Zdaje się, że ma dosyć szpitala i chce się już wypisać. 

Roześmieli   się   wszyscy   –   oprócz   Kate.   To   niemożliwe,   nie   tak 

wcześnie.  Miał  wypadek  w  czwartek,  a  dziś  jest  dopiero   poniedziałek! 

Chyba nie będzie aż tak głupi?

– Kate, moim zdaniem on tylko żartował – uspokajał ją Jeremy. 

– Jesteś pewien? Spoważniał. 

– Chyba nie sądzisz, że chce naprawdę wyjść ze szpitala?

– Nie mam pojęcia. Nigdy nie potrafiłam przewidzieć, co zrobi. Jest 

uparty jak osioł i jak coś postanowi, to lepiej mu nie przeszkadzać. 

Pokiwali głowami. 

– Pojadę do niego dziś wieczorem – dodała – i powiem, jak świetnie 

sobie radzimy. Zabiorę z sobą tyle igieł, żeby go znieczulić całkowicie. 

Postanowiła, że porozmawia z Lindsay, aromaterapeutką. Może poprosi 

ją o jakieś olejki o intensywnym działaniu uspokajającym, dzięki którym 

Dominik wytrzyma w szpitalu jeszcze choć tydzień. Przedwczesne wyjście 

może okazać się fatalne dla jego zdrowia, a Kate, w przeciwieństwie do 

innych, w pełni zdawała sobie sprawę, do czego jej były mąż jest zdolny. 

Lindsay była rozbawiona – jak wszyscy. 

background image

– Ten facet to specjalny przypadek. Przygotuję mieszankę bergamoty, 

rumianku i lawendy, i dodam więcej geranium. To powinno go wyciszyć. 

Rozsmaruj to po skórze, a potem masuj delikatnie w kierunku serca. I zrób 

to tuż przed wyjściem, bo taki masaż jest usypiający. 

Kate zabrała Stephie ze szkoły i pojechały na krótką wizytę do szpitala. 

Dominik wyglądał zadziwiająco dobrze – i był bardzo zniecierpliwiony. 

– Wrócę później, to pogadamy o klinice – obiecała. – Nie możemy teraz 

dłużej zostać, bo Stephie ma dużo lekcji do odrobienia. To ostatni tydzień 

szkoły. 

– A w przyszłym roku egzaminy... Jak ten czas leci. Kiedy patrzę na 

ciebie, nie wiem, co się stało z moim życiem. 

Dominik przeniósł wzrok na Kate. Wydawało jej się, że dostrzegła w 

jego oczach smutek. Może jednak żałował ich rozstania? Nie znalazł sobie 

nikogo innego... Czy próbował? Stephie nigdy nie wspominała o żadnej 

kobiecie   w   związku   ze   swoim   ojcem.   Czyżby   nareszcie   nauczył   się 

dyskrecji?

A może nie było nikogo innego? Może dlatego pozwalał kotu spad we 

własnym łóżku, bo czuł się samotny?

Tak jak ona. 

Postanowiła, że zrobi wszystko, żeby jak najdłużej utrzymać Dominika 

z   dala   od   ośrodka.   Potrzebują   czasu   do   namysłu,   jeśli   mają   znów   być 

razem – tym razem na całe życie. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kate przebrała się przed wyjściem. Może było to trochę niemądre, ale z 

drugiej strony po upalnym dniu miała ochotę włożyć coś świeżego. 

Czy   to   jedyny   powód?   Możliwe...   W   każdym   razie   sukienka   była 

bardzo   kobieca   i   przyjemnie   chłodna   w   dotyku.   Cóż   z   tego,   że   miała 

głęboki dekolt, a bladoróżowa bawełna podkreślała lekką opaleniznę? W 

końcu   to   początek   lata!   Poza   tym   długość   spódnicy   do   pół   łydki   jest 

zupełnie przyzwoita. 

Obejrzała się dokładnie w lustrze, strofując się w duchu za próżność. 

Przecież wybiera się tylko do szpitala, żeby zawieźć Dominikowi olejki, 

po których spokojnie zaśnie. Jej wygląd to ostatnia rzecz, o której pomyśli. 

Wyjrzała   przez   okno.   John   Whitelaw   siedział   na   wózku   w   cieniu 

ogrodowego bzu i patrzył przed siebie, zapominając o leżącej na kolanach 

książce. 

Kate pożegnała zajętą odrabianiem lekcji Stephie, wyszła na dwór i 

podeszła do niego. 

– Cześć. Jak ci minął dzień? Uśmiechnął się sceptycznie. 

– Jestem wykończony – odparł, jak zwykle bez ogródek. – Ta baba to 

wiedźma. 

– Angela?

– Zupełnie jak poganiacz niewolników. 

– Udało ci się stanąć?

– Coś w tym rodzaju, ale zaraz potem leżałem jak długi. Dwa razy. I 

pomyśleć, że kiedyś traktowałem chodzenie jako coś zupełnie naturalnego. 

Teraz nie potrafię nawet stać – powiedział z goryczą. 

background image

– Nauczysz się. Masz czas. 

– Owszem, tego mi nie brakuje. 

– Może pójdziesz na masaż wieczorem?

– Nie mogę, muszę czytać. Ta fizykoterapeutka z piekła rodem dała mi 

książkę o biomechanice chodzenia. – Podniósł książkę, po czym rzucił ją z 

powrotem na kolana. – Do diabła z biomechaniką! O wiele lepiej stosować 

to w praktyce, niż o tym czytać. 

Położyła mu rękę na ramieniu. 

–   Poradzisz   sobie,   John.   Cierpliwości.   I   nie   pozwól   się   za   bardzo 

zmęczyć. Mamy wyścig pod koniec tygodnia. 

– Łatwo ci mówić. Muszę robić wszystko, co mi każe. Boję się jej. 

– Dzieciak. 

– Mam tyle do zrobienia... Wiem, że ona mi pomoże, ale to wszystko 

jest takie trudne! Jestem okropnie zmęczony. 

– Więc może powinieneś się położyć?

– Mam dość leżenia. Spędziłem w łóżku parę miesięcy. 

–   Ale   dziś   miałeś   ciężki   dzień   i   sporo   pracowałeś.   Na   początek 

wystarczy. 

– Chyba masz rację. – Westchnął, kładąc dłonie na kołach wózka. – 

Wrócę chyba do środka. Może jest coś ciekawego w telewizji. 

– Mam cię zawieźć?

Zawahał się, po czym potrząsnął głową. 

–   Sam   pojadę.   Muszę   ćwiczyć   górną   część   ciała.   Odprowadziła   go 

jednak, idąc obok wózka, i pożegnała przy drzwiach pokoju. W drodze do 

samochodu pomyślała, że cuda zdarzają się w medycynie bardzo rzadko. 

Jedyne,   co   mogą   zaoferować   pacjentom,   to   profesjonalna   pomoc   i 

możliwość   działania.   Organizm   musi   sam   radzić   sobie   z   rehabilitacją. 

background image

Johna czekała długa i trudna droga, a każdy krok będzie musiał wykonać 

samodzielnie. 

Kiedy   parkowała   przed   szpitalem,   zastanawiała   się,   czy   uda   jej   się 

nakłonić Dominika do cierpliwości i rozsądku. Czasem stawiał poprzeczkę 

zbyt wysoko i w drodze do celu robił różne głupstwa. 

Jej   przypuszczenia   spełniły   się   co   do   joty.   Dominika   nie   było   w 

separatce. 

– Pojechał wózkiem na spacer – wyjaśniła siostra przełożona. – Ma już 

wszystkiego dosyć. 

– Jak się zachowuje?

– Okropnie. Jest znudzony. Ledwie zmusiłam go do wzięcia wózka, bo 

miał zamiar pójść pieszo. 

– Pieszo?! Przecież jeszcze długo nie będzie mógł chodzić! Jak lekarz 

może robić takie rzeczy?!

– Niech pani mu to spróbuje wytłumaczyć. Wstawał już wcześniej i 

próbował spacerować. Musiałam go postraszyć lewatywą. 

Kate roześmiała się. 

– Na pewno podziałało. 

– Akurat. Ale o wilku mowa... 

Dominik podjechał do nich, szeroko uśmiechnięty. 

– Cześć. Zrobiłem sobie przejażdżkę po korytarzu. 

– Nie powinieneś. Za wcześnie. 

– Kate, jestem znudzony. Znudzony – powtórzył, przeciągając sylaby. – 

Chodź, opowiesz mi o ośrodku. Co słychać u Johna Whitelawa?

– Jakoś sobie radzi. 

Wprowadziła wózek do separatki, pomogła Dominikowi położyć się i 

podała mu szklankę soku, opowiadając o Johnie. 

background image

– Pomyśl, ile miałeś szczęścia. Powinieneś leżeć spokojnie i naprawdę 

być wdzięczny losowi, zamiast utrudniać życie pielęgniarkom. 

Popatrzył w sufit. 

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? Czy doczekam się wreszcie, że ktoś 

będzie dla mnie miły?

– Pewnie nie. A tak w ogóle, to jak się czujesz, poza tym, że ci się 

nudzi?

– Noga wciąż mnie boli, chociaż nie tak bardzo jak w sobotę. Gorzej z 

nosem – zapomniałem, że jest złamany, i próbowałem go wytrzeć. 

– Biedactwo. Napij się soku. Dominik wypił mały łyk i skrzywił się. 

– Okropność. Nie mogłabyś przemycić butelki wina? Albo drinka w 

puszce? Nie są może najlepsze, ale za to mocne. 

Kate roześmiała się. 

– Nie ma mowy. Co najmniej przez najbliższy tydzień. Wypił kolejnego 

łyka. 

– A jak sobie radzi Susie?

– Och, zupełnie dobrze. Ten jej Richard to bardzo miły chłopak. 

– Jest nauczycielem, zajmuje się niedorozwiniętymi dziećmi. Sądzę, że 

jest stworzony do tej pracy. A z Susie dobrali się jak w korcu maku. To 

facet, na którym można polegać. 

– Taki powinien być w każdym domu... 

Popatrzyli na siebie. Kate znowu dostrzegła żal w oczach Dominika. 

– My niewiele pomagaliśmy sobie, prawda? – powiedział cicho. – Za 

dużo czasu poświęcaliśmy pracy. 

–   Byliśmy   za   młodzi.   Nie   mieliśmy   pojęcia   o   życiu   i   obowiązkach 

związanych z małżeństwem i dziećmi. 

Uśmiechnął się. 

background image

– Chyba do dziś nie dorosłem do tych obowiązków. Denerwuje mnie 

sama myśl, że Stephie może poderwać jakiś chłopak. 

– Jest bardzo niedoświadczona... Dominik ścisnął jej dłoń. 

–   Ty   też   byłaś   niedoświadczona,   kiedy   cię   poznałem.   Słodka   i 

niewinna. To wszystko moja wina... 

–   Wcale   nie   –   zaprotestowała   i   zaczerwieniła   się.   Zignorował   jej 

protesty. 

– Doskonale wiedziałem, co robię. Ty nie. Powinienem był cię chronić. 

Ale nie potrafiłem, to było silniejsze ode mnie. Wystarczyło, żebyś mnie 

dotknęła, a ja już chciałem cię mieć. 

Głaskał palcem wgłębienie jej dłoni. 

– I nic się nie zmieniło – dodał po namyśle. – Wciąż cię pragnę. 

– Dominik, przestań. 

– Z tobą jest tak samo?

Odwróciła wzrok, usiłując się uspokoić. 

– Popatrz na mnie. 

– Nie. 

– Kate, spójrz na mnie. 

Posłuchała. W błyszczących, błękitnych oczach Dominika łatwo można 

było wyczytać, co czuł. 

– Ta fascynacja tobą nigdy mi nie przeszła. Z nikim innym nie było tak 

dobrze. 

Wyrwała dłoń z jego uścisku. 

– Ale starałeś się, jak mogłeś. Westchnął ciężko. 

– Kate, to były tylko plotki. 

– I mam w to uwierzyć?

– A tobie jak się wiodło? – zmienił temat. – Miałaś kochanków? Stephie 

background image

nigdy nic nie mówiła. 

Zarumieniła się, spuszczając oczy. 

– Kate, odpowiedz – nalegał. 

–   Dwóch.   –   Spostrzegła,   jak   pięść   Dominika   zaciska   się   na 

prześcieradle. – Obaj bardzo mili. 

– I co?

– Jakoś nie wyszło. 

– Ze mną zawsze ci wychodziło. Jego głos był miękki, kuszący. 

– Tak. Ale ty mnie zostawiłeś. Przez chwilę leżał bez ruchu. 

– To ty kazałaś mi odejść. 

–   Powiedziałam   ci   tylko,   że   jeśli   chcesz   odejść,   to   nie   będę   cię 

zatrzymywać. 

Zapadła cisza. 

– A wolałaś, żebym został? – spytał wreszcie. 

– Oczywiście! Przecież cię kochałam. 

– Wiec czemu mi tego nie powiedziałaś?

–   Bo   nie   pytałeś.   –   Westchnęła.   –   Sądziłam,   że   masz   mnie   dosyć. 

Powiedziałeś, że nic cię tam nie trzymało. 

– Chciałem usłyszeć, że mnie potrzebujesz. 

Sięgnął po jej lewą rękę i bawił się przez chwilę obrączką. 

– Wciąż ją nosisz. Wzruszyła ramionami. 

– Mam dziecko. Nie chciałam niepotrzebnych pytań. 

– A poza tym chroniło cię to przed podrywaczami. Więc się domyślił, 

ale swoją  obrączkę zdjął dawno. Miała  dość tej rozmowy. Sięgnęła po 

torebkę. 

– Lindsay przysyła ci następny olejek. 

– Jeszcze trochę zostało. 

background image

– Ale ten jest inny. 

– Pewnie z bergamoty? Powiedzieliście jej, jaki jestem nieznośny, i 

postanowiła mnie unieszkodliwić?

Kate uśmiechnęła się, stawiając butelkę na stoliku. 

– Muszę już iść. 

– Mam rację? – nalegał. 

– Tak, to mieszanka z dodatkiem bergamoty. Poprosiłam, żeby przysłała 

ci coś, co ci pomoże zasnąć. 

– Wetrzesz mi go? Proszę. Wszystko mnie boli. Naprawdę przyda mi 

się masaż, a sam go sobie nie zrobię. 

– Nie, nie mogę – odparła szybko. – Nie umiem robić masaży. Ale 

może poproszę pielęgniarkę... 

– Bzdura. Po prostu smaruj, to nic trudnego. Proszę, Kate. Nie potrafiła 

odmówić. 

– Dobrze – westchnęła – ale tylko dzisiaj. 

– Zamknij drzwi. 

– PO CO?

– Och, Kate, nic ci przecież nie zrobię. Mam złamaną nogę. 

Posłuchała   jego   prośby.   Dominik   zdjął   koszulkę   i   położył   się   na 

brzuchu. Wylała trochę olejku na dłoń i zaczęła masować kręgosłup. Potem 

obiema rękami rozprowadziła olejek na ramionach i plecach. Czuła, jak 

mięśnie rozluźniają się, posłuszne jej dotykowi. 

– Dominik, połóż się na plecach. Podniósł głowę i popatrzył na nią. 

– Mam erekcję – wyznał bez żenady. Serce zabiło jej mocnej. 

– Jakoś sobie z tym poradzę. 

– Poważnie? Zaczerwieniła się. 

– Nie to miałam na myśli. 

background image

– Po prostu chciałem cię ostrzec. Wylała na dłoń więcej olejku. 

– Nie mam już dziewiętnastu lat. Nie zemdleję z wrażenia. 

– Skoro tak... 

Odwrócił   się.   Kate   starała   się   skoncentrować   wyłącznie   na   jego 

ramionach i klatce piersiowej. Jej rumieniec przeczył temu, co mówiła. 

– Sińce już ci schodzą. 

– Mhmm. 

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w twarz. Miał zamknięte oczy i lekko 

zarumienione policzki. 

Czyżby   był   zakłopotany?   Dominik?   To   coś   nowego,   pomyślała, 

kończąc delikatny masaż. 

– Lepiej?

Skinął głową. 

– O wiele. Jeszcze tylko noga. 

– Akupunktura?

– Nie, bo olejek jest na skórze. Po prostu rozmasuj te miejsca, w które 

wbijałaś igły. O tak, świetnie. 

Odetchnął głęboko. Kiedy skończyła i podniosła się, otworzył oczy. 

Myjąc ręce, czuła, jak jej się przygląda. 

– Kate?

Odwróciła   się,   wyrzucając   papierowy   ręcznik   do   kosza.   Z   ulgą 

spostrzegła, że Dominik przykrył się prześcieradłem. 

– Tak?

– Dzięki. Przepraszam, że wprawiłem cię w zakłopotanie. – Wyciągnął 

do niej rękę. Podeszła do łóżka. – Jeśli czujesz się nieswojo, nie musisz 

mnie odwiedzać. 

Otworzyła szeroko oczy. 

background image

– Nie chcesz, żebym przychodziła? Przyciągnął ją do siebie. Usiadła na 

brzegu łóżka. 

– Pewnie, że chcę. Popatrzyła na ich splecione palce. 

– Tak naprawdę to nie wiem, czego ty chcesz. 

– Może jeszcze jednej szansy, żeby cię lepiej poznać?

– A może przelotnego flirtu? Nie, Dominik. Już raz cię straciłam. Nie 

chcę ryzykować. 

– Kto tu mówi o flircie? Oboje powinniśmy dać sobie trochę czasu i 

zastanowić się, czy jest jeszcze między nami coś, co warto uratować. 

– No nie wiem... 

– Ja też nie. Ale przez dwanaście lat ani ty, ani ja nie znaleźliśmy 

nikogo innego. 

– Może po prostu jesteśmy zbyt wybredni. 

– Albo dla siebie stworzeni. Zdaje się, że jest tylko jeden sposób, żeby 

się o tym przekonać. 

Kate wstała, wysuwając dłoń z jego uścisku. 

– Nie wiem... Boję się. Najchętniej bym uciekła od ciebie jak najdalej. 

– Kate, proszę. – Głos Dominika brzmiał dziwnie. – Zmieniliśmy się 

oboje. Musimy się poznać od nowa. Daj nam szansę. 

Cofnęła się. 

–   Pomyślę   o   tym.   Porozmawiamy   później,   teraz   powinnam   już   iść. 

Stephie... 

– Kate, nie bój się. Nie będę cię do niczego zmuszał. 

– Zdaje się, że ten olejek miał cię uśpić! – powiedziała gwałtownie. 

Uśmiechnął się przekornie. 

– Po takim masażu? Nic z tego. 

– To był ostatni raz. Następnym razem poprosisz pielęgniarkę. 

background image

– Umrze z zakłopotania... 

Kate   zaczerwieniła   się.   Dominik   zaczął   się   śmiać,   ale   szybko 

spoważniał i popatrzył na nią ze smutkiem. 

– Och, Kate... Co z nami będzie?

– Nie wiem. – Miała łzy w oczach. – Nie chcę, żeby powtórzyło się to 

samo. Pójdę już. Wpadnę jutro albo pojutrze. 

– Tchórz – powiedział miękko. Odwróciła się w progu. 

– Nieprawda. Nie masz pojęcia, jak trudno mi stąd wyjść. Najchętniej 

siedziałabym tu cały czas, trzymając cię za rękę i powtarzając, że wszystko 

będzie dobrze. Ale to byłoby kłamstwo. Tak naprawdę wcale cię nie znam. 

I dopóki nie poznam, nie będę wiedziała, czy mogę ci ufać. 

– Możesz. 

– Jesteś pewien? A czy ty możesz mi zaufać”?

– Tak, jeśli mi uwierzysz. 

Zawahała się, po czym potrząsnęła lekko głową i wyszła z separatki, 

nie oglądając się za siebie. 

Co miał znaczyć ten gest? Odmowę? Brak pewności? Dominik leżał i 

patrzył w sufit. Dlaczego ją wtedy zostawił? Mogli być tacy szczęśliwi... A 

wszystko   przez   głupie   nieporozumienie.   Dlaczego   najpierw   nie 

porozmawiali? Czemu poddał się tak łatwo?

Tak wiele stracił! Nie było go przy córce, gdy dorastała. Bardzo ją 

kochał.   Była   do   niego   podobna,   choć   pod   wieloma   względami 

przypominała   Kate.   Powinni   byli   mieć   więcej   dzieci.   Może   chłopca,   z 

którym grałby w piłkę i wspinał się po drzewach... Albo jeszcze jedną 

dziewczynkę – z kucykami i wiecznie obtartymi kolanami. Uśmiechnął się 

do siebie z żalem. Do licha, zmarnował tyle czasu. 

background image

Bardzo chciał, żeby tym razem się udało. Gdyby tylko Kate zechciała 

spróbować... 

– Dominik?

Zamrugał powiekami i odwrócił głowę. Stała tam w tej swojej pięknej 

różowej sukience. 

– Myślałem, że już poszłaś. Potrząsnęła głową. 

– Nie mogłam. 

– Podejdź tu – szepnął. 

– Flirt nie wchodzi w grę – zastrzegła, wciąż stojąc przy drzwiach. – I 

na   razie   nie   mówmy   nic   Stephie.   Nie   wiem,   może   rzeczywiście 

powinniśmy spróbować... 

Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Czuł, jak drży. 

– Nie zawiodę cię. Jeśli znów będziemy razem, to na zawsze. Możesz 

być pewna. 

– Poczekaj, wcale nie powiedziałam, że się zgodzę. 

– Wiem. Proszę tylko o trochę czasu. Sam na sam, żebyśmy mogli 

porozmawiać. I poznać się bliżej. 

Kiwnęła głową. 

–   Muszę   już   iść,   robi   się   późno.   Czy   olejek   z   bergamoty   dalej   nie 

działa?

Uśmiechnął się ciepło. 

– Kiedy tak stoisz przy mnie w tej ślicznej sukience? Nie ma mowy. 

Odruchowo zakryła ręką dekolt. 

– Pocałuj mnie na dobranoc – szepnął. 

Zawahała się, po czym delikatnie dotknęła ustami jego warg. Zrobiło 

mu się gorąco. 

– Śpij dobrze. 

background image

Odeszła, zostawiając po sobie wspomnienie pocałunku i dotyku, które 

znów będzie go męczyło przez całą noc... 

–   Brian   Pooley   prosił   o   dodatkowe   elektrostymulacje   –   oznajmił 

Michael. Pracował w ośrodku jako fizjoterapeuta i dekarz był jednym z 

jego pacjentów. 

– Przeprowadzamy tego typu zabiegi? – zdziwiła się Kate. 

– Nie oficjalnie – wyjaśnił Jeremy. – Dominik uważa, że czasem to 

pomaga,   a   czasem   nie.   Zresztą,   jak   większość   terapii.   Konkretnych   i 

pewnych   dowodów   na   skuteczność   brakuje,   więc   generalnie   takich 

stymulacji nie prowadzimy. Dostępne są jednak na życzenie pacjenta. 

– Kto ją przeprowadza?

– Lindsay Reeves. 

– Aromaterapeutka?

– Tak. Poślę ją dzisiaj do niego. Michael, jaka jest twoja ogólna ocena 

Briana?

–   Męczy   go   czekanie   na   operację.   Zdaje   się,   że   liczy   na   cud.   Nie 

rozumie, że podstawą naszej pracy jest pomoc w dawaniu sobie rady z 

bólem,   a   nie   całkowite   jego   uśmierzanie.   Leki,   masaże,   akupunktura, 

elektryczna stymulacja nerwów i fizykoterapia pomagają, ale nie do końca. 

Znów wracamy do teorii bramki: znalezienie sposobu na jej zamknięcie 

bywa bardzo trudne. 

–   Kate,   wiesz,   co   w   przypadkach   złamań   robili   Indianie 

północnoamerykańscy? – spytał Jeremy. – Uderzali kończynę pokrzywami. 

Prowadziło   to   do   dysfunkcji   nerwów   i   w   konsekwencji   do   zamknięcia 

połączeń, co powodowało znieczulenie. 

– Może powinniśmy obłożyć Briana pokrzywami? – zażartowała. 

Roześmieli się. 

background image

–   Już   widzę   te   nagłówki   w   gazetach!   –   rozmarzył   się   Michael.   – 

Wiodący   ośrodek   rehabilitacyjny   przetrzepuje   pacjentom   skórę 

pokrzywami. Co za reklama! Dominikowi chybaby się to nie spodobało. 

–   A   ja   myślałam,   że   to   dobry   pomysł.   Kate   próbowała   zrobić 

rozczarowaną minę. 

– Wątpię, czy pacjenci byliby tego samego zdania – odparł Jeremy. – A 

więc   z   Brianem   wszystko   ustalone?   Prowadzisz   dalej   fizykoterapię,   a 

Paddy lub Jason ćwiczą z nim w siłowni?

– Lepiej niech ćwiczy Tara. Mają podobne poczucie humoru i dobrze 

się rozumieją. 

Jeremy uśmiechnął się i skinął głową. 

– W porządku. Zdaje się, że Richard zabiera Susie na cały dzień, więc 

nie będzie jej do jutra. Angela, zajmiesz się nią w dalszym ciągu?

– Nie ma problemu. 

– I jeszcze John Whitelaw. Martin Gray spotkał się wczoraj z jego żoną. 

Chyba trudno się z nią porozumieć. Jest zamknięta w sobie i twierdzi, że 

nie   może   zrozumieć   Johna,   bo   wcale   z   nią   nie   rozmawia.   Nie 

odpowiedziała   jednak   na   pytanie,   czy   sama   próbowała   poruszyć   temat 

wypadku.   John   z   kolei   był   wczoraj   bardzo   zmęczony,   więc   Martin 

postanowił porozmawiać z nim dzisiaj po fizykoterapii. Nie wykończ go, 

Angela. 

Fizykoterapeutka roześmiała się miękko. 

– Obiecuję. On chyba mnie nie lubi. 

–   Wczoraj   powiedział,   że   jesteś   z   piekła   rodem   –   wyznała   Kate   z 

uśmiechem.   –   Nie   odnosi   się   do   programu   rehabilitacji   ze   zbytnim 

entuzjazmem. 

Angela potrząsnęła głową. 

background image

– Jest raczej niezadowolony z własnego braku formy i zniechęcony 

trudnościami. 

– Nie nabrał trochę pewności siebie po tym, jak udało mu się stanąć?

– Owszem, dopóki nie upadł. Próbował przejść parę kroków, ale nie 

przyzwyczaił się jeszcze do protez. 

– I jak zareagował?

– Był załamany. To się często zdarzaZostawiłam go na chwilę samego, 

a potem zmusiłam do dalszej pracy. 

– I znowu się przewrócił? – wtrąciła Kate. 

– Potknął się, ale w porę złapał się poręczy. Tym razem było trochę 

lepiej, mimo to i tak nie widzę w nim entuzjazmu. Sądzę jednak, że mu się 

uda.   Spróbujemy   znów   jutro,   potem   pojutrze...   Na   to   potrzeba   czasu, 

zwłaszcza że musi sobie radzić z dwiema protezami. Poza tym John lubi 

wyzwania i jest trochę podobny do Susie. 

– Więc powinni się poznać. Może Susie podniesie go na duchu. 

– Założę się, że zaczęliby ćwiczyć na wyścigi. Kate zamyśliła się. 

– A przyniosłoby to jakąś szkodę?

– Tylko temu, kto przegra – odparł Jeremy. – Na tym właśnie polega 

cały   problem   ze   współzawodnictwem.   Wyzwanie   jest   potrzebne,   ale 

zawsze   jest   tylko   jeden   zwycięzca.   I   dlatego   cele,   jakie   stawiamy 

pacjentom, są starannie przemyślane. A propos wyzwania, dziś przyjeżdża 

Karen   Lloyd.   Trzydzieści   sześć   lat,   doznała   obrażeń   w   wypadku 

samochodowym   cztery   lata   temu.   Uraz   kręgosłupa   szyjnego   powoduje 

uciążliwe   bóle   głowy,   pleców   i   ramion.   Na   popołudnie   zamówiła 

tomografię komputerową. 

– Robicie ją tutaj? – zdziwiła się Kate. Jeremy pokręcił głową. 

– Nie. Mamy zamiar kupić aparaturę, ale na razie brakuje pieniędzy. 

background image

Wysyłamy pacjentów na prywatną tomografię szesnaście kilometrów stąd. 

Samson   zabiera   ich   ambulansem.   Od   wyniku   przeglądu   będzie   zależał 

program   leczenia.   Prawdopodobnie   będą   to   masaże,   fizykoterapia   i 

hydroterapia.  Ergonomista   i   terapeuta  zajęciowy   ocenią   jej   możliwości. 

Spróbujemy też zastosować zabieg leczenia prądami interferencyjnymi, jak 

również ultradźwiękami. Działają na zasadzie pokrzywy – dodał. 

Wszyscy się roześmieli. Jeremy odczekał chwilę, po czym mówił dalej:

– Na razie Karen przyjmuje ogromne ilości środków przeciwbólowych. 

Musimy   z   tym   skończyć,   bo   występują   już   pierwsze   objawy   zaburzeń 

pracy nerek i wątroby. 

– Zastosujecie leki homeopatyczne? – spytała Kate. 

–   Możliwe.   Mamy   tu   dochodzącego   homeopatę.   Zobaczymy,   jakie 

rezultaty   przyniesie   terapia.   Czy   mamy   jeszcze   jakieś   sprawy   do 

omówienia?

Rozeszli się po kilku minutach. Kate podeszła do Jeremy’ego. 

– Masz dla mnie jakieś zadania na dzisiaj?

– Możesz przeprowadzić badania kontrolne, które robimy co kilka dni. 

Oceniamy   przebieg   rehabilitacji   i   postępy,   sprawdzamy   też,   czy   nie 

występują jakieś nieprawidłowości. Pomoże ci jedna z pielęgniarek. 

Kiwnęła głową. 

– Gdzie mogę zacząć badania?

–   Może   w   gabinecie   Dominika?   Jest   tam   wszystko,   co   potrzebne. 

Zbadaj   mocz   i   pobierz   krew   od   chorych   na   cukrzycę.   Zmiany 

intensywności ćwiczeń mają duży wpływ na organizm, więc trzeba ciągle 

opracowywać odpowiednie diety. Jeden z cukrzyków to Laurence Carter, 

sześćdziesiąt osiem lat, po amputacji. Miły staruszek, choć trochę powolny. 

Ćwiczenia  są  dla   niego  bardzo   trudne,  być  może  nigdy   już  nie  będzie 

background image

chodził. 

– Przecież waszą ambicją jest postawienie wszystkich na nogi?

Jeremy pokręcił głową. 

– Chcemy, żeby pacjent osiągnął tyle, ile to tylko możliwe. Jesteśmy 

realistami. Nawet jeśli pan Carter nie przyzwyczai się do protez, będzie 

musiał nauczyć się używać wózka. Kiedy mamy do czynienia z młodym 

pacjentem, robimy wszystko, żeby zmusić go do chodzenia. Pan Carter 

jednak nie czuje się dobrze, cierpi na zaawansowaną chorobę tętniczą i, 

szczerze mówiąc, zostało mu już niewiele czasu. Chcemy jednak pomóc 

mu osiągnąć maksymalną niezależność. 

Przerwał na chwilę i zagryzł usta. 

–   Jest   jeszcze   jedna   sprawa.   Moja   żona   ma   już   niedługo   rodzić. 

Myślisz, że poradzisz sobie sama?

– Nawet jeśli będę robić wszystko trochę wolniej, to nic się przecież nie 

stanie. 

– A co z podejmowaniem decyzji?

– O programie leczenia? Myślę, że każdy z terapeutów doskonale zna 

swoje obowiązki. Poradzimy sobie. Zresztą, twoja nieobecność pewnie nie 

potrwa długo. 

Jeremy kiwnął głową. 

–   Charlie   Keller   może   ci   pomóc.   To   nasz   osteopata,   pracuje   z 

Dominikiem od samego początku. 

Na sam dźwięk imienia byłego męża serce nagle zabiło jej mocniej. 

Poszła   do   gabinetu.   W   sprawie   badań   kontrolnych   zadzwoniła   do 

Barbary   Jay,   przełożonej   pielęgniarek,   po   czym   usiadła   wygodnie   za 

biurkiem i rozejrzała się wokół. 

Pokój był cichy i przytulny, z pięknym widokiem na ogród. Próbowała 

background image

wyobrazić sobie pracującego tu Dominika, ale bez powodzenia. Oczyma 

wyobraźni widziała go w szpitalnym łóżku. Nie potrafiła przestać o tym 

myśleć. 

Przez   okno   dostrzegła   nadjeżdżający   ambulans.   Rozpoznała   symbol 

miejscowego   szpitala.   Któż   mógł   przyjechać   stamtąd   do   ośrodka   o 

dziewiątej rano? Zadzwoniła do recepcji. 

– Przyjechała jakaś karetka. Czy oczekujemy dziś kogoś poza Karen 

Lloyd?

–   Nie,   proszę   pani   –   odparła   pani   Harvey.   –   Czy   mam   pójść   i 

dowiedzieć się, o co chodzi?

– Sama to zrobię. 

Wyszła   z   gabinetu   i   podążyła   w   stronę   recepcji.  Ambulans   właśnie 

zatrzymał się przed wejściem. Kierowca wyskoczył z szoferki. 

– Dajcie jakiś wózek! – zawołał z szerokim uśmiechem. – Przywiozłem 

wam pacjenta. 

– Jakiego pacjenta? – spytała Kate, schodząc po schodach. Kierowca 

jednak zniknął w środku karetki. Słyszała tylko jego głos. 

– Wszystko w porządku, doktorze?

Zaciekawiona Jenny Harvey zepchnęła wózek ze specjalnego podjazdu 

i   zatrzymała   go   przy   tylnych   drzwiach   ambulansu.   Kate   widziała   jej 

zdumioną minę, ale nie mogła się ruszyć. Powiedziała „doktorze”? Nie, to 

przecież nie może być... Nie tak wcześnie!

Oparła się o filar i obserwowała, jak sanitariusz i kierowca przenoszą 

„pacjenta”   na   wózek.   Jenny   Harvey   spojrzała   bezradnie   na   Kate,   ona 

jednak   tego   nie   dostrzegła.   Próbowała   się   uspokoić.   Sprawdziły   się   jej 

najgorsze podejrzenia. 

– Co ty tu, do diabla, robisz? – spytała, patrząc na niego ze złością. 

background image

Dominik, w samej koszulce i spodenkach, uśmiechnął się od ucha do 

ucha. 

– Nudziło mi się, więc pomyślałem, że wrócę do domu. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Dominik, nie wolno ci tego robić!

– Wolno, Kate. To jest mój ośrodek, mój dom i mój organizm. Chciałem 

wrócić i wróciłem. 

– Ale nie powinieneś... 

– Dlaczego?

– Bo to głupie i nierozsądne! Potrzebna ci opieka medyczna!

–   Owszem,   a   ty   przecież   jesteś   lekarzem.   Potrzebna   mi   też 

fizykoterapia,   hydroterapia,   leki   i   wypoczynek.   Wszystko   mam   tu   na 

miejscu. Do licha, Kate, w końcu to ośrodek rehabilitacyjny! A poza tym to 

także mój dom. Chcę być tutaj. 

– Jesteś taki uparty!

– Powinnaś się do tego przyzwyczaić – odparł. – Zawsze taki byłem. I 

dlatego ten ośrodek funkcjonuje. 

– Wobec tego nie myśl sobie, że będę się tobą zajmować. Nie mam 

czasu. 

– A czy ja cię o to proszę?

Odwróciła   się   i   wyjrzała   przez   okno.   Świeciło   słońce,   a   drzewa 

szumiały cicho. Była zirytowana. 

– Wiedziałam, że wypiszesz się ze szpitala za wcześnie – powiedziała 

przez zaciśnięte zęby. 

– To ma być za wcześnie?

– Nawet nie zdjęli ci szwów! Minęło tylko pięć dni!

– Pięć długich dni i nocy. Nie mogłem tam już dłużej wytrzymać. 

– Szkoda. 

background image

Twarz pociemniała mu z gniewu. 

– To mój dom i moja decyzja – powiedział jednak spokojnie. – Jeśli nie 

chcesz się mną zajmować, nie ma sprawy. Jeremy może nadzorować moją 

kurację. A ciebie zwalniam. 

–   Zwalniasz?   O   czym   ty   mówisz?   A   kto   się   będzie   opiekować 

pacjentami, kiedy jego żona będzie rodzić?

– Ja. 

– Ależ to niemożliwe. 

–   Zobaczymy.   Pamiętaj,   Kate,   że   jesteś   moją   byłą   żoną.   Nie   masz 

wpływu na moje decyzje, jeśli nie dotyczą Stephie. 

Długo patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie Kate odwróciła głowę. 

– W porządku. Przynajmniej sytuacja jest jasna. 

Czy po jej głosie można było poznać, jak bardzo ją to zabolało? A jeśli 

nawet... Znowu miała ochotę uciec od niego jak najdalej i tym razem już 

nigdy nie wracać. 

Wyszła z pokoju, przebiegła przez dziedziniec i trawnik, i dotarła do 

kuchennych drzwi domu. 

Niech   go   licho.   Jak   on   może?   Po   tym   całym   gadaniu   o   potrzebie 

bliższego poznania się... potrafili się tylko pokłócić. A wszystko przez to, 

że tak bardzo się o niego martwiła. 

Otarła  łzy i pobiegła na  górę. Wyrzuciwszy swoje rzeczy  na łóżko, 

usiadła   na   stercie   ubrań,   żeby   się   wypłakać.   Świadomość   straty   i 

rozczarowania była bardzo bolesna. Czy naprawdę sądziła, że mogą się 

pogodzić? Czy wierzyła, że tym razem nie zmarnują szansy?

Jeśli tak, to musiała być szalona. 

Usłyszała swoje imię. To on, woła ją. Wyciągnęła walizkę spod łóżka i 

zaczęła wrzucać do niej swoje rzeczy. Do diabła z nim. Wyjeżdża. 

background image

– Kate? Chcę z tobą porozmawiać!

– Trudno – mruknęła. 

Przypomniała sobie o suszącej się w łazience garderobie i poszła, żeby 

ją  zabrać.  Aha,   i   jeszcze   brudne   rzeczy   z   kosza.  Także   te  należące  do 

Stephie. Czy ich córka powinna tu zostać? Zawahała się, po czym podjęła 

decyzję. 

Wyjadą razem, a dziewczynka zostanie w domu do czasu, aż Dominik 

poczuje się lepiej. Przynajmniej przestał krzyczeć. Może sobie poszedł... 

Niestety. Wyszedłszy z łazienki, zobaczyła go tuż przed sobą. Jakoś 

zdołał   wdrapać   się   na   schody,   a   teraz   chwiał   się,   trzymając   kurczowo 

poręczy. 

– Co ty wyprawiasz? – Podtrzymała go. – Spadniesz i skręcisz kark... 

Rozpłakała się, nie mogąc dłużej powstrzymać łez. Jego ramiona były 

silne i czułe. Przytulił jej głowę do piersi i oparł się o ścianę. 

– Kate, przepraszam – powiedział cicho, głaszcząc jej włosy. – Nie 

płacz, kochanie. 

Słyszała przyspieszone bicie jego serca. To wejście na schody musiało 

go wyczerpać... 

– Tak bardzo się o ciebie martwię – wykrztusiła. – Jak mogłeś być taki 

głupi? Powinieneś leżeć... 

Westchnął. 

– Jakie to uczucie, kiedy się ma zawsze rację? Spojrzała na niego przez 

łzy. 

– Nie mam pojęcia. 

Uśmiechnął się słabo. 

– Muszę się położyć. Mogłabyś mi pomóc? Chyba rzeczywiście trochę 

przeholowałem. 

background image

Wysunęła się z jego objęć. 

– Oprzyj się na mnie. 

Powoli   doszli   do   jej   sypialni.   Zrzuciła   z   łóżka   ubrania   i   walizkę   i 

pomogła mu się ułożyć. 

– Idiota – szepnęła łagodnie, odgarniając mu wilgotne włosy z czoła. – 

Jesteś blady jak śmierć. 

– Nic mi nie będzie – mruknął. – Chodź, połóż się, chcę cię przytulić. 

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. 

– Proszę. Mam dosyć ludzi patrzących na mnie z góry. 

Położyła się ostrożnie, uważając, żeby nie dotknąć złamanej nogi. Objął 

ją, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Wróciło naraz tyle wspomnień. 

Kiedyś   często   leżeli   tak   razem.   Przez   charakterystyczną   woń   szpitala 

przebijał zapach jego skóry. Czuła ciepło ciała.... Było jak dawniej. 

– Czujesz się już lepiej? – spytała cicho. 

– Tak. Wszystko przez tę wspinaczkę. 

– Więc dlaczego... ?

– Chciałem z tobą porozmawiać. 

– Trzeba było poprosić, żebym zeszła na dół. 

– I zeszłabyś? 

Westchnęła. 

– Pewnie nie. Słyszałam, jak mnie wołałeś. 

–   No   widzisz.   Więc   musiałem   tu   wejść.   Rzeczywiście,   całkiem 

logiczne. 

– Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać?

– Chcę cię prosić, żebyś nie wyjeżdżała. 

Podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. 

– Ale dlaczego? Przecież sam powiedziałeś, że mnie nie potrzebujesz. 

background image

– Przepraszam. To było głupie. Chciałem być przy tobie i to był jeden z 

powodów, dla których wróciłem. A tymczasem pierwsze, co zrobiłem, to 

kazałem ci odejść. 

Serce zabiło jej mocniej. Chciał być przy niej... 

–   Mimo   wszystko   myślę,   że   opuszczenie   szpitala   było   bardzo 

nierozsądne. 

Westchnął. 

– Wiem, ale tu też będę miał opiekę. Mogę jeździć na wózku i pomagać 

przy opracowywaniu programu leczenia. 

Roześmiała się. Dokładnie o tym samym myślała w sobotę. Taki układ 

rozwiązałby wszystkie problemy w czasie nieobecności Jeremy’ego. Jeśli 

tylko Dominik nie przesadzi. 

– Przyjechałeś, żeby się wtrącać, a obiecałeś, że nie będziesz tego robić 

– przypomniała mu. 

– I nie będę, jeśli mnie o to nie poprosisz. Ale żona Jeremy’ego ma 

niedługo rodzić i nie chciałem, żebyś sama miała na głowie cały ośrodek. 

– Więc z tych wszystkich szlachetnych pobudek najpierw zwolniłeś się 

ze szpitala, a potem wdrapałeś tu na górę?

– Nie wdrapałem się – poprawił sucho. – Wczołgałem. 

– A jak zamierzasz zejść na dół? Roześmiał się. 

–   Nie   wiem.   Pewnie   trzeba   mi   będzie   zaaplikować   garść   leków   i 

akupunkturę. 

– Albo przetrzepać ci skórę pokrzywami. To nasza najnowsza metoda 

leczenia. Chcesz spróbować?

– Sadystka – mruknął i pocałował ją. 

Czuła   miękki   dotyk   języka   na   wargach.   Przytuliła   się   mocniej   i 

odwzajemniła pocałunek. Po chwili odsunął się lekko i zaczął całować jej 

background image

szyję. 

– Dominik – szepnęła, obejmując go mocniej i czując znajomy dotyk 

ciepłej, miękkiej skóry. 

Westchnęła   z   rozkoszy,   gdy   zaczął   pieścić   jej   piersi.   Przysunęła   się 

jeszcze bliżej, gdy nagle syknął z bólu i odwrócił się gwałtownie na plecy. 

Złamana noga. O Boże, jak mogła zapomnieć? Podniosła się na łokciu i 

popatrzyła na niego. 

– Kochanie, przepraszam. Otworzył oczy. 

– To nic takiego. Tylko trochę zabolało. No, może więcej niż trochę. W 

każdym razie jest równie skuteczne jak antykoncepcja. 

Kate odsunęła się od niego i usiadła. Czuła się, jakby ktoś oblał ją 

zimną wodą. Do czego zmierzali? Poczuła jego rękę na ramieniu. 

– Kate, przysięgam, nie miałem zamiaru... Po prostu byłaś tak blisko. 

Straciłem głowę. 

Odwróciła   wzrok.   Tak   łatwo   można   było   uwierzyć   tym   błękitnym 

oczom. 

– Więcej tego nie rób – ostrzegła. – Nie chcę zaczynać od pójścia do 

łóżka. To by wszystko utrudniło. 

–  Ale   wciąż   mnie   pragniesz,   prawda?   –   Jego   głos   był   łagodny.   – 

Pamiętasz nasze noce?

– Oczywiście. 

– Zawsze po północy, kiedy twoi rodzice zasypiali i nikt nie mógł nas 

słyszeć. Pamiętasz, jak się dotykaliśmy, jak narastało w nas pożądanie? 

Gryzłaś mnie w ramię, żeby nie krzyczeć. Zawsze miałem w tym miejscu 

siniaka. – Ujął jej rękę. – Byłaś taka piękna, słodka i szalona. Pamiętasz?

– Tak. Pamiętam też, jak się kłóciliśmy. Chciała wstać, ale zdążył ją 

przytrzymać. 

background image

– Mieliśmy dobre i złe chwile. 

– Za mało tych dobrych. 

– Byliśmy dzieciakami. 

– Ale teraz jesteśmy dorośli. I mamy sporo pracy. Pomogę ci zejść na 

dół i zawołam pielęgniarkę. 

Westchnął   i   usiadł,   powoli   przesuwając   złamaną   nogę   na   krawędź 

łóżka. Jego twarz wykrzywił grymas bólu. Objął ramieniem jej szyję i 

wstał ostrożnie. 

Kiedy dotarli do podestu, jego twarz była szara. 

– Czasem bywasz taki głupi – powiedziała miękko. 

– Wiem. 

Powoli   zaczęli   pokonywać   stopnie.   Gdy   dotarli   wreszcie   na   dół, 

Dominik był wyczerpany. Zaprowadziła wózek do sypialni i pomogła mu 

ułożyć się na łóżku. Upewniła się, czy jest mu wygodnie, przykryła go i 

wyszła. Nie mogła się jednak powstrzymać, żeby przedtem delikatnie go 

nie pocałować. 

A więc wrócił do domu. Być może rzeczywiście chciał wykorzystać tę 

szansę.   Zagryzła   wargi.   Czy   uda   im   się   być   znów   razem?   Jako 

kochankowie – na pewno. Z tym nigdy nie było problemu. Ale czy jako 

przyjaciele?

Czas pokaże. 

Następne   dni   były   dla   Kate   bardzo   trudne.   Jeśli   sądziła,   że   zdoła 

namówić Dominika na leżenie w łóżku, to się grubo myliła. 

Pierwszego   dnia   rzeczywiście   odpoczywał,   wyczerpany   po   porannej 

wspinaczce po schodach. W środę jednak krążył już po ośrodku swoim 

wózkiem, wtrącając się do wszystkiego i przeszkadzając. Tak przynajmniej 

background image

uważała Kate. 

O ósmej był na odprawie, zapoznając się z postępami czynionymi przez 

pacjentów. Operację Briana Pooleya wyznaczył na następny dzień. 

–   Przecież   nie   możesz   operować!   –   protestowała   Kate.   –   Chyba 

oszalałeś!

Spojrzał na nią ostro. 

– Zrobię, co do mnie należy. To krótki zabieg. Mogę go wykonać, i to 

jutro rano. 

– Jesteś diablo uparty... 

– Owszem, ale dzięki temu wypełniam swoje obowiązki. Co z Karen 

Lloyd?

– Ma bardzo napięte mięśnie – odparła Lucie, jej fizykoterapeutka. – 

Zrobiłyśmy   wczoraj   kilka   lekkich   ćwiczeń   ramion   i   pleców. 

Przeprowadziłam też zabieg z ultradźwiękami. Sądzę jednak, że czeka nas 

sporo pracy nad tkanką mięśniową. Potrzebna będzie akupunktura. 

Dominik skinął głową. 

– Zaraz się tym zajmę. 

– Dominik!

Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by Kate posłusznie umilkła. Już raz 

próbował ją zwolnić. Lepiej będzie, jeśli postara się być cicho i pracować 

jak najwięcej, dyskretnie przejmując większość jego obowiązków. Zresztą, 

miała jeszcze asa w rękawie. 

– To wszystko? – spytał Dominik, gdy omówili już ostatni przypadek. 

– O nie, jest jeszcze jeden pacjent – odparła spokojnie. Zmarszczył 

brwi. 

– Kto?

– Ty sam. 

background image

– Ja?

–   Tak.   Muszę   cię   porządnie   zbadać,   a   potem   opracować   program 

fizykoterapii. Masaż też się pewnie przyda. Kark wciąż cię boli?

– Skąd wiesz?

– Bo nie możesz normalnie kręcić głową, to widać. W końcu uderzyłeś 

w   kierownicę   wystarczająco   mocno,   żeby   złamać   nos.   Wprawdzie 

hydroterapia nie wchodzi w grę, póki nie zdejmą ci szwów, ale mógłbyś 

trochę poćwiczyć mięśnie górnej części ciała w siłowni. 

Uśmiechnęła się słodko. Dominik obruszył się, ale nie zaczął dyskusji. 

Sam przecież twierdził, że w ośrodku ma wszystko, czego potrzebuje do 

rehabilitacji. 

– Moim zdaniem Kate ma rację – wtrącił Jeremy. – A ponieważ Lucie 

ma   akurat   najmniej   pacjentów,   może   się   zająć   tobą.   Tara   jej   pomoże. 

Poproszę też Lindsay, żeby zrobiła ci porządny masaż i zaaplikowała jakieś 

olejki przeciw stanom zapalnym. 

Kate   nie   patrzyła   na   Dominika.   Przypomniał   jej   się   masaż,   który 

wczoraj robiła, i wiedziała, że on myśli o tym samym. 

–   No   dobrze.   –   Lucie   wstała   energicznie.   –   Chodź,   Dominik. 

Zaczniemy od ciebie. 

Była filigranową kobietką, ale Kate słyszała, że potrafiła być bezlitosna 

i   osiągała   wspaniałe   efekty.   Dominik   patrzył   na   nią   z   nie   ukrywaną 

niechęcią. 

– Czy to ja cię zatrudniłem?

– Owszem. 

Wydawała się nieporuszona. Pacjenci zazwyczaj nie byli zbyt skorzy do 

współpracy. Uśmiechnęła się i wyprowadziła wózek z pokoju. 

Kate napotkała wzrok Jeremy’ego. 

background image

– Biedaczek. Chyba nie zrobi mu krzywdy?

–   Raczej   nie,   ale   z   nią   nie   wygra.   Czy   mogłabyś   znów   zająć   się 

badaniami kontrolnymi?

– Oczywiście. Nie spotkałam się wczoraj ze wszystkimi, a poza tym 

chciałabym jeszcze raz zobaczyć pana Cartera. Kikut amputowanej nogi 

wydaje się krótszy i Eddie nie jest pewien, czy jest to skutek obrzęku, czy 

straty na wadze. Zamierzam sprawdzić poziom insuliny i cukru we krwi i 

zważyć go. Może po prostu trzeba zmienić dietę, zwłaszcza że ćwiczy 

teraz trochę intensywniej. Mam zrobić coś jeszcze?

– Tak. Odpocznij trochę. Wyglądasz na zmęczoną. 

– Bo jestem. Ciągłe martwienie się o Dominika trochę mnie wykańcza. 

–   Nic   mu   nie   będzie,   zobaczysz.   Zostawiam   was   na   razie,   muszę 

zawieźć żonę na badania. Być może zatrzymają ją w szpitalu. Jeśli tak, to 

zadzwonię. Poradzicie tu sobie?

– Pewnie! – Kate parsknęła śmiechem. – Przecież wrócił Dominik. Sam 

może wszystko zrobić. 

Uśmiechnęli się do siebie i rozeszli do swoich zajęć. 

Kate poprosiła Elaine Toft, dyżurną pielęgniarkę, o pomoc w badaniach 

kontrolnych.   Pierwszy   na   liście   był   Laurence   Carter.   Mięśnie   kikuta 

amputowanej nogi rzeczywiście zwiotczały. Potwierdził, że musiał trochę 

schudnąć, bo spodnie wydawały się luźniejsze. 

– Zaraz wszystko sprawdzimy. Jak idzie fizykoterapia? – spytała Kate, 

osłuchując pacjenta. 

– Chyba nieźle, choć bardzo trudno mi utrzymać równowagę. Mówiąc 

szczerze, pani doktor, to nie wiem, czy chcę znów chodzić. 

Usiadła i wzięła go za rękę. 

– Lepiej byłoby, gdyby pan dalej próbował. Jeżeli jednak uważa pan, że 

background image

sobie   z   tym   nie   radzi,   będziemy   ćwiczyć   używanie   wózka.   Być   może 

wtedy trzeba będzie wprowadzić kilka zmian w pańskim domu. 

– Mieszkam w małym domku. Rzeczywiście, umywalka w łazience i 

stoły mogą być trochę za wysokie, ale wstać to jeszcze potrafię. 

– Wobec tego spróbujmy na razie kontynuować ćwiczenia w chodzeniu. 

Jednocześnie   popracujemy   nad   mięśniami   górnej   części   ciała,   żeby 

przygotować je do używania wózka. Jak pan sobie radzi w siłowni?

– Zajmuję się mną bardzo ładna młoda osóbka. Jakże ona ma na imię, 

Lara?

– Tara. 

– Właśnie. Opowiedziała mi wczoraj słony dowcip. Kate uśmiechnęła 

się. 

– Więc lepiej niech pan go nie powtarza żonie. 

–   Już   jej   powtórzyłem,   bardzo   się   podobał.   Jak   to   było?   Młody 

marynarz żeni się z dziewczyną... 

Kate wysłuchała dowcipu. Ten człowiek przynajmniej nadal potrafił się 

śmiać.   Stratę   nóg   odczuł   prawdopodobnie   mniej   boleśnie   niż   John 

Whitelaw, choć z drugiej strony znacznie mniej oczekiwał już od życia... 

Kate   zrobiło   się   smutno.   Trzeba   dostrzegać   także   dobre   strony, 

powtarzała   w   duchu.   Nie   należy   przesadzać   ze   współczuciem   –   w 

przeciwnym razie pacjenci zaczną się nad sobą litować. A to bynajmniej 

nie zmobilizuje ich do pracy. 

Nic dziwnego, że fizykoterapeuci budzili sprzeczne uczucia. Ich praca 

należała do niezwykle trudnych, choć często przynosiła wspaniałe efekty. 

Nawet wtedy gdy postępy były powolne. 

Kate   skontrolowała   pracę   serca   starszego   pana.   Migotanie 

przedsionków starano się zredukować digoksyną. 

background image

–   Pobierzemy   dziś   trochę   krwi   do   analizy   –   powiedziała.   –   Jeśli 

zamierza pan skłonić serce do większego wysiłku, to musimy się upewnić, 

że będzie pracowało jak najlepiej. 

Pobrała próbkę i wysłała ją do laboratorium. Po otrzymaniu wyników 

być może trzeba będzie zmienić dawkę digoksyny. Na razie poziom cukru 

wydawał się zbyt niski. 

–   Musi   pan   więcej   jeść.   Dodatkowe   ćwiczenia   powodują   spalanie 

większej ilości kalorii. Porozmawiam z dietetykiem. Nie możemy przecież 

pozwolić, żeby nasz pacjent był niedożywiony. 

Uśmiechnął się. 

– Na wszelki wypadek zawsze noszę przy sobie tabletki z glukozą. 

– Bardzo słusznie. A teraz zapraszam na fizykoterapię. 

Elaine wyprowadziła wózek z pokoju, a Kate poszła poszukać Susie 

Elmswell. Pacjentka właśnie kończyła ćwiczenia pod okiem Angeli, więc 

Kate usiadła na brzegu kanapy w sali i czekała. 

W tym samym pomieszczeniu Lucie prowadziła terapię z Dominikiem. 

Kate starała się o tym nie myśleć, choć słyszała, jak stękał z bólu przy 

kolejnych ćwiczeniach. 

– Jak tam ramiona? – spytała Lucie, zaczynając energiczny masaż. 

– Aa! – jęknął. 

Kate stłumiła uśmiech i zaczęła przyglądać się pracy Angeli. 

Susie zrobiła właśnie jeden chwiejny krok, po czym znów złapała się 

poręczy. Angela,  która  czujnie  stała  tuż  obok,  gotowa  w   każdej  chwili 

podtrzymać pacjentkę, uściskała ją serdecznie. 

– Dobra robota – pochwaliła Lucie. Dominik podniósł głowę. 

– Czy coś przegapiłem?

– Zrobiłam cały jeden krok! Zupełnie sama! – Susie uśmiechała się 

background image

zwycięsko. 

Dominik nie ukrywał podziwu. 

– Należy ci się medal. Susie oparła się o Angelę. 

– Ale już więcej nie mogę. Nogi strasznie mnie bolą. 

– Oczywiście, dosyć na dzisiaj. Angela pomogła jej usiąść na wózku. 

– Susie, chcesz, żebym ci zrobił akupunkturę na plecach? Może ból 

złagodnieje – zaproponował Dominik. 

–  Ależ   pan   nie   może!   Pan   przecież   jest   chory!   Dominik   westchnął 

ciężko. 

– Kiedy wreszcie wszyscy przestaną mi mówić, co mogę robić, a czego 

nie? I tak robię dziś akupunkturę komu innemu. Bardzo cię boli?

Kiwnęła głową. 

– Im więcej ćwiczę, tym jest gorzej. 

– To naturalne. A więc za godzinę?

– U pana w gabinecie?

– Tak. 

Lucie poklepała go po ramieniu. 

– Możemy kontynuować?

Odwrócił z powrotem głowę, mamrocząc coś o znęcających się nad nim 

czarownicach. Susie skierowała wózek w stronę drzwi. 

– Masz chwilkę czasu? – spytała ją Kate. – Chciałabym omówić z tobą 

przebieg kuracji. 

– Oczywiście. 

– Więc może porozmawiamy w oranżerii? Napijemy się przy okazji 

soku. 

– Świetny pomysł. 

Po drodze Kate stwierdziła z podziwem:

background image

– Doskonale sobie radzisz. 

– Naprawdę? Czasem myślę, że mi się nie uda. 

Kate otworzyła drzwi do oranżerii, przepuszczając Susie. 

– Usiądźmy przy wodospadzie, dobrze? To moje ulubione miejsce. 

Szum wody spływającej do wyłożonego kamieniami baseniku działał 

uspokajająco. Mgiełka pary wodnej chłodziła powietrze. 

– Będzie mi tego brakować, gdy wyjadę – westchnęła cicho Susie. 

Kate uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Sama pewnie będzie tęskniła... 

chyba że tu zostanie. Serce zabiło jej mocniej. Jak się to wszystko ułoży?

– Przyniosę coś do picia. Na co masz ochotę? Może woda mineralna z 

sokiem pomarańczowym?

– Świetnie, dziękuję. 

Kate poszła do baru w klubie sportowym, zamówiła napoje i wróciła. 

Susie opierała głowę o filar. Wyglądała na zmęczoną. Ból i ciężka praca 

najwyraźniej dawały jej się we znaki. 

– Proszę, twój sok. Otworzyła oczy. 

– Och, dziękuję. 

Kate usadowiła się w wiklinowym fotelu. Sączyła przez chwilę napój, 

po czym spojrzała na Susie. 

– Jesteś zadowolona z terapii?

– Raczej tak. Przecież cudów nie ma. 

– To prawda. Ale czy ośrodek zapewnia ci to, czego oczekiwałaś?

– W pewnym sensie nawet więcej. Nie przypuszczałam tylko, że czeka 

mnie tak ciężka praca. No i męczy mnie ten ciągły ból. 

– Dominik spróbuje coś z tym zrobić. 

– Ale czy czuje się na tyle dobrze, żeby wykonywać zabiegi?

Kate uśmiechnęła się. 

background image

–  Zawsze robi to, co sam uważa za  stosowne. I na pewno  pomoże 

zmniejszyć ten ból. 

Susie odetchnęła z ulgą. Kate postanowiła zmienić temat. 

– Jak tam przygotowania do ślubu?

– Mama chce go odłożyć. Oboje z ojcem uważają, że za bardzo się 

staram i zbyt wiele wymagam. Ale gdybym nie miała żadnego konkretnego 

terminu, nie pracowałabym tak ciężko. To jedyny sposób. 

– Co o tym sądzi Richard?

– Najchętniej ożeniłby się ze mną już jutro. Mieszkaliśmy razem przed 

wypadkiem i teraz bardzo za sobą tęsknimy. 

Noce wydają się takie długie... Leżę i myślę tylko o tym, jak mnie boli. 

Chciałabym, żeby Richard był tu ze mną. 

– Na pewno moglibyście spędzić razem weekend. Susie spojrzała na nią 

ze zdumieniem. 

– Ale przecież tu jest szpital, a my nie jesteśmy małżeństwem. 

– Nie szpital, tylko ośrodek rehabilitacyjny, a częścią rehabilitacji jest 

utrzymywanie kontaktu z partnerem. Oboje musicie przystosować się do 

nowej  sytuacji.  Nieważne,   czy   już   jesteście   po   ślubie,   czy   jeszcze   nie. 

Potrzebujecie się nawzajem. 

Twarz Susie rozjaśniła się. 

– Och, proszę pani... Rozpłakała się nagle. 

Kate domyślała się, co ta młoda kobieta czuje. Gdyby ktoś powiedział 

jej samej, że znów będzie mogła być z Dominikiem i dzielić z nim dni i 

noce, też nie potrafiłaby się powstrzymać od łez. 

Objęła Susie ramieniem. 

– Głuptas. No, wytrzyj oczy. Czemu nic nie mówiłaś wcześniej?

– Myślałam, że nie wypada. Kate roześmiała się. 

background image

– Przecież pobierzecie się za parę miesięcy. Nie ma w tym nic złego, 

skoro jego obecność w weekendy ma ci pomóc przygotować się na cały 

tydzień   ciężkiej   pracy.   W   końcu   chcemy,   żebyś   poszła   do   ołtarza   o 

własnych siłach, prawda?

– Rodzicom się to nie spodoba. 

–   A   może   właśnie   będą   zadowoleni?   Może   martwili   się   o   wasz 

związek?

– Muszę przyznać, że ja też się martwiłam. 

– Na początku pewnie będzie wam trudno. Później wszystko się ułoży. 

Susie uśmiechnęła się. 

– Oby pani miała rację. 

– Sama się przekonasz. 

Kate miała nadzieję, że nie składa obietnic bez pokrycia. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

–   Zdaje   się,   że   pozwoliłaś   Susie   Elmswell   zaprosić   Richarda   na 

weekend? – spytał Dominik podczas lunchu. 

Kate   spojrzała   na   niego   przez   szerokość   stołu.   Czyżby   był 

niezadowolony? Nie mogła popatrzeć mu w oczy, bo pochylał głowę nad 

talerzem z sałatką. 

– Tak. Tęsknią do siebie. Mieszkali razem przed wypadkiem. Sądzę, że 

wspólnie spędzony weekend dobrze im zrobi. 

–   I   masz   rację.   –   Oderwał   kawałek   chleba   i   zaczął   smarować   go 

masłem. – Dobry pomysł. 

– Tobie to nie przeszkadza? Spojrzał na nią ze zdumieniem. 

– Przeszkadza? Dlaczego? Kate wzruszyła ramionami. 

– Nie są małżeństwem. 

– To wyłącznie ich sprawa. 

Odsunął talerz i usiadł wygodniej na wózku. Nie dokończył jedzenia. 

Kate popatrzyła na jego zmęczoną twarz. 

– Powinieneś odpocząć – powiedziała ostrożnie. – Chcesz robić za dużo 

rzeczy naraz. 

– A skąd! – obruszył się. – Czuję się świetnie. 

– Nieprawda. Zresztą, to zalecenie lekarza. Westchną] ciężko. 

– Jest tyle do zrobienia... 

– A ja tu jestem od tego, żeby pomóc. 

– Ale nie zrobisz akupunktury. Poza tym jeszcze ta operacja Pooleya... I 

mnóstwo innych zabiegów, które powinienem wykonać. A ja co? Jestem 

słaby i wszystko mnie boli. To takie denerwujące. 

background image

– Dominik, idź i połóż się natychmiast. Za godzinę przyjdę cię obudzić. 

Popatrzył na nią uważnie. 

– Nie mogę spokojnie spać w moim łóżku. Pachnie twoimi perfumami. 

Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok. 

– To przez kota. Nie chciał się stamtąd ruszyć. 

– Więc spałaś u mnie?

– Tak, ale krótko. Dziś wieczorem zmienię pościel. 

– Nie rób sobie kłopotu. Całkiem mi się to podobało. Chyba jednak 

pójdę odpocząć. 

Odepchnął wózek od stołu i wyprowadził go z jadalni, zatrzymując się 

po drodze, żeby zamienić kilka słów z pacjentami. 

Kate obserwowała go. Zmęczony i osłabiony, a jednak wciąż znajdował 

dla nich czas. Tak samo było ze Stephie – zawsze był gotów jej wysłuchać. 

Tylko dla Kate brakowało mu cierpliwości. 

Dominik   wciąż   za   dużo   pracował.   Wykonywał   zabiegi,   sprawdzał 

rezerwacje, konsultował się z domowymi lekarzami pacjentów, nadzorował 

programy terapii i sam się jej poddawał. 

Jeremy’ego nie było w ośrodku. Jego żonę zatrzymano w szpitalu i 

ponieważ   poród   opóźniał   się,   chciała   go   mieć   w   pobliżu.   Dominik 

oczywiście pozwolił mu wziąć urlop. 

W tej sytuacji to Kate musiała asystować przy operacji wszczepienia 

stymulatora Brianowi Pooleyowi. Dominik przeprowadził ją w czwartek, 

mając do pomocy miejscowego anestezjologa i przełożoną pielęgniarek. 

– Urządzenie wysyłające impulsy elektryczne jest wielkości cienkiego 

pudełka   od   zapałek   –   wyjaśniał.   –   Musimy   zastąpić   podłączone   do 

elektrody przewody tymczasowe stałymi, które będą biegły pod skórą od 

background image

pleców do bioder i brzucha. 

– Wprowadzisz je tak, jak przy operacjach wszczepiania rozrusznika? – 

spytała Kate. 

Dominik skinął głową. 

–   Zrobimy   coś   w   rodzaju   kieszeni   pod   skórą   i   umieścimy   tam 

stymulator. To prosty zabieg, potrwa najwyżej godzinę. 

Rzeczywiście, operacja przebiegła pomyślnie. Wprawdzie Dominik nie 

czuł   się   najlepiej,   ale   wykonał   wszystko   bezbłędnie.   Kate   z   pomocą 

Barbary Jay dokończyła zszywanie. Brian Pooley został odwieziony do 

swojego pokoju, znajdującego się na oddziale intensywnej terapii. 

Kate   ucieszyła   się,   że   jest   już   po   wszystkim.   Po   raz   pierwszy 

asystowała   przy   takim   zabiegu.   Poza   tym   nie   mogła   patrzeć,   z   jakim 

trudem Dominik panował nad własnym bólem. Następnego dnia czuł się 

jeszcze gorzej. Na szczęście do pracy wrócił Jeremy – dumny jak paw i 

roześmiany od ucha do ucha. Jego żona urodziła syna. 

– Wytłumacz Dominikowi, że nie może się tak przemęczać – prosiła 

Kate. 

Jeremy przeprowadził badanie kontrolne. Po godzinie Dominik był już 

w łóżku i spał mocno po zażyciu dawki antybiotyków. 

– Lekka infekcja – wyjaśnił Jeremy. – To wprawdzie nic poważnego, 

ale jak tak dalej pójdzie, nabawi się zapalenia szpiku kostnego. Dałem mu 

penicylinę i kazałem leżeć przez trzy dni. I dużo pić. Może kontynuować 

fizykoterapię i pojechać na krótki spacer, ale niech uważa. Ostrzegłem go, 

że jeśli nie posłucha, to wyląduje z powrotem w szpitalu. 

– I tak nie da się tam zawieźć. Jeremy uśmiechnął się. 

– Może nie mieć wyboru, jeśli zlekceważy infekcję. Jest uparty, ale nie 

głupi. 

background image

Gdy   Kate   wróciła   do   domu,   odebrawszy   Stephie   z   przystanku 

szkolnego autobusu, Dominik już się obudził. 

– Chcę coś robić. Nie mogę tak leżeć. 

– Musisz leżeć – oznajmiła i usiadła na brzegu łóżka. – Może trochę 

poczytasz?

– Nie mam okularów. 

– Przyniosę ci. 

–   Nie   chcę   czytać.   Poza   tym   od   okularów   boli   mnie   nos.   Kate 

westchnęła i pokręciła głową. 

– Więc może pojedziesz na spacer do parku?

– Z kim?

– Samson ci pomoże. 

– Jest zajęty. 

– Ja mogę z tobą pojechać – zaproponowała Stephie. – Poradzę sobie z 

wózkiem, jeśli nie trzeba go pchać pod górę. 

– Jestem bardzo ciężki. 

– Wcale nie. No, zgódź się, będzie fajnie. Ciekawe, jak szybko można 

takim czymś jechać. 

– Nie mam zamiaru się ścigać i wylądować na drzewie, kochanie. 

Stephie zachichotała. 

– Dobrze, żadnych wyścigów. Tylko mały spacer. Chodź, jest piękna 

pogoda,   a   ty   od   wypadku   nie   miałeś   prawie   czasu,   żeby   ze   mną 

porozmawiać. 

Kate wiedziała, że Dominik nie odmówi. 

– Stephie, weź butelkę wody mineralnej i jakieś herbatniki. Będziecie 

mogli zatrzymać się gdzieś w cieniu i odpocząć. Przyjdę po was i zabiorę 

tatę z powrotem. 

background image

– Tylko się przebiorę! Stephie pobiegła na górę. 

– Z czego ona się tak cieszy?

– Zaczęły się wakacje – wyjaśniła Kate. – Co chcesz włożyć?

– Spodenki. Leżą na krześle. I może jakąś inną koszulkę. Pomogła mu 

się przebrać. 

– Pokaż mi przy okazji tę infekcję. 

Na   poziomie   górnej   krawędzi   kości   udowej   skóra   była   mocno 

zaczerwieniona – właśnie w miejscu, gdzie goiło się nacięcie. Jeremy miał 

rację. Zakażenie jest ostatnią rzeczą, jakiej Dominik potrzebuje. 

–   Przydałby  się   okład  z  olejku   z  liści  herbaty   –  powiedział.  –   Czy 

Lindsay jest gdzieś w pobliżu?

– Przed chwilą szła do siłowni robić masaż. Mam ją poprosić, żeby 

później zajrzała do ciebie?

– Gdybyś mogła... Stephie, jesteś gotowa?

– Już idę!

Zbiegła po schodach i wpadła do pokoju. Wyglądała ślicznie – młoda i 

radosna. 

– Jeszcze tylko skoczę po wodę. 

– Energia ją rozpiera. – Kate uśmiechnęła się pobłażliwie. 

–   Jest   taka   śliczna.   Chłopaki   niech   lepiej   uważają,   nie   pozwolę   jej 

skrzywdzić. 

– Stephie to rozsądna dziewczyna. 

– I o wiele za ładna. Przypomina mi ciebie. Nie chcę, żeby trafiła na 

takiego drania jak ja. 

– Dominik, wcale nie byłeś draniem. 

– Twój ojciec tak o mnie myślał. 

– Mylił się. 

background image

– Chyba nie. – Popatrzył jej w oczy. – Potraktowałem cię okropnie. 

Najpierw cię uwiodłem, a potem zaszłaś przeze mnie w ciążę. 

Potrząsnęła głową. 

– To nie było tak. Przecież mnie kochałeś. 

– Nie wiem, może cię tylko pożądałem... Może miłość przyszła później, 

ale to i tak nie wystarczyło. Zawiodłem cię i wcale się nie dziwię, że mnie 

wyrzuciłaś. 

– Ja po prostu zwróciłam ci wolność. 

– Nie chciałem być wolny. Ani wtedy, ani teraz. 

– Och, Dominik... 

Stephie   zatrzasnęła   szafkę   w   kuchni,   zawołała   kota   i   przybiegła   z 

powrotem do sypialni ojca. 

– Gotowy? Dominik skinął głową. 

Więc nie chce być sam... Kate patrzyła, jak Stephie wypycha wózek do 

ogrodu,   a   potem   wprowadza   na   ścieżkę.   Włóczykij   plątał   jej   się   pod 

nogami. 

Kate   zrozumiała   nagle,   jak   wiele   znaczą   dla   niej   córka   i   Dominik. 

Tylko czy uda im się wspólne życie? Przez ostatnie kilka dni dowiedziała 

się   wielu   nowych   rzeczy   o   swoim   byłym   mężu.   Stał   się   całkowicie 

oddanym pracy, sumiennym i doskonale zorganizowanym człowiekiem. 

Bywał   jednak   nieznośny,   uparty   i   bardzo   wymagający.   Dzięki   temu 

zresztą   jego   ośrodek   tak   dobrze   funkcjonuje...   Dominik   nadzorował   tu 

wszystko – nawet myszka nie ośmieliłaby się przemknąć po ogrodzie bez 

jego wiedzy. Jeśli jednak nie zwolni tempa, jego stan szybko się pogorszy. 

Kate wiedziała, że będzie się oszczędzał tylko przez kilka dni, dopóki 

nie zniknie infekcja. Później nic go nie powstrzyma przed nadrabianiem 

zaległości   w   pracy.   Zapomni   o   wypadku,   po   którym   doznał   przecież 

background image

lekkiego wstrząsu mózgu, i o złamanej nodze. 

Zwykle   pracował   od   szóstej   rano   do   dziewiątej   wieczorem.  A  co   z 

życiem rodzinnym? Nie starczy na nie czasu, chyba że pracowaliby razem. 

Ale czy on się na to zgodzi? Czy Heywood Hall to właściwe miejsce dla 

niej? I czy zdoła przyzwyczaić się do faktu, że to Dominik jest tu szefem? 

Dotychczasowa praca zawodowa dawała Kate sporo swobody. Jeśli jednak 

nie będzie pracować z Dominikiem, nie będzie go również widywać. To 

właśnie stało się już raz przyczyną ich rozstania. 

Westchnęła i zamknęła drzwi do ogrodu, po czym wróciła do ośrodka. 

W siłowni znalazła Lindsay i poprosiła o okłady dla Dominika. Później 

przeszła do gabinetu, gdzie czekało ją trochę papierkowej roboty. Chciała 

być sama, żeby móc się skoncentrować. 

Jej   uwagę   znów   przyciągnęło   ich   ślubne   zdjęcie,   stojące   na   biurku. 

Przyjrzała mu się uważnie. Wyglądała kwitnąco w pierwszych miesiącach 

ciąży, a Dominik patrzył na nią dumny, szczęśliwy i bardzo zakochany. 

A teraz winił siebie za poczęcie Stephie. Czy rzeczywiście było w tym 

coś złego? Dziecko dało im przecież tyle szczęścia... 

Odstawiła fotografię i wstała zza biurka. Nie była w stanie się skupić. 

Postanowiła   poszukać   Stephie   i   Dominika,   żeby   sprawdzić,   jak 

dziewczynka sobie daje radę z wózkiem. Chociaż z drugiej strony może 

powinna ich zostawić samych?

Zamyślona i niespokojna, zabrała z domu kostium kąpielowy i poszła 

do siłowni. Zastała tam Johna Whitelawa, ćwiczącego pod okiem Jasona. 

Podeszła do nich. 

– Cześć, co słychać?

– Angela to nic w porównaniu z Jasonem – burknął John. 

Jason   roześmiał   się.   Przypominał   jej   trochę   młodego   Dominika   – 

background image

dobrze   zbudowany,   opalony,   z   wesołymi   niebieskimi   oczami.   Kate 

odwzajemniła jego uśmiech. 

– Jak to, więc torturujesz pacjentów?

– Zawsze tak robię. Tego akurat to nie bawi. 

– Czy rzeczywiście jest aż tak źle?

– Gorzej niż źle – odparł John. – To koniec na dzisiaj? 

Jason skinął głową. 

– Może weźmie pan gorącą kąpiel w basenie? Zaraz się tym zajmę. 

– Nie róbcie sobie kłopotu, jestem zbyt zmęczony. 

Nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie. Kate zauważyła, że John nie lubił 

być zależny od innych. Nawet od personelu ośrodka. 

– A jak twoje pływanie? – spytała. – Jesteś już gotowy do wyścigu?

– Oczywiście. Może jutro?

– Świetnie. Twoja żona przyjeżdża na weekend? John wyraźnie starał 

się ukryć zmieszanie. 

– Pewnie wpadnie na chwilę. 

– Wiesz, że może zostać dłużej? Zacisnął usta. 

– Tak. Więc o której ten wyścig? O piątej?

Kate   skinęła   głową,   starając   się   nie   okazać   współczucia.   Mógłby 

pomyśleć, że się nad nim lituje. 

– W porządku. 

– Kate, niech pani lepiej przedtem trochę potrenuje – wtrącił Jason. – 

Pan Whitelaw ćwiczył bardzo intensywnie. 

– Pewnie będzie szybszy o parę długości. 

– Postaram się – obiecał John. 

– Ja też. W końcu o to przecież chodzi. Uśmiechnęli się do siebie, po 

czym Jason zabrał pacjenta, a Kate poszła się przebrać. 

background image

Pływała   pół   godziny,   starając   się   zapomnieć   o   kłopotach,   po   czym 

wróciła   z   powrotem   do   domu.   Idąc   przez   trawnik,   usłyszała   rozmowę 

Stephie i Dominika. Siedzieli na kocu pod drzewem. 

–   Chciałabym,   żebyście   znów   byli   razem   –   mówiła   Stephie.   – 

Mogłabym   spędzać   z  tobą   więcej   czasu...   I  mama   też.  Ona  jest  chyba 

bardzo samotna. 

– Tak samo jak ja. Ale to, że oboje jesteśmy samotni, wcale nie znaczy, 

że uda nam się być razem. Już raz się nie powiodło. 

– Trzeba znów spróbować. Dominik milczał przez chwilę. 

– Może mama wcale nie chce... 

– A ty?

Znów zapadła cisza. Zerwał źdźbło trawy i zaczął się nim bawić. 

– Sam nie wiem. 

– Ale przecież ją kochasz. 

– A jak ty myślisz?

– Że tak. I ona ciebie też. Oboje jesteście tylko zbyt uparci, żeby się do 

tego przyznać. 

Dominik roześmiał się i położył na trawie, opierając głowę na łokciu. 

– Bawisz się w psychologa?

– Przecież dobrze was znam. 

– A może po prostu pragniesz happy endu. 

– Co w tym złego? Dominik westchnął. 

– Nic. Ale to mało prawdopodobne. 

Odwrócił   głowę   i   napotkał   wzrok   Kate.   Zmusiła   się   do   uśmiechu   i 

podeszła do nich. 

– No jak? Dobrze się bawicie?

– Tata waży chyba z tonę – poskarżyła się Stephie. – Nie mogłam już 

background image

dalej go pchać, więc wróciliśmy tutaj. Zastanawialiśmy się, gdzie jesteś. 

– Byłam na basenie. – Kate usiadła przy córce. – Jedliście już kolację?

–   Czekaliśmy   na   ciebie,   ale   możemy   już   iść   do   jadalni.   Dominik 

skrzywił się wymownie. 

– Ja wolę zostać tutaj. Noga okropnie mnie boli. Kate, rozmawiałaś z 

Lindsay?

– Tak. Przygotowała kompresy, są w jej pokoju. Przynieść?

– Ja przyniosę. – Stephie zerwała się na nogi. – Będę z powrotem za 

sekundę. 

– Czy Jason jest w siłowni? – spytał Dominik, patrząc za biegnącą 

przez trawnik córką. 

– Tak, czemu pytasz?

– On jej się podoba. 

– A skąd. Jest dużo starszy. 

–   Ma   dziewiętnaście   lat,   a   Stephie   w   przyszłym   miesiącu   skończy 

piętnaście. 

Kate popatrzyła na niego uważnie. 

– Dominik, ty chyba żartujesz. 

– Wcale nie. Nie wiem tylko, czy Jason ją w ogóle zauważa. Jeśli nie, 

to chyba jest ślepy. 

– O Boże, więc już się zaczyna... 

Dominik uśmiechnął się, kładąc się na brzuchu. 

– Jaka matka, taka córka. Owieczka rzucona na pastwę wilków. 

– Daj spokój, nie byłam żadną owieczką. 

– Czyżby? Zaciągnąłem cię do łóżka już po trzech tygodniach. 

– Ale w ciągu tych trzech tygodni byliśmy bez przerwy razem. 

– I ja umierałem z niecierpliwości. 

background image

– Ja też. Nie byłam wprawdzie pewna, na co tak czekam, ale chciałam 

się dowiedzieć jak najszybciej. 

Jego niebieskie oczy błyszczały. 

– Historia lubi się powtarzać. 

– Nie, Dominik. Jeszcze nie teraz. Upewnijmy się najpierw, czy na 

pewno tego chcemy. 

– No dobrze. 

– A teraz przyniosę ci z kuchni coś do jedzenia. Masz jakieś specjalne 

życzenia?

–   Nie.   Byle   nie   ostrygi   –   odparł   znacząco.   –   I   tak   mam   już   dość 

kłopotów z libido. 

– Pamiętam, jak kiedyś zjadłeś dwanaście, ale zadziałało tylko sześć – 

powiedziała Kate z sarkazmem w głosie. 

Chwycił ją za kostkę i zaczął powoli głaskać ciepłą skórę. 

– To była twoja wina. A raczej twojego braku kondycji. 

– Ale teraz i tak wszystko się zmieniło – odparła szybko. 

– Jesteśmy starsi. Zabrakłoby kondycji nam obojgu. 

– Za to mamy więcej doświadczenia i samodyscypliny. Ciekawe, czy 

byłoby zupełnie inaczej?

– Chcesz zrobić eksperyment? Nic z tego. – Odsunęła się. 

– Idę po kolację, a ty myśl o zimnym prysznicu i okładach z pokrzyw. 

– Złośnica. 

Odeszła w stronę głównego budynku, wciąż lekko się uśmiechając. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia przy stajniach, w których Stephie spędzała większość 

czasu, miał się odbyć pokaz jazdy konnej. 

– Moglibyście z tatą przyjechać i obejrzeć – zaproponowała Stephie 

jedzącej śniadanie matce. – Wózek zmieści się w samochodzie. 

– Tylko że potem trzeba będzie go pchać po piasku. 

– Wcale nie! Mamo, na pewno wam się spodoba. Proszę, przyjedźcie. 

– Może wpadniemy w porze lunchu. 

– Fajnie. To czekam!

Stephie zerwała się od stołu, wstawiła talerz do zlewu i już jej nie było. 

Chwilę później do kuchni wjechał Dominik. 

– Wszystko w porządku?

–   Niezupełnie.   Stephie   chce,   żebym   cię   zawiozła   na   pokaz   jazdy 

konnej. 

– Do diabła, zupełnie o tym zapomniałem – jęknął. – Obiecałem Julie-

Anne, że w razie czego ośrodek zapewni opiekę medyczną. 

– Załatwię to. Ale chyba nic się nie powinno stać?

–   Nigdy   nie   wiadomo.   Mieliśmy   już   całkiem   sporo   pacjentów   z 

porażeniem nóg po upadku z konia. 

– A mimo to pozwalasz jeździć Stephie. 

–   Z   nią   jest   inaczej.   Nie   ma   własnego   konia   i   nie   pociąga   ją   ani 

szybkość,   ani   niebezpieczne   skoki.  W  przeciwieństwie   do   Kirsty,   która 

zaczęła jeździć prawie wyczynowo. Cieszę się, że nie jest moją córką. 

– Ja też. To co, jedziemy tam jako pierwsza pomoc czy zostajemy w 

domu pod telefonem?

background image

– Ta druga możliwość jest bardzo kusząca. I tak będą tam mieli kogoś z 

Czerwonego Krzyża. 

Kate kiwnęła głową. Czekała ją zaległa papierkowa robota. Poza tym 

wolała,  żeby  Dominik  trochę  odpoczął,  zwłaszcza  że  na  weekend  miał 

zaplanowaną jedynie akupunkturę Karen Lloyd i Susie Elmsweli. Chociaż 

Susie będzie pewnie miała coś lepszego do roboty... 

Richard przyjechał poprzedniego wieczoru. Zniknęli oboje w pokoju 

Susie i od tej pory nikt ich nie widział. Kate ucieszył taki obrót sprawy. 

Terapia   Susie   była   bardzo   męcząca   i   należało   się   dziewczynie   trochę 

relaksu. 

Kiedy Kate przeglądała dokumenty, Dominik przespał się chwilę, po 

czym pojechał na zabieg Karen Lloyd. Kuracja, którą zastosowali, zaczęła 

przynosić   efekty   –   mięśnie   pleców   rozluźniały   się   powoli.   Osłabiło   to 

jednak   ochronę   bardzo   wrażliwego   karku,   który   należało   teraz 

zabezpieczyć kołnierzem. 

Po   zabiegu   Dominik   zjawił   się   w   gabinecie.   Usadowiwszy   się   na 

kozetce   poczekał,   aż   Kate   skończy   pracę,   po   czym   zaczął   rozmowę   o 

kuracji Karen. 

–   Zdaje   się,   że   miałeś   odpoczywać   –   przypomniała   mu.   Dominik 

uśmiechnął się przekornie. 

– To co z tym pokazem?

– Chyba powinniśmy go zobaczyć. Jazda samochodem nie będzie dla 

ciebie zbyt męcząca?

– Mam nadzieję, że nie. Nie możemy przecież brać karetki. 

– No to chodźmy. 

Przebrała  się  w   dżinsy,  zabrała  Dominika  do  samochodu   i  pomogła 

usadowić się w środku. Wózek zmieścił się z tyłu. 

background image

– Modele kombi to dobry pomysł. 

– Ja byłem do niedawna całkiem zadowolony z modeli sportowych. 

– Biedactwo. 

– Nigdy nie podobał ci się mój samochód, prawda? Potrząsnęła głową. 

– Szczerze mówiąc, nie. Nie wiem, co ty w nim widziałeś. 

– To był klasyczny model. 

– W takim razie dostaniesz sporo forsy z ubezpieczenia. Radziłabym 

wtedy kupić coś porządniejszego. Z poduszką powietrzną. 

Jęknął, usiłując zmienić nieco pozycję. 

– Albo lepiej coś większego, gdzie jest miejsce na nogi. 

–   Nie   wszyscy   mają   ponad   metr   osiemdziesiąt   –   przypomniała 

łagodnie. – Możesz odsunąć siedzenie. 

– Już to zrobiłem. Popatrzyła na jego długie nogi. 

– Więc jesteś po prostu za duży. 

Dominik   nie   podjął   tematu,   zauważywszy   Richarda   i   Susie,   którzy 

wybierali się na spacer. Pomachał im przyjaźnie ręką. 

– Zatrzymaj się na chwilę, chcę z nimi porozmawiać. Otworzył okno. 

– Cześć. Wszystko w porządku?

Uśmiechnęli się oboje, a Susie zaczerwieniła się lekko. 

– W jak najlepszym. 

– Będziesz dziś potrzebowała akupunktury? Jedziemy teraz na pokaz 

jazdy konnej, ale niedługo wrócimy, więc jeśli chcesz mieć zabieg, zostaw 

mi wiadomość w recepcji. 

– Dobrze. Dziękuję bardzo. 

Odjeżdżając, Kate zerknęła w lusterko wsteczne. 

– Wyglądają na szczęśliwych. 

W odpowiedzi Dominik burknął coś niewyraźnie. Spojrzała na niego. 

background image

– Słucham?

– Och, nic takiego. Może po prostu jestem zazdrosny. 

– O Susie?

– O nich oboje. Zazdroszczę im wspólnego weekendu. 

– Czyżbyś znów zjadł za dużo ostryg?

– Kate, ja mówię poważnie – westchnął. – Chodzi o to, żeby mieć 

kogoś, z kim można porozmawiać o problemach i trudnościach... Wcale 

nie tak łatwo być tu szefem, a ja nie mam z kim omówić dręczących mnie 

wątpliwości. Czuję się przez to trochę odizolowany. 

– Możesz rozmawiać ze mną. 

– Naprawdę? A czy ciebie nie nudzą sprawy związane z ośrodkiem i 

pacjentami?

– Oczywiście, że nie. – Zaparkowała samochód niedaleko parkuru i 

wyłączyła   silnik.   –   Postępy   twoich   pacjentów   bardzo   mnie   obchodzą. 

Minął zaledwie tydzień, a ja już zaangażowałam się w  ich leczenie. A 

propos, jak się czuje Brian Pooley? Zdaje się, że badałeś go rano. 

– Nieźle. Stymulator robi swoje. Brian prawie nie czuje już bólu, a rana 

pooperacyjna goi się znakomicie. 

–   Cieszę   się.   Jeśli   jeszcze   rozwiążemy   kłopoty   małżeńskie   Johna 

Whitelawa, wszystko będzie w porządku. 

– To nie takie proste. Martin w ogóle nie może się dogadać z tą żoną. 

Prawdopodobnie pierwszy raz w historii nie uda mu się terapia. 

Kate posmutniała. John był taki miły i tak bardzo się starał. Gdyby nie 

dręczące ją poczucie winy, być może Andrea przystosowałaby się do nowej 

sytuacji. Tymczasem Johna czekała ciężka praca i potrzebował wsparcia 

żony.   Jeśli   nie   będzie   miał   perspektyw,   nie   uda   się   go   nakłonić   do 

żmudnych ćwiczeń z protezami. 

background image

Kate   wyjęła   wózek   z   bagażnika.   Dominik   usadowił   się   na   nim   i 

wyruszyli na poszukiwanie Stephie. Znaleźli ją przy ogrodzeniu parkuru. 

– Zaraz będzie skakać Kirsty na Szarlatanie. Jazda jest na czas, i na 

razie   każdy   strącił   jakąś   poprzeczkę.   Kirsty   jest   ostatnia,   więc   jeśli 

pojedzie bezbłędnie, to wygra. 

Na   parkur   wbiegł   piękny,   kary   koń,   witany   brawami   przez 

miejscowych. Stephie aż podskakiwała z podniecenia. Kate również była 

ciekawa, kto wygra. Przeszkody wyglądały na bardzo wysokie. 

– Stephie, mam nadzieję, że ty nie próbujesz przez nie skakać?

– Pewnie, że nie. To dla mnie za trudne. 

Szarlatan   pojechał   bezbłędnie   i   został   nagrodzony   owacjami   przez 

publiczność. Kirsty otrzymała nagrodę i właśnie gorąco ją oklaskiwano, 

gdy   nagle   koń   przestraszył   się   huku   przebitego   balonu.   Stanął   dęba, 

zrzucając dziewczynkę, która ciężko upadła na ziemię. 

– O Boże!

Kate prześliznęła się pod liną ogrodzenia i podbiegła do leżącej bez 

ruchu   Kirsty   jednocześnie   z   pielęgniarkami   z   Czerwonego   Krzyża. 

Obejrzała ją szybko. Na szczęście oddech dziewczynki był wyrównany. 

– Kirsty, słyszysz mnie? Dziewczynka zamrugała powiekami. 

– Moja ręka – jęknęła. – Głupi koń. Czy ktoś go złapał?

– Tak. Nic ci się nie stało? – spytał jakiś głos zza pleców Kate. 

– Nie wiem, mamo. Strasznie mnie boli nadgarstek. 

– I nic więcej? – spytała Kate. 

– Nie specjalnie. Co to był za hałas?

Usiadła z trudem, a zgromadzeni dookoła widzowie odetchnęli z ulgą. 

– Możesz stanąć? Musimy prześwietlić twoją rękę. Czy ktoś zajmie się 

koniem, kiedy zabierzemy cię do ośrodka?

background image

– Julie-Anne się nim zaopiekuje. – Matka Kirsty popatrzyła na Kate. – 

Czy Stephie to pani córka?

– Tak. Chcę zabrać Kirsty do ośrodka mojego byłego męża. On sam 

pewnie   umiera   z   niecierpliwości.   Nie   może   do   nas   podejść,   bo   miał 

wypadek i porusza się na wózku. 

Kate podprowadziła Kirsty do Dominika i wyjaśniła całą sytuację. 

– Możemy zrobić rentgen w ośrodku?

– Oczywiście. Przykro mi z powodu upadku, ale pojechałaś wspaniale. 

Dziewczyna uśmiechnęła się. 

– Dziękuję. Nie mam pojęcia, jak mogłam tak zlecieć? Podbiegła do 

nich niska, zaniepokojona kobieta o ciemnych włosach. 

– Wszystko w porządku?

– Mniej więcej. Gdzie Szarlatan?

– W boksie. Nie martw się, Sarah i Hannah się nim zajmują. Jedziesz 

teraz do szpitala?

–   Zabierzemy   ją   na   rentgen   do   ośrodka,   Julie-Anne   –   wyjaśnił 

Dominik. 

Kobieta kiwnęła głową. 

– Rozumiem. A tak przy okazji, Kirsty, spisałaś się świetnie i zasłużyłaś 

na nagrodę. 

– Dzięki. 

Głos dziewczynki zaczął lekko drżeć. Najwyraźniej szok pourazowy 

dawał o sobie znać. 

Kate   usadowiła   ją   na   tylnym   siedzeniu   samochodu.   Dominik   zajął 

miejsce z przodu i ruszyli do ośrodka. Tuż za nimi jechał samochód matki 

Kirsty. 

Dominik zrobił zdjęcia rentgenowskie, a Kate pomogła je wywołać. 

background image

Przyjrzeli się im wspólnie. 

– To nic poważnego. Siniak, ewentualnie skręcenie. Miała szczęście. 

Kirsty wyglądała coraz lepiej – szok mijał. 

– Zabandażuję ci nadgarstek – wyjaśniła Kate. – Rób zimne okłady co 

godzinę i pilnuj, żeby opatrunek przylegał ściśle do ręki. Trzymaj ją na 

temblaku. 

Matka dziewczynki zwróciła się do Dominika:

– Ile jestem winna za zabieg? Machnął ręką. 

– Nic. Zresztą, wypadek zdarzył się na terenie ośrodka. 

– Ale... 

– Żadne „ale”. Kirsty jest koleżanką Stephie. Podziękowała im więc 

serdecznie   za   pomoc   i   wszyscy   czworo   wyszli   do   holu,   gdzie   czekała 

wysoka blondynka w stroju do konnej jazdy. 

– I co?

– Cześć, Debbie. W porządku. 

– Żadnego złamania? A już miałam wysyłać ci kartkę z życzeniami 

szybkiego powrotu do zdrowia!

Kirsty uśmiechnęła się. 

– I tak możesz wysłać. 

– Nie ma mowy. Przez ciebie przegapiłam moją lekcję jazdy. Jeśli ręka 

nie jest złamana, nie zasługujesz na kartkę. – Debbie uściskała przyjaciółkę 

ostrożnie. – Cieszę się, że nic ci się nie stało. Pojechałaś dziś wspaniale. 

– Dzięki. Czy ktoś wziął moją nagrodę?

– Ja. 

– Więc nie masz gipsu? – wtrącił nagle młodszy brat Kirsty, który nagle 

pojawił się w holu. – Chciałem ci się podpisać!

– Trudno. Za to wygrałam konkurs debiutantów! Kirsty pokazała bratu 

background image

język. Najwyraźniej zapomniała już o wypadku. 

Kate westchnęła ciężko. Czy nic nie ostudzi zapału nastolatków?

Cala grupa wraz z Stephie ruszyła z powrotem w kierunku stajni. Kate i 

Dominik zostali sami. 

– Dzięki Bogu, że Stephie tylko kibicuje tym wyczynom. 

– Też tak uważam. Trzeba kupić jej rower, to dużo bezpieczniejsze. 

Masz ochotę na piwo? Moglibyśmy posiedzieć sobie na kocu w ogrodzie. 

– Tylko przypomnij mi przed piątą, że muszę iść na basen. Umówiłam 

się na mały wyścig z Johnem Whitelawem. 

– Masz zamiar dać mu wygrać?

– Nie muszę, on świetnie pływa. Jest przy tym bardzo silny. Na pewno 

nie będzie miał kłopotów z ćwiczeniem mięśni górnych części ciała. 

– A więc poniesiesz sromotną klęskę. 

–   Pewnie   tak.   Chcesz   popatrzeć?   Zawahał   się,   po   czym   potrząsnął 

głową. 

– Pozwolę ci przeżywać porażkę w samotności. 

– Dzięki za słowa otuchy. 

– John też pewnie żadnych nie usłyszy. 

– Masz rację. To takie niesprawiedliwe... 

– Trudno, Kate – powiedział miękko. – Robimy dla niego, co możemy. 

Uśmiechnęli się do siebie. 

John Whitelaw z łatwością wygrał wyścig. 

– To niesamowite! Przyznaj się, jak długo ćwiczyłeś?

– Z tego, co widać, wystarczająco długo. Mówiłem ci, że kiedyś byłem 

w tym dobry. 

Zmarszczyła brwi. 

– Jak dobry?

background image

John udał zakłopotanie. 

– Jako junior pływałem w reprezentacji narodowej. 

– Mogłam się domyślić... Spoważniał, kładąc jej rękę na ramieniu. 

– Kate, dziękuję za uświadomienie mi, że coś jeszcze potrafię. 

– Potrafisz bardzo dużo. 

– Na przykład co?

–   Wszystko,   przy   czym   nie   trzeba   biegać.   Jak   sobie   radzisz   na 

ćwiczeniach w chodzeniu?

Usadowił   się   na   podnośniku,   podjechał   na   brzeg   basenu   i   zręcznie 

przeniósł się na wózek. Kate wyszła z wody i wytarła twarz ręcznikiem, 

czekając na odpowiedź. 

–   Powoli   robię   postępy   –   przyznał   wreszcie   –   ale   bardzo   powoli. 

Głównie dlatego, że muszę ćwiczyć z dwiema protezami naraz. Nawet ich 

zakładanie   i  zdejmowanie  to  koszmar.  Z  tą  poniżej  kolana  radzę  sobie 

nieźle,  ale  drugą   zakładają  Angela   i   Eddie.  To   trochę  upokarzające...   I 

jeszcze te ciągłe upadki. 

– Będzie coraz lepiej. 

– Przydałby mi się ktoś do pocieszania. Żeby trzymał za mnie kciuki, 

jak Richard Price za Susie. 

– Wszyscy trzymamy za ciebie kciuki. Uśmiechnął się smutno. 

– Wiem, Kate. I nie myśl, że jestem niewdzięczny, ale to nie to samo. 

Brakuje mi Andrei. – Spuścił wzrok, lecz Kate zdążyła dostrzec łzy w jego 

oczach. – Widziałaś Susie z Richardem? Wyglądają, jakby spędzali miesiąc 

miodowy.  Andrea   też   mogłaby   być   tu   ze   mną,   pomóc   mi   walczyć   ze 

stresem i pogodzić się ze skutkami wypadku. Ale nie chce. Nie wiem, czy 

to poczucie winy, czy może odraza. Moje nogi rzeczywiście nie wyglądają 

zbyt pięknie. 

background image

Kate pokręciła głową. 

–  Wciąż   jesteś   atrakcyjnym  mężczyzną.  Czy  Andrea   widziała   twoje 

nogi po amputacji?

– Nie. Zresztą, nie chciałem ich pokazać. Nie byłem pewien jej reakcji. 

– Wiec może ona po prostu boi się tego, co zobaczy?

– Bardzo możliwe – przyznał z westchnieniem. 

– Chcesz, żebym z nią porozmawiała? Wiem, że Martin już próbował, 

ale on jest psychologiem i może właśnie dlatego nie wyszło. 

– Chyba masz rację. Andrea jest skryta. Zwykle udawało mi się do niej 

dotrzeć, ale nie tym razem. 

– Może boisz się tego, co możesz od niej usłyszeć? Skinął głową. 

– Więc z nią porozmawiam. Kiedy przyjeżdża?

– Chyba jutro. 

– Poproś wtedy w recepcji, żeby mnie poszukali. A teraz muszę już iść 

dać córce obiad i upewnić się, czy Dominik odpoczywa jak należy. 

John popatrzył na nią uważnie. 

– Mogę cię jeszcze o coś zapytać? Jesteście z Dominikiem w separacji?

– Nie, jesteśmy po rozwodzie. Przyjechałam tu po wypadku, żeby mu 

trochę pomóc. 

– Więc nie pracujesz tu stale?

– Nie. 

– To musi być dla ciebie trudne. 

–   Wcale   nie   –   odparła   po   namyśle.   –   Ta   praca   daje   mi   więcej 

satysfakcji, niż myślałam. Teraz już wiem, dlaczego Dominik poświęca 

ośrodkowi cały swój czas. 

– Wszyscy go podziwiają. 

– Powtórzę mu to, na pewno się ucieszy. A na razie do zobaczenia jutro. 

background image

Może zorganizujemy następny wyścig? Tym razem będziesz mógł używać 

tylko jednej ręki!

John roześmiał się, machając jej na pożegnanie. 

Przebierając się, Kate myślała o tym, co John powiedział o Dominiku. 

Więc wszyscy  go  podziwiają...  No  tak. Sama jest  pod  wrażeniem jego 

osiągnięć. 

Czy   będą   dalej   pracować   i   zamieszkają   razem?   Może   pobiorą   się 

ponownie   i   będą   mieli   jeszcze   jedno   dziecko?   W   końcu   ma   dopiero 

trzydzieści   pięć   lat.  A  jeśli   tak,   to   czy   Dominik   zgodzi   się,   by   dalej 

pracowała zawodowo? Mogliby zatrudnić opiekunkę do dziecka. Chociaż 

przez nadmiar zajęć właściwie przegapiła dzieciństwo Stephie... 

Tak   czy   owak,   chciała   dalej   pracować   w   ośrodku   i   pomagać 

Dominikowi. Sam mówił, że potrzebny mu ktoś, z kim mógłby dzielić się 

problemami. 

Najwyższy czas, żeby o tym poważnie porozmawiać. Najlepiej od razu, 

póki Stephie jest jeszcze zajęta w stajniach. 

Kiedy   wróciła   do   domu,   Dominik   spał,   wyciągnięty   na   kocu   w 

ogrodzie.  Usiadła  obok.  O  mały  włos  nie  straciła   go  w   tym  wypadku. 

Gdyby   doszło   do   zmiażdżenia   klatki   piersiowej   lub   pęknięcia   aorty... 

Lepiej o tym nie myśleć. Patrząc na niego uświadomiła sobie, jak bardzo 

go kocha. Lecz czy uda im się znowu być razem?

Pomyślała też o Johnie Whitelawie. Na pewno nigdy nie przypuszczał, 

że straci obie nogi. Musi przekonać Andreę, żeby z nim porozmawiała 

Musi pomóc jej przełamać opory... 

Uśmiechnęła się do siebie. Chce być ekspertem od porad małżeńskich, 

a   przecież   jej   własny   związek   rozpadł   się   przez   brak   wzajemnego 

zrozumienia. Lekarzu, ulecz się sam. 

background image

Gdyby tylko nie było to takie trudne... 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Andrea Whitelaw nie została na weekend – wpadła tylko na krótko, 

zostawiła Johnowi czyste ubrania i natychmiast wyjechała. Kate nie miała 

okazji z nią porozmawiać. 

John   kontynuował   więc   fizykoterapię   bez   jej   wsparcia.   Cały   zespół 

ośrodka próbował dodać mu otuchy i zachęcić do wysiłku. Już w drugim 

tygodniu pobytu zaczął chodzić, wprawdzie chwiejnie i niepewnie, ale już 

nie   musiał   trzymać   się   poręczy.   Susie   również   robiła   postępy,   a 

akupunktura robiona przez Dominika pomagała zmniejszyć ból w nogach. 

Kate przyglądała się ćwiczeniom Johna, gdy Susie wjechała do sali. 

Obie były świadkiem jego pierwszych kroków. 

– Znakomicie! To trzeba uczcić. Może zrobimy przyjęcie? Czy to jest 

możliwe?

Kate uśmiechnęła się do niej. 

– Dlaczego nie? Świetny pomysł. 

– Możecie urządzić je w klubie. Wielu naszych pacjentów tak robiło – 

wtrąciła Angela. 

–   Więc   może   jutro   wieczorem?   –   zaproponowała   Susie.   –  Andrea 

przyjedzie?

Twarz Johna sposępniała. 

– Nie wiem. Wątpię, czy zechce. 

– Zaproś ją na weekend. 

Kate zauważyła, że poczuł się bardzo niezręcznie. Susie też musiała się 

zorientować, bo podjechała do niego na wózku i wzięła za rękę. 

– Spróbuj, John. Kiedyś musisz. Co zrobisz, kiedy trzeba będzie wracać 

background image

do domu? Ja też się bałam weekendu z Richardem, ale było wspaniale. 

John nie podnosił wzroku. 

– Ona nie przyjedzie. 

– Poproś ją o to. 

– Może poproszę... 

– Obiecujesz?

–   No   dobrze,   ale   i   tak   wątpię,   czy   się   zgodzi.   Andrea   jednak 

przyjechała. 

–   Chcę   z   nią   porozmawiać   –   powiedziała   Kate,   gdy   oboje   z 

Dominikiem zauważyli jej samochód. 

– Ale bądź ostrożna. 

– Nie martw się. Poradzisz sobie sam z tymi kulami?

– Sądzę, że tak – odparł sucho. 

Andrea wyglądała na zdenerwowaną. Kate podeszła do niej, wyciągając 

rękę. 

– Cześć. Nazywam się Kate Heywood i pracuję w ośrodku. Pani jest 

żoną Johna, prawda?

– Tak. 

Andrea   niechętnie   uścisnęła   wyciągniętą   dłoń.   Kate   czuła,   że   jest 

spięta. 

– John na pewno się ucieszy z pani przyjazdu. Mogę mówić pani po 

imieniu?

Skinęła głową. 

– Radzi sobie świetnie z ćwiczeniami – mówiła dalej Kate – ale pracuje 

bardzo ciężko i potrzebuje kontaktu z bliskimi. Twój przyjazd wiele dla 

niego znaczy. 

Andrea najwyraźniej czuła się niezręcznie. Kate zerwała liść bluszczu 

background image

pnącego   się   po   ścianie   budynku   i   nieświadomie   zaczęła   go   miąć. 

Zazwyczaj nie lubiła mówić o sprawach osobistych, ale teraz czuła, że 

powinna. 

– Wiesz, czasami to dziwne, jak los z nami się bawi – rzekła jak gdyby 

od   niechcenia.   –   Na   przykład   ja   i   mój   mąż   kilkanaście   lat   temu 

zdecydowaliśmy się na rozwód, ponieważ nie potrafiliśmy się dogadać. Ja 

byłam przekonana, że on chce odejść, a on tymczasem chciał zapewnienia, 

że jest mi potrzebny, że ma zostać. Powiedziałam mu, że decyzja zależy 

wyłącznie od niego, no więc odszedł. To był największy błąd w moim 

życiu.   A   wszystko   przez   to,   że   nie   umieliśmy   wyrazić   naszych 

prawdziwych uczuć. 

Kate popatrzyła w zadumie na Andreę i dodała:

– Nie chcę, żebyś zrobiła to samo. Jesteś potrzebna Johnowi. On tylko 

boi się o tym mówić, żeby nie wywierać na ciebie presji. 

Andrea odwróciła wzrok. Miała łzy w oczach. 

– Do niczego nie jestem mu potrzebna. Przecież to moja wina, że trafił 

do tego ośrodka. 

– Nie o to chodzi... 

– Właśnie o to!

– Nie. Nieważne, dlaczego tu jest. Ważne, że cię potrzebuje. Czujesz się 

winna za to, co się stało, tak? I co? I z tego powodu chcesz zostawić go 

samego akurat teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje? Chcesz, żeby się do 

końca załamał?

Andrea zacisnęła palce. 

– Nie potrafię mu pomóc! Nie wiem, co mam mówić! Nie mam pojęcia, 

co mam robić. Rozpłaczę się albo zrobię coś równie głupiego... To bez 

sensu. 

background image

–   Nieważne.   Prawdę   powiedziawszy,   płacz   dobrze   by   zrobił   wam 

obojgu. John może jeszcze wiele ci dać, ale czuje się porzucony. To tak, 

jakby ktoś usunął go na margines życia. Musisz sprawić, żeby znów poczuł 

się kochany i akceptowany. Inaczej nigdy nie wyleczymy go z depresji. 

Andrea w końcu popatrzyła Kate prosto w oczy. 

– A jeśli sobie nie poradzę? Jeśli zrobi mi się niedobrze na widok jego 

nóg? Czy to mu pomoże?

– Nie zrobi ci się niedobrze, bo wcale tak źle nie wyglądają. Nasze 

wyobrażenia są zazwyczaj gorsze niż rzeczywistość. 

Andrea przyłożyła dłonie do skroni. 

– Boję się – powiedziała cicho. 

– John też. – Kate zebrała się na odwagę. – Andrea, czy możesz zostać 

z nim na noc?

– Teraz? Dziś?

Otworzyła szeroko oczy i patrzyła na Kate, jakby nie rozumiejąc. 

– Tak. Moglibyście spokojnie sobie wszystko wyjaśnić. Nikt wam nie 

będzie przeszkadzał. 

– Pomyślę o tym. 

Kate objęła ją i uścisnęła serdecznie. 

– A teraz chodźmy na przyjęcie. 

John   siedział   przy   barze   na   wysokim   stołku.   Pomachał   im   ręką   na 

powitanie.   Podwinięte   rękawy   koszuli   odsłaniały   opalone,   mocne   ręce. 

Wyglądał doskonale w ciemnych spodniach. Trudno się było zorientować, 

że nosi protezy. 

Andrea odetchnęła głęboko. 

– Wygląda zupełnie normalnie – szepnęła. 

– On jest zupełnie normalny. Przeszedł tylko operację, to wszystko. 

background image

Andrea uśmiechnęła się nerwowo i podeszła do męża. 

– Cześć, John – powiedziała nieśmiało. 

Kate zostawiła ich samych i poszła szukać Dominika. Stał po drugiej 

stronie baru, oparty na kulach, i rozmawiał z Jasonem i Angelą. 

– Udało ci się coś z niej wyciągnąć? – spytał, gdy podeszła. 

– Tak. Może zostanie na noc. 

– Coś podobnego! Jak tego dokonałaś?

– Nie powiem. 

– Proszę... 

–   No   dobrze.   Powiedziałam   jej,   że   nasz   związek   się   rozpadł,   bo 

przestaliśmy z sobą rozmawiać, a ja pozwoliłam ci odejść. 

– I?

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy. 

– I dodałam, że był to największy błąd w moim życiu. Przyjrzał się jej 

uważnie. 

– Naprawdę?

– Tak. Gdybyśmy wtedy wylali nasze żale i zaczęli wszystko od nowa, 

to może by nam się udało. Ale my nawet nie spróbowaliśmy... 

– Więc może zrobimy to teraz?

– Na razie oboje jesteśmy zbyt zajęci, żeby spokojnie porozmawiać. 

Dominik rozejrzał się po gwarnej, wypełnionej gośćmi sali. 

– Teraz też nie jest na to odpowiednia pora. 

– A w domu śpi Stephie. 

– Więc co zrobimy?

– Nie wiem. Może powinniśmy poczekać jeszcze trochę... 

–   Będę   miał   coraz   mniej   czasu,   Kate.   Zwykle   pracuję   od   rana   do 

wieczora. Czasem także w nocy. 

background image

– Dlatego, że musisz, czy z powodu braku innych zajęć? Może dlatego, 

że nie masz do kogo wracać?

– Masz rację. Ale nie wyszukuję sobie nowych zajęć. Ktoś to wszystko 

musi robić. 

– To zrezygnuj z czegoś. Już raz nam nie wyszło tylko dlatego, że nie 

mieliśmy czasu. Wolę być sama, niż czuć się samotna, mając ciebie w 

pobliżu. 

– Więc co proponujesz?

– Zatrudnij jeszcze jednego lekarza i podziel się z nim obowiązkami. 

– Łatwo powiedzieć. Do tej pracy nie każdy się nadaje. Tutaj każdy 

lekarz   angażuje   się   emocjonalnie.   To   nieuniknione,   a   nie   wszystkim 

odpowiada. 

– Mnie tak. 

– Mówisz poważnie? Skinęła głową. 

– Chciałabym tu zostać. Czuję się potrzebna, a ty dzięki temu miałbyś 

trochę mniej zajęć. Tylko czy chciałbyś ze mną pracować?

– Jakoś wytrzymałem ostatnie dwa tygodnie. 

–   Więc   może   spróbujemy   dalej   razem   pracować?   Zobaczymy   przy 

okazji,   czy   potrafimy   rozmawiać   na   inne   tematy   niż   tylko   ośrodek   i 

pacjenci. Jeśli nie, to trudno. 

– A jeśli się okaże, że potrafimy? Uśmiechnęła się. 

– To będzie znaczyło, że mamy szansę. 

Ktoś   zmienił płytę i  z  odtwarzacza  popłynęła  łagodna,  romantyczna 

muzyka. Dominik odłożył kule i wyciągnął ręce. 

– Zatańczy pani ze mną, doktor Heywood?

– Nie powinieneś obciążać nogi. 

– Oprę się o ciebie. 

background image

Wyciągnął ręce i objął ją, kołysząc się lekko w rytm muzyki. Kate 

oparła głowę na jego piersi i położyła mu ręce na szyi. Przytulił ją mocniej. 

– Dominik, daj spokój, wszyscy na nas patrzą – powiedziała cicho. 

– Nikt nie patrzy. Albo tańczą, albo rozmawiają. 

Odwróciła głowę. John i Andrea stali objęci i także kołysali się w rytm 

muzyki.   Czy   uda   im   się   nawiązać   bliższy   kontakt?   Może   wspólnie 

spędzona   noc   pomogłaby   zarówno   im,   jak   i   jej   i   Dominikowi?   Kate 

poczuła przyspieszone bicie serca, gdy ujrzała Susie i Richarda. Wyglądali 

na szczęśliwych, uśmiechali się i patrzyli sobie w oczy. 

– Pasują do siebie – powiedział Dominik. 

– Mhmm. 

– My też kiedyś nieźle razem wyglądaliśmy. 

Miał rację. Kate przypomniała sobie ich zdjęcie ślubne, a potem noc 

poślubną. Cudowną, mimo że była w ciąży. 

– Potrzebuję cię, Kate – szepnął jej do ucha. – Zostań dziś ze mną. 

Odsunęła się lekko i popatrzyła na niego. 

– Przecież ustaliliśmy... 

– Wiem. 

– Nie możemy cofnąć czasu – westchnęła. 

– Więc przesuńmy wskazówki zegara do przodu. 

Kate pomyślała, że jeśli się zgodzi, to będzie to z jej strony bardzo 

nierozsądne. Ale czy ma ochotę być zawsze rozsądną?

– Dobrze – szepnęła. 

– Słucham?

–   Powiedziałam,   że   się   zgadzam.   Zostanę   dziś   z   tobą.   Oczy   mu 

pociemniały. 

–   W   takim   razie   lepiej   usiądźmy.   Muszę   oszczędzać   siły.   Prawie 

background image

zapomniała o jego chorej nodze. Pomogła mu usadowić się na wózku. 

Przyjęcie powoli dobiegało końca. Wszyscy wznieśli sokiem toast za 

Susie   i   Johna,   po   czym   lekarze   i   pacjenci   zaczęli   wracać   do   swoich 

pokojów. 

Kate odnalazła wzrokiem Johna i Andreę. Siedzieli razem i rozmawiali. 

Ciekawe,   które   z   nich   zdobędzie   się   na   odwagę,   żeby   zaproponować 

wspólną noc?

– Sądzisz, że zostanie? – spytał Dominik. 

– Nie mam pojęcia. 

– Zostanie. Zobacz, kiwa głową. 

John wyglądał na zdenerwowanego. Andrea pomogła mu się podnieść i 

podała kule. 

– Dojdzie sam do pokoju?

– Powinien. To niedaleko – uspokoił ją. 

Około wpół do jedenastej Kate i Dominik pożegnali ostatnich gości i 

wrócili   do   domu.   Kate   zajrzała   do   pokoju   Stephie.   Dziewczynka   spała 

mocno, a jej ubrania rozrzucone były po całym pokoju. Później zeszła do 

kuchni, gdzie Dominik karmił kota. 

– Co powiesz na kieliszek wina i jacuzzi? – spytał. 

Serce   zabiło   jej   szybciej,   gdy   przypomniała   sobie   o   wielkiej, 

wpuszczonej   w   podłogę   wannie   z   masażem   wodnym   w   łazience   obok 

sypialni Dominika. W tej samej chwili uświadomiła sobie, że słyszy szum 

napełniającej wannę wody. 

– Dobry pomysł – odparła. 

Jej głos zadrżał jednak lekko i Dominik to usłyszał. 

– Chodź tutaj. 

Objął ją mocno. Słyszała przyspieszone bicie jego serca. A więc nie 

background image

tylko ona jest zdenerwowana. 

– Nie musimy się dziś kochać, jeśli nie chcesz. 

– Oczywiście, że chcę. Martwię się tylko o twoją nogę. 

– Jakoś sobie poradzę. 

Delikatnie dotknął ustami jej ust, po czym pocałował ją mocniej. 

– Może zrezygnujemy z tego wina i jacuzzi? Czekałem dwanaście lat i 

nie mam zamiaru tracić ani chwili więcej. 

– Dobrze – odparła. – Pójdę zakręcić wodę. 

Nagle   ciszę   przerwało   energiczne   stukanie   do   drzwi.   Na   progu   stał 

Richard   Price,   ubrany   tylko   w   spodnie.   W   pośpiechu   nie   zasznurował 

nawet butów. 

– Wejdź, proszę. Co się stało? – spytała Kate. 

–   Chodzi   o   Johna   i  Andreę.   Pokłócili   się.   Chociaż   nie,   to   za   mało 

powiedziane. W ich pokoju aż huczy. Krzyczą na siebie tak głośno, że 

może trzeba coś z tym zrobić?

– Ja pójdę. – Dominik stanął tuż za Kate. Na jego twarzy nie było już 

czułości, jedynie zawodowy niepokój. – Niedługo wrócę, poczekaj na mnie 

– zwrócił się do Kate. 

Patrzyła,   jak   Dominik   i   Richard   odchodzą   i   zastanawiała   się,   czy 

przypadkiem nie rozpętała czegoś gorszego. Może nie powinna była się 

wtrącać? Może powinna była zostawić to wszystko psychologowi? Nie 

mogła jednak patrzeć na cierpienia Johna... które teraz tylko się pogłębią. 

Kolejne odrzucenie. Co ona najlepszego zrobiła?

Zamknęła drzwi i poszła do łazienki, żeby zakręcić kran. Wanna była 

już   prawie   pełna,   więc   rozebrała   się   i   zanurzyła   w   gorącej   wodzie, 

uruchamiając urządzenie do masażu. W rogu wanny zauważyła olejki z 

lawendy   i   geranium.   Apteczka   pracoholika,   pomyślała   z   lekkim 

background image

rozbawieniem. Wlała kilka kropli każdego z nich do wody i położyła się 

wygodnie, starając się rozluźnić. 

Nie   potrafiła   jednak   przestać   myśleć   o   Johnie,  Andrei   i   Dominiku. 

Westchnęła i usiadła z powrotem. Może powinna tam pójść?

– Mamo, co się dzieje? Zdaje się, że ktoś walił do drzwi. Na progu 

łazienki stała Stephie. 

–  Mały  problem  z pacjentami. Tata  już się  tym zajął.  Dziewczynka 

zmarszczyła brwi. 

– W środku nocy? A co ty robisz w jego łazience? Kate nie czuła się na 

siłach, żeby przedstawić prawdziwą wersję wydarzeń. 

– Tata napuścił wody, ale zaraz musiał wyjść. Nie chciałam, żeby kąpiel 

się zmarnowała. 

– Aha. Masz może ochotę na herbatę? Mnie okropnie chce się pić. 

– Świetny pomysł. Przyniesiesz mi ją tutaj?

– Pewnie. 

Dziewczynka wyszła z łazienki i Kate położyła się z powrotem. Nie 

była   to   jednak   najlepsza   pora   na   odpoczynek.   Zresztą,   zaraz   powinien 

wrócić Dominik. Wyszła więc z wanny, owinęła się jego szlafrokiem i 

poszła do kuchni. 

– Co to za problem z pacjentami? – spytała Stephie. 

– Nie mogę powiedzieć. 

Stephie nie pytała więcej. Najwyraźniej myślała o czymś innym. 

– W przyszłą sobotę Kirsty i jej paczka planują wycieczkę łódką. Potem 

będzie ognisko. Mnie też zaprosili. Będę mogła zostać tam na noc?

– Dobrze. 

Może   będą   mieli   z   Dominikiem   trochę   czasu   dla   siebie?   Stephie 

ucałowała   matkę   i   pobiegła   z   powrotem   na   górę.   Po   chwili   w   kuchni 

background image

pojawił się Dominik. 

– I jak poszło?

– Trochę się uspokoili. Nie zrobili sobie krzywdy, stłukli tylko wazon. 

Andrea wyszła z pokoju, a ponieważ John nie mógł iść za nią, rzucił nim w 

ścianę. 

– O Boże. A co teraz robią?

– Siedzą na kanapie i rozmawiają. Andrea płacze, a John ją pociesza. 

– Czy to znaczy, że jest jakiś postęp?

– Mam nadzieję. Powiedziałem im, że jutro porozmawiamy. Pomożesz 

mi?

– Ja? Przecież to wszystko przeze mnie... Uśmiechnął się. 

– Nie jest tak źle, jakoś sobie poradzą. Mnie tymczasem strasznie boli 

noga. – Popatrzył na nią uważniej. – Czemu masz na sobie mój szlafrok?

– Wzięłam kąpiel. Aha, powinnam ci też powiedzieć, że Stephie się 

obudziła. Była tu przed chwilą. 

– Więc nici z naszych planów... Przykro mi, Kate. Chyba lepiej będzie, 

jeśli wezmę aspirynę i pójdę spać. – Pogłaskał ją po policzku. – Ale może 

jutro?

Może tak, a może nie. Miał absolutną rację, kiedy mówił, że praca 

pochłania go bez reszty. Kate leżała w swoim łóżku sama, wciąż otulona 

szlafrokiem Dominika. Tęskniła za nim... 

Następnego ranka John i Andrea wyglądali na bardzo zmęczonych – ale 

przynajmniej zaczęli ze sobą rozmawiać. 

Dominik spotkał się z każdym z nich osobno. Namówił też Andreę na 

rozmowę z Martinem Grayem. Kate nie brała w tym udziału, czując, że 

narobiła   już   dość   zamieszania.   Poza   tym   musiała   zająć   się   Laurencem 

Carterem, który skarżył się na ból w piersi i miał problemy z oddychaniem. 

background image

–   Sądzę,   że   powinniśmy   go   przewieźć   do   szpitala   –   powiedziała 

Dominikowi po skończeniu badania. – Nie czuje się najlepiej. 

– Serce?

– Tak sądzę. Zresztą, popatrz na wynik ekg. 

Zapis   wskazywał   na   lekki   zawał   serca.   Dominik   powiedział   o   tym 

pacjentowi, który wcale nie był zaskoczony. 

– Czułem, że coś jest nie tak. Trudno, wola boska. 

Przewieziono   go   karetką   do   szpitala.   Wieczorem   zawiadomiono 

ośrodek,   że   po   południu   miał   drugi,   znacznie   poważniejszy   zawał,   po 

którym zmarł. 

– Żal mi go – powiedział Dominik cicho. – Prawdziwy dżentelmen 

starej daty. 

Kate posmutniała. Ale może tak jest dla niego lepiej?

Atmosfera w klinice również nie była najweselsza. Zarówno lekarze, 

jak   i   pacjenci   chodzili   przygaszeni.   Kate   zrozumiała,   że   naprawdę 

stanowili tu rodzinę, która właśnie straciła jednego z członków. 

Wydarzenia ostatnich dni miały jednak i swoje dobre strony – połączyły 

przyjaźnią   dwoje   innych   pacjentów.   Peggy   Donaldson,   która   była   po 

operacji   wszczepienia   protezy   stawu   biodrowego,   i   Anthony   Walker, 

któremu wymieniono staw kolanowy, do tej pory jedynie uśmiechali się do 

siebie   uprzejmie   na   korytarzu.   Później   jednak   zaczęli   rozmawiać,   jedli 

razem   lunch   i   oglądali   telewizję.   Kate   spotkała   ich   też   na   spacerze. 

Zastanawiała się, czy między tą parą owdowiałych ludzi nie zrodzą się 

jakieś cieplejsze uczucia. 

Gdy powiedziała o tym Dominikowi, ten skinął głową. 

– Też to zauważyłem. Życzę im jak najlepiej, zwłaszcza że mają wiele 

wspólnych cech, a poza tym oboje są samotni. 

background image

Kate uśmiechnęła się ze znużeniem. 

– Łatwo nam rozwiązywać problemy innych, prawda? Szkoda, że nie 

radzimy sobie z własnymi. 

– Bo nie mamy ani chwili dla siebie. Zawsze nam ktoś przeszkadza. 

–  Stephie wyjeżdża na całą niedzielę. Możesz poprosić Jeremy’ego, 

żeby cię zastąpił?

– Pewnie tak. 

– Wobec tego pojedźmy do mnie. Dominik otworzył szeroko oczy. 

– A twoi sąsiedzi?

– Masz rację. Więc może spędzimy weekend w jakimś hotelu?

Potrząsnął głową. 

–   Zostaniemy   tutaj.   Powiesz   wszystkim,   że   się   źle   czuję,   jestem 

zmęczony i potrzebuję odpoczynku. 

– Myślisz, że mi uwierzą?

– No to trzeba będzie powiedzieć im prawdę. 

–   Nie.   Powiemy,   że   bierzemy   wolny   dzień   i   wyjeżdżamy,   żeby 

odpocząć. 

Nie musieli jednak nic mówić. Pod koniec tygodnia Jeremy oświadczył 

prosto z mostu, że oboje wyglądają jak z krzyża zdjęci. 

– Powinniście mieć trochę czasu dla siebie. Trzeba być ślepym, żeby 

nie   zauważyć,   co   się   z   wami   dzieje.   Sam   kocham   żonę,   więc   potrafię 

rozpoznać symptomy. I widzę, jak na siebie patrzycie. 

Kate zaczerwieniła się. 

–   Cała   sytuacja   jest   trochę   bardziej   skomplikowana   –   powiedział 

Dominik. 

–   Zawsze   tak   się   mówi,   ale   sami   musicie   ją   rozwiązać,   i   dlatego 

zastąpię   was   w   czasie   weekendu.   W  ośrodku   nie   ma   żadnych   pilnych 

background image

spraw, a poza tym, Dominik, zdaje się, że nie chodziłeś zbyt często na 

fizykoterapię. 

– To prawda – przyznała Kate. – Był zbyt zajęty, żeby znaleźć na to 

czas. 

Dominik westchnął i chciał coś powiedzieć, ale Jeremy przerwał mu 

stanowczo:

–   Wiesz,   na   czym   polega   twój   problem?   Uważasz,   że   jesteś 

niezastąpiony. Jesteś świetnym lekarzem, ale my też co nieco potrafimy. 

Musisz zacząć dzielić się swoimi obowiązkami i mieć czas nie tylko dla 

pacjentów, ale i dla rodziny. 

–   Może   i   masz   rację   –   powiedział   Dominik   cicho.   –   Dzięki   za 

propozycję. Weźmiemy wolny weekend. 

Kate odetchnęła. Nareszcie. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W piątek Kate zaczęła wątpić, czy uda im się spędzić razem weekend. 

Karen   Lloyd,   pacjentka   z   urazem   kręgosłupa   szyjnego,   potrzebowała 

częstych zabiegów akupunktury i fizykoterapii. Dominik długo zastanawiał 

się nad  programem jej kuracji, odłożywszy  inne obowiązki na później. 

Tymczasem Kate przeniosła się z jego gabinetu do pokoju Sally Roberts. 

Lekarka wciąż była nieobecna – zaraziła się ospą od swoich dzieci. 

Dominik w dalszym ciągu intensywnie pracował. Kate nie wiedziała, 

ile środków przeciwbólowych przyjmował w ciągu dnia, i wolała o to nie 

pytać. Na pewno za dużo. Dyskusja z nim nie miałaby jednak sensu – i tak 

zawsze robił to, co uważał za stosowne. 

Rano przeprowadziła badanie kontrolne Peggy Donaldson, pacjentki z 

protezą stawu biodrowego, której przyjaźń z Anthonym Walkerem kwitła. 

Ból najwyraźniej złagodniał, a proteza funkcjonowała znakomicie. Kate 

była zadowolona z przebiegu kuracji. 

– Odstawimy na razie środki przeciwbólowe. Jeśli ból się nasili, proszę 

wziąć jedną tabletkę. Nie musi już pani przyjmować ich regularnie. 

Pani Donaldson kiwnęła głową. 

– Czuję się świetnie. 

– A jak pani idzie fizykoterapia?

– Nieźle. Terapeutka jest zadowolona z moich postępów. Chce, żebym 

zaczęła pływać, ale nie robiłam tego od lat. 

– Poradzi sobie pani. A jeśli czuje się pani niepewnie w wodzie, proszę 

zaprosić kogoś do towarzystwa. Czy pan Walker umie pływać?

Pani Donaldson zaczerwieniła się lekko. 

background image

– Nie wiem. Zapytam go. 

– Jeśli nie, to John Whitelaw jest świetnym pływakiem. Na pewno pani 

pomoże. 

– Przecież on nie ma nóg!

– Wcale mu to nie przeszkadza. Wygrywa ze mną wyścigi, a ja nieźle 

pływam. 

–   Wobec   tego   spytam   go,   czy   mogę   mu   towarzyszyć,   zanim 

porozmawiam   z  Anthonym.  Wolę   najpierw   trochę   poćwiczyć,   żeby   nie 

wyjść na łamagę. 

Kate uśmiechnęła się. Zakochane kobiety  zawsze zachowują się  tak 

samo. Wiek nie odgrywa żadnej roli. 

Podczas popołudniowych badań miała okazję porozmawiać również z 

Anthonym Walkerem. 

– Czy zaproponowano już panu pływanie? – spytała, uważnie oglądając 

blizny na kolanie. 

– Mój fizykoterapeuta wspominał o tym. 

Kate sprawdziła następnie, czy rana pooperacyjna goi się prawidłowo. 

– Więc czemu pan nie spróbuje?

– Od lat nie pływałem. Pewnie bym się utopił. Kate roześmiała się. 

– Niedawno usłyszałam to samo od pani Donaldson. 

– Od Peggy? – Wyglądał na zaciekawionego. – Naprawdę?

– I zdaje się, że ma zamiar spróbować. 

– Jeśli tak, to ja też mogę. 

– Na pewno pan sobie poradzi. Bierze pan dalej środki przeciwbólowe?

– Już ich nie potrzebuję. Przestałem je brać kilka dni temu. Pielęgniarka 

powiedziała, że zostawi mi trochę na wszelki wypadek. Na początku to 

kolano   bolało   mnie  okropnie.  Uszkodziłem  je  w  wieku  osiemnastu  lat, 

background image

spadając z motoru, i całe życie miałem z nim problemy. Ale nigdy nie 

czułem się tak dobrze jak teraz. 

A więc kolejny sukces. 

O piątej Kate poszła do gabinetu Dominika i zastała go pochylonego 

nad stosem dokumentów. 

– Jak się masz?

– Tak sobie. Muszę popracować nad tymi papierzyskami jeszcze jakieś 

cztery godziny. A co u ciebie?

–   Skończyłam   na   dzisiaj.   Pójdę   teraz   sprawdzić,   czy   Stephie   ma 

wszystko, co potrzebne na wycieczkę. Potem wrócę tu na kolację. Masz 

zamiar w ogóle coś jeść dziś wieczorem?

– Co mówisz?

Nie   słuchał.   Jego   głowa   znów   pochylała   się   nad   biurkiem.   Kate   z 

ciężkim sercem wyszła z gabinetu. 

Pokój Stephie wyglądał jak po trzęsieniu ziemi. Kate skonfiskowała 

walkmana   i   czasopismo,   po   czym   zapowiedziała   córce,   że   nigdzie   nie 

pojedzie, jeśli nie uporządkuje tego bałaganu. Doskonale zdawała sobie 

sprawę,   że   córka   pojechałaby   na   wycieczkę   nawet   wtedy,   gdyby   nie 

kiwnęła palcem, ale Stephie na szczęście nie miała o tym pojęcia. 

Sprzątanie zajęło jej godzinę. Kiedy Kate sprawdziła efekty, spytała:

– Czemu twój pokój zawsze tak nie wygląda?

–   Bo   wtedy   nie   mogłabym   niczego   znaleźć.   Logika   typowa   dla 

nastolatki. Kate westchnęła. 

– Spakuj teraz to, co ci będzie potrzebne, i nie wyrzuć przy okazji 

znowu wszystkiego z szuflad. Potem pójdziemy na kolację. 

W stołówce nie było Dominika i, jak poinformowano Kate, dotychczas 

w ogóle się tam nie pojawił. Kate wzięła więc talerz z sałatką i poszła do 

background image

gabinetu. 

– Jedz. 

Postawiła talerz na szczycie sterty papierów. Dominik podniósł głowę, 

spoglądając na nią znad okularów. 

– To już pora na kolację?

– Tak. – Kate przysiadła na brzegu biurka i ledwo powstrzymała się, 

żeby nie przeczesać rękoma jego rozwichrzonej czupryny. – Nad czym 

pracujesz?

Zdjął okulary. 

– Sprawy administracyjne – odparł ziewając. 

– Ale mam nadzieję, że nie będziesz ich załatwiał jutro? Popatrzył jej w 

oczy. 

– Nie. Jutro jest tylko dla nas. 

Znowu spojrzała na zasłane dokumentami biurko. 

– Na pewno?

– Tak – odparł cicho, zaczynając jeść sałatkę. Wróciwszy do domu, 

Kate zastała Stephie ubraną w kostium kąpielowy. 

– Jest okropnie gorąco, idę popływać. Pójdziesz za mną?

– Chętnie. 

Na   pływalni   zastały   kilku   członków   klubu   sportowego   –   większość 

stanowili jednak pacjenci ośrodka. Był oczywiście John Whitelaw, który 

spędzał   w   wodzie   niemal   cały   wolny   czas.   Tego   dnia   udzielał   Peggy 

Donaldson lekcji pływania. 

Kate   poszła   do   przebieralni,   a   w   drodze   powrotnej   spotkała 

Anthony’ego Walkera. 

– Dobry wieczór. Zamierza pan posłuchać rady fizykoterapeuty?

– Postanowiłem spróbować. O, jest i Peggy. Gdybym wiedział, wcale 

background image

bym się nie pokazał. Wyjdę na ostatniego łamagę. 

Kate uśmiechnęła się porozumiewawczo. 

–   Ona   też   by   nie   przyszła.  A  przecież   wcale   nie   musicie   od   razu 

zaczynać poważnego treningu. Zresztą, basen nie jest głęboki. Można w 

nim spacerować. 

Anthony Walker odłożył ręcznik na ławkę i podszedł do brzegu. Peggy 

zauważyła go od razu. 

– Anthony! To bardzo łatwe, spróbuj!

Zszedł po schodkach do wody, zanurzył się ostrożnie i zaczął płynąć 

bez wysiłku. John uśmiechnął się do Kate porozumiewawczo i podpłynął 

do niej. 

– Pani doktor dziś nie pływa?

– Pływa. Ale żadnych wyścigów, przed chwilą jadłam kolację. 

–   Ja   też.   Chciałem   się   tylko   trochę   ochłodzić   i   odpocząć...  Andrea 

przyjeżdża   na   weekend.   Nie   wiem,   co   z   tego   wyjdzie.   Ostatni   wypadł 

koszmarnie, ale przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać. Mam nadzieję, że 

tym razem nie rozbijemy całej zastawy stołowej. 

Kate usiadła na brzegu basenu i zanurzyła stopy w wodzie. 

– O której przyjeżdża?

– Chyba koło ósmej. – Spojrzał na zegar, który wskazywał siódmą. – 

Postanowiłem, że tym razem Andrea zobaczy moje nogi. I... bardzo się 

tego boję. Może pomyśli, że jestem odrażający. 

–   Co   ty   mówisz!   Moim   zdaniem   ona   się   martwi   tylko   tym,   czy 

właściwie zareaguje. To wszystko. 

– I tak trzeba kiedyś przez to przejść. Nie mam zamiaru przez resztę 

życia ubierać się i rozbierać przy zgaszonym świetle. I tak jest to bardzo 

trudne – sama lewa noga zajmuje mi dziesięć minut. Ale z prawą jest dużo 

background image

łatwiej. 

– A jak twoje ćwiczenia w chodzeniu?

–   Chyba   nieźle,   ale   ciągle   muszę   sprawdzać   w   lustrze,   czy   mam 

właściwą postawę. 

– Dzieci bardzo długo uczą się chodzić. Z tobą będzie podobnie. 

John westchnął ciężko. 

– Wiem. Żeby tylko wszystko się ułożyło z Andreą... Bardzo mi jej 

brakuje. – Podniósł głowę i spojrzał na Kate oczami błyszczącymi od łez. – 

Czasem wydaje mi się, że straciłem dużo więcej niż tylko nogi. 

– Musisz próbować dalej. Dotąd nie brakowało ci silnej woli. 

– Ale tu nie chodzi o mnie, tylko o Andreę. Nie wiem, czy poradzi sobie 

psychicznie z moim kalectwem. 

– Więc ty musisz mieć odwagę za dwoje. 

–   Czy   to   pomoże?  Tak   czy   inaczej,   muszę   już   iść   założyć   protezy. 

Dzięki za dobre słowa. 

Wdrapał się na wózek, zwolnił blokadę hamulców i nagle zbladł. Kate 

odwróciła głowę. Na drugim końcu basenu stała Andrea. Kate odniosła 

przelotne wrażenie, że zaraz ucieknie, ale zamiast tego podeszła wolno do 

męża.   Przez   chwilę   patrzyli   na   siebie   bez   słowa,   po   czym   Andrea 

uśmiechnęła się nieśmiało. 

– Cześć – rzekła półgłosem. 

– Cześć. – Głos Johna był ochrypły z emocji. – Wcześnie przyjechałaś. 

Właśnie miałem się przebrać. 

– Wobec tego... hmm... poczekam. – wyjąkała. – Może w barze?

Wahał się przez chwilę, po czym zaryzykował. 

– Przebiorę się w pokoju. Pójdziesz ze mną?

Nie czekał na odpowiedz. Okrążył wózkiem basen i skierował się do 

background image

wyjścia. Andrea bez słowa podążyła za nim. 

A więc ten weekend miał przynieść odpowiedź na wiele pytań... Kate 

westchnęła. Oby tylko udało się odciągnąć Dominika od pracy. 

Stephie pływała z Jasonem, który właśnie skończył zajęcia. 

– Idziesz do domu? – spytała ją Kate. Dziewczynka potrząsnęła głową. 

– Zostanę jeszcze trochę. 

Kate   zawahała   się,   po   czym   zostawiła   ich   samych.   Jason   jest 

rozsądnym chłopcem. Zresztą Dominik już z nim rozmawiał o Stephie. 

Jason stwierdził, że Jest sympatyczna, ale to jeszcze dzieciak”. Dominik 

surowo przykazał mu o tym nie zapominać. 

Kate wróciła więc do  domu  sama i  przygotowała rzeczy  do  prania. 

Stephie   wróciła   około   wpół   do   dziewiątej   i,   odzyskawszy   swojego 

walkmana,   poszła   do   siebie.   Kate   poczekała   jeszcze   dwie   godziny,   po 

czym   sama   położyła   się   spać.   Dominik   się   nie   pojawił.   Może   chciał 

skończyć przeglądanie dokumentów przed weekendem?

Nie   słyszała,   kiedy   wrócił.   Gdy   o   siódmej   zeszła   do   kuchni,   żeby 

przygotować   śniadanie   dla   Stephie,   po   którą   o   ósmej   mieli   przyjechać 

znajomi, drzwi sypialni Dominika były zamknięte. Wyprawiła córkę na 

wycieczkę i postanowiła zajrzeć do niego. Spał rozciągnięty na plecach – 

w tej samej pozycji sypiała Stephie. 

Kate wyszła do ogrodu. Wprawdzie wolałaby z nim zostać, ale i tak nie 

rozwiązałoby to problemów, z którymi muszą się uporać. Powinni najpierw 

szczerze   porozmawiać.   Czy   Dominik   rzeczywiście   chce,   żeby   z   nim 

została,   czy   może   po   prostu   znudziła   mu   się   samotność   i   potrzebuje 

towarzystwa?

Wyrwała   kilka   chwastów   spomiędzy   kwitnących   bylin   i   rozwiesiła 

pranie. Kiedy wróciła do kuchni, Dominik pił właśnie herbatę. Odstawiła 

background image

pusty kosz. 

– Dzień dobry. 

W odpowiedzi mruknął coś niewyraźnie. Kate nalała sobie herbaty i 

usiadła przy stole. 

– O której się wczoraj położyłeś?

– Około piątej. Miałem trochę roboty. 

– Nie mogła poczekać?

– Nie. 

– Więc będziemy mieli weekend tylko dla siebie?

– Jeśli nie nastąpi trzęsienie ziemi... Wezmę prysznic, przebiorę się i 

możemy jechać. 

– Dokąd?

Wstał i sięgnął po kule. 

– Na przejażdżkę po posiadłości. Chcę, żebyś ją dokładnie obejrzała, 

zanim podejmiesz jakąś decyzję. Z ośrodkiem jest związanych mnóstwo 

ludzi   w   okolicy   –   nie   tylko   lekarze,   ale   też   dzierżawcy   i   pracownicy 

stadniny.  Wszyscy   w   jakiś   sposób   są   ode   mnie   zależni.   Nie   mogę   ich 

zawieść. Chcę, żebyś to sobie wyraźnie uświadomiła. Potem zdecydujesz, 

czy zostaniesz czy nie. 

Stali na parkowym wzgórzu, patrząc na rozciągające się przed nimi 

pola. W oddali widać było jeźdźca na koniu – słyszeli nawet niewyraźny 

tętent kopyt. Na brzegu lasu pasł się jeleń. 

Kate była zachwycona. 

– Tu wszystko jest takie piękne: dom, park, farmy, pola... 

– To studnia bez dna. Wczoraj przeglądałem rachunki i zdaje się, że w 

tym   roku   po   raz   pierwszy   wyjdziemy   na   czysto.   Może   nawet   dostanę 

background image

pensję. 

Popatrzyła na niego ze zdumieniem. 

– Nie dostawałeś dotąd pensji?

– Nie. 

– Przecież co miesiąc przysyłałeś mi pieniądze. 

–   Oczywiście.   Mam   zobowiązania   wobec   Stephie.   One   są 

najważniejsze. 

Kate westchnęła. 

– Gdybym tylko wiedziała, postarałabym się bardziej oszczędzać. Może 

byłoby ci łatwiej. 

– Nie o to chodzi. – Uśmiechnął się smętnie. – Pieniądze na utrzymanie 

Stephie to nic w porównaniu z wydatkami na ośrodek. Sam dom kosztuje 

mnie co roku parę tysięcy. 

– Więc ośrodek nie zarabia na siebie?

–   Starcza   tylko   na   bieżące   wydatki.   Ostatnio   unowocześniliśmy 

siłownię. Poza tym musiałem sprzedać dwie farmy i kilka domków, żeby 

spłacić hipotekę. Wciąż trzeba pokrywać dachy, naprawiać kanalizację i 

płoty, dbać o trawniki, żywopłoty, lasy. Oczywiście są jeszcze pacjenci, 

których nie mogę zawieść, i lekarze potrzebujący moich rad. I tak bez 

końca. – Popatrzył jej w oczy. – Prosiłaś mnie o trochę czasu. Nie mam go. 

Nie jestem w stanie całkowicie oderwać się od pracy. Mogę znaleźć w 

ciągu dnia godzinę lub dwie, ale nie więcej. 

– Ktoś powinien ci pomóc. 

– To kosztuje. A poza tym i tak muszę sam podejmować decyzje. 

– Możesz zatrudnić zarządcę. 

– Już jest. I to przepracowany. 

–   Więc   znajdź   mu   pomocnika.   Nie   powinieneś   tracić   czasu   na 

background image

papierkową robotę. 

Zmienił temat. 

– Mam jeszcze jedno zmartwienie. Potrzebuję lekarza, bo Sally Roberts 

chce zrezygnować. 

– Przyjęłabym tę posadę, gdybym wiedziała, że mamy przed sobą jakąś 

przyszłość. 

Popatrzył na nią uważnie. 

–   Czy   ty   na   pewno   wiesz,   co   mówisz,   Kate?   Ta   praca   wymaga 

ogromnego zaangażowania. Pacjenci mogą zadzwonić do ciebie o każdej 

porze dnia i nocy. Spacerują po ogrodzie, co ogranicza twoją prywatność. 

Czasem nawet nie mogę zjeść lunchu, bo ktoś ma do mnie jakąś sprawę. I 

tak osiem dni w tygodniu, przez całą dobę. Potrafisz to wytrzymać?

– A dostanę szansę, żeby spróbować?

– Nie wiem, Kate. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo już raz mnie 

zraniłaś. 

– Wcale tego nie chciałam. Myślałam, że tylko czekasz na to, żeby 

pozwolić ci odejść. 

Popatrzyli sobie w oczy. 

– Później miałem nadzieję, że jeśli zacznę pracować w tym samym 

szpitalu, może zmienisz zdanie i pozwolisz mi wrócić. 

– A te twoje flirty z pielęgniarkami?

–   Wcale   nie   było   ich   tak   dużo.   Poza   tym   chciałem,   żebyś   była 

zazdrosna. 

– I myślałeś, że cię przyjmę? Dominik, ja nie czułam się zazdrosna, 

tylko upokorzona. Nienawidziłam cię za to. – Urwała, po czym dodała 

łagodnie: – Mimo że jednocześnie wciąż cię kochałam. 

Otarł łzę płynącą po jej policzku. 

background image

– Nie okazywałaś tego. Kiedy wchodziłem do pokoju, ty wychodziłaś. 

Kiedy przyjeżdżałem po Stephie, ledwie mnie zauważałaś. Jak mogłem się 

zorientować, że wciąż mnie kochasz?

– Chciałam wtedy uciec – odparła drżącym głosem. – I zrobiłabym to, 

gdyby nie Stephie. 

– Kate, gdzie popełniliśmy błąd? Objął ją mocno. 

– Sama nie wiem. Prawie nie odzywaliśmy się do siebie. Ile razy można 

powtarzać, że nie mieliśmy dla siebie czasu?

– Ale nie powinniśmy byli się tak łatwo poddawać. Podniosła głowę i 

spojrzała mu w oczy. 

–   A   jak   będzie   teraz?   Masz   jeszcze   więcej   pracy,   poza   tym 

przyzwyczaiłeś się do samotności. Nie jestem pewna, czy znajdzie się tu 

miejsce dla mnie i Stephie. Chyba że zmienisz tryb życia. 

– Nie mogę. Myślałem, że to zrozumiesz. Odsunęła się od niego. 

– Więc znów będzie tak samo? Pięć minut dla siebie po ciężkim dniu 

pracy?   I   kiedy   ten   dzień   będzie   się   kończył?   O   piątej   nad   ranem,   jak 

wczoraj?

Przeczesał palcami włosy. 

– Kate, ja tylko chciałem ci pokazać, jak wygląda sytuacja w ośrodku. 

– Co to ma do rzeczy?

– Bardzo wiele. Z medycznego punktu widzenia odnieśliśmy sukces, 

ale sytuacja finansowa nie jest najlepsza. Uważam, że powinnaś o tym 

wiedzieć. 

– Dlaczego? Myślisz, że przestanę cię kochać, bo nie jesteś bogaty?

– Nie mogę ci zapewnić bezpieczeństwa i dostatku. 

– A szesnaście lat temu mogłeś? Dominik, pieniądze nie mają z tym nic 

wspólnego. 

background image

– Dla mnie mają – powtórzył z uporem. – Chciałem, żeby ośrodek 

zaczął przynosić dochód, zanim wrócę do ciebie i... 

– I?

Wahał się przez chwilę. 

– Miałem zamiar poprosić, żebyś do mnie wróciła, ale nie po to, żeby tu 

pracować, tylko żeby ze mną mieszkać. Masz własną pracę. 

– Zastępstwa w klinikach. 

– Chociażby. 

– A czy poprosiłbyś mnie o pomoc, gdyby nie ten wypadek?

– Nie. 

– Więc nie chciałeś, żebym z tobą pracowała?

–   Prosić   cię   o   to   nie   byłoby   fair.   Ta   praca   wymaga   zbyt   dużego 

zaangażowania. 

– Niekoniecznie. 

– Ale dzięki temu odnosimy sukcesy. Kate potrząsnęła głową. 

– Odnosicie sukcesy dzięki dobrej pracy zespołowej. Ludzie wejdą ci 

na głowę, jeśli im na to pozwolisz. Musisz mieć trochę prywatności. 

– Nie mogę zawieść pacjentów. 

– Za to zawiodłeś mnie. A teraz znów chcesz to zrobić. 

– Nie o to chodzi. Już raz nasz związek się  rozpadł i  nie wiem, czy 

starczy mi odwagi, żeby spróbować od nowa. Nie potrafię się zmienić. Ten 

ośrodek to moje życie. Nie mogę jednak oczekiwać, że stanie się również 

twoim. 

–   Mogę   spróbować.   Problem   w   tym,   czy   mi   na   to   pozwolisz,   czy 

podzielisz się ze mną obowiązkami? Mogę zrobić kurs z akupunktury i 

zastępować   cię   przy   zabiegach.   Mogę   też   odświeżyć   moją   wiedzę 

anestezjologiczną, żebyś nie musiał zatrudniać dodatkowej osoby. Ale czy 

background image

się na to zgodzisz?

Dominik oparł się o maskę samochodu i przyjrzał się Kate uważnie. 

– Czemu miałabyś to robić?

– Bo cię kocham – odparła wprost. – Bo przez te wszystkie lata nie 

mogłam   zapomnieć,   jak   cudownie   jest   być   kochaną   przez   ciebie. 

Tęskniłam za tobą. Wiem, jak bardzo jesteś oddany pracy, rozumiem to i 

chcę z tobą pracować. Muszę tylko mieć pewność, że znajdziemy też czas 

dla siebie. 

– Nie wiem, nie wiem... Ja też cię potrzebuję, Kate. Nie było dnia, 

żebym o tobie nie myślał, ale wolę pozwolić ci odejść, niż patrzeć, jak się 

tu zaharowujesz. 

Wzięła go za ręce. 

– Ja już raz pozwoliłam ci odejść i popatrz, co z tego wynikło. Wolę 

zostać przykuta kajdanami do recepcji, niż stąd wyjechać. 

– Naprawdę?

– Tak. 

Przyciągnął ją do siebie, objął dłońmi jej twarz i zaczął ją całować. 

Kiedy wreszcie podniósł głowę, Kate poczuła, że nogi się pod nią uginają. 

– Chodź – powiedział miękko. – Chcę cię zabrać do miasta. 

– Po co?

Kręciło jej się w głowie. Wolałaby położyć się na trawie i przytulić do 

niego mocno. 

– Zobaczysz. 

Znowu narzekając na brak miejsca, Dominik usadowił się na przednim 

siedzeniu. Kate starała się skupić na prowadzeniu samochodu. Zgodnie ze 

wskazówkami   dotarła   do   małego   miasteczka   i   zaparkowała   na   rynku. 

Dominik   poprowadził   ją   przez   ulicę   do   niewielkiego   budynku, 

background image

pamiętającego   czasy   Tudorów.   Mieściły   się   tam   kawiarenka   i   sklep   z 

antykami. 

– Idziemy na herbatę? – spytała Kate ze zdziwieniem. 

– Za chwilę. 

Weszli do sklepu. Stojąca za ladą kobieta powitała ich z uśmiechem:

– Doktor Heywood! Miło znów pana widzieć. Jak się pan czuje?

–   Już   lepiej,   dziękuję.   Szukam   pierścionka   dla   Kate.   Ma   pani   coś 

odpowiedniego?

– Pierścionka? – powtórzyła zdumiona Kate. – Przecież mam obrączkę. 

– Ale nie masz pierścionka zaręczynowego. 

– To prawda. Nie było na to czasu. Nasze zaręczyny trwały tylko dwa 

tygodnie. 

– Więc dostaniesz go teraz. Tym razem wszystko musi być jak należy. 

Właścicielka sklepu uśmiechnęła się szerzej. 

– Panie Heywood, zdaje się, że powinnam złożyć panu gratulacje?

Dominik właśnie miał coś odpowiedzieć, ale Kate była szybsza. 

–  Nie jestem pewna. Jeszcze mi się nie oświadczył. Odwrócił się i 

spojrzał na nią błyszczącymi oczami. 

– Kate, wyjdziesz za mnie?

– Myślę, że tak. 

– Świetnie, a teraz pierścionek. Najlepiej z diamentami. Może ten?

– Czemu z diamentami? – spytała Kate zaciekawiona. 

– Bo są symbolem trwałości – odparł. – A tego nam właśnie potrzeba. 

Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu. 

Pierścionek był nieduży, ale bardzo piękny. Prosty rząd kamieni w stylu 

wiktoriańskim. Kate miała nadzieję, że jego zakup nie doprowadzi ośrodka 

do bankructwa. 

background image

Dominik wsunął go jej na palec. Wyglądał doskonale. Dominik wypisał 

czek i poszli do kawiarni. 

– Jak miło, że wpadliście! – powitała ich wesoło właścicielka. – Pani 

jest pewnie Kate. Stephie dużo mi o pani opowiadała. Co podać?

– Herbatę i szarlotkę, Jacquie. 

– Jak zwykle. Co kupowaliście w sklepie z antykami? Coś do domu?

Dominik uśmiechnął się do Kate. 

– Nie, pierścionek zaręczynowy. Jacquie omal nie upuściła imbryka. 

– Co proszę?

– To, co słyszysz. Mamy zamiar jak najszybciej się pobrać. Jacquie 

ucałowała Dominika i uściskała serdecznie Kate. 

– Dbaj o niego. Wszyscy go tu bardzo lubimy, to wspaniały człowiek. 

– Obiecuję. 

Najwyraźniej Dominik cieszył się w okolicy ogólną sympatią. 

Kate   stała   w   otwartych   drzwiach,   patrząc   na   oświetlony   blaskiem 

księżyca ogród. Noc była spokojna, wiał lekki wietrzyk, który chłodził jej 

nagie ciało. 

–   Kate,   wszystko   w   porządku?   –   dobiegł   ją   głos   Dominika   z   głębi 

sypialni. 

W  porządku?   Czuła   się   wspaniale.  Tak   wspaniale   się   z   nią   kochał! 

Potem oboje zasnęli, a ją obudził Włóczykij. Zabrała go więc do kuchni i 

dała coś do jedzenia. 

– Tak – odpowiedziała Dominikowi. – Kot mnie obudził. 

– Będzie się musiał przyzwyczaić do twojej obecności. Podszedł do 

niej,   utykając   lekko,   i   przytulił   do   siebie.   Jego   ramiona   były   mocne   i 

ciepłe. Pragnął jej. Poczuła dreszcz pożądania. 

background image

– Dominik – szepnęła – wszystko będzie dobrze, prawda? Oparł brodę 

na jej czole. 

– Na pewno. Tym razem cię nie zawiodę. 

Nigdy już nie pozwoli mu odejść. Wspięła się na palcach i pocałowała 

go. 

– Kocham cię. 

– Ja ciebie też. Zawsze cię kochałem i nigdy nie przestanę. Szkoda 

tylko, że potrzeba mi było dwunastu lat, żeby to zrozumieć. 

–   A   zostało   nam   jeszcze   jakieś   czterdzieści.   Nie   możemy   ich 

zmarnować. 

–   Nie   zmarnujemy.   Mam   wobec   ciebie  konkretne   plany,  kochanie. 

Zacznijmy od zaraz. 

Przytulił   ją   mocniej,   pocałował   i  Kate  zrozumiała,   że   wróciła   do 

domu... 

background image

EPILOG

Panna   młoda   wyglądała   pięknie.   Szła   do   ołtarza   wyprostowana, 

nieznacznie   tylko   opierając   się   na   ramieniu   ojca.   Kate   spojrzała   na 

Dominika ze wzruszeniem. 

– Udało jej się – powiedziała miękko. 

– Zawsze wiedziałem, że sobie poradzi. 

Richard, dumny i szczęśliwy, wziął Susie za rękę. Stanęli razem przy 

ołtarzu. 

Obok Kate stał wyprostowany John Whitelaw. Stanowili teraz z Andreą 

nierozłączną   parę.   Kate   także   odnalazła   swoje   szczęście.   Popatrzyła   z 

uśmiechem na Dominika. 

– Kocham cię, pani Heywood – szepnął. 

– Ja ciebie też. 

W torebce miała prezent ślubny od niego – posrebrzane kajdanki. 

– Jeśli poczujesz, że mamy dla siebie za mało czasu, skuj nas i zmuś do 

rozmowy. 

Na razie ich nie potrzebowała. Pracowali razem i kiedy chcieli, zawsze 

znajdowali dla siebie wolną chwilę. 

Przyszłość ośrodka nadal była niepewna. Wymagała ciężkiej pracy – ale 

teraz mogli dzielić się obowiązkami i wspólnie witać każdy nowy dzień. 

Na pewno będą musieli walczyć z wieloma problemami – jak Richard z 

Susie i John z Andreą. Kochali się jednak i Kate wierzyła, że dzięki temu, 

krok po kroku, zdołają osiągnąć to, co sobie zaplanowali. Nie wszystko 

naraz... 


Document Outline