background image

Alessandro Pronzato
Rozwa ania na piasku

„W drodze”

Pozna  1989

Moim wspania ym towarzyszom przygody

Od wydawcy

„Rozwa ania na piasku” powsta y pod wp ywem pielgrzymki Autora na Sahar , do
grobu brata Karola de Foucauld w Tamanrasset. Jest to cykl refleksji na tematy
dzi  bardzo aktualne: pustynia jako  ród o istnienia, kontemplacja jako dusza
dzia ania, milczenie jako gleba dla s owa, a tak e uwielbienie, bezinteresowno
i odrzucenie jako obszary dzia ania Bo ego. Jest to pój cie w poszukiwaniu
mistycznego sensu pustyni  ladem jej pokornego mieszka ca, brata Karola, który
pisa  niegdy : „Trzeba przej

 przez pustyni  i przebywa  na niej, by otrzyma

ask  Bo

. Tu mo na si  uwolni  od siebie, tu mo na odsun

 od siebie wszystko,

co nie jest Bogiem, tu si  opró nia ca kowicie ma y domek swej duszy, aby w nim
pozostawi  miejsce wy

cznie Bogu Samemu”.

cz c w asne do wiadczenia z odwo aniami do biblijnego Wyj cia, wydarzenia

pustyni piaszczystej i pustyni wewn trznej, prze ycia osobiste z pytaniami
szczególnie dzi  istotnymi dla chrze cija stwa, Autor proponuje czytelnikowi
ksi

atw  w odbiorze, a zarazem zobowi zuj

, która czasem jest

przypomnieniem, czasem jest przypomnieniem, czasem wyznaniem, zach

, pociech ,

przewodnikiem i rachunkiem sumienia.
Alessandro Pronzato, kap an diecezjalny, dziennikarz, nauczyciel i od wielu lat
kierownik duchowy domu rekolekcyjnego Pineta di Sorenna w Lombardii, jest
autorem licznych ksi

ek z zakresu duchowo ci, w tym kilku wznawianych

wielokrotnie we W oszech i t umaczonych na j zyki obce. Dzi ki swym ró norodnym
zaanga owaniom zgromadzi  do wiadczenia duchowe, pozwalaj ce mu odpowiedzie  na
potrzeby wielu. Dowodem s  w

nie „Rozwa ania na piasku”. G

boka prostota

duchowa przeradza si  tu w przyjacielski, ciep y i przekonywuj cy dialog z kim ,
kto pragnie uczyni  ze swej pustyni Pustyni , na której spotyka si  Boga twarz
w twarz.

background image

Wst p

Pustynia: piasek sk aniaj cy do modlitwy

Stronice te zrodzi y si  na pustyni. Mog  jednak zapewni ,  e nie narodzi y si
jako ksi

ka.

Wracaj c z Sahary nie mia em przy sobie nawet jednej notatki. Zawsze te

wiadcza em tym, którzy zach cali mnie do pisania na temat pustyni,  e nie

zrobi  tego, poniewa  mia em wra enie, i  pustynia staje si  tematem zanadto
zu ytym.
Chcia em, by ta niezwyk a podró  znalaz a si  wy

cznie w poufnym notatniku

najg

bszych do wiadcze . Co najwy ej czerpa em z archiwum pami ci, by prze

powtórnie niektóre epizody z towarzyszami tej przygody.
Nieoczekiwanie po up ywie trzech lat moje przej cie przez pustyni  zacz

o

ujawnia  si  w refleksjach, intuicyjnych odczuciach, w obrazach coraz to
bardziej przynaglaj cych.
Przede wszystkim odczu em gwa town  potrzeb  przekazania innym tego, co tam
odkry em, ale dopiero po oczyszczeniu, po przefiltrowaniu wszystkiego przez
szeroki kontakt z rzeczywisto ci .
Poza tym moja obecno

 w o rodku  ycia wewn trznego, gdzie mam szcz

cie spotka

bardzo wiele osób, które odczuwaj  potrzeb  „pustyni”, ale s  zmuszone liczy
si  z nieub aganym asfaltem miejskim, pozwoli a mi zweryfikowa  autentyczno
tego do wiadczenia. Zweryfikowa  mo liwo ci przeniesienia go daleko od wydm
piaskowych, tysi ce kilometrów od Sahary, w og uszaj cy zgie k miast, w wir
naszego codziennego zabiegania.
A wi c pustynia - nie jako miejsce geograficzne - ale jako konieczny punkt
odniesienia dla zdezorientowanego  ycia, któremu zagra a rozpad, zag ada,
którego ja owy niepokój pozbawia tre ci.
Pustynia to wielki temat ukazuj cy nieomal naocznie, jaka powinna by
egzystencja, by mo na by o odnale

 jedno

, jaka winna by  droga, by nie

spowodowa a  mierci z pragnienia.
Gdy cz owiek zrozumie t  lekcj  pustyni, zaczyna zdawa  sobie spraw ,  e mo na
by  pustelnikiem, koczownikiem równie  bez pustyni.
Dlatego nie szukam ju  pustyni na mapie.
Bezkresna Sahara (jej nazwa pochodzi od czasownika sahira, który oznacza:
by  koloru p owego, rdzawego) przygarnia mnie w jakim  k cie domu, nawet na
autostradzie, na placu, na zat oczonej ulicy, ilekro  postanawiam wyrwa  si  z
niewoli tego, co przypadkowe, iluzoryczne, z szanta u konieczno ci, z
uwarunkowa  pozorów, z totalitaryzmu czynno ci, z dyktatury zewn trzno ci.
Pustynia nie jest ju  rzeczywisto ci  zbudowan  z piasku, ale przestrzeni

yciow , w której „oddycha si  Duchem”.

W ksi

ce tej - rzecz jasna - cz sto mowa b dzie o pustyni.

Trzeba jednak pami ta ,  e nie istnieje tylko jedna pustynia. Istniej
niesko czone pustynie i niesko czone oblicza tej samej pustyni.
Pustynia jest miejscem przera liwym, ja owym, suchym, gdzie wszystko mówi o

mierci. I jest równocze nie miejscem odpoczynku, s odyczy,  ycia.

Intymno

 i wrogo

. Udr ka i szcz

liwo

.  zy i ol nienie. Szcz

cie i

do wiadczenie.
Ziemia b ogos awie stwa i ziemia przekle stwa.
„Tremendum et fascinans”.
Pustynia jest twarda, bezlitosna.
Mo esz na niej zgin

 z pragnienia. Ale ryzykujesz równie

mier  topielca,

je eli przypadkiem zacznie pada .
Przyroda tutaj sk ada si  ze skrajno ci. Nieprawdopodobna  yzno

 i okrutna

ja owo

.

Mo esz ca ymi latami oczekiwa  na kropl  deszczu i gdy nagle nadchodzi potop,
„wadi” (suche 

yska rzek) w zastraszaj cy sposób zmieniaj  wszystko.

background image

Spotykasz oazy pe ne tryumfu zieleni i  ycia, i tu  tu  - zapuszczasz si  w
opustosza e obszary, gdzie wydaje ci si ,  e jeste  skazany na szale stwo.
Pustynia mo e by  grobem i ko ysk . Miejscem zatracenia i wyzwolenia.   mierci
i zmartwychwstaniem. Wyja owionym terenem i ogrodem. Przedsionkiem piek a i
odbiciem nieba.
Rozumiesz wi c teraz, dlaczego w j zyku arabskim istnieje oko o czterystu
okre le , które mog  posiada  znaczenie przeciwstawne albo dwojakie. Na przyk ad
to samo s owo mo e oznacza  daleko

 i blisko

, to co odkryte i to co

zas oni te.
Tak wi c na pustyni znajdujesz Boga obecnego-nieobecnego, bliskiego-dalekiego,
widzialnego-niewidzialnego, jawnego-ukrytego. Boga najczulszych spotka  i Boga,
który do wiadcza ci  ukrzy owuj

 samotno ci . Boga, który pociesza i Boga,

który ci  dr czy. Boga uzdrawiaj cego i torturuj cego. Boga, który przemawia do
ciebie i który nie udziela ci odpowiedzi.
Do pustyni mo na odnie

 równie  to, co Nicolao di Flue mówi  o modlitwie: „Bóg

mo e sprawi ,  e modlitwa jest tak mi

 dla cz owieka, i  idzie on na ni  jak na

ta ce. A mo e sprawi ,  e b dzie dla niego walk ”.
Taniec i walka równocze nie.
Ta w

nie dwoisto

 pustyni pozwala zdefiniowa  to do wiadczenie, doprowadzane

 do ko ca, jako spraw  nadzwyczaj „powa

”.

Mog  o wiadczy  z ca ym spokojem,  e nie mia em  adnych romantycznych wizji
pustyni.
Nie by a ona dla mnie ucieczk  od rzeczywisto ci ani rodzajem oazy intymno ci,
schronieniem w indywidualizm czy powrotem do prywatno ci.  Przeciwnie, sta a si
dla mnie szko

wiadomo ci, odpowiedzialno ci, wspólnoty.

I jeszcze jedna obserwacja. Spostrzegam,  e rozwa aj c to do wiadczenie, wiele
stron pozostawi em poza ksi

. Nie chcia em, by by a ona zbyt obszerna, ale by

sta a si  rodzajem kieszonkowego, dyskretnego przewodnika.  Wiele spraw
pozostaje jeszcze do powiedzenia. Przede wszystkim o pustyni, jak  stara em si
sobie stworzy  w ród asfaltu po powrocie z Sahary.
My

 wi c, by podj

 ten temat w dwóch dalszych seriach refleksji:

„Rozwa ania na kraw dzi studni” i „Rozwa ania na asfalcie”.

yczy bym sobie naturalnie, by przy

czy  w drodze, poza tymi trzema, którzy

towarzyszyli mi na Saharze, wielu jeszcze przyjació .
Mog  zapewni ,  e si  nie rozczaruj .
Pustynia bowiem nie rozczarowuje. Szczególnie je eli j  zaakceptujesz w jej
podwójnej rzeczywisto ci:  mierci i  ycia, nieobecno ci i obecno ci.
I nie rozczarowuje Ten, który wzywa ci  na pustyni , by  móg  zawo

: „O beata

solitudo!” - O b ogos awiona samotno ci! - i który nie pozwala, by  by  samotny.
Niektórzy twierdz ,  e do wiadczenie pustyni jest „propedeutyk  Spotkania”.
Rzeczywi cie, urok tej przygody jest urokiem Obecno ci.
Pustynia jest miejscem wyj cia.
Nie jest stworzona po to, by w niej zamieszka , by tam si  zadomowi .
Przechodzi si  przez pustyni , by pój

 dalej.

Cz owiek ryzykuje podj cie tej drogi, gdy  Duch  wi ty popycha go ku Ziemi
obiecanej temu, kto gotowy jest mie  w ustach piasek przez czterdzie ci lat, nie
zapominaj c,  e jest wezwany na  wi to.
„Nie zabraknie nigdy bezkresnej przestrzeni dla tego, który biegnie do Pana”
(Grzegorz z Nyssy).

background image

Pineta di Sorenna

26 stycznia 1981

Pustynia otwiera si  jedynie przed tym, kto rezygnuje z jej
zdobycia.

Pierwszym s owem, które us ysza em u progu pustyni by o: „Attendez!” - Czekaj!
Od razu poj

em,  e musz  zdj

 nog  z peda u gazu.

Nie ma sensu  pieszy  si , protestowa , krzycze ,  e je eli przyjdziesz za
pó no, nie znajdziesz miejsca do spania w oazie.
- Attendez!

Musisz poczeka . Paszport mo e zostanie ci zwrócony za dziesi

 sekund lub za

dwie godziny, za pó  dnia czy nawet dopiero jutro.
A je eli jest pi tek,  wi ty dzie  muzu manów - jeste  zmuszony podporz dkowa
twoje plany wymogom religijnym innych.
- Attendez!

Setki razy s ysze  b

 jeszcze to s owo. Na placówkach policji. W hotelach.

Nawet u pasterzy wielb

dów, których pyta em o informacj .

Najpilniejsz  spraw  na pustyni jest... oczekiwanie.
Nic nie za atwia si  tu natychmiast. Nic nie przychodzi na czas. Mam tu na my li
czas przez ciebie okre lony.
Jedynie co masz do dyspozycji - to mo liwo

 oczekiwania.

Zostaniesz przyj ty przez pustyni , je eli nie potrafisz czeka .
Zdj

em z r ki zegarek. Dla kogo  jak ja, udr czonego mentalno ci  zachodni ,

sta by si  narz dziem tortur.
Zdecydowa em,  e nie ma sensu przestrzeganie programów i planów wyprawy.
Pierwsz  praktyk  ascetyczn , jak  nak ada pustynia, jest oczyszczenie siebie z
po piechu, niepokoju, niecierpliwo ci, tyranii terminów.
Tutaj musisz koniecznie odrzuci  „kompleks kapitana statku”.
W trakcie oczekiwania czujesz si  ma y, nie znacz cy, skulony na jakim  sto ku,
gdy tymczasem nikt nie martwi si  o twe sprawy. Twoje nazwisko nic nikomu nie
mówi. Twoje pilne obowi zki nie maj  tu znaczenia. I zdajesz sobie spraw ,  e

wiat idzie naprzód nawet bez twego mozolnego po piechu.

Twój niepokój tyle samo znaczy, co ich spokój, raczej nawet troch  mniej.
Mo esz co  uzyska  nie tyle wal c pi

ciami czy depcz c po nogach, ale okazuj c

to, co w tych stronach ma ogromn  warto

: umiej tno

 wyczekiwania.

Na pustyni wkraczasz w inny wymiar czasu, gdzie na miejscu wskazówek zegara
znajduj  si  cierpliwo

 i kamienny spokój.

Twój organizm musi przystosowa  si  nie tyle do innego rozk adu czasu, ile do
innego rytmu, wr cz do innego sensu  ycia.
Je eli si  nie przystosujesz - czeka ci  wyczerpanie nerwowe. Je eli natomiast
uda ci si  w

czy  do tego nowego wymiaru, znajdziesz w sobie nieoczekiwany

spokój, poczucie wolno ci nigdy przedtem nie do wiadczane, zadziwiaj
umiej tno

 zdumiewania si .

Pustynia nie lubi ludzi, którzy podchodz  do niej gwa townie, narzucaj c w asne
terminy i naginaj c j  do w asnych programów. Szybko m ci si  i ka e sobie drogo

aci  za zarozumia

.

Pustynia otwiera si  dla tych, którzy zzuwaj  sanda y po piechu i boso w druj
powoli, pozwalaj c, by piasek parzy  i g adzi  ich stopy.
Je eli rezygnujesz ze zdobycia pustyni, je eli nie czujesz si  jej panem, je eli
umiesz spokojnie oczekiwa  na co , co ci si  nale y - wówczas pustynia nie

dzie traktowa  ci  jako intruza i dopu ci ci  do swych tajemnic.

- Attendez!

background image

Musisz udowodni ,  e niepokój podyktowany my

 o osi gni ciu celu zast pi a

umiej tno

 czekania.

W przeciwnym razie nie otrzymasz wizy wjazdowej.
Gdy przestajesz nerwowo spogl da  na zegarek, zaczynasz co  dostrzega ...

Modlitwa jako forma czasownika „oczekiwa ”

Nauczy em si  równie  osobi cie odmienia  czasownik „oczekiwa ”.

wiczenie to jest bardzo trudne.

Rozpocz

em je ju  pierwszego dnia, w Beni Abbes.

Wyjazd nast pi  wcze nie rano. Bochenek chleba pod pach  (zdobyty w m cz cej
kolejce - w tych stronach  atwiej jest dosta  benzyn  ni  chleb), manierka z
wod . Trzech kwadransów potrzeba na dojazd do wydm Wielkiego Ergu.

atwo to powiedzie . Spróbujcie jednak wyobrazi  sobie dzie , sp dzony na górze

piachu, gdy smaga ci  wiatr, w s

cu. które niczym m ot mog cy og uszy  bizona

wali ci  w g ow  po ród naprzykrzaj cych si  much.
Bez ksi

ki, bez o ówka, bez kogokolwiek, z kim mo na by si  porozumie .

Mózg jeszcze bardziej pusty ni  zazwyczaj.
Co mam robi ? Nic. Czeka  i koniec.
Brat Ermete przed wyjazdem powtarza  mi nieustannie: modlitwa jest stanem
oczekiwania.
I trwa em tam jak kamie . Osch y, oboj tny.
Wystawiony na s

ce i wiatr.

Nie do wiadcza em niczego. Nic nie czu em, poza coraz bardziej nasilaj cymi si
md

ciami.

Mia em wra enie,  e oszalej .
Czas by  okrutnie powolny. Nie mija . Co wi cej, wydawa o si ,  e przyklei  si
do mnie,  e mnie mia

y z zamiarem zadr czenia.

Podejrzenie,  e wszystko jest pomy

.

Czy warto by o zrobi  sze

 tysi cy kilometrów, by znale

 si  w tym stanie

rozpaczliwego ubóstwa, og upienia, bezw adu?
Modlitwa wydawa a mi si  niemo liwa. A je eli to jednak by o modlitw , to
modlitw  skamienia

.

Po co dalej traci  czas?

Trwa em jednak z uporem, jakby chodzi o o zak ad. Trudno przyzna  si  przed
wszystkimi do fiaska, stwierdzi ,  e to by a kolosalna pomy ka.
Potem, dzie  po dniu, zacz

em odczuwa ,  e ogarnia mnie pewien spokój, zacz

em

do wiadcza  dziwnej ciszy.
Nie, nie mia em wizji daj cych pewno

. Nie odczuwa em pociechy. Nadal

pozostawa  niepokoj cy l k,  e nic tu nie wykombinuj .
A jednak zdawa em sobie spraw ,  e co  si  dzia o. Nie potrafi bym powiedzie
dok adnie, co. Pewnych zjawisk nie da si  opisa , a nawet wyt umaczy .
By o to jednak co  wi cej ni  tylko wra enie. By a to pewno

,  e w moim wn trzu

powsta a równowaga. Drog  torowa  sobie odmienny sposób widzenia rzeczywisto ci.
Nie by em ju  tym, co poprzednio, chocia  na zewn trz nic nie mo na by o
dostrze . Chocia  nie odczuwa em te

adnej satysfakcji.

Ta modlitwa niemocy mia a mo e na celu doprowadzenie mnie, pozbawionego
wszelkiej pomocy, gotowego jedynie do udost pnienia sobie nieznanej sile - do
kra cowego punktu mej s abo ci.
Trzeba wypala  si  w oczekiwaniu. Trzeba nie tylko wyeliminowa  obron , ale
zniszczy  równie  warty i wie e obserwacyjne.

background image

Zaiste bowiem si a, która wyzwala si  z modlitwy niemocy, ujawnia si  wówczas
dopiero, gdy nie ma innych si  w akcji, a przede wszystkim gdy wyeliminuje si
ch

 kontroli nad tym, co si  dokonuje.

Dopiero wówczas, gdy nie masz ju  nawet ch ci, by spyta  siebie, co w

ciwie

kombinujesz, mo esz by  pewien,  e wewn trz ciebie Kto  dokonuje decyduj cych
operacji. I by  mo e najtrudniejsze do pokonania s  w

nie nasze pretensje, by

móc zmierzy  dzia anie Ducha.
Trzeba przesta  zastanawia  si  nad tym, do jakiego punktu si  dosz o.
Skulony na czerwonawej wydmie piaskowej - nie martwi em si  ju  wi cej o to,
dok d doszed em. By oby nawet  mieszne zamartwia  si  tym. Trwa em tam
niezmiennie nieruchomo.
Wa ne by o, by czeka  na Kogo , kto nadchodzi z daleka. By odda  Mu ca y swój
czas.
Oczekiwanie nie jest czym  pustym. Oznacza skierowanie si  ku czemu .  Jest to
postawa dynamiczna, której nie charakteryzuje ani oboj tno

, ani zach anno

,

ale mi

...

Przeczyta em z ksi gi rodzaju w t umaczeniu A. Chouraqui epizod z Noem i
powracaj cej do arki go

bicy wys anej na zwiady - znak ewidentny,  e woda

jeszcze nie ust pi a na ziemi. „Przeczekawszy jeszcze siedem dni znów wypu ci
go

bic ” - czytamy w naszych t umaczeniach. Chouraqui t umaczy zadziwiaj co:

„Il espere encore sept autres jours” (8,10). Ma nadziej  jeszcze na dalszych
siedem dni.
Zatem oczekiwa  to mie  nadziej .
Oczekiwanie mierzy wielko

 naszej nadziei.

Jedynie wówczas potrafi  d ugo oczekiwa  w modlitwie, nie ulegaj c zniech ceniu
czy rozczarowaniu, gdy spodziewam si  czego  wa nego. Gdy spodziewam si  Kogo .
Nie porzucaj swego zydla, nie dezerteruj z twej góry piachu. Wytrzymaj jak
najd

ej. Zno  upa  zewn trzny i ch ód wewn trzny, trud bezczynno ci i gorycz

wywo an  brakiem jakiegokolwiek rezultatu, który móg by  zapisa  na twoim
koncie.
Nie pytaj siebie, co w

ciwie tu robisz. Nie jest wa ne, co ty robisz.

Zdaj sobie spraw ,  e twoja najbardziej niezwyk a czynno

 - to pozwoli

przemija  czasowi, który jakby nigdy nie up ywa , gdy si  modlisz. Tak.  Zmu  go
do „przemijania” w nadziei. Tam jest jego prawdziwe miejsce.
Równie  czas musi bra  udzia  w „wyj ciu”.
Trzeba przechodzi  z niewolnictwa po piechu i monotonii do Ziemi Obiecanej
nadziei.
Oto cel modlitwy. Opró ni  czas z nadmiaru spraw, z przesadnej ruchliwo ci, z
sza u skuteczno ci, z manii czynu, z niecierpliwo ci - i wype ni  go
oczekiwaniem.

Niebezpiecze stwo! Modlitwa

Gdy po raz pierwszy zauwa

em ten napis, szybko go sfotografowa em. To dziwne

ostrze enie przed niebezpiecze stwem, napisane w j zyku francuskim i arabskim
brzmia o: „danger! sable” (Niebezpiecze stwo! piasek).
Piach le

 pos usznie po obu stronach traktu. P aski obszar, niczym spokojne

morze wstrz sane jedynie lekkimi dreszczami. Tu i tam wydmy, znajduj ce si  w
nale ytej odleg

ci, jako element dekoracyjny tego specyficznego pejza u.

Zebra o mi si  nawet na  artobliwe uwagi pod adresem moich towarzyszy przygody.
wyobra cie sobie wiadomo

 w gazetach: „Nieszcz

liwy wypadek na saharyjskim

trakcie. Kilka ziarenek piasku uderza w samochód i przewraca go...”
A by  to powód do  artów. Przyzwyczajony do górskich dróg, do napisów
ostrzegaj cych przed lawinami czy przed osuwaniem si  kamieni, nie potrafi em
sobie wyobrazi  „niebezpiecze stwa piaskowego”.
Odechcia o mi si

artów na tych dwustu siedemdziesi ciu kilometrach mi dzy

Ghardaia i El Golea.

background image

owiane, przyt aczaj ce niebo o s

cu, które nagle zosta o przy mione, nie

lun

o na nas deszczem, tak jak tego spodziewali my si  i pragn li.

Pierwszy silny powiew wiatru uderzy  w auto z nag

 furi . Nie wiem, jak uda o

mu si  pozosta  na trakcie.
Podmuchy stawa y si  coraz natarczywsze, gwa towniejsze, i zarzuca y nas
zabójczymi masami piasku. Wydawa o si ,  e o szyby uderza grad.
Przywar em ze wszystkich si  do kierownicy, aby w jaki  sposób zapanowa  nad

oszcz

 si  maszyn , któr  zarzuca o to tu, to tam, niczym jak

 kartk

papieru, i która stawa a w poprzek w najbardziej nieoczekiwanych pozycjach.
Wydawa o si ,  e cz owiek p dzi na 

wach. Przed oczyma czarny, nieprzenikniony

mur. Po obu stronach dwie ciemne  ciany. Orientacja niemo liwa. W porównaniu z

 sytuacj  najg stsza mg a nad dolin  Padu wydawa a si  zabawk .

To nie by  ju  strach. Byli my dos ownie sterroryzowani. Nie my leli my ju  o
wiadomo ciach w gazetach. ka dy w duchu wzywa  swych  wi tych od nieustaj cej
pomocy.
Trudno ustali , czy bardziej przera

o rozdzieraj ce wycie wiatru, czy czarny

tuman, czy te  bezlitosne uderzenia piasku o szyb .
Zatrzymanie si  by o niemo liwe. Grozi o zmia

eniem przez ci

arówk  (w tym

rejonie istniej  szyby naftowe) lub zasypaniem w druj

 wydm  piaskow .

Trzeba by o po ród tej apokalipsy posuwa  si  naprzód, na o lep, i znosi

ciek y atak oszala ej nawa nicy piaskowej.

Mia o si  wra enie,  e pustynia wypluwa na intruza ca

 sw  w ciek

,  e

policzkuje ci  za zniewag ,  e ka e ci p aci  za zuchwa

,  e u wiadamia ci,

 nie ujdziesz st d z  yciem.

Pustynia ukaza a si  nam w swym najbardziej przera aj cym aspekcie.
Trwa o to ca ymi godzinami.
Gdy wreszcie furia cichnie, zatrzymujesz si . Nogi ci dr

. Patrzysz woko o z

uczuciem przera enia.
Wszystko si  zmieni o. Wydmy znajduj  si  tam, gdzie ich by  nie powinno.
Te poprzednie s  sp aszczone, bezkszta tne lub w ogóle nie istniej .
Nic nie wygl da tak jak poprzednio. Mo na by powiedzie ,  e nawa nica
przeprowadzi a korekt  mapy. Straci

 orientacj . Droga zawalona jest górami

piachu. Trzeba wytyczy  now  drog .
By o to przera aj ce do wiadczenie.
Równie  i tutaj pustynia s

y jako „ilustracja”.

Ilustracja niebezpiecze stwa modlitwy.
Wydaje ci si ,  e przejdziesz spokojnie „poprzez”...  e modlitwa, która ci
towarzyszy, wyznaczy ci drog .  e istniej  dobroczynne przystanki.  Mo liwo
podziwiania uspokajaj cego, duchowego pejza u. Programy  ci le okre lone. Jaka
wycieczka w rejony jeszcze nie odwiedzane, ale z dok adnymi punktami odniesienia
i z obozem-baz , który przyjmuje ci  po powrocie i pozwala odnale

 si  po ród

zwyk ych spraw.
Widocznie nie na serio przyj

 ostrze enie: „Niebezpiecze stwo!

Modlitwa”.
Gdy tylko opuszczasz spokojn  oaz , nieuchronnie wpadasz w nawa nic .
Modlitwa nie oszcz dza ci .
To nie ty przechodzisz przez jej  rodek. To modlitwa brutalnie przechodzi przez
twoj  drog , wstrz sa tob , powoduje,  e si  zataczasz, przesuwa ci .
Spostrzegasz,  e to ju  nie ty trzymasz w r ku kierownic . Twoje  ycie wydane
jest na dzia anie si y, której nie potrafisz si  oprze .
Modlitwa gmatwa twoje sprawy, przekre la twoje plany, niweczy spotkania,
uniemo liwia realizacj  uprzednich zamiarów, niszczy twój obóz-baz .
Modlitwa nim stanie si

wiat em, jest zam tem, si

 druzgoc

, g st

ciemno ci .
Nie mo esz si  odnale

. Zgubi

 zwyk e punkty odniesienia. Nie wiesz ju  nic.

(„Nie wiem ju , co wiem” - mawia

w. Jan od Krzy a.) Nic nie rozumiesz. Czujesz

si  dos ownie „zdezorientowany”. Mapy wyznaczone przez najbardziej miarodajnych
mistrzów duchowych okazuj  si  nieprzydatne.
Modlitwa przekre la twoj  poprzedni  wiedz . Kontestuje twoje do wiadczenie.

miesza ksi

ki, bez których nie umia

 si  oby .

background image

Zauwa asz,  e wszystko po takiej modlitwie ulega zmianie. Musisz zgodzi  si  z
tym,  e sytuacja si  odmieni a. Musisz zacz

 liczy  si  z rzeczywisto ci , z

któr  nie mia

 dot d do czynienia. Jeste  zmuszony odnale

 inn  równowag .

Gdy mija l k wywo any zagubieniem drogi - wpadasz w pop och, poniewa
stwierdzasz,  e znana ci droga jest nieprzejezdna.
Nie. Modlitwa nie wskazuje ci drogi.
Ona zmusza ci  do poszukiwa .
Dobrze b dzie, je eli ustawisz na widoku, w ró nych miejscach modlitwy, to
ostrze enie: „Niebezpiecze stwo! Modlitwa”.

Gdy drapie nik dostrzega zdobycz...

Przeczyta em na jakiej  kartce dziwne sformu owanie: „mu ni cie Ducha  wi tego”.
Na pustyni nie dane mi by o do wiadczy  tego w

nie „mu ni cia”.

Duch  wi ty ju  przed dwoma tysi cami lat mia  zwyczaj pojawia  si  nagle,
zapowiadany szumem, „jakby uderzeniem gwa townego wichru” (Dz 2,2).
Jeden z uczestników tej przygody, gdy dziki  wist huraganu rani  nasze uszy,
wyzna  niewinnie: „I pomy le ,  e gdy znajdowa em si  bezpieczny w celi,

ysz c, jak na zewn trz wy  wiatr, oddawa em si  poetyckim wyobra eniom...

Wmawia em sobie,  e jest to muzyka... Naprawd  dopatrywa em si  w tym muzycznej
frazy...”
Tymczasem gdy znajdujesz si  bezbronny po rodku nawa nicy, wiatr sugeruje ci
zgo a inne obrazy.
Do wiadczenia pustynne zmuszaj  ci  do skontrolowania w asnych opinii na temat
Ducha  wi tego.
Duch  wi ty nie muska ciebie, nie dokonuje efektownych przesuni

 na twoim

horyzoncie duchowym. Nie prowadzi  wicze  z pi knej kaligrafii w dzienniku twej
podró y.
Duch jest wichrem, ogniem, a nie jakim  ozdobnikiem. Jego dzia anie w  adnym
wypadku nie jest oboj tne. Przewraca, rozdziera, rozwiewa twoje starannie

one karteczki, gubi je gdzie  daleko. Twe notatki pozostawia w strz pach,

nie stawia na nich wykrzykników...
Gdy wieje wiatr, skóra ci cierpnie, masz ochot  krzycze , a nie wzdycha .
Stajemy si

wiadkami najbrutalniejszej ruiny, a nie estetycznych prze

.

Zapowiada si  prze om.
„G os si  rozlega: „Drog  dla Pana
przygotujcie na pustyni,
wyrównajcie na pustkowiu
go ciniec naszemu Bogu!
Niech si  podnios  wszystkie doliny,
a wszystkie góry i wzgórza obni

;

równin  niechaj si  stan  urwiska,
a strome zbocza nizin  g adk ”” (Iz 40,3-4).
Kto  kto ma zamiar modli  si , akceptuje ten radykalny kataklizm na ziemi, po
której si  porusza.
Kto  kto si  modli, nie odnajduje ju  w asnej pewno ci w znanych dobrze
formu kach, w skodyfikowanych zwyczajach, w mechanicznym powtarzaniu. Znajduje

 w g

bi w asnego bycia w Duchu.

Gdy Duch  wi ty wtargnie do naszego  ycia, nie respektuje niczego, zmienia
wszystko, przewraca ustalony porz dek, rozbija ukochane przez nas schematy.
Ca a bieda polega na tym,  e cz sto tracimy czas, by zatyka  szpary, poprzez
które ten orze wiaj cy wicher móg by si  przecisn

...

Nie. Nie potrafi  wyobrazi  sobie Ducha  wi tego dotykaj cego mu ni ciem mojej

owy.

Widz  go w postawie drapie nej - i musz  wyzna  - boj  si  tego.
Orze , gdy zauwa y  up, nie rozpo ciera skrzyde . Wprost przeciwnie, nabiera
kulistego kszta tu i spada jak kamie , maj c szpony skulone pod ogonem, zgodnie
z wymogami aerodynamiki.

background image

„Wpierw pikuje, potem atakuje w locie kosz cym. A wszystko dokonuje si , jakby w
ogóle nie mija  czas, jakby czas zosta  zniesiony. Orze  nie spada wprost na
zdobycz, spada w pewnej odleg

ci od niej. Jego spadanie dokonuje si  w

mgnieniu oka. Sk ada skrzyd a i p dzi w dó  ze  wistem, podobnym do  wistu kuli;
je li obraz ten zd

y dotrze  do oczu ofiary, nie dotrze ju  do jej mózgu, by

mog a poj

, co si  dzieje. Potem drapie nik jak b yskawica muskaj c ziemi

spada na zdobycz i porywa j ...”
A gdy podrywa si  ku górze, mocno trzyma ofiar  w pazurach.
Powracam te  my

 do klasycznego obrazu  w. Hieronima: „S ucha  S owa - to

wystawia

agle na wiatr Ducha, nie wiedz c, do jakich brzegów cz owiek dobije”.

Jedno jest pewne: wiatr ten nie ogranicza si  jedynie do muskania  agli.
Straszliwy jest jego p d. Je eli nie uczepi  si  por czy - znajd  si  w

binach morza.

„Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego s yszysz, lecz nie wiesz, sk d
pochodzi i dok d pod

a. Tak jest z ka dym, który narodzi  si  z Ducha” (J 3,8).

Gdy do akcji wkracza Duch-wicher gwa towny, nie masz nawet czasu zapyta  siebie,
co si  dzieje. Nie rozumiesz ju  nic.
Zdajesz sobie po prostu spraw ,  e co  si  wydarzy o, gdy  zostajesz si
wyrzucony...

Duch przeciera pustynne szlaki

Czu em si  wa ny.
Uda o mi si  - nie bez trudno ci - dotrze  do malutkiej oazy, która nie by a
nawet oznaczona na mapie. Wprost idealne miejsce na modlitw .
Zacz

em w drowa  po ród pogmatwanych zarysów czerwonych wydm Wielkiego Ergu.

Towarzyszy  temu ogromny wysi ek, niekiedy l k, b

dzenie, momenty zniech cenia,

a nawet pokusa zaniechania wszystkiego.
Teraz w drodze powrotnej pouczy em dwie francuskie dziewczyny, które te
pragn

y tam dotrze .

Ponad godzin  szczegó owych informacji.
Nie mog y zab

dzi . Wystarczy o pój

 po moich  ladach, by dotrze  do

niedost pnej oazy.
Czeka em na nie z pewn  niecierpliwo ci .
- By  to niewiarygodny wprost dzie  modlitwy. Cudowna sprawa. Dzi ki za
skierowanie nas w

nie tam... - zakomunikowa y mi z rado ci .

Ale okaza o si ,  e dotar y do oazy zupe nie inn  drog .

lady pozostawione przez moje stopy, zawia  nocny wiatr. Musia y wi c radzi

sobie same.
Znalaz y miejsce do kontemplacji jeszcze bardziej odpowiednie od mojego.
By o mi g upio.
Trudno jest pozby  si  ch ci górowania, kontrolowania innych, równie  w
modlitwie.
Nie brak nam tupetu, by naucza  bli niego, jak si  ma modli .
Chcieliby my, by wszyscy trzymali si  naszych schematów, by na ladowali nasze
drogi, nasze czasy i nasze postawy.
Na szcz

cie „podmuch Ducha” bierze na siebie zadanie zasypania  ladów.

Zaprasza ka dego do prze ycia przygody, do dokonania odkrycia, wynalazku.
Nie mo na nauczy  modlitwy.
Mo na jedynie ukaza  jej sens, urok, smak, zasygnalizowa  ryzyko, wskaza  na
mo liwo ci, zachowuj c przy tym maksymaln  dyskrecj .
Nikt nie mo e powiedzie  drugiemu: „Módl si  tak jak ja, a b dzie ci dobrze”.
Mo na jedynie o wiadczy : „Ja tam by em...” I doda  po cichu: „Warto próbowa ”.
Osobi cie ch tnie czytam ksi

ki na temat modlitwy. Napisane przez tych, którzy

cz sto przemierzaj  ten niezmierzony kontynent. Interesuj  mnie ró ne drogi.
Entuzjazmuj  si  nowymi odkryciami.

background image

 to jednak jedynie ksi

ki, z których nie robi

adnych notatek. Nie zda yby

si  na nic.
By upewni  si  o przydatno ci tych ksi

ek, wystarcza mi odczuwanie dziwnej

niecierpliwo ci, ch ci popróbowania.
Zdaj  sobie spraw ,  e aby zaspokoi  g ód, nie wystarcza przeczytanie spisu
potraw na karcie.
Wiem te ,  e gdy tylko rozpoczn  w drówk , Kto  we mie na siebie trud ukazania
mi drogi, nie zapisanej w  adnej ksi

ce.

Tak. Coraz bardziej przekonuj  si  o tym,  e ksi

ki,  e mistrzowie nie mog

nauczy  modlitwy. Mog  poinformowa ,  e istnieje oaza, gdzie wody jest pod
dostatkiem. Ale oaza ta staje si  nieosi galna, je eli postanawiasz i

 po

ladach innych.

Zgadzam si  z alpinistami, którzy pokonuj c  cian  wyci gaj  za sob  wszystkie
haki, aby uniemo liwi  innym wykorzystanie ich trudu.
To nie jest egoizm. To jest szacunek dla twórczych mo liwo ci innych.
Równie  w modlitwie powinno by  tak.
Wystarcza wiedzie ,  e kto  tam dociera... I  e powraca odmienny.
Jedynie wówczas, gdy cz owiek nie ro ci sobie pretensji do u atwiania drogi
innym, umo liwia im dokonanie odkry .
Tylko wówczas, gdy usuwamy si  w cie  sami, do akcji wkracza Duch.

Nie izolacja - ale wspó uczestnictwo

Przed wyjazdem zdawa em sobie spraw , w przybli eniu przynajmniej, z ryzyka.
Wzi

em pod uwag  równie  korzy ci. W ród tych ostatnich by a jedna, nie

wyznana, któr  móg bym okre li  nast puj co: „Wreszcie przez kilka tygodni nikt
nie b dzie mi si  pl ta  pod nogami...”
Z pewno ci  nie by a to my l szlachetna, nawet nie usprawiedliwia y jej
mordercze obowi zki ostatniego okresu, które doprowadzi y mnie do granic
wytrzyma

ci.

Pustynia ju  od pierwszego z ni  kontaktu postara a si  o to, bym zmieni  zdanie
i bym u wiadomi  sobie zasadnicz  ró nic  istniej

 pomi dzy samotno ci  a

izolacj .
Sta o si  to po straszliwej burzy, w czasie której znów rozszala  si  „simoun”.
Po w skiej wst dze traktu naciera a na mnie ogromna chmura piachu, która
znajdowa a si  tam, gdzie by  nie powinna. Wydawa o mi si ,  e z lewej strony
powinno mi si  uda  przejecha . Nacisn

em na gaz, by przedrze  si  przez

pozornie cienk  warstw  piasku.
Gdy ju  wydawa o si ,  e pokona em przeszkod , rozw cieczone ko a zacz

y si

lizga , a auto, zrobiwszy mro

cy krew w 

ach piruet, zary o w sam  rodek

wydmy.
Zabrali my si  do odkopywania pojazdu. Podobni byli my do czterech kretów. Co
jaki  czas wynurzali my si , maj c twarze oblepione piachem i olejem, by
odetchn

 troch  i otrze  sobie pot.

Co najmniej dziesi

 razy próbowa em uruchomi  wóz. Na pró no. Maszyna nie

chcia a mnie s ucha . Trzeba by o znów zabiera  si  do odkopywania.
W pewnym momencie zrozpaczony zawo

em: „Czy to mo liwe,  eby nikt nie

przeje

 t  nieszcz sn  drog ?”

Musia em przyzna  w g

bi duszy,  e urzeczywistnia o si  w

nie pragnienie z

okresu wyjazdu, by nikt mi si  nie pl ta  pod nogami.
Pustynia od razu zmusi a mnie do wyrzeczenia si  tej niecnej my li.
Musia em przyzna ,  e równie  na pustyni cz owiek potrzebuje innych ludzi,  e
nie mo na oby  si  bez bli nich.
Gdy ju  pogodzili my si  z my

,  e trzeba b dzie czeka  - mo e nawet kilka dni

- na przyjazd p ugu piaskowego (b

cego saharyjskim odpowiednikiem p ugu

nie nego), nadjecha a z cha asem wielka ci

arówka.  Zesz o z niej kilku

robotników, którzy zd

ali do jednego z szybów naftowych. Zjawili si  równie ,

nie wiadomo sk d, dwaj pasterze.

background image

Nie zapomn  nigdy tej sceny: peugeot zosta  przez tych ludzi uniesiony w gór  i
przeniesiony na odleg

 wielu metrów, gdy tymczasem dromadery ciekawie

obserwowa y niezwyk e widowisko.
Gdy operacja dobieg a ko ca, zacz

em wyci ga  z kieszeni portfel. Ludzie

zareagowali gwa townie, jak gdyby ujrzeli co  bezwstydnego i zakryli sobie r
oczy.
Nie zna em jeszcze wówczas prawa pustyni, które jest prawem solidarno ci.
Dzisiaj ty potrzebujesz pomocy, jutro ja mog  znale

 si  w biedzie i ty mi

pomo esz wydosta  si  z tarapatów. A pieni dze nie powinny kala  tych prostych
stosunków mi dzyludzkich.
Gdy ruszyli my, przez ponad godzin  w aucie panowa o milczenie.
Stara em si  rozwik

 k

bek pogmatwanych my li. Mia em wra enie,  e to ja - a

nie auto - zary em si  w wydm . Teraz dopiero, dzi ki opatrzno ciowemu zbiegowi
okoliczno ci, zacz

em korygowa  swe poj cia.

Tak, samotno

 jest s usznym wymogiem.

Izolacja natomiast oznacza egoistyczn  ucieczk .
Dzi ki samotno ci znajdujesz si  w 

czno ci z lud mi.

Izolacja jest zamkni ciem si , odrzuceniem 

czno ci.

Mnisi id  na pustyni  nie dlatego, by odseparowa  si  od bli nich, ale by

czy  si  z Bogiem.

Stara formu a zachowuje sw  wa no

: solidarny samotnik.

Brat Daniel Ange wymy li  znacz ce okre lenie: „Samotno

 oddziela od innych, by

cz owiek móg  si  sta  bratem ka dego”.
Izaak Syryjski nie przestawa  napomina  pustelników, by byli uwra liwieni na
krzyk cierpi cych. I nie waha  si  twierdzi ,  e „wielkie s owo samotno

zostaje znies awione, sprofanowane zlekcewa eniem nieszcz

cia bli niego.

Opowiada si ,  e pewien stary mnich, po wielu latach zupe nej samotno ci,
zdecydowa  si  uda  do miasta, by b aga  ksi cia o  ask  uwolnienia opryszków,
którzy spl drowali jego pustelni .
A inny samotnik, gdy uda  si  na targ, by sprzeda  owoce pracy swych r k,
natkn

 si  na cudzoziemca powa nie chorego i opuszczonego przez wszystkich.

Wynaj

 dla niego pokój i przez cztery miesi ce opiekowa  si  nim. Dopiero gdy

chory wyzdrowia , samotnik powróci  do swej groty.
Pustelnicy odkryli,  e jedynym sposobem rzeczywistej obecno ci w  wiecie jest
trwanie w Bogu.
Dzi ki temu mnisi s  rzeczywi cie oczyma Ko cio a. I jego sercem.
„Mo na by s dzi ,  e zakonnicy z powodu klauzury s  oddzieleni od  wiata,  e s
poza Ko cio em. W rzeczywisto ci znajduj  si  w centrum Ko cio a” (Pawe  VI).
Samotnik nie odseparowuje si , nie jest kim , kto postanowi

 osobno.  Jest

natomiast wspó uczestnikiem. Albo lepiej: jest cz owiekiem, który  yje w
odosobnieniu, by lepiej wspó uczestniczy .
Ewagriusz pozostawi  nam tak  definicj : „Mnich to cz owiek, który odseparowa
si  od wszystkiego, by by  z

czonym ze wszystkimi”.

Mnich ucieka od t umu, by sta  si  darem dla wielu.
Realizuje wezwanie Izajasza:
„Rozszerz przestrze  twego namiotu, rozci gnij p ótna twego mieszkania, nie
kr puj si , wyd

 twe sznury, wbij mocno twe paliki! Bo si  rozprzestrzenisz na

prawo i lewo...” (54,2-3).
Serafin z Sarowa by

wiadom tej „publicznej funkcji” kontemplacji:

„Posi

 Pokój Wewn trzny - a tysi ce dusz znajd  przy tobie Zbawienie”.

Wtóruje mu wspó czesna nam zakonnica: „Zapu cisz twe korzenie w milczeniu. I to
milczenie zwi

e ci  z bra mi w sposób o wiele silniejszy od s ów”.

Jedn  spraw  jest ucieczka od  wiata, od jego ducha (raczej od braku tego
ducha), od jego idoli, od jego mody. A zupe nie inn  spraw  jest ucieczka od
konfliktów, trosk i cierpie  ludzkich. W tym wypadku pustynia staje si  pewnego
rodzaju alibi, wymówk .
Thomas Merton przestrzega  przed niebezpiecze stwem szukania samotno ci jedynie
po to, by by  samym.
M. Carrouge powiedzia  o Karolu de Foucauld,  e jego klauzura stanowi a „barier
przed  wiatem, ale nie przed mi

ci ”.

background image

Cela mnisza musi by  wype niona po brzegi. Musi w niej znale

 miejsce

zdeformowana twarz dziecka, na której nikt nie z

 poca unku; lodowata

samotno

 starca, który w ha asie miasta skazany jest na milczenie; rozpacz

wdowy patrz cej na cia o m

a, przeszyte kulami przed bram  w asnego domu;

gwa towny kryzys narkomana; zal knione spojrzenie cz owieka zagro onego rakiem;
rozpadaj ce si  cia o tr dowatego; krzyk torturowanego...
Cela nie zape niona po brzegi obliczami cierpienia ludzkiego nie jest pusta.
Cz owiek si  w niej dusi.
Je eli serce samotnika nie jest wystarczaj co wielkie, by pomie ci  w sobie  zy
i krew  wiata, nie zdo a otworzy  si  te  dla Boga. B dzie sercem nieczu ym,
zbezczeszczonym.
Je eli spojrzenie mnicha nie wyra a wspó czucia na widok ludzkiej n dzy, mo na
by  pewnym,  e jego oczy nie kontempluj  Boga.
Bez wzgl du na to, jak ma a by aby cela, musi w niej si  znale

 miejsce na

spotkanie, musi si  sta  mo liwa powszechna koncelebra.
Najbardziej  cis a klauzura jest klauzur  najbardziej otwart  na cierpienia
braci.
Samotno

 jest wówczas prawdziwa, gdy jest „zamieszkana”.

Istnieje jeden tylko sposób, by „ludzie nie pl tali si  pod nogami”.
Wystarcza przesun

 ich do serca.

Prawdziwy zakonnik nie jest wy

cznie fanatykiem pokory i ukrycia. Jest równie

fanatykiem braterstwa.

Pustynia i nadzy ludzie

Tak na oko by o tego chyba ze 100 kg ró nych rzeczy. Czy starczy nam na miesi c?
Byli my spokojni, cho

adunek zmniejsza  si  w mgnieniu oka, a torby opró nia y

si .
Nie. Niczego nam nie zabrak o. Nie mieli my wprawdzie do wiadczenia, ale
przewidzieli my wszystko.
Nie przewidzieli my jedynie,  e wiele z tych „nieodzownych” rzeczy s

 b dzie

innym.
Wszystko si  przydawa o.  ywno

 i lekarstwa. Plastry i cukierki. Keksy i

strzykawki. Wszystko okazywa o si  przydatne. Ale nie dla nas.
Po kilku dniach ten kwintal zapasów prawie  e „wyparowa ”. Dzi ki temu nie
trzeba by o ju  zostawia  jednego z nas w charakterze stra nika, gdy
zatrzymywali my si  w jakiej  oazie. Teraz, gdy wszystko rozdali my,  aden
ch opak nie my la  ju  o dobraniu si  do baga y w aucie i mogli my spokojnie

drowa  po okolicy.

Zapomnieli my jedynie o papierosach. Nikt z naszej grupy nie pali .
Nie mogli my przewidzie ,  e w  rodku pustyni niektórzy pasterze, o cia ach
wysuszonych przez s

ce, ubrani w ci

kie opo cze, cierpliwie stan wszy przy

wielb

dach, cichym g osem zapytaj  nas b agalnie:

- Tabac?

Dzi  jeszcze prze laduje mnie jakie  uczucie winy, wywo ane spojrzeniem
niektórych beduinów, szczególnie m odych, gdy us yszeli nasz  negatywn
odpowied .
Pomijaj c te papierosy, do wiadczyli my pierwszego paradoksu pustyni:
poczucie bezpiecze stwa jest odwrotnie proporcjonalne do stanu posiadania.
Mo esz prze

, je li rado nie wyrzekniesz si  czego , co uznawa

 za

niezb dne. Zauwa asz,  e nie zbywa ci na niczym, je eli starasz si  dzieli  z
tymi, których napotykasz na twej drodze.
By  mo e jest to po prostu prawo  ycia.
Tego rzeczywi cie nie przewidzieli my,  e na pustyni przyjdzie nam powtórzy
podstawowe, elementarne, a cz sto zapomniane lekcje  ycia.

background image

W ka dym razie faktem jest,  e pustynia narzuca ci ubóstwo. Je eli nie zgodzisz
si  na to zubo enie, czujesz si  tam nie na miejscu, niechciany, czujesz si
go ciem niepo

danym, wprost  miesznym.

Racj  mia

w. Hieronim: „Nudos amat eremus”. Pustynia mi uje ludzi nagich.

Wymaga ogo ocenia.
Gdy pozb dziesz si  wszystkiego, gdy nie b dziesz posiada  ju  nic do dania,
zrozumiesz,  e osi gn

 dopiero pierwsz  faz  tego ogo ocenia.  Musisz posun

si  dalej. Musisz ogo oci  si  z siebie samego, z twej woli, z twych programów,
z w asnych punktów widzenia. Wówczas b dziesz móg  darowa  w asne  ycie. Zamiast
rzeczy ofiarujesz twoje jestestwo na pokarm.
Tak. „Nudos amat eremus”.
Nie wolno ci pomyli  „exodusu” z wycieczk .

„Nie takiego ograbienia pragn ...”

„A jednak jest to naród z upiony i ograbiony” (Iz 42,22).
Zawsze istnieje ryzyko,  e pozwolimy si  ograbi  w sposób niew

ciwy.

Wielu ludzi pozwoli o si  ograbi  nie z tego, co posiadali, ale z tego, czym
byli.
W zamian za w adz  pozwolili si  ograbi  z wolno ci i z sumienia.
W zamian za twarz pozwolili urwa  sobie g ow .
Ma si  wra enie,  e Bóg protestuje: „Nie takiego ograbienia pragn ”.
Widzi bowiem przed sob  jednostki objuczone rzeczami, ale okradzione z warto ci.
Cz sto takie ograbienie leczy si  innym ogo oceniem.
Na pustyni Bóg czeka na cz owieka, by go ogo oci .
Zrywa z niego niepotrzebne rzeczy i odsy a go ubogaconego w warto ci, o których
braku zainteresowany nawet nie wiedzia .
Cz owiek jednak musi wyrazi  zgod  na tak  zamian .
Jedynie wówczas, gdy zgodzi si  na odrzucenie wszystkiego, co rzeczywi cie go
zubo a, w ca kowitym ogo oceniu znajdzie Boga, który nie potrafi oprze  si
sercu czystemu i dwojgu pustych r k.

Bóg pomaga nie

 ci

ar, ale nie  mieci

„S ysz  j zyk nieznany:
„Uwolni em od brzemienia jego barki:
jego r ce porzuci y kosze”” (Ps 81,6-7).
Dot d interpretowa em ten „j zyk nieznany” w jednej tylko perspektywie:
kosze zawiera y moje nieszcz

cia, przeciwno ci, rzeczy nieprzyjemne.  Ci

ar -

wed ug mnie - wywo any by  tylko krzy em codziennym, który niekiedy wydawa  mi
si  nie do zniesienia.
Nie wymaga em, by Bóg uwolni  mnie od niego ca kowicie. Wystarcza o, by mi
pomaga  go nie

.

Na pustyni zda em sobie spraw ,  e taka interpretacja jest zbyt uproszczona.
W rzeczywisto ci do tego kosza napcha em mnóstwo rzeczy niepotrzebnych.  Jest
tak ci

ki, gdy  znalaz o si  w nim wiele obj to ciowych pakunków, które

upiera em si  wlec za sob .
Adam wyp dzony z Raju w druje i zbiera wszystko, na co natrafia.  udzi si ,  e
gromadz c marno

, zrekompensuje zasadniczg warto

, której si  pozbawi .

Nie zdaje sobie sprawy z tego,  e gromadzi niepotrzebne ci

ary.

udzenie trwa. Cz owiek zgubi  Kogo  i stara si  zaradzi  temu, gromadz c co .

Wierzy,  e wype ni pustk  istnienia mnogo ci  rzeczy.
Otó  w

nie. W modlitwie przychodzi do mnie Bóg i spogl da na mój kosz.  Chce

zrobi  „inwentur ” tych wszystkich  wiecide ek, które do niego wrzuci em.
Aby modli  si , trzeba podda  si  temu wst pnemu, k opotliwemu oszacowaniu dóbr
„nie nadaj cych si  do niesienia”.

background image

Bóg interesuje si  wpierw moimi  mieciami, a potem dopiero moimi darami.
Interesuje si  moimi niepotrzebnymi, g upimi rzeczami, aby je wyrzuci  daleko,
by mnie od nich uwolni .
Modlitwa staje si  w ten sposób operacj  ogo ocenia.
Cz owiek modlitwy nie jest cz owiekiem, który pragnie „mie ”. Jest sk onny
traci .
Bóg ukazuje mi nie to, czego mi brak, ale to, czego mam w nadmiarze.
Gdy modl  si , staj  si

wiadom tego, czego nie potrzebuj .

ce, nim stan  si  zdolne do otrzymywania, musz  wspó pracowa  z Bogiem w

opró nianiu koszyka. „Jego r ce porzuci y kosze”. I opró ni y je, by uczyni  je
„pojemnymi”.
Gdy rankiem opuszcza em Beni Abbes, by dotrze  w okolice wydm piaskowych,
mija em przera liwe cmentarzysko  elastwa, wraków ci

arówek, opon, ró nych

puszek, przedziurawionych i zgniecionych blaszanych pojemników. By  to nieomylny
przedsionek pustyni.
Brutalna „pami

” codzienna o tym wszystkim, co ju  nie jest przydatne, o tych

wszystkich rupieciach, które trzeba porzuci .
Zbyt cz sto w drujemy zgarbieni pod ci

arem rzeczy nieprzydatnych.

Kosz, z którym najtrudniej jest nam si  rozsta , to w

nie kosz wype niony po

brzegi rzeczami niepotrzebnymi i przyt aczaj cymi.
Mamy wrodzony kult rzeczy nieprzydatnych.
Dobrze b dzie rozwia  iluzje. W modlitwie cz owiek odnajduje siebie samego, to
jest u wiadamia sobie, jaki jest, za cen  wyzbycia si  tego, co posiada, tego co
czyni z niego niewolnika.
Je eli zabrniesz na pustyni  z koszem wype nionym, musisz prze

 napa

 Bo ego

Gwa townika, który pozbawi ci  twych zdobyczy.
„Pewien cz owiek schodzi  z Jerozolimy do Jerycha i wpad  w r ce zbójców.  Ci
nie tylko,  e go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pó
umar ego, odeszli” ( k 10,30).
Je eli niezupe nie „na wpó  umar y”, na pewno czujesz si  wytr cony z równowagi.
Potem z wolna zdajesz sobie spraw ,  e zaczynasz 

 pe ni

ycia, w

nie

dzi ki temu, co straci

. Ten pusty kosz staje si  twoim wielkim bogactwem.

A Gwa townik nie ucieka. Stoi przy tobie. Gotów jest odda  ci wszystko to, co
wzi

 od ciebie, ale przemienione. Zamiast ci

aru daje ci pe ni , zamiast

niewolnictwa - wolno

, zamiast po

dania - dar.

Teraz posiadam rzeczywi cie ten kosz, „oddany” mi jako dar. W

ciwie,

pierwotnie tego kosza nie posiada em. To on mnie posiada .

Ruchome góry

Mówi ,  e piasek jest „chorob  pustyni”. Dla mnie by  najwspanialszym odkryciem,
jakiego kiedykolwiek dokona em.
Nie przecz , piasek jest równie  chorob , z gwa townymi kryzysami.  Wystarczy
pomy le  o burzach, gdy rozszala e wiry py u i kolumny piachu wznosz  si  na
dziesi tki metrów. Chmury koloru brudnopomara czowego 

cz  si  i tworz

kurtyn , która w miar  jak si  przybli a, staje si  coraz ciemniejsza i coraz
bardziej przyt aczaj ca.
Beduini w ród szalonego ryku grzmotów biedz  si  nad umacnianiem ko ków
namiotów.
Zal knione zwierz ta staj  jak skamienia e. Beczenie i ryk wtóruj  grzmotom.
Nad obozowiskiem nagle opada czarna kurtyna. Zapanowuje ca kowita ciemno

,

nawet w samo po udnie. Podmuchy wichru rozdzieraj  zas ony.
Te burze wesz y ju  do legendy Sahary. Opowiada si  nie tylko o stadach
zwierz t, ale o ca ych oddzia ach wojska zasypanych przez piasek.
W czasie tych burz zawsze kilka studzien ulega zasypaniu, a niektóre trakty
przestaj  istnie .
Gdy burza ustaje, ukazuje si  zadziwiaj cy widok.
Pustynia staje si  przedziwnym morzem piasku o falistych zakolach („ripple”).
Przygod  saharyjsk  mo na wyrazi  terminami marynarskimi.  Nieprzypadkowo

background image

wielb

dy nazywa si  „okr tami pustyni”. A kto , kto w druje z jednej oazy do

drugiej, ma wra enie,  e podnosi kotwic  z zacisznego portu i wezwawszy pomocy
Boga udaje si  w niebezpieczny rejs.
Wydmy zaskakuj  ci  swym kolorytem. Istniej  wydmy bielusie kie, szare, ró owe,
fioletowe, niebieskawe, czerwone...
Zadziwiaj  ci  swym kszta tem, swymi w

owymi wygi ciami, eleganckimi

parabolami, regularnymi formami»geometrycznymi, harmonijnymi liniami.
Niewiarygodnym wprost nast powaniem po sobie grzyw i wkl

ci, stromych  cian

i lekkich zboczy, zawrotnych pochy

ci i  agodnych stoków.

Wielki Erg Zachodni upodabnia si  do ksi

ycowego krajobrazu.

Szczególnie rano i wieczorem cienie nadaj  mu tonacj , wprowadzaj

 w zachwyt

ka dego artyst .
Wydmy mog  wydawa  si  komu , kto po raz pierwszy si  z nimi styka, po prostu
zwa ami piasku, podobnymi do tych, jakie tworzy sól czy w giel.
Ale to nieprawda. Wydmy maj  swoj  histori , swoje  ycie, swój ruch.
Badanie ich intryguje fachowca (...) i entuzjazmuje dyletanta.
Wydmy s  owocem wspó pracy dwóch pot

nych sprzymierze ców: czasu i wiatru.

Wiatr wyrywa z dna osuszonych jezior ziarnka piasku i miota nimi niczym
pociskami w ska y piaskowca, które poddane temu d ugotrwa emu bombardowaniu,
bezlitosnemu  omotaniu, powoli si  rozsypuj .
Ten proces rozpadu, roztarcia, oczyszczenia trwa wieki ca e.
A jego rezultatem jest ten mia ki, ruchliwy piasek, który zach ca do zdj cia
obuwia.
Nie wszystkie wydmy s  identyczne. Istniej  „barcane” w kszta cie pó ksi

yca.

Nast pnie „sif” czyli wydmy przypominaj ce szpad . Potem te o rybiej  usce
(„akle”) i jeszcze formacje gwia dziste („rhourds”). W ko cu najs ynniejsze:
„draha”, które mog  osi gn

 nawet trzysta metrów wysoko ci.

Wydmy po eraj  wszystko: skór , kamienie, drewno,  elazo, skorupy.  Poch aniaj
wszystko, na co natrafiaj . Maj  straszny 

dek. Wszystko trawi , przerabiaj ,

przemieniaj  w piasek.
Wydmy rodz  si , wzrastaj  powoli, asymiluj  napotkane rzeczy, nawet wydaj
odg osy.
Tak. Istnieje g os wydm.
Czasem nocami, gdy cichnie wiatr i powraca spokój, daje si  s ysze  jaki
uporczywy szmer, nieustanne skrzypienie.
Wed ug legend beduinów jest to d wi k dzwonów klasztoru, zasypanego przez
piasek.
W rzeczywisto ci ten chrz st to odg os selekcji dokonuj cej si  wewn trz wydmy.
To wydma porz dkuje si  sama. Selekcjonuje ró nej wielko ci ziarenka.
Najtwardsze pozostaj  na powierzchni, inne, mniej wytrzyma e i l ejsze
przesypuj  si  w dó , wzd

 wewn trznej osi wydmy.

Przede wszystkim jednak wydmy przesuwaj  si  przy wspó udziale swego wiernego
sprzymierze ca - wiatru.
Pustynny piasek przyrówna  mo na do niezmierzonego, ruchomego dywanu.
W ruchu tym uczestnicz  w ró ny sposób, spe niaj c ró

 rol , ró norodne

ziarenka.
Najbardziej aktywne s  te  redniej wielko ci, nazywane „skoczkami”; maj  one za
zadanie odbijanie si  od twardej powierzchni i unoszenie w powietrze cz stek

ejszych, które zostaj  zawieszone i z góry  ledz  dynamizm towarzyszek.

Ale równie  ziarnka wi ksze nie s  oszcz dzane przez kolegów „skoczków” i s
popychane do przodu tu  przy ziemi. Naukowcy nazywaj  to „ lizganiem si
powierzchni”.
W ten sposób powstaj  nast puj ce po sobie fale cz steczek, z których jedne
szybuj  w powietrzu, inne  lizgaj  si , a jeszcze inne nie daj  nikomu spokoju i
odbijaj c si  dzia aj  jak kolce.
Pr dko

 jest oczywi cie ró na. „Barcane” przemieszczaj  si

rednio z

pr dko ci  dwudziestu metrów w ci gu roku. Majestatyczna „draha” posuwa si  pi
centymetrów rocznie. Nie  piesz  si .
Gdy wydmy napotykaj  do y wype nione piaskiem, ziarenka „skacz ce” nie mog  ju
odbija  si  dobrze. I zaczynaj  si  gromadzi .

background image

Ale nie trzeba zapomina  o piasku, który tworzy cie sze warstwy. Jest to
prawdziwy „ruchomy dywan” pustyni. Tu pr dko

 jest znaczna. Mo esz nagle

ugrz zn

 w takiej piaskowej rzece.

Z pewno ci  jest czym  przera aj cym, pomin wszy element widowiskowy,
obserwowanie pejza u, który si  przesuwa, 

cucha „barcane”, które potrafi

zablokowa  jakie  wadi, tworz c rodzaj wa u nie do przebycia, lub przeci
trakt.
Znany uczony Ralph Bagnold zauwa a: „W niektórych miejscach ogromne zwa y piasku
o ci

arze milionów ton posuwaj  si  naprzód nieub aganie i w porz dku po

terenie, rosn c, zachowuj c swój kszta t, nawet pewien charakter i groteskowe
pozory  ycia, które wstrz saj ”.
Wydmy powstaj  z ruchu i wzrastaj  dzi ki ruchowi.
Nie s  bezw adnymi masami.
Je eli istniej  i s  tym czym s , dzieje si  tak, poniewa  tworz  je cz steczki,
które nie przestaj  si  porusza ,  lizga , skaka .
Równie  wydmy w pewnym sensie s  nieustannie „zasiewane” malutkimi ziarenkami,
które nie potrafi  sta  w miejscu.
Zastanówmy si  nad pierwszym wielkim sprzymierze cem wydm: czasem.

ycie wewn trzne, by by  rzeczywi cie wewn trznym, musi odznacza  si  dwoma

cechami charakterystycznymi. G

bi  i cierpliwo ci .

Wszystko, co podporz dkowuje si  zmianom zewn trznym, powierzchownym
do wiadczeniom, b yskotliwo ci form, jest - u ywaj c okre lenia J. Sulivana -
cyrkiem, a nie przemian .

ycie wewn trzne to przede wszystkim schodzenie w g

b, to upodobanie do

usilnych wierce  poprzez twarde warstwy kamieni, nieko cz ce si  strefy
ciemno ci, pok ady milczenia. Nie wystarczaj  zadrapania powierzchni paznokciem,
by przy pierwszej rysie zrezygnowa  z najmniejszego wysi ku.
Konieczna jest cierpliwo

, zgoda na d ugie okresy pracy. Pozwalaj  one na

uporczywe atakowanie naszej najbardziej zacietrzewionej obrony, na nieustanne
niwelowanie naszych niebotycznych konstrukcji, na nieuniknion  erozj  naszych
zuchwa ych pewno ci, na rozwianie naszych nieust pliwych przyzwyczaje .
Modlitwa jest powolnym procesem proszkowania, rozbijania, selekcji.
Modlitwa nie zmienia od razu, jak za dotkni ciem czarodziejskiej ró

ki, twego

ycia. Wywo uje przesuni cia niezauwa alne, zmienia po cichu równowag ,

cierpliwie modyfikuje struktury.
A wszystko zaczyna si  od tego pierwszego ziarenka, rzuconego przez wiatr o tw
kamienist  powierzchni .
Je eli pozwolisz si  uderzy  tym male kim pociskiem, twoja góra znajdzie si  w
niebezpiecze stwie, straci sw  twardo

.

Pierwszy fragment, który odpada, nie jest widoczny go ym okiem. Jest py kiem.
A jednak to on w

nie jest pocz tkiem czego  nowego.

Uleg

Twierdzi si ,  e wydma jest kapry na, chwiejna. Zmienia si  bowiem nieustannie.
Przyjmuje nowe kszta ty. Przybiera coraz to inne postaci.
Wydma nie poddaje si  monotonii pustyni.
Dzi ki temu  e jest rodzaju 

skiego, reprezentuje... „sta

 zmienn ”.

Nie zdo

aby jednak zaspokoi  w asnych kaprysów, gdyby nie poddawa a si

dzia aniu wiatru.
Równie

ycie duchowe przebiega w pogoni za nieustann  odnow . I to nie tylko

form zewn trznych.
Wydaje mi si ,  e wydmy ujawniaj  nam tajemnic , dzi ki której mo liwa jest ta
radykalna przemiana.
- Chodzi o to, by by  na wzór najbardziej mia kiego piasku. Piasku, który nie
stawia oporu, który jest uleg y, który pozwala si  rozbija ,  ciera .  Który
godzi si  stawa  coraz drobniejszy. Który traci sw  twardo

, by pozyska

mia ko

. Który zdecydowany jest znikn

.

- Chodzi przede wszystkim o to, by podda  si  tchnieniu Ducha  wi tego.

background image

Gwa townemu, nieprzewidzianemu.
Piasek nie ma w asnej si y, w asnego planu. Zawierza dynamizmowi wiatru,
towarzyszy jego trajektoriom.
Nie narzuca si . Wystawia si  na dzia anie.
Wydma nie tworzy si  sama. Ona pozwala si  tworzy .
Miliony ton piasku staj  si  mas , której nie mo na zatrzyma , która burzy swym
ruchem - a wszystko to dzi ki temu,  e jest uleg a wiatrowi.
Na pustyni, w kontakcie z  yciem wydm, z ich zaskakuj cymi przemianami, odkry em
element bierno ci w poszukiwaniu duchowym.
Tak. Nauczy em si  odmienia  wszystkie czasowniki w stronie biernej:
- by  znalezionym
- by  dawanym
- by  pouczonym
- by  przenoszonym.
- Przede wszystkim: by  uleg ym.

To nie ja jestem protagonist .  ycie w Duchu musi mie  jako jedynego mistrza -
protagonist  absolutnego - Ducha Bo ego. Musz  by  po prostu do dyspozycji.
To nie ja jestem twórc  mej osobowo ci. Musz  raczej ofiarowa  Duchowi mo liwo
kszta towania mnie wed ug Jego projektu. Moja osobowo

 nale y do mnie dzi ki

temu,  e j  przyjmuj .
Bierno

, o której mówi , prowadzi mnie do ufnego oddania si  w r ce Boga i do

otrzymywania siebie od Niego, dzie  po dniu. Prowadzi do przyzwolenia, by Duch
mn  zaw adn

.

Na tym polega wed ug mnie ubóstwo. Na tym polega pos usze stwo.
Zbyt wiele formacji duchowych k adzie nacisk na czyn i podkre la prawie
wy

cznie wysi ek ludzki. Ryzykuje si  tym samym ukszta towanie osób napi tych,

ogarni tych obsesj  w asnej doskona

ci. Jednostek traktuj cych si  straszliwie

„na serio” i to w sposób  mieszny, ci gle zatroskanych odmierzaniem, do jakiego
punktu dosz y w swym „wspinaniu si ” na wy yny (nigdy nie mówi  one o
schodzeniu, zawsze o wchodzeniu do góry, o zdobywaniu, o osi ganiu szczytów;

zyk kenotyczny, który wyra a opró nianie, strat , nie mie ci si  w ich
owniku); jednostek zaj tych odwa aniem osi gni

, kontrolowaniem

zrealizowanych spraw.
Nieuchronnie stawiaj  ci pytanie: „Wobec tego co mam czyni ?”
I s  zawiedzeni, gdy mówisz im,  e to ich zatroskanie jest niew

ciwe,

odwrócili bowiem role.
Brak im zupe nie wymiaru bierno ci, która równoznaczna jest z umiej tno ci
przyjmowania.
Cokolwiek by si  powiedzia o,  atwiej jest dawa  ni  „pozwoli  darowa  sobie”.

atwiej co  poruszy , ni  pozwoli  poruszy  sob .  atwiej co  robi , ni  tylko

zostawia  drzwi otworem.
Wiem,  e niektórzy nie omieszkaj  tu postraszy  mnie kwietyzmem. Nie robi on na
mnie wra enia. Wydaje mi si ,  e ich znam. Przeczyta em tysi ce m drych stron na
ten temat.
Osobi cie nie znam osób bardziej oboj tnych, bezw adnych, wygodnych i oci

ych

ni  te, które próbuj  zast pi  moc Ducha  wi tego w asnym podnieceniem.
Gdy jaka  osoba w modlitwie odkrywa,  e podstawowym problemem jest „pozwoli
dzia

” Duchowi, „pozwoli  ukszta towa  si ” Jego przynaglaj cym dzia aniem,

zostaje wyrwana z bezw adu w asnego dzia ania i jako bezbronna - „wystawiona” na
dzia anie nie daj ce spokoju. Staje si  „skazana” na ruch. Staje si  synem
wiatru.
Trzeba prze

 cho  kilka tygodni w kontakcie z wydmami, by przekona  si , jak

aktywna jest bierno

.

background image

Uczy my cz owieka?

Pono  Bóg, radzi  si  anio ów w zwi zku z projektem pt. „cz owiek i prosi  o
zaopiniowanie go. (A wi c to nie my wynale li my kolegialno

...)

Mówi  nam o tym „Midraszim”, w sugestywnym opowiadaniu. Sprawy mia y podobno
wygl da  mniej wi cej tak:
Anio y Mi

ci („hesed”) bez najmniejszego wahania wyda y opini  przychyln .

Cz owiek mia  by  zdolny do mi

ci. Nale

o wi c go stworzy .

Zupe nie innego zdania by y anio y Prawdy („emet”):
- Cz owiek b dzie tylko fabryk  k amstw i fa szerstw wprowadzi zam t w  wiecie.
Lepiej wi c zaniecha  tej idei.

Anio y Sprawiedliwo ci („cedeq”) powiedzia y tymczasem,  e by oby dobrze
umie ci  w  wiecie istot , która mia aby zami owanie do sprawiedliwo ci i która
by aby w stanie j  realizowa .
Ale anio y Pokoju („szalom”) pospieszy y z wyra eniem swej dezaprobaty:
- Stworzenie to b dzie k ótliwe i zasmakuje w sianiu niezgody i rozp tywaniu
wojen.

Podsumujmy: dwa g osy za i dwa przeciwne.
Mi

 i Sprawiedliwo

 nalegaj  na stworzenie cz owieka.

Prawda i Pokój zdecydowanie przeciwstawiaj  si , podkre laj c,  e ryzyko jest
zbyt powa ne i  e sko czy si  na zak óceniu harmonii ca ego  wiata.
Pomi dzy anio ami wybucha bardzo d uga i o ywiona dyskusja. Zostaj  wysuni te
liczne argumenty, tak pozytywne, jak i negatywne.
W pewnym momencie Bóg wydaje si  zm czony t  debat , gro

 przeci ganiem si  w

niesko czono

, i oddala si  zamy lony. Gdy powraca, Jego doradcy nie doszli

jeszcze do porozumienia i dok adnie rozwa aj  wszystkie „pro” i „contra”. Bóg
nakazuje wi c milczenie i obwieszcza:
- Dalsza dyskusja nie ma sensu. Cz owiek zosta  ju  stworzony. Adam jest tutaj.

Bóg wi c osobi cie przyj

 odpowiedzialno

 za stworzenie cz owieka.

Pewien pisarz  ydowski tak komentuje:
„Tak, cz owiek jest istot  niemo liw , niewyt umaczaln . A jednak ta istota
niemo liwa istnieje. Znajduje si  oto tutaj, podczas gdy ja zastanawiam si , czy
zas uguje na istnienie. Je eli chodzi o cz owieka, jego istnienie wyprzedza
udowodnienie s uszno ci tego istnienia. Jestem tu i nie wiem dlaczego ani dla
czyjej zas ugi. Znaczenie mojego istnienia zamiast wyprzedzi  mnie, ujawni si
pó niej”.
To w

ciwie ja sam musz  usprawiedliwi  w asn  egzystencj . Musz  wykaza , czy

Bóg uczyni  dobrze czy  le, stwarzaj c cz owieka. To ja musz  uwierzytelni
ryzyko Bo e.
To ja jestem powo any do przyznania Bogu racji.
Wi

e si  z tym przepi kna interpretacja rabinacka, która t umaczy,  e liczba

mnoga „uczy my cz owieka” (Rdz 1,26) nie jest ani „pluralis maiestatis”, ani te
nie dotyczy anio ów doradców - których pogl dy nie by y zgodne - ale  e dotyczy
samego cz owieka. Bóg mówi jakby do niego: pomó  mi w realizacji tego projektu.
Wspó pracuj. Uda si  nam zatem wykaza  nies uszno

 opinii ekspertów, którzy

snuli ponure prognozy.
Cz owiek staje si  zatem wspó pracownikiem Boga przy realizacji projektu, który
dotyczy jego samego.
W pewnym sensie Stwórca musi wspólnie z cz owiekiem pracowa  nad nim, by
arcydzie o si  uda o.
Rozmy la em nad tymi sprawami, gdy grz

em w piasku wydm.

Badaj c siebie, nie znajdywa em przekonywaj cych motywów, by przyzna  racj
Bogu. Nie, nie mog em uczciwie przyzna ,  e dzie o si  uda o.
Ale zawsze istnia a pewna mo liwo

.

Tam przed sob  mia em ogromn  ilo

 oryginalnego materia u budowlanego.

Marcel Jousse po omówieniu antropologii prochu, szkicuje jego teologi .
Pustynia jest miejscem najbardziej w

ciwym, by poj

 to wszystko.

background image

Tam w

nie nietrudno by o mi wykonywa  wielokrotnie „metanie” - to jest

bokie, a  do ziemi, pok ony.

Nie oznacza y jednak one dla mnie wy

cznie gestów pokory, uznania,  e sam

jestem prochem.
W moim rozumieniu te „metanie” - to zbieranie ziemi i powierzanie jej Twórcy z

aganiem:

„Panie, na wieki trwa Twoja  aska, nie porzucaj dzie a r k Twoich” (Ps 138,8).

Dziewica prostaczków

Modlitwa Shantidasa (s ugi pokoju) Lanza del Vastolo jest dla mnie zawsze
wstrz saj cym prze yciem.
„Um czona  wiat em, Dziewico my licieli,
miej lito

 nad ich oczyma, wypalonymi

w pogoni za mira ami, przez kamieniste  cie ki
i ja owe stronice.
Miej lito

 nad nimi.

Wywo aj zam t na ich drodze. Zawstyd  ich.
Zaprowad  do „oazy autentycznej ignorancji”.
Spraw, by zap akali. Maryjo, spraw, by zap akali!”
Modlitwa ta nie daje mi spokoju.
A jednak boj  si  tej „autentycznej ignorancji”.
Pustynia nie nauczy a mnie jeszcze wszystkiego. Nie potrafi  pozwoli , by kurz
pokry  moje ksi

ki.

Trudno mi oderwa  oczy od ja owych kart, by przy

 g ow  i przytkn

 ucho -

jak mówi Jacques Maritain - „do ziemi, by móc us ysze  szmer ukrytych  róde  i
niewidocznego kie kowania”.

Kto jest osob  „otwart ”?

„To jest ksi dz otwarty...” By powiedzie  nowoczesny, przyst pny, nad

aj cy za

dniem dzisiejszym, nonkonformista, zdolny do zrozumienia problemów wspó czesnego
cz owieka i umiej cy zaproponowa  rozwi zania „do przyj cia”.
Niekiedy etykietk  „otwarty” obdarzano równie  i mnie wywo uj c tym pewne
zadowolenie.
Na pustyni jednak odkry em, jacy ludzie s  rzeczywi cie lud mi otwartymi.

dz ,  e zrozumia em, czym jest prawdziwe otwarcie.

Nazywa si  ono ubóstwem. Albo pokor . Ubóstwem i pokor , które stawiaj
stworzenie przed Bogiem w postawie otwarcia”.
Pokorna nie jest ta osoba, która mówi: „jestem pustym workiem”. Nie interesuje
mnie, czy jeste  pustym workiem. Problem polega na tym, czy ten worek jest
zapiecz towany, zamkni ty w sobie samym (zamkni ty i zadowolony ze swej w asnej
pokory), czy te  jest otwarty - na o cie  ku niebu.
Biedny to ten, kto godz c si  wpierw na ogo ocenie, jest potem sk onny pozwoli
na wzbogacenie siebie.
Na pustyni cz owiek uczy si  stawa  prawdziwym, uczy si  wzbogaca , id c drog
ogo ocenia, zubo enia, roz

ki.

„Od czego jednak mamy si  uwolni , z czego ogo oci ? Z pewno ci  nie z Twoich
darów, o Panie, ale z naszej zach anno ci, która powoduje,  e korzystamy z nich
powierzchownie, nie anga uj c si  w pe ni, nie id c na ca ego. Ogo oci  si
trzeba z pró no ci, z marnotrawstwa, z alienacji.  Ogo oci  z pustki, gdy  Ty
nie ehcesz, by my byli pu ci, ale wype nieni Tob , Twoimi darami, wype nieni
Tob  i sob , tym prawdziwym, g

bokim „ja”, które osi ga si  jedynie na drodze

ogo ocenia, przy równoczesnym ubogaceniu. Ogo oceni z pustki, by móc nape ni
si  pe ni .

background image

Gdy mówimy,  e sta

 si  podobny do nas we wszystkim z wyj tkiem grzechu,

mówimy,  e sta

 si  podobny do nas we wszystkim z wyj tkiem nico ci, gdy

grzech jest miar  naszego nieistnienia, naszej rezygnacji z  ycia. Jest ubóstwem
pustym, którego Ty nie chcesz. Ty pragniesz ubóstwa pe nego, które ogo aca z
nico ci, by wype ni  si  Tob , a wype nia si  Tob , by wype ni  si  wszystkim.”
W modlitwie staj  si  biedny w takim stopniu, w jakim rezygnuj c ze wszystkiego,
tworz c pró ni  w sobie - nie potrafi  ju  jednak znie

 tej pró ni ani nie

zamierzam wype ni  jej moimi rzeczami, ale otrzymuj  siebie, minuta po minucie,
od Boga.
I wszystko otrzymuj  od Niego.
Roz

ka stanowi jedynie pierwszy etap, nie jest punktem docelowym.

Punktem docelowym jest ubogacenie si , odbiór.
Nie. Nie chodzi o „odebranie” tego, czego si  przedtem cz owiek wyrzek .  Chodzi
o „otrzymanie siebie” od Boga. Trzeba zagubi  si , by odnale

 si  w Nim. „Kto

straci swe  ycie z powodu Mnie... zachowa je” (Mk 8,35).
Teraz, gdy s ysz ,  e kto  mówi mi o „osobie otwartej”, staj  si  podejrzliwy,
bardziej wymagaj cy. Pragn  upewni  si  wpierw, z czego dana osoba si
ogo oci a.
Jedynie od kogo , kto ogo oci  si  ze wszystkiego, kto oderwa  si  od samego
siebie - mog  oczekiwa  wszystkiego.
Jedynie osoba, która ogo oci a si  z pró no ci, pychy (równie  z pró no ci i
pychy z powodu postu, pokuty, wyrzeczenia si , ubóstwa, cnoty, w asnej inno ci)
ma prawo nazywa  si  osob  otwart .
Chcia bym powiedzie  - brzmi to jak paradoks -  e pragn  jedynie spotka  osob ,
która zgodzi a si  „znikn

”.

Nie. Nie zwracam si  do faryzeusza, który przelicza swoje dokonania religijne

k18,9 i nast.). Zbli am si  natomiast do celnika, który „otwiera si ” na dar.

Na dobr  spraw  modlitwa staje si  zamkni ciem - zw aszcza wtedy, gdy cz owiek
wylicza swe zas ugi, ale i wówczas, gdy ci gle wylicza grzechy.  (Istnieje
sposób nieustannego liczenia grzechów, który mo e by  pochylaniem si  nad sob  -
a wi c zamkni ciem. Celnik nie liczy w asnych grzechów, uznaje si  po prostu za
grzesznika, a wi c otwiera si  na przebaczenie.)
Modlitwa staje si  natomiast otwarciem, gdy uczy mnie zliczania darów Bo ych.

Modlitwa zmusza do  miechu

Jednym z owoców modlitwy, nie wymienianym, jak mi si  wydaje, w tekstach
oficjalnych, jest  miech. Osobi cie wielokrotnie si  z nim zetkn

em.

Moja modlitwa cz sto ko czy si

miechem. Nie, nie chodzi tu o zwyk y u miech,

opanowany, pobo nie ekstatyczny. Chodzi o prawdziwy, g

ny wybuch  miechu.

Modlitwa jest lustrem ukazuj cym mi mój w asny obraz, wobec którego bardziej ni
uczucie niesmaku opanowuje mnie uczucie  mieszno ci.

miej  si , gdy  traktuj  siebie zbyt serio.
miej  si , gdy  uwa am siebie za centrum  wiata.

Poniewa  my

,  e wszystko zale y od mojego dzia ania.

Poniewa  jestem pijany niesta

ci .

miej  si  z mojej domy lno ci, z mojej czelno ci dawania rad nawet Najwy szemu,

z mojego zatroskania o opinii innych o mnie samym.

miej  si , poniewa  mam wra enie,  e nale y mi si

wiadectwo wa no ci.

miej  si  wreszcie, poniewa  odkrywam,  e na szcz

cie tak nie jest.

Na szcz

cie nie jestem o rodkiem  wiata.

Na szcz

cie B6g nie potrzebuje moich wskazówek.

Na szcz

cie nikt nie uwa a mnie za kogo  wa nego.

Na szcz

cie ziemia sama nadal si  porusza i nie potrzebuje mojej pomocy.

Na szcz

cie Królestwo Bo e trwa pomimo mojego dzia ania.

Nie niszcz  tego lustra. Wydaje mi si ,  e gdzie  z jego g

bi Kto  u miecha si

do mnie. U miecha si  z czu

ci  i zrozumieniem, poniewa  wreszcie widzi, i  ja

sam  miej  si  z mych  miesznostek. Poniewa  uda o mi si  uwolni

mieszno

 od

powagi, w jak  j  ubiera em.

background image

Mam wra enie,  e dzi ki tym przerywnikom wywo anym  miechem modlitwa zaczyna
stawa  si  powa

 spraw  w moim  yciu.

miech likwiduje bowiem scen  mych wyst pów. Powoduje zawalenie si  wszystkich

„monumentalnych” rusztowa , na które si  wdrapa em.
Po takim gwa townym zawaleniu si  mo na zacz

 tworzy  co , co nie jest

prowizork . I to dzi ki u miechowi Tego, Który od tak dawna oczekiwa  na ten
moment.
Panie, na szcz

cie Ty mnie rozumiesz.

I kiedy nagle w czasie modlitwy s yszysz mój  miech, nie gorszysz si  nim.
Wiesz bowiem,  e wreszcie zaczynam i ja co  rozumie .

W krainie pragnienia wody jest pod dostatkiem, ale wszystko
zale y od korzeni...

Pustynia jest krain  pragnienia.
Na pustyni cz owiek uczy si  pragn

.

Najbardziej naturaln  postaw  opisuje Psalm 143,6: „moja dusza pragnie Ciebie
jak zesch a ziemia”.
O wod  mog  prosi  jedynie Boga.
Przys owie koczowników powiada: „Domagaj si  mleka od swej wielb

dzicy, syna od

swej kobiety, ale o wod  pro  tylko Boga”. Rzek a do Niego niewiasta: „Daj mi
tej wody, abym ju  nie pragn

a” (J 4,15).

Nie chodzi o to, by po prostu prosi  Boga o wod . Trzeba, by Bóg sta  si  wod ,
która gasi nasze pragnienie. Trzeba „zabiega ” o wod , która jest Bogiem.
„Ciebie pragnie moja dusza, za Tob  t skni moje cia o, jak ziemia zesch a,
spragniona, bez wody”. (Ps 63,2)
Powszechnie twierdzi si ,  e na pustyni brakuje wody.
Na pustyni wody nie brakuje, jest ona jedynie ukryta.
Po deszczach woda wnika, wciska si  w teren, toruje sobie nieoczekiwanie drogi,
organizuje sobie pomieszczenia, by uciec przed skwarem s onecznym, by nie zosta
wysuszona przez wiatr.
Nawet gdy wadi (sucha dolina) jest pozbawiona wody - a tak przez setki
kilometrów wygl da a w

nie Saoura, „szkielet rzek” - woda znajduje si  jednak

pod powierzchni .
O tym,  e wody nie brakuje, wiedz  doskonale ro liny. Rzeczywi cie szukaj  jej
tam, gdzie jest ukryta.
Korzenie niektórych krzewów kolczastych przenikaj  w g

b na ponad 3 metry.

Najbardziej znany jest przyk ad drzewa w Tenere, na „pustyni pusty ”, na
absolutnej pustyni: jest to unikatowy egzemplarz akacji, któr  spotka  zaszczyt
odnotowania na mapach. Drzewo to, maj ce odwag

 w regionie najbardziej

niemo liwym, korzeniami dociera na g

boko

 36 metrów i tam czerpie wod !

Inne ro liny natomiast rozwijaj  swe korzenie horyzontalnie, tworz c
niewiarygodn  gmatwanin , niezwykle g st  sie  na do

 du ej powierzchni i

dzi ki temu zawiaduj  ca ym terenem i wy apuj  ka dy  lad wilgoci.  Obliczono,

e korzenie niektórych ro lin osi gaj  w sumie 80 kilometrów d ugo ci.

A poza tym istniej  studnie. Niektóre maj  nawet 60 metrów g

boko ci. W Ouargla

znajduje si  studnia artezyjska, która czerpie wod  z g

boko ci 1250 metrów.

Nie dziwi wi c nas,  e w tej oazie naliczy  mo na pi

set tysi cy palm

daktylowych.
W okolicach Beni Abbes lubi em ws uchiwa  si  w muzyk  licznych studzien,
maj cych d ug

erd  z g azem na jednym ko cu, z wiadrem skórzanym na drugim.

Otó  to: Na pustyni odkrywasz elementarn  dla przetrwania prawd . Woda istnieje
i to nawet w du ych ilo ciach, ale jest ukryta.
Ty umierasz z pragnienia, ale powiniene  wiedzie ,  e woda gdzie  istnieje. W
ka dym razie nie ma jej na powierzchni.
Wiedz  o tym ro liny. One to podpowiadaj  ci,  e twoim,  e ich w asnym równie
problemem jest problem korzeni.

background image

Mycie si  piaskiem

Arabowie, gdy brakuje wody, myj  si  piaskiem.
Równie  i ja stwierdzi em,  e piasek jest czynnikiem oczyszczenia. Mo e

ciwiej by oby powiedzie : piasek poddawa  mnie przymusowej k pieli

oczyszczaj cej. By  to pewnego rodzaju chrzest piaskowy.
To nie ja go wybiera em. Osacza  mnie bezlito nie. Nie mog em go dozowa , jak

ynu do k pieli z pomoc  zakr tki od butelki. Piasek wchodzi  mi do oczu,

przenika  do kieszeni, wkr ca  si  do uszu, drapa  gard o, szorowa  mój kark.
Czu em, jak przeoruje mi plecy i jak bezlito nie oczyszcza mi r ce i nogi. Nie
oszcz dza  niczego.
Mia em wra enie,  e poddawano mnie energicznemu i ca

ciowemu dzia aniu papieru

ciernego. Czemu  przykremu, a zarazem nieodzownemu, nieuniknionemu.

Na my l przychodzi a przepowiednia Malachiasza:
„Albowiem On jest jak ogie  z otnika i jak  ug farbiarzy. Usi dzie wi c, jakby
mia  przetapia  i oczyszcza  srebro, i oczy ci synów Lewiego, i przecedzi ich
jak z oto i srebro, a wtedy b

 sk ada  Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy b dzie

mi a Panu ofiara Judy i Jeruzalem...” (M13,2-4).
Na pustyni Pan pos uguje si  w swym dziele oczyszczenia piaskiem.
Zostajesz zmuszony do czysto ci.
Zmuszony do najbardziej bezlitosnej szczero ci wobec siebie.
Po umyciu si  piaskiem, który  ciera wszelkie nalecia

ci, który zdrapuje

blichtr, ukazujesz si  taki, jakim jeste  naprawd , oczyszczony ze wszystkich
konwenansów, obmyty z ról przyklejonych zazwyczaj do twej twarzy.
Równie  ojcowie pustyni mówi  o autentyzmie, ale nie w znaczeniu
psychologicznym. Je eli ju , to - jak zobaczymy - w znaczeniu... ubioru.  Dla
nich pustynia jest najmozolniejsz  szko

 autentyzmu.

Sylwanus mawia : „Biada cz owiekowi, który nosi imi  wi ksze od w asnych dzie ”.
Trzeba wyeliminowa  fa sz.
Nowy Adam rodzi si  w prawdzie.
Istniej  jedynie dwie mo liwo ci dla cz owieka przechodz cego przez chrzest
piasku. Wychodzi z niego - albo jako „nosiciel Boga” - albo jako nosiciel
stroju.
Piasek jest okrutny. Nie uznaje innych alternatyw.

Muzu manie maj  racj

Maj  racj  mistycy muzu ma scy, którzy twierdz ,  e pustynia stwarza mo liwo ci
rozwoju „kultu w asnego jestestwa wewn trznego”.
Przemierzanie tych obszarów samotno ci uwalnia cz owieka od ch ci przypodobania
si  ludziom, od dostosowywania w asnego oblicza i w asnych gestów do gustów
widowni.
W zwyczajnym  yciu cz owiek nie mo e unikn

 ob udnego popisywania si  sob

samym („ri’a’”). Cz sto dostosowuje si  do tej roli, odgrywa fikcyjn  aktywno
spo eczn , wystawia na pokaz swe „ja” iluzoryczne.
Zbyt cz sto zamiast 

 autentycznie, cz owiek przep dza swe  ycie „wystawiaj c

si  na pokaz”.
Pustynia stanowi antyscen .
Na pustyni  wkracza si  wówczas, gdy ko czy si  gra.
Pustynia jest miejscem, w którym odrzuca si  maski. Cz owiek odnajduje
najbardziej przezroczyst  szczero

 („ikhlas”). Odnajduje rado

 bycia

prawdziwym.
A jest to rado

 zmuszaj ca do krzyku.

Maski tak silnie by y przyklejone,  e aby je usun

, zedrze  równie  trzeba

strz py cia a. Gesty „obowi zkowe”, zwyczaje konwencjonalne tak bardzo sta y si
codzienne,  e zaniechanie ich wywo uje wra enie szoku.
Przy braku samotno ci operacja ta jest prawie niemo liwa do przeprowadzenia.

background image

Przed publiczno ci  wk ada si  mask  bez trudu, ale jedynie w ciemno ci cz owiek
ma odwag  zedrze  j  z siebie.
Stoj c przed widowni  cz owiek wydaje si  swobodny, pewny siebie, cyniczny. Ale
jedynie w samotno ci potrafi zaczerwieni  si  ze wstydu.
W ka dym razie s  to operacje, które wymagaj  czasu.
Mniej czasu potrzeba na opanowanie swej roli ni  na jej zapomnienie.
Szybciej mo na ucharakteryzowa  si  ni  odzyska  w asne oblicze.

atwiej co  na ladowa , zrobi  karykatur  czego , ni  post powa  spontanicznie.

Obcowanie z g bi

W czasie nie ko cz cych si  dni, sp dzanych na wydmach piaskowych, wzrok prawie

e instynktownie bieg  daleko i ogarnia  jak najszerszy kr g horyzontu. By  to

widok niewiarygodny: zwielokrotnianie si  w niesko czono

 doskona ych form,

zawrotne nast pstwo ró norodnej tonacji kolorów o najdziwniejszych kombinacjach
od b

kitu nieba po p omienn  czerwie  piasku.

Ale chwilowy stan zachwytu ust powa  szybko miejsca znudzeniu, wobec monotonii
tego pi kna, które nie ma sobie równego. I tak oczy powoli by y zmuszone do
zmniejszenia pola widzenia, do skoncentrowania uwagi na przestrzeni bardziej
ograniczonej. Do porzucenia powierzchni i do wnikania w g

b.

Panorama zewn trzna ol niewa ci , a nawet ci  rani. W pewnym momencie nie mo esz
ju  jej znie

. Zaczynasz podejrzewa ,  e to co znajduje si  pod powierzchni

jest bardziej interesuj ce od tego, co jest widoczne.  e to prawdziwe
poszukiwanie jest poszukiwaniem g

binowym.  e we wn trzu tego bajecznego,

wysch ego obszaru, znajduj  si  skarby, nie wykorzystane pok ady,  ycie, które
czeka na ujawnienie i „wyzwolenie”.
Otó  modlitwa jest zaproszeniem do zej cia do g

bin w asnego jestestwa.

Modlitwa jest poszukiwaniem tej cz stki samego siebie, której jeszcze nie znasz.
Jest umiej tno ci  spogl dania w g

b, by zauwa

 rzeczywisto

 i warto ci,

których istnienia nie podejrzewa

. Jest  ledzeniem zlekcewa onego obszaru

twego jestestwa, obszaru, który mo e kry  w sobie najbardziej zadziwaj ce
niespodzianki.
J. Sulivan pisa  na krótko przed sw

mierci : „Tragiczne jest nie to,  e jaki

cz owiek umiera,  e noc poch ania jakie  jedyne spojrzenie, jakie  s owo
wykarmione do wiadczeniem  yciowym. Tragiczny jest fakt,  e cz owiek mo e umrze
nie zaznawszy, nie do wiadczywszy, w najmniejszym nawet stopniu, nies ychanych
bogactw niesko czono ci swego wn trza”.
Na pustyni mo esz zdepta  sobie nogi chodz c po piasku, mo esz pokaleczy  je o
kamienie. Ale „cz owiekiem pustyni” stajesz si  dopiero wtedy, gdy zaczynasz
obcowa  z g

bi .

Monotonia ust puje wówczas miejsca zdziwieniu. Nieobecno

 ludzi przygotowuje

spotkanie.
Tak. Spotkanie z sob  samym. Znikn

 bowiem sobie z oczu, nie podejrzewasz,  e

taki mo esz by .
Pustynia zmusza ciebie do zej cia do dziewiczych otch ani twego serca, gdzie
jedynym ryzykiem jest 

 prawdziwie.

Kto porusza si  na powierzchni siebie samego, muska tylko  ycie, czasem je
depcze. Z pewno ci  nie zauwa a,  e prawdziwe  ycie znajduje si  gdzie indziej.
Ale komu chce si  „zdj

 sanda y z nóg” (Wj 3,5), gdy  miejsce, na którym stoi,

jest  wi te - i zacz

 wreszcie wiercenie g

binowe?

Osi gni cia astronautów s  podniecaj ce.
Ale to „intronauci”, to jest ludzie badaj cy g

biny w asnego jestestwa,

wykrywaj  wielkie obszary, w których mo liwe jest  ycie.

background image

Studnia jest g boka, a ty nie posiadasz sznura

Kto  skar y si : nie umiem si  modli . Albo: teraz nie jestem w stanie si
modli .
Uspokajam go: Nie martw si . Doprowad  do ostateczno ci t  nieumiej tno

, niech

stanie si  niemo no ci .

w. Pawe  u ywa okre lenia lekarskiego: „astheneia” (dos ownie: „bez si ”), z

którego wywodzi si  „astenia”, s owo oznaczaj ce w

nie kra cowe wyczerpanie,

bezsilno

.

Cz owiek sam nie jest w stanie modli  si .
Otó  wtedy w

nie „...Duch przychodzi z pomoc  naszej s abo ci („astheneia”).

Gdy bowiem nie umiemy si  modli  tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia si  za
nami w b aganiach, których nie mo na wyrazi  s owami” (Rz 8,26).
Je eli chodzi o modlitw , cz owiek jest istot , która nie wie.
Nie wie, o co prosi .
Nie wie te , jak prosi .
I gdy do wiadcza tej swojej „niewiedzy”, Duch  wi ty wkracza, by nim kierowa ,

wieca , podpowiada , podtrzymywa .

Duch  wi ty „stwarza” modlitw  w sercu wierz cego.
Modlitwa wtedy jest chrze cija ska, gdy wyp ywa i zostaje ukszta towana przez
Ducha Bo ego.

w. Pawe  stwierdza kategorycznie: „nikt... nie mo e powiedzie  bez pomocy Ducha
wi tego: „Panem jest Jezus”” (1 Kor 12,3).

Na pustyni spotka em si  z takim powiedzeniem arabskim: „Woda  pi na dnie bardzo

bokiej studni. Nieszcz sny, kto nie ma wystarczaj co d ugiego sznura”.

Chrze cijanin nie twierdzi, i  ma „sznur” potrzebny do zaczerpni cia wody z

bokiej studni modlitwy, ten sznur zostaje mu podarowany.

Duch  wi ty nie ogranicza si  jedynie do dostarczenia tego „sznura”. Nie
ogranicza si  do spowodowania, podpowiedzenia modlitwy. Modli si  w nas, „w

aganiach, których nie mo na wyrazi  s owami” (Rz 8,26).  w. Pawe  mówi

jeszcze: „Bóg wys

 do serc naszych Ducha Syna swego, który wo a: „Abba”,

Ojcze!” (Ga 4,6).
Cz owiek wówczas odkrywa modlitw , gdy uznaje sw  niemo no

 modlenia si .

mieli bym si  powiedzie ,  e trzeba tak d ugo si  modli , a  nie dojdzie si

do u wiadomienia sobie swej niezdolno ci do modlitwy.
Modlitwa jest nie tyle osi gni ciem, co raczej umo liwieniem Duchowi  wi temu
modlenia si  w nas, ludziach dotkni tych „astheneia”.
Jasne, modl  si . A jednak to ju  nie ja si  modl . To Duch modli si  we mnie.

Gdy Bogu mówi si  „Ty”

W zwi zku z powszechnymi przejawami „zwrotu ku Wschodowi” - a z tym wi

 si

konsekwencje pozytywne, ale i w tpliwe, sprawy powa ne i ezoteryzmy w tpliwej
warto ci - warto podkre li  specyfik  modlitwy chrze cija skiej.
W przeciwie stwie do ró nych mistycyzmów, które wyrzucaj  ci  w rozrzedzon
atmosfer , modlitwa chrze cija ska przygwa

a twe nogi do ziemi. Nie pozwala,

by  odrywa  si  od rzeczywistych problemów, od konkretnych sytuacji, od ludzkich
uwarunkowa .
Cz owiek oddany kontemplacji mieszka „w niebie na ziemi” (tak twierdzi  w. Jan
Klimak), a jego g owa nie znajduje si  w chmurach. Raczej zmusza on niebo do
zni enia si  a  do naszej skorupy ziemskiej (dlatego laury - z grec. zau ek,
przej cie, st d nazwa osiedli mnichów w ko ciele wschodnim; por. ros.  awra -
maj  kopu y pomalowane na niebiesko!).
Kontemplatyk to cz owiek, który umieszcza swe serce w sercu  wiata.
W odró nieniu od rozmaitych mistycyzmów, które niszcz  osobowo

, modlitwa

chrze cija ska jest osobista i na wskro  osobowa.
Jest dialogiem syna z Ojcem. Jest komuni .
Modlitwa wówczas jest chrze cija ska, gdy wzywaj c Boga mówi do Niego - Ty.

background image

ciwa postawa

Nie jest wcale spraw  drugorz dn  przyj cie w

ciwej postawy w czasie modlitwy.

Postawa cia a ujawnia bowiem postaw  wewn trzn .
Przypominam sobie Siostry z Betlejem w Notre Dame des Voirons. Na „Chwa a Ojcu”
wstawa y bezszelestnie nast pnie pochyla y si  g

boko, prawie dotykaj c czo em

posadzki. „Pami ta y” w dobitny sposób o wielko ci Boga.
Równie  postawa kl cz ca albo le enie na ziemi wydaj  mi si  w

ciw  form

wyra ania uwielbienia. W obliczu Absolutu Bo ego s  uznaniem ma

ci, ale

równie  wolno ci stworzenia.
Peguy uwa a,  e nic na  wiecie nie dorównuje wolnemu cz owiekowi, kl cz cemu na
ziemi.
Nie potrafi  wznosi  r k pionowo ku górze. Mo e si  myl , ale widz  w tym ge cie

danie wydarcia czego  niebu. Nie potrzeba nic wydziera  niebu od chwili, gdy

Dawca pragnie jedynie znajdowa  ludzi zdecydowanych na przyj cie Jego darów.
Wol  ju  r ce opuszczone równolegle do cia a, o d oniach otwartych na zewn trz,
na wysoko ci kolan. Albo te  gdy ramiona zgi te s  pod k tem prostym, a d onie
otwarte ku górze.
W tym ge cie widz  gotowo

 i to w dwojakim aspekcie: gotowo

 do przyj cia i

gotowo

 do czynu. Rodzaj poddania si  ufnego i czujnego.

Lubi  wyobra

 sobie Maryj  w takiej w

nie postawie w momencie Zwiastowania.

Ufno

 pozbawiona domy lno ci. Gotowo

, ale bez niepokoju. Pokora, a zarazem

godno

.

Stworzenie otwarte ku górze. Pojemne. To jest mog ce w sobie wiele pomie ci .
Gotowe do przyj cia.
Nie podoba mi si  natomiast, co wi cej, roz miesza mnie troch , postawa osoby,
która modli si  trzymaj c g ow  w d oniach. Wydawa  by si  mog o,  e ta g owa
jest jakim  globem, wewn trz którego nagromadzone s  wszystkie problemy
ludzko ci i  e cz owiek musi je rozwi za .
Wydaje mi si ,  e taka osoba bierze siebie zbyt na serio. I boj  si  wr cz
takiej ofiary, która rodzi si  w tej my

cej g owie, w tej zas pionej twarzy.

owa jest jakim  ograniczeniem. Nie mo na zmusza  Boga, by wszystko w niej

zmie ci .
Lepsza jest postawa, która wyra a obok  wiadomo ci i odpowiedzialno ci, równie
pogod  ducha.
O wiele lepiej wyra aj  to r ce ni  g owa.

owa d

y do zamkni cia w sobie, do administrowania darami Bo ymi, to jest do

zubo enia ich. R ce tymczasem pozostawiaj  otwart  przestrze , dar nie jest
„wymuszony”, zobligowany, ale pozostaje nienaruszony we wszystkich swych
mo liwo ciach, zawarty w nieograniczonej przestrzeni wspania omy lno ci.
Ci, którzy modl  si  ukrywaj c g ow  w d oniach, wywo uj  we mnie podejrzenie.
Jestem przekonany,  e wi ksza cz

, wszystko co lepsze, pozostaje poza t

obr cz -globem. A to co trafia do wewn trz, zostaje potem przedestylowane przez
alembiki, które powoduj  zanik oryginalnego zapachu.
Wol  r ce o otwartych d oniach. One to sk adaj  w ofierze  wiat Temu, który zna
tajemnic  tworzenia.
Za ich po rednictwem cz owiek otrzymuje siebie z wysoko ci, dzie  po dniu,
chwila po chwili.
A wi c nie g owa-laboratorium, ale r ce-miejsce wymiany.
Nie trzeba r koma „podtrzymywa ” g owy-globu. Im bardziej je otwieram w ge cie
przyj cia, tym bardziej g owa zajmuje bezpieczne miejsce.
Gdy kto  mówi,  e pragnie modli  si  za mnie, ogarnia mnie niepokój.  Zawsze si
boj ,  e prosi  b dzie o rzeczy, których sam pragnie, a nie o to, czego Bóg
pragnie dla mnie.
Gdy kto  twierdzi,  e modli si  w intencji rozwik ania problemów  wiatowych,
czuj  si  nieswojo. Boj  si ,  e 

da rozwi za , które wyp ywaj  z jego g owy-

globu.
Ufam raczej r kom. S  bardziej podatne na poddanie si  szczodrobliwo ci Boga.

background image

Modlitwa zagubionego

Pustynia zmusza cz owieka do prze ywania sytuacji kra cowych. Dochodzi on do
miejsc, które granicz  z rozpacz .
Grozi mu  mier  g odowa lub z pragnienia. Mo e oszale  z powodu samotno ci.
Nie chodzi tu tylko o przeciwno ci, zwi zane z brakiem ró nych rzeczy, o to  e
cz owiek pozbawiony jest komfortu,  e ma trudno ci,  e piasek przeszkadza mu w
widzeniu.
Czuje si  dos ownie - zagubiony.
W takim to ekstremalnym stanie i jedynie w takiej kra cowej sytuacji modlitwa
staje si  pro

 o niemo liwe.

 do ostatniej kropli

Nie mam wi cej z udze . Na pró no by kto  przychodzi  i opowiada  mi
pocieszaj ce historie.
Istnieje modlitwa, która domaga si  cudu i wymusza go. I jest te  modlitwa,
która boi si  cudu i zawraca, gdy tylko co  uzyskuje.
Istnieje modlitwa-krzyk. I istnieje modlitwa j k.
Istnieje modlitwa, która dociera do granic niemo liwo ci, pal c za sob
wszystko. I modlitwa, która przedostaje si  zuchwale do rejonu
niebezpiecze stwa, ale zawsze ma na oku drog  powrotn  w przypadku gdyby...

owem, istnieje modlitwa b

ca powa

, dramatyczn  przygod  wiary.

I modlitwa symuluj ca t  przygod , pozbawiona powa nego ryzyka. Troch  na wzór
manewrów wojskowych. Albo pewnych pielgrzymek, w których turystyka miesza si  z
pobo no ci , a zabawa z religi .
Odczytuj  wstrz saj

 stronic  powtórnego wyp dzenia Hagar: „Nazajutrz rano

wzi

 Abraham chleb oraz buk ak z wod  i da  Hagar, wk adaj c jej na barki, i

wydali  j  wraz z dzieckiem. Ona za  posz a i b

ka a si  po pustyni Beer-Szeby.

A gdy zabrak o wody w buk aku, u

a dziecko pod jednym krzewem, po czym

odesz a i usiad a opodal tak daleko, jak  uk doniesie, mówi c: „Nie b
patrza a na  mier  dziecka”. I tak siedz c opodal, zacz

a g

no p aka . Ale

Bóg us ysza  j k ch opca... Bóg otworzy  jej oczy i ujrza a studni  z wod ...”
(Rdz 21,14-19)
Panie, zbyt cz sto w mojej modlitwie udawa em rol  Hagar. Podoba a mi si  ta
rola, podnieca a mnie. Rola osoby porzuconej, niezrozumianej, ofiary
najokrutniejszej niesprawiedliwo ci, rola osoby usuni tej, pomimo wielu zas ug,
wymanewrowanej w sposób najbardziej n dzny i obrzydliwy.
By móc uczepi  si  Ciebie. Jedynie Ciebie. Nie posiada  innego wsparcia.
Nie oczekiwa  nic wi cej od nikogo. „Wystarczy,  e Ty mnie rozumiesz”.
„Potrzebuj  Twego potwierdzenia, zrozumienia, a wdzi czno

 innych mnie nic nie

obchodzi”. „Ufam wy

cznie Tobie”. „Wiem,  e mnie nie zawiedziesz, nie opu cisz

mnie”. I tak dalej...
Niestety nigdy nie dotar em do granic wytrzyma

ci, jak Hagar.

Czu em si  zagubiony, ale w kieszeni mia em map  na wszelki wypadek...
Ucieka em na pustyni  pozbawiony wszystkiego, ale by em zaopatrzony w pewne
rezerwy, na wypadek gdyby...
Zbli

em si  do Ciebie, ale nie omieszka em odmierza  odleg

ci do

najbli szego sza asu, na wypadek gdyby...

owem nigdy nie widzia em ostatniej kropli wody w buk akach. Nie dopu ci em do

tego. Pod wiadomie wiedzia em,  e gdyby obni

 si  poziom poza granic

rozs dku, uda bym si  na poszukiwanie jakiej  studni, któr  dostrzega em z
daleka.
Samotno

, zgoda. Ale gdyby sta a si  nie do zniesienia, aby nie ulec udr ce,

wykr ci bym znane numery telefonów i przyjaciele postaraliby si  o dostarczenie
mi nieodzownych s ów pociechy.
Otó  to. Moja modlitwa by a rodzajem „rozrywki turystycznej”, symulowan
niebezpieczn  sytuacj .

background image

Moja pustynia by a bez w tpienia otwarta na Spotkanie, ale nie by a te
zamkni ta z ty u na inne spotkania. Zgoda na Ziemi  Obiecan , nie pomijaj c
ewentualnie Egiptu. By em sk onny od ywia  si  mlekiem i miodem, ale nie
zapomnia em o rozwi zaniu dodatkowym (mo e jaki  garnek z mi sem, wisz cy nad
ogniem).
Oczekiwa em wszystkiego od Ciebie, ale gdyby  spó nia  si  z odpowiedzi ,
wiedzia em, gdzie móg bym sobie zapewni  minimum konieczne do prze ycia.
Alternatywa istnia a nie pomi dzy Spotkaniem a  mierci , a mi dzy Spotkaniem a
odwrotem ku pewnym pociechom, b

cym w zasi gu r ki.

Moja wiara dosz a nawet do tego,  e nie mia em grosza w kieszeni.  e porzuci em
rzeczy, do których by em przywi zany, aby udowodni ,  e Ty stanowisz jedyne
zabezpieczenie finansowe. Och, pozostawi em wprawdzie skromne konto w banku,
jednak szczerze mówi c - pragn

em gor co, bym nie musia  ucieka  si  do niego i

bym móg  liczy  wy

cznie na Opatrzno

.

Co za fikcja!
Hagar, ale z buk akiem zawsze (lub prawie zawsze) pe nym wody... I z lekarzem w
pobli u, dla dziecka...
W takiej sytuacji modlitwa mo e by  szeptem, skarg , gadanin , westchnieniem.
Ale nie krzykiem.
Modlitwa staje si  krzykiem, jedynie wówczas gdy buk ak jest pusty i gdy zosta y
zerwane za tob  wszystkie mosty.
Oczy staj  si  zdolne do zauwa enia cudu (studni, któr  Ty wska esz) jedynie
wówczas gdy potrafi y znie

 widok ostatniej kropli na dnie dzbana.

Panie, wstydz  si  mojej ob udy.
Czuj  si  winnym do wiadczania pustyni jako wycieczki - mo e troch
niebezpiecznej, o pewnym ryzyku, z dreszczykiem - ale brak mi by o odwagi, by
do wiadczy  zasadniczego ryzyka: ostatniej kropli wody.
Rozumiem, dlaczego moja modlitwa nie dotrze nigdy do cudu.
Chyba  e zdecyduj  si  na prze ycie zaniku ostatniej kropli wody. Albo wprost na
rozbicie nieszcz snego buk aka niezawodnych rezerw.
Gdy nie pozostanie mi nic poza g osem, by móc krzycze  (a mo e nawet i jego
zabraknie, gdy  uwi

nie w gardle) lub poza cisz , by  zauwa

 t  moj

rozpaczliw  sytuacj  - jedynie wówczas dokonam powa nego do wiadczenia. Tego
które daje prawo do oczekiwania niemo liwego.
Bóg staje si  wszystkim, jedynie wówczas gdy cz owiek nie posiada nic, nawet

ez, które by „sta y si  dla mnie chlebem we dnie i w nocy” (Ps 42,4).

Panie, przypominaj mi nieustannie,  e Ty znajdujesz si  na ostatnim kra cu
pustyni, w rejonie, z którego nie ma powrotu.
Nie dozwól, bym jeszcze raz wybra  si  na przechadzk  po pustyni, zaopatrzony w
koszyk podró ny w asnych zasobów.
Pozwól mi zrozumie ,  e do wiadczenie niemo liwego rozpoczyna si  dok adnie w
minut  po zaniku ostatniej kropli moich mo liwo ci.
Je eli w modlitwie nie pokonam tej bariery, pozostan  cz owiekiem wyrachowania,
a nie wiary.

Przysz

 znajduje si  poza biwakiem

„Odezwa  si  znowu Pan do Moj esza tymi s owami: „Po lij ludzi, aby zbadali kraj
Kanaan, który chc  da  synom Izraela...” Moj esz pos

 ich celem zbadania ziemi

Kanaan, rzek  do nich: „Id cie przez Negeb, a nast pnie wst pcie na góry.
Zobaczcie, jaki jest kraj, a mianowicie jaki lud w nim mieszka, czy jest silny
czy te  s aby, czy jest liczny czy te  jest go ma o. Jaki jest kraj, w którym on
mieszka: dobry czy z y, i jakie miasta, w których on mieszka: obronne czy bez
murów? Dalej, jaka jest ziemia: urodzajna czy nie, zalesiona czy bez drzew?

cie odwa ni i przynie cie co  z owoców tej ziemi”. A by  to w

nie czas

dojrzewania winogron” (Lb 13,1-20).
Motyw „zbadania” albo równoznaczny z nim motyw „wywiadowców” doskonale wi

e si

z dynamik  modlitwy.

background image

Pomi dzy wyj ciem z Egiptu a wej ciem do Ziemi Obiecanej znajduje si  pustynia
nie zamieszkana, wroga. Aby przezwyci

 t  przeszkod , potrzebne by y wie ci z

Ziemi Obiecanej. Mia y wstrz sn

 bezw adem, egzorcyzmowa  nieufno

 i

przywróci  odwag .
Iskra decyzji zostaje rozniecona urokiem celu, „pami ci ” wyprzedzaj

.

Meta, cho  odleg a, mo e zosta  przybli ona dzi ki rozpoznaniu. Dane zebrane
przez wywiadowców przygotowuj  zdobycie.
Co  podobnego zdarza si  w modlitwie.
Ci gle jest to sprawa spojrzenia.
Tym razem oczy, poza penetrowaniem g

bi w asnego jestestwa, s  zobowi zane do

spogl dania ponad wszystko, do zobaczenia tego, co znajduje si  ponad.
Modlitwa nie pozwala mi zamkn

 si  w tera niejszo ci, w drowa  w ród granic

horyzontu rodzinnego, obozowa  w przestrzeni przyzwyczajenia.
Modlitwa jest jakby szczelin  w wie y-wi zieniu aktualnej sytuacji, szpar ,
poprzez któr  mog  dostrzec horyzonty, nieznane tereny, przyobiecane mojej

mia

ci.

Mam przyjaciela, który z maniakalnym uporem chce zawsze wiedzie , „co znajduje
si  poza...” Towarzyszenie mu w w drówce po górach staje si  dla mnie wymagaj
prób . Gdy docieramy do ko ca jakiej  doliny, on pragnie wspi

 si  na szczyt

pagórka, gdy  ciekaw jest, co kryje si  „poza nim”.  Nieuchronnie, poniewa
horyzont zatarasowany jest jak

 gór  czy grzbietem górskim, on znów nie mo e

oprze  si  pokusie pój cia dalej, by stwierdzi , co znajduje si  „tam dalej”.
Na szcz

cie nie towarzyszy  mi na pustyni. To nies ychane powtarzanie si  wydm

piaskowych przyci ga oby go niczym pot

ny magnes i nie zobaczy bym go wi cej...

A wi c modlitwa daje mi mo no

 zapuszczenia si  w przysz

. Zach ca mnie, bym

porzuci  obozowisko i bym wtargn

 do tajemniczego obszaru moich mo liwo ci.

Modlitwa jest nieustannym przesuwaniem granic. Nieustannym „wyj ciem” z op otków
niewolnictwa w kierunku „ziemi  yznej i przestronnej” (Wj 3,8).
Modlitwa nie pozwala ani na nostalgiczne pochylanie si  nad przesz

ci , ani na

zadowalanie si  tera niejszo ci . Jest napi ciem „ukierunkowanym”.  Jest
antybezw adem. Jest drog  wolno ci, gdy  cz owiek w zgodzie ze sw  wol  mo e i
tam, dok d jest wezwany. Dzi ki temu modlitwa sprz ga si  z dynamicznym sensem
powo ania.
Na pustyni grozi cz owiekowi niebezpiecze stwo obracania si  za siebie i
op akiwania tego, co pozostawi . Ale istnieje te  niebezpiecze stwo o wiele
powa niejsze,  e uzna tymczasowe obozowisko za definitywne mieszkanie.  Czyli  e
uzna pustyni  (cho by to by a pustynia dosy  wygodna) za Ziemi  Obiecan .
Modlitwa dzi ki swej przemo nej pokusie poszukiwania tego, co znajduje si  poza
ow  dobrze strze on  fos , przekre la t  ewentualno

 i przywraca  yciu

duchowemu jego p d do posuwania si  naprzód.
Mog  istnie  dwa rodzaje modlitwy.
Modlitwa na kszta t patrolu. Regularny i dok adny przegl d podbitej ziemi. Kroki
miarowe, gesty  atwe do przewidzenia i troch  niezdarne, z lekka znudzone
spojrzenia... Upewnianie siebie,  e wszystko jest w porz dku,  e wszystko
funkcjonuje regularnie. Wa ne jest, by nie wychyli  si  poza norm , by nie
wystawi  si  na niebezpiecze stwo, by nie przekroczy  zasieków, by unika
ryzykownych przygód.
W sumie postawa obronna. Podejrzliwo

 wobec tego, co si  porusza.

Cenzura wobec tego, co nie posiada normalnej przepustki.
Takiej modlitwy nie waha bym si  nazwa  duchow

az

.

Ale istnieje te  inny typ modlitwy. Modlitwa - zwiadowca. Kroki lekkie, gesty
szybkie. Odwaga polegaj ca na porzucaniu zwyk ych tras „normalnego obchodu”,
ognia na biwaku, zabezpiecze  przed s ot .
Konieczno

 unikania wytyczonych dróg, a „wymy lanie” nowych szlaków.

adnej ochrony. Cz owiek zdaje si  na busol  nadziei.

Brak wszelkich listów uwierzytelniaj cych.
Nikt nigdzie na niego nie czeka. Trudno liczy  na ugoszczenie.
Niczym nieprzyjaciel szpiegujesz krain , która do ciebie nale y, która tobie
zosta a przyobiecana. Ale wiesz dobrze,  e musisz j  zdobywa  pi

 po pi dzi.

Badanie czegokolwiek nie oznacza jeszcze posiadania.

y - mo na by powiedzie  - jako przedsmak posiadania, zach ca do zdobycia.

background image

Zwiadowca ma za zadanie umo liwi  ci poznanie kraju, który nale y do ciebie, ale
o którym nic nie wiesz, od którego dzieli a ci  du a odleg

.

Równie  i ta modlitwa jest naznaczona nieufno ci .
Nie chodzi tu jednak o obaw  przed czym , co grozi ustalonemu porz dkowi.
Chodzi o obaw ,  e stoj c w miejscu nie dojdzie si ... A przypuszcza si ,  e co
wspania ego znajduje si  poza...
Zwiadowca wyrusza w drog  w

nie dlatego,  e podejrzewa istnienie

rzeczywisto ci, która nie pokrywa si  z domowym horyzontem, co wi cej, zaczyna
si  w

nie tam, gdzie ko czy si  ogrodzenie.

Powracaj cy patrol zapewnia: „Wszystko jest w porz dku”. Mo na spa  spokojnie.
Zwiadowcy po powrocie siej  niepokój: „Tutaj nie jest nasze miejsce”. I sen
staje si  win .
Modlitwa, rzecz jasna, nie jest odrzuceniem tera niejszo ci, ucieczk  przed
tera niejszo ci . Stwarza raczej  wiadomo

,  e tera niejszo

 nie wystarcza.

Tera niejszo

 musi jeszcze zosta  zap odniona nasieniem przysz

ci.

A wszystko to nie stwarza „stanu oczekiwania”.
Osoba, która si  modli rzeczywi cie (modlitw  rozpoznania), nie zadowala si
oczekiwaniem.
Zdobywa pewno

,  e gdzie  dalej jest Ziemia,  e jest tam Kto , Kto czeka.

Odpowied  staje si  tylko kwesti  kroków.

Niestrawno

 z braku po ywienia

„Przybyli a  do doliny Eszkol. Tam odci li ga

 krzewu winnego razem z

winogronami i ponie li j  we dwóch na dr gu; do tego (zabrali) jeszcze nieco
jab ek granatu i fig” (Lb 13,23).
Co za tortura. Czuli si  ju

le, gdy  brakowa o im po ywienia, które

pozostawili w Egipcie: brakowa o ryb, ogórków, melonów, porów, cebuli i czosnku
(Lb 11,5). Z  alem wspominali czasy, gdy „zasiadali przed garnkami mi sa i
jadali chleb do syto ci” (Wj 16,3).
A teraz przychodz  zwiadowcy, przynosz c winogrona, jab ka granatu i figi. W
efekcie straszna niestrawno

 wywo ana brakiem odpowiedniego po ywienia.

Izraelici cierpi , gdy  nie maj .  ywno ci egipskiej, z której zrezygnowali, a
czuj  si  te  niedobrze z powodu owoców przyniesionych z Ziemi Obiecanej, której
jeszcze nie posiedli. I nie wiadomo, co jest powodem najbole niejszych skurczów

dka.

Na pustyni prze ywasz podobn  sytuacj .
Pozostawi

 za sob  co , co dot d trzyma o ci  przy  yciu, bez czego nie mog

si  oby . Zdecydowany skosztowa  i zobaczy , jak dobry jest Pan (Ps34,9).
Wybra

 owoce Ziemi Obiecanej.

Mo e si  jednak zdarzy ,  e trafisz na rejon ogo ocony, na opuszczon ,
piaszczyst  równin , gdzie zauwa ysz jedynie braki. Brak tego, czego ju  nie
posiadasz. I brak tego, czego jeszcze nie osi gn

.

Jest to okrutne, a równocze nie zbawcze dzia anie Boga. On to pozwala ci
zrozumie ,  e twoje z e samopoczucie spowodowane jest zbyt wielk ...  pustk ,
wywo an  tym, czego nie posiadasz, czym nie jeste .
Zachorowa

 z powodu wyrzeczenia si . Wyrzek

 si  jednak równie  tego, co

znajduje si  „poza”.
Modlitwa nie przynosi ci do domu owoców. Uczy ci  jedynie pragn

 tego, co ci

si  nale y, tego co Bóg przyrzek  ci, przekre laj c definitywnie pami

 o

sprawach, które pozostawi

.

Modlitwa, podobnie jak wywiadowcy, przynosi ci wie

: owoce istniej .  Pokój

jest mo liwy. Mo liwa jest rado

, prostota, wolno

. A winogrona zaczynaj

nie dojrzewa  (Lb 13,20), w

nie w chwili, w której zaczynasz ich szuka .

Zbyt cz sto w modlitwie trac  czas  al c si ,  e dary Bo e opó niaj  si .
I nie zdaj  sobie sprawy,  e to ja opó niam moje wyj cie.
Gdy powrócili zwiadowcy i gdy pokazali przepi kne owoce tego kraju, Izraelici
zacz li gor co dyskutowa . Potem „p aka  lud owej nocy” (Lb 14,1).
Obie postawy s  b

dne.

background image

Nale

o uczyni  tylko jedno: wyruszy  w drog .

Po modlitwie-rozpoznaniu nie interesuje mnie ju , czy udzia em moim b dzie
pociecha czy l k, euforia czy przygn bienie. To co liczy si  naprawd , to
podj cie zasadniczej decyzji: decyzji o wymarszu.
Kiedy wreszcie przestan  si  wyrzeka  darów przyobiecanych mi przez Boga?

Szara cza po era olbrzymów?

„Wtedy próbowa  Kaleb uspokoi  lud, który szemra  przeciw Moj eszowi, i rzek :
„Trzeba ruszy  i zdoby  kraj - na pewno zdo amy go zaj

”. Lecz m

owie, którzy

razem z nim byli, rzekli: „Nie mo emy wyruszy  przeciw temu ludowi, bo jest
silniejszy od nas”, (...) „Widzieli my tam nawet olbrzymów (...) - a w
porównaniu z nimi wydali my si  sobie jak szara cza i takimi byli my w ich
oczach”” (Lb 13,30 i nast.).
Zbadali ten sam kraj, zaobserwowali te same rzeczy, poznali te same osoby, ale
ich wnioski s  zupe nie ró ne: natychmiastowa mobilizacja, a z drugiej strony -
rezygnacja.
Uwaga: nie wystarcza uwolnienie si  od Egiptu. Teraz nale y uwolni  równie
Ziemi  Obiecan  od ludzi silnych, którzy j  zajmuj .
Wyj cie, przej cie przez pustyni  jest w gruncie rzeczy do wiadczaniem wolno ci.
Ale równie  przygotowaniem do zdobycia.
Istniej  jednak dwa sprzeczne  wiadectwa. Jedno oparte na ogromnym gronie
winnym. Drugie na obecno ci straszliwych olbrzymów.
Jedni twierdz ,  e warto spróbowa , drudzy,  e jest to przedsi wzi cie
niemo liwe. Lepiej porzuci  ten zamiar.
W ka dym z nas wspó istniej  te dwa rodzaje zwiadowców. I ten, który zach ca do
walki, i niestety równie  ten który namawia ci  do rezygnacji.  Ten ostatni
ukazuje ci twój obraz: przypominasz w drown  szara cz  i nie ma sensu, by
napada  na olbrzymów, ryzykuj c zmia

enie.

Zgód  si  by  szara cz . Nie brak jej ma ych perspektyw: pi kne, beztroskie
skoki, bezmy lna zabawa i  atwo dost pne po ywienie. Nie warto w drowa  tak
daleko, by w ko cu doj

 do przera aj cego kraju. Zadowól si  malutkimi,

codziennymi napadami.
Bieda polega na tym,  e olbrzymy nie znajduj  si  daleko. Znajduj  si  w tobie.
Oto ich imiona: pycha, chciwo

, k amstwo, egoizm, pod

...

Dzi ki modlitwie te olbrzymy oczywi cie nie znikaj , nie staj  si  mniejsze,
zdatne do po arcia przez szara cz .
Ty te  nie zmienisz si  w olbrzyma dzi ki intensywnej kuracji przy pomocy
hormonów duchowych.
W modlitwie pozostajesz ma ym, kruchym stworzeniem, ze swymi l kami i
ograniczeniami.
W modlitwie nieprzyjaciele, których go cisz od dawna, pozostaj  twymi
nieprzyjació mi. Nie staj  si  osobnikami mile widzianymi.
Jednak dociera do ciebie wo anie: „Ruszajmy natychmiast... uda nam si  na
pewno”.
Dopóki nie zdecydujemy si  zaatakowa  olbrzymów, którzy pragn liby widzie  nas
zawsze ma ymi, biednymi, zrezygnowanymi - nie zdo amy nigdy przekona  si ,  e „u
Boga wszystko jest mo liwe” (Mk 10,27).

background image

Powrót do Egiptu

Dziwna ta moja przygoda pustynna.
Równie  i ja, podobnie jak Izraelici, zosta em wydarty wielu sprawom, które mnie
zniewala y (zaj cia, po piech, niepokój, posiadanie, rozproszenie, ba wochwalcze
podchodzenie do wielu niewa nych spraw, powierzchowno

), by móc potem przej

do Ziemi Obiecanej.
I zaczynam podejrzewa ,  e punktem ko cowym tej m cz cej w drówki jest...
Egipt, który porzuci em.
Egipt uwolniony od tych nieprzyjació , którzy przekre lali moj  wolno

:

oto moja Ziemia Obiecana.
Nieprzyjaciele ci nie uton li w odm tach Morza Sitowia. Po powrocie, nie mam

udze , odnajd  ich znowu. I b

 musia  walczy . Tym razem nie po to, by móc

„wyj

”, ale by „wej

” i zaw adn

 tym, co do mnie nale y.

Pustynia nie zapewnia odpoczynku. Przygotowuje ci  do walki. Ziemia Obiecana
jest miejscem spoczynku („menuah”), ale i walki. Osoba, która si  modli, nie
zaznaje wy

cznie pokoju. U wiadamia sobie,  e  ycie chrze cija skie jest walk .

Pustynia w tej perspektywie jest w drówk  ci gle naprzód, a  cz owiek dojdzie do
punktu wyj cia, do zwyk ych spraw, do normalnej pracy, do swego  rodowiska. Ale
tym razem jako cz owiek wolny.
Jordan staje si  synonimem Morza Sitowia. Cz owiek przeprawia si  ju  nie jako
uciekinier, ale jako zdobywca.
Pustynia nie obdarowuje mnie idealn  Ziemi  Obiecan .
Zwraca mnie mojemu staremu krajowi. Ale w inny sposób. Pustynia godzi mnie z
Egiptem, który nie jest ju  odt d ziemi  niewoli.
Ode mnie wy

cznie zale y, by ponownie ni  nie zosta .

Cz owiek czuje si

le we „w asnej skórze”

My

 o tytule pewnej ksi

ki, która zawiera rady, jak urz dzi  w asne  ycie w

sposób przyjemny: „Jak czu  si  dobrze we w asnej skórze”.
Nic z tych przyjemno ci na pustyni. Wprost przeciwnie, tam raczej cz owiek

wiadamia sobie,  e czuje si

le, strasznie  le we w asnej skórze.

Uczy mnie tego w

nie modlitwa. Co wi cej, wydaje mi si ,  e to ona zmusza mnie

do odczuwania tego stanu. I nie tylko w odniesieniu do skóry.
Czuj  si  równie podle moje serce, oczy, g owa, nogi, r ce. Nie mog  ju  znie
siebie. Wszystko co moje sprawia mi przykro

.

Dokuczaj  mi moje my li, uczucia, idee, projekty, sprawy, którymi normalnie si
zajmuj .
Jestem st oczony w sobie, dusz  si .
Boj  si ,  e gdy b

 si  dalej modli , ta moja sztywna pow oka p knie.

Dlaczego do niedawna jeszcze ta w

nie pow oka wydawa a mi si  wystarczaj co

obszerna i umo liwia a mi swobod  ruchów?
Mo e w miar , jak zapuszczam si  coraz dalej, ro nie co  „wewn trz”? I ta
pierwotna pow oka nie tylko mi zawadza ale staje si  przyczyn  bólu, wywo uje
uczucie duszenia si .
Albo mo e niezgodno

 pomi dzy tymi dwoma pow okami - dawn  i obecn  - istnia a

zawsze, ale nie dawa a zna  o sobie w formie niewygody, cierpienia, z ego
samopoczucia. By a mo e odpowiednio znieczulona brakiem modlitwy, to jest
brakiem  wiadomo ci.
Twierdzi si ,  e modlitwa dzia a jak narkotyk. Któ  wymy li  takie brednie?
To w

nie wówczas, gdy zaczynasz modli  si , ko czy si  narkotyczne dzia anie

ycia roztrwonionego,  ycia nie na miar  pierwotnego planu, i zaczynasz odczuwa

wszystkie te cierpienia, konwulsje sytuacji nie do zniesienia.
Dopóki si  nie modlisz, ka dy mo e wydrze  pazurami z twego wn trza
najcenniejsze warto ci. Co wi cej, czujesz si  nawet wówczas dobrze we w asnej
skórze, opró nionej »z zawarto ci.

background image

Spróbuj stan

 przed Nim. Poczujesz szarpni cia. Ka dy ruch wywo a rozdzieraj cy

krzyk i  zy.

dziesz zmuszony zawo

: „Bo e mój, jak  krzywd  mi wyrz dzasz!”

Dobrze to sobie zapami taj: nie mo na równocze nie rozkoszowa  si  Bogiem i sob
samym (to jest czu  si  dobrze we w asnej skórze).
Bóg nim umo liwi ci „wyj cie” (tak zdarzy o si  Abramowi) z twojej ziemi,
sprawia,  e twoja pow oka staje si  dla ciebie nie do zniesienia.
Gdy tylko odbierzesz pierwszy promyk  wiat a Bo ego, zauwa asz rany, siniaki,
co  co si  w tobie za amuje. Bóg pozwala ci zrozumie ,  e dopóki tkwisz w tym
wi zieniu, musi ci brakowa  powietrza,  wiat a. To naturalne,  e si  dusisz.
Musisz wyj

 na zewn trz. Rozwali  te mury.

Cz owiek nie mo e poprzesta  na byciu tylko cz owiekiem.
Cz owiek jest wi kszy od cz owieka.
Dopóki jest zamkni ty w sobie, dopóki przylega do w asnej skóry, musi cierpie ,
brak mu tchu.
Rozwi zanie tego problemu nie polega na stosowaniu» rodków uspokajaj cych,
rozrywek, jak to si  cz sto zdarza. Polega na odwadze wyj cia. Na rozerwaniu
skorupy (podobnej do pancerza 

wia), która bezprawnie ogranicza cz owieka.

Wybawienie osi ga si  nie tyle dzi ki wstrzymywaniu oddechu, ile dzi ki
zwielokrotnieniu go.
Jedynie wchodz c w Boga cz owiek mo e czu  si  ca kowicie dobrze.
Bóg jest jedyn  Wielko ci  godn  cz owieka.
Teraz rozumiem  w. Paw a: „Bo cie zwlekli z siebie dawnego cz owieka z jego
uczynkami, a przyoblekli nowego, który wci

 si  odnawia ku g

bszemu poznaniu

(Boga) wed ug obrazu tego, który go stworzy ” (Kol 3,9-10).
Stary cz owiek to ten, który ci  uwiera, który wywo uje duszno ci, nie pozwala
si  porusza .
Nowy cz owiek wcale nie jest wi kszy. Po prostu jest „oryginalnym” obrazem,
wreszcie odnalezionym.
Je eli Bóg nie daje ci odczu  trudno ci z dawn  skór , nale y w tpi , czy
rzeczywi cie spotka

 Go w czasie swej modlitwy.

Na pustyni cz owiek nie posiada lustra, by si  sobie przyjrze  (by zacz
podziwia  siebie czy si  znienawidzi  - obie postawy jednako niew

ciwe).

Mo e najwy ej znale

 pierwotny „obraz i podobie stwo”.

I od tego momentu, przyjacielu, nie miej z udze . B dziesz styka  si  nie z
pociechami, ale z udr

 Bo

.

Zreszt  dobrze,  e tak w

nie jest.

Przecie  dotychczas to On by  zmuszony 

 w tym d awi cym piasku, podczas gdy

ty czu

 si  dobrze w twej skórze...

Pustynia i ch

 powtórnych narodzin

Na pustyni niemo liwe jest rutyniarstwo.
Ka dy gest jest zupe nie czym  innym.

drujesz przez wydmy piaskowe i na przestrzeni dziesi ciu kroków twoje nogi

natrafiaj  na twardy grunt. Potem nagle zapadasz si  a  po pas.
Wytyczasz szlak, pozostawiaj c dobrze widoczne  lady na piasku. Ale nast pnego
dnia ju  tej drogi nie odnajdujesz. Wiatr zatar  wszelki  lad.
Zapalasz ogie  w miejscu os oni tym, po uprzednim uwa nym zbadaniu kierunku
wiatru. Po kilku minutach wiatr zmienia si  i dmucha wprost w twoje zacisze.
Znasz dobrze pewien trakt. Poruszasz si  po nim pewnie, ale po burzy piaskowej
napotykasz ruchome wydmy, które przekre laj  twój plan w drówki i zupe nie nie
mo esz si  po apa  w sytuacji.
Spa o ci si  do

 dobrze w tym sza asie. Nast pnej nocy zmuszony jeste  go

opu ci  albo si  zgodzi  na towarzystwo nie bardzo sympatycznych zwierz tek.
Wydawa  by si  mog o,  e nic tu si  nie dzieje. Ci gle ta sama panorama.

adnego wydarzenia godnego uwagi. Ten sam chleb, ten sam kubek mleka, ten sam

kurz.

background image

A jednak ka dego dnia jeste  zmuszony do improwizowania drogi, do podj cia
ryzykownej, zupe nie nowej decyzji, do wype nienia innego zadania, do
zastosowania w

ciwego rozwi zania nowego zagadnienia. Chcia oby si

powiedzie ,  e ka dego dnia zmuszony jeste  do wymy lania na nowo swego  ycia.
Podobnie sprawa przedstawia si  z modlitw .
Ci

a walka z przyzwyczajeniem, z rutyniarstwem.

Kto  powiedzia ,  e „modlitwa nas odzwyczaja. Faktycznie.
Cz owiek modlitwy nie jest cz owiekiem torów kolejowych. Jest cz owiekiem
improwizacji, odkry . Jest cz owiekiem skazanym na wymy lanie dla siebie nowego
mózgu, nowego serca. Albo lepiej: jest skazany na przyjmowanie ich ci gle na
nowo.
Na pustyni wy yje ten, kto potrafi stawi  czo o najrozmaitszym i zmieniaj cym
si  ci gle sytuacjom. Jedynym ratunkiem przed popadni ciem w rutyn  jest ci

a

nowo

.

Pewien zakonnik - G. Lafont - wyznaje w jednej ze swych ksi

ek,  e zachowa  si

wobec wspó brata w okre lonej sytuacji zupe nie tak samo, jak zachowa  si  jako
dziecko w podobnych okoliczno ciach. W murach klasztoru zareagowa  po wielu
latach w identyczny sposób, niejako na laduj c postaw  dziecka.
Przywi zani jeste my rzeczywi cie do naszych powtórek. Zale y nam na powrocie do
nich. Czujemy potrzeb  poruszania si  zawsze w tej samej scenerii, powtarzania
identycznego scenariusza, wykorzystywania tych samych gestów.
Bronimy si  wszelkimi sposobami przed podj ciem ryzyka innego  ycia.
Na pustyni wszystko to jest niemo liwe. Znika znana sceneria. Sufler zaczyna si

ka .

Ogarnia ci  ch

... narodzenia si  na nowo.

By  dzie mi

„...Czy  brakowa o grobów w Egipcie,  e nas tu przyprowadzi

, aby my pomarli

na pustyni?” (Wj 14,11)
Powinni byli o tym wiedzie . Na pustyni  wyrusza si , aby umrze .
Wszyscy chcieliby my spróbowa  „niemo liwych narodzin”. Ale nie zawsze sk onni
jeste my przej

 przez konieczn

mier .

Pustynia ka e ci umrze .
Umrze  dla ró nych form niewolnictwa. Dla konformizmu. Dla pró no ci. Dla

ahostek.

Na pustyni umiera cz owiek dawny (Rz 6,6) i rodzi si  cz owiek nowy, stworzony
wed ug Boga (Ef 4,24). Cz owiek który wyrzek  si  powierzchowno ci, pozorów,
pustki, aby moc  Ducha  wi tego sta  si  cz owiekiem wewn trznym (Ef 3,16).
Pewien ceniony i uznany autorytet wspó czesny twierdzi: „G ównym zadaniem
cz owieka jest wyda  na  wiat siebie samego” (E. Fromm).
Cz owiek wierz cy wie,  e jest to niemo liwe. Zrozumia  to te  Nikodem:
„Jak

 mo e si  cz owiek narodzi , b

c starcem? Czy  mo e powtórnie wej

 do

ona swej matki i narodzi  si ?” (J 3,4)

Cz owiek sam nie jest w stanie wyda  siebie na  wiat. Musi zgodzi  si  na
„narodziny z Ducha” (J 3,5).
Ludzie pustyni nie boj  si  umrze , aby w zamian otrzyma  „niemo liwe narodziny”
z Ducha.
Na pustyni umiera cz owiek ekonomii, a rodzi si  poeta. Umiera cz owiek rozs dny
- a rodzi si  szaleniec. Umiera cz owiek zakotwiczony w przyzwyczajeniach, a
rodzi si  koczownik, gotowy na ka

 przygod . Umiera wykorzystywacz, cz owiek

wyrachowany, a rodzi si  cz owiek pie ni, uwielbienia, zdumienia.
Umiera cz owiek maj tku, agresywno ci, bezprawnego przyw aszczania - a rodzi si
brat, cz owiek daru i wspó udzia u, istota  yj ca w harmonii ze wszystkim i z
wszystkimi. Umiera profanator, uporczywie gromadz cy wszystko - a rodzi si
cz owiek kontemplacji, wolny w drowiec.
Umiera chciwiec, który ci gle co  sobie przyw aszcza i pozostaje, na powierzchni
wszystkiego - a rodzi si  cz owiek komunii i porozumienia, który odkrywa w
ubóstwie g

bok  prawd , który nie dysponuje bogactwami, ale w zamian za to jest

background image

panem siebie samego. Umiera cz owiek, który zestarza  si  w rutynie, a rodzi si
dziecko, gotowe do pój cia drogami serca swego i za tym, co oczy jego poci ga
(Koh 11, 9). Umiera cz owiek strachu i rodzi si  „syn”, który o miela si
wyj ka : „”Abba!” Ojcze!” (Rz 8,15)
Mia em szcz

cie spotka  kilku autentycznych mnichów (tych pozornych rozpoznasz

od razu, gdy  nie przestaj  podkre la ,  e s  mnichami). Nikt bardziej od nich
nie ukaza  mi postawy „dziecka”, zaproponowanej przez Chrystusa, jako wzoru
przyj cia Królestwa (Mk 10,14).
Nikt lepiej od nich nie wyt umaczy  mi, bez s ów, co oznacza „duch dzieci ctwa”,

cy i przeciwie stwem infantylizmu i szczytem dojrza

ci chrze cija skiej.

Naprawd  ludziom tym „uda o si ” by  dzie mi, dzi ki cierpliwej pracy, maj cej
na celu prostot  i zjednoczenie.
Brak w nich jakichkolwiek 

da . Brak pragnienia zwrócenia na siebie uwagi.

Tak jak dzieci. Nie maj  nic do zaprezentowania, nic do odzyskania, nie mog
pochwali  si

adnym spektakularnym dokonaniem. „Podobni do pustej d oni

ebraka” (E. Schweizer).

Nie d

 do zdobycia si

 tego, co otrzymuj  w darze. Wiedz ,  e Królestwo jest

darem i jako dar musi by  przyj te, a nie zdobywane. S .  gwa townikami
nieprzyw aszczania sobie.

atwo mo na stwierdzi ,  e pozbawieni s  wielu rzeczy. W ich  yciu brak

obliczenia, komplikacji, presti u, przywilejów, b aze stwa, podejrzliwej
ostro no ci, chytrych pretensji do manipulowania innymi, do ich kontrolowania,
brak dwuznaczno ci, interesu.
Za to w ich domu spotka  mo na wiele spontaniczno ci, naturalno ci, uleg

ci,

bezpo rednio ci, wolno ci, poczucia wspólnoty, pokoju, wra liwo ci.
I gdy skierowuj  na ciebie swe  agodne oczy, gdy patrz  na ciebie bezbronnym
wzrokiem, ogarnia ci  dziwne pragnienie czysto ci, autentyczno ci.
Oni nie przyzwyczaili si  do  ycia.
Zachowali uczucie zadziwienia, zdumienia.

 przeciwie stwem pewnych „doros ych” (nieuleczalnych dzieci), którzy wszystko

ju  wiedz , wszystko widzieli, niczego nie musz  si  uczy  od nikogo.
Cz owiek zaczyna starze  si  nie wtedy, gdy zaczyna  ysie  (lub gdy jego w osy
staj  si  siwe), nawet nie wtedy, gdy traci pami

, ale w dniu, w którym traci

zdolno

 zdumiewania si .

Patrz c na tych mnichów ma si  wra enie,  e ka dego dnia podchodz  do  ycia jako
debiutanci. Jeszcze nie przyzwyczaili si  do  ycia, mimo up ywu tylu lat.
Zachowali nienaruszon  zdolno

 zdumiewania si .

Istnieje oczywista wi

 pomi dzy otwarto ci  na dar, uczuciem zdumienia i

dzia aniem  aski.
Z tego punktu widzenia modlitwa ( piew, uwielbienie adoracja) jest
przeciwie stwem staro ci.
Im uda o si  by  dzie mi. Odzyskali podstawowe warto ci dzieci stwa.  Warto ci,
które nie pozwalaj  cz owiekowi sta  si  karykatur  siebie samego.
Oni nie cofn li si . Oni poszli naprzód, aby w ko cu dotkn

... narodzin.

„Prawdziwy pocz tek znajduje si  na ko cu” (E. Bloch).
Kto

artobliwie  ali  si : szkoda bardzo,  e m odo

 znajduje si  na pocz tku

ycia, a nie na ko cu. (Dzi ki temu mogliby j  zniszczy  po raz drugi...)

Mnisi, zamiast si

ali , pomy leli o tym, by 

 m odo ci  a  do ko ca.

Pustynia oczekuje równie  ciebie. Chce ofiarowa  ci mo liwo

 odrzucenia

staro ci.

background image

Uciekinierzy czy znalazcy?

„Mnisi uciekaj  na pustyni ”.
Zdanie, które wesz o ju  do potocznego j zyka.
Trzeba wreszcie odwróci  pytanie: kto w

ciwie ucieka? Mnisi czy ci, którzy

pozostaj  w  wiecie?
Czy przypadkiem to nie my uciekamy nieustannie od centrum naszego jestestwa, czy
to nie my porzucamy nasz  g

bi , wyprowadzamy si  z autentyzmu, by schroni  si

w pozory, czy to nie my oddalamy si  od nas samych?
To w

nie my jeste my prawdziwymi „uciekinierami”.

Mnisi te  uciekaj , ma si  rozumie , uciekaj  od rozproszenia, odurzenia, od

azenady i udawania, od pustki.

Uciekaj  od tego, co nie jest.
W rzeczywisto ci ludzie pustyni s  naprawd  obecni.
Obecni dla Boga, ale i dla siebie.

 tymi, którzy znale li.

Tymi, którzy odnale li siebie.

 krokiem Bo ym

Niektórzy maj  czelno

 upiera  si ,  e ludzie pustyni uchylaj  si  od pe nienia

obowi zków apostolskich.
Osobi cie nigdy nie pozna em osób bardziej od nich aktywnych.
Id  na pustyni , aby dzia

, pracowa , tworzy .

Zrezygnowali z efektów. Postawili na skuteczno

.

Samotnik bowiem nie odrzuca obowi zków apostolskich.
Jest jak najbardziej „zaanga owany”.
Zda  sobie bowiem spraw ,  e „aposto owa ” oznacza „zanosi  Boga”, „dawa  Boga”
innym. Zrozumia ,  e jedynie Bóg mo e dawa  Boga i wyci gn

 z tego w

ciwe

wnioski.
Cz owiek nie jest w stanie sam zanosi  Boga, udziela  Go.
Samotnik wi c, aby unikn

 zb dnych prób, poddaje si  bezpo redniemu dzia aniu

samego Boga.
Jego aktywno

 jest tym bardziej skuteczna, im mniej jest jego w asna.

Spo ród dwóch osób - nowoczesnego aposto a, zapracowanego, niespokojnego, który
nie mo e zatrzyma  si  ani na chwil , gdy

wiatu grozi oby zawalenie si  - i

samotnika, który sp dza d ugie godziny w swej celi - nie mam w tpliwo ci,  e ten
ostatni jest bardziej aktywny.
Gdy widz  zabieganego aposto a, zawsze boj  si .
Podejrzewam,  e w wirze wszystkich swoich dzie  i realizacji, w swym niepokoju,
pozostawi  w domu Dar, na który czekam i który mi si  nale y.
Cz owiek Bo y nie spieszy si . On idzie krokiem Bo ym.
Gdy dociera do mnie, nie przychodzi sam.

Roz ka czy przywi zanie

Nazywaj  ich lud mi wyrzeczenia.
A s  tymczasem lud mi, którzy wiele posiadaj .
Pozostawiaj  co , by otrzyma  Wszystko.
Porzucaj  to, co przemija, by osi gn

 to, co jest wieczne.

Nazywaj  ich lud mi roz

ki. A s  lud mi najbardziej zaci tego przywi zania.

Odrywaj  si  od czego  czy kogo , by silniej przylgn

 do Absolutu.

Nikt bardziej od nich nie jest przywi zany do Jedynej Konieczno ci.
Wydaje si ,  e s  dalecy, a tymczasem s  blisko  ród a.
Uwa a si  ich za dezerterów. A tymczasem s  pionierami dla dobra wszystkich:
Twierdzi si ,  e  yj  „w ciemno ci”.

background image

A groty ich s  pe ne  wiat

ci.

Uwa amy ich za ludzi niepotrzebnych.
A tymczasem bez nich  wiat by si  zatraci .
Mówi si  o nich jako o ludziach postu. Postu s ów, obecno ci, po ywienia.
A s  tymczasem biesiadnikami, którzy spo ywaj  chleb w rado ci.
I nigdy nie s  sami.
Surowi? By  mo e. Grecki odpowiednik tego s owa oznacza co  twardego,
szorstkiego, chropowatego.
Surowo

 sugeruje ograniczenia, które zostaj  na

one.

W tym sensie eremici s  surowi. Szorstcy, twardzi. Bezlito ni, je eli chodzi o
porzucanie spraw ubocznych, by ograniczy  si  do spraw zasadniczych.
My tymczasem nie wybieramy surowo ci. Nie tolerujemy ogranicze . Jeste my
osobami „otwartymi”, nie ograniczonymi.
Chcemy posiada  wszystkie rzeczy niepotrzebne, które nam si  nale

.

Cz owiek modlitwy - cz owiek niepoznawalny

Na pustyni znajdujesz Boga pocz tków, a nie Boga dokona  czy upi ksze .
Aby dobrze si  zrozumie : znajdujesz Boga Stwórc , a nie dekoratora.

dzi em przez d ugi czas,  e modlitwa jest pewnego rodzaju kosmetyk  duchow ,

uporz dkowaniem najlepszej cz

ci mojego jestestwa.

My la em,  e wyjd  z niej przypudrowany kontemplacj , nat uszczony dobrymi
uczuciami, pokryty py em  wiat a nadprzyrodzonego.
Troch  lepszy, troch  pokorniejszy, pos uszniejszy, czystszy, wra liwszy,
szlachetniejszy. Troch  bardziej chrze cija ski. Z twarz  oczyszczon  z wad - a
wi c sympatyczniejszy dla innych.
Zrozumia em tymczasem,  e prawdziwa modlitwa nie ma nigdy charakteru retuszu,
politury, odrestaurowania.
Je eli poddajesz si  oczyszczaj cemu dzia aniu modlitwy, musisz zgodzi  si  na
dzia anie niszcz ce, na okrutn  akcj  burzenia.
Je eli pozwolisz dzia

 Bogu w modlitwie, ko czy si  to tym,  e wychodzisz z

niej wcale nie upi kszony, bardziej reprezentatywny, ale dos ownie „nie do
poznania”.
Chc  powiedzie ,  e z r k Boskiego Chirurga nie wychodzi ulepszona kopia
dotychczasowego osobnika.
Wy ania si  nowy zupe nie egzemplarz, nigdy dot d nie widziany.
Twoje „ja” nie zostaje poprawione. Znika.
Nie zostaje nic z tego, na czym ci zale

o.

Bóg nie ma w r ce stiuku czy lakieru. Czeka na ciebie z d utem i ogniem.

dziesz potrzebowa  troch  czasu, by oswoi  si  z now  istot . Bieda polega na

tym,  e taka operacja powtórzy si  ju  nast pnego dnia. Zawsze trzeba zaczyna
wszystko „da capo”.
Stwierdzam,  e zbyt d ugo moja modlitwa by a prób  w asnej obrony przed Bogiem,
aby zmusi  Go do dzia

 estetycznych, do wyposa enia mojego sztucznego gmachu

duchowego.
Mo e wreszcie zrozumia em (cho  cz

ciowo),  e Bóg nie nadaje si  do tych

upi kszaj cych operacji. On nie godzi si  pracowa  nad „konstrukcjami
duchowymi”. Pracuje nad cz owiekiem i nie zaczyna swej pracy od twarzy.  Chyba

e twarz dostosuje si  do tego przeorania, „przeistoczenia”, jakie dokonuje si

wewn trz.
Jasne,  e i teraz Jego uderzenia napawaj  mnie l kiem. Ale przynajmniej wi
modlitw  z tymi osch ymi i przeszywaj cymi uderzeniami - a nie z g askaniem czy

odkimi lamentami.

Zdaj  sobie spraw ,  e z modlitwy nie wychodzi cz owiek oczyszczony i
uperfumowany duchowo, wzmocniony witaminami niebieskimi.
Musi wyj

 inny.

Komentarzem nie mo e by  stwierdzenie: „Jak on si  poprawi !” Ale: „Któ  to
jest?”
Sukces modlitwy polega w

nie na tym,  e cz owiek staje si  „nie do poznania”.

background image

Gdy kto  zawierza dynamizmowi modlitwy, godzi si  na to,  e nie zostanie
rozpoznany przez ludzi. Ale to jedyny sposób uznania przez Boga i udowodnienia
sukcesu Jego dzie a.
Je eli wychodzisz z modlitwy zadowolony, od wie ony, ró owy niczym dziecko z

pieli, nale y przypuszcza ,  e Bóg nie by  zatrudniony w tej akcji.

Panie, pozwól mi zrozumie ,  e pewne plamy w moim  yciu s  brzydkie. Ale gdy
pragn  „upi kszy ” je, polakierowa  w modlitwie, staj  si  wr cz wstr tne.

Cz owiek modlitwy jest ekscentrykiem

Dzisiaj mówi si  o „odkrywaniu w asnej to samo ci”.
Od dawna H. Cox ostrzega  przed niebezpiecze stwem tej operacji twierdz c,  e
„tak zwana to samo

 mo e zredukowa  si  do zestawu elementów, których jednostka

uczy si  od kultury, w jakiej  yje i które sobie przyswaja. Staje si  w ten
sposób produktem ko cowym ca ej seru trudnych rokowa  pomi dzy ma ym ja, które
próbuje potwierdzi  si  i które nienawidzi wszelkich form kontroli, a formami
spo ecznymi, narzuconymi przez instytucje spo ecze stwa temu, kto osi gn
pewien etap rozwoju.  To samo

 jest tylko samozrozumieniem si  spo ecze stwa.

Jest stworzona i uwieczniona przez swoje grupy uprzywilejowanych i mie ci si
faktycznie tylko w ich g owie.
Teologia opieraj ca si  na poszukiwaniu to samo ci mo e by  tylko zachowawcza.
Brakuje jej bowiem elementu  mieszno ci, nowo ci, czego  nieoczekiwanego,
wywodz cego si  ze  wiata transcendentnego. Wiara nie ukazuje nam Boga, który
chroni hierarchie spo eczne, ale Boga, który czasami je druzgocze i
przewraca...”
To samo

 tego rodzaju jest to samo ci  narzucon  z zewn trz. Jest czym

prefabrykowanym, sta ym, do czego musisz si  dostosowa .
Znajdujesz sw  to samo

, je eli „upodabniasz si ” do modelu, który zosta  ju

przygotowany dla ciebie.
W tym przypadku poszukiwanie w asnej to samo ci ko czy si  nie wyzwoleniem, ale
przymusem niewolnictwa.
Stajesz si  nie tym, czym masz by , nie tym czym mo esz by , nie tym, do czego
zosta

 powo any, ale tym, o czym zadecydowa o plemi .

Nie znalaz

 swej to samo ci. Znalaz

 jedynie twoj  przegródk , miejsce, w

którym umie cili ci  inni.
Modlitwa z punktu widzenia poszukiwania to samo ci nie jest si

 integruj

,

ale przewrotn .
W modlitwie jednostka, aby pos

 si  jeszcze sformu owaniem H. Coxa

przechodzi od sposobu  ycia koncentrycznego, wyznaczonego wysi kiem, by
upodobni  si  coraz bardziej do siebie samego i do modelu albo definicji
narzuconych z zewn trz (st d gesty, które sprowadzaj  si  do pozy, dzia ania
mo liwe do przewidzenia, sztywno

 i skleroza, „rodzaj ekwiwalentu duchowego

wczesnej staro ci”), do sposobu  ycia ekscentrycznego, nie w sensie dziwnego,
kapry nego (cho  w odczuciu niektórych osób mo e pojawi  si  to okre lenie), ale
„czego , co posiada centrum poza sob ”.
Cz owiek modlitwy jest stworzeniem ekscentrycznym, gdy  pozwala, by dotkn

 go

element nowy, nieoczekiwany, co , co pochodzi nie z zewn trz, ale z Góry.
Cz owiek modlitwy dopuszcza si  wykroczenia, gdy  pokonuje kr g konformizmów,
uwarunkowa . Przerywa lini , która go zamyka w  wiecie jego mo liwo ci,
schematów prefabrykowanych, aby wej

 do  wiata transcendencji.  Poprzez wyrw

uczynion  w tym kr gu wchodzi  wiat  aski, zaskoczenia nieoczekiwanego.
Takie prawdziwe nawrócenie wywo uje modlitwa.
Mówi o tym w swej ksi

ce wydanej po miertnie, a zatytu owanej proroczo Wyj cie

J. Sulivan: „Ka de ws uchanie si , ka da przemiana, zak adaj  pewne odkrycie:
dramat sfabrykowanego sumienia. Sumienie sfabrykowane jest owocem kompromisu
pomi dzy S owem a  wiatem. Wychowanie, które winno prowadzi  ka

 istot  ludzk

do odkrycia w asnej to samo ci i suwerenno ci, staje si  formacj , poprzez któr
sumienie zostaje poddane sumieniu zbiorowemu i ostatecznie wiedzy

background image

instytucjonalnej, która d

y do funkcjonowania poza  yciem wewn trznym ludzi

wolnych”.
Równie  i dla tego prawdziwego poszukiwania to samo ci wkracza si  na pole spraw
niewyobra alnych, nieprzewidywalnych, na uprzywilejowane miejsca dzia ania
Ducha.
Wszystko to jednak nie dokonuje si  z pomini ciem „przej cia bolesnego”.  Jest
to w

nie Wyj cie. Jest to pustynia, równocze nie fascynuj ca i straszliwa, ze

swymi nocami zmys ów i ducha, ze sw  obietnic  Ziemi, która zostanie dana
wy

cznie ludziom zdolnym do „wyj cia”.

Tak jak mówi  mistycy muzu ma scy: Od Wyj cia do Ekstazy.

Ludzie  wiat a

Na pustyni zdobywa si  zmys  orientacji.
Chodzi o to, by zwróci  si  ku wschodowi, tam gdzie rodzi si

wiat o.

Chodzi o to, by zwróci  si  ku Jerozolimie, w kierunku owego grobu, gdzie
ciemno ci zosta y definitywnie pokonane.
Chodzi o zwrócenie si  ku w asnemu wschodowi wewn trznemu.
Na pustyni rodz  si  w ten sposób ludzie  wiat a.
Stworzenia, w których Duch dokona  wy omu. I teraz promieniuj  Bo ym  wiat em i
wszystkich mog  nim obdarza .
Przeszed szy przez jasno

 Boga, przechodz  po ród ludzi jako  wiadkowie

wiat a, niczym Jan, który przyszed , „aby za wiadczy  o  wiat

ci” (J 1,7).

„Istnieje  wiat o wewn trz cz owieka  wiat a i o wieca ca y  wiat” (Ewangelia wg
Tomasza, log. 23).
Cz owiekiem  wiat a jest ten, kto porzuciwszy pozory, sta  si  przejrzysty.
Podczas gdy ludzie rozsiewaj  nieuchronnie wokó  siebie cie  cia a i swego
ci

aru, stworzenia  wiat a rozsiewaj  blask Ducha.

Przechodz c zostawiaj  bruzdy  wiat a. I ka dy mo e w tych bruzdach zasiewa
nadziej .
W pierwszych wiekach chrze cija stwa niezliczona ilo

 ludzi  wiat a zaludnia a

pustynie, groty. Sama ich obecno

 wyrwa a innych ludzi z ich ciemno ci.

Napawa a t sknot  za  wiat em. Rodzi a inne dzieci  wiat a.

druj c zboczami góry Synaj, Tabor czy Qaf lub Athos, ludzie  wiat a ofiaruj

wszystkim dar swego przemienienia. Gotowi s  na ka de, najbardziej bolesne
oczyszczenie, byle tylko otrzyma

wiat o, pochodz ce od Boga.

Ubrani w „l ni ce tuniki” - dar Ducha, mieszkaj  w domu Boga, ale czuj  potrzeb
wskazywania innym  wiat

ci niedost pnej, w której zamieszkuje Bóg” (por. 1 Tm

6,16).

 biedni. Ich bogactwem jest jedynie blask. Ale mog  dzieli  si  tym darem

wiat a, b

cym „uczestnictwem w Zmartwychwstaniu Chrystusa, w  wi to ci

Ko cio a, w  wi to ci ka dego cz owieka „szalonego Bogiem”” (J.-P. Renneteau).

 milcz cy. A jednak masz wra enie,  e to  wiat o, którego s  nosicielami,

posiada g os.
Tak. Je eli chodzi o tych ludzi,  wiat o obdarzone jest g osem. A s owo pe ne
jest  wiat a. I ty s uchasz  wiat a i widzisz  wiat o.
Gdy istnieje  wiat o, ka da rzecz staje si  nowa.
Ludzie  wiat a. Przechodz  obok ciebie nic nie mówi c. Ale dzi ki nim rozumiesz,

e najbardziej absurdaln  rzecz  jest taki sposób  ycia, który gasi  wiat o,

ce w tobie.

background image

Niemo no

 ucieczki

Dialektyka „szukania-znalezienia” na pustyni jest rozwi zana w sposób
szczególny.
Poszukiwanie posiada wyj cie zaskakuj ce. Nie umia bym powiedzie  uczciwie, czy
znalaz em. Mog  jedynie za wiadczy ,  e zosta em dosi gni ty.
Dosi gni ty przez g os, dotkni ty S owem, otoczony Obecno ci .
Nie mog  udokumentowa  tego, co osi gn

em, co zdoby em. Mam tylko  wiadomo

,

e zosta em dosi gni ty przez Kogo .

Patrz c na te niezmierzone przestrzenie, pocz tkowo masz wra enie,  e mo esz

, gdzie chcesz. Ale od momentu, gdy pozwoli

 si  znale

, intuicyjnie

czujesz,  e Kto  „poprowadzi ci , dok d nie chcesz” (J 21,18).
Pustynia stanowi najbardziej paradoksalne wyzwanie.
Ukazuje ci niezmierzone terytorium, z mo liwo ci  ucieczki prawie  e
nieograniczonej, aby wystawi  na prób  twoj  odwag : odwag  przyzwolenia na
pojmanie i heroizm poddania si  bezwarunkowego.
Wydaje mi si ,  e modlitwa jest w

nie przedziwnym obdarowaniem przestrzeni .

Nikt nie ma tyle terenu do dyspozycji, co cz owiek modlitwy. Ale ta przestrze
ofiarowana jest po to, by cz owiek nie ucieka , by uniemo liwi  mu ucieczk .
Nie pytajcie si  cz owieka modlitwy o to, co znalaz . Nie umia by na to pytanie
odpowiedzie . Móg by powiedzie  wam co najwy ej,  e odczuwa „niemo no
ucieczki”.
A wy powinni cie uwierzy ,  e to jest w

nie najszcz

liwsze rozwi zanie. I  e

on nigdy nie czu  si  tak wolny jak wówczas, gdy poczu ,  e Czyja  r ka spocz

a

na jego ramieniu i przygwo dzi a go.
„Ty ogarniasz mnie zewsz d i k adziesz na mnie sw  r

” (Ps 139,5).

Oto obraz ryzyka modlitwy: nie posiada  ju  drogi odwrotu.
Tak. Modlitwa jest wolno ci  w momencie, w którym spostrzegasz z rado ci ,  e
zosta

 wykryty.

I uznajesz,  e pi knie jest „wpa

 w r ce Boga  yj cego” (Hbr 10,31).

Ludzie, którzy pragn

Bóg nie udziela si  doskona ym, „czystym”.
Nie daje si  znale

 tym, którzy maj  papiery w porz dku.

Nie ofiaruje swej obecno ci jako nagrody dla zas uguj cego.
Bóg pozwala si  znale

 wy

cznie tym, którzy s  g odni i spragnieni.

Jego dar jest proporcjonalny do intensywno ci pragnienia.

Odzyskanie pami ci

Nazywaj  ich „lud mi pami ci” albo „przestrogi”.
Cz owiek udaje si  na pustyni  nie po to, by zapomnie , ale by odzyska  pami

.

um narzuca ci krótk  pami

, ograniczon  do ostatnich wiadomo ci, do has a

dnia. Pami

 typu „listy codziennych zakupów”.

Na pustyni pami

 uwolniona od nat oku kroniki bie

cej, od sensacji,

praktycznych zastosowa , powraca do  ród a, do wydarze  zamierzch ych, do
zasadniczych warto ci.
Na publicznym placu stajesz si  obiektem propagandy, reklamy, pouczania.
Na pustyni dosi ga ci  „wspomnienie”.
Cz owiek speszony t umem staje si  nieuchronnie cz owiekiem roztargnionym. Jest
dobrze poinformowany, ale  atwo zapomina. Zna wszystkie nowo ci, ale ni  jego
pami ci zrywa si , gdy tylko przekracza granic  dnia wczorajszego. Wie, gdzie
si  znajduje, ale nie wie, sk d przychodzi, dok d idzie i dlaczego idzie.

background image

Cz owiek pustyni jest pozbawiony informacji, nie zale y mu te  na ostatnich
wiadomo ciach. Wystarcza mu powróci  do pierwszych, gdy  te w

nie pozwalaj  mu

zorientowa  si  w dniu dzisiejszym. Pozornie jest spó niony, ale zawsze obecny.
Wyrzucony za burt ? Nie. Po prostu znajduje si  gdzie indziej.
Nie musi biec. Znajduje si  we w

ciwym miejscu.

Jest cz owiekiem prawdy, a nie nowo ci.
W zgie ku targowiska mo esz sobie przypomnie  to, co masz czyni . Ale jedynie na
pustyni odzyskujesz pami

 o tym, czym masz by .

Gdy jeste  w t umie, stajesz si  numerem. S

ysz do odliczania. Na pustyni

odnajdujesz imi  (Ap 2,17). Mo esz zosta  wezwany.
Biurokracja jest opanowana przez komputer, który nie potrzebuje twojego imienia,
ale jedynie numer twego kodu. Wydruk przypomina ci o tym, co musisz zap aci ,
zu

, wyprodukowa , to wszystko, czego oczekuj  od ciebie. Przedstawia ci

cyfry, terminy p atno ci. Na pustyni biurokracja ust puje miejsca wezwaniu.
I gdy zabrzmi twoje imi , odzyskujesz pami

 o tym, kim jeste .

Wydruk mówi ci o tym, co musisz zrobi .
Imi  sugeruje ci to, co mo esz zrobi .
Ma si  rozumie ,  e o wiele niebezpieczniejsze jest imi .

Wa na jest ich nieobecno

Obserwuj  tych, którzy si  modl . Którzy czyni  z modlitwy cel swego  ycia.
I  yczy bym sobie nie zobaczy  ich nigdy przed mikrofonem czy w  wietle
reflektorów telewizyjnych.
Mam nadziej ,  e nie dadz  si  skusi  przez nikogo do uczestniczenia w jakich
obradach, do zabrania g osu w jakiej  dyskusji, nawet na temat modlitwy.
Ich zadaniem bowiem jest o wieca , nie b yszcze .
Znaj  sprawy, które mo na przekazywa  jedynie w ciszy i nie za pomoc  s ów.
Znajduj  si  po rodku  ycia, zag

bieni w historii, w centrum Ko cio a i nie

mog  wej

 na scen  pró no ci, zamaskowanej „problematyk  religijn ”.

Wiedz  tylko jedno. S  lud mi tylko jednej prawdy. I nie wolno ich myli  z tymi,
którzy wiedz  wszystko o wszystkim.
Buduj  Królestwo. I biada je eli przerywaj  sw  prac , aby ukaza  si  w
towarzystwie osób wa nych, które sp dzaj  swój czas, zabawiaj c si
pseudoproblemami.
Posiadaj  bezcenn  per

 i nie mog  by  wykorzystywani dla reklamy i propagandy.

Nie s  lud mi nowoczesnymi (dnia bie

cego), gdy  w

czeni s  w wieczno

.

Nie znaj  ostatniego prawa wypoconego przez uczonych, gdy  rozwa aj  S owo,
zawsze to samo i zawsze nowe.
Nie by oby w

ciwe zaproszenie ich do okr

ych sto ów, na zjazdy. Nie nale

do kategorii ekspertów. Brak im specjalizacji z wyj tkiem pewnej za

ci ze

sprawami nieba, która pozwala im jasno widzie  sprawy ziemi, ale przecie
ludziom potrzeba czego  wi cej, zagadnienia nie s  takie proste, problemy nale y
uj

 w odpowiednie ramy, w

czy  do pewnego kontekstu, rozwi za  - i tak dalej,

i tak dalej...
Có  wiedz  oni o z

ono ci aktualnych problemów? Oni, którzy zadowalaj  si

prostot ?

 naiwni. Pozbawieni wszystkiego. Nie martwi  si  nawet tym,  e pomijaj

ideologie, mody, porz dek dnia, grupy dzia ania. Nie maj  poparcia, nie nale
do „kr gu”.
A jednak jest mi potrzebne ich milczenie. Nie mog  oby  si  bez ich ukrycia.
Je eli nie rozumiem ich milczenia, nie mog

udzi  si ,  e rozumiem ich s owa.

Je eli nie doceniam ich ukrywania si , na nic zdadz  mi si  ich wyst pienia
publiczne.

 lud mi kontemplacji, wystawionymi na  wiat o Bo e. I nie mog  by  wystawiani

na podziw i ciekawo

 publiczno ci, ogarni tej mani  egzotyki duchowej.

Mnie wystarcza,  e tam s . Tam, gdzie na szcz

cie nie docieraj  mikrofony,

kamery telewizyjne, notesy reporterów.

background image

Wystarcza mi,  e istniej . Nieosi galni, nie zgadzaj cy si  na udzia  w
widowisku.
I gdy w

czam telewizor lub gdy wchodz  na sal  konferencyjn , oddycham z ulg ,

nie widz c ich przy stole uczonych.
Potrafi

ledzi  z wystarczaj

 rezerw  te dyskusje. Mog  nawet zdrzemn

 si .

 to bowiem tylko polemiki pozwalaj ce uciec od zagadnienia zasadniczego.

Sk d o tym wiem?
Po prostu „oni” s  tam nieobecni.
Pozwólmy, by uczeni dyskutowali, by swoj  wiedz  ofiarowali widowni, by
dostarczali nam najbardziej skomplikowane recepty, pisane j zykiem
wtajemniczonych.
Zaczekajmy, a  kamery telewizyjne sko cz  rejestrowa  pierwszoplanowe oblicza,

ce wymachuj ce w ge cie upominania i os dzania, usta ziej ce doktryn .

Gdy wreszcie zgasn

wiat a, gdy zapragniemy ozdrowie , zwrócimy si  do tych,

których tu nie by o.

Dok d dociera cz owiek kontemplacji?

Kto  zapewnia,  e w Alpach Szwajcarskich znaleziono czerwony piasek saharyjski,
przygnany a  tutaj przez wiatr.
Ja sam widzia em której  zimy w Valmalenco nad jeziorem Palu, w okolicy
zasypanej  niegiem, widoczne  lady 

tego pustynnego piasku.

Zjawisko wprawdzie zaskakuj ce, jest jednak ca kowicie naturalne.
Tak jak naturalnym jest,  e dzi ki modlitwie przebiega si  niewyobra alne
przestrzenie.
Znam osoby, które chcia yby osi gn

 wszystko. Znam te  inne, które  udz  si ,

e mog  dotrze  wsz dzie.

I na szcz

cie spotykam jednostki, które nie ruszaj  si  ze swej ma ej

powierzchni adoracji, ze swej chusty kontemplacyjnej.
Ci ostatni nie marz  nawet o doj ciu do wszystkiego.
Zadowalaj  si  dotarciem do sto ka, do usypiska piachu i tam kl kaj . I stamt d
staraj  si  przekaza  co  bardzo daleko.
Gdy widz  „zadufanego w sobie”, mam ochot  zapyta :
- Dok d chcesz dotrze ?

Ale gdy widz  cz owieka kontemplacji, zatopionego w Bogu, mam pewno

,  e i mnie

co  si  dostanie.
My

 o ojcach pustyni.

My

 o drodze brata Karola de Foucauld poprzez przera aj ce odludzia Hoggaru.

Nie wystarczy powiedzie ,  e jego kroki pozostawi y  lad.
Z tych kroków wszyscy my czerpali si y.

Pochwa a prostoty

„Ukrywasz ich pod os on  Twego oblicza od spisku m

ów...” (Ps 31,21)

Równie  wydmy stanowi  os on . Przeszukuj c je uwa nie, odkrywa si  rodzaj
kraterów, w których mo na ukry  si  przed wzrokiem innych.
Nigdy nie stara em si  ukrywa . Wprost przeciwnie, z regu y sadowi em si  w
miejscach najwy szych, dobrze widocznych.
A jednak w pewnych momentach mia em wra enie,  e jestem os oni ty,  e znajduj
si  w jakich  okopach lub wr cz w schronie opancerzonym.
Do wiadcza em s uszno ci tego wersetu, który dawniej zawsze wydawa  mi si
nieprawdopodobny: „Ukrywasz ich pod os on  Twego oblicza”.
Nie ma rzeczywi cie nic bardziej nieos oni tego od twarzy. Nic bardziej
bezbronnego. A tymczasem gdy stajesz w  wietle oblicza Boga, czujesz si
os oni ty. Jeste  pod ochron  i pod opiek . Z dala od intryg, od wszystkiego, co
stanowi zagro enie.

background image

Pokonujesz odleg

ci, cho  najbardziej podst pne zasadzki s  tu , tu .

Bezbronny, a jednak nietykalny.
Gdy modlitwa stawia ci  w zasi gu  wiat a Bo ego, staje si  ono twoj
najpewniejsz  kryjówk .
Tam, w strefie otwartej, nieos oni tej nic i nikt nie mo e ci  dosi gn

.

Pod warunkiem,  e masz odwag  pozosta  nieos oni ty i zaufasz tej pozycji.
Cz owiek modlitwy, pod os on  oblicza Boga, odnajduje zasadnicz  cech :
prostot .
W rozumieniu ludzkim staje si  ogo ocony.
Wyzwala si  z wszelkiej przebieg

ci, z wszelkich chytrych kalkulacji, z

taktyk, z przymilania si  mo nym, ze sztucznego ukrywania wad, z ulegania modom
dnia, ze zmowy z mamon .
Wychodzi bezbronny, nieczu y na obmowy, „daleki” od intryg. Z absurdaln
czelno ci  okre lania rzeczy i osób, z pomini ciem istniej cych ju  etykietek.
Bezpieczny w  wietle oblicza Boga, nie martwi si  o ocalenie w asnej twarzy.
Jest przezorny, ale nie boja liwy.
Szczery, ale nie g upi.
Daleki od intryg.
Odporny na pochlebstwa.
Naturalny w ruchach.
Wolny w dzia aniu.
Pe en szacunku dla wszystkich, nie wyró nia „wielkich”.
Nie traci czasu na szukanie kontaktów z tymi, którzy mogliby go wprowadzi  do
okre lonych  rodowisk, gdy  nie ma najmniejszego zamiaru si  tam dosta .
Gotów jest spotka  si  z ka dym, ale nie szuka ludzi licz cych si .
Trzyma si  z dala od miejsc, w których celebruje si  rytua  bez warto ci.
Nie interesuje go, by by  „w kr gu”, gdy  zale y mu bardzo, by móc si  porusza
po szerokim terytorium.
Je eli pewne drogi s  zbyt zat oczone lub gdy trzeba zdobywa  sobie miejsce za
cen  pok onów, wybiera raczej  cie ki dzikie i opustosza e. I zaczyna  piewa .
Pochyla si  pokornie, adoruj c Jedynego, który obdarzy  go smakiem wolno ci i
rado ci

piewu.

Jest  agodny - a wi c nie wysuwa 

da , nie konkuruje z nikim, nie domaga si

niczego, nikogo nie próbuje prze cign

. Nie wysuwa pretensji, nie zagarnia

miejsc, nie ubiega si  o przywileje. Nie prosi o wzgl dy. Nie szuka poparcia,
nie  ebrze o wyró nienia. Nie zabiega o to, by o nim mówiono. Co wi cej - cieszy
si , gdy mo e przej

 niezauwa ony. Raduje si , gdy si  o nim zapomina. Nie dba

o zrozumienie. Oboj tny jest na podziw innych. Nic nie robi sobie z poklasku
„wa nych”. Gdy kto  prosi, by przemówi , nie ubiera si  w tog  upstrzon  m drymi
cytatami. Nie chodzi mu o to, by inni dowiedzieli si ,  e on wie,  e jest na
bie

co,  e znajduje si  w centrum debaty kulturalnej.

Ma odwag  w asnego nagiego s owa, pozbawionego szat ideologii, dalekiego od
skrz cych si  konstrukcji teoretycznych.
Ma odwag  pos ugiwa  si  s owami ubogimi, które nie wchodz  do  adnego schematu,
wymy lonego przez mistrzów chwili, ale wywodz  si  z jego cia a, z jego krwi, z
jego milczenia. Biedne s owo, równie jak on bezbronne, wszyscy mog  wy mia , ale
jego w asne, dojrza e w owej smudze  wiat a, z dala od intelektualnych pracowni.
Pod os on  oblicza Boga jego g owa zaczyna pracowa  samodzielnie, nie martwi c
si  o dostrojenie si  do innych.
Cz owiek prosty, naiwny.
Dziecko.
Niepokoj ce intrygantów, gdy  stanowi zbyt  atwy cel.
Gdy  nie zachowuje ostro no ci, nie ucieka si  do obronnych posuni

, nie liczy

si  z...
Czy  jest sens zastawia  pu apk  na cz owieka ogo oconego, id cego w  wietle

ca przez otwart  przestrze ?

Trzeba zrezygnowa  z werbowania do wielkiej orkiestry jednostki, która pos uszna
jest wy

cznie w asnej wewn trznej muzyce i nie respektuje partytury

rozdzielonej wszystkim uczestnikom.
Cz owiek, który si  modli, nigdy nie mo e sta  si  przebieg y. Gdyby by  chytry,
nie by by cz owiekiem modlitwy.

background image

Modlitwa jest szko

 m dro ci, a nie przebieg

ci.

Modlitwa uczy pokonywania ka dej przeszkody, zrównywania z ziemi  murów
obronnych, wprowadza ludzi zdumionych i szcz

liwych w  wiat

 oblicza Boga. W

miejsce najbezpieczniejsze, gdy  najbardziej ods oni te.

Pochwa a bezinteresowno ci

Na  wiecie istniej  równie  istoty bezinteresowne.
Jedn  z najwymowniejszych pochwa  tych osób wypowiedzia  Rene Habachi, kieruj cy
dzia em filozofii UNESCO, w przemówieniu do prze

onych zakonów we Francji.

Warto przytoczy  tu jego s owa: „Trzeba, by te bezinteresowne istoty spala y si
za darmo, by p on

y za pi kno  wiata, za wejrzenie Boga. Musz  istnie  rezerwy

milczenia, wzajemnej, bezinteresownej pomocy, ca kowitego wyzwolenia,
solidarno ci w Cierpieniu i  piewów dzi kczynnych.
Najbardziej pal

 potrzeb  dnia dzisiejszego jest bezinteresowno

.  Oka e si

ona skuteczniejsza od zobowi za  politycznych, od przewidywa  ekonomicznych, od
rewolucji strukturalnych. Skuteczniejsza, gdy  le y u podstaw wszystkich innych
przejawów dzia ania i rodzi si  z ogo ocenia najubo szych istot ziemi.
Bezinteresowno

 zaopatrzy ludzi w jedyne zwierciad o w którym b

 mogli

rozpozna  si  i za jego po rednictwem odcyfrowa  transcendencj , zdoln  o wieci
ich oblicze.
Nie chodzi o mówienie o Bogu. Trzeba Nim 

.”

W  wiecie zdominowanym ilo ci , produkcj , wydajno ci  oni wybrali
bezinteresowno

.

Wszyscy pytaj : „Do czego to s

y?”, albo „Co to daje?”

Oni wybrali dzia alno

 nieproduktywn .

Ich egzystencja jest czyst  strat .
Wszyscy pragn  co  osi gn

, by  u ytecznymi. Niektórzy nawet uwa aj  si  za

niezast pionych. Oni zaakceptowali nieprzydatno

.

Wszyscy mówi  o dzie ach, o realizacjach. Oni nie maj  nic do zaofiarowania

wiatu poza w asn  obecno ci .

Wszyscy pchaj  si  naprzód. Oni stoj  na uboczu.
Maj  nawet patronk  w Ewangelii. Kobiet , ze sceny namaszczenia w Betanii (por.
Mk 14,3-9). Kobiet , której imi  nie zosta o zapisane i której ani jednego s owa
nie uwieczniono. Widzowie ówcze ni oburzaj  si  na ten „flakonik alabastrowy
prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego”, który zostaje rozbity, by
nama ci  g ow  Jezusa. Obliczaj , oskar aj  o marnotrawstwo, odwo uj  si  do
potrzeb spo ecznych.
Jezus zabiera g os, by stan

 w obronie kobiety, sprawczyni tego marnotrawstwa.

„Dobry uczynek („kalon ergon”) spe ni a wzgl dem Mnie”.
Jezus staje w obronie nierozs dnego gestu. Docenia czyn niepotrzebny.
Wychwala bezinteresowno

. Cieszy si  z daru ca kowitego.

Jezus kocha te istoty „niepotrzebne”, które rezygnuj  z w asnego  ycia, które
nie s  zdolne do s usznych oblicze  i nieroztropnie administruj  w asnym darem.
Biada, gdyby w  wiecie mia o zabrakn

 tych niepotrzebnych jednostek, które nie

 wydajne, które nie produkuj , nie konsumuj .

Gdyby zanikli ci specjali ci od trwonienia, ci marnotrawcy olejków, wszyscy
umarliby my z g odu.
Gdyby zagas  ich niepotrzebny p omie , na ziemi  sp yn

by mrok i wszyscy

szcz kaliby z zimna.
Gdyby zamar

piew i gdyby s ycha  by o jedynie tykanie kalkulatorów -

nast pi by naprawd  koniec  wiata.
(Równie  i moje  ycie dopóty jest bezpieczne, dopóki warto ci bezinteresowne

 mia y przewag  nad warto ciami skalkulowanymi.)

background image

Zapomnie  o chlebie, ale pami ta  o  piewie

„Miriam prorokini, siostra Aarona, wzi

a b benek do r ki, a wszystkie kobiety

sz y za ni  w pl sach i uderza y w b benki. A Miriam przy piewywa a im:

piewajmy pie

 chwa , na cze

 Pana, bo sw  pot

 okaza ”” (Wj 15,20-21).

Wszyscy my leli o rzeczach nieodzownych dla prze ycia na pustyni. Wlok  wi c za
sob  trzod  i stada. Zgromadzili znaczne ilo ci srebra i z ota.  Pomy lano
równie  o ubraniu. Niektórzy nawet w drowali uginaj c si  pod ci

arem dzie y

wype nionej ciastem (por. Wj 12).
A ta trzpiotka zatroszczy a si  o rzecz zb dn .
Wzi

a ze sob  instrument muzyczny, gdy pozostali zachowali si  przezornie.

Nierozwa na Miriam, bujaj ca w ob okach, zrobi a spis rzeczy niepotrzebnych. I
to nie po to, by zostawi  je w Egipcie, ale by wlec je ze sob  w czasie

drówki.

Reali ci wiedz ,  e na pustyni trzeba uwolni  si  od t umoków i nie

 jedynie

rzeczy konieczne.
Tymczasem naiwna Miriam nie omieszka a zaopatrzy  si  w... b benki.
Osoby rozs dne uwa aj ,  e na pustyni artyku ami pierwszej potrzeby s  chleb i
woda.
Naiwna Miriam uwa a,  e na pustyni przede wszystkim wa ny jest  piew.
I racj  ma w

nie ona. Wyczu a,  e w czasie tej przygody b dzie wiele powodów

do dzi kczynienia.
Oto zaraz potem, gdy w drowcy stali si

wiadkami dzia ania Jahwe w czasie

przej cia przez Morze Sitowia, przedmioty, które wydawa y si  zawad  - staj  si
przydatne. W

nie b benki.

piew pochwalny staje si  artyku em pierwszej potrzeby.

Na pustyni nie mo e zabrakn

 dzi kczynienia.

Jasne, marsz nie mo e by  utrudniony zbytnimi i nadmiernymi ci

arami.  Trzeba

mie  odwag  zredukowa  je do zasadniczych rzeczy. Ale do nich nale y koniecznie
zaliczy  dzi kczynny  piew.
Gdy czujesz na karku oddech nieprzyjació , musisz sta  si  „nierozwa ny”,
wyci gaj c b benek.
Gdy gard o masz spieczone pragnieniem, gdy opadasz z si , nie uratujesz si
oszcz dzaj c energi , ale w

nie trwoni c j  w ta cu.

„Pan jest moj  moc  i  ród em m stwa” (Wj 15,2).
Mo na by spokojnie doda : moim pokarmem jest uwielbienie.
Rabini mówi  o „owocu warg otwartych na chwa

 Pana”. Ten owoc warg jednak nie

tylko jest mi y Temu, do którego jest adresowany. Staje si  po ywieniem ust,
które go wydaj .
Na pustyni mo e zabrakn

 wszystkiego. Nigdy jednak nie mo e zabrakn

 ch ci

zaintonowania hymnu pochwalnego na cze

 Boga.

Nie chodzi tylko o „dzi kczynienie” po zakosztowaniu „cudownych rzeczy”,
dokonanych przez Jahwe.
Pochwa a mo e równie  uprzedza  wydarzenia.
Zdumienie wcale nie musi objawi  si  jedynie wobec faktu dokonanego. Mo e
wyprzedza  interwencj  Bo

, sprowokowa  fakty nieoczekiwane.

„Dobrze jest dzi kowa  Panu i  piewa  imieniu Twemu, o Najwy szy: g osi  z rana
Twoj

askawo

, a wierno

 Twoj  nocami” (Ps 92,2-3).

Warto podkre li  to g oszenie. O mieli bym si  zmieni  je na „przepowiadanie” z
rana mi

ci Boga. Na „opowiadanie” - nim zaistniej  - o cudach, które Pan

uczyni dla swych stworze .
„Za piewam i zagram.
Zbud  si , duszo moja,
zbud , harfo i cytro!
Chc  obudzi  jutrzenk ” (Ps 57,8-9).
Zawsze napawa  mnie otuch

piew mnichów w nocy. Ta ich naiwna próba

przebudzenia jutrzenki (po zbudzeniu w asnego serca), „wymuszenia” dnia,
uprzedzenia  wiat a!
Musz  i ja nauczy  si  cudownej nieprzezorno ci Miriam.
Musz  czuwa  w ciemno ci, uzbrojony jedynie w harf , cytr  i b benek.

background image

Bóg nie mo e oprze  si  temu wyzwaniu nieprzezorno ci.
Nie mo e dopu ci  do niewykorzystania moich instrumentów muzycznych. Nie mo e
przekre li  mojej potrzeby dzi kczynienia.
Bez w tpienia Bóg nie posk pi sercu, które pragnie Go wielbi , powodów do pie ni
pochwalnych.

Pozwól, by zaw adn o tob  S owo

Zdaj  sobie spraw  z tego,  e w moim  yciu duchowym pope ni em mnóstwo b

dów,

c niewolnikiem pewnej iluzji, pewnej obsesji: manii „wyci gania wniosków”.

Nie by o kazania bez praktycznych wniosków. Rozwa ania bez postanowie .
Lektury jakiej  stronicy bez konkretnych zastosowa .
A wynikiem tego nieporozumienia - ca y 

cuch prze wiadcze :

-  e ka dy dobry uczynek musi mie  natychmiastowy odzew,
-  e gorliwe zaanga owanie musi dawa  widoczne rezultaty,
-  e dzia anie apostolskie musi zaowocowa  obficie.

St d dwie negatywne konsekwencje. Zniech cenie, gdy co  nie udaje si , a przede
wszystkim s abo

, niepewno

, brak szerokiego oddechu.

Smutek ogarnia, gdy przegl da si  pewne „programy  ycia” czy „projekty odnowy”.
Iskrz ce si  formu ki, skrupulatne podzia y, dok adne definicje, cytaty, które
przekre laj  ka

 trudno

, zdecydowane konkluzje. Ma si  wra enie,  e chodzi o

„matematyk  duchow ”.
Wydaje si ,  e pewne dokumenty zosta y opracowane przez jakiego  „managera”,
zobowi zanego do uzyskania maksymalnej wydajno ci z duchowego przemys u, którym
kieruje.
Nie znam nic bardziej odleg ego od ewangelicznego obrazu ziarna ni  te papierowe
dokumenty.
Czyta si  w nich mi dzy wersami przys ówek „niezawodnie”. Albo „koniecznie”.
Wystarczy post powa , my le  w okre lony sposób, mówi , pos uguj c si  tak

nie terminologi , realizowa  okre lone dyspozycje, stosowa  skrupulatnie

takie wypróbowane techniki - a rezultat jest pewny, Niezawodny.
Chcia oby si  w ten sposób przeskoczy  podziemn  faz  g

bi, powolnego up ywu

czasu, spraw nieprzewidzianych, jednym s owem: faz  braku konkluzji.
Niestety (albo na szcz

cie) papier nie staje si

yciem.

Dokumenty nie rodz  ducha religijnego ani post powania chrze cija skiego.
Formu ki nie produkuj  osób.
A to z tej prostej przyczyny,  e nie mo na zasiewa  papieru.

owo tak. S owo mo na posia .

Ale trzeba mu pozwoli , by odby o sw  w drówk , by zagubi o si  w ciemno ci, by

drowa o nieprzewidzianymi drogami, by nie musia o dociera  do celów uprzednio

przez nas ustalonych.
Na pustyni odkry em wa no

 pracy ukrytej. Jaki  g os w asnych korzeni,

mieszanin  nastrojów, wspó dzia ania ukrytych ofiar, decyduj ce oddzia ywanie
niepowodze , wzrost tego, co jest s abe, wa no

 tego, co si  nie liczy,

znaczenie tego, co jest ma o wa ne.
Obserwujesz kropl , która spada i zostaje wch oni ta przez nienasycon  sucho

.

Nie ma znaczenia, jaki by  jej koniec. Wiesz,  e skorupa ziemi w jakim  miejscu

a, iskra  ycia zosta a rozniecona w tej panoramie  mierci.

Na pustyni jeste  powo any do wyboru pomi dzy tym, co widoczne jest na zewn trz,
a tym co dzieje si  w g

bi.

Pomi dzy rachunkowo ci  a  yciem przenikni tym nadziej .
Pomi dzy ustawianiem w kolumny cyfr a upieraniem si  przy cierpliwo ci.
(Arabowie mówi  dosadnie,  e trzeba „umrze  z cierpliwo ci”.)
Na pustyni nie s  mo liwe statystyki.
Mo na jedynie obserwowa  to, co powierzono g

biom.

Spojrzenie nie kieruje si  ku temu, co jest widoczne na powierzchni i w ca ej
swej rozci

ci, ale ku temu, co znika.

background image

Mo e wyda  si  to dziwne. Ale najprawdziwszy obraz  ywotno ci znalaz em w El
Golea, w postaci grobu Karola de Foucauld. Ten samotny grób, przy którym nie
czuwali „synowie”, zagubiony w bezmiarze pustyni, napastowany przez wiatr, da
mi najbardziej namacalny obraz  ycia.
Pozwól,  e powiem ci to, przyjacielu. Nie  piesz si  z „wyci ganiem wniosków”.
Pozwól, by S owo przenikn

o w g

b ciebie.

Nie przywo uj go natychmiast, by wyrzuci  na stacji twych pospiesznych konkluzji
i niespokojnych postanowie , twych wygodnych przeznacze .
Nie wykorzystuj go natychmiast w praktycznych zastosowaniach.
Przesta  dopytywa  siebie: „Na co mi si  ono przyda?”
Cz sto S owo poch oni te z wielkim po piechem, nagi te do natychmiastowych
wymogów, zu ytkowane w sposób pragmatyczny, jest s owem o warto ci obni onej,
wykorzystanym jedynie w malutkim stopniu w stosunku do swych mo liwo ci.
Chcia oby si  powiedzie ,  e zamiast wyda  owoce, obumiera.
Pozwól, by ziarno przesz o swoj  drog . Nie przeszkadzaj mu, nie zwielokrotniaj
kontroli, pomiarów. Pozwól, by S owo znik o ci z oczu. Nie narzucaj mu twoich
rytmów i twoich terminów, wymogów chwili. Zrozum,  e nie nale y do ciebie. Nie
musisz go sobie „na nowo przyw aszcza ” - jak to si  dzi  mówi. To Ono ciebie
posiada.
Pozwól wi c, by swobodnie zarzuci o sieci swego dzia ania tam gdzie zechce, jak
zechce, w czasie, który nie jest twoim czasem.
By  mo e w

nie wówczas, gdy o nim zapomnisz, gdy uznasz,  e nie pos

o ci

do niczego,  e nic si  nie zmieni o, w ja owym i kamienistym zak tku utworzy si
szczelina „niewyt umaczalna”, zwiastun kie ka...
Otó  to. Nie  piesz si  z uzyskaniem wyników.
Zawierz S owu.
To nie ty musisz doj

 do wyników. To s owo musi „spe ni ” pos annictwo, dla

którego Bóg je pos

. („Tak s owo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do

Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chcia em, i nie spe ni
pomy lnie swego pos annictwa” (Iz 55,11).)
Cz owiek pustyni nie jest cz owiekiem niecierpliwym, cz owiekiem szybkich
wyników. Jest cz owiekiem umiej cym „umrze  z cierpliwo ci”. Jest cz owiekiem
pos uguj cym si  map

ycia podziemnego.

To nieprawda,  e jego orientacj  wyznaczaj  wy

cznie gwiazdy. On potrafi

równie  odgadn

 to, co znajduje si  we wn trzno ciach ziemi.

Nie gubi si , chocia  na powierzchni brak znaków „pocieszenia”.
Nie uspokaja go to, co zbiera. Czuje si  natomiast w porz dku, spokojny, my

c

o tym, co zasia , co przenikn

o w g

b, co znik o w ciemno ci.

Nie buduje spichrzów. Nie  yje z procentów.  yje oczekiwaniem.
Gdy mówi  mu,  e wyrós  kwiat w miejscu, w którym nikt si  tego nie spodziewa ,
nie musi biec, by to sprawdzi .
Wiedzia  o tym.
Ziarno „obumar e” nie mog o zawie

.

Zaczynam w tpi ,  e...

Dzi  rano na wydmach nie mog  uwolni  si  od ca ej serii pyta , które mnie
zdradziecko osaczy y. Teraz znajduj  je w sobie, intryguj  mnie.
Rozumiem,  e nie mog  uwolni  si  od nich z  atwo ci . Musz  stan

 z nimi oko w

oko.
Trzy s owa dr cz  mnie usilnie. Trzy rzeczywisto ci, które widz  st d w  wietle
zupe nie innym ni  zazwyczaj. I ogarniaj  mnie w tpliwo ci. Zakradaj  si
podejrzenia coraz bardziej uzasadnione.

1.

Wspólnota.

Zapytuj  siebie, czy w pewnych spo eczno ciach mo e dlatego brak porozumienia,

e zbyt wiele tam s ów, a nie umie si  przemawia  milczeniem.  Nie ma si

background image

zaufania do milczenia jako do  rodka porozumiewania si .  Cz owiek  udzi si ,  e
wystarczy zbli

 namioty, umie ci  osoby obok siebie, by przybli

 serca.

Nie podejrzewa si ,  e jedynie stwarzaj c pewien dystans, zapewniaj c przestrze
intymno ci dla jednostek, gwarantuj c wymiar samotno ci, ludzie zaczynaj
tworzy  wspólnot .

Chodzi o do wiadczenie wspólnoty poprzez g

bi .

Ta inna, powierzchowna nie jest wspólnot . Jest obco ci .

Leonardo mawia : „Je eli b dziesz samotny, b dziesz ca y twój”. Ja doda bym
jeszcze: Poza tym,  e b dziesz ca y twój, b dziesz równie  ca y innych.

Samotno

 stwarza osoby rzeczywi cie zdolne do nienale enia do siebie.

Zdolne do dawania siebie.

2.

Autorealizacja.

Podejrzewam,  e pewne formy autorealizacji, dzi  tak okrzyczane, zdradzaj
nieu wiadomion  form  egoizmu. I to w

nie wówczas, gdy autorealizacja dokonuje

si  poprzez otwarcie si  na innych, poprzez wymian , stosunki mi dzyosobowe.
Znaczy to,  e autorealizacja jest celem sama w sobie. Inni staj  si  narz dziem,
a wi c zostaj  uprzedmiotowieni.

Ja inwestuj  kapita  mi

ci, dobroci, szlachetno ci, ale roszcz  sobie prawo do

uzyskania procentu, do zainkasowania dywidendy od tej operacji: do
samorealizacji w

nie.

Wydaje mi si ,  e na pustyni odkry em, i  mi

 do drugiej osoby przechodzi

drog  wyrzeczenia, ofiary, a nie autorealizacji.

Cz owiek troszcz c si  o realizacj  w asnej osobowo ci jest jeszcze cz owiekiem
„pochylonym nad sob ”, o jakim mówi Luter, a wi c nie umiej cym otworzy  si
rzeczywi cie na innych. Jest cz owiekiem, który pomimo deklarowanego otwarcia
si  w rzeczywisto ci nie wychodzi poza siebie. Nie wchodzi w  wiat innych. Ale
zmusza innych, by stali si  cz

ci  jego w asnego  wiata.

To jedynie poprzez „ofiar  z siebie”, poprzez afirmacj  nie-siebie jednostka
staje si  zdolna do darowania. Co wi cej, sama si  staje darem.

Ewangelia, wydaje mi si , uczy „zaparcia si  siebie”, to jest dos ownie
niepoznawania siebie, by nie mie  do czynienia z w asnym ja-w adc  i ja-
handlarzem.

Inni mog  wszystko uzyska  od osób, które nie martwi  si  o sw  autorealizacj .

Nikt, s dz , nie chce sta  si  ceg

 w konstrukcji mojej ludzkiej i duchowej

osobowo ci.

Ten, kto burzy gmach w asnego ja, zapominaj c o sobie, jest w stanie odda

asne  ycie w darze.

3.

Medytacja.

Uczono mnie zawsze uznawa  medytacj  za praktyk , która ma na celu gromadzenie
idei, rozwini cie my li. Tutaj zaczynam podejrzewa ,  e medytacja polega na
wyeliminowaniu my li. Na obdarzeniu umys u wolno ci , na opró nieniu go, a wi c
na przygotowaniu na przyj cie nie nowej idei, ale czego  ca kowicie innego.

Medytacja na pustyni przypomina sobot . Medytowa  znaczy „ wi ci  sobot ”, czyli
wed ug etymologii s owa - zaniecha , przerwa  ni  rozumowania. Przesta  my le .
Zaprzesta  pracy umys owej. Nie robi  nic.

background image

Medytacja nie jest kluczem, wprowadzaj cym mnie do bogatej biblioteki.  Jest
kluczem, który otwiera drzwi prowadz ce do nowego sposobu bycia. Do nowego
nieoczekiwanego wymiaru  ycia.

Medytacja nie nape nia mi mózgu, nie wyposa a umys u do zmierzenia si  ze

wiatem.

Opró nia natomiast moje walizki. Czyni mnie ogo oconym.

Medytacja czyni mnie nieprzygotowanym na sprawy nieoczekiwane.

Jedynie wówczas, gdy medytacja pozwoli ci ogo oci  si  ze wszystkich idei na
temat Boga, mo e wydarzy  si  rzecz najbardziej niewiarygodna.

Tak. Mo e zdarzy  ci si  Bóg.

Poddanie si  rzeczom nieprawdopodobnym

„I przemówi  Pan do Moj esza: „...Wyprowad  wod  ze ska y i daj pi  ludowi oraz
jego byd u”” (Lb 20,7-8).
Pustynia, miejsce paradoksu. Miejsce, gdzie Bóg nakazuje rzeczy
nieprawdopodobne. Masz wra enie,  e naigrawa si  z ciebie.
Zach ca ci  do szukania owoców na terenach najbardziej nieurodzajnych.
Przyrzeka,  e ci  ubogaci. A tymczasem ogo aca ci , nie pozostawia ci nic.
Zaprasza ci  do swej blisko ci. A natrafiasz na przera aj

 rozpacz. By  mo e

po to, by  zda  sobie spraw ,  e ta intymna wi

 wi

e si  z wiar , a nie z

wra liwo ci .
Zapewnia ci  ycie. A tymczasem ci gle poruszasz si  w miejscach, w których
króluje  mier .
Gwarantuje ci  wiat o, ale ka e ci zgasi  twoj  zakurzon  lamp .
Ukazuje si  jako Bóg zbawienia. A wyrzuca ci  na miejsca najbardziej
przera aj ce, jakie tylko mo na sobie wyobrazi .
Mówi o stole zastawionym. A doprowadza ci  do g odu.
Nic dziwnego,  e lud czuje si  oszukany i szemrze. Nie akceptuje rzeczy
nieprawdopodobnych. Uwa a je za makabryczny  art.
„Mówili przeciw Bogu, rzekli:
„Czy  Bóg potrafi nakry  stó  w pustyni?”” (Ps 78,19)
Szemranie jest odmow  na wej cie do krainy obietnic nieprawdopodobnych.

ogos awie stwo interpretuje si  jako przekle stwo.
usznie powiedziano,  e „szemranie przygotowuje antywyj cie”.

Panie, dlaczego z uporem domagasz si  rzeczy absurdalnych?
Równie  i ja mam pragnienie, chc  wody. Ale nie ryzykuj  i nie szukam jej w
posusze. A Ty chcesz, bym uderzy  w kamie .
Równie  i ja jestem g odny, chc  chleba. Ale nie czuj  si  na si ach, by szuka
go tam, gdzie nie ro nie nawet 

o trawy.

Równie  i ja potrzebuj

wiat a. Ale chcia bym zgasi  moj  lampk  dopiero wtedy,

gdy rozb

nie na moim horyzoncie Twoje  wiat o, nie pr dzej.

Równie  i ja pragn  m dro ci z nieba. Ale nie chc  szuka  jej tam, gdzie nie ma
ksi

ek i nauczycieli.

Panie, b

 rozs dny, po lij mnie na poszukiwanie wody tam, gdzie istniej

ród a, gdzie istnieje mo liwo

 znalezienia jej.

„Przemów (...) do ska y, a ona wyda z siebie wod ” (Lb 20,8).
Z Tob  nie mo na rozmawia  rozs dnie. Któ  widzia , by g az dostarczy  wody?
„Roz upa  ska y w pustyni i jak wielk  otch ani  obficie ich napoi .
Wydoby  ze ska y strumienie i wyla  wod  jak rzek ” (Pa 78,15-16).
Nie ma innej drogi wyj cia. Na pustyni 

 mog  jedynie ludzie wiary, którzy

akceptuj  nieprawdopodobie stwo.

background image

Dziewi

dziesi t dziewi

 imion to za ma o

Podczas gdy spo ywam codzienn  dawk  piasku i modlitwy, staram si  powtórnie
przebiec my

 niektóre z owych 99 „wspania ych Imion Boga”, strze onych przez

tradycj  muzu ma sk .
Mawia  mistyk al-Gunayd: „Boga zna tylko Bóg Wspania y. Dlatego nie da  On
najwy szemu ze swych stworze  nic poza imionami, za którymi si  ukry ...”
Pozostaje problem, czy 99 wspania ych Imion s

y do odkrycia Boga czy do

os oni cia Go. A mo e s

y jednemu i drugiemu.

Oczywi cie nie mog  przytoczy  ich wszystkich.
Powtarzam kilka z nich, które podobaj  mi si  w szczególny sposób:

askawy, Mi osierny, Pe en Pokoju, Wierny, Twórca, Najpob

liwszy,  ywiciel,

Wys uchuj cy, Obecny,  yj cy.
Podoba mi si  przede wszystkim ostatnie imi : Najcierpliwszy.
A jednak wydaje mi si ,  e  adne z tych 99 wspania ych Imion nie odpowiada
sytuacji, jak  prze ywam na pustyni.
Musi istnie  jeszcze jedno imi  i wydaje mi si ,  e wynalaz em je:
Trudny.
Na pustyni, nie wiadomo dlaczego, ci gle mam do czynienia z Bogiem Trudnym.
Cho  Abu Hurayra twierdzi,  e „ktokolwiek pozna 99 wspania ych Imion, wejdzie do
raju”, podejrzewam,  e do raju wejdzie ten, kto zna imi  setne.
Do raju dostaje si  cz owiek poprzez „w sk  bram ” Trudnego.

Musz  zosta  niezrównowa ony

Nie przyszed em na pustyni , by szuka  równowagi.  atwiej j  mo na znale
przebywaj c mi dzy lud mi.
Równowaga, jak zauwa a G. Thibon, jest spraw  ci

aru. Czasami oci

ci.

Przywo uje obraz dwóch szalek wagi.
Równowaga dotyczy ilo ci, stosunku si y. Natomiast harmonia „dotyczy jako ci i
zbie no ci tych jako ci ku jednemu wspólnemu celowi. Nawet z o mo e stanowi
element równowagi, pod warunkiem,  e zostaje zrównowa one obecno ci  podobnego

a o przeciwnym dzia aniu. Nigdy nie mog oby si  co  podobnego przydarzy  z

dobrem. Mówi si  o równowadze terroru. Ale któ  o mieli by si  mówi  o harmonii
terroru?”
Ju  V. Hugo twierdzi : „Ponad równowag  istnieje harmonia. Ponad wag  jest
cytra”.
Na pustyni nie szukam wi c równowagi. Nie chc  o niej s ysze . Nie chc
absolutnie by  poddany dzia aniu dwóch si , które si  wzajemnie znosz .
Szukam raczej braku równowagi.
Musz  by  pozbawiony równowagi. Jedna z szalek wagi musi opa

 pod ci

arem

adoracji, kontemplacji, samotno ci, milczenia, poszukiwania Boga.
Musz  koniecznie dostosowa  si  do pustyni, na której nic nie jest zrównowa one.
Wszystko jest nadmierne, bezgraniczne, nieproporcjonalne, nienormalne.
Na pustyni bezmiar jest wielko ci  zwyk

. Niezwyk

 jest normalno

.

Równie  i ja chc  by  przesadny, chc  zak óci  równowag , która mnie parali uje.
Chc  by  przesadny, je eli chodzi o czas po wi cony modlitwie. Przesadny w

uchaniu, czuwaniu, zag

bianiu si . Przesadny w zakorzenianiu si .  Przesadny

w sprawach istotnych. Przesadny wiar . Przesadny przejrzysto ci .
Je eli odwa

 si  na brak równowagi, je eli porzuc  m dre dozowanie, by

kultywowa  nierówno

 (to jest wolno

), je eli przestan  kalkulowa , pozwalaj c

kierowa  si  bezinteresowno ci , wtedy jedynie mam szans  znalezienia harmonii.
Ludzie pustyni nie s  lud mi równowagi. S  artystami harmonii.
Nie mo na odwa

 ich rezultatów. Chodzi o prac , która przypomina symfoni .

Jedno

 w wielo ci. Ró ne d wi ki, które nie przeszkadzaj  sobie, ale

przyczyniaj  si  do stworzenia niepowtarzalnej frazy muzycznej.
Dzi ki równowadze znajdujesz miejsce w  wiecie, zostajesz zaakceptowany przez
podobnych tobie, za skromn  cen  amputacji twoich „nierówno ci”.

background image

Z harmoni  prawdopodobnie b dziesz zawsze kim  „nie na miejscu”, kim , kogo nie
wiadomo gdzie ulokowa . W zamian za to twoje  ycie staje si  dzie em sztuki.
Poszukiwanie równowagi przekszta ca ci  w ko cu w ekwilibryst . Harmonia daje ci
smak wolno ci.
Dzi ki równowadze stajesz si  w  wiecie numerem, znakiem, pionkiem.
Dzi ki harmonii - posiadasz twarz, jeste  osob , dusz .
Zachowuj c równowag  - nie przeszkadzasz. Ale je eli odnajdziesz harmoni , akord
w sobie samym, obdarujesz innych pi knem twej niepowtarzalno ci.

Oczy sowy...

Pewien samotnik, przeszukuj c grot , która wydawa a mu si  odpowiednia dla  ycia
ukrytego, znajduje w niej lwa. Ten nie jest absolutnie rad z obecno ci cz owieka
i wyra a swoje niezadowolenie rykiem mro

cym krew w 

ach.

Pustelnik, wcale nie zal kniony, tak mówi do niego:
- Niepotrzebnie tak si  w ciekasz, zgrzytasz z bami i robisz tyle ha asu.
Wydaje mi si ,  e jest tu miejsce i dla ciebie, i dla mnie. Ale je eli jeste
niezadowolony, mo esz równie  wsta  i pój

 sobie... Wynocha!

Bestia onie mielona zbli a si  do wyj cia i znika.
Dla ojców pustyni takie epizody by y raczej normalne.
Istnia o prze wiadczenie,  e  ycie pustelnicze w poszukiwaniu wierno ci, zapa u
i czysto ci serca jest jakby powrotem do warunków rajskich, gdy Adam 

 w

zgodzie równie  ze zwierz tami.
By oby rzecz  interesuj

 opisa  zwierzyniec mnichów: pantery, lwy, krokodyle,

e, skorpiony,  mije... Wszystkie nieszkodliwe, co wi cej, w wielu wypadkach

stawa y si  przyjació mi mnichów i nierzadko  wiadczy y im us ugi.
Wydaje si  jednak,  e mnisi szczególnie upodobali sobie sowy i puchacze.  W tych
ptakach, które w nas wywo uj  jak

 odraz , a których nocny krzyk przeszywa

nieprzyjemnym dreszczem, ludzie oddaj cy si  kontemplacji dopatruj  si  symbolu

asnego  ycia. Przede wszystkim z powodu oczu, ogromnych, zdolnych do

przewiercenia muru nocy.
Zwierz ta te nie tylko maj  wielkie oczy, ale zdaj  si  by  samymi oczyma.
Sowa widzi przy  wietle sto razy s abszym od  wiat a potrzebnego cz owiekowi.
„...Czy nie widzicie, o m drcy, czy nie widzicie, o roztropni, o oczach
kaprawych, wy, m

czy ni i kobiety o oczkach w skich i pó przymkni tych,  e Bóg

stworzy  oczy sów i puchaczów tak ogromnymi, aby widzia y w nocy, gdy rzeczy s
tym czym s  i niczym innym? Aby przenikn

 ciemno

, trzeba posiada  oczy

przeogromne, oczy Boga samego. Wówczas noc staje si

wiat em”. Tego

do wiadczaj  kontemplatycy. „Popatrzcie na nich: upieraj  si , by swymi
okr

ymi oczyma przenikn

 noc, noc rzeczy, noc Boga, ob ok Niepoznawalnego,

który pozwala wreszcie si  pozna . Trwaj  tam niczym wartownicy na czatach,
cierpliwie przykucni ci na swych kruchych nogach, dopóki nie wzejdzie inne

ce. Jedynie oni mog  nas wyrwa  z udr k naszej z ej nocy, któr  z uporem

chcemy nazywa  dniem i któr  czynimy jeszcze bardziej nieprzeniknion ,
pos uguj c si  naszymi neonami i innymi fa szywymi  wiat ami.
Oczy nasze zafascynowane rzeczami bliskimi, widocznymi, b yszcz cymi,
narzucaj cymi si  uwadze, zamykaj  si  powoli i zmniejszaj  do wymiarów n dznych
przedmiotów, które znajduj  si  w zasi gu d oni.
Oczy samotników, podobnie jak oczy sów, nie boj  si  nocy. Roszcz  sobie prawo
do patrzenia poprzez noc. Pragn  uchwyci  rzeczywisto ci okryte tajemnic ,
rzeczy, które si  nie narzucaj . Dlatego oczy te powi kszaj  si  i staj  si
ogromne, zdolne do zobaczenia Pi kna i Prawdy, znajduj cych si  poza wymiarem
rzeczy.
Gdy si  modlisz, nie l kaj si  i pozwól otworzy  sobie oczy. Sta  si  samymi
oczyma.
W ten sposób noc nawet najciemniejsza mo e sta  si

ród em twego o wiecenia.

background image

wiat o zasiane w nocy

A kto powiedzia ,  e  wiat o musi zrodzi  si  ze  wiat a?
Oto inne z udzenie, rozwiane bezlito nie przez pustyni :  e trzeba czeka  i
szuka

wiat a w  wietle.

Bóg cz sto udziela tym, których kocha,  ask  pozbawienia ich  wiat a.
„Zostawia ich w nocy. I to noc staje si

wiat em. „Et nox illuminatio mea in

deliciis meis”.
Prawdziwe  wiat o  wieci w ciemno ciach. Ale trzeba przyzwyczai  si  do
znajdywania go tam. Pocz tkowo cz owiek jest przera ony:  wiat o jest czym  tak
przyjemnym i koniecznym! Potem z wolna wstaje dzie ...”
„Wschodzi w ciemno ci jako  wiat o dla prawych” (Ps 112,4).
Ale przez d ugi czas  wiat o pozostaje pogrzebane w nocy.
Psalm 97,11 zapewnia: „ wiat o wschodzi dla sprawiedliwego”. Werset ten jednak
dos ownie powinien by  przet umaczony nast puj co: „ wiat o zasiane jest dla
sprawiedliwego”.
Chcieliby my mie

wiat o natychmiast, w pe nym wymiarze, definitywnie.

I trudno nam przyj

wiat o „zasiane” w nocy, nie wiadomo gdzie.

wiat o, które wzejdzie nie wiadomo kiedy.

Trudno nam uzna ,  e nie jest to jeszcze „czas  wiat a”, gdy  nie zag

bili my

si  jeszcze wystarczaj co w ciemno ci nocy.
Nie atwo nam zgodzi  si ,  e dar  wiat a nie nadejdzie dopóty, dopóki nie

dziemy mieli odwagi prosi  o  ask  ciemno ci.

Kiedy zdo am wreszcie powtórzy  z przekonaniem:
„Niech mnie przynajmniej ciemno ci okryj  i noc mnie otoczy jak  wiat o” (Ps
139,11).

„Niech si  stan  ciemno ci...”

Do wiadczenie modlitwy na pustyni pozwala ci zrozumie ,  e to co nazywasz
zazwyczaj  wiat em i co przyzywasz, jest twoim  wiat em i nie ma nic wspólnego
ze  wiat em Bo ym.
Gdy Bóg roz wietla  wiat

ci  swe oblicze, Jego  wiat o nie mo e rozjarzy

naszych op akanych  wiate , ale rozja nia nasze ciemno ci.
Na pustyni musi w

nie zanikn

 twoje  wiat o, musi zgasn

 twój wyblak y

omyczek.

Oko twoje staje si  bezu yteczne.
„Niech si  stan  ciemno ci!” Równie  i to jest „przej ciem” przez pustyni .
Nie mo esz wymaga , by mie

wiat o, je eli wpierw nie nauczysz si  dostrzega

go, chcia bym powiedzie  znosi  go (gdy

wiat o Bo e, podobnie jak blask Jego

chwa y, jest „przyt aczaj ce”) spojrzeniem nowym, które rodzi si  w mroku i
przyzwyczaja si  do niego, to jest do braku wszelkiego  wiat a ludzkiego.
„W Twej  wiat

ci ogl damy  wiat

” (Ps 36,10).

Mniemanie,  e widzi si  Jego  wiat

 przy naszym  wietle, oznacza w

nie

wyrzeczenie si

wiat a.

Wszyscy jeste my sk onni wo

: „Rabbuni,  ebym przejrza !” (Mk 10,51)

Nikt jednak nie chcia by przygotowa  si  do przyj cia  wiat a poprzez bolesn
drog  o lepienia.
„Szawe  podniós  si  z ziemi, a kiedy otworzy  oczy, nic nie widzia ” (Dz 9,8).
Tak cz owiek przygotowuje si  do zobaczenia Boga.
W Ewangelii to  lepi widz . Ci natomiast, co posiadaj  sprawne oczy, nie widz
nic.
Jezus mówi wyra nie: „Przyszed em na ten  wiat... aby ci, którzy nie widz ,
przejrzeli, a ci, którzy widz , stali si  niewidomymi” (J 9,39).
Ju  Izajasz powiedzia : „Niewidomi, nat

cie wzrok, by widzie !” (Iz 42,18)

wiat o jest mo liwo ci  ofiarowan  temu, kto godzi si  by  doprowadzony do

ciemno ci.
Teraz dotknie ci  r ka Pa ska: b dziesz niewidomy...” (Dz 13,11)

background image

Niekoniecznie jest to kara.
Mo e to by  pocz tek uzdrowienia.

Bóg przychodzi poprzez nieprzydatno

 zmys ów

Nie jest to wy

cznie kwestia oczu.

Musz  sta  si  „nieprzydatne” równie  inne zmys y.
„Zatward  serce tego ludu, znieczul jego uszy, za lep jego oczy, i by oczami nie
widzia  ani uszami nie s ysza , i serce jego by nie poj

o...” (Iz 6,10)

Dziwne. Bóg powierza swój przekaz prorokowi. I wydaje si ,  e ten ma spowodowa

lepienie, g uchot , nieczu

 audytorium.

dz ,  e teraz rozumiem.

Spraw  najpilniejsz  jest uniemo liwienie normalnego funkcjonowania oczu, uszu,
serca, umys u.
Zmys y wobec S owa i Spotkania musz  przesta  dzia

 normalnie.

Chodzi o to, by widzie , s ysze , rozumie  „inaczej”.
Zbyt cz sto próbujemy nawi zywa  rozmowy z Bogiem nacechowane m dro ci  ludzk .
Wówczas Bóg nie ma nam nic do powiedzenia. Nie umo liwia nam zrozumienia
czegokolwiek.
Trzeba tymczasem doj

 do nieprzydatno ci.

Dzi ki nieprzydatno ci normalnych  rodków zrozumienia mo na ufa ,  e przekaz
dotrze a  do nas.
Zreszt  wiara jest najwy szym wyrazem nieprzydatno ci zmys ów. I w

nie dlatego

pozwala nam dotrze  do tajemnicy.
Gdy nic ju  nie funkcjonuje tak jak dawniej, gdy oczy, uszy, serce, inteligencja
nie s

 do niczego, wówczas otwieramy si  na objawienie.

Pustynia bezradno ci

Pewien mistyk muzu ma ski mówi o „pustyni bezradno ci”. Opisuje j  na
przyk adzie przygody pewnego podró nika, który si  zagubi . Po wyczerpaniu
zapasów traci nawet mu a. Nie jest w stanie zorientowa  si  w rozpaczliwej
piaszczystej równinie. Nie wie, dok d zd

a. Zagubiony w

nie w pustyni

bezradno ci.
Jest to do wiadczenie znane wszystkim mistykom. Noc ciemna. Chwila, w której
cz owieka dopada udr ka, poczucie przera enia bliskie rozpaczy.  Cz owiek nie
wie, gdzie si  znajduje. Czy idzie ku Bogu, czy od Niego si  oddala. Czy
post puje naprzód, czy te  uderza o nieprzebyty mur. Czy modli si , czy te
traci czas. Czy otwiera sobie przej cie, czy te  kr ci si  w kó ko. Czy to
poszukiwanie ma jaki  sens, czy jest absurdalne. Czy to jest  ycie, czy

mier ...

A jednak to w

nie ten cz owiek, zagubiony, zrozpaczony jest przedmiotem uwagi

Boga, Jego daru mi osierdzia.
Ale tymczasem Bóg przeprowadza ci  przez pustyni  bezradno ci. Przez wzbudzaj cy

k obszar wrogo ci, gdzie jedynym znakiem Jego obecno ci jest nieobecno

.

Aby dostrzega  to, co si  widzi

Nasze spojrzenie, poprzez za

 z Jego „ wiat

ci  niedost pn ” (1 Tm 6,16),

nabywa zdolno ci widzenia, „zbli enia si ” do  wiat a.
Nie chodzi jednak o umiej tno

 przenikania jedynie wymiaru nadprzyrodzonego.

Wydaje mi si ,  e w modlitwie realizuje si  dziwny paradoks: przebywaj c w

wiecie niewidzialnym, oko potrafi sta  si  przydatne w  wiecie widzialnym.

background image

Pozostaj c d ugo w przestrzeni transcendencji, cz owiek oddaj cy si
kontemplacji „wypróbowuje” niejako w asny wzrok, aby potem umia  on zmierzy  si
z przestrzeni  tymczasowo ci.
Musimy zda  sobie spraw ,  e najtrudniej jest zobaczy  rzeczy, które mamy przed
oczyma, te które nas dotykaj , które potr caj  nas.
Samotnik przyzwyczaja si  do „znoszenia”  wiat a Bo ego, nie tylko jako zadatku
i zapowiedzi wieczno ci, ale jako odkrycia wspó czesnych rzeczywisto ci.
Powiedziano s usznie,  e „trudno zobaczy  t um, stoj c po rodku niego”.
Samotnik ucieka od t umu nie dlatego,  e nie chce go ju  wi cej widzie , ale by
go lepiej widzie .
Prawdziwy kontemplatyk pragnie widzie  jedynie Boga, nic poza Bogiem, gdy  chce
nauczy  si  dostrzega  brata, skupia  si  na jego twarzy.
Mistyk nie waha si  skierowa  oczu ku „ wiat

ci niedost pnej”, by pozwoli  je

sobie o lepi  przed najbardziej niewygodn  rzeczywisto ci  ziemi.
Mistyk nie grymasi, nie jest estet  pi kno ci niebieskich. Jest z pewno ci
zakochany w pi knie, które jednak otwiera oczy na wszystko, co jest odra aj ce,
nie do przyj cia, zniekszta cone, niesprawiedliwe, nieprzyjemne, co przedstawia

ycie na tej „kuli  achmanów i grzechów”.

Je eli kto  idzie na pustyni , by nie widzie  wi cej nikogo, by nie mie  do
czynienia ci gle z tymi samymi niezno nymi osobami, z tymi samymi nieprzyjemnymi
problemami, z tymi samymi banalnymi sprawami codziennymi, musi liczy  si  z

lepni ciem.

Na pustyni  idzie si , by widzie  wi cej, by widzie  lepiej. Przede wszystkim by
skierowa  nasze oczy ku rzeczom i osobom, których woleliby my nie widzie , by
spojrze  na sytuacje, w których woleliby my nie uczestniczy , na zagadnienia,
których pragn liby my unikn

, na spotkania, które chcieliby my omin

.

Kontemplatyk to taki cz owiek, który zda  sobie spraw ,  e aby „dostrzec” brata,
którego... widzi, który przechodzi obok, który mo e nawet depcze po nogach lub
uderza  okciem w autobusie, musi wpierw poszuka  Boga niewidzialnego.
Nie wchodzi do rzeczywisto ci niebieskich, wychodz c od rzeczywisto ci
wyczuwanych zmys ami. Post puje odwrotnie. Od niewidzialnego do widzialnego. Od
Boga do brata.
Aby. dotrze  do bli niego, idzie wpierw do Boga. Jest pewien,  e stamt d dojdzie
do brata. A je eli nie dochodzi, to dlatego,  e nie zbli

 si  wystarczaj co do

Boga.
Zatrzymuje si  w „innym  wiecie” na tyle, na ile potrzeba, by odkry  „tutejszy

wiat”.

Pragnie usilnie tak d ugo szuka  oblicza Boga, dopóki nie objawi mu si  oblicze
cz owiecze.
A je eli Bóg pozwoli mu osi gn

 szczyt przemienienia, wie,  e  aska ta zostaje

mu udzielona, by móg  na powrót bez zw oki zej

 na nizin , gdzie czeka go kto

zeszpecony.
Mam zaufanie do wzroku cz owieka modlitwy. Nie o mielam si  przeszkadza  mu, gdy
trwa w kontemplacji Jedynego. Wiem,  e gdy przechodzi obok mnie pogr

ony w

my lach, jednak mnie widzi.
Boj  si  raczej cz owieka zabieganego, wsz dobylskiego, cz owieka, który
poklepuje mnie po ramieniu, przygl da si  szczegó om mego ubioru, stwierdza,  e
dobrze wygl dam. Cz owieka, którego uwadze nic nie uchodzi.  Ale jestem pewien,

e ten cz owiek mnie nie widzi.

Mia bym ochot  powiedzie  mu:
- Jak mo esz dostrzega  mnie, je eli nigdy nie zamykasz oczu? Jak mo esz nie
spuszcza  mnie z oczu, je eli nigdy nie odchodzisz? Jak to mo liwe, by
interesowa  si  mn , je eli Bóg nie poch ania ciebie ca kowicie?

background image

Uszy lisa

Na pustyni nie spotka em ani lwów, ani panter, ani nawet sów.
Za to widzia em z bliska „fennec” - ma ego lisa pustynnego. Z apa o go, nie wiem
jak, kilku ch opców ze wsi w okolicach Beni Abbes. Chodzili z nim tryumfalnie
doko a, prowadz c na sznurku.
Obserwowa em go uwa nie. Bia y, wyd

ony pyszczek, orzechowa sier

, szczup a

budowa cia a, ruchy szybkie i zwinne. Ale to co uderza o przede wszystkim, to
jego uszy. Szerokie, d ugie, bardzo ruchliwe.
„Fennec” pos uguje si  nimi równie  jako wentylatorami, poruszaj c w sposób
wirowy. Broni si  nimi przed straszliwym upa em.
Ale uszy s

 ma emu liskowi szczególnie do wychwycenia, na odleg

kilometrów, kroku zbli aj cego si  nieprzyjaciela.

 one nadzwyczajnymi antenami, które s ysz  niewyczuwalny szmer.

Zawierzaj c swym uszom, „fennec” wychodzi przede wszystkim w nocy i ws uchuje
si  w cisz  pustyni.
Mo na by powiedzie ,  e bardziej mu s

 uszy ni  oczy.

Bez wahania obra em sobie ma ego liska za ulubione zwierz  na okres mego pobytu
na pustyni.
Modlitwa nie tyle polega na mówieniu, ile na trwaniu i ws uchiwaniu si .
Trzeba rejestrowa  kroki przychodz ce z daleka.
Domy la  si  obecno ci, g osu.
I opiera  si  pokusie ucieczki.

os pozwala zobaczy

Pustynia kszta tuje widzenie, a przede wszystkim s uchanie.
Wzrok zostaje oczyszczony z matowo ci, a s uch z og uszenia.
Oba zmys y wyzwalaj  si  z zamieszania i skierowuj  si  ku Temu, który jest
Wizerunkiem Ojca i Jego S owem.
Oczy i uszy nawracaj  si  wi c. Skierowuj  si  w jedn  stron .
Rzek bym,  e na pustyni wi ksze znaczenie ma przygotowanie do ws uchiwania si .
Chodzi o wychwycenie g osu, który jest zaproszeniem, rozkazem, wezwaniem,
wyznaniem mi

ci, propozycj  przyja ni.

A to zak ada pog

bienie wi zów 

cz cych Tego, który wzywa i tego, który jest

wzywany. Im silniejsza i bardziej wy

czna jest wi

, tym  atwiejsze staje si

„rozpoznanie” g osu.
Ukochana   Pie ni nad Pie niami we wszystkim s yszy g os „umi owanego”.
„Cicho! Ukochany mój!
Oto on! Oto nadchodzi!

Biegnie przez góry,

skacze po pagórkach” (Pnp 2,8).

os nieuchwytny, który jednak zostaje zarejestrowany przez serce, równie

podczas snu:
„Ja  pi , lecz serce me czuwa.
Cicho! Oto mi y mój puka!” (Pnp 5,2)
Gdy pyta si  stra ników, czy widzieli „mi ego mej duszy” (Pnp 3,3) spotyka j
rozczarowanie. Oczy nie s  w stanie dostarczy  upragnionej informacji.
Lepiej zawierzy  g osowi:
„O daj mi us ysze  twój g os!” (Pnp 8,13)
W nocy owcom w zagrodzie mo e si  wydawa ,  e zgubi y pasterza. Odnajduj  go
rano, nie wtedy, gdy go widz , ale gdy „s uchaj  jego g osu” (J 10,3).
Wówczas nast puje spotkanie, wzajemne poznanie dzi ki tej specjalnej „liturgii

osu”.

„Wo a on swoje owce po imieniu i wyprowadza je... staje na ich czele, a owce
post puj  za nim, poniewa  g os jego znaj ” (J 10,3-4).

background image

To g os pozwala odró ni  pasterza od obcych. G os zwraca to, co zosta o zabrane
oczom.
Maria Magdalena w poranek Wielkanocny, gdy zawierza „wzrokowi”, zaczyna p aka ,
zdaje sobie bowiem spraw , co jej zabrano. „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie
Go po

ono” (J 20,13).

Odnajduje Go na d wi k g osu:
- „Mario!”
- „Rabbuni!”

Oczy nie pozwoli y jej rozpozna  Pana. Wzi

a Go bowiem za ogrodnika. Ale g os

nie zwodzi. Barwa, ton, imi  wypowiedziane w szczególny sposób wzniecaj  iskr
„rozpoznania”.
Równie  i ona, jak owce w zagrodzie, rozpoznaje Pasterza. „Wo a on swoje owce po
imieniu” (J 10,3).
Trzeba mie  odwag , by pój

 za Janem Chrzcicielem na pustyni , na miejsca,

gdzie nie widzi si  nigdy nikogo.
Samotnik zgadza si  na zamkni cie oczu. Odrzuca poznanie, które przychodzi od
strony oczu.
Ale nagle „doznaje najwy szej rado ci na g os oblubie ca” (J 3,29).
Cz owiek pustyni, który zmusi  siebie do milczenia, odnajduje w sobie w asny

os, wydobywaj cy si  gwa townie na zewn trz. G os odwa nie odpowiada na

wezwanie innego g osu i biegnie naprzeciw szybciej od kroków:
„Przyjd , Panie Jezu!” (Ap 22,20)
Jest to wi c g os, który umo liwia objawienie.
Ustanawia kontakt.
Uprzedza spotkanie.

awi posiadanie.

Chleb, który staje si  kamieniem

Dzi  rano zaopatrzony w zwyk

 racj  chleba, skuli em si  na wierzcho ku jakiej

wydmy piaskowej, upatrzonej od dawna i przebadanej na wszelkie sposoby.
Wzi

em ze sob  wiersz 11 Psalmu 81:

„Ja jestem Pan, twój Bóg,
który ci  wyprowadzi  z ziemi egipskiej;
otwórz szeroko usta, abym je nape ni ”.
Staram si  czyta  go powoli, jeden, dziesi

 razy.

Potem ograniczam si  do powtarzania:
„Otwórz szeroko usta, abym je nape ni ”.
Czuj  si  nieswojo. Zaczynam w tpi , czuj  si  zak opotany. Co  nie funkcjonuje.
Dzi  rano nie mog  prze kn

 kawa ka chleba. Mam wra enie,  e z by natrafiaj  na

kamie . Próbuj  jeszcze raz. S ysz  jaki  zgrzyt. To jest  wir, a nie S owo.
Otó  to. Nie atwo jest otworzy  usta i pozwoli  je sobie nape ni . Moje usta
bowiem pe ne s  s ów bezu ytecznych, daremnej gadaniny, pustych przemówie ,

yskotliwych zda , interesuj cych wiadomo ci.

A nie s  to tylko moje s owa. S  tam równie  s owa innych. Moje usta maj  bowiem
zwyczaj go ci , a przede wszystkim powtarza  równie  i to, co mówi  inni:
pochwa y i krytyki, pochlebne s dy i z

liwe obserwacje, zach ty i straszliwe

pot pienia.
Jak trudno jest mie  usta otwarte, przygotowane na dar.
A poza tym, musz  wyzna , boj  si . Tak. Boj  si  chleba. Zbyt przyzwyczajony do
pojadania apetycznych okruchów, s odyczy, wiem,  e Bóg ma mi do zaofiarowania
jedynie chleb. I boj  si

 jedynie chlebem.

Co najwy ej wi c udaje mi si  rozchyli  na chwil  usta, zostawiaj c szpark .
Gotów jestem przyj

 po ywienie, ale w ilo ciach odmierzonych, okre lonych

przeze mnie.
A Bóg tymczasem wymaga ust szeroko otwartych. Opró nionych, oczyszczonych.
Wolnych.

background image

Jego S owo pragnie wype ni  moje usta, posi

 je ca kowicie. Nie zamierza

czeka  na sw  kolejk , tym bardziej nie zadowala si  wspólnym zamieszkaniem.
Jego S owo, b

ce chlebem, staje si  kamieniem, gdy wchodzi do ust, w których

rozbrzmiewaj  wszystkie odg osy placu targowego.
Jest to S owo, które nie lubi s ów.
Gdy jednak nape ni twoje usta, mo esz powiedzie  rzecz najwa niejsz :
„Jestem Panem, Twoim Bogiem”. W ustach-targowisku to zdanie by oby
blu nierstwem.

ucha  milczenia Boga

Nie  piesz si .
Gdy przychodzisz na pustyni , nie wymagaj natychmiastowego zrozumienia S owa.
Musisz milcze . Nads uchuj. To s uchanie nie jest wy

cznie spraw  s uchu. Ca e

twoje jestestwo musi by  w stanie nas uchiwania.
Na pustyni nie s  potrzebne ksi

ki. Co wi cej, lepiej zostawi  je daleko.

Chodzi o to, by - jak mówi  Arabowie - „czyta  przy pomocy uszu”.
Przygotuj si  wi c do s uchania.
Ale miej na uwadze,  e „aby zrozumie  g os S owa, trzeba umie  s ucha  Jego
milczenia” (P. Evdokimov).
Na pustyni Bóg przemawia swym milczeniem, tak jak swym S owem.
W ka dym razie musisz uciszy  inne g osy. G osy, które rozbrzmiewaj  w tobie:

os pychy, chciwo ci,  atwizny, hipokryzji, zysków, egoizmu, pró no ci.

Ale musz  zamilkn

 równie  g osy wewn trzne.

Pami taj o ostrze eniu J. Sulivana: „Gdy ludzie z Waszego klanu nie maj  wam ju
nic do powiedzenia, gdy nic ju  nie mówi wam niczego, wtedy w

nie, wierz cy

wszelkich ras, agnostycy, atei ci: inne s owo szuka drogi do Was”.

Milczenie jest  wiat em

owa autentyczne, prawdziwe rzadko s yszy si  na placach.

Tam rozbrzmiewaj  s owa ha

liwe. Na pustyni tymczasem wychwytuje si  s owa,

które po cichu zmieniaj  ciebie.

owa, które s yszysz na placach, dzia aj  podniecaj co, entuzjazmuj , zach caj

do mówienia, komentowania, dyskutowania. S owo, które rozbrzmiewa na pustyni,
zmusza ci  do milczenia.
W obliczu do wiadczania Boga i Jego chwa y Izajasz wypowiada niezapomniane
zdanie: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem m

em o nieczystych wargach”

(Iz 6,5).
Niektórzy uczeni utrzymuj ,  e wo anie: „Jestem zgubiony” równoznaczne jest z
jestem zmuszony do milczenia.
Prorok zostaje zmuszony do milczenia w zwi zku z tym, co widzia , s ysza ,
do wiadczy , przeczu . Uznaje,  e nie mo e wi cej mówi , gdy tymczasem jego
misja polega a w

nie na mówieniu.

Izajasz spotka  „Boga, o którym nigdy nie mówi si  tak dobrze, jak wówczas, gdy
si  milczy. Boga, o którego istnieniu nigdy nie jest si  tak przekonanym jak
wówczas, gdy wszystkie argumenty wypadaj  z r k, gdy  nic nie znacz ” (E.
Balducci).
Prorok jest wielki przede wszystkim swym milczeniem, którym adoruje tajemnic
Boga, wyra a Jego niedosi

, inno

,  wi to

.

Milczenie jest prawdziwym oczyszczeniem.
Istnieje s owo, które wyra a pustk .
Istnieje milczenie, które wyra a pe ni .
Niektórzy stali si  wielkimi mówcami, przezwyci

aj c j kanie za pomoc  kamyków,

które wk adali sobie do ust.

background image

Abba Agaton przez trzy lata trzyma  kamyki w ustach nie po to, by zosta  mówc ,
ale by nauczy  si  milczenia.

owo cz sto nie pozwala widzie .

Milczenie jest  wiat em.
Tyle potrzeba s ów, by nic nie powiedzie  lub by powiedzie  akurat odwrotno
tego, co si  my li. Ale wystarcza milczenie, by wyrazi  wszystko.
Prawdziwy kontemplatyk nie jest nigdy gadatliwy. Zawierza milczeniu, by u atwi
spotkanie. I gdy us yszy S owo, nie znajduje ju  s ów.
Milczenie wi c stanowi warunek, ale równie  nieuniknion  konsekwencj  Spotkania.
A wszystko dokonuje si  w kontek cie mi

ci.

To mi

 t umaczy milczenie, niemo no

 mówienia.

„Mi

 jest s owem, które staje si  milczeniem. Mo e lepiej: jest zjednoczeniem

owa z milczeniem, poca unkiem, u ciskiem, wzajemnym darem” (Dom A.

Guillerand).

Powiedzie  sobie wszystko w milczeniu

Prze

em do wiadczenie pustyni w grupie.

Gromadzili my si  razem wieczorem, na mszy  w.
Ale cz sto odczuwali my potrzeb  bycia razem, by wspólnie milcze .
Przychodzi a wtedy na my l  redniowieczna sentencja: „Silentium pulcherrima
caeremonia”. Milczenie jest wspania

 ceremoni .

Nie zazna em nigdy nic bardziej wymownego nad te godziny wspólnego milczenia.
Milczenie nie kr powa o nas. Nie czuli my si  zak opotani. Co wi cej, czuli my
si  doskonale w

nie milcz c.

A gdy podnosili my si  z kl czek, mieli my wra enie,  e powiedzieli my sobie
wszystko, co by o do powiedzenia. W milczeniu.
Nie bola a ju  nas roz

ka.

Do wiadczali my s uszno ci arabskiego napomnienia: „Odsu cie wasze namioty,
zbli cie wasze serca”.

Bóg oczekuje na twoj  odpowied  z pustyni

Przyby em na pustyni  nafaszerowany pytaniami. Mo e b

 móg  o nich mówi ,

dyskutowa  ze spokojem. Mo e b

 mia  mo no

 wreszcie wyja ni  pewne kwestie.

Uparcie pokutuje w nas poj cie Boga „Dawcy odpowiedzi”.
W rzeczywisto ci nie da  On nigdy mo liwo ci wydobycia na  wiat o dzienne pyta ,
które od dawna mnie dr czy y.
Powróci em z pustyni z ogromn  liczb  pyta . Ale to by y Jego pytania. A moje?
Znikn

y. Nawet ich sobie nie przypominam.

W ka dym razie wydawa y mi si  dziecinnie proste w porównaniu z odpowiedziami,
które teraz jestem zmuszony dawa .
Nie przychodzi si  na Spotkanie z „platform ” dla rozmowy czy z opracowanym
uprzednio schematem dyskusji. Nie mo na „ukierunkowa ” z góry rozmowy z Bogiem.
On nie trzyma si  tematu. Wysuwa prawdziwe problemy, te, których normalnie
unikasz, gdy  zbyt jeste  poch oni ty sprawami drugorz dnymi.
Z Bogiem nie mo na ustali  „porz dku dnia”. On nieuchronnie przesuwa ci  na
teren starannie unikany.
Role wi c odwracaj  si . Teraz On oczekuje od ciebie odpowiedzi...
Panie, kiedy przekonam si  wreszcie,  e w moim  yciu wszystko stanie si
ja niejsze, w miar  jak zdecyduj  si  udzieli  Ci „wyja nie ”, których 

dasz

ode mnie w czasie modlitwy?  e mam prawo do  wiat a jedynie w takim stopniu, w
jakim pozwalam Tobie „uczyni

wiat

” w chaosie mego  ycia?

background image

Pozwól sobie co  powiedzie

Równie  i ja niestety zachowuj  si  cz sto jak faryzeusz Szymon (por.  k 7,36 i
nast.). Ci

e zag

bianie si  w w tpliwo ciach, bezradno ci i pytaniach,

wywo anych Twym dziwnym zachowaniem si , Panie.
Wydaje mi si ,  e Ty, który prowadzisz mnie na ubocze, gotów jeste  udzieli  mi
wszelkich odpowiedzi, rozwia  nieporozumienia:
- Szymonie, mam ci co  powiedzie .
- Powiedz, Nauczycielu.

Niestety, Twoje s owa nie s  odpowiedzi . S  seri  nagl cych pyta . Moje
zachowanie si  wobec Ciebie zostaje poddane dyskusji.
Teraz Ty masz co  do powiedzenia (i to jakie rzeczy!) na mój temat.
Zaczynam rozumie . Je eli ja zadaj  pytania, zmuszam Ciebie do wej cia w moje
schematy.
Je li natomiast pozwalam ci „co ” powiedzie , zostaj  rzucony w Twoj
perspektyw .
Panie, czy  modlitwa nie b dzie zaniechaniem moich zarozumia ych pyta , aby  Ty
móg  mi „co ” powiedzie ?

Bóg oczekuje na pustyni

Sahara jest najwi ksz  pustyni

wiata. Stanowi jedn  czwart  cz

 Afryki. Ma

powierzchni  8 milionów km(2) i mniej ni  2 miliony mieszka ców.
Arabowie utrzymuj ,  e „pustynia jest ogrodem Allaha. Pan Wiernych usun
stamt d wszelkie zb dne zwierz ta i istoty ludzkie, aby móg  tam przechadza  si
w pokoju”.
Ja s dz  natomiast,  e Bóg stworzy  pustyni , aby przywo

 tam niektórych

ludzi. Aby móc tam spotka  jednostki „niepotrzebne”, sk onne wyczekiwa , gotowe
do o lepienia sobie oczu ci

ym spogl daniem poza 

cuchy wydm.

Pustynia pozwala na podj cie dialogu przerwanego w ogrodzie Edenu.
Po odej ciu Adama Bóg nigdy nie zgodzi  si  by  tylko Bogiem kwiatów, nieba,
gwiazd.
Pragnie by  Bogiem cz owieka.

...I daj nam ch

 rozpoczynania od nowa

By o to po egnanie, które wprowadzi o mnie w os upienie.
Brat Ermete d ugo wpatrywa  si  we mnie swoim dobrotliwym wzrokiem, a potem
zarzuciwszy mi r ce na szyj  (naturalnie jego r ce pozostawi y  lady zaprawy
murarskiej), doda  g osem spokojnym, g

bokim:

- Wracaj szybko... By oby pi knie, gdyby  móg  zatrzyma  si  na d

ej, by „by

cz owiekiem pustyni”... Teraz, gdy zda

 sobie spraw , czym jest pustynia,

musisz si  zdecydowa ... To b dzie interesuj ce, zobaczysz.

I tak nieko cz ce si  dni samotno ci, ogromnie d ugie godziny modlitwy, tony,
po kni tego piasku, czas sp dzony na adoracji, by y jedynie powierzchownym
zetkni ciem si , „prób ” nawet nie specjalnie zobowi zuj

...

Musn

em zaledwie pustyni . Po prostu j  zobaczy em. A powinienem ni

.

Obnosi em w sobie przez jaki  czas te surowe s owa z uczuciem jakiego  gniewu,
irytacji z powodu doznanej niesprawiedliwo ci.
Mia em ochot  powróci . Wyt umaczy , usprawiedliwi  si , opowiedzie ,
sprecyzowa .
Jednak po och oni ciu z pierwszego nieprzyjemnego wra enia musia em przyzna
racj  bratu Ermate.

background image

Nie nauczy em si  jeszcze modli . Udzielona mi zosta a  aska zdania sobie
sprawy, czym mo e by , czym musi by  modlitwa, samotno

, milczenie.

Pustynia by a dla mnie jedynie „ilustracj ”. Obrazem tego, co powinienem
realizowa  w codziennym do wiadczeniu.
Podejrzewam,  e modlitwa w gruncie rzeczy nie jest nigdy czym  „dokonanym”.
Cz owiek odkrywa modlitw , gdy dochodzi do stwierdzenia, mo e po latach wiernego
modlenia si : „Musz  zacz

 modli  si . Trzeba, bym nauczy  si  modli ”.

W wyniku pewnych zobowi zuj cych i prowadzonych raczej serio do wiadcze
cz owiek odkrywa pustyni  jako mo liwo

, jako projekt do zrealizowania.

Oto rezultat najbardziej zaskakuj cy: odkry  we w asnym  yciu mo liwo
modlitwy.
I tym razem masz racj , drogi Ermete. Na pustyni nie istniej  punkty ko cowe,
ale jedynie punkty wyj ciowe.
Jedynym punktem docelowym jest ten, który obliguje ci  do ponownego wyruszenia.

Dom Bo y jest jedynym miejscem zamieszkania cz owieka

„Wtedy rzek : „Wyjd , aby stan

 na górze wobec Pana!” A oto Pan przechodzi .

Gwa towna wichura rozwalaj ca góry i druzgoc ca ska y [sz a] przed Panem; ale
Pan nie by  w wichurze. A po wichurze - trz sienie ziemi:
Pan nie by  w trz sieniu ziemi. Po trz sieniu ziemi powsta  ogie : Pan nie by  w
ogniu. A po tym ogniu - szmer  agodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go us ysza ,
zas oniwszy twarz p aszczem, wyszed  i stan

 przy wej ciu do groty...” (1 Krl

19,11-13)
Wszyscy wielcy poszukiwacze Boga zgodnie twierdz ,  e Boga nie mo na znale

ród ha asu, niepokoju i zam tu.

Ucieczka z miasta stanowi zerwanie ze wszystkim, co przeszkadza spotkaniu.
Trzeba wi c zapu ci  si  w przestrze  samotno ci, milczenia, spokoju. One to
tworz  atmosfer  spotkania.
Typow  drog  jest droga mnicha Arseniusza, charakteryzuj ca si  trzema etapami.
- „Arseniuszu, uciekaj od ludzi” (fuge);
- „Arseniuszu, milcz” (tace);
- „Arseniuszu, uspokój si ” (quiesce - esychaze);

„Istnieje przes anie od Boga, którego nie mo na przyj

 bez odizolowania si ,

istnieje  aska intymno ci udzielana jedynie tym, którzy milcz  i rzeczywi cie
oddzielili si  od  wiata na jaki  czas czy definitywnie” (Dom L. Leloir).
„Kto wst pi na gór  Pana,
kto stanie w Jego  wi tym miejscu?
Cz owiek o r kach nieskalanych i o czystym sercu...” (Ps 24,3-4)
Chodzi o to, by mie  serce oczyszczone z gadulstwa, rozproszenia, mnogo ci,
nawo ywa  z placów, g osów z targowisk.
Niestety musimy wyzna :
„Zbyt d ugo mieszka a moja dusza z tymi, co nienawidz  pokoju” (Ps 120,6).
Psalm 68,7 ukazuje nam Boga zatroskanego o mieszkanie dla cz owieka samotnego:
„Bóg przygotowuje dom dla opuszczonych”.
Inne t umaczenie mówi o „odizolowanych”. Jeszcze inne mówi o „porzuconych”. Nic
nie przeszkadza wybra  tekst mówi cy,  e Bóg przyjmuje do domu tych, którzy
odizolowali si  dobrowolnie.
„Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?” (J 1,38)
Aby tam doj

, trzeba zostawi  za sob  zam t, troski, ha asy.

Wydaje mi si ,  e niewystarczaj co podkre lone jest to, co uznaj  za spraw
zasadnicz . Nie wystarcza powiedzie , gdzie Bóg si  nie znajduje.
„Pan nie by  w wichurze... Pan nie by  w trz sieniu ziemi... Pan nie by  w
ogniu...”
Trzeba sprecyzowa ,  e tam, gdzie nie ma Boga, nie ma te  cz owieka. Albo
znajduje si  cz owiek szalony, rozbity, robot.
Tam gdzie nie objawi  si  Bóg, równie  cz owiek nie mo e si  odnale

, rozpozna

siebie.

background image

Wszystko to, co uniemo liwia spotkanie z Bogiem, uniemo liwia równie  spotkanie
z sob  samym.
Atmosfera, nie nadaj ca si  na rozmow  z Bogiem, jest równie  atmosfer , któr
cz owiek nie mo e oddycha .
I odwrotnie. Milczenie, samotno

, pokój wewn trzny, skupienie s  nie tylko

warunkiem spotkania Boga. S  nie tylko miejscem, w którym mieszka Bóg, a wi c
miejscem, gdzie mo na go spotka .

 równie  miejscem, gdzie cz owiek znajduje siebie samego.

Milczenie i samotno

, ubóstwo i pokora staj  si  domem, w którym mo e mieszka

cz owiek. Atmosfer , która umo liwia  ycie.

Skorpion zak óca spokój pustyni

Ju  w czasach seminarium zapisa em t  nazw  w notesie podró y
nieprawdopodobnych. El Golea. Przeczyta em,  e tam na stra y pustyni znajduje
si  grób Karola de Foucauld.
Po przybyciu do Ghardaia nabra em pewno ci,  e dawne marzenie wreszcie si
zi ci.
Ale dzieli o mnie jeszcze 270 kilometrów. 270 kilometrów paniki w ród burzy
piaskowej.
Przejechawszy bez uszczerbku przez apokalips , w pobli u El Golea zatrzyma em
wóz.
Wiedzia em,  e w okolicy znajduje si  ma a wioska o nazwie Saint-Joseph i  e

nie tam znajduje si  grób Karola de Foucauld.

W przewodniku by a mowa o wspania ej oazie, z

onej ze 180 000 palm i z

niezliczonych drzew owocowych.
Historia przypomina a,  e tutaj w

nie komendant Laperrine na s

bie

francuskiej zwerbowa  pierwszych 

nierzy na dromaderach, aby podbi  dumne ludy

Sahary.
Podanie mówi równie  o studni, g

bokiej na 120 metrów, gdzie pono  wrzucono

ynn  kobiet -wojownika, Karkaoua, ludo erczyni , która sama odpar a legendarne

obl

enie Tuaregów.

Ale mnie interesowa  wy

cznie ten grób. By o to spotkanie upragnione, z którego

nie mog em zrezygnowa .
Odszukanie grobu nie by o jednak proste. Grupka ch opaków wskaza a kierunek
bli ej nieokre lonym gestem, zdziwiona moim zainteresowaniem.
Na kamienistym placu, który jednak nie pozbawiony by  piaszczystych zasadzek,
wóz odmówi  mi pos usze stwa. Id  wi c dalej pieszo. Wyd

aj  si  wieczorne

cienie.
W pobli u znajduje si  ko ció . Wa ny - jest to bowiem pierwszy ko ció  na
Saharze, konsekrowany w 1938 roku. Troch  dalej wreszcie spostrzegam grób brata
Karola, za nim bezkresny horyzont pustyni.
De Foucauld zosta  zamordowany 1 grudnia 1916 roku w Tamanrasset.
W 1929 roku, w przewidywaniu procesu beatyfikacyjnego, cia o „marabuta” (asceta
mahometa ski), z wyj tkiem serca, które pozosta o po ród iglic Hoggaru, zosta o
przewiezione do El-Golea. Podró  ta trwa a cztery dni.
Rzucam si  na kolana i modl  si , towarzyszy mi wycie wiatru i piasek, który
drapie mnie po twarzy.
Nagle czuj  szarpni cie za koszul . To jeden z ch opców przed chwil  spotkanych:
- Chod  do mojego domu. Poka

 ci skorpiona... Nie widzia

 nigdy skorpiona?...

Mam jednego. Chod . Masz pieni dze?

Staram si  uwolni  od natr ta. Ale nie ma rady. Wydaje mu si  niemo liwe, bym
traci  czas przy grobie i bym nie zainteresowa  si  jego skorpionem.
Nadal zadr cza mnie, niewzruszony:
- Chod  do mojego domu. Jest blisko. Zobaczysz skorpiona. Ty mi dasz „de
l’argent”, a ja ci poka

 skorpiona. „D’accord?”...

Epizod bez w tpienia spodoba by si  bratu Karolowi.

background image

Przecie  on w swym  yciu zgodzi  si , by mu przeszkadza  Inny i niesko czone
zast py innych.
Jego drogi prowadzi y go z regu y... gdzie indziej.
Dlatego zawsze czu  si  w centrum  wiata. Równie  po rodku Sahary.
Cz sto wracam my

 do ch opaka, który mnie molestowa  przy grobie brata Karola.

Przychodzi mi on na my l przede wszystkim wtedy, gdy zdaje mi si ,  e w pewnych
momentach mojego  ycia nie ma idealnych warunków, by „

 pustyni ”.

Musz  sobie wybi  z g owy,  e istniej  „idealne” warunki dla modlitwy.
Nawet na pustyni nie znalaz em warunków idealnych.
Trzeba by o znosi  wiatr, s

ce, pragnienie i zm czenie.

Trzeba by o znosi  muchy, które przykleja y si  setkami do pleców i dawa y ci
krótkie wytchnienie jedynie w po udnie. (Nigdy nie zdo

em sobie wyt umaczy

tego dziwnego zjawiska...)
Trzeba by o znosi  piasek, który wciska  si  mi dzy w osy, do nosa, gard a,
wsz dzie.
Na wydmach nigdy nie zdarzy o mi si  zawo

 jak Piotr: „Rabbi, dobrze,  e tu

jeste my!” (Mk 9,5)
Natomiast nieraz protestowa em:
Jak trudno, o Panie, tu pozosta . Ju  nie mog  d

ej.

Nie. Pustynia nie jest miejscem chronionym, nie zak ócanym przez nikogo,
przeznaczonym wy

cznie na spotkanie z Bogiem.

Istnieje wola pustyni, nieust pliwe zobowi zanie do samotno ci, oczekiwanie
pe ne uporu, zdolno

 znoszenia wszelkich opó nie , nami tne poszukiwanie g

bi

duszy, pragnienie prawdy.
Je eli czeka  b dziesz, by zrealizowa y si  optymalne warunki dla modlitwy,
nigdy nie b dziesz si  modli .
Zamiast warunków idealnych, istniej  warunki realne dla modlitwy.  Elementy
konkretne, z którymi nale y si  liczy , odrzucaj c niebezpieczne iluzje.
Miejsce musisz znale

 sobie tam, gdzie si  znajdujesz, gdzie pracujesz, gdzie

normalnie  yjesz. Maj c okre lony plan dnia, okre lone obowi zki,
odpowiedzialno

.

Miejsce to musisz wydrze  ha asowi, roztargnieniom, sprawom pilnym, 

daniom

targowisk.
Pustynia nie zostaje ci ofiarowana jak mata czy dywanik modlitewny.
Musisz si  o ni  postara , musisz jej broni , ci gle zdobywa  na nowo.
Ka da chwila mo e posiada

ask  pustyni. Ale ty ze swej strony musisz zbuntowa

si  przeciwko niewolnictwu zegarka, musisz wyrzec si  pró no ci, musisz
przebywa  z dala od targowisk, wyrzec si  powierzchowno ci, gadulstwa, musisz

ka  si  pustki.

ciwie w El Golea mia em szcz

cie. Tylko jeden ch opczyk mi przeszkadza .

Teraz jest niesko czenie wielu natr tów i to z argumentami wa niejszymi od
skorpiona.
A jednak musz  by  zawsze cz owiekiem pustyni.
W zat oczonym autobusie, w kolejce do wjazdu na autostrad , czekaj c na stacji
metra, w chaosie miejskiego ruchu, a tak e w domu, gdy telewizor s siada nie
daje ci spokoju, a nad g ow  u pa stwa z góry ta czy tabun dzieci, gdy na ulicy
szalej  motocykle, a na parterze dwóch sportowców dyskutuje z zapa em, gdy
telefon dzwoni, by powiadomi  ci ,  e kto  pomyli  numer... A jednak uwa aj,
takie a nie inne s  realne warunki twej pustyni.
Nie uciekaj. Nie denerwuj si . Nie przesuwaj na jutro.
Ukl knij.
Zag

b si  w tej samotno ci pe nej przeszkód.

Pozwól, by twoje milczenie oplecione zosta o tym ha asem.
Pustynia wtedy si  zaczyna, gdy pozostaj c na swoim miejscu, decydujesz si  by
gdzie indziej.

background image

Pustynia nie tworzy pi knoduchów

„...Zaraz te  Duch wyprowadzi  Go na pustyni ” (Mk 1,12).
Zawsze robi y na mnie wra enie s owa Marka, mówi ce o dzia aniu Ducha  wi tego
po chrzcie Jezusa. Chrystus zosta  wyprowadzony, wypchni ty na pustyni , by
stoczy  walk .
Duch nie trzyma wierz cego w cieple, nie zapewnia mu „sprzyjaj cego” klimatu,
nie ochrania jego wiary.
Nie jest urz dzeniem klimatyzacyjnym, jest podmuchem, który popycha ku  wiatu,
gdzie moce z a przeciwstawiaj  si  planom Boga.
Wyp dza z ciepe ka wygodnej pobo no ci o wypróbowanych schematach,
wykluczaj cych jak kolwiek przygod , ze struktur, w których funkcjonowanie
zajmuje miejsce  ycia - by wyrzuci  na pustyni , gdzie prze ywa si  ryzyko wiary
i gdzie cz owieka policzkuje surowo

 rzeczywistego  ycia.

Duch nie ochrania, ka e wyj

 na miejsce nie os oni te. Nie zwalnia z trudno ci,

ale rzuca ci  w

nie w sam ich  rodek.

Po zanurzeniu w wodzie Duch zanurza nas w w tpliwo ciach, sprzeczno ciach,
niebezpiecze stwach codziennego  ycia.
Jest to chrzest w cz owiecze stwie.
Jest udzia em w walkach ludzi.
Sam Duch czyni nas dzie mi Boga i bra mi wszystkich ludzi, 

czy nas z niebem i

ziemi .
Pustynia - miejsce próby, walki, a nie ucieczki, staje si  punktem spotkania
dwóch wymiarów: boskiego i ludzkiego.

ycie w Duchu nie tworzy pi knoduchów, ale chrze cijan, którzy ucz  si  zawodu

cz owieczego po ród ludzi.

ycie w Duchu nie jest odpoczynkiem, nie jest gniazdem, ale w drówk , drog ,

któr  trzeba wymy la  dzie  po dniu.
Chrze cijanin, który „znajduje si  pod os on ”, wcale nie jest w bezpiecznym
miejscu. Jest tym, który uciek  przed Duchem, uszed  przed „tchnieniem”.

Jakie pi kne s  r ce zabrudzone zapraw  murarsk

Zawsze podziwia em r ce brata Ermete.
Gdy powraca  z pracy, utrudzony ponad si y, odurzony s

cem, z oczyma

zaognionymi od kurzu, pozwala  sobie na godzin  odpoczynku, na od wie enie.
Potem widywa em go w ko ciele, z g ow  pochylon , kl cz cego na piasku, który
stanowi  pod og , zaj tego prze ywaniem nieko cz cych si  godzin adoracji.
Obserwowa em jego r ce. Wida  by o jeszcze na nich  lady zaprawy. Równie  jego
odzie  (typowo arabska) przenikni ta by a jej zapachem. Bo czym innym móg
pachnie  taki murarz jak on?
Dzi  s usznie z ró nych stron sygnalizuje si  niebezpiecze stwo duchowo ci,

cej ucieczk  od najbardziej niewygodnych obowi zków.  Reprezentuj  j  ludzie

delikatni, którzy l kaj  si  ubrudzi  sobie r ce i którzy u ywaj  ich jedynie do
modlitwy, boj c si  zanurzy  je w rzeczywisto ci typowej dla wi kszo ci ludzi.
Brat Ermete pozostaje dla mnie najlepszym przyk adem w

ciwej proporcji

pomi dzy modlitw  i prac , pomi dzy pustyni  a  yciem.
On szed  modli  si  z r koma nosz cymi jeszcze  lady twardego rzemios a i w
odzie y przesi kni tej mozo em.
Przy ko cu d ugiej adoracji mia em wra enie,  e tych plam od zaprawy ju  nie
by o.
Brat Ermete wstawa , u miecha  si  do mnie mile, cho  u miech ten nie potrafi  w
pe ni pokry  jego zm czenia.
By  znów gotów do pracy.
Modlitwa przywróci a mu si y potrzebne do ponownego usmarowania sobie r k.
Lubi  nazywa  siebie wyrobnikiem.
Nigdy nie doszed em do tego, czy mia  na my li prac  murarza, czy te  t  inn
wykonywan  w ko ciele.

background image

Dawa  Bogu czas, którego si  nie posiada

Mnich benedykty ski Ghislain Lafont utrzymuje,  e modli  si  oznacza g ównie
„dawa  czas Bogu”. I dodaje: „czas, czyli trwanie odmierzane na zegarku, gdy
uwa am,  e czas jest  yciem”.

umacz c,  e wykorzystanie czasu nie tylko wyra a osobowo

, ale j  kszta tuje,

dochodzi do takiej konkluzji: gdy cz owiek wykorzystuje czas na modlitw ,
ofiaruj c Bogu cztery czy pi

 godzin - otó  taki cz owiek znalaz  sposób na

darowanie w asnego  ycia, czyli utracenia go dla Boga.
Mówi c potem o klasztorze wypowiada zaskakuj ce zdanie: „Tutaj modlitwa zjada
cz owieka.
Równie  i ja sp dza em ca e godziny i dni na pustyni, nie wiedz c, co faktycznie
robi em.
Nie jestem pewien, czy to by a modlitwa.
Zadowala em si  dawaniem Bogu mego czasu. Mia em go tam tyle. I sprawa ta cho
trudna, nie wymaga a szczególnych wyrzecze .
Teraz pogr

ony w aktywno ci, przyt oczony obowi zkami i terminami, staram si

prze ywa  modlitw  w tej samej perspektywie: dawania Bogu czasu.
Na pustyni jednak ofiarowywa em czas, którego mia em w nadmiarze.
Tutaj musz  dawa  czas, którego nie posiadam.
Prawdopodobnie jest to ubóstwo najtrudniejsze do zrealizowania w modlitwie.
Stan

 przed Nim i trwa  d ugo, jako „ubogi w czas”.

Panie mia bym tyle innych rzeczy do ofiarowania Tobie.
Ale pragn  Ci da  to, czego nie mam, to, czego mi ci gle brakuje: czas.

Pustynia: asfalt sk aniaj cy do modlitwy

Nie powróci em na pustyni .
Ofiarowano mi t  mo liwo

 po trzech latach.

Przyrzek em ten powrót moim wspania ym towarzyszom tej przygody.  Pozwoli em im
jednak odjecha  samym. Z bólem, z którego oni mo e nie zdawali sobie sprawy.
Czu em si  jak dezerter i w ich oczach musia em za takiego uchodzi . Ale
równocze nie nie mog em post pi  inaczej.
Musia em pozosta  wierny sobie samemu oraz zobowi zaniu, które przyj

em na

siebie po powrocie z Sahary.
Czy by o to zobowi zanie, czy zak ad - nie jestem jeszcze w stanie tego
okre li .
W ka dym razie postanowi em stworzy  - jak to nazywa Caterina de Hueck Doherty i
brat Carlo Canetto - pustyni  w mie cie, pustyni  na placu publicznym.
Postanowi em znale

 samotno

 w t umie. Otworzy  sobie schronisko milczenia

ród og uszaj cego bombardowania decybeli. Uciec nie oddalaj c si . By  gdzie

indziej, cho  pozostaj c na miejscu.
Oprze  si  tutaj pokusie zape nienia pustki, utworzonej przez obni enie poziomu
bycia, przy pomocy posiadania.
Wyzwoli  si  tutaj z niewolnictwa aktywno ci, która ma mi wynagrodzi
wyw aszczenie z istnienia.
Nie twierdz ,  e mi si  to uda o.
Jednak teraz, gdy s ysz  o pustyni, nie pokazuj  jakiego  miejsca na mapie.
Ogl dam si  wokó  siebie. Badam moje wn trze.
Nie my

 o miejscu. Odnosz  si  do podstawowego wymiaru  ycia, do stanu

zwyczajnego dla chrze cijanina.
Odczuwam jeszcze bardziej nie daj

 si  zag uszy  potrzeb  modlitwy. Ale nie

potrzebuj  ju  piasku, aby si  modli . Tak jak nie potrzebuj  ju  wi cej wydm
piaszczystych, by rozmy la .
Nie mog  oczywi cie nie oddycha . Ale zaczynam podejrzewa ,  e jest mo liwe
oddychanie równie ... przy pomocy rur wydechowych.
Jednym s owem pustynia pozostaje dla mnie czym  fascynuj cym i koniecznym. Ale
to nie jest pustynia Saharyjska. Ale pustynia, któr  trzeba codziennie sobie

background image

tworzy  czy poprawia . Pustynia, w której cisza nie czeka ju  na ciebie, nie
jest do twej dyspozycji. Ale gdzie trzeba wpierw wyt umi  ha asy.
Wszystko to, co wydarte marnotrawstwu, rozrzutno ci, gadulstwu, niewoli
aktywno ci, ha asowi, targowisku, ba wochwalstwu, a co zostaje po wi cone
Jedynemu Panu - jest prawdziw  pustyni .
Gdy kto  odnajduje sposób przeciwstawienia si  b ahostkom, ska eniu g upot ,
truciznom kompromisu i rezygnacji, obrz dom pró no ci, szanta om wygody - staje
si  cz owiekiem pustyni.
Tutaj, gdzie mieszkam, odleg

ci wyra one s  w kilometrach, a nie jak na

Saharze odst pem pomi dzy jedn  a drug  studni . A jednak i tutaj musz
respektowa  moje pragnienie.
Tutaj nigdy nie mam czasu na czekanie. Ale i tu musz  nauczy  si  zatrzymywa .
Z ut sknieniem czekam na powrót przyjació  z pustyni. Wiem,  e przywioz  mi

oik czerwonego piasku. Tyle b dziemy mieli sobie do powiedzenia, g adz c

delikatnie cudown  ró

 pustyni.

 d ugo s ucha  ich opowie ci. Cierpie  b

 z t sknoty, s ysz c pewne

nazwiska, przypominaj c sobie pewne trakty.
Ze swej strony powiadomi  ich tylko o moim projekcie utworzenia pustyni na
asfalcie. O projekcie w

czenia cel do banalnych mieszka  w blokach.

Zrealizowania wewn trznego stanu zakonnego. Zainstalowania pustyni po rodku
placu.
Mo e Bóg nie robi ró nicy pomi dzy piaskiem a asfaltem. Pomi dzy sza asem a
drapaczami chmur.
To co Jego interesuje, gdy „przechadza si  po pustyni”, to znalezienie „miejsc

bi”. Wytropienie osób wolnych, które z uporem spogl daj  poza kraty swych

wi zie . Jednostek, które nosz  zegarek na r ce, ale nie potrzebuj  na niego
spogl da , gdy zbli aj  si  do nich znajome kroki.
Ludzi, którzy zast pili po piech - czujno ci . Niepokój - nadziej .
Maskowanie si  - w asn  twarz .
„...Gdy za  m

czyzna i jego  ona us yszeli kroki Pana Boga przechadzaj cego si

po ogrodzie, w porze kiedy by  powiew wiatru, skryli si  przed Panem Bogiem

ród drzew ogrodu. Pan Bóg zawo

 na m

czyzn  i zapyta  go: „Gdzie jeste ?”

On odpowiedzia : „Us ysza em Twój g os w ogrodzie, przestraszy em si , bo jestem
nagi, i ukry em si ”” (Rdz 3,8-10).
Bóg Jahwe nie zatraci  zwyczaju „przechadzania si ”. I czy to b dzie ogród, czy
pustynia, piasek czy asfalt, gdy Bóg „przechadza si ”, zawsze kogo  szuka.
Cz owiek powo any jest do nieukrywania si .
Czy  pustynia nie jest przypadkiem miejscem, na którym ucz  si  nieukrywania
si , znoszenia tak obecno ci, jak i nieobecno ci, wyzbywania si  strachu przed
odg osem kroków, gdzie nie wstydz  si  kocha ?
Bóg nie zaskakuje Adama i Ewy „na gor cym uczynku”.
Przychodzi potem. Dyskretnie. Zapowiada si  g osem.
Mieli czas, by zauwa

 sw  nago

 i by zawstydzi  si .

„Gdzie jeste ?” (Po hebrajsku mówi si  jednym s owem: Ayeka.)
Nie pyta: „Co zrobi

?”, ale: „Gdzie jeste ?” Mo na by powiedzie ,  e Bogu

chodzi o to, przed stwierdzeniem faktów, by winny zda  sobie spraw , dok d
zabrn

.

Równie  do Kaina zwróci si  z podobnym pytaniem: „Gdzie jest brat twój, Abel?”
(Rdz 4,9) Potem dopiero przygwa

a go oskar eniem: „Có

 uczyni ?” (Rdz 4,10)

Otó  to. Na asfaltowej pustyni jestem powo any do okre lenia mego po

enia,

odpowiadaj c na te dwa najprostsze pytania:
- Gdzie jestem.
- Gdzie jest mój brat?

Gdzie jeste ?” (Ayeha) Nie zapominajmy,  e jest to pierwsze pytanie, jakie Bóg
stawia cz owiekowi w jego historii...
Modlitwa jest zasadniczo przyzwoleniem na zadawanie sobie tego zasadniczego
pytania.
Gdy Bóg pyta mnie: „Gdzie jeste ?” - niekoniecznie poddaje mnie przes uchaniu.
„Gdzie jeste ?” - mo e znaczy :
- Gdzie mieszkasz?

background image

- Panie, je eli nie boisz si  asfaltu, przyjd  i zobacz. Opowiem ci równie  o
moim bracie.