background image
background image

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

background image

===bV9nUGFX

background image

©

 AGORA

 SA 2013

 

Copyright

 © by AGORA SA 2013

Copyright

 © by Jakub Janiszewski

Copyright

 © by Marta Szarejko

Copyright

 © by Adam Staszewski

Copyright

 © by Magdalena Grzebałkowska

 
 

ISBN

 978-832-681-458-7

Wydanie

 elektroniczne 2013

 
 

Teksty

 były publikowane w Gazecie Wyborczej i jej dodatkach

 
 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

===bV9nUGFX

background image

Spis

 treści

Badania

 terenowe nad seksem grupowym

Antropologia

 płatnego seksu

Rozmowy

 o pożądaniu

Seks

 dzikich zwierząt

Polak

 w gabinecie seksuologa

Kobiece

 porno

===bV9nUGFX

background image

Badania

 terenowe nad seksem

grupowym

JAKUB

 JANISZEWSKI

 

To

 może zastąpić ci wojnę, rewolucję, wielką miłość.

Czy jest niebezpieczne? Pewnie

 

WTED

Y

Barte

k

Małolat był pierwszy.
Kojarzysz  plac  Narutowicza  w  Warszawie?  Tam  był

taki  bar,  nazywaliśmy  go  z  Iwką  Kibel,  wcześniej  to
naprawdę  był  szalet.  Małolata  poznaliśmy  właśnie  tam.
W Kiblu.

Był październik, ale wyjątkowo słoneczny, siedzieliśmy

na ławce, piliśmy piwo i patrzyliśmy na tramwaje. Aż się
nam  zachciało  siusiu.  I  poszliśmy  do  Kibla.  Usiedliśmy
przy stoliku.

Poczułem, że ktoś pali trawkę.
Może ten zapach mnie ośmielił? Poszedłem za węchem.

I dosiadłem się do piątki facetów przy sąsiednim stoliku.

background image

–  Co,  chłopaki,  palicie?  –  zapytałem.  A  zaraz  potem

rzuciłem:  –  Mam  propozycję.  Co  wy  na  to,  żebyśmy
wszyscy  poszli  do  mnie  i  uprawiali  razem  seks  z  moją
dziewczyną? Siedzi przy tamtym stoliku.

I pokazałem im Iwkę.
Zapanowała konsternacja, potężna. I strach.
Chwilę  ich  przekonywałem,  że  to  nie  żart.  Ale

odmówili. Wszyscy z wyjątkiem jednego.

Małolata.

Pola

Piotr mi o tym opowiedział. Byliśmy kochankami przez

kilka  miesięcy.  Pokazał  mi  takie  sfery  seksu,  które
wcześniej wydawały mi się albo obrzydliwe, albo się ich
bałam  lub  wstydziłam.  Spodobało  mi  się.  Wprowadzało
mnie w stan transu.

Piotr  mieszkał  wiele  lat  na  Zachodzie,  był  artystą,

obracał  się  w  bardzo  wyzwolonym  seksualnie  światku
i  uczestniczył  w  życiu  swingersów.  Wytłumaczył  mi,
że  swing  to  tzw.  wymiana  par.  Trójkąty,  czworokąty,
większe lub mniejsze grupy. Poznają się przez ogłoszenia
internetowe, spotykają na prywatkach albo w specjalnych
klubach.  Pokazał  mi  zdjęcia  takich  klubów,  jakieś  filmy
z imprez.

Mieliśmy  plan,  że  pojedziemy  do  Berlina  albo  Pragi

i  wybierzemy  się  do  jednego  z  takich  miejsc.  Zanim  to
nastąpiło, nasz związek się rozleciał.

background image

Ale

 ciekawość pozostała.

Pogrzebałam  trochę  w  internecie  i  znalazłam  strony,

serwisy,  fora,  anonse.  Niby  wszędzie  zaznaczano,
że swing to seks par, a nie singli, ale ja tego nie kupiłam.
Ogłosiłam  się.  Szukam  seksu  grupowego,  wyglądam  tak
i  tak,  mam  lat  tyle  i  tyle.  Precyzyjnie,  bez  owijania
w bawełnę, żeby nie było wątpliwości.

No i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zgłosił się

jeden  facet.  Zaproponował,  że  mnie  na  taką  imprezę
zabierze. Ze dwa maile wymieniliśmy, raz rozmawialiśmy
przez telefon.

Parę

  dni

  później,  wieczorem,  przyjechał  pod  mój  dom

swoim samochodem.

Zeszłam na dół, wsiadłam i pojechaliśmy.
Umierałam  ze  strachu. Ale  im  bardziej  się  bałam,  tym

bardziej  byłam  podniecona.  A  im  bardziej  byłam
podniecona, tym większy był mój strach.

Bartek i Iwka

BARTEK:  Było  jakoś  po  dziesiątej,  kiedy  razem

z Małolatem poszliśmy do nas do domu. Uprawiał z nami
seks przez 15 godzin.

IWKA:

 Ty zasnąłeś dwa razy!

B.:

  No,  ja  się  rzeczywiście  parę  razy  zdrzemnąłem.

Budziły mnie wasze miłosne odgłosy...

I.: Miłosne! O rany, proszę cię...
B.:  Miłosne,  niemiłosne,  grunt,  że  nie  dało  się  spać.

background image

A ja już miałem 27 lat, on miał 17...

I.: Wolę tego nie pamiętać. Gdybym miała córkę, której

przydarzyłoby  się  takie  spotkanie,  byłabym  zrozpaczona.
Bo  potem  się  okazało,  co  to  za  jeden.  Jakiś  światek
przestępczy,  handlował  w  okolicy  trawą.  Jak  nam  trochę
poopowiadał,  jakie  numery  robi  z  kolegami,  to  się  nam
odechciało  spotkań  z  nim.  Przez  następne  dni  byliśmy
w  ciężkim  strachu,  że  może  nam  się  włamać
do  mieszkania,  okraść...  Miałam  moralniaka,  ale
zaczęliśmy szukać kolejnych partnerów.

B.:  Po  prostu  Iwce  się  wtedy  spodobało,  nie  ma

co ukrywać.

Pola

Pojechaliśmy  w  takie  miejsce,  nieco  odosobnione,

na  peryferiach  prawobrzeżnej  Warszawy.  Nieduża  willa
ogrodzona wysokim murem.

Nie  był  to  bynajmniej  buduar  pełen  przytłumionych

świateł,  czerwonych  aksamitów  i  zapachów  kadzidła.
Szczerze mówiąc, dość obskurnie.

W  dużym  salonie  z  aneksem  kuchennym  stały

postpeerelowskie  kanapy  i  fotele.  Boczne  światło
z  jakiegoś  pożal  się  Boże  kinkietu.  Początkowo  mnie  to
zmroziło,  ale  za  chwilę  ten  denny  entourage  stracił
jakiekolwiek znaczenie.

Kiedy  weszliśmy,  było  już  kilkanaście  osób.  Siedzieli

i gadali. Jakaś drętwa gadka szmatka o polityce.

background image

Kim byli ci ludzie? Mijasz ich na ulicy, w sklepie, twoi

przełożeni,  podwładni,  kumple  z  biurka  obok.  Z  czasem
poznałam  ze  dwie  czy  trzy  nauczycielki,  rzemieślników,
rolników,  taksówkarzy,  jedną  wysoko  postawioną
dziewczynę z banku, masę młodych japiszonów.

Sama  świadomość,  że  za  moment  będę  z  tymi  obcymi

ludźmi  uprawiała  seks,  doprowadzała  mnie  na  skraj
omdlenia.

W którymś momencie ten facet, z którym przyjechałam,

wziął  mnie  za  rękę.  Wyszliśmy  z  salonu.  Przeszliśmy
do sypialni. Niedużego pokoju, którego podłoga w całości
została  przykryta  materacami  owiniętymi  w  białe
prześcieradła. 

Na 

środku 

pudełko 

prezerwatyw.

Przyćmione światło.

Zaczęliśmy grę wstępną. Na razie tylko we dwoje.

Ale

 wkrótce potem pojawił się jakiś inny facet.

Za nim kolejny.
I jeszcze jeden.
Dopiero  później  dowiedziałam  się,  że  tak  byli

umówieni.  Byłam  nowa,  więc  stałam  się  bohaterką
wieczoru. A oni skupili się na tym, żeby mnie oswoić.

Potem

 pojawiły się pary.

I zaczęliśmy się wszyscy ze sobą kotłować.
To  było  fantastyczne  przeżycie.  Oni  byli  już

doświadczeni, więc dobrze czuli się ze sobą. A ja byłam
dla nich pociągająca, atrakcyjna. I taka się też czułam.

Pamiętam  taką  sytuację.  Kocham  się  z  jednym

background image

małżeństwem. Z nim i z nią.

On  leży  na  mnie.  Ona  zachęca  jego,  żeby  się  mną

zajmował, widać, że ją to podnieca. Jest bardzo aktywna.
Obok  nas  kotłują  się  dwie  czy  trzy  pary,  tak  splecione,
że  prawie  nic  nie  widać.  Kątem  oka  zauważam  trzech,
może  czterech  facetów,  którzy  ewidentnie  czekają,
aż  wokół  mnie  zrobi  się  trochę  miejsca.  Przywołuję  ich.
Mam  poczucie  kontroli  i  władzy.  Złudne  –  jak  wszystko
tutaj.  Ich  jest  czterech,  ja  jedna,  mogą  zrobić  ze  mną,
co  chcą.  Ale  paradoksalnie  w  tej  podległości  czuję,
że rządzę. Bo robię to, na co zawsze miałam ochotę.

Taka  sytuacja  świetnie  robi  na  ego.  Czymkolwiek  to

ego jest i gdziekolwiek się znajduje.

PRZEDTE

M

Barte

k

Pierwszy raz w czworokącie wylądowałem, jak miałem

19  lat.  Mój  najlepszy  przyjaciel,  jego  dziewczyna,  moja
dziewczyna  i  ja.  Wypad  nad  jezioro.  Kąpaliśmy  się  nago
w jeziorze i jakoś samo wyszło. Trochę wtedy wypiliśmy,
ale nie za dużo. Nie byliśmy pijani.

Oczywiście,  że  mi  się  podobało.  Potem  z  moją

ówczesną  partnerką  kontynuowaliśmy  takie  zabawy.
Niezbyt często. Może ze dwa razy w ciągu czterech lat się
zdarzyło.

W  końcu  daliśmy  sobie  w  naszym  związku  całkowitą

background image

dyspensę  na  seks  z  innymi.  Ale  dla  niej  to  było  zbyt
trudne. Odeszła, mówiła, że się zakochała. Ja nie miałem
nigdy  takich  problemów,  zawsze  umiałem  oddzielać  seks
od  uczuć.  Z  tamtego  okresu  pochodzą  moje  pierwsze
doświadczenia  w  seksie  grupowym,  ale  z  samymi
mężczyznami – jestem biseksualny.

Iwka

Kiedy  poznałam  Bartka,  pracowałam  jako  sekretarka

w firmie teleinformatycznej u siebie, na Śląsku. Ogłosiłam
się  na  jednym  z  portali  erotycznych.  Jestem  bardzo
otwartą seksualnie kobietą, zawsze taka byłam.

Miałam  stałego  partnera,  ale  zdarzały  mi  się  skoki

w  bok.  To  nie  sprawiało,  że  przestawałam  go  kochać.
Seks to seks, miłość to miłość. Różne sprawy.

Wracając  do  ogłoszenia  –  Bartek  był  jednym

z pierwszych, którzy się odezwali. I tak się poznaliśmy.

Barte

k

Przez  pół  roku  nie  widziałem  się  z  Iwką  ani  razu.

Mieliśmy  kontakt  internetowo-telefoniczny  i  na  tym
koniec. Ale  dużo  rozmawialiśmy.  Pamiętam,  jak  któregoś
dnia  opisałem  jej  w  mailu  wszystkie  moje  ekscesy
homoseksualne.

Iwka

background image

To  nas  na  siebie  nakręcało,  te  internetowe  zwierzenia,

choć osiem lat temu seks dwóch mężczyzn wydawał mi się
obrzydliwy.  Dwóch  facetów,  a  fe!  Nie  znałam  żadnego
geja,  nie  miałam  o  tym  zielonego  pojęcia.  Dziś  jest
zupełnie inaczej, to nie jest żaden problem. Tak samo jak
nie jest problemem dla mnie uprawianie seksu z kobietą.

Ze wszystkim można się oswoić.

Barte

k

Spotkaliśmy  się  na  peronie  pierwszym  dworca

w  Katowicach.  Nie  było  żadnych  fajerwerków,  żadnej
wielkiej  miłości  od  pierwszego  wejrzenia,  żadnych
uniesień.  Po  prostu  okazało  się,  że  się  lubimy.  W  łóżku
i poza nim. Wielkie emocje przyszły później.

Ale  pamiętam,  że  nawet  podczas  tego  pierwszego

weekendu w Katowicach dobrze się zrozumieliśmy. Przed
moim  powrotem  do  Warszawy  siedzieliśmy  razem
na patio w kawiarni przy dworcu kolejowym. Obsługiwał
tam bardzo przystojny kelner.

– Ładny chłopak – powiedziałem do Iwki.
–  Faktycznie,  ładny  –  odpowiedziała  i  sobie  trochę

razem  pofantazjowaliśmy  na  jego  temat,  wyobrażaliśmy
sobie, jaki też seks z nim mógłby być.

Takie  swingowanie  w  wyobraźni.  Ale  zanim  Iwka

zdecydowała  się  na  to,  żeby  to  zrobić  w  rzeczywistości,
musiałem trochę poczekać.

background image

Iwka

Pamiętam,  że  kiedy  zamieszkaliśmy  już  razem

w  Warszawie,  to  mieliśmy  taki  swój  osiedlowy  sklep  –
mydło  i  powidło  tam  sprzedawali.  Obsługiwała  tam
dziewczyna,  która  podobała  się  Bartkowi.  Kiedy  razem
chodziliśmy  do  tego  sklepu,  droczyłam  się  z  nim
i  powtarzałam  mu  do  ucha:  „No  uśmiechnij  się  do  niej!
No powiedz dzień dobry. No pogadaj z nią!”. Chciałam go
zezłościć,  bo  sama  byłam  na  niego  zła  za  te  wszystkie
fantazje.

Moja  niechęć  do  swingu?  Kiedy  poznałam  Bartka,

byłam  bardzo  otwarta,  zgodziłabym  się  na  wszystko,  ale
kiedy zamieszkaliśmy razem, coś się we mnie zmieniło.

Namówienie mnie do seksu grupowego zajęło Bartkowi

cztery  lata.  Czułam,  że  jeśli  nie  będę  chciała  się
zgodzić, to zacznie to robić beze mnie.

Pola

Przed swingiem miałam wielu partnerów, ale niewiele

długotrwałych związków. Nigdy nie byłam i nie chciałam
być  żoną,  nie  mam  dzieci  i  nigdy  nie  chciałam  ich  mieć.
Kiedy  zdecydowałam,  że  chcę  spróbować  swingu,  nie
żałowałam,  że  wchodzę  w  to  jako  singielka.  Wizja  seksu
grupowego  z  kimś,  kogo  kocham,  nie  pociągała  mnie.
Kojarzyła  mi  się  z  komplikacjami,  problemami,
obciążeniami. A ja chciałam być w tym wolna.

A  dlaczego  to  zrobiłam?  Bo  takie  miałam  fantazje

background image

erotyczne.  Pewnie  nie  jestem  w  tym  oryginalna,  myślę,
że  bardzo  wielu  ludzi  fantazjuje  na  temat  seksu
grupowego, ale większość tego nie realizuje.

Zawsze 

czułam, 

że 

taki 

seks 

będzie 

czymś

ekstremalnym,  a  ja  takich  rzeczy  szukałam.  Czegoś,
w  czym  się  można  zatracić.  Lubię  tak  tańczyć.  Lubię  tak
uprawiać  sport.  Lubię  robić  wszystko,  co  pozwala  mi
czuć, że przestaję istnieć.

Seks zawsze lubiłam, ale myślę, że niewiele o nim tak

naprawdę wiedziałam. Bo nie rozumiałam facetów ani ich
potrzeb.  Zdarzało  mi  się  udawać  orgazm.  Wielokrotnie.
Wydawało  mi  się  wtedy,  że  tak  jest  lepiej,  prościej,
że  uniknę  w  ten  sposób  niepotrzebnych  rozmów.  Ale
szczęśliwa  z  tym  nie  byłam  i  koniec  końców  dochodziło
do napięć.

Oni  nie  wiedzieli,  o  co  mi  chodzi,  ja  nie  miałam

odwagi  powiedzieć.  Jak  chciałam  coś  dostać,  to  się
dąsałam,  obrażałam,  mówiłam:  „Bo  ty  zawsze”,  „Ty
nigdy”. Nie powiedziałabym: „Napraw klapę od sracza”,
tylko  czekałabym  po  królewsku,  aż  sam  naprawi.  Nie
mówiłam:  „Idź  umyj  nogi,  bo  ci  śmierdzą”,  tylko  się
żenowałam,  blokowałam.  A  już  powiedzieć:  „Poliż  mi
łechtaczkę,  ale  ruchami  okrężnymi,  bo  pionowymi  mnie
nie podnieca”, tobym w życiu nie powiedziała.

W swingu mi odpuściło.

POTE

M

background image

Iwka

Po  Małolacie  był  Piotruś.  Wyhaczyłam  go  w  klubie

Dekada.  Bardzo  jestem  z  siebie  z  tego  powodu  dumna,
bo  Piotruś  okazał  się  super,  naprawdę  super.  Spotykamy
się po dziś dzień.

Barte

k

Ale  Piotruś  ma  żonę,  a  żona  nic  nie  wie.  Przynajmniej

nie  wiedziała  do  momentu,  kiedy  znalazła  płyty
ze  zdjęciami.  Bo  widzisz,  Piotruś  uwiecznia  każdy  swój
kontakt erotyczny. I na tej płycie, co ją żona znalazła, były
zdjęcia.  Na  niektórych  pojawiała  się  dziewczyna,  która
była  ich  świadkiem  na  ślubie,  na  innych  jej  koleżanki,
a  na  bardzo  wielu  koledzy  Piotrusia.  Ci  sami,  z  którymi,
w  oficjalnej  wersji,  umawiał  się  na  piwo  lub  wspólne
oglądanie meczu.

Żona  to  wszystko  obejrzała.  A  potem  poszła

do  Piotrusia  z  płytą  w  ręce,  siadła  przy  stole,  postukała
nią o blat i powiedziała: – Krzyczeć nie będę. Rozwodzić
się  nie  będziemy.  Ale  jak  mi  podskoczysz,  to  mamusia
dowie się, co jest na tej płycie.

Więc  Piotruś  żyje  w  takim  świecie.  Ale  to

przesympatyczny człowiek.

Bartek i Iwka

I.:  Żaden  problem  znaleźć  ludzi,  którzy  chcą

background image

swingować.  Problem  to  znaleźć  takich,  którzy  ci  pasują.
Tym bardziej że chodzi o to, żeby pasowali obojgu z nas.
Bartek  lubi  na  przykład  okrąglejsze  panie.  Mnie  z  kolei
nie  zależy  na  tym,  żeby  facet  był  jakoś  szczególnie
przystojny,  byleby  się  sprawdził  pod  względem,  no...
centymetrów...

B.: A  ja  lubię,  kiedy  mam  o  czym  pogadać.  Musi  być

jakaś, choćby mała, iskierka, jak przy świecy zapłonowej.
Mieliśmy  przez  dłuższy  czas  układ  z  Michałem  i  Agatą,
z  którymi  przyjaźnimy  się  do  tej  pory.  Ale  ten  wspólny
seks nie do końca nam wychodził...

I.: Dobrze się czuliśmy ze sobą towarzysko. Ale potem

pojawiła  się  zazdrość  z  mojej  strony.  Nie  podobało  mi
się,  że  Bartek  i  ta  dziewczyna  codziennie  do  siebie
dzwonili,  gadali.  Dla  mnie  zawsze  było  wszystko  białe
i czarne. Seks to seks, a małżeństwo to małżeństwo. A tu
nagle  jakaś  fascynacja  psychiczna  się  pojawiła.  Jakaś
niewidzialna nić.

B.: No i po roku przestaliśmy się spotykać. Ja straciłem

pracę  i  przestałem  mieć  ochotę  na  kontakty  towarzyskie.

poza 

tym 

my 

chcieliśmy 

jeszcze 

sobie

poeksperymentować  z  innymi  parami,  a  im  się  to  chyba
nie bardzo podobało, że dalej szukamy.

I.:  W  seksie  też  mieli  inaczej  ustawione.  W  grę

wchodził  tylko  seks  oralny.  Inne  formy  były  już  dla  nich
zdradą.  Wśród  swingersów  wiele  par  ma  takie  granice,
których  obie  strony  nie  przekraczają.  Znamy  parę,  dla

background image

której  zdrady  nie  ma,  dopóki  wszystko  odbywa  się
w prezerwatywie. A jak bez gumy – to zdrada jest.

Ustalenie  tych  reguł  to  nie  jest  wcale  oczywista  rzecz.

My  też  mieliśmy  taki  czas,  że  Bartek  robił  mi  awantury,
bo całowałam się z facetami, z którymi uprawiałam seks.
Pocałunek  był  dla  niego  czymś  intymnym,  dla  mnie  nie.
Większość naszych kłótni po imprezach dotyczyła właśnie
tego. Z czasem przeszło.

B.: Co dla nas jest zdradą? Teraz? Zdrada to ukrywanie

się,  kłamstwo,  wzajemne  oszustwa.  Seks  w  wielokącie
nie  jest  zdradą.  Gdyby  Iwka  teraz  uprawiała  w  tym
budynku  seks  z  kimś  innym,  a  ja  wiedziałbym  o  tym
i siedział z tobą tutaj, to nie byłbym zdradzony.

PÓŹNIEJ

Pola

Po  roku  mniej  więcej  to  zaczęło  wyglądać  w  ten

sposób,  że  chodziłam  do  pracy,  a  w  czasie  wolnym  nie
spotykałam 

się 

nikim, 

nie 

miałam 

żadnych

zainteresowań, tylko się na okrągło pieprzyłam. Cały czas
wolny  zajmowały  mi  przygotowania  do  seksu  lub  seks.
Bo przygotowania też dużo czasu zabierają. Ja na przykład
muszę  sobie  zrobić  lewatywę,  jeśli  mam  ochotę  na  seks
analny,  muszę  się  ogolić  tu  i  tam,  jeśli  chcę  się
komfortowo  czuć,  muszę  się  umalować  i  odpowiednio
ubrać.

background image

Mam  parę  takich  strojów  kupionych  na  takie  specjalne

okazje.

Wysokie

 

czerwone 

szpilki. 

Pończochy. 

Czarna

koronkowa  bielizna.  Gorsety.  Wszystko  takie  seksowne,
burdelowe, kurewskie.

Ubierałam  się  i  wychodziłam  z  domu.  Albo  ktoś

przyjeżdżał  do  mnie.  Uprawiałam  seks  codziennie
i codziennie z kim innym. I tak miesiącami.

Barte

k

Nie  jest  tak,  że  na  imprezie  to  każdy  z  każdym.

Niektórzy w ogóle nie uprawiają seksu, tylko patrzą. Inni
dobierają  sobie  partnerów  według  własnych  upodobań.
Do klubu nie przychodzą sami inteligentni, dobrze ubrani,
zadbani. Zdarzają się grubi, ze słomą w butach, z brudem
za paznokciami...

Pola

Był taki jeden facet, którego omijałam szerokim łukiem,

bo  był  tak  niewiarygodnie  głupi,  że  nie  byłam  w  stanie.
I  była  też  taka  jedna  pareczka:  jacyś  tacy  poblokowani,
pochowani,  zawstydzeni.  Irytowali  mnie,  ale  nigdy  nie
miałam  z  ich  strony  żadnej  propozycji.  Ludzie  się
po prostu wyczuwają.

Bartek i Iwka

background image

B.: Życie klubowe tak nam się spodobało, że weszliśmy

do  biznesu  jako  wspólnicy.  Klubem  kręciła  para
po  czterdziestce.  Na  co  dzień  prowadzili  duże  rodzinne
przedsiębiorstwo,  a  swingersclub  był  weekendową
imprezą,  o  której  wiedzieli  tylko  znajomi  ze  środowiska.
Tylko  ich  19-letni  syn  wiedział  i  uczestniczył
w zabawach, chociaż seksu nie uprawiał. Ale zdarzały się
takie  sytuacje,  że  rodzice  bawili  się  na  dużej  sali,  a  syn
siedział  w  kuchni  i  pomagał  rozwozić  gości,  robił
za szofera.

I.: Ale tak naprawdę jego matka też się nie bawiła, nie

chciała. Mówiła, że jest zbyt wybredna.

B.: A ja myślę, że chciała mieć męża pod kontrolą. On

sobie bzyknie na boku, ona go przypilnuje i szafa gra. Tak
czasem wśród swingersów jest. W 90 proce. przypadków
to mężczyzna dąży do takiego seksu. Czasem jedna strona
związku poświęca się dla drugiej.

Poznałem kiedyś parę z Płocka. Ona była nauczycielką

angielskiego,  on  zajmował  się  reklamą  w  rafinerii.
Wcześniej  był  zawodowym  żołnierzem,  który  jeździł
na  misje  oenzetowskie.  Tam  zaraził  się  biseksualnością.
Opowiadał,  jak  stacjonowali  w  jakiejś  Serbii  czy  gdzieś
tam.  Do  najbliższej  wsi  sto  kilometrów,  oni  totalnie
wyposzczeni,  więc  chcąc  nie  chcąc  pojawił  się
homoseksualizm, niby to zastępczy. Ale jemu się to na tyle
spodobało, że po powrocie do Polski szukali razem z żoną
mężczyzn  biseksualnych  przez  ogłoszenia  w  prasie.  Niby

background image

to do trójkąta.

Odpowiedziałem. Zresztą nie tylko ja – połowa naszych

znajomych  z  nimi  się  spotykała.  Stąd  wiem,  że  zawsze
powtarzał  się  ten  sam  scenariusz.  On  chętny,  ona  nie.
Dlatego myślę, że była tylko lepem na facetów.

TERA

Z

Pola

Jaki  ja  miałam  stosunek  do  tych  wszystkich  facetów?

Taki,  że  gramy  razem  w  grę  zespołową.  Oni  są  w  jednej
drużynie, ja w drugiej, a i tak zawsze jest remis. Przyznam
szczerze  –  nie  znosiłam  tych  sytuacji,  kiedy  ktoś  był
skryty, poblokowany, nieśmiały i wymagał oswajania. Nie
lubiłam  tych,  którzy  przychodzili  sobie  popatrzeć,
bo  miałam  wrażenie,  że  biorą  za  darmo  coś,  w  co  ja
wkładam samą siebie. Nie miałam ochoty ani czasu na to,
żeby kogoś otwierać. W dupie to miałam. W dupie miałam
drugiego człowieka.

Bartek i Iwka

I.:  Już  mamy  dosyć  ogłoszeń,  umawiania  się  na  jakieś

kawki,  herbatki,  z  których  nic  nie  wynika.  Dosyć  tych
hotelowych  imprez,  tych  prywatek,  gdzie  na  15  metrach
bawi  się  dziesięć  osób.  I  do  tego  jeszcze  wszyscy  palą,
udusić się można...

B.:

  Sami  postanowiliśmy  założyć  klub.  Długo

background image

szukaliśmy  takiego  miejsca.  Nieduża  miejscowość,
peryferia Warszawy...

Pola

Nie,  nie  miałam  nigdy  moralniaka.  Wobec  kogo?

Z jakiego powodu?

Tak,  byłam  marginesem,  byłam  częścią  małej

społeczności, 

gdzieś 

na 

obrzeżach 

tzw. 

normy.

I  niesłychanie  mnie  to  podniecało.  Po  każdym
przekroczeniu  kolejnej  bariery  budziłam  się  radosna,
z  chęcią  do  życia,  z  rozgrzanym  ciałem,  wymyślająca
kolejne eskapady.

Teraz  jest  materiał  do  wspomnień.  Bardzo  je  lubię,

pomagają mi w różnych sytuacjach, dają wsparcie.

Nauczyłam  się  wreszcie  akceptować  swoje  ciało.

Nauczyłam się mówić, o co mi chodzi.

Bartek i Iwka

B.: Willa ma 300 metrów. Tam, gdzie kiedyś był garaż,

będzie darkroom z sufitem lustrzanym, jest już duże łóżko,
jest  sauna,  mamy  duży  ekran  z  filmami  porno.  Ostrzejsza
muzyka  dla  wielbicieli  hardcore’owych  klimatów.  Tutaj,
gdzie teraz siedzimy, jest część barowa i dancefloor. Oraz
jacuzzi  na  16  osób.  Największe,  jakie  nam  się  udało
znaleźć.

I.:  Na  górze  bardziej  romantyczny  klimat.  Muzyka

„love”, jak ja to mówię, dużo łóżek dla tych, którzy lubią

background image

się  poprzytulać.  Oraz  sling.  No,  taka  huśtawka,  na  której
możesz kogoś położyć i przelecieć.

B.:  Sąsiedzi?  Dają  nam  spokój.  Po  miasteczku  krąży

plota,  że  tu  będzie  burdel.  Jakoś  się  nie  przejmujemy,
bo to legalna działalność.

Pola

Czy

 to jest niebezpieczne? Pewnie.

Istnieje  ryzyko  szantażu.  Jeśli  to  jest  pan  dyrektor

w państwowej firmie albo pani przedszkolanka, to raczej
trudno  sobie  wyobrazić,  żeby  wieść  o  ich  upodobaniach
pomogła w dalszej karierze.

Poza  tym  choroby  weneryczne.  Jasne,  niby  wszyscy

używają  gum,  ale  to  przecież  nie  jest  stuprocentowe
zabezpieczenie.  No  i  w  niektórych  sytuacjach  nie
kontrolujesz samego siebie, głowę ci urywa.

Raz  wzięłam  ecstasy  i  myślałam,  że  zwariuję.

Połączenie seksu i dragów daje nieprawdopodobny odlot
i  od  tego  można  się  natychmiast  uzależnić.  Ja  i  bez  tego
miałam  czasem  poczucie,  że  jestem  uzależniona.  A  czy
jestem? Tego nie wiem. Ostatnią imprezę zaliczyłam jakiś
rok  temu.  Może  mam  przerwę,  jak  typowy  alkoholik,
co  miewa  przerwy  w  piciu?  Nie  wykluczam,  że  kiedyś
jeszcze do tego wrócę.

Tak,  to  mogło  być  zamiast.  Zamiast  innych  rzeczy.

Takie  silne,  zagarniające  całościowo  przeżycia.  To  jest
wielka  pasja,  namiętność.  To  jest  gorące.  To  może  być

background image

namiastką,  erzacem  wielkich  uczuć.  To  można  mieć
zamiast  wojny,  rewolucji,  zamiast  wielkiej  miłości.
I  wciąż  pozostać  bezpiecznym.  To  bezpieczniejsze  niż
wielka  miłość.  Nie  pozostawia  szansy  na  zranienie.  Nie
wymusza 

odsłonięcia. 

Nie 

obnaża 

tak 

głęboko.

Uniemożliwia  bliskość.  Jest  oddaleniem  i  nastawieniem
na spełnianie własnych zachcianek, własnej przyjemności.
Bardzo  egoistyczna  forma  zabawy  –  chodzi  o  to,  żeby
tobie było dobrze. Inni niech się martwią o siebie.

Bartek i Iwka

B.:  Z  czasem  chcemy  rozwinąć  działalność.  W  drugim

budynku 

powstanie 

profesjonalne 

studio

sadomasochistyczne.  To  dla  ludzi,  którzy  lubią  bardzo
nieprzyzwoite  rzeczy.  Wiązanie,  bicie,  kneblowanie.
Zakucie kogoś w dyby, pranie go jakimś biczem, pejczem,
deską,  polewanie  zimną  wodą,  oddawanie  na  niego
moczu, podwieszanie na haku...

I.:  I  może  kiedyś,  taką  mamy  nadzieję,  ktoś  nakręci

u nas jakiś fajny filmik...

Pola

Wszystko

 może się znudzić, zapewniam cię.

Dwie  sytuacje  mnie  zniechęciły  i  wygasiły  moją

potrzebę  swingu.  Po  pierwsze,  ten  facet,  z  którym  po  raz
pierwszy  pojechałam  na  imprezę,  zakochał  się  we  mnie.
Nie  mam  pojęcia,  co  mu  do  głowy  strzeliło,  jak  się

background image

w ogóle można zakochiwać w takich okolicznościach, ale
on twierdził, że mnie kocha.

Miał żonę i ta żona, rzecz jasna, niczego nie wiedziała.

Ani  o  tym,  że  się  ze  mną  spotyka,  ani  o  jego  życiu
seksualnym.  A  on  spotykał  się  ze  mną  poza  imprezami,
adorował  mnie,  chciał  się  mną  opiekować.  Sam  przestał
uczestniczyć w imprezach. Chciał się rozwieść z żoną.

Czułam  się  coraz  bardziej  osaczona.  Bo  nie  chciałam

żadnej  miłości,  rozumiesz?  Ten  facet  mnie  nie
interesował. Lubiłam go, ale co z tego?

Przestało  być  fajnie.  Wszystko,  przed  czym  uciekałam

w  świat  swingu,  nagle  wróciło.  To,  że  ktoś  chce  mnie
mieć  na  wyłączność,  osacza  mnie,  kontroluje.  Ja  tego  nie
znoszę,  a  to  się  zawsze  dzieje  w  monogamicznych
związkach. Przynajmniej w moich. Czuję, że to już nie ja
kontroluję  swoje  życie,  tylko  –  bo  ja  wiem?  Ten  drugi
człowiek? Ta sytuacja?

Nie  znoszę  tego  poczucia.  Nie  znoszę  lęku  przed

porzuceniem.  Tylko  raz  mnie  narzeczony  zostawił,  ze  20
lat  temu  to  było.  Rozpadłam  się  wtedy,  nie  wstawałam
z łóżka, nie myłam się. Skończyło się u psychiatry.

Więcej do takiej sytuacji nie dopuściłam. Nie dawałam

się już porzucać, zawsze odchodziłam pierwsza.

Mówisz,  że  boję  się  bliskości  –  tak,  masz  rację.

Zauważyłam  u  siebie  taką  rzecz:  jedyny  dotyk,  który
znoszę i akceptuję, to dotyk seksualny. Nikomu, w żadnej
innej  sytuacji,  nie  pozwalam  się  dotykać.  Ani  mojej

background image

matce,  ani  przyjaciołom,  nikomu.  Chciałabym,  ale  nie
mogę. Wiem, że chciałbyś się teraz dowiedzieć, dlaczego
tak  jest,  ale  ja  nie  mam  jednej  prostej  odpowiedzi.
W ogóle nie wierzę, że taka istnieje.

Ale  człowiek  to  taka  wańka-wstańka,  wiecznie  się

kołysze z jednej strony na drugą. Bo pomimo tego, co ci tu
mówię o związkach, ja sama się zakochałam. I to jest ten
drugi powód, dla którego zrezygnowałam ze swingu.

Samo się stało. I teraz czasem myślę, że cały ten swing

był  mi  potrzebny  po  to,  żeby  zapomnieć  o  prawdziwej,
wielkiej  miłości,  na  chwilę  uwolnić  się  od  jej
poszukiwania.

Marek 

jest 

totalnym 

zaprzeczeniem 

tego,

co reprezentuje sobą świat swingu. Znam go od wielu lat,
jest  moim  przyjacielem.  Nie  potrzebuje  eksperymentów
seksualnych, a ja się już naeksperymentowałam.

Zna  całą  moją  historię.  On  jest  monogamiczny.  I  ja  to

akceptuję.  Czy  to  jest  z  mojej  strony  kompromis?  Słowo
daję,  że  nie  czuję  straty.  Co  będzie  za  jakiś  czas,  tego
żadne z nas nie wie. Nikt tego w ogóle nie wie. Nigdy.

Mogę  sobie  spokojnie  wyobrazić,  że  gdybym  miała

związek z kimś, kto lubi taki seks, być może jeździlibyśmy
na  imprezy  razem.  Ale  wydaje  mi  się  znamienne,
że znalazłam partnera spoza swingerskiego środowiska.

Pary  swingersów?  Mogę  sobie  jedynie  wyobrazić,

że  przeżywają  razem  coś  ważnego.  Może  w  ten  sposób
bronią  się  przed  światem  zewnętrznym?  Taka  wspólna

background image

tajemnica,  której  nie  powiesz  ani  rodzicom,  ani
przyjaciołom,  ani  kolegom  z  pracy.  To  może  czasem
spajać.

Może  też  chronić  przed  cierpieniem,  jakie  przynosi

zdrada,  przynajmniej  poniekąd.  Kiedy  w  ramach
kontraktu, umowy patrzysz na kogoś, kogo kochasz, jak się
pieprzy  z  kimś  innym,  to  uniemożliwiasz  prawdziwą
zdradę.  To  jest  ucieczka  od  zdrady.  Ucieczka  do  przodu.
Prostsza 

niż 

ciągły 

strach 

przed 

opuszczeniem

i kłamstwem.

Ale nie bądź też taki serio, kiedy o to pytasz. To, że dla

ciebie  seks  jest  serio,  nie  oznacza  jeszcze,  że  taki  musi
być  dla  wszystkich.  Czasem  to  też  zabawa.  Patrzyłam
na  tych  ludzi,  z  którymi  się  wcześniej  pieprzyłam,  jak
potem  łażą  po  mieszkaniach  i  hotelach  nago.  Ten  się
zmęczył,  tamten  chce  się  napić  wody.  Gadają.
O dzieciach, szkole, interesach. Ten coś produkuje, tamten
sprzedaje. A czym wracacie do domu? A podwieźć was?
Ktoś remontuje kuchnie, ktoś ma fajną ekipę do polecenia.

Jak w każdym innym klubie zainteresowań.

===bV9nUGFX

background image

Antropologia płatnego seksu

MARTA SZAREJKO
 

Już  40  tys.  mężczyzn  ujawniło,  czego  szuka

u prostytutek.

Forumowicze posługują się bardzo prostym schematem

–  oceniają  lokal,  ciało  prostytutki,  stosunek  oralny,
klasyczny  i  analny  w  skali  od  1  do  10.  Społeczność
użytkowników nazywają Wersalem, a prostytutki divami.

Regulamin

Forum  jest  instytucją  prywatną.  Albo  akceptujesz

obowiązujące  tu  zasady,  albo  żegnamy  –  informują
moderatorzy.  Każdy  może  tu  wejść,  zdobyć  informacje,
wkleić  swoje  oceny,  obejrzeć  zdjęcia,  podzielić  się
wrażeniami,  a  także  umówić  się  z  innymi  użytkownikami
na wspólną wizytę u prostytutki.

Im więcej zamieszczonych postów, tym wyższy stopień

wtajemniczenia.  Największym  powodzeniem  cieszy  się
dział 

„strefa 

niskobudżetowa” 

(obejmująca 

opisy

najtańszych  prostytutek),  „drogówka”  oraz  „Milf”  (opisy
najstarszych  prostytutek).  W  innych  kategoriach  można
znaleźć  oceny  prostytutek  nieletnich  lub  ciężarnych.  Jest
także specjalny dział dla prostytutek, które chcą zamieścić
informacje o swoich klientach. Nie jest jednak nadmiernie

background image

popularny.

Nad  wypowiedziami  użytkowników  czuwa  „Wielka

Inkwizycja” 

składająca 

się 

moderatorów

i administratorów forum. Natomiast nad poprawnością jej
działania – „Rada Najwyższa”.

Jej decyzjom podlega niemal 40 tys. mężczyzn.

Klient nr 1

Jak  na  kurewskie  standardy  jej  uroda  plasuje  się  dość

wysoko.  Wprawdzie  rzadkie  włosy  z  odrostami  nieco  ją
szpecą,  ale  za  twarz  mogę  jej  z  czystym  sumieniem
wystawić  7/10.  Figura  bez  zarzutu.  Piersi  rozmiaru  B,
ładne  i  zadbane.  Panienka  wyglądała  na  lekko  speszoną,
co  jednak  mi  się  podobało,  niestety,  nie  pozwalała
na  całowanie  twarzy.  Wprawdzie  nie  skończyłem  po  30
minutach, ale to już zasługa mojej oziębłości.

Od  wejścia  do  wyjścia  (wliczając  rozmowę,  prysznic

i  wszystko  inne)  spędziłem  z  nią  półtorej  godziny.  Diva
nie należy do spoglądających na zegarek co pięć minut.

Przyjmuje całkiem prywatnie.
Cena: 150 zł.
Lokal  8/10.  Jest  w  dobrym  stanie,  ładne,  czyste,  duże,

wygodne  łóżko.  Choć  ocenę  psuje  słabej  jakości  radio
i  brak  telewizora.  Łazienka  duża  i  przestronna.  Brak
kabiny  prysznicowej,  jest  wanna.  Minusem  jest  to,  że  nie
ma  wieszaków,  na  których  można  powiesić  ubrania
(na  szczęście  jest  pralka,  na  niej  można  wszystko

background image

zostawić).  Ręczniki  duże  i  czyste.  Duży  wybór  płynów
do kąpieli.

Uroda  7/10.  Diva  jest  bardzo  ładna  i  zgrabna,

zaokrąglona  tam,  gdzie  trzeba.  Zresztą  sami  zobaczcie
zdjęcia, podsyłam linki.

Oral  6/10.  Poprawny,  trochę  płytki,  bez  okolic.

Delikatny,  w  jednym  tempie.  Przeżyłem  już  lepsze,
przeżyłem też gorsze.

Klasyka  8/10.  Wyśmienite  wrażenia  wzrokowe,

spostrzegłem  dużą  ruchliwość  jeździecką.  Postękiwanie
nawet  nieźle  grane,  ale  kompletnie  nie  pasowało
do całokształtu.

Atmosfera  8/10.  Oceniam  dość  wysoko.  Diva  jest

ładna,  miła.  Podczas  spotkania  nie  przeszkadzały  żadne
telefony. Na pewno jeszcze ją odwiedzę.

Klient nr 2

To  moja  pierwsza  warszawska  przygoda.  Umówiłem

się  z  nią  telefonicznie  w  słynnym  już  wieżowcu  przy  ul.
Ł.  Między  12  a  16  łatwo  tam  zaparkować.  Cieć  nie  jest
zainteresowany  wchodzącymi.  Wpisuję  kod,  jadę  windą
na  górę,  człowiek  czuje  się  tam  jak  w  labiryncie  drzwi
i  korytarzy,  ktoś,  kto  to  projektował,  musiał  być  nieźle
pokręcony.  Drzwi  otwiera  niewysoka  lala  z  długimi,
ciemnymi,  farbowanymi  włosami,  ubrana  w  jakiś
peniuarek. Rzut oka na mieszkanie – czysto, nowocześnie,
coś  w  rodzaju  kawalerki,  żeby  nie  powiedzieć:

background image

garsoniery.  Dziewczyna  wykąpana,  pachnąca,  żadnej  gry
na zwłokę. Akcja zaczyna się niespiesznie na jasnej sofie.
K.  nawet  na  moment  nie  przestaje  mnie  głaskać
i przytulać, co jej się bardzo chwali. Rozpoczynamy akcję
od  tyłu.  K.  ma  bardzo  zgrabne  i  proporcjonalne  ciałko,
mimo iż bardzo małe. Zaproponowała wspólną kąpiel, ale
nie skorzystałem.

Lokal  10/10.  Absolutna  dyskrecja,  bez  fauny  i  flory.

Łóżko  duże  i  nowoczesne,  ale  niezbyt  wygodny  materac
i  jakaś  taka  rozchwiana  konstrukcja.  Łazienka  –  duża
wanna  (chyba  mogło  być  fajnie),  ręczniki,  mydło
w płynie, bez zastrzeżeń.

Uroda 7/10.
Oral 9/10.
Klasyk 8/10.
Anal – nie próbowałem.
Atmosfera 8/10. Mały minus za prostą gadkę, zbyt dużo

komentarzy o klientach, akcent i powtarzane „no nie?”.

Cena:  120  zł.  Stosunek  ceny  do  otrzymanej  satysfakcji

według mnie 10/10.

Klient nr 3

Z samym umówieniem nie było problemu. Przez telefon

poprosiłem,  żeby  założyła  pończoszki,  a  ona  tego  nie
zrobiła. Kasa przed. Cena: 100 zł (francuz, 69, klasyka nie
oferuje). Dziewczyna przeciętnej urody, ale całkiem miła,
w piątym miesiącu ciąży.

background image

Ogólnie  rzecz  biorąc,  już  do  niej  nie  wrócę.

Odwiedziłem ją, bo miałem akurat ochotę na ciężarną.

Klient nr 4

Mieszkanie  –  jakieś  18  metrów,  ciasno,  duszno,  bez

cudów  i  blichtru.  Jeden  pokój  z  wnęką  kuchenną
przedzielony  ścianką.  Osoby  mierzące  powyżej  dwóch
metrów  wzrostu  nie  zmieszczą  się  nie  tylko  na  łóżku,  ale
też w tymże pokoju, ponieważ tyle on ma długości.

Pościel nie pierwszej świeżości, ale i nie brudna.
Nieistotne, do rzeczy.
Widać  wyraźnie,  że  ta  pani  będzie  miała  problem

za  parę  lat  z  powodu  zaczynającego  się  tu  i  ówdzie
bielactwa  bądź  też  zjarała  się  w  solarium  i  skóra
nierówno  jej  pozłaziła  (choć  obstawiam  to  pierwsze).
Kontakt  werbalny  ograniczony  –  po  pierwsze,  intelektem
owej,  a  po  drugie  piwskiem,  które,  siedząc  tam,
najwyraźniej bezustannie żłopie.

Łazienka  czysta,  ręcznik  jak  zwykle  gabarytów

niewielkich,  prany  chyba  w  samej  wodzie,  bo  zapachu
środków piorących nie wykazywał.

Po  przejściu  do  łóżka  panna  kładzie  się  na  boku  i  się

gapi.  Na  mnie.  I  nic.  Leży,  jakby  wpadła  w  katatonię.
Jedyne  doznania,  jakie  pamiętam,  to  przeraźliwy  smród
piwska  z  jej,  pardon,  gęby.  Ponieważ  nie  jest  zbyt
szczupła,  ale  raczej  zaokrąglona,  to  sytuacja  mimo  moich
gabarytów przypominała próbę uduszenia wieloryba przez

background image

morświna.

Nigdy  w  życiu  nie  komentowałem  ani  nie  oceniałem

spotkanych  kobiet,  ale  w  tym  przypadku  musiałem
po prostu zasugerować zmianę zawodu. Nie zrozumiała.

Uiściłem  300  zł  za  maksymalnie  siedem  minut  pobytu

tam.  W  odróżnieniu  ode  mnie  ona  kompletnie  nie
wywiązała się z umowy.

Nie polecam.
PS Rozmawiała przy mnie z kolejnym klientem, że jest

wolna,  i  zachęcała,  żeby  przyszedł.  Gość  czekał  pod
klatką,  aż  skończymy.  Na  jego  telefon  odpowiadała,
że dopiero przyszła i musi się przygotować.

Skandal.

Klient nr 5

Na  wstępie  wyjaśniam  Szanownemu  Towarzystwu,

że  nie  będzie  tu  ocen  w  niektórych  dyscyplinach,
ponieważ nie były uprawiane. Z uwagi na wiek starczy nie
mogę  już  wykonywać  owych  niegodnych  filozofa,
a  niezbędnych  ruchów  z  taką  intensywnością  jak  niegdyś.
Pozostaje  oczywiście  francuz,  ale  w  moim  przypadku
warunkiem  powodzenia  tej  zabawy  jest  nieco  bliższe
poznanie  się.  Jestem  okrutnie  staromodny.  Postanowiłem
więc poprzestać na miłych pieszczotach i dobrym masażu,
bo  uważam,  że  dobrze  wykonany  handjob  daje  dużo
satysfakcji.

To tyle tytułem wstępu.

background image

Gdy  za  pierwszym  razem  otworzyły  się  przede  mną

drzwi  tego  przybytku,  zostałem  dość  stanowczo
wciągnięty, a następnie przepędzony przez kuchnię, nawet
nie  wiem  przez  kogo.  Wprawiło  mnie  to  jednak  w  dobry
humor,  o  dziwo.  Kątem  oka  ujrzałem  dość  obfitych
kształtów  jejmość  zabawiającą  się  przy  komputerze
układaniem  pasjansa.  Zaraz  też  znalazłem  się  w  pokoju
za kuchnią, pomarańczowym czy też żółtym, z zasuwanymi
drzwiami.  Ponad  połowę  jego  powierzchni  wypełniało
przestronne  łoże,  światło  łagodne,  ale  nie  przyćmione,
pozwalające dobrze widzieć, a nawet czytać, bo – bardzo
rozsądnie  –  na  widocznym  miejscu  znajdował  się  cennik
precyzyjnie  określający,  co  się  należy  za  jaką  usługę.
Aranżację tego wnętrza oceniam na 8.

Po  chwili  pojawiły  się  dziewczyny  z  pytaniem,  czego

też  bym  sobie  życzył.  Wysoka  i  bardzo  szczupła
rudowłosa  O.  w  siatkowych  pończochach  nie  jest  może
pięknością,  ale  ma  miłą  twarz  zdradzającą  poczucie
humoru.  Wydaje  mi  się,  że  ma  wschodni  akcent.  Biust  –
mała dwójka. Ciemna karnacja. Za wygląd 7.

M. – blondynka z pasemkami. Zgrabna, ciało pełniejsze

niż  O.,  jasna  karnacja,  biust  3,  sympatyczny  pyszczek,
obejście miłe i ciepłe.

Po  uiszczeniu  opłaty  zostałem  wysłany  do  łazienki

(natrysk,  ręczniki  dla  klientów,  dość  ciasno,  zwłaszcza
że  trzeba  na  powrót  wskakiwać  w  łachy,  bo  droga
do łazienki wiedzie przez kuchnię i korytarz).

background image

Umiejętności  obu  pań  raczej  skromne  (3/10).

Najwyraźniej moje nietypowe zachcianki zbiły obie panie
z tropu.

W  sumie  duży  plus  za  przyjacielską,  ciepłą  atmosferę,

minus  za  natychmiastowe  przystąpienie  do  porządków
i  pozostawienie  mnie  samego.  Ogólne  wrażenie
pozytywne, 7.

Trzęsienia ziemi jednak nie było.

Klient nr 6

Nie  pojechałem  tam  po  to,  żeby  być  traktowanym  jak

sułtan  w  istambulskim  haremie,  tylko  po  to,  żeby  się
wcielić  w  rolę,  że  się  tak  wyrażę,  rzeźnika,  który  bez
pardonu 

eksploatuje 

burdelowe 

mięso 

armatnie.

Przychodząc  z  takim  nastawieniem,  można  wyjść
z uśmiechem na twarzy. W przeciwnym razie wychodzi się
z poczuciem, że to klienta wyruchano.

To tylko moja skromna rada, którą być może ktoś sobie

weźmie do serca. Oczywiście zawsze można ją odrzucić,
ale nie radzę.

Tak czy inaczej wybrałem E. Twarz nawet ładna, choć

raczej  tępa  –  oczy  E.  przybierają  wyraz  tęsknoty
za inteligencją, zwłaszcza gdy próbuje zastanowić się nad
czymś,  chociażby  najbardziej  trywialną  sprawą.  Kolejna
wada to jej peruka. Niestety, lubię czuć zapach kobiecych
włosów.

Summa  summarum  powłoka  zewnętrzna  jest  jak

background image

najbardziej  na  zadowalającym  poziomie,  przynajmniej
na tle warszawskiej podaży.

Reszty nie komentuję. To istny dramat.

Klient nr 7

Byłem ostatnio na ul. Rz. – 100 zł, standard.
Lokal na poziomie, czyściutko, miłe panie, szefowa też

niczego 

sobie. 

Nie 

ma 

panów 

bezkarkowców,

przynajmniej ich nie widać.

Miałem,  niestety,  mały  wybór,  bo  dwóch  Anglików

przede  mną  zwinęło  dwie  gołąbeczki.  Zostały  tylko  dwie
dziewczyny (ale za to jakie) – perełki dosłownie. Oliwia
–  cudeńko.  Niska,  krótkie  włosy,  małe  piersi,  ale
ciekawie  się  prezentowała  w  staniku.  Najciekawsze  jest
w  tej  dziewczynie  to,  że  nie  wygląda  jak  pani
do  towarzystwa,  tylko  jak  zwykła  studentka.  Jest  w  niej
coś  bardzo  naturalnego.  I  Edyta  –  po  prostu  miód.
Kochałem  się  z  nią  ponad  godzinę.  Ciemne  włosy,
superbiodra,  duża  pupa  i  jej  największy  atut  –  biust.
Twarz  –  rewelacja.  Delikatnie  jęczy  i  widać,  że  lubi  to,
co  robi.  Ma  duże  poczucie  humoru  (można  z  nią  konie
kraść,  równa  dziewczyna).  Nie  pozwoli,  żebyś  wyszedł
niezadowolony.

Nie mogłem się zdecydować, wziąłem obie.
Polecam.

Klient nr 8

background image

Byłem  w  O.  kilka  razy  i  myślę,  że  nie  ma  sensu

opisywanie  konkretnych  dziewczyn  (których  zresztą  nie
pamiętam), bo rotacja jest naprawdę spora.

Istotne jest to, że:
a)  lokal  jest  mało  dyskretny  (zanim  misiek  wartownik

otworzy, trzeba stać przy drzwiach, a patrzy na ciebie cały
przystanek  tramwajowy  i  ludzie  z  przejeżdżających
tramwajów – ja tego nie lubię);

b)  w  środku  syf  –  dziurawe  koce,  zapach  petów

i taniego dezodorantu, w łazienkach na dole nie ma ciepłej
wody (sic!);

c)  szansa  trafienia  fajnej,  naprawdę  młodej  i  ładnej

panny jest raczej duża;

d) ceny standardowo niskie, czyli 100 zł/godz.
Polecam  tym,  którzy  są  w  stanie  znieść  klimat  syfu,

szukają młodych dziewczyn zza wschodniej granicy i mają
czas  odwiedzić  ten  przybytek  najlepiej  popołudniową
porą.

Klient nr 9

Drzwi  otworzyła  mi  panienka  bardzo  wesoła,  takiej

sobie  urody.  Zachowanie  świadczyło,  jakby  była  z  lekka
po używkach miękkich. Cała chata dosyć obszerna, ale nie
w  tym  rzecz.  Na  dole  pokój  do  oblukania  panienek,
oczywiście  przyciemniony,  w  rogu  tradycyjnie  rurka
do tańca, na niej wyginająca się laska. Na kanapie dwóch
ciemnych typków (na pewno nie klienci).

background image

Myślę  sobie,  tragedii  nie  ma,  walnę  jeszcze  lufę

w  skroń  i  jakoś  to  przejdzie,  pytam,  ile  kosztuje  50  g
wódki,  a  ona  mi  na  to,  że  50  zł.  Oż  w  mordę  mać,  se
myślę,  20  zł  już  płaciłem  kiedyś,  ale  żeby  50  –  nigdy.
Od  razu  dymać  mi  się  odechciało,  więc  spokojnie
wstałem i wyszedłem jak najszybciej.

Klient nr 10

Doszedłem do wniosku, że mężczyzna ponad podwójnie

pełnoletni  powinien  już  dyskretnie  dbać  o  zdrowie
i  urodę.  Zainwestowałem  więc  w  quasi-masaż.  Było
późne  sobotnie  popołudnie.  Pierwsze  piętro,  chwila
zastanowienia, czy czekać na windę, jednak nie, forsowny
marsz  schodami  na  piętro,  trzy  minuty  odpoczynku
na  korytarzu,  dzwonek  i  jestem  w  środku.  Zza  drzwi
wyłoniła  się  masażystka  ubrana  w  krótką,  obcisłą
spódniczkę  i  coś  na  górze  –  wszystko  w  ciapki.
Zasugerowała, żebym pozbył się obuwia, ale ja jakoś nie
mogę  się  przyzwyczaić  do  takich  arabskich  zwyczajów
i  wkroczyłem  do  pokoju  w  całym  rynsztunku,  także
w czystych butach.

Mieszkanie  czyste.  Pokój  dość  duży,  w  rogu  po  lewej

stronie od wejścia coś jakby stół do masażu, a bliżej okna
kremowa  kanapa,  nierozkładana,  z  niebiańskim  obiciem
(znaczy ze skaju).

Pani  Teresa,  bo  tak  chyba  miała  na  imię,  to  zgrabna,

szczupła, ale nie anorektyczna kobieta o wzroście 165 cm.

background image

Biust  śladowy,  ale  jak  się  okazało,  z  żywo  reagującymi
sutkami.  Włosy  farbowane,  jasne,  kolor  nijaki,  twarz
trudno  mi  opisać.  Trochę  nieświeża,  ziemista  cera.  Ręce
zdradzają,  że  ma  więcej  niż  deklarowane  42  lata.
Po autokorekcie okazało się, że pani ma lat 47 i jak na ten
wiek naprawdę dobrą figurę.

Złapałem  już  nieco  oddech  po  marszu  na  piętro,  więc

pytam, jak z masażem. Pani T. zakłopotana pyta, czy mi się
podoba i czy zostaję. Potem okazało się, że uznała, że jest
dla  mnie  zbyt  mało  atrakcyjna.  Potwierdziła  też  moje
przypuszczenia, że masować nie potrafi, ale się stara.

Klient nr 11

Powiedziała, że ma 18 lat, ale jak na mój gust ma mniej

(o  dowód  nie  prosiłem).  Mieszka  z  rodzicami,  więc
spotkanie u niej nie jest możliwe. A teraz konkrety. Panna
ma 172 cm wzrostu, 70 kg, włosy długie (ciemny blond).
Podobno  zbiera  na  wakacje.  Chciała  80  zł  za  godzinkę,
ale jak jej zaproponowałem 60, to też się zgodziła.

Zaangażowanie  niewielkie,  ale  na  szczęście  wszystkie

zachcianki spełnia od razu.

Klient nr 12

Jest  czysta  i  pachnąca.  Stara  się  porozmawiać  przed

seksem, żeby zawiązała się mała więź. Jest to imponujący
poziom  dyskusji  i  nie  należy  się  obawiać,  że  rozmowa
służy skracaniu czynności seksualnych, raczej intensywnie

background image

podkreśla  jej  kobiecą  naturę.  Spytałem  ją,  czemu  pracuje
tylko  w  weekendy,  przecież  przy  takiej  jakości  usług
mogłaby zarabiać dużo więcej. W odpowiedzi strzeliła mi
mowę,  że  ona  myśli  już  o  emeryturze  i  chce  zachować
ciągłość  kariery  w  CV,  dlatego  nie  chce  rezygnować
z pracy.

Byłem pod wrażeniem.
Cena: 80 zł/godz.

Klient nr 13

Stawka za wieczór: 1400 zł.
Wiek: 28 lat.
Wzrost: 164 cm.
Włosy:  ciemny  blond,  delikatnie  kręcone  (długość

do zapięcia biustonosza).

Kolor oczu: zielone (duże i wyraziste).
Sylwetka: szczupła i smukła.
Biust: 2.
Wykształcenie: wyższe magisterskie.
Godzina 16.30, otrzymuję telefon, że czeka na mnie tam

i tam. Pojechałem, a mym oczom ukazał się rzadki taki typ
urody,  chyba  że  w  pismach  z  modelkami.  Chwila
rozmowy w samochodzie, propozycja południowej kuchni
oraz szczerej rozmowy spotkała się z aprobatą.

Pojechaliśmy.
Kolacja  –  wyśmienita,  zawsze  lubiłem  pieszczoty

podniebienia.  Po  wypiciu  kilku  lampek  wina  język  damy

background image

zaczął  się  rozwiązywać,  zaś  sama  rozmowa  przybrała
konstruktywną  i  rzeczową  formę.  Przerwana  telefonem,
kiedy to owa dama wykazała się perfekcyjną znajomością
języka  włoskiego  (klient  zapraszał  ją  na  weekend
do  Wenecji).  Dobiegała  godzina  21,  poprosiłem
o  rachunek  i  wyszliśmy.  Dama  zapytała,  czy  mógłbym  ją
dostarczyć do domu z uwagi na jej lekko wstawiony stan.
Zgodziłem  się.  Mieszkanie  –  dwa  pokoje,  nowoczesna
kuchnia,  łazienka  duża  i  czysta  (jak  można  mieć  tak
ogromną  ilość  perfum  i  kosmetyków?),  czyściutkie,
urządzone ze smakiem, w stylu Ikea.

Dama  zrobiła  herbatkę  waniliową,  chwila  rozmowy,

podczas  której  dowiedziałem  się,  że  jestem  pierwszym
(obcym)  facetem  w  jej  mieszkaniu.  Zazwyczaj  wieczory
i noce spędza w hotelach.

O  tym,  co  było  potem,  nie  będę  się  rozpisywał.  Było

zbyt namiętnie i romantycznie.

Pozwolę sobie na oceny zgodnie z szablonem przyjętym

na forum.

Pocałunki: 8/10 (rewelacyjnie miękkie i duże usta).
Seks  oralny:  8/10  (mogłaby  delikatniej,  ale  każdy  ma

swoje zdanie na ten temat).

Seks klasyczny: 8/10 (niesamowicie aktywna, uwielbia

pozycję siedzącą).

Dodatki: 

włoskie 

sandałki 

na 

paseczki 

(10-

centymetrowe  szpilki),  koronkowe  stringi  itd.  Moje  gusta
„Fetish” zaspokojone w 98 proc. Ona też chyba uwielbia

background image

się przebierać. 9/10.

Koszty:  posiłek  z  napiwkiem  ok.  400  zł  +

wynagrodzenie dla damy.

Ogólna ocena: 8,8/10.
Na koniec pozostaje mi zadać sobie pytanie: czym owa

pani  różni  się  od  innych  (oczywiście  poza  ceną)?
Odpowiedzi na razie nie znam, ale wiem jedno – ta diva
na pewno była warta poniesionych kosztów.

Teraz już wiesz dlaczego. I po co

K.  (43  lata,  stomatolog,  żonaty,  ma  dwójkę  dzieci,

od roku jest użytkownikiem forum, na wizyty u prostytutek
wydaje ok. 1000 zł miesięcznie).

–  No  więc  tak.  Chodzi  o  to,  że  znam  się  na  czymś  i  to

lubię,  to  moje  hobby.  Faceci  lubią  mieć  hobby.  Tak  jak
wędkarze opisują łowiska, a hodowcy gołębi pocztowych
gołębie,  tak  ja  opisuję  divy.  Tu  można  złapać  rybę
i  polecam,  a  tu  nie  można  i  nie  polecam. A  to,  że  jest  to
sprawa większa niż ryba, to opisuję ją dokładniej. Nie ma
w tym żadnej filozofii.

M. (28 lat, grafik, od kilku miesięcy jest użytkownikiem

forum.  Wydaje  ok.  600  zł  miesięcznie  na  wizyty
w agencjach towarzyskich).

–  Ja  się  czuję  trochę  jak  kolekcjoner  wrażeń,  pewnie

większość tak ma, tylko o tym nie myśli. Każdy by chciał
osiągnąć wreszcie 10/10 we wszystkich kategoriach za jak
najmniejszą  cenę,  ale  nawet  jak  ktoś  to  osiągnie,  to  i  tak

background image

się  nie  przyzna,  bo  ktoś  inny  pójdzie  i  napisze,  że  to
ledwie 6/10 i że tamten to jednak za wiele w tym życiu nie
doświadczył.

A  jak  kolekcjonować  seks,  w  dodatku  nielegalny?  Nie

tylko  na  forum  ocenia  się  kobiety  punktami.  Opis,
punktowanie,  wszystko  jest  tu  uporządkowane  i  zapisane,
nie ginie, ktoś inny może z tego skorzystać. W ten sposób
można  też  przedłużyć  sobie  w  głowie  wizytę  w  lokalu
albo wybić ją z głowy komuś innemu.

W.  (34  lata,  kierowca,  ma  żonę,  dziecko,  od  prawie

dwóch  lat  dzieli  się  swoimi  doświadczeniami  na  forum.
Wydaje ok. 300 zł miesięcznie na wizyty u prostytutek).

– Dla mnie ważne są informacje. Jeśli to jest usługa, to

muszę mieć dane, żeby podjąć decyzję, i tyle.

A. (37 lat, pracuje w agencji reklamowej, ma żonę, nie

ma  dzieci,  jest  użytkownikiem  forum  od  kilku  miesięcy,
na wizyty w lokalach wydaje ok. 800 zł miesięcznie).

– 

Panowie 

lubią 

wtajemniczenie. 

To 

takie

chłopakowate  trochę,  ale  ważne,  żeby  przynależeć
do czegoś, do jakiegoś klubu, bractwa, tajnej grupy. Żeby
żona,  znajomi,  rodzina  nigdy  się  o  tym  nie  dowiedzieli.
Stąd  wszystkie  stopnie  wtajemniczenia,  nicki,  hasła,
rejestracje.  Przez  nie  możesz  chwalić  się  swoimi
posiadłościami.  A  to,  że  napiszesz  o  tym  szczegółowo,
tylko  uwiarygodni  twoją  pozycję.  Teraz  już  wiesz,
dlaczego i po co.

===bV9nUGFX

background image

Rozmowy o pożądaniu

ADAM SZARY
 

W seminarium ojciec duchowny mówił nam, że lepiej,
byśmy rozbili się na pierwszym lepszym drzewie, niż
dojechali na spotkanie z kochanką.

 

Ksiądz  Paweł  Trzaska  klęczy  gorliwie  w  pierwszej

ławie. Patrzy w ołtarz, ale nie widzi tam Chrystusa, tylko
oczyma wyobraźni zerka na Jolę. Ubrana w bluzkę luźną,
spódnicę  nad  kolano,  szpilki  fioletowe.  Odpędza  myśl
o  dziewczynie,  sięga  po  Biblię  i  szuka  hymnu
o wyzwoleniu Izraelitów spod jarzma faraona. Pochylony
nad  biblijnym  tekstem  myśli  o  chłoście,  jaką  żołnierze
zgotowali  Narodowi  Wybranemu;  chłosta  rozrywająca
skórę  i  żebra,  chłosta  spinająca  nerwy  we  wszystkich
członkach ciała.

Czyta:  „Będę  śpiewał  ku  czci  Jahwe,  który  wspaniale

swą  potęgę  okazał,  gdy  konia  i  jeźdźca  jego  pogrążył
w morzu. Jahwe jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu
zawdzięczam moje ocalenie”.

– Powiedziałeś mi kiedyś, że niedługo po święceniach

założyłeś „Porno zeszyt” i trzymasz go w szafce z Pismem
Świętym.

background image

– To nie jest „Porno zeszyt”, ale „Zeszyt goryczy”.
– Więc po co ci „Zeszyt goryczy”?
–  Obnażam  się  tam  do  rosołu,  to  znaczy  piszę

o  wyrzutach  sumienia,  które  mnie  dręczą  po  tym,  kiedy
dokonam samogwałtu. Piszę o kamieniu, który uciska mnie
w piersiach, gdy zasypiam zaraz po i gdy budzę się rano.
Piszę  po  to,  abym  wtedy,  kiedy  mnie  kusi,  przypomniał
sobie  o  goryczy,  którą  czuję  po  fakcie.  Dzięki  temu
od  dwóch  lat  mam  spokój,  co  nie  znaczy,  że  nie  mam
ochoty.  Średnio  co  miesiąc  wyciągam  zeszyt  z  szafki
i czytam na głos. Tak, na głos. Żeby trafiło, gdzie trzeba.
Ale  nie  jest  tak,  że  raz  na  zawsze  masz  spokój
z  samogwałtem.  Owszem,  zdarzyło  się  i  tak,  że  pół  roku
nie 

miałem 

poważniejszych 

problemów. 

Tylko

że  po  takim  okresie  chce  się  ze  zdwojoną  siłą.  Powiem
brzydko,  a  ty  to  wygładź:  przychodzą  czasami  takie  dni,
że nasienie wylewa się uszami.

– I wtedy zatykasz uszy „Zeszytem goryczy”.
– Między innymi.
– Jak wygląda zeszyt?
–  Zwyczajny  –  twarda  oprawa,  z  czerwonym  porsche.

Na  60  stron  zapisanych  15  i  mam  nadzieję,  że  reszta
pozostanie  czysta.  Choć  już  wiem,  że  życie  nie  jest  białą
kartką,  ale  układa  się  w  kratkę.  A  zeszyt  naprawdę  mi
pomaga,  kiedy  mnie  najdzie.  Niewiele  trzeba.  Wystarczy
reklama  szamponu  do  włosów;  piękne  kobiece  kształty,
mokre  włosy  opadające  na  plecy.  Albo  reklama  wody

background image

mineralnej.  Wiesz,  ta,  w  której  występuje  kobieta
na  motocyklu  i  w  obcisłej  skórze.  Widzę  taką  przez  cały
dzień i zasypiam z nią. Wróci, choćbyś ją zwalił. Z łóżka.

– Czerwienisz się.
–  Słowa  są  niebezpieczne.  Powiesz  w  gimnazjum:

„Członek  grupy  wyznaniowej”,  to  chłopaki  pękają
ze śmiechu. Powiesz: „Zwalił”, to jakiś dziennikarz mówi
ci,  że  się  czerwienisz.  Powiesz  na  kazaniu:  „Bracia
i  siostry,  współżyjcie  ze  sobą  w  dobie  kryzysu”,
i marzysz, żeby zatrzęsła się ziemia.

Trzeba  dzisiaj  uważać  na  to,  co  się  mówi,  bo  nie  ma

jednoznaczności.  Wieloznaczność  jest  niebezpieczna  dla
księdza, zwłaszcza w kontaktach z kobietami. One łatwiej
wyłapują  słowa,  czasami  wyrwane  z  kontekstu.  Powiesz
„a”, ona słyszy „b”. Dlatego najbezpieczniej być gburem.

Podszepty

Ksiądz Piotr Szostak, wysportowany 35-latek, nie lubi,

kiedy  opadają  liście  w  ogrodzie  przy  plebanii.
W  październiku  i  listopadzie  czuje  się  bardziej  samotny
niż w lipcu i sierpniu. Jesienią ślęczy przed komputerem,
pisze  maile,  czyta  newsy,  widzi  link  „Przyjemny  seks
z puszystymi”, idzie dalej, piszą o kłopotach Grecji, idzie
dalej i znowu „Poznaj tajemnicę Kamasutry”. Ucieka, ale
znów  obija  się  o  „Przyjemny  seks  z  puszystymi”.
Wchodzi. Szepcze: „Boże, pomóż mi wyłączyć komputer”.
Cudem  wyłącza,  najwyższą  siłą  woli.  Idzie  do  łazienki,

background image

by  wziąć  kąpiel.  Ma  do  wyboru  wannę  lub  prysznic.
Świadom kłopotów odkręca kurek i zalewa wannę prawie
do pełna, tak że kiedy do niej wchodzi, woda wylewa się
przez  odpływ  bezpieczeństwa.  Ale  nie  czuje  się
bezpiecznie. Myśli biegną w zakazaną stronę.

– Jak je zatrzymujesz? Zatrzymujesz?
–  Po  prostu.  W  tych  dniach  nie  przesiaduję  w  wannie.

Wymaga to niemałej determinacji, ale wiem, o co walczę.
Czystość dla mnie jest tym, co chciałbym dać Bogu, kiedy
wpuści  mnie  do  siebie.  Bo  kiedy  idę  do  babci
na imieniny, kupuję jej herbatę. Kiedy pójdę na spotkanie
z Bogiem, chcę Mu dać czystość.

– Nie myślałeś, żeby dać Bogu coś innego, na przykład

posłuszeństwo biskupowi?

–  Być  posłusznym  biskupowi  to  wcale  nie  jest  trudne

zadanie  i  nie  sądzę,  żeby  Bóg  odbierał  to  jako  heroizm.
Trudniej  zmagać  się  z  sobą  samym  niż  z  wolą  biskupa.
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że jestem posłuszny
biskupowi,  a  przy  okazji  uprawiam  bogate  życie
seksualne.

Ale  i  tak  nie  wiem,  czy  jestem  czysty,  bo  jako

mężczyznę dopadają mnie myśli nieczyste.

Wiem  natomiast,  że  nie  popełniłem  samogwałtu

od czwartej klasy LO, nigdy nie spałem z dziewczyną.

Wiem  też,  że  jako  księdza  dopadają  mnie  większe

pokusy niż w liceum czy seminarium.

W  liceum  byłem  w  Ruchu  Światło-Życie  i  tam

background image

poznałem  młodych  ludzi,  którzy  żyli  w  czystości.  Naszą
siłą była wspólnota ludzi podobnie myślących. Wydawało
mi się wtedy, że mój popęd seksualny raz na zawsze został
uśpiony.  Dlatego  zdziwiłem  się,  kiedy  przed  przyjęciem
do wyższego seminarium duchownego lekarz seminaryjny
zaglądał  mi  w  majtki.  Starsi  koledzy  mówili,  że  chodzi
o to, czy wszystko mam na swoim miejscu, bo jeśli byłoby
inaczej,  to  moje  kapłaństwo  będzie  pozbawione  ofiary.
Przełożeni  nie  tłumaczyli  nam,  dlaczego  zaglądał  w  te
majtki. Nie wiem, może o tym nie wiedzieli.

Przez  sześć  lat  życia  w  seminarium  nie  miałem

problemów  z  czystością.  Człowiek  jest  wtedy  pełen
ideałów,  święci  są  dla  niego  wzorem  do  naśladowania.
Koledzy  myślą  nie  o  wikariacie,  ale  o  biskupstwie,
najlepiej  zakończonym  męczeństwem.  Jazda  zaczyna  się
dopiero  po  seminarium.  Mówi  się  wśród  księży,
że do piątego roku po święceniach ksiądz jeździ na diable,
a po piątym – diabeł na księdzu.

Jeździ  na  mnie  całą  jesień.  Nie  wiem  dlaczego,  ale

zawsze  uaktywnia  się  o  tej  porze  roku.  Może  dlatego,
że  na  zewnątrz  zimno,  ciemno,  melancholijnie.  Nieraz
ściska  mnie  w  sercu,  jak  widzę  z  okna  plebanii  zapalone
światła  w  bloku  naprzeciwko.  Wybieram  jedno
mieszkanie,  na  przykład  na  trzecim  piętrze,  i  wyobrażam
sobie,  co  tam  się  dzieje.  Myślę:  „Dzieci  kładą  się  spać,
tata  odkręca  butelkę  wina,  mama  kończy  sałatkę.  Dzieci
śpią,  rodzice  kończą  butelkę,  on  ją  niesie  do  wielkiego

background image

łoża z baldachimem. Gaszą światło…”.

Nie  chciałbym,  aby  zabrzmiało  to  jak  zwierzenia

nieszczęśliwego faceta, któremu ślubem celibatu zrobiono
krzywdę. Nie, tak to nie. Wiem, dla Kogo zrezygnowałem
z rodziny, i widzę w tej rezygnacji sens. W gruncie rzeczy
celibat  daje  mi  poczucie  szczęścia  i  bezcenną  wolność.
Mogę  się  nią  dzielić  z  całym  Kościołem  powszechnym,
a nie tylko z jedną kobietą.

–  Rozumiem,  że  celibat  jest  równoznaczny  zarówno

z bezżeństwem, jak i ze wstrzemięźliwością seksualną.

– 

teorii, 

owszem, 

praktyce 

wstrzemięźliwością  bywa  różnie.  W  mojej  diecezji
znajdzie  się  kilku  księży,  którzy  są  przekonani,  że  chodzi
wyłącznie  o  bezżeństwo.  A  przygodny  seks,  taki  bez
zaangażowania emocjonalnego, nie klasyfikują w kategorii
grzechu, ale słabości.

– Twoja recepta na wstrzemięźliwość?
– Na pewno nie da się udusić seksualności tak, żeby się

nie odezwała. Można tłumić pewne zachowania, to znaczy
nie  przekraczać  granic.  Na  przykład  jeśli  ksiądz  pozwoli
sobie  raz  w  miesiącu  na  pornografię,  to  wiadomo,
że  z  czasem  będzie  oglądał  gołe  piersi  codziennie,
a później zechce zobaczyć je na żywo.

A  wracając  do  mnie,  jak  mnie  najdzie,  staram  się

więcej 

przebywać 

kościele, 

niekoniecznie

na  modlitwie,  ale  z  ludźmi.  Dobrze  rzucić  się  w  wir
pracy.  Najgorzej,  jak  człowiek  ślęczy  przed  komputerem,

background image

ma ochotę wpisać w Google’u kilka pikantnych słów typu:
„wielkie  piersi”,  „seks  z  blondynką”,  i  włączyć  funkcję
obraz.  Są  to  podszepty  Czarnego.  Gorzej,  jak  nie  milkną.
„Chcica”  potrafi  trzymać  parę  ładnych  dni.  Mnie  trzyma
całą  jesień.  Myślę,  że  gdybym  miał  żonę,  moje  dzieci
byłyby poczynane w listopadzie.

Ponadto chodzę na skałkę, basen, sporo biegam, jeżdżę

na  wrotkach.  Robię  to  po  to,  aby  rozładować  napięcie
we wszystkich członkach ciała.

Po 22

Ksiądz  Konrad  Stanaszek,  siedem  lat  po  święceniach,

z pornografią był na ty przez dwa i pół roku.

–  O  19  kolacja,  o  21  kompleta,  o  22  one,  koleżanki

po  drugiej  stronie  monitora.  Moje  ciało,  mózg,  dusza
traktowały  pornografię  jako  coś,  co  wpisuje  się
w  program  dnia,  i  bez  pornografii  dzień  byłby
niedomknięty.  Gorzej,  świat  w  komputerze  był  tym
światem, o którym myślałem przez cały dzień – w szkole,
kościele,  samochodzie,  konfesjonale.  Wszystko  inne  było
wątkiem  pobocznym,  a  ludzie  niepotrzebni.  Prawdziwe
życie zaczynało się po 22, kiedy wiedziałem, że proboszcz
już  do  mnie  nie  zajrzy,  wracając  ze  spaceru  z  Sonią,
pięknym labradorem.

Miałem  ulubione  filmiki,  godzinne  erotyczne  seanse.

Rano  wstawałem  niewyspany  i  znowu  nie  mogłem  się
doczekać, kiedy proboszcz wróci ze spaceru.

background image

Wystarczał  mi  internet,  bałem  się  spotkań  na  żywo.

Bałem  się  niechcianej  ciąży,  że  ktoś  mnie  rozpozna,
że  złapię  HIV,  wirusowe  zapalenie  wątroby  typu  C,  kiłę,
owsiki. Wmawiałem sobie, że przez internet to prawie nie
grzech  i  nikogo  nie  ranię.  Poza  tym  mój  kolega  –  też
ksiądz  –  powiedział  kiedyś,  że  jest  na  świecie  odsetek
facetów, którzy za Chiny ludowe nie mogą wytrzymać bez
seksu. Muszą to robić, choćby świat się walił.

Szybko  uznałem,  że  należę  do  tego  pokrzywdzonego

grona  i  nie  powinienem  mieć  skrupułów.  Uwierzyłem,
że jestem obciążony seksem genetycznie, skrzywdzony jak
nieuleczalną  chorobą.  Nawet  w  lutym,  kiedy  obchodzony
jest  Światowy  Dzień  Chorego,  myślałem  sobie,  że  to
również  mój  dzień.  Ale  tego  dnia  tak  samo  pozwalałem
triumfować chorobie.

Przekonany  o  swojej  niewinności  zrezygnowałem

ze  spowiedzi  u  stałego  spowiednika.  Chodziłem  raz
na  dwa  miesiące  do  różnych  spowiedników,  najczęściej
przy  zgromadzeniach  zakonnych.  Ojcowie  mówili  tylko,
żebym  trwał  w  Panu,  bo  On  jest  jedynym  oparciem
i sensem człowieka grzesznego.

Moją  ulubioną  modlitwą  stała  się  wtedy  „Koronka

do  Miłosierdzia  Bożego”.  Czułem,  że  z  każdym  „…miej
miłosierdzie  dla  nas  i  całego  świata”  wszystkie
nieprawości  są  mi  przebaczane.  Modliłem  się  zazwyczaj
po 21, Pan był moim oparciem oraz sensem.

Po 22 sensu i oparcia szukałem gdzie indziej.

background image

Dopiero  po  czasie  zrozumiałem,  że  to  „obciążenie

genetyczne”,  ta  „nieuleczalna  choroba”  wyniszcza  mnie.
Przyszła  depresja,  z  którą  nigdy  wcześniej  nie  miałem
do  czynienia.  Zrozumiałem,  że  okłamuję  Boga,  Kościół,
ludzi  i  siebie.  Czułem  na  sobie  przygniatający  ciężar
pornografii.  Chodziłem  przygarbiony,  z  opuszczoną
głową.  Na  mszy  świętej  miałem  objawienia,  ale  nie  byli
to  święci  Pańscy,  tylko  soczyste  sceny  z  sieci.  Lud
śpiewał  „Przeczysta  Panienko”,  a  ja  buszowałem
w wielkim łożu przykrytym różowym prześcieradłem.

– Dzisiaj już nie masz objawień?
–  Zdarzają  się,  ale  jako  skutek  uboczny  dawnej

fascynacji.

– Jak wychodziłeś?
–  Wiedziałem,  że  nie  jestem  w  stanie  od  razu  skoczyć

do  mety.  Dałem  sobie  pozwolenie  na  grzebanie
w  pornografii  co  drugi  dzień,  później  dwa  razy
w  tygodniu,  aż  w  końcu  postanowiłem,  że  wytrzymam
do Bożego Narodzenia, czyli dwa miesiące. Teraz jestem
wolny  od  ponad  roku,  co  nie  znaczy,  że  nie  kusi.  Tylko
że  z  każdym  miesiącem  mam  świadomość,  że  wiele
wytrzymałem i szkoda zmarnować tego czasu.

Pamiętam 

też, 

jak 

bardzo 

chciałem 

skończyć

z  pornografią.  Czułem,  że  tracę  życie,  że  wieczorem  coś
mnie  wciąga  do  sieci,  w  nocy  przebudzony  pędzę
do  komputera  jak  głodny  do  lodówki,  a  w  dzień  cierpię
z powodu wyrzutów sumienia. I tak w kółko.

background image

Nie  potrafię  tego  wytłumaczyć,  ale  w  tamtym  czasie

ciągle  słyszałem  w  głowie  dwa  zdania:  „Konrad,  szkoda
życia”  oraz  „Miej  miłosierdzie  dla  nas  i  całego  świata”.
Zdania  te  były  dla  mnie  latarnią.  Dzisiaj  też  pomagają,
bo z seksoholizmem jak z alkoholizmem – wypijesz jeden
kieliszek  i  wszystko  musisz  zaczynać  od  nowa,  zerkniesz
raz  na  panienkę  w  komputerze  i  wszystko  staje  do  góry
nogami.

Kościół ma rację, życie w celibacie i czystości pomaga

otworzyć  się  na  ludzi  i  Boga.  Pomaga  zaangażować  się
na  rzecz  innych.  Czy  mając  żonę,  mógłbym  się  tak  samo
otworzyć? Tak samo zaangażować? Nie wiem. Może tak.
Jednak ślubowałem w katedrze przed Bogiem i zamierzam
danego słowa dotrzymać.

Jestem dla Boga na wyłączność, jak mąż dla żony, żona

dla męża. On mi pomaga uświadomić sobie, że to, co tak
głośno krzyczy w majtkach, to marność nad marnościami.
No  i  dzisiaj  już  smacznie  śpię,  kiedy  proboszcz  wraca
ze spaceru z Sonią, pięknym labradorem.

Zakochanie

Ksiądz  Andrzej  Kowalik  zostawił  samochód  u  stóp

wzgórza  i  pognał  do  klasztoru.  Jeszcze  w  bramie  niemal
rzucił  się  do  stóp  furtiana  z  żądaniem  spowiednika.
Furtian tłumaczył, że teraz się nie da, że za godzinę, może
dwie.  Ksiądz  Andrzej  odpowiedział  krzykiem,  że  musi,
i to natychmiast.

background image

– Ile miała lat?
– 35, o dwa lata starsza ode mnie. Była zaangażowana

w  prowadzenie  spotkań  dla  młodzieży  przy  parafii.
Rozumieliśmy się bardzo dobrze. Chodziliśmy na wspólne
kolacje  do  restauracji,  do  kina,  na  spacery.  Kiedyś
pojechaliśmy  na  wycieczkę  z  noclegiem  w  hotelu.
Oczywiście  każdy  miał  swoje  łóżko.  Ale  stało  się.
Chociaż  nie  wiem,  czy  stwierdzenie  „stało  się”  jest
na miejscu, bo w trakcie uniesienia uciekłem do swojego
łóżka.  Seks  był...  jak  by  to  powiedzieć…  połowiczny.
Później  do  rana  nie  spałem,  ona  również.  Mówiłem  jej,
że  nie  powinienem  wylądować  w  jej  łóżku,  że  jestem
księdzem, że celibat. Rozumiała.

Rano czułem się jak z krzyża zdjęty. Byłem śmiertelnie

blady,  trząsłem  się  cały,  serce  mnie  kłuło.  Jadąc
samochodem, 

chciałem 

wpaść 

pod 

ciężarówkę,

bo  dręczyły  mnie  koszmarne  wyrzuty.  Spowiedź  była
jedynym sposobem, by załagodzić ból.

Spowiednik  nie  krzyczał  na  mnie,  był  wyrozumiały.

Tamtego  dnia  powiedziałem  Bogu  i  sobie:  „Nigdy
więcej”.  Być  może  jeszcze  się  zakocham,  ale  już  wiem,
że trzeba to ucinać w zarodku. I nie chodzi o ślub celibatu,
tylko o czystość, którą tamtej nocy splamiłem.

–  Myślisz,  że  ksiądz  może  się  jakoś  przygotować

na spotkanie z kobietą?

– Myślę, że tak. Wielka rola spada na seminarium, ale

polskie 

seminaria 

do 

tego 

nie 

przygotowują.

background image

W  seminarium  ojciec  duchowny  mówił  nam,  że  lepiej,
byśmy  rozbili  się  na  pierwszym  lepszym  drzewie,  niż
dojechali  na  spotkanie  z  kochanką.  Innych  rad  nie
pamiętam.  A  szkoda.  Przydałyby  mi  się  tamtej  nocy
w hotelu.

Jestem  przekonany,  że  90  proc.  księży  zakocha  się

przynajmniej  raz  w  życiu.  Nie  wszyscy  z  tych  90  proc.
ulegną,  ale  będą  się  zmagać.  Konferencja  Episkopatu
Polski  musi  zastanowić  się  nad  nową  formą  kształcenia
księży,  bo  ta  obecna  jest  nieżyciowa.  Powinno  się
wyrzucać kleryków z seminarium na rok. Niech w świecie
poznają  fajne  dziewczyny  i  niech  się  zmierzą
z  zakochaniem.  Jeżeli  po  takim  okresie  wrócą,  to
w  przyszłości  będą  wiernymi  księżmi.  Widzę  sens
w czystości i chciałbym w niej żyć, ale do cholery jasnej,
dlaczego wypuszczono mnie na wojnę bez karabinu?

Jeszcze  jedno  mnie  boli.  W  seminarium  nikt  mi  nie

powiedział,  jak  mam  sobie  radzić  z  samogwałtem.
Przełożonym wydawało się, że młodzi chłopcy, zapatrzeni
w  Chrystusa  i  Matkę  Najświętszą,  nigdy  nie  będą  mieli
z tym problemu. Bali się z nami o tym rozmawiać, tak jak
rodzice boją się rozmawiać z dziećmi o seksie. A szkoda,
bo  zmaganie  z  samogwałtem  jest  chlebem  powszednim
niejednego  księdza.  Mnie  dziewięć  razy  się  udaje,
za dziesiątym nie. Kiedy kusi, włączam komedię. Byle nie
romantyczną. Albo uciekam z mieszkania – idę do sklepu,
jadę do znajomych.

background image

Mój  kolega  ksiądz  mawia,  że  zakochanie  i  pożądanie

trzeba wybiegać.
 
Imiona  i  nazwiska  bohaterów  na  ich  prośbę  zostały
zmienione

===bV9nUGFX

background image

Seks dzikich zwierząt

Wszystko, 

co 

chcielibyście 

wiedzieć 

seksie

zwierzęcym,  ale  wstydzicie  się  zapytać  z  dr.  Andrzejem
Kruszewiczem, dyrektorem warszawskiego zoo, rozmawia
Wojciech Staszewski
 

Czy zwierzęta się całują?

– Całują się ryby, ptaki w pewnym tylko sensie, bo nie

mają  ust.  U  ssaków  to  wyraz  przyjaźni,  miłości,
pożądania. Pierwotniaki nie potrafią.

Ale seks uprawiają wszystkie?

–  U  najprostszych  organizmów  trudno  doszukiwać  się

seksu,  takie  orzęski  stykają  się  ze  sobą  i  wymieniają
jądrami.  U  pluskwy  kopulacja  polega  na  tym,  że  samiec
wbija  swój  sztyletowaty  narząd  w  dowolne  miejsce
samicy.  Jego  nasienie  dostaje  się  do  jej  krwiobiegu
i zapładnia jej jajeczka.

Czy to dla niej przyjemne?

– Nie sądzę. Wśród owadów seks jest najobrzydliwszy.

Wystraszony  samiec  pająk  wyciągniętą  łapką  podaje
samiczce  spermatofor,  drugą  łapką  podsuwając  jej  coś
do  jedzenia.  Bywa,  że  ona  zjada  przy  tym  samca.

background image

U  pająków  samica  jest  znacznie  większa  od  samca,  żyje
dłużej.

Pełny matriarchat.

–  U  modliszek  prowadzący  aż  do  dekapitacji  samca,

czyli  obcięcia  mu  głowy.  Od  dawna  wiemy,  że  samica
modliszki  zjada  samca,  ale  nowe  badania  pokazują,
że  dekapitacja  pomaga  samcowi  w  ejakulacji.  Tu  samiec
się nie liczy. Ma tylko zapłodnić i zginąć.

A samiec nie mógłby się powstrzymać
od zapłodnienia i przeżyć?

– To po co miałby żyć?
U mrówek samica jest ogromna i zapładnia się w locie

godowym,  a  potem  spada,  gubi  skrzydełka  i  całe  życie
produkuje jaja z tego zapłodnienia.

Czyli ma jeden stosunek w życiu?

– Jedną orgietkę.
Mamy  jeszcze  ślimaki,  które  są  obupłciowe.  W  czasie

aktu  każdy  osobnik  ma  jednocześnie  kopulację  męską
i żeńską.

Skoro nie budujemy mrówczych kopców ani nie
mieszkamy w skorupach, to znaczy, że ewolucyjnie te
modele nie okazały się najlepsze. Lepszy jest
równoprawny, a nawet silniejszy samiec, tak?

background image

–  W  procesie  ewolucji  pojawienie  się  samca  jest

milowym  krokiem.  Samce  ssaków  czy  ptaków  dopadają
wszystkiego,  co  przed  nimi  nie  ucieka.  Ich  strategia  to
wyprodukować  jak  największą  liczbę  potomstwa.  Są
większe,  kolorowe,  bo  muszą  konkurować  o  względy
samic.  Ponieważ  to  samice  dokonują  wyboru.  Samice
bowiem  inwestują  nie  w  liczbę  potomstwa,  tylko
w jakość.

Tu jest niesprawiedliwość społeczna, bo u ludzi samice

są i piękniejsze, i dokonują wyboru.

Powinniśmy być ładniejsi od samic.

–  Mamy  brodę,  wąsy,  bokobrody.  To  elementy,  które

u  małp  funkcjonują  jako  ozdoby  samców. Ale  myśmy  się
wszystkiego, co zwierzęce, wyparli.

Ale  do  ssaków  jeszcze  dojdziemy,  na  razie  ryby.

U  niektórych  ryb  głębinowych  po  pierwszym  zbliżeniu
samiec  wrasta  w  organizm  samicy  i  do  końca  życia  trwa
permanentna kopulacja. Bo w świecie głębinowym trudno
się spotkać po raz drugi.

Inną  strategią  jest  orgia.  U  naszych  karasi  trą  się

wszyscy, woda się aż gotuje, totalne szaleństwo, wszyscy
wyrzucają  z  siebie  jaja  i  plemniki,  woda  jest  gęsta
od nasienia. A wielkie ławice śledzi rozsiewają po morzu
miliardy ziaren ikry.

U  płazów  też  mamy  orgie.  Ropuchy  obłapiają  samice

i nie tylko. Dlatego nie należy wrzucać butelek do wody,

background image

bo jak taką butelkę dopadnie ropuszy samiec, to zmarnuje
z nią całą wiosnę.

U gadów ciekawostką są węże, które mają dwa penisy.

Kopulacja jest tak skomplikowana, że jeśli trzeba uciekać,
nie da się tak łatwo wycofać. Wtedy samiec urywa sobie
tzw. hemipenis, ale ma jeszcze drugi. Prawdziwe związki
partnerskie zaczynają się dopiero u ptaków.

Bo?

–  Bo  jaja  ptaków  muszą  być  ogrzewane  i  chronione

przez rodziców. Młode muszą być karmione przez ileś dni
czy  tygodni.  Więc  strategie  seksualne  muszą  związać
ze sobą pary.

Zaczyna się wątek feministyczny – o samicach
wysiadujących jajka i samcach na polowaniu?

–  Niekoniecznie.  U  ptaków  najlepiej  widać,  że  to

samica  wybiera.  Im  bardziej  ekstrawaganckie  ozdoby
zobaczymy  u  samca  i  im  większa  różnica  wielkości
między dużym samcem i mniejszą samiczką – tym większa
skłonność do poligamii. Najbardziej ekstremalny przykład
to  paw  albo  bażant.  Dobry  kogut  jest  w  stanie
zmonopolizować 95 proc. samic w okolicy.

To tak, jakby wszystkie kobiety miały dzieci
z Arnoldem Schwarzeneggerem.

–  Muchołówki  żałobne,  które  badałem  w  Norwegii,

background image

wybierają  według  strategii:  najlepszy  z  dostępnych.
A  samce?  Dokładnie  pilnują  samicy,  kiedy  ona  jest
płodna.  Jak  złoży  jaja  i  je  wysiaduje,  nikt  jej  nie  może
zapłodnić, samiec ma zaklepaną tę samicę na 14 dni. Stara
się  w  tym  czasie  zdobyć  inną.  Zaczyna  śpiewać,  ale
zmienia głos, żeby nie rozpoznała go pierwsza samica…

Żona.

–  Tak.  Jeden  rekordzista  miał  drugą  samicę,

powiedzmy,  kochankę,  500  metrów  od  pierwszej.  Musiał
latać przez całą dolinę. Kiedy ją zapłodnił i ona zaczynała
wysiadywanie,  on  się  przełączał  znów  do  pierwszej,
bo tam miał większą szansę na sukces.

Dlaczego samica, która ma świadomość, że ten samiec

nie  jest  kawalerem,  decyduje  się  na  bycie  jego  drugą
samicą?

Bo ma świetne geny i dobre terytorium.

–  Dobrze.  Lepiej  być  szóstą  żoną  szejka  niż  pierwszą

żoną  biedaka.  Nie  każda  samica  ma  szanse  związać  się
z  najlepszym  samcem.  Więc  wiąże  się  z  byle  jakim,  ale
dzieci  ma  po  najlepszym  samcu  w  okolicy.  A  ten  jej
partner może jakieś jajo zapłodnić, ale niekoniecznie.

Taka samiczka wymyka się na skoki w bok?

– Tak. Mało kto to widzi, a wszyscy wiemy, że tak się

dzieje. I wśród muchołówek, i wśród ludzi.

background image

A co z tym Schwarzeneggerem?

–  Mój  znajomy  badał  podróżniczki.  Na  tokowisko

przyleciał  pierwszy  samiec  i  zaczął  śpiewać.  Kolejne
przyleciały,  też  śpiewały.  Każdy  zwabił  samicę  i  jej
pilnował,  poza  tym  pierwszym.  On  cały  czas  śpiewał,
a  jego  samica  gdzieś  tam  sobie  siedziała  na  jego
terytorium,  miała  dzieci.  Pozostałe  samce  się  włączały
w wychowywanie potomstwa.

Zbadano DNA. Okazało się, że ten pierwszy samiec był

ojcem  wszystkich  dzieci  w  swoim  gnieździe  i  ojcem
większości piskląt w okolicy.

On  nie  musiał  niczego  pilnować.  To  samice  musiały

wiedzieć, gdzie on jest.

Czyli najbardziej prymitywne wzorce macho
zaczynają się w świecie ptaków.

–  U  morneli  jest  dokładnie  na  odwrót.  Tu  samica  jest

ozdobna,  uwodzi  samca,  składa  mu  jaja,  on  te  jaja
wysiaduje, a ona idzie dalej i szuka kolejnego samca. To
dlatego, że w tundrze składanie jaj jest bardzo kosztowne.
Gdyby  samica  złożyła  tylko  cztery  jaja,  mogłaby  stracić
sezon, jeśli coś by się z nimi stało.

Zawsze przechlapane ma ten, kto wysiaduje jaja?
Musi siedzieć i wiernie czekać.

–  Ptakom  nie  chodzi  o  wierność,  tylko  o  potomstwo.

Przechlapane  to  mają  kaczki.  U  nich  narzeczeństwo  trwa

background image

tylko do momentu, kiedy samica złoży jaja. Potem samice
je  wysiadują,  a  samce  tworzą  kluby  męskie,  polują,
stroszą 

piórka 

nie 

interesują 

się 

samicami

aż do następnego roku.

W świecie ssaków jest inaczej – mamy ciążę u samicy

i  młodym  trzeba  się  opiekować.  Stąd  rozwinięty  system
zachowań  seksualnych,  żeby  partnerów  związać  ze  sobą
na  czas  potrzebny  do  odchowania  potomstwa.  Są
zwierzęta,  których  kopulacja  jest  zjawiskiem  trudnym,
na przykład słonie. Sztuczki cyrkowej stawania na tylnych
nogach  można  nauczyć  wyłącznie  samca,  bo  to  jego
naturalna pozycja kopulacyjna.

Jak wygląda seks u słoni?

– Wejście do pochwy słonicy jest ukryte bardzo nisko.

Penis  samca  jest  wygięty,  musi  przyjąć  odpowiednią
pozycję,  żeby  tam  trafić.  Zachowuje  się,  jakby  miał
własny  rozum  i  oczy,  szuka  drogi.  To  duży  narząd,
półtorametrowy, bo kanał pochwowy jest długi.

U  nosorożców  pancernych  zaloty  to  gonitwy,  walki.

Dopiero  kiedy  obydwa  są  zmęczone,  może  dojść
do kopulacji. W naszym zoo przeżywamy to już drugi rok
i  nie  możemy  się  doczekać,  żeby  się  zmęczyły.  Chodzi
o zahamowanie agresji, bo inaczej nosorożce mogłyby się
zabić.

U zwierząt stadnych, jak wilki, hieny, likaony, rozmnaża

się  tylko  samiec  alfa  i  samica  alfa.  Pozostałe  mają  tylko

background image

pomóc zdobyć pokarm, obronić.

A nie mają popędu?

– A  widział  pan  kiedyś  stado  wilków?  Tam  cały  czas

coś  się  dzieje,  zęby  są  na  wierzchu.  Te  samce  są
wykastrowane  psychicznie,  nie  są  w  stanie  pomyśleć
o  seksie.  Mogą  być  przyjaźnie,  koalicje,  ale  na  seks  są
zablokowane.

Seks tylko dla wybranych? A u jakich zwierząt seks
się demokratyzuje?

–  Tam,  gdzie  zwierzęta  żyją  w  parach.  Weźmy

za przykład kotowate, łaszowate, nawet niektóre gryzonie.
U  naczelnych  są  prawdziwe  pary,  odpowiedzialność
za  rodzinę,  ale  warto  pamiętać,  że  u  większości  zwierząt
seks ma charakter sezonowy, krótkotrwały, przelotny.

U  dużych  kotowatych  każda  próba  stosunku  może  się

skończyć  źle,  bo  jedno  potrafi  drugie  zabić  jednym
ruchem.  Tu  nie  może  być  nic  na  siłę,  potrzebny  jest  cały
rytuał.  Jak  tygrysy  u  nas  kopulowały,  to  były  całodniowe
zabawy, festiwal seksualny. On wchodził na nią, pokręcił
się  chwilę,  odszedł,  ona  mu  się  przewracała.  Feromony
płciowe, zapachy w powietrzu.

Cała  seksualność  u  ssaków  rozgrywa  się  w  sferze

zapachów.  U  tygrysów  to  ważne,  bo  samiec  musi  mieć
jednoznaczną  informację,  że  można.  Ale  ssaki  w  ogóle
komunikują  się  przez  zapach.  My  jako  homo  sapiens  to

background image

wyłączyliśmy.

Nie jesteśmy przecież zwierzętami.

–  Jesteśmy,  i  to  bardziej,  niż  nam  się  wydaje.

Amerykanie  w  piśmie  „Animal  Behavior”  opublikowali
szokujące  badania  przeprowadzone  wśród  studentów.
Na  przykład  liczba  plemników  w  porcji  nasienia  jest
wprost  proporcjonalna  do  masy  ciała  partnerki.  Im
potężniejsza partnerka, tym mocniej nas stymuluje.

Od  czasów  rzymskich  żyjemy  w  kulcie  młodości

i  smukłości, 

ale 

podświadomie 

ciągle 

jesteśmy

jaskiniowcami.  Wielka  klocowata  samica,  jaką  była
Wenus  z  Willendorfu,  była  atrakcją  dla  samców,
bo gwarantowała przetrwanie potomstwa. Jesteśmy zatem
potomkami mężczyzn, którzy mieli skłonność do pulchnych
kobiet.

Dzisiaj wiemy, że otyłość nie oznacza zdrowia.

–  Tak,  ale  kiedy  panował  głód,  trudno  było  zdobyć

pokarm, pulchne kobiety miały większe szanse.

Albo  masturbacja  –  u  ludzi  zjawisko  powszechne.

A u zwierząt? Też.

Po co zwierzętom masturbacja?

–  Żeby  samiec,  kiedy  będzie  mógł  zapłodnić  samicę,

dysponował świeżą porcją nasienia. Dlatego co jakiś czas
musi się pozbyć starego zapasu.

background image

Tylko ssaki się masturbują?

–  W  naturze  praktycznie  tak.  W  warunkach  hodowli

robią  to  jeszcze  ptaki.  Na  patyku,  na  żerdce.  Samice  też,
dla satysfakcji.

Zwierzęta  przecież  także  mają  orgazm.  To  silny

bodziec, żeby uzależnić samice od tych doznań i żeby się
chciały  rozmnażać.  Okazuje  się  też,  że  wszystko,  co  się
dzieje  w  ciele  samicy  podczas  orgazmu  –  ruchy  szyjki
macicy, zmiana ustawienia pochwy – to wszystko sprzyja
zapłodnieniu.

Instynkt 

rozmnażania 

po 

zaspokojeniu 

głodu

i pragnienia jest najsilniejszym instynktem.

To tylko przymus rozmnażania czy też kwestia
przyjemności?

–  U  szympansów  bonobo  cały  dzień  się  toczy  wokół

seksu.  Znajdą  coś  do  jedzenia  –  z  radości  orgietka.  Nie
znajdą – orgietka ze smutku. Któryś jest zdenerwowany –
to odbywa kontakt seksualny i zaraz inne się dołączają.

Co z młodymi u bonobo?

– Wszystkie dzieci nasze są. To bardzo mądra strategia.

U  wielu  małp  –  u  szympansów,  pawianów  –  ale  też
u  lwów  albo  likaonów,  jeśli  zmienia  się  król,  to  zabija
wszystkie dzieci. Zapładnia samice i dba dopiero o swoje
potomstwo. A u bonobo nikt nie wie, które dzieci są czyje,
bo samica ma kontakty ze wszystkimi samcami.

background image

Hipisiarska komuna.

– Dokładnie. I to się u zwierząt sprawdza.

Emerytury seksualnej zwierzęta nie mają, bo jej nie
dożywają?

– Im starszy samiec, tym bardziej atrakcyjny dla samic.

Bo to znaczy, że jest bardzo silny, wiele przeżył, ma dobre
geny.  To  okaz,  supersamiec,  póki  może.  A  jak  hormony
przestają  funkcjonować,  to  zwierzę  zostaje  przepędzone
ze stada, i koniec.

A w zoo?

–  Nasz  szympans  Szymi  w  ogóle  nie  interesuje  się

samicami.  Ma  wzwody,  masturbuje  się  nogą,  czasem
próbował  zaszaleć  z  jakąś  samiczką,  ale  się  szybko
wycofywał  i  dokańczał  nogą.  Nie  jest  to  impotencja,  ale
coś innego mu się podoba.

Może jest gejem?

–  U  zwierząt,  zanim  połączą  się  w  pary,  zdarzają  się

epizody homoseksualne. U kopytnych żyrafy tworzą grupy
męskie.  U  gili  –  pierwsze  pary  są  homoseksualne,  potem
to  się  przeradza  w  heteroseksualizm.  To  trening
seksualności.

Było  pomówienie  słonia  poznańskiego  przez  pewnego

radnego z Poznania, że jest gejem, bo się nie interesował
samicami,  kiedy  był  u  nas  w  Warszawie. A  myśmy  mieli

background image

wtedy  dwa  samce,  razem  dorastały,  jeden  zaczął  się
interesować  samicami,  więc  ten  drugi  nie  mógł,  bo  ten
pierwszy mu na to nie pozwalał.

W przypadku słoni homoseksualny kontakt płciowy jest

niemożliwy. To wszystko jest nie w tym miejscu.

Homoseksualizm  praktykują  jeszcze  młode  samce

zwierząt  stadnych.  Takie  zabawy  można  zobaczyć
u  męskich  surykatek,  młodych  lwów.  A  na  przykład

psów 

mają 

charakter 

rytualny 

świadczą

o podporządkowaniu innego osobnika, tego na dole.

A samiczki?

–  U  naczelnych  zdarzają  się  takie  zabawy.  Ale

orgazmów przy tym nie ma.

Mało  na  ten  temat  wiemy.  Trudno  na  ulicy  u  ludzi

rozpoznać  parę  homoseksualną  kobiet  albo  mężczyzn,
chociaż  znamy  ludzką  psychikę,  zachowania.  U  zwierząt
jeszcze trudniej.

Czy zdarza się seks międzygatunkowy?

– W naturze rzadziej niż w hodowli. W zoo w Łodzi był

mieszaniec  niedźwiedzia  brunatnego  z  niedźwiedziem
polarnym. Wyszedł kawowo-mleczny.

W  naturze  to  prawie  niemożliwe.  Chyba  że  gatunek

w  danym  miejscu  jest  bardzo  rzadki,  jak  na  przykład
głuszec w Polsce. Zdarza się, że samiec głuszca kopuluje

cieciorkami, 

czyli 

samicami 

cietrzewia.

background image

Udokumentowano  też  sytuację,  że  bażant  kopulował
z cieciorką.

Zdarza się, że suka psa jest kryta przez wilki. Póki jest

atrakcyjna, to jej nie zjedzą.

Seksowi zwierząt towarzyszą pieszczoty?

–  U  kopytnych  to  sekundy.  Gra  wstępna,  czyli

obwąchiwanie, obsikanie terenu, skok – cyk – i wszystko.

A  na  przykład  u  takich  wodniczek,  tych  małych

ptaszków  z  wielkimi  jądrami,  samiec  z  samiczką  potrafi
twarzą w twarz siedzieć na ziemi przez 20 minut.

Papugi  lubią  to  robić  dla  przyjemności.  Raz  tu  u  nas

w  zoo  przybiegł  ochroniarz,  że  papugi  się  strasznie  drą,
biją. Poszedłem z nim, a one się bawią: podchodzą, ogon
pod  ogon,  on  ją  trzyma  za  głowę.  Mówię:  „To  jest
przecież  normalny  kontakt  moczo-płciowy,  prokreacja”.
A on: „Ale tak długo?”.

Jak długo?

–  Papugi  mogą  to  robić  przez  20  minut  albo  dłużej.

Znają  nawet  pozycję  69  –  na  patyku  w  poziomie,  a  jak
trzeba,  to  jedna  jest  głową  w  dół.  To  całodzienne
pieszczoty, gmeranie się.

Napięcie przedmiesiączkowe – znam domy, w których
to poważny problem. A u zwierząt?

– Nie ma miesiączek, więc nie ma napięcia. U zwierząt

background image

występuje ruja, ale to same pozytywne emocje. Odwrotnie
niż  u  kobiet,  u  których  napięcie  oznacza  dołek
emocjonalny, złe samopoczucie.

Popęd u mężczyzn jest przez cały rok
na niezmienionym poziomie. A u samców zwierząt?

–  U  ptaków  jądra  zwiększają  się  kilkakrotnie.  Poza

okresem  rozrodczym  ulegają  niemal  zanikowi.  Samiec
gatunku rozmnażającego się wiosną zimą nie jest w stanie
zapłodnić samicy, bo jego jądra nie produkują nasienia.

I seks go wtedy nie interesuje?

–  W  ogóle.  Aktywność  hormonalna  u  wielu  gatunków

ma związek z okresem rozrodczym.

Dlaczego kobiety mają „ruję” raz w miesiącu, a nie
raz w roku?

–  Kiedy  ludzie  zaczęli  mieszkać  w  jaskiniach,

skończyła się epoka sezonowości rozrodu. Dla związania
ze  sobą  partnerów  rozbudowaliśmy  swoją  seksualność
na cały rok.

Czy zwierzęta mogą wiele razy?

–  Można  spytać,  ile  razy  może  mężczyzna.  I  warto

dodać:  z  iloma  partnerkami.  Gdyby  miał  pan  kilkakrotnie
w  ciągu  dnia  odbyć  stosunki  płciowe  z  kilkoma
partnerkami, to miałby pan większą motywację, niż gdyby

background image

to była za każdym razem ta sama partnerka.

Nie wiem, co na to moja żona, ale ma pan rację. Ale
co ze zwierzętami?

–  Kiedyś  żartowałem,  że  mały  ptaszek  dużo  może.

Bo wróbelek robi to kilkanaście razy na godzinę, od świtu
do zmierzchu. Ale tylko przez kilka-kilkanaście dni. Za to
gryzonie nie myślą o niczym innym przez cały rok.

Jakie są zwierzęce fetysze? My najpierw patrzymy
kobietom w oczy…

–  U  większości  zwierząt  albo  się  widzi  układ

rozrodczy, albo oczy.

Ludzie 

inaczej 

dobierają 

partnera 

seksualnego,

a  inaczej  kogoś  do  wychowywania  potomstwa.  Kochanki
są  zawsze  smukłe  i  zgrabne.  Natomiast  partner  życiowy
ma  zapewniać  stabilizację.  Matka  powinna  mieć  ładną
twarz.

A inne ssaki zwracają uwagę na zapach. Samiec się nie

interesuje samicą, kiedy nie wyczuje z jej zapachu, że jest
gotowa  do  kopulacji.  A  jak  we  wsi  jest  suka  w  rui,  to
wszystkie psy szaleją.

Samica naszego wilka grzywiastego pachnie przez cały

ogród, dobre 800 metrów.

Czy rozmiar ma znaczenie?

–  Penisa?  Nie.  On  spełnia  wyłącznie  funkcję

background image

praktyczną. Tapir ma ogromnego penisa, jak ogier, prawie
długości  ludzkiej  ręki.  Osioł  też,  bo  musi  głęboko  nim
wejść.  Nosorożec  ma  dziwnego  penisa,  kalafior
z  zawijasami.  To  ma  uzasadnienie  praktyczne  –  musi
gdzieś wejść, coś wypełnić.

A  u  naczelnych?  Goryl  ma  malutkie  jądra,  ukryte

i  prawie  niewidoczne,  a  siusiaczka  takiego  małego,
że masturbuje się jednym palcem.

Szympans  ma  ogromne  wiszące  jądra  i  sztywnego,

włóknistego, ale cienkiego penisa. U człowieka zaś jądra
nie są duże w porównaniu z szympansem, ale penis wielki
– do zabaw seksualnych.

Czy tylko ludzie mają kult penisa?

– Ludzie i hieny.
U  hien  w  ogóle  dominująca  jest  samica,  która  ma

udawanego  penisa.  Kiedyś  sądzono,  że  hieny  są
hermafrodytami.  A  ten  penis  spełnia  pewną  funkcję
w kontaktach socjalnych, jest obiektem kultu innych samic.
Samców zresztą też.

Czego możemy się nauczyć od zwierząt?

–  Szczerości  seksualnej.  My  kłamiemy  w  sprawie

seksualności.  Ukrywamy  zapachy,  zachowania  seksualne
traktujemy  jako  nieczyste.  W  świecie  zwierząt  wszystko
jest jasne, a w świecie ludzi – zakamuflowane.

background image

To jest właśnie kultura.

–  Jesteśmy  jedynym  gatunkiem  zwierzęcia,  u  którego

wychowanie  seksualne  nie  polega  na  nauczeniu  młodego
osobnika, jak się robi dzieci, tylko jak się dzieci nie robi.

===bV9nUGFX

background image

Polak w gabinecie seksuologa

Z  SEKSUOLOGIEM  I  GINEKOLOGIEM  TOMASZEM
LEONOWICZEM 

ROZMAWIA 

WOJCIECH

STASZEWSKI
 

Ukrywają to przed całym światem, przychodzą tu i ja
mówię spokojnie: „Proszę państwa, to się często
zdarza. Z punktu widzenia medycznego to taka
sytuacja jak angina albo skręcenie kolana – można to
leczyć”. Oni są wtedy w szoku

 

Z czym przychodzą do seksuologa mężczyźni?

–  Z  zaburzeniami.  W  młodym  wieku  najczęstszy  jest

przedwczesny  wytrysk  wynikający  na  przykład  ze  stresu:
nie  wiem,  jak  to  ma  wyglądać,  nie  wytrzymam  napięcia.
Przedwczesny  wytrysk  na  początku  jest  zjawiskiem
fizjologicznym  i  mija  po  uporządkowaniu  relacji
partnerskich  i  opanowaniu  stresu.  Ale  jeżeli  stres  się
nasila od kontaktu do kontaktu, to przejściowe zaburzenie
może się utrwalić.

W  starszym  wieku  dominują  zaburzenia  erekcji.  To

wpływ  leków,  używek,  zmian  naczyniowych,  cukrzycy,
nadciśnienia.

background image

Co ma seksuolog do nadciśnienia? Może pan
najwyżej wysłać pacjenta do kardiologa.

–  I  zasugerować  zmianę  leków,  jeśli  wiem,  że  ich

działanie uboczne powoduje zaburzenia erekcji. Ale bywa
odwrotnie:  widzę  mężczyznę  z  zaburzeniami  erekcji,

którego 

podejrzewam 

schorzenia 

naczyniowe.

A  od  momentu  wystąpienia  zaburzeń  erekcji  do  choroby
niedokrwiennej lub zawału mija średnio rok. Czyli jestem
w  stanie  w  miarę  szybko  skierować  pacjenta  na  terapię,
która może wyeliminować ryzyko zawału.

Ogląda pan penisy?

– To część badania.

Po co?

– Bo na przykład defekt anatomiczny może powodować

przedwczesny wytrysk albo bolesność przy współżyciu.

Pomaga pan sobie wziernikiem?

– Najczęściej wystarczy obejrzeć. Ale jeśli u starszych

mężczyzn  jest  jakaś  deformacja,  należy  obmacać  prącie,
bo  mogą  być  zwłóknienia,  na  przykład  w  przebiegu
choroby 

Peyroniego, 

która 

charakteryzuje 

się

skrzywieniem prącia i bolesnym współżyciem. Tu badanie
dotykowe jest niezbędne.

Ale pacjent jest informowany, na czym badanie polega

i czemu służy. To podstawa.

background image

Faceci się krępują?

– Niektórzy są wręcz przerażeni. Ale nie spotkałem się

z  problemem,  żeby  pacjent  oponował.  Informacja  jest
podstawą,  pacjent  jest  partnerem  lekarza  w  procesie
leczenia.

U młodych chłopców też się ogląda prącie?

–  Również.  Obecność  załupka  czy  stulejki,  a  to  nie  są

rzadkie  schorzenia,  nie  może  być  stwierdzona  tylko
na  podstawie  wywiadu.  Stulejka  to  zbyt  wąski  napletek,
który nie jest w stanie zsunąć się z żołędzi, próba stosunku
może  być  bolesna. A  jeśli  się  uda  zsunąć  napletek,  może
się nie dać go odprowadzić. Wtedy konieczna jest szybka
interwencja chirurgiczna, bo jest przekrwienie, ból.

Porównałbym  to  do  badania  ginekologicznego.  Prawie

się  nie  zdarza,  że  kobieta,  idąc  do  ginekologa,  jest
zdziwiona,  że  będzie  badana.  To  normalne  badanie
lekarskie.

Oczywiście 

jest 

ono 

całkowicie 

zabronione

w specjalnościach pozamedycznych – psycholog, pedagog
nie mają prawa go przeprowadzać.

Seksuolog to ktoś w połowie drogi między
psychologiem albo ginekologiem?

–  Nie.  Seksuolog  to  specjalność  lekarska,  którą  można

zdobyć,  będąc  wcześniej  na  przykład  ginekologiem  albo
psychiatrą.  Istnieje  również  u  psychologów  specjalność

background image

„seksuologia  kliniczna”  uprawniająca  do  prowadzenia
terapii w sprawach związanych z seksualnością.

Ale taki psycholog seksuolog nie stwierdzi stulejki?

–  Może  podejrzewać  na  podstawie  rozmowy.  Ale  nie

ma  podstaw  prawnych  do  przeprowadzenia  badania
fizykalnego. 

Powinien 

wysłać 

wtedy 

klienta

na konsultację lekarską.

Jak się leczy przedwczesny wytrysk?

–  Dedykowanego  leku  w  Polsce  jeszcze  nie  ma.

Chociaż  w  kilku  krajach  europejskich  jest  już
zarejestrowany  taki  preparat.  Na  razie  wykorzystujemy
działania  uboczne  innych  leków,  które  mogą  przedłużyć
stosunek.

Na przykład pigułki na wątrobę?

–  Nie,  ale  niektóre  leki  przeciwdepresyjne  mają  takie

działanie. Żele znieczulające. Treningi, które pacjent może
stosować, żeby przedłużyć ten czas.

Jakie treningi?

–  Mówi  się  pacjentowi,  co  może  zrobić.  Poleca  się

najpierw 

masturbację 

przed 

stosunkiem, 

po 

to

by  w  momencie,  kiedy  jest  partnerka,  mógł  zrealizować
dłuższy stosunek.

background image

Masturbacja budzi czasem sprzeciw. W gabinecie
też?

– W gabinecie można przekazać wiele informacji, jeśli

się uzasadnia, jaki jest cel.

Wielu  pacjentów  pamięta  jeszcze,  jak  uczono  ich,

że od masturbacji rosną włosy między palcami i wysycha
mózg.  Ja  mogę  wyjaśnić,  że  to  typowe  zachowanie
rozwojowe, 

99 

proc. 

płci 

obydwojga 

uprawia

masturbację  w  wieku  nastoletnim,  część  później  jako
aktywność  zastępczą  albo  uzupełniającą.  Dopóki  nie  jest
to czynność przymusowa, pochłaniająca zbyt wiele czasu,
nie  jest  uważana  za  coś,  co  wymaga  ograniczania,
zniechęcania.

A co z zaburzeniami erekcji, obniżeniem popędu?

–  Bardzo  często  to  pacjenci,  którzy  są  ustawieni

zawodowo,  finansowo,  po  trzydziestce.  Dużo  pracują,
często  palą,  korzystają  z  dopalaczy  albo  alkoholu.
Wszystko  im  się  w  życiu  udaje,  tylko  kolejne  kontakty
seksualne kończą się niepowodzeniem. Więc odbierają to
w  sposób  bardzo  bolesny:  „Ja,  perfekcjonista  w  każdej
sferze, nie jestem macho? Jak to?!”. To powoduje bardzo
często  ostry  stres,  konieczność  sprawdzenia  się  z  inną
partnerką, pójścia do agencji...

I co pan może na to poradzić?

– Usiłuję dociec, dlaczego taka sytuacja miała miejsce.

background image

Czy  to  kwestia  zaburzeń  somatycznych,  dotyczących
funkcjonowania  organów,  czy  problemy  mają  podłoże
psychologiczne.  W  pierwszym  przypadku  należy  leczyć
chorobę  podstawową,  na  przykład  cukrzycę  albo
nadciśnienie.  Bada  się  cholesterol,  trójglicerydy,  poziom
cukru,  poziom  testosteronu,  prolaktyny  i  opracowuje
strategię 

leczenia. 

Jeśli 

to 

kwestia 

zaburzeń

psychosomatycznych, 

nie 

zawsze 

jest 

potrzebna

zaawansowana 

psychoterapia. 

Bo 

najprostszą

psychoterapię stosuje każdy lekarz, wyjaśniając przyczynę
–  wtedy  pacjent  mniej  się  boi  schorzenia,  wie,  jak
reagować.

Walka  z  mitami,  usuwanie  lęków  –  to  również

psychoterapia.

Ale  jeśli  się  stwierdza,  że  pacjent  ma  depresję,  stany

lękowe – często korzystamy z konsultacji psychiatrycznej.
Włączenie leków psychotropowych poprawia sytuację.

A viagra?

–  To  rewolucja  w  seksuologii,  lek,  który  pozwolił

funkcjonować  milionom  mężczyzn.  Mogą  go  dyskretnie
łykać, podreperować swoje ego.

Leczymy objawy, a co z przyczyną?

– Leczenie objawowe też jest ważne. Proszę pamiętać,

że  seks  to  nie  tylko  ciało,  lecz  także  głowa.  Jeśli  seks
szwankuje,  pacjent  czuje  się  niesprawny,  gorszy.  Wtedy

background image

coraz trudniej o erekcję, to sprzężenie zwrotne.

Kilkakrotne  zastosowanie  leku  przywraca  pacjentowi

wiarę  w  siebie  i  sprawia,  że  problem  mija.  To  rodzaj
auto-psycho-farmakoterapii. 

Niektórym 

mężczyznom

wystarcza sam fakt, że mają w kieszeni tabletkę, po którą
mogą sięgnąć.

Viagra  uratowała  wiele  związków.  Ale  również  były

takie,  które  z  powodu  viagry  się  rozpadły.  Część  kobiet
postrzega viagrę jako rywalkę.

Rywalkę?!

–  Zaczynają  myśleć,  że  są  mało  atrakcyjne,  skoro  ich

partner musi się wspomagać chemią.

Z czym przychodzą do seksuologa kobiety?

–  Z  partnerami.  Pacjent  w  seksuologii  to  najczęściej

para.  Pan  Nowak  może  funkcjonować  dobrze  z  panią
Kowalską,  ale  jeżeli  nastąpi  zmiana  partnerki  na  panią
Malinowską,  on  może  zacząć  mieć  kłopoty  w  życiu
seksualnym.  Zaburzenia  seksualne  leczy  się  w  ramach
związku, do tego potrzebna jest też partnerka.

Ale po co? Przecież nie będzie pan oceniał, czy jest
ładna, czy brzydka?

–  Odwrotnie.  Jako  ginekolog  seksuolog  zadaję

standardowe  pytanie:  „Czy  jest  pani  zadowolona
ze  współżycia?”.  Jeśli  słyszę:  „Ze  mną  wszystko  jest

background image

w  porządku,  ale  partner  ma  problemy”,  to  pytam  jakie.
I  jak  wyjaśniam,  że  można  je  leczyć,  kobieta  przychodzi
potem z partnerem.

Kobiety nie mają swoich problemów?

–  Mają.  W  Europie  zbadano,  że  symptomy  problemów

seksuologicznych ma trochę ponad 40 proc. mężczyzn i 40
proc. kobiet. Więc prawie połowa spośród nas ma, miała
albo będzie miała problemy.

U  kobiet  najczęstsze  jest  obniżenie  popędu  i  bolesne

współżycie.  Na 

problemy 

seksualne 

wpływ 

ma

macierzyństwo,  zespół  pustego  gniazda,  kiedy  dzieci  się
wyprowadzają,  menopauza,  poczucie  starzenia  się.  Jest
też  wiele  młodych  kobiet,  dla  których  seks  mógłby  nie
istnieć, ale przychodzą, bo partner chciałby, żeby bardziej
angażowały  się  w  życie  seksualne,  a  nie  traktowały  tego
tylko jako obowiązku.

Obowiązek małżeński? Nie pasuje to do wizerunku
wyzwolonej kobiety XXI wieku.

–  Jeśli  coś  nie  jest  przyjemne,  staje  się  obowiązkiem.

Czasem  tylko  w  okresie  zauroczenia  seks  jest  naturalny
jak oddychanie. Potem ze strony kobiety może to być chęć
utrzymania  partnera.  Wolałaby  rzadziej  współżyć,  ale
żeby  partner  nie  poszukał  sobie  innej,  prowokuje  wbrew
sobie  aktywność.  Może  to  być  chęć  scementowania
relacji. 

Mężczyzna 

będzie 

bardziej 

skłonny

background image

do  zalegalizowania  związku  z  taką  partnerką  niż  z  panią,
którą ciągle boli głowa.

Proszków od bólu głowy pan chyba nie zapisuje?

–  Poza  Polską  są  już  zarejestrowane  leki,  które

zwiększają  popęd  u  kobiet.  Ale  możemy  poprawiać
sytuację.  U  kobiet  wpływ  na  obniżenie  popędu  mają
zaburzenia hormonalne, stosowanie niektórych preparatów
antykoncepcyjnych.

A najbardziej kobiety stresuje lęk przed ciążą. Jeśli nie

stosują odpowiedniego zabezpieczenia, to reakcje lękowe
są  w  stanie  wykasować  popęd  do  zera.  Zgadzają  się
na  współżycie  z  powodów  pozaseksualnych,  ale  to  dla
nich udręka.

Co wtedy?

– Można zaproponować antykoncepcję, bo wiele z nich

jest 

na 

etapie 

„uważania”. 

Praktykują 

stosunek

przerywany,  który  nigdzie  na  świecie  nie  jest  uważany
za metodę antykoncepcyjną. Trzeba pacjentce powiedzieć,
na  czym  polega  antykoncepcja,  jakie  są  skuteczne  środki.
Rolą pacjentki jest albo wybrać którąś z metod uważanych
za skuteczne, albo przyjąć, że w przeciwnym wypadku jej
lęków  nie  da  się  wykluczyć  i  mało  prawdopodobne  jest
przywrócenie jej popędu.

I co?

background image

–  Dosyć  często  restrykcyjne  wychowanie  albo

wyznawana 

religia 

nie 

pozwalają 

pacjentce

na jakąkolwiek antykoncepcję poza naturalnymi metodami.

Nie wierzy pan w takie metody?

–  Wierzę  w  statystyki.  Metody  naturalne  mogą  być

stosowane,  jeśli  się  chce  „trochę  zabezpieczyć  przed
ciążą”. Para planuje dziecko za rok, ale jeśli się to zdarzy
wcześniej, to nie będzie tragedii.

Ale  jeśli  pacjentka  ma  trójkę  dzieci,  nie  chce

wychowywać  następnych,  zrealizowała  się  jako  matka?
Powinna wybrać środek antykoncepcyjny pozwalający jej
na  zrealizowanie  planów.  O  ile  pozwolą  jej  na  to
przekonania moralne.

Złości się pan na naukę Kościoła?

–  Nie  mam  powodów.  Obowiązkiem  lekarza  jest

przekazanie  wiedzy  medycznej,  a  pacjentka  dokonuje
wyboru.

Dobrze. Przychodzi para: ona nie chce, a on chce...

– Albo odwrotnie. Konfiguracja problemów przekracza

granice  wyobraźni.  Zdarzają  się  pary,  które  nie
skonsumowały  związku.  Żyją  w  związku  małżeńskim,  ale
nigdy ze sobą nie współżyli. Rekordowa para przez 18 lat.

18 lat bez seksu w małżeństwie?!

background image

– Przyczyną może być molestowanie seksualne u kobiet

w  dzieciństwie.  Te  pary  się  z  przyjemnością  ogląda:
skoczyliby za sobą w ogień, nadają na tych samych falach.
Idealne  pary.  A  seks?  Jest  realizowany  przez  petting,
wszystkie  pieszczoty  poza  stosunkiem.  Bo  wprowadzenie
członka  do  pochwy  jest  niemożliwe  –  powoduje  reakcję
lękową, napinanie mięśni. Taki stan nazywa się pochwica.

Mają orgazmy?

– Tak, kobiety również. Takie pary wypracowują sobie

wiele  metod  –  stymulacja  piersi,  łechtaczki.  Na  wizytę
u seksuologa decydują się dopiero, kiedy myślą o ciąży.

Ukrywają  to  przed  całym  światem,  przychodzą  tu  i  ja

mówię  spokojnie:  „Proszę  państwa,  to  się  często  zdarza.
Z punktu widzenia medycznego to taka sytuacja jak angina
albo  skręcenie  kolana  –  można  to  leczyć”.  Oni  są  wtedy
w szoku.

Jak można to leczyć?

–  Te  pacjentki  może  nigdy  nie  były  badane  przez

ginekologa.  Nie  mogły  nawet  pomyśleć  spokojnie
o  włożeniu  wziernika  do  pochwy.  Odpowiednio  łagodne
podejście  pozwala  te  pacjentki  zbadać.  Pokazanie  jej
potem: „Proszę bardzo, udało się panią zbadać”, to często
pierwszy  etap  rewolucji.  „To  mnie  też  można  zbadać?
Zaczynam funkcjonować normalnie?”.

background image

A desensybilizacja.

– To odczulanie, pozbycie się pewnych reakcji na dany

bodziec, usuwanie lęków, napięcia.

Jak to się robi?

–  Bardzo  istotny  jest  trening  relaksacyjny.  Pacjentka

albo  pacjent  umieją  odgrodzić  się  od  tego,  co  się  dzieje
na zewnątrz, i wyluzować się.

Kolejny  trening  to  wizualizacja.  Pacjentka  w  stanie

relaksacji  umie  sobie  wyobrazić  pewien  bodziec.
Na przykład dotyk jej własny albo partnera będzie uważać
za  próbę  wprowadzenia  członka  do  pochwy.  Jeśli
wyobraża  sobie  te  bodźce  i  umie  się  zrelaksować,
wyciszyć  –  to  w  sytuacji,  kiedy  będą  mogli  spróbować
naprawdę, okaże się, że to możliwe.

Te treningi eliminują reakcję ucieczki, napięcie mięśni,

odczucie  bólu.  To  się  omawia  na  terapii. Ale  nie  jest  to
związane  z  aktywnym  udziałem  terapeuty.  Terapeuta  nie
pokazuje,  jak  to  się  robi,  nie  dotyka.  Tylko  przekazuje
pewne komendy: „Lewa ręka robi się ciężka itd.”. Pacjent
jest w pewnym stanie nirwany, wyciszenia. Ale cały czas
jest przytomny, utrzymuje kontakt.

Hipnozy nie można stosować?

–  Można.  Ale  musi  to  być  psycholog,  który  ma

umiejętności  prowadzenia  psychoterapii  potwierdzone
odpowiednim  certyfikatem,  przechodzi  superwizje,  czyli

background image

ze swoim nauczycielem rozmawia o przypadkach, którymi
się zajmuje, jest przez niego oceniany. I – jak mówiłem –
wtedy się klienta nie dotyka.

Przy 

leczeniu 

nieskonsumowanych 

związków

współpracuję 

kolegą 

(psychiatrą, 

seksuologiem

i  psychoterapeutą)  oraz  koleżanką  (psycholog,  seksuolog
kliniczny, 

psychoterapeutka). 

Taki 

układ

współdziałających  specjalistów  jest  w  tym  wypadku
najlepszy.

Czy kobieta u seksuologa się rozbiera?

–  Badanie  ginekologiczne  jest  u  mnie  standardowym

elementem badania seksuologicznego. Bo u kobiety wiele
zaburzeń 

sferze 

seksualnej 

jest 

związanych

z problemami anatomicznymi, stanami zapalnymi. Choćby
bolesność 

współżycia, 

która 

może 

być 

efektem

przewlekłych 

stanów 

zapalnych, 

nieprawidłowego

położenia  macicy,  bolesności  blizn  po  nacięciu  krocza
przy porodzie.

A seksuolog, który nie jest ginekologiem, też
powinien obejrzeć kobietę?

–  Nie.  Psychiatra  nie  będzie  kładł  kobiety  na  fotelu,

tylko skieruje ją do ginekologa.

Ale penisy ogląda?

–  Może.  U  mężczyzn  jest  łatwiej,  bo  to  nie  jest

background image

ingerencja  w  integralność  pacjenta.  Ale  powinienem
jeszcze  –  dla  dobra  pacjenta  –  obmacać  jądra.
Bo  na  podstawie  ich  konsystencji  można  na  przykład
stwierdzić  raka.  Są  sytuacje,  że  badanie  seksuologiczne
kończy  się  skierowaniem  do  onkologa,  więc  jest  to
badanie ratujące życie.

Lubi pan to?

–  Jeśli  ktoś  lubi  oglądać,  lubi  obmacywać,  to  nie

powinien  w  tym  zawodzie  pracować,  bo  w  którymś
momencie  skończy  w  prokuraturze.  Badanie  musi  służyć
medycznej diagnozie.

Wykonuję  tę  pracę  od  30  lat.  Mam  szacunek  dla

każdego pacjenta, jeśli cierpi na jakiekolwiek schorzenie,
moim zadaniem jest mu pomóc.

Czy ginekologowi seksuologowi mogą się podobać
nagie kobiety?

– Prywatnie – oczywiście. Ale nie w gabinecie. Kiedy

się  przekracza  próg  gabinetu,  seksualność  powinna  być
odcinana.  Myślę,  że  w  99,9  proc.  tak  jest.  Nie  widzi  się
piękna, kobieta przestaje być obiektem pożądania. To nie
jest  tak,  jak  nam  mówią  koledzy:  „Popatrzycie  sobie,  wy
to macie fajnie”.

Nie macie fajnie?

–  Fajne  jest,  że  można  pomagać  ludziom.  Golizna

background image

pozbawiona  otoczki  romantyzmu,  seksualności  w  ogóle
nie działa.

Nigdy panu przez głowę nie przemknie: „Ale ładna
kobieta!”?

– Wie pan, co widzę u kobiet i co pamiętam? Twarze.

Widzę oczywiście ładne kobiety, ale ich uroda na twarzy
się  kończy.  Za  twarzą  stoi  jednak  cała  historia  choroby.
Wchodzi  pacjentka,  a  ja  sobie  przypominam:  tu  były  trzy
ciąże,  z  którymi  był  problem,  potem  zapalenie  jajników,
a ostatnio źle toleruje jakąś antykoncepcję.

Skąd tylu mężczyzn seksuologów, ginekologów,
położników?

–  To  stresująca  praca.  W  położnictwie  w  ciągu  trzech

minut  zdrowa  kobieta  może  wymagać  szybkiej  operacji.
To  zupełnie  coś  innego  niż  na  przykład  pediatria  albo
dermatologia,  specjalności,  w  których  dominują  kobiety.
Ja  bałbym  się  w  pracy  nudy,  monotonii  pracy  jak
na  taśmie.  A  w  ginekologii  można  operować,  jest
położnictwo,  leczenie  niepłodności,  endokrynologia,
genetyka, pogranicze urologii ginekologicznej, onkologii.

Odmalowuje mi pan bajeczne przygody. A to przecież
jedna wagina za drugą.

– Rzeczywiście, i dominują przy tym stany zapalne. Ale

co  jakiś  czas,  jak  założę  wziernik,  widzę  coś,  czego

background image

dawno  nie  widziałem.  Zaawansowanego  raka  albo
fragment wibratora.
 

Tomasz Leonowicz
Lekarz  seksuolog,  ginekolog,  położnik.  Jest  w  zarządzie  między  innymi
Polskiego  Towarzystwa  Medycyny  Seksualnej  i  Fundacji  Promocji  Zdrowia
Seksualnego.

===bV9nUGFX

background image

Kobiece porno

EDUKATORKĄ 

SEKSUALNĄ 

ALICJĄ

DŁUGOŁĘCKĄ 

ROZMAWIA 

MAGDALENA

GRZEBAŁKOWSKA
 

Proszę zobaczyć, jaki wytrwały jest ten kochanek.
Teraz stymuluje jej przednią ścianę pochwy, czyli
tajemniczy punkt G

 

– Włączę pierwszy film.
(Na  ekranie  pojawia  się  młoda,  lekko  wstawiona

kobieta. Idzie ciemnymi ulicami).

Powiedziałam znajomym, że będę z panią rozmawiać
o pornografii kobiecej. Wszyscy mówili, że to pewnie
takie lesbijskie filmy, gdzie panie z paniami
uprawiają seks, a na koniec przyłącza się facet.

–  Bo  wychodzimy  z  założenia,  że  pornografia  jest  dla

mężczyzn,  tak?  A  kobieca  to  ta,  gdzie  dominującym
motywem  będą  dwie  kobiety,  które  doznają  rozkoszy,
nieważne,  czy  autentycznej,  ale  spełniającej  rolę
stymulującą  dla  mężczyzny,  który  jest  wzrokowcem?
Żałosne  i  smutne.  Na  taki  film  ze  scenami  lesbijskimi
żadna  autentyczna  lesbijka  by  nie  spojrzała,  boby  się  jej

background image

zrobiło niedobrze.

To  niewyobrażalnie  stereotypowe  i  seksistowskie

myślenie,  bez  pogłębionej  analizy,  można  by  postawić
diagnozę  o  stosunku  naszego  społeczeństwa  do  kobiecej
seksualności.  Tyle  się  mówi,  że  jesteśmy  wykształcone,
asertywne,  niezależne,  że  bierzemy  rozwody,  kiedy
chcemy, i rodzimy dzieci poza małżeństwem, a i tak wciąż
okazuje  się,  że  żyjemy  w  kulturze  pełnej  opresji  wobec
nas i naszego ciała.

Prawdziwa pornografia dla kobiet jest w ogóle
możliwa?

–  Możliwa,  choć  trudniejsza  do  określenia.  Carole

Vance  poddała  następującą  myśl:  „Pokaż  ulubiony  obraz
erotyczny  grupie  kobiet,  a  jedna  trzecia  uzna  go
za  obrzydliwy,  jedna  trzecia  za  śmieszny,  jedna  trzecia
za  podniecający”.  Do  podobnych  wniosków  doszły
artystki  z  grupy  Kiss  &  Tell,  które  w  roku  1990
zorganizowały  w  San  Francisco  wystawę  zdjęć
przedstawiających 

je 

różnych 

sytuacjach 

od  neutralnych  po  obsceniczne.  Zadaniem  widzów  kobiet
było zaznaczanie na ścianie granicy pomiędzy pornografią
i  erotyką  oraz  wskazanie  zdjęć,  których  nie  są  w  stanie
zaakceptować.  Stworzenie  jednoznacznej  granicy  było
zupełnie niemożliwe.

Kobiety nie oglądają pornografii z głównego nurtu?

background image

–  Bardzo  rzadko  spotykam  kobiety,  które  chcą  i  lubią

oglądać  takie  filmy.  Częściej,  choć  też  nie  często,
spotykam  kobiety,  które  oglądają  pornografię,  bo  partner
tego chce dla „terapii” związku.

Kolorowe pisma polecają: „Chcesz mieć udane życie
seksualne, oglądaj pornografię z ukochanym”.

–  To  dosyć  idiotyczna  rada.  Oczywiście  fajnie  jest

razem  coś  oglądać,  ale  to,  co  także  na  kobietę  wpłynie
stymulująco. A takich rzeczy na rynku nie ma.

(Tymczasem  na  ekranie  młoda,  wstawiona  dziewczyna

wchodzi  do  kamienicy  i  znajduje  na  klatce  schodowej
żabę. Całuje ją i płaz zmienia się w kobietę. Koniec).

I to wszystko? Jeszcze nic nie zaczęły, a już koniec?
To ma być ta pornografia kobieca?

–  Spokojnie,  w  następnym  filmie  będzie  się  działo

więcej. 

Będzie 

pani 

między 

innymi 

świadkiem

sfilmowanej kobiecej ejakulacji. Pokażę pani „One Night
Stand”.  Nakręciła  go  młoda  francuska  reżyserka  Émilie
Jouvet. Ten film o żabie też jest jej. Cztery lata temu „One
Night  Stand”  zajął  pierwsze  miejsce  na  festiwalu  filmów
pornograficznych w Berlinie (I Berlin Porn Film Festival
2006).  W  tym  filmie  będą  sceny  głównie  lesbijskie,
bo  najwięcej  w  kierunku  porno  dla  kobiet  robią  właśnie
lesbijki.

(Na  ekranie  kolejno  pojawiają  się  dziewczyny.

background image

Tłumaczą,  że  wystąpią  w  filmie,  bo  chcą  zrealizować
swoje fantazje i przełamać tabu).

To profesjonalne aktorki?

– Myślę, że to zwykłe dziewczyny, koleżanki reżyserki.

Proszę  na  nie  spojrzeć,  są  bez  makijażu,  wyluzowane,
uśmiechnięte,  zwyczajne.  Mają  pryszcze,  cellulit  albo
małe  piersi.  Żadnego  sylikonu  czy  botoksu.  Są  takie  jak
my.  Co  mają  wspólnego  z  aktorkami  znanymi  z  filmów
porno?  No,  nic.  Wietrzę  tu  oczywiście  podstęp,  że  to
mogą być aktorki udające zwykłe dziewczyny. Ale i tak to
byłoby genialne i kobiece zagranie.

To dość nietypowy początek jak na film
pornograficzny. Zwykle aktorzy wymieniają dwa
sztuczne zdania i zabierają się do uprawiania seksu.

– A tu zaskoczenie. Te rozmowy na początku to świetny

chwyt  psychologiczny,  bo  likwidują  nasze  obawy
związane  z  wejściem  w  świat  porno,  gdzie  kobieta  jest
traktowana przedmiotowo.

Wyobraża sobie pani Polki, które biorą udział
w takim filmie?

–  Pewnie  tak,  choć  pornografia  kobieca  na  świecie

w  ogóle  jest  młoda.  Takie  filmy  powstają  zaledwie
od kilkunastu lat. W każdym razie Polki, które takie filmy
oglądają,  to  dziewczyny  przed  trzydziestką,  po  studiach

background image

genderowych,  artystycznych,  ze  środowisk  queerowych,
poszukujących. Spotkałam takie na festiwalu FAQ!, gdzie
prowadziłam  warsztaty  waginalne.  Polskie  dziewczyny
mają już inne podejście do seksu, chcą eksperymentować
ze  swoją  płcią  i  seksualnością.  Zaczyna  się  pierwsza
scena, proszę spojrzeć.

(Impreza  w  klubie  w  jakichś  kazamatach.  Dwie

dziewczyny  zaczynają  się  podrywać.  Tańczą  ze  sobą.
Wszystko 

wygląda, 

jakby 

było 

kręcone 

kamerą

amatorską).

To film reprezentatywny dla pornografii kobiecej?

–  Chyba  bardziej  reprezentatywny  będzie  „All  About

Anna” z 2005 roku, nakręcony w spółce Innocent Pictures
należącej  do  Zentrope  –  wytwórni  Larsa  von  Triera.  To
najbardziej znany film pornograficzny dla kobiet, szalenie
popularny  w  Skandynawii.  Kobiety,  które  go  nakręciły,
tworzyły  wcześniej  formację  Pussy  Power  i  spisały
reguły, jakie mają obowiązywać w porno dla kobiet.

Jak brzmią te reguły?

–  W  „kobiecych  produkcjach”  tak  kreuje  się  postacie

kobiece,  by  ich  pożądanie  wynikało  z  relacji,  a  nie
wyłącznie  z  samego  aktu  seksualnego.  W  filmie  ma  być
akcja,  ciągłość  narracji.  Nie  do  przyjęcia  jest  seks
wyrwany  z  kontekstu,  chyba  że  są  to  marzenia  bohaterki.
W  miejsce  „ginekologicznej  pornografii”  ma  się  pojawić

background image

erotyzm.  Punktem  wyjścia  są  pragnienia  seksualne
i  przyjemność  kobiety  ze  szczególnym  naciskiem
na bliskość, namiętność i zmysłowość. W takim filmie ma
być  pokazany  pozytywny  stosunek  do  ciała,  przy  czym
ciało  mężczyzny  jest  równowartościowym  obiektem
erotycznym.  Obrazy  presji  i  przymusu  są  zakazane,
szczególnie  sceny  z  fellatio,  z  ciągnięciem  za  włosy
i  wytryskiem  nasienia  na  twarz  kobiety.  Oprócz  „All
About  Anna”  zrealizowano  jeszcze  w  tej  wytwórni
zgodnie  z  tymi  regułami  „Constance”  (1998)  i  „Pink
Prison” (1999).

„All About Anna” spełnia te warunki? Czy to
w ogóle film pornograficzny? Na mnie sprawił
wrażenie raczej ładnego romansu erotycznego.

–  Ten  film  spełnia  zasady  „określone  w  statucie”.  Ma

akcję, 

dramaturgię, 

jednocześnie 

zawiera 

wiele

elementów z erotycznych fantazji kobiecych: spontaniczny
seks  z  kochankiem,  z  nieznajomym  wzbudzającym  dziką
namiętność, seks oralny w ryzykownym miejscu, z kobietą.
Motywy  seksualne  są  dominujące,  jednak  historia
zachowuje  emocjonalną  ciągłość.  W  dodatku  jest  to  film
z  happy  endem  i  miłość  wygrywa!  Bohaterka  nie  jest
do  niczego  przymuszana,  miotają  nią  sprzeczne  uczucia,
poszukuje  i  w  końcu  znajduje.  Nie  ma  w  nim  tak  zwanej
ekspozycji  genitalnej,  choć  ciało  pokazywane  jest  bez
cenzury. Film jest lajtową wersją tego, co oglądamy teraz.

background image

Z  mojej  perspektywy,  seksuologicznej,  „One  Night

Stand”  jest  jednak  ważniejszy.  Fragmenty  tego  filmu  daję
czasami 

do 

obejrzenia 

kobietom 

jako 

metodę

autodiagnostyczną.  Mogą  się  skonfrontować  ze  swoimi
odczuciami,  bo  oglądanie  obrazów  ściśle  seksualnych,
poza  walorem  poznawczym,  może  przecież  wywołać
pożądanie.

Czyli pornografię można wykorzystywać w terapii
seksualnej kobiet?

–  Oczywiście.  Już  w  latach  80.  powstała  spółka

filmowa 

Femme 

Films. 

Większość 

filmów

wyprodukowała  i  wyreżyserowała  aktorka  Candida
Royalle. W 1995 roku wydała książkę „XXX: A Woman’s
Right  to  Pornography”  będącą  manifestem  pornografii
przyjaznej  dla  kobiet.  Jej  filmy  były  wykorzystywane
w poradnictwie i terapii seksuologicznej, bo realistycznie
i  emocjonalnie  pokazują  seks  i  spełniają  warunki
partnerstwa w relacjach seksualnych.

Wróćmy  do  tego,  co  widzimy  na  ekranie.  Niech  pani

powie o swoich odczuciach.

To już 15. minuta filmu, a one wciąż się rozkręcają.
Czy to wszystko ma być grą wstępną, która
w pornografii głównego nurtu nie występuje?

–  Tak.  To  współczesna  i  jednocześnie  kobieca  wersja

gry wstępnej. Nie ma tu żadnego miziania się, jest mocna

background image

muzyka, patrzenie sobie w oczy, zazdrość i tłum dookoła,
czyli 

będzie 

element 

ryzyka. 

Dziewczyny 

idą

do  klubowych  podziemi,  a  jedna  z  nich  szykuje  się
do akcji.

Złamano 

tu 

kolejny 

stereotyp 

opierający 

się

na  przekonaniu,  że  jak  są  dwie  kobiety  w  kobiecym
porno,  to  będą  piękne  suknie  i  pomieszczenia.  A  tu  są
normalne  dziewczyny,  które  chodzą  do  klubów.  My
wierzymy, że to się mogło dziać naprawdę. Oglądała pani
fisting?

Penetrację pochwy lub odbytu za pomocą całej
dłoni? O nie, nie wiem, czy to zniosę na ekranie.

– Bardzo dobrze, że pani tak mówi. Proszę obejrzeć tę

scenę, żeby sprawdzić, czy pani to wytrzyma.

(Akcja  filmu  się  rozwija,  kobiety  namiętnie  się  całują

i  częściowo  rozbierają,  jedna  z  nich  pieści  oralnie
partnerkę,  potem  nakłada  na  dłoń  gumową  rękawiczkę
i naciera ją lubrykantem. Ostra muzyka w tle).

Czy to dla pani obrzydliwe?

Ku mojemu zdumieniu raczej nie. Ale dlaczego
z góry założyłam, że nie będę mogła patrzeć
na fisting, skoro nigdy wcześniej go nie widziałam?

–  Prawdopodobnie  uznała  pani,  że  to  będzie  potworna

ingerencja  w  ciało.  Ale  jeśli  pani  urodziła  dziecko,  to
wie,  jak  rozciągliwa  jest  pochwa.  W  dodatku  nasza

background image

dziewczyńska  świadomość  często  mówi  nam,  że  kobiece
narządy  są  brzydkie,  a  pokazywanie  i  oglądanie  ich  jest
związane z utratą godności. Ile pokoleń musi minąć, żeby
nasze  córki  miały  świadomość,  że  wagina  jest
„w porządku”?

Czy fisting ociera się już o seks sadomasochistyczny?

– Lekko tak. Dlatego zaczęłyśmy oglądać film od sceny,

która może budzić kontrowersje. Pokazuję czasem młodym
adeptom  seksuologii  sceny  z  tego  filmu,  bo  są  tu  normy
seksualne,  których  niektórzy  nie  uznają.  A  oni  powinni
wyrobić  w  sobie  postawy  nieoceniające.  Jak  widać
na  filmie,  obydwu  kobietom  ta  sytuacja  bardzo
odpowiada,  więc  mieszczą  się  całkowicie  w  tak  zwanej
normie.  Tu  nie  ma  żadnej  sztuczności.  Wierzymy  w  to,
że  one  są  naprawdę  spocone,  naprawdę  podniecone
i naprawdę jedna z nich będzie miała orgazm. Nikomu się
nic złego nie dzieje.

(Dziewczyna  stymulowana  waginalnie  ręką  drugiej

dziewczyny  zaczyna  dodatkowo  stymulować  sobie
łechtaczkę).

Mamy tu dodatkowo walor edukacyjny.

To znaczy?

– Widzimy instruktaż, jak powinna wyglądać stymulacja

waginalna i łechtaczkowa. Ta dziewczyna stymuluje sobie
łechtaczkę długo, cierpliwie i na wiele sposobów, tak jak

background image

w zwykłym życiu bywa. Tylko w filmach porno głównego
nurtu  kobieta  ma  orgazm  za  orgazmem  w  wyniku
klasycznego  stosunku  seksualnego.  I  dlatego  ta  scena  jest
wiarygodna,  bo  każda  kobieta,  która  choć  raz  w  życiu
miała  orgazm,  może  tutaj  odnaleźć  coś  z  siebie.  Może
pomyśleć:  „Jestem  OK,  nawet  wydaję  dźwięki  takie  jak
dziewczyny  w  tym  filmie,  a  nie  jak  w  jakimś  pornosie,
gdzie wszystko jest odegrane”.

Przy  takich  obrazach  kobieta  może  się  spokojnie

masturbować,  bo  czas  trwania  sceny  będzie  odpowiadał
temu,  ile  ona  może  go  potrzebować,  żeby  osiągnąć
orgazm. Oglądając klasyczny film porno, musiałaby jedną
scenę przewinąć sobie kilka razy, bo tak szybko się to nie
stanie.

Na  dodatek  one  tu  promują  bezpieczny  seks.  Skoro  to

kontakt  przypadkowy,  stosują  zabezpieczenie  w  postaci
rękawiczek.

Dobrze, przeskoczymy do następnej sceny.
(Dwoje ludzi całuje się na klatce schodowej).
To  dziewczyna,  z  którą  kobiety  mogłyby  się

identyfikować.  Zwykła  paryżanka.  Śliczna,  ale  będzie
widać,  że  ma  cellulit,  porwą  się  jej  rajstopy  i  rozmaże
makijaż.  Jej  partnerem  jest  osoba  queerowa.  Jest
niesamowitym kochankiem.

O,  coś  się  zablokowało,  bo  ten  film  był  wiele  razy

oglądany  przez  różne  kobiety.  Przewińmy  do  sceny
pieszczot.

background image

Były takie filmy przedtem?

–  Raczej  nie  i  pewnie  dlatego  właśnie  ten  wygrał

na festiwalu, bo widzowie uznali, że tędy droga. Mnie też
zwykła  pornografia  kojarzy  się  raczej  bazarowo
i opresyjnie. A tu się okazuje, że gdy same kobiety zabiorą
się  do  tematu,  pornografia  nie  musi  być  z  założenia  zła,
ale  żeby  trafiła  w  ich  potrzeby,  musi  mieć  swoją
specyfikę.  Kobietom  łatwiej  się  utożsamić  z  filmem,  gdy
jest naturalny. Żadnych sztuczności.

Wcześniej nic dla nas nie było?

–  Coś  było,  są  filmy  softpornograficzne,  takie  jak

„Emmanuelle” 

1974 

roku, 

ładną 

muzyką

i wysmakowanymi scenami. W zamierzchłych czasach nie
budziły mojego sprzeciwu, ale teraz bałabym się pokazać
je myślącym współczesnym dziewczynom.

Żeby nie umarły ze śmiechu?

–  Nie,  bo  te  filmy  z  lat  70.  mają  po  dziś  dzień  swój

urok.  Chodzi  o  ideowość.  To  są  skrajnie  seksistowskie
filmy.  Jeszcze  gorsze  niż  zwykła  pornografia,  bo  tu
seksizm  jest  ubrany  w  piękną  szatkę.  To,  co  jest  okropne
w tych filmach, to piękne „wyzwolone” dziewczyny, które
zrobią  wszystko,  żeby  tylko  zadowolić  partnera.  I  udają,
że  im  to  sprawia  wielką  radość.  Plus  wątki
pseudolesbijskie. 

Kobiece 

porno 

to 

też 

sposób

filmowania, ważne jest to, jak kochankowie lub kochanki

background image

na siebie patrzą i że widać, jak blisko są ze sobą.

Współczesna  kultura  masowa  nieustająco  stara  się

przypodobać  męskiemu  odbiorcy,  bo  opiera  się
na  bodźcach  wzrokowych  i  przy  każdej  okazji
wykorzystuje seksualne konteksty związane z męską (a nie
z  kobiecą)  wrażliwością  seksualną.  Nic  więc  dziwnego,
że  dla  wielu  działaczek  feministycznych  aktywnych
w  latach  80.  pornografia  stanowiła  ekstremalny  wyraz
męskiego  popędu  płciowego  i  symbol  paternalizmu
w czystej postaci.

A tak nie jest?

–  Z  inicjatywy  słynnych  feministek  Andrei  Dworkin

i  Catharine  MacKinnon  zrodziła  się  propozycja  cenzury
pornografii. Większość teoretyczek feminizmu sprzeciwia
się nie tylko temu, że w tradycyjnej pornografii kobiety są
przedstawiane jako przedmioty konsumpcji, ale również –
wiązaniu  seksu  z  przemocą.  Odgrywające  w  niej  role
kobiety  czerpią  rozkosz  z  poniżenia,  a  przemoc  ma  dla
nich posmak erotyczny.

Pomimo ogólnej zgody co do wymienionych postulatów

pojawiły  się  feministki,  które  od  razu  zaprotestowały,
przypominając,  że  jakakolwiek  cenzura  zaprzecza
podstawowym  wartościom  ruchów  wolnościowych.
Kontrowersje wobec pornografii w środowisku kobiecym
pozostają gorące do dziś.

Czyli istnieje coś takiego jak pornografia dla kobiet?

background image

–  Chociaż  niemiecka  reżyserka  Jutta  Brückner

stwierdziła,  że  dominujący  model  seksu  w  filmach
pornograficznych  to  „praca  mężczyzny  nad  kobiecym
ciałem,  w  której  nagrodą  dla  obojga  jest  rozpryskiwanie
spermy”,  to  nie  dyskredytowała  pornografii  całkowicie.
Uznała  –  zresztą  jak  wiele  kobiet  –  że  męska  wersja
pornografii  jest  po  prostu  nużąca,  i  użyła  ciekawego
porównania  seksualnej  wrażliwości  kobiety  do  snu.  Sen
jest  bardziej  intuicyjną  formą  percepcji,  nierozdzielającą
wyraźnie  tego,  co  na  zewnątrz  i  wewnątrz,  otwartą
na  swobodną  grę  wyobraźni  i  uczuć,  a  nie  na  ogląd,
powtarzalność  i  logikę,  jak  to  się  dzieje  w  przypadku
męskiej pornografii.

Kobiety  z  grupy  zwolenniczek  pornografii  często

odrzucają  tradycyjne  obrazy  i  poszukują  własnego  języka
porno, który lepiej by przemawiał do ich wrażliwości.

(Tymczasem  udaje  się  nam  przesunąć  film  do  sceny

w mieszkaniu. Kochankowie są już na łóżku).

Proszę  zobaczyć,  jaki  wytrwały  jest  ten  kochanek.

Teraz  stymuluje  jej  przednią  ścianę  pochwy,  czyli
tajemniczy punkt G. W klasycznym filmie porno byłby już
przynajmniej jeden wytrysk.

I potem jest problem, bo mężczyźni oglądają te swoje
pornosy i są później w łóżku beznadziejni.

–  Schematyzm  typowych  filmów  pornograficznych

prowadzi  do  tego,  że  kobieta  jest  postrzegana  jak

background image

wysokiej jakości sprzęt elektroniczny. Tu się naciśnie, tam
przyciśnie  i  efekt  murowany.  Nie  krytykuję  mężczyzn
samych  w  sobie,  bo  wielu  z  nich  ma  autentycznie  dobre
chęci  i  dystans  do  tego,  co  oglądają.  Krytykuję
pornografię 

jako 

wyraz 

potwierdzania 

męskich

stereotypów na temat seksualności, z taką samą szkodą dla
obu płci.

Przecież  mężczyźni  w  filmach  porno  są  równie

nieszczęśliwi  –  muszą  mieć  wytrysk  za  wytryskiem
(najczęściej  udaje  je  mydło  w  płynie  pryskane  zza
kamery),  spełniać  określone  warunki  co  do  wielkości
członka  (co  ma  tak  naprawdę  trzeciorzędne  znaczenie
w seksie) i udawać reakcje podniecenia na widok aktorek
(ciężka praca).

Ten  problem  dotyczy  szczególnie  młodych  chłopaków,

bo  uczą  się  nierealistycznych  i  szkodliwych  zachowań.
Przyjmując  takie  wzorce,  mają  o  wiele  mniejsze  szanse
na  zostanie  dobrymi  kochankami,  bo  będą  mieć  mnóstwo
kompleksów  i  dziwaczne  wyobrażenia  na  temat
seksualności kobiet.

(Dziewczyna  w  filmie  ma  orgazm  i  wytrysk  z  pochwy.

Wygląda to trochę tak, jakby zrobiła siku na łóżko).

To prawdziwy kobiecy wytrysk?

–  Myślę,  że  tak.  Ta  dziewczyna  na  początku  filmu

opowiadała,  że  zdarzyło  jej  się  to  po  raz  pierwszy
w życiu.

background image

Pokażę  pani  jeszcze  jedną  scenę  hiperkobiecą  między

dwiema  dziewczynami.  Będzie  im  niezbyt  wygodnie,  ale
będą zdeterminowane. Spełnione i jednocześnie samotne.

(Na  ekranie  dwie  młode  kobiety  siedzą  przy  stole

w pokoju. Widać, że nie bardzo mają o czym rozmawiać.
Jedna  wstaje  i  wychodzi.  Druga  wraca  pamięcią
do  zdarzenia  sprzed  kilku  chwil,  gdy  kochały  się
w ciasnej toalecie).

Proszę  spojrzeć  na  ich  grę,  co  się  dzieje  z  twarzami

tych  dziewczyn.  Być  może  udają,  ale  w  taki  sposób,
że wierzymy w to całkowicie. Ta scena trwa nie dłużej niż
15 minut, to dość krótko, żeby obie mogły przeżyć orgazm.

(Jedna z dziewczyn ma orgazm).

Chyba tego orgazmu to nie udaje.

–  No  właśnie.  Ale  co  to  ma  wspólnego  z  kobiecym

szczytowaniem  w  pornografii  dla  mężczyzn?  Z  tym
rytmicznym „a, a, a, a!” na jedną nutę?

(Koniec  filmu.  Reżyserka  Émilie  Jouvet,  przed

trzydziestką, w przebraniu różowej wróżki, macha do nas
na pożegnanie różdżką).

Czarodziejka, 

grzeczna 

dziewczynka, 

która

zrealizowała  ten  film.  Dała  dziewczynom  możliwość
zabawy,  niektóre  przy  okazji  odkryły  swoją  seksualność.
Reżyserka  znalazła  dobry  sposób,  żeby  przebić  się  przez
kobiecą  psychikę  –  zero  przymusu,  okazja  do  zadawania
sobie pytań, pójście drogą fantazji.

background image

Przychodzi do pani pacjentka, która obejrzała ten
film, i mówi...

– Na przykład że jej opory związane z oglądaniem tego

filmu wiążą się z tym i tym. Ja oczywiście nie zakładam,
że  oglądanie  pornografii  jest  świetne  i  terapeutyczne  dla
kobiet, ale oglądając taki film, mogą się zastanowić, jak to
jest  z  nimi.  Nie  muszą  przeżyć  takiej  przygody,  ale  mogą
sobie  wyobrazić,  w  jakim  kierunku  by  to  poszło,
co  byłoby  dla  nich  podniecające.  Żeby  rozbudzić  się
seksualnie,  musimy  przecież  od  czasu  do  czasu  wysłać
jakiś  sygnał  z  mózgu  do  naszego  ciała.  Jako  „kobieca
seksuolożka”  jestem  zwolenniczką  wrzucania  w  sposób
kontrolowany 

różnych 

fajnych 

treści 

seksualnych

do  głowy,  także  tych,  które  łamią  nasze  schematy.
Pornografia  w  zwykłym  stylu  może  powodować,  że  się
blokujemy na własną fizyczność. A taki film może stać się
pożywką dla wyobraźni.

To będzie dziwne, co powiem, ale smutno mi
po obejrzeniu fragmentów „One Night Stand”.

– Bo zazdrości pani tym dziewczynom?

Może trochę, ale też dlatego, że tak ważne rzeczy są
w nim pokazane, a tak niewiele kobiet i mężczyzn je
zobaczy. Jesteśmy jak dzieci we mgle.

–  Pani  jest  smutno,  a  ja  mam  poczucie  kobiecego

osamotnienia  w  sprawach  seksu.  Nie  ma  z  kim  szczerze

background image

pogadać.  Większość  z  nas,  kobiet,  to  samotne  atomy,
nawet  jeśli  mamy  akurat  w  życiu  fazę  udanego  seksu.
Proszę 

zauważyć, 

że 

oglądałyśmy 

ostre 

sceny

pornograficzne,  ale  zamiast  czuć  zażenowanie  czy  się
śmiać,  co  byśmy  robiły  pewnie  przy  zwykłym  porno,
odczułyśmy  coś  na  kształt  kobiecej  solidarności
i  porozumienia,  mówiąc:  „O,  proszę,  tak  to  naprawdę
wygląda”.

Jak mężczyźni przyjmują ten film?

–  Pierwszy  raz  oglądałam  go  w  kinie.  Oczywiście,  to

był  film  festiwalowy,  a  więc  widzowie  niszowi.
Odniosłam  jednak  wrażenie,  że  mężczyźni  wyszli  z  filmu
poruszeni.  Gdybym  ja  była  facetem,  doznałabym  swego
rodzaju  szoku  i  dużo  bym  potem  myślała,  co  ja  tak
naprawdę  wiem  na  temat  seksu.  Nie  każdy  chce  być
świadomy  samego  siebie  i  drugiej  osoby,  bo  to  jest
trudniejsze.  Można  więc  pozostać  w  schematach
rzeczywistości  porno  –  tego  bazarowego,  przaśnego,
na granicy śmieszności.

Skąd kobiety mają brać takie filmy?

– Znikąd. Nasza rozmowa wyprzedza czas. Film, który

obejrzałyśmy,  można  zapewne  kupić  w  internecie
w  wersji  francuskiej,  podobnie  film  „All About Anna”  –
w wersji duńskiej i angielskiej.

Są trzy nurty w kobiecej pornografii. Pierwszy to filmy

background image

takie  jak  „One  Night  Stand”  w  wersji  hard  i  „All About
Anna”  w  wersji  lajt  –  pożywki  dla  wyobraźni
i  do  „samoedukacji”.  Drugi  nurt  to  kino  zaangażowane
społecznie  i  artystycznie,  w  którym  kobiety  obnażają
stereotypy. I trzeci nurt – satyryczny, ściśle ukierunkowany
na krytykę męskiej pornografii.

To  wszystko  jest  niebywale  świeże,  dopiero  dwa  lata

temu  napisałam  pierwszy  artykuł  o  kobiecej  pornografii
do czasopisma naukowego.

Może  to  rzeczywiście  materiał  do  pracy  ściśle

seksuologicznej,  ale  przecież  równocześnie  wyraz  zmian
kulturowych.
 

ALICJA DŁUGOŁĘCKA
Edukatorka  seksualna,  doradca  rodzinny.  Pracuje  w  Zakładzie  Psychoterapii
i  Psychosomatyki AWF  w  Warszawie.  Wykłada  na  podyplomowych  studiach
wychowania 

seksualnego 

przy 

Wydziale 

Pedagogiki 

Uniwersytetu

Warszawskiego.

===bV9nUGFX


Document Outline