background image

Josie Metcalfe

Chcę mieć dziecko

Medical duo 217

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Jaki  on  śliczny! – Hannah  Klein  przytuliła  swojego  nowo  narodzonego  synka.  –

Chociaż wiem, że jest jeszcze za bardzo zaspany, żeby go karmić, to muszę go wziąć na ręce. 

Kirslin  popatrzyła  na  fragment  twarzyczki  otulonej  białym  kocykiem  i  przytaknęła  z 

uśmiechem. Trudno się zachwycić taką główką, nadal nieco zniekształconą po kleszczowym 
porodzie, ale, pomyślała, przecież to  nie moje dziecko. Kiedy zniknie  brzydka  opuchlizna  i 
zasinienia, na pewno będzie tak samo ładny jak wszystkie inne noworodki, które przyszły na 
świat bez interwencji położnika. 

– Jak  się  pani  teraz  czuje? – zagadnęła,  zerkając  do  karty  pacjentki.  Poza  nieco 

podwyższoną temperaturą wszystko było w normie. Wizyta Kirstin nie łączyła się z żadnym 
konkretnym  problemem,  po  prostu  przed  zakończeniem  każdego  dyżuru  lubiła  jeszcze  raz 
zerknąć na swoje podopieczne. 

Podobny zwyczaj miał Sam Dysard, konsultant na oddziale ginekologiczno-położniczym 

szpitala Świętego Augustyna, a zarazem jej mentor. Mimo że po godzinach pracy miał prawo 
być  niedostępny,  nigdy  nie  widziano,  by  spieszył  się  z  wyjściem  do  domu.  Kirstin  bardzo 
sobie ceniła współpracę z kimś tak obowiązkowym. 

Weźmy na przykład przypadek pani Klein. Sam Dysard już kończył dyżur, gdy położna 

poinformowała Kirstin, że tętno płodu spada poniżej normy. Był jeszcze na porodówce, gdy 
to się stało, ale poród osiągnął etap, na którym nie ma odwrotu. 

Mógł  od  razu  wkroczyć  na  scenę  i  wziąć  sprawy  w  swoje  ręce,  ale  postanowił  się  nie 

wtrącać i dyskretnie pozostawał w tle. Wiedziała, że on jest w pobliżu, jakby miała czujniki 
nastrojone na jego częstotliwości wychwytujące jego obecność z odległości pół kilometra. 

Skupiona  na  prawidłowym  nałożeniu  przyssawki  na  główkę  dziecka,  przez  cały  czas 

czuła  na  sobie  baczne  spojrzenie jego ciemnych  oczu.  Towarzyszyła  jej  dziwnie  przyjemna 
świadomość,  że  został  wyłącznie  po  to,  by  ją  w  razie  czego  wesprzeć,  a  nie  po  to,  by 
krytykować błędy, które może popełnić. 

Jej radość, gdy układała kwilące maleństwo w ramionach pani Klein, wzmagał uśmiech 

przesłany jej z drugiego końca sali. 

– Pyta pani o to, jak się czuję, oprócz tego, że mam wrażenie, że urodziłam pokaźnych 

rozmiarów  kulę  armatnią? – jęknęła  młoda  matka,  przywołując  tym  samym  Kirstin  do 
rzeczywistości.  – Na  razie  chyba  jeszcze  nie  opuściła  mnie  euforia  z  powodu  jego 
szczęśliwych  narodzin  i  nie  zwracam  uwagi  na  to,  co  i  gdzie  mnie  boli.  Warto  było  się 
pomęczyć. 

– Nawet szwów pani nie czuje?
– No, może trochę. Jest całkiem dobrze, pod warunkiem  że się nie ruszam. Gorzej jest, 

jak chodzę, albo w toalecie. 

– Pieką? – zaniepokoiła się. Poród kleszczowy wymaga większych nacięć. Była pewna, 

że nie zaciągnęła szwów zbyt mocno, ale jeśli tkanka nabrzmiała bardziej niż normalnie... 

– Pieką?  Ładnie  pani  doktor  to  ujęła.  Chyba  nawet  nie  tak  bardzo  jak  za  pierwszym 

background image

razem, kiedy małej nie trzeba było wyciągać. Mimo to bardzo chętnie ich się pozbędę. 

– Jeśli  będą  mocno  dokuczać,  proszę  mnie  wezwać.  – Zerknęła  na  zegarek.  Niedługo 

kończy dyżur. Na dodatek nie zanosi się na ani jeden nowy poród. Co wcale nie oznacza, że 
w ostatniej chwili sytuacja nie ulegnie nagłej zmianie. 

Cały personel zna numery jej pagera oraz komórki. Ponadto wszystkim było wiadomo, że 

mieszka nieopodal i że nawet na piechotę dotrze do szpitala w kilka minut. 

– Zdecydowała się pani zostać u nas tylko przez dwie doby, ponieważ ma pani w domu 

drugie  dziecko.  Chciałabym  mieć  absolutną  pewność,  że  nie  wyjdzie  pani  stąd  z  żadnymi 
problemami,  zwłaszcza  takimi,  które  na  oddziale  możemy  bez  trudu  rozwiązać.  W  domu 
będzie  pani  miała  mnóstwo  roboty  z  dwójką  maluchów,  więc  jeśli  szwy  bardzo  pani 
dokuczają, lepiej byłoby załatwić to jeszcze tutaj. 

– Rzuciła pełne czułości spojrzenie na dziecko, po czym pożegnała się z pacjentką. 
– Kirstin... – Ktoś wołał ją półgłosem, ale zza zakrętu korytarza widać było tylko dłoń. 
– Naomi! – Ucieszyła się na widok przyjaciółki. Odkąd dwanaście lat temu wpadły, jako 

te „zbuntowane”, w bezduszne tryby machiny systemu rodzin zastępczych, łączyła je przyjaźń 
silniejsza niż ta między rodzonymi siostrami. 

– Co się stało? Co to za tajemnica?
– Masz  chwilę  czasu? – Na  twarzy  Naomi  malował  się  szeroki  uśmiech,  ale  to  żadna 

nowina,  bo  od  ślubu  z  Adamem  Forresterem  oboje  promienieli  szczęściem  od  rana  do 
wieczora.  Kirstin  zaczynała  czuć  się  osamotniona,  zwłaszcza  odkąd  Cassie,  trzecia  z 
przyszywanych sióstr, i jej mąż Luke zaprosili ich na kolację. 

– Prawdę  mówiąc,  nigdzie  się  nie  spieszę.  – Wskazała  Naomi  drzwi  do  pokoju  dla 

personelu. – Mogę nawet podjąć cię prawdziwą kawą. 

– Dzięki. Co to, to nie. – Chwyciła ją za ramię. – Właśnie w tej sprawie chciałam się z 

tobą spotkać. Żeby uprzedzić wszystkie plotki. 

– Naszła cię chęć na zwierzenia? – zdziwiła się Kirstin. – Co się stało?
– Chodzi o to, że nie będziesz musiała robić mi kawy przez najbliższych siedem miesięcy. 

– Naomi nie posiadała się z radości. – Och, jaka jestem szczęśliwa!

– Zrezygnowałaś  z  kawy?  Dlaczego?  Przenosicie  się  z  Adamem  do  innego  szpitala? 

Tylko nie mów, że zgłosiliście swój udział w tym międzynarodowym programie wymiany!

Kilkoro kolegów i koleżanek z różnych oddziałów Świętego Augustyna wróciło zupełnie 

niedawno  ze  szpitali  w  odległych  zakątkach  świata.  Wszyscy  relacjonowali,  że  takie 
porównywanie  kryteriów  ..  najlepszych  metod”  przyczyniło  się  w  istotnym  stopniu  do 
podniesienia jakości świadczeń medycznych w każdej placówce. 

Kirstin  z  niepokojem  odnotowała zmiany, jakie  zaszły  w  ciągu  kilku  ostatnich  tygodni. 

Do niedawna, pracując w tym samym szpitalu, spotykały się bardzo często, choćby tylko przy 
pospiesznie  wypijanej  kawie.  Odkąd  jednak  jej  obie  przyjaciółki  wyszły  za  mąż,  sporo  się 
zmieniło. Jeśli na domiar złego Naomi zamierza przenieść się dokądś, nawet na krótko... 

– Nigdzie nie wyjeżdżamy! – zniecierpliwiła się Naomi. – Nie podejrzewałam, że jesteś 

taka tępa! Na położniczym trzeba mieć refleks! Adam i ja będziemy mieli dziecko! Czy to nie 
cudowne?

background image

– Cudowne – zawtórowała słabo Kirstin, mimowolnie zaciskając palce na krawędzi stołu. 

Nie  mogła  zrozumieć,  dlaczego  poczuła  takie  bolesne  ukłucie  zazdrości,  tym  bardziej  że 
małżeństwo ani macierzyństwo nigdy nie były jej marzeniem. 

– Wiedziałam,  że  się  ucieszysz – paplała  Naomi,  nie  dostrzegając  zmieszania 

przyjaciółki. – To się musiało stać od razu, podczas podróży poślubnej. 

– Ty  to  nazywasz  podróżą  poślubną? – zażartowała  Kirstin,  z  ogromnym  wysiłkiem 

biorąc  się  w  garść.  – Przecież  mieliście  tylko  jeden  długi  weekend  – Nie  marnowaliśmy 
czasu. – Naomi skromnie opuściła powieki. 

– Na to wygląda. – Nadal była wstrząśnięta własną reakcją, chociaż już mogła to ukryć. 

Za nic w świecie nie chciała, by przyjaciółka zauważyła taki przykry brak  entuzjazmu z jej 
strony. Miała nadzieję, że ten atak zawiści jest krótkotrwały. 

Wesela Cassie i Naomi, jedno po drugim, nieprzyjemnie ją zaskoczyły. Spędziły we trzy 

tyle  lat,  wspierając  się  nawzajem  i  dodając  sobie  otuchy,  że  nagle  poczuła  się  odrzucona. 
Starała się jakoś to sobie wytłumaczyć. To przecież ona, jako jedyna z całej trójki, obstawała 
przy tym, że  nigdy nie  wyjdzie za  mąż, aby oszczędzić sobie bólu  rozstania.  Z przykrością 
zdała sobie sprawę, że teraz jej przyjaciółki połączy nowa więź macierzyństwa, bez względu 
nawet na to, że Jenny jest adoptowaną córeczką Cassie. W ten sposób Naomi i Cassie, a w 
rzeczywistości również ich mężowie Adam i Luke, wykluczyli ją ze swojego grona. 

– Zrobić ci wobec tego herbatę? – Energicznym ruchem sięgnęła po czajnik, odwracając 

się tak, aby Naomi nie dostrzegła jej twarzy. Nie chciała burzyć jej szczęścia. 

– Pod warunkiem, że będzie słaba i tylko z odrobiną mleka. Zdążyłam już poznać wzorek 

posadzki w łazience. 

– Masz  małości? – Kirstin  poczuła  się  znacznie  pewniej.  Takie  rozmowy  z  przyszłymi 

matkami prowadzi na co dzień. 

– Nie często. Ale rano czuję się tak fatalnie, że aż boję się wyjść z łazienki. 
– Średnio  może  to  potrwać  jeszcze  miesiąc.  Dopiero  potem  poczujesz  się  lepiej –

ostrzegła ją Kirstin. 

– Nie  musisz  mi  o  tym  przypominać – parsknęła  Naomi,  cofając  dłoń  znad  pudelka  z 

herbatnikami w czekoladzie i decydując się na bardziej lekkostrawne ciasteczko. – I, proszę, 
oszczędź  mi  wykładu  o  rozstępach,  spuchniętych  nogach  i  innych  okropnościach.  Na  razie 
chcę się cieszyć niezwykłością tego zjawiska. 

– Jakiego  zjawiska? – Do  pokoju  weszła  Cassie.  – Dostałam  wiadomość,  że  mamy  się 

spotkać u Kirstin. Co się dzieje?

– Absolutnie  nic,  oprócz  tego  że  miewam  poranne  mdłości – oznajmiła  Naomi 

nonszalanckim tonem. 

Na widok entuzjastycznej reakcji Cassie Kirstin znowu poczuła wyrzuty sumienia. 
– Zawiadomiłaś już Dot? – Na wzmiankę o ich opiekunce Kirstin nareszcie zdobyła się na 

szczery uśmiech. Ich zastępcza matka uwielbiała dzieci. Wraz z Arthurem, nim rozdzieliła ich 
bezlitosna choroba, wychowali ich kilkanaścioro. 

– Co  powiedziała?  Mogę  się  założyć,  że  jest  wniebowzięta  z  powodu  następnego 

wnuczka. 

background image

– Jeszcze  z  nią  nie  rozmawiałam.  Odwiedzimy  ją  dzisiaj  wieczorem.  Uznaliśmy,  że 

należy  jej  to  powiedzieć  osobiście,  a  nie  przez  telefon.  Ale  najpierw  musiałam  z  wami 
podzielić się tą wiadomością. 

– Na pewno godnie. was podejmie – zażartowała Cassie. 
– I  na  pewno  już  zaczęła  robić  coś  na  drutach.  Ona  ma  niebywałą  intuicję  w  naszych 

sprawach. 

– Tłumaczy to tym, że przez całe lata musiała być wyjątkowo czujna, żebyśmy czegoś nie 

zmajstrowały za jej plecami – zauważyła z przekąsem Kirstin. 

– Ale w końcu wydoroślałyśmy i nabrałyśmy rozumu – odparowała Naomi. Zwróciła się 

teraz do Cassie. – Myślę, że o tych dawnych czasach przypomniał jej numer, jaki wycięliście 
z  Lukiem,  udając,  że  pobieracie  się  z  miłości,  podczas  gdy  chodziło  tylko  o  to,  żeby  sąd 
przyznał mu prawa rodzicielskie. 

– Niestety,  bardzo  szybko  nas  rozpracowała.  Poza  tym,  ja  już  wtedy  go  kochałam.  A 

teraz, kiedy mamy pełne prawa rodzicielskie... 

Nie ulegało wątpliwości, że teraz oboje są w sobie zakochani do szaleństwa, pomyślała 

Kirstin, starając się nie czuć nowego ukłucia zazdrości. Widok szczęścia przyjaciółek skłaniał 
ją do zweryfikowania swojego postanowienia.  Skłaniał, to jeszcze nie wszystko, pomyślała, 
gdy nieco później znalazła się już sama. 

Spotkanie trzech przyjaciółek zostało brutalnie przerwane brzęczeniem jej pagera. Niemal 

z  ulgą  odebrała  wezwanie  na  izbę  przyjęć.  Czekała  na  nią  para  młodych  ludzi,  bladych  ze 
strachu. 

– Witam. Jestem doktor Kirstin Whittaker... Pan Leask nie dał jej dokończyć. 
– Żona krwawi – oznajmił z wyrzutem. 
– Czy stracę dziecko? – dopytywała się przerażona kobieta. 
– Który  to  tydzień? – zapytała  Kirstin.  Wszystkie  istotne  szczegóły  miała  na  karcie 

pacjentki, ale zmuszając ją do skoncentrowania się na odpowiedziach, mogła zapanować nad 
ogarniającą ją histerią. 

– Dopiero  dziesiąty – odparł  mężczyzna.  – Kilka  dni  temu  Tonya  robiła  USG  i 

powiedziano jej, że wszystko jest w porządku. 

– Za  parę  minut  powtórzymy  to  badanie – obiecała,  wzrokiem  wydając  stosowne 

polecenie pielęgniarce, która już znikała w kabinie. – Muszę zadać jeszcze kilka pytań. Czy 
odczuwa pani jakiś ból? Albo fale bólu?

– Nie. Czy to dobrze?
– Chyba  tak.  Czy  w  ciągu  paru  ostatnich  godzin  wydarzyło  się  coś,  co  mogłoby  być 

przyczyną  krwawienia?  Czy  ma  pani  problemy  z  oddawaniem  moczu?  Jakieś  objawy 
infekcji?  Nie  przewróciła  się  pani? – Jest  tyle  możliwych  przyczyn  poronień,  że  trudno 
wszystkie  wykluczyć.  Czasami  Kirstin  zastanawiała  się,  jak  to  możliwe,  że  w  ogóle 
jakiekolwiek dzieci ostatecznie przychodzą na ten świat. 

– Nic takiego się nie wydarzyło – zapewniała młoda kobieta. – Wzięłam nawet parę dni 

urlopu na czas przeprowadzki. 

– Przeprowadzają  się  państwo? – Błysk  światełka  alarmowego.  Taka  rewolucja  to 

background image

ogromny stres, nawet dla osób, które nie są w ciąży. Jak można decydować się na coś takiego 
w pierwszym trymestrze ciąży?

– Dzisiaj  się  przeprowadziliśmy – wyjaśniła  dziewczyna  prostodusznie. – Ale  tylko  z 

piętra  na  parter,  w  tej  samej  kamienicy,  żeby  wszystko  było  przygotowane  na  przyjęcie 
dziecka. Nie braliśmy firmy, żeby zaoszczędzić. 

– Przenosiła  pani  meble? – Kirstin  miała  nadzieję,  że  udało  się jej  ukryć  przerażenie. 

Niejedna  już  kobieta  straciła  dziecko,  podejmując  wysiłek,  przygotowania  pokoju 
dziecinnego. 

– Nic  z  tych  rzeczy – wtrącił  się jej  mąż,  wyraźnie  urażony  sugestią  Kirstin,  że  jego 

małżonka może być aż tak nierozsądna. – Pomagali nam kumple z pracy. Całe rano nosili ze 
mną ciężkie rzeczy... 

– To prawda, pani doktor. Ja tylko palcem pokazywałam, gdzie, co i jak mają postawić. 

Zajmowałam  się  drobiazgami:  uporządkowałam  kuchnię,  poukładałam  rzeczy  w  szafach, 
pościeliłam łóżko i powiesiłam zasłony. 

Ta ostatnia czynność mocno zaniepokoiła Kirstin, ale nim to skomentowała, do gabinetu 

weszła Trish Atkins, pchając wózek z ultrasonografem. Kilka minut później, choć przyszłym 
rodzicom mogło się wydawać, że trwało to wieki, wyniki badania były już znane. Młoda para 
kurczowo trzymała się za ręce, wpatrując się w niewyraźne, rozmazane obrazy na monitorze. 

– Niedawno  oglądali  państwo  podobny  obraz,  więc  na  pewno  widzą  państwo 

najważniejsze elementy – zaczęła Kirstin, oddychając z ulgą. – Jak widać, o tutaj, serce bije 
normalnie, co  oznacza,  że  dziecko  żyje.  – Cieszyła  się,  że  może  przekazać  im  dobrą 
wiadomość. – Weźmiemy jeszcze próbkę moczu, żeby wyeliminować infekcję. Sądzę jednak, 
że  po  prostu  przesadziła  pani  z  tymi  porządkami.  Radzę,  żeby  przez  jakiś  czas  mąż  panią 
wyręczał w takich przedsięwzięciach. 

– Nie  poronię? – Tonya  Leask  pragnęła  usłyszeć  jedno  słowo,  wykluczające  taką 

możliwość. 

– Nie zanosi się na to. – Kirstin wystrzegała się kategorycznych sformułowań. – W tym 

stadium często dochodzi do poronień, nawet u kobiet, które nie wieszały zasłon. 

– Kiedy będziemy mogli mieć absolutną pewność? – dopytywał się przyszły ojciec. – I 

czy możemy coś zrobić, żeby to się nie stało?

– Może  pan  zrobić  tylko  jedno:  kazać  żonie  jak  najwięcej  odpoczywać  przez  kilka 

najbliższych dni. Pozwalać jej tylko na konieczne spacery do łazienki. Niech leży z poduszką 
pod stopami. I żadnych robót domowych, gotowania, czy broń Boże, zakupów. 

Nieco  się  rozpogodził.  Otarł  czoło  gestem  wyrażającym  zadowolenie,  iż  małżonka  nie 

będzie miała w ten sposób okazji do wydawania pieniędzy. 

– A co potem? – zapytała nieśmiało Tonya, nieświadoma pantomimy, jaką odegrał za jej 

plecami. 

– Gdy krwawienie ustanie, może pani powoli wracać do swoich codziennych zajęć. Ale 

proszę pamiętać, że wieszanie zasłon nie służy ciężarnym. 

– Dlaczego to się stało? Czy jest ze mną coś nie w porządku? Żadnej z moich koleżanek, 

które były w ciąży, nic takiego się nie przytrafiło. – Dziewczyna była bliska łez. 

background image

– Aż  trudno  uwierzyć,  co  wykazują  statystyki.  – Kirstin  sama  była  wstrząśnięta,  gdy 

zapoznała  się  z  literaturą,  którą  podrzucił  jej  Sam.  – Okazuje  się,  że  osiemdziesiąt  procent 
zapłodnionych jajeczek nie dochodzi do stadium zagnieżdżenia w macicy. Patrząc na to od tej 
strony, jest pani wśród tych kobiet, które mogą sobie pogratulować. Ma pani więcej szczęścia 
niż wiele innych kobiet. – Widziała setki zdesperowanych pacjentek w przyszpitalnej klinice 
leczenia  niepłodności.  Na  ich  korzyść  przemawiało  to,  że  zajmował  się  nimi  ktoś  tak 
rozumiejący i doświadczony jak Sam Dysart. 

Chociaż  pracowała  z  jego  zespołem  od  niedawna,  zdążyła  poznać  wiele  kobiet,  które 

mimo ponawianych prób stale dochodziły tylko do tego etapu. 

Zapisała  bezpośredni  numer  telefonu  oddziału  położniczego  na  ulotce  informacyjnej  i 

podała ją pacjentce. 

– W  razie  jakichś  wątpliwości  proszę  dzwonić – zaproponowała.  – To  jest  numer  na 

naszym oddziale, pod którym zawsze jest ktoś, kto udzieli państwu porady. 

Żegnając się, modliła się w duchu o to, by ci młodzi nie musieli korzystać z tego numeru. 

Lepiej, żeby ta ciąża przebiegła bez nowych komplikacji, aż do samego rozwiązania. 

Na  oddziale  panował  względny  spokój,  wiec  mogła  zająć  się  papierkową  robotą,  aby  z 

czystym sumieniem skończyć dyżur. Przez chwilę myślała o młodej parze, po chwili jednak 
jej umysł zaprzątnęła scena, którą młodzi ludzie przerwali: trzy różne reakcje trzech kobiet na 
wiadomość  o  ciąży  Naomi.  Nieustannie  stawała  jej  przed  oczami  rozradowana  twarz 
przyjaciółki. 

– Będziemy mieli dziecko! Czy to nie cudowne?
Za  każdym  razem,  gdy  powtarzała  sobie  tę  kwestię,  ogarniało  ją  wyjątkowo  dojmujące 

uczucie bolesnej pustki. 

– Coś cię gnębi?
Odwróciła  się,  by  napotkać  zaniepokojone  spojrzenie  Sama  Dysarda.  Nagle  poczuła 

zupełnie  niedorzeczną  potrzebę  podzielenia  się  z  kimś  swoimi  ponurymi  przemyśleniami  i 
zanim ją opanowała, usłyszała własny głos. 

– Zastanawiałam  się,  czy  podjęłam  słuszne  decyzje – zaczęła,  nieco  przerażona  nutą 

niepewności w głosie. Sam mógłby pomyśleć, że jest słaba albo niezdecydowana. 

– Jakie? – zagadnął,  przysiadając  na  krawędzi  biurka.  – Masz  na  myśli  którąś  z 

pacjentek?

– Decyzje  dotyczące  mojego  życia – wyjaśniła  mocno  już  zmieszana.  – Trąci 

melodramatem,  prawda? – Zawahała  się,  lecz  po  chwili  uznała,  że  jest  tylko  jeden  sposób 
wybrnięcia z tej sytuacji: zacząć od początku. – Poznałam Cassie i Naomi, kiedy miałyśmy po 
piętnaście lat.  Opieka  społeczna  wysłała  nas  do  tej  samej  rodziny zastępczej.  Słyszałeś,  jak 
rozmawiałyśmy o Dot i Arthurze?

– Nie tylko słyszałem, ale nawet poznałem DoL Na ślubie Cassie i Luke’a. – Uśmiechnął 

się. – To wyjątkowa kobieta. 

– Dot nie wygląda na mocarza, a mimo to odegrała najważniejszą rolę w naszym życiu –

oznajmiła  z  niezachwianym  przekonaniem.  Nadał  pozostawało  dla  niej  tajemnicą,  w  jaki 
sposób ta dzielna kobieta potrafiła sprawić, że pomimo ponurego dzieciństwa wszystkie trzy 

background image

nadal potrafiły marzyć. 

Lekko  uniesione  brwi  Sama  zachęciły  ją  do  dalszych  zwierzeń.  Wobec  jego  szczerego 

zainteresowania  zapomniała  o  zmieszaniu,  w  jakie  wprawiła  ją  jej  własna  niespodziewana 
otwartość. 

– Dwanaście lat temu byłyśmy na najlepszej (kodze, żeby wylądować na marginesie, aż 

nagle u Arthura wykryto raka. Niemal z dnia na dzień zrozumiałyśmy, co jest dla nas ważne, 
oraz  że  jeśli  czegoś  pragniemy,  jeśli  mamy  jakieś  marzenia,  to  musimy  nad  tym  wytrwale 
pracować i dzielnie o to walczyć. 

– O co ty postanowiłaś walczyć?
Rozmowy  o  tamtych  czasach  wprawiały  ją  w  defensywny  nastrój,  lecz  tym  razem 

radosny błysk  w oczach  Sama podziałał  jak miód  na jej serce. Jakby naprawdę  rozumiał, o 
czym  ona  mówi...  Czy  to  możliwe?  Mężczyzna  w  jego  wieku  i  z  takimi  kwalifikacjami  na 
pewno stale zalicza sukces za sukcesem. 

Jednak  dopiero  teraz  zdała sobie  sprawę,  jak  łatwo  się  z  nim  rozmawia.  To  prawda, że 

nigdy nie traktował z góry swoich pacjentek, ale dawniej nie wyobrażała sobie, że potrafiłaby 
opowiadać mu o swoich uczuciach z taką łatwością jak w dawnych czasach, gdy zwierzała się 
Cassie i Naomi. 

– Jak  sięgnę  pamięcią,  zawsze  pragnęłam  czuć  się  bezpieczna  i  niezależna – wyznała 

półgłosem.  – Kiedy  moi  rodzice  zniknęli,  zostałam  sama  i  przez  wiele  lat  byłam  zdana  na 
łaskę  i  niełaskę  bezdusznej  biurokracji.  A  kiedy  zadomowiłyśmy  się  u  Dot  i  Arthura, 
postanowiłyśmy, że za nic w świecie nie damy się stamtąd ruszyć. 

Stanął  jej  przed  oczami  Obraz  bezgranicznie  zakłopotanej  kobiety  z  opieki  społecznej, 

gdy  cała  trójka  solidarnie  odmówiła  zgody  na  przeniesienie  z  tego  pierwszego  miejsca,  w 
którym  nareszcie  poczuły  się  jak  w  prawdziwym  domu.  Kobieta  ta  święcie  wierzyła,  że 
choroba  Arthura  jest  stosownym  argumentem  przemawiającym  za  ich  przeprowadzką,  one 
jednak były całkiem odmiennego zdania. 

– Stało się tak, ponieważ Dot powiedziała, że nas nie puści, a my z kolei obiecałyśmy, że 

będziemy bardzo się starać... I tak zaczęłyśmy nad sobą pracować – dokończyła. 

– A teraz? Chcesz zostać konsultantem. A potem? Własna rodzina? Jak Cassie i Naomi?
– To  nie  dla  mnie – odparowała  bez  namysłu.  – Dla  mnie  największą  wartością  jest 

niezależność. Nawet gdybym musiała polegać wyłącznie na sobie. 

Gdyby nie to, że patrzyła mu prosto w oczy, nie zauważyłaby cienia, jaki przemknął po 

jego twarzy. Czy to rozczarowanie? Niemożliwe. Nic bliższego ich przecież nie łączy, poza 
tym,  że  tak  dobrze  pracuje  się  im  razem.  Ten  ledwie  dostrzegalny  cień  musiał  mieć  jakiś 
związek z jego własną przeszłością. 

– Uważam,  że  byłaby  to  wielka  strata,  gdybyś  rzeczywiście  zrezygnowała  z  założenia 

rodziny.  – Wyprostował  się,  by  sięgnąć  do  kieszeni  po  pęk  kluczy.  – Byłabyś  doskonałą 
matką. 

Słyszała te słowa jeszcze długo po tym, jak wyszedł z pokoju. Równie niepokojące było 

to, co wyrażały jego oczy. Zastanawiała się, co skłoniło go do takiej deklaracji. 

To  jasne,  że  konieczność  zmusiła  Sama  Dysarda  do  wyrobienia  w  sobie  umiejętności 

background image

oceny  stabilności  emocjonalnej  pacjentek  z  poradni  leczenia  bezpłodności,  ponieważ  nie 
wszystkie  bezdzietne  pary  są  odpowiednio  silne,  by  podjąć  tę  drogę.  Lecz  jego  uwaga 
zabrzmiała tak, jakby rozważaniom na temat jej predyspozycji do roli matki i żony poświęcił 
sporo czasu. 

Absurdalny  pomysł.  Postanowiła  skierować  myśli  na  inne,  bardziej  racjonalne  tory. 

Przejrzy najnowsze wyniki badań laboratoryjnych i wprowadzi je do odpowiednich kart. Jeśli 
zostanie  jej  trochę  czasu,  ma  jeszcze  całą  furę  literatury fachowej,  którą  należy przeczytać, 
zapamiętać i trawić przez kilka następnych miesięcy. 

Kłopot polega na tym, że chociaż ma sporo zajęć, nie noże przestać myśleć o tym nowym 

uczuciu,  które  narasta  w  niej  od  rana.  Nie  potrafiła  go  określić.  Wiedziała  jedynie,  że  ją 
niepokoi i irytuje. 

Zrozumiała  je  dopiero  kilka  godzin  później,  gdy  już  leżała  w  łóżku  i  zastanawiała  się, 

dlaczego nie może zasnąć. To nie była zawiść z powodu szczęścia Naomi. Nie jest przecież 
taka  małostkowa.  Ku  swemu  przerażeniu  pojęła  w  końcu,  że  powodem  zazdrości  jest  ciąża 
Naomi, fakt, że przyjaciółka będzie miała dziecko. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Od  kilku  dni  bez  przerwy  zastanawiała  się  nad  tym  odkryciem.  Kosztowało  ją  to  kilka 

nieprzespanych  nocy.  Co  gorsza,  przeszkadzało  w  pracy.  I  to  niepokoiło  ją  najbardziej. 
Obecny etap kariery zawodowej osiągnęła dzięki ogromnemu wysiłkowi i nie może pozwolić, 
by teraz coś ją zatrzymało. 

Po raz pierwszy coś zaczęło  przesłaniać jej dawno obrany cel. Do tej pory mężczyzn, z 

którymi pracowała, traktowała wyłącznie jak kolegów po fachu. Nie przeszkadzał jej też fakt, 
że  nieustannie  styka  się  z  kobietami  w  różnych  fazach  cyklu  reprodukcyjnego – dopóki 
Naomi nie oznajmiła, że spodziewa się dziecka. 

Teraz myślała tylko o pustce, jaką odczuwała, całkowicie przekonana, że sama nigdy nie 

urodzi dziecka. Po raz pierwszy była w stanie zdobyć się na empatię wobec bezdzietnych par 
z  poradni,  dla  których  sztuczne  zapłodnienie  jest  prawdopodobnie  jedyną  szansą  na 
rodzicielstwo. 

Gdy zamieszkały we trzy z Dot i Arthurem, udało im się stworzyć coś na kształt rodziny. 

Teraz, gdy Cassie i Naomi wyszły za mąż, czuła się nieco osamotniona, i po raz pierwszy nie 
miała komu się z tego zwierzyć. Baia się zwrócić z tym do Dot, tak serdecznej i dzielnej, by 
nie wydać się jej zawistną i małostkową. Nie na tym polega problem. 

To nie jest zazdrość o to, co mają jej przyjaciółki, lecz żal, że coś ją ominie. Odkryła w 

swoim życiu istotną lukę, której istnienia nigdy wcześniej nie dostrzegała. 

Na szczęście praca daje  mi mnóstwo satysfakcji, pomyślała, starannie myjąc ręce przed 

dosyć  niezwykłą  operacją.  Dzięki  Bogu,  że  jest  przyzwyczajona  do  pracy  w  zespole, 
ponieważ temu zabiegowi będzie przyglądało się wiele par oczu. Czuła się zaszczycona tym, 
że Sam Dysard poprosił ją, by mu asystowała, mimo że w drugorzędnej roli. 

Na większości szpitalnych oddziałów osoba pełniąca tę samą funkcję co ona traktowana 

jest  jak  wyrobnik,  któremu  czas  upływa  na  wielogodzinnym  wykonywaniu  wszystkich 
rutynowych czynności związanych z przypisanymi mu pacjentami. 

Los jej sprzyjał, wyznaczając jej Sama jako przełożonego, ponieważ oboje czuli potrzebę 

codziennego  kontaktu  z  pacjentkami.  Ciekawe,  kiedy  on  znajduje  czas  na  sen,  skoro  tyle 
godzin spędza w przychodni, dogląda pacjentek po zabiegach, prowadzi zajęcia ze studentami 
oraz pielęgniarkami i bierze udział w najprzeróżniejszych zebraniach. 

– Witam  szanowne  grono.  Przedstawiam  wam  naszą  pacjentkę  Sarę  Simmons – mówił 

niskim,  spokojnym  głosem,  podczas  gdy  instrumentariuszki  dezynfekowały  i  okrywały 
zielonymi  płachtami  ogromny  brzuch  ciężarnej,  pozostawiając  odkryte  jedynie  pole 
operacyjne. 

Jak  zwykle  każdym  pacjentem  zajmował  się  osobny  zespół:  Adam  Forrester  kierował 

zespołem pediatrycznym, a Sam położniczym. Tym razem w sali było znacznie więcej osób, 
ponieważ  ta  niecodzienna  operacja  miała  być  filmowana  dla  potrzeb  dydaktycznych.  Łaska 
boska, że to nie bliźnięta, pomyślała Kirstin, bo wówczas nie byłoby gdzie szpilki wetknąć. 
Drugi zespół pediatryczny na pewno by się tu nie zmieścił. 

background image

– Ma  dwadzieścia  siedem  lat,  jest  w  trzydziestym  piątym  tygodniu  pierwszej  ciąży –

ciągnął Sam. 

Nie  zwracając  uwagi  na  liczne  audytorium,  obserwował  ułożenie  kończyn  płodu  na 

monitorze ultrasonografu. 

– Możemy zaczynać? – zwrócił  się do anestezjologa Hala  Halawy,  po czym  sięgnął po 

skalpel.  – Kilka  miesięcy  temu  USG  wykazało,  że  w  gardle  płodu  rozwija  się  guz. 
Postanowiliśmy  go  monitorować.  Liczyliśmy,  że  jego  wzrost  będzie  powolny  i  że  dziecko 
będzie mogło urodzić się o czasie. 

Słuchała uważnie jego rzeczowej relacji, tamując krew płynącą z poprzecinanych naczyń 

krwionośnych.  Wyprostowała  się  na  chwilę,  gdy  Sam  nacinał  macicę.  W  tej  samej  chwili 
zielone płachty z jej strony zalał gejzer płynu owodniowego. 

– Nie chcę tracić go więcej niż to konieczne – szepnął do Kirstin i instrumentariuszki. –

Maluchowi jest w nim cieplej. 

Wsunął dwa palce w nacięcie, kierując je między napiętą błonę i dziecko, by poszerzając 

szczelinę, nie skaleczyć płodu. 

– Okazało  się,  że  guz  rośnie  coraz  szybciej – zwrócił  się  do  wszystkich  obecnych – i 

aktualnie uciska tchawicę. Podjęliśmy decyzję o wcześniejszym cesarskim cięciu. 

Nikt  z  zebranych  nie  miał  wątpliwości,  jaki  los  spotkałby  dziecko,  gdyby  nie  ta 

nowatorska  operacja.  Nawet  gdyby  przeżyło  jeszcze  kilka  tygodni  w  łonie  matki,  ze  stale 
powiększającym się guzem, naturalny poród również nie wchodził w rachubę. 

Dopóki  tlen  dostarcza  mu  matka,  zablokowana  tchawica  nie  stanowi  problemu.  Lecz 

chwilę  po  porodzie  lekarze  mieliby  mniej  niż  minutę,  aby  umożliwić  mu  samodzielne 
oddychanie i zapobiec konsekwencjom braku tlenu, czyli nieuchronnemu uszkodzeniu mózgu 
lub nawet śmierci. 

– Aby  zyskać  na  czasie – podjął  Sam,  gdy  krwawienie  z  drugiego  nacięcia  zostało 

zatrzymane – wysuniemy jego głowę, szyję i jedno ramię, nie odłączając go od łożyska. W 
ten sposób utrzymamy dopływ utlenionej krwi do mózgu. 

Delikatnie wyjął główkę dziecka i jedno drobne ramionko na światło dzienne. Ułożył je 

odpowiednio  do  następnego  etapu  operacji  i  podłączył  do  monitorów.  Był  to  niesamowity 
widok. Różowe i pozornie zdrowe ciałko z nieruchomą klatką piersiową, która w normalnej 
sytuacji  powinna  rytmicznie  unosić  się  i  opadać.  Wyglądało,  jakby  spało  spokojnie  pod 
wpływem środka usypiającego podanego matce. 

– Teraz  Adam  je  intubuje,  aby  udrożnić  tchawicę.  – Sam  •stąpił  miejsca  zespołowi 

pediatrycznemu.  – Sądzę,  że  w  tym  przypadku  wystarczy  rurka  o  przekroju  najmniejszego 
palca. 

Kirstin  uśmiechnęła  się  pod  maską  na  widok  Adama,  który  udawał,  że  nie  może  się 

zdecydować,  czyj  mały  palec  Sam  miał  na  myśli:  jego  czy  dziecka.  Podniosła  wzrok  i  ze 
zdziwieniem spostrzegła, że Sam też się uśmiecha. Oboje świetnie wiedzieli, że tak ważnych 
spraw  nie  pozostawia  się  losowi  i  że  wszystko  zostało  bardzo  skrupulatnie  wymierzone 
wcześniej na podstawie przedoperacyjnego USG. 

– Jak się oboje mają? – zapytał Hal. 

background image

– Wyjątkowo dobrze. Poziom tlenu we krwi małego ani drgnie. 
– Doskonale.  – Kirstin  wyczuła,  że  ten  komplement  dotyczy  zarówno  stanu  pacjentów, 

jak i sposobu, w jaki Adam wsunął rurkę do tchawicy dziecka. – Teraz odciągniemy płyn z 
guza,  aby  zmniejszyć  jego  rozmiary  i  nieco  ulżyć  małemu – relacjonował  Sam,  stojąc  tuż 
obok Kirstin. 

Pól  godziny  później  nadszedł  czas,  by ostatecznie  wyjąć  dziecko  z  ciepłego  gniazdka  i 

przeciąć pępowinę. 

Jest  to  sygnał  dla  maleńkiego  organizmu  do  rozpoczęcia  samodzielnego  oddychania. 

Wszystkie pary oczu wpatrywały się w kruche ciałko ułożone w dłoniach Sama. Gdy maleńka 
klatka piersiowa uniosła się wraz z pierwszym haustem powietrza, wszyscy odetchnęli z ulgą. 
Kirstin rozpierała duma, że mogła choć trochę przyczynić się do tego cudu. Jakby czytając w 
jej myślach, Sam podniósł wzrok znad noworodka, by spotkać jej spojrzenie. 

Sahru Ismail już czekała ze specjalnym wózkiem, aby jak najszybciej zawieźć małego na 

oddział  opieki  specjalnej.  Uwadze  Kirstin  nie  uszły  spojrzenia,  jakie  pięknej  pielęgniarce  z 
Sudanu rzucał anestezjolog Hal Halawa. 

Przypomniała  sobie,  że  Naomi  wspomniała  kiedyś  o  wzajemnym  zauroczeniu  tej  pary. 

Czyżby szykował się kolejny romans lekarza z pielęgniarką? Odsunęła od siebie tę myśl. 

– Masz ochotę coś pozszywać? – szepnął Sam, zajęty łożyskiem. Jego pytanie zginęło w 

ogólnym zamieszaniu. – Zaczekaj chwilę, aż się rozejdą, a wtedy nikt nie będzie patrzył ci na 
ręce. 

Jego  spojrzenie  wywołało  w  niej  dreszcz.  Wolała  nie  zastanawiać  się  nad  tą  reakcją. 

Przypisała ją powiewom chłodnego powietrza, wywołanym przez kolegów wychodzących z 
sali. Przy tak licznym audytorium temperatura, zazwyczaj stała, musiała podskoczyć o kilka 
stopni. Zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z obecnością Sama ani z jego spojrzeniami. 

Z  przyjemnością  skorzysta  z  szansy  doskonalenia  swoich  umiejętności,  chociaż  w  tym 

zespole nie można narzekać na brak takich okazji. Sam Dysard bardzo do tego zachęca swych 
podwładnych  i  zawsze  służy  fachową  radą.  Jest  w  tym  zdecydowanie  niepodobny  do 
większości różnych sławnych specjalistów, którzy zazwyczaj faworyzują jedną osobę. 

Gdy odwoziła na oddział Sarę Simmons, ciągle brzmiały jej w uszach słowa pochwały za 

dobrze  wykonane  zadanie.  Rzeczy  pacjentki  już  wcześniej  przeniesiono  z  części  dla 
przyszłych mam do części dla mam z maleństwami. 

– Czy on jest zdrowy? – zapytała sennym głosem Sara. Była jeszcze na ryle oszołomiona, 

że nie zdawała sobie sprawy, że pyta o to co najmniej dziesiąty raz. – Żyje?

– Żyje  i  ma  się  wyśmienicie – powtórzyła  kolejny  raz  Kirstin,  niezbyt  pewna,  czy  ta 

informacja  nareszcie  do  niej  dotarła.  – Jest  malutki,  bo  musiał  urodzić  się  pięć  tygodni 
wcześniej. Trzymamy  go  na razie  w inkubatorze,  na  wypadek  gdyby trzeba  było  podać  mu 
więcej tlenu. A poza tym jest zdrowy jak rybka. 

Nawet  jego  paluszki  mogłyby  być  wzorem  doskonałości,  pomyślała  Kirstin, 

przypominając sobie tamto dojmujące •czucie. Poszła go obejrzeć pod pretekstem, że robi to 
na  syczenie  Sary.  Wiedziała,  że  Sahru  zna  ją  zbyt  powierzchownie,  by  pytać  o  przyczynę 
wizyty. Co innego, gdyby na dyżurze była Cassie. 

background image

Ta  od  razu  domyśliłaby  się,  co  przeżywa  pani  doktor.  Natychmiast  odgadłaby  całą 

prawdę:  że  po  raz  pierwszy  ta  pragmatyczna  doktor  Kirstin  Whittaker  nie  mogła  się 
powstrzymać, by tu nie przyjść. Gdyby Cassie widziała ją, jak swobodnym tonem proponuje, 
że potrzyma dziecko, by pielęgniarka mogła ułożyć specjalny podkład w łóżeczku, na pewno 
nie powstrzymałaby się od jakiegoś celnego komentarza. 

Z powodu podrażnienia tkanek w gardle również chłopczyk był pod wpływem środków 

usypiających. Mimo to pod cieniutkimi powiekami widać było granatowe oczka. Trzymając 
go na rękach, Kirstin nie mogła nadziwić się jego kruchości. 

– Każde z nich to taki miniaturowy cud – rzekła Sahru, układając swojego najmłodszego 

podopiecznego. 

W obawie, że pielęgniarka mogłaby odgadnąć jej myśli, Kirstin odwróciła wzrok. Jak tu 

się  przyznać,  nawet  przed  samą  sobą,  że  nagle  zapragnęła  mieć  własną  rodzinę?  Przecież 
przez tyle lat twierdziła, że nie ma na to najmniejszej ochoty. 

– Kiedy będę mogła go zobaczyć? – zapytała Sara, chwytając Kirstin za rękę, jakby bała 

się, że ta odejdzie, nie udzielając jej odpowiedzi. Ale dzięki temu potrafiła nieco się skupić. 

– Jak tylko będzie pani na tyle przytomna, że nie wypadnie pani z wózka – zażartowała. –

Wiem, że uwierzy pani tylko własnym oczom, ale na razie mam dla pani coś innego. – Podała 
jej  zdjęcie  z  polaroidu,  zrobione  zgodnie  z  niepisaną  umową  między  oddziałem  opieki 
specjalnej dla noworodków i oddziałem położniczym. 

Dziewczyna z trudem hamowała cisnące się łzy, wpatrując się w fotografię, którą wzięła 

w palce z ogromnym nabożeństwem. 

– Jaki  on maleńki – szepnęła zdławionym  głosem,  i  wyczerpana opadła  na  poduszki. –

Ale mogło być gorzej... 

– Przypnę zdjęcie  na  szafce,  żeby się nie  pogniotło. – Kirstin zorientowała się, że  Sara 

zaraz  zapadnie  w  sen.  Na  odchodnym  jeszcze  raz  spojrzała  na  fotografię,  rozpamiętując 
skomplikowany poród tego maleństwa i sukces, jakim okazała się cała operacja. 

Teraz należało czekać na pełne wyniki badań płynu pobranego z guza. Wiedziała jedynie, 

że większość guzów laryngologicznych nie jest złośliwa. Sądziła, że skoro mały przeżył tak 
niezwykły poród, ma ogromną szansę na długie i zdrowe życie. 

Trzeba  wracać  do  papierkowej  roboty.  Do  jej  obowiązków  należy  uzupełnienie 

dokumentów  pacjentek,  które  dzisiaj  wychodzą  do  domu,  napisanie  sprawozdań  dla  ich 
lekarzy rodzinnych oraz informacji dla położnych, które będą je odwiedzać w domu. 

Z kubkiem kawy i stertą teczek ruszyła do swojego pokoju. Te papierzyska zajmą jej parę 

godzin!  Większością  rutynowych  szpitalnych  dokumentów  zajmował  się  już  komputer, 
dodatkowe kopie robiła kopiarka, ale każda ciąża i każdy poród mają inny przebieg. Przy ich 
opisywaniu ważny jest każdy najdrobniejszy szczegół, a to wymaga ogromnego skupienia. 

– Jak Sara się czuje?
– Sam!  Ale  mnie  przestraszyłeś.  – Omal  nie  wylała  kawy.  Cud,  że  nie  upuściła 

wszystkich teczek. 

Uprzytomniła  sobie,  że  zwróciła  się  do  niego  po  imieniu.  Robiła  to  od  niedawna,  bo 

dotychczas z całą premedytacją unikała spoufalania się z mężczyznami. Zrazu chciała w ten 

background image

sposób zachować bezpieczny dystans, schronić się przed nimi za murem, z czasem weszło jej 
to w nawyk. Tak było do niedawna... do owego pamiętnego dnia, w którym Naorni oznajmiła, 
że jest w ciąży. 

Nie wiadomo, dlaczego w tym murze oddzielającym ją od świata powstała szczelina. Od 

tej  pory  częściej  nazywała  w  myślach  tego  mężczyznę  Samem  niż  doktorem  Dysardem.  I 
czasem z dziwną intonacją wymawiała jego imię na głos. On to zauważył, pomyślała, czując, 
że się czerwieni. Przypomniała sobie, o co ją zapytał. 

– Pani Simmons czuje się lepiej – odparła oficjalnym tonem. 
Wesołe iskierki w jego oczach nie zgasły. Nie oszuka  go. Jest zbyt inteligentny, by nie 

zauważyć tego pośliźnięcia ani tego, że ona rozpaczliwie próbuje schować się za tym swoim 
murem. Mimo to postanowiła przywrócić dawny dystans. 

– Wyszła z narkozy całkiem szybko. Funkcje życiowe w normie. Na sali pooperacyjnej 

nie przebywała długo. Jest już na oddziale i między jedną drzemką a drugą dopytuje się, kiedy 
będzie mogła odwiedzić synka. 

– Pozostawiam  to  twojej  decyzji.  – Była mu  wdzięczna  za  to, że  okazał jej zaufanie.  –

Kiedy się obudzi, przekaż jej dobrą wiadomość. Badanie potwierdziło, że guz jest łagodny. 

– Dzięki  Bogu! – westchnęła  z  ulgą.  Byłoby  straszne,  gdyby  po  takim  dramatycznym 

przyjściu na świat to maleństwo musiało walczyć o to, by na nim się utrzymać. – To znaczy, 
że jak tylko mały dojdzie do siebie po porodzie, można będzie guz usunąć. 

– Zasadniczo tak. Może nawet wystarczy endoskopia. Nie zazdroszczę temu, kto będzie 

operował takie małe gardziołko. 

– Ale  za  to  nie  zostanie  mu  żadna  blizna.  Nikt  się  nie  domyśli,  jak  bliski  byt  śmierci. 

Chyba że sam o tym powie. 

– Są  jakieś  problemy,  którymi  powinienem  się  zająć?  Uśmiechnął  się  jeszcze  bardziej 

ujmująco  niż  wtedy,  w  sali  operacyjnej.  Skarciła  się  za  takie  myśli.  Co  się  z  nią  dzieje? 
Dlaczego tak reaguje na tego człowieka? Należy koncentrować się na tym, co mówi, a nie na 
tym, jak patrzy. 

– Dla  ciebie  nic  nie  ma.  .  Za  to  sterta  papierów  czeka  na  mnie – odparła,  zerkając 

wymownie  na  teczki.  – Czasami  odnoszę  wrażenie,  że  więcej  czasu  poświęcam  biurokracji 
niż medycynie. 

– Uważasz,  że  to  przesada?  To  nic  w  porównaniu  z  tym,  ile papierkowej  roboty  ma 

konsultant. Oprócz wypełniania dokumentów dotyczących poszczególnych pacjentów trzeba 
chodzić  na  zebrania  poświęcone  kierunkom  rozwoju  oddziału,  polityce  szpitala,  polityce 
finansowej oddziału, planowaniu, wykonaniu planu, i tak dalej. Kilka dni  później na biurku 
ląduje  tona  makulatury,  która  ma  nam  przypominać  każde  słowo  powiedziane  na  każdym 
spotkaniu. 

– Chcesz przez to powiedzieć, że nie warto tak się wysilać, żeby zostać konsultantem? –

zaatakowała. 

– Nie – odparł  łagodnym  tonem. – Warto.  Choćby po to,  żeby zdecydować się  na  taką 

operację jak dzisiejsza. Miałem świadomość, że potrafię ją przeprowadzić. I uratować dziecko 
oraz matkę. 

background image

Była tak wzruszona jego żarliwą wypowiedzią, że miała ochotę serdecznie  go uścisnąć. 

O,  nie.  Odsunęła  się  o  pół  kroku,  aby  nie  ulec  tej  pokusie.  Jeszcze  nigdy  nie  pragnęła  tak 
bardzo fizycznego kontaktu i wcale nie była pewna, czy jej się to podoba. Lepiej skupić się na 
zadaniach, które zdominowały ostatnie dziewięć lat jej życia. 

– Tak  też  myślałam.  – Z  ulgą  poczuła,  że  nadal  potrafi  umiejscowić  go  w  kategorii 

„starszych kolegów”. – Stąd wniosek, że muszę brać się do roboty, bo inaczej nic z tego nie 
będzie. 

Gdy  zasiadła  za  biurkiem,  okazało  się,  że  fakt  fizycznej  nieobecności  Sama  wcale  nie 

oznacza  jego  nieobecności  w  jej  myślach.  Było  to  po  prostu  niemożliwe,  bo  przy  każdej 
zmianie  w  leczeniu  lub  zmianie  dawki  leku  widniał  jego  znajomy  podpis.  Przeglądając 
dokumenty, uświadomiła sobie, że nie wie, jak wygląda jego pismo. Wszystkie notatki były 
pisane  różnymi  charakterami  pisma,  ponieważ  zawsze  je  dyktował  komuś  z  personelu,  po 
czym czytał je i składał swój podpis. 

– Nie ma czym się upajać – mruknęła pod nosem niezadowolona z siebie. – Bierz się do 

roboty, bo nie skończysz do północy. 

Taki miły człowiek. I taki dobry lekarz, pomyślała, gdy kilka dni później zobaczyła, jak 

żegna  się  z  parą  opuszczającą  jego  gabinet  Ten  dzień  był  zarezerwowany  na  badania  i 
rozmowy z kobietami mającymi problemy z poczęciem. 

Były to pacjentki skierowane przez specjalistyczne kliniki lub szpitale, w których nie było 

takiego oddziału. 

Za  chwilę  cały  zespół  zbierze  się,  by  przedyskutować  swe  uwagi,  obserwacje  i 

propozycje. Nie wiedziała, na jakiej zasadzie odbywa się to w innych szpitalach, ale im lepiej 
poznawała  metody pracy  Sama  Dysarda,  tym  bardziej  jej  odpowiadały.  Problem  polegał  na 
tym,  że  chociaż  wszystkie  potencjalne  kandydatki  skierowane  do  programu  wspomaganego 
zapłodnienia miały trudności z zajściem w ciążę, nie wszystkie spełniały wymagane warunki. 

Dawniej  bez  trudu  godziła  się  z  myślą,  że  niektóre  kobiety  nigdy  nie  osiągną 

wymarzonego  celu,  lecz  teraz  było  inaczej,  teraz  po  raz  pierwszy  bała  się  tego  spotkania. 
Odkąd przyznała się przed sobą, że pragnie urodzić dziecko, bardziej współczuła pacjentkom, 
którym definitywnie odebrano tę nadzieję. 

Zaczęła zastanawiać się nad swoją sytuacją. Jeśli postanowi nadal doskonalić się w tym 

zawodzie, to jaka będzie jej reakcja, gdy okaże się, że za długo zwlekała z macierzyństwem? 
Jak  będzie  się  czuła,  gdy  uświadomi  sobie,  że  już  nie  doświadczy  radości  i  niewygód 
związanych z faktem noszenia w łonie dziecka? Że żaden maluch nie zawoła do niej „mamo”, 
że nie będzie od niej tak absolutnie zależny? Jak trudno będzie jej pogodzić się z myślą, że po 
śmierci nie pozostanie po niej żaden ślad?

Jeszcze  do  niedawna  nawet  nie  postała  jej  w  głowie  myśl,  by  mogła  zechcieć  mieć 

dziecko. Decyzję o tym, że nikim się nie zwiąże, podjęła tyle lat temu, że było to dla niej 
oczywiste, a wszelkie konsekwencje takiego postanowienia wydawały się zupełnie nieistotne. 
A gdy Naomi oznajmiła, że jest w ciąży, świat przewrócił się do góry nogami. 

– Skoro  już  wszyscy  jesteśmy,  zacznijmy  od  Johna  i  Dianne – zwrócił  się  Sam  do 

zebranych, podczas gdy Kirstin starała się jak najdalej odepchnąć ponure myśli związane z jej 

background image

życiem  prywatnym,  – Są  małżeństwem  od  siedmiu  lat  – podjął,  jak  zwykle  zaczynając  od 
prezentacji przypadku. 

– Przez  ten  czas  nie  stosowali  żadnych  środków  antykoncepcyjnych,  lecz  Dianne  nie 

zaszła  w  ciążę,  mimo  że  miesiączkuje  regularnie.  Po  rutynowym  badaniu  i  zapoznaniu 
pacjentki z metodą termiczną jej lekarz zlecił wykonanie testu na poziom hormonów. Okazało 
się, że owulacja przebiega normalnie. To, oczywiście, nie jest jeszcze gwarancją, że jajeczka 
są  pełnowartościowe.  Nie  stwierdzono  zaburzeń  układu  dokrewnego  ani  choroby  płuc  lub 
serca. Mimo że we wczesnej młodości zdarzały się jej infekcje, nie miała zabiegów w obrębie 
jamy brzusznej. Jej małżonek również przeszedł badania, które wykazały, że jego plemniki są 
odpowiednio liczne i zdolne do zapłodnienia. 

Gestem przekazał głos koledze. 
– Przeprowadzona  laparoskopia  wykazała  normalną,  zdrową  macicę  oraz  dwa  zdrowe 

jajniki. W jajowodach natomiast stwierdzono liczne blizny, mogące być skutkiem przebytych 
infekcji,  które  rozwinęły  się  w  rezultacie  sportów  wodnych,  uprawianych  przez  Dianne 
amatorsko blisko dziesięć lat temu. 

Pałeczka przeszła w następne ręce. 
– Kolejne badania krwi wykluczyły anemię lub infekcje. Sądzę, że jest dobrą kandydatką: 

względnie młodą, zdrową i aktywną. 

– A  przede  wszystkim  zdecydowaną – dorzucił  Sam,  zwracając  się  do  psychologa.  –

Mam rację?

– W stu procentach. – Leslie Finch uśmiechnął się. – Przyznaję, że nie mamy zbyt dużo 

czasu na to, by gruntownie poznać naszych kandydatów, ale podczas tych wywiadów, które 
miałem okazję z nimi przeprowadzić, nie padło żadne stwierdzenie typu, że ich życie legnie w 
gruzach  z  braku  potomstwa.  Oboje  stanowczo  twierdzili,  że  zrobią  absolutnie  wszystko,  co 
pomoże Dianne zajść w ciążę. Wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie, oboje razem i 
każde  z  osobna.  Szkoda,  że  więcej  małżeństw  nie  daje  sobie  takiego  wspaniałego 
wzajemnego wsparcia. 

– Są jeszcze jakieś uwagi lub pytania? Kirstin podniosła dłoń. 
– Upór jest nieodzowny. Czy wiadomo jednak, jaki jest ich stosunek wobec możliwości 

niepowodzenia?

– Dobre pytanie – zauważył Leslie. – Zbyt wiele par sądzi, że metoda in vitro rozwiązuje 

wszystkie  problemy.  Nawet  wtedy  gdy  ich  uprzedzamy,  że  wskaźnik  powodzenia  może  za 
pierwszym razem wynosić zaledwie czternaście procent, wolą wierzyć, że los uśmiechnie się 
akurat do nich. 

– A John i Dianne? – nalegała Kirstin. 
– Jak już Sam wspomniał, są zdecydowani podjąć tę próbę, pod warunkiem że nie będzie 

to ryzykowne dla zdrowia Dianne. W trakcie programu będę się z nimi kontaktował, aby być 
na bieżąco. 

Stres  wywołany  taką  decyzją  może  nasilić  konflikty w  małżeństwie.  Spotkała  się  już  z 

takimi  przypadkami,  dzięki  czemu  miała  okazję  docenić  niezaprzeczalną  skuteczność 
miejscowej grupy wsparcia dla bezpłodnych małżeństw. Czasami wystarczyło dowiedzieć się, 

background image

że inni przechodzą przez tak samo trudne chwile, aby to poważne napięcie zelżało, – Skoro 
nie  ma  więcej  pytań,  wpisuję  ich  na  listę – oznajmił  Sam.  – Wyślemy  im  potwierdzenie  i 
zadzwonimy do nich, aby ustalić termin pierwszego zastrzyku hormonalnego. 

W  zależności  od  tego,  jak  Dianne  zareaguje  na  kolejne,  codzienne  dawki  mieszanki 

hormonów,  po  siedmiu  do  dwunastu  dniach  jej  pobudzone  w  ten  sposób  jajniki  zaczną 
wydzielać  dojrzałe  jajeczka.  Kirstin  nie  będzie  zajmowała  się  zastrzykami.  Do  jej 
obowiązków będzie za to należała analiza codziennych wyników badania krwi oraz USG, aby 
nie dopuścić do nadmiernego, niebezpiecznego pobudzenia organizmu Dianne. 

Bezpośrednio  spotka  się  z  Dianne,  dopiero  gdy  przyjdzie  pora  pobrania  dojrzałych 

jajeczek, co może nastąpić za parę tygodni lub nawet miesięcy. 

– Przejdźmy  do  Anny  i  Toma – zaproponował  Sam.  Na  wzmiankę  o  tej  parze  radość 

Kirstin nieco przygasła. 

Wobec  tych  kandydatów  miała  pewne  wątpliwości,  ale  żadnych konkretnych  dowodów 

na  ich  poparcie.  Obserwując  Sama,  zorientowała  się,  że  nie  jest  osamotniona  w  tych 
podejrzeniach. 

– Wiem – powiedział – że kasa chorych już ma dosyć finansowania tej pary, ale... coś mi 

tu nie gra. Czy ktoś z kolegów wie, o co tu może chodzić?

– Chyba...  jestem  prawie  pewna...  – zaczęła  z  wahaniem.  – Kiedy  czekali  na  wizytę  u 

doktora  Dysarda,  siedzieli  razem  w  poczekalni  i  rozmawiali.  Zadzwonił  telefon,  więc 
weszłam  do  gabinetu,  żeby  go  odebrać.  Chyba  mnie  nie  zauważyli.  Kobieta  była  bardzo 
zdenerwowana, a on próbował ją uspokoić. Ale nie nazywał jej Anną, lecz Marion. Mogło to 
być jej drugie imię, ale coś mnie tknęło, więc zajrzałam do kwestionariusza rodzinnego, tego, 
w  którym  wymienia  się  wszystkich  członków  rodziny  oraz  wszystkie  choroby,  jakie 
wystąpiły w rodzinie. 

Sam  przytaknął.  Był  to  bardzo  szczegółowy  kwestionariusz,  który  pomagał  wykluczyć 

problemy związane z bezpłodnością na podłożu genetycznym. 

– Proszę mówić dalej. 
– Anna  podała  w  dokumentacji,  że  ma  trzydzieści  osiem  lat.  Wpisała  również  swoją 

siostrę Marion, która ma lat czterdzieści pięć. Podejrzewam, że osoba, którą poznaliśmy jako 
Annę, jest w rzeczywistości Marion. I że owa Marion podszywa się pod młodszą siostrę, aby 
dostać się do naszego programu. 

Oprócz  faktu,  że  w  przypadku  młodszej  siostry  szansa  na  powodzenie  wynosiła 

jedenaście  procent,  a  starszej  nieco  ponad  cztery,  należało  liczyć  się  z  wysokim  ryzykiem 
wystąpienia takich poważnych problemów, jak na przykład zespół Downa. 

W pokoju zapanowało poruszenie. 
– Jesteś pewna? – zapytał ją Sam. 
– Całkiem.  Zanim  się  z  nią  spotkasz,  można  by  to  sprawdzić  u  jej  lekarza  rodzinnego. 

Może Anna i Marion mają różne grupy krwi? Albo jakąś charakterystyczną bliznę. 

– Myślę, że trzeba odłożyć ten przypadek, aż sprawa się wyjaśni – skonstatował. 
– Teraz  już  rozumiem, dlaczego przez  cały  czas  miałem  wrażenie, że  oboje  coś  przede 

mną ukrywają. – Psycholog uśmiechnął się kwaśno. – Dobra robota, Kirstin. 

background image

Zebranie  toczyło  się  dalej,  ale  prawdę  mówiąc,  Kirstin  pochłonęły  jej  własne 

rozmyślania. To straszne, tak bardzo pragnąć dziecka, by ryzykując zdrowie, kłamać, że jest 
się  swoją  młodszą  siostrą.  Dla  tej  pary  było  bez  znaczenia,  że  kasa  chorych  ryzykuje 
wyrzucenie  w  błoto  niemałej  sumy  na  kolejne  nieudane  próby,  podczas  gdy  pieniądze  te 
można  by  przeznaczyć  dla  paru  młodszych  kobiet,  rokujących  znacznie  większe  nadzieje. 
Chociaż wiedziała, że takie oszustwo jest niemoralne, było jej trochę żal Marion i jej męża. 

To z kolei dało jej do myślenia, czy sama potrafiłaby odważyć się na tak desperacki krok. 

Czy, będąc bezdzietną kobietą po czterdziestce, zdecydowałaby się wykorzystać w ten sposób 
system opieki zdrowotnej do osiągnięcia celu, nie zważając również na ryzyko zdrowotne?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Naomi Forrester. – Kirstin uśmiechała się szeroko. – Zapraszam do gabinetu. 
Była to pierwsza wizyta kontrolna Naomi. Kirstin, rozbawiona, postanowiła potraktować 

przyjaciółkę jak kolejną pacjentkę. 

– Czy  to  na  pewno  moja  kolej? – niewinnym  głosikiem  zapytała  Naomi,  wchodząc  do 

pokoju. Położna na szczęście wiedziała, że przyjaźnią się od lat, więc nie okazała zdziwienia. 

– Jak się czujesz? – spytała Kirstin, zamknąwszy drzwi, tym razem już całkiem serio. –

Męczą cię nudności?

– Skąd wiesz? – jęknęła Naomi, zdejmując buty, żeby stanąć na wadze. – Bo jestem taka 

zielona na twarzy?

– Powiedz  uczciwie,  jak  bardzo  cię  to  męczy?  Udaje  ci  się  je  pohamować?  To  grozi 

odwodnieniem. Mogę ci coś przepisać. 

Wiedziała, że Naomi nie zaryzykuje niepotrzebnie zdrowia dziecka. 
– Mam powiedzieć prawdę i tylko prawdę? Na razie nie jest źle. – Skrzywiła się. – Nie 

chcę niczego brać, ale jeśli będzie gorzej, na pewno zgłoszę się do ciebie. 

Kirstin wpisała wagę Naomi do komputera, po czym sprawdziła jej ciśnienie. Takie dane 

zazwyczaj zbierały położne, ale Kirstin uznała, że w przypadku Naomi sama się tym zajmie. 

– Poza tym wszystko w normie? Czy coś cię niepokoi?
– Nie chciałabym potwornie się rozryć. 
– Tym na razie się nie przejmuj. Wcześniej miałaś dobrą wagę, a przybyło ci tylko parę 

deko. A to już prawie koniec pierwszego trymestru. 

– Za to jak tylko poczuję się trochę lepiej, wróci mi apetyt i zacznę obżerać, się za dwoje!
– Nie  byłabym  tego  taka  pewna – mruknęła  Kirstin.  – Ty  i  Cassie  jadłyście,  ile  dusza 

zapragnie, i nigdy nie tyłyście. Tylko ja musiałam uważać, ile jem, bo to od razu widać. 

– Chyba  żartujesz! – oburzyła  się  Naomi.  – Już  dawno  temu  zrzuciłaś  te  wszystkie 

kilogramy i jesteś szczuplejsza ode mnie i Cassie. Teraz masz nogi aż pod samą brodę i ani 
grama tłuszczu. Ty stale jesteś w ruchu. 

Kirstin prychnęła z niedowierzaniem, ale cieszyła ją lojalność Naomi. Dobrze wie, jaka 

jest prawda: wcale nie jest wyjątkowa. 

– Nie  będę  ci  dłużej  zawracać  głowy,  bo  tam  czeka  druga  pacjentka – rzuciła  Naomi, 

wkładając buty. 

– Druga  pacjentka? – Uderzyła  w  klawisz,  żeby  sprawdzić  w  komputerze.  – Nikogo 

więcej tu nie ma. Ty byłaś ostatnia. 

– W  poczekalni  jest  jeszcze  jedna  kobieta.  Zaprosić  ją?  Kirstin  ściągnęła  brwi, 

zastanawiając  się,  jaki  to  błąd  w  szpitalnym  systemie  komputerowym  mógł  zgubić  jedną 
pacjentkę. Po chwili jednak usłyszała znajomy chichot przyjaciółek. 

– Cassie,  wejdź.  – Dzięki  Bogu  to  nie  sprawka  komputera.  – Chcesz  z  pierwszych  ust 

usłyszeć”, jak Naonu się czuje?

– Poniekąd – odparła  Cassie  tajemniczym  tonem.  – Ale  chciałabym,  żebyś  mnie  też 

background image

zbadała. 

– Żebym cię zbadała? – Nagle wydało się, że otaczają ją krzywe lustra, które wszystko 

powtarzają. 

– Zrobiłam dzisiaj rano domowy test, ale chcę mieć całkowitą pewność. – Jej promienny 

uśmiech omal nie poraził Kirstin. 

– Ty też jesteś w ciąży... 
Na szczęście zdumienie odebrało jej głos, bo inaczej jej słowa odzwierciedlałyby ponury 

mrok otchłani, jaka się w niej otworzyła. 

– Niesłychane! – pisnęła  Naomi  z  miną  magika,  który  wyciąga  królika  z  kapelusza.  –

Zaszłyśmy  w  ciążę  na  samym  początku  małżeństwa,  a  nasze  dzieci  urodzą  się  w  odstępie 
jednego miesiąca. Dot będzie wniebowzięta. 

Kirstin  uśmiechnęła  się,  mimo  że  z  trudem  łapała  powietrze.  Naprawdę  cieszyła  się 

szczęściem  przyjaciółek.  Doczekały  się  spełnienia  marzeń,  i  to  w  tak  krótkim  czasie.  Więc 
dlaczego  ona  czuje  się  tak,  jakby  coś  w  niej  umierało?  Jej też  się  poszczęściło.  Realizuje 
swoje marzenia, więc o co chodzi? Dlaczego nie cieszy się razem z nimi?

Uprzytomniła sobie nagle, że już jakiś czas temu Naomi odała jej pytanie, na które dotąd 

nie dała jej odpowiedzi. Dobrze, że teraz zajęła się czym innym. Nie ma najmniejszej ochoty 
tłumaczyć,  dlaczego  jest  roztargniona,  ani  tym  bardziej  analizować  swoich  chaotycznych 
emocji. 

Rozległo się pukanie do drzwi. 
– Proszę. – Było jej głupio, ponieważ ucieszyła się, że ktoś wybawi ją z tej niezręcznej 

sytuacji. 

– Och, przepraszam. Myślałem, że już skończyłaś – speszył się Sam Dysard. 
– Proszę nie wychodzić! – zawołała Naomi. – Pani doktor już skończyła. Wpadłyśmy z 

Cassie, żeby podzielić się z nią pewną wiadomością. 

– Sądząc po waszych minach, mam nadzieję, że to dobra wiadomość. 
– Najlepsza. Obydwie jesteśmy w ciąży – oznajmiła Naomi. 
– Naomi  zaszła  w  ciążę  w  noc  poślubną – poskarżyła  Cassie,  zachwycona,  że 

przyjaciółka oblała się rumieńcem. 

– Wy też nie próżnowaliście – odparowała Naomi. – Między twoją a moją ciążą jest tylko 

dwa tygodnie różnicy, a wy dopiero co się pobraliście. 

Kirstin czuła, że nie ma siły dłużej się uśmiechać. Nie miała nic przeciwko temu, by Sam 

dalej gawędził z Naomi i Cassie, ale czuła, że miał wielką ochotę wciągnąć ją do tej wymiany 
zdań. 

– Teraz już rozumiem, co miałaś na myśli, mówiąc, że jesteście jak siostry ~ powiedział, 

przenosząc wzrok z Naomi i Cassie na Kirstin. . 

– Poznałyśmy się, kiedy miałyśmy po piętnaście lat – zauważyła Cassie. 
– I widzę, że nadal jesteście bardzo blisko. Dwie z was wyszły za mąż na przestrzeni paru 

zaledwie miesięcy, po czym okazuje się, że prawie razem będziecie rodzić. – Zwrócił się do 
Kirstin. ~ Teraz pora na ciebie. 

– Na pewno nie. – Zawsze tak reagowała, tym razem jednak z przykrością poczuła, że to 

background image

zapewnienie ją zasmuciło. 

– Kirstin myśli tylko o pracy – broniła ją Cassie. – Dla niej najważniejszy jest doktorat. 
Szkoda,  że  Cassie  to  powiedziała.  Sam  ściągnął  brwi  i  zamyślił  się  na  chwilę.  Czytał 

ludzkie  emocje  znacznie  szybciej  niż  inni,  a  Kirstin,  pamiętając,  z  czego  zwierzyła  mu  się 
poprzedniego dnia, obawiała się, że się zorientuje, co się teraz w niej dzieje. 

– Mam  nadzieję,  że  dokładnie  przemyślałaś  konsekwencje  tej  decyzji – powiedział, 

patrząc jej głęboko w oczy. 

Dlaczego on tak się we mnie wpatruje? Jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu i 

chciał poznać moje myśli. Jak podczas rozmów z pacjentkami. 

– O  której  dzisiaj  kończysz? – spytała  znienacka  Naomi.  Kirstin,  zahipnotyzowana 

spojrzeniem Sama, z trudem przypomniała sobie, kiedy zaczął się jej dyżur. 

– Dopiero o dziewiątej. Dlaczego pytasz?
– Jedziemy do Dot, żeby podzielić się z nią dobrą nowiną. 
– Luke  i  Adam  jadą  razem  z  nami – uzupełniła  Cassie.  – Na  pewno  nie  dasz  rady 

skończyć wcześniej?

Kątem  oka  zauważyła,  że  Sam  nadal  uważnie  przysłuchuje  się  ich  rozmowie. 

Spojrzeniem  dał  jej  do  zrozumienia,  Że  przejmie  część  jej  dyżuru.  Kiedy  nieznacznym 
ruchem  głowy odmówiła,  odwrócił  wzrok.  To  bardzo  ładnie  z  jego  strony,  ale  ona  nie  ma 
najmniejszej ochoty uczestniczyć tym święcie. 

Gdy Cassie wyszła za mąż, Kirstin zaczęła czuć się samotna, a dzisiaj wydało się jej, że 

została już zupełnie sama. 

Sam  pewnie  pracował  tego  dnia  dłużej  niż  ona,  więc  nie  ma  sensu,  żeby  do  tego 

wszystkiego jeszcze ją zastępował. 

– Koniecznie pozdrówcie ode mnie Dot – przypomniała im na odchodnym. – Wpadnę do 

niej, jak tylko uzbieram kilka wolnych dni. Zostanę wtedy na noc i sobie pogadamy. 

Być może do tego czasu upora się z tą gonitwą myśli. Tylko Dot może jej pomóc... 
– Już nas wyganiasz? Miałaś zrobić mi próbę – upomniała się Cassie. – Bez oficjalnych 

wyników nie będę mogła powiedzieć Dot, że jestem w ciąży. 

Sam  roześmiał  się.  Nie  spodziewała  się,  że  zostanie.  Podczas  gdy  ona  zajmowała  się 

Cassie, rozmawiał z Naomi o pracy na pediatrii, zapewne szczęśliwy, że może wyrwać kilka 
minut  z  pracowitego  dyżuru.  Został  nawet  wtedy,  gdy  obydwie  wniebowzięte  dziewczyny 
wyszły z pokoju. 

– Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać. Mam nadzieję, że to nie było nic pilnego. 
– Absolutnie. – Przysiadł na brzegu biurka. – Twoje podejrzenie, że Marion podszywa się 

pod swoją siostrę, okazało się uzasadnione. Na dodatek skłamały w sprawie wieku. Za kilka 
tygodni Marion kończy pięćdziesiąt lat. 

– Chciałabym  tak  wyglądać  w  tym  wieku.  Sądziłam,  że  ma  kilkanaście  lat  mniej. 

Gdybym nie podsłuchała tej rozmowy... 

– Niestety, młody wygląd nie jest gwarancją równie młodego układu rozrodczego. 
– Co  teraz  z  nimi  będzie?  Chciała  dostać  się  do  bardzo  kosztownego  programu  drogą 

oszustwa. Czy myślisz, że pociągną ją do odpowiedzialności prawnej?

background image

– Nie przyczynię się do tego. Będzie im wystarczająco przykro, gdy dowiedzą się, że nie 

zostali zakwalifikowani. Nie warto wciągać w to ciężkiej ręki prawa. 

– Czy nasza poradnia była ich ostatnią deską ratunku? – Wiedziała, że Sam też nie lubi 

takich sytuacji. Było jej niemal przykro, że wykryła to oszustwo. 

– To bardzo możliwe, chyba że stać ich na wyjazd za granicę. Jest kilka ośrodków, które 

przyjmują kobiety po pięćdziesiątce. 

– Pan Bóg nie pozwala kobietom po pięćdziesiątce mieć dzieci, bo by zapominały, gdzie 

je zostawiły – zacytowała słowa Dot. 

Uśmiech Sama powoli gasł. 
– Kirstin,  to  po  części  dlatego  tak  się  zaniepokoiłem,  kiedy  twoja  przyjaciółka 

powiedziała, że postanowiłaś nie wychodzić za mąż i nie mieć dzieci. Chyba zauważyłaś, że 
spora  liczba  kobiet,  które  starają,  się  mieć  dziecko  metodą  sztucznego  zapłodnienia,  to  te, 
które całkowicie poświęciły się karierze zawodowej. 

– Wcale  nie  ma  ich  tak  dużo – broniła  się.  – Na  liście  pacjentek  są  kobiety  w  bardzo 

różnym wieku. 

– Większość  z  nich  próbuje  mieć  dziecko  od  początku  małżeństwa – przyznał.  – To 

znaczy,  że  gdy  orientują  się,  że  to  jest  poważny  problem,  są  jeszcze  młode  na  tyle,  że 
możemy im pomóc. Grupa, którą miałem na myśli, to te, które dopiero po trzydziestce nagle 
postanawiają założyć rodzinę. I kiedy one zorientują się, że nie zachodzą w ciążę, poziom ich 
płodności już zaczyna szybko opadać. Czas działa na naszą niekorzyść. 

Sam miał rację. 
– To  dlatego  powiedziałem,  że  mam  nadzieję,  że  dobrze  przemyślałaś  tę decyzję.  Czas 

może  zaskoczyć  kobietę,  która  stale  odkłada  to  na  później.  Mężczyzna,  który  za  młodu 
podejmie taką decyzję, ma o wiele więcej czasu do namysłu. 

Nic  dodać,  nic  ująć.  Ciekawe,  jak  by  skomentował  wątpliwości,  które  ją  nękały,  odkąd 

dowiedziała się o ciąży Naomi, a dzisiaj o ciąży Cassie. Obserwował ją uważnie, spokojnie 
czekał na odpowiedź. Jak w przypadku pacjentki, która musi podjąć trudną decyzję. Zdążyła 
się zorientować, że Sam nigdy nie okazuje zniecierpliwienia. 

A  on?  Sądząc  po  stanowisku,  jakie  zajmuje,  ma  około  trzydziestu  pięciu  lat  i,  jeśli 

wierzyć  szpitalnym  plotkarom,  nie  był  żonaty.  Czy  ta  stanowczość  w  jego  głosie  może 
znaczyć, że sam dojrzał do zmiany postanowienia?

Mężczyzna  tak  oddany  pracy  zawodowej,  nie  obciążony  zobowiązaniami  finansowymi 

wobec byłej żony i dzieci, a na dodatek szef tak specjalistycznego oddziału, jest wymarzoną 
partią. Koniecznie trzeba dowiedzieć się o nim czegoś więcej. 

– A  ty? – zagadnęła  niemal  wyzywającym  tonem.  – Postanowiłeś  nie  mieć  dzieci,  czy 

może jest ktoś, kto... ?

Urwała,  przerażona  własną  bezczelnością.  Takie  pytania  można  stawiać  koleżankom 

podczas  ploteczek  przy  kawie,  ale  nie  komuś  takiemu  jak  on!  Ten  człowiek  ma  wkrótce 
zadecydować  o  jej  przyszłości  na  tym  oddziale.  Bała  się  podnieść  wzrok.  Może  poczuł  się 
urażony?

– Kiedyś była w moim życiu pewna kobieta – odparł ze smutkiem w głosie. 

background image

– Zamierzałeś z  nią  się  ożenić? – Wzmianka o  nieznajomej  w życiu  Sama  sprawiła,  że 

poczuła ucisk w dołku. 

– Nic z tego nie wyszło. – Wzruszył ramionami. – A potem poświeciłem się zagadnieniu 

bezpłodności i już nie miałem czasu na związki. 

Bardzo  często  zostawał  w  szpitalu  po  dyżurze.  Dopiero  teraz  przyszło jej  do  głowy,  że 

być może po prostu nic przyjemnego nie ciągnęło go do domu. 

– A  rodzina?  Pomagasz  ludziom  zakładać  rodziny,  a  czy  sam  pomyślałeś  o  tym,  żeby 

założyć własną?

– Kiedyś o tym myślałem. Ale mi przeszło. 
Taka  wypowiedź  mogła  znaczyć,  że  Sam  po  prostu  nie  chce  mieć  dzieci,  ale  odniosła 

wrażenie,  że  jednak  jest  inaczej.  Wystarczyło  popatrzeć,  jak  delikatnie  obchodzi  się  ze 
swoimi  malutkimi  pacjentami,  by  nie  mieć  wątpliwości,  że  byłby  wspaniałym  ojcem. 
Dlaczego z tego zrezygnował? I dlaczego tak usilnie namawia ją, by zmieniła decyzję?

Nie dane było jej zgłębić tej kwestii, bo w tej samej chwili rozległo się piszczenie pagera. 
– Twój czy mój? – zapytał Sam, gdy oboje nerwowo sięgnęli do kieszeni. 
Sam jęknął tylko, przeczytawszy wyświetlony numer. 
– To Marion, czyli Anna – oznajmił. – Rano zawiadomiliśmy ją, że nie możemy włączyć 

jej  do  programu.  Dzwoni  już  piąty  raz.  Ubzdurała  sobie,  że  coś  wskóra,  jeśli  będzie  mnie 
nękać. 

– Pewnie wyczuła, że masz miękkie serce – odważyła się zażartować. 
– Moje serce nie ma tu nic do rzeczy. – Zaczerwienił się lekko. – Po prostu jest za stara i 

nie rokuje większych nadziei, wiec nie mogę się nią zająć. 

– Do  tego  wszystkiego  w  jej  wieku  byłoby  to  bardzo  ryzykowne  ze  względów 

zdrowotnych. – Chciała mu pokazać, że podziela jego opinię. – Niewiele kobiet zdaje sobie 
sprawę  z  tego,  jak  niebezpiecznym  przedsięwzięciem  jest  ciąża,  nawet  dla  zdrowych  i 
młodych. Niemal tak samo jak rodeo lub skoki na bungee. 

– Czy to  dlatego skreśliłaś  tę  pozycję ze  swojej  listy? – rzucił  mimochodem,  jakby nie 

oczekując odpowiedzi. 

Niespodziewanie dla siebie samej poczuła potrzebę szczerości. 
– Prawdę  mówiąc,  wykluczyłam  możliwość  zamążpójścia,  a  nie  urodzenia  dzieci.  –

Przestraszyła  się,  że  za  chwilę  przyzna  się  do  całonocnych  rozmyślań  i  marzeń  o  własnym 
dziecku. 

Nie  należy  o  tym  wspominać,  zwłaszcza  że  ten  człowiek  będzie  decydować  o  jej 

przyszłym zatrudnieniu. Aluzja  do samotnego macierzyństwa mogłaby jej  tylko zaszkodzić. 
Zrobiła  unik  pod  pretekstem,  że  nie  chce  mu  przeszkadzać  w  rozmowie  z  Marion.  W 
rzeczywistości bała się, że Sam zacznie czytać w jej myślach. 

Właśnie  to  zamierzam  zrobić,  pomyślała,  wracając  na  oddział.  Małżeństwo  nadal  nie 

wchodzi  w  rachubę,  lecz  możliwość  urodzenia  dziecka  wydawała  się,  jej  coraz  bardziej 
realna.  Być  może  podświadomie  już  się  do  tego  przygotowuje.  Na  dodatek  jej  sytuacja 
życiowa również sprzyja podjęciu takiej decyzji. 

Na  przykład  mieszkanie.  Dano  jej  dwa  do  wyboru,  w  tej  samej  kamienicy,  a  ona  nie 

background image

wiadomo  dlaczego  wybrała  parter,  z  niewielkim  ogródkiem.  Idealne  miejsce  dla  dziecka. 
Strona  finansowa  też  rysuje  się  obiecująco.  W  tej  chwili,  nawet  bez  podwyżki,  którą  ma 
dostać za parę miesięcy, zarabia tyle samo co wielu kolegów utrzymujących żony i dzieci. Co 
więcej, w szpitalu działa żłobek dla dzieci pracowników, więc po powrocie do pracy odpadnie 
jej problem zatrudnienia opiekunki. 

Jej dziecku na pewno nie zabraknie towarzystwa, zważywszy że Naomi i Cassie wkrótce 

zostaną  matkami.  Jest  też  mała  Jenny,  która  już  chodzi,  i  na  pewno  chętnie  wystąpi  w  roli 
starszej  siostrzyczki.  Jej  optymistyczne  rozważania  przerwał  czyjś  głos.  Odwróciła  się  i 
ujrzała Hala. 

– Dzień  dobry.  – Przystanęła  przy  oknie  wychodzącym  na  pozbawiony  liści  zimowy 

ogród. – Co tu robisz? O tej porze? Jeszcze nie czas na obchód pacjentek wyznaczonych do 
zabiegów. 

Młody Egipcjanin uśmiechnął się szeroko. 
– Szukam ciebie. Chciałem zamienić z tobą słówko na temat Sahru. – Rozejrzał się, by 

upewnić się, że nikt ich nie słyszy. – Masz teraz chwilę?

– Jasne. Poszukamy wolnego pokoju?
– To zbędne. Chciałem cię poprosić, żebyś porozmawiała z nią o możliwości zabiegu. 
– Jakiego zabiegu? Wesz przecież, że tylko Sam może o tym zadecydować. 
– Wiem, ale widzisz, już kilka miesięcy temu Sahru obiecała zgłosić się do niego, a mimo 

to jeszcze się do niego nie zapisała. To dla niej bardzo trudna decyzja. Ty jesteś kobietą, więc 
będzie  jej  łatwiej  z  tobą  rozmawiać  o  takich  sprawach.  Jeśli  uznasz,  że  powinna  pójść  do 
Sama, czułaby się lepiej, gdybyś jej towarzyszyła podczas wizyty u niego. 

To  ją  zaciekawiło,  ale  biorąc  pod  uwagę  to,  że  Sahru  Ismail  pochodzi  z  Sudanu, 

domyślała się, na czym może polegać jej problem. 

– Czy powinnam o czymś wiedzieć, zanim się z nią spotkam? – zapytała ostrożnie. – Jeśli 

zależy jej na dyskrecji, mogę nie wpisywać jej do mojego planu wizyt, dopóki wszystko się 
nie wyjaśni. 

– To dobry pomysł. Myślę, że najważniejsze jest to, żeby uwierzyła, że ją kocham i chcę 

się z nią ożenić. Uważa, że jej problem wyklucza naszą wspólną przyszłość. Jest przekonana, 
że  ją utwierdzisz  w tym postanowieniu, ja  natomiast  wierzę, że  znajdziesz  sposób, żeby  jej 
pomóc. 

Zauważyła, że Hal bardzo starannie unika powiedzenia wprost, co dolega Sahru, ale teraz 

nie miała już co do tego żadnych wątpliwości. Niepokoił ją jedynie stopień okaleczenia oraz 
jego konsekwencje, a skoro Sahru była taka stanowcza, mogło to oznaczać, że komplikacje są 
bardzo poważne, – Rozumiem, że im prędzej z nią porozmawiam, tym lepiej. Kiedy kończy 
najbliższy dyżur?

Hal  zerknął  na  kartkę  z  dyżurami  Suhru,  z  której  Kirstin  wybrała  najbardziej  dogodną 

porę.  Wprawdzie  oznaczało  to,  że  następnego  dnia  rano  będzie  musiała  przyjść  trochę 
wcześniej,  przed  swoją  zmianą,  ale  każda  zwłoka  może  narazić  tę  biedną  dziewczynę  na 
niepotrzebną wojnę nerwów. 

– Jestem  ci  bardzo  zobowiązany – szepnął  Hal,  ściskając  jej  dłoń.  – Obiecałem,  że 

background image

przekażę  jej  godzinę  wizyty  u  ciebie.  Zapewniłem  ją  też  o  swoim  zaufaniu  do  ciebie  i 
trafności twojej diagnozy. 

Ujął ją tymi komplementami, tym bardziej że nie był do nich skłonny. Pomyślała, że nie 

może zawieść tych dwojga. Wcześniej zawiadomi Sama, czego się podjęła. 

Powiedziała sobie, że robi to tylko po to, by nie omijać drogi służbowej. Za nic w świecie 

nie przyznałaby się do tego, że zaczyna wynajdować preteksty, by się z nim zobaczyć. 

Spotkali  się  kilka  bardzo  pracowitych  godzin  później.  Przez  ten  czas  zajmowała  się 

dwiema  matkami,  które  urodziły  śliczne  maleństwa.  Miała  przed  sobą  przypadek 
nieprawidłowego  ułożenia  bliźniaczego  płodu.  W  tym  samym  czasie  inna  kobieta, która 
zwlekała  aż  do  drugiej  fazy  porodu,  zaczęła  głośno  i  niewybrednym językiem domagać się 
znieczulenia.  Mimo  tylu  zewnętrznych  bodźców,  Kirstin  wciąż  mocowała  się  że  swoim 
prywatnym dylematem. 

Świeżo upieczona położna wyznała, że przydałaby się jej bardziej fachowa pomoc. 
– Nigdy nie miałam z tym do czynienia, choć znam to z lektury – szepnęła, tak aby – nie 

usłyszała jej rodząca. 

– Mnie  też  trafiło  się  coś  takiego  na  samym  początku  – pocieszyła  ją  Kirstin.  – Na 

szczęście  Sam  Dysard  pomógł  mi  wprowadzić  w  życie  tę  książkową  wiedzę.  Teraz  mam 
okazję  pomóc  tobie.  Ale  na  razie – zniżyła  głos,  starając  się  nie  słuchać  wyzwisk 
dobiegających z drugiego łóżka – zobaczę, na jakim etapie jest ta rozwrzeszczana mamuśka. 
Nie  wiem,  czy  nie  jest  już  za  późno  na  petydynę.  Jeśli  tak  – rzuciła  ze  złośliwym 
uśmieszkiem – zaproponuj koleżance, żeby dała jej maskę z tlenem. Może ją to nieco uciszy. 

Wróciła, gdy młoda położna sprawdzała położenie drugiego bliźnięcia. Już wcześniej nie 

liczono,  że  odwróci  się  przed  porodem,  ale  teraz  stało  się  jasne,  że  to  w  ogóle  nie  nastąpi. 
Pierwsze dziecko, śliczny chłopczyk, ważący prawie tyle samo co dzieci z ciąż pojedynczych, 
owinięty kocykiem już czekał na swojego bliźniaka. Widząc parę maleńkich stopek, Kirstin 
wiedziała, że teraz trzeba cierpliwie czekać, aż dziecko wysunie się nieco więcej, aby pomóc 
mu uwolnić główkę. 

– W samą porę – zauważyła z ulgą w głosie położna na widok Kirstin, która już zmieniała 

rękawiczki. 

Jak  można  było  się  spodziewać,  dziewczynka  miała  obie  rączki  podniesione,  ciągle 

głęboko w łonie matki. Gdy ukazał się fragment ramienia, należało błyskawicznie przystąpić 
do  akcji,  ponieważ  główka  znajdowała  się  teraz  w  miednicy,  naciskając  na  pępowinę  i 
ograniczając dopływ krwi. 

– Za duża na chwyt Brachta, więc spróbujemy mullerem – szepnęła, podtrzymując śliskie 

ciałko oburącz i pociągając je w kierunku łóżka. Położna westchnęła z ulgą. Następnie Kirstin 
nieco  uniosła  dziecko  do  góry,  aby  uwolnić  drugie  ramię.  Delikatnie  odwróciła  noworodka 
„twarzą” do łóżka, a położna przygotowywała się, by naciskając podbrzusze matki, wypchnąć 
główkę.  Kirstin  skinęła  głową  i  sama  podniosła  dziecko  do  góry,  jakby  chciała  nauczyć  je 
stania  na  rękach.  Ułożyła  je  na  brzuchu  matki,  nóżkami  w  stronę  jej  twarzy.  Przy 
akompaniamencie  odgłosu  przypominającego  dźwięk  korka  wyskakującego  z  butelki, 
maleńka główka wyśliznęła się na zewnątrz, po czym najmłodsza przedstawicielka ludzkiego 

background image

rodu wydała z siebie głośny krzyk. 

Patrząc na tę drobinę, Kirstin poczuła, że oto podjęła ostateczną decyzję. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Z  czym  przychodzisz? – zapytał  Sam,  odkładając  pióro  na  stertę  dokumentów.  Oparł 

dłonie na poręczach fotela, odchylił się do tyłu i omiótł wzrokiem całą jej postać; od twarzy o 
urodzie madonny po szczupłe kostki nóg. 

Idąc  do  niego,  narzuciła  tylko  biały  fartuch  na  niebieski  uniform,  ponieważ  wcale  nie 

myślała o tym, by wywrzeć na nim jakieś szczególne wrażenie. Zapewne nie zdawała sobie 
sprawy z tego, jak ten wydawałoby się bezpłciowy strój ochronny podkreślał długość jej nóg 
oraz ponętne biodra. Gdy siadała przed nim, zakładając nogę na nogę, w ogóle nie myślała o 
mężczyźnie, którego ma przed sobą. 

– Rozmawiałam z Halem Halawą. Zapytał mnie, czy zechcę udzielić konsultacji Sahru –

zaczęła, by następnie przejść do tego, co w tej kwestii już postanowiła. Dopiero pod koniec 
jej relacji Sam odzyskał jasność myślenia. 

– Słusznie  postąpiłaś.  Perspektywa  badania  ginekologicznego  przeprowadzonego  przez 

mężczyznę jest dla kobiet z niektórych grup etnicznych wręcz nie do pomyślenia. Nawet dla 
tych, które jak Sahru, przez cały dzień pracują z lekarzami. 

Sięgnął  do  notatnika.  Znalezienie  czasu  dla  tak  nagłej  wizyty  spowoduje  wprawdzie 

trochę zamieszania, ale uznał, że nie należy zwlekać. 

– Podejrzewam,  że  Sahru  może  się  rozmyślić,  jeśli  zbyt  długo  będzie  musiała  czekać. 

Powiedz  jej,  że  wszystko  załatwimy  podczas  jednej  wizyty.  Będę  jutro  przez  cały  czas  na 
oddziale.  Wystarczy,  że  do  mnie  zadzwonisz,  gdy  będziecie  gotowe.  Postaram  się  od  razu 
udzielić jej konkretnej odpowiedzi. 

– Cudownie. – Rozpromieniła się. – Hal na pewno bardzo się ucieszy. Odnoszę wrażenie, 

że  sporo  się  napracował,  aby  ją  przekonać.  Bardzo  mu  zależy  na  tym,  żeby  nie  zmieniła 
zdania. 

– Nie wygląda mi to na czysty altruizm. – Sam uśmiechnął się znacząco. 
– Skądże. – Zauważyła, że wpatruje się w miedziany lok, który zabłąkał się w okolicach 

jej  dekoltu.  – Powiedział  mi  wprost,  że  ją  kocha,  r – Te  słowa  zmusiły  go  do  zaniechania 
dalszych rozmyślań o jej smukłej szyi. 

– Czy sugerujesz, że zanosi się na kolejny szpitalny romans? – Udał zdziwienie. – Jak w 

telewizyjnych  serialach?  Ale  to  bardzo  dobrze  dla  naszego  oddziału,  bo  po  dziewięciu 
miesiącach wszystkie dziewczyny i tak tu lądują. W ten sposób mamy gwarancję, że zawsze 
będziemy mieli pełne ręce roboty. 

Roześmiała się, ale tym razem jej śmiech zabrzmiał sztucznie. Przestraszył się, że może 

niepotrzebnie  zażartował  z  jej  przyjaciółek.  Nie  miał  takiego  zamiaru.  Ale  posiadając  tak 
nikłą znajomość kobiet, mógł palnąć taką gafę... 

W  jego przypadku  przyczyna  była  zarazem  remedium.  Z jednej  strony  zajęty pracą  nie 

znajdował  okazji,  by  szlifować  obycie  towarzyskie  w  takim  samym  stopniu,  jak  jego 
rówieśnicy. Z drugiej jednak pod pretekstem obowiązków zawodowych mógł ukryć fakt, że 
nie bardzo wie, jak postępować z kobietami. 

background image

– To  wszystko? – Zdawał  sobie  sprawę,  że  zabrzmiało  to  nieco  szorstko,  ale  nie  miał 

pojęcia, jak należy rozmawiać z tak urodziwą kobietą, ponieważ pięknym kobietom potrafił 
zadawać jedynie pytania dotyczące ich doświadczeń ginekologiczno-położniczych. 

– Niezupełnie... – Przygryzła wargę. 
– Słucham.  – Lepiej  skoncentrować  się  na  jej  niezwykłych  oczach,  które  mienią  się 

najprzeróżniejszymi barwami. 

– Tak. Jeszcze coś... 
Ten  nieśmiały  uśmiech  ujął  go,  gdy  ujrzał  ją  po  raz  pierwszy.  Ciekawe,  czy  ona  zdaje 

sobie sprawę, że zacisnęła w pięści dłonie ukryte w kieszeniach fartucha? Czasami wydawało 
się mu, że dostrzega każdy szczegół jej zgrabnego ciała, największe jednak wrażenie robiło na 
nim to, że ta piękna pani doktor jest całkowicie oddana pracy. Właśnie ta cecha mogła podbić 
jego  serce.  Lecz  nie  wolno  do  tego  dopuścić.  Jest  zbyt  wiele  powodów,  które  wykluczają 
wspólną przyszłość. 

Przede wszystkim Kirstin jest bardzo inteligentna i, mimo że stoi dopiero u progu życia 

zawodowego,  może  zrobić  wielką  karierę.  Czeka  ją  wspaniała  przyszłość,  więc  on  nie  ma 
prawa nawet pomyśleć o tym, że mógłby podciąć jej skrzydła. 

– Czy pomożesz  mi  mieć dziecko? – wyrzuciła z  siebie,  czerwieniąc się  od  dekoltu  po 

linię włosów. 

Osłupiał.  Czyżby  się  przesłyszał?  Czy  naprawdę  powiedziała  coś,  co  zabrzmiało  jak 

ścieżka  dźwiękowa  do  jego  najstaranniej  ukrywanych  snów?  Czy  ta  piękna  Kirstin  o 
tycjanowskich  włosach  prosi  go,  by  został  ojcem  jej  dziecka?  Lecz  ona  nie  zdaje  sobie 
sprawy, jak często jawi mu się w snach, a on starannie ukrywa, jak bardzo pragnie, by te sny 
się spełniły. 

– Co mam zrobić... ?
Chociaż słyszał, że Kirstin  mieszka sama, wcale nie musiało to znaczyć, że w jej życiu 

nie ma mężczyzny. I na pewno nie powinien wyciągać wniosku, że to on ma być ojcem. 

Podniosła  wzrok  na  jego  twarz  i  natychmiast  zaczęła  się  zastanawiać,  jak  bardzo  się 

zbłaźniła. Sam Dysard oniemiał. Był przerażony!

– Przepraszam.  Jeśli  uważasz,  że  chcę  wykorzystać  swoją  pozycję  na  oddziale...  –

Urwała, szukając odpowiednich słów. – Zdaję sobie sprawę, że powinnam mieć skierowanie, 
ale to bardzo osobista decyzja. Wiem poza tym, że twój personel jest wyjątkowo dyskretny, 
ale gdyby to wyszło poza ściany oddziału... Mam pewność, że uciąłbyś wszystkie plotki. 

Czuła, że cała płonie. 
– Uspokój się. Weź głęboki oddech. – Po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu. 
Jeszcze gorzej. Czy on z niej drwi? Zrobiła z siebie idiotkę? A może jej prośba go tylko 

rozbawiła? Nie zna go za dobrze, mimo że od kilku miesięcy pracuje pod jego okiem. 

Posłuchała jego rady i nabrała powietrza w płuca. 
– Zacznij od początku – zaproponował. – Po jednym zdaniu. Logicznie. 
– Dobrze. – Wpatrywała się w swoje kurczowo zaciśnięte dłonie. Żałowała, że w ogóle 

poruszyła ten temat. Ale czy ma inne wyjście, jeśli chce urodzić dziecko?

– Uznałaś, że trzeba ci pomóc zajść w ciążę – pospieszył jej z pomocą. – Od kiedy się o 

background image

to starasz? Czy zrobiłaś badania, które wykazały, że nie jesteś zdolna do poczęcia?

– To nie jest tak! – zaprotestowała. – W ogóle nie próbowałam;.. Nie mam nikogo. –  I 

nigdy  nie  miałam,  dodała  w  myślach.  To  by  wymagało  usunięcia  barier,  a  bez  nich  byłaby 
zupełnie bezbronna. 

– Nie  sądzisz,  że  zaczynasz  od  niewłaściwego  końca?  Czy  nie  byłoby  lepiej  najpierw 

znaleźć partnera, a potem podjąć decyzję o dziecku?

– Niepotrzebny mi  partner! Nie mam zamiaru wychodzić za  mąż. Nigdy! Chcę urodzić 

dziecko  i  sama  je  wychowywać.  Gdy  awansuję,  będę  miała  odpowiednio  wysokie 
wynagrodzenie, a w Cassie i Naomi znajdę wsparcie emocjonalne. Ale nade wszystko zależy 
mi na dziecku. 

Sam  ściągnął  brwi.  Wiedziała,  że  w  tym  rejonie,  z  powodu  bardzo  wysokiej  liczby 

bezdzietnych małżeństw, w których przyczyną tego stanu rzeczy jest bezpłodność mężczyzn, 
szpital może odmówić niezamężnej kobiecie pokrycia kosztów związanych z zapłodnieniem 
nasieniem  dawcy.  Oddział  Sama  może  zająć  się  ograniczoną  liczbą  pacjentek,  a 
rygorystyczne metody przygotowania nasienia dawcy sprawiają, że szansa powodzenia tego 
zabiegu rzadko przekracza dziesięć procent. 

Drugie  rozwiązanie  raczej  nie  wchodziło  w  rachubę.  W  całym  kraju  było  rocznie  co 

najwyżej  tysiąc  noworodków  oddawanych  do  adopcji  i  wiele  tysięcy  nieodwołalnie 
bezpłodnych małżeństw, które na nie czekały. Nie czułaby się dobrze, występując o adopcję. 
Nie ma przecież powodów uważać, że nie jest w stanie urodzić własnego dziecka. 

– Ile masz lat? – zapytał. 
– Dwadzieścia siedem, więc wiem, co robię. ‘
– Ale  możesz  jeszcze  zmienić  zdanie  na  temat małżeństwa  i  zajść  w  ciążę w  naturalny 

sposób. Skąd ta decyzja o sztucznym zapłodnieniu? Jesteś obciążona jakąś poważną chorobą, 
której  nie  ujawniłaś,  starając  się  tu  o  pracę?  Stwierdzono  u  ciebie  endometriozę? 
Przedwczesne objawy przekwitania? Dziedzicznego raka piersi? O co chodzi?

– Nic z tych rzeczy. O ile wiem, jestem absolutnie zdrowa. Wiem również, że nie zmienię 

zdania – zakończyła dobitnie. 

Wpatrywał  się  w  nią,  jakby  chciał  przeczytać  jej  myśli.  Przeczesał  palcami  włosy  tak 

energicznie, że wyglądało to, jakby chciał je wyrwać. 

– Ty  chyba  oszalałaś – stwierdził  po  dłuższej  chwili.  – Jesteś  młoda,  atrakcyjna, 

inteligentna.  Stoisz  na  progu  bardzo  obiecującej  kariery.  Gdybyś  się  zakochała,  jak  twoje 
przyjaciółki, mógłbym zrozumieć, dlaczego nagle zapragnęłaś założyć rodzinę. Ale nie w ten 
sposób... 

Jesteś  młoda,  atrakcyjna,  inteligentna...  Odrzuciła  ten  komplement.  Czuła,  że  traci 

panowanie nad sobą. 

– Nie po to zwróciłam się do ciebie, żebyś prawił mi kazania! – wybuchnęła. – Nie jestem 

naiwną, wschodzącą gwiazdeczką filmową, która chce natychmiast mieć dziecko tylko po to, 
żeby pisano o niej w gazetach! Ciężko pracuję, żeby zdobyć powszechnie szanowany zawód. 
I zapewniam cię, że wszystko przemyślałam, zanim przyszłam po poradę. To, co tu widzę na 
co dzień, kazało mi się dobrze zastanowić. 

background image

Bez trudu mogłabym się z kimś przespać, nawet z kilkoma partnerami, gdyby się okazało, 

że  trzysta  milionów  plemników  nie  jest  w  stanie  mnie  od  razu  zapłodnić.  Ale  świadoma,  z 
jakim  ryzykiem łączy się  takie postępowanie, wybrałam  metodę bardziej  odpowiedzialną. –
Zerwała się z fotela i stanęła na wprost niego. – Jeśli uważasz, że powinnam wybrać adopcję, 
wystarczy mi to powiedzieć, a nie będę marnować twojego czasu. 

Krew  tętniła  jej  w  skroniach,  oddech  stał  się  dwa  razy  szybszy.  To  źle,  że  dała  się

sprowokować. Teraz na pewno nie będzie miał ochoty jej pomóc. Nie wiedziała już, czy chce 
się jej płakać, czy krzyczeć. Najchętniej pobiłaby Sama Dysarda. Jeśli  jej odmówi, miałaby 
przynajmniej tę satysfakcję. 

– O ile zdążyłem się zorientować, ten ognisty kolor twoich włosów jest naturalny – zaczął 

łagodnym tonem. 

Oniemiała. Spodziewała się, że grzecznie wyprosi ją z gabinetu, a on zdobył się na to, by 

w  żartobliwy  sposób  nawiązać  do  koloru  jej  włosów  i  temperamentu.  Przyjrzała  mu  się 
badawczo. Jak ten facet funkcjonuje?

Bardzo rzadko okazywał emocje. Mimo to, pracując z nim, sporo się o nim dowiedziała. 

Jest niewątpliwie oddany pracy, stanowi uosobienie cierpliwości wobec pacjentek. Zawsze je 
zachęca,  jednocześnie  niczego  nie  obiecując.  Jest  też  piekielnie  inteligentny,  mimo  to  nie 
stara się nikomu imponować swoją rozległą wiedzą. 

Jego  wygląd?  Pociągła  twarz,  ciemne  oczy, wydatne  wargi.  Nie  mógłby  być  modelem. 

Poza  tym  tacy  mężczyźni  nigdy  się  jej  nie  podobali.  Ale  te  regularne  rysy  i  siła,  jaka
emanowała z jego spojrzenia, przyciągały ją jak magnes. 

Na  dodatek  ma  poczucie  humoru.  Kilka  razy  zauważyła,  że  potrafi  śmiać  się  z  siebie. 

Poruszał się elegancko i swobodnie, co dawało się zauważyć nawet podczas pracy. 

Mimo  to  zachowywał  dystans.  Czasami  sprawiał  wrażenie  wręcz  skrytego.  Jakby 

postanowił, że do pewnych  rozdziałów jego życia oraz obszarów osobowości nikt nie może 
mieć dostępu. 

– Na jakich cechach dawcy ci zależy?
Wyrwał ją z zadumy. Ona zajmuje się jego osobowością, a on przez cały czas rozważa jej 

problem. Poczuła się podniesiona nieco na duchu. On chyba poważnie potraktował jej prośbę. 

– Jak ci wiadomo, staramy się dopasować cechy dawcy do cech małżonka lub partnera. 

Obawiam się, że mamy niewielu dawców z twoją karnacją. 

Wydało się jej, że patrzy na nią z podziwem. Poczuła się trochę nieswojo, jakby coś w 

niej  wzbierało,  niczym  wystawiony  na  światło  dzienne  kiełek  długo  trzymany  w  chłodzie  i 
mroku. I nagle pojęła, że chociaż jest taka zwyczajna, potrafi wywrzeć na Samie Dysardzie 
podobne wrażenie, jak on na niej.  Odkrycie to  sprawiło, że przez  dłuższą chwilę nie mogła 
wydobyć  z  siebie  głosu.  Rozważając  po  raz  pierwszy  możliwość  wzajemnej  fascynacji, 
prawie nie słyszała jego słów. 

– Załóżmy,  że  zostaniesz  przyjęta  do  programu.  Czy  zastanawiałaś  się  nad  cechami 

fizycznymi  i  intelektualnymi  dawcy? – Zadawał  te  pytania  ostrożnie,  tak  aby  nie  nabrała 
przeświadczenia,  że  już  do  czegoś  się  zobowiązał.  Najpierw  wolał  zebrać  wszelkie  istotne 
informacje. 

background image

Omal nie wybuchnęła śmiechem. Wypytuje  ją jak sprzedawca dywanów, który zaczyna 

od poznania ulubionych kolorów klienta. 

– Coś cię rozśmieszyło?
– Kiedy zapytałeś mnie o cechy dawcy, zabrzmiało to, jakbyś oczekiwał mojej decyzji w 

sprawie modelu i koloru nowego samochodu – przyznała się. 

– Różnica  jest  taka,  że  tego  towaru  nie  da  się  wymienić  na  inny – zauważył.  –  I 

zazwyczaj jest on znacznie bardziej trwały. 

Nie powinna czuć się dotknięta jego dociekliwością. Cała ta formalna procedura miała na 

celu  wykluczenie  nieodpowiednich  kandydatek.  Służyły  temu  rozmowy,  włącznie  z 
wywiadem u psychologa. Czy Sam zamierza również ją tam skierować?

– Czy już wiesz, jaki ma być ojciec twojego dziecka? Dawcy są wprawdzie anonimowi, 

ale jaki on powinien być twoim zdaniem?

Tego się obawiała. Jakie cechy jej i mężczyzny powinno łączyć jej dziecko? Wiedząc, że 

nigdy  nie  wyjdzie  za  mąż,  nawet  w  szkole  nie  zwracała  uwagi  na  chłopców.  Żaden 
mężczyzna  nie  przyprawiał  jej  o  przyspieszone  bicie  serca,  dopóki...  Czując,  że  nie  ma 
odwrotu, spojrzała mu głęboko w oczy. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że jedynym 
mężczyzną, który mógłby być ojcem jej dziecka, jest Sam Dy sard. 

– Kirstin...  – Przywołał  ją  do  porządku,  kiedy  zakłopotana  wpatrywała  się  w  niego.  –

Zacznij od podstaw. Na przykład od wzrostu i budowy. 

– Mniej więcej twojego wzrostu i twojej budowy – zaczęła, wdzięczna za sugestię. 
– Na pewno? – Był wyraźnie speszony. Sięgnął po pióro i udawał, że coś pisze. Pierwszy 

raz widziała go takim. 

– Oczywiście.  – Postanowiła  go  wybadać.  Jeśli  jest  nią  zainteresowany,  jest  szansa... 

Nadarza się okazja powiedzieć, okrężną drogą, co się jej w nim podoba. – Jesteś wysoki, ale 
nie chudy. Masz atletyczną budowę, ale bez przesady. 

Zachował kamienną  twarz, ale za  to  tak mocno ścisnął pióro, że  bała się, by nie pękło. 

Była mile zaskoczona, że jej słowa potrafią wywrzeć na nim takie wrażenie. Tak skutecznie 
unikała do tej pory kontaktów z mężczyznami, że dopiero teraz poczuła, że damsko-męskie 
potyczki mogą być całkiem przyjemne. 

– Włosy?
– Kasztanowe. – Była już absolutnie tego pewna. – Lekko kręcone, i brązowe oczy. Takie 

duże i poważne, a w nich iskierki, kiedy się śmieje. 

Znieruchomiał. Czy posunęła się za daleko?
Co  to  znaczy  „za  daleko”?  Przecież  w  ten  sposób  dała  wyraz  podziwu  dla  tego 

mężczyzny, dla jego wyglądu i intelektu. Czy mogła posunąć się „za daleko”, jeśli chciała mu 
powiedzieć:  chcę  urodzić  twoje  dziecko?  W  wyobraźni  już  widziała  pierwsze  minuty  tego 
maleństwa na świecie, wpatrzone w nią zdumione ciemne oczy, ciemny, jedwabisty meszek 
na główce i długie paluszki: miniaturowa wersja dłoni ojca. 

Nieco  później  w  wielkim  skupieniu  będzie  stawiało  pierwsze  kroki,  uczyło  się  kopać 

piłkę i jeździć na rowerku. Z czasem jego sylwetka zacznie przypominać elegancką sylwetkę 
Sama. . 

background image

Inne cechy jawiły się jej mniej wyraźnie. Czy tak jak ojciec będzie podnosił jedną brew? 

A  może  takich  rzeczy  się  nie  dziedziczy,  lecz  uczy  się  ich  tylko  przez  naśladownictwo? 
Gdyby  oboje  nadal  pracowali  w  tym  samym  szpitalu,  mogłaby czasami  nawet  obserwować 
ich  razem  podczas  różnych  towarzyskich  spotkań.  Szkoda,  że  to  tylko  marzenia.  W  jego 
spojrzeniu dostrzegła gniew i ból. 

– To nie są żarty, Kirstin – ostrzegł ją. – Rozmawiamy o mężczyźnie, który miałby zostać 

ojcem twojego dziecka. Próbuję ustalić, jakie cechy miałoby po nim odziedziczyć. 

– Już je wyliczyłam – odrzekła poważnie. Zorientowała się, że nie ma już odwrotu. Musi 

teraz coś powiedzieć, bo inaczej nigdy się nie dowie, co by było, gdyby... – Przysięgam, że 
traktuję to z całą odpowiedzialnością – zaczęła półgłosem. – Chciałabym, żeby moje dziecko 
miało takie same cechy fizyczne i intelektualne jak ty, ponieważ chciałabym, żebyś ty został 
jego ojcem. 

Słowa te jeszcze wisiały w powietrzu, gdy rozdzwoniły się jednocześnie jej pager i jego 

telefon.  Sięgając  nerwowo  do  kieszeni  fartucha,  nie  spuszczała  wzroku  z  Sama.  Niezdarny 
gest, jakim szukał słuchawki, był dla niej dowodem, że i on jest zaaferowany myślami. 

– Słucham. Sam Dysard. 
Skupienie, w jakim słuchał rozmówcy, dało jej pewność, że sprawa jest bardzo poważna. 
– Jakie  ma  ciśnienie?  Zatrzymuje  płyny?  Białko  w  moczu?  Podajcie  jej  cztery  gramy 

magnezu.  Jeśli  nie  macie  magnezu  pod  ręką,  może  być  diazepam.  Dziesięć  miligramów. 
Natychmiast. I od razu na salę operacyjną! Wezwaliście doktora Halawę? Doktor Whittaker 
jest tu, u mnie. Zaraz tam będziemy. Przyniesiemy magnez. 

– Stan przedrzucawkowy? – Kirstin już była przy drzwiach. 
– Gorzej. Postępujący w piorunującym tempie. Bardzo wysokie ciśnienie krwi i poziom 

białka w moczu. Już ma drgawki. Poród przedwczesny, na dodatek przodowanie nóżkowe. 

Gdy  biegli  korytarzem,  Kirstin  zastanawiała  się,  czy  zdążą,  zanim  pacjentka  zejdzie  na 

udar. Tak wysokie ciśnienie jest wyjątkowo niebezpieczne. W takiej sytuacji nawet dziecko 
urodzone o czasie ma niewielką szansę przeżycia. 

– To będzie mój pierwszy raz – przyznała się. 
– Stan przedrzucawkowy czy przodowanie nóżkowe? – Pokonywał po dwa stopnie naraz. 
– Jedno i drugie. – Zaczynało brakować jej tchu. – Zazwyczaj stan przedrzucawkowy był 

wykrywany wcześniej, już  na patologii ciąży, zanim  zdążył się rozwinąć. A o przodowaniu 
czytałam tylko w podręcznikach. 

– Obawiam się, że w tej sytuacji będzie to po prostu błyskawiczne cesarskie cięcie, aby 

uratować matkę. Nie wiem jeszcze, ile tygodni ma dziecko. 

Wpadli do szatni. 
– Drgawki ustały – poinformował ich Hal, gdy stanęli przy nieprzytomnej pacjentce – ale 

magnez utrudnia jej oddychanie. 

– Czy ktoś kontroluje odruch kolanowy? – rzucił, czekając na przygotowanie ciężarnej do 

operacji.  Korzystając  z  okazji,  wyjaśnił  Kirstin, że  przy  za  wysokim  poziomie  magnezu  w 
ustroju odruch kolanowy zanika. 

Gdyby nie to,  że  sama dobrze  wiedziała, do jak poważnej operacji się szykują, po jego 

background image

zachowaniu  niczego  by  się  nie  domyśliła.  Był  jak  zawsze  spokojny  i  metodyczny. 
Stanowczym  ruchem  wykonał  pierwsze  ciecie.  Zadaniem  Kirstin  było  jak  najszybciej 
oczyścić pole operacyjne z nadmiaru krwi. 

Operacja  przypominała  wiele  podobnych  akcji,  ale  dzisiaj  wszystko  odbywało  się  dwa 

razy  szybciej.  Sam  już  sięgał  w  głąb  krwawej  rany,  by  wydobyć  z  niej  uwięzioną  w 
matczynym brzuchu kruchą istotkę. 

– Nie  więcej  niż  trzydzieści  cztery  tygodnie – ocenił,  gestem  prosząc  Kirstin,  by 

podtrzymała  ciałko,  podczas  gdy  on  wyplątywał  nóżki  i  rączki  z  pępowiny.  – Wszystko 
przygotowane na przecięcie pępowiny? Tlen?

– Gotowe – zameldował  Luke  Thornton,  który  czeka!,  by  zabrać  swego  najnowszego 

podopiecznego na oddział specjalnej opieki. – W jakim on jest stanie?

– To jest ona ~ Sam uśmiechnął się – ma wobec tego większą szansę na przeżycie, ale to 

już  twoja  w  tym  głowa.  Co  z  panią  Frazer? – Operacja  była  dopiero  w  połowie,  więc 
ponownie skierował uwagę na pacjentkę. Gdy odeszło łożysko i założono szwy, odwieziono 
ją  na  oddział  intensywnej  opieki,  ponieważ  oddział  położniczy  nie  dysponował  taką liczbą 
personelu, która mogłaby zagwarantować jej całodobową opiekę. 

Gdyby poziom magnezu w jej ustroju spadł za bardzo, mogłaby znowu dostać drgawek, 

gdyby  z  kolei  podskoczył,  zagroziłoby  to  układowi  oddechowemu.  Dopóki  organizm  nie
zacznie  wracać  do  siebie  po  przedwcześnie  zakończonej  ciąży,  trzeba  będzie  włożyć  sporo 
starań, aby utrzymać tę równowagę. 

Gdy panią  Frazer wywieziono z  sali, wszyscy się  rozpierzchli  do swoich zajęć. Kirstin, 

mimo zmęczenia uradowana, że udało się im uratować matkę i dziecko, zdecydowała się na 
gorący prysznic. Stojąc pod kojącymi strumieniami ciepłej wody, oddała się rozmyślaniom na 
temat  rozmowy,  którą  im  tak  gwałtownie  przerwano.  Wzięła  głęboki  oddech,  żeby  się  nie 
rozpłakać. 

Dlaczego  tak  długo  nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  nie  pragnie  jakiegokolwiek  dziecka, 

lecz  dziecka  Sama?  Ciekawe,  czy  gdyby  wcześniej  to  sobie  uświadomiła,  potrafiłaby 
przedstawić mu swój problem w bardziej przekonujący sposób?

To bardzo irytujące, że z powodu nagłego wezwania Sam nie mógł od razu ustosunkować 

się do całej tej sprawy. Czy kiedykolwiek się dowie, o czym myślał, kiedy zadzwonił telefon? 
Czy  czuł  się  zaszczycony?  Przerażony?  Zdziwiony?  Wszystko  to  razem?  A  może  nic  nie 
czuł?

Była wręcz wstrząśnięta odkryciem, że interesuje ją wyłącznie dziecko Sama. Do tej pory 

zupełnie nie zdawała sobie sprawy z mocy swoich uczuć i ciała wyraz swoim pragnieniom, 
zanim zdążyła się z nimi oswoić. 

Wtuliwszy twarz w ręcznik, starała się przypomnieć wszystkie modlitwy, których kiedyś 

ją uczono. Najbardziej bała się tego, że ich rozmowa nie będzie miała dalszego ciągu. Gdyby 
miała  szansę  wyjaśnić  mu  swoje  motywy,  może  byłby  bardziej  wyrozumiały,  ale  w  tej 
sytuacji zapewne już nie zechce mieć z nią nic wspólnego. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Zacząłem się już obawiać, że się tam utopiłaś – usłyszała zrzędliwy głos, gdy w końcu 

wyszła na korytarz. 

– Ach, to  ty. – Nie spodziewała  się  go. Stał  oparty o ścianę,  wyraźnie  na  nią czekając. 

Miał na sobie dżinsy i gruby sweter. Mokre, gładko przyczesane włosy świadczyły o tym, że i 
on brał prysznic. 

– Myślałam, że już dawno poszedłeś do domu. – Może byłoby lepiej, gdyby tak się stało? 

Przestraszyła ją nieco perspektywa konfrontacji. 

– Wpadłem jeszcze na oddział intensywnej opieki, żeby zobaczyć, co się dzieje z panią 

Frazer. 

– No i jak? – Gdy wywożono ją z sali operacyjnej, była tak spuchnięta, że trudno było ją 

rozpoznać. Widać było wyraźnie, że otarła się o śmierć. 

– Nerki  nieco  lepiej,  ale  ciśnienie  nadal  jest  za  wysokie.  Upłynie  trochę  czasu,  zanim 

poznamy skalę trwałych uszkodzeń. Za to jej dziewczynka sprawuje się znacznie lepiej, niż 
można by przypuszczać. Chociaż waży nieco ponad połkną kilograma i urodziła się zaledwie 
godzinę temu, nie potrzebuje inkubatora ani tlenu. Bardzo dzielna kruszynka – relacjonował. 
– Hal jest dzisiaj na dyżurze. Będzie miał obie na oku, a ja na wszelki wypadek nie wyłączę 
pagera. 

Nasunęła się jej refleksja, że ten człowiek zawsze jest gotowy do pomocy, nawet wtedy 

gdy oficjalnie zakończył swój dzień pracy. 

– Już pójdę... – Poczuła się nieswojo. Nagle przeraziła się, że Sam zdecydowanie odmówi 

spełnienia jej marzeń. 

– Musimy porozmawiać. – Te słowa sprawiły, że  stanęła jak wryta, mimo że nawet nie 

próbował jej zatrzymać. 

Nic  dziwnego,  że  ich  myśli  obracają  się  wokół  tego  samego  tematu.  Niespodziewanie 

jednak usłyszała w jego głosie żal. 

– Muszę jutro przyjść sporo wcześniej, bo umówiłam się z Sahro... – Stchórzyła. 
– Ja  też – przypomniał  jej.  – Ale  ta  sprawa  nie  może  czekać.  Dokąd  pójdziemy?  Do 

mojego gabinetu?

– Byle nie w szpitalu. – Potrząsnęła głową i rozejrzała się ostrożnie. Ta konfrontacja jest 

nieunikniona, ale na terenie szpitala istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś zobaczy ich 
razem  po  dyżurze  i  zacznie  snuć  głupie  domysły.  – Ktoś  może  nas  usłyszeć  i  zacznie  się 
gadanie. 

– To  dla  mnie  nie  nowina – parsknął.  – Pamiętasz  te  dwie  pielęgniarki,  które 

zameldowały się na dyżurze przemoknięte do suchej nitki?

– Chwilę później – podjęła – gruchnęła wieść, że przyłapano je razem pod prysznicem. 

Dobrze to pamiętam. 

– To dokąd pojedziemy? Moglibyśmy coś zjeść w mieście. Albo pojechać do domu. 
Dom?  To  słowo  nadal  przyprawiało  ją  o  ból  serca,  mimo  że  była  już  taka  dorosła.  Jak 

background image

wygląda prawdziwy dom?

Prawdziwej  domowej  atmosfery  miała  szczęście  doświadczać  zaledwie  przez  trzy  lata, 

kiedy  we  trzy  zamieszkały  u  Dot  i  Armura.  Została  sierotą  w  zbyt  młodym  wieku,  by 
zachować  jakiekolwiek  konkretne  wspomnienia.  Pamiętała  tylko  piękną  panią,  która 
pachniała lawendą. 

Czy jej mieszkanie można nazwać domem? Służyło jej wyłącznie jako schronienie przed 

światem. Do tej dziupli odważyła się zapraszać tylko Naomi i Cassie. 

– Chyba  nie  mam  ochoty  pokazywać  się  w  tym  stroju.  – Popatrzyła  niezadowolona  na 

swoje wytarte dżinsy. 

– Wobec tego jedziemy do mnie. Obiecuję, że cię nakarmię. A jak skończymy, odwiozę 

cię do domu. 

Wizja  doktora  Dysarda,  który  przygotowuje  dla  niej  posiłek,  sprawiła  jej  niejaką 

satysfakcję,  ale  przez  cały  czas  dźwięczał  jej  w  uszach  złowieszczy  cytat:  „Nieszczęśnica 
spożyła obfity posiłek... „. 

Panuje przekonanie, że szybkie, stanowcze cięcie minimalizuje ból. Czy to samo można 

powiedzieć, gdy chodzi o uśmiercanie marzeń?

– Tu możesz powiesić kurtkę, ja tymczasem wykonam jeden szybki telefon – powiedział, 

gdy weszli do mieszkania. 

Ruszył  w  drugi  koniec  holu,  niedbale  wieszając  płaszcz  na  słupku  przy barierce u  stóp 

schodów na piętro. 

Co  ja  tu  robię? – zastanawiała  się,  rozpinając  zamek  błyskawiczny.  Jeszcze  nigdy  nie 

czuła  się  taka  skrępowana.  Zaledwie  kilka  minut  temu,  zanim  znaleźli  się  w  jego  całkiem 
zwyczajnym, chociaż wygodnym samochodzie, nie miała pojęcia, gdzie on mieszka, a teraz 
znalazła się w jego domu w celu omówienia swojej szokującej, jak się okazało, propozycji. 

Co  ją  wtedy  podkusiło,  by  powiedzieć,  że  chce,  aby  to  on  został  ojcem  jej  dziecka? 

Jeszcze tego samego dnia rano łączyła ich wyłącznie formalna zależność miedzy przełożonym 
i podwładną na jednym oddziałów dużego szpitala. Im prędzej wypłacze się z tej niezręcznej 
sytuacji, tym lepiej. Mieszka zaledwie kilka przecznic stąd. Nic nie stoi na przeszkodzie, by 
włożyła kurtkę i w parę sekund wymknęła się, korzystając z okazji, że go nie ma. Sam jest na 
tyle inteligentny, że domyśli się, że zmieniła zdanie. 

Szarpała  się,  wkładając  rękę  z  powrotem  do  rękawa,  gdy  usłyszała  jego  kroki.  Szansa 

przepadła. 

– Chodźmy  do  kuchni.  Zrobię  kawę.  Jedzenie  będzie  za  piętnaście  minut.  Zjemy  w 

salonie,  bo  z  jadalni  zrobiłem  biuro.  I  tak  zostanie,  dopóki  nie  znajdę  czasu,  żeby 
uporządkować pokój na górze. 

Z  niedowierzaniem  obserwowała  swego  szefa.  Nigdy  nie  widziała,  by  aż  tak  się 

denerwował. Pojęła niespodziewanie, że Sam jest równie przejęty tą nieplanowaną wizytą, jak 
ona  sama.  To  odkrycie  pozwoliło  jej nieco  się  odprężyć.  Mogła  dzięki  temu  prowadzić  w 
miarę swobodną i rozsądną konwersację, podczas gdy on przygotowywał kawę i wyjmował 
talerze oraz sztućce. 

Czeka ich wspólny posiłek oraz cisza, którą należy wypełnić. Być może jednak potrafią w 

background image

kulturalny  sposób  podjąć  razem  jakąś  konstruktywną  decyzję  w  jej  sprawie.  Poza  tym  nic 
złego się nie stanie, jeśli dowiedzą się czegoś więcej o sobie. Sam od dawna ją fascynował, 
również dlatego, że w jego zachowaniu wyczuwała jakąś skrzętnie ukrywaną tajemnicę. 

Nawet jeśli nie zdoła namówić go teraz, by został ojcem jej dziecka, dzięki tej rozmowie 

lepiej się poznają, co może pomóc im we wspólnym rozwiązywaniu przyszłych problemów 
zawodowych. 

– To  oszustwo! – rzekła  ze  śmiechem,  gdy  ustawił  dwa  podgrzane  talerze,  łyżki  do 

nakładania i elegancko zdobione chińskie pałeczki. – Obiecywałeś, że coś ugotujesz. 

Minęło pół godziny zamiast piętnastu minut, zanim dzwonek do drzwi oznajmił przybycie 

posłańca  z  chińskiej  restauracji.  Przez  ten  czas,  który  wyjątkowo  jej  się  dłużył,  wymieniali 
uwagi na neutralne tematy, badając teren. W końcu zapytała go, czy czytał artykuł w gazecie 
z  tego  dnia,  w  którym  autor  twierdził,  że  niemowlęta  układane  do  snu  w  ciemnym  pokoju 
mają wyższy iloraz  inteligencji niż te, które spały  przy zapalonej nocnej  lampce. Rozmowa 
potoczyła się raźniej. 

– Obiecywałem, że cię nakarmię, a nie że coś sam ugotuję – wyjaśnił, stawiając na stoliku 

obok  kanapy  tacę  zastawioną  zafoliowanymi  pudełkami.  – Pan  Lau  i  jego  pomocnicy  z 
Orientał  Garden  gotują  znacznie  lepiej  i  szybciej  niż  ja,  zwłaszcza  po  takiej  operacji  jak 
dzisiejsza. Siadaj i jedz. 

Usadowił  się  na  kanapie  i  sięgnął  po  łyżkę.  Najwyraźniej  był  bardzo  głodny.  I  chyba 

poczuł  się  w  jej  obecności  na  tyle  swobodnie,  by  nie  zawracać  sobie  głowy  zbędnymi 
uprzejmościami. 

– Zastanawiałam  się,  jak  ta  kobieta  mogła  doprowadzić  się  do  takiego  stanu – podjęła, 

marszcząc  brwi.  Uklękła  po  drugiej  stronie  stolika,  na  puszystym  dywanie,  i  sięgnęła  po 
talerz. – Jak to możliwe, że w jej poradni dla kobiet nie wykryto tego wcześniej?

– Też mnie to nurtowało – odrzekł, zaczynając jeść. – Postanowiłem porządnie ochrzanić 

jej męża przy najbliższej nadarzającej się okazji. Zastałem go na intensywnej terapii, kiedy ją 
tam przywieziono. Szalał ze strachu. Przyznał się, że miesiąc temu się przeprowadzali. Ale on 
w tym czasie wyjechał na dłużej, gdzieś dalej do pracy, żeby mieć wolne, gdy przyjdzie pora 
porodu. Zdaje się, że jego małżonka była tak zajęta urządzaniem swojego nowego gniazdka, 
że całkiem zapomniała zarejestrować się w nowym szpitalu. 

– To  był  dopiero  trzydziesty  czwarty  tydzień,  więc  zapewne  uważała,  że  ma  jeszcze

mnóstwo  czasu – zauważyła  Kirstin.  Jak  to  dobrze,  że  umie  posługiwać  się  pałeczkami. 
Rozbawiło ją, że Sam przyjął za pewnik, że nie wprawią jej w zakłopotanie. 

– To przeoczenie mogłoby nawet ujść jej płazem, gdyby nie to, że zatrucie ciążowe jest 

szczególnie niebezpieczne i może postępować błyskawicznie. Całe szczęście, że dochodzi do 
niego względnie rzadko. 

Przytaknęła,  przymykając  oczy  z  zadowolenia.  Była  tak  głodna,  że  zadowoliłaby  się 

grzanką  z  jajecznicą,  a  trafiła  się  jej  taka  wyśmienita  uczta.  Jedli  w  takim  skupieniu,  że 
wszelka wymiana poglądów całkowicie zamarła. 

– Dokładka?
– Nie, już dziękuję. Boję się, że będziesz musiał wezwać dźwig, żeby mnie podniósł. 

background image

– Czy  to  znaczy,  że  nie  zjesz  deseru?! – Zbierał  talerze.  – W  zamrażalniku  mam  co 

najmniej kilogramowe wiaderko lodów. Z kawałkami prawdziwej belgijskiej czekolady. 

– Jesteś naprawdę podły! Przecież doskonale wiesz, że uwielbiam słodycze... Już nic nie 

zmieszczę – jęknęła. 

– Następnym razem zostaw sobie trochę miejsca – poradził. 
Następny raz? Czy to znaczy, że nie jest to ostatnia wizyta w jego domu? Może podjął już 

decyzję? Po jej myśli? Trudno w to uwierzyć. Więc może lepiej o to nie pytać?

– Sam.. , – zaczęła bardzo niepewnym tonem. Gdyby nie to, że siedziała, nogi na pewno 

by się pod nią ugięły. Do tej pory nawet nie wiedziała, jak bardzo jej na tym zależy. – Czy to 
znaczy, że to zrobisz? – Głos jej drżał z przejęcia. 

Właśnie wstawał, aby zanieść do kuchni zastawioną tacę. Pochylił się nad nią, marszcząc 

czoło. 

– Co takiego? – Jej pytanie dotarło do niego dopiero po chwili. W jego oczach ujrzała coś 

jak błysk strachu. Ułamek sekundy później była w nich tylko pustka. – Broń Boże! – oznajmił 
i z hukiem postawił tacę na stoliku. 

Przez moment wierzyła, że pomoże jej mieć dziecko, jego dziecko, lecz teraz wszystko 

legło w gruzach. Zanim się zorientowała, łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Ukryła twarz 
w  dłoniach.  Była  zdruzgotana  taką  brutalną  odmową.  Jednocześnie  zdała  sobie  sprawę,  że 
wyszła na idiotkę. 

Przecież  to  jest  Sam  Dysard,  jej  szef.  Skąd  przyszedł  jej  do  głowy  pomysł,  że  ten 

człowiek  przystanie na  coś  tak...  szokującego.  W  ogóle nie  zdawał  sobie  sprawy,  ile  to  dla 
niej znaczy. 

– Kirstin,  nie  płacz.  Źle  mnie  zrozumiałaś.  – W  jego  głosie  zadźwięczała  troska.  Nie 

musiała na niego patrzeć, aby wyczuć, jak bardzo był speszony tą niezręczną sytuacją. 

– Doskonałe cię zrozumiałam – szlochała. – Nie powinnam nawet przez chwilę pomyśleć, 

że się zgodzisz. Jesteś moim szefem, a ja twoją podwładną. Coś takiego mogłoby narazić na 
szwank twoją opinię. Zapewne musiałbyś złamać setki przepisów. A poza tym dlaczego ktoś 
taki  jak  ja  miałby  nosić  twoje  dziecko?  To  jasne,  że  wolisz  poczekać  i  założyć  normalną 
rodzinę, a nie robić dzieci na boku!

– Przestań.  Posłuchaj  mnie.  Bardzo  chciałbym  ci  pomóc,  ale  ja  nigdy  nie  będę  miał 

dzieci. 

Zaparto jej dech w piersiach. Z wrażenia aż odsłoniła zapłakaną twarz, by mu się lepiej 

przyjrzeć, ale on unikał jej wzroku. 

– Jak to? Dlaczego? – Otarła dłonią łzy. To nieważne, że rozmazała makijaż. Nieważne, 

jak  wygląda.  Wyprostowała  się,  żeby  lepiej  czytać  w  jego  oczach.  – Dlaczego?  Byłbyś 
wspaniałym ojcem – przekonywała go żarliwie. – Widziałam, jaki potrafisz być opiekuńczy 
wobec  noworodków,  wcześniaków  i  dzieci  na  pediatrycznym.  Mógłbyś  mieć  całą  chmarę 
dzieci. 

– Nie przesadzaj. – Uśmiechnął się gorzko. – Ale dziękuję za zaufanie. 
– To prawda. Dlaczego nie chcesz? Nie rozu... O Boże! – jęknęła, uświadomiwszy sobie 

najbardziej prawdopodobną odpowiedź. – Niepłodność! To dlatego wybrałeś tę specjalizację. 

background image

Zęby pomagać mężczyznom w podobnej sytuacji. Nie wiem, jak mam cię przepraszać za ten 
atak na twoją prywatność. Nigdy bym nie śmiała... Nic nie powiem. Nikt się nie dowie... 

– Ej, Kirstin, zagalopowałaś się. – Zaczerwienił się, wyraźnie zażenowany. Natychmiast 

potarł twarz dłońmi, jakby chciał zetrzeć ten kolor, po czym wbił palce we włosy. 

Rozczochrany, w niczym nie przypominał zadbanego pana doktora, tak dobrze znanego 

wszystkim pacjentkom. 

Kirstin  sama  miała  ochotę  rwać  włosy  z  głowy,  przerażona  tym,  że  rozmowa  coraz 

bardziej się komplikuje. 

– Jeśli  źle  cię  zrozumiałam,  to  proszę,  wytłumacz  mi,  o  co  chodzi.  – Wygrzebała  z 

kieszeni zmiętą chusteczkę i głośno wytarła nos. – Chyba bez przerwy popełniam jakieś gafy. 

– Sprzątnę ze stołu i zrobię kawę. – Otrząsnął się. – Wolałbym duży koniak, ale Hal może 

mnie potrzebować. 

Niedobrze, że się wycofał. Dla niego zawsze najważniejsi są pacjenci. Czy on nigdy nie 

myśli o sobie?

Kuchnia miała ascetyczny wystrój: stal nierdzewna i biel. Lśniące czystością. Wszystko 

na  swoim  miejscu.  Jej  zdaniem  czegoś  jednak  tam  brakowało.  Czegoś,  co  sprawiłoby,  że 
byłoby tam jak w prawdziwym domu. Nie potrafiła tego zdefiniować. 

– W  twojej  kuchni  jest  tak  sterylnie  jak  na  sali  operacyjnej – zauważyła,  sięgając  po 

ściereczkę.  To  dobrze,  że  od  razu  zmywa  naczynia.  – W  salonie  też.  Reszta  domu  też  tak 
wygląda?

– Chyba tak, ale tam już  nie ma stali nierdzewnej. Nie przyglądałem się. Przecież ja tu 

tylko  przychodzę  spać  i...  – Urwał,  nasłuchując  podejrzanego  odgłosu.  Nagle  rozpromienił 
się. 

– Co to za dźwięk? Coś drapie w drzwi?
– Ktoś – poprawił  ją.  Sięgnął  po  miseczkę  z  resztkami  z  ich  chińskiej  kolacji.  –

Przepraszam cię bardzo, ale muszę zająć się moim drugim gościem. 

Ostrożnie uchylił drzwi i przykucnął. 
– Cześć,  Mac! – zawołał  półgłosem,  wyraźnie  nie  chcąc  przestraszyć  tego 

niezapowiedzianego gościa. – Miło, że mnie odwiedziłeś. Czy zechciałbyś tym się zająć?

Ciągnął dalej ten dziwny monolog. Kirstin zerknęła mu przez ramię, by zobaczyć sterane 

życiem,  zahartowane  w  bojach,  rude  kocisko,  które  łapczywie  rzuciło  się  na  zawartość 
miseczki. 

– Twój? – zapytała szeptem. 
– Nie.  Mac  nie  ma  żadnego  pana.  Mac  jest  panem  siebie.  Czasami  łaskawie  mnie 

odwiedza.  Często  zdarza  mu  się  wpaść,  gdy  mam  problem  z  resztkami.  Oczywiście, 
próbowałem karmić go puszkami dla kotów, ale nawet na to nie spojrzał. Zażądał ludzkiego 
jedzenia. 

Uśmiechnęła  się,  słuchając  tego  przemówienia.  Pochyliła  się,  by  lepiej  widzieć 

zwierzaka.  Myślała,  że  zrobiła  to  niepostrzeżenie,  lecz  jednooki  rudzielec  nagie 
znieruchomiał i zaczął gniewnie wymachiwać ogonem. Znieruchomiała również. 

– Jak  mam  ci  to  wytłumaczyć,  stary? – przemawiał  dalej  Sam.  – Gdybym  wiedział,  że 

background image

przyjdziesz,  nie  zapraszałbym  jej.  Ale  ty  jesteś  obyty  na  salonach,  więc  powinieneś  to 
zrozumieć. Chcesz, żebym ci ją przedstawił?

– Cześć, Mac. – Starała się naśladować ton głosu Sama. Kocisko zjeżyło się od łba aż po 

sam koniec ogona. Było jej bardzo przykro, bo nie chciała go przestraszyć. – Przepraszam, że 
popsułam ci kolacyjne plany. Jak chcesz, to sobie pójdę. – Spokojnym ruchem, by kocura nie 
spłoszyć, cofnęła się o krok. 

– Niesamowite – mruknął Sam, gdy kot powoli uniósł głowę i powąchał Kirstin z daleka, 

po  czym  zrobił  ostrożny  krok  w  jej  kierunku.  – No,  stary,  chyba  nadeszła  pora,  żebyś 
dowiedział  się,  co  to  jest  zdrada  Karmię  cię,  odkąd  tu  się  sprowadziłem,  a  ty  ani  razu  nie 
pozwoliłeś mi zbliżyć się tak blisko. Wystarczyło, że jeden raz jakaś kobieta wyciągnęła do 
ciebie  rękę...  – Zabrakło  mu  słów,  gdy  kocisko  trąciło  jej  palce,  domagając  się  pieszczot. 
Delikatnie  pogładziła  poharatany  łebek,  za  co  w  podzięce  usłyszała  krótkie  mruknięcie,  po 
czym zwierzak uznał, że pora kończyć wizytę i czmychnął w mrok zimowej nocy. 

Dopiero  wtedy  zdała  sobie  sprawę,  że  głaszcząc  kota,  całym  ciężarem  oparła  się  na 

Samie. Pospiesznie się odsunęła. W tej samej chwili owiał ją zimny, marcowy wiatr, którego 
wcześniej nie czuła przytulona do jego ciepłego ciała. Instynktownie jednak wyczuła, że ten 
dreszcz, który ją przeszył, nie miał nic wspólnego z temperaturą otoczenia. 

– Nie dostał wody – zauważyła, siląc się na obojętność. Czy Sam zauważył, że dotykanie 

go sprawiło jej przyjemność?

– Później  mu  wystawię.  – Zamknął  drzwi.  Trzask  zamka  wydał  się  jej  nieznośnie 

symboliczny. 

– Przyniosę kawę, a ty usiądź wygodnie w salonie. Podziwiała jego spokój. Jak on szybko 

odzyskuje równowagę. Upłynie jeszcze co najmniej minuta, zanim ona opanuje się na ryle, by 
znowu się nie zbłaźnić. Pamiętaj, że ty nigdy nie płaczesz, upominała siebie, stojąc pośrodku 
salonu.  Jesteś  spokojna,  panujesz  nad  emocjami.  Postaraj  się  nie  komplikować  bardziej  tej 
sytuacji. 

Z podniszczonego  fotela  nieopodal  kominka  patrzyła na  kanapę,  na  której  siedział  Sam 

podczas kolacji. Dla własnego spokoju byłoby lepiej zostać w tym fotelu. Lecz dzieli go od 
kanapy tak nieprzyzwoicie duża odległość, że Sam mógłby pomyśleć, że ona się go boi. 

Przesiada  się  na  kanapę  i  czekała  na  niego  z  kamienną  twarzą  i  dłońmi  skromnie 

splecionymi na kolanach. Całymi latami ćwiczyła stoicki spokój i teraz nareszcie ma okazję 
się  sprawdzić.  Nie  dając  Samowi  poznać,  że  doznała  ogromnego  rozczarowania,  musi 
spokojnie wysłuchać jego zwierzeń. 

– Skoro jesteś po dyżurze, pozwoliłem sobie zrobić ci kawę z mlekiem i odrobiną cukru. 

Może być?

– O tej porze tak. – Zdziwiła się, że zapamiętał taki drobiazg. Kiedy czekała ją operacja, 

nie  piła  kawy.  W  ciągu  dnia  zadowalała  się  wszystkim,  co  pozwalało  jej  utrzymać  się  na 
nogach, za to na zakończenie każdego dyżuru pozwalała sobie na ten niewielki luksus. 

Wzięła  od  niego  kubek,  uważając,  by  nie  dotknąć  jego  dłoni.  Nie  może  pozwolić,  by 

cokolwiek wytrąciło ją teraz z równowagi. 

Spodziewała się, że Sam przystąpi do rzeczy, gdy tylko usiądzie, ale on tylko wpatrywał 

background image

się w swój parujący kubek. 

Dłużej nie wytrzyma tego napięcia. 
– Dlaczego  się  nie  ożeniłeś? – palnęła  bez  namysłu.  – Powiedziałeś,  że  kiedyś  byłeś  o 

krok od tego. 

– Kto się nie żeni, ten się nie rozwodzi. 
– Nie byłeś z nikim aż tak blisko? – napierała. Intuicja podpowiadała jej, że podąża we 

właściwym kierunku. Sam zacisnął mocniej dłonie na swoim kubku i unikał jej wzroku. Jeśli 
nie chce, wcale nie musi odpowiadać na jej pytania. 

Milczał uparcie, aż uznała, że zrezygnował z tej rozmowy. W końcu jednak podniósł na 

nią  rozpalony  wzrok,  co  zahipnotyzowało  ją  niczym  światła  samochodowych  reflektorów 
same. Dostrzegła w jego oczach tyle bólu i rozpaczy, że serce zaczęło się jej kroić. 

– Raz  mi  się  to  zdarzyło – odparł  zduszonym  głosem.  – Tak  mi  się  przynajmniej 

wydawało,  aż...  – Urwał,  po  czym  zdobył  się  na  odwagę.  – Dopóki  nie  przyznałem  się,  że 
cierpię na dysleksję. Nie omieszkałem też wspomnieć o pewnych badaniach, które wykazały, 
że dysleksja może być dziedziczna. 

– Dysleksja? – zdziwiła się. – Jest kłopotliwa, ale na pewno nie zagraża życiu i na pewno 

nie jest powodem do wstydu. Poza tym nie zauważyłam, żeby ci przeszkadzała w pracy. 

– Szkoda, że cię wtedy nie znałem. Mógłbym cię poprosić, żebyś porozmawiała z Lissą, 

kiedy zerwała ze mną i moimi wadliwymi genami. Może przekonałabyś ją, że nie ma czego 
się obawiać. 

– Gdybyś  mi  o  tym  teraz  nie  powiedział,  niczego  bym  się  nie  domyśliła.  –

Przeanalizowała  wszystkie  dni  i  miesiące  spędzone  w  jego  obecności.  Przypomniała  sobie 
pewne  sytuacje.  – To  dlatego  zawsze  komuś  dyktujesz  zalecenia  i  leki? – Sprytny  system. 
Dzięki temu miał pewność, że nie pomyli ani nie pominie istotnych liter lub cyfr. – I dlatego 
papierkową robotę zawsze zabierasz do domu, żeby zrobić ją w spokoju, w swoim tempie... 

Im głębiej się nad tym zastanawiała, z tym większym szacunkiem patrzyła na to, co udało 

mu się osiągnąć. 

– Jak  bardzo  jest  to  poważne?  De  czasu  zabiera  ci  przeczytanie  jednego  fachowego 

artykułu? Nie, lepiej nie mów, bo będę miała wyrzuty sumienia, że zaliczyłam kurs szybkiego 
czytania..  Ta  dziewczyna  nie  miała  pojęcia,  z  kogo  rezygnuje.  Z  człowieka  o  ogromnej 
inteligencji, dążącego  do  celu  wbrew przeciwnościom,  niezależnie  od  tego,  ile  czasu  mu  to 
zajmie. De masz dyplomów?

Trudno sobie wyobrazić, ile godzin spędził nad podręcznikami, przygotowując się do tylu 

egzaminów. Coraz bardziej rósł w jej oczach. 

– Inteligencja, upór, wytrwałość, zdolność do poświęceń, dobroć – wyliczała. – Trudno o 

wspanialszą genetyczną wyprawkę dla dziecka. 

– Dzieciak, który odziedziczy dysleksję, może być odmiennego zdania – mruknął, a ona 

wyobraziła  sobie,  jakim  koszmarem  musiało  być  jego  dzieciństwo.  Na  pewno  nieraz 
przylepiono mu etykietkę tępaka. 

– Zauważ, że przez ten czas nasz system edukacji uległ pewnym przemianom. A gdyby to 

dziecko miało ojca, który przezwyciężył tę przeszkodę i osiągnął sukces pomimo dysleksji? –

background image

Czuła, że zabrzmiało to jak prośba, by zmienił swe postanowienie, ale w tej chwili było jej 
wszystko jedno. 

Dla  tamtej  kobiety,  którą  pokochał,  dysleksja  mogła  być  problemem  nie  do  pokonania, 

ale  dla  niej  ważniejszy  jest  Sam  jako  człowiek.  Obserwowała  zmiany  zachodzące  na  jego 
twarzy, niezbicie świadczące o tym, że stopniowo pojmuje, jak nieistotna dla jej decyzji jest 
jego ułomność. 

Im więcej o nim się dowiadywała, tym bliższa była uznania go za kogoś, kogo mogłaby 

pokochać. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Zapraszam. – Kirstin zwróciła się do Sahru, zapraszając ją, by usiadła na foteliku przy 

maleńkim stole. 

W  ciasnych  pokoikach  trudno  było  stworzyć  atmosferę  sprzyjającą  rozmowom  o 

intymnych problemach, ale Kirstin  udało się wstawić tam kilka wyściełanych foteli zamiast 
tradycyjnych, składanych krzeseł. 

– Nie  powinnam  marnować  pani  cennego  czasu – zaczęła  młoda  kobieta,  wybierając 

najbardziej oddalony fotel. – Pani doktor musi się zajmować tylu kobietami, które chcą mieć 
dziecko, a ja... – Smutno potrząsnęła głową. 

Kirstin bardzo przejmowała się wszystkimi pacjentkami, ale ten przypadek zasługiwał na 

szczególne potraktowanie. 

– Najpierw powiedz, na czym polega twój problem, i dopiero wtedy będziemy wiedziały, 

czy  to  jest  marnowanie  mojego  czasu – zaczęła  łagodnym  tonem.  – Jak  zdążyłam  się 
zorientować, wychowałaś się w Sudanie, w bardzo... tradycyjnej rodzinie. 

Wdać było, że Sahru z dużą wdzięcznością przyjęła to niedomówienie. 
– Bardzo  tradycyjnej – przytaknęła  beznamiętnie.  – Przeszłam  tę...  operację  w  wieku 

pięciu lat. 

W wieku pięciu lat? Kirstin nie dowierzała własnym uszom. 
– I od tej pory masz kłopoty?
– O  mało  nie  umarłam – zaczęła  Sahru,  wydobywając  z  otchłani  pamięci  straszliwe 

wspomnienia.  – Najpierw  długo  krwawiłam,  a  potem  wdała  się  infekcja.  Od  tej  pory  stale 
mam jakieś infekcje. 

Nieludzkie okaleczenie. I brzemienne w konsekwencje dla zdrowia. 
–  Jakie  są  to  problemy? – Trzeba  skoncentrować  się  na  teraźniejszości.  – Czy  tylko 

comiesięczne? Czy również przy oddawaniu moczu?

– Jedno i drugie. Otwór jest za mały, i to bardzo boli. Co miesiąc muszę brać zwolnienie, 

bo nie mogę się wyprostować, a na co dzieli muszę uważać, ile wypijam, bo wydalanie trwa 
bardzo długo. 

Kirstin z trudem mogła sobie wyobrazić takie codzienne i comiesięczne planowanie, bo 

dla  niej  czynności  fizjologiczne  były  czymś  oczywistym.  Nie  pora  jednak  na  współczucie, 
trzeba działać. 

– Mogę cię zbadać? Żeby ocenić rozmiar uszkodzeń. 
– Czy to jest naprawdę konieczne? – Sahru nie była przekonana. – Nie będę miała dzieci, 

więc  nie  warto  nic  zmieniać...  w  tym  miejscu.  Nie  ma  potrzeby  nic  poszerzać,  żeby 
mężczyzna...  – Zamilkła,  ale  Kirstin  wiedziała,  co  ma  na  myśli.  To,  co  przeczytała  w 
Internecie, aby zapoznać się z tym zagadnieniem, zdecydowanie nie napawało optymizmem. 

– Nie  chodzi  o  to,  żeby  zrobić  coś,  co  spodoba  się  mężczyźnie – tłumaczyła.  – Zdaję 

sobie sprawę, że naprawienie chociaż części tego, co ci zrobiono, kiedy byłaś dzieckiem, jest 
wbrew wszystkiemu, co ci wpojono. Ale tu nie chodzi o Hala, o twoją rodzinę czy o tradycję. 

background image

To  jest  kwestia  twojego  zdrowia.  To  trzeba  zrobić  dla  ciebie,  żeby  twoje  życie  stało  się 
bardziej znośne. 

Sahru  wahała  się.  Widząc  jej  lęk,  Kirstin  szukała  słów,  które  mogłyby  w  jakiś  sposób 

pomóc  tej  biednej  dziewczynie  w  jej  walce  z  wieloletnim  przeświadczeniem,  że  została 
okaleczona dla jej dobra. 

– Bądź dzielna – szepnęła Kirstin, ujmując dłoń Sudanki. – Pokonałaś bardzo długą drogę 

ze swojego kraju aż tutaj w poszukiwaniu innego życia. Zrób teraz coś, aby to życie stało się 
bardziej przyjemne. 

– Ma  pani  rację – oznajmiła  Sahru  po  krótkim  namyśle.  Wyprostowała  się  i  wysoko 

uniosła głowę. – Pora to zrobić. 

Kirstin zaprowadziła ją do gabinetu zabiegowego. 
Gdy  wróciła  do  swojego  biurka,  by  zadzwonić,  spostrzegła,  że  drży  jej  ręka.  Wzięła 

głęboki oddech, by się uspokoić, i energicznie wystukała numer wewnętrzny. 

– Dysard,  słucham.  – Na  dźwięk  tego  głosu  przeszedł  ją  dreszcz.  Odkąd  to  samo 

brzmienie  czyjegoś  głosu  robi  aa  niej  takie  wrażenie?  Przeraziła  się.  Czy  jest  to  skutek  ich 
wczorajszej rozmowy, która niczego nie przesądziła?

Zanim  wywiązał  się  z  obietnicy  odwiezienia  jej  do  domu,  milczał  przez  długą  chwilę, 

pogrążony we własnych myślach. Czekała z zapartym tchem na jego słowa, ale gdy podniósł
na nią wzrok, zrozumiała, że jeszcze nie dojrzał do podjęcia ostatecznej decyzji. 

– Potrzebuję  czasu  do  namysłu.  – Nie  można  go  ponaglać.  Trzeba  uszanować  jego 

życzenie i zdobyć się na cierpliwość. – Myślę – dodał – że powinniśmy częściej się spotykać. 

Nieoczekiwanie dla samej siebie parsknęła śmiechem. 
– Podejrzewam, że niewiele małżeństw spędza razem tyle godzin każdego dnia, ile my w 

szpitalu!

– Ale  nie  mamy okazji  poznać  się  bliżej.  Poznawanie  się  bliżej – tego  właśnie  unikała 

przez całe życie, ale tym razem pojęła, że Sam nie zmieni zdania. 

Z  kolei,  jeśli  jest  to  konieczne,  żeby  dojrzał  do  wyrażenia  zgody,  trzeba  się  temu 

podporządkować. W pewnym sensie propozycja ta wydała się jej poniekąd intrygująca. 

– Dysard, słucham. 
– Tu Kirstin. Sahru zgodziła się, żebym ją zbadała. Gdybyś zechciał... 
– Gratuluję  sukcesu.  – Jakie  to  szczęście,  że  nie  widział,  jak  się  rozpromieniła.  Jak 

nastolatka, a nie jak osoba dwudziestosiedmioletnia. – Zadzwoń, kiedy mam przyjść. – Jego 
spokojny głos pomógł jej nieco się uspokoić. 

– Jestem  gotowa.  – Cichy  głosik  dobiegający  z  gabinetu  zmusił  ją  do  zakończenia 

rozmowy, którą, po raz pierwszy, miała ochotę przeciągnąć. 

Podczas  badania, które  nie trwało długo,  Kirstin  oceniła  okaleczenia Sahru  jako bardzo 

poważne.  Teraz  musiała  jeszcze  przekonać  tę  młodą  kobietę,  aby  wyzbyła  się 
nieuzasadnionego  poczucia  wstydu  i  pozwoliła  Samowi  ocenić  szansę  powodzenia 
ewentualnej operacji. 

– Chciałabym, żeby zbadał cię doktor Dysard – rzuciła od niechcenia, wprawnym ruchem 

zdejmując rękawiczki. 

background image

– Słucham? Dlaczego? Doktor Dysard jest mężczyzną... – wykrztusiła przerażona Sahru. 

– Zwróciłam się do pani doktor, bo pani jest kobietą. – Na jej czole perliły się kropelki potu. 

– Ale  to  przecież  on  będzie  cię  operował.  Wiedziałaś  o  tym,  prawda?  Hal  musiał  ci  to 

powiedzieć. – Obawiając się protestu, aż wstrzymała oddech. 

– Tak, wiem. Ale znowu sprawa się odwlecze. A ja tak boję się tego badania – tłumaczyła 

się  zażenowana.  Kirstin  zauważyła,  jak  jej  wzrok  przesunął  się  po  ubraniu  ułożonym  na 
krześle, jakby jej pacjentka rozważała możliwość ucieczki. – Jeśli pani nie może tego zrobić, 
to lepiej będzie, jak o wszystkim zapomnimy. Ja już się do tego przyzwyczaiłam... 

– Przestań,  Sahru.  Posłuchaj.  – Ujęła  dłonie  dziewczyny,  aby  zmusić  ją  do  spojrzenia 

sobie prosto w oczy. – Nie będziesz czekać na  wizytę u doktora Dysarda, ponieważ on jest 
gotowy zbadać cię zaraz. 

– Teraz?  Doktor  Dysard  chce  mnie  teraz  zbadać?  Jak  to?  On  ma  tyle  pacjentek,  że  na 

wizytę trzeba czekać kilka tygodni. 

– Ty nie  musisz.  To  jest  bardzo  poważna  sprawa.  Doktor  Dysard  uważa,  że  już  dzisiaj 

powinnaś dowiedzieć się, jak i kiedy możemy ci pomóc. Zgadzasz się?

Sahru była bliska łez. Ta nowa sytuacja całkiem ją zaskoczyła. 
– Czy to  wszystko załatwił  Hal? – Nie potrafiła spojrzeć Kirstin  prosto w oczy. – Jego 

matce zrobiono to samo. I ona bardzo często chorowała. Gdy urodziła córkę, nie zgodziła się, 
by  jej  też  to  zrobiono.  Z  tego  powodu  ojciec  Hala  z  całą  rodziną  wyjechał  z  Egiptu.  – W 
oczach  Sahru  Kirstin  dostrzegła  lęk  i  zarazem  nadzieję.  – Hal  twierdzi,  że  wcale  aie  musi 
mieć dzieci, byle tylko mógł być ze mną. A ja jestem z nim taka szczęśliwa. 

– Jaka jest twoja decyzja? Mam poprosić doktora Dysarda? – Zacisnęła mocno kciuki. 
– Tak.  Proszę  mu  powiedzieć,  że  jestem  gotowa.  Ale  niech  pani  doktor  też  tu  ze  mną 

będzie. 

– Mogę cię nawet trzymać za rękę – obiecała rozpromieniona i ruszyła do telefonu. 
– Dzień  dobry.  Wygląda  pani  znacznie  lepiej,  niż  kiedy  ostatnio  panią  widziałam –

zażartowała  Kirstin,  gdy  pani  Frazer  znalazła  się  wreszcie  na  jej  oddziale.  Wstawiwszy  jej 
rzeczy do szafki, pielęgniarka zaciągnęła zasłonkę wokół łóżka i zostawiła je same. 

Sam  orzekł,  że  jest  w  stanie  pomóc  Sahru,  ale  nie  wystarczyło  im  czasu,  by  mógł 

podzielić się z Kirstin szczegółami. Jednak coś w jego oczach kazało jej być dobrej myśli. 

Z karty pani Frazer, wypełnionej jeszcze na oddziale intensywnej opieki, dowiedziała się, 

że ciśnienie stopniowo obniża się oraz że nerki nie uległy trwałemu uszkodzeniu. Opuchlizna, 
która tak okropnie ją zniekształciła, już prawie całkiem zeszła. 

– Gratuluję szybkiego opuszczenia intensywnej terapii – pochwaliła pacjentkę. Ta kobieta 

prawdopodobnie  nigdy  się  nie  dowie,  ile  miała  szczęścia,  wychodząc  ze  stanu 
przedrzucawkowego. Na dodatek ze zdrowym dzieckiem. 

– Wkrótce poczuje się pani u nas jak u siebie w domu. Czy czegoś pani potrzeba?
– Powiedziano mi już, że córeczka jest zdrowa. Chciałabym wiedzieć, kiedy będę mogła 

zobaczyć moją małą Tamsin? – zapytała, krzywiąc się z bólu. 

– Porozmawiam  z  doktorem  Forresterem.  I  dowiem  się,  kiedy  będzie  pani  gotowa  do 

składania wizyt. 

background image

– Będę wdzięczna. Na razie widziałam ją tylko przez szybę. Wioząc mnie tutaj, salowy 

nieco nadłożył drogi. 

– Tak to jest, kiedy trzeba zrobić nieprzewidziane cesarskie cięcie – zauważyła Kirstin. –

Kiedy dziecko przychodzi na świat, matka najpierw jest uśpiona, a potem przykuta do łóżka. 
Ani  jedno,  ani  drugie  nie  może  składać  wizyt.  Ale  to  wszystko  wkrótce  się  ułoży.  Kiedy 
zacznie pani karmić Tamsin?

Zmiana  tematu  powstrzymała  zagrażający  potok  łez,  co  Kirstin  natychmiast 

wykorzystała, by przekazać pacjentce stosowne wyjaśnienia i porady. 

Przy każdym łóżku powtarzało się to samo. Wszystkie pacjentki rwały się do rozmowy, 

najchętniej na temat dzieci. Kirstin dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak łatwo o nich mówić 
dobre rzeczy, więc obchód młodych matek zajął jej kolejną godzinę. Z ulgą odnotowała tylko 
jeden przypadek zapalenia gruczołu sutkowego. 

Przeszła teraz w drugi koniec oddziału, gdzie leżały kobiety z ciążą zagrożoną. Starano 

się, by były jak najdalej od tych, które już urodziły. Rzadko wprawdzie, ale jednak zdarzały 
się tu poronienia, i tym kobietom należało oszczędzić słuchania płaczu noworodków. 

Wcześniejsza  zmiana  przekazała  jej  tę  niewielką  grupkę  bez  żadnych  zastrzeżeń,  ale  to 

wcale  nie  znaczy,  że  któraś  z  łych  kobiet  za  chwilę  nie  zacznie  rodzić.  Dwie  pacjentki 
zagrożone poronieniem przebywały na oddziale od dłuższego czasu. Ich ciąże były już na tyle 
donoszone,  że  pozwolono  im  swobodnie  się  poruszać. Jak  to  zwykle  bywa  w  takich 
przypadkach,  u  żadnej  nie  zanosiło  się  na  poród.  Obydwie  były  już  porządnie  znużone 
czekaniem. Długi pobyt w szpitalu sprawił, że bardzo się zaprzyjaźniły. Na ich miejscu chyba 
bym zwariowała, pomyślała Kirstin. Podziwiała ich pogodę ducha. 

– Ciągle nic? – zapytała, przysiadając na łóżku jednej z nich. 
– Absolutny  spokój – jęknęła  Fiona  Castle,  spoglądając  na  swój  ogromny  brzuch.  –

Chyba  poproszę  męża,  żeby  pożyczył  od  kolegi  motor  i  zabrał  mnie  na  przejażdżkę  po 
wertepach. Temu smarkaczowi jest tam zdecydowanie za dobrze. – W rzeczywistości jednak, 
mając  za  sobą  kilka  poronień,  była  bardzo  szczęśliwa,  że  ta  ciąża  się  utrzymała.  Miała  już 
obawy, że nigdy nie donosi ciąży do szczęśliwego rozwiązania. 

– Kiedy  wrócicie,  to  ja  też  się  przejadę.  Mogłybyśmy  też  poskakać  na  batucie,  w  sali 

ćwiczeń na fizjoterapii – podrzuciła Chelsea Logan, przerywając szydełkowanie. – Czy sądzi 
pani doktor, że to by coś pomogło?

– O ile to możliwe, radziłbym poczekać z tym siąkaniem, aż będzie po porodzie... 
Ten głos przyprawił ją o mocniejsze bicie serca. Do tej pory była bardzo dzielna, bo przez 

kilka  godzin  udało  się  jej  nie  myśleć  o  Samie  ani  o  tym,  co  miał  na  myśli,  mówiąc,  że 
powinni się bliżej poznać. Poczuła, że się czerwieni. Bardzo nie chciała, by zauważyły to jej 
podopieczne. Już sobie wyobraziła ich komentarze i aluzje. 

– Czyżby znudziła się paniom nasza kuchnia? – żartował Sam, – Czy w domu będzie się 

krzątało koło was tyle służby?

– Raczej nie, ale nareszcie będę mogła przytulić się w łóżku do męża. Wątpię, czy doktor 

Whittaker spodobałoby się, gdybym zrobiła to tutaj. 

Wyobraziła  sobie,  że  leży  w  ramionach  Sama.  Skąd  taki  pomysł?!  Nawet  jeśli  Sam 

background image

zdecyduje  się  jej  pomóc,  to  nie  planowała  zajść  w  ciążę  w  ten  sposób.  Rodzi  się  jednak 
pytanie, dlaczego perspektywa zajścia w ciążę wydaje się jej znacznie mniej atrakcyjna, gdy 
wyobrazi sobie plastikowy pojemnik i strzykawkę?

– Reszta  pacjentek  pochorowałaby  się  z  zazdrości – ciągnął,  nie  zwracając  większej 

uwagi na Kirstin. – Poza tym podobno narzekała pani niedawno, że ledwie mieści się tu pani 
razem z dzieckiem. Obawiam się, że małżonek wylądowałby na podłodze. 

Opuszczała  oddział  w  pogodnym  nastroju.  Sam  zawsze  wie,  jak  wprawić  te  kobiety  w 

dobry  humor.  Jak  on  to  robi?  Ona,  gdy  pacjentki  stają  się  marudne  i  popadają  w  depresję, 
potrafi im tylko współczuć. A on umie je rozśmieszyć. 

Sam za to najwyraźniej nie widział powodu do radości, gdy chwilę później spotkali się na 

korytarzu. 

– Za pół  godziny mamy  być w operacyjnej. – Zerknął na zegarek. – Możesz  na chwilę 

wpaść do mnie? Za pięć minut. 

Trzeba sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyła, przeglądając papiery z zaleceniami Sama. 

Zazwyczaj potrafi się skupić, zwłaszcza gdy chodzi o pracę. Ale dzisiaj czuła, że nie bardzo 
nad sobą panuje. 

Chciałaby już poznać jego decyzję. Może stanie się to dzisiaj? Może dlatego zaprosił ją 

do swego gabinetu? Z lękiem i nadzieją ruszyła w tamtą stronę. Jeśli Sam się zgodzi, za rok 
będzie mogła trzymać na rękach swój mały skarb. Gdy otwierała drzwi, serce waliło jej jak 
młotem. 

Ponieważ Sam wypełniał w skupieniu jakieś formularze, przysiadła na krześle i cierpliwie 

czekała. Gdy w końcu podniósł na nią wzrok znad papierów, nie potrafiła niczego wyczytać 
w jego oczach, Tego spojrzenia jeszcze nie umiała rozszyfrować. 

– Zastanawiam  się...  Do  tej  pory  rozmawialiśmy  o  tym,  że  ty  chciałabyś  mieć  dziecko 

oraz o tym, że ja miałbym ci w rym pomóc. – Widać było, że starannie dobiera słowa. 

Chyba nie zamierza jej odmówić?
– Zgodziliśmy  się – wziął  głęboki  oddech – że  z  taką  sytuacją  wiąże  się  mnóstwo 

problemów. Włącznie z tym, że jestem twoim przełożonym na tym oddziale. 

Próbowała mu przerwać, jednak on nie zwracał na nią uwagi. 
– Najpoważniejszy widzę w tym, że mając pełną świadomość, jak to się stało, będziemy 

codziennie spotykali się w szpitalu. A gdy się już urodzi... – Zamilkł. 

– Nie oczekuję, że weźmiesz na siebie odpowiedzialność. Przecież wszyscy nasi dawcy 

pozostają anonimowi – zapewniła go, mimo wszystko odczuwając pewne rozczarowanie. Nie 
podejrzewała, że perspektywa oglądania dziecka, które urodzi się dzięki niemu, zniechęci go 
do tego przedsięwzięcia. – Dobrze wiesz, że jestem w stanie utrzymać nas oboje bez niczyjej 
pomocy. Możemy nawet spisać jakąś umowę. 

– Sądzisz, że to kwestia odpowiedzialności mnie niepokoi? – Jego głos zabrzmiał bardzo 

nieprzyjemnie,  – Że  zażądasz  ode  mnie  pomocy  finansowej?  To  jest  dla  mnie  najmniej 
istotne. – Wstał i zaczął miarowo przechadzać się po pokoju, od drzwi do okna i z powrotem. 

Zdziwił  ją  ten  ton.  Uświadomiła  sobie  jednocześnie,  jak  mało  o  sobie  wiedzą.  Jeśli  nie 

chodzi o pieniądze, to o co?

background image

– Nadal nie wiem, czy jestem odpowiednim kandydatem. Wczoraj powiedziałaś o mnie 

kilka bardzo przyjemnych rzeczy, ale dlaczego akurat ja? Twoje dziecko może odziedziczyć 
moją ułomność. 

Nie  spodziewała  się,  że  mężczyzna może  mieć  takie  czułe  miejsca.  Z jednej  strony ten 

człowiek odnosi sukcesy i okazuje tyle wiary w siebie, z drugiej jednak... 

– Ponieważ jesteś najlepszym kandydatem, jakiego znam – powiedziała półgłosem. 
– Przecież wcale mnie nie znasz. – Stanął tuż obok, na tle ogromnej tablicy ze zdjęciami 

wszystkich zdrowych dzieci, którym pomógł przyjść na świat w szpitalu Świętego Augustyna. 

– Mylisz  się. – Odzyskała stanowczość. – Nie znam  żadnego z  anonimowych  dawców, 

których  nasienie  przechowujemy,  z  tobą  natomiast  pracuję  dzień  w  dzień.  I  ciebie 
podziwiam...  – Zamierzała  powiedzieć  znacznie  więcej,  gdy  nagle  doznała  olśnienia: 
zakochała się w nim. Wbrew głęboko zakorzenionemu przekonaniu, że nigdy się nie zakocha, 
że  nie  potrafi  się  zakochać!  Przeraziła  się,  ponieważ  nie  miała  zamiaru  jakiemukolwiek 
mężczyźnie pozwolić, aby zdominował jej życie. 

Przez chwilę czuła, że jest zupełnie bezbronna, wręcz żałowała, że zwróciła się do niego 

po pomoc. Gdyby zapisała się na wizytę zgodnie z obowiązującymi procedurami, uniknęłaby 
tamtej nerwowej rozmowy, podczas której zorientowała się, jak bardzo zależy jej na tym, by 
urodzić  dziecko  Sama.  Czy  koniec  końców  miałoby  to  jakiekolwiek  znaczenie?  Przecież 
pracując z nim co najmniej do końca stażu, miałaby wystarczająco dużo czasu, by się w nim 
zakochać, nawet nie zachodząc w ciążę. 

Jeśli  Sam  się  wycofa,  zostaną  mi  jeszcze  dawcy  anonimowi,  pomyślała  bez  większego 

przekonania. 

– Są też inne sprawy, które powinniśmy szczegółowo omówić, zanim podejmę decyzję. 
– Na przykład?
– Wiem, że jesteś w stanie sama utrzymać dziecko. Czy to znaczy, że odmówisz mi prawa 

do partycypowania w kosztach?

Znowu  strach.  Wysoko  ceniła  sobie  niezależność  i  chciała  sama  wychowywać  swoje 

dziecko. Była przeświadczona, że nie zabraknie mu miłości i że nigdy nie zazna odtrącenia. 
Lecz w spojrzeniu Sama dostrzegła coś, co kazało jej rozważyć możliwość kompromisu. Jeśli 
za  bardzo  będzie  się  upierać  przy  swoim,  może  stracić  szansę  urodzenia  wymarzonego 
dziecka. Posunęła się już tak daleko, że nie może więcej ryzykować. 

– Co proponujesz? – Spodziewała się najgorszego. 
– Jeśli mam zostać ojcem twojego dziecka, chcę być częścią jego życia – oświadczył. 
Dwie  godziny  później  ciągle  nie  mogła  otrząsnąć  się  po  rozmowie  z  Samem.  Mogłaby 

nawet zdecydować się na  kompromis, ale z  zaciętego wyrazu jego twarzy wyczytała, że  on 
zdania nie zmieni. Musieli na tym zakończyć, ponieważ wzywano ich na salę operacyjną. 

Stał  tuż  obok niej,  ale  jak  zwykle  podczas  zabiegu  całą uwagę  kierował  na  to,  co  robi. 

Interesowała go w takim samym stopniu jak stojąca po przeciwnej stronie instrumentariuszka. 

Pierwszy  na  liście  był  rutynowy  zabieg  wyłyżeczkowania  jamy  macicy  po  samoistnym 

poronieniu. Zdaje się, że odbył się bez żadnych komplikacji. Kirstin była tak zajęta chaosem, 
jaki zapanował w  jej myślach po rozmowie z  Samem, że  wszystkie czynności wykonywała 

background image

całkowicie machinalnie. 

Zganiła się za ten brak koncentracji, bo zdawała sobie sprawę, że jest to wielce naganny 

brak profesjonalizmu wobec ludzi, których powierzono jej opiece. Niezależnie od zawirowań 
w  jej  życiu  osobistym  oraz  od  wrażenia,  jakie  robi  na  niej  mężczyzna  stojący  po  drugiej 
stronie stołu, jej pacjentkom należy się cała jej uwaga. 

Druga  operacja  już  zdecydowanie  wymaga  od  niej  pełnego  skupienia,  ponieważ  tym 

razem to ona ma grac główne skrzypce, a Sam przejmie rolę jej asystenta. Pacjentka była w 
czternastym tygodniu ciąży i od tego, jak Kirstin  się spisze, będzie zależało powodzenie tej 
ciąży. 

Po  trzech  samoistnych  poronieniach,  między  osiemnastym  i  dwudziestym  tygodniem, 

skierowano ją na badania do szpitala Świętego Augustyna, gdzie stwierdzono  niewydolność 
szyjki  macicy.  Z  dokumentacji  wynikało,  że  wielkość  wszystkich  wcześniejszych  płodów 
była prawidłowa i odpowiadała konkretnym etapom ciąży oraz że płody rodziły się żywe, ale 
były zbyt słabe, by przeżyć. Pacjentka ponownie zaszła w ciążę i teraz zgłosiła się, by założyć 
jej szew Shirodkara dla wzmocnienia szyjki macicy. Nierozpuszczalna taśma pozostanie tam 
do  trzydziestego  ósmego  tygodnia,  czyli  aż  do  usunięcia  jej  w  oczekiwaniu  na  akcję 
porodową. 

– Jak to wygląda? – zapytał Sam głosem nieco stłumionym przez maskę. 
Kirstin podniosła wzrok i nagle zdała sobie sprawę, że jego spojrzenie nie jest ani trochę 

obojętne. Dopiero teraz dotarło do niej, jak wiele może wyrazić para oczu  nad chirurgiczną 
maską. A może to tylko oczy Sama są takie wyraziste? Poznała nawet, nie tylko po drobnych 
zmarszczkach wokół oczu, że on się uśmiecha. Przy okazji zauważyła również, że ma całkiem 
długie, ciemne rzęsy... 

– W porządku. – Z trudem skupiła się na zabiegu, który miała do wykonania – Błony nie 

wysunęły się do szyjki, a szew mocno się trzyma. – Pochyliła się, by jeszcze raz rzucić okiem 
na nowo założony szew, po czym odsunęła nieco, przepuszczając Sama, który miał dokonać 
ostatecznej oceny. 

– Dobra robota. – Jego spojrzenie wyrażało pełne uznanie. 
Wyjęła wziernik i zwróciła się do anestezjologa. 
– Można ją budzić. 
Znieczulenie  ogólne  konieczne  jest  przy  zakładaniu  szwu,  bardzo  rzadko  stosuje  się  je 

przy zdejmowaniu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za dwadzieścia cztery tygodnie ta maleńka 
istotka,  teraz  już  bezpiecznie  zamknięta  w  łonie  matki,  przyjdzie  na  świat  jako  zdrowe, 
donoszone dziecko. 

Zdejmowała właśnie rękawiczki i wrzucała do pojemnika, gdy stanął obok niej Sam. 
– Czekam  na  ciebie  po  dyżurze.  – Starał  się,  by  nikt  ich  nie  usłyszał.  – Mam 

zarezerwować stolik, czy wolisz przyjechać do mnie?

Wiedział, że mu nie odmówi, ponieważ mieli jeszcze bardzo dużo do przedyskutowania. 

Nie  mógł  się  jednak  domyślać,  jak  bardzo  ucieszyła  ją  perspektywa  spędzenia  z  nim  paru 
godzin, ani tego, jak bardzo zaniepokoiła ją ta radość. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Moje  gratulacje – pochwaliła  Kirstin  panią  Singarajah,  zdejmując  jej  opaskę  do 

mierzenia ciśnienia. – W tym tygodniu znacznie niższe. 

– Przyjechała do mnie siostra. I teraz ona zajmuje się sklepem po południu, a ja siedzę z 

nogami do góry. Piję mniej kawy i prawie zrezygnowałam z soli. 

– Od razu widać rezultaty. Oby tak dalej. – Uśmiechnęła się i wyszła zza zasłonki, aby 

wpisać wyniki do karty. 

To jest jej pierwsze dziecko, więc ryzyko wystąpienia zatrucia ciążowego jest większe niż 

przy  kolejnych  ciążach.  Podwyższone  ciśnienie  stwierdzone  podczas  poprzedniej  wizyty 
mogło być po prostu skutkiem nadmiaru kawy i soli, ale pamiętając dramatyczną sytuację, w 
jakiej znalazła się pani Frazer, Kirstin wolała nie ryzykować. 

– Bierze  pani  pełny  zestaw  witamin? – upewniła  się,  gdy  młoda  kobieta  wyszła,  już 

ubrana, z kabiny. 

– Codziennie. Niedługo mi się skończą. 
Kirstin  wydrukowała receptę, po czym odprowadziła panią Singarajah do drzwi. Dzięki 

Bogu pozostały jej już tylko dwie pacjentki. 

Cieszyła  się,  że  znowu  zobaczy  Cassie  i  Naomi.  Pracowały  w  tym  samym  szpitalu,  na 

sąsiadujących ze sobą oddziałach: pediatrii, ginekologiczno-położniczym i neonatologii, więc 
stale powinny gdzieś się spotykać, chociażby w labiryncie jego krętych korytarzy. 

Tak  się  jednak  złożyło,  że  odkąd  jej  przyjaciółki  wyszły  za  mąż,  widywały  się  bardzo 

rzadko.  Okazja,  aby  umówić  się  na  dziewczyński  wieczór,  nie  nadarzyła  się  im,  od  kiedy 
uroczyście  świętowały  wspólne  odkrycie  Naomi  i  Cassie,  że  ich  dzieci  przyjdą  na  świat  w 
odstępie mniej więcej miesiąca. 

Przypomniała sobie, że tamtego pamiętnego dnia zaczęła myśleć o własnym dziecku. Od 

tej  pory  spędzała  z  Samem  niemal  każdą  wolną  minutę.  Gdyby  miała  czas  spotykać  się  z 
nimi, niechybnie domyśliłyby się, co zaprząta jej myśli. 

Dawno, dawno temu ich wizyta po dyżurze była dla mej sygnałem, że nareszcie można 

przed kimś się otworzyć. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj wolałaby ich w ogóle nie oglądać w obawie 
o tajemnicę, której nie może wyjawić. 

W ciągu minionych kilku tygodni sporo myślała o tym, czego pragnie, i poświęciła wiele 

godzin,  aby  wytłumaczyć  Samowi,  dlaczego  tak  walczy  o  zachowanie  niezależności.  Był 
jednak temat, którego nie  mogła poruszyć absolutnie z  nikim: nasilająca się z  każdą chwilą 
fascynacja tym człowiekiem. 

Zaniepokoiło ją, że chociaż zna Cassie, Naomi i Dot od tylu lat, nie potrafi podzielić się z 

nimi swoją rozterką. Ale przecież nie może otworzyć przed mmi swojego serca, skoro sama 
nie umie określić tego, co czuje. 

Przeczuwała,  że  Dot  nie  będzie  zachwycona  tym  pomysłem,  a  także  nie  miała 

wątpliwości, że obie przyjaciółki zrobią wszystko, aby ją od niego odwieść. Odkąd wyszły za 
mąż, nabrały przekonania, że i ona w końcu zmieni zdanie na temat trwałych związków. Czy 

background image

może  im powiedzieć, że nada! trwa w swoim  młodzieńczym postanowieniu  o niezależności 
od mężczyzny, a jednocześnie z całego serca pragnie urodzić dziecko?

Tak  się  złożyło,  że  tego  dnia  była  jak  podminowana,  wydawało  się  jej,  że  wszystkie 

zakończenia nerwowe ma na wierzchu. Czuła, że jest to najgorszy dzień, by stanąć z nimi oko 
w  oko.  Dla  nich  z  kolei  był  to  całkiem  zwyczajny  dzień,  w  którym  miały  zgłosić  się  na 
rutynowe badanie do poradni dla kobiet w ciąży. 

Z  jej  punktu  widzenia  natomiast  był  to  ten  jedyny,  szczególny  dzień,  ponieważ  mniej 

więcej godzinę temu zmierzyła temperaturę  i  zauważyła, że  nieco  spadła.  Zaraz po wizycie 
Cassie i Naomi kończy  dyżur, mając w perspektywie spędzenie następnych kilku dni z tym 
niezwykłym człowiekiem. 

Po  pierwsze,  nie  spodziewała  się,  że  tego  dnia  wypadnie  najbardziej  płodny  dzień  jej 

cyklu. Gdy dotrze do niego do domu, temperatura nieco się podniesie. Będzie to nieomylny 
znak, że jajeczko opuściło jajnik i jest gotowe do zapłodnienia. Po drugie, w dalszym ciągu 
nie wiedziała, czy Sam już podjął decyzję. 

Pozostawało  jej  tylko  trzymać  kciuki,  by  uznał  to  za  sygnał,  że  powinni  przystąpić  do 

akcji. Ściskało ją w dołku za każdym razem, gdy pomyślała o tym, co być może zrobią tego 
wieczoru,  a  im  bardziej  zbliżała  się  ta  pora,  tym  trudniej  było  jej  skupić  się  na  rzeczowej 
rozmowie. 

Zacisnęła powieki i wzięła głęboki oddech. Jeśli w porę się nie pozbiera, Cassie i Naomi 

zorientują się, że coś ją gnębi, i nie przestaną jej dręczyć, aż wszystko im wyzna. 

Gdy  te  dwa  potwory  coś  zwęszą,  stosują  metody  wyciągania  informacji,  jakich  nie 

powstydziliby  się  nawet  niesławni  hiszpańscy  inkwizytorzy,  najpilniejsi  uczniowie  samego 
Torquemady. 

Rozległo się pukanie do drzwi. Ledwie zdążyła przybrać stosowny wyraz twarzy, gdy do 

gabinetu zajrzała uśmiechnięta blondynka. 

– Można? – Cassie  trzymała  w  ręce  swoją  kartę.  – Wiem,  że  na  tym  etapie  nie  ma 

potrzeby przychodzić do ciebie, tym bardziej że czuję się obrzydliwie normalnie. Ale głupio 
by mi było, gdybym do ciebie nie zajrzała po wizycie u położnej. 

– Czy  „obrzydliwie  normalnie”  znaczy,  że  nadal  masz  poranne  mdłości?  Czy  może 

miałaś  na  myśli  ciśnienie,  wagę  oraz  wyniki  badania  moczu?  Siadaj.  – Gestem  wskazała 
krzesło. 

– Dzięki Bogu rano jest już trochę lepiej, ale za to przybyło mi na wadze – pożaliła się. 
Kirstin w skupieniu czytała informacje wpisane do karty Cassie. 
– Na razie nie masz powodu do obaw. Twój organizm zapewne nadrabia to, co stracił z 

powodu porannych torsji. 

– Oby tak było – mruknęła Cassie. – Nie życzę sobie utyć do rozmiarów słonicy, a potem, 

po porodzie, wałczyć o powrót do poprzedniej wagi. 

– Ty zawsze będziesz wysoka i szczupła. Obydwie możecie jeść, ile i co chcecie, więc nie 

sądzę, żebyście miały z tym jakiś poważniejszy problem. Jeśli nie zamierzasz przerwać pracy, 
masz szansę spalić nadmiar tłuszczu w krótkim czasie. 

– Wolałabym, żebyś mi dala to na piśmie – mruknęła Cassie. – Już w tej chwili Luke nie 

background image

pozwala  mi  nic  robić  i  nieustannie  chce  mnie  wyręczać.  Nawet  nie  daje  mi  wyjąć  Jenny  z 
łóżeczka.  Kilka  dni  temu,  żeby  się  ode  mnie  odczepił,  musiałam  zamknąć  się  na  klucz  w 
łazience. 

– Nie mów, że tego nie lubisz – uśmiechnęła się, żeby zatuszować zawiść, jaką wywołało 

w niej wyobrażenie tej sceny. 

Nie  miała  oczywiście  nic  przeciwko  temu,  żeby  Luke  troszczył  się  o  jej  przyjaciółkę. 

Serce jej rosło na widok jej rozpromienionej twarzy. Nie spodziewała się jednak, że poczuje 
żal na myśl, że nigdy nie zazna takiej troskliwości i opiekuńczości, takiego uczucia szczęścia. 

Znowu rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem była to Naomi. 
– Nie przeszkadzam? – zapytała. 
Kirstin posłała Cassie pytające spojrzenie, pozostawiając decyzję przyjaciółce. 
– Wejdź, wejdź. Im nas więcej, tym będzie weselej. Żaliłam się właśnie Kirstin, że Luke

chce mnie zanosić na rękach do łóżka, jak wielką damę. A ja przez to zaczynam tyć. 

– Ale poza tym wszystko w porządku? – upewniła się Naomi, przysiadając na krawędzi 

biurka. 

Kirstin przysłuchiwała się w milczeniu wymianie mrożących krew w żyłach opowieści o 

początkowych  tygodniach  ciąży.  Mimo  tych  narzekań  spostrzegła,  że  obydwie  otacza 
charakterystyczna  aura  zadowolenia  tak  często  towarzysząca  ciężarnym.  Z  zamętu  myśli 
wyłowiła jeden, natrętny wątek: kiedy podobny stan przypadnie jej w udziale?

Czy znajdzie się w  gronie tych szczęśliwych kobiet, które zajdą w ciążę od pierwszego 

razu?  Czy już  jutro rano  mikroskopijna  kupka szybko dzielących  się komórek  będzie raźno 
podążała w kierunku jej macicy, aby tam się zagnieździć?

– Gdybyś pojechała ze mną albo z Cassie, nie trzeba by było brać trzech samochodów –

mówiła Naomi. 

– Dokąd mam jechać? – Nie miała pojęcia, o co chodzi przyjaciółce. – Kiedy?
– Dzisiaj wieczorem wybieramy się do Dot – cierpliwie wyjaśniła Cassie. – Jedziemy w 

czwórkę: Naomi z Adamem, Luke i ja. Nie masz jutro dyżuru, więc mogłabyś pojechać razem 
z nami. Dot oszaleje z radości, widząc nas wszystkich razem Ona zawsze przygotowuje nieco 
więcej jedzenia, na wypadek gdyby przyjechał ktoś niezapowiedziany. 

Kirstin poczuła kompletną pustkę w głowie. Co im powiedzieć? Skoro sprawdziły, że ma 

jutro wolny dzień, to już nie może wykręcić się pracą. I na pewno nie będzie tłumaczyć się 
przed  Dot,  że  przez  następne  dwa  dni  będzie  bardzo  zajęta,  bo  zaplanowała  sobie  zajść  w 
ciążę. 

– Mhm, nie mogę... – zaczęła, rozpaczliwie szukając jakiegoś wiarygodnego argumentu. 

– Muszę  zająć  się  pewnym  projektem...  związanym  z  metodami  sztucznego  zapłodnienia –
dokończyła w nadziei, że nie zaczną zadawać zbędnych pytań. 

– Nie  możesz  przełożyć  tego  na  jutro? – nalegała  Naomi.  – Rzadko  nadarza  się  nam 

okazja do takich wspólnych odwiedzin u Dot. 

Biła  się  z  myślami.  Jeśli  zrezygnuje  z  dzisiejszego  wieczoru,  najbardziej  płodnego  w 

całym cyklu, wszystko opóźni się o cały miesiąc. Czy taka zwłoka pomogłaby Samowi podjąć 
decyzję  na  jej  korzyść?  Może  w  obliczu  idealnej  okazji,  nadarzającej  się  całkiem 

background image

nieoczekiwanie, zdecyduje się szybciej?

– Raczej  nie.  Sam  Dysard  ma  czas  tylko  dzisiaj,  po  dyżurze – wypaliła,  instynktownie 

wybierając rozwiązanie aż nadto bliskie prawdy. – Już go sobie zarezerwował. 

– Od jakiegoś czasu strasznie cię wykorzystuje – stwierdziła Cassie tonem niewiniątka. –

Zawsze, kiedy chcemy się z tobą zobaczyć, potrzebuje cię do różnych bardzo ważnych zadań. 

Wstrzymała  oddech,  ale  po  chwili  zorientowała  się,  że  nie  żywią  żadnych  podejrzeń. 

Uwierzyły, że łączą ich wyłącznie sprawy związane z pracą na oddziale. 

– Trudno – westchnęła  Naomi.  – Może  uda  się  nam  innym  razem.  Przekażemy  Dot 

pozdrowienia od ciebie. 

Gdy wyszły, poczuła, że cała dygocze. Była tak przerażona tym, co stanie się za chwilę, 

że  bezwiednie  rzuciła  się  do  porządkowania  papierów  na  biurku,  a  nawet  wyrównywania 
zasłonek w kabinach. 

– Jesteś gotowa? – To proste pytanie zabrzmiało tak donośnie w pustawym pokoju, że aż 

podskoczyła. 

– Tak – odrzekła  przez  ściśnięte  gardło.  Serce  biło  jej  tak  mocno,  że  z  trudem  łapała 

oddech. 

– Na  pewno  nie  masz  już  nic  do  zrobienia? – Nie  ponaglał  jej.  Czekał  cierpliwie, 

opierając się o futrynę. Jego kamienny spokój jeszcze bardziej wytrącał ją z równowagi. 

– Torebkę zostawiłam w szatni. – Unikała jego wzroku. To czysty zbieg okoliczności, ale 

dzisiaj  po  raz  pierwszy  zasugerował,  że  mogłaby  zostać  u  niego  na  noc.  – Pójdę  po  nią. 
Spotkamy się na parkingu. 

– Zgoda.  Po  drodze  do  domu  muszę  jeszcze  zrobić  małe  zakupy.  Masz  coś  przeciwko 

temu?

Zdecydowanie  nie.  Była  wręcz  zachwycona.  Każdy  pretekst  jest  dobry,  byle  tylko 

odsunąć  tę  chwilę,  w  której  będzie  musiała  powiedzieć  mu  o  wskazaniach  termometru  i 
zmusić do powzięcia decyzji. 

– Jeszcze wina? – Pytającym gestem przechylił butelkę. 
– Chcesz mnie upić? Czy tylko zrelaksować? – zapytała, podając kieliszek. Jednocześnie 

zorientowała  się,  że  wino  już  zrobiło  swoje,  bo  inaczej  nie  odważyłaby  się  zadawać  takich 
pytań. 

Zanim wyszła na parking, zajrzała przez szybę na oddział noworodków, co jej pomogło 

nieco się opanować. Stała tam przez  parę chwil,  przyglądając się maleńkim  istotkom. Tych 
kilka  minut  utwierdziło  ją  w  przekonaniu,  że  pragnie  tego  z  głębi  serca  oraz  że  chce  być
mężczyzną, który może pomóc jej w realizacji tego marzenia, był wyłącznie Sam. 

Wszystkie  te  dziewięciomiesięczne  kruszynki  były  słodkie  i  bezbronne,  a  każda  z  nich 

będzie  potrzebowała  wielu  lat  miłości  i  opieki...  Już  nie  mogła  się  doczekać,  kiedy  sama 
będzie miała takie maleństwo. 

– Rzecz w tym, żeby wypić tyle, ile trzeba, aby się zrelaksować, oraz żeby zrelaksować 

się na tyle, aby się nie upić. – Odstawił butelkę, nie dolewając sobie. – Najadłaś się?

Nie  zgodziła  się,  by  kupił  ostrygi,  kiedy  robili  zakupy  na  tę  uroczystą  kolację.  Za  to 

pozostałe rzeczy składały się na niemal kompletną listę afrodyzjaków, prosto z podręcznika 

background image

uwodziciela. 

– Chyba  pęknę – jęknęła,  opadając  na  miękkie  oparcie  kanapy.  Była  tak  najedzona,  że 

gdyby nie to specyficzne menu, mogłaby zapomnieć o tym, co miała Samowi powiedzieć... 

Na początku zasiedli po obu krańcach kanapy, ale gdy Sam zaczął podawać jej do ust co 

smaczniejsze  kąski  ze  swego  talerza,  stopniowo  przybliżali  się,  aż  w  końcu  wylądowali  na 
podłodze,  na  puszystym  dywanie.  Oparłszy  się  plecami  o  kanapę,  rozmawiali,  poruszając 
różne tematy dotyczące szpitala oraz spraw bardziej osobistych. 

Zastanawiała się akurat nad tym, że po raz pierwszy w życiu czuje się tak swobodnie w 

towarzystwie  mężczyzny,  gdy  Sam  zaczął  ją  kusić  wyrafinowanym  deserem:  truskawkami 
oblewanymi  czekoladą.  W  pierwszej  chwili,  gdy  przesunął  smakowitym  owocem  po  jej 
wargach, nie pozwalając jej go ugryźć, miała ochotę roześmiać się. Ale spojrzawszy mu oczy, 
zrozumiała, że zabawa nagle się skończyła. 

– Sam – szepnęła  speszona,  zlizując  lepką  czekoladę i  z  warg.  Jednocześnie  poczuła 

przyspieszony rytm swojego serca. 

– Ugryź kawałek – namawiał ją podejrzanie zmienionym głosem. 
Nie mogła się oprzeć. Wbiła zęby w miękki miąższ i poczuła eksplozję słodkiego soku na 

języku. 

– Mmm. – Otworzyła szerzej usta, by pochwycić resztę owocu. – Jeszcze. 
Trzymał  truskawkę  za  soczyście  zielony  ogonek,  więc  pochłaniając  drugą  jej  część, 

przygryzła zębami jego palec. Oboje znieruchomieli, a ona nagle straciła wszelki apetyt. 

– Kirstin... – Sam pierwszy przerwał milczenie, chociaż z trudem wydobywał słowa. 
Mimo że jej doświadczenie w tych sprawach było niewielkie, intuicja podpowiedziała jej, 

że takie zamglone spojrzenie jest oznaką pożądania. Bez trudu mogłaby poddać się biegowi 
wydarzeń w nadziei, że tej nocy zajdzie w ciążę, ale przecież nie mogła mu tego zrobić. Na 
przestrzeni paru minionych tygodni nie tylko lepiej go poznała, ale także zakochała się w nim. 
Nie  wyobrażała  sobie,  by  mogła  wykorzystać  tę  bardzo  skomplikowaną  sytuację,  nie 
uprzedzając go o konsekwencjach. 

Bojąc się jego odpowiedzi, wolała na niego nie patrzeć. Zebrała się jednak w sobie, by 

przemówić. 

– Sam... Chciałam... coś ci powiedzieć. Uważam, że powinieneś wiedzieć, że mierzyłam 

temperaturę i... 

Znieruchomiał,  a  ona  zorientowała  się,  że  w  lot  zrozumiał,  o  co  jej  chodzi  Jego 

przedłużające się milczenie kazało jej podnieść na niego wzrok. Z jego spojrzenia wyczytała, 
że właśnie na to czekał. 

– Podniosła  się? – Zachował pokerową twarz, ale  w jego  oczach  rozbłysły  gorączkowe 

ogniki. 

Przytaknęła,  przygryzając  wargę  w  oczekiwaniu  na  jego  reakcję.  Czy  godziny,  które

razem  spędzili,  rozproszyły  jego  obawy,  czy  może  zacznie  ją  przekonywać,  że  powinni 
poczekać kolejny miesiąc... lub nawet kilka?

Gdy  odwrócił  się,  by  odłożyć  ogonek  truskawki  na  spodeczek,  zauważyła  delikatne 

drżenie tej dłoni, która zawsze tak pewnie trzymała skalpel. 

background image

– Wobec tego – rzekł półgłosem – sądzę, że możemy już iść na górę. 
– Jesteś pewien? – Poczuła taką ulgę, że niemal zakręciło się jej w głowie. 
– Tak  i  nie – odparł  ponuro.  Zaczął  sprzątać  resztki  ich  uczty.  – Idź  do  łazienki.  Jeśli 

masz ochotę, możesz wziąć kąpiel. Ja przez ten czas posprzątam. 

Podnosząc się z dywanu, poczuła, że jest bardziej zdenerwowana niż myślała. Zdaje się, 

że  wbiegła  na  górę  jak  spłoszony  zając.  Gorąca  kąpiel  trochę  jej  wprawdzie  pomogła,  ale 
rozkoszne  wylegiwanie  się  w  wannie  nie  wchodziło  w  rachubę.  Pospiesznie  wytarła  się 
puszystym,  gościnnym  ręcznikiem.  Na  widok  lustrzanego  odbicia  swych  znienawidzonych 
rudych loków, których pod wpływem wilgoci zrobiło się jeszcze więcej, wykrzywiła wargi w 
grymasie dezaprobaty. 

Nie był to wprawdzie ryży baranek, zmora jej dzieciństwa, ale ta aktualna fryzura nadal w 

niczym nie przypominała gładkiego uczesania, które uważała za najbardziej twarzowe. Teraz 
jednak nic z tym nie zrobi, tak jak i z bladością policzków. Nie pozostaje jej nic innego jak 
włożyć  ciemnozielony  płaszcz  kąpielowy,  który  dostała  pod  choinkę  od  Naomi  i  Cassie,  i 
odważnie pomaszerować do sypialni Sama. 

Najwyraźniej  zorientował  się,  że  wyszła  z  łazienki,  bo  ledwie  przysiadła  na  łóżku,

usłyszała  jego  kroki  na  schodach.  Można  by  powiedzieć,  że  doznała  pewnego  zawodu, 
usłyszawszy skrzypnięcie drzwi do łazienki. Opadła na oparcie łóżka. 

Całkiem zwyczajny pokój, pomyślała, rozpaczliwie starając się nie słyszeć plusku wody i 

odepchnąć od siebie obraz Sama, który nagi stoi pod prysznicem. Aby nie wsłuchiwać się w 
szum  wody  w  łazience  i  nie  wyobrażać  sobie  jego  ciała  lśniącego  w  strumieniach  wody, 
pomyślała,  że  przydałoby  się  jakoś  urządzić  tę  sypialnię,  w  której  były tylko  białe  ściany  i 
łóżko z granatową pościelą. 

Woda  przestała  szumieć.  W  całym  domu  zaległa  martwa  cisza.  Czy  on  się  wyciera, 

czy...?

Szkoda  byłoby zakrywać  dywanem  taki  ładny parkiet.  Ale  za  to  ładnie  by się  na  takiej 

podłodze  komponowały  dwa  futrzaki  po  obu  stronach  łóżka,  zastanawiała  się.  Coś  ją 
powstrzymywało przed ostatecznym sformułowaniem tamtego pytania. 

Dlaczego zachowuje się jak idiotka? Przecież wszystkie najmniejsze szczegóły związane 

z poczęciem i ciążą są w szpitalu jej chlebem powszednim. Wie przecież doskonale, w jaki 
sposób anonimowi dawcy oddają swoje nasienie. To jest wyłącznie jej wina, jeśli teraz nagle 
zapragnęła, aby odbyło się to w sposób jak najbardziej naturalny. 

Wydawało  się  jej,  że  cisza  w  łazience  trwa  wieki,  a  mimo  to  dała  się  zaskoczyć 

odgłosowi  otwieranych  drzwi  do  tego  stopnia,  że  aż  drgnęła.  Nie  bardzo  wiedziała,  co 
powinna zrobić w takiej sytuacji, więc na wszelki wypadek wstała z łóżka. Gdy Sam wszedł 
do sypialni, spacerowała bez sensu między drzwiami i łóżkiem. 

Była tak zdenerwowana, że pierwszą rzeczą, jaką zarejestrowała, był kolor jego płaszcza 

kąpielowego. Prawie taki sam jak jej. Nieco ochłonąwszy, spostrzegła, że Sam stoi przed nią 
z pustymi rękami. Jego twarz przybrała bardzo poważny wyraz. 

– Sam... – wykrztusiła, niepewnie spoglądając to na niego, to na strzykawkę na prostym 

drewnianym  stoliku  nocnym.  Była  przekonana,  że  plastikowy  pojemniczek  zostawiła  w 

background image

łazience. 

– Przepraszam.  – Miał  wypieki  i  mówił  zdławionym  głosem.  – Postanowiłem  zmienić 

zdanie. 

– Chcesz  zmienić  zdanie?! – Spoglądała  na  niego  z  niedowierzaniem.  Przez  dłuższą 

chwilę  nie  mogła  pogodzić  się  z  tym,  co  usłyszała,  po  czym  poczuła,  jak  wzbiera  w  niej 
gniew. – Jak możesz być taki okrutny?! – syknęła. – Jeśli miałeś wątpliwości, to powinieneś 
mi  o  nich  powiedzieć  jeszcze  na  dole.  Zabrakło  ci  odwagi?!  A  może  zwodzisz  mnie  od 
samego  początku?  Wykonaliśmy  te  wszystkie  idiotyczne  ruchy:  w  domu  czy  w  szpitalu,  u 
ciebie czy u mnie. Po co tyle zachodu, jeśli od początku wiedziałeś, że tego nie zrobisz?

Odsunęła  się  jak  najdalej  od  niego.  Mimo  że  była  bliska  płaczu,  ogromnym  wysiłkiem 

woli  pohamowała łzy cisnące  się  jej  do  oczu.  Czuła  się  nadto  urażona  w  swojej  dumie,  by 
płacząc, poniżać się przed nim jeszcze bardziej. 

– Kirstin,  to  nie  tak! – Był  szczerze  przerażony.  – Chodzi  o  coś  całkiem  innego. 

Wysłuchaj ranie!

Potrząsnęła  głową.  Cóż  on  może  jej  powiedzieć?  Przecież  przed  chwilą  zniweczył  jej 

największe marzenie. A była już tak blisko. 

– Nie  w  tym  rzecz,  że  się  rozmyśliłem – tłumaczył.  Jego  głos  stopniowo  się  do  niej 

przybliżał, aż znalazł się tuż, tuż. – Po prostu nie chcę, żeby to się odbyło w taki bezduszny 
sposób. 

O  czym  on  mówi?  Czy  naprawdę  powiedział  to,  co  usłyszała?  Gdy  odwracała  się,  by 

spojrzeć na niego, czuła, jak serce skoczyło jej do gardła. 

– Wcale nie zmieniłem  zdania – wyznał, zniżając  głos do szeptu. Wyciągnął dłoń  i  nie 

starając  się  ukryć  jej  drżenia,  delikatnie  musnął  jej  włosy.  – Od  samego  początku  nie 
chciałem inaczej, jak w sposób naturalny. Nie wyobrażałem sobie, żeby moje... nasze dziecko 
zostało poczęte w taki kliniczny sposób, skoro jest też inna metoda. 

Czytał jej myśli. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła, by tak mocno paliły ją policzki. 
– Czy  to  znaczy...  Czy  sugerujesz,  że  mamy  iść  razem  do  łóżka? – Zdziwiło  ją 

nienaturalne,  piskliwe  brzmienie  własnego  głosu.  Ciągle  nie  mogła  uwierzyć  w  to,  co 
usłyszała. Ciągle nie była pewna, czy nie zaszło jakieś tragiczne nieporozumienie. Oby słuch 
jej nie mylił. 

– Mam  nadzieję,  że  nie  zapomniałem,  jak  to  się  robi.  – Wykrzywił  wargi  w  grymasie 

goryczy. – Upłynęło sporo czasu, odkąd... – Wzruszył ramionami. To wyznanie przyszło mu z 
widocznym trudem. 

Łagodnie mówiąc, Kirstin była co najmniej zaskoczona. Jeśli taki atrakcyjny mężczyzna 

od  dawna  nie  jest  z  nikim  związany,  to  chyba  znaczy,  że  sam  dokonał  takiego  wyboru.  A 
może powziął taką samą decyzję jak ona: poświęcić się wyłącznie pracy?

– Podobno z tym jest jak z jazdą na rowerze. Nigdy się tego nie zapomina – rzuciła nieco 

nerwowo,  zastanawiając  się  rozpaczliwie,  jak  ma  mu  powiedzieć,  że  ona  z  kolei  w  tych 
sprawach posiada wiedzę czysto teoretyczną. 

Uśmiechnął się, a ona z ulgą zauważyła, że rozpromieniła mu się cała twarz. 
– Co teraz zrobimy? – szepnął. Pogładził ją po policzku, po czym przesunął palcem po jej

background image

dolnej  wardze.  – Udamy  się  razem  w  te  podróż,  żeby  sprawdzić,  czy  potrafimy  zrobić 
dziecko?

Tabuny  myśli  przebiegały  jak  szalone  przez  jej  umysł.  Czuła,  że  rozum  odmawia  jej 

jakiejkolwiek współpracy i odrzuca wszelkie logiczne  argumenty. Jednak  w ostatniej chwili 
wrodzona uczciwość kazała jej dać mu ostatnią szansę wycofania się z tego przedsięwzięcia. 

– Czy jesteś pewien, że naprawdę tego chcesz? – zapytała drżącym głosem. Przez chwilę 

sama nie wiedziała, co chciałaby z jego ust usłyszeć. – Jesteś przekonany?

– Absolutnie – odparł  z żelazną  stanowczością  w  głosie.  Ujął jej twarz  w  obie dłonie  i 

pochylił się nad nią. – Prawdę mówiąc, jestem o tym przekonany w stu procentach. 

Ona  była  dziewicą,  rozpamiętywał,  nie  mogąc  ochłonąć  z  wrażenia.  W  ciemnościach 

trzymał w ramionach Kirstin, która już zasnęła. Była dziewicą, aż do kiedy on... 

Musiał wziąć głęboki oddech, by się opanować. Zamiast tego miał wielką ochotę wydać 

zwycięski  okrzyk  w  stylu  Tarzana.  Nigdy  siebie  nie  posądzał  o  to,  że  zareaguje  w  tak 
prymitywny sposób, ale oto leży teraz obok Kirstin i czuje, jak rozpiera go duma, świadomość 
posiadania upatrzonej zdobyczy i uczucie bezgranicznego zadowolenia z siebie. 

Była taka słodka i taka zdenerwowana, że bał się, by w ostatniej chwili mu nie uciekła, 

ale on był już wtedy w punkcie, z którego nie ma odwrotu, a nawet dużo dalej, chociaż ona 
nie  była  tego  świadoma.  Ta  noc  była  świadkiem  spełnienia  się  marzenia,  którego 
bezskutecznie  próbował  się  wyrzec  od  dnia,  w  którym  ujrzał  Kirstin,  a  fakt,  że  po  raz 
pierwszy  w  życiu  kochał  się  z  kobietą  bez  prezerwatywy,  sprawił,  że  było  to  dla  niego 
przeżycie  wręcz  kosmiczne.  Co  więcej,  mają  przed  sobą  jeszcze  całe  dwadzieścia  cztery 
godziny, zanim będą musieli pojechać na dyżur. 

Stłumił westchnienie, by jej nie obudzić. Nie, to nieprawda. Od dawna miał na to wielką 

ochotę. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Mimo że po trzydziestym piątym roku życia 
mężczyzna podobno ma już za sobą szczyt swoich możliwości w tej dziedzinie, nie mógł się 
doliczyć, ile razy zadowolił ją w ciągu minionych kilku godzin. Uśmiech, który błąkał mu się 
po  twarzy,  był  oczywistym  dowodem  na  to,  że  dawne  rojenia  okazały  się  niczym  w 
porównaniu z rzeczywistością, w której nareszcie mógł kochać się z Kirstin. 

Nie podejrzewał nawet, jak wszechogarniające może być to doznanie. Ani mu przez myśl 

nie  przeszło,  że  ten  prosty  biologiczny  akt  połączenia  dwóch  ciał  można  odczuwać  jak 
połączenie dusz. 

Od  początku  doskonale  wiedział,  że  Kirstin  jest  wyjątkową  kobietą,  co  nie  miało 

absolutnie  nic  wspólnego  z  jej  urodą.  Była  oddana  pracy,  rzetelna,  inteligentna  i  szczerze 
zainteresowana losem każdej z ich pacjentek. Dopóki nie zaczął baczniej jej obserwować, nie 
miał pojęcia, że jest również bardzo wrażliwa oraz że nie wiadomo dlaczego brakuje jej wiary 
w siebie w kwestiach dotyczących jej życia prywatnego. Ta niezwykła dziewczyna po prostu 
nie  zdawała  sobie  sprawy  z  tego,  jaka  jest  atrakcyjna,  jakie  wrażenie  robią  na  innych  jej 
przepiękne tycjanowskie włosy, mlecznobiała karnacja i stale mieniące się zielonkawo-piwne 
oczy. I to ciało... 

Popatrzył na jej smukłe nogi, którymi oplotła jego muskularne uda, i poczuł, że znowu jej 

pragnie. Co ona ma takiego w sobie, że w jej obecności zupełnie nie jest w stanie zapanować 

background image

nad reakcjami ciała? Może będzie mógł patrzeć na nią, nie reagując tak gwałtownie, dopiero 
wtedy, gdy będzie nosiła jego dziecko?

Wyobraził ją sobie w zaawansowanej ciąży, kiedy jej nieduże piersi będą już nabrzmiałe, 

przygotowując  się  do  karmienia  ich  potomka.  Już  widział  się,  jak  kładzie  dłonie  na  jasnej
skórze jej brzucha, by rozkoszować się ruchami dziecka. Nie pozwoli jej odchodzić od siebie 
ani na krok, aby nie przegapić żadnej cennej okazji, by być tuż przy niej. 

Westchnął.  Nawet  obraz  Kirstin  z  ogromnym  brzuchem  w  niczym  nie  umniejszył  jego 

pożądania. Wręcz przeciwnie, takie wyobrażenia jeszcze bardziej wzmagały jego niepokój. 

– Sam... – mruknęła, wtulając twarz w jego szyję. Przytulił ją jeszcze mocniej. 
– Tak? – Upajał się zapachem jej włosów, który był zdecydowanie jej zapachem, a nie 

szamponu lub mydła. – Nie chciałem cię obudzić. 

– Wcale  mnie  nie  obudziłeś.  – Uśmiechnęła  się,  wyczuwając  udem,  jak  bardzo  jest 

podniecony. – Słyszałam, jak tłumaczyłeś swoim pacjentkom, że częstotliwość zdecydowanie 
zwiększa szansę na zapłodnienie, ale nigdy bym nie podejrzewała, że można aż tyle razy... 

Zamknął jej usta pocałunkiem, po czym jęknął, czując, jak jej dłoń wędruje po jego udzie. 

Tym  razem  śmiało  dała  mu  do  zrozumienia,  czego  pragnie.  Jeszcze  kilka  godzin  temu 
obawiał się, że jej zapał wynika wyłącznie z chęci osiągnięcia celu. Teraz jednak ku swojemu 
zdumieniu uwierzył, że ona również go pożąda. 

Już  zapadał  w  sen,  gdy  rozległo  się  dyskretne  brzęczenie  budzika,  które  miało  mu 

przypomnieć, że za sześć godzin muszą wstać, aby nie spóźnić się na dyżur. 

Na myśl, że pozostało im tak mało czasu do końca tych cudownych chwil, przygarnął ją 

do siebie jeszcze mocniej. Był zaskoczony tym, że wcale nie chce, by to magiczne spotkanie 
dobiegło  końca.  Prawdę  mówiąc,  nie  miał  najmniejszej  ochoty  uznać  tej  sprawy  za 
ostatecznie zamkniętą. 

Z  pewnym  zażenowaniem  pomyślał,  że  wcale  by  się  nie  zmartwił,  gdyby  pomimo  ich 

wspólnych, usilnych starań okazało się, że nie osiągnęli założonego celu. Gdyby Kirstin nie 
zaszła w ciążę tej nocy, mógłby liczyć na powtórkę takich namiętnych zbliżeń za miesiąc, a 
potem za kolejny miesiąc... 

Dwa dni  w miesiącu  to  jednak stanowczo za  mało. Zdecydowanie nie miałby dosyć tej 

niesamowitej  kobiety  nawet  wtedy,  gdyby  miał  okazję  kochać  się  z  nią  codziennie  przez 
najbliższe sto lat. Zdrętwiał, gdy dotarła do niego prawdziwa wymowa tych marzeń. 

Kochać się z nią... przez najbliższe sto lat?
Skąd  ten  szaleńczy  pomysł?  Przecież  to  miała  być  jedynie  przysługa  wyświadczona 

koleżance po fachu, którą, owszem, bardzo ceni, pomyślał przerażony nie na żarty. Jeśli tak 
bardzo zależało jej na tym, by zajść w ciążę, lepiej trzymać się myśli, że zdecydowała się na 
przygodę jednej nocy. 

Od  początku  tej  znajomości  wiedział  przecież,  jak  bardzo  Kirstin  ceni  sobie  swą 

niezależność. Mimo to postanowił nie tracić nadziei, że uda mu się przekonać ją do zmiany tej 
postawy. Nie przewidział jednego, że sytuacja tak szybko wymknie mu się spod kontroli. 

Co  będzie  dalej?  Czy  wydarzenia  minionych,  wspólnie  spędzonych  godzin  przekonają 

Kirstin, że coś niepowtarzalnego i wspaniałego może połączyć ich na zawsze? Czy może to 

background image

tylko on zaangażował się całym sercem i duszą?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Kirstin, czy mogłabyś kontynuować? – usłyszała jego niski głos na tle przytłumionych 

dźwięków symfonii Mozarta. 

Nie  czekając  na  potwierdzenie  z  jej  strony,  ruszył  w  drugi  koniec  sali  operacyjnej,  by 

odebrać pilny telefon. 

Miała  nadzieję,  że  nikt  nie  zauważył,  jak  bardzo  ucieszyło  ją  jego  zaufanie,  czemu  dał 

wyraz w tak bezpośredni sposób. Sam należał do tej grupy konsultantów, która nie lekceważy 
swych  obowiązków  i  niewątpliwie  będzie  bacznie  obserwował  jej  poczynania,  nawet  z 
drugiego końca sali. Mimo to poczuła przyjemne ciepło wokół serca. 

Zanim  pochylił  się  do  słuchawki,  którą  trzymała  pielęgniarka,  rzucił  Kirstin  przyjazne 

spojrzenie sponad maski. Stał z podniesionymi dłońmi, aby uniknąć kontaktu z jakimkolwiek 
skażonym przedmiotem, i w skupieniu słuchał relacji kolegi. Kirstin zaś odwróciła wzrok, by 
skoncentrować  się  na  pacjentce.  Przedtem  jednak  zdążyła  jeszcze  odnotować  radość  z 
powodu bliskości, jaka narodziła się między nimi przez ostatnie dziesięć dni. 

Jak  to  się  stało, że  nie  dotarły do  niej  żadne  szpitalne  plotki  na  ich  temat?  Przecież  od 

tamtej  pory  Sam  codziennie  przywozi  ją  do  pracy,  a  po  dyżurach  odwozi  do  domu,  aby 
spędzić z nią jak najwięcej czasu. Z trudem okiełznała rozbiegane myśli i pochyliła się nad 
stołem operacyjnym. Tym razem trzeba usunąć pokaźnych rozmiarów włókniako-mięśniaka, 
co wymaga ogromnej precyzji i koncentracji. 

Wcale nie była zachwycona tym, że odkąd spędzili razem te dwa upojne dni i noce, nie 

może oderwać od niego oczu. 

To wydarzyło się dziesięć  dni  temu,  a jeżeli  próba  ciążowa  da  wynik pozytywny,  takie 

spotkanie  już  nigdy  się  nie  powtórzy.  Zamiast  przewracać  za  nim  oczami  jak  zakochana 
pensjonarka, powinna raczej pamiętać o tym, że należy mu się jej dozgonna wdzięczność za 
to, że zgodził się jej pomóc. 

Miała nadzieję, że nie zauważył jej spojrzeń. Czułaby się bardzo głupio, tym bardziej że 

on  wyraźnie  starał  się  nie  poruszać  sprawy  tamtego  spotkania  lub  jego  konsekwencji.  Nie 
znaczyło  to  wcale,  że  brakuje  im  innych  tematów,  na  które  mogli  swobodnie  rozmawiać. 
Samowi udało się w końcu nawet przekonać bezdomnego kocura Maca, że on też zasługuje 
na jego kocie zaufanie... 

Kolejny  raz  musiała  pozbierać  rozbiegane  myśli:  to  zdecydowanie  nie  jest  pora  ani 

miejsce,  by  zastanawiać  się  nad  tym,  w  jakim  stopniu  Sama  interesuje  wynik  jej  testu 
ciążowego. Trzeba teraz przypomnieć sobie historię choroby pani Lattimer oraz co sprawiło, 
że znalazła się dzisiaj na stole operacyjnym. 

Ta  energiczna  i  przedsiębiorcza  kobieta  interesu  zdecydowała  się  na  założenie  rodziny 

dopiero  po  trzydziestce.  Gdy  któregoś  dnia  stwierdziła,  że  nie  dopina  się  na  niej  żadna 
spódnica, ucieszyła się, że jest w ciąży, lecz bolesne oddawanie moczu oraz powtarzające się 
krwawienia  zaprowadziły  ją  do  gabinetu  Sama  Dysarda,  który  poddał  ją  całej  serii 
specjalistycznych badań. Badanie ultrasonograficzne wykazało, że pacjentka nie jest w ciąży, 

background image

a  prześwietlenie  rentgenowskie  potwierdziło  podejrzenie  guza.  Lecz  dopiero  laboratoryjne 
badanie pobranych tkanek definitywnie wykluczyło raka macicy. 

Guz  okazał  się  na  tyle  duży,  że  gdyby  pacjentka  zdecydowała  się  zrezygnować  z 

macierzyństwa, Sam  był skłonny doradzić jej całkowite usunięcie macicy. Ponieważ jednak 
kobieta  gorąco  pragnęła  dziecka,  Sam  podjął  się  wyłuskania  guza.  Jeśli  operacja  okaże  się 
skuteczna, pacjentka za jakiś czas będzie mogła podjąć próbę urodzenia długo oczekiwanego 
potomka. 

Kirstin  z  westchnieniem ulgi przełożyła zakrwawioną masę do pojemnika, który podała 

jej  anonimowa  dłoń,  po  czym  ponownie  pochyliła  się  nad  pacjentką,  by  sprawdzić,  czy 
niczego nie przeoczyła. Była tak skupiona, że nie zauważyła Sama; który skończył rozmowę 
telefoniczną i wrócił do stołu. 

– Czysta robota – pochwalił  ją,  gdy kończyła  przycinać  nici  na  ostatnim  wewnętrznym 

szwie. 

Jego  słowa  wpasowały  się  w  przerwę  w  mozartowskiej  symfonii,  tak  że  słyszeli  je 

wszyscy obecni na sali. Dobrze, że ma twarz zasłoniętą maską. Dzięki niej nikt nie zobaczy, 
jakie wrażenie wywarta na niej ta pochwała. Nie pierwszy już raz cierpiała z powodu jasnej 
karnacji i skłonności do oblewania się rumieńcem z byle powodu. 

Sam nie omieszkał tego zauważyć, gdy tamtej nocy przepraszał ją za podrażnienia, jakie 

wywołał na jej policzkach jego zarost, po czym natychmiast poszedł drugi raz się ogolić. Aby 
sprawdzić, czy zrobił to wystarczająco dokładnie, przytulał twarz do jej skóry, cal po calu... I 
domagał się jej opinii. 

– Możemy ją wybudzać? – zapytała. 
Tym  razem  zdołała  utrzymać  na  wodzy  niestosowne  myśli  do  szczęśliwego  końca 

operacji.  Miała  głęboką  nadzieję,  że  gdy  już  pozna  wynik  testu  ciążowego,  jej  mózg 
ponownie zacznie funkcjonować normalnie. Jeśli nie jest w stanie zapanować nad reakcjami 
w  obecności  tego  człowieka,  może  powinna  zrezygnować  z  zamiaru  kontynuowania  pracy 
pod jego kierownictwem. 

Westchnęła.  Nie  panuje  już  nawet  nad  najbardziej  niewinnymi  myślami  związanymi  z 

karierą  zawodową:  na  hasło  „praca  pod  jego  kierownictwem”  przed  oczami  stanęły  jej 
wyjątkowo  nieprzyzwoite  obrazy.  Trzeba  to  ukrócić,  pomyślała,  ściągając  rękawiczki  i 
wrzucając je do kosza. W przeciwnym razie stanie się niebezpieczna dla swych pacjentek, a 
wówczas  straci  źródło  utrzymania  siebie  i  tego  maleństwa,  które  już  być  może  nosi  pod 
sercem. 

– Chciałbym, żebyś po odwiezieniu pani Lattimer do sali pooperacyjnej przyszła do mnie 

i  zdała  mi  dokładne  sprawozdanie,  jak  ona  się  czuje – poprosił,  gdy  się  rozchodzili.  –
Dzwonili  do  mnie  aż  tutaj,  żeby  nas  zawiadomić,  że  w  izbie  przyjęć  jest  jedna  z  naszych 
pacjentek z podejrzeniem poronienia. 

Taka  prośba  wydała  się  Kirstin  nieco  dziwna,  ponieważ  informacje  na  temat  pani 

Lattimer mógł przez telefon przekazać mu ktokolwiek inny z personelu, ale na szczęście nikt 
oprócz niej nie zwrócił na to uwagi. Gdy zerknęła na niego, w jego spojrzeniu nie wyczytała 
niczego, co mogłoby wskazywać, że ma na myśli jakieś sprawy osobiste. Poczuła się dziwnie 

background image

nieswojo,  jakby  miało  się  wydarzyć  coś,  co  nie  miało  nic  wspólnego  z  wynikiem  próby 
ciążowej. 

Zapukała do jego gabinetu dopiero godzinę później. Słysząc jego zaproszenie, by weszła, 

bardzo się ucieszyła. 

– Przepraszam,  że  tak  długo  musiałeś  czekać,  ale  dopiero  wyszłam  od  pani  Lattimer. 

Czekałam, aż dojdzie do siebie, żeby powiedzieć jej, że operacja przebiegła pomyślnie. 

– To  prawda.  Odnieśliśmy  pełny  sukces.  – Oparł  się  o  róg  biurka.  – Usiądź. 

Podejrzewam,  że  od  dobrych  paru  godzin  jesteś  na  nogach.  Świetnie  sobie  poradziłaś,  gdy 
zostawiłem  cię samą na  głębokiej wodzie.  Sądzę,  że  pani  Lattimer ma jeszcze, dużą  szansę 
zajść w ciążę. 

Kirstin  znieruchomiała.  Ten  niebezpieczny  temat  zaprząta  jej umysł  przez  cały  czas.  Z 

jego spojrzenia wyczytała, że i on o tym myśli, mimo że przez dziesięć dni ani razu do niego 
nie nawiązał. 

– Coś już wiesz? – zapytał. W jego głosie wyczuła ogromne napięcie. – Zrobiłaś próbę w 

domu, czy zrobisz ją tutaj?

– Kupiłam już domowy test – odparta lekko drżącym głosem, niespodziewanie wzruszona 

jego zainteresowaniem. – Zrobię go jutro rano. Uważasz, że bardziej wiarygodny będzie test 
przeprowadzony w szpitalu?

– I tu, i w domu wynik zapewne będzie taki sam. W szpitalu natomiast istnieje ryzyko, że 

ktoś skojarzy to z twoją osobą. Czy powiedziałaś już przyjaciółkom... o swoich planach?

– Nikomu o tym nie mówiłam. Nawet Cassie i Naomi. Po części z obawy, że obydwie na 

pewno zrobiłyby wszystko, by odwieść ją od tego, ich zdaniem ryzykownego, pomysłu, a po 
części dlatego, że wizja macierzyństwa była dla niej tak nowa i fascynująca, że chciała przez 
jakiś czas sama się nią delektować. Poza tym jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle jest o czym 
mówić. Chyba tylko tyle, że wciągnęła w to Sama. 

– Chociaż szpitalny personel obowiązuje tajemnica zawodowa, niektórzy czasami o tym 

zapominają.  Chyba  wolę  zrobić  tę  próbę  w  czterech  ścianach  mojej  własnej  łazienki –
zadecydowała. – Czy chcesz znać wynik?

– Oczywiście – odrzekł  z naciskiem. – Jak mogłaś myśleć, że mnie to nie interesuje? –

oburzył się. 

– Ani razu o tym nie wspomniałeś. Nie byłam pewna... 
– W  kontaktach  z  tobą  starałem  zachowywać  się  jak  najnormalniej  z  uwagi  na  twoją 

opinię.  Ale  pamiętaj,  że  na  pewnym  etapie,  gdy  już  komuś  wyjawisz,  że  jesteś  w  ciąży, 
zawsze  znajdzie  się  ktoś,  kto  zacznie  kojarzyć  fakty.  Nie  chciałem  nikomu  podsuwać 
pretekstu... 

To wyjaśnienie sprawiło jej ulgę. 
– Powiedz mi, jak się czujesz? Inaczej?
– Bez zmian. – Roześmiała się. – Nawet jeżeli jestem w ciąży, to dopiero od dziesięciu 

dni.  W  tym  stadium  nawet  embrion  jest  trudno  rozpoznawalny.  Zawsze  tuż  przed  okresem 
mam lekko bolesne piersi, więc to też nie może być wiarygodnym objawem. 

Ułamek  sekundy  później  pożałowała,  że  wymieniła  taki  objaw.  Ta  rozmowa  to  coś 

background image

zupełnie  innego  od  omawiania  z  nim  przypadłości  pacjentek.  W  podobnych  służbowych 
sytuacjach nigdy nie spoglądał na jej piersi, które teraz zareagowały rozkosznym łaskotaniem 
na wspomnienie tamtych nocy. 

Mogłaby się zasłonić, splatając przed sobą ramiona, aby to ukryć, ale przypomniała sobie, 

że nadal ma na sobie sprany płócienny strój operacyjny, który tylko podkreśliłby jej reakcję 
na jego wymowne spojrzenia. 

Odetchnęła  z  ulgą,  gdy  zadzwonił  telefon.  Już  chciała  się  niepostrzeżenie  wymknąć  z 

pokoju, gdy usłyszała, że Sam zaklął pod nosem. Zatrzymała się w pół drogi. 

– Pani Thrush poroniła bliźnięta – oznajmił, niemal rzucając słuchawką. 
Kirstin ogarnął smutek. Na ich oddziale cały personel bez wyjątku bardzo przeżywał takie 

niepowodzenia, tym bardziej że teraz chodziło o pacjentkę, która przeszła ich już dużo. 

– Co się stało tym razem? – Zacisnęła palce na oparciu fotela. Zdążyła już bardzo polubić 

tę dzielną kobietę, i to wcale nie z powodu tego samego koloru włosów. 

Pierwsza,  donoszona  ciąża  tej  pacjentki  zakończyła  się  urodzeniem  martwego  dziecka, 

druga  była  pozamaciczna,  co  wymagało  usunięcia  jajowodu.  Potem  były  dwa  poronienia  i 
kolejna  ciąża  pozamaciczna,  co  pozbawiło  ją  drugiego  jajowodu.  Ponieważ  nadal 
funkcjonujące jajniki nie miały już połączenia z macicą, jedynym wyjściem było zapłodnienie 
in vitro i wszczepienie embrionu do macicy. 

Implantacja kilku kolejnych embrionów nie powiodła się, a teraz, dwanaście tygodni od 

wydawałoby się nareszcie skutecznej implantacji, pani Thrush poroniła bliźnięta. 

– Stało się coś istotnego? Potrząsnął głową. 
– Kilka godzin temu pojawiły się plamienie i skurcze. Mąż natychmiast przywiózł ją do 

izby przyjęć, ale chyba było już za późno. Dzwonili na salę operacyjną, kiedy przekazałem ci 
panią  Lattimer,  żeby  mnie  poinformować,  co  wykazało  USG.  Nie  ma  płodów,  nie  słychać 
serc. 

Po  raz  pierwszy  zaczynała  rozumieć  rozpacz  kobiet,  które  tego  doświadczały. 

Wystarczyło, że wyobraziła sobie, jak się poczuje, jeśli jutrzejsza próba ciążowa wykaże, że 
jednak nie nosi dziecka Sama. O ile gorzej muszą się czuć te kobiety, których maleństwo już 
zaczęło kopać?

Nagle zapragnęła, aby ktoś ją objął. Zastanawiała się, czy ma prawo poprosić Sama, by 

teraz wziął ją w ramiona. 

Nie  byłoby  w  tym  nic  niestosownego,  gdyby  coś  ich  łączyło.  Ale  tak  niestety  nie  jest. 

Oboje są samotnikami z wyboru, więc z jednej strony nie wiadomo, jak by Sam odebrał taką 
propozycję, z drugiej zaś ona sama nie zamierza nikogo o nic prosić, bo poleganie na innych 
nieuchronnie prowadzi do bolesnych rozczarowań. 

– Muszę  wracać  na  oddział  i  sprawdzić  przed  końcem  dyżuru,  czy  wszystko  jest  w 

porządku – rzekła półgłosem. Poczuła nagłą potrzebę znalezienia się jak najdalej od Sama. 

– Kto to może być? O tej godzinie? – mruknęła następnego dnia rano, gdy dzwonek przy 

drzwiach frontowych rozdzwonił się jeszcze zanim zabrzęczał jej budzik. 

Mimo że poprzedniej nocy długo nie mogła zasnąć, obudziła się wcześniej, niepokojona 

jedną tylko myślą. Leżała skulona w ciepłym łóżku i z trudem zbierała całą swoją odwagę, by 

background image

zdobyć  się  na  tę  wiekopomną  wyprawę  do  łazienki.  Było  zbyt  wcześnie,  by  mógł  to  być 
listonosz z jakąś specjalną przesyłką, i zdecydowanie nie spodziewała się żadnych gości. 

– Kto  tam? – Chwilę  później,  odgarniając  z  twarzy  potargane  włosy,  nacisnęła  guzik 

domofonu. 

– Przyniosłem śniadanie. 
– Śniadanie? – Ucieszyła  się  tak  bardzo,  że  zapomniała  o  naciśnięciu  drugiego  guzika, 

aby Sam mógł ją usłyszeć. 

– Wpuścisz mnie? – nalegał. – Mam rogaliki... 
Natychmiast  stanął  jej  przed  oczami  ten  pierwszy  poranek,  kiedy  razem  jedli  chrupiące 

rogaliki w łóżku, po tym jak... Sam zaproponował bardzo wyrafinowany sposób  wspólnego 
skonsumowania ostatniego croissanta. 

Przycisnęła  guzik  i  usłyszała  sygnał  otwieranych  drzwi.  Dopiero  wtedy  zdała  sobie 

sprawę, że stoi w przedpokoju w niemiłosiernie rozciągniętym podkoszulku, a na głowie ma 
istne wronie gniazdo. 

Zanim  dopadła  sypialni,  aby  nieco  doprowadzić  się  do  porządku,  usłyszała  pukanie  do 

drzwi. 

– Tak szybko? Biegłeś po dwa stopnie? – warknęła, sięgając po płaszcz kąpielowy. 
– Byłaś  w  zupełnie  innym  humorze,  kiedy  poprzednim  razem  podałem  ci  na  śniadanie 

rogaliki – zauważył przez zamknięte drzwi. 

Pokazała mu język. Nie było ważne, że on tego nie widzi, dla niej liczył się sam gest. Gdy 

brała do ręki szczotkę z toaletki, by się uczesać, jej wzrok padł na różowo-niebieskie pudełko, 
które tam położyła poprzedniego wieczoru, aby nie zapomnieć o zabraniu go rano do łazienki. 

Zamknęła oczy.  Ze zdenerwowania  poczuła  lekkie  mdłości. Nie  można  dłużej  zwlekać. 

Schowała pudełko do kieszeni płaszcza kąpielowego. 

– Idę do łazienki – oznajmiła. 
W  tej  samej  chwili  o  mało  nie  zderzyła  się  z  Samem,  który  akurat  wychylił  się  z  jej 

mikroskopijnej kuchni. 

– Pomyślałem,  że  ci  się  to  może  przydać.  – Podał  jej  niewielkie  pudełko,  test  ciążowy 

innej firmy. – Jedna próba mogłaby cię nie przekonać, a jak od razu zrobisz dwie, będziesz 
miała absolutną pewność. 

– Dzięki. – Zaczerwieniła się aż do linii włosów. Mimo to była mu wdzięczna, że o tym 

pomyślał. Nie zdawała sobie dotąd sprawy, jak dobrze zdążył ją poznać. Gdyby tak nie było,
skąd by wiedział, że nie do końca uwierzy jednej próbie?

Skoro przyszedł, to znaczy, że jest ciekawy wyniku. A może pomyślał, że przyda się jej 

wsparcie? Ze zdziwieniem poczuła, że niezależnie od motywów jego wizyty, cieszy się z jego 
obecności. 

– Rogaliki  już  są  w  piekarniku.  Jak  wyjdziesz  z  łazienki,  będą  na  ciebie  czekały –

oznajmił  i  z  zachęcającym  uśmiechem  wycofał  się  z  korytarza.  – Szef  kuchni  proponuje 
dzisiaj dżem morelowy albo truskawki. 

Kusząca sprawa te truskawki, pomyślała, zamykając się w łazience. Nigdy nie zapomni 

tych paru ostatnich truskawek w czekoladzie, którymi delektowali się w środku nocy. w jego 

background image

łóżku. 

Drżącymi palcami  otworzyła  oba  pudełka.  Ledwie przytomna  zmusiła  się  do uważnego 

przeczytania  instrukcji,  po  czym  dokładnie  zastosowała  się  do  zwartych  w  nich  zaleceń 
dwóch różnych producentów. Aby wypełnić tych kilka dramatycznych minut oczekiwania na 
wyniki, wyszorowała zęby tak porządnie, że jej dentysta oniemiałby z zachwytu. 

i wyszczotkowała włosy jeszcze staranniej, niż zrobiłaby to jej fryzjerka. 
Koniec czekania. Teraz trzeba zdobyć się na odwagę i obejrzeć rezultat Ciąża! Oba testy 

wykazały, że jest w ciąży!

W  pierwszej  chwili  zrobiło  się  jej  przykro,  że  już  nie  ma  pretekstu,  by  prosić  Sama  o 

kolejną namiętną sesję  w łóżku, ale  górę na  tym  uczuciem wzięła przejmująca  świadomość 
konsekwencji wskazań obu testów. 

Opiekuńczym  gestem  położyła  dłonie  na  brzuchu,  jakby  chciała  ochronić  to 

mikroskopijne życie, które już zaczęło tam się rozwijać. 

– Dziecko...  – szepnęła.  Łzy  wzruszenia  zaczęły  napływać  jej  do  oczu.  – Będę  miała 

dziecko... 

Odgłosy dobiegające  z  kuchni przypomniały jej  o obecności Sama.  To bardzo  ładnie z, 

jego strony, że przyszedł, aby wręczyć jej drugi test i zrobić śniadanie. Dopiero teraz pojęła, 
jak ważne jest dla niej to, – że będzie miała z kim podzielić się wiadomością. Inaczej byłaby 
skazana na zatrzymanie jej dla siebie. 

– Sam! Zobacz! – Wyszła z łazienki, w każdej ręce trzymając jeden wskaźnik. – Popatrz!
Błyskawicznie  znalazł  się  u  jej  boku,  przynosząc  z  sobą  odurzający  aromat  świeżo 

zaparzonej kawy. 

Niespodziewany zawrót głowy przypisała zdenerwowaniu, lecz natychmiast rzuciła się z 

powrotem do łazienki, by zdążyć tam, nim będzie za późno. 

– Sam,  przestań.  To nonsens – jęknęła,  wypłukawszy  usta  wodą,  którą  jej  podał.  Teraz 

ocierał jej twarz mokrym ręcznikiem. 

– Dlaczego? – zdziwił się. Pomógł jej podnieść  się na nogi i wyprowadził z łazienki. –

Przyznaję, że to nie jest to, o czym marzyłem najbardziej, ale bez tego byłoby gorzej. Popatrz 
na to z mojego punktu widzenia: przynajmniej masz szansę na czas dotrzeć do pracy. 

Usiadła na brzeżku łóżka i zaczęła pogryzać suchą grzankę, którą jej podał. 
Nie  miała  siły  spierać  się  z  nim.  Cierpiała  na  te  potworne  poranne  mdłości  od  kilku 

tygodni  i  zanosiło  się  na  to,  że  potrwa  to  jeszcze  ze  dwa  miesiące.  Na  szczęście  nękały  ją 
tylko przez pierwszą godzinę po przebudzeniu. 

Gdy Sam zorientował się, jak bardzo Kirstin cierpi, zaproponował jej, by przeniosła się 

do niego. 

– Mdłości przechodzą znacznie szybciej, jeśli przed wstaniem coś się zje – tłumaczył. –

Byłoby  znacznie  prościej,  gdybym  od  razu  mógł  podać  ci  coś  do  łóżka,  zamiast  wcześniej 
pokonywać kilka ulic. 

W  skrytości  ducha  musiała  przyznać,  że  takie  rozwiązanie  wydawało  się  jej  nader 

kuszące.  Byłoby  bardzo  przyjemnie  mieszkać  pod  jednym  dachem  z  człowiekiem,  którego 
pokochała, ojcem jej dziecka. Może nawet znaleźliby dla siebie trochę wspólnego czasu. Ale 

background image

w tym momencie górę wziął instynkt samozachowawczy, przypominając jej o powodach, dla 
których nie może być zależna od Sama ani od innego mężczyzny. 

Udało  się  jej  wprawdzie  wygrać  potyczkę  o  pozostanie  we  własnym  domu,  ale  z  prób 

wyperswadowania  Samowi  codziennych,  porannych  wizyt  musiała  w  końcu  zrezygnował.
Argument o konieczności zjedzenia czegoś przed wstaniem z łóżka odegrał tu kluczową rolę. 

Niestety,  było  jeszcze  wiele  innych  powodów,  dla  których  przeprowadzka  do  Sama, 

przynajmniej  na  okres  porannych  mdłości,  nie  byłaby  złym  pomysłem.  Przede  wszystkim 
Kirstin  szczerze  go polubiła. Ceniła jego towarzystwo jako mężczyzny i  szanowała go jako 
lekarza.  Poza  tym  bardzo  podobał  się  jej  jego  dom,  nawet  tak  ascetycznie  urządzony.  I  to 
wcale nie z powodu wspomnienia tamtych wspólnych nocy. Już nieraz przyłapała się na tym, 
że myśli o jego urządzaniu, o tym jak wyglądałby, gdyby to od niej zależało. Ale to przecież 
mało prawdopodobne. 

Były  też  inne  jeszcze  aspekty  takiego  posunięcia,  które  musiała  wziąć  pod  uwagę  w 

rozważaniach na temat propozycji Sama. Ta druga strona medalu okazała się bardzo istotna. 
Do  najważniejszych  przeciwwskazań  ^należało  zaliczyć  to,  że  gdy  jej  ciąża  przestanie  w 
końcu być tajemnicą, dla wszystkich stanie się jasne, dlaczego mieszka z Samem Dysardem. 

Nie  można  też  przewidzieć,  jak  zareaguje  dyrekcja  szpitala,  gdy  wyjdzie  na  jaw, że 

ceniony konsultant  jest  ojcem dziecka  swojej podwładnej, osiem łat  od  niego młodszej. Do 
końca życia by sobie nie wybaczyła, gdyby ten dar, jaki od niego otrzymała, miał zniszczyć 
jego karierę zawodową. 

Był też aspekt bardziej osobisty. 
Pogodziła się z tym, że Sam jej pomaga, ponieważ na razie pomoc ta ograniczała się do 

jej terytorium. Gdyby natomiast wprowadziła się do niego, nie dość że pracowaliby razem, to 
jeszcze musieliby ze sobą spędzać każdą wolną chwilę po dyżurach. Taki układ, w jej opinii, 
na pewno skończyłby się bardzo dla niej bolesnym zerwaniem. 

Nie  wolno  jej  zapominać,  że  przyczyną  całego  tego  zamieszania  jest  jej  na  razie 

malusieńki  dzidziuś.  Sprawy  skomplikują  się  jeszcze  bardziej  za  jakiś  czas,  po  porodzie. 
Będzie  musiała  wszystko  ogarnąć  w  pojedynkę.  Musi  nabierać  wprawy.  Jeśli  od  samego 
początku nie uprze się, że chce być samodzielna... 

Samodzielna?  Uśmiechnęła  się  ponuro.  Ledwie  zmusiła  się,  by  zgarnąć  ubranie,  które 

przygotowała sobie wieczorem, i ruszyła do łazienki. 

Przez ostatnie dwa tygodnie w bolesny sposób poznawała, jak ważne jest zorganizowanie 

wszystkiego przed pójściem na nocny spoczynek. Rano wolała poleżeć skulona w łóżku. Nie 
dałaby rady przyszywać guzików, czyścić butów czy szukać rajstop. 

Samodzielność? W tej chwili jest absolutnie niezdolna do jakiejkolwiek samodzielności. 

Gdyby nie Sam, który co rano do niej przyjeżdża, byłaby zupełnie bezradna. 

– Jak  mam  rozumieć  pogłoski  o  tobie  i  Samie? – Naomi  zaczepiła  ją  na  korytarzu. 

Iskierki migoczące w jej oczach, wskazywały, że umiera z ciekawości. 

– Zależy,  co  słyszałaś – odparowała  Kirstin,  rozpaczliwie  szukając  w  myślach  drogi 

ucieczki.  Dobrze  znała  to  spojrzenie,  które  nieodmiennie  zwiastowało  długie  i  bardzo 
drobiazgowe śledztwo. Poczuła się jak w pułapce. 

background image

– Podobno  już  nie  musisz  chodzić  piechotą  do  pracy  i  z  pracy  do  domu,  bo  on  cię 

podwozi. Wczoraj rano Cassie widziała, jak wysiadałaś z jego samochodu. A dzisiaj rano nie 
odebrałaś  mojego  telefonu.  Czy  wy  jesteście  razem? – zaakcentowała  ostatnie  słowo.  –
Zamierzasz wprowadzić się do niego? Czy już z nim mieszkasz? Kiedy dzisiaj zadzwoniłam, 
odezwała się tylko twoja sekretarka automatyczna. 

– Dzisiaj?  To  byłaś  ty?  Trzeba  było  się  nagrać.  Brałam  prysznic.  Zanim  dopadłam  do 

telefonu, rozłączyłaś się – rzuciła od niechcenia. Starała się nie myśleć o tym, co tego ranka 
robiła w łazience. 

Naomi była wyraźnie rozczarowana. 
– Kiedy  się  nie  odezwałaś,  zaczęłam  snuć  domysły.  Już  się  ucieszyłam,  że  za  jego 

przyczyną zrezygnowałaś ze swoich głupich zasad. Moim zdaniem Dysard wart jest grzechu, 
chociaż jest taki cichy, a na dodatek świata nie widzi poza pracą. Gdybym nie miała Adama, 
to obawiam się, że sama mogłabym się na niego połakomić. 

– Ile  łat  mam  ci  powtarzać,  że  nie  zamierzam  wychodzić  za  mąż? – zirytowała  się  na 

przyjaciółkę.  Jednocześnie  sama  sobie  przypomniała  o  tym  postanowieniu.  Im  częściej 
spotykała  się  z  Samem  i  im  lepiej  go  poznawała,  tym  mniej  ryzykowna  wydawała  się  jej 
perspektywa małżeństwa. Dlatego zdecydowanie musi mieć się na baczności. 

– Ale małżeństwo to coś całkiem innego niż mieszkanie razem. – Naomi nie dawała za 

wygraną. – Poza tym Cassie widziała, jak wysiadałaś z jego auta. 

– Nie zauważyła przy okazji, że lało jak z cebra? Wszyscy wiedzą, że Sam mieszka w tej 

samej dzielnicy co ja. Nie przyszło jej do głowy, że po drodze wpadł po mnie, bo ma dobre 
serce?  Miał  dodać  gazu  pod  moim  domem?  W  ten  prosty  sposób  oszczędził  mi  piętnaście 
minut brodzenia po kolana w wodzie. 

Nie  podobała  się  jej  ta  rozmowa.  Nie  lubiła  kłamać,  więc  teraz  tylko  trochę  naginała 

prawdę. Przecież nie mieszka z Samem, a on rzeczywiście mógł codziennie jeździć do pracy 
ulicą, przy której stał jej dom. 

Nie  była  jeszcze  gotowa  tłumaczyć  komukolwiek,  że  Sam  odwiedza  ją  co  rano,  żeby 

pomóc jej przejść przez te koszmarne napady nudności. 

– Szkoda. – Naomi wydęła wargi. – Już myślałyśmy, że nareszcie uległaś. 
– Myślałyście? Kto tak myślał? – powtórzyła. – Czemu miałabym ulec?
. – Cassie, Dot i ja – zniecierpliwiła się Naomi. – Miałyśmy nadzieję, że znalazłaś kogoś, 

dla  kogo  zrezygnujesz  ze  swojego  postanowienia.  Jestem  przekonana,  że  gdybyś  pozwoliła 
mu bardziej się zbliżyć, byłby w stanie cię namówić, żebyś mu urodziła ślicznego dzidziusia. 
Albo nawet dwoje. 

Chociaż od dawna wiedziała, że Naomi potrafi  być bardzo bezpośrednia, ta wypowiedź 

zaparła jej dech w piersiach. 

Pozwolić,  żeby  bardziej  się  zbliżył?  Chyba  nie  ma  większej  bliskości  niż  ta,  która  ich 

połączyła tamtego dnia. I to wcale nie Sam namówił ją na dziecko. 

– Przestańcie wreszcie się łudzić – poradziła przyjaciółce. – Ty masz swojego Adama, a 

Cassie  Luke’a.  I  bardzo  mnie  to  cieszy. Ale  dobrze  wiesz,  jakie  jest  moje  zdanie  na  temat 
uzależniania się od kogokolwiek. Wiesz też, że nie mam ochoty na takie zbliżenia. Nie chcę 

background image

stać się bezbronna – wybuchnęła. 

Zorientowała  się,  że  w  tej  części  korytarza  ktoś  może  usłyszeć  jej  podniesiony  głos. 

Wyolbrzymiona potrzeba prywatności kazała jej rozejrzeć się czujnie na wszystkie strony. W 
tej samej chwili skrzypnęły drzwi za jej plecami. Stanęła twarzą w twarz z Samem Dysardem. 

W jego ciemnych oczach dojrzała bezgraniczny smutek. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Czy znajdzie pani dla mnie chwilę czasu? – Bardzo speszona Sahru zatrzymała Kirstin, 

gdy ta zmierzała korytarzem w stronę pokoju lekarskiego, by poszukać czegoś do jedzenia. 

– Oczywiście. 
Jakie to szczęście, że znalazł się ktoś, kto się do niej odezwał. Minął już tydzień, od kiedy 

Sam niechcący usłyszał jej deklarację złożoną Naomi. Mimo że ani razu nie nawiązał do tego 
incydentu, czuła, że  przepaść  między nimi  zaczyna się powiększać.  Zupełnie niezrozumiałe 
było dla niej w tej sytuacji, dlaczego nadal wpadał do niej o poranku, by zrobić jej zbawienną 
grzankę,  podać  szklankę  wody,  i  gdy  skończy  wymiotować,  i  otrzeć  twarz  mokrym 
ręcznikiem. 

Trudno zrozumieć tego człowieka. 
Tydzień temu wyglądał  tak, jakby czuł  się zraniony jej stówami.  Lecz między nimi  nie 

stało  się  nic  więcej  poza  tamtymi  upojnymi  godzinami  w  jego  łóżku.  Nie  składali  sobie 
żadnych obietnic, wiec nie mogli sprawić sobie zawodu. A może zrobiła coś, co pozwoliło mu 
snuć jakieś domysły? Chyba nie dała po sobie zauważyć, że po prostu wpadł jak głupia gęś i 
zakochała się w nim? Niezależnie od przyczyny, sprawy przybrały niedobry obrót. 

Sam  stał  się  jej  przyjacielem,  lecz  ona  pojęła  to,  dopiero  gdy  zabrakło  otwartości  tej 

przyjaźni. 

– Chciałam  porozmawiać  z  panią,  ponieważ  okazała  mi  pani  tyle  cierpliwości  podczas 

pierwszej konsultacji – powiedziała cichutko Sahru. – Chciałam tylko poinformować panią, 
że zgodziłam się na operację. 

– O, Sahru, jak się cieszę. – Kirstin była szczerze uradowana. – Kiedy?
– Jutro rano. – Sahru chwyciła jej dłoń. – Czy będzie pani przy mnie? Ja się tego bardzo 

boję – szepnęła. 

– Ale mimo strachu podjęłaś tę decyzję. Jestem z ciebie bardzo dumna. – Ścisnęła dłoń 

czarnoskórej  pielęgniarki.  – Operację  przeprowadzi  doktor  Dysard,  więc  niczego  się  nie 
obawiaj.  Jeśli  to  już  jutro,  to  zobaczymy  się  jeszcze  dzisiaj,  pod  wieczór,  ponieważ  muszę 
przygotować cię do zabiegu, a jutro mam asystować doktorowi. Przez cały czas będę bardzo 
blisko. 

– Dziękuję  z  całego  serca.  – Sahru  uśmiechnęła  się  blado.  – Nie  mam  tutaj  nikogo 

bliskiego, bo cała moja rodzina została w Sudanie. 

– A  Hal  Halawa? – Wiedziała  o  uczuciu,  jakim  młody  anestezjolog  darzył  tę  piękną 

dziewczynę. – On na pewno też zechce być przy tobie. 

– Zostałam  tak  wychowana,  że  nadal  czuję,  że  mężczyzna  nie  powinien  wtrącać  się  w 

sprawy  kobiet.  W  tej  chwili  nie  mam  ochoty  go  oglądać.  Najchętniej  bym  go  udusiła.  To 
wszystko jego wina. Gdyby nie on, miałabym święty spokój. 

Kirstin uśmiechnęła się. 
– Teraz myśl tylko o tym, o ile lepiej będziesz się czuła, jak już będzie po wszystkim. O 

ile lepsze stanie się twoje życie. Będziesz mogła cieszyć się myślą o perspektywie trwałego 

background image

związku z Halem. 

Bacznie  obserwowała  twarz  pięknej  Sudanki.  Na  wzmiankę  o  Halu  dostrzegła  w  jej 

oczach przerażenie. 

– Nie wiem, czy kiedykolwiek na to się zdecyduję. – W tym wyznaniu zabrzmiała nuta 

żalu. 

– Na  razie  nie  zaprzątaj  sobie  tym  głowy.  – Współczuła  jej  z  całego  serca.  Wierzyła 

głęboko, że Hal wie, co go czeka. Sahru była tak delikatna i bezbronna, że nie wiadomo, czy 
przeżyłaby, gdyby ją odtrącił po tylu cierpieniach, na które się zdecydowała wyłącznie przez 
wzgląd na niego. – Skoncentruj się teraz na tym, żeby przetrwać zabieg, a potem zobaczysz. 
Jeśli on kocha ciebie, a ty jego, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że znajdziecie jakieś 
słuszne rozwiązanie. Jeśli dwoje ludzi naprawdę się kocha, to łączy ich znacznie więcej niż 
to, co dzieje się lub się nie dzieje w sypialni. 

Ich rozmowę brutalnie przerwał pager Kirstin. 
– Wzywają mnie. Muszę lecieć. Ale niedługo się zobaczymy. – Pobiegła do najbliższego 

telefonu. 

– Czasami  wręcz  nienawidzę  tej  roboty – jęknęła  godzinę  później,  masując  ścierpnięte 

ramię. 

– Wolałabyś  wykonywać  inną  specjalizację  niż  ginekologia  i  położnictwo? – Hal  dał 

wyraz  swojemu  zdumieniu.  Zauważyła,  że  zerknął  na  Sama,  który  mimo  że  ich  słuchał 
powstrzymał się od komentarza. – Wydawało mi się, że to twoja pasja. 

– Owszem, ale czasami zastanawiam się, czy nie wolałabym być położną. One zajmują 

się tylko łatwymi porodami, a na mnie spadają wszystkie komplikacje i tragedie. 

– Nawet w takich przypadkach jak pani Caistor,  kiedy wszystko dobrze się kończy, nie 

odczuwasz żadnej satysfakcji? – spytał Sam ze zdumieniem. 

Wyczuła, że przemówił jako osoba, która tę właśnie specjalizację traktowała jako swoje 

szczególne  powołanie.  Dobrze,  że  zdecydował  się  odezwać  do  niej  chociaż  w  kontekście 
pracy. 

– Owszem,  to  mi dodaje nowych sił – przyznała.  – Ale dopóki  wydaje  się, że  możemy 

stracić  matkę  i  dziecko,  jestem  po  prostu  chora.  Czuję  się  wtedy,  jakbym  przedzierała  się 
przez moczary, odnoszę wrażenie, że nie zdążę im pomóc, że jestem taka niezdarna, że nigdy 
się tego nie nauczę. 

– Czasami każdy z nas przez to przechodzi – pocieszył ją Hal. – To nie ma nic wspólnego 

ze stażem. 

– To prawda – przyznał Sam. – Nie wolno nam zapominać, że nieraz będziemy walczyć 

jak  umiemy  z  matką  naturą,  i  poniesiemy  porażkę.  W  naszej  poradni  to  chleb  powszedni: 
kobiety z problemami, na które nie znamy sposobu, kobiety, które stale ronią, kobiety, które 
rodzą  potworki  lub  wcześniaki,  kobiety,  które  załamują  się  pod  naporem  fizycznego  i 
emocjonalnego stresu w konsekwencji powtarzających się niepowodzeń. 

Zasłuchana w tę tyradę, wyczuwała szczere zaangażowanie i pasję, które ten człowiek tak 

starannie ukrywał pod maską pracoholika. 

– W przypadku pani Caistor mogłabyś być lepsza, pod warunkiem że byłabyś szybsza od 

background image

Superwoman.  Wypadająca  pępowina  groziła  uszkodzeniem  mózgu.  Po  mistrzowsku  wręcz 
poradziłaś  sobie  z  utrzymaniem  dopływu  krwi  i  rozplątywaniem  pępowiny.  W  ten  sposób 
zapobiegłaś cesarskiemu cięciu. Skończyło się na kilku sińcach i szwach, z powodu których 
nasza  pacjentka  przez  parę  dni  będzie  miała  kłopoty  z  siadaniem.  Zważywszy  na  to,  że 
urodziła zdrowego, ślicznego chłopaka, sądzę, że ci to wybaczy. 

Gdy  Sam  wychodził,  Hal  uniósł  do  góry  oba  kciuki  i  uśmiechnął  się  do  niej 

porozumiewawczo,  lecz  ona  nie  potrzebowała  jego  gratulacji.  Słowa,  jakie  przed  chwilą 
usłyszała z ust Sama, sprawiły, że poczuła się jak wniebowzięta. 

– Pójdę z tobą zobaczyć, jak ona się czuje – zaproponowała w nadziei, że nieco ochłonie. 
To bardzo miło, że Sam tak ją wychwalał w obecności Hala, ale nadal czuła dzielącą ich 

niewyjaśnioną i nieprzyjemną obcość. Jakie to deprymujące. Każdego ranka spędza! z nią co 
najmniej godzinę, w trakcie której nie była w stanie podjąć z nim żadnej sensownej rozmowy, 
przez  resztę  dnia  z  kolei  udawało  mu  się  po  mistrzowsku  unikać  jej,  ilekroć  mieli  szansę 
zostać tylko we dwoje. 

Koniec tego dobrego, mruknęła w drodze do swojego gabinetu, gdzie czekał na nią stos 

papierkowej  roboty.  Następnego  dnia  będą  niemal  nierozłączni,  przez  cały  czas  na  sali 
operacyjnej,  więc  nie  ma  zamiaru  liczyć  się  z  każdym  słowem.  Musi  za  wszelką  cenę 
oczyścić atmosferę, nawet gdyby oznaczało to wieczorną wizytę w jego domu. 

Rzadko  kiedy tak bardzo  cieszyła ją brzydka pogoda. Wystarczyło  wyjrzeć  przez  okno, 

by  zorientować  się,  że  pada  jeszcze  bardziej  niż  rano.  Jeśli  Sam  konsekwentnie  nie  chce 
wypaść ze swej roli, powinien nalegać, że odwiezie ją do domu. Wolałaby przeprowadzić tę 
poważną rozmowę u niego, ponieważ jej dom zamieszkiwało wiele rodzin i trudno było tam 
oczekiwać  sprzyjających  warunków  do  takich  dyskusji.  Tak  czy  inaczej,  musi  się  z  nim 
rozmówić, nawet gdyby musiała go do tego nakłonić siłą. 

Była  gotowa  do  boju,  gdy  zgodnie  z  jej  przewidywaniami  uparł  się  ją  odwieźć,  ale 

poczuła się niepewnie, gdy w milczeniu czekał, aż zapnie pas. 

– Musimy porozmawiać – zaczął, wpatrzony w strugi wody na przedniej szybie. – Wolisz 

pojechać do mnie, czy jedziemy do ciebie?

Jak  to  dobrze,  że  i  on  czuje  potrzebę  oczyszczenia  atmosfery.  Najpierw  jednak  trzeba 

opanować ten okropny strach, który ściska jej gardło. 

– Jedźmy  do  ciebie.  Ty  nie  masz  sąsiadów,  którzy  mogliby  nas  podsłuchiwać –

zaproponowała. 

Bez  słowa  przekręcił  kluczyk.  Zafascynowana  obserwowała  każdy  jego  ruch 

doprowadzony do doskonałości. Sam prowadził po mistrzowsku. 

– Zaczekaj. Wyjmę parasol – powiedział, gdy wjechali na podjazd. 
– Nie warto. To tylko kilka kroków. 
– Herbata, mleko, sok czy woda? – zapytał, wchodząc do kuchni. – Nie zdejmuj płaszcza, 

dopóki trochę się tu nie nagrzeje. – Włączył grzejniki. 

Ona  tymczasem  wyjęła  z  szafki  szklankę,  aby  nalać  sobie  soku.  Tym  posunięciem 

zaskoczyła  go  i  sprawiła  mu  ogromną  przyjemność.  Cieszyło  go,  że  już  zna  jego  kuchnię. 
Nauczyła się jej rozkładu podczas tych dwóch dni, które u niego spędziła. 

background image

– Też  się  napijesz? – zapytała.  Wyobraziła  sobie,  że  dla  kogoś  z  zewnątrz  ta  sytuacja 

wygląda całkiem normalnie. Z niejakim bólem serca uprzytomniła sobie jednak, że przecież 
nie jest jej pisane uczestniczyć” w podobnych scenkach. 

Przykre  doświadczenie  życiowe  podpowiadało  jej,  że  nic  nie  trwa  wiecznie:  związki, 

rodziny,  obietnice.  Prędzej  czy  później  to  wszystko  się  rozpada,  pozostawiając  po  sobie 
smutek i rozczarowanie. 

Lepiej nie angażować się w nic takiego, lepiej nie liczyć na pomoc drugiej osoby. W ten 

sposób  można  uniknąć  odtrącenia,  zranienia.  Ale  chociaż  tak  bardzo  walczyła  o  swą 
niezależność, ciągle nie była naprawdę szczęśliwa. 

Zauważyła, że Sam sięgnął po puszkę z kawą. Ułamek sekundy później spojrzał na nią i 

wyjął  z  szafki  pudełko  z  herbatą.  Najwyraźniej  przypomniał  sobie,  że  teraz,  nawet  o  tak 
późnej porze, Kirstin nie znosi aromatu kawy. 

– W salonie już powinno być ciepło. A może wolisz zostać tutaj?
Mimo  że  silił  się  na  obojętny  ton,  wyczuła,  że  wszystko  się  w  nim  gotuje.  Jeśli  będą 

siedzieli  tu,  przy stole,  odległość między nimi  będzie  niebezpiecznie mała. Tam, w salonie, 
będzie można przynajmniej się od siebie odsunąć. 

– Tam będzie nam wygodniej – uznała. 
Oby tylko nie odgadł, że ona również wszystkie nerwy ma napięte do ostateczności. Jakie 

to głupie! Dlaczego tak się denerwuje w jego obecności? Przecież to jest ten sam mężczyzna, 
z którym spędziła najpiękniejsze dwa dni swego życia i który od tej pory troskliwie opiekuje 
się nią każdego poranka. Mimo to ma wrażenie, że ciągle zna go zbyt powierzchownie. 

W końcu usiedli, każde w innym końcu kanapy, i w milczeniu czekali, aż któreś odważy 

się zacząć tę rozmowę. Pierwszy odezwał się Sam. 

– Wiem,  że  to  bardzo  późna  pora  na  zadawanie  kłopotliwych  pytań,  ale  chciałbym  w 

końcu poznać twoje zamiary. 

– Mówił  cicho  i  spokojnie,  czemu  zdecydowanie  przeczyły  napięte  do  ostateczności 

mięśnie twarzy. 

– Moje  zamiary? – Nie  bardzo  rozumiała,  o  co  mu  chodzi.  Jego  pytanie  zabrzmiało 

niemal  tak,  jakby  był  dziewiętnastowiecznym  ojcem,  który  wypytuje  kandydata  do  ręki 
swojej ukochanej jedynaczki. 

– Owszem. Twoje intencje – wyjaśnił szorstkim tonem. 
– Jak  długo  jeszcze  masz  zamiar  tak  się  zachowywać?  Nie  chcesz  się  do  mnie 

wprowadzić,  żebym  mógł  ci  pomagać.  Aktualnie  wolno  mi  tylko  trzymać  ci  głowę,  kiedy 
wymiotujesz.  Nikomu  nie  powiedziałaś,  że  jesteś  w  ciąży,  nawet  Cassie  i  Naomi,  swoim 
najserdeczniejszym przyjaciółkom. Więc i one nie mogą ci pomóc. 

Zrobił gest w jej stronę, który wyrażał dezaprobatę dla tego, co ma przed oczami. 
– Nie zauważyłaś, że chudniesz? – Teraz już był zły. 
– Najmniejszy  podmuch  wiatru  mógłby  cię  przewrócić.  Kiedy  wreszcie  przyznasz,  że 

nawet ktoś tak niezależny jak ty sam sobie nie poradzi? Że potrzebujesz czyjejś pomocy?

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy – odparła urażona. – A już na pewno nie wtedy, kiedy 

skończą się te przeklęte poranne mdłości. Jeszcze tylko kilka tygodni, a zacznę pęcznieć jak 

background image

balon. Mam mnóstwo czasu, żeby przybrać na wadze. 

Obrzucił  ją  gniewnym  spojrzeniem.  Był  wyraźnie  niezadowolony,  a  jednocześnie  nie 

ukrywał bezradności wobec jej uporu. 

– Wytłumacz  mi  wobec  tego,  dlaczego  nikomu  jeszcze  nie  powiedziałaś  o  dziecku? –

Zaatakował od innej strony. – Wydawało mi się, że bardzo się przyjaźnisz z Cassie i Naomi. 
Dlaczego robisz przed nimi taką tajemnicę z tego, że jesteś w ciąży, jeśli one dzielą się z tobą 
każdym najdrobniejszym szczegółem?

– Bo... chciałam sama poupajać się tym wyjątkowym dla mnie wydarzeniem. 
Słaby argument. To samo pytanie nie dawało jej spokoju poprzedniej nocy. Jej odpowiedź 

w dużej mierze była bardzo szczera, ale jednocześnie wstrząsnęło nią odkrycie, że istotną rolę 
w jej pragnieniu zachowania tajemnicy odgrywa zwyczajny wstyd. 

Cassie i Naomi mogą się chwalić tym, że są w ciąży. Obydwie są zamężne i wszyscy bez 

wyjątku z nieukrywaną radością zaakceptują ten fakt. 

Ona  jest  w  zupełnie  innej  sytuacji.  Reakcje  otoczenia  na  wieść  o  jej  ciąży  mogą  być 

różne.  Wprawdzie  przez  ostatnie  sto  lat  obyczaje  uległy  znacznemu  złagodzeniu,  ale  ciąża 
pozamałżeńska nadal budzi ostre kontrowersje. 

Ogarnęła  ich  przytłaczająca  cisza.  Kirstin  wypiła  już  swój  sok,  ale  ciągle  kurczowo 

ściskała  w  dłoniach  pustą  szklankę,  jakby  to  była  jej  lina  ratunkowa.  Sam  z  kolei  był  jtak 
bardzo  pogrążony  w  myślach,  że  zapomniał  o  herbacie.  Jego  filiżanka  stała  nietknięta  na 
stoliku. 

Kirstin  obserwowała  jego  zgarbione  plecy,  zaciśnięte  pięści  z  pobielałymi  knykciami. 

Widziała, jak w myślach st»-’ rannie dobierał słowa. 

Zaatakował  ją  zupełnie  nieoczekiwanie,  ponieważ  tego  pytania  zupełnie  się  nie 

spodziewała. 

– Rozmyśliłaś się? – rzucił przez ściśnięte gardło. Na jego pociągłej twarzy malowało się 

teraz nieopisane napięcie. 

– Ja?  W  jakiej  kwestii? – Serce  jej  pękało  na  widok  rozpaczy,  jaką  wyczytała  w  jego 

oczach. 

– Nie  chcesz  tego  dziecka...  mojego  dziecka.  Z  powodu  dysleksji.  Podjęłaś  w  końcu 

decyzję, że go nie chcesz? – wyrzucił z siebie. 

Poczuła się jak pod obstrzałem z karabinu maszynowego. Te słowa o mało jej nie zabiły. 

Przez chwilę wydawało się jej, że serce jej stanęło. 

– Pomyślałeś,  że  nikomu  o  nim  nie  powiedziałam,  bo  chcę  usunąć  tę  ciążę? – Była 

wstrząśnięta. Dopiero teraz dotarły do niej rozmiary strachu, jaki go gnębił. Położyła dłoń na 
swoim ciągle płaskim brzuchu. – Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy?

– A co innego mam myśleć? – Wstał gwałtownie i zaczął przechadzać się po pokoju. –

Nikomu  o  nim  nie  powiedziałaś.  Ani  przyjaciółkom,  ani  współpracownikom.  Nikt  by  się 
nigdy nie dowiedział o jego istnieniu. Mój udział w jego życiu traktujesz marginalnie, mimo 
że, jeśli zostaniesz w naszym szpitalu, przez lata całe będziemy widywali się dzień w dzień. 
Odmawiasz  mi  nawet  prawa do  pomocy polegającej  na  podawaniu  ci  rano  szklanki  wody  i 
mokrego ręcznika!

background image

Zatrzymał się przed nią, a ona, siedząc jak skamieniała na niskiej kanapie, poczuła się jak 

wystraszony zając. 

– To jest także moje dziecko. Nie zapominaj o tym – przypomniał jej stanowczym tonem. 

– A to znaczy, że mam pełne prawo wiedzieć, jeśli postanowiłaś się go pozbyć. 

Doskonałe rozumiała dojmujące uczucie bezradności, jakie go nękało, ponieważ życie nie 

oszczędziło  jej  podobnych  sytuacji.  Mimo  to  potrafiła  się  bronić  przed  niesłusznymi 
zarzutami. 

Zerwała się na równe nogi. 
– Jak  miałeś  czelność  myśleć,  że  chcę  zabić  to  dziecko?  Zapomniałeś,  na  co  się 

zdecydowałam,  aby  je  począć?  Nie  pamiętasz  już,  co  zrobiłam,  żeby  je  mieć?  Chyba  już 
zdążyłeś  zauważyć,  że  od  kilku  tygodni  każdy  poranek  jest  dla  mnie  koszmarem.  Wiec 
powiedz mi, dlaczego jeszcze go nie usunęłam? Przecież spokojnie mogłabym już ukrócić te 
męczarnie. 

Teraz  ona  zaczęła  chodzić  po  salonie  niczym  lwica  uwięziona  w  klatce.  Rozsadzała  ją 

wściekłość.  Dobrze,  że  w  pokoju  było  mało  mebli,  bo  czuła,  że  potrzebuje  bardzo  dużej 
przestrzeni. 

– Chcesz  usłyszeć  prawdę?  To  będziesz  ją  miał.  Wiesz,  dlaczego  nikomu  o  tym  nie 

powiedziałam?  Bo  nawet  w  tych  postępowych  czasach  to  dziecko  przyjdzie  na  świat 
naznaczone piętnem, ponieważ jego matka jest niezamężna. Czuję się winna, bo się do tego 
przyczyniłam. A ponieważ Cassie i Naomi są w siódmym niebie z powodu swoich dzieci, na 
razie nie chciałam burzyć im tego szczęścia. 

Przystanęła, czując, że opuszczają ją siły, że uginają się pod nią nogi, jakby były z waty. 

Ale musi poruszyć jeszcze jeden temat. 

– Jeśli chodzi o ciebie... – zaczęła prawie szeptem. – Nie pojmuję, dlaczego przez tyle lat 

nie nabrałeś rozum*

i nie założyłeś rodziny, ale przysięgam, że nigdy nie będę robić ci żadnych trudności, jeśli 

zechcesz spotykać się z moim maleństwem. Jeśli zostanę w tym szpitalu, bez najmniejszych 
wyrzutów  sumienia  zaangażuję  cię  na  parę  lat  do  jego  pilnowania,  bo  zanosi  się  na  to,  że 
będzie tak uparte i nieznośne jak jego ojciec – dokończyła już w znacznie lżejszej tonacji. 

W  tej  samej  chwili  zachwiała  się  i  poczuła,  że  ściany  znikają  gdzieś  w  mroku,  za  to 

podłoga  staje  się  coraz  wyraźniejsza.  Okrzyk  Sama  dobiegł  do  niej  z  jakiejś  ogromnej, 
kosmicznej odległości. 

Nim straciła przytomność, zdążyła jeszcze pomyśleć, jak bardzo żałuje, że nie potrafi się 

zdobyć  na  to,  by  powiedzieć  mu,  że  go  kocha.  Gdyby  w  odpowiedzi  otrzymała  podobne 
zapewnienie, przestałaby się przejmować, co ludzie powiedzą o jej dziecku. Mogłaby nawet 
osobiście obwieścić tę nowinę całemu światu... 

– Dureń. – Obudził ją cichy szept Sama. Zorientowała się, że leży na kanapie. – Dureń. –

Powtórzył,  spoglądając  jej  prosto  w  oczy.  Nigdy  nie  patrzył  w  ten  sposób,  zaniepokojony 
stanem którejkolwiek z pacjentek. 

– Ty czy ja? – Nadal kręciło się jej w głowie jak po kilku kieliszkach wina. 
– Zdaje się, że oboje. – Spoglądał na zegarek, badając jej puls. – Kiedy ostatnio jadłaś?

background image

– Jak  zwykle  w  południe.  Chyba  jednak  nie.  Dostaliśmy  przecież  wtedy  wezwanie  do 

tego cesarskiego, a potem... 

– Kirstin...  – przerwał  jej  ten  chaotyczny  monolog.  – Czy  to  znaczy,  że  zjadłaś  dzisiaj 

tylko tę jedną, jedyną suchą grzankę, którą zrobiłem ci rano? Nic dziwnego, że nikniesz „w 
oczach. Jesteś głupsza niż gęś. 

Wstał i ruszył w stronę kuchni. Po drodze jednak zatrzymał się i zgromił ją spojrzeniem. 
– Nie ruszaj się z kanapy, dopóki nie wrócę – rozkazał. – Zrobię ci coś do jedzenia. 
Jajecznica  na  grzance  była  wyśmienita,  a  banan  bardzo  dojrzały.  Taki  jakie  lubi 

najbardziej.  Kończąc  szklankę  mleka,  które  postanowił  w  nią  wmusić,  poczuła,  że  zaraz 
zaśnie. 

– Marsz  do  łóżka – polecił  tonem  nie  znoszącym  sprzeciwu,  a  ona,  zamiast  z  nim 

polemizować, zdołała tylko pisnąć, gdy brał ją na ręce. 

Zaprotestowała, gdy przystanął pod schodami. 
– Nie! – Z  całych  sił  chwyciła  się  poręczy.  – Sama  wejdę.  Nie  chcę,  żebyś  dostał 

przepukliny.  Nie  będziesz  wtedy  mógł  operować,  a  kolejka  potrzebujących  twojej  pomocy 
jest bardzo długa. 

Uznał jej argumenty, po czym zdecydowanym gestem objął ją w pół i pomógł wspiąć się 

na górę. 

– Łazienka do twojej dyspozycji. – Otworzył szeroko drzwi. 
Już miała je za sobą zamknąć, gdy nagle coś sobie uprzytomniła. 
– Sam! – Odwrócił  się  błyskawicznie, jakby spodziewając  się,  że  znowu  zrobiło  się jej 

słabo. – Ja nic nie mam, nawet szczoteczki do zębów. 

Rozluźnił się i gestem kazał jej wrócić do łazienki. 
– Zaraz  przyniosę  ci  któryś  z  moich  podkoszulków,  a  nowe  szczoteczki  znajdziesz  w 

szafce. 

Kończąc  pobieżną,  wieczorną  toaletę,  ponownie  opadła  z  sił.  Ucieszyła  się  na  widok 

Sama, który czekał pod drzwiami, gotowy zaprowadzić ją do sypialni. 

Zamierzała  uświadomić  mu  fakt,  że  rano  nie  będzie  miała  w  co  się  ubrać,  ale  zanim 

zdążyła cokolwiek powiedzieć, położył jej palec na ustach. 

– Śpij. – Starannie otulił ją kołdrą. – Zostaw to mnie. Teraz już śpij. 
Coś jej podpowiadało, że za nic w świecie nie powinna pozwolić na takie autokratyczne 

traktowanie,  ale  świadomość,  że  ktoś  się  nią  opiekuje,  była  tak  przyjemna,  że  nie  słuchała 
tych podszeptów. 

Wtulając twarz w poduszkę, wdychała zapach piżma, mydła i mężczyzny. Ta mieszanka 

zawsze będzie jej przypominała... 

– Sam – szepnęła. 
– Słucham. – Nie wiedziała, że jest tak blisko.  Myślała, że już wyszedł z sypialni. Gdy 

uchyliła powieki, zobaczyła, , że stoi nieopodal i bacznie się jej przygląda. 

– Nie idziesz spać? – zapytała sennie, tłumiąc ziewnięcie. – Zimno tu bez ciebie. 
Przygotowując się do pierwszego zabiegu, była w wyśmienitym nastroju. Od dawna nie 

spało  się  jej  tak  dobrze,  a  poza  tym tego  dnia  nudności  nie  były bardzo  dokuczliwe.  Może 

background image

wkrótce całkiem ustaną? Wiadomo przecież, że nie wszystkie ciężarne cierpią z ich powodu 
oraz że nie musi to trwać przez cały pierwszy trymestr. 

Gdy  o  świcie  otworzyła  oczy,  Sam,  otulony  płaszczem  kąpielowym,  już  czekał  z 

chrupiącą grzanką. 

– Herbata? Coś z glukozą?
– Poproszę  herbatę.  – Miała  nadzieję,  że  uda  jej  się  coś  przełknąć,  zanim  poczuje  falę 

nudności. 

Wiedziała,  że  wszystko  będzie  dobrze,  dopóki  nie  wstanie  z  łóżka, ale  chciała  jak 

najszybciej znaleźć się w szpitalu, gdzie czekała na nich cała lista zabiegów. Drugą atrakcją 
było  to,  że  spała  w  łóżku  Sama.  Mgliste  wspomnienie  poczucia  bezpieczeństwa,  jakie 
odczuwała w jego ramionach, przywiodło jej na pamięć tamten niepowtarzalny weekend. 

Gdy zjadła drugą grzankę, Sam posłusznie odwiózł ją do domu, żeby się przebrała. 
Nie  odważyli  się  podjąć  tematu  wieczornej  rozmowy.  Kirstin  była  zbyt  pochłonięta 

wsłuchiwaniem się w  swój  żołądek, by rozmawiać  o czymkolwiek, a  Sam  jak gdyby nigdy 
nic  zajął  się  własnymi  przygotowaniami  do  pracowitego  dnia.  Jakby  od  lat  korzystali  z  tej 
samej łazienki. 

Mimo że rzadko się odzywali, czuło się, że od poprzedniego wieczoru coś się zmieniło. 
Nie odczuwali skrępowania, jakby powróciło wzajemne zrozumienie, które już wcześniej 

rodziło się między nimi. 

Wszystko  to  sprawiło,  że  Kirstin  rozpoczęła  ten  dzień  z  promiennym  uśmiechem  na 

ustach i ogromnym zapasem energii. 

Osiem godzin później była zupełnie wyczerpana, ale nadal zadowolona z minionego dnia. 

Sam sprawiał podobne wrażenie, pomimo stresu, jakim musiało być dla niego nadzorowanie 
zabiegów przeprowadzanych przez Kirstin. 

Było  kilka  skomplikowanych  przypadków,  włącznie  z  pacjentką,  której  trzeba  było 

usunąć macicę i zszyć pęcherz. Obydwa zabiegi należało wykonać od dołu z powodu licznych 
blizn  na  podbrzuszu.  Sam  pozwolił  sobie  nawet  zauważyć  żartem,  że  pacjentka  powinna 
docenić fakt, że Kirstin ma znacznie mniejsze i zręczniejsze palce niż on. Pochwały, jakimi
obsypał ją po operacji, były jednak całkiem szczere. 

Tego dnia najbardziej niepokoił ją zabieg Sahru. Zrozumiała, co to znaczy znać pacjentkę 

jeszcze  przed  operacją.  Nie  zdziwiła  się,  gdy  Hal  odmówił  podania  środka  usypiającego 
kobiecie, którą kochał. 

Zabieg wykonał Sam. Przez cały czas skrupulatnie relacjonował każde swoje posunięcie. 

Mimo że pracował w ogromnym skupieniu, Kirstin wyczuła hamowany gniew w jego głosie. 
Próbowała sobie przypomnieć, kiedy nauczyła się wyczuwać jego skrywane emocje. 

Było już późno, gdy po obchodzie świeżo operowanych pacjentek mogli opuścić szpital. 

Mimo że wieczór był pogodny, Sam postanowił zabrać ją do swojego domu, ale ona uparła 
się, że chce wrócić do siebie. 

Wspaniale  byłoby  spędzić  kolejną  noc  w  jego  ramionach,  ale  groziłoby  to  zbytnim 

uzależnieniem. Stoczyła długą i trudną batalię o swą niezależność, więc teraz nie zaryzykuje 
jej utraty. Tym bardziej że uniemożliwiłoby to jej wychowywanie dziecka. 

background image

Było jeszcze  ciemno,  gdy poczuła  przeszywający  ból  w dole  brzucha.  Drugi spazm,  po 

którym poczuła, że coś cieknie jej po udzie, kazał jej natychmiast sięgnąć po telefon. 

– Sam... – zaczęła zdławionym głosem, czując, jak ogarnia ją przerażenie. Upłynęło kilka 

sekund, zanim przypomniała sobie numer jego telefonu. 

– Co  się  stało?  Któraś  z pacjentek? – Po  przytłumionym  głosie  zorientowała  się,  że 

wyrwała go z głębokiego snu. 

– Sam, pomóż mi... – Kolejny spazm bólu. Zamknęła oczy, by nie krzyczeć. 
– Kirstin, co się stało? – dopytywał się całkiem już przytomnym głosem. 
– Boję się... – Rozpłakała się. – To chyba poronienie. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Natychmiast  przywieź  tu  ultrasonograf.  Daj  jej  kroplówkę.  Ritodrina.  Na  początek 

pięćdziesiąt mikrogramów, potem stopniowo zwiększaj do dwustu pięćdziesięciu. – Leżała z 
zamkniętymi oczami, słuchając poleceń wydawanych przez Sama. 

Oto  jedna  z  tych  okoliczności,  kiedy  nadmiar  wiedzy  jest  zdecydowanie  niekorzystny. 

Świadomość,  że  zaordynował  jej  środek,  który  stosuje  się  w  celu  powstrzymania 
przedwczesnego porodu, dobitnie ukazał jej powagę sytuacji. 

Od kilku miesięcy poruszała się w wyimaginowanym świecie, wmawiając sobie, że jeśli 

czegoś  bardzo  zapragnie,  zawsze  potrafi  to  osiągnąć.  Jakie  to  dziwne,  że  akurat  teraz,  gdy 
zanosi się, że straci to dziecko, nagle stało się ono tak rzeczywiste jak nigdy przedtem. 

Personel szpitalny potrafi dobrze maskować emocje, ale gdy podnosząc ją z łóżka, Sam 

zobaczył,  ile  straciła  krwi,  nie  był  w  stanie  ukryć  przerażenia.  Nie  odezwał  się,  ale  ona 
domyślała się, że ich dziecko ma niewielką szansę przeżycia. 

– Sam... przepraszam – szepnęła przez łzy. 
Nie otwierając oczu, wiedziała, że podszedł do niej, a kiedy wziął ją za rękę, uścisnęła ją 

z wdzięcznością. Nawet taki niewinny gest dodał jej otuchy. 

– Kiedy ona przyjedzie z tym ultrasonografem? – niecierpliwił się Sam. 
Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni. Czulą, że cala drży i że serce bije jej jak miotem, 

ale nie była to reakcja na podany lek, który teraz krążył w jej żyłach. 

– Kirstin, posłuchaj mnie – szepnął. 
Gdy odwróciła głowę, jego twarz była tuż nad nią. Wpatrywał się w nią takim żarliwym 

spojrzeniem,  jak tamtej pamiętnej nocy. Do tej pory była przekonana, że  już  nikt  nigdy nie 
będzie na nią tak patrzył. 

– Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, niezależnie od tego, czy stracisz to dziecko, czy nie, 

nie opuszczę cię – mówił z przekonaniem. W ogólnym zamieszaniu nie słyszał go nikt oprócz 
niej.  – Jeśli  zechcesz  spróbować  jeszcze  raz – ciągnął  bez  zająknienia – jestem  do  twojej 
dyspozycji. Nie wyobrażam sobie, by inna kobieta mogła zostać matką mojego dziecka. 

Wzruszenie  odebrało  jej  głos.  Skąd  ten  człowiek  wie,  jak  zmniejszyć  ból  w  takich 

tragicznych momentach?

Męczarnie niepewności skończą się, dopiero gdy przyjedzie ultrasonograf. Wydawało się 

jej,  że  czeka  już  całą  wieczność.  W  końcu  posmarowano  jej  podbrzusze  zimnym, 
niebieskawym żelem i ustawiono głowicę. 

W  gabinecie  panowała  grobowa  cisza,  gdy  pielęgniarka  obsługująca  aparaturę  USG  to 

pochylała, to w różnych kierunkach przesuwała urządzenie po brzuchu Kirstin, najpierw aby 
równomiernie rozprowadzić żel, potem by dokonać odczytu. 

Przekonana,  że  na  pewno  nie  ma  tam  skulonego,  podobnego do kijanki stworzonka, 

odwróciła wzrok od niewyraźnych obrazów na monitorze. Wpatrywała się teraz w przystojną 
twarz Sama i pocieszała myślą, że znowu przeżyją wspólne chwile. 

Za cenę koszmarnych poranków przez kilka kolejnych tygodni, które znowu upłyną pod 

background image

znakiem  porannych  mdłości,  warto  będzie  wzbogacić

wspomnienia  o  nowe  cudowne 

doznania. 

Zacznie  od  przeprowadzenia  wszystkich  możliwych  badań,  aby  wykluczyć  możliwość 

powtórzenia  się  podobnej  sytuacji.  Chyba  nie  przeżyłaby  straty  drugiego  dziecka.  Jakim 
cudem  kobiety,  które  przeszły  przez  trzy.  cztery  czy  nawet  więcej  poronień,  nie  kończą  w 
szpitalu psychiatrycznym?

– Kirstin... – Poczuła jego dłoń na policzku. 
Jej uwadze całkowicie umknęło bezgraniczne zdumienie, jakie ten bardzo pieszczotliwy 

gest wywołał na twarzach otaczających ich kolegów. Wpatrywała się tylko w jego oczy. 

Zamiast rozpaczy dostrzegła w nich wesoło tańczące złote iskierki. 
– Kirstin, popatrz na monitor – zachęcał ją. – Ona tam ciągle jest, skarbie. Nasze dziecko 

tam jest Zignorowała pomruk zdziwienia, który wypełnił gabinet, gdy do wszystkich w końcu 
dotarł sens tego wyznania. Zafascynowana wpatrywała się w obraz dziecka, które nadal nosi. 

– Widzisz,  jak  bije  jej  serduszko? – szeptał  wśród  ciszy  jak  makiem  zasiał,  wskazując 

palcem pulsującą plamkę. – Zaczęło bić, gdy miała dwadzieścia dni, i nie przestanie, dopóki 
nasza maleńka nie będzie bardzo wiekową staruszką. 

Już rusza rączkami i nóżkami, ale jeszcze są za małe, abyś mogła to poczuć. 
Ktoś  głośno  wytarł  nos,  przerywając  tę  wzruszającą  scenę.  Podniósłszy  wzrok,  Kirstin 

ujrzała  nad  sobą  zapłakane  oczy  Cassie.  Tuż  za  nią  stała  Naomi.  Praktycznie  cały  gabinet 
wypełniali koledzy i personel, którzy bez cienia wstydu okazywali wzruszenie z powodu tak 
szczęśliwego zakończenia. 

– Sam,  przepraszam,  – Rozpłakała  się,  chowając  twarz  w  jego  rękawie.  – Teraz  już 

wszyscy wiedzą. 

– Najwyższy czas – mruknął, gładząc ją po włosach. – Nareszcie nie musimy już niczego 

ukrywać. 

– Pod  warunkiem  że  będą  to  takie  sprawy,  o  których  może  wiedzieć  cały  szpital –

ostrzegła  ich  pielęgniarka  obsługująca  USG.  – Plotkarze  na  pewno  już  szaleją  z 
niecierpliwości. A teraz pozwolę sobie wręczyć wam pierwsze zdjęcie do rodzinnego albumu. 
– Podała Samowi czarnobiały wydruk. 

Pokazał go Kirstin, aby mogła dokładniej przyjrzeć się dziecku. 
– Naprawdę myślisz, że to dziewczynka? – Uśmiechnęła się. 
– Mała  dziewczyneczka,  która  ma  takie  same  piękne  włosy  i  zniewalające  oczy  jak  jej 

matka – wypalił bez zająknienia. – A jeśli się mylę, będziemy ponawiać próby, aż trafimy w 
dziesiątkę. 

Taką stanowczość usłyszała w jego głosie po raz pierwszy. Jego oczy mówiły to samo. 
– Znasz mój problem, więc wiesz, że nie jestem najlepszą partią. Ale czy nie zechciałabyś 

ulżyć mi w tej niedoli, wychodząc za mnie za mąż?

– Słucham? – Jej  zdumione  pytanie  zagłuszyły  z  trudem  hamowane  wybuchy  radości 

Naomi i Cassie. 

Rozejrzała  się  po  gołych  ścianach  gabinetu, wypełnionego  aparaturą  oraz  sprzętem 

specjalistycznym, które od tylu lat uczyła się obsługiwać, i poczuła, że ogarnia ją lek. 

background image

Miało  być  zupełnie  inaczej.  Włożyła  tyle  starań,  unikając  niebezpiecznej  bliskości, 

właśnie po to, by to się nie stało. Skoncentrowała się na pracy zawodowej, by mieć pewność, 
że jej szczęście spoczywa tylko w jej rękach. 

To  takie  sale  jak  ta,  jak  ten  gabinet  w  szpitalu  pod  wezwaniem  Świętego  Augustyna, 

miały zapewnić jej życiową stabilizację, która umożliwi jej wychowywanie dziecka. 

Szpitale nie umierają i nie opuszczają na zawsze swoich bliskich. Szpitale nie odtrącają 

tych, którzy nie są na tyle urodziwi, by ktoś chciał ich adoptować... 

– Wiesz przecież, że nie mogę – zaczęta z wahaniem. Poczuła nową falę bólu, która tym 

razem  zalewała  jej  serce.  – Od  samego  początku  powtarzam  ci,  że  nie  chcę  być  od  nikogo 
zależna. 

– Nie o to cię proszę – tłumaczył się. Czułym gestem otarł palcem łzę, która potoczyła się 

po jej policzku. – Pozwól, żebym to ja był zależny od ciebie. 

– Ty chcesz być zależny ode mnie? – speszyła się. Prawie nie zauważyła, że gabinet nagle 

opustoszał. – Ale... 

– W  tej  chwili  życie  naszego  dziecka  zależy  tylko  od  ciebie – ciągnął.  – Ale  gdy  już 

przyjdzie na świat, z każdym dniem będzie coraz bardziej niezależne, aż w końcu stanie się 
zupełnie samodzielne. 

Aby skupić całą jej uwagę na sobie, ujął jej głowę w dłonie. 
– Nie  można  tego  samego  powiedzieć  o  mnie – oznajmił,  składając  na  jej  wargach 

delikatny pocałunek. – A to dlatego, że cię kocham i nigdy nie przestanę cię potrzebować. W 
moim życiu, w moim domu, w moich ramionach. 

Nie potrafiła poskromić swego ciała na tyle, by nie zareagowało na drugi pocałunek. Tak 

było od samego początku tej znajomości, mimo że nie chciała się do tego przyznać. Już nie 
wyobrażała sobie życia bez Sama Dysarda. 

– Ale...  – Tak  przywykła  do  nieustannej  walki  o  swą  niezależność,  że  nie  potrafiła 

powstrzymać się od protestu. Tym razem na niewiele to się zdało. 

– To się sprowadza – przerwał jej – do prostego wyznania: kocham cię. Pokochałem cię 

w dniu, kiedy po raz pierwszy pojawiłaś się na naszym oddziale. Odchodziłem od zmysłów z 
obawy, że  zakochasz się  w którymś z  młodych,  przystojnych lekarzy, i  on  mi  cię odbierze. 
Moje marzenie się ziściło, gdy mi się oświadczyłaś. 

– To nieprawda. Wcale ci się nie oświadczyłam! – zaoponowała. – Poprosiłam się jedynie 

o  sztuczne  zapłodnienie.  Gdybyś  tak  usilnie  nie  próbował  mnie  od  tego  odwieść,  nie 
straciłabym głowy, nie zdobyłabym się na odwagę. 

– Kobieto,  ile  ja  przez  ciebie  wycierpiałem.  – Usadowił  się  wygodniej,  a  ona  dopiero 

wtedy  zauważyła,  że  położyła  mu  głowę  na  kolanach.  – Chciałaś,  abym  ci  dał  tylko 
mikroskopijny fragmencik siebie, podczas gdy ja marzyłem, żebyś zechciała całego dawcę. 

Odgarnął potargane  włosy z  jej  policzka,  po  czym  ponownie  oparł  jej  głowę na  swoim 

ramieniu. 

Wsłuchiwała się w rytmiczne bicie jego serca i rozmyślała o tym małym serduszku, które 

trzepocze się w jej brzuchu. 

Przepełniało ją uczucie wdzięczności. Do końca życia nie zdoła odwdzięczyć się Samowi 

background image

za  to  wszystko,  co  dla  niej  zrobił.  Z  żelazną  konsekwencją  wspierał  ją  nawet  wtedy,  gdy 
łączyła ich jeszcze bardzo wątła nić przyjaźni. 

A  gdy  zdawało  się,  że  ich  znajomość  nieodwołalnie  dobiega  końca,  był  przy  niej,  nie 

opuścił jej. Ale taki jest Sam. To do niego niepodobne. 

– Nie  odpowiedziałaś  mi – uwodzicielsko  zniżył  głos.  Po  raz  pierwszy  od  chwili,  gdy 

dowiedzieli się, że ich dziecko żyje, poczuła, jak tężeją mu mięśnie. 

– Jak  to?  A  o  co  pytałeś? – Tyle  się  wydarzyło  w  ciągu  kilku  ostatnich  godzin,  że  jej 

umysł z nadmiaru wrażeń nie funkcjonował zbyt szybko. 

Wydał z siebie teatralny jęk i ułożył ją ostrożnie na łóżku. 
– Widzę,  że  domagasz  się,  abym  uczynił  to  w  ogólnie  przyjęty  sposób.  – Przykląkł  na 

szpitalnej podłodze. – Kirstin, kocham cię z całej duszy, do szaleństwa i na wieki. Potrzebuję 
cię, aby moje życie nabrało sensu. Czy wyświadczysz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? 
Choćby tylko z litości nad moją zszarganą reputacją. 

Roześmiała  się  przez  łzy.  Zdała  sobie  przy  okazji  sprawę,  że  Sam  jest  jedynym 

mężczyzną, który potrafi sprawić, że w tej samej chwili płacze i śmieje się. Jakie to proste. 
Nie miałby najmniejszej szansy, gdyby od dawna tak bardzo go nie kochała. 

– Ponieważ jesteś jedynym mężczyzną, który sprawił, że mu się oświadczyłam, sądzę, że 

powinniśmy się pobrać. – Uśmiechnęła się. – Ale najważniejsze zawsze będą te dwa słowa: 
kocham cię. Kocham cię – szepnęła. 

Potem zabrakło jej słów na widok łez wzbierających w jego oczach. 
– Mam  dla  ciebie  niespodziankę – oznajmił  Sam  podczas  gwarnego  przyjęcia,  które 

Cassie, Naomi i Kirstin wydały wspólnie, aby uczcić chrzest ich dzieci. 

Biedny  kapelan  był  całkiem  skołowany,  ponieważ  każda  para  zażyczyła  sobie,  aby 

świadkami były pozostałe dwie pary. 

– Wszystko zostaje w rodzinie – wytłumaczyła mu rezolutnie Cassie. – Gdyby cokolwiek 

złego stało się jednemu z nas, reszta bez namysłu zajmie się jego dzieckiem. Ta ceremonia ma 
tylko oficjalnie przypieczętować ten układ. 

Dot była w siódmym niebie. Przez cały czas trzymała na rękach któreś maleństwo. Kirstin 

zaczęła  się  nawet  zastanawiać,  czy  nie  rzuciła  na  nie  jakiegoś  uroku,  ponieważ  grzecznie 
budziły się po kolei. 

Gdy Sam wziął ją za rękę i zaczął prowadzić przez pokój, przypomniała sobie jego słowa. 
– Jaką  niespodziankę?  Że  od  początku  wiedziałeś,  że  to  będzie  dziewczynka? –

zażartowała. 

Zgodnie nie chcieli poznać płci dziecka przed porodem. Po minie Sama zorientowała się, 

że gdy maleństwo już przyszło na świat, był równie zaskoczony jak ona. 

Czasami aż ją kusiło dowiedzieć się tego przed czasem, ale pohamowała się, bo przecież 

najważniejsze było to, że dziecko jest i rozwija się prawidłowo. 

– To nie była niespodzianka, lecz bezgraniczna radość – poprawił ją. – Tym większa, że 

nie postanowiłaś poprzestać na jednym, skoro już teraz dostałem to, co sobie wymarzyłem. 

Dała  mu  kuksańca  w  bok,  ciągle  nie  mogąc  się  nadziwić,  jak  małżeństwo  i  ojcostwo 

zmieniły tego  poważnego,  zapracowanego  człowieka.  Teraz  promienny  uśmiech  rozświetlał 

background image

jego twarz właściwie bez przerwy, zwłaszcza gdy brał na ręce ich córeczkę. 

– To prawda, że nieco przestawiliśmy kolejność poczęcia i ślubu – ciągnął. – Ale kiedy 

składaliśmy  wniosek  w  urzędzie,  zainteresował  mnie  pewien  szczegół  na  twojej  metryce 
urodzenia. 

Wyjął  dokument  z  wewnętrznej  kieszeni  marynarki.  Zrozumiała nareszcie,  dlaczego się 

nie przebrał, skoro już dawno wrócili z kościoła. 

– Zapewne  nigdy  nie  miałaś  powodu  przyjrzeć  się  mu  dokładnie,  ale  mnie  bardzo 

zaciekawiły podejrzane cyferki w rubryce, do której wpisuje się datę narodzin. 

Gdy  znaleźli  się  na  korytarzu,  gdzie  panował  względny  spokój,  podał  jej  rozłożoną 

metrykę. 

– Jak  zapewne  wiesz,  jedynym  przypadkiem,  kiedy  do  metryki  wpisuje  się  dokładną 

godzinę narodzin, są porody mnogie. Chodzi o to, aby było wiadomo, które dziecko urodziło 
się pierwsze. 

Nie  dowierzała  własnym  oczom.  Dopiero  po  chwili  pojęła  znaczenie  odkrycia,  jakie 

poczynił Sam. 

– Chcesz powiedzieć, że było mnie więcej?
– Niezupełnie – poprawił ją rozbawiony. – Tego dnia urodziło się was dwoje. Pamiętając, 

jak  bardzo  cierpisz  z  powodu  całkowitego  braku  krewnych,  przeprowadziłem  małe 
dochodzenie. 

– Znalazłeś ją? – dopytywała się niecierpliwie.  Nie wiedziała, czy ma rzucić  mu  się na 

szyję,  czy  odtańczyć  dziki  taniec  radości.  – Chcesz  mi  powiedzieć,  że  znalazłeś  moją 
bliźniaczkę?

– Owszem, znalazłem. – Sięgnął do klamki drzwi prowadzących do świeżo urządzonego 

pokoju, w którym była ich jadalnia. – Ale to nie jest siostra, tylko brat – uzupełnił. 

Stanęła w progu i oniemiała z niedowierzania na widok niewielkiej grupki ludzi, którzy 

tam na nią czekali. 

Mężczyzna  był  od  niej  wyższy  i  znacznie  szerszy  w  ramionach,  za  to  niepodważalne 

podobieństwo rysów twarzy i karnacji od razu rzucało się w oczy. 

– Cześć, Kirstin.  Mam na  imię Christopher. – Podprowadził  bliżej  żonę  z dzieckiem. –

Pozwól, że przedstawię ci moją żonę Penny i naszą maleńką córeczkę Kirstin, która urodziła 
się zaledwie trzy tygodnie i jeden dzień temu. 

– Tego  samego  dnia,  co  nasza...  – Ten  nieoczekiwany  zbieg  okoliczności  sprawił,  że 

zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. – Słyszałeś? – kompletnie oszołomiona zwróciła się 
do Sama. – Nasze dziewczynki urodziły się tego samego dnia. 

Wyczuwając,  jak  bardzo  była  wstrząśnięta  nową  sytuacją.  Sam  objął  ją  opiekuńczym

gestem. 

– Imię  Kirstin  nadaliśmy  jej,  jeszcze  zanim  Samowi  udało  się  z  nami  skontaktować –

wyjaśniła Penny, ocierając łzy – Ja chciałam, żeby nosiła imię mojej matki, ale Christopher 
uparł się jak osioł, że ma być Kirstin i tylko Kirstin. 

Salwa śmiechu, która nagle rozległa się za drzwiami, przypomniała jej nagie, że w domu 

jest  pełno  ludzi.  Nie  wiedziała,  jak  ma  się  zachować.  Z  jednej  strony  do  obowiązków  pani 

background image

domu należało jak najszybciej wrócić do zaproszonych gości, z drugiej gorąco pragnęła być z 
bratem. 

którego istnienia nawet się nie domyślała. Rzuciła Samowi rozpaczliwe spojrzenie. 
– Zaproponowałem  Christopherowi  i  Penny,  aby  zostali  u  nas  na  kilka  dni...  Jeśli  nie 

masz  nic  przeciwko  temu.  – Uśmiechnął  się  znacząco.  – Sądzę  jednak,  że  powinniśmy  ich 
ostrzec,  co  może  ich  spotkać  w  tym  naszym  zwariowanym  gronie.  A  nuż  zechcą  zmienić 
zdanie i ewakuują się w popłochu. 

– Właśnie  wydajemy  przyjęcie  z  okazji  potrójnych  chrzcin – pospiesznie  wyjaśniła 

Kirstin. – Poznałyśmy się w ostatniej rodzinie zastępczej, której nas przydzielono, i bardzo się 
zżyłyśmy. Zastępujemy sobie prawdziwe rodziny, których nigdy nie miałyśmy. A teraz, kiedy 
przybyło nam troje dzieci, ta nasza rodzina znacznie się powiększyła. 

Christopher uśmiechnął się czule do Penny. 
– My też poznaliśmy siew rodzinie zastępczej. I też powiększamy naszą rodzinę. Sądzę, 

że gdybyśmy połączyli siły, tempo tego przyrostu mogłoby znacznie wzrosnąć. – Gestem, z 
którego  można  było  wyczytać  onieśmielenie,  podał  Kirstin  rękę,  a  ona  przyjęła  to 
zaproszenie, spontanicznie rzucając mu się na szyję. 

– Sam, czy potrafisz sobie wyobrazić, jak Dot się ucieszy? – zwróciła się do niego przez 

łzy. – Będzie miała już czworo maluchów do rozpieszczania!

– Co  za  dzień – szepnęła,  by  nie  obudzić  maleństwa,  które  spało  w  łóżeczku  obok  ich 

łóżka. 

W innym pokoju, po przeciwnej stronie holu, w drugim łóżeczku spało drugie dziecko. 
– Tak  się  czuję,  jakbym  spędziła  ten  dzień  w  wesołym  miasteczku,  w  gabinecie  luster, 

gdzie  każdy  obraz  odbija  się  wielokrotnie.  – Uśmiechnęła  się  na  wspomnienie  paru 
minionych godzin. – Gdzie nie spojrzysz, tam młode pary z dziećmi na rękach. 

– Czy próbowałaś już sobie wyobrazić, jak będą wyglądały nasze wspólne święta? A ile 

będzie przyjęć urodzinowych każdego roku! – cieszył się Sam. 

– I  stale  będą  przybywały  nowe  dzieci,  które  będą  zapraszały  nas  na  urodziny –

zauważyła. – Czy dotarła do ciebie wieść, że Sahru już jest w ciąży? Hal i Sahru wzięli ślub 
sześć tygodni temu. 

– Leniuchy. – Sam przeciągnął się. – Znam pewną parę. której wystarczyło czterdzieści 

osiem godzin. 

– Świntuch! – Zamachnęła się, by go uderzyć, ale on zdążył chwycić jej dłoń i złożyć na 

niej pieszczotliwy pocałunek. 

– Co  byś  powiedziała  na  to,  żebyśmy  spróbowali  pobić  ten  pierwszy  rekord,  kiedy 

zdecydujemy się na następne? – zaproponował, szelmowsko się uśmiechając, a ona poczuła, 
że serce zabiło jej mocniej. 

– Nie mam nic przeciwko temu – szepnęła. Przytuliła się do niego mocniej i objęła go za 

szyję. 

Gdy  otoczył  ją  ramionami,  pomyślała,  że  życie  jest  wspaniałe.  Już  nie  miała 

najmniejszych wątpliwości, że nigdy nie pożałuje tego pamiętnego dnia, kiedy oboje zebrali 
się na odwagę, by wyznać sobie miłość.