background image
background image

 

 

                                    

ADRIENNE STAFF  

                                                  

                                      I 

                              
                           SALLY GOLDENBAUM 

 
                                        
 

                           

OPOWIEŚĆ KEVINA 

 
                                   
 
 
 

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
                             Przełożyła Katarzyna Jurewicz 
 

background image

 

 

 

Rozdział 1 

 
—  Och,  dlaczego  musi  być  tak  gorąco?  —  Suzy  Keller  odklejała  od 

spoconego ciała nową jedwabną sukienkę. — Dlaczego właśnie dzisiaj? 

—  Bo  to  sierpień  i  jesteśmy  w  Kansas  City  —  odrzekła  jej  młodsza 

siostra, kierując samochód na północ, zostawiając w tyle olbrzymie domy 
i  luksusowe  sklepy  w  Country  Club  Plaza.  —  I  jeszcze  dlatego,  że  nie 
mogę sobie pozwolić na klimatyzację, siostrzyczko. 

Suzy uśmiechnęła się lekko. 
—  Jeśli  dostanę  tę  pracę,  Nikki,  osobiście  zafunduję  ci  nowy 

klimatyzator, a może nawet nowy samochód! Wszystko, co musisz robić, 
to złożyć ręce i modlić się. Umowa stoi? 

—  Jasne.  To  wspaniała  sprawa  —  siostra,  która  lada  dzień  będzie 

bogata  i  sławna.  —  Nikki  zmieniła  pas  i  skoncentrowała  się  na 
odszukaniu  drogowskazu,  mającego  wskazywać  drogę  do  dzielnicy 
magazynów rozlokowanych na brzegu Missouri River. 

Przez okno wymknął się nerwowy śmiech Suzy i po chwili zniknął w 

gorącym i wilgotnym powietrzu. 

— Lada dzień sławna?—powtórzyła po cichu. — Ona? Suzy Keller? 
Jej wzrok padł na olbrzymią tablicę reklamującą stację radiową i serce 

zabiło  jej  mocniej.  Przez  chwilę  miała  przed  oczami  zamazany  obraz, 
który  jednak  od  razu  wyostrzył  się  i  widziała  teraz  siebie,  Suzy  Keller, 
uśmiechniętą  kusząco  do  mijających  ją  kierowców;  oni  nie  jej  mieli 
pożądać,  lecz  pudełek  i  jeszcze  raz  pudełek  czekoladek  tak  ponętnie 
przez nią reklamowanych. 

Uśmiechnęła się do tej wizji i zamknęła oczy, by skon- 
centrować się na umówionym spotkaniu. Głowę  miała pełną planów i 

nadziei.  Suzy  przygotowała  niejeden  scenariusz  rozmowy,  żeby  zrobić 
odpowiednie 

wrażenie. 

Nachylając 

się 

przekrzywiła 

głowę 

pstryknięciem  przechyliła  lusterko  w  swoją  stronę.  Zobaczyła  swój 
uśmiech, nieskazitelną biel zębów i urocze dołeczki w policzkach. 

—A  cóż  ty  wyprawiasz,  siostrzyczko?  —  spytała  Nikki,  zerkając  na 

prawo. 

— Ćwiczę! — odparła Suzy ze zmarszczonymi brwiami. 
— Przecież nie musisz. Jesteś idealna! 
— Ha, ha. Christie Brinklej jest idealna. I Cybill Shepherd. 
—  Jesteś  tak  dobra  jak  one!  —  wykrzyknęła  roześmiana  Nikki.  — 

Tylko  świat  jeszcze  cię  nie  poznał.  Poza  tym,  gdybyś  spytała  mamę, 

1

RS

background image

 

 

powiedziałaby  ci,  że  nikt  nie  jest  doskonały  prócz  Suzy  Parker,  a  ty 
właśnie idziesz w jej ślady. 

—  Tak,  tak,  Nikki.  Powiedziałaby  ci  też,  że  tata  to  Lee  Iacocc  i  Paul 

Newman w jednej osobie, a ty jesteś matką Teresą. Och! — Suzy nagle 
się zawahała. — A może powinnam zapomnieć o tym albo przynajmniej 
poczekać do poniedziałku na Lorraine? 

— Nie wygłupiaj się, Suzy! Bywałaś już na wstępnym wywiadzie bez 

swojej  agentki.  Sama  mówiłaś,  że  jak  ciebie  nie  ma,  może  zjawić  się 
jakaś inna, która zostanie tą jedyną dziewczyną od Kevina i to ona będzie 
sławna,  a  ciebie  ominie  wspaniała  okazja,  by  przeskoczyć  kolejny 
szczebel  w  drabinie  kariery,  i  twoja  wspaniała  Lorraine  będzie 
załamywać ręce, i... 

— Wystarczy, poddaję się. Ale powiedz, dobrze wyglądam? 
—  Niesamowicie!  Spadną  im  skarpetki  z  wrażenia.  Suzy  w 

odpowiedzi wydęła wargi. 

— A co będzie, jeśli mają owłosione stopy? 
— Cóż, niedługo to sprawdzisz. Dojeżdżamy. 
Po  minucie  samochód  byt  już  zaparkowany  przed  kwadratowym, 

szerokim,  niskim  magazynem  z  czerwonej  cegły.  Żadnych  ozdób. 

Żadnych  neonów.  Budynek  ten  był  symbolem  interesu,  wyłącznie 
interesu. „Kim może być jego właściciel? Jak wygląda? — zastanawiała 
się  Suzy.  —  Czy  spodobam  mu  się?  Czy  mój  widok  sprosta  jego 
wyobrażeniom o mnie? Czy mnie zatrudni?" 

—  Dalej,  siostrzyczko  —  zachęcała  ją  Nikki.  —  Powodzenia! 

Połamania nóg! 

—  Kiepskie  życzenia,  ale  i  tak  dziękuję.  —  Suzy  wysiadła  z 

samochodu, biorąc z tylnego siedzenia teczkę i pochyliła się nad siostrą. 
— Na razie, Nikki. 

— Na pewno mam nie czekać? 
— Nie, lepiej idź i kup sobie materac do pływania. Wezmę taksówkę, 

żeby uczcić ten dzień. Spotkamy się później. 

Suzy  w  jedwabnej  sukience,  która  mieniła  się  jak  woda  w  słońcu, 

powoli  doszła  do  drzwi.  Tam  zawahała  się  i  przystanęła  z  ręką  na 
drewnianej  gałce.  Czuła  ciepło  słońca  na  ramionach  i  nogach  i 
pomyślała,  że  za  chwilę  włosy  dookoła  szyi  zaczną  się  skręcać,  a  to  z 
pewnością nie będzie dobrze wyglądało. Nie teraz. 

Odetchnęła  głęboko.  Środek  sierpnia,  potworny  upał  w  Kansas  City  i 

bezruch  tu,  w  dzielnicy  magazynów.  Nawet  chodnik  zdawał  się 
błyszczeć,  jakby  się  roztapiał.  Sklep  rybny  naprzeciwko  był  zamknięty, 

2

RS

background image

 

 

story  zaciągnięto,  ale  charakterystyczny  zapach  łososi,  mieczników, 
flader i zębaczy unosił się w powietrzu. Inne stoiska również były puste. 
Każdy  krył  się  przed  skwarem.  Panował  spokój.  Taki  spokój,  że  Suzy 
słyszała  swój  oddech  i  nerwowe  bicie  serca.  Z  nagłą  determinacją 
wyprostowała  się,  zapukała  raz  dla  formalności  i  pchnięciem  otworzyła 
ciężkie drewniane drzwi. 

Hałas  panujący  wewnątrz  uderzył  w  nią  z  niespodziewaną  siłą.  Pasy 

transportowe,  maszyny,  liczniki,  jasnożółte  widełkowe  dźwigi  szybko 
przenoszące  pudełka  do  dalszej  obróbki.  Drzwi,  przez  które  weszła, 
zamknęły się z trzaskiem.  

Sufit  wyłożony  stalowymi  belkami  wychwytywał  cały  hałas  i  odsyłał 

go do niej. 

Suzy  cofnęła  się  i  zakryła  uszy  obiema  rękami.  Jej  teczka  głucho 

uderzyła  w  podłogę  i  Suzy  pozwoliła,  żeby  tam  leżała.  Czuła  hałas  w 
każdej komórce  ciała. „Jak oni mogą tu pracować?" — zastanawiała się 
zaszokowana. 

Rozejrzała  się.  Ludzie  krzątali  się  wszędzie,  przenosili,  układali, 

opakowywali, popychali i ciągnęli pudełka czekoladek. I zdawało się, że 
nikomu nie przeszkadzał harmider. Nikomu prócz Suzy. 

—  Przepraszam  —  spróbowała  zawołać,  opuszczając  jedną  rękę.  — 

Przepraszam, czy jest w pobliżu pan Ross? 

Nikt  nie  odwrócił  się,  nikt  nawet  nie  zauważył  Suzy  Keller.  „Jak  na 

pierwsze  wrażenie,  to  całkiem  nieźle!"  —  pomyślała.  Odnalazła  swoją 
aktówkę i zbliżyła się do stosu jeszcze nie zapakowanych kartonów. Tam 
zwróciła się do najbliższego robotnika. 

—  Dzień  dobry!  —  zaczęła,  a  po  chwili  głośniej:  —  Dzień  dobry! 

Przepraszam, szukam pana Rossa. Czy pan...? 

Dotknęła jego ramienia, a wtedy drgnął i odwrócił się do niej, strącając 

karton  z  taśmy  transportowej.  Czterdzieści  osiem  pudełek  czekoladek 
wysypało się na podłogę. 

— Och... nie! Tak mi przykro! — wykrzyknęła przerażona Suzy. — Ja 

tylko szukałam biura pana Rossa. Naprawdę, bardzo przepraszam. 

Chwilowy gniew mężczyzny zniknął i jego gęste wąsy poruszyły się w 

uśmiechu.  Poklepał  ją  po  ramieniu,  mrugnął  i  wskazał  na  tyły 
pomieszczenia. 

W tym czasie dwaj młodzi mężczyźni z oczami wlepionymi w Suzy z 

niemym  zachwytem  pośpiesznie  zbierali,  pudełka  rozrzucone  wokół  jej 
nóg.  Upchnęli  je  z  powrotem  do  kartonu,  po  czym  stanęli  wpatrzeni  w 
nią jak zakochane szczeniaki. 

3

RS

background image

 

 

Starszy  mężczyzna  zaśmiał  się  krótko  i  bezgłośnie  i  szybkim 

kiwnięciem  kciuka  odesłał  obu  chłopców  na  stanowiska.  Mrugnął  raz 
jeszcze, po czym wrócił do pracy. 

Suzy  ruszyła  z  miejsca.  Stukot  jej  obcasów  nadal  był  niesłyszalny. 

Ostrożnie  omijała  rzędy  kartonów,  stosy  mąki  i  worki  cukru  oparte  o 
siebie oraz uważała na nagłe ruchy małych dźwigów. 

Piękna  młoda  kobieta,  spod  kapelusza  wystają  jej  włosy  związane  w 

koński ogon, reszta ciała schowana w gokarcie, którego tył wyładowany 
jest  czekoladkami  ze  znakiem  firmowym  Smakołyków  Kevina.  „Czy 
kiedyś  —  zastanawiała  się  Suzy  —  moje  zdjęcie  znajdzie  się  na  takiej 
reklamówce?  Na  opakowaniu?  Na  ekranie  telewizyjnym  w  czasie 
przerwy w Crosby Show? Och, tak — pomyślała z uśmiechem. — Tak, 
tak, tak! Czuje to. Dziś jest mój szczęśliwy dzień". 

— Właściwie dopiero będzie szczęśliwy — jęknęła zwalniając — jeśli 

uda mi się przeprowadzić tę rozmowę. 

Stała przed tylną ścianą magazynu, którą wypełniały drzwi. Jedne były 

szerokie, inne wąskie, lecz wszystkie bez wizytówki! 

— To nieuczciwe — mruknęła Suzy, odrzucając do tyłu ciężkie włosy, 

które  właśnie  zaczęły  się  buntowniczo  skręcać  na  karku.  Poczuła 
niekontrolowany  przypływ  zdenerwowania.  Pomyślała,  że  za  chwilę 
dostanie  straszliwego  bólu  głowy.  Trzymając  kurczowo  teczkę, 
skierowała się do najbliższego robotnika. 

—  Przepraszam  —  zaczęła,  wydając  z  siebie  westchnienie  nie 

skrywanej irytacji — czy  mogłabym się dowiedzieć, gdzie urzęduje pan 
Ross? 

Mężczyzna  kontynuował  przekładanie  worków  maki  z  jednego  stołu 

na drugi. 

Suzy odchrząknęła i podniosła głos tak, że omal nie krzyczała. 
— Przepraszam, gdzie jest biuro pana Rossa? Nawet nie drgnął. 
Położyła  mu  lekko  rękę  na  ramieniu,  a  wtedy  odwrócił  się  nagle, 

obsypując jej sukienkę a także nos pokaźną ilością mąki. 

Suzy  wytrzeszczyła  na  niego  oczy,  po  czym  wybuchnęła 

niespodziewanym  śmiechem.  A  kiedy  mężczyzna  zarumieniony  i 
zakłopotany, z szeroko otwartymi oczami zaczął otrzepywać jej sukienkę 
— jej śmiech przerodził się w chichot. 

—  Już  dobrze,  w  porządku  —  powiedziała.  —  Gdyby  pan  mógł 

wskazać mi biuro pana Rossa... 

Wyciągniętą ręką wskazał drzwi na lewo. 

4

RS

background image

 

 

— Czy jest pan tego pewien? — spytała ze złośliwym uśmiechem, co 

powiększyło jego zakłopotanie. 

Skinął  głową  nieśmiało  i  w  milczeniu,  ale  gdy  odeszła  trochę  dalej 

wydał wibrujący gwizd. 

Suzy  ścisnęło  się  serce.  W  tym  ostrym  dźwięku  za  plecami  słychać 

było  wyraźną  aprobatę.  Tym  razem  poczuła,  że  policzki  zaczęły  jej 
płonąć, ale nie mogła już zawrócić. Płaską dłonią zaczęła czyścić ślad po 
mące rozciągający się jak ogon komety w poprzek piersi. Biała mąka na 
szafirowym  jedwabiu.  Trud  był  daremny.  Potarła  więc  czubek  nosa, 
popatrzyła ponuro na drzwi przed nią i zapukała głośno trzy razy. 

Czy  to,  co  usłyszała,  było  zaproszeniem  do  wejścia?  Któż  to  mógł 

stwierdzić? „Cóż, zaraz wszystko się wyjaśni" — szepnęła i przekroczyła 
próg biura. 

—  Dzień  dobry!  —  powiedziała  głośno.  —  Panie  Ross,  jestem  Suzy 

Keller i przyszłam do pana na rozmowę. 

Jej glos rozniósł się echem po cichym, wyłożonym boazerią pokoju. 
—  O,  Boże!  —  wyszeptała,  czując  jak  rumieniec  pokrywa  jej  twarz, 

szyję i dekolt. Na chwilę przymknęła oczy, pragnąc zacząć ten dzień od 
nowa. 

Dwaj mężczyźni znajdujący się w biurze stali jak zahipnotyzowani. 
Jeden z nich, przystojny blondyn w garniturze i krawacie, pochylał się 

nad  biurkiem.  Drugi,  oparty  o  ścianę,  był  wyższy,  ciemniejszy  i 
masywniejszy, lecz pociągający nawet tylko w dżinsach i podkoszulku. 

Pierwszy  zwrócił  na  siebie  uwagę  Suzy  blondyn,  gdy  przerwał 

panującą ciszę. 

—  Panna  Keller?  Nie  spodziewaliśmy  się  pani  przed  poniedziałkiem. 

Pani agencja dzwoniła, by odłożyć spotkanie... 

—  Och,  nie  musieli  tego  robić.  Zdecydowałam  się  przyjść  tu  sama, 

choć  chyba  przeszkadzam  w  czymś  ważnym,  ale,  panie  Ross,  tak  się 
bałam,  że  ktoś  inny  mógłby  przyjść  na  spotkanie  dzisiaj  i  odebrać  mi 
szansę, a ja jestem idealna do tej pracy. Mówię panu — jestem. Proszę! 
— Szybko rozłożyła przed nim na biurku folder i wydarła z niego osiem 
czy  dziesięć  zapierających  dech,  błyszczących  zdjęć.  —  Gdyby  pan 
zechciał spojrzeć na to... 

Brwi  blondyna  uniosły  się  w  dowód  uznania,  lecz  jego  glos  pozostał 

niewzruszony. 

—  Ależ  panno  Keller,  z  prawdziwą  przyjemnością  obejrzę  pani 

zdjęcia,  chciałbym  je  nawet  pożyczyć  na  kilka  dni.  Ale  być  może 
unieważni pani swoją ofertę, gdy powiem, że nie jestem panem Rossem. 

5

RS

background image

 

 

Nazywam  się  Mike  Pepper  i  jestem  do  usług,  gdyby  pani  kiedyś 
potrzebowała prawnika. 

Ten  szczęśliwiec...  —  Tu  wskazał  na  drugi  koniec  pokoju.  —  ...to 

Kevin Ross. 

Spojrzenie  szmaragdowych  oczu  Suzy  przeniosło  się  na  milczącego 

mężczyznę.  Ich oczy się spotkały  i w tym momencie serce podskoczyło 
jej  do  gardła.  Był  wspaniały.  Nie  tak  ładny,  jak  mężczyźni,  z  którymi 
pracowała  przy  robieniu  reklam.  Nie  taki  jak  ci  z  nie  kończących  się 
przyjęć i obiadów, w których brała udział, bo nalegała na to jej agentka. 
Był  solidny.  Ciemny,  solidny  i  dobrze  zbudowany,  z  gęstymi  czarnymi 
włosami  i  głębokimi  ciemnymi  oczami.  Proste,  zdecydowane  czoło, 
początki  zmarszczek  wokół  oczu  i  kącików  ust  Piękne  usta,  które 
rozciągnęły  się  w  szeroki  i  łatwy  uśmiech,  gdy  tylko  Suzy  zaczęła 
wpatrywać się w niego. 

Ten  uśmiech  przestraszył  ją  i  rozzłościł,  powtórzyła  więc,  by  pokryć 

swoje zmieszanie .  

—  Panie  Ross,  cieszę  się,  że  pana  widzę.  Mam  nadzieję,  że  nie 

przeszkadzam,  ale  jak  mówiłam,  sądzę,  że  będę  wspaniała  jako 
dziewczyna  od  Kevina.  Reklamowałam  już  kiedyś  jedzenie  —  kaszki 

śniadaniowe,  hot  dogi,  a  nawet  płatki  kukurydziane.  Może  obejrzałby 
pan mój folder? 

Szybko  podeszła  do  niego  i  wcisnęła  mu  w  ręce  zdjęcia,  świadomie 

dotykając palcami jego  dłoni, czując przy tym zawrót  głowy i przypływ 
szczęścia. 

— I, panie Ross — pospiesznie mówiła dalej — wiem, że to wszystko 

powinna  powiedzieć  panu  moja  agentka,  nie  ja,  ale  ponieważ  jest 
nieobecna,  muszę  dodać,  że  jestem  naprawdę  wszechstronna  i  mogę 
wystąpić  równie  dobrze  przed  rodzinami  w  ich  domach  jak  przed 
bardziej  wyrafinowaną  publicznością.  Mogę  wydawać  się  parę  lat 
młodsza  lub  starsza  —  jeśli  pana  kampania  reklamowa  będzie  tego 
wymagała.  Widzi  pan?  —  Jednym  szybkim  ruchem  głowy  odrzuciła  z 
czoła ogniste kosmyki i ujęła większą ilość ciężkich włosów w węzeł na 
karku. Uśmiechnęła się prosto w ciemne oczy naprzeciwko siebie.  

Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, choć jej, nie wiedzieć dlaczego, 

lekko przygasł. 

Zdenerwowana,  zaczęła  przywoływać  się  do  porządku:  „Spokojnie. 

Bądź pewna siebie, bardziej zrównoważona. Przecież robiłaś to nie raz". 

—  Myślę  panie  Ross,  że  będzie  pan  zadowolony  i  z  moich 

reklamowych  zdjęć,  i  z  nawiązywanych  przeze  mnie  stosunków 

6

RS

background image

 

 

handlowych...  a  także  z  mojego  publicznego  ukazywania  się, jeśli  praca 
będzie  tego  wymagała.  I...  —  zrobiła  pauzę,  modląc  się,  by  wreszcie 
powiedział  coś,  cokolwiek,  ale  on  zdawał  się  dobrze  bawić,  więc 
kontynuowała  pospiesznie,  nie  zniechęcona.  —  Może  chciałby  pan 
zobaczyć  jakąś  szczególną  pozę?  —  Mówiąc  to  obeszła  cały  pokój, 
poruszając się z ociężałym wdziękiem nabytym przez długą praktykę. 

Przerwał jej śmiech Mike'a Peppera. 
— Uuu! Proszę, usiądź. Uspokój się. — Podsunął jej krzesło stojące za 

biurkiem.  —  A  teraz  —  dalej!  Powiedz  mu  wszystko,  co  chcesz,  ale 
musisz patrzeć na jego twarz. Kevin jest głuchy. 

—  Co?  —  Jej  oczy  rozszerzały  się  w  zdumieniu,  gdy  przerzucała 

wzrok z Mike'a na Kevina i z powrotem. Glos osłabł jej z grozy. — Nie 
mogę w to uwierzyć. Zrobił to wszystko, a jest głuchy? — Przez te słowa 
przebijał zachwyt. Spojrzała na twarz Kevina. 

Tym  razem  on  oblał  się  ciemnym  rumieńcem,  który,  jak  Suzy 

zauważyła,  nie  zatrzymał  się  na  górnej  linii  podkoszulka.  Och,  Kevin 
miał ładne ramiona i silną, szeroką klatkę piersiową. Przechylając głowę, 
uśmiechnęła się do niego. 

—  Przepraszam,  nie  chciałam  wprowadzić  pana  w  zakłopotanie.  To 

jest takie... Cóż, to jest takie niezwykłe. 

Rozwinął  pan  tak  duży  interes  własnymi  rękami  —  tak  przynajmniej 

mówi moja agentka. Ach... — Uniosła do ust dłoń w nagłym przebłysku 
zrozumienia.  —  Wszyscy  pana  pracownicy  są  również  głusi.  To 
tłumaczy  ten  spadający  karton...  i  moją  przygodę  z  mąką.—
Roztargniona,  dotknęła  czubkami  palców  przodu  sukienki.  Była  teraz 
skoncentrowana na mężczyźnie stojącym przed nią. — Niezwykłe. 

— Zdała sobie sprawę, że ciągle się w niego wpatruje i poczuła, że się 

czerwieni. Wygładziła dół sukienki i skromnie ułożyła ręce na kolanach. 
— Po prostu różni się pan od mojego wyobrażenia o mężczyźnie z taką 
pozycją. 

Jego śmiech był niski, gardłowy i pasjonujący. Suzy odprężyła się, jej 

twarz przybrał uśmiech pełen uroku. 

—  Ćwiczyłam  tę  kwestię  w  domu.  Pan...  czyta  z  moich  ust,  prawda? 

Czy... czy wyglądam odpowiednio? 

— Fantastycznie. — Pokazał, rozkładając ręce dłońmi do góry.        
— Zrozumiałam! — Podekscytowana Suzy aż pochyliła się na krześle. 

— To oznacza dobrze, wspaniale... tak? 

Skinął głową nadal z uśmiechem, jego wzrok prześliznął się po twarzy 

dziewczyny. 

7

RS

background image

 

 

—  I  jak?  Mówiłam  panu,  że  jestem  doskonała  w  tej  pracy.  Moja 

przyjaciółka  ze  szkoły  była  głucha  i  nauczyła  innie  języka  migowego. 
Niech  pan  zobaczy:  „Umiem  migać".  —  Pokazała  wolno  i  niedbale.  — 
„Nie fantastycznie" 

—  zaśmiała  się,  powtarzając  jego  wcześniejszy  gest.  —  „Ale  wcale 

nieźle". 

Kevin przytaknął. Cóż innego mógł zrobić? Bił z niej taki optymizm i 

urok. Była porywająca. 

Te myśli wywołały  w  nim  poczucie  niewygody.  Przez chwilę  jeszcze 

oddawał się spekulacjom, co to właściwie jest? Magia? Marzenie? Zaraz 
jednak  jego  uśmiech  zbladł,  Kevin  pewnie  skrzyżował  ramiona  na 
piersiach. „Uważaj, Ross — powiedział sobie. — Nie igraj z ogniem, bo 
możesz się sparzyć ". 

—  Mike.  —  Pokazał  wyraźnymi,  choć  przytępiałymi  gestami.  — 

Przetłumacz jej to, co mówię. Podziękuj za to, że przyszła, ale powiedz, 

że szukam dziewczyny innego typu. Bardziej zwyczajnej, z kucykiem i w 
podkoszulku. Zwykłej dziewczyny, jaką się spotyka na ulicy. 

— Wyglądałam jak zwykła dziewczyna — wtrąciła Suzy — choćby na 

Elm Street.  Swing  i  zabawy  wokół  rożna  na  podwórkach.  Siatkówka  na 
małym  boisku  na  rogu  ulicy.  Sprzedawczyni  lemoniady.  Naprawdę, 
potrafię i to. Mogę być taka, jak tylko pan zechce. 

Kevin czul, jak jego postanowienie słabnie. Ta porywająca dziewczyna 

miała odwagę, determinację i uczciwość, a te cechy i jemu nie były obce. 

Zanim  jednak  zdołał  cokolwiek  powiedzieć,  zabłysło  światło  nad 

drzwiami. „W samą porę ten alarm" — pomyślał. 

Zbawczą  przerwę  w  rozmowie  spowodowała  taśma  transportowa, 

która  się  zacięła.  Nie  był  to  żaden  poważniejszy  problem.  Mike 
pospieszył za Kevinem w stronę drzwi, rzucając szybko: 

— Przepraszamy, awaria... — I Suzy została w biurze sama. 
Nie  zamierzają  dać  jej  tej  pracy.  Wiedziała  to.  Zawsze  umiała 

przewidzieć,  którą  pozę  wybierze  jej  klient  i  z  którym  fotografem 
marnuje czas. Instynkt modelki. Miała intuicję w interesach, urodziła się 
z nią tak samo, jak z płomiennymi włosami i dużymi, zielonymi oczami. 
To  dlatego  wszystko  szło  tak  łatwo,  dlatego  to  ją  wybierano  z  dwu-, 
dziesięcio-, a później dwunastoletnich dziewcząt, gdy matka ciągnęła ją z 
agencji do agencji, z pracy do pracy. Jej matka robiła to tylko dlatego, by 
Suzy została gwiazdą, w co głęboko wierzyła. Jeszcze jedną Suzy Parker. 

A oni nie zamierzali jej zatrudnić. 

8

RS

background image

 

 

—  Chcę  tę  pracę  —  mruknęła  cicho,  opierając  ręce  na  biodrach. 

Przygryzła  dolną  wargę,  myśląc  o  kampanii  reklamowej  w  krajowych 
czasopismach,  pokazach  w  telewizji,  tysiącach,  nie...  setkach  tysięcy 
pudełek czekoladek na setkach tysięcy półek w działach spożywczych. 

Już  nie  mówiąc  o  tym  mężczyźnie.  Jeśli  nie  dostanie  tu  pracy,  nie 

zobaczy go więcej. 

— Hrnrnm... — Zmrużyła oczy, próbując rozwiązać tę kwestię. Przez 

moment  czuła,  że  owładnęła  nim,  że  dokładnie  pasuje  do  obrazu,  jaki 
sobie  stworzył.  Czy  raczej  —  dzięki  niej  nabrał  on  dopiero  pełnego 
kształtu.  Widziała  w  tych  mglisto-ciemnych  oczach  błysk,  światełko. 
Zauważyła,  jak  poruszyły  się  mięśnie  jego  twarzy/  A  potem 
zainterweniował stary, dobry rozsądek, rozwaga i ostrożność. 

I to przesądziło jej szanse zostania dziewczyną od Kevina. 
Cóż,  przedstawienie  nie  jest  skończone,  póki  nie  zapadnie  kurtyna, 

zdecydowała z determinacją. Krocząc po grubym dywanie, przemierzyła 
szybko pokój. Na jednej z półek znalazła to, czego szukała. Podkoszulki 
—  białe,  czarne,  czerwone,  żółte,  niebieskie...  Wszystkie  były  z 
emblematem  firmy  Kevina.  Bez  chwili  wahania  wyśliznęła  się  z 
sukienki,  przewiesiła  ją  przez  oparcie  krzesła  i  położyła  na  niej  halkę. 
Wentylator natychmiast wywołał gęsią skórkę na jej ramionach i wzdłuż 
jedwabistego  łuku  pleców.  Sutki  skurczyły  się  od  chłodu.  Szybko 
wyciągnęła ze stosu jeden z podkoszulków, czerwony jak jabłko lub jak 
rumieniec  nastolatki.  Jeśli  Kevin  Ross  chciał  mieć  dziewczynę 
wyglądającą zwyczajnie  — będzie ją miał. Z kucykiem? Proszę bardzo! 
Porzucając na chwilę koszulkę, poszperała w torebce i znalazła szczotkę 
do włosów. Kilka energicznych ruchów i włosy szczęśliwie ułożyły się w 
dziarski  ogonek,  jaki  tylko  można  było  sobie  wymarzyć,  z  kilkoma 
niezależnymi  kosmykami  zwijającymi  się  na  szyi.  „Teraz  -  pomyślała  - 
potrzebna  jest  gumka".  Zobaczyła  ją  na  stole  na  rolce  papierów. 
Położywszy  przycisk  na  wierzchu  zwijających  się  arkuszy,  wyciągnęła 
stamtąd gumkę, po czym roztrzepała sobie grzywkę. Potem wzięła znów 
do  ręki  podkoszulek  i  zaczęła  go  wkładać.  Właśnie  naciągnęła  dolną 
krawędź na piersi, gdy otworzyły się drzwi i stanął w nich Kevin. 

Ujrzał  dojrzały  kształt  jej  piersi,  złotą  płaszczyznę  brzucha,  błękitny 

jak  oczy  dziecka  dół  od  bikini  naprężony  na  idealnie  zbudowanych 
biodrach i wspaniałą długość jej nóg. 

— O, Boże! — Odetchnął głęboko i tym razem ona czytała z jego ust. 
Kevin  zatrzasnął  drzwi  i  oparł  się  o  nie.  Założył  ręce,  a  jego  szeroka 

klatka piersiowa unosiła się i opadała. 

background image

 

 

Suzy nie wiedziała, czy zastawił sobą drzwi w szoku, czy też z powodu 

jakiegoś  osobliwego  poczucia  rycerskiej  galanterii.  Nie  miało  to  jednak 
znaczenia.  Czuła  się  wygodnie  w  swoim  ciele,  tak  przywykła  do  jego 
linii,  kształtu  i  struktury,  że  wzięła  zachowanie  Kevina  za  normalne. 
Przyzwyczaiła  się,  że  ludzie,  z  którymi  pracowała,  interesowali  się  jej 
pięknem tylko na tyle, na ile pasowało to do reklamy szamponów, ubrań 
i walizek. 

—  W  porządku  —  powiedziała  lekko,  dociągając  dół  koszulki  do 

wysokości ud. — Proszę, niech pan nie będzie zażenowany. 

—  Zażenowany.  —  Pokazał,  nie  dbając,  czy  go  zrozumie,  czy  nie. 

Wyprostował  się  wciąż  poruszając  rękami.  —  To  moje  biuro,  a  nie 
Drétfbetubiia. Nie jestem zażenowany, lecz wściekły.  

To zrozumiała. 
— Ale, panie Ross, ja... 
— Co? — dopytywał się z pozornym chłodem. 
Suzy  stanęła  tuż  przed  nim  tak  blisko,  że  prawie  dotykała  piersiami 

jego torsu. Gdy spojrzała na niego, jej grzywka połaskotała go w brodę. 

— Panie Ross, chcę mieć tę pracę. Będę w niej dobra. Ja to wiem i pan 

wie.  A  przecież  nie  może  mnie  pan  odesłać  z  kwitkiem,  jeśli  pan  zdaje 
sobie  z  tego  sprawę.  Przepraszam  za  to  przebieranie  się,  ale  gdybym 
zapytała,  chciała  wyjaśnić,  kazałby  pan  Pepperowi  powiedzieć,  żebym 
wyszła.  

— Zaraz, poczekaj...  
— No, oczywiście nie w takiej formie. — Odrzuciła jego zastrzeżenia, 

zignorowała grzmot rosnącej na czole burzy. — Był pan raczej grzeczny, 
ale i tak  by  się  to skończyło  w  wiadomy  sposób. A to  byłby  błąd.  Pana 
błąd.  Więc  naprawdę...  —  Zrobiła  chwilową  przerwę,  pozwalając  sobie 
na figlarny uśmiech. — Dbam tylko o to, żeby ; zrobił pan dobry interes. 

W jego ciemnych oczach ujrzała przebłyski humoru. 
—  Bardzo  dziękuję.  —  Pokazał,  cofając  się  o  krok,  chcąc  zwiększyć 

odległość między nimi. Ale był to tylko mały  krok i odległość pozostała 
na tyle niewielka, że mógł czuć słodycz jej oddechu, jej subtelny zapach. 
— Więc twoim zdaniem, ty jedyna nadajesz się do tej pracy? 

Spojrzenie Suzy przesunęło się z jego rąk na twarz. 
— Tak. 
— Myślę, że sprawisz mi masę kłopotów, panno Keller. 
— Jestem tego warta, panie Ross! 

10

RS

background image

 

 

Uniósł jedną brew w pozornym niedowierzaniu, ale cichy i uporczywy 

glos  w  sercu  mówił  mu,  że  miała  rację.  Było  tylko  jedno  pytanie:  jaką 
cenę za to zapłaci? 

Na  krótką  chwilę  objął  spojrzeniem  swoje  znajome  przecież  biuro, 

które  było  już  inne.  Od  tej  pory  zawsze  będzie  widział  ją,  wciągającą 
bawełniany  podkoszulek  przez  '  giętkie,  złote  ciało  i  jej  ubranie 
przewieszone  przez  krzesło.  Nie  wiedział,  czy  tego  dnia  został 
szczęściarzem, czy też ma ten dzień przekląć. 

— Dobrze. — Poddał się. — Masz tę pracę. Będziesz Dziewczyną od 

Kevina. 

—  Cudowna  decyzja.  —  Suzy  roześmiała  się,  żałując,  że  nie  ma 

czapki, którą mogłaby podrzucić do góry. Zamiast tego objęła się ciasno 
rękami,  czując  szczęście  pulsujące  w  żyłach  jak  bąbelki  szampana.  — 
Będziemy wielcy! Przekona się pan! 

Tanecznym  krokiem  zbliżyła  się  do  krzesła  z  ubraniem,  wtedy 

odwróciła się do Kevina. 

—  Ostatnie  pytanie:  dlaczego  nie  prosił  pan  o  modelkę  znającą  język 

migowy? 

Kevin zaśmiał się. 
— A myślisz, że ile bym ich znalazł? 
—  Tylko  jedną.  —  Uśmiechnęła  się.  —  I  właśnie  ją  pan  ma.  To 

przeznaczenie! 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

11

RS

background image

 

 

Rozdział 2 

 
Po raz pierwszy od ponad roku w sobotnie przedpołudnie Suzy Keller 

była już ubrana, i co więcej — znajdowała się poza swoim mieszkaniem 
nie  z  konieczności,  lecz  własnej  chęci.  Było  to  wspaniałe  uczucie.  Nie 
musiała  trzymać  się  żadnych  godzin  pracy,  słuchać  żadnych 
pracodawców,  przybierać  żadnych  póz.  Mogła  się po  prostu  wśliznąć w 
ciasne,  czarne  dżinsy  i  bawełnianą  koszulkę,  a'la  Audrey  Hepburn,  o 
kilka  rozmiarów  za  dużą.  Nie  trzeba  było  nakładać  na  twarz  żadnego 
makijażu  prócz  tuszu  i  lekkiego  pociągnięcia  szminką.  Zamiast  różu  na 
jej policzkach kwitły duże rumieńce prawdziwego podniecenia. 

Cały  ranek  starała  się  pozbyć  tego  podekscytowania,  ale  nie  było  to 

proste — pojawiało się i opadało w najmniej spodziewanych momentach. 
Nie  mogła  wypić  do  końca  kawy.  Nie  czuła,  że  bierze  prysznic,  nawet 
gdy puściła zimną wodę. Nic nie pomogła trzydziestominutowa rozmowa 
z Jane. 

„To tylko praca" — mówiła sobie. Miała być Dziewczyną od Kevina, 

jej twarz będzie na plakatach reklamowych, w tygodnikach i w telewizji. 
„Och,  to ty!"  -  Będą  mówić  ludzie,  a  ona  uśmiechnie się uroczo  i  złoży 
autograf  na  pudełkach  czekoladek  lub  na  chrupiących,  cytrynowych 
ciasteczkach,  czy  na  pysznych  brązowych  karmelkach.  Na  myśl  o  tym 
zaczęła się śmiać, i wciąż jeszcze chichotała, gdy zadzwoniła matka. 

—  Mam  tę  pracę!  —  Suzy  wykrzyknęła  do  niej.  —  Nie  mogę 

uwierzyć, w takie szczęście. 

—  Sama  to  sobie  wypracowałaś,  kochanie  —  odparła  matka  głosem 

pełnym miłości i dumy. 

—  Mam  nową  pracę  —  oświadczyła  Suzy  portierowi,  którego 

zastanowił dziwny błysk w jej szmaragdowych oczach.  

Ale nie chodziło tylko o to. Było też coś więcej. 
I  właśnie  przez  to  „coś  więcej"  czuła,  że  ma  nogi  jak  z  waty,  gdy 

wysiadała  z  taksówki  przed  fabryką  Kevina  tuż  przed  dziesiątą.  Na 
chwilę  musiała  oprzeć  się  o  pogiętą,  zakurzoną  karoserię,  czekając,  aż 
puls wróci do normy, nieświadoma, że podbiega do niej kierowca. 

— Wszystko w porządku? — spytał. — Czy mogę coś dla pani zrobić? 

Może filiżankę kawy? Albo coś do okrycia? 

— Słucham? — Suzy oprzytomniała, mrugając oczami w zmieszaniu, 

po czym wynagrodziła go jednym z zatrzymujących serce uśmiechów. — 
Och,  nie,  wszystko  dobrze,  dziękuję.  Bardzo  miło  z  pana  strony.  Do 

12

RS

background image

 

 

widzenia!  —  Z  lekkim  skinieniem  ręki  podążyła  w  stronę  głównych 
drzwi. 

Zatrzasnęła  je  za  sobą,  wiedząc,  że  ten  dźwięk  i  tak  utonie  zaraz  w 

panującym wkoło gwarze. Co za hałas! Czy kiedyś przywyknie do niego, 
czy choćby przestanie odczuwać wibracje w każdej kosteczce? 

Wszyscy  ci  ludzie  —  atrakcyjni,  energiczni  mężczyźni;  brygadziści, 

pakowacze, piekarze, dziewczęta uczesane  w ogonki i prowadzące małe 
dźwigi  po  podłodze  magazynu  —  byli  głusi,  i  sama  ta  myśl  była 
niesamowita.  Ich  życie  było  tak  różne  od  jej.  Była  pewna,  że  nie  mogą 
słyszeć głosu swojego przyjaciela, miękkiego bębnienia deszczu o dach, 
czystego piękna Mozarta. Ale być może wiedzieli rzeczy, o których ona 
nie miała pojęcia. Może silniej odbierali świat innymi zmysłami? 

Jak  dziecko  pochłonięte  nową  zabawką,  Suzy  skoncentrowała  się 

maksymalnie. Odepchnęła od siebie gwar wypełniający magazyn, aż nie 
zostało  w  nim  nic  prócz  grobowej  ciszy.  Wtedy  rozejrzała  się  powoli, 
czekając,  co  się  zdarzy.  Wpierw  poczuła  zapach.  Ciepły,  słodki  zapach 
wydobywający  się  z  kuchni  —  ciasto,  polewa,  czekolada...  i cytryna... i 
wspaniały  aromat  czegoś  cierpkiego.  Czego?  Wciągnęła  głęboko 
powietrze,  zamykając  oczy,  by  lepiej  rozpoznać  woń.  Co  to  było? 
Cynamon? Tak! Z bakaliami i przyprawami. 

Uśmiechnęła  się  zadowolona  i  rozejrzała  po  pomieszczeniu,  pierwszy 

raz  zauważając  afisze  na  ścianach,  a  na  nich  kolorowe  stosy  ciastek  na 
paterach,  mleczne  czekoladki,  słoiki  w  kształcie  niedźwiadków  i  myszy 
wypełnione  ciasteczkami,  rozpuszczona  czekolada  rozmazana  na 
dziecięcych  palcach  lub  zapakowana  w  pojemniczki  na  lunch,  nawet 
ciastka  w  formie  świeczników.  Kolumny  podtrzymujące  strop  oraz 
framugi  pomalowane  były  na  wyraźne,  kolory  tęczy.  A  ludzie...  Cóż, 
każdy  z  nich  coś  mówił!  Teraz  dopiero,  gdy  uważniej  się  przyjrzała, 
zdała sobie z tego  sprawę.  Pośród  podnoszenia,  dźwigania,  pakowania  i 
upychania  każdy  coś  przekazywał,  ich  ręce  ciągle  rozmawiały.  Starszy 
mężczyzna  proponował  koledze  partyjkę  warcabów  po  lunchu.  Młoda 
kobieta  opowiadała  przyjaciółce  o  nowym  ząbku  swojego  dziecka. 
Pewien młodzieniec flirtował z dziewczyną z kucykiem i zapraszał ją w 
niedzielę wieczorem na grę w kule. 

Suzy powstrzymała cisnący się na usta uśmiech i odwróciła wzrok, nie 

chcąc  podpatrywać  ich  „rozmów".  To  wszystko  było  wspaniałe, 
ekscytujące i cudowne. I to dzięki Kevinowi. 

Ta myśl uderzyła ją nagle i znów poczuła, że ma miękkie nogi i kręci 

się jej w głowie. Kevin Ross. To dzięki niemu ci ludzie mają pracę. Nie, 

13

RS

background image

 

 

nawet więcej niż pracę — przyszłość, dumę i godność. Pracowała na tyle 
długo,  że  wiedziała  —  to  ostatnie  może  być  niełatwe  dla  w  pełni 
sprawnych  ludzi,  a  co  dopiero  dla  głuchych.  Mają  to  wszystko  dzięki 
niewiarygodnie  sprawnemu  zakładowi  zbudowanemu  przez  tego 
niesamowitego mężczyznę.  

Dreszcz  podniecenia  przeszedł  jej  po  kręgosłupie,  takie  samo 

niespodziewane mrowienie, jakie obudziło ją tego ranka. 

—  Kevinie  Ross  —  wyszeptała  z  uśmiechem.  —  Jesteś  chyba 

najbardziej intrygującym mężczyzną, jakiego spotkałam. 

I  potrząsając  płomiennymi  włosami,  skierowała  się  do  biura  Kevina. 

Nie była go tam. 

Przystanęła  na  tyłach  zakładu,  zastanawiając  się,  gdzie  go  może 

znaleźć. Wiedziała, że tu musi być. Mike Pepper uprzedził ją, że ich szef 
większość  sobót  spędza  w  pracy  razem  z  personelem.  Weekendy, 
popołudnia,  wakacje  były  dla  niego  niczym.  To  niewolnik  pracy  —  tak 
określił  Kevina  Mikke,  poklepując  go  przy  tym  po  ramieniu.  A  prócz 
tego  —  niezmordowany  tenisista,  odważny  do  szaleństwa  marynarz, 
namiętny łowca okoni, a nawet czasem oszust podczas gry w monopol! 

Suzy uśmiechnęła się do tego wspomnienia. 
Ale  gdzie  go  teraz  znajdzie?  Odrzucając  włosy  do  tyłu,  zajrzała  do 

kuchni,  dostrzegając  zaskoczony,  ale  pochwalny  wzrok  najbliższego 
piekarza. 

—  Dzień  dobry!  —  powiedziała,  a  potem  zamigała.  —  Szukam  pana 

Rossa. Czy jest dziś w pracy? 

Mężczyzna  przyjrzał  jej  się  przeciągle,  jego  wzrok  błądził  od  wolno 

poruszających  się  dłoni  do  doskonałej  figury.  W  końcu  z  szerokim 
uśmiechem  pokazał  na  podwójne  drzwi  po  drugiej  stronie  magazynu, 
które  regularnie  otwierały  się  i  zamykały,  za  każdym  razem  ukazując 
skrawek błękitnego nieba. 

— Och, w doku ładowniczym? Dziękuję. 
Suzy przeszła przez salę. Wysoka, wyprostowana dziewczyna o rudych 

włosach,  której  chód  wytwarzał  zmysłową  energię  mogącą  ogrzać  cały 
budynek magazynu. 

Gdy  znalazła  się  za  wahadłowymi  drzwiami,  słońce  zapaliło  się 

ogniem  w  jej  włosach,  a  skóra  rozbłysła  złotym  kolorem.  Robotnik  z 
doku  prawie  przewrócił  się  na  jej  widok,  a  kierowcy  ciężarówek 
odwracali  się  jeden  za  drugim  jak  kostki  domina,  by  zastygnąć  z 
otwartymi  ustami.  Ale  Suzy  była  przyzwyczajona  do  tego,  że 
wpatrywano się w nią z zachwytem. 

14

RS

background image

 

 

—  Och,  ten  upał!  —  mruknęła,  odgarniając  ciężkie  powietrze  sprzed 

twarzy  i  wzrokiem  poszukując  Kevina.  Doszedł  ją  zgodny  pomruk 
podziwu  i  wtedy  dopiero  zauważyła,  że  znajduje  się  w  centrum  uwagi. 
Szybki  uśmiech  i  zeszła  na  niższą  platformę,  ciągle  rozglądając  się  za 
Kevinem. 

Tam  zatrzymała  się,  by  popatrzeć  na  wozy  dostawcze  z  otwieranym 

tyłem, połykające kartony ciastek. „Czekoladki Kevina". Teraz i ona była 
częścią  tego.  Odrzuciła  do  tyłu  głowę  i  uśmiechnęła  się  do 
bezchmurnego  nieba,  póki  nagle  nie  zasłoniła  jej  widoku  ciężarówka, 
podjeżdżająca  tyłem  do  magazynu.  Zgrzytnęły  drzwi,  jakieś  kroki 
zaszurały po drewnianym podeście, a Suzy wkroczyła w upragniony cień 
rzucany przez budynek, by móc obserwować załadunek. 

A  wtedy,  jakby  przyciągnięty  jej  myślami,  pojawił  się  Kevin. 

Wypłowiałe  dżinsy  leżały  na  nim  jak  ulał.  Suzy  wyprostowała  się.  „Aż 
miło popatrzeć" — pomyślała. 

Na  jego  ogorzałym  czole  błyszczały  kropelki  potu.  Gdy  wkładał  na 

ciężarówkę  po  kilka  pudeł  naraz,  jego  mięśnie  wybrzuszyły  się  jak 
wskazówka  wagi  pod  ciężarem.  Podkoszulek  podwinął  się  przy  pracy, 
mogła więc widzieć pasek opalonego na brąz ciała. Gęste, ciemne włosy 
na czole zmierzwił powiew idący od strony murów. 

Suzy nie poruszyła się, nie chcąc ujawnić swej obecności. Nadal stała 

w cieniu i obserwowała go z rosnącym zadowoleniem.  

Zasłonił  go  na  chwilę  zaniepokojony,  krępy  mężczyzna  pokazujący 

coś rękami w powietrzu. 

Kevin zbliżył się i uspokoił go, kładąc mu ręce na ramionach. 
— W porządku, Gus. — Pokazał z krzywym uśmiechem. — Wiem, że 

mamy  dwie  godziny  spóźnienia,  ale  nowa  partia  kartonów  będzie 
dosłownie za minutę. Nie przejmuj się. Zostanę po południu i pomogę. 

Mężczyzna odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła. 
— Dzięki, szefie — zamigał z wdzięcznością i pospieszył do pracy. 
Kevin wsadził ręce do kieszeni spodni i przez chwilę stał, obserwując 

krzątaninę z miłym uśmiechem na ustach. 

— „Życie jest przyjemne" — pomyślał. Interesy szły dobrze, lepiej niż 

kiedykolwiek się spodziewał. Nawet w sobotę, co przed chwilą przekazał 
mu  Mikke,  dostali olbrzymie  zapotrzebowanie.  Wydawało  się,  że  każde 
centrum  handlowe  w  Nowym  Jorku  chciało  sprzedawać  „Czekoladki 
Kevina". 

Kevin  potrząsnął  głową  i  uśmiechnął  się.  „Kto  by  przypuszczał,  że 

dziecko ulicy zostanie pewnego dnia ciasteczkowym królem?" 

15

RS

background image

 

 

Suzy  widziała  uśmiech  na  przystojnej  twarzy  i  zastanawiała  się,  o 

czym  myśli  jej  szef?  Czy  o  niej?  Może...  Nie,  nie  powinna  się  tego 
spodziewać,  jeszcze  nie.  Ale  już  niedługo  wkradnie  się w myśli  Kevina 
Rossa, zrobi to z pewnością! 

Wyskoczył  z  doku  jednym  potężnym  susem  i  Suzy  popatrzyła  na 

niego.  Chwilę  później  ujrzała,  jak  tuzin  pudełek  ześlizguje  się  z  rampy. 
Kevin  schwycił  dwa  naraz  i  wrzucił  je  na  tył  samochodu,  po  czym 
zamknął  klapę  i  zabezpieczył  ją  łańcuchem.  Uniesionym  kciukiem 
pomachał w stronę kierowcy, obrócił się i cofnął na rampę. 

Głośny warkot silnika usłyszała tylko Suzy, ale nie przeszkodziło jej to 

obserwować cofającego się o parę stóp pojazdu, który następnie zakręcił, 
by  móc  zawrócić  w  zaułku.  Jeden  z  młodych  chłopców,  których 
zauważyła  wcześniej,  zeskoczył  z  rampy,  by  pozbierać  puste  pudełka  i 
papiery  do  pakowania,  które  leżały  na  miejscu,  gdzie  stała  ciężarówka. 
Pochylał szczupłe plecy  z takim oddaniem, że Suzy uśmiechnęła się, po 
czym  rozejrzała  się  za  Kevinem.  Ale  zobaczyła  tylko  olbrzymią 
ciężarówkę  wjeżdżającą  tyłem  na  chodnik,  gdzie  klęczał  chłopiec 
niewidoczny dla kierowcy. 

— Uważaj! — krzyknęła, nieruchomiejąc po drugiej stronie rampy. — 

Przesuń  się!  —  Chłopiec  nie  uniósł  głowy  nawet  na  cal  i  nadal  zbierał 

śmiecie.  Boże,  przecież  nie  słyszał  jej!"  Suzy  poczuła,  jak  żołądek 
podskoczył  jej  do  gardła,  gdy  biegła  po  rampie.  Wiedziała,  że  nie  ma 
szans,  by  dobiec  do  chłopca  lub  kierowcy  na  czas.  —  Stój!  Stop!  Och, 
nie... 

Kevin  wynurzył  się  jakby  znikąd,  jego  szczupłe  muskularne  ciało 

rozciągnęło  się  w  powietrzu  jak  pantera  przy  skoku,  gdy  rzucił  się  na 
pojazd.  Złapał  chłopca  za  ramiona,  odepchnął  go  w  bok,  zanim  ten 
zdążył powstać i usunął się z niebezpiecznej drogi zaraz za nim. 

Suzy  stała  nieruchomo,  nie  oddychając,  rękami  zakryła  otwarte  usta, 

powstrzymywane łzy na chwilę przysłoniły jej wzrok. 

Kevin  i  chłopak  leżeli  zwinięci  w  kłębek  na  chodniku,  a  kierowca 

nieświadomy zamieszania, jakie spowodował, zredukował bieg i leniwie 
ruszył wzdłuż drogi. Suzy podeszła chwiejnie do brzegu doku, ześliznęła 
się w dół i stanęła na rozgrzanym przez słońce betonie. 

— Nic się wam nie stało? — spytała, niezgrabnie ruszając palcami, z 

oczami szeroko otwartymi ze strachu. — Obaj czujecie się dobrze? 

Kevin podniósł na nią wzrok. „Skąd się tutaj wzięła — myślał. — Jak 

to  się  dzieje,  że  jej  włosy  błyszczą  takim  światłem?"  Wokół  jego  oczu 
pojawiły się zmarszczki śmiechu. 

16

RS

background image

 

 

— Mam pytanie — zażartował. — Czy znalazłem się w niebie? Jesteś 

aniołem?  —  Rozpostarł  ręce  jak  skrzydła,  a  jego  ciemne,  potargane 
włosy  opadły  na  czoło.  Wyglądał  teraz  jak  chłopiec,  nie  jak 
dwudziestoośmioletni biznesmen. 

—  Nie,  jestem  pracownikiem,  który  prawie  zobaczył  koniec  swego 

nowego  szefa.  —  Suzy  zaśmiała  się  i  przyklęknęła,  by  obejrzeć  siniaki 
chłopca.  Zaczerwienił  się  z  powodu  jej  troskliwości  i  próbował  cofnąć 
się, ale Suzy była nieugięta. —Twój łokieć... — Spojrzała z przejęciem i 
dotknęła  czerwonych  zadrapali  biegnących  w  poprzek  skóry.  — 
Powinniśmy  to  przemyć.  —  Energicznie  odrzuciła  miedziane  włosy.  — 
A  ty...  —  Tu  spojrzała  na  Kevina.  —  Byłeś  cudowny!  Prawdziwy 
Superman!  —  Mimo  że  miganie  szło  jej  z  trudem,  Kevin  z  łatwością 
odczytał to z jej oczu. 

Poczuł,  że  krew  w  żyłach  zaczyna  szybciej  krążyć,  a  całe  ciało 

przejmuje dreszcz podniecenia. Prawie stracił kontakt z rzeczywistością, 
a  to  było  niebezpieczne,  wiedział  o  tym.  Z  udawaną  obojętnością 
wzruszył ramionami i strzepnął żwir z dżinsów. 

— Co ty tu robisz w sobotę? Suzy uśmiechnęła się lekko. 
—  Pomyślałam,  że  przyjdę  przypatrzeć  się  produkcji  —  odrzekła.  — 

Traktuję moją pracę bardzo poważnie. 

Na ustach Kevina pojawił się uśmiech. Pokazał coś w stronę chłopca, 

który szybko odszedł do ambulatorium, sam zaś  skinął na Suzy, by szła 
za  nim,  i  zaczął  torować  drogę  między  pudełkami  w  stronę  wejścia  do 
fabryki. 

Przyprowadził  ją  do  małego,  ciasnego  pokoju,  tuż  obok  jego  biura. 

Przysadzista,  starsza  kobieta  mrugająca  oczami  siedziała  za  stołem. 
Otoczona była telefonami i wypchanymi szafkami. Kevin przystanął, by 
ją przedstawić. 

—  Etnei,  to  moja  nowa  Czekoladowa  Dziewczyna.  —  Pokazał  z 

uśmiechem.  —  Suzy  Keller,  Ethel  Standisti  —  moja  sekretarka.  — 
Migając  nazwiska,  wpierw  powoli  przeliterował  je  palcami,  następnie 
każda z nich otrzymała swój osobny symbol. Znakiem Ethel była litera E 
napisana na lewej dłoni. Przez chwilę mrużąc oczy, myślał nad znakiem 
dla Suzy, po czym pokazał S na sercu. 

—  A  więc  jesteś  jedyna  —  powiedziała  Ethel  z  otwartym  i 

przyjacielskim  uśmiechem.  —  Cóż,  Suzy,  jesteśmy  szczęśliwi,  że 
pracujesz  z  nami.  I  już  wiem,  dlaczego  szef  cię  zatrudnił.  Mogę  się 
założyć,  że  sprzedasz  milion  ciastek!  Mike  Pepper  mówi,  że  umiesz 
migać...? 

17

RS

background image

 

 

Suzy przytaknęła, zadowolona. 
— Nie za dobrze, ale szybko się uczę. 
— Wspaniale!  —  Ethel przesunęła  jakieś  papiery,  Suzy  w  tym  czasie 

obiegła  spojrzeniem  ciasny  pokoik.  —  No,  lepiej  się  czymś  zajmę,  bo 
szef  przykuje  mnie  do  biurka  na  resztę  weekendu.  To  niewolnik  pracy! 
— zażartowała, rzucając Kevinowi czule spojrzenie. 

—  Przedświąteczny  pośpiech  —  wyjaśnił  Kevin.  Wziął  Suzy  pod 

łokieć i skierował ją do swego biura, po czym zamknął drzwi. 

Przypomniał sobie ulotny obraz na wpół rozebranej postaci, ale szybko 

go odepchnął. 

— Mrożonej herbaty? — spytał, wskazując na mały stolik przy oknie. 
Suzy  przytaknęła  i  ulokowała  się  na  krześle,  podczas  gdy  Kevin 

wydobył  lód  z  małej  lodówki  i  wrzucił  go  do  szklanek.  Napełnił  oba 
naczynia herbatą i dolał soku cytrynowego. 

—  A  więc  —  zaczęła  Suzy,  gdy  usiadł  naprzeciwko  — 

porozmawiajmy. — Położyła łokcie na stole i oparła brodę na dłoniach, 
badając  błyszczącymi  oczami  zdecydowane,  wyraźne  rysy  jego  twarzy. 
—  Chcę  wiedzieć  wszystko,  co  tylko  powinnam  o  przedsiębiorstwie. 
Chcę  być  przydatna,  Kevin.  —  Słowa  wypływały  z  jej  pięknych  ust  i 
Kevin  chciwie  je  wyłapywał.  Jedynym  jego  problemem  było  skupienie 
się na interesach. 

Zaczął opowiadać, ruszając dłońmi na tyle wolno, by mogła zrozumieć 

i literował zbyt trudne znaki. Był uważny i cierpliwy, jego oczy płonęły 
zaraźliwym entuzjazmem. 

—  To  proste.  —  Pokazał.  —  Parę  następnych  lat  mamy  już 

rozplanowane  —  reklama,  a  także  czas  na  rozwój  i  wzrost  wpływów. 
Koncesje na terenie całego kraju. Wytłumaczę ci, na czym polega twoja 
rola. 

Odwrócił się, wziął z biurka kilka arkuszy i rozpostarł je między nimi. 

Był  to  plan  podboju  rynku,  uważnie  nakreślona  strategia,  dzięki  której 
jego ciastka będą znane w każdym domu w przeciągu roku.  I Suzy była 
potrzebna jako serce tego wszystkiego. 

—  Będziesz  moim  „frontowym  człowiekiem".  —  Mrugnął  przy  tym 

do niej. — Będziesz sprzedawać im opowieść o sukcesie i oczarujesz ich. 
Startujemy...  —  Zatrzymał  się  i  zmienił  znak  na  „zaczynamy",  ale 
wkrótce  znów  wpadł  w  podniecenie.  —  Chcę  zacząć  intensywną 
kampanię reklamową, zaprzęgnąć media.  I w trakcie otwierania nowych 
sklepów  i  wzrastającej  ilości  koncesji  —  coraz  więcej  publicznych 
wystąpień. 

background image

 

 

Spojrzał  w  jej  poważne,  duże,  zielone  oczy  i  wiedział,  że  nikt  nie 

zrobiłby tego lepiej niż ona. 

— Będziesz moim głosem — oznajmił. — Reprezentujesz mnie. 
Suzy  obserwowała  szerokie  ruchy  jego  rąk,  gdy  rozcinały  powietrze. 

Te gesty działały niczym magia. 

—  Fantastycznie  —  podsumowała,  przechylając  się  na  krześle  i 

krzyżując  długie,  odziane  w  spodnie  nogi.  —  Tego  właśnie  się 
spodziewałam.  Oboje  będziemy  sławni.  I  przyrzekam...  —  Dotknęła 
wskazującym  palcem  ust,  po  czym  umieściła  prawą  dłoń  pionowo.  — 
Przyrzekam, Kevin, nie będziesz żałował, że mnie zatrudniłeś. 

Mówiła  płynnie,  próbując  podkreślać  słowa  improwizowanymi 

ruchami rąk, aż Kevin zaczął się śmiać i nie złapał dłuższej wypowiedzi. 
Nie  miało  to  zresztą  znaczenia.  Była  urocza,  swobodna  i  zabawna.  Jej 
wizyta zmieniła rozkład dnia. Żadnej poprzedniej soboty nie czuł się tak 
dobrze.  Wreszcie  skończyła,  oparła  się  na  krześle  z  twarzą  pokrytą 
rumieńcem i z palcami na chłodnej szklance. 

—  Twoja  kolej  —  oznajmiła  i  popiła  herbaty,  cały  czas  obserwując 

Kevina. 

—  Przede  wszystkim  myślę,  że  będziesz  wspaniałym  uzupełnieniem 

naszej ekipy. 

Odstawiła  szklankę  i  pochyliła  się,  by  móc  dostrzec  każdy  ruch  jego 

palców. 

— Ostatnie słowo... — Powtórzyła jego gest — Nie wiem, co znaczy. 

Pomóż mi, chcę się nauczyć wszystkiego. 

— E-k-i-p-a — przeliterował. 
Skinęła głową. — Dobrze. Opowiedz mi teraz o sobie. Jak powstała ta 

fabryka, dzięki której zyskujesz sławę? 

Żarliwość wyzierała z jej oczu jak blask słońca i Kevin uśmiechnął się 

do  jej  nieudolnych  wysiłków.  Znak  „fabryka"  wypadł  jak  „dom 
towarowy". 

—  Co  cię  tak  śmieszy?  —  Pokazała  to  bardziej  starannie.  Doskonała 

brew zmarszczyła się nad szmaragdowym okiem. 

— Nic — odpowiedział, ledwie hamując uśmiech. 
— Powiedz mi, proszę—nalegała. — Czy pokazałam coś nie tak? 
Popatrzył  na  nią  przeciągle,  czując,  że  serce  wali  mu  jak  młot.  Po 

chwili opuścił wzrok na jej urocze ręce i potrząsnął głową. 

—  Dobrze  ci  idzie,  Suzy.  Twoje  znaki  są  w  porządku  —  odrzekł, 

kładąc kciuk na swej szerokiej piersi. 

1

RS

background image

 

 

Wzrok Suzy podążył za jego gestem i lekki uśmiech zaokrąglił jej usta. 

Nic  nie  mogło  zamaskować  faktu,  że  jego  ciało  było  pociągające.  W 
końcu oderwała wzrok i spojrzała prosto w błyszczące oczy, wzruszając 
jednym ramieniem. 

— A więc co tak cię śmieszy, szefie? 
—  Pomyślałem  właśnie,  że  musimy  zrobić  przerwę  na  lunch,  bo 

rozmowa mogłaby ciągnąć się do północy. 

Śmiała  się  słodko,  wydając  przy  tym  wysoki  dźwięk,  którego  nie 

słyszał,  ale  prawie  czuł.  —  Wybacz,  trochę  się  rozgadałam.  Wiem, 
wolałbyś,  żebym  mówiła  wolniej.  Powinnam  też  bardziej  się...  — 
Zatrzymała  się,  marszcząc  czoło,  ale  nie  mogła  przypomnieć  sobie,  jak 
pokazać  „koncentracja",  więc  szybko  zastąpiła  innym  słowem  — 
...uważniej patrzeć, by uchwycić wszystkie twoje znaki. 

— Trening czyni mistrza. Jakiego słowa szukałaś? 
Przeliterowała k-o-n-c-e-n-t-r-a-c-j-a, a on zademonstrował je, sięgając 

po  jej  rękę  i  prowadząc  ją  w  powietrzu.  Dłoń  dziewczyny  była  chłodna 
jak  jedwab,  ale  poczuł  gwałtowne  uderzenie  ciepła  aż  do  ramienia. 
Szybko cofnął się, ale Suzy poprosiła: 

— Pokaż mi jeszcze raz — powiedziała i włożyła dłoń w jego rękę. W 

jej oczach czaiły się figlarne ogniki. 

Z  miłym  uśmiechem  powtórzył  swój  gest,  ich  oczy  spotkały  się,  po 

czym uwolnił jej dłoń, swoją zaś oparł pewnie na stole. 

—  Dziękuję  —  powiedziała  ciesząc  się  w  myślach  niespodziewaną 

przyjemnością jego dotyku. 

Był już chyba czas, by sobie poszła. Odrywała go od pracy: załadunku 

ciastek i pomagania mężczyznom. Może też od papierkowej roboty. Ona 
również miała co robić. Brrr! Cotygodniowe porządki w mieszkaniu, ciąg 
przedobiednich  spotkań,  telefon  do  agencji.  Ale  to,  czego  chciałaby 
najbardziej  w  świecie  —  to  móc  siedzieć  właśnie  tutaj  i  rozmawiać  z 
Kevinem Rossem. 

Uśmiech okrasił jej usta. 
— A prócz powolności, jakie inne błędy robię? 
—  Nie  zauważyłem  żadnych  —  odrzekł  z  galanterią,  wiedząc,  że 

posuwa  się  zbyt  daleko,  ale  nie  mógł  się  jej  oprzeć.  Szybko  potrząsnął 
głową, przeczesał palcami włosy i skrzyżował ramiona na piersiach. 

Przesłała mu uśmiech i zanim zdążył nad tym pomyśleć, już migał. 
—  Powinnaś  być  bardziej  odprężona.  Znaki  znasz dobrze,  ale są  zbyt 

sztywne. Nie pokazują, co naprawdę myślisz i czujesz. Miganie jest, jak 

20

RS

background image

 

 

każdy  inny  język,  pełen  emocji  i  znaczeń,  które  można  znaleźć  w 
kontekście. Popatrz. 

Przez  chwilę  myślał,  wahając  się,  potem  pokazał  —  .jesteś  bardzo 

ładna", kreśląc wokół twarzy kolo. 

Zanim  zdążyła  zrobić  coś  więcej,  niż  zaczerwienić  się,  starł  znak  z 

powietrza  i  pokazał  z  błyskiem  w  oczach  —  Jesteś  piękna"  —  szybki 
kolisty ruch zakończony zakrętasem, jakby zbierał gwiezdny pył w dłoni 
i odrzucał go z powrotem w aksamitne niebo. 

Czuł  spływający  po  ramionach  i  plecach  pot,  ale  chciał  zatrzeć  te 

wyznania bezczelnością, której skutki mogły być przeklęte. 

—  W  języku  migowym  —  kontynuował,  wpatrując  się  w  głębię  jej 

oczu — możesz krzyczeć, błagać, nalegać, płakać. — Jego ręce rozcinały 
powietrze, wyrażając wszystkie te uczucia. 

Suzy drżała, przejęta siłą tego człowieka. 
— To jeszcze nie wszystko! — wykrzyknął, pokazując kolejne znaki. 

—  Możesz  czytać  z  mojego  ciała,  z  mojej  twarzy.  To  jest  jak  teatr. 
Używasz  wszystkich  środków,  obnażasz  się.  —  Zatrzymał  się,  biorąc 
głęboki oddech przez zaciśnięte zęby. „Uspokój się, Ross — powiedział 
sobie — zanim zrobisz z siebie kompletnego głupca. Cholera" — zaklął 
bezdźwięcznie,  nie  chciał  tego  wszystkiego  mówić.  Co  zamierzał  jej 
udowodnić? 

Suzy  siedziała  w  milczeniu  z  otwartymi  oczami  przez  następną 

sekundę,  po  czym  delikatnie  odsunęła  krzesło,  wstała,  nachyliła  się  nad 
stołem i pocałowała go prosto w usta. 

Kevin poczuł ciepły, słodki ciężar na wargach i dreszcz przeszedł jego 

ciało. Otworzył jedno oko i ujrzał długie rzęsy ocieniające doskonały łuk 
jej  policzka.  Zamykając  oczy  i  pragnąc  zatrzymać  ten  piękny  widok  w 
pamięci, oddał pocałunek, ocierając miękko ustami ojej wargi. 

Gdy oboje opadli z powrotem na krzesła, Kevin wyszeptał: 
— Jesteś niespodzianką. 
Suzy dokładnie zrozumiała, co miał na myśli. 

 
 
 
 
 
 
 
 

21

RS

background image

 

 

Rozdział 3 

 
Będzie  miała  na  sobie  coś  miękkiego  i  błyszczącego,  może  czerń  — 

nie,  blade  złoto,  kolor  kampanii.  Ramiona  pozostawi  odsłonięte,  plecy 
również,  suknie  opadająca  w  dół  w  postaci  dwóch  skrzydeł 
wychodzących  z  ramion.  Jej skóra  będzie  złota i aksamitna w dotyku,  a 
włosy  zapłoną  jak  ogień.  Będą  tańczyć.  Tak.  I  cała  będzie  miękkością  i 
zlotem  w  jego  ramionach,  gdy  palce  Kevina  spoczną  w  zagłębieniu  jej 
szyi.  Otrze  się  włosami  o  jego  policzek.  Tak...  Będzie  ją  trzymał 
delikatnie, lecz blisko, na tyle blisko, by czuć gwałtowne bicie jej serca, 
a  jej  piersi  będą  dotykać  jego  ciała.  Będzie  ją  trzymał,  będą  wirować  i 
kołysać  się,  a  muzyka  będzie  łagodna  i  cicha.  Do  licha!  Dziś  jego 
marzenie może się spełnić. Chciał muzyki, może ją mieć. Czyż nie? 

Oczywiście,  Ross.  Pokiwał  swemu  odbiciu  w  lustrze.  Lecz  już  po 

chwili  ironiczny  uśmiech  wykrzywił  mu  usta.  Przyglądając  się  sobie, 
potrząsnął  głową.  —  „Jeśli  chcesz,  by  wpuścili  cię  na  salę,  lepiej  weź 
zimny prysznic, Romeo!" 

Później,  gdy  zakładał  muchę  pod  sztywny  kołnierzyk  białej, 

smokingowej  koszuli,  znów  napotkał  swoje  spojrzenie.  „Nie  byłoby  źle 
—  pomyślał  —  mieć  kogoś  bliskiego.  Kogoś,  kto  by  poprawił  krawat, 
uśmiechnął  się  nad  kawą,  z  kim  dzieliłby  łóżko.  Cóż,  człowiek  lubi 
marzyć, nikogo to w końcu nie zrani". 

Był gotowy na przyjęcie, elegancko ubrany facet z czarną muszką, jak 

ci,  którzy  nie  pozwalali  mu  dotknąć  swoich  samochodów,  gdy  był 
dzieckiem.  Doskonale!  W  końcu  było  to  jego  przyjęcie,  by  uczcić  lata 
trudu  i  determinacji,  wszystkich  przyjaciół,  którzy  wtedy  byli  z  nim,  i 
słodki smak sukcesu. Miało także na celu wprowadzenie w świat nowej 
Czekoladowej Dziewczyny. 

No  tak,  znów  o  niej  myślał.  Sława  i  pieniądze  tego  świata  nie 

satysfakcjonowałyby  go  teraz.  Ale  taniec  z  nią  w  ramionach...  Nawet, 
jeśli był to tylko taniec w marzeniach. 

Na  drugim  końcu  miasta  Suzy  wzdrygnęła  się  niespodziewanie. 

Potarła  pokryte  gęsią  skórką  ramiona,  oparła  podbródek  na  ręku  i 
zatonęła w świecie marzeń. 

Odwróci  się,  obiegnie  pokój  silnym,  stanowczym  spojrzeniem  i 

dostrzeże ją. Jego ciemne, zamglone, magiczne oczy zaświecą skrywaną 
radością. Uśmiechnie się. Ona również, z mocniej bijącym na jego widok 
sercem.  Będzie  niezwykle  zmysłowy  w  eleganckim  smokingu. 
Spojrzenie  będzie  miał  ogniste  i  dzikie.  Kłaniając  się  innym,  przejdzie 

12

RS

background image

 

 

przez  pokój  i  weźmie  ją  w  ramiona.  Tak,  wyszepcze  mu.  Tak!  Poczuje 
jego ciało. Wsunie ręce  pod  marynarkę,  by  poczuć  przez  koszulę ciepło 
jego  pleców.  Przez  dźwięki  muzyki,  przy  której  będą  tańczyć,  usłyszy 
dzikie bicie serca. 

Do  diabła!  Jej  marzenia  mogły  się  dziś  spełnić.  Jeśli  chciała 

zamglonych oczu i dzikiego bicia serca, mogła je mieć. Czyż nie? 

Z pewnością, Suzy Keller! Uśmiechnęła się do siebie. Możesz być tego 

pewna. Tylko jak to zrobić? Skąd wziąć trochę błyszczącego pyłu wróżki 
lub spadającą gwiazdę? „Och, moja droga — zapytała samą siebie — nie 
wierzysz w przeznaczenie?" 

Właściwie mogła trochę pomóc losowi. Sięgnęła po małą, kryształową 

buteleczkę  i  skropiła  się  za  uszami,  na  szyi  i  odrobinę  więcej  w  bladej 
poświacie kładącej się między piersiami. 

Ręce  jej  się  trzęsły.  Dlaczego  ten  wieczór  wydawał  się  tak  ważny, 

jakby  jej  życie  mogło  od  tego  zależeć?  Wiedziała,  że  to  głupie,  ale 
rozpierała  ją  nadzieja,  była  nagle  drżąca  i  nieśmiała.  Opierając  czoło  o 
zimną taflę lustra, poruszała ustami w niemej modlitwie. 

Potem  podeszła  do  łóżka;  tam  leżało  ubranie.  Rozpakowała  folię  i 

wyciągnęła bladożółtą szyfonową sukienkę, która odsłaniała jedno ramię 
i  w  której  czuła  się  wyjątkowo  piękna.  Długa  spódnica  szeleściła  i 
szeptała, obiecując romantyczność i magię. Suzy uśmiechnęła się. Może 
uda jej się zdobyć to, czego pragnie. 

Suzy siedziała z tyłu limuzyny i czekała, aż szofer wejdzie na schody 

wiodące  do  domu  Lorraine  Barr.  Pukanie,  pauza  i  ukazała  się  agentka 
ubrana jak  zwykle  tak  doskonale, że  mogłaby  mieć  świat u swych stóp. 
Suzy zawsze ją podziwiała, ale nie umiała naśladować. 

— Cześć, Suzy! — przywitała ją Lorraine, gdy tylko usiadła obok. — 

Wyglądasz  cudownie.  Piękna  suknia.  —  Ulokowała  się  wygodniej  na 
pluszowym  siedzeniu  i  konfidencjonalnie  położyła  rękę  na  ramieniu 
Suzy.  —  Umieram  z  chęci  poznania  tego  Rossa.  Rozbudziłaś  moją 
ciekawość  swoją  skrytością  i  rumieńcami.  Znowu!  —  Roześmiała  się 
krótko. — Czerwienisz się! 

Suzy przycisnęła rękę do policzka. Był ciepły jak roztopiony wosk. 
—  To  z  emocji  —  szybko  zaprzeczyła.  —  Przyjęcie,  reporterzy. 

Mówiłam ci już, że będą wszystkie lokalne stacje i ta miła dziewczyna z 
radia Fairway... 

—  Tak  zachowuje  się  Suzy  Keller,  weteranka  tylu  kampanii 

reklamowych?  Ta,  która  szturmem  zdobyła  Kansas City? Tym  razem to 

23

RS

background image

 

 

coś  innego,  nie  oszukasz  mnie.  Widzę,  że  trzymanie  tego  w  sekrecie 
sprawia ci przyjemność, ale i tak cieszę się razem z tobą. 

—  Dzięki,  Lorraine.  Jesteśmy  na  miejscu.  —  Suzy  przygryzła  dolną 

wargę i spojrzała na lśniący neon na dachu 

Almeda Plaża. Serce podskoczyło jej do gardła. — Dobrze wyglądam? 

Nie muszę poprawić ust? 

—  Jedyne,  co  powinnaś,  to  uśmiechnąć  się  i  być  sobą.  Wiesz,  że  nie 

można ci się oprzeć, dlatego lubię z tobą pracować. A teraz odpręż się i 
miłej zabawy! 

Równie  dobrze  mogła  życzyć,  by  wyrosły  jej  skrzydła!  Gdy  tylko 

portier  otworzył  drzwi  samochodu,  tłum  lokalnych  fotografów  i 
reporterów rzucił się do nich. 

— Panno Keller, proszę tutaj... 
—  Panno  Keller,  „Czekoladki  Kevina"  są  fenomenem  Kansas  City. 

Czy  pan  Ross  specjalnie  szukał  dziewczyny  stąd,  reklamującej  jego 
wyroby? 

—  Panno  Keller,  plotki  mówią,  że  była  pani  jedyną  modelką 

odpowiadającą panu Rossowi. Może pani to skomentować? 

—  Miałam  szczęście  —  odrzekła  Suzy,  szmaragdowe  oczy  rozbłysły 

przy  tym  w  świetle  fleszy.  —  Niemniej  jednak  pan  Ross  to  prawdziwy 
geniusz.  —  I  potrząsając  głową,  dodała  do  jutrzejszych  wiadomości 
uroczy widok swych ognistych włosów. 

Lorraine  skinęła  z  aprobatą-  Zanim  następny  reporter  zdołał  się 

zbliżyć, pojawił się ratunek w postaci Mike'a Peppera. 

—  Suzy,  panno  Barr,  czekamy  z  przyjęciem.  —  Uroczyście 

doprowadził obie do szklanej windy i zaczęli wznosić się po zewnętrznej 

ścianie hotelu. Latarnie i fontanny malały pod ich stopami. 

Suzy  dokonała  prezentacji,  po  czym  oparła  się  o  szybę,  starając 

uspokoić oddech. Przez chwilę czuła, jak unosi się w powietrzu, szybuje 
po  ciemnym  niebie,  unoszona  przez  swoje  podniecenie.  Mike  złapał  jej 
spojrzenie i uśmiechnął się. 

— Wyglądasz absolutnie przepięknie. Zadowolona? 
—  Tak.  —  Roześmiała  się,  biorąc  go  pod  ramię.  —  I  dumna,  i 

zdenerwowana. 

—  To  samo  powiedział  Kevin!  Przysięgam,  że  nie  widziałem  go 

jeszcze w takim stanie. Pasujecie do siebie. 

— Ja też tak sądzę — wyszeptała, ignorując jego zdumione spojrzenie. 
Szklane  drzwi  rozsunęły  się,  orkiestra  przestała  grać  i  przez  salę 

przeleciał szmer. 

24

RS

background image

 

 

Kevin  nie  mógł  go  słyszeć,  ale  natychmiast  odczuł,  kto  przyszedł. 

Odwrócił  się  i  zobaczył  Suzy.  Całe  pomieszczenie  zawirowało.  Serce 
stanęło na chwilę. Czas jakby się zatrzymał. Ale wszystko to działo się w 
jego  sercu.  Do  innych  —  przyjaciół,  biznesmenów,  mediów  —  jedynie 
uśmiechnął  się  i  szybko  przemierzył  salę,  kierując  się  w  stronę  uroczej 
młodej kobiety, która wyciągała do niego rękę. 

Ujął  jej  dłoń,  wsunął  pod  swoje  ramię  i  przeprowadził  przez 

zatłoczoną salę. 

— Gotowa? — Pokazał wolną ręką. 
Przytaknęła z uśmiechem, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Oderwała 

w końcu spojrzenie i rozejrzała się wokół. Zobaczyła ukwiecone podium, 
orkiestrę,  zebranych  gości.  Czyjej  rodzice  już  przybyli?  Gdzie  jest 
rodzina Kevina? Muszą być z niego tak dumni!  Wiedziała, że jej matka 
jest  w  euforii  i  na  pewno  tylko  spokojniejszy  ojciec  panuje  nad  jej 
emocjami. 

„Co ja tu mówię o dumie" — pomyślała, zdziwiona tym, co zobaczyła. 

Wszyscy  pracownicy  Kevina  byli  obecni.  Stali  zwartą  grupką  po  jednej 
stronie  sali  —  od  urzędnika  do  brygadzisty.  Zwróceni  byli  w  stronę 
szefa, a na ich twarzach jaśniała duma, ufność i szczęście. Ethel ocierała 

łzy chusteczką. Gus pomachał i pokazał Suzy „v" jak victoria. 

Odpowiedziała  mrugnięciem  i  ruchem  kciuka.  Zabłysły  flesze, 

utrwalając  jej  entuzjazm  dla  potomności.  Wszyscy  łącznie  z  Kevinem 
zaśmiali  się,  a  on  objął  ją  w  tali  i  z  przyjemnością  otarł  się  o  jej  udo. 
Podniosła oczy i napotkała' jego upojne spojrzenie. 

Kiedy  doszli do  podium,  gromki  aplauz  wyrwał  się z  piersi  stojących 

w pierwszym rzędzie. 

—  Brawo,  Kevin!  —  zawołała  szatynka  za  młoda  na  jego  matkę, 

wznosząc ręce w znanym symbolu oznaczającym główną nagrodę. 

Tym  razem  Kevin  również  się  uśmiechnął  i  powtórzył  jej  gest,  po 

czym  splótł  ręce  nad  głową.  Nagle  zamglonymi  oczami  Suzy  ujrzała 
niespodziewaną  jasność  na  jego  twarzy.  I  wtedy  oślepiła  ją  eksplozja 
fleszy,  strzelających  jak  fajerwerki,  a  gdy  odzyskała  wzrok,  Kevin  był 
już pod kontrolą, chłodny, przystojny i pełen spokoju. 

Mike dołączył do nich i sięgnął po mikrofon. 
—  Panie,  panowie,  przyjaciele.  W  imieniu  Kevina  dziękuję  wam  za 

wzięcie  udziału  w  uroczystości  powitania  Czekoladowej  Dziewczyny, 
Suzy Keller. 

Jeszcze  raz  brawa  wypełniły  salę,  odbijając  się  echem  o  kryształowe 

kieliszki  i  lniane  obrusy,  czerwone  róże  i  migocące  świeczniki.  Suzy  z 

25

RS

background image

 

 

błyszczącymi  oczami  i  oszałamiającym  uśmiechem  podeszła  do 
mikrofonu i zaczęła mówić. Kevin przesunął się w bok, by móc widzieć 
jej  twarz  i  nie  odwrócił  od  niej  wzroku,  póki  nie  skończyła  zwięzłej 
historii  przedsiębiorstwa  ze  szczególnym  uwzględnieniem  kampanii 
reklamowej, którą rozpoczęli i kilku słów o przyszłych celach. W ustach 
Suzy spoczywały jego marzenia, o których teraz wszyscy usłyszeli. 

Był  bardzo  przejęty  i  dopiero  po  chwili  uprzytomnił  sobie,  że 

odwróciła się z uśmiechem do niego. 

—  To  jest  ten  —  powiedziała  lekko  drżącym  głosem  —  który 

urzeczywistnił te marzenia, Kevin Ross. 

Zaczęła klaskać, jej urocza twarz była teraz poważna, a łzy wisiały na 

cienkich końcach rzęs. Cofnęła się, zostawiając go samego na scenie. 

Tłum  kochał  go.  Wszyscy  bili  brawo,  gdy  zbliżył  się  do  mikrofonu. 

Suzy  widziała,  jak  rumieniec  pojawił  się  nad  sztywnym  białym 
kołnierzykiem  i  rozprzestrzenił  na  policzki.  Przechylając  ciemną  głowę, 
odpowiedział tłumowi lekkim, formalnym skinieniem. Dotknął czubkami 
palców do ust i trzymał tak przez chwilę rękę. Jego znak mówił: 

— Dziękuję wam. Bardzo wszystkim dziękuję. Orkiestra zaczęła grać. 

Ludzie  zebrali  się  wokół  Kevina,  by  mu  pogratulować,  poznać  Suzy  i 
zrobić sobie zdjęcie z nią, Kevinem lub z obojgiem. 

Kątem  oka  Suzy  szukała  rodziców.  Niepokój  walczył  w  jej  sercu  z 

podnieceniem. Chciała, by polubili się z Kevinem. „Proszę - modliła się 
w milczeniu - niech wszystko pójdzie dobrze". 

— Takie przyjęcia są cudowne. — Usłyszała głos obok siebie. — Ale 

czuję się, jakbym połknęła puszkę robaków. A ty? 

Suzy  obróciła  się  i  ujrzała  szatynkę,  tę  samą,  której  ,,Brawo"  tak 

wzruszyło Kevina. Pewnie jego siostra, zgadła szybko i uśmiechnęła się. 

— Masz całkowitą rację. Może myślisz, że przywykłam już do takiego 

zamieszania, ale dzisiaj jest zupełnie inaczej. 

— Tak — przytaknęła kobieta — Bo to wieczór Kevina. Suzy poczuła 

skurcz w gardle. 

— Jest kimś, prawda? — spytała. 
„A jeśli to nie jest jego siostra? A jeśli...?" 
— Przepraszam, nie przedstawiono nas sobie. Jestem... 
—  Och,  wiem  kim  jesteś!  Ciągle  pojawiasz  się  na  ustach  Kevina,  o 

czym  byśmy  nie  rozmawiali.—Kobieta  zaśmiała  się  gardłowo  i 
dźwięcznie,  jej  śmiech  ogrzał  Suzy  aż  do  kości.  —  Jestem  Suzan  Reed. 
Byłam dla Kevina kimś w rodzaju przyjaciela, zastępczej matki i... anioła 
stróża!  

26

RS

background image

 

 

Włączył się Kevin, kładąc jej rękę na ramieniu. Szatynka uśmiechnęła 

się  do  niego,  po  czym  mrugnęła  do  Suzy.  —  Wiesz,  pamiętam  go,  gdy 
nie był jeszcze wyższy ode mnie. — Uszczypnęła Kevina lekko w ramię. 
— Był wtedy dzieciakiem. 

—  Wszystko  zawdzięczam  tobie  i  Loganowi.  —  Pokazał  Kevin.  —  I 

moim pracownikom. Gdzie oni właściwie są? 

—  Prosiłam,  żeby  poczekali,  dopóki  przynajmniej  burmistrz  nie 

uściśnie  twojej  ręki.  Znasz  nas,  gdy  cię  dorwiemy,  nikt  inny  nie  ma 
szans. Pójdę powiedzieć im, że droga już wolna. 

—  Wspaniała  kobieta.  —  Suzy  wyznała  Kevinowi,  gdy  Susan 

pospiesznie odeszła. 

Uśmiechnął się. 
—  Wiedziałem,  że  się  polubicie.  Poczekaj,  aż  poznasz  resztę  mojej 

rodziny:  Logana  i  personel  Oasis.  Wiesz,  Susan  prowadzi  bar 
przekąskowy  —  Waldo  Street  Oasis.  Właściwie  nie  prowadzi  go  sama, 
ale z sześciorgiem dzieci i... 

— Sześcioro dzieci? Nie jest wspaniała, ale zachwycająca! 
—  Jesteśmy.  —  Pojawiła  się  Susan,  trzymając  pod  ramię  wysokiego, 

przystojnego mężczyznę o włosach koloru pszenicy, z miłym uśmiechem 
na twarzy. — Mój mąż, Logan. Suzy Keller. 

— Milo mi Suzy. Moje gratulacje, Kevin, zasłużyłeś sobie na to. 
—  Mazel  tov!  —  wykrzyknęła  niska,  siwa  kobieta.  Wzięła  Kevina  w 

ramiona i przyjacielsko poklepała po 

plecach.  Po  chwili  jej  miejsce  zajął  również  siwy  mężczyzna,  z 

uśmiechem  ściskając  Kevina.  Ten,  odwzajemniając  uśmiech,  tłumaczył 
Suzy: 

—  To  ciotka  Blossom  i  wujek  Buddy.  A  to...  —  Przyciągnął  bliżej 

Chińczyka.  —  ...Stanley  Ng.  —  Następnie  otoczył  ramieniem  starszego 
Murzyna.  —  Ten  mężczyzna  to  Jerome  Lewis.  Stanley  i  Jerome 
pomagają Susan w barze. 

—W  barze  przekąskowym  —  zażartowała  Susan,  jak  to  robiła  już  od 

dwunastu lat 

—  Tak,  w  barze  przekąskowym.  —  Kevin  zaśmiał  się,  poprawiając 

swój  poprzedni  znak.  —  A  oto  nadzwyczajna  kelnerka,  Patty  Lee  i  jej 
mąż, Steve. I to właśnie — zakończył — jest cala moja rodzina. 

Suzy uśmiechnęła się w jego stronę. 
— Jedna z milszych, jakie spotkałam. 

27

RS

background image

 

 

Natychmiast została obsypana uściskami i życzeniami i następne parę 

minut spędziła, odpowiadając na ich pytania i dzieląc ich podniecenie. Po 
czym rozdzielił ich falujący tłum. 

Roznoszono  koktajle,  Kevin  sięgnął  więc  nad  głową  młodego 

mężczyzny,  który  pilnie  coś  stenotypował,  po  dwa  kieliszki  w  kształcie 
tulipanów.  Jeden  wręczył  Suzy,  stuknął  go  lekko  swoim i zaczął  sączyć 
przeźroczysty  płyn.  Suzy  również  podniosła  szampana  do  ust  i 
uśmiechnęła się do niego nad szkłem. 

Tłum rozdzielił ich. Rozmawiając, uśmiechając się i odpowiadając na 

setki  pytań,  Suzy  znalazła  się  po  drugiej  stronie  sali.  Zauważyła,  że  do 
Kevina dołączył Mike i obaj zatonęli w rozmowie z wydawcą lokalnego 
magazynu handlowego. 

Jednak,  jak  dwóch  pływaków  rozdzielonych  przez  spienione  morze, 

często  siebie  szukali.  Ich  oczy  spotykały  się  i  odczuli  niesamowitą  i 
niespodziewaną więź. Nawet, gdy ktoś odciągnął Suzy na bok, czuła, jak 
spojrzenie Kevina pali jej gołą skórę. 

Stał  taki  szczupły,  ciemny  i  elegancki,  wyróżniając  się  od  innych 

niezwykłą siłą. „Czy ktoś jeszcze to czuje, czy tylko ja?" —zastanawiała 
się.  Chyba  inni  też...  kiwali  głowami  i  przytakiwali  mu  jak 
zahipnotyzowani. „Nawet na odległość pokoju nie jestem bezpieczna" — 
pomyślała bezradnie. 

Jakby  czując  ciepło  jej  spojrzenia,  Kevin  odwrócił  się.  Pożądanie 

przepłynęło  przez  jego  ciało  i  zapłonęło  pod  ubraniem.  Szybko  opuścił 
wzrok  i  otrząsnął  się.  „To  wszystko  przez  tę  noc"  —  pomyślał.  Tyle 
emocji. 

Ale  Suzy  również  to  odczuwała.  Było  to  jakby  bąbelki  nad  głowami 

zakochanych w komediach — bez słów i niewytłumaczalne. Nigdy w to 
nie  wierzyła,  aż  wreszcie  przytrafiło  się  jej  to.  Czuła  nagły  wzrost 
temperatury  ciała.  Skóra  ją  piekła,  a  sutki  ocierały  się  boleśnie  o 
szyfonową sukienkę. Na wzgórkach piersi pojawiły się kropelki potu. 

By  ochłonąć,  sięgnęła  po  następny  kieliszek  szampana  i  wypiła  go 

szybkimi  łykami.  Zakręciło  jej  się  w  głowie.  Cały  świat  wirował, 
błyszczące  koło  kolorów  i  dźwięków.  Przyciskając  czubki  palców  do 
gardła, zaśmiała się miękko. 

— Przepraszam — powiedziała do młodego pomocnika burmistrza. — 

O czym pan mówił? 

Kevin obserwował ją przez salę. Nagle dziwnie zaczął być zazdrosny o 

tego  uśmiechniętego  dzieciaka,  o  każdego,  kto  z  nią  przez  chwilę  stał  i 
rozmawiał.  Nie  chodziło  o  to,  że  była  piękna.  Nie,  po  prostu  o  to,  że 

background image

 

 

roztaczała  nieodparty  urok,  przedziwną  mieszaninę  inteligencji  i 
naiwności. Wywarła na nim wrażenie jak nikt dotąd. Ukradła jego serce, 
pozostawiła go bez oddechu, z desperackim pragnieniem czegoś, co było 
poza jego zasięgiem. 

Kiwając  do Mike'a,  Kevin  przeprosił  na  chwilę  towarzystwo  i szybko 

przemierzył  salę."  Powietrza  —  pomyślał  —  tego  mi  potrzeba.  I  dobrej 
porcji  zdrowego  rozsądku.  Dokąd  mnie  zaprowadzi  umieszczanie  Suzy 
Keller  w samym środku  swoich fantazji? Nie było przecież sposobu, by 
tak doskonała kobieta dopasowała się do mojego życia". 

Pchnął balkonowe drzwi i wkroczył w czarną noc. 
Wciągnął  ciepłe,  ale  odświeżające  nocne  powietrze.  Poczuł  czyjeś 

delikatne palce na swoim ramieniu. 

Stała za nim, pojawiając się nie wiadomo skąd.  
— To dobry pomysł, ten balkon — powiedziała. Zajrzał w jej oczy, ale 

ręce udało mu się zatrzymać nieruchome. 

—  Wiesz  —  mówiła  dalej  —  myślałam,  że  poprosisz  mnie  do  tańca, 

tak jak to sobie wymarzyłam. 

—  Wymarzyłaś?  —  spytał,  uważnie  powtarzając  jej  znaki. 

Zaczerwieniła się. 

— Tak. Nie mówię za dużo? Chyba cię zawstydziłam... 
— Nie! — Przerwał jej, wyciągając rękę do jej policzka, ale szybko ją 

cofnął.  —  Ja  też  o  tym  marzyłem  —  dorzucił.  —Wiedziałem,  że  twoja 
skóra będzie jak złoto, a włosy jak płomień. — Zatrzymał się, zwężając 
oczy,  by  nie  mogła  zajrzeć  w  głąb  jego  duszy.  Ale  coś  silniejszego  od 
rozsądku owładnęło nim i miękko dodał: — Szaleję za tobą. 

Jego  ręce  drgnęły  i  wplotły  się  w  kaskadę  jej  włosów,  które  w 

ciemności  przybrały  barwę  miedzi.  Palcami  muskał  delikatną  szyję, 
wysyłając  dreszcze  pożądania  po  całym  ciele.  Stała  bez  ruchu  pod  jego 
dotykiem, nie oddychając, czekała... 

Nagle Kevin opuścił ręce, po czym powoli podniósł je, by pokazać: 
—  Twoje  przemówienie...  było  wspaniale.—Wziął  głęboki  oddech  i 

modlił się o rozsądek, który mógłby wyprzeć ich lekkomyślność. 

Suzy  podziękowała  gestem.  Tak  ją  przepełniały  emocje,  że  bała  się 

zaufać swojemu głosowi. 

Kevin mówił dalej. 
— Jesteś w każdym calu taka, jaką chciałbym, żebyś była, Suzy. 
Przerwał, jego ręce zawieszone w powietrzu po chwili wahania oparły 

się  na  jej  ramionach.  „Ross,  zatrzymaj  się!  —  dzwonił  glos  w  jego 
głowie  —  co  robisz?"  Ale  glos  został  zagłuszony  biciem  serca,  a  palce 

29

RS

background image

 

 

ześlizgiwały się w dół po bladym szyfonie. Czuła je na ramieniu, chłodne 
palce  Kevina  dotykały  jej  nagrzanej  skóry,  aż  znalazły  nagie  czekające 
wzniesienie  jej  piersi.  Słyszała  chropowaty  oddech  zlewający  się  z  jej 
własnym, urywanym ze zdumienia i podniecenia. 

— Och, Suzy — Zamigał. — Suzy, ja... 
—  Wiem.  —  Nieśmiały  uśmiech  wypłynął  na  usta  dziewczyny.  — 

Wiem. Tak właśnie wyobrażałam sobie ciebie — ciemny, przystojny,  w 
smokingu, wyglądający łagodnie i ogniście zarazem. I... 

—  Suzy,  to  przecież  nie  jest  sen.  Nie  możemy...  Reszta  znaków 

utonęła w ciemności, a Suzy pierwszy 

raz  w życiu  nie  mogła  wydobyć  z  siebie  głosu.  Zamiast  tego  wsunęła 

ręce  w  kędzierzawą  ciemność  jego  włosów  i  przyciągnęła  twarz 
mężczyzny do swojej. 

Jego  wargi  dotknęły  miękkiego  aksamitu  jej  ust  —  lekki,  niepewny 

pocałunek,  od  którego  fale  rozkoszy  rozeszły  się  po  jej  ciele.  Podniósł 
Suzy  i  przycisnął  w  gorączce  namiętności,  którą  wywołać  mógł  tylko 
słodki  chłód  jej  ust.  Przylgnęła  do  niego,  obejmując  go  za  szyję, 
pozwalając mu czuć swój ciężar, coraz bardziej oddając się pocałunkowi. 
Jego język kosztował dojrzałej pełni jej warg. 

— Kevin, och, Kevin... — zamruczała cicho, czując, jak ziemia usuwa 

się spod stop.  Rozchylając  wargi,  dotknęła  czubkiem  języka  jego,  drżąc 
od  uczucia,  które  w  niej  wezbrało,  gdy  poczuła  go  w  słodkiej  pieczarze 
swoich ust. 

Rozsądek wzywał do opamiętania, ale ciało Kevina nie potrafiło ukryć 

pożądania.  Poczuła  napięcie  jego  mięśni,  dzikie  bicie  serca.  Wśliznęła 
ręce pod marynarkę i przesuwała po jego silnym ciele, ciepłym i pełnym 
mocy. „Marzenia czasem spełniają się"— pomyślała i figlarny uśmieszek 
pojawił się w kąciku jej ust". 

Kevin  poczuł  to  i  jęknął,  wiedząc,  że  za  chwilę  wszystkie  sznurki 

samokontroli wyślizną się z jego trzęsących się rąk. 

Z  niechęcią  oderwał  od  niej  usta  i  ukrył  twarz  w  jej  włosach. 

Wychylając się z ciepłego kręgu jego ramion, zażartowała. 

—  Nigdy  nie  wspominałeś  o  korzyściach  płynących  z  pracy  u  ciebie. 

Ale wie pan, panie Ross, kobieta przyzwyczaja się do tego i... 

Potrząsnął głową i delikatnie ją odsunął. 
—  Nic  z  tego,  Suzy  —  Pokazał.  —  Wracamy  do  środka.  Pewnie 

podają  już  deser.  —  Chciał  odzyskać  znów  siłę  w  rękach.  „Chociaż  — 
pomyślał — Suzy Keller mogła to uniemożliwić". 

30

RS

background image

 

 

Tom  Hennessey,  przewodniczący  Departamentu  Reklamy  czekał  na 

nich przy drzwiach sali. Zastygł w pół kroku i wyciągnął rękę. 

—  Gratulacje,  Kevin.  Bardzo  miło  panią  poznać.  Dałbym  sobie 

sprzedać przynajmniej tuzin pudełek czekoladek z pani rąk. — Cały był 
w uśmiechach, ale Suzy podświadomie wyczuła zniecierpliwienie. 

Wysunęła  rękę  z  zacisznego  miejsca  pod  ramieniem  Kevina  i  zrobiła 

krok w tył. 

— Jeśli chcą panowie rozmawiać o interesach, nie będę przeszkadzać. 
Spojrzenie  Kevina  utkwiło  w  jej  twarzy  i  Suzy  wyczytała z  niego,  co 

czuł. Zaśmiała się gardłowo. 

—  Wpierw  obowiązek,  potem  przyjemność,  panie  Ross.  Poza  tym 

chciałam zobaczyć, czy moja rodzina już przybyła. 

Tom Hennessey uśmiechnął się z całego serca. — Poznanie pani było 

prawdziwą  przyjemnością.  Kevin,  złapię  Mike'a  Peppera i spotkamy się 
przy  barze  za  minutę,  dobrze?  Dostałem  list  od  bankiera  z  Kalifornii, 
który... 

Suzy  nie  słuchała  dalszej  rozmowy.  Zaczęła  wypatrywać  w  tłumie 

swojej  rodziny  i  znalazła  ją  otoczoną  małym,  ale  rozentuzjazmowanym 
kręgiem reporterów.  Matka  stała  z  przodu,  tata uśmiechał  się w dumny, 
ojcowski sposób, a Nikki wdzięczyła się do przystojnego fotografa z The 
Star. On i jego koledzy pilnie coś notowali. 

„Och, mama ma swój  wielki dzień" — pomyślała Suzy, potrząsając z 

radością  głową.  Nie  było  nic,  co  Bea  Keller  lubiłaby  bardziej,  niż  mieć 
słuchaczy, zwłaszcza gdy tematem był sukces córki. 

— Tak, nasza Suzy to utalentowana młoda kobieta — mówiła właśnie 

— jak pewnie większość z was wie. Jest najbardziej rozrywaną modelką 
w agencji i tak jest już od trzech lat. Mam rację, Lorraine? 

—'W  stu  procentach,  Bea  —  włączyła  się  inna  kobieta.  —  I  to  z 

prostego powodu. Jest tak urocza i miła, jak piękna. Doskonała klientka 
— zawsze to mówiłam. 

—  Wspaniała  córka!  —  wtrącił  Charles  Keller.  —  Traktujcie  ją 

dobrze, jeśli nie chcecie mieć ze mną do czynienia. — Zaśmiał się, wcale 
nie żartując. 

—  Lepiej  go  posłuchajcie!  —  Suzy  stanęła  między  reporterami, 

wpierw ściskając matkę potem ojca. 

—  Gratuluję,  Suzy  —  powiedział  z  dumą  ten  ostatni,  a  jego 

niedźwiedzi uścisk uwieczniła kamera. 

—  Może  tak  portret  rodzinny?  —  zaproponował  fotograf  i  cała 

czwórka stanęła bliżej siebie, zakładając sobie ręce na ramiona. 

31

RS

background image

 

 

— Już widzę jutrzejsze wiadomości — mruknęła Nikki pod nosem. — 

Słynna rodzina — matka, ojciec i młodsza siostra „Dziewczyny Kevina" 
na przyjęciu. 

Suzy wybuchnęła śmiechem. 
—  Nie  martw  się  o  to,  Nikki.  To  wieczór  Kevina  i  tylko  on  będzie 

jutro w dzienniku. 

—  Nonsens!  —  Ich  matka  nachmurzyła  się.  Nie  lubiła,  gdy  pryskały 

bańki  jej  złudzeń.  Na  czole  pojawiła  się  siatka  zmarszczek.  —  Suzy, 
jesteś przecież gwiazdą tej kampanii. Wiadomo, że twoje zdjęcie również 
będzie zamieszczone. — Uśmiechając się ponownie puściła oko do ludzi 
z aparatami. — Przecież jesteś bardziej fotogeniczna. 

—Nie jestem tego pewna, mamo — odrzekła Suzy, kierując spojrzenie 

na niesamowicie przystojnego mężczyznę przy barze. 

Nikki podążyła za jej wzrokiem. 
— Uu! To on? To jest Kevin? 
—  Tak.  —  Suzy  przytaknęła,  po  czym  uśmiechnęła  się.  —  Mówiłam 

ci, że jest przystojny. 

—  Nie  powiedziałaś,  że  z  niego  taki  smaczny  kąsek!  Eee...  nie 

wydrukujecie tego, prawda? — Czerwieniejąc ze złości, zwróciła się do 
reporterów. 

Suzy  przestała  słuchać.  Kevin  obserwował  ją  z  drugiego  końca  sali. 

Widziała  cień  uśmiechu  na  jego  kształtnych  wargach.  Jedna  brew 
podniosła się tak, że znalazła się tuż pod włosami, które jak zwykle wiły 
się na jego czole. Nagle poczuła pragnienie, by przeciągnąć kciukiem po 
jego  ciężkich  brwiach.  Były  tak  czarne  jak  krucze  skrzydła,  ale 
wiedziała,  że  w  dotyku  są  miękkie  i  jedwabiste.  Poczułaby  chłód  jego 
policzków ocierających się o gładką skórę jej dłoni. 

Ktoś stojący z boku zagadnął Kevina, odwrócił się więc, wypuszczając 

ją spod kontroli. 

Suzy czuła się, jakby została wyrzucona z samolotu bez spadochronu. 

Stała  na  miękkich  nogach  i  z  rozedrganym  pulsem.  Ścisnęła  palcami 
skronie, po czym powróciła myślami do swojej rodziny. 

Matka  patrzyła  na  nią  dziwnym,  badawczym  wzrokiem.  Po  chwili 

ciszy spytała: 

—  Kochanie,  dlaczego  nie  powiesz  nam  czegoś  więcej  o  Kevinie 

Rossie?  Słyszałam,  że  jest  fascynującą  postacią.  Gdy  weszliśmy, 
wszyscy rozmawiali o twoim przemówieniu... 

— Zdążylibyśmy go wysłuchać — wtrącił Charles, dając klapsa swojej 

córce — gdyby twoja młodsza siostra nie przebierała się dziesięć razy. 

32

RS

background image

 

 

„Wszystko  wraca  do  normy"  —  pomyślała  Suzy.  Wzięła  głęboki 

oddech,  próbując  się  odprężyć,  po  czym  włączyła  się  w  rozmowę, 
uśmiechając się  i  przytakując.  Jednak  w  głębi  serca zaczęła obawiać  się 
uważnego,  domyślnego  wzroku  matki.  „Och,  proszę  —  błagała 
bezgłośnie"—niech wszystko pójdzie dobrze!" 

Lorraine  i  reporterzy  zostali  zniesieni  dalej,  podszedł  do  nich  kelner 

przynosząc szampana i hors d'oeuvres. 

Korzystając  z  chwili  spokoju,  Suzy  opowiedziała  rodzinie  o 

wspaniałym  rozwoju  firmy  Kevina,  opisała  rozmiary  magazynu,  ilość 
pracowników, zainteresowanie koncesjami, planowane otwarcie sklepów 
z  „Czekoladkami  Kevina"  we  wszystkich  większych  miastach  od 
Chicago  po  Nowy  Jork,  od  Bostonu  po  Atlantę.  Mówiła  o  tym  z 
widocznym  entuzjazmem  i  odrobiną  nonszalancji.  Powiedziała  im  o 
wszystkim,  z  wyjątkiem  jednej  rzeczy.  Jakoś  nie  mogła  znaleźć 
właściwej chwili, by o tym wspomnieć. Nie pozwolił na to cień w oczach 
matki  i  opiekuńczość  ojca.  Dla  rodziców  każdy  mężczyzna  w  jej  życiu 
byłby  powodem  do  niezadowolenia.  Miała  na  to  czas,  ostrzegali 
nieskończoną  ilość  razy.  Ze  względu  na  karierę,  Suzy  zawsze  grzecznie 
słuchała,  na  razie  nie  kolidowało  to  z  niczym.  Ale  teraz  nabrało 
znaczenia. 

Wciągnęła  powietrze  w  płuca  i  mówiła  dalej  ze  ściśniętym  gardłem; 

słowa  tłoczyły  się  w  krtani,  uniemożliwiając  rozmowę  o  czymś  innym. 
„Głuptasie — zbeształa się — robisz z igły widły". 

Przez cały ten czas wiedziała, że Kevin patrzy na nią. Czy wie, o czym 

teraz  mówiła?  Czytał  z  jej  ust?  Może  myśli,  że  ona  się  boi,  albo  co 
gorsza wstydzi się powiedzieć o jego głuchocie? Nie! 

Odgarniając  włosy  z  pokrytych  rumieńcem  policzków,  zdała  sobie 

sprawę,  że  drży.  Szybko  ukryła  ręce  w  miękkich  fałdach  sukienki. 
Opuściła głowę z nadzieją, że uniknie ciekawych oczu rodziny, póki nie 
uspokoi  oddechu,  nie  wyrówna  pulsu.  Znów  poczuła  ciepło  spojrzenia 
Kevina  na  odkrytych  plecach.  Jak  dotknięcie  miłe  i  promieniujące, 
rozprzestrzeniało się po ciele i dodało jej siły. 

Odwróciła  się  i  przeszukała  salę  wzrokiem.  Jego  spojrzenie 

przyciągało jak magnes. Stał z Miki'em Pepperem, burmistrzem i trzema 
radnymi.  Gdy  ich  oczy  spotkały  się,  błysnął  do  niej  olśniewającym 
uśmiechem i odłączył się od reszty. 

Suzy odwzajemniła uśmiech i pomachała do niego. 

33

RS

background image

 

 

— Słuchajcie — oznajmiła rodzicom. — Jest teraz wolny, chciałabym 

was z nim poznać. — Głos zabrzmiał gardłowo z podniecenia. — Mam 
nadzieję, że spodobacie się sobie. 

—  Jestem  pewna,  kochanie  —  odparła  matka.  —  Mimo  że  wydajesz 

się  bardziej  przejęta  stosunkami  z  pracodawcą  niż  zwykle.  Poprzednio 
zachowywałaś większy dystans. 

— Tym razem to nie to samo. 
— Dlaczego nie? 
— To oczywiste — wpadł jej w słowo ojciec. Objął je obie ramieniem. 

—  Tym  razem  moja  kochana  córeczka  stoi  przed  cudowną  szansą. 
Przypuszczalnie przed największą, jaka jej się nadarzyła. 

— Masz rację, tato. — Suzy twardo wytrzymała wzrok matki. — Tak 

przy okazji, Kevin jest głuchy. 

— Co? — To słowo wyrwało się z ust Bei. 
— To ciekawe. — Ojciec przyjął to z największym spokojem, po czym 

sięgnął po następną krewetkę. 

Jego  uwagę  obudził  dopiero  ostry  ton  głosu  żony,  która  po  chwili 

przemówiła. 

— Suzy, kochanie , mam nadzieję, że jesteś na tyle rozsądna, żeby się 

nie angażować. Z żadnym mężczyzną! Słuchasz mnie? 

— Oczywiście, że słucha. — Tym razem Charles zmarszczył brwi. — 

Ma przecież karierę przed sobą. I... 

— Mamo, tato, porozmawiamy o tym później. 
—  Myślę,  że  lepiej  teraz  —  odparła  matka.  Uniosła  głowę  i  wtedy 

napotkała wzrok Kevina, który przedzierał się w ich kierunku. 

Nagle  domyślił  się,  co  się  stało.  Zdarzało  się  to  już  wcześniej,  ale 

nigdy nie miało dla niego znaczenia. Teraz jednak miało. 

Zmroziło go. Poczuł suchość w gardle, a dłonie zaczęły mu się pocić. 

Oddech  palił  w  płucach  niczym  ogień.  Nie  pozwalając,  by  cień  bólu 
wkradł  mu  się  na  twarz,  odepchnął  wszystkie  uczucia  do  najdalszego 
zakątka mózgu. Wiedział przecież o tym, co wyczytał z oczu pani Keller, 
wiedział  dobrze.  To  były  marzenia.  Nie  rzeczywistość,  ale  wymysł. 
Marzenia... Dlaczego więc, do diabła, tak to bolało? 

Zmusił  nogi,  by  przesunęły  się  jeszcze  parę kroków.  „Dlaczego  czuję 

się tak, jakby mi właśnie wyrwano serce?" — pytał sam siebie. 

—  Kevin!  —  Suzy  podeszła  do  niego  i  uśmiechnęła  się.—  To  mój 

ojciec, Charles Keller... moja matka, Bea. A to Nikki. Wymogła na mnie, 

że nie nazwę ją młodszą siostrą. — Jej śmiech brzmiał pusto, nawet w jej 
własnych uszach. 

34

RS

background image

 

 

Rodzice  byli  uprzejmi,  ale  chłodni.  Tacy,  jak  wobec  wszystkich 

mężczyzn, których Suzy dopuściła do siebie bliżej, niż tego wymagała jej 
praca. Chciało jej się krzyczeć, ale jedynie mogła zagryźć wargi. 

Kevin  uścisnął  ich  ręce,  przyjmował  gratulacje  i  życzenia  dalszych 

sukcesów. Był uprzejmy, miły i czarujący jak zwykle, ale widać było, że 
stoi między nimi zbyt wysoki mur — jego duma, ich lęk i niechęć. 

Suzy stała pośrodku jako tłumacz i walczyła ze łzami cisnącymi się do 

oczu. 

—  Kevin,  może  wyjdziemy  zaczerpnąć  powietrza?  —  spytała,  biorąc 

go pod ramię. — Dobrze by mi to zrobiło. 

— Myślę, że zaraz podadzą obiad — odpowiedział, usuwając rękę. — 

Nic ci nie będzie. — Popatrzył na nią, ale zamiast ognistych oczu miała 
przed  sobą  ciemną  ścianę.  —  A  potem  będę  rozmawiał  o  interesach. 
Nudne  to,  ale  w  końcu  po  to  tu  jestem.  Powiedz  im,  Suzy,  o  co  w  tym 
wszystkim chodzi — o interesy. 

Okręcił się na pięcie i odszedł. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

35

RS

background image

 

 

Rozdział 4 

 
„Interesy, Suzy, o to w tym wszystkim chodzi". 
W  czasie  gorączkowego  tygodnia,  który  nastąpił  potem,  Suzy 

rozpatrywała te słowa na wszystkie możliwe sposoby. Mówiła je głośno i 
cicho, za pomocą znaków, w środku bezsennej nocy, ale w żaden sposób 
nie mogła się z nimi pogodzić.  I  gdy uda jej się przyprzeć Kevina Ross 
do muru, nie omieszka mu tego powiedzieć. 

,Być może — pomyślała, przygotowując się do zdjęć — może właśnie 

dzisiaj będzie ten dzień". 

—Charlotte,  gdzie  jest  Gallos?—Wysoki,  szczupły  mężczyzna 

zaciągnął się papierosem i podszedł zdenerwowany do stenografistki. 

—  Nie  martw  się,  Edwardzie,  będzie  tu  zaraz.  Chciał  załatwić 

dodatkowe oświetlenie. 

— A dziewczyna? 
— Jest już od godziny. 
Edward  zdziwił  się,  ale  podążył  wzrokiem  za  wskazującym  palcem 

kobiety... Uch! Jaka piękność! I punktualna co do minuty! 

Stenografistka  podniosła  głowę  i  przez  chwilę  patrzyła  na  stojącego 

obok fotografa, po czym przycięła mu. 

—  Profesjonalność,  Ed,  po  prostu.  I  bajeczne  opanowanie.  W 

przeciwieństwie do pewnych moich znajomych... 

W  rogu  dużego  studia  na  stosie  poduszek  spoczywała  Suzy.  Miała 

starannie zrobiony makijaż. Naokoło niej udrapowano aksamit. Siedziała 
nieruchomo  jak  na  modelkę  przystało,  z  grubą  książką  na  kolanach,  ale 
obserwowała  każdego  nowego  przybysza  z  nadzieją  w  szmaragdowych 
oczach. 

,.Kevin musi przyjść na  zdjęcia — myślała. — Tak przejmował się tą 

kampanią, tak był w nią wciągnięty". A przecież gdy fotki będą gotowe, 
reklama  nabierze  kolorów.  „Błyskawiczne  zwycięstwo",  nazwali  to  w 
kręgach  biznesu.  Zaczną  się  konferencje,  będą  tablice  reklamowe, 
artykuły w gazetach i magazynach. Głowa ciążyła jej od zadań, które na 
nią czekały. Ale da sobie radę, nie ma co do tego wątpliwości. 

Niewielka  zmarszczka  wpłynęła  na  jej  czoło.  Niepokoiły  ją  własne 

emocje,  przeszkadzały  w  pracy.  Czy  był  jakiś  sposób,  by  myśli  nie 
krążyły wciąż wokół Kevina? 

Chciała przebywać z nim, rozmawiać. Czuła się już tak blisko niego i 

nagle...  bęc!  Po  przyjęciu  zaczął  traktować  ją  jak  wszystkich  innych,  z 
chłodnym  uśmiechem  i  z  dystansem.  Nie  przejął  się  chyba  aż  tak 

36

RS

background image

 

 

nastawieniem  rodziców?  Odrzuciła  szybko  tę  myśl.  Po  prostu  jego 
charakter  nie  dopuszczał  arogancji  i  zuchwalstwa.  Nie  mogła  jednak 
zrozumieć,  dlaczego  pozwala  jej  rodzicom  trzymać  się  z  dala  od  tego, 
czego  pragnie.  Chyba  że.,  chyba  że  zdecydował  się,  że  między  nimi  do 
niczego nie dojdzie. 

Poczuła  przypływ  fali  smutku.  Może  wydała  mu  się  zbyt  naiwna? 

Mała,  grzeczna  córeczka?  Może  zbyt  długo  pozostawała  pod  wpływem 
rodziców, ale z drugiej strony byli tacy zżyci przez wspólne marzenia o 
jej karierze! 

Ściągnęła brwi w głębokim namyśle, jej palce bębniły o książkę. Cóż, 

trudności są częścią życia. Nie odstraszą Suzy Keller ani trochę! 

—  O,  Suzy,  jesteś  już!  —  Nachylał  się  nad  nią  i  uśmiechał  Mikke 

Pepper.  —  Uuch!  Wyglądasz  wyśmienicie!  I  jesteś  o  wiele  mniej 
zdenerwowana niż ja. Gdzie Kevin? 

Wdzięcznie  podniosła  się  z  poduszek  i  potrząsnęła  głową.  Głosem 

pełnym tęsknoty powiedziała: 

—Też się nad tym zastanawiam. On przyjdzie, prawda? — Wywołała 

tym ukłucie zazdrości w sercu Mikke'a.      

—  Przyjdzie.  —  Prawnik  wsadził  ręce  do  kieszeni.  —  Jest  zbyt 

przejęty,  by  zostawić  komuś  innemu  podejmowanie  decyzji,  a 
przynajmniej  musi  ją  zatwierdzić.  Będzie  na  pewno.  Ale  ty  chyba 
powinnaś przygotować się do pierwszej serii zdjęć? 

Suzy przytaknęła i przeszła do garderoby. 
Ktoś  pomógł  jej  założyć  bawełnianą  sukienkę  w  żółto-białą  kratkę  z 

obniżoną  linią  ramion  i  długą  powiewającą  spódnicą  zakończoną 
koronką.  Fryzjer  oczywiście  upiął  jej  włosy  w  nieśmiertelny  kucyk  i 
rozwichrzył  grzywkę.  Wystarczająco,  by  zapobiec  odbiciu  świateł,  ale 
nie skrywając konstelacji piegów rozrzuconych na jej skórze. 

Tak właśnie wyglądała: jak przeciętna dziewczyna. Dziewczyna, którą 

chciałbyś  zaprosić  na  ciastko  z  kremem,  a  jednocześnie  taka,  której 
gorącokrwisty mężczyzna chciałby scałować z ust okruszyny bułki. 

—  Świetnie!  —  wykrzyknął  Edward,  wystawiając  głowę  zza  aparatu, 

gdy  pojawiła  się  z  powrotem.  —  Doskonale  wyglądasz,  kochanie.  A 
teraz — do góry! — Skierował ją na podnoszoną platformę. 

Suzy  zasiadła  na  białej  kanapie,  którą  ustawiono  na  białym  tle. 

Rozejrzała  się  i  zaśmiała.  Otoczona  obłokiem  białej  mąki  czuła  się  w 
fabryce Kevina jak w kuchni. 

Edward pstryknął zdjęcie. 
— Cudowny uśmiech, Suzanne! 

37

RS

background image

 

 

—  Suzy  —  poprawiła,  uśmiechając  się,  a  on  znów  puścił  aparat  w 

ruch. 

—  Jak  tylko  chcesz,  moja  miła.  Tylne  światła,  Gallos.  Zmień  trochę 

kąt... tak dobrze. 

Migawka trzaskała regularnie jak bicie serca. 
— Myśl o ciastkach — zażądał Edward i Suzy roześmiała się głośno. 

Mówiono już jej, by myślała o Wyspach Bahama, Morzu Śródziemnym, 
błękitnym niebie, usianej gwiazdami nocy, o swej pierwszej miłości, ale 
nigdy o ciastkach! Słowo ciastko przywoływało na myśl Kevina... 

Za  zespołem  kamerzystów  i  asystentów,  za  sprzętem  i  reflektorami 

skupionymi na Suzy, pojawił się niezauważalnie właśnie on. Stał cicho, z 
sercem walącym o żebra. Zapierała dech w piersiach! Uczucie, które nim 
targało, było bezlitosne jak zwierzę. Przeklinał je i błogosławił zarazem, 
na wpół  oszalały.  Pragnął  jej.  Nie  mógł  jeść  ani spać.  Wierzchem  dłoni 
otarł  pot  z  czoła,  po  czym  przeciągnął  ręką  po  włosach.  Przez  gardło 
wydostawał  się  chropowaty  oddech.  Czuł,  że  uciska  go  ubranie,  które 
nagle  zrobiło  się  za  ciasne.  Może  upał  w  Kansas  City  pomieszał  mu  w 
głowie? 

W  tym  momencie  Suzy  odwróciła  się  i  spojrzała  na  niego,  z  głową 

odrzuconą  w  tył,  jakby  wystawiała  się  na  prysznic  niewidzialnych 
promieni słonecznych. 

Na  krótką  chwilę  zatrzymał  się  czas.  Poczuł elektryczny wstrząs,  gdy 

ich  oczy  spotkały  się.  Nie  mógł  się  poruszyć,  ciało  przejął  dreszcz 
pożądania. Ale na szczęście Suzy musiała zmienić pozycję i znów mógł 
oddychać i poruszać się. 

W drzwiach zderzył się z MikPem. 
—  Hej,  dokąd  to?  —  spytał.  —  Spójrz  na  nią!  Kamery  ją  kochają, 

telewizja  też,  cała  jedząca  ciastka  publiczność.  —  Przerwał,  patrząc  na 
Kevina z zaciekawieniem. — Co ci jest? 

Oderwał wzrok od Suzy, skinął głową na Mike'a, odwrócił się nagle i 

wypadł z pokoju. 

Mike dopadł go przy końcu wyfroterowanego korytarza. 
—  Co  się  dzieje?  — zagadnął.  —  Jak  na  twoją pozycję, zachowujesz 

się dziwnie. Powinieneś być szczęśliwy, dumny... wiesz, zachowywać się 
jak ważna osobistość — zażartował, ale nie doczekał się odpowiedzi, za 
to na twarzy 

Kevina  widocznie  naprężyły  się  mięśnie  szczęki.—  Wybacz,  to  tylko 

nieudolne próby, by cię rozweselić. Czym się tak martwisz? Zdjęcia będą 

38

RS

background image

 

 

sensacją.  Suzy  jest  taka  naturalna,  bije  na  głowę  wszystkie 
dotychczasowe dziewczyny! 

Kevin  przytaknął  z  pałającym  spojrzeniem.,  Jak  mu  to  wyjaśnić?  — 

zastanawiał  się.  —  Co  powiedzieć,  żeby  nie  wyjść  na  idiotę  z 
poparzonym  umysłem?  Do  diabła,  była  doskonała!"  Napełnił  płuca 
powietrzem, wypuścił je, po czym spotkał zaciekawione spojrzenie. 

—  Wyrzuć  ją,  Mike!  —  Pokazał,  ciężar  myśli  odbił  się  w 

niezgrabności ruchów ręki. 

— Co? Zwariowałeś! 
— Może, ale zrób to! 
— Nie! — Postawił na swoim Mike i popatrzył na przyjaciela. Czasem 

Ross  był  wielką  niewiadomą.  Ma  w  dłoni  wygodnie  ulokowaną  Suzy,  i 
chce  ją  stąd  usunąć.  —  Nie,  Kevin.  Nie  pozwolę  ci.  Dlaczego,  u  licha, 
chcesz to zrobić? 

—  Bo  doprowadza  mnie  do  szału!  Serce  mi  staje,  gdy  przechodzi 

obok! 

Niski, dudniący śmiech Mike'a odbił się echem o ściany. Z wielką ulgą 

poklepał przyjaciela po plecach. 

—  Uspokój  się,  facet.  Jest  wiele  rozsądniejszych  rozwiązań  tego 

problemu niż wyrzucenie Suzy! 

Kevin obdarzył go zatrważającym spojrzeniem i odszedł. 
W  ciemnym  barze  w  Westport,  zaledwie  kilka  przecznic  od  Oasis, 

siedział Kevin i w samotności rozpamiętując swój smutek, pił już trzecie 
piwo. Silne palce bębniły o wypolerowaną powierzchnię lady. 

— Hej, ty tam! — zawołał starszy barman, mrugając do niego. — Nie 

mów  mi,  że  Kevin  Ross  ma  problemy!  Nasz  słynny  bisnesman 
zadumany?  —  Przechylił  się  przez  bar  i  zwichrzył  włosy  Kevinowi. 
Wszyscy go tu znali, lubili i cieszyli się z jego sukcesu. 

Zmusił się do półuśmiechu i wzruszył ramionami. 
— Jedno, co doprowadza facetów do takiego stanu to kobieta! Zawsze 

tak  jest.  —  Ernie  odgarnął  kilka  cienkich  siwych  kosmyków  z  czoła, 
przyglądając się spędzającym tu miło czas ludziom. — Tak, Kevin, tak to 
jest.  Mogą  wywołać  uśmiech  na  twojej  twarzy.  —  Oczy  rozbłysły  mu 
figlarnie.  —  Ale  równie  dobrze  mogą  go  zabrać.  —  Pomachał 
przyjacielsko  do  blondynki  o  kręconych  włosach,  która  nagle  pojawiła 
się, by zająć miejsce przy barze tuż obok Kevina. 

—  Cześć,  Kevin,  Ernie!  Co  się  dzieje?  —  Oparła  się  mocno  o  skraj 

baru, odwracając się od Kevina, jej koszulka naprężyła się, uwydatniając 
piersi. Widać było, że nie nosi stanika. 

39

RS

background image

 

 

—  Cześć,  Annie!  —  odpowiedział  jej,  po  czym  sięgnął  po  piwo.  Do 

diabła,  po  co  usiadła  tak  blisko?  Jej  piersi  otarły  się  o  jego  ramię  i 
zesztywniał.  Ale  nie  miało  to  sensu,  Annie  nie  miała  niczego,  co 
mogłoby  wygasić  płomienie  rozpalone  przez  Suzy.  Odrzucając  w  tył 
głowę, dopił resztę piwa i zamówił następne. 

—  Letnie  smuteczki,  Kevin?  —  spytała  Annie.  Potarła  długim, 

pomalowanym  paznokciem  jego  ramię  i  obserwował,  jak  skóra  reaguje 
na ten dotyk. 

Potrząsnął głową. Annie była miłym dzieckiem. Zawsze chciała, żeby 

wszystkim  było  dobrze.  Miała  prostolinijną  naturę  i  z  chęcią  zrobiłaby 
wszystko, aby rozweselić Kevina. 

— Jest taki upał! — Pokazał. 
— Omijałeś nas ostatnio, Kevin. Dawno cię tu nie widziałam. 
—  Byłem  zajęty,  Annie.  Robienie  pieniędzy  zajmuje  dużo  czasu.  — 

Udało mu się uśmiechnąć. 

—  Jeżeli  nawet,  Kev,  nie  zapominaj  o  starych  przyjaciołach!  — 

Oplotła palce wokół jego ramienia i ścisnęła lekko i żartobliwie. 

Zapominając  o  piwie,  wstał  gwałtownie  i  objął  ją  ramieniem, 

pokazując wolną ręką. 

—  Przepraszam,  mała,  to  nie  przez  ciebie.  Stary  Kevin  potrzebuje 

ściany, by walić w nią głową. 

Pocałował  dziewczynę  lekko  w  czoło  i  wyszedł  w  zapadający  mrok, 

zostawiając ją rozczochraną w drzwiach. 

Czasem pamięć podsuwała mu obraz małego, ciemnowłosego chłopca, 

włóczącego  się  samotnie  po  sąsiednich  ulicach,  wytykanego  przez 
dzieciaki palcami. Żyły w innym świecie niż on, niezależnie od tego, jak 
silnie  pragnął,  aby  było  inaczej.  I  nigdy  nie  dał  im  odczuć,  jak  bardzo 
chciałby tego. 

—  Znajda!  —  krzyczały,  zbierając  się  w  małe  grupki.  —  Głucha 

znajda! Podrzutek! 

Kevin  bił  się  z  nimi.  Ze  wszystkimi.  Czasem  uciekali  przed  nim  i 

zostawiali  go  samego  z  wszechogarniającą  wściekłością.  Potem  szukał 
ciemnego zaułka, chwytał kij i bił we wszystko, co popadnie, pozwalając 
nigdy nie wypowiedzianym słowom znaleźć w ten sposób ujście. Walił w 
krzaki, w ogrodzenia i ściany, miażdżył puszki, czując, jak wściekłość i 
gniew ulatują przez kawałek drewna ściskany w dłoniach. 

Ale  pamiętał  też  to,  co  poprzedzało  głuchotę.  Świat  dźwięków. 

Gwizdanie  wiatru  w  drzwiach,  muzykę,  słowa  wyliczanki.  I  głosy: 
matki... i jego własny, rozbrzmiewający energią pięcioletniego chłopca. 

40

RS

background image

 

 

Później  cały  świat  przestał  istnieć  i  nie  było  nikogo,  kto  mógłby  go 

przywrócić. 

Ale  teraz  wszystko  się  zmieniło.  Kevin  schował  ręce  do  kieszeni  i 

szybciej  zaczął  przemierzać  zatłoczoną  ulicę.  Teraz  miał  przyjaciół, 
pieniądze, swój sukces — miał cały świat. Powinien czuć zadowolenie, a 
nie dokuczliwy niepokój czający się gdzieś wewnątrz. 

,.Kłopot  w  tym,  Ross—powiedział  do  siebie—że  znowu  czegoś 

chcesz. Czegoś, czego, do diabła, nie możesz mieć". 

Chciał Suzy Keller. Pragnął jej z tą samą bolesną gwałtownością, jaką 

odczuwał  w  dzieciństwie.  Chciał  jej  dotykać,  przesuwać  dłońmi  po 
miękkiej  linii  jej  bioder,  unieść  ją  w  powietrze.  Chciał  czuć  ciężar  tej 
dziewczyny i wdychać kuszący zapach. Chciał kochać i pragnął, by ona 
go kochała. 

Uśmiech  zbladł  mu  na  ustach.  Wszystkie  te  irytujące  „chcę",  to 

marzenia  nie  do  spełnienia.  Suzy  była  doskonała,  leżały  przed  nią 
niesamowite  możliwości.  Perfekcyjna,  piękna  kobieta  ze  snów.  Jak 
mogłaby  go  pokochać?  Głuchy  mężczyzna  nigdy  nie  zdobędzie  Suzy 
Keller i nie spełni jej oczekiwań. 

Z  hałasem,  który  przyciągnął  zaciekawione  spojrzenia,  wszedł  do 

klubu  sportowego.  Po  paru  minutach  pojawił  się  na  korcie.  Kij  z 
dzieciństwa zastąpiony został przez rakietę, rozbijane puszki przez piłkę. 
Ale  ból  nieposiadania  był  tak  realny  jak  ostre,  dźwięczne  uderzenia 
odbijające się echem od ścian, podłogi i sufitu i jak pot lejący się z niego, 
znaczący  koszulkę  ciemnymi,  szerokimi  smugami.  Słyszał  prawie  ostre 
uderzenia piłki o ścianę, odbicie i powrót w zamkniętej przestrzeni. Czuł 
to,  czuł  we  wnętrznościach,  nagły  wstrząs  przesuwał  się  z  ręki  przez 
ramię  do  klatki  piersiowej,  płonący  oddech  w  płucach,  bolące  mięśnie 
nóg. 

Grał tak długo, aż nie mógł się poruszyć, po czym stał zgięty w pasie, 

z rękami na udach i kłującym bólem w plecach. 

Mial dość. Wreszcie jej obraz przesłoniło zmęczenie. Wyprostował się, 

przewiesił  ręcznik  przez  szyję  i  powłócząc  nogami  wrócił  do 
przebieralni.  Sauna  wkrótce  złagodziła  ból  mięśni,  prysznic  zmył  ślady 
ciężkiego  treningu  i  złości.  Kevin  był  znów  opanowany  jak  dawniej. 
Wyszedł w kurz Kansas City i odrzucił do tyłu głowę, by wystawić ją na 
lekki  wietrzyk.  Udało  mu  się  przetrwać,  tak  jak  udało  mu  się  przeżyć 
znacznie trudniejsze rzeczy wcześniej. 

I  wtedy  zastygł  nieruchomo.  W  dziwny  sposób  odczuł,  że  jest  tu, 

zanim  jeszcze  ją  zobaczył.  Może  to  uczucie,  a  może  jakiś  ruch 

41

RS

background image

 

 

powietrza? Lub może jej wspaniały świeży zapach, który nauczył się już 
rozpoznawać? 

Siedziała  na  kamiennym  murku  tuż  obok  wejścia  do  klubu,  bujając 

długimi,  delikatnymi  nogami,  jej  ogniste  włosy  rysowały  się  na  tle 
zanikającego światła dnia. 

Milczał, stojąc na chodniku, ale spojrzenia wypełniły odległość między 

nimi. Suzy pierwsza zaczęła, pokazując niepewnie: 

— Nie podobało ci się coś w tej sesji? 
Wyglądała tak młodo w dżinsach, luźnej bluzce i bez makijażu. Chciał 

podbiec, chwycić ją w ramiona i unieść w górę. Zamiast tego uśmiechnął 
się lekko i potrząsnął głową. 

— Wyglądałaś cudownie. — Zamigał. 
— Więc dlaczego? — nalegała. — Dlaczego wyszedłeś w taki sposób? 

Tak nagle i bez słowa? 

— Jak mnie tu znalazłaś? — spytał. Podszedł wolno do miejsca, gdzie 

siedziała i ulokował się obok. 

—  To  proste.  Mike  wysłał  mnie  do  baru  Erniego,  a  on  i  taka  ładna 

blondynka  zgadli,  że  będziesz  tutaj.  —  Zaśmiała  się  i  uniosła  jedno 
ramię. — Czy to twoja przyjaciółka? 

Kevin zdumiony uniósł brwi. 
—  No  wiesz,  ta  ładna  blondynka.  Odniosłam  wrażenie,  że  zna  cię 

dobrze. — Jej ręce poruszały się wolno i uważnie. 

Uśmiechnął się. 
— To tylko Annie, jest miłym dzieckiem 
— Jak bardzo miłym? 
Obserwował,  jak  cienie  igrają  na  jej  uroczej  twarzy  i  zacisnął  pięści, 

by  nie  pozwolić  rękom  na  wędrówkę  po  jej  policzkach.  Po  chwili 
rozluźnił dłonie i wolno pokazał. 

— A wiec jak przebiegły zdjęcia? 
—  Kevin!  —  Suzy  najeżyła  się  i  podniosła  rękę,  by  odwrócić  go 

twarzą do siebie. — Wykręcasz się od wszystkich moich pytań! 

Zmusił się do skupienia na jej słowach. 
— Przepraszam. O co pytałaś? 
Potrząsnęła  głową  ze  śmiechem.  —  Dobrze,  spróbujemy  o  czymś 

innym.  Chyba  czas,  byśmy  się  lepiej  poznali.  Chciałabym  wiedzieć  o 
tobie  więcej,  Kevin,  niż  to,  co  powiedziałeś  mi  przed  przemówieniem. 
Ale na litość boską, jak doszło do tego, że kierujesz fabryką? 

Przyjrzał się jej z bliska. Miała twarz otwartą i ożywioną! To prawda, 

wiedzieli  mało  o  sobie,  ale  jak  dotąd  nie  zapadało  między  nimi 

42

RS

background image

 

 

kłopotliwe  milczenie,  którego  już  doświadczył.  Cała  Suzy  Keller  była 
niespodzianką. 

—  Dobrze,  Suzy,  skoro  o  to  prosisz.  —  Ześliznął  się  z  murku  i 

popatrzył na nią z góry. — Ale nie bez jedzenia. Zaraz przyjdę. 

Wrócił,  zanim  zdążyła  policzyć  całą  swoją  gotówkę.  Była  tym  razem 

przygotowana  na  ostrzejszą  walkę.  Przesunęła  się,  by  zrobić  miejsce  na 
opakowanie  pikantnych  krewetek  i  dwóch  zimnych  piw,  które  Kevin 
ostrożnie postawił. 

— Uff. 
Usiadł  z  powrotem  przy  niej  i  oparł  się  o  pień  drzewa,  które  było 

wystarczająco szerokie dla pleców dwojga. 

—  Teraz,  Suzy,  jesteśmy  gotowi.  —  Do  diabła,  czuł  się  tak  dobrze. 

Siedział i rozmawiał z kimś, kto chciał go słuchać. Nikomu przecież nie 
mogło  to  zaszkodzić.  Taka  niewinna,  przyjacielska  pogawędka,  nic 
ponad to. 

Suzy  otworzyła  pudełko  krewetek  i  westchnęła  z  zadowoleniem, 

wyciągając jedną. 

—  Mmm!  Czuję,  ze  twoja  opowieść  będzie  tak  dobra  jak  te 

krewetki!—Skosztowała  kawałek,  po  czym  podniosła  brwi.  —  Dobra, 
Kevin,  zaczynamy.  Opowiedz  mi  o  sobie  i  swoich  przyjaciołach 
Reedach. Lubię ich, wiesz? Długo ich znasz? 

Uśmiechnął  się  powoli,  wypił  trochę  piwa  i  rozpoczął  opowieść, 

cofając  się  do  dnia,  gdy  spotkał  Suzan  Rosten  Reed.  W  taką  podróż 
pamięcią nie zapraszał jeszcze nikogo. 

—  Przeżywałem  wtedy  ciężkie  chwile  —  powiedział.  —  Miałem 

osiemnaście  lat,  mieszkałem  na  ulicy  i  byłem  zdany  całkowicie  na 
własne siły. Logan opatrzył mi rękę, gdy zraniłem ją o szkło z wystawy. 
Suzan powstrzymała mnie od powrotu na ulicę. Dała mi pracę w swoim 
barze przekąskowym, łóżko na zapleczu i przyszłość. Nikt inny nigdy się 
o mnie nie troszczył. 

Suzy obserwowała jego  twarz, która odbijała emocje. Krewetki leżały 

zapomniane na murku. 

—  Stanowiliśmy  wtedy  szaloną  rodzinę.  Suzan  i  Logan  nie  byli 

jeszcze  małżeństwem,  gdy  ich  poznałem.  Barman  Stanley  i  kucharz 
Jerome. I Patty Lee, która pewnego dnia urodziła swoje pierwsze dziecko 
w  samym  środku  baru.  —  Literował  ich  imiona  a  oczy  błyszczały  mu 
przy tych szczęśliwych wspomnieniach. — Suzan znała język migowy, a 
inni się go uczyli, nawet jej ciotka i wuj — Blossom i Buddy. Dzielili ze 
mną  życie,  ucząc  mnie  wszystkiego,  co  wiedzieli,  pomogli  z 

43

RS

background image

 

 

zastraszonego dziecka stać się mężczyzną. Wynagrodzili mi wszystko, co 
było  przedtem.  —  Zaśmiał  się.  —  Iz  miejsca  pokochali  ciastka,  które 
robiłem w małej kuchni na zapleczu. 

— I tak narodziły się „Czekoladki Kevina"? 
—  Nie,  nie  tak  szybko.  Najpierw  sprzedawaliśmy  je  w  barze.  A 

później  bankier,  który  stołował  się  w  Oasis  zdecydował,  że  są  na  tyle 
dobre, że warto w nie zainwestować. Tak też zrobił, wespół z Loganem, 
Suzan i resztą. 

— I doszedłeś do tego, zrobiłeś to wszystko... z niczego? 
Kevin!  —  Wydawało  się,  że  zaraz  zarzuci  mu  ręce  na  szyję, 

powstrzymał ją więc. 

— Zaraz, poczekaj! Miło być Supermanem w twoich oczach, Suzy, ale 

naprawdę  nim  nie  jestem  Potrzeba  było  ciężkiej  pracy  i  dobrych 
przyjaciół.  Bez  nich  nadal  wybijałbym  ludziom  szyby.  Nadal 
pęczniałbym od gniewu, brnął w... 

—  Może  tak,  a  może  nie.  Dla  mnie  jesteś  nadzwyczajny  i  nigdy  nie 

zmienię zdania. — Oczy miała okrągłe jak spodki, gdy wpatrywała się w 
niego. Głos stał się miękki. — Kevin? 

— Tak, Suzy. 
—  Twoja  głuchota...  czy  to  od  urodzenia?  Potrząsnął  głową  i  w 

pamięci mignął ból. 

— Miałem  pięć  lat  To  był  wypadek.  Mama  nie  była mężatką.  Myślę, 

że  była  nieszczęśliwa  i  przeżywała  ciężkie  chwile.  Pewnego  dnia 
wyleciała samochodem z mostu. 

— Och, Kevin...! — Podniosła ręce do ust 
— Zginęła. Miałem obrażenia głowy. I tak już zostało. Głuchota. 
Dotknął ucha, po czym zaplótł ręce. Jego znaki były krótkie i urywane. 

Pełne  bólu.  Suzy  oparła  się,  kładąc  głowę  pomiędzy  jego  policzkiem  i 
ramieniem. 

Kevin  spiął  się,  potem  powoli  odetchnął  i  próbował  uspokoić  bicie 

serca. Ręka nie mogła powędrować gdzie indziej, niż w poprzek pleców 
dziewczyny; lekko przycisnął ją do siebie. 

Gdy  ich  serca  zwolniły  szaleńczy  rytm,  Suzy  spojrzała  na  niego 

ponownie. 

To znaczy, że słyszałeś... 
— Tak. Kiedyś, bardzo dawno temu. 
— I nic nie można zrobić? 

44

RS

background image

 

 

—  Nie,  zostały  uszkodzone  nerwy.  Nawet  gdyby  tak  nie  było,  nie 

miałem wtedy nikogo. Byłem na ulicy i w kilku przybranych domach, ale 
ci rodzice nie walczyli z moim upośledzeniem. 

—  Nie  musieli  tego  znosić.  Ale  co  z  tobą?  —  Nagły  gniew  na  ludzi, 

których  nawet  nie  znała,  eksplodował  w  Suzy.  Jej  delikatne  ciało 
zadrżało w objęciach Kevina. 

— Takie jest życie, Suzy.— Wzruszył ramionami i mocniej ścisnął jej 

rękę. 

— To nieludzkie. 
— Cóż, grunt, że przeżyłem. 
Spojrzała w górę na ukochaną, przystojną twarz. 
— To musiało być straszne. — Otarła włosami o policzek i przywarła 

do niego ciaśniej, znów czując szybkie bicie serca. 

— Straszne było to, że nie miałem nikogo, kto by mnie zmobilizował i 

pomógł  odzyskać  świat,  do  którego  się  rwałem.  Nie  potrafiłem  zrobić 
tego sam. 

— Nie, nie mógłbyś —  Suzy mruknęła cicho. Kevin poczuł jej słowa 

jako ciepły oddech na szyi. 

—  Miałem  żal  do  całego  świata.  Przestałem  się  odzywać  i  myślę,  że 

wszystkim sprawiło to ulgę. 

—  Byłeś  tak  samotny  —  szepnęła  i  pomyślała  o  swojej  rodzinie,  o 

bezpiecznym życiu, o wypełnionym bez granic miłością domu, w którym 
dorastała.  Poczuła  ucisk  w  gardle  i  gorące  łzy  zbierające  się  pod 
powiekami. 

— Hej, nie płacz. — Pokazał i potarł jej policzek palcami. — Proszę, 

już po wszystkim. To było dawno. 

—  Ale  to  takie  niesprawiedliwe.  Nic  nie  miałeś.  Nikogo.  A  ja  przez 

cały czas rosłam we wspaniałej rodzinie, pięknym domu i... 

— To dobrze. Nie mógłbym znieść myśli, że byłaś nieszczęśliwa. Lub 

zastraszona.  —  Położył  dłoń  na  policzku  Suzy  i  przyciągnął  jej  głowę. 
Uśmiechając  się  pocałował  ją  w  czubek  nosa.—Wystarczy  tych 
rzewnych historii. Opowiedz o swojej rodzinie. Wydają się... być mili. 

Zmarszczyła  brwi  na  wspomnienie  jego  dzieciństwa,  a  potem  sceny 

podczas przyjęcia. Przytaknęła żarliwie. 

— Są mili, Kevin. Mam nadzieję, że dasz im szansę, by to udowodnili. 
Potrząsnął głową, zaciskając usta w prostą linię. — Nie muszą niczego 

udowadniać... 

— Och, muszą! Są uparci i konserwatywni,  ale również bardzo mili i 

kochający. 

45

RS

background image

 

 

—  I  bardzo dumni  ze  swej  córki.  I  przejęci  jej karierą. Suzy  widziała 

zrozumienie w jego oczach, ale przeczuwała również istnienie bólu. 

— Tak, wiem, wiem. — Oddała uśmiech. — Są też przezorni. Myślą, 

że każdy mężczyzna to zagrożenie dla mojej kariery. 

— Każdy? 
—  Och,  tak!  Mama  wykazuje  dużą  pomysłowość  w  udowadnianiu 

mężczyznom,  że  nie  będę  dobrą  partią.—Zaśmiała  się.  —  Ale  taka 
właśnie  jest.  Ma  serce  na  właściwym  miejscu,  tylko  czasem  trudno 
zrozumieć  jej  dumę.  Wiesz,  że  nazwała  mnie  na  cześć  tej  słynnej 
modelki? Miałam dziesięć minut, a już zaplanowali mi życie! 

Kevin  uśmiechnął  się;  słuchał  tylko  .jednym  uchem",  a  myślał  o 

dwóch  wypowiedzianych  przez  nią  słowach.  „Każdy  mężczyzna"  był 
groźny, a co dopiero głuchy mężczyzna! Przyglądał się uroczej twarzy i 
długim,  wdzięcznym  palcom  przekazującym  słowa  i  zmusił  się  do 
skupienia. 

—  To  prawda.  Dano  mi  imię  na  cześć  Suzy  Parker.  Słyszałam  o  niej 

od momentu, gdy zaczęłam chodzić. 

— Jesteś w każdym calu tak doskonała i piękna jak ona. 
—  Ha!  —  Suzy  podniosła  ręce  w  powietrze.  —  Jeszcze  jeden.  — 

Spoważniała. — Nie, nigdy nie będę drugą Suzy Parker. 

— Kim więc będziesz? — spytał łagodnie. 
Przekrzywiła głowę i popatrzyła ponad jego ramieniem na pojawiające 

się w oddali gwiazdy.  

— Jeszcze nie wiem Rzeczywiście, chcę odnieść sukces jako modelka; 

to nie tylko marzenie rodziców. Ale nie wiem, co dalej, dokąd ma mnie 
to zaprowadzić. 

—  Myślę,  że  doprowadzi  cię  to  daleko.  Możesz  stać  się  słynną 

międzynarodową pięknością. 

— Może... — To wszystko, co powiedziała, patrząc przy rym głęboko 

w jego ciemne oczy. 

Poruszył rękoma zadowolony, że nie musi mówić, czuł bowiem nagły 

ucisk w gardle. 

—  To,  co  robisz,  to  tylko  wstęp.  Kampania  ciastkowa  umożliwi  ci 

karierę w kraju. Prasa. Telewizja. 

Przytakiwała,  a  kuszący  uśmiech  jaśniał  na  jej  twarzy.  —Tak,  panie 

Ross, spodziewam się wiele po tej kampanii. 

—  Jedna  smukła  ręka  spoczęła  pewnie  na  jego  udzie.  Kevin  poczuł 

ognisty dreszcz, promieniujący z lędźwi... 

— Suzy, ja... 

46

RS

background image

 

 

—  Tak?  —  Odrzuciła  głowę  w  tył,  palce  krążyły  powoli  po 

drelichowych  spodniach.  Mocniejszy  powiew  wiatru  przeleciał  obok 
niezauważony. 

—  Ja...  —  Jego  ręka  jeszcze  chwilę  wisiała  w  powietrzu,  palce 

wykonywały  pojedyncze  ruchy.  Czuł  ciepło  jej  piersi  na  odległość 
szeptu. Sztywność ręki minęła i automatycznie opuścił ją na jej ramię, po 
czym  wplątał  w  jedwabiste  fale  włosów.  Biorąc  ją  drugą  ręką za  brodę, 
zajrzał głęboko w szmaragdowe oczy, które nie otworzyły się na tyle, by 
wypuścić spoczywające w nich wyznanie. 

Powoli i nieubłaganie usta Kevina przybliżały się, by spotkać Suzy w 

pocałunku, tak przez nią oczekiwanym. 

„To musi być sen — mówił Kevinowi wewnętrzny głos. 
—  Nie  rób  tego..."  Ale  przyjemność  rozlewająca  się  po  jego 

spragnionym  ciele  podsuwała  mu  co  innego.  Gorący  dotyk  jej  warg  byl 
przecież realny. Wpierw delikatnie, później ze wzrastającą namiętnością, 
której nie mógł dłużej powstrzymywać, kosztował słodycz jej ust Zmysły 
miał  otumanione  jej  świeżym,  odurzającym  zapachem,  ciepłem  bijącym 
z ich ciał, nieruchomością ciemnej, letniej nocy. Język podróżował po jej 
wargach, by po chwili wśliznąć się do środka. Chciwie spijał miód, który 
oczekiwał tam na niego. 

Suzy  zabrakło  tchu.  Gdy  otworzyła  oczy,  świat  nadal  trwał 

nieruchomy,  a  niebiańska  ciemność  nie  zniknęła.  Łapiąc  powietrze, 
przylgnęła silniej do Kevina, ocierając piersiami o jego tors, ręce błądziły 
po jego szerokich ramionach, by wplątać się w gęstwinę włosów. 

—  Och,  Kevin!  —  zamruczała,  ponownie  pragnąc  jego  ust  i  oddając 

gorący, zmysłowy pocałunek. 

Siedzieli  przytuleni  do  siebie  na  starym  murku.  Zakochani,  nie 

zwracający  uwagi  na  świat  wokoło,  badacze  odkrywający  swoje  ciała. 
Ręka  Kevina  osuwała  się,  aż  palce  dotknęły  pełnego  luku  jej  piersi  i 
przez chwilę bawił się myślą, co znajduje się pod jego dłonią. Powoli, jak 
we  śnie przesuwał  ją  po  idealnych  kształtach ciała  okrytych  bawełnianą 
koszulką,  dopóki  szept  wychodzący  z  jej  ust  nie  owiał  mu  policzka 
niczym letni wietrzyk. 

— Kevin... — Nawijała jego włosy na palec. 
Całował  jej  usta,  czując  dzikie  bicie  serca  Suzy  tuż  obok  i  ciało  jego 

tętniło ognistą rozkoszą. 

Dziewczyna  cofnęła  twarz  o  cal,  by  położyć  mu  dłoń  na  wargach. 

Patrząc na niego, badała palcem linię jego  rozkosznych ust uśmiechnęła 
się,  gdy  żartobliwie  przygryzł  jej  paznokieć.  Było  im  dobrze  razem... 

47

RS

background image

 

 

Marząco  przymknęła  oczy,  gęste  rzęsy  rzucały  cień  na  zaróżowione 
policzki. 

Ucałował  powieki  Suzy,  po  czym  ukrył  twarz  w  jej  włosach,  czuła 

ciepły oddech na szyi. Z wielkim wysiłkiem cofnął głowę. 

— Co my najlepszego robimy? — zapytał. 
Spojrzała  z  miłością  w  jego  oczy.  —  Co  najlepszego  robimy?  — 

powtórzyła bezgłośnie. Uniosła dłoń i wskazała palcem. — Ty... mnie... 

Kevin  wpatrywał  się  w  jej  rękę.  Jak  zwykłe  znaki  mogły  być  tak 

podniecające?  Ale  cała  Suzy  była  taka  —  kusząca,  zmysłowa  i 
pociągająca. Odetchnął głęboko i cofnął się odrobinę. Suzy najwyraźniej 
nie zamierzała przerwać tej zabawy. 

— Suzy... 
— Tak, Kevin? — Przysunęła się jeszcze bliżej. 
Kevin  wciągnął  powietrze  przez  zaciśnięte  zęby.  Walczył  z 

ogarniającą  go  pokusą,  by  zeskoczyć  z  murka  i  zanieść  ją  przez  noc  do 
swojej sypialni. Każdy rozdygotany nerw jego ciała tego pragnął. Ale co 
potem?  Pójdą  do  łóżka?  Będą  mieli  krótki  gorący  romans  w  czasie 
trwania kampanii, a potem, co jest nieuniknione, gdy będzie chciała dalej 
robić karierę, uścisną sobie ręce i do widzenia? 

Nie,  tak  nie  mogło  być  w  przypadku  Suzy,  wiedział  o  tym.  Stała  się 

częścią jego życia i nie będzie umiał jej zapomnieć. Ale wiedział równie 
dobrze, że nigdy  nie  będą  stanowić  całości.  Suzy Keller zasłużyła  sobie 
na coś więcej niż na głuchego ciastkarza. 

Żadna z tych konkluzji nie przyszła mu łatwo. Wszystkie wbijały ostre, 

bolesne zadry w samo serce. Suzy nie pasowała do niego. Do jego życia. 
Nie Suzy Keller... 

Odsunął się i postawił między nimi pudełko krewetek. Jednym palcem 

uniósł jej brodę i przez chwilę rozkoszował się blaskiem szmaragdowych 
oczu, zaraz jednak odwrócił wzrok. 

— Suzy, proszę, jedz krewetki. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

48

RS

background image

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

49

RS

background image

 

 

Rozdział 5 

 
To  nie  pikantne  krewetki  z  piątkowego  wieczoru  na  murku 

wspominała Suzy, pozując przed skrupulatnym Edwardem, lub też stojąc 
pod chłoszczącymi biczami prysznica. Myślała wtedy o Kevinie. Zawsze 
o  nim.  Wiedziała,  że  musi  przedrzeć  się  przez  pancerz,  którym  się 
otoczył. 

Przyprzeć  go  do  muru  w  doku  ładowniczym?  Wysłać  mu  podarunek 

od  skrytej  wielbicielki?  Być  bardziej  stanowczą?  Suzy  szukała 
najlepszego wyjścia, wkraczając tanecznym krokiem do magazynu kilka 
dni później. 

—  Cześć,  Etnei!  —  rzekła,  wchodząc  do  pokoju  sekretarki  i 

zatrzymując się obok zawalonego papierami biurka. 

— Czy Kevin jest zajęty? Nie chciałabym przeszkadzać. 
— Och, zajęty i to jak! On i Mike ślęczą nad planami. 
—  Uniosła  ręce  w  powietrze.  —  Zaczyna  tu  być  gorąco.  Telefony 

dzwonią jak opętane — ci z gazet, radia... 

Suzy zaśmiała się. 
— Cudownie, prawda? 
—  Strasznie,  nawet  w  najśmielszych  marzeniach  nie  przypuszczałam, 

że do tego dojdzie. 

Suzy żartobliwie pogroziła jej palcem. 
—  Jak  mogłaś  wątpić  w  Kevina,  Ethel.  Ten  człowiek  potrafiłby 

chodzić po wodzie, poruszać góry! 

Ethel zaśmiała się, widząc nie słabnący entuzjazm na twarzy Suzy. 
— Ty również byś potrafiła, kochanie! 
—  Tak  myślisz,  Ethel?  —  Suzy  ściszyła  głos  i  szepnęła 

konfidencjonalnie.—Myślisz, że poruszę serce Kevina Rossa? 

Na  widok  seksownego  uśmiechu,  który  rozjaśnił  twarz  Suzy,  Ethel 

powiedziała: 

— Jeśli ktokolwiek  to  potrafi,  to  tylko  ty.  Wejdź do  niego,  na pewno 

się ucieszy. 

Suzy z uśmiechem pomaszerowała do biura. Pchnęła drzwi i zawołała: 
— Witam wszystkich! 
Kevin  stał  tyłem  i  tylko  Mike  podniósł  głowę  znad  stołu,  gdzie 

studiowali ogromne arkusze. 

— Suzy! Dzień dobry. 
Położyła  palec  na  ustach  i  podeszła  do  krzesła  Kevina.  Mike 

przypatrywał się z uśmiechem, jak nachyla się i zasłania Kevinowi oczy. 

50

RS

background image

 

 

Przykrył  jej  ręce  dłonią.  To  nie  była  niespodzianka.  Suzy  w  żaden 

sposób  nie  mogła  ukryć  przed  nim  swojej  obecności.  Wiedział 
instynktownie, kiedy weszła do pokoju. Poczuł, że to ona, zanim jeszcze 
Mike  ją  usłyszał.  Każdy  cal  jego  ciała  reagował  na  elektryczne  iskry  w 
powietrzu. Opuścił ręce i przesunął ją bardziej w bok. 

Przechyliła się przez poręcz krzesła i zaśmiała. 
—  Cześć!  Pomyślałam  sobie,  że  sprawdzę  was,  czy  rzeczywiście  tak 

ciężko pracujecie. No i zobaczę, czy nie jestem potrzebna... 

Kevin  zesztywniał,  czując  znane  mu,  budzące  się  ponownie  uczucia. 

Czy była potrzebna? Gdyby tylko wiedziała! 

—  Masz  niesamowite  wyczucie  —  odpowiedział  Mike.  —  Właśnie 

oglądamy  twoje  zdjęcia  z  pierwszej  sesji.  —  Zebrał  je  ze  stołu  i  podał 
dziewczynie. 

Zanim wzięła fotografie do ręki, zerknęła na Kevina. 
—  Są  świetne.  —  Pokazał,  zdziwiony  nagłym  przestrachem  w  jej 

oczach. 

Opadła na krzesło i uważnie przejrzała wszystkie. 
—  Tak,  niezłe  —  przyznała.  —  Ale  myślę,  że  te  wczorajsze  nie 

zaplanowane  —  to  będzie  bomba.  Kevin,  pomysł  z  czapką  kuchmistrza 
był  genialny.  I  zdjęcia  nad  piekarnikiem!  Unoszące  się  wokół  obłoki 
mąki...  A  piekarze!  Naprawdę  świetni,  mógłbyś  pomyśleć,  Ze  lepią 
swoje życie, a nie ciastka. 

Kevin  zaśmiał  się,  chłonąc  promieniującą  z  niej  energię  tak  silną,  że 

mogłaby stopić żelazo. 

— Oczarowałaś ich. 
To  Suzy  wpadła  na  pomysł  zrobienia  sesji  w  kuchni.  Przywdziała 

obcisłe  dżinsy  i  jasnozieloną  firmową  koszulkę  „Czekoladek  Kevina"  i 
zdobyła  sobie  serca  wszystkich  pracowników  i  fotografów.  Nawet 
zawzięty Harry Wilson, szef kuchni, uśmiechnął się półgębkiem i zrobił 
sobie zdjęcie z Suzy zjadającą ciastko prosto z łyżki z długą rączką. 

Któż  potrafił  się  jej  oprzeć?  Kręciła  się  codziennie  po  fabryce, 

powiewając  długimi  włosami,  tańczyła  po  hallu,  kuchni  i  pakowalni,  z 
każdym  wymieniła  choć  słowo.  Była  jak  jasny  płomień,  do  którego 
ludzie  lgnęli  jak  ćmy  do  światła.  Trzymanie  jej  na  dystans  było  tak 
trudne,  jak  nie  myślenie  o  niej.  Była  najbardziej  rozemocjonowaną 
kobietą,  jaką  spotkał,  zawsze  dotykała  jego  ramienia,  ściskała  go, 
opierała dłoń o jego udo w czasie rozmowy. Mógł oszukiwać się, że to z 
powodu  upalnego  sierpnia,  ale  to  przez  Suzy  Keller  musiał  brać  zimny 
prysznic pięć razy dziennie. 

51

RS

background image

 

 

Jak zwykle wzruszył ramionami. 
— Cieszę się, że jesteś zadowolona. 
— A teraz — Suzy kontynuowała — mamy przed sobą długi weekend 

i  możecie  szczegółowo  zapoznać  mnie  z  pracą  w  fabryce.  — 
Uśmiechnęła się i śmiało spojrzała Kevinowi prosto w twarz. 

Mike zachichotał. 
— Beze mnie. Spędzam weekend nad jeziorem z piękną brunetką. Nie 

bierzemy ze sobą żadnej książki, planów, a nawet ciastka! 

— Mike! — skarciła go Suzy. — A gdzie twoje poświęcenie?  
—  Czeka  na  mnie  w  mieszkaniu.  —  Puścił  do  nich  oko  i  zniknął  w 

drzwiach. 

Suzy zwróciła się do Kevina. 
— A ty co powiesz, szefie? Będziesz miał trochę wolnego czasu? 
Kevin przechylił się na krześle, uważnie ją obserwując. Co ona z nim 

robiła?  —  Właściwie  —  pokazał  —  czeka  mnie  pracowity  weekend. 
Jutro mam spotkanie z inwestorami... później piknik... 

— Piknik? — Rozpromieniła się. — Uwielbiam pikniki ! 
Zakasłał lekko. Cóż mógł powiedzieć mężczyzna w takiej sytuacji. 
— Chciałabyś pójść ze mną? 
—  Z  chęcią!  Dzięki,  Kevin!  —  Nachyliła  się  i  uściskała  go  z 

entuzjazmem. — Kto, gdzie, kiedy? 

—  To  coroczne  spotkanie  naszego  „zespołu",  poczynając  od 

pomocników z baru Susan, a na moich pracownikach kończąc. W domu 
Susan  i  Logana,  bo  tam  jest  dużo  miejsca.  Będą  wszyscy  nasi  starzy 
znajomi z dzieciakami, psami i tym podobnymi... 

—  To  brzmi  wspaniale!  Przyniosę  ciasto  czekoladowe.  Zadzwonię 

wieczorem  do  Susan  i  zapytam,  co  jeszcze  będzie  potrzebne.  I  wezmę 
swój strój do piłki nożnej, i... 

— Ty i piłka nożna? 
Stała z dłońmi na biodrach, przybierając pozycję obronną. 
— Tak, ja! Coś nie tak, Ross? Jestem świetnym lewo-skrzydłowym! 
Pokiwał sceptycznie głową. 
— Uwierzę, jak zobaczę! 
— Bardzo proszę! — Uścisnęła go jeszcze raz i zniknęła. 
—  Och,  Suzy..!  —  Znaki  były  przeciągłe  i  powolne  jak  gwizd 

podziwu.  —  Czym  byłaby  drużyna  K.C.Chiefs,  gdyby  mieli  eie  w 
składzie? 

Suzy  wskoczyła  do  ciężarówki  ozdobionej  z  obu  stron  napisem 

„Czekoladki Kevina" i zaśmiała się lekko. 

52

RS

background image

 

 

—  Jak  to  kim?  Mistrzami!  —  Zerknęła  na  błękitny  dres,  który  ściśle 

przylegał do jej ciała. — Dostałam do kiedyś od szkolnego trenera. Miły 
facet był z niego. 

Śmiech Kevina wypełnił wnętrze ciężarówki. 
— Z pewnością! 
— Dobrze szefie, gdzie mieszkają Susan i Logan? 
—  Niedaleko.  —  Samochód  ruszył  i  skierowali  się  na  południe. 

Przekroczyli granicę Kansas City. Wkrótce zostawili w tyle miasto i jego 
przedmieścia, jechali autostradą, po drodze na tle czystego błękitu nieba 
migały pola i rozsiane z rzadka domy. 

—  Wiejskie  widoki  —  zachwycała  się  Suzy.  Dotknęła  ramienia 

Kevina, po czym, gdy już spojrzał na nią, powtórzyła zdanie. 

Przytaknął, wyjaśniając jedną ręką. 
—  Przeprowadzili  się  tu,  gdy  Susan  urodziła  bliźniaki.  Logan  jest 

lekarzem i ma stąd dość daleko do szpitala, ale oboje kochają ciszę. 

Suzy zastanowiła się nad jego słowami.  Kochają ciszę. Kevin jest nią 

otoczony przez większość życia. Co on myśli o ciszy i spokoju? Co sądzi 
o ich związku? Co o niej? Zielone pola przemknęły nie zauważone. Suzy 
była pogrążona w rozmyślaniach o nagłym uczuciu, które ten ciemnooki, 
przystojny mężczyzna w niej rozbudził. 

Pół  godziny  później  Kevin  skręcił  z  autostrady  w  białą,  zrobioną  z 

palików  bramę  i  podjechał  długą,  krętą  drogą  do  dwupiętrowego  domu, 
zbudowanego bez  wyraźnej  koncepcji,  ale  za  to tryskającego  kolorami  i 
wypełnionego 

ludźmi. 

Zaparkował 

ciężarówkę 

obok 

szpaleru 

samochodów i zwrócił się twarzą do Suzy. 

— Gotowa? — zapytał. Podniosła brwi. 
— Jasne. Będzie cudownie! 
—  Świetnie.  Ale  zupełnie  inaczej  niż  w  czasie  spotkań  w  interesach. 

Sami  przyjaciele  i  rodzina.  —  Potarł  ręką  szczękę.  Nie  był  pewien,  czy 
on  jest  gotów!  Interesy  były  przynajmniej  bezpiecznym  gruntem. 
Neutralnym. A tutaj... 

—Wiem,  że  będzie  inaczej  —  powtórzyła  Suzy.  Zaśmiała  się, 

potrząsając głową jak rozbrykany źrebak. — Znam już Susan i Logana z 
przyjęcia. Poza tym... — Ścisnęła jego udo w sposób, który spowodował 
szybszy napływ krwi. — Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi. 

— Suzy! — Obok ciężarówki pojawiła się Susan i otworzyła drzwi. — 

Witamy w naszym domu. Tak się cieszymy, że mogłaś przyjechać. 

Suzy  zeskoczyła  z  samochodu,  trzymając  w  rękach  pokaźne  pudło  i 

omal nie straciła równowagi. 

53

RS

background image

 

 

—  Dziękuję,  Susan.  Weź  ode  mnie  ciasto.  Mieszkacie  w  pięknym 

miejscu. 

Susan rozpromieniła się. 
— To po prostu dom. 
— Dla nas wszystkich — dodał Kevin i uśmiech Susan stał się szerszy 

na ten komplement 

— Suzy, kochanie! 
Suzy  błyskawicznie  obejrzała  się,  prawie  wypuszczając  z  rąk 

czekoladowe ciasto. 

— Mamo! 
Bea  Keller  podeszła  do  nich,  jej  dłonie  wędrowały  w  dół  i  w  górę 

wzdłuż spodni. 

—  Niespodzianka,  kochanie!  Tata  i  Nikki  też  tu  są.  —  Bea  uścisnęła 

córkę, która wciąż wyglądała na zaskoczoną. 

— Może  jeszcze babcia  Ruth  z  Escanaby?—  zażartowała  z  rosnącym 

zdumieniem. 

—To  była  decyzja  chwili  —  wyjaśniła  Susan.  —  Logan  wpadł  na 

twojego ojca na przyjęciu i pomyśleliśmy, że byłoby miło... 

—  Susan  jest wspaniała!  —  Mówiąc  to  Bea  powoli odwracała  się,  aż 

stanęła twarzą w twarz z Kevinem. 

Suzy  obserwowała,  jak  uśmiech  tkwi  nieruchomo  na  ustach  matki, 

jakby bała się, że za chwilę zniknie on z jej warg. Ale gdy Bea odezwała 
się, jej głos zabrzmiał naturalnie. 

—  Logan  był  tak  uprzejmy  i  zaprosił  nas,  pomyślałam  więc... 

zdecydowaliśmy, że będzie to dobra okazja, by poznać cię bliżej, Kevin, 
podobnie jak Reedów. 

Zaskoczenie Suzy przeszło w pełen miłości uśmiech. 
— To świetny pomysł,  mamo.  —  Przenosiła wzrok  z Kevina  na  Beę, 

po  czym  złożyła  ciasto  w  rękach  matki...  —  Na  początku  może  Kevin 
zaprowadzi cię do kuchni. — Uśmiechnęła się i lekko ją pchnęła. 

Kevin  z  uśmiechem  podszedł  i  wziął  ciasto.  Suzy  zauważyła  z 

zadowoleniem,  że  matka  zaakceptowała  uśmiech,  który  przyśpieszył 
bicie jej serca. 

Wskazał  na  wejście.  Bea  z  wahaniem  skinęła  głową  i  dostosowała  do 

niego swój krok. 

— Suzy — zaczęła Susan, gdy oboje zniknęli z pola widzenia — czuj 

się  jak  u  siebie  w  domu.  To  miejsce  jest  teraz  twoje.  Mamy  tu  staw, 
konie, co tylko chcesz. 

Suzy uśmiechnęła się, ale jej oczy błądziły w poszukiwaniu Kevina. 

54

RS

background image

 

 

Susan  podążyła  za  jej  spojrzeniem.  Zdała  sobie  sprawę,  że  wszystko, 

czego pragnęła Suzy to Kevin. Powiedziała do niej miękko: 

—  Naprawdę  się  cieszymy,  że  Kevin  cię  przyprowadził.  Jest  dla  nas 

kimś specjalnym, wiesz chyba. 

Suzy właściwie odczytała te słowa. Kimś specjalnym. Dbamy o niego. 

Nie zrań go! 

—  Dla  mnie  też  jest  wyjątkowy,  Susan.  Naprawdę.  Myślę,  że  to 

najbardziej intrygujący i cudowny mężczyzna, jakiego spotkałam. 

Suzan  zauważyła  błysk  w  jej  oczach  i  wróciła  myślą  do  czasów,  gdy 

była  po  uszy  zakochana  w  Loganie  Reed.  „Czy  wyglądałam  tak  samo? 
—  zastanawiała  się.—  Łagodnie,  ale  twarz  lekko  zachmurzona?"  Takie 
bowiem  odniosła  wrażenie,  patrząc  na  Suzy  Keller.  Była  po  uszy 
zakochana w Kevinie. 

— Cieszę się, że go lubisz. Będzie się wam dobrze pracowało. 

Śmiech Suzy przerwał na chwilę tę grę. 
—  Tak.  Bardzo  dobrze.  —  Spoważniała  i  spojrzała  na  Susan.  — 

Wiem, jak wiele Kevin dla was znaczy. I ile wy dla niego. Wspominał mi 
trochę o swojej przeszłości... 

Ciemne  brwi  Susan  podniosły  się  w  zdziwieniu,  ale  nic  nie 

powiedziała.  Wiedziała,  że  mówienie  o  przeszłości  nie  przychodziło 
Kevinowi z łatwością. 

—  Nie  znasz  mnie  może  najlepiej,  ale  jesteś  wrażliwą  kobietą  i 

musiałaś  zauważyć,  że  szaleję  za  Kevinem  i  to  nie  dlatego,  że  jego 
nazwisko widnieje na czeku, którym mi płacą. 

Dźwięczny  śmiech  Susan  złagodził  napięcie.  Wzięła  rudowłosą 

kobietę pod ramię. 

— Lubię cię, Suzy. Dobrze się rozumiemy. 
Suzy uśmiechnęła się, ale nagły niepokój szarpnął jej sercem. 
— Widzę, że jest jakieś „ale"? Susan uważnie dobierała słowa. 
—  Tak,  Suzy.  Chyba  tak.  Wiele  kobiet  kochało  się  w  Kevinie.  I 

wszystkie  przyjmowały  to,  co  chciał  im  oferować  —  krótki,  gorący 
romans. Tak było zawsze. Oboje to akceptowali. 

Suzy słuchała uważnie ze spojrzeniem utkwionym w samotne drzewo 

rosnące w oddali. 

— Wydaje mi się, że ty nie jesteś osobą, która by się na to zgodziła. 
Suzy potrząsnęła głową i rude włosy zabłysły w słońcu. Krótki, gorący 

romans?  Co  to  miało  znaczyć?  I  jak,  na  Boga,  ktoś  kto  zbliżył  się  do 
Kevina Rossa, mógł go potem opuścić? 

55

RS

background image

 

 

I  wtedy  właśnie  nadbiegła  energiczna  mieszanina  ciemnych  loków 

Susan i błękitnych oczu Logana, zwalniając Suzy od odpowiedzi. 

—  Daniel!  —  zawołała  Susan  z  uśmiechem  i  przedstawiła  Suzy 

jednego  z  sześcioletnich  bliźniaków.  Trójka  młodszych  Reedów  biegała 
gdzieś, a maluch ciągle jeszcze spał. Oprócz tego było tu czworo dzieci 
Patty Lee i kilkoro siostry Logana, oczywiście ze swoimi rodzicami oraz 
wielu  przyjaciół.  Susan  dodała  jeszcze,  że  jej  ciotka  i  wuj,  jak  też 
teściowie pokażą się wcześniej lub później. 

— Uuu! — Zaśmiała się Suzy, wchodząc za gospodynią na ganek. — 

Kevin nie przesadzał, nazywając to zjazdem rodzinnym. 

Południe  upłynęło  na  wyścigach,  grze  w  siatkówkę  i  spacerach  nad 

stawem. Dla Suzy jednak najważniejszy był Kevin. 

Siedziała  właśnie  na  brzegu  ławki  z  brodą  opartą  na  kolanach  i 

obserwowała  z  przyjemnością,  jak  zakłada  przynętę  na  wędkę  Daniela. 
Widać  było,  że  mały  uwielbia  go.  Po  chwili  spławik  drgnął  i  krzyk 
chłopca rozciął powietrze. Kevin pochylił się i pokierował jego małą ręką 
nakręcającą kołowrotek i wyciągnął trzepoczącą się rybę. 

—  Udało  się,  wujku!  —  piszczał  Daniel,  podskakując  do  góry  z 

radości.  

Kevin  ostrożnie  zdjął  rybę  z  haczyka  i  wrzucił  do  siatki.  Wziął 

triumfującego  rybaka  „na  barana"  i  przedefilował  z  nim  i  ze  zdobyczą 
przed Suzy, której twarz rozjaśnił uśmiech. 

— Jesteście wspaniali, panowie! 
— No pewnie! — zgodził się Daniel. — Jesteśmy! — Objął Kevina za 

szyję i skierowali się w stronę siedzących na ocienionej werandzie gości. 

— Teraz footbal, Kevin! — prosił dziesięcioletni syn Patty Lee, Jerry. 

— Chodźcie, chłopaki! 

Zanim  Kevin  zdołał  złapać  oddech,  dzieci  zebrały  się  na  szerokim 

trawniku przed domem. 

— Masz  szansę  zabłysnąć,  Suzy.  —  Pokazał Kevin  nad ich  głowami. 

— Chodź do nas! 

—  Nie  ma  sprawy!  —  Suzy  już  biegła  na  boisko,  a  za  nią  kilkoro 

innych dorosłych. 

Dzieci  wybrały  Kevina  i  Suzy  na  kapitanów  przeciwnych  drużyn, 

rozdzieliły się i odgwizdały początek meczu. 

—  Okay,  Ross!  —  zawołała  Suzy.  —  Teraz  dostaniesz  za  swoje!  — 

Przycisnęła  piłkę  do  piersi  i  ściągnęła  brwi,  uśmiech  nie  schodził  jej  z 
twarzy. 

56

RS

background image

 

 

Kevin  odwrócił  głowę,  by  zmobilizować  swoją  drużynę,  ale  przed 

oczami  miał  rozkoszny  obraz  Suzy  w  błękitnym  dresie,  ze  stopami 
ukrytymi  w  trawie,  piegami  błyszczącymi  w  słońcu,  gdy  pochylała  swe 
piękne  ciało  gotowe  do  ataku.  Gra  rozpoczęła  się  i  z  nie  słabnącą 
przyjemnością  patrzył,  jak  biegła  na  długich  nogach,  z  piersiami 
poruszającymi  się  pod  koszulką,  świeża,  pełna  energii  i  porywająca... 
Grupka dzieci wydała z siebie bojowy okrzyk i rzuciła się do obrony. 

Z  chwilą,  gdy  jego  ręka  musnęła  Suzy,  Kevin  poczuł,  że  jest  w 

kłopotliwej  sytuacji.  Przewrócił  ją  na  ziemię,  obejmując  w  pasie  i 
zacisnął ręce na piłce. Czuł gwałtowne bicie jej serca pod koszulką, czuł 
jej  śmiech  łaskoczący  go  w  policzki  i  szyję,  nawet  dokładny  kształt 
zmysłowych,  pełnych  piersi  pod  swą  ręką.  Chciał  przygwoździć  ją 
swoim ciałem, trwając tak blisko niej na wieki. 

—  Uff!  —  Odepchnęła  go  z  impetem,  rzuciła piłkę prosto w  ramiona 

czekającego  Jerriego  i  podskoczyła  z  radości,  uśmiechem  osładzając 
Kevinowi jego porażkę. 

— A masz! — krzyknęła wesoło i odbiegła. 
Kevin  szybko  wstał,  dopingowany  przez  biegające  i  wrzeszczące 

dzieciaki.  Szeroki  uśmiech  na  jego  twarzy  i  błyszczące  oczy  upewniły 
drużynę, że nie zawiedzie jej. Skoczył i zaatakował Jerriego, podał piłkę 
do  Patty  Lee  i  cały  jego  zespół  przewalił  się  na  drugą  połowę  boiska. 
Przebił się przez unoszący się w powietrzu kurz i trawę, i przyjął podanie 
od Patty. 

Z  wyzwaniem  w  oczach  biegł  prosto  na  Suzy,  mocno  przyciskając 

piłkę do ciała. 

—  Zabiorę  ci  ją,  Kevin!  —  zawołała  radośnie  i  ruszyła  pełną  parą 

prosto na niego. Skacząc z rozpędu, obaliła go na ziemię. 

W ciągu kilku chwil, które dla obojga ciągnęły się w nieskończoność, 

ich ciała napierały  na  siebie  wszystkimi  mięśniami z  olbrzymią  energią. 
Czuła  uderzający  w  nozdrza  zapach  trawy,  letniego  słońca  i  ziemi, 
przemieszany z silnym piżmowym zapachem mężczyzny. Owioną! ją jak 
opium i poczuła gwałtownie wzrastające pożądanie. Każdy nerw wysyłał 
sygnał do mózgu i po chwili jej ciało zaczęło drżeć. 

— Suzy, dalej ! — Zadzwonił jej w uszach chór młodych głosów. 
— Rzucaj! 
— Podaj piłkę! 
Suzy niechętnie wyłuskała ją z jego objęć, wyswobodziła się z uścisku 

i przerzuciła piłkę do Logana, czując cały czas na sobie ciepłe spojrzenie 
Kevina. Od czasu, gdy ją dotknął, dygotała. 

57

RS

background image

 

 

Nagle  poderwał  się  jak  lew.  Wiele  razy  pożądał  kobiety,  ale  to  było 

coś" więcej. Coś, od czego świat tracił wyrazistość, kontury zamazywały 
się. To coś było zabarwione cieniem niebezpieczeństwa. Dotknął palcami 
jej  policzka tak  szybko,  że  Suzy  prawie  nie  poczuła, po  czym  wmieszał 
się w kotłowaninę ciał. 

Przez chwilę stała nieruchomo, obserwując jego oddalającą się postać 

na  tle  zachodzącego  słońca.  „Och,  Suzy!  —  zamruczała  do  siebie.  — 
Dzieją się tu rzeczy, które mają niewiele wspólnego z grą w piłkę". 

Z  głośnym  okrzykiem  pobiegła  przez  boisko,  czując  przypływ 

adrenaliny. 

—  Jeszcze  trochę  sałatki  z  kurczaka,  Suzy?  —  spytała  Adela  Reed, 

trzymając w ręku szklaną salaterkę. 

—  Dziękuję,  jest  wspaniała!  —  Suzy  nałożyła  sobie  jeszcze  jedną 

porcję. 

—  To  specjalność  Susan.  —  Matka  Logana  uśmiechnęła  się  z 

czułością do synowej i usiadła na krześle obok Bei. 

—  Wniosłam  ją  w  wianie,  Suzy  —  zażartowała  Susan,  siedząc  na 

ocienionej werandzie. 

Logan nachylił się i pocałował żonę w czoło. 
— Muszę ci wyznać, że poślubiłbym cię nawet, gdybyś nie umiała jej 

zrobić. 

— No wiesz. — Susan nadstawiła policzek do następnego pocałunku. 

— Teraz mi o tym mówisz! 

Suzy obserwowała ich z uśmiechem. Tacy byli mili. I tak się kochają... 
Automatycznie rozejrzała się za Kevinem, ale gdzieś zniknął. „Pewnie 

dopadły go znów dzieci" — pomyślała, smakując sałatkę. 

— Jaki ten świat jest mały! — Usłyszała jednym uchem słowa matki. 
—  Rzeczywiście  —  odparła  Adela  Reed.  —  Wyobraź  sobie,  że 

należałyśmy kiedyś do tego samego klubu i nagle spotykamy się tutaj! 

— A wszystko dzięki dzieciom — zauważyła Bea. 
—  Kevin  to  członek  rodziny.  Jest  bardzo  zaprzyjaźniony  z  Susan  i 

Loganem. 

Bea przytaknęła, patrząc w talerz. 
—  Twoja  Suzy  jest  dla  niego  dużą  podporą.  Doskonale  reprezentuje 

firmę. 

Bea ściszyła głos, ale do Suzy dolatywały strzępki dalszej rozmowy. 
— Suzy... jest bardzo zajęta Kevinem... 
Adela  Reed  uniosła  głowę  z  zamyślonym  i  poważnym  wyrazem 

twarzy. 

58

RS

background image

 

 

— Tak, Kevin też ją lubi. — Uśmiech zrozumienia wygładził jej twarz. 

— To ciekawe jak często wydaje nam się, że wiemy, co jest najlepsze dla 
naszych  dzieci,  nawet,  gdy  są  już  dorosłe.  Czy  chodzi  o  wybór  szkoły, 
karierę, czy obiekt miłości. I jak często wybierają kogoś, kto nie spełnia 
naszych  oczekiwań.  —  Jej  spojrzenie  powędrowało  do  Susan  i  Logana 
siedzących obok siebie na ganku z dziećmi na kolanach. Patrzyła na nich 
przez  chwilę,  po  czym  zwróciła  się  do  Bei.  —  Nie  wyobrażasz  sobie, 
jakie  złe  wrażenie  wywarła  na  mnie  Susan.  Gdy  spotkałyśmy  się 
pierwszy raz, była bardzo przejęta swoim egzaminem z gastronomii, a ja 
nie  mogłam  pogodzić  się  z  myślą,  że  moja  przyszła  synowa  będzie 
prowadziła bar. Bar przekąskowy — poprawiła się i potrząsnęła głową na 
wspomnienie tamtych chwil. 

Bea ciaśniej splotła ręce na kolanach i słabo uśmiechnęła się. 
— Tak, ale to była tylko praca. Coś, z czego mogła zrezygnować... 
— Och, nie! Ona tym żyła. I okazało się, że ma wspaniałe serce i jest... 

niekonwencjonalna. Dla mnie i Williama było to... wstrząsem, ale wiesz, 
Bea, chyba ich serca wiedzą najlepiej. 

Suzy  opuściła  głowę,  by  ukryć  uśmiech.  Adela  Reed  była 

spostrzegawczą  osobą.  A  matka  siedziała  w  milczeniu  i słuchała  jej. „O 
jedną przeszkodę mniej" — odetchnęła z ulgą. 

Gdy przyszła pora na ciasto, Suzy poderwała się, by pomóc. 
—  Susan.—Z  animuszem  wyjmowała  czekoladową  pyszność  z 

pudełka.  —  Kevin  chyba  zapadł  się  pod  ziemię.  —  Wyłożyła  je  na 
paterę. 

Susan wyciągnęła z kredensu papierowe talerzyki. 
—  Kevin?  Hmmm,  zwykle  przebywa  w  pobliżu  jedzenia.  —  Uniosła 

brwi,  ostrożnie  krojąc  pierwszy  kawałek  ciasta.  —  Och,  wiem!  — 
Spojrzała  na  zegar  na  ścianie.  —  Tak,  na  pewno.  Chodź  ze  mną.  — 
Odłożyła nóż i wyszła z pokoju. 

Suzy z ciekawością podążyła za nią schodami wiodącymi do sypialni. 
—  Ciii...  —  Susan  przyłożyła  palec  do  ust  i  cichutko  przeszła 

wyłożony  dywanem  hall.  Zatrzymała  się  przed  wpół  otwartymi 
drzwiami. 

Suzy  zerknęła  jej  przez  ramię.  Na  tle  okna  stał  Kevin,  trzymając  w 

ramionach małe zawiniątko. Obserwowały, jak łagodnie kołysze dziecko, 
a Susan wyjaśniła. 

— Jego imiennik. A ty, Kevin — powiedziała, wchodząc do pokoju — 

masz szósty zmysł. Nie słyszałam, kiedy się obudził. 

Kevin uśmiechnął się do kobiet. 

59

RS

background image

 

 

—  Cześć!  —  Położył  dziecko  w  kołysce  i  przeszedł  przez  pokój.  — 

Suzy,  poznaj  najmłodszego  syna  Susan,  mojego  chrześniaka,  Kevina 
Aarona  Reeda.  Czy  nie  jest  najładniejszym  maluchem,  jakiego 
widziałaś? 

Suzy uśmiechnęła się z powodu dumy w jego gestach. 
— Niech zobaczę to małe cudo. — Stanęła obok Kevina. Drobniutkie 

piąsteczki  wyciągały  się  w  powietrze.—Poznał  mnie,  Susan  —  ucieszył 
się Kevin. 

— Bez wątpienia. Myślę, że będzie wcześniej migał, niż mówił. A ty 

mój drogi, na pewno go rozpuścisz. 

— To przywilej ojca chrzestnego! 
— Skąd wiedziałeś, że już nie śpi? 
Kevin  wzruszył  ramionami.  To  odczucie  byłoby  mu  trudno  wyrazić 

znakami.  Słowami  zresztą  też.  Podobnie  zawsze  wyczuwał  obecność 
Suzy,  zanim  ją  zobaczył.  Jeśli  chodzi  o  uczucie,  pewne  rzeczy  wie  się 
intuicyjnie. Słuch nie ma tu nic do rzeczy. 

—Hmmm. — Susan wzięła synka na ręce. — Jestem pewna, Kevin, że 

będziesz  wolał  poroznosić  smakowite  ciasto,  niż  dalej  nosić  mojego 
szkraba. 

Kevin z uśmiechem przytaknął, a Susan ułożyła chłopca na stoliku do 

przewijania. 

— Powiedz mu, że poczekam, aż wyschnie. 
— Kolejny przywilej ojca chrzestnego — zażartowała Suzy. Kevin był 

już w drzwiach. 

— Trafiłaś. 
—  A  gdy  będziesz  miał  swoje  dziecko,  kto  będzie  mu  zmieniał 

pieluchy? 

Schodzili do pustego hallu blisko siebie, nagle zdając sobie sprawę, że 

pierwszy raz od przybycia tutaj są sami. Suzy ze wzrokiem utkwionym w 
twarzy  Kevina  czekała  na  odpowiedź,  ale  jego  reakcją  było  wzruszenie 
ramionami.  Instynkt  podszepnął  jej,  że  lepiej  nie  poruszać  tego  tematu. 
Przez  moment  napawała  się  przypadkowym  otarciem  o  biodro  Kevina, 
gest ten wydał się jej tak intymny jak pocałunek. 

Kevin  został  odrobinę  z  tyłu  i  wziął  głęboki  oddech.  Przypomniał 

sobie  ciepło  jej  skóry  w  czasie  gry  w  piłkę,  giętkie  i  silne  ciało  pod 
swymi rękami. Przypomniał sobie... i zrobił kolejny krok do tyłu. 

— To był cudowny dzień. — Gdy zeszli już do kuchni, Suzy przerwała 

wypełnioną  elektrycznością  ciszę.  Spojrzała  mu  w  oczy.  —  Dziękuję, 
Kevin, że mnie tu zaprosiłeś. 

60

RS

background image

 

 

Skinął  głową,  ale  nie  ośmielił  się  poruszyć,  bał  się  zmniejszyć  i  tak 

niewielką  odległość  między  nimi.  Ciężko  przełknął  ślinę.  Nagle  wydało 
mu się, że w kuchni jest gorąco. 

— Cieszę się, że tu jesteś. — Pokazał. 
Jeszcze  raz  zapadła  głęboka  cisza  i  Suzy  zdawało  się,  że  okrywa  ich 

jak grubym wełnianym kocem i oboje z Kevinem są spowici w jej fałdy. 
Powachlowała się dłonią i lekko zaśmiała. 

—  Pewnie,  że  się  cieszysz.  Miałeś  z  kim  walczyć  w  czasie  meczu.—

Podniosła jedną rękę, by złapać go za ramię, ale w tej samej chwili Kevin 
sięgnął po nóż. — Nie byłam zbyt brutalna? — spytała. 

,3rutalna?—powtórzył  cicho.  —  Może..."  Potrafiła  przecież  sprawić, 

że  czuł  się  bezsilny.  Opuścił  wzrok  na  uśmiechniętą  twarz  Suzy  i 
zapragnął zawrzeć bliższą znajomość z piegami rozsianymi na jej nosie. 
Odłożył nóż i oparł się ręką o szafkę. „Nie dotykaj, Ross. Nie teraz... Nie 
po tym szalonym meczu". Owładnęło nim dziwne przekonanie, że gdyby 
wtedy  dotknął  i  poczuł  aksamitną  delikatność  jej  skóry  pod  palcami, 
eksplodowałby.  Z  trudnością  wciągnął  powietrze  i  przepuścił  je  przez 
suche gardło w głąb płuc. Prostując palce powiedział. 

— Nie, nie byłaś brutalna. Zniosłem to jakoś. 
—  Czyżby,  Kevin?  —  Nie  poruszyła  się  nawet,  może  tylko  uniosła 

brodę do góry i odchyliła głowę. 

Znow ślina nie chciała przejść przez jego wysuszone gardło. 
— Chodzi o coś innego, Suzy, Rozbudzasz we mnie szalone uczucia. 
—  Uwielbiam  wszystko,  co  szalone...—  Rozchyliła  usta,  z  których 

wydobywał się płytki i przyspieszony oddech. 

W mgnieniu oka opanowanie Kevina uleciało i nie pozostało nic prócz 

niesamowitej  zmysłowości  Suzy.  Stała  przed  nim  ze  swą  piękną  twarzą 
zwróconą  do  niego  w  uczciwym  zaproszeniu.  Kevin  nachylił  głowę  i 
delikatnie przycisnął usta do jej warg — subtelny, prowokacyjny dotyk, 
który  rozpalił  ich  oboje.  Zarzuciła  mu  ramiona  na  szyję,  on  zaś 
przyciągnął  ją  do  siebie  i  pocałował  namiętnie  spragnionymi  wargami. 
Błądził po jej ustach, językiem rozchylił je i wdarł się do środka. Ujął jej 
głowę w dłonie i przechylił lekko, podążając za nią ustami. Przywierał do 
nich,  odrywał  się  i  znów  zatapiał  w  jej  słodkości  jak  człowiek  tonący, 
który nie chce być wyratowanym. 

W  końcu  uniósł  głowę,  ręce  oparł  na  ścianie  za  Suzy  i  utkwił  w  niej 

oczy. 

—  Kevin  —  wyszeptała  cała  drżąc.  —  Kevin,  kiedy  piknik  się 

skończy? 

61

RS

background image

 

 

— Chyba zaraz po deserze? 
—  Dobrze!—  Przytuliła  się  czując,  jak  krew  zaczyna  krążyć  w 

nowym, nieznanym tempie. Jej kuszący uśmiech błyskawicznie przerwał 
rozważania Kevina na temat, co byłoby rozsądne i dobre dla ich obojga. 

—  Jeśliby  to  ode  mnie  zależało—powiedział  —  ominąłbym  to  ciasto 

czekoladowe. To, co mam na myśli będzie stokroć słodsze — obiecał. 

Jego pocałunek nie pozostawiał żadnych wątpliwości, o czym myślał. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

62

RS

background image

 

 

Rozdział 6 

 
—  O,  wujku  Kevinie,  już  wychodzisz?!  —  Zasmuciła  się  mała 

dziewczynka  i  objęła  ramionami  jego  nogi.  Córka  Susan,  Beth, 
bliźniacza siostra Daniela, była gotowa rozpłakać się. 

—  Tak,  kochanie.  —  Kevin  pogłaskał  ją  po  głowie.  —  Ale  wrócę  tu 

niedługo. 

— Zabierasz tę miłą panią ze sobą? Ma takie ładne włosy. Ja też chcę 

mieć czerwone. 

— Jesteś śliczna z takimi, jakie masz — zapewnił ją. — Tak, zabieram 

ją ze sobą. 

—  Na  pewno  idziecie  bawić  się  gdzie  indziej  —  oskarżyła  ich 

dziewczynka dąsając się. 

Kevin i Suzy spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. 
— Tak właśnie zrobimy — powiedział Kevin, obejmując ciasno Suzy. 

Wsunęła mu rękę do tylnej kieszeni spodni i oparła głowę na ramieniu. 

— Oooo... — zanuciła mała Beth, kręcąc się na palcach i podskakując. 

—  Wujek  Kevin  ma  narzeczoną!  —  Zakryła  usta  dłonią  i  pobiegła 
podzielić  się  z  wszystkimi  tą  nowiną.  Suzy  i  Kevin  rozdzielili  się  z 
uśmiechem, by pożegnać zgromadzonych. 

Spotkali  się  po  chwili  przy  ciężarówce  i  zbliżyli  do  siebie  z 

przyspieszonym oddechem. Beth stanęła między nimi. 

—  Zobaczcie,  przyniosłam  wam  coś.  —  Trzymała  w  rączce  sztuczny 

ogień  w  kształcie  słońca,  błyszczące  metalowe  odpryski  mieniły  się 
złoto,  różowo,  turkusowo,  szmaragdowo.  —  To  dla  ciebie,  Suzy.  Chcę, 

żebyś go sobie wzięła. 

—  Dziękuję,  Beth.  —  Suzy  pocałowała  małą  w  okrągły  policzek.  — 

Jesteś bardzo miła. 

— Wiem. Mama zawsze mówi, że jestem grzeczną dziewczynką. 
Dwójka  dorosłych  zaśmiała  się,  słysząc  te  słowa,  śmiali  się  nadal, 

wsiadając do  ciężarówki  i  w  czasie,  gdy  Kevin dojeżdżał podjazdem  do 
głównej  drogi  i  nabierał  prędkości.  Rozległy  dom  Reedów  był  na 
horyzoncie jak plamka, następnie zniknął im z oczu. Wokół widzieli już 
tylko  otwarte  pola  cętkowane  zielenią  i  złotem  słoneczników, 
zwieszających  swe  ciężkie  głowy  jak  łabędzie.  Powietrze  przesączone 
było zapachem kwiatów i dojrzałych winogron, bogatym zapachem ziemi 
i  ciepłym  —  słońca.  Wszystko  nosiło  znamiona  bujności,  dojrzałości  i 
pełności. 

63

RS

background image

 

 

Wiatr,  który  wpadł  przez  otwarte  okno  samochodu,  rozwiał  włosy 

Suzy  jak  purpurowy  sztandar.  Zebrała  je  w  prawą  rękę  i  nawijając  na 
palce  oparła  się  rozmarzona  o  drzwi.  Z  zamkniętymi  oczami 
koncentrowała się na dźwiękach i zapachach zza okna, od czasu do czasu 
unosiła  powieki,  by  zerknąć  na  mężczyznę  za  kierownicą.  Gdy  Kevin 
spojrzał  na  nią  przelotnie,  wziął  głęboki,  nierówny  oddech  i  zwolnił. 
Musiał  na  nią  patrzeć,  nie  mógł  myśleć  ani  zatrzymać  oczu  na  czymś 
innym.  Prędkościomierz  wskazywał  35...25...15.  Suzy  uśmiechnęła  się 
do niego. 

— Coś nie tak? — spytała. 
Potrząsnął głową, wiedząc, że nie będzie potrafił tego wytłumaczyć — 

obłędna, szalona przyjemność bycia tak blisko niej, spędzenia tego dnia z 
nią, jedyną, którą kochał. 

— Mam kłopoty z koncentracją — wyjaśnił. 
— Wiem, to wspaniałe uczucie... 
—  Nie  wtedy,  kiedy  muszę  prowadzić.  —  Obie  dłonie  położył  na 

kierownicy  i  nacisnął  pedał  gazy,  a  ciężarówka  zaczęła  szybciej  toczyć 
się po wąskiej drodze. W zasięgu wzroku nie było żadnego samochodu, 
tylko droga i szerokie pola zalane złotym światłem. 

Suzy  oparła  rękę  o  jego  ramię  i  przesuwała  ją  w  dół  po  silnych 

mięśniach  widocznych  pod  rękawem  koszuli.  Czując  jej  dotyk, 
uśmiechnął  się  z  przyjemnością  i  spojrzał  na  nią  na  chwilę,  by  zaraz 
odwrócić  wzrok.  Palce  Suzy  zjechały  do  nagiego  przedramienia,  a 
stamtąd  wróciły  na  swoje  miejsce  na  jej  kolanach.  Rozczarowany, 
nastroszył brwi. 

— Nie chcę ci przeszkadzać w jeździe — wyjaśniła. Skinął głową, ale 

gdy się odwrócił, ujrzał uśmiech, który czaił się w jej oczach. 

— Z czego się śmiejesz? 
—  Z  pana,  panie  Ross.  Zawsze  tak  się  starasz,  by  nie  dostać  tego, 

czego pragniesz? 

Prędkość spadła do 10 km/h. 
— Zwykle staram się nie mieć pragnień. — Bolesny uśmiech pojawił 

się  na  jego  twarzy.  —  Ale  tym  razem  sam  nie  wiem,  co  się  ze  mną 
dzieje. 

— Cieszę się — szepnęła. 
Kevin zapatrzył się na drogę przed nimi, nie wiedział, czego teraz się 

spodziewać. „To niemożliwe — myślał. — A jeśli możliwe? Może i ona 
to  czuje?  To  dzikie  pożądanie  i  absolutne  szczęście?"  Nagle  poczuł  się 

64

RS

background image

 

 

jak  królewicz  z  bajki  i  do  „żyli  długo  i  szczęśliwie"  brakowało  tylko 
pocałunku. 

Usiadła na wpół odwrócona, tak że udem na całej długości przywierała 

do jego nogi, a piersiami silnie napierała na jego ramię. 

— Dobrze, że wziąłeś tę ciężarówkę z szerokimi siedzeniami. Byłoby 

strasznie czuć się tak, jak teraz i być wciśniętą w wąziutki fotelik z dala 
od ciebie. 

— Byłabyś tam bezpieczniejsza. 
— Kochanie, prawie stoimy. Chodzę szybciej, niż to jedzie! 
—  To  twoja  wina.  —  Pokiwał  głową.  Dodał  gazu  i  ciężarówka 

poderwała się, ale w tym samym momencie ręka 

Suzy niczym rozpalone żelazo przesunęła się od jego biodra do kolana 

i tam pozostała, gładząc miękki, znoszony materiał jego spodni. 

Ciężarówka znacznie zwolniła. 
—  Suzy!  —  Przełknął  ślinę,  oczy  błyszczały  mu  niebezpiecznie.  — 

Suzy, nie sposób tak jechać! 

— A... kto chce gdzieś jechać? 
—  Nie  ja!  —  Opadł  na  siedzenie.  Koniec  z  rozwagą.  Z  głębokim 

oddechem  zepchnął  do  najdalszego  zakątka  mózgu  wszystkie  obawy, 
ostrzeżenia  i  wątpliwości,  które  nosił  w  sobie  przez  dwa  tygodnie. 
Wszystko, czego chciał od życia — to Suzy Keller.  Zwrócił się do niej, 
wziął jej twarz w dłonie i nachylił swą ciemną głowę do pocałunku. Tym 
razem jutro będzie się martwił o jutrzejszy dzień! 

Suzy  poddała  się  pocałunkowi,  rozchylając  usta  z  niemą  rozkoszą. 

Czuła  na  twarzy  jego  szybki  oddech  mieszający  się  z  jej,  czuła  krew 
pulsującą  w  rytmie  rozbudzonej  namiętności.  Fale  rozchodziły  się  z 
rozpalonego miejsca między nogami po całym ciele. 

Musiał to poczuć, oderwał bowiem wargi od jej ust i przycisnął je do 

skroni, szyi, cienkiej,  wrażliwej skóry na karku i plecach. Ręka poprzez 
ramię  dotarła  do  jej  palców  i  te  splotły  się  wzajemnie.  Opuszki 
przekazywały  sobie  niemą  wiadomość:  „Och,  Suzy,  tak  bardzo  cię 
pragnę!" 

Okrył  jej  szyję  gorącymi,  wilgotnymi  pocałunkami,  przesunął  usta  aż 

do  zmysłowego  płatka  ucha,  przygryzając  go  lekko  białymi,  silnymi 
zębami, potem obrysował językiem muszlę jej ucha. 

Suzy  jęknęła  cicho,  ten  dźwięk  wyrwał  się  z  jej  ust  bezwiednie.  Nie 

mogła  też  nic  poradzić  na  to,  że  oddech  się  rwał,  coś  w  niej  topniało, 
nabrzmiałe  sutki  były  jak  odrętwiałe.  Wsunęła  głowę  pod  jego  brodę, 

65

RS

background image

 

 

czoło  przyciskając  do  jego  piersi.  Słyszała  jego  serce  walące  jak 
olbrzymi bęben. A więc czuł to samo! 

Wplątał  palce  W  mieniące  się  włosy,  odciągnął  jej  głowę  do  tyłu  i 

całował powieki  i  czubek  nosa.  Z  trudnością  oderwał  od niej  ręce.  Jego 
ciemne oczy płonęły namiętnością, gdy mówił. 

— Najdroższa  moja...  pojedź  ze  mną  do  domu. Całowała czubki  jego 

palców, usta. 

— To daleko stąd. Całą godzinę dłużej. 
Z jękiem całował jej słodkie, poddające się usta. 
—  Nie  wytrzymam  tyle!  A  ty?  Potrząsnęła  głową,  uśmiechając  się 

rozkosznie. 

— Poza tym... — Zmarszczył brwi, jego klatka piersiowa poruszała się 

ciężko, pragnął jej dotykać cały czas, nawet w tej sekundzie. — Poza tym 
nie  będę  prowadził  w  tym  stanie.  Mógłbym  stracić  prawo  jazdy,  nie 
mówiąc już o postradaniu zmysłów. 

Roześmiała się, uklękła na siedzeniu i zarzuciła mu ramiona na szyję w 

nagłym przypływie szczęścia. Chciała wtopić się w niego, przebić przez 
jego  skórę  i  być  z  nim  jednością.  Przyciągnął  ją  blisko,  jeszcze  bliżej, 
ciasno  obejmując,  póki  kierownica  nie  znalazła  się  między  żebrami,  a 
klamka wbiła się w kręgosłup. 

—  Chodź.  —  Jego  głęboki  śmiech  zadźwięczał  czysto.  —  Chodź, 

kochanie. Pokażę ci coś. 

Wyciągnął  ją  z  ciężarówki.  Jednym  szybkim  ruchem  otworzył 

podwójne  drzwi  z  tylu.  W  kącie  leżała  zwinięta  pikowana  kołdra 
zszywana z kawałków, trochę wyblakła, ale nadal puszysta i piękna. 

—  Och,  rozumiem,  panie  Ross!  Wozi  pan  gruby  koc  w  firmowej 

ciężarówce... by ciastkom było wygodniej — zażartowała. 

—  Nie  —  odpowiedział miękkimi  gestami  i odgarnął jej włosy, które 

wiatr  rozwiał  po  czole.  —  Położyłem  go  dziś  rano.  Nie  wiń  słabego 
mężczyzny za te marzenia. 

— Marzenia o czym? — spytała, szukając wzrokiem jego twarzy. 
— Że to okaże się tym, czym sądziłem, że jest. Miłością. 
— Na to wygląda — odrzekła, skupiając się na jego sylwetce, podczas 

gdy cała reszta zaczęła się rozmazywać. 

—  Tak,  chyba  tak  —  przytaknął,  obejmując  ją  w  pasie.  Złapał  koc  i 

zeszli w stronę pól. 

Szli poprzez wysoką trawę, a słoneczniki chwiały się nad głowami jak 

parasole.  Ich  ramiona  krzyżowały  się  z  tyłu,  a  biodra  ocierały  o  siebie. 

66

RS

background image

 

 

Nagle Suzy wywinęła się z objęcia i zrobiła trzy, cztery taneczne kroki w 
tył. W jej oczach odbijały się złote plamki światła. 

— Powiedz, Kevin, często byłeś zakochany? Zaśmiał się, zaskoczony. 
—  No  proszę,  powiedz  mi.  Chciałabym...  wiedzieć  o  tobie  wszystko: 

co  robiłeś,  co  czułeś,  gdzie  przebywałeś...  —  Urwała,  oblewając  się 
rumieńcem. — Nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz. 

— Ciii... — Uciszył ją pocałunkiem, po czym odpowiedział. — Myślę, 

że byłem zakochany, ale nigdy nie było tak, jak teraz. — Uśmiechnął się, 
zastanawiając,  jak  mógł  być  taki  młody  i  niedoświadczony.  —  To  nie 
było  nic  takiego.  Po  tym,  jak  Susan  przygarnęła  mnie  do  Oasis, 
wystarczało  mi  poczucie  bezpieczeństwa  i  szczęścia.  Chciałem  mieć 
swoje  miejsce  i  ludzi,  którzy  się  troszczyli  o  innie.  Szybko  dorosłem  i 
stałem  się  mężczyzną.  —  Uniósł  w  rozbawieniu  jedną  brew.  —  Nigdy 
nie  myślałem,  że  jestem  szczególnie  przystojny...  seksowny...  nic 
takiego. Ale... cóż, w barze różne rzeczy się zdarzają. 

Suzy mocno go objęła śmiejąc się. 
—  Jak  mogłeś  nie  wiedzieć,  że  jesteś  przystojny?  Cudowny  facet, 

powiedziałabym, gdyby ktoś spytał mnie o zdanie. Więc łamałeś serca? t 

— Swoje też. Wiele razy. Kiedyś Logan musiał mnie siłą powstrzymać 

od  wydania  wszystkich  oszczędności  na  złoty  naszyjnik  dla  jakiejś 
dziewczyny.  Przyciągnął  jej  twarz  i  pocałował.  —  A  dziś  nawet  nie 
pamiętam jej imienia. 

Jeszcze raz schylił się do jej ust, ale wyśliznęła się i zaczęła biec polem 

— jasny płomień pomiędzy zielenią i złotem. Dogonił ją i przytulił całą 
rozchichotaną.  Zaśmiewała  się,  gdy  otoczył  ją  ramionami,  szczupłą  i 
giętką,  jak  kwiaty  kołyszące  się  na  wietrze.  Schwytana,  wspięła  się  na 
palce,  szukając  słodkiej  i  miażdżącej  siły  jego  ust.  Całowali  się  bez 
końca.  Słońce  zniżyło  się  nad  polami,  by  połaskotać  ich  ciepłym 
promykiem, który przebił się przez chmury. Motylek usiadł na kosmyku 
włosów  Suzy,  myśląc  zapewne,  że  znalazł  mak  lub  różę  pośród 
słoneczników.  Odleciał  zaraz,  zostawiając  po  sobie  złoty  kurz,  jak 
czarodziejski pył. 

Poczuła  jego  skrzydła  na  policzku  i  zastygła  w  zdziwieniu  obok 

cudownie  gorących  warg  Kevina.  Odchylił  się,  machając  ręką  w 
powietrzu. 

—  Zwykły  motyl  —  zapewnił  ją,  a  oczy  mu  się  śmiały.  Potrząsnęła 

głową. 

67

RS

background image

 

 

—  Dziś  nic  nie  jest  „zwykłe".  To  był  magiczny  motyl.  A  to...  — 

Zakreśliła łuk dokoła. — ...jest bajkowe pole. Zaczarowane. To, co czuję, 
też nie jest „zwykłą" miłością. Nie taką, jak to było dotąd. 

— Ach, więc ty również masz tajemniczą przeszłość! Zaśmiała się.— 

Znacznie różniącą się od twojej. Sięgnęła do ciężkiej łodygi słonecznika i 
potrząsnęła  nią.  Dojrzałe  pestki  wysypały  się  na  jej  dłoń  i  dała  kilka 
Kevinowi. Przyjął machinalnie, chłonąc ją oczami. 

—  Wszystko  to  były  młodzieńcze  uniesienia  —  zaczęła.  —  Gdy 

miałam  naście  lat  zakochiwałam  się  na  każdym  kroku  —  w  ratowniku 
klubowym, kapitanie drużyny pływackiej, kowboju z rodeo, nauczycielu 
z  kółka  dramatycznego.  Wystarczyło,  że  się  uśmiechnęłam  i  już 
dostawałam  kwiaty,  wiersze  i  listy  miłosne...  Było  to  dość  przyjemne, 
mimo  że  krótkotrwałe.  Później  zaczęły  się  zdjęcia  i  reporterzy,  i 
producenci  mówiący,  że  jestem  piękna,  wspaniała,  różnię  się  od 
wszystkich,  które  spotkali.  I  po  kilku  eleganckich  obiadach, 
poprzedzonych  zresztą  turniejami  wolnej  amerykanki,  zdawałam  sobie 
sprawę, że mieli rację. Byłam inna. Może piękna, może wspaniała, ale na 
pewno  inna.  Nie  miałam  ochoty...  cóż,  na  zaliczenie  kilkunastu  łóżek. 
Postanowiłam zaczekać na mężczyznę, któremu oddam swe serce i będę 
jego  na  zawsze.  Wiesz...  —  Uśmiechnęła  się  nieśmiało.  —  Śpiąca 
królewna czekająca na swego księcia. 

Otoczył ją ramionami i ucałował, a jej rozwiane włosy wplątały mu się 

w  usta.  Z  ostrym  śmiechem  pożądania  zebrał  te  kosmyki  w  ręce, 
okrywały  mu  palce  jak  skrzydło  ptaka.  Jej  serce  uderzało  jak  małe 
stworzonko  o  jego  piersi,  szybki  stukot,  który  tylko  zwiększył  jego 
namiętność. Chciał trzymać ją w ramionach na zawsze. Chciał ją kochać, 
posiąść, ulec sile jej magicznego uroku. 

Wypuszczając  włosy  dziewczyny,  przyciągnął  ją  bliżej,  czując 

znajome  już  podniecenie,  gdy  ich  ciała  splotły  się.  Przykrył  jej  usta 
swoimi,  pogłębiając  pocałunek,  gdy  wygięła  się  i  przytuliła  do  niego. 
Rękami  sięgnął  ku  jej  ramionom,  przesuwał  spragnionym  ruchem  po 
plecach.  Czuł  ciepło  bijące  z  niej  przez  cienką  bluzę,  napięte  piersi 
dotykały  jego  torsu.  Ostrożnie,  nie  chcąc  przerwać  pocałunku,  sięgnął 
rękami do jej piersi. Drgnęła z rozkoszy, ale odepchnęła go lekko. 

—  Poczekaj.  —  Zaśmiała  się  podniecona.  —  Rozłóż  ten  koc,  zanim 

ktokolwiek nas zobaczy. 

—  Musiałby  być  w  helikopterze  —  powiedział,  kręcąc  głową  z 

niedowierzaniem. — Spójrz, trzęsą mi się ręce. 

68

RS

background image

 

 

—  Wiem,  co  chcesz  powiedzieć.  Pode  mną  uginają  się  nogi.  Rozłóż 

wreszcie ten koc... 

— Szukałem lepszego miejsca. Dolinki z pluskającym strumieniem. — 

Spojrzał  na  jej  błyszczące  oczy  i  rozchylone  usta  i  już  bez  słowa 
rozpostarł pled na ziemi, tworząc pośród traw i kwiatów małe, przytulne 
gniazdko. Opadł na kolana i sięgnął do góry, obejmując ją w pasie. Przez 
chwilę klęczał zapatrzony  w nią jak w słońce, czy w jedną gwiazdkę na 
ciemnym niebie. 

—  Tak  —  wyszeptała.  —  Och,  tak!  —  I  opadła  w  dół,  wiedząc,  że 

czeka  na  nią  solidna  ściana  z  jego  piersi.  Objęła  go  za  szyję  i  runęli  na 
koc,  całując  się  namiętnie,  poznając  ustami  i  rękami  coraz  większy 
obszar swoich ciał. Pieścili się przez ubranie, przewracając się i śmiejąc. 

Nagle  Kevin  znieruchomiał.  W  jego  oczach  płonęło  mroczne 

pożądanie, gdy mówił. 

— Spokojnie, kochana. 
Jego  dotknięcie  wywołało  tak  silny  dreszcz,  że  trudno  jej  było 

oddychać.  Przeciągnął  palcem  po  jej  ustach,  w  dół  bladej  i  wysmukłej 
szyi i dotarł do piersi. Powoli i delikatnie przebierał palcami po cienkim 
materiale, kreśląc kręgi wokół ich pełnego zarysu, powodując nową falę 
podniecenia.  Drżała  pod  jego  dłonią  ściskającą  i  rozcierającą  między 
dwoma palcami powiększone i napięte sutki. 

— Och!  —  westchnęła,  naprężając  się  pod  jego  ręką.  — Och, Kevin, 

pragnę cię..! 

Cień padł na jego twarz. 
— Oddałbym życie, by słyszeć, jak to mówisz! — powiedział i objął ją 

ponownie,  zaczęła  bowiem  podnosić  się.  Ścisnęła  go  tak  mocno,  że  nie 
mógł zaczerpnąć powietrza. 

Jej piękne, duże oczy były wilgotne, ale lśniły, gdy z zadziwiającą silą 

powaliła go na koc i nachyliła się nad nim, łaskocząc go włosami. 

— Rozumiem, kochanie, ale zbyt cenię twoje życie, byś miał je oddać 

za  coś takiego.  Są przecież  inne  sposoby,  żeby  powiedzieć sobie  pewne 
rzeczy. Zobacz... 

Rozpięła mu koszulę i wyciągnęła ją ze spodni, rozpostarła szeroko, by 

odsłonić  jego  pierś.  Naga,  opalona  skóra  połyskiwała  warstewką  potu. 
Wsunęła rękę w ciemne, kręcone wioski i napisała palcem na jego skórze 
„mój najdroższy Kevin". Ich oczy spotkały się. Szybko schyliła głowę do 
jego  piersi,  napawając  się  jego  pięknem  —  silnymi  mięśniami  i  czernią 
włosów. 

69

RS

background image

 

 

— Co ty wyprawiasz? — spytał odurzony jej gestami. Rozchyliła usta 

i  powoli,  zmysłowo  przeciągnęła  czubkiem  języka  po  jego  ciele,  aż 
zachłysnął się z rozkoszy. 

Z nieśmiałym uśmiechem mówiła. 
— Nie sądzisz, że jest to cudowne. Na razie jesteśmy  dla siebie kimś 

nowym.  Nieznanym.  Obcym  i  tajemniczym.  Za  chwilę  wszystko  stanie 
się...  może  nie  tyle  znane  i  oczywiste,  ale...  jest  to  pewien  rodzaj 
przynależności do siebie. 

— Tak — powiedział. — Wiem dokładnie, o co ci chodzi. 
Z  uśmiechem  ujął  jej  twarz  w  dłonie.  Pochylając  się  w  stronę  Suzy, 

całował  ją  z  niewypowiedzianą  słodyczą,  a  usta  jego  były  niczym 
obietnica.  Suzy  poczuła  ziemię  wirującą  pod  stopami  i  opadła  w  jego 
oczekujące ramiona. 

Leżała  tak,  on  zaś  oplótł  ją  nogami,  by  dotykać  na  całej  długości  jej 

kolan, ud, brzucha. Czuła jego ciepło, przyciągające ją przedziwną siłą i 
czuła,  że  się  rozpuszcza  w  falach  podniecenia  bijących  w  jej  płonącym 
ciele. 

— Poczekaj... — Chciała coś powiedzieć, ale scałował słowa z jej ust, 

zmył je z języka. 

Uniósł  ją  ku  górze  i  na  wysokości  ust  zobaczył  sterczące  wierzchołki 

jej  piersi.  Lekko  przygryzł  czubek.  Suzy  zamruczała  i  naprężyła  się, 
wzmacniając w nim ogień pożądania. Przewrócił ją na kocu i nachylił się 
nad nią. 

—  Jeszcze  chwila  i  eksploduję!  —  powiedział  gestem  wypełnionym 

namiętnością.  —  Do  diabła,  zobacz,  do  czego  doprowadzasz!  —  Jego 

śmiech  brzmiał  gardłowo,  gdy  zerwał  z  siebie  ubranie  i  odrzucił  je  na 
bok. 

Ukląkł przy niej i powoli, zmysłowo zaczął podnosić jej bluzę do góry, 

ukazując  brzuch,  potem  piersi,  i  wreszcie  zdjął  ją.  Słyszała  jego  ostry, 
urywany oddech, gdy przez chwilę pieścił ją wzrokiem. Napięła się, piegi 
na  skórze  stały  się  bardziej  widoczne,  podobnie  jak  blada  gładkość  jej 
pełnych piersi z różowymi, twardniejącymi sutkami. 

Uniosła  biodra,  by  łatwiej  ześliznąć  z  nich  spodenki  i  figi,  jego  dłoń 

pomogła  wymotać  je  z  kostek  i  stóp.  Drżąc  wodziła  ręką  po  jego 
ramionach, umięśnionych plecach i pośladkach. 

—  Och,  uwielbiam,  jak  mnie  dotykasz.  —  Kevin  schylił  głowę,  by 

przez chwilę całować jej piersi. Biorąc w usta sutek, wpierw dotykał go 
językiem,  smakując  jego  niewypowiedzianą  słodycz,  potem  ściskał  go 

70

RS

background image

 

 

delikatnie  zębami.  Jej  ciało  odpowiadało  szalonym  rytmem  pożądania  i 
przyzwolenia. 

— Teraz... — jęczała. — Och, kochaj mnie, Kevin, kochaj mnie już..! 
— Zaraz. — Jego ręka po tym geście dotknęła złotego futerka między 

jej  nogami.  Przykrył  je  dłonią  i  zataczał  nią  kręgi,  czując  rosnącą 
przyjemność, iż ciało jej miotane jest tą samą namiętnością, która i jego 
pali.  Głaskał  meszek  po  wewnętrznej  stronie  jej  ud,  jakby  zachęcając 
„chodź do mnie"... 

— Kevin—powiedziała poddającym się głosem. Ukryła twarz na jego 

ramieniu,  wycierając  łzy  rozkoszy  w  gorącą,  zaczerwienioną  skórę. 
Gryzła  go,  szczypała  i  przeciągała  swoich  szlochając.  —  Kevin,  chcę, 

żebyś mnie kochał,... 

— Suzy... — Był to fragment modlitwy szeptanej na wprost jej ust. Z 

niemal  bolesną  desperacją  przetoczył  ją  pod  siebie  i  przykrył  całą 
długością  swego  płomiennego  ciała.  Rozchylając  jej  uda,  wśliznął  się 
między nie i poczuł dziką, ognistą radość, gdy po chwili połączyli się w 
jedno. 

— Och, och!  —  Jej  oddech  stal  się  jeszcze  bardziej urywany.  Śmiała 

się i płakała, gdy oboje uczyli się swojego sekretnego rytmu. Z olbrzymią 
miłością  wznosił  ją  wyżej,  wyżej,  aż  do  rozkoszy  tak  wielkiej,  że 
niewyobrażalnej. 

— Najdroższy, ukochany — mruczała. 
Usłyszał  to  sercem.  Podniósł  głowę  i  zaglądając  mu  w  oczy,  mogła 

zobaczyć jego duszę. 

— Kocham cię. — Poruszył wargami i poczuł, jak świat eksploduje i 

rozpada  się,  błyskając  kolorami  tęczy  niczym  rozpryskujące  się 
fajerwerki  szczęścia.  Z  niskim  pomrukiem  rozkoszy,  razem  z  nią, 
pogrążył się w ekstazie. 

Gdy  już  oprzytomnieli,  Kevin  wśliznął  się  pod  Suzy,  znajdował  się 

teraz  między  nią  a  kocem.  Zapadł  zmierzch,  słońce  skryło  się  za  linię 
horyzontu  i  na  niebie  pozostały  tylko  ostatnie  złote  błyski.  Słoneczniki 
kołysały się, a świerszcze stroiły swoje instrumenty na nocny koncert. 

Kevin  uśmiechnął  się.  Leżała  na  nim  zmęczona  i  bezwładna,  czuł  jej 

oddech  na  piersi.  Nie  poruszyła  się,  gdy  sięgnął  za  nią  i  przykrył  ich 
oboje  kawałkiem  koca.  Leniwie  rysował  na  jej  skórze  litery:  jej  imię, 
swoje i inne słowa — kocham, piękna, szczęście. Głębokie westchnienie 
wyrwało się jej z piersi, oddech ten poruszył złote włosy odpoczywające 
na  jego  ramieniu,  ale  nie  zaniepokoił  jej.  Tak,  były  inne  sposoby,  by 
wyrazić pewne rzeczy. 

71

RS

background image

 

 

Posłała mu pełne miłości spojrzenie. 
—  Och,  Kevin,  jestem  tu  taka  szczęśliwa!  Mogłabym  tak  leżeć  i 

leżeć... — Wyciągnęła się i potarła palcem u nogi jego kostkę.  

—  Ściemnia  się  —  zauważył  bez  entuzjazmu,  on  też  nie  chciałby 

ruszać się stąd. 

— Gdybyśmy zamknęli oczy, nie wiedzielibyśmy o tym. — Zaśmiała 

się i otarła piersiami o jego tors. 

On również się zaśmiał. 
— Gdybym zamknął oczy, nasza rozmowa urwałaby się. 
—  Och,  zapomniałam!  —  Zachichotała  szaleńczo  i  musiała  go 

pocałować,  po  prostu  musiała.  Zaraz  jednak  zmarszczyła  brwi 
zaskoczona  tym,  co  przywołała  jej  pamięć.  —  Wiesz  co?!  — 
wykrzyknęła,  stukając  go  palcem  w  pierś.  —  Wymówiłeś  moje  imię  na 
głos. Nie, nie zaprzeczaj teraz. Może byłam wtedy w innym świecie, ale 
słyszałam  to!  Powiedziałeś  „Suzy",  nieprawdaż?  To  przez  ciebie  — 
powiedział. — Straciłem głowę,  czy  coś  w tym rodzaju. — Uśmiechnął 
się.—Co  łatwo  zrozumiesz,  gdy  przypomnisz  sobie,  w  jakiej  to  było 
chwili. 

—  Pamiętam  doskonale  —  zapewniła  go.  Ale  nie  zmieniaj  tematu. 

Jeśli  powiedziałeś  to,  to  znaczy,  że  możesz  powiedzieć  jeszcze  raz. 
Spróbuj! 

Wolno potrząsnął głową, nie odrywając od niej wzroku. 
— Nie, nie chcę. 
— Ale dlaczego? 
— Bo... — Zacisnął szczęki. — Odpowiada mi tak, jak jest. 
—  Mnie  też.  Ale  pomyślałam  sobie,  że  to  byłoby  urozmaicenie. 

Czasami. Na specjalne okazje. — Mrugnęła do niego, łagodząc chwilowe 
napięcie  swoim  jasnym  uśmiechem.  —  Ktoś  sławny  powiedział: 
„Największe  przyjemności  życia  przeżywamy  w  milczeniu".  Ładnie, 
prawda? Chociaż chyba nie zachowywałam się zbyt cicho przed chwilą... 
i ty, mój wspaniały mężczyzno, również. 

Sięgnęła  po  ubranie.  Od  śmiechu  trzęsły  się  jej  ramiona,  piersi 

chwiały,  a  gładka  skóra  na  brzuchu  podskakiwała.  Wyglądała  jak  leśna 
nimfa lub nagi elf i poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Śmiejąc się z 
nią,  założył  ubranie,  zebrał  koc  w  jedną  rękę,  drugą  objął  ją  ciasno  w 
pasie i tak przytuleni wracali do ciężarówki. 

—  Wiesz...  — Suzy  obejrzała  się  przez  ramię, gdy dotarli  do  niej. — 

Zawsze będę miała sentyment do słoneczników. 

72

RS

background image

 

 

Jechali  w  ciemności.  Opierała  się  o  niego  w  pół  drzemce,  czuła  się 

wciąż  oszołomiona.  Gdy  pierwsze  światła  miasta  oświetliły  samochód, 
Kevin zwolnił. Byli prawie w domu. 

Suzy  obserwowała  przez  okno  migające  neony.  „W  domu..."  — 

pomyślała.  Ale  miasto  było  inne,  niż  kiedy  je  opuszczali  kilka  godzin 
temu. Chociaż nie, to nie była prawda. Ona nie była już ta sama i nigdy 
nie  będzie.  Ten  dzień  z  Kevinem  zmienił  ją.  Chciała  tego,  ale  to,  co 
otrzymała, prześcignęło jej oczekiwania. Zadrżała i przywarła do Kevina. 
Nigdy wcześniej nie chciała oddać się tak całkowicie, tak ulegle i z taką 
miłością. „I co teraz, Suzy? — pytała samą siebie — Pomyślałaś o tym? 
Co ty i Kevin zrobiliście? A co teraz powinno nastąpić między wami?" 

Zatrzymał się na czerwonym świetle. Zajrzał w jej zamglone oczy. 
—  Chcesz,  żebym  cię  odwiózł,  Suzy?  Późno  już.  Czy  może 

pojedziemy do mnie? 

Późno...  do  mnie...  jego  małe,  ale  wygodne  mieszkanko  na  zapleczu 

magazynu? Umysł Suzy był tak otępiały, że nie mogła myśleć. Poruszała 
ustami, a ręce trzęsły się jej pod jego intensywnym spojrzeniem. 

Wyczuł jej wahanie. 
—  Dobrze,  Suzy.  Rozumiem.  —  Wziął  ją  za  rękę,  trzymał  przez 

chwilę, po czym podniósł do ust, by potem wypuścić. — Za dużo dzieje 
się dzisiaj, potrzebujesz trochę czasu w samotności.  

Znów zapatrzyła się przez okno. Rzeczywiście, potrzebowała czasu, by 

oddzielić  marzenia  od  rzeczywistości,  nie  poddawać  się  uczuciom  i 
spojrzeć na wszystko w świetle dnia. Ale na razie nie mogła, jeszcze nie 
teraz. 

— Czy moglibyśmy... pobyć jeszcze trochę razem, Kevin? 
,.Przeszedłbym przez ogień i wodę, gdybyś tylko poprosiła, pomyślał. 

Uśmiechnął się do niej i powiedział. 

— Oczywiście, Suzy... jeszcze trochę. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

73

RS

background image

 

 

Rozdział 7 

 
Materac  ugiął  się  w  stronę  Kevina  i  Suzy  zjechała  w  jego  kierunku, 

mając  jeszcze  zamknięte  oczy  i  rozłożone  ramiona.  Objęła  jego  nagie 
szczupłe ciało i potarła dłonią zarośniętą pierś. 

—  Ummm...  —  zamruczała,  wzmacniając  uścisk  i  przysuwając  się 

bliżej, ale wyplątał się z jej ramion i przerzucił nogi przez krawędź łóżka. 

Jedno zaspane szmaragdowe oko rozchyliło się, za chwilę drugie. Nie, 

to nie był sen! Kevin był tutaj, cały z krwi i kości! Uśmiechnęła się jak 
perski kot, zadowolona i rozbawiona. Szczęście szukało w niej ujścia, aż 
znalazło go w głośnym chichocie. 

—  Wracaj!  —  zbeształa  go,  po  czym  pociągnęła  do  tyłu.  Opadł  na 

łóżko z głośnym śmiechem. Oczy wypełniała 

mu miłość. 
—  Co  ty  wyprawiasz?  —  spytał  Suzy  żartobliwie,  spiesznie  ruszając 

dłońmi,  by  szybciej  zagłębić  je  w  ognistej  fali  jej  włosów.  Zebrał  je  w 
garść, odgarnął z twarzy i ucałował jej słodkie, krągłe usta. 

Oddała pocałunek i usadowiła się na nim, przyciskając swym ciężarem 

jego  silne  ciało.  .Jestem  jak  mały  statek  kołyszący  się  na  potężnym 
morzu — pomyślała. — Mały statek, szczęśliwy, że znalazł swój port. 

—  Próbuję  zatrzymać  cię  w  łóżku  —  odpowiedziała  na  jego  pytanie, 

chwytając zębami jego wargę i gryząc ją z miłością. 

—  Au!  —  krzyknął,  po  czym  ze  śmiechem  przewrócili  się  i  teraz  on 

znalazł  się  na  górze.  Z  jego  twarzy  biło  zadowolenie,  gdy  ścisnął  ją 
kolanami. — Jesteś dziś bardzo żywotna! Spodziewałem się, że obudzisz 
się nieśmiała i niewyspana po tej szaleńczej nocy... \ 

— Po prostu... jestem taka szczęśliwa! 
Uśmiech  rozświetlił  jego  twarz,  ale  jakby  się  go  wstydząc  przybrał 

surową minę. 

—  Myślałem,  że  we  własnym  domu  pozwolą  mi  się  ubrać  i  zrobić 

kawę. 

— Nie potrzebuję kawy. I nie chcę, żebyś wychodził z łóżka. 
— A czego właściwie chcesz, moja miła? Objęła go za szyję i wisiała 

na niej jak klejnot. 

—  Chcę  ciebie.  Czuć  twoje  usta  i  ręce  na  skórze,  i  całą  wspaniałą 

resztę,  która  potem  następuje.  Chcę  zamknąć  oczy  i  widzieć  ogniste 
fajerwerki...  Och!  —  dodała  słodko,  poważnym  tonem.  —  Tak  przy 
okazji, jaki jest znak na „fajerwerki"? Mógłbyś mi pokazać? 

Podniósł ręce i zamigał. 

74

RS

background image

 

 

—  Mam  ci  teraz  coś  innego  do  pokazania.  —  Ze  śmiechem  schował 

twarz  w  zagłębieniu  koło  jej  szyi.  Jego  zarost  łaskotał  delikatną  skórę. 
Wierciła się pod nim; chciała być silniejsza niż trzymające ją kolana. Już 
po chwili Kevin zrozumiał, że wpadł we własne sidła. Padł ofiarą swojej 
niekontrolowanej  namiętności.  Uświadomił  mu  to  ogień  w  lędźwiach  i 
ból  w  każdej  cząstce  ciała.  Przygniótł  ją  swoim  ciężarem  i  obsypał 
gorącymi pocałunkami jej twarz, piersi i brzuch. I tym sposobem kochali 
się  znowu,  w  czasie,  gdy  Kevin  powinien  robić  kawę,  gdyby  słuchał 
tego, co mu podpowiadał rozsądek. 

Po jakimś czasie znowu leżeli spokojnie zwróceni do siebie twarzami, 

badają się poważnym spojrzeniem. 

— Chyba śnię  —  pierwszy  powiedział  Kevin,  głaszcząc  jej  piersi. — 

Jesteś  najpiękniejszą  kobietą  na  świecie,  Suzy.  Piękną,  zabawną  i 
cudowną. Na pewno śnię. 

—  Tak,  też  o  tym  myślałam.  Ale  jeśli  to  sen,  to  nie  próbujmy  go 

przerwać.  —  Leżała  prawie  nieruchomo,  bawiąc  się  włosami  na  jego 
torsie.  Skóra  pod  nimi  była  ciemna  i  gładka  jak  zamsz  i  bardzo  ją 
pociągała. Całą poprzednią noc odkrywała jakąś część jego ciała — usta, 
zagłębienie  koło  szyi,  zarysowane  bicepsy,  silne  uda  —  która 
oddziaływała  na  nią  erotycznie.  Teraz  była  zafascynowana  włosami  na 
jego piersi i z uśmiechem przesuwała po nich ręką, coraz bardziej w dół. 
Przekroczyła linię brzucha i wędrowała dalej po zwężającej się ścieżce... 

—  Och,  nie!  Nie  rób  tak!  —  ostrzegł,  chwytając  ją  za  przegub.  — 

Przestań, zaraz zwariuję przez ciebie! 

—  Teraz  to  mówisz,  gdy  już  rozbudziłeś  we  mnie  dziką  namiętność? 

Zapłacisz mi za to! 

— Kochanie, jedyne za co zapłacę, to obiad. Wstawaj! 
— Obiad? — powtórzyła. — A która to godzina? 
— Późne popołudnie... następnego dnia. 
—  Aaa...  —  Ziewnęła,  po  czym  zwinęła  się  pod  ciepłą  kołdrą.—  To 

był  najmilszy  dzień,  jaki  przeżyłam,  ale  czuję  się,  jakbym  od  tygodnia 
nie zmrużyła oka. Jestem... — Ziewnęła jeszcze raz. —... śpiąca. 

Uśmiechnął się i odgarnął włosy z jej policzka. Wymknął się z łóżka, 

założył  dół  od  piżamy,  górę  podał  jej  i  pospieszył  do  kuchni.  Po  chwili 
po  mieszkaniu  rozszedł  się  zapach  świeżo  mielonej  kawy,  ale  Suzy  nie 
zauważyła tego. Otulona piżamą spała na poduszce Kevina. 

Stanął  w  drzwiach,  trzymając  w  rękach  parujące  kubki,  pod  pachą 

niósł  popołudniową  gazetę.  Na  widok  Suzy  poczuł  się  słaby  i  oparł  się 
ciężko  o  framugę.  To  musi  być  sen,  który  zniknie  i  pozostawi  Kevina 

75

RS

background image

 

 

samotnego. Przyrzekł sobie kiedyś, że będzie odporny, ale przecież to by 
go bardzo zraniło. Przestraszył się. 

—  Kncham  cię  —  zaszeptał  chropowatym,  długo  nie  używanym 

głosem.  To  było  szaleństwo,  ale  naprawdę  ją  kochał.  Było  to  tak 
oczywiste, jak uśmiech na jej śpiącej  twarzy. I zamierzał cieszyć się tym 
uczuciem, nie myśląc, co przyniesie jutro. 

Nachylił się nad łóżkiem, postawił kubki na nocnym stoliku i dotknął 

jej ust. Poruszyła się, zarzuciła mu ręce na szyję i uśmiechnęła się. 

— Chyba się zdrzemnęłam... 
— Wstawaj, śpioszku. W domu nie ma nic do jedzenia, a ja umieram z 

głodu. 

Odchylił kołdrę, wziął ją na ręce i zaniósł pod prysznic. Suzy miotała 

się i wyrywała. 

—  Och,  nie!  Nie  ośmielisz  się!  Jeszcze  się  nie  obudziłam.  Utopisz 

mnie! Ratunku! 

Woda była ciepła i miła w dotyku, po chwili lustro pokryło się parą, a 

oni  bawili  się  jak  dzieci,  drapiąc  się  po  plecach  i  kładąc  sobie  pianę  na 
ramionach i nosach. Kevin umył jej włosy. Suzy namydliła czarny zarost 
na  jego  piersiach  i  wspinając  się  na  palce,  przywarła  do  niego, 
zostawiając  dwie  wysepki  pośród  morza  piany  na  jego  torsie.  Z 
zamkniętymi  oczami  trzymał  ją  w  ramionach,  czując  ciepło 
promieniujące z jej atłasowej skóry wprost do jego serca. Woda biła mu 
w twarz i kłuła w policzki, ale nie czuł bólu. Myślał tylko o tym, że było 
to niemożliwe, a z drugiej strony tego właśnie pragnął. 

— Wystarczy już. — Suzy zaśmiała się i odchyliła w jego ramionach. 

Potrząsnęła  silnie  głową  i  krople  wody  rozpierzchły  się  we  wszystkich 
kierunkach. — Teraz, panie Ross, ja umieram z głodu. Musisz albo mnie 
kochać, albo pożywić. 

Dziki  płomień  rozpalił  jego  oczy,  ale  wypuścił  ją,  zakręcił  wodę  i 

wyjął z szafki dwa  grube ręczniki. Boso, ociekający wodą, przeszedł do 
sypialni  po  kawę.  Sączyli  ją,  zerkając  na  siebie  znad  napoju.  Suzy 
suszyła włosy, gdy Kevin golił się, a kiedy skończył, wspięła się na palce 
i potarła policzkiem o jego brodę z niewypowiedzianą tęsknotą. Oderwał 
od niej usta. 

— Ubierz się. — Pokazał, popychając ją w stronę sypialni. 
— Utrudnia to twoja obecność! 
—  Suzy,  potrzebujemy  trochę  powietrza...—  Pokazał  na  jej  żołądek. 

— ...i jedzenia. Któreś z nas musi tego dopilnować. — Podniósł ręce, by 

76

RS

background image

 

 

ostatni  raz  delikatnie  popieścić  jej  piersi,  po  czym  odwrócił  się  i  zaczął 
się ubierać. 

Ponieważ  bluza  i  spodenki  Suzy  nie  były  odpowiednim  strojem 

wieczorowym,  pojechali  najpierw  do  jej  mieszkania,  i  tam  przebrała  się 
w atrakcyjną bluzeczkę z krótkim rękawem i długą bawełnianą spódnicę. 
Pojechali  potem  pod  magazyn  i  Kevin  zostawił  tam  ciężarówkę. 
Restauracja 

znajdowała 

się 

niedaleko, 

więc 

postanowili 

się 

przespacerować. 

Szli  ręka  w  rękę  przez  ciemną  i  parną  noc,  mając  głowy  wypełnione 

marzeniami. Mijane sklepy, białe koszule i latarnie dawały słabe światło. 
Drzewa stały nieruchome  w  bezwietrznym  powietrzu. O  milę na  północ 
holownik  popychał  barkę  do  Mighty  Mo,  wysyłając  głuchy,  zawodzący 
dźwięk odbijający się echem o wybrzeże. 

Suzy zasłuchała się, a Kevin uniósł pytająco brew. 
—  Holownik  —  wyjaśniła.  —  Zawsze  zdawało  mi  się,  że  brzmi  tak 

smutnie, ale dzisiaj jest jakoś inaczej. 

—  Ty  marzycielko.  —  Potrząsnął  głową.  —  Jesteś  niepoprawną 

romantyczką. 

— A ty? 
—  Zawsze  uważałem  się  za  realistę.  W  każdych  okolicznościach 

wiedziałem, co jest możliwe, a co nie. — Spojrzał na nią i dodał. — Ale 
teraz nie jestem już niczego pewien. 

Położyła jego ręce na swoich piersiach i pocałowała go mocno w usta.  
— Tak, wiem, ale nie zajmujmy się tym dzisiaj. Zamiast tego zjedzmy 

coś  fantastycznie  wielkiego  i  pysznego  i  bądźmy  niesamowicie 
szczęśliwi. Zgoda? 

Mała  restauracja  położona  była  na  dwunastej  Ulicy.  Zamówili 

szaszłyki,  sałatkę  z  kapusty  i  frytki,  i  zjedli  tyle,  że  mało  nie  pękli. 
Zespół, który grał, nie był duży, ale gitara basowa, perkusja i zawodzący 
saksofon wywierały na obecnych duże wrażenie. Suzy przyłapała Kevina 
na wystukiwaniu  rytmu  perkusji  płaską  dłonią  i  poderwała  się do  tańca. 
Początkowo nie chciał się zgodzić i groźnie się marszczył, ale gdy w jego 
oczach  zobaczyła  uśmiech,  wiedziała,  że  wygrała;  wyciągnęła  go  na 
parkiet.  Tańczył  z  gracją,  trzymając  ją  blisko  przy  sobie.  Kołysała  się 
seksownie,  tak  że  wszyscy  mężczyźni  patrzyli  na  nią  pożądliwie,  ale 
Suzy dostrzegała jedynie Kevina. 

Gdy kawałek skończył się, opadła na krzesło, wachlując się serwetką i 

obrzucając go zaskoczonym spojrzeniem. 

— Jak to zrobiłeś? Powiedz, słyszałeś coś? 

77

RS

background image

 

 

—  Odrobinę,  sam  rytm,  tak  jak  słyszę  uderzenie  piłki  w  tenisie. 

Ponadto  czuję  impulsy  z  podłogi.  Podobnie  było,  gdy  żeglowaliśmy  z 
Loganem. Nie musiałem słyszeć komend zmiany kursu, bo wyczuwałem 
to z ruchu łodzi na wodzie, jakbym był jej częścią. 

— To wspaniałe, jak magia! 
—  To  tylko  praktyka,  kochanie.  Poza  tym  nie  zapominaj,  że 

pracowałem  w  Oasis.  Rano  albo  przed  zamknięciem, gdy byliśmy  tylko 
my  —  personel  —  Jerome  grywał  na  saksofonie,  a  Susan  tańczyła  z 
Loganem, ze mną lub ze szczotką, zależy, co miała pod ręką. Nieźle się 
bawiliśmy! 

—  Jak to  wszystko  cudownie  brzmi!  Wiesz,  jestem  trochę  zazdrosna. 

Tak  spędzałeś  czas,  gdy  ja  biegałam  po  agencjach  lub  siedziałam 
nieruchomo  parę  godzin  w  gorącym  świetle  reflektorów,  a  każdy 
poprawiał  mi  włosy,  makijaż  i  sposób  pochylenia  głowy.  Brałam  lekcje 
ruchu i baletu, a każdą wolną chwilę poświęcałam na naukę francuskiego 
i  algebry,  żeby  nie  oblać  egzaminu.  Chodziłam  na  przyjęcia  i  chciałam 
rozmawiać tam o książkach, filmach, najnowszych tańcach, ale wszyscy 
mówili  tylko  o  moim  ciele  czy  twarzy...  —  Urwała  nagle,  biorąc  płytki 
oddech rozchylonymi ustami. 

— Suzy... — Kevina ogarnęła chęć, by przytulić ją, kochać i trzymać z 

dala  od  niebezpieczeństw.  Jego  oczy  błyszczały  uczuciem,  na  widok 
którego Suzy pokryła się rumieńcem. 

— Przepraszam — szepnęła, jej doskonałe usta wygięły się w smutny 

uśmiech. — Wiesz, to do mnie niepodobne. Tak naprawdę... — Położyła 
brodę  na  rękach,  łokciami  oparła  się  o  stół.  —  Nigdy  jeszcze o tym  nie 
mówiłam,  ale  tak  właśnie  się  czuję.  Jakbym  spędziła  sto  lat  jak  śpiąca 
królewna  zamknięta  w  swoim  zamku  i  czekająca  na  księcia.  Zawsze 
byłam  w  centrum  uwagi,  zaaferowana  swoją  karierą  i  planami  mamy. 
Zbudowała  ścianę  wokół  mnie,  byłam  bezpieczna,  ale  z  drugiej  strony 
odgrodzona  od  świata.  W  rzeczywistości  nie  znam  go  nawet  dobrze.  A 
teraz  obudziłeś  mnie,  i  wiem,  ile  mnie  ominęło  i...  —  Zatrzymała  się 

łapiąc  go za rękę. —  I  chcę wyjść stąd, spacerować, patrzeć na rzekę  i 
gwiazdy, gwiazdy odbijające się w rzece... 

— W twoich oczach błyszczą gwiazdy. 
— W twoich też. Jesteś tak wspaniały, odważny i silny! 
— Chodźmy stąd, Suzy. 
Było  już  po  północy,  ale  powoli  szli  po  moście,  zeszli  na  wybrzeże, 

trzymając się za ręce i uśmiechając do siebie w ciemności. 

78

RS

background image

 

 

Kevin wskoczył na kamienny murek i pociągnął Suzy za sobą. Patrzyli 

na  czarną  rzekę,  której  wody  wydawały  się  i  nieruchome  w  ciemności, 
prócz piany, tworzącej się przy filarze mostu. Nad głowami przejeżdżały 
samochody  rozświetlając  noc.  Tam  też  znajdowały  się  konstelacje 
gwiazd  przyczepione  do  aksamitnego  nieba.  Mały,  czarny  kształt 
przeleciał  obok,  potem  kilka  następnych,  uderzając  o  wodę  tuż  przed 
nimi.  Wyglądały  jak  czarne  kawałki  papieru  rozrzucone  niewidzialną 
ręką. 

Suzy wstrzymała oddech. 
— Co to było? Ptaki? 
—  Raczej  nietoperze  —  odpowiedział.  Wzdrygnęła  się  i  przysunęła 

bliżej niego. 

— Może już będziemy wracać? Robi się późno. 
Zeskoczył na chodnik, złapał ją w pasie i delikatnie zestawił na ziemię, 

osuwając po swoim ciele. Obejmując go za szyję, zażartowała. 

— Teraz wiem, że powinniśmy iść do domu. Zaśmiała się lekko. 
Byli o dwa bloki od magazynu Kevina, gdy poczuł, że Suzy naprężyła 

się. Zawahała się w pół kroku, patrząc na niego rozszerzonymi oczami i 
chciała odwrócić się. Instynktownie wyskoczył przed nią, tworząc jakby 
tarczę ze swojego ciała, ale było już za późno. 

Trzech mężczyzn wypadło z zaułka i zaatakowało ich, odciągając Suzy 

i uderzając Kevina pięściami i drewnianymi pałkami. Poczuł silny ból w 
ramieniu,  potem  piersi,  ale  dalej  walczył,  by  dostać  się  do  Suzy. 
Mężczyzna  obok  pchnął  ją  na  ścianę  i  próbował  zerwać  jej  z  ramienia 
torebkę. 

—  Weźcie  ją!  —  krzyknęła.  —  Weźcie  i  odejdźcie.  Nie  róbcie  nam 

krzywdy!  —  Ale  młody  chłopak  wziąwszy  torebkę,  zaczął  ściągać  jej 
zegarek i pierścionki. 

Kevin  rzucił  się  dziko,  strząsając  z  siebie  jednego  z  atakujących  i 

pchnął go na ścianę. Odwrócił się, szukając drugiego, uderzył go pięścią 
w twarz, czując gorącą krew spływającą po dłoni. 

Silne  uderzenie  kijem  w  plecy  rzuciło  go  na  kolana,  dzwoniło  mu  w 

głowie,  przed  oczami  zrobiło  się  ciemno.  Zbierało  mu  się  na  wymioty, 
zaczął tracić świadomość. Nie mógł sobie na to pozwolić! Suzy! Spojrzał 
na nią przez czerwoną  mgiełkę, jeden z napastników pchnął ją brutalnie 
na ziemię. 

—  Suzy!  —  krzyknął  chropowato,  zerwał  się  na  nogi  i  skoczył  na 

plecy mężczyzny. Owinął mu ramię wokół szyi, odciągnął go i powalił. 
Zrobił  unik  i  przytomnie  zwalił  z  nóg  następnego  opryszka,  po  czym 

79

RS

background image

 

 

wracając  do  leżącego  przygniótł  go  do  ziemi  i  wymierzył  silny  cios  w 
szczękę.  Rabuś,  któremu  rozkrwawił  twarz  na  samym  początku,  zaczął 
uciekać. Rzucił się za nim, przygniótł kolanami i trzymając  go za przód 
koszuli chciał zmiażdżyć mu twarz, gdy ktoś zatrzymał jego wzniesione 
ramię. Trzęsąc się z wściekłości, szarpnął rękę i znowu się zamierzył, ale 
te same delikatne dłonie uwięziły jego przedramię. Podniósł głowę. 

— Nie! — krzyczała Suzy. — Nie, Kevin. Wystarczy! Jest już policja. 

Kevin, proszę! 

Zadrżał, zimny pot spływał mu po ciele, adrenalina płynęła jeszcze w 

żyłach.  Spojrzał  morderczym  okiem  na  leżącego  pod  nim  mężczyznę. 
Chciał ich wszystkich pozabijać za to, że przestraszyli ją, a może nawet 
zranili. 

Spojrzał  na  nią  pieszczotliwie,  jakby  chciał  odgarnąć  rozczochrane 

włosy  z  jej  bladych  policzków,  zabrać  strach  z  rozszerzonych  oczu  i 
uspokoić drżącą brodę. 

— Wszystko w porządku? — spytał. Przytaknęła ze łzami w oczach. 
— A z tobą? 
Zanim  mógł  dać  jej  odpowiedź,  poczuł  ciężką  dłoń  na  ramieniu; 

odwrócił się w stronę policjanta. 

—  Już  jesteśmy  —  odezwał  się.  —  Zabieramy  ich.  —  Inny  z 

umundurowanych mężczyzn odciągnął rabusia. 

Kevin wstał i przytulił mocno Suzy, pytając po chwili: 
— Suzy, kochanie, nic ci nie jest? Na Boga, nie zrobili ci nic? 
— Już dobrze, Kevin. Ale ty... Krwawisz i masz opuchnięte usta... 
—  Czy  wszystko  w  porządku,  proszę  państwa?  —  wmieszał  się 

przedstawiciel prawa. — Nie trzeba wezwać karetki? 

Oboje spojrzeli na Kevina, ale potrząsnął przecząco głową. 
—  Muszę  sporządzić  raport.  Możecie  mi  opowiedzieć,  co  się 

właściwie stalo? — Wziął notes i utkwił pytający wzrok w Kevinie, ale 
odezwała się Suzy. — Spacerowaliśmy... szliśmy ulicą i tych trzech... — 
Glos jej zadrżał, po policzku spłynęła łza. 

Kevin przytulił ją, przycisnął bolący policzek do jej włosów. 
—  Może  pan  opowie  mi  resztę?  Tak  będzie  prościej.  Usta  Kevina 

zbielały, zaciskając się w grymas, oczy zwęziły się z goryczą. 

Nie  zauważając  tego  Suzy  wyjaśniła.  —  On  nie  słyszy.  Ale  to  już 

właściwie  koniec.  Pojawili  się,  zaczęli  bić  Kevina  kijem,  jeden  z  nich 
próbował... 

—  Dosyć!  —  Kevin  pokazał  z  wściekłością.  Do  cholery,  nie  potrafił 

nawet  doprowadzić  jej  bezpiecznie  do  domu.  Nie  mógł  zapobiec  jej 

80

RS

background image

 

 

cierpieniu.  Poczuł  do  siebie  nienawiść.  Jeszcze  chwila  i  wybuchnie, 
rozbijając ulicę w pył.  — Dajcie mi  raport. —  Prawie wyrwał go z ręki 
patrolowego.  Szybko  opisał  zdarzenie,  stojąc  zgarbiony  z  powodu 
dotkliwego bólu w piersiach. 

W  przeciwieństwie  do  niego,  Suzy  widziała  tylko  krew  na  jego 

policzku i opuchniętą szczękę. Och, był tak wspaniały. 

—  Wspaniały...  ale  szalony!  —  mruknęła,  przypominając  sobie  swój 

strach, gdy walczył z trzema złodziejaszkami. Mogli go przecież zabić! 

Pogłaskała  go  po  plecach,  biorąc  wściekłość,  która  nim  trzęsła,  za 

zmęczenie. 

Strząsnął jej rękę i oddał notatnik policjantowi. 
—  Powiedz  im,  że  gdybym  był  jeszcze  potrzebny,  przyjdę  na 

posterunek. Zapisałem im telefon Mike'a. Niech innie zawiadomią przez 
niego. 

— Kevin, mogą przecież zadzwonić do mnie i poszlibyśmy razem. 
—  Powiedz,  niech  dzwonią  do  Mike'a!  —  Jego  ruchy  były  szybkie  i 

nerwowe. 

Suzy cofnęła się. 
— Dobrze, jeśli tak wolisz. — Była zadowolona, że nie mógł usłyszeć 

zawodu w jej zasmuconym głosie. 

Obracając  się  na  pięcie,  stanęła  twarzą  w  twarz  z  patrolowym  i  jego 

partnerem,  który  właśnie  zakuł  trzech  opryszków  i  prowadził  ich  do 
policyjnego  samochodu.  Odpowiedziała  na  kilka  pytań  i  jeszcze  raz 
zapewniła, że czuje się dobrze. 

— Na pewno? — spytał jeden z nich. — Może panią podwieźć? 
— Zgódź się — wtrącił się Kevin. 
— Myślisz,  że  powinniśmy...  —  zaczęła  ostrożnie, ale przerwał jej  w 

pół słowa. 

— Jedź sama. Przynajmniej ty będziesz bezpieczna. No idź! 
Powstrzymała ostrą odpowiedź, która cisnęła się jej na usta i zmierzyła 

go  szmaragdowym  spojrzeniem.  Nagle  zrozumiała.  Boże,  ileż  miał  w 
sobie dumy i zaciętości. Ale potrafiła być tak uparta, jak oni. 

— Dziękuje — odrzekła policjantom. — jesteśmy prawie na miejscu. 

Przejdziemy dalej piechotą. — Oparła głowę na ramieniu Kevina. 

Mężczyźni wymienili sceptyczne spojrzenie, ale Suzy uśmiechnęła się 

i dodała wyraźnie, by Kevin na pewno zrozumiał. 

— Proszę się nie martwić. Pan Ross się mną zaopiekuje. Zasalutowali i 

odeszli. 

81

RS

background image

 

 

—  No  i  cóż...  —  Znów  położyła  mu  głowę  na  ramieniu,  spotykając 

jego groźny wzrok. — Jesteśmy tylko my, mój 

mały! 
— Powinnaś z nimi jechać. 
— Nie chciałam. 
—  Gdy  dojdziemy  do  samochodu,  zawiozę  cię  do  domu.  Tam,  gdzie 

będziesz bezpieczna. Tam, gdzie twoje miejsce. 

— Słucham? — Suzy zapytała z powagą. — Nie zrozumiałam cię. 
Złapał  jej  rękę  i  odmaszerowali.  Suzy  co  kilka  kroków  musiała 

podbiegać,  by  utrzymać  jego  tempo,  w  końcu  udało  się  jej  wydłużyć 
krok. Przeskakując po dwa stopnie naraz, dostali się do magazynu. 

—Tylko wezmę kluczyki. — Zamigał. — I odwiozę cię. 
— Najpierw obejrzę twój rozcięty policzek i przyłożę ci trochę lodu na 

usta. 

— Później się tym zajmę. Wpierw pojedziesz do domu. 
— Słucham? Nie rozumiem, co pokazujesz. 
— Przestań! Rozumiesz doskonale! 
—  Tak,  masz  rację.  Rozumiem  nawet  to,  że  to  nie  na  mnie  jesteś 

wściekły. I nie na tych rabusiów. Jesteś zły na siebie. 

Odwracając się, skutecznie zakończył wymianę zdań. Suzy była jednak 

wy trwalsza, niż przewidywał. 

Stancja  przed  nim,  opierając  się  o  drzwi  wejściowe  i  skrzyżowała 

ramiona na piersiach. — Nie wyjdę, póki nie porozmawiamy. 

— Nie będę rozmawiał! 
—  Świetnie.  Więc  nie  ruszę  się  stąd.  —  Utkwiła  wzrok  w  samym 

środku jego torsu i stała tak, nieruchoma jak rzeźba. Po minucie dodała. 
— Nie zapominaj, że mam niezłą praktykę w pozowaniu przez godziny. 
Możesz zamówić tu śniadanie. 

Wydając  zdesperowany  jęk,  podszedł  bliżej  i  podniósł  jej  głowę, 

zajrzał jej głęboko w oczy i ciężkimi ruchami pokazał. 

— O to ci właśnie chodzi, prawda? 
—  Zgadłeś.  —  Uśmiechnęła  się  lekko.  —  Patrząc  na  innie  ludzie 

zwykle  sądzą,  że  jestem  delikatna  i  łatwo  się  zniechęcam.  Nie 
chciałabym, żebyś ty popełnił ten błąd. 

Potarł  wierzchem  dłoni  piekący  policzek.  Wszystko  go  bolało, 

zarówno w środku, jak i na zewnątrz, i jeśli zaraz nie usiądzie, to chyba 
upadnie. 

— Dobrze, postoisz tu jeszcze minutę, a potem wezwiesz taksówkę i... 
— Słucham? Tak niewyraźnie mówisz. 

82

RS

background image

 

 

Z irytacją zgrzytnął zębami i popchnął ją lekko do mieszkania. 
Gdy  już  weszli,  uniósł  jej  brodę  i  odgarnął  mokre  kosmyki  do  tylu. 

Jego przystojna twarz była szara z wyczerpania i troski. 

— Na pewno nic ci się nie stało? 
— Nie, tylko się przestraszyłam. 
— Nic ci nie zrobili? Nie masz zadrapań, siniaków? 
— Nie, Kevin. 
— Jesteś pewna? Widziałem, jak cię pchnął. 
— Ale byłeś tak szybki i silny, że nie zdążył nic mi zrobić. Mam tylko 

starte kolano. 

—  Zobaczymy  je.  —  Schylił  się  z  trudem  do  jej  nogi  i  podniósł 

spódnicę. Mała plamka krwi zakrzepła na obtartej skórze. Uniósł prawie 
białą twarz do góry. — Nie boli? 

—  Och,  głuptasie!  Mój  wspaniały,  niemądry  mężczyzno.  Jeżdżąc  na 

rowerze czy deskorolce w dzieciństwie, odnosiłam nie takie rany. Kiedyś 
nawet spadłam z drzewa. 

— Nie mów mi o tym... — Z bólem zamknął oczy. 
— Mój głuptasku — zamruczała, ocierając pospiesznie łzy kapiące mu 

na głowę, on zaś objął ją w pasie i oparł o nią głowę. 

Rozczochrała mu włosy, wytrzepując z nich kawałki patyków i resztki 

żwiru. 

Z cienkich rozcięć na policzku i skroni sączyła się strużka krwi. 
Wzięła go za ramiona i lekko odsunęła. 
—  Teraz  ty  poddasz  się  delikatnym  i  pieszczotliwym  zabiegom. 

Usiądź tu. 

Z trudnością wstał i pokuśtykał do najbliższego krzesła. Padł na nie jak 

długi,  czując  zawrót  głowy.  Suzy  pobiegła  do  kuchni  i  wróciła  niosąc 
miskę ciepłej wody, kilka czystych ręczników i lód. Delikatnie odgarnęła 
mu włosy z czoła i przyłożyła do nich zmoczony ręcznik. Szarpnął się do 
tyłu krzywiąc z bólu. 

— Nic mi nie jest! — Pokazał. 
—  Jasne,  Supermanie.  Pozwól  mi  tylko  przez  chwilę  być  Lois  Lane 

lub dzwonię do Logana, że może się spotkać z nami w szpitalu. 

— Nie! Przestraszyłabyś Susan i dzieci. Naprawdę nic mi nie jest. — 

Zmusił się do uśmiechu. 

Schyliła  się  i  lekko  pocałowała  go  w  usta.  Szybko  przeprosiła,  gdy 

jęknął z bólu. 

— A teraz... — zawinęła lód w ręcznik i wręczyła mu. 
— Siedź spokojnie. 

83

RS

background image

 

 

Umyła mu twarz, po czym rozpięła guziki koszuli i pomogła mu się z 

niej wyplątać. Siniaki na ramionach i plecach przybierały właśnie barwę 
purpury.  Próbowała  być  delikatna,  ale  widziała  kropelki  potu  na  jego 
ciele i ból w ciemnych oczach. Przestraszona, zapytała znowu. 

— Nie chcesz, żebym wezwała lekarza? 
— Nie, jestem tylko obolały. Jutro pewnie będę się czuł, jak po walce 

z bykiem, ale niczego sobie nie złamałem. Nie martw się tak! 

— Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, kochanie! 
—  Chodź  do  mnie.  —  Posadził  ją  na  kolanach  i  łagodnie  pieszcząc 

tłumaczył. — A teraz chcę, żebyś wzięła taksówkę i pojechała do domu, 
a jeszcze lepiej do rodziców. I chcę, żebyś długo spała i nie myślała już o 
tym. Nie mogę znieść tego twojego zatroskanego spojrzenia. 

— Więc pozwól mi położyć się w twoim łóżku. Obiecuję, że zamknę 

oczy,  będziemy  leżeć  kolo  siebie  i  żadne  z  nas  nie  pomyśli  nawet  o 
kłopotach. 

— Nie. 
— Dlaczego? — szepnęła. 
— Bo im  szybciej  stąd  pójdziesz, tym  lepiej. Suzy, mówię poważnie. 

Tak nie może być. 

— Dlaczego nie? — powtórzyła, wpadając w złość. 
—  Jesteś  szalona?  Prawie  mi  cię  zabili  dzisiaj.  Nawet  nie  słyszałem, 

jak nadeszli. — Zepchnął ją z kolan i wstał. 

— Nie rozumiesz? Ktoś inny usłyszałby ich! 
— Być może. Ale przecież ja zorientowałam się o sekundę wcześniej, 

niż się pojawili. A co jest naprawdę ważne — obroniłeś mnie, Kevin. 

— I prawie ich pozabijałem — zauważył. Spojrzał na swoje ręce, jego 

twarz  wyrażała  ból  i  gorycz.  —  I  wiesz,    zrobiłbym  to  bez  zmrużenia 
oka.  I  tego  się  tak  cholernie  boję.  Kiedy  żyłem  na  ulicy  jako  dzieciak, 
byłem twardy. Musiałem być. Nikogo nie kochałem, nikomu nie ufałem. 
Nie  ceniłem  swojego  życia.  Walczyłem  i  nienawidziłem.  Ale,  Suzy,  ty 
jesteś  dla  mnie  teraz  najważniejsza  i  to  mnie  przyprawia  o  szaleństwo. 
Zawsze będę wypatrywał niebezpieczeństwa, kogoś, kto cię skrzywdzi, a 
ja nie będę mógł go powstrzymać. Oszaleję, Suzy! 

— Kevin, nie potrzebuję anioła stróża. — Uśmiechnęła się krzywo. — 

Nie sądzisz, że od tego miałam rodziców? Teraz potrzebuję przyjaciela i 
kochanka. 

W jej oczach pojawiła się tęsknota, ale udał, że jej nie widzi. 
— Znajdź kogoś innego, to nie mogę być ja. 

84

RS

background image

 

 

—  Za  późno.  —  Podeszła  do  niego  żwawo.  —  Spełniasz  wszystkie 

warunki. Czy ostatnia noc nic dla ciebie nie znaczyła? 

Trzęsącymi się rękami pokazał. 
— Wiesz, czym to dla mnie jest. Czymś wielkim, większym niż życie. 
Mówił prawdę. Jej serce wiedziało o tym. Teraz musiała tylko sprawić, 

by  przestał  być  tak  zatwardziałe  uparty!  Ale  jak?  Przycisnęła  palce  do 
pulsujących skroni. 

— Dobrze się czujesz? — zaniepokoił się. 
Jeśli Kevin patrzyłby teraz w jej oczy, mógłby zobaczyć w nich nagły 

przebłysk. Nie na darmo brała lekcje aktorstwa. — Nagle... poczułam się 
słabo... — wyjąkała, trzepocząc rzęsami. — Ooooch! Chyba zemdleję... 

Wziął  ją  w  ramiona  i  przytulił.  Jęk  bólu  wyrwał  się  przy  tym  z  jego 

ust,  i  przez  chwilę  Suzy  nie  czuła  się  w  porządku.  Wiedziała,  że  był 
potłuczony  i  zmęczony,  ale  trudna  sytuacja  wymaga  specjalnych 

środków. Zmusiła się do płytkiego oddechu, głowa opadła bezwładnie na 
jego  ramię.  Delikatnie  położył  ją  na  łóżku  i  usiadł  obok.  Czuła  ciepło 
jego ud koło biodra, chłód dłoni na policzku. Jego ręka trzęsła się. 

Przygryzając usta, Suzy otworzyła jedno oko i zerknęła na niego. 
— Hej, hej! 
Widząc ból odciśnięty na jego twarzy, pożałowała swojego oszustwa. 
—  Och,  Kevin...  najdroższy,  dobrze  się  czuję!  —  Jej  twarz  przybrała 

smutną minę. — Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Pragnęłam 
znaleźć się w twoich ramionach, tu, w łóżku, w przyjacielskim nastroju. 

Bladość zastąpił ciemny rumieniec irytacji. 
—  Suzy  Keller!  —  Pokazał,  od  nagłej  ulgi  latały  mu  ręce.  —  Jesteś 

niemożliwa. Nie wiem, co z tobą zrobić! 

Zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję. 
— Kochać mnie! 
Jego  rumieniec  pogłębił  się,  żyły  na  szyi  pulsowały.  Przez  chwilę 

patrzył  na  nią,  po  czym  odwrócił  wzrok.  Przez  okno  wdzierał  się  blask 
latarni, oświetlał jego profil i ramiona. 

Jej trzpiotowatość zamieniła się w czułość. 
Opadła na poduszkę, ale położyła na nim rękę, przeciągając dłonią po 

jego rozrośniętej piersi, w dół po plecach, wsuwając ją pod pasek spodni. 
Jego ciało zadrżało pobudzone nagłym impulsem. 

Objęła  go  i  przyciągnęła  do  siebie.  Czując  jego  twardą  klatkę  na 

swoich piersiach, szepnęła mu prosto w ucho. 

— Kocham cię, Kevin. 

85

RS

background image

 

 

Czy  usłyszał  ją,  czy  też  poczuł  lekki  oddech  koło  ucha?  W  każdym 

razie uniósł się i spojrzał na nią dziwnie. 

—  Przestań!  —  powiedział.  —  Suzy,  nie  wiesz,  co  mówisz.  Jesteś 

młoda i pełna energii. Nie wiesz... 

— Wiem, że cię kocham. 
— Nie wiesz! Ja cię kocham, to prawda, ale to przecież nie wszystko. 

Myślisz, że kochasz, bo zawsze miałaś to, czego pragnęłaś. Twoje życie 
było takie łatwe... 

—  Może  życie  jest  rzeczywiście  cięższe  i  trudniejsze  niż  myślę,  ale 

przy tobie czuję się taka odważna... 

— Suzy, proszę, nie... 
—  Dlaczego  nie?  Widzę,  że  się  czerwienisz,  ale  wszystko  mi  jedno. 

Uważam,  że  jesteś  wspaniały  i  to  nie  z  powodu  twojej  głuchoty.  Nie 
pamiętam o tym. Chcę dzielić z tobą dni, noce i marzenia. — Przesunęła 
czubkiem  języka po  wyschniętych  ustach.  —  Czuję,  że... —  Gorące  łzy 
za-kluły ją w twarz, ale powstrzymała je i uniosła brodę. — Jesteśmy w 
jakiś sposób połączeni sercami. 

— Nie zdajesz sobie sprawy, jak to by wyglądało... 
— Więc powiedz mi. 
— Nie potrafię. 
—  Cóż,  ja  ci  powiem.  Będziemy  kontynuować  naszą  przemiłą 

znajomość,  póki  twój  interes  nie  rozwinie  się  wystarczająco,  a  ja  nie 
zrobię  kariery,  a  potem  weźmiemy  cudowny,  ale  prywatny  ślub  i 
będziemy  fantastycznie  szczęśliwi,  a  gdy  urodzą  nam  się  śliczne 
dzieciaczki — jeszcze bardziej. 

— I będą mieć głuchego ojca? 
— Tak — przytaknęła poważnie. 
—  A  w  czasie  naszego...  —  Zajrzał  jej  w  oczy.  —  ...romansu,  gdy 

pójdziemy  do  twoich  znajomych,  będziesz  tłumaczyła  mi,  co  mówią,  a 
im moje znaki? 

— Właśnie tak. 
— A na przyjęciach, gdzie rozmowy toczą się swobodnie? 
— Twoja będzie trochę utykała, póki nie nauczę się lepiej tłumaczyć. 
— I myślisz, że twoi przyjaciele będą mieć tyle cierpliwości? 
—  Kevin,  nie  zadaję  się  z  durniami!  Zobaczą,  że  jesteś  mężczyzną 

odważnym  i  utalentowanym.  I  to,  że  nie  potrafię  doskonale  migać  nie 
odstraszy ich. 

Odwrócił  się  na  plecy,  zakładając  ręce  pod  głowę.  Jego  szeroka  pierś 

wznosiła  się  i  opadała.  W  świetle  latarni  jego  kręcone  włosy  wyglądały 

86

RS

background image

 

 

jak miękkie runo. Suzy ogarnęła nieodparta potrzeba, by zatopić palce w 
tych włosach. 

—  Przestań!  —  Wzdrygnął  się  i  odsunął  jej  rękę.  —  A  co  z  twoją 

karierą?  Sądzisz,  że  tym  wszystkim  agencjom  spodoba  się,  że  masz 
głuchego  chłopaka?  Koktajle,  zdjęcia,  wywiady...  Będę  tylko 
przeszkadzał! 

—  Nieprawda!  Zaraz  ci  udowodnię.  Jeśli  dowiedzą  się  o  nas,  będą 

chcieli  jak najlepiej  wykorzystać  to  dla  siebie.  Będziesz towarzyszył  mi 
błyszczący  i  cudowny  na  wszystkich  zdjęciach.  Wesele  zrobią  nam  w 
Phil  Donahue  Show.  Nasze  zdjęcia  będą  zdobiły  okładki  wszystkich 
czasopism. Byłbyś cennym nabytkiem, panie Ross, choć nie powinno ich 
to  obchodzić.  To,  dla  kogo  i  z  kim  pracuję,  nie  ma  nic  do  rzeczy, 
bylebym dobrze reklamowała ich wyroby. 

I cóż z tego, że mężczyzna, którego kocham, jest głuchy? 
— Suzy,  nie  mów  tak.  —  Na  jego  twarzy  odbiła  się tęsknota. —  Nie 

zmuszaj mnie, bym w to uwierzył. — Całował jej usta, uszy, włosy. 

— Chcę, żebyś uwierzył! Musisz. 
— Suzy, nie wiesz, co mówisz. 
—To zobacz, co robię. — Błyskając oczami, uklękła na łóżku i zaczęła 

ściągać z siebie ubranie — spódnicę, bluzkę, majteczki. 

Przez zęby wydobywał się świszczący oddech. 
— Powinienem być silniejszy. — Pokazał i jego oddech zamienił się w 

jęk. 

Suzy uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach. 
—  Jesteś  najsilniejszym  mężczyzną  świata.  Najodważniejszym  i 

najprzystojniejszym 

Wyciągnął  ręce  i  dotknął  jej  piersi,  pokrywając  dłonią  ciepłe,  blade 

ciało. Wziął różowy sutek między palce i lekko potarł. 

Fala przyjemności zalała jej ciało. Nagłe nie było już w nich żadnego 

udawania, kuszenia czy  uwodzenia. Nachylił się, ocierając policzkiem o 
jej  piersi,  chciało  jej  się  krzyczeć  i  płakać.  Pragnęła,  by  ją  dotykał  i 
trzymał  blisko  siebie.  I  wtedy  złapał  brodawkę  jej  piersi  między  zęby  i 
zaczął  ssać.  Poczuła  się  strasznie  słabo  i  wtuliła  się  w  niego.  Jego  ręce 
zsuwały się coraz bardziej w dół, aż oboje zatonęli w miłości. 

 
 
 
 
 

87

RS

background image

 

 

Rozdział 8 

 
— Czy „piknik" był naprawdę zaledwie dwa tygodnie temu? — Suzy 

spytała Kevina, gdy zdejmował jej walizkę z ciężarówki. „Piknik" był ich 
szyfrem, symbolem szczęścia, które otaczało ich jak miękka chmurka. 

—  Dwa  tygodnie,  dzień  i  dwie  i  pół  godziny  temu  —  zażartował, 

zamykając  samochód.  Skierowali  się  w  stronę  lotniska.  Widział  jej 

śmiech, gdy wchodzili. Było to cudowne, zresztą wszystko, co było z nią 
związane było cudowne. 

— To  dla mnie  ważny  wyjazd,  Kevin.  I  wiesz,  zawsze  chciałam móc 

pocałować się na lotnisku. 

Zmarszczył brwi, żartobliwie ją upominając. 
—  Właściwie,  Kevin,  to  nasza  ostatnia  szansa  i  powinniśmy  ją 

wykorzystać.  Po  dzisiejszym  Broadcast  Show  każdy  będzie  wiedział, 
kim jesteśmy. 

— Kim ty jesteś, Suzy. 
— W każdym razie nasze prywatne życie zachowa swoją prywatność! 

— Zarzuciła mu ręce na szyję na środku hali odpraw, zaglądając w oczy. 
— Ale jeszcze teraz mogę cię zaatakować i nikt nie zwróci na to uwagi. 

Przycisnął  usta  do  jej  słodkiego  policzka,  po  czym  objęci  doszli  do 

bramki. Wszyscy mężczyźni w obrębie piętnastu metrów obserwowali ją 
szeroko otwartymi oczami z wyrazem pożądania. Nieświadomie przytulił 
się mocniej. 

Później  nie  raz  zastanawiał  się,  jak  mógł  przebyć  niekończącą  się 

drogę  z  Kansas  City  do  Nowego  Jorku  z  Suzy  przyciśniętą  do  boku  i 
nawet  nie  pomyśleć,  że  spotka  go  zimny  prysznic...  Na  razie  próbował 
zaspokoić swój nienasycony głód przez zjedzenie wszystkiego, co miał w 
zasięgu  oczu:  swój  obiad,  Suzy,  pewnej  kobiety  siedzącej  w  przejściu, 
która  cały  czas  spała.  Dwie  szkockie  z  wodą  wreszcie  ugasiły  ogień 
płonący w jego żyłach. 

Z  utęsknieniem  czekał,  kiedy  dotrą  do  hotelu.  Gdy  się  rozpakowali  i 

Suzy lekko pchnęła drzwi oddzielające ich przyległe pokoje, otworzył je 
tak szybko, że prawie przewróciła się w jego ramiona. 

—  Kevin?  Wychodzisz?  —  Zmierzyła  go  wzrokiem.  —  W  tym 

ubraniu? Załóż coś cieplejszego, jest chłodno. 

Uśmiechnął się. 
—  Nie,  kochanie.  Chciałem  cię  właśnie  zaprosić  na  kieliszek  czegoś 

mocniejszego  przed  pójściem  spać,  by  odprężyć  się  przed  wielkim 
dniem. 

88

RS

background image

 

 

Weszła do jego pokoju z promienną twarzą. 
—  Och,  Kevin,  nie  mogę  uwierzyć,  że  to  już  jutro!  —  Zatonęła  w 

miękkiej kanapie obok kominka i podwinęła pod siebie nogi. — Ja, Suzy 
Keller w dzisiejszym Broadcast Show! Kto mógł przypuszczać... 

— Każdy, kto przebywał z tobą dłużej niż dziesięć sekund. — Nalał po 

kieliszku  brandy  z  dobrze  zaopatrzonego  barku  i  usiadł  obok.  —  Od 
początku  dobrze  ci  szło  —  dociął,  burząc  jej  opadające  na  ramiona 
włosy. 

— Co masz na myśli? 
Przesypywał jej włosy przez palce i pokazał. 
— Zatrudnienie cię. Nieczęsto daję się namówić, ale tym razem jestem 

wyjątkowo zadowolony. 

Spojrzała  na  niego,  odstawiła  brandy  na  szklany  stolik.  —  Tak  — 

powiedziała.  —  Ja  też  jestem  zadowolona.  Mówiłam  ci  już,  co  to  było, 
pamiętasz? — Objęła go za szyję i przycisnęła do siebie. 

—  Przeznaczenie!  —  Przycisnął  swe  zgłodniałe  usta  do  jej.  Tak, 

pamiętał.  Zjechał  palcami  w  dół,  rozwiązał  pasek  od  jej  szlafroka  i 
wsunął  pod  niego  ręce.  Gładkie  nagie  ciało  radośnie  przywitało  jego 
dotyk  i  Kevin  ukrył  twarz  w  jej  słodko  pachnących  włosach.  Czy  to 
przeznaczenie  połączyło  ich?  O,  cudowny  losie!  Przesuwał  dłońmi  po 
wewnętrznej  stronie  jej  gładkich  ud  i  sięgnął  do  miękkiego,  kłębiastego 
gniazdka między nimi. 

Westchnienie  Suzy  zmierzwiło  mu  włosy  za  uchem  Delikatnie 

położyła ręce na jego szlafroku i po chwili czuł je już na swojej piersi. 

—  Och,  Kevin  —  Oddychała  szybko.  Obnażyła  jego  tors  i  całowała 

go, kreśląc palcami misterne wzory na jego plecach. 

Ręce  Kevina  ani  na  chwilę  nie  zaprzestały  ruchu;  delikatne,  łagodne, 

pieściły ją, póki nie zakręciło jej się w głowie, a usta nie zaczęły żarliwie 
błagać: „Chodź do mnie!" 

Szlafroki  opadły,  gdy  Kevin  wśliznął  się  na  nią,  chroniąc  ją  przed 

zimnem  swoim  ciałem  Jesienny  deszcz  i  wiatr  za  oknem  były  dla  nich 
tak  odległe  jak  daleka  galaktyka,  gdy  odpływali  w  inny  świat,  leżąc  w 
swoich  ramionach.  „Tak  —  przeleciało  Kevinowi  przez  głowę  —  to 
musiało być przeznaczenie". 

—  Proszę  usiąść  tam.  —  Młoda  kobieta  skinęła  w  stronę  Suzy, 

uśmiechnęła się do Kevina i pokazał miejsce za olbrzymią kamerą. 

Suzy  obciągnęła  na  biodrach  jedwabną  szmaragdową  sukienkę  i 

pytająco spojrzała na Kevina. Skinął z uznaniem i odpowiedział. 

89

RS

background image

 

 

— Wyglądasz wspaniale. A raczej doskonale. — Odcisnął na jej czole 

pocałunek lekki jak muśnięcie skrzydeł motyla i pchnął ją do przodu. — 
Nie denerwuj się i rób, co masz robić. 

— Kevin! Proszę, chodź ze mną. 
—Suzy...—Przeszył  ją  wzrokiem  jak  strzałą.  —  Nigdy  nie  pokazuję 

się  w  telewizji.  Właśnie  dlatego  zatrudniłem  ciebie.  Uśmiechnęła  się 
nerwowo. 

—  No  dobrze.  Ale  co  będzie,  gdy  zaschnie  mi  w  ustach  i  nie  będę 

mogła nic wykrztusić? 

— Napijesz się wody. 
— Mogę  rozlać!  Na  oczach  całej  Ameryki  Suzy  Keller wylewa  sobie 

szklankę  wody  na  sukienkę.  Oooch,  Kevin!  —  Jęknęła,  nerwowo 
przygryzając usta. — A jeśli nie będę wiedziała, co powiedzieć? 

—  Suzy,  to  jest  coś,  z  czym  nigdy  jeszcze  nie  miałaś  problemu.  — 

Jego znaki były pewne i uspokajające. 

postukała palcem o jego żebra. — No dobrze, a jeśli... — jej udręczony 

umysł  zaczął  szukać  kolejnego  powodu  do  obaw,  ale  Kevin  położył  jej 
palec na ustach, powstrzymując dalsze słowa. 

— Zwolnię cię z pracy. 
—  Och!  —  Przesłała  mu  uśmiech.  —  A  więc  sprawię  się  dobrze.  — 

Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. 

— Panna Keller? Proszę tędy. Spojrzała błagalnie w jego twarz. 
Uśmiechnął się zachęcająco, przesłał jej pocałunek i trącił ją łokciem. 
—  Nie  martw się.  Będę  tu  cały  czas.  Dobrze  ci  pójdzie. Uśmiechnęła 

się słabo, po czym poszła za kobietą w stronę 

wygodnych fotelików. 
—  Proszę  tu  usiąść.  Czy  czegoś  pani  potrzeba?  Za  parę  minut 

będziemy na wizji. 

Suzy potrząsnęła głową i z trudem przełknęła ślinę. 
— Nie, dziękuję. Poczekam. 
Kobieta  zatrzymała  się  na  chwilę  przy  kamerzyście,  poczy  zniknęła. 

Suzy postanowiła usiąść. 

Zapalono reflektory i zamrugała parę razy, nim jej oczy przyzwyczaiły 

się  do  nowego  oświetlenia.  Dlaczego  właściwie  się  denerwuję?"  — 
pomyślała.  Umeblowanie  studia  wydawało  jej  się  znajome.  Ileż  razy 
widywała te właśnie krzesła na ekranie swojego telewizora, z siedzącymi 
na  nich  Brucem  Springsteenem  czy  Margaret  Thatcher.  Ooch!  Przez 
chwilę  zrobiło  się  jej  słabo.  Nie!  Nie  może  tego  zrobić  Kevinowi. 
Występowała w końcu w telewizji dziesiątki razy. Jakie to ma znaczenie, 

90

RS

background image

 

 

czy widownia  będzie  liczyła  sobie  pięć  milionów — pięć milionów? — 
kamera  zawsze  wygląda  tak  samo,  czyż  nie?  Uśmiechnęła  się  do 
kamerzysty. Oczywiście, że sprawi się dobrze. Zrobi to dla Kevina. 

— Hej, musisz być Suzy Keller. 
Wysoka,  przyjacielsko  uśmiechnięta  blondynka  podeszła  do  niej  i 

wyciągnęła rękę. 

Suzy rozciągnęła twarz w pogodny uśmiech i przywitała się. 
— Panna Pauley! Miło mi panią poznać. 
—  Proszę,  nazywaj  mnie  Jane.  —  Przemiła  gospodyni  usiadła  obok 

Suzy.  —  A  jak  to  milo  poznać  ciebie!  Czytałam  wiele  o  wytwórni 
Kevina i nie mogę uwierzyć, jak cudowną historię sukcesu udało mi się 
odkryć. 

Mówiła tak swobodnie, że Suzy sama nie wiedząc kiedy, wciągnęła się 

w rozmowę i prawie nie zauważyła, kiedy show się rozpoczął. 

Opowiadała  przede  wszystkim  o  Kevinie.  To  jego  historię  Ameryka 

miała  usłyszeć  i  Suzy  nie  potrzebowała  zerkać  w  żadne  notatki,  miała 
bowiem wszystko zapisane w sercu. 

—  Tak,  Jane.  Kevin  jest  wspaniały  —  powiedziała,  a  jej  szeroki 

uśmiech  przyciągnął  kamerę  bliżej.  —  Jest  prawdziwym  Supermanem 
dwudziestego wieku. 

— Czy to prawda, że pojawi się więcej „Czekoladek Kevina" u nas w 

Nowym Jorku? 

—  Z  pewnością  tak!  Planujemy  specjalną  kampanię  w  waszym 

mieście.  Kolorowe  ulotki  reklamujące  nasze  wyroby  zasypią  ulice 
Manhattanu.  Wymyśliliśmy  nawet  specjalny  smak  dla  mieszkańców 
Nowego  Jorku.  Ale  to  na  razie  sekret.  Będziecie  musieli  sami  się 
przekonać! — Jej kuszący uśmiech wypełnił ekran kamery. 

Jane Pauley zaśmiała się cicho, czując zaraźliwy entuzjazm bijący z jej 

słów. 

—  Ale  największą  niespodzianką  jest  Kevin  Ross.  Poradził  sobie  z 

wieloma przeszkodami i mimo trudnego początku osiągnął tak wiele... 

—  Tak.  Chciałabym,  żeby  wszyscy  o  nim  wiedzieli.  Jest  wspaniałym 

człowiekiem...  —  Serce  Suzy  wypełniała  miłość  i  duma.  Spojrzała  w 
stronę,  skąd  Kevin  je  obserwował.  —  Zresztą  on  jest  tu  z  nami.  — 
Wyciągnęła  rękę  w  powietrze  i  wskazała  oszołomionego  mężczyznę, 
który stał jak wmurowany w pokrytą kablami podłogę. 

„Musiałem źle odczytać jej słowa — pomyślał. — Nie mogła przecież 

tego  powiedzieć".  Cofnął  się  o  krok  i  zerknął  na  najbliższy  monitor. 
Nadal patrzyła w jego kierunku. 

91

RS

background image

 

 

— Jest tutaj? — Jane Pauley zaprosiła go gestem do stolika. — Cóż za 

wspaniała niespodzianka dla widzów naszego porannego programu! Nie 
tylko  mogą  poznać  uroczą  Suzy  Keller,  którą  wkrótce  zobaczymy  w 
kampanii  reklamowej,  ale  również  mężczyznę  stojącego  za  tą  całą 
historią, Kevina Rossa! 

Żołądek  Kevina  skurczył  się,  a  serce  na  chwilę  się  zatrzymało.  „Do 

diabła!  —  pomyślał.  —  Co  ona  robi?"  Ale  w  tej  chwili  nie  miał  już 
wyboru, kamera  powoli  skierowała  się  na  niego.  Miliony  Amerykanów, 
którzy  nie  zdążyli  jeszcze  skończyć  śniadania,  oczekiwali  go!  Kevin 
zmusił  nogi  do  ruchu,  uspokoił  bicie  serca  i  z  udawaną  nonszalancją 
podszedł  do  dwóch  uśmiechniętych  kobiet.  Podał  rękę  gospodyni 
programu, Jane Pauley. 

— Kevin Ross — przedstawiła go. — Witamy! 
Z  ponurym  uśmiechem  usiadł  obok  Suzy,  która  patrzyła  na  niego 

swoim diabelskim, ale uroczym spojrzeniem. W myślach zaklął szpetnie 
i soczyście, ale postanowił zrobić jak najlepsze wrażenie. 

—  Kevin  startował  dosłownie  z  niczego  —  zaczęła  Suzy  i  Kevin 

zerknął w stronę kamerzystów, sprawdzając, czy mają na tyle rozumu, by 
skupić się na Suzy, nie na nim. 

— I skąd wziął się pomysł na rozkręcenie interesu ? — spytała Jane. 
Suzy  zastanowiła  się  i  zerknęła  na  Kevina.  —  Personel  Oasis, 

pamiętasz?—powiedział, a kamera ukazała w zbliżeniu jego gesty. 

— Ach, tak! — Suzy kontynuowała z entuzjazmem. Kevin poczuł, że 

wpada  w  dobry  nastrój  i  przesunął  krzesło  tak,  by  mógł  widzieć  twarze 
obu i wtrącać się, gdy Suzy potrzebowała pomocy. 

Nie minęło dużo czasu, a Jane Pauley nie przeprowadzała już wywiadu 

z  głuchym  mężczyzną,  ale  z  intrygującym  człowiekiem  sukcesu.  Tych 
dwoje  przed  kamerą  porozumiewało  się,  jak  starzy  przyjaciele.  Kevin  i 
Suzy  stanowili  zgrany  zespół  i  oboje  przedstawili  historię,  którą  Jane 
Pauley  zapamiętała  na  długo.  Jego  przystojna,  pełna  ekspresji  twarz 
zrobiła  na  niej  wrażenie  i,  jak  Suzy  dowiedziała  się  później,  jej  bohater 
oczarował również kamerzystów i miliony przylepionych do telewizorów 
widzów. 

Jane powoli kończyła. 
—  Było  mi  bardzo  miło  gościć  was  dzisiaj  w  studiu.  Suzy  Keller  i 

Kevin  Ross  —  mówiła.  —  Dwoje  młodych  ludzi  z  karierą  przed  sobą. 
Kevin,  życzymy  ci  dalszego  powodzenia  i  czekamy  na  obiecaną 
kampanię.  —  Uśmiechnęła  się  ujmująco.  —  Mam  nadzieję,  że  w  tym 
nowojorskim smakołyku znajdzie się choć odrobina czekolady? 

92

RS

background image

 

 

Jego  szczery  uśmiech  rozwiał  wszelkie  wątpliwości.  Gospodyni 

programu zwróciła się teraz do Suzy. 

—  Suzy,  to  wspaniały  wstęp  do  dalszej  kariery.  Zanim  nasz  czas  się 

skończy, mam do ciebie ostatnie pytanie. 

Suzy skinęła głową cała w uśmiechach. 
— Kampania reklamowa u Kevina niewątpliwie zapewni 
ci później wiele ofert Gdzie zobaczymy i usłyszymy Suzy « Keller po 

skończeniu obecnej pracy? 

Suzy pobladła. Następna praca? 
Jane Pauley rozwijała swoją myśl. — Czy będzie to moda? Film? Jak 

widzisz swoją przyszłość? 

Ręce  Kevina  zacisnęły  się  w  pięści,  a  serce  na  chwilę  stanęło. 

Realność  i  codzienność!  Co  dalej,  Suzy  Keller?  Film?  Moda?  To 
znaczyło  Hollywood,  Nowy  Jork,  Paryż.  Inny  kontynent  Inny  świat 
Cholera!  Suzy  roztoczyła  nad  nim  swój  czar  i  zapomniał  o  tym 
wszystkim.  Zimna  realność.  Przyszłość.  Cała  reszta  tego  przeklętego 

świata. 

 Zauważ  —  powiedział  sobie  ponuro  —  że  Jane  Pauley  nie  spytała  o 

ich plany, ale o jej!" A więc każdy wiedział, że nie ma dla nich wspólnej 
przyszłości.  Owszem,  odniósł  sukces,  był  uwielbiany,  warto  było  nawet 
poświęcić  mu  kilka  minut  w  krajowej  telewizji...  Ale  był  głuchy. 
Wszyscy ci ludzie wiedzieli o tym i ani na chwilę nie zapomnieli. Tylko 
on zapomniał. „To błąd, za który zapłacisz, Ross. Ale będziesz płacił w 
samotności." 

Zwężając z bólu oczy, obserwował twarz, którą tyle razy pieścił. Suzy 

niewinnie i naiwnie odpowiedziała. 

— Cóż, Jane... — Jej głos był niepewny. — Tak byliśmy pochłonięci 

tą  kampanią,  że  nie  myślałam  jeszcze  o  tym.  To  znaczy,  staraliśmy  się 
tak  dobrze  wypaść,  że  wszystko  inne  stało  się  nieważne.  Jeśli  więc 
pozwolisz,  nie  odpowiem  na  to  pytanie  i  zobaczymy  co  przyniesie 
przyszłość. 

Kevin  prawie  nie  zauważył  ostatnich  komentarzy,  gratulacji 

odbieranych  w  studio,  gdy  wyprowadzał  Suzy.  Był  odrętwiały  i 
apatyczny.  Zachował  się  względem  niej  bezmyślnie,  gorzej  —  głupio.  I 
teraz on, a nie przeznaczenie czy los, będzie musiał to naprawić. 

 
 
 
 

93

RS

background image

 

 

Rozdział 9 

 
—  Przykro  mi,  Suzy,  ale  to  wszystko,  co  wiem  —  mówiła  Etnei.  — 

Jest  w  Los  Angeles,  zatrzymał  się  w  ,,Beverly  Wilshire".  Widzę,  że 
spodobały się wam podróże! — Zaśmiała się, po czym dodała poważnie. 
— Suzy, przecież byłaś razem z Kevinem: Nie wtajemniczył cię w swoje 
plany? 

Suzy ścisnęła słuchawkę telefoniczną. 
— Wiesz, Ethel, pewnie nie chciał cię budzić. Spałam dziś długo i... 
—  Ach,  rozumiem.  To  z  wrażenia  po  wczorajszym  programie.  Tak 

nawiasem mówiąc, byłaś fantastyczna!  I Kevin też! Telefon dzwoni bez 
przerwy od wczoraj od dziewiątej rano. 

Suzy pozwoliła sobie na uśmiech. 
— O to nam właśnie chodziło. 
— Wracasz dzisiaj, kochanie, czy zostaniesz jeszcze w Nowym Jorku? 
Suzy zawahała się. 
—  Nie,  Ethel,  nie  przylecę  dziś.  Mam  jeszcze  parę  spraw  do 

załatwienia... 

— Przepraszam! Może pan się przesunąć? Proszę mnie przepuścić! — 

wykrzykiwała,  przebijając  się  jakiś  czas  później  przez  zatłoczone 
lotnisko  w  Los  Angeles.  Roiło  się  ono  od  pasażerów:  urlopowiczów, 
dzieci  sprzedających  róże,  przewodników  wycieczek  zbierających 
swoich  obładowanych  aparatami  fotograficznymi  turystów  i  Suzy 
poczuła, że ma już dosyć lotnisk. 

Szeroka  droga  wiodąca  w  stronę  centrum  była  niewiele  lepsza: 

zatłoczona, 

duszna, 

chodnikami 

błyszczącymi 

upalnym 

południowym słońcu. 

Taksówka  stanęła  przed  starym  hotelem  na  Wilshire  Boulevard  i 

portier  w  liberii  wprowadził  Suzy  do  chłodnego,  cichego  hallu.  Wzięła 
głęboki  oddech,  oglądając  wypolerowaną  marmurową  podłogę,  szklane 

żyrandole,  rośliny  odbijające  się  w  kryształowych  lustrach,  gustowny 
strój  roboczy  bagażowego,  który  przyniósł  jej  walizkę.  Ciągnęła  ją  z 
Nowego Jorku przez Kansas City i Dallas, i nie chciała już nawet na nią 
patrzeć. 

— Czy pani zatrzyma się tutaj? — grzecznie spytał portier. 
—  Tak,  przyłączam  się  do  kogoś.  —  To  brzmiało  wiarygodnie, 

prawda? Żeby tylko tak się stało naprawdę. 

Doszła do recepcji. Tam młody mężczyzna zapytał z uśmiechem. 
— Czym mogę służyć? 

94

RS

background image

 

 

—  Proszę  mi  podać  numer  pokoju  pana  Kevina  Rossa.  Miałam  się  z 

nim spotkać. 

Uśmiech  w  stronę  młodego  pracownika  przy  biurku  sprawił,  że 

chciałby,  żeby  to  jego  miała  odwiedzić.  Miała  takie  ciało,  taką  twarz! 
Gdzie mógł ją już widzieć? Aktorka... gwiazda filmowa? 

—  Przepraszam.  —  Suzy  pobudziła  go  do  działania.  Zamrugała 

długimi rzęsami, wiedząc, jaki efekt wywrze to na i tak już oczarowanym 
mężczyźnie, ale w  czasie  miłości  i  wojny  wszystko było  dozwolone.  — 
Proszę pana, numer pokoju pana Rossa. 

—  Tak,  oczywiście,  natychmiast.  —  Wprowadził  odpowiedni  kod  do 

komputera  i  po  chwili  spojrzał  na  wyświetlone  na  monitorze  nazwiska. 
— O, jest! — Zawahał się, nie chcąc jej obrazić. — Muszę zadzwonić do 
pokoju. Takie są przepisy. 

— Ale... — Suzy przybrała zatroskaną minę. — Pan Kevin nie słyszy. 
—  Kevin  Ross!  Rzeczywiście!  powinienem  pamiętać  o  tym.  Dal  mi 

nawet  liścik  dla  gościa,  którego  oczekuje...  —  Urzędnik  odwrócił  się  i 
zajrzał  do  przegródki  opatrzonej  numerem  1515.  —  Zdawało  mi  się,  ze 
zamawiał  lunch,  ale  musiałem  go  z  kimś  pomylić.  Tak  mi  przykro. 
Jeszcze raz przepraszam... 

— Nic nie szkodzi. — Wyciągnęła rękę po liścik. 
—  S.E.  Kanasawa?  —  Na  twarzy  recepcjonisty  odbiło  się  totalne 

zdumienie. 

— Dziękuje. — Zamiast wyjaśnienia posłała mu wdzięczny uśmiech i 

skierowała  się  w  kierunku  windy.  —  Powiedział  pan  1515? Jeszcze  raz 
dziękuję...  —  Szmaragdowe  oczy  wbiły  się  w  tabliczkę  z  jego 
nazwiskiem,  po  czym  spojrzały  na  pokrytą  rumieńcem  twarz.  — 
...Robercie. — A więc miłość i gniew, Suzy? Wsunęła liścik do kieszeni. 

Winda  zawiozła  ją  na  piętnaste  piętro  tak  szybko,  że  nie  zdążyła 

ułożyć  sobie  odpowiedniego  powitania  i  wytłumaczenia,  dlaczego  tu 
przyjechała.  Jego  pokój  znajdował  się  na  samym  końcu  korytarza  i 
pospieszyła w tamtą stronę. Nie traciła czasu. 

Silne  stukanie  do  drzwi  pozostało  bez  odpowiedzi.  Przepraszająco 

spojrzała na chłopca hotelowego i uderzyła parokrotnie w drzwi otwartą 
dłonią, schyliła się i wsunęła pod drzwi kartkę, którą dostała w portierni. 

Otworzył  jej  wolną  ręką,  poprawiając  krawat,  ze  służbowym 

uśmiechem przygotowanym dla Steva Kanasawy i zastygł w progu. 

Usłyszała  jak  wstrzymał  oddech,  uśmiech  zniknął  z  jego  ust.  W 

ciemnych  oczach  pojawił  się  naraz  gniew,  rozpacz,  pożądanie  i 
niepewność. Gniew wygrał. 

95

RS

background image

 

 

— Co ty tu robisz? 
„Chyba  zrobiłam  błąd"  —  pomyślała  Suzy.  Gdyby  nie  była  tak 

zmęczona, odwróciłaby się i uciekła. Zamiast tego wzruszyła ramionami, 
szepnęła: — Cześć! — I wśliznęła się pod jego ręką do pokoju. 

Kevin  stał  jak  posąg,  z  napiętymi  i  drżącymi  mięśniami.  Spojrzał  na 

hotelowego boya, który nie wiedział, co z sobą zrobić. 

—  Proszę  pana,  ja...  Czy  ta  pani...?  Kevin  odprawił  go  kciukiem  do 

windy. 

—  Nie  słuchaj  go!  —  krzyknęła  Suzy,  w  panice  opadając  na  miękką 

sofę. — Mógłbyś wnieść moją walizkę? Nie daj się przestraszyć. Kevin 
tylko tak groźnie wygląda, ale nikomu nie zrobiłby krzywdy. 

—  Możesz  się  zaraz  przekonać!  —  powiedział,  gdy  młody  człowiek 

przyniósł jej torbę i pospiesznie oddalił się. 

— Kevin, proszę, bądź rozsądny. Skoro już tu jestem... 
—  Rozsądny?  Ja?  Pojawiłaś  się  w  moim  pokoju,  czyli  o  trzy  tysiące 

mil bliżej, niż się spodziewałem i mówisz, że powinienem być rozsądny? 
Gdy cię widziałem ostatnio, byłaś wyczerpana i chciałaś spać przez cały 
dzień — tak przecież mówiłaś. 

— Ale z tobą! — wtrąciła, lecz zignorował to. 
—  Suzy,  powinnaś  być  w  Nowym  Jorku,  odpoczywać  i  spędzać 

przyjemnie czas. 

— Przykro mi, Kevin. Nie rozumiem cię. 
—  Znowu  zaczynasz?—Zbliżył  się,  patrząc  groźnie.  —  Pamiętasz, 

dokąd nas to zaprowadziło poprzednio? 

— Byłam z tego bardzo zadowolona, panie Ross. Leżeliśmy przytuleni 

w łóżku, ty, ja i nasze ręce, nosy, ramiona, nogi... — Westchnęła. — I nie 
miałabym nic przeciwko, by sytuacja ta się powtórzyła. 

Kevin  przeszedł  przez  pokój  i  drętwo  usiadł  w  nogach  łóżka.  Jak,  na 

Boga, miał ją potraktować? Ją... i uczucia, które w nim rozbudzała? 

Na  telefonie  rozbłysła  czerwona  lampka.  „I  co  teraz"—  zastanawiał 

się. — Oparł głowę na rękach i zerknął na nią. 

— To na pewno mój bankier. Muszę zająć się interesami, Suzy. 
— A więc idź, kochany. Nie stanę ci na przeszkodzie. 
—  Słusznie.  Ponieważ  nie  będziesz  wychodziła  z  tego  pokoju  do 

mojego powrotu! 

—  Być  może.  Ale  mogę  też  wybrać  się  do  Disneylandu  lub  na 

wycieczkę po wytwórni Universal. 

— Suzy! 

96

RS

background image

 

 

—  Przecież  nie  powiedziałam,  że  tam  pójdę.  Mogę  równie  dobrze 

wziąć  przyjemną  kąpiel  z  mnóstwem  piany,  a  potem  wyciągnąć  się  na 
twoim łóżku. Nic niebezpiecznego! 

Przeklął w milczeniu. Sama myśl o tym budziła w nim podniecenie. 
Wstała  i  podeszła  do  niego.  Uśmiechnęła  się  i  potarła  policzkiem  o 

jego ramię. 

— Przestań! Suzy, przecież to pomyłka. 
— Wiem, powinni dać ci większe łóżko. 
Nie  minęło  pół  godziny,  a  Suzy,  która  zdążyła  już  się  odświeżyć, 

zeszła do hallu restauracji hotelowej, El Padrino. Restaurację urządzono 
w  hiszpańskim  stylu;  podłoga  z  mozaiki  rdzawego  koloru,  czarny  cięty 
metal  dookoła.  Sala  rozdzielona  była  na  kilka  poziomów,  stoliki 
ustawiono  tak,  że  zapewniało  to  prywatność.  „Tym  lepiej  —  pomyślała 
Suzy.  —  Stworzymy  nastrój  ciepła  i  intymności".  Nagle  zauważyła 
Kevina.  Siedział  z  jakimś  mężczyzną  przy  stoliku  koło  drzwi,  przed 
każdym stała margarita. 

Kevin nie mógł się skupić. Starał się nie myśleć o Suzy w olbrzymiej 

wannie lub rozciągniętej w poprzek jego łóżka, ale nic z tego. 

—  Słucham?  —  Nie  dosłyszał  ostatniej  uwagi  Kanasawy  i  teraz  ten 

patrzył na niego wyczekująco. 

—  Mówiłem,  że  czas  wkroczyć  do  sklepów  w  Kalifornii.  A  moja 

rodzina  chciałaby  przedyskutować  możliwość  uzyskania  koncesji  w 
Japonii.  —  Machnął  ręką,  widząc  sceptyczną  minę  Kevina.  —  To  dla 
mnie  poważna  szansa,  Kevin.  Przez  dwa  ostatnie  miesiące  sprzedano  w 
Chicago i Washingtonie  niesamowite  ilości  twoich  wyrobów!  Dochód  z 
Chicago przewyższył przecież twoje oczekiwania o... 

—  Zaraz,  nie  tak  szybko.  —  Zamigał  Kevin  i  nabazgrał  dokończenie 

myśli na żółtym notesie. — To wszystko pięknie brzmi, ale nie chcę nic 
robić za  szybko. Dbam  o  przyszłość  przedsiębiorstwa,  o  siebie  i swoich 
pracowników. Nie chcę się tylko pojawić, błysnąć i zniknąć. 

—  Rozumiem  to  i  doceniam.  Chciałem  ci  tylko  uświadomić,  jakie 

możliwości otwierają się przed firmą. 

—  Świetnie.  Teraz  chciałbym  cię  prosić  o  wzór  kontraktu,  jaki 

mógłbym tu zawrzeć i... 

Suzy  stanęła  w  progu.  Miała  na  sobie  obcisłą  czarną  garsonkę 

wykończoną  srebrną  nitką,  błyszczące  włosy  schowała  pod  małym, 
uroczym kapelusikiem z woalką. Wyglądała tajemniczo i podniecająco. 

97

RS

background image

 

 

Gdy  uśmiechnęła  się,  przyciągnęła  spojrzenia  wszystkich  mężczyzn 

siedzących koło  drzwi.  Kevin  tkwił  nieruchomo przy  stoliku, zaciskając 
ręce, aż zbielały mu kostki. 

Steve Kanasawa uśmiechnął się rozmarzony. 
—  Chciałbym,  żeby  tu  podeszła,  uśmiechnęła  się  i  spytała:  „Pozwolą 

panowie, że się przyłączę?" 

Suzy  dotknęła  palcami  sznuru  pereł,  wciągnęła  powietrze  i  weszła  na 

salę. Uśmiechnęła się i spytała. 

— Pozwolą panowie, że się przyłączę? 
Steve  zakrztusił  się  martini  i  Kevin  musiał  solidnie  klepnąć  go  po 

plecach. Następnie wstał i przysunął krzesło dla Suzy. 

Zajęła miejsce i zagadnęła. 
— Jak tam interesy? 
—  Suzy  Keller,  Steve  Kanasawa.  —  Kevin  wypisał  ich  nazwiska  w 

notatniku. 

—  Suzy  Keller?  Słynna  dziewczyna  od  Kevina?  —  Młody  bankier 

wpatrzył  się  w  nią  z  niekłamanym  zadowoleniem.  —  Prawdę  mówiąc, 
nie  poznałem  cię.  W  reklamówkach  wyglądasz  tak  dziewczęco  i 
zwyczajnie, a tu... 

—  Tak  chciał  Kevin.  A  życzenie  Kevina  jest  dla  mnie  rozkazem. 

Czego Kevin zażąda — otrzymuje. 

— Jak cholera! — Zamigał. 
—  Dobrze,  że  nie  powiedziałeś  tego  głośno  —  docięła  mu  Suzy  z 

błyskiem zielonych oczu. — Wyrzuciliby cię natychmiast z tej przemiłej 
restauracji. 

Powietrze wokół ich stolika drżało od nadmiaru emocji. 
„Pragnę jej" — zdał sobie sprawę Kevin. I nie chciał tego! Chciał być 

pozostawiony sam ze znanymi i trudnymi problemami firmy. 

—  O  nie!  —  powiedziała,  jakby  czytając  w  jego  myślach.  —  Nie 

pozwolę  wam  rozmawiać  o  interesach.  Spędziliście  nad  nimi 
wystarczająco  dużo  czasu,  Kevin.  —  Figlarnie  dodała.  —  I  to  właśnie 
dlatego masz taki zły humor. 

Chciał  ją  udusić.  Przytulić.  Całować.  Rzucić  na  podłogę  i  kochać. 

Napięcie w powietrzu łączyło ich jakby naprężona nić. Nagle zdali sobie 
sprawę,  że  Steve  Kanasawa  patrzy  raz  na  nią,  raz  na  niego  jak  widz  na 
meczu tenisa. 

— Przepraszamy! 
— Nic nie szkodzi. Dalej, kłóćcie się, jeśli macie ochotę. Wiem, jakie 

to  miłe  uczucie  móc  powiedzieć  w  obecności  kogoś  obcego  to,  co  się 

98

RS

background image

 

 

myśli  i  nie  martwić  się,  że  słucha.  Samemu  mi  się  to  zdarza.  Często 
używam japońskiego, bo brzmi odpowiednio ostro.  

— Widzisz, jaką wyrobiłeś sobie reputację! — zażartowała Suzy. 
— To odkąd poznałem ciebie — odrzekł. — Przedtem byłem uważany 

za przemiłego mężczyznę. 

Sięgnęła ręką przez stół i pogładziła jego policzek. 
— Ciągle jesteś przemiły. Jedyny na świecie. To dlatego przyjechałam 

tu pomimo zmęczenia, nie bacząc na przesiadki, opóźnienia samolotów i 
tak dalej, i tak dalej. 

Steve znów popatrzył na jedno i drugie, po czym zakasłał i wstał. 
— Przepraszam na chwilę. 
Bez  czekania  na  reakcję  z  ich  strony  błysnął  uśmiechem  i  szybko 

wyszedł. 

Kevin zwrócił spojrzenie na Suzy. 
— Nie powinnaś tu przyjeżdżać. 
—  Dlaczego?  I  dlaczego  tak  mnie  traktujesz?  „Wychodzę  po  gazetę" 

—  powiedziałeś,  gdy  widziałam  cię  ostatni  raz.  Żadnego  do  widzenia, 

żadnego kocham cię... — Do oczu napłynęły jej łzy, zawisły na długich 
rzęsach. 

Kevin  wziął  jej  rękę  i  przycisnął  do  ust.  Boże,  ostatnią  rzeczą,  której 

by chciał, to sprawić jej ból. 

—  Nie  chciałem  cię  urazić.  Myślałem,  że  to  jedyny  sposób,  by 

wprowadzić  między  nas  pewien  dystans.  Suzy,  wiesz  przecież,  że  ten 
związek jest niemożliwy. Nie dla ciebie. 

— Ale dlaczego? 
— Bo jestem tylko dzieckiem ulicy, któremu się powiodło. A ty jesteś 

księżniczką. Śpiącą Królewną — sama tak mówiłaś. Cóż, już czas, abyś 
się obudziła. 

— Hej, nie możesz użyć mojej bajki przeciwko mnie. To nieuczciwe. 
— Kto mówi, że życie jest uczciwe? — Kevin przeczesał palcami swe 

poskręcane, ciemne włosy. 

— Muszę więc wyrównać nasze szanse! 
Wrócił  Steve  i  Kevin  powstrzymał  się  z  odpowiedzią,  ale  rozżalone 

uwagi Suzy tkwiły jak drzazga w jego świadomości... 

Gdy podano lunch, Steve i Suzy  w milczeniu pochłaniali ryby,  Kevin 

zaś pastwił się nad stekiem ze złowrogimi zamiarami. 

Opróżnili talerze. 
—  Czy  ktoś  z  państwa  życzy  sobie  kawy  lub  brandy?  —  Zapytał 

kelner. 

99

RS

background image

 

 

— Nie, dziękuję — szybko rzucił Steve i sięgnął po portfel. 
Kevin również odmówił, chcąc jak najszybciej zapłacić i wyjść. 
—  Ja  poproszę  courvoisier.  —  Suzy  uśmiechnęła  się  wdzięcznie  do 

kelnera i oparła brodę na dłoniach. 

Mężczyźni z powrotem zatonęli w swych krzesłach. 
— Suzy... — Kevin zmrużył oczy. — Nie igraj ze swoim szczęściem. 
—  Szczęściem?  —  odrzekła.  —  Nie  chcę  więcej  słyszeć  tego  słowa. 

Szczęście? Szansa? Ha!  Los? Przeznaczenie? Ha, ha! Już raz myślałam, 

że  jestem  najszczęśliwszą  dziewczyną  na  świecie.  To  znaczy,  kiedy 
przyszłam na rozmowę w sprawie pracy i spotkałam mężczyznę z moich 
snów.  Ale...  —  Westchnęła  melodramatycznie,  dzięki  czemu  bluzka  na 
jej  piersiach  naprężyła  się  znacznie  i  co  najmniej  dwunastu  najbliżej 
siedzących  mężczyzn  oblało  się  zimnym  potem.  —  Ale...  och,  odtąd 
wierzę tylko w ciężką pracę. Wytrwałość. Upór. Nastawiam się bojowo. 

—  Idź  i  wypróbuj  je  w  drużynie  baseballowej.  Tu  ci  raczej  nie 

pomoże. 

—  Jeszcze  zobaczymy.  —  Z  uśmiechem  odwróciła  lekko  głowę,  by 

mógł  zobaczyć  cień  jej  rzęs  na  kremowo  gładkim  policzku.  W  końcu 
wszystko było dozwolone w czasie miłości i gniewu, prawda? 

Sączyła więc swoją brandy z omdlewającą powolnością. 
W tym milczeniu Steve Kanasawa zaczął opowiadać o swojej rodzinie, 

interesach,  pobycie  w  Berkeley  i  młodej  żonie,  która  dopiero  co 
przyjechała do niego z Japonii. 

W tym momencie odezwała się Suzy. 
— Naprawdę? Cóż za  duża  zmiana  dla  niej. Małżeństwo  i  wyjazd  do 

innego kraju! Mam nadzieję, że dobrze się czuje? 

—  Tak.  Czasami  jednak  dość  samotnie.  W  końcu,  aby  się  z  kimś 

zaprzyjaźnić,  potrzeba  trochę  czasu,  a  ja  większość  dnia  spędzam  w 
pracy. 

—  Zaraz,  zaraz.  Przecież  póki  jestem  tutaj,  mogę  się  nią  zająć. 

Pójdziemy  razem  po  zakupy,  pochodzimy  po  sklepach,  albo...  mam 
lepszy pomysł! Zwiedzimy Disneyland jak prawdziwe turystki, i... 

— Nie będziesz tu aż tak długo. — To powiedział Kevin. 
—  Wspaniale!  Na  pewno  ucieszy  się  z  twojego  towarzystwa!  —  W 

tym samym czasie wykrzyknął Steve. 

Obie  te  reakcje  kolidowały  ze  sobą,  więc  Suzy  zdecydowała  się  nie 

zauważać znaków Kevina. 

— Doskonale — zwróciła się do Kanasawy. — Podaj mi swój numer, 

a zadzwonię do niej rano i umówimy się. 

100

RS

background image

 

 

Steve  schwytany  między  urzekający  czar  Suzy  a  rosnący  gniew 

Kevina, postanowił szybko się pożegnać. 

—  Do  jutra,  Kevin.  Przyniosę  ten  kontrakt  i  wyjaśnimy  sobie  resztę 

wątpliwości. — Z tymi słowami uciekł. 

— Jaki miły człowiek. Polubiłam go. 
— Ty mu się też spodobałaś — powiedział Kevin, po czym ze złością 

zgniótł w ręku serwetkę i rzucił ją na stół. — Możemy już iść? 

—  Do  twojego  pokoju?  —  spytała  trochę  za  głośno  i  mężczyźni 

wokoło wstrzymali oddech. 

Kevin wziął ją mocno pod ramię i wyprowadził z restauracji. 
—  Ależ  z  ciebie  jędza!  —  Pokazał  w  windzie  w  drodze  na  piętnaste 

piętro. 

— Sytuacja wymagała tego — odparła. 
Kevin  otworzył  drzwi  i  wpuścił  ją  do  pokoju.  Sam  stanął  w  progu, 

uspokajając  nerwowe  bicie  serca.  Cały  pokój  wypełniał  przyjemny 
zapach  płynu  do  kąpieli,  subtelna,  cytrynowa  woń,  którą  pachniały  jej 
gładkie piersi i jedwabiste uda. Prześcieradła były w nieładzie, koc leżał 
rozrzucony, na poduszce odcisnął się kształt jej głowy. Mało nie oszalał, 
chciało mu się wyć z tęsknoty. 

Do  diabła!  Jak  długo  mógł  się  jej  opierać,  gdy  zadawała  mu  takie 

katusze?  Był  przecież  tylko  człowiekiem.  I  pragnął  jej,  chciał  tulić  ją, 
dotykać, całować. 

—  Kevin,  nie  walczmy  już  ze  sobą—poprosiła  obejmując  go.  — 

Wejdź  do  środka  i  porozmawiajmy...  Może  uda  się  rozwiązać  twoje 
problemy. 

Przytrzymał  ją, jedwabiste  włosy  Suzy  ocierały  się  o  jego suche  usta. 

Była  wszystkim,  o  czym  marzył,  ale  i  wszystkim,  czego  sobie  zabronił, 
ponieważ był głuchy. 

—  Nie  rozwiążemy  ich,  Suzy.  Chyba  że  znasz  jakieś  zaklęcie,  które 

sprawi,  że  będę  słyszał.  Albo  cudowne  lekarstwo.  Bo  próbowałem  już 
wszystkiego innego — wizyty u specjalistów, w szpitalach — i nie dało 
to rezultatu. Kimże więc jesteś... 

— Kobietą, którą kochasz, Kevin! I która kocha ciebie! 
— Ale dlaczego? Jak możesz mnie kochać? 
Jego głęboki ból, do tej pory skrywany, wycisnął łzy w oczach Suzy. 
—  Nie  bądź  niemądry.  Tak  się  składa,  że  jesteś  najprzystojniejszym, 

najbardziej inteligentnym, uroczym i atrakcyjnym... 

—  Przepraszam,  że  pytałem!  —  Przerwał  jej  ostro,  z  niebezpiecznie 

błyszczącymi oczami. Odwrócił się, ale stanęła przed nim. 

101

RS

background image

 

 

— Kocham cię właśnie takiego, bo jesteś sobą. 
—  Inni  mężczyźni  bardziej  cię  uszczęśliwią.  Gdy  tylko  zniknę  z 

twojego życia, znajdziesz ich z łatwością. 

— A co z tobą? — zaatakowała go. 
— Nic mi nie będzie. Mam swoją pracę. I przyjaciół. 
—  Kevin,  dlaczego  chcesz  ograniczyć  się  do  przyjaciół,  choćby 

najwspanialszych?  Czemu  nie  chcesz  mieć  kogoś,  kto  by  kochał  cię 
wyjątkowo?  Dlaczego  nie  chcesz  być  z  kimś,  kto  dzieliłby  twoje 
marzenia, nadzieje, radości... a nawet kłopoty? Dlaczego nie ja mam być 
tą osobą. 

— Nie mogę ci pozwolić. 
—  Nie,  to  dlatego,  że  jesteś  tak  niemożliwie  uparty!  Chcesz  mnie 

ukarać za to, że nie odpowiedziałam bez wahania na pytanie w telewizji 
przed milionami widzów? 

Zachwiał się, jakby dostał policzek. 
—  Na  Boga,  Suzy,  wiesz,  że  to  nieprawda!  Chcę  tylko,  byś  stanęła 

twarzą  w  twarz  z  faktami.  Powinnaś  zakochać  się  w  mężczyźnie,  który 
pozwoli urzeczywistnić ci twoje marzenia: sławę, karierę, przepych... 

— Dziękuję, że zająłeś się planowaniem moich marzeń, Kevin! 
— Suzy, tylko to utrudniasz. Wyjechałem z Nowego Jorku, byś mogła 

więcej czasu  spędzić  z  ludźmi,  którzy  mogą  wpłynąć  na  twoją  karierę... 
twoją  przyszłość.  W  telewizji  kochają  cię.  Wiadomo,  że  możesz  daleko 
zajść. Powinnaś być rozsądna, jak  radzili ci rodzice. — Uśmiechnął się, 
ale wcale nie było mu wesoło. 

—  Kevin,  nie  powiesz  mi,  że  wciąż  się  martwisz  o  zdanie  moich 

rodziców! To, że się zakochałam, popsuło im plany, niezależnie od tego, 
czy  byłby  to  prezydent,  piłkarz,  czy  ty.  Ale  daj  im  szansę,  Kevin. 
Zmienili się. Na tyle mnie szanują, żeby zaakceptować mój wybór. 

Wzruszył  ramionami  w  poczuciu  beznadziejności.  Zabrakło  mu  też 

słów. 

— Zresztą  zaraz  pokażę  ci,  jak  się  mylisz  co  do  nich. —  Sięgnęła  po 

telefon  i  wykręciła  kierunkowy  do  Kansas  City.  Uśmiechając  się  po  raz 
pierwszy  od  wejścia  do  pokoju,  pokazała  mu  słuchawkę.  —  Uważaj! 
Wykręcam  numer  do  domu.  Wyobraź  sobie  telefon  w  łazience.  Chyba 
byłabym wściekła na ich miejscu! 

Kevin zacisnął ręce w pięści i spojrzał na nią ponuro. 
— Ty nie? — spytała. — No cóż, to tylko świadczy o tym, jak bardzo 

potrzebujesz mojej pomocy. Zupełnie straciłeś poczucie humoru. 

102

RS

background image

 

 

—  Nikki?  Cześć!  Mówi  Suzy.  Słuchaj...  Co?  Och,  podobało  ci  się? 

Mamie  i  tacie  też?  Cieszę  się.  —  Zwróciła  twarz  w  stronę  Kevina,  by 
mógł  bez  trudu  czytać  z  jej  ust.  —  Żartujesz?  Tata  nagrał  program  i 
wysłał babci? Fantastycznie! Nie, to niemożliwe! W klubie brydżowym? 
I chce, żeby Kevin wystąpił w jego klubie rotariariskim? To prawdziwy 
komplement ze strony taty. Słuchaj, Nikki, możesz... 

— Tak, tak, Nikki, wyglądał cudownie, prawda? Wiem, robi wrażenie. 

Co?  Tak,  z  takim  zapałem.  —  Mrugnęła  do  ciągle  nachmurzonego 
Kevina.  —  Twój  koncert?  Nie  wiem,  musiałabym  go  zapytać, 
siostrzyczko...  Nie,  nie  sądzę,  żeby  występował  już  kiedyś  w  roli 
opiekuna. A teraz, Nikki, gdybyś mogła... 

Suzy rozpłynęła się w chichotach i jedną ręką zasłoniła słuchawkę. 
— Nikki pyta, czy jeśli nie ożenisz się ze mną, będzie mogła za ciebie 

wyjść? 

Kevin  potrząsnął  głową.  Była  szalona.  Jej  siostra  także.  Jak  mógł 

dyskutować z obłąkanymi ludźmi? 

—  Nie,  Nikki,  nie  jestem  w  Nowym  Jorku.  W  Los  Angeles.  Tak, 

wiem, że chciałabyś też tu być. Nikki, możesz... Hej, zamknij się już! — 
Zaśmiała się głośno. — No, o wiele lepiej. Uwielbiam z tobą plotkować, 
ale  zadzwoniłam,  żeby  porozmawiać  z  mamą  i  tatą.  Możesz  ich 
poprosić? 

—  Nie  ma?  I  dopiero  teraz  mi  to  mówisz?  —  Mruczenie  Suzy 

wypełniło pokój, szybko pożegnała się i odłożyła słuchawkę. Na twarzy 
Kevina zauważyła cień rozbawienia. 

— Sam chyba widzisz. — Uniosła jedno ramię, wpatrując się w niego 

bacznie. Jej głos brzmiał nisko, ale Kevin rozpoznawał słowa bezbłędnie. 
— Nie sądzisz, że polubili cię? 

Kevin już sam nie wiedział, czy wziąć ją w objęcia, czy też wyskoczyć 

z  najbliższego  okna.  Ta  kobieta...  a  teraz  jeszcze  rodzina  doprowadzały 
go szału. Czy był jedyną trzeźwo myślącą osobą w całym tym bałaganie? 

Suzy nie czekała na odpowiedź. Podeszła do niego szybko i wspinając 

się  na  palce,  przycisnęła  usta  do  wilgotnego  lekko  drapiącego  policzka. 
Wilgotnego?  Odchyliła  się,  by  spojrzeć  uważniej,  ale  był  szybszy. 
Natychmiast się odwrócił i nachylił nad barkiem. 

Wlał  sobie  większą  ilość  szkockiej  i  wypił  jednym  haustem.  „Palący 

płyn  w  gardle  jest  dobrym  wytłumaczeniem  łez  pod  powiekami"  — 
pomyślał.  Poza  tym,  co  mógł  jeszcze  przeciwstawić  jej  naiwnemu 
rozumowaniu? Poczeka na stosowną chwilę i wtedy zrobi to,  co należy. 
Byleby nie za późno, bo może znowu wpaść w sidła magii. 

103

RS

background image

 

 

Tę chwilę milczenia Suzy  odczytała jako poddanie się. Zadowolona z 

pierwszego zwycięstwa przystąpiła do ofensywy. 

— Chyba powinnam się trochę przespać przed obiadem. 
Nie przyłączyłbyś się? — Nie czekając na odpowiedź szybko zrzuciła 

z siebie ubranie tam, gdzie stała i jego oczom ukazała się pełna linia jej 
ciała koloru bladego bursztynu. 

Usłyszała  nagle  urywany  oddech  i  poczuła  znajomy  prąd  płynący 

przez  ciało.  Odgarniając  włosy  z  ramion,  podeszła  krok  bliżej,  jeszcze 
jeden, póki nie dotknęła piersiami gładkiej zapory w postaci jego koszuli. 
Pocałowała  go  w  szyję,  czując  pod  ustami  jego  przyspieszony  puls, 
potem brodę, a na końcu zmysłowe wargi. 

Przycisnął ją do siebie, obsypując gorącymi pocałunkami. Bawił się jej 

językiem, owijał go swoim i delikatnie ssał, aż poczuł, że pobudził w niej 
wszystkie  struny.  Przylgnęła  do  niego,  słaba  z  emocji,  roztrzęsiona, 
czując  nabrzmiewające  boleśnie  piersi  pod  ciasną  bluzką. Jego  ciało  nie 
pozostawało  bierne,  mięśnie  naprężyły  się,  czuła  rosnącą  gorącą  siłę 
przylegającą do jej brzucha. 

Z  jękiem  oderwał  swe  usta  i  ukrył  twarz  w  jej  włosach.  Drogi  Boże, 

ileż  stów  chciał  jej  wyszeptać!  Oddałby  życie,  by  powiedzieć,  że  ją 
kocha,  że  jest  całym  jego  światem,  jego  słońcem  i  księżycem,  że  na 
każde jej słowo reaguje sercem 

Zamiast tego powiedział. 
—  Wezmę  prysznic.  Ty...  zostań  tutaj.  Zaskoczona  objęła  się 

ramionami. Czuła teraz chłód po 

rozpaleniu  jego  pocałunkami  i  drżała.  Usłyszała  strumień  wody  o 

kafelki i zmarszczyła brwi. 

— A więc  wojna jeszcze się nie skończyła? — mruknęła. — Dobrze, 

Ross, uważaj teraz! 

Pchnęła drzwi do łazienki, weszła i rozsunęła zasłonę przy prysznicu. 
— Umyć ci plecy, kochanie? 
Po  kąpieli,  w  czasie  której  Kevin  z  trudem  nie  dał  się  sprowokować, 

zawiązał  mocno  pasek  od  szlafroka,  usiadł  i  próbował  czytać.  Suzy 
ulokowała się na drugim końcu kanapy i wysunęła nagą stopę aż na jego 
udo. 

Poruszała palcami, zerkając na jego twarz pochyloną nad gazetą. 
—  Mógłbyś  mi  trochę  pomasować  stopy?  Są  takie  obolałe!  — 

poprosiła słodko, szybciej ruszając palcami. 

Niechętnie  wyciągnął  rękę  do  jej  delikatnej  nogi.  Z  wielką  miłością 

rozcierał łagodny łuk pięty, lekko zaznaczoną żyłę na kostce. 

104

RS

background image

 

 

— Jak dobrze — szepnęła, układając się wygodniej. — Później jeszcze 

łydkę, udo i... 

Poderwał się i zaczął szukać ubrania. 
— Chodźmy gdzieś na obiad. 
— Świetnie. Strasznie chce mi się jeść! — wykrzyknęła i zadzwoniła 

po  hotelową  służbę.  Zamówiła  dwie  porcje  udek  jagnięcia  i  butelkę 
szampana.  —  Och,  i  róże!  Obsypię  cię  różami.  —  Ze  szczęściem  w 
oczach  powiedziała  do  Kevina,  zasłaniając  na  chwilę  słuchawkę.  —  Co 
jeszcze?  Aha,  kawior  i  cygańskiego  skrzypka.  Eee...  wykreślcie 
skrzypce, ale całą resztę proszę dostarczyć możliwie najszybciej. 

Wieczorne światło rzucało cienie na podłogę. Kevin i Suzy rozmawiali 

i uśmiechali się. Jednak za każdym razem, gdy Suzy przysuwała się zbyt 
blisko,  Kevin  momentalnie  zwiększał  dystans  między  nimi.  Oboje  to 
dostrzegali,  ale  byli  już  zmęczeni  ciągłym  pragnieniem  i  nie 
zaspokajaniem  go,  zgodzili  się  więc  na  taki  układ.  W  tej  chwili  razem, 
ale z niepewną przyszłością czekającą za hotelowymi drzwiami. 

W  końcu  Kevin  włączył  telewizor,  a  Suzy  przysypiała  koło  niego, 

zwijając  się  w  kłębek,  jak  mała  dziewczynka.  Po  chwili  obudziło  ją 
lekkie szturchnięcie. 

—  Spójrz.  —  Zwrócił  jej  uwagę.  —  To  ty.  Moja  Kevinowa 

dziewczyna. 

—  Kevinowa  dziewczyna...  —  szepnęła  rozmarzona,  po  czym  znów 

zapadła w drzemkę oparta o jego ramię. 

Wyśliznął się spod jej słodkiego i drogiego ciężaru i podszedł do okna. 

Od  niewidocznego  oceanu  zerwał  się  wiatr  i  Kevin  chłodził  swe 
rozpalone  ciało  patrząc  w  noc.  Parę  godzin  później,  gdy  Suzy  obudziła 
się, zaniósł ją do łóżka, położył się obok i całą noc trzymał w ramionach, 
wpatrując się w ciemność za oknem. 

Obudził ją strumień słońca wdzierający się do pokoju. Było wcześnie, 

ale  Kevin  już  gdzieś  zniknął.  Zostawił  tylko  wiadomość:  Najdroższa 
Suzy,  Żona  Steva  Kanasawy  zgadza  się  na  Disneyland.  Szofer  zabierze 
cię  o  dziesiątej.  Wydałem  mu  odpowiednie  instrukcje.  Zobaczymy  się 
później. Całuję, Kevin. 

Taka  krótka  notatka,  a  tyle  w  niej  niewiadomych.  Jak  wcześnie 

wyszedł?  Czy  pocałował  ją  na  do  widzenia?  Czy  tylko  obserwował  ją 
przez  chwilę?  I  co  znaczyło  „odpowiednie  instrukcje"?  Było  to  co 
najmniej zagadkowe. Kiedy miało nastąpić owo „później"? Za ile godzin, 
minut,  sekund?  I  dlaczego  „całuję",  a  nie  „całuję  cię  mocno"  lub  „na 
wieki twój", jak to ona by napisała? Co knuł ten jej mężczyzna? 

105

RS

background image

 

 

Ubrała się w ciągu minuty i gdy przyjechał szofer z Sandrą Kanasawa, 

czekała przed wejściem do hotelu. 

Sandra była urocza, żywa i ciekawa wszystkiego i obie z Suzy biegały 

po Disneylandzie jak prawdziwe turystki. Gdy słońce powoli zachodziło, 
Suzy zdała sobie sprawę, że zaraz przyjedzie szofer i tylko zmęczenie, i 
chęć  zobaczenia  jak  najszybciej  Kevina,  skłoniły  ją  do  opuszczenia 
bajkowego królestwa. 

Odwieźli  Sandrę  do  domu  i  szofer  znów  włączył  się  się  do  ruchu 

ulicznego. Suzy zatonęła w siedzeniach z żółtej skóry i zamyśliła się nad 
Kevinem,  jej  upartym  księciem,  rycerzem  w  błyszczącej  zbroi.  Mimo 
wszystko  kochała  go.  Ciepła  fala  podniecenia  zalała  jej  ciało  i  lekko 
wzdrygnęła się. Przymknęła oczy i pogrążyła się w marzeniach, podczas 
gdy limuzyna pędziła przez ulice Los Angeles. 

— Proszę pani... ? 
Z  początku  Suzy  wydawało  się,  że  to,  co  stuka  ją  w  ramię,  to  mały 

ptaszek,  może  śnieżnobiały  gołąbek,  który  pojawił  się  w  jej  śnie. 
Podniosła jedną ciężką powiekę. 

— Proszę pani, jesteśmy na miejscu. 
Otworzyła drugie oko i spojrzała prosto w twarz szofera, opierającego 

się ostrożnie o tylne drzwi. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. 

—  Jechałem  tak  spokojnie,  że  chyba  pani  zasnęła.  Uśmiechnęła  się 

niepewnie i ziewnęła. 

— Chyba tak. 
—  Nie  chciałem  pani  budzić,  ale  może  pani  nie  zdążyć  na  samolot, 

więc lepiej... 

— Tak, masz rac... 
Nagle Suzy oprzytomniała. Otworzyła szeroko oczy i podniosła głowę. 
—  Samolot?  O  czym  ty  mówisz?  —  Spojrzała  na  rozciągające  się  za 

plecami szofera lotnisko. — Ale... 

—  Pan  Ross  uprzedził  mnie,  że  będzie  pani  zdziwiona.  To 

niespodzianka. 

Suzy zazgrzytała zębami. Niespodzianka była za słabym słowem na to, 

co wymyślił! 

— A co z moimi rzeczami? 
Zanim mężczyzna zdążył otworzyć usta, Suzy wiedziała już, co powie. 

O tak, Kevin był inteligentny! 

—  Oczywiście  są  tutaj,  proszę  pani.  Pan  Ross  zadbał  o  to.  Pani  bilet. 

—  Z  dumą  wręczył  jej  kopertę.  —  Powiedział,  że  zatroszczył  się  o 

106

RS

background image

 

 

wszystko,  tak  że  nie  musi  się  pani  o  nic  martwić.  Miły  człowiek  z  tego 
pana Rossa. Zmusiła się do śmiechu. 

— Tak, przemiły. — Przemiły mężczyzna zagrał teraz ostrzej, niż się 

spodziewała.  Wysiadła  i  czekała,  aż  portier  wyjmie  z  samochodu  jej 
walizkę. No,  Kevin,  teraz  ci  dopiero  pokażę!  Powinien wiedzieć,  że nic 
tak  jej  nie  pobudzało,  jak  wyzwanie.  Już  z  promiennym  uśmiechem 
wcisnęła szoferowi do ręki suty napiwek. — Dziękuję panu. 

—  To  ja  dziękuję.  —  Wskazał  na  mały  pakunek  leżący  w 

samochodzie. — Proszę tego nie zapomnieć. 

—  Och,  rzeczywiście!  —  Uśmiechnęła  się  tajemniczo.  —  Nie 

chciałabym  tego  zostawić.  To  prezent  dla  przyjaciela.  Bardzo 
odpowiedni prezent. — Wcisnęła wystające szare ucho do środka paczki 
w opakowaniu z Disneylandu, wzięła ją do ręki i weszła na lotnisko. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

107

RS

background image

 

 

Rozdział 10 

 
—  Jestem  pewna,  że  będzie  z  was  doskonalą  para!  Suzy  niosła  w 

ramionach  wypchanego  osiołka.  Spojrzała  w  jego  duże  oczy  i 
powtórzyła. 

—  Tak,  Eeyore,  powinniście  się  doskonale  zrozumieć.  —  Z 

uśmiechem w kącikach ust przekroczyła próg fabryki. 

— Cześć, Mike! — Przywitała się z młodym pracownikiem. 
— Suzy! Co cię sprowadza tutaj tak wcześnie rano? — Spojrzał na jej 

ortalion  i  tenisówki.  —  Nowa  sesja  zdjęciowa  w  czasie  porannych 
biegów? 

Zachichotała. 
— Nic z tych rzeczy. Przyniosłam Kevinowi prezent, który na pewno 

mu się spodoba. 

Mike spojrzał na wypchane zwierzątko i zmarszczył brwi. 
— Och, rozumiem. 
Suzy podniosła wyżej osiołka. 
— Eeyore, poznaj Mike'a. — To porządny facet. 
—  Witaj,  Eeyore,  bardzo  mi  miło.  —  Obejrzał  go  uważnie.  —  Mam 

mgliste podejrzenie, że naprawdę przyszłaś tu nie tylko po to. 

— Widzisz, Eeyore, jaki on bystry? Mówiłam ci, że to prawnik. 
— Niestety, Eeyore, nawet my, prawnicy, nie zawsze możemy dociec, 

o co Suzy chodzi. 

Jej głośny śmiech wypełnił hall. 
— Nie jest chyba trudno mnie zrozumieć? Mike zaśmiał się. 
— Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o innych ludziach... 
—  Widzę,  że  się  rozumiemy.  Nie  sądzisz,  że  będą  się  dobrze  bawić 

razem? 

Mike parsknął w rozbawieniu. 
—  Jeśli  tak  uważasz,  Suzy.  Od  tej  pory  nie  będę  odpowiadał  już  na 

żadne pytania. Nie mogę ryzykować utraty pracy. 

— Tak, Mike. Milczenie jest złotem. — Mrugnęła do niego i odgarnęła 

falę  złocistych  włosów.  Była  w  żartobliwym  nastroju  i  widział,  że 
rozgląda się za kolejnym figlem. 

Mike przygryzł ze śmiechem wargę i przyjrzał się jej podejrzliwie. 
—  A  więc  wręcz  mu  prezent.  Nasz  kochany  szef  jest  teraz  w  swoim 

biurze. Coś musiało się wydarzyć, gdy był w Kalifornii. Wrócił stamtąd 
wyjątkowo  nie  w  sosie:  cienie  pod  oczami,  przekrzywiony  krawat  i  nie 
zareagował na żaden mój dowcip przez cały ranek! 

108

RS

background image

 

 

— Miło mi to słyszeć, Mike. To znaczy, że cierpi. 
Mike  potrząsnął  głową  i  wyszedł  śmiejąc  się.  W  obecności  Suzy 

człowiek  ani  na  chwilę  nie  nudzi  się.  „Niech  mnie  diabli,  jeśli  to  nie 
najlepsza  rzecz,  jaka  mogła  się  Kevinowi  przytrafić  —  pomyślał.  — 
Może któregoś dnia przejrzy na oczy i uświadomi to sobie". 

Suzy  tanecznym  krokiem  wbiegła  do  hallu  i  zatrzymała  się  pod 

drzwiami  Kevina.  Były  lekko  uchylone  i  zobaczyła,  jak  opiera  się  o 
biurko z głową wciśniętą w ramiona. 

— Tak, jak ty, Eeeyore! — szepnęła do ucha osiołka. — Jest tak zajęty 

roztkliwianiem się nad sobą, że zamyka się przed całym światem.  Aleja 
się nim zajmę! 

Wyprostowała  się  i  wmaszerowała  do  biura.  Dłonią  uderzyła  w  stół  i 

cząsteczki  kurzu  wzbiły  się  w  powietrze,  by  zatańczyć  w  promieniach 
słońca. 

Poderwał głowę i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Właśnie o niej 

myślał  i  oto  stoi  przed  nim  tak  realna!  Potrzasnął  ręką,  ale  Suzy  nie 
zostawiła mu nawet minuty do namysłu. 

Rzuciła osiołka na stół, szare nogi rozrzuciły się na wszystkie strony. 
—  To  prezent  dla  ciebie.  Przebył  długą  drogę  z  Disneylandu.  Tam, 

nawiasem  mówiąc,  było  wspaniale.  Myszka  Miki  bardzo  cieszyła  się  z 
mojego  towarzystwa.  —  Tu  zrobiła  przerwę,  by  jej  słowa  doszły  do 
niego  w  pełni.  —  Eeyore  chciał  ci  powiedzieć  dzień  dobry,  o  ile  ten 
dzień jest dobry, w co on w swojej mądrości powątpiewa. 

Kevin zapatrzył się na zwierzaka, potem na Suzy. 
— Suzy... 
Nachyliła  się  nad  biurkiem  i  zbliżyła  do  niego  twarz  tak,  że  niemal 

czuł  jej  oddech.  Między  nimi  jednak  znajdował  się  osiołek,  uwierając 
Kevina w ramię. Suzy szybko odsunęła się, by mógł widzieć jej usta. 

— Jesteście siebie warci, Kevin. Ty i Eeyore. Mimo to pozwól, że cię 

o czymś zapewnię. Możesz zachowywać się, jak tylko chcesz i jak głupio 
chcesz, ale wiedz, że będę miała cię na oku. — Jej oczy stały się zielone 
jak  zimne  głębokie  morze,  na  usta  wpłynął  słodki  uśmiech.  —  Wiem, 
jaki jesteś naprawdę, kocham cię i w końcu cię zdobędę! 

Wyszła,  zanim  Kevin  zareagował.  Zdążył  jeszcze  zobaczyć  błysk 

błękitnego ortalionowego dresu. 

Potrząsnął głową i wpatrzył się w puste drzwi. Szumiało mu w głowie 

z braku snu i przez chwilę zastanawiał się, czy nie przywidziała mu się. 
Ale ból w sercu był bardzo rzeczywisty... i ten przeklęty osioł. Pociągnął 
swojego nowego towarzysza za ucho i powiedział. 

109

RS

background image

 

 

— No, cóż, przyjacielu. Mam nadzieje, że przynajmniej umiesz grać w 

tenisa. 

— Co się dzisiaj z tobą dzieje? — Słowa Mike'a odbijały się o ściany i 

sufit krytego kortu, gdy ścierał wierzchem dłoni pot z czoła. 

Kevin  oparł  się  o  ścianę  i  osuwał  się  po  niej,  aż  kolanami  dotknął 

brody. Ciężko oddychał. 

Mike podszedł do przyjaciela. 
— Suzy...? — Poklepał go po plecach. Kevin przytaknął. 
— Jest świetna. Szalejesz za nią. W czym problem? 
—  Właśnie  w  tym!  —  Kevin  zamigał  ze  złością.  Mike  wzruszył 

ramionami. 

— Chciałbym mieć sam takie problemy. « 
— Suzy daleko zajdzie. 
—  To  dobrze.  A  ty  już  zaszedłeś,  mój  drogi.  Idealna  para!  Kevin 

szybko pokazał. 

— To się tak nie skończy. Powstrzymam ją. 
— Od czego? 
Ręce  Kevina  na  chwilę  znieruchomiały.  Dlaczego  Mike  uważa,  że  to 

wszystko  jest  takie  proste?  Przecież,  do  cholery,  nie  było!  Chciał 
wyrzucić  z  siebie  wszystkie  myśli,  które  niespokojnie  kotłowały  mu  się 
pod czaszką. 

—  Kocham  ją,  Mike.  Bardzo.  Chcę,  żeby  miała  wszystko.  Żeby 

spełniły się jej marzenia. 

— Myślę, że właśnie mógłbyś je spełnić. 
— Do diabła, Mike. A ludzie, z którymi się spotyka, cała reszta tego... 
—  Jesteś  zaproszony  do  Ministerstwa  Reklamy  na  lunch?  —  ostro 

wtrącił Mike. 

Kevin przytaknął. 
— Tak, jutro. 
—  Widzisz  więc,  z  jakimi  ludźmi  się  spotykasz?  Występowałeś  w 

krajowej  telewizji,  bierzesz  udział  w  obiadach,  konferencjach, 
koktajlach.  Myślisz,  że  Suzy  jest  osobą  bardziej  udzielającą  się 
publicznie? Poza tym, możesz mi wierzyć, Suzy zależy na tej otoczce nie 
więcej niż tobie czy mnie. Na pewno wolałaby spotykać cię na boisku do 
piłki lub w  twoim własnym  biurze.  —  Zaśmiał się.  — Kevin,  spójrzmy 
prawdzie  w  oczy.  Szukasz  dziury  w  całym.  Kevin  był  smutny  i 
przygaszony. 

110

RS

background image

 

 

—  Mike,  może  masz  rację.  Ale  moja  głuchota  to  fakt  —  Jego  znaki 

stały się ociężałe. — Kocham Suzy bardziej niż kogokolwiek na świecie, 
ale nigdy nie będę w stanie zapewnić jej normalnego życia! 

—  To  zależy,  co  określasz,  jako  normalne.  —  Mike  przez  dłuższą 

chwilę  patrzył  na  przyjaciela.  Nic  więcej  nie  mógł  już  zrobić.  Nie  było 
argumentu, którego by Kevin nie obalił. Widział jego ból płynący prosto 
z serca. To tam będzie musiał znaleźć odpowiedź. 

Powoli Kevin podniósł się z podłogi i obaj, czując gorycz życia i jego 

nie dające się wytłumaczyć koleje, w milczeniu opuścili kort. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

111

RS

background image

 

 

Rozdział 11 

 
—  Przelicytujesz  na  trzy  pocałunki?  Na  sześć?  Dwanaście?  — 

Wypytywała  Suzy  Kevina  trochę  później.  Zbliżyła  swą  twarz,  by  lepiej 
zrozumieć  odpowiedź.  —  No,  panie  Ross,  ile  jest  warte  moje 
towarzystwo tego wieczoru? 

—  Nie  ma  na  nie  ceny.  —  Pokazał  miękko.  Szybko  schował  ręce  do 

kieszeni i postanowił zmusić swoje ciało do bierności. 

„Czarna  rozpacz!"  —  pomyślał.  Dopiero  mówił  Mike'owi,  co  sądzi  o 

ich związku, a tu całe jego ciało było napięte z pożądania, oddech drażnił 
wyschnięte  gardło.  Tracił  władzę  nad  ramionami,  które  właśnie 
przytuliły  Suzy,  jej  wiotkie  jak  trzcina  ciało.  Nie  panował  nad  ustami, 
całując jej pełne, stęsknione wargi. Napawał się przyjemnością płynącą z 
dotyku jej piersi, jej włosów. Z jękiem oderwał się i oparł o ścianę koło 
drzwi. 

—  Ummm...  To  było  przyjemne  —  powiedziała.  —  Ale  mało.  Jeden 

całus?  To  tyle  jestem  warta?  —  Wygładzając  dłonią  bladą  szyfonową 
suknię, zmarszczyła brwi. — Jeśli tak jest naprawdę, to klub taty będzie 
musiał poszukać sobie innego licytatora. 

— Nie będę przecież licytować się o twoje pocałunki! 
—  Wiedziałam,  że  tak  odpowiesz!  —  Wsunęła  rękę  pod  ramię  w 

ciepłe zagłębienie . Miał na sobie białą koszulę z rękawami zawiniętymi 
na  wysokość  łokci.  Był  zmęczony  po  całym  dniu  spędzonym  w 
magazynie.  Według  Suzy  wyglądał  jednak  bardzo  seksownie  z 
potarganymi  włosami  i  swoim  lekkim  uśmiechem.  Uwielbiała  go.  — 
Zresztą,  kto  wie?  Licytują  wszystko,  poczynając  od  setek  ciastek,  które 
przeznaczyłeś na ten cel, przez wrotki, aż do tygodnia na 

Rivierze. Przyjemne miejsce na miesiąc miodowy, tak mi mówiono. 
Skierował ją na korytarz, do windy, później do samochodu. 
—  Spóźnisz  się.  —  Zamigał.  —  Nie  chcesz  chyba,  żeby  Klub 

Dobroczynny obraził się na ciebie! 

— Ejże — spytała po chwili, grzebiąc obcasem w ziemi. 
—  A  gdzie  jest  twoja  ciężarówka,  wspaniała  ciężarówka  firmowa  z 

moją podobizną z boku? 

— Pożyczyłem samochód od Mike'a. Nie potrzebował go, a ja choć raz 

zawiozę cię z honorami. 

—  Nie  zależy  mi  na  tym  —  odrzekła,  z  kwaśną  miną  wsiadając  do 

małego czarnego, sportowego samochodu. 

112

RS

background image

 

 

Kevin  zatrzasnął  drzwi  z  jej  strony,  po  czym  zajmując  miejsce  przy 

kierownicy, uderzył głową o dach. 

—  Muszę  poprawić  sobie  siedzenie.  —  pokazał  krzywiąc  się  i  wtym 

momencie  uderzył  się  w  kolano.  Wymamrotał  ciche  krótkie 
przekleństwo. 

Suzy  ukryła  uśmiech  dłonią.  Gdy  już  potrafiła  zachować  powagę, 

skarciła go. 

—  I  znowu  to  zrobiłeś.  Marnujesz  swój  głos  na  podobne  bzdury, 

podczas  gdy  mógłbyś  powiedzieć  coś  naprawdę  godnego  uwagi.  Na 
przykład  moje  imię.  Lub:  „kocham  cię".  Nie  uważasz,  że  to  byłoby 
ciekawsze, kochany? 

Nie odpowiedział. Dojeżdżali już do hotelu, więc zamigał. 
—  Jesteśmy  na  miejscu.  Baw  się  dobrze  i  zbierz  dużo  pieniędzy  dla 

tych biednych maluchów. 

— Nie wejdziesz ze mną? Później miały być tańce... 
— Nie jestem odpowiednio ubrany. 
— Zauważyłam. I sądzę, że zrobiłeś to celowo, byś nie musiał ze mną 

tańczyć, uśmiechać się do kamery, słowem 

— odsunąć na jakiś czas tarczę, którą się osłaniasz. 
—  Nic  podobnego  —  skłamał,  unikając  jej  przenikliwego  spojrzenia. 

—  Miałem  ciężki  dzień,  trudności  w  fabryce.  Naprawdę  —  zapewniał. 
Odprawił  gestem  portiera  i  sam  otworzył  drzwi.  —  Ślicznie  wyglądasz. 
Będą tobą zachwyceni. 

— Ci, na których mi zależy, już są — wyznała, ściskając jego rękę. 
Wysiadła,  blade  płaty  szyfonu  opinały  ciasno  jej  biodra.  Na  stopach 

miała  wieczorowe  lekkie  sandałki  ze  skrzyżowanymi  paskami.  Na  tych 
stopach, które trzymał kiedyś w dłoni i jeszcze teraz pamiętał ich kształt i 
delikatną  strukturę.  Pamiętał  też  kształty  jej  ciała,  paliły  jego  duszę  jak 
płomień.  Przeszedł  go  ostry  ból.  Boże,  tak  jej  pragnął,  tak  kochał... 
Zbolały oparł się o chłodną karoserię. 

Wtedy  właśnie  odwróciła  się  z  tajemniczym  uśmiechem.  Pomachała 

do niego i poszła dalej. 

Stał znieruchomiały, wpatrując się w miejsce, na którym przed chwilą 

stała, nadal ją tam widząc. „To złudzenie, Ross — powiedział sobie. — 
Co będzie dalej? To teraz najważniejsze... Co dalej?" 

Szalony  taniec,  któremu  się  poddawał,  musi  się  wkrótce  skończyć. 

Dwa  kroki  do  przodu,  jeden  w  tył...  i  potem  dokąd?  Ciężko  zaczerpnął 
powietrza i wsunął się do samochodu. 

113

RS

background image

 

 

Jechał  w stronę  magazynu,  marząc,  by  księżyc  przestał świecić, wiatr 

— wiać, by gwiazdy skryły się za chmurami i niebo stało się tak puste i 
samotne,  jak  on  w  tej  chwili.  Chciał,  by  padał  śnieg,  grad,  deszcz... 
zmieniający  się  w  ulewną  burzę,  żeby  coś  zaprzątnęło  jego  umysł  tak 
silnie, by mógł myśleć tylko o drodze przed sobą. Przełknął ślinę i poczuł 
kulę  w  gardle.  Mocniej  ujął  kierownicę.  Droga  przed  nim  była  pusta  i 
samotna, jak wszystko wokoło. 

Zbliżające  się  kontury  magazynu  przywitał  z  prawdziwą  ulgą. 

„Interesy"  —  pomyślał.  Nawet  problemy  z  nimi  związane,  temu  mógł 
stawić czoła. Ktoś stale wykradał kartony ciastek, po kilka naraz. Były to 
drobiazgi i  właściwie włożony wysiłek nie był adekwatny do zysku, ale 
robił  to  ktoś  z  jego  ludzi  i  to  martwiło  Kevina.  Kto  to  był  i  dlaczego? 
Przypuszczał, że to Vinnie, chłopiec, którego uratował przed ciężarówką 
w  pierwszą  sobotę  po  zatrudnieniu  Suzy.  Ten  dzień...  Wydawał  mu  się 
odległy o wieki, a zarazem niedaleki, jak bicie serca. 

Potrząsając  głową,  z  powrotem  sprowadził  myśli  na  sprawy  fabryki. 

Vinnie ostatnio zachowywał się nieodpowiedzialnie, wszczynał kłótnie z 
innymi  pracownikami,  pokazywał  się  w  pracy  późno  lub  wcale.  Czy  to 
mógł być on? Dzisiaj to sprawdzi. 

Kevin zaparkował samochód w uliczce przylegającej do doku i wszedł 

przez  boczne  drzwi.  Postąpił  krok  naprzód  i  zdrętwiał.  Na  końcu 
korytarza,  w  jednym  z  pokoi  paliło  się  światło.  Dozorca?  Brygadzista 
pracujący  do  późna?  A  może  ktoś  przez  przypadek  zostawił  zapalone 

światło? Szósty zmysł podpowiadał mu jednak, że to żadna z tych rzeczy. 
Ktoś  tam  był.  Ktoś,  kto  nie  spodziewał  się  już  dziś  jego  powrotu.  Ale 
kto? 

W  absolutnej ciszy  podkradł  się  pod  drzwi,  spod  których wydostawał 

się cienki pasek światła. Położył dłoń na drzwiach, wziął głęboki oddech 
i pchnął je. 

W  środku  stał  Vinnie.  Nachylał  się  nad  zlewem  i  wysypywał  biały 

proszek  z  małej  fiolki  na  papierową  chusteczkę.  Kevin  zareagował 
natychmiast. Wbiegł do pokoju. 

— Nie dotykaj tego, do  cholery! — Odepchnął chłopaka pod ścianę  i 

pokazał mu  tuż  przed  oczami,  z  wściekłością  tnąc powietrze rękami.  — 
Zwariowałeś? Mało masz problemów, że nowe ci w głowie? 

— Zostaw mnie. — Vinnie szarpnął się. Jego ruchy były pełne złości. 

— Problemy? Całe to przeklęte życie to jeden wielki problem. Sam jesteś 
jednym  z  nich.  Tak,  ty,  nasz  wspaniały  szefie.  Supermanie.  Bohaterze 

114

RS

background image

 

 

sezonu.  —  Vinnie  powoli  tracił  impet  i  w  końcu  oparł  się  ciężko  o 

ścianę. 

Kevin  odwrócił  go  delikatnie  i  chłopiec  ukrył  mokrą  twarz  na  jego 

ramieniu. 

Położył rękę na jego jasnych włosach i po chwili zamigał. 
— Hej, już dobrze. Uspokój się. Porozmawiajmy, Vinnie. 
—  Po  prostu  nie  mogę  tego  czasami  znieść  —  westchnął  chłopak, 

wycierając  oczy  wierzchem  dłoni.  —  Naprawdę  próbuję,  ale  nic  mi  nie 
wychodzi. 

— Znam to uczucie... — Kevin pokazał z zadumą. 
— Nie. Nie ty! Ty potrafisz wszystko. Jesteś najlepszy. Chciałbym być 

do ciebie podobny, ale to jest takie trudne. Zawsze jestem z boku, a gdy 
próbuję  zachowywać  się  jak  inni,  patrzą  na  mnie,  jakbym  był 
powietrzem. Jakbym nie istniał! 

— Och, Boże, pamiętam to..! 
— Nie... 
— Tak, uwierz mi. — Rzeczywiście tak było. Odczuwał ten sam ból, 

frustrację i zakłopotanie. Nigdy nie zaspokajane pragnienia, aż oduczysz 
się  wierzyć  w  lepsze  jutro,  zniechęcisz,  będziesz  bał  się  znowu  ponieść 
klęskę.  —  Ale  przecież  jeśli  nie  będziesz  próbował,  nie  osiągniesz 
niczego.  Zadowolisz  się  byle  czym  i  całe  życie  minie  ci  na  żałowaniu 
tego. Oczywiście, to wymaga odwagi. Więcej odwagi, niż masz, możesz 
sobie  pomyśleć.  I  cierpliwości  i  determinacji.  Nie  możesz  być  taki  jak 
wszyscy inni, ty musisz być lepszy. Najlepszy. Zawsze. Musisz pracować 
ciężej, myśleć szybciej, więcej z siebie dawać. 

— Ale ja próbuję. I dostaję w twarz. 
—  Więc  nastaw  drugi  policzek.  Potem  to  się  skończy.  Wystarczy  że 

wiesz,  że  masz  przyjaciół,  ludzi,  którzy  troszczą  się  o  ciebie,  kochają, 
szanują i chronią. Nikt nie dokona tego sam. 

— Ty potrafiłeś! 
—  Nie,  do  diabła.  Mam  mnóstwo  przyjaznych  dusz  wokół  siebie. 

Choćby was wszystkich. Mogę na was liczyć, ufam wam. Jestem dzięki 
wam silniejszy. I mam wspaniałą kobietę, która mnie kocha... 

Wyrzucił  z  siebie  te  słowa,  zanim  pomyślał,  co  mówi.  Ale  przecież 

powiedział  prawdę.  Najwspanialsza  kobieta  w  świecie  darzyła  go 
uczuciem  i  nigdy  nie  potrafiłby  przejść  przez  wszystkie  swoje  kłopoty 
sam.  Szczęście  rozdzwoniło  się  w  jego  sercu.  Radość  rozlała  się  na 
twarzy w postaci uśmiechu. 

— Czy powiedziałem coś zabawnego? — spytał zaskoczony Vinnie. 

115

RS

background image

 

 

— Nie. Myślałem o miłości. 
— Tak, znam ten ból. Od tego się wszystko zaczęło. Spotykałem się z 

Luisą, wiesz, taka z kucykiem... 

— Znam ją. Piękna dziewczyna. 
—  Masz  całkowitą  rację.  I  znalazłem  takie  ogłoszenie  w  gazecie. 

Pomocnik  brygadzisty  w  magazynie  koło  Lexeny...  Nie  to,  żeby  tu  nie 
było  mi  dobrze  —  szybko  dodał  —  ale  pomyślałem,  ze  to  jakiś  krok 
naprzód i mógłbym kupić jej pierścionek i byłaby ze mnie dumna. — W 
jego  znakach  pojawiła  się  rozpacz.  —  Nawet  nie  zaproponowali  mi 
zamiatania podłogi. 

—  To  błąd.  Byłbyś  doskonałym  zastępcą  brygadzisty,  jeśli  tylko  byś 

się starał. 

— Też tak myślę! 
—  Musisz  więc  udowodnić  to,  przyjmując  wszystko,  co  życie 

przyniesie,  z  odwagą,  dumą  i  szacunkiem  do  siebie.  Tylko,  Vinnie...  — 
Kevin wskazał palcem biały proszek. 

—  To  nie  jest  żadna  odpowiedź.  —  Na  nic.  Donikąd  cię  nie 

zaprowadzi. 

— Tak... ale pomaga nie myśleć o tym. 
— Tylko na chwilę, Vinnie. 
Popatrzył na Kevina przeciągle. Opadły mu ramiona, po czym powoli 

wytrząsnął zawartość  chusteczki  do zlewu.  Odkręcił kran  i zapatrzył  się 
w spływającą wodę. 

— Ale czasami nie mogę już wytrzymać. 
— Przyjdź wtedy do mnie i porozmawiamy. Nie znam odpowiedzi na 

wszystkie  pytania,  ale  przeszedłem  tę  samą  drogę.  Możesz  skorzystać  z 
mojego doświadczenia.  Wykorzystaj wszystko, co tylko masz. Ambicję, 
mózg, 

kochającą 

rodzinę, 

wykształcenie. 

Następnym 

razem 

przećwiczymy  sobie  rozmowę  w  sprawie  pracy,  żebyś  wiedział,  czego 
się spodziewać i jak sobie poradzić. Potrzebujesz też przyzwoitej opinii, 
by ludzie wiedzieli, co już zrobiłeś i co jeszcze potrafisz... nie tylko to, że 
jesteś  głuchy.  Do  diabła,  każdy  ma  jakieś  słabe  strony  i  nie  możesz 
używać głuchoty jako wymówki w nie spełnianiu swoich marzeń. 

„No cóż, Ross — Uśmiechnął się do siebie. — Zdajesz sobie sprawę, 

co przed chwilą powiedziałeś? Twoja głuchota nie może być wymówką... 
A więc, nowa przyszłość przed nami!" 

Resztę nocy  spędzili  na rozmowie.  W  czasie, gdy  Kevin  odpoczywał, 

Vinnie  spakował  kartony,  załadował  na  ciężarówkę  i  zrobił  porządek  w 
magazynie. 

116

RS

background image

 

 

— Tymi nadgodzinami odpracowałeś wszystkie straty. 
— Powiedział mu Kevin. — I niech to się już więcej nie powtórzy. 
— Nigdy! — obiecał Vinnie. — Nie ośmieliłbym się. Przecież wiesz o 

wszystkim. 

— Może nie o wszystkim, mój mały. — Uśmiechnął się. 
— Ale robię postępy. 
O  świcie  zamknęli  magazyn.  Vinnie  złapał  autobus  do  domu,  Kevin 

zaś  wsiadł  do  pożyczonego  samochodu.  Po  chwili  jechał  do  Mike'a. 
Zapukał  do  drzwi,  poczekał  dwie  minuty  i  zastukał  znowu,  trochę 
głośniej. 

— Idę, już idę! — mruczał Mike, potykając się w drzwiach łazienki i 

wciągając dół od piżamy na jedną nogę. 

Kevin zapukał po raz trzeci, jeszcze silniej. 
—  Pali  się,  czy  co?!  —  wrzasnął  zirytowany  Mike  i  wreszcie  uchylił 

drzwi. — Kevin? — jęknął. — Chłopie, przecież jest szósta rano! 

— Wiem. Przepraszam, nie chciałem cię obudzić Mike wciągnął go do 

środka i ściszył głos. 

—  Właściwie  nie  obudziłeś.  Podziwiałem  właśnie  wschód  słońca...  z 

pewną uroczą damą. 

—  Mike,  jeszcze  raz  przepraszam.  —  Ciemne  brwi  zbiegły  się  nad 

oczami,  całe  jego  ciało  wyrażało  niecierpliwość.  Zmusił  się  jednak  do 
wzruszenia ramionami. — Słuchaj, to ja przyjdę później. 

— Wygląda, że ta sprawa nie może poczekać. Coś się stało?? 
— Zakochałem się. 
— Cudownie, Kevin! Wpadasz do mnie o szóstej rano i mówisz coś, o 

czym od dawna wiem. O czym wie chyba cały świat. Doskonale! 

—  Strasznie  mi  przykro,  Mike.  Ale  widzisz,  dopiero  dziś  w  nocy 

olśniło mnie, co to naprawdę znaczy. Kocham ją! I ona mnie! I spędzimy 
razem resztę życia! 

Mike uśmiechnął się lekko. 
— To wspaniała nowina i cieszę się za was dwoje. Nie sądzisz jednak, 

że  powinieneś  najpierw  jej  o  tym  powiedzieć?  Widziałem  się  z  nią  na 
aukcji i mówiła, że nie może dojść z tobą do ładu. 

— Boże, musiałem być niespełna rozumu. 
— Zgadzam się, chwilowe zaćmienie. 
—  Ale  przedtem  muszę  jeszcze  coś  zrobić.  Porozmawiać  z  jej 

rodzicami. 

—  Czy  nie  chcesz  zachować  się  zbyt  rycersko  jak  na  nasze  czasy? 

Prosić o jej rękę... 

117

RS

background image

 

 

— Nie będę prosił. Oznajmię. Ale chcę im wytłumaczyć, jak bardzo ją 

kocham i dlaczego warto podjąć to ryzyko. 

Mike położył dłoń na ramieniu przyjaciela. 
—  Kevin,  nie  ma  żadnego  ryzyka.  Tylko  szczęście.  Ślina  z  trudem 

przechodziła przez gardło Kevina. 

—  Dzięki,  Mike.  Mimo  wszystko  chciałbym  z  nimi  porozmawiać. 

Pomożesz mi? 

—  Jasne!  —  Szeroko  uśmiechnął  się  Mike  i  zamknął  Kevina  w 

niedźwiedzim uścisku. 

Słońce bawiło się w chowanego z chmurami, gdy Mike i Kevin jechali 

po  Ward  Parkway.  Trawniki  na  przemian  to  opływały  światłem,  to 
odstraszały  ponurym  cieniem.  W  kroplach,  rozpryskujących  się  z 
fontanny,  pojawiała  się  na  chwilę  tęcza,  by  zaraz  wraz  ze  słońcem 
zniknąć. 

Nastrój  Kevina  zmienił  się  diametralnie.  Uda  mu  drżały,  zimne 

mrowie  chodziło  po  kręgosłupie.  Może  powinni  zawrócić  i  pojechać 
wpierw  do  Suzy?  Może  to  wszystko  było  pomyłką?  Czy  przedtem  był 
naprawdę uparty, czy tylko rozsądny? Czy wie, na co się porywa, czy jest 
obłąkany  z  miłości  do  niej  i  to  mu  wszystko  przesłania?  Co  pomyślą 
sobie  jej  rodzice,  widząc  go  w  progu  tak  wcześnie  i  w  dodatku  z 
tłumaczem?  A  jeśli  odmówią,  czy  zrani  to  Suzy  bardziej,  niż  gdyby  w 
ogóle  z  nimi  nie  rozmawiał?  Tak  czy  owak  musi  spróbować.  Kochał  ją 
bardzo i chciał,  by  wszyscy  jej  bliscy  także  byli  szczęśliwi.  Oczywiście 
nie będą szczęśliwi, jeśli nie zgodzą się na ten związek. 

— Mike, kocham tę kobietę. — Ręce drżały mu z emocji. 
—  Odpręż  się,  stary.  To  nie  będzie  nic  trudnego.  Kevin  nerwowo 

przeczesał palcami włosy. 

W  domu  Kellerów  nie  było  widać  śladu  życia.  Żaluzje  były 

opuszczone, na progu ciągle leżały gazety. Mike podjechał pod bramę. 

— To tutaj? 
Kevin z ponurą miną sprawdził adres i przytaknął. 
— No i co teraz? 
—  Może  zamiast  tam  iść,  napijemy  się  piwa?  —  zasugerował  Kevin. 

Rozluźnił  ramiona,  które  od  ciągłego  garbienia  się  ścierpły,  po  czym 
ponownie przeczesał palcami włosy. 

— Kevin, o ósmej rano? 
— Dobrze, a więc odwagi! — Wysiadł z samochodu, szybko podszedł 

do  drzwi  i  zapukał.  Odczekał  minutę  i  jeszcze  raz  podniósł  rękę,  by 
zastukać, już mocniej. 

118

RS

background image

 

 

Mike powstrzymał go. 
— Spokojnie! Twój widok może ich tak nie zachwycić, jak mnie. 
Kevin  wcisnął  ręce  w  kieszenie  i  wpatrzył  się  w  świt,  próbując 

uspokoić mroczne myśli. Tak go zobaczyła Bea Keller, otwierając drzwi 
w narzuconym na nocną koszulę szlafroku. 

—  O,  Kevin!  Co  za  miła  niespodzianka!  —  Przywitała  ich  z 

uśmiechem, przygładzając rozczochrane włosy.— I pan Pepper, zdaje mi 
się? Poznaliśmy się wtedy na przyjęciu... 

— Proszę mi mówić Mike, pani Keller. 
—  W  takim  razie  ty  do  mnie  —  Bea.  Ależ  zrobiliście  nam 

niespodziankę...  Proszę,  wejdźcie.  Charles,  mamy  gości:  —  zawołała, 
prowadząc ich do pokoju. 

— Gości? — powtórzył jej mąż ze zdziwieniem, które przerodziło się 

w szeroki uśmiech,  gdy  tylko wszedł do salonu.  — Kevin! zawsze miło 
cię widzieć. I Mike Pepper, twój nadzwyczajny wspólnik-prawnik? 

—  Nadzwyczajny  duet  gotów  na  każde  zawołanie  —  zażartował 

Kevin, a Mike przetłumaczył. 

—  Rzeczywiście  wyglądaliście  niezwykle  w  telewizji.  Byliśmy  z 

ciebie bardzo dumni. 

— Dziękuję panu. Wysoko sobie cenię ten komplement. 
—  Kawy?  —  zapytała  Bea,  wymieniając  z  mężem  ukradkowe, 

zaskoczone spojrzenie. Charles lekko jej przytaknął. 

—  Co  was  tutaj  sprowadza  tak  wcześnie  rano?  —  zadał  pytanie.  — 

Mam nadzieję, że nie jakieś kłopoty... 

Kevin  odstawił  swoją  kawę  i  wyprostował  plecy.  Gdyby  znali  go 

lepiej, mogliby dostrzec w jego ciemnych oczach desperacki błysk. „Do 
diabła  —  pomyślał  —  przeszedłem  już  trudniejsze  próby  niż  ta, 
przezwyciężałem 

większe 

przeszkody, 

walczyłem 

gorszymi 

przeciwnościami".  Był  silny,  zahartowany,  pewny  siebie  i  odważny. 
Dlaczego  serce  waliło  mu,  jakby  chcąc  rozerwać  klatkę  piersiową,  a  po 
ciele  zaczął  spływać  zimny  pot?  Do  cholery,  Ross,  po  co  panikujesz? 
Uważają  cię  za  bohatera,  trzymaj  się  więc  tej  roli".  Skinął  na  Mike'a  i 
zaczął migać. 

— Panie Keller... Charles, Bea. Musicie wiedzieć, że kocham Suzy. — 

Z trudem przełknął ślinę i popatrzył na słuchaczy. — Bardzo ją kocham. 
Całym sercem i duszą.  Chcę się z nią ożenić. — Zatrzymał się, by móc 
obserwować ich twarze. Zawiódł się jednak, sądząc, że znajdzie na nich 
jakieś  wskazówki.  —  Chciałbym  poprosić  Suzy  o  rękę.  Ale  przedtem 
przyszedłem  do  was.  Na  pewno  macie  pytania,  wątpliwości...  Chcę, 

119

RS

background image

 

 

żebyście  byli  uczciwi.  Proszę,  powiedzcie.  Co  myślicie  o  naszym 
związku? Czy jesteście bardzo zaniepokojeni, że wasza córka pokochała 
głuchego mężczyznę? 

Charles i Bea Keller spojrzeli po sobie, później na uczciwego młodego 

człowieka  siedzącego  po  drugiej  stronie  stołu i uśmiechnęli się.  Charles 
przemówił w imieniu ich obojga. 

—  Dobrze,  synu,  powiem  ci.  Rozmawialiśmy  z  żoną  i  doszliśmy  do 

wniosku,  że  nie  byliśmy  przygotowani  na  to,  że  Suzy  zakocha  się.  Nie 
byliśmy gotowi, choć pewnie rodzice nigdy nie są. Oczywiście, jesteśmy 
zaskoczeni ale ponieważ wiemy, że ją kochasz i że dzięki tobie czuje się 
taka szczęśliwa, nie mamy nic przeciwko. 

Kevin miał ochotę podskoczyć do góry z radości. Chciał ich uściskać, 

a potem biec do Suzy, chwycić ją w ramiona i trzymać tak przez wieki. 
Zamiast  tego  rozluźnił  się  wreszcie  i  odetchnął.  Spojrzał  na  przyszłych 
teściów i żarliwie powiedział. 

—  Postaram  się,  by  była  ze  mną  szczęśliwa.  Możecie  mi  zaufać.  Nie 

macie jednak żadnych pytań, wątpliwości? 

—  Mamy,  i  to  mnóstwo  —  odrzekł  mu  Charles.  —  Ale 

obserwowaliśmy  ciebie  i  Suzy,  widzieliśmy,  jaka  jest  szczęśliwa  przy 
tobie, i to nam wystarczy. 

W tym momencie wtrąciła się Bea. 
—  Moim  jedynym  zmartwieniem  —  zaczęła,  wstając  z  krzesła  i 

zakładając  ręce  na  biodra—jest  to,  jak  będziesz  wyglądał  na  fotografii 

ślubnej. Zapomniałeś, jak się uśmiecha? 

—  Skąd!  —  Teraz  już  mógł  się  odprężyć.  Uśmiechnął  się  szeroko, 

zdobywając do reszty ich serca 

—  No,  teraz  mogę  ci  pogratulować.  —  Mike  poklepał  Kevina  po 

plecach.  —  Ćwicz  ten  uśmiech  częściej.  Za  trzy  godziny  masz  lunch  w 
Ministerstwie Reklamy. 

— Lunch! Do diabła, muszę najpierw znaleźć Suzy... — Przecież ona 

też jest zaproszona!—przypomniał Mike. 

— Nie zapomnij tam pójść. Suzy mówiła... — wyrwał się Charles, po 

czym otrzymał ostrzegawcze spojrzenie od żony. 

— Co powiedziała Suzy? — dopytywał się Kevin, ale nikt nie był tym 

zainteresowany i temat się urwał. 

Uroczysty lunch odbywał się w hotelu „Vista". Suzy krążyła pomiędzy 

małymi  grupkami  w  pokaźnej  wynajętej  sali.  Opuściły  ją  wszelkie  lęki, 
wiedziała, że wszystko na razie idzie dobrze i zgodnie z jej planami. 

120

RS

background image

 

 

Właśnie przed chwilą Kevin otrzymał z rąk burmistrza nagrodę i tytuł 

Człowieka  Roku.  Za  „najbardziej  godny  naśladowania  przykład  dla 
młodych ludzi chcących założyć własny interes". Wszyscy cieszyli się z 
honorów,  jakie  spotykają  Kevina  —  Susan,  Logan, Mike,  rodzice  Suzy. 
Klaskali  głośno  i  z  radością,  czując  się  nierozerwalnie  złączeni  z  tym 
mężczyzną. 

Kampania  ciastkowa  okazała  się  być  dużym  sukcesem.  Wszystko 

przebiegało  tak  jak  powinno.  Jej  prywatna  kampania  też  powinna 
przynieść rezultaty. Dlaczego nie zacząć jej już teraz? 

Uśmiechnęła się do siebie i po chwili ściskała rękę jednej z obecnych 

pań, plotkując o ciastkach, reklamie... i Kevinie. 

Po drugiej stronie sali Kevin uśmiechał się i przyjmował nie kończące 

się  gratulacje.  Nagroda  roku  była  dla  niego  niespodzianką.  Ostatnio 
zresztą  niewiele  myśli  poświęcał  pracy.  Był  w  doskonałym  nastroju, 
wydawało  mu  się,  że  jeszcze  nigdy  nie  oklaskiwano  go  tak  szczerze. 
Czuł się doskonale, a sekret, który ukrywał ha razie w głębi serca, ciągle 
podnosił jego samopoczucie. 

Przeniósł  wzrok  z  siwiejącego  mężczyzny,  który  ściskał  mu  rękę,  na 

Suzy.  „  To  niesamowite"  —  pomyślał.  Mógł  patrzeć  na  nią  z  każdego 
kierunku  i  zawsze  wyczuwała  jego  spojrzenie.  Śliczna,  nęcąco 
uśmiechnięta Suzy wypełniła sobą cale jego życie. Gdyby jakimś cudem 
udało  mu  się  trzymać  z  daleka  od  niej  i  tak  nie  potrafiłby  usunąć  jej  z 
myśli. Owładnęła nim całkowicie. 

Poczuł się ogromnie szczęśliwy... I podniecony... 
—  Och,  Suzy!  —...  Westchnął,  pragnąc  jej.  Chciał  poczuć  jej  ciepłe 

spojrzenie,  jej  ciężar  w  swoich  ramionach.  Od  początku  lunchu  ani  na 
chwilę nie byli sami. Nawet nie wiedziała, w jaki sposób o niej myśli! A 
może wiedziała? 

Rozglądała się właśnie, błyszczące jak szmaragdy oczy ukrywały jakiś 

sekret.  I  ten  uśmiech,  uroczy,  kuszący  i  swobodny,  który  przesyłała  mu 
nad  głowami.  Czuł,  że  serce  zatrzymało  mu  się  na  chwilę,  po  czym 
ruszyło w obłąkańczym pośpiechu. 

Suzy  uśmiechnęła  się  czarująco,  widząc  wpatrzone  w  nią  spojrzenie 

Kevina.  Chodziła  po  sali,  wymieniając  luźne  uwagi  z  napotkanymi 
gośćmi:  reporterem,  przyjaciółmi,  rodziną,  członkiem  stowarzyszenia 
wydającego  przyjęcie.  Gdy  odchodziła,  towarzyszył  jej  rozradowany 
wzrok. 

Ktoś  go  pociągnął  za  rękaw  i  Kevin  odwrócił  spojrzenie  od  Suzy. 

Przed nim stało małżeństwo, oboje w średnim wieku. 

121

RS

background image

 

 

—  Jak  to  wspaniale,  panie  Ross!  Po  prostu  cudownie!  — 

emocjonowała  się  kobieta.  —  Jesteśmy  tak  szczęśliwi.  Mój  Boże,  to 
chyba wydarzenie sezonu! 

Kevin uśmiechnął się grzecznie. 
—  Tak,  żona  ma  rację  —  wtrącił  mężczyzna.  —  Pod  każdym 

względem to doskonały wybór. 

Dołączyła  do  nich  młoda  dziewczyna,  którą  Kevin  pamiętał  z 

konferencji prasowej. 

—  Panie  Ross,  bez  wątpienia  uczestniczymy  dziś  w  najciekawszym 

lunchu  tego  roku.  Jesteśmy  wszyscy  tak  przejęci!  I  takie  wspaniałe 
nowiny!  —  Wyciągnęła  z  torby  notes.  —  Chciałabym  znać  wszystkie 
szczegóły! 

Kevin  przyglądał  się  jej  przez  chwilę,  zastanawiając  się,  co  ma  na 

myśli. Nie zdążył o to zapytać, bowiem ujrzał w tym momencie małego 
Daniela. Biegł prosto na niego i uwiesił mu się na szyi. 

„Moja rodzina — pomyślał ze wzruszeniem. — Przyszli tu, by cieszyć 

się razem ze mną". Daniel podniósł twarz umorusaną czekoladą. 

—  Wszystkiego  najlepszego,  wujku!  Jak  to  fajnie!  Kevin  uśmiechnął 

się. 

— No, mój mały, cieszysz się z mojej nagrody? — Ostrożnie zamigał. 
Daniel przez chwilę wydawał się zaskoczony, szybko jednak na twarzy 

pojawiło się zrozumienie. 

— Ach, tak. Pewnie! Ale chodziło mi o coś innego... 
—  Hej,  ty  szczęściarzu!  —  Pojawił  się  Logan  i  z  całej  siły  trzepnął 

Kevina w plecy. — Fantastyczna wiadomość. Obchodzimy dziś nie lada 

święto! Susan jest taka wzruszona! 

„Coś  tu  się  działo"  —  pomyślał  Kevin.  Wszyscy  o  tym  wiedzieli, 

oprócz  niego,  honorowego  gościa!  Może  niczego  nie  zrozumiał  lub  nie 
skojarzył?  W  myślach  przejrzał  wszystkie  przemowy,  a  nawet 
komentarze sprzed nadania mu nagrody. Nie znalazł nic, co by pasowało 
do tej sytuacji. 

—  Kevin  uśmiechnij  się!  —  Obok  pojawił  się  młody  fotograf.  —  Te 

miny  zachowaj  na  lepszą  okazję.  Wtedy  będziesz  miał  prawo  być 
zmieszany i zmartwiony. — Zaśmiał się i zrobił zdjęcie. 

Kevin  natychmiast  odszedł  z  tego  miejsca  i  zaczął  rozglądać  się  za 

Mike'em.  Może  on  będzie  mógł  wyjaśnić,  dlaczego  ludzie  wokoło 
zachowują  się  tak...  dziwnie.  Czasami  tak  się  zdarzało...  Nie  zrozumiał 
czegoś i Mike musiał mu rozjaśnić w głowie. Na pewno właśnie tak było. 
Czegoś nie wyłapał... jakiegoś drobiazgu.  

122

RS

background image

 

 

— Kevin! — Susan otoczyła go ramionami, przyciskając go do siebie. 

Gdy już się odsunęła, zobaczył łzy spływające po jej policzkach. 

— Susan, wszystko w porządku? — Szybko zamigał. 
—  Och,  Kevin  —  powiedziała  powoli  i  z  miłością.  —  Powinieneś 

wiedzieć,  że  się  rozpłaczę.  Zasłużyłeś  sobie  na  to.  Jestem  chyba  tak 
szczęśliwa, jak ty! — Po twarzy spłynęła jej kolejna łza, Susan zaś objęła 
go znowu. 

Zaraz, zaraz. Chwileczkę! Nic jej przecież nie powiedział, a nie mogła 

czytać w jego myślach. Marszcząc brwi uważnie na nią popatrzył, potem 
pokazał. 

— Susan, to miło dostać nagrodę roku, ale łzy? 
— Kevin, przestań! Wiesz, że nie o tym mówię. — Złapała go za rękę 

i trzymała kurczowo. — Cieszę się z tej nagrody, ale jestem zaprzątnięta 
czymś innym. Chodzi o Suzy! 

—  Suzy?  —  Serce  Kevina  zatrzymało  się  na  chwilę.  „No  tak,  to  się 

musiało stać. Wykradziono mi ją jakąś bardziej atrakcyjną ofertą — film, 
moda,  Nowy  Jork,  Europa..."  Kręciło  mu  się  w  głowie.  Wiedział,  że  to 
się zdarzy, sam to przepowiedział. Ale już teraz? Tak szybko? Nie mógł 
znieść myśli, że opuści go właśnie teraz. Nie! Przecież Susan nie byłaby 
tak  szczęśliwa.  Znała  go  i  wiedziała,  co  czuł.  Domyślała  się  chyba,  że 
zabiłoby go to. 

— Susan.  —  Pokazał  gwałtownie.  —  O  co tu  chodzi?  O  czym  ty, do 

diabła, mówisz? 

Zaskoczona  Susan  wpatrzyła  się  w  niego,  po  czym  przeniosła  wzrok 

na pozostałych ludzi, którzy zaczęli się zbliżać z miłymi uśmiechami na 
twarzach. Podniosła rękę i pogłaskała go po policzku. 

— Kevin, kochanie, to już przestało być tajemnicą. Suzy ogłosiła nam 

dzisiaj. 

Zaczerpnął  głęboki  oddech,  przewidując,  że  będzie  potrzebował  go 

gwałtownie. 

—  Mówię  o  waszych  zaręczynach.  Twoich  i  Suzy!  To  wspaniała 

wiadomość. 

 
 
 
 
 
 
 

123

RS

background image

 

 

Rozdział 12 

 
Z bijącym sercem Suzy podniosła głowę i ponad zebranymi zerknęła w 

stronę Kevina. 

„Uuuu!" — pomyślała.  Szedł prosto na nią, szybko przemierzał salę i 

bynajmniej nie uśmiechał się. 

— Kevin...? 
Zatrzymał  się  tuż  przed  nią  i  zajrzał  głęboko  w  jej  oczy.  Jego 

spojrzenie miotało błyski i nie mogła odczytać, co czai się na jego dnie. 

— Suzy... 
—  Już  po  tajemnicy?  —  spytała  tonem,  który  nie  zachęcał  do 

udzielenia odpowiedzi. 

— Właśnie się dowiedziałem! — Zamigał. — Suzy, dlaczego... 
Przerwała mu, nie mogąc powstrzymać słów cisnących się jej na usta. 
— Bo cię kocham, Kevin. A kto kocha, odważa się na wszystko. 
W sali zapadła cisza. 
— Wyjdź ze mną. — Pokazał, biorąc ją za rękę. Tylko jego stanowcze 

spojrzenie  powstrzymało  ją  od  padnięcia  w  omdleniu  na  oczach 
wszystkich. Potrząsnęła głową. 

—  Wolałabym  zostać  tutaj.  Przynajmniej  jestem  bezpieczna.  — 

Zaśmiała się nerwowo i schowała ręce do kieszeni. 

—  Pójdziesz  ze  mną,  Suzy?  —  spytał,  trzymając  ciągle  wyciągniętą 

rękę. — Kochanie, chodźmy do mnie do domu. 

Patrzył na nią z uczuciem. Drżąc podała mu diod. 

Żegnani  przez  zebranych,  opuścili  salę,  zbiegli  schodami  i  wydostali 

się  na  ulicę.  Ludzie,  których  mijali,  oglądali  się  podejrzliwie.  Zaczęli 
biec.  Suzy  trzymała  się  jego  ramienia,  silnego  i  dającego  poczucie 
bezpieczeństwa. Śmiała się i płakała naraz. 

—  Wiesz  co?  —  Zatrzymała  się,  by  złapać  oddech.  —  Nie 

zawróciłabym nawet, gdyby właśnie spadł mi z nogi szklany pantofelek. 

—  Nie  pozwoliłbym  ci!  —  odpowiedział  z  uśmiechem,  stojąc  tuż 

obok. — Porwałbym cię bosą. Bosą i piękną. Już na zawsze. — Wziął ją 
w  ramiona  i  trzymał  blisko  siebie.  Czuł  gwałtowne  bicie  jej  serca, 
szybkie falowanie swojej piersi... 

— Uwielbiam to słowo. — Suzy odchyliła się do tyłu, by móc spojrzeć 

mu w twarz. 

— To tak jak ja. Suzy, wyjdziesz za mnie? 
Zamiast  odpowiedzi  poczuł  jej  usta  na  wargach,  potem  jeszcze  raz,  i 

jeszcze raz. 

124

RS

background image

 

 

Ujął jej twarz w dłonie i obsypał ją pocałunkami, namiętnymi śladami 

wczorajszych uczuć, gorącą obietnicą przyszłości. 

Obok  nich  rozległ  się  dziecięcy  śmiech.  Otaczał  ich  tłumek  dzieci  z 

piłkami, skakankami, książkami w rękach. Wszystkie nagle zapomniały, 

że spieszą się do domu ze szkoły. 

Czerwieniąc się i chichocząc uciekli. Zatrzymali się w bocznej uliczce. 

Stali ramię przy ramieniu obejmując się. Kevin  w pewnej chwili zdjął z 
niej rękę, by pokazać. 

— Chyba powinniśmy iść do domu, zanim utracę resztki samokontroli 

i zaaresztują nas na środku ulicy. — Jego ciemne oczy zmieniły kolor na 
czarny. 

— Tak, dobrze. Byłoby głupio spędzić miodowy miesiąc w więzieniu, 

zwłaszcza że przelicytowałam dla nas ten tydzień na Rivierze. 

—  Co zrobiłaś?  — Jego  brwi  podniosły  się na  wysokość  włosów,  ale 

Suzy  była  już  przyzwyczajona  do  tych  grymasów.  Uśmiechnęła  się 
niewinnie. 

— Czy znowu jesteś niezadowolony? — spytała. Wspięła się na palce i 

pocałowała  ciągle  jeszcze  nastroszone  brwi.  W  odpowiedzi  przygładził 
jej włosy, po czym powoli ześliznął rękę w dół do jej policzka. 

— Masz w zanadrzu jeszcze jakieś niespodzianki? 
— Setki. Tysiące! Ale nie odkryjesz ich, póki nie dojdziemy do domu. 

Póki  nie  będziemy  sami.  Może  tylko  z  kieliszkiem  wina.  Świecami. 
Twoim łóżkiem. 

Kevin zatrzymał taksówkę i po chwili byli już u niego. Otworzył drzwi 

i  weszli.  Prawie  wszystko  w  mieszkaniu  zmieniło  się.  Na  ścianach  jej 
ulubione  obrazy,  jej  rośliny  na  parapecie,  ubrania  w  garderobie, 
szczoteczka  do  zębów  w  łazience.  Poczuł  się  we  własnym  pokoju  jak 
obcy,  który  po  raz  pierwszy  przestępuje  próg  domu.  Spojrzał  na  Suzy. 
Uśmiechała się. 

— Wiem. — Powiedziała, czytając w jego myślach. Często tak robiła i 

przestał się już temu dziwić. — Czuję się tak, jakbym nigdy tu nie była. 
—  Potarła  dłonią  łokieć.  —  Ale  też  mam  wrażenie,  że  nigdy  nie 
mieszkałam  gdzie  indziej.  Wszystko,  co  było  przedtem,  nie  istnieje. 
Czuję,  jakbym  była  na  nowo  narodzona,  zaczynała  nowe  życie,  miała 
nawet nowe ciało. Chcesz zobaczyć? 

Nie  czekając  na  odpowiedź,  zaczęła  ściągać  z  siebie  ubranie.  Zdjęła 

żakiet,  bluzkę  i  spódnicę,  przewieszając  je  przez  oparcie  kanapy. 
Zatrzymała  się  na  chwilę,  nie  jednak  z  powodu  własnej  niepewności; 
dawała mu czas na złapanie oddechu. 

125

RS

background image

 

 

Nie mógł tego zrobić. Jego ciało płonęło z pożądania. Podszedł bliżej i 

zsunął  ramiączko  od  koszulki  z  jej  złocistego  ciała.  Drugie  ramiączko. 
Stała  teraz  naga,  wokół  nóg  leżał  zdjęty  przed  chwilą  ostami  element 
ubrania.  Wydostała  się  z  kręgu,  które  tworzyło  i  znalazła  się  w  jego 
objęciach. 

Z pomrukiem rozkoszy podniósł ją i położył na łóżku. Popatrzył na nią 

z  góry,  pożerając  oczami,  jego  pierś  ciężko  podnosiła  się  i  opadała. 
Wyciągnęła rękę do jego paska od spodni i nie minęła minuta, jak leżał 
obok  niej  nagi.  Na  brązowej  skórze  pojawiły  się  krople  potu,  ale  wciąż 
jeszcze czekał, trzymając swoje pożądanie w ryzach. 

— Suzy, czy jesteś pewna? 
— Tak, Kevin. 
— Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? To, że jestem głuchy? 
—  Wiem,  że  nigdy  nie  usłyszysz  słów  „kocham  cię",  ale  mogę  cię  o 

tym  zapewnić  w  inny  sposób.  Nie  będziesz  słyszał  bicia  mojego  serca, 
gdy  jestem  blisko  i  pragnę  cię,  ale  przecież  czujesz  to.  Dotknij...  — 
Przyłożyła jego rękę do swoich piersi i przycisnęła ją do skóry. — I co? 

—  Czuję.  —  Otoczył  dłonią  jej  krągłe,  kobiece  kształty.  Zrobił  to  w 

tak czuły i pieszczotliwy sposób, że łzy napłynęły jej do oczu. 

Delikatnie  przebiegła  palcami  po  jego  piersi  i  dalej  w  dół;  próbując 

oddać myśli gestami. W końcu dotknęła jego policzka. — Nie usłyszysz 
płaczu naszego dziecka, jego pierwszego słowa. I następnych... Wiem, że 
to będzie trudne. Sprawi ci to przykrość, i będę dzielić z tobą ten smutek. 
Ale  przeżyjemy  też  razem  wiele  radosnych  chwil,  gdy  nasza  pociecha 
będzie stawiać pierwsze kroki, czy uczyć się jazdy na rowerze. Na każdą 
przykrość  przypadną  setki  radości,  jak  w  każdym  małżeństwie,  nie 
różnimy się w tym od innych. Zawsze smutek i szczęście przeplatają się, 
na tym polega życie, najdroższy. To życie, które chcę spędzić z tobą. Na 
zawsze. 

— Kocham cię, Suzy. 
Powiedział  to  głośno,  miękkim  szeptem  pełnym  miłości,  zaufania  i 

wiary w ich wspólną przyszłość.  

— Och, Kevin, Kevin... 
Wplątał  ręce  w jej  włosy  i  przyciągnął  jej  twarz.  Przylgnęła  do niego 

całym ciałem, obejmując go za szyję. Płacząc ze szczęścia, całowała go i 
otrzymywała  jego  słodkie  pocałunki,  obojgu  zamierał  oddech,  ich  ciała 
dygotały. 

—  Jeszcze  jedno!  —  Suzy  odchyliła  się  lekko.  —  Chyba  już  zawsze 

będziemy kochali się przy świetle, żebyśmy mogli również rozmawiać. 

126

RS

background image

 

 

W jego oczach pojawiły się figlarne błyski. 
— Zgasimy je? Zobaczymy, jak nam pójdzie. 
Wstał  z  łóżka  i  przeszedł  przez  pokój.  Był  nagi  i  mogła  widzieć 

mięśnie ramion, pleców  i pośladków poruszające się pod skórą.  Opuścił 

żaluzje  i  wrócił  do  niej.  Kładąc  się  zaplótł  wokół  niej  nogi.  Pokój  był 
teraz skąpany w ciemności, tylko wokół okien widać było małe aureole. 

Suzy zaśmiała się radośnie, Kevin również zaśmiał się szczerze niskim 

gardłowym dźwiękiem. 

Przesunął  płaską  dłonią  po  jej  brzuchu,  jakby  wycierając  tablice. 

Wskazującym palcem napisał na nim po chwili: „kocham cię". 

— Kocham cię    odpowiedziała, kreśląc znaki na jego torsie. 
— Na zawsze.    
— Na wieki. 
— Jak myślisz? Dobrze nam idzie? 
Czuł,  że  Suzy  się  śmieje.  Postawiła  znak  zapytania  na  jego  piersiach, 

umieszczając kropkę na samym dole linii brzucha. 

Jego śmiech zmieszał się z jej, łóżko aż się zatrzęsło. — Spytałem, czy 

dobrze nam idzie? 

Zaśmiewając  wdrapała  się  na  niego,  usiadła  na  jego  piersiach  i 

sięgnęła  w  stronę  nocnej  lampki,  łaskocząc  go  przy  okazji  włosami.  W 
słabym  świetle zdołał  zobaczyć  rumieńce  na  jej policzkach  i  błyszczące 
oczy.  Ciągle się śmiała,  poruszając  ramionami, jej piersi  zakołysały  się. 
Spytała: 

— Co mówiłeś? 
— Że potrzebujemy trochę praktyki. 
— Tak. Z pewnością. Powinniśmy ćwiczyć to częściej. 
— Jak często? — Przesunął ręką po jej ramionach, plecach, udach. 
— Codziennie. Dwa razy dziennie. A najlepiej w każdej minucie! 
— Suzy, co w ciebie wstąpiło? 
—  To  miłość,  Kevin  —  odrzekła.  —  Mówiłam  ci  już,  kto  kocha, 

odważa się na wszystko. I tak właśnie jest z nami. Na zawsze. 
 
 
 
 
                        
 
 

127

RS

background image

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
                                                                                                                             

128

RS


Document Outline