background image

Cindy Gerard 

Burza namiętności 

 

 

background image

Rozdział pierwszy 

 

Była  zakochana.  Desperacko  zakochana.  A  zakochana  kobieta  popełnia 

czasami niewybaczalne błędy – a wszystko to w imię miłości. 

Chowając  się  głębiej  w  cień  lasu,  Tony  Griffin  modliła  się  w  duchu,  żeby 

nieuchwytny Damien jej nie zauważył. To była miłość od pierwszego wejrzenia, od 
chwili, kiedy zobaczyła go nieco ponad tydzień temu. 

Podniosła aparat, dostosowała przesłonę do natężenia wrześniowego słońca i 

skierowała obiektyw w jego stronę. 

–  Mam  cię,  nieczuły  draniu  –  szepnęła,  ostrożnie  przechodząc  na  drugą 

stronę powalonego sosnowego pnia. 

Nie miał pojęcia, że jest śledzony. Wiedziała jednak, że wkrótce wyczuje jej 

obecność. Pracowała szybko, żeby zdążyć przed zapowiadaną na wieczór burzą. 

– Wybacz mi, Damien – przeprosiła go szeptem, przybliżając nieco obraz. 

Widok był wspaniały. Jego bystre oczy, ciemne jak agaty, wpatrywały się w 

gąszcz lasu. 

–  Wysoki,  ciemny  i  niebezpieczny  –  zamruczała  z  uśmiechem.  –  Jesteś 

panem swojego świata, prawda?  

Jego  głowa  obróciła  się  w  jej  stronę.  Kiedy  ją  spostrzegł,  wydał  z  siebie 

długi, niski pomruk. 

Opuściła aparat i wstrzymała oddech. Zrozumiała, że to teraz ona stanie się 

ofiarą polowania. 

Jej serce podskoczyło gwałtownie i zatłukło się w piersi. W uszach zaczęło 

szumieć,  przestała  nawet  słyszeć  łoskot  fal  rozbijających  się  o  skalisty  brzeg 
jeziora jakieś sto metrów od niej. 

Niebezpieczny. 

Podniosła w górę obiektyw i zrobiła szybką serię zdjęć. 

Warknął  rozwścieczony.  Siła  jego  głosu  wstrząsnęła  leśnym  poszyciem  i 

przeszyła  powietrze  niczym  grzmot  w  czasie  wieczornej  burzy.  Tony  stała  jak 

background image

sparaliżowana,  nie  mogąc  ruszyć  się  z  miejsca.  Zrobił  dwa  kroki  w  jej  kierunku, 
ostrzegając w ten sposób, że posunęła się za daleko. To on tutaj rządził, nie ona. 

Zdała  sobie  sprawę,  że  może  umrzeć.  Zanim  zauważą  jej  nieobecność, 

upłynie  dobre  kilka  dni.  Nagle  poczuła  się  bardzo  samotna  i  bardzo  przerażona. 
Ogarnięta nagłą falą paniki, pomyślała o wszystkich rzeczach, które chciała jeszcze 
zrobić  w  życiu.  O  wszystkich  rzeczach,  za  którymi  tęskniła.  Ale  nagle  Damien 
odwrócił się i zniknął między drzewami. 

Odetchnęła głęboko. Mrowienie w palcach przypomniało jej. że wciąż ściska 

w  ręku  aparat.  Roześmiała  się  nerwowo,  czując  jak  powoli  przerażenie  ustępuje 
miejsca uldze. 

–  On  mnie  kocha  –  mruknęła  z  niepewnym  uśmiechem.  Odwróciła  się  i 

szybkim  krokiem  podążyła  w  stronę  swojej  chaty.  –  To  musi  być  miłość  – 
powtórzyła. Czując krążącą wciąż w żyłach adrenalinę, przyspieszyła i biegła aż do 
chwili,  w  której  spostrzegła  smużkę  dymu  unoszącą  się  nad  dachem  drewnianego 
domku  wybudowanego  pośrodku  niewielkiej  polany.  –  Inaczej  byłabym  już  teraz 
martwa i nie zastanawiałabym się, czy zdążę do toalety. 

Mimo że tym razem naprawdę niebezpieczeństwo było blisko, roześmiała się 

ze  szczęścia.  Udało  jej  się  wreszcie  zrobić  zdjęcia  Damienowi  w  lesie.  Bez 
wątpienia  był  największym,  najstraszniejszym  i  najpiękniejszym  niedźwiedziem 
brunatnym w hrabstwie Kooicbiching w Minnesocie. I przez chwilę – tylko przez 
chwilę – należał tylko do niej. 

 

 

 

– Niewiarygodne – powiedział pod nosem Web Tucker, kiedy śmiejąca się 

kobieta wynurzyła się z lasu i przebiegła tuż obok niego. 

Domyślił  się,  że  to  właśnie  była  pani  Griffin,  pustelniczka  i  zdobywczyni 

wielu  nagród  za  fotografowanie  dzikiej  natury.  Nigdy  jej  nie  spotkał,  ale  znał  jej 
prace. Znał je każdy, kto chociaż raz miał w ręku „National Geographic” albo inne 
czasopismo  zamieszczające  fotografie  natury,  I  tak  jak  wszyscy,  wiedział,  że  ma 
niezwykły talent. 

To  właśnie  dlatego  tu  się  znalazł.  Tony  Griffin  była  najlepsza.  A  ponieważ 

Web  potrzebował  najlepszych,  opuścił  niechętnie  cywilizację  i  swoje  miękkie 
łóżko porannym lotem z lotniska JFK, aby odnaleźć ją w puszczy i zaproponować 

background image

umowę z wydawnictwem Tucker-Lanier Publishing. I od tamtej pory rzeczy miały 
się coraz gorzej. 

Po 

niekończącym 

się, 

trzygodzinnym 

oczekiwaniu 

trakcie 

międzylądowania  na  lotnisku  w  Minneapolis,  wcisnął  się  do  awionetki,  którą  po 
dwóch  godzinach  lotu  dotarł  do  International  Falls  w  Minnesocie.  Ponieważ  w 
lokalnej  wypożyczalni  samochodów  nie  było  żadnej  limuzyny,  był  zmuszony 
wynająć mały, mocno zużyty samochód. 

A  potem  zaczęło  się  najlepsze.  Powiedziano  mu,  że  aby  dojechać  do 

rezerwatu  niedźwiedzi,  gdzie  wśród  lasów  ukrywała  się  Tony  Griffin,  będzie 
potrzebował dwóch godzin. Pod warunkiem, że się nie zgubi. Niestety zgubił się, i 
to  kilka  razy.  Cztery  godziny  i  trzydzieści  siedem  minut  później  udało  mu  się 
wreszcie  dotrzeć  do  celu.  Wcześniej  jednak  o  mało  co  nie  rozwalił  samochodu, 
wpadając  w  dziurę  wielkości  Alaski.  Od  tamtej  pory  auto  wydawało  z  siebie 
dziwne odgłosy, jakieś stuki i trzaski, które postanowił po prostu ignorować. Zdaje 
się zresztą, że nie miał innego wyjścia. 

Położył ręce na biodrach i rozejrzał się ponuro dookoła. Potrząsnął głową i 

wydał z siebie ciężkie westchnienie. Był teraz tak daleko od swojej codzienności, 
że nie sposób było obliczyć tej odległości w kilometrach. Był człowiekiem miasta i 
nie mógł już doczekać się chwili, kiedy zakończy te bliskie spotkania z krajem łosi 
i komarów. 

To była kwestia jego zawodowego być albo nie być. A przynajmniej kwestia 

jego zawodowej reputacji. Właśnie dlatego musiał odnaleźć Tony Griffin. 

Westchnął  głęboko  i  powiódł  za  nią  wzrokiem,  mimo  woli  zaintrygowany 

przez  tę  kobietę.  Dlaczego  go  nie  zauważyła?  Przecież  stał  na  brzegu  polany. 
Musiała być bardzo czymś zaabsorbowana. 

Postanowił chwilowo się nie ujawniać. W ciszy obserwował ją, jak biegnie w 

stronę starej drewnianej chaty zbudowanej na polanie. 

–  A  gdzie  „dzień  dobry”?  –  wymamrotał  do  siebie,  kiedy  zniknęła  już  w 

środku. 

Przez długą chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi. Czekał. Przybył tutaj z 

dyplomatyczną misją. Misją, od której powodzenia zależała jego reputacja. 

– Musisz być miły – upomniał sam siebie po cichu i wziął głęboki oddech. 

To będzie trudna przeprawa. 

background image

Schylił  się  i  podniósł  kapelusz  w  kolorze  khaki,  który  spadł  jej  z  głowy, 

kiedy obok mego przebiegała. 

Z  zamyślenia  wyrwał  go  odgłos  otwieranych  drzwi.  Podniósł  głowę  i 

spostrzegł,  że  powód  jego  wyprawy  do  Miejsca-Gdzie-Wcale-Nie-Miał-Ochoty-
Przebywać stoi na progu i patrzy mu prosto w oczy z nachmurzoną miną. Jej oczy 
zmieniły barwę z błękitnej na ciemnokobaltową. 

– To teren prywatny. 

No  cóż,  najwyraźniej  nie  dość,  że  teren  był  prywatny,  było  to  również 

terytorium wroga. Udało mu się jakoś przywołać uśmiech na twarz. Nigdy nie było 
mu  trudno uśmiechnąć  się  do kobiety.  Ta  akurat nie była  szczególnie piękna,  ale 
była dość ładna w naturalny, amerykański sposób. 

– Nie było łatwo panią znaleźć. 

Założyła ręce na piersiach i spojrzała na niego podejrzliwie. 

– Najwyraźniej nie było to jednak takie trudne.  

Podszedł do niej i wyciągnął rękę. 

– Nazywam się Web Tucker. 

Nie ruszyła się ani o krok w jego stronę. Nie podała mu ręki, ale wyrwała mu 

z dłoni swój kapelusz. 

– Wiem, kim jesteś. 

– Świetnie – powiedział. Nie był tym specjalnie zaskoczony. 

Przyglądała  mu  się  przez  chwilę,  po  czym  wydała  z  siebie  zirytowane 

westchnienie. 

– Czego chcesz, Tucker? 

Znaleźć się jak najdalej stąd. 

– Na początek przydałaby mi się filiżanka kawy. 

Oparła się biodrem o framugę drzwi i brodą wskazała coś, co ledwo można 

by nazwać drogą. 

background image

–  Driftwood  Cafe  –  zaproponowała  bez  uśmiechu.  –  Jakieś  trzydzieści 

kilometrów  w  stronę,  z  której  przyjechałeś,  po  lewej  stronie  drogi.  Nie  sposób 
przeoczyć. Mają tam też dobrą szarlotkę. 

Miała  rację.  Nie  sposób  było  przeoczyć  Driftwood  Cafe,  zwłaszcza  że, 

szukając drogi, trzy razy znalazł się na skrzyżowaniu, przy którym był ów lokalik. 
Zaśmiał się cicho z siebie, z tej głupiej sytuacji i z jej nieprzyjaznej miny. 

– Nie jesteś zbyt gościnna, nieprawdaż? 

–  Pracuję,  panie  Tucker.  I  skończę  najwcześniej  za  jakieś  pięć  godzin.  – 

Zeszła po kilku stopniach prowadzących do drzwi chaty i ominęła go. 

– Świetnie. – Przywołał na twarz kolejny uśmiech. – Wobec tego poczekam, 

aż skończysz i będziemy mogli porozmawiać. 

Zatrzymała się, spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. 

– Jak sobie życzysz. 

Web  stanął  z  boku  i  przyglądał się  jej,  jak krząta się  w obrębie  czegoś,  co 

można by nazwać podwórkiem. 

Promienie  późno  popołudniowego  słońca  wydobywały  złote  błyski  z  jej 

włosów,  związanych  w  luźny,  niedbale  spleciony  warkocz.  Wymykające  się  z 
niego kosmyki otaczały jej twarz i łaskotały w kark. Małe listki i gałązki wplątały 
się w jedwabiste pasma jak w pajęczynę, 

Web podszedł do schodków prowadzących na werandę, usiadł na najniższym 

stopniu  i  oparł  łokcie  na  kolanach,  zdecydowany  czekać  do  skutku.  Tony  będzie 
musiała w końcu z nim porozmawiać. 

Siedząc,  rozglądał  się  po  polanie,  ale  jego  wzrok  mimowolnie  wciąż 

powracał  do  Tony.  Po  chwili  poddał  się  i  zaczął  się  jej  przyglądać,  przypisując 
swoje  zainteresowanie  jej  osobą  nudzie.  Tak  naprawdę  to  w  ogóle  mu  się  nie 
podobała. 

Nuda. To słowo było doskonałym podsumowaniem. Był na tym odludziu nie 

dłużej niż dwie godziny, a już czuł się śmiertelnie znudzony. Znudzony drzewami, 
samotnością,  panującą  dookoła  koszmarną  ciszą  lasu.  Tęsknił  już  za  tętniącym 
życiem Nowym Jorkiem, za jego światłami, za szybkością, z jaką toczyło się tam 
życie.  Nie  mógł  sobie  pozwolić  na  zbyt  długą  nieobecność  w  redakcji  swojego 
pisma, ale z drugiej strony, jak słusznie zauważyła Pearl, jego sekretarka, nie mógł 

background image

też sobie pozwolić na uniknięcie tego wyjazdu. Musiał udać się tu osobiście, żeby 
zachęcić niepowtarzalną Tony Griffin do współpracy. 

A  jednak,  kiedy  wyłoniła  się  z  małej  szopy,  trzymając  w  rękach  rondle 

wypełnione czymś, co wyglądało na psią karmę, stwierdził, że podoba mu się ten 
widok.  To  było  głupie.  Zastanawiał  się,  skąd,  u  diabła,  wzięło  się  to 
zainteresowanie.  Nie  była  w  jego  typie.  Właściwie  to  nawet  nie  był  pewien,  czy 
była w typie kogokolwiek. 

Jaki  mężczyzna  zainteresowałby  się  tą  drobną  kobietą,  która  wolała 

czworonożne  mięsożerne  drapieżniki  od  ludzi  i  której  garderoba  składała  się 
najwyraźniej tylko z ubrań w różnych odcieniach khaki? Jej skłonność do burych 
kolorów upodabniała ją do żołnierza – zwłaszcza że na domiar złego nosiła jeszcze 
brudnobrązowe, brzydkie, wysokie, wiązane buty. 

Wyciągnął  nogi,  skrzyżował  je  w  kostkach  i  oparł  się  łokciami  o  kolejny 

stopień, przygotowując się na długie oczekiwanie. Pomimo stroju Tony nie udało 
się  kompletnie  ukryć  faktu,  że  jest  kobietą.  Przyglądając  się  jej  przez  zmrużone 
oczy,  dostrzegł  delikatne  wybrzuszenia  pod  kieszeniami  jej  koszuli.  Inteligencja 
podpowiedziała  mu,  że  mogą  to  być  piersi.  Prawdopodobnie  nawet  ładne,  ale 
wyraźnie  było  widać,  że  Tony  nie  ma  w  najmniejszym  stopniu  ochoty  ich 
eksponować. A mogłoby to dodać jej dużo uroku. 

Przechylił na bok głowę, obrzucił ją długim spojrzeniem i stwierdził, że nogi 

ma  też nie najgorsze,  jeśli oczywiście pominie  się ślady  po  ukąszeniach  owadów 
oraz  rozliczne  siniaki  i  zadrapania.  No  i  musiał  przyznać,  że  ma  pierwszorzędną 
pupę. Nawet workowate szorty nie były w stanie ukryć tego faktu. 

„Ukryć” to chyba było najważniejsze w tym wszystkim słowo. Nie znał tej 

kobiety,  ale  sporo  o  niej  słyszał.  A  wszystko,  co  mówiono  mu  o  Tony  Griffin  o 
słodkich piersiach, zdecydowanie zgrabnych pośladkach i błyszczących anielskich 
włosach wskazywało na to, że bardzo chciała ukryć wszystko, co jej dotyczyło. 

Nie była typem kobiety, którą mógłby zrozumieć. 

I  to  nie  z  powodu  braku  atrakcyjności.  Miała  ładne  niebieskie  oczy,  które 

zapewne  rzucały  wesołe  błyski,  kiedy  się  śmiała.  Do  tej  pory  widział  je  tylko  w 
kolorze  ołowiu,  przywodzące  na  myśl  ciężkie  deszczowe  chmury.  Jej  usta  były 
pełne,  nos  dość  uroczy,  czoło  i  kości  policzkowe  wysokie.  Z  odrobiną  makijażu 
byłaby naprawdę niczego sobie. 

To takie kobiety rozumiał. Kobiety, które wiedziały, jak się umalować, jakie 

ubrania  nosić  i  jak  układać  włosy.  Rozumiał  zadbane  paznokcie,  powłóczyste 

background image

spojrzenia i wysokie obcasy. Doceniał wyrafinowanie, ambicje i grę, nieodłączne w 
scenerii miejskich randek. 

Nie rozumiał za to kobiety, która pachniała śródkiem odstraszającym owady 

i  której  jedynym  przejawem  wyrafinowania  był  drogi  aparat  fotograficzny,  który 
trzymała w ręku, kiedy przebiegała obok niego. 

Upłynęło  pół  godziny,  zanim  stracił  cierpliwość  i  postanowił,  że  spróbuje 

jednak  nawiązać  jakąś  rozmowę.  Chciał,  żeby  Tony  podpisała  umowę,  a  potem 
miał  zamiar  wynieść  się  stąd  do  wszystkich  diabłów.  Waśnie  wstał  i  otrzepywał 
spodnie, kiedy poczuł mrowienie na karku. 

Był obserwowany. 

Powoli odwrócił głowę. I zamarł. 

Kilkanaście  metrów  dalej  stał  niedźwiedź,  wyglądający  jakby  miał  zamiar 

połknąć go jednym, krwawym kęsem. Zwierzę stało na tylnych nogach i wydało z 
siebie niski, długi pomruk. 

Wszystkie  mięśnie  jego  ciała  napięły  się.  Instynkt  podpowiadał  mu,  że 

powinien natychmiast uciekać. Miał właśnie puścić się w najszybszy bieg w swoim 
życiu, kiedy wyczuł obok siebie czyjąś obecność. 

–  Nie  ruszaj  się  –  powiedziała  Tony  cichym,  spokojnym,  ale  śmiertelnie 

poważnym głosem. Nie słyszał, jak się zbliżała, tak samo zresztą jak nie usłyszał 
nadchodzącego niedźwiedzia. 

Teraz w uszach brzmiał mu jedynie ostrzegawczy pomruk zwierzęcia i szum 

pędzącej w żyłach krwi. Mimo że miał ochotę uciekać, to tak naprawdę nie mógł 
się ruszyć z miejsca. Widok niedźwiedzia o potężnych zębach i ostrych jak sztylety 
pazurach, wpatrującego się w niego błyszczącymi oczami i węszącego, przykuł go 
do miejsca. 

– Czy masz przy sobie jakieś jedzenie? 

Nie  spuszczając  z  oka  potężnego  zwierzęcia,  Web  spróbował  sobie 

przypomnieć, co ma w kieszeniach. 

–  Nie!  Zaczekaj,  mam!  Czekoladki  miętowe  –  powiedział,  przypominając 

sobie, jak kupił je w automacie na lotnisku. 

– Wyjmij je bardzo powoli. Żadnych szybkich ruchów. A teraz rzuć je przed 

siebie. Dobrze. Powoli unieś dłonie i pokaż mu, że są puste. 

background image

Web  zrobił  dokładnie  to,  o  co  go  prosiła.  Niedźwiedź  rzucił  mu  ostatnie 

spojrzenie, po czym opadł na cztery łapy i, węsząc, podszedł do leżących na ziemi 
czekoladek.  Z  podziwu  godną  zręcznością  rozdarł  opakowanie,  zjadł  jego 
zawartość  i  ciężkim  krokiem  ruszył  w  stronę  jednego  z  rondli  z  psim  jedzeniem, 
które Tony porozkładała wokół polany. 

Web  odetchnął  głęboko,  zebrał  resztki  swojej  godności  i  z  trudem 

wyczarował uśmiech. 

–  Pierwsza  lekcja  przetrwania  w  dziczy  –  powiedział,  spoglądając  na  jej 

pobladłą twarz. – Nigdy nie stawaj niedźwiedziowi na drodze do przekąski. Chyba 
że sam chcesz zostać przekąską. 

Ten żart, o ile uspokoił go trochę, o tyle na Tony nie zrobił najmniejszego 

wrażenia. 

– Lekcja numer dwa. Nie należy nosić przy sobie przekąsek. – Ominęła go i 

weszła po kilku schodkach na werandę, kciukiem wskazując na drogę. – Oscar jest 
tylko  jednym  z  wielu  niedźwiedzi,  które  kręcą  się  tutaj  o  tej  porze,  szukając 
jedzenia.  Nie  wszystkie  są  równie  przyjazne.  Gdybym  była  tobą,  wyjechałabym, 
póki ich nie ma. Autostrada i cywilizacja są w tamtym kierunku. 

Stał,  wpatrując  się  w  drzwi,  które  za  sobą  zamknęła.  Przeczesał  dłonią 

włosy, zawstydzony tym, że wciąż czuje się trochę roztrzęsiony. 

– Dobrze się bawisz, Tucker? – zamruczał pod nosem i wszedł jej śladem po 

schodkach, upewniwszy się wcześniej, że niedźwiedź wciąż jest daleko. 

Nie, wcale się dobrze nie bawił. Jak do tej pory, został zmuszony do wyjazdu 

z  Nowego  Jorku,  wytrzęsło  go  w  małej,  blaszanej  puszce  na  kółkach,  zgubił  się 
kilkanaście razy, a na miejscu przywitała go ubłocona wojowniczka w żołnierskich 
butach, która niechętnie uratowała go przed pożarciem przez niedźwiedzia. 

Nie, to wcale nie było zabawne. Właściwie to był teraz bliski wściekłości. I 

nie chodziło tu tylko o to, że znalazł się na obcym terenie. I nawet nie o to, że Tony 
Griffin nie była nawet na tyle uprzejma, żeby chociaż wysłuchać jego propozycji. 
Chodziło o to, zdał sobie sprawę, że to ona kontrolowała sytuację. A on nie był do 
tego przyzwyczajony. I to go irytowało. 

To było jej terytorium. On rządził w świecie sal konferencyjnych, sypialni, 

kolacji w najdroższych restauracjach, spadków i wzrostów na giełdzie. Nie musiał 
radzić sobie z wyboistymi drogami, drewnianymi chatami, całymi hektarami lasu i 

background image

prawdziwymi  niedźwiedziami.  I  nie  musiał  sobie  radzić  z  takimi  obcesowymi 
odmowami. 

To  była  fatalna  pomyłka  ze  strony  pani  Griffin.  Nie  lubił,  żeby  mu 

odmawiano.  A  najbardziej  nie  lubił,  jak  odmawiano  mu,  zanim  miał  szansę 
przedstawić swoje argumenty. 

Nie podobało mu się tutaj, ale nie miał zamiaru pakować swoich zabawek i 

wracać z podwiniętym ogonem do domu. Tony powiedziała, że wie, kim on jest. 
Gdyby  naprawdę  go  znała,  to  wiedziałaby  też  jedną  bardzo  ważną  rzecz  na  jego 
temat – nie zawsze grał fair, ale zawsze grał, aby wygrać, a ta gra wcale się jeszcze 
nie skończyła. 

Znajdzie sposób, żeby ściągnąć Tony Griffin do Nowego Jorku. Właściwie 

to  pomysł  utarcia  nosa  wścibskiej  pani  fotograf  sprawił  mu  przyjemność. 
Uśmiechnął  się  do  siebie  tym  samym  gładkim  uśmiechem,  który  zapewnia!  mu 
głosy na posiedzeniach zarządu i podbijał serca kobiet. 

Z determinacją wszedł po schodach. Załatwi sprawę i wróci do domu. Dobra, 

pani Griffin. Igrzyska uważam za otwarte. 

background image

Rozdział drugi 

 

W  chwili,  w  której  Web  podniósł  rękę,  żeby  zapukać  do  drzwi  chaty, 

zadzwonił jego telefon komórkowy. Wyłowił go z kieszeni, sprawdził, kto dzwoni, 
i wydał z siebie długie westchnienie. 

– Tak, Pearl – powiedział zmęczonym głosem. 

Usiadł  na  najwyższym  stopniu  schodków,  a  zdecydowany  głos  Pearl 

Reasoner zapytał go, jak minęła podróż i czy udało mu się odnaleźć Tony Griffin. 
Pearl, poza tym, że pracuje jako jego sekretarka, jest również jego matką chrzestną. 
A ostatnio także powodem bolesnego pulsowania w prawej skroni. 

Miał  zamiar  wysłać  na  tę  wyprawę  dyrektora  wykonawczego  Price'a  albo 

swojego  zastępcę,  Hawkinsa.  Ale  Pearl  nalegała,  żeby  zajął  się  tym  osobiście. 
Osobiście poleciał do Minnesoty i osobiście przekonał Tony Griffin do podpisania 
kontraktu, dzięki któremu jego nowy magazyn, „Świat Natury”, odniesie sukces. 

Pearl opowiadała coś o świeżym powietrzu i lodowatych jeziorach, ale on już 

jej  nie  słuchał,  przypominając  sobie  rozmowę,  jaką  odbyli  poprzedniego  dnia  w 
biurze. Pearl była głucha na wszystkie jego argumenty. 

„Jeśli  jesteś  wydawcą  i  do  tego  chcesz  zdobyć  CC.  Bozemana,  to 

potrzebujesz  Tony  Griffin.  Jeśli  jej  zdjęcia  nie  znajdą  się  w  pierwszym  wydaniu 
«Świata Natury», to Bozeman nie wykupi reklam.” 

Jego argumenty, że przecież nie ma czasu na przygodę w dziczy, wywołały 

tylko jej głębokie westchnienie. 

„Webster, jesteś wypalony i zmęczony wszystkimi zmianami, które zaszły w 

firmie od czasu fuzji. Przerwa naprawdę dobrze ci zrobi.” 

W  słuchawce  Pearl  kontynuowała  opowieść  o  tym,  jak  cudownie  by  było, 

gdyby sobie powędkował w czasie tego pobytu. 

Utkwił  wzrok  w  grupie  drzew  i  próbował  ignorować  Pearl,  którą  kochał 

pomimo  jej  wtrącania  się.  To  prawda,  pracował  ciężko.  Miał  dość  wyścigu 
szczurów. W wieku trzydziestu pięciu lat osiągnął sukces finansowy, a jednak czuł, 
że wciąż czegoś mu brakuje. 

background image

Nie sądził jednak, że znajdzie to coś w Minnesocie, uganiając się za kobietą, 

która  słynęła  nie  tylko  z  doskonałych  zdjęć,  ale  również  i  z  tego,  że  unikała 
wszystkiego, co choćby przypominało cywilizację. 

– Sądzę, że słyszałeś już o Jimmym Lawlerze z księgowości? 

Monolog Pearl nagle przerwał tok jego myśli. Mógł wyobrazić sobie ją, jak 

stoi  pochylona  nad  jego  biurkiem.  Z  tego,  co  wiedział,  miała  siedemdziesiąt  lat, 
chociaż przyznawała się tylko do pięćdziesięciu ośmiu. 

I  na  tyle  zresztą  wyglądała,  ze  swoimi  szczerymi  zielonymi  oczyma, 

starannie ułożoną fryzurą i nienagannym makijażem. 

– Miał czterdzieści lat  – powiedziała, po czym zamilkła, żeby upewnić się, 

czy Web na pewno jej słucha. – Umarł w zeszłym tygodniu. Zawał serca. I wiesz, 
czego na pewno nie będzie na jego nagrobku? „Chciałby spędzać więcej czasu w 
biurze”. 

Web powrócił myślami do Tony Griffin, ukrytej w domku za jego plecami. 

– Webster… 

– Przecież tu przyjechałem – powiedział, ponieważ czasami łatwiej było się 

po prostu poddać. I dlatego, że Pearl miała rację. Potrzebował Tony Griffin, jeśli 
chciał zapewnić „Światowi Natury” dobry start. – Nie wystarczy ci? 

– Tylko jeśli obiecasz, że tam zostaniesz co najmniej przez dwa tygodnie. I 

chciałabym,  żebyś  ten  czas  dobrze  wykorzystał.  Dwa  tygodnie  wystarczą  na 
sprowadzenie  jej  tutaj,  zaaranżowanie  sesji  i  przygotowanie  na  czas  pierwszego 
wydania. Kochanie, włożyłam ci do aktówki kilka broszur. Znalazłeś je? 

Tak, znalazł. Błyszczące zdjęcia domku myśliwskiego w lasach przy granicy 

z  Kanadą.  I  kilka  zdjęć  rozpromienionych  wędkarzy  z  oparzeniami  słonecznymi, 
którzy podnosili do obiektywu swoje zdobycze. 

– Pearl, na miłość boską, przecież wiesz, że nie wędkuję. I nie mam zamiaru 

wędkować. Jest tutaj tyle komarów, że wampir by umarł z głodu. No i pojawiają się 
tutaj  niedźwiedzie,  Pearl.  Prawdziwe  niedźwiedzie  Z  kłami  i  pazurami  i 
ogromnymi  apetytami  na  miętowe  czekoladki.  Jeden  z  nich  o  mało  co  mnie  nie 
pożarł pięć minut temu. Tak więc wrócę, jak tylko uda mi się wyciągnąć tę kobietę 
z jej matecznika. 

– Dopiero za dwa tygodnie i ani dnia wcześniej – powtórzyła Pearl tonem, w 

którym była zarówno czułość, jak i niezłomna, żelazna wola. 

background image

Web potarł dłonią twarz. Został w to wszystko wrobiony. Pearl samowolnie 

udała się do sklepu CC. Bozemana i wykupiła co najmniej połowę tego, co było na 
półkach. Kiedy wrócił do domu, wszystko już na niego czekało. Pakując ubrania do 
nowiutkiej torby podróżnej CC. Bozemana nie miał już siły z nią dyskutować. 

– Tydzień – powiedział, bo w końcu to on był szefem. A przynajmniej był 

nim,  kiedy  Pearl  pozwalała  mu  tak  myśleć.  –  Ale  przysięgam,  że  powiesz  tylko 
jedno słowo… 

–  Zgoda.  A  teraz  przestań  się  dąsać,  Webster.  Jesteś  już  tam,  prawda? 

Osiągnęliśmy już naprawdę dużo jak na jeden dzień. 

– My nie osiągnęliśmy nic. Ale za to ty… 

–  Ruszyłam  z  miejsca  kogoś,  kto  był  do  niego  przyrośnięty.  Wierz  mi,  to 

było bardzo wyczerpujące. 

Taaak.  Wyczerpujące.  Tak  jak  wyczerpujące  było  myślenie  o  kolejnej 

osobie,  którą  trzeba  było  ruszyć  z  miejsca,  a  która  najwyraźniej  nie  miała  na  to 
najmniejszej ochoty. 

Podskoczył  na  widok  kolejnego  niedźwiedzia  wysuwającego  się  z  lasu  na 

polanę. 

Pearl mogła zapomnieć o jego dwutygodniowych wakacjach. Jeszcze przed 

północą  znajdzie  się  w  samolocie,  trzymając  w  rękach  podpisany  kontrakt.  Pod 
warunkiem, oczywiście, że wciąż jeszcze będzie miał obie ręce. 

 

 

 

Tony przytrzymała drżącą ręką poobijany miedziany czajnik pod kranem, z 

którego  woda  ciekła  cienkim  strumyczkiem.  Web  Tucker.  To  ostatni  człowiek, 
którego  mogła się tu spodziewać. Ostatni człowiek, którego mogłaby spodziewać 
się gdziekolwiek. Jej życiową dewizą było unikanie facetów takich jak on. 

No dobrze, przyznała, zapalając zapałką palnik starego, ogromnego piecyka 

gazowego i ustawiając na nim czajnik. Jej życiową dewizą było unikanie jego, a nie 
mężczyzn takich jak on. 

background image

Web  Tucker  był  wnukiem  Fultona  Tuckera  ze  sławnej  Tucker-Lanier 

Publishing Group w Nowym Jorku. Był również jej byłym pracodawcą i źródłem 
jednego z najbardziej wstydliwych wspomnień w jej życiu. 

Spojrzała  przez  ramię  w  stronę  drzwi  wejściowych  i  poczuła,  jak  serce 

mocno  bije  jej  w  piersi.  Nakazała  sobie  wziąć  się  w  garść.  Nakazała  sobie 
zignorować i to, że Webster nie poznał jej. 

– A wiec jestem niezauważalna  – wymruczała i otworzyła mały kredens w 

poszukiwaniu  kubka.  Robiąc  to,  zauważyła  swoje  odbicie  w  oknie  nad  zlewem  i 
natychmiast zrobiło się jej niedobrze. 

Dwanaście  lat.  Upłynęło  dwanaście  lat  od  chwili,  w  której  ostatni  raz 

widziała Weba Tuckera. Biorąc pod uwagę, że ona sprzedawała zdjęcia do gazet, a 
on  wydawał  gazety,  wiedziała,  że  któregoś  dnia  znowu  go  spotka,  nieważne,  jak 
bardzo  będzie  się  starała  go  unikać.  Wielokrotnie  wyobrażała  sobie  to  spotkanie. 
Scena  zawsze  wyglądała  tak  samo.  Ona  starannie  ubrana,  wyglądająca  jak 
uosobienie  sukcesu,  profesjonalizmu  i  stylu.  On  oszołomiony  widokiem  kobiety, 
którą się stała. 

No  cóż,  był  oszołomiony.  Sięgnęła  ręką  i  wyciągnęła  liść  z  włosów. 

Wrzuciła go do śmieci, po czym wzięła do ręki ściereczkę do naczyń, żeby usunąć 
z twarzy błoto. Zastanawiała się chwilę nad oczyszczeniem nóg, po czym odrzuciła 
ściereczkę daleko od siebie. Tylko cały dzień w salonie kosmetycznym  Elizabeth 
Arden mógł pomóc jej w doprowadzeniu się do porządku. 

Niechętnie podeszła do okna, odchyliła zasłonę i wyjrzała na zewnątrz. Web 

stał na werandzie, rozmawiając przez telefon, zwrócony do niej profilem. Wyglądał 
dokładnie jak człowiek, którego chciała zapomnieć. 

Boże,  był  po  prostu  cudowny!  Upływ  lat  widać  było  jedynie  w  głębi 

spojrzenia  jego  niebieskich  oczu  i  sile  wyrazu  rysów  jego  pięknie  wyrzeźbionej 
twarzy. 

Zaskoczył ją, pojawiając się tutaj jak grom z jasnego nieba. A ona chowała 

się w domu jak głupia nastolatka. 

Woda zagotowała się i czajnik zagwizdał. Podeszła do piecyka i wyłączyła 

palnik. Webster na pewno nie miał zamiaru odjechać, zanim nie powie jej, o co mu 
chodzi.  Teraz,  kiedy  już  ochłonęła  po  pierwszym  szoku,  było  jej  wstyd,  że 
zachowała się jak tchórz. 

background image

Poza  tym  górę  zaczynała  brać  ciekawość.  Co  Web  Tucker  –  potęga  rynku 

wydawniczego, człowiek miasta, biznesmen zatrudniający miliony ludzi – co robił 
tutaj, w tej dziczy? I dlaczego tak wiele zrobił, żeby ją tu odnaleźć? 

Kiedy  otworzyła  szeroko  drzwi,  Web  właśnie  chowa!  swój  telefon  do 

kieszeni. 

– Cóż – powiedział zaskoczony. – Witam ponownie. 

– Jeśli masz ochotę na herbatę – powiedziała bez wstępów – to zapraszam. 

Na ziołową – dodała niemal wyzywającym tonem. 

– Brzmi świetnie. 

Odwróciła się na pięcie i zostawiła go w drzwiach. Wyjęła dodatkowy kubek 

z  kredensu,  sprawdziła,  czy  jest  czysty,  a  potem  napełniła  obydwa  kubki  gorącą 
wodą. 

– Nie ma jak w domu  – powiedział Web, kiedy ustawiała kubki na małym 

chromowanym stoliku. 

Wyjęła dwie łyżeczki z szuflady. Zamykając ją biodrem, podążyła oczami za 

jego  wzrokiem,  badającym  wnętrze  domku,  widząc  je  tak,  jak  zobaczyła  je 
pierwszy raz, ponad miesiąc temu. 

Prostota,  to  było  odpowiednie  słowo.  Prostota  i  spartańskie  warunki.  Jak 

wiele  tego  typu  domków  na  północy,  ten  miał  jeden  pokój  z  małą  łazienką, 
dobudowaną później, kilka lat po tym, jak go wzniesiono w latach trzydziestych. 

Ściany zrobione były z drewna sosnowego, które przez lata nabrało ciepłego, 

miodowego koloru.  Podłoga  również była  sosnowa  –  wytarta  i  wypolerowana od 
chodzenia.  Duży,  szaroniebieski  dywan  –  kto  wie,  jak  stary  –  leżał  na  środku 
pokoju. 

Kuchnia składała się z kilku szafek, które ktoś wiele lat temu pomalował na 

ciemnoniebiesko,  małego  żelaznego  zlewu,  wyszczerbionego  piecyka  i  lodówki 
pochodzącej tak na oko z lat sześćdziesiątych. Trzeba ją było co tydzień rozmrażać, 
bo inaczej w małym zamrażalniku robiły się sople. 

Na  środku  pokoju  stał  stół.  Tony  zerwała  kilka  dni  wcześniej  trochę 

kwiatów,  intensywnie  pomarańczowych,  jasnożółtych  i  śnieżnobiałych.  Kwiaty 
jednak zwiędły już jakieś dwa dni temu i dziś były tylko smutnym przypomnieniem 
tego,  jak  bardzo  lokatorka  tego  domku  jest  zajęta.  Tak  jak  nieposłane  podwójne 
łóżko pod ścianą, z którego można było zrobić kanapę. Ponieważ Tony pracowała 

background image

od  świtu  do  zmierzchu  i  miała  bardzo  niewielu  gości,  rzadko  je  składała.  Na 
przeciwległej ścianie był mały kominek, w którym wolno płonęły drwa. 

Tak.  Wystrój  spartański.  Ale  domek  miał  elektryczność  i  działający  przez 

większość  czasu  telefon,  więc  i  tak  był  pałacem  w  porównaniu  z  zabłoconymi, 
brudnymi  miejscami,  w  których  Tony  mieszkała  w  trakcie  swych  podróży  po 
świecie.  Jednak  najwyraźniej  Web  Tucker,  człowiek  przyzwyczajony  do 
dekoratorów wnętrz, włoskiego marmuru i sprowadzanych ze wschodu dywanów, 
uznał go za coś porównywalnego do noclegowni dla bezdomnych. 

Przyciągnęła sobie krzesło i, położywszy łyżkę obok jego kubka, otworzyła 

puszkę ze swoją ulubioną herbatą. 

– Rumianek i mięta z odrobiną kwiatu róży – powiedziała. 

– Chętnie spróbuję. 

– Jak mnie znalazłeś? I dlaczego w ogóle mnie szukałeś? 

Web  zanurzył  swoją  torebkę  z  herbatą  w  wodzie  gestem,  którego  nie 

powstydziłby się angielski dżentelmen pijący herbatkę ze swoją ciotką. 

–  To  nie  jacie  znalazłem.  To  moja  sekretarka.  Twój  agent  cię  wydał.  Co 

zresztą  powinno  już  odpowiedzieć  ci  na  twoje  drugie  pytanie.  Mam  dla  ciebie 
pracę, jeśli oczywiście będziesz zainteresowana. 

– Nie jestem. – Wrzuciła herbatę do parującej wody i sięgnęła po cukier. – 

Mam już pracę. 

Odchylił się do tyłu, przerzucając jedną rękę przez oparcie. Emanował siłą i 

opanowaniem. 

– Cokolwiek to jest, zapłacę ci podwójnie. 

Tym razem się uśmiechnęła. 

Przechylił głowę, przyglądając się jej uważnie. 

– Dlaczego to takie zabawne? 

Zamieszała herbatę. 

–  Dlatego,  że  nic  razy  dwa  to  w  dalszym  ciągu  nic.  Dlatego,  że  gdyby 

zależało  mi  na  pieniądzach,  fotografowałabym  modelki  albo  pracowałabym  w 
reklamie. 

background image

–  Ale  musisz  przecież  coś  jeść,  prawda?  Dlaczego  nie  chcesz  mnie 

wysłuchać? 

Tony wypiła łyk gorącej herbaty i spojrzała mu w oczy, 

– Posłuchaj mnie, Tucker… 

– Mam na imię Web. 

–  Posłuchaj,  Web  –  powtórzyła  po  chwili  wahania,  zastanawiając  się,  jak 

wiele kobiet oprócz niej topniało w środku tylko na dźwięk jego głosu, miękkiego 
jak aksamit i upajającego jak mocne wino, które z wiekiem stawało się coraz lepsze 
–  Jeśli  chcesz,  żebym  zrobiła  dla  ciebie  sesję  zdjęciową,  skontaktuj  się  z  moim 
agentem. Jeśli uzna, że to mnie zainteresuje, będzie z tobą rozmawiać. Zresztą nie 
wiem, dlaczego nie zadzwoniłeś do niego, zamiast tu przyjeżdżać, 

–  Nie  chodzi  mi  o  sesję  zdjęciową  –  powiedział  dobitnie.  –  Chodzi  mi  o 

pracę. I przyjechałem tu osobiście, ponieważ chciałbym zaproponować ci umowę 
na wyłączność. 

Powoli wypiła kolejny łyk herbaty. Wraz z delikatnym zapachem rumianku i 

mięty do jej nozdrzy dotarł Jego zapach, połączenie zapachu mężczyzny, przypraw 
I  bogactwa. Od  dawna  nie  czuła niczego poza  wonią  świeżego  powietrza, sosen  i 
płynu na komary. A jeszcze więcej czasu upłynęło od chwili, kiedy zatęskniła za 
byciem z mężczyzną i za wdychaniem jego oszałamiającego zapachu. 

Ale  to  nie  była  chwila  na  takie  tęsknoty.  Teraz…  Chwileczkę.  Co  on 

powiedział? 

– Przepraszam? 

Pochylił się do przodu i postukał nieświadomie kciukiem o kubek. 

– Umowa na wyłączność. Tucker-Lanier. 

Przeniosła spojrzenie z jego oczu – pięknych oczu o barwie cynamonu – na 

jego dłonie, świadoma ich siły i wagi jego propozycji. Kiedyś rzuciłaby się na nią 
jak wygłodniały kot. 

–  Przykro  mi,  ale  straciłeś  tylko  czas.  Pracuję  wyłącznie  na  zlecenie.  Nie 

wiążę się z nikim na stałe. 

Zmarszczył  brwi, tak  jakby  nie  mógł uwierzyć,  że  mu  odmówiła.  Nie było 

jeszcze  na  świecie  fotografa,  który  z  góry  odrzucił  jego  propozycję  –  oprócz  niej 
oczywiście. 

background image

–  Nawet  jeśli  będziesz  miała  całkowitą  niezależność?  –  zapytał  spokojnie, 

pochylając  się  do  przodu.  –  Całkowitą  wolność  w  podejmowaniu  decyzji? 
Nieograniczone  środki  na  pokrycie  kosztów?  I  wszystko  to  za  roczną  pensję?  – 
Wyciągnął  notatnik  z  kieszeni  nowiuteńkiej,  sportowej  koszuli  i  napisał  w  nim 
jakąś liczbę. Wyrwał kartkę papieru i przesunął po stole w jej stronę. 

Kiedy zobaczyła sumę, otworzyła szeroko oczy. 

– Nie mówisz chyba poważnie. 

– Jestem śmiertelnie poważny. 

– Nie rozumiem. Dlaczego ja? 

Web  przyglądał  się  siedzącej  naprzeciwko  niego  kobiecie  w  wojskowym 

ubraniu. Zauważył, że trochę się oczyściła, co oznaczało, że tli się w niej jednak 
jakaś iskierka kobiecej próżności. No i dostrzegł dołeczek w jej lewym policzku. 
Zachował te informacje w pamięci, w razie gdyby mogły mu być kiedyś przydatne. 

– Dlaczego ty? Dlatego, że jesteś dobra. A ja potrzebuję dobrych ludzi. To 

proste.  I  to  naprawdę  jest  świetna  umowa,  Tony  –  podkreślił.  –  Będziesz 
zajmowała się zdjęciami do nowego magazynu, „Świat Natury”, który zamierzamy 
wydać w ciągu pół roku. W każdym wydaniu będą wyłącznie zdjęcia Tony Griffin. 

Spojrzała  na  niego  ponuro,  co  z  jakiegoś  powodu  trochę  go  rozbawiło. 

Bardzo  się  starała,  żeby  wyglądać  surowo.  A  to  naprawdę  nie  pasowało  do  jej 
łagodnych niebieskich oczu i długich rzęs, nie wspominając już u lekko opalonej 
cerze, która bez pokrywającego ją wcześniej błota wyglądała na miękką i delikatną. 

–  W  dalszym  ciągu  nie  rozumiem.  –  Zmarszczyła  swoje  pięknie  wygięte 

brwi.  –  Jest  przecież  kilku  dobrych  fotografów,  z  większym  doświadczeniem  i  z 
większymi  umiejętnościami,  którzy  na  pewno  nadaliby  większy  prestiż  twojemu 
magazynowi. 

Aha. Więc nie była zarozumiała. To go wyraźnie ucieszyło. 

–  Nie  chcę  innego  fotografa.  Chcę  ciebie.  Nie  potrzebuję  dodatkowego 

prestiżu, Tucker-Lanier już go ma. Potrzebuję twojego punktu widzenia. Podoba mi 
się sposób, w jaki patrzysz na świat. Podoba mi się twoja praca. I właśnie dlatego 
ciebie wybrałem. 

Tony  wstała,  podeszła  do  drzwi  i  otworzyła  je.  Wsunęła  dłonie  do  tylnych 

kieszeni spodni i skrzyżowała nogi, wyglądając na zewnątrz. 

background image

Ta poza podkreślała szczupłość i długość jej nóg. Włożone w kieszenie ręce 

naciągnęły trochę jej workowate szorty na biodra, ukazując ich kształt. Web poczuł 
nagły, kompletnie niespodziewany przypływ podniecenia. 

Cholera.  To  było  szaleństwo.  Wcale  mu  się  przecież  nie  podobała.  Gdyby 

CC. Bozeman, który był głównym reklamodawcą i głównym czynnikiem mającym 
wpływ  na  powodzenie  „Świata  Natury”  nie  nalegał,  że  to  ma  być  Tony  i  tylko 
Tony, Web nie siedziałby tutaj, próbując ją obłaskawić. 

–  Posłuchaj  –  powiedziała  w  końcu.  –  Jest  mi  miło  i  doceniam  twoje 

zainteresowanie, ale, niestety, nie mogę ci pomóc. Nie chcę być związana umową. 
–  Spojrzała  na  niego.  W  jej  oczach  był  jakby  cień  żalu,  ale  szybko  odwróciła 
głowę. – Przykro mi, ale moja odpowiedź wciąż brzmi: nie. 

Wyszła  na  zewnątrz,  zostawiając  go  przy  stole,  wpatrującego  się  w  jej 

oddalające się plecy. 

– Uparta jak cholerny osioł – powiedział cicho do siebie. 

No cóż, wcześniej miał już do czynienia z osłami. Jego dziadek był jednym z 

większych. Wprawdzie zabierało to dużo czasu, ale Web zawsze w końcu jakoś go 
przekonywał do swoich pomysłów. 

Spojrzał ponuro na drzwi, w myślach żegnając się ze swoim planem nocnego 

powrotu do domu. 

Dobra. Do jutra uda mu się ją przekonać. Każdy ma swoją cenę, a Tony nie 

była wyjątkiem od tej reguły. 

Wstał  i  podszedł  do  progu,  marszcząc  gniewnie  czoło.  Robiło  się  późno. 

Ochłodziło  się  również  o  kilka  stopni,  ponieważ  słońce  chyliło  się  właśnie  ku 
zachodowi i zerwał się wiatr. Zbiorowisko dużych, czarnych chmur zbliżało się od 
zachodu.  Żadna  z  tych  rzeczy  mu  się  nie  podobała.  Stracił  cholernie  dużo  czasu, 
żeby się tutaj dostać, a to było w ciągu dnia. Szukanie drogi do International Falls 
w ciemności i w padającym deszczu zapowiadało się na jeszcze większą porażkę. 

W oddali, koło rondli z jedzeniem, około dziesięciu niedźwiedzi lizało łapy i 

ocierało  się  grzbietami  o  drzewu.  Pomiędzy  dwoma  młodymi  niedźwiedziami 
wybuchła jakaś sprzeczka, która szybko się zakończyła, kiedy Jeden ze starszych 
posłał im niski, ostrzegawczy pomruk. 

Zwierzęta  wciąż  wyglądały  na  głodne,  pomyślał,  niezbyt  ucieszony 

perspektywą przejścia w ciemności kilkuset metrów do miejsca, gdzie zaparkował 

background image

samochód.  Zwłaszcza  że  dookoła  mogła  krążyć  kolejna  grapa  tych  bestii, 
poszukujących świeżego mięsa i słodyczy. 

A jeśli już mowa o jedzeniu, to Web umierał z głodu, Tak samo zresztą jak 

komary.  Zabił  jednego  na  swojej  szyi.  Teraz,  kiedy  robiło  się  ciemno,  po  prostu 
kłębiły się wokół niego. 

Jego  nieprzyjazna  gospodyni  wyłoniła  się  zza  stodoły,  niosąc  naręcze 

drewna. 

–  Powinieneś  już  jechać  –  powiedziała  mijając  go  w  progu.  –  Masz  przed 

sobą dwie godziny jazdy, a na dodatek to jest ostatni tydzień sezonu wędkarskiego 
i  będzie  ci  bardzo  trudno  znaleźć  jakieś  miejsce  do  spania  w  mieście.  A  jeśli 
zacznie padać, to możesz się zgubić. 

Nie miał zamiaru wracać po ciemku do miasta. 

– Po drodze minąłem kilka hoteli. 

– Będą zajęte. Najlepszym wyjściem jest powrót do Falls. 

Najlepszym  wyjściem  był  powrót  do  Nowego  Jorku,  ale  przez  jej  upór 

dzisiaj nie znajdzie się bliżej niż trzy tysiące kilometrów do Fifth Avenue. 

–  No  cóż  –  powiedział,  kiedy  w  oddali  rozległ  się  pomruk  pierwszego 

grzmotu, a wiatr przybrał na sile. – Jeśli jesteś pewna, że nie dasz się namówić… 

–  Nie  dam  –  przerwała  mu.  –  Przykro  mi,  że  zadałeś  sobie  tyle  trudu  na 

próżno. 

– Musiałem spróbować – powiedział lekkim tonem. – Poza tym to nie była 

kompletna strata czasu. Teraz mogę powiedzieć, że byłem w Minnesocie. I że omal 
nie zostałem pożarty przez niedźwiedzia. 

Przeniosła  spojrzenie  z  niego  na  niedźwiedzie.  Przez  chwilę  nad  czymś 

myślała, po czym niechętnie zaproponowała: 

– Czy chcesz, żebym odprowadziła cię do samochodu? 

Męska duma z ledwością wzięła górę nad strachem. 

–  Nie  musisz.  Dam  sobie  radę  –  powiedział  z  trudem.  Nie  miał  zamiaru 

chować się za jej plecami, nawet jeśli byłby to ładny widok. 

Zawahała się, po czym wzruszyła ramionami. 

background image

–  No  dobrze.  Jeśli  nie  zejdziesz  ze  ścieżki,  to  nie  będziesz  miał  żadnych 

problemów  z  tubylcami.  –  Wskazała głową  grupę  niedźwiedzi zebranych  dookoła 
pożywienia, po czym przeszła przez próg i zatrzasnęła za sobą drzwi. 

W  zamyśleniu  Web  spojrzał  w  stronę  ścieżki,  która  prowadziła  do  małej 

polanki, gdzie zostawił samochód. Zastanawiał się, z jakim przyjęciem się spotka, 
kiedy pojawi się nazajutrz z nowym zestawem argumentów. 

W  oddali  znowu  rozległ  się  grzmot.  Tym  razem  głośny.  Web  spojrzał  w 

górę,  obserwując,  jak  ostami  fragment  błękitu  poddaje  się  ciężkim,  ołowianym 
chmurom. Duża kropla deszczu spadła mu dokładnie między oczy. 

– Cudownie – powiedział zmęczonym głosem i pobiegł w stronę ścieżki. 

background image

Rozdział trzeci 

 

Tony wzięła prysznic i natarła ciało kremem. Od dawna już tego nie robiła. 

Włożyła  bawełnianą,  miękką,  różową  piżamę  i  ciepłe  skarpetki.  Dorzuciła  kilka 
drewien do kominka, spoglądając przez okno na rozświetlone błyskawicami niebo. 

Susząc włosy ręcznikiem, odliczała z przyzwyczajenia: 

– Raz, dwa, trzy… 

Huk  grzmotu  przerwał  jej,  wprawiając  w  drżenie  ściany  niewielkiego 

domku. 

– Było blisko. – Spojrzała w górę, na dach, o który bębniły krople deszczu. 

Wspinając się na palce, sięgnęła po lampę oliwną ustawioną na najwyższej 

półce  regału  wypełnionego  westernami  i  almanachami  dla  farmerów  z  lat 
trzydziestych. Biblioteka Charliego Ericksona była niewielka, ale bardzo ją lubił – 
widać było, że wszystkie książki i magazyny były czytane po wiele razy. 

Zamiast martwić się, czy Web Tucker zdołał dotrzeć do głównej drogi przed 

burzą, Tony zaczęła się zastanawiać, jak miewa się Charlie. Poruszane potężnymi 
uderzeniami wiatru gałęzie uderzały w drewniane ściany chatki. 

Spokojnie, ten dom przetrwał już wiele burz, uspokajała sama siebie. Światło 

zamigotało, ale jakimś cudem nie zgasło. 

Postawiła lampę na stole i pomyślała o Charliem, który żył w tej chacie sam 

przez sześćdziesiąt ze swoich osiemdziesięciu lat, zanim jeszcze doprowadzono tu 
elektryczność i linię telefoniczną. Kochał samotność, dzikość tego miejsca i swoje 
niedźwiedzie.  Niedźwiedzie,  które  przez  sześćdziesiąt  lat  wabił  na 
czterdziestoakrowy teren swojej posiadłości, dokarmiając je orzechami, jagodami i 
psią karmą, w nadziei że uda mu się uratować je przed myśliwymi i kłusownikami. 

Zadzwoniła  wczoraj  do  niego  do  szpitala  i  zapewniła,  że  wszystko  jest  w 

porządku.  Kazała  mu  obiecać,  że  będzie  odpoczywał  i  słuchał  się  lekarzy.  Trzy 
tygodnie  temu  miał  atak  serca.  Mógł  jednak  wrócić  do  zdrowia,  jeśli  tylko  nie 
będzie się przemęczał. 

Deszcz walił w dach, tworząc za oknami spływające kurtyny wody. To nie 

była  pierwsza  burza  od  momentu,  kiedy  Tony  tutaj  przyjechała  na  początku 
miesiąca. 

background image

Cieszyła się, że Charlie leży owinięty w ciepłą kołdrę na swoim szpitalnym 

łóżku  w  Falls.  Codziennie  odwiedzała  go  Helga,  starsza  wolontariuszka  o 
rumianych policzkach, robiąc wokół niego całe mnóstwo zamieszania. 

– To tylko przyjaciółka – zapewnił Tony Charlie, kiedy odwiedziła go dwa 

dni temu. 

– Skoro tak twierdzisz, Charcie… – odpowiedziała i zaśmiała się na widok 

jego pełnego zakłopotania spojrzenia. 

Kolejny grzmot rozdarł niebo nad chatą. 

–  Lepiej  się  zabezpieczyć,  niż  żałować  –  powiedziała  do  siebie,  szukając 

zapałek  na  wypadek,  gdyby  zabrakło  światła.  Uśmiechnęła  się  z  zadowoleniem, 
znalazłszy  zapałki  i  świeczkę  w  szufladzie.  W  chwili,  kiedy  zapalała  zapałkę, 
światło zamigotało jeszcze raz i zgasło na dobre. 

–  I  stała  się  ciemność  –  mruknęła,  podnosząc  szklany  klosz  lampy  i 

podpalając knot. – A ty znowu mówisz do siebie, Griffin. 

–  To  chyba  ryzyko  zawodowe  –  mruknęła  i  na  powrót  przykryła  lampkę 

kloszem,  przykręcając  knot.  Teraz  w  całej  chacie  obudziły  się  cienie  i  zaczęły 
tańczyć  na  ścianach.  Słaby  czereśniowy  zapach  oliwy  zmieszał  się  z  zapachem 
mokrego  lasu  i  melonowo-kwiatowym  aromatem  jej  szamponu.  Kiedy  człowiek 
spędza  samotnie  tyle  czasu  ile  ona  –  albo  na  sesjach  zdjęciowych  w  odległych 
zakątkach  globu,  albo  odpoczywając  między  sesjami  –  własny  głos  jest  często 
jedynym, jaki ma się okazję słyszeć. 

Charlie  to  rozumiał.  Kochany  staruszek!  Był  bardzo  podobny  do  niej.  I  do 

swoich  niedźwiedzi.  Był  właśnie  takim  mrukliwym,  potulnym  niedźwiedziem, 
który wędrował po ziemi, którą kochał i znał jak własną kieszeń. Tak jak ona, był 
samotnikiem. Nie, nie był aspołeczny, jak niektórzy mówili o niej. Naprawdę lubił 
jej towarzystwo i zaprosił ją do swojego domu bez chwili wahania, kiedy pojawiła 
się u jego drzwi ze swoim sprzętem fotograficznym i kempingowym oraz z prośbą 
o pozwolenie na fotografowanie niedźwiedzi…  

Kolejny  zygzak  błyskawicy  rozjaśnił  ciemność,  a  zaraz  po  nim  rozległ  się 

potężny  grzmot,  tak  głośny  i  tak  bliski,  że  Tony  aż  podskoczyła  ze  strachu. 
Przycisnęła rękę do serca, żeby je trochę uspokoić. 

–  O  kurczę  –  powiedziała  w  końcu.  –  Ten  piorun  musiał  trafić  w  jakieś 

drzewo. 

background image

Podniosła  słuchawkę  telefonu.  Tak  jak  myślała,  W  słuchawce  była  głucha 

cisza.  Do  zerwania  linii  wystarczyłoby,  żeby  jakaś  gałąź  spadła  na  ciągnący  się 
kilometrami w lesie drut, nie mówiąc już o burzy takiej jak ta. 

Jej myśli bezwiednie podążyły w stronę Weba Tuckera. W głębi serca miała 

nadzieję, że zdążył przed nawałnicą. 

– Jest dużym chłopcem. Da sobie radę. 

A  przynajmniej  dałby  sobie  radę,  gdyby  był  w  mieście.  Tutaj  jednak,  w 

kramie, gdzie rządziły żywioły, trzeba było uczyć się, jak sobie z nimi radzić. To 
stawiało go w gorszej sytuacji. 

Potrząsnęła  głową  na  wspomnienie  jego  wyglądu  –  idealnie  dobranych 

kolorystycznie  fragmentów  profesjonalnego  ubrania.  Ale  nawet  gdyby  miał  na 
sobie  pomięty  podkoszulek  i  dziurawe  dżinsy,  jedno  spojrzenie  na  jego 
wymodelowaną fryzurę i wymanikiurowane paznokcie powiedziałoby od razu, że 
jest to chłopak z miasta. 

Serce  Tony  zabiło  gwałtownie,  ale  tym  razem  nie  z  powodu  szalejącej  za 

oknem burzy. 

Przez  dwanaście  lat  była  przekonana,  że  wszystkie  uczucia  do  niego 

przeminęły.  Najwyraźniej  oszukiwały  się przez  cały  ten  czas. A  on  nawet  jej  nie 
pamiętał.  Było  to  żałosne  i śmieszne  zarazem.  I  zaśmiałaby  się,  gdyby  nie  to,  że 
drzwi  chaty  otworzyły  się  nagle  i  uderzyły  gwałtownie  w  ścianę,  śmiertelnie  ją 
przerażając.  Przez  kilka  uderzeń  serca  mogła  tylko  stać  z  szeroko  otwartymi 
oczami.  Bardzo  mokry  i  bardzo  wściekły  mężczyzna  wtoczył  się  przez drzwi  jak 
jakieś monstrum z horroru. 

Ów  zabłocony  człowiek  niósł  na  ramieniu  coś,  co  dzięki  Bogu  nie  było 

potwornym garbem tylko sportową torbą. Zamknął za sobą drzwi z niewyraźnym 
mruknięciem. 

–  Tak,  byłbym  bardzo  szczęśliwy,  mogąc  wejść  w  ten  straszny  deszcz, 

dziękuję. 

Nie  wiedziała,  czy  ma  roześmiać  się  z  ulgą,  że  nie  jest  to  morderca  z 

siekierą, czy też przeklinać los za to, że sprowadził Weba Tuckera z powrotem pod 
jej dach. 

Przez  ostatnią  godzinę  Web  nie  widział  nic,  a  teraz  wszystko,  co  widział, 

było w kolorze różowym. Od jej różowych skarpetek do jej różowych policzków i 

background image

ust.  Tony  Griffin  wyglądała  niezwykle  uroczo  w  różowym.  Z  mokrymi  włosami 
opadającymi na ramiona i na plecy wyglądała również delikatnie i kobieco i... 

Web  był  przemoknięty  i  zmarznięty  i  czuł  zbyt  dużą  ulgę  na  myśl,  że  nie 

musi już krążyć w koło w największym deszczu od czasów potopu, żeby teraz się 
nad    tym    zastanawiać.    Przeanalizuje   swoją  reakcję  później,  kiedy  już  wyschną 
mu buty, a zęby przestaną szczękać. I kiedy jego umysł dojdzie do siebie i zacznie 
postrzegać  Tony  jako  to,  czym  naprawdę  była  –  problemem,  który  musiał 
rozwiązać. 

Teraz  musiał  jednak  zatroszczyć  się  o  jakieś  suche  ubrania  i  .o  galon  tej 

ziołowej herbaty. Był gotowy na wszystko, byle tylko się rozgrzać. 

– Dobrze się czujesz? – spytała Tony z wahaniem. 

–  Biorąc  pod  uwagę  fakt,  że  ledwo  wydostałem  się  z  samochodu,  kiedy 

przewróciło się na niego drzewo, to tak. Można powiedzieć, że  mam  się całkiem 
nieźle. 

– O mój Boże! 

– Taak. Nieźle, co? – powiedział, po czym przeszedł go dreszcz. 

Na twarzy Tony widoczna była troska zmieszana z niedowierzaniem. 

– Jesteś zmarznięty. Musisz szybko zdjąć te ubrania i założyć coś suchego. 

Web rzucił torbę na podłogę. Obydwoje parzyli, jak wycieka z niej woda. 

– Jeśli nie magazynujesz gdzieś tutaj męskich ubrań, to raczej nie uda mi się 

ani wysuszyć, ani ogrzać. 

– Coś wymyślę – powiedziała. – Na razie zdejmij tę koszulę. 

W ustach każdej innej kobiety te słowa zabrzmiałyby jak zaproszenie. Ale z 

jej strony był to po prostu rozkaz. 

–  Co  się stało?  – spytała,  kiedy  zesztywniałymi  z  zimna  palcami  próbował 

rozpiąć guziki. 

– Wydaje mi się – powiedział, czując jak przeszywa go kolejny dreszcz – że 

silnik zgasł, kiedy wjechałem w jakąś dziurę. 

– Była głęboka? 

– Było w niej jakieś pół metra wody. 

background image

Widząc, jakie ma trudności, Tony sama zaczęła rozpinać mu koszulę. 

–  Udało  mi  się  chwycić  torbę  i  wytoczyć  z  samochodu  tuż  po  tym,  jak 

usłyszałem ten przeszywający trzask. Ziemia się zatrzęsła i zorientowałem się, że 
to  było  coś  naprawdę  dużego  –  powiedział,  zdając  sobie  nagle  sprawę,  że  Tony 
zdejmuje mu koszulę z ramion. – Rozpłaszczyło samochód jak naleśnik. 

Zamarła. 

– Rozpłaszczyło? Czy on nadaje się do jazdy? 

– Do jazdy? Skarbie, jego nawet spod tego drzewa nie widać. 

Jej małe palce, miękkie i ciepłe, zatrzymały się na chwilę, po czym musnęły 

jego obojczyk z nieświadomą zmysłowością, kiedy obracała go w stronę światła i 
oglądała jego plecy. 

– Au – mruknął, kiedy dotknęła bolącego miejsca. 

– Wygląda na to, że drzewo jednak nie ominęło cię całkowicie. 

– Wiedziałem, że coś mnie uderzyło. 

–  Usiądź  tam  –  rozkazała  tonem  sierżanta  i  wskazała  krzesło,  które 

odciągnęła od stołu. 

– Zabłocę ci wszystko. 

– Rano wyczyści to pokojówka – powiedziała, po czym zniknęła w łazience. 

Pojawiła się za chwilę z naręczem ręczników. 

– To jest stara chata – powiedziała, widząc, że Web wciąż stoi w tym samym 

miejscu – a ta podłoga widziała dużo więcej niż trochę błota i wody. A teraz chodź 
tutaj, żebym mogła obejrzeć cię przy świetle. 

Web zdjął buty i przemoczone skarpetki, rzucił je na stos razem z koszulą, 

po czym podszedł sztywnym krokiem do stołu. 

Przyjął  oferowany  mu  przez  nią  ręcznik,  zanurzył  w  nim  twarz  i  osuszył 

trochę włosy. W tym czasie Tony podniosła lampkę ze stołu i oglądała jego plecy. 

– Boli? – Dotknęła jego łopatki. 

Potrząsnął głową. Przeszedł go kolejny dreszcz, ale tym razem nie miał nic 

wspólnego z zimnem. 

background image

– A tutaj? 

–  Au!  Tak!  –  Krzyknął,  kiedy  nacisnęła  mocniej.  Boli  jak  jasna  cholera. 

Jesteś szczęśliwa? 

– Powiedzmy – powiedziała, ale dalej badała go już delikatniej. 

Pochyliła  się  nad  nim,  odstawiając  lampkę  z  powrotem  na  stół.  Jej  piersi 

przypadkiem  dotknęły  jego  pleców  –  ciepłe  i  zbyt  jędrne,  aby  mógł  tego  nie 
zauważyć, mimo że był przemarznięty do szpiku kości. 

Ona  jednak  zachowywała  się  obojętnie.  Podniosła  jego  rękę  i  ugięła  ją, 

sprawdzając, czy Web może nią ruszać bez problemów. 

– Tylko siniak – zawyrokowała w końcu. – Duży, ale nic nie jest złamane. 

– Przykro mi, że cię rozczarowałem. 

Nie odpowiedziała, tylko podeszła do kredensu i wyciągnęła butelkę whisky. 

Kiedy nalewała mu do szklanki, miał wrażenie, że rozpłacze się z wdzięczności. 

– To pomoże ci się rozgrzać. 

Kiedy  on  rozkoszował  się  alkoholem,  ona  zaczęła  przeszukiwać  szafę.  Po 

chwili wynurzyła się z niej z naręczem ubrań. 

– Należą do Charliego. – Podała mu grubą flanelową koszulę, parę wytartych 

dżinsów i grube wełniane skarpety. – Będą na ciebie trochę za duże, ale są suche i 
ciepłe,  a  tego  teraz  najbardziej  potrzebujesz.  Musimy  zdjąć  z  ciebie  te  mokre 
ciuchy, zanim się kompletnie wyziębisz. 

Web był tak zesztywniały, że, wstając, czuł się, jakby miał osiemdziesiąt lat 

zamiast  trzydziestu  pięciu  –  mógłby  przysiąc,  że  słyszał  skrzypienie  swoich 
stawów. Szurając nogami, udał się do łazienki. 

Powinien jej podziękować, ale za bardzo był zajęty zastanawianiem się, jak 

może wykorzystać tę okazję. Teraz, kiedy udało mu się już przeżyć jego pierwsze – 
i miał nadzieję ostatnie – starcie z monsunem, znalazł się w idealnej sytuacji. Miał 
szansę  wynegocjować  z  Tony  ten  kontrakt.  Byli  uziemieni  tutaj  razem, 
przynajmniej  na  tę  noc.  Wprawdzie  nigdy  nie  zgodziłby  się  na  takie  straszliwe 
przeżycia, żeby mieć okazję z nią porozmawiać, ale skoro już tak się stało, to mógł 
przecież z tego skorzystać. Dobry biznesmen polegał na swoim szczęściu w takim 
samym  stopniu  jak  na  umiejętnościach.  Nie  miał  zamiaru  odrzucać  sposobności, 
którą los podał mu na srebrnej tacy. 

background image

Nie znał się w ogóle na zasadach przetrwania w dziczy, ale nie trzeba było 

być  drwalem,  żeby  zorientować  się,  że  droga  jest  kompletnie  nieprzejezdna.  I 
prawdopodobnie  pozostanie  nieprzejezdna  przez  kolejne  kilka  dni.  Co  oznaczało, 
że utknęli tu razem na jakiś czas. 

To była doskonała okazja, żeby ją przekonać. I wiedział już, jak to rozegra. 

Na  tym  znal  się  bardzo  dobrze.  Jeśli  nie  będzie  umiał  namówić  jednej  upartej, 
zakochanej w niedźwiedziach, aspołecznej kobiety do zostania bogatą i sławną… 

– Masz – usłyszał za sobą jej głos właśnie w chwili, kiedy miał zamknąć za 

sobą drzwi do łazienki. Kiedy się odwrócił, podała mu zapaloną świecę.  – Przyda 
ci się. Będziesz przynajmniej widział, co robisz. 

Wyciągnął drżącą rękę. Nawet pomimo wypitej whisky miał wrażenie, jakby 

jego  kości  składały  się  z  kostek  lodu.  Widząc,  jak  bardzo  się  trzęsie,  Tony 
nachyliła się i postawiła świeczkę na małej szafce. 

– Szkoda, że nie mogę zaproponować ci prysznica, Ale bez zasilania pompa 

niestety  nie  pracuje.  Spodziewałam  się,  że  prąd  wysiądzie,  więc  nabrałam 
wcześniej trochę wody. Podgrzeję ją w garnku na kuchence, to będziesz mógł się 
trochę  umyć.  Zresztą  deszcz  i  tak  spłukał  z  ciebie  większość  błota  –  dodała  i 
zamknęła drzwi. 

Został sam tylko w towarzystwie migającej świeczki oraz – zaskakującego i 

podniecającego – kompletu różowej bielizny wiszącego na sznurku. 

Nawet  w najśmielszych  snach  nie  spodziewałby  się,  że pod swoim  strojem 

gajowego  Tony  Griffin  nosi  tak  wykwintne  koronki.  Albo  też,  że  jej  delikatna 
bielizna zrobi na nim takie wrażenie. 

Nie mógł się powstrzymać i wyciągnął rękę. Dotknął materiału. Był mokry – 

najwyraźniej uprała bieliznę i powiesiła ją, żeby wyschła. 

Nagle  przeszedł  go  kolejny  dreszcz,  więc  zrzucił  szybko  mokre  spodnie, 

zostawiając  je  na  podłodze.  Stal  tylko  w  mokrych  bokserkach,  próbując  ogrzać 
dłonie  nad  świecą,  wpatrując  się  w  różową  koronkę,  kiedy  usłyszał  delikatne 
pukanie do drzwi. 

– Woda jest już gorąca – usłyszał. 

Kiedy  otworzył  drzwi,  jej  nie  było  w  zasięgu  wzroku,  ale na podłodze  stał 

garnek z ciepłą wodą. 

background image

Chwycił go szybko w dłonie i zaśmiał się. Nie mógł się doczekać czterech 

nędznych kubków wody! 

– Co za upadek – zamruczał, przypominając sobie swój przytulny apartament 

z  zapierającym  dech  widokiem  z  okna  na  panoramę  miasta  i  ogromną  wannę,  w 
której można było zatopić mały statek. 

– Mówiłeś coś? – dobiegło go pytanie zza drzwi. 

–  Dziękuję  –  powiedział,  zanurzając  dłoń  w  wodzie  i  mrucząc  z 

zadowoleniem. 

– Nie ma za co. 

Kiedy rozkoszował się widokiem jej bielizny, poczuł lekkie ukłucie winy z 

powodu planu, który z wolna nabierał kształtów w jego umyśle. 

Ale  dlaczego  właściwie  poczucie  winy?  Na  dłuższą  metę  przecież  oddawał 

jej  przysługę.  Po  pierwsze,  chciał  z  nią  podpisać  bardzo  korzystną  umowę.  Po 
drugie,  kiedy  ostatnio  docenił  ją  jakiś  mężczyzna?  Kiedy  jakiś  mężczyzna 
powiedział jej, że jest ładna i utalentowana? 

– Dawno, jeśli brać pod uwagę jej wygląd – mruknął. 

Dawno, zdecydował i zanurzył ręcznik w wodzie, póki jeszcze była ciepła. 

Miał  zamiar  zmiękczyć  tę  twardą  kobietę  o  blond  włosach  i  błękitnych  oczach. 
Postanowił  być  uważny  i  zainteresowany  jej  pracą.  Miał  zamiar  dać  jej  do 
zrozumienia, że nią też jest zainteresowany. Trochę nieszkodliwego flirtu. Trochę 
niewinnej  zabawy,  żeby  przypomnieć  jej,  że  jest  nie  tylko  fotografem-
samotnikiem. 

Jest  kobietą.  Istotą  z  kobiecymi  pragnieniami,  kobiecymi  potrzebami  i 

kobiecymi  słabościami  –  do  koronki,  do  małych  świeczek  i  do  męskiego 
zainteresowania. A on wiedział, jak wykorzystać te słabości. 

Kiedy  już  wszystko  się  ułoży,  ona  będzie  z  siebie  Zadowolona.  On  zaś 

będzie miał swój kontrakt. Nikomu nie stanie się krzywda. 

Wciąż  dygocąc  z  zimna,  włożył  koszulę.  Tak  jak  mówiła  Tony,  koszula 

okazała  się  trochę  za  duża,  ale  znoszona  flanela  była  miękka  i  ciepła.  Tak  samo 
skarpetki. 

background image

Stał  odwrócony  tyłem  do  kabiny  prysznicowej,  przyglądając  się  dżinsom, 

kiedy  coś  spadło  mu  na  głowę.  Sięgnął  ręką  i  zdjął  z  niej  mokre,  różowe, 
koronkowe majteczki. 

Nic  na  to  nie  mógł  poradzić  –  był  przecież  mężczyzną.  Przyłożył  je  do 

twarzy, wdychając delikatny zapach mydła i kobiety. 

Po raz pierwszy od chwili, kiedy wszedł do tej chaty, poczuł prawdziwą falę 

ciepła rozchodzącą się po ciele. 

 

 

 

Tony mieszała w garnku na kuchence pozostałości rosołu z kurczaka, kiedy 

usłyszała dźwięk otwierających się i zamykających drzwi. 

To  było  śmieszne,  ale  od  chwili,  w  której  przypomniała  sobie,  że  uprała 

swoją bieliznę i zostawiła ją w łazience, czuła na przemian stoicki spokój i straszne 
zażenowanie. 

Też  mi  coś!  Nosiła  różową  bieliznę.  Czasami  czerwoną,  czasami  niebieską 

albo  morelową.  A  jeśli  miała  taki  nastrój,  to  czarną.  On  widywał  już  wcześniej 
kobiecą  bieliznę,  zdaje  się  nawet,  że  dość  często.  Ten  kolejny  raz  naprawdę  nie 
miał znaczenia. 

Dlaczego  więc  było  to  dla  niej  tak  krępujące?  Dlatego,  ze  prawie  go  tutaj 

rozebrała.  Dlatego,  że  widziała  jego  nagie,  szerokie  ramiona  i  rzeźbione  mięśnie 
jego  klatki  piersiowej,  czuła  jego  skórę  pod  swoimi  palcami.  I  dlatego,  że 
dwanaście lat temu zakochała się w nim bez pamięci. A on wciąż sprawiał, że jej 
głupie serce biło na jego widok szaleńczo. 

Kiedy  usłyszała  jak Web  wychodzi  z  łazienki, poczuła,  jak  czubki  jej  uszu 

płoną  ze  wstydu.  Wzięła  głęboki  wdech  i  gorączkowo  myślała  nad  jakimś 
sensownym zdaniem. Całe szczęście on był pierwszy. 

– Więc kto to jest Charlie? 

Wciąż  mieszając  w  garnku,  spojrzała  na  niego  przez  ramię  i  nie  mogła 

powstrzymać uśmiechu. 

background image

Web  podążył  oczami  za  jej  wzrokiem  i  też  się  roześmiał.  Rękawy  koszuli 

podwinął kilka razy, pas spodni trzymał w ręce, żeby mu nie opadły. Nogawki też 
próbował zawinąć, ale nie udało mu się i opadały mu na stopy jak spodnie klauna. 

Miał  trzydzieści  pięć  lat  i  był  jednym  z  najpotężniejszych  mężczyzn  w 

międzynarodowym środowisku wydawniczym, ale wyglądał w tej chwili jak mały 
chłopiec, który włożył za duże na niego spodnie taty. 

Tony zmniejszyła gaz pod zupą i odłożyła łyżkę. 

– Dam ci coś, żeby przytrzymać spodnie. 

Podeszła  do  kredensu  i  w  jednej  z  szuflad  znalazła  pasek  i  parę  szelek  w 

niebieskie i czerwone paski. W nagłym przypływie złośliwości wybrała szelki. 

– Proszę – powiedziała, podając mu je. 

Wziął je z wyrazem niedowierzania na twarzy. 

– No dobra, to teraz daj mi jeszcze siekierę albo piłę łańcuchową. Jestem już 

prawdziwym człowiekiem lasu. 

– Nie całkiem – zapewniła go, ukrywając rozbawienie. 

– Racja. Ubranie nie czyni człowieka. 

Ależ wprost przeciwnie, pomyślała, przypominając sobie ten dzień, kiedy po 

raz pierwszy zobaczyła go w garniturze od Armaniego. Natychmiast poczuła, jak 
miękną jej kolana. 

– Jesteś głodny? – zapytała, odsuwając od siebie wspomnienia. 

– Mój Boże, czyżbyś miała zamiar mnie również nakarmić? Czy mogę kupić 

ci jakieś małe księstwo albo coś w tym rodzaju? 

– Jesteś zdecydowanie głodny. – Tym razem uśmiech wygrał. – Usiądź. Jeśli 

wciąż jeszcze jest ci zimno, weź sobie koc z fotela i okryj się nim. 

– Już mi lepiej, dziękuję. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak zmarzłem. 

– Pijesz mleko? 

– Jak najbardziej. Dobry Boże, to pachnie absolutnie niebiańsko. – Podszedł 

do niej, i wciągnął głęboko powietrze. 

background image

Ona  też  zrobiła  to  samo.  Kobieta,  która właśnie  wzięła  prysznic, pachniała 

kwiatami  i  cytrusami.  Mężczyzna,  który  właśnie  wziął  prysznic,  pachniał  zawsze 
jak mężczyzna. On, po deszczu, pachniał czystością i siłą. Poczuła, jak coś ściska 
ją gardło. 

– To zwyczajny rosół – zapewniła, odsuwając się na bezpieczną odległość. – 

Nie jest to miejska wykwintna kuchnia, do której pewnie jesteś przyzwyczajony- 

– Może coś sobie wyjaśnimy. – Położył ręce na jej ramionach i odwróci! ją 

twarzą  do  siebie.  –  Nie  jestem  przyzwyczajony  do  oganiania  się  od  głodnych 
niedźwiedzi,  przepraw  wyboistymi  drogami,  uciekania  przed  walącymi  się 
drzewami i szukania schronienia w czasie burzy. I, możesz mi wierzyć albo nie, nic 
jestem przyzwyczajony do narzucania się innym. Czy naprawdę myślisz, że po tym 
wszystkim,  co  dla  mnie  zrobiłaś, będę  jeszcze  grymasił?  I  to  jeszcze  przy  czymś, 
co tak cudownie pachnie? 

Jego  oczy  były  ciemne  w  przytłumionym  świetle  lumpki  i  świeczki,  którą 

przyniósł  ze  sobą  z  łazienki.  Z  jego  twarzy  biła  szczerość.  Patrzył  na  nią  z 
uśmiechem i rozbawieniem. Przez chwilę była pod jego urokiem, ale po chwili ten 
urok prysł. 

Każdy  mięsień  w  jej  ciele  zesztywniał.  Widziała  juz  wcześniej  ten  wyraz 

twarzy. Dwanaście lat temu, w noc przyjęcia gwiazdkowego organizowanego przez 
grupę Tucker-Lanier. Siedziała wtedy na tylnym siedzeniu taksówki razem z nim. 
Zaproponował  jej,  że  odwiezie  ją  do  domu  po  przyjęciu.  Czuła  się  jak  wiejska 
dziewczyna, o której rękę ubiega się bogaty książę. Takie rzeczy po prostu jej się 
nie zdarzały. Do tego wypiła na tyle dużo szampana, że zaczęła wyobrażać  sobie, 
że jej zauroczenie nim jest odwzajemnione. 

Uwiedziona jego uśmiechami, rzuciła mu się w ramiona na tylnym siedzeniu 

taksówki i pocałowała go. Było cudownie. Do chwili, w której przestał ją całować 
Spojrzenie,  jakim  obdarzył  ją,  kiedy  zdejmował  jej  ręce  ze  swojej  szyi,  było. 
dokładnie takie jak w tej chwili. Pełne rozbawienia. 

background image

Rozdział czwarty 

 

–  Pytałeś  o  Charliego  –  powiedziała  nagle  Tony,  próbując  w  ten  sposób 

oddalić  od  siebie  wspomnienie  tamtego  świątecznego  dnia.  Odwróciła  się  z 
powrotem do garnka z zupą. Jej dłonie wciąż drżały, kiedy wlewała rosół do miski 
i wciskała mu ją do rąk. – To jest chata Charliego Ericksona. Niedźwiedzie też są 
jego. 

– Niedźwiedzie też należą do Charliego? 

Tony postawiła przed nim szklankę mleka, puszkę krakersów i łyżkę. 

–  Można  tak  powiedzieć.  Mieszka  tutaj  od  sześćdziesięciu  lat  i  zawsze 

dokarmiał je orzechami, jagodami, psim jedzeniem i wszystkim, co mógł wybłagać 
od  sklepikarzy  i  właścicieli  restauracji.  Około  sześćdziesięciu  niedźwiedzi  zbiera 
się tutaj rano i wieczorem. Wiedzą, że tu jest bezpiecznie. 

Web przełknął sporą łyżkę zupy. 

– Bezpiecznie? 

–  Nie  ma  tu  myśliwych.  Sezon  polowali  rozpoczyna  się  w  przyszłym 

tygodniu, tak więc ostatnio Charlie dawał im więcej jedzenia, żeby zwabić tutaj jak 
najwięcej  niedźwiedzi.  Wjeżdżając  tutaj  musiałeś  widzieć  napisy:  „Zakaz 
polowań”. 

Pokiwał głową i popił zupę sporym łykiem mleka. 

– A gdzie jest teraz Charlie? 

– Dochodzi do siebie po zawale serca w szpitalu w International Falls. 

Łyżka zatrzymała się w połowie drogi do ust. 

– To okropne. 

Tony chwyciła ściereczkę i zaczęła wycierać kuchenkę. 

– Jak na osiemdziesięciolatka ma się całkiem dobrze. Od ataku upłynęło już 

dwa tygodnie. Nie ma żadnych poważniejszych konsekwencji tego zawału. Jeszcze 
tydzień lub dwa i Charlie wróci do domu. 

Web oparł łokieć na stole i przyjrzał jej się uważnie. 

background image

– A ty chcesz zostać tutaj i zająć się niedźwiedziami, dopóki on nie wróci. 

Wzruszyła ramionami. 

– Mogę się w ten sposób odwdzięczyć za to, że pozwolił mi je fotografować. 

Rzucił  jej  kolejne  długie  spojrzenie,  po  czym  powrócił  do  jedzenia.  W 

niewielkim  pomieszczeniu  zapadła  cisza.  Ciemność  i  grzmoty  oddzielały  ich  od 
zewnętrznego  świata  –  ale  nie  od  własnych  myśli.  Tony  przyjechała  do  Nowego 
Jorku  z  Manchesteru  w  stanie  Iowa.  Miała  dziewiętnaście  lat,  mnóstwo  marzeń  i 
talent,  który  potrzebował  oszlifowania.  Jej  pierwszą  pracą  była  posada  asystentki 
fotografa  w  Tucker-Lanier  Publishing  Group.  To  była  też  jej  ostatnia  praca  w 
mieście. 

–  Jak  dowiedziałaś  się  o  tym  miejscu?  –  Głęboki  głos  Weba  wyrwał  ją  z 

zamyślenia. 

– A jak fotograf dowiaduje się o potencjalnej sesji? Od innych fotografów. 

Przeniosła garnek z zupą na stół i zaproponowała mu dokładkę. 

– Kiedy skończyłam poprzednią sesję, miałam trochę czasu i postanowiłam 

spędzić go tutaj. 

–  I  co,  gra  warta  świeczki?  –  Web  oparł  łokcie  nu  stole,  w  dłoniach 

trzymając szklankę mleka. 

Nie  mogła  odwrócić  wzroku  od  jego  rąk.  Nieproszone  wspomnienie  tych 

dłoni, gładzących jej skórę, sprawiło, że znów poczerwieniały jej czubki uszu. 

Odwróciła  szybko  wzrok  i  podniosła  zasłonę  w  oknie,  pod  pretekstem 

sprawdzania  pogody.  Na  zewnątrz  panowały  absolutne  ciemności,  a  jedyną 
widoczną rzeczą była ściana wody spływająca po szybie. 

– Jaka gra? Fotografowanie niedźwiedzi? 

– Samotność. Życie wędrowca. Nie tęsknisz nigdy za miastem? 

Opuściła  zasłonę,  podeszła  do  kominka  i  poruszyła  pogrzebaczem  kłody. 

Jego  słowa  dotknęły  czegoś,  nad  czym  ostatnio  zaczęła  się  zastanawiać.  Tak, 
prowadziła samotne życie. Tak, czasami była samotna. 

–  Dorastałam  w  mieście,  które  miało  mniej  niż  dziesięć  tysięcy 

mieszkańców.  Miasto  nigdy  nie  oznaczało  dla  mnie  szybkiego  życia.  –  Wolała 
ominąć temat niż przyznać się do swoich uczuć. 

background image

–  A  dla  mnie  liczy  się  tylko  życie  w  mieście.  –  Odchylił  się  do  tyłu  i 

balansował na tylnych nogach krzesła. – Oszalałbym, gdybym musiał tutaj dłużej 
przebywać. 

–  Cóż…  –  Przeniosła  spojrzenie  z  kominka  na  jego  twarz.  –  Być  może 

będziesz miał okazję sprawdzić to w praktyce. 

– Tak. – Przestał kołysać się razem z krzesłem. – Domyśliłem się tego, kiedy 

zwaliło  się  na  mój  samochód  drzewo.  Droga  jest  kompletnie  zablokowana,  ale 
powinni chyba wkrótce ją oczyścić? 

–  Hrabstwo  nie  zajmuje  się  tą  drogą.  Robi  to  Charlie.  Albo  jego  sąsiedzi, 

kiedy chcą się stąd wydostać. 

– Sąsiedzi? – Web powrócił do jedzenia zupy. 

–  Nie  rób  sobie  nadziei.  Najbliższy  sąsiad  mieszka  dziesięć  kilometrów  na 

południe. 

– Tak więc mówisz, że utknęliśmy tutaj na dłużej? 

– Na to wygląda. 

– Naprawdę bardzo mi przykro. 

–  No  cóż,  jeśli  nie  dostaniemy  obydwoje  klaustrofobii,  wszystko  będzie  w 

porządku.  Mamy  zapas  jedzenia  na  następny  tydzień,  a  z  wodą  nie  będzie 
problemów, bo w okolicy jest jezioro. 

– To jest tutaj także jezioro? 

Zamrugała powiekami. 

– Zapomniałeś, że jesteś w Minnesocie? Krainie tysiąca jezior? 

– Ach tak! Tam gdzie ludzie pachną jak ryby i wyglądają jak niedźwiedzie, 

tak? 

Śmiech  wyrwał  się  jej,  zanim  zdołała  go  powstrzymać.  Często  podobnie 

myślała  o  szorstkich,  ale  przyjaznych  ludziach,  którzy  mieszkali  w  tych  lasach  i 
którzy  spędzali  czas  na  łowieniu  ryb,  polowaniu,  rzadko  mając  do  czynienia  z 
żyletką albo mydłem. 

– Tak, przynajmniej niektórzy. 

background image

–  A  co  robisz  tutaj  wieczorem?  –  Rozejrzał  się  po  chacie.  –  To  znaczy 

oprócz wpatrywania się w ściany? 

– Czytam. Wywołuję zdjęcia. Jest tutaj też kilka starych zestawów puzzli. 

– I? 

Wzruszyła ramionami. 

– To wszystko. 

– Czegóż jeszcze człowiekowi potrzeba? 

– Widzę, że wcale tak nie myślisz. 

– Niestety. – Wstał, przeciągnął się i zaczął chodzić po pokoju. – Nie sądzę, 

żebyś miała tutaj Internet? 

Nawet nie siliła się na odpowiedź. 

– Tak myślałem. 

Próbowała ignorować go, kiedy tak chodził niespokojnie dookoła, podnosząc 

i odstawiając różne przedmioty. Ale trudno było ignorować wysokiego mężczyznę 
chodzącego po niewielkim  pomieszczeniu,  w  którym  nie  było  ani telewizora,  ani 
radia, ani możliwości wyjścia na zewnątrz. 

–  Może  chciałbyś  wyjąć  ubrania  ze  swojej  torby  i  rozwiesić  je,  żeby 

wyschły? – zasugerowała. – Tam w kącie wisi sznur. 

– Masz tutaj karty? – zapytał, kiedy już uporał się z ubraniami. 

– Chyba tak. – Zajrzała do szuflady, wydobyła z niej postrzępioną talię kart i 

rzuciła ją na stół. 

– Może kolejeczkę? 

– Niestety, Charlie ma tylko whisky. 

–  Bardzo  dobrą  whisky.  Ale  chodziło  mi  o  grę  makao,  na  punkty.  Masz 

szansę  wygrać  ogromne  pieniądze,  bo  ja  znam  się  na  kartach  mniej  więcej  tak 
dobrze jak na stolarce. 

– W takim razie ja rezygnuję. Nie chcę cię wykorzystywać. 

Uśmiechnął się i dalej tasował karty. 

background image

– Czy pasjans układa się w sześciu rzędach czy w siedmiu? 

– W siedmiu. 

– Byłem przekonany, że będziesz to wiedziała. 

Jego  słowa  i  sposób,  w  jaki  je  wypowiedział,  zabrzmiały  w  jej  uszach  jak 

obraza. 

– Co konkretnie masz na myśli? 

Spojrzał na nią, zanalizował wyraz jej twarzy i podniósł obydwie dłonie w 

geście poddania. 

–  Nic  szczególnego.  Poza  tym,  że  dużo  czasu  spędzasz  sama  na  sesjach  i 

pewnie  czasami  się  nudzisz.  Pasjans  jest  uniwersalnym  lekarstwem  na  nudę,  nie 
sądzisz? 

Patrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła Się, wzięła pogrzebacz i 

zaczęła przesuwać  kłody w kominku. 

–  Hej,  naprawdę  nic  złego  nie  chciałem  przez  to  powiedzieć.  A  tak  z 

ciekawości, co sobie pomyślałaś? 

Iż  jest  tak  beznadziejną  towarzyszką,  że  nikt  nie  chce  być  obok  niej.  Że 

mężczyzna mając do wyboru ją albo talię kart, wybierze talię kart. 

Mój Boże, skąd wzięły się te myśli? Miała za sobą kilka fatalnych związków 

i to chyba one zachwiały jej poczuciem własnej wartości. 

Od  czasu  porażki  w  Nowym  Jorku  skupiła  się  wyłącznie  na  osiągnięciu 

sukcesu. Dwa na poły poważne związki, w które zaangażowała się potem, umarły 
śmiercią  naturalną.  Często  wyjeżdżała  na  zdjęcia  poza  granice  stanu,  a  często 
nawet do innych krajów. Zdarzało się, że nie było jej przez kilka tygodni. Trudno 
było w takich warunkach utrzymać związek. Zależało jej na tym, żeby mieć kogoś 
bliskiego, ale nie spotkała jeszcze mężczyzny, który zaakceptowałby jej pracę, A 
poza  tym,  zbyt  często  wspominała  Weba.  Nigdy  tło  końca  nie  przestała  być  nim 
zafascynowana. 

W  sumie  była  jednak  zadowolona  ze  swojego  życia,  mimo  że  jej  praca 

praktycznie wykluczała znalezienie kogoś, z kim mogłaby je dzielić. Pogodziła się 
z niepowodzeniem w Nowym Jorku i zaczęła zupełnie nowe życie. Myślała jednak 
o Webie trochę zbyt często i miała trochę za dużo wyrzutów sumienia. 

background image

A teraz on pojawił się tutaj jak grom z jasnego nieba, przystojny jak diabli, a 

ona od nowa zadawała sobie wszystkie te pytania. Jej jedyna porażka zawodowa i 
jedne z najbardziej zawstydzających momentów życia osobistego były związane z 
tym  mężczyzną,  a  ona,  kiedy  tylko  go  zobaczyła,  poczuła  się  znowu  jak  naiwna 
dziewiętnastolatka.  Pomimo  tylu  lat  nigdy  nie  zapomniała  jego  ani  tamtego 
pocałunku.  Tymczasem  w  jego  oczach  nie  widziała  nawet  błysku  rozpoznania. 
Wprawdzie była wtedy o jakieś dziesięć kilo grubsza, nosiła okulary i miała krótsze 
włosy, ale mimo wszystko… 

Zdegustowana, dorzuciła kolejne polano do kominka i wytarła ręce w sweter. 

Web po prostu z nią rozmawiał. Był znudzony. A ona była dla niego niemiła. 

–  To  co,  makao?  –  Usiadła  na  krześle  przy  stole.  Chciała  go  uspokoić  i 

udowodnić sobie, że potrafi zachować się w tej sytuacji jak osoba dorosła. 

Wyglądał  na  zaskoczonego,  ale  uśmiechnął  się  zaraźliwym,  chłopięcym 

uśmiechem. 

– Ostrzegam cię, kiepsko gram. 

– To świetnie, bo ja zawsze wygrywam.  

Położył przed nią karty. 

– Przełożysz?  

– Nie, rozdaj. 

– A ile dasz mi punktów? 

Patrzyła na jego ręce, jak pewnie rozdają karty i zastanawiała się, na ile chce 

ją naciągnąć. 

– To nie jest golf, Tucker. Nie dostaniesz forów. 

– Aha, więc taka jesteś.   

Przyglądała się, jak podnosi karty i układa je. 

– Jaka? 

– Uparta. 

– Dlatego, że nie chcę dać ci przewagi? 

Uśmiechnął się. 

background image

–  Dlatego,  że  mimo  swojego  piękna,  wyglądasz  na  groźnego  przeciwnika. 

Zdaje się, że masz zamiar dać mi prawdziwy wycisk? 

– Tylko wtedy, jeśli będziesz oszukiwał.  – Ale on już oszukiwał, próbował 

ująć  ją  pięknymi  słówkami.  Piękno.  To  było  słowo,  którego  nigdy  nie  łączyła  ze 
swoją osobą. I nie sądziła, żeby on tak naprawdę o niej myślał. 

– Czasami mogę trochę blefować, ale nigdy nie oszukuję. – W jego oczach 

zapaliły  się  diabelskie  ogniki.  Tony  zrozumiała,  że  użyje  wszystkich  swoich 
sztuczek,  jeśli  tylko  gra  będzie  warta  świeczki.  Będzie  musiała  bardzo  na  niego 
uważać. 

Jego oczy pojaśniały, kiedy wyciągnęła jedną kartę z talii. 

Roześmiała się. Nie mogła nic na to poradzić. 

–  Wiesz  co,  jako  biznesmen  powinieneś  umieć  zachować  w  niektórych 

sytuacjach twarz pokerzysty. 

– Dobrze, że nie gramy w pokera. A poza tym, to nie są interesy. To czysta 

przyjemność – powiedział głosem, który sprawił, że kątem oka zerknęła na łóżko. 

– Dobierasz kartę czy nie? – rzuciła, wściekła na samą siebie. 

– Widzę, że jesteś niecierpliwa – powiedział i mrugnął do niej. – To właśnie 

lubię w kobietach. 

Zanim zdołała ustalić, czy miał na myśli coś erotycznego, czy nie, on powoli 

położył wszystkie karty na stole. 

– Makao, po makao. 

– Niemożliwe. Nie tak szybko. 

Znowu się uśmiechnął. Było to szczery uśmiech, bez żadnej podstępnej nuty. 

– Może następnym razem ty przełożysz. 

Mimo  że  była  sceptyczna  zarówno  co  do  jego  szybkiej  wygranej,  jak  i  do 

jego flirtowania – a flirtował z nią, to było pewne – postanowiła dać za wygraną 

– Może przełożę. 

–  A  może  uatrakcyjnimy  naszą  partyjkę?  –  zasugerował,  kiedy  rozdawała 

karty. 

background image

Podniosła wzrok i ujrzała w jego oczach takie napięcie, że od razu pomyślała 

o  kilku  ciekawych  sposobach  uatrakcyjnienia  gry.  Po  chwili  jednak  poczuła 
niesmak do samej siebie. 

– Może dolar za każdą wygraną? 

Uniósł brwi. 

– Hola, hola! To trochę za dużo jak na moje skromne możliwości. 

– Jasne. Tak jakbyś nie mógł kupić na własność całej Minnesoty. 

Zaśmiał się. 

– Cóż… 

– A jeśli tylko wspomnisz o tej umowie, gra będzie skończona. 

– Nawet przez myśl mi to nie przeszło – powiedział z miną winowajcy. 

– Akurat! A o czym pomyślałeś? 

– Że jak wygram, to zabierzesz mnie jutro ze sobą. 

Złożyła karty i spojrzała na niego podejrzliwie. 

– Moja praca polega na chodzeniu po lesie i robieniu zdjęć niedźwiedziom. 

To wiąże się z różnymi nieprzyjemnymi rzeczami, na przykład z kurzem, błotem, 
owadami i bolącymi mięśniami. 

–  To  chyba  więcej  niż  jestem  przygotowany  znieść,  ale  i  tak  chciałbym 

spróbować. 

Potrząsnęła głową. 

– Dlaczego? 

– Chyba z ciekawości. – Wzruszył ramionami. 

– Ciekawości? Ciekawią cię niedźwiedzie? 

–  One  też.  Ale  bardziej  interesuje  mnie  to,  dlaczego  piękna,  inteligentna 

kobieta woli spędzać cały swój czas włócząc się po lasach, dżunglach i wysokich 
górach,  nie  wspominając  o  pełnych  węży  rzekach  Amazonki  i  piaszczystych 
pustyniach,  podczas  gdy  mogłaby  prowadzić  przyjemne  życie  w  mieście, 
fotografując  modelki  w  klimatyzowanym  studio,  ze  wszystkimi  najlepszymi 
restauracjami w pobliżu. 

background image

Tony  nie  zapamiętała  zbyt  dużo  z  tej  przemowy.  Przestała  go  słuchać  po 

tym,  jak  powiedział,  że  jest  piękna  i  inteligentna.  Zrobiło  to  na  niej  wrażenie 
większe, niż chciałaby to przyznać. 

O co mu chodziło? 

Może  wciąż  myślał,  że  kiedy  ją  oczaruje,  uda  mu  się  wymóc  na  niej 

podpisanie umowy. Może myślał, że takie czułe słówka mu pomogą. 

Czy  naprawdę  wyglądała  tak,  jakby  desperacko  potrzebowała 

komplementów? Czy też może on zawsze tak załatwiał interesy z kobietami? 

O  nie!  Ona  jest  na  to  za  sprytna.  A  większość  kobiet,  które  znała,  też  nie 

dałoby się złapać na takie zagranie. 

Więc o co właściwie mu chodzi? 

Myśl, że naprawdę mógł uznać ją za piękność, była zbyt nieprawdopodobna, 

żeby brać ją pod uwagę. A jednak Tony  zastanawiała się nad tym. Niepokoiło ją 
tak samo, jak jego słowa. 

–  Chcesz  iść  jutro  ze  mną?  Nie  ma  problemu.  Zabiorę  cię  niezależnie  od 

wyniku. 

– To w takim razie o co będziemy grać?  

Jego  uśmiech  był  zdecydowanie  zbyt  łobuzerski,  ostanowiła  nie  okazywać 

mu cienia litości przez resztę gry. 

– Przegrany niesie cały sprzęt. 

– Nie ma sprawy. 

– I dla twojej wiadomości, Tucker, mam zamiar skopać ci tyłek. 

Uśmiechnął się z uznaniem. 

–  Czyń  swoją  powinność,  Griffin.  Nie  zapominaj,  że  musisz  nadrobić 

zaległości. 

Zaległości  nie  stanowiły  problemu.  Gorsze  były  myśli  o  tym,  co  mogliby 

robić pod kolorową, wyszywaną kołdrą Charliego. 

Nawet  nie  zdawała  sobie  sprawy,  ze  patrzy  na  łóżko.  Złapać  się  na  tym, 

kiedy usłyszała, jak Web chrząka 

background image

–  Grasz  czy    nie?  –  powiedział,    naśladując  jej  wcześniejsze 

zniecierpliwienie. 

Dzisiaj to nie był jej najlepszy dzień. Jaki zły los pozwolił mu ją odnaleźć? 

Co Bóg miał na myśli, kiedy zwalił to drzewo na jego samochód? I kiedy wreszcie 
ona przestanie o nim myśleć? 

 

 

 

Rozłożyła go na łopatki. Wygrała kilkanaście razy. 

Pomimo tego wszystkiego i pomimo bolącego ramienia, Web uśmiechnął się 

do siebie  w  ciemności, leżąc  w  jej  śpiworze  przed  kominkiem. Chciała  mu  oddać 
swoje łóżko i tylko cudem przekonał ją, że to on powinien tu spać, nie ona. 

–  Nie  każ  mi  zachowywać  się  jak  macho  –  powiedział  jej  wtedy 

zdecydowanym tonem. – Ja jestem mężczyzną, ty jesteś kobietą. To znaczy, że to 
ty  jesteś  delikatniejsza.  Tak  więc  to  ja  powinienem  spać  na  twardej  podłodze,  a 
potem upolować łosia albo karibu na śniadanie, podczas gdy ty będziesz zbierała 
drewno i szyła ubrania ze skóry jelenia. A w każdym razie coś w tym rodzaju. 

Zaczynał  już  przyzwyczajać  się  do  tych  śmiesznych  spojrzeń,  które  mu 

rzucała. 

–  I  muszę słuchać tego  wszystkiego  dlatego,  że  cię pokonałam?  –  zapytała 

go, rozkładając śpiwór. 

– Musisz tego wysłuchiwać dlatego, że kiedy byłem w łazience, wymknęłaś 

się  na  dwór,  w  ten  deszcz,  żeby  mi  przynieść  śpiwór  z  szopy,  mimo  że 
powiedziałem ci, że ja go przyniosę. 

–  Nawet  nie  masz  suchych  butów  –  odpowiedziała.  –  Ja  mam.  Poza  tym 

posiadam  też  płaszcz  przeciwdeszczowy.  Jako  słabsza  płeć  myślę  o  takich 
rzeczach. 

– Nie będziesz spała na podłodze – powiedział stanowczo. 

– Nie ma sprawy. – Tony poddała się w końcu. Widać stwierdziła, że nie uda 

jej się z nim wygrać. – Podłoga jest cała twoja. 

background image

Zniknęła  w  łazience  i  pojawiła  się  po  kilku  minutach,  wyglądając  jak 

szesnastolatka w za dużej czerwonej koszuli nocnej, którą zauważył wcześniej na 
wieszaku na drzwiach. 

Tony skierowała się prosto do łóżka, prosząc go po drodze, żeby dorzucił do 

kominka kolejne polano po czym zgasiła lampę i podciągnęła kołdrę pod brodę. 

Od tamtej chwili upłynęła już ponad godzina. Na zewnątrz burza trochę się 

uspokoiła. Deszcz trochę zelżał i wiatr też chyba stał się trochę słabszy. W środku 
jednak  powietrze  wciąż  pełne  było  elektryczności.  Jak  sam  przed  sobą  szczerze 
przyznał, napięcie to nie miało jednak związku z burzą… 

Web  Tucker,  stojący  na  czele  jednego  z  największych  koncernów 

wydawniczych  na  świecie  mężczyzna    który  umawiał  się  z  gwiazdami,  jadał 
kolacje z królami i sypiał w pałacach, leżał teraz na podłodze wiatrem  podszytej  
chaty jak jakiś cholerny skaut. W dodatku leżał ubrany w parę olbrzymich szarych 
spodni, w których było wystarczająco miejsca dla dwojga. I myślał tylko o tym, jak 
sprawić, żeby Tony znalazła się obok niego. Czy to nie dziecinada? 

Pewność,  że  nie  tylko  on  jeszcze  nie  spał,  wcale  Tony  nie  pomagała. 

Strażniczka sześćdziesięciu niedźwiedzi też była niespokojna, jeśli brać pod uwagę 
skrzypnięcia  tego,  co  kiedyś  było  sprężynami.  Ani  jednego  ziewnięcia,  żadnego 
cichego pochrapywania. Ani jeden równy głęboki oddech nie doszedł go od strony 
łóżka od chwili, kiedy wyciągnęła na nim swoje zmysłowe ciało. 

Jej  ciało było  naprawdę  piękne. Wprawdzie  światło  kominka nie oświetlało 

najdalszych zakątków chaty, ale nie trzeba było dużej ilości światła, żeby zobaczyć 
delikatny  zarys  kobiecej  postaci  pod  cienką  kołdrą.  Miał  zresztą  okazję  przyjrzeć 
się jej krągłościom, kiedy przemykała się z łazienki do łóżka. 

Obrócił się na plecy, skrzyżował ręce za głową i stłumił jęk, kiedy zabolało 

go  ramię.  Wtedy  poczuł  zapach,  który  do  tej  pory  starał  się  ignorować,  tak  jak 
obraz piersi Tony pod półprzezroczystą koszulą. 

Śpiwór  pachniał  nią.  To  był  delikatny  zapach  kobiecości  i  kwiatów, 

delikatny i podniecający zarazem. Przypominał trochę spray przeciw komarom. 

Zaśmiał się cicho na myśl, że podnieca go zapach środka na owady. 

Znowu dziecinada. Chłopcy i dziewczynki. 

Wpatrywał się w cienie tańczące na suficie. Nie rozumiał tego, co się z nim 

działo. 

background image

Po pierwsze dlatego, że absolutnie nie była w jego typie. Poza tym wcale nie 

zależało jej na związku. Jemu zresztą też nie. Nie miałby na to czasu, nawet gdyby 
ona jakimś cudem by tego chciała. 

Poza tym, Tony była dla niego tylko kolejną osobą, z którą chciał podpisać 

kontrakt. Miał zamiar odwołać się do jej kobiecej próżności, ale tylko po to, aby 
osiągnąć swój cel, nic więcej. 

Łóżko znów zaskrzypiało. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał w jej stronę. 

Odwróciła się do ściany. Jej miękkie loki rozsypały się na poduszce jak wstążki. 

Łagodne wzgórze jej biodra pod kołdrą z patchworku tworzyło  interesujący 

kontrast z doliną jej talii. Była taka wiotka i delikatna. 

Nie jesteś taka twarda, jaką udajesz, prawda kotku? I nie jestem ci wcale tak 

obojętny. 

Nie powinien zagłębiać się w takie spekulacje. 

Poza  tym  wcale  go  to  przecież  nie  interesowało,  zapewnił  sam  siebie, 

odwracając się tyłem do niej, twarzą do przeciwległej ściany. 

A więc dlaczego się uśmiechał, słysząc jej głębokie westchnienie? Nie miał 

zielonego pojęcia. Nie był stworzony do życia w lesie  – miał praktycznie zerowe 
doświadczenie  w  przebywaniu  w  takiej  dziczy  i  izolacji.  A  kiedy  tylko  trochę 
odmarzł  i  napełnił  żołądek,  poczuł  się  naprawdę  dobrze.  Podobał  mu  się  ten 
wieczór.  Czuł  się  naprawdę  zrelaksowany.  Po  raz  pierwszy  od…  Do  diabła,  nie 
mógł sobie nawet przypomnieć, od kiedy. 

Odnalazł też w sobie poczucie humoru, o którym [w ogóle zapomniał, bo tak 

długo  go  nie  używał.  W  chacie  pośród  lasów,  bez  elektryczności,  bez  taksówek 
jeżdżących po ulicach – bez ulic nawet – bez dźwięku syren, bez mrugających za 
oknem  neonów.  Nawet  telefon  nie  działał,  a  on  zgubił  komórkę  gdzieś  w  trakcie 
swojej przerażającej przygody z drzewem. Podobało mu się tutaj. Podobała mu się 
gra w karty z Tony, mimo że „skopała mu tyłek”, jak była łaskawa to ująć. 

Postaraj się zasnąć, rozkazał sobie. 

Pomyśl o jutrzejszym dniu. 

Miał nadzieję, że w nocy rozrosną mu się mięśnie. Nazajutrz miał odgrywać 

rolę jucznego muła i czul, że nie będzie łatwo. 

Cholerny zakład! 

background image

Więc dlaczego wciąż się uśmiechał, zasypiając? I dlaczego czuł taki spokój, 

leżąc na podłodze tak twardej jak chodniki Nowego Jorku? 

background image

Rozdział piąty 

 

Kiedy  Tony  otworzyła  drzwi  chaty,  ujrzała  błękitne,  bezchmurne  niebo. 

Wyśliznęła się po cichu na zewnątrz, żeby nie obudzić swojego gościa. 

Przywitał  ją  ptasi  świergot  i  delikatny  wietrzyk.  Sikorki  świergotały  jak 

grono  plotkarek  przy  karmnikach,  które  codziennie  napełniała  ziarnami 
słonecznika.  Dwa  kolibry  przeleciały  tak  blisko,  że  poczuła  powiew  powietrza 
poruszonego ich skrzydełkami. 

– Hej, a to co? 

Odwróciła się i zobaczyła Weba, stojącego w skarpetkach na progu. Narzucił 

na siebie flanelową koszulę Charliego, ale jej nie zapinał. Szare spodnie, które dała 
mu  do  spania,  ześlizgiwały  się  trochę  z  jego  szczupłych  bioder.  Ona  widziała 
jednak tylko opaloną skórę, jedwabiste włosy na jego klatce piersiowej i wspaniale 
wyrzeźbiony brzuch. 

Był zdecydowanie zbyt przystojny. Wszystko, co go dotyczyło, sprawiało, że 

krew szybciej krążyła w jej 

Odwróciła  się  szybko  z  powrotem  i  wpatrzyła  się  w  kolibry.  Jej  serce 

uderzało w tym samym tempie co ich gorączkowo bijące skrzydełka. Dobry Boże, 
Web jest naprawdę wspaniały! 

Dlaczego?  Tak  dobrze  wygląda.  W  tych  za  dużych  ubraniach  powinien 

wyglądać  smutno  i  przygnębiająco.  Miał  potargane  włosy  i  wciąż  trochę 
nieprzytomny  wzrok.  Ale  wciąż  był  podniecającym  mężczyzną.  I  to  jak! 
Emanowała z niego prymitywna, pierwotna seksualność. 

Niestety,  to  właśnie  on  był  przyczyną  bezsennej  nocy,  którą  spędziła 

przewracając się z boku na bok w łóżku Charliego. Naruszył jej prywatną sferę i 
wydobył na wierzch wszystkie te uczucia, które do tej pory umiejętnie ukrywała. 

–  Kolibry  –  powiedziała  w  końcu,  próbując  odzyskać  opanowanie.  – 

Powinnam zdjąć ich karmniki. O tej porze odlatują już na południe.  – Wzruszyła 
ramionami.  –  Ale  jakoś  nie  mogę  się do tego  zebrać. Są  niesamowite. Uwielbiam 
patrzeć, jak przelatują z kwiatów na karmniki, jak gonią się jak małe myśliwce, a 
potem znikają w lesie. 

background image

Będzie jej brakowało wielu rzeczy, kiedy już stąd wyjedzie. Odnajdywała tu 

wiele przyjemności, wiele niespodzianek. Ale to nie myśl o wyjeździe sprawiała, 
że  paplała  jak  idiotka.  Chciała  uniknąć  patrzenia  na  Weba.  I  na  jego  umięśniony 
brzuch.  Albo  na  jego  usta,  nabrzmiałe  lekko  od  snu.  Nawet  cień  zarostu  na  jego 
twarzy był zmysłowy. Wyglądał niebezpiecznie. 

– Mam wrażenie, że schodzą się już goście na śniadanie – powiedział zza jej 

pleców. 

– Są tu już od dłuższego czasu. Czekają cierpliwie. 

Wielki niedźwiedź stanął na tylnych łapach i zaryczał w ich kierunku. 

– Wygląda na to, że mamy różne definicje słowa „cierpliwość”. Chyba nie 

pójdziesz teraz do nich? 

– Mamy taką niepisaną umowę – uspokoiła go i skierowała się do szopy po 

jedzenie. – Ja je karmię, a w zamian za to one mnie nie zjadają. To całkiem dobrze 
działa. Ty jednak nie powinieneś tam chodzie. 

– Skoro nalegasz… 

Uśmiechnęła  się.  Wiedziała,  że  nie  miał  zamiaru  ruszyć  się  ani  na  krok, 

dopóki niedźwiedzie były w pobliżu. 

– Jesteście głodne, co, dzieciaki? – powiedziała głośno kiedy zobaczyła dwa 

młode niedźwiadki na drzewie. Wydała z siebie kląskający dźwięk, jaki słyszała u 
ich  matki.  –  To  Jenna  i  Barbara  Bush…  Nie,  spójrz  wyżej.  Są  mniej  więcej  w 
połowie  sosny.  To  wiosenne  potomstwo  Laury.  Wysłała  je  tam  na  gorę,  a  sama 
sprawdza, czy na pewno jest bezpiecznie. 

– To chyba odpowiedź na moje pytanie. 

– Jaka odpowiedź? 

–  Nie,  nie  straciłem  okazji  uratowania  się  przed  niedźwiedziami  tylko 

dlatego, że nie chodziłem po drzewach, jak byłem mały. 

Ukryła uśmiech, pochylając się nad wiadrem pełnym karmy. 

–  Widzisz  tych  dwóch  olbrzymów?  To  Eisenhower  i  Nixon.  A  tamten  z 

blizną na pysku to Agnew. To trójka najstarszych. 

–  Widzę  tu  pewne  zależności.  Zdaje  się,  że  Charlie  jest  zaprzysięgłym 

republikaninem? 

background image

Znów się uśmiechnęła. 

– Tak i jest z tego bardzo dumny. A to Bush, Bush Junior i Cheney. 

Web roześmiał się. 

– Wygląda na to, że mamy tu jakiś wiec polityczny. Ale dlaczego reszta się 

chowa? Czyżby to byli zwolennicy Clintona? 

– Żaden z nich nie je, dopóki nie zrobią tego starsze niedźwiedzie. Nie wiem, 

co to za sygnał, ale nie martw się, one wiedzą. 

Odeszła, napełniła rondle karmą i rozstawiła je dookoła chaty. 

– To wspaniałe stworzenia – powiedział, kiedy wróciła, żeby zaniknąć szopę. 

A  jeśli  mowa  o  wspaniałych  stworzeniach…  Za  każdym  razem,  kiedy  na 

niego patrzyła, odnajdywała coś nowego, coś, co ją fascynowało. W tej chwili był 
to  wyraz  jego  twarzy.  Jego  oczy  przypominały  oczy  małego  chłopca.  Był  tak 
zaabsorbowany  widokiem,  że  nawet  nie  próbował  ukryć  podniecenia.  Na  jego 
twarzy malował się zachwyt i szacunek dla dramatyzmu, piękna i siły natury. 

Nagle stał się bardziej ludzki, prawdziwszy i dużo bardziej pociągający. 

–  Zaparzę  herbatę  i  zrobię  jakieś  śniadanie  –  powiedziała,  wchodząc  na 

schody i mijając go. – A potem możemy ruszać. 

Web westchnął głęboko. Zniknęła seksowna dziewczyna z poprzedniej nocy 

i znowu pojawiła się GI Jane w całej krasie swojego leśnego stroju. 

Miała na sobie długie luźne spodnie i zieloną bluzę z kapturem, chroniącą ją 

przed porannym chłodem. No i oczywiście wysokie buty. 

Ale ja znam twój sekret, pomyślał z zadowoleniem. 

Masz swoje kobiece słabości i na pewno jest ich całkiem sporo. Jedną z tych 

słabych  stron  była  jedwabno-koronkowa  bielizna.  Różowa  jedwabno-koronkowa 
bielizna. A ponieważ rano nie było już jej na wieszaku, Web domyślił się, że Tony 
ma  ją  teraz  na  sobie.  Wyobraził  sobie  jej  miękkie,  kobiece  kształty  ukryte  pod 
różowym materiałem. Znowu zapędził się na niebezpieczny teren. 

Kawa  Potrzebował  kawy,  żeby  rozjaśnić  sobie  trochę  w  głowie  i  móc 

wreszcie  skupić  się  na  interesach.  Wszedł  za  Tony  do  chaty  i  zauważył,  że  już 
nastawiła czajnik z wodą. Rumianek i mięta na śniadanie to niezbyt dobry pomysł, 
uznał. 

background image

– Czy tutaj wszyscy unikają kofeiny? – zapytał retorycznie, sprawdzając, czy 

wyschły jego ubrana Całe szczęście, że wyschły – a przynajmniej większość. Buty 
też były suche. 

Chyba  postanowiła  się  nad  nim  ulitować,  ponieważ,  kiedy  wyszedł  z 

łazienki, ubrany już we własne odzienie, na kuchence stał staromodny ekspres do 
kawy. Web westchnął z zadowoleniem. 

– Mój Boże, chyba cię kocham. 

– Kochasz Charliego – powiedziała. – To jego ekspres. 

–  To  może  po  prostu  lubię  Charliego,  bo  wiesz  przecież,  że  jestem 

prawdziwym mężczyzną. 

Odwróciła się do niego i znowu udało mu się dostrzec jej uśmiech. Uśmiech, 

przy  którym  pojawiały  się  dołeczki  w  jej  policzkach.  Jej  twarz  wyglądała  tak 
ślicznie,  że  dopiero  po  chwili  zorientował  się,  że  ona  nie  tylko  się  uśmiecha,  ale 
próbuje stłumić chichot. 

– Co? – zapytał, patrząc czy wszystkie suwaki ma zapięte. 

– Niezłe wdzianko. 

–  Hej  –  powiedział,  starając  się,  żeby  jego  ton  był  urażony.  Tak  naprawdę 

jednak  czuł  się  śmiesznie  w  płóciennych  spodniach  i  koszuli  safari  o  wielu 
kieszeniach,  z  metką  znanego  projektanta.  On  sam  spakowałby  sobie  po  prostu 
swoje stare dżinsy i sweter, ale to Pearl wybrała mu te ubrania, a on nie miał czasu 
żeby się przepakować. 

–  Gdybyś  tego  nie  wiedziała,  to  uświadomię  cię,  że  tak  właśnie  ubiera  się 

miejska śmietanka, kiedy postanawia powrócić do natury. 

– Aha. – Podała mu kubek pełen kawy. – Jak twoje ramię? 

Bolało, ale tylko trochę. 

– Całkiem nieźle. Jest tylko trochę sztywne. A tak dla twojej informacji – te 

ubrania to sprawka mojej sekretarki. 

Uniosła brew. 

– Jest też moją matką chrzestną i koniecznie chce się mną opiekować. 

– No cóż, mam nadzieję, że nie podchodzisz do siebie zbyt poważnie. 

background image

– Absolutnie nie. Czuję się jak postać z niskobudżetowego filmu. Przydałby 

się  jeszcze  tropikalny  hełm,  monokl  i  mógłbym  wyruszyć  na  poszukiwanie 
zaginionego amazońskiego plemienia. 

– Tutaj go nie znajdziesz. 

–  Tak,  masz  rację  –  zgodził  się,  trochę  zmieszany  faktem,  że  jego  nocne 

zainteresowanie nią nie minęło. – Chciałem tylko odnaleźć ciebie. Zaproponować 
ci umowę. O czym absolutnie nie będziemy rozmawiać, jeśli mi życie miłe – dodał 
pospiesznie, uprzedzając jej protest. 

Kawa smakowała równie dobrze, jak pachniała. Web zaniósł kubek na stół i 

usiadł,  rozkoszując  się  ciepłym  napojem  i  widokiem  Tony  krzątającej  się  wokół 
zlewu i kuchenki. Zdawał sobie sprawę z tego, że było to bardzo szowinistyczne, 
ale podobał mu się widok atrakcyjnej kobiety gotującej dla niego  – nawet jeśli ta 
kobieta  splotła  swoje  piękne  włosy  w  ciasny  warkocz  i  ubrana  była  w  jeden  ze 
swoich strojów Terminatora. 

Do diabła, Tucker, zmieniłeś trochę zdanie od chwili, kiedy pierwszy raz ją 

zobaczyłeś dwanaście godzin temu. 

Podrapał  się  po  nieogolonym  podbródku.  Nigdy  nie  był  dobry  w 

formułowaniu wniosków wynikających z pierwszych wrażeń. Tony była atrakcyjna 
na  swój  pewny  siebie,  energiczny  sposób.  I  na  pewno  mogła  stać  się  pięknością, 
gdyby tylko zechciała się o to postarać. 

Mógł  wyobrazić  ją  sobie  ubraną  w  jedwabną  suknię.  Może  niebieską  –  to 

pasowałoby do jej oczu – obcisłą i bez ramion. A  może w jej ulubionym kolorze, 
różową. Coś skąpego i koronkowego, co pokazywałoby dużo nagiej skóry i ciało, 
które tak bardzo starała się ukryć. 

–  Czy  mogę  ci  w  czymś  pomóc?  –  zapytał  nagle,  uciekając  od  tych 

niebezpiecznych myśli. 

Rzuciła mu przez ramię zaskoczone spojrzenie. 

– Pewnie. Możesz nalać soku do szklanek i nakryć do stołu. I powiedz mi, 

jakie jajka lubisz. 

– Jakkolwiek je przyrządzisz, będzie dobrze. 

Podczas gdy Tony gotowała, on rozłożył talerze, szklanki i sztućce, każdy z 

innego kompletu. Był zdziwiony uczuciem spokoju, jakie budziły w nim te proste 

background image

czynności.  Powinien  przecież  czuć  się  niezręcznie,  a  do  tego  jeszcze  tęsknić  za 
miastem. 

Ale nie tęsknił. Tak naprawdę, jeśli pominąć jego zauroczenie Tony, czuł się 

całkiem spokojny i zrelaksowany. Wziął głęboki oddech i przypomniał sam sobie, 
że nie przyjechał tutaj się relaksować. Był tutaj, żeby nakłonić Tony do podpisania 
umowy  –  i  to  z  użyciem  wszelkich  koniecznych  metod.  Ale  przy  okazji  mógł 
trochę odpocząć. Na dłuższą metę mogło to pomóc sprawie. 

– Na ogół nie jadam tak ciężkostrawnych rzeczy na śniadanie – powiedziała, 

stawiając  przed  nim  dwa  talerze  pełne  jajecznicy.  –  Ale  chyba  powinniśmy 
najpierw  jeść  to,  co  jest  w  lodówce,  na  wypadek  gdyby  elektryczności  miało  nie 
być przez dłuższy czas. 

– A jest taka możliwość? – zapytał, zabierając się do jedzenia. 

Wzruszyła ramionami. 

–  Wszystko  zależy  od  tego,  ile  przerwało  przewodów  i  ile  czasu  zabierze 

monterom  odnalezienie  ich.  O  właśnie,  powinniśmy  sprawdzić,  co  z  twoim 
samochodem. Może da się coś z nim zrobić. 

– Jest całkowicie skasowany – odpowiedział. – Co zrobiłaś z tymi jajkami? 

Są przepyszne. 

– To tutejsze powietrze. Tu wszystko dobrze smakuje.  

– Jakoś nie wydaje m się, żeby to był prawdziwy powód. Gdzie nauczyłaś się 

gotować? 

–  Potrzeba  i  głód.  No  i  przyzwyczajenie  do  małej  ilości  dostępnych 

składników. Gdziekolwiek jadę, zawsze zabieram ze sobą swoje przyprawy. 

– Tak jak mówiłem – są wspaniałe. 

Zupełnie tak jak ona, pomyślał, kiedy na jej policzkach pojawił się delikatny 

rumieniec.  Kto  by  to  pomyślał?  Nie  umiała  radzić  sobie  z  komplementami. 
Wyglądała  tak  młodo  w  tej  chwili.  I  w  tej  właśnie  chwili  naszło  go  nagłe 
wspomnienie, wpierw niewyraźne, zamglone, a za moment wyraźne i żywe. 

Wyprostował się nagle i wpatrzył w nią, kiedy wszystkie elementy układanki 

wskakiwały na swoje miejsce. 

– A niech to. 

background image

– Co się stało? – zapytała. 

–  Znam  cię!  Mój  Boże,  znam  cię!  Przez  cały  ten  czas  ignorowałem  ten 

cichutki głos, który mówił mi, że wyglądasz znajomo. Pracowałaś kiedyś dla mnie, 
prawda? – dodał, patrząc na nią. 

Róż, który ozdabiał wcześniej jej policzki, zniknął. Unikając jego spojrzenia 

odłożyła widelec na stół i sztywno wstała od stołu. 

– Jeszcze kawy? 

– To było kilka lat temu, prawda? – kontynuował, przypominając sobie coraz 

więcej szczegółów. – W Tucker-Lanier. 

Westchnęła głęboko i napełniła jego kubek. 

– Dużo czasu ci to zajęło. 

W  jej  głosie  Web  nie  wyczuł  zadowolenia.  Był  wyprany  ze  wszystkich 

emocji. 

Podniecenie Weba rosło jednak, w miarę jak mijał szok. 

– Miałaś wtedy krótsze włosy, nosiłaś okulary i… czy nie miałaś wtedy na 

imię Tammy albo jakoś tak? 

Uśmiechnęła się, ale było w tym więcej zdegustowania niż radości. 

– Tak właśnie mnie nazywałeś, kiedy nie mogłeś przypomnieć sobie mojego 

imienia. 

–  Przyjęcie  gwiazdkowe  –  mówił  dalej,  nie  będąc  w  stanie  przerwać.  – 

Różowy sweter, czarna spódnica. 

– I trochę za dużo szampana – dorzuciła, kiedy on przypominał sobie resztę 

tego wieczoru. 

Prawie  nie  widział,  jak  Tony  zbierała  talerze  i  wkładała  je  do  zlewu.  Na 

doroczne  przyjęcie  gwiazdkowe  organizowane  przez  Tucker-Lanier  dojechał 
późno. Był znudzony i miał zamiar unikać pewnej prawniczki, która ostatnio trochę 
za bardzo mu się narzucała. Przez tłum ludzi dostrzegł Tammy, a właściwie Tony. 
W  pomieszczeniu  było  dużo  dyskutujących  i  śmiejących  się  ludzi  dużo  dekoracji 
świątecznych  i  dużo  serwowanego  gościom  szampana.  W  ciągu  kilku  ostatnich 
miesięcy  Web  dostrzegł  Tony  kilka  razy  na  korytarzach  biura.  Była  słodka, 
nieśmiała i najwyraźniej bardzo nim zauroczona. 

background image

A w noc przyjęcia… Cóż, zrobiło mu się jej trochę żal, kiedy zauważył pełne 

nadziei  spojrzenia,  jakie  mu  rzucała.  A  on  właśnie  próbował  uwolnić  się  od  tej  – 
jak  jej  było  na imię?  – Rebeki. Taak, Rebeki  z działu  prawnego,  noszącej krótkie 
spódniczki  –  Rebeki  o  szybkich  rękach.  Potrzebował  ratunku  przed  Rebeką,  tak 
samo jak Tony potrzebowała ratunku przed szampanem… 

Tak  więc  wywinął  się  prawniczce  Rebece  i  jej  wyszeptanej  do  jego  ucha 

sugestii, żeby zrobić coś bardzo nielegalnego z jego bokserkami, i zaoferował Tony 
odwiezienie  do  domu.  Stwierdził,  że  upiecze  dwie  pieczenie  przy  jednym  ogniu. 
Uciekł  przed  molestowaniem  seksualnym  i  jednocześnie  uratował  Tony  przed 
wykorzystaniem jej przez podstępnego Williama Wycofa, który zalecał się do niej 
od ponad godziny. 

Była taka  słodka.  Miała  zarumienione  policzki i uwielbienie w oczach, ale 

uznał,  że  jest  zbyt  nieśmiała,  żeby  wykonać  jakikolwiek  krok  w  jego  kierunku. 
Bardzo się jednak mylił. 

Taksówka podjechała pod adres, który podała, on powiedział jej dobranoc, a 

już w następnej chwili w jego ramionach znalazła się najdelikatniejsza, tuląca się 
do niego, najpiękniej pachnąca kobieta, jaką kiedykolwiek spotkał. 

Przez  wiele  miesięcy  później  –  po  tym,  jak  zmusił  się,  żeby  przerwać 

pocałunek i pożegnać ją z miłym i rozbawionym uśmiechem – mówił sobie, że ten 
pocałunek  nie  miał  znaczenia.  Że  ta  natychmiastowa  eksplozja  doznań,  którą 
poczuł, kiedy spotkały się ich usta, była tylko sprawką jego wyobraźni. 

Ale  prawda  była  taka,  że  Tony  po  prostu  zwaliła  go  z  nóg.  Ten  boleśnie 

niewinny, a jednocześnie erotyczny pocałunek nieomal sprawił, że Web podążył za 
nią  do  jej  mieszkania.  To,  co  by  potem  nastąpiło,  uczyniłoby  go  zapewne 
szczęśliwym na tę noc, ale zaowocowałoby wyrzutami sumienia następnego ranka. 
To samo byłoby z nią. 

Po pierwsze, była taka młoda. A przynajmniej na taką wyglądała. Po drugie, 

oznaczałoby  to,  że  wykorzystuje  jej  naiwność.  Ale  tak  naprawdę,  powodem  było 
to, że jej pocałunek wstrząsnął nim do głębi. 

Miał wtedy tylko dwadzieścia trzy lata. Zdobył jednak spore doświadczenie i 

znał  różnicę  pomiędzy  pocałunkiem  obiecującym  wspaniałą  noc  a  pocałunkiem 
obiecującym wspaniałe życie. Pocałunek Tony należał zdecydowanie do tej drugiej 
kategorii.  Przez  ten  krótki  moment,  w  którym  trzymał  ją  w  ramionach,  ta  myśl 
również mu się spodobała. 

Ta chwila szaleństwa była krótka, ale śmiertelnie go wystraszyła. 

background image

– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytał. 

– A dlaczego miałabym wspominać o jednym z najbardziej zawstydzających 

momentów w moim życiu? 

– Zawstydzających? Dla mnie to było całkiem miłe. 

– Uciekałeś, jakby cię ktoś gonił – powiedziała, zarzucając ścierkę na ramię. 

Oparła się o zlew. 

– Byłaś trochę… Jakby to delikatnie powiedzieć…  

– Zalana? – podpowiedziała.  

– Może trochę. Nie chciałem cię wykorzystywać. Poza tym byłaś taka młoda.  

– Byłam po prostu głupia.  

– Ale miałaś dobry gust, jeśli chodzi o mężczyzn – dodał, próbując wywołać 

uśmiech na jej twarzy. Prychnęła.  

– Tak, zawsze podniecała mnie arogancja.  

– No widzisz! Miałem rację. – Wreszcie dostał ten uśmiech, na który czekał. 

–  A  więc  co  się  z  tobą  stało?  Próbowałem  odnaleźć  cię  po  świętach,  żeby 
sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale powiedziano mi, że nie ma cię na liście 
płac. 

Właściwie to tak dużo myślał o tym pocałunku, iż w końcu stwierdził, że jest 

tylko jeden sposób, aby przestać. Chciał pocałować ją jeszcze raz i miał nadzieję, 
że  to  drugie  doświadczenie  będzie  mniej  intensywne,  niż  to  pierwsze,  z  którego 
jego wyobraźnia uczyniła niezwykłe wydarzenie. 

– Zostałam wyrzucona. 

– Zwolnili cię? 

–  Tak  –  pokiwała  głową.  –  Byłam  tylko  jedną  z  wielu  ofiar  redukcji 

zatrudnienia w dużych firmach. 

– Tak, pamiętam. To był ciężki rok. 

– A ja byłam pierwsza do odstrzału. 

background image

Patrzył  na  nią  przez  chwilę,  nie  mogąc  się  nadziwić,  że  Tony  Griffin, 

najbardziej  poszukiwana  kobieta-fotograf  była  tą  samą  dziewczyną,  która  tak 
bardzo wystraszyła go tyle lat temu. 

Poza  tym  zszokował  go  fakt,  że  od  tej  pory  nie  zapomniał  tego  słodkiego, 

desperackiego  pocałunku  i  uczuć,  które  on  w  nim  wywołał.  Uczuć,  nad  którymi 
często się od tamtej pory zastanawiał. Uczuć, których od tamtej pory nigdy już nie 
doświadczył.  Poczucia  odnalezienia  kogoś  bardzo  szczególnego.  Czegoś,  co  się 
straciło i po czym życie nigdy już miało nie być takie samo. 

Zdecydował, że nie będzie próbować i myślał wtedy iż to był dobry wybór. 

Tak  jak  i  teraz,  nie  był  gotowy  na  ustatkowanie  się,  nie  chciał  zmieniać  swojego 
życia. Wtedy dlatego, że lubił życie i kobiety i me chciał być przywiązany tylko do 
jednej. Teraz dlatego, że nie znalazł kobiety, z którą mógłby się związać. Kobiety, 
która  doprowadzałaby  go  do  szaleństwa,  tak  jak  słodka  Tony,  która  w  ten 
pocałunek włożyła całe swoje 

Poza tym nie miał nic do zaoferowania kobiecie takiej jak ona. Dwanaście lat 

temu, gdyby był trochę mądrzejszy, być może byłoby inaczej. Ale z czasem stał się 
cyniczny.  Doświadczenie  sprawiło,  ze  stał  się  twardy.  Emocje,  którym  mógł  się 
kiedyś  poddać,  były  teraz  pogrzebane  głęboko  pod  negatywnymi  opiniami,  jakie 
miał  na  temat  związków.  Wystarczyło  przyjrzeć  się  własnej  rodzinie,  żeby 
stwierdzić, ze nie miał predyspozycji do bycia długodystansowcem. 

Ale  potrzebował  Tony  w  życiu  zawodowym.  Nie  miał  więc  zamiaru  się 

poddawać. Dla niego to była kwestia życia i śmierci. Bez tego straci Bozemana. A 
bez dolarów Bozemana „Świat Natury” nie miał szans. 

–  A  więc  –  powiedział,  powracając  do  rzeczywistości  –  postanowiłaś 

pracować na własną rękę? 

–  Nie  miałam  wyjścia.  Nie  mogłam  znaleźć  pracy  w  Nowym  Jorku,  bo 

miałam  za  mało  doświadczenia.  Po  dłuższym  czasie  walenia  głową  w  mur, 
wróciłam do domu i przez jakiś czas lizałam rany. 

– A potem? 

–  A  potem  zwariowałam.  Chciałam  być  fotografem,  więc  zostałam 

fotografem. Robiłam zdjęcia na ślubach, na przyjęciach urodzinowych. Wszędzie, 
żeby  tylko  trochę  zarobić.  A  w  wolnym  czasie  włóczyłam  się  po  kraju,  robiąc 
zdjęcia naturze. 

Wzięła plecak z kąta i zaczęła wkładać do niego swoje rzeczy. 

background image

– Zaczęłam wysyłać swoje prace do różnych czasopism, kilka udało mi się 

nawet sprzedać. A potem zadzwonił telefon. Małe czasopismo z Wisconsin chciało, 
żebym zrobiła dla nich sesję.  

– Reszta, jak to mówią, jest historią – dodał. 

–  No  dobra.  Miło  było  powspominać,  ale  dzień  upływa  i  powinniśmy  już 

ruszać – powiedziała Tony zapinając plecak. – Zanim zacznę robić zdjęcia, musimy 
jeszcze coś załatwić. 

Najwyraźniej ona również wyczuwała napięcie, które między nimi powstało. 

Chciała wyjść na zewnątrz, bo potrzebowała trochę przestrzeni. 

On zresztą też. 

Dystansu do wspomnień. Do obietnicy, którą sam sobie złożył ryle lat temu. 

Obietnicy,  że  dostanie  od  Tony  drugi  pocałunek,  żeby  móc  zapomnieć  o 
pierwszym. 

Kiedy to sobie przypomniał, poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. 

Mógł z tym walczyć, mógł sam przed sobą zaprzeczać, ale prawda była taka, 

że wcale nie chciał o tym zapominać. Wręcz przeciwnie. 

Potarł dłonią szczękę, zaklął pod nosem i podążył za nią do drzwi. To będzie 

długie kilka dni. 

Komar  uciął  go  w  szyję,  w  chwili  kiedy  wychodził  z  chaty.  To  będzie 

naprawdę długie parę dni. 

background image

Rozdział szósty 

 

Pierwszą  rzeczą,  którą  mieli  zamiar  zrobić,  było  sprawdzenie  stanu  jego 

samochodu. Tony wypatrzyła srebrny przedmiot wystający spod błota kilkanaście 
metrów od wraku. Podeszła bliżej i podniosła go. 

–  No  cóż  –  powiedział  Web,  kiedy  podała  mu  przedmiot.  –  Przynajmniej 

wiem, co się stało z moją komórką. 

Próbował  włączyć  aparat,  ale nawet najbardziej  zaawansowana  technologia 

nie mogła wytrzymać takiej ilości wody i błota. 

Wzdychając ciężko, rzucił bezużyteczny telefon przez wybitą przednią szybę 

samochodu. Aparat odbił się od gałęzi i upadł na mokre, pokryte szkłem siedzenie 
kierowcy. 

– Samochód jest skasowany – powiedziała Tony, kładąc ręce na biodrach. 

– Chyba już o tym wspominałem. 

–  A  droga…  –  powiedziała,  ignorując  go  i  potrząsając  głową.  –  Upłynie 

wiele dni, zanim ktoś będzie mógł tędy przejechać. 

– O tym też chyba wspominałem. 

I owszem. Niestety, miał rację. Utknęła tu na dłuższy czas. Razem z nim. 

Wcześniej,  zanim  przypomniał  sobie,  kim  była  i  jak  zrobiła  z  siebie  przed 

nim totalną idiotkę, ta myśl była nawet do zniesienia 

Ale przypomniał sobie i do tego jeszcze widział jej różową bieliznę. Myśl o 

tym stała się teraz dla niej prawdziwą torturą. 

Nie miała pojęcia, dlaczego myślała o tym akurat szczególe. 

Może chodziło o intymność tej sytuacji. Web spał na jej podłodze, dzielił z 

nią tę  noc.  Jadł ugotowane przez  nią  jedzenie.  Dotykała  jego  nagiej  skóry,  kiedy 
badała jego rany i zdejmowała z niego koszulę i… Naprawdę, nie powinna teraz o 
tym  myśleć.  O  tym,  jak  gładka  była  jego  skóra  i  jak  twarde  kryły  się  pod  nią 
mięśnie. Jak pachniał, mokry od deszczu. 

Stare  i  nowe  uczucia  zmieszały  się,  doprowadzając  ją  na  krawędź 

szaleństwa. A tego zdecydowanie nie potrzebowała. 

background image

On wciąż był Webem Tuckerem, a ona wciąż była Tony Griffin. Należeli do 

dwóch  zupełnie  różnych  światów  i  tylko  przypadek  sprawił,  że  się  tutaj  razem 
znaleźli. 

–  Cóż  –  powiedziała,  postanawiając,  że  będzie  twarda.  Przecież  droga  nie 

będzie wiecznie nieprzejezdna. – Chcesz coś jeszcze stąd wykopać? 

Potrząsnął głową. 

– Z wyjątkiem telefonu wszystko, co miałem, było w torbie. 

–  To  chodźmy  teraz  w  stronę  jeziora  i  sprawdźmy,  co  z  łódką  Charliego, 

Wiatr  wiał od  wschodu,  zatoka  musiała być  niespokojna,  więc  chcę  się upewnić, 
czy wszystko jest w porządku.  

– To ty jesteś szefem – odpowiedział. – Prowadź, a ja będę szedł za tobą. 

Tony  ta  propozycja  niezbyt  się  podobała.  Nigdy  do  tej  pory  nie  zwracała 

uwagi na to, jak wygląda. A przynajmniej nie robiła tego od kilku dobrych lat. Ale 
teraz  nagle  zaczęła  jej  przeszkadzać  myśl,  że  Web  zapamięta  ją  jedynie  jako 
dziewiętnastolatkę  o  rozmarzonych  oczach  i  królową  dżungli  z  zadrapaniami  na 
nogach  i  błotem  na  twarzy.  A  na  dodatek  będzie  mógł  teraz  oglądać    najbardziej   
znienawidzoną część jej ciała w całej okazałości. 

 

 

 

Gdyby Web musiał wybierać, stwierdziłby zapewne, że krągły tyłeczek Tony 

jest  najładniejszą  częścią  jej  ciała  –  i  jego  zgubą.  Miał  ochotę  dotknąć  go,  od 
chwili, kiedy po raz pierwszy go zobaczył. 

Nie oznaczało to oczywiście, że pozostałe części jej ciała były nieatrakcyjne. 

Tony  miała  wspaniałe  włosy  Nawet  splecione  w  warkocz  wyglądały  dziś 
seksownie,  chociaż  zdecydowanie  wolał  fryzurę,  którą  miała  poprzedniego 
wieczoru.  Jej  włosy  były  wilgotne  i  jedwabiste.  Poza  tym  jej  oczy,  błękitne  jak 
wiosenne niebo, jej usta, pełne i słodkie jak jego ulubiony owoc.  W zamyśleniu o 
mało co na nią me wpadł. Zwolnił więc trochę kroku. 

Drzewa,  cisza  i  czas,  żeby  myśleć  tylko  o  Tony.  Drzewa,  cisza  i  czas 

prowadziły go prosto w kłopoty. 

background image

Jeszcze  dwanaście  godzin  temu  był  zupełnie  szczęśliwy.  No  może  nie  tyle 

szczęśliwy, co zadowolony z perspektywy spotkania z Tony Griffin i namówienia 
ją do podpisania kontraktu. 

A teraz musiał bardzo nad sobą panować, żeby pamiętać, że jego celem nie 

było uwiedzenie jej. 

– Daleko jeszcze? – zapytał, zdegustowany sobą za to, że pozwolił myślom 

błądzić po terenie, który już raz uznał za niebezpieczny. 

Westchnęła, przesadnie udając zniecierpliwienie. 

– Nigdy się nie zmęczysz zadawaniem tego pytania? 

– Jesteś pewna, że się nie zgubiliśmy? 

– Ja w każdym razie już jestem zmęczona odpowiadaniem na nie. 

– No to powiedz mi w takim razie, skąd wiesz, że dobrze idziemy? Nie ma 

żadnych  znaków,  nie  ma  ulic,  nawet  nie  ma  okruszków  chleba.  Tylko  skały  i 
drzewa  i…  Do  diabła!  Jezioro  –  powiedział  ze  zdziwieniem,  wychodząc  na 
niewielką polankę nad samym brzegiem. 

– Jesteś szczęśliwy? 

– Szczęśliwy to bardzo relatywne określenie. Czy jestem szczęśliwy, że się 

nie  zgubiliśmy?  I  owszem.  Czy  jestem  szczęśliwy,  widząc,  że  łódkę  zmyło  na 
tamte skały? Zdecydowanie nie. 

– Obawiałam się, że coś takiego może się stać – powiedziała, biorąc głęboki 

oddech.  –  Wiatr  musiał  naprawdę  wzburzyć  zatokę  i  zerwać  cumy.  Dobrze,  że 
wiało do brzegu. Charlie kocha tę łódkę. Gdyby coś się z nią stało, bardzo by to 
przeżył. 

Web  spojrzał  na  wspomnianą  łódkę.  Nie  był  wilkiem  morskim,  ale 

stwierdził, że łódka ma nie więcej niż kilkanaście metrów długości, jest zrobiona z 
aluminium  i  nie  posiada  silnika  ani  nawet  steru.  To  zwyczajna  wiosłówka.  I  na 
dodatek stara wiosłówka. Była trochę pogięta, tu i ówdzie wyszczerbiona a farby 
nie widziała od czasów, kiedy Charlie był młodym człowiekiem. 

–  A  co  można  kochać  w  tej  łódce?  –  zapytał,  zdając  sobie  z  niepokojem 

sprawę,  że  w  czasie,  kiedy  on  przyglądał  się  łódce,  Tony  zdążyła  zdjąć  buty  i 
skarpetki. 

background image

– Historię – powiedziała, podwijając nogawki spodni do kolan – Charlie i ta 

łódka  mają  wspólną  przeszłość.  A  przeszłość  jest  ważna  dla  kogoś  takiego  jak 
Charlie. 

– Przeszłość jest dobra. – Spojrzał znów na łódkę. – Pytanie, czy będą mieli 

wspólną przyszłość. 

– Tego się właśnie muszę dowiedzieć. 

Zanim zdążył coś powiedzieć, juz była w wodzie.  

Wiedział,  że  będzie  tego  żałował,  ale  jakiś  ukryty  gen  kazał  mu  zadać  to 

pytanie. 

– Potrzebujesz pomocy? 

Odwróciła się, przysłoniła dłonią oczy, chroniąc je przed słońcem i spojrzała 

na niego. 

– Umiesz pływać? 

– Całkiem nieźle. 

Przyjrzała mu się, uśmiechnęła i odwróciła wzrok. 

To może po prostu zawołam etę, kiedy będę cię potrzebować. 

Ten pomysł  mu  się podobał.  Wprawdzie  dzień był  ciepły,  ale  we  wrześniu 

woda na tak dalekiej północy musiała być dość zimna. 

Z  rękami  na  biodrach  przyglądał  się,  jak  Tony  brnie  wzdłuż  brzegu,  po 

kolana w wodzie, próbując dostać się do łodzi, która utknęła kilkadziesiąt metrów 
dalej. Powiedział sobie, że nie musi się czuć winny. To był jej show i najwyraźniej 
wiedziała, co robi. 

Dziób  łodzi  wyglądał  na  mocno  osadzony  na  skałach,  ale  rufa  była  na 

wodzie, unosząc się lekko  i  opadając na falach.  Za każdym  takim  ruchem  przód, 
ocierający się o skały, wydawał z siebie trzeszczące dźwięki. 

– Jak to wygląda? – krzyknął, kiedy Tony dotarła do celu i obejrzała łódkę. 

–  Trochę  porysowana,  ale  chyba  nic  poważnego  się  nie  stało.  Zanim  ją 

wyciągnę, będę musiała wylać wodę. 

background image

Stanie  i  patrzenie  jak  kobieta  brodzi  w  wodzie,  to  jedno.  Ale  stanie  i 

patrzenie, jak wyczerpuje wodę z łodzi, a potem siłuje się, żeby ją uwolnić, to było 
więcej niż jego męska duma mogła znieść. 

Przeklinając  pod  nosem  ściągnął  plecak,  zdjął  buty  i  skarpetki,  po  czym 

podwinął spodnie do kolan. 

– Chyba mi się to nie spodoba – powiedział głośno, po czym wydał z siebie 

głośne – Do licha! – kiedy jego nagie stopy dotknęły lodowatej wody jeziora. 

Wciągnął  głęboko  powietrze  i  modlił  się,  żeby  kłujące  igiełki  zniknęły  jak 

najszybciej.  Jak  ona  to  znosi?  zastanawiał  się,  trzęsąc  się  z  zimna  i  robiąc  kilka 
sztywnych  kroków.  To  przypominało  brodzenie  w  kostkach  lodu  i  stąpanie  po 
kostkach lodu. Po ostrych, śliskich kostkach lodu. Nie czuł takiego zimna od… Do 
diabła, chyba nigdy nie czuł takiego zimna  – chociaż w ostatnią noc nie było mu 
wiele cieplej. Tylko duma nakazywała mu stawiać kolejne kroki. Jeśli Tony mogła 
to zrobić bez narzekania, to on nie będzie gorszy. 

Ależ  ta  woda  była  zimna!  Musiał  zacisnąć  szczęki,  żeby  nie  krzywić  ust  i 

wyzywał się w duchu od najgorszych za każdym razem, kiedy miał ochotę zawyć z 
bólu. 

Nie musiał patrzeć na nią, żeby wiedzieć, że stara się powstrzymać śmiech. 

Gdyby był na jej miejscu, na pewno też zaśmiewałby się na widok potykającego się 
idioty zmierzającego w jej kierunku.  

– W porządku? – zapytała, kiedy udało mu się do niej dotrzeć. 

– Nigdy nie czułem się lepiej – skłamał przez zaciśnięte  zęby. Podziwiał ją  

za kamienny wyraz twarzy. 

– Dziękuję za pomoc. 

– Nie ma problemu. – Za te kłamstwa pójdzie prosto do piekła. – Co mogę 

zrobić? 

–  Wylałam  już  większość  wody,  ale  wydaje  mi  się,  że  dziób  jest  wciąż 

zaklinowany. Spróbujesz ją wypchnąć spomiędzy skał? 

– Pewnie. 

Dobrze, że będzie mógł wyjść z tej lodowej kąpieli. Niestety, miał wrażenie, 

że  zamiast  nóg  ma  dwie  ciężkie  kłody.  Po  prostu  nie  chciały  się  poruszać  po 
suchym lądzie. Oczywiście nie stracił zupełnie czucia w podeszwach stóp, tak więc 

background image

czuł,  jak  skały  wbijają  mu  sic  w  miękkie  ciało,  kiedy  powoli  zmierzał  w  stronę 
dziobu. 

– Dobra, pchnij, jak doliczę do trzech – powiedziała Tony, chwytając za rufę. 

Posłusznie  chwycił  burtę  łódki,  poszukał  solidnego  oparcia  dla  nóg  i 

przygotował się, czekając na jej sygnał. 

Na „trzy” pchnął łódź z całej siły. 

Łódka  ześliznęła  się  ze  skał  jak  po  dobrze  naoliwionej  pochylni.  Niestety 

Web,  chcąc  zrobić  na  Tony  wrażenie,  włożył  w  to  pchnięcie  tyle  siły,  jakby 
zamiast  niewielkiej  łodzi  stał  tam  krążownik  U.S.S.  „Eisenhower”,  Kiedy  łódź 
zaczęła  się  poruszać,  on,  a  właściwie  górna  część  jego  ciała,  podążył  w  ślad  za 
łodzią.  Stopy  zostały  tam,  gdzie  były,  a  rezultatem  tego  wszystkiego  była 
natychmiastowa, niespodziewana kąpiel. 

Twarzą w dół, zachłystując się wodą, zwalił się do lodowatej wody jeziora. 

Całe jego życie i fragment nekrologu przeniknęły mu przed oczami. 

Multimilioner  i  wydawca  tonie  w  wodzie  po  kolana,  podczas  gdy  łódź 

znajduje się w zasięgu dłoni. 

Poczuł  parę  rąk  przewracających  go  na  plecy  i  pomagających  mu  się 

wyprostować. 

– Wszystko w porządku? 

Przez  chwilę  czy  dwie  próbował  złapać  oddech.  Nieco  dłużej  zajęło  mu 

pozbieranie roztrzaskanych kawałków dumy. Dopiero potem spojrzał w niebieskie 
oczy Tony, które spoglądały na niego z góry. Nie było w nich ani połowy tej troski, 
którą chciałby w nich widzieć. 

Przetarł rękami twarz, zastanawiając się, co ma oznaczać jej ledwo ukrywana 

wesołość. 

– Cieszę się, że mogłem dostarczyć ci trochę rozrywki. 

Zakryła  usta  ręką,  bez  wątpienia  po  to,  żeby  ukryć  wybuch  śmiechu.  Albo 

raczej poczucie winy, w końcu się domyślił. 

– Łódź wcale nie była zablokowana, prawda? – zapytał, czując jak spływa na 

niego objawienie. 

Zwalczając uśmiech, uniosła brwi i wzruszyła ramionami. 

background image

– Nie, raczej nie.  

Powoli pokiwał głową. 

– A więc specjalnie chciałaś mnie upokorzyć? 

– Wyglądałeś, jakbyś chciał mi pomóc. 

– A ty poczułaś się w obowiązku dostarczyć mi tej sposobności. 

Znów wzruszyła ramionami. W jej oczach czaiło się rozbawienie. 

– Lubię sprawiać innym przyjemność. 

– Świetny dowcip! – Przywołał na twarz wymuszony uśmiech. 

Tony uśmiechnęła się ostrożnie. 

– Tak właśnie myślałam. A ty jesteś bardzo silny. 

– Jako dziecko byłem najsilniejszy w klasie. A teraz pomóż mi wstać.  

Wyciągnął  do  niej  rękę.  Zawahała  się  przez  chwilę,  po  czym  podała  mu 

swoją. 

Zacisnął dłoń na jej nadgarstku w chwili, kiedy zrozumiała, jaki ma plan. 

– Jeden-jeden – krzyknął, ciągnąc ją w dół. 

Wylądowała na nim, wydając z siebie dziki wrzask. 

Web przetoczył się razem z nią, tak, że to ona była teraz na dole. 

– Nie ośmielisz się! – krzyknęła w chwili, kiedy położył dłoń na jej czole i 

zanurzył jej głowę pod wodę, tak jak na to sobie zasłużyła. 

Kiedy  Tony  udało  się  wreszcie  usiąść,  śmiała  się,  krztusiła  i  wypluwała 

wodę jednocześnie. 

Odsunęła włosy z czoła i otarła ręką twarz. Obok niej Web Tucker uśmiechał 

się triumfalnie. 

– No dobrze – stwierdziła. – Zasłużyłam na to. 

– I to jeszcze jak! 

Nie  wiedziała  właściwie,  dlaczego  to  zrobiła.  No  dobrze,  wiedziała.  Jej 

miłość własna cierpiała od chwili, kiedy przypomniała sobie ten wieczór w Nowym 

background image

Jorku,  kiedy  to  rzuciła się na  Weba bez opamiętania.  Chciała  się  zemścić.  Kiedy 
zobaczyła,  jak  Web  brnie  przez  wodę  w  jej  kierunku,  stwierdziła,  że  nadszedł 
właściwy  moment.  Wprawdzie  powinno  jej  wystarczyć  to,  że  musiał  znosić 
lodowatą wodę i ostre kamienie… Ale jednak nie wystarczyło. 

– Zostałeś oficjalnie uznany za człowieka północy – powiedziała, naprędce 

wymyślając powód swojego zachowania. 

– Aha, więc to była inicjacja – powiedział sarkastycznie, wstając. Wyciągnął 

do niej rękę. – I uważasz, że to wystarczający powód, żebym dostał zapalenia płuc? 

Wzięła jego dłoń, zaczęła się podnosić i nagle znów wylądowała w wodzie, 

kiedy Web ją puścił. 

–  O,  przepraszam.  Mam  chyba  śliską  rękę  –  powiedział,  wcale  nie 

wyglądając na skruszonego. – Chcesz spróbować jeszcze raz? 

Zaskoczyła go, przyjmując rękę, którą do niej ponownie wyciągnął. W tym 

samym  czasie podcięła  mu  nogi  i  pociągnęła.  Znów upadł twarzą  w  dół,  ale  tym 
razem  udało  mu  się  usiąść  w  wodzie  samemu.  Spojrzeli  na  siebie,  obydwoje 
zanurzeni po pas. 

–  Ładny  pad  –  powiedziała,  rozbawiona.  –  Wyglądałeś  jak  Hulk  Hogan na 

sparingu. 

–  Świetna  zabawa  –  powiedział,  odgarniając  włosy  z  twarzy.  –  Ale  jeśli 

zrobisz to jeszcze raz… 

–  To  co?  Zostawisz  mnie  tutaj,  żebym  sama  musiała  odnaleźć  drogę  do 

chaty? 

–  Rozumiem  –  powiedział,  mrużąc  oczy.  –  Po  prostu  musisz  grać 

nieuczciwie, prawda? 

– Powiedzmy, że umiem wykorzystywać swoją przewagę. 

Zaczęła wstawać, ale Web chwycił jej ramię i pociągnął w dół. 

– Nie tylko ty masz przewagę, skarbie… 

Jego wzrok opadł niżej. Tony spojrzała na siebie i zauważyła, że jej koszula 

nie  pozostawia  niczego  wyobraźni,  przylegając  tak  ściśle,  że  widać  było  jej 
stwardniałe sutki. Mimo że było bardzo zimno, wiedziała, że to nie tylko chłód jest 
odpowiedzialny za ten stan rzeczy. 

background image

Przełknęła ślinę i zmusiła się, żeby znów spojrzeć mu w oczy. Chwilę potem 

on przyciągnął ją do siebie i pocałował. 

Błąd, błąd, błąd! 

Ostrzeżenie zadźwięczało mu w głowie, ale Web nie zwracał na nie uwagi. 

Był tak wściekły na nią, tak rozbawiony i tak podniecony, że nie zwracał uwagi na 
żadne ostrzeżenia i nie myślał o konsekwencjach. Po prostu zrobił to, co wydawało 
mu się w tej chwili najlepsze. 

Jej ciało było mokre, a dotyk jej piersi i twardych jak diamenty sutków dawał 

mu nowe, ciekawe doznania. Jej usta były lodowate. W pierwszej chwili zacis-jięła 
je zaskoczona, ale gdy ujął jej twarz w swoje dłonie, rozchyliła wargi, oferując mu 
ciepło swojego języka. 

I  właśnie  wtedy  Web  przestał  myśleć,  przestał  się  trząść  i  poddał  się 

rozwojowi sytuacji. 

Mrucząc z rozkoszy, podniósł ją i posadził na swoich kolanach, zapominając 

o  lodowatej  wodzie.  Wpił  się  w  jej  usta  dziko,  z  pożądaniem.  Rozkoszował  się 
każdą sekundą tego pocałunku, poznawał eksplozję smaków i wrażeń. 

Chciał zaspokoić swoje pragnienia i tylko o tym teraz myślał. Zapomniał o 

zemście,  dziwiąc  się  niespotykanych  rozmiarów  erekcji,  która  zadawała  kłam 
popularnemu przekonaniu o rozmiarach w zimnej wodzie. 

A kiedy ona też jęknęła, rozchylając usta szerzej i przejmując inicjatywę w 

pocałunku, wszelkie myśli o wyrównaniu rachunków wywietrzały mu z głowy. 

Jest słodka. Wiedział, że będzie słodka. Przez wszystkie te lata nie zapomniał 

tamtego pocałunku w taksówce. Uciekał od irracjonalnej potrzeby pocałowania jej 
ponownie. 

Jej  namiętność  była  dokładnie  taka,  jak  pamiętał.  Ich  pocałunek  stał  się 

jeszcze głębszy. Jak tak dalej pójdzie, to obydwoje zaraz będą nadzy albo się 

utopią. 

Ktoś musiał zacząć myśleć. Wyglądało na to, że to musiał być on, bo Tony 

zacisnęła ramiona na jego szyi i wydawała siebie ciche jęki. 

Z bijącym sercem oderwał od niej usta, pogłaskał ją po szyi i oparł czoło o 

jej czoło. 

– Może przeniesiemy się do chaty? 

background image

Tony  wzięła  głęboki  oddech.  Spojrzała  na  niego,  po  czym  gwałtownie 

zsunęła się z jego kolan. 

–  Co  to  było,  u  diabła?  –  zapytała,  rozpryskując  wodę  i  wyglądając  na 

prawdziwie  przerażoną.  Przeczesała  ręką  włosy  i,  ku  jego  rozczarowaniu, 
poprawiła koszulę. 

– Wydaje mi się, że większość ludzi nazywa to całowaniem. 

Zmusił się, żeby wstać, zdziwiony jej nagłym wybuchem. 

Kiedy jej oczy zwęziły się z gniewu, on sam poczuł przypływ irytacji. 

– Z mojego punktu widzenia uczestniczyłaś w tym dobrowolnie. 

– Idę przyciągnąć łódkę do brzegu – rzuciła i odwróciła się. 

Z rękami wspartymi na biodrach przyglądał się, jak Tony wspina się do lodzi 

i zaczyna wiosłować. 

–  O  mnie  się  nie  martw  –  krzyknął  do  niej,  kiedy  zaczęła  się  oddalać.  – 

Dobrze mi tutaj. Po prostu wrócę piechotą. Nie ma żadnego problemu. 

Co  w  nią  wstąpiło?  Uczestniczyła  w  tym  pocałunku  bez  wątpienia 

dobrowolnie. 

A  teraz  on  też  był  wściekły.  Na  siebie,  za  to  chwilowe  zaćmienie  umysłu, 

które  kazało  mu  ją  pocałować.  Na nią,  że  była  zła  na niego. Na  los,  że  rzucił go 
tutaj  z  kobietą,  która  powinna  pozostać  częścią  jego  przeszłości  i  która 
najwyraźniej myślała podobnie o nim. 

To była wina Pearl. Jak tylko wróci do Nowego Jorku, odbierze jej klucz od 

swojego mieszkania. To powinno oduczyć ją wtrącania się w nie swoje sprawy. 

Tak samo jak Tony go czegoś oduczyła i to na dobre. 

Nie  chciał  jej  lubić.  Nie  miał  zamiaru  podziwiać  jej  odwagi.  Nie  chciał 

przyznać, że miał do niej sentyment przez te wszystkie lata. 

A już na pewno nie chciał pójść z nią do łóżka. 

Potarł dłonią szczękę, czując szorstki zarost. Pragnął jej. Ale bardziej pragnął 

podpisania kontraktu. A przynajmniej tak sądził. 

background image

Rozdział siódmy 

 

Wracali  do  chaty  w  milczeniu.  Tony  nigdy  by  się  do  tego  nie  przyznała, 

przynajmniej nie przed Webem, ale dreszcze, jakie ją przechodziły, były nie tylko 
wynikiem  mokrych  ubrań,  ale  także  skutkiem  pocałunku.  Nie  mówiąc  już  o 
wściekłości na samą siebie za to, że była taka głupia. 

Pocałował ją. Cholera. 

A ona oddała mu pocałunek. Niech to trafi szlag. 

I niech szlag trafi jej głupie serce, które podskakiwało na samą myśl o tym. 

Potężny. To słowo znów przemknęło jej przez głowę. On i jego niesamowite, 

cudowne  usta.  On  i  jego  błądzące  dłonie, które  sprawiły,  że  zarzuciła  mu  ręce  na 
szyję i przywarła do niego, jakby był kamizelką ratunkową, a ona tonęła na środku 
morza. 

Musiała uciec od niego, zanim to ona zaproponuje, żeby powrócili do tego, 

co przerwali. 

–  Zmieniłam  zdanie  –  powiedziała  nagle,  kiedy  dotarli  do  chaty.  –  Idę  na 

sesję sama. 

– Dobrze. 

Odwrócił się i nie była w stanie stwierdzić, czy jest zły, czy zadowolony. 

Tak  czy  inaczej,  to  był  jego  problem.  A  ona  potrzebowała  samotności  i 

czasu, żeby pozbierać się i zastanowić, jak dalej ma postępować. 

Szybko  przebrała  się  w  suche  ubrania,  zapakowała  aparat,  zarzuciła plecak 

na  ramię  i  wyszła  z  chaty.  To  wszystko  było  po  prostu  śmieszne,  pomyślała, 
przechodząc  przez  zwalone  drzewo.  I  to  była  jej  wina.  Droczyła  się  z  nim, 
upokorzyła go. 

–  Dostałaś  dokładnie  to,  na  co  zasłużyłaś  –  powiedziała  cicho.  Zwolniła 

nieco kroku, doszedłszy do wniosku, że jeśli będzie tak hałasować, nigdy nie uda 
jej się zrobić dobrych zdjęć. 

Będzie musiała teraz żyć ze wspomnieniem tego niesamowitego pocałunku i 

sugestią Weba, żeby przenieść się do chaty i tam dokończyć to, co zaczęli. 

background image

Poza tym, zdała sobie sprawę, zagłębiając się w las, iż będzie musiała stanąć 

z Webem twarzą w twarz pod koniec dnia… ze świadomością, że ona też chciałaby 
to dokończyć. 

Samotność, czas i przestrzeń zrobiły swoje. Właśnie tego potrzebowała, żeby 

rozjaśnić  myśli,  stwierdziła  Tony,  wracając  do  chaty  kilka  godzin  później. 
Najlepiej myślało się jej, kiedy była sama. Dzień spędzony w lesie pomógł jej. Nie 
zrobiła  żadnych  zdjęć,  ale  udało  jej  się  wszystko  ustawić  w  odpowiedniej 
perspektywie. 

Ten…  incydent  w  wodzie  nie  miał  żadnego  znaczenia.  To  był  po  prostu 

wypadek, spowodowany przypływem adrenaliny. 

On  pewnie  też  żałował  tego,  co  zrobił.  Porozmawiają  o  tym,  zdecydowała, 

wychodząc  na  polanę,  na  której  stała  chata.  Postanowiła  go  przeprosić  i 
zaproponować, żeby po prostu zapomnieli o tym… incydencie. 

Łatwiej było tak o tym myśleć. To określenie było dość ogólne i zmniejszało 

ważność tego wydarzenia. Gdyby miała myśleć o szczegółach… Takich jak dotyk 
jego gorących, głodnych ust, gładkość jego karku pod jej palcami, twardość, którą 
czulą na swoim biodrze… 

Jęknęła. Gdyby tylko mogła przestać myśleć o szczegółach. 

Co było z nią nie tak? Dawno powinna już zapomnieć o tym pocałunku. 

–  Tak  jak  zapomniałaś  o  tym,  który  zdarzył  się  dwanaście  lat  temu  – 

mruknęła pod nosem. 

Była beznadziejna. 

A on był… No właśnie, jaki on był? Poza jej zasięgiem? Z innego świata? 

Tak. Tak właśnie było. 

Czy nie dostała już nauczki? Mężczyźni tacy jak Web nie traktowali kobiet 

takich  jak  ona  poważnie.  Mężczyźni  w  ogóle  nie  traktowali  jej  poważnie.  A 
przynajmniej nie ci, z którymi spotykała się po wyjeździe z Nowego Jorku. Było 
dwóch, z którymi mogłaby sobie ułożyć życie, jak myślała, ale okazało się, że ich 
pojęcie kompromisu oznaczało, że to ona powinna zrezygnować ze swoich marzeń. 
Bolało ją, że nie traktowali ani jej ani jej pracy poważnie. To bolało ją tak bardzo, 
że pogrążyła się w tej pracy, ponieważ unikała w ten sposób bolesnych związków 
emocjonalnych. 

background image

Wzięła  głęboki  wdech  i  zatrzymała  się  kilka  kroków  od  wejścia  do  chaty. 

Poczuła zapach jedzenia. 

Zerknęła  przez  okno.  Wrześniowy  wietrzyk  poruszał  zasłonami,  a  nad 

zlewem świeciło się światło. 

Światło? 

No  cóż,  przynajmniej  zdarzyła  się  jedna  dobra  rzecz.  Jeśli  był  prąd,  to 

pewnie  droga  też  niedługo  zostanie  oczyszczona.  Web  odjedzie,  a  ona  będzie 
mogła robie to, co potrafi najlepiej. Pracować. Sama. Nic me będzie jej rozpraszać, 
Tego właśnie chciała, prawda? 

Przygotowując  się  na  nieprzyjemne  spotkanie,  wpatrzyła  się  w  schody. 

Potem wzięła głęboki oddech, weszła po schodach i sięgnęła do klamki. 

 

 

 

Web przyglądał się, jak Tony wychodzi z lasu, wyglądając trochę jak leśna 

driada. Kiedy przyłapał się na tym, że się uśmiecha, opuścił zasłonę i postanowił 
zignorować przyjemne uczucie oczekiwania. Takie myśli poprowadzą go prosto do 
klęski i to na kilka sposobów Nie miał zamiaru znów się zapuszczać na ten teren. 
Ten  pocałunek  był  pomyłką.  On  o  tym  wiedział.  Ona  o  tym  wiedziała.  Koniec 
historii. Tony Griffin była dla niego absolutnie niedostępna. 

O tym myślał przez całe popołudnie. O tym i o interesach. Musiał nakłonić 

Tony  do  podpisania  kontraktu.  Dlatego  przez  całe  popołudnie  pracował  i 
rozmyślał. 

Pod  koniec  dnia  był  naprawdę  z  siebie  zadowolony,  mimo  że  głupio  było 

zachwycać  się  tak  małymi  sukcesami.  Zrobienie  czegoś  konstruktywnego  na  jej 
terenie,  po  raz  pierwszy  od  przyjazdu,  okazało  się  być  bardzo  satysfakcjonujące. 
Nawet jeśli było to tylko obranie ziemniaków. 

Miał  dla  niej  cały  zestaw  niespodzianek.  Nie  dlatego,  jak  sam  siebie 

zapewniał, że chciał jej sprawić przyjemność. O nie. Chciał ją zaskoczyć. Pragnął 
odbudować  swój  wizerunek  mężczyzny  kompetentnego,  zdecydowanego  i 
kontrolującego sytuację. 

background image

Szybkim  krokiem  podszedł  do  stołu  i  usiadł  na  krześle  z  jedną  ze  starych 

książek, którą znalazł na regale. Kiedy drzwi się otworzyły siedział, udając, że jest 
pogrążony w lekturze, mimo że nie przeczytał ani jednego słowa. 

– Wróciłaś – powiedział z wyszukaną nonszalancją. 

Tony,  stojąc  w  progu,  spojrzała  na  niego,  na  książkę  i  w  końcu  zamknęła 

drzwi. Położyła plecak na podłodze. 

– Co to jest? – Podejrzliwość biła jej z oczy, kiedy patrzyła na stół. 

Nakrył dla dwojga, a oprócz tego postawił na stole świeczkę i bukiet polnych 

kwiatów, które zerwał na polanie. 

– Powiedzmy, że to przeprosiny za to, co stało się rano. – Uśmiechnął się z 

dokładnie wykalkulowanym wahaniem. 

Po  wyrazie  jej  twarzy  zorientował  się,  że  nie  była  pewna,  czy  ma  mu 

wierzyć. 

– Kiedy włączyli prąd? 

–  Z  tego,  co  wiem,  to  jeszcze  go  nie  włączyli  –  powiedział  mimochodem, 

udając zainteresowanie książką. – Znalazłem w szopie generator i uruchomiłem go. 

Czekał całe popołudnie, żeby móc powiedzieć to zdanie. Rzucić je ot tak, od 

niechcenia, jakby to było coś nic nie znaczącego. Jakby uruchomienie tej machiny 
nie  zajęło  mu  trzech  godzin  i  jakby  nie  pokaleczył  sobie  przy  tym  wszystkich 
palców. 

– Generator? Tu jest generator? 

– W szopie. Za stosem drzewa. – Web był zachwycony zaskoczeniem w jej 

głosie. Nie ruszyła się jeszcze z miejsca. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z tym 
nowym,  kompetentnym  Webem  i  myślą,  że  on  wie  coś,  o  czym  ona  nie  miała 
pojęcia. 

– Umiałeś uruchomić generator? 

Nie umiał, ale nauczył się i miał nadzieję, że nigdy już nie będzie miał do 

czynienia z czymś równie skomplikowanym. 

–  Pewnie.  –  Spojrzał  na  nią  i  wzruszył  ramionami  tak  jakby  chciał 

powiedzieć:  „w  końcu  to  ja  mam  chromosom  Y,  więc  dlaczego  miałbym  nie 
umieć?”. 

background image

Zmarszczyła brwi, ściągnęła buty i postawiła plecak na stole. 

– Co robiłeś w szopie? 

– Drewno się kończyło. Szukałem siekiery. Narąbałem trochę. 

Obróciła  głowę  w  stronę  paleniska.  Web  musiał  ukryć  uśmiech,  kiedy 

zobaczył jej zaskoczenie na widok zgrabnego stosiku polan. 

– Aha, i rozłożyłem już niedźwiedziom jedzenie. Dobrze zrobiłem? 

Jej ręka drżała, kiedy wyciągała z plecaka butelkę z wodą. 

– Nakarmiłeś niedźwiedzie? 

Znowu wzruszył ramionami, udając zainteresowanie książką. 

–  Pomyślałem,  że  będziesz  zmęczona  tym  chodzeniem  po  lesie.  I 

wiosłowaniem – dodał, unosząc w końcu głowę i obdarzając ją uśmiechem. 

Zamrugała oczami, zmieszana. Web dokładnie na to liczył. Po raz pierwszy, 

od kiedy tu przyjechał, miał przewagę. A teraz pora na asa z rękawa. 

– Aha, i zrobiłem kolację. Jakaś ryba w zamrażarce  zaczęła się rozmrażać, 

zanim włączyłem generator. Mam nadzieję, że jest dobrze upieczona. 

– Upieczona – powtórzyła, kompletnie zaskoczona. 

–  Z  pietruszką  i  masłem  cytrynowym.  Poeksperymentowałem  trochę  z 

twoimi przyprawami. Mam nadzieję, że będą pasować. 

– Taak, na pewno będą… Ja… ja chyba wezmę szybki prysznic. 

Znów  zamrugała  oczami,  otworzyła  usta,  jakby  chciała  coś  jeszcze 

powiedzieć, ale rozmyśliła się i poszła prosto do łazienki. 

Gdyby  tylko  podłoga  tak  nie  skrzypiała,  Web  chętnie  wykonałby  taniec 

zwycięstwa dookoła pokoju. 

Podobało mu się to. Bardzo. Podobało mu się, że znowu kontroluje sytuację. 

Podobało  mu  się  też,  że  tak  ją  zaskoczył.  Liczył  na  to  i  jak  do  tej  pory 

wszystko szło jak po maśle. 

A  teraz  będzie  starał  się  ją  zauroczyć  –  tylko  dla  celów  biznesowych  –  i 

znowu wspomni o kontrakcie. Przy rybie, której nie musiała przygotowywać i która 
całkiem nieźle pachniała. 

background image

O  tak!  Odzyskał  kontrolę  nad  sytuacją.  Nie  będzie  więcej  wchodził  na 

niebezpieczne  terytorium.  Nie  będzie  więcej  całowania.  Nie  będzie  myślenia  o 
całowaniu  ani  o  jej  miękkim  ciele,  złotych  włosach  i  ustach,  które  do  całowania 
były stworzone.  

Zatrzymał się gwałtownie. Wziął głęboki oddech. Koniec. Miał zbyt dużo do 

stracenia, żeby to zepsuć. 

Do  diabła!  zaklął  w  duchu  Web  piętnaście  minut  później,  kiedy  Tony 

otworzyła drzwi do łazienki. 

Kwiatowo-melonowy  zapach,  który  ją  otaczał,  byt  tak  kobiecy,  tak 

uwodzicielski, że poczuł, iż traci samokontrolę. 

Kiedy wyłoniła się z łazienki, jej złote włosy były wilgotne i opadały luźno 

na  ramiona.  Jej  ładna,  opalona  twarz  była  czysta  i  lśniąca,  a  Web  poczuł,  jak 
kawałek ziemi usuwa mu się spod nóg. 

Zamieniła  spodnie  khaki  na  obcisłe,  wytarte  dżinsy,  podkreślające  każdą 

krągłość jej ciała. 

Miała na sobie czerwony sweter z golfem, też obcisły. Nie tak jak dżinsy, ale 

wystarczająco  przylegający,  żeby  podkreślić  jej  cudowne  piersi,  które  na  ogół 
starała się ukryć. 

Wiedział, jak są miękkie i pełne, wiedział, jak wyglądają jej sutki twarde od 

zimna i chciał wiedzieć, jakie będą, kiedy stwardnieją z pożądania. 

Przepadł z kretesem. 

Widząc ją tak ubraną, mógł myśleć tylko o tym, że jeśli wejdzie do łazienki, 

to  zapewne  znajdzie  rozwieszoną  nad  prysznicem  różową  bieliznę.  Ciekawe,  co 
teraz miała na sobie? Koronkę czy satynę? Majteczki czy stringi? Czerwone jak jej 
sweter? Różowe jak jej usta? Czy też czarne jak jego nastrój? 

Koniec z nim! 

Wyglądała tak delikatnie i krucho, od czubka głowy aż do ładnych, bosych 

stóp. 

Kontrakt, pomyślał. Kontrola. Interesy. Ważne interesy. 

– Lepiej się czujesz? – zapytał, próbując utrzymać dystans. 

– O wiele lepiej. 

background image

Wróciła  do  łazienki  i  wyszła  po  chwili  ze  szczotką,  którą  zaczęła  czesać 

włosy. 

Zahipnotyzowała go tymi ruchami szczotki, prześlizgującej się w dół po jej 

długich,  wilgotnych  włosach.  Widokiem  piersi,  uwydatniających  się,  kiedy 
podnosiła ręce do góry. Elegancką krzywizną pleców, kiedy pochyliła głowę. 

Co się z nim działo? Miał wiele kobiet. Kobiet, które – w przeciwieństwie do 

Tony  –  pracowały  nad  tym,  żeby  być  piękne  i  podniecające.  Kobiet,  które 
wiedziały,  o  co  chodzi.  Które  nie  będą  cierpieć  pod  koniec  krótkiego  romansu. 
Romansu, którego na pewno nie będzie między nim i Tony. 

–  Ryba  jest  chyba  gotowa  –  powiedział,  nakazując  sobie  nie  panikować. 

Będzie po prostu postępował zgodnie z planem i sprawi, że Tony w końcu podpisze 
ten głupi kontrakt. 

– Znalazłem trochę warzyw i zrobiłem sałatkę. I upiekłem ziemniaki. 

Wyprostowała się i jej wspaniałe włosy opadły kaskadą na ramiona. Patrząc 

na  niego,  zmrużyła  oczy  i  po  raz  pierwszy  od  powrotu  do  chaty  nie  próbowała 
ukryć swojej reakcji. 

– O co ci chodzi, Tucker?  

Postawił sałatkę na stole. 

– Jak to „o co chodzi”? 

Ruchem ręki wskazała wnętrze chaty. 

–  To  wszystko.  Porąbane  drewno.  Nakarmione  niedźwiedzie.  Kolacja.  Nie 

wygląda na to, żebyś się tym zajmował na co dzień. 

Miała rację. Poza kolacją, wszystko było dla mego równie obce, jak uczucia 

do  niej,  które  próbował  w  sobie  zwalczyć.  Otworzył  piec  i  wyjął  rybę  oraz 
ziemniaki. Z głębokim westchnieniem spojrzał w końcu w jej twarz. 

–  Pewnie,  że  nie  zajmuję  się  takimi  rzeczami,  ale  jestem  świetnym 

kucharzem,  jeśli  chcesz  wiedzieć.  Zaczęło  się od  czasopisma  kucharskiego, które 
wydawaliśmy kilka lat temu, a w końcu gotowanie stało się to moim hobby. 

Postawił  rybę  na  stole  i  odsunął  jej  krzesło,  zapraszając,  żeby  usiadła  i 

żałując, że nie usiądzie na jego kolanach. 

Wzruszył ramionami i usiadł. Napełnił jej talerz, potem swój. 

background image

– Być może jest to dla ciebie niespodzianka, ale nie jestem przyzwyczajony 

do bycia bezużytecznym. Zaczynam się wtedy dziwnie zachowywać. Tak jak dziś 
rano,  kiedy  cię  topiłem.  Chciałem  uratować  swoją  dumę.  To  jest  mój  sposób  na 
przeprosiny. Zachowałem się okropnie. 

– Cóż – powiedziała z wahaniem, po czym przysunęła krzesło bliżej stołu. – 

Skoro  jesteś  taki  łaskawy,  to  ja  ciebie  też  przeproszę.  Za  to,  że  zrobiłam  ci  taki 
brzydki dowcip. 

Popatrzyła  w  dół  na  swoje  ręce,  które  złożyła  na  podołku  i  wzruszyła 

ramionami. 

– Moja duma też była trochę zraniona. 

To  był  moment,  w  którym  Web  powinien  uśmiechnąć  się  szeroko,  przyjąć 

ugodowy wyraz twarzy i zmienić temat – na przykład wspomnieć o kontrakcie. Ale 
jego  serce  zaczęło  bić  mocniej  w  chwili,  kiedy  Tony  usiadła  tak  blisko  niego,  w 
zasięgu jego ręki. Miał przemożną ochotę dotknąć tych wilgotnych, jedwabistych 
włosów. W następnej chwili usłyszał, jak zadaje ostatnie pytanie, jakie powinien w 
tej chwili zadać: 

– Czy powinienem przeprosić cię też za to, że cię pocałowałem? 

Podniosła głowę i spojrzała na niego z napięciem. Jeśli wzrok go nie mylił, 

wspomnienie  pocałunku  wywoływało  w  niej  podobne  doznania  co  u  niego. 
Przełknęła ślinę, po czym pochyliła twarz nad talerzem. 

– Ryba wygląda bardzo smakowicie.  

Przez  chwilę  patrzył  na  czubek  jej  głowy,  wiedząc,  że  Tony  ma  rację.  Nie 

powinni powracać do tamtego pocałunku. 

A  jednak,  podnosząc  widelec  i  idąc  w  jej  siady,  miał  niewytłumaczalne 

poczucie straty. 

Następnego ranka Tony wstała o świcie, jak zwykle. To było już dobre trzy 

godziny temu. Nakarmiła niedźwiedzie, a potem zajęła się wywoływaniem klisz w 
ciemni, którą zrobiła w garażu Charliego i… myśleniem o poprzednim wieczorze. 

Web  zachowywał  się  jak  dżentelmen.  Nawet  pozmywał  po  kolacji,  co 

naprawdę ją zdziwiło. Oprócz tego był miły, zabawny i wesoły, nawet wtedy, gdy 
znowu pokonała go w karty. 

background image

I nie flirtował z nią ani razu. Powiedział dobranoc, wsunął się do śpiwora i 

od razu zasnął. 

1  bardzo  dobrze,  że  tak  było,  pomyślała,  zastanawiając  się  tylko,  czemu 

wprawiało ją to w taki zły nastrój. 

Z westchnieniem rozłożyła dopiero co wywołane 

odbitki na stole, po czym uważnie przyjrzała się zdjęciom. Miała nadzieję, że 

oderwie to jej myśli od rzeczy, o których myśleć nie powinna. Na przykład, jakie to 
było uczucie, kiedy Web pocałował ją wtedy w jeziorze. Albo jak zachrypnięty był 
jego głos, kiedy proponował, żeby przenieśli się do domku. 

„Czy powinienem przeprosić też za to, że cię pocałowałem?” 

To  jego  pytanie  prześladowało  ją  całą  noc.  I  to,  jak  tchórzliwie  uniknęła 

odpowiedzi. 

– Przestań już o tym myśleć – mruknęła i w końcu udało się jej skupić się na 

fotografiach. 

To były zdjęcia Damiena, które zrobiła tamtego dnia, kiedy przyjechał Web. 

W  chwili  gdy  Web  wszedł  do  chaty,  była  kompletnie  pochłonięta 

oglądaniem fotografii. 

– Powinniśmy chyba oszczędzać generator – powiedział, wycierając ręce w 

papierowy ręcznik. – Zużyliśmy już jedną trzecią paliwa, a trudno powiedzieć… 

Jego  głos  zamarł,  kiedy  za  nią  stanął.  Poczuła  jego  zapach,  zanim  jeszcze 

wyczuła jego ciepło. Mydło, krem po goleniu i ten cudowny, sosnowy zapach. 

– Niesamowite – stwierdził. 

Zerknęła przez ramię i zobaczyła, że Web przygląda się jej zdjęciom. 

– Tak, to prawda, on jest niesamowity. 

–  Chodziło  mi  o  zdjęcia.  Jesteś…  To  co  udało  ci  się  uchwycić…  To 

naprawdę niespotykane. 

– To sprawka Damiena. 

–  Damiena?  –  Zaśmiał  się  cicho  i  miała  wrażenie,  że  owiała  ją  delikatna, 

zmysłowa bryza. – Nie przypominam sobie żadnego republikanina o tym imieniu. 

background image

– Nawet Charlie stwierdził, że Damien to nie zwykłe zwierzę. – Podeszła do 

kuchenki, żeby napełnić kubek gorącą wodą. Byle tylko być dalej od Weba. Zbyt 
silnie  na  niego  reagowała,  zbyt  wiele  uczuć  zalewało  ją,  kiedy  on  był  blisko.  – 
Właśnie jemu robiłam zdjęcia w dniu, kiedy przyjechałeś. 

–  W  dniu, kiedy  przyjechałem? Jak udało  ci się  je  wywołać?  Pewnie  masz 

cyfrowy aparat i schowałaś gdzieś tutaj komputer i drukarkę?  

– Nie, nie mam ani komputera, ani cyfrowego aparatu. Wolę swój nikon FI i 

wolę tradycyjną kliszę, zwłaszcza że jest bezpieczniejsza, kiedy robi się zimno. A 
jeśli chodzi o wywoływanie, to zrobiłam to w ciemni, którą zaimprowizowałam w 
garażu Charliego niedługo po moim przyjeździe. 

– Tradycyjna z ciebie dziewczyna, co? 

– Na ogół.  

Na ogół w pełni kontrolowała swoje zachowania i reakcje. Ale od wczoraj, 

od  tamtego  pocałunku,  stała  na  niepewnym  gruncie.  Przy  Webie  absolutnie  me 
czuła się tradycyjna. 

Wyglądało  na  to,  że  on  juz  zapomniał  o  tym,  co  się  wczoraj  wydarzyło. 

Powinna pójść w jego ślady. Miała już w głowie plan. Gdyby tylko udało się jej 
wprowadzić go w życie. 

A  co  na  to  jej  serce?  Wstrzymała  oddech.  Serce  nie  miało  z  tym  nic 

wspólnego. Może i nosiła w mm wspomnienie młodzieńczego zakochania, ale… 

Jeśli kobieta zakochiwała się w mężczyźnie mając dziewiętnaście lat i wciąż 

o  nim  myślała  dwanaście  lat  później,  jeśli  jej  serce  wciąż  drżało  na  dźwięk  jego 
głosu, na dotyk jego ręki, na jego najlżejszy uśmiech… Co to oznaczało? 

Na  pewno  nie  była  to  miłość,  zapewniła  samą  siebie,  zwalczając  rosnącą 

panikę. To nie mogła być miłość. 

Nie mogła. Ona na to nie pozwoli. 

Spojrzała na Weba, patrząc, jak ogląda jej zdjęcia. Poczuła, jak cała topnieje 

na widok jego silnie zarysowanego profilu i szybko odwróciła wzrok. Słowa, które 
padły z jego ust, były właśnie tym, czego potrzebowała, żeby odzyskać panowanie 
nad sobą. 

–  Te  zdjęcia  są  naprawdę  niesamowite,  Tony.  Zapomnij  o  tym,  co  ci 

oferowałem. Podwoję stawkę, jeśli tylko podpiszesz kontrakt. 

background image

Rozdział ósmy 

 

Po  tej  zadziwiającej  ponownej  ofercie,  Tony  łatwiej  było  utrzymywać 

fizyczny  i  emocjonalny  dystans.  I  przez  następne  dwa  dni  świetnie  się  jej  to 
udawało.  Web  nie  szukał  romansu.  Chodziło  mu  tylko  o  namówienie  jej  do 
podpisania  kontraktu.  A  ten  pocałunek…  Zdarzył  się  pod  wpływem  chwili.  Był 
pomyłką. 

Zabezpieczenie  finansowe,  jakie  Web  jej  oferował,  było  kuszące,  myślała, 

kiedy siedzieli obydwoje ukryci między skałami, niedaleko miejsca, gdzie ostatnio 
widziała Damiena. Tak, stała pensja była bardzo kusząca. Ale jeszcze bardziej bała 
się współpracy z Webem. 

–  Nie  musisz  tutaj  siedzieć  –  szepnęła,  kiedy  się  poruszył.  –  Ja  i  moje 

mięśnie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Ty nie. 

– Próbujesz się mnie pozbyć, Griffm? – odszepnął z uśmiechem. 

Próbowała się go pozbyć już od godziny, ale on był uparty jak osioł. 

Niewielkie  rozmiary  kryjówki  zaczynały  jej  działać  na  nerwy.  Nie  mogła 

poruszyć  nogą,  żeby  nie  dotknąć  kolana  Weba,  nie  mogła  się  pochylić,  żeby  nie 
otrzeć się o jego ramię. 

Przynajmniej  nie  musiała  wdychać  tej  drogiej  wody  kolońskiej,  która 

pachniała tak męsko i zmysłowo. Powiedziała mu, że jeśli chce z nią iść, nie może 
używać żadnych zapachów. 

– Wystraszysz niedźwiedzie – wyjaśniła, choć tak naprawdę obawiała się, że 

to na nią ten zapach będzie miał największy wpływ. 

–  Nie  mogę  sobie  tego  wyobrazić  –  powiedział  głośno,  bardziej  jednak  do 

siebie niż do niej. 

Promień  słońca  przedarł  się  przez  zasłonę  górujących  nad  nimi  sosen  i 

zatańczył na jego twarzy. Serce Tony podskoczyło i musiała wziąć głębszy oddech, 
żeby się uspokoić. 

– Czego nie możesz sobie wyobrazić? 

– Życia tutaj. Jeśli dobrze pamiętam, powiedziałaś, że Charlie żył tułaj ponad 

czterdzieści lat? 

background image

– Niemal sześćdziesiąt. 

–  Jak  udawało  mu  się  znosić  samotność?  Ciszę?  To  znaczy,  po  dłuższej 

chwili  przebywania  tutaj,  doceniam  zalety  tego  miejsca.  Jest  tutaj  naprawdę 
pięknie. Powietrze jest takie czyste. Ale… – Zamilkł i potrząsnął głową. – To tak 
odległe miejsce. Czy nie czuł się tutaj samotny? 

–  Powinieneś  go  poznać  –  usłyszała  swoje  słowa.  –  Wtedy  zrozumiesz. 

Charlie jest samowystarczalny. Przypomina mi mojego dziadka, Bennetta. Zawsze 
wie, co trzeba zrobić, zawsze jest bardzo pewny siebie. Poza tym on nie jest tutaj 
sam  przez  trzysta  sześćdziesiąt  pięć  dni  w  roku.  Ma  sąsiadów.  Rodzinę.  Oni  go 
odwiedzają i on ich odwiedza. 

– Ale musi tu być, bo karmi niedźwiedzie. 

– On kocha niedźwiedzie. Nie uważa, że karmienie ich to jego obowiązek. 

Traktuje  je  jak  rodzinę  i  lubi  ich  towarzystwo.  Żadnych  gierek,  żadnych  żądań, 
oprócz tych najbardziej oczywistych. 

– Jedzenie. 

– I bezpieczeństwo. 

Spojrzała na zachodzące słońce. 

– Damien chyba się już nie pokaże. Powinniśmy wracać do chaty, póki jest 

jasno. Ja to wezmę – dodała, kiedy sięgnął po jej ciężki plecak. 

– Umowa jest umową – uśmiechnął się, zarzucając sobie plecak na ramię. – 

Ale zobaczysz, że jeszcze uda mi się ciebie pokonać, zanim wyjadę. 

–  No  to  powinieneś  się  spieszyć  –  powiedziała  Tony,  ruszając  w  stronę 

chaty. – Za dzień lub dwa powinni odblokować drogę. 

Najwyższa pora, pomyślała, kiedy szli przez las. 

Web  siedział  na  najwyższym  stopniu  schodów.  W  rękach  trzymał  kubek  z 

gorącą  kawą  i  przyglądał  się  zachodowi  słońca.  We  wrześniu  dni  w  północnej 
Minnesocie były krótkie, noce przychodziły szybko i szybko robiło się chłodno. W 
ciągu  ostatnich  piętnastu  minut  paleta  kolorów  na  niebie  przeszła  od  wszystkich 
odcieni brzoskwiniowego i złotej czerwieni do lśniącego fioletu i perłowej szarości. 
Kiedy otworzyły się drzwi i Tony wyszła na zewnątrz, zmierzch już się kończył i 
dookoła zapadała noc. 

background image

Pierwsze  lśnienie  gwiazdy  polarnej  pojawiło  się  nisko  nad  linią  drzew. 

Księżyc  w  nowiu  to  pojawiał  się,  to  chował  za  szarymi,  widmowymi  chmurami  i 
rzucał senną poświatę na otaczające ich lasy. 

–  Tak  dawno  nie  oglądałem  nieba  poza  miastem,  że  zapomniałem,  jakie 

może być piękne – powiedział, wyczuwając jej obecność za sobą. 

Odwrócił  się  i  zobaczył,  że  Tony  stoi  z  założonymi  rękami  i  twarzą 

uniesioną do nieba. 

– To właśnie jest jedna z zalet mojej pracy. 

– Słyszę świerszcze, ale jest też jakiś inny dźwięk. Co to takiego? 

Słuchała przez chwilę. 

– Nocna pieśń – powiedziała cicho. 

– Nocna pieśń. Podoba mi się to. 

Wstał i postawił kubek na poręczy. Tony wyglądała tak młodo. I tak pięknie. 

Zaprzestał flirtowania z nią kilka dni temu, ponieważ wiedział, że wynikną z tego 
tylko kłopoty. Z najwyższym trudem starał się utrzymywać profesjonalny dystans. 
Ona też. I ten fakt nie umknął uwagi żadnego z nich. 

Zauważył, że zadrżała, i zdał sobie sprawę, że przyczyną był nie tylko chłód. 

Seksualne  napięcie  było  wciąż  wyczuwalne  między  nimi.  W  ciągu  ostatnich  dni 
zauważył  wiele  oznak  –  odwracanie  wzroku,  unikanie  dotknięcia.  Śmiech,  nieco 
zbyt  szybki  i  zbytnio  wymuszony,  mający  ukryć  tęsknotę,  której  nie  udało  się 
całkowicie stłumić. 

Obydwoje  grali  w  tę  grę  uników.  To  trwało  już  zbyt  długo. Był  zmęczony 

zwalczaniem  swojego  instynktu.  Był  zmęczony  unikaniem  jej.  Zmęczony 
tańczeniem dookoła tego, czego pragnął. Wolał zupełnie inny taniec. Działając pod 
wpływem impulsu, wziął jej dłoń, ignorując jej zdziwione spojrzenie i prowadząc 
ją po schodkach w dół. 

–  Skoro  noc  tak  pięknie  śpiewa,  to  nie  powinniśmy  tego  zmarnować  – 

powiedział. Kiedy stanęli na ziemi, odwrócił ją twarzą do siebie. – Zatańcz ze mną. 

Zanim  zdążyła  cokolwiek  powiedzieć,  przyciągnął  ją  do  siebie  i  zaczął 

poruszać się w wolnym rytmie, który słyszał w swojej głowie. 

Przez  kilka  następnych  chwil  tańczyli,  przyzwyczajając  się  do  swojego 

dotyku, do zapachów, do elektrycznego niemal napięcia. 

background image

– Co my właściwie robimy? – zapytała ostrożnie. 

– Tańczymy. Tylko tańczymy. Zostawmy to tak, jak jest. Na razie. 

Dookoła nich zapadała noc. Przyciągnął ją nieco mocniej do siebie. 

– Dlaczego – wymruczał, kiedy unosił jej ramiona i oplatał je dookoła swojej 

szyi  –  przez  całe  życie  postępowałem  zgodnie  z  rozsądkiem  i  wiedzą,  a  będąc  tu 
zaledwie trzy dni zaczynam kierować się impulsami? 

Objął ją w pasie i przytulił, przyciskając dłonie do jej pleców, prześlizgując 

palcami po jej szczupłych biodrach. 

–  Może  to  kwestia  powietrza  –  zasugerowała  cicho.  Roześmiał  się  i 

przycisnął policzek do jej włosów. 

– Niewykluczone… 

To  dziwne.  Od  dawna  nie  był  tak  spontaniczny.  Nie  trząsł  wprawdzie 

posadami finansowego świata, ale czuł się bardziej ożywiony niż kiedykolwiek. I 
wątpił, żeby miało to cokolwiek wspólnego ze świeżym powietrzem. 

– Wydaje mi się jednak, że to kwestia zupełnie czegoś innego. 

– Tak? 

Nie spodziewał się, że jest w Tony tyle różnych zalet. Była zabawna, bystra 

i, mimo że próbowała cały czas to ukryć, była piękna. Wcześniej ze wszystkich sil 
starał  się  tego  nie  dostrzegać.  Musiał  teraz  przyznać,  że  Tony  była  nie  tylko 
pociągająca fizycznie. Lubił ją. I to bardzo. 

Była nie tylko zmysłowa i seksowna, ale również inteligentna i szczera. I nie 

miała pojęcia, jak bardzo jest atrakcyjna. Poza tym miała ogromny talent. Zdjęcia, 
które zrobiła niedźwiedziom, były ekscytujące, prawdziwe i ukazywały piękno jej 
duszy. 

Wszystko to razem nie wystarczało jeszcze, żeby opisać uczucie, jakie – jak 

podejrzewał – zaczął do niej żywić. 

Ale nie chciał o tym teraz myśleć. Nie miał zamiaru analizować i zepsuć tej 

chwili czymś, czego do końca jeszcze nie przemyślał. 

Jej  skóra  lśniła  złoto  w  blasku  księżyca.  Dotknął  dłonią  jej  policzka, 

odwróci! jej twarz ku sobie. I poddał się. 

– Wiesz, że cię pocałuję, prawda? Wiesz, że muszę to zrobić? 

background image

Jego serce biło dwa razy szybciej niż zwykle. 

Tony  podniosła  na  niego  wzrok.  W  jej  oczach  dostrzegł  pożądanie, 

rozpalające krew w jego żyłach. 

I już było po nim. 

Miał  wrażenie,  że  gdzieś  w  jego  wnętrzu  nastąpił  wybuch,  zalewając  całe 

jego  ciało  falą  testosteronu.  Przyciągnął  Tony  do  siebie  i  pocałował  ją  mocno, 
głęboko. 

– Jeśli nie chcesz tego, to każ mi przestać – szepnął, na chwilę oderwawszy 

się od jej ust. – Powiedz to teraz. 

– Przestań – odpowiedziała posłusznie, obejmując rękami jego szyję. 

Jęknął  i  zanurzył  rękę  w  jej  włosach,  rozkoszując  się  ich  jedwabistym 

dotykiem. Delikatnie zsunął przytrzymującą je gumkę i palcami rozczesał warkocz, 
aż  włosy  opadły  jej  na  ramiona.  Kiedy  mruknęła  cicho,  przysuwając  się  bliżej, 
przesunął  dłonie  w  dół po  jej  plecach,  chwytając  ją  i  podnosząc  tak,  żeby  mogła 
objąć go w pasie nogami. 

– Naprawdę chcesz, żebym przestał? – szepnął, gryząc ją lekko w ucho. 

– Nie – i westchnęła, kiedy ruszył w stronę chaty, pokonał schody i wszedł 

do środka. 

Całując ją i dotykając bez przerwy, zamknął kopnięciem drzwi i podszedł do 

łóżka. 

– Na pewno? 

–  Na  pewno  chciałabym,  żebyś  wreszcie  przestał  mówić  –  zamruczała,  po 

czym wsunęła palce w jego włosy i pocałowała go. – Po prostu przestań mówić. 

Nie musiała dwa razy mu powtarzać. 

Kiedy doszedł do łóżka, położył ją na nim, przykrywając ją swoim ciałem. 

Stary  materac  jęknął  pod  ich  ciężarem.  Web  oparł  się  na  łokciach,  wciąż 
nieprzerwanie ją całując. 

– To jakieś szaleństwo – wyszeptał po chwili, chowając twarz w zagłębienie 

jej obojczyka. 

–  Znowu  mówisz.  –  Jej  ręce  poruszały  się  gorączkowo,  chwytając  jego 

koszulę i wyciągając ją ze spodni. 

background image

Web  jęknął,  po  czym  ułożył  się  na  plecach,  pociągając  ją  za  sobą  i 

pomagając jej rozpiąć guziki. 

– Teraz ty – powiedział, ściągnąwszy koszulę. Podciągnął się trochę do góry 

i oparł o ścianę. 

Cudownie  było  patrzeć  na  Tony,  jak  siedziała  na  nim  okrakiem  z 

rozwichrzonymi włosami, zaczerwienionymi policzkami, ustami nabrzmiałymi od 
pocałunków. 

Bez wahania skrzyżowała ręce, chwyciła za brzeg swetra i ściągnęła go przez 

głowę. 

Web poczuł nagłą falę gorąca. Od chwili, kiedy zobaczył jej bieliznę suszącą 

się w łazience, codziennie zastanawiał się, w jakim kolorze majteczki i stanik ma 
dziś na sobie. Teraz już wiedział 

Dziś nie miała na sobie różu. Ani bieli. Jej stanik był czarny, koronkowy i 

całkowicie przezroczysty, ukazujący każdy szczegół. 

–  Tony!  –  jęknął,  przyciągnął  ją  do  siebie  i  dotknął  ustami  delikatnej 

koronki. 

Wygięła się w łuk, oddając mu się całkowicie. Chwycił materiał zębami. 

Kiedy  oderwał  od  niej  usta,  wydała  z  siebie  jęk  zawodu.  On  jednak  otarł 

policzek  o  jej  drugą  pierś,  wywołując  jęk  rozkoszy.  Jemu  też  się  to  podobało. 
Uwielbiał to ciepło, miękkość ukrytą pod delikatnym materiałem. Uwielbiał ją. 

Krzyknęła cicho, kiedy przygryzł ją delikatnie, a potem sięgnął do zapięcia 

na jej plecach. Kiedy poradził sobie z haftkami, chwycił materiał stanika zębami i 
ściągnął go jednym szybkim ruchem. Chciał dotykać jej nagiej, ciepłej skóry. 

Podciągnął się wyżej i przycisnął dłonie do jej pleców, przyciągając ją bliżej. 

Włosy opadły jej na twarz, muskając jego ramiona. Jej skóra pod jego palcami była 
gładka jak aksamit, co stanowiło zmysłowy kontrast z jej dłońmi, wpijającymi się 
w jego ramiona w desperackim żądaniu. 

To nieme pragnienie doprowadziło jego krew do stanu wrzenia. Położył ją na 

plecach i uklęknął nad nią, sycąc się jej widokiem. Jej złote włosy rozsypały się na 
poduszce,  jej  pełne  piersi  błyszczały,  wilgotne  od  jego  ust,  a  jej  małe,  rozpalone 
dłonie sięgały do zapięcia jego spodni. 

background image

Kiedy stała się taka piękna? Kiedy zamieniła się w to zmysłowe, seksowne 

stworzenie, które kusiło go jak grzech pierworodny? Kiedy stracił rozum i zaczął 
jej pragnąć? 

Nie wiedział. I nie obchodziło go to, ponieważ jej szczupłym palcom udało 

się rozpiąć pasek i guzik, a teraz powoli rozpinały suwak jego dżinsów. 

Jęknął,  kiedy  dotknęła  go  przez  cienki  materiał  bokserek.  Przytrzymał  jej 

dłoń. 

– Nie wiesz – szepnął, pochylając się i całując ją długo i mocno – jak bardzo 

mnie to boli, ale muszę cię teraz na chwilę zostawić. 

Wstał z łóżka i poszedł do łazienki w poszukiwaniu swojej kosmetyczki. 

Podziękował  bogom  bezpiecznego  seksu  za  to,  że  zawsze  pamiętał  o  tym, 

żeby być przygotowanym. 

Kiedy wrócił do łóżka, ona zdążyła już rozpiąć guzik swoich spodni i sięgała 

właśnie do suwaka. 

– O nie, nie, nie. – Uklęknął przy niej. – To należy do moich obowiązków. 

Lekki uśmiech wygiął kąciki jej ust. Zawahała się chwilę, po czym spełniła 

jego życzenie. Podniosła ręce i ułożyła je tak, że jej dłonie leżały teraz po obydwu 
stronach  jej  głowy.  Web  rzucił  małe  opakowanie  na  łóżko,  obok  jej  ręki  i 
rozkoszował się przez chwilę jej widokiem, po czym powoli zsunął swoje dżinsy i 
bokserki. 

A potem sięgnął do suwaka jej spodni. 

Jego  pocałunki,  pomyślała  Tony,  patrząc  jak  ten  piękny,  nagi  mężczyzna 

pochyla się nad nią, smakowały jak wino. Kobieta, która przyzwyczajona była do 
wody,  nie  potrzebowała  ich  dużo,  żeby  się  nimi  upić.  Dla  kobiety,  która  przez 
większość  życia  piła  wodę,  pokusa  była  zbyt  duża.  Dowiedziała  się  o  tym 
dwanaście lat temu. Wiedziała o tym, kiedy całował ją w jeziorze. 

Wiedziała  o  tym,  kiedy  wróciła  do  chaty  i  zobaczyła  go  siedzącego  przy 

stole, mimo że całe popołudnie wmawiała sobie, że nic potrzebuje niczego więcej 
niż woda. 

Nawet wtedy wiedziała, że sama siebie okłamuje. A teraz, kiedy jego silne 

ręce  powoli  rozpinały  suwak  jej  dżinsów,  całując  każdy  centymetr  odsłanianego 
ciała, nie chciała już dłużej kłamać. 

background image

Chciała  tego  wszystkiego.  Wszystkich  fantazji  na  jego  temat,  które  snuła 

przez  lata,  wszystkich  doznań,  które  budziły  w  niej  jego  pieszczoty,  spełnienia, 
którego domagała się jej tęsknota za nim. Tak dawno już tego nie czuła. Miała do 
tego prawo. Uniosła lekko biodra, kiedy on delikatnie zsuwał jej spodnie. 

Z  innym  mężczyzną  byłaby  nieśmiała.  Innemu  mężczyźnie  powiedziałaby: 

nie.  Ale  tego  mężczyznę  znała.  .Poznała  go  w  swoich  niezliczonych  snach,  w 
niekończących  się  fantazjach.  Ufała  mu,  chciała,  żeby  zabrał  ją  w  miejsca,  w 
których  nigdy  nie  była,  a  do  których  desperacko  chciała  dotrzeć.  Tak  jak  teraz, 
kiedy pragnęła podążyć drogą, którą ją właśnie prowadził. 

Jej  serce  biło  jak  szalone,  kiedy  on  zaczął  przesuwać  usta  w  górę  jej  ciała, 

zatrzymując  się  chwilę  przy  jej  piersiach,  po  czym  kończąc  swoją  podróż  na  jej 
wargach. 

Jego  usta  miały  smak  niebiańskiego  wina,  kiedy  pocałował  ją  głęboko,  po 

czym odsunął się na chwilę, żeby się zabezpieczyć. 

Po chwili wrócił do niej i wszedł w nią jednym gładkim, długim ruchem. I w 

niewiarygodnie krótkim czasie zabrał ją wysoko, wyżej niż kiedykolwiek. 

Poczuła potężną falę przetaczającą się przez jej ciało, czuła, jak Web dogania 

ją  ostatnim  pchnięciem,  po  czym  chowa  twarz  w  jej  włosach,  wołając  jej  imię 
jakby  była  jedyną  rzeczą,  jedyną  osobą,  jaka  na  tym  świecie  ma  jakiekolwiek 
znaczenie. 

 

 

 

– Uśmiechasz się. – Web przesunął dłonią po nagim biodrze Tony, ściskając 

je lekko. 

Odwróciła  głowę,  żeby  na  niego  spojrzeć.  W  chacie  panowała  ciemność. 

Tylko przyćmione światło kominka, który rozpalili, kiedy na chwilę wyszli z łóżka, 
oświetlało jego twarz. 

– Może chciałabyś się czymś ze mną podzielić? – zapytał, kiedy uśmiechnęła 

się szerzej. 

background image

Tony wydawało się, że nie pozostało nic, czego już ze sobą nie dzielili. Po 

tym  niezwykłym  pierwszym  razie  kochali  się  ponownie.  Potem  wstali,  żeby  coś 
zjeść, a następnie znowu wylądowali w łóżku, zaczynając wszystko od nowa. 

Powinna być wyczerpana. Powinna być zawstydzona rzeczami, które robili. 

Ale nie była. Czuła się za to radośniej niż kiedykolwiek w życiu. I właśnie dlatego 
się uśmiechała. 

Web  uniósł  się  na  łokciu  i  oparł  głowę  na  dłoni.  Jego  druga  dłoń…  ooch, 

jego druga dłoń zajęta była dotykaniem Tony i głaskaniem jej. 

– Nie powiesz mi? 

– Dlaczego się uśmiecham?  

Skinął głową. 

– Myślałam o bezużyteczności. 

Zaśmiała się, kiedy zmarszczył brwi. 

–  Dwa  dni  temu  mówiłeś,  że  nie  jesteś  przyzwyczajony  do  bycia 

bezużytecznym. Właśnie myślałam o tym, jak bardzo jesteś użyteczny. 

Uszczypnął ją, a ona zapiszczała. 

– No dobrze, bardziej niż użyteczny. 

Sprężyny zajęczały, kiedy Web opadł na plecy, kładąc ręce nad głową. 

– Też mi komplement! 

Odwróciła się do niego i dotknęła dłonią jego policzka. 

–  Jesteś  doskonale  użyteczny.  Niezwykle  użyteczny.  Cudownie  użyteczny. 

Jestem naprawdę bardzo usatysfakcjonowana. 

Roześmiał się. 

– Też tak pomyślałem, kiedy krzyczałaś. 

Poczuła, że się rumieni. 

–  Hej.  –  Ujął  jej  podbródek  w  swoją  dłoń.  –  To  było  wspaniałe.  Ty  jesteś 

wspaniała. 

background image

Objął ją ramieniem i oparł podbródek na czubku jej głowy. To był jeden z 

tych  idealnych  momentów  i  przez  chwilę  Tony  nie  myślała  o  niczym,  tylko 
cieszyła się chwilą. 

Prawie  zasnęła,  kiedy  Web  znów  się  odezwał,  przeczesując  jej  włosy 

palcami. 

– Myślałaś o tamtej nocy? O nocy po gwiazdkowym przyjęciu? 

Otworzyła  oczy  i  przełknęła  ślinę.  Nie  myślała  o  niczym  od  chwili,  kiedy 

Web podniósł ją z krzesła i znów rzucił na łóżko. Nie chciała myśleć o niczym. 

Nie  dziś.  Jutro  będzie  musiała  stanąć  twarzą  w  twarz  z  rzeczywistością.  A 

rzeczywistością był fakt, że to, co się stało między nimi, to była tylko jednonocna 
przygoda.  Ich  związek  nie  miał  przyszłości.  On  mieszkał  w  Nowym  Jorku.  Ona 
często zmieniała miejsce pobytu. A to i tak był tylko początek różnic między nimi. 

– Ja myślałem – powiedział, przerywając ciąg jej ponurych myśli. Jego głos 

był  zachrypnięty.  Przytulona  do  niego  Tony  czuła,  jak  jego  serce  bije  powoli  i 
równomiernie.  –  Pamiętam  tyle  rzeczy.  Było  strasznie  zimno.  Za  zimno  na  śnieg, 
ale szron na szybach lśnił jak twoje oczy. Masz piękne oczy. 

–  Naprawdę?  –  Wciąż  myślała  o  sobie  jako  o  dziewczynie  w  okularach, 

mimo że od operacji jej oczu minęło już pięć lat. 

Pocałował jej skroń. 

– Przez lata myślałem o tym, jak na mnie wtedy patrzyłaś. Myślałem o tym, 

jak delikatna się wydawałaś w moich ramionach, jak smakowałaś. Przez dwanaście 
lat chciałem znów spróbować twojego smaku. 

– Nawet mnie nie poznałeś, kiedy się tu pojawiłeś – powiedziała. 

Zaśmiał się. 

–  Tak,  muszę  przyznać,  że  wyglądasz  inaczej.  Zupełnie  inaczej.  A  na 

dodatek przyjechałem tutaj z misją. Można powiedzieć, że byłem po prostu bardzo 
na tym skoncentrowany. 

Zesztywniała, a brzydka myśl przeleciała jej przez głowę. 

– Jeśli chodzi tylko o kontrakt, to… 

–  Chwileczkę,  –  Uniósł  się  na  łokciu  i  spojrzał  prosto  w  jej  oczy.  –  Na 

początku  –  przyznał  –  chodziło  mi  tylko  o  kontrakt,  nie  będę  zaprzeczał. 

background image

Nakarmienie niedźwiedzi, ugotowanie kolacji, porąbanie drewna. Czy wciąż chcę, 
żebyś go podpisała? Jak cholera. Ale teraz – powiedział, pochylając głowę i całując 
ją powoli – chodzi tylko o ciebie, o mnie i o sprawy osobiste, które od dwunastu lat 
są niedokończone. 

Zamrugała oczami, oszołomiona pocałunkiem. 

– Naprawdę myślałeś o mnie cały ten czas? 

Web uśmiechnął się, zadowolony, że tak łatwo odciągnął ją od rozmowy o 

kontrakcie,  zauroczony  jej  niepewnością.  Jej  zdziwienie  było  szczere.  Ta 
dziewczyna naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, jak była atrakcyjna. 

– Tak. Powiedziałem sobie, że jeśli kiedyś cię spotkam, pocałuję cię, po to 

tylko, żeby udowodnić sobie, że żaden pocałunek nie może być lepszy od tego w 
taksówce. 

– I jak było? 

Nagle poczuł ściskanie w gardle, a kiedy znów był w stanie mówić, jego głos 

przypominał zachrypnięty szept. 

– Było jeszcze lepiej. A ty jesteś niesamowita. 

Zwróciła  na  niego  swoje  niebieskie  oczy  i  zauważył  w  nich  namiętność  i 

tęsknotę, które i on czuł. 

– Web… 

Przyłożył dwa palce do jej ust. Były miękkie i delikatne, jak jej spojrzenie, 

jak jej dłoń dotykająca jego nadgarstka. 

– Jeszcze nie skończyliśmy, wiesz o tym? 

Skinęła głową, po czym poddała się, kiedy znów się nad nią pochylił. 

background image

Rozdział dziewiąty 

 

Kiedy Web się obudził, był ranek. A przynajmniej tak mu się wydawało. W 

każdym  razie  na  zewnątrz  było  jasno.  Ostatnia  noc  była  gorącą  mieszanką 
gorących pieszczot i westchnień rozkoszy. 

A teraz był poranek nazajutrz. 

Przewrócił się na plecy, przesunął dłonią po swojej szczęce, mając nadzieję, 

że nie podrażnił delikatnej skóry Tony swoim sztywnym zarostem. 

A potem pomyślał o tym, żeby znów się z nią kochać. Łóżko pachniało nią. 

Pachniało  namiętnością.  Rzadko  się  zdarzało,  żeby  wciąż  był  w  łóżku  kobiety 
następnego ranka. 

W tej sytuacji nie miał zbyt dużego wyboru. A jednak podobała mu się myśl, 

że gdyby miał wybór, i tak by został. 

Oddalając  tę  niepokojącą  kwestię,  usiadł,  postawił  stopy  na  podłodze  i 

poczuł zapach kawy. 

Chwała jej za to! 

Przeciągnął się i wstał. Dostrzegł swoje bokserki na podłodze i naciągnął je 

na siebie. Tony nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Nalał sobie kawy i rozkoszując 
się jej smakiem zastanawiał się, czy jej nieobecność ma jakieś znaczenie. 

Czy wyszła dlatego, że też bała się „poranków nazajutrz”? Oparł się o zlew, 

spoglądając  w  kierunku  drzwi  do  chaty.  Jeśli  tak  było,  to  pewnie  dlatego,  że  nie 
miała  w  tym  względzie  dużego  doświadczenia,  a  nie  dlatego,  że  wolała  unikać 
takich sytuacji. 

Słodka Tony o delikatnych piersiach, mimo że była odważna i otwarta, miała 

małe  doświadczenie  w  dziedzinie  seksu.  Jej  reakcje  były  zbyt  spontaniczne  i 
wypełnione zbyt wielkim zachwytem, żeby mogło to wynikać z praktyki. 

Z  jednej  strony,  pomyślał,  kierując  się  w  stronę  łazienki,  żeby  wziąć 

prysznic,  podobało  mu  się,  że  jako  pierwszy  wprowadził  ją  w  tajniki  niektórych 
przyjemności,  które  wspólnie  przeżyli.  Z  drugiej  strony,  czuł  się  jak  obrzydliwy 
oportunista. 

background image

Jego  ocena  Tony  sprzed  dwunastu  lat  była  słuszna.  To  była  kobieta,  która 

wiązała się na długo. A on nie był odpowiednim do tego mężczyzną. 

–  A  dlaczego  nie  pomyślałeś  o  tym  wczoraj?  –  zamruczał  na  głos,  nagle 

powróciwszy do rzeczywistości. 

Do diabła! Co on najlepszego narobił? 

Z  kontraktem  czy  bez  kontraktu,  on  podąży  swoją  drogą,  a  ona  swoją, 

pomyślał ponuro, wchodząc pod strumień gorącej wody. Miał nadzieję, że jej tym 
nie zrani. Nie chciał jej zranić. 

Do stu diabłów! 

No cóż, teraz nic już nie można było zrobić. Ciarki go przechodziły na myśl 

o  związaniu  się  z  jedną  kobietą  na  stałe.  Nie  nadawał  się  do  tego.  Nikt  w  jego 
rodzinie się do tego nie nadawał. Jego dziadek pozostawał w związku małżeńskim 
z jego babcią, ale na boku miał pełno kochanek. Jego ojciec był tak samo niewierny 
swoim czterem – a może pięciu? – żonom. W każdym razie rozwodził się z nimi. 
Albo one z nim? Tego nie mógł sobie przypomnieć. A jego matka, nie wiedział czy 
dlatego, żeby dorównać ojcu, czy też może z innych powodów, też miała już kilku 
eks-mężów. 

Tuckerowie  po  prostu  nie  mieli  w  sobie  genu  wierności.  Jego  własne 

doświadczenie  mówiło  mu,  przypomniał  sobie,  zakręcając  kran  i  sięgając  po 
ręcznik,  że  nigdy  w  jego  życiu  nie  było  kobiety,  którą  mógłby  traktować  jak 
partnerkę na całe życie. 

Usłyszał, jak drzwi do chaty otwierają się i zamykają. 

Starł parę z małego lusterka i spojrzał na swoje odbicie. Kilka chwil temu był 

zadowolony, a teraz czuł do siebie obrzydzenie. 

– Musiałeś ją uwieść. Po prostu musiałeś. 

Biorąc  głęboki  wdech,  zawiązał  ręcznik  na  biodrach  i  sięgnął  po  swoje 

przybory do golenia. Tony zastanawiała się pewnie, czy ją słyszał. Co powie. Co 
czuje. Co myśli na jej temat. Na ich temat. 

I  tu  właśnie  leżał  problem.  Nie  mogło  być  „ich”.  A  on  czuł  się  jak  ostatni 

tchórz, bo nie wiedział, co jej ma powiedzieć, kiedy stanie z nią twarzą w twarz. 

 

 

background image

 

Tony usłyszała szum wody w łazience i westchnęła z ulgą. Z chwilową ulgą. 

Nie potrafiła zachowywać się, jakby miała w tym doświadczenie, bo go po prostu 
nie posiadała. Nigdy też nie przeżyła takiej nocy jak ta poprzednia. 

Jej policzki zapłonęły czerwienią. Ciepło szybko rozprzestrzeniło się do jej 

dłoni i stóp. 

Przespała się z Webem Tuckerem. Kochała się z nim i miała wrażenie, jakby 

to  naprawdę  była  miłość.  Ale  to  było  złudzenie.  Web  był  po  prostu  umiejętnym 
kochankiem, to wszystko. Wiedział, jak dać kobiecie rozkosz. 

Poczuła kolejne ukłucie pożądania na myśl o tym, do czego zdolne były jego 

usta. Och, zdecydowanie wiedział, jak dać kobiecie rozkosz. 

Teraz,  w  świetle  dnia,  czuła  się  po  prostu  głupio.  Głupio,  ponieważ 

zakochała się w nim dwanaście lat temu. Ponieważ przez te dwanaście lat nie udało 
jej się pozbyć tego uczucia. Ponieważ dopuściła do tego, żeby ta noc się zdarzyła. 
Wystarczyło jedno spojrzenie jego płonących, brązowych oczu. 

Jedyną głupszą rzeczą byłoby zakochanie się w nim od nowa. Dzięki Bogu, 

to się nie zdarzyło, pomyślała z dziwnym uczuciem ściskającym jej serce. 

Westchnęła  i  podeszła  do  zlewu,  żeby  umyć  ręce.  Telefon  zadzwonił  w 

chwili, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki. 

Drgnęła, zaskoczona. A może zrobiła to na widok Weba, przypominającego 

jej o ostatniej nocy? 

– Halo? Dom Charliego Ericksona. 

– Witaj, dziewuszko. 

Szorstki  głos  Charliego,  o  wiele  silniejszy  niż  wtedy,  kiedy  słyszała  go 

ostatnim razem, dobiegł ją ze słuchawki. 

–  Charlie!  –  Szczęśliwa,  że  staruszek  ma  się  lepiej,  chwyciła  słuchawkę 

obydwiema dłońmi. – Co u ciebie? 

– Zanudzę się tutaj na śmierć. 

– To dobry znak. 

background image

–  Żebyś  wiedziała!  Czuję  się  świetnie,  ale  chcą  mnie  tu  zatrzymać  jeszcze 

tydzień. Mówią, że chcą mnie jeszcze poobserwować, ale pewnie chodzi im tylko o 
to, żeby wyciągnąć więcej pieniędzy z mojego ubezpieczenia. 

–  Cieszę  się,  że  dobrze  się  tobą  zajmują  –  powiedziała  Tony,  uśmiechając 

się. 

– No a co tam słychać? Nie słyszeliśmy się przez dłuższy czas. 

Opowiedziała mu o burzy, która zerwała linię elektryczną i telefoniczną. 

– Domyśliłem się, że  musiało stać się coś takiego. Znalazłaś i uruchomiłaś 

generator? 

Tony zerknęła na Weba, który nalewał sobie kolejny kubek kawy. 

– Tak, działa. Mam nadzieję, że nie będę go już dłużej potrzebować. Skoro 

telefon działa, to pewnie włączą niedługo prąd. 

Porozmawiali  chwilę  o  niedźwiedziach  –  to  był  ulubiony  temat  Charliego. 

Potem  obiecała  mu,  że  przyjedzie  go  odwiedzić,  jak  tylko  odblokują  drogę,  i 
odłożyła słuchawkę. 

– Dobre wieści? – zapytał Web zza parującego kubka. 

– Wygląda na to, że czuje się lepiej. Jest silniejszy. 

Łatwiej było rozmawiać o Charliem niż o ostatniej nocy. 

–  Jeśli  nadal  jego  stan  będzie  się  polepszał,  wypuszczą  go  ze  szpitala  w 

przyszłym tygodniu. 

– Wiesz, w jego wieku niebezpieczeństwo powtórnego ataku jest duże. 

Wiedziała. I bardzo ją to martwiło, 

–  Zastanawiam  się,  czy  myślał  o  tym,  co  będzie  z  niedźwiedziami  –  dodał 

Web. 

Wzięła głęboki oddech. Ją też to zastanawiało. 

–  Wątpię.  A  to  jest  prawdziwy  problem.  Niedźwiedzie  są  od  niego 

kompletnie zależne, jeśli chodzi o jedzenie, i tak będzie, dopóki będą żyć w tych 
lasach. Niedźwiedzie przekazują sobie takie informacje z pokolenia na pokolenie. 
Inaczej  mówiąc  –  dodała,  widząc  jego  zdziwione  spojrzenie  –  Charlie  zaczął 

background image

dokarmiać  niedźwiedzie  czterdzieści  lat  temu,  a  one  przekazały  to  swoim 
potomkom i tak dalej. Ten cykl nigdy nie zostanie przerwany. 

– Więc ktoś zawsze będzie musiał je dokarmiać? 

– Niestety tak. 

– Więc jeśli Charlie nie będzie mógł tutaj wrócić albo umrze… Wiem że to 

dla ciebie trudne – dodał, w odpowiedzi na mimowolny grymas, który pojawił się 
na jej twarzy – niedźwiedzie zostaną tutaj same. 

– Albo nie – powiedziała cicho, w końcu wyrażając tę myśl na głos. 

– Chyba nie mówisz poważnie. Chcesz tu zamieszkać? 

Wzruszyła ramionami. 

–  Dopóki  nie  wymyślę  czegoś  sensownego…  Poznałam  te  niedźwiedzie 

całkiem  dobrze  –  dodała,  kiedy  spojrzał  na  nią  kątem  oka.  –  Nie  mogę  ich  po 
prostu  tak  zostawić.  Albo  pozwolić,  żeby  przychodziły  do  innych  domostw.  Jeśli 
nie znajdą jedzenia tutaj, będą go szukać gdzie indziej, co oznacza, że mogą zacząć 
niszczyć czyjąś własność. Nie boją się podchodzić do ludzi. 

Web przeczesał włosy palcami. 

–  A  co  z  miejscowymi  władzami?  Na  pewno  mają  jakieś  możliwości,  aby 

pomóc tym zwierzętom. 

Potrząsnęła głową. 

–  Zajmują  się  tylko  rannymi  albo  chorymi  zwierzętami.  Całą  resztę 

pozostawiają  naturze.  W  tym  przypadku  skończy  się  tak,  że  wiele  niedźwiedzi 
zginie z głodu lub zostanie zastrzelonych, albo przez myśliwych, albo przez ludzi 
broniących swojej własności. 

Nie rozumiał tego. Widziała to w jego oczach. Nie rozumiał, jak ktoś może 

prowadzić takie życie – jej życie. A teraz pewnie zastanawiał się, dlaczego w ogóle 
kochał się z nią zeszłej nocy. 

– Jeśli chodzi o tę noc… – powiedziała, mobilizując całą swoją odwagę,  – 

To  było  dla  mnie  coś  szczególnego  –  dodała  ostrożnie.  –  I  bardzo  mi  się  to 
podobało. Nie komplikujmy tego wyrzutami sumienia i poczuciem winy, dobrze? 

Web nie wiedział, czy ma ją przytulić, potrząsnąć nią czy wyjść. Powiedziała 

to, czego on bał się powiedzieć. Powinien być cholernie szczęśliwy. Ale nie był. A 

background image

ona  była  ostatnią  osobą,  którą  podejrzewałby  o  użycie  tych  słów  –  po  prostu 
doskonałych na tę okazję – i o rzucenie go. 

A  to  Tony  właśnie  zrobiła.  Wiedział,  ponieważ  mówił  to  samo,  w  różnych 

wersjach, za każdym razem, kiedy opuszczał łóżko kobiety. 

Do dziś. 

A teraz to kobieta wygłaszała jego kwestię. 

Nie podobały mu się te słowa. Bo to właśnie ona je mówiła. Co za ironia! 

Pytanie, dlaczego? Czemu mu to przeszkadza? Dlaczego nie uściska Tony i 

nie podziękuje swojej szczęśliwej gwieździe, że nie musiał sam tego zrobić? 

Dlatego, że się w niej zakochałeś, palancie. 

Prawda uderzyła go prosto między oczy. 

Był w niej zakochany. Zakochał się. Po raz pierwszy w życiu. 

Ten  fakt był  tak  dla niego szokujący,  że nie  wiedział,  co  ma  z  tym  zrobić. 

Wiedział tylko, że musi wyjść, żeby wszystko przemyśleć w samotności. 

–  Pójdę  sprawdzić  generator  –  powiedział  niepewnym  głosem  i  lekko  się 

zataczając, ruszył w stronę drzwi. 

Musiał się stąd wydostać. 

W uszach czuł szum krwi, miał kłopoty z oddychaniem. Gdy wreszcie dotarł 

do drzwi szopy i otworzył je, musiał się oprzeć o ścianę, żeby. się nie przewrócić. 

– W ładną kabałę się wpakowałeś, nie ma co – powiedział głośno. 

Przesunął drżącą ręką po twarzy. Przepadł z kretesem i zakochał się w Tony. 

Co teraz? 

Nie zdążył nic wymyślić, bo Tony wykrzyknęła jego imię. 

– Web! 

W  tym  okrzyku  było  tyle  bólu,  tyle  strachu,  że  ledwie  rozpoznał  jej  głos. 

Usłyszał w nim jednak panikę. 

Oderwał  się  od  ściany  i  pobiegł  w  kierunku,  z  którego  dobiegał  głos. 

Zobaczył, że stoi przed nią największy niedźwiedź, jakiego kiedykolwiek widział. 

background image

– To Damien – powiedziała Tony, zastygła w bezruchu. 

Web  podbiegł  do  niej  i  zasłonił  ją  własnym  ciałem,  odpychając  ją  poza 

zasięg  niebezpiecznych  kłów  i  pazurów.  Zwierzę  zataczało  się  po  podwórzu, 
potykając  się  jakby  było  pijane.  Niedźwiedź  wpadł  na  głaz,  przewrócił  rondel  z 
jedzeniem, potem stanął na tylnych łapach i jednym uderzeniem rozwalił karmnik 
dla ptaków. 

Web  chwycił  młotek  –  pierwszą  rzecz,  którą  znalazł,  biegnąc  w  jej  stronę, 

która mogła posłużyć jako broń. Miał nadzieję, że uda mu się niedźwiedzia trafić, 
jeśli  ten  zaatakuje.  Miał  nadzieję,  że  przytrzyma  go  na  tyle  długo,  żeby  Tony 
zdążyła uciec. 

– Nie! – krzyknęła i chwyciła go za nadgarstek. – On jest ranny, spójrz! 

Zauważył  krew  w  chwili,  kiedy  wysunęła  się  zza  niego  z  mokrymi  od  łez 

policzkami. 

– Został postrzelony. 

Na to wyglądało. Gęste, czarne futro niedźwiedzia było rozerwane na barku. 

Ciemna  krew  wypływała  z  rany.  Zwierzę  opadło  na  cztery  łapy  i  zachwiało  się, 
zwieszając nisko głowę. 

– Biegnij do chaty. Szybko. Przynieś tutaj strzelbę Charliego. I znajdź kilka 

naboi. 

– Nie możesz go zastrzelić. – Płacząc, chwyciła jego rękaw. 

–  Nie  chcę  tego  robić,  ale  może  będę  musiał.  Jest  ranny  i  cierpi.  Może 

zaatakować, a ja nie pozwolę, żeby cię skrzywdził. Biegnij. Przynieś strzelbę. 

– Biegnij! – krzyknął i pchnął ją w kierunku chaty. Nie spuszczając wzroku z 

niedźwiedzia,  zaczął  powoli  się  wycofywać.  Zwierzę  wydało  z  siebie  niski, 
ostrzegawczy pomruk, który przekształcił się w ryk wściekłości i bólu. 

Webowi  udało  się  dotrzeć  do  najniższego  stopnia  schodków,  kiedy 

niedźwiedź  zataczając  się  postąpił  do  przodu  i  przewrócił  się.  Drzwi  chaty 
otworzyły się i zamknęły. Usłyszał, jak Tony wstrzymuje oddech. 

Mimo  że  to  był  zimny,  jesienny  dzień,  Web  czul,  jak  pot  spływa  mu  po 

plecach, kiedy ostrożnie podchodził do zwierzęcia. 

Krew wypływała z rany w przerażającym tempie. Niedźwiedź umierał. 

background image

– Nie możemy pozwolić mu umrzeć – powiedziała Tony. 

Web  nie  był  cudotwórcą  i  nie  miał  pojęcia,  jak  pomóc  rannemu 

niedźwiedziowi. Wtedy spojrzał na Tony. Łzy spływały po jej policzkach. Jej oczy 
były pełne bólu, tak prawdziwego, że poczuł, jakby ktoś wbijał mu nóż w serce. 

Nie mógł tego znieść. 

–  Zobacz,  czy  Charlie  nie  ma  gdzieś  telefonu  do  jakiegoś  pogotowia 

weterynaryjnego.  Na  pewno  zdarzały  się  podobne  przypadki  w  ciągu  ostatnich 
czterdziestu lat. Powiedz, że będą potrzebować helikoptera. I zaznacz, że dobrze im 
zapłacimy. Powiedz, że zapłacę podwójną stawkę, jeśli zdołają tu dotrzeć w ciągu 
godziny. 

Pobiegła  do  środka.  Kiedy  zbliżał  się  powoli  do  rannego  niedźwiedzia, 

usłyszał jak Tony rozmawia z kimś przez telefon. 

Czegóż  to  mężczyzna  nie  zrobi  z  miłości,  pomyślał  i  zrozumiał  mądrość, 

jaka  kryła  się  w  tym  powiedzeniu.  Przypomniało  mu  się  kolejne  przysłowie  – 
głupców nie sieją. 

–  Ale  ty  zdecydowanie  jesteś  jednym  z  nich  –  powiedział  do  siebie, 

podchodząc  do  niedźwiedzia  na  wyciągniecie  ręki.  Nawet  w  tym  stanie  zwierzę 
mogło złamać mu kark jednym uderzeniem przedniej łapy. 

Oddech niedźwiedzia stał się szybki i płytki. Jego organizm przeżywał szok 

z powodu utraty krwi. Web znal się trochę na pierwszej pomocy. Wiedział, że jeśli 
nie zatamuje krwi, to Damien umrze przed przybyciem pogotowia. 

–  No  dobrze,  kolego  –  powiedział  łagodnie.  –  To  sprawa  pomiędzy  tobą  i 

mną. Ja jestem raczej tchórzem. Wielkie, futrzaste bestie to nie moja dziedzina. 

Niedźwiedź  wydał  z  siebie  dźwięk,  który  brzmiał  niemal  ludzko.  Ludzki 

odgłos bólu. 

–  Bez  obrazy  –  powiedział  i  z  sercem  w  gardle  uklęknął  przy  grzbiecie 

zwierzęcia. – I bez gwałtownych ruchów, dobrze? Miejmy nadzieję, że domyśliłeś 
się już, że chcę ci pomóc. 

Zdjął koszulę, zwinął ją, pochylił się do przodu i przyłożył do rany. 

Niedźwiedź  poruszył  się,  podniósł  głowę,  ale  za  chwilę  opuścił  ją  z 

powrotem na ziemię. 

background image

Web skurczył się ze strachu, ale pozostał na miejscu, przyciskając opatrunek 

trochę mocniej, aż cała jego koszula przesiąkła krwią. 

– Przylecą – powiedziała Tony cicho zza jego pleców. 

Nawet nie słyszał, jak podchodziła. 

– Przynieś mi jakieś ręczniki – poprosił ją cicho. 

Nie słyszał, jak odchodziła i jak przychodziła, był skoncentrowany tylko na 

przyciskaniu  zaimprowizowanego  opatrunku  do  rany.  Kiedy  przyniosła  mu 
zwinięty  ręcznik,  zamienił  opatrunki,  zauważając,  że  krew  zaczęła  wypływać 
trochę wolniej. 

– To dobrze, prawda? – zapytała z niepokojem Tony. 

–  Tak,  to  dobrze  –  powiedział,  mając  nadzieję,  że  się  nie  myli.  To  mogło 

oznaczać dwie rzeczy – albo udało mu się spowolnić utratę krwi, albo niedźwiedź 
całkiem się wykrwawił. 

– Powiedzieli, jak szybko tutaj dotrą? 

– Będą tu za pół godziny. Po tym, jak potroiłam stawkę. Wyrównam różnicę 

– dodała szybko. 

Nie mógł się nie uśmiechnąć. Spoważniał jednak natychmiast, gdy tylko jego 

spojrzenie  powróciło  do  umierającego  zwierzęcia.  Wciąż  oddychało,  ale  to  była 
Jedyna oznaka życia. 

– Miejmy nadzieję, że zdążą – powiedział. 

– Mogę cię zmienić, jeśli chcesz. 

Pochylił głowę i otarł czoło o ramię. 

– Zostań z tyłu. Damien może oprzytomnieć w każdej chwili i nie chcę, żeby 

cię zranił. Poza tym nie ma sensu, żebyśmy obydwoje się ubrudzili. Może ułożysz 
prześcieradła na polanie, żeby, ci z helikoptera wiedzieli, gdzie mają wylądować? 

Komar zabrzęczał koło jego ucha, kiedy odwrócił głowę i patrzył, jak Tony 

biegnie  do  chaty.  Niech  na  nim  usiądzie.  Niech  go  nawet  ugryzie.  Bał  się 
zmniejszyć nacisk na ranę. 

Ręce  zaczęły  mu  się  trząść  i  pot  zaczął  zalewać  mu  twarz,  kiedy  usłyszał 

odległy dźwięk nadlatującego helikoptera. Nie puścił jednak opatrunku do chwili, 
kiedy zmienił go asystent weterynarza. 

background image

–  Teraz  musimy  poczekać  –  powiedział,  wycofując  się  i  zostawiając 

niedźwiedzia profesjonalistom. 

Rana  była  głęboka,  ocenił  weterynarz,  ale  zrobił,  co  w  jego  mocy,  żeby 

pomóc konającemu zwierzęciu. Przyleciał helikopterem Departamentu Środowiska 
Naturalnego.  Kiedy  ustabilizowali  stan  Damiena,  Web  pomógł  im  podwiesić 
niedźwiedzia za pomocą wyciągarki. 

– Jeśli uda mu się przeżyć, to tylko dzięki tobie  – powiedziała Tony, kiedy 

przyglądali  się,  jak helikopter  znika za  linią drzew.  Leciał do Minneapolis, gdzie 
oczekiwała go ekipa medyczna miejscowego zoo. 

Web podniósł rękę, żeby przyczesać wilgotne włosy, ale zamarł w bezruchu, 

zauważając,  że  cala  jest  pokryto  zaschniętą  krwią,  tak  samo  jak  jego  pierś  i 
spodnie. 

– Jeśli uda mu się przeżyć, to dlatego, że twarda z niego sztuka. 

– No cóż, lekarz mówił coś innego. 

Tony wciąż nie mogła uwierzyć, że Web to zrobił. Zaryzykował swoje życie, 

żeby  uratować  Damiena.  Ranny  niedźwiedź  był  śmiertelnie  niebezpieczny.  Web 
nie mógł mieć pewności, że go nie zaatakuje. A ona stała z boku, sparaliżowana ze 
strachu. Niewiele mu pomogła. 

Wzruszył ramionami i skierował się do chaty. 

– Ten weterynarz… Miał chyba na imię Jack? Powiedział, że  kiedy wyjmą 

kulę z rany, będą w stanie stwierdzić, kto do niego strzelał poza sezonem. 

– Mam nadzieję, że go ukrzyżują. 

– Ja też. 

– Tobie też zaczęło zależeć na niedźwiedziach, prawda? – zapytała cicho. Jej 

serce  pełne  było  emocji.  Pozostałości  strachu  o  Damiena  i  Weba.  Wdzięczność. 
Czułość.  I  coś  jeszcze  silniejszego.  Coś,  do  czego  wciąż  nie  była  gotowa  się 
przyznać. 

Milczał przez chwilę. 

– Zaczęło mi zależeć na tobie – powiedział w końcu. Spojrzał w jej oczy i jej 

serce załomotało gwałtownie. 

– Muszę wziąć prysznic. 

background image

Stała ze ściśniętym gardłem i patrzyła, jak Web wchodzi do łazienki. 

Zaczęło mi zależeć na tobie. 

Podeszła  do  kuchenki,  drżącymi  rękami  zapaliła  ogień  i  postawiła  na  nim 

czajnik. Herbata nie uspokoi jej nerwów, ale przynajmniej nie pozwoli jej siedzieć 
pulrząc w przestrzeń i zastanawiając się, co tak naprawdę chciał powiedzieć. 

Dobry  Boże,  była  w  końcu  w  stanie  przyznać  się,  m  zależało  jej  na  nim. 

Bardzo. Kochała go. Nie mogła dłużej temu zaprzeczać. 1 w tej chwili, kiedy był tu 
razem z nią, wszystko wydawało się możliwe. 

Telefon  zadzwonił  w  chwili,  kiedy  zagwizdał  czajnik  i  przerwał  jej 

rozmyślanie nad ewentualnymi możliwościami. 

– Halo, dom Charliego Ericksona. 

– Halo – odezwał się kobiecy głos.  – Cieszę się, że ktoś w końcu odebrał. 

Mam nadzieję, że zastałam Weba Tuckera? 

– Web jest tutaj, ale właśnie bierze prysznic. Poczeka pani, czy zostawi pani 

numer, pod który będzie mógł oddzwonić? 

–  Och,  Web  zna  mój  numer,  ale  nie  mam  zamiaru  odkładać  słuchawki  po 

tylu dniach, kiedy próbowałam się tu dodzwonić. Poczekam. Rozmawiam może z 
panią Griffin? 

– Tak. 

– Witaj, moja droga. Miło w końcu móc z tobą porozmawiać. Nazywam się 

Pearl. Pearl Reasoner. Jestem sekretarką Weba. 

I  jego  matką  chrzestną,  dodała  w  duchu  Tony,  uśmiechając  się.  W  głosie 

Pearl było tyle ciepła. 

– Web mówił mi o pani. 

Zaśmiała się. 

–  Nie  wątpię.  Jak  się  miewa  nasz  chłopiec?  Narzeka,  jak  zwykle,  czy  też 

może posłuchał mojej rady i trochę sobie odpoczął? 

–  Jedno  i  drugie,  jak  mi  się  wydaje  –  odpowiedziała  szczerze  Tony.  W 

łazience  woda  przestała  lecieć,  a  ona  wciąż  czuła  się trochę  roztrzęsiona  tym,  co 
powiedział, i wyrazem jego oczu, kiedy to mówił. 

background image

Odwróciła się, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki i wyszedł w ręczniku 

zawiązanym  na  biodrach.  Miał  mokre  włosy,  jego  pierś  lśniła  tysięcznymi 
kropelkami wody, a w jego oczach było coś, o czym zawsze marzyła. 

– To do ciebie – powiedziała, podając mu słuchawkę. – Twoja sekretarka. 

Wróciła do zaparzania herbaty. Nie chciała podsłuchiwać, ale Web mówił na 

tyle głośno, że słyszała każde jego słowo. Uśmiechnęła się, słysząc szczere uczucie 
w  jego  głosie,  kiedy  zapytał  o  zdrowie  Pearl.  Zamyślił  się  i  spoważniał, 
odpowiadając na pytania dotyczące różnych projektów, które najwyraźniej odwiesił 
na czas wyjazdu. 

Im  dłużej  mówił,  tym  bardziej  oczywiste  stawało  się,  że  Tony  sama  siebie 

oszukuje.  Był  szefem  ogromnej  korporacji  wydawniczej.  Był  człowiekiem,  który 
trząsł  posadami  wydawniczego  świata.  Kosmopolitą  z  krwi  i  kości.  Nie  miał  nic 
wspólnego  z  nią,  fotografem  nienawidzącym  betonu  i  potrzebującym  otwartych 
przestrzeni dla zachowania wewnętrznej równowagi. 

Nie mieli najmniejszych szans na wspólną przyszłość. 

Poczuła, jak na jej ramionach osiada potężny ciężar. W prawdziwym świecie 

miłość wcale nie pokonywała wszystkich przeszkód. 

Wyśliznęła się cicho z chaty, zostawiając Weba pogrążonego w rozmowie na 

temat zmian w personelu wydawnictwa i walcząc z napływającymi do oczu łzami. 

background image

Rozdział dziesiąty 

 

Web znalazł Tony w szopie. Napełniała rondle jedzeniem. 

– A wiec rozmawiałaś z Pearl. 

–  Jest  chyba  bardzo  sympatyczna.  –  Zmusiła  się  do  uśmiechu  i  otworzyła 

paczkę z karmą. 

Jest spokojna, pomyślał Web. Zbyt spokojna. 

– Coś jest nie tak. Potrząsnęła głową. 

– Zamyśliłam się. 

– Martwisz się o Damiena? 

Po  jej  policzku  spłynęła  łza.  Zauważył  to,  zanim  odwróciła  się  od  niego, 

ukrywając twarz. 

Podszedł do niej, chwycił ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie. 

– Hej, nic mu nie będzie. To twardy facet. Przeżyje.  

Westchnęła nierówno. 

– Wiem. 

Trzymał ją przez chwilę w ten sposób, swoją silny i wrażliwą wojowniczkę, 

która  płakała  nad  zranionym  niedźwiedziem.  Zależało  mu  na  tych,  których 
postanowiła  pokochać.  I  wiedział,  że  jego  też  kocha.  Wiedział  to  od  samego 
początku. I świetnie się składało, ponieważ on ją kochał także, 

Chciał  to  powiedzieć.  Pragnął  to  usłyszeć.  Ta  chwila  była  do  tego  równie 

odpowiednia jak każda inna.  

– Kocham cię, Tony. 

Zesztywniała. 

Czekał  w  ciszy  przerywanej  tylko  jej  oddechem  i  odgłosem 

przypominającym odległy grzmot – co było dość nieprawdopodobne, bo na niebie 
nie było ani jednej chmury. 

background image

W  końcu  wysunęła  się  z  jego  ramion,  odgarnęła  włosy  z  twarzy  i  wbiła 

wzrok w podłogę. 

– No dobrze, jeszcze raz. Ja mówię, że cię kocham, a ty mówisz… – zamilkł, 

czekając, żeby dokończyła zdanie. 

Bardzo powoli potrząsnęła głową. 

– To nie ma sensu. 

– Nie ma sensu? – Poczuł, jak robi mu się niedobrze ze strachu. – Ja mówię 

ci, że cię kocham, a ty mówisz mi, że to nie ma sensu? 

–  Chcesz,  żebym  powiedziała,  że  też  cię  kocham?  –  Złość  zabarwiła 

rumieńcem jej policzki. – Dobrze. Kocham cię. Kocham. Ale co dalej? 

Zamrugał powiekami i roześmiał się niepewnie. 

– No cóż, mnie do głowy przychodzi tylko „i żyli długo i szczęśliwie”. 

– A gdzie niby miałoby się to życie odbywać? W Nowym Jorku? 

Zmarszczył brwi i nagle zrozumiał, o co jej chodzi. 

– Twoje życie nie może toczyć się tym samym torem co moje – powiedziała 

łagodniej, głosem pełnym rezygnacji. – Jesteśmy zbyt inteligentni, żeby mamić się 
wizją wspólnego życia. Ty dobrze czujesz się w mieście. Ja czuję się dobrze tylko 
tutaj albo w podobnych miejscach. Tak daleko od tłumu, jak tylko się da. 

W jej oczach widział prośbę, a w tle słychać było coraz wyraźniejszy warkot 

jakiejś maszyny. 

–  Nie  widzisz  tego?  Nie  pasujemy  do  siebie.  Żyjemy  w  dwóch  różnych 

światach.  Naprawdę  chciałabym  wierzyć,  że  nam  się  uda,  ale  byłabym  głupia, 
gdybym naprawdę tak myślała. Ty też. 

Trudno było spierać się z czymś, co było prawdą, Miała rację. Web wiedział, 

że miała rację. Ale nie mógł się poddać. 

– Masz tak mało wiary w nas? 

Wyglądała na zmęczoną i zrezygnowaną. 

– Mam mało wiary w miłość. Miłość nie zawsze wystarczy. I pozwól mi na 

bolesną  szczerość.  Byliśmy  razem  cztery  dni,  z  czego  przez  dwa  ze  sobą 
walczyliśmy.  To,  co  czujemy  teraz,  to,  co  nam  się  wydaje,  że  czujemy,  będzie 

background image

wyglądało  zupełnie  inaczej,  kiedy  skończy  się  pierwsze  zauroczenie.  –  Dotknęła 
ręką jego policzka. – Przepraszam. 

Otworzyła drzwi szopy i wyszła na zewnątrz. 

Nie wiedział nawet, co ma powiedzieć. Tony miała rację, co do wszystkiego. 

Poza jednym – to, co do niej czuł, nie zmieni się nigdy. Kochał ją. Za bardzo, żeby 
ją unieszczęśliwić. 

Wyszedł z szopy przybity i złamany. Przed domem stał buldożer i spychacz, 

oznaczające, że droga została odblokowana. 

Gdyby  wierzył  w  znaki,  powiedziałby,  że  to  był  omen  Wskazujący,  że 

wszystko, co Tony mówiła, było prawdą, 

– W Nowym Jorku czekają na ciebie pilne sprawy powiedziała przerażająco 

obojętnym głosem. – Powiem chłopakom, żeby podwieźli cię do miasta. 

 

 

 

– Przestań się wreszcie kręcić dookoła mnie, dziewczyno. Jestem stary, ale 

jeszcze żyję. 

Charlie  miał  rację.  Tony  wiedziała  o  tym,  ale  nie  mogła  się  powstrzymać. 

Staruszek  był  w  domu  już  od  czterech  dni  i  mimo  że  z  każdym  dniem  był 
silniejszy, atak serca pozostawił wyraźne ślady. Stracił na wadze. Jego twarz wciąż 
jeszcze zachowywała szpitalną bladość. I wciąż szybko się męczył. 

–  Gdybym  się  dookoła  ciebie  nie  kręciła,  nie  miałbyś  na  co  narzekać. 

Umarłbyś z nudów. 

Charlie zaśmiał się chrapliwie. 

–  Człowiek  zastanawia  się,  jak  to  możliwe,  że  żył  tyle  lat  sam,  bez  tych 

wszystkich kobiet, które zajmują się nim jak jakieś kwoki. 

Udawał, że narzeka na Helgę. Tony wiedziała, że w głębi ducha cieszyła go 

troskliwość  starszej  kobiety,  która  odwiedzała  go  zawsze  z  naręczem  warzyw  i 
świeżych owoców. 

Tak  czy  inaczej,  wszystko  się  dobrze  ułożyło.  Charlie  wrócił  do  domu.  Z 

Minneapolis przyszły wieści, że Damien ma się lepiej. Kula nie uszkodziła żadnego 

background image

ważnego organu. Z biegiem czasu wyzdrowieje i będzie mógł wrócić do Charliego, 
Departament Środowiska miał ślad, który zaprowadzi ich do kłusownika. 

Wysłała  swoje  zdjęcia  agentowi,  który  przyjmował  właśnie  oferty  od 

różnych czasopism. 

Tak, życie było piękne. 

A ona była nieszczęśliwa. 

Web wyjechał tydzień temu. Każdego dnia miała ochotę pojechać za nim i 

powiedzieć, że przeprasza go za to, iż tak bardzo przeraziły ją jej własne uczucia. 
Ze przemawiał przez nią strach, ale wierzy, iż jednak uda im się spotkać w połowie 
drogi. 

Nagle Charlie powiedział coś, co kompletnie ją zaskoczyło. 

–  Nie  wiedziałem,  kto  to  jest,  kiedy  przyszedł  do  szpitala.  Przedstawił  się, 

powiedział, że był z tobą w chacie i złożył mi ofertę nie do odrzucenia. 

W krótkich słowach Charlie opowiedział jej o wizycie Weba w szpitalu. Web 

zaoferował  mu  trzykrotną  wartość  jego  posiadłości,  dożywotnią  dzierżawę  i  plan 
stworzenia rezerwatu dla niedźwiedzi. 

Niemożliwe, pomyślała Tony. 

– Jedź do niego, dziewczyno. – Staruszek klepnął ją w ramię. 

Tony  spojrzała na niego  i  doszła  do  wniosku,  że  nie doceniła jego intuicji. 

Nie powiedziała ani słowa o Webie i o tym, co między nimi zaszło. Najwyraźniej 
nie była zbyt dobra w ukrywaniu uczuć. 

–  Jedź  do  niego  –  powtórzył.  –  Zadzwonię  do  Helgi  i  poproszę,  żeby  tu 

przyjechała. Obydwoje zajmiemy się wszystkim. Do czasu, kiedy zmęczą mnie jej 
wykłady  na  temat  zdrowego  trybu  życia,  będę  z  powrotem  starym  sobą.  Jedź  i 
napraw wszystko.  

Charlie miał rację. Musiała wszystko naprawić. Miała tylko nadzieję, że nie 

jest za późno. Uściskała go. 

–  Nie narzekaj.  Wiesz,  że  Helga  robi  to wszystko  dla twojego  dobra.  Poza 

tym ją lubisz. – Uśmiechnęła się. – Niedługo wrócę – obiecała i pobiegła spakować 
najpotrzebniejsze rzeczy. 

 

background image

 

 

Upłynął już tydzień od powrotu Weba z Minnesoty. 

Tydzień,  w  czasie  którego  starał  się  sam  siebie  przekonać,  że  bardzo  się 

cieszy  z  powrotu,  że  to  miasto  wyznacza  rytm  jego  życia,  a  nie  podmuch  wiatru 
albo wschód księżyca. Albo syreni śpiew błękitnookiej blondynki, której nie mógł 
wyrzucić ze swojego serca. 

Gdyby tylko mógł przestać o niej myśleć. O niej i o pożądaniu w jej oczach. 

O jej gładkiej i ciepłej skórze. 

Poczuł zapach płynu na komary. To było nierozsądne, przecież siedział przy 

swoim biurku na dwudziestym ósmym piętrze biurowca na Sixth Avenue. 

Usłyszał, jak otwierają się drzwi. 

– Nie teraz, Pearl – powiedział, nie podnosząc wzroku.  

– To nie Pearl. Ale jeśli to nie jest odpowiednia chwila, to ja poczekam.  

Podniósł  głowę  i  zobaczył  ją.  Kobietę  swoich  marzeń,  ubraną  w  krótkie 

szorty khaki i pachnącą cudownie sprayem na komary. Nigdy w życiu nie widział 
niczego piękniejszego. 

To  właśnie  on,  pomyślała  Tony.  Mężczyzna  moich  snów,  siedzący  za 

biurkiem, trochę wymizerowany, odległy i zabójczo przystojny w szytym na miarę 
garniturze. Nigdy w życiu nie widziała niczego piękniejszego. 

– Jeśli… Jeśli to nieodpowiedni moment… 

– Nie, nie, w porządku. – Patrzył na nią, jakby nie wiedział, czy ma wstać, 

biec,  czy  pozostać  na  swoim  miejscu.  W  końcu  wybrał  trzecią  opcję.  Pozostał  w 
fotelu.  Pan  swojego  świata.  Pomyślała  od  razu  o  Damienie.  Obydwaj  byli  silni, 
pochodzili z dwóch różnych światów, a jednak los sprawił, że się spotkali. 

– Kupiłeś ziemię Charliego – zaczęła bez wstępów. – Pojechałeś do szpitala 

przed  powrotem  do  Nowego  Jorku,  zawarłeś  z  nim  umowę,  że  kupisz  jego 
posiadłość za sumę trzykrotnie przewyższającą jej wartość i powiedziałeś, że może 
tam  zostać,  jak  długo  będzie  chciał.  Zacząłeś  zabiegać,  żeby  ustanowiono  tam 
rezerwat  dla  niedźwiedzi  i  założyłeś  specjalne  konto,  żeby  ktoś  zawsze  się  nimi 
zajmował. 

background image

– I? – Zamrugał oczami, 

– Dlaczego? Czemu to zrobiłeś? 

– Stwierdziłem, że może kiedyś mi się to zwróci. 

Podeszła do biurka, modląc się, żeby to, co widziała w jego oczach, wciąż 

jeszcze było miłością. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek w życiu. 

– Ja myślę, że zrobiłeś to dlatego, że jesteś fajnym facetem. 

– To wstrętna plotka. Nie wiem, kto ją rozpuścił. 

–  Myślę,  że  zrobiłeś  to,  bo  polubiłeś  niedźwiedzie.  Myślę,  że  zrobiłeś  to, 

ponieważ mnie kochasz. 

Na moment wstrzymał oddech, a potem spróbował się uśmiechnąć. 

– Tak, chyba coś o tym wspominałem. Ale ty dałaś mi kosza. 

Jej serce zatrzepotało w piersi.  

– No tak. Ale nigdy nie mówiłam, że jestem szczególnie bystra. 

Odchylił się do tyłu na krześle. 

– Przyjechałaś tu, żeby to powiedzieć? 

A więc miał zamiar grać twardo. Była na to przygotowana. 

– Przyjechałam, żeby cię przeprosić. 

– Za co? 

– Za podejmowanie decyzji pod wpływem strachu. 

Wzruszył ramionami. Ale mimo że wyglądał jak uosobienie obojętności, coś 

w jego oczach powiedziało Tony, że nie był nawet w połowie tak spokojny, jak by 
się mogło wydawać. 

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo go ukrzywdziła. 

–  Przepraszam.  Tak  bardzo  przepraszam,  że  w  nas  nie  uwierzyłam. 

Pozwoliłam, żeby zawładnęła mną moja największa obawa – że mężczyzna, przed 
którym  otworzę  serce,  nie  zaakceptuje  mnie  takiej,  jaką  jestem.  Nie  dostrzegłam, 
jaki naprawdę jesteś – mądry i szczery. Nie dostrzegłam, że mogę zaufać ci całym 
sercem. 

background image

Wydał z siebie coś, co podejrzanie przypominało westchnienie ulgi. 

– Byłem głupcem, że nie zostałem i nie przekonywałem cię trochę dłużej. 

– Jeśli chodzi o miłość, to chyba obydwoje jesteśmy głupcami. Kocham cię, 

Web. 

Zamknął oczy, a potem się do niej uśmiechnął. 

– Dlaczego wobec tego nie podejdziesz bliżej? 

Bez wahania podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. 

–  Uda  nam  się,  wiem  o  tym.  Ale  obydwoje  będziemy  musieli  nad  tym 

popracować. 

–  Nigdy  w  to  nie  wątpiłem.  Ale  chciałbym,  żebyś  wiedziała,  że  jestem 

równie  przerażony  tym  wszystkim  co  ty.  Nigdy  nie  myślałem,  że  nadaję  się  do 
dłuższych związków z kobietami. 

– Nie jestem byle jaką kobietą.  

Roześmiał się i oparł się czołem o jej czoło. 

– Masz całkowitą rację. 

– A ty nie jesteś tym samym facetem, który przyjechał do Minnesoty. 

–  Tu  też  się  z  tobą  zgodzę.  Przyjeżdżając  tam  myślałem  tylko  o  nowym 

projekcie,  a  okazało się,  że, tak naprawdę,  to potrzebuję  tylko ciebie.  Kogoś, kto 
sprawi, że będę lepszym człowiekiem. 

– Jesteś najlepszy. Przytulił ją, mocno do siebie. 

– Boże, jak ja za tobą tęskniłem. 

Tony  miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale Web zmienił temat, znów 

wywołując uśmiech na jej twarzy. 

–  Możemy  porozmawiać  na  temat  mojego  anielskiego  charakteru  później. 

Teraz muszę się tobą zająć. Bardzo troskliwie – dodał, pomagając jej wstać. 

Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi biura. 

–  Odwołaj  wszystkie  moje  spotkania  –  powiedział  do  uśmiechającej  się 

Pearl, kiedy mijali jej biurko. 

background image

–  To  może  od  razu  odwołam  też  wszystkie  jutrzejsze  spotkania  – 

zasugerowała Pearl, mrugając do Tony. 

– Właśnie dlatego to ona jest moją sekretarką – powiedział Web, wciskając 

przycisk  przywołujący  windę.  –  Wie,  czego  chcę,  zanim  sam  zdążę  się 
zorientować, 

– Ja też wiem, czego chcesz – szepnęła Tony, kiedy drzwi windy zamknęły 

się za nimi. Web przyciągnął ją do siebie a potem pocałował długo i namiętnie. 

Tony zaśmiała się, kiedy Web podniósł szybę, oddzielającą ich od kierowcy 

limuzyny. 

– Tylko jedna rzecz powstrzymuje mnie przed kochaniem się z tobą tu i teraz 

– wymruczał, całując jej szyję. – Droga jest krótka, a ja chcę się tobą nacieszyć. 

– To świetnie – odpowiedziała Tony. – Ja mam bardzo dużo czasu. 

Kiedy  dojechali  do  apartamentu  Weba  na  szczycie  wieżowca,  Tony  ledwo 

zwróciła uwagę na kolorowy wystrój, wysokie okna i widok za nimi. Myślała tylko 
o Webie. 

Kochali  się  w  jego  sypialni,  powoli,  potem  coraz  szybciej  i  szybciej,  aż  w 

końcu  obydwoje  jednocześnie  wykrzyczeli  to,  czego  nie  mogli  już  dłużej 
powstrzymywać: 

– Kocham cię, Web. Zawsze cię kochałam. 

– Kocham cię, Tony. 

 

 

 

– Pięknie tutaj. 

Web rozkoszował się widokiem zachwytu w oczach Tony, patrzącej na jego 

ogród na dachu. 

– To mój wkład w ochronę środowiska. 

Tony  wyglądała  pięknie  w  jego  białej  koszuli  narzuconej  na  nagie  ciało, 

ciało,  które  przed  chwilą  pieścił  i  całował.  Nie  mógł  się  już  doczekać  chwili,  w 
której znów będzie to robił. 

background image

Oparła głowę o jego pierś. 

– Wiesz, że w Central Parku jest pięćset gatunków dziko żyjących zwierząt? 

– Zapytał, całując czubek jej głowy. 

– Słyszałam o tym. To raj dla takiego fotografa jak ja. 

Web spochmurniał nagle, odsunął ja od siebie i spojrzał w jej oczy. 

– Uda nam się, Tony. Nie będę mógł jeździć z tobą na wszystkie wyprawy, 

ale kiedy tylko znajdę czas, będę ci towarzyszył. 

Uśmiechnęła się. 

– A czy twoja oferta wciąż jest aktualna?  

Miłość. To właśnie widział w jej oczach. 

– Nie rób tego dla mnie. 

–  Robię  to  dla  nas.  I  dlatego,  że  nie  czuję  już  potrzeby  pracowania 

niezależnie. Teraz gram w drużynie. 

Przycisnął ją do siebie tak mocno, że roześmiała się i kazała mu przestać w 

obawie o swoje żebra. 

–  Kocham  cię  –  powiedział,  obcałowując  jej  twarz.  –  A  co  powiesz  na 

wybudowanie małej chatki nad jeziorem, tak żebyśmy mogli odwiedzać Charliego i 
niedźwiedzie? 

Jej oczy nagle stały się wilgotne i zamglone. 

– Wspaniały pomysł! Ty jesteś wspaniały. 

– To może wrócimy do sypialni i pokażesz mi, jak bardzo jestem wspaniały? 

Pokazała mu. I to kilka razy. 

–  Jesteś  nienasycona  –  powiedział,  wyczerpany.  Uśmiechnął  się  do  niej.  – 

Gdzie byłaś przez cale moje życie? 

– Czekałam na ciebie – powiedziała z taką miłością w oczach, że poczuł, jak 

coś ściska go w gardle. 

Odsunął kosmyk włosów z jej oczu. 

– Szaleję za tobą. A może oszalejemy obydwoje i weźmiemy ślub? 

background image

– Ślub? – podniosła się i oparła na łokciu. – Mówisz poważnie? 

– Nigdy nie byłem poważniejszy. 

– I nie zmienisz nagle zdania, jak odzyskasz rozum? 

– Nigdy w życiu. 

– A więc tak. Tak! Tak! Tak! – krzyknęła, rzucając się w jego ramiona. 

Może właśnie dlatego im się uda, pomyślał, całując ją. Dlatego, że obydwoje 

są szaleni.