background image

Cindy Gerard 

Burza namiętności 

 

 

background image

Rozdział pierwszy 

 

Była  zakochana.  Desperacko  zakochana.  A  zakochana  kobieta  popełnia 

czasami niewybaczalne błędy – a wszystko to w imię miłości. 

Chowając  się  głębiej  w  cień  lasu,  Tony  Griffin  modliła  się  w  duchu,  Ŝeby 

nieuchwytny Damien jej nie zauwaŜył. To była miłość od pierwszego wejrzenia, od 
chwili, kiedy zobaczyła go nieco ponad tydzień temu. 

Podniosła aparat, dostosowała przesłonę do natęŜenia wrześniowego słońca i 

skierowała obiektyw w jego stronę. 

–  Mam  cię,  nieczuły  draniu  –  szepnęła,  ostroŜnie  przechodząc  na  drugą 

stronę powalonego sosnowego pnia. 

Nie miał pojęcia, Ŝe jest śledzony. Wiedziała jednak, Ŝe wkrótce wyczuje jej 

obecność. Pracowała szybko, Ŝeby zdąŜyć przed zapowiadaną na wieczór burzą. 

– Wybacz mi, Damien – przeprosiła go szeptem, przybliŜając nieco obraz. 

Widok był wspaniały. Jego bystre oczy, ciemne jak agaty, wpatrywały się w 

gąszcz lasu. 

–  Wysoki,  ciemny  i  niebezpieczny  –  zamruczała  z  uśmiechem.  –  Jesteś 

panem swojego świata, prawda?  

Jego  głowa  obróciła  się  w  jej  stronę.  Kiedy  ją  spostrzegł,  wydał  z  siebie 

długi, niski pomruk. 

Opuściła aparat i wstrzymała oddech. Zrozumiała, Ŝe to teraz ona stanie się 

ofiarą polowania. 

Jej serce podskoczyło gwałtownie i zatłukło się w piersi. W uszach zaczęło 

szumieć,  przestała  nawet  słyszeć  łoskot  fal  rozbijających  się  o  skalisty  brzeg 
jeziora jakieś sto metrów od niej. 

Niebezpieczny. 

Podniosła w górę obiektyw i zrobiła szybką serię zdjęć. 

Warknął  rozwścieczony.  Siła  jego  głosu  wstrząsnęła  leśnym  poszyciem  i 

przeszyła  powietrze  niczym  grzmot  w  czasie  wieczornej  burzy.  Tony  stała  jak 

background image

sparaliŜowana,  nie  mogąc  ruszyć  się  z  miejsca.  Zrobił  dwa  kroki  w  jej  kierunku, 
ostrzegając w ten sposób, Ŝe posunęła się za daleko. To on tutaj rządził, nie ona. 

Zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  moŜe  umrzeć.  Zanim  zauwaŜą  jej  nieobecność, 

upłynie  dobre  kilka  dni.  Nagle  poczuła  się  bardzo  samotna  i  bardzo  przeraŜona. 
Ogarnięta nagłą falą paniki, pomyślała o wszystkich rzeczach, które chciała jeszcze 
zrobić  w  Ŝyciu.  O  wszystkich  rzeczach,  za  którymi  tęskniła.  Ale  nagle  Damien 
odwrócił się i zniknął między drzewami. 

Odetchnęła głęboko. Mrowienie w palcach przypomniało jej. Ŝe wciąŜ ściska 

w  ręku  aparat.  Roześmiała  się  nerwowo,  czując  jak  powoli  przeraŜenie  ustępuje 
miejsca uldze. 

–  On  mnie  kocha  –  mruknęła  z  niepewnym  uśmiechem.  Odwróciła  się  i 

szybkim  krokiem  podąŜyła  w  stronę  swojej  chaty.  –  To  musi  być  miłość  – 
powtórzyła. Czując krąŜącą wciąŜ w Ŝyłach adrenalinę, przyspieszyła i biegła aŜ do 
chwili,  w  której  spostrzegła  smuŜkę  dymu  unoszącą  się  nad  dachem  drewnianego 
domku  wybudowanego  pośrodku  niewielkiej  polany.  –  Inaczej  byłabym  juŜ  teraz 
martwa i nie zastanawiałabym się, czy zdąŜę do toalety. 

Mimo Ŝe tym razem naprawdę niebezpieczeństwo było blisko, roześmiała się 

ze  szczęścia.  Udało  jej  się  wreszcie  zrobić  zdjęcia  Damienowi  w  lesie.  Bez 
wątpienia  był  największym,  najstraszniejszym  i  najpiękniejszym  niedźwiedziem 
brunatnym w hrabstwie Kooicbiching w Minnesocie. I przez chwilę – tylko przez 
chwilę – naleŜał tylko do niej. 

 

 

 

–  Niewiarygodne  –  powiedział  pod  nosem  Web  Tucker,  kiedy  śmiejąca  się 

kobieta wynurzyła się z lasu i przebiegła tuŜ obok niego. 

Domyślił  się,  Ŝe  to  właśnie  była  pani  Griffin,  pustelniczka  i  zdobywczyni 

wielu  nagród  za  fotografowanie  dzikiej  natury.  Nigdy  jej  nie  spotkał,  ale  znał  jej 
prace. Znał je kaŜdy, kto chociaŜ raz miał w ręku „National Geographic” albo inne 
czasopismo  zamieszczające  fotografie  natury,  I  tak  jak  wszyscy,  wiedział,  Ŝe  ma 
niezwykły talent. 

To  właśnie  dlatego  tu  się  znalazł.  Tony  Griffin  była najlepsza.  A  poniewaŜ 

Web  potrzebował  najlepszych,  opuścił  niechętnie  cywilizację  i  swoje  miękkie 
łóŜko porannym lotem z lotniska JFK, aby odnaleźć ją w puszczy i zaproponować 

background image

umowę z wydawnictwem Tucker-Lanier Publishing. I od tamtej pory rzeczy miały 
się coraz gorzej. 

Po 

niekończącym 

się, 

trzygodzinnym 

oczekiwaniu 

trakcie 

międzylądowania  na  lotnisku  w  Minneapolis,  wcisnął  się  do  awionetki,  którą  po 
dwóch  godzinach  lotu  dotarł  do  International  Falls  w  Minnesocie.  PoniewaŜ  w 
lokalnej  wypoŜyczalni  samochodów  nie  było  Ŝadnej  limuzyny,  był  zmuszony 
wynająć mały, mocno zuŜyty samochód. 

A  potem  zaczęło  się  najlepsze.  Powiedziano  mu,  Ŝe  aby  dojechać  do 

rezerwatu  niedźwiedzi,  gdzie  wśród  lasów  ukrywała  się  Tony  Griffin,  będzie 
potrzebował dwóch godzin. Pod warunkiem, Ŝe się nie zgubi. Niestety zgubił się, i 
to  kilka  razy.  Cztery  godziny  i  trzydzieści  siedem  minut  później  udało  mu  się 
wreszcie  dotrzeć  do  celu.  Wcześniej  jednak  o  mało  co  nie  rozwalił  samochodu, 
wpadając  w  dziurę  wielkości  Alaski.  Od  tamtej  pory  auto  wydawało  z  siebie 
dziwne odgłosy, jakieś stuki i trzaski, które postanowił po prostu ignorować. Zdaje 
się zresztą, Ŝe nie miał innego wyjścia. 

PołoŜył  ręce  na  biodrach  i  rozejrzał  się  ponuro  dookoła.  Potrząsnął  głową  i 

wydał z siebie cięŜkie westchnienie. Był teraz tak daleko od swojej codzienności, 
Ŝ

e nie sposób było obliczyć tej odległości w kilometrach. Był człowiekiem miasta i 

nie mógł juŜ doczekać się chwili, kiedy zakończy te bliskie spotkania z krajem łosi 
i komarów. 

To była kwestia jego zawodowego być albo nie być. A przynajmniej kwestia 

jego zawodowej reputacji. Właśnie dlatego musiał odnaleźć Tony Griffin. 

Westchnął  głęboko  i  powiódł  za  nią  wzrokiem,  mimo  woli  zaintrygowany 

przez  tę  kobietę.  Dlaczego  go  nie  zauwaŜyła?  PrzecieŜ  stał  na  brzegu  polany. 
Musiała być bardzo czymś zaabsorbowana. 

Postanowił chwilowo się nie ujawniać. W ciszy obserwował ją, jak biegnie w 

stronę starej drewnianej chaty zbudowanej na polanie. 

–  A  gdzie  „dzień  dobry”?  –  wymamrotał  do  siebie,  kiedy  zniknęła  juŜ  w 

ś

rodku. 

Przez długą chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi. Czekał. Przybył tutaj z 

dyplomatyczną misją. Misją, od której powodzenia zaleŜała jego reputacja. 

–  Musisz być  miły –  upomniał  sam  siebie  po cichu i  wziął głęboki  oddech. 

To będzie trudna przeprawa. 

background image

Schylił  się  i  podniósł  kapelusz  w  kolorze  khaki,  który  spadł  jej  z  głowy, 

kiedy obok mego przebiegała. 

Z  zamyślenia  wyrwał  go  odgłos  otwieranych  drzwi.  Podniósł  głowę  i 

spostrzegł,  Ŝe  powód  jego  wyprawy  do  Miejsca-Gdzie-Wcale-Nie-Miał-Ochoty-
Przebywać stoi na progu i patrzy mu prosto w oczy z nachmurzoną miną. Jej oczy 
zmieniły barwę z błękitnej na ciemnokobaltową. 

– To teren prywatny. 

No  cóŜ,  najwyraźniej  nie  dość,  Ŝe  teren  był  prywatny,  było  to  równieŜ 

terytorium wroga. Udało mu się jakoś przywołać uśmiech na twarz. Nigdy nie było 
mu  trudno  uśmiechnąć  się  do  kobiety.  Ta  akurat  nie  była  szczególnie  piękna,  ale 
była dość ładna w naturalny, amerykański sposób. 

– Nie było łatwo panią znaleźć. 

ZałoŜyła ręce na piersiach i spojrzała na niego podejrzliwie. 

– Najwyraźniej nie było to jednak takie trudne.  

Podszedł do niej i wyciągnął rękę. 

– Nazywam się Web Tucker. 

Nie ruszyła się ani o krok w jego stronę. Nie podała mu ręki, ale wyrwała mu 

z dłoni swój kapelusz. 

– Wiem, kim jesteś. 

– Świetnie – powiedział. Nie był tym specjalnie zaskoczony. 

Przyglądała  mu  się  przez  chwilę,  po  czym  wydała  z  siebie  zirytowane 

westchnienie. 

– Czego chcesz, Tucker? 

Znaleźć się jak najdalej stąd. 

– Na początek przydałaby mi się filiŜanka kawy. 

Oparła się biodrem o framugę drzwi i brodą wskazała coś, co ledwo moŜna 

by nazwać drogą. 

background image

–  Driftwood  Cafe  –  zaproponowała  bez  uśmiechu.  –  Jakieś  trzydzieści 

kilometrów  w  stronę,  z  której  przyjechałeś,  po  lewej  stronie  drogi.  Nie  sposób 
przeoczyć. Mają tam teŜ dobrą szarlotkę. 

Miała  rację.  Nie  sposób  było  przeoczyć  Driftwood  Cafe,  zwłaszcza  Ŝe, 

szukając drogi, trzy razy znalazł się na skrzyŜowaniu, przy którym był ów lokalik. 
Zaśmiał się cicho z siebie, z tej głupiej sytuacji i z jej nieprzyjaznej miny. 

– Nie jesteś zbyt gościnna, nieprawdaŜ? 

–  Pracuję,  panie  Tucker.  I  skończę  najwcześniej  za  jakieś  pięć  godzin.  – 

Zeszła po kilku stopniach prowadzących do drzwi chaty i ominęła go. 

– Świetnie. – Przywołał na twarz kolejny uśmiech. – Wobec tego poczekam, 

aŜ skończysz i będziemy mogli porozmawiać. 

Zatrzymała się, spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. 

– Jak sobie Ŝyczysz. 

Web  stanął  z  boku  i  przyglądał  się  jej,  jak  krząta  się  w  obrębie  czegoś,  co 

moŜna by nazwać podwórkiem. 

Promienie  późno  popołudniowego  słońca  wydobywały  złote  błyski  z  jej 

włosów,  związanych  w  luźny,  niedbale  spleciony  warkocz.  Wymykające  się  z 
niego kosmyki otaczały jej twarz i łaskotały w kark. Małe listki i gałązki wplątały 
się w jedwabiste pasma jak w pajęczynę, 

Web podszedł do schodków prowadzących na werandę, usiadł na najniŜszym 

stopniu  i  oparł  łokcie  na  kolanach,  zdecydowany  czekać  do  skutku.  Tony  będzie 
musiała w końcu z nim porozmawiać. 

Siedząc,  rozglądał  się  po  polanie,  ale  jego  wzrok  mimowolnie  wciąŜ 

powracał  do  Tony.  Po  chwili  poddał  się  i  zaczął  się  jej  przyglądać,  przypisując 
swoje  zainteresowanie  jej  osobą  nudzie.  Tak  naprawdę  to  w  ogóle  mu  się  nie 
podobała. 

Nuda. To słowo było doskonałym podsumowaniem. Był na tym odludziu nie 

dłuŜej niŜ dwie godziny, a juŜ czuł się śmiertelnie znudzony. Znudzony drzewami, 
samotnością,  panującą  dookoła  koszmarną  ciszą  lasu.  Tęsknił  juŜ  za  tętniącym 
Ŝ

yciem  Nowym  Jorkiem,  za jego  światłami,  za  szybkością,  z jaką toczyło  się  tam 

Ŝ

ycie.  Nie  mógł  sobie  pozwolić  na  zbyt  długą  nieobecność  w  redakcji  swojego 

pisma, ale z drugiej strony, jak słusznie zauwaŜyła Pearl, jego sekretarka, nie mógł 

background image

teŜ sobie pozwolić na uniknięcie tego wyjazdu. Musiał udać się tu osobiście, Ŝeby 
zachęcić niepowtarzalną Tony Griffin do współpracy. 

A  jednak,  kiedy  wyłoniła  się  z  małej  szopy,  trzymając  w  rękach  rondle 

wypełnione  czymś,  co  wyglądało na  psią karmę,  stwierdził,  Ŝe  podoba  mu  się ten 
widok.  To  było  głupie.  Zastanawiał  się,  skąd,  u  diabła,  wzięło  się  to 
zainteresowanie.  Nie  była  w  jego  typie.  Właściwie  to  nawet  nie  był  pewien,  czy 
była w typie kogokolwiek. 

Jaki  męŜczyzna  zainteresowałby  się  tą  drobną  kobietą,  która  wolała 

czworonoŜne  mięsoŜerne  drapieŜniki  od  ludzi  i  której  garderoba  składała  się 
najwyraźniej  tylko  z  ubrań  w  róŜnych  odcieniach  khaki?  Jej  skłonność  do  burych 
kolorów upodabniała ją do Ŝołnierza – zwłaszcza Ŝe na domiar złego nosiła jeszcze 
brudnobrązowe, brzydkie, wysokie, wiązane buty. 

Wyciągnął  nogi,  skrzyŜował  je  w  kostkach  i  oparł  się  łokciami  o  kolejny 

stopień,  przygotowując  się  na  długie  oczekiwanie.  Pomimo  stroju  Tony  nie  udało 
się  kompletnie  ukryć  faktu,  Ŝe  jest  kobietą.  Przyglądając  się  jej  przez  zmruŜone 
oczy,  dostrzegł  delikatne  wybrzuszenia  pod  kieszeniami  jej  koszuli.  Inteligencja 
podpowiedziała  mu,  Ŝe  mogą  to  być  piersi.  Prawdopodobnie  nawet  ładne,  ale 
wyraźnie  było  widać,  Ŝe  Tony  nie  ma  w  najmniejszym  stopniu  ochoty  ich 
eksponować. A mogłoby to dodać jej duŜo uroku. 

Przechylił na bok głowę, obrzucił ją długim spojrzeniem i stwierdził, Ŝe nogi 

ma  teŜ  nie  najgorsze,  jeśli  oczywiście  pominie  się  ślady  po  ukąszeniach  owadów 
oraz  rozliczne  siniaki  i  zadrapania.  No  i  musiał  przyznać,  Ŝe  ma  pierwszorzędną 
pupę. Nawet workowate szorty nie były w stanie ukryć tego faktu. 

„Ukryć”  to  chyba  było  najwaŜniejsze  w  tym  wszystkim  słowo.  Nie  znał  tej 

kobiety,  ale  sporo  o  niej  słyszał.  A  wszystko,  co  mówiono  mu  o  Tony  Griffin  o 
słodkich piersiach, zdecydowanie zgrabnych pośladkach i błyszczących anielskich 
włosach wskazywało na to, Ŝe bardzo chciała ukryć wszystko, co jej dotyczyło. 

Nie była typem kobiety, którą mógłby zrozumieć. 

I  to  nie  z  powodu  braku  atrakcyjności.  Miała  ładne  niebieskie  oczy,  które 

zapewne  rzucały  wesołe  błyski,  kiedy  się  śmiała.  Do  tej  pory  widział  je  tylko  w 
kolorze  ołowiu,  przywodzące  na  myśl  cięŜkie  deszczowe  chmury.  Jej  usta  były 
pełne,  nos  dość  uroczy,  czoło  i  kości  policzkowe  wysokie.  Z  odrobiną  makijaŜu 
byłaby naprawdę niczego sobie. 

To takie kobiety rozumiał. Kobiety, które wiedziały, jak się umalować, jakie 

ubrania  nosić  i  jak  układać  włosy.  Rozumiał  zadbane  paznokcie,  powłóczyste 

background image

spojrzenia i wysokie obcasy. Doceniał wyrafinowanie, ambicje i grę, nieodłączne w 
scenerii miejskich randek. 

Nie rozumiał za to kobiety, która pachniała śródkiem odstraszającym owady 

i  której  jedynym  przejawem  wyrafinowania  był  drogi  aparat  fotograficzny,  który 
trzymała w ręku, kiedy przebiegała obok niego. 

Upłynęło  pół  godziny,  zanim  stracił  cierpliwość  i  postanowił,  Ŝe  spróbuje 

jednak  nawiązać  jakąś  rozmowę.  Chciał,  Ŝeby  Tony  podpisała  umowę,  a  potem 
miał  zamiar  wynieść  się  stąd  do  wszystkich  diabłów.  Waśnie  wstał  i  otrzepywał 
spodnie, kiedy poczuł mrowienie na karku. 

Był obserwowany. 

Powoli odwrócił głowę. I zamarł. 

Kilkanaście  metrów  dalej  stał  niedźwiedź,  wyglądający  jakby  miał  zamiar 

połknąć go jednym, krwawym kęsem. Zwierzę stało na tylnych nogach i wydało z 
siebie niski, długi pomruk. 

Wszystkie  mięśnie  jego  ciała  napięły  się.  Instynkt  podpowiadał  mu,  Ŝe 

powinien natychmiast uciekać. Miał właśnie puścić się w najszybszy bieg w swoim 
Ŝ

yciu, kiedy wyczuł obok siebie czyjąś obecność. 

–  Nie  ruszaj  się  –  powiedziała  Tony  cichym,  spokojnym,  ale  śmiertelnie 

powaŜnym  głosem.  Nie  słyszał,  jak  się  zbliŜała,  tak  samo  zresztą  jak  nie  usłyszał 
nadchodzącego niedźwiedzia. 

Teraz w uszach brzmiał mu jedynie ostrzegawczy pomruk zwierzęcia i szum 

pędzącej  w  Ŝyłach  krwi. Mimo  Ŝe  miał  ochotę uciekać, to tak naprawdę  nie  mógł 
się ruszyć z miejsca. Widok niedźwiedzia o potęŜnych zębach i ostrych jak sztylety 
pazurach, wpatrującego się w niego błyszczącymi oczami i węszącego, przykuł go 
do miejsca. 

– Czy masz przy sobie jakieś jedzenie? 

Nie  spuszczając  z  oka  potęŜnego  zwierzęcia,  Web  spróbował  sobie 

przypomnieć, co ma w kieszeniach. 

–  Nie!  Zaczekaj,  mam!  Czekoladki  miętowe  –  powiedział,  przypominając 

sobie, jak kupił je w automacie na lotnisku. 

– Wyjmij je bardzo powoli. śadnych szybkich ruchów. A teraz rzuć je przed 

siebie. Dobrze. Powoli unieś dłonie i pokaŜ mu, Ŝe są puste. 

background image

Web  zrobił  dokładnie  to,  o  co  go  prosiła.  Niedźwiedź  rzucił  mu  ostatnie 

spojrzenie, po czym opadł na cztery łapy i, węsząc, podszedł do leŜących na ziemi 
czekoladek.  Z  podziwu  godną  zręcznością  rozdarł  opakowanie,  zjadł  jego 
zawartość  i  cięŜkim  krokiem  ruszył  w  stronę  jednego  z  rondli  z  psim  jedzeniem, 
które Tony porozkładała wokół polany. 

Web  odetchnął  głęboko,  zebrał  resztki  swojej  godności  i  z  trudem 

wyczarował uśmiech. 

–  Pierwsza  lekcja  przetrwania  w  dziczy  –  powiedział,  spoglądając  na  jej 

pobladłą twarz. – Nigdy nie stawaj niedźwiedziowi na drodze do przekąski. Chyba 
Ŝ

e sam chcesz zostać przekąską. 

Ten  Ŝart,  o  ile  uspokoił  go  trochę,  o  tyle  na  Tony  nie  zrobił  najmniejszego 

wraŜenia. 

– Lekcja numer dwa. Nie naleŜy nosić przy sobie przekąsek. – Ominęła go i 

weszła po kilku schodkach na werandę, kciukiem wskazując na drogę. – Oscar jest 
tylko  jednym  z  wielu  niedźwiedzi,  które  kręcą  się  tutaj  o  tej  porze,  szukając 
jedzenia.  Nie  wszystkie  są  równie  przyjazne.  Gdybym  była  tobą,  wyjechałabym, 
póki ich nie ma. Autostrada i cywilizacja są w tamtym kierunku. 

Stał,  wpatrując  się  w  drzwi,  które  za  sobą  zamknęła.  Przeczesał  dłonią 

włosy, zawstydzony tym, Ŝe wciąŜ czuje się trochę roztrzęsiony. 

– Dobrze się bawisz, Tucker? – zamruczał pod nosem i wszedł jej śladem po 

schodkach, upewniwszy się wcześniej, Ŝe niedźwiedź wciąŜ jest daleko. 

Nie, wcale się dobrze nie bawił. Jak do tej pory, został zmuszony do wyjazdu 

z  Nowego  Jorku,  wytrzęsło  go  w  małej,  blaszanej  puszce  na  kółkach,  zgubił  się 
kilkanaście razy, a na miejscu przywitała go ubłocona wojowniczka w Ŝołnierskich 
butach, która niechętnie uratowała go przed poŜarciem przez niedźwiedzia. 

Nie, to wcale nie było zabawne. Właściwie to był teraz bliski wściekłości. I 

nie chodziło tu tylko o to, Ŝe znalazł się na obcym terenie. I nawet nie o to, Ŝe Tony 
Griffin nie była nawet na tyle uprzejma, Ŝeby chociaŜ wysłuchać jego propozycji. 
Chodziło o to, zdał sobie sprawę, Ŝe to ona kontrolowała sytuację. A on nie był do 
tego przyzwyczajony. I to go irytowało. 

To  było  jej  terytorium.  On  rządził  w  świecie  sal  konferencyjnych,  sypialni, 

kolacji w najdroŜszych restauracjach, spadków i wzrostów na giełdzie. Nie musiał 
radzić sobie z wyboistymi drogami, drewnianymi chatami, całymi hektarami lasu i 

background image

prawdziwymi  niedźwiedziami.  I  nie  musiał  sobie  radzić  z  takimi  obcesowymi 
odmowami. 

To  była  fatalna  pomyłka  ze  strony  pani  Griffin.  Nie  lubił,  Ŝeby  mu 

odmawiano.  A  najbardziej  nie  lubił,  jak  odmawiano  mu,  zanim  miał  szansę 
przedstawić swoje argumenty. 

Nie podobało mu się tutaj, ale nie miał zamiaru pakować swoich zabawek i 

wracać  z  podwiniętym  ogonem  do  domu.  Tony  powiedziała,  Ŝe  wie,  kim  on  jest. 
Gdyby  naprawdę  go  znała,  to  wiedziałaby  teŜ  jedną  bardzo  waŜną  rzecz  na  jego 
temat – nie zawsze grał fair, ale zawsze grał, aby wygrać, a ta gra wcale się jeszcze 
nie skończyła. 

Znajdzie  sposób,  Ŝeby  ściągnąć  Tony  Griffin  do  Nowego  Jorku.  Właściwie 

to  pomysł  utarcia  nosa  wścibskiej  pani  fotograf  sprawił  mu  przyjemność. 
Uśmiechnął  się  do  siebie  tym  samym  gładkim  uśmiechem,  który  zapewnia!  mu 
głosy na posiedzeniach zarządu i podbijał serca kobiet. 

Z determinacją wszedł po schodach. Załatwi sprawę i wróci do domu. Dobra, 

pani Griffin. Igrzyska uwaŜam za otwarte. 

background image

Rozdział drugi 

 

W  chwili,  w  której  Web  podniósł  rękę,  Ŝeby  zapukać  do  drzwi  chaty, 

zadzwonił jego telefon komórkowy. Wyłowił go z kieszeni, sprawdził, kto dzwoni, 
i wydał z siebie długie westchnienie. 

– Tak, Pearl – powiedział zmęczonym głosem. 

Usiadł  na  najwyŜszym  stopniu  schodków,  a  zdecydowany  głos  Pearl 

Reasoner zapytał go, jak minęła podróŜ i czy udało mu się odnaleźć Tony Griffin. 
Pearl, poza tym, Ŝe pracuje jako jego sekretarka, jest równieŜ jego matką chrzestną. 
A ostatnio takŜe powodem bolesnego pulsowania w prawej skroni. 

Miał  zamiar  wysłać  na  tę  wyprawę  dyrektora  wykonawczego  Price'a  albo 

swojego  zastępcę,  Hawkinsa.  Ale  Pearl  nalegała,  Ŝeby  zajął  się  tym  osobiście. 
Osobiście poleciał do Minnesoty i osobiście przekonał Tony Griffin do podpisania 
kontraktu, dzięki któremu jego nowy magazyn, „Świat Natury”, odniesie sukces. 

Pearl opowiadała coś o świeŜym powietrzu i lodowatych jeziorach, ale on juŜ 

jej  nie  słuchał,  przypominając  sobie  rozmowę,  jaką  odbyli  poprzedniego  dnia  w 
biurze. Pearl była głucha na wszystkie jego argumenty. 

„Jeśli  jesteś  wydawcą  i  do  tego  chcesz  zdobyć  CC.  Bozemana,  to 

potrzebujesz  Tony  Griffin.  Jeśli  jej  zdjęcia  nie  znajdą  się  w  pierwszym  wydaniu 
«Świata Natury», to Bozeman nie wykupi reklam.” 

Jego argumenty, Ŝe przecieŜ nie ma czasu na przygodę w dziczy, wywołały 

tylko jej głębokie westchnienie. 

„Webster, jesteś wypalony i zmęczony wszystkimi zmianami, które zaszły w 

firmie od czasu fuzji. Przerwa naprawdę dobrze ci zrobi.” 

W  słuchawce  Pearl  kontynuowała  opowieść  o  tym,  jak  cudownie  by  było, 

gdyby sobie powędkował w czasie tego pobytu. 

Utkwił  wzrok  w  grupie  drzew  i  próbował  ignorować  Pearl,  którą  kochał 

pomimo  jej  wtrącania  się.  To  prawda,  pracował  cięŜko.  Miał  dość  wyścigu 
szczurów. W wieku trzydziestu pięciu lat osiągnął sukces finansowy, a jednak czuł, 
Ŝ

e wciąŜ czegoś mu brakuje. 

background image

Nie sądził jednak, Ŝe znajdzie to coś w Minnesocie, uganiając się za kobietą, 

która  słynęła  nie  tylko  z  doskonałych  zdjęć,  ale  równieŜ  i  z  tego,  Ŝe  unikała 
wszystkiego, co choćby przypominało cywilizację. 

– Sądzę, Ŝe słyszałeś juŜ o Jimmym Lawlerze z księgowości? 

Monolog Pearl nagle przerwał tok jego myśli. Mógł wyobrazić sobie ją, jak 

stoi  pochylona  nad  jego  biurkiem.  Z  tego,  co  wiedział,  miała  siedemdziesiąt  lat, 
chociaŜ przyznawała się tylko do pięćdziesięciu ośmiu. 

I  na  tyle  zresztą  wyglądała,  ze  swoimi  szczerymi  zielonymi  oczyma, 

starannie ułoŜoną fryzurą i nienagannym makijaŜem. 

–  Miał  czterdzieści  lat  –  powiedziała,  po  czym  zamilkła,  Ŝeby  upewnić  się, 

czy Web na pewno jej słucha. – Umarł w zeszłym tygodniu. Zawał serca. I wiesz, 
czego  na pewno  nie  będzie na jego  nagrobku?  „Chciałby  spędzać  więcej  czasu w 
biurze”. 

Web powrócił myślami do Tony Griffin, ukrytej w domku za jego plecami. 

– Webster… 

– PrzecieŜ tu przyjechałem – powiedział, poniewaŜ czasami łatwiej było się 

po  prostu  poddać.  I  dlatego,  Ŝe  Pearl  miała  rację.  Potrzebował  Tony  Griffin,  jeśli 
chciał zapewnić „Światowi Natury” dobry start. – Nie wystarczy ci? 

– Tylko jeśli obiecasz, Ŝe tam zostaniesz co najmniej przez dwa tygodnie. I 

chciałabym,  Ŝebyś  ten  czas  dobrze  wykorzystał.  Dwa  tygodnie  wystarczą  na 
sprowadzenie  jej  tutaj,  zaaranŜowanie  sesji  i  przygotowanie  na  czas  pierwszego 
wydania. Kochanie, włoŜyłam ci do aktówki kilka broszur. Znalazłeś je? 

Tak, znalazł. Błyszczące zdjęcia domku myśliwskiego w lasach przy granicy 

z  Kanadą.  I  kilka  zdjęć  rozpromienionych  wędkarzy  z  oparzeniami  słonecznymi, 
którzy podnosili do obiektywu swoje zdobycze. 

– Pearl, na miłość boską, przecieŜ wiesz, Ŝe nie wędkuję. I nie mam zamiaru 

wędkować. Jest tutaj tyle komarów, Ŝe wampir by umarł z głodu. No i pojawiają się 
tutaj  niedźwiedzie,  Pearl.  Prawdziwe  niedźwiedzie  Z  kłami  i  pazurami  i 
ogromnymi  apetytami  na  miętowe  czekoladki.  Jeden  z  nich  o  mało  co  mnie  nie 
poŜarł pięć minut temu. Tak więc wrócę, jak tylko uda mi się wyciągnąć tę kobietę 
z jej matecznika. 

– Dopiero za dwa tygodnie i ani dnia wcześniej – powtórzyła Pearl tonem, w 

którym była zarówno czułość, jak i niezłomna, Ŝelazna wola. 

background image

Web potarł dłonią twarz. Został w to wszystko wrobiony. Pearl samowolnie 

udała się do sklepu CC. Bozemana i wykupiła co najmniej połowę tego, co było na 
półkach. Kiedy wrócił do domu, wszystko juŜ na niego czekało. Pakując ubrania do 
nowiutkiej torby podróŜnej CC. Bozemana nie miał juŜ siły z nią dyskutować. 

–  Tydzień –  powiedział,  bo  w  końcu  to  on  był  szefem.  A  przynajmniej  był 

nim,  kiedy  Pearl  pozwalała  mu  tak  myśleć.  –  Ale  przysięgam,  Ŝe  powiesz  tylko 
jedno słowo… 

–  Zgoda.  A  teraz  przestań  się  dąsać,  Webster.  Jesteś  juŜ  tam,  prawda? 

Osiągnęliśmy juŜ naprawdę duŜo jak na jeden dzień. 

– My nie osiągnęliśmy nic. Ale za to ty… 

–  Ruszyłam  z  miejsca  kogoś,  kto  był  do  niego  przyrośnięty.  Wierz  mi,  to 

było bardzo wyczerpujące. 

Taaak.  Wyczerpujące.  Tak  jak  wyczerpujące  było  myślenie  o  kolejnej 

osobie,  którą  trzeba  było  ruszyć  z  miejsca,  a  która  najwyraźniej  nie  miała  na  to 
najmniejszej ochoty. 

Podskoczył  na  widok  kolejnego  niedźwiedzia  wysuwającego  się  z  lasu  na 

polanę. 

Pearl  mogła  zapomnieć  o  jego  dwutygodniowych  wakacjach.  Jeszcze  przed 

północą  znajdzie  się  w  samolocie,  trzymając  w  rękach  podpisany  kontrakt.  Pod 
warunkiem, oczywiście, Ŝe wciąŜ jeszcze będzie miał obie ręce. 

 

 

 

Tony  przytrzymała  drŜącą  ręką  poobijany  miedziany  czajnik  pod kranem,  z 

którego  woda  ciekła  cienkim  strumyczkiem.  Web  Tucker.  To  ostatni  człowiek, 
którego  mogła  się  tu  spodziewać.  Ostatni  człowiek,  którego  mogłaby  spodziewać 
się gdziekolwiek. Jej Ŝyciową dewizą było unikanie facetów takich jak on. 

No dobrze, przyznała, zapalając zapałką palnik starego, ogromnego piecyka 

gazowego i ustawiając na nim czajnik. Jej Ŝyciową dewizą było unikanie jego, a nie 
męŜczyzn takich jak on. 

background image

Web  Tucker  był  wnukiem  Fultona  Tuckera  ze  sławnej  Tucker-Lanier 

Publishing  Group  w Nowym  Jorku.  Był  równieŜ  jej byłym  pracodawcą  i  źródłem 
jednego z najbardziej wstydliwych wspomnień w jej Ŝyciu. 

Spojrzała  przez  ramię  w  stronę  drzwi  wejściowych  i  poczuła,  jak  serce 

mocno  bije  jej  w  piersi.  Nakazała  sobie  wziąć  się  w  garść.  Nakazała  sobie 
zignorować i to, Ŝe Webster nie poznał jej. 

–  A  wiec  jestem  niezauwaŜalna  –  wymruczała  i  otworzyła  mały  kredens  w 

poszukiwaniu  kubka.  Robiąc  to,  zauwaŜyła  swoje  odbicie  w  oknie  nad  zlewem  i 
natychmiast zrobiło się jej niedobrze. 

Dwanaście  lat.  Upłynęło  dwanaście  lat  od  chwili,  w  której  ostatni  raz 

widziała Weba Tuckera. Biorąc pod uwagę, Ŝe ona sprzedawała zdjęcia do gazet, a 
on  wydawał  gazety,  wiedziała,  Ŝe  któregoś  dnia  znowu  go  spotka,  niewaŜne,  jak 
bardzo  będzie  się  starała  go  unikać.  Wielokrotnie  wyobraŜała  sobie  to  spotkanie. 
Scena  zawsze  wyglądała  tak  samo.  Ona  starannie  ubrana,  wyglądająca  jak 
uosobienie  sukcesu,  profesjonalizmu  i  stylu.  On  oszołomiony  widokiem  kobiety, 
którą się stała. 

No  cóŜ,  był  oszołomiony.  Sięgnęła  ręką  i  wyciągnęła  liść  z  włosów. 

Wrzuciła go do śmieci, po czym wzięła do ręki ściereczkę do naczyń, Ŝeby usunąć 
z twarzy błoto. Zastanawiała się chwilę nad oczyszczeniem nóg, po czym odrzuciła 
ś

ciereczkę  daleko  od  siebie.  Tylko  cały  dzień  w  salonie  kosmetycznym  Elizabeth 

Arden mógł pomóc jej w doprowadzeniu się do porządku. 

Niechętnie podeszła do okna, odchyliła zasłonę i wyjrzała na zewnątrz. Web 

stał na werandzie, rozmawiając przez telefon, zwrócony do niej profilem. Wyglądał 
dokładnie jak człowiek, którego chciała zapomnieć. 

BoŜe,  był  po  prostu  cudowny!  Upływ  lat  widać  było  jedynie  w  głębi 

spojrzenia  jego  niebieskich  oczu  i  sile  wyrazu  rysów  jego  pięknie  wyrzeźbionej 
twarzy. 

Zaskoczył ją, pojawiając się tutaj jak grom z jasnego nieba. A ona chowała 

się w domu jak głupia nastolatka. 

Woda  zagotowała  się  i  czajnik  zagwizdał.  Podeszła  do  piecyka  i  wyłączyła 

palnik. Webster na pewno nie miał zamiaru odjechać, zanim nie powie jej, o co mu 
chodzi.  Teraz,  kiedy  juŜ  ochłonęła  po  pierwszym  szoku,  było  jej  wstyd,  Ŝe 
zachowała się jak tchórz. 

background image

Poza  tym  górę  zaczynała  brać  ciekawość.  Co  Web  Tucker  –  potęga  rynku 

wydawniczego, człowiek miasta, biznesmen zatrudniający miliony ludzi – co robił 
tutaj, w tej dziczy? I dlaczego tak wiele zrobił, Ŝeby ją tu odnaleźć? 

Kiedy  otworzyła  szeroko  drzwi,  Web  właśnie  chowa!  swój  telefon  do 

kieszeni. 

– CóŜ – powiedział zaskoczony. – Witam ponownie. 

–  Jeśli  masz  ochotę na  herbatę  – powiedziała  bez  wstępów  –  to  zapraszam. 

Na ziołową – dodała niemal wyzywającym tonem. 

– Brzmi świetnie. 

Odwróciła się na pięcie i zostawiła go w drzwiach. Wyjęła dodatkowy kubek 

z  kredensu,  sprawdziła,  czy  jest  czysty,  a  potem  napełniła  obydwa  kubki  gorącą 
wodą. 

–  Nie  ma  jak  w  domu  –  powiedział  Web,  kiedy  ustawiała  kubki  na  małym 

chromowanym stoliku. 

Wyjęła dwie łyŜeczki z szuflady. Zamykając ją biodrem, podąŜyła oczami za 

jego  wzrokiem,  badającym  wnętrze  domku,  widząc  je  tak,  jak  zobaczyła  je 
pierwszy raz, ponad miesiąc temu. 

Prostota,  to  było  odpowiednie  słowo.  Prostota  i  spartańskie  warunki.  Jak 

wiele  tego  typu  domków  na  północy,  ten  miał  jeden  pokój  z  małą  łazienką, 
dobudowaną później, kilka lat po tym, jak go wzniesiono w latach trzydziestych. 

Ś

ciany zrobione były z drewna sosnowego, które przez lata nabrało ciepłego, 

miodowego  koloru.  Podłoga  równieŜ  była  sosnowa  –  wytarta  i  wypolerowana  od 
chodzenia.  DuŜy,  szaroniebieski  dywan  –  kto  wie,  jak  stary  –  leŜał  na  środku 
pokoju. 

Kuchnia składała się z kilku szafek, które ktoś wiele lat temu pomalował na 

ciemnoniebiesko,  małego  Ŝelaznego  zlewu,  wyszczerbionego  piecyka  i  lodówki 
pochodzącej tak na oko z lat sześćdziesiątych. Trzeba ją było co tydzień rozmraŜać, 
bo inaczej w małym zamraŜalniku robiły się sople. 

Na  środku  pokoju  stał  stół.  Tony  zerwała  kilka  dni  wcześniej  trochę 

kwiatów,  intensywnie  pomarańczowych,  jasnoŜółtych  i  śnieŜnobiałych.  Kwiaty 
jednak zwiędły juŜ jakieś dwa dni temu i dziś były tylko smutnym przypomnieniem 
tego,  jak  bardzo  lokatorka  tego  domku  jest  zajęta.  Tak  jak  nieposłane  podwójne 
łóŜko pod ścianą, z którego moŜna było zrobić kanapę. PoniewaŜ Tony pracowała 

background image

od  świtu  do  zmierzchu  i  miała  bardzo  niewielu  gości,  rzadko  je  składała.  Na 
przeciwległej ścianie był mały kominek, w którym wolno płonęły drwa. 

Tak.  Wystrój  spartański.  Ale  domek  miał  elektryczność  i  działający  przez 

większość  czasu  telefon,  więc  i  tak  był  pałacem  w  porównaniu  z  zabłoconymi, 
brudnymi  miejscami,  w  których  Tony  mieszkała  w  trakcie  swych  podróŜy  po 
ś

wiecie.  Jednak  najwyraźniej  Web  Tucker,  człowiek  przyzwyczajony  do 

dekoratorów wnętrz, włoskiego  marmuru  i  sprowadzanych  ze wschodu  dywanów, 
uznał go za coś porównywalnego do noclegowni dla bezdomnych. 

Przyciągnęła sobie krzesło i, połoŜywszy łyŜkę obok jego kubka, otworzyła 

puszkę ze swoją ulubioną herbatą. 

– Rumianek i mięta z odrobiną kwiatu róŜy – powiedziała. 

– Chętnie spróbuję. 

– Jak mnie znalazłeś? I dlaczego w ogóle mnie szukałeś? 

Web  zanurzył  swoją  torebkę  z  herbatą  w  wodzie  gestem,  którego  nie 

powstydziłby się angielski dŜentelmen pijący herbatkę ze swoją ciotką. 

–  To  nie  jacie  znalazłem.  To  moja  sekretarka.  Twój  agent  cię  wydał.  Co 

zresztą  powinno  juŜ  odpowiedzieć  ci  na  twoje  drugie  pytanie.  Mam  dla  ciebie 
pracę, jeśli oczywiście będziesz zainteresowana. 

–  Nie jestem.  –  Wrzuciła herbatę do parującej  wody i  sięgnęła  po  cukier.  – 

Mam juŜ pracę. 

Odchylił się do tyłu, przerzucając jedną rękę przez oparcie. Emanował siłą i 

opanowaniem. 

– Cokolwiek to jest, zapłacę ci podwójnie. 

Tym razem się uśmiechnęła. 

Przechylił głowę, przyglądając się jej uwaŜnie. 

– Dlaczego to takie zabawne? 

Zamieszała herbatę. 

–  Dlatego,  Ŝe  nic  razy  dwa  to  w  dalszym  ciągu  nic.  Dlatego,  Ŝe  gdyby 

zaleŜało  mi  na  pieniądzach,  fotografowałabym  modelki  albo  pracowałabym  w 
reklamie. 

background image

–  Ale  musisz  przecieŜ  coś  jeść,  prawda?  Dlaczego  nie  chcesz  mnie 

wysłuchać? 

Tony wypiła łyk gorącej herbaty i spojrzała mu w oczy, 

– Posłuchaj mnie, Tucker… 

– Mam na imię Web. 

–  Posłuchaj,  Web  –  powtórzyła  po  chwili  wahania,  zastanawiając  się,  jak 

wiele kobiet oprócz niej topniało w środku tylko na dźwięk jego głosu, miękkiego 
jak aksamit i upajającego jak mocne wino, które z wiekiem stawało się coraz lepsze 
–  Jeśli  chcesz,  Ŝebym  zrobiła  dla  ciebie  sesję  zdjęciową,  skontaktuj  się  z  moim 
agentem. Jeśli uzna, Ŝe to mnie zainteresuje, będzie z tobą rozmawiać. Zresztą nie 
wiem, dlaczego nie zadzwoniłeś do niego, zamiast tu przyjeŜdŜać, 

–  Nie  chodzi  mi  o  sesję  zdjęciową  –  powiedział  dobitnie.  –  Chodzi  mi  o 

pracę.  I  przyjechałem  tu  osobiście,  poniewaŜ  chciałbym  zaproponować  ci  umowę 
na wyłączność. 

Powoli wypiła kolejny łyk herbaty. Wraz z delikatnym zapachem rumianku i 

mięty do jej nozdrzy dotarł Jego zapach, połączenie zapachu męŜczyzny, przypraw 
I  bogactwa.  Od dawna  nie czuła niczego poza  wonią  świeŜego  powietrza,  sosen  i 
płynu  na  komary.  A  jeszcze  więcej  czasu  upłynęło  od  chwili,  kiedy  zatęskniła  za 
byciem z męŜczyzną i za wdychaniem jego oszałamiającego zapachu. 

Ale  to  nie  była  chwila  na  takie  tęsknoty.  Teraz…  Chwileczkę.  Co  on 

powiedział? 

– Przepraszam? 

Pochylił się do przodu i postukał nieświadomie kciukiem o kubek. 

– Umowa na wyłączność. Tucker-Lanier. 

Przeniosła spojrzenie z jego oczu – pięknych oczu o barwie cynamonu – na 

jego dłonie, świadoma ich siły i wagi jego propozycji. Kiedyś rzuciłaby się na nią 
jak wygłodniały kot. 

–  Przykro  mi,  ale  straciłeś  tylko  czas.  Pracuję  wyłącznie  na  zlecenie.  Nie 

wiąŜę się z nikim na stałe. 

Zmarszczył  brwi,  tak  jakby  nie  mógł  uwierzyć,  Ŝe  mu  odmówiła.  Nie  było 

jeszcze  na  świecie  fotografa,  który  z  góry  odrzucił  jego  propozycję  –  oprócz  niej 
oczywiście. 

background image

–  Nawet  jeśli  będziesz  miała  całkowitą  niezaleŜność?  –  zapytał  spokojnie, 

pochylając  się  do  przodu.  –  Całkowitą  wolność  w  podejmowaniu  decyzji? 
Nieograniczone  środki  na  pokrycie  kosztów?  I  wszystko  to  za  roczną  pensję?  – 
Wyciągnął  notatnik  z  kieszeni  nowiuteńkiej,  sportowej  koszuli  i  napisał  w  nim 
jakąś liczbę. Wyrwał kartkę papieru i przesunął po stole w jej stronę. 

Kiedy zobaczyła sumę, otworzyła szeroko oczy. 

– Nie mówisz chyba powaŜnie. 

– Jestem śmiertelnie powaŜny. 

– Nie rozumiem. Dlaczego ja? 

Web  przyglądał  się  siedzącej  naprzeciwko  niego  kobiecie  w  wojskowym 

ubraniu.  ZauwaŜył,  Ŝe  trochę  się  oczyściła,  co  oznaczało,  Ŝe  tli  się  w  niej  jednak 
jakaś  iskierka  kobiecej  próŜności.  No  i  dostrzegł  dołeczek  w  jej  lewym  policzku. 
Zachował te informacje w pamięci, w razie gdyby mogły mu być kiedyś przydatne. 

–  Dlaczego  ty?  Dlatego,  Ŝe  jesteś  dobra.  A  ja  potrzebuję  dobrych  ludzi.  To 

proste.  I  to  naprawdę  jest  świetna  umowa,  Tony  –  podkreślił.  –  Będziesz 
zajmowała się zdjęciami do nowego magazynu, „Świat Natury”, który zamierzamy 
wydać w ciągu pół roku. W kaŜdym wydaniu będą wyłącznie zdjęcia Tony Griffin. 

Spojrzała  na  niego  ponuro,  co  z  jakiegoś  powodu  trochę  go  rozbawiło. 

Bardzo  się  starała,  Ŝeby  wyglądać  surowo.  A  to  naprawdę  nie  pasowało  do  jej 
łagodnych  niebieskich  oczu  i  długich  rzęs,  nie  wspominając  juŜ  u  lekko  opalonej 
cerze, która bez pokrywającego ją wcześniej błota wyglądała na miękką i delikatną. 

–  W  dalszym  ciągu  nie  rozumiem.  –  Zmarszczyła  swoje  pięknie  wygięte 

brwi.  –  Jest  przecieŜ  kilku  dobrych  fotografów,  z  większym  doświadczeniem  i  z 
większymi  umiejętnościami,  którzy  na  pewno  nadaliby  większy  prestiŜ  twojemu 
magazynowi. 

Aha. Więc nie była zarozumiała. To go wyraźnie ucieszyło. 

–  Nie  chcę  innego  fotografa.  Chcę  ciebie.  Nie  potrzebuję  dodatkowego 

prestiŜu, Tucker-Lanier juŜ go ma. Potrzebuję twojego punktu widzenia. Podoba mi 
się sposób, w jaki patrzysz na świat. Podoba mi się twoja praca. I właśnie dlatego 
ciebie wybrałem. 

Tony  wstała,  podeszła  do  drzwi  i  otworzyła  je.  Wsunęła  dłonie  do  tylnych 

kieszeni spodni i skrzyŜowała nogi, wyglądając na zewnątrz. 

background image

Ta poza podkreślała szczupłość i długość jej nóg. WłoŜone w kieszenie ręce 

naciągnęły trochę jej workowate szorty na biodra, ukazując ich kształt. Web poczuł 
nagły, kompletnie niespodziewany przypływ podniecenia. 

Cholera.  To  było  szaleństwo.  Wcale  mu  się  przecieŜ  nie  podobała.  Gdyby 

CC. Bozeman, który był głównym reklamodawcą i głównym czynnikiem mającym 
wpływ  na  powodzenie  „Świata  Natury”  nie  nalegał,  Ŝe  to  ma  być  Tony  i  tylko 
Tony, Web nie siedziałby tutaj, próbując ją obłaskawić. 

–  Posłuchaj  –  powiedziała  w  końcu.  –  Jest  mi  miło  i  doceniam  twoje 

zainteresowanie, ale, niestety, nie mogę ci pomóc. Nie chcę być związana umową. 
–  Spojrzała  na  niego.  W  jej  oczach  był  jakby  cień  Ŝalu,  ale  szybko  odwróciła 
głowę. – Przykro mi, ale moja odpowiedź wciąŜ brzmi: nie. 

Wyszła  na  zewnątrz,  zostawiając  go  przy  stole,  wpatrującego  się  w  jej 

oddalające się plecy. 

– Uparta jak cholerny osioł – powiedział cicho do siebie. 

No cóŜ, wcześniej miał juŜ do czynienia z osłami. Jego dziadek był jednym z 

większych. Wprawdzie zabierało to duŜo czasu, ale Web zawsze w końcu jakoś go 
przekonywał do swoich pomysłów. 

Spojrzał ponuro na drzwi, w myślach Ŝegnając się ze swoim planem nocnego 

powrotu do domu. 

Dobra. Do jutra uda mu się ją przekonać. KaŜdy ma swoją cenę, a Tony nie 

była wyjątkiem od tej reguły. 

Wstał  i  podszedł  do  progu,  marszcząc  gniewnie  czoło.  Robiło  się  późno. 

Ochłodziło  się  równieŜ  o  kilka  stopni,  poniewaŜ  słońce  chyliło  się  właśnie  ku 
zachodowi i zerwał się wiatr. Zbiorowisko duŜych, czarnych chmur zbliŜało się od 
zachodu.  śadna  z  tych  rzeczy  mu  się  nie  podobała.  Stracił  cholernie  duŜo  czasu, 
Ŝ

eby się tutaj dostać, a to było w ciągu dnia. Szukanie drogi do International Falls 

w ciemności i w padającym deszczu zapowiadało się na jeszcze większą poraŜkę. 

W oddali, koło rondli z jedzeniem, około dziesięciu niedźwiedzi lizało łapy i 

ocierało  się  grzbietami  o  drzewu.  Pomiędzy  dwoma  młodymi  niedźwiedziami 
wybuchła  jakaś  sprzeczka,  która  szybko  się  zakończyła,  kiedy  Jeden  ze  starszych 
posłał im niski, ostrzegawczy pomruk. 

Zwierzęta  wciąŜ  wyglądały  na  głodne,  pomyślał,  niezbyt  ucieszony 

perspektywą przejścia w ciemności kilkuset metrów do miejsca, gdzie zaparkował 

background image

samochód.  Zwłaszcza  Ŝe  dookoła  mogła  krąŜyć  kolejna  grapa  tych  bestii, 
poszukujących świeŜego mięsa i słodyczy. 

A jeśli juŜ mowa o jedzeniu, to Web umierał z głodu, Tak samo zresztą jak 

komary.  Zabił  jednego  na  swojej  szyi.  Teraz,  kiedy  robiło  się  ciemno,  po  prostu 
kłębiły się wokół niego. 

Jego  nieprzyjazna  gospodyni  wyłoniła  się  zza  stodoły,  niosąc  naręcze 

drewna. 

–  Powinieneś  juŜ  jechać  –  powiedziała  mijając  go  w  progu.  –  Masz  przed 

sobą dwie godziny jazdy, a na dodatek to jest ostatni tydzień sezonu wędkarskiego 
i  będzie  ci  bardzo  trudno  znaleźć  jakieś  miejsce  do  spania  w  mieście.  A  jeśli 
zacznie padać, to moŜesz się zgubić. 

Nie miał zamiaru wracać po ciemku do miasta. 

– Po drodze minąłem kilka hoteli. 

– Będą zajęte. Najlepszym wyjściem jest powrót do Falls. 

Najlepszym  wyjściem  był  powrót  do  Nowego  Jorku,  ale  przez  jej  upór 

dzisiaj nie znajdzie się bliŜej niŜ trzy tysiące kilometrów do Fifth Avenue. 

–  No  cóŜ  –  powiedział,  kiedy  w  oddali  rozległ  się  pomruk  pierwszego 

grzmotu, a wiatr przybrał na sile. – Jeśli jesteś pewna, Ŝe nie dasz się namówić… 

–  Nie  dam  –  przerwała  mu.  –  Przykro  mi,  Ŝe  zadałeś  sobie  tyle  trudu  na 

próŜno. 

–  Musiałem  spróbować  – powiedział lekkim  tonem.  – Poza  tym  to nie  była 

kompletna strata czasu. Teraz mogę powiedzieć, Ŝe byłem w Minnesocie. I Ŝe omal 
nie zostałem poŜarty przez niedźwiedzia. 

Przeniosła  spojrzenie  z  niego  na  niedźwiedzie.  Przez  chwilę  nad  czymś 

myślała, po czym niechętnie zaproponowała: 

– Czy chcesz, Ŝebym odprowadziła cię do samochodu? 

Męska duma z ledwością wzięła górę nad strachem. 

–  Nie  musisz.  Dam  sobie  radę  –  powiedział  z  trudem.  Nie  miał  zamiaru 

chować się za jej plecami, nawet jeśli byłby to ładny widok. 

Zawahała się, po czym wzruszyła ramionami. 

background image

–  No  dobrze.  Jeśli  nie  zejdziesz  ze  ścieŜki,  to  nie  będziesz  miał  Ŝadnych 

problemów  z  tubylcami.  –  Wskazała głową  grupę  niedźwiedzi zebranych  dookoła 
poŜywienia, po czym przeszła przez próg i zatrzasnęła za sobą drzwi. 

W  zamyśleniu  Web  spojrzał  w  stronę  ścieŜki,  która  prowadziła  do  małej 

polanki, gdzie zostawił samochód. Zastanawiał się, z jakim przyjęciem się spotka, 
kiedy pojawi się nazajutrz z nowym zestawem argumentów. 

W  oddali  znowu  rozległ  się  grzmot.  Tym  razem  głośny.  Web  spojrzał  w 

górę,  obserwując,  jak  ostami  fragment  błękitu  poddaje  się  cięŜkim,  ołowianym 
chmurom. DuŜa kropla deszczu spadła mu dokładnie między oczy. 

– Cudownie – powiedział zmęczonym głosem i pobiegł w stronę ścieŜki. 

background image

Rozdział trzeci 

 

Tony wzięła prysznic i natarła ciało kremem. Od dawna juŜ tego nie robiła. 

WłoŜyła  bawełnianą,  miękką,  róŜową  piŜamę  i  ciepłe  skarpetki.  Dorzuciła  kilka 
drewien do kominka, spoglądając przez okno na rozświetlone błyskawicami niebo. 

Susząc włosy ręcznikiem, odliczała z przyzwyczajenia: 

– Raz, dwa, trzy… 

Huk  grzmotu  przerwał  jej,  wprawiając  w  drŜenie  ściany  niewielkiego 

domku. 

– Było blisko. – Spojrzała w górę, na dach, o który bębniły krople deszczu. 

Wspinając  się  na  palce,  sięgnęła  po  lampę  oliwną  ustawioną  na  najwyŜszej 

półce  regału  wypełnionego  westernami  i  almanachami  dla  farmerów  z  lat 
trzydziestych. Biblioteka Charliego Ericksona była niewielka, ale bardzo ją lubił – 
widać było, Ŝe wszystkie ksiąŜki i magazyny były czytane po wiele razy. 

Zamiast martwić się, czy Web Tucker zdołał dotrzeć do głównej drogi przed 

burzą, Tony zaczęła się zastanawiać, jak miewa  się Charlie. Poruszane potęŜnymi 
uderzeniami wiatru gałęzie uderzały w drewniane ściany chatki. 

Spokojnie, ten dom przetrwał juŜ wiele burz, uspokajała sama siebie. Światło 

zamigotało, ale jakimś cudem nie zgasło. 

Postawiła lampę na stole i pomyślała o Charliem, który Ŝył w tej chacie sam 

przez sześćdziesiąt ze swoich osiemdziesięciu lat, zanim jeszcze doprowadzono tu 
elektryczność i linię telefoniczną. Kochał samotność, dzikość tego miejsca i swoje 
niedźwiedzie. 

Niedźwiedzie, 

które 

przez 

sześćdziesiąt 

lat 

wabił 

na 

czterdziestoakrowy teren swojej posiadłości, dokarmiając je orzechami, jagodami i 
psią karmą, w nadziei Ŝe uda mu się uratować je przed myśliwymi i kłusownikami. 

Zadzwoniła  wczoraj  do  niego  do  szpitala  i  zapewniła,  Ŝe  wszystko  jest  w 

porządku.  Kazała  mu  obiecać,  Ŝe  będzie  odpoczywał  i  słuchał  się  lekarzy.  Trzy 
tygodnie  temu  miał  atak  serca.  Mógł  jednak  wrócić  do  zdrowia,  jeśli  tylko  nie 
będzie się przemęczał. 

Deszcz  walił  w  dach,  tworząc  za  oknami  spływające  kurtyny  wody.  To  nie 

była  pierwsza  burza  od  momentu,  kiedy  Tony  tutaj  przyjechała  na  początku 
miesiąca. 

background image

Cieszyła się, Ŝe Charlie leŜy owinięty w ciepłą kołdrę na swoim szpitalnym 

łóŜku  w  Falls.  Codziennie  odwiedzała  go  Helga,  starsza  wolontariuszka  o 
rumianych policzkach, robiąc wokół niego całe mnóstwo zamieszania. 

–  To tylko przyjaciółka –  zapewnił Tony Charlie, kiedy odwiedziła go  dwa 

dni temu. 

–  Skoro  tak  twierdzisz,  Charcie…  –  odpowiedziała  i  zaśmiała  się  na  widok 

jego pełnego zakłopotania spojrzenia. 

Kolejny grzmot rozdarł niebo nad chatą. 

–  Lepiej  się  zabezpieczyć,  niŜ  Ŝałować  –  powiedziała  do  siebie,  szukając 

zapałek  na  wypadek,  gdyby  zabrakło  światła.  Uśmiechnęła  się  z  zadowoleniem, 
znalazłszy  zapałki  i  świeczkę  w  szufladzie.  W  chwili,  kiedy  zapalała  zapałkę, 
ś

wiatło zamigotało jeszcze raz i zgasło na dobre. 

–  I  stała  się  ciemność  –  mruknęła,  podnosząc  szklany  klosz  lampy  i 

podpalając knot. – A ty znowu mówisz do siebie, Griffin. 

–  To  chyba  ryzyko  zawodowe  –  mruknęła  i  na  powrót  przykryła  lampkę 

kloszem,  przykręcając  knot.  Teraz  w  całej  chacie  obudziły  się  cienie  i  zaczęły 
tańczyć  na  ścianach.  Słaby  czereśniowy  zapach  oliwy  zmieszał  się  z  zapachem 
mokrego  lasu  i  melonowo-kwiatowym  aromatem  jej  szamponu.  Kiedy  człowiek 
spędza  samotnie  tyle  czasu  ile  ona  –  albo  na  sesjach  zdjęciowych  w  odległych 
zakątkach  globu,  albo  odpoczywając  między  sesjami  –  własny  głos  jest  często 
jedynym, jaki ma się okazję słyszeć. 

Charlie  to  rozumiał.  Kochany  staruszek!  Był  bardzo  podobny  do  niej.  I  do 

swoich  niedźwiedzi.  Był  właśnie  takim  mrukliwym,  potulnym  niedźwiedziem, 
który wędrował po ziemi, którą kochał i znał jak własną kieszeń. Tak jak ona, był 
samotnikiem. Nie, nie był aspołeczny, jak niektórzy mówili o niej. Naprawdę lubił 
jej towarzystwo i zaprosił ją do swojego domu bez chwili wahania, kiedy pojawiła 
się u jego drzwi ze swoim sprzętem fotograficznym i kempingowym oraz z prośbą 
o pozwolenie na fotografowanie niedźwiedzi…  

Kolejny  zygzak  błyskawicy  rozjaśnił  ciemność,  a  zaraz  po  nim  rozległ  się 

potęŜny  grzmot,  tak  głośny  i  tak  bliski,  Ŝe  Tony  aŜ  podskoczyła  ze  strachu. 
Przycisnęła rękę do serca, Ŝeby je trochę uspokoić. 

–  O  kurczę  –  powiedziała  w  końcu.  –  Ten  piorun  musiał  trafić  w  jakieś 

drzewo. 

background image

Podniosła  słuchawkę  telefonu.  Tak  jak  myślała,  W  słuchawce  była  głucha 

cisza.  Do  zerwania  linii  wystarczyłoby,  Ŝeby  jakaś  gałąź  spadła  na  ciągnący  się 
kilometrami w lesie drut, nie mówiąc juŜ o burzy takiej jak ta. 

Jej myśli bezwiednie podąŜyły w stronę Weba Tuckera. W głębi serca miała 

nadzieję, Ŝe zdąŜył przed nawałnicą. 

– Jest duŜym chłopcem. Da sobie radę. 

A  przynajmniej  dałby  sobie  radę,  gdyby  był  w  mieście.  Tutaj  jednak,  w 

kramie, gdzie rządziły Ŝywioły, trzeba było uczyć się, jak sobie z nimi radzić. To 
stawiało go w gorszej sytuacji. 

Potrząsnęła  głową  na  wspomnienie  jego  wyglądu  –  idealnie  dobranych 

kolorystycznie  fragmentów  profesjonalnego  ubrania.  Ale  nawet  gdyby  miał  na 
sobie  pomięty  podkoszulek  i  dziurawe  dŜinsy,  jedno  spojrzenie  na  jego 
wymodelowaną  fryzurę  i  wymanikiurowane  paznokcie  powiedziałoby  od  razu,  Ŝe 
jest to chłopak z miasta. 

Serce  Tony  zabiło  gwałtownie,  ale  tym  razem  nie  z  powodu  szalejącej  za 

oknem burzy. 

Przez  dwanaście  lat  była  przekonana,  Ŝe  wszystkie  uczucia  do  niego 

przeminęły.  Najwyraźniej  oszukiwały  się  przez  cały  ten  czas.  A  on  nawet  jej  nie 
pamiętał.  Było  to  Ŝałosne  i  śmieszne  zarazem.  I  zaśmiałaby  się,  gdyby  nie  to,  Ŝe 
drzwi  chaty  otworzyły  się  nagle  i  uderzyły  gwałtownie  w  ścianę,  śmiertelnie  ją 
przeraŜając.  Przez  kilka  uderzeń  serca  mogła  tylko  stać  z  szeroko  otwartymi 
oczami.  Bardzo  mokry  i  bardzo  wściekły  męŜczyzna  wtoczył  się  przez  drzwi  jak 
jakieś monstrum z horroru. 

Ów  zabłocony  człowiek  niósł  na  ramieniu  coś,  co  dzięki  Bogu  nie  było 

potwornym  garbem  tylko  sportową  torbą.  Zamknął  za  sobą  drzwi  z  niewyraźnym 
mruknięciem. 

–  Tak,  byłbym  bardzo  szczęśliwy,  mogąc  wejść  w  ten  straszny  deszcz, 

dziękuję. 

Nie  wiedziała,  czy  ma  roześmiać  się  z  ulgą,  Ŝe  nie  jest  to  morderca  z 

siekierą, czy teŜ przeklinać los za to, Ŝe sprowadził Weba Tuckera z powrotem pod 
jej dach. 

Przez  ostatnią  godzinę  Web  nie  widział  nic,  a  teraz  wszystko,  co  widział, 

było w kolorze róŜowym. Od jej róŜowych skarpetek do jej róŜowych policzków i 

background image

ust.  Tony  Griffin  wyglądała  niezwykle  uroczo  w  róŜowym.  Z  mokrymi  włosami 
opadającymi na ramiona i na plecy wyglądała równieŜ delikatnie i kobieco i... 

Web  był  przemoknięty  i  zmarznięty  i  czuł  zbyt  duŜą  ulgę  na  myśl,  Ŝe  nie 

musi juŜ krąŜyć w koło w największym deszczu od czasów potopu, Ŝeby teraz się 
nad    tym    zastanawiać.    Przeanalizuje    swoją  reakcję  później,  kiedy  juŜ  wyschną 
mu buty, a zęby przestaną szczękać. I kiedy jego umysł dojdzie do siebie i zacznie 
postrzegać  Tony  jako  to,  czym  naprawdę  była  –  problemem,  który  musiał 
rozwiązać. 

Teraz  musiał  jednak  zatroszczyć  się  o  jakieś  suche  ubrania  i  .o  galon  tej 

ziołowej herbaty. Był gotowy na wszystko, byle tylko się rozgrzać. 

– Dobrze się czujesz? – spytała Tony z wahaniem. 

–  Biorąc  pod  uwagę  fakt,  Ŝe  ledwo  wydostałem  się  z  samochodu,  kiedy 

przewróciło  się  na  niego  drzewo,  to  tak.  MoŜna  powiedzieć,  Ŝe  mam  się  całkiem 
nieźle. 

– O mój BoŜe! 

– Taak. Nieźle, co? – powiedział, po czym przeszedł go dreszcz. 

Na twarzy Tony widoczna była troska zmieszana z niedowierzaniem. 

– Jesteś zmarznięty. Musisz szybko zdjąć te ubrania i załoŜyć coś suchego. 

Web rzucił torbę na podłogę. Obydwoje parzyli, jak wycieka z niej woda. 

– Jeśli nie magazynujesz gdzieś tutaj męskich ubrań, to raczej nie uda mi się 

ani wysuszyć, ani ogrzać. 

– Coś wymyślę – powiedziała. – Na razie zdejmij tę koszulę. 

W ustach kaŜdej innej kobiety te słowa zabrzmiałyby jak zaproszenie. Ale z 

jej strony był to po prostu rozkaz. 

–  Co  się  stało?  –  spytała,  kiedy  zesztywniałymi  z  zimna  palcami  próbował 

rozpiąć guziki. 

– Wydaje mi się – powiedział, czując jak przeszywa go kolejny dreszcz – Ŝe 

silnik zgasł, kiedy wjechałem w jakąś dziurę. 

– Była głęboka? 

– Było w niej jakieś pół metra wody. 

background image

Widząc, jakie ma trudności, Tony sama zaczęła rozpinać mu koszulę. 

–  Udało  mi  się  chwycić  torbę  i  wytoczyć  z  samochodu  tuŜ  po  tym,  jak 

usłyszałem  ten przeszywający  trzask.  Ziemia  się  zatrzęsła  i  zorientowałem  się,  Ŝe 
to  było  coś  naprawdę  duŜego  –  powiedział,  zdając  sobie  nagle  sprawę,  Ŝe  Tony 
zdejmuje mu koszulę z ramion. – Rozpłaszczyło samochód jak naleśnik. 

Zamarła. 

– Rozpłaszczyło? Czy on nadaje się do jazdy? 

– Do jazdy? Skarbie, jego nawet spod tego drzewa nie widać. 

Jej małe palce, miękkie i ciepłe, zatrzymały się na chwilę, po czym musnęły 

jego obojczyk z nieświadomą zmysłowością, kiedy obracała go w stronę światła i 
oglądała jego plecy. 

– Au – mruknął, kiedy dotknęła bolącego miejsca. 

– Wygląda na to, Ŝe drzewo jednak nie ominęło cię całkowicie. 

– Wiedziałem, Ŝe coś mnie uderzyło. 

–  Usiądź  tam  –  rozkazała  tonem  sierŜanta  i  wskazała  krzesło,  które 

odciągnęła od stołu. 

– Zabłocę ci wszystko. 

– Rano wyczyści to pokojówka – powiedziała, po czym zniknęła w łazience. 

Pojawiła się za chwilę z naręczem ręczników. 

– To jest stara chata – powiedziała, widząc, Ŝe Web wciąŜ stoi w tym samym 

miejscu – a ta podłoga widziała duŜo więcej niŜ trochę błota i wody. A teraz chodź 
tutaj, Ŝebym mogła obejrzeć cię przy świetle. 

Web  zdjął  buty  i  przemoczone  skarpetki,  rzucił  je  na  stos  razem  z  koszulą, 

po czym podszedł sztywnym krokiem do stołu. 

Przyjął  oferowany  mu  przez  nią  ręcznik,  zanurzył  w  nim  twarz  i  osuszył 

trochę włosy. W tym czasie Tony podniosła lampkę ze stołu i oglądała jego plecy. 

– Boli? – Dotknęła jego łopatki. 

Potrząsnął głową.  Przeszedł go  kolejny dreszcz,  ale tym  razem  nie  miał  nic 

wspólnego z zimnem. 

background image

– A tutaj? 

–  Au!  Tak!  –  Krzyknął,  kiedy  nacisnęła  mocniej.  Boli  jak  jasna  cholera. 

Jesteś szczęśliwa? 

– Powiedzmy – powiedziała, ale dalej badała go juŜ delikatniej. 

Pochyliła  się  nad  nim,  odstawiając  lampkę  z  powrotem  na  stół.  Jej  piersi 

przypadkiem  dotknęły  jego  pleców  –  ciepłe  i  zbyt  jędrne,  aby  mógł  tego  nie 
zauwaŜyć, mimo Ŝe był przemarznięty do szpiku kości. 

Ona  jednak  zachowywała  się  obojętnie.  Podniosła  jego  rękę  i  ugięła  ją, 

sprawdzając, czy Web moŜe nią ruszać bez problemów. 

– Tylko siniak – zawyrokowała w końcu. – DuŜy, ale nic nie jest złamane. 

– Przykro mi, Ŝe cię rozczarowałem. 

Nie odpowiedziała, tylko podeszła do kredensu i wyciągnęła butelkę whisky. 

Kiedy nalewała mu do szklanki, miał wraŜenie, Ŝe rozpłacze się z wdzięczności. 

– To pomoŜe ci się rozgrzać. 

Kiedy  on  rozkoszował  się  alkoholem,  ona  zaczęła  przeszukiwać  szafę.  Po 

chwili wynurzyła się z niej z naręczem ubrań. 

– NaleŜą do Charliego. – Podała mu grubą flanelową koszulę, parę wytartych 

dŜinsów i grube wełniane skarpety. – Będą na ciebie trochę za duŜe, ale są suche i 
ciepłe,  a  tego  teraz  najbardziej  potrzebujesz.  Musimy  zdjąć  z  ciebie  te  mokre 
ciuchy, zanim się kompletnie wyziębisz. 

Web był tak zesztywniały, Ŝe, wstając, czuł się, jakby miał osiemdziesiąt lat 

zamiast  trzydziestu  pięciu  –  mógłby  przysiąc,  Ŝe  słyszał  skrzypienie  swoich 
stawów. Szurając nogami, udał się do łazienki. 

Powinien jej podziękować, ale za bardzo był zajęty zastanawianiem się, jak 

moŜe wykorzystać tę okazję. Teraz, kiedy udało mu się juŜ przeŜyć jego pierwsze – 
i miał nadzieję ostatnie – starcie z monsunem, znalazł się w idealnej sytuacji. Miał 
szansę  wynegocjować  z  Tony  ten  kontrakt.  Byli  uziemieni  tutaj  razem, 
przynajmniej  na  tę  noc.  Wprawdzie  nigdy  nie  zgodziłby  się  na  takie  straszliwe 
przeŜycia, Ŝeby mieć okazję z nią porozmawiać, ale skoro juŜ tak się stało, to mógł 
przecieŜ z tego skorzystać. Dobry biznesmen polegał na swoim szczęściu w takim 
samym  stopniu  jak  na  umiejętnościach.  Nie  miał  zamiaru  odrzucać  sposobności, 
którą los podał mu na srebrnej tacy. 

background image

Nie  znał  się  w ogóle  na  zasadach przetrwania  w dziczy, ale  nie  trzeba  było 

być  drwalem,  Ŝeby  zorientować  się,  Ŝe  droga  jest  kompletnie  nieprzejezdna.  I 
prawdopodobnie  pozostanie  nieprzejezdna  przez  kolejne  kilka  dni.  Co  oznaczało, 
Ŝ

e utknęli tu razem na jakiś czas. 

To była doskonała okazja, Ŝeby ją przekonać. I wiedział juŜ, jak to rozegra. 

Na  tym  znal  się  bardzo  dobrze.  Jeśli  nie  będzie  umiał  namówić  jednej  upartej, 
zakochanej w niedźwiedziach, aspołecznej kobiety do zostania bogatą i sławną… 

– Masz – usłyszał za sobą jej głos właśnie w chwili, kiedy miał zamknąć za 

sobą drzwi do łazienki. Kiedy się odwrócił, podała mu zapaloną świecę. – Przyda 
ci się. Będziesz przynajmniej widział, co robisz. 

Wyciągnął drŜącą rękę. Nawet pomimo wypitej whisky miał wraŜenie, jakby 

jego  kości  składały  się  z  kostek  lodu.  Widząc,  jak  bardzo  się  trzęsie,  Tony 
nachyliła się i postawiła świeczkę na małej szafce. 

– Szkoda, Ŝe nie mogę zaproponować ci prysznica, Ale bez zasilania pompa 

niestety  nie  pracuje.  Spodziewałam  się,  Ŝe  prąd  wysiądzie,  więc  nabrałam 
wcześniej trochę  wody.  Podgrzeję  ją  w  garnku na kuchence,  to  będziesz  mógł  się 
trochę  umyć.  Zresztą  deszcz  i  tak  spłukał  z  ciebie  większość  błota  –  dodała  i 
zamknęła drzwi. 

Został sam tylko w towarzystwie migającej świeczki oraz – zaskakującego i 

podniecającego – kompletu róŜowej bielizny wiszącego na sznurku. 

Nawet  w  najśmielszych  snach  nie  spodziewałby  się,  Ŝe  pod  swoim  strojem 

gajowego  Tony  Griffin  nosi  tak  wykwintne  koronki.  Albo  teŜ,  Ŝe  jej  delikatna 
bielizna zrobi na nim takie wraŜenie. 

Nie mógł się powstrzymać i wyciągnął rękę. Dotknął materiału. Był mokry – 

najwyraźniej uprała bieliznę i powiesiła ją, Ŝeby wyschła. 

Nagle  przeszedł  go  kolejny  dreszcz,  więc  zrzucił  szybko  mokre  spodnie, 

zostawiając  je  na  podłodze.  Stal  tylko  w  mokrych  bokserkach,  próbując  ogrzać 
dłonie  nad  świecą,  wpatrując  się  w  róŜową  koronkę,  kiedy  usłyszał  delikatne 
pukanie do drzwi. 

– Woda jest juŜ gorąca – usłyszał. 

Kiedy  otworzył  drzwi,  jej  nie  było  w  zasięgu  wzroku,  ale  na  podłodze  stał 

garnek z ciepłą wodą. 

background image

Chwycił  go  szybko  w  dłonie  i  zaśmiał  się.  Nie  mógł  się  doczekać  czterech 

nędznych kubków wody! 

– Co za upadek – zamruczał, przypominając sobie swój przytulny apartament 

z  zapierającym  dech  widokiem  z  okna  na  panoramę  miasta  i  ogromną  wannę,  w 
której moŜna było zatopić mały statek. 

– Mówiłeś coś? – dobiegło go pytanie zza drzwi. 

–  Dziękuję  –  powiedział,  zanurzając  dłoń  w  wodzie  i  mrucząc  z 

zadowoleniem. 

– Nie ma za co. 

Kiedy  rozkoszował  się  widokiem  jej  bielizny,  poczuł  lekkie  ukłucie  winy  z 

powodu planu, który z wolna nabierał kształtów w jego umyśle. 

Ale  dlaczego  właściwie  poczucie  winy?  Na  dłuŜszą  metę  przecieŜ  oddawał 

jej  przysługę.  Po  pierwsze,  chciał  z  nią  podpisać  bardzo  korzystną  umowę.  Po 
drugie,  kiedy  ostatnio  docenił  ją  jakiś  męŜczyzna?  Kiedy  jakiś  męŜczyzna 
powiedział jej, Ŝe jest ładna i utalentowana? 

– Dawno, jeśli brać pod uwagę jej wygląd – mruknął. 

Dawno,  zdecydował  i  zanurzył  ręcznik  w  wodzie,  póki  jeszcze  była  ciepła. 

Miał  zamiar  zmiękczyć  tę  twardą  kobietę  o  blond  włosach  i  błękitnych  oczach. 
Postanowił  być  uwaŜny  i  zainteresowany  jej  pracą.  Miał  zamiar  dać  jej  do 
zrozumienia, Ŝe  nią teŜ  jest  zainteresowany.  Trochę nieszkodliwego  flirtu. Trochę 
niewinnej  zabawy,  Ŝeby  przypomnieć  jej,  Ŝe  jest  nie  tylko  fotografem-
samotnikiem. 

Jest  kobietą.  Istotą  z  kobiecymi  pragnieniami,  kobiecymi  potrzebami  i 

kobiecymi  słabościami  –  do  koronki,  do  małych  świeczek  i  do  męskiego 
zainteresowania. A on wiedział, jak wykorzystać te słabości. 

Kiedy  juŜ  wszystko  się  ułoŜy,  ona  będzie  z  siebie  Zadowolona.  On  zaś 

będzie miał swój kontrakt. Nikomu nie stanie się krzywda. 

WciąŜ  dygocąc  z  zimna,  włoŜył  koszulę.  Tak  jak  mówiła  Tony,  koszula 

okazała  się  trochę  za  duŜa,  ale  znoszona  flanela  była  miękka  i  ciepła.  Tak  samo 
skarpetki. 

background image

Stał  odwrócony  tyłem  do  kabiny  prysznicowej,  przyglądając  się  dŜinsom, 

kiedy  coś  spadło  mu  na  głowę.  Sięgnął  ręką  i  zdjął  z  niej  mokre,  róŜowe, 
koronkowe majteczki. 

Nic  na  to  nie  mógł  poradzić  –  był  przecieŜ  męŜczyzną.  PrzyłoŜył  je  do 

twarzy, wdychając delikatny zapach mydła i kobiety. 

Po raz pierwszy od chwili, kiedy wszedł do tej chaty, poczuł prawdziwą falę 

ciepła rozchodzącą się po ciele. 

 

 

 

Tony mieszała w garnku na kuchence pozostałości rosołu z kurczaka, kiedy 

usłyszała dźwięk otwierających się i zamykających drzwi. 

To  było  śmieszne,  ale  od  chwili,  w  której  przypomniała  sobie,  Ŝe  uprała 

swoją bieliznę i zostawiła ją w łazience, czuła na przemian stoicki spokój i straszne 
zaŜenowanie. 

TeŜ  mi  coś!  Nosiła  róŜową  bieliznę.  Czasami  czerwoną,  czasami  niebieską 

albo  morelową.  A  jeśli  miała  taki  nastrój,  to  czarną.  On  widywał  juŜ  wcześniej 
kobiecą  bieliznę,  zdaje  się  nawet,  Ŝe  dość  często.  Ten  kolejny  raz  naprawdę  nie 
miał znaczenia. 

Dlaczego  więc  było  to  dla  niej  tak  krępujące?  Dlatego,  ze  prawie  go  tutaj 

rozebrała.  Dlatego,  Ŝe  widziała  jego  nagie,  szerokie  ramiona  i  rzeźbione  mięśnie 
jego  klatki  piersiowej,  czuła  jego  skórę  pod  swoimi  palcami.  I  dlatego,  Ŝe 
dwanaście lat temu zakochała się w nim bez pamięci. A on wciąŜ sprawiał, Ŝe jej 
głupie serce biło na jego widok szaleńczo. 

Kiedy  usłyszała  jak  Web  wychodzi  z  łazienki,  poczuła,  jak  czubki  jej  uszu 

płoną  ze  wstydu.  Wzięła  głęboki  wdech  i  gorączkowo  myślała  nad  jakimś 
sensownym zdaniem. Całe szczęście on był pierwszy. 

– Więc kto to jest Charlie? 

WciąŜ  mieszając  w  garnku,  spojrzała  na  niego  przez  ramię  i  nie  mogła 

powstrzymać uśmiechu. 

background image

Web  podąŜył  oczami  za  jej  wzrokiem  i  teŜ  się  roześmiał.  Rękawy  koszuli 

podwinął kilka razy, pas spodni trzymał w ręce, Ŝeby mu nie opadły. Nogawki teŜ 
próbował zawinąć, ale nie udało mu się i opadały mu na stopy jak spodnie klauna. 

Miał  trzydzieści  pięć  lat  i  był  jednym  z  najpotęŜniejszych  męŜczyzn  w 

międzynarodowym środowisku wydawniczym, ale wyglądał w tej chwili jak mały 
chłopiec, który włoŜył za duŜe na niego spodnie taty. 

Tony zmniejszyła gaz pod zupą i odłoŜyła łyŜkę. 

– Dam ci coś, Ŝeby przytrzymać spodnie. 

Podeszła  do  kredensu  i  w  jednej  z  szuflad  znalazła  pasek  i  parę  szelek  w 

niebieskie i czerwone paski. W nagłym przypływie złośliwości wybrała szelki. 

– Proszę – powiedziała, podając mu je. 

Wziął je z wyrazem niedowierzania na twarzy. 

– No dobra, to teraz daj mi jeszcze siekierę albo piłę łańcuchową. Jestem juŜ 

prawdziwym człowiekiem lasu. 

– Nie całkiem – zapewniła go, ukrywając rozbawienie. 

– Racja. Ubranie nie czyni człowieka. 

AleŜ wprost przeciwnie, pomyślała, przypominając sobie ten dzień, kiedy po 

raz  pierwszy  zobaczyła  go  w  garniturze  od  Armaniego.  Natychmiast  poczuła,  jak 
miękną jej kolana. 

– Jesteś głodny? – zapytała, odsuwając od siebie wspomnienia. 

– Mój BoŜe, czyŜbyś miała zamiar mnie równieŜ nakarmić? Czy mogę kupić 

ci jakieś małe księstwo albo coś w tym rodzaju? 

– Jesteś zdecydowanie głodny. – Tym razem uśmiech wygrał. – Usiądź. Jeśli 

wciąŜ jeszcze jest ci zimno, weź sobie koc z fotela i okryj się nim. 

– JuŜ mi lepiej, dziękuję. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak zmarzłem. 

– Pijesz mleko? 

– Jak najbardziej. Dobry BoŜe, to pachnie absolutnie niebiańsko. – Podszedł 

do niej, i wciągnął głęboko powietrze. 

background image

Ona  teŜ  zrobiła  to  samo.  Kobieta,  która  właśnie  wzięła  prysznic,  pachniała 

kwiatami  i  cytrusami.  MęŜczyzna,  który  właśnie  wziął  prysznic,  pachniał  zawsze 
jak męŜczyzna. On, po deszczu, pachniał czystością i siłą. Poczuła, jak coś ściska 
ją gardło. 

– To zwyczajny rosół – zapewniła, odsuwając się na bezpieczną odległość. – 

Nie jest to miejska wykwintna kuchnia, do której pewnie jesteś przyzwyczajony- 

– MoŜe coś sobie wyjaśnimy. – PołoŜył ręce na jej ramionach i odwróci! ją 

twarzą  do  siebie.  –  Nie  jestem  przyzwyczajony  do  oganiania  się  od  głodnych 
niedźwiedzi,  przepraw  wyboistymi  drogami,  uciekania  przed  walącymi  się 
drzewami i szukania schronienia w czasie burzy. I, moŜesz mi wierzyć albo nie, nic 
jestem przyzwyczajony do narzucania się innym. Czy naprawdę myślisz, Ŝe po tym 
wszystkim,  co  dla  mnie  zrobiłaś,  będę  jeszcze  grymasił?  I  to  jeszcze  przy  czymś, 
co tak cudownie pachnie? 

Jego  oczy  były  ciemne  w  przytłumionym  świetle  lumpki  i  świeczki,  którą 

przyniósł  ze  sobą  z  łazienki.  Z  jego  twarzy  biła  szczerość.  Patrzył  na  nią  z 
uśmiechem i rozbawieniem. Przez chwilę była pod jego urokiem, ale po chwili ten 
urok prysł. 

KaŜdy  mięsień  w  jej  ciele  zesztywniał.  Widziała  juz  wcześniej  ten  wyraz 

twarzy. Dwanaście lat temu, w noc przyjęcia gwiazdkowego organizowanego przez 
grupę Tucker-Lanier. Siedziała wtedy na tylnym siedzeniu taksówki razem z nim. 
Zaproponował  jej,  Ŝe  odwiezie  ją  do  domu  po  przyjęciu.  Czuła  się  jak  wiejska 
dziewczyna, o której rękę ubiega się bogaty ksiąŜę. Takie rzeczy po prostu jej się 
nie zdarzały. Do tego wypiła na tyle duŜo szampana, Ŝe zaczęła wyobraŜać sobie, 
Ŝ

e jej zauroczenie nim jest odwzajemnione. 

Uwiedziona jego uśmiechami, rzuciła mu się w ramiona na tylnym siedzeniu 

taksówki i pocałowała go. Było cudownie. Do chwili, w której przestał ją całować 
Spojrzenie,  jakim  obdarzył  ją,  kiedy  zdejmował  jej  ręce  ze  swojej  szyi,  było. 
dokładnie takie jak w tej chwili. Pełne rozbawienia. 

background image

Rozdział czwarty 

 

–  Pytałeś  o  Charliego  –  powiedziała  nagle  Tony,  próbując  w  ten  sposób 

oddalić  od  siebie  wspomnienie  tamtego  świątecznego  dnia.  Odwróciła  się  z 
powrotem do garnka z zupą. Jej dłonie wciąŜ drŜały, kiedy wlewała rosół do miski 
i wciskała mu ją do rąk. – To jest chata Charliego Ericksona. Niedźwiedzie teŜ są 
jego. 

– Niedźwiedzie teŜ naleŜą do Charliego? 

Tony postawiła przed nim szklankę mleka, puszkę krakersów i łyŜkę. 

–  MoŜna  tak  powiedzieć.  Mieszka  tutaj  od  sześćdziesięciu  lat  i  zawsze 

dokarmiał je orzechami, jagodami, psim jedzeniem i wszystkim, co mógł wybłagać 
od  sklepikarzy  i  właścicieli  restauracji.  Około  sześćdziesięciu  niedźwiedzi  zbiera 
się tutaj rano i wieczorem. Wiedzą, Ŝe tu jest bezpiecznie. 

Web przełknął sporą łyŜkę zupy. 

– Bezpiecznie? 

–  Nie  ma  tu  myśliwych.  Sezon  polowali  rozpoczyna  się  w  przyszłym 

tygodniu, tak więc ostatnio Charlie dawał im więcej jedzenia, Ŝeby zwabić tutaj jak 
najwięcej  niedźwiedzi.  WjeŜdŜając  tutaj  musiałeś  widzieć  napisy:  „Zakaz 
polowań”. 

Pokiwał głową i popił zupę sporym łykiem mleka. 

– A gdzie jest teraz Charlie? 

– Dochodzi do siebie po zawale serca w szpitalu w International Falls. 

ŁyŜka zatrzymała się w połowie drogi do ust. 

– To okropne. 

Tony chwyciła ściereczkę i zaczęła wycierać kuchenkę. 

– Jak na osiemdziesięciolatka ma się całkiem dobrze. Od ataku upłynęło juŜ 

dwa tygodnie. Nie ma Ŝadnych powaŜniejszych konsekwencji tego zawału. Jeszcze 
tydzień lub dwa i Charlie wróci do domu. 

Web oparł łokieć na stole i przyjrzał jej się uwaŜnie. 

background image

– A ty chcesz zostać tutaj i zająć się niedźwiedziami, dopóki on nie wróci. 

Wzruszyła ramionami. 

– Mogę się w ten sposób odwdzięczyć za to, Ŝe pozwolił mi je fotografować. 

Rzucił  jej  kolejne  długie  spojrzenie,  po  czym  powrócił  do  jedzenia.  W 

niewielkim  pomieszczeniu  zapadła  cisza.  Ciemność  i  grzmoty  oddzielały  ich  od 
zewnętrznego  świata  –  ale  nie  od  własnych  myśli.  Tony  przyjechała  do  Nowego 
Jorku  z  Manchesteru  w  stanie  Iowa.  Miała  dziewiętnaście  lat,  mnóstwo  marzeń  i 
talent,  który  potrzebował  oszlifowania.  Jej  pierwszą  pracą  była  posada  asystentki 
fotografa  w  Tucker-Lanier  Publishing  Group.  To  była  teŜ  jej  ostatnia  praca  w 
mieście. 

–  Jak  dowiedziałaś  się  o  tym  miejscu?  –  Głęboki  głos  Weba  wyrwał  ją  z 

zamyślenia. 

– A jak fotograf dowiaduje się o potencjalnej sesji? Od innych fotografów. 

Przeniosła garnek z zupą na stół i zaproponowała mu dokładkę. 

–  Kiedy  skończyłam  poprzednią  sesję,  miałam  trochę  czasu i postanowiłam 

spędzić go tutaj. 

–  I  co,  gra  warta  świeczki?  –  Web  oparł  łokcie  nu  stole,  w  dłoniach 

trzymając szklankę mleka. 

Nie  mogła  odwrócić  wzroku  od  jego  rąk.  Nieproszone  wspomnienie  tych 

dłoni, gładzących jej skórę, sprawiło, Ŝe znów poczerwieniały jej czubki uszu. 

Odwróciła  szybko  wzrok  i  podniosła  zasłonę  w  oknie,  pod  pretekstem 

sprawdzania  pogody.  Na  zewnątrz  panowały  absolutne  ciemności,  a  jedyną 
widoczną rzeczą była ściana wody spływająca po szybie. 

– Jaka gra? Fotografowanie niedźwiedzi? 

– Samotność. śycie wędrowca. Nie tęsknisz nigdy za miastem? 

Opuściła  zasłonę,  podeszła  do  kominka  i  poruszyła  pogrzebaczem  kłody. 

Jego  słowa  dotknęły  czegoś,  nad  czym  ostatnio  zaczęła  się  zastanawiać.  Tak, 
prowadziła samotne Ŝycie. Tak, czasami była samotna. 

–  Dorastałam  w  mieście,  które  miało  mniej  niŜ  dziesięć  tysięcy 

mieszkańców.  Miasto  nigdy  nie  oznaczało  dla  mnie  szybkiego  Ŝycia.  –  Wolała 
ominąć temat niŜ przyznać się do swoich uczuć. 

background image

–  A  dla  mnie  liczy  się  tylko  Ŝycie  w  mieście.  –  Odchylił  się  do  tyłu  i 

balansował  na  tylnych  nogach  krzesła.  –  Oszalałbym,  gdybym  musiał  tutaj  dłuŜej 
przebywać. 

–  CóŜ…  –  Przeniosła  spojrzenie  z  kominka  na  jego  twarz.  –  Być  moŜe 

będziesz miał okazję sprawdzić to w praktyce. 

– Tak. – Przestał kołysać się razem z krzesłem. – Domyśliłem się tego, kiedy 

zwaliło  się  na  mój  samochód  drzewo.  Droga  jest  kompletnie  zablokowana,  ale 
powinni chyba wkrótce ją oczyścić? 

–  Hrabstwo  nie  zajmuje  się  tą  drogą.  Robi  to  Charlie.  Albo  jego  sąsiedzi, 

kiedy chcą się stąd wydostać. 

– Sąsiedzi? – Web powrócił do jedzenia zupy. 

–  Nie  rób  sobie  nadziei.  NajbliŜszy  sąsiad  mieszka  dziesięć  kilometrów  na 

południe. 

– Tak więc mówisz, Ŝe utknęliśmy tutaj na dłuŜej? 

– Na to wygląda. 

– Naprawdę bardzo mi przykro. 

–  No  cóŜ,  jeśli  nie  dostaniemy  obydwoje  klaustrofobii,  wszystko  będzie  w 

porządku.  Mamy  zapas  jedzenia  na  następny  tydzień,  a  z  wodą  nie  będzie 
problemów, bo w okolicy jest jezioro. 

– To jest tutaj takŜe jezioro? 

Zamrugała powiekami. 

– Zapomniałeś, Ŝe jesteś w Minnesocie? Krainie tysiąca jezior? 

– Ach tak! Tam gdzie ludzie pachną jak ryby i wyglądają jak niedźwiedzie, 

tak? 

Ś

miech  wyrwał  się  jej,  zanim  zdołała  go  powstrzymać.  Często  podobnie 

myślała  o  szorstkich,  ale  przyjaznych  ludziach,  którzy  mieszkali  w  tych  lasach  i 
którzy  spędzali  czas  na  łowieniu  ryb,  polowaniu,  rzadko  mając  do  czynienia  z 
Ŝ

yletką albo mydłem. 

– Tak, przynajmniej niektórzy. 

background image

–  A  co  robisz  tutaj  wieczorem?  –  Rozejrzał  się  po  chacie.  –  To  znaczy 

oprócz wpatrywania się w ściany? 

– Czytam. Wywołuję zdjęcia. Jest tutaj teŜ kilka starych zestawów puzzli. 

– I? 

Wzruszyła ramionami. 

– To wszystko. 

– CzegóŜ jeszcze człowiekowi potrzeba? 

– Widzę, Ŝe wcale tak nie myślisz. 

– Niestety. – Wstał, przeciągnął się i zaczął chodzić po pokoju. – Nie sądzę, 

Ŝ

ebyś miała tutaj Internet? 

Nawet nie siliła się na odpowiedź. 

– Tak myślałem. 

Próbowała ignorować go, kiedy tak chodził niespokojnie dookoła, podnosząc 

i odstawiając róŜne przedmioty. Ale trudno było ignorować wysokiego męŜczyznę 
chodzącego  po  niewielkim  pomieszczeniu,  w  którym  nie  było  ani  telewizora,  ani 
radia, ani moŜliwości wyjścia na zewnątrz. 

–  MoŜe  chciałbyś  wyjąć  ubrania  ze  swojej  torby  i  rozwiesić  je,  Ŝeby 

wyschły? – zasugerowała. – Tam w kącie wisi sznur. 

– Masz tutaj karty? – zapytał, kiedy juŜ uporał się z ubraniami. 

– Chyba tak. – Zajrzała do szuflady, wydobyła z niej postrzępioną talię kart i 

rzuciła ją na stół. 

– MoŜe kolejeczkę? 

– Niestety, Charlie ma tylko whisky. 

–  Bardzo  dobrą  whisky.  Ale  chodziło  mi  o  grę  makao,  na  punkty.  Masz 

szansę  wygrać  ogromne  pieniądze,  bo  ja  znam  się  na  kartach  mniej  więcej  tak 
dobrze jak na stolarce. 

– W takim razie ja rezygnuję. Nie chcę cię wykorzystywać. 

Uśmiechnął się i dalej tasował karty. 

background image

– Czy pasjans układa się w sześciu rzędach czy w siedmiu? 

– W siedmiu. 

– Byłem przekonany, Ŝe będziesz to wiedziała. 

Jego  słowa  i  sposób,  w  jaki  je  wypowiedział,  zabrzmiały  w  jej  uszach  jak 

obraza. 

– Co konkretnie masz na myśli? 

Spojrzał  na  nią,  zanalizował  wyraz  jej  twarzy  i  podniósł  obydwie  dłonie  w 

geście poddania. 

–  Nic  szczególnego.  Poza  tym,  Ŝe  duŜo  czasu  spędzasz  sama  na  sesjach  i 

pewnie  czasami  się  nudzisz.  Pasjans  jest  uniwersalnym  lekarstwem  na  nudę,  nie 
sądzisz? 

Patrzyła na niego przez chwilę, po czym odwróciła Się, wzięła pogrzebacz i 

zaczęła przesuwać  kłody w kominku. 

–  Hej,  naprawdę  nic  złego  nie  chciałem  przez  to  powiedzieć.  A  tak  z 

ciekawości, co sobie pomyślałaś? 

IŜ  jest  tak  beznadziejną  towarzyszką,  Ŝe  nikt  nie  chce  być  obok  niej.  śe 

męŜczyzna mając do wyboru ją albo talię kart, wybierze talię kart. 

Mój BoŜe, skąd wzięły się te myśli? Miała za sobą kilka fatalnych związków 

i to chyba one zachwiały jej poczuciem własnej wartości. 

Od  czasu  poraŜki  w  Nowym  Jorku  skupiła  się  wyłącznie  na  osiągnięciu 

sukcesu. Dwa na poły powaŜne związki, w które zaangaŜowała się potem, umarły 
ś

miercią  naturalną.  Często  wyjeŜdŜała  na  zdjęcia  poza  granice  stanu,  a  często 

nawet do innych krajów. Zdarzało się, Ŝe nie było jej przez kilka tygodni. Trudno 
było w takich warunkach utrzymać związek. ZaleŜało jej na tym, Ŝeby mieć kogoś 
bliskiego,  ale  nie  spotkała  jeszcze  męŜczyzny,  który  zaakceptowałby  jej  pracę,  A 
poza  tym,  zbyt  często  wspominała  Weba.  Nigdy  tło  końca  nie  przestała  być  nim 
zafascynowana. 

W  sumie  była  jednak  zadowolona  ze  swojego  Ŝycia,  mimo  Ŝe  jej  praca 

praktycznie wykluczała znalezienie kogoś, z kim mogłaby je dzielić. Pogodziła się 
z niepowodzeniem w Nowym Jorku i zaczęła zupełnie nowe Ŝycie. Myślała jednak 
o Webie trochę zbyt często i miała trochę za duŜo wyrzutów sumienia. 

background image

A teraz on pojawił się tutaj jak grom z jasnego nieba, przystojny jak diabli, a 

ona od nowa zadawała sobie wszystkie te pytania. Jej jedyna poraŜka zawodowa i 
jedne z najbardziej zawstydzających momentów Ŝycia osobistego były związane z 
tym  męŜczyzną,  a  ona,  kiedy  tylko  go  zobaczyła,  poczuła  się  znowu  jak  naiwna 
dziewiętnastolatka.  Pomimo  tylu  lat  nigdy  nie  zapomniała  jego  ani  tamtego 
pocałunku.  Tymczasem  w  jego  oczach  nie  widziała  nawet  błysku  rozpoznania. 
Wprawdzie była wtedy o jakieś dziesięć kilo grubsza, nosiła okulary i miała krótsze 
włosy, ale mimo wszystko… 

Zdegustowana, dorzuciła kolejne polano do kominka i wytarła ręce w sweter. 

Web po prostu z nią rozmawiał. Był znudzony. A ona była dla niego niemiła. 

–  To  co,  makao?  –  Usiadła  na  krześle  przy  stole.  Chciała  go  uspokoić  i 

udowodnić sobie, Ŝe potrafi zachować się w tej sytuacji jak osoba dorosła. 

Wyglądał  na  zaskoczonego,  ale  uśmiechnął  się  zaraźliwym,  chłopięcym 

uśmiechem. 

– Ostrzegam cię, kiepsko gram. 

– To świetnie, bo ja zawsze wygrywam.  

PołoŜył przed nią karty. 

– PrzełoŜysz?  

– Nie, rozdaj. 

– A ile dasz mi punktów? 

Patrzyła na jego ręce, jak pewnie rozdają karty i zastanawiała się, na ile chce 

ją naciągnąć. 

– To nie jest golf, Tucker. Nie dostaniesz forów. 

– Aha, więc taka jesteś.   

Przyglądała się, jak podnosi karty i układa je. 

– Jaka? 

– Uparta. 

– Dlatego, Ŝe nie chcę dać ci przewagi? 

Uśmiechnął się. 

background image

–  Dlatego,  Ŝe  mimo  swojego  piękna,  wyglądasz  na  groźnego  przeciwnika. 

Zdaje się, Ŝe masz zamiar dać mi prawdziwy wycisk? 

–  Tylko  wtedy,  jeśli  będziesz  oszukiwał.  –  Ale  on  juŜ  oszukiwał, próbował 

ująć  ją  pięknymi  słówkami.  Piękno.  To  było  słowo,  którego  nigdy  nie  łączyła  ze 
swoją osobą. I nie sądziła, Ŝeby on tak naprawdę o niej myślał. 

–  Czasami  mogę  trochę blefować,  ale nigdy  nie  oszukuję. – W  jego  oczach 

zapaliły  się  diabelskie  ogniki.  Tony  zrozumiała,  Ŝe  uŜyje  wszystkich  swoich 
sztuczek,  jeśli  tylko  gra  będzie  warta  świeczki.  Będzie  musiała  bardzo  na  niego 
uwaŜać. 

Jego oczy pojaśniały, kiedy wyciągnęła jedną kartę z talii. 

Roześmiała się. Nie mogła nic na to poradzić. 

–  Wiesz  co,  jako  biznesmen  powinieneś  umieć  zachować  w  niektórych 

sytuacjach twarz pokerzysty. 

– Dobrze, Ŝe nie gramy w pokera. A poza tym, to nie są interesy. To czysta 

przyjemność – powiedział głosem, który sprawił, Ŝe kątem oka zerknęła na łóŜko. 

– Dobierasz kartę czy nie? – rzuciła, wściekła na samą siebie. 

– Widzę, Ŝe jesteś niecierpliwa – powiedział i mrugnął do niej. – To właśnie 

lubię w kobietach. 

Zanim zdołała ustalić, czy miał na myśli coś erotycznego, czy nie, on powoli 

połoŜył wszystkie karty na stole. 

– Makao, po makao. 

– NiemoŜliwe. Nie tak szybko. 

Znowu się uśmiechnął. Było to szczery uśmiech, bez Ŝadnej podstępnej nuty. 

– MoŜe następnym razem ty przełoŜysz. 

Mimo  Ŝe  była  sceptyczna  zarówno  co  do  jego  szybkiej  wygranej,  jak  i  do 

jego flirtowania – a flirtował z nią, to było pewne – postanowiła dać za wygraną 

– MoŜe przełoŜę. 

–  A  moŜe  uatrakcyjnimy  naszą  partyjkę?  –  zasugerował,  kiedy  rozdawała 

karty. 

background image

Podniosła wzrok i ujrzała w jego oczach takie napięcie, Ŝe od razu pomyślała 

o  kilku  ciekawych  sposobach  uatrakcyjnienia  gry.  Po  chwili  jednak  poczuła 
niesmak do samej siebie. 

– MoŜe dolar za kaŜdą wygraną? 

Uniósł brwi. 

– Hola, hola! To trochę za duŜo jak na moje skromne moŜliwości. 

– Jasne. Tak jakbyś nie mógł kupić na własność całej Minnesoty. 

Zaśmiał się. 

– CóŜ… 

– A jeśli tylko wspomnisz o tej umowie, gra będzie skończona. 

– Nawet przez myśl mi to nie przeszło – powiedział z miną winowajcy. 

– Akurat! A o czym pomyślałeś? 

– śe jak wygram, to zabierzesz mnie jutro ze sobą. 

ZłoŜyła karty i spojrzała na niego podejrzliwie. 

– Moja praca polega na chodzeniu po lesie i robieniu zdjęć niedźwiedziom. 

To wiąŜe się z róŜnymi nieprzyjemnymi rzeczami, na przykład z kurzem, błotem, 
owadami i bolącymi mięśniami. 

–  To  chyba  więcej  niŜ  jestem  przygotowany  znieść,  ale  i  tak  chciałbym 

spróbować. 

Potrząsnęła głową. 

– Dlaczego? 

– Chyba z ciekawości. – Wzruszył ramionami. 

– Ciekawości? Ciekawią cię niedźwiedzie? 

–  One  teŜ.  Ale  bardziej  interesuje  mnie  to,  dlaczego  piękna,  inteligentna 

kobieta  woli spędzać  cały  swój czas  włócząc  się  po lasach, dŜunglach i  wysokich 
górach,  nie  wspominając  o  pełnych  węŜy  rzekach  Amazonki  i  piaszczystych 
pustyniach,  podczas  gdy  mogłaby  prowadzić  przyjemne  Ŝycie  w  mieście, 
fotografując  modelki  w  klimatyzowanym  studio,  ze  wszystkimi  najlepszymi 
restauracjami w pobliŜu. 

background image

Tony  nie  zapamiętała  zbyt  duŜo  z  tej  przemowy.  Przestała  go  słuchać  po 

tym,  jak  powiedział,  Ŝe  jest  piękna  i  inteligentna.  Zrobiło  to  na  niej  wraŜenie 
większe, niŜ chciałaby to przyznać. 

O co mu chodziło? 

MoŜe  wciąŜ  myślał,  Ŝe  kiedy  ją  oczaruje,  uda  mu  się  wymóc  na  niej 

podpisanie umowy. MoŜe myślał, Ŝe takie czułe słówka mu pomogą. 

Czy 

naprawdę 

wyglądała 

tak, 

jakby 

desperacko 

potrzebowała 

komplementów? Czy teŜ moŜe on zawsze tak załatwiał interesy z kobietami? 

O  nie!  Ona  jest  na  to  za  sprytna.  A  większość  kobiet,  które  znała,  teŜ  nie 

dałoby się złapać na takie zagranie. 

Więc o co właściwie mu chodzi? 

Myśl, Ŝe naprawdę mógł uznać ją za piękność, była zbyt nieprawdopodobna, 

Ŝ

eby  brać  ją  pod  uwagę.  A  jednak  Tony  zastanawiała  się  nad  tym.  Niepokoiło  ją 

tak samo, jak jego słowa. 

–  Chcesz  iść  jutro  ze  mną?  Nie  ma  problemu.  Zabiorę  cię  niezaleŜnie  od 

wyniku. 

– To w takim razie o co będziemy grać?  

Jego  uśmiech  był  zdecydowanie  zbyt  łobuzerski,  ostanowiła  nie  okazywać 

mu cienia litości przez resztę gry. 

– Przegrany niesie cały sprzęt. 

– Nie ma sprawy. 

– I dla twojej wiadomości, Tucker, mam zamiar skopać ci tyłek. 

Uśmiechnął się z uznaniem. 

–  Czyń  swoją  powinność,  Griffin.  Nie  zapominaj,  Ŝe  musisz  nadrobić 

zaległości. 

Zaległości  nie  stanowiły  problemu.  Gorsze  były  myśli  o  tym,  co  mogliby 

robić pod kolorową, wyszywaną kołdrą Charliego. 

Nawet  nie  zdawała  sobie  sprawy,  ze  patrzy  na  łóŜko.  Złapać  się  na  tym, 

kiedy usłyszała, jak Web chrząka 

background image

–  Grasz  czy    nie?  –  powiedział,    naśladując  jej  wcześniejsze 

zniecierpliwienie. 

Dzisiaj to nie był jej najlepszy dzień. Jaki zły los pozwolił mu ją odnaleźć? 

Co Bóg miał na myśli, kiedy zwalił to drzewo na jego samochód? I kiedy wreszcie 
ona przestanie o nim myśleć? 

 

 

 

RozłoŜyła go na łopatki. Wygrała kilkanaście razy. 

Pomimo tego wszystkiego i pomimo bolącego ramienia, Web uśmiechnął się 

do  siebie  w ciemności,  leŜąc  w jej  śpiworze  przed  kominkiem.  Chciała  mu  oddać 
swoje łóŜko i tylko cudem przekonał ją, Ŝe to on powinien tu spać, nie ona. 

–  Nie  kaŜ  mi  zachowywać  się  jak  macho  –  powiedział  jej  wtedy 

zdecydowanym tonem. – Ja jestem męŜczyzną, ty jesteś kobietą. To znaczy, Ŝe to 
ty  jesteś  delikatniejsza.  Tak  więc  to  ja  powinienem  spać  na  twardej  podłodze,  a 
potem  upolować  łosia  albo  karibu  na  śniadanie,  podczas  gdy  ty  będziesz  zbierała 
drewno i szyła ubrania ze skóry jelenia. A w kaŜdym razie coś w tym rodzaju. 

Zaczynał  juŜ  przyzwyczajać  się  do  tych  śmiesznych  spojrzeń,  które  mu 

rzucała. 

–  I  muszę  słuchać  tego  wszystkiego  dlatego,  Ŝe  cię  pokonałam?  –  zapytała 

go, rozkładając śpiwór. 

– Musisz tego wysłuchiwać dlatego, Ŝe kiedy byłem w łazience, wymknęłaś 

się  na  dwór,  w  ten  deszcz,  Ŝeby  mi  przynieść  śpiwór  z  szopy,  mimo  Ŝe 
powiedziałem ci, Ŝe ja go przyniosę. 

–  Nawet  nie  masz  suchych  butów  –  odpowiedziała.  –  Ja  mam.  Poza  tym 

posiadam  teŜ  płaszcz  przeciwdeszczowy.  Jako  słabsza  płeć  myślę  o  takich 
rzeczach. 

– Nie będziesz spała na podłodze – powiedział stanowczo. 

– Nie ma sprawy. – Tony poddała się w końcu. Widać stwierdziła, Ŝe nie uda 

jej się z nim wygrać. – Podłoga jest cała twoja. 

background image

Zniknęła  w  łazience  i  pojawiła  się  po  kilku  minutach,  wyglądając  jak 

szesnastolatka  w  za  duŜej  czerwonej  koszuli nocnej, którą  zauwaŜył  wcześniej  na 
wieszaku na drzwiach. 

Tony skierowała się prosto do łóŜka, prosząc go po drodze, Ŝeby dorzucił do 

kominka kolejne polano po czym zgasiła lampę i podciągnęła kołdrę pod brodę. 

Od tamtej chwili upłynęła juŜ ponad godzina. Na zewnątrz burza trochę się 

uspokoiła. Deszcz trochę zelŜał i wiatr teŜ chyba stał się trochę słabszy. W środku 
jednak  powietrze  wciąŜ  pełne  było  elektryczności.  Jak  sam  przed  sobą  szczerze 
przyznał, napięcie to nie miało jednak związku z burzą… 

Web  Tucker,  stojący  na  czele  jednego  z  największych  koncernów 

wydawniczych  na  świecie  męŜczyzna    który  umawiał  się  z  gwiazdami,  jadał 
kolacje  z królami  i  sypiał  w  pałacach, leŜał  teraz na podłodze wiatrem    podszytej  
chaty jak jakiś cholerny skaut. W dodatku leŜał ubrany w parę olbrzymich szarych 
spodni, w których było wystarczająco miejsca dla dwojga. I myślał tylko o tym, jak 
sprawić, Ŝeby Tony znalazła się obok niego. Czy to nie dziecinada? 

Pewność,  Ŝe  nie  tylko  on  jeszcze  nie  spał,  wcale  Tony  nie  pomagała. 

StraŜniczka sześćdziesięciu niedźwiedzi teŜ była niespokojna, jeśli brać pod uwagę 
skrzypnięcia  tego,  co  kiedyś  było  spręŜynami.  Ani  jednego  ziewnięcia,  Ŝadnego 
cichego pochrapywania. Ani jeden równy głęboki oddech nie doszedł go od strony 
łóŜka od chwili, kiedy wyciągnęła na nim swoje zmysłowe ciało. 

Jej  ciało było  naprawdę  piękne.  Wprawdzie światło  kominka nie oświetlało 

najdalszych zakątków chaty, ale nie trzeba było duŜej ilości światła, Ŝeby zobaczyć 
delikatny  zarys  kobiecej  postaci  pod  cienką  kołdrą.  Miał  zresztą  okazję  przyjrzeć 
się jej krągłościom, kiedy przemykała się z łazienki do łóŜka. 

Obrócił się na plecy, skrzyŜował ręce za głową i stłumił jęk, kiedy zabolało 

go  ramię.  Wtedy  poczuł  zapach,  który  do  tej  pory  starał  się  ignorować,  tak  jak 
obraz piersi Tony pod półprzezroczystą koszulą. 

Ś

piwór  pachniał  nią.  To  był  delikatny  zapach  kobiecości  i  kwiatów, 

delikatny i podniecający zarazem. Przypominał trochę spray przeciw komarom. 

Zaśmiał się cicho na myśl, Ŝe podnieca go zapach środka na owady. 

Znowu dziecinada. Chłopcy i dziewczynki. 

Wpatrywał się w cienie tańczące na suficie. Nie rozumiał tego, co się z nim 

działo. 

background image

Po pierwsze dlatego, Ŝe absolutnie nie była w jego typie. Poza tym wcale nie 

zaleŜało jej na związku. Jemu zresztą teŜ nie. Nie miałby na to czasu, nawet gdyby 
ona jakimś cudem by tego chciała. 

Poza tym, Tony była dla niego tylko kolejną osobą, z którą chciał podpisać 

kontrakt.  Miał  zamiar  odwołać  się  do  jej  kobiecej  próŜności,  ale  tylko  po  to,  aby 
osiągnąć swój cel, nic więcej. 

ŁóŜko znów zaskrzypiało. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał w jej stronę. 

Odwróciła się do ściany. Jej miękkie loki rozsypały się na poduszce jak wstąŜki. 

Łagodne wzgórze jej biodra pod kołdrą z patchworku tworzyło interesujący 

kontrast z doliną jej talii. Była taka wiotka i delikatna. 

Nie jesteś taka twarda, jaką udajesz, prawda kotku? I nie jestem ci wcale tak 

obojętny. 

Nie powinien zagłębiać się w takie spekulacje. 

Poza  tym  wcale  go  to  przecieŜ  nie  interesowało,  zapewnił  sam  siebie, 

odwracając się tyłem do niej, twarzą do przeciwległej ściany. 

A więc dlaczego się uśmiechał, słysząc jej głębokie westchnienie? Nie miał 

zielonego  pojęcia.  Nie  był  stworzony  do  Ŝycia  w  lesie  –  miał  praktycznie  zerowe 
doświadczenie  w  przebywaniu  w  takiej  dziczy  i  izolacji.  A  kiedy  tylko  trochę 
odmarzł  i  napełnił  Ŝołądek,  poczuł  się  naprawdę  dobrze.  Podobał  mu  się  ten 
wieczór.  Czuł  się  naprawdę  zrelaksowany.  Po  raz  pierwszy  od…  Do  diabła,  nie 
mógł sobie nawet przypomnieć, od kiedy. 

Odnalazł teŜ w sobie poczucie humoru, o którym [w ogóle zapomniał, bo tak 

długo  go  nie  uŜywał.  W  chacie  pośród  lasów,  bez  elektryczności,  bez  taksówek 
jeŜdŜących po ulicach – bez ulic nawet – bez dźwięku syren, bez mrugających za 
oknem  neonów.  Nawet  telefon  nie  działał,  a  on  zgubił  komórkę  gdzieś  w  trakcie 
swojej przeraŜającej przygody z drzewem. Podobało mu się tutaj. Podobała mu się 
gra w karty z Tony, mimo Ŝe „skopała mu tyłek”, jak była łaskawa to ująć. 

Postaraj się zasnąć, rozkazał sobie. 

Pomyśl o jutrzejszym dniu. 

Miał nadzieję, Ŝe w nocy rozrosną mu się mięśnie. Nazajutrz miał odgrywać 

rolę jucznego muła i czul, Ŝe nie będzie łatwo. 

Cholerny zakład! 

background image

Więc dlaczego wciąŜ się uśmiechał, zasypiając? I dlaczego czuł taki spokój, 

leŜąc na podłodze tak twardej jak chodniki Nowego Jorku? 

background image

Rozdział piąty 

 

Kiedy  Tony  otworzyła  drzwi  chaty,  ujrzała  błękitne,  bezchmurne  niebo. 

Wyśliznęła się po cichu na zewnątrz, Ŝeby nie obudzić swojego gościa. 

Przywitał  ją  ptasi  świergot  i  delikatny  wietrzyk.  Sikorki  świergotały  jak 

grono  plotkarek  przy  karmnikach,  które  codziennie  napełniała  ziarnami 
słonecznika.  Dwa  kolibry  przeleciały  tak  blisko,  Ŝe  poczuła  powiew  powietrza 
poruszonego ich skrzydełkami. 

– Hej, a to co? 

Odwróciła się i zobaczyła Weba, stojącego w skarpetkach na progu. Narzucił 

na siebie flanelową koszulę Charliego, ale jej nie zapinał. Szare spodnie, które dała 
mu  do  spania,  ześlizgiwały  się  trochę  z  jego  szczupłych  bioder.  Ona  widziała 
jednak tylko opaloną skórę, jedwabiste włosy na jego klatce piersiowej i wspaniale 
wyrzeźbiony brzuch. 

Był zdecydowanie zbyt przystojny. Wszystko, co go dotyczyło, sprawiało, Ŝe 

krew szybciej krąŜyła w jej 

Odwróciła  się  szybko  z  powrotem  i  wpatrzyła  się  w  kolibry.  Jej  serce 

uderzało w tym samym tempie co ich gorączkowo bijące skrzydełka. Dobry BoŜe, 
Web jest naprawdę wspaniały! 

Dlaczego?  Tak  dobrze  wygląda.  W  tych  za  duŜych  ubraniach  powinien 

wyglądać  smutno  i  przygnębiająco.  Miał  potargane  włosy  i  wciąŜ  trochę 
nieprzytomny  wzrok.  Ale  wciąŜ  był  podniecającym  męŜczyzną.  I  to  jak! 
Emanowała z niego prymitywna, pierwotna seksualność. 

Niestety,  to  właśnie  on  był  przyczyną  bezsennej  nocy,  którą  spędziła 

przewracając  się  z  boku  na  bok  w  łóŜku  Charliego.  Naruszył  jej  prywatną  sferę  i 
wydobył na wierzch wszystkie te uczucia, które do tej pory umiejętnie ukrywała. 

–  Kolibry  –  powiedziała  w  końcu,  próbując  odzyskać  opanowanie.  – 

Powinnam  zdjąć  ich  karmniki.  O  tej  porze  odlatują  juŜ  na  południe.  –  Wzruszyła 
ramionami.  –  Ale  jakoś  nie  mogę  się do tego  zebrać.  Są  niesamowite.  Uwielbiam 
patrzeć, jak przelatują z kwiatów na karmniki, jak gonią się jak małe  myśliwce, a 
potem znikają w lesie. 

background image

Będzie jej brakowało wielu rzeczy, kiedy juŜ stąd wyjedzie. Odnajdywała tu 

wiele  przyjemności,  wiele  niespodzianek.  Ale  to  nie  myśl  o  wyjeździe  sprawiała, 
Ŝ

e  paplała  jak  idiotka.  Chciała  uniknąć  patrzenia  na  Weba.  I  na  jego  umięśniony 

brzuch.  Albo  na  jego  usta,  nabrzmiałe  lekko  od  snu.  Nawet  cień  zarostu  na  jego 
twarzy był zmysłowy. Wyglądał niebezpiecznie. 

– Mam wraŜenie, Ŝe schodzą się juŜ goście na śniadanie – powiedział zza jej 

pleców. 

– Są tu juŜ od dłuŜszego czasu. Czekają cierpliwie. 

Wielki niedźwiedź stanął na tylnych łapach i zaryczał w ich kierunku. 

–  Wygląda  na  to,  Ŝe  mamy  róŜne  definicje  słowa  „cierpliwość”.  Chyba  nie 

pójdziesz teraz do nich? 

– Mamy taką niepisaną umowę – uspokoiła go i skierowała się do szopy po 

jedzenie. – Ja je karmię, a w zamian za to one mnie nie zjadają. To całkiem dobrze 
działa. Ty jednak nie powinieneś tam chodzie. 

– Skoro nalegasz… 

Uśmiechnęła  się.  Wiedziała,  Ŝe  nie  miał  zamiaru  ruszyć  się  ani  na  krok, 

dopóki niedźwiedzie były w pobliŜu. 

– Jesteście głodne, co, dzieciaki? – powiedziała głośno kiedy zobaczyła dwa 

młode niedźwiadki na drzewie. Wydała z siebie kląskający dźwięk, jaki słyszała u 
ich  matki.  –  To  Jenna  i  Barbara  Bush…  Nie,  spójrz  wyŜej.  Są  mniej  więcej  w 
połowie  sosny.  To  wiosenne  potomstwo  Laury.  Wysłała  je  tam  na  gorę,  a  sama 
sprawdza, czy na pewno jest bezpiecznie. 

– To chyba odpowiedź na moje pytanie. 

– Jaka odpowiedź? 

–  Nie,  nie  straciłem  okazji  uratowania  się  przed  niedźwiedziami  tylko 

dlatego, Ŝe nie chodziłem po drzewach, jak byłem mały. 

Ukryła uśmiech, pochylając się nad wiadrem pełnym karmy. 

–  Widzisz  tych  dwóch  olbrzymów?  To  Eisenhower  i  Nixon.  A  tamten  z 

blizną na pysku to Agnew. To trójka najstarszych. 

–  Widzę  tu  pewne  zaleŜności.  Zdaje  się,  Ŝe  Charlie  jest  zaprzysięgłym 

republikaninem? 

background image

Znów się uśmiechnęła. 

– Tak i jest z tego bardzo dumny. A to Bush, Bush Junior i Cheney. 

Web roześmiał się. 

– Wygląda na to, Ŝe mamy tu jakiś wiec polityczny. Ale dlaczego reszta się 

chowa? CzyŜby to byli zwolennicy Clintona? 

– śaden z nich nie je, dopóki nie zrobią tego starsze niedźwiedzie. Nie wiem, 

co to za sygnał, ale nie martw się, one wiedzą. 

Odeszła, napełniła rondle karmą i rozstawiła je dookoła chaty. 

– To wspaniałe stworzenia – powiedział, kiedy wróciła, Ŝeby zaniknąć szopę. 

A  jeśli  mowa  o  wspaniałych  stworzeniach…  Za  kaŜdym  razem,  kiedy  na 

niego patrzyła, odnajdywała coś nowego, coś, co ją fascynowało. W tej chwili był 
to  wyraz  jego  twarzy.  Jego  oczy  przypominały  oczy  małego  chłopca.  Był  tak 
zaabsorbowany  widokiem,  Ŝe  nawet  nie  próbował  ukryć  podniecenia.  Na  jego 
twarzy malował się zachwyt i szacunek dla dramatyzmu, piękna i siły natury. 

Nagle stał się bardziej ludzki, prawdziwszy i duŜo bardziej pociągający. 

–  Zaparzę  herbatę  i  zrobię  jakieś  śniadanie  –  powiedziała,  wchodząc  na 

schody i mijając go. – A potem moŜemy ruszać. 

Web westchnął głęboko. Zniknęła seksowna dziewczyna z poprzedniej nocy 

i znowu pojawiła się GI Jane w całej krasie swojego leśnego stroju. 

Miała na sobie długie luźne spodnie i zieloną bluzę z kapturem, chroniącą ją 

przed porannym chłodem. No i oczywiście wysokie buty. 

Ale ja znam twój sekret, pomyślał z zadowoleniem. 

Masz swoje kobiece słabości i na pewno jest ich całkiem sporo. Jedną z tych 

słabych  stron  była  jedwabno-koronkowa  bielizna.  RóŜowa  jedwabno-koronkowa 
bielizna. A poniewaŜ rano nie było juŜ jej na wieszaku, Web domyślił się, Ŝe Tony 
ma  ją  teraz  na  sobie.  Wyobraził  sobie  jej  miękkie,  kobiece  kształty  ukryte  pod 
róŜowym materiałem. Znowu zapędził się na niebezpieczny teren. 

Kawa  Potrzebował  kawy,  Ŝeby  rozjaśnić  sobie  trochę  w  głowie  i  móc 

wreszcie  skupić  się  na  interesach.  Wszedł  za  Tony  do  chaty  i  zauwaŜył,  Ŝe  juŜ 
nastawiła czajnik z wodą. Rumianek i mięta na śniadanie to niezbyt dobry pomysł, 
uznał. 

background image

– Czy tutaj wszyscy unikają kofeiny? – zapytał retorycznie, sprawdzając, czy 

wyschły jego ubrana Całe szczęście, Ŝe wyschły – a przynajmniej większość. Buty 
teŜ były suche. 

Chyba  postanowiła  się  nad  nim  ulitować,  poniewaŜ,  kiedy  wyszedł  z 

łazienki,  ubrany  juŜ we  własne odzienie, na kuchence  stał  staromodny  ekspres  do 
kawy. Web westchnął z zadowoleniem. 

– Mój BoŜe, chyba cię kocham. 

– Kochasz Charliego – powiedziała. – To jego ekspres. 

–  To  moŜe  po  prostu  lubię  Charliego,  bo  wiesz  przecieŜ,  Ŝe  jestem 

prawdziwym męŜczyzną. 

Odwróciła się do niego i znowu udało mu się dostrzec jej uśmiech. Uśmiech, 

przy  którym  pojawiały  się  dołeczki  w  jej  policzkach.  Jej  twarz  wyglądała  tak 
ś

licznie,  Ŝe  dopiero  po  chwili  zorientował  się,  Ŝe  ona  nie  tylko  się  uśmiecha,  ale 

próbuje stłumić chichot. 

– Co? – zapytał, patrząc czy wszystkie suwaki ma zapięte. 

– Niezłe wdzianko. 

–  Hej  –  powiedział,  starając  się,  Ŝeby  jego  ton  był  uraŜony.  Tak  naprawdę 

jednak  czuł  się  śmiesznie  w  płóciennych  spodniach  i  koszuli  safari  o  wielu 
kieszeniach,  z  metką  znanego  projektanta.  On  sam  spakowałby  sobie  po  prostu 
swoje stare dŜinsy i sweter, ale to Pearl wybrała mu te ubrania, a on nie miał czasu 
Ŝ

eby się przepakować. 

–  Gdybyś  tego  nie  wiedziała,  to  uświadomię  cię,  Ŝe  tak  właśnie  ubiera  się 

miejska śmietanka, kiedy postanawia powrócić do natury. 

– Aha. – Podała mu kubek pełen kawy. – Jak twoje ramię? 

Bolało, ale tylko trochę. 

– Całkiem nieźle. Jest tylko trochę sztywne. A tak dla twojej informacji – te 

ubrania to sprawka mojej sekretarki. 

Uniosła brew. 

– Jest teŜ moją matką chrzestną i koniecznie chce się mną opiekować. 

– No cóŜ, mam nadzieję, Ŝe nie podchodzisz do siebie zbyt powaŜnie. 

background image

– Absolutnie nie. Czuję się jak postać z niskobudŜetowego filmu. Przydałby 

się  jeszcze  tropikalny  hełm,  monokl  i  mógłbym  wyruszyć  na  poszukiwanie 
zaginionego amazońskiego plemienia. 

– Tutaj go nie znajdziesz. 

–  Tak,  masz  rację  –  zgodził  się,  trochę  zmieszany  faktem,  Ŝe  jego  nocne 

zainteresowanie  nią  nie  minęło.  –  Chciałem  tylko odnaleźć  ciebie. Zaproponować 
ci umowę. O czym absolutnie nie będziemy rozmawiać, jeśli mi Ŝycie miłe – dodał 
pospiesznie, uprzedzając jej protest. 

Kawa smakowała równie dobrze, jak pachniała. Web zaniósł kubek na stół i 

usiadł,  rozkoszując  się  ciepłym  napojem  i  widokiem  Tony  krzątającej  się  wokół 
zlewu i  kuchenki.  Zdawał  sobie  sprawę  z tego,  Ŝe było  to  bardzo  szowinistyczne, 
ale  podobał mu się  widok  atrakcyjnej  kobiety  gotującej  dla  niego  –  nawet  jeśli ta 
kobieta  splotła  swoje  piękne  włosy  w  ciasny  warkocz  i  ubrana  była  w  jeden  ze 
swoich strojów Terminatora. 

Do diabła, Tucker, zmieniłeś trochę zdanie od chwili, kiedy pierwszy raz ją 

zobaczyłeś dwanaście godzin temu. 

Podrapał  się  po  nieogolonym  podbródku.  Nigdy  nie  był  dobry  w 

formułowaniu wniosków wynikających z pierwszych wraŜeń. Tony była atrakcyjna 
na  swój  pewny  siebie,  energiczny  sposób.  I  na  pewno  mogła  stać  się  pięknością, 
gdyby tylko zechciała się o to postarać. 

Mógł  wyobrazić  ją  sobie  ubraną  w  jedwabną  suknię.  MoŜe  niebieską  –  to 

pasowałoby do jej oczu – obcisłą i bez ramion. A moŜe w jej ulubionym kolorze, 
róŜową. Coś skąpego i koronkowego, co pokazywałoby duŜo nagiej skóry i ciało, 
które tak bardzo starała się ukryć. 

–  Czy  mogę  ci  w  czymś  pomóc?  –  zapytał  nagle,  uciekając  od  tych 

niebezpiecznych myśli. 

Rzuciła mu przez ramię zaskoczone spojrzenie. 

–  Pewnie.  MoŜesz  nalać  soku  do  szklanek  i  nakryć  do  stołu.  I  powiedz  mi, 

jakie jajka lubisz. 

– Jakkolwiek je przyrządzisz, będzie dobrze. 

Podczas gdy Tony gotowała, on rozłoŜył talerze, szklanki i sztućce, kaŜdy z 

innego kompletu. Był zdziwiony uczuciem spokoju, jakie budziły w nim te proste 

background image

czynności.  Powinien  przecieŜ  czuć  się  niezręcznie,  a  do  tego  jeszcze  tęsknić  za 
miastem. 

Ale nie tęsknił. Tak naprawdę, jeśli pominąć jego zauroczenie Tony, czuł się 

całkiem spokojny i zrelaksowany. Wziął głęboki oddech i przypomniał sam sobie, 
Ŝ

e nie przyjechał tutaj się relaksować. Był tutaj, Ŝeby nakłonić Tony do podpisania 

umowy  –  i  to  z  uŜyciem  wszelkich  koniecznych  metod.  Ale  przy  okazji  mógł 
trochę odpocząć. Na dłuŜszą metę mogło to pomóc sprawie. 

– Na ogół nie jadam tak cięŜkostrawnych rzeczy na śniadanie – powiedziała, 

stawiając  przed  nim  dwa  talerze  pełne  jajecznicy.  –  Ale  chyba  powinniśmy 
najpierw  jeść  to,  co  jest  w  lodówce,  na  wypadek  gdyby  elektryczności  miało  nie 
być przez dłuŜszy czas. 

– A jest taka moŜliwość? – zapytał, zabierając się do jedzenia. 

Wzruszyła ramionami. 

–  Wszystko  zaleŜy  od  tego,  ile  przerwało  przewodów  i  ile  czasu  zabierze 

monterom  odnalezienie  ich.  O  właśnie,  powinniśmy  sprawdzić,  co  z  twoim 
samochodem. MoŜe da się coś z nim zrobić. 

– Jest całkowicie skasowany – odpowiedział. – Co zrobiłaś z tymi jajkami? 

Są przepyszne. 

– To tutejsze powietrze. Tu wszystko dobrze smakuje.  

– Jakoś nie wydaje m się, Ŝeby to był prawdziwy powód. Gdzie nauczyłaś się 

gotować? 

–  Potrzeba  i  głód.  No  i  przyzwyczajenie  do  małej  ilości  dostępnych 

składników. Gdziekolwiek jadę, zawsze zabieram ze sobą swoje przyprawy. 

– Tak jak mówiłem – są wspaniałe. 

Zupełnie tak jak ona, pomyślał, kiedy na jej policzkach pojawił się delikatny 

rumieniec.  Kto  by  to  pomyślał?  Nie  umiała  radzić  sobie  z  komplementami. 
Wyglądała  tak  młodo  w  tej  chwili.  I  w  tej  właśnie  chwili  naszło  go  nagłe 
wspomnienie, wpierw niewyraźne, zamglone, a za moment wyraźne i Ŝywe. 

Wyprostował się nagle i wpatrzył w nią, kiedy wszystkie elementy układanki 

wskakiwały na swoje miejsce. 

– A niech to. 

background image

– Co się stało? – zapytała. 

–  Znam  cię!  Mój  BoŜe,  znam  cię!  Przez  cały  ten  czas  ignorowałem  ten 

cichutki głos, który mówił mi, Ŝe wyglądasz znajomo. Pracowałaś kiedyś dla mnie, 
prawda? – dodał, patrząc na nią. 

RóŜ, który ozdabiał wcześniej jej policzki, zniknął. Unikając jego spojrzenia 

odłoŜyła widelec na stół i sztywno wstała od stołu. 

– Jeszcze kawy? 

– To było kilka lat temu, prawda? – kontynuował, przypominając sobie coraz 

więcej szczegółów. – W Tucker-Lanier. 

Westchnęła głęboko i napełniła jego kubek. 

– DuŜo czasu ci to zajęło. 

W  jej  głosie  Web  nie  wyczuł  zadowolenia.  Był  wyprany  ze  wszystkich 

emocji. 

Podniecenie Weba rosło jednak, w miarę jak mijał szok. 

–  Miałaś  wtedy krótsze  włosy,  nosiłaś okulary  i…  czy  nie  miałaś wtedy  na 

imię Tammy albo jakoś tak? 

Uśmiechnęła się, ale było w tym więcej zdegustowania niŜ radości. 

– Tak właśnie mnie nazywałeś, kiedy nie mogłeś przypomnieć sobie mojego 

imienia. 

–  Przyjęcie  gwiazdkowe  –  mówił  dalej,  nie  będąc  w  stanie  przerwać.  – 

RóŜowy sweter, czarna spódnica. 

– I trochę za duŜo szampana – dorzuciła, kiedy on przypominał sobie resztę 

tego wieczoru. 

Prawie  nie  widział,  jak  Tony  zbierała  talerze  i  wkładała  je  do  zlewu.  Na 

doroczne  przyjęcie  gwiazdkowe  organizowane  przez  Tucker-Lanier  dojechał 
późno. Był znudzony i miał zamiar unikać pewnej prawniczki, która ostatnio trochę 
za bardzo mu się narzucała. Przez tłum ludzi dostrzegł Tammy, a właściwie Tony. 
W  pomieszczeniu  było  duŜo  dyskutujących  i  śmiejących  się  ludzi  duŜo  dekoracji 
ś

wiątecznych  i  duŜo  serwowanego  gościom  szampana.  W  ciągu  kilku  ostatnich 

miesięcy  Web  dostrzegł  Tony  kilka  razy  na  korytarzach  biura.  Była  słodka, 
nieśmiała i najwyraźniej bardzo nim zauroczona. 

background image

A w noc przyjęcia… CóŜ, zrobiło mu się jej trochę Ŝal, kiedy zauwaŜył pełne 

nadziei  spojrzenia,  jakie  mu  rzucała.  A  on  właśnie  próbował uwolnić  się  od  tej  – 
jak  jej  było  na imię?  – Rebeki. Taak, Rebeki  z działu prawnego,  noszącej krótkie 
spódniczki  –  Rebeki  o  szybkich  rękach.  Potrzebował  ratunku  przed  Rebeką,  tak 
samo jak Tony potrzebowała ratunku przed szampanem… 

Tak  więc  wywinął  się  prawniczce  Rebece  i  jej  wyszeptanej  do  jego  ucha 

sugestii, Ŝeby zrobić coś bardzo nielegalnego z jego bokserkami, i zaoferował Tony 
odwiezienie  do  domu.  Stwierdził,  Ŝe  upiecze  dwie  pieczenie  przy  jednym  ogniu. 
Uciekł  przed  molestowaniem  seksualnym  i  jednocześnie  uratował  Tony  przed 
wykorzystaniem jej przez podstępnego Williama Wycofa, który zalecał się do niej 
od ponad godziny. 

Była taka  słodka.  Miała  zarumienione  policzki i uwielbienie w oczach, ale 

uznał,  Ŝe  jest  zbyt  nieśmiała,  Ŝeby  wykonać  jakikolwiek  krok  w  jego  kierunku. 
Bardzo się jednak mylił. 

Taksówka podjechała pod adres, który podała, on powiedział jej dobranoc, a 

juŜ  w  następnej  chwili  w  jego  ramionach  znalazła  się najdelikatniejsza,  tuląca  się 
do niego, najpiękniej pachnąca kobieta, jaką kiedykolwiek spotkał. 

Przez  wiele  miesięcy  później  –  po  tym,  jak  zmusił  się,  Ŝeby  przerwać 

pocałunek i poŜegnać ją z miłym i rozbawionym uśmiechem – mówił sobie, Ŝe ten 
pocałunek  nie  miał  znaczenia.  śe  ta  natychmiastowa  eksplozja  doznań,  którą 
poczuł, kiedy spotkały się ich usta, była tylko sprawką jego wyobraźni. 

Ale  prawda  była  taka,  Ŝe  Tony  po  prostu  zwaliła  go  z  nóg.  Ten  boleśnie 

niewinny, a jednocześnie erotyczny pocałunek nieomal sprawił, Ŝe Web podąŜył za 
nią  do  jej  mieszkania.  To,  co  by  potem  nastąpiło,  uczyniłoby  go  zapewne 
szczęśliwym na tę noc, ale zaowocowałoby wyrzutami sumienia następnego ranka. 
To samo byłoby z nią. 

Po pierwsze, była taka młoda. A przynajmniej na taką wyglądała. Po drugie, 

oznaczałoby  to,  Ŝe  wykorzystuje  jej  naiwność.  Ale  tak  naprawdę,  powodem  było 
to, Ŝe jej pocałunek wstrząsnął nim do głębi. 

Miał wtedy tylko dwadzieścia trzy lata. Zdobył jednak spore doświadczenie i 

znał  róŜnicę  pomiędzy  pocałunkiem  obiecującym  wspaniałą  noc  a  pocałunkiem 
obiecującym wspaniałe Ŝycie. Pocałunek Tony naleŜał zdecydowanie do tej drugiej 
kategorii.  Przez  ten  krótki  moment,  w  którym  trzymał  ją  w  ramionach,  ta  myśl 
równieŜ mu się spodobała. 

Ta chwila szaleństwa była krótka, ale śmiertelnie go wystraszyła. 

background image

– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytał. 

– A dlaczego miałabym wspominać o jednym z najbardziej zawstydzających 

momentów w moim Ŝyciu? 

– Zawstydzających? Dla mnie to było całkiem miłe. 

– Uciekałeś, jakby cię ktoś gonił – powiedziała, zarzucając ścierkę na ramię. 

Oparła się o zlew. 

– Byłaś trochę… Jakby to delikatnie powiedzieć…  

– Zalana? – podpowiedziała.  

– MoŜe trochę. Nie chciałem cię wykorzystywać. Poza tym byłaś taka młoda.  

– Byłam po prostu głupia.  

– Ale miałaś dobry gust, jeśli chodzi o męŜczyzn – dodał, próbując wywołać 

uśmiech na jej twarzy. Prychnęła.  

– Tak, zawsze podniecała mnie arogancja.  

– No widzisz! Miałem rację. – Wreszcie dostał ten uśmiech, na który czekał. 

–  A  więc  co  się  z  tobą  stało?  Próbowałem  odnaleźć  cię  po  świętach,  Ŝeby 
sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale powiedziano mi, Ŝe nie ma cię na liście 
płac. 

Właściwie to tak duŜo myślał o tym pocałunku, iŜ w końcu stwierdził, Ŝe jest 

tylko jeden sposób, aby przestać. Chciał pocałować ją jeszcze raz i miał nadzieję, 
Ŝ

e  to  drugie  doświadczenie  będzie  mniej  intensywne,  niŜ  to  pierwsze,  z  którego 

jego wyobraźnia uczyniła niezwykłe wydarzenie. 

– Zostałam wyrzucona. 

– Zwolnili cię? 

–  Tak  –  pokiwała  głową.  –  Byłam  tylko  jedną  z  wielu  ofiar  redukcji 

zatrudnienia w duŜych firmach. 

– Tak, pamiętam. To był cięŜki rok. 

– A ja byłam pierwsza do odstrzału. 

background image

Patrzył  na  nią  przez  chwilę,  nie  mogąc  się  nadziwić,  Ŝe  Tony  Griffin, 

najbardziej  poszukiwana  kobieta-fotograf  była  tą  samą  dziewczyną,  która  tak 
bardzo wystraszyła go tyle lat temu. 

Poza  tym  zszokował  go  fakt,  Ŝe  od  tej  pory  nie  zapomniał  tego  słodkiego, 

desperackiego  pocałunku  i  uczuć,  które  on  w  nim  wywołał.  Uczuć,  nad  którymi 
często się od tamtej pory zastanawiał. Uczuć, których od tamtej pory nigdy juŜ nie 
doświadczył.  Poczucia  odnalezienia  kogoś  bardzo  szczególnego.  Czegoś,  co  się 
straciło i po czym Ŝycie nigdy juŜ miało nie być takie samo. 

Zdecydował, Ŝe nie będzie próbować i myślał wtedy iŜ to był dobry wybór. 

Tak  jak  i  teraz,  nie  był  gotowy  na  ustatkowanie  się,  nie  chciał  zmieniać  swojego 
Ŝ

ycia. Wtedy dlatego, Ŝe lubił Ŝycie i kobiety i me chciał być przywiązany tylko do 

jednej. Teraz dlatego, Ŝe nie znalazł kobiety, z którą mógłby się związać. Kobiety, 
która  doprowadzałaby  go  do  szaleństwa,  tak  jak  słodka  Tony,  która  w  ten 
pocałunek włoŜyła całe swoje 

Poza tym nie miał nic do zaoferowania kobiecie takiej jak ona. Dwanaście lat 

temu, gdyby był trochę mądrzejszy, być moŜe byłoby inaczej. Ale z czasem stał się 
cyniczny.  Doświadczenie  sprawiło,  ze  stał  się  twardy.  Emocje,  którym  mógł  się 
kiedyś  poddać,  były  teraz  pogrzebane  głęboko  pod  negatywnymi  opiniami,  jakie 
miał  na  temat  związków.  Wystarczyło  przyjrzeć  się  własnej  rodzinie,  Ŝeby 
stwierdzić, ze nie miał predyspozycji do bycia długodystansowcem. 

Ale  potrzebował  Tony  w  Ŝyciu  zawodowym.  Nie  miał  więc  zamiaru  się 

poddawać. Dla niego to była kwestia Ŝycia i śmierci. Bez tego straci Bozemana. A 
bez dolarów Bozemana „Świat Natury” nie miał szans. 

–  A  więc  –  powiedział,  powracając  do  rzeczywistości  –  postanowiłaś 

pracować na własną rękę? 

–  Nie  miałam  wyjścia.  Nie  mogłam  znaleźć  pracy  w  Nowym  Jorku,  bo 

miałam  za  mało  doświadczenia.  Po  dłuŜszym  czasie  walenia  głową  w  mur, 
wróciłam do domu i przez jakiś czas lizałam rany. 

– A potem? 

–  A  potem  zwariowałam.  Chciałam  być  fotografem,  więc  zostałam 

fotografem.  Robiłam  zdjęcia na  ślubach, na przyjęciach urodzinowych.  Wszędzie, 
Ŝ

eby  tylko  trochę  zarobić.  A  w  wolnym  czasie  włóczyłam  się  po  kraju,  robiąc 

zdjęcia naturze. 

Wzięła plecak z kąta i zaczęła wkładać do niego swoje rzeczy. 

background image

–  Zaczęłam  wysyłać  swoje  prace  do  róŜnych  czasopism,  kilka  udało  mi  się 

nawet sprzedać. A potem zadzwonił telefon. Małe czasopismo z Wisconsin chciało, 
Ŝ

ebym zrobiła dla nich sesję.  

– Reszta, jak to mówią, jest historią – dodał. 

–  No  dobra.  Miło  było  powspominać,  ale  dzień  upływa  i  powinniśmy  juŜ 

ruszać – powiedziała Tony zapinając plecak. – Zanim zacznę robić zdjęcia, musimy 
jeszcze coś załatwić. 

Najwyraźniej ona równieŜ wyczuwała napięcie, które między nimi powstało. 

Chciała wyjść na zewnątrz, bo potrzebowała trochę przestrzeni. 

On zresztą teŜ. 

Dystansu do wspomnień. Do obietnicy, którą sam sobie złoŜył ryle lat temu. 

Obietnicy,  Ŝe  dostanie  od  Tony  drugi  pocałunek,  Ŝeby  móc  zapomnieć  o 
pierwszym. 

Kiedy to sobie przypomniał, poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. 

Mógł z tym walczyć, mógł sam przed sobą zaprzeczać, ale prawda była taka, 

Ŝ

e wcale nie chciał o tym zapominać. Wręcz przeciwnie. 

Potarł dłonią szczękę, zaklął pod nosem i podąŜył za nią do drzwi. To będzie 

długie kilka dni. 

Komar  uciął  go  w  szyję,  w  chwili  kiedy  wychodził  z  chaty.  To  będzie 

naprawdę długie parę dni. 

background image

Rozdział szósty 

 

Pierwszą  rzeczą,  którą  mieli  zamiar  zrobić,  było  sprawdzenie  stanu  jego 

samochodu.  Tony  wypatrzyła  srebrny  przedmiot  wystający  spod  błota  kilkanaście 
metrów od wraku. Podeszła bliŜej i podniosła go. 

–  No  cóŜ  –  powiedział  Web,  kiedy  podała  mu  przedmiot.  –  Przynajmniej 

wiem, co się stało z moją komórką. 

Próbował  włączyć  aparat,  ale  nawet  najbardziej  zaawansowana  technologia 

nie mogła wytrzymać takiej ilości wody i błota. 

Wzdychając cięŜko, rzucił bezuŜyteczny telefon przez wybitą przednią szybę 

samochodu. Aparat odbił się od gałęzi i upadł na mokre, pokryte szkłem siedzenie 
kierowcy. 

– Samochód jest skasowany – powiedziała Tony, kładąc ręce na biodrach. 

– Chyba juŜ o tym wspominałem. 

–  A  droga…  –  powiedziała,  ignorując  go  i  potrząsając  głową.  –  Upłynie 

wiele dni, zanim ktoś będzie mógł tędy przejechać. 

– O tym teŜ chyba wspominałem. 

I owszem. Niestety, miał rację. Utknęła tu na dłuŜszy czas. Razem z nim. 

Wcześniej,  zanim  przypomniał  sobie,  kim  była  i  jak  zrobiła  z  siebie  przed 

nim totalną idiotkę, ta myśl była nawet do zniesienia 

Ale przypomniał sobie i do tego jeszcze widział jej róŜową bieliznę. Myśl o 

tym stała się teraz dla niej prawdziwą torturą. 

Nie miała pojęcia, dlaczego myślała o tym akurat szczególe. 

MoŜe chodziło o intymność tej sytuacji. Web spał na jej podłodze, dzielił z 

nią  tę  noc.  Jadł  ugotowane  przez  nią  jedzenie.  Dotykała  jego  nagiej  skóry,  kiedy 
badała jego rany i zdejmowała z niego koszulę i… Naprawdę, nie powinna teraz o 
tym  myśleć.  O  tym,  jak  gładka  była  jego  skóra  i  jak  twarde  kryły  się  pod  nią 
mięśnie. Jak pachniał, mokry od deszczu. 

Stare  i  nowe  uczucia  zmieszały  się,  doprowadzając  ją  na  krawędź 

szaleństwa. A tego zdecydowanie nie potrzebowała. 

background image

On wciąŜ był Webem Tuckerem, a ona wciąŜ była Tony Griffin. NaleŜeli do 

dwóch  zupełnie  róŜnych  światów  i  tylko  przypadek  sprawił,  Ŝe  się  tutaj  razem 
znaleźli. 

–  CóŜ  –  powiedziała,  postanawiając,  Ŝe  będzie  twarda.  PrzecieŜ  droga  nie 

będzie wiecznie nieprzejezdna. – Chcesz coś jeszcze stąd wykopać? 

Potrząsnął głową. 

– Z wyjątkiem telefonu wszystko, co miałem, było w torbie. 

–  To  chodźmy  teraz  w  stronę  jeziora  i  sprawdźmy,  co  z  łódką  Charliego, 

Wiatr  wiał  od  wschodu,  zatoka  musiała  być  niespokojna,  więc  chcę  się  upewnić, 
czy wszystko jest w porządku.  

– To ty jesteś szefem – odpowiedział. – Prowadź, a ja będę szedł za tobą. 

Tony  ta  propozycja  niezbyt  się  podobała.  Nigdy  do  tej  pory  nie  zwracała 

uwagi na to, jak wygląda. A przynajmniej nie robiła tego od kilku dobrych lat. Ale 
teraz  nagle  zaczęła  jej  przeszkadzać  myśl,  Ŝe  Web  zapamięta  ją  jedynie  jako 
dziewiętnastolatkę  o  rozmarzonych  oczach  i  królową  dŜungli  z  zadrapaniami  na 
nogach  i  błotem  na  twarzy.  A  na  dodatek  będzie  mógł  teraz  oglądać    najbardziej   
znienawidzoną część jej ciała w całej okazałości. 

 

 

 

Gdyby Web musiał wybierać, stwierdziłby zapewne, Ŝe krągły tyłeczek Tony 

jest  najładniejszą  częścią  jej  ciała  –  i  jego  zgubą.  Miał  ochotę  dotknąć  go,  od 
chwili, kiedy po raz pierwszy go zobaczył. 

Nie oznaczało to oczywiście, Ŝe pozostałe części jej ciała były nieatrakcyjne. 

Tony  miała  wspaniałe  włosy  Nawet  splecione  w  warkocz  wyglądały  dziś 
seksownie,  chociaŜ  zdecydowanie  wolał  fryzurę,  którą  miała  poprzedniego 
wieczoru.  Jej  włosy  były  wilgotne  i  jedwabiste.  Poza  tym  jej  oczy,  błękitne  jak 
wiosenne niebo, jej usta, pełne i słodkie jak jego ulubiony owoc. W zamyśleniu o 
mało co na nią me wpadł. Zwolnił więc trochę kroku. 

Drzewa,  cisza  i  czas,  Ŝeby  myśleć  tylko  o  Tony.  Drzewa,  cisza  i  czas 

prowadziły go prosto w kłopoty. 

background image

Jeszcze  dwanaście  godzin  temu  był  zupełnie  szczęśliwy.  No  moŜe  nie  tyle 

szczęśliwy, co zadowolony z perspektywy spotkania z Tony Griffin i namówienia 
ją do podpisania kontraktu. 

A teraz musiał bardzo nad sobą panować, Ŝeby pamiętać, Ŝe jego celem nie 

było uwiedzenie jej. 

– Daleko jeszcze? – zapytał, zdegustowany sobą za to, Ŝe pozwolił myślom 

błądzić po terenie, który juŜ raz uznał za niebezpieczny. 

Westchnęła, przesadnie udając zniecierpliwienie. 

– Nigdy się nie zmęczysz zadawaniem tego pytania? 

– Jesteś pewna, Ŝe się nie zgubiliśmy? 

– Ja w kaŜdym razie juŜ jestem zmęczona odpowiadaniem na nie. 

– No to powiedz mi w takim razie, skąd wiesz, Ŝe dobrze idziemy? Nie ma 

Ŝ

adnych  znaków,  nie  ma  ulic,  nawet  nie  ma  okruszków  chleba.  Tylko  skały  i 

drzewa  i…  Do  diabła!  Jezioro  –  powiedział  ze  zdziwieniem,  wychodząc  na 
niewielką polankę nad samym brzegiem. 

– Jesteś szczęśliwy? 

–  Szczęśliwy to bardzo  relatywne  określenie.  Czy  jestem  szczęśliwy,  Ŝe  się 

nie  zgubiliśmy?  I  owszem.  Czy  jestem  szczęśliwy,  widząc,  Ŝe  łódkę  zmyło  na 
tamte skały? Zdecydowanie nie. 

– Obawiałam się, Ŝe coś takiego moŜe się stać – powiedziała, biorąc głęboki 

oddech.  –  Wiatr  musiał  naprawdę  wzburzyć  zatokę  i  zerwać  cumy.  Dobrze,  Ŝe 
wiało  do  brzegu.  Charlie  kocha  tę  łódkę.  Gdyby  coś  się  z  nią  stało,  bardzo  by  to 
przeŜył. 

Web  spojrzał  na  wspomnianą  łódkę.  Nie  był  wilkiem  morskim,  ale 

stwierdził, Ŝe łódka ma nie więcej niŜ kilkanaście metrów długości, jest zrobiona z 
aluminium  i  nie  posiada  silnika  ani  nawet  steru.  To  zwyczajna  wiosłówka.  I  na 
dodatek  stara  wiosłówka.  Była  trochę  pogięta,  tu  i  ówdzie  wyszczerbiona  a  farby 
nie widziała od czasów, kiedy Charlie był młodym człowiekiem. 

–  A  co  moŜna  kochać  w  tej  łódce?  –  zapytał,  zdając  sobie  z  niepokojem 

sprawę,  Ŝe  w  czasie,  kiedy  on  przyglądał  się  łódce,  Tony  zdąŜyła  zdjąć  buty  i 
skarpetki. 

background image

– Historię – powiedziała, podwijając nogawki spodni do kolan – Charlie i ta 

łódka  mają  wspólną  przeszłość.  A  przeszłość  jest  waŜna  dla  kogoś  takiego  jak 
Charlie. 

– Przeszłość jest dobra. – Spojrzał znów na łódkę. – Pytanie, czy będą mieli 

wspólną przyszłość. 

– Tego się właśnie muszę dowiedzieć. 

Zanim zdąŜył coś powiedzieć, juz była w wodzie.  

Wiedział,  Ŝe  będzie  tego  Ŝałował,  ale  jakiś  ukryty  gen  kazał  mu  zadać  to 

pytanie. 

– Potrzebujesz pomocy? 

Odwróciła się, przysłoniła dłonią oczy, chroniąc je przed słońcem i spojrzała 

na niego. 

– Umiesz pływać? 

– Całkiem nieźle. 

Przyjrzała mu się, uśmiechnęła i odwróciła wzrok. 

To moŜe po prostu zawołam etę, kiedy będę cię potrzebować. 

Ten  pomysł  mu  się  podobał.  Wprawdzie  dzień  był  ciepły,  ale  we  wrześniu 

woda na tak dalekiej północy musiała być dość zimna. 

Z  rękami  na  biodrach  przyglądał  się,  jak  Tony  brnie  wzdłuŜ  brzegu,  po 

kolana w wodzie, próbując dostać się do łodzi, która utknęła kilkadziesiąt metrów 
dalej. Powiedział sobie, Ŝe nie musi się czuć winny. To był jej show i najwyraźniej 
wiedziała, co robi. 

Dziób  łodzi  wyglądał  na  mocno  osadzony  na  skałach,  ale  rufa  była  na 

wodzie,  unosząc  się  lekko  i  opadając  na  falach.  Za  kaŜdym  takim  ruchem  przód, 
ocierający się o skały, wydawał z siebie trzeszczące dźwięki. 

– Jak to wygląda? – krzyknął, kiedy Tony dotarła do celu i obejrzała łódkę. 

–  Trochę  porysowana,  ale  chyba  nic  powaŜnego  się  nie  stało.  Zanim  ją 

wyciągnę, będę musiała wylać wodę. 

background image

Stanie  i  patrzenie  jak  kobieta  brodzi  w  wodzie,  to  jedno.  Ale  stanie  i 

patrzenie, jak wyczerpuje wodę z łodzi, a potem siłuje się, Ŝeby ją uwolnić, to było 
więcej niŜ jego męska duma mogła znieść. 

Przeklinając  pod  nosem  ściągnął  plecak,  zdjął  buty  i  skarpetki,  po  czym 

podwinął spodnie do kolan. 

– Chyba mi się to nie spodoba – powiedział głośno, po czym wydał z siebie 

głośne – Do licha! – kiedy jego nagie stopy dotknęły lodowatej wody jeziora. 

Wciągnął  głęboko  powietrze  i  modlił  się,  Ŝeby  kłujące  igiełki  zniknęły  jak 

najszybciej.  Jak  ona  to  znosi?  zastanawiał  się,  trzęsąc  się  z  zimna  i  robiąc  kilka 
sztywnych  kroków.  To  przypominało  brodzenie  w  kostkach  lodu  i  stąpanie  po 
kostkach lodu. Po ostrych, śliskich kostkach lodu. Nie czuł takiego zimna od… Do 
diabła,  chyba  nigdy  nie  czuł  takiego  zimna  – chociaŜ  w  ostatnią noc  nie  było  mu 
wiele cieplej. Tylko duma nakazywała mu stawiać kolejne kroki. Jeśli Tony mogła 
to zrobić bez narzekania, to on nie będzie gorszy. 

AleŜ  ta  woda  była  zimna!  Musiał  zacisnąć  szczęki,  Ŝeby  nie  krzywić  ust  i 

wyzywał się w duchu od najgorszych za kaŜdym razem, kiedy miał ochotę zawyć z 
bólu. 

Nie musiał patrzeć na nią, Ŝeby wiedzieć, Ŝe stara się powstrzymać śmiech. 

Gdyby był na jej miejscu, na pewno teŜ zaśmiewałby się na widok potykającego się 
idioty zmierzającego w jej kierunku.  

– W porządku? – zapytała, kiedy udało mu się do niej dotrzeć. 

– Nigdy nie czułem się lepiej – skłamał przez zaciśnięte  zęby. Podziwiał ją  

za kamienny wyraz twarzy. 

– Dziękuję za pomoc. 

– Nie ma problemu. – Za te kłamstwa pójdzie prosto do piekła. – Co mogę 

zrobić? 

–  Wylałam  juŜ  większość  wody,  ale  wydaje  mi  się,  Ŝe  dziób  jest  wciąŜ 

zaklinowany. Spróbujesz ją wypchnąć spomiędzy skał? 

– Pewnie. 

Dobrze, Ŝe będzie mógł wyjść z tej lodowej kąpieli. Niestety, miał wraŜenie, 

Ŝ

e  zamiast  nóg  ma  dwie  cięŜkie  kłody.  Po  prostu  nie  chciały  się  poruszać  po 

suchym lądzie. Oczywiście nie stracił zupełnie czucia w podeszwach stóp, tak więc 

background image

czuł,  jak  skały  wbijają  mu  sic  w  miękkie  ciało,  kiedy  powoli  zmierzał  w  stronę 
dziobu. 

– Dobra, pchnij, jak doliczę do trzech – powiedziała Tony, chwytając za rufę. 

Posłusznie  chwycił  burtę  łódki,  poszukał  solidnego  oparcia  dla  nóg  i 

przygotował się, czekając na jej sygnał. 

Na „trzy” pchnął łódź z całej siły. 

Łódka  ześliznęła  się  ze  skał  jak  po  dobrze  naoliwionej  pochylni.  Niestety 

Web,  chcąc  zrobić  na  Tony  wraŜenie,  włoŜył  w  to  pchnięcie  tyle  siły,  jakby 
zamiast  niewielkiej  łodzi  stał  tam  krąŜownik  U.S.S.  „Eisenhower”,  Kiedy  łódź 
zaczęła  się  poruszać,  on,  a  właściwie  górna  część  jego  ciała,  podąŜył  w  ślad  za 
łodzią.  Stopy  zostały  tam,  gdzie  były,  a  rezultatem  tego  wszystkiego  była 
natychmiastowa, niespodziewana kąpiel. 

Twarzą w dół, zachłystując się wodą, zwalił się do lodowatej wody jeziora. 

Całe jego Ŝycie i fragment nekrologu przeniknęły mu przed oczami. 

Multimilioner  i  wydawca  tonie  w  wodzie  po  kolana,  podczas  gdy  łódź 

znajduje się w zasięgu dłoni. 

Poczuł  parę  rąk  przewracających  go  na  plecy  i  pomagających  mu  się 

wyprostować. 

– Wszystko w porządku? 

Przez  chwilę  czy  dwie  próbował  złapać  oddech.  Nieco  dłuŜej  zajęło  mu 

pozbieranie roztrzaskanych kawałków dumy. Dopiero potem spojrzał w niebieskie 
oczy Tony, które spoglądały na niego z góry. Nie było w nich ani połowy tej troski, 
którą chciałby w nich widzieć. 

Przetarł rękami twarz, zastanawiając się, co ma oznaczać jej ledwo ukrywana 

wesołość. 

– Cieszę się, Ŝe mogłem dostarczyć ci trochę rozrywki. 

Zakryła  usta  ręką,  bez  wątpienia  po  to,  Ŝeby  ukryć  wybuch  śmiechu.  Albo 

raczej poczucie winy, w końcu się domyślił. 

– Łódź wcale nie była zablokowana, prawda? – zapytał, czując jak spływa na 

niego objawienie. 

Zwalczając uśmiech, uniosła brwi i wzruszyła ramionami. 

background image

– Nie, raczej nie.  

Powoli pokiwał głową. 

– A więc specjalnie chciałaś mnie upokorzyć? 

– Wyglądałeś, jakbyś chciał mi pomóc. 

– A ty poczułaś się w obowiązku dostarczyć mi tej sposobności. 

Znów wzruszyła ramionami. W jej oczach czaiło się rozbawienie. 

– Lubię sprawiać innym przyjemność. 

– Świetny dowcip! – Przywołał na twarz wymuszony uśmiech. 

Tony uśmiechnęła się ostroŜnie. 

– Tak właśnie myślałam. A ty jesteś bardzo silny. 

– Jako dziecko byłem najsilniejszy w klasie. A teraz pomóŜ mi wstać.  

Wyciągnął  do  niej  rękę.  Zawahała  się  przez  chwilę,  po  czym  podała  mu 

swoją. 

Zacisnął dłoń na jej nadgarstku w chwili, kiedy zrozumiała, jaki ma plan. 

– Jeden-jeden – krzyknął, ciągnąc ją w dół. 

Wylądowała na nim, wydając z siebie dziki wrzask. 

Web przetoczył się razem z nią, tak, Ŝe to ona była teraz na dole. 

– Nie ośmielisz się! – krzyknęła w chwili, kiedy połoŜył dłoń na jej czole i 

zanurzył jej głowę pod wodę, tak jak na to sobie zasłuŜyła. 

Kiedy  Tony  udało  się  wreszcie  usiąść,  śmiała  się,  krztusiła  i  wypluwała 

wodę jednocześnie. 

Odsunęła włosy z czoła i otarła ręką twarz. Obok niej Web Tucker uśmiechał 

się triumfalnie. 

– No dobrze – stwierdziła. – ZasłuŜyłam na to. 

– I to jeszcze jak! 

Nie  wiedziała  właściwie,  dlaczego  to  zrobiła.  No  dobrze,  wiedziała.  Jej 

miłość własna cierpiała od chwili, kiedy przypomniała sobie ten wieczór w Nowym 

background image

Jorku,  kiedy  to  rzuciła  się  na  Weba  bez  opamiętania.  Chciała  się  zemścić.  Kiedy 
zobaczyła,  jak  Web  brnie  przez  wodę  w  jej  kierunku,  stwierdziła,  Ŝe  nadszedł 
właściwy  moment.  Wprawdzie  powinno  jej  wystarczyć  to,  Ŝe  musiał  znosić 
lodowatą wodę i ostre kamienie… Ale jednak nie wystarczyło. 

–  Zostałeś  oficjalnie  uznany  za  człowieka  północy  –  powiedziała,  naprędce 

wymyślając powód swojego zachowania. 

– Aha, więc to była inicjacja – powiedział sarkastycznie, wstając. Wyciągnął 

do niej rękę. – I uwaŜasz, Ŝe to wystarczający powód, Ŝebym dostał zapalenia płuc? 

Wzięła jego dłoń, zaczęła się podnosić i nagle znów wylądowała w wodzie, 

kiedy Web ją puścił. 

–  O,  przepraszam.  Mam  chyba  śliską  rękę  –  powiedział,  wcale  nie 

wyglądając na skruszonego. – Chcesz spróbować jeszcze raz? 

Zaskoczyła  go,  przyjmując  rękę, którą do  niej ponownie  wyciągnął.  W tym 

samym  czasie  podcięła  mu  nogi  i  pociągnęła.  Znów  upadł  twarzą  w  dół,  ale  tym 
razem  udało  mu  się  usiąść  w  wodzie  samemu.  Spojrzeli  na  siebie,  obydwoje 
zanurzeni po pas. 

–  Ładny  pad  –  powiedziała,  rozbawiona.  –  Wyglądałeś  jak  Hulk  Hogan  na 

sparingu. 

–  Świetna  zabawa  –  powiedział,  odgarniając  włosy  z  twarzy.  –  Ale  jeśli 

zrobisz to jeszcze raz… 

–  To  co?  Zostawisz  mnie  tutaj,  Ŝebym  sama  musiała  odnaleźć  drogę  do 

chaty? 

–  Rozumiem  –  powiedział,  mruŜąc  oczy.  –  Po  prostu  musisz  grać 

nieuczciwie, prawda? 

– Powiedzmy, Ŝe umiem wykorzystywać swoją przewagę. 

Zaczęła wstawać, ale Web chwycił jej ramię i pociągnął w dół. 

– Nie tylko ty masz przewagę, skarbie… 

Jego wzrok opadł niŜej. Tony spojrzała na siebie i zauwaŜyła, Ŝe jej koszula 

nie  pozostawia  niczego  wyobraźni,  przylegając  tak  ściśle,  Ŝe  widać  było  jej 
stwardniałe sutki. Mimo Ŝe było bardzo zimno, wiedziała, Ŝe to nie tylko chłód jest 
odpowiedzialny za ten stan rzeczy. 

background image

Przełknęła ślinę i zmusiła się, Ŝeby znów spojrzeć mu w oczy. Chwilę potem 

on przyciągnął ją do siebie i pocałował. 

Błąd, błąd, błąd! 

OstrzeŜenie  zadźwięczało  mu  w  głowie, ale  Web nie  zwracał na nie uwagi. 

Był tak wściekły na nią, tak rozbawiony i tak podniecony, Ŝe nie zwracał uwagi na 
Ŝ

adne ostrzeŜenia i nie myślał o konsekwencjach. Po prostu zrobił to, co wydawało 

mu się w tej chwili najlepsze. 

Jej ciało było mokre, a dotyk jej piersi i twardych jak diamenty sutków dawał 

mu nowe, ciekawe doznania. Jej usta były lodowate. W pierwszej chwili zacis-jięła 
je zaskoczona, ale gdy ujął jej twarz w swoje dłonie, rozchyliła wargi, oferując mu 
ciepło swojego języka. 

I  właśnie  wtedy  Web  przestał  myśleć,  przestał  się  trząść  i  poddał  się 

rozwojowi sytuacji. 

Mrucząc z rozkoszy, podniósł ją i posadził na swoich kolanach, zapominając 

o  lodowatej  wodzie.  Wpił  się  w  jej  usta  dziko,  z  poŜądaniem.  Rozkoszował  się 
kaŜdą sekundą tego pocałunku, poznawał eksplozję smaków i wraŜeń. 

Chciał  zaspokoić  swoje  pragnienia  i  tylko  o  tym  teraz  myślał.  Zapomniał  o 

zemście,  dziwiąc  się  niespotykanych  rozmiarów  erekcji,  która  zadawała  kłam 
popularnemu przekonaniu o rozmiarach w zimnej wodzie. 

A  kiedy  ona teŜ jęknęła,  rozchylając usta szerzej i  przejmując inicjatywę  w 

pocałunku, wszelkie myśli o wyrównaniu rachunków wywietrzały mu z głowy. 

Jest słodka. Wiedział, Ŝe będzie słodka. Przez wszystkie te lata nie zapomniał 

tamtego pocałunku w taksówce. Uciekał od irracjonalnej potrzeby pocałowania jej 
ponownie. 

Jej  namiętność  była  dokładnie  taka,  jak  pamiętał.  Ich  pocałunek  stał  się 

jeszcze głębszy. Jak tak dalej pójdzie, to obydwoje zaraz będą nadzy albo się 

utopią. 

Ktoś musiał zacząć myśleć. Wyglądało na to, Ŝe to musiał być on, bo Tony 

zacisnęła ramiona na jego szyi i wydawała siebie ciche jęki. 

Z bijącym sercem oderwał od niej usta, pogłaskał ją po szyi i oparł czoło o 

jej czoło. 

– MoŜe przeniesiemy się do chaty? 

background image

Tony  wzięła  głęboki  oddech.  Spojrzała  na  niego,  po  czym  gwałtownie 

zsunęła się z jego kolan. 

–  Co  to  było,  u  diabła?  –  zapytała,  rozpryskując  wodę  i  wyglądając  na 

prawdziwie  przeraŜoną.  Przeczesała  ręką  włosy  i,  ku  jego  rozczarowaniu, 
poprawiła koszulę. 

– Wydaje mi się, Ŝe większość ludzi nazywa to całowaniem. 

Zmusił się, Ŝeby wstać, zdziwiony jej nagłym wybuchem. 

Kiedy jej oczy zwęziły się z gniewu, on sam poczuł przypływ irytacji. 

– Z mojego punktu widzenia uczestniczyłaś w tym dobrowolnie. 

– Idę przyciągnąć łódkę do brzegu – rzuciła i odwróciła się. 

Z rękami wspartymi na biodrach przyglądał się, jak Tony wspina się do lodzi 

i zaczyna wiosłować. 

–  O  mnie  się  nie  martw  –  krzyknął  do  niej,  kiedy  zaczęła  się  oddalać.  – 

Dobrze mi tutaj. Po prostu wrócę piechotą. Nie ma Ŝadnego problemu. 

Co  w  nią  wstąpiło?  Uczestniczyła  w  tym  pocałunku  bez  wątpienia 

dobrowolnie. 

A  teraz  on  teŜ  był  wściekły.  Na  siebie,  za  to  chwilowe  zaćmienie  umysłu, 

które  kazało  mu  ją  pocałować.  Na  nią,  Ŝe  była  zła  na  niego.  Na  los,  Ŝe  rzucił  go 
tutaj  z  kobietą,  która  powinna  pozostać  częścią  jego  przeszłości  i  która 
najwyraźniej myślała podobnie o nim. 

To była wina Pearl. Jak tylko wróci do Nowego Jorku, odbierze jej klucz od 

swojego mieszkania. To powinno oduczyć ją wtrącania się w nie swoje sprawy. 

Tak samo jak Tony go czegoś oduczyła i to na dobre. 

Nie  chciał  jej  lubić.  Nie  miał  zamiaru  podziwiać  jej  odwagi.  Nie  chciał 

przyznać, Ŝe miał do niej sentyment przez te wszystkie lata. 

A juŜ na pewno nie chciał pójść z nią do łóŜka. 

Potarł dłonią szczękę, czując szorstki zarost. Pragnął jej. Ale bardziej pragnął 

podpisania kontraktu. A przynajmniej tak sądził. 

background image

Rozdział siódmy 

 

Wracali  do  chaty  w  milczeniu.  Tony  nigdy  by  się  do  tego  nie  przyznała, 

przynajmniej nie przed Webem, ale dreszcze, jakie ją przechodziły, były nie tylko 
wynikiem  mokrych  ubrań,  ale  takŜe  skutkiem  pocałunku.  Nie  mówiąc  juŜ  o 
wściekłości na samą siebie za to, Ŝe była taka głupia. 

Pocałował ją. Cholera. 

A ona oddała mu pocałunek. Niech to trafi szlag. 

I niech szlag trafi jej głupie serce, które podskakiwało na samą myśl o tym. 

PotęŜny. To słowo znów przemknęło jej przez głowę. On i jego niesamowite, 

cudowne  usta.  On  i  jego  błądzące  dłonie,  które  sprawiły,  Ŝe  zarzuciła  mu  ręce  na 
szyję i przywarła do niego, jakby był kamizelką ratunkową, a ona tonęła na środku 
morza. 

Musiała uciec od niego, zanim to ona zaproponuje, Ŝeby powrócili do tego, 

co przerwali. 

–  Zmieniłam  zdanie  –  powiedziała  nagle,  kiedy  dotarli  do  chaty.  –  Idę  na 

sesję sama. 

– Dobrze. 

Odwrócił się i nie była w stanie stwierdzić, czy jest zły, czy zadowolony. 

Tak  czy  inaczej,  to  był  jego  problem.  A  ona  potrzebowała  samotności  i 

czasu, Ŝeby pozbierać się i zastanowić, jak dalej ma postępować. 

Szybko  przebrała  się  w  suche  ubrania,  zapakowała  aparat,  zarzuciła  plecak 

na  ramię  i  wyszła  z  chaty.  To  wszystko  było  po  prostu  śmieszne,  pomyślała, 
przechodząc  przez  zwalone  drzewo.  I  to  była  jej  wina.  Droczyła  się  z  nim, 
upokorzyła go. 

–  Dostałaś  dokładnie  to,  na  co  zasłuŜyłaś  –  powiedziała  cicho.  Zwolniła 

nieco kroku,  doszedłszy do wniosku, Ŝe jeśli będzie tak hałasować, nigdy  nie  uda 
jej się zrobić dobrych zdjęć. 

Będzie musiała teraz Ŝyć ze wspomnieniem tego niesamowitego pocałunku i 

sugestią Weba, Ŝeby przenieść się do chaty i tam dokończyć to, co zaczęli. 

background image

Poza tym, zdała sobie sprawę, zagłębiając się w las, iŜ będzie musiała stanąć 

z Webem twarzą w twarz pod koniec dnia… ze świadomością, Ŝe ona teŜ chciałaby 
to dokończyć. 

Samotność, czas i przestrzeń zrobiły swoje. Właśnie tego potrzebowała, Ŝeby 

rozjaśnić  myśli,  stwierdziła  Tony,  wracając  do  chaty  kilka  godzin  później. 
Najlepiej myślało się jej, kiedy była sama. Dzień spędzony w lesie pomógł jej. Nie 
zrobiła  Ŝadnych  zdjęć,  ale  udało  jej  się  wszystko  ustawić  w  odpowiedniej 
perspektywie. 

Ten…  incydent  w  wodzie  nie  miał  Ŝadnego  znaczenia.  To  był  po  prostu 

wypadek, spowodowany przypływem adrenaliny. 

On  pewnie  teŜ  Ŝałował  tego,  co  zrobił.  Porozmawiają  o  tym,  zdecydowała, 

wychodząc  na  polanę,  na  której  stała  chata.  Postanowiła  go  przeprosić  i 
zaproponować, Ŝeby po prostu zapomnieli o tym… incydencie. 

Łatwiej było tak o tym myśleć. To określenie było dość ogólne i zmniejszało 

waŜność tego wydarzenia. Gdyby miała myśleć o szczegółach… Takich jak dotyk 
jego gorących, głodnych ust, gładkość jego karku pod jej palcami, twardość, którą 
czulą na swoim biodrze… 

Jęknęła. Gdyby tylko mogła przestać myśleć o szczegółach. 

Co było z nią nie tak? Dawno powinna juŜ zapomnieć o tym pocałunku. 

–  Tak  jak  zapomniałaś  o  tym,  który  zdarzył  się  dwanaście  lat  temu  – 

mruknęła pod nosem. 

Była beznadziejna. 

A on był… No właśnie, jaki on był? Poza jej zasięgiem? Z innego świata? 

Tak. Tak właśnie było. 

Czy nie dostała juŜ nauczki? MęŜczyźni tacy jak Web nie traktowali kobiet 

takich  jak  ona  powaŜnie.  MęŜczyźni  w  ogóle  nie  traktowali  jej  powaŜnie.  A 
przynajmniej  nie  ci,  z  którymi  spotykała  się  po  wyjeździe  z  Nowego  Jorku.  Było 
dwóch, z którymi mogłaby sobie ułoŜyć Ŝycie, jak myślała, ale okazało się, Ŝe ich 
pojęcie kompromisu oznaczało, Ŝe to ona powinna zrezygnować ze swoich marzeń. 
Bolało ją, Ŝe nie traktowali ani jej ani jej pracy powaŜnie. To bolało ją tak bardzo, 
Ŝ

e pogrąŜyła się w tej pracy, poniewaŜ unikała w ten sposób bolesnych związków 

emocjonalnych. 

background image

Wzięła  głęboki  wdech  i  zatrzymała  się  kilka  kroków  od  wejścia  do  chaty. 

Poczuła zapach jedzenia. 

Zerknęła  przez  okno.  Wrześniowy  wietrzyk  poruszał  zasłonami,  a  nad 

zlewem świeciło się światło. 

Ś

wiatło? 

No  cóŜ,  przynajmniej  zdarzyła  się  jedna  dobra  rzecz.  Jeśli  był  prąd,  to 

pewnie  droga  teŜ  niedługo  zostanie  oczyszczona.  Web  odjedzie,  a  ona  będzie 
mogła robie to, co potrafi najlepiej. Pracować. Sama. Nic me będzie jej rozpraszać, 
Tego właśnie chciała, prawda? 

Przygotowując  się  na  nieprzyjemne  spotkanie,  wpatrzyła  się  w  schody. 

Potem wzięła głęboki oddech, weszła po schodach i sięgnęła do klamki. 

 

 

 

Web przyglądał  się,  jak Tony wychodzi  z lasu,  wyglądając trochę jak leśna 

driada.  Kiedy  przyłapał  się  na  tym,  Ŝe  się  uśmiecha,  opuścił  zasłonę  i  postanowił 
zignorować przyjemne uczucie oczekiwania. Takie myśli poprowadzą go prosto do 
klęski i to na kilka sposobów Nie miał zamiaru znów się zapuszczać na ten teren. 
Ten  pocałunek  był  pomyłką.  On  o  tym  wiedział.  Ona  o  tym  wiedziała.  Koniec 
historii. Tony Griffin była dla niego absolutnie niedostępna. 

O tym  myślał przez całe popołudnie. O tym i o interesach. Musiał nakłonić 

Tony  do  podpisania  kontraktu.  Dlatego  przez  całe  popołudnie  pracował  i 
rozmyślał. 

Pod  koniec  dnia  był  naprawdę  z  siebie  zadowolony,  mimo  Ŝe  głupio  było 

zachwycać  się  tak  małymi  sukcesami.  Zrobienie  czegoś  konstruktywnego  na  jej 
terenie,  po  raz  pierwszy  od  przyjazdu,  okazało  się  być  bardzo  satysfakcjonujące. 
Nawet jeśli było to tylko obranie ziemniaków. 

Miał  dla  niej  cały  zestaw  niespodzianek.  Nie  dlatego,  jak  sam  siebie 

zapewniał, Ŝe chciał jej sprawić przyjemność. O nie. Chciał ją zaskoczyć. Pragnął 
odbudować  swój  wizerunek  męŜczyzny  kompetentnego,  zdecydowanego  i 
kontrolującego sytuację. 

background image

Szybkim  krokiem  podszedł  do  stołu  i  usiadł  na  krześle  z  jedną  ze  starych 

ksiąŜek, którą znalazł na regale. Kiedy drzwi się otworzyły siedział, udając, Ŝe jest 
pogrąŜony w lekturze, mimo Ŝe nie przeczytał ani jednego słowa. 

– Wróciłaś – powiedział z wyszukaną nonszalancją. 

Tony,  stojąc  w  progu,  spojrzała  na  niego,  na  ksiąŜkę  i  w  końcu  zamknęła 

drzwi. PołoŜyła plecak na podłodze. 

– Co to jest? – Podejrzliwość biła jej z oczy, kiedy patrzyła na stół. 

Nakrył dla dwojga, a oprócz tego postawił na stole świeczkę i bukiet polnych 

kwiatów, które zerwał na polanie. 

– Powiedzmy, Ŝe to przeprosiny za to, co stało się rano. – Uśmiechnął się z 

dokładnie wykalkulowanym wahaniem. 

Po  wyrazie  jej  twarzy  zorientował  się,  Ŝe  nie  była  pewna,  czy  ma  mu 

wierzyć. 

– Kiedy włączyli prąd? 

–  Z  tego,  co  wiem,  to  jeszcze  go  nie  włączyli  –  powiedział  mimochodem, 

udając zainteresowanie ksiąŜką. – Znalazłem w szopie generator i uruchomiłem go. 

Czekał całe popołudnie, Ŝeby móc powiedzieć to zdanie. Rzucić je ot tak, od 

niechcenia, jakby to było coś nic nie znaczącego. Jakby uruchomienie tej machiny 
nie  zajęło  mu  trzech  godzin  i  jakby  nie  pokaleczył  sobie  przy  tym  wszystkich 
palców. 

– Generator? Tu jest generator? 

– W szopie. Za stosem drzewa. – Web był zachwycony zaskoczeniem w jej 

głosie.  Nie  ruszyła  się  jeszcze  z  miejsca.  Nie  wiedziała, jak  poradzić  sobie  z  tym 
nowym,  kompetentnym  Webem  i  myślą,  Ŝe  on  wie  coś,  o  czym  ona  nie  miała 
pojęcia. 

– Umiałeś uruchomić generator? 

Nie  umiał,  ale  nauczył  się  i  miał  nadzieję,  Ŝe  nigdy  juŜ  nie  będzie  miał  do 

czynienia z czymś równie skomplikowanym. 

–  Pewnie.  –  Spojrzał  na  nią  i  wzruszył  ramionami  tak  jakby  chciał 

powiedzieć:  „w  końcu  to  ja  mam  chromosom  Y,  więc  dlaczego  miałbym  nie 
umieć?”. 

background image

Zmarszczyła brwi, ściągnęła buty i postawiła plecak na stole. 

– Co robiłeś w szopie? 

– Drewno się kończyło. Szukałem siekiery. Narąbałem trochę. 

Obróciła  głowę  w  stronę  paleniska.  Web  musiał  ukryć  uśmiech,  kiedy 

zobaczył jej zaskoczenie na widok zgrabnego stosiku polan. 

– Aha, i rozłoŜyłem juŜ niedźwiedziom jedzenie. Dobrze zrobiłem? 

Jej ręka drŜała, kiedy wyciągała z plecaka butelkę z wodą. 

– Nakarmiłeś niedźwiedzie? 

Znowu wzruszył ramionami, udając zainteresowanie ksiąŜką. 

–  Pomyślałem,  Ŝe  będziesz  zmęczona  tym  chodzeniem  po  lesie.  I 

wiosłowaniem – dodał, unosząc w końcu głowę i obdarzając ją uśmiechem. 

Zamrugała oczami, zmieszana. Web dokładnie na to liczył. Po raz pierwszy, 

od kiedy tu przyjechał, miał przewagę. A teraz pora na asa z rękawa. 

–  Aha,  i  zrobiłem  kolację.  Jakaś  ryba  w  zamraŜarce  zaczęła  się  rozmraŜać, 

zanim włączyłem generator. Mam nadzieję, Ŝe jest dobrze upieczona. 

– Upieczona – powtórzyła, kompletnie zaskoczona. 

–  Z  pietruszką  i  masłem  cytrynowym.  Poeksperymentowałem  trochę  z 

twoimi przyprawami. Mam nadzieję, Ŝe będą pasować. 

– Taak, na pewno będą… Ja… ja chyba wezmę szybki prysznic. 

Znów  zamrugała  oczami,  otworzyła  usta,  jakby  chciała  coś  jeszcze 

powiedzieć, ale rozmyśliła się i poszła prosto do łazienki. 

Gdyby  tylko  podłoga  tak  nie  skrzypiała,  Web  chętnie  wykonałby  taniec 

zwycięstwa dookoła pokoju. 

Podobało mu się to. Bardzo. Podobało mu się, Ŝe znowu kontroluje sytuację. 

Podobało  mu  się  teŜ,  Ŝe  tak  ją  zaskoczył.  Liczył  na  to  i  jak  do  tej  pory 

wszystko szło jak po maśle. 

A  teraz  będzie  starał  się  ją  zauroczyć  –  tylko  dla  celów  biznesowych  –  i 

znowu wspomni o kontrakcie. Przy rybie, której nie musiała przygotowywać i która 
całkiem nieźle pachniała. 

background image

O  tak!  Odzyskał  kontrolę  nad  sytuacją.  Nie  będzie  więcej  wchodził  na 

niebezpieczne  terytorium.  Nie  będzie  więcej  całowania.  Nie  będzie  myślenia  o 
całowaniu  ani  o  jej  miękkim  ciele,  złotych  włosach  i  ustach,  które  do  całowania 
były stworzone.  

Zatrzymał się gwałtownie. Wziął głęboki oddech. Koniec. Miał zbyt duŜo do 

stracenia, Ŝeby to zepsuć. 

Do  diabła!  zaklął  w  duchu  Web  piętnaście  minut  później,  kiedy  Tony 

otworzyła drzwi do łazienki. 

Kwiatowo-melonowy  zapach,  który  ją  otaczał,  byt  tak  kobiecy,  tak 

uwodzicielski, Ŝe poczuł, iŜ traci samokontrolę. 

Kiedy wyłoniła się z łazienki, jej złote włosy były wilgotne i opadały luźno 

na  ramiona.  Jej  ładna,  opalona  twarz  była  czysta  i  lśniąca,  a  Web  poczuł,  jak 
kawałek ziemi usuwa mu się spod nóg. 

Zamieniła  spodnie  khaki  na  obcisłe,  wytarte  dŜinsy,  podkreślające  kaŜdą 

krągłość jej ciała. 

Miała na sobie czerwony sweter z golfem, teŜ obcisły. Nie tak jak dŜinsy, ale 

wystarczająco  przylegający,  Ŝeby  podkreślić  jej  cudowne  piersi,  które  na  ogół 
starała się ukryć. 

Wiedział, jak są miękkie i pełne, wiedział, jak wyglądają jej sutki twarde od 

zimna i chciał wiedzieć, jakie będą, kiedy stwardnieją z poŜądania. 

Przepadł z kretesem. 

Widząc ją tak ubraną, mógł myśleć tylko o tym, Ŝe jeśli wejdzie do łazienki, 

to  zapewne  znajdzie  rozwieszoną  nad  prysznicem  róŜową  bieliznę.  Ciekawe,  co 
teraz miała na sobie? Koronkę czy satynę? Majteczki czy stringi? Czerwone jak jej 
sweter? RóŜowe jak jej usta? Czy teŜ czarne jak jego nastrój? 

Koniec z nim! 

Wyglądała  tak  delikatnie  i krucho,  od  czubka  głowy  aŜ do  ładnych,  bosych 

stóp. 

Kontrakt, pomyślał. Kontrola. Interesy. WaŜne interesy. 

– Lepiej się czujesz? – zapytał, próbując utrzymać dystans. 

– O wiele lepiej. 

background image

Wróciła  do  łazienki  i  wyszła  po  chwili  ze  szczotką,  którą  zaczęła  czesać 

włosy. 

Zahipnotyzowała go tymi ruchami szczotki, prześlizgującej się w dół po jej 

długich,  wilgotnych  włosach.  Widokiem  piersi,  uwydatniających  się,  kiedy 
podnosiła ręce do góry. Elegancką krzywizną pleców, kiedy pochyliła głowę. 

Co się z nim działo? Miał wiele kobiet. Kobiet, które – w przeciwieństwie do 

Tony  –  pracowały  nad  tym,  Ŝeby  być  piękne  i  podniecające.  Kobiet,  które 
wiedziały,  o  co  chodzi.  Które  nie  będą  cierpieć  pod  koniec  krótkiego  romansu. 
Romansu, którego na pewno nie będzie między nim i Tony. 

–  Ryba  jest  chyba  gotowa  –  powiedział,  nakazując  sobie  nie  panikować. 

Będzie po prostu postępował zgodnie z planem i sprawi, Ŝe Tony w końcu podpisze 
ten głupi kontrakt. 

– Znalazłem trochę warzyw i zrobiłem sałatkę. I upiekłem ziemniaki. 

Wyprostowała się i jej wspaniałe włosy opadły kaskadą na ramiona. Patrząc 

na  niego,  zmruŜyła  oczy  i  po  raz  pierwszy  od  powrotu  do  chaty  nie  próbowała 
ukryć swojej reakcji. 

– O co ci chodzi, Tucker?  

Postawił sałatkę na stole. 

– Jak to „o co chodzi”? 

Ruchem ręki wskazała wnętrze chaty. 

–  To  wszystko.  Porąbane  drewno.  Nakarmione  niedźwiedzie.  Kolacja.  Nie 

wygląda na to, Ŝebyś się tym zajmował na co dzień. 

Miała rację. Poza kolacją, wszystko było dla mego równie obce, jak uczucia 

do  niej,  które  próbował  w  sobie  zwalczyć.  Otworzył  piec  i  wyjął  rybę  oraz 
ziemniaki. Z głębokim westchnieniem spojrzał w końcu w jej twarz. 

–  Pewnie,  Ŝe  nie  zajmuję  się  takimi  rzeczami,  ale  jestem  świetnym 

kucharzem,  jeśli  chcesz  wiedzieć.  Zaczęło  się  od  czasopisma  kucharskiego,  które 
wydawaliśmy kilka lat temu, a w końcu gotowanie stało się to moim hobby. 

Postawił  rybę  na  stole  i  odsunął  jej  krzesło,  zapraszając,  Ŝeby  usiadła  i 

Ŝ

ałując, Ŝe nie usiądzie na jego kolanach. 

Wzruszył ramionami i usiadł. Napełnił jej talerz, potem swój. 

background image

– Być moŜe jest to dla ciebie niespodzianka, ale nie jestem przyzwyczajony 

do bycia bezuŜytecznym. Zaczynam się wtedy dziwnie zachowywać. Tak jak dziś 
rano,  kiedy  cię  topiłem.  Chciałem  uratować  swoją  dumę.  To  jest  mój  sposób  na 
przeprosiny. Zachowałem się okropnie. 

– CóŜ – powiedziała z wahaniem, po czym przysunęła krzesło bliŜej stołu. – 

Skoro  jesteś  taki  łaskawy,  to  ja  ciebie  teŜ  przeproszę.  Za  to,  Ŝe  zrobiłam  ci  taki 
brzydki dowcip. 

Popatrzyła  w  dół  na  swoje  ręce,  które  złoŜyła  na  podołku  i  wzruszyła 

ramionami. 

– Moja duma teŜ była trochę zraniona. 

To  był  moment,  w  którym  Web  powinien  uśmiechnąć  się  szeroko,  przyjąć 

ugodowy wyraz twarzy i zmienić temat – na przykład wspomnieć o kontrakcie. Ale 
jego  serce  zaczęło  bić  mocniej  w  chwili,  kiedy  Tony  usiadła  tak  blisko  niego,  w 
zasięgu  jego  ręki.  Miał  przemoŜną  ochotę  dotknąć  tych  wilgotnych,  jedwabistych 
włosów. W następnej chwili usłyszał, jak zadaje ostatnie pytanie, jakie powinien w 
tej chwili zadać: 

– Czy powinienem przeprosić cię teŜ za to, Ŝe cię pocałowałem? 

Podniosła głowę i spojrzała na niego z napięciem. Jeśli wzrok go nie mylił, 

wspomnienie  pocałunku  wywoływało  w  niej  podobne  doznania  co  u  niego. 
Przełknęła ślinę, po czym pochyliła twarz nad talerzem. 

– Ryba wygląda bardzo smakowicie.  

Przez  chwilę  patrzył  na  czubek  jej  głowy,  wiedząc,  Ŝe  Tony  ma  rację.  Nie 

powinni powracać do tamtego pocałunku. 

A  jednak,  podnosząc  widelec  i  idąc  w  jej  siady,  miał  niewytłumaczalne 

poczucie straty. 

Następnego ranka Tony wstała o świcie, jak zwykle. To było juŜ dobre trzy 

godziny temu. Nakarmiła niedźwiedzie, a potem zajęła się wywoływaniem klisz w 
ciemni, którą zrobiła w garaŜu Charliego i… myśleniem o poprzednim wieczorze. 

Web  zachowywał  się  jak  dŜentelmen.  Nawet  pozmywał  po  kolacji,  co 

naprawdę ją zdziwiło. Oprócz tego był miły, zabawny i wesoły, nawet wtedy, gdy 
znowu pokonała go w karty. 

background image

I  nie flirtował z nią ani  razu. Powiedział dobranoc,  wsunął  się  do  śpiwora i 

od razu zasnął. 

1  bardzo  dobrze,  Ŝe  tak  było,  pomyślała,  zastanawiając  się  tylko,  czemu 

wprawiało ją to w taki zły nastrój. 

Z westchnieniem rozłoŜyła dopiero co wywołane 

odbitki na stole, po czym uwaŜnie przyjrzała się zdjęciom. Miała nadzieję, Ŝe 

oderwie to jej myśli od rzeczy, o których myśleć nie powinna. Na przykład, jakie to 
było uczucie, kiedy Web pocałował ją wtedy w jeziorze. Albo jak zachrypnięty był 
jego głos, kiedy proponował, Ŝeby przenieśli się do domku. 

„Czy powinienem przeprosić teŜ za to, Ŝe cię pocałowałem?” 

To  jego  pytanie  prześladowało  ją  całą  noc.  I  to,  jak  tchórzliwie  uniknęła 

odpowiedzi. 

– Przestań juŜ o tym myśleć – mruknęła i w końcu udało się jej skupić się na 

fotografiach. 

To były zdjęcia Damiena, które zrobiła tamtego dnia, kiedy przyjechał Web. 

W  chwili  gdy  Web  wszedł  do  chaty,  była  kompletnie  pochłonięta 

oglądaniem fotografii. 

– Powinniśmy chyba oszczędzać generator – powiedział, wycierając ręce w 

papierowy ręcznik. – ZuŜyliśmy juŜ jedną trzecią paliwa, a trudno powiedzieć… 

Jego  głos  zamarł,  kiedy  za  nią  stanął.  Poczuła  jego  zapach,  zanim  jeszcze 

wyczuła jego ciepło. Mydło, krem po goleniu i ten cudowny, sosnowy zapach. 

– Niesamowite – stwierdził. 

Zerknęła przez ramię i zobaczyła, Ŝe Web przygląda się jej zdjęciom. 

– Tak, to prawda, on jest niesamowity. 

–  Chodziło  mi  o  zdjęcia.  Jesteś…  To  co  udało  ci  się  uchwycić…  To 

naprawdę niespotykane. 

– To sprawka Damiena. 

–  Damiena?  –  Zaśmiał  się  cicho  i  miała  wraŜenie,  Ŝe  owiała  ją  delikatna, 

zmysłowa bryza. – Nie przypominam sobie Ŝadnego republikanina o tym imieniu. 

background image

– Nawet Charlie stwierdził, Ŝe Damien to nie zwykłe zwierzę. – Podeszła do 

kuchenki,  Ŝeby  napełnić kubek gorącą wodą.  Byle tylko  być  dalej od  Weba. Zbyt 
silnie  na  niego  reagowała,  zbyt  wiele  uczuć  zalewało  ją,  kiedy  on  był  blisko.  – 
Właśnie jemu robiłam zdjęcia w dniu, kiedy przyjechałeś. 

–  W  dniu,  kiedy  przyjechałem?  Jak  udało  ci  się  je  wywołać?  Pewnie  masz 

cyfrowy aparat i schowałaś gdzieś tutaj komputer i drukarkę?  

– Nie, nie mam ani komputera, ani cyfrowego aparatu. Wolę swój nikon FI i 

wolę tradycyjną kliszę, zwłaszcza Ŝe jest bezpieczniejsza, kiedy robi się zimno. A 
jeśli chodzi o wywoływanie, to zrobiłam to w ciemni, którą zaimprowizowałam w 
garaŜu Charliego niedługo po moim przyjeździe. 

– Tradycyjna z ciebie dziewczyna, co? 

– Na ogół.  

Na  ogół  w  pełni kontrolowała  swoje  zachowania  i  reakcje.  Ale  od  wczoraj, 

od  tamtego  pocałunku,  stała  na  niepewnym  gruncie.  Przy  Webie  absolutnie  me 
czuła się tradycyjna. 

Wyglądało  na  to,  Ŝe  on  juz  zapomniał  o  tym,  co  się  wczoraj  wydarzyło. 

Powinna  pójść  w  jego  ślady.  Miała  juŜ  w  głowie  plan.  Gdyby  tylko  udało  się  jej 
wprowadzić go w Ŝycie. 

A  co  na  to  jej  serce?  Wstrzymała  oddech.  Serce  nie  miało  z  tym  nic 

wspólnego. MoŜe i nosiła w mm wspomnienie młodzieńczego zakochania, ale… 

Jeśli kobieta zakochiwała się w męŜczyźnie mając dziewiętnaście lat i wciąŜ 

o  nim  myślała  dwanaście  lat  później,  jeśli  jej  serce  wciąŜ  drŜało  na  dźwięk  jego 
głosu, na dotyk jego ręki, na jego najlŜejszy uśmiech… Co to oznaczało? 

Na  pewno  nie  była  to  miłość,  zapewniła  samą  siebie,  zwalczając  rosnącą 

panikę. To nie mogła być miłość. 

Nie mogła. Ona na to nie pozwoli. 

Spojrzała na Weba, patrząc, jak ogląda jej zdjęcia. Poczuła, jak cała topnieje 

na widok jego silnie zarysowanego profilu i szybko odwróciła wzrok. Słowa, które 
padły z jego ust, były właśnie tym, czego potrzebowała, Ŝeby odzyskać panowanie 
nad sobą. 

–  Te  zdjęcia  są  naprawdę  niesamowite,  Tony.  Zapomnij  o  tym,  co  ci 

oferowałem. Podwoję stawkę, jeśli tylko podpiszesz kontrakt. 

background image

Rozdział ósmy 

 

Po  tej  zadziwiającej  ponownej  ofercie,  Tony  łatwiej  było  utrzymywać 

fizyczny  i  emocjonalny  dystans.  I  przez  następne  dwa  dni  świetnie  się  jej  to 
udawało.  Web  nie  szukał  romansu.  Chodziło  mu  tylko  o  namówienie  jej  do 
podpisania  kontraktu.  A  ten  pocałunek…  Zdarzył  się  pod  wpływem  chwili.  Był 
pomyłką. 

Zabezpieczenie  finansowe,  jakie  Web  jej  oferował,  było  kuszące,  myślała, 

kiedy siedzieli obydwoje ukryci między skałami, niedaleko miejsca, gdzie ostatnio 
widziała Damiena. Tak, stała pensja była bardzo kusząca. Ale jeszcze bardziej bała 
się współpracy z Webem. 

–  Nie  musisz  tutaj  siedzieć  –  szepnęła,  kiedy  się  poruszył.  –  Ja  i  moje 

mięśnie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Ty nie. 

– Próbujesz się mnie pozbyć, Griffm? – odszepnął z uśmiechem. 

Próbowała się go pozbyć juŜ od godziny, ale on był uparty jak osioł. 

Niewielkie  rozmiary  kryjówki  zaczynały  jej  działać  na  nerwy.  Nie  mogła 

poruszyć  nogą,  Ŝeby  nie  dotknąć  kolana  Weba,  nie  mogła  się  pochylić,  Ŝeby  nie 
otrzeć się o jego ramię. 

Przynajmniej  nie  musiała  wdychać  tej  drogiej  wody  kolońskiej,  która 

pachniała tak męsko i zmysłowo. Powiedziała mu, Ŝe jeśli chce z nią iść, nie moŜe 
uŜywać Ŝadnych zapachów. 

– Wystraszysz niedźwiedzie – wyjaśniła, choć tak naprawdę obawiała się, Ŝe 

to na nią ten zapach będzie miał największy wpływ. 

–  Nie  mogę  sobie  tego  wyobrazić  –  powiedział  głośno,  bardziej  jednak  do 

siebie niŜ do niej. 

Promień  słońca  przedarł  się  przez  zasłonę  górujących  nad  nimi  sosen  i 

zatańczył na jego twarzy. Serce Tony podskoczyło i musiała wziąć głębszy oddech, 
Ŝ

eby się uspokoić. 

– Czego nie moŜesz sobie wyobrazić? 

– śycia tutaj. Jeśli dobrze pamiętam, powiedziałaś, Ŝe Charlie Ŝył tułaj ponad 

czterdzieści lat? 

background image

– Niemal sześćdziesiąt. 

–  Jak  udawało  mu  się  znosić  samotność?  Ciszę?  To  znaczy,  po  dłuŜszej 

chwili  przebywania  tutaj,  doceniam  zalety  tego  miejsca.  Jest  tutaj  naprawdę 
pięknie. Powietrze jest takie czyste. Ale… – Zamilkł i potrząsnął głową. – To tak 
odległe miejsce. Czy nie czuł się tutaj samotny? 

–  Powinieneś  go  poznać  –  usłyszała  swoje  słowa.  –  Wtedy  zrozumiesz. 

Charlie jest samowystarczalny. Przypomina mi mojego dziadka, Bennetta. Zawsze 
wie, co trzeba zrobić, zawsze jest bardzo pewny siebie. Poza tym on nie jest tutaj 
sam  przez  trzysta  sześćdziesiąt  pięć  dni  w  roku.  Ma  sąsiadów.  Rodzinę.  Oni  go 
odwiedzają i on ich odwiedza. 

– Ale musi tu być, bo karmi niedźwiedzie. 

–  On  kocha  niedźwiedzie.  Nie  uwaŜa,  Ŝe  karmienie  ich  to  jego  obowiązek. 

Traktuje  je  jak  rodzinę  i  lubi  ich  towarzystwo.  śadnych  gierek,  Ŝadnych  Ŝądań, 
oprócz tych najbardziej oczywistych. 

– Jedzenie. 

– I bezpieczeństwo. 

Spojrzała na zachodzące słońce. 

– Damien chyba się juŜ nie pokaŜe. Powinniśmy wracać do chaty, póki jest 

jasno. Ja to wezmę – dodała, kiedy sięgnął po jej cięŜki plecak. 

– Umowa jest umową – uśmiechnął się, zarzucając sobie plecak na ramię. – 

Ale zobaczysz, Ŝe jeszcze uda mi się ciebie pokonać, zanim wyjadę. 

–  No  to  powinieneś  się  spieszyć  –  powiedziała  Tony,  ruszając  w  stronę 

chaty. – Za dzień lub dwa powinni odblokować drogę. 

NajwyŜsza pora, pomyślała, kiedy szli przez las. 

Web  siedział  na  najwyŜszym  stopniu  schodów.  W  rękach  trzymał  kubek  z 

gorącą  kawą  i  przyglądał  się  zachodowi  słońca.  We  wrześniu  dni  w  północnej 
Minnesocie były krótkie, noce przychodziły szybko i szybko robiło się chłodno. W 
ciągu  ostatnich  piętnastu  minut  paleta  kolorów  na  niebie  przeszła  od  wszystkich 
odcieni brzoskwiniowego i złotej czerwieni do lśniącego fioletu i perłowej szarości. 
Kiedy otworzyły się drzwi i Tony wyszła na zewnątrz, zmierzch juŜ się kończył i 
dookoła zapadała noc. 

background image

Pierwsze  lśnienie  gwiazdy  polarnej  pojawiło  się  nisko  nad  linią  drzew. 

KsięŜyc  w  nowiu  to pojawiał  się,  to  chował  za  szarymi,  widmowymi  chmurami  i 
rzucał senną poświatę na otaczające ich lasy. 

–  Tak  dawno  nie  oglądałem  nieba  poza  miastem,  Ŝe  zapomniałem,  jakie 

moŜe być piękne – powiedział, wyczuwając jej obecność za sobą. 

Odwrócił  się  i  zobaczył,  Ŝe  Tony  stoi  z  załoŜonymi  rękami  i  twarzą 

uniesioną do nieba. 

– To właśnie jest jedna z zalet mojej pracy. 

– Słyszę świerszcze, ale jest teŜ jakiś inny dźwięk. Co to takiego? 

Słuchała przez chwilę. 

– Nocna pieśń – powiedziała cicho. 

– Nocna pieśń. Podoba mi się to. 

Wstał i postawił kubek na poręczy. Tony wyglądała tak młodo. I tak pięknie. 

Zaprzestał flirtowania z nią kilka dni temu, poniewaŜ wiedział, Ŝe wynikną z tego 
tylko kłopoty. Z najwyŜszym trudem starał się utrzymywać profesjonalny dystans. 
Ona teŜ. I ten fakt nie umknął uwagi Ŝadnego z nich. 

ZauwaŜył, Ŝe zadrŜała, i zdał sobie sprawę, Ŝe przyczyną był nie tylko chłód. 

Seksualne  napięcie  było  wciąŜ  wyczuwalne  między  nimi.  W  ciągu  ostatnich  dni 
zauwaŜył  wiele  oznak  –  odwracanie  wzroku,  unikanie  dotknięcia.  Śmiech,  nieco 
zbyt  szybki  i  zbytnio  wymuszony,  mający  ukryć  tęsknotę,  której  nie  udało  się 
całkowicie stłumić. 

Obydwoje  grali  w  tę  grę  uników.  To  trwało  juŜ  zbyt  długo.  Był  zmęczony 

zwalczaniem  swojego  instynktu.  Był  zmęczony  unikaniem  jej.  Zmęczony 
tańczeniem dookoła tego, czego pragnął. Wolał zupełnie inny taniec. Działając pod 
wpływem impulsu, wziął jej dłoń, ignorując jej zdziwione spojrzenie i prowadząc 
ją po schodkach w dół. 

–  Skoro  noc  tak  pięknie  śpiewa,  to  nie  powinniśmy  tego  zmarnować  – 

powiedział. Kiedy stanęli na ziemi, odwrócił ją twarzą do siebie. – Zatańcz ze mną. 

Zanim  zdąŜyła  cokolwiek  powiedzieć,  przyciągnął  ją  do  siebie  i  zaczął 

poruszać się w wolnym rytmie, który słyszał w swojej głowie. 

Przez  kilka  następnych  chwil  tańczyli,  przyzwyczajając  się  do  swojego 

dotyku, do zapachów, do elektrycznego niemal napięcia. 

background image

– Co my właściwie robimy? – zapytała ostroŜnie. 

– Tańczymy. Tylko tańczymy. Zostawmy to tak, jak jest. Na razie. 

Dookoła nich zapadała noc. Przyciągnął ją nieco mocniej do siebie. 

– Dlaczego – wymruczał, kiedy unosił jej ramiona i oplatał je dookoła swojej 

szyi  –  przez  całe  Ŝycie  postępowałem  zgodnie  z  rozsądkiem  i  wiedzą,  a  będąc  tu 
zaledwie trzy dni zaczynam kierować się impulsami? 

Objął ją w pasie i przytulił, przyciskając dłonie do jej pleców, prześlizgując 

palcami po jej szczupłych biodrach. 

–  MoŜe  to  kwestia  powietrza  –  zasugerowała  cicho.  Roześmiał  się  i 

przycisnął policzek do jej włosów. 

– Niewykluczone… 

To  dziwne.  Od  dawna  nie  był  tak  spontaniczny.  Nie  trząsł  wprawdzie 

posadami  finansowego  świata,  ale  czuł  się  bardziej  oŜywiony  niŜ  kiedykolwiek.  I 
wątpił, Ŝeby miało to cokolwiek wspólnego ze świeŜym powietrzem. 

– Wydaje mi się jednak, Ŝe to kwestia zupełnie czegoś innego. 

– Tak? 

Nie spodziewał się, Ŝe jest w Tony tyle róŜnych zalet. Była zabawna, bystra 

i, mimo Ŝe próbowała cały czas to ukryć, była piękna. Wcześniej ze wszystkich sil 
starał  się  tego  nie  dostrzegać.  Musiał  teraz  przyznać,  Ŝe  Tony  była  nie  tylko 
pociągająca fizycznie. Lubił ją. I to bardzo. 

Była nie tylko zmysłowa i seksowna, ale równieŜ inteligentna i szczera. I nie 

miała pojęcia, jak bardzo jest atrakcyjna. Poza tym miała ogromny talent. Zdjęcia, 
które zrobiła niedźwiedziom, były ekscytujące, prawdziwe i ukazywały piękno jej 
duszy. 

Wszystko to razem nie wystarczało jeszcze, Ŝeby opisać uczucie, jakie – jak 

podejrzewał – zaczął do niej Ŝywić. 

Ale nie chciał o tym teraz myśleć. Nie miał zamiaru analizować i zepsuć tej 

chwili czymś, czego do końca jeszcze nie przemyślał. 

Jej  skóra  lśniła  złoto  w  blasku  księŜyca.  Dotknął  dłonią  jej  policzka, 

odwróci! jej twarz ku sobie. I poddał się. 

– Wiesz, Ŝe cię pocałuję, prawda? Wiesz, Ŝe muszę to zrobić? 

background image

Jego serce biło dwa razy szybciej niŜ zwykle. 

Tony  podniosła  na  niego  wzrok.  W  jej  oczach  dostrzegł  poŜądanie, 

rozpalające krew w jego Ŝyłach. 

I juŜ było po nim. 

Miał  wraŜenie,  Ŝe  gdzieś  w  jego  wnętrzu  nastąpił  wybuch,  zalewając  całe 

jego  ciało  falą  testosteronu.  Przyciągnął  Tony  do  siebie  i  pocałował  ją  mocno, 
głęboko. 

– Jeśli nie chcesz tego, to kaŜ mi przestać – szepnął, na chwilę oderwawszy 

się od jej ust. – Powiedz to teraz. 

– Przestań – odpowiedziała posłusznie, obejmując rękami jego szyję. 

Jęknął  i  zanurzył  rękę  w  jej  włosach,  rozkoszując  się  ich  jedwabistym 

dotykiem. Delikatnie zsunął przytrzymującą je gumkę i palcami rozczesał warkocz, 
aŜ  włosy  opadły  jej  na  ramiona.  Kiedy  mruknęła  cicho,  przysuwając  się  bliŜej, 
przesunął  dłonie  w  dół  po  jej  plecach,  chwytając  ją  i  podnosząc  tak,  Ŝeby  mogła 
objąć go w pasie nogami. 

– Naprawdę chcesz, Ŝebym przestał? – szepnął, gryząc ją lekko w ucho. 

– Nie – i westchnęła, kiedy ruszył w stronę chaty, pokonał schody i wszedł 

do środka. 

Całując ją i dotykając bez przerwy, zamknął kopnięciem drzwi i podszedł do 

łóŜka. 

– Na pewno? 

–  Na  pewno  chciałabym,  Ŝebyś  wreszcie  przestał  mówić  –  zamruczała,  po 

czym wsunęła palce w jego włosy i pocałowała go. – Po prostu przestań mówić. 

Nie musiała dwa razy mu powtarzać. 

Kiedy  doszedł  do  łóŜka,  połoŜył  ją  na  nim,  przykrywając  ją  swoim  ciałem. 

Stary  materac  jęknął  pod  ich  cięŜarem.  Web  oparł  się  na  łokciach,  wciąŜ 
nieprzerwanie ją całując. 

– To jakieś szaleństwo – wyszeptał po chwili, chowając twarz w zagłębienie 

jej obojczyka. 

–  Znowu  mówisz.  –  Jej  ręce  poruszały  się  gorączkowo,  chwytając  jego 

koszulę i wyciągając ją ze spodni. 

background image

Web  jęknął,  po  czym  ułoŜył  się  na  plecach,  pociągając  ją  za  sobą  i 

pomagając jej rozpiąć guziki. 

– Teraz ty – powiedział, ściągnąwszy koszulę. Podciągnął się trochę do góry 

i oparł o ścianę. 

Cudownie  było  patrzeć  na  Tony,  jak  siedziała  na  nim  okrakiem  z 

rozwichrzonymi  włosami,  zaczerwienionymi  policzkami,  ustami  nabrzmiałymi  od 
pocałunków. 

Bez wahania skrzyŜowała ręce, chwyciła za brzeg swetra i ściągnęła go przez 

głowę. 

Web poczuł nagłą falę gorąca. Od chwili, kiedy zobaczył jej bieliznę suszącą 

się  w łazience,  codziennie zastanawiał  się,  w  jakim  kolorze  majteczki i  stanik  ma 
dziś na sobie. Teraz juŜ wiedział 

Dziś  nie  miała  na  sobie  róŜu.  Ani  bieli.  Jej  stanik  był  czarny,  koronkowy  i 

całkowicie przezroczysty, ukazujący kaŜdy szczegół. 

–  Tony!  –  jęknął,  przyciągnął  ją  do  siebie  i  dotknął  ustami  delikatnej 

koronki. 

Wygięła się w łuk, oddając mu się całkowicie. Chwycił materiał zębami. 

Kiedy  oderwał  od  niej  usta,  wydała  z  siebie  jęk  zawodu.  On  jednak  otarł 

policzek  o  jej  drugą  pierś,  wywołując  jęk  rozkoszy.  Jemu  teŜ  się  to  podobało. 
Uwielbiał to ciepło, miękkość ukrytą pod delikatnym materiałem. Uwielbiał ją. 

Krzyknęła  cicho,  kiedy przygryzł  ją delikatnie,  a  potem  sięgnął  do  zapięcia 

na jej plecach. Kiedy poradził sobie z haftkami, chwycił materiał stanika zębami i 
ś

ciągnął go jednym szybkim ruchem. Chciał dotykać jej nagiej, ciepłej skóry. 

Podciągnął się wyŜej i przycisnął dłonie do jej pleców, przyciągając ją bliŜej. 

Włosy opadły jej na twarz, muskając jego ramiona. Jej skóra pod jego palcami była 
gładka jak aksamit, co stanowiło zmysłowy kontrast z jej dłońmi, wpijającymi się 
w jego ramiona w desperackim Ŝądaniu. 

To nieme pragnienie doprowadziło jego krew do stanu wrzenia. PołoŜył ją na 

plecach i uklęknął nad nią, sycąc się jej widokiem. Jej złote włosy rozsypały się na 
poduszce,  jej  pełne  piersi  błyszczały,  wilgotne  od  jego  ust,  a  jej  małe,  rozpalone 
dłonie sięgały do zapięcia jego spodni. 

background image

Kiedy  stała  się  taka piękna?  Kiedy  zamieniła  się  w  to  zmysłowe,  seksowne 

stworzenie,  które kusiło  go  jak  grzech  pierworodny?  Kiedy  stracił  rozum  i  zaczął 
jej pragnąć? 

Nie wiedział. I nie obchodziło go to, poniewaŜ jej szczupłym palcom udało 

się rozpiąć pasek i guzik, a teraz powoli rozpinały suwak jego dŜinsów. 

Jęknął,  kiedy  dotknęła  go  przez  cienki  materiał  bokserek.  Przytrzymał  jej 

dłoń. 

– Nie wiesz – szepnął, pochylając się i całując ją długo i mocno – jak bardzo 

mnie to boli, ale muszę cię teraz na chwilę zostawić. 

Wstał z łóŜka i poszedł do łazienki w poszukiwaniu swojej kosmetyczki. 

Podziękował  bogom  bezpiecznego  seksu  za  to,  Ŝe  zawsze  pamiętał  o  tym, 

Ŝ

eby być przygotowanym. 

Kiedy wrócił do łóŜka, ona zdąŜyła juŜ rozpiąć guzik swoich spodni i sięgała 

właśnie do suwaka. 

– O nie, nie, nie. – Uklęknął przy niej. – To naleŜy do moich obowiązków. 

Lekki uśmiech wygiął kąciki jej ust. Zawahała się chwilę, po czym spełniła 

jego Ŝyczenie. Podniosła ręce i ułoŜyła je tak, Ŝe jej dłonie leŜały teraz po obydwu 
stronach  jej  głowy.  Web  rzucił  małe  opakowanie  na  łóŜko,  obok  jej  ręki  i 
rozkoszował się przez chwilę jej widokiem, po czym powoli zsunął swoje dŜinsy i 
bokserki. 

A potem sięgnął do suwaka jej spodni. 

Jego  pocałunki,  pomyślała  Tony,  patrząc  jak  ten  piękny,  nagi  męŜczyzna 

pochyla się nad nią, smakowały jak wino. Kobieta, która przyzwyczajona była do 
wody,  nie  potrzebowała  ich  duŜo,  Ŝeby  się  nimi  upić.  Dla  kobiety,  która  przez 
większość  Ŝycia  piła  wodę,  pokusa  była  zbyt  duŜa.  Dowiedziała  się  o  tym 
dwanaście lat temu. Wiedziała o tym, kiedy całował ją w jeziorze. 

Wiedziała  o  tym,  kiedy  wróciła  do  chaty  i  zobaczyła  go  siedzącego  przy 

stole, mimo Ŝe całe popołudnie wmawiała sobie, Ŝe nic potrzebuje niczego więcej 
niŜ woda. 

Nawet  wtedy  wiedziała,  Ŝe  sama  siebie  okłamuje.  A  teraz,  kiedy  jego  silne 

ręce  powoli  rozpinały  suwak  jej  dŜinsów,  całując  kaŜdy  centymetr  odsłanianego 
ciała, nie chciała juŜ dłuŜej kłamać. 

background image

Chciała  tego  wszystkiego.  Wszystkich  fantazji  na  jego  temat,  które  snuła 

przez  lata,  wszystkich  doznań,  które  budziły  w  niej  jego  pieszczoty,  spełnienia, 
którego domagała się jej tęsknota za nim. Tak dawno juŜ tego nie czuła. Miała do 
tego prawo. Uniosła lekko biodra, kiedy on delikatnie zsuwał jej spodnie. 

Z  innym  męŜczyzną  byłaby  nieśmiała.  Innemu  męŜczyźnie  powiedziałaby: 

nie.  Ale  tego  męŜczyznę  znała.  .Poznała  go  w  swoich  niezliczonych  snach,  w 
niekończących  się  fantazjach.  Ufała  mu,  chciała,  Ŝeby  zabrał  ją  w  miejsca,  w 
których  nigdy  nie  była,  a  do  których  desperacko  chciała  dotrzeć.  Tak  jak  teraz, 
kiedy pragnęła podąŜyć drogą, którą ją właśnie prowadził. 

Jej  serce  biło  jak  szalone,  kiedy  on  zaczął  przesuwać  usta  w  górę  jej  ciała, 

zatrzymując  się  chwilę  przy  jej  piersiach,  po  czym  kończąc  swoją  podróŜ  na  jej 
wargach. 

Jego  usta  miały  smak  niebiańskiego  wina,  kiedy  pocałował  ją  głęboko,  po 

czym odsunął się na chwilę, Ŝeby się zabezpieczyć. 

Po chwili wrócił do niej i wszedł w nią jednym gładkim, długim ruchem. I w 

niewiarygodnie krótkim czasie zabrał ją wysoko, wyŜej niŜ kiedykolwiek. 

Poczuła potęŜną falę przetaczającą się przez jej ciało, czuła, jak Web dogania 

ją  ostatnim  pchnięciem,  po  czym  chowa  twarz  w  jej  włosach,  wołając  jej  imię 
jakby  była  jedyną  rzeczą,  jedyną  osobą,  jaka  na  tym  świecie  ma  jakiekolwiek 
znaczenie. 

 

 

 

– Uśmiechasz się. – Web przesunął dłonią po nagim biodrze Tony, ściskając 

je lekko. 

Odwróciła  głowę,  Ŝeby  na  niego  spojrzeć.  W  chacie  panowała  ciemność. 

Tylko przyćmione światło kominka, który rozpalili, kiedy na chwilę wyszli z łóŜka, 
oświetlało jego twarz. 

– MoŜe chciałabyś się czymś ze mną podzielić? – zapytał, kiedy uśmiechnęła 

się szerzej. 

background image

Tony  wydawało  się, Ŝe  nie  pozostało nic,  czego  juŜ  ze  sobą  nie  dzielili.  Po 

tym  niezwykłym  pierwszym  razie  kochali  się  ponownie.  Potem  wstali,  Ŝeby  coś 
zjeść, a następnie znowu wylądowali w łóŜku, zaczynając wszystko od nowa. 

Powinna być wyczerpana. Powinna być zawstydzona rzeczami, które robili. 

Ale nie była. Czuła się za to radośniej niŜ kiedykolwiek w Ŝyciu. I właśnie dlatego 
się uśmiechała. 

Web  uniósł  się  na  łokciu  i  oparł  głowę  na  dłoni.  Jego  druga  dłoń…  ooch, 

jego druga dłoń zajęta była dotykaniem Tony i głaskaniem jej. 

– Nie powiesz mi? 

– Dlaczego się uśmiecham?  

Skinął głową. 

– Myślałam o bezuŜyteczności. 

Zaśmiała się, kiedy zmarszczył brwi. 

–  Dwa  dni  temu  mówiłeś,  Ŝe  nie  jesteś  przyzwyczajony  do  bycia 

bezuŜytecznym. Właśnie myślałam o tym, jak bardzo jesteś uŜyteczny. 

Uszczypnął ją, a ona zapiszczała. 

– No dobrze, bardziej niŜ uŜyteczny. 

SpręŜyny zajęczały, kiedy Web opadł na plecy, kładąc ręce nad głową. 

– TeŜ mi komplement! 

Odwróciła się do niego i dotknęła dłonią jego policzka. 

–  Jesteś  doskonale  uŜyteczny.  Niezwykle  uŜyteczny.  Cudownie  uŜyteczny. 

Jestem naprawdę bardzo usatysfakcjonowana. 

Roześmiał się. 

– TeŜ tak pomyślałem, kiedy krzyczałaś. 

Poczuła, Ŝe się rumieni. 

–  Hej.  –  Ujął  jej  podbródek  w  swoją  dłoń.  –  To  było  wspaniałe.  Ty  jesteś 

wspaniała. 

background image

Objął  ją  ramieniem  i  oparł  podbródek  na  czubku  jej  głowy.  To  był  jeden  z 

tych  idealnych  momentów  i  przez  chwilę  Tony  nie  myślała  o  niczym,  tylko 
cieszyła się chwilą. 

Prawie  zasnęła,  kiedy  Web  znów  się  odezwał,  przeczesując  jej  włosy 

palcami. 

– Myślałaś o tamtej nocy? O nocy po gwiazdkowym przyjęciu? 

Otworzyła  oczy  i  przełknęła  ślinę.  Nie  myślała  o  niczym  od  chwili,  kiedy 

Web podniósł ją z krzesła i znów rzucił na łóŜko. Nie chciała myśleć o niczym. 

Nie  dziś.  Jutro  będzie  musiała  stanąć  twarzą  w  twarz  z  rzeczywistością.  A 

rzeczywistością był fakt, Ŝe to, co się stało między nimi, to była tylko jednonocna 
przygoda.  Ich  związek  nie  miał  przyszłości.  On  mieszkał  w  Nowym  Jorku.  Ona 
często zmieniała miejsce pobytu. A to i tak był tylko początek róŜnic między nimi. 

– Ja myślałem – powiedział, przerywając ciąg jej ponurych myśli. Jego głos 

był  zachrypnięty.  Przytulona  do  niego  Tony  czuła,  jak  jego  serce  bije  powoli  i 
równomiernie.  –  Pamiętam  tyle  rzeczy.  Było  strasznie  zimno.  Za  zimno  na  śnieg, 
ale szron na szybach lśnił jak twoje oczy. Masz piękne oczy. 

–  Naprawdę?  –  WciąŜ  myślała  o  sobie  jako  o  dziewczynie  w  okularach, 

mimo Ŝe od operacji jej oczu minęło juŜ pięć lat. 

Pocałował jej skroń. 

– Przez lata myślałem o tym, jak na mnie wtedy patrzyłaś. Myślałem o tym, 

jak delikatna się wydawałaś w moich ramionach, jak smakowałaś. Przez dwanaście 
lat chciałem znów spróbować twojego smaku. 

– Nawet mnie nie poznałeś, kiedy się tu pojawiłeś – powiedziała. 

Zaśmiał się. 

–  Tak,  muszę  przyznać,  Ŝe  wyglądasz  inaczej.  Zupełnie  inaczej.  A  na 

dodatek przyjechałem tutaj z misją. MoŜna powiedzieć, Ŝe byłem po prostu bardzo 
na tym skoncentrowany. 

Zesztywniała, a brzydka myśl przeleciała jej przez głowę. 

– Jeśli chodzi tylko o kontrakt, to… 

–  Chwileczkę,  –  Uniósł  się  na  łokciu  i  spojrzał  prosto  w  jej  oczy.  –  Na 

początku  –  przyznał  –  chodziło  mi  tylko  o  kontrakt,  nie  będę  zaprzeczał. 

background image

Nakarmienie niedźwiedzi, ugotowanie kolacji, porąbanie drewna. Czy wciąŜ chcę, 
Ŝ

ebyś go podpisała? Jak cholera. Ale teraz – powiedział, pochylając głowę i całując 

ją powoli – chodzi tylko o ciebie, o mnie i o sprawy osobiste, które od dwunastu lat 
są niedokończone. 

Zamrugała oczami, oszołomiona pocałunkiem. 

– Naprawdę myślałeś o mnie cały ten czas? 

Web  uśmiechnął  się,  zadowolony,  Ŝe  tak  łatwo  odciągnął  ją  od  rozmowy  o 

kontrakcie,  zauroczony  jej  niepewnością.  Jej  zdziwienie  było  szczere.  Ta 
dziewczyna naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, jak była atrakcyjna. 

–  Tak.  Powiedziałem  sobie,  Ŝe  jeśli  kiedyś  cię  spotkam,  pocałuję  cię,  po  to 

tylko,  Ŝeby udowodnić  sobie,  Ŝe Ŝaden pocałunek nie  moŜe  być  lepszy  od tego  w 
taksówce. 

– I jak było? 

Nagle poczuł ściskanie w gardle, a kiedy znów był w stanie mówić, jego głos 

przypominał zachrypnięty szept. 

– Było jeszcze lepiej. A ty jesteś niesamowita. 

Zwróciła  na  niego  swoje  niebieskie  oczy  i  zauwaŜył  w  nich  namiętność  i 

tęsknotę, które i on czuł. 

– Web… 

PrzyłoŜył dwa  palce do jej ust.  Były  miękkie  i delikatne,  jak jej  spojrzenie, 

jak jej dłoń dotykająca jego nadgarstka. 

– Jeszcze nie skończyliśmy, wiesz o tym? 

Skinęła głową, po czym poddała się, kiedy znów się nad nią pochylił. 

background image

Rozdział dziewiąty 

 

Kiedy Web się obudził, był ranek. A przynajmniej tak mu się wydawało. W 

kaŜdym  razie  na  zewnątrz  było  jasno.  Ostatnia  noc  była  gorącą  mieszanką 
gorących pieszczot i westchnień rozkoszy. 

A teraz był poranek nazajutrz. 

Przewrócił się na plecy, przesunął dłonią po swojej szczęce, mając nadzieję, 

Ŝ

e nie podraŜnił delikatnej skóry Tony swoim sztywnym zarostem. 

A potem pomyślał o tym, Ŝeby znów się z nią kochać. ŁóŜko pachniało nią. 

Pachniało  namiętnością.  Rzadko  się  zdarzało,  Ŝeby  wciąŜ  był  w  łóŜku  kobiety 
następnego ranka. 

W tej sytuacji nie miał zbyt duŜego wyboru. A jednak podobała mu się myśl, 

Ŝ

e gdyby miał wybór, i tak by został. 

Oddalając  tę  niepokojącą  kwestię,  usiadł,  postawił  stopy  na  podłodze  i 

poczuł zapach kawy. 

Chwała jej za to! 

Przeciągnął się i wstał. Dostrzegł swoje bokserki na podłodze i naciągnął je 

na siebie. Tony nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Nalał sobie kawy i rozkoszując 
się jej smakiem zastanawiał się, czy jej nieobecność ma jakieś znaczenie. 

Czy wyszła dlatego, Ŝe teŜ bała się „poranków nazajutrz”? Oparł się o zlew, 

spoglądając  w  kierunku  drzwi  do  chaty.  Jeśli  tak  było,  to  pewnie  dlatego,  Ŝe  nie 
miała  w  tym  względzie  duŜego  doświadczenia,  a  nie  dlatego,  Ŝe  wolała  unikać 
takich sytuacji. 

Słodka Tony o delikatnych piersiach, mimo Ŝe była odwaŜna i otwarta, miała 

małe  doświadczenie  w  dziedzinie  seksu.  Jej  reakcje  były  zbyt  spontaniczne  i 
wypełnione zbyt wielkim zachwytem, Ŝeby mogło to wynikać z praktyki. 

Z  jednej  strony,  pomyślał,  kierując  się  w  stronę  łazienki,  Ŝeby  wziąć 

prysznic,  podobało  mu  się,  Ŝe  jako  pierwszy  wprowadził  ją  w  tajniki  niektórych 
przyjemności,  które  wspólnie  przeŜyli.  Z  drugiej  strony,  czuł  się  jak  obrzydliwy 
oportunista. 

background image

Jego  ocena  Tony  sprzed  dwunastu  lat  była  słuszna.  To  była  kobieta,  która 

wiązała się na długo. A on nie był odpowiednim do tego męŜczyzną. 

–  A  dlaczego  nie  pomyślałeś  o  tym  wczoraj?  –  zamruczał  na  głos,  nagle 

powróciwszy do rzeczywistości. 

Do diabła! Co on najlepszego narobił? 

Z  kontraktem  czy  bez  kontraktu,  on  podąŜy  swoją  drogą,  a  ona  swoją, 

pomyślał ponuro, wchodząc pod strumień gorącej wody. Miał nadzieję, Ŝe jej tym 
nie zrani. Nie chciał jej zranić. 

Do stu diabłów! 

No cóŜ, teraz nic juŜ nie moŜna było zrobić. Ciarki go przechodziły na myśl 

o  związaniu  się  z  jedną  kobietą  na  stałe.  Nie  nadawał  się  do  tego.  Nikt  w  jego 
rodzinie się do tego nie nadawał. Jego dziadek pozostawał w związku małŜeńskim 
z jego babcią, ale na boku miał pełno kochanek. Jego ojciec był tak samo niewierny 
swoim czterem – a moŜe pięciu? – Ŝonom. W kaŜdym razie rozwodził się z nimi. 
Albo one z nim? Tego nie mógł sobie przypomnieć. A jego matka, nie wiedział czy 
dlatego, Ŝeby dorównać ojcu, czy teŜ moŜe z innych powodów, teŜ miała juŜ kilku 
eks-męŜów. 

Tuckerowie  po  prostu  nie  mieli  w  sobie  genu  wierności.  Jego  własne 

doświadczenie  mówiło  mu,  przypomniał  sobie,  zakręcając  kran  i  sięgając  po 
ręcznik,  Ŝe  nigdy  w  jego  Ŝyciu  nie  było  kobiety,  którą  mógłby  traktować  jak 
partnerkę na całe Ŝycie. 

Usłyszał, jak drzwi do chaty otwierają się i zamykają. 

Starł parę z małego lusterka i spojrzał na swoje odbicie. Kilka chwil temu był 

zadowolony, a teraz czuł do siebie obrzydzenie. 

– Musiałeś ją uwieść. Po prostu musiałeś. 

Biorąc  głęboki  wdech,  zawiązał  ręcznik  na  biodrach  i  sięgnął  po  swoje 

przybory  do  golenia.  Tony  zastanawiała  się  pewnie,  czy  ją  słyszał.  Co  powie.  Co 
czuje. Co myśli na jej temat. Na ich temat. 

I  tu  właśnie  leŜał  problem.  Nie  mogło  być  „ich”.  A  on  czuł  się  jak  ostatni 

tchórz, bo nie wiedział, co jej ma powiedzieć, kiedy stanie z nią twarzą w twarz. 

 

 

background image

 

Tony usłyszała szum wody w łazience i westchnęła z ulgą. Z chwilową ulgą. 

Nie potrafiła zachowywać się, jakby miała w tym doświadczenie, bo go po prostu 
nie posiadała. Nigdy teŜ nie przeŜyła takiej nocy jak ta poprzednia. 

Jej  policzki  zapłonęły  czerwienią.  Ciepło  szybko  rozprzestrzeniło  się  do  jej 

dłoni i stóp. 

Przespała się z Webem Tuckerem. Kochała się z nim i miała wraŜenie, jakby 

to  naprawdę  była  miłość.  Ale  to  było  złudzenie.  Web  był  po  prostu  umiejętnym 
kochankiem, to wszystko. Wiedział, jak dać kobiecie rozkosz. 

Poczuła kolejne ukłucie poŜądania na myśl o tym, do czego zdolne były jego 

usta. Och, zdecydowanie wiedział, jak dać kobiecie rozkosz. 

Teraz,  w  świetle  dnia,  czuła  się  po  prostu  głupio.  Głupio,  poniewaŜ 

zakochała się w nim dwanaście lat temu. PoniewaŜ przez te dwanaście lat nie udało 
jej się pozbyć tego uczucia. PoniewaŜ dopuściła do tego, Ŝeby ta noc się zdarzyła. 
Wystarczyło jedno spojrzenie jego płonących, brązowych oczu. 

Jedyną głupszą rzeczą byłoby zakochanie się w nim od nowa. Dzięki Bogu, 

to się nie zdarzyło, pomyślała z dziwnym uczuciem ściskającym jej serce. 

Westchnęła  i  podeszła  do  zlewu,  Ŝeby  umyć  ręce.  Telefon  zadzwonił  w 

chwili, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki. 

Drgnęła, zaskoczona. A moŜe zrobiła to na widok Weba, przypominającego 

jej o ostatniej nocy? 

– Halo? Dom Charliego Ericksona. 

– Witaj, dziewuszko. 

Szorstki  głos  Charliego,  o  wiele  silniejszy  niŜ  wtedy,  kiedy  słyszała  go 

ostatnim razem, dobiegł ją ze słuchawki. 

–  Charlie!  –  Szczęśliwa,  Ŝe  staruszek  ma  się  lepiej,  chwyciła  słuchawkę 

obydwiema dłońmi. – Co u ciebie? 

– Zanudzę się tutaj na śmierć. 

– To dobry znak. 

background image

–  śebyś  wiedziała!  Czuję  się  świetnie,  ale  chcą  mnie  tu  zatrzymać  jeszcze 

tydzień. Mówią, Ŝe chcą mnie jeszcze poobserwować, ale pewnie chodzi im tylko o 
to, Ŝeby wyciągnąć więcej pieniędzy z mojego ubezpieczenia. 

–  Cieszę  się,  Ŝe  dobrze  się  tobą  zajmują  –  powiedziała  Tony,  uśmiechając 

się. 

– No a co tam słychać? Nie słyszeliśmy się przez dłuŜszy czas. 

Opowiedziała mu o burzy, która zerwała linię elektryczną i telefoniczną. 

–  Domyśliłem  się,  Ŝe  musiało  stać  się  coś  takiego.  Znalazłaś  i  uruchomiłaś 

generator? 

Tony zerknęła na Weba, który nalewał sobie kolejny kubek kawy. 

– Tak, działa. Mam  nadzieję, Ŝe nie będę go juŜ dłuŜej potrzebować. Skoro 

telefon działa, to pewnie włączą niedługo prąd. 

Porozmawiali  chwilę  o  niedźwiedziach  –  to  był  ulubiony  temat  Charliego. 

Potem  obiecała  mu,  Ŝe  przyjedzie  go  odwiedzić,  jak  tylko  odblokują  drogę,  i 
odłoŜyła słuchawkę. 

– Dobre wieści? – zapytał Web zza parującego kubka. 

– Wygląda na to, Ŝe czuje się lepiej. Jest silniejszy. 

Łatwiej było rozmawiać o Charliem niŜ o ostatniej nocy. 

–  Jeśli  nadal  jego  stan  będzie  się  polepszał,  wypuszczą  go  ze  szpitala  w 

przyszłym tygodniu. 

– Wiesz, w jego wieku niebezpieczeństwo powtórnego ataku jest duŜe. 

Wiedziała. I bardzo ją to martwiło, 

–  Zastanawiam  się,  czy  myślał  o  tym,  co  będzie  z  niedźwiedziami  –  dodał 

Web. 

Wzięła głęboki oddech. Ją teŜ to zastanawiało. 

–  Wątpię.  A  to  jest  prawdziwy  problem.  Niedźwiedzie  są  od  niego 

kompletnie  zaleŜne,  jeśli  chodzi  o  jedzenie, i  tak  będzie,  dopóki  będą  Ŝyć  w  tych 
lasach.  Niedźwiedzie przekazują  sobie  takie  informacje  z  pokolenia na  pokolenie. 
Inaczej  mówiąc  –  dodała,  widząc  jego  zdziwione  spojrzenie  –  Charlie  zaczął 

background image

dokarmiać  niedźwiedzie  czterdzieści  lat  temu,  a  one  przekazały  to  swoim 
potomkom i tak dalej. Ten cykl nigdy nie zostanie przerwany. 

– Więc ktoś zawsze będzie musiał je dokarmiać? 

– Niestety tak. 

– Więc jeśli Charlie nie będzie mógł tutaj wrócić albo umrze… Wiem Ŝe to 

dla ciebie trudne – dodał, w odpowiedzi na mimowolny grymas, który pojawił się 
na jej twarzy – niedźwiedzie zostaną tutaj same. 

– Albo nie – powiedziała cicho, w końcu wyraŜając tę myśl na głos. 

– Chyba nie mówisz powaŜnie. Chcesz tu zamieszkać? 

Wzruszyła ramionami. 

–  Dopóki  nie  wymyślę  czegoś  sensownego…  Poznałam  te  niedźwiedzie 

całkiem  dobrze  –  dodała,  kiedy  spojrzał  na  nią  kątem  oka.  –  Nie  mogę  ich  po 
prostu  tak  zostawić.  Albo  pozwolić,  Ŝeby  przychodziły  do  innych  domostw.  Jeśli 
nie znajdą jedzenia tutaj, będą go szukać gdzie indziej, co oznacza, Ŝe mogą zacząć 
niszczyć czyjąś własność. Nie boją się podchodzić do ludzi. 

Web przeczesał włosy palcami. 

–  A  co  z  miejscowymi  władzami?  Na  pewno  mają  jakieś  moŜliwości,  aby 

pomóc tym zwierzętom. 

Potrząsnęła głową. 

–  Zajmują  się  tylko  rannymi  albo  chorymi  zwierzętami.  Całą  resztę 

pozostawiają  naturze.  W  tym  przypadku  skończy  się  tak,  Ŝe  wiele  niedźwiedzi 
zginie z głodu lub zostanie zastrzelonych, albo przez myśliwych, albo przez ludzi 
broniących swojej własności. 

Nie rozumiał tego. Widziała to w jego oczach. Nie rozumiał, jak ktoś moŜe 

prowadzić takie Ŝycie – jej Ŝycie. A teraz pewnie zastanawiał się, dlaczego w ogóle 
kochał się z nią zeszłej nocy. 

–  Jeśli  chodzi  o  tę  noc…  –  powiedziała,  mobilizując  całą  swoją  odwagę,  – 

To  było  dla  mnie  coś  szczególnego  –  dodała  ostroŜnie.  –  I  bardzo  mi  się  to 
podobało. Nie komplikujmy tego wyrzutami sumienia i poczuciem winy, dobrze? 

Web nie wiedział, czy ma ją przytulić, potrząsnąć nią czy wyjść. Powiedziała 

to, czego on bał się powiedzieć. Powinien być cholernie szczęśliwy. Ale nie był. A 

background image

ona  była  ostatnią  osobą,  którą  podejrzewałby  o  uŜycie  tych  słów  –  po  prostu 
doskonałych na tę okazję – i o rzucenie go. 

A  to  Tony  właśnie  zrobiła.  Wiedział,  poniewaŜ  mówił  to  samo,  w  róŜnych 

wersjach, za kaŜdym razem, kiedy opuszczał łóŜko kobiety. 

Do dziś. 

A teraz to kobieta wygłaszała jego kwestię. 

Nie podobały mu się te słowa. Bo to właśnie ona je mówiła. Co za ironia! 

Pytanie, dlaczego? Czemu mu to przeszkadza? Dlaczego nie uściska Tony i 

nie podziękuje swojej szczęśliwej gwieździe, Ŝe nie musiał sam tego zrobić? 

Dlatego, Ŝe się w niej zakochałeś, palancie. 

Prawda uderzyła go prosto między oczy. 

Był w niej zakochany. Zakochał się. Po raz pierwszy w Ŝyciu. 

Ten  fakt  był  tak  dla  niego  szokujący,  Ŝe  nie  wiedział,  co  ma  z  tym  zrobić. 

Wiedział tylko, Ŝe musi wyjść, Ŝeby wszystko przemyśleć w samotności. 

–  Pójdę  sprawdzić  generator  –  powiedział  niepewnym  głosem  i  lekko  się 

zataczając, ruszył w stronę drzwi. 

Musiał się stąd wydostać. 

W uszach czuł szum krwi, miał kłopoty z oddychaniem. Gdy wreszcie dotarł 

do drzwi szopy i otworzył je, musiał się oprzeć o ścianę, Ŝeby. się nie przewrócić. 

– W ładną kabałę się wpakowałeś, nie ma co – powiedział głośno. 

Przesunął drŜącą ręką po twarzy. Przepadł z kretesem i zakochał się w Tony. 

Co teraz? 

Nie zdąŜył nic wymyślić, bo Tony wykrzyknęła jego imię. 

– Web! 

W  tym  okrzyku  było  tyle  bólu,  tyle  strachu,  Ŝe  ledwie  rozpoznał  jej  głos. 

Usłyszał w nim jednak panikę. 

Oderwał  się  od  ściany  i  pobiegł  w  kierunku,  z  którego  dobiegał  głos. 

Zobaczył, Ŝe stoi przed nią największy niedźwiedź, jakiego kiedykolwiek widział. 

background image

– To Damien – powiedziała Tony, zastygła w bezruchu. 

Web  podbiegł  do  niej  i  zasłonił  ją  własnym  ciałem,  odpychając  ją  poza 

zasięg  niebezpiecznych  kłów  i  pazurów.  Zwierzę  zataczało  się  po  podwórzu, 
potykając  się  jakby  było  pijane.  Niedźwiedź  wpadł  na  głaz,  przewrócił  rondel  z 
jedzeniem, potem stanął na tylnych łapach i jednym uderzeniem rozwalił karmnik 
dla ptaków. 

Web  chwycił  młotek  –  pierwszą  rzecz,  którą  znalazł,  biegnąc  w  jej  stronę, 

która mogła posłuŜyć jako broń. Miał nadzieję, Ŝe uda mu się niedźwiedzia trafić, 
jeśli  ten  zaatakuje.  Miał  nadzieję,  Ŝe  przytrzyma  go  na  tyle  długo,  Ŝeby  Tony 
zdąŜyła uciec. 

– Nie! – krzyknęła i chwyciła go za nadgarstek. – On jest ranny, spójrz! 

ZauwaŜył  krew  w  chwili,  kiedy  wysunęła  się  zza  niego  z  mokrymi  od  łez 

policzkami. 

– Został postrzelony. 

Na to wyglądało. Gęste, czarne futro niedźwiedzia było rozerwane na barku. 

Ciemna  krew  wypływała  z  rany.  Zwierzę  opadło  na  cztery  łapy  i  zachwiało  się, 
zwieszając nisko głowę. 

– Biegnij do chaty. Szybko. Przynieś tutaj strzelbę Charliego. I znajdź kilka 

naboi. 

– Nie moŜesz go zastrzelić. – Płacząc, chwyciła jego rękaw. 

–  Nie  chcę  tego  robić,  ale  moŜe  będę  musiał.  Jest  ranny  i  cierpi.  MoŜe 

zaatakować, a ja nie pozwolę, Ŝeby cię skrzywdził. Biegnij. Przynieś strzelbę. 

– Biegnij! – krzyknął i pchnął ją w kierunku chaty. Nie spuszczając wzroku z 

niedźwiedzia,  zaczął  powoli  się  wycofywać.  Zwierzę  wydało  z  siebie  niski, 
ostrzegawczy pomruk, który przekształcił się w ryk wściekłości i bólu. 

Webowi  udało  się  dotrzeć  do  najniŜszego  stopnia  schodków,  kiedy 

niedźwiedź  zataczając  się  postąpił  do  przodu  i  przewrócił  się.  Drzwi  chaty 
otworzyły się i zamknęły. Usłyszał, jak Tony wstrzymuje oddech. 

Mimo  Ŝe  to  był  zimny,  jesienny  dzień,  Web  czul,  jak  pot  spływa  mu  po 

plecach, kiedy ostroŜnie podchodził do zwierzęcia. 

Krew wypływała z rany w przeraŜającym tempie. Niedźwiedź umierał. 

background image

– Nie moŜemy pozwolić mu umrzeć – powiedziała Tony. 

Web  nie  był  cudotwórcą  i  nie  miał  pojęcia,  jak  pomóc  rannemu 

niedźwiedziowi. Wtedy spojrzał na Tony. Łzy spływały po jej policzkach. Jej oczy 
były pełne bólu, tak prawdziwego, Ŝe poczuł, jakby ktoś wbijał mu nóŜ w serce. 

Nie mógł tego znieść. 

–  Zobacz,  czy  Charlie  nie  ma  gdzieś  telefonu  do  jakiegoś  pogotowia 

weterynaryjnego.  Na  pewno  zdarzały  się  podobne  przypadki  w  ciągu  ostatnich 
czterdziestu lat. Powiedz, Ŝe będą potrzebować helikoptera. I zaznacz, Ŝe dobrze im 
zapłacimy. Powiedz, Ŝe zapłacę podwójną stawkę, jeśli zdołają tu dotrzeć w ciągu 
godziny. 

Pobiegła  do  środka.  Kiedy  zbliŜał  się  powoli  do  rannego  niedźwiedzia, 

usłyszał jak Tony rozmawia z kimś przez telefon. 

CzegóŜ  to  męŜczyzna  nie  zrobi  z  miłości,  pomyślał  i  zrozumiał  mądrość, 

jaka  kryła  się  w  tym  powiedzeniu.  Przypomniało  mu  się  kolejne  przysłowie  – 
głupców nie sieją. 

–  Ale  ty  zdecydowanie  jesteś  jednym  z  nich  –  powiedział  do  siebie, 

podchodząc  do  niedźwiedzia  na  wyciągniecie  ręki.  Nawet  w  tym  stanie  zwierzę 
mogło złamać mu kark jednym uderzeniem przedniej łapy. 

Oddech niedźwiedzia stał się szybki i płytki. Jego organizm przeŜywał szok 

z powodu utraty krwi. Web znal się trochę na pierwszej pomocy. Wiedział, Ŝe jeśli 
nie zatamuje krwi, to Damien umrze przed przybyciem pogotowia. 

–  No  dobrze,  kolego  –  powiedział  łagodnie.  –  To  sprawa  pomiędzy  tobą  i 

mną. Ja jestem raczej tchórzem. Wielkie, futrzaste bestie to nie moja dziedzina. 

Niedźwiedź  wydał  z  siebie  dźwięk,  który  brzmiał  niemal  ludzko.  Ludzki 

odgłos bólu. 

–  Bez  obrazy  –  powiedział  i  z  sercem  w  gardle  uklęknął  przy  grzbiecie 

zwierzęcia. – I bez gwałtownych ruchów, dobrze? Miejmy nadzieję, Ŝe domyśliłeś 
się juŜ, Ŝe chcę ci pomóc. 

Zdjął koszulę, zwinął ją, pochylił się do przodu i przyłoŜył do rany. 

Niedźwiedź  poruszył  się,  podniósł  głowę,  ale  za  chwilę  opuścił  ją  z 

powrotem na ziemię. 

background image

Web skurczył się ze strachu, ale pozostał na miejscu, przyciskając opatrunek 

trochę mocniej, aŜ cała jego koszula przesiąkła krwią. 

– Przylecą – powiedziała Tony cicho zza jego pleców. 

Nawet nie słyszał, jak podchodziła. 

– Przynieś mi jakieś ręczniki – poprosił ją cicho. 

Nie słyszał, jak odchodziła i jak przychodziła, był skoncentrowany tylko na 

przyciskaniu  zaimprowizowanego  opatrunku  do  rany.  Kiedy  przyniosła  mu 
zwinięty  ręcznik,  zamienił  opatrunki,  zauwaŜając,  Ŝe  krew  zaczęła  wypływać 
trochę wolniej. 

– To dobrze, prawda? – zapytała z niepokojem Tony. 

–  Tak,  to  dobrze  –  powiedział,  mając  nadzieję,  Ŝe  się  nie  myli.  To  mogło 

oznaczać dwie rzeczy – albo udało mu się spowolnić utratę krwi, albo niedźwiedź 
całkiem się wykrwawił. 

– Powiedzieli, jak szybko tutaj dotrą? 

– Będą tu za pół godziny. Po tym, jak potroiłam stawkę. Wyrównam róŜnicę 

– dodała szybko. 

Nie mógł się nie uśmiechnąć. SpowaŜniał jednak natychmiast, gdy tylko jego 

spojrzenie  powróciło  do  umierającego  zwierzęcia.  WciąŜ  oddychało,  ale  to  była 
Jedyna oznaka Ŝycia. 

– Miejmy nadzieję, Ŝe zdąŜą – powiedział. 

– Mogę cię zmienić, jeśli chcesz. 

Pochylił głowę i otarł czoło o ramię. 

– Zostań z tyłu. Damien moŜe oprzytomnieć w kaŜdej chwili i nie chcę, Ŝeby 

cię zranił. Poza tym nie ma sensu, Ŝebyśmy obydwoje się ubrudzili. MoŜe ułoŜysz 
prześcieradła na polanie, Ŝeby, ci z helikoptera wiedzieli, gdzie mają wylądować? 

Komar zabrzęczał koło jego ucha, kiedy odwrócił głowę i patrzył, jak Tony 

biegnie  do  chaty.  Niech  na  nim  usiądzie.  Niech  go  nawet  ugryzie.  Bał  się 
zmniejszyć nacisk na ranę. 

Ręce  zaczęły  mu  się  trząść  i  pot  zaczął  zalewać  mu  twarz,  kiedy  usłyszał 

odległy  dźwięk  nadlatującego helikoptera.  Nie  puścił jednak opatrunku do  chwili, 
kiedy zmienił go asystent weterynarza. 

background image

–  Teraz  musimy  poczekać  –  powiedział,  wycofując  się  i  zostawiając 

niedźwiedzia profesjonalistom. 

Rana  była  głęboka,  ocenił  weterynarz,  ale  zrobił,  co  w  jego  mocy,  Ŝeby 

pomóc konającemu zwierzęciu. Przyleciał helikopterem Departamentu Środowiska 
Naturalnego.  Kiedy  ustabilizowali  stan  Damiena,  Web  pomógł  im  podwiesić 
niedźwiedzia za pomocą wyciągarki. 

–  Jeśli uda  mu  się  przeŜyć,  to  tylko dzięki tobie – powiedziała  Tony,  kiedy 

przyglądali  się,  jak  helikopter  znika  za  linią  drzew.  Leciał  do  Minneapolis,  gdzie 
oczekiwała go ekipa medyczna miejscowego zoo. 

Web podniósł rękę, Ŝeby przyczesać wilgotne włosy, ale zamarł w bezruchu, 

zauwaŜając,  Ŝe  cala  jest  pokryto  zaschniętą  krwią,  tak  samo  jak  jego  pierś  i 
spodnie. 

– Jeśli uda mu się przeŜyć, to dlatego, Ŝe twarda z niego sztuka. 

– No cóŜ, lekarz mówił coś innego. 

Tony wciąŜ nie mogła uwierzyć, Ŝe Web to zrobił. Zaryzykował swoje Ŝycie, 

Ŝ

eby  uratować  Damiena.  Ranny  niedźwiedź  był  śmiertelnie  niebezpieczny.  Web 

nie mógł mieć pewności, Ŝe go nie zaatakuje. A ona stała z boku, sparaliŜowana ze 
strachu. Niewiele mu pomogła. 

Wzruszył ramionami i skierował się do chaty. 

–  Ten  weterynarz…  Miał  chyba na  imię  Jack?  Powiedział,  Ŝe  kiedy  wyjmą 

kulę z rany, będą w stanie stwierdzić, kto do niego strzelał poza sezonem. 

– Mam nadzieję, Ŝe go ukrzyŜują. 

– Ja teŜ. 

– Tobie teŜ zaczęło zaleŜeć na niedźwiedziach, prawda? – zapytała cicho. Jej 

serce  pełne  było  emocji.  Pozostałości  strachu  o  Damiena  i  Weba.  Wdzięczność. 
Czułość.  I  coś  jeszcze  silniejszego.  Coś,  do  czego  wciąŜ  nie  była  gotowa  się 
przyznać. 

Milczał przez chwilę. 

– Zaczęło mi zaleŜeć na tobie – powiedział w końcu. Spojrzał w jej oczy i jej 

serce załomotało gwałtownie. 

– Muszę wziąć prysznic. 

background image

Stała ze ściśniętym gardłem i patrzyła, jak Web wchodzi do łazienki. 

Zaczęło mi zaleŜeć na tobie. 

Podeszła  do  kuchenki,  drŜącymi  rękami  zapaliła  ogień  i  postawiła  na  nim 

czajnik. Herbata nie uspokoi jej nerwów, ale przynajmniej nie pozwoli jej siedzieć 
pulrząc w przestrzeń i zastanawiając się, co tak naprawdę chciał powiedzieć. 

Dobry  BoŜe,  była  w  końcu  w  stanie  przyznać  się,  m  zaleŜało  jej  na  nim. 

Bardzo. Kochała go. Nie mogła dłuŜej temu zaprzeczać. 1 w tej chwili, kiedy był tu 
razem z nią, wszystko wydawało się moŜliwe. 

Telefon  zadzwonił  w  chwili,  kiedy  zagwizdał  czajnik  i  przerwał  jej 

rozmyślanie nad ewentualnymi moŜliwościami. 

– Halo, dom Charliego Ericksona. 

–  Halo  –  odezwał  się  kobiecy  głos.  –  Cieszę  się,  Ŝe  ktoś  w  końcu  odebrał. 

Mam nadzieję, Ŝe zastałam Weba Tuckera? 

– Web jest tutaj, ale właśnie bierze prysznic. Poczeka pani, czy zostawi pani 

numer, pod który będzie mógł oddzwonić? 

–  Och,  Web  zna  mój  numer,  ale  nie  mam  zamiaru  odkładać  słuchawki  po 

tylu dniach, kiedy próbowałam  się tu dodzwonić. Poczekam. Rozmawiam  moŜe z 
panią Griffin? 

– Tak. 

– Witaj, moja droga. Miło w końcu móc z tobą porozmawiać. Nazywam się 

Pearl. Pearl Reasoner. Jestem sekretarką Weba. 

I  jego  matką  chrzestną,  dodała  w  duchu  Tony,  uśmiechając  się.  W  głosie 

Pearl było tyle ciepła. 

– Web mówił mi o pani. 

Zaśmiała się. 

–  Nie  wątpię.  Jak  się  miewa  nasz  chłopiec?  Narzeka,  jak  zwykle,  czy  teŜ 

moŜe posłuchał mojej rady i trochę sobie odpoczął? 

–  Jedno  i  drugie,  jak  mi  się  wydaje  –  odpowiedziała  szczerze  Tony.  W 

łazience  woda  przestała  lecieć,  a  ona  wciąŜ  czuła  się  trochę  roztrzęsiona  tym,  co 
powiedział, i wyrazem jego oczu, kiedy to mówił. 

background image

Odwróciła się, kiedy Web otworzył drzwi do łazienki i wyszedł w ręczniku 

zawiązanym  na  biodrach.  Miał  mokre  włosy,  jego  pierś  lśniła  tysięcznymi 
kropelkami wody, a w jego oczach było coś, o czym zawsze marzyła. 

– To do ciebie – powiedziała, podając mu słuchawkę. – Twoja sekretarka. 

Wróciła do zaparzania herbaty. Nie chciała podsłuchiwać, ale Web mówił na 

tyle głośno, Ŝe słyszała kaŜde jego słowo. Uśmiechnęła się, słysząc szczere uczucie 
w  jego  głosie,  kiedy  zapytał  o  zdrowie  Pearl.  Zamyślił  się  i  spowaŜniał, 
odpowiadając na pytania dotyczące róŜnych projektów, które najwyraźniej odwiesił 
na czas wyjazdu. 

Im  dłuŜej  mówił,  tym  bardziej  oczywiste  stawało  się,  Ŝe  Tony  sama  siebie 

oszukuje.  Był  szefem  ogromnej  korporacji  wydawniczej.  Był  człowiekiem,  który 
trząsł  posadami  wydawniczego  świata.  Kosmopolitą  z  krwi  i  kości.  Nie  miał  nic 
wspólnego  z  nią,  fotografem  nienawidzącym  betonu  i  potrzebującym  otwartych 
przestrzeni dla zachowania wewnętrznej równowagi. 

Nie mieli najmniejszych szans na wspólną przyszłość. 

Poczuła, jak na jej ramionach osiada potęŜny cięŜar. W prawdziwym świecie 

miłość wcale nie pokonywała wszystkich przeszkód. 

Wyśliznęła się cicho z chaty, zostawiając Weba pogrąŜonego w rozmowie na 

temat zmian w personelu wydawnictwa i walcząc z napływającymi do oczu łzami. 

background image

Rozdział dziesiąty 

 

Web znalazł Tony w szopie. Napełniała rondle jedzeniem. 

– A wiec rozmawiałaś z Pearl. 

–  Jest  chyba  bardzo  sympatyczna.  –  Zmusiła  się  do  uśmiechu  i  otworzyła 

paczkę z karmą. 

Jest spokojna, pomyślał Web. Zbyt spokojna. 

– Coś jest nie tak. Potrząsnęła głową. 

– Zamyśliłam się. 

– Martwisz się o Damiena? 

Po  jej  policzku  spłynęła  łza.  ZauwaŜył  to,  zanim  odwróciła  się  od  niego, 

ukrywając twarz. 

Podszedł do niej, chwycił ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie. 

– Hej, nic mu nie będzie. To twardy facet. PrzeŜyje.  

Westchnęła nierówno. 

– Wiem. 

Trzymał ją przez chwilę w ten sposób, swoją silny i wraŜliwą wojowniczkę, 

która  płakała  nad  zranionym  niedźwiedziem.  ZaleŜało  mu  na  tych,  których 
postanowiła  pokochać.  I  wiedział,  Ŝe  jego  teŜ  kocha.  Wiedział  to  od  samego 
początku. I świetnie się składało, poniewaŜ on ją kochał takŜe, 

Chciał  to  powiedzieć.  Pragnął  to  usłyszeć.  Ta  chwila  była  do  tego  równie 

odpowiednia jak kaŜda inna.  

– Kocham cię, Tony. 

Zesztywniała. 

Czekał 

w  ciszy 

przerywanej  tylko 

jej 

oddechem 

odgłosem 

przypominającym odległy grzmot – co było dość nieprawdopodobne, bo na niebie 
nie było ani jednej chmury. 

background image

W  końcu  wysunęła  się  z  jego  ramion,  odgarnęła  włosy  z  twarzy  i  wbiła 

wzrok w podłogę. 

– No dobrze, jeszcze raz. Ja mówię, Ŝe cię kocham, a ty mówisz… – zamilkł, 

czekając, Ŝeby dokończyła zdanie. 

Bardzo powoli potrząsnęła głową. 

– To nie ma sensu. 

– Nie ma sensu? – Poczuł, jak robi mu się niedobrze ze strachu. – Ja mówię 

ci, Ŝe cię kocham, a ty mówisz mi, Ŝe to nie ma sensu? 

–  Chcesz,  Ŝebym  powiedziała,  Ŝe  teŜ  cię  kocham?  –  Złość  zabarwiła 

rumieńcem jej policzki. – Dobrze. Kocham cię. Kocham. Ale co dalej? 

Zamrugał powiekami i roześmiał się niepewnie. 

– No cóŜ, mnie do głowy przychodzi tylko „i Ŝyli długo i szczęśliwie”. 

– A gdzie niby miałoby się to Ŝycie odbywać? W Nowym Jorku? 

Zmarszczył brwi i nagle zrozumiał, o co jej chodzi. 

– Twoje Ŝycie nie moŜe toczyć się tym samym torem co moje – powiedziała 

łagodniej, głosem pełnym rezygnacji. – Jesteśmy zbyt inteligentni, Ŝeby mamić się 
wizją wspólnego Ŝycia. Ty dobrze czujesz się w mieście. Ja czuję się dobrze tylko 
tutaj albo w podobnych miejscach. Tak daleko od tłumu, jak tylko się da. 

W jej oczach widział prośbę, a w tle słychać było coraz wyraźniejszy warkot 

jakiejś maszyny. 

–  Nie  widzisz  tego?  Nie  pasujemy  do  siebie.  śyjemy  w  dwóch  róŜnych 

ś

wiatach.  Naprawdę  chciałabym  wierzyć,  Ŝe  nam  się  uda,  ale  byłabym  głupia, 

gdybym naprawdę tak myślała. Ty teŜ. 

Trudno było spierać się z czymś, co było prawdą, Miała rację. Web wiedział, 

Ŝ

e miała rację. Ale nie mógł się poddać. 

– Masz tak mało wiary w nas? 

Wyglądała na zmęczoną i zrezygnowaną. 

– Mam mało wiary w miłość. Miłość nie zawsze wystarczy. I pozwól mi na 

bolesną  szczerość.  Byliśmy  razem  cztery  dni,  z  czego  przez  dwa  ze  sobą 
walczyliśmy.  To,  co  czujemy  teraz,  to,  co  nam  się  wydaje,  Ŝe  czujemy,  będzie 

background image

wyglądało  zupełnie  inaczej,  kiedy  skończy  się  pierwsze  zauroczenie.  –  Dotknęła 
ręką jego policzka. – Przepraszam. 

Otworzyła drzwi szopy i wyszła na zewnątrz. 

Nie wiedział nawet, co ma powiedzieć. Tony miała rację, co do wszystkiego. 

Poza jednym – to, co do niej czuł, nie zmieni się nigdy. Kochał ją. Za bardzo, Ŝeby 
ją unieszczęśliwić. 

Wyszedł z szopy przybity i złamany. Przed domem stał buldoŜer i spychacz, 

oznaczające, Ŝe droga została odblokowana. 

Gdyby  wierzył  w  znaki,  powiedziałby,  Ŝe  to  był  omen  Wskazujący,  Ŝe 

wszystko, co Tony mówiła, było prawdą, 

– W Nowym Jorku czekają na ciebie pilne sprawy powiedziała przeraŜająco 

obojętnym głosem. – Powiem chłopakom, Ŝeby podwieźli cię do miasta. 

 

 

 

–  Przestań  się  wreszcie  kręcić  dookoła  mnie,  dziewczyno.  Jestem  stary,  ale 

jeszcze Ŝyję. 

Charlie  miał  rację.  Tony  wiedziała  o  tym,  ale  nie  mogła  się  powstrzymać. 

Staruszek  był  w  domu  juŜ  od  czterech  dni  i  mimo  Ŝe  z  kaŜdym  dniem  był 
silniejszy, atak serca pozostawił wyraźne ślady. Stracił na wadze. Jego twarz wciąŜ 
jeszcze zachowywała szpitalną bladość. I wciąŜ szybko się męczył. 

–  Gdybym  się  dookoła  ciebie  nie  kręciła,  nie  miałbyś  na  co  narzekać. 

Umarłbyś z nudów. 

Charlie zaśmiał się chrapliwie. 

–  Człowiek  zastanawia  się,  jak  to  moŜliwe,  Ŝe  Ŝył  tyle  lat  sam,  bez  tych 

wszystkich kobiet, które zajmują się nim jak jakieś kwoki. 

Udawał, Ŝe narzeka na Helgę. Tony wiedziała, Ŝe w głębi ducha cieszyła go 

troskliwość  starszej  kobiety,  która  odwiedzała  go  zawsze  z  naręczem  warzyw  i 
ś

wieŜych owoców. 

Tak  czy  inaczej,  wszystko  się  dobrze  ułoŜyło.  Charlie  wrócił  do  domu.  Z 

Minneapolis przyszły wieści, Ŝe Damien ma się lepiej. Kula nie uszkodziła Ŝadnego 

background image

waŜnego organu. Z biegiem czasu wyzdrowieje i będzie mógł wrócić do Charliego, 
Departament Środowiska miał ślad, który zaprowadzi ich do kłusownika. 

Wysłała  swoje  zdjęcia  agentowi,  który  przyjmował  właśnie  oferty  od 

róŜnych czasopism. 

Tak, Ŝycie było piękne. 

A ona była nieszczęśliwa. 

Web  wyjechał  tydzień  temu.  KaŜdego  dnia  miała  ochotę  pojechać  za  nim  i 

powiedzieć, Ŝe przeprasza go za to, iŜ tak bardzo przeraziły ją jej własne uczucia. 
Ze przemawiał przez nią strach, ale wierzy, iŜ jednak uda im się spotkać w połowie 
drogi. 

Nagle Charlie powiedział coś, co kompletnie ją zaskoczyło. 

–  Nie  wiedziałem,  kto  to  jest,  kiedy  przyszedł  do  szpitala.  Przedstawił  się, 

powiedział, Ŝe był z tobą w chacie i złoŜył mi ofertę nie do odrzucenia. 

W krótkich słowach Charlie opowiedział jej o wizycie Weba w szpitalu. Web 

zaoferował  mu  trzykrotną  wartość  jego  posiadłości,  doŜywotnią  dzierŜawę  i  plan 
stworzenia rezerwatu dla niedźwiedzi. 

NiemoŜliwe, pomyślała Tony. 

– Jedź do niego, dziewczyno. – Staruszek klepnął ją w ramię. 

Tony  spojrzała  na  niego  i  doszła  do  wniosku,  Ŝe  nie  doceniła  jego  intuicji. 

Nie powiedziała ani słowa o Webie i o tym, co między nimi zaszło. Najwyraźniej 
nie była zbyt dobra w ukrywaniu uczuć. 

–  Jedź  do  niego  –  powtórzył.  –  Zadzwonię  do  Helgi  i  poproszę,  Ŝeby  tu 

przyjechała. Obydwoje zajmiemy się wszystkim. Do czasu, kiedy zmęczą mnie jej 
wykłady  na  temat  zdrowego  trybu  Ŝycia,  będę  z  powrotem  starym  sobą.  Jedź  i 
napraw wszystko.  

Charlie miał rację. Musiała wszystko naprawić. Miała tylko nadzieję, Ŝe nie 

jest za późno. Uściskała go. 

–  Nie  narzekaj.  Wiesz,  Ŝe  Helga  robi  to  wszystko  dla  twojego  dobra.  Poza 

tym ją lubisz. – Uśmiechnęła się. – Niedługo wrócę – obiecała i pobiegła spakować 
najpotrzebniejsze rzeczy. 

 

background image

 

 

Upłynął juŜ tydzień od powrotu Weba z Minnesoty. 

Tydzień,  w  czasie  którego  starał  się  sam  siebie  przekonać,  Ŝe  bardzo  się 

cieszy  z  powrotu,  Ŝe  to  miasto  wyznacza  rytm  jego  Ŝycia,  a  nie  podmuch  wiatru 
albo wschód księŜyca. Albo syreni śpiew błękitnookiej blondynki, której nie mógł 
wyrzucić ze swojego serca. 

Gdyby tylko mógł przestać o niej myśleć. O niej i o poŜądaniu w jej oczach. 

O jej gładkiej i ciepłej skórze. 

Poczuł zapach płynu na komary. To było nierozsądne, przecieŜ siedział przy 

swoim biurku na dwudziestym ósmym piętrze biurowca na Sixth Avenue. 

Usłyszał, jak otwierają się drzwi. 

– Nie teraz, Pearl – powiedział, nie podnosząc wzroku.  

– To nie Pearl. Ale jeśli to nie jest odpowiednia chwila, to ja poczekam.  

Podniósł  głowę  i  zobaczył  ją.  Kobietę  swoich  marzeń,  ubraną  w  krótkie 

szorty khaki i pachnącą cudownie sprayem na komary. Nigdy w Ŝyciu nie widział 
niczego piękniejszego. 

To  właśnie  on,  pomyślała  Tony.  MęŜczyzna  moich  snów,  siedzący  za 

biurkiem, trochę wymizerowany, odległy i zabójczo przystojny w szytym na miarę 
garniturze. Nigdy w Ŝyciu nie widziała niczego piękniejszego. 

– Jeśli… Jeśli to nieodpowiedni moment… 

– Nie, nie, w porządku. – Patrzył na nią, jakby nie wiedział, czy ma wstać, 

biec,  czy  pozostać  na  swoim  miejscu.  W  końcu  wybrał  trzecią  opcję.  Pozostał  w 
fotelu.  Pan  swojego  świata.  Pomyślała  od  razu  o  Damienie.  Obydwaj  byli  silni, 
pochodzili z dwóch róŜnych światów, a jednak los sprawił, Ŝe się spotkali. 

– Kupiłeś ziemię Charliego – zaczęła bez wstępów. – Pojechałeś do szpitala 

przed  powrotem  do  Nowego  Jorku,  zawarłeś  z  nim  umowę,  Ŝe  kupisz  jego 
posiadłość za sumę trzykrotnie przewyŜszającą jej wartość i powiedziałeś, Ŝe moŜe 
tam  zostać,  jak  długo  będzie  chciał.  Zacząłeś  zabiegać,  Ŝeby  ustanowiono  tam 
rezerwat  dla  niedźwiedzi  i  załoŜyłeś  specjalne  konto,  Ŝeby  ktoś  zawsze  się  nimi 
zajmował. 

background image

– I? – Zamrugał oczami, 

– Dlaczego? Czemu to zrobiłeś? 

– Stwierdziłem, Ŝe moŜe kiedyś mi się to zwróci. 

Podeszła  do  biurka,  modląc  się,  Ŝeby  to,  co  widziała  w  jego  oczach,  wciąŜ 

jeszcze było miłością. Pragnęła tego bardziej niŜ czegokolwiek w Ŝyciu. 

– Ja myślę, Ŝe zrobiłeś to dlatego, Ŝe jesteś fajnym facetem. 

– To wstrętna plotka. Nie wiem, kto ją rozpuścił. 

–  Myślę,  Ŝe  zrobiłeś  to,  bo  polubiłeś  niedźwiedzie.  Myślę,  Ŝe  zrobiłeś  to, 

poniewaŜ mnie kochasz. 

Na moment wstrzymał oddech, a potem spróbował się uśmiechnąć. 

– Tak, chyba coś o tym wspominałem. Ale ty dałaś mi kosza. 

Jej serce zatrzepotało w piersi.  

– No tak. Ale nigdy nie mówiłam, Ŝe jestem szczególnie bystra. 

Odchylił się do tyłu na krześle. 

– Przyjechałaś tu, Ŝeby to powiedzieć? 

A więc miał zamiar grać twardo. Była na to przygotowana. 

– Przyjechałam, Ŝeby cię przeprosić. 

– Za co? 

– Za podejmowanie decyzji pod wpływem strachu. 

Wzruszył ramionami. Ale mimo Ŝe wyglądał jak uosobienie obojętności, coś 

w jego oczach powiedziało Tony, Ŝe nie był nawet w połowie tak spokojny, jak by 
się mogło wydawać. 

Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo go ukrzywdziła. 

–  Przepraszam.  Tak  bardzo  przepraszam,  Ŝe  w  nas  nie  uwierzyłam. 

Pozwoliłam, Ŝeby zawładnęła mną moja największa obawa – Ŝe męŜczyzna, przed 
którym  otworzę  serce,  nie  zaakceptuje  mnie  takiej,  jaką  jestem.  Nie  dostrzegłam, 
jaki naprawdę jesteś – mądry i szczery. Nie dostrzegłam, Ŝe mogę zaufać ci całym 
sercem. 

background image

Wydał z siebie coś, co podejrzanie przypominało westchnienie ulgi. 

– Byłem głupcem, Ŝe nie zostałem i nie przekonywałem cię trochę dłuŜej. 

– Jeśli chodzi o miłość, to chyba obydwoje jesteśmy głupcami. Kocham cię, 

Web. 

Zamknął oczy, a potem się do niej uśmiechnął. 

– Dlaczego wobec tego nie podejdziesz bliŜej? 

Bez wahania podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. 

–  Uda  nam  się,  wiem  o  tym.  Ale  obydwoje  będziemy  musieli  nad  tym 

popracować. 

–  Nigdy  w  to  nie  wątpiłem.  Ale  chciałbym,  Ŝebyś  wiedziała,  Ŝe  jestem 

równie  przeraŜony  tym  wszystkim  co  ty.  Nigdy  nie  myślałem,  Ŝe  nadaję  się  do 
dłuŜszych związków z kobietami. 

– Nie jestem byle jaką kobietą.  

Roześmiał się i oparł się czołem o jej czoło. 

– Masz całkowitą rację. 

– A ty nie jesteś tym samym facetem, który przyjechał do Minnesoty. 

–  Tu  teŜ  się  z  tobą  zgodzę.  PrzyjeŜdŜając  tam  myślałem  tylko  o  nowym 

projekcie,  a  okazało  się,  Ŝe,  tak  naprawdę,  to  potrzebuję  tylko  ciebie.  Kogoś,  kto 
sprawi, Ŝe będę lepszym człowiekiem. 

– Jesteś najlepszy. Przytulił ją, mocno do siebie. 

– BoŜe, jak ja za tobą tęskniłem. 

Tony  miała  wraŜenie,  Ŝe  zaraz  się  rozpłacze,  ale  Web  zmienił  temat,  znów 

wywołując uśmiech na jej twarzy. 

–  MoŜemy  porozmawiać  na  temat  mojego  anielskiego  charakteru  później. 

Teraz muszę się tobą zająć. Bardzo troskliwie – dodał, pomagając jej wstać. 

Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi biura. 

–  Odwołaj  wszystkie  moje  spotkania  –  powiedział  do  uśmiechającej  się 

Pearl, kiedy mijali jej biurko. 

background image

–  To  moŜe  od  razu  odwołam  teŜ  wszystkie  jutrzejsze  spotkania  – 

zasugerowała Pearl, mrugając do Tony. 

– Właśnie dlatego to ona jest moją sekretarką – powiedział Web, wciskając 

przycisk  przywołujący  windę.  –  Wie,  czego  chcę,  zanim  sam  zdąŜę  się 
zorientować, 

– Ja teŜ wiem, czego chcesz – szepnęła Tony, kiedy drzwi windy zamknęły 

się za nimi. Web przyciągnął ją do siebie a potem pocałował długo i namiętnie. 

Tony zaśmiała się, kiedy Web podniósł szybę, oddzielającą ich od kierowcy 

limuzyny. 

– Tylko jedna rzecz powstrzymuje mnie przed kochaniem się z tobą tu i teraz 

– wymruczał, całując jej szyję. – Droga jest krótka, a ja chcę się tobą nacieszyć. 

– To świetnie – odpowiedziała Tony. – Ja mam bardzo duŜo czasu. 

Kiedy  dojechali  do  apartamentu  Weba  na  szczycie  wieŜowca,  Tony  ledwo 

zwróciła uwagę na kolorowy wystrój, wysokie okna i widok za nimi. Myślała tylko 
o Webie. 

Kochali  się  w  jego  sypialni,  powoli,  potem  coraz  szybciej  i  szybciej,  aŜ  w 

końcu  obydwoje  jednocześnie  wykrzyczeli  to,  czego  nie  mogli  juŜ  dłuŜej 
powstrzymywać: 

– Kocham cię, Web. Zawsze cię kochałam. 

– Kocham cię, Tony. 

 

 

 

– Pięknie tutaj. 

Web rozkoszował się widokiem zachwytu w oczach Tony, patrzącej na jego 

ogród na dachu. 

– To mój wkład w ochronę środowiska. 

Tony  wyglądała  pięknie  w  jego  białej  koszuli  narzuconej  na  nagie  ciało, 

ciało,  które  przed  chwilą  pieścił  i  całował.  Nie  mógł  się  juŜ  doczekać  chwili,  w 
której znów będzie to robił. 

background image

Oparła głowę o jego pierś. 

– Wiesz, Ŝe w Central Parku jest pięćset gatunków dziko Ŝyjących zwierząt? 

– Zapytał, całując czubek jej głowy. 

– Słyszałam o tym. To raj dla takiego fotografa jak ja. 

Web spochmurniał nagle, odsunął ja od siebie i spojrzał w jej oczy. 

– Uda nam się, Tony. Nie będę mógł jeździć z tobą na wszystkie wyprawy, 

ale kiedy tylko znajdę czas, będę ci towarzyszył. 

Uśmiechnęła się. 

– A czy twoja oferta wciąŜ jest aktualna?  

Miłość. To właśnie widział w jej oczach. 

– Nie rób tego dla mnie. 

–  Robię  to  dla  nas.  I  dlatego,  Ŝe  nie  czuję  juŜ  potrzeby  pracowania 

niezaleŜnie. Teraz gram w druŜynie. 

Przycisnął ją do siebie tak mocno, Ŝe roześmiała się i kazała mu przestać w 

obawie o swoje Ŝebra. 

–  Kocham  cię  –  powiedział,  obcałowując  jej  twarz.  –  A  co  powiesz  na 

wybudowanie małej chatki nad jeziorem, tak Ŝebyśmy mogli odwiedzać Charliego i 
niedźwiedzie? 

Jej oczy nagle stały się wilgotne i zamglone. 

– Wspaniały pomysł! Ty jesteś wspaniały. 

– To moŜe wrócimy do sypialni i pokaŜesz mi, jak bardzo jestem wspaniały? 

Pokazała mu. I to kilka razy. 

–  Jesteś  nienasycona  –  powiedział,  wyczerpany.  Uśmiechnął  się  do  niej.  – 

Gdzie byłaś przez cale moje Ŝycie? 

– Czekałam na ciebie – powiedziała z taką miłością w oczach, Ŝe poczuł, jak 

coś ściska go w gardle. 

Odsunął kosmyk włosów z jej oczu. 

– Szaleję za tobą. A moŜe oszalejemy obydwoje i weźmiemy ślub? 

background image

– Ślub? – podniosła się i oparła na łokciu. – Mówisz powaŜnie? 

– Nigdy nie byłem powaŜniejszy. 

– I nie zmienisz nagle zdania, jak odzyskasz rozum? 

– Nigdy w Ŝyciu. 

– A więc tak. Tak! Tak! Tak! – krzyknęła, rzucając się w jego ramiona. 

MoŜe właśnie dlatego im się uda, pomyślał, całując ją. Dlatego, Ŝe obydwoje 

są szaleni.