background image

SOKÓŁ MILLENIUM             

James Luceno 

 

WSTĘP 

Han  ujrzał  go  po  raz  pierwszy,  gdy  stał  obok  Landa  na  jednym  z  permabetonowych 

lądowisk  Nar  Shadaa,  kilka  lat  wcześniej  zanim  dołączył  do  Sojuszu  Rebeliantów.  Nie 

zobaczył wówczas starego, sfatygowanego frachtowca, ale coś czym mógł się on kiedyś stać. 

 

Wpatrywał  się  w  niego  z  otwartymi  oczami  i  rozdziawionymi  ustami,  niczym  chory  z 

miłości szczeniak. Szybko jednak się opanował, aby Lando nie zorientował się o czym myśli. 

Popatrzył  na  statek  z  lekceważeniem,  jak  na  jakąś  kupę  złomu.  Ale  Lando  nie  był  głupcem  i 

wiedział,  co  się  kryło  za  tym  spojrzeniem.  Jeden  z  najlepszych  hazardzistów,  po  tej  stronie 

Coruscant wiedział kiedy ktoś blefuje. 

- Jest szybki – powiedział z błyskiem w oku 

Han nie wątpił w to. 

 

Łatwo  było  zazdrościć  Lando  tego  co  posiadał  i  tego,  że  zaczynał  tylko  z 

nadzwyczajnym szczęściem. Ale dobra passa nie miała tu nic do rzeczy. Lando po prostu nie 

zasługiwał  na  ten  statek.  Ledwo  sobie  radził  ze  śmigaczem,  nie  mówiąc  już  o  pilotowaniu 

frachtowca, który w najlepszym wypadku potrzebował dwóch pilotów. On po prostu nie był go 

wart. 

 

Han nigdy nie uważał się za zachłannego człowieka, ale nagle zapragnął tego statku 

bardziej  niż  czegokolwiek  w  życiu.  Po  tych  wszystkich  latach  służby  i  wędrówki,  trudnych 

decyzji  i  chybionych  spółek,  kiedy  był  zakochany  i  kiedy  był  w  Akademii,  będąc  ofiarą 

sztuczek, które sam stosował wobec innych... być może ujrzał szansę na pewną stałość.  

 

Okrążając statek, prawie orbitując wokół niego, pożerał wzrokiem złowrogie kształty. 

Stary  frachtowiec  przyciągał  jakąś  siłą,  niczym  grawitacja,  tak  jak  czynił  to  pewnie  ze 

wszystkimi, którzy go pilotowali, dotykali jego kadłuba, dziobu i różnorodnych zakamarków w 

jego powierzchni. Wciągnął w nozdrza zapach statku. 

 

Im  dokładniej  się  przyglądał,  tym  znajdywał  więcej  dowodów  na  próby 

przeciwdziałania  skutkom  upływu  czasu  i  lotów  w  przestrzeni.  Wyklepane  wgniecenia, 

szczeliny  wypełnione  epoxatalem,  znaki  po  spawaniu  ukryte  pod  farbą.  Pozarynkowe  części 

przymocowane  nieodpowiednimi  zapięciami,  i  zabezpieczone  nie  całkiem  profesjonalnymi 

spawami. Frachowiec miał pełno śladów rdzy, schowanych pod pasami durastali, cieknącego 

smaru  i  innych  substancji,  co  nadawało  mu  wrażenie  surowości.  Widział  taki  fractowiec  w 

background image

akcji  na  długo  przed  tym,  zanim  Lando  dzięki  szczęściu  w  sabaka,  został  jego  właścicielem. 

Ale  kto  był  wtedy  jego  posiadaniu,  Han  nie  miał  pojęcia.  Kryminaliści,  przemytnicy,  piraci, 

najemnicy... z pewnością każdy z nich po trochu. 

 

Kiedy  Lando  wystartował,  aby  Han  mógł  wypróbować  statek,  serce  zaczęło  mu  bić 

trochę  szybciej.  Chwilę  później  siedział  za  sterami  i  delektował  się  odgłosem  silników, 

sprawdzając  co  potrafi  frachtowiec,  czym  śmiertelnie  wystraszył  Lando.  Wiedział,  że  statek 

jest  mu  przeznaczony.  Namówiłby  Huttów,  aby  go  odkupili  od  Landa,  albo  uprowadzibył 

gdyby  musiał.  Dodałby  wojskowe  anteny  i  przerobiłby  pojedynczy  laser  na  poczwórny. 

Zainstalowałby wysuwane z dołu działko dla zapewnienia osłony podczas szybkich ucieczek. 

Zamontowałby parę wyrzutni torped, pomiędzy widelcem na dziobie. 

 

Nawet  przez  myśl  mu  nie  przeszło,  że  kiedyś  wygra  go  od  Landa.  A  tym  bardziej,  że 

Lando przegra go z powodu jego blefu.  

 

Razem z Chewiem latali teraz zmodyfikowanym SoroSuubem, wypożyczonym od Landa 

i  na  razie  frachtowiec  pozostawał  w  sferze  jego  marzeń.  Wyobrażał  sobie    jego  początki  i 

przygody, w których uczestniczył. Był nim od początku tak zafascynowany, że nie spytał nawet 

Landa, jak ani kiedy statek uzyskał nazwę Sokół Millenium. 

 

ROZDZIAŁ 1 

ZAKŁADY KORELIAŃSKIE 

ORBITALNA STACJA MONTAŻOWA 

60 LAT PRZED BITWĄ O YAVIN 

 

 

Kiedy  zmiana  dobiegała  końca,  wzrok  Soly’ego  Kantta  wędrował  leniwie  od 

chronometru zawieszonego na ścianie do wiadomości w HoloNecie. Remis w ostanim meczu 

szokbola  pomiędzy  Kuatem  a  Commenorem,  spór,  gdzieś  daleko,  pomiędzy  jakimiś 

odległymi  ludźmi  znanymi  jako  Mandalorianie.  Patyczakowaty  człowiek,  jakim  był  Kantt 

miał rodzinę na Korelii i i dziesięć lat pracy na karku. Teraz siedział z rękami założonymi na 

głowie i ze skrzyżowanymi nogami opartymi na konsoli, która była jego prywatną domeną na 

Stacji  Orbitalnej  nr  7.  W  rękach  trzymał  otwarty  holomagazyn  a  obok,  razem  z  dwoma 

pustymi,  stał  niedopity  pojemnik  z  kafeiną.  Za  szybą  transpastali  nad  świecącym  panelem 

sterowania  sunęł  spokojny  strumień  nowiutkich  frachtowców  YT-1300,  prosto  z  linii 

montażowej.  Nie  były  nawet  jeszcze  pomalowane  i  prowadziło  je  stado  boi  nawigacyjnych 

kierowanych  przez  elektronicznego  nadzorcę.  Mając  trzydzieści  pięć  metrów  długości  i 

mogąc  przewieźć  blisko sto  ton ładunku,  frachtowiec  YT  był  w  produkcji  niecały  rok,  a  już 

background image

dowiódł że jest absolutnym klasykiem. Zaprojektowany z pomocą Narro Sienara, właściciela 

jednego z głównych rywali Zakładów Koreliańskich w przemyśle stoczniowym, frachtowiec 

był reklamowany jako niedroga alternatywa dla solidnej serii typu YG. 

 

Podczas  gdy  większość  gwiezdnych  statków  koreliańskich  była  uważana  za  mało 

inspirujące, YT-1300 był zdecydowanie funkcjonalny. To co czyniło ten statek unikatowym, 

to  jego  spodkowaty  kształt,  do  którego  można  była  zamocować  liczne  komponenty,  nie 

wyłączając  zewnętrznego  kokpitu  i  rozmaitych  czujników.  Wyprodukowany  został  z 

widelcem  na  przodzie  optycznie  wydłużającym  kadłub.  Posiadał  również  komputer 

pokładowy nowej generacji, który kierował silnikami podświetlnymi i hipernapędem. 

 

Kantt stracił już rachubę, jak wiele jednostek minęło jego stanowisko odkąd ostatnim 

razem  rzucił  okiem  na  skaner  bezpeczeństwa  osiem  godzin  temu,  a  w  tym  miesiącu  miało 

wyjść dwa razy więcej niż w zeszłym. Jednak nawet w tym tempie produkcja nie nadążała za 

zamówieniami. Stawiając nogi na podłodze, rozciągnął ręcę nad głową i kiedy był w połowie 

ziewania, na konsoli rozległ się alarm, który na dobre go rozbudził. Jego oczy nabiegły krwią 

i zaczęły lustrować pokładowe ekrany, kiedy młody technik ubrany w jaskrawy kombinezon i 

hełm, śpieszył z przyległej stacji. 

- Zawór kontrolny na jednym z droidów paliwowych. 

 

Kantt wyprostował się jak struna i pochylił nad konsolą, aby lepiej widzieć. Po lewej 

stronie, skąpany w jaskrawym blasku krawędzi iluminatora, do bakburtowej dyszy frachtowca 

zakotwiczony  był  jeden  z  droidów  paliwowych,  podczas  gdy  przy  innych  frachtowcach  nie 

było już żadnych droidów. 

- Wyłączyć droida! 

 

Stając  na  palcach  przy  gigantycznym  panelu  kontrolnym,  technik  potrząsnął  łysą 

głową. 

- Nie odpowiada ! 

- Spróbuj obejść program, Bon ! 

- Nie działa ! 

 

Kantt  odwrócił  się  z  powrotem  w  kierunku  szyby  z  transpastali.  Droid  nawet  się  nie 

poruszył i dalej pompował paliwo do YT-492727ZED. 

 

Rodzaj płynnego metalu, którym było paliwo dające frachtowcom niezwykłą prędkość 

powodowała  kontrowersje  od  momentu  kiedy  projekt  statku  ujrzał  światło  dzienne.  Był  to 

nawet powód aby zawiesić całą produkcję. 

 

Kantt rzucił okiem na ekrany monitorów a potem na wskaźnik poziomu paliwa.  

background image

-  Zbiorniki  frachtowca  są  już  przepełnione.  Jeśli  nie  odłączymy  droida  zanim  nastąpi 

przegrzanie... 

- Powinien się odłączyć w tej chwili ! 

 

Kantt był tylko w stanie przykleić twarz do chłodnej szyby. 

- Poszedł, ale jest pewnie gorący jak ogień ! 

 

Skręcając,  podbiegł  do  drzwi,  które  znajdowały  się  po  przeciwnej  stronie  do  tych, 

którymi wszedł Bon. 

- Chodź ze mną. 

 

Jeden za drugim pędzili przez obie stacje. Trzeci w kolejności był wydział, w którym 

przechowywano  dane,  i  Kantt  od  razu  wiedział,  że  sprawy  przybiorą  jeszcze  gorszy  obrót. 

Przy  iluminatorze  zgromadzili  się  Drallowie,  pracujący  w  wydziale,  którzy  podskakiwali  i 

bezustannie  świergotali  do  siebie,  pomimo  wysiłków  księżnej  klanu  dla  przywrócenia 

porządku. Kantt przecisnął się przez grupę futrzastych istot, aby mieć lepszy widok. Sytuacja 

była  poważniejsza  niż  się  obawiał.  YT  wszedł  w  strefę,  gdzie  testowano  hamulce  i  silniki 

pomocnicze.  Zatankowany  do  pełna  wyskoczył  z  kolejki,  trącając  i  unieruchamiając  po 

drodze tuzin albo więcej droidów odpowiedzialnych za utrzymanie kolejności. Kiedy Kantt to 

obserwował,  jeszcze  trzy  frachtowce  opuściły  kolejkę.  Odpowiedzialny  za  to  YT  trącił  rufą 

jeden  z  nich,  wprowadzając  go  w  ruch  wirowy.  Obracający  się  statek  zrobił  to  samo  ze 

statkiem  przed  nim,  zahaczając  o  niego  przednimi  żuchwami  i  wirując  po  drugiej  stronie 

stacji obserwacyjnej. 

 

Kiedy karambol trwał, niesforny YT skręcił w lewo, następnie na prawo, wyskoczył z 

kolejki  a  potem  zanurkował  pod  nią.  Kantt  obserwował  całe  zdarzenie  na  tyle  długo,  żeby 

wiedzieć, że wszysttkie jego plany powrotu na Korelię na kolację spaliły na panewce. Będzie 

miał szczęście jeśli wróci do domu przed weekendem. Zostawiając za sobą sprzeczających się 

jak  zrównoważyć  tę  stratę  Drallów,  Kantt  i  technik  popędzili  jak  burza  do  następnej  stacji, 

gdzie  grupa,  składająca  się  w  większości  z  ludzi  stała  z  załamanymi  rękami.  Kiedy  weszli 

wszyscy spojrzeli na nowo przybyłych w nadziei na chociaż skrawek dobrych informacji. 

- Droidy już są w drodze – powiedział Bon – Nie ma problemu. 

 

Kantt rzucił okiem na technika i odwrócił się do pracowników – Słyszeliście go. Nie 

ma problemu. 

 

Mężczyzna  o  czerwonej  twarzy  z  rękawami  podwiniętymi  do  łokci  posłał  mu 

piorunujące spojrzenie. 

- Chyba nie mówisz tego poważnie. Wskazał na iluminator. – Sam zobacz. 

background image

 

Kantt nawet nie drgnął, kiedy dwaj mężczyźni wzięli go za ręce i pociągnęli mocno do 

przodu. Zespół droidów faktycznie przybył na miejsce – cztery chywataki Cybotów chwyciły 

YT, próbując zepchnąć go na bok swoimi odnóżami. Ale frachtowiec unikał wszelkich prób 

dostania  się  do  luków  silnikowych.  I  mimo,  że  zamknięto  linię,  za  492727ZED  tuzin 

identycznych  jednostek  dryfował  bezwładnie  na  stercie  razem  z  bojami  nawigacyjnymi.  Co 

gorsza,  reakcja  łańcuchowa  całej  gromady  posłała  kilka  droidów  paliwowych  z  dala  od 

swoich statków, a dwa z nich były na kursie kolizyjnym. 

 

Kantt zacisnął mocno oczy, ale piekielny rozbłysk, który dotarł do niego, nawet mimo 

zamkniętych  powiek  powiedział  mu  wszystko:  jeden  albo  prawdopodobnie  oba  droidy 

explodowały.  Resztę  zdołał  usłyszeć,  resztki  stopionego  metalu  i  kawałki  maszyn  zaczęły 

bombardować  szybę  transparistali.  We  wszystkich  stacjach  rozbrzmiały  się  alarmy  a 

strumienie  pianki  gaśniczej  trysnęły  w  kierunku  aleji  z  otaczających  ścian.  Pokój  wypełnił 

zbiorowy jęk rozpaczy, a Kantt widział już oczami wyobraźni jak w powietrzu rozpływa się 

jego premia. A  razem z nią, kolczyki dla żony na urodziny, stół do gry dla syna, planowany 

urlop na Sakorii, skrzynka Gizera, którą planował przywieźć na finały shock-balla. 

 

Kiedy  otworzył  oczy,  pomyślał  przez  moment,  że  koszmar  dobiegł  końca,  a  nawet 

jeśli  nie,  że  eksplozja  ograniczyła  się  tylko  do  zniszczenia  niesfornego  YT.  Ale  statek  nie 

tylko wyszedł bez szwanku, ale zaczął przemykać między szczątkami i zbliżał się szybko do 

stacji testującej silniki podświetlne. 

 

Kantt wyraźnie pokręcił głową i włączył przycisk komunikatora. – Potrzebujemy ludzi 

w Aleji Czwartej , natychmiast ! 

 

Wciągając głęboko powietrze, umieścił drugą dłoń na konsoli, pochylając się na czas, 

aby  zobaczyć  awaryjne  sanie  startujące  z  górnej  aleji.  Sanie,  składające  się  z  silnika  i 

przytwierdzonej  do  niego  klatki,  transportwały  sześciu  pracowników  ubranych  w  zółte 

kombinezony,  kaski  i  plecaki  odrzutowe.  Mieli  przy  sobie  cały  asortyment  przecinarek, 

hydrokluczy i detonatorów, które wisiały przy ich pasach niczym broń. Kantt miał wśród nich 

przyjaciół, którzy tak jak reszta żyli dla takich sytuacji. Ale statek-łobuz to było coś zupełnie 

nowego. 

 

Początkowo  wyglądało  na  to,  że  pilot  sań  miał  tyle  samo  kłopotu  z  nadążaniem  za 

manewrami  YT  co  poprzednio  droidy.  Nieskordynowane  manewry  i  skręty  frachtowca  nie 

były  niczym  więcej  jak  przypadkową  pracą  napędu  i  silników  pomocniczych,  jednakże 

zdarzały się momenty kiedy Kanttowi się wydawało, że jest w tym jakać inspiracja. Tak jakby 

statek na swój sposób dokonywał korekt lotu w nadzieji na dotarcie do stacji testującej silniki 

podświetlne.  W  głowie  Kantta  kłębiły  się  skrajne  uczucia  na  myśl  o  tym,  że  nie  zdołają  do 

background image

tego  czasu  go  zatrzymać.  Czy  wypełniony  paliwem  YT  spali  się  na  proch  ?  Eksploduje, 

niszcząc przy tym całą aleję ? Wypali sobie wyrwę w ścianie i pomknie do gwiazd? 

 

Stopniowo, pilot sań wpasował się w rytm lotu frachtowca i był w stanie ustawić swój 

pojazd  obok  YT.  Startując  z  pokładu  sań,  pracownicy  osiedli  na  kadłubie  statku, 

przyczepiając się w różnych miejscach za pomocą magnetycznych zacisków i uchwytów. 

 

Podnosząc  rufę  niczym  nieugięty  acklay  na  jakimś  pokazie  stworów,  frachtowiec  za 

wszelką  cenę  chciał  się  pozbyć  mechaników.  Ale  powolny  i  jednostajny  wysiłek  pozwolił 

jednemu  ludzi  dotrzeć  do  górnego  włazu  i  zniknąć  w  środku  statku.  Kiedy  to  zrobił, 

pracownicy obserwujący całą sytuację z wnętrza stacji wydali okrzyk radości, a Kantt modlił 

się aby nie była ona przedwczesna. 

 

Dopiero  kiedy  frachtowiec  ucichł  Kantt  zdał  sobie  sprawę,  że  przez  cały  czas 

wstrzymywał oddech, i w końcu wypuścił go z głęboką ulgą, ocierając pot z czoła rękawem 

koszuli. Kiedy radość minęła, rozpoczęła się gwałtowna wymiana zdań na temat możliwości 

wznowienia działania linii montażowej. Wraz z rosnącą liczbą zamówień  na YT trzeba było 

zwiększyć produkcję. Urlopy pewnie zostaną odwołane, a nadgodziny staną się normą. 

 

Kantt i Bon nie zostali na miejscu dłużej niż musieli. 

- Zrodzony w ogniu – powiedział technik kiedy mijali stację Drallów – Ten YT – dodał kiedy 

Kantt na niego spojrzał– Tak narodziła się kultowa maszyna. Kiedy to się stało? 

 

Kantt zrobił dziwną minę – To frachtowiec, Bon. Jeden ze stu milionów. 

Bon uśmiechnął się szeroko – Jak dla mnie, jeden na sto milionów. 

 

ROZDZIAŁ 2 

CORUSCANT 

PODCZAS BITWY O CORUSCANT 

19 LAT PRZED BITWĄ O YAVIN 

 

- Pokochasz ten statek – powiedział Reeze – Świetnie się spisuje. 

 

Jadak  wleciał  frachtowcem  pomiędzy  Koreliański  transportowiec  a  statek  pasażerski 

Santhe/Sienar,  potem  zatrzymał  YT  492727ZED  z  boku  aby  transoprtowiec  go  minął  i 

pomknął  dalej  na  początek  kolejki.  Reeze  wyciszył  głośniki  w  kokpicie,  żeby  nie  musieli 

słuchać przeklinających ich pilotów i nawigatorów. 

- Może dostaniemy go na własność po tej robocie. 

- Miejmy taką nadzieję – rzekł Jadak 

- Dziesięć lat nadstawiamy karku, Tobb. Powinna być jakaś sprawiedliwość. 

background image

- Powinna być, ale nie ma. Poza tym, ja tylko staram się zrobić coś dobrego dla galaktyki. A 

ty jakie masz wytłumaczenie? 

- Tak jak mówiłem, chce żeby ten statek był nasz. 

 

Obaj  piloci  byli  ludźmi,  Jadak  był  trochę  wyższy  i  dwadzieścia  lat  młodszy,  miał 

jaśniejszą  karnację  i  przystrzyżoną  brodę,  podkreślającą  jego  kwadratową  szczękę.  U  Reeza 

było znać ślady siwizny na skroniach, ale miał on przenikliwe oczy i był w kondycji fizycznej 

nie gorszej od niejednego atlety. Korek w przestrzeni był ostatnią rzeczą jaką spodziewali się 

zastać na Coruscant, ale atak separatystów na stolicę galaktyki przyszedł tak niespodziewanie, 

ż

e prawie wszystkie postronne statki utknęły tu jak w pułapce. Niektóre przybyły dokładnie w 

momencie,  w  którym  ogłoszono  informację  o  porwaniu  kanclerza  Palpatine’a  i  były 

ś

wiadkami pojawienia się krążowników Republiki. Razem z flotą Coruscant, olbrzymie statki 

klasy  Venator zdołały  odciągnąć bitwę zdala od  powierzchni Coruscant.  Kilku szczęśliwych 

pilotów  dało  radę  zawrócić  z  pola  bitwy  i  skoczyć  z  powrotem  w  nadprzestrzeń.  Ale 

dziesiątki  tysięcy  innych  jednostek  –  statków  różnych  rozmiarów,  kształtów  i  rozmaitego 

przeznaczenia  –  nadal  czekało  w  kolejce,  czekając  aż  bitwa  zakończy  się  w  ten  czy  inny 

sposób, aby mogli wylądować na Coruscant albo uciec do Zewnętrznych Rubieży. 

-  Nawet jeśli go dostaniemy -  kontynuował Jadak – jak zarobimy na jego utrzymanie? 

- Tak samo jak wcześniej. Ale w sektorze prywatnym. 

- Praca zarobkowa? 

- Ja się tym zadowolę. Nie jestem tak wymagający jak ty. 

 

Jadak  zmarszczył  brwi.  –  Znam  zbyt  wielu  przemytników.  Tamto  życie  nie  jest  już 

takie jak kiedyś. 

Reeze wybuchnął śmiechem – To też nie.  

 

Jadak  ustawił  YT  tak,  aby  widział  jak  najszerszą  panoramę  bitwy.  Była  to  bardziej 

wymiana  ciosów  niż  skoordynowana  walka,  starcie  wielkich  walczących  między  sobą 

statków,  połączonych  karmazynowym  ogniem  zniszczenia.  Wśród  tych  laserowych 

błyskawic,  zwiększając  całe  zamieszanie  latały  ARC-170,  myśliwce  trójpłatowe  i  droidy 

sępy.  Na  tle  całych  zmagań  widać  było  nieustannie  oświetloną  Coruscant;  błyszczące 

pierścienie miasta były spustoszone w miejscach, gdzie w polu ochronnym planety powstały 

wyrwy a statki rozbiły się o powierzchnię. Republika z całym swoim wojskowym zapleczem i 

Konfedaracja  Niezależnych  Systemów  Hrabiego  Dooku,  nie  mająca  nic  więcej  do  stracenia 

oprócz generała-cyborga i armii droidów. 

 

Reeze  gwizdnął  zaskoczony  –  Oglądamy  upadek  znanej  nam  cywilizacji  i  mamy 

najlepsze miejsca. 

background image

- Na pewno nie. Ale to jeszcze jeden powód, aby dostarczyć towar. 

- Tak mówisz ? – Reeze wyjrzał przez okrągły iluminator – A ja widzę problem, jeśli chodzi o 

dostanie się tam w jednym kawałku. Wiele problemów w zasadzie, a jednym z nich jest słowo 

działo laserowe. 

 

Jadak obrócił się na krześle – Nie możemy się spóźnić Reeze. Mówili, że to ważne.  

Reeze odpowiedział zrezygnowanym skinieniem głowy. – Z akcentem na słowo spóźnić się. 

A może lepiej byłoby powiedzieć, świętej pamięci Reeze Duurmun. 

- Powiem wszystkim, że zginąłeś jak bohater. 

- Co? A ty zamierzasz przeżyć? -  Reeze przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela, a potem 

się roześmiał. 

- Tak, ty pewnie przeżyjesz. 

 

Jadak  obrócił  się  do  przodu.  –Zobacz  czy  uda  ci  się  przechwycić  jakieś  transmisje  z 

bitwy.  

 

Reeze  nałożył  słuchawki  na  uszy  i  wpisał  zakodowane  hasło  do  modułu  łączności. 

Słuchał przez chwilę rozmów pilotów, a potem wyciągnął szyję, aby zobaczyć coś po prawej 

burcie i wyświetlił ten fragment bitwy na ekranie. Pokazał palcem ikonę dużego krążownika z 

wysuniętym na rufie pokładem obserwacyjnym i wystającym mostkiem. 

 

Jadak odczytał  kod pod stakiem. – Na co patrzę? 

- Na Niewidzialną Rękę. 

- Flagowy okręt generała Grieviousa. 

- To tam gdzie trzymają Palpatine’a. 

- Trzymali. 

- Jedi go uratowali. Kenobi i Skywalker. Ale wszyscy trzej są nadal na pokładzie.  

 

Jadak    obrócił  YT  aby  poprawić  widok.  W  oddali,  Krążownik  Rebubliki  ostrzeliwał 

Niewidzialną  Rękę  w  miejscu  gdzie  przedłużony  dziób  łączył  się  z  przysadzistą  rufą.  Być 

może w odwecie za ostrzał z Niewidzialnej Ręki. Jadak zerknął na monitor. 

- Wygląda na to, że kapitan Guarlary, nie uwierzył że kanclerz jest na pokładzie. 

- Może to przez zakłócanie łączności. A może po prostu nie obchodzi go to. 

 

Jadak zrobił nachmurzoną minę. – Śmierć Palpatine’a sprawi tyle samo problemów co 

ich rozwiąże. 

 

Przez  kilka  chwil  obaj  mężczyźni  obserwowali  w  ciszy  jak  statek  flagowy  

Separatystów  znalazł  się  pod  ostrzałem  Guarlari,  w  wyniku  którego  od  dziobu  aż  po  rufę  w 

kadłubie zaczęły powstawać wyrwy i ogniste eksplozje. Jadak nie mógł sobie wyobrazić, że 

cybernetyczny Grievious przetrwa szturm, zostawiając Palpatine’a i jego wybawców samych, 

background image

z Mocą czy bez niej. Kiedy statek flagowy nie mógł znieść już więcej, przechylił się, a potem 

stał się ofiarą grawitacji i zaczął powolny spadek w kierunku atmosfery Coruscant. 

- Zaczyna opadać - rzekł Jadak 

- I zaczyna się rozpadać. Dwa do jednego, że rozleci się w połowie drogi. 

- Przyjmuję zakład. 

 

Z  jedną  ręką  zaciśniętą  na  sterach,  Jadak  dostroił  drugą  tłumik  inercyjny  i  wystrzelił 

YT  do  przodu.  Nikt  nie  starał  się  przeszkodzić, gdy  leciał  w  wir  walki.  Jeśli  chcieli  stać  się 

jeszczę jedną ofiarą bitwy, to była ich sprawa. 

- Moglibyśmy przynajmniej spróbować ich ominąć – powiedział Reeze, z ręką zaciśniętą na 

oparciu fotela. 

 

Jadak  w  odpowiedzi  pokręcił  głową  –  Separatyści  blokują  resztę  planety.  Tu  mamy 

najlepszą szansę, lecąc za Niewidzialną Ręką. 

Reeze posłał Jadakowi spojrzenie – Będziemy lecieć za nią? 

- Powiedzmy, jej śladem. 

Reeze kiwnął głową – Niech będzie. 

- Nawet jeśli miałbyś przegrać zakład? 

- Nawet. 

 

 

Jeśli  mieli  lecieć  śladem  Niewidzialnej  Ręki  w  kierunku  powierzchni,  najpierw 

musieli  ją  dogonić.  A  to  oznaczało,  że  mieli  pokonać  całą  drogę  przez  niezliczone  fregaty  i 

kanonierki,  unikając  myśliwców,  które  wylewały  się  z  brzuchów  transortowców  KDY  i 

zakrzywionych ramion  Neimoidiańskich krążowników  Lucrehulk, oraz ognia z turbolaserów 

przecinającego  przestrzeń.  Jednak  nawet  przez  moment  nie  wątpili,  że  YT  podoła  zadaniu. 

Statek nigdy ich nie zawiódł i nie było powodu, dla którego miałby zawieść ich teraz. 

 

Zarówno wrogie jak i sojusznicze jednostki w nieznanej ilości przemykały obok a YT 

stało  się  celem  dla  jednych  i  drugich.  Nie  mając  żadnego  uzbrojenia,  Jadak  i  Reeze  musieli 

polegać  na  nieprawdopodobnej  szybkości  frachtowca  i  niemal  wrodzonej  zwinności. 

Wycisnęli  ze  statku  całą  moc,  wlatując  prosto  w  burzliwą  walkę  myśliwców  i  wykonując 

zwroty i skręty, które bardziej przypominały manewry jednostek Jedi niż czterdziestoletniego 

frachtowca.  Nawet  tak  odnowionego  i  ulepszonego  jak  ich  YT.  Energia,  która  nie  była 

przesłana  do  silników,  została  pochłonięta  przez  tarcze  ochronne,  narażone  nieustannie  na 

laserowe błyskawice. 

 

Wyskakując  zza  jednego  z  pękniętych  luster  Coruscant,  pędzili  w  dół  za  płonącym 

rozpadającym  się  kolosem  flagowego  statku  Separatystów,  który  opadał  w  kierunku 

background image

Coruscant,  kłaniając  się  w  jej  stronę  w  geście  kapitulacji.  Mając  płonące,  rozgrzane  do 

czerwoności tarcze i gubiąc kawałki pancerza, statek wygląd jak wąż zrzucający skórę. 

- Kapsuły ratunkowe zostały odpalone. – rzekł Reeze 

 

Jadak przybliżył widok statku. Z rękami zaciśniętymi na kontrolerach, lecąc slalomem 

między  fragmentami  części  i  komponentów  Jadak  obserwował  z  szacunkiem  jak  okręt 

zmienia  wektor  lotu  w  kierunku  dzielnicy  rządowej.  Niewidzialna  Ręka  na  pewno  leciała  w 

dół, ale było też jasne, że ktoś nadal trzymał tam stery, robiąc co w jego mocy, aby krążownik 

nie spalił się w atmosferze. 

- Skywalker? – powiedział Reeze 

- Wątpie, że to Palpatine – chyba, że posiada talent, którego wcześniej nie ujawnił. 

 

Setki  okrętów,  zbyt  dużych,  aby  artyleria  Coruscant  rozpyliła  je  na  atomy  przedarły 

się przez parasol planety i usiały siecią kraterów krajobraz miejski. Było również oczywiste, 

ż

e  załogi  dział  planetarnych  dostały  rozkaz  aby  przepuścić  Niewidzialną  Rękę,  co  dawało 

także  szansę  dotarcia  YT  do  powierzchni.  Wszystko  co  musieli  zrobić  to  trzymać  się 

wystarczająco blisko, żeby nikt ich niezauważył, i wystarczająco daleko aby się nie spalić. 

 

Jadak  trzymał  dłoń  na  przepustnicy,  kiedy  wielki  kawał  Niewidzialnej  Ręki  oderwał 

się od płonącego wraku. Jedynie błyskawicznej reakcji Reeza zawdzięczali to, że nie zostali 

rozpyleni  na  atomy.  W  tej  samej  sekundzie  Jadak  odbił  frachtowcem  na  bok  wykręcając 

beczkę, aby uniknąć zderzenia. Ale grad odłamków, który przyjęły na siebie tarcze był gorszy 

niż  cokolwiek  co  do  tej  pory  musiały  znosić,  a  w  całym  kokpicie  rozległy  się  wszelkiego 

rodzaju alarmy. 

 

Bez  żadnego  ostrzeżenia  YT  skręcił  gwałtownie.  Tylko  siatka  bezpieczeństwa  na 

fotelu  drugiego  pilota  sprawiłą,  że  Reeze  nie  wylądował  na  kolanach  Jadaka.  Na  konsoli 

rozbłysły wskaźniki, i rozbrzmiał się następny chór alarmów. 

 

Lewy silnik jest uszkodzony – powiedział Jadak ustawiając YT z powrotem na kurs – 

Zajrzymy do niego, kiedy wylądująmy. 

Reeze poprawił siatkę bezpieczeństwa – Wieczny optymista 

- Ktoś nim musi być. 

 

Ktokolwiek siedział za sterami, utraciwszy połowę masy statku, był w stanie utrzymać 

resztę  na  kursie  zmierzającym  do  kontrolowanej  katastrofy,  prawdopodobnie  na  jednym  z 

utwardzonych lądowisk w dzielnicy rządowej. Z wyjącymi repulsorami YT leciał za okrętem 

tracąc  wysokość  i  prędkość.  Ale  w  odległości  dwudziestu  kilometrów  od  miasta,  ekran 

zagrożeń  zapełnił  się  świecącymi  ikonami  a  w  kokpicie  rozdźwięczały  się  alarmy.  Jadak 

ujrzał w korytarzu powietrznym statki zmierzające z pomocą Niewidzialnej Ręce. 

background image

- Straż pożarna – rzekł Reeze – I dwa myśliwce klonów. 

- Czas, żebyśmy się ulotnili 

- Mamy kod autoryzacyjny 

-  Lepiej  zachować  go  na  ewentualność,  kiedy  będziemy  go  bardziej  potrzebować.  Przełącz 

sensory na śledzenie terenu. 

- Ominiemy ich? 

- Nie ma czasu. 

 

Jadak zerknął na topografię terenu a potem przy protestujących silnikach i goniących 

ich  falach  gorąca  zakręcił  w  drugą  stronę.  Dwa  myśliwce  podjęły  pościg,  ale  zaraz 

zrezygnowały wracając do Niewidzialnej Ręki, która szybko zbliżała się do lądowiska. 

 

YT  odbił  na  zachód  i  poleciał  nad  wieżą  kontrolną  i  Świątynią  Jedi,  potem  nad 

robotami,  między  kolumnami  i  czarnym  jak  smoła  dymem  kłębiącym  się  w  miejscach 

rozbitych okrętów. 

- Wygląda na to, że sektory obcych ucierpiały najbardziej – powiedział Reeze 

- Wielu dekadami próbowało pozbyć się tych slumsów. 

- Grievious jako miejski lobbysta odnowy. 

- Czemu nie? 

 

Jadak nie widział nigdy tak pustych lądowisk. Wśród jednostek ratunkowych i statków 

policyjnych  były  też  myśliwce  ARC-170  pilotowane  przez  klony  i  polujące  na  intruzów  do 

czasu  zniesienia  stanu  wyjątkowego.  Kiedy  YT  leciał  w  ich  stronę,  kilka  myśliwców 

zainteresował się frachtowcem. 

- Wzięło nas na cel przynajmniej dwadzieścia dział – rzekł Reeze 

- Włącz komunikator 

- YT-1300 – powiedział ktoś przez komlink – Podaj identyfikator i miejsce przeznaczenia. 

- Gwiezdny Wysłannik z Ralltir – powiedział Jadak do mikrofonu. –Lecimy do Senatu 

- Senat należy do strefy zastrzeżonej. Jeśli posiadasz kod autoryzacyjny prześlij go teraz, albo 

zawróć. Brak potwierdzenia spotka się ze stosowną reakcją. 

 

Jadak skinął na Reeza. – No dalej. 

Reeze obrócił się na krześle i wbił kod na komunikatorze. 

- Transmisja autoryzacji. 

- Gwiezdny Wysłanniku, macie pozwolenie na lot do Senatu. 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ 3 

 

 

Przedzierając się przez ruch uliczny dolnego poziomu Gwiezdny Wysłannik zbliżał się 

do  dzielnicy  rządowej,  oddzielonej  od  reszty  miasta  głębokim  na  kilometr  kanionem,  który 

otaczał  ją  jak  fosa.  Cały  obszar  usiany    był  majestatycznymi  wieżami  górującymi  nad 

powierzchnią  niczym  iglice  z  piaskowca,  którym  przez  eony  kształt  nadały  deszcz  i  wiatr. 

Nawet głębsze kaniony promieniowały w pierścieniu dzielnicy, i to właśnie z takiego wyłonił 

się YT lecąc w kierunku kopuły Senatu w kształcie grzyba, który zdominował całe otoczenie. 

 

Niedaleko  przed  Gwiezdnym  Wysłannikiem  ,  skręcając  łagodnie  w  kierunku  miejsca 

parkingowego  znajdującego  się  na  jednym  z  wyższej  kondygnacji  anneksu,  leciał  tęponosy 

senacki  śmigacz  w  kolorze  jasnej  purpury.  YT  kontynuował  lot  wznoszący  aż  do  podstawy 

senatu, potem wrównał lot i skierował się na lądowisko na najniższym poziomie kopuły. 

 

Jadak  włączył  hamulce  i  uruchomił  repulsory,  lecz  mimo  jego  najlepszych  wysiłków 

statek zaczął lecieć przechylony na lewą burtę. 

- Musimy to naprawić 

- Rzucę później okiem 

 

Reeze  wyłączył  silniki  i  obaj  mężczyźni  odpięli  pasy.  Przechodząc  przez  wąski 

korytarz,  który  łączył  zewnętrzny  kokpit  z  kadłubem  frachtowca  Jadak  nacisnął  przycisk 

zwalniający  rampę  statku.  Kiedy  schodzili,  ze  statku  dobiegały  brzęczące  i  gwiżdżące 

odgłosy.  Jadak  niósł  w  prawej  ręce  malutką  szkatułkę.  Zużyte  wentylatory  na  pokładzie 

Gwiezdnego Wysłannika zaczęły oczyszczać cuchnące powietrze. 

 

Miejsce  gdzie  wylądowali  było  kiepsko  oświetlone  i  brak  w  nim  było  droidów 

załadunkowych tak często występujących na górnych poziomach. Dwie istoty w kolorowych 

senatorskich  szatach  śpieszyło  im  na  spotkanie.  Des’sein  był  humanoidem,  Largetto  czymś 

zupełnie innym. Obaj reprezentowali odległe światy należące do Zewnętrznych Rubieży.  

 

Niedaleko  nich  znajdował  się  Jedi  Kadas’sa’Nikto,  który  w  swojej  długiej  brązowej 

szacie i wysokich butach wyglądał na więcej niż swoje dwa metry. Stał z założonymi na persi 

szponiastymi  rękami  i  pasem  u  boku.  Skinął  głową  Jadakowi  z  powagą  na  powitanie.  Jego 

szaro-zielona  twarz  miała  wygląd  opalonej  skóry.  Przy  jego  stopach  spoczywała  skrzynka  z 

narzędziami.   

 

Des’sein jako pierwszy podszedł do Jadaka – Masz to? – zapytał ponaglającym tonem, 

podczas gdy Largetto rozglądał się nerwowo dookoła. 

 

Jadak wyciągnął rękę, w której dzierżył szkatułkę – Mam tutaj wszystko. Wszystko o 

co prosiłeś. 

background image

 

Des’sein przyjął szkatułkę i umieścił na szczycie małego stolika, jego bulwiaste dłonie 

drżały  kiedy  otwierał  zamek.  Largetto  pochylił  się  nad  nim  w  oczekiwaniu.  Kiedy  otworzył 

wieko,  senatorowie  włączyli  urządzenie  w  szkatułce  i  przysłuchiwali  się  w  skupieniu  przez 

moment. W lśniących oczach Largetto odbijały się mogocące światła. 

 

Des’sein opuścił wieko i zamknął szkatułkę, a potem westchnął. 

- To wielce przysłyży się naszej sprawie, kapitanie Jadak. 

 

Largetto prztaknął. – Jeśli mam być szczery kapitanie, obawialiśmy się czy będziesz w 

stanie wylądować. 

- Bez kodu, który dostarczyliście nie dalibyśmy rady. 

- Jest pan zbyt skromny. Kod nie pilotował statku. 

 

Jadak skinął głową w podziękowaniu. 

Nagle  przez  drzwi  na  lądowisko  wpadł  trzeci  senator.  Fang  Zar,  człowiek  o  dużej  białej 

brodzie i ciemnych włosach z trudem łapał oddech gdy mówił. 

- Kanclerz wrócił i nic mu się nie stało. – zerknął na Jedi – Twoi towarzysze także przeżyli, 

Mistrzu She. 

 

Małe rogi otaczające oczy Jedi drgnęły, ale nic nie powiedział. 

Kanclerz Palpatine wraz ze swym otoczeniem zjawili się tuż przed Kapitanem Jadakiem. 

- Śmigacz – powiedział Reeze zza pleców Jadaka. 

- Stan wyjątkowy został zniesiony – kontynuował Zar –A Hrabia Dooku nie żyje. 

 

Largetto chwycił z podnieceniem górne ramię Des’seina.  

– Więc być może, nie będziemy musieli wykorzystać danych, które Kapitanowi Jadak i Reeze 

dostarczyli z narażeniem życia. 

- Niech Moc będzie z nami – rzekł Fang Zar 

-  Tak.  Ale  musimy  kontynuować  przynajmniej  do  czasu,  kiedy  nie  będziemy  pewni  intencji 

Kanclerza. 

 

Des’sein  spojrzał  na  Jadaka  –  Mamy  dla  was  kolejne  zadanie,  jeśli  jesteście 

zainteresowani. 

 

Jadak i Reeze wymienili szybkie spojrzenia. 

- Zamieniamy się w słuch 

 

Des’sein zniżył głos. – Chcielibyśmy abyście dostarczyli Gwiezdnego Wysłannika do 

naszych sojuszników na Toprawie. 

 

Jadak zmarszczył brwi – Dostarczyli ? 

background image

-  Właśnie  tak  –  powiedział  Largetto.  Antariański  strażnik,  który  przejmie  statek  nazywa  się 

Folee. Znajdziecię ją w mieście Salik, które jest stolicą regionów zachodnich. Wasze hasło to: 

Przywrócić honor Republiki w galaktyce. Czy powtórzy to pan Kapitanie? 

 

Jadak  otworzył  usta,  ale  zaraz  je  zamknął  i  przełknął  ślinę.  –  Przywrócić  honor 

republiki w galaktyce. Ale... ta Folee, ona zabiera statek? 

 

Des’sein popatrzył na niego – Czy to jakiś problem? 

- Chodzi o to, że my po prostu polubiliśmy ten statek – rzekł Reeze – Czy nie moglibyśmy po 

prostu odkupić od was Wysłannika i znaleźć inny statek, który dostarczymy na Toprawę? 

- To niemożliwe – powiedział Fang Zar – Gwiezdny Wysłannik jest kluczowy dla tej misji. 

 

Jadak  ściśnął  usta  ukrywając  rozczarowanie.  –  Jeśli  oddajemy  Wysłannika,  czy  to 

znaczy, że nas też zwalniacie ? 

- Ależ skąd Kapitanie – odrzekł szybko Des’sein – Chyba, że takie jest wasze życzenie. 

- Nie – powiedział Jadak –Ale Toprawa jest daleko stąd i trzeba lecieć Szlakiem Hydiańskim. 

Zastanawiam się tylko jak wrócimy do Jądra. 

-  Zaopatrzymy  was  w  niezbędne  fundusze.  Co  ważniejsze,  kiedy  wrócicie  będzie  na  was 

czekał lepszy statek. 

- Przypuszczam też, że także szybszy – rzekł Largetto 

- Nie wydaje mi się- mruknął Reeze 

 

Jadak przełknął gulę, która tworzyła mu się w gardle – Mam nadzieję, że ta misja jest 

go warta. 

- Na pewno, Kapitanie – rzekł Fang Zar – Możemy cię o tym zapewnić. 

 

Jadak westchnął i pokiwał głową z rezygnacją. 

Des’sein przyglądał mu się przez moment – Czy mogę to odczytać jako zgodę na wykonanie 

tej misji ? 

 

Jadak popatrzył na Reeza – Nie chcielibyśmy, aby ktoś inny podjął się tego zadania. 

Des’sein odwrócił się do Mistrza She, który podniósł skrzynkę z narzędziami a teraz zmierzał 

w kierunku rampy YT, unosząc przy okazji tumany kurzu na permabetonowej nawierzchni. 

- Mistrz She musi dokonać na statku drobnych modyfikacji – wyjaśnił Fang Zar – Ale to nie 

zakłóci waszego lotu. 

 

Jadak patrzył jak Jedi znika wewnątrz statku. Potem odwrócił się znowu do Des’seina. 

Jak rozpoznamy tą Folee ? 

 

Des’sein  mruknął  zdumiony  –  A,  rozumiem.  Jednak  mylisz  się  Kapitanie.  Ona  cię 

oczekuje.  Kod  który  otrzymaliście  jest  pewną  pomocą  pamięciową,  którą  potrzebuje,  żeby 

wypełnić swoją część misji. 

background image

- Pamięciową – rzekł Jadak 

- Skrótem myślowym – powiedział Largetto – Folee zrozumie. A Wysłannik zajmie się całą 

resztą. 

 

Jadak rzadko zadawał pytania na temat misji, ale teraz ciekawość wzięła nad nim górę. 

– Wysłannik został zaprogramowany 

- Pomyśl o nim jak o kluczu – rzekł Fang Zar – Kluczu do skarbu 

Jadak milczał. 

-  Skarbu  wystarczającego,  aby  przywrócić  honor  Republiki  w  galaktyce  –  powiedział  w 

końcu Des’sein. 

 

 

Armand  Isard  Dyrektor  Biura  Wywiadu  Senatu  studiował  tłum,  który  witał 

Najwyższego Kanclerza Palpatine’a, kiedy jego komunikatar zabrzęczał. Śmigacz wylądował 

kilka  chwil  wcześniej,  a  kanclerz  i  jego  grupa  osobistych  współpracowników  poruszała  się 

kolumnadą przez czerwony dywan w kierunku tubowind atrium. W przejściu Isard zauważył, 

ż

e Jedi Skywalker został z tyłu, aby porozmawiać na osobności z senator Amidalą. 

 

Isard,  który  był  człowiekiem  muskularnym  i  potrafił  mimo  wysokiego  wzrostu 

pozostać  niezauważonym  w  tłumie,  był  ubrany  w  nieprzyozdobiony  szary  uniform.  Jego 

czarne włosy pasowały jak ulał do lśniących wysokich butów. Opuszczając czerwony dywan  

nieobserwowany przez nikogo, odebrał połączenie i spojrzał na urządzenie, które wyświetliło 

twarz jego asystenta. 

-  Chciałem  cię  tylko  zawiadomić  o  potajemnym  spotkaniu  na  jednym  z  lądowisk  niższego 

poziomu – powiedział asystent 

 

Oczy Isarda nadal śledziły ruchy komitetu powitalnego – Mów dalej. 

-  Senatorowie  Des’sein,  Largetto  i  Zar  weszli  w  posiadanie  jakiejś  szkatułki  dostarczonej 

przez pilotów starego frachtowca YT. 

 

Trzej  senatorowie  byli  dobrze  znanymi  członkami  Delegacji  Dwóch  Tysięcy, 

lojalistów przeciwnych  stanowczym krokom podjętym przez kanclerza od czasu rozpoczęcia 

wojny. 

- Mistrz Jedi J’oopi She także tam jest. 

- Wezwać dział techniczny ? 

- Tak 

 

Isard szedł kiedy mówił – Interesujące, że zorganizowali prywatne spotkanie, podczas 

gdy reszta senatorów jest tutaj. 

- Kogo wziąść? 

background image

- Danu, Male- Dee, Eakway... ci co zwykle. Masz przekaz audio? 

- Nie. Zakłocają sygnał. Ale byliśmu w stanie umieścić ukrytą kamerę w jednym z otworów 

wentylacyjnych, więc mamy całkiem znośny przekaz video. 

- Szkatułka... 

- Za wcześnie, aby ocenić co zawiera. Nasi ludzie pracują, aby oczyścić obraz. 

- Masz jakieś informacje na temat dostawców? 

-  Jeszcze  nic.  Frachtowiec  przyleciał  z  Ralltir  i  jest  własnością  firmy  o  nazwie  Grupa 

Republikańska. 

- To wiele wyjaśnia. 

- Też tak pomyślałem. Piloci podali poprawny kod autoryzacji. 

 

Isard zatrzymał się na skraju atrium, gdzie Kanclerz i inni czekali na turbowindę. Cały 

obszar  zapełnił  się  szybko  senatorami,  którzy  pojawili  się,  aby  pogratulować  Palpatinowi. 

Isarda  zbulwersował  brak  ochrony.  Wokół  aneksu  senackiego  trwały  zacięte  walki,  kiedy 

Palpatine był więziony, i możliwe było, że Separatyści wysłali żywych albo elektronicznych 

zabójców. A teraz Palpatine zachowywał się jakby  dopiero co wrócił ze spaceru. Jego jedyną 

ochroną byli dwaj Republikańscy Strażnicy. Ale to było dla niego typowe, pomimo ostrzeżeń 

Biura  Wywadu.  Typowe  było  także  to,  że  na  lądowisku  przyjął  jedynie  lojalnych  jemu 

senatorów, wiedząc doskonale o rosnących niepokojach spowodowanych zniesieniem swobód 

obywatelskich. Palpatine zgodził się przynajmniej aby nie dopuścić mediów. 

 

Isard  pomyślał  o  potajemnym  spotkaniu.  Senatorowie  byli  nieszkodliwi,  ale  nie 

podobała  mu  się  obecność  Jedi.  Członkowie  Zakonu  robili  zdecydowanie  więcej  niż 

nakazywała ich zwyczajowa podejrzliwość. 

 

Przyglądanie  się  sesjom  Senatu,    śledzenie  starych  tunelów,  biegnących  pod 

budynkami wokół aneksu i budynkami 500 Republiki... To musi się skończyć. 

 

Wyślij  oddział  żołnierzy,  aby  przerwał  spotkanie  –  powiedział  –  z  rozkazem 

przesłuchania senatorów. 

- A co z mistrzem She ? 

- Wymyśl jakiś wiarygodny pretekst wtargnięcia. Obawy Straży Republikańskiej, zagrożenie 

bombowe, cokolwiek. She będzie się trzymał z daleka. 

- A co z dostawcami ? 

-  Oskarż  ich  o  posiadanie  kradzonego  kodu  autoryzacyjnego,  podawanie  się  za  personel 

ratunkowy  i  pogwałcenie  zastrzeżonej  przestrzeni  powietrznej.  –  Isard  przerwał,  a  potem 

powiedział – Sam się zajmę ich przesłuchaniem. 

 

background image

-Powinno wytrzymać –  powiedział Jadak do mikrofonu w swoim hełmie, spod lewj żuchwy 

YT – Ale w drodze na Toprawę moglibyśmy zatrzymać się na Kuat aby dokonać wymiany. 

Reeze  siedział  wewnątrz  włazu  na  czubku  żuchwy,  wypróbuwując  dopalacze  od 

wewnątrz. Jego odpowiedź dobiegła ze słuchawek. – Nie musisz wykręcać mi ręki. 

Jadak  spojrzał  jeszcze  raz  na  uszkodzony  silnik.  Wycierajtąc  smar  z  rąk,  obszedł 

statek,  prawie  zderzając  się  z  Mistrzem  She,  zbiegającym  po  rampie.  Instalacja  była 

najwyraźniej  zakończona,  Jedi  miał  skrzynkę  z  narzędziami  w  jednej  ręce  i  aktywny 

komunikator w drugiej. 

- Został wysłany oddział żołnierzy aby aresztować Senatorów – powiedział nawet nie 

zwalniając  –  Zaprowadzę  ich  w  bezpieczne  miejsce.  Lepiej  startuj  i  to  szybko.  –  Zatrzymał 

się kilka metrów od rampy i odwrócił się, - Powodzenia Kapitanie. 

Wchodząc  na  rampę,  Jadak  zasalutował  niedbale.-  Dzięki  za  ostrzeżenie.  Podniósł 

mkrofon do ust i wezwał Reeza – Nadchodzi towarzystwo. Wychódź stamtąd. 

Kiedy wszedł Jadak,Reeze wychodził z włazu w głównej ładowni. 

- Klony? 

- Nie. Oddział żołnierzy. 

 

Reeze zrobił nachmurzoną minę. – Nie płacą nas wystarczająco dużo. 

- Zapamiętam. 

- Zwłaszcza teraz, gdy zabierają statek. 

- Wiedzieliśmy, że to się może zdarzyć. 

- To nie złagodziło ciosu. 

-  Może  porozmawiamy  o  tym  później.  Jadak  wyciągnął  rękę  i  wciągnął  Reeza  na  pokład.  – 

Sprawdź odczyty i rozgrzej silniki. Spróbuje dać nam trochę czasu. Pobiegł do maszynowni i 

wyciągnął mały blaster z szufladki pod konsolą. 

 

Reeze wziął się pod boki i zaśmiał. – Przepraszam Tobb, ale to najzabawniejszy widok 

jaki widziałem od dłuższego czasu. Ta zabawka przeciwko blasterom DC-15. 

 

Jadak  zmarszczył  brwi.  –  Nie  planuje  ich  powstrzymać.  Chciałem  ich  po  prostu 

spowolnić. 

- Myślę, że możesz spróbować – Reeze zaśmiał się znowu i pobiegł do kokpitu. 

 

Jadak  zbiegł  po  rampie  i  pośpieszył  w  kierunku  wejścia  na  lądowisko.  Wymierzając 

starannie, posłał błyskawicę energii dokładnie w pulpit sterowniczy od drzwi. Cofnął się, gdy 

z  przełącznika  poleciały  iskry  i  smugi  dymu  a  jego  nozdrza  wypełnił  zapach  spalonych 

obwodów. 

background image

 

Luk  towarowy  znajdujący  się  po  zachodniej  stronie  lądowiska  był  szerszy  i  wyższy. 

Ładując blaster raz jeszcze, Jadak wypalił dwa razy w tablicę kontrolną, a jeden ze strzałów 

odbił  się  skwierczącym  rykoszetem  przelatując  obok  jego  ucha.  Kiedy  usłyszał  walenie 

pięściami  od  wewnątrz,  pośpieszył  z  powrotem  do  statku.  Mimo  iż  tłumiony  przez 

durastalowe drzwi rozbrzmiał wzmocniony głos. 

-  Ochrona  Senatu  !  Otwórz  właz  i  przejdź  na  środek  lądowiska  z  rękami  nad  głową.  Nie 

próbuj startować. 

 

Na twarzy Jadak właśnie zaczynał się pojawiać wyraz satysfakcji, kiedy usłyszał jakiś 

hałas  na  górze.  Rozgrzane  do  białości  ostrze  kreśliło  łuk  w  suficie.  Dobiegając  do  rampy 

kilkoma susami, poślizgnął się w łączniku, dał nura do kokpitu i opadł na fotel pilota. 

-  Powiedziałeś  im,  żeby  sobie  poszli  ?  –  Powiedział  Reeze  ze  wzrokiem  wbitym  we 

wskaźniki. 

- Przypiekłem zamki. Ale zaczęli wycinać dziurę w suficie ! 

 

Reeze zerknął na niego. – Aż tak chcą nas dostać ? 

- Nie będziemy czekać, żeby się dowiedzieć. 

 

Gdy  Jadak  zapinał  pasy,  z  dachu  Wysłannika  rozbrzmiał  odgłos  uderzenia.  Ponad 

modulowanym  dźwiękiem  rozgrzewających  się  silników  dobiegł  do  nich  gardłowy  odgłos 

przecinarki. 

 

Jadak  w  pośpiechu  uruchomił  repulsory.  YT  był  kilka  metrów  nad  ziemią,  gdy 

blasterowe błyskawice zaczęły osmalać kadłub. 

- Zrzuć ich ! – rzekł Reeze 

 

Jadak  pojął  dowcip  i  obrócił  gwałtownie  statek,  mając  nadzieję  że  siła  odśrodkowa 

zrzuci  żołnierzy  z  kadłuba.  Jeden  z  nich,  w  czerwonej  zbroji,  przeleciał  obok  kokpitu, 

machając rękami i nogami. 

 

Reeze się skrzywił – Nie zyskamy dzięki temu u nich dodatowych punktów. 

Nie zważając na nadlatujące statki, Jadak wystartował z impetem. 

 

ROZDZIAŁ 4 

 

-  Mam  ich  –  powiedział  Isard  do  mikrofonu  umieszczonego  w  kołnierzyku  jego  uniformu. 

Stojąc na skraju lądowiska dla śmigaczy dostrajał makrolornotkę, aby zobaczyć YT. Daleko 

pod nim, frachtowiec zanurkował w szczelinę po przeciwnej stronie aneksu senackiego. 

 

Eskadra  ARC  kapitana  Archera  podejmie  pościg  –  rzekł  asystent  dyrektora  przez 

komunikator. 

background image

- Co z Fangiem Zarem i innymi? 

- Zniknęli zanim żołnierze wkroczyli na lądowisko. Ktoś musiał ich wcześniej ostrzec. 

 

Isard opuścił makrolornetkę i pośpieszył czerwonym dywanem w kierunku atrium.  

– Zajmiemy się nimi we właściwym czasie. Teraz naszym priorytetem jest ten frachtowiec. 

- Unieszkodliwić czy zniszczyć ? 

-  Archer  zdecyduje.  Ekipa  sądowa  ma  być  w  pogotowiu  aby  odzyskać  ciała  z  wraku  jeśli 

zajdzie taka potrzeba. 

 

 

Blasterowe błyskawice omiatały rufę, gdy YT wystartował z dachu, prawie zderzając 

się ze śmigaczem robiącym podejście do jednego górnych lądowisk. Zza lewej strony kopuły 

aneksu  ze  świstem  wyleciała  para  statków  z  zamontowanymi  na  przedzie  automatycznymi 

działkami.  Jadak  przyśpieszył  nurkując  Wysłannikiem  w  jeden  z  otaczających  senat 

kanionów.  Przedzierając  się  przez  powietrzny  ruch,  położył  frachtowiec  na  bok,  następnie 

dokonał  kompletnego  obrotu  i  poszybował  w  niebo.  Śmigacze  były  wkrótce  tylko 

wspomnieniem, ale Wysłannik nie osiągnął nawet poziomu apartamentowców 500 Republiki 

kiedy zadźwięczał sygnał alarmowy. 

- V-wingi i ARC-117 – rzekł Reeze – Naliczyłem pięć, sześć, siedem. Zbliżyją się od cztery 

dziewięć. 

 

Jadak  chwycił  przepustnicę  i  pociągnął  do  siebie,  wywołując  tym  chaos  w  kilku 

liniach lotniczych. YT wystrzelił świecą kilkaset metrów w górę, szybciej od dźwięku, nadal 

z dzwoniącym alarmem o zagrożeniu. 

- Więcej ARC-ów. 

 

Jadak rzucił wzrokiem na panel istrumentów  głównego ekranu. Statki leciały z pełną 

prędkością,  uruchamiając  swoje  systemy  uzbrojenia  i  ustawiając  w  pozycji  bojowej  płaty 

skrzydłowe. 

- Czy blokada została zniesiona ? 

-  Właśnie  teraz  –  rzekł  Reeze,  wystukując  na  klawiatutrze  komunikatora  współrzędne  i 

zakładaąc  słuchawki.  Statki  się  rozpraszają.  Większa  część  ruchu  została  skierowana  do 

Sektora Trzynastego przez Sektor Dwudziesty. 

 

Jadak zmienił kierunek, skręcając na wschód i zwiększając dopływ mocy do silników. 

Odczyty  pokazały  mu,  że  klony  także  powtórzyły  jego  manewr.  Najbliższy  z  myśliwców 

posłał serię błyskawic pod brzuchem Wysłannika. 

- No cóż, naprawdę mają jakąś sprawę. 

- Mówiłem ci, że na lądowisku byłeś dla nich zbyt szorstki. 

background image

- Uważaj na przednie osłony i miej oczy otwarte. 

 

Naprzeciwko leciały pierwsze jednostki z wielokilometrowej kolejki, chcące nareszcie 

dolecieć  na  miejsce.  Eskortowani  przez  policję  i  myśliwce  V-wing  były  równomiernie 

ustawione  i  podchodziły  do  lądowania  z  określoną  prędkością.  Jadak  wleciał  centralnie 

między te statki. Poruszając się pod prąd i lecąc slalomem, zbliżył się do niektórych jednostek 

na tyle, aby zobaczyć zaskoczone wyrazy twarzy ludzi, humanoidów i obcych. Było jasne, że 

piloci  nie  mają  tyle  zaufania  do  umiejętności  Jadaka,  co  on  sam.  Tak  jak  ławica  ryb 

zaatakowana znienacka przez drapieżnika, tak statki zaczęły zmieniać kursy, robiąc wszystko 

co  w  ich  mocy  aby  uniknąć  potrącenia.  Jednak  w  wielu  wypadkach  po  prostu  udarzały  w 

sąsiednie  jednostki,  inicjując  reakcję  łańcuchową  kolizji.  ARC-170ki  na  próżno  próbując 

dogonić  Wysłannika,  leciały  obok,  nie  strzelając  w  obawie,  że  trafią  niewinne  statki. 

Fractowiec nie osiągnął nawet górnych granic atmosfery, kiedy trochę się przerzedziło i ARCi 

podjęły pościg. 

-  Przelej  moc  na  tylne  tarcze  –  rzekł  Jadak,  gdy  Wysłannik  wyleciał  z  leja  grawitacyjnego 

Coruscant. 

 

Lokalna  przestrzeń  była  zaśmiecona  szczątkami  i  odłamkami  okrętów  wojennych 

zarówno  Republiki  jak  i  Separatystów,  zczerniałymi  częściami  zniszczonych  myśliwców  i 

orbitalnych  luster.  Nie  było  śladu  po  ocalałych  statkach  Federacji  Handlowej  ani  Gildii 

Kupieckiej, ale flota Coruscant nadal znajdowała się na stanowiskach obronnych, na wypadek 

gdyby Separatyści zdecydowali się na ponowny atak. 

 

Reeze  mruknął  do  siebie,  kiedy  przysłuchiwał  się  rozmowom  w  sieci.  –  Pobliskie 

statki zostały postawione w stan pogotowia. Jesteśmy oznaczeni jako wrogi obiekt. 

 

Jadak pociągnął przepustnicę do siebie. Jednak zamiast zwiększyć dystans dzielący ich 

od olbrzymich statków z zaostrzonymi dziobami, zbliżył frachtowiec do ciasno ustawionych 

krążowników  republikańskich  na  tyle  na  ile  się  ośmielił,  lecąc  wzdłuż  ich  kadłubów  i 

używając ich jako tarczy dopóki nie będzie wystarczająco daleko od Coruscant, żeby dokonać 

skoku. Ale piloci ARC-170tek nie przerwali pościgu i nie martwili się już o niewinne statki. 

Osłony okrętów były w stanie wytrzymać ich ostrzał laserowy. 

 

Wysłannik odczuł pierwszą salwę. 

Jadak obrócił statek na sterburtę, pokazując ścigającym brzuch statku. –  Musimy uważać na 

lewy silnik. 

 

Nagle  rozległ  się  ogłuszający  dźwięk  a  na  panelu  sterowania  pojawiły  się 

wyładowania energii. Wszystkie światła i wskaźniki w kokpicie zamrugały, a potem wróciły 

background image

do  życia.  Jadak  uderzył  ręką  w  sufit,  aby  zmotywować  kilka  systemów  do  ponownego 

działania. 

- Zbliża się „Prawość”. Chcą nas przechwycić promieniem ściągającym. 

- Chyba żartujesz. 

 

Jadak  obrócił  się  na  krześle,  aby  wpisać  do  komputera  nawigacyjnego  współrzędne 

skoku. 

-  Możemy  zgubić  V-wingi  –  rzekł  Reeze  ale  te  ARCi  mają  hipernapędy  klasy  jeden  pięć. 

Polecą za nami do piekła i z powrotem. 

- Więc Toprawa odpada. Musimy ich zgubić. 

- Gdzie w takim razie.  

 

Jadak odwrócił się, aby spojrzeć na Reeza – Najlepszym wyjściem jest Nar Shadaa. 

Błyskawica z Prawości oświetliła Wysłannika. 

- W czasie burzy każdy port dobry. 

 

Jadak zaczekał na kordynaty z komputera i sięgnął do dźwigni hipernapędu. Gwiazdy 

nie rozciągnęły się jeszcze w promienie, gdy YT wstrząnął potężny huk. Frachtowiec nie tyle 

wszedł do nadprzestrzeni co został do niej wkopany. 

 

 

Większą  część  podróży  przez  nadprzestrzeń  spędzili  na  kolanach  oceniając 

uszkodzenia w różnych zakamarkach statku i próbując dokonać napraw. Strzały które dopadły 

rufy  statku  w  momencie  skoku  uszkodziły  silnik  podświetlny.  Po  krótkiej  naradzie, 

zdecydowali,  że  dolecą  jakoś  na  orbitę  Nar  Shadaa  polegając  na  silnikach  pomocniczych  i 

hamulcach. 

 

Wrócili do kokpitu na resztę podróży poprzez bezkres nadprzestrzeni, żaden z nich się 

nie odzywał. Dopiero Reeze przerwał długą ciszę. 

- Jak uważasz, co zainstalował ten Jedi? 

 

Jadak obrócił fotel, wpatrując się w istrumenty pokładowe – Nie mam pojęcia. 

- Nie myślałeś, żeby zapytać ? 

- Czemu miałbym to zrobić ? 

 

Reeze  nie  odpowiedział  od  razu.  –  Wiesz,  że  możemy  po  prostu  odlecieć.  Naprawić 

statek na Nar Shadaa i polecieć do Zewnętrznych Rubieży. 

- Moglibyśmy. Ale nie zrobimy tego. 

 

Reeze  westchnął  –  Misja  zawsze  na  pierwszym  miejscu.  Nawet  jeśli  oznacza  to 

oddanie statku. 

background image

-  Senatorowie  robią  swoje,  my  też  powinniśmy.  Z  odrobiną  szczęścia,  wszystko  wyjdzie  na 

dobre. 

- Ale czy to się wkrótce nie skończy ? Hrabia Dooku nie żyje. Słyszałeś co powiedzieli. Mogą 

nas już więcej nie potrzebować. 

 

Jadak chwilę pomyślał.  – Powiem ci coś Reeze.  Jeśli to się skończy zanim dotrzemy 

na Toprawę, poważnie zastanowie się nad tym co powiedziałeś. 

-  Reeze  wyprostował  się  w  fotelu.  –  Więc  jesteś  zły  na  nich  –  to  znaczy  za  to,  że  musisz 

oddać statek. 

- Jadak spojrzał na niego w końcu – Powiedzmy zawiedziony. 

 

Reeze wyszczerzył zęby – Niech będzie zawiedziony. 

- Jesteś już gotów świętować ? 

- Czemu nie? Minęło dużo lat, Tobb. 

- To prawda. Ale nie rób sobie nadziei. 

- Jak mógłbym z tobą u boku. 

 

Jadak uśmiechnął się – Więc , Nar Shaddaa, twój stary deptak. 

- Ha ! Chyba miejsce gdzie mnie często depczą. 

 

Komputer nawigacyjny zadźwięczał i Jadak obrócił fotel. 

- Zaraz wyskakujemy. 

 

Kiedy  statek  znalazł  się  w  realnej  przestrzeni  a  gwiazdy  i  mgławice  nabrały  kształtu 

nastąpiła nieprzyjemna cisza. Wysłannik zadrżał i jęknął, pchany jedynie siłą bezwadności. 

- Nie było tak źle – już zaczynał mówić Jadak – kiedy statek nagle umarł. 

 

Reeze  zaczął  zmieniać  przełączniki  w  całkowitej  ciemności.  –  Nie  mamy  żadnego 

zasilania. Ani świateł, ani łączności. Systemy awaryjne nie odpowiadają. 

 

Jadak  obserwował  jak  Nar  Shadda  rośnie  w  iluminatorze.  –  Ten  strzał  musiał 

uszkodzić zasilanie. 

- Jest jakiś sposób, aby odzyskać sterowanie ręczne. 

- Jeśli mielibyśmy tyle czasu. Teraz, zmierzamy tam gdzie zdecyduje Nar Shaddaa. 

 

Zmieniając dalej przełączniki Reeze zaklął – Możemy zostać na orbicie? 

-  Trudno  powiedzieć.  –  Jadak  odpiął  pasy  i    stanął  pochylając  się  w  kierunku  iluminatora  – 

Przy  tej  prędkości  i  wektorze  lotu...  moglibyśmy  spróbować.  Bardziej  martwie  się  o  ruch  w 

korytarzu powietrznym. 

-  I  powinieneś  –  rzekł  Reeze.  Patrzył  przez  makrolornetkę.  Widzę  jakiś  statek.  Ucichł,  a 

potem powiedział – O, bracie... 

 

Jadak przyjrzał się rosnącemu statkowi – Co jest? 

background image

Reeze  opuścił  makrolornetkę.  –  Ciężki  Koreliański  Frachtowiec  –  jeden  z  tych 

większych.  Wystarczająco  duży,  żeby  zabrać  ładunek  Huttów  z  pomieszczeniem  dla  stada 

bant. 

Jadak  chwycił  makrolornetkę  i  spojrzał.  Zaokrąglony  prostokąt  z  zakrzywionym 

podwoziem,  frachtowiec  był  napędzany  przez  potrójny  silnik.  Zmierza  w  naszą  stronę. 

Przygotowuje się do skoku. Ich instrumenty ostrzegą ich. 

-  Ostrzegą  ?  –  Reeze  spojrzał  na  Jadak  z  niedowierzaniem  –  To  Nar  Shaddaa.  Kto 

większy ten lepszy. Jesteśmy dla nich jak mucha w oku. Nie odsunie się. 

 

Jadak patrzył jak olbrzymi statek oddala się od płaszcza planety. 

- Ty decydujesz Tobb – powiedział Reeze po długiej chwili ciszy. 

 

Jadak pstryknął ostatni przełącznik i głęboko odetchnął. Dobrze, zabieramy się stąd. 

Pośpieszyli  w  kierunku  rufy  to  jednej  z  kapsuł  ratunkowych,  znajdującej  się  od  strony 

podwozia  statku,  poniżej  silników.  Jadak  zszedł  pierwszy  i  zdjął  osłonę  która  zakrywała 

przełącznik  zwalniający  kapsułę.  Jadak  przecisnął  się  przez  owalny  właz  i  zatrzasnął  go  za 

sobą. W chwili gdy Reeze pociągnął za dźwignię, gdy Wysłannik wrócił do życia. 

- Znowu działa! 

 

Jadak otworzył szeroko oczy – Teraz się budzisz ? Teraz ? 

Z  silników  podświetlnych  dobiegł  świst  i  YT  skręcił  raptownie,  unikając  kolizji  posyłając 

Jadaka i Reeza na ścianę kapsuły. 

 

Chwilę później lecieli spiralą przez przestrzeń.