background image

AMANDA QUICK

PRÓBA CZASU

background image

ROZDZIAŁ 1

Panna młoda podniosła do ust kieliszek szampana i po raz tysięczny tego dnia zadała 

sobie pytanie, czy aby nie popełnia największego błędu w życiu.

Katy  Randall   Coltrane   starała   się   zachować   spokój,   ale   palce   jej   drżały.   Jeśli   nie 

będzie ostrożna, znowu rozleje drugi kieliszek szampana na piękną ślubną suknię. Byłoby 

szkoda, zważywszy, ile czasu poświęciła, by ją wybrać.

To   tylko   normalne   w   takiej   sytuacji   zdenerwowanie   panny   młodej,   starała   się 

przekonać samą siebie. Idiotyczne obawy,  jakie mogą przytrafić się każdemu. Wszystkim 

pannom młodym nerwy odmawiają posłuszeństwa. Gdyby nie był to powszechny problem, 

nie warto byłoby w ogóle o tym wspominać. Przecież wszystko jest w porządku. Nic się nie 

zmieniło.   Nie   ma   powodu,   aby   analizować   raz   jeszcze   wszystkie   lęki   i   wątpliwości. 

Powtarzała sobie, że wie, co robi i że to jest słuszne.

Wszystko jakoś się ułoży,  A zresztą jest po uszy zakochana w mężczyźnie, który 

właśnie złożył jej przysięgę małżeńską. Na dodatek ma dwadzieścia osiem lat, wystarczająco 

dużo, by podjąć samodzielną decyzję.

Oczywiście   nie   podniosła   jej   na   duchu   rozmowa,   którą   przypadkowo   podsłuchała 

przed chwilą w hotelowym ogrodzie. Dobrze jej tak! Powinna była spytać w recepcji, gdzie są 

pokoje wypoczynkowe. Nie natknęłaby się wtedy na dwie przyjaciółki matki. Wciąż jeszcze 

dźwięczały jej w uszach ich słowa.

- Cóż, Randallowie dali swej jedynaczce jak najstaranniejsze wychowanie - zauważyła 

Leonora Bates. - Musiało ich to kosztować fortunę.

-   Mogą   sobie   na   to   pozwolić   -  odparła   jej   towarzyszka.   -   Teraz   pewnie   dziękują 

losowi, że ich Katy znalazła sobie męża, wszystko jedno jakiego. Jest przecież taką skromną, 

nieśmiałą   istotą.   Wydawało   mi   się,   że   interesuje   ją   wyłącznie   stadnina   koni   ojca. 

Zastanawiam się, co jej matka myśli o swoim zięciu?

- Wilma akceptuje Coltrane'a, ponieważ jej mąż go lubi. Uważa, że Harry zna się na 

ludziach.  Wiesz  przecież  równie  dobrze jak ja, że Harry Randa ocenia  ludzi według  ich 

osiągnięć,   a   nie   na   podstawie   przeszłości.   Właściwie   to   nie   Katy   znalazła   sobie   męża   - 

zauważyła Leonora znacząco. - To on ją znalazł. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Garrettowi 

Coltrane wystarczyło rzucić okiem na małą, spokojną Katy Randa, by wiedzieć, że jest ona 

osobą,   jakiej   potrzebuje.   Żeniąc   się   z   nią,   żeni   się   z   kilkoma   szacownymi   pokoleniami 

Randallów, cieszących się ogólnym poważaniem i dobrą pozycją towarzyską. Nie mówiąc już 

o pieniądzach.

background image

- Coltrane też nieźle sobie radzi w interesach. Jest człowiekiem zamożnym.

- To prawda - przyznała Leonora - ale w jego własnym mniemaniu nie rekompensuje 

to chyba jego pochodzenia, braku starannego wykształcenia i kiepskiej reputacji. Na Boga, 

przecież on kiedyś  występował na rodeo! Dużo czasu upłynie, zanim małżeństwo z Katy 

Randa pozwoli ludziom zapomnieć o jego awanturniczej przeszłości.

- Wiesz, kiedy ten chłopak opuścił miasto, by dołączyć do zespołu rodeo, myślałam, 

że  już  go  nie   zobaczymy.   Kto  by  przypuszczał,  że   wróci   po  tylu   latach   i  poślubi   córkę 

człowieka, który zatrudniał go jako stajennego?

- Zastanawiam się tylko, czy słodka mała Katy wie, co ją czeka?

- Masz jakieś powody do niepokoju?

-   Oczywiście   -   odparła   Leonora.   -   Odnoszę   wrażenie,   że   Garrett   Coltrane   jest 

twardym, bezwzględnym, sprytnym kombinatorem.

Katy wymknęła się z ogrodu, zanim Leonora skończyła swoją ocenę Garretta.

Teraz,   ukryta   za   gazonami   z   bujną   roślinnością   w   eleganckim   holu   recepcyjnym, 

nerwowo   spoglądała   na   lśniącą   na   palcu   złotą   obrączkę.   Odwieczny   symbol   małżeństwa 

błyszczał w świetle żyrandoli. Pomyślała właśnie, jak prozaicznie w gruncie rzeczy wygląda 

obrączka, gdy nagle wyrwał ją z zadumy czyjś wesoły głos.

- Ach, to tutaj ukrywa się nasza panna młoda. Cóż ty robisz za tymi palmami, Katy? 

Przecież   dziś   twój   wielki   dzień.   Powinnaś   być   w   centrum   uwagi,   między   gośćmi,   w 

towarzystwie.

Katy podniosła głowę. Zerwała się na nogi, długa spódnica owinęła jej się wokół 

kostek.

- To ty, Julio? Wcale się nie chowam, ja po prostu... - Przerwała nagle, gdyż poczuła, 

że traci równowagę. Chwyciła brzeg gazonu, ale parę kropli szampana spłynęło na suknię.

- Do diabła - wymamrotała.

- Czy tak się powinna wyrażać panna młoda? - Julia Talbot ujęła Katy za łokieć. - Nic 

ci nie jest?

- Skądże. To tylko ta kostka. Zrobiłam zbyt  gwałtowny ruch, a ona tego nie lubi. 

Wiesz przecież.

Julia   uśmiechnęła   się   ze   zrozumieniem,   jak   na   dobrą   przyjaciółkę   przystało. 

Jasnowłosa, niebieskooka rówieśnica Katy była atrakcyjną kobietą. Przed rokiem wyszła za 

mąż za potomka jednej ze starych i zamożnych rodzin z tutejszej społeczności.

Ta społeczność, którą Katy przez całe swoje życie nazywała domem, była niewielką 

enklawą bogatych, zasiedziałych Kalifornijczyków, którzy zamieszkiwali prestiżową część 

background image

Złotego Wybrzeża południowej Kalifornii. W tym stanie były wprawdzie bogatsze miasta, ale 

niewiele z nich mogło się poszczycić tak długimi tradycjami i tak dobrym pochodzeniem 

swych   mieszkańców.   Ludzie   z   otoczenia   Randallów   uważali   się   za   lepszych   od 

ekstrawaganckiego, nowobogackiego pospólstwa w Los Angeles, gdzie większość dorobiła 

się fortun w przemyśle filmowym i rozmaitych spółkach.

Byli pewni swojej niezachwianej pozycji wynikającej z faktu, że pieniądze i ziemię 

posiadali od pokoleń. Niektórzy wywodzili swój rodowód jeszcze z czasów hiszpańskich. A 

w Kalifornii to się liczy.

Przyjaciele Randallów nie wdawali się w biznes filmowy ani w spółki z ograniczoną 

odpowiedzialnością.   Inwestowali   w   ziemię,   w   bajecznie   drogie   konie   i   w   sztukę   pre-

kolumbijską. Wielu z nich lubiło grać rolę ziemian. Byli to ludzie interesu, którzy bardzo 

rozważnie gospodarowali odziedziczonym kapitałem.

Tacy   ludzie   na   ogól   wynajmowali   robotników   w   rodzaju   Garretta   Coltrane'a,   by 

uprawiali im ziemię, doglądali koni i dbali o ich piękne ogrody. Nieczęsto zdarzało się, by 

przedstawiciele   tutejszej   klasy   pracującej   wchodzili   w   związki   małżeńskie   z   kimś   ze 

środowiska Randallów,  Katy doskonale  zdawała  sobie sprawę, że  Leonora Bates  nie jest 

jedyną   osobą   komentującą   ten   związek.   Powtarzała   sobie   jednak,   że   nie   ma   to   dla   niej 

żadnego znaczenia. Ona i Garrett kochają się, a przy tym instynktownie czuła, że Garrett jest 

zbyt dumny, by żenić się dla pieniędzy.

- Nie byłabym pewna, czy to sprawa kostki, czy szampana - powiedziała Julia. - A 

jeśli chodzi o kostkę, to cieszę się, że zdecydowałaś się na płaskie obcasy. Bałam się, że 

będziesz chciała jednak włożyć szpilki.

-   Nie   jestem   aż   tak   głupia   -   skrzywiła   się   Katy.   -   Gdybym   włożyła   pantofle   na 

wysokich obcasach, prawdopodobnie padłabym u stóp Garretta. Przyznasz, że byłoby to dość 

żenujące.

- Dla ciebie, ale nie dla Garretta. Myślę, że nawet widok upadłej panny młodej w 

trakcie uroczystości ślubnej nie zdołałby poruszyć  twego męża. - Julia posłała zamyślone 

spojrzenie w głąb pokoju, gdzie Garrett Coltrane prowadził ożywioną  rozmowę z grupką 

gości weselnych.

Garrett rzadko się odzywał. Zazwyczaj przysłuchiwał się w skupieniu temu, co mówili 

inni.   Ale   gdy   wreszcie   zabrał   glos,   inni   natychmiast   milkli.   Wywierał   jakieś   szczególne 

wrażenie   na   wszystkich,   niezależnie   od   ich   statusu   społecznego   i   finansowego.   Miał 

wrodzony   talent,   który   w   ostatnich   latach   pomógł   mu   w   założeniu   i   rozwoju   firmy 

konsultingowej. Był człowiekiem, który mimo woli skupiał na sobie uwagę innych.

background image

Katy podążyła za wzrokiem przyjaciółki, przygryzając wargi, na których pozostały 

nikłe  ślady  brzoskwiniowej  szminki.  Patrzyła  na  swego  dopiero  co  poślubionego   męża  z 

niepokojem. Julia miała rację. Garretta niełatwo byłoby czymś  poruszyć. Był  mężczyzną, 

który wie, czego chce, dokąd zmierza i jak dopiąć celu. Chronił go mur, jaki wzniósł wokół 

siebie, wykorzystując cały swój zasób siły fizycznej i psychicznej.

Nie był wysoki, mógł mieć ze 175 centymetrów wzrostu, mniej niż ojciec Katy. Ale 

gdy stał w grupie mężczyzn, właśnie on przyciągał ogólną uwagę.

Szczupły, smukły, miał w sobie jakąś zwierzęcą zwinność ruchów, która uwidaczniała 

się jeszcze bardziej, gdy dosiadał konia. Ramiona i uda znamionowały siłę, choć nie był 

szczególnie muskularny.

Miał włosy czarne jak węgiel, krótko ostrzyżone. Gdy wychodził z domu, zawsze 

wkładał   drogi   kapelusz.   Wyraziste,   jak   rzeźbione,   rysy   i   silnie   zarysowana   linia   szczęki 

sprawiały, że nie było w nim nic delikatnego, ale miał w oczach coś bardzo intrygującego. 

Tak przynajmniej wydawało się Katy. Miała nadzieję, że te złociste oczy w kolorze bursztynu 

odzwierciedlą kiedyś uczucia, jakie na pewno do niej żywi.

Garrett Coltrane był mężczyzną starej daty. Mężczyzną, który robi w życiu to co chce 

i tak jak chce. Był silny i milczący, powtarzała sobie Katy po raz kolejny. Gdyby był ogierem, 

włączyłaby   go   do   swojego   stada   rozpłodowego,   mimo   że   nie   wyróżniał   się   elegancją. 

Podobała jej się jednak jego siła, wytrzymałość  i determinacja. Takie  cechy przydają się 

zarówno koniom, jak i ludziom.

Garrett nie miał talentu ani skłonności do roztrząsania swoich uczuć, ale Katy była 

pewna, że jest zdolny do wielkiej miłości. Fakt, że o tym nie mówi, nie znaczy jeszcze, że jest 

tych uczuć pozbawiony. Katy była przekonana, że się nie myli, wiedziała, że zamknięty w 

sobie Garrett kocha ją na swój własny, męski, milczący sposób.

W   każdym   razie   była   tego   pewna,   gdy   przyjmowała   jego   spokojne,   beznamiętne 

oświadczyny.

Ale   po   czterech   tygodniach,   w   czasie   których   zaczęła   się   zastanawiać   nad 

prawdziwymi uczuciami Garretta, w jej serce wkradł się pewien niepokój. Starała się jednak 

odsunąć od siebie nękające ją wątpliwości, zajmując się sprawami związanymi z przyszłym 

ślubem i przeprowadzką do domu Garretta.

Subtelna,   skryta,   romantyczna   natura   skłoniła   ją   do   zorganizowania   wspaniałej 

uroczystości. Chciała, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pomagała jej w tym matka 

i   razem   przygotowały   imponujące   przyjęcie.   Zaproszono   sąsiadów   z   okolicy   i   wszyscy 

przyjęli zaproszenie.

background image

Ale   dziś,   gdy   ostrożnie   kroczyła   między   kościelnymi   ławkami,   by   połączyć   się   z 

Coltrane'em przed ołtarzem, lęki i wątpliwości odezwały się ze wzmożoną siłą.

- Zwykłe zdenerwowanie panny młodej - usłyszała głos Julii. - Rozluźnij się.

Uśmiechnęła  się ponuro. Powinna była  wiedzieć,  że Julia zorientuje się, iż nerwy 

odmawiają jej posłuszeństwa.

- Też ci się to zdarzyło? - spytała.

- Owszem. Nie przejmuj się. Zaraz ci przejdzie - pocieszyła ją przyjaciółka. - Pokaż 

obrączkę.

Katy wyciągnęła rękę, na której lśnił prosty złoty paseczek.

- Garrett jest bardzo tradycyjny - wyjaśniła. - Nie lubi wyszukanej biżuterii.

- Hm. Wiem, co masz na myśli. Mnie się ta obrączka podoba. Jest w dobrym stylu. I 

pasuje do ciebie, Katy.

- Skromna obrączka dla skromnej panny młodej, tak?

-   Nie   pleć   głupstw.   Zawsze   byłaś   atrakcyjną   dziewczyną,   a   dzisiaj   wyglądasz   po 

prostu pięknie. Kiedy szłaś przez kościół, błyszczałaś.

- Myślę, że byłam spocona.

- O czym ty, na Boga, mówisz?

- No dobrze - zaśmiała się Katy. - A więc delikatny blask wilgotnej twarzy. Czy to 

brzmi lepiej? Pewnie dlatego tak błyszczałam, jak to nazwałaś. Byłam śmiertelnie przerażona.

-  Wyglądasz  znakomicie   - powtórzyła   Julia.   - Podobasz mi   się z  rozpuszczonymi 

włosami, - Zmierzyła bacznym wzrokiem ciemne włosy Katy. ~ Do twarzy ci w tej fryzurze. 

Powinnaś częściej tak się czesać.

- Może masz rację - odparła Katy wymijająco. Garrett nic nie powiedział na temat jej 

uczesania.   Oczywiście   on   nigdy   nie   komentował   jej   wyglądu.   Nie   należał   do   mężczyzn, 

którzy zwracają uwagę na sposób ubrania czy uczesania kobiety.

- Wracając do obrączki - Julia kontynuowała temat -myślę, że jest jak najbardziej 

odpowiednia. Czy wiesz, że obrączka jest pradawnym symbolem płodności? - dodała mrużąc 

oczy.

- Możesz być pewna, że postaram się to zapamiętać.

- Ludzie, którzy hodują konie, znają się na tym. Właśnie ty powinnaś to wiedzieć. 

Twoja   rodzina   hodowała   te   piękne   araby,   zanim   jeszcze   przyszłaś   na   świat,   a  ty  już  od 

czterech lat zajmujesz się programem hodowli. Z powodzeniem, muszę przyznać. Ciekawe 

tylko, czy wykorzystałaś swoją wiedzę w zakresie odpowiedniej selekcji, by wybrać sobie 

męża.

background image

- Julio, na litość boską! Jak możesz mówić coś podobnego?

Julia roześmiała się, zwracając wzrok w kierunku kilku osób stojących w zasięgu jej 

głosu za donicami paproci. Uśmiechali się do nich.

- Naprawdę uważam, że Garrett zorganizuje doskonałą stadninę - ciągnęła dalej Julia. 

- Wyrażając się w ściśle technicznych terminach, będziecie tworzyć znakomity duet. Ty masz 

w sobie błękitną krew, a on siłę i wytrwałość. Z niecierpliwością czekam na wasze dzieci. 

Twoi rodzice też, jeśli o to chodzi.

Katy zaczerwieniła się. Sama nieraz się nad tym zastanawiała.

- Jestem pewna, że moi rodzice jeszcze nie myślą o wnukach.

- To ty tak sądzisz. Oni wprost nie mogą się ich doczekać. Założę się, że będą liczyli 

dni od nocy poślubnej i odznaczali je przez dziewięć miesięcy w kalendarzu.

- Lepiej niech tego nie robią. Nie chcę, by ktokolwiek ponaglał mnie w sprawie tak 

poważnej jak dziecko. - Katy zacisnęła usta, z jej twarzy zniknął wyraz rozbawienia.

- A co na to Garrett? - nie dawała za wygraną Julia. - On chyba też ma tutaj coś do 

powiedzenia?

- Nie rozmawialiśmy na ten temat - ucięła Katy. Prawdę mówiąc był to jeden z wielu 

wątków osobistych, których jeszcze nie rozważali.

- Nie chciałabym cię urazić, ale czy nie należało poruszyć tak zasadniczej sprawy, 

zanim przystąpiliście do waszych planów małżeńskich?

Katy poczuta, że oblewa ją fala gorąca. Patrzyła w dal unikając wzroku przyjaciółki.

- Garrett jest człowiekiem  bardzo skrytym.  Nie warto wspominać  przy nim o... o 

pewnych rzeczach.

- Przy tobie też - w głosie Julii brzmiała nagana. - Doprawdy, zastanawiam się, o czym 

ze sobą rozmawiacie, kiedy jesteście razem. Ale posłuchaj, Katy, nie możesz unikać rozmów 

na takie tematy jak dzieci. Przecież tu chodzi o waszą przyszłość.

- Nie martw się o mnie, Julio. Wiem, co robię.

- Myślę, że wiedziałaś - Julia zmrużyła oczy w zadumie - ale teraz z jakiegoś powodu 

nie jestem już tego taka pewna.

- Dzięki. Mam dwadzieścia osiem lat, uchodzę za inteligentną i odebrałam staranne 

wykształcenie.   Wyszłam   za   mąż   za   mężczyznę,   z   którym   łączą   mnie   interesy   i   ogólne 

zainteresowania   zawodowe.   Dla   mnie   ślub   z   Garrettem   Coltrane'em   jest   ze   wszechmiar 

pożyteczny. To rozsądny krok. Miej do mnie trochę zaufania.

- Sama nie wiem. - Na twarzy Julii pojawił się wyraz zwątpienia. - Jesteś zakochana. 

A miłość przyćmiewa inteligencję, wykształcenie i rozsądek.

background image

Katy aż jęknęła. Nie spodziewała się po Julii takiej przenikliwości. Starała się przecież 

ukryć swoje uczucia.

- Ale z ciebie przyjaciółka.

-   No   cóż,   pocieszam   się   myślą,   że   nawet   jeżeli   ty   nie   wiesz,   co   robisz,   Garrett 

przypuszczalnie wie.

- Wygląda na takiego, prawda? - zgodziła się Katy. Targały nią mieszane uczucia. 

Starała się ukryć  kiełkującą niepewność pod beztroskim uśmiechem, gdy nagle zobaczyła 

matkę, zbliżającą się do nich z rozpromienioną twarzą.

Stojący po drugiej stronie pokoju Garrett zerknął w kierunku gazonu z paprociami i 

zobaczył stojącą wśród zieleni Katy. Rozmawiała z matką i z Julią Talbot. Uśmiechnął się z 

zadowoleniem. Nie chciał, by na własnym ślubie trzymała się z dala od ludzi.

Nie, żeby była wstydliwa czy lękliwa. Raczej skromna i pełna rezerwy. Nie miała 

zwyczaju   zwracać   na   siebie   uwagi.   Bardzo   spokojna,   cicha   dziewczyna.   Nie   jest   typem 

kobiety, która stara się za wszelką cenę stać duszą towarzystwa, wysunąć na czoło. Ma w 

sobie jakąś dystynkcję i elegancję. Po prostu klasę. Poznał się na tym. Była to jedna z wielu 

rzeczy, które mu się w Katy Randa spodobały.

Nagle uświadomił sobie, że przecież ona nie jest już Katy Randa. Od godziny jest 

Katy Coltrane.

Było coś niezwykle satysfakcjonującego w myśli, że wreszcie wszystko w jego życiu 

ułożyło się jak należy.

Interesy kwitły, miał nowy dom odpowiadający jego obecnemu statusowi i wreszcie 

znalazł kobietę, która będzie jego partnerką w interesach i zarazem żoną.

Żoną. Jego żoną.

Ma   teraz   kobietę   nie   tylko   do   łóżka,   ma   również   doświadczonego   eksperta   w 

dziedzinie hodowli koni rasowych. Ma kogoś, z kim nie tylko siądzie razem do śniadania, ale 

również będzie mógł przedyskutować problemy zawodowe.

Aż do tej chwili nie zastanawiał się specjalnie nad tym, co to znaczy mieć żonę w 

sensie jak najbardziej fizycznym.

Decyzję poślubienia Katy podjął, gdy zobaczył ją po latach po raz pierwszy. Złożył 

wizytę Randallom, ponieważ miał zamiar przyjrzeć się stadninie. To prawda, że chciał się 

spotkać z jej właścicielem ze względów zawodowych. Ale musiał również przyznać, że chciał 

też pokazać Harry'emu Randallowi, że ów nieokrzesany wyrostek, którego kiedyś zatrudnił, 

który u nikogo innego nie mógł znaleźć pracy, stał się innym człowiekiem. Że wyszedł na 

ludzi.

background image

Z zaskoczeniem stwierdził, że ta mała dziewczynka o poważnej twarzyczce, która cały 

swój czas spędzała w stajniach ojca, zmieniła się w znakomitego zarządcę stadniny Randalla. 

Nie była przy tym bynajmniej przemądrzałą debiutantką. Cały jej dziewczęcy świat stanowiły 

konie i najwyraźniej nic się nie zmieniło w tym względzie, poza tym, że nie jeździła już 

konno.

Garrett natychmiast instynktownie wyczuł, że Katy Randa będzie odpowiednią żoną 

dla niego. Dokonał szybkiej analizy sytuacji i doszedł do wniosku, że wszystko jest bardzo 

proste.   Znalazł   inteligentną,   wrażliwą   młodą   kobietę,   która   świetnie   nadaje   się   na 

towarzyszkę jego życia osobistego i zawodowego. Będzie cennym nabytkiem w jego firmie 

konsultingowej i będzie się swobodnie czuła w towarzystwie ludzi, z którymi ma on teraz do 

czynienia.

Garrett był przekonany, że Katy nie okaże się kobietą ze zbyt dużym temperamentem 

ani też nie da mu odczuć, że jest bardziej wykształcona. Nie będzie znudzona ani trudna we 

współżyciu, gdy minie pierwszy okres małżeństwa. Nie jest typem kobiety, która szukałaby 

przygód miłosnych lub jakichkolwiek innych. Dowiodła tego, gdy po ukończeniu studiów i 

próbach podjęcia pracy w Los Angeles wróciła do rodzinnego miasta i zaczęta pomagać ojcu 

przy hodowli koni.

Garrett akceptował sposób, w jaki Katy starała mu się podobać. Odpowiadało mu 

również i to, że mógł z nią rozmawiać o swojej pracy i o tym, co go interesowało. Była też 

atrakcyjna na swój cichy, skromny sposób. A poza tym w zasięgu wzroku nie było żadnego 

innego   mężczyzny.   Wziąwszy   to   wszystko   pod   uwagę   Garrett   nie   widział   powodu,   dla 

którego nie miałoby im być ze sobą dobrze. Katy zapewne była tego samego zdania.

Ale dziś  odbył  ich ślub i Garrett myślał  również  o sprawach innych  niż logiczne 

przesłanki, które doprowadziły do tego małżeństwa. Miał prawo cieszyć się tym wieczorem. 

Poza wszystkim przyjął dziś na siebie odpowiedzialność jako mąż. Dowodziła tego obrączka 

lśniąca na jego palcu.

Garrett spojrzał na złoty krążek. Oczywiście nie będzie jej nosił bez przerwy. Dla 

mężczyzny,  który pracuje głównie na świeżym  powietrzu, noszenie pierścionków nie jest 

bezpieczne. Mimo że nazywano go konsultantem, spędzał dużo czasu w stajniach, szopach, 

na pastwiskach i na polu. Zbyt łatwo mógłby stracić palec, gdyby obrączka zaczepiła o jakiś 

przypadkowy gwóźdź albo wystający kawałek metalu. Ale nie miał nic przeciwko noszeniu 

obrączki przy okazjach towarzyskich. Chciał jednak, by Katy nie zdejmowała jej z palca, W 

ten sposób inni mężczyźni będą wiedzieli, że nie jest już wolna.

Uśmiechnął się, świadomy tego, co go czeka. Nie ulega wątpliwości, że zaczyna się 

background image

coraz więcej zastanawiać nad prawami i przywilejami, jakie od dziś daje mu jego nowy status 

małżonka.

Wznosząc   w   górę   kieliszek,   by   skosztować   wyśmienitego   szampana,   jaki   Harry   i 

Wilma   Randallowie   kupili   na   dzisiejszą   okazję,   Garrett   przysłuchiwał   się   rozmowie   we-

selnych gości, obserwując równocześnie ukradkiem swoją świeżo poślubioną żonę.

Spokojna, skromna, uprzejma, inteligentna, zrównoważona. Wszystkie te przymiotniki 

bezwiednie mu się nasuwały, ilekroć pomyślał o Katy. Nie będzie doprowadzać go do szalu 

żądając egzotycznego urlopu na antypodach albo nocnych uciech. Mimo swego pochodzenia 

była przyzwyczajona do spokojnego trybu życia. Z łatwością dostosuje się do stylu życia 

Garretta.

W tym momencie jednak zastanawiał się nad czym innym. Czy Katy będzie skłonna 

pozbyć się w łóżku choć odrobiny owego spokoju, skromności i zrównoważenia. W ciągu 

minionych tygodni nieraz usiłował sobie wyobrazić, jak to będzie, gdy znajdzie się z nią w 

sypialni. Była tak subtelna i nieśmiała, że wydawało mu się niemal pewne, iż tam będzie 

równie delikatna, słodka i mało wymagająca. Wyczuwał, że ma bardzo małe doświadczenie w 

tej   dziedzinie,   co   powinno   mu   jedynie   ułatwić   sytuację.   Nie   będzie   czyniła   żenujących 

porównań.

Uświadomił sobie jednak, że chce ją zadowolić. Chce, by była szczęśliwa i cieszyła 

się ich wspólnym życiem. Dzisiejszej nocy zrobi wszystko, by była usatysfakcjonowana.

Miał tylko nadzieję, że jej wrodzona powściągliwość nie sprawi, iż będzie całkowicie 

nieczuła na jego starania. Nie był ani Don Juanem, ani Casanovą. Miał trzydzieści pięć lat i 

niewiele znał w życiu kobiet. Dużo więcej czasu spędzał z końmi i z bydłem niż z płcią 

piękną.

Obcowanie ze zwierzętami zresztą było znacznie łatwiejsze. Nie miały za sobą kilku 

tysięcy lat cywilizacji, przysłaniających zwykły instynkt, z którymi trzeba było się zmagać.

O tym wszystkim myślał przypatrując się Katy. Próbował wyobrazić ją sobie z tymi 

ciemnymi włosami rozrzuconymi na poduszce. Były takie miękkie. Odkrył to już wtedy, gdy 

po raz pierwszy bezwiednie zanurzył w nie palce.

Nie zrobił tego z premedytacją. Stal obok niej przy padoku, obserwując młode źrebię 

odkrywające uroki swobody, gdy nagle zerwał się wiatr. Włosy Katy rozwiały się. Chciała je 

doprowadzić do ładu, ale zanim to zrobiła, Garrett chwycił pasmo ciemnych pukli. Wciąż 

jeszcze pamiętał ich jedwabisty dotyk. Zastanawiał się teraz, jak by się czul, gdyby spłynęły 

na nagą skórę jego piersi i ud.

Dzisiejszej nocy, gdy położą się już obok siebie, Katy będzie patrzeć na niego tymi 

background image

swoimi   szeroko   otwartymi,   poważnymi,   szarymi   oczami.   Wyobrażał   sobie   jej   kobiecą 

ciekawość i, być może, pragnienie, jakie rozjaśni te oczy, i czul jak jego ciało napręża się na 

samą myśl o tym. Podobały mu się jej oczy. Była w nich uczciwość, ciepło i inteligencja. 

Oczy klaczy mogą o niej powiedzieć bardzo dużo, pomyślał Garrett. Nie ma powodu, by 

wątpić, że tak samo jest z oczami kobiety.

Złapał się na tym, że rozbiera w myślach swoją świeżo poślubioną żonę i próbuje 

sobie wyobrazić, co odkryje pod jedwabiem i koronkami.  Dostatecznie dobrze poznał jej 

figurę w dżinsach i obcisłym sweterku, by móc wiedzieć, czego się może spodziewać.

Była o jakieś pół głowy niższa od niego, zgrabna i proporcjonalnie zbudowana. Gdyby 

była czystej krwi arabem, określiłby jej sylwetkę jako doskonalą. Niewysoka i delikatna ale 

zdrowa, niczym dobrze zbudowana klacz. Zdrowa z wyjątkiem tej lewej kostki.

Piersi miała wysokie i kształtne, wąską talię, biodra łagodnie zaokrąglone. To prawda, 

że lekkie utykanie zakłócało nieco harmonię jej ciała, ale Garrett prawie tego nie dostrzegał. 

Nawet jeśli czasem zwrócił na to uwagę, uważał że to też ma swój wdzięk. A w łóżku nie 

będzie miało najmniejszego znaczenia.

Nie po raz pierwszy tego dnia zadał sobie pytanie, dlaczego nie zrobił nic, by kochać 

się   z   Katy   przed   ślubem.   Prawdę   mówiąc,   powody   były   prozaiczne.   Po   swej   pierwszej 

wizycie w stadninie nie miał możliwości, by spędzać z nią dużo czasu. Interesy wymagały 

jego obecności w San Luis Obispo. Zaloty sprowadzały się do serii krótkich pospiesznych 

wizyt  w czasie weekendów. Niezależnie od braku czasu dodatkową komplikację stanowił 

fakt, że Katy mieszkała o krok od rodziców. Miała niewielki domek w pobliżu ich rezydencji 

i Garrett nie był pewien, jak by się czuła, gdyby wiedzieli, że spędził noc z ich jedyną córką, 

nawet jeżeli ma ona już dwadzieścia osiem lat. Nie chciał popełnić niewybaczalnego błędu na 

tym etapie znajomości.

Niezależnie od obiektywnych  trudności Garrettowi wydawało się, że Katy nie jest 

kobietą, którą należałoby do czegokolwiek ponaglać.

Była cała masa powodów, dla których nie powinien przyśpieszać pójścia z Katy do 

łóżka, zdecydował. Ale był na tyle uczciwy, by przyznać, że istniała jedna decydująca, na 

wpół zrozumiała przyczyna jego wahania.

W głębi duszy niepokoił się, że Katy mogłaby wycofać się z planów małżeńskich, 

gdyby nie spełnił jej oczekiwań seksualnych. Sęk w tym, że Garrett nie miał pojęcia, jakie 

oczekiwania   mogłaby   mieć   dobrze   wychowana,   powściągliwa   młoda   kobieta   o   takim 

pochodzeniu   jak   Katy.   Lękał   się,   by   nie   stracić   szans   na   poślubienie   jej.   Takie   rozterki 

wewnętrzne były sprzeczne z naturą Garretta. Już dawno nauczył się zmierzać prosto do celu, 

background image

nie dopuszczając do siebie wątpliwości ani wahań.

Ale zabieganie o względy Katy to był cel szczególny.

Nagle rozmyślania przerwał mu znajomy męski śmiech.

- Zaczynasz się niecierpliwić, Garrett? Zastanawiałem się właśnie, jak długo ty i moja 

córka będziecie jeszcze tkwić na tym przyjęciu. Nie miałbym ci za złe, gdybyś chciał się już 

stąd ulotnić. Dochodzi dziewiąta, a przed wami jeszcze godzina jazdy, jeśli chcecie dotrzeć 

do tego hotelu na wybrzeżu przed nocą. Wilma powiedziała mi, że to Katy wybrała miejsce 

na miodowy miesiąc.

- To prawda. - Garrett skinął głową. - Sam ją prosiłem, żeby się tym zajęła.

- Masz rację - uśmiechnął się Harry Randall. - To kobieca sprawa.

Garrett lubił swego teścia. Gdy przed laty po raz pierwszy przyszedł do niego do 

pracy,   Randa   był   najbogatszym   człowiekiem,   jakiego   kiedykolwiek   w   życiu   spotkał,   Od 

tamtej pory poznał wielu ludzi, którzy byli o wiele zamożniejsi niż Randa, ale żadnego z nich 

nie szanował ani nie lubił tak jak jego. I to nie dlatego że Randa zatrudnił go wtedy, gdy 

błąkał się szukając guza. Garrett szanował Randalla również ze względów profesjonalnych. 

Wiele   się   nauczył   w   jego   stajniach.   Randa   bardzo   dużo   wiedział   na   temat   technik 

hodowlanych,   licytacji   koni,   pokazów   jazdy.   Był   ekspertem   w   dziedzinie   hodowli   koni 

rasowych.

Doświadczenie, jakie Garrett zdobył pracując u niego, okazało się później przydatne w 

innych dziedzinach rolnictwa i hodowli.

Harry Randall był potężnym, kościstym mężczyzną, którego ciemne włosy z biegiem 

lat posiwiały, ale atletyczna budowa wciąż jeszcze sprawiała imponujące wrażenie, Stanowił 

znakomicie   dobraną   parę   ze   swą   również   wysoką,   postawną   żoną,   Wilmą.   Ona   także 

zachowała   dobrą   figurę   dzięki   codziennej   jeździe   konnej   i   wciąż   jeszcze   brała   udział   w 

pokazach jazdy dosiadając iście po królewsku pięknych arabów Randalla. Wilma była też 

znakomitą gospodynią, a to liczyło się w świecie, w którym spotykali się ludzie, wydający na 

konie tysiące dolarów.

- Będzie  mi  brakowało  córki, to najlepszy hodowca,  jakiego  miałem,  Garrett.  Ma 

prawdziwy talent do prowadzenia interesów. Będziesz miał świetnego partnera.

- Wiem o tym - odparł Garrett.

- Ale chyba nie powinienem się skarżyć, prawda? -Harry rozjaśnił twarz w uśmiechu. - 

Może tracę menedżera, ale za to zyskuję zięcia. Byłem trochę przestraszony, gdy pojawiłeś 

się parę miesięcy temu, ale nie byłem zaskoczony rym, co zrobiłeś ze swoim życiem. Zawsze 

wiedziałem, że dasz sobie radę.

background image

- Podałeś mi rękę, gdy znalazłem się w opałach, Harry. Nigdy tego nie zapomnę.

- Opłaciło mi się - odrzekł Harry z uśmiechem, - Pracowałeś ciężej niż którykolwiek z 

moich stajennych, może z wyjątkiem własnej córki. Pamiętam, jak nie odstępowała cię na 

krok, gdy do nas przyszedłeś. Była dzieckiem, ale myślę, że podkochiwała się w tobie, Kiedy 

zobaczyłem, w jaki sposób na ciebie patrzy, gdy wróciłeś tutaj przed paroma miesiącami, 

wiedziałem już, co w trawie piszczy. A i ty nie starałeś się przed nią uciekać, prawda?

- Nie, nie uciekałem.

- Wszystko już w domu gotowe na przyjęcie nowej pani?

Garrett   skinął   głową,   jego   głos   brzmiał   poważnie.   Zależało   mu,   by   Harry   Randa 

wiedział, że postara się zapewnić jego córce jak najlepszą przyszłość.

-   Proszę   się   nie   martwić.   Katy   będzie   miała   odpowiedni   dom.   Jest   duży,   trochę 

przypomina wasz. Usytuowany na urwistym cyplu, z widokiem na ocean. Wokół dużo ziemi. 

Byłoby więcej, ale przed kilku laty właściciel zaczął sprzedawać swoje parcele. Teraz jest tam 

stajnia i padok, chociaż pomieszczenia stajenne wymagają remontu. Gdy tylko  się z tym 

uporam,   natychmiast   sprowadzę   swego   poczciwego   Herosa.   Teraz   przebywa   na 

wydzierżawionym pastwisku.

- Mówisz, że ktoś tam mieszka?

- Tak. - Garrett skinął głową, - Dozorca z żoną. Od lat tam są. Myślę, że byli wierni 

poprzedniemu właścicielowi i nie mieli co ze sobą zrobić, gdy sprzedał mi posiadłość. W 

pewnym sensie ich odziedziczyłem, ale nie mam nic przeciwko temu. Potrzebuję zarządcy, a 

Katy kogoś do prowadzenia domu. Będziecie musieli niebawem nas odwiedzić.

- Dzięki, Garrett, na pewno przyjedziemy. Ale jeszcze nie teraz. Nowożeńcy muszą 

mieć   trochę   czasu   dla   siebie.   A   propos,   Katy   mi   powiedziała,   że   bierzesz   parę   tygodni 

wolnego na miesiąc miodowy?

Garrett przytaknął.

- Myślę, że potrzeba nam trochę czasu na urządzenie się w nowym domu, poza tym 

muszę przygotować stajnię dla Herosa. Czeka nas jeszcze dużo pracy. Dozorca właściwie 

niewiele zrobił. Myślę, że nie miał motywacji. Nie był pewien, czy nowy właściciel w ogóle 

zechce go zatrzymać.

Co do domu, nie spędziłem tam nawet jednej nocy. Dekorator wnętrz skończył pracę 

w ubiegłym tygodniu, a ja przewiozłem swoje rzeczy przed samym ślubem.

- Wiem, że Katy jest bardzo ciekawa swego nowego domu. - Harry uśmiechnął się 

spoglądając w kierunku córce otoczonej grupką weselnych gości. Oczy mu spoważniały.

- Nie martw się o nią, Harry - powiedział Garrett w odpowiedzi na zaniepokojone 

background image

spojrzenie teścia. - Będę o nią dbał.

- Wiem, Garrett. Ale wciąż jeszcze jakoś dziwnie się czuję. Dla ojca to niecodzienna 

chwila, gdy jego mała córeczka staje się mężatką. Mogę cię o coś prosić?

- Oczywiście.

- Spróbuj nakłonić ją, by znów wsiadła na konia.

- Wiem, że już od pewnego czasu nie jeździ. Wilma mówiła, że Katy nigdy już nie 

dosiądzie konia.

- Katy wyglądała pięknie w siodle - powiedział Harry Randa z zadumą. - Już jako 

mała dziewczynka. Pamiętasz? Gdy wyjeżdżała na tor, przesłaniała wszystkich. Wszystkie 

oczy   były   wpatrzone   w   nią   i   w   jej   konia.   Potrafiła   sprawić,   że   każdy   koń   wydawał   się 

najpiękniejszy : najważniejszy na świecie. Co więcej, koń również tak się czuł. Pod wpływem 

jej   ręki   konie   zmieniały   się   w   czempionów.   Miała   zdumiewający   talent   i   wszystko   to 

przepadło z powodu tego piekielnego pożaru stajni.

- Była ciężko ranna, prawda? - spytał Garrett, patrząc na żonę. Pamiętał, jak uwielbiała 

jazdę   konną,   gdy   była   dzieckiem.   Trudno   zliczyć,   ile   razy   podsadzał   ją   na   malutkie, 

eleganckie angielskie siodło, jakiego zawsze używała. Gdy galopowała po torze, nie sposób 

było oderwać od niej wzroku. Harry Randa miał rację - Katy stawała się na koniu inną osobą.

-   Tak,   była   ciężko   ranna   -   przytaknął   Harry.   -   Ale   co   gorsza,   była   śmiertelnie 

przerażona. Tak przerażona, że raz na zawsze skończyła z konną jazdą.

- Czy to po tym wypadku utyka? - spytał Garrett. Katy nigdy nie opowiadała, co stało 

się tamtej nocy. Garrett dowiedział się coś niecoś od innych.

- O mało nie zginęła starając się wyprowadzić konie.

- Głos Harry'ego nagle zabrzmiał twardo. - Właśnie wyprowadzała ostatniego, gdy tuż 

przed nim upadla płonąca belka. Zwierzę i tak było  w panice. Spadająca belka dopełniła 

reszty. Koniowi zsunęły się klapki z oczu i wpadł w szał. Był to duży, ciężki ogier. Katy nie 

miała żadnej szansy,  by nad nim zapanować. Kopnął ją, przewrócił, i omal nie stratował 

usiłując uciec przed ogniem.

- Kto ją uratował? - spytał Garrett. Po raz pierwszy usłyszał całą tę historię.

- Ja - odparł Harry. - Nie miałem pojęcia, że Katy jest w stajni. Ktoś mi powiedział, że 

pobiegła do koni. Znalazłem ją nieprzytomną, leżącą w dymie. Wokół płomienie. Wyniosłem 

ją na zewnątrz, a kiedy odzyskała przytomność w szpitalu, powiedziała mi, że już nigdy nie 

wsiądzie na konia. Sprawił to strach i ból.

- Zawiodły ją nerwy - powiedział Garrett. - Powinieneś był skłonić ją, by dosiadła 

konia, gdy tylko wyszła ze szpitala.

background image

- Nie mógłbym tego zrobić. - Harry potrząsnął głową.

- Nie była  dzieckiem.  Miała dwadzieścia  lat  i przeżyła  poważny uraz psychiczny. 

Podjęła taką decyzję i nie odstąpiła od niej. Strach pojawiający się w jej oczach na samą myśl 

o jeździe konnej powstrzymywał mnie przed próbą zmuszenia jej do czegokolwiek. Ale może 

tobie uda się ją przekonać, by zmieniła zdanie. Mężowie mogą nieraz dokonać tego, co nie 

udaje się ojcom.

- Skąd ta myśl, że mnie mogłoby się powieść, skoro ani ty, ani matka nie zdołaliście 

tego zrobić? - zaciekawił się Garrett.

- Nie wiem - wzruszył ramionami Harry. - Chyba to sposób, w jaki na ciebie patrzy. 

Wydaje mi się, że moja córka jest bardzo zakochana.

- Dobrze - odrzekł Garrett po chwili namysłu. - To mi ułatwi sprawę.

background image

ROZDZIAŁ 2

Największy błąd jej życia.

Katy   wyglądała   przez   szybę   białego   mercedesa   Garretta   i   próbowała   sobie 

wytłumaczyć, że jej obawy są bezpodstawne. Teraz, gdy stres związany ze ślubem i weselem 

miała już za sobą, lęki panny młodej znikną. Przez ostatnie tygodnie bardzo się napracowała, 

by wszystko przebiegło jak należy.

Ślub   był   wspaniały,   po   starannie   przygotowanej   oficjalnej   ceremonii   odbyło   się 

huczne przyjęcie. Żadna panna młoda nie mogłaby sobie życzyć więcej. Ale być może ta 

panna młoda trochę się przeforsowała i teraz za to płaciła. Stresującą część miała już za sobą. 

Wreszcie była sam na sam z mężem. Mogła się odprężyć.

Ale w rzeczywistości  jej  nastrój  wcale się nie poprawił. Nerwy miała  napięte  jak 

postronki, żołądek ściśnięty i targało nią jakieś dziwne uczucie oscylujące między lękiem a 

paniką. Powinna wziąć się w garść. Nie może sobie pozwolić na atak strachu we własną noc 

poślubną.

- Wszystko w porządku, Katy? - Garrett rzucił żonie szybkie, badawcze spojrzenie. 

Wjeżdżali  właśnie  na nadmorską  autostradę. Było  już ciemno.  Niewidoczne fale  morskie 

uderzały o przybrzeżne skały. - Wyglądasz, jakbyś była czymś zdenerwowana.

-   Wychodzenie   za   mąż   okazało   się   bardziej   stresujące,   niż   myślałam   -   wyznała, 

zmuszając się do beztroskiego uśmiechu. - Na tobie nie zrobiło to chyba większego wrażenia. 

A ja zawsze sądziłam, że to mężczyzn ślub wyprowadza z równowagi, nie kobiety.

Garrett wzruszył ramionami. Miał na sobie drogą białą koszulę. Marynarkę rzucił już 

wcześniej   na   tylne   siedzenie,   rozluźnił   krawat.   Widać   było,   że   z   trudem   tolerował   ten 

oficjalny strój, który był zmuszony włożyć.

- Ślub to coś, przez co mężczyzna musi przejść, aby zacząć nowy etap życia. Nie ma 

sensu robić wokół tego dużo szumu. To po prostu zwykła formalność.

- Bardzo pragmatyczne podejście - stwierdziła Katy, zastanawiając się, czy wyczuł 

sarkazm w jej głosie. Prawdopodobnie nie. Garrett nie spodziewałby się tego po niej. Prawie 

nigdy nie miała ostrego języka, a już szczególnie w rozmowie z nim. Oparła się o zagłówek i 

raz   jeszcze   wróciła   myślą   do   tych   godzin,   gdy   wszystko   planowała,   przygotowywała   i 

obmyślała   przed   uroczystością,   którą   on   skwitował   krótkim   „formalność”.   Zapięcie 

wszystkiego na ostatni guzik kosztowało ją wiele wysiłku.

- Jesteś zmęczona - powiedział Garrett, jak gdyby to miało wyjaśnić jej nie najlepszy 

nastrój.

background image

-   Chyba   tak   -   odparła,   choć   nie   czuła   się   zmęczona,   Czuła   się   rozstrojona   i 

podenerwowana, spięta.

- Dlaczego się trochę nie zdrzemniesz? - spytał.

- Nie potrafię spać w samochodzie.

- Spróbuj.

- Powiedziałam - powtórzyła, wyraźnie akcentując każde słowo - że nie potrafię spać 

w samochodzie.

-   W   porządku,   to   dlaczego   nic   nie   mówisz?   Od   kiedy   opuściliśmy   przyjęcie, 

wypowiedziałaś zaledwie parę słów.

Katy westchnęła głęboko i zamrugała powiekami. Były wilgotne. Zachowuję się jak 

idiotka, skarciła się w duchu. Nic złego przecież się nie dzieje. Poślubiła mężczyznę, którego 

kocha, a on stara się prowadzić miłą pogawędkę w drodze do miejsca ich nocy poślubnej. 

Powinna się rozluźnić i uspokoić. Wszystko będzie dobrze.

- Przyjęcie było  wspaniale, prawda? - starała się, by jej glos brzmiał swobodnie i 

obojętnie.

- Tak, tak - odparł Garrett, ale widać było, że myślami jest gdzie indziej. - Wiesz, 

kochanie, nie mogę się już doczekać chwili, gdy zobaczysz swój nowy dom. Na pewno będzie 

ci się podobał. Pasuje do ciebie.

- Bardzo bym chciała już tam być - zapewniła uprzejmie.

- Może powinienem był jednak pokazać ci go wcześniej - zastanowił się Garrett.

- Przecież kupiłeś go, zanim poprosiłeś mnie o rękę - przypomniała mu Katy, lekko 

rozbawiona   tym   nieoczekiwanym   przypływem   wątpliwości.   Wiedziała,   że   nie   potrwa   to 

długo. Garrett był człowiekiem bardzo pewnym siebie.

- Wynająłeś robotników i dekoratora wnętrz, zanim w ogóle wspomniałeś, że kupiłeś 

ten dom. Nie miałam nawet możliwości w cokolwiek się włączyć.

- Nie mogłem czekać. - Garrett zesztywniał. - Kiedy Atwood wreszcie zdecydował się 

na sprzedaż, musiałem działać błyskawicznie. Nie mogłem ryzykować utraty domu. Co do 

urządzenia wnętrza, wiedziałem od samego początku, czego chcę.

- Wiem. Powiedziałeś, że chciałbyś, aby przypominał dom moich rodziców.

- Lubię ten styl - przyznał Garrett - odpowiada mi, tobie również. Będziesz szczęśliwa 

w swoim nowym domu.

- Jestem pewna, że dekorator spisał się na medal.

Wyraz rozbawienia znikł z twarzy Katy. Teraz chciało jej się płakać. Przecież to jej 

noc   poślubna.   Jeśli,   mają   zamiar   rozmawiać,   powinni   mówić   o   sobie,   a   nie   o   dekoracji 

background image

wnętrz.   Na   ogól   entuzjazm   Garretta   dla   nowej   posiadłości   podobał   jej   się,   wyczuwała   i 

rozumiała   jego   pragnienie   stworzenia   prawdziwego   domu.   Ale   tego   wieczoru   nie   mogła 

zdobyć  się na to, by dzielić jego radość. Chciała, by rozmawiał z nią w sposób bardziej 

osobisty.

-   Mówiłem   twemu   ojcu,   że   muszę   jeszcze   wykończyć   stajnię,   zanim   sprowadzę 

Herosa, ale myślę, że to nie potrwa długo. Bracken mi pomoże; był dozorcą w domu, który 

kupiłem.

- Bardzo jestem ciekawa tych Brackenów. - Katy za wszelką cenę starała się przybrać 

obojętny ton. Oparła brodę na dłoni, wyjrzała przez okno. Spowijały ich ciemności.

- Jak ci mówiłem, jeśli się nie sprawdzi, zwolnię go. Ale czuję się do pewnego stopnia 

zobowiązany, by go zatrzymać. Atwood mówił, że są bardzo przywiązani do jego rodziny i 

tego domu, i że nie chciałby, aby znaleźli się na ulicy.

- To ładnie z jego strony, że się o nich martwi.

- To jedyna rzecz, o jaką się martwił. Poza tym tylko zależało mu, żeby domu nie 

kupił jego sąsiad, Royce Hutton. Od lat chodził za Atwoodem, by kupić od niego ostatni 

kawałek jego ziemi, ale stary Silas go nie cierpiał.

- Miał ku temu jakieś szczególne powody? - spytała Katy, choć wcale nie była tym 

zainteresowana.

- Synowie Huttona i Atwooda przyjaźnili się. Gdy chłopak Atwooda zginął przed paru 

laty,  syn Huttona był  wtedy z nim. O ile wiem, Atwood nigdy nie wybaczył  żadnemu z 

chłopców, którzy byli wtedy z jego synem, mimo że to był wypadek.

- Ach, tak. Nie mogę się już doczekać przyjazdu na miejsce. - Katy usiłowała zdobyć 

się choć na odrobinę entuzjazmu. Co się z nią dzisiaj dzieje? Rozmawiali z Garrettem głównie 

o  jego  planach   zawodowych,   o  jej   roli  w  jego  przedsiębiorstwie,  o  ziemi   i  domu,  który 

niedawno kupił. Powtarzała sobie, że Garrett nie jest typem mężczyzny, który potrafi mówić 

o sprawach bardziej intymnych.

W czasie ostatnich kilku miesięcy Katy wydawało się, że zbliżyli się z Garrettem. Że 

oprócz   wspólnych   interesów   będzie   ich   łączyć   coś   więcej.   Była   nieomal   przerażona 

pociągiem   fizycznym,   jaki   czuła   do   niego   niemal   od   pierwszej   chwili.   Uwielbienie   dla 

dorastającego   bohatera,   jakiego   doświadczyła   we   wczesnej   młodości,   było   niczym   w 

porównaniu z nagłym podnieceniem, jakie wystąpiło w dniu, gdy Garrett Coltrane ponownie 

zjawił się na farmie hodowlanej Randalla.

To   nie   znaczy,   że   przez   wszystkie   te   lata   tęskniła   za   nim.   Była   zbyt   pochłonięta 

arabami ojca. Później zaabsorbowały ją studia w college'u, wreszcie rzuciła się w wir pracy. 

background image

O Garrecie myślała raczej rzadko. Ale dzień, w którym ponownie wkroczył w jej życie parę 

miesięcy temu, uświadomił Katy, iż dawne dziecięce uczucia trwały przez cały ten czas w 

stanie hibernacji. Ożyły  na nowo i tym  razem nie były  to już tylko fantazje dorastającej 

dziewczynki. Była to namiętność dojrzałej kobiety.

Mówiła sobie, że Garrett podobnie jak ona zdawał sobie sprawę z ich wzajemnego 

przyciągania. Zapewniała samą siebie, że czuł to samo co ona. Warunki nie pozwalały im 

niestety oddać się  w pełni  uczuciom,  aż do dzisiejszego  wieczoru. Poza  tym  Garrett  nie 

należał do mężczyzn, którzy cokolwiek robią pospiesznie. Wszystko u niego następowało w 

określonym czasie i we właściwy jemu sposób.

Niezwykle opanowany charakter. Nieraz już miała okazję się o tym przekonać.

W czasie ostatnich dwóch miesięcy była obiektem bardzo uprzejmych i kurtuazyjnych 

zalotów odbywających się pod okiem rodziców i sąsiadów, Ale były to również zaloty bardzo 

zdecydowane i jednoznaczne. Poddawała się im z radością, ale czasami zadawala sobie pyta-

nie, co by było, gdyby nie była tak chętna. Podświadomie czuła, że skutek prawdopodobnie 

byłby taki sam. W ciągu minionych lat Garrett nauczył się zdobywać to, czego zapragnął.

Okres ich narzeczeństwa nie był szczególnie romantyczny. Garrett nie miał zwyczaju 

przynosić   kwiatów   ani   deklamować   wierszy.   Nie   pozwalał   sobie   nawet   nigdy   na   żadną 

intymność, choć Katy wcale nie byłaby temu przeciwna. Oczywiście, całował ją, ale poza tym 

był bardzo powściągliwy w manifestowaniu swoich uczuć.

Katy  wmawiała   sobie,   że   ta   powściągliwość   jej   się   podoba.   Większość   mężczyzn 

zachowuje się odwrotnie. Chcą jak najszybciej znaleźć się z kobietą w łóżku i jak najprędzej 

wyskoczyć   z   niego   rano   bez   żadnych   zobowiązań.   Podobał   jej   się   sposób   postępowania 

Garretta, gdyż sama miała podobne poglądy. Była osobą uczuciową i oddaną, ale nie chciała, 

by skłaniano ją zbyt szybko do stosunków fizycznych. Należała do kobiet, które potrzebują 

czasu.

No cóż, dał jej czas, aż za dużo. Miała tyle czasu, że zaczęły w niej kiełkować pewne 

wątpliwości. A teraz czekała ją noc poślubna.

Być   może   Garrettowi   owa   powściągliwość   nie   sprawiała   trudności   z   tej   prostej 

przyczyny, że nie był zainteresowany uprawianiem z nią miłości.

Może w ogóle nie był w niej zakochany.

Katy   wiedziała,   że   obiektywnie   rzecz   biorąc,   Leonora   Bates   miała   rację.   Dzięki 

małżeństwu z Katy Randa Garrett zyskiwał coś, czego dotychczas nie miał w życiu za wiele: 

szacunek, uznanie i kontakty towarzyskie. Poza tym potwierdzał swoją wartość. Ślub z Katy 

był dowodem, że dzięki własnym wysiłkom zdołał poprawić swoją pozycję społeczną, wspiąć 

background image

się wyżej w hierarchii. Z chłopca stajennego zmienił się w mężczyznę, który mógł poprosić o 

rękę córki swego dawnego pracodawcy, i otrzymał ją. Garrett Coltrane przeszedł długą drogę. 

Ślub z Katy Randa był tego najlepszym potwierdzeniem.

Katy przeszedł dreszcz na myśl, że Garrett mógł chcieć ją poślubić wyłącznie w celu 

pokazania sobie i światu, na co go stać.

Na  pewno się  myli.  Przyszłe  szczęście  nie  może  zależeć   od jej   obaw, całkowicie 

fałszywych.

To tylko lęki panny młodej, uspokajała samą siebie.

Wkrótce dowie się prawdy. Kiedy będą się z Garrettem kochać, przekona się, co on 

naprawdę czuje. Z całą pewnością mężczyzna nie zdoła ukryć swych prawdziwych uczuć w 

czasie najintymniejszego aktu miłości.

Zanim wzejdzie słońce, wszystkie jej pytania i wątpliwości rozwiążą się w ten lub 

inny sposób.

W półtorej godziny później Katy leżała w jedwabnej pościeli na szerokim łożu w 

apartamencie nowożeńców, czekając, aż Garrett wyjdzie z łazienki. Gdy usłyszała, że zakręca 

prysznic, zgasiła boczną lampkę. Romantyczny pokój natychmiast pogrążył się w ciemności. 

Katy lepiej się czuła pozostając w mroku.

Wybrała ten hotel i ten apartament z folderu. Gromadziła foldery od czasu, gdy Garrett 

poprosił ją, by wybrała miejsce na ich noc poślubną. Zdjęcie nie kłamało. Cały apartament był 

w kolorze różowo-biało-srebrnym i sprawiał bardzo romantyczne wrażenie. Nad okrągłym 

łożem było duże lustro, na stoliku przy oknie stal w srebrnym wiaderku szampan i owoce 

południowe. Na jednej ze ścian znajdował się kominek. Różowe szlafroki frotte dla „niej” i 

dla „niego” wisiały w łazience.

Katy musiała stłumić nerwowy chichot, gdy weszli do tego pokoju. Garrett rozglądał 

się wokół zdumiony. Kontrast był uderzający. On - ciemny, silny i bardzo męski, a pokój - 

słodki, różowy i bardzo kobiecy.

- Jak, u diabła, znalazłaś to miejsce? - spytał ponuro, gdy chłopiec hotelowy wyszedł z 

pokoju.

- Nie było to wcale proste - zapewniła go Katy. -Przejrzałam całą masę folderów, 

zanim trafiłam wreszcie na jeden reklamujący ten właśnie apartament.

- Chcesz przez to powiedzieć, że rezerwując go wiedziałaś, jak wygląda? - Garrett 

patrzył na nią ze smutnym zdziwieniem.

- Wydawał mi się na zdjęciu taki romantyczny. - Katy nagle poczuła się niepewnie.

Garrett   wyglądał   tak,   jakby  chciał   coś   jeszcze   powiedzieć,   ale   glos   uwiązł   mu   w 

background image

gardle. Spojrzał na zegarek i zaproponował uprzejmie, by Katy jako pierwsza skorzystała z 

łazienki.

Gdy wyszła z niej niezdecydowanie, w drogim nowym  peniuarze, zastała Garretta 

przemierzającego   pokój   wzdłuż   i   wszerz.   Zatrzymał   się   gwałtownie,   gdy   ukazała   się   w 

drzwiach, i przesunął łakomie wzrok po jej spowitej w jedwabie figurze. Katy uzmysłowiła 

sobie, że za bardzo przyzwyczaiła się do jego powściągliwości. Później, uśmiechnąwszy się 

zaskakująco łagodnie, zniknął za drzwiami łazienki.

Teraz czekała na niego i łatwiej było jej czekać w ciemności.

Kocha ją, powtarzała sobie w duchu. Musi ją kochać. Nie mogłaby się całkowicie 

mylić co do niego. Problem polega po prostu na tym, że nie jest mężczyzną, któremu łatwo 

uzewnętrzniać   uczucia.   Ale   kiedy   wyjdzie   z   łazienki   i   zacznie   się   z   nią   kochać,   jej 

wątpliwości się rozwieją. Raz na zawsze.

W   łazience   Garrett   szybko   się   wytarł,   zaniepokojony   wzbierającym   w   sobie 

pożądaniem. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz odczuwał coś podobnego. Ból w lędźwiach 

stawał   się   nie   do   zniesienia.   Wydawało   mu   się,   że   ostatecznie   pękła   jakaś   niewidzialna 

bariera, która tkwiła w nim przez ostatnie dwa miesiące.

W   czasie   minionych   tygodni   myśli   jego   były   zaprzątnięte   całą   masą 

najprzeróżniejszych   spraw   -   nowym   domem,   interesami,   wspólną   przyszłością   z   Katy, 

satysfakcją   z   aprobaty   ze   strony   Harry'ego   Randalla.   Garrett   rozmyślał   o   wszystkim   z 

wyjątkiem tego, co naprawdę oznacza małżeństwo ze słodką, łagodną, uległą Katy Randa.

Tego   wieczoru   nie   myślał   już   o   niczym   innym,   tylko   o   tej   najbardziej   osobistej, 

najintymniejszej   stronie   małżeństwa,   co   powodowało,   że   całe   jego   ciało   pulsowało   z 

podniecenia.   Czuł   się   tak,   jakby   za   chwilę   miał   stracić   panowanie   nad   sobą   i   zdolność 

samokontroli.

Gdy otwierał drzwi łazienki, dłonie drżały mu lekko.

Przez chwilę stal w progu, z ręcznikiem luźno opasującym biodra, mrugając oczami, 

by przyzwyczaić je do niespodziewanej ciemności.

Po chwili uśmiechnął się, uświadamiając sobie, co oznacza ów brak światła. Powinien 

był wiedzieć, że pod tym względem Katy była bardzo wstydliwa.

- Ej - powiedział cicho, robiąc parę kroków w głąb pokoju. -Gdzie jesteś, kochanie?

-   Tutaj   -   dobiegł   go   od   łóżka   jej   szept,   Słyszał   w   jej   glosie   nerwowe   napięcie   i 

natychmiast postanowił ją uspokoić.

- Myślałem, że może jakieś tajemnicze siły zmieniły cię w różową kokardkę.

- Niezupełnie. Być może do rana dokona się do końca owa przemiana. - Tym razem 

background image

głos Katy zabrzmiał nieco swobodniej, jak gdyby drobny żart Garretta przywrócił jej spokój.

Garrett uśmiechnął się. Nie jest tak źle. Przynajmniej zachowała poczucie humoru. 

Zatrzymał się obok łóżka i spojrzał na nią. Nie był pewien, czy wiedziałby, co robić, gdyby 

jej wrodzona nieśmiałość wywołała u niej nagłą panikę i oziębłość.

Jest   po   prostu   troszeczkę   zdenerwowana,   uspokajał   sam   siebie.   To   naturalne.   Do 

diabła, on też czuje się trochę nieswojo. Nagle uzmysłowił sobie, że czekanie się skończyło. 

Po wszystkich tych latach wreszcie sprawy ułożyły się tak jak należy. Wreszcie ma to, czego 

zawsze pragnął. Przedsiębiorstwo, dom i żonę. Czeka go spokojna przyszłość.

Usiadł na brzegu łóżka i popatrzył na nowo poślubioną żonę, która leżała w mroku 

czekając na niego.

Teraz, gdy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności, widział ją nieco wyraźniej w 

bladym świetle sączącym się przez zasłony. Właśnie tak ją sobie wyobrażał. Ciemne, gęste 

włosy oplatały twarz spoczywającą na poduszce. Nie widział dokładnie koloru jej oczu, ale 

dostrzegał nieme pytanie kryjące się w skierowanym ku niemu wzroku. Na wargach błądził 

lekki, niepewny uśmieszek. Chciał ją uspokoić, utulić, spowodować, by się rozluźniła i mogła 

cieszyć   atmosferą   intymności,   jaka   powoli   się   między   nimi   wytwarzała.   Chciał   coś 

powiedzieć,   ale   nie   bardzo   wiedział,   jakie   słowa   byłyby   w   tym   momencie   najodpowied-

niejsze.

- Ładnie dzisiaj wyglądałaś — zaczął.

- Dziękuję. Ty też. To by było tyle, jeśli chodzi o komplementy. Nie były jego mocną 

stroną. Zastanawiał się, co jeszcze chciałaby usłyszeć panna młoda. Starał się wymyślić coś, 

co dodałoby jej otuchy i zarazem uspokoiło.

- Zapomniałem cię spytać, czy nie jesteś głodna. Nie jadłaś wiele w czasie przyjęcia. 

Na stole są owoce, chciałabyś?

- Nie jestem głodna - odparła uprzejmie. To by było tyle, jeśli chodzi o jedzenie. Być 

może nie powinien podtrzymywać rozmowy. W końcu nie są dziećmi. Zarówno on, jak i Katy 

doskonale   wiedzieli,   co   ma   nastąpić.   Garrett   jednak   wciąż   czuł   jakąś   niewytłumaczalną 

potrzebę rozładowania napięcia, jakie wyczuwał w żonie. Coś w wyrazie jej oczu sprawiało, 

że czuł się zakłopotany.

-   Moglibyśmy   otworzyć   szampana   -   zaproponował,   spoglądając   w   kierunku 

srebrzystego wiaderka. Lód zaczynał się już topić.

- Jeśli masz ochotę - odparła Katy uprzejmie, Nie, nie mam. W każdym razie nie teraz. 

Dość   tych   bzdur,   pomyślał.   Może   należy   się   zachować   bardziej   bezpośrednio.   Wstał 

gwałtownie i zrzucił ręcznik z bioder. Bez słowa podniósł kołdrę i wśliznął się do łóżka obok 

background image

Katy. Natychmiast poczuł ciepło jej smukłego ciała. Chłonął je całym sobą. Bez namysłu 

wyciągnął ramiona, by objąć żonę.

- Katy, dobrze mi z tobą.

-   Mnie   też.   Nie   widział   potrzeby   dalszej   konwersacji.   Zresztą   i   tak   nie   potrafił 

rozmawiać. Jego ciało było napięte z pożądania i był pewien, że Katy też go pragnie. Może 

jest nieśmiała, ale na pewno nie będzie mu się opierać. Faktycznie, przytuliła się do niego, 

odpowiadając w ten sposób na dotyk jego ręki.

Garrett przez chwilę starał się jakoś uporać z jej nocną koszulą, w końcu jednak stracił 

cierpliwość.

- To gorsze niż włożenie siodła dzikiemu koniowi. Dlaczego kobiety ubierają się do 

łóżka w takie skomplikowane stroje? - spytał, wyplątując dłoń z falbanek i koronek.

- Myślałam, że to romantyczne - bąknęła Katy.

- Skąd, to okropnie kłopotliwe.

- A co miałam na siebie włożyć? Końską derkę? Garrett zesztywniał, zastanawiając 

się, czy przypadkiem jej nie uraził. Poczuł wyrzuty sumienia.

- Nie, myślę, że ta koszulka jest wystarczająco ładna.

- Tak jak ja?

- A to co ma znaczyć? - zdziwił się.

- Czy jestem wystarczająco ładna dla ciebie?

- No wiesz! Oczywiście, że jesteś wystarczająco ładna. Co zapytanie!

Nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Od ślubu Katy zachowywała się dziwnie. 

Pochylił się i pocałował ją, chcąc w ten sposób powstrzymać dalsze słowa.

- Katy, kochanie, jesteś wszystkim, czego pragnę tej nocy. Jesteś piękna.

Gdy tylko dotknął ustami jej warg, napięcie opadło. Odwzajemniła pocałunek. Wargi 

miała miękkie i gorące. Garrett jęknął, gdy ich pocałunek stał się bardziej namiętny, głęboki. 

Gorączkowo dotykał jej nagiego ciała, rozkoszując się łagodnie zaokrąglonymi kształtami.

Katy objęła go za szyję. Słyszał, że szepce mu coś do ucha, ale nie był  w stanie 

rozróżnić słów. Rozchylił jej wargi jeszcze bardziej, spragniony smaku ust. Był podniecony 

do granic wytrzymałości, pragnął jak najszybciej nasycić głód swego ciała. Wiedział, że nie 

zdoła czekać zbyt długo. Nie pamiętał, kiedy tak bardzo pragnął kobiety jak tej nocy Katy.

Pieścił i głaskał gorące ciało, czując radość za każdym razem, gdy jęczała cichutko i 

tuliła się do niego.

Krzyknęła.   Ciało   Garretta   przeszedł   dreszcz.   Tak   cudownie   reagowała   na   jego 

dotknięcia. Zdumiało go to, ale i ogromnie ucieszyło. Musnął palcami jej piersi, poczuł, jak 

background image

twardnieją jej sutki. Westchnął.

Pokusa była nieodparta. Oderwał usta od warg Katy. Powędrowały w kierunku jej 

piersi.   Drżała,   gdy   koniuszkiem   języka   delikatnie   dotykał   jej   sutek,   Był   zachwycony   jej 

reakcją. I odurzony zarazem.

- Jak dobrze - szepnął. Jego ręka wędrowała  coraz  niżej  i niżej, aż dosięgła  tego 

cudownego   miejsca,   które   kryło   najbardziej   intymne   i   niezgłębione   tajemnice.   Katy 

oddychała ciężko. Zesztywniała nagle, jak gdyby obawiała się, że Garrett potraktuje ją zbyt 

brutalnie. Jak mało go znała, pomyślał.  Za nic w świecie nie chciałby jej zranić. A tym 

bardziej sprawić jej bólu.

- Spokojnie, kochanie. Nie denerwuj się - powiedział łagodnie. - Pozwól tylko, że będę 

cię dotykał. Boże, ale jesteś gorąca. I taka miękka. - Dotknął palcami jej najczulszego miejsca 

i zaczął je lekko uciskać.

Katy wyprężyła  się, jej ciało zaczęło drżeć, skręcała się i wiła jęcząc z rozkoszy. 

Nagle ta zawsze opanowana, powściągliwa dziewczyna ukazała drugą stronę swej natury - 

pełną temperamentu i ognia, Garrett nie spodziewał się tego, ale ta nieoczekiwana reakcja 

żony tylko jeszcze bardziej pobudziła jego zmysły.

Pragnął jej. Pragnął jej w sposób niepohamowany, pragnął jej tak bardzo jak jeszcze 

nigdy nikogo. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek przytrafiło mu się coś podobnego. 

Żadna kobieta nie oddawała mu się z takim zapamiętaniem, żadna nie pragnęła go tak gorąco. 

Nie chciał już niczego więcej, jak wejść w to rozpalone kobiece ciało. Jęki i westchnienia 

Katy upewniały go, że i ona tego pragnie.

Nie był w stanie dłużej czekać! Przycisnął się do niej całym ciałem, pamiętając o tym, 

by  zbyt   nagłym   ruchem   nie   sprawić   jej   bólu.   Czuł,   jak   zaciska   kurczowo   palce   na   jego 

ramionach. Czuł jej brzuch tuż przy swoim i tracił resztki samokontroli. Pragnął z całej mocy 

dać Katy tę samą rozkosz, jaką on za chwilę będzie odczuwał. Na samą myśl o tym ogarniała 

go dzika, niemal prymitywna żądza.

- Rozchyl uda, kochanie - powiedział przez zęby, gdy poczuł pod sobą drżące, garnące 

się do niego ciało. - Rozchyl je dla mnie. Pozwól mi wejść do środka. Tak bardzo cię pragnę.

Katy objęła go jeszcze mocniej, poczuł jej paznokcie wpijające się w jego skórę i 

wywołało to w nim kolejny przypływ podniecenia. Nieśmiało rozchyliła uda i Garrett jęknął 

głucho, gdy poczuł, jak zagłębia się w gorący, najintymniejszy zakamarek jej ciała.

Przylgnęła   do   niego   całą   sobą,   ale   mięśnie   jej   naprężyły   się,   jakby   protestując 

przeciwko wtargnięciu w jej wnętrze. Garrett był ostrożny, poruszał się bardzo delikatnie, dzi-

wiąc się, jak wąska i ciasna jest w środku. Nie może sprawić jej bólu. Musi jej dać rozkosz. 

background image

Może wszystko zniszczyć, jeśli będzie działał zbyt pospiesznie.

- Garrett, och, Garrett, najdroższy, tak bardzo cię kocham - szeptała, przyciskając się 

do niego tak kurczowo, jakby zależało od tego jej życie.

Garrett   zamknął   oczy   pod  wpływem   wszechogarniającego   go   szczęścia.   Wszystko 

będzie   dobrze.  Ona  go  pragnie.   Poruszał  się  pomału,  ostrożnie,  ale   czul,   że  traci  resztki 

kontroli nad sobą.

Chwycił Katy za pośladki, unosząc ją nieco w górę, by móc wejść w nią najgłębiej jak 

to było możliwe.

- Pragnę cię całej - wycharczał. - Pragnę każdego centymetra twego ciała.

Nic   nie   powiedziała,   ale   krzyknęła   głośno,   gdy   jego   ruchy   stały   się   bardziej 

gwałtowne. Wsunął dłoń między ich ciała, szukając tego intymnego miejsca, którego do-

tknięcie   dawało   jej   największą   rozkosz.   Gdy   go   znalazł,   ciało   Katy   zadrżało   jak   w 

konwulsjach.

Wydawało się, że eksploduje pod nim. Garrett nieomal stracił świadomość. Czuł, jak 

ciało Katy miarowo unosi się i opada, chcąc mieć go w sobie jak najgłębiej, że i ona traci 

poczucie rzeczywistości. Krzyknął z zadowolenia i rozkoszy.

Katy  nie   spodziewała   się  wybuchu   aż   tak   gwałtownej   rozkoszy,   aż   takiego   ognia 

płonącego gdzieś w samym jej środku. To tego właśnie jej ciało pragnęło i na to czekała przez 

ostatnie  parę  minut.   Nigdy przedtem  nie  doznała  czegoś   podobnego,  była   jak  ogłuszona. 

Niezdolna   do   czegokolwiek   innego,   oplotła   ciaśniej   ramionami   i   udami   ciało   Garretta   i 

poruszała się wraz z nim zgodnym rytmem.

Dużo czasu minęło, zanim wróciła do rzeczywistości. Uświadomiła sobie, że wciąż 

jeszcze czuje w sobie Garretta. Leżał na niej, ociężały, nasycony. Czuła jego wilgotną skórę.

Garrett zaspokojony, szczęśliwy, czul samczą fizyczną satysfakcję.

Trudno mieć o to pretensje, pomyślała. W końcu i ona musiała przyznać, że czuła się 

fizycznie   zaspokojona.   Różnica   polegała   na   tym,   że   Garrettowi   ten   rodzaj   zadowolenia 

najzupełniej wystarczał.

Ale nie wystarczał Katy.

Przypomniała sobie swoje słowa wypowiedziane w momencie największej rozkoszy. 

Kocham cię.

Garrett nie odpowiedział na nie. Nawet w chwili największej ekstazy nie był w stanie 

mówić o swojej miłości.

Nie mogła dłużej wmawiać sobie, że jest on po prostu twardym facetem, który nie 

uznaje   czegoś   takiego   jak   manifestowanie   uczuć.   W   końcu   potrafił   przecież   mówić   o 

background image

pożądaniu i o tym, czego pragnął. Mówił tak podniecające rzeczy, że sprowokował ją do 

odpowiedzi. Powiedział, że jej pragnie.

Nie usłyszała jednak żadnych wyznań, żadnych słów miłości.

Pomału   otworzyła   oczy   i   spojrzała   w   wiszące   nad   głową   ciemne   lustro.   Musi 

zaakceptować prawdę. To, co czuje do niej Garrett, nie jest miłością.

Popełniła straszliwą pomyłkę.

Wreszcie   Garrett   przesunął   się   na   bok.   Westchnął   głęboko   z   zadowolenia,   uniósł 

głowę i spojrzał na Katy. Dostrzegła w zarysie jego ust cos' władczego. Odgarnął jej włosy z 

policzka niedbałym gestem.

Podobnym gestem mógłby pogłaskać klacz, która dała popis sprawności, pomyślała.

- Nie masz w tych sprawach zbyt dużego doświadczenia, prawda? - spytał.

Katy   w   swym   przewrażliwieniu   zastanowiła   się,   czy   nie   jest   to   aby   łagodna 

wymówka. Być może nie spisała się najlepiej. Zesztywniała, ale Garrett zdawał się tego nie 

zauważać.

- Zbyt dużego nie - odparła ostrożnie.

- Tak też myślałem - stwierdził, najwyraźniej nie zaskoczony tą informacją.

- Byłam aż tak kiepska?

Garretta zaszokowało to pytanie i zaczepny ton głosu Katy. Ujął w dłonie jej twarz.

-  O  czym  ty,  u  licha,  mówisz?  Było  wspaniale.  Cudownie.  Nigdy nie  czułem...  - 

przerwał nagle. - Mniejsza o to. Jestem usatysfakcjonowany w pełni i miałem wrażenie, że ty 

również. Nie próbuj zaprzeczać, kochanie.

- Nie zaprzeczam.

- To dobrze. - Wydawało się, że poczuł ulgę. Przewrócił się na plecy, pociągnął ją ku 

sobie. - Przypuszczałem, że taka kobieta jak ty musi być bardzo spięta w noc poślubną.

- Czy to dobrze?

- Pewnie, potrafię to zrozumieć. - Uczynił ręką wielkoduszny gest. - Jesteś z natury 

spokojna. Zawsze taka byłaś. Nie prowadziłaś burzliwego życia od czasu, gdy widziałem cię 

ostatni raz, prawda kochanie?

- Nie - przytaknęła chłodno. - Nie prowadziłam. Wyobrażam sobie, że w porównaniu z 

twoim moje życie musi się wydawać niezbyt ciekawe.

- Nie, wcale, raczej bezpieczne i wygodne. Cieszę się, że przez te wszystkie lata żyłaś 

spokojnie i bezpiecznie. Nie należysz do tych kobiet, które wdają się w pospieszne miłostki.

Te słowa dolały jedynie oliwy do ognia, jaki zaczynał już buzować w Katy.

- Nie myśl, że żyłam pod kloszem. Miałam masę przyjaciół i prowadziłam ożywione 

background image

życie towarzyskie.

- Ejże, nie denerwuj się, nie twierdzę przecież, że żyłaś na pustyni.

Starał   się   uspokoić   ją,   delikatnie   głaszcząc   po   głowie,   co   tylko   nasunęło   jej 

skojarzenia   z   końmi.   Pamiętała,   jak   bardzo   Garrett   lubił   konie   i   jak   dobrze   się   z   nimi 

obchodził. W stajniach jej ojca był wprost niezastąpiony. Odsunęła się lekko.

- Proszę cię - szepnęła. - Muszę się umyć. Przytrzymał ją mocniej.

- Wszystko dobrze. Nie musisz być zażenowana To naturalne. Spróbuj zasnąć, Katy. 

Masz  za sobą długi  wyczerpujący dzień  i  wciąż jeszcze  jesteś  trochę  zdenerwowana. Po 

prostu śpij.

Wiedziała, że nie uwolni się tak łatwo z jego ramion więc leżała w milczeniu obok 

nowo poślubionego męża i czekała, by najpierw on posłuchał swojej rady.

Nie trwało to długo. W ciągu paru minut Garrett zasnął Katy ostrożnie wyśliznęła się z 

jego objęć i poszła do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na brzegu wanny.

Rozpłakała się. Szybko jednak otarła łzy. Roztkliwianie się nad sobą nie było w jej 

stylu. Uspokoiła się. Decyzję już podjęła.

background image

ROZDZIAŁ 3

Gdzieś około pierwszej w nocy Katy udało się wśliznąć z powrotem do łóżka nie 

budząc Garretta i nareszcie zasnąć. Garrett miał rację co do jednego - to był długi, męczący 

dzień i potrzebowała odpoczynku.

Obudziła się na krótko przed świtem. W pierwszej chwili nie bardzo wiedziała, gdzie 

się znajduje, ale wkrótce oprzytomniała i przypomniała sobie, że nie jest sama w szerokim 

łóżku.

Oczywiście, że nie była sama. Obok niej leżał Garrett. Poślubiła mężczyznę, który jej 

nie kochał, ale który miał teraz prawo z nią spać.

Pomału odsunęła na bok kołdrę. Ostrożnie usiadła, starając się nie obudzić męża. Jej 

piękna   nocna   koszula   leżała   zmięta   na   różowym   dywanie   obok   łóżka.   Katy   sięgnęła   po 

peniuar i narzuciła go na siebie.

W bladym świetle wschodzącego poranka apartament nowożeńców wydawał jej się 

teraz tak pretensjonalny, że aż śmieszny. Rozejrzała się dokoła i skrzywiła z niesmakiem. Od 

samego   patrzenia   robiło   się   niedobrze.   Był   tak   samo   sztuczny   i   iluzoryczny   jak   jej 

małżeństwo.   W   drodze   do   łazienki   spostrzegła,   że   w   wiaderku   z   lodem   była   już   woda. 

Szampan na pewno zrobił się ciepły. Ale cóż to miało za znaczenie. Kobiety takie jak ona nie 

piją szampana na śniadanie. Robią to tylko osoby prowadzące burzliwy tryb życia. Katy z 

trudem opanowała się, by nie podnieść wiaderka i nie wylać jego zawartości na głowę nic nie 

przeczuwającego Garretta.

Gdy wyszła z łazienki ubrana w dżinsy i zielony podkoszulek, słońce już wzeszło. 

Rzuciła okiem na łóżko. Garrett jeszcze spał. Popatrzyła przez chwilę na nieruchomą postać 

spowitą w różowo-białe prześcieradła. Ten mężczyzna nawet się nie zorientował, że jego 

żona nie leży już obok niego, pomyślała dotknięta do żywego. Podeszła do okna.

Przez chwilę usiłowała zdefiniować jakoś uczucia, których doświadczała. Nieczęsto 

dotychczas zdarzało jej się żywić do kogoś urazę, złość i gniew.

Widziała przed sobą Pacyfik. W blasku porannego słońca ocean mienił się wszystkimi 

odcieniami błękitu. Katy wpatrywała się w daleki horyzont, dziwiąc się wzbierającej w niej 

złości.   Nigdy   przedtem   czegoś   podobnego   nie   przeżywała.   Była   też   przerażona 

gwałtownością własnej natury, jaka ujawniła się tej nocy.

To   Garrett   Coltrane,   pomyślała   ze   złością,   był   przyczyną   tych   nowych   dla   niej 

doświadczeń. Uświadomienie sobie tego faktu zirytowało ją jeszcze bardziej.

-   Dzień   dobry,   kochanie   -   usłyszała   nagle   jego   głos,   rozespany,   a   równocześnie 

background image

wyrażający zadowolenie i satysfakcję. - Ranny ptaszek z ciebie. Wyspałaś się?

- Znakomicie, - Katy nadal wpatrywała się w widok za oknem.

- Zdążyłaś się już ubrać. Po co ten pośpiech? Mamy mnóstwo czasu. Dlaczego nie 

ściągniesz dżinsów i nie wskoczysz z powrotem do łóżka?

W Katy aż się zagotowało.

- A dlaczegóż, na miły Bóg, miałabym to robić? - spytała najłagodniej jak potrafiła. - 

Podaj mi choć jeden powód.

Zaległa cisza, jak gdyby Garrett zaczął w końcu pojmować, że nie wszystko jest tego 

ranka tak, jak to sobie wyobrażał.

- Mam podać powód? - spytał uprzejmie. - No to może dlatego, że wczoraj wzięliśmy 

ślub, a nowożeńcy na ogół chcą spędzić w łóżku nieco więcej czasu niż inni. Tak zwykli robić 

panowie młodzi - Sugerował ostrożnie. Prześcieradło zaszeleściło lekko, gdy odsunął je na 

bok.

- A co ty wiesz na temat zachowania panny i pana młodego? Czyżbyś już był kilka 

razy żonaty?

- Nie, nigdy przedtem nie miałem żony i ty dobrze o tym wiesz. Katy, o co chodzi? - 

Wstał z łóżka i ruszył w jej kierunku.

Słyszała za sobą jego kroki. Bała się odwrócić, bała się widoku jego nagiego ciała. 

Pozwoliła  się ponieść zmysłom nocą, w ciemności.  Za nic na świecie nie chciałaby,  aby 

powtórzyło się to za dnia. Na to nie była przygotowana. W każdym razie jeszcze nie teraz.

- Katy? - Usłyszała zniecierpliwiony głos Garretta.

- Nie kochasz mnie - powiedziała, nie ruszając się z miejsca. Wiedziała, że te słowa go 

powstrzymają.

- Do licha, Katy jeszcze wesele dobrze się nie skończyło, a ty już wygadujesz takie 

głupoty. O co chodzi?

- O to, że mnie nie kochasz - powtórzyła wolno. Garrett głęboko zaczerpnął powietrza, 

najwyraźniej tracił cierpliwość i nic z tego wszystkiego nie rozumiał.

- Katy, nie wiem, o co ci chodzi. Mówisz bez sensu. Przecież nic się między nami nie 

zmieniło od wczoraj, od ostatniego tygodnia czy od ostatniego miesiąca. Czuję do ciebie to 

samo co wtedy, gdy prosiłem, byś za mnie wyszła.

- Wiem - odparła z goryczą.

- To dlaczego, na Boga, jesteś taka rozdrażniona? -W glosie Garretta dało się wyczuć 

zakłopotanie.

- To nie twoja wina.

background image

- Co za ulga -zakpił. - To może będziesz tak uprzejma : powiesz mi, do kogo masz 

pretensje i o co?

Katy kurczowo ścisnęła róg firanki.

- To moja wina - powiedziała z determinacją. - Do siebie mam pretensje. Źle oceniłam 

ciebie,  twoje uczucia  i całą sytuację.  Sądziłam,  że mnie  kochasz. Słuchasz, co do ciebie 

mówię? Byłam na tyle głupia, by myśleć, że mnie kochasz. Wydawało mi się tylko, że nie 

potrafisz wyrazić tego słowami. Wydawało mi się, że jedyny problem polega na tym - dodała 

złośliwie - że jesteś twardym, małomównym facetem. Czyż to nie śmieszne? - Odwróciła się 

gwałtownie, by spojrzeć na niego i jej nadwerężona lewa kostka odmówiła posłuszeństwa. 

Straciła równowagę.

Garrett natychmiast znalazł się przy niej, chwytając ją w ramiona, by nie upadła.

- Spokojnie - wymamrotał. - Uspokój się, kochanie, Możesz sobie zrobić krzywdę. Nie 

denerwuj się. - Jego głos brzmiał ciepło, po ojcowsku, jak wtedy, gdy uspokajał konia.

Katy zacisnęła powieki. Ogarnęła ją furia. Czuła się upokorzona. Zaklęła siarczyście, 

używając   słowa,   jakiego   Garrett   nigdy   dotąd   nie   słyszał   z   jej   ust.   Gdy   już   odzyskała 

równowagę, wyrwała się gwałtownie z jego ramion. Utykała lekko, ale udało jej się stanąć 

prosto i oprzeć o krawędź stołu, Spojrzała Garrettowi prosto w twarz. Oczy jej błyszczały.

- Wczoraj wreszcie zaświtało mi, że być może popełniłam największy błąd w życiu. W 

zeszłym tygodniu z dnia na dzień ogarniała mnie coraz większa niepewność, ale wmawiałam 

sobie,   że   to   tylko   normalne   w   takiej   sytuacji   zdenerwowanie   panny   młodej.   Wczoraj 

stwierdziłam, iż po prostu bardzo mocno uległam emocjom. Ale prawda wygląda tak, że nie 

chciałam   przyznać   sama   przed   sobą,   że   pomyliłam   się   co   do   ciebie.   Tej   nocy   jednak 

musiałam spojrzeć prawdzie w oczy.

Garrett przyglądał jej się, jak gdyby postradała zmysły. Nie zwracał uwagi na własną 

nagość. W świetle poranka jego ciało wydawało się szczupłe i silne zarazem. Z oczu wyzierał 

niepokój.

- Tej nocy - powiedział - jedyną prawdą, jakiej musiałaś spojrzeć w oczy, była ta, że 

jesteś bardzo zmysłową kobietą. Nie rozumiem, co w tym złego. Niezależnie od wszystkiego 

wydawałaś się szczęśliwa w moich ramionach.

Te słowa jeszcze bardziej ją rozwścieczyły.

- Nie mówię o seksie, mówię o miłości. Tej nocy, Garrett, nie znalazłam w twoich 

ramionach miłości. A seks bez miłości niewiele jest wart.

Tym razem w oczach Garretta rozbłysły pierwsze iskierki złości.

-   To,   co   zdarzyło   się   miedzy   nami   tej   nocy,   było   wspaniałe.   I   nie   próbuj   temu 

background image

zaprzeczać.

- Po co ja w ogóle z tobą dyskutuję? - Katy załamała ręce w geście rozpaczy. - Ty nic 

nie rozumiesz. Ożeniłeś się ze mną, bo jestem Katy Randall, Bo lubisz i szanujesz mego ojca. 

Bo znam się na koniach. Bo osiągnąłeś ten moment w życiu, gdy do listy swego dobytku 

zapragnąłeś dodać jeszcze żonę.

Garrett przesunął palcami po włosach. Wciąż jeszcze starał się zachować cierpliwość.

- Masz rację co do jednego. Nie rozumiem cię. W ciągu ostatnich miesięcy byłaś 

rozsądną, rozważną kobietą. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Znamy się od lat. Twój ojciec 

mnie   akceptuje.   Podobamy   się   sobie.   Czego   jeszcze   chcesz?   Nikt   cię   nie   zmuszał   do 

małżeństwa ze mną. Wydawało mi się, że chcesz tego tak samo jak ja. Naprawdę nie pojmuję, 

o co ci raptem chodzi.

- Tej nocy powiedziałam, że cię kocham - powtórzyła  Katy,  wściekła, że musi to 

powtórzyć.

- Wiem - odparł miękko. - Byłaś słodka.

- Nawet nie odpowiedziałeś.

- Nie odpowiedziałem! Kobieto, przecież ja się z tobą kochałem.

- To się nie liczy. Tym razem Garrett zaklął.

- A czego ty chcesz ode mnie? Kwiecistych, idiotycznych poematów miłosnych w 

środku nocy? Jeśli tego oczekiwałaś, to jesteś bardziej naiwna, niż sądziłem.

- Chciałam  tylko,  żebyś  też powiedział,  że mnie  kochasz. To wszystko.  Chciałam 

jakiegoś potwierdzenia, że podjęłam słuszną decyzję.

- Podjęłaś słuszną decyzję. Będziemy dobrym małżeństwem. Ale musisz się uspokoić i 

przestać zachowywać jak źrebica, której po raz pierwszy włożono siodło na grzbiet.

Katy   z   trudem   powstrzymała   się,   by   nie   cisnąć   w   niego   jakimś   przedmiotem. 

Podniosła głowę i przeszyła go wzrokiem.

- Czy chcesz powiedzieć, że się mylę? Że nie mam powodów do zdenerwowania? 

Mówisz, że mnie kochasz?

- Chcę powiedzieć, że wszystko nam sprzyja. Nie wiem, u licha, co się z tobą dzisiaj 

dzieje, ale uważam, że będziemy bardzo dobrym małżeństwem.

- Kochasz mnie?

- Pragnę cię, szanuję, chcę się tobą opiekować - powiedział Garrett z determinacją. - 

Nigdy nie zrobiłem niczego, co kazałoby ci w to wątpić. Chryste, nawet nie wziąłem cię do 

łóżka,   zanim   nie   włożyłem   ci   na   palec   obrączki.   Myślałem,   że   taka   dżentelmeńska 

powściągliwość będzie ci się podobać.

background image

- Ale mnie nie kochasz. Twarz Garretta zesztywniała. Najwidoczniej wszelkimi siłami 

powstrzymywał się, by nie wybuchnąć.

- Nie rób tego, Katy. Sama siebie ranisz, całkiem bez powodu.

- Odpowiedz tylko na moje pytanie, do cholery!

-   Dobrze   -   Garrett   stracił   cierpliwość.   -   Jeśli   chcesz   to   usłyszeć,   proszę   bardzo. 

Odpowiedź brzmi: nie. Nie kocham cię.

Katy   poczuła,   że   gaśnie   jej   ostatnia   naiwna   nadzieja.   Zamrugała   gwałtownie 

powiekami, by ukryć napływające do oczu łzy. Ręce oparte o stół drżały.

- Dobrze, że wiem. Lepiej późno niż wcale - wyjąkała.

Garrett obserwował ją spod na wpół przymkniętych powiek. Potem postąpił krok do 

przodu i chwycił za ramiona. Odwrócił ku sobie. Stali teraz twarzą w twarz.

- Powiedziałaś, co miałaś  do powiedzenia,  Katy,  a teraz wysłuchaj  mnie.  Nie ma 

potrzeby, byś zachowywała się jak źrebię, które dopiero co stanęło na własnych nogach. To 

nie   moja   wina,   że   masz   trochę   wyidealizowane   wyobrażenie   o   miłości   i   małżeństwie. 

Myślałem, że jesteś zbyt rozsądna i trzeźwa, by ulegać takim głupotom. Myślałem, że wiesz, 

co jest ważne, a co nie. Miłość to coś takiego jak ten ckliwy różowy pokój hotelowy - nic 

więcej niż białoróżowa pianka, która wyparuje na słońcu lub rozpłynie się w deszczu.

- Nie wiesz, o czym mówisz.

- Wiem, o czym mówię - wycedził przez zęby. - Słowa nic nie znaczą. Myślisz, że 

wcześniej ich nie słyszałem? Myślisz, że nie wiem, jak niewiele są warte? Słowa takie „Jak 

kocham cię” nie liczą się, Katy. Liczy się zaangażowanie. Uczciwość. Zgodność, Seks.

Katy drgnęła, szeroko otworzyła oczy.

- Co ty opowiadasz! Ktoś ci już mówił, że cię kocha?

-   Katy,   mam   trzydzieści   pięć   lat   -   przypomniał   jej   Garrett.   -I   trochę   więcej 

doświadczenia niż ty.

- Ach tak, rozumiem. Nie jestem pierwszą kobietą, która wyznała ci w łóżku, że cię 

kocha? - warknęła.

Garrett wyglądał na poirytowanego.

- Nie, nie jesteś.

-   Czy   tym   innym   kobietom   udzieliłeś   takiej   samej   lekcji   jak   mnie?   Czy   też 

powiedziałeś im, wyraźnie sylabizując, że ich nie kochasz? Czy nazwałeś je idiotkami, bo 

oddają się różowobiałym romantycznym złudzeniom?

- Mówisz tak, jak gdybym miał setki kobiet - obruszył się Garrett. - Katy, ja ciężko 

pracuję. Zawsze tak było. To właśnie ty powinnaś najlepiej  wiedzieć, jakie życie  prowa-

background image

dziłem. Nie daje ono zbyt dużo czasu ani okazji na przygody miłosne.

- W porządku, nie mówmy o liczbach. Powiedz mi tylko, ile z tych kobiet kochałeś.

Garrett zmienił się na twarzy. W jego oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

- Tylko raz w życiu popełniłem błąd, dawno temu. Było to wtedy, gdy rzuciłem pracę 

w stajniach twego ojca i zacząłem występować na rodeo. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w 

życiu widziałem, i chciała mnie. Mnie, faceta, którego największym osiągnięciem w owym 

czasie było to, że udało mu się nie wylądować w więzieniu. Faceta bez dobrego pochodzenia i 

bez obiecującej przyszłości. Nie mogłem ofiarować jej nic więcej ponad marzenia, nadzieje i 

plany. Ale okazało się, że jej wcale na tym nie zależy. Była zepsutą bogatą dziewczynką, 

której sprawiało frajdę sypia- nie z chłopakami z rodeo. Jedne kobiety uwielbiają gwiazdy 

rocka,   inne   kierowców   wyścigowych,   a   jeszcze   inne   kowbojów.   Ona   należała   do   tych 

ostatnich.   A   kiedy   któryś'   z   chłopaków   jej   się   znudził,   rzucała   go   i   rozglądała   się   za 

następnym. Śmiech ją ogarniał na samą myśl o tym, że mogłaby wyjść za jednego z tych 

facetów w dżinsach i kowbojskich butach.

- Garrett...

- Mówiła, że mnie kocha, ale gdy poprosiłem, by została moją żoną, roześmiała mi się 

prosto w twarz. Nie mogłem mieć o to pretensji, ale dostałem niezłą lekcję.

- Jaką?

-   Postanowiłem,   że   kiedy   następnym   razem   zechcę   się   ożenić,   będę   musiał   mieć 

pewność, że mój związek z kobietą będzie się opierał na trwalszej podstawie niż ulotne słowa 

o miłości!

- I uznałeś, że właśnie nasz związek będzie oparty na czymś solidniejszym niż miłość, 

tak?

-   Tak.   -   Zacisnął   palce   na   jej   ramieniu.   -   Doszedłem   do   wniosku,   że   tym   razem 

znalazłem właściwą kobietę, taką, jakiej potrzebuję.

- A teraz stwierdzasz, że ma ona w głowie takie same głupoty jak każda inna. Tak 

bardzo   byliśmy   przez   ostatnie   tygodnie   zajęci   planowaniem   twojej   przyszłości,   że   zapo-

mnieliśmy   o   mojej.   Fatalne   przeoczenie,   Garrett.   To   tak   jakby   kupować   klacz   nie 

sprawdziwszy najpierw jej zębów.

- Przestań, Katy. Nie wiesz, co mówisz. Usiądź i posłuchaj. Całe życie spędziłem na 

uczeniu się, że nie można wierzyć pięknym słowom. Mój ojciec zaufał słowom bankiera, 

przez co wpadł w długi, z których nigdy nie wyszedł. Bank zarekwirował mu ranczo. Matka 

uwierzyła słowom ojca, gdy mówił, że wzbogaci się na hodowli bydła. Ojciec wierzył matce, 

że będzie przy nim na dobre i złe. Oboje się rozczarowali. Katy, gładkie słówka nic nie 

background image

znaczą. Liczą się czyny.

- Mylisz się, Garrett. Czasami słowa też są ważne.

- Te ważne usłyszysz. Ale nie chcę ani do ciebie, ani do żadnej innej kobiety mówić 

słów bez znaczenia.

-   To   tylko   wymówki.   Być   może   jesteś.   takim   twardzielem,   że   boisz   się   poddać 

miłości. Może jesteś tego rodzaju mężczyzną, który uważa, że się za bardzo obnaży, jeśli 

wyzna  kobiecie  miłość.  To nie to samo,  co zmierzyć  się z bykiem  albo dzikim koniem, 

prawda? Obdarzenie kogoś uczuciem to podjęcie prawdziwego ryzyka, takiego ryzyka, jakie 

ja podjęłam wczoraj wychodząc za ciebie.

-   Kochanie,   to   absurd.   Jesteś   moją   żoną.   Należysz   do   mnie.   Mamy   przed   sobą 

przyszłość. Przyszłość, jakiej oboje chcemy. Usiłujesz to wszystko popsuć tylko dlatego, że 

nie jestem wystarczająco romantyczny, by zaspokoić twe wyobrażenia o mężu?

Objął ją i Katy nagle poczuła, jak bardzo jest podniecony. Odruchowo spojrzała w dół. 

Ogarnęła ją furia. Tego już za wiele. Odwróciła gwałtownie głowę i wbiła wzrok w obrazek 

wiszący na ścianie.

- Czy mógłbyś się wreszcie ubrać? - spytała, siląc się na spokój.

-  O   co  chodzi,  Katy?  Powinnaś  się  cieszyć,  że   tak  na   mnie   działasz.   -  W  głosie 

Garretta brzmiało lekkie rozbawienie.

- Nie widzę powodu. Przyciągnął ją do siebie.

- Nie wierzę. Przez ostatnie dni byłaś bardzo zajęta przygotowaniami do ślubu. To cię 

wyczerpało. Dajesz się ponieść emocjom i nie zachowujesz jasności myśli. Wracajmy do 

łóżka i zacznijmy ten dzień tak, jak powinniśmy go byli zacząć.

Katy zesztywniała w jego objęciach, zdając sobie sprawę, że każdy jej ruch tylko 

wzmaga jego podniecenie.

- Garrett, proszę cię. Powiedziałeś, że miłość cię nie interesuje. W porządku, ale mnie 

nie   interesuje   seks   bez   miłości.   Wyszłam   za   ciebie   powodowana   błędnym   mniemaniem. 

Popełniłam   straszliwą   pomyłkę.   Okrutny   błąd.   Nie   winię   cię   za   to.   Nigdy   mnie   nie 

okłamywałeś. To ja oszukiwałam samą siebie. Ale teraz z tym koniec. Teraz już wiem, gdzie 

jestem.

- Przestań udawać męczennicę. Jesteś przy mnie, do diabła. Wczoraj ślubowałaś, a w 

nocy mi się oddałaś.

- No to teraz siebie odbieram - odparowała, usiłując bezskutecznie wyswobodzić się z 

jego uścisku.

- Co właściwie zamierzasz zrobić?

background image

-   Myślałam   nad   tym   w   nocy,   gdy   zasnąłeś.   Jeśli   już   za   późno   na   unieważnienie 

małżeństwa, wystąpię o rozwód. Nie powinno to być zbyt skomplikowane. Nie zamierzam 

tobie przypisywać winy.

- Rozwód! Katy, postradałaś rozum? Cała przyszłość przed nami.

- Nie, cała przyszłość przed tobą. Moja będzie całkiem inna.

- Do diabla! Przecież chcesz tego samego co ja. To jeden z powodów, dla których się z 

tobą ożeniłem.

- A ja wyszłam za ciebie, bo cię kochałam, a nie dlatego że chciałam w przyszłości 

tego co ty! - zaprotestowała.

- Nie wierzę. Nie powiesz mi, że nie odpowiada ci to, co planuję na przyszłość.

-   Czekała   mnie   świetna   przyszłość   w   stadninie   mego   ojca.   Daj   mi   spokój. 

Najwyraźniej tracę czas próbując ci cokolwiek wytłumaczyć. - Podniosła ku niemu wzrok. 

-Powiedziałam, daj mi spokój.

Garrett potrząsnął głową.

- Co się z tobą dzisiaj dzieje? Nigdy cię takiej nie widziałem. Od kiedy cię znam, 

zawsze byłaś taka rozsądna, miła, naturalna i...

-   I   potulna,   i   zrównoważona,   i   dobrze   ułożona,   i   posłuszna,   tak?   Reagowałam 

natychmiast   na   każde   ściągniecie   cugli   i   na   łagodnie   aplikowaną   tresurę   -   dokończyła. 

-Właśnie   tak   jak   dobrze   ułożona   klacz.   A   teraz,   Garretcie   Coltrane,   mam   dla   ciebie 

informację. Nie jestem koniem. Przepraszam za cały ten zamęt wywołany nieporozumieniem. 

Przede wszystkim włóż coś na siebie. Nie mam zamiaru ciągnąć tej rozmowy, gdy ty stoisz 

tutaj przypominając ogiera, którego przyprowadzono do klaczy, by ją zapłodnił.

Garrett zaniemówił. Spojrzał na nią lodowato. Przez chwilę wydawało się, że zrobi coś 

strasznego, ale się opasowa!. Popatrzył w błyszczące oczy Katy, po czym szybko wypuścił ją 

z objęć. Obrócił się gwałtownie, zaklął głośno i poszedł w kierunku łazienki, sięgając po 

drodze po leżące na krześle dżinsy.

- Dobrze, wezmę prysznic i ubiorę się. Myślę, że oboje potrzebujemy trochę czasu, by 

ochłonąć. Nie panujemy już nad swoimi słowami. - Zatrzymał się w drzwiach i posłał Katy 

ostrzegawcze   spojrzenie.  -  Ale  niech  ci   nie  przyjdzie   do  głowy  wyjść   stąd,  gdy będę   w 

łazience. Użyj tych szarych komórek, które, jak mi się wydawało, posiadasz, i zastanów się 

nad tym, co robisz. Obiecuję ci, że gdy wyjdę z łazienki, jakoś to wszystko załatwimy.

Usta Katy drżały, ale wzrok pozostał niewzruszony.

- Nie zamierzam stąd uciekać. Wiem, że musimy coś postanowić. Powinniśmy przede 

wszystkim porozmawiać na temat formalności prawnych i zasięgnąć porady adwokata.

background image

- Nie zamierzam iść do żadnego adwokata. Chcę tylko mieć pewność, że będziesz tu 

jeszcze, gdy wyjdę z łazienki. Wtedy ci powiem, co powinniśmy robić.

Zamknął delikatnie drzwi, pozostawiając Katy wpatrzoną smętnie w wybitą srebrno-

różową tapetą ścianę.

W łazience Garrett napotkał w lustrze wzrok mężczyzny, Facet z lustra wyglądał na 

gotowego do walki.

- Adwokaci - wymamrotał.  - Adwokaci. Najgłupsze co można wymyślić.  Mówi o 

wynajęciu adwokata, a przecież jesteśmy małżeństwem niecałe dwadzieścia cztery godziny.

W swych najśmielszych wyobrażeniach nie mógłby przewidzieć takiego poranka jak 

dzisiejszy.  Katy była  przecież zawsze tak łagodna, delikatna, miła. Pomyśleć, że zawsze, 

nawet kiedy była dzieckiem, czuł się jej obrońcą. Do diabła, dziś jego należałoby bronić. 

Poszedł do łóżka z motylem, a obudził się obok dzikiej kocicy.

Oparł ręce o umywalkę i spojrzał w lustro. Czekał, aż ogrzeje się woda. Widział dwoje 

złocistobrązowych oczu rzucających niebezpieczne błyski. Musiał przyznać, że z a -wzięte 

spojrzenie w połączeniu z ciemnym, ostrym zarostem i nieregularnością rysów twarzy nie 

sprawiały szczególnie miłego wrażenia. Nie był piękny. Trudno powiedzieć, by była to twarz, 

jaką nowo poślubiona małżonka chciałaby zobaczyć następnego ranka po weselu.

Odwrócił   się  i  wszedł  pod  prysznic.   Nie  mógł   zmienić  rysów   twarzy  ani   rodzaju 

zarostu. Są od niego niezależne i Katy będzie musiała się do tego przyzwyczaić. Ale, do licha, 

wyraz oczu nie był wrodzony. To dziwaczne zachowanie Katy było tego przyczyną.

Pomyśleć, że przez ostatnie dwa miesiące wierzył, że ta nieśmiała dziewczynka, którą 

kiedyś znał, stała się milą, zrównoważoną, rozsądną młodą kobietą. Idealną żoną dla niego.

Garrett westchnął na samą myśl o tym, co czuł, gdy obudził się tego ranka. Jego ciało 

wciąż  jeszcze   pulsowało  porannym   podnieceniem.  Wymiana  zdań  z  żoną  wcale  tego  nie 

osłabiła, raczej pogorszyła sprawę. To Katy była powodem całego problemu. Niestety, tylko 

ona mogła stać się środkiem leczniczym.

Stał pod strumieniem gorącej wody, usiłując przeanalizować nieoczekiwaną sytuację, 

w jakiej się znalazł. Był zawiedziony i zły, czuł się okpiony. Trudno mu było ująć w słowa to, 

co przeżywał. Przez cały czas ich znajomości Katy nigdy nie patrzyła na niego w taki sposób 

jak   tego   ranka.   Uświadomił   sobie,   że   przyzwyczaił   się   do   tego,   zdawałoby   się   pełnego 

szacunku i podziwu spojrzenia Katy, do kobiecej wstydliwości, którą widział w jej szarych 

oczach przez ostatnie miesiące. Był zupełnie zbity z tropu naglą zmianą, jaka w niej zaszła.

Otworzył oczy i popatrzył na fantazyjną armaturę w łazience, na ozdóbki i ornamenty 

w ckliwym, sentymentalnym stylu. Co za dziwactwa, pomyślał. Cały ten hotel przypominał 

background image

mu buduary z kiczowatych filmów francuskich.

Uroczystość ślubna przygotowana w najdrobniejszych szczegółach zaskoczyła go. Nie 

podejrzewał Katy, że zechce się bawić w takie ceregiele. Ale w najwyższe zdumienie wprawił 

go wybór miejsca na noc poślubną. Zupełnie nie pasował do Katy. A na dodatek cała ta 

gadanina o miłości. Widocznie gdzieś w głębi duszy Katy była romantyczką. A na to Garrett 

był absolutnie nie przygotowany. Gdy snuł plany wspólnego życia, w ogóle nie brał tego w 

rachubę.

Nagłe zaświtała mu w głowie całkiem nowa myśl. A może wszystko to, co się dzieje, 

jest rezultatem ukrytego romantyzmu Katy. Może ten romantyzm kazał jej spodziewać się 

znacznie więcej, niż otrzymała tej nocy.

Przypuszczenie to ugodziło go boleśnie. Wyszedł spod prysznica i sięgnął po ręcznik. 

Zaczął zastanawiać się nad tym, jakie mógł popełnić błędy w czasie nocy poślubnej. Być 

może działał zbyt pospiesznie. Tak bardzo jej przecież pragnął. Ona była nieśmiała, choć 

oczywiście   chętna,   i   wspaniale   mu   się   poddawała.   Zorientował   się   po   sposobie   jej 

reagowania, że nigdy jeszcze nie doświadczyła tego rodzaju satysfakcji seksualnej.

Oddawała mu się całą sobą.

Być może jednak czuła się zawiedziona. Być może nie tego oczekiwała.

Kto   wie,   czy   romantyzm   Katy,   w   połączeniu   z   niewielkim   doświadczeniem,   nie 

sprawił, że spodziewała się czegoś niezwykłego. Zorzy polarnej na suficie, orkiestry w tle i 

oślepiającego deszczu gwiazd.

Garrett jęknął. Wiedział, że nie jest ani Don Juanem, ani Casanovą, Miał nadzieję, że 

subtelna,   inteligentna,   zrównoważona   Katy   będzie   zadowolona   z   tego,   kto   stał   się   jej 

partnerem w łóżku, ale być może nie była.

Nie powinien był  zasnąć tak od razu. To fatalny błąd. Katy najwyraźniej  spędziła 

pozostałą część nocy bez zmrużenia oka, wmawiając sobie, że została oszukana. Rano była 

już na granicy histerii.

Garrett   wiedział   jednak,  że  pod tą   demonstracją   kobiecych  stanów   emocjonalnych 

kryje się gdzieś jeszcze prawdziwa Katy, którą znał. Nie mogła zniknąć bezpowrotnie. Do 

niego   należy   odnalezienie   tej   spokojnej,   racjonalnie   myślącej,   ciężko   pracującej   kobiety. 

Rozpaczliwie szukał w myślach najlepszego sposobu dotarcia do jej ukrytego wnętrza. Musi 

znaleźć sposób, by ją uspokoić i przywrócić jej jasność myśli.

Po chwili wpadł na pewien pomysł. To przecież oczywiste. Należy przypomnieć Katy 

o jej   zobowiązaniach.  Była  osobą  absolutnie  uczciwą,   prawą.  Błędem  byłoby  stosowanie 

brutalnej siły wobec kogoś wrażliwego jak ona, ale wywołanie w niej poczucia winy może 

background image

sprawić cud. Potrzebował teraz tylko czasu. Prędzej czy później Katy wróci do równowagi.

Powiesił ręcznik na wieszaku, nie zauważając nawet dwóch wyhaftowanych na nim 

serc. Umysł miał zaprzątnięty całkiem czym innym. Musi zyskać na czasie. Przynajmniej 

sześć miesięcy. Tyle potrzebuje.

W pokoju Katy popijała właśnie herbatę, którą zamówiła w recepcji. Zastanawiała się, 

w   jaki   sposób   będzie   mogła   wymknąć   się   z   hotelu.   Przede   wszystkim   trzeba   wynająć 

samochód, zadecydowała. Nie pojedzie prosto do domu. Musi być przez jakiś czas sama, aby 

dojść do siebie i odzyskać równowagę ducha.

Po   dwudziestu   minutach   Garrett   wyszedł   z   łazienki,   dopinając   dżinsy   szybkim, 

niecierpliwym gestem. Spostrzegł Katy siedzącą koło okna z filiżanką w ręku. Była bardzo 

zdenerwowana, ale starała się tego nie okazywać. Garrett był nagi do pasa, szerokie ramiona 

lśniły w blasku rannego słońca.

Mimo zaistniałej sytuacji Katy nie zapomniała o zasadach dobrego wychowania. Nie 

tak łatwo wykorzenić to, co wpajano człowiekowi przez cale lata.

- Napijesz się herbaty? - spytała uprzejmie. - Zamówiłam również dla ciebie.

Garrett rzucił okiem na srebrzysty czajniczek.

- Nalej mi filiżankę. Chcę z tobą pomówić.

- Nie ma o czym. - Katy ostrożnie przechyliła czajniczek. Ręce wciąż jej drżały, bała 

się,  że  rozleje  gorącą  herbatę  na  piękny ozdobny  stolik.  Garrett  przysunął  sobie  jedno z 

różowych krzeseł. Usiadł okrakiem i wziął do ręki filiżankę.

- Owszem, jest. I to im prędzej, tym lepiej.

- Słucham? - Katy przybrała zaczepno — agresywny ton.

- Sprawiasz wrażenie, jakbyś została oszukana przez to małżeństwo. Z jakichś nie 

znanych mi powodów stwierdziłaś, że nie da ci ono tego, czego pragniesz. Myślę, że się 

mylisz. Kiedy się uspokoisz, przekonasz się, że chcesz tego samego co ja, Ale na razie mamy 

problem.

- Łagodnie mówiąc. Garrett udał, że nie słyszy.

- Jak wiesz, moje oczekiwania nie były wygórowane - kontynuował. - Chciałem mieć 

żonę, która pomoże mi w prowadzeniu interesów. Liczyłem na to, że znajdę w tobie partnera, 

kogoś, kto będzie pracować tak ciężko jak ja.

Katy zacisnęła usta. Nagle odezwało się w niej poczucie winy. Garrett miał rację. On 

też   został   oszukany.   Wszedł   w   to   małżeństwo   z   własnymi   oczekiwaniami,   a   ona   go  nie 

ostrzegła.

- Wiem, Garrett.

background image

- Jeśli teraz odejdziesz - ciągnął dalej - postawisz mnie w trudnej sytuacji. Liczyłem na 

ciebie. Chciałem uruchomić hodowlę koni, a to może potrwać około sześciu miesięcy.

- Wiem, Garrett - odparła niepewnie - ale czy nie widzisz...

- Widzę tylko, że będę miał masę kłopotów. Katy milczała. Uważała go co prawda za 

człowieka, który poradzi sobie z niemal każdym problemem, ale nie mogła zaprzeczyć, że 

krzyżuje mu plany. Nie mogła również zaprzeczyć, że nie sposób go było oskarżyć o chęć 

okpienia jej czy manipulowania nią, Nigdy nie udawał kogoś innego i nigdy nie oferował 

niczego więcej, niż mógł zagwarantować. To ona budowała zamki na piasku i padła ofiarą 

swej wybujałej wyobraźni.

- Liczyłem na ciebie, Katy - powtórzył Garrett. - Miałem tyle planów.

- Tak, ale...

- Może byś została ze mną chociaż przez pewien czas - powiedział łagodnie.

Kąty spojrzała na niego pytająco.

- Ile?

-   Przez   sześć   miesięcy.   Katy.   To   wszystko,   o   co   proszę.   Najgorsze   już   za   nami. 

Wyszłaś za mnie i spędziliśmy razem noc. Nic gorszego już się nie zdarzy. No to jak? Podaj 

mi rękę i zgódź się na te sześć miesięcy. Traktuj to po prostu jak nową pracę. Będziesz robiła 

to, co dotychczas u ojca. I wszystko odbędzie się formalnie. Będę ci wypłacał pensję.

Katy szeroko otworzyła oczy ze zdumienia i przerażenia zarazem.

- Sześć miesięcy! Ależ Garrett...

- W porządku - powiedział pojednawczo, jakby właśnie dobili targu - wygrałaś. Niech 

będzie trzy.

background image

ROZDZIAŁ 4

Trzy miesiące!

Katy siedziała skulona w kącie mercedesa, wpatrując się w krętą szosę za oknem. 

Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć, że dała się namówić na taki układ. Trzy miesiące życia z 

Garrettem.   Trzy   miesiące   udawania,   że   jest   jego   żoną.   Wydawało   jej   się,   że   to   będzie 

wieczność. Nie wiedziała, jak wytrzyma taką męczarnię.

Dlaczego   jednak   poczuła   jakąś   niewytłumaczalną   ulgę,   pytała   sama   siebie.   Znała 

odpowiedź na to pytanie. Kochała Garretta. Mówiąc, że chce zerwać to nieszczęsne mał-

żeństwo,   w   głębi   serca   bardzo   ciężko   to   przeżywała.   Teraz   ma   jeszcze   przed   sobą   trzy 

miesiące. Coś jakby odroczenie wyroku. Wprawdzie to Garrett namawiał ją, by się zgodziła, 

ale w rzeczywistości nie miała nic przeciwko tej propozycji.

Poczucie   winy  stanowiło   silną   motywację,   ale   nie   na   tyle   silną,   by  zmusić   ją   do 

zrobienia czegoś wbrew własnej woli. Katy w pełni zdawała sobie z tego sprawę. Marzenia 

były jeszcze poważniejszym powodem niż poczucie winy i jakaś część jej osoby za nic nie 

chciała się ich wyrzec.

Głupotą było pozwolić sobie na marzenia. W ciągu trzech miesięcy nic przecież się 

nie zmieni. Pod koniec tego okresu Garrett będzie takim samym  mężczyzną  jak obecnie: 

twardym, zdecydowanym, skoncentrowanym wyłącznie na swojej wizji przyszłości, która ma 

wyglądać tak, jak on to sobie postanowił. Będzie do tego dążył konsekwentnie, nie ryzykując 

zaangażowania emocjonalnego, Był mężczyzną, w którego życiu nie ma miejsca na coś tak 

delikatnego jak uczucia. Sam się do tego przyznał.

Katy   wiedziała   jednak,   że   mimo   wszelkich   wysiłków   nie   zdoła   stłumić   w   sobie 

kiełkującej nadziei, która łatwo może jej przesłonić rzeczywistość. Trzy miesiące to kawał 

czasu. Wiele jeszcze może się zdarzyć.

Jeżeli będzie jej sprzyjać szczęście.

Spojrzała z ukosa na Garrena, który siedział za kierownicą. Od kiedy opuścili hotel, 

powiedział zaledwie parę słów. Zamknął się w swoim własnym świecie, pomyślała ironicznie 

Katy. Ale i ona niewiele miała do powiedzenia. Wciąż jeszcze czuła się jak ogłuszona po 

wydarzeniach ostatniej nocy.

- Głodna? - przerwał nagle milczenie Garrett. Katy z trudem zbierała myśli. Nagle 

uświadomiła sobie, że faktycznie jest głodna.

Trochę.

- Nic dziwnego. Prawie nic nie zjadłaś. Mówiłem ci, że jedna grzanka to trochę za 

background image

mało.

- Tak, mówiłeś. Ale wtedy nie byłam  głodna. - Patrzyła  przez okno niewidzącym 

wzrokiem.

- Po prostu nie chciałaś  zrobić niczego, co proponowałem - skorygował Garrett z 

przenikliwością, o jaką by go nie podejrzewała.

- Prawdopodobnie tak właśnie było - odpowiedziała, siląc się na obojętność.

-   No,   wreszcie   się   przyznałaś.   Czy   zamierzasz   przez   następne   trzy   miesiące 

zachowywać się tak, jak gdyby świat wywrócił się do góry nogami? - Po raz pierwszy od 

chwili opuszczenia hotelu w jego głosie zabrzmiała irytacja.

- A czyż właśnie to się nie stało?

- Nie rozumiem, co za różnica, czy pracujesz u mnie. czy u ojca. Przecież będziesz 

robiła to samo. - Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś  zastanawiał. - Prawie to samo 

-dodał.

Katy przypuszczała, że Garrett zrobił to zastrzeżenie, ponieważ była jego żoną i jego 

status męża wciąż jeszcze dawał mu pewne prawa. Przypomniała sobie ich noc poślubną i 

nagle zrobiło jej się gorąco. Garrett miał jasno wytyczone metody działania, jeśli chodziło o 

plany na przyszłość, ale ostatniej nocy dowiódł, że był zdolny skupić swoją uwagę również na 

czym innym. Gdy nie myślał o niczym, tylko o swojej nowo poślubionej żonie, stawał się 

namiętnym i czułym kochankiem.

W ciągu tego krótkiego czasu, jaki spędziła w jego ramionach, Katy była nim wręcz 

oczarowana. Był nią całkowicie pochłonięty, a ona była dumna i szczęśliwa aż do momentu, 

gdy stanęła twarzą w twarz z rzeczywistością. Garrett jednak nie widział żadnego problemu w 

sytuacji,   jaką   sprowokował.   Nie   przeszkadzało   mu   wcale   że   jego   zachowanie   w   łóżku 

pozostawało w sprzeczności ze stwierdzeniem, iż miłość go nie interesuje. Katy z kolei była 

zła i urażona, że mógł być tak cudownym kochankiem nie kochając jej.

Teraz z typowo męską arogancją założył, że zaakceptuje ona zarówno swe obowiązki 

w firmie Coltrane i Spółka, jak i w sypialni. Jeśli o niego chodzi, miał żonę i konsultanta do 

spraw   hodowli   koni   na   najbliższe   trzy   miesiące.   Nie   było   jeszcze   okazji,   by   wyjaśnić 

sytuację. Katy sama nie wiedziała, jak się zachować. Targały nią sprzeczne uczucia.

Zerknęła ukradkiem na obrączkę, zastanawiając się, kiedy będzie miała odwagę ją 

zdjąć. Czuła, że Garrett byłby wściekły. On swojej nie zdjął.

- Uważasz, że zachowuję się jak idiotka, co?  -  spytała. Popatrzył na nią badawczo, 

jakby zastanawiając się, czy może powiedzieć jej prawdę.

-   Nie   uważam   cię   za   idiotkę.   Zbyt   dobrze   cię   znam.   Jesteś   mądra,   zdolna   i 

background image

zorganizowana.

- Aż tyle komplementów? Dzięki! Nie zwrócił uwagi na sarkazm w jej głosie. Być 

może zaczynał się już do tego przyzwyczajać. A może myślał, że Katy uspokoi się, gdy ją 

zignoruje.

- Tyle że wpadasz z jednej skrajności w drugą ~ dodał. - Zwykłe zdenerwowanie z 

powodu ślubu u ciebie zmienia się w histerię. Oboje wiedzieliśmy, co robimy, pobierając się. 

Wyraźnie ci powiedziałem, czego chcę i czego od ciebie oczekuję. Przyznałaś przecież, że 

nigdy cię nie okłamałem ani nie wprowadzałem celowo w błąd.

- A co z moimi życzeniami i potrzebami? One się nie liczą? Ja też spodziewałam się 

czegoś po tym małżeństwie.

- Sądziłem, - powiedział gwałtownie - że wiem, czego wymagasz od męża. Nigdy nie 

dałaś   mi   najmniejszych   powodów   do   przypuszczeń,   że   może   nie   jestem   dla   ciebie 

odpowiedni.

- Widzę teraz, że powinniśmy byli więcej ze sobą rozmawiać - stwierdziła z zadumą.

- Przecież przez ostatnie miesiące nic innego nie robiliśmy.

- Owszem,  rozmawialiśmy o koniach i hodowli, o twoim ukochanym  Herosie i o 

twoich   planach   na   przyszłość.   Rozmawialiśmy   o   mojej   przyszłej   pracy   w   twojej   firmie. 

Rozmawialiśmy o twoim nowym domu. Ale nigdy nie mówiliśmy o nas - o tobie i o mnie. 

Teraz dopiero to sobie uświadomiłam.

- Kiedy rozmawialiśmy o planach na przyszłość, mówiliśmy właśnie o tobie i o mnie.

- Jeśli tak, to nadawaliśmy na różnej długości fal - odcięta się.

- Nie ma takich spraw, których nie można by sobie wyjaśnić. Trzeba tylko trochę 

czasu.

- Nie sądzę, by trzy miesiące wystarczyły na rozwiązanie naszego problemu, Garrett.

- A więc zaczniemy to robić w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

- Nie ma potrzeby udawać, że to nasz miesiąc poślubny. Jeśli o mnie chodzi, łączą nas 

interesy,   a   nie   małżeństwo.   -   Katy   była   zaskoczona   własną   pewnością   siebie.   Sprawiała 

wrażenie, jakby go chciała sprowokować, a to zupełnie nie leżało w jej naturze. Nigdy nie 

starała się wywoływać scysji, a pewna siebie była tylko wtedy, gdy mówiła o koniach. Czy 

małżeństwo może zmienić charakter? Zawsze uważała, że pewne cechy człowieka są nie-

zmienne.

- Czy nie przyszło ci do głowy, Katy, że może dla mnie liczą się nie tylko interesy? 

Może ryzykuję coś więcej?

- Na przykład? - zaciekawiła się.

background image

- Na przykład swoją dumę-odparł.

- Ach tak. - Natychmiast straciła zainteresowanie tematem.

- Dla ciebie może to być funta kłaków nie warte, moja pani, ale dla mnie to coś bardzo 

ważnego. Nie mam zamiaru, by moi przyjaciele i pracownicy dowiedzieli się, że w czasie 

nocy poślubnej moja żona zmieniła zdanie co do swego małżeństwa. Następne dwa tygodnie 

mamy   wolne,   tak   jak   zaplanowaliśmy,   i   postaramy   się   zachowywać   jak   nowożeńcy,   w 

każdym razie przy ludziach. Zresztą mam trochę pracy w domu i w stajniach. Potrzebuję 

czasu.

W ciągu ostatnich pięciu lat rzadko kiedy miałem wolny weekend.

- Jeśli chcesz zmarnować dwa tygodnie, twoja sprawa. - Katy pochyliła się do przodu, 

zdecydowana skończyć tę rozmowę. - Patrz, tam jest jakiś bar. Zatrzymajmy się.

Dotarli do nowego domu Garretta, gdy już było ciemno. Ciemne chmury przysłaniały 

księżyc,   tak   że   nie   sposób   było   cokolwiek   zobaczyć.   Ale   Katy   wyczuwała   wewnętrzną 

satysfakcję Garretta, gdy skręcił z głównej szosy w drogę wysadzaną drzewami, prowadzącą 

w kierunku morza, Zaczął jej opisywać okolicę.

- Dom znajduje się tam, na lewo, za drzewami. Zaraz go zobaczysz. Stoi prawie na 

samym   szczycie   skarpy.   Będzie   ci   się   podobać,   Katy.   Czerwony   dach,   białe   sztukaterie, 

łukowate drzwi i okna. Wokół ogrody, A tam, na prawo, są stajnie i padoki. Na wzgórzu za 

stajniami   znajduje   się   gospodarstwo   Brackenów.   Poczekaj   do   rana.   Zobaczysz,   jak   tutaj 

pięknie.

Katy słyszała entuzjazm w jego głosie i starała się go zignorować. Nie było to łatwe, 

bo ciekawość brała górę. Aż do ostatniej nocy bardzo pragnęła się tutaj znaleźć. Cieszyła się, 

że to miejsce  będzie  jej  domem.  Cóż, wciąż  jeszcze ma  być  jej domem,  tyle  że na trzy 

miesiące.

- Wygląda na to, że Bracken pogasił wszystkie światła. Do diabła, mówiłem mu, żeby 

zostawił zapalone u wejścia, na wypadek gdybyśmy przyjechali o zmroku. - Garrett zwolnił i 

zaparkował samochód na podjeździe. Zmarszczył brwi. Nie był zadowolony, że piękny dom 

jest pogrążony w ciemności. Oświecił reflektorami wejście i kawałek ogrodu.

- Może zapomniał zostawić światło – zasugerowała Katy wysiadając z samochodu. 

Garrett trzasnął drzwiczkami.

- Tak, może zapomniał - burknął, szukając klucza. -A może za wcześnie zabrał się do 

picia.

- O, to on pije?

- Atwood napomknął coś na ten temat, ale nie wdawaliśmy się w szczegóły. Jutro rano 

background image

porozmawiam z Brackenem. Jeśli chce tu zostać, musi się nauczyć wypełniać moje polecenia.

Katy nic nie odpowiedziała, ale osobiście miała nadzieję, że ten nie znany jej Emmett 

Bracken szybko się nauczy,  iż jego nowy pracodawca nie toleruje niedbalstwa. Gdy jako 

kilkunastoletni chłopak pracował w stajniach jej ojca, w pełni zasługiwał na swoją płacę. W 

ciągu ostatnich miesięcy Katy przekonała się, że pod tym względem nic a nic się nie zmienił. 

Sam ciężko pracował i wymagał, by inni robili to samo.

Garrett   przekręcił   klucz   w   zamku   i   uchylił   drzwi.   Wszedł   do   środka.   Za   chwilę 

przestronny   hol   rozbłysnął   jasnym   światłem.   Katy   weszła   do   środka   i   mimo   woli   się 

uśmiechnęła.

- Och, ależ tu pięknie, Garrett - wyszeptała rozglądając się wokół. Zobaczyła przed 

sobą ozdobne lustro w pięknej ramie z kutego żelaza, wiszące nad długim lśniącym stołem. 

Przestraszyła  się na widok swego odbicia.  Szare oczy wydawały się jeszcze większe niż 

zazwyczaj. Malowała się w nich czujność pomieszana ze zmęczeniem. Włosy rozsypały się 

na   ramiona.   Zielona   bluzka   była   zupełnie   pognieciona   po   długiej   podróży   samochodem. 

Krótko mówiąc, nie wyglądała na energiczną, rozważną kobietę interesu. Nie była z tego 

zadowolona.

- Cieszę się, że ci się podoba - usłyszała głos Garretta. - Cały czas myślałem o tobie, 

gdy dawałem wskazówki dekoratorowi wnętrz. - Nie spuszczał z niej wzroku. Katy przeszła 

wolno przez hol do salonu.

Gdy zapaliła światło i spojrzała na piękną drewnianą posadzkę, zdała sobie sprawę z 

dobrego gustu Garretta. Wokół dużego kominka umieszczonego na jednej ze ścian ustawiono 

komplet zadziwiająco pięknych skórzanych mebli. Duży oblamowany frędzlami dywan był 

wierną kopią kilimów indiańskich. Z okien sięgających od podłogi do sufitu rozpościerał się 

widok na spowite ciemnościami morze.

- Dekorator dobrze się spisał - przyznała Katy rozglądając się po salonie.

W oczach Garretta ujrzała błysk satysfakcji.

- Powiedziałem mu, że to dla mojej żony i że wszystko musi być zrobione na medal.

Na myśl o tym, jak bardzo Garrettowi zależało, by podobało jej się to miejsce, w Katy 

znów odezwało się poczucie winy. Nagle przypomniała sobie jednak, że miał ku temu swe 

własne, czysto pragmatyczne powody, i to ją otrzeźwiło. Spontaniczny uśmiech zachwytu 

zniknął z jej twarzy.

- Tam jest kuchnia - powiedział Garrett szybko, gdy się odwróciła. - W starodawnym 

stylu. Ogromna. Jest wyposażona we wszystko, co konieczne.

Katy przeszła przez jadalnię, w której stał długi stół sosnowy, i weszła do kuchni, 

background image

najwyraźniej urządzonej z myślą o kimś, kto lubi gotować. Ściany były wyłożone kafelkami, 

na   środku   stał   okrągły   stół   ze   szklanym   blatem,   na   hakach   zawieszono   garnki   i   sprzęty 

kuchenne.

- W ciągu ostatnich miesięcy zauważyłem, że chętnie gotujesz - bąknął Garrett.

Przeszyła go wzrokiem. To jasne, że zwracał uwagę na takie rzeczy. Nie odezwała się 

jednak i otworzyła drzwi dużej lodówki. Była zupełnie pusta.

- Dobrze, że wzięliśmy coś do jedzenia - powiedział Garrett na widok pustych półek. - 

Umieram z głodu.

Katy zastanawiała się, czy była to aluzja do jej obowiązków jako żony. Wsunęła ręce 

w   kieszenie   dżinsów   i   utkwiła   w   mężu   badawczy   wzrok.   Wyglądał   najniewinniej   pod 

słońcem, o ile w ogóle było to możliwe w przypadku kogoś takiego jak Garrett.

Uznała, że nie warto kruszyć kopii. Też była głodna. Szkoda czasu na kłótnie.

- No to przynieś rzeczy z samochodu. Zaraz coś przygotuję.

- Świetna myśl.

W niecałą godzinę później Katy przyrządziła sałatkę z pomidorów, ogórków i sera, ryż 

i curry z krewetkami. Garrett w tym czasie rozładowywał samochód. Wszedł do kuchni w 

momencie, gdy stawiała jedzenie na stole.

- Już zapomniałem, że w ogóle jedliśmy cokolwiek -zawołał. Pochylił się nad stołem i 

przyjrzał sałatce i curry. - Cudownie pachnie. Otworzyłaś wino?

- Nie. - Katy obserwowała go kątem oka. - Nie wiedziałam, czy zechcesz wino do 

kolacji.

- Przecież to nasz pierwszy posiłek w nowym domu. Czyż nie należy tego uczcić 

kieliszkiem wina?

-   Myślisz?   -   zdziwiła   się   Katy.   Nigdy   nie   przyszłoby   jej   do   głowy,   że   Garrett 

przykłada wagę do takich spraw.

-   Wiesz,   zważywszy   na   okoliczności   -   dodała   -   nie   sądzę,   byśmy   musieli   jakoś 

szczególnie świętować dzisiejszy wieczór. - Usiadła i sięgnęła po miskę z sałatką.

- Ależ to wieczór wyjątkowy - żachnął się Garrett -i będziemy go traktować tak, jak na 

to zasługuje.

Sięgnął do lodówki i wyjął z niej butelkę szampana.

którą Kąty widziała ostatnio w wiaderku z rozpuszczonym lodem w ich hotelowym 

apartamencie.

- Myślałam, że został w hotelu. - Obserwowała Garretta, gdy stawiał butelkę na blacie 

i zabierał się do wyjęcia korka.

background image

-   Gdyby   to   od   ciebie   zależało,   na   pewno   nie   zabralibyśmy   go.   Ale   skoro   słono 

zapłaciliśmy za ten cholerny apartament, nie widziałem powodu, aby zostawiać to, co się nam 

należy. Jedyną rzeczą zasługującą tego ranka na ocalenie był szampan, więc go wziąłem.

Katy czuła gorąco napływające jej do twarzy. Garrett nie musiał akcentować faktu, że 

wszystko, co łączyło się z tym nieszczęsnym pokojem w hotelu, uważał za totalną klęskę. 

Ona też to wiedziała. Ale zaskoczyło ją, że wziął szampana. Ona nawet o nim nie pamiętała. 

Chciała po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść i zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło.

Korek   wystrzelił,   ale   ani   kropla   nie   wydostała   się   z   butelki.   Garrett   zawsze   nad 

wszystkim panuje, nawet nad szampanem, pomyślała ze złością.

- Czy za każdym razem, pijąc szampana, będziesz wspominała naszą noc poślubną, 

kochanie? - spytał na widok wyrazu twarzy Katy.

Nie lubiła tego lekko drwiącego tonu jego głosu.

- Kto wie? Parę kieliszków tego napoju i może nawet będę zdolna zapomnieć raz na 

zawsze o naszej nocy poślubnej.

- Akurat - mruknął pod nosem Garrett podając jej kieliszek. Ich oczy spotkały się. - 

Może nie wszystko odbyło się tak, jak tego chciałaś lub oczekiwałaś, ale była to jednak nasza 

noc poślubna i nie mam najmniejszego zamiaru dopuścić, byś ją zapomniała.

Katy zamarła z ręką wyciągniętą po kieliszek. Czuła przewagę Garretta i za wszelką 

cenę próbowała się jej oprzeć.

- Niektóre rzeczy lepiej zapomnieć, Garrett.

- Niektóre rzeczy lepiej trochę popraktykować - skorygował.

Katy   zaczerpnęła   tchu.   Wiedziała   aż   nadto   dobrze,   co   Garrett   chce   przez   to 

powiedzieć: że spodziewa się spędzić z nią noc.

- Łączą nas interesy. - Starała się przybrać naturalny ton. Wzięła kieliszek i wypiła 

maleńki łyk. Po raz pierwszy dotarło do niej, co to znaczy być sam na sam z Garrettem. W 

ciągu ostatnich miesięcy rzadko kiedy byli sami. A wtedy na ogół omawiali swoje plany na 

przyszłość. Nigdy nie był tak skoncentrowany na niej jak tego wieczoru. Denerwowało ją, że 

znajduje się w centrum jego uwagi. - O ile sobie przypominasz, to ty zaproponowałeś taki 

układ.

- Nie miałem dużego wyboru - odparł, spoglądając na nią przeciągle.

- Myślę, że to się nie uda, Garrett. - Katy popatrzyła na niego błagalnie. - Powinniśmy 

już dziś zapobiec dalszym stratom, nie zamieniając w układ służbowy czegoś, co miało być 

małżeństwem.

- To twoja propozycja, Katy - odrzekł, sięgając po widelec. - Masz dużo mniej do 

background image

stracenia ode mnie. Ale może zmienisz zdanie. Trzy miesiące to kawał czasu.

Te trzy miesiące to wieczność, pomyślała.

W dwie godziny później Katy położyła się do łóżka. Zanim zgasiła lampę, rozejrzała 

się po pokoju. Był to, jak się domyślała, pokój gościnny. Znacznie mniejszy niż sypialnia 

gospodarzy, którą dyskretnie opuściła, pozostawiając ją nowemu właścicielowi domu.

Gdy wsunęła się pod kołdrę, ogarnęła ją złość połączona z głębokim smutkiem. Nie 

chciała poddać się smutkowi, więc całą uwagę skupiła na złości. Może to nie doprowadzi jej 

do łez.

Tymczasem nowy pan tego domu  wyszedł  pospiesznie z łazienki  w samych  tylko 

dżinsach i ujrzał to, czego w jakimś stopniu się spodziewał. W pięknej sypialni był sam.

Wiedział,  że nie ma  co liczyć  na to, iż Katy zgodzi się dzielić  z nim łoże  przez 

najbliższe trzy miesiące. Ale jednak tliła się w nim jakaś iskierka nadziei. Ułatwiłoby to wiele 

spraw.   Jeśli   tylko   zdołałby   namówić   ją,   by   sypiała   z   nim   w   jednym   pokoju,   mógłby 

stopniowo   przezwyciężyć   jakoś   jej   irracjonalną   reakcję.   W   normalnych   warunkach   była 

przecież taką słodką, delikatną, uległą istotą. A poza tym, czy chciała to przyznać, czy nie, 

była też bardzo zmysłową kobietą. Z całą pewnością, gdyby przez dłuższy czas odwoływał się 

do jej delikatności i zmysłowości, mógłby ją przekonać, że powinni być razem.

Zaskoczyła go swoją nieoczekiwaną ucieczką w romantyczny świat fantazji. Wiedział 

jednak,   że   w   głębi   duszy   wciąż   była   tą   trzeźwo   myślącą,   uprzejmą,   niewymagąjącą 

dziewczyną,   z   jaką   miał   do   czynienia   przez   ostatnie   miesiące.   Kiedyś   patrzyła   na   niego 

pełnymi podziwu oczami dziecka. Ostatniej nocy wyraz nieśmiałego uwielbienia dziewczynki 

zastąpiło namiętne spojrzenie kobiety. Z czasem, był tego pewien, uda mu się sprawić, że 

przekona się do niego.

No dobrze, wywalczył sobie trochę czasu, ale wszystko wskazywało na to, że Katy 

odmówi mu prawa do tej części bliskości, która liczy się najbardziej - do wspólnej sypialni.

Garrett stał przez chwilę na środku pokoju. Zmarszczył brwi. Katy była na pewno w 

jednej z trzech innych sypialni na dole. Nie ulegało wątpliwości, że do niego nie przyjdzie.

Jeśli w ogóle coś można było uczynić w tej nieznośnej sytuacji, to musi to zrobić on.

Przeszedł przez długi hol, otwierając kolejne drzwi.

Znalazł ją w ostatnim pokoju. Postanowił przyjąć za dobrą monetę fakt, że drzwi nie 

były zamknięte na klucz. Wszedł do środka. W mroku widział jej bladą twarz i cudownie 

rozrzucone na poduszce ciemne włosy. W podwójnym łożu wydała mu się bardzo samotna i 

bardzo zagubiona.

- Garrett!

background image

- A kogo się spodziewałaś? Księcia z bajki, którego chciałaś poślubić? Przykro mi, 

kochanie, ale muszę cię rozczarować. - Założył ręce i oparł się o framugę. Wiedział, że w 

bladym świetle padającym z korytarza Katy widzi jedynie zarys sylwetki. Nie byłaby w stanie 

odczytać wyrazu jego twarzy. To dobrze.

Uniosła się lekko na łokciach, starając się zobaczyć go lepiej.

- Nie wiem, czy dobrze zrobiłeś, wypijając sam tego szampana- zauważyła.

- A co mogłem zrobić? Nie wyglądało na to, byś chciała mi towarzyszyć.

- Nie miałam nastroju.

- A czemuż to? Przecież to takie cholernie romantyczne. - Wziął tę idiotyczną butelkę 

z myślą o niej, a ona wypiła zaledwie pół kieliszka. Nie dawało mu to spokoju przez cały 

wieczór. Zabrał przecież szampana, który pozostał po ich nocy poślubnej. Wydawało mu się 

to w stylu tej nowej, nie znanej mu dotychczas Katy.

-   Garrett,   proszę   cię.   Uda   nam   się   jakoś   przebrnąć   przez   te   trzy   miesiące,   pod 

warunkiem że będziesz przestrzegał pewnych zasad.

- Mężczyzna nie może przez cały czas pamiętać o zasadach.

- Owszem, kiedyś pamiętałeś. Przestrzegałeś ich do czasu...

- Mniejsza o to. Nie obchodzi mnie, w którym momencie zorientowałaś się, że nie 

jestem twoim rycerzem w błyszczącej zbroi. Wiem już, że byłaś ogromnie wstrząśnięta, gdy 

się   okazało,   że   mogę   się   z   tobą   kochać,   nie   wygłaszając   ckliwych,   nic   nie   znaczących 

deklaracji miłości.

-   Dosyć!   -   Głos   jej   był   jeszcze   spokojny,   ale   pozostała   nieugięta.   -   Dosyć!   Nie 

zamierzam tego wysłuchiwać.

- Nie zamierzasz! Przecież jesteś moją żoną.

- Jestem twoim pracownikiem - odcięła  się. - A teraz wyjdź  stąd i idź do swego 

pokoju, zanim cię oskarżę o napastowanie seksualne. - Położyła się, odwróciła do ściany i 

przykryła kołdrą aż po brodę.

- Powiedz mi tylko jedno, Katy.

- Co chciałbyś wiedzieć?

- Powiedz mi, czy naprawdę ostatniej nocy byłem tak fatalnym kochankiem, że nie 

możesz znieść myśli, iż mógłbym cię dotknąć.

Katy milczała.

- Znasz odpowiedź - odparła po chwili.

- Nie, wcale nie znam. Gdybym znał, nie pytałbym cię o to.

- Na litość boską, Garrett.

background image

- Tylko mów prawdę.

- Dobrze - odrzekła ze złością, zakrywając kołdrą głowę. - Powiem ci prawdę. Pod 

względem fizycznym wszystko było... było doskonale. Zadowolony? Nie zgłaszam żadnych 

pretensji w tym względzie. A teraz wyjdź!

Garrett odwrócił się i powoli poszedł w kierunku drzwi. Zatrzymał  się jeszcze na 

moment, gdy zauważył, że odsunęła kołdrę i patrzy na niego.

- Garrett?

- O co chodzi, kochanie? - spytał z nadzieją w glosie.

- Czy ona była piękna?

- Kto? - Spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Ta kobieta, którą kochałeś przed laty. Nadzieja zmieniła się w irytację.

- Co za idiotyczne pytanie, Katy. Nie pamiętam nawet, jak wyglądała. Powiedziałem 

ci, że dala mi niezłą lekcję, ale nie mówiłem, że noszę w portfelu jej zdjęcie.

- Chciałam tylko wiedzieć.

- Chciałaś wiedzieć, czy nadal ją kocham - warknął. - Odpowiedź brzmi: nie.

- Skąd możesz wiedzieć? - nalegała.

- Bo pięć lat temu pojechałem do niej - odparł ze zniecierpliwieniem. - Mogłem ją 

wtedy   mieć.   Tymczasem   spojrzałem   na   nią   i   podziękowałem   losowi,   że   uciekłem   we 

właściwym czasie. Była zimną, wyrachowaną, małą dziwką. Wystarczy?

- Chyba tak.

- Mam nadzieję. Zamykam ten temat. - Wyszedł z sypialni i udał się do swego pokoju. 

Ciało miał napięte z pożądania aż do bólu. Rzucił okiem na puste łóżko i wyszedł do łazienki, 

by poznać na własnej skórze terapeutyczne skutki zimnego prysznica.

background image

ROZDZIAŁ 5

Katy przygotowywała właśnie placki kukurydziane, gdy ktoś zapukał do drzwi kuchni. 

W czasie długiej, bezsennej nocy odgrażała się wprawdzie, że poda Garrettowi na śniadanie 

tylko zimne płatki, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć.

Widocznie poczucie winy i obowiązku tkwi w niej zbyt głęboko, pomyślała z irytacją. 

Musi je za wszelką cenę przezwyciężyć. Może powinna przeanalizować własny charakter. 

Dotychczas nie wiedziała, że jest w niej aż tyle złości.

Położyła ostatni placuszek na gorącą patelnię i pobiegła do drzwi. Zastanawiała się, 

czy nie zawołać Garretta. Na pewno jednak był jeszcze pod prysznicem. W ciągu ostatnich 

dwudziestu czterech godzin brał go wyjątkowo często.

Otworzyła drzwi. W progu stał chudy, żylasty mężczyzna o ogorzałej twarzy. Trudno 

było określić jego wiek. Mógł mieć równie dobrze pięćdziesiąt jak siedemdziesiąt lat. Praca 

na powietrzu naznaczyła jego szczupłą twarz zmarszczkami. Miał na sobie znoszone dżinsy, 

stare buty z cholewami, wyblakłą koszulę i zniszczoną czapkę. Uniósł ją na moment, po czym 

wpatrzył   się   w   Katy   swymi   załzawionymi   niebieskimi   oczami,   tak   wyblakłymi   jak   jego 

koszula. Widać było, że lata nadużywania alkoholu zrobiły swoje, ale tego ranka nie był 

pijany.

- Dzień dobry pani.  Jestem Emmett Bracken.  A pani jest zapewne żoną Coltrane'a. 

Mówił mi, że przywiezie tutaj żonę.

-   Witam   pana.   -   Katy   wolała   nie   wyjaśniać   swojej   sytuacji.   Trudno   by   ją   było 

wytłumaczyć, zwłaszcza że miała na palcu obrączkę. Postanowiła, że musi ją jak najprędzej 

zdjąć. - Milo mi pana poznać, Emmett. Wiem, że zajmował się pan tym domem, kiedy opuścił 

go parę lat temu poprzedni właściciel.

- Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będzie tu mieszkał kto inny. Myślałem, że 

trupem   padnę,   gdy   usłyszałem,   że   Atwood   sprzedaje   dom.   Nie   mogłem   patrzeć.   jak   po 

kawałku pozbywał się ziemi. Myśleliśmy z żoną, że zostanie tu do śmierci. Kto by pomyślał, 

że przeniesie się do Palm Springs?

- No cóż, myślę,  że to było  zaskoczeniem  nie tylko  dla pana - powiedziała  Katy 

dyplomatycznie.

-   Żeby   pani   wiedziała.   -   Bracken   powoli   cedził   słowa.   -   Royce   Hutton   wpadł   w 

prawdziwy szał, kiedy się dowiedział, że ten dom i ostatni skrawek ziemi przechodzą w ręce 

nowego właściciela.

- Royce Hutton?

background image

- Taak, mieszka tam, w dole drogi. Ma trochę ziemi i hoduje bydło. Sprzedaje swoje 

sztuki okolicznym chłopom. Od lat miał chętkę na tę ziemię. Przez ostatnie parę lat próbował 

nakłonić Atwooda, żeby mu ją sprzedał, ale Atwood był nieugięty. Hutton był z chłopakiem 

Atwooda tej nocy, gdy młody Brent zginął. Potem Atwood nie chciał mieć już z nim nigdy do 

czynienia. Nie chciał mieć do czynienia z żadnym z tych chłopaków, którzy byli tam owej 

nocy.

- Ach, tak. - Katy jak przez mgłę przypomniała sobie Historię, którą opowiedział jej 

Garrett. Chciała,  żeby już przyszedł.  Nie bardzo wiedziała,  co powiedzieć  Brackenowi. - 

Może napije się pan kawy? - zaproponowała wreszcie.

- Nie, dziękuję. Dopiero co piłem. Wpadłem, bo Coltrane mówił, że chce od rana 

zacząć robotę przy stajniach. Mówił, że za parę dni przywiezie tu swego konia.

- Jestem pewna, że chce wcześnie zacząć, ale na razie nie jadł jeszcze śniadania. Gdy 

tylko będzie gotów, przyjdzie do pana.

- W porządku - skinął głową Bracken. - Niech mu pani powie, że będę w stajni.

- Dobrze. Bracken zawahał się chwilę, spojrzał w kierunku kuchni.

- Ale tu się zmieniło. Wygląda jak całkiem inny dom. Jakoś dziwnie, gdy nie ma tu 

nikogo z Atwoodów. - Potrząsnął głową, - Po tylu latach. Ja i żona byliśmy pewni, że kiedyś 

jego chłopak przejmie gospodarstwo.

- Rozumiem.

- Wie pani, on chodził z moją córką, Felice. - W glosie mężczyzny pobrzmiewała 

duma.

- Nie, nie wiedziałam.

- Moja Felice to prawdziwa piękność. Mieli się kiedyś pobrać. Spotykali się z Brentem 

regularnie. A potem zdarzył się ten wypadek. I wszystko się rozleciało. Żona Silasa zmarła, a 

on pomału zaczął tracić zainteresowanie tym Miejscem. Moja żona ciężko to przeżyła. Nigdy 

tak naprawię nie doszła już do siebie. Zależało jej na tym, żeby Felice wyszła za Brema.

- W życiu nie zawsze wszystko układa się tak, jak to sobie zaplanujemy - powiedziała 

Katy, mądrzejsza o swe ostatnie doświadczenia.

- Z pewnością.

- A co się stało z pana córką? - Nie mogła powstrzymać się od tego pytania.

- Pojechała do college'u i teraz pracuje w dużej firmie, która robi takie rzeczy jak 

stereo   i   te   wszystkie   urządzenia   do   nagrywania   programów   telewizyjnych.   Chyba   jest 

szczęśliwa. Tylko jej matka nigdy nie zapomniała, co mogłoby się zdarzyć, gdyby młody 

Brent nie złamał karku tamtej nocy. - Bracken uchylił czapki. - No cóż, do zobaczenia, pani 

background image

Coltrane. Moja żona przyjdzie się z panią przywitać. Proszę powiedzieć mężowi, że jestem w 

stajni.

- Może pan być spokojny - obiecała Katy. Pomału zamknęła drzwi. Do kuchni wszedł 

Garrett.

- Bracken tu był? - spytał szorstko. Zakasał rękawy roboczej bluzy.

- Tak - odparła Katy, trzymając wciąż jeszcze rękę na klamce. Patrzyła na niego z 

zadumą. Tak jak powiedziała Brackenowi, w życiu nie wszystko układa się zgodnie z na-

szymi planami. Był to pierwszy ranek w jej nowym domu. Mógł wyglądać zupełnie inaczej.

- Powiedział, że będzie w stajni.

- Dobrze - skinął głową Garrett. - A co jest na śniadanie? - Skierował wzrok w stronę 

piecyka.

- Placki kukurydziane na słodko. Kawa już gotowa. - Katy nagle się ożywiła. Do 

diabła, powinna być równie czynna jak on. Postanowiła, że przez cały czas będzie czymś 

zajęta. Podeszła do piecyka. - Usiądź, zaraz ci podam kawę. Emmett opowiadał mi właśnie o 

Huttonie. Podobno chciał kupić ten dom i ziemię.

- Hutton musi zrozumieć, że nie zawsze może mieć to, co się chce - uciął krótko 

Garrett. - Wszyscy prędzej czy później musimy się tego nauczyć, prawda?

Katy zastanawiała się, czy miało się to odnosić do niej. Postawiła na stole półmisek z 

placuszkami.

- Masz rację. Jak myślisz, kiedy będziesz mógł sprowadzić Herosa?

- Niebawem. Za parę dni jeden boks będzie już gotowy. Załatwiłem już dostawę siana 

i ziarna.

Katy   skinęła   głową,   starając   się   za   wszelką   cenę   podtrzymać   nastrój   służbowej 

rozmowy.

- Pani Bracken pokaże mi dom i gospodarstwo - po-wiedziała.

- Dobrze - wymamrotał Garrett, przełykając kolejny kawałek placka. - Cieszę się, że 

umiesz gotować - powiedział z uznaniem. - Brackenowa może się zajmować domem, ale 

wolałbym, żebyś ty gotowała. Nie lubię, jak w czasie śniadania albo obiadu kręcą się wokół 

obcy ludzie.

- Czy to znaczy, że do moich obowiązków służbowych zależy również gotowanie? - 

Katy starała się zachować obojętny ton, ale wiedziała, że zabrzmiało to dość cierpko.

- Chyba znasz wszystkie powody, dla których się z tobą ożeniłem, prawda? - Garrett 

rzucił jej lodowate spojrzenie.

- Owszem, chociaż poznałam je dość późno. Ale masz rację, w końcu je znam.

background image

- Ależ ty jesteś uparta. - Garrett ugryzł następny kawałek placka. - Sam nie wiem, 

dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem.

- Może dlatego, że tak naprawdę wcale na mnie nie patrzyłeś - odparła ze spokojem. - 

Widziałeś   tylko   to,   co   rzucało   się   w   oczy.   Dobre   pochodzenie,   stosunki   towarzyskie, 

wykształcenie.   Wszystko   to,   czego   tobie   brakowało.   A   na   dodatek   wydawałam   ci   się 

niewymagająca, cicha i uległa. Czegóż więcej może chcieć mężczyzna od przyszłej żony?

Garrett zmierzył ją wzrokiem, w którym złość mieszała się ze smutkiem.

- Naprawdę chcesz, abym ci powiedział? - spytał.

- Nie - wykrztusiła Katy.

-   Dajmy   spokój.   Już   i   tak   atmosfera   jest   wystarczająco   napięta.   Na   litość   boską, 

przestań mnie już dręczyć. Wyjdzie to nam obojgu na dobre.

Katy nie bardzo wiedziała, jak to rozumieć, więc zachowała milczenie.

Ku jej zaskoczeniu, w ciągu dwóch następnych dni sytuacja jakoś się unormowała. 

Kiedy   była   z   Garrettem,   zachowywała   się   uprzejmie,   ale   oficjalnie,   a   on   starał   się   jej 

odwzajemniać tym samym. Z trudem jednak skrywał niezadowolenie. Katy wyczuwała, że 

liczył, iż z czasem wszystko się zmieni. Myślała, czy by go nie wyprowadzić z błędu, ale dała 

spokój. Miał rację, dręczenie go mogło być niebezpieczną rozrywką.

Nadine Bracken, kobieta o surowej twarzy, mniej więcej w tym samym wieku co jej 

mąż, okazała się bardzo przydatna, choć niespecjalnie rozmowna. Gdy Katy pochwaliła ją za 

tak dobrą opiekę nad domem, wzruszyła tylko ramionami.

-  Dbałam  o  ten  dom  od zawsze.  Przez  cale  życie  miałam  do niego  serce.  Byłam 

jeszcze w średniej szkole, kiedy zaczęłam pracować u Atwoodów. Emmett też. Zawsze tra-

ktowali nas jak rodzinę, jeśli wie pani, co mam na myśli. Myślałam nawet, że pewnego dnia 

możemy naprawdę stać się rodziną. - Popatrzyła na Katy z zadumą. - Emmett i ja myśleliśmy, 

że nasza mała, Felice, będzie kiedyś mieszkać w tym domu.

Katy nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć.

- Wydaje mi się, że dekorator wynajęty przez Garretta dużo tutaj zmienił. - Przeszła 

zręcznie na inny temat.

-   O,   tak.   -   Nadine   wpatrywała   się   bez   entuzjazmu   w   nowe   meble   w   salonie.   - 

Zachowywał się tak, jak gdyby nie musiał się z nikim liczyć. Nie miał żadnego szacunku. Po 

prostu zjawił się i przewrócił wszystko do góry nogami.

- Ale przecież dom jest urządzony bardzo ładnie - zaoponowała Katy, czując dziwną 

potrzebę   obrony   gustu   Garretta.   Wiedziała,   że   dlatego   zlecił   przemeblowanie   domu,   by 

dogodzić jej, żonie. Na myśl o tym poczuła znajome ukłucie w sercu. Będzie musiała ciężko 

background image

pracować nad tym, by pozbyć się poczucia winy.

Trzeciego dnia pobytu Katy w nowym miejscu odwiedził ją Royce Hutton. Garretta 

nie było. Doglądał ostatnich prac wykończeniowych w stajni. Katy otworzyła drzwi i ujrzała 

na   progu   wysokiego,   smukłego,   przystojnego   mężczyznę,   dobiegającego   czterdziestki. 

Uśmiechał się czarująco.

- Zapewne mam przyjemność z panią Coltrane. Jestem rani sąsiadem. Royce Hutton. 

Przyszedłem, żeby się przedstawić. Nie mogę odżałować tego domu. Mam nadzieję, że się 

pani podoba.

Katy   nie   mogła   się   oprzeć   błyskowi   piwnych   oczu   Royce'a   Huttona.   Po   pełnych 

napięcia chwilach z Garrettem z ulgą powitała możliwość porozmawiania z kimś, kto tak 

bardzo starał się być miły.

- Proszę do środka, Royce. Słyszałam, że chciał pan opić tę posiadłość. Jest pięknie 

położona, prawda?

- Nie musi mi pani tego mówić. - Royce z zainteresowaniem rozglądał się wokoło. - 

No, no, Coltrane urządził to na medal. Słyszałem, że wydal fortunę. Dom wygląda jak z 

katalogu.

- Prawda? Garrett chciał, żeby wszystko było w najlepszym gatunku. Napije się pan 

kawy?

- Z przyjemnością.

Nagle jak spod ziemi wyrosła obok nich Nadine Bracken.

- Zaraz podam, pani Coltrane.

- Dziękuję, Nadine - uśmiechnęła się Katy. Royce uniósł brwi.

- Brackenowie byli tutaj od zawsze - powiedział, -Ciężko to przeżyli, gdy stary Silas 

pozbył się domu. Garrett chce ich zatrzymać?

-   O   ile   wiem,   tak   -   odparta   Katy   ostrożnie.   -   Garrett   nie   wypowiedział   się 

jednoznacznie, ale chyba tak. Proszę, niech pan siada.

- Dzięki. - Royce rozsiadł się niedbale na białym skórzanym fotelu. Katy zauważyła, 

że   miał   na   nogach   piękne   ręcznie   robione   buty.   -   Słyszałem,   że   jest   pani   z   domu 

Randallówna, a pani rodzice hodują araby. Czyżby chodziło o słynną stadninę Randallów?

- Wieści szybko się rozchodzą, co?

- Coltrane nie robił z tego tajemnicy - roześmiał się Royce, - Odniosłem wrażenie, że 

był bardzo dumny z tego, że to właśnie panią przywiezie tutaj jako żonę.

Dumny z tego, że przywiezie Randallównę jako żonę, pomyślała Katy. To w stylu 

Garretta. Na szczęście pojawienie się Nadine Bracken uwolniło ją od konieczności odpo-

background image

wiedzi.

- O, jest już kawa. Dziękuję, Nadine. Nadine skinęła głową, położyła tacę na stoliku i 

wyszła.

- Jakiś czas temu robiłem interesy z pani ojcem. - Royce wziął filiżankę z rąk Katy. - 

Posłałem do jego stadniny moją najlepszą klacz, by pokrył ją wasz ogier, Srebrny Księżyc. 

Piękne źrebię z tego wyszło.

- Jak się nazywała ta klacz?

- Jutrzenka.

- Pamiętam ją - uśmiechnęła się Katy. - Aż do chwili ślubu zajmowałam się końmi. 

Srebrny Księżyc to jeden z naszych najlepszych ogierów. Potomstwo zawsze dziedziczy jego 

inteligencję   i   sylwetkę.   Zobaczy   pan,   że   dzięki   temu   źrebakowi   wygra   pan   jeszcze 

mistrzostwa.

-  Szkoda,  że  sam  nie  pojechałem   wtedy  z klaczą  -uśmiechnął  się  Royce.   - Może 

spotkałbym panią przed Coltrane'em.

Na wypolerowanej  posadzce  rozległy się głośne kroki  i w  rozmowę  wmieszał  się 

nagle ostry głos Garretta.

- Nic by ci to nie dało, Hutton. Byłeś wtedy żonaty.

- Garrett energicznie wkroczył do salonu, rzucając okiem na żonę, i zatrzymał wzrok 

na Huttonie.

- Jeszcze jeden przykład, że nie udaje mi się zrobić niczego we właściwym czasie - 

odparł sucho Royce.

- Jeden wygrywa, inny przegrywa. Takie jest życie.

-  Garrett  usiadł  na  kanapie   obok Katy.   Wydawało   się,  że  de zwraca   najmniejszej 

uwagi na to, że zakurzone dżinsy mogą zabrudzić nieskazitelnie białą skórę. Myślał zupełnie 

o czym innym.

- Jest jeszcze kawa?

-   Poproszę   Nadine,   żeby   przyniosła.   -   Katy   wstała.   Nagle   poczuła   się   niepewnie. 

Obecność Garretta wywoływała jakieś dziwne napięcie. Przez chwilę zastanawiała się, czy 

aby nie jest zazdrosny, ale uznała, że przemawia przez niego raczej poczucie własności. Gdy 

ukradkiem obserwowała twarz męża, uzmysłowiła sobie, że jest on typem mężczyzny, który 

nauczył się, jak pilnować tego, co jego zlaniem do niego należy, nawet jeśli owa „własność” 

wcale nie chce być pilnowana.

Bezpośredni sposób bycia Royce'a Huttona rozładował sytuacje. Wydawało się, że jest 

on skłonny respektować oczywiste prawo Garretta i do domu, i do żony. Katy nie była pewna, 

background image

czy chce być uznana za własność męża, ale była mu wdzięczna, że nie doszło do żadnej 

sceny.

- Nie przyszedłem tu tylko po to, żeby się przedstawić. - Royce uśmiechnął się do 

Katy, dopijając kawę. - Chciałem zaprosić was oboje na drinka dziś wieczór. Urządzam małe 

sąsiedzkie spotkanie. Wiem, że powinienem był was uprzedzić wcześniej, ale chyba teraz, w 

okresie miodowego miesiąca, nie macie zbyt dużo zobowiązań towarzyskich.

- Bardzo chętnie poznam sąsiadów - ucieszyła się Kąty. Garrett zmarszczył brwi. Nie 

była pewna, czy dlatego przyjęła zaproszenie, że nie chciała spędzić kolejnego wieczoru sam 

na   sam   z   mężem,   czy   też   subtelnie   i   trochę   podświadomie   starała   się   go   sprowokować. 

Ostatnio coraz częściej zdarzało się, że nie rozumiała samej siebie.

Garrett   popatrzył   na   nią   przeciągle,   ale   w   końcu   skinął   głową   bez   specjalnego 

entuzjazmu.

- Przyjdziemy - powiedział do Huttona.

- Misja zakończona - oznajmił Royce, wstając od stołu. - Pójdę już. Spodziewam się 

po południu paru Australijczyków. Zechcą obejrzeć moje konie.

- Dziękujemy, że pan wpadł - Katy uśmiechnęła się ciepło. - Bardzo się cieszymy na 

ten wieczór.

-   No   to   do   zobaczenia.   -   Royce   wsiadł   do   zaparkowanego   przed   domem   BMW, 

zapuścił silnik i wycofał się z podjazdu.

- Nie musisz stać w drzwiach i patrzeć za nim - warknął Garrett.

- Wcale tego nie robiłam. - Katy była zaskoczona opryskliwym tonem męża.

- Mam nadzieję. Wolałbym, żebyś sobie nie zawracała głowy Huttonem. Ani on tobą.

- Nie sądzę, by miał taki zamiar - żachnęła się Katy.

- Tak myślisz? Parę miesięcy temu się rozwiódł. Na pewno zechce pokazać, co potrafi. 

Ostatnio uganiał się za każdą spódnicą.

- Garrett, jesteś śmieszny.

- Tylko ostrożny.

- Zupełnie nie rozumiem, o co ci chodzi - wycedziła Katy przez zęby. Nagle ogarnęła 

ją   furia.   -   Royce   wie   wszystko   o   stadninie   mego   ojca.   Wie,   że   jestem   córką   Harry'ego 

Randalla i jestem pewna, że poinformuje o tym wszystkich swoich gości. Przecież to jeden z 

powodów, dla których się ze mną ożeniłeś, czyż nie? Chciałeś dowieść sobie i innym, że 

jesteś dostatecznie bogaty i ustabilizowany, by móc poślubić córkę człowieka, którego stajnie 

kiedyś   sprzątałeś.   Dzięki   zaproszeniu   Royce'a   będziesz   mógł   dzisiejszego   wieczoru 

zademonstrować swój nowy nabytek.

background image

- Do licha, sama  nie wiesz, co mówisz. - W oczach Garretta pojawiły się groźne 

błyski.

- Mówię tylko to, co mówiło wielu gości na weselu.

- I ty im wierzyłaś? - Garrett nie posiadał się ze zdumienia.

-   Wtedy   nie.   Uwierzyłam   dopiero   później,   gdy   uświadomiłam   sobie,   że   mnie   nie 

kochasz. Wtedy widziałam jeszcze inne przyczyny naszego małżeństwa. Fakt, że jestem córką 

Harry'ego Randalla, wystarczająco tłumaczy twoje zainteresowanie moją osobą. Byłam tylko 

zbyt głupiaby szukać prawdziwych motywów naszego małżeństwa, zanim jeszcze znalazłam 

się przed ołtarzem.

- Do diabła, Katy, jedyna rzecz, jakiej ostatnio szukasz, to kłopoty i jeśli nie będziesz 

bardziej ostrożna, znajdziesz je. Nie ożeniłem się z tobą po to, by pokazać światu, że mogę 

sobie pozwolić na poślubienie córki mego dawnego pracodawcy. Na litość boską, zastanów 

się choć przez chwilę. Czy naprawdę myślisz, że byłbym w stanie związać się z kobietą tylko 

po to, by komukolwiek cokolwiek udowodnić? Nie jestem masochistą.

Nagle rozległ się na dworze jakiś hałas. Szczęśliwi, że mogą zakończyć tę rozmowę, 

odwrócili się jak na komendę. Ujrzeli ciężarówkę z przyczepą.

- O, przywieźli Herosa - powiedziała Katy obojętnym tonem.

- Punktualnie. - Garrett wyszedł na dwór. Podbiegł do przyczepy.

Katy   stała   w   drzwiach.   Żałowała   swoich   wcześniejszych   słów.   Nie   ruszyła   się   z 

miejsca, dopóki nie wyczula. że nie jest sama. Odwróciła się trochę zbyt nerwowo i ujrzała 

Nadine Bracken. Kobieta spoglądała na nią w milczeniu. Katy zastanawiała się, czy słyszała 

ich rozmowę.

- Przestraszyłaś mnie. - Kąty usiłowała się uśmiechnąć.

- Nie wiem, czy mam zmienić pościel - powiedziała Brackenowa.

Katy skrzywiła się na samą myśl o tym, że Nadine prawdopodobnie wie, iż jej nowi 

gospodarze nie spali razem tej nocy.

- Nie, możemy z tym zaczekać do jutra. Jesteś już wolna. Sama się wszystkim zajmę. 

Wieczorem wychodzimy.

- W porządku. - Nadine bezszelestnie wycofała się z pokoju.

Katy   obserwowała   scenę   rozgrywającą   się   przed   domem,   Garrett   był   pochłonięty 

rozmową z kierowcą ciężarówki. Wyszła więc i powoli podeszła do przyczepy. Była bardzo 

ciekawa, jak wygląda Heros, Przypomniał jej się ten dzień z dzieciństwa, gdy ukradkiem 

wymknęła się na rodeo. Miała wtedy piętnaście lat i była zapatrzona w Garreta. Jak przez 

mgłę pamiętała dość ospałego kasztana, na którym jeździł, budową przypominającego raczej 

background image

buldoga niż ogiera. Pamiętała również, jak w tego z pozoru sennego konia wstąpiła jakaś 

dzika energia, gdy znalazł się na arenie. Garrett zwyciężył wówczas w wielkim stylu.

Heros chyba nie jest już młody, pomyślała. Ma pewno siedemnaście albo osiemnaście 

lat. To dużo jak na konia. Garrett opiekował się nim przez te wszystkie lata po wycofaniu się 

z rodeo. To o czymś świadczy. Katy na myśl o tym złagodniała nieco i nawet poczuła lekkie 

wzruszenie.

Właśnie sprowadzano Herosa z przyczepy, gdy Katy do mej podeszła. Uśmiechnęła 

się.   Widać   było,   że   koń   nie   ma   żadnych   kłopotów   z   zejściem.   Był   przyzwyczajony   do 

podróży. Otarł łeb o ramię Garretta i machnął ogonem. Wyglądał na znudzonego.

- Nie wydaje się bardziej ożywiony niż wtedy, gdy widziałam go ostatnio - zaczęła 

Katy,   chcąc   przerwać   jakoś   niemiłą   atmosferę,   jaką   wywołała   przy   śniadaniu.   Było   jej 

przykro, że nie powściągnęła trochę języka.

Garrett   zmierzył   ją   od   stóp   do   głów,   jakby   starając   się   dociec,   skąd   nagle   ten 

przyjazny ton w głosie. Heros postawił uszy na dźwięk głosu Katy i popatrzył na nią senno-

leniwym wzrokiem.

- Poczciwy Heros wygląda tak od urodzenia. Nie przypomina smukłych, delikatnych, 

nerwowych arabów ze stadniny twego ojca.

- Nie, nie przypomina - przyznała, zastanawiając się, czy te słowa nie odnoszą się w 

jakiejś mierze i do niej. - Trudno powiedzieć, aby był delikatny. - Ty też nie, dodała w duchu.

- Kiedy poprzednio go widziałaś? - spytał, gładząc pieszczotliwie szyję zwierzęcia.

- Gdy miałam piętnaście lat, na rodeo. Urwałam się ze szkoły, bo słyszałam, że ty... - 

zamilkła raptownie, starając się ukryć zmieszanie, - Postanowiliśmy z paroma przyjaciółmi 

zwiać ze szkoły i pojechać na rodeo. Strasznie byliśmy ciekawi. Nigdy przedtem nie uciekłam 

ze szkoły, Było to dla mnie niezwykłe wydarzenie. O ile sobie przypominam, jeździłeś na 

Herosie.

- Naprawdę? - Oczy Garretta rozbłysły. - To była dla ciebie atrakcja? A ja myślałem, 

że   bywałaś   wtedy   tylko   na   eleganckich   wyścigach   i   pokazach   jazdy   konnej.   Angielskie 

siodło, wytworny strój amazonki, lśniące oficerki. -Spojrzał na nią z uśmiechem. W oczach 

zatliły mu się iskierki humoru. - Dlaczego miałabyś  oglądać facetów w starych dżinsach, 

tarzających się w kurzu i błocie?

- Dla odmiany - odparła, podnosząc zaczepnie głowę. Niech sobie nie myśli, że powie 

mu prawdę.

- O tak, to była niezła odmiana. No i co, podobałem ci się?

- Przyszło mi wtedy do głowy, że możesz sobie połamać wszystkie kości, o ile nie 

background image

skończysz z tymi wyczynami.

- Miałaś  rację. To dobre dla  młodych.  Ale nie rokuje żadnej  przyszłości.  Dlatego 

dałem spokój. - Przerwał na chwilę, wciąż głaszcząc Herosa. - Jak myślisz, złamałem sobie 

wtedy parę kości?

- Tak- odpowiedziała stanowczo. Przypomniała sobie, jak się bała, gdy wyjechał na 

arenę na ogromnym  byku. Przez chwilę wisiał uczepiony jego brzucha, ale gdy wreszcie 

znalazł się na ziemi, byk  przewrócił się na niego. Garrettowi udało się jakoś spod niego 

wyśliznąć, unikając rogów, a byka odciągnięto. Jednak Katy trzęsła się ze strachu.

W niedługi czas potem Garrett wygrał konkurencję rzucania lassem, jak gdyby pół 

godziny wcześniej nie stal twarzą w twarz ze Śmiercią.

- Koniec końców to ty zostałaś tak ciężko ranna, że już nigdy potem nie chciałaś 

wsiąść na konia - podsumował spokojnie Garrett.

- Cóż, ironia losu - uśmiechnęła się cierpko.

- Katy.

- Tak? - Odwróciła ku niemu głowę.

- Tamtego dnia, kiedy uciekłaś ze szkoły, żeby zobaczyć rodeo...

- To co?

- Zrobiłaś to po to, żeby zobaczyć mnie? - spytał miękko.

On wie, przemknęło jej przez głowę. Domyślił się.

- To było tak dawno, Garrett - uśmiechnęła się. - Właściwie już nawet nie pamiętam, 

dlaczego uważałam, że warto dla rodeo zaryzykować opuszczenie lekcji. - Odwróciła się i 

poszła w kierunku domu.

Obserwował   jej   zgrabną   sylwetkę.   Pamiętał   dokładnie   kształty   jej   ciała,   oczami 

wyobraźni widział, co kryje  się pod obcisłymi  dżinsami.  Nie tylko on patrzył  na Katy z 

uznaniem. Młody kierowca też się w nią wpatrywał. Garrettowi wydawało się, że tego dnia 

każdy mężczyzna będący w pobliżu po prostu pożera jego żonę wzrokiem. Najpierw Royce 

Hutton, a teraz ten.

- Zaprowadzę Herosa do stajni. Wrócę za parę minut. - Było w jego głosie coś, co 

zabrzmiało jak ostrzeżenie.

- Poczekam - odrzekł młody człowiek. Garrett ujął wodze i ostrożnie poprowadził 

konia ku stajni.

-   Wiesz   co,   stary?   Ona   kłamała.   Widziałem   to   w   jej   oczach.   Nie   umie   kłamać. 

Naprawdę zwiała ze szkoły po to, żeby oglądać nas, ciebie i mnie. Była nami zachwycona. 

Wyobrażam sobie jej rodziców, gdyby się dowiedzieli, że ich córka ugania się za kowbojem z 

background image

rodeo, który nie ma przed sobą żadnej przyszłości.

Heros zarżał cicho, ale trudno byłoby powiedzieć, czy oznaczało to odpowiedź na 

zwierzenia Garretta.

- Wiesz, stary, w dniach naszej chwały prezentowaliśmy się naprawdę nieźle. - Garrett 

otworzył drzwi stajni i wprowadził konia do boksu. - Szkoda, że nie mogę znów wyjść na 

arenę i udawać rycerza w lśniącej zbroi.

Heros nie słuchał. Zajął się sianem. Garrett zamykał właśnie drzwi od boksu, gdy w 

stajni pojawił się Bracken.

- To na tego stwora czekaliśmy, tak? - spytał i poklepał Herosa po potężnym zadzie.

- Tak, to on. - Garrett oparł się o barierkę. - Wiesz, Emmett, czas rozejrzeć się za jakąś 

dobrą klaczką dla mojej żony.

- Jeździ konno? - spytał Bracken.

- Była ranna parę lat temu i od tamtego czasu nie jeździ. Przestraszyła się konia. Myślę 

jednak, że już najwyższy czas, by znów spróbowała.

- A co ona o tym  myśli?  Ludzie, których  koń przestraszył,  mają na ogół uraz na 

zawsze. - Wzrok Emmetta wyrażał zwątpienie. - Im więcej czasu mija, tym mniejszą mają 

ochotę zasiąść w siodle.

- Wiesz, Emmett, lepiej nie pytać kobiety o zdanie. Zwłaszcza jeśli jest to sprawa, co 

do której już powzięła decyzję.

- To znaczy, że nie będzie miała nic przeciwko temu?

- Zobaczymy.  Garrett wyszedł ze stajni. Im częściej myślał  o tym,  by Katy znów 

zaczęła jeździć konno, tym bardziej ten pomysł mu się podobał. Kto wie, czy nie pomoże to 

ich związkowi.

Będzie to jedna rzeczy, którą będą mogli robić razem. Jedna z tych, które ich łączą.

A poza tym, może Katy będzie mu wdzięczna, że pomógł jej przezwyciężyć dawny 

uraz. Wdzięczność kobiety to dużo. A nuż uda mu się zmienić ją w miłość.

background image

ROZDZIAŁ 6

W kilka godzin później Garrett stal w drzwiach domu Royce'a Huttona prowadzących 

na niewielkie patio. Wieczór byt ciepły, ale nad morzem zawisły już ciemne chmury. Spojrzał 

na zegarek i pomyślał, że przypuszczalnie będą wracać do domu w deszczu.

Hutton zaprosił na przyjęcie większość sąsiadów. Goście zgromadzeni w salonie byli 

co prawda ubrani w sposób nieoficjalny, ale nie ulegało wątpliwości, że są to ludzie zamożni, 

o pewnej pozycji społecznej. Garrett znal niektórych z nich. Oprócz dwóch wykładowców z 

pobliskiego college'u, byli tutaj przedstawiciele najrozmaitszych zawodów - od producentów 

sprzętu komputerowego po wy -twórców win. Niektórzy uważali się za ziemian. Interesowała 

ich hodowla koni rasowych i drogie ogiery.

Garrett wiedział, że jeszcze dziesięć lat temu ludzie ci nie zaszczyciliby go nawet 

jednym spojrzeniem, ale dziś traktowali jak równego sobie. Zaakceptowali również jego żonę. 

Dzięki swemu pochodzeniu od razu stała się jedną z nich.

Na myśl  o tym przypomniała mu się dzisiejsza rozmowa z Katy i jej zarzuty. Do 

diabła,   przecież   nie   ożenił   się   z   nią   po   to,   by   wejść   w   ten   świat.   Na   wspomnienie   jej 

oskarżycielskiego   wzroku   zacisnął   zęby.   Wiedział,   że   była   delikatną,   miłą   istotą,   ale   jej 

przewrażliwienie go zaskoczyło. Tylko dlatego że nie uczynił paru melodramatycznych wy-

znań miłosnych, wyciągnęła tak daleko posunięte i fałszywe wnioski.

Na   dźwięk   jej   głosu   obejrzał   się.   Zobaczył   swoją   żonę   pogrążoną   w   rozmowie   z 

jakimś gadatliwym starszym mężczyzną rozprawiającym o drzewach genealogicznych. Widać 

było, że Katy czuje się swobodnie i imponuje rozmówcy swoją wiedzą na ten temat. Oczy 

błyszczały jej z podniecenia, a uśmiech sprawiał, że Garrett poczuł nieodpartą chęć, by wziąć 

ją na ręce i zanieść do najbliższego łóżka. Teraz, gdy wiedział, jak bardzo jest zmysłowa, nie 

dawała mu spokoju myśl o przymusowym celibacie. Miał przed sobą trzy miesiące pokusy i 

nie zaspokojonego pożądania. Nie mógł odżałować straconego czasu.

Z  drugiej   strony,  zreflektował  się,  gdyby   wziął   Katy  do łóżka,  zanim  się  pobrali, 

mogłaby   dokonać   swego   katastrofalnego   „odkrycia”   znacznie   wcześniej   i   zrezygnować   z 

małżeńskich planów. W ten sposób przynajmniej czekają go trzy miesiące.

Problem w tym, że będzie miał żonę, ale nie będzie miał tego, na czym mu najbardziej 

zależało.

Pamiętał wyraz jej oczu, gdy opowiedziała mu o tym dniu przed laty, kiedy urwała się 

z lekcji. Paliła się wtedy do niego, to pewne. A gdy ponownie pojawił się w jej życiu, była 

przekonana, że go kocha. W ich noc poślubną oddawała mu się całą sobą.

background image

Na   pewno   jej   uczucia   nie   mogły   zgasnąć   w   ciągu   paru   godzin,   nawet   jeśli   nie 

zachował się tak, jak tego oczekiwała. Garrett wpatrywał się w kieliszek, usiłując uporać się z 

tym problemem. Musi znaleźć jakiś sposób przełamania barier, które wyrosły między nimi. 

Żałował, że nie zna się na uwodzeniu kobiet tak dobrze jak na prowadzeniu konia.

- No i jak znajdujesz małżeństwo, Coltrane? - usłyszał nagle czyjś głos.

Odwrócił   gwałtownie   głowę   i   zobaczył   Dana   Bartona,   zadbanego,   eleganckiego 

mężczyznę mniej więcej w swoim wieku.

- Interesujące - odparł, nadal wpatrując się w Katy.

- Widzę, że wciąż jeszcze jesteś na etapie wstępnym - powiedział Dan, podążając za 

jego wzrokiem.

- A co to za etap?

- Etap, na którym odkrywasz, że nie zawsze wiesz, o czym ona myśli. Kobiety to 

dziwne istoty, stary. Fascynujące, ale dziwne.

- Wierzę ci. - Garrett pociągnął łyk piwa. Lubił Dana. Poznali się, gdy zaproszono ich 

obu, by wygłosili parę wykładów na kursach dokształcających. Dan był księgowym. Jego 

wykłady z dziedziny finansów zazębiały się z wiedzą Garretta na temat zarządzania farmą. Od 

tamtego czasu często spotykali się przy podobnych okazjach.

-   Cieszę   się,   że   znalazłeś   żonę,   która   ma   rozeznanie   w   twoich   interesach. 

Rozmawiałem z nią. Jest ekspertem w swojej dziedzinie, prawda?

- W jej rodzinie hodowano araby, zanim jeszcze przyszła na świat - wyjaśnił Garrett. - 

Wygrała   niejeden   turniej,   gdy   była   młodsza.   Przez   ostatnie   dwa   lata   to   ona   zarządzała 

stadniną ojca.

- Będzie cennym nabytkiem w twojej firmie.

- Też tak myślę - zgodził się Garrett.

- Wydaje mi się, że będziecie świetnym małżeństwem.

- Na pewno - odparł Garrett.  W tym  momencie  zauważył,  że do Katy podchodzi 

Royce Hutton.

- Przepraszam cię, Dan. Wrócę już do żony.

- Ależ rozumiem. - Dan mrugnął porozumiewawczo - a Hutton ostatnio wciąż szuka 

jakiejś nowej zdobyczy. To przez ten rozwód. Zachowuje się jak nienormalny.

Katy   spostrzegła   idącego   ku   niej   Garretta   w   tym   samym   momencie,   w   którym 

zobaczyła Royce'a Huttona. Zastanawiała się, czy to zbieg okoliczności, czy też w Garretcie 

odezwało się poczucie własności. Postanowiła nie roztrząsać tej sprawy. Uśmiechnęła się do 

męża. Gdy objął ją lekko w pasie, nie broniła się. W tej samej chwili u jej boku zjawił się 

background image

Hutton. Uśmiechał się szeroko.

- Wygląda na to, że Coltrane wciąż jeszcze pamięta swoje sztuczki z rodeo. Krótko cię 

trzyma, Katy.

Parę osób roześmiało się. Katy poczerwieniała, Garrett ścisnął ją mocniej. Uśmiechał 

się niewyraźnie. Oczy mu błyszczały.

- Żyjemy w niebezpiecznych czasach - stwierdził ironicznie. - Mężczyzna musi dbać o 

to, co dla niego najcenniejsze. - Rzucił okiem na zegarek. - Myślę, że już na nas czas - 

zwrócił się do Katy.

- Od razu poznać młodego małżonka - zauważył ktoś z rozbawieniem. - Nie może się 

doczekać, kiedy będzie z żoną sam na sam.

- Pamiętam, jak to było - wtrącił inny mężczyzna wzdychając. Żona szturchnęła go w 

bok. Zebrani spoglądali na nowożeńców z sympatią i życzliwością, życząc im wszystkiego 

najlepszego.

Katy czuła, że robi jej się gorąco. Myślała o czekających na nich w domu dwóch 

oddzielnych łóżkach. Tego rodzaju dogadywanie byłoby nieznośne nawet dla najczulszych 

kochanków, a co dopiero dla nich. Chciała jak najprędzej stąd wyjść. Gdy poczuła, że Garrett 

kieruje ją łagodnie ku drzwiom, poddała mu się z ochotą.

- Dobranoc, Royce. Dziękujemy za zaproszenie. Miło nam było poznać sąsiadów - 

wyrzuciła z siebie jednym tchem, zanim wyszli.

- Cala przyjemność po mojej stronie, Katy - uśmiechnął się Royce, - Do zobaczenia 

wkrótce.

Na dworze lało jak z cebra.

- Poczekaj tutaj - rzucił Garrett, pozostawiając ją na ganku. - Przyprowadzę samochód.

- Przecież to niedaleko - zaprotestowała. - Raz, dwa przebiegniemy.

- Do licha, Katy, powiedziałem, żebyś tutaj zaczekała. Nie musimy oboje moknąć. 

Zaraz wrócę.

Westchnęła. Nie chciała sprawiać mu kłopotu. Garrett poślubił partnerkę w interesach 

i była zdecydowana grać tę rolę do końca. Została jednak tam, gdzie jej polecił. Najwyraźniej 

postanowił traktować ją jak żonę.

Przez głowę Katy przemykały różne myśli, ogarniały ją na przemian uczucia tęsknoty 

i nadziei.  Od trzech  dni popadała w zmienne  nastroje, a nie wiedziała,  ile  czasu jeszcze 

upłynie, zanim zdoła nad sobą zapanować.

Prawda wygląda tak, że jest bardzo zakochana w swoim mężu i wie, że on jej pragnie. 

Na   dodatek   mieszkają   pod   tym   samym   dachem.   Takie   połączenie   uczuć   i   okoliczności 

background image

wystarczy, aby zachwiać nawet najbardziej nieugiętą decyzją. Odkrycie własnego gorącego 

temperamentu na pewno nie pomoże jej wytrwać w postanowieniu. Była dostatecznie bystra, 

by wiedzieć, że absolutnie nie może na sobie polegać. Życie w permanentnym gniewie było 

całkowicie sprzeczne z jej naturą.

Patrzyła bezmyślnie na strugi deszczu i oczami wyobraźni coraz wyraźniej widziała 

swoją   przyszłość.   Nigdy   nie   zdoła   grać   przez   trzy   miesiące   roli   partnerki   Garretta   w 

interesach i współlokatorki, kiedy jedyną rolą, jaka ją interesowała, była rola żony.

Rozmyślała jeszcze nad swoją nieszczęsną przyszłością, gdy na podjeździe błysnęły 

reflektory mercedesa. Zahamował tuż przed nią, drzwiczki otworzyły się.

- Szybciej, Katy, bo zmokniesz - zawołał Garrett.

Zbiegła ze schodów, uważając, by się nie potknąć. Udało jej się dobiec do samochodu 

prawie nie zmoczywszy płaszcza.

- Ulewa rzeczywiście szybko tutaj dotarła - powiedziała obojętnym tonem, zapinając 

pas.

- Tak. I na tym skończyła się rozmowa na tematy neutralne.

W samochodzie zaległa cisza. Podobna cisza panowała, gdy parę godzin wcześniej 

jechali do Huttona.

Zgoda, Garrett musiał się skoncentrować, aby wyprowadzić wóz z podjazdu. Deszcz 

lał, wokół panowały ciemności.

- Dobrze się bawiłaś? - zagadnął po pewnym czasie.

- O tak, było bardzo miło.

-   Spotkałem   już   niektórych   z   tych   ludzi   wcześniej,   gdy   przyjeżdżałem   tutaj 

organizować firmę - oznajmił chłodno Garrett.

- Domyśliłam się. - Katy zastanawiała się, co też chciał przez to wyrazić. Był w jego 

słowach jakiś ukryty sens, - Wydali mi się sympatyczni - dodała po chwili.

- Owszem - wzruszył ramionami. - Hutton po rozwodzie zachowuje się co prawda 

trochę   zbyt  swobodnie,  a  niektórym   wydaje   się,  że  oficjalna  granica  ubóstwa  leży  nieco 

poniżej dochodu stu tysięcy dolarów rocznie, ale tak w ogóle to przyzwoici ludzie.

- Na pewno masz rację. - Katy czuła, że coś tu zostało nie dopowiedziane. Garrett 

widocznie też, bo gdy znów się odezwał, z trudem się opanował, by nie wybuchnąć.

- Katy, oni zaakceptowali mnie przed pięciu laty. Naprawdę nie musiałem wżeniać się 

w twoją rodzinę, aby otrzymać od nich zaproszenie, Potrzebowałem tytko odpowiedniego 

poziomu dochodów i umiejętności porozumiewania się ich językiem.

Katy nerwowo przełknęła ślinę. Była w domu. Próbował ją przekonać, że ożenił się z 

background image

nią nie tylko dlatego, że była Randallówną z domu.

- Przepraszam za to, co powiedziałam dziś po południu, Garrett - wykrztusiła. - Nie 

miałam prawa oskarżać cię, że ożeniłeś się ze mną ze względu na moje pochodzenie.

- Może nie podobają ci się wszystkie powody, dla których cię poślubiłem, ale chcę, 

żeby   choć   jedno   było   jasne.   Nigdy   nie   miałem   zamiaru   traktować   cię   jako   przynęty   na 

ważnych klientów ani też wchodzić za twoim pośrednictwem do wyższej klasy społecznej.

Katy zrozumiała, jak bardzo go uraziła. Nerwowo zaciskała dłonie.

- Wiem, Garrett. Jesteś na to zbyt dumny. Byłam po prostu zła i przygnębiona, dlatego 

tak się zachowałam. Ostatnio oboje mieliśmy dużo stresów.

- Zupełnie niepotrzebnych.

- Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji - ciągnęła ostrożnie.

- W cholernie  nienaturalnej  sytuacji.  W głupiej  sytuacji.  Idiotycznej.  Człowieka  o 

zdrowych zmysłach może ona doprowadzić do obłędu.

Katy obserwowała go kątem oka. Zmarszczył brwi. Zacisnął dłonie na kierownicy z 

taką siłą, jakby chciał ją zmiażdżyć.

- To się nie uda, prawda, Garrett? - spytała wreszcie, siląc się na spokój.

-   Co   się   nie   uda?   Trzy   miesiące   życia   jak   rodzeństwo,   które   dzieli   wspólne 

mieszkanie? Nie, to się rzeczywiście nie uda.

Katy zaczerpnęła tchu. Musi podjąć decyzję. Podobnie jak Garrett nie wytrzyma długo 

w takiej sytuacji.

- Może - zaczęła ostrożnie - może powinniśmy spróbować jeszcze raz. Oczywiście 

jeśli chcesz.

- Katy ! - Garrett był jak ogłuszony.

- Może masz rację - kontynuowała, starając się zapomnieć o wszystkich dręczących ją 

wątpliwościach. - Może ja rzeczywiście niewłaściwie sobie to wyobrażałam. Może za wiele 

oczekiwałam   od   małżeństwa.   Dałam   się   ponieść   dawnym,   dziewczęcym   emocjom,   które 

powinnam była porzucić dawno temu.

- Katy...

Nie odpowiedziała, wpatrywała się intensywnie w ciemność za oknem. Stopniowo 

cały ten zamęt umysłu, jaki przeżywała od nocy poślubnej, zaczął powoli ustępować, czyniąc 

miejsce racjonalnemu spojrzeniu na sytuację.

-   Pod   wieloma   względami   masz   słuszność   Garrett.   Moglibyśmy   tworzyć   dobry 

związek. Mamy wspólne interesy, szanujemy się nawzajem i aż do naszej nocy poślubnej 

łączyła nas przyjaźń.

background image

-   Katy,   kochanie,   oczywiście,   że   tak.   Właśnie   to   starałem   ci   się   od   paru   dni 

wytłumaczyć. - W głosie Garretta brzmiało podniecenie. Jeszcze mocniej zacisnął dłonie na 

kierownicy. - Przykro mi, że twoja noc poślubna nie wypadła tak, jak tego oczekiwałaś. To 

moja   wina.  Byłem   zmęczony  i   za  bardzo   cię  pragnąłem.   Tak  dawno  nie   byłem   z  żadną 

kobietą.   -   Przerwał   na   chwilę.   -   W   każdym   razie   byłem   zbyt   szybki.   Teraz   to   wiem. 

Powinienem   był   bardziej   liczyć   się   z   tobą.   A   później   od   razu   zasnąłem.   Nie   wiem,   jak 

mogłem to zrobić. Po prostu wydawało mi się, że ty już więcej nie chcesz, to znaczy, że już 

nie masz ochoty się kochać i... Mniejsza o to. Chcę po prostu powiedzieć, że wiem, iż nie 

zachowałem się jak należy i przykro mi z tego powodu. Jeśli dasz mi jeszcze jedną szansę, 

postaram się, zrobię wszystko,  żeby ci było  dobrze. Przysięgam.  Katy obserwowała jego 

profil. Własne zakłopotanie było niczym w porównaniu z jego problemami.

-   Garrett,   na   litość   boską,   o   czym   ty   mówisz?   Było   mi   dobrze.   Powiedziałam   ci 

przecież.   Naprawdę.   To   było   wręcz   niewiarygodne.   Nie   miałam   pojęcia,   że   mogę   cos' 

podobnego przeżyć. Jesteś... jesteś fantastycznym kochankiem.

- Jeśli naprawdę byłbym taki fantastyczny - Garrett odwrócił na moment wzrok od 

szosy - nigdy by nie doszło do takiej sytuacji między nami. Nie miałabyś tylu wątpliwości. 

Nie zaczęłabyś mnie nienawidzić.

- Ależ Garrett, ja cię wcale nie nienawidzę. - Wpatrywała się w niego zdumiona, że 

mógł dojść do takiego wniosku.

- Czy ty w ogóle masz pojęcie, co ja przeszedłem od czasu naszej nocy poślubnej?

- Wiem, Garrett.

- Na litość boską, kochanie, ja... Nie zdążył dokończyć myśli. Błyskawicznie nacisnął 

hamulec.   Katy   ujrzała   ogromny   ciemny   kształt   wyłaniający   się   z   rowu   prosto   na   szosę 

dokładnie w tym samym momencie, gdy Garrett zahamował. Przez parę sekund reflektory 

oświetlały Herosa.

Koń stał na środku drogi, wyprężony, drżący. Po chwili ruszył w kierunku pobocza, po 

czym przyspieszył i zniknął w strumieniach deszczu.

-   Mój   Boże,   to   Heros   -   wyszeptała   Katy,   przerażona.   -   O   mało   na   niego   nie 

najechaliśmy.

- Dobrze, że nie jechaliśmy szybciej.

- Mogliśmy wszyscy wylądować w szpitalu.

- Albo w kostnicy. Ponad sześćset kilo końskiego mięsa w zetknięciu z mercedesem to 

nie żarty. - Garrett skręcił aa pobocze i zatrzymał się. - W jaki sposób on się wydostał? Sam 

osobiście zamknąłem drzwi do stajni - zastanawiał się.

background image

- Musimy go poszukać. Zgubił się i jest przerażony. Może znów skoczyć pod jakiś 

samochód.

- Pójdę za nim. - Garrett otworzył bagażnik i wyjął lasso. - A ty jedź do domu.

- Najpierw pomogę ci go znaleźć. - Katy pchnęła drzwiczki. - Kto wie, czy w tych 

warunkach dałbyś radę sam go złapać.

- Nie, Katy. Zniszczysz sukienkę. Dam sobie radę.

- Za późno. - Katy wysiadła już z samochodu i momentalnie przemokła. - I tak już się 

zniszczyła. Na szczęście noszę płaskie obcasy. Wyobraź sobie, że musiałabym brnąć przez to 

błoto w szpilkach.

- Katy, a więc pomóż mi...

Ale ona odeszła już w tym kierunku, gdzie zniknął Heros. Garrett zaklął pod nosem, 

wziął latarkę i poszedł za nią. Gwizdnął przeraźliwie.

- Czy ten twój psotny konik przyjdzie na zawołanie?

- Jeśli będzie miał ochotę.

- Być  może znów ogarnie go senność, zanim zdąży się za bardzo oddalić. Muszę 

przyznać, że tym razem nie wyglądał na ospałego.

- 0 nie - przyznał Garrett w zamyśleniu. - Wyglądał na porządnie wystraszonego. A 

starego Herosa byle co nie przestraszy.

- Może to ta burza?

- Taak. Pytanie tylko, co on tu robił?

- Może to jacyś wandale? Albo kiepscy dowcipnisie? - zastanawiała się Katy. - A 

może zamek w drzwiach był wyłamany?

- Do diabła, sam chciałbym to wiedzieć. Ale się dowiem. - Garrett znów przeciągle 

gwizdnął.

- Nie słyszę jakoś grzmiących kopyt konia wracającego na wezwanie swego pana - 

zauważyła Katy.

- Przecież to nie jest koń wyścigowy. Nagle przed oczami Katy przemknął jakiś cień.

- Garrett, tam! - zawołała.

- Widziałem. Pójdź na lewo i powoli okrążaj go z tamtej strony. Nie rób żadnych 

gwałtownych ruchów. Tylko go uspokajaj.

- Wiem, jak się obchodzić z przerażonym koniem.

- Przepraszam. Zapomniałem, z kim się ożeniłem. Naprzód, cowgirll - roześmiał się.

Katy zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Oddaliła się we wskazanym kierunku.

Cała operacja nie trwała długo. Heros wyraźnie się ucieszył, gdy poznał, kto za nim 

background image

idzie. Podbiegł do Garretta i pozwolił uwiązać się na lasso.

Gdy szli już razem prowadząc konia, widać było, że Heros chce jak najprędzej znaleźć 

się w domu.

- Wiem, co on czuje - powiedział Garrett, gdy koń dotknął głową jego ramienia. - 

Czas, byśmy już poszli do domu.

Zagłębił dłoń we włosach Katy. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

- Wrócę na koniu - powiedział. - A ty weź samochód Gdy tylko znajdziesz się w 

domu, wskakuj pod gorący prysznic.

- Dobrze, Obserwował ją, gdy siadała za kierownicą. Już miała ruszyć, gdy pochylił 

się do okna.

- Jedź ostrożnie, Katy - przestrzegł. - Jesteśmy już blisko domu, ale w taką noc jak 

dziś ta droga staje się niebezpieczna.

- Dobrze, Garrett. - Pomyślała, jak to miło, że się o nią troszczy.

- Za parę minut będę - zawołał jeszcze.

Katy   skinęła   głową   i   zatrzasnęła   drzwiczki.   Przez   chwilę   siedziała   nieruchomo, 

wspominając smak pocałunku Garretta. Obserwowała, jak ostrożnie prowadził konia skrajem 

drogi. Widać było, że Heros doskonale wyczuwa każdy ruch ciała swego pana. Może sprawiał 

wrażenie   ospałego,   ale   trzeba   przyznać,   że   był   wspaniale   wytresowany.   Garrett   nie 

potrzebował nawet cugli.

Zniknęli w deszczu, jadąc drogą na skróty, a Katy pomału skierowała się ku domowi. 

Myśli jej zaprzątała decyzja, jaką podjęła.

W   istocie   było   tak,   jak   gdyby   postanowiła   ponownie   wyjść   za   mąż.   Chociaż 

niezupełnie.   Tym   razem   trudniej   jej   było   podjąć   decyzję.   Powodowała   się   miłością   do 

Garretta, ale rozsądek ostrzegał ją, że może to być zdradliwe.

Z całą świadomością wkracza z powrotem w intymny związek z mężczyzną, który jej 

nie kocha. Tym razem znała fakty, a jednak podjęła taką samą decyzję.

Zaryzykowała, gdyż jakaś jej część nie chciała wyrzec się Garretta Colltrane'a.

Może wreszcie nauczy się ją kochać. A któż może być lepszą nauczycielką jak nie 

żona, pytała samą siebie. Zaparkowała samochód przed domem. Gdy wchodziła do środka, 

poczuła nagle przypływ jakiegoś irracjonalnego optymizmu.

Zauważyła, że w stajni pali się światło. A więc Garrett i Heros już są. Jeszcze chwilę 

potrwa, zanim Garrett wróci do domu. Musi najpierw osuszyć konia i oporządzić go na noc. 

Katy postanowiła zrobić to, o co ją prosił przed rozstaniem.

Dziwnie   się   czuła   wchodząc   do   małżeńskiej   sypialni   i   zdejmując   z   siebie   mokrą 

background image

suknię. Przez ostatnie dni zwykła myśleć o tym pokoju jako o pokoju Garretta. Rozejrzała się 

dokoła. Widać tu było ślady Garretta, wskazujące na dwie strony jego natury.

W szafie wisiały zarówno spłowiałe dżinsy, jak i drogie garnitury. Buty z cholewami 

stały tuż obok wytwornych bucików wizytowych. Na specjalnych uchwytach były zaczepione 

paski z cienkiej  skóry odpowiednie do garnituru, a obok gruby skórzany pas zakończony 

srebrną   klamrą   z   wygrawerowanymi   słowami   upamiętniającymi   zwycięstwa   Garretta   w 

rodeo.

Garrett Coltrane przebył długą drogę od czasu, gdy opuścił stajnie jej ojca. Wiele się 

nauczył,   ale   nigdy   nie   nauczył   się,   jak   kochać   kobietę,   pomyślała.   Tyle   sprzysięgło   się 

przeciw niemu. Po pierwsze, miał nie najlepszych nauczycieli w osobach rodziców, po drugie 

- złe doświadczenia z kobietą, która przez miłość rozumiała jedynie zaspokojenie własnego 

pożądania.   Na dodatek  wiele   czasu  i energii  kosztowało  go  wspinanie   się po  szczeblach 

drabiny społecznej. Niewiele już zostawało na przyjemniejsze strony życia. Może jednak nie 

było jeszcze za późno na nauczenie Garretta miłości.

Katy weszła do łazienki i puściła gorący prysznic. Zaczynała właśnie rozkoszować się 

ciepłem  spływającej  na nią wody,  gdy usłyszała,  że ktoś wchodzi do łazienki.  Nerwowo 

ścisnęła mydło.

- Garrett? - spytała.

Drzwi   kabiny   z   prysznicem   otworzyły   się   gwałtownie.   Stał   przed   nią   Garrett 

wpatrzony w jej nagie ciało. Był rozebrany i wydawało się, że wypełnia sobą całą przestrzeń 

między kabiną prysznica a łazienką. Widać było, że jest podniecony. Gdy wszedł do środka i 

zamknął za sobą drzwi, mięśnie napięły mu się pod gładką, opaloną skórą.

- Chyba to będzie romantyczne - powiedział, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.

-   Co?   -   Instynktownie   podniosła   do   piersi   rękawicę   do   mycia,   by   natychmiast 

uświadomić sobie, jak niewiele ona przykrywa. Uśmiechnęła się niepewnie.

-   Wspólny   prysznic.   -   Garrett   ujął   jej   podbródek.   -Myślę,   że   mógłbym   się 

przyzwyczaić do odrobiny romantyzmu.

- Wierzę w twoje zdolności adaptacyjne - zażartowała. Przesunęła palcami po jego 

klatce piersiowej. Widziała i czuła, że reaguje na bliskość jej ciała, i ucieszyła się. Zniknęła 

gdzieś cala nieśmiałość, tak samo jak wtedy, gdy Garrett po raz pierwszy wziął ją w ramiona.

- Katy,  kochanie, nie będziesz żałowała swojej decyzji. Przysięgam.  Należymy do 

siebie.   Odpowiadamy  sobie.  Zobaczysz,   że  wszystko  będzie  dobrze,   że  będziemy   bardzo 

szczęśliwi.

- Wydajesz się bardzo pewny siebie.

background image

-  Nie   ożeniłbym  się  z   tobą,  gdybym  nie  był  pewny.  Wiem,  czego  chcę,   i  jestem 

zdecydowany ciężko pracować, by to osiągnąć. Ty też lubisz pracować. Wiem o tym. Proszę 

cię więc, abyś włożyła trochę wysiłku w to, żeby nasze małżeństwo było udane.

- Myślisz, że to wystarczy? - Ujęła jego twarz w dłonie i przyciągnęła gwałtownie ku 

sobie jego głowę. Rozchyliła usta.

- Katy, moja słodka Katy. - W glosie Garretta wezbrało pożądanie. Przywarł wargami 

do jej ust.

Drżała w jego ramionach. Przycisnęła się do niego całym ciałem.

- Tym razem to ja chcę cię dotykać - wyszeptała.

- Tak, Katy, kochana, rób wszystko, co chcesz. Wszystko. Chcę, żebyś dotykała mnie 

wszędzie. - Oparł dłonie na jej biodrach. Przesunął niżej, na pośladki. Ścisnął je delikatnie.

- Chcę, żebyś mnie poznała. Całego. Chcę, żeby ci było dobrze, tak dobrze, żebyś 

nigdy nie chciała nikogo innego. - Glos uwiązł mu w gardle.

Teraz, gdy znajdowała się znów w jego ramionach, nie wyobrażała sobie, by mogła 

kiedykolwiek być z innym mężczyzną.

- Tylko ciebie chcę dotykać - szeptała. - Nikogo innego nie mogłabym. Naprawdę. 

Nikogo... - Błądziła palcami po jego mokrych ramionach.

- Ach, Katy, jak mi dobrze. - Zadrżał i przytulił ją jeszcze mocniej. Chwycił ją za 

pośladki i uniósł do góry. -Patrz, co ty ze mną robisz.

- Czuję, co z tobą robię. - Przylgnęła do niego, objęła go za szyję, dumna z jego siły. 

Poczuła, że jest twardy, napięty.

Krzyknęła   z   rozkoszy.   Przywarła   twarzą   do   jego   ramienia,   pieściła   jego   skórę 

koniuszkiem języka.

-   Pomału,   kochanie.   Chcę,   żeby   ci   było   dobrze.   -   Garrett   westchnął,   jego   ciało 

przeszedł dreszcz.

- Nie martw się. Jest mi dobrze - roześmiała się.

- Co w tym śmiesznego? - spytał.

- Nic - odparta i znów się uśmiechnęła. Pochyliła głowę, by lekko ugryźć' go w ramię.

- Katy.

- Właśnie pomyślałam, jakie to dziwne, że to ja ciebie uspokajam. Zawsze wydajesz 

się taki pewny tego, co robisz.

- Nie przy tobie. Myślę, że popełniłem parę błędów, kochanie.

- Nie w tej dziedzinie - roześmiała się, patrząc mu prosto w oczy.

Uśmiechała   się   przez   cały   czas,   gdy   pomału   opuszczał   ją   w   dół,   aż   stanęła   na 

background image

podłodze. Zakręcił prysznic.

- Jeśli to jest jedyna rzecz, jaką dobrze robię - wymamrotał - to skoncentruję się na 

niej.

Katy zamknęła oczy, czując miłe podniecenie i prawdziwą rozkosz, gdy Garrett pieścił 

ją   delikatnie,   wycierając   całe   ciało   ręcznikiem.   Dotknął   jej   sutek,   a   gdy   poczuł,   że 

stwardniały, pochylił się, by całować każdą z nich z ogromną czułością i delikatnością.

- Lubisz to, Katy?

- O tak - westchnęła. - Bardzo.

- Powiedz mi, co jeszcze lubisz. Co mam robić.

- Wszystko, co robisz, jest cudowne. - Przesunęła dłoń do jego brzucha, a później niżej 

i zaczęła go pieścić najczulej, jak potrafiła.

- O Boże, Katy -jęknął.

- Dobrze to robię?

- Wspaniale. Nie mogę dłużej czekać.

- Ja też nie.

Garrett wytarł ją do sucha. Gdy kończył, z trudem trzymała się na nogach.

- Pomóż mi - poprosiła. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Posadził na łóżku.

- Będę cię trzymał tak mocno, że nigdy nie zechcesz ode mnie odejść.

Położył się obok niej, rozchylił jej uda i dotknął palcami ciepłego i wilgotnego ciała. 

Zadrżała, przyciągnęła go do siebie.

Pieścił ją dłońmi i ustami, aby wywołać reakcję, której tak bardzo pragnął. Tak bardzo 

chce, żeby mi było dobrze, ucieszyła się. Wydawało się, że jest to jedyna rzecz na świecie, na 

której mu naprawdę zależy. Był zajęty wyłącznie nią, skoncentrowany tylko na niej, myślał 

jedynie o tym, żeby sprawić jej przyjemność. Krzyknęła, była jak ogłuszona, wydawało jej 

się, że zapada się w jakąś przepastną otchłań.

A   gdy   powrócili   do   rzeczywistości,   leżeli   przy   sobie   obejmując   się   wzajemnie, 

rozgrzani   namiętnością,   która   doprowadziła   ich   do   najwyższej   ekstazy.   Katy   raz   jeszcze 

poddała się prymitywnej sile instynktu, który sprawia, że mężczyzna i kobieta przez ułamek 

sekundy czują się zespoleni w jedno.

background image

ROZDZIAŁ 7

Następnego ranka Heros nie wyglądał wcale gorzej niż zazwyczaj. Garrett przechadzał 

się u wejścia do stajni i obserwował konia zajadającego siano.

- Mieliśmy obaj ekscytującą noc, prawda, stary? - zagadał. Koń zastrzygł uszami na 

dźwięk znajomego głosu.

- Założę się jednak, że ja lepiej spędziłem czas niż ty.

- Garrett uśmiechnął się na samo wspomnienie. Heros odwrócił na chwilę łeb, ale po 

chwili znów zajął się sianem.

Garrett był w znakomitym nastroju. Od dawna już nie czul się tak wspaniale.

- Mam cudowną, słodką, seksowną żonę, stary. Nigdy byś tego nie zgadł patrząc na 

nią. Sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, poważnej i trochę nieśmiałej. Ale w łóżku 

zamienia się w wulkan. Delikatna jak kotka, potrafi być dzika jak źrebica, która jeszcze nie 

nosiła siodła. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.

Heros nadal był zajęty sianem. Najwidoczniej ludzkie namiętności nie robiły na nim 

żadnego wrażenia.

- Są takie chwile, Heros, kiedy mi cię żal. Bycie wałachem ma swoje ujemne strony.

Garrett przyjrzał się zamkowi u drzwi. Był nie naruszony. Drzwi nie mogły otworzyć 

się   przypadkowo.   Słońce   świeciło   jasno.   Po   nocnej   burzy   nie   zostało   ani   śladu.   Dzień 

zapowiadał się obiecująco.

Tak jak jego małżeństwo.

Na samą myśl o tym poczuł głębokie zadowolenie. Krótka, niespodziewana burza, 

jaka rozpętała się następnego ranka po nocy poślubnej, minęła tak samo nagle, jak się zaczęła. 

Katy   znów   była   tą   dawną   Katy,   którą   znal   wcześniej.   Wszystko   teraz   będzie   dobrze. 

Wszystko ułoży się tak, jak sobie zaplanował. A nawet lepiej. Kiedy zdecydował się ożenić z 

Katy, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest zmysłowa. Nie miał pojęcia, że będzie aż tak 

szczęśliwy.

- Masz szczęście, Heros, że nie musisz się zastanawiać nad kobiecą psychiką. Mówię 

ci, to straszne. Istny labirynt, w którym nie sposób się rozeznać. Nawet jeśli jest inteligentna i 

wygląda na rozsądną, może cię zaskoczyć. Kto by pomyślał, że słodka mała Katy będzie taka 

uparta? Powiadają, że to zwykłe zdenerwowanie panny młodej, ale ja ci mówię, że przez 

ostatnie   parę   dni   czułem   się   tak,   jakbym   stąpał   po  polu   minowym.   Na   szczęście   już   po 

wszystkim. Sytuacja się unormowała.

Heros zarżał cicho i chwycił następną kupkę siana.

background image

- Muszę jej pilnować. Zauważyłem, jak Hutton i paru innych patrzyło na nią wczoraj. 

Gdy tylko zaczynała mówić o swoim programie hodowlanym, zamieniali się w słuch. Nie 

wiem, czy ona wie, jak seksownie wygląda rozprawiając o rozpłodzie koni. Jest tak poważna i 

tak przekonywająca, że słuchający jej mężczyźni czują się jakby należeli do jej stadniny. Gdy 

włączyła   się   w   dyskusję   o   przewadze   naturalnych   metod   rozrodu   nad   sztucznym 

zapłodnieniem,  mało brakowało, a byłbym  ją chwycił  za ręce i nogi i wyniósł z pokoju. 

Mężczyznom   aż   ślinka   leciała,   gdy   na   nią   patrzyli.   Najzabawniejsze   jest   to,   że   ona 

prawdopodobnie wcale nie zdawała sobie z tego sprawy.

Herosowi   też   leciała   ślinka,   ale   na   widok   siana.   Garrett   przerwał   na   chwilę   swój 

monolog i jeszcze raz przyjrzał się uważnie zamkowi u drzwi. Nagle usłyszał nieco zachry-

pnięty głos Emmetta Brackena. Najwyraźniej chlapnął sobie jednego wieczorem.

- Dzień dobry, panie Coltrane. - Bracken wszedł do stajni. - Co słychać?

- Coś tu się działo w nocy z tymi drzwiami.

- A co takiego? - Bracken zmarszczył brwi.

- Heros uciekł. Omal na niego nie wpadłem wracając od Huttona.

- Był na szosie?

-   Tak.   Spłoszony   przez   burzę.   Tak   myślę.   Zauważyłem   go   dosłownie   w   ostatniej 

chwili.

- Zamek w porządku? - Emmett zacisnął wargi i spojrzał w zamyśleniu na konia.

- Tak.

- To zmyślny koń. Czy nie sądzi pan, że mógł sam jakoś odemknąć zasuwę? - Emmett 

powoli cedził słowa.

- Wykluczone. Jest zmyślny, ale nie ma rąk. Bez pomocy rąk nie można otworzyć tych 

drzwi.

- A może jakaś para rąk zapomniała zamknąć stajnię? - mruknął Bracken.

- Własnoręcznie ją zamknąłem około szóstej po południu.

Zapadła długa cisza. Emmett stał nieporuszony z widłami w ręku, wpatrując się w 

zatrzask u drzwi.

- Sądzi pan, że ktoś naumyślnie je otworzył?

- Przemknęła mi taka myśl. - Garrett uważnie obserwował Brackena.

- Myślę, że to mogło się stać w ten sposób - potrząsnął głową Emmett. Zsunął czapkę 

niżej na czoło, tak że niemal przysłaniała mu oczy.

- To znaczy, w jaki? - nalegał Garrett.

- To znaczy, że ktoś to zrobił naumyślnie.

background image

- Wiesz coś, czego ja nie wiem, Bracken? - spytał Garrett najłagodniej, jak potrafił.

- Wiem, ile ten koń dla pana znaczy. Każdy, kto pana zna, też to wie - powiedział 

Emmett tajemniczo.

- Co ty próbujesz mi powiedzieć, Bracken? - Garrett rozłożył ręce i oparł się o drzwi 

stajni.

- Tylko to, że mógł to zrobić ktoś, kto ma z panem na pieńku. - Bracken odwrócił się 

do wyjścia.

- Bracken. - Głos Garretta zabrzmiał ostrzegawczo.

- Nie wiem nic, czego by pan nie wiedział.

- To znaczy?

- To znaczy, że pan lepiej niż ja zna ludzi, którzy mają z panem na pieńku.

- Być może - odparł sucho Garrett. - Ale chciałbym, żebyś wymienił kilku. Może to 

będą ci sami.

- Na pana miejscu - zaczął Emmett - zacząłbym od kobiet. Kobieta, która czuje, że 

została skrzywdzona, jest zdolna do najprzedziwniejszych rzeczy. A może zbyt krótko pan 

żyje, aby o tym wiedzieć? - Bracken wyszedł ze stajni.

Katy usłyszała głos Emmetta w momencie, gdy przekraczała próg stajni. Bracken o 

mało na nią nie wpadł. Usunęła się na bok.

- Przepraszam - bąknął. - Nie zauważyłem pani.

Katy uśmiechnęła się przelotnie. Podeszła do Garretta, patrzącego na nią z dziwnym 

wyrazem twarzy.

- Przyszłam zobaczyć, jak się miewa Heros - zaczęła.

- W porządku. - Garrett nadal uważnie ją obserwował.

Katy nerwowo przełknęła ślinę. Nagle poczuła się nieswojo. Serce skoczyło jej do 

gardła. Większą część nocy spędziła przekonując samą siebie, że postąpiła słusznie zgadzając 

się, by ich małżeństwo było małżeństwem z prawdziwego zdarzenia. Teraz niezrozumiały 

wyraz oczu męża sprawił, że znów zadała sobie pytanie, czy aby nie popełniła kolejnego 

błędu. Garrett tego ranka wydawał się jakiś obcy i ponury. Całkiem inny niż w nocy.

- Coś się stało, Garrett? - spytała zaniepokojona.

- Rozmawiałem właśnie z Emmettem o tym, co się wydarzyło w nocy. Doszliśmy do 

wniosku, że Heros nie mógł się stąd wydostać sam. Ktoś musiał mu w tym pomóc.

- Co? - Katy popatrzyła na niego z przerażeniem. -Ktoś go wypuścił?

- Na to wygląda.

- Ale kto?

background image

- To właśnie najbardziej interesująca część pytania.

- Może jakieś dzieciaki chciały zrobić głupi kawał? A może jakiś włóczęga chciał 

spędzić noc w ciepłej stajni?

-  Emmett  sugerował,  że   mogła   to  zrobić   kobieta.  Może  w   ten   sposób  chciała   się 

zemścić na mężczyźnie, który, jej zdaniem, ją skrzywdził.

Katy zabrakło tchu. Musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Słowa Garretta raziły w 

nią jak piorunem. Zrozumiała, co miał na myśli. Instynktownie się cofnęła.

- Uważasz, że miałam z tym coś wspólnego? - wyszeptała. - Myślisz, że byłabym 

zdolna do czegoś takiego? Po tym... po tym, co zdarzyło się między nami tej nocy?

-   Heros   został   wypuszczony,   zanim   poszliśmy   do   łóżka.   -   Garrett   zmierzył   ją 

wzrokiem. - Nie wiadomo dokładnie, kiedy wyszedł ze stajni.

- Garrett!

- Mógł zginąć. Mógł zabłądzić gdzieś między skałami. Mogła go zabić ciężarówka. 

Do diabła, sam go o mały włos nie zabiłem. Byłaby to wyjątkowo perfidna forma zemsty, nie 

uważasz?

- Garrett, na litość boską, co ty mówisz? - Katy nie wierzyła własnym uszom. - Czy ty 

naprawdę   myślisz,   że   ja   mogłabym   zrobić   coś   podobnego   tylko   dlatego,   że   inaczej 

wyobrażałam   sobie   małżeństwo?   Wierzysz,   że   mogłabym   mścić   się   w   ten   sposób? 

Wykorzystując Bogu ducha winnego konia?

Garrett zbliżył się do niej. Chwycił ją za ramiona i świdrował wzrokiem z taką siłą, że 

zadrżała.

- Nie - powiedział zdecydowanie, - Nie wierzę, byś mogła wykorzystać poczciwego 

Herosa, by się na mnie zemścić. Bracken się myli. Kobieta, która żywi do kogoś urazę, może 

zrobić   różne   dziwne   rzeczy,   ale   jednego   jestem   pewien.   Że   kochasz   konie.   Nigdy   nie 

naraziłabyś   na   niebezpieczeństwo   Herosa.   Nie   posłużyłabyś   się   koniem   przeciwko   mnie. 

Jesteś uczciwa, Katy. Masz swoje własne sposoby toczenia walki.

- No cóż, dziękuję ci chociaż za to. Garrett przyciągnął ją do siebie. Objął mocno i 

wtulił twarz w jej włosy.

- Przepraszam,  Katy.  Przez  chwilę  po tym,  co powiedział  Emmett,  pomyślałem  o 

twoim zachowaniu po nocy poślubnej. Przez parę dni nie miałem pojęcia, co czujesz, co 

myślisz. Byłaś tak inna niż ta Katy, którą znałem. Ta cala gadanina o wspólnym życiu jak 

rodzeństwo czy partnerzy w interesach, po prostu całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. 

Nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje.

- Nie trzeba wiele, by zamącić męski umysł - zauważyła z przekąsem.

background image

-   No   cóż,   jesteśmy   nieskomplikowanymi,   prostolinijnymi   osobnikami.   Spytaj 

któregokolwiek z mężczyzn -uśmiechnął się Garrett.

- Już dobrze. - Katy oparła głowę o jego pierś. Napięcie powoli ją opuszczało. - Jeśli 

jesteśmy zgodni, że nie zrobiłam tego ja, to kto w takim razie?

- Żebym to ja wiedział. Być może rzeczywiście jakiś włóczęga. Albo dziecko, które 

chciało   pobawić   się   z   koniem.   W   każdym   razie   postaram   się,   żeby   to   się   więcej   nie 

powtórzyło.

- Co zrobisz?

- Jeszcze dziś zainstaluję system alarmowy. Nic bardzo skomplikowanego. Po prostu 

urządzenie, które uruchomi dzwonek znajdujący się w domu, gdyby ktoś próbował otworzyć 

drzwi. To powinno wystarczyć.

- Przykro mi, że choć przez chwilę myślałeś, że to ja.

- Katy spojrzała na niego ze smutkiem. Uścisnął ją mocno, po czym odstąpił o krok do 

tyłu.

- W ciągu ostatnich dni zupełnie zbiłaś mnie z tropu, moja pani. Nie wiedziałem, na 

jakim świecie żyję, ale teraz znów wszystko się unormowało. Prawda? - popatrzył na nią z 

rozmarzeniem. Myślami błądził wokół przeżyć minionej nocy.

- Nie bardzo wiem, co uważasz za normalne, Garrett.

-   Dopóki   będzie   tak   jak   tej   nocy,   wszystko   będzie   dobrze.   -   W   głosie   Garretta 

pobrzmiewało zadowolenie i radość. - Wiesz, dużo o tym myślałem.

- O, to ogromny wysiłek dla mężczyzny.

-  Nie  bądź  złośliwa.  Mówię  poważnie.   Ty i  ja mamy   ze  sobą  wiele  wspólnego  i 

powinniśmy to wykorzystać, W małżeństwie wspólne zainteresowania są bardzo ważne.

- Od kiedy to jesteś takim ekspertem od małżeństwa?

- uśmiechnęła się, spoglądając mu prosto w oczy. Ku jej zaskoczeniu potraktował to 

pytanie poważnie.

- Przyznaję, że dopiero się uczę. Ale myślę, że to dobrze, jeśli ludzi coś łączy. Jeden z 

powodów, dla których pobraliśmy się, to przecież wspólne zainteresowania.

- Chyba masz rację. - Katy utkwiła wzrok w Herosie, zastanawiając się, czego jeszcze 

może się spodziewać. Udało jej się ostatnio kilka razy zbić Garretta z tropu, ale to było 

niczym w porównaniu z tym, do czego on był zdolny wobec niej.

- Powinniśmy wykorzystać fakt, że mamy ze sobą tyle wspólnego.

- Zgoda - przytaknęła.

- Myślę, że już czas, by ktoś z powrotem wrzucił cię na konia, Katy.

background image

- Niech ci to nawet przez myśl nie przejdzie - ostrzegła. Przywarła do drzwi stajni, 

wpatrując się niewidzącym wzrokiem w konia.

- Ależ, Katy, kochanie, pomyśl rozsądnie. - Garrett starał się mówić jak najłagodniej. 

Pogłaskał ją delikatnie  po włosach. - Wiem o wszystkim,  co się wydarzyło  tamtej  nocy. 

Wiem, jak bardzo to przeżyłaś. Ale teraz to już przeszłość. Było, minęło. Tak bardzo lubiłaś 

jeździć konno. Nie ma sensu rezygnować z powodu jednego przykrego doświadczenia.

- Przykre  doświadczenie!  Garrett, ależ ja o mało  nie zginęłam!  Nie możesz  sobie 

nawet wyobrazić tego, co działo się tamtej  nocy.  Płomienie, dym  i oszalałe konie. I ból. 

Garrett, czy ty masz pojęcie, jak ja cierpiałam?!

- Kochanie, rozumiem, ale gdybyś miała wypadek samochodowy, prędzej czy później 

znów wsiadłabyś do auta. Tak samo jest z jazdą konną.

- Nieprawda, to ogromna różnica. Mam swobodę wyboru i zdecydowałam, że nigdy 

już   nie   będę   jeździć.   Nie   przekonuj   mnie,   Garrett.   Decyzję   podjęłam   już   dawno.  Jestem 

dorosła i mam prawo robić to, co uważam za stosowne.

- Wytworzyłaś w sobie jakąś fobię. I po co? Przecież jazda konna stanowiła część 

twego życia - perswadował Garrett. - Pamiętam, jak pięknie wyglądałaś w siodle. Stawałaś się 

inną kobietą, ożywiałaś się, rozkwitałaś, zupełnie tak samo jak wtedy, gdy trzymam cię w 

ramionach.

- Na litość boską, Garrett. A cóż to za bezsensowne porównanie. Skąd ty możesz 

wiedzieć, jak wyglądałam. Gdy znałeś mnie przed laty, byłam jeszcze dzieckiem.

- Pamiętam, Katy, dobrze pamiętam. Pamiętam, jak uwielbiałaś pokazy i zawody. Jaka 

byłaś podniecona i dumna ze zwycięstwa. Pamiętam, ile godzin przygotowywałaś konie do 

wyjścia na tor. Jaka byłaś ambitna. Jazda konna była dla ciebie najważniejszą rzeczą w życiu. 

A ty byłaś dobra, bardzo dobra.

- Ludzie się zmieniają, Garrett. Powinieneś to wiedzieć.

- Owszem, ludzie się zmieniają. Ale pewne rzeczy się nie zmieniają. Kochasz konie i 

byłaś cudowną amazonką. Jazda konna to coś, co możemy robić razem. Co nas łączy. Czas, 

byś znów wsiadła na konia. Zbyt dużo już czasu spędziłaś na podsycaniu w sobie strachu. - 

Garrett uśmiechnął się ciepło. - Pomogę ci przezwyciężyć ten strach.

- Nie nalegaj, Garrett.

- Kiedyś będziesz mi jeszcze za to wdzięczna, kochanie.

-   Nie   uszczęśliwiaj   mnie   na   siłę.   -   Katy   była   już   wyraźnie   wściekła.   -   Jeśli   nie 

przestaniesz...

- Cicho... - Zamknął jej usta pocałunkiem. - Uspokój się, kochana. Do niczego nie 

background image

chcę cię zmuszać. Niech czas to rozstrzygnie. Tak jak to było z nami. - Pocałował ją raz 

jeszcze. - Lubię to - wymamrotał między jednym a drugim pocałunkiem.

- Garrett, rozpraszasz mnie - powiedziała Katy oskarżycielskim tonem, ale jej irytacja 

słabła   pod   wpływem   ciepła   jego   ust.   Ostatniej   nocy   zdecydowała,   że   jeśli   tylko   w   tej 

dziedzinie   mogą   się   naprawdę   porozumieć,   powinna   starać   się   ułatwić   to   porozumienie. 

Problem polegał jedynie na tym, że w takich chwilach jak ta całkowicie ulegała mężczyźnie, 

który   nawet   nie   nauczył   się   jeszcze   jej   kochać.   Ryzyko,   na   które   się   wystawiała,   było 

ogromne i Katy świetnie o tym wiedziała.

- Lubię cię rozpraszać. - Oparł ją plecami o ścianę i przysunął się do niej. Kolanem 

rozchylał jej nogi, a kiedy ustąpiła pod jego naporem, natychmiast wsunął udo między jej uda.

- Tak, właśnie tak, kochanie. Zaciśnij nogi tak, jakbyś to zrobiła jadąc na ogierze. No, 

dalej.

- Ależ, Garrett! Ktoś może nas zobaczyć. - Pożądanie mieszało się w niej ze strachem. 

- Emmett kręci się w pobliżu. Może w każdej chwili wejść.

- Nie sądzę, aby się odważył, ale jeśli się boisz, to zaraz temu zaradzimy.

- Co chcesz zrobić?

- Zgadnij. - Podniósł ją i zarzucił sobie na ramię.

- Nie! Nie tutaj. Puść mnie, Garrett. Słyszysz?

- Słyszę.

Zaniósł ją do pustego boksu, gdzie złożono siano i słomę. Starannie zamknął drzwi do 

stajni. Natychmiast zrobiło się ciemno. Promienie słońca sączyły się jedynie przez szpary w 

ścianach. Garrett ostrożnie ułożył Katy na sianie.

- Wciąż jeszcze nie przyzwyczaiłaś się do roli żony.

- To źle czy dobrze? - Przeraziła się na samą myśl o tym, jak na niego działa. - Myślę, 

że to ty powinieneś mi pomóc przyzwyczaić się do tej roli.

- Oczywiście, to mój słodki obowiązek - zapewnił, kładąc się obok. Oczy błyszczały 

mu tak samo jak ostatniej nocy.

Katy westchnęła i objęła go za szyję. Pod wpływem jego wzroku zaczynała poddawać 

się całkowicie zmysłom i wszechogarniającemu ją pożądaniu.

Garrett pospiesznie ściągnął ubranie z siebie i z niej. Później przewrócił się na plecy i 

chwycił ją w pasie. Pragnął jej i ona go pragnęła. Dotknął najintymniejszego miejsca, a kiedy 

jęknęła, zamruczał z rozkoszy.

Pomału położył ją na sobie, przykrywając się jej ciałem. Drżała pod dotykiem jego 

dłoni.

background image

- Pokaż mi, jaki dobry z ciebie jeździec - powiedział chrapliwym głosem.

A później roześmiał się z radości i satysfakcji, czując, jak jej palce wbijają się w skórę 

jego ramienia. W chwilę później już się nie śmiał.

Oboje zatracili się w namiętności.

W jakiś czas później Garrett poruszył się. Katy zsunęła się z niego.

^ - Przypomnij mi, żebym następnym razem odliczył do dziesięciu, zanim to zrobię. - 

Otrzepał źdźbła słomy i podał Katy ubranie. - Człowiek może się nieźle poranić uprawiając 

miłość na słomie.

- A ja myślałam, że to romantyczne.

- To dlatego, że byłaś na górze, - Wstał i włożył dżinsy.

- Do mnie masz pretensje? Przecież to był twój pomysł. - Katy włożyła bluzkę.

- Hej, chciałem cię tylko trochę podrażnić. Naprawdę sądzisz, że to było romantyczne? 

- Spoważniał nagle.

Zawahała się, po czym szybko skinęła głową. Garrett wyglądał na zadowolonego z 

siebie.

-   Cóż.   nigdy   bym   nie   myślał...   Mniejsza   o   to.   A   więc   to   było   romantyczne?   - 

powtórzył.

- Uhm.

- W takim razie może kiedyś to powtórzymy. Mężczyzna musi być gotów do pewnych 

poświęceń dla swojej kobiety.

- Naprawdę? - uśmiechnęła się.

- Naprawdę. - Zapiął koszulę i popatrzył z zainteresowaniem właściciela, jak Katy 

pomału się ubiera. Nagle uśmiech zniknął mu z twarzy, spoważniał.

- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.

-   Myślałem   właśnie   o   tym,   co   powiedział   Bracken.   Że   to   kobieta   mogła   w   nocy 

wypuścić Herosa.

- Znowu zaczynasz? - Katy ogarnął lęk. - Znów wracasz do tego samego? Teraz, gdy 

już zrobiłeś sobie przyjemność na słomie, znów się zastanawiasz, czy to jednak nie ja?

-   Uspokój   się.   -   W   głosie   Garretta   brzmiało   ostrzeżenie.   -   Strasznie   jesteś   dziś 

nerwowa. Daj mi skończyć. Wcale nie myślę, że to ty. Doskonale wiem, że nie. Coś innego 

nie daje mi spokoju.

- Co mianowicie?

- Zastanawiałem się, skąd Brackenowi przyszło do głowy, że to mogłaś zrobić ty. 

Powiedział coś o kobiecie, która czuje się skrzywdzona.

background image

- Wiem, skąd wpadł na ten pomysł. - Katy umknęła wzrokiem w bok.

- Taak? Mam nadzieję, że nie będziesz tego przede mną ukrywać - powiedział Garrett 

z lekką pretensją w głosie.

-   Nadine   zauważyła,   że...   że   nie   spaliśmy   razem.   -   Katy   westchnęła.   -   Sprzątała 

mieszkanie i zobaczyła, że spaliśmy w osobnych pokojach. Trochę to dziwne jak na parę 

nowożeńców   w   czasie   miodowego   miesiąca.   Usłyszała   także   to,   co   mówiłeś   wczoraj   po 

wyjściu Huttona. Podejrzewam, że wyciągnęła z tego swoje własne wnioski i podzieliła się 

nimi z mężem.

- Ach, tak. - Garrett oparł się o drzwi. - Teraz rozumiem. Ostatnio zachowywałaś się 

jak kobieta skrzywdzona, czy tak?

- Nie zauważyłam.

- To dlatego Bracken tak powiedział - roześmiał się Garrett. - Ale już po wszystkim, 

prawda? Sytuacja między sami znów się unormowała. Nie będzie już więcej burz i napadów 

gniewu. Żadnych ataków zdenerwowania panny młodej.

- Jak rozkażesz, Garrett - powiedziała ze sztuczną słodyczą w głosie.

Roześmiał się, przytulił ją i pocałował w czubek głowy.

- No, chodźmy, moja pani. Trzeba coś zjeść i napić się kawy. Zostały może bułeczki 

ze śniadania?

- Przecież zjadłeś je godzinę temu.

-   Widocznie   wzmaga   mi   się   apetyt.   Akurat   wchodzili   do   kuchni,   gdy   zadzwonił 

telefon.

Garrett podniósł słuchawkę. Z jego słów Katy domyśliła się, że musiało wydarzyć się 

coś poważnego w firmie, coś, co można było załatwić tylko z nim.

- W porządku, Carson, uspokój się. Czy Layton tam jest? Co u diabła ma znaczyć, że 

ma urlop? Ściągnij go, niech wraca do biura. - Zaklął pod nosem. - Dobrze, już dobrze, słyszę 

cię. Nie sposób go ściągnąć. A niech to! Następnym razem, gdy będzie brał wolne, upewnij 

się, czy jedzie gdzieś, gdzie są telefony. Wygląda na to, że muszę wyjechać. - Spojrzał na 

zegarek, - Mogę być późnym popołudniem. Powiedz Bisby'emu, żeby nie popuszczał. Bank 

nie może działać tak szybko jak my. Nie straci swojej ziemi w ciągu następnych czterdziestu 

ośmiu godzin. Dostanie pożyczkę. Zobaczymy się o trzeciej. A teraz trzymaj rękę na pulsie. 

Dopóki nie przyjadę.

Katy słuchała, jak Garrett wydawał polecenia świadczące o jego dobrej znajomości 

pracy banków i księgowości Odwiesił wreszcie z irytacją słuchawkę. Sięgnął po kawę.

- Słyszałaś? - spytał.

background image

- Pojedziesz do biura po południu? - Katy usiadła obok niego.

- Obawiam się, że będę musiał. W tym miesiącu personel pracuje w uszczuplonym 

składzie, a szef biura, Layton, wyjechał gdzieś do Meksyku i nie sposób go znaleźć. Jeden z 

naszych klientów ma problemy z bankiem. W normalnej sytuacji nie zajmowałbym się tym, 

ale w tym wypadku wszystko wskazuje na to, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce.

- Będzie to dobra okazja, bym mogła zapoznać się z pracą jednego z twoich biur - 

powiedziała Katy. - Zostaniemy tam na noc?

- Ja zostanę. - Garrett potrząsnął głową. - Ty zostaniesz tutaj. Nie ma sensu, byś ze 

mną jechała. Wrócę jutro. Przecież to wciąż jeszcze nasz miodowy miesiąc, zapomniałaś?

- Wiem - uśmiechnęła się Katy. - Ale coś mi się wydaje, że to małżeństwo partnerów 

w interesach. Od początku to podkreślałeś, czyż nie? A więc nadarza się doskonała okazja, 

bym się zapoznała ze swoją nową pracą.

- Będzie jeszcze niejedna okazja, gdy skończy się miesiąc miodowy - obstawał przy 

swoim Garrett.

- Po co zwlekać? Pojadę z tobą już dzisiaj. Poznam twoich pracowników i zobaczę, 

jak działa biuro w trudnej sytuacji.

- Trudna sytuacja nie jest najlepszym momentem, by uczyć się nowych obowiązków - 

uciął Garrett. - Będziesz tylko przeszkadzać.

- Postaram się nie wchodzić wam w drogę. - Katy zaczynała już być zła.

- Zostaniesz w  domu - oświadczył  Garrett tonem nie znoszącym  sprzeciwu. - Do 

diabła,   dopiero   co   wyszłaś   za   maż.   Jeszcze   nie   czas,   byś   zawracała   sobie   głowę   takimi 

prawami.

- Dlaczego nie? - spytała z oburzeniem. - Przecież w tym celu mnie nająłeś. Abym 

pracowała dla Coltrane'a i spółki.

- Nająłem. - Garrett z trzaskiem odstawił filiżankę. -O czym ty, do cholery, mówisz? 

Ja cię nie nająłem, ja cię poślubiłem, kobieto!

- Przepraszam, przejęzyczyłam się.

- Przejęzyczyłaś?  - Garrett nie dowierzał własnym  uszom. - Użyłaś  słowa „nająć” 

zamiast „poślubić” i mówisz, że to przejęzyczenie?

- Uspokój się, Garrett. Powiedziałam przecież, że to byla pomyłka. - Katy natychmiast 

pożałowała swoich słów.

- Cholerna pomyłka. - Garrett wstał, oczy pałały mu gniewem. - Pozwól, że ci coś 

wyjaśnię,   Katy   Coltrane.   Dwa   tygodnie   temu   nie   podpisywałaś   umowy   o   pracę,   tylko 

świadectwo ślubu. Chcę, żebyś o tym pamiętała. To nie okres próbny, lecz miodowy miesiąc. 

background image

Jesteś moją żoną, a nie moją pracownicą. Spróbuj zastanowić się przez następne dwadzieścia 

cztery godziny, na czym to polega.

- Garrett...

- Wezwę człowieka, który zakłada w domach alarm. Może zainstaluje jakiś w stajni.

Wyszedł z kuchni, zostawiając Katy całkowicie zdezorientowaną. Ręce jej drżały, gdy 

podnosiła do ust kubek z kawą.

Pociągnęła długi łyk i odstawiła kubek. Uśmiechnęła się do siebie. Gdyby miała przed 

sobą lustro, zobaczyłaby swoje błyszczące radością oczy.

Uczenie   Garretta   Coltrane'a   miłości   było   sprawą   ryzykowną,   ale   była   na   to 

przygotowana.

Nie była natomiast przygotowana na odkrywanie tajemnic własnej natury. Było coś 

podniecającego w prowokowaniu Garretta, nawet jeśli koniec końców to on brał górę. Tak 

samo jak podniecające było uprawianie z nim miłości.

Tak czy inaczej wreszcie zaczął ją dostrzegać.

Nigdy jeszcze, od czasu gdy po raz ostatni zdobyła  nagrodę dosiadając jednego z 

arabów ojca, nie czuła się tak dobrze jak w tej chwili.

background image

ROZDZIAŁ 8

Tej nocy duży dom wydawał się wyjątkowo pusty. Katy nalała sobie kieliszek wina i 

przygotowała kolację. Zjadła w kuchni. Otworzyła telewizor, aby obejrzeć wiadomości, ale 

szybko go wyłączyła. Chwilę poczytała, po czym sięgnęła po brandy. Miała przed sobą długą, 

samotną noc.

Gdy   wreszcie   około   dziesiątej   wieczór   zdecydowała   się   pójść   spać,   małżeńska 

sypialnia wydala jej się większa niż zazwyczaj i odpychająca. Brakuje w niej mężczyzny, 

stwierdziła   rozbierając   się   powoli.   Gdy   był   tutaj   Garrett,   pokój   od   razu   stawał   się 

przytulniejszy.

Ogromne łóżko też wydawało się obce bez niego. Czuła się w nim jakaś bezbronna i 

samotna. To dziwne, pomyślała. Tylko jedną noc spędziła tutaj z mężem, a już przywykła do 

jego obecności. Zastanawiała się, czy Garrett ucieszyłby się widząc, że za nim tęskni. Miała 

nadzieję, że i on czuje się samotny tej nocy.

Nie  trzeba   było  mieć  wybujałej   wyobraźni,   aby  domyślić  się,  dlaczego   nie  chciał 

zabrać jej ze sobą. Katy czuła, że na swój męski, szowinistyczny sposób próbował najpierw 

przyzwyczaić  ją do roli żony,  a dopiero później partnerki w interesach. Było  w tym  coś 

wzruszającego. Nie chciał, by zaangażowała się w swoją nową pracę, zanim ich stosunki nie 

ułożą się tak, jak na dobre małżeństwo przystało.

Nie wiedziała, czy Garrett zdaje sobie sprawę z logiki swego postępowania, ale sama 

myli o tym napełniła ją otuchą. Uśmiechnęła się. Mimo wszystko Garrett doszedł do wniosku, 

że ich osobiste stosunki są ważniejsze niż współpraca zawodowa.

Być może pewnego dnia dojdzie nawet do wniosku, że jest zakochany.

Jakby w odpowiedzi na to przypuszczenie rozległ się dzwonek telefonu. Podniosła 

słuchawkę.

- Halo?

-  Dobry  wieczór,  Katy,   to  ja.  - W  słuchawce  rozległ   się  ożywiony  glos   Garretta. 

Najwyraźniej nie zamierzał kłaść się spać. - Pomyślałem sobie, że zadzwonię dowiedzieć się, 

co słychać.

-   Wszystko   dobrze.   -   Usiadła   i   zapaliła   lampkę.   -Właśnie   się   położyłam.   A   co   u 

ciebie?

- Jakoś to będzie. Widziałem się z właścicielem banku i uzgodniłem odroczenie spłaty. 

Jutro mam tutaj jeszcze parę spraw do załatwienia. Wrócę dopiero po południu.

- Dobrze.

background image

- Tęsknisz za mną? - spytał od niechcenia.

- Tak, mówiąc szczerze, tak - odparła. Zaległa cisza.

- Ja też za tobą tęsknię - usłyszała po chwili głos Garretta. - Wolałbym teraz być z tobą 

w łóżku, niż siedzieć tutaj przy biurku.

Katy usłyszała w tle jakiś męski głos.

- Nie jesteś sam?

-   Nie,   zostało   ze   mną   paru   pracowników.   Sprawdziliście   z   Emmettem   system 

alarmowy? Ja już nie zdążyłem.

- Oczywiście. Działa bez zarzutu. Sprawdziliśmy i w domu, i u Emmetta. Wiedziałeś, 

że Emmett ma pistolet? Trzyma go na kominku, w pudełku po cygarach. Pokazał mi go, gdy 

sprawdzaliśmy alarm.

- Nie wiedziałem, ale wcale mnie to nie zaskakuje. - Zamilkł na moment, - Biorąc 

jednak pod uwagę, ile pije, nie uważam, by to było zbyt bezpieczne.

- Też tak myślę - zgodziła się Katy. - Chociaż mam wrażenie, że jest takim rodzajem 

pijaka, który raczej zasypia, a nie rozrabia.

- Sam nie wiem, Katy. Nie chciałbym ich zwalniać, ale nie jestem pewien, czy mam 

ochotę ich zatrzymać. W końcu to Atwood powinien się o to martwić.

Masz rację.

-  No  cóż,  porozmawiamy,   kiedy  wrócę.   Dzisiaj   i  tak  mam  sporo  na  głowie.   Śpij 

dobrze, kochanie. Do zobaczenia jutro.

Katy   z   westchnieniem   odłożyła   słuchawkę.   Nie   pożegnali   się   w   zasadzie   jak 

kochankowie, ale słyszała w jego glosie cień czułości. Garrett troszczył się o nią. Była o tym 

przekonana. Musi być pewna, bo na tej pewności opiera swoje przyszłe szczęście.

Gdy sięgnęła, by wyłączyć lampkę, zauważyła, że na małym porcelanowym talerzyku 

na toaletce coś lśni. Czyżby zostawiła pierścionek? Po chwili wiedziała już, co to jest.

Garrett przed wyjazdem do biura zostawił obrączkę.

Cały   optymizm   Katy   nagle   prysł.   Wstała   i   podeszła   do   toaletki.   Wzięła   do   ręki 

obrączkę i wpatrywała się w nią z głębokim smutkiem.  Symbol  małżeństwa tak niewiele 

znaczył dla Garretta, że po prostu mógł go zdjąć i zapomnieć z powrotem włożyć na palec.

Zaczynała wzbierać w niej złość. Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że zdoła 

nauczyć Garretta miłości, przytrafiało się coś, co niweczyło te nadzieje.

Wyobraziła sobie Garretta w biurze wśród współpracowników. Siedzi przy biurku, 

świeżo upieczony małżonek, i nawet nie przejmuje się tym, że zapomniał obrączki.

Zdjęła swoją i położyła ją obok. Od razu poczuła się trochę lepiej.

background image

W trzy godziny później obudziła się przerażona. Była zlana potem. Przez parę sekund 

usiłowała zidentyfikować przeraźliwy dźwięk, który wyrwał ją ze snu.

Był to system alarmowy zainstalowany w stajni Herosa.

Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. W pośpiechu naciągnęła szlafrok i zbiegła na 

dół, do holu, zapalając po drodze wszystkie światła. Niezależnie od tego, kto był przy stajni, 

zauważy, że gospodarze się obudzili.

Gdy była już u drzwi, nagle poczuła przeszywający ból w kostce. Z trudem utrzymała 

się   na   nogach.   Pokuśtykała   w   kierunku   stajni.   Zobaczyła   jakiś   cień.   To   tylko   dziecko, 

uspokajała samą siebie. Tylko dziecko. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że przecież jest 

całkowicie bezbronna.

- Hej, ty tam! - krzyknęła najgroźniej jak potrafiła. - Wynoś się, wynoś się stąd, bo 

wezwę policję! To teren prywatny!

- Spokojnie, pani Coltrane, to ja, Emmett Bracken. Odetchnęła na dźwięk znajomego 

głosu.

- Emmett!  Na litość boską, ale  mnie  przestraszyłeś.  Alarm słychać  było  w całym 

domu. Myślałam, że znów ktoś się włamuje do stajni.

Katy z trudem łapała oddech. Wykręcona kostka bolała ją coraz bardziej.

- Obudziłem się i nie mogłem zasnąć - tłumaczył się Bracken. - Pomyślałem, że wyjdę 

odetchnąć  trochę   świeżym  powietrzem.   Chciałem   sprawdzić,  co  u  Herosa,  i  chyba   przez 

pomyłkę włączyłem alarm. Obiecałem pani mężowi, że będę miał na wszystko oko, kiedy go 

nie będzie. Przepraszam, że panią przestraszyłem. Powinienem był lepiej słuchać, gdy facet 

wyjaśniał mi, jak to działa. Wszystko w porządku, pani Coltrane? - Bracken podszedł do 

Katy.

- Tak - powiedziała przez zęby. - Chyba skręciłam nogę w kostce, ale to głupstwo. - 

Rozejrzała się wokół. Wszędzie panował spokój. Weszła do stajni i zapaliła światło.

Heros wyglądał na zaspanego. Chyba zdziwiła go ta nocna wizyta.

Katy uśmiechnęła się i pogładziła konia po karku.

- Przepraszam, że cię obudziłam, Herosie. Śpij dalej. Koń cofnął się do boksu. W 

chwilę później jego równomierny oddech potwierdził, że posłuchał rady Katy.

- Wszystko w porządku - powiedział Emmett zaglądając do stajni. - To tylko fałszywy 

alarm. Naprawdę bardzo mi przykro.

-  Już  dobrze,   Emmett.   Myślę,   że  trzeba  czasu,   abyśmy   się  przyzwyczaili   do  tego 

systemu. Do zobaczenia jutro. - Katy zgasiła światło i wyszła ze stajni.

- Mam pani pomóc? Ta pani kostka jest chyba bardzo słaba.

background image

- Dam sobie radę. To nie pierwszy raz. Nie martw się, wiem. co zrobić. Cholerny ból - 

zaklęła pod nosem i powlokła się do domu.

No tak. to tyle bohaterstwa. Coś jej mówiło, że Garrett będzie wściekły, gdy dowie się, 

co wydarzyło się tej nocy.

Garrett wracał do domu z jak najlepszymi przeczuciami. Przez chwilę zastanawiał się, 

skąd ten nastrój. To jasne. Dotychczas  wracał  do pustego domu.  Teraz czekała  na niego 

kobieta i już sama ta myśl wydawała mu się nierealna.

Nie była to byle jaka kobieta. To żona. Jego żona, Kąty.

Delektował się myślą o tym, że czeka na niego przy wejściu z kieliszkiem wina na 

powitanie.   Wróci   na   kolację,   a   więc   na   pewno   przygotuje   coś   dobrego.   Koniec   końców 

posiadanie żony wcale nie jest takie źle.

Po latach zmian, niepewności, braku stabilizacji z przyjemnością myślał, że wreszcie 

jest w jego życiu coś stałego.

Stałego? Nagle ogarnęły go wątpliwości. Przecież tak na dobrą sprawę niczego sobie z 

Katy   nie   wyjaśnili   do   końca,   Żadne   z   nich   nie   poruszyło   nieprzyjemnego   tematu   uzgo-

dnionych trzech miesięcy.

Garrett   zacisnął   wargi.   Cały   ten   idiotyzm   mają   już   za   sobą.   Katy   skapitulowała 

przecież dwie noce temu, po przyjęciu u Huttona. Oddała mu się z takim samym słodkim, 

zmysłowym  zapałem  jak w noc poślubną. Nie jest kobietą, która zachowałaby się w ten 

sposób, gdyby nie była zaangażowana, przekonywał sam siebie.

Musiał jednak pogodzić się z faktem, że dowiadywał się o Katy wciąż czegoś nowego. 

Była osobą o wiele bardziej skomplikowaną, niż początkowo myślał. Nie podejrzewał jej o 

taką zapalczywość i upór, Nie miał pojęcia, co naprawdę myśli.

Przypomniał sobie jej słowa, gdy wracali z przyjęcia u Huttona. Nie wspomniała o 

terminie trzech miesięcy. Powiedziała tylko, że będą znów ze sobą spali, gdyż w przeciwnym 

razie byłoby im zbyt trudno mieszkać razem.

Chyba nie jest możliwe, by zdecydowała się tylko na przygodę trwającą trzy miesiące.

Przeszedł go zimny dreszcz. Wiele ważnych spraw należało jeszcze wyjaśnić. Nie 

chciał, by pozostały jakiekolwiek niedomówienia. Pragnął nade wszystko mieć pewność, że 

Katy czuje się związana małżeńską przysięgą.

Pamiętał, jaka była zła wczoraj, gdy powiedział jej, że pojedzie do Fresno sam. Może 

powinien był wziąć ją ze sobą. Ale prawdę mówiąc nie chciał, aby zajmowała się sprawami 

zawodowymi na samym początku miodowego miesiąca. Wolał, żeby najpierw przyzwyczaiła 

się do roli żony.

background image

Nie   potrafił   jej   jednak   tego   wytłumaczyć,   nie   był   zresztą   wcale   pewien,   czy 

zaakceptowałaby jego wyjaśnienia, nawet gdyby znalazł właściwe słowa. Tak więc skończyło 

się na tym, że polecił jej zostać w domu.

Zaklął pod nosem. Chyba źle to rozegrał. Musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chce 

właściwie postępować z taką kobietą jak Katy.

W   godzinę   później   skręcił   w   długą,   wysadzaną   drzewami   aleję   z   uczuciem   ulgi. 

Wreszcie jest w domu i Katy na niego czeka. Dziś wieczór wyjaśnią sobie wreszcie wszystkie 

istniejące jeszcze wątpliwości.

Ale gdy podjechał pod dom i wysiadł z samochodu, nie zobaczył Katy na progu. Nie 

pojawiła się również, gdy otworzył frontowe drzwi i wszedł do holu. W domu panowała 

cisza. Garrett zebrał się w sobie, jak gdyby czekała go jakaś fizyczna próba sił. Wszedł na 

schody prowadzące do sypialni. Przeczuwał, że coś jest nie w porządku.

Pierwszą   rzeczą,   jaka   rzuciła   mu   się   w   oczy,   gdy   otworzył   drzwi   sypialni,   był 

błyszczący przedmiot na toaletce. Odruchowo dotknął serdecznego palca. Oczywiście, zapo-

mniał włożyć  obrączkę, gdy wczoraj rano wrócił ze stajni. Wciąż jeszcze się do niej nie 

przyzwyczaił.

Po chwili obok swojej obrączki spostrzegł drugą. W tym momencie poczuł się tak, jak 

gdyby ktoś z całej siły uderzył go w żołądek.

Kąty usiadła na kamieniu  i wpatrywała  się w ocean. Bryza  wiejąca od morza  nie 

zwiastowała niczego dobrego. Zanosiło się na burzę.

Delikatnie dotknęła nadwerężonej kostki. Z trudem nią poruszała, ale ból nieco zelżał. 

Najwidoczniej nie skręciła jej tak silnie, jak się obawiała. Nie powinna była jednak iść nad 

morze po obiedzie. Zajęło jej to więcej czasu, niż przewidywała.

Nie  była  jednak  w  stanie  siedzieć   bezczynnie   w  oczekiwaniu  na  powrót  Garretta. 

Nagle   poczuła   gwałtowną   potrzebę   popatrzenia   na   ocean   i   teraz   tego   żałowała.   Uspra-

wiedliwiała   się   wmawiając   sobie,   że   musiała   rozruszać   zesztywniałą   kostkę,   ale   teraz 

wiedziała już, że powinna była raczej dać jej odpocząć.

Jeszcze   miesiąc   temu   nie   zrobiłaby   niczego   pod   wpływem   chwilowego   impulsu. 

Małżeństwo z Garrettem Coltrane'em wytrąciło ją z normalnego, spokojnego rytmu. Sama nie 

wiedziała, czy to dobrze, czy ile. Wiedziała tylko, że się zmieniła i to nieodwracalnie. Nie 

wyobrażała sobie, by mogła stać się na powrót tą spokojną, zrównoważoną osobą co kiedyś, 

prowadzącą spokojne, unormowane życie. Tak czy inaczej małżeństwo ją odmieniło. Mogła 

tylko mieć nadzieję, że i Garrett się zmieni.

Wiatr   był   coraz   silniejszy.   Nad   horyzontem   zawisły   czarne   chmury.   Katy   zapięła 

background image

kurtkę pod szyję i wstała. Przy takim tempie, w jakim się dzisiaj porusza, nieprędko dotrze do 

domu.

Była właśnie mniej więcej w połowie drogi, gdy nagle ujrzała przed sobą jakąś ciemną 

postać   wpatrującą   się   w   ocean.   W   pierwszej   chwili   jej   nie   poznała,   ale   gdy   zauważyła 

rozwiane na wietrze siwe włosy, wiedziała już, kogo ma przed sobą.

-   Nadine!   -   zawołała,   podchodząc   wolno   do   stojącej   kobiety.   Odpowiedziało   jej 

milczenie. Przypuszczalnie szum wiatru zagłuszył wołanie. Wzruszyła ramionami. Chciała się 

już  oddalić,   gdy coś   ją  powstrzymało.  W  ciemnej   postaci  stojącej  na  skale  było   coś  tak 

rozpaczliwego, że zawróciła. Podeszła bliżej do Nadine.

- Obserwujesz morze - zagadnęła. - Pewnie będzie burza, prawda? Robi się zimno i 

zaraz zacznie padać. Może wrócimy razem?

W   pierwszej   chwili   myślała,   że   nie   doczeka   się   odpowiedzi,   ale   Nadine   powoli 

odwróciła głowę. Na widok wyrazu jej oczu Katy przeraziła się. Kobieta patrzyła na nią jak 

na kogoś całkiem obcego.

- Nic ci nie jest, Nadine? - spytała z niepokojem.

- Ależ skąd, wszystko w porządku. - Nadine wciąż spoglądała na kłębiące się w dole 

fale. - A co pani tutaj robi?

-   Po   prostu   wyszłam   się   przejść.   -   Katy   starała   się,   by   jej   głos   zabrzmiał   jak 

najpogodniej i beztrosko. Nie miała pojęcia, w jakim nastroju jest Nadine. Być może wcale 

nie   jest   zadowolona   z   tego   spotkania.   -   W   nocy   nadwerężyłam   sobie   nogę   w   kostce   i 

pomyślałam, że dobrze byłoby ją rozruszać.

- Co jest z pani kostką? - spytała obojętnie Nadine.

- To stara historia. Przed laty miałam wypadek. Czasem, gdy zrobię nieopatrzny ruch, 

dokucza mi ból. W nocy biegłam do stajni, potknęłam się i znów się zaczęło.

- Emmett  mówił, że alarm włączył  się przez przypadek. Nadine popatrzyła  na nią 

nieodgadnionym wzrokiem.

- Tak. Coś tam chyba jest nie w porządku z systemem bezpieczeństwa. Trzeba się 

przyzwyczaić do fałszywych alarmów.

Zaległa cisza. Katy już chciała odejść, ale się zawahała.

-   Jakoś   tu   nieprzyjemnie,   Nadine   -   odezwała   się.   -Wracaj   ze   mną.   Napijemy   się 

gorącej herbaty.

- To się tutaj stało, wie pani? - Nadine potrząsnęła głową.

- Co takiego? - spytała Katy ze zdumieniem.

- To tutaj ten chłopak został zabity.

background image

- Syn Silasa Atwooda? Tutaj zginął? - Katy popatrzyła w dół.

- Właśnie. Był na dole na plaży, pił z kolegami. Urządzali sobie zabawę. Ot, taka 

grupka chłopaków. Olbrzymie ognisko i za dużo alkoholu. Wie pani, jakie te wyrostki są. Za 

grosz rozumu.  Zaczęli  jeden drugiego podpuszczać,  żeby się wspiąć na tę skalę, zamiast 

wracać ścieżką.

- Po ciemku? - Katy zadrżała spoglądając w dół. Skała była niemal pionowa. Nie 

bardzo było o co oprzeć stopę ani czego się uchwycić.

- Dwóm się udało. Ale kiedy Brent Atwood zaczął się wspinać, ześliznął się. Spadł i 

złamał kark.

- To straszne.

- Potem wszystko się zmieniło - wyszeptała Nadine. - Wszystko. Nic już nie było tak 

jak dawniej.

Po chwili kobieta  bez słowa odwróciła  się i zaczęła  powoli  iść ku domowi.  Katy 

chciała jeszcze coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Nadine najwyraźniej nie miała ochoty ani 

na towarzystwo, ani na rozmowę. Katy poczuła nagłe sympatię do tej starszej kobiety, ale nie 

bardzo   wiedziała,   co   mogłaby   zrobić.   Najwyraźniej   Nadine   była   bardzo   przywiązana   do 

Atwoodów.

Katy ruszyła w stronę domu. Właśnie otwierała drzwi do kuchni, gdy lunął deszcz. 

Weszła do środka i nastawiła wodę na herbatę, W tym momencie zauważyła na podjeździe 

samochód Garretta. A więc już wrócił.

- Garrett? - zawołała.

Nagle ogarnęło ją podniecenie. Odstawiła czajnik i weszła do salonu. Tu też go nie 

było.

- Garrett? Gdzie jesteś? - Postanowiła sprawdzić w sypialni.

Zobaczyła go obok toaletki. Popatrzył na nią bacznie. Prawą dłoń ścisnął w pięść. 

Katy poczuła nagłą ochotę rzucić się w jego ramiona. Ale tylko się uśmiechnęła.

-   Witaj,   Garrett.   Nawet   nie   pomyślałam,   że   możesz   już   być   w   domu.   Byłam   na 

spacerze, na skałach. Jak ci się jechało?

- Dobrze. - Oczy płonęły mu dziwnym  blaskiem. - Nie było  żadnych problemów, 

dopóki nie wszedłem tutaj i nie znalazłem tego. - Otworzył dłoń pokazując dwie obrączki.

Katy spojrzała ostrożnie na lśniące kółeczka i nagle uświadomiła sobie, że porusza się 

po niebezpiecznym gruncie. Przecież to on zaczął, przekonywała samą siebie. Uśmiechnęła 

się niepewnie.

- Coś się stało, Garrett?

background image

- Gdy parę minut temu znalazłem twoją obrączkę, przeszło mi przez myśl, że ode mnie 

odeszłaś - powiedział gwałtownie.

- Jak widzisz, jestem - uśmiechnęła się z trudem. Podeszła do niego i wspięła się na 

palce muskając go wargami, po czym szybko cofnęła się o krok.

- Jesteś głodny? Zaraz będzie kolacja. A może najpierw wypijemy drinka?

- Do diabła, Katy, ja chcę z tobą porozmawiać.

- O czym? - Popatrzyła na niego z miną niewiniątka.

- O tym, że znalazłem tutaj twoją obrączkę. Możesz mi to wyjaśnić?

- A co tu jest do wyjaśniania? Twoja też tu leżała. Coś ty taki zły?

- Powiedziałem ci przecież. Myślałem, że odeszłaś.

- Ale nie odeszłam.

- Widzę. A teraz chcę wiedzieć, dlaczego zdjęłaś obrączkę i położyłaś ją tutaj?

- Ależ to proste, Garrett, Bo twoja tutaj leżała. Wybacz, ale muszę wypłukać sałatę.

Chwycił ją, zanim doszła do drzwi. Spojrzał jej prosto w twarz.

- Katy, w co ty ze mną grasz?

- Nie wiem, o czym mówisz. - Potrząsnęła głową.

- Nie wiesz? Czy chcesz mi wmówić, że dlatego zdjęłaś obrączkę, że ja zostawiłem tu 

swoją?

- Zdaje się, że oboje chcieliśmy, żeby to małżeństwo było całkowicie równoprawne, 

czyż nie? - odpowiedziała z uśmiechem.

- A teraz posłuchaj mnie, moja pani, i to słuchaj dobrze - powiedział, akcentując każde 

słowo.   -   Zdjąłem   obrączkę   wczoraj,   gdy   szedłem   do   stajni.   Przy   pracy   z   narzędziami 

przeszkadza, a nawet może być niebezpieczna. Gdy jechałem do biura, spieszyłem się, nie 

pamiętasz?   Wrzuciłem   rzeczy   do   torby   i   wyszedłem.   Po   prostu   zapomniałem   włożyć 

obrączkę, to wszystko.

- Może następnym razem będziesz pamiętał - bąknęła, cofając się jeszcze o krok.

-   Ty   mała   czarownico.   -   Tym   razem   udało   mu   się   chwycić   ją   za   ramiona   i 

przytrzymać. - Co to, u diabła, ma znaczyć? - Popatrzył na nią bacznie. - Próbujesz dać mi 

nauczkę, tak?

-   Właściwie   -   zaczęła   Katy   -   gdy   zauważyłam   obrączkę   na   toaletce,   akurat 

rozmawiałam z tobą przez telefon. Pomyślałam sobie, że jesteś tam, w pięknym  mieście, 

będziesz pracował do późna, a potem pewno pójdziesz z kimś na drinka. Wszyscy oczywiście 

wiedzą,   że   dopiero   co   się   ożeniłeś   i   przypuszczalnie   zechcą   zobaczyć   nową   obrączkę. 

Zastanawiałam się, co sobie pomyślą, gdy zauważą, że jej nie masz.

background image

- Tylko kobieta może wymyślić podobny scenariusz! - wykrzyknął Garrett.

- Na wypadek, gdybyś tego nie zauważył, jestem kobietą.

- Nie bądź taka przemądrzała, Katy.

- Nie jestem przemądrzała. Jestem tylko logiczna. -Usiłowała odsunąć się od niego, ale 

trzymał ją mocno.

-   Wydaje   mi   się,   że   zaczynam   pomału   rozumieć.   Było   ci   przykro,   prawda? 

Pomyślałaś, że naumyślnie zostawiłem obrączkę, i postanowiłaś zrobić to samo.

-   Powiedzmy,   że   było   mi   przykro,   iż   tak   łatwo   zapominasz   o   tym,   że   ją   nosisz. 

Zaczęłam się zastanawiać, jak ty właściwie traktujesz nasze małżeństwo. Czy aby nie zbyt 

lekko?

Garrett potrząsnął nią. W jego oczach czaił się podejrzany uśmieszek.

- Dobrze wiesz, jak traktuję małżeństwo.

- No cóż, może odniosłam niewłaściwe wrażenie.

- A żebyś wiedziała, Jestem mężczyzną żonatym i pamiętam o tym, niezależnie od 

tego, czy noszę obrączkę, czy nie. Nie traktuję lekko swych obowiązków małżeńskich.

Katy wydawało się, że wypowiedział te słowa z jakąś osobliwą dumą. Uspokoiła się.

- Wierzę ci - powiedziała, - Jeśli polepszy ci to samopoczucie, to wiedz, że i ja traktuję 

poważnie nasze małżeństwo, nawet jeśli zdarzyło mi się zdjąć obrączkę.

Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Wreszcie Garrett gwałtownie przyciągnął ją do 

siebie. Objął mocno i przytulił.

- Cieszę się. Naprawdę się cieszę - powiedział. Katy ogarnęła fala gorących uczuć, 

Objęła Garretta w pasie.

- Witaj w domu - szepnęła.

- Dzięki. Ale następnym razem, gdy wrócę z podróży służbowej, bądź uprzejma nie 

robić mi takich niespodzianek. Nie jestem pewien, czy zniósłbym po raz drugi podobny szok.

- Naprawdę był to dla ciebie szok?

- Tym razem jesteś górą. Myślę, że już mi się nie zdarzy zapomnieć o obrączce.

- To dobrze.

Roześmiał się słysząc w jej głosie nie skrywane zadowolenie. Popchnął ją lekko na 

łóżko i sam położył się obok Ujął jej dłoń i ostrożnie wsunął na palec obrączkę.

- Wciąż mnie czymś zaskakujesz, Katy Coltrane. Kto by pomyślał, że jest w tobie tyle 

kobiecej dumy. Zawsze wydawałaś mi się taka... taka...

- Rozsądna? Opanowana? Rozważna? Garrett uśmiechnął się. Włożył obrączkę. Po 

czym jego dłoń powędrowała w kierunku guzików jej bluzki.

background image

- To lubię - rzucił.

- A co z kolacją?

- Może poczekać. Teraz mam w głowie co innego.

- Zauważyłam. - Katy westchnęła i zabrała się do guzików jego koszuli.

background image

ROZDZIAŁ 9

- Jeśli chodzi o szok - zaczęła Kąty w półtorej godziny później, gdy Garrett siadł 

wreszcie do kolacji - to sama przeżyłam niewielki ostatniej nocy.

- Co się stało? - Garrett podniósł wzrok znad łososia. Jego oczy, jeszcze przymglone 

rozkoszą, nagle stały się czujne.

- Emmett przypadkowo włączył w stajni alarm. Zeszłam na dół, żeby sprawdzić, co się 

stało - wyjaśniła Katy. - Ten system jest chyba bardzo czuły - dodała.

- Taki powinien być - stwierdził Garrett z irytacją -Ale po co, u diabła, w ogóle tam 

chodziłaś? Przecież to był środek nocy. Mógł tam być jakiś punk, niebezpieczny włóczęga 

albo bandzior.

-   Nie   denerwuj   się   -   powiedziała   spokojnie   Katy,   podnosząc   do   ust   kieliszek.   - 

Przecież nic się nie stało. Powiedziałam ci, że to był przypadek.

- Postąpiłaś głupio, Katy. - Garrett obstawał przy swoim. - Powinnaś była zadzwonić 

do Brackenów albo wezwać policję, a nie iść sama do stajni. Na Boga, Katy, czy ty nic nie 

rozumiesz?

- Garrett...

-   Jeszcze   nie   skończyłem.   -   Oparł   łokcie   na   stole   i   przez   następne   pięć   minut 

wyłuszczał,  co myśli  na temat  nierozsądnego,  impulsywnego  działania.  Łosoś kompletnie 

wystygł.

Mój mąż  ma  prawdziwy talent do ujawniania swoich uczuć w takich momentach, 

pomyślała Katy. Nie potrafi powiedzieć, że mnie kocha, ale nie ma najmniejszych trudności z 

okazaniem tego, że się o mnie martwi. Odczekała, aż skończył, i uśmiechnęła się.

- Skończyłeś?

- Nie bierzesz poważnie tego, co mówię?

- Ależ skąd - zaprzeczyła  szybko. - To się już nie powtórzy.  Obiecuję. Wiem, że 

działałam bez zastanowienia, ale wszystko skończyło się dobrze i naprawdę nie potrzebuję już 

dziś żadnych kazań. Opowiedz mi lepiej, jak tam było we Fresno.

Garrett rzucił raz jeszcze, by nigdy więcej nie ważyła się zrobić czegoś podobnego, po 

czym nalał, sobie kieliszek wina.

-   Wszystko   poszło   jak   najlepiej.   Udało   nam   się   wyratować   Bisby'ego   z   opresji. 

Klasyczny   przypadek   ciężkiej   pracy   i   kiepskiego   zarządzania.   Nawet   najlepszy   farmer 

niczego nie dokona, jeśli nie będzie miał pojęcia o zarządzaniu i rachunkowości. To bardzo 

ważne. W dzisiejszych czasach tylko taki hodowca ma szanse, który traktuje swoją pracę jak 

background image

biznes z prawdziwego zdarzenia. Taki Bisby i jemu podobni przypominają mi mego ojca. 

Wszystko, co mają, inwestują w ziemię, ale nie pomyślą nawet o nauczeniu się zarządzania.

- Twój ojciec nie miał firmy Coltrane i Spółka, w której mógłby zasięgnąć fachowej 

rady i pomocy - zwróciła mu łagodnie uwagę.

- O ile wiem, i tak nie posłuchałby niczyjej rady. Był farmerem starej daty, któremu 

wydawało się, że wie wszystko na temat bydła. Nawet by mu do głowy nie przyszło, że 

można zasięgać jakichkolwiek porad. I w ten sposób stracił to, co liczyło się dla niego w 

życiu najbardziej - ziemię i żonę. Później już nie miał po co żyć.

Katy jadła powoli, zastanawiając się, do czego może prowadzić taka strata. Ojciec 

Garretta   rozbił   się   samochodem   na   wiejskiej   drodze,   gdy   jego   syn   był   kilkunastoletnim 

chłopcem. Niektórzy podejrzewali samobójstwo. Inni, że był pijany. Było to wkrótce potem, 

gdy Harry Randa, który znal Coltrane'ów od lat, zatrudnił Garretta w swoim majątku jako 

stajennego.

Jedyną pewną rzeczą w życiu Garretta była ta właśnie praca. Zrezygnował z niej, gdy 

stwierdził, że może zarobić znacznie więcej na rodeo. Harry Randa rozumiał to i życzył mu 

powodzenia.

- Chciałbym zaprosić na piątek wieczór przyjaciół -powiedział nagłe Garrett, kończąc 

kolację.

Katy popatrzyła na niego zaskoczona.

- Boba i Dianę Greeleyów - dodał. - Bob to mój kumpel jeszcze z czasów rodeo. 

Zawsze razem występowaliśmy. Na pewno ich polubisz, zwłaszcza Dianę.

Katy skinęła głową.

- Bob wciąż jeszcze jeździ?- spytała.

-  Skądże.  Zerwał  z  tym,  zanim  zdążył  połamać  sobie  wszystkie   kości.  Wrócił   do 

college'u i skończył informatykę.

-   Trudno   sobie   wyobrazić   dawnego   kowboja   w   roli   eksperta   od   komputerów   - 

uśmiechnęła się Katy.

- Wiem, co taka dama jak ty myśli o kowbojach. Prawdopodobnie w ogóle nie mieści 

jej się w głowie, że są w stanie zajmować się czymś innym niż byki, piwo i świń-swa.

- Jeśli nawet kiedyś tak myślałam - Katy uniosła brwi - to chyba miałam czas się 

przekonać, że tak nie jest, prawda? Przeszedłeś długą drogę od czasu, gdy występowałeś.

- Przepraszam. - Garrett uśmiechnął się. - Nie chciałem cię dotknąć. Czasem odzywają 

się dawne kompleksy i uczucia.

A czasem zdarza się, że dawne uczucia nie wygasają. pomyślała Katy.

background image

- Powiedz Nadine, żeby pomogła ci coś przygotować na piątek. Nie ma powodu, abyś 

wszystko robiła sama. Chcę, żebyś też spędziła miły wieczór. Myślę, że przypadniecie sobie z 

Diane do gustu.

Katy skinęła głową. Wyczuła, że Garrettowi bardzo z a -leży na tym, by zaprzyjaźniła 

się z tą Diane. Najwidoczniej chciał pochwalić się przed przyjaciółmi swoją nowo poślubioną 

żoną. Ta myśl bardzo ją rozczuliła.

Skłonienie Nadine Bracken, by pomogła w przygotowaniu piątkowej kolacji, okazało 

się nad wyraz trudne. Katy siedziała z nią w czwartek do późna, by ustalić jadłospis. Chciała 

podać paelle, sałatę i ciemne pieczywo.

- Na przystawkę proponuję zapiekany ser, paszteciki z wędzonymi ostrygami i świeże 

warzywa   z   sosem   winegret   -   powiedziała   Katy.   -   To   nic   skomplikowanego.   Można   to 

wszystko przygotować wcześniej.

Nadine przez dłuższą chwilę studiowała zaproponowany przez Katy jadłospis.

- Pani Atwood nigdy nie podawała gościom  paelli  -oświadczyła wreszcie. - Zawsze 

przygotowywałyśmy befsztyki. Pan Atwood własnoręcznie piekl je na ruszcie w ogrodzie. 

Bardzo to lubił.

- No tak, ale ja wolę ryby i owoce morza niż befsztyki. a więc zrobimy  paelle.  Na 

deser upiekę sernik - zdecydowała Katy.

- To już nie będzie to samo. - Nadine była wyraźnie niezadowolona.

- Nie - zgodziła się Katy. - To już nie będzie to samo.

- Nie rozumiem, dlaczego wszystko musi się zmieniać - wymamrotała Nadine. - Po 

prostu nie rozumiem.

Katy westchnęła. Zastanawiała się, czy nie byłoby lepiej, gdyby wszystkim zajęła się 

sama. Lubiła gotować i tylko dlatego poprosiła Nadine o pomoc, że chciał tego Garrett.

Następne trzy dni upłynęły spokojnie. Garrett kręcił się wokół stajni i domu. Do biura 

tylko telefonował. Zabrał Katy na zakupy do San Luis Obispo, gdzie odwiedzili przy okazji 

jednego z jego przyjaciół z uniwersytetu.

Przez cały ten czas bacznie ją obserwował. Każde jej słowo i gest oceniał pod kątem 

przystosowania do roli żony. Niekiedy było to denerwujące. Usiłowała sobie wmówić, że to 

dobry znak.

W nocy kochał się z nią tak namiętnie, że nie ulegało wątpliwości, iż próbował w ten 

właśnie   sposób   przywiązać   ją   do   siebie.   Powstrzymywał   się   tak   długo,   dopóki   nie 

wykrzyknęła z rozkoszy i nie zadrżała konwulsyjnie w jego ramionach. Dopiero wtedy i on 

osiągał pełnię miłosnej ekstazy i ostatecznego spełnienia.

background image

W czwartek rano Katy zaskoczyła go w gabinecie, gdy kończył rozmowę telefoniczną. 

Zdumiało ją jego zachowanie. Był szorstki, niemal obcesowy.

-   Wiesz   dobrze,   czego   chcę.   Tutaj   wszystko   zapięte   na   ostatni   guzik.   Chcę   tylko 

wiedzieć,  że   u  ciebie  też   gra.  Porozmawiamy  później.   -  Odłożył  z  trzaskiem   słuchawkę, 

odwrócił się do Katy.

- O co chodzi? - Popatrzył na nią z irytacją.

- O nic. Chciałam się przejść nad morze i myślałam, że może pójdziesz ze mną. Ale 

jeśli jesteś zajęty, odłożymy te na później.

- Nie. - Wstał i sięgnął po kapelusz, - Dobrze mi zrobi trochę ruchu. Chodźmy.  - 

Chwycił ją za rękę i pociągnął gwałtownie za sobą, jak gdyby chciał jak najprędzej opuścić to 

miejsce.

Katy zamierzała go poprosić, by wyjaśnił swoje zachowanie, ale coś ją przed tym 

powstrzymało.   Instynktownie   wyczuwała,   że   Garrett   nie   chce,   by   wypytywała   go   o   ten 

tajemniczy telefon. Dała więc spokój. Było jeszcze tyle spraw związanych z jej mężem, do 

których powinna pod -chodzić bardzo ostrożnie.

Pocieszała się, że i on powinien obchodzić się z nią delikatnie. Była to interesująca, 

choć niekiedy uciążliwi sytuacja. Często zastanawiała się, czy koniec końców doprowadzi do 

miłości.

Nadszedł piątkowy wieczór. Wszystko odbyło się bez większych problemów, mimo że 

Nadine Bracken z ogromną niechęcią zaakceptowała paelle w szacownym domu Atwoodów.

Garretta   cały   ten   konflikt   między   żoną   a   Nadine   tylko   ubawił.   Jeśli   Nadine 

spodziewała się, że będzie tutaj rządzić, przekonała się teraz, że jest w błędzie. Katy może 

wydawać  się łagodna i uległa,  ale  pod tą pozorną delikatnością kryje  się natura  uparta i 

zdecydowana, Garrett ostatnio nieraz miał okazję się o tym przekonać i z cichą satysfakcją 

stwierdził, że nie tylko on pomylił się w ocenie swoje: żony.

Podobał mu się sposób zachowania Katy. Być może wreszcie uzna ona ten dom za 

swój.

Przez ostatnie dni pilnie ją obserwował. Nie wyobrażał sobie, by mogło mu być z 

kimkolwiek   lepiej   w   łóżku.   Dawała   mu   z   siebie   wszystko,   W   ciągu   dnia   wydawała   się 

szczęśliwą żoną.

Tylko jedna sprawa go niepokoiła. Świadomość, że nie poruszyli tematu owych trzech 

miesięcy wyznaczonych przez Katy. Nie wiedział, czy po upływie tego okresu nie zechce go 

opuścić. Niejeden już raz kusiło go, by przyznałaże nie uważa już małżeństwa za przygodę 

mającą trwać tylko trzy miesiące. Ale wciąż nie mógł się na to zdobyć.

background image

Pozostawianie spraw bez wyjaśnienia nie było w jego stylu. Był mężczyzną, który grał 

w otwarte karty i kierował swoim życiem tak, jak tego chciał. Ale nie wiedział, jak skłonić 

Katy, by zgodziła się na rolę oddanej żony.

O piątej po południu Katy weszła do sypialni, by się przebrać. Garrett właśnie kończył 

prysznic.

- Wszystko gotowe? - spytał, wychodząc z łazienki.

- Myślę, że tak. Kolacja będzie o wpół do ósmej. Katy poszła w kierunku łazienki, 

zapinając   po   drodze   guziki   bluzki.   Wciąż   jeszcze   trochę   się   go   wstydziła.   Wiedział,   że 

rozbierze się dopiero w łazience. To zabawne. Ta sama kobieta w nocy, gdy będą się kochać, 

zmieni się w jego ramionach w wulkan. Będzie zachłanna, podniecona, pełna namiętności. 

Dosiądzie go tak, jak on dosiadał niegdyś wspaniałych arabów jej ojca.

I jeśli myśli, że będzie to robić tylko przez trzy miesiące, i potem go zostawi, lepiej 

niech o tym zapomni. Garrett zebrał się w sobie i postanowił odbyć wreszcie decydującą 

rozmowę.

- Katy-zaczął.

- O co chodzi? - Spojrzała na niego przez ramię.

- Chcę z tobą pomówić - powiedział, starając się nadać swojemu głosowi obojętne 

brzmienie.

- O czym?

- O twoich planach na przyszłość.

- O moich planach? Nie rozumiem. - Spojrzała na niego z ciekawością.

-   Mam   prawo   wiedzieć,   co   zamierzasz   robić   po   upływie   trzech   miesięcy.   Chcę 

wiedzieć, czy wciąż myślisz o zerwaniu naszego małżeństwa.

Popatrzyła   na   niego   nieodgadnionym   wzrokiem.   Rzadko   kiedy   udawało   jej   się 

skutecznie ukryć przed nim swoje myśli. Na ogół czytał je z jej oczu. Ale nie tym razem.

-   Garrett,   to   nie   jest   najlepszy   moment   na   taką   rozmowę.   Za   niecałą   godzinę 

przychodzą goście, a ja nie jestem jeszcze ubrana.

~ Wciąż chcesz ode mnie uciec po trzech miesiącach? - nalegał.

- Mówisz tak, jakbym była przerażoną panną młodą, która chce uciec do mamy. Nasza 

sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Jeśli wszystko skończy się po trzech miesiącach, 

jestem   pewna,   że   potraktujemy   rozpad   naszego   małżeństwa   w   sposób   dojrzały   i 

odpowiedzialny. Nie jesteśmy przecież dziećmi.

Garrett poczuł nagły ucisk w żołądku. A więc myśli o opuszczeniu go.

Nie mógł w to uwierzyć. Wydawało się, że już się zadomowiła. Cieszyła się na pracę 

background image

w jego biurze. Wiedział, że jest jej z nim dobrze w łóżku. Czego jeszcze może chcieć kobieta, 

głowił się.

Stał w miejscu, świdrując ją wzrokiem.

- Skąd ten pomysł, że pozwolę ci postępować tak, jakby to miała być tylko przygoda 

trwająca trzy miesiące, Katy ?

- Uspokój się, Garrett. Zachowujesz się nierozsądnie.

- Ja? A co w takim razie powiedzieć o tobie? To ty jesteś małą wariatką, która myśli, 

że nałożono jej kajdany, tylko dlatego że małżeństwo nie okazało się ckliwym związkiem 

dwóch serduszek, tak jak to sobie wyobrażała.

- Uspokój się, Garrett. Zaraz przyjdą goście, a mam jeszcze sporo do zrobienia. - Katy 

chwyciła za klamkę.

Garrett   zreflektował   się.   Musi   działać   pomału   i   rozważnie.   To   tak   jakby  miał   do 

czynienia z krnąbrną klaczą. Zbyt szybki ruch może ją spłoszyć. Jeśli jednak nie zrobi żadne-

go ruchu, pomyśli, że wygrała pojedynek, i jeszcze trudniej będzie ją poskromić.

- Nie wiem, skąd zaczerpnęłaś swoje wyobrażenia o małżeństwie, Katy, ale myślę, że 

już czas, by ktoś ci je wyperswadował. A kto może zrobić to lepiej niż rodzony mąż? Powiem 

ci, czym  jest małżeństwo.  Małżeństwo to  pozostawanie  ze sobą również  wtedy,  gdy jest 

ciężko i brakuje pieniędzy. Małżeństwo to honorowanie ślubowania złożonego w obecności 

świadków. To tworzenie czegoś trwałego. To wzajemne zobowiązania. To zaangażowanie. 

Jeśli myślisz, że pozwolę ci uciec od zobowiązań, to lepiej zapomnij o tym. Ostrzegam cię, 

moja pani. Nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym bym cię nie znalazł. Jeśli dojdzie do 

ostateczności,  okaże  się,  że   jestem  silniejszy,  twardszy  i  bardziej  zdeterminowany  niż   ty 

będziesz kiedykolwiek. Zapamiętaj to. Jestem zdolny do wszystkiego.

- Nie potrzebuję od ciebie pouczeń na temat małżeństwa, do cholery!

Katy odskoczyła do tyłu i zatrzasnęła drzwi łazienki przed samym nosem Garretta. W 

sekundę   później   usłyszał   trzask   zamka.   Zaklął   cicho,   uderzył   otwartą   dłonią   w   drzwi, 

odwrócił się i poszedł do garderoby. Zdejmując z wieszaka spodnie, syknął z bólu. Zauważył, 

że dłoń mu lekko krwawi.

Co do jednego Garrett miał rację, stwierdziła Katy tego wieczoru, po wyjściu gości. 

Naprawdę polubiła Diane Greeley, niedużą, drobną blondyneczkę. Nie była pięknością, ale 

miała uroczy uśmiech i ciepłe niebieskie oczy. Była w zaawansowanej ciąży.

- Siódmy miesiąc - zwierzyła się, gdy Katy oprowadzała ją po domu. - Nie możemy 

się   już   z   Bobem   doczekać.   Odkładaliśmy   to   długo,   gdyż   Bob   poszedł   na   studia,   i   już 

zaczynaliśmy się niepokoić, żeby nie było za późno. - Diane rozejrzała się po dużym domu. - 

background image

Wygląda na to, że jeśli chcecie zapełnić ten dom dziećmi, powinniście też wziąć się do dzieła.

Katy   uśmiechnęła   się,   widząc   już   oczami   wyobraźni   ich   dom   w   przyszłości. 

Postanowiła nie przyznawać się, że Garrett nigdy nie wspomniał o dzieciach.

- Masz rację, rzeczywiście jest duży - zgodziła się.

- Wiedziałam, że gdy Garrett wreszcie kupi sobie dom, zrobi to w wielkim stylu - 

zachichotała Diane. - Zawsze planuje wszystko bardzo skrupulatnie, jak dobry generał przed 

bitwą. I nigdy nie zrobi nic, dopóki nie wie dokładnie, co i jak chce zrobić. Zawsze ma nad 

wszystkim kontrolę, prawda?

Nad wszystkim z wyjątkiem mnie, pomyślała Katy, wspominając krótką gwałtowną 

wymianę zdań w sypialni przed wizytą  Diane i Boba. Poczuła się trochę niepewnie, gdy 

uzmysłowiła sobie, że za parę godzin znów zostanie z Garrettem sam na sam. Nie trzeba było 

specjalnej przenikliwości, by wiedzieć, że nie uważa on ich rozmowy za zakończoną.

- Znasz Garretta od dawna? - spytała Diane, gdy szły wolno w kierunku schodów.

-   Znałam   go   jeszcze   jako   mała   dziewczynka.   Ale   kiedy   miałam   dwanaście   lat, 

wyjechał z miasta. Zobaczyłam go znowu przed paru miesiącami - odparła.

- Bob opowiadał mi trochę o przeszłości Garretta. Nie była łatwa.

- Nie.

- Słyszałam, że jego rodzice stracili ziemię, a matka odeszła od ojca. - Diane posłała 

Katy zaciekawione spojrzenie. - Garrett był później właściwie zdany sam na siebie, prawda?

- Mniej więcej. Gdy skończył średnią szkołę, zaczął występować na rodeo.

Diane z uśmiechem potrząsnęła głową.

- Zamienił jeden niepewny tryb życia na inny równie niepewny. Rodeo niejednego 

może wpędzić w pijaństwo. Człowiek bez przerwy przemieszcza się z miasta do miasta. Nie 

sposób prowadzić normalnego życia rodzinnego. Nie ma przy tym żadnej gwarancji, czy przy 

kolejnym   występie   nie   złamie   sobie   karku   albo   nie   pogruchocze   kości.   Nie   wie,   co   to 

poczucie   bezpieczeństwa.   -   Diane   przeszedł   dreszcz.   -   Nie   masz   pojęcia,   jaka   byłam 

szczęśliwa, gdy Bob się wreszcie z tego wycofał.  Myślę,  że i ty się cieszysz,  że Garrett 

zdecydował się na to samo. Wielu chłopaków nie może się na to zdobyć. Oczywiście zarówno 

Bob, jak i Garrett wiedzieli, że chcą w życiu czegoś więcej.

„Nie wie, co to poczucie bezpieczeństwa” - powtórzyła w myślach Katy.

Zastanawiała się nad słowami Diane. Przez większość swego życia Garrett nie zaznał 

ani   stabilizacji,   ani   bezpieczeństwa,   z   wyjątkiem   tych   chwil,   które   sam   dla   siebie 

wygospodarował. Bardzo wcześnie nauczył się polegać wyłącznie na sobie. Katy wiedziała o 

tym od dawna, ale teraz uderzyło ją to szczególnie. Zatrzymała się na szczycie schodów i 

background image

odwróciła do Diane.

- Coś się stało? - spytała Dianę z niepokojem.

- Nie - potrząsnęła głową Katy. - Nic złego. Po prostu uświadomiłam sobie coś, czego 

dotychczas jakoś nie zauważałam.

- W związku z tym, co powiedziałam? - spytała Diane ostrożnie.

- Tak - uśmiechnęła się Katy. - W zasadzie tak. Powinnam była sama do tego dojść, 

ale zbyt  wielką  wagę przykładałam do swoich własnych  odczuć. Zresztą  nie ma  o czym 

mówić - machnęła ręką. - Chodźmy na dół, do naszych panów. Pewnie umierają z głodu.

Gdy schodziły z góry, Garrett spojrzał na nią sponad ramienia Boba. Ich oczy spotkały 

się i Katy zadrżała. W i -dać było, że jej pragnie. Zrobi wszystko, co będzie mógł. by ją przy 

sobie zatrzymać. Według niego, to właśnie jest miłość.

Przekonywała samą siebie, że powinna to zrozumieć. Powinna zrozumieć, że popełnia 

ogromny   błąd   grożąc   mu   że   pozbawi   go   wszelkiego   oparcia.   To   nie   było   dla   niego   nic 

nowego.   Grożąc   mu   terminem   trzech   miesięcy   postępowała   tak   samo,   jak   w   przeszłości 

postępowali wobec niego inni. Mówiła mu, że nie może liczyć na nią i na jej miłość.

Nagle stało się dla niej bardzo ważne, by Garrett wiedział, że może polegać na jej 

miłości.

W tym momencie Bob podał swej żonie szklankę soku pomarańczowego i czar chwili 

prysł. Bob był wysokim, szczupłym mężczyzną ze śmiejącymi się piwnymi oczami i zawsze 

pogodną twarzą.

- To jest prawdziwy dom,  prawda, kochanie?  - zwrócił się do Diane. - Mówiłem 

właśnie Garrettowi, że przeszedł długą drogę od tych zapchlonych moteli, w których nocował 

w czasie rodeo.

- Ty też - stwierdziła Diane, patrząc na niego czule. Uśmiechnęła się do Katy. - A ja 

mówiłam   właśnie   Katy,  że  muszą  się  pospieszyć,   jeśli  chcą   zapełnić   to  miejsce   nowymi 

mieszkańcami. Taki duży dom potrzebuje rodziny z prawdziwego zdarzenia.

Katy zarumieniła się. Garrett spojrzał na nią bacznie.

- Przepraszam na chwilę  - powiedziała,  zadowolona, że ma  pretekst do wyjścia  z 

pokoju. Miała wiele rzeczy do przemyślenia. - Muszę pójść do kuchni. Paella  zaraz będzie 

gotowa.

W trzy godziny później znów była z mężem sam na sam. Od czasu rozmowy z Diane 

ciągle  myślała,  jak rozegrać  tę sprawę. Mącił  jej  się umysł.  Nie wiedziała,  czy wyjaśnić 

wprost swój zamiar pozostania z Garrettem, czy też działać w sposób bardziej wyrafinowany, 

zawoalowany. Ani jedna, ani druga metoda nie wydawała jej się odpowiednia. Postanowiła 

background image

wybrać drogę pośrednią.

- Było bardzo przyjemnie, prawda? - zauważyła, gdy szli na górę. - Cieszę się, że 

poznałam Diane i Boba.

Garrett milczał. Rozpiął mankiety koszuli. Wydawało się, że całą uwagę skupia na 

wchodzeniu po schodach.

-   Bałam   się,   że   Nadine   nie   zechce   zrobić  paelli,  ale   udało   mi   się   ją   namówić   - 

kontynuowała Katy. - Myślę, że wszystko było smaczne, sernik też.

Garrett   nadal   milczał.   Szli   w   kierunku   sypialni.   Katy   była   coraz   bardziej 

zdenerwowana. Głęboko zaczerpnęła oddechu.

- Garrett... - zaczęła, gdy stanęli w progu. Zamknął delikatnie drzwi i odwrócił się ku 

niej. Był poważny.

- Czy brałaś kiedykolwiek pod uwagę fakt, że możesz być w ciąży? - spytał.

Katy poczuła ucisk w gardle. Pomyślała o pigułkach, które stosowała od kilku tygodni.

- Hm, nie, właściwie nie. To niemożliwe. Byłam u lekarza jeszcze przed ślubem. Biorę 

pigułki.

- Ach, tak. - Spojrzał na nią przeciągle.

Katy była coraz bardziej zdenerwowana. Wszystko przebiegało całkiem inaczej, niż to 

sobie zaplanowała.

- Garrett, chciałabym porozmawiać z tobą o tym... o tym, o czym zaczęliśmy mówić 

dzisiaj, zanim przyszli Greeleyowie.

Udał, że nie słyszy.

- Byłbym dobrym ojcem, Katy. Wiem, że pewnie myślisz inaczej mając w pamięci 

mego ojca, ale właśnie dlatego chciałbym być inny. Rozumiesz. Będę dbał o rodzinę. Nie 

musisz się bać, że zostawię ciebie i dziecko. Możesz mi ufać, Katy.

- Ależ ja ci ufam - wyszeptała. - Wiem, że nie odejdziesz.

- Powiedziałem, że nigdy nie odejdę, i tak będzie. Powiedziałem to w dniu naszego 

ślubu, gdy składałem przysięgę, pamiętasz?

- Pamiętam.

- To ty wciąż mówisz o odejściu, moja pani, nie ja.

-   Wiem.   Przepraszam.   -   Wolno   podeszła   do   niego.   Uśmiechnęła   się   niepewnie.   - 

Myliłam się, Garrett.

- Myliłaś się? - Spojrzał na nią ponuro.

- Mniejsza o to. Najwyższy czas, żebyś się dowiedział, że ja też nie odejdę. Nie mam 

zamiaru cię opuszczać po trzech miesiącach. Chyba  że poprosisz mnie, żebym  odeszła. - 

background image

Objęła go za szyję.

W jego oczach odmalowała się niewypowiedziana ulga.

- Katy. Czekałem na te słowa, tak bardzo czekałem, Wziął ją na ręce i zaniósł do 

łóżka.   Zaczął   ją   rozbierać   tak   czule,   tak   delikatnie,   że   omal   nie   płakała   ze   szczęścia. 

Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go do siebie. Zaczęła nerwowo rozpinać guziki jego koszuli.

- Katy, słodka, mała Katy - szeptał. - Teraz wszystko będzie dobrze.

- Tak, Garrett. Wszystko będzie dobrze. Gdy leżała już naga obok niego, uniósł się na 

łokciu i popatrzył na nią z zachwytem i pożądaniem. Zaczął ją pieścić. Dotykał jej piersi, 

delikatnie gładził sutki, aż nabrzmiały i stary się twarde.

Pochylił   głowę   i   zaczął   każdą   z   nich   całować,   dotykając   ich   lekko   koniuszkiem 

języka. Katy też zaczęła go pieścić, rozkoszując się swoją mocą, swoim oddziaływaniem na 

niego.

Garrett całował teraz każdy kawałeczek jej ciała. Jego usta wędrowały coraz niżej i 

niżej, a gdy dotarły do najintymniejszego miejsca, krzyknęła z rozkoszy. Zabrakło jej tchu, 

drżała na całym ciele.

Garrett   pochylił   się   nad   nią,   a   kiedy   w   nią   wszedł,   ogarnęła   ją   fala   rozkoszy   i 

szczęścia.

- Pragnę cię, Katy - szeptał. - Tak bardzo cię pragnę. Chcę być  w tobie  zawsze. 

Trzymaj mnie, mocno, mocno.

Trzymała go tak, jakby od tego zależała cała jej przyszłość.

background image

ROZDZIAŁ 10

W czasie weekendu Garrett rozkoszował się życiem szczęśliwego małżonka. Miało 

wiele dobrych stron, a jedną z nich było niewątpliwie poczucie bezpieczeństwa.

- Nie wiesz, co tracisz, Herosie - przemawiał do ukochanego konia w poniedziałkowy 

ranek.

Heros, jeszcze nie rozbudzony, spojrzał zaspanym wzrokiem na swego pana. Garrett 

uśmiechnął się i pogładził czule koński kark.

-   Wreszcie   się   zdecydowała   -   kontynuował.   -   Już   nie   będzie   rozmów   o 

trzymiesięcznym terminie i gadek o „partnerach w interesach”. To będzie wreszcie prawdzi-

wy miesiąc miodowy. Wszystko, co złe, mamy już za sobą. Kto by pomyślał, że jedna mała 

kobietka wykaże tyle złośliwego uporu?

Heros w odpowiedzi zwiesił łeb.

- Wiesz, ona mnie kocha - wyjaśnił Garrett. - Kiedy była dziewczynką, latała za mną, 

a teraz jest dojrzałą kobietą i jest we mnie zakochana. Powiedziała mi to w noc poślubną.

Ale od tamtej  chwili już tego nie powtórzyła,  dodał w duchu. Nie dawało mu  to 

spokoju. Zrezygnowała  ze wszystkich  metod  obrony,  z wyjątkiem  tej. Nie robiła mu  już 

miłosnych wyznań.

Garrett   dopiero   tego   ranka   uświadomił   sobie,   że   ma   jeszcze   jedną   barierę   do 

pokonania. Dotychczas nie zauważył jakoś, że Katy nie wyznała po raz drugi, że go kocha.

Nie powinno go to właściwie dręczyć. Ma poza tym wszystko, czego chce i czego od 

niej potrzebuje. Wreszcie oznajmiła, że nie zamierza od niego odejść'. Dodała nawet, że mu 

ufa i wierzy, iż będzie dobrym ojcem.

To stwierdzenie  wstrząsnęło  nim.  Dotychczas  nawet nie zdawał sobie sprawy,  jak 

ważna jest dla niego rozmowa o dzieciach. Kiedy zobaczył ciężarną Diane Greeley, myślał 

już   tylko   o   tym,   jak   będzie   wyglądała   Katy   nosząca   jego   dziecko.   Przez   większą   część 

wieczoru wyobrażał ją sobie z niemowlęciem w ramionach.

Później uprzytomnił sobie, że Katy może mieć opory przed posiadaniem dziecka z 

mężczyzną, który wychowywał się w rozbitej rodzinie. Na myśl o tym, że może nie chcieć 

jego dziecka, przeszedł go zimny dreszcz. Przed ślubem nigdy się nad tym nie zastanawiał. 

Uważał   za   oczywiste,   że   prawdopodobnie   będą   mieli   dzieci.   Dzieci   to   przecież   część 

przyszłości. Ale w piątkowy wieczór ta sprawa nabrała nagle bardzo konkretnych kształtów. 

Zdominowała cały jego świat. Wciąż jeszcze czuł niewyobrażalną ulgę, jakiej doznał, gdy 

Katy zapewniła go, że ufa mu jako przyszłemu ojcu ich dzieci.

background image

Ta ulga w połączeniu z jej wyznaniem, że nie zamierza go opuścić, uszczęśliwiła go 

na resztę weekendu. Zachowywali się z Katy jak prawdziwi kochankowie.

Tego ranka stwierdził, że do pełnego szczęścia brakuje mu już tylko jednej drobnej 

rzeczy. Chciał znów usłyszeć od Katy, że go kocha. Chciał usłyszeć te słodkie, czułe słowa, 

które wypowiedziała w ich noc poślubną.

- Nie ulega wątpliwości, stary, że jestem bardzo zachłanny. - Poklepał konia po szyi. - 

No   cóż,   lepiej   sprawdzę   pomieszczenie   dla   twojej   współlokatorki.   Nie   wypada,   by   była 

niezadowolona.   Wiesz   sam,   jakie   są   te   rasowe,   rozpieszczone   klacze.   Trzeba   się   z   nimi 

obchodzić delikatnie, w rękawiczkach.

Tak samo jak z Katy, pomyślał, wychodząc ze stajni. Katy ma wiele wspólnego z 

delikatnymi klaczami. A taką właśnie mają przywieźć po południu. Ognista, ale delikatna. 

Wymagająca lekkiej ręki. Ostatnia rzecz, jakiej chciałby Garrett, to zranić którąś z nich. Nie 

zamierzał również żadnej z nich stracić.

Klacz   miała   być  niespodzianką  dla  Katy,   być   może  z  początku  niezbyt  miłą.   Ale 

Garrett był optymistą. Niektórzy ludzie nie wiedzą, co jest dla nich dobre. Był przekonany, że 

Katy podziękuje mu jeszcze za to, co zamierzał uczynić. Chciał ją z powrotem posadzić na 

konia, by odkryła radość, jaką odczuwała kiedyś, siedząc w siodle. Miał nadzieję, że wtedy 

ujrzy w jej oczach wdzięczność.

Wdzięczność i miłość.

Zamówił u Harry Randalla trzyletnią klacz czystej krwi arabskiej i ustalał właśnie 

ostatnie szczegóły transakcji przez telefon, gdy Katy niespodziewanie weszła do gabinetu. 

Koń miał być dostarczony dzisiaj.

Katy zaczynała  wreszcie  cieszyć  się swoim miodowym  miesiącem.  Miała za sobą 

dziwny okres, wypełniony wzlotami i upadkami oraz nieoczekiwanymi zakrętami, ale czuła 

się   teraz   spokojniejsza   niż   wkrótce   po   ślubie.   Może   nie   był   to   miesiąc   idylliczny,   ale 

niewątpliwie wiele się dowiedziała o swoim nowo poślubionym mężu.

Dowiedziała się także czegoś o sobie.

Idąc do stajni rozmyślała o odkryciach, jakie poczyniła. Nigdy na przykład do głowy 

by jej nie przyszło, że może być  kobietą z takim temperamentem.  Odnosiła wrażenie, że 

Garretta też to zaskoczyło, ale był zbyt taktowny, aby to komentować.

Nigdy też nie przeszłoby jej przez myśl, że może być tak uparta i stanowcza. W ciągu 

paru ostatnich dni jednak przekonała się, że jest do tego zdolna.

Uśmiechnęła się tajemniczo, wchodząc do stajni.

- Garrett? Gdzie jesteś?

background image

- Tutaj. Poszła za głosem i zobaczyła, jak układa coś w pustym boksie obok Herosa.

- Co robisz? - spytała.

- Trochę tutaj porządkuję - odpowiedział wymijająco.

- Ach, tak. Ostatnio dużo czasu spędzasz w stajni. System alarmowy w porządku?

- Możesz być spokojna - zapewnił. Podniósł głowę i uśmiechnął się. - Napiłbym się 

kawy, a ty? - Chwycił ją za rękę i przytrzymał.

- Świetnie. A poza tym powinniśmy dziś zrobić zakupy. Nie miałabym nic przeciwko 

temu,  żeby zajrzeć do tych  butików, które mi pokazałeś. Diane powiedziała mi,  które są 

najlepsze. No i już najwyższy czas, żebyś mi pokazał swoje biuro.

- Będziemy mieć na to jeszcze mnóstwo czasu - odrzekł. - Nie ponaglaj. Chcę teraz 

cieszyć się naszym miodowym miesiącem.

- Czy aby na pewno? A co z tym odczytem dla hodowców bydła, który masz wygłosić 

dzisiaj wieczór? Czy to też jeden ze sposobów na spędzanie miodowego miesiąca?

- Nie żartuj sobie - westchnął. - Obiecałem to już dawno i nie mogę się wykręcić. To 

nie potrwa długo. Będę w domu najpóźniej koło dziewiątej.

- Mogłabym pojechać z tobą - zaproponowała.

- Mówiłem ci, kochanie, że tam będą sami mężczyźni. Źle byś się czuła. Zresztą cały 

wieczór spędzę z gruboskórnymi hodowcami bydła.

- Gromadka męskich szowinistów, co?

- Tobie się wydaje, że farmerzy to staroświeccy, konserwatywni faceci - obruszył się.

-   A   ty?   -   roześmiała   się   Katy.   -   Ty   nie   jesteś   staroświeckim,   konserwatywnym 

facetem?

- Oczywiście, że nie - odpowiedział zaczepnym tonem. - Ja już jestem z innej gliny. 

Nie zauważyłaś? Do diabła, przecież chcę nawet uczynić swoją żonę partnerem w interesach. 

Czy może być lepszy dowód, że mam postępowe poglądy?

- Nie wiem, czy ten fakt dowodzi otwartości twego umysłu. Nie wiem, czy nie chcesz 

jedynie darmowego pracownika.

- No nie, tego już za wiele. - Garrett udawał dotkniętego do żywego.

- Hm, hm - pokiwała sceptycznie głową. - Wiesz, co myślę? Że w głębi duszy jesteś 

straszliwym tradycjonalistą i... - przerwała, słysząc jakiś hałas za oknem. - Spodziewamy się 

kogoś? - spytała.

Garrett podszedł do niej i objął ją ramieniem. Obserwował nadjeżdżającą ciężarówkę z 

platformą.

- Spodziewamy się - zaczął ostrożnie - współlokatorki dla Herosa. Na pewno ci się 

background image

spodoba.

- O czym ty, na Boga, mówisz? - Katy wpatrywała się w konną platformę. - Kupiłeś 

sobie następnego konia?

- Nie sobie, choć przyznaję, że mam ochotę na pięknego, młodego ogiera, którego 

proponuje mi twój ojciec. Ale ta klaczka jest dla ciebie, - Garrett pociągnął Katy do wyjścia. - 

Nazywa się Atena. Pamiętasz ją?

- Atena! To jedna z klaczy mego ojca! - Katy zaczynała się już domyślać, o co w rym 

wszystkim chodzi. - Co to ma znaczyć, że ona jest dla mnie? Garrett, co ty zrobiłeś?

- Kupiłem ją dla ciebie - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Przycisnął ją mocniej do 

siebie   jakby   w   obawie,   że   zechce   wyśliznąć   się   z   jego   ramion,   -   Spokojnie,   kochanie. 

Zaczniemy stopniowo, bez pośpiechu.

- Zaczniemy? - Katy ogarnęła furia, gdy zrozumiała, co Garrett ma na myśli. - Jeśli 

sądzisz, że mnie zmusisz do jazdy konnej, to się grubo mylisz. Jak śmiałeś coś takiego uknuć? 

Jak śmiałeś? Co ty sobie wyobrażasz, że kim ty jesteś, Garretcie Coltrane?

- Spokojnie, tylko spokojnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- Przestań do mnie przemawiać jak do konia! - Katy była bliska histerii. Za wszelką 

cenę starała się zapanować nad sobą. - Garrett, nie masz prawa, nie masz prawa tego ode mnie 

wymagać. Natychmiast odeślesz Atenę z powrotem do ojca, słyszysz?

- Słyszę. Słyszy cię także kierowca i wszyscy, którzy pozostają w zasięgu głosu. - 

Garrett powoli tracił cierpliwość, - Posłuchaj, całkiem niepotrzebnie robisz scenę. Przecież 

sama  nie lubisz scen. Więc uspokój  się i pozwól, bym  zajął się wyładowaniem  klaczy i 

zainstalowaniem jej w stajni.

W   oczach   Katy   pojawiły   się   łzy   wściekłości.   Zacisnęła   dłonie.   Oddychała 

przyśpieszonym rytmem. Miała ochotę krzyczeć, ale nie była zdolna wydobyć z siebie głosu.

- Nic nie rozumiesz - wyszeptała. - Ty po prostu nie rozumiesz. Nikt nie rozumie. 

Nawet moi rodzice ani przyjaciele tego nie rozumieją. Dlaczego nikt z was nie chce uznać, że 

mam  prawo  do własnych   decyzji?   Nie  mam  zamiaru  nigdy  więcej   dosiąść  konia  Nigdy! 

Rozumiesz? Nie wiem, jak ci to powiedzieć, żebyś wreszcie zrozumiał.

- Kochanie, czas, byś przezwyciężyła strach. - Ujął w dłonie jej twarz. - Jazda konna 

była   kiedyś   najważniejszą   rzeczą   w   twoim   życiu.   Uwielbiałaś   to.   Znowu   to   polubisz. 

Będziemy jeździć razem. To będzie cudowne. Już się na to cieszę.

Katy z rozpaczą potrząsnęła głową. Wiedziała, że nie znajdzie słów, by wytłumaczyć 

mu, dlaczego tak bardzo się boi.

- Po prostu tego nie rozumiesz - ucięła.

background image

- Wiem, co to znaczy strach, kochanie. Wiem również, że jedynym sposobem na jego 

pokonanie jest stanąć z nim twarzą w twarz. Powinnaś była już dawno wsiąść na konia.

- Postanowiłam, że nigdy więcej tego nie zrobię!

- No cóż, ktoś powinien wybić ci z głowy tę decyzję.

- I tobie się wydaje, że to zrobisz?

- Jestem pewien, że mi się uda.

- Nie ma szans, Garrett. Słyszysz, co mówię? Nie ma mowy! - Katy odwróciła się do 

okna. Nigdy jeszcze nie czuła takiego gniewu jak w tej chwili.

Ten gniew był silniejszy nawet niż strach.

W parę minut  później patrzyła  przez okno kuchni, jak Garrett prowadzi Atenę do 

stajni. Dobrze pamiętała tę delikatną, drobną klacz. Była urocza i pełna gracji. Szarej maści, 

wspaniale zbudowana, o szlachetnym  łbie i cudownych oczach. Jeden z najwspanialszych 

okazów   z   hodowli   Randalla.   Z   rodowodem   sięgającym   całe   pokolenia   wstecz.   Była   też 

świetnie   wytresowana,   w   znakomitej   kondycji.   Wszystkie   konie   ojca   traktowano   zawsze 

niezwykle łagodnie i z ogromną cierpliwością.

Jednak nawet najlepiej ułożone, najspokojniejsze na świecie konie stają się groźne, 

gdy wpadają w panikę. Ich kopyta mogą stratować każdego, kto pojawi się na ich drodze, a co 

dopiero   delikatną   kobietę,   ważącą   niecałe   pięćdziesiąt   kilogramów.   Katy   na   samo 

wspomnienie tego, co przeżyła, poczuła, jak oblewa ją zimny pot.

Właśnie te wciąż żywe wspomnienia przez całe lata skutecznie powstrzymywały ją 

przed jazdą konną. Rodzice  i przyjaciele  namawiali  ją, by spróbowała, ale w  końcu dali 

spokój. Nie mieli zamiaru wywierać presji. Nie chcieli też ponosić odpowiedzialności, gdyby 

coś się nie udało.

Ale Garrett Coltrane nie zrezygnował.

Katy zacisnęła ze złością usta i odeszła od okna. Ustępowała temu mężczyźnie  w 

różnych sytuacjach. Tym razem postawi na swoim.

Wiedziała jednak, że nawet jeśli wypowie mu walkę, będzie to walka długa i nigdy nie 

kończąca się. Garrett jest człowiekiem zdecydowanym, nieugiętym i konsekwentnym.

Rozejrzała się wokół. Czuła się jak w pułapce w tym dużym, przepięknie urządzonym 

domu. Garrett zaraz po nią przyjdzie, zechce, by poszła do stajni i obejrzała Atenę. Katy 

zdecydowała, że musi być przez chwilę sama. Chwyciła kluczyki od mercedesa, torebkę i 

wyszła na podjazd, gdzie stał zaparkowany samochód.

Na dźwięk zapuszczanego silnika w drzwiach stajni pojawił się Garrett.

- Kaaty! - zawołał. Ze złością opuściła szybę i czekała, aż do niej podejdzie.

background image

Zsunął z czoła kapelusz, oparł ręce o dach i pochylił się do okna.

- A dokąd to się wybierasz, jeśli wolno spytać? - zagadnął z przesadną uprzejmością.

~ Do sklepu.

- Pojedziemy razem trochę później. Zakupy nam nie uciekną.

- Podejrzewam, że będziesz zbyt zajęty swoją nową klaczą - powiedziała zgryźliwie. - 

Pojadę sama. - Położyła nogę na pedale gazu.

-   Katy,   posłuchaj,   proszę.   Zachowujesz   się   jak   dziecko.   Mercedes   ruszył.   Garrett 

gwałtownie odskoczył.

Katy tylko raz spojrzała w lusterko wsteczne. Stał na rozstawionych nogach z dłońmi 

opartymi na biodrach, z zawziętym wyrazem twarzy.

Obserwował  odjeżdżający samochód,  aż  zniknął   za  zakrętem,   po czym   udał  się  z 

powrotem do stajni. Wiele przeszedł od dnia ich ślubu. Dużo się dowiedział o swej żonie. 

Nigdy jednak nie widział jej w takim nastroju jak w tej chwili.

- Przejdzie jej - zwrócił się do Ateny w parę minut później. - Trzeba jej tylko dać 

trochę czasu. Jest przewrażliwiona i podenerwowana, ale dojdzie do siebie.

Atena zarżała cicho, po czym zaczęła rozglądać się po swoim nowym pomieszczeniu.

Około piątej po południu Garrett poczuł głód. Katy wciąż jeszcze się nie zjawiła, a on 

za godzinę miał wyruszyć na odczyt. Liczył, że Katy zrobi obiad, a tymczasem minęło wpół 

do szóstej, a jej wciąż nie było. Otworzył lodówkę i posępnie studiował jej zawartość.

Po   następnych   piętnastu   minutach   zaczął   się   poważnie   niepokoić.   Niezależnie   od 

swoich nastrojów, Katy powinna była już wrócić do domu. Po raz pierwszy poważnie się 

przestraszył, że może go opuścić.

Nie, nie zrobi mu tego. To niemożliwe. Przecież go kocha.

Ale nie powiedziała tego od czasu ich nocy poślubnej. Garrett uzmysłowił sobie, że 

chodzi tam i z powrotem po kuchni, zaciskając pięści, zupełnie tak samo jak przed wjazdem 

na arenę rodeo.

Dawno już nie czuł takiego napięcia. Nigdy nie było to przyjemne, ale tym razem było 

gorzej niż kiedyś, bo po prostu ogarnął go strach.

Nagle usłyszał podjeżdżający samochód i strach natychmiast ustąpił miejsca dzikiej 

furii. Po raz pierwszy całkowicie stracił nad sobą panowanie. Wypadł z domu jak burza i 

omal nie zderzył się z Katy, która powoli wchodziła na schody. Niosła dużą torbę z zakupami. 

Zatrzymała się na jego widok.

-   A   gdzieś   ty   się,   u   diabła,   podziewała?   -   W   jego   głosie   groźba   mieszała   się   z 

niepokojem. Wiedział o tym, ale nie był w stanie się opanować. Czuł się zagrożony. Nigdy w 

background image

życiu nie czuł się tak jak teraz.

-   Mówiłam   ci,   że   jadę  na   zakupy.   -   Katy  ostrożnie   weszła   na   następny   stopień   i 

zatrzymała się. - Nie widzisz? - Wskazała na torbę. Trzymała ją przed sobą niczym tarczę.

- Zakupy! Nie było cię parę godzin.

- Przepraszam. Ale nie ma tu chyba godziny policyjnej?

- Katy, żebyś nie przeholowała. Tracę już resztki cierpliwości. To, co dzisiaj zrobiłaś, 

było głupie i infantylne. Nie przyszło ci do głowy, że mogę się martwić?

- Nie. - Weszła na następny schodek i znów się zatrzymała. - Wydawało mi się, że 

będziesz zbyt zaabsorbowany swoim nowym koniem.

- Ta klacz należy do ciebie, Katy - wycedził przez zęby. - Jest twoja, niezależnie od 

tego, czy kiedykolwiek nałożysz na nią siodło, czy nie.

- Nie chcę jej.

- To niedobrze, bo już ci ją podarowałem. - Garrett cofnął się o krok, by ją przepuścić. 

Weszła   do   domu,   ostrożnie,   z   wahaniem,   jakby   obawiała   się   następnego   wybuchu   jego 

gniewu. Złagodniał.

- Katy, nigdy więcej tego nie rób.

- Nie wydawaj mi rozkazów, Garrett. - We wzroku Katy widać było zmęczenie. - 

Mam tego dość. Od dnia naszego ślubu wygrywasz każdą bitwę i jestem już zmęczona tym 

ciągłym przegrywaniem, słyszysz?

Patrzył na nią w milczeniu. Zdziwił go taki punkt widzenia.

- A więc nasz miesiąc miodowy jest dla ciebie serią potyczek? - spytał.

- Niekiedy tak. Mam tego powyżej uszu, Garrett. - Umknęła wzrokiem w bok. - Twoje 

dzisiejsze zachowanie było już tą ostatnią kroplą.

Przeraził się.

-   Ostatnią   kroplą?   -   Wszedł   za   nią   do   kuchni.   -   Co   ty   mówisz?   Kupuję   ci 

najpiękniejszą klacz na świecie, a ty to nazywasz ostatnią kroplą?

Katy położyła torbę z zakupami na stole i obejrzała się.

- Dlaczego nalegasz? Ustępuję ci we wszystkim. Czego ty jeszcze, u licha, ode mnie 

chcesz?

- Wszystkiego - wybuchnął. - Chcę wszystkiego.

- A co ci daje do tego prawo?

- Jesteś moją żoną, to mi daje prawo. Kochasz mnie, czy się do tego przyznasz, czy 

nie. Pewnego dnia znów to powiesz, tak jak powiedziałaś w naszą noc poślubną.

- A ty odrzucisz mi te słowa w twarz, tak jak to wtedy zrobiłeś? - Zjeżyła się.

background image

- Nigdy tego nie zrobiłem. I nie mam zamiaru robić. Jeśli uważasz, że odrzuciłem te 

słowa, możesz winić tylko siebie. To wszystko przez tę twoją babską naturę. Nawyobrażałaś 

sobie Bóg wie co i byłaś wściekła, że noc poślubna nie odpowiada twoim urojeniom.

- Czyżby? - żachnęła się. - No dobrze, dzięki tobie dowiedziałam się paru rzeczy na 

temat miodowego miesiąca.  Ale spójrz, kto teraz  zaczyna  snuć jakieś mrzonki.  Dlaczego 

chcesz, żebym ci powiedziała, że cię kocham? Ty przecież nawet nie wierzysz w miłość.

Odstąpił o krok do tyłu i zatrzymał się, nie mając odwagi jej dotknąć.

- Czy nigdy do ciebie nie dotarło, że nie tylko ty mogłaś się nauczyć paru rzeczy w 

czasie tego zwariowanego miodowego miesiąca? - krzyknął.

- Nie. - Katy szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.

- Nie? - Teraz z kolei on nic nie rozumiał. - Nie? Sądzisz, że ja już nie potrafię niczego 

się nauczyć? Myślisz, że masz wyłączność na naukę?

- Garrett, uspokój się. - Katy zagryzła dolną wargę. - Opanuj się.

- Nie mów do mnie jak do konia. Jestem twoim mężem.

- Wiem - odrzekła słodko. - Jesteś uparty, arogancki, rogaty jak diabeł i wpadasz w 

szał przy byle okazji, ale tak czy inaczej jesteś moim mężem.

Nie był w stanie przejrzeć jej myśli, ale wyczuwał zmianę w nastroju.

- Katy, posłuchaj... - zaczął.

- Nie, to ty posłuchaj. Jestem zmęczona tą ciągłą walką i tymi ciągłymi przegranymi.

- Przecież nie toczymy wojny - zaprotestował, nagle zaniepokojony. Była zbyt blisko 

prawdy.

- To sprawa punktu widzenia. - Uchwyciła się brzegu stołu. Widział, że zbiera się w 

sobie. - Powiedziałeś, że nigdy nie odrzuciłeś mego wyznania miłości.

- Bo tak jest, Katy.

- Mówisz, że czegoś się nauczyłeś w ciągu ostatnich dni.

- Musiałbym być ślepy, głuchy i niemy, żeby się nie nauczyć - bąknął.

Katy zaczerpnęła oddechu.

- Dobrze, a wiec sprawdzimy, ile się nauczyłeś. Co się stanie, gdy ci teraz powiem, że 

cię kocham?

- To proste - odparł, - Ja też to powiem. Osłupiała. Zapanowało milczenie.

- Kocham cię, Garrett - szepnęła wreszcie.

- Wiem, Ja też cię kocham, Katy.

Otworzył ramiona, a ona podbiegła ku niemu. Potknęła się, ale pochwycił ją i przytulił 

mocno do siebie.

background image

- Kocham  cię,  Katy.  Kocham cię,  kocham,  kocham.  - Teraz,  gdy nauczył  się już 

wymawiać te słowa, chciał je powtarzać bez końca.

Przylgnęła do niego, odpowiadając mu słowami miłości, Przez chwilę pozostali bez 

ruchu, spleceni ze sobą, upojeni tym, co się stało. Garrett czuł, jak wypełnia go ogromne 

szczęście, radość i spokój. Było tak, jakby nagle wyzwoliła się jego potrzeba uzewnętrznienia 

swej miłości do Katy. Czuł się jak pijany.

- A co z twoim dzisiejszym odczytem? - spytała po chwili, spoglądając na zegar. - 

Spóźnisz się.

- No to co? - Przytulił ją do siebie.

- Nie bądź niemądry - roześmiała się. - Musisz pójść. Mamy przed sobą całą noc na 

rozmowy.

- Rozmów akurat tej nocy nie planuję. - Musnął wargami koniuszek jej ucha.

- To niedobrze. Zaczynasz już nabierać wprawy.

- Nie drażnij lwa. Ma za sobą fatalny dzień.

- Biedny lew - szepnęła, przesuwając palcami po jego włosach.

- O Boże, Katy, jak ja cię kocham. Powinienem był już wcześniej zrozumieć, co czuję. 

Powinienem był wiedzieć...

- To bardzo pouczający miesiąc miodowy - przerwała jego wyznania.

- Jeszcze się nie skończył - przypomniał.

-   To   prawda.   Ale   musimy   zrobić   sobie   krótką   przerwę   na   twoje   spotkanie   z 

hodowcami bydła.

- Katy, nie chcę się teraz z tobą rozstawać. Dziesięć minut przekonywała go, żeby 

wyszedł z domu.

Stojąc na progu omal nie krzyczała ze szczęścia. Nie potrzebowała zapewnień, że 

wróci natychmiast po zebraniu. Będą mieli całą noc na okazywanie sobie miłości.

Wreszcie zamknęła drzwi i weszła do domu. Była niemal pijana ze szczęścia. Nie 

wiedziała, co się z nią dzieje. Garrett ją kocha. Powiedział to. Wspólnie dotarli do punktu, 

który ona w swej naiwności chciała osiągnąć już w noc poślubną.

Czasem na to, co w życiu dobre, trzeba trochę poczekać, stwierdziła rozpakowując 

torbę. Aby to osiągnąć, trzeba sobie zadać trochę trudu.

Wiedziała, jak należy pracować nad tym, co w życiu ważne. Nauczyła się tego, gdy 

zajmowała się końmi i występowała na turniejach.

W tym momencie przypomniała sobie o Atenie. Po raz pierwszy zastanowiła się nad 

intencjami Garretta. Wiedziała, że chciał jak najlepiej. Chciał przywrócić jej coś, co było dla 

background image

niej kiedyś bardzo ważne, coś, co mógłby z nią dzielić.

Nie sposób mieć mu to za złe ani interpretować na jego niekorzyść. Rozmyślała nad 

tym,   zjadając   resztki   wczorajszej   kolacji.   Garrett   był   niekiedy   trudny   we   współżyciu, 

despotyczny, nawet bezwzględny, ale teraz, gdy emocje opadły, jego determinacja w dążeniu 

do celu głęboko ją poruszyła.

W pół godziny później włożyła naczynia do zlewu, wyszła z kuchni i naciągnęła długi 

ciepły pulower.

Nie ma żadnego powodu, by nie miała pójść do stajni i popatrzeć na Atenę. Może nie 

chcieć na niej jeździć, ale wciąż kocha konie, a Garrett powiedział przecież, że Atena należy 

do niej.

W   parę   minut   później   zastała   klacz   bezpiecznie   ukrytą   w   swoim   nowym   boksie, 

pochyloną nad sianem.

Miejsce Herosa natomiast było puste.

background image

ROZDZIAŁ 11

Katy miała jeszcze rozpaczliwą nadzieję, że Heros po prostu wydostał się z boksu na 

padok, ale gdy biegła w tamtym kierunku, coś jej mówiło, że tylko traci czas. Konia nie było. 

Po prostu zniknął.

Wróciła do stajni, by zamknąć drzwi. Za wszelką cenę starała się uspokoić. Heros był 

koniem powolnym i opanowanym. Nie mógł odejść zbyt daleko. Nie było też burzy, która 

mogłaby go spłoszyć.

- Co się stało, Ateno? - przemówiła do klaczy, gładząc ją pieszczotliwie po szyi. - Co 

zrobiłaś   ze   swoim   towarzyszem?   Wiem,   że   nie   jest   on   najprzystojniejszym   ogierem   na 

świecie, że nie jest dobrze urodzony ani elegancki. Po prostu wywodzi się z klasy robotniczej 

i jest z tego dumny. Ale ma dobre serce, wiesz? Pod niejednym względem jest podobny do 

swego pana.

Kąty zamyśliła się na chwilę.

- Jest tylko jedna różnica. Garrett nie jest wałachem - dorzuciła.

Atena zarżała cichutko.

Katy popatrzyła z uwagą na drzwi stajni. Nie mogła się zorientować, czy otworzył je 

człowiek, czy też koń pyskiem. Nagłe przypomniała sobie o systemie alarmowym.

- Powinien był zadziałać, niezależnie od tego, kto i w jaki sposób otworzył drzwi - 

powiedziała do siebie.

Zaniepokojona przeszła do pomieszczenia, w którym był zainstalowany.

Gdy otworzyła drzwi i zapaliła światło, zauważyła, że skrzynka z tablicą rozdzielczą 

była otwarta. Ktoś wyłączył system.

Poczuła niepokój. A wiec Heros nie wyszedł sam. Ktoś go naumyślnie wyprowadził 

ze stajni. I to już po raz drugi.

Nie miała pojęcia, kto mógłby to zrobić, ale nie zastanawiała się nad tym. Wyszła ze 

stajni   i   udała   się   do   zagrody   Brackenów.   Było   już   ciemno.   Jedynie   światło   księżyca 

oświetlało Ścieżkę prowadzącą w kierunku małego obejścia. Zobaczyła światło w pokoju. 

Nadine nie zamknęła jeszcze okiennic.

Zadyszana   zapukała   do   drzwi.   Odpowiedziała   jej   cisza.   Zaczęła   walić   w   drzwi 

pięściami.

- Emmett? Nadine? To ja, Katy. Coś się stało z Herosem. Musicie mi pomóc.

Cisza trwała nadal. Katy cofnęła się o krok, zajrzała na podwórze. Zobaczyła starą 

furgonetkę Brackena. A więc są w domu. Podeszła do okna salonu. Było uchylone. Zagląd-

background image

nęła do środka.

Emmett Bracken leżał rozwalony na kanapie przed kominkiem. Najwyraźniej spał. Na 

podłodze   stała   opróżniona   do  polowy  butelka   whisky.   Wcześnie   zaczął,   pomyślała   Katy. 

Obrzuciła   wzrokiem   pokój.   Wszystko   było   tutaj   tak   samo   jak   tego   popołudnia,   gdy 

sprawdzali system alarmowy. Na kominku stał stary srebrny świecznik, z którego Nadine była 

taka dumna. To prezent od Atwoodów. Obok leżało stare pudełko po cygarach.

Było otwarte.

Nagle Katy przypomniała sobie, że Emmett trzymał w nim pistolet. Teraz było puste. 

Może Nadine ukryła broń przed pijanym Emmettem?

Zawróciła. Stąd nie może oczekiwać pomocy. Ale co się stało z Nadine? Może miała 

dość pijanego Emmetta i po prostu wyszła na chwilę z domu?

Pytanie jednak, czy to wszystko miało coś wspólnego z zaginięciem konia. Ogarnął ją 

lęk. Fakt zniknięcia Nadine Bracken i Herosa nie wyglądał na zwykły zbieg okoliczności.

Katy stała przed domem i obserwowała stajnię. Wokół panowała cisza. Nie zauważyła 

niczego podejrzanego. Pomału obeszła wokół dom, żałując, że nie wzięła ze sobą latarki.

Gdy dotarła na tyły obejścia, ujrzała jakąś sylwetkę. Ktoś prowadził konia na szczyt 

urwiska.   Poznała   Herosa.   Po   sekundzie   koń   i   tajemnicza   postać   zniknęli   za   występem 

skalnym.

- O Boże! - krzyknęła. Zaczęła biec. Każdy krok wzmagał dotkliwy ból w kostce.

To musiała być Nadine Bracken. To ona prowadziła konia w kierunku urwiska. Ale po 

co? Katy nie miała pojęcia, co Nadine chciała z nim zrobić. Niejasność sytuacji potęgowała 

tylko jej obawy. Niezależnie od tego, co zamierzała zrobić Nadine, Katy czuła, że dzieje się 

coś   niedobrego.   Na   myśl   o   szorstkim,   obcesowym   zachowaniu   Nadine   zadrżała. 

Przyśpieszyła kroku. W tej starej kobiecie tkwiła zadawniona złość i rozgoryczenie. Uważała, 

że została skrzywdzona przez los, że śmierć syna Atwooda zrujnowała jej życie.

Po raz pierwszy Katy zadała sobie pytanie, jaki był naprawdę stan psychiczny Nadine 

Bracken.

Daleki   szum   oceanu   zagłuszał   stukot   kopyt   Herosa.   Zaniepokojona   Katy   śledziła 

wzrokiem ciemne sylwetki, starając się nadążyć za nimi.

Na szczęście Heros nigdy nigdzie się nie spieszył. Wydawało się, że i tym razem nie 

zamierzał przyspieszyć kroku. Katy modliła się w duchu, by nadal szedł w ten sposób. Kostka 

dokuczała jej coraz bardziej.

Zbliżała się do urwiska i już chciała zawołać Nadine, gdy nagle intuicja ją ostrzegła. 

Zrozumiała, dokąd Nadine prowadzi Herosa. Szła z nim w kierunku tych samych skał, gdzie 

background image

przed laty zginął syn Atwooda.

Głęboko zaczerpnęła tchu, skupiając całą swoją energię na tym, by dogonić Nadine. 

Kostka bolała ją coraz bardziej. Nogi zapadały się w miękkim gruncie. Nadine wciąż jeszcze 

jej nie słyszała. Była całkowicie pochłonięta tym, co zamierzała uczynić. Katy, przerażona, 

starała się dostrzec cokolwiek w bladym świetle księżyca.

Nadine dotarła wreszcie na szczyt urwiska. Podprowadziła konia tak, by znalazł się 

między nią a stromą ścianą spadającą ku plaży. Później wyjęła coś z kieszeni i położyła obok 

na kamieniu. Przez cały czas trzymała wodze. Dopiero teraz Katy rozpoznała, co miała w 

lewej ręce. Widły.

- No, dalej, naprzód - syknęła Nadine do konia. - Naprzód, mówię. - Szturchnęła go 

widłami.

Heros prychnął. Po raz pierwszy okazał trochę zainteresowania sytuacją. Cofnął się 

przed widłami, uniósł łeb, potrząsnął grzywą. Nadine podniosła w górę widły.

- Nadine! Zaczekaj! Zaczekaj! - Katy rzuciła się do przodu, poczuła przeszywający ból 

w kostce i wylądowała na piasku.

- Co pani tutaj robi? - spytała Nadine, odwracając się ku niej. - Nie powinna pani tutaj 

być.

Katy z trudem stanęła na nogi. Od Nadine dzieliło ją jeszcze dobrych parę metrów. 

Musiała poruszać się bardzo ostrożnie. Nadine może użyć po raz drugi wideł, zanim do niej 

dotrze.

- Co się tutaj dzieje? - spytała. - Co zamierzasz zrobić, Nadine?

- Chcę go ukarać - odparła. Koń zaczynał się już denerwować.

- Ukarać konia?  Ależ to idiotyczne.  Dlaczego  chcesz mu  zrobić krzywdę?  - Katy 

starała się, by jej głos brzmiał spokojnie i rzeczowo.

-   Proszę   się   zatrzymać   -   ostrzegła   Nadine,   potrząsając   widłami.   -   Słyszysz?   Nie 

podchodź do mnie.

Katy stanęła.

- Powiedz, co ci zawinił ten nieszczęsny koń - poprosiła.

- To nie koń - krzyknęła Nadine. - To on.

- Kto?

- Twój mąż. Nowy właściciel, - Oddychała ciężko. Skierowała widły w stronę Katy. - 

To twego męża chcę ukarać. On nie miał prawa, rozumiesz? Nie miał prawa kupować tego 

domu.   To   ziemia   Atwooda.   Zawsze   należała   do   Atwoodów.   I   tak   musi   pozostać.   Nie 

rozumiesz? Moja córka miała wyjść za Atwooda. Ta ziemia powinna należeć do nas. Garrett 

background image

Coltrane nie ma do niej żadnych praw. Żadnych! Jestem starą kobietą, a on silnym mężczyzną 

w kwiecie wieku. Nie mogę nic zrobić Coltrane'owi, ale mogę zniszczyć coś, co kocha. Mogę 

zabić jego konia. Coltrane musi zostać ukarany!

- Nadine, przecież to sam Atwood zdecydował, że sprzeda swoją posiadłość. Garrett 

po prostu się o tym dowiedział. Nie miał nic wspólnego z decyzją Atwooda. Nie miał nic 

wspólnego z tym, co stało się przed laty, gdy syn Atwooda spadł ze skał i się zabił.

- Coltrane nie powinien tutaj być - wrzasnęła Nadine histerycznie. - Nie ma do tego 

żadnego prawa.

- Nadine, posłuchaj mnie, proszę...

- Najpierw myślałam, że to ciebie powinnam zabić -mówiła Nadine. - Dlatego się nad 

tym zastanawiałam. Zakochany mężczyzna byłby zdruzgotany tracąc swą młodą żonę. Ale 

później zobaczyłam, jak to między wami jest naprawdę. Nawet nie spaliście ze sobą. Dziwny 

miesiąc miodowy, pomyślałam. Coś tu nie jest w porządku. Coltrane widocznie jej nie kocha. 

Słyszałam waszą rozmowę  w dniu, kiedy przyszedł  Royce  Hutton. Dowiedziałam  się, że 

Coltrane ożenił się z tobą z wyrachowania, żeby dostać się do wyższych sfer. A więc nie ma 

między wami miłości, prawda?

Katy wpadła w panikę. Próbowała podejść parę kroków bliżej. Nadine zdawała się 

tego nie zauważać. Przeniosła się całkowicie w świat własnej wyobraźni.

- Nadine, odłóż te widły i zechciej mnie wysłuchać - zwróciła się do niej. - Pozwól, że 

coś ci wyjaśnię.

Odpowiedzią był następny ostrzegawczy ruch widłami. Musiała pociągnąć za wodze, 

bo Heros gwałtownie podrzucił łbem i uderzył kopytami o ziemię. Podniósł uszy. Zbliżył się 

niebezpiecznie do krawędzi urwiska.

- Nie musisz mi nic wyjaśniać - odezwała się Nadine.

-   Zobaczyłam,   jak   to   między   wami   jest   i   postanowiłam   ukarać   Coltrane'a 

uświadamiając mu, że poślubił kobietę, której nie tylko nie może kochać, ale i ufać. Mogę go 

przekonać, żeby się rozwiódł. Nowa rodzina, jaką chciał założyć tutaj, na ziemi Atwooda, 

zostanie   zniszczona,   zanim   jeszcze   zacznie   na   dobre   wspólne   życie.   Byłam   pewna,   że 

pomyśli, że to ty wyprowadziłaś Herosa ze stajni tamtej nocy. Jeśli koń zostanie ranny albo 

zginie, będzie na ciebie wściekły. Znienawidzi cię. Widzisz teraz, jaki był mój plan. Chciałam 

zrobić wszystko, żeby zaczął się zastanawiać nad tobą, żeby przestał ci ufać, żeby się martwił 

i dręczył, aż wreszcie doszedłby do wniosku, że musi się rozwieść.

-   Ale   z  tego   planu   nic   by  nie   wyszło,   bo  Garrett   nigdy  nie   uwierzyłby,   że   to  ja 

wypuściłam Herosa ze stajni.

background image

- Później między wami zaczęło się poprawiać. Nawet sypialiście już razem. Jesteś 

sprytna. Stało się jasne, że postanowiłaś go uwieść, a on jak typowy mężczyzna, postanowił 

skorzystać z sytuacji. Ale ja wciąż jeszcze mogę go ukarać. Wciąż jeszcze mogę go nastawić 

przeciwko tobie. To, że z tobą śpi, nie znaczy jeszcze, że nie spojrzy na sprawy tak, jak tego 

chcę, Coltrane'owi bardzo zależy na tym koniu. Jest do niego naprawdę przywiązany. A kiedy 

znajdzie go martwego u stóp urwiska, zacznie się zastanawiać, czy nie ty to zrobiłaś.

- Dlaczego miałby tak myśleć? On mnie kocha, Nadine.

- Kocha cię? - Twarz Nadine wykrzywiła się drwiąco.

- Śmiechu warte. Właśnie dziś stoczyliście kolejną walkę, może nie? Byłaś wściekła, 

kiedy się dowiedziałaś, że kupił ci tę klacz. Gdy znajdzie martwego Herosa, pomyśli, że to ty 

go zabiłaś, żeby się zemścić za to, że chciał cię zmusić do jeżdżenia.

- Garrett nie jest taki głupi. - Katy przeszedł zimny dreszcz. - Wie, że nigdy bym 

czegoś takiego nie zrobiła.

- To się jeszcze okaże - wykrzyknęła z furią Nadine.

- Zobaczymy, co będzie. Wszystko obmyśliłam. Nawet dałam Emmettowi wcześniej 

wódkę, żeby mi nie przeszkadzał. Ostatnim razem mi przeszkodził. Stary dureń. Ta wódka 

rozmiękcza mu mózg. Nie rozumie, że to jedyny sposób.

- Ten alarm w stajni niedawno... - domyśliła się Katy.

- To też ty?

- Coltrane był w mieście. Chciałam wtedy przyprowadzić konia na skały. Przedtem 

poprosiłam Emmetta, żeby mi pokazał, jak działa system alarmowy, Ale Emmett poszedł za 

mną i nic z tego wszystkiego nie wyszło. Przypadkowo sam włączył alarm. Był pijany, jak 

zwykle. Zmusił mnie, żebym  wróciła do domu, zanim ty się zjawiłaś. Czekałam więc na 

następną okazję i dzisiaj się nadarzyła. Coltrane znów wyjechał, a kiedy wróci, jego ukochany 

koń już nie będzie żył. Oskarży ciebie. Zobaczysz.

- Powiem mu, że to ty zrobiłaś - krzyknęła Kąty.

- Twoje słowa przeciwko moim? Przecież wie, że byłaś na niego wściekła. Tylko ty 

masz powód, by go zranić. Wie, że jesteś kobietą impulsywną i zdolną do wszystkiego.

- To nieprawda! - wrzasnęła Kąty.

- Mówił Emmettowi, że jesteś - odparowała Nadine triumfująco.

- Nadine, daj spokój tym głupotom. - Katy podeszła jeszcze bliżej. - Odłóż te widły i 

daj mi wodze. Zaprowadzę Herosa z powrotem do stajni.

- Nigdy! - krzyknęła z wściekłością Nadine i pchnęła konia widłami. Tym razem na 

jego szyi pozostał krwawy Ślad.

background image

Heros cofnął się. Zarżał głośno z przerażenia i bólu. Katy uzmysłowiła sobie, że od 

krawędzi urwiska dzieli go już tylko niecały metr.

- Heros - zawołała i spróbowała gwizdnąć, tak jak to robił Garrett, gdy szukali konia 

nocą w czasie burzy. Koń zastrzygł uszami w odpowiedzi, ale pozostał na miejscu.

- Naprzód, głupi koniu, - Nadine wypuściła wodze i uniosła widły obiema rękami.

Nie   mogła   jednak   dźgnąć   konia,   broniąc   się   równocześnie   przed   Katy.   Katy 

wykorzystała ten moment i pchnęła ją mocno.

Stara kobieta zrozumiała wreszcie, że została zaatakowana. Obróciła się gwałtownie i 

rzuciła widły w kierunku Katy. Ta pochyliła się, by uniknąć ciosu. Skoczyła do przodu i 

chwyciła Nadine za kostkę.

Nadine krzyknęła przeraźliwie, padając na ziemię. Katy również upadla. Zapomniała o 

swojej nodze. Wstąpiła w nią jakaś nadludzka energia. Udało jej się wstać. Pochyliła się, by 

podnieść widły. Cisnęła je w dół.

Heros rżał nerwowo. Stanął dęba, gdy zbliżyła się do niego.

- Spokojnie,  spokojnie, Heros  - powtarzała,  sięgając po wodze. - Wiem,  że jesteś 

przerażony,   ale   już   po   wszystkim.   Zaraz   zaprowadzę   cię   z   powrotem   do   stajni.   Rano   o 

wszystkim zapomnisz.

Ujęła wodze i zaczęła ostrożnie odprowadzać konia jak najdalej od urwiska. Heros 

rżał cicho, potrząsał grzywą, ale szedł za nią posłusznie.

W pewnym momencie usłyszała, że Nadine wstaje, ale nie odwróciła się. Była zajęta 

Herosem, a poza tym Nadine nie miała już swojej broni.

-   Nie   powstrzymasz   mnie   -   usłyszała   nagle   głos   starej   kobiety.   -   Słyszysz?   Nie 

powstrzymasz mnie.

Histeryczny ton wzbudził czujność Katy.  Obejrzała się przez ramię  w chwili, gdy 

Nadine sięgała po mały ciemny przedmiot, który wyjęła wcześniej z kieszeni i położyła na 

kamieniu.

Katy przypomniała sobie puste pudełko po cygarach. Pistolet Emmetta zniknął. Nagle 

zrozumiała, kto go zabrał.

- Nie chciałam tego użyć - szlochała Nadine, chwytając pistolet. - Nie chciałam tego 

zrobić w ten sposób, ale mnie zmusiłaś...

Katy nie mogła dłużej czekać. Dla niej i dla Herosa pozostało tylko jedno wyjście.

- W porządku. Heros - powiedziała przez zęby, stając zdrową nogą na leżącym obok 

głazie. - Pokażesz teraz, co potrafisz. - Chwyciła mocno grzywę, odbiła się od kamienia i 

wskoczyła na grzbiet konia.

background image

Może nie zrobiła tego ze szczególnym wdziękiem, ale Heros był najwyraźniej zbyt 

zdziwiony, by narzekać.

- A teraz zmykajmy jak najdalej stąd. - Katy pochyliła się i uderzyła obcasami w boki 

konia. Nie wiedziała, co to da, bo od lat nie widziała Herosa w akcji. Ale gdy konie z rodeo 

już raz ruszą, są niczym wozy wyścigowe. Bardzo szybkie i bardzo wytrzymałe.

Heros i tym razem udowodnił, że w pełni zasłużył na miano jednego z najlepszych 

koni na rodeo. Pokazał, na co go stać, galopując ile sił w nogach. Katy przywarła całym 

ciałem do jego grzbietu. Palce kurczowo wczepiła w grzywę.

Nagle   usłyszała   za   sobą   trzask.   Wiedziała,   że   Nadine   użyła   broni.   Ale   Heros   nie 

zwolnił. A więc wszystko w porządku. Jeszcze parę sekund, a znajdą się poza zasięgiem 

strzału.

Gdy zbliżali  się do ogrodzenia  domu,  ujrzała  światła  mercedesa.  Garrett  wracał  z 

miasta. Katy szarpnęła wodze.

- Wspaniale, Heros, teraz jesteśmy bezpieczni. Uspokój się.

Koń jakby tylko na to czekał. Zatrzymał się w miejscu jak wryty. Omal nie przeleciała 

przez jego łeb. Stanęli na wprost samochodu w chwili, gdy Garrett otwierał drzwiczki, Ze 

zdumieniem popatrzył na konia i jeźdźca, po czym podszedł do nich, by ująć Herosa za cugle. 

Koń natychmiast zapadł w swój zwykły stan otępienia.

- Co tu się, u diabła, dzieje? - spytał.

- To Nadine. Próbowała zabić Herosa. Chciała go strącić z urwiska.

- Chciała co?

- Garrett, ona ma pistolet. Ta kobieta jest niepoczytalna.

- Gdzie ona jest?

- Zostawiłam ją nad urwiskiem z pistoletem w dłoni. Heros zdążył nas uratować.

- Nic ci się nie stało?

- Nie, wszystko w porządku - skinęła głową Katy. - Martwię się o Herosa. Odzwyczaił 

się już od takich wyczynów.

- Nic mu nie będzie. - Garrett poklepał konia po szyi. - Jest w dobrej formie. Zostaw 

go i idź do domu. Zamknij się na klucz i wezwij policję.

- A ty dokąd idziesz? - spytała z niepokojem.

- Muszę odnaleźć Nadine i skończyć raz na zawsze z tymi idiotyzmami.

- Garrett, nie powinieneś tam iść. Ona jest szalona i ma pistolet.

- Idź do domu i zadzwoń na policję. - Garrett ostrożnie zdjął ją z konia. Gdy stanęła na 

nogi, potknęła się.

background image

- Coś ci się stało? - spytał z niepokojem.

- Nic, nic, wszystko w porządku.

Nie była to prawda, ale Kąty nie chciała się dłużej nad tym rozwodzić. Noga w kostce 

bolała ją coraz bardziej, ale wiedziała przecież, że od tego się nie umiera. Jeden rzut oka na 

męża upewnił ją, iż nie zdoła go powstrzymać przed pójściem po Nadine.

- Obiecaj mi tylko, że będziesz ostrożny - poprosiła.

- Będę. - Otworzył frontowe drzwi i pomógł jej wejść do holu.

Pokuśtykała do telefonu. Garrett uwiązał Herosa u drzewa i poszedł rozejrzeć się za 

Nadine Bracken. Nie musiał jej długo szukać. Gdy zbliżał się do urwiska, usłyszał szloch. 

Zobaczył starą kobietę siedzącą na kamieniu z twarzą ukrytą w dłoniach. Bez słowa wyjął z 

jej ręki pistolet.

- Szkoda, że wszystko potoczyło się w ten sposób - powiedziała ze smutkiem.

W jakiś czas potem Katy leżała w łóżku i czekała niecierpliwie, aż Garrett wyjdzie z 

łazienki.   Nogę   owinęła   w   kostce   elastycznym   bandażem.   Nie   przejmowała   się   zbytnio. 

Wiedziała z doświadczenia, że za dzień lub dwa dojdzie do siebie.

Nie mieli nawet czasu porozmawiać. Trzeba było odpowiedzieć na pytania policji, 

uspokoić Herosa, zająć się pijanym Brackenem. Poza tym Garrett bez przerwy niepokoił się o 

nogę   Katy,   aż   wreszcie   zdołała   go   przekonać,   że   poradzi   sobie   nie   gorzej   od   lekarza. 

Uśmiechnęła   się   na   wspomnienie   jego   ponurego   spojrzenia,   gdy   obserwował,   jak 

bandażowała kostkę.

Po   chwili   Garrett   stanął   w   drzwiach   sypialni.   Był   nagi,   tylko   wokół   bioder   miał 

owinięty ręcznik.

- Cóż, cieszę się, że ktoś uważa ten wieczór za zabawny - wymamrotał na widok 

uśmiechniętej twarzy Katy. - Ja i Heros jesteśmy już za starzy na takie figle.

- Och, wcale bym tego nie powiedziała - odparła Katy.

- Wydawało mi się, że świetnie sobie radzicie w niecodziennych sytuacjach.

Garrett odchylił kołdrę, zrzucił ręcznik i wsunął się do łóżka. Wziął Katy w ramiona, 

zanurzył dłoń w jej włosach. W mroku widział tylko jej błyszczące oczy.

- Od dnia naszego ślubu wciąż zaskakujesz mnie czymś nowym - zauważył.

- Różnorodność wzbogaca treść życia - uśmiechnęła się.

- Tak? Na razie mam tej różnorodności powyżej uszu. Najwyższy czas, żeby nasze 

małżeństwo się unormowało i ułożyło tak jak powinno.

- To znaczy jak?

- Zwyczajnie. Kiedy się z tobą żeniłem, myślałem, że wiem, jak powinno wyglądać 

background image

małżeństwo. Powinno być przyjemne, solidne, unormowane. Ty powinnaś być uległa i łatwa 

we współżyciu. Wydawałaś mi się kobietą zrównoważoną i nie ulegającą emocjom. Mamy 

wspólne   zainteresowania   zawodowe   i   wydajemy   się   sobie   na   tyle   atrakcyjni,   by   dzielić 

wspólne łoże. Tak właśnie myślałem.

- Delikatnie mówiąc. Dobrze o tym wiesz, że nie chodziło mi tylko o to, żeby pójść z 

tobą   do   łóżka.   Byłam   w   tobie   po   uszy   zakochana.   Byłeś   poza   tym   najseksowniejszym 

mężczyzną, jakiego znałam. Nie mogłam się doczekać, kiedy się będziemy kochać. Prawdę 

mówiąc, mogliśmy to zrobić znacznie wcześniej, gdybyś się bardziej postarał.

- Byłem idiotą - przyznał Garrett.

- To prawda.

- Nie musisz zgadzać się ze wszystkim, co mówię.

- Staram się być uległa i łatwa we współżyciu. A to wymaga również zgadzania się ze 

wszystkim, co mówi mąż - wyjaśniła Katy z całą powagą.

- Ulegle, zgodne żony nie spędzają całego czasu na dręczeniu swoich mężów.

- Naprawdę? A czym się zajmują?

- Z przyjemnością ci to zademonstruję - powiedział Garrett, przewracając Katy na 

plecy.

- Zaczekaj! Chcę cię o coś zapytać - zawołała, opierając dłonie na jego ramionach i 

odpychając go od siebie.

- Co będzie z Emmettem i Nadine?

- Co będzie? - Garrett chwycił ją za koniuszek nosa.

- Sądzę, że powinniśmy się rozejrzeć za nowym zarządcą.

- Chcesz zwolnić Emmetta?

-   Na   emeryturę.   Jest   ubezpieczony.   Nie   umrze   z   głodu.   Jeśli   zechce   pracować, 

znajdzie sobie zajęcie gdzie indziej.

- A Nadine?

- Coś mi się wydaje, że najbliższe parę lat spędzi w zakładzie.

- Garrett, może jednak powinniśmy się nimi zająć - zaniepokoiła się Katy. - W końcu 

mieszkali tutaj od lat i...

- Kochanie, zostawiliśmy Brackenom pełną swobodę - Garrett położył jej palec na 

ustach   -  i   w   końcu   to   ty   o  mało   nie   padłaś   tego   ofiarą.   Ty  i   Heros,   Nie   mam   zamiaru 

prowokować losu, dając im kolejną szansę. Chcę się ich stąd pozbyć  raz na zawsze. Nie 

mamy już o czym mówić. Uważam ten temat za zamknięty. Masz trochę za miękkie serce.

Katy westchnęła. Wiedziała, że przegrała tę potyczkę i że Garrett przypuszczalnie ma 

background image

rację. Nigdy nie czułaby się bezpiecznie w towarzystwie Emmetta i jego szalonej żony. Do-

tknęła lekko językiem dłoni Garretta. Uśmiechnął się.

- No i co? Koniec dyskusji? - spytał.

- Tak. Trudno mi się z tym pogodzić, ale chyba masz rację.

- Takie słowa to miód na mężowską duszę. A kiedy już wyjaśniliśmy sobie tę sprawę, 

możemy przejść do następnej.

- Jakiej? - Katy popatrzyła na niego z zainteresowaniem.

- Do twego zwyczaju nocnych przejażdżek konnych.

- Ach, to.

- Tak, to. - Garrett objął ją mocniej. - Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy,  jakim 

szokiem był  dla mnie  twój widok tej nocy?  Pełny galop w blasku księżyca!  Bez siodła, 

wczepiona w końską grzywę.

- Było to dość ryzykowne, prawda?

-   Będzie   mnie   to   kosztować   parę   lat   życia   -   oświadczył   Garrett.   -   Ale   teraz 

przynajmniej nie będę już wysłuchiwał twoich wymówek, że nie możesz jeździć konno.

- Ależ Garrett... - żachnęła się.

- Zapomnij o tym. Wsiadłaś tej nocy na konia i nic ci się nie stało, a więc nie próbuj 

mi wmawiać, że nie jesteś w stanie jeździć konno.

- To stało się tak nagle - powiedziała Katy. - Nie było czasu, by się zastanawiać. 

Zresztą nie miałam wielkiego wyboru. Mogłam tylko albo dosiąść konia albo stać się celem 

dla Nadine.

- Niekiedy życie ułatwia nam pewne sprawy - powiedział Garrett z satysfakcją.

- Jak to?

- Kocham cię - rzekł, przyciskając ją do siebie. - Czy może być coś prostszego?

- Niekiedy - szepnęła Katy - kochanie kogoś może być sprawą bardzo skomplikowaną.

- Tylko dla kobiety, która za bardzo ulega własnej wyobraźni. A teraz nic już nie mów 

i pozwól, bym ci pokazał, jak proste może być życie.

- Kocham cię, Garrett - wyszeptała.

- I ja cię kocham. - Pochylił nad nią głowę, muskając wargami jej usta.

Katy zagłębiła palce w jego ciemnych włosach, a ciało jej naprężyło się z pożądania.

- Wiem - odrzekła. - Ale tak miło się tego słucha.


Document Outline