background image

 

97 

Pan ma tyto . Ja mam inn .

 

Ja nie mog   y  bez czego , co jest poza moj  

prac . W szkole, przed wojn , byłem harcerzem... Nie 

chc  mówi  za du o...

 

Zawsze podejmowałem si . Zawsze byłem gotów. 

Moja  ona mówiła: „Zdzisiek, Zdzisiek, a kiedy ty 

o mnie pomy lisz".

 

My l  teraz o wielu ludziach. Ja Panu, Panie 

Redaktorze, opowiedziałem tylko cz stk  mego  ycia. 

Powiedziałem troszeczk  o  onie, o Piotrusiu i o moich 

kolegach w zakładzie.

 

Powiedzmy na dwadzie cia pi  linijek. Pół linijki 

na rok  ycia.

 

Ja nie mog   y  bez czego  poza moj  prac . 

Długo zastanawiałem si , gdzie mam wst pi  i zapi- 

sałem si  do Polskiego Zwi zku Filatelistów. Zbieram 

długie serie. Specjalizuj  si  w tematyce sportowej.

 

Pan si  u miecha, Panie Redaktorze, Pan uwa a, 

e to nie jest powa ne. 

Widzi Pan, ja zbieram długie serie, mam wiele 

ciekawostek i mo e wyjad  za granic . Na wystaw  

Verso Monaco. Du o czytam. Dostaj  takie pisma, jak 

„Le Monde des Philatelistes". Mo e wyjad  za granic . 

Filatelistyka kształci. Nie wiem, czy Pan wie, 

Panie Redaktorze, co znaczy Magyar Belyeggyujtok 

Orszagos Szovetsege. Pan nie wie, a ja wiem. To 

znaczy Zwi zek Filatelistów W gierskich. Filatelisty- 

ka to pi kna rzecz. Czysta i wymienna. 

Zaj łem Panu tyle czasu, Panie Redaktorze. I nie 

wiem, czy Pan co  o mnie i o takich jak ja napisze. 

Bo to ani sensacja, ani wielka sprawa. Wi c niech 

Pan nie pisze. Mo e lepiej nie pisa . 

Dzi kuj  Panu za cierpliwo . 

Pan był bardzo cierpliwy. 

Pan mógł powiedzie ,  e ma Pan konferencj  

i odej . 

Ale Pan został. Mo e Pan nie słuchał dokładnie, 

ale Pan został. Dla takiego człowieka jak ja, to bardzo 

du o. Pan był bardzo cierpliwy. 

Ja te  byłem cierpliwy. 

Koniec

 

 

background image

 

96 

wyci gn . Wszyscy mówili na niego Mazurkiewicz. 

Dlaczego Mazurkiewicz - nie wiem.

 

Zupełnie inny był „profesor". Wysoki, siwy, opa- 

nowany.  wietnie umiał si  maskowa . Podobno wsa- 

dziła go do szpitala jego własna  ona, bez powodu. 

Bez medycznego powodu. Profesor kupował od nas 

lekarstwa, w szczególno ci lekarstwa na sen. Truł si  

co par  tygodni. Ale nieszcz liwie; zawsze go rato- 

wano.

 

Mieli my tak e autentycznego chłopa. Przezywa- 

li my go Ciul; nie obra liwie, raczej pieszczotliwie. 

Siadywał najcz ciej w gaciach na brzegu łó ka (to 

było wbrew regulaminowi) i wiódł jakie  niesko czone 

spory z urz dami. Zaczynał zawsze od słów: „Moja 

ziemia jest kategorii pi tej, a nie szóstej". Potem 

nast powały długie wyliczenia inwentarza i wielka 

skarga na sołtysa Zaułk  Zbigniewa za to,  e złodziej 

i psubrat. Ciul wyra ał si  fachowo, wi c niewiele 

z tego rozumiałem - ja mieszczuch, który nie rozró - 

nia owsa od koniczyny.

 

Był tak e kolega, którego nazywali my „Płaczka". 

On potrafił płaka , prosz  Rana Redaktora, dzie  

i noc. Sk d w człowieku bierze si  tyle wody, nie 

wiem.

 

W tym całym towarzystwie byłem, Panie Redak- 

torze, jak w  yciu — uczciwy, skromny i bez wyrazu. 

Nawet nie dali mi pseudonimu jak innym znaczniej- 

szym kolegom.

 

Po miesi cu czułem si  lepiej. Nie fizycznie czy 

psychicznie. Bałem si  w dalszym ci gu. To było stra- 

szne, bo bałem si  czego  i bałem si  strachu. I chcia- 

łem zabi  ten strach. To znaczy zabi  siebie. Bałem 

si , po prostu bałem si  — ja -  ołnierz odznaczony 

za odwag .

 

Panie Redaktorze.

 

To nie było tak, jak Panu teraz mówi . Były 

tak e  okropne  chwile,  straszne  fakty,  zdarzały si

 

rzeczy, o których teraz nie chc  wspomina . Ale z per- 

spektywy czasu widz ,  e ten okres był lepszy dla 

mnie ni  na wolno ci. Ja mówi  zupełnie szczerze 

i ka dy mo e mnie pot pi . Chc  Panu to wytłuma- 

czy : po prostu zwolnili mnie od obowi zku, od walki 

o moj  prac  i prawd .

 

Dokładnie kiedy odzyskałem równowag  mi dzy 

tym  wiatem wariatów i sob  - zwolnili mnie.

 

Pami tam dobrze ten moment po egnania z Pro- 

fesorem, Płaks , Ciulem i Mazurkiewiczem. To byli 

prawdziwi przyjaciele. Nawet nie zazdro cili mi,  e 

wychodz  na wolno .

 

Zmieniłem prac . To znaczy mnie j  zmieniono.

 

Lepiej, bo nie idzie za mn  ta fama,  e byłem 

w zakładzie. Prac  mam gorzej płatn , głupi , ale 

bez odpowiedzialno ci.

 

A Pan Redaktor wci  z tymi papierosami. Ja 

nie pal . Ka dy, Panie Redaktorze, ma swoj  trucizn . 

background image

 

95 

remu było czu  z ust, wi c mo e dlatego mówił prze- 

jmuj cym półszeptem. Acha, miał jeszcze nerwowe 

tiki i zwracał si  do pacjentów per ty. Nie dawał nam 

spokoju. Potem dowiedziałem si ,  e pisał prac  habi- 

litacyjn .

 

- Jak si  masz , kochaneczku? Nie bój si , podejd  

bli ej. Pan Doktor nic ci złego nie zrobi. Pan Doktor 

chce pomóc. Porozmawiajmy sobie jak starzy przyja- 

ciele. Pogadamy, poplotkujemy, nikt nas nie słyszy. 

Powiedz,  złotko, kogo bardziej  kochałe  w dzieci - 

stwie: tatusia czy mamusi ?

 

-  Tatusia i mamusi .   .

 

-  Ale kogo wi cej?

 

-  Tatusia.

 

-  A nie mamusi ?

 

-  Czasem mamusi .

 

-  A widzisz. Przypomnij sobie malutki, czy nie 

chciałe  czasem zabi  tatusia?

 

-  Nie, nie chciałem.

 

-  Albo  eby tatu  umarł, i ty by  został sam 

z mamusi .

 

-  Mój ojciec umarł, kiedy miałem siedem lat.

 

-  Nic nie  szkodzi. Ale mogłe  marzy  o tym, 

eby tatu  znikn ł, aby tatu  rozpłyn ł si , aby nic 

nie stało na przeszkodzie mi dzy tob  i mamusi .

 

- Nie marzyłem. Ja w ogóle nie potrafi  marzy , 

panie Doktorze.

 

- Potrafisz, potrafisz. Tylko musisz mie  do mnie 

zaufanie.

 

-  Panie Doktorze, niech mi pan pomo e. Potem 

porozmawiamy o rodzicach, o rodze stwie, ale mnie 

si  stała krzywda. Teraz. Teraz mi si  stała krzywda. 

Nie jestem ani oskar ony, ani winny i cierpi  nie 

wiadomo za co. Pan mo e powiedzie ,  eby mnie st d 

wypu cili. Ja musz  si  broni .

 

-  Jeste  bardzo t py, kochaneczku. Ale mamy 

czas. Mamy jeszcze du o czasu.

 

I mieli my du o czasu.

 

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja naprawd  nie pa- 

l . Nawet  ona  miała si  ze mnie,  e jestem bez 

nałogów, prawie nie-m czyzna.

 

Pan si  na pewno spieszy, ja ju  ko cz .

 

Wi c mieli my du o czasu. Co robiłem? Łykałem 

tofranil. Diagnoza: psychoza maniakalno-depresyjna. 

Bałem si . Wci  si  bałem. Intensywny strach mo e 

wypełni  całe  ycie, Ranie Redaktorze. Nie tylko cho- 

rzy o tym wiedz .

 

Strach przed czym  nieokre lonym, strach na 

trzy zmiany, we dnie i w nocy, w ka dej sekundzie 

i bez wytchnienia.

 

Moi koledzy płyn li tym samym kursem, na wie- 

trze strachu, pod wyd tymi  aglami.

 

W naszym pokoju był jeden, który powtarzał bez 

przerwy: „Oni przyjd , oni przyjd  lada chwila, oni 

ju  id " - i właził pod łó ko. Trudno go było stamt d 

background image

 

94 

Panie Redaktorze, Panie Redaktorze, czy tak mo - 

na post powa  z człowiekiem? Przecie  mnie wszyscy 

znali. Byłem spokojny, pracowałem zawsze, w ankie- 

cie pisali - społecznie aktywny. Pracowałem w komi- 

tecie blokowym, w samorz dzie, w kasie kole e skiej, 

na  wi ta, jak szło o dekorowanie domów. Przecie  

ludzie wiedz . Dlaczego mi tego chłopca odebrali?

 

Nie, dzi kuj , nie pal .

 

Wróciłem. Czułem, jakbym ton ł. Wiedziałem,  e 

przygotowuj  mi wymówienie. Wi c postawiłem wszys- 

tko na jedn  kart . Akuratnie było zebranie aktywu. 

Mnie oczywi cie nie zaproszono. Traktowali mnie jak 

czarn  owc . Za co, pytam, ale poszedłem na zebranie, 

potem napisali,  e wdarłem si  i zacz łem mówi .

 

Ja wiem,  e trzeba było poczeka  na punkt w po- 

rz dku dziennym, który nazywa si  wolne wnioski. 

Spokojnie zreferowa  swoj  spraw . Mówiłem Panu

 

0  tym. Ja ju  nie mogłem spokojnie, wi c zacz łem 

krzycze .

 

Potem mnie wzi li dwaj w białych kitlach pod 

r ce i wyprowadzili z sali do karetki pogotowia. To 

nieprawda,  e si  opierałem,  e gryzłem,  e wołałem 

„zabij  was wszystkich". To kłamstwo. Szedłem spo- 

kojnie jak na  ci cie. Ja ju  do niczego nie byłem 

zdolny. Wrak.

 

Na pogotowiu dali mi zastrzyk. Zasn łem mocno. 

Obudziłem si  w szpitalu. Pytałem, gdzie jestem - 

w klinice dla nerwowo chorych.

 

Pan, Panie Redaktorze, nie mo e sobie wyobrazi , 

co człowiek wtedy czuje. To jest gorsze ni   mier . 

Du o gorsze.

 

Zabieraj    panu   przeszło ,   nazwisko,   zasługi

 

1 jest pan w oczach wszystkich wariat. Wszystko, co 

pan robi, jest objawem choroby. Jest pan spokojny, 

mówi , gł boka depresja. Podniesie pan głos, bo na 

niadanie dali zimn  herbat  - mówi  furiat i gro  

elektrowstrz sem.

 

Najgorsze było to,  e teraz mogli o mnie powie- 

dzie  wszystko:  e zabiłem  on ,  e zn całem si  nad 

Piotrusiem,  e kradłem pieni dze,  e planowałem za- 

mach stanu. Mogli powiedzie  wszystko, a ja nie 

mogłem si  broni . Zreszt  w normalnym  yciu - no,

 

niech Pan powie, Panie Redaktorze - czyja potrafiłem, 

czy ja miałem mo liwo  skutecznej obrony?

 

Zacz ły si  badania. Naprzód jakie  testy: rysu- 

neczki, które przypominały rozduszone owady na  cia- 

nie, ustawianie kolorowych klocków, zupełnie jakbym 

znalazł si  w przedszkolu, proste zadania rachunkowe, 

dla mnie, który od pierwszej klasy mocnym był w ra- 

chunkach. Wszystko to było jak jaka  potworna, bo 

metodyczna, degradacja. W ich oczach raz miałem 

osiemna cie lat, innym razem dziesi  albo cztery.

 

Szpital, do którego trafiłem, albo  ci lej, na który 

mnie skazali, był zakładem nowoczesnym. Mieli my 

swego psychoanalityka - a jak e. Chudy dr gal, któ- 

background image

 

93 

nieforemny jak strucla, ale nad nim było wielkie 

sło ce,

 

No i ten nasz dom si  zawalił.

 

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja ju  mówiłem,  e 

nie pal . Tego si  jeszcze nie nauczyłem.

 

Jako  tak, pó n  jesieni , rozp tało si  to, czego 

ja doprawdy nie rozumiem. Czy człowiek mo e by  

tak traktowany? Zupełnie niewinny człowiek. Ale 

mam mówi  tylko o faktach, jak sobie Pan  yczył na 

pocz tku naszej rozmowy.

 

Rok pracowałem jako magazynier. Poszła plotka, 

e zostałem przeniesiony dyscyplinarnie, za jakie  

machlojki, których rzekomo narobiłem jako ksi gowy.

 

Koledzy zacz li mnie unika . Za moimi plecami 

opowiadano niestworzone historie,  e fałszowałem 

kwity, słowem,  e jestem złodziejem.

 

Zwróciłem si  do Dyrekcji,  eby na zebraniu pra- 

cowników wyja nili moj  spraw . Przecie  to oni mnie 

prosili. Rok harowałem jak głupi. Nie skar yłem si , 

bo trzeba pomóc - wi c pomogłem. Ale złodziejem nie 

pozwol  si  nazywa . Dyrekcja milczała, wi c si  zwró- 

ciłem do Rady Zakładowej. I Rada Zakładowa powołała 

komisj ,  eby zbada  moj  spraw .

 

Czy Pan, Panie Redaktorze, rozumie, co to jest 

komisja, która bada spraw ? To jest tak jak proku- 

rator. Wi c wszyscy mówili,  e skoro powołano spe- 

cjaln  komisj  - to musiałem co  nabroi .

 

A komisja jako  nie mogła si  zebra , wi c pi- 

sałem listy i wyja nienia; coraz dłu sze listy i wyja - 

nienia, do wszystkich, którzy mogli mi pomóc, bo 

byłem sam i nikt mnie nie bronił. Mo e to były troch  

nieprzytomne listy, mo e nie do wszystkich nale ało 

si  zwraca , bo co miał do mojej sprawy Minister, 

tylko do Pana Boga nie napisałem, bo nie zd yłem.

 

Pan pami ta,  e byłem u Pana, Panie Redaktorze. 

I Pan mi wtedy powiedział,  ebym był spokojny,  e 

wszystko si  wyja ni,  e Pan nie mo e si  miesza , 

e Pan nie ma wyrobionego zdania.

 

Wi c powiem Panu, jak to si  wyja niło.

 

Której  soboty, było to ju  zim , Piotru  do mnie 

nie przyjechał, wi c ja pojechałem do Domu Dziecka. 

Pomy lałem,  e jest chory, bo wtedy szalała grypa.

 

Poszedłem do tego m drala od psychologii, do 

kierownika, i on mi powiedział,  e Piotru  nie chce 

do mnie przychodzi . Ledwo si  opanowałem. Za - 

dałem widzenia si  z chłopcem. Bardzo długo to trwa- 

ło, wreszcie przyprowadzili go do gabinetu kierowni- 

ka w asy cie dwóch wychowawców. Ci wychowawcy 

stwierdzili,  e mam zły wpływ na chłopca. Piotru  

stał pod  cian  czerwony i milczał. Próbowałem do 

niego przemówi , ale nie patrzył nawet na mnie. To 

wszystko było jak koszmar. Wyprowadzili Piotrusia 

i wtedy kierownik powiedział,  e nie mo na powierza  

opieki nad nieletnimi osobnikowi, przeciwko któremu 

toczy si  post powanie karne.

 

background image

 

92 

trafi  uspokoi  si  bez papierosa. Ale Pan pali stra- 

sznie du o.

 

No, wi c wybrałem. Nazywał si  Piotru . Piotru  

miał do mnie przyje d a  w sobot , a w niedziel  

wieczorem miałem go odwozi . Dwa razy w miesi cu. 

Na prób .

 

To był bardzo dziwny chłopiec. Pocz tkowo my - 

lałem,  e jest niemy. Zupełnie do mnie nie mówił. 

Patrzył tylko uwa nie i nieufnie. Raz, kiedy mu co  

opowiadałem i nagle podniosłem r k , on si  cofn ł 

i zasłonił twarz, jakbym go chciał uderzy . Ale to 

było na pocz tku.

 

Zacz ł si  oswaja . Wie Pan, Panie Redaktorze, 

po czym to poznałem? Zaraz Panu powiem.

 

Chodzili my na długie spacery. A ja mu opowia- 

dałem wszystkie historie, które pami tałem z dzie- 

ci stwa. Nie wiem, kto komu był bardziej potrzebny, 

ja jemu, czy on mnie.

 

Kiedy przechodzili my przez jezdni  - zauwa y- 

łem,  e lubi, kiedy go trzymam za r k . Miał mał  

r k , pełn  jakich  skurczów i ciepł  jak serce.

 

Zacz ł si  przywi zywa . Kupiłem mu W pustyni 

i w puszczy i przed jego wyjazdem w niedziel  czy- 

tałem mu.

 

-  No Piotru . Musimy si  zbiera . Jutro szkoła. 

I wtedy spostrzegłem,  e ksi k , któr  mu dałem,

 

chowa pod poduszk  w łó ku, na którym spał u mnie.

 

-  Có  ty robisz? Przecie  to jest twoja ksi ka. 

Zabierz j   z  sob .  Jak b dziesz  miał wolny czas, 

poczytasz sobie i opowiesz mi za dwa tygodnie.

 

-  Nie, wujku.

 

-  Dlaczego nie?

 

-  Ja wol ,  eby moje rzeczy były tutaj.

 

-  Jak chcesz. Ale powiedz mi jedn  rzecz: dla- 

czego ty chowasz wszystkie papierki od cukierków 

i  czekolad;  musz  je  potem wyrzuca .   Za miecasz 

mieszkanie.

 

-  To s  moje pami tki.

 

-  Ładne pami tki.

 

-  Chłopcy nie wierz ,  e ja tyle dostaj .

 

-  Wi c chcesz,  eby ci zazdro cili. No, ale zbie- 

rajmy si  teraz szybko, bo spó nimy si  na poci g.

 

-  Wujku...

 

-  Co?

 

-  Ja pisz  pami tniki.

 

-   Bardzo ładnie.  Wszyscy wielcy ludzie pisali 

pami tniki. Napoleon...

 

-  Ja bym chciał,  eby moje pami tniki zostały 

tutaj. W Domu Dziecka nie jest bezpiecznie.

 

-  Jak to, nie jest bezpiecznie?

 

Prosz  zauwa y , Panie Redaktorze,  e u ył dwa 

razy okre lenia „tutaj". On nie rozumiał, co to znaczy 

dom. Na moje imieniny namalował obrazek, który 

zatytułował Dom Piotra i Wujka. Przez „u" z kresk . 

( miech) Był to koszmarny wie owiec o stu oknach, 

background image

 

91 

- Jestem starszym ksi gowym. Ale teraz pracuj  

jako magazynier.

 

-  No wi c jak: ksi gowy czy magazynier?

 

-  Dyrektor mnie prosił,  ebym na pewien czas...

 

-  Nas nie interesuj  pana sprawy z dyrektorem. 

Chcemy wiedzie , jaki jest wła ciwie pana zawód.

 

-  Niech ju  b dzie magazynier,  eby nie kom- 

plikowa .

 

-  Czy miał pan dzieci?

 

-  Miałem córeczk . Umarła.

 

-  Na co?

 

- Urodziła si  na pocz tku wojny. Ja byłem w nie- 

woli. Kiedy wróciłem, dziecka ju  nie było.

 

-  Hm. To znaczy,  e nie ma pan do wiadczenia 

pedagogicznego. Widzi Pan, b d  szczery, mo e nawet 

brutalny.   Nasi  wychowankowie  to  element trudny. 

Trzeba im okaza  serce, a z drugiej strony:  elazna 

dyscyplina. Działa  raczej na  wiadomo  ni  na uczu- 

cie. Nie spuszcza  z nich oka, ale jednocze nie stwa- 

rza  pozory,  e maj  nieograniczon  wolno . Ponie- 

wa  posiadaj  oni w 90% ograniczony os d moralny 

swoich post pków, cały nacisk poło y  na wyrobienie 

nawyków. Nawyk czysto ci. Nawyk odpowiedzialno ci. 

Nawyk dyscypliny. Na tym etapie kary s  konieczne. 

Trzeba stosowa  progresj  kar. Zawsze jednak uza- 

sadnia .  adnych schematów. I bezwzgl dnie egzek- 

wowa . Ich profil intelektualny w 90% jest zamazany. 

Dlatego trzeba bazowa  na wyrobieniu odruchów wo- 

litywnych.  wiadomie u yłem słowa odruchy.  adnych 

schematów. Czytał pan Pawłowa?

 

Mówił jeszcze długo. Niewiele z tego zrozumiałem 

i on zapewne te  niewiele.

 

Pana, Panie Redaktorze, nawet o to nie pytam.

 

W ko cu zdecydował,  e oddadz  mi na okres 

próbny chłopca. Byłem ju  prowizorycznym magazy- 

nierem. Teraz miałem zosta  prowizorycznym ojcem. 

No dobrze.

 

I wtedy zdarzyła si  rzecz, nie umiem znale  

słowa, ale to nie powinno si  zdarzy . Kierownik 

zostawił mnie na chwil  samego. A potem wrócił, 

a z nim kilkunastu chłopaków. Ustawił ich pod  cia- 

n , a ja miałem wybiera . My lałem,  e si  zapadn  

pod ziemi . Chłopcy patrzyli na mnie wrogo, a wła - 

ciwie zupełnie na mnie nie patrzyli.

 

Zrozumiałem wówczas, jakim podłym stworze- 

niem jest człowiek. Bo ja zamiast przerwa  t  okropn  

scen , zacz łem naprawd  wybiera . Jeden mi si  nie 

podobał, bo był rudy, inny, bo za gruby, jeszcze inny, 

bo miał siniec pod okiem.

 

Ja naprawd  nie jestem sentymentalny. Widzia- 

łem wojn , widziałem  mier . Ale dzieci, przynajmniej 

dzieci, u diabła, powinny by  równe. Wszystkie dzieci 

s  takie same. Przepraszam Pana, Panie Redaktorze, 

mo e ja za gło no mówi .

 

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Ja po- 

background image

 

90 

W domu czułem si   le. Wie Pan, Panie Redak- 

torze, ci gle natrafiałem na ró ne rzeczy, które mi 

j  przypominały. Mówi  -  on . Na przykład pantofle. 

Najgorsze s  pantofle. Pan nawet nie wie, Panie Re- 

daktorze, ile takie pantofle mog  opowiedzie .

 

Nie, nie, ja jestem spokojny. Ja si  potrafi  opa- 

nowa . Niech si  pan nie boi.

 

Kiedy dostałem nakaz zamiany mieszkania, bo 

metra  niby był za du y, zacz łem broni  si  jak lew. 

To mieszkanie, w którym sp dziłem tyle szcz liwych 

lat z moj   on , to było jak ziemia dla chłopa. Pisałem 

odwołania, podania, zaskar ałem decyzje. Nic nie po- 

mogło. Przenie li.

 

A wie Pan, kto mi si  przysłu ył, Panie Redak- 

torze? Mój s siad i przyjaciel. Był nawet na pogrzebie 

i udawał,  e jest zmartwiony. Potem pomagał mi si  

wynie   i  te   był  zmartwiony.  „Co  ty chłopie  sam

 

zrobisz" - mówił. On był wdowcem jak ja, ale wtedy 

wła nie o enił si  drugi raz, wi c potrzebował wi k- 

szego mieszkania.

 

Zacz łem nowe  ycie na nowym metra u i było 

mi jeszcze gorzej.

 

Dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal . Nigdy 

nie paliłem.

 

Par  lat temu ogłosił Pan cykl artykułów. Pa- 

mi tam jak dzisiaj, nazywały si  Skradzione dzie- 

ci stwo. Pan nie mo e nikomu pomóc - prosz  si  

nie gniewa , je li to mówi  - ale umie Pan bardzo 

ładnie pisa . W Pana artykułach było o dzieciach 

bez rodziców, które wychowuj  si  w domu dziecka. 

Pisał Pan,  e pa stwo nie mo e zast pi  rodziny. 

To  wi ta prawda. I  eby zgłasza  si  jako rodziny 

zast pcze.

 

Zgłosiłem si . Napisałem list. Odpowiedzieli grze- 

cznie. Pojechałem do du ego Domu Dziecka, jakie  

sto kilometrów st d. To, co powiem, powinno Pana 

zainteresowa . Przecie  pisał Pan o tym.

 

Dom był ładnie poło ony. Jeziora, lasy itd. Je- 

chałem autobusem i podsłuchałem rozmow , rozma- 

wiały dwie starsze kobiety, i z tej rozmowy wynikało, 

e ten Dom Dziecka to jest „Szkoła Bandziorów". Tak 

ich w okolicy nazywano.  e niby kradn , rabuj , pij , 

a dziewczyny to prostytutki.

 

Ale nie zawróciłem. Ja, wie Pan, Redaktorze, 

wtedy miałem jeszcze energi . Wierzyłem,  e mo na 

co  zrobi  dobrego.

 

Przyj ł mnie kierownik.

 

-  Tak, pami tam, pami tam pana list.  Prosz  

siada . Mam mało czasu, wi c zaraz przyst puj  do 

rzeczy.  Dziwi  mnie tylko,   e nie przyjechała  Pana 

ona. Bo normalnie to kobiety załatwiaj  te sprawy.

 

-  Moja  ona umarła.

 

-  A to bardzo  le. Bo my samotnym dzieci nie 

oddajemy. Wie pan, nie ma gwarancji. Mieli my ju  

przykre do wiadczenia. Jaki jest pana zawód?

 

background image

 

89 

W ko cu przyj ł mnie.

 

DYREKTOR: Prosz  siada  kolego. Przyjmijcie 

od dyrekcji naszego zakładu serdeczne wyrazy współ- 

czucia. Spotkał Was cios. Cios ci ki. Cios. Nie my lcie 

jednak,  e jeste cie samotni. Stracili cie osob  blisk .

 

Bardzo blisk . Najbli sz . Nie my lcie jednak - jak 

ju  powiedziałem -  e jeste cie samotni. Zakład pracy, 

w którym sp dzili cie 15 lat nienagannej pracy, chce 

Warn zast pi  rodzin . Chce i mo e. Jeste cie warto - 

ciowym członkiem kolektywu. Nie wstydzicie si  pracy 

i praca Was si  nie wstydzi. S  chwile w  yciu czło- 

wieka ci kie. Bardzo ci kie. Ale  wiadomo  przy- 

datno ci społecznej uratowała ju  niejednego i Was 

uratuje.

 

Pan Redaktor si gn ł po ołówek i zaraz pewnie 

zapyta mnie o nazwisko Dyrektora. Czy to wa ne? 

Czy on jeden? I co to da? Ja nie chc  tutaj nikogo 

oskar a . Nikogo personalnie.

 

Dyrektor mówił jeszcze bardzo długo. Wygl dało 

to tak, jakby trenował przemówienie, bo nie patrzył 

na mnie, tylko na przeciwległ   cian , gdzie było na 

czerwonym płótnie, papierowymi literami wypisane 

długie hasło, takie długie,  e nigdy nie mogłem za- 

pami ta ; wiem tylko,  e zaczynało si  od słów: „Hu- 

manizm socjalistyczny..." a ko czyło si  na słowach 

„wydajno  pracy".

 

Dyrektor cały czas mówił.

 

DYREKTOR: Nasz zakład - wiecie - prze ywa 

trudno ci. Z jednej strony - wiecie - mamy,  e tak 

powiem, zawy one plany, z drugiej strony - niedobory 

kadrowe. Odszedł - wiecie — główny magazynier. Nie 

mamy nikogo na jego miejsce. Ja - wiecie - mam do 

Was zaufanie, wi c prosz  Was,  eby cie wyszli,  e 

tak powiem, naprzeciw naszym trudno ciom. Krótko 

mówi c, chc  Warn zaproponowa  obj cie stanowiska 

głównego magazyniera. Na krótki okres. Miesi c, do 

trzech - powiedzmy. Nie musicie mi dawa  zaraz 

odpowiedzi. Zastanówcie si .

 

-   Ja  nie  mam   co  si   zastanawia .  Przyjmuj  

propozycj . Na krótki okres. Potem chciałbym wróci  

do ksi gowo ci.

 

-  Oczywi cie,  e wrócicie. Dzi kuj  Warn za spo- 

łeczne, wiecie, podej cie.

 

I nareszcie popatrzył na mnie. Wróciłem do me- 

go pokoju. Kluczyk od biurka jako  nie mógł si  

znale . Pan Redaktor mo e jest zniecierpliwiony,  e 

mówi  o szczegółach. Ale zobaczy Pan,  e wszystko 

jest wa ne. B d  si  streszczał. B d  mówił o fak- 

tach.

 

Tego samego dnia obj łem posad  głównego ma- 

gazyniera. Na okres przej ciowy. Bałagan był tam 

potworny. Nie mogłem si  doprosi  protokołu zdaw- 

czo-odbiorczego. Ale byłem w gruncie rzeczy zadowo- 

lony. Nowi ludzie, nowe twarze. Nawet problemy.

 

Nie, dzi kuj , Panie Redaktorze, ja nie pal .

 

background image

 

88 

Nie, dzi kuj  Panie Redaktorze, nie pal .

 

Pan si  pyta, czy Rada Zakładowa interwenio- 

wała w mojej sprawie. Nie wiem. Ale nich Pan mi 

da powiedzie , Panie Redaktorze, o tym, jak si  to 

zacz ło. Ja wiem, Pana obchodz  tylko fakty dotycz ce 

mego zwolnienia i Pan im ju  powiedział,  e mo e 

o mnie napisa  tylko 100 wierszy, to znaczy po 2 wier- 

sze na rok mego  ycia.

 

Mo e Pan o mnie nic nie pisa .

 

Ale niech mi Pan pozwoli powiedzie , jak do tego 

doszło. B d  mówił krótko. Same fakty. Ja nie mam 

komu powiedzie .

 

Moja  ona umarła na pocz tku stycznia.

 

Ja nic nie b d  mówił o uczuciach. Nic tylko 

i

            fakty.

 

Kiedy wróciłem z pogrzebu, zadzwonił telefon. 

1

            My lałem,  e to przyjaciel lub znajomy. To był obcy

 

glos. Ten ludzki głos mówił.

 

i

 

!

                   GŁOS W TELEFONIE:   Prosz  Pana, czy Pan jest

 

m  tej Pani, co to dzisiaj miała pogrzeb? Ja wła nie w 

tej sprawie. Prosz  Pana, jakby Pan miał jakie  buty, 

albo suknie, bielizna te  mo e by , albo płaszczyk, albo

 

i

            futerko, to ja bym si  zgłosił i zabrał. Panu to niepo-

 

trzebne, prosz  Pana. Nieboszczka te  tego nie u yje.

 

i

            Ach tak, prosz  Pana,  yjemy,  yjemy a  nagle trach...

 

Odło yłem słuchawk , ale nie miałem siły powie- 

si . On jeszcze mówił i mówił jakby z daleka, jakby 

z piekła.

 

Pan Redaktor patrzy na zegarek. Ja ju  nic o  o- 

nie nie powiem.

 

Ja wiem,  e Pan jest od  wiata pracy, a nie od 

wiata umarłych. Ale ja si  czułem bardzo  le, jak 

wróciłem do pracy.

 

Ja zanim wróciłem, to wzi łem urlop, jeszcze 

miałem 17 dni z lata, to wzi łem,  eby zrobi  porz - 

dek. Jako  doj  do ładu z samym sob .  eby jak 

wróc  do pracy, to  ebym wygl dał normalnie.

 

Wróciłem. Wchodz  do mego pokoju. Koledzy 

u cisn li mi r k . Jeden nawet powiedział co  o współ- 

czuciu,  e niby rozumie moj  tragedi . Ja nie chciałem 

o tym mówi . Chciałem szybko zacz  co  robi ,  eby 

ju  na nic nie patrzyli, tak jak to si  ludzie patrz  

na człowieka, który le y na ulicy, bo go tramwaj 

potr cił.

 

Wi c ich zapytałem, który z nich ma kluczyk od 

mojego biurka, bo jak do mnie zadzwonili z pogotowia, 

jak  ona zasłabła nagle, a ja poleciałem i zostawiłem 

wszystko, poleciałem na to pogotowie, gdzie ona ju  

była na noszach i wie li j  do szpitala. Wi c pytam 

ich, kto z nich ma kluczyk.

 

A oni zrobili głupi  min  i mówi ,  e dyrektor 

chce ze mn  rozmawia .

 

Poszedłem, miał wła nie odpraw , ale ja nie wró- 

ciłem do pokoju, tylko czekałem w sekretariacie.

 

background image

 

87 

Listy naszych czytelników

 

(Słuchowisko)

 

Osoby:

 

DZIENNIKARZ

 

ON

 

GŁOS W TELEFONIE

 

DYREKTOR

 

KIEROWNIK

 

PIOTRU

 

LEKARZ

 

background image

 

86 

Wi c  uk czesze zlepione włosy Lalka. Jest prawie  wszystko  gotowe.  Za  chwil   mo na  drzwi 

otworzy  i wejd  ludzie.  uk czesze Lalka i mówi.  UK

 

Lalek, powiedz, kto ci to zrobił. Powiedz, Lalek. Czemu nie mówisz? Bratu mo esz wszystko po-

wiedzie .

 

H.

 

Potem odwraca si  do nas i mówi:

 

UK

 

On wszystko ze sob  zabrał.

  

G.

 

Jest ju  prawie wszystko gotowe.

 

UK

 

Niech pan przysypie t  krew piaskiem.

 

POSŁUGACZ

 

Nie trzeba. Tam postawi si  kwiaty.

 

H.

 

Przyszli koledzy, kole anki. Przynie li cale gał zie, całe kule. Na nim le ały. Na ziemi. Wsz dzie.

 

*

 

Na trzeci dzie  przyszło nas sze ciu najbli szych kolegów. Wszyscy na granatowo. Wzi li my trumn  

na ramiona. Nie  eby karawanu nie było. Karawan był, ale jechał osobno. A my my go nie li, bo był 

dobry kolega. Ludzi było du o i kwiatów. Od nas miał wie ce jak nale y - blaszane. Jeden winogron, 

drugi d b i kwiaty biało-czerwone rzucone.

 

Kurtyna

 

background image

 

85 

- po głowie - wsz dzie - ludzie byli par  metrów

 

-  jego koledzy byli - nikt nie ratował - radio 

grało, pili - a on le ał par  metrów - ani nie 

wiedzieli - bili po głowie - wsz dzie - kto bił - 

nawet nie krzykn ł - tego nie wiedz .

 

POSŁUGACZ

 

Teraz go przeniesiemy do trumny. We cie go 

z tyłu. Trzeba nie  równo, bo mo e jeszcze zbru- 

dzi  koszul .

 

H.

 

Za nogi to było łatwo nie , ale tułów był bardzo 

ci ki. Dali my mu w r k  obrazek.  uk zacz ł 

go czesa . Włosy miał naje one i jakby spocone. 

Kto  wszedł do kostnicy. Nie kolega. Nietutejszy.

 

POETA

 

Moje nieustanne zdumienie, kiedy stykam si  

z fenomenem  mierci, a jako artysta  yj  w jej 

dusznym klimacie, pot guje si  jeszcze bardziej, 

gdy dotykam dramatu takiego jak ten. Nagłe 

dotkni cie losu, który nobilituje pospolit  egzy- 

stencj .

 

Nigdy nic nie miał 

do ukrycia 

na wierzchu nosił 

twarz odkryt

 

szyj  łagodn

 

i bezbronn

 

i palce

 

do chwytania mi sa

 

kiedy mu stary

 

ojciec umarł

 

łzy na policzku - białe myszy

 

dowcip o zimnej 

lubił nodze 

objawiał  wiatu 

zdrowe z by

 

wi c czemu teraz

 

kiedy mieszka

 

w skrzyni na w giel

 

w ciemnym łó ku

 

gdzie zimny strumie  jego ciała

 

płyn c rozgarnia

 

mroki  wiec

 

wi c czemu teraz

 

kiedy le y

 

w pochmurny sufit

 

twarz zwróciwszy

 

jest taki m dry i wyniosły

 

nigdy nic nie miał do ukrycia

 

na wierzchu nosił nag  skór ,

 

MATKA

 

Dobrym był dzieckiem - do ko ca naszego  ycia pami ta  - chodzi  po domu - szuka  — szuflady 

otwiera  — czeka ,  e przyjdzie, jak schody zaskrzypi ,  e to on powie: „Koledzy zatrzymali -nie 

gniewaj si , mama" - a ja czuj ,  e pił - ale nic nie mówi  - tylko: „Id  spa  - Lalek".

 

G.

 

background image

 

84 

niczego. Miał krwaw  pr g  od brzucha a  do 

szyi. Brod  przywi zan  banda em.

 

POSŁUGACZ

 

Kto z was ma ubranie?

 

G. do H.

 

uk. Id  po  uka. On stoi jeszcze pod szpitalem. 

Poszedł po  uka. Ja zostałem sam. Patrzyłem 

na niego. Zapach był zły. Chciało mi si  pali , 

ale zaraz przyszli i przynie li ubranie w papierze, 

buty, skarpetki, wszystko, co trzeba.

 

H.

 

Powiedziałe  matce?

 

UK

 

Powiedziałem: „Mama, Lalek miał ci ki wypa- 

dek. Jest w szpitalu, przyszedłem po ubranie".

 

H.

 

Uwierzyła?

 

UK

 

Zbladła bardzo. Idzie do szafy. Wyjmuje grana- 

towy tenis, najlepsze wyj ciowe, i mówi: „Długo 

si  nim nie nacieszył". Ja mówi : „Mo e mama 

chce go zobaczy ". „Nie, powiada. Ubierzcie go 

ładnie, ułó cie jak trzeba. Potem przyjd ."

 

MATKA

 

Dobrym był dzieckiem - tylko tyle,  e młody - 

do „Stodoły" poszedł od czasu do czasu - ale 

lubili go - nie wiem, jak to mo liwe -  eby to 

zrobi  - zabra   ycie młode - za co - kto miał 

tak  nienawi ,  eby to zrobi  - to nie człowiek

 

był - byli jego koledzy - nikt mu nie pomógł -

 

on nawet nie krzyczał. 

POSŁUGACZ

 

Teraz włó cie buty. 

H.

 

Nie wchodz . 

POSŁUGACZ

 

Trzeba całe rozsznurowa . Spuchły mu nogi. 

H.

 

Było ci ko wło y , ale si  udało.  uk powiedział

 

do tego, co nam pomagał. 

UK

 

Niech pan patrzy, te nogi s  zbyt osobno. 

POSŁUGACZ

 

Mo na je zwi za  troczkami od gaci. 

UK

 

To nie b dzie elegancko. 

G.

 

Nało yli my koszul .   Nie  dało  si   zapi   pod

 

szyj . Czarny krawat na gumce p kł. Trzeba było

 

gumk  sztukowa . 

POSŁUGACZ

 

Podnie cie go teraz za r ce; wło ymy marynark . 

MATKA

 

Dobrym był dzieckiem - oni podeszli do stolika

 

-  grzecznie przeprosili - wyci gn li w noc - bili

 

background image

 

83 

III. UBIERANIE DO SNU

 

G.

 

Był prokurator? 

H.

 

Był. 

G.

 

I co? 

H.

 

Nie wiadomo. Spisał wszystko. 

G.

 

Co z Leonem? 

H.

 

Siedział, ale go wypu cili. Mówi ,  e to nie on. 

G.

 

A kto''

 

H.

 

Nie wiem. 

G.

 

Trzeba słucha , co ludzie mówi . 

H.

 

On z nikim nic nie miał. 

G.

 

Mo e to jakie  stare sprawy. 

H.

 

Mówi ,  e to nie z nienawi ci. 

G.

 

A z czego? Przez głupot . I  e to nie jego chcieli,

 

tylko kogo innego. 

G.

 

Masz klucz? 

H.

 

Nie. Powiedzieli,  e za chwil  otworz . 

G.

 

Co oni si  tak bawi ? 

H.

 

No wiesz... Daj papierosa. 

A.

 

Dzie  dobry! 

H. i G.

 

Dzie  dobry. 

A.

 

Czy to prawda? 

H.

 

Tak. 

A.

 

Nie mog  uwierzy . Przecie  jeszcze wczoraj. Ot,

 

ycie ludzkie... 

POSŁUGACZ

 

Kto jest z rodziny?

 

G.

 

My koledzy.

 

POSŁUGACZ

 

Mo ecie wej .

 

H.

 

Jake my tam weszli, Lalek le ał na stole bez 

background image

 

82 

No, zdrowie Lalka.

 

background image

 

81 

Tak. O co chodzi?

 

24

 

A.

 

Nagle seria z prawej strony: ta-ta-ta-ta-ta. Rzu- 

ciło mnie o ziemi . Chc  si  podnie , nie mog . 

Ciemno w oczach. Chor ak podczołgał si  do 

mnie; co ci, Wladek?, pyta.

 

25

 

OBCY

 

Mam do pana spraw . 

LALEK

 

Teraz? 

OBCY

 

Tak. Bardzo pilna. 

LALEK

 

O co chodzi? 

OBCY

 

Osobista sprawa. Chciałbym na osobno ci. 

Lalek wstaje od stolika.

 

26

 

C.

 

Co ty,  uk? Siadaj!

 

27

 

LALEK

 

Zaraz wracani.

 

Lalek i Obcy id  do wyj cia.

 

28

 

A.

 

Co ci, pyta Chor ak. A ja ju  mówi  nie mog .

 

29

 

UK

 

Lalek, nie wychod  sam! Lalek, oni si  na ciebie 

zasadzili!

 

30

 

A.

 

Kto si  tak drze? 

B.

 

uk, brat Lalka. Pewnie si  upił.

 

31

 

C.

 

Siadaj! Napij si ,  uk. Czego si  trz siesz, głupi?

 

32

 

G.

 

Po co on wyszedł? 

H.

 

Znasz tego go cia, z którym wyszedł? 

LODZIA

 

Ja go nie znam. 

G.

 

Czy to kolega Leona? 

F.

 

Nie wiem. 

LODZIA

 

Bardzo duszno. 

G.

 

background image

 

80 

G.

 

Zdrowie młodocianej pary! 

LODZIA

 

Lalek, pu  mi r ce. Cała spocona jestem.

 

21

 

D.

 

Pami taj,  uk.  ycie trzeba uszanowa . 

UK

 

Ja, panie Józiu, musz  pój  do brata, bo oni si

 

na niego czaj . 

D.

 

Dobrze, pójdziesz. 

C.

 

Słuchaj, co starsi mówi .

 

D.

 

Co tylko istnieje, ma prawo do  ycia. Widzisz,

 

uk, t  much ? 

UK

 

Widz . 

D.

 

Ja jej nie zabijam. Niech  yje. Ka dy chce  y . 

C.

 

I to dobrze  y . 

D.

 

Widzisz,  uk. Ja jej nic nie robi . Ja nie ceni

 

muchy jako stworzenia. Ja ceni  much  jako  ycie.

 

22

 

HELA

 

Niech si  pan nie smuci, panie Władzio.

 

A.

 

Ot, wspomnienia...

 

B.

 

Jak to si  sko czyło?

 

A.

 

Był po lewej stronie taki pagórek, ot tam, gdzie 

popielniczka. Za pagórkiem most. Czołgi jad  na 

ten pagórek. Jasne, chc  si  przeprawi  na drugi 

brzeg i odci  nas. Trzeba wysadzi  most. Zgłosiło 

si  czterech na ochotnika:

 

Ko mider, Wandzel, Chor ak i ja. Biegniemy 

steczk . Teren odkryty, wal  po nas, tylko kurz 

idzie. Biegniemy, padamy, biegniemy, padamy...

 

23

 

LALEK, G., H. i LODZIA  piewaj

 

...Do zielonego, do zielonego. Tralalala tralalala

 

tra la la la. 

LALEK

 

Ale wyci gasz, Lodzia. 

LODZIA

 

Mo e  le? 

LALEK

 

Kto mówi,  e  le? Bardzo dobrze. 

OBCY

 

Przepraszam. Czy pan Lalek? 

LALEK

 

background image

 

79 

Du o ich było?

 

A.

 

Dwana cie. Rotmistrz mówi: „Damy im podej  

na odległo  strzału". A potem po krzy ach. Cisza. 

Skóra cierpnie. Tylko to „rrrrr" coraz bli ej.

 

17

 

G.

 

Patrz, kto idzie, Lalek? 

H.

 

Prosto na ciebie. 

G.

 

Masz, chłopie, wzi cie. 

LALEK

 

Lodzia! Niech mnie. 

LODZIA

 

Dobry wieczór! 

LALEK

 

Jak si  masz. Morowo,  e jeste ,  e  przyszła.

 

LODZIA

 

Co wy tak sami? 

LALEK

 

Czekamy na ciebie. 

LODZIA

 

Nie mów! 

LALEK

 

Fakt. No, Lodzia, jeste . Zjesz co ? 

LODZIA

 

W zasadzie jestem po kolacji. Ale tort mo e by . 

H.

 

Jaki? 

LODZIA

 

Czekoladowy. Albo orzechowy. 

G.

 

Pijemy wasze zdrowie! 

LALEK

 

Lodzia. Zdrowie. Czekałem na ciebie. 

Pij .

 

18

 

C.

 

Siadaj, głupi. Dok d si  wydzierasz.

 

UK

 

Musz  do brata. Musz  mu powiedzie .

 

D.

 

Widzisz, kobieta tam przyszła. Nie przeszkadzaj, 

uk. Trzeba by  delikatnym. Napij si !

 

UK

 

Nie mog , panie Józiu. Ja tylko dwa słowa po- 

wiem Lalkowi i zaraz przyjd .

 

C.

 

Uszanuj starszych,  uk.

 

A.

 

LODZIA

 

Co wiem? 

LALEK

 

To, co ty wiesz. 

background image

 

78 

Zabili go na moich oczach.

 

15

 

G.

 

No, Lalek, nie łam si . Nie b dzie ta, to b dzie

 

inna. Cyk! 

LALEK

 

Cyk! Ale tu ła nia.

 

Pij . 

H.

 

Powietrze stoi. Co  w nocy b dzie. 

LALEK

 

Co ma by ? 

H.

 

Burza albo... 

LALEK

 

Nie smakuje mi wódka. Ciepła. 

G.

 

Nie gry  si , chłopie. 

H.

 

Powiem ci co , Lalek. 

LALEK

 

No? 

H.

 

To, co ja ci powiedziałem, to nieprawda. 

LALEK

 

Co nieprawda? 

H.

 

Ona tak nie powiedziała. 

LALEK

 

Lodzia? 

H.

 

Tak, Lodzia. 

LALEK

 

To ty taki? 

H.

 

Wiesz, jaki jestem. 

LALEK

 

Nie pij  z tob . 

H.

 

Słuchaj jak człowiek. 

LALEK

 

Odwal si .

 

kiego wsparcia z tyłu. Czekamy, kiedy wróc  

samoloty. Nie wracaj . Alarm bojowy. Stanowisko 

dobrze zamaskowane. Nie wolno pali . 

Słycha  tylko, jak muchy bzykaj . Ja le ałem na 

drugiej linii. Zdrzemn łem si  chwilk . A  tu 

nagle słysz : rrrrr.

 

B.

 

Samoloty?

 

A.

 

Nie, czołgi; my l  sobie: b dzie bal. Widoczno  

dobra. Pchaj  si  naprzód. Czarne jak te wszy 

na prze cieradle.

 

HELA

 

background image

 

77 

B.

 

No to, panie Wladzio, za zwyci stwo! 

A.

 

Cze .

 

Pij .

 

14

 

C.

 

Pami taj,  uk, jak starszego człowieka nie usza- 

nujesz, nie b dziesz miał szcz cia w  yciu.

 

D.

 

Wiesz, jak jest w katechizmie: Pami taj, aby  

dzie   wi ty  wi cił.

 

UK

 

Musowo, panie Józiu.

 

D.

 

Jak musowo, to si  jeszcze napij.

 

UK

 

Przepraszam bardzo, panie Józiu...

 

D.

 

Nie ma za co. No.

 

Pij . 

UK

 

Ale teraz to ja ju  naprawd  musz ... 

C.

 

Sied . Nie ruszaj si . Głupi jeste . 

D.

 

Czego ty chcesz od Lalka? 

UK

 

Chc  mu powiedzie ,  eby uwa ał. 

D.

 

Na co ma uwa a ?

 

UK

 

Chc  go bi .

 

C.

 

I ty mu chcesz pomóc?

 

UK

 

Chc  powiedzie ,  eby uwa ał.

 

C.

 

Nie mieszaj si .

 

UK

 

To mój brat.

 

C.

 

Da sobie rad . Napij si ,  uk.

 

UK

 

Ja naprawd  bardzo przepraszam. Ja mu tylko 

powiem dwa słowa na ucho i zaraz wróc .

 

D.

 

Sied ! Starszych trzeba szanowa . Mógłby  by  

moim synem. Mój Stasiek był starszy od ciebie 

o trzy lata. A ja ju  nie mam syna. Stasiek...Sta- 

siek...

 

Pijacka rozpacz.

 

C.

 

Nie płacz, Józik. Ludzie patrz .

 

D.

                                                                                      \

 

background image

 

76 

Miody jeste . Głupi.  ycia nie znasz. 

UK

 

Dzi kuj  za pocz stunek, ale teraz to naprawd

 

musz  pój  do Lalka. 

C.

 

A tu ci  le. Jak ci  le, to napij si  jeszcze. 

UK

 

Nie mog . Mam bardzo wa n  spraw . 

D.

 

Pij, szczeniaku. Ja z twoim ojcem nieboszczykiem

 

do szkoły chodziłem.

 

Pij .

 

13

 

A.

 

Tak, tak... 

HELA

 

Straszna gor czka. 

A.

 

Tak jak wtedy w trzydziestym dziewi tym.

 

B.

 

Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?

 

A.

 

Na wojnie.

 

B.

 

Aha.

 

A.

 

Pami tam, było to siódmego wrze nia. Upał 

straszny. Dochodzimy do Wisły. Rozkaz: spieszy  

szwadron.

 

B.

 

Panie Władzio, przed przepraw  mo e si  po- 

krzepimy.

 

A.

 

Mo na.

 

HELA

 

Ja ju  nie mog .

 

A.

 

W wojsku nie ma nie mog . Rozkaz i ju . (pij ) 

Dowódca nasz, rotmistrz Jaworski...

 

B.

 

Znalem jednego Jaworskiego. Był gajowym 

w Drohiczynie.

 

HELA

 

Nie przerywaj.

 

A.

 

Rotmistrz Jaworski. Wysoki, pi kny m czyzna. 

liczne z by miał. Wszystkie złote. Przyjechał do 

nas na koniu: okopa  si ! Koniowodni odprowa- 

dzaj  konie w las. Dochodzi do nas batalion pie- 

choty. Teren dobry do obrony. Krzaki, wzgórza 

rzeka. Artyleri  posłali do tyłu. Ryjemy w ziemi. 

A  tu nagle trzy samoloty nisko nad nami i wu, 

wu, wu: bomby. Ziemia chodzi. Istne piekło, panno 

Helusiu. Le  na ziemi i tylko słysz , jak kamyki 

tłuk  po moim hełmie kawaleryjskim.

 

background image

 

75 

Panie Władzio, niech si  pan całkiem nie rozbiera.

 

A.

 

Spokojnie. O tu, cała seria z czołgu. R ka na

 

jednym włosku wisiała. 

HELA

 

Mój Bo e!

 

11

 

LALEK

 

Powiedziała,  e nie ma sukienki... 

G.

 

Mogła przyj  bez.

 

LALEK

 

S cichnij. 

G.

 

Nerwowy jeste . 

LALEK

 

Jak ona to powiedziała? 

H.

 

Powiedziała:   „Powiedz   Lalkowi,    e  nawet  nj^

 

mam w co si  ubra ". 

LALEK

 

Tak powiedziała? 

H.

 

Tak. 

G.

 

No, Lalek. Pod to ciało,  eby chciało.

 

12

 

Wchodzi  uk. Rozgl da si  po sali. 

C.

 

uk! 

UK

 

Szanowanie. 

D.

 

Siadaj,  uk. Oszcz dzaj nogi- 

UK

 

Nie mog . Szukam. 

D.

 

Siadaj, jak szef mówi. Siadaj! 

UK

 

Chyba na chwil . Szukam Lalka. 

C.

 

Siedzi tam pod oknem.

 

UK

 

To ja przepraszam. Musz  mu co  bardzo wa - 

nego powiedzie . 

C.

 

Wypij jeden kieliszek i id  w diabły. 

D.

 

No,  uk. Daj ci Bo e rozum.

 

Pij . 

UK

 

Dzi kuj . A teraz bardzo przepraszam. 

C.

 

Nie ma za co,  uk. 

D.

 

background image

 

74 

D.

 

Co ty? Porozmawia  zawsze mo na. 

C.

 

Ty! Nie  pij.

 

E.

 

Bardzo gor co. 

C.

 

Napij si  lemoniady. 

D.

 

Spił si  jak  winia. 

C.

 

Ja ciebie za to lubi , Józik, zawsze jeste  w po- 

rz dku. 

D.

 

Człowiek jest człowiekiem. 

C.

 

Przez ludzi do ludzi. No, Józik, twoje zdrowie!

 

Pij . 

D.

 

A ta  winia  pi. 

C.

 

Nie bój si .  ona go zbudzi.

 

10

 

A.

 

Zdrowie panny Heli. 

B.

 

I niech nas zaprosi na swoje wesele. 

A.

 

Zaprosi panna Hela? 

HELA

 

Zaprosz , ale tylko pana Władzia. 

A.

 

Widzisz, naraziłe  si . Przepro . 

HELA

 

Daj spokój, ludzie patrz .

 

A.

 

No, dzieci!  Chlup do  rodka, bo karzełki nam

 

wypij .

 

Pij . 

Ale upał, zupełnie jak w trzydziestym dziewi tym.

 

B.

 

Dlaczego w trzydziestym dziewi tym?

 

A.

 

Jeszcze was wtedy na  wiecie nie było. Wojna

 

była. 

HELA

 

To wiemy.

 

A.

 

Wy wiecie z ksi ek,  a ja to mam na skórze

 

wypisane. 

HELA

 

Jak to na skórze, panie Władziu?

 

A.

 

Chce panna Hela zobaczy ?

 

B.

 

background image

 

73 

H.

 

Co mnie osrebrzacie. Zlatałem si  jak głupi. Cały

 

mokry jestem. 

LALEK

 

Napij si . 

H.

 

Lemoniad  dajesz. 

G.

 

Mleka chcesz? 

H.

 

Od w ciekłej krowy. 

LALEK

 

Panie  Nied wiecki.  Zamknij  pan tego Fransa. Pu ciłby pan muzyk  jak .

 

7

 

A.

 

Zaraz rumie ców panna Hela dostała. B.

 

Nie ma si  czego wstydzi , Hela. HELA

 

Nie wstydz  si , tylko gor co. A.

 

To niech panna Helia bluzeczk  zrzuci. HELA

 

Panie Władziu! Pan - starszy człowiek! A.

 

A co, starszym nic si  nie nale y? B.

 

Hela nie lubi starszych. HELA

 

Jak b dziecie dokucza , to sobie pójd . A.

 

Po artowa  mo na.

 

8

 

LALEK

 

Rozmawiałe  z ni  czy z matk ? H.

 

Z ni .

 

LALEK

 

I co powiedziała? 

H.

 

Ale nudny jeste , Lalek. 

LALEK

 

No powiedz? 

H.

 

Powiedziałem: „Ubieraj si , Lodzia. Idziemy do

 

«Stodoły» Lalek czeka". 

LALEK

 

A co ona? 

H.

 

Powiedziała,  e sukienki nie ma. 

G.

 

Gor co jest. Mogła przyj  goła. 

LALEK

 

Ty schowaj swoje kawały do kieszeni. 

G.

 

Nie obra aj si , Lalek. 

H.

 

No to chlup, panowie.

 

Pij . 

LALEK

 

Ciepła. Nie smakuje mi dzisiaj.

 

9

 

C.

 

Daj g by, Józik. Nie gniewaj si . 

background image

 

72 

dzisiaj.

 

C.

 

Trzeba zje  beczk  soli. 

D.

 

Nie b d  głupi. Nie jedz soli, we   ledzia. 

C.

 

Mówi   przysłowiowo.   e  z  człowiekiem  trzeba

 

zje  beczk . 

D.

 

Jak  beczk ? 

C.

 

eby go pozna . 

D.

 

A ty kiedy mi oddasz t  beczk , co mi z magazynu

 

wzi łe  w miesi cu marcu? 

C.

 

Józik, ty pijany chyba jeste . Dawno ci zwró- 

ciłem. 

D.

 

Nie rób ze mnie jelenia. 

C.

 

0  szczeniaku. Tego to ja nie lubi . 

D.

 

Ty szmaciarzu. 

C.

 

Zabierz r ce, bo ci  skrzywdz . 

RADIO

 

Le francais par la radio. Nasi przyjaciele Denise

 

1 Ren  wybrali si  do restauracji. Wita ich kelner 

- garcon. „Le garcon" to w tym przypadku nie 

chłopak,  ale kelner.  Garcon:  Entrez messieurs 

dames. Voici le menu. Denise i Ren  studiuj  

kart   -  le  menu,  le  menu,  wybieraj   sałatk  

z pomidorów i pasztet wiejski - une salade de 

tomate, une salade de tomate et le pate de cam- 

pagne, le pate de campagne.

 

Na drugie nasi przyjaciele wybieraj  chateau- 

briand aux pommes. Potrawa nazw  sw  za- 

wdzi cza pisarzowi i dyplomacie Francois Ren  

de Chateaubriand 1768-1848... 

6.

 

LALEK

 

No co? 

H.

 

Flaki. 

LALEK

 

Kozak to ty nie jeste . 

H.

 

Co, miałem za włosy j  ci gn ? 

LALEK

 

Wystarczyło za r k . 

H.

 

Powiedziała,  e mo e przyjdzie potem. 

G.

 

Po czym? 

background image

 

71 

raz ci  zobaczyłem. 

D.

 

Ty! Nie  pij! 

E.

 

Gor co. 

C.

 

Napij si  lemoniady. Niedobrze ci? 

E.

 

Dobrze.

 

3

 

LALEK

 

Tutaj pod oknem. 

F.

 

Siadajcie. 

LALEK

 

Ale upał, koszula si  klei. Otwórz okno. 

G.

 

Teraz lepiej. 

LALEK

 

Idziesz po ni ? 

H.

 

Id , zajmijcie miejsce. 

F.

 

Przyprowad  j . Pami taj. 

H.

 

Przyprowadz , jak b dzie chciała. 

F.

 

Co znaczy, nie b dzie chciała?

 

H.

 

No wiesz, jak jest. 

F.

 

Nie łam si , chcesz,  ebym z tob  poszedł? 

H.

 

Sam załatwi .

 

4

 

A.

 

No co? Dlaczego si  Hela rumieni? 

B.

 

Pijesz pierwszy raz z m czyznami? 

HELA

 

Nie pierwszy. 

A.

 

A tata nie przylec  z kijem? 

HELA

 

Chyba nie. 

A.

 

No, zaczynajmy. Zdrowie naszej jedynaczki.

 

B.

 

eby urodziła czworaczki. 

Pij -

 

5

 

C.

 

Słuchaj mnie, Józik. Ja ci  lubi  jak brata. 

D.

 

Ja te  ci  szanuj . Ty wiesz. Znamy si  nie od

 

background image

 

70 

Mam dzisiaj zebranie. 

MANIA ironicznie

 

Aha. 

KIEROWNIK

 

Patrz dobrze, co si  dzieje. Nie czytaj gazety pod

 

bufetem. 

MANIA

 

Kiedy wrócisz? 

KIEROWNIK

 

Nie wiem. Uwa aj, Mania, jak Jadzia reszt  wy- 

daje. 

MANIA

 

Ja si  do niej nie mieszam. 

KIEROWNIK

 

I trzeba pilnowa ,  eby nie tłoczyli si  koło bufetu. 

MANIA

 

Zawsze si  tłocz . 

KIEROWNIK

 

Nie maj  prawa. Zamówi . Zapłaci  i wynosi  si . 

MANIA

 

Tak si  mówi. 

KIEROWNIK

 

I  eby awantur nie było. Jak si  awanturuj , za 

drzwi wyrzuci . Niech si  w lesie awanturuj .

 

MANIA

 

W lesie ciemno. Niebezpiecznie. Wol  tutaj. 

KIEROWNIK

 

Masz kufle, Jadzia? 

JADZIA

 

Mam. 

KIEROWNIK

 

Mania, odłó  gazet . Uwa aj na wszystko. 

Wychodzi.

 

1

 

A.

 

Gdzie siadamy? 

B.

 

Pan jeste  nasz go . Niech pan wybiera. 

A.

 

Mo e tutaj. Panno Helu, pani b dzie łaskawa. 

B.

 

Hela, nie bój si . Nie zjemy ciebie. Lec  po szkło. 

A.

 

liczna laleczka z panny Heli.

 

2

 

C.

 

Najlepiej pod radiem. 

D.

 

Po co pod radiem. 

C.

 

Muzyka pod  ledzika.

 

D.

 

Ja ciebie lubi  jak brata. 

C.

 

Ja te  ci  szanuj . I to od pocz tku, jak pierwszy

 

background image

 

69 

II. STODOŁA

 

KIEROWNIK

 

Jadzia! Kufle przygotowane? 

JADZIA

 

Przygotowane, panie kierowniku. 

KIEROWNIK

 

Poka ! Co ty, Jadzia? Chora? 

JADZIA

 

Dlaczego?

 

KIEROWNIK

 

Na sobot  tyle kufli. 

JADZIA

 

Jak jest za du o, to si  tymi kuflami bij . 

KIEROWNIK

 

Od tego jeste , Jadzia,  eby uwa a . 

JADZIA

 

Co ja mog , kierowniku? 

KIEROWNIK

 

Jak si  chc  bi , wyrzucaj za drzwi. Mało tam

 

kamieni?

 

Kufle musz  sta  na stoliku. 

JADZIA

 

Mo e je przywi za  sznurkiem. 

KIEROWNIK

 

Pomy limy o tym. A teraz le , Jadzia, do maga- 

zynu po kufle.

 

Szklanki masz? 

JADZIA

 

Po co szklanki? 

KIEROWNIK

 

Na wódk . 

JADZIA

 

I tak wol  w kuflach. 

KIEROWNIK

 

Nie maj  prawa. 

JADZIA

 

Strasznie tłuk  szklanki. 

KIEROWNIK

 

Od tego jeste . Uwa aj. Le  do magazynu. Zaraz

 

zaczn  przychodzi . Maniu! 

MANIA

 

Co jest? 

KIEROWNIK

 

Odłó  gazet !

 

MANIA

 

Tak jest - panie kierowniku. 

KIEROWNIK

 

Mania, mówi si  do ciebie. 

MANIA

 

No? 

KIEROWNIK

 

Uwa aj wi cej. 

MANIA

 

Ty jeste  od uwa ania. 

KIEROWNIK

 

background image

 

68 

RYBAK II

 

Jak sło ce b dzie zachodzi , popłyniemy przez 

Anacha za trzcin , pod Olchami, do Gł bokiej 

Buchty. Ty zasadzisz si  na Kuciej Fai, ja popłyn  

na Generalski Róg. Tam mo na szczupaka na 

błyszczk  upolowa .

 

RYBAK I

 

Mo na spróbowa .

 

BABKA

 

...Ludzie  yli po lasach jak dziki. Kto mógł, jam  

sobie wygrzebał, gał ziami nakrył...

 

REPORTER

 

Poeta Teodor łowi wieczór w sie  swego natchnie- 

nia.

 

POETA

 

„Taka chwila"

 

trzy poziomy

 

spodem ł ki woda

 

i szuwary to ju  chyba wszystko

 

wy ej dom po ród sadów i stoków 

dach czerwieni  odpiera niebiosa 

sygnaturka dla pobo nych obłoków

 

to ostatnie to ju  trzeci wymiar 

młyn słoneczny albo szarfy wieczoru 

czarna trawa bardzo du o gwiazd

 

jednym okiem mo na to obj

 

i na korze serca wypisa

 

lecz by wygra  trzeba trudnych nut

 

na

 

na t  chwil , która wła nie si  spełnia 

bowiem potem ju  tego nie b dzie 

jeden głos jeden kolor ub dzie

 

teraz jaskółki ostrz  powietrze 

młodzi spotykaj  si  przy grobli 

b dzie pewnie jeszcze jeden wieczór

 

background image

 

67 

Ja przewa nie spotykam si  z kolegami. 

REPORTER

 

No i pewnie dok d  idziecie.

 

LALEK

 

Jak jest gdzie. 

REPORTER

 

A kino? 

LALEK

 

Nie zawsze si  dostanie. No i jak pójdzie si

 

w sobot , to w niedziel  nie ma si  co robi . 

REPORTER

 

Mo na do Domu Kultury. 

LALEK

 

Niby mo na. Niedawno byłem na odczycie. Przy- 

jechał autor z Warszawy. Jako  na „W" si  na- 

zywał. Taki du y, gruby. Mo e go pan zna? Czer- 

wony na twarzy. Swoj  taksówk  przyjechał. 

Wa kiewicz, zdaje si . Jak jest pogoda, idziemy 

nad jezioro. Tak e do „Stodoły" czasami. 

REPORTER

 

Cz sto zagl dacie do „Stodoły"? 

LALEK

 

Tak. Tam wła ciwie wszystkich mo na spotka .

 

Całe kole e stwo. 

REPORTER

 

Warto chyba zajrze  do tej „Stodoły", o której

 

tyle si  mówi. Trzeba przej  przez całe miaste-     

 

czko - przez rynek oczywi cie. 

RADIO

 

...Ali ci siostra hrabiego de Fromentier, pi kna 

Adela, wzbudza gor ce uczucia w sercu don Se- 

bastiana, na poły awanturnika, na poły zdobywcy 

serc niewie cich. W ród szalej cej burzy don Se- 

bastian przebiera si  za mniszk . Nast puje sze- 

reg zabawnych scen i komicznych nieporozumie . 

REPORTER

 

„Stodoła" jest to du y barak, poło ony kilometr 

za domem Bara skiego, na skraju lasu, nad je-

 

ziorem. Podmokła  cie ka nad brzegiem. Koło 

trzcin nieruchome sylwetki rybaków.

 

RYBAK I

 

Nic nie ci gnie.

 

RYBAK II

 

Nie bój si . Jezioro gładkie.

 

RYBAK I 

To co?

 

RYBAK II

 

Gor co. Upał dusi wod . Ryby b d  podpływały 

do brzegu.

 

RYBAK I

 

Du o złowiłe ?

 

RYBAK II

 

Same kiełbie i dwa okonie.

 

RYBAK I 

Niedu o.

 

background image

 

66 

doty. A tych aeroplanów nie znali jak teraz; 

wszystko piechot  chodziło. B dzie tak, przej- 

dziesz trzydzie ci kilometrów, nóg nie czujesz, 

a oficery ka  kła  si  na ziemi, w mundurze, 

z karabinem, z patronami. Nie na plecach, bo 

wtedy trudniej na alarm wsta . Na brzuchu le- 

ysz. W Piotrogrodzie, dwa tygodnie, dobrze było 

jak u Boga za drzwiami. Ale ró ne zarazy zacz ły 

po ludziach chodzi . My spali z jednym z naszych 

stron koło siebie na pryczy. Budz  si  raz w no- 

cy, on gor cy jak piec. Patrz , czerwone paciorki 

ma na czoło nało one. To był brzuszny tif. Za- 

raziłem si , dwa tygodnie le ałem bez duszy. 

Wychodz  pierwszy raz po chorobie, a stali my 

naprzeciw stacji. Id  ja i widz : dwa wagony 

trupów, i to w kalesonach jak drewka poukła- 

dane. 

REPORTER 

Pracownicy tego zakładu to przewa nie młodzi 

ludzie. 

KIEROWNIK 

W pierwszym kwartale mieli my trudno ci ma- 

teriałowe, tote  zakre lonych planów nie wyko- 

nali my. Sił  rzeczy premii na zakładzie nie wy- 

płacono. W drugim kwartale pokonali my braki 

w zaopatrzeniu. Tak e je li chodzi o rytmiczno , 

jest w chwili obecnej lepiej. 

REPORTER 

Czy kierownictwo zakładu stara si  zorganizowa  

rozrywki dla swoich młodych pracowników? 

KIEROWNIK 

Je li chodzi o zagadnienia kulturalno-o wiatowe, 

to mamy specjalnego referenta, który uko czył 

kurs. 

REFERENT 

Maci g Jan, referent KO. Wi c mamy  wietlic , 

gdzie mo na przeczyta  czasopisma. Stoły ping- 

pongowe. Radio, i chcemy kupi  telewizor.

 

REPORTER

 

A czy pracownicy z tego korzystaj ?

 

REFERENT

 

Chwilowo nie, bo jeszcze trzeba okna wstawi .

 

Zreszt  wielu jest takich, co to wol  pój  do

 

„Stodoły". 

REPORTER

 

Do „Stodoły"? 

REFERENT

 

Taka buda nad jeziorem. W soboty i niedziele

 

zabawy. I popi  mo na. 

REPORTER

 

A pan? Co pan robi po pracy? 

KIEROWNIK

 

No, Lalek. Odpowiedz panu redaktorowi. Czego

 

si  wstydzisz? 

LALEK

 

background image

 

65 

szła, Wysoki S dzie. G b  tylko miała niena- 

art . 

REPORTER 

Naprawd  atmosfera tu jest nie do zniesienia. 

Wychodz  na rynek. 

BABKA 

Dzi kuj , panie, Bóg zapła . Stara niedoł na, 

ale pami ta. Po ar był wtedy taki wielki. Jasno 

jak w dzie . Ona krzyczała: „Pu cie mnie! Tam 

s  moje dzieci!" Porwała wszystko na sobie. 

RADIO 

...Ciało samego Gola, z materii równie nadprzy- 

rodzonej co materia jego konia, dawało sobie rad  

z wszelk  rzeczow  przeszkod , z wszelkim spot- 

kanym w drodze przedmiotem, czyni c ze  sobie 

ko ciec i wchłaniaj c go, cho by to była klamka 

u drzwi, na której oblepiała si  natychmiast 

i wpływała niezwyci enie jego czerwona szata 

albo jej blada twarz, zawsze jednako szlachetna 

i melancholijna, ale nie zdradzaj ca  adnego 

wzruszenia t  transwertebracj ... 

REPORTER 

Północn  stron  rynku zajmuje spółdzielnia wie- 

lobran owa: smoła, Brandys, perfumy, ła cuchy, 

buty, perkal, kosy, pier cionki, zgrzebła, zegarki, 

lusterka... 

KIEROWNIK 

Z zaopatrzeniem nie mamy teraz trudno ci, brak 

nam jeszcze tylko niektórych cz ci. 

REPORTER 

Dwa zakłady zbiorowego  ywienia. Restauracja 

„Pojezierze" i jadłodajnia: barszcz ukrai ski, kot- 

let, kaszanka. 

KIEROWNIK 

Je li chodzi o spo ycie wódki, to staramy si  

je zast pi  przez spo ycie wina. Prowadzimy 

nowy gatunek pod nazw  „Północne", które cie- 

szy si  du  popularno ci  w ród konsumen- 

tów, 

REPORTER 

My l ,  e warto te  zajrze  do którego  z zakła- 

dów pracy. Zbli a si  ju  czwarta. Przepraszam, 

jak doj  do fabryki obuwia? 

LISTONOSZ 

Id  tam. 

REPORTER 

Pan tutejszy? 

LISTONOSZ 

Listonosz. 

REPORTER 

Stale pan tu mieszka? 

LISTONOSZ 

Stale tu nawet kamieniem nie siedz . Ja za 

Mikołaja w wojsku był. Nie to, co teraz, twarda 

słu ba. Co si  człowiek nacierpiał biedoty i tru- 

background image

 

64 

jak na dnie pudełka 

w gnie dzie po osach 

w zepsutym zegarze

 

- miasteczko moje 

miasteczko

 

samo si  toczy 

nikt go nie nakr ca 

od piania  witu 

a  do piania  mierci

 

REPORTER

 

Poeta Teodor oddala si  poruszaj c kształtn  gło- 

w . Na chwil  przystaje, jakby nasłuchiwał szu- 

mu skrzydeł nad sob . No i znów jeste my na 

rynku. Odjechały konie, wozy, ludzie. Teraz wy- 

chodz  głodne psy.

 

BABKA

 

Pami tam, wszystko pami tam. Oczu nie mam, 

ale pami tam. Oczy mi teraz niepotrzebne.

 

REPORTER

 

Z czterech czarnych megafonów, ustawionych na 

rogach rynku, na br zowe kału e ko skiego mo- 

czu, na  d bła słomy i grzbiety głodnych psów 

spływa dojrzały fragment prozy.

 

RADIO

 

...Czasami miałem ju  tylko krótkie chwile, tyle, 

aby usłysze  trzeszczenie wyschłej boazerii, aby 

otworzy  oczy, wlepi  je w kalejdoskop mroku 

i - dzi ki chwilowemu błyskowi  wiadomo ci -

 

kosztowa  snu, w którym pogr one s  meble, 

pokój, wszystko, czego ja byłem tylko cz stk  

i z czym niebawem znów si  ł czyłem w bezczu- 

ciu: lub te   pi c cofałem si  bez wysiłku w mi- 

niony na zawsze wiek...

 

REPORTER

 

S d powiatowy. Br zowa sala. Zapach mokrego 

pierza, machorki, potu.

 

GŁOSY

 

No wi c jak z tym było? Łaciasta była. Mleczna. 

Nie o to idzie. Kto j  dostał w spadku? Ojciec 

umarli w tysi c dziewi set dwudziestym pierw- 

szym. Matka w trzy lata, jako  tak na Wielkanoc. 

To wiemy. Chodzi o krow . Kto j  dostał? We- 

ronka. Nijakiej krowy, prosz  Wysokiego S du, 

nie dostałam. Prosz  Wysokiego S du, jest rze- 

cz  jasn ,  e moja klientka jako niepełnoletnia 

nie mogła wej  w posiadanie krowy. Nabyła 

tylko prawo własno ci. Zgłaszam wniosek, aby 

wobec trudno ci w ustaleniu stanu faktycznego... 

Matka przed  mierci  mówi: „Tekla, uwa aj na 

Józka, wiesz, jaki on lichy chłop". Wysoki S d 

zechce uwzgl dni  zasiedzenie. A kto za pochó- 

wek zapłacił? Jaki tam pochówek. Trumna nawet 

nie pomalowana. Prosz  Wysokiego S du nie 

zapomina ,  e z działu trzeba wydzieli  maj tek 

wniesiony przez Natali  z Bu ków. Goła przy- 

background image

 

63 

Hodujesz goł bie? To bardzo ładnie. 

DZIECI

 

On wczoraj jedn  park  ukradł. 

CHŁOPIEC

 

Nieprawda 

REPORTER

 

A co robisz ze swoimi goł biami? Sprzedajesz? 

CHŁOPIEC

 

Nie. 

REPORTER

 

A co? 

CHŁOPIEC

 

Zamieniam. 

REPORTER

 

To znaczy, jeste  amatorem. Lubisz ptaki? 

CHŁOPIEC

 

Ptaki nie za bardzo. Goł bie lubi . 

REPORTER

 

egnamy naszego rezolutnego goł biarza... 

POETA

 

Dzie  dobry, redaktorze.

 

REPORTER

 

Có  za miłe spotkanie. Zupełnie niespodziewa- 

ne. Poeta Teodor, którego chyba nie musz  na- 

szym widzom przedstawia . Czy sp dza pan tu 

urlop?

 

POETA

 

Tak. Jak co roku. Tu i nigdzie indziej. Jestem 

bardzo zwi zany z terenem. Od lat zakochany 

w tych stronach, i to nie bez wzajemno ci. Wczo- 

raj kierowca autobusu zobaczył mnie na szosie 

i zatrzymał pojazd.

 

REPORTER

 

To bardzo miło, bardzo miło. Czy mogliby my 

prosi ?

 

POETA

 

No, je li to konieczne. Wiersz pod tytułem Mia- 

steczko. Napisałem go dzi  w nocy.

 

Na cztery spusty 

miasteczko zamkni te 

bł kitnym kluczem 

jeziora i lasów

 

pióra zachodu 

pisały histori  

ale milczały 

pióra kronikarzy

 

jeno historyk- 

-fotograf opiewa 

tłuste bobasy 

wesela pogrzeby

 

jedyny pomnik 

który tu ocalał

 

stoicka koza

 

w samym  rodku rynku

 

mógłbym tu mieszka  

background image

 

62 

Dzisiejsze. Chuda nie jest, mi sna jest, nie chuda. 

Ziarnem karmiona. Para dwa osiemdziesi t. 

wie utkie. Jeszcze ciepłe. Niemałe. Takie jak 

kurze. Ziarnem karmiona. Chuda nie jest. Le y 

tak, bo upał. Gdzie tam, nie zdycha. Mi sna jest, 

nie chuda. Suchy rok.

 

REPORTER

 

Granica mi dzy wsi  i miastem jest płynna. Ob- 

serwujemy tu zjawisko struktur przej ciowych, 

wzajemnego przenikania i nieuniknionych anta- 

gonizmów. Mo na obrazowo powiedzie ,  e mamy 

tu ci gł  walk  mi dzy owsem a brukowcem.

 

RADIO (jw. koncert Chopina f-moll)

 

REPORTER

 

Domki parterowe, jednopi trowe. Jedyny budynek 

dwupi trowy to s d. Skupione s  wzdłu  dwu, je li 

tak mo na powiedzie , arterii. Na zachód ulica 

Warszawska, ta, któr  przeje d a autobus, ł czy 

miasteczko z reszt  kraju. Na ko cu jej "Hotel pod 

Ró ". Do drzwi przybita kartka: 'Wła ciciel hotelu, 

gdy konieczny, prosz  puka  w okno domku drew- 

nianego". Na wschód aleja Lipowa przechodzi w 

drog  le n . Niedaleko granica. Na ko cu alei Li- 

powej dom Bara skiego. Emeryt. Odnajmuje pokoje 

letnikom. W zimie nie wychodzi z domu. Mówi,  e 

wilki podchodz  a  pod okna.

 

BARA SKI

 

Idzie panna Marysia do lasu, niech uwa a na 

wilki.

 

MARYSIA

 

Takie na dwu nogach?

 

BARA SKI

 

Nu, nie ma  miechu. S  wilki w lesie.

 

MARYSIA 

E tam.

 

BARA SKI

 

Ja tu mieszkam, to wiem. Jak panna Marysia 

spotka wilka, to nie ucieka , nie krzycze , a  pie- 

wa . Sta  w miejscu i  piewa . To wilk nie ruszy.

 

REPORTER

 

Na lewo od alei Lipowej, nad jeziorem - Rybaki,

 

najubo sza,  e tak powiem, dzielnica. Bardzo ma- 

lownicza zreszt . W piasku jak wróble bawi  si

 

dzieci. Chodzicie do szkoły? 

DZIECI

 

Nie. My za małe. 

REPORTER

 

A ty chodzisz? 

CHŁOPIEC

 

Do trzeciej klasy. 

REPORTER

 

A co robisz? 

DZIECI

 

On, prosz  pana, jest goł biarz. 

REPORTER

 

background image

 

61 

I. OPIS

 

REPORTER

 

Okolica ukształtowana przez lodowiec w epoce 

dyluwium. Morena denna. Zandry. Torf. Margłe. 

Glina i piasek. Piasek. Piaski neogenu. Piasek. 

Na tym puszcza, a w niej małe jeziorka-suchary.

 

BABKA

 

Ja  lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami tam. 

Nic, ino stek i  lozy. Wojny i wojny bez ko ca.

 

REPORTER

 

Pocz tkowe osady Jad wingów. Wyt pieni przez 

Krzy aków. Osadnictwo ruskie, litewskie i pol- 

skie. W XV wieku miasto nale ało do bogatego 

zgromadzenia kapucynów bosych. Czarna zaraza 

dziesi tkuje ludno  w XVI wieku. Prawa miej- 

skie nadane przez Jana Sobieskiego. Wielki po ar 

niszczy je w 1761 roku. Po rozbiorach przypadło 

Rosji. O ywiona działalno  powsta ców. Liczne 

groby w lasach. Miejsce zimowej ofensywy Hin- 

denburga. Dwadzie cia tysi cy zabitych. W latach 

1944/45 trzy razy przechodziło z r k do r k. 

Osiemdziesi t procent zniszcze .

 

BABKA

 

Ja  lepa, panie, ale pami tam, wszystko pami - 

tam. Strach taki padł na ludzi,  e drzwi zawarli. 

Tylko przez szpary patrzyli, jak oni przez miasto 

p dz . Strzelali do wszystkiego, co  ywe.

 

REPORTER

 

Siedem tysi cy mieszka ców. Fabryka obuwia. 

Przetwórnia tytoniu. Tartak. 

BABKA

 

Potem armaty zacz ły bi  po chałupach. Kazali 

wszystkim wyj  i p dzili przed siebie. Wójcik 

s siad schował si  na stryszku. Wyci gn li i ubili. 

Trzy dni le ał przed chałup  jak wilk. 

REPORTER

 

Jeste my na rynku. Rynek, jak wiadomo, serce 

miasta. Przyje d a tutaj autobus z Warszawy. 

GŁOS

 

Tylko w lecie. 

REPORTER

 

Ratusza jako  nie widz . 

GŁOS

 

Spalony. 

REPORTER

 

Na rynku ruch. Mnóstwo wozów. Czy tu zawsze 

tyle furmanek? 

GŁOS

 

Dzisiaj targ. 

REPORTER

 

Nad rynkiem unosi si  g sty zapach mleka, ja- 

rzyn i ko skiego nawozu. 

RADIO (fragment koncertu f-moll Chopina) 

GŁOSY

 

Taniej nie kupi. Para trzy złote.  wie utkie, pani. 

background image

 

60 

Lalek

 

(Sztuka na głosy)

 

Głosy:

 

REPORTER, BABKA, radio, glosy, BARA SKI, MA- 

RYSIA, CHŁOPIEC, dzieci, POETA, KIEROWNIK, 

LISTONOSZ, REFERENT, LALEK, RYBAK I, RY- 

BAK II, JADZIA, MANIA, A., B., C, D., E., F., G., 

H., HELA,  UK, LODZIA

 

background image

 

59 

ONA

 

Podłog  najlepiej wywiórkowa . Czy tam jest ta- 

peta? 

ON

 

Tapeta.

 

ONA

 

Trzeba j  zedrze . I pomalowa . ON

 

Najlepiej na jasny kolor. ONA

 

ółty. ON

 

Tak,  ółty.  eby było zawsze jasno.

 

background image

 

58 

ON

 

I posła  po lekarza. 

ONA

 

Blady jeste . 

ON

 

Musz  troch  posiedzie . 

ONA

 

Jak wygl da? 

ON

 

Dobrze. To musiało si  sta  niedawno. 

ONA

 

Le y? 

ON

 

Tak. 

•      ONA

 

Trzeba j  uło y , zanim zesztywnieje.

 

ON

 

Mo e poprosimy stró k ?

 

ONA

 

Lepiej wszystko załatwi  samemu. Musimy wy- 

st powa  jako rodzina. Inaczej na pokój poło  

łap .

 

ON

 

To b dzie nas troch  kosztowało.

 

ONA

 

Trudno.

 

ON

 

I du o chodzenia. 

ONA

 

We  zwolnienie. 

ON

 

Trzeba posła  po lekarza. Musi by   wiadectwo.

 

Nie mo na długo zwleka . 

ONA

 

My lisz,  e oni badaj . Dotkn  tylko i wypełni

 

druczek. 

ON

 

Wszystko jedno, ale to trzeba mie  poza sob . 

ONA

 

Najlepiej zatelefonuj. 

ON

 

Tak. Chwil  jeszcze posiedz . 

ONA

 

Chcesz wody? 

ON

 

Nic nie robiłem, a jestem piekielnie zm czony. 

ONA

 

To nerwy. Musimy zaraz wzi  si  do roboty. 

ON

 

Nie b dziemy mieli czasu rozpami tywa . 

ONA

 

Trzeba jej rzeczy zapakowa  i znie  do piwnicy.

 

Zostawimy tylko łó ko. Do czasu a  j  zabior . 

ON

 

Trzeba wywietrzy . Trzeba du o wietrzy . 

background image

 

57 

Niedługo  wit.

 

ONA

 

Nie lubi   witu. To tak, jakby do gardła lali eter.

 

ON

 

Staraj si  zasn .

 

ONA

 

Nie mog .

 

ON

 

Jest tak, jakby my cał  noc czuwali nad ni .

 

ONA

 

Nie mów o niej teraz. 

ON

 

Za par  godzin b dziemy to ju  mieli poza sob . 

ONA

 

Uwolnimy si .

 

ON

 

Jestem  piekielnie  zm czony.   Nic  nie robiłem,

 

a jestem piekielnie zm czony. 

ONA

 

To nerwy. Zamknij oczy. 

ON

 

Chciałbym,  eby ju  było po wszystkim.

 

7

 

ON

 

Jak my lisz, czy to jest teraz pewne? 

ONA

 

Chyba tak. Cał  noc paliło si  tam  wiatło. Teraz

 

te  si  pali. Kto pali w dzie   wiatło? 

ON

 

Mo e tylko osłabła. 

ONA

 

Za długo to trwa. 

ON

 

Co robimy? 

ONA

 

Nie ma na co czeka . Trzeba wej . 

ON

 

A je li zamkni te? 

ONA

 

Wszystko jedno, trzeba wej . 

ON

 

Mo e to jeszcze trwa. 

ONA

 

Dłu ej nie mo na czeka . Mam i  z tob ? 

ON

 

Zosta  tutaj.

 

ONA

 

Wracaj zaraz. 

ON

 

Zobacz  i wróc .

 

Pauza. On wraca.

 

ON

 

Koniec. 

ONA

 

Trzeba zaraz otworzy  okno. 

background image

 

56 

Mnie si  nigdy nic nie  ni.

 

ONA

 

To lepiej. 

ON

 

Mo e lepiej. Gdy zasypiam, czuj ,  e umieram. 

ONA

 

To nieprzyjemnie. 

ON

 

Nic nie boli. Co  si  od nas oddziela i potem nie

 

mo e wróci .  Kr y nad zamkni tym ciałem i

 

nie ma któr dy wej . 

ONA

 

Mówmy o czym  weselszym. 

ON

 

Co kupimy, kiedy wygramy na loterii? 

ONA

 

Samochód. 

ON

 

Albo domek. Samochód i domek. 

ONA

 

Jakiej marki b dzie nasz samochód? 

ON

 

Nie wiadomo, na co dostaniemy talon. No i nie

 

wiadomo, czy wygramy. 

ONA

 

Nie umiesz marzy . 

ON

 

Spij lepiej. Ju  pó no.

 

ONA

 

Nie mog . Lepiej rozmawiajmy. Dok d pojedzie- 

my w lecie?

 

ON

 

Jak zwykle. Nad morze.

 

ONA

 

A mo e w góry.

 

ON

 

Jak pada w górach deszcz, to si  mo na po- 

wiesi .

 

ONA

 

Jak pada nad morzem deszcz,  te   si  mo na

 

powiesi .

 

ON

 

Mo na pojecha  na dwa tygodnie w góry i na

 

dwa tygodnie nad morze.

 

ONA

 

Wła nie.

 

ON

 

Tylko wtedy du o wydamy na kolej.

 

ONA

 

Przecie  tylko tak mówimy.

 

ON

 

No to w porz dku.

 

ONA

 

Która godzina?

 

ON

 

background image

 

55 

ONA

 

Na pewno. 

ON

 

Najwa niejszy jest  spokój.   Mamy  spokój.  Jest

 

cisza. 

ONA

 

Mo na jeszcze co  spróbowa ? 

ON

 

Co? 

ONA

 

Nastawi  na głos radio i otworzy  drzwi od ko- 

rytarza. Je li  pi, to powinna si  zbudzi . 

ON

 

Spróbujmy. 

ONA

 

Wyjd  na korytarz i słuchaj.

 

Hała liwa muzyka. 

ON

 

Zamknij, do diabła! 

ONA

 

Co si  stało? 

ON

 

To  wi stwo. To nie ma sensu. Teraz powinien

 

by  spokój. 

ONA

 

Jak długo b dzie to trwało?

 

ON

 

Nie wiem.

 

ONA

 

Trzeba si  w ko cu na co  zdecydowa .

 

ON

 

Robimy wszystko, co mo na zrobi .

 

ONA

 

Trzeba tam wej .

 

ON

 

Lepiej troch  pó niej.

 

ONA

 

To ju  chyba dojrzało.

 

ON

 

Poczekajmy do rana. Jest noc.  Rano wszystko

 

inaczej wygl da.

 

6

 

ON

 

Nie  pisz?

 

ONA

 

>

              Nie.

 

ON

 

Dlaczego? 

ONA

 

Nie mog .

 

ON

 

Ja te  nie mog .

 

ONA

 

Boj  si  zasn ,  eby si  nie  niło.

 

ON

 

background image

 

54 

ONA

 

Co poza tym widziałe ? 

ON

 

Nic. 

ONA

 

adnego ruchu? 

ON

 

Raz jakby co  przemkn ło. Ale to była skaza na

 

szybie.

 

ONA

 

To wszystko?

 

ON

 

Wszystko. 

ONA

 

Niewiele. 

ON

 

Wa ne jest,  e  wiatło si  pali. Tam jest bardzo

 

jasno. Pali si  górne   wiatło i pewnie jeszcze

 

nocna lampka.

 

ONA

 

Ona nigdy tak długo nie pali  wiatła.

 

ON

 

Tak. Chyba  e jest sama. W ciemno ci człowiek 

jest samotny. Nawet sprz ty nie mog  go pocie- 

szy . Kiedy wychodzili my, paliła wszystkie 

wiatła. Ona bała si  ciemno ci.

 

ONA

 

Dlaczego powiedziałe  „bała si "? My lisz,  e te- 

raz ju  si  nie boi?

 

ON

 

To nie ma znaczenia. Czy słyszała  co ?

 

ONA

 

Zdawało mi si ,  e kto  krzykn ł. Ale to pewnie

 

na ulicy. 

ON

 

Pewnie na ulicy. 

ONA

 

To był wysoki krzyk. Tak nawołuj  si  młodzi.

 

Mo e mi si  w ogóle przesłyszało. 

ON

 

Prawdopodobnie. Zreszt  tam si  ju  nic nie dzie- 

je. 

ONA

 

My lisz,  e to koniec? 

ON

 

Koniec czego?

 

ONA

 

Sam powiedziałe ,  e ju  si  nic nie dzieje. 

ON

 

To znaczy, jest spokój. 

ONA

 

Raczej cisza. Jeszcze inna ni  wczoraj. Jak prze- 

pa . 

ON

 

To nerwy. 

background image

 

53 

ONA

 

Nie. Ma białe firanki do połowy okna.

 

ON

 

To dobrze. Teraz jest wieczór, b dzie wida .

 

ONA

 

Idziesz? 

ON

 

Tak. 

ONA

 

Pójd  z tob . 

ON

 

To nie jest konieczne. 

ONA

 

Mam dobry wzrok. 

ON

 

Ale trzeba,  eby kto  tutaj został i nasłuchiwał.

 

ONA

 

Nic przecie  nie słycha . 

ON

 

W ka dej chwili mo e si  co  sta . 

ONA

 

Szybko wrócisz? 

ON

 

Zobacz  i wróc .

 

5

 

ONA

 

Dlaczego tak długo? 

ON

 

Bała  si ? 

ONA

 

Mówiłe ,  e zaraz wrócisz. 

ON

 

Chciałem co  zobaczy .

 

ONA

 

No i co? 

ON

 

Niewiele. 

ONA

 

Ciemno? 

ON

 

Nie, ale okno klatki schodowej   jest troch  z bo- 

ku. Wida  róg szafy. Na  rodku pokoju krzesło.

 

Na krze le bielizna. 

ONA

 

To znaczy,  e jest w łó ku. 

ON

 

Prawdopodobnie. 

ONA

 

Szkoda,  e łó ka nie wida . 

ON

 

Wychylałem si , ale nie wida . 

ONA

 

To by posun ło spraw . 

ON

 

Jak to: posun ło? 

background image

 

52 

ONA

 

Nieprawda. Stukałe  ciszej. 

ON

 

To nie ma znaczenia. Nie odpowiada. Mo e  pi? 

ONA

 

Je li  pi mocno, nie zbudzi si . 

ON

 

Swoj  drog  wolałbym wiedzie . 

ONA

 

Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej. 

ON

 

Nie rozumiem. 

ONA

 

Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej. 

ON

 

Co to znaczy? 

ONA

 

Nie ciszej, ale bardziej głucho. Wczoraj było tak,

 

jakby tam kto  był,  ale cicho siedział.  Dzisiaj

 

jest tak, jakby nie było nikogo. 

ON

 

My lisz,  e wyszła?

 

ONA

 

Wcale tego nie my l . 

ON

 

Czy na korytarzu nic nie czuła ? 

ONA

 

Co miałam czu ? 

ON

 

No, zapach jaki . 

ONA

 

Nic nie czułam. 

ON

 

Nic? Mo e zapach lekarstwa? To by znaczyło,  e

 

jest chora. Jakby było czu , toby my wiedzieli. 

ONA

 

Tak. To byłaby wiadomo . 

ON

 

Mo e jeszcze raz zastuka ? 

ONA

 

To nie ma sensu. Lepiej zobaczy . 

On

 

Ale jak? 

ONA

 

Jej okna wida  z kamienicy naprzeciw. 

ON

 

No to co? 

ONA

 

Mo na wej  na klatk  schodow  i zobaczy . 

ON

 

My lisz,  e b dzie wida ? 

ONA

 

Mo na spróbowa . 

ON

 

Czy ona nie ma zasłon na oknach? 

background image

 

51 

Je li chodzi, musiała go wczoraj nakr ci . 

ONA

 

Niekoniecznie. Stare zegary nakr ca si  raz na

 

tydzie . 

ON

 

Racja. Chciałbym jednak wiedzie . 

ONA

 

Pr dzej czy pó niej to si  wyja ni. 

ON

 

Nie ma powodu do alarmu.

 

ONA

 

Najwa niejsze,  eby my byli spokojni. 

ON

 

Wiesz, mam pomysł. 

ONA

 

No? 

ON

 

Zróbmy do wiadczenie. Udawajmy,  e przybijamy

 

obraz. To tak, jakby my do niej pukali. Je li si

 

odezwie, to b dzie dowód. 

ONA

 

Dobry pomysł. Tylko po co si  spieszy . Mo na

 

to zrobi  jutro, je li si  nic nie zmieni. 

ON

 

Tak. Nie ma po piechu. Po piech mo e wszystko

 

popsu .

 

4

 

ON

 

No jak? 

ONA

 

Nic. Rano te  nic. 

ON

 

Jak to rozumiesz? 

ONA

 

Co  si  stało. 

ON

 

Ale co? 

ONA

 

Nie wiem. Czasem lepiej nie wiedzie . 

ON

 

Na razie. Ale to si  musi rozstrzygn . Albo tak,

 

albo tak.

 

ONA

 

Wczoraj mówiłe ,  e zastukasz. 

ON

 

Mog  zastuka . Min ło ju  czterdzie ci godzin. 

Stuka, nadsłuchuj .

 

Nic. 

ONA

 

Nawet si  nie poruszyło. Jeszcze raz zastukaj. 

Stuka, nadsłuchuj .

 

Dlaczego teraz stukałe  ciszej? 

ON

 

Wcale nie stukałem ciszej. Stukałem tak samo,

 

a nawet troch  mocniej. 

background image

 

50 

Ciasno, a  w gardle  ciska. 

ON

 

Za du o ludzi na ziemi. 

ONA

 

Wła  sobie na plecy. 

ON

 

W ko cu b dziemy sta  ciasno stłoczeni od oce- 

anu do oceanu. Na brzegach b dzie si  topiło

 

starców. 

ONA

 

Cicho. Rusza si . Posłuchaj.

 

Pauza. 

ON

 

Nic nie słysz . 

ONA

 

Tak jakby łó ko skrzypiało. 

ON

 

Złudzenie. 

ONA

 

Ciszej. Teraz.

 

Pauza.

 

Tak. Nic. Ostatni raz słyszałam j  wczoraj wie- 

czór. Było to zupełnie wyra ne. Co  upadło na

 

ziemi . 

ON

 

Mo e to ona upadła. 

ONA

 

Nie, to była pokrywka. 

ON

 

A potem nic.

 

ONA

 

Nic. 

ON

 

To ju  dwadzie cia godzin. 

ONA

 

Jak my lisz, co si  tam dzieje? 

ON

 

Nie wiem. 

ONA

 

Ja te  nie wiem. 

ON

 

Warto zajrze . 

ONA

 

Oszalałe ! 

ON

 

Nie mówi ,  eby wchodzi . Ale zobaczy .

 

ONA

 

Próbowałam przez dziurk   od klucza.  Nic nie

 

wida . Na klamce wisi co  białego. 

ON

 

Ciszej. Co  si  poruszyło. 

Pauza. 

ONA

 

To zegar. 

ON

 

background image

 

49 

3

 

ONA

 

Daj spokój. 

ON

 

No. 

ONA

 

Przesta . 

ON

 

Dlaczego? 

ONA

 

Nie mog  teraz. 

ON

 

Znów wariujesz. 

ONA

 

Jak b dziemy sami.

 

ON

 

Jeste my sami. 

ONA

 

Ona... 

ON

 

Co ona? 

ONA

 

Złazi z łó ka, idzie do  ciany i słucha.

 

ON

 

Bzdura. 

ONA

 

Poczekajmy, a  za nie. W lecie mieli my nad 

morzem mały pokoik. Osobny, na stryszku. Za 

cian  tylko nietoperze. Byli my szcz liwi.

 

ON

 

Czterna cie dni.

 

ONA

 

Niedługo ju  nie b dziemy mogli na siebie pa- 

trze . Znam ju  ciebie na pami . Czasem mam 

ochot  odej .

 

ON

 

Trzeba si  gubi  i znajdowa . To jest potrzebne

 

dla miło ci. 

ONA

 

Mogliby my razem wyjecha .

 

ON

 

Dok d? 

ONA

 

Do innego miasta. 

ON

 

W innym mie cie to samo. 

ONA

 

Wsz dzie to samo. 

ON

 

Czasem chc  mi si  biec i krzycze .

 

ONA

 

Co krzycze ? 

ON

 

Aaaooo! Tak. 

ONA

 

background image

 

48 

ON

 

Czy nie domy la si , kto pisał? 

ONA

 

Chyba nie.

 

ON

 

A nie sprawdzi tego?

 

ONA

 

Jak? Przecie  nie wychodzi.

 

ON

 

Prawda. Ale to musiało na niej zrobi  wra enie.

 

ONA

 

Na pewno. Od wczoraj zamyka si  na klucz.

 

ON

 

To znów nie jest dobrze. Zanadto si  wycofała.

 

ONA

 

Mo e umrze    i nawet nie b dziemy wiedzieli.

 

ON

 

Trzeba nasłuchiwa . Cicho. 

Pauza.

 

ONA

 

Nic nie słycha . Pewnie le y w łó ku. Ostatnio  le 

wygl dała. Nie ubierała si . Cały dzie  w szlafro- 

ku. Skór  miała  ółt  i such . Ona ju  si  pewnie 

nie poci i nie płacze.  mier  - to wysychanie.

 

ON

 

Nawet zaschły jej oczy. Czasem bałem si ,  e 

wypadn  jak szklane paciorki.

 

ONA

 

Ostatnio bardzo wyłysiała. Przedtem wi zała so- 

bie na karku mały koczek. Niedawno stan ła 

tyłem do mnie. Zobaczyłam,  e  rodek głowy ma 

łysy. Wida  było po prostu ró ow , piegowat  

skór .

 

ON

 

I chodzi tak, jakby zwi zana była sznureczkami. 

Poci gn  mocniej, a wszystko si  rozsypie.

 

ONA

 

Trzeba teraz uwa a . Wci  trzeba słucha . Ci- 

szej.

 

Pauza.

 

ON

 

Nic nie słycha .

 

ONA

 

Ona jest za lekka. Podłoga pod ni  nie skrzypi. 

Tylko rano i w południe słycha , jak sobie go- 

tuje.

 

ON

 

Kiedy byłem mały, złapałem je a. Wsadziłem go 

do pudła od butów i zwi załem sznurkiem. Roz- 

mawiałem z nim. Stukałem palcem, a on si  

ruszał. Potem przestał.

 

ONA

 

Do czego zmierzasz?

 

ON

 

Do niczego. To wspomnienie.

 

background image

 

47 

Pomów ze star . Powiedz,  e si  spodziewamy

 

dziecka. 

ONA

 

Ucieszy si . Ona lubi dzieci. 

ON

 

Zaproponuj odst pne. Starzy lubi  pieni dze. 

ONA

 

Nie b d  z ni  mówi . 

ON

 

No to zgnijemy tu. 

ONA

 

Długo ona mo e  y ? 

ON

 

Długo. Nic nie robi. 

ONA

 

Ale je n dznie. Mleko, kasza. 

ON

 

To jej wystarczy. 

ONA

 

Ile wła ciwie ma lat? 

ON

 

Siedemdziesi t albo osiemdziesi t. 

ONA

 

Je eli   siedemdziesi t,   po yje jeszcze   dziesi

 

lat. 

ON

 

To nie da si  przewidzie . Zawsze mo e przyj

 

choroba.

 

ONA

 

Pocieszmy si .

 

ON

 

Tak, jeste my bezsilni. Mo emy tylko czeka .

 

ONA

 

Napiszmy list do niej.

 

ON

 

Jaki list?

 

ONA

 

Niby urz dowy. "Na podstawie uchwały z dnia... 

wzywa si  do opuszczenia bezprawnie zajmowa- 

nego lokalu." Podpis nieczytelny. I wysła  poczt .

 

ON

 

Mo na spróbowa . Nie mamy nic do stracenia.

 

2

 

ON

 

Dostała ju ? 

ONA

 

Wczoraj w południe. 

ON

 

No i co? 

ONA

 

No widzisz co? Nic. 

ON

 

Musiała si  przerazi ? 

ONA

 

Pewnie. 

background image

 

46 

w domu. 

ONA

 

Wszystko jedno. 

ON

 

Trzeba co  mie  własnego. Prze cieradło, podusz-

 

k .

 

ONA

 

Za    ycia. Ale potem? 

ON

 

Potem tak e. Kawałek ziemi, deski na krzy . 

ONA

 

Po co?  eby oznaczy  miejsce, gdzie si  zlatuj

 

krewni.

 

ON

 

Nie to. Chce si  co  mie . To chroni. Kiedy czło- 

wiek jest nagi - umiera. Ona te  si  broni: trzema

 

garnkami, parawanem, kluczem do drzwi. 

ONA

 

mier  wchodzi przez komin. 

ON

 

I zastaje nas przy stole z ustami pełnymi chleba.

 

Pauza. 

ONA

 

Nie ma  co  si   roztkliwia .  Trzeba radzi .  Po

 

co my tu wle li? 

ON

 

Kto mógł wiedzie ,  e to potrwa trzy lata. Wy- 

dawało si ,  e lada chwila. 

ONA

 

Ja wiedziałam. 

ON

 

Ty wszystko wiesz, tylko nic nie mówisz. 

ONA

 

Pytałe ? 

ON

 

Sko czmy. 

ONA

 

No wła nie, sko czmy. 

ON

 

Co chcesz? 

ONA

 

eby  znalazł wyj cie. 

ON

 

Mam j  zar ba  siekier ? 

ONA

 

Nie krzycz. Nie jeste  straszny. Jeste   mieszny. 

ON

 

Mam tego dosy .

 

ONA

 

To był twój pomysł. 

ON

 

No i co? 

ONA

 

Teraz ja si  m cz . Ciebie nie ma pół dnia. 

ON

 

background image

 

45 

Drugi pokuj 

Osoby:

 

ON

 

ONA

 

TO, CO JEST ZA  CIAN

 

1

 

ONA

 

Nie mog  na ni  patrze .

 

ON

 

Odwracaj si .

 

ONA

 

Tak zrobiłam.

 

ON

 

Dzisiaj?

 

ONA

 

Tak. Wchodzi do kuchni: „Czy mog  zagrza  wo- 

d ?" Zdejmuje garnek. Ona stawia czajnik: „Zim- 

no". Ja nic. „Co pani ma mi za złe?" Odwróciłam 

si  do okna. Bierze czajnik i wychodzi. Teraz 

b dzie spokój.

 

ON

 

My lisz?

 

ONA

 

Ona jest ambitna. Tylko ty nie mów do niej. Ani 

słowa. Powietrze.

 

ON

 

Co to pomo e? Nie wyprowadzi si .

 

ONA

 

Ale b dzie spokój.

 

ON

 

Masz racj . Przestanie skrzecze  histori  o swojej 

córce, co si  zgrzała na balu, napiła wody i umarła.

 

ONA

 

Ciebie oszcz dzała. Mnie opowiadała wszystko:

 

porody, wesela, romanse ciotek, awanse wujów.

 

Jakie lubili grzybki i jak wygl dali w trumnie. 

ON

 

Jest sama. 

ONA

 

No to co? 

ON

 

Na pocz tku mówiła,  e b dzie dla nas jak matka. 

ONA

 

Dzi kuj .  Zwykły egoizm.  Dlaczego nie chciała

 

zgodzi  si  na przytułek? 

ON

 

Starzy boj   si    przytułku jak chłopi  szpitala.

 

Tam si  idzie umrze . 

ONA

 

Gdzie  trzeba. 

ON

 

Lepiej  w domu.   Człowiek wstydzi  si   mierci.

 

Wie,  e b dzie le ał na wznak z otwartymi ustami

 

i  wszystko b dzie  mo na  z nim zrobi .  Lepiej

 

background image

 

44 

Zeusa Cudotwórcy i zachwalam mały palec, ta- 

maryszek, kamyki.

 

Nie mam ani uczniów, ani słuchaczy. Wszyscy 

stoj  zapatrzeni jeszcze w wielki po ar epopei. 

Ale to ju  dogasa. Niedługo zostan  tylko osma- 

lone ruiny, które zdob dzie trawa. Ja jestem 

trawa.

 

Czasem my l ,  e mo e uda mi si  z nowych 

wierszy wyprowadzi   nowych ludzi,  którzy nie 

b d  dodawali  elaza do  elaza, krzyku do krzy- 

ku, przera enia do przera enia. 

Mo na przecie  ziarno do ziarna, li  do li cia, 

wzruszenie do wzruszenia. 

I słowo do milczenia. 

PROFESOR

 

...ecji. Ubóstwo  wiata poetyckiego Anonima 

z Milo pozwala przypuszcza ,  e nie miał on na- 

st pców i  e...

 

bogowie tak jak zakochani 

lubi  ogromne milczenie 

background image

 

43 

byłby sporym robakiem

 

jest to osobliwy palec

 

jedyny na  wiecie mały palec lewej r ki

 

dany mi bezpo rednio

 

inne małe palce lewej r ki 

s  zimn  abstrakcj

 

z moim

 

mamy wspóln  dat  urodzin

 

wspóln  dat   mierci

 

i wspóln  samotno .

 

tylko krew

 

skanduj ca ciemne tautologie

 

spina dalekie brzegi

 

nici  porozumienia

 

Bardzo ostro nie zacz łem bada   wiat. Wszystko, 

co dotychczas o nim wiedziałem, było nieprzydatne. 

Jak dekoracje z innej sztuki. Trzeba było pozna- 

wa  na nowo, zaczynaj c nie od Troi, nie od 

Achillesa, ale od sandału, od sprz czki przy san- 

dale, od kamyka potr conego niedbale na drodze.

 

Kamyk jest stworzeniem

 

doskonałym

 

równy samemu sobie 

pilnuj cy swych granic 

wypełniony dokładnie 

kamiennym sensem

 

0  zapachu który niczego nie przypomina 

niczego nie płoszy nie budzi po dania

 

jego zapał i chłód

 

s  słuszne i pełne godno ci

 

czuj  ci ki wyrzut

 

kiedy go trzymam w dłoni

 

1  ciało jego szlachetne 

przenika fałszywe ciepło

 

kamyki nie daj  si  oswoi  

do ko ca b d  na nas patrze  

okiem spokojnym bardzo jasnym.

 

Do Miletu nie wróc  nigdy. Tam został mój krzyk. 

Mógłby mnie dopa  w jakim  zaułku i zabi .

 

Mi dzy krzykiem narodzin

 

a krzykiem  mierci

 

obserwujcie swoje paznokcie

 

zachód sło ca

 

ogon ryby

 

a tego co zobaczycie

 

nie wyno cie na rynek

 

nie sprzedawajcie po cenach okazyjnych

 

nie krzyczcie

 

mi dzy wrzaskiem pocz tku 

a wrzaskiem ko ca 

b d cie jak nie dotkni ta lira 

która nie ma głosu

 

ma wszystkie

 

To jest dopiero pocz tek. Pocz tek zawsze jest 

mieszny. Siedz  na najni szym stopniu  wi tyni 

background image

 

42 

miejsca.  wi te miejsce to była wyspa Milo. 

ródło i  wi tynia Zeusa Cudotwórcy. 

Przy  ródle był ogromny tłok. Zgodnie z instrukcj  

kapłanów trzeba si  było ochlapa   wi con  wod

 

1  gło no wypowiedzie  pro b . Wrzask był nieopi- 

sany. „Hipiasz prosi, aby odrosła mu uci ta noga." 

„Antykiea błaga, aby znów mogła rodzi  i  eby 

m  do niej wrócił." Ja krzyczałem najgło niej, 

głosem ciemnym i ci kim od łez: „Homer domaga 

si  zwrotu oczu!" Trzy dni, i cudu nie było.

 

W nocy poszedłem do  wi tyni i powtórzyłem 

pro b . Głos si  owin ł wokół kolumn, odbił si  

od pułapu i płasko upadł pod nogi. Wdrapałem 

si  na ołtarz i dotkn łem twarzy boga. Usta miał 

zamkni te jak muszla. Był  lepy jak ja. 

Zrobiło mi si   al i aby go pocieszy , uło yłem 

mał  od .

 

Rzucałem długo w gór  

gruby sznur mego krzyku

 

aby ci   ci gn  na ziemi  

wracała pusta p tla

 

teraz wiem 

ani z krwi 

ani z ko ci 

ani nawet 

z ciała my li

 

tylko w wielkiej ciszy 

mo na wyczu  

puls twego istnienia 

nieustanny i znikliwy 

jak fala  wiatła

 

poci gaj cy

 

jak wszystko czego nie ma

 

składam ci hołd

 

dotykaj c ciała

 

twej nieobecno ci.

 

Nie miałem wiele czasu,  eby zajmowa  si  bo- 

giem. Działy si  rzeczy wa niejsze. W ciemno ci 

i milczeniu dojrzewało moje ciało. Było jak ziemia 

na wiosn , pełna nieprzeczutych mo liwo ci. Mo- 

ja skóra porastała nowym dotykiem. Zacz łem 

si  odkrywa , bada  i opisywa .

 

Naprzód opisz  siebie 

zaczynaj c od głowy 

albo lepiej od nogi 

ci lej od lewej nogi 

albo od r ki 

od małego palca lewej r ki

 

mój mały palec 

jest ciepły

 

lekko zagi ty do  rodka 

zako czony paznokciem, 

składa si  z trzech członów 

wyrasta wprost z dłoni 

gdyby był od niej oddzielony 

background image

 

41 

Poznaj  po  wirze: widz  teraz stopami. 

ELPENOR

 

No i ju  dom. Nasz dom, ojcze. Popatrz.

 

Homer krzyczy. 

PROFESOR

 

...ecji. Jak ju  zaznaczyłem, to drugie odkrycie

 

nie ma wła ciwie wielkiego znaczenia. Anonim

 

z Milo w porównaniu z Anonimem z Miletu to 

karzeł przy olbrzymie.

 

Kapie woda z kranu.

 

...tematy niewa ne i pospolite. Anonim nie waha 

si  po wi ci  wiersza tamaryszkowi, ro linie wul- 

garnej, płodnej i bez  adnego po ytku. 

HOMER

 

opowiadałem bitwy 

baszty i okr ty 

bohaterów zarzynanych 

i bohaterów zarzynaj cych 

a zapomniałem o tym jednym

 

opowiadałem burz  morsk

 

walenie si  murów

 

zbo e płon ce

 

i przewrócone pagórki

 

a zapomniałem o tamaryszku

 

kiedy le y

 

przebity włóczni

 

a usta jego rany

 

domykaj  si

 

nie widzi

 

ani morza

 

ani miasta

 

ani przyjaciela

 

widzi

 

tu  przy twarzy

 

tamaryszek

 

wst puje

 

na najwy sz

 

such  gał zk  tamaryszku

 

i omijaj c

 

li cie brunatne i zielone

 

stara si

 

ulecie  w niebo

 

bez skrzydeł

 

bez krwi

 

bez my li

 

bez - 

PROFESOR

 

Niewa no   tematu idzie  w parze  z uwi dem

 

formy, która...

 

Woda kapie z kranu. 

HOMER

 

No có ,  musz  si  przyzna .  To ja napisałem

 

0  tamaryszku. Jak do tego doszło?

 

Na trzeci dzie  po wypadku na rynku wyjechałem 

z Miletu. Sam. Rodzaj pielgrzymki do  wi tego 

background image

 

40 

Nie mamy si  po co spieszy . 

HOMER

 

Masz racj , synku. Nie spieszmy si .

 

Pauza. 

HOMER

 

Kiedy mam oczy zamkni te, uspokajam si . Ale

 

trzeba je b dzie w ko cu otworzy . 

ELPENOR

 

Zróbmy prób  przed samym domem. 

HOMER

 

Dobrze. 

ELPENOR

 

Co robisz, ojcze? 

HOMER

 

Badam twarz. Wszystko jest na miejscu.  Oczy

 

te  s  na miejscu.  Obrzydliwe uczucie, gdy ci

 

nagle opuszcza co  najbardziej twego. 

ELPENOR

 

Dobrze tu. 

HOMER

 

Tak, dobrze. Spokój, cie . 

ELPENOR

 

Połó  si  na ławce. Nakryj  ci twarz płaszczem. 

HOMER

 

Opiekujesz   si    mn   jak   Antygona   Edypem.

 

Tylko  e Edyp o lepł naprawd . Mów co , syn- 

ku.

 

ELPENOR

 

Kiedy kupimy hotel, nie b dziesz musiał wycho- 

dzi  z domu. Sło ce ci szkodzi. 

HOMER

 

Tak. Bardzo szkodzi. 

ELPENOR

 

Hotel b dzie w ród drzew. W cieniu. 

HOMER

 

Trzeba go b dzie jako  nazwa . 

ELPENOR

 

„Pod Chrapi cym Kupcem". To przyci ga kupców

 

i złodziei. 

HOMER

 

Albo „Pod Okiem Zeusa". To przyci ga pielgrzy- 

mów i umiarkowanych ateistów. 

ELPENOR

 

B dziemy mieli du o słu by. 

HOMER

 

I  dobre  wina.  Tylko  my  obaj   b dziemy nosili

 

klucz od piwnicy.

 

Pauza. 

ELPENOR

 

Ojcze. Chod my. 

HOMER

 

Dobrze. Id my. To ju  niedaleko, prawda? 

ELPENOR

 

Jeszcze ten zakr t. 

HOMER

 

background image

 

39 

Jak b dziesz miał oczy zamkni te, wypoczniesz 

lepiej.

 

HOMER

 

Tak. Masz racj . To uspokaja.

 

ELPENOR

 

A widzisz.

 

HOMER

 

Okropnie głupio mie  otwarte oczy i nie widzie  

niczego.

 

Pauza.

 

HOMER

 

Czy my lisz,  e jak otworz  oczy, to b d  widział?

 

ELPENOR

 

Na pewno. Ale na razie tego nie rób. Nie ma

 

po piechu. 

HOMER

 

Tak. Nie ma po piechu. 

ELPENOR

 

Mo e chciałby  usi

HOMER

 

Ch tnie, ale wyjd my naprzód z miasta. Mury

 

zamykaj  si  teraz nade mn  jak woda.

 

Pauza. 

ELPENOR

 

Pi knie  piewałe . 

HOMER

 

To ze strachu. Od rana prze ladował mnie strach.

 

Chciałem go zabi  krzykiem. 

ELPENOR

 

Zabiłe  go poezj . 

HOMER

 

Poezja to krzyk. Wiesz, co zostaje z poematu,

 

kiedy usuniesz wrzaw ? 

ELPENOR

 

Nie wiem. 

HOMER

 

Nic.

 

Pauza. 

HOMER

 

Jak my lisz, to nie mo e tak zosta ? 

ELPENOR

 

Na pewno przejdzie. Czy nie czujesz si  lepiej? 

HOMER

 

Lepiej.   Ale  wolałbym   na   razie   nie  otwiera

 

oczu. 

ELPENOR

 

Pewnie.

 

HOMER

 

Usi d my tutaj. Gdzie jeste my? 

ELPENOR

 

Koło fontanny Pana. 

HOMER

 

No oczywi cie, słysz  przecie . To ju  tylko dwa

 

kroki od domu. 

ELPENOR

 

background image

 

38 

Co si  stało, ojcze? 

HOMER

 

Prowad  do domu. 

ELPENOR

 

Ale musisz doko czy . Wszyscy czekaj  na to. 

HOMER

 

Do domu.

 

Wychodz  z gwaru, pauza. 

HOMER

 

Id  wolno, mój  mały.  Co  z oczami moimi si

 

stało. 

ELPENOR

 

Bol ? 

HOMER

 

Nie.

 

Pauza. 

HOMER

 

Zbli  si , synku, i popatrz mi w oczy. Co widzisz? 

ELPENOR

 

Siebie w  rodku. I drzewa. I miasto. 

HOMER

 

A ja tego nie widz . Nic. Nic. 

ELPENOR

 

Widzisz tylko mgł ? Tak jak przedtem, kiedy ci

 

si  to zdarzało. 

HOMER

 

Nawet mgły nie widz . Nic.

 

Pauza. 

ELPENOR

 

Zm czony jeste , ojcze. Biały blask idzie od kamieni. 

HOMER

 

Biały, mówisz.

 

ELPENOR

 

Tak. Czy to dziwne?

 

HOMER

 

Nie, to normalne. Dziwne jest to, co ja mam 

teraz w oczach. To nie jest nawet czer . To kolor 

pustki.

 

Pauza.

 

HOMER

 

Zupełnie nie rozumiem, co si  stało. Jak my lisz?

 

ELPENOR

 

Wrócisz do domu i wypoczniesz.

 

HOMER

 

Przecie  nie o lepłem.

 

Pauza.

 

HOMER

 

Kiedy  piewałem o  mierci wo nicy, widziałem 

jeszcze zupełnie dobrze. Zauwa yłem, jak Sefar 

zostawił poder ni tego barana, wytarł r ce 

z krwi o fartuch i ruszył ku nam. W tym mo- 

mencie miałem ich wszystkich w r ku. Byłem 

szcz liwy.

 

ELPENOR

 

Wiesz co, ojcze. Zamknij oczy. Ja ci  poprowadz . 

background image

 

37 

Agamemnon pierwszy jest gotów, dogl da

 

szyków, przynagla, 

Piramed jest z Archimedem, Kastor, Euryloch

 

i Pandar.

 

Kopyta, trzaskanie biczów, wołania, skrzypienie

 

wozów,

 

Budz  Trojan, wi c bramy otwieraj  si  z trzaskiem, 

Dwa pułki pieszych i konnych, zwini te teraz

 

jak pi ci, 

Stoj  jeszcze w mgle mlecznej, widni z daleka

 

jak las. 

Agamemnon miecza dobywa. Studzi go na

 

powietrzu, 

A potem ogromnym zamachem rozgrzewa,

 

zawadza o sło ce,

 

A  słycha  syczenie  elaza — na to stłumiony

 

okrzyk.

 

Ruszaj . Szum jest pot ny, jakby sandał olbrzyma 

Po kamieniach si  sun ł, a ju  kamie  o kamie , 

Metal o metal i rzemie , wspaniały hałas rzeczy, 

Lecz ludzie s  jeszcze niemi, sp tani p dem

 

i my l

 

O martwych wodach Erebu - 

Euryloch tu  przy Ajaksie. Napomina go Ajaks 

(pomny na sen i wró b , złaman  kolumn  dymu): 

- Bacz, miły, aby  unikał łucznika Trojan

 

Demetra -

 

Oszczep rozdziera rozmow . Pada wo nica Ajaksa, 

Krzyk jego krótki, jak gdyby urwane wodze

 

ci gnione

 

Przez oszalałe konie. Strach wspólny zwierz tom

 

i ludziom,

 

Włosy si  je  pod hełmem, pot i trz sienie kolan. 

Wi c aby zmóc przera enie, olbrzymi  tarcz

 

krzyku 

Podnosz  nad sob  Grecy. Bitwa jest wielka

 

i pi kna.

 

Wrzawa, tak miła bogom jak tłuste mi so ofiar, 

Ro nie w gór  i w gór  dochodzi do boskich uszu 

Ró owych od snu i szcz cia, wi c schodz

 

bogowie na ziemi . 

Tak si  zaczyna poemat. Czym e bowiem jest

 

epos,

 

Je li nie w złem grubym ludzi,  elastwa i bogów, 

Sczepionych z sob  w konwulsjach, z czerwonym

 

kogutem na szczycie. 

Opiewa przera enie ten kogut, ten kogut, ten...

 

Nagła pauza. 

HOMER

 

Elpenor! 

ELPENOR

 

Jestem przy tobie, ojcze.

 

HOMER

 

Idziemy do domu. 

ELPENOR

 

background image

 

36 

Wszystko, głuptasie. Kolor, zapach, hałas. Wszy- 

stkie   głosy   ycia:   mamrotania    ebraków,   pisk

 

dziewcz t przyciskanych w tłumie, b ben stra - 

nika, krzyk warzywników i ryk zwierz t uwi - 

zanych za rogi. Na to przychodzi poeta i zaczyna 

si  walka.

 

ELPENOR 

Walka?

 

HOMER

 

Tak. Musz  ich przekrzycze , zagłuszy , odebra  

im głos, połkn  go i potem wydoby  z siebie.

 

ELPENOR

 

To wielka m ka.

 

HOMER

 

I rado . Jestem wtedy pełny jak  wiat.

 

ELPENOR

 

Tego wła nie najbardziej nie lubi , kiedy pod 

koniec... głos ci si  podnosi i zaczynasz krzycze .

 

HOMER

 

Dlaczego?

 

ELPENOR

 

To tak, jakby  si  bał i wołał o ratunek. Czy ty 

si  boisz wtedy?

 

HOMER

 

Nie. Wtedy walcz .

 

ELPENOR 

Z kim?

 

HOMER

 

Ze strachem.

 

Głosy rynku.

 

HOMER

 

No, ale jeste my na miejscu. Zaczynamy praco- 

wa .

 

ELPENOR

 

Obywatele! Znany na kontynencie i na wyspach 

poeta Homer, ulegaj c waszym namowom, mimo 

nawału  pracy postanowił  da   koncert.   Po  raz

 

pierwszy wykonany zostanie opis siódmej bitwy 

pod Troj . Rzecz sko czona dzi  o  wicie i nigdzie 

nie publikowana. Cz

 dochodu przeznaczona 

zostanie na cele religijne: zakup szklanych oczu 

dla pos gu Hery. 

HOMER na tle wzbieraj cej muzyki

 

Wła nie  wit. Deszcz ró owy pada na blach

 

nieba.

 

Pierwszy szelest w zatoce. Ptak uduszony we  nie. 

Z bagien wstaj  mgły blade, niezno nie ciche,

 

jak zmarli.

 

Ju  w namiotach skórzanych, o które czochra si

 

wiatr,

 

Słycha  metal na metal padaj cy i głosy 

Dzie  przynosz , dzie  pełny, dzie  odwini ty

 

z nocy 

Jak z pieluch krzycz ce niemowl , pij ce

 

wspaniałe powietrze. 

background image

 

35 

i dlatego bardzo płaskie. Ja wszedłem w  rodek. 

Zrobiłem z eposu gór , ci k  materi , która si  

d wiga z ziemi do nieba i si ga bogów. 

Moi poprzednicy opanowywali uczucie opanowuj c 

głos.  mieszny zabieg i kłamstwo wobec natury. 

Ja odkryłem ludzk  potrzeb  krzyku. Dopóki 

strach mieszka w człowieku, trzeba krzycze . 

Teraz jest południe. Miasto jest białe od upału. 

Wszystko pokryte cichym kurzem, ale pod spo- 

dem jest krzyk.

 

GŁOS KOBIECY

 

Dok d, Homerze?

 

HOMER

 

Id  si  przej .

 

GŁOS KOBIECY 

Wiesz przecie ...

 

HOMER

 

Wiem, wiem.

 

GŁOS KOBIECY

 

Wczoraj znów ci  bolały.

 

HOMER

 

Ale dzisiaj jest lepiej.

 

GŁOS KOBIECY

 

Nie chod  na rynek. Obiecaj.

 

HOMER

 

Obiecuj .

 

GŁOS KOBIECY

 

I unikaj sło ca. Elpenorze, pilnuj ojca.

 

ELPENOR

 

Znów jeste my nieposłuszni.

 

HOMER

 

Trudno, mój mały. Nie mng  w domu wysiedzie .

 

ELPENOR 

Dlaczego?

 

HOMER

 

Gdy si  zbli a południe, cisza jest nie do wytrzy- 

mania. Słycha , jak na strychu roj  si  osy. Skóra 

cierpnie.

 

ELPENOR

 

Masz spokój. Mo esz układa  wiersze.

 

HOMER

 

Wtedy nie my l  o wierszach.

 

ELPENOR

 

A o czym?

 

HOMER

 

O rynku. Jak o morzu;  eby wej  po szyj .

 

ELPENOR

 

Tak bardzo lubisz rynek?

 

HOMER

 

Nic pi kniejszego, synku. Podpłomyki z cebul  

pachn  lepiej od marmurów. I oddam głowic  

jo sk  za główk  kapusty.

 

ELPENOR

 

Co w tym ładnego?

 

HOMER

 

background image

 

34 

6° tematy zwi zane z  yciem codziennym 

7° i inne.

 

Woda kapie z kranu.

 

... a taki na przykład fragment  wiadczy o sile 

poetyckiej wyobra ni Anonima: 

Hermes o stopach cichych spieszy do ło a

 

Gorgiasza,

 

który chrapaniem podpiera płócienny strop

 

namiotu,

 

do ucha u pionego szepcze, by stan ł po stronie 

Gymeda, którego ojciec dzier ył Lemnos bogat  

w pszenic ; a brat jego starszy, mocarny w pi ci

 

Atarchos,

 

przez Hellespont  egluj c  ci gn ł gniew Apollina 

za przemoc  zabran  Bryzejd , z której zrodzony 

jest Kastor, przyczyna złego, zbyt dufny poniechał

 

ojca, 

białobrodego Nikosa...

 

Brz k tłuczonego szkła. 

HOMER krzyczy

 

Do ! Nie mog  słucha  tej parodii. Naprzód Wer- 

giliusz, potem tłumacze, filolodzy, archeolodzy... 

Został ze mnie podr cznik mitologii i model, na 

którym ucz  si  rozbiorów stylistycznych. 

Mam czterdzie ci pi  lat. Mieszkam w Milecie. 

ona, syn, dom z ogrodem.

 

Bardzo lubi  Milet. Ruchliwe miasto. W sam raz 

tyle hałasu, ile potrzeba do  ycia. Klimat zdrowy. 

Publiczno  ch tna i bogata.

 

Z pocz tku pracowałem na statku. Ale miałem 

wypadek, upadłem na pokład i straciłem wzrok, 

lekarze mówili,  e to wstrz s,  e przejdzie. Ale 

nie jest z tym całkiem dobrze. Nie nadawałem 

si  ju  do pracy na morzu, wi c pracowałem 

w porcie jako dozorca. Głos zawsze miałem dob- 

ry. Mocny jak sztorm. Koledzy namawiali,  e- 

bym urz dził koncert. Zrobiłem - chwyciło. Był- 

bym wła ciwie szcz liwy, gdyby nie te oczy. 

Lekarze ka  mi jak najdłu ej przebywa  

w ciemno ci i unika  sło ca.  ona zamyka 

mnie w domu. Musz  wymyka  si . To troch  

o mieszaj ce.

 

Nie mog  teraz przerywa , gdy mam najwi ksze 

powodzenie. Za par  lat b d  mógł pój  na eme- 

rytur . Kupi  du y hotel w  rodku miasta. Pełen 

ycia i hałasu - od piwnic, gdzie tocz  beczki, 

do szeptu kochanków w najta szych pokoikach 

pod strychem. Wtedy b d  szanował oczy. B d  

patrzył przez przymru one powieki na  wiat, któ- 

ry do mnie przychodzi. Chciałbym tak e popra- 

cowa  nad teori  epopei. My l ,  e w tej dzie- 

dzinie zrobiłem co  nieco .

 

Dla moich poprzedników epopeja to była równina. 

B bnili monotonnym głosem bitwy, pochody, zbu- 

rzone miasta i ogie . Wszystko widoczne z daleka 

background image

 

33 

 

PROFESOR zaczyna zawsze tak samo, jak płyta pu- 

szczona nie od pocz tku

 

...ecji. Wykopano fragmenty... W cz ci dolnej... 

Artemidy w Milecie.

 

Odkryta na pocz tku XX wieku przez Evensa, 

nie została przebadana do ko ca. Odkrywc  zmy- 

liła spora warstwa gruzu stwardniałego jak ska- 

ła, pod któr  Evens nie spodziewał si  znale  

ju  niczego. Wzi li my pod uwag   ródła, co 

prawda do  pó ne, bo z okresu wojen perskich, 

mam na my li Apolloroda z Dioros, a zwłaszcza 

Eutyfrona Starszego, historyka drugorz dnego, 

ale do  wiarogodnego, który... 

Woda kapie z kranu.

 

... oczekiwania i stanowi wydarzenie przełomo- 

we dla nauki. W cz ci nazwanej przez nas 

Trzecim Miastem odkryli my najstarsze znane 

zapisy homerydów, które stanowi  niew tpliwie 

fragmenty Iliady co najmniej na dwa wieki 

przed ostateczn  urz dow  redakcj , w jakiej 

dotarł ten poemat do naszych czasów. Pracuj ca 

równoległa z nami ekspedycja na wyspie Milo 

odkryła równie   ródła pisane, ale bezwarto - 

ciowe pod wzgl dem artystycznym (wspomn  

o nich nawiasem na ko cu), wa ne tylko jako 

potwierdzenie naszej tezy,  e  ywotny o rodek

 

artystyczny   znajdował   si    w   Azji   Mniejszej, 

a nie na półwyspie, który...

 

Woda kapie z kranu.

 

... kim e był ów Anonim? To tylko wiemy,  e 

Grekiem, ale z fragmentów, jakie pozostawił, mo- 

emy sobie odtworzy  jego portret. 

Wi c przede wszystkim człowiek u szczytu kariery 

i szcz liwy (cenne uwagi o sztuce złotniczej), oso- 

bowo  mocna, uderzaj ca przede wszystkim 

ogromnym opanowaniem i spokojem.  adnej ner- 

wowo ci, zupełny brak przesady w u ywaniu  rod- 

ków ekspresji, która niestety stanowi tak wielk  

skaz  sztuki współczesnej. A nade wszystko - 

chciałoby si  zawoła  -  adnego podnoszenia głosu, 

ład w uczuciach - ład w mowie. Nawet na okru- 

cie stwa wojny patrzy chłodnym okiem prawdzi- 

wego epika. Szlachetny umiar i dostojna powaga 

przyoblekaj  te ułomki w szaty proste i wzniosłe. 

Gł bokie znawstwo  ycia pozwala mu porusza  

szeroki wachlarz tematów, które podzieli  mo e- 

my na siedem grup: 

1° tematy wojenne

 

2° tematy mitologiczn o-genealogiczne 

3° tematy miłosne 

4° tematy pasterskie (cenna wzmianka o wypasie

 

owiec) 

5° tematy dotycz ce metalurgii (br z, mied ,

 

elazo)

 

background image

 

32 

Rekonstrukcja poety 

Głosy:

 

PROFESOR 

HOMER 

ELPENOR 

GŁOS KOBIECY 

background image

 

31 

OPIEKUN ZWŁOK

 

W tonie podnio le-mistycznym czy krwisto-pa- 

triotycznym?

 

CHÓRZYSTA V

 

Raczej to pierwsze.

 

OPIEKUN ZWŁOK

 

Bzdury, moi drodzy. To jest prosta sprawa. So- 

krates pochodził z proletariatu. Jego ojciec utrzy- 

mywał si  jeszcze z warsztatu, ale on ju  nie 

mógł. Konkurencja, wielkie warsztaty, manufa- 

ktury, rozumiecie. On musiał wyj  na ulic  i za- 

rabia  gadaniem — warunki ekonomiczne zrobiły 

z niego filozofa.

 

CHÓRZYSTA IV

 

A kto zrobił z niego m czennika?

 

OPIEKUN ZWŁOK

 

On sam -  ci lej: niezrozumienie mechanizmu 

historii. Jako proletariusz powinien by  wyrazi- 

cielem d e  proletariatu. Zostałby trybunem lu- 

dowym, agitatorem. Program miał gotowy: walka 

z reakcyjn  gór  bur uazji, a szukanie kontaktu

 

z jej dołami post powymi. To jasne. Ale on wolał 

arystokracj  i ulubione jej dysputy - o tym, co 

dobre, a co złe, o abstrakcyjnej sprawiedliwo ci 

z ksi yca. No i spadł z ksi yca prosto do wi - 

zienia. Tak si  płaci za zdrad  swojej klasy. No, 

egnam. T pcie komary i idealizm. 

Wychodzi.

 

CHÓRZYSTA I

 

Wiecie co? Zagrajmy w ko ci.

 

CHÓRZYSTA II 

Dobra my l.

 

CHÓRZYSTA III 

Gramy.

 

CHÓRZYSTA I

 

Gramy do ko ca, a potem jeszcze raz.

 

background image

 

30 

Ja to rozumiem jako wyra enie przeno ne, co

 

w rodzaju wielkiej metafory. 

UCZE  III

 

Wielkiej metafory? 

PLATON

 

Tak.

 

Kurtyna

 

Epilog chóru

 

CHÓRZYSTA I

 

Co słycha ? 

CHÓRZYSTA 

II

 

Brz czenie komarów. 

CHÓRZYSTA 

III

 

To ju  jest plaga. 

CHÓRZYSTA IV

 

Małe Erynie. 

CHÓRZYSTA V

 

Wszystko teraz mniejsze. 

CHÓRZYSTA VI

 

Tak e bogowie ze swoimi epidemiami. 

CHÓRZYSTA I

 

A poza tym ta cisza. 

CHÓRZYSTA II

 

Cisza i malaria. 

CHÓRZYSTA III

 

Malaria oznacza kres cywilizacji, a cisza wyrzuty

 

sumienia. 

CHÓRZYSTA IV

 

O nikim si  teraz nie milczy, tylko o nim. 

CHÓRZYSTA V

 

O kim? 

CHÓRZYSTA IV

 

O Sokratesie. 

CHÓRZYSTA I

 

Tak, to nie było w porz dku. 

CHÓRZYSTA II

 

Przelano krew niewinnego. 

CHÓRZYSTA III

 

Trzeba to b dzie odrobi . 

CHÓRZYSTA IV

 

Został spalony na koszt pa stwa.

 

CHÓRZYSTA V

 

Niektórzy przeb kuj  o pomniku.

 

CHÓRZYSTA VI

 

Mo e nawet beatyfikacja.

 

CHÓRZYSTA I

 

O, idzie opiekun zwłok.

 

CHÓRZYSTA II

 

On zawsze ma zdrowy s d o rzeczach.

 

CHÓRZYSTA III

 

I  wie e wiadomo ci.

 

OPIEKUN ZWŁOK

 

Witajcie, o czym to tak, szanowni obywatele?

 

CHÓRZYSTA IV 

O Sokratesie.

 

background image

 

29 

lofazowo  tego zjawiska. Jest równie  rzecz  

zastanawiaj c  niemo no  znalezienia punktu, 

od którego zaczyna si  ten proces, oraz punktu, 

w którym mo na go uzna  za definitywnie sko - 

czony. To prowadzi do wniosku,  e  ycie jest 

pełne  mierci, a  mier  pełna skurczów  ycia. 

Inaczej mówi c, od urodzenia umieramy i wy 

w kwiecie wieku jeste cie do kolan martwi. 

Przyzywaj c na pomoc geometri  mo na to sobie 

przedstawi  jako wektor albo odcinek AB, po 

którym posuwa si  punkt X. Sytuacja komplikuje 

si , je eli chcemy wyobrazi  to sobie w postaci 

koła. Po przebiegni ciu całego obwodu, X znajduje 

si  w punkcie wyj cia. Znaczyłoby to mo liwo  

podj cia jeszcze raz tej drogi, co w dalszej kon- 

sekwencji prowadzi do poj cia niesko czono ci 

i nie miertelno ci. Jest to koncepcja niew tpliwie 

ciekawsza, gdy pierwsza - nie powi zanych, ury- 

waj cych si  nagle odcinków - prowadzi do chao- 

su, cho by my nad tym postawili mechaniczn  

konieczno  czy inne poj cie jednocz ce te strz py 

w racjonalny obraz  wiata. Za czym opowiedzie  

si ... ale zdaje si ,  e tym razem id .

 

PLATON

 

Tak, ju  id .

 

Wchodzi dwóch stra ników i chłopak z pucharem. So- 

krates   wypija. Przechadza si . Po chwili staje.

 

Chwieje si . Uczniowie ujmuj  go pod ramiona - za- 

nosz  na prycz . 

STRA NIK

 

Odj ło ci ju  nogi, biedaku. 

SOKRATES

 

Tak.

 

Po chwili wolno, ka de stówo osobno.

 

Nie zapomnijcie ofiarowa  koguta Esklepiosowi. 

Po chwili gor czkowo i bez zwi zku.

 

Tak, Połosie... sprawiedliwo ... ofiarowa ... cale

 

ycie... Apollo. Polosie... pami taj... całe  ycie...

 

dlaczego... nie ma...

 

Cisza. 

PLATON

 

Zanim zdejmiemy mu mask , ustalmy ostatnie

 

słowa: „Nie zapomnijcie ofiarowa  koguta Eskle- 

piosowi".   Potem  to  był ju   bełkot.  Zapisujemy

 

ostatnie słowa,  eby potem nie było sporów. 

UCZE  I

 

Jak je rozumiesz? 

UCZE  II

 

Po prostu, jaka  zaległa ofiara, któr  sobie nagle

 

przypomniał. 

UCZE  III

 

Ee, to byłoby banalne. 

UCZE  IV

 

Zreszt  nigdy nie chorował. 

PLATON

 

background image

 

28 

SOKRATES

 

Ani troch . Teraz mog  powiedzie  zupełnie 

spokojnie; „Był sobie człowiek imieniem Sokra- 

tes".

 

Scena pi ta 

Wchodz  uczniowie. 

PLATON

 

Sokratesie, statek przyjechał. 

SOKRATES

 

Dobra wiadomo . 

UCZE  I

 

Przyszli my si  po egna .

 

SOKRATES

 

Zegnam was. Nie miejcie do mnie  alu,  e nie- 

wiele was nauczyłem. Uczenie to w ogóle trudna 

rzecz. Przekonacie si , gdy b dziecie ojcami.

 

Uczniowie stoj  w pozycji wyczekuj cej. 

Widz ,  e czekacie na po egnalny wykład. Co

 

0  nie miertelno ci duszy - mówił Platon. A mo e 

lepiej  o pogodzie?  O tym,  e noc  przymrozki

 

1  winnice mog  zmarnie ? Ale mówi  owczarze, 

e ju  niedługo spadnie ciepły deszcz i wszystko 

pokryje ziele . Wszystkich pokryje ziele .

 

KRITON

 

Słuchajcie, moi drodzy. Nie m czcie go teraz. 

B dziemy tu z nim do ko ca, zamkniemy mu 

oczy, pomodlimy si  i pójdziemy do domu. Ale 

teraz dajmy mu spokój.

 

Milcz  wszyscy dług  chwil .

 

SOKRATES 

Id !

 

KRITON

 

Nie, zdawało si  tobie.

 

SOKRATES

 

Wol  teraz mówi .

 

Godzin  przed moj   mierci  przychodzi mój 

przyjaciel. A propos, powiedziałem: „moj "  mier- 

ci . Ten zaimek jest bardzo charakterystyczny. 

O czym on  wiadczy?  wiadczy o tym,  e staramy 

si  z tym zjawiskiem oswoi , zaadaptowa  nie- 

jako. Jest to, jak si  zdaje, jedyna słuszna droga. 

Druga mo liwo : uzna  to za gwałt i buntowa  

si . To prowadzi do religii albo do szale stwa. 

Filozof powinien oswaja  konieczno . A teraz 

sam termin nie wydaje mi si  wła ciwy. Jest to 

abstrakcja, i to abstrakcja zbudowana niepopra- 

wnie. Zawiera ona w sobie długi odcinek czasu

 

zwany umieraniem. Te wszystkie wytrzeszczania 

oczu, duszno ci, podnoszenie si  na łokciu i wa- 

lenie serca, dalej j k zmieszany z ostatnim od- 

dechem, a w ko cu ta sztywna obco  i zaci te 

milczenie ciała. Te ró ne stany ochrzczone jed- 

nym terminem. Takie krótkie słowo, jakby no em 

ci ł.

 

Otó  chc  wam zwróci  uwag  na ci gło  i wie- 

background image

 

27 

Sokrates".

 

SOKRATES

 

A z chrab szczami ten kawał, pami tasz? 

KRITON

 

A jak po ar zrobiłe  na korytarzu? O mały włos

 

nie spaliła si  buda. Antyfon wrzeszczał, jakby

 

go obdzierano ze skóry. 

SOKRATES

 

Antyfon to ten gramatyk? 

KRITON

 

Nie, ten od geometrii. Strasznie nudny. Mówił

 

przez nos: „Słuchajcie, matołki! Czemu równa si

 

tangens alfa? Tangens alfa równa si ..." 

SOKRATES

 

Czy to ten, który nie lubił znajdowa  zaskro ców

 

w swojej kieszeni? 

KRITON

 

On. Wiesz, czasem  ni  mi si  egzaminy. Pytaj ,

 

a ja nic. Nawet nie wiem, czemu równa si  suma

 

k tów w trójk cie. 

SOKRATES

 

Ach, stare to były czasy. 

KRITON

 

Pi kne, mimo  e mieli my r ce i po ladki czer- 

wone od dyscyplin. 

SOKRATES

 

Ilu nas zostało? 

KRITON

 

W Atenach tylko dwóch. Reszta wyemigrowała,

 

pomarła. 

SOKRATES

 

Dlaczego tak patrzysz na mnie? 

KRITON

 

Szukam w twojej twarzy... 

SOKRATES

 

Czego?

 

KRITON

 

Blizny od kamienia Menajchmosa.

 

SOKRATES

 

Zarosła pewnie. To było dawno.

 

KRITON

 

Przysu  si  bli ej, to było tu  nad łukiem brwio- 

wym. Jest. Mała jak obol, ale jest. Tak, nie ma 

w tpliwo ci.

 

SOKRATES

 

Dzi kuj  ci, stary. Mie  koło siebie w takiej chwili 

człowieka, który pami ta nasze dzieci stwo, to 

jednak pomaga.

 

KRITON

 

Zamkn  ci oczy. Có  wi cej mog  zrobi ?

 

SOKRATES

 

No, pogadali my sobie.

 

KRITON

 

Tylko my l ,  e te wspomnienia rozmi kczaj  

człowieka.

 

background image

 

26 

gatunkowej. Moja sie  musiała by  mocna, mu- 

siała budzi  zaufanie. Gdy si  w ko cu sam wpl - 

tałem, nie mog  im pokaza ,  e potrafi  j  zerwa  

jak paj czyn  i przej  na drug  stron  wolno ci. 

To jest sprawa, pojmujesz, szacunku do własnej 

sieci. Zagadnienie moralne.

 

Scena czwarta 

Kriton zostaje wprowadzony przez Stra nika.

 

KRITON

 

Wzywałe  mnie, Sokratesie.

 

SOKRATES

 

Ach, Kritonie! Prosz  ci , siadaj. Bardzo mi jeste  

potrzebny.

 

KRITON

 

Pewnie co  w rodzaju testamentu.

 

SOKRATES

 

Nic podobnego. Ja si  tutaj samymi głupstwami 

zajmuj . Czy nie przypominasz sobie, jak si  

nazywał nasz wspólny kolega? Taki mały, rudy 

chłopak. Mieszkał koło nas na rogu ulicy San- 

dalników. Bawili my si  zawsze razem.

 

KRITON

 

Chyba Menajchmos. Wyjechał potem z rodzicami 

do Miletu. Miał zaj cz  warg .

 

SOKRATES

 

Tak, to ten.

 

KRITON

 

Menajchmos... rudy... z zaj cz  warg ... Bardzo 

silny. Na r k  wszystkich kładł. Ale w zapasach 

ty byłe  lepszy. Jak ju  kogo  wzi łe  w pod- 

wójn  klamr  - ani zipn ł.

 

Obaj  miej  si .

 

SOKRATES

 

A pami tasz wy cigi naszych okr tów?

 

KRITON

 

Oczywi cie. Najlepsze okr ty były z kory. Nigdy 

nie ton ły.  eby szybciej płyn ły, przytwierdzało 

si  do dna kawałek  elaza. Sezon zaczynał si  

na północnym potoku w połowie kwietnia. Meta 

była koło mostku. Kto wygrywał, zabierał okr ty 

przeciwnika. Raz wygrałe  z Menajchmosem. Nie 

mógł przebole  straty, zaczaił si  na ciebie i ude- 

rzył kamieniem. Rozci ł ci czoło. My leli my,  e 

ci  zabił.

 

SOKRATES

 

Kiedy przyszedłem do domu, miałem twarz za- 

lan  krwi . Ale mimo to dostałem od mamy 

lanie. A wszystkie okr ty poszły do pieca. Tak, 

tak, Kritonie, ka de zwyci stwo zaprawione jest 

kl sk .

 

miej  si .

 

KRITON

 

Tak, tak, Sokratesie. W szkole nie mogli sobie 

z tob  da  rady. Potem, jak co  zbrojono i nie 

było sprawcy, mówiono: „To pewnie ten diabeł 

background image

 

25 

PLATON

 

Ostatni  pro b  mamy do ciebie, Sokratesie. 

SOKRATES

 

Jak ? 

PLATON

 

Czy mo emy by  przy twojej  mierci? 

SOKRATES

 

Czy to konieczne? 

PLATON

 

Obiecywałe .

 

SOKRATES

 

No tak, ale zostało mi jeszcze du o do pogadania 

z samym sob .

 

PLATON

 

Nie b dziemy tobie teraz przeszkadzali. Przy- 

jdziemy przed sam  egzekucj . B dziesz jak bo- 

hater umieraj cy na tle chóru.

 

SOKRATES

 

No dobrze, dobrze. Chocia  wolałbym, aby ten 

chór wystawił kto inny.

 

PLATON

 

A czy powiesz nam co  o nie miertelno ci duszy? 

My l ,  e to byłoby najstosowniejsze zako czenie.

 

SOKRATES

 

Id  ju , Platonie. Nie przychod cie wcze niej ni  

przed sam  egzekucj .

 

Sokrates cofa si  w k t. Teraz reflektor rzuca na nie- 

go ogromny cie  paj czyny, którym Sokrates   sp tany

 

jest jak mucha.

 

Długo dzi  ciebie wołałem, musiałe  by  zaj ty. 

Pewnie obserwowałe . Przyznam si ,  e najbar- 

dziej lubi  ci  w tej roli. Dwa pilne koraliki oczu 

i to doskonałe opanowanie współczucia. Ludzie 

mówi ,  e tak e pewien rys sadyzmu. Nie wiem. 

Wiem tyle,  e bystra obserwacja to połowa filo- 

zofii. Druga połowa to mocna sie . Wa ne jest, 

aby w pierwszej chwili była niezauwa alna. Ofia- 

ra czuje si  sp tana przez powietrze. Wierzy,  e 

walczy z  ywiołem, i dlatego ulegnie. Potem do- 

piero widzi cienkie nici opl tuj ce jej ciało. Wtedy 

mo na zacz  udowadnia  jej za pomoc  rozu- 

mowania opartego na racjonalnych przesłankach, 

e umrze. Ja to robiłem zupełnie inaczej. Zało- 

yłem,  e moje ofiary s  to zwierz ta rozumne, 

dlatego zacz łem od definicji, sylogizmów, a do-

 

piero potem, i to bardzo dyskretnie, ukazywałem 

im perspektywy metafizyki. Ty okazałe  si  lep- 

szym psychologiem: naprzód obezwładni , rzuci  

w otchła , a potem da  egzegez  l ku, cierpiena 

i tych tam innych rzeczy. No có , masz lepsz  

metod . Wobec niesprawdzalno ci wyników zna- 

czy to,  e masz lepsz  filozofi . Miałe  zreszt  

łatwiejsze zadanie. Twoje ofiary były na ogół 

słabsze od ciebie. Natomiast mi dzy mn  a oka- 

zami, na które polowałem, nie było  adnej ró nicy 

background image

 

24 

Sokrates musi umrze , aby Ksantypa nie zako- 

chała si  w nim. Kiedy par  dni temu oparł 

głow  na moich piersiach, uczułam nieznany 

przypływ czuło ci. Był mały i bezradny. Jak my - 

lisz, czy on si  boi  mierci?

 

PLATON

 

Ach nie, sk d e znowu. Od czasu, kiedy rozwi zał 

problem nie miertelno ci duszy.

 

KSANTYPA

 

Ja nie pytam, co Sokrates s dzi o duszy, tylko 

czy si  boi  mierci.

 

PLATON

 

B dziesz go mogła o to sama zapyta .

 

KSANTYPA

 

Zakładasz szczero ?

 

PLATON

 

Szczero  to ostatnia maska człowieka  ywego. 

Nast pn  nakłada  mier .

 

KSANTYPA

 

A ona jak si  nazywa?

 

PLATON 

Spokój.

 

Scena trzecia 

Wchodzi Sokrates. 

SOKRATES

 

Witajcie! Przyszli cie po egna  si ? 

KSANTYPA

 

Tak. 

SOKRATES

 

No wi c  egnaj, Ksantypo.

 

KSANTYPA

 

egnaj, Sokratesie. Nie mam do ciebie  alu. 

SOKRATES

 

Dzi kuj . 

KSANTYPA

 

To wszystko,  co nas ró niło,  wydaje si  teraz

 

niewa ne. Czy nie trzeba ci czego jeszcze? 

SOKRATES

 

Bardzo wielu rzeczy, Ksantypo. Ale o nie sam

 

musz  si  postara . 

KSANTYPA

 

Co mam powiedzie  synom? 

SOKRATES

 

e ojciec my lał o nich w ostatnim dniu i prosił

 

bogów, aby wyro li na uczciwych obywateli.

 

Jak my lisz, Platonie, czy b d  mieli do mnie

 

pretensj ,  e umarłem w wi zieniu? 

PLATON

 

Nie ma obawy. 

SOKRATES

 

Ja te  tak my l . Nie ma faktu, co do którego

 

Ate czycy byliby jednomy lni. Wi c  egnaj, Ksan- 

typo, dzi kuj  ci za wszystko. 

Ksantypa wychodzi.

 

A teraz z tob , Platonie. Czego ci  yczy ? 

background image

 

23 

PLATON

 

A ty powiedziała ,  e b dzie filozofem.

 

KSANTYPA

 

Nie, ja milczałam. Czułam okrutny wstyd, wi c 

zacisn łam oczy i pi ci. Powinien był zapyta , tak 

jak pytaj  wszyscy m czy ni: „Kochanie, czy jeste  

szcz liwa?" Skłamałabym,  e tak, i odt d byłabym 

szcz liwa. Mo e nawet pokochałabym go.

 

PLATON

 

A tak zjawiła si  nienawi .

 

KSANTYPA

 

No widzisz - bardzo proste rzeczy mo na wyro- 

zumowa . Tak, to była nienawi . Szła za nim 

jak ogromny cie . I znów Sokrates pomy lał,  e 

jest wielki. Po raz drugi jego wielko  zamkn ła 

si  we mnie, w mojej nienawi ci. 

PLATON

 

Mo na by pomy le ,  e poza tob  nie było So- 

kratesa.

 

KSANTYPA

 

A jednak był. Kiedy spostrzegł,  e nic ze mnie 

nie wydob dzie, przestał mnie zauwa a . Gdy 

mówił do mnie, unikał mego imienia, bał si  

nawet zaimków wskazuj cych. Stwierdzał: „mat- 

ka powinna troszczy  si  o wychowanie dzieci" 

lub „bałagan w kuchni dowodzi nieporz dku 

w duszy". Nie mog c mówi  wprost, zacz ł my- 

le  abstrakcyjnie.

 

PLATON

 

To ju  naprawd  za du o. Przeceniasz, Ksantypo, 

swój wkład. Prawdziwy Sokrates, Sokrates,  e 

tak powiem, publiczny jest dziełem swoich ucz- 

niów. Kiedy kilkana cie lat temu odkryli go, był 

jak  piewak uliczny, niew tpliwy talent, ale bez 

adnej kultury. Homera nie znał, dialektyk  miał 

amatorsk  i  adnych zainteresowa  metafizycz- 

nych - słowem, prymityw. Obmy lono cały sys- 

tem dokształcania, podsuwaj c mu niby przypad- 

kowych rozmówców, od szewca do sofisty. Ogrom- 

na praca.

 

KSANTYPA

 

Spieramy si  o prawdziwego Sokratesa, jakby my 

grali w ko ci o jego płaszcz. Mo emy zgodzi  si  

na tymczasow  definicj : prawdziwy Sokrates to 

ten, który musi umrze .

 

PLATON

 

Tak, musi umrze  ze wzgl du na swoj  szkoł  

filozoficzn . Zabłysn ł na intelektualnym firma- 

mencie Aten i musi zgasn , zanim zaczn  ana- 

lizowa  ten blask, zanim zapytaj  Sokratesa 

o system. Tylko my wiemy,  e nie ma  adnego 

systemu. Aby t  tajemnic  zachowa , trzeba po- 

wi ci  Sokratesa. Reszta nale y do komentato- 

rów.

 

KSANTYPA

 

background image

 

22 

PLATON

 

Tak, powinien ju  by . 

KSANTYPA

 

Powinien ju  by . Jestem niespokojna. Wczoraj

 

oparł głow  na moich piersiach i plecy zacz ły

 

mu dziwnie dr e . 

PLATON

 

Boisz si  o niego? 

KSANTYPA

 

Nie, boj  si  o siebie. Jestem stara. Nie ma we

 

mnie ju  miejsca na uczucie. Chc , aby odszedł

 

ode mnie taki, jakim był - nieznany. 

PLATON

 

Zastanawiam si , co was poł czyło! 

KSANTYPA

 

Spotkałam go na ulicy, potem zacz ł chodzi  za 

mn  jak cie . Czułam jego oczy we włosach, na 

twarzy, na skórze. Argus. 

PLATON

 

Inni nazywaj  to miło ci  od pierwszego wejrzenia.

 

KSANTYPA

 

To był strach. W tym czasie Sokrates był młodym, 

t gim chłopcem. Był lubiany - to znaczy prze- 

ci tny. Oczy, które na niego patrzyły, były to 

oczy przyjazne, niczego nie oczekuj ce.

 

PLATON

 

Chcesz powiedzie ,  e w w twoich oczach znalazł 

pytanie.

 

KSANTYPA

 

Nie, l k. Bałam si  go jak zwierz . I my l ,  e 

Sokrates na tej podstawie wywnioskował,  e jest 

w nim nieznana siła, i zacz ł szuka  tej siły.

 

PLATON

 

Sił  Sokratesa jest jego m dro .

 

KSANTYPA

 

Mylisz si . Sił  Sokratesa była jego tajemnica. 

Zobaczył j  w moich oczach. Człowiek sam jest 

lepy. Musi mie  wokół siebie lustra albo inne 

oczy. Kocha - to znaczy przygl da si  sobie.

 

PLATON

 

I ty odkryła  jego tajemnic ?

 

KSANTYPA

 

Nie, Platonie. Tajemnic si  nie odkrywa. To był 

bł d Sokratesa, który zabrał si  do tego jak do roz- 

wi zywania sandałów. Zreszt  dla mnie najwa - 

niejsze było uwolni  si  od strachu. My lałam,  e 

najlepszy sposób to b dzie wyj  za niego za m .

 

PLATON

 

Wybacz, ale to nie jest bardzo logiczne.

 

KSANTYPA

 

Tak, to była pomyłka. Pami tam t  pierwsz  noc. 

Był ci ki jak kamie  i milczał. Pierwsze słowo 

chciał usłysze  ode mnie. Gdybym wtedy powie- 

działa: „Sokratesie, b dziesz królem" - zostałby 

królem.

 

background image

 

21 

Dzie  dobry.

 

STRA NIK

 

Dla mnie dobry, ale ty, nieboraku, nie b dziesz 

dzisiaj ogl dał gwiazd. Nie chciałbym by  w two- 

jej skórze.

 

SOKRATES

 

To nie jest takie straszne, tylko te ostatnie go- 

dziny si  dłu .

 

STRA NIK

 

Widzisz, trzeba było wczoraj, tak jak radziłem.

 

SOKRATES

 

Słuchaj, widziałe  tu jakie  egzekucje?

 

STRA NIK

 

Par  widziałem.

 

SOKRATES

 

Czy wiesz, co si  wtedy czuje?

 

STRA NIK

 

Przy cykucie to jest tak: naprzód szpilki po całym 

ciele. Potem dr twienie nóg, jakby  spił si  ci - 

kim winem. Głowa najdłu ej działa. Mo na tak e 

mówi . Wreszcie przychodzi czkawka i dreszcze. 

No i koniec. Co potem, to ju  ty sam powiniene  

wiedzie .

 

SOKRATES 

Ba!

 

STRA NIK

 

eby trucizna szybciej działała, trzeba po wypiciu 

chodzi .

 

SOKRATES

 

O widzisz! To jest cenna rada. Prawdziwie przy- 

jacielska rada.

 

STRA NIK

 

Na młodych działa szybciej ni  na starych. Wszys- 

tko zale y od tego, jak krew płynie. Wi c trzeba 

si  rozrusza . Masz dzisiaj prawo do dłu szej 

przechadzaki po podwórzu.

 

SOKRATES

 

Ch tnie z tego skorzystam.

 

STRA NIK

 

No to chod my!

 

Scena druga 

Scena pusta. Po chwili wchodzi Ksantypa. Siada na

 

pryczy. W jaki  czas potem Platon. 

PLATON

 

Witaj! 

KSANTYPA

 

Witaj! 

PLATON

 

Czekasz na niego? 

KSANTYPA

 

Czekam. My lałam,  e to ju  po wszystkim. 

PLATON

 

Czekamy na statek. 

KSANTYPA

 

Czy na pewno dzisiaj przyjedzie? 

background image

 

20 

CHÓRZYSTA II

 

Nic. 

CHÓRZYSTA III

 

Mówi ,  e si  zacznie. 

CHÓRZYSTA I

 

Co? 

CHÓRZYSTA 

III

 

Tego nie mówi . 

CHÓRZYSTA 

II

 

Bzdury.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

W mie cie słyszałem,  e w Sparcie zanosi si  na

 

rewolucj . 

CHÓRZYSTA II

 

Jak sobie krwi upuszcz , mo e nie b dzie wojny. 

CHÓRZYSTA III

 

Wojny zawsze b d .

 

CHÓRZYSTA I

 

Dopóki lud nie ujmie władzy w swoje r ce. 

CHÓRZYSTA III

 

Wtedy... 

CHÓRZYSTA 

II

 

Tak, tak. Wiecznie to samo.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

A propos. Co z Sokratesem? 

CHÓRZYSTA II

 

Siedzi. Jutro egzekucja. 

CHÓRZYSTA 

III

 

Wszystko to jest do  zagadkowe. 

CHÓRZYSTA 

II

 

A ja w tym widz  polityczn  robot . Dostał od

 

kogo  złoto, aby skompromitowa  nasz wymiar

 

sprawiedliwo ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Dla mnie sprawa jest prostsza. Sokrates jest dla

 

Ate czyków człowiekiem niepokoj cym, nikt wła- 

ciwie nie wie, co w nim siedzi. Chc  go roztłuc

 

i zobaczy , co jest w  rodku.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Kto wygrał? 

CHÓRZYSTA IV

 

Ja. 

CHÓRZYSTA I

 

Gracie dalej? 

CHÓRZYSTA IV

 

Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.

 

AKT TRZECI

 

Scena pierwsza 

STRA NIK

 

Jak si  masz, Sokratesie?

 

SOKRATES

 

background image

 

19 

co było przedtem, ró nych od tego, co b dzie 

potem.

 

SOKRATES

 

Có . Nie przekonam was. Zbyt młodzi jeste cie. 

Ogłuszeni kłótni   ycia i  mierci. Ale kiedy  po- 

rzucicie dom pełen hałasów. I zacznie si  wasza 

podró  w gór . Ku nieruchomej, białej, niepo- 

dzielnej liczbie. Pó no ju , wracajcie do domu.

 

Scena pi ta 

SOKRATES sam

 

I.   Naprzód  do  Ciebie.  Pro ba,   aby    mnie nie 

opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj  chłodn  r k  

na czole.  I nieruchome  oczy w  moich  oczach. 

I blask.

 

II.   Daj jeszcze  troch   sił.  Wiesz, jak  kocham 

kształt i okre lono . Zawsze byłem przywi zany 

do ciała i jego tylko pewny. Wi c kiedy zaczn  

mi odbiera  wszystko, od władzy w nogach do 

ostatniej my li - spraw, abym nie krzyczał.

 

III.  Nie wiem, czy zechcesz co  ocali . Mówi , 

e spo ród rozrzuconych ko ci wyjmujesz płomyk, 

który kr y po mokrych ł kach  wiata. Nie chc  

takiej nie miertelno ci. Je li mam istnie  dalej 

pod jak kolwiek postaci , spraw, abym był istot  

kochaj c  definicj .

 

IV.  Dzi kuj  Ci za  ycie, które upłyn ło tak,  e 

nigdy nie zaparłem si  trze wo ci. Nie wstydzi- 

łem si  tak e zawrotów głowy, jakie zsyła pełna 

wiadomo .

 

V.  Nie głosiłem Twego imienia. Nie składałem 

Tobie ofiar. Nie zach całem uczniów do kultu, 

wiedz c,  e jest Ci to doskonale oboj tne. Chwa- 

liłem Ci  w koniunkcji i dysjunkcji, a tak e w ma- 

łej  wi tyni zbudowanej z sylogizmów.

 

VI.  Wi c na koniec zwracam si  do Ciebie z pro - 

b , aby  mnie opu cił. Abym do ko ca czuł Twoj  

chłodn  r k  na czole. I nieruchome oczy w moich 

oczach. I  wiatło .

 

Podchodzi do okna.

 

Sokrates pozdrawia drzewo za oknem. Teraz wie- 

my oboje,  e wszystko, co ma si  zdarzy , przy- 

chodzi do nas. Losu nie nale y szuka  - mówiłe .

 

Trzeba dojrzewa , rosn  w gór , rzuca  nasiona 

i cie  — czeka . A  kiedy przyjdzie to, co ma 

przyj  - przyj . Cokolwiek to b dzie: wiatr 

wiosenny czy topór. Mam głow  pełn  siwych 

włosów i ładu. Ty masz głow  pełn  zielonego 

szumu. A jednak od ciebie nauczyłem si  m dro- 

ci trwania. Korzeniom twoim kłania si  Sokra- 

tes.

 

Kurtyna

 

Drugie intermedium chóru 

Trzech chórzystów gra jak poprzednio. 

CHÓRZYSTA I

 

Co słycha ? 

background image

 

18 

ch  niesystematyczny. Jestem bowiem pod wra- 

eniem snu.  niło mi si ,  e usn łem na dnie 

kamiennego w wozu. Była noc. Cisza. Nagle usły- 

szałem zbli aj cy si  t tent. Rósł. Kto  p dził, 

aby mnie stratowa . Naraz wszystko ucichło, jak- 

by si  oddaliło. Cisza. I znów ten ohydny, zbli- 

aj cy si  hałas.

 

UCZE  II

 

To Dionizos nawiedza ci  w nocy, Sokratesie.

 

UCZE  III

 

On lubi przychodzi  noc .

 

UCZE  IV

 

U nas we wsi op tał trzy dziewcz ta. Poszły 

w góry. Teraz  yj  z dzikimi kozłami.

 

SOKRATES

 

Nie ma Dionizosa. Dwa wieki temu dopadli go 

na skalnym pustkowiu i obdarli ze skóry. Skła- 

dacie ofiary gnij cemu bogu. To, o czym mówi , 

to sprawa krwi. Jest w nas krew jasna i ciemna. 

Jasna obmywa nasze ciało i krzepi je. Okre la 

kształt człowieka. Gromadzi si  pod czaszk . 

Ciemna bije gł boko w piersi. Jest to  ródło m t- 

nych obrazów wró biarzy i poetów. Je li usłyszcie 

w sobie t tent, jest to głos ciemnego  ródła. Kiedy 

dotrze do serca, nie ma ucieczki przed l kiem.

 

UCZE  I

 

Mnie si  zdaje, Sokratesie,  e nie tylko w nas 

bije ciemne  ródło. Jest ono w  rodku wszystkich 

rzeczy: w drgaj cym powietrzu nocy, na dnie 

wietlistych wód, a nawet w  ółtej pi ci sło ca. 

Dla  ciebie   wiat jest wykuty  z kamienia.  Ale

 

wiedz, serce kamieni dr y czasem jak serce ma- 

łych zwierz t.

 

UCZE  II

 

L k ł czy si  z l kiem, wszystko co  yje i prze- 

mija, pociesza si  w l ku. My cz stki rozgrzanego 

powietrza, my kwiaty, my ludzie jednoczymy si  

przeciw nieodwracalnej katastrofie.

 

SOKRATES

 

Je li nawet jest tak, jak mówicie, nasz  rzecz  

jest przebi  si  ku temu, co ponad chaosem  ródeł 

trwa jak gwiazda.

 

UCZE  II

 

Ale czy wolno zdradzi  ziemi ?

 

SOKRATES

 

Nie ma ciebie i cienia drzew i ptaków, ziemi 

i nieba. Jest tylko nieruchoma jedno .

 

UCZE  II

 

Tylko cyfra.

 

SOKRATES

 

Bez pocz tku, bez ko ca, nieruchoma, niepodzielna.

 

UCZE  II

 

Ciało i dusza schodz  w gł b. W ciemnym wn - 

trzu ziemi usychaj  i rodz  si  nowe istoty. Ty- 

si ce nowych stworów niepodobnych do niczego, 

background image

 

17 

Widz   wiat jak w rozbitym lustrze - załamany 

i postrz piony. Nie ma zwi zku mi dzy przed- 

miotem a jego wygl dem, mi dzy istot  a my l . 

Pragn łbym pozna  cho by najdrobniejsz  rzecz 

dokładnie z wszystkich stron, od  rodka, od tego, 

co czuje i czym jest w oczach gwiazdy. Gdybym 

to wiedział o najn dzniejszym kamieniu - zbu- 

dowałbym wiedz  o sprawach ludzkich i boskich.

 

SOKRATES

 

Cierpisz od pozorów.

 

PLATON

 

Tak.  wiat składa si  z pozorów. Wsz dzie cienie, 

tylko cienie. Ale gdzie jest rzecz, która rzuca cie ?

 

SOKRATES

 

Mówiłem o tym, Platonie.

 

PLATON

 

Ty wci  mówiłe  o człowieku, jaki ma by , co 

to jest dzielno , co to jest dobro. To nie jest 

najwa niejsze. Najwa niejszy jest  wiat. Tajem- 

nice skał, powietrza,  wiatła i wody. Na człowieka

 

te  trzeba patrze  jak na rzecz. To pozwala łat- 

wiej znosi  miło  i  mier .

 

SOKRATES

 

Osobliwy przypadek. Dwa potwory walcz  o cie- 

bie: potwór poezji i potwór rzeczywisto ci.

 

PLATON

 

Powiem ci co  jeszcze. Niedawno umarł mój 

przyjaciel. Na wie  o jego  mierci poczułem 

natchnienie. Napisałem poemat. Potem dopie- 

ro ogarn ł mnie prawdziwy  al. Zacz łem cier- 

pie .

 

SOKRATES

 

Pisz, Platonie, wiersze. Trzeba  wiat pokrzepi  

fałszywymi Izami.

 

PLATON

 

To wszystko, co mi zostawisz?

 

SOKRATES 

Wszystko.

 

PLATON

 

Troch  kpin.

 

SOKRATES

 

Co  wi cej, Platonie. Troch  ironii.

 

Scena czwarta

 

Wchodz  uczniowie.

 

UCZNIOWIE

 

Witaj, mistrzu!

 

SOKRATES

 

Witajcie. O czym była mowa na ostatnim wykła- 

dzie?

 

UCZE  I

 

Jak zwykle,  e rozum równa si  szcz ciu. I dyg-

 

resja o sposobach patrzenia. O tym, aby dostrze- 

ga  ostre kraw dzie rzeczy. 

SOKRATES

 

Musicie wybaczy . Dzisiejszy wykład b dzie tro- 

background image

 

16 

wili,  ebym ci  namawiał. Jutro napcha si  tu 

pełno ludzi, przyjd  kobiety, b dzie krzyk. A dzi- 

siaj mo na spokojnie, po cichutku.

 

SOKRATES

 

Wczoraj namawiałe  mnie do ucieczki i dzi  znów 

namawiasz mnie do ucieczki. 

STRA NIK

 

Nie, dzisiaj ju  nie. Teraz ju  wszystko przygo- 

towane.

 

SOKRATES

 

My l ,  e jeszcze nie wszystko. O, cho by - ucz- 

niowie. Zaczepiłem płaszcz o krzak i teraz boj  

si  ruszy  -  al mi płaszcza.

 

STRA NIK

 

Widz ,  e przygadujesz si  o ten płaszcz. No 

dobrze, dobrze. Je li jutro nie przynios  ci go 

z domu - po ycz  tobie. Nie mo esz pi  trucizny 

w takim łachu.

 

Wychodzi.

 

Scena trzecia

 

Platon ukazuje si  na górze schodów. 

PLATON

 

Witaj, mistrzu. 

SOKRATES

 

Jak si  masz. 

PLATON

 

Wracamy z próby chóru. B dziemy  piewali na

 

twoim pogrzebie fragment Eurypidesa:

 

O zacny ojców płodzie ty,

 

O płodzie zacnych matek.

 

Jutro wszystko tak, jak ustalili my? 

SOKRATES

 

Tak. 

PLATON

 

Przyjdziemy tu przed zachodem sło ca.

 

Ostatnie promienie

 

padaj  na głow  m drca

 

uczniowie

 

z płaszczami zarzuconymi na głow

 

stopie  po stopniu

 

wchodz  

w noc.

 

SOKRATES

 

Napisałe  elegi ?

 

PLATON

 

Ty nie rozumiesz tego. Czego si  dotkn , musz  

nazywa .

 

SOKRATES

 

Ucz si  geometrii, Platonie.

 

PLATON

 

Mo e do tego w ko cu dojdzie. Po ród słów nie 

jestem szcz liwy.

 

SOKRATES

 

Wiem o tym.

 

PLATON

 

background image

 

15 

na rynku. Cudzoziemcom to si  podobało, ale my 

patrzymy na to jak na ogran  fars . Wi c czuj c 

teraz,  e zbli a si   mier , si gn łe  po mask  

tragiczn . Sokrates, który przezi bił si  wracaj c 

z uczty i umarł na zapalenie płuc, czy Sokrates 

gin cy w wi zieniu, skazany przez lud, który nie 

potrafi ud wign  jego m dro ci? Nie ma w t- 

pliwo ci, co wybra . A wi c wybrałe  to, co łat- 

wiejsze. Prawda?

 

Sokrates milczy.

 

A z t  twoj  szkoł . Za rok, dwa rozpadłaby si  

ostatecznie. Młodzi chłopcy, którzy przychodz  

do ciebie z daleka, nie chc  uczy  si  w niesko - 

czono  logiki. Chc  wiedzie , ilu jest bogów, na 

czym opiera si  ziemia i co dzieje si  z człowie- 

kiem po  mierci. Z tych trzech pyta  tylko na 

jedno b dziesz znał odpowied , i to dopiero jutro. 

Tak wi c uciekasz w  mier  przed samotno ci  

i opuszczeniem. To jest twój czyn bohaterski. 

Wiesz, co robi wódz po kl sce?

 

SOKRATES 

Wiem.

 

WYSŁANNIK

 

No wi c. Na górze wszystko załatwione. Mo esz 

wybra  sposób, jaki ci si  podoba. Je li chcesz, 

przy lemy ci felczera, który bezbole nie otwiera

 

SOKRATES

 

Dzi kuj . W tym wszystkim, co mówisz, widz  

wielkie udr czenie.

 

WYSŁANNIK

 

Dr czy mnie sposób, w jaki uwikłałe  nas w swo- 

j   mier . My my naprawd  ciebie nie chcieli 

skaza . Teraz nie mo emy si  wycofywa . Ape- 

lujemy przeto do twojej lojalno ci. Do jutra mu-

 

sisz znikn . Je li ucieczka z ciałem wyda ci si  

zbyt ci ka - zostaw je tutaj. 

Wychodzi.

 

Scena druga 

STRA NIK 

No?

 

SOKRATES 

Nic.

 

STRA NIK

 

le z tob .

 

SOKRATES

 

Tak s dzisz?

 

STRA NIK

 

Na górze wszystko przygotowane. Mówi ,  e jak- 

by  chciał dzisiaj, to mo esz dzisiaj. Wszystko 

gotowe.

 

SOKRATES

 

Wiesz, mój drogi, Sokratesa te  trzeba przygo- 

towa .

 

STRA NIK

 

E, tobie to wszystko jedno - twardy jeste . Mó- 

background image

 

14 

AKT DRUGI

 

Scena pierwsza

 

Nast pny dzie  rano. Ta sama sceneria. 

WYSŁANNIK

 

pi? 

STRA NIK

 

pi. Wci   pi. Dzi  w nocy krzyczał przez sen. 

WYSŁANNIK

 

Co krzyczał? 

STRA NIK

 

Nie wiem. Wołał kogo , a potem go odp dzał. 

WYSŁANNIK

 

Imienia nie słyszałe ? 

STRA NIK

 

Nie. 

WYSŁANNIK

 

Słuchaj, czy wy si  tu dobrze z nim obchodzicie? 

STRA NIK

 

Pewnie,  e dobrze. Có  ty my lisz? On tak sam

 

z siebie krzyczał. 

WYSŁANNIK

 

A jak tu z wiktem? 

STRA NIK

 

Nie najlepiej. Mówi,  e jest głodny. Czasem nawet

 

wypija oliw  z kaganków.

 

WYSŁANNIK 

Zbud  go.

 

STRA NIK

 

Sokratesie! Ten pan z Rady. Wstawaj. Ju  do

 

tego spania.

 

Sokrates budzi si . Przeciera twarz.

 

WYSŁANNIK

 

Dzie  dobry, Sokratesie.

 

SOKRATES

 

Dzie  dobry. Czy nie rozumiesz,  e nie mo na 

budowa  dramatu na takiej monotonii?

 

WYSŁANNIK

 

Przychodz  po raz ostatni.

 

SOKRATES

 

A wi c zaczynaj.

 

WYSŁANNIK

 

Zaczynam. Dług  chwil  stałem nad tob , gdy 

spałe . Twoja twarz we  nie zwierza si . 

Wkl słe skronie, zapadni te usta i gł bokie 

bruzdy przez  rodek policzka mówi  jedno: 

jeste  u kresu sił. Spisz du o, ale sen nie 

przynosi ci odpoczynku. Budzisz si  pełny nie- 

smaku i zam tu. Czujesz, jak ciało twoje ucie- 

ka od ciebie. R ce i nogi cierpn , serce nie 

nad a za oddechem. Zostaje tylko imi , które 

ł czy lu ne cz ci. I t sknisz do chwili, gdy 

obce r ce zanurz  imi  w kamieniu. Jeste , 

Sokratesie,  miertelnie zm czony i marzysz 

o odpoczynku gł bszym ni  sen. Je li to nie 

jest prawda, zaprzecz.

 

Sokrates milczy.

 

To jest normalne. Ale nienormalna jest w tobie 

pokusa teatralno ci. Wiemy dobrze, jak drobiaz- 

gowo opracowałe  z uczniami wszystkie twoje 

„przypadkowe" spotkania na ulicy, w lesie czy

 

background image

 

13 

Jeszcze jeden dowód,  e nie jest Grekiem. Nie

 

lubi morza, nie lubi chłopców. Wina te  nie lubi.

 

Odmieniec. 

CHÓRZYSTA III

 

Mówi ,   e jego pradziad po stronie matki był

 

niewolnikiem trackim. 

CHÓRZYSTA I

 

Bardzo mo liwe.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Kto wygrał?

 

CHÓRZYSTA IV

 

Ja. 

CHÓRZYSTA I

 

Gracie dalej? 

CHÓRZYSTA IV

 

Gramy do ko ca. A potem jeszcze raz.

 

background image

 

12 

aby  mnie uwodził

 

ja mam dwa dni 

abym si  uczył trwania 

i mo e w ko cu 

zrywaj c mask  po masce 

odczytam martwiej cymi palcami 

własn  twarz.

 

Kurtyna

 

Pierwsze intermedium chóru 

Scena jak w prologu. Trzech chórzystów siedzi

 

na ziemi i gra w ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Co słycha  w mie cie? 

CHÓRZYSTA II

 

Nic. 

CHÓRZYSTA III

 

Cebula podro ała.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Mówi ,  e b dzie wojna. 

CHÓRZYSTA II

 

Kto mówi? 

CHÓRZYSTA I

 

Bankierzy. 

CHÓRZYSTA III

 

Et, oni zawsze. 

CHÓRZYSTA I

 

Ale Spartanie urz dzaj  raz po raz manewry na

 

granicy. B dzie wojna najdalej w jesieni. 

CHÓRZYSTA III

 

B dzie albo nie b dzie.

 

Cisza, stuk ko ci.

 

CHÓRZYSTA I

 

W porcie zastój. 

CHÓRZYSTA II

 

Mieli przyjecha  Fenicjanie po ceramik  i tka- 

niny. 

CHÓRZYSTA III

 

Nie przyjechali. Jedno jest pewne: pojutrze statek

 

z Delos przyjedzie. 

CHÓRZYSTA I

 

A propos, co z Sokratesem? 

CHÓRZYSTA II

 

Siedzi. Wszyscy namawiaj  go do ucieczki. Ale

 

on si  uparł. Demon mu odradza. 

CHÓRZYSTA III

 

Dziwak.

 

Cisza, stuk ko ci. 

CHÓRZYSTA I

 

Ja wam powiem, dlaczego Sokrates nie ucieka. 

CHÓRZYSTA III

 

No? 

CHÓRZYSTA I

 

On nie znosi morza. Na sam widok wymiotuje. 

CHÓRZYSTA II

 

background image

 

11 

faluj cego powietrza 

dwa flety 

dwa rogi

 

wynurzone nad kraw d  

rzeczywisto ci.

 

Przychodzisz Dionizosie

 

po stokro  zabijany

 

i po stokro  wstaj cy z martwych

 

który trzepotałe  jak ryba

 

w sieci sylogizmów

 

któremu ran   mierteln

 

zadał mój mechaniczny

 

potwór dialektyki

 

którego wlokłem za włosy

 

przez ulice Aten

 

przychodzisz i mówisz:

 

„Ja i moi centaurowie

 

odmówimy nad twoimi zwłokami - czcigodny

 

Sokratesie 

solenn  litani  

miechu."

 

I dalej:

 

„Natrudziłe  si  mizeroto

 

chciałe  wyzwoli  człowieka

 

od niepokoju od m ki wciele

 

dlatego złapałe  dwa najdalsze wyrazy

 

i zszyłe   mieszn  formuł

 

rozum równa si  szcz ciu.

 

Czy słyszysz rechot

 

czy widzisz jak trz sie si

 

przenaj wi tszy brzuch

 

matki Natury?"

 

A oto moja odpowied :

 

Zaprawd  to przykra rzecz

 

by  bogoburc  i walczy  z diabłem

 

i w ko cu by  pokonanym przez diabła

 

bo wedle wszelkiego prawdopodobie stwa

 

zwyci stwo nale y si  tobie

 

Dionizosie.

 

By  mo e rozum - jak twierdzisz -

 

jest instynktem  mierci

 

echem nico ci.

 

Zap dziłe  mnie do tej pieczary

 

i otoczyłe  tłumem postaci

 

nosz cych   moje imi

 

to jest ostatnia twoja pokusa

 

0  Kusicielu. 

Przychodz  i pytaj

 

kto jest prowdziwy Sokrates? 

Chcesz abym doznał zawrotu głowy 

na widok moich podobizn

 

1  abym ratuj c si  od szale stwa 

ukl kł przed bosk  lekkomy lno ci  

i  wi t  gr  pozorów.

 

Masz dwie noce Dionizosie 

background image

 

10 

wy naprawd  rozumiecie tylko obrazy. No có , 

za mało czasu na nauczanie m dro ci, wi c mo e 

par  uwag z zakresu higieny. 

Laches! Ty zdaje si  nie jeste  niedoszłym poet .

 

LACHES

 

Nie, Sokratesie. Uczyłem si  rze by.

 

SOKRATES

 

Masz zatem kwalifikacje na filozofa. Wyobra  

sobie, Lachesie,  e masz w piaskowcu wyrze bi  

głow  Apollina. Czego ci do tego potrzeba?

 

LACHES

 

Narz dzi i bloku.

 

SOKRATES

 

Czy mo esz sobie wyobrazi  blok piaskowca?

 

LACHES

 

Zanim to powiedziałe , wyobraziłem sobie.

 

SOKRATES

 

Widzisz, doskonale si  rozumiemy. B dzie to za- 

tem biały sze cian. Załó my,  e b dzie to sze cian 

o gładkich  cianach i stosunek szeroko ci do dłu- 

go ci b dzie budził w nas uczucie zadowolenia. 

Teraz uderzasz dłutem...

 

LACHES

 

Zanim uderz , my l   e kamie  ginie i nie wia- 

domo, czy to, co si  z niego wyłoni, b dzie dos- 

konalsze od prostego sze cianu o jego pi knych 

proporcjach.

 

SOKRATES

 

Tak, ale teraz ju  wiesz,  e wszystkie rzeczy 

tego  wiata rodz  si  z prostych kształtów i do 

nich kiedy  powróc . Spójrz chłodno na linie za- 

mykaj ce przedmioty: widzisz sto ki, kule, sze - 

ciany. S  bez barwy. Le  w przestrzeni, jakby 

je uło yła r ka szukaj ca ładu. Spo ród wszys- 

tkich zmysłów najm drzejsze s  oczy. Oczy chro- 

ni  dusz  od zam tu. Uleczy was spokój, jaki 

zsyła linia gał zi poło ona na tło zimowego nieba. 

Ty, Fedonie, je li budzisz si  w nocy, zapalaj 

wiatło. Nie le  w ciemno ci, bo wtedy zatopi  

ciebie m tne muzyki. Zapalaj  wiatło i obserwuj 

przedmioty swego pokoju. Wszystko jedno co: mo- 

e to by  sandał albo kraw d  stołu. Nauczcie 

si  skorupy  wiata, zanim wyruszycie szuka  jego 

serca. Koniec na dzisiaj. Odejd cie. 

Wychodz .  ciemnia si .

 

Scena pi ta

 

SOKRATES mówi do nadchodz cych cieni 

Kiedy po ostatnim pytaniu 

nast puje milczenie 

kiedy biały kamyk spokoju 

poczyna kruszy  si  w palcach 

słysz  -

 

przez cisz  puszyst  jak sier  

widz  -

 

przez czarne i białe pasma 

background image

 

Do nieba. Wznosi si  serce do góry i zaraz na 

piersi spływa ciepło.

 

Na schodach ukazuje si  Platon.

 

PLATON

 

Ju  jeste my, mistrzu. Czy mo na ich zawo- 

ła ?

 

SOKRATES

 

Wchod cie, (do Stra nika) Przerwali nam. Nawet 

nie wyobra asz sobie, jak mnie te lekcje nudz . 

Z tob  to co innego. Od razu do zagadnie  naj- 

wa niejszych.

 

STRA NIK

 

Słuchaj, Sokratesie. Pomów z nimi. Mo e który  

z nich za ciebie wyło y. Mówi ,  e Platon ma 

du o pieni dzy.

 

SOKRATES

 

Dobrze, dobrze. Id  ju .

 

Scena czwarta

 

Wchodz  uczniowie.

 

UCZNIOWIE

 

Witaj, mistrzu!

 

SOKRATES

 

Dzie  dobry. Mo e Ksenofont powie, o czym mó- 

wili my ostatnio.

 

KSENOFONT

 

Ostatnio rozwa ali my prawdziwo  równania: 

rozum = dobro = szcz cie. Podali my definicj  

tych poj . Szereg przykładów z  ycia. Potem 

była dyskusja.

 

SOKRATES

 

Kto zabierał głos?

 

KSANTIASZ 

Ja.

 

SOKRATES

 

Słuchamy, Ksantiaszu.

 

KSANTIASZ

 

U nas w Tebach  ył bardzo m dry człowiek imie- 

niem Sofron. Kiedy umarła mu córka - powiesił 

si .

 

FAJDROS

 

Tak było. I nikt nie mówił: „Sofron przed  mierci  

zgłupiał", tylko: „To była jego jedyna córka".

 

PLATON

 

Ja ci  pytałem, Sokratesie, dlaczego Edyp, który 

niew tpliwie był m dry i dobry, nie był szcz li- 

wy. M dro  jest jednym z warunków szcz cia, 

ale jest jeszcze przeznaczenie.

 

FEDON

 

Kiedy budz  si  w nocy i u wiadamiam sobie 

nagle,  e jestem, odczuwam ból. Wtedy powta- 

rzam twój katechizm. „Kim jeste ? Człowiekiem. 

Kim jest człowiek? Zwierz   miej ce si  i rozum- 

ne. Co trzeba człowiekowi? Wiedzie . A szcz cie? 

Szcz cie jest dzieckiem wiedzy." Wtedy zamiast 

l ku czuj  w sobie pustk . Dotykam twarzy. Znów 

wraca l k.

 

SOKRATES

 

S dziłem,  e doro li cie do abstrakcji, tymczasem 

background image

 

kiera?

 

SOKRATES 

Nie.

 

STRA NIK

 

Szkoda. Bo widzisz, w pierwszych dniach taksa za 

zwolnienie jest bardzo niska. Potem dochodz  kosz- 

ta utrzymania. Ja tam o sobie nie mówi . U mnie 

cena stała: pi  oboli. Przest pstwo te  nie gra 

roli. Wszystko mi jedno, czy „zakłócenie porz dku 

w stanie nietrze wym", czy „matkobójstwo". Ale 

naprzód musisz z tymi na górze załatwi . A ci na 

górze mówi ,  e trzeba stosowa  progresj . Bo ina- 

czej doszliby my do zupełnej anarchii.

 

SOKRATES

 

Wsz dzie ta hierarchia warto ci.

 

STRA NIK

 

Niby tak. A ciebie to, musz  powiedzie ,  al mi.

 

SOKRATES 

Dlaczego?

 

STRA NIK

 

e przyjaciół nie masz. Tylu si  koło ciebie kr ci, 

a  aden nie wyło y.

 

SOKRATES

 

Mo e by nawet który wyło ył. Tylko widzisz, 

stary jestem. Ryzyko.

 

STRA NIK

 

Takich rzeczy to ty mi nie mów. Jakby  miał kogo 

bliskiego, toby za ciebie wyło ył. I mógłby  uciec. 

A tak to co - zginiesz. Czy masz co  do sprzedania?

 

SOKRATES 

Nic.

 

STRA NIK

 

Tak. Widziałem twoj   on  i synów - biednie 

wygl daj . Ty te  nie najlepiej.  eby ci przynaj- 

mniej pojutrze jaki  lepszy płaszcz przynie li. Ja 

bym ci po yczył, ale si  boj ,  e mi z nim uciek- 

niesz na drugi brzeg, ( mieje si ) Ja to nawet 

ciebie lubi . Ale ludzie ciebie nie lubi . Mówi , 

e jeste  zarozumiały i  e bogów nie uznajesz.

 

SOKRATES

 

Kto tak mówi?

 

STRA NIK 

Ludzie.

 

SOKRATES

 

A ty co mówisz?

 

STRA NIK

 

Ja ciebie mało znam. Ale my l ,  e ludzi trzeba 

szanowa  nawet wtedy, gdy wierz  w bogów. 

Religia to pi kna rzecz. Łatwo kocha   on , która 

pi przy tobie, ale Afrodyt ...

 

SOKRATES

 

A ty wierzysz w bogów?

 

STRA NIK

 

Wierz , jak grzmi. Ale nawet kiedy jest pogoda, 

modl  si .

 

SOKRATES 

Do kogo?

 

STRA NIK

 

background image

 

zawsze mo na zrobi . Wi c po czym? Po tym,  e 

wszyscy słuchaj  praw, cho by si  wewn trznie 

buntowali. Tak wi c, Sokratesie, twoja obrona 

praw jest w gruncie rzeczy obron  władzy. I to 

władzy absolutnej. Jeste  totalist .

 

SOKRATES 

Mów dalej.

 

WYSŁANNIK

 

Od kilku lat  aden wyrok w Atenach nie był wy- 

konany. Skazani wychodz  z wi zienia w biały 

dzie , id  do Pireusu, wsiadaj  na okr t, a po- 

tem pisz  z Krety lub Miletu obel ywe listy. 

Czasem przysyłaj  par  oboli „za niezapomnia- 

ny pobyt w uroczym hotelu u stóp Akropolu".

 

My wiemy, co ci  najbardziej boli. Nie brak kul- 

tury filozoficznej ate skich szewców i rze ników, 

ale - mi kko  Hellady. Młodzie  powtarza twój 

aforyzm: - „Nic tak nie wzmacnia duszy i ciała, 

jak ranne wstawanie i alternatywa".

 

SOKRATES

 

Czy to wszystko, co masz do powiedzenia?

 

WYSŁANNIK

 

Nie, jeszcze wniosek. Nie udało si  uleczy  logik , 

chcesz nas ratowa  zbrodni . Chcesz, aby my 

poczuli twoj  krew. Chcesz nowej siły, a cho by 

tyranii i okrucie stwa. Bo dopiero po tym, jak 

s dzisz, mo e przyj  nowa wolno  i Perykles, 

i symetria, dobra architektura i poezja. A tak e 

całe dostoje stwo  ycia, dost pne teraz tylko 

w teatrze. W gruncie rzeczy jeste  politykiem 

z tendencjami do zamachu stanu. Dlaczego nic 

nie mówisz?

 

SOKRATES

 

My l  o czym  z  alem.

 

WYSŁANNIK 

O czym?

 

SOKRATES

 

e mam niewiele czasu i  e wyzwoliłem potwo- 

ra.

 

WYSŁANNIK

 

Spróbój go znowu usidli .

 

SOKRATES 

Za pó no.

 

WYSŁANNIK

 

Nigdy nie jest za pó no.   yjesz jeszcze.  Jutro 

znów tu b d . Wolałbym zasta  pust  cel .

 

Scena trzecia 

STRA NIK

 

Nie podobał mi si  ten twój nowy znajomy. 

Ucze ?

 

SOKRATES

 

Nie. Urz dnik.

 

STRA NIK

 

To znaczy te  goły. Czas, Sokratesie, przyjmowa  

ludzi bogatych. Nie masz jakiego  znajomego ban- 

background image

 

Tak.

 

WYSŁANNIK

 

Wi c Rada jest zaniepokojona twoj  opieszało - 

ci . Co ty wła ciwie sobie wyobra asz?

 

SOKRATES

 

Po prostu jestem zadowolony z lokalu. Przedtem 

chodziłem po ulicy i moje wykłady miały charak- 

ter przypadkowy. Był to wła ciwie zbiór mniej 

lub wi cej dowcipnych aforyzmów. Teraz mam 

szkoł  jak szanuj cy si  sofista. Dzi ki wam stwo- 

rz  rzecz godn  podziwu - system.

 

WYSŁANNIK

 

Nie  artuj. Po mie cie kr y plotka o twoim 

ostatnim wykładzie na temat prawa. Mówi ,  e 

był  wietny, chocia  bardzo reakcyjny.

 

SOKRATES 

No, no.

 

WYSŁANNIK

 

Postawiłe  tam tez ,  e praw trzeba słucha .

 

SOKRATES

 

Tak. 

WYSŁANNIK

 

Nawet gdy s  dla nas okrutne. 

SOKRATES

 

Nawet wtedy. 

WYSŁANNIK

 

Ja,   Sokratesie,   jestem   zwykłym   urz dnikiem

 

i chciałbym to dobrze zrozumie . Bo rzecz wydaje

 

si  wa na. 

SOKRATES

 

I tak jest bez w tpienia.

 

WYSŁANNIK

 

Tylko ty mi nie przeszkadzaj, jak b d  mówił. 

Odpowiadaj: tak lub nie. Kupcy feniccy podaj ,

 

e w gł bi Afryki  yj  plemiona, które składaj  

ofiary z ludzi. Takie jest ich prawo. Prawo la- 

kedemo skie nakazuje u mierca  słabe dzieci. 

Có  ty na to, Sokratesie?

 

Sokrates milczy.

 

Gdyby u nas zjawił si  tyran i wydał ustaw ,  e 

wszystkim dorosłym Ate czykom nale y obci  

praw  dło  - co by  powiedział o Ate czykach, 

którzy poddaliby si  temu prawu? Zapewne,  e 

spadli do rz du niewolników. 

Sokrates milczy.

 

Oczywi cie, mo esz powiedzie ,  e za naszym 

prawem stoi m dro  ludu, a za tamtymi sza- 

le stwo tyranów. Ale chyba w gruncie rzeczy to 

wszystko jedno, kto jest autorem, jeden głupiec 

czy pi ciuset. Chodzi o to, czy si  wszyscy na to 

godz . Czy nie jest tak, jak mówi ?

 

Sokrates milczy.

 

A to, czy si  godz , po czym si  poznaje? Czy 

po minach zadowolonych, czy po procesjach chłop- 

ców z pochodniami? Sam wiesz dobrze,  e to 

background image

 

AKT PIERWSZY

 

Scena pierwsza 

Wi zienie kamienne. Mrok. Na pryczy człowiek okryty 

płaszczem. Schody po lewej stronie. Małe okno. Wcho- 

dzi Wysłannik Rady i Stra nik.

 

WYSŁANNIK 

pi?

 

STRA NIK

 

pi. Wci   pi.  pi w południe i w nocy.

 

WYSŁANNIK 

Chory?

 

STRA NIK

 

Nie. Mówi,  e przyzwyczaja si  do  mierci. Ory- 

ginał.

 

WYSŁANNIK 

Zbud  go.

 

STRA NIK

 

Prosił mnie wczoraj, aby mu da  spokój. Przy- 

chodz  tu wci  ludzie i m cz  go. Ty jeste  jego 

uczniem?

 

WYSŁANNIK

 

Nie. Urz dowa sprawa.

 

STRA NIK

 

A, to co innego, (potrz sa ramieniem  pi cego i wo- 

ła) Człowieku! Z mrocznej krainy marze  wró  na 

ziemi  jałow  i kamienn ! Przyzywam ci ! 

Le cy budzi si , spuszcza nogi z pryczy, przykłada 

r ce do oczu. Stra nik  mieje si .

 

WYSŁANNIK

 

Ja do ciebie, Sokratesie.

 

SOKRATES 

Aaa.

 

WYSŁANNIK

 

Przerwałem ci sen?

 

SOKRATES 

Tak.

 

WYSŁANNIK

 

Co ci si   niło?

 

SOKRATES

 

Nico  -  ywioł łagodny i kołysz cy.

 

WYSŁANNIK

 

Rozumiem, co  jak morze. Poznajesz mnie? 

SOKRATES 

Nie

 

WYSŁANNIK

 

Jestem wysłannikiem Rady. Przychodz  tu z misj .

 

Do Stra nika gest, aby zostawił ich samych.

 

Scena druga 

WYSŁANNIK

 

Pojutrze, jak ci wiadomo, przypływa statek z Delos. 

To znaczy, pojutrze wypijesz trucizn . Sam chyba 

rozumiesz,  e wygrzebali my ten stary przepis re- 

ligijny po to tylko, aby ułatwi  ci ucieczk .

 

SOKRATES 

background image

 

sznurek. 

CHÓRZYSTA V

 

No có , ale nie wie. 

CHÓRZYSTA VI

 

I my, którzy sztuk  godzenia si  na wszystko

 

 

doprowadzili my do szczytu, tak e z tym musimy 

si  pogodzi .

 

CHÓRZYSTA I

 

Okoliczno ci  łagodz c  jest fakt,  e sztuka po- 

chodzi z czasów zamierzchłych.

 

CHÓRZYSTA II

 

Wtedy technika przesłucha  stała na niskim po- 

ziomie.

 

CHÓRZYSTA III

 

Sokrates dopiero wynalazł dialektyk .

 

CHÓRZYSTA IV

 

Praktyczny podr cznik dla s dziów  ledczych zo- 

stał opracowany znacznie pó niej.

 

CHÓRZYSTA V

 

Dlatego oskar ony tak długo broił.

 

CHÓRZYSTA VI

 

A głowa jego, wyrzucona na wysoki brzeg naszych 

czasów, ma zamazane rysy.

 

CHÓRZYSTA I

 

My nie zrobimy potomnym takiego kawału.

 

CHÓRZYSTA II

 

Wszyscy wysłani na tamt  stron  b d  mieli do 

szyi przytwierdzony kamie  z paragrafem, na 

który umarli.

 

CHÓRZYSTA III

 

Wszystkie inne materiały zostan  zniszczone, aby 

nie stanowiły pokusy dla psychologów.

 

CHÓRZYSTA IV

 

Paru niewinnych i nieomylnych zabalsamujemy. 

Dzieła ich te  zabalsamujemy i b dziemy poka- 

zywa  motłochowi. Całkiem bezpłatnie.

 

CHÓRZYSTA V

 

W ten sposób ludzko  wyzwolona b dzie od 

dramatów i od sztuki, która rodzi si  z w tpie- 

nia.

 

CHÓRZYSTA VI

 

I zostanie tylko historia dowiedziona sposobem

 

geometrycznym.

 

Odgłos przypominaj cy  wist bata.

 

CHÓR

 

Zaczynamy.

 

background image

 

Prolog 

Muzyka. Na tle hałasu b bna i miedzi przeszywaj cy 

głos piszczałki. Scena pusta, bez  adnych dekoracji. 

Wchodz  osoby chóru ubrane w krótkie jasne sukien- 

ki, na głowach papierowe spiczaste czapeczki. Twarze 

mocno upudrowane.

 

CHÓRZYSTA I z gł bokim ukłonem

 

Rzecz o Sokratesie, synu akuszerki i kamieniarza. 

CHÓRZYSTA II

 

Opowie  z pestk . 

CHÓRZYSTA III

 

Pełna słów, aluzji i pauz, 

CHÓRZYSTA IV

 

Niestety, bez akcji. 

CHÓRZYSTA V

 

Kto nie zabrał z domu jedzenia, mo e si  jeszcze

 

wycofa . 

CHÓRZYSTA VI

 

Cena biletu zostanie zwrócona. 

CHÓRZYSTA I

 

Sztuka, jako si  rzekło, o filozofie. 

CHÓRZYSTA II

 

Który  ył długo. 

CHÓRZYSTA III

 

Działał na niwie o wiaty.

 

CHÓRZYSTA IV

 

Ale nie umarł  mierci  naturaln . 

CHÓRZYSTA V

 

Co daje postaci posmak sensacji.

 

CHÓRZYSTA VI

 

A tak e szczypt  heroizmu. 

CHÓRZYSTA I

 

Przez trzy akty trzeba wysila  dociekliwo .

 

CHÓRZYSTA II

 

Aby rozwi za  ten w zeł. 

CHÓRZYSTA III

 

Wzniosłych kłamstw i płytkich hipotez. 

CHÓRZYSTA IV

 

Dlatego b dziemy musieli posługiwa  si  cudzymi

 

oczyma. 

CHÓRZYSTA V

 

Znajdzie si  tu zatem co  dla krótkowidzów i co

 

dla dalekowidzów. 

CHÓRZYSTA VI

 

Najmniej dla tych, którzy widz  dobrze.

 

CHÓRZYSTA I

 

Autor kazał przeprosi  i powiedzie ,  e odpowie- 

dzi nie da.

 

CHÓRZYSTA II

 

Mówi,  e sam nie wie.

 

CHÓRZYSTA III

 

Powiada,  e jakby wiedział, toby napisał dzieło 

po niemiecku.

 

CHÓRZYSTA IV

 

A nie zwoływałby aktorów i nie  szarpałby za

 

background image

 

Jaskinia filozofów 

Osoby:

 

SOKRATES

 

STRA NIK

 

WYSŁANNIK RADY

 

PLATON

 

KSENOFONT

 

FEDON

 

FAJDROS

 

LACHES

 

KSANTYPA

 

KRITON

 

OPIEKUN ZWŁOK

 

CHÓR 

UCZNIOWIE

 

background image

 

 

Zbigniew 

Herbert 

 

 

 

 

DRAMATY