Sartre Jean Paul Przy drzwiach zamknietych

Jean Paul Sartre


Przy drzwiach zamkniętych

Sztuka w jednym akcie


«Huis-clos»

Przełożył Jan Kott



Osoby


Garcin

Inez

Stella

Kelner



Scena pierwsza

Garcin, Kelner

Salon biedermeier. Figura z brązu na kominku.


Garcin

wchodzi, rozgląda się po pokoju

To tutaj.


Kelner

Tutaj.


Garcin

A więc to tak...


Kelner

Tak.


Garcin

Myślę... Myślę, że końcu można się przyzwyczaić do w mebli.


Kelner

To zależy od osoby.


Garcin

Czy wszystkie pokoje są podobne?


Kelner

No wie pan! Mamy tutaj Chińczyków, Hindusów. Co pan chce, aby robili w biedermeierowskim fotelu?


Garcin

A ja, co pan chce, abym z nim robił? Czy pan wie, kim byłem? Ach! Nie ma to żadnego znaczenia. Żyłem zresztą zawsze pośród mebli, których nie znosiłem, i w fałszywych sytuacjach; uwielbiałem to. Fałszywa sytuacja w jadalni Ludwik-Filip, nic to panu nie mówi?


Kelner

Pan sam się przekona; w salonie biedermeier także nie jest najgorzej.


Garcin

Ach? Dobrze. Dobrze, dobrze, dobrze, (rozgląda się naokoło) Mimo wszystko nie spodziewałem się... Pan chyba wie, co opowiadają... tam?


Kelner

O czym?


Garcin

No...(zataczając ręką nakoło) O tym wszystkim.


Kelner

Jak pan może wierzyć w te głupstwa? Ludzie, którzy tu nawet na krok nie weszli. Bo w końcu, gdyby raz weszli...


Garcin

Tak.

Obaj się śmieją. Garcin stając się nagle z powrotem poważny.

Gdzie są rożny?


Kelner

Co?


Garcin

Rożny, ruszta, miechy.


Kelner

Pan żartuje?


Garcin

patrzy na niego

Ach? Nie, nie żartuję.

Cisza. Chodzi po pokoju.

Nie ma luster, nie ma okien. Naturalnie. Nic, co by się mogło stłuc, (z nagłym wybuchem) A dlaczego zabrano mi moją szczoteczkę do zębów?


Kelner

Proszę, proszę. Oto, widzę, wróciła panu godność ludzka. Fantastyczne!


Garcin

uderzając ze złością o poręcz fotela

Tylko proszę bez poufałości. Zdaję sobie sprawę z mego położenia, ale nie zniosę...


Kelner

Tak, tak. Proszę mi wybaczyć. Co pan chce, wszyscy goście stawiają te same pytania, Wprowadza się ich: „Gdzie są rożny?” Zaręczam panu, że w tym momencie nikt z nich nie myśli o toalecie. A potem, skoro tylko zostaną pocieszeni, zaraz szczoteczka do zębów. Ależ, na miłość boską, czy nie możecie chociaż chwilę pomyśleć? No, przecież w końcu, niech pan pozwoli sobie to powiedzieć, po co miałby pan sobie czyścić zęby?


Garcin

uspokojony

Tak, rzeczywiście, po co? (rozgląda się dokoła) I po co oglądać się w lustrze? Za to ten brąz, chwała Bogu... Wyobrażam sobie, że przyjdą takie chwile, że się będę w niego wpatrywał ze wszystkich sił. Ze wszystkich sił! Tak, tak, nie ma co ukrywać, mówię, panu, że Edaję sobie sprawę z mego położenia. Może pan chce, abym powiedział, jak się to wszystko odbywa? Facet dusi się, zapada, tonie, tylko wzrok jego wychodzi ponad wodę i co widzi? Brąz na kominku. Co za koszmar! W porządku! Na pewno panu zabroniono odpowiadać na pytania. Nie nalegam. Ale wiedzcie, że mnie się nie uda zaskoczyć, nie będziecie się chwalić, żeście mnie podeszli; ja widzę jasno swoje położenie. (zaczyna chodzić) A więc, nie ma szczoteczki do zębów. I nie ma łóżka. Ponieważ, oczywiście, nigdy się nie śpi.


Kelner

Znowu!


Garcin

Mógłbym się założyć. Po co byłoby spać? Sen chwytał z tyłu za uszami. Czujesz, jak zamykają się oczy, ale po co spać? Wyciągasz się na kanapie i pst... sen ucieka. Trzeba przetrzeć oczy, wstać – i wszystko zaczyna się od początku.


Kelner

Ależ pan jest romantyczny!


Garcin

Proszę milczeć! Nie będę krzyczał, nie będę jęczał, alei chcę spojrzeć w twarz temu, co będzie. Nie chcę, aby to skoczyło na mnie od tyłu, tak, żebym nawet nie mógł temu się przyjrzeć. Romantyczny? A więc nie ma się nawet potrzeby snu! I po co spać, kiedy nie ma snu? Doskonale. Niech pan zaczeka. Jedna chwila! Dlaczego to jest okropne! Dlaczego to musi być okropne? Już wiem: to życie bez przerw.


Kelner

Jakich znowu przerw?


Garcin

naśladując go

Jakich przerw? (podejrzliwie) Niech pan na mnie spojrzy. Byłem tego pewien! To tłumaczy brutalność pańskiego spojrzenia, którego nie można wytrzymać. Słowo honoru, one uległy atrofii.


Kelner

Ale o czym pan mówi?


Garcin

O pana powiekach. Myśmy, myśmy poruszali powiekami... Mrugnięcie oka, tak to się nazywało. Mała czarna zasłona, firanka, która opada i znowu się podnosi; cięcie zostało dokonane. Oko się zwilża, świat zostaje unicestwiony. Pan nawet nie może wiedzieć, jakie to było uspokajające. Cztery tysiące odpoczynków w jednej godzinie. Cztery tysiące małych ucieczek. I kiedy mówię cztery tysiące... A więc tak? Będę żył bez powiek? Niech pan nie udaje głupiego. Bez powiek, bez snu, to przecież to samo. Nigdy już nie zasnę... Ale w jaki sposób ja wytrzymam ze sobą? Niech pan spróbuje mnie zrozumieć, to nie takie trudne, mam charakter przekorny i lubię się ze sobą drażnić. Ale przecież... przecież nie mogę się drażnić ze sobą bez chwili wytchnienia. Tam, tam były noce. Spałem. Zasypiałem łatwo; chociaż to jedno, śniły mi się rzeczy proste. Była preria. Preria i nic więcej. Śniło mi się, że po niej spaceruję. Czy teraz jest dzień?


Kelner

Pan przecież widzi, lampy są zapalone,


Garcin

Do licha! A więc to jest nasz, dzień. A na zewnątrz?


Kelner

zdumiony

Na zewnątrz?


Garcin

Na zewnątrz! Po tamtej stronie tych ścian?


Kelner

Jest korytarz.


Garcin

A na końcu korytarza?


Kelner

Są inne pokoje, inne korytarze i schody.


Garcin

A potem?


Kelner

To wszystko.


Garcin

Ma pan przecież kiedyś wolny dzień? Gdzie pan wtedy idzie?


Kelner

Do mego wuja, który jest starszym kelnerem na trzecim piętrze.


Garcin

Powinienem był się tego domyślić. Gdzie jest kontakt?


Kelner

Nie ma.


Garcin

Jak to, nie można zgasić?


Kelner

Dyrekcja może wyłączyć prąd. Ale nie przypominam sobie, aby się to kiedyś zdarzyło na tym piętrze. Mamy elektryczność bez ograniczeń.


Garcin

Doskonale. A więc trzeba żyć z otwartymi oczami...


Kelner

ironicznie

Żyć?...


Garcin

Niech pan mnie nie łapie za słowa. Z otwartymi oczami. Na zawsze. W moich oczach będzie zawsze jasno. I w głowie, (po chwili) A gdybym tym brązem rzucił w lampę? Czy zgaśnie?


Kelner

Jest za ciężki.


Garcin

bierze brąz w ręce i próbuje go podnieść

Ma pan rację. Jest za ciężki.

Milczenie.


Kelner

Jeżeli panu już nie jestem potrzebny, odchodzę.


Garcin

podrywając się

Pan odchodzi? Do widzenia!

Kelner podchodzi do drzwi.

Chwileczkę!

Kelner się odwraca.

Dzwonek jest tutaj?

Kelner potakuje.

Mogę zadzwonić, kiedy zechcę, i pan jest obowiązany przyjść?


Kelner

Zasadniczo tak. Ale dzwonek jest kapryśny. Coś się zacina w mechanizmie.

Garcin podchodzi do dzwonka i naciska guziczek. Dzwonienie.


Garcin

Działa.


Kelner

ze zdziwieniem

Działa? (sam z kolei dzwoni) Niech się pan tym zanadto nie cieszy, to długo nie potrwa. Do widzenia! Do pańskich usług.


Garcin

zatrzymuje go ruchem ręki

Jeszcze jedno...


Kelner

Proszę?


Garcin

Nic, nic. (podchodzi do kominka i bierze w rękę nóż do przecinania kartek) A to co znowu?


Kelner

Pan sam widzi: nóż do papieru.


Garcin

Macie tutaj książki?


Kelner

Nie.


Garcin

A więc do czego on służy?

Kelner wzrusza ramionami.

Dobrze, dobrze. Niech pan już idzie.

Kelner wychodzi.



Scena druga

Garcin sam. Podchodzi do brązu i głaszcze go ręką. Siada. Wstaje. Podchodzi do dzwonka i naciska guzik. Dzwonek nie dzwoni. Próbuje dwa lub trzy razy. Na próżno. Podchodzi do drzwi i próbuje otworzyć. Drzwi się nie otwierają.


Garcin

woła

Kelner! Kelner!

Nie ma odpowiedzi. Wali pięściami w drzwi wołając Kelnera. Potem nagle uspokaja się i siada na kanapie. W tym momencie drzwi się otwierają i wchodzi Inez, a za nią Kelner.



Scena trzecia

Garcin, Inez, Kelner.


Kelner

do Garcina

Pan mnie wołał?

Garcin wstaje, aby odpowiedzieć, ale rzuca okiem na Inez


Garcin

Nie.

Kelner

zwracając się do Inez

Pani jest u siebie...

Inez milczy.

Gdyby pani chciała o coś zapytać?...

Inez milczy. Kelner jest rozczarowany.

Zazwyczaj klienci lubią się o wszystko dowiadywać... Ja nie nalegam... Zresztą co do szczoteczki do zębów, dzwonka i brązu, pan już się poinformował i odpowie pani równie dobrze jak ja.

Wychodzi. Cisza. Garcin nie patrzy na Inez. Inez rozgląda się dokoła, potem nagle zbliża się do Garcina.


Inez

Gdzie jest Flora?

Garcin milczy

Pytam pana, gdzie jest Flora?


Garcin

Nic o tym nie wiem.


Inez

To wszystko, coście wymyślili? Tortura nieobecności. Wspaniale! To się wam nie udało. Flora była głupią gęsią i wcale jej nie żałuję.


Garcin

Bardzo panią przepraszam, za kogo mnie pani bierze?


Inez

Pana? Pan jest katem.


Garcin

podrywa się, potem wybucha śmiechem

Bardzo zabawna pomyłka. Katem, rzeczywiście? Pani weszła, spojrzała na mnie i pomyślała: to jest kat. Cc za pomysł? Głupi jest ten kelner, powinien nas był przedstawić. Kat! Pani pozwoli: Józef Garcin: publicysta i literat. Tyle jest w tym prawdy, że umieszczono nas pod jednym dachem. Pani...


Inez

sucho

Inez Serrano. Niezamężna.


Garcin

Bardzo dobrze. Pierwsze lody zostały przełamane. A więc pani uważa, że mam wyraz twarzy kata? A po czym, jeśli łaska, poznaje się katów?


Inez

Wyglądają, jakby czuli strach.


Garcin

Strach? To zbyt śmieszne. I przed kim? Przed swoimi ofiarami?


Inez

Dość! Wiem, co mówię. Oglądałam siebie w lustrze.


Garcin

W lustrze? (rozgląda się dokoła) To okropne, zabrali stąd wszystko, co może przypomnieć lustro, (po chwili) W każdym razie mogę panią zapewnić, że się nie boję. Nie lekceważę sobie naszego położenia i zdaję sobie sprawę z jego powagi. Ale się nie boję.


Inez

wzruszając ramionami

To pańska sprawa, (po chwili) Czy zdarza się, że pan czasem stąd wychodzi?


Garcin

Drzwi są zaryglowane.


Inez

Tym gorzej.


Garcin

Rozumiem, że moja obecność panią krępuje. Ja osobiście także wolałbym być sam, muszę swoje życie uporządkować i czuję potrzebę skupienia. Ale jestem pewny, że będziemy mogli do siebie przywyknąć; nie jestem rozmowny, nie ruszam się, robię mało hałasu. Jedno tylko chciałbym doradzić, jeśli pani pozwoli, powinniśmy być dla siebie uprzedzająco grzeczni. Będzie to naszą najlepszą obroną.


Inez

Ja nie jestem grzeczna.


Garcin

Ja będę w takim razie za nas dwoje.

Milczenie. Garcin siedzi na kanapie, Inez spaceruje wzdłuż wszerz pokoju.


Inez

patrząc na niego

Pana usta.


Garcin

wyrwany ze swoich marzeń

Proszę?


Inez

Czy nie może pan się powstrzymać od ruszania ustami? Kręcą się jak fryga pod pańskim nosem.


Garcin

Bardzo panią przepraszam; nie zdawałem sobie sprawy.


Inez

To właśnie panu zarzucam.

Tik Garcina.

Znowu! Uważa pan się za dobrze wychowanego i zostawia pan swoją twarz bez dozoru. Nie jest pan sam i nie ma pan prawa narzucać mi obrazu swojego strachu.

Garcin wstaje i podchodzi do niej.


Garcin

Pani się nie boi?


Inez

I po co się bać? Strach, to miało sens przedtem, kiedy mieliśmy jeszcze nadzieję.


Garcin

łagodnie

Nie ma już nadziei, ale jesteśmy ciągle przedtem. Jeszcześmy nie zaczęli cierpieć.


Inez

Wiem o tym. (po chwili) A więc? Co będzie?


Garcin

Nie wiem. Czekam.

Cisza. Garcin znowu siada. Inez zaczyna chodzić. Garcin ma ciągle swój tik w ustach, potem rzuciwszy spojrzenie na Inez kryje twarz w dłoniach. Wchodzą Stella i Kelner.



Scena czwarta

Inez, Garcin, Stella, Kelner. Stella patrzy na Garcina, który nie podnosi głowy.

Stella

do Garcina

Nie! Nie, nie, nie podnoś głowy. Wiem, co zakrywasz rękami. Wiem, że nie masz już twarzy.

Garcin opuszcza ręce.

Co! (po chwili ze zdumieniem) Nie znam pana.


Garcin

Nie jestem katem, proszę pani.


Stella

Nie brałam pana za kata. Ja... Wydawało mi się, że ktoś chce mi zrobić kawał, (do Kelnera) Na kogo pan czeka?


Kelner

Więcej już nikt nie przyjdzie.


Stella

z ulgą

Ach! A więc zostajemy zupełnie sami: pan, pani i ja?

Zaczyna się śmiać.


Garcin

ostro

Nie ma powodów do śmiechu.


Stella

ciągle się śmieje

Ależ brzydkie są te kanapy. I patrzcie państwo, jak je rozstawiono, zdaje mi się, że to Nowy Rok i jestem z wizytą u mojej ciotki Marii. Każdy ma, widzę, swoją. Ta jest dla mnie? (do Kelnera) Ale to katastrofa, nie będę mogła na niej usiąść, jestem w jasnoniebieskiej sukni, a kanapa jest zielona jak szpinak.


Inez

Może pani woli moją?


Stella

W Kolorze bordo? Pani jest bardzo uprzejma, ale to też nie będzie dobrze. W końcu, o co chodzi? Dla każdego jego dola. Mam zieloną, zatrzymuję, (po chwili) Jedyna, która by ostatecznie pasowała, to kanapa tego pana.

Milczenie.


Inez

Czy pan słyszał?


Garcin

wstrząsając się

Ka...napa. Och! Przepraszam.(wstaje) Może nią pani rozporządzać.


Stella

Dziękuję.

Zdejmuje futro i rzuca na kanapę. Po chwili.

Poznajmy się, skoro mamy razem mieszkać. Jestem Stella Rigault.

Garcin kłania się i chce się przedstawić, ale Inez staje przed nim.


Inez

Inez Serrano. Bardzo się cieszę.

Garcin kłania się znowu.


Garcin

Józef Garcin.


Kelner

Czy państwo mnie jeszcze potrzebują?


Stella

Nie, może pan odejść. Jak będzie czegoś trzeba, zadzwonię.

Kelner kłania się i wychodzi.



Scena piąta

Inez, Garcin, Stella.


Inez

Pani jest bardzo piękna. Chciałabym mieć kwiaty, aby panią powitać.


Stella

Kwiaty? Tak. Bardzo lubiłam kwiaty. Ale tutaj zaraz by zwiędły, jest za gorąco. Ach! Najważniejsze, aby zachować dobry humor. Pani...


Inez

Tak, w zeszłym tygodniu. A pani?


Stella

Ja? Wczoraj. Jeszcze ceremonia się nie skończyła, (mówi z wielką naturalnością, jakby patrzała na to, co opisuje) Wiatr porusza welonem mojej siostry. Robi, co może, aby płakać. No, no. Jeszcze trochę wysiłku. Nareszcie! Dwie łzy, dwie małe łezki błyszczą pod krepą. Olga Jardet bardzo brzydko dzisiaj wygląda. Prowadzi pod ramię moją siostrę. Nie płacze, bo ma pomalowane rzęsy, i muszę powiedzieć, że ja na jej miejscu... To była moja najlepsza przyjaciółka.


Inez

Bardzo pani cierpiała?


Stella

Nie. Byłam raczej ogłuszona.


Inez

Co to było?


Stella

Zapalenie płuc. (gra jak poprzednio) No, już się skończyło! Idą do domu! Do widzenia! Do widzenia! Ale się długo żegnają! Mój mąż rozchorował się ze zmartwienia i został w domu. (do Inez) A pani?


Inez

Gaz.

Stella


A u pana?


Garcin

Dwanaście kul w piersi.

Gest Stelli.

Muszą mi panie wybaczyć, nie jestem nieboszczykiem z dobrego towarzystwa.


Stella

Drogi panie, mógłby pan przynajmniej nie używać słów tak brutalnych. To jest... nieprzyzwoite. W końcu, co to właściwie znaczy? Może jeszcze nigdy nie byliśmy tak żywi. Jeżeli już koniecznie trzeba nazwać ten... stan rzeczy, proponuję, abyśmy nazwali się nieobecnymi, tak będzie dużo przyzwoiciej. Pan jest od dawna nieobecny?


Stella

Już blisko miesiąc. Skąd pan przybył?


Garcin

Z Rio.


Stella

Ja jestem z Paryża. Ma pan tam jeszcze kogoś?


Garcin

Żonę. (gra jak przedtem Stella) Przyszła do koszar tak jak co dzień. Nie wpuszczono jej. Patrzy przez żelaznej pręty. Jeszcze nie wie, że jestem nieobecny, ale zaczynał podejrzewać. Jest w czerni, tym lepiej, nie będzie musiała, ‘się przebierać. Nie płacze. Nie płakała nigdy. Co za wspaniałe słońce, a ona stoi w czerni, na pustej ulicy, ze swoimi wielkimi oczami męczennicy. Ach! Ona mnie drażni. Milczenie. Garcin siada na środkowej kanapie i ukrywa twarz w dłoniach.


Inez

Stello!


Stella

Proszę pana!


Garcin

Proszę...


Stella

Pan usiadł na mojej kanapie...


Garcin

Przepraszam.

wstaje.


Stella

Musi pan być bardzo przejęty?


Garcin

Porządkuję swoje życie.

Inez zaczyna się śmiać.

Zamiast się śmiać, lepiej byłoby pójść za moim przykładem.


Inez

Moje życie jest w porządku. W zupełnym porządku. Ono się tam samo przez się uporządkowało, nie potrzebuję się nim zajmować.


Garcin

Naprawdę? I pani myśli, że to jest takie proste! (przesuwa ręką po czole) Co za upał! Panie pozwolą?

Wstaje, aby zdjąć marynarkę.


Stella

Ach, nie! (łagodniej) Nie cierpię, jak mężczyźni są w samej koszuli.


Garcin

wkładając z powrotem marynarką

Dobrze, już dobrze, (po chwili) Całe noce spędzałem w redakcji. Panował tam zawsze wściekły upał. (po chwili; gra jak poprzednio) Panuje tam wściekły upał. Jest teraz noc.


Stella

Tak. To już noc. Olga się rozbiera. Jak szybka mija czas na ziemi.


Inez

Już noc. Opieczętowali drzwi do mego pokoju. A pokój jest pusty. Ciemno w nim.


Garcin

Powiesili na krzesłach marynarki i zakasali rękawy koszul powyżej łokci. Zapach mężczyzn i cygar, (milczenie) Lubiłem towarzystwo mężczyzn, którzy zawijają rękawy koszul.


Stella

sucho

A więc nie mamy tych samych gustów, (do Inez) Czy lubi pani, kiedy mężczyźni są w samej koszuli?


Inez

W koszuli czy bez, ja w ogóle nie bardzo lubię mężczyzn.


Stella

patrzy na nich oboje z przerażeniem

Ale dlaczego, dlaczego nas tu posadzono, razem?


Inez

powstrzymując się od wybuchu

Co pani mówi?


Stella

Patrzę na was dwoje i myślę, że mamy razem mieszkać... Spodziewałam się, że odnajdę przyjaciół, rodzinę.


Inez

Wspaniałego przyjaciela z dziurą pośrodku twarzy.


Stella

Jego także. Tańczył tango jak fordanser, ale my, my, dlaczego nas tu zgromadzono?


Garcin

No cóż, to przypadek. Lokują ludzi, jak mogą, w kolejności przybycia, (do Inez) Z czego pani się śmieje?


Inez

Ponieważ śmieszy mnie pan z tym swoim przypadkiem. Czy naprawdę musicie się koniecznie pocieszać? Oni nic nie robią przypadkowo.


Stella

nieśmiało

Ale może myśmy się już kiedyś spotkali?


Inez

Nigdy. Nie zapomniałabym pani.


Stella

Albo może mamy jakichś wspólnych znajomych? Nie zna pani czasem państwa Dubois-Seymour?


Inez

Nie przypuszczam.


Stella

Cały świat u nich bywa.


Inez

Co oni robią?


Stella

zdziwiona

Nic nie robią. Mają zamek w Korezach i...


Inez

Ja... ja byłam urzędniczką na poczcie.


Stella

wycofując się

Ach, tak? No, rzeczywiście... (po chwili) A pan?


Garcin

Nigdy nie wyjeżdżałem z Rio.


Stella

W takim razie państwo mają rację. Przypadek nas tu zgromadził.


Inez

Przypadek. A więc te meble są tutaj przypadkiem. To przypadek, że ta kanapa na prawo jest zielona jak szpinak, a na lewo koloru bordo. Przypadek, oczywiście? Spróbujcie je przestawić, a potem mi powiecie. I ten brąz jest tutaj także przypadkiem. I to gorąco? I to gorąco?

Milczenie.

Mówię wam, że oni o wszystkim pomyśleli. Aż do najdrobniejszych szczegółów, z całą satysfakcją. Ten pokój na nas czekał.


Stella

Ale co pani mówi? Wszystko tu jest takie brzydkie, takie twarde, takie kanciaste. Nie znosiłam twardych mebli.


Inez

wzruszając ramionami

Pani może sądzi, że ja mieszkałam w salonie biedermeier?

Po chwili.


Stella

Więc wszystko zostało przewidziane?


Inez

Wszystko. I nas specjalnie dobrano.


Stella

A więc to nie przypadek, że pani, że właśnie pani siedzi naprzeciwko mnie. (po chwili) Na co oni czekają?


Inez

Nie wiem. Ale czekają.


Stella

Nie mogę znieść, kiedy ktoś czegoś oczekuje ode mnie. Zaraz mam ochotę zrobić coś na przekór.


Inez

Proszę bardzo. Niech pani zrobi. Niech pani to zrobi. Pani nawet nie wie, czego oni chcą.


Stella

tupiąc nogą

To jest nie do zniesienia. I przez was dwoje coś ma się stać ze mną? (patrzy na nich) Przez was dwoje. Spotykałam twarze, które od razu mi coś mówiły. A wasze nic mi nie mówią.


Garcin

nagle do Inez

A więc dlaczego jesteśmy razem? Pani już za wiele powiedziała, niech pani dokończy.


Inez

Ależ ja nie mam pojęcia.


Garcin

My to musimy wiedzieć.

Zastanawia się przez chwilę.


Inez

Gdyby przynajmniej każdy z nas miał odwagę powiedzieć...


Garcin

Co powiedzieć?


Inez


Stella!


Stella

Proszę!


Inez

Co pani zrobiła? Dlaczego oni panią tutaj posłali?


Stella

żywo

Nie wiem, zupełnie nie wiem. Zastanawiam się nawet, czy to czasem nie jest pomyłka. (do Inez) Niech się pani nie uśmiecha. Proszę sobie wyobrazić ilość ludzi, którzy codziennie... stają się nieobecni. Przybywają tutaj tysiącami i mają do czynienia jedynie z niższymi urzędnikami, z funkcjonariuszami bez wykształcenia. Jakżeż może nie być pomyłek? Niech się pani nie śmieje, (do Garcina) Niech pan coś powie. Jeżeli się pomylili w moim wypadku, mogli się pomylić i w pana. (do Inez) I w pani także. Czyż nie lepiej uwierzyć, że jesteśmy tutaj przez pomyłkę?


Inez

To wszystko, co pani ma nam do powiedzenia?


Stella

Co pani chce jeszcze wiedzieć? Moje życie? Nie mam nie do ukrycia. Byłam ubogą sierotą, wychowywałam młodszego brata. Stary przyjaciel mojego ojca poprosił mnie o rękę. Był bogaty i dobry, zgodziłam się. Co pani by zrobiła na moim miejscu? Brat był chory i jego zdrowie wymagało wielkich starań. Sześć lat przeżyłam z mężem bez jednej sprzeczki. Dwa lata temu poznałam człowieka, którego miałam pokochać. Wiedzieliśmy o tym od razu, chciał, abym z nim wyjechała, a ja odmówiłam. Potem, dostałam tego zapalenia płuc. To wszystko. Być może, że w imię pewnych zasad można by mi wyrzucać, że poświęciłam swoją młodość dla starca, (do Garcina) Czy pan uważa, że jestem winna?


Garcin

Na pewno nie. (po chwili) A pani, czy pani sądzi, że winą jest żyć według swoich zasad?


Stella

Któż to mógłby panu zarzucać?


Garcin

Byłem redaktorem pacyfistycznego dziennika. Wybucha wojna. Co robić? Wszyscy oni mieli oczy na mnie zwrócone. „Odważy się?” Odważyłem się. Skrzyżowałem ręce i mnie rozstrzelano. Gdzie jest wina? Gdzie jest wina?


Stella

kładzie mu rękę na ramieniu

Nie ma winy. Pan jest...


Inez

kończy ironicznie

Bohaterem. A pańska żona?


Garcin

Ona? Ja ją wyciągnąłem z rynsztoka.


Stella

do Inez

Pani widzi. Pani sama widzi.


Inez

Widzę, (po chwili) Dla kogo gracie te komedie? Jesteśmy między sobą.


Stella

zuchwale

Między sobą?


Inez

Między mordercami. Jesteśmy w piekle, moja mała. Tu nie zdarzają się pomyłki i nie potępia się nikogo za nic.


Stella

Niech pani milczy.


Inez

W piekle! Potępieni! Potępieni!


Stella

Niech pani milczy. Czy pani w końcu przestanie? Zabraniam pani używania ordynarnych słów.


Inez

Potępieni, moja ty święta z obrazka. Potępieni, mój ty bohaterze bez zmazy. Mieliśmy swoją chwilę zabawy, może nie? Są ludzie, którzy przez nas cierpieli. A nas to bawiło. Teraz trzeba płacić.


Garcin

z podniesioną ręką.

Będzie pani cicho?


Inez

patrzy na niego bez strachu, ale z niesłychanym zdumieniem

Aha! (po chwili) Czekajcie! Zrozumiałam! umieścili nas razem!


Garcin

Niech pani nie powie za wiele!


Inez

Przekonacie się, jakie to głupie, jakie głupie! Nie ma fizycznych tortur. A przecież jesteśmy w piekle. I nikt już nie przyjdzie. Nikt. Zostaniemy sami aż do końca! Czyż nie tak? Przecież tu kogoś brak, tu nie ma kata.


Garcin

półgłosem

Wiem o tym dobrze.


Inez

Oni po prostu zrobili oszczędności na usłudze. To wszystko. Goście obsługują się tutaj sami jak w samousługowych restauracjach.


Stella

Co pani chce przez to powiedzieć?


Inez

Każdy z nas jest katem dla dwojga pozostałych.

Wszyscy milczą przez chwilę, przetrawiając nowinę.


Garcin

głosem bardzo łagodnym

Ja nie będę waszym katem. Nie życzę wam nic złego i niczego od was nie chcę. Niczego. To przecież proste. A więc, każdy do swego kąta, to nasza jedyna ochrona. Pani tu, pani tu, ja tam. I milczenie. Ani słowa. To przecież nie jest trudne. Każdy ma dosyć zajęcia z samym sobą. Myślę, że mógłbym nie powiedzieć ani słowa przez dziesięć tysięcy lat.


Stella

Ja mam też milczeć?


Garcin

Tak! I będziemy... będziemy uratowani. Milczeć. Zapatrzyć się w siebie, nigdy nie podnosić głowy. Zgoda?


Inez

Zgoda.


Stella

po chwili wahania

Zgoda.


Garcin

A więc, żegnam.

Wraca na swoją kanapę i ukrywa twarz w dłoniach. Milczenie.


Inez

cicho śpiewa piosenkę, dla samej siebie

Na ulicy Migdałowej

Budowano rusztowanie

Nim zaświta już gotowy

Na ulicy szafot stanie

Na ulicy Migdałowej.


Na ulicy Migdałowej

Od roboty coraz nowej

Kat urobił sobie ręce

Musiał ścinać Eminencje

Generałów Admirałów

Na ulicy Migdałowej.


Na ulicy Migdałowej

Stały damy z lepszej sfery

Miały cacka i rajery

Tylko zbrakło damom głowy

Bo z wysoka z animuszem

Spadła głowa z kapeluszem

Na ulicy Migdałowej* [*Przekład Adama Ważyka.].


Przez ten czas Stella pudruje się i maluje sobie usta. Niespokojnie szuka dokoła lustra. Otwiera torebkę, potem zwraca, się do Garcina.


Stella

Czy nie ma pan czasem lusterka?

Garcin nie odpowiada.

Kieszonkowego lusterka, może być zupełnie małe.

Garcin nie odpowiada.

Jeżeli zostawiacie mnie już samą, postarajcie się chociaż o lustro.

Garcin nie podnosi głowy i milczy.


Inez

skwapliwie

Ja mam lusterko w torebce, (szuka w torebce; ze złością) Już nie mam. Musieli mi zabrać w kancelarii.


Stella

To wszystko jest takie przykre.

Milczenie. Stella przymyka oczy i traci równowagę. Inez podbiega i podtrzymuje ją.


Inez

Co pani jest?


Stella


Tak mi jakoś dziwnie, (maca się) Czy pani tego nie czuje? Kiedy siebie nie widzę, na próżno się dotykam, nie jestem pewna, czy naprawdę istnieję.


Inez

Pani ma szczęście. Ja zawsze czuję siebie od wewnątrz,


Stella

Ach! tak. Od wewnątrz... Wszystko, co dzieje się w głowie, jest takie zawsze niejasne, to mnie usypia, (po chwili; W mojej sypialni jest sześć wielkich luster. Widzę je. Widzę. Ale one mnie nie widzą. Odbija się w nich kozetka, dywany, okno. Jakże puste jest metro, w Którym mnie nie ma. Zawsze tak się ustawiałam, aby mieć lustro, w którym mogłabym siebie oglądać. Rozmawiając, patrzałam na siebie, jak mówię. Widziałam siebie tak, jak ludzie mnie widzą, i to mnie podniecało, (ze smutkiem) Moje usta! Jestem pewna, że sobie krzywo zrobiłam usta. Nie mogę przecież na całą wieczność zostać bez lustra.


Inez

Czy pani pozwoli, abym jej posłużyła za zwierciadło? Proszę, bardzo proszę. Zapraszam panią do siebie. Niech pani siądzie na mojej kanapie.


Stella

pokazuje na Garcina

Ale...


Inez

Nim się nie zajmujmy.


Stella

Wyrządzimy sobie krzywdę, pani sama tak powiedziała.


Inez

Czy wyglądam na to, że chcę panią skrzywdzić?


Stella

Kto to może wiedzieć...


Inez

To ty mnie krzywdzisz... Ale co to ma za znaczenie. Skoro trzeba cierpieć, niech to będzie przez ciebie. Usiądź. Bliżej! Jeszcze bliżej! Spójrz w moje oczy. Czy widzisz siebie?


Stella

Taka jestem mała. Bardzo się źle widzę.


Inez

Ja ciebie widzę. Widzę ciebie całą. Pytaj mnie. Nie ma zwierciadła, które by ci było równie wierne.

Stella, zażenowana, obraca się w stroną Garcina, jakby go chciała zawołać na pomoc.


Stella

Proszę pana! Proszę pana! Czy panu nie przeszkadza nasza gadanina?

Garcin nie odpowiada.’


Inez

Zostaw go! On już się nie liczy. Jesteśmy same. Mnie pytaj.


Stella

Czy mam dobrze zrobione usta?


Inez

Pokaż! Niedobrze.


Stella

Byłam pewna. Na szczęście... (rzuca okiem na Garcina) nikt mnie nie widział. Spróbuję na nowo.


Inez

Teraz lepiej. Idź za linią ust, ja cię poprowadzę. Tak, tak, teraz jest dobrze.


Stella

Czy równie dobrze jak przed chwilą, kiedy tu przyszłam?


Inez

Dużo lepiej, masz wargi cięższe, bardziej okrutne. Piekielne usta.


Stella

Hm! I tak jest dobrze? To okropne, że nie mogę się sama przekonać. Pani przysięga, że dobrze?


Inez

Nie chcesz, żebyśmy sobie mówiły po imieniu?


Stella

Przysięgasz, że dobrze?


Inez

Jesteś piękna.


Stella

Ale czy pani się na tym zna? Czy pani wie, co lubię? To jest okropne. Okropne.


Inez

Wiem, co lubisz, ponieważ mi się podobasz. Spójrz na mnie. Jeszcze! Uśmiechnij się do mnie. Ja także nie jestem brzydka. Czyż nie jestem lepsza od zwierciadła?


Stella

Nie wiem. Pani mnie onieśmiela. Oswoiłam się z moim obrazem w lustrze. Znałam go tak dobrze... Teraz uśmiechnę się, mój uśmiech upadnie na dno pani źrenic i jeden Bóg wie, co się z nim stanie.


Inez

A co ci przeszkadza mnie oswoić?

Patrzą na siebie. Stella uśmiecha się, jakby zafascynowana.

Naprawdę, nie chcesz mi mówić po imieniu?


Stella

Trudno mi mówić po imieniu do kobiet.


Inez

Zwłaszcza do urzędniczek na poczcie. Co ty masz tutaj na policzku? Czerwoną plamę?


Stella

wstrząsa się

Czerwoną plamę? To straszne! Gdzie?


Inez

Ha, ha! Złapałaś się w moje sidła, ptaszku! Nie ma czerwonej plamy! Ani śladu! Gdyby tak lustro zaczęło kłamać? Albo gdybym zamknęła oczy, gdybym nie chciała na ciebie patrzeć, cóż by ci przyszło z twojej piękności? Nie lękaj się, muszę na ciebie patrzeć. Moje oczy będą szeroko otwarte. I będę mila, milutka. Nie powiesz mi: ty?

Po chwili.


Stella

Podobam ci się?


Inez

Bardzo!


Stella

po chwili, wskazując Garcina ruchem głowy

Chciałabym, żeby on także na mnie patrzył.


Inez

Ha, bo to mężczyzna, (do Garcina) Pan zwyciężył.

Garcin nie odpowiada.

Niech pan w końcu na nią spojrzy.

Garcin nie odpowiada.

Niech pan przestanie grać tę komedię! Słyszał pan każde słowo z naszej rozmowy.


Garcin

podnosząc gwałtownie głową

Dobrze pani powiedziała. Każde słowo. Na próżno palce wtykałem sobie w uszy. Gadaliście w mojej głowie. Czy zostawicie mnie wreszcie w spokoju? Nie chcę mieć z wami nic wspólnego!


Inez

A z tą małą? Czy z nią także nie chcesz mieć nic wspólnego? Odgadłam pana manewry. To dla niej cała ta poza. To wszystko, aby ją zainteresować.


Garcin

Powiedziałem, żebyście mi dały spokój. Ktoś o mnie mówi w redakcji i chcę posłuchać. Może to panie uspokoi, ta mała mnie nic nie obchodzi.


Stella

Dziękuję.


Garcin

Nie chciałem być niegrzeczny...


Stella

Cham!

Milczenie. Wszyscy stają na wprost siebie.


Garcin

A więc do tego doszliśmy, (po chwili) Błagałem was, abyście milczały.


Stella

To ona zaczęła. Chciała mi pożyczyć lusterko, ja ją o nic nie prosiłam.


Inez

Nie prosiłaś. Tylko ocierałaś się o niego i robiłaś miny, aby na ciebie spojrzał.


Stella

I co z tego?


Garcin

Czyście oszalały? Czy nie widzicie, dokąd to prowadzi? Proszę was, milczcie! (po chwili) Wrócimy spokojnie na swoje miejsca, zamkniemy oczy i każdy spróbuje zapomnieć o obecności innych.

Milczenie. Garcin siada, kobiety, wahając się, wracają na swoje miejsca. Inez raptownie się odwraca.


Inez

Zapomnieć! Co za dzieciństwo! Czuję was we krwi. Wasze milczenie rozdziera mi uszy. Może pan sobie zakneblować usta, wyrwać język, ale nie przestanie pan istnieć. Czy zatrzyma pan myśli? Słyszę je, tak jak bicie zegara, i wiem, że pan słyszy moje myśli. Na próżno kuli się pan w kącie kanapy, jest pan wszędzie, głosy dochodzą do mnie zbrukane, ponieważ pan je usłyszał w przelocie. Nawet twarz, twarz pan mi ukradł, pan ją zna, a ja jej nie widzę. A ona? Ona! Ją także mi pan ukradł. Gdybyśmy były same, czy myśli pan, że odważyłaby się tak mnie potraktować? Nie! Nie! Niech pan nie zakrywa twarzy, ja was nie zostawię, to by było zbyt wygodne. Będzie pan tu sobie siedział, nieczuły na wszystko, zatopiony w sobie jak Budda, a ja mam mieć zamknięte oczy i czuć, że ona ofiarowuje panu wszystkie głosy swojego życia, nawet szelest sukni, że posyła panu uśmiechy, których pan nie dostrzega... Nic z tego! Chcę sama wybrać swoje piekło. Chcę na was patrzeć i walczyć z odkrytą twarzą.


Garcin

Doskonale. Wiedziałem, że do tego dojdzie. Pobawili się nami jak dziećmi... Gdyby mnie umieszczono z mężczyznami... Mężczyźni umieją milczeć. Ale nie należy za wiele żądać. (zbliża się do Stelli i bierze ją pod brodę) No co, mała? Podobam ci się? Podobno robiłaś do mnie oko?


Stella

Niech pan mnie nie dotyka.


Garcin

Ba! Nie mamy się co krępować! Bardzo lubiłem kobiety, ty wiesz! I one mnie bardzo lubiły. Nie krępuj się, nie mamy już nic do stracenia. Ceremonie, a po co? Pomiędzy nami? Za chwilę będziemy nadzy jak robaki.


Stella

Proszę mnie zostawić.


Garcin

Jak robaki. Ach! Ostrzegałem was. Niczego od was nie chciałem, tylko trochę spokoju i milczenia. Zatykałem sobie palcami uszy. Gomez mówił, stał pomiędzy stołami, wszyscy koledzy z redakcji słuchali. Byli bez marynarek. Chciałem zrozumieć, co mówili, to było bardzo trudne, na ziemi wszystko mija tak szybko. Czyście nie mogły milczeć? Teraz już za późno. Już nie mówi i nie dowiem się nigdy, co o mnie myślał. Dobrze, musimy raz z tym skończyć. Nadzy jak robaki. Chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia.


Inez

Pan wie. Teraz pan wie.


Garcin

Dopóki każdy z nas nie wyzna, dlaczego go skazali, nic nie będziemy wiedzieć. Ty, blondyneczko, zaczynaj! Dlaczego? Powiedz nam, dlaczego? Twoja szczerość pozwoli uniknąć katastrofy; a więc, dlaczego? Poznamy potwory, które w nas siedzą. A więc mów, dlaczego?


Stella

Mówię wam, że nie wiem. Nie chcieli mi tego powiedzieć.


Garcin

Ja wiem. Mnie także nie chcieli powiedzieć. Ale znam siebie. Boisz się mówić pierwsza? Dobrze, ja zacznę, (milczenie) Nie jestem cacany.


Inez

No, jasne. Wiadomo, że pan stchórzył.


Garcin

Dość. Niech pani nigdy o tym nie mówi. Jestem tutaj, ponieważ torturowałem żonę. To wszystko. Przez pięć lat. I oczywiście, ona dotąd cierpi. Jest tam. Kiedy tylko o niej mówię, zaraz ją widzę. Interesuje mnie Gomez, a widzę ciągle ją. Gdzie jest Gomez? Całe pięć lat. Co to? Oddali jej moje ubranie, siedzi przy oknie i trzyma moją marynarkę na kolanach. Marynarkę z dwunastoma dziurami. Krew, wygląda to jak rdza. Brzegi dziur są rude. No co!

Muzealna pamiątka, historyczna marynarka. Ja ją nosiłem. Czy będziesz płakać, czy w końcu będziesz płakać? Wracałem pijany jak świnia, czuć było mnie winem i kobietą. Czekała na mnie całą noc, nie płakała. Oczywiście, nigdy żadnej wymówki. Tylko jej oczy. Jej ogromne oczy. Niczego nie żałuję. Zapłacę, ale niczego nie żałuję. Tam pada śnieg. Nie zapłaczesz? To kobieta, która się urodziła na ofiarę.


Inez

niemal łagodnie

Dlaczego pan ją dręczył?


Garcin

To było takie łatwe. Dość było jednego słowa, robiła się blada jak ściana, była przeczulona. Ale nigdy wymówki. Umiem dokuczać. Czekałem, czekałem ciągle. Ale nie; nigdy łez, nigdy wymówki. Wyciągnąłem ją z rynsztoka. Rozumiecie? Kładzie rękę na marynarce, ale odwraca oczy. Palce jej po omacku szukają dziur. Na co czekasz? Czego się jeszcze spodziewasz? Powiedziałem ci, że niczego nie żałuję. A więc tak. Ona mnie zanadto uwielbiała. Czy pani to rozumie?


Inez

Nie. Nikt mnie nie uwielbiał.


Garcin

Tym lepiej, tym lepiej dla pani. Wszystko to pani musi się wydać abstrakcją. Więc dobrze. Opowiem pani historię. Wziąłem do domu mulatkę. Co za noce! Żona spała na dole, musiała nas słyszeć. Wstawała pierwsza i ponieważ leżeliśmy do południa, przynosiła nam śniadanie do łóżka.


Inez

Bydlę!


Garcin

Tak, tak, bydlę, bydlę, które kochano, (staje się roztargniony) Nie, nic. To Gomez. Ale nie mówi o mnie. Bydlę, tak pani powiedziała. Do diabła, a cóż bym robił tutaj? A pani?


Inez

A więc dobrze. Byłam tym, co nazywają tam kobietą potępioną. Od początku potępioną, rozumiecie? A więc, nie ma znowu takiej niespodzianki.


Garcin

To wszystko?


Inez

Nie. Była jeszcze ta cała sprawa z Florą. Ale to jest historia o umarłych. Trzy trupy. Naprzód on, potem ona i ja. Nikt tam już nie został, jestem spokojna, tylko pokój, j Widzę go od czasu do czasu. Pusty, firanki są spuszczone. Ach! ach! Zdjęli pieczęcie. Do wynajęcia... Pokój jest do wynajęcia. Na bramie wisi ogłoszenie. To jest bardzo... śmieszne.


Garcin

Trzy. Pani powiedziała: trzy?


Inez

Trzy.


Garcin

Mężczyzna i dwie kobiety?


Inez

Tak.


Garcin

No, no! (po chwili) On się zabił?


Inez

On? Nigdy by się na to nie zdobył. Nikt nie jest w końca winien, że cierpi. Nie; przejechał go tramwaj. Można się uśmiać, co? Mieszkałam u nich, to był mój kuzyn.


Garcin

Flora była blondynka?


Inez

Blondynka? (spogląda na Stellę) Niczego nie żałuję, ale nie bawi mnie opowiadanie wam tej histerii.


Garcin

Dalej, dalej! Nie mogła go pani znieść?


Inez

Coraz bardziej. Jedno słówko, potem drugie. Mlaskał na przykład przy jedzeniu, dmuchał w swoją szklankę. Takie głupstwa! Och! to był biedny, bezbronny człowiek. Dlaczego pan się śmieje?


Garcin

Bo ja nie jestem bezbronny.


Inez

To widać. Wśliznęłam się jej pod skórę, zobaczyła go moimi oczami... W końcu została ze mną. Wynajęłyśmy pokój na drugim końcu miasta.


Garcin

I co potem?


Inez

Potem była ta historia z tramwajem. Mówiłam do niej codziennie: „No i co, moja mała? Zabiłyśmy go.” (milczenie) Jestem zła.


Garcin

Tak. Ja także.


Inez

Nie. Pan nie jest zły. To co innego.


Garcin

Co?


Inez

Powiem panu później. Ja, ja jestem zła; to znaczy, że muszę czuć, jak inni cierpią, aby móc istnieć. Jestem jak pochodnia, podpalani serca. Kiedy jestem zupełnie sama, przygasam. Przez sześć miesięcy płonęłam w jej sercu. Wypaliłam wszystko. Raz wstała w nocy, odkręciła po cichu kurek od gazu i położyła się z powrotem obok mnie. To wszystko.



Garcin

Hm!


Inez

Co?


Garcin

Nic. To nie jest czysta sprawa.


Inez

Tak, tak. To nie jest czysta sprawa. I co z tego?


Garcin

Nic. Ma pani rację, (do Stelli)A ty? Coś ty zrobiła?


Stella

Powiedziałam wam, że nic nie zrobiłam. Myślę o tym, myślę i...


Garcin

Dobrze! W takim razie ci pomożemy. Ten facet ze zmasakrowaną twarzą, kto to był?


Stella

Jaki facet?


Inez

Wiesz dobrze, o kogo chodzi. Ten, któregoś tak się bała, jak tu weszłaś.


Stella

To mój przyjaciel.


Garcin

Dlaczegoś się go bała?


Stella

Nie macie prawa mnie pytać.


Inez

Zabił się przez ciebie?


Stella

Ależ skąd? Czy pani zwariowała?


Garcin

A więc dlaczego się go bałaś? Strzelił sobie w usta z karabinu, co? To mu urwało głowę?


Stella

Nic nie mówcie. Nic nie mówcie.


Garcin

Przez ciebie! Przez ciebie!


Inez

Przez ciebie się zastrzelił!


Stella

Zostawcie mnie w spokoju. Ja się was boję. Ja chcę stąd iść! Ja chcę iść!

Rzuca się do drzwi i potrząsa nimi.


Garcin

Idź sobie! Bardzo dobrze zrobisz. Tylko że drzwi są zamknięte z tamtej strony.

Stella dzwoni. Dzwonek nie odpowiada. Inez i Garcin śmieją się. Stella się odwraca, oparta jest plecami o drzwi.


Stella

mówi powoli gardłowym głosem

Jesteście podli!


Inez

Doskonale. Podli. A więc? Zastrzelił się przez ciebie? To był twój kochanek?


Garcin

Naturalnie, że był jej kochankiem. I zachciało mu się mieć ją tylko dla siebie. Prawda?


Inez

Tańczył tango jak fordanser, ale był biedny, tak sobie to:i wyobrażam.

Milczenie.


Garcin

Czy był biedny? Słyszysz?


Stella

Tak. On był biedny.


Garcin

No i musiałaś przecież dbać o swoją opinię. Pewnego dnia przyszedł, chciał cię przebłagać, a ty go wyśmiałaś.


Inez

No co? Wyśmiałaś go? I dlatego się zabił?


Stella

Czy w ten sposób patrzałaś na Florę?


Inez

Tak.

Milczenie. Stella zaczyna się śmiać.


Stella

Nic nie wiecie, nic.

Wyprostowuje się i patrzy na nich, opierając się ciągle o drzwi. Mówi tonem ostrym i prowokującym.

Chciał, żebym z nim miała dziecko. Teraz jesteście zadowoleni?


Garcin

A ty nie chciałaś...


Stella

Nie. Dziecko jednak przyszło na świat. Pojechałam na pięć miesięcy do Szwajcarii – Nikt się niczego nie domyślał. To była dziewczynka. Roger był ze mną, kiedy się urodziła. Bardzo go bawiło, że ma córkę. Mnie nie.


Garcin

No i co?


Stella

Balkon wychodził na jezioro. Przyniosłam ciężki kamień. Krzyczał: „Stello, błagam cię! Zaklinam cię, Stello!” Nienawidziłam go. Widział wszystko. Wychylił się z balkonu i zobaczył koła na jeziorze.


Garcin

I co dalej?


Stella

To wszystko. Wróciłam do Paryża. Zrobił sam, co chciał.


Garcin

Strzelił sobie w łeb?


Stella

Tak. Nie było, naprawdę, powodu. Mój mąż niczego się nie domyślał, (po chwili) Nienawidzę was!

Dostaje ataku spazmów bez jednej łzy.


Garcin

Nic z tego. Tutaj łzy nie płyną.


Stella

Jestem podła! Jestem podła! (po chwili) Gdybyście wiedzieli, jak was nienawidzę.


Inez

bierze ją w ramiona

Moje maleństwo! (do Garcina) Śledztwo skończone. Dosyć już tej miny kata.


Garcin

Kata?... (rozgląda się dokoła) Dałbym nie wiadomo co, ażeby zobaczyć siebie w lustrze, (po chwili) Jak gorąco! (machinalnie zdejmuje marynarkę) Ach, przepraszam! (chce włożyć z powrotem marynarkę)


Stella

Może pan zostać w koszuli. Już teraz...


Garcin

Dziękuję, (rzuca marynarkę na kanapę) Nie miej do mnie żalu, Stello.


Stella

Nie mam.


Inez

A do mnie? Do mnie masz żal?


Stella

Tak.

Milczenie.


Inez

do Garcina

I co teraz? Oto jesteśmy nadzy jak robaki i czy się coś wyjaśniło?


Garcin

Nie wiem. Może coś się i wyjaśniło! (nieśmiało) Czy nie moglibyśmy sobie jednak jakoś pomóc?


Inez

Ja nie potrzebuję pomocy.


Garcin

Inez, oni splątali wszystkie nici. Wystarczy, że zrobisz najmniejszy ruch, że podniesiesz rękę, aby się powachlować – Stella i ja odczujemy wstrząs. Nikt z nas nie może sam się ocalić, możemy tylko wzajemnie się zgubić albo razem się uratować. Wybierajcie! (po chwili) Co się stało?


Inez

Już wynajęli pokój. Okna otwarte na oścież, jakiś mężczyzna siedzi na moim łóżku. Już go wynajęli. Wynajęli. Wejdźcie, wejdźcie, możecie się nie krępować. Jest tam kobieta. Podchodzi do niego i zarzuca mu ręce na szyję... Dlaczego oni nie zapalają światła? Na co czekają? Przestaję ich widzieć. Czy chcą się całować? To jest mój pokój. Mój pokój! Dlaczego nie ma światła? Już ich nie widzę. Co oni szepczą do siebie? Czy będzie ją pieścił na moim łóżku? Ona mówi do niego, że już południe, że piękna pogoda. Czyżbym oślepła? (po chwili) Skończone. Już nic. Nic. Już nic nie widzę, nic nie słyszę. Myślę, że już skończyłam z ziemią. Nie mam już alibi (drży) Czuję się pusta. Dopiero teraz naprawdę umarłam. Cała jestem tutaj, (po chwili) Pan zdaje się coś mówił, że mi pomoże.


Garcin

Tak.


Inez

I po co?


Garcin

Aby pokrzyżować ich zamysły.


Inez

A ja w zamian?


Garcin

Pani mi także pomoże. Niewiele mi trzeba, Inez. Tylko trochę dobrej woli


Inez

Dobrej woli?... Skąd mam ją wziąć? Jestem próchnem.


Garcin

A ja? (po chwili) Gdybyśmy mimo wszystko spróbowali?


Inez

Jestem wyschnięta. Nie mogę ani brać, ani dawać, jakżeż mogę panu pomóc? Sucha gałąź, dobra na podpałkę, (po chwili; patrzy na Stellę, która zakryła twarz rękami) Flora była blondynka.


Garcin

Czy zdajesz sobie sprawę, że ta mała będzie twoim katem?


Inez

Tak przypuszczam.


Garcin

Przez nią oni panią dostaną. Bo mnie... mnie... ona nic nie obchodzi. Jeżeli z pani strony...


Inez

Co?


Garcin

To jest pułapka. Oni czatują, czy pani da się złapać.


Inez

Wiem o tym. A pan jest także pułapką. Czy pan myśli, że oni nie przewidzieli pana słów? I w nich kryje się potrzask, którego nie widzimy. Wszystko jest pułapką. Ale co mnie to obchodzi. Ja także jestem pułapką, pułapką dla niej. Może mnie uda się ją schwytać.


Garcin

Nic pani nie schwyta. Gonimy się jak drewniane konie na karuzeli i nigdy się nie połączymy. Może pani być pewna, że oni wszystko obmyślili. Inez, niech pani to zostawi, niech pani otworzy ręce, puści zdobycz. Inaczej staniesz się przyczyną nieszczęścia nas trojga.


Inez

Czy wyglądam na taką, która wypuszcza z garści? Wiem, co mnie czeka. Będę płonąć, płonę i wiem, że to się nigdy nie skończy. Wszystko wiem i pan myśli, że wypuszczą zdobycz. Będę ją miała, będzie patrzeć na ciebie moimi oczami, tak jak Flora patrzała na tamtego. I po co pan mi mówi o swoim nieszczęściu: wiem wszystko i nawet nad sobą nie mogę się litować. Pułapka, pułapka! Wpadłam w pułapkę. I co z tego? Tym lepiej, jeśli będą zadowoleni.


Garcin

otacza ją ramieniem

Ja mogę czuć litość dla pani. Niech pani na mnie spojrzy: jesteśmy nadzy. Nadzy aż do szpiku kości. I znamy swoje serca. To wiąże. Czy myślisz, że chcę ci szkodzić? Niczego nie żałuję, nie skarżę się. We mnie także wszystko wyschło, ale dla pani mogę jeszcze czuć litość.


Inez

dopóki mówił Garcin, pozwalała się obejmować; kiedy skończył, otrząsa się

Niech pan mnie nie dotyka. Nie cierpię, jak mnie dotykają. Niech pan zachowa litość dla siebie. Są w tym pokoju pułapki i na pana. I to niejedna. Specjalnie zastawione. Będzie lepiej, jak się pan zajmie swoimi sprawami, (po chwili) Jeśli nas pan zostawi w spokoju, tę małą i mnie, postaram się panu nie szkodzić.


Garcin

patrzy przez chwilę na nią potem wzrusza ramionami

Dobrze.


Stella

podnosząc głowę

Proszę pana! Proszę pana! Na pomoc!


Garcin

Czego pani chce ode mnie?


Stella

wstaje i podchodzi do niego

Mnie, mnie może pan pomóc.


Garcin

Niech pani z tym idzie do niej!

Inez podchodzi, staje z tylu tuż za Stella, ale jej nie dotyka. W czasie następnych replik szepcze jej prawie do ucha. Ale Stella, zwrócona do Garcina, który patrzy na nią w milczeniu, odpowiada tylko jemu, jak gdyby to on ją pytał.


Stella

Błagam pana, błagam! Pan przyrzekł. Szybko, szybko, nie chcę zostać sama. Olga zabrała go na dansing.


Inez

Kogo zabrała?


Stella

Piotra! Tańczą razem.


Inez

Kto to jest Piotr?


Stella

Taki mały głuptas. Nazywał mnie czystym źródłem. Kochał mnie. Ona go zabrała na dansing.


Inez

Kochasz go?


Stella

Siadają razem. Ona nie może złapać oddechu. I po co ona tańczy? Chyba, że chce schudnąć. No skąd? Oczywiście, że go nie kochałam. On ma osiemnaście lat, a ja dzieci nie jadam.


Inez

A więc zostaw ich. Co cię to może obchodzić?


Stella

Był mój.


Inez

Nie ma już nic twojego na ziemi.


Stella

Był mój.


Inez

Tak, był... Spróbuj go wziąć, spróbuj go dotknąć. Olga może go dotykać, tylko ona. No i co? No i co? Ona może go trzymać za ręce, muskać jego kolana.


Stella

Przyciska się do niego swoim ogromnym biustem, dyszy mu w twarz. Chłopcze mój! Mój mały chłopaczku! Dlaczego się nie zaśmiejesz jej w nos. Ach, wystarczyłoby jedno moje spojrzenie, nigdy by się nie odważyła... Czyż jestem już niczym?


Inez

Niczym. I nie masz już nic na ziemi. Wszystko, co twoje, jest tutaj! Chcesz ten nóż do rozcinania książek? Albo brąz? Tylko ta niebieska kanapa jest twoja. I ja, moja mała, ja jestem twoja na zawsze.


Stella

Cha, cha! Twoja? Kto z was dwojga miałby odwagę nazwać mnie czystym źródłem? Was, was się nie da oszukać. Wy wiecie, że jestem szmata. Piotrze, myśl o mnie, myśl tylko o mnie, broń mnie; dopóki myślisz o mnie: „moje źródło, moje czyste źródło”, jestem tutaj tylko na wpół, jestem tylko na wpół winna, jestem czystym źródłem tam, przy tobie. Ona jest czerwona jak pomidor. A to co? To niemożliwe. Myśmy z niej oboje ze sto razy pękali ze śmiechu. Co to za melodia, tak ją lubiłam? Ach! to Saint Louis Blues... Tańczcie, tańczcie! (do Gar ci na) Szkoda, że pan tego nie widzi. Bardzo by to pana zabawiło. Więc ona się nigdy nie dowie, że ją widzę? Widzę cię, widzę. Widzę twoje potargane włosy, widzę twoją pochyloną twarz; widzę, jak mu depczesz po nogach. Można skonać ze śmiechu. Jeszcze! Szybciej, szybciej! Ciągnie ją, popycha. To nieprzyzwoite. Jeszcze szybciej! Mówił mi: „Jesteś taka lekka!” Jeszcze, jeszcze! (tańczy) Mówię ci, że cię widzę. Ona sobie kpi z tego, tańczy mimo mego spojrzenia. „Nasza droga Stella!” Co? Nasza droga Stella? Ach! Milcz! Nawet jednej łzy nie wylałaś na moim pogrzebie. Ona mówi do niego: „Nasza droga Stella.” Ma odwagę mówić o mnie. Jeszcze, jeszcze, w rytmie! To dla niej za trudne mówić i tańczyć jednocześnie. Ale co to... Nie! Nie! Nie mów mu! Zostawiam ci go, weź go, zabierz, rób z nim, co zechcesz, ale mu nie mów... (przestaje tańczyć) Już dobrze. Teraz go możesz zatrzymać, (do Garcina) Powiedziała mu wszystko: Roger, podróż do Szwajcarii, dziecko. O wszystkim mu powiedziała. „Nasza droga Stella nie była...” Nie, nie, rzeczywiście nie byłam... Kiwa smutno głową, ale nie można powiedzieć, żeby go to bardzo przejęło. Możesz go teraz zatrzymać. Daruję ci jego długie rzęsy i te minki dziewczęce. Ha! Nazywał mnie czystym źródłem, kryształem... Dobrze, już dobrze; z kryształu zostały okruchy. „Nasza droga Stella.” Tańczcie, tańczcie! W takt. Raz, dwa. (tańczy) Dałabym) wszystko, co jest na świecie, aby wrócić na ziemię, na chwilę, na jedną chwilę. I aby zatańczyć. (znowu tańczy, po chwili) Już przestaję słyszeć. Przygasili światła jak dla tanga; dlaczego grają tak cicho? Głośniej! Jak to daleko! Już nic... Już nic nie słyszę, (przestaje tańczyć) Już nigdy. Ziemia mnie opuściła, (do Garcina) Spójrz na mnie, obejmij!

Za plecami Stelli Inez daje znak Garcinowi, aby się oddalił.


Inez

stanowczo

Panie!


Garcin

cofa się o krok i wskazuje Stelli Inez

Niech się pani do niej zwróci.


Stella

czepia się Garcina

Niech pan nie odchodzi. Jest pan mężczyzną! Niech pan na mnie spojrzy! Niech pan nie odwraca oczu. Czy to takie przykre? Mam złote włosy i w końcu ktoś się dla mnie zabił. Błagam pana. Przecież musi pan na coś patrzeć! Jeśli nie na mnie, to na stół, na brąz, na kanapy. Na mnie jest przecież przyjemniej patrzeć. Słuchaj: wypadłam z ich serc jak ptak, który spada z gniazda. – Podnieś mnie, weź mnie, przygarnij do serca, zobaczysz, jaka będę milutka.


Garcin

odpycha ją silnie

Mówiłem ci już, żebyś się do niej zwróciła.


Stella

Do niej? Przecież ona się nie liczy. To jest kobieta.


Inez

Ja się nie liczę? Ależ, kochanie, maleństwo moje, już od dawna masz schronienie w moim sercu. Nie bój się, będę patrzeć na ciebie bez wytchnienia, bez zmrużenia powiek. Ożyjesz w moim spojrzeniu jak ziarnko złota w promieniach słońca.


Stella

W promieniach słońca? Ach, niech mi pani da święty spokój! Już pani raz próbowała tych sztuczek i na nic się nie zdało.


Inez

Stella! Moje czyste źródło! Mój kryształ!


Stella

Twój kryształ? To są błazeństwa. Kogo pani chce oszukać” Wszyscy wiedzą, że wyrzuciłam dziecko przez okno. Na ziemi zostały z kryształu okruchy i niewiele to mnie wzrusza. Jestem tylko skórą, ale ta skóra nie jest dla ciebie.


Inez

Chodź! Będziesz, czym zechcesz: źródłem albo ściekiem. W moich oczach odnajdziesz siebie taką, jaką zapragniesz.


Stella

Niech pani mnie puści. Pani nie ma oczu! Co mam jeszcze zrobić, abyś się odczepiła? Masz!

Pluje jej to twarz. Inez puszcza ją raptownie.


Inez

Pan mi za to zapłaci!

Milczenie. Garcin wzrusza ramionami i podchodzi do Stelli


Garcin

No co? Trzeba ci mężczyzny?


Stella

Mężczyzny? Nie! Ciebie.


Garcin

Bez głupstw. Każdy byłby dobry. Ja tu jestem, a więc ja... Dobrze, (bierze ją w ramiona) Nie mam nic, aby ci się podobać, nie jestem małym głuptasem i nie tańczę tanga...


Stella

Przyjmę cię, jakim jesteś. Może cię zmienię.


Garcin

Wątpię. Będę... będę roztargniony. Mam inne sprawy na głowie.


Stella

Jakie sprawy?


Garcin

Ciebie one nie obchodzą.


Stella

Usiądę na twojej kanapie. Będę czekała, aż się mną zajmiesz.


Inez

wybuchając śmiechem

Ha! Suka! Leżeć, leżeć! A on nawet nie jest ładny!


Stella

do Garcina

Nie słuchaj jej. Ona nie ma oczu. Ona nie ma uszu. Ona się nie liczy.


Garcin

Dam ci, co będę mógł. To niewiele. Nie będę cię kochał; znam cię za dobrze.


Stella

Czy mnie pragniesz?


Garcin

Tak.


Stella

To wszystko, czego chcę.


Garcin

A więc...

Pochyla się nad nią.


Inez

Stella! Garcin! Czyście oszaleli! Przecież ja tu jestem, ja!


Garcin

Widzę, i co z tego?


Inez

Przy mnie? Wy tego... nie zrobicie!


Stella

A to czemu? Rozbierałam się już przy pokojówce.


Inez

chwyta Garcina

Zostaw ją! Zostaw ją! Nie dotykaj jej brudnymi rękami mężczyzny.


Garcin

odpychając ją gwałtownie

Uważaj! Nie jestem dżentelmenem. Myślisz może, że się będę wstydził uderzyć kobietę.


Inez

Pan mi obiecał, pan mi obiecał! Zaklinam pana, pan mi obiecał!


Garcin

To pani złamała umowę.

Inez odchodzi w głąb sceny.


Inez

Róbcie, co chcecie. Jesteście silniejsi. Ale pamiętajcie, ja tu zostanę i będę na was patrzeć. Nie spuszczę z pana oczu. Obejmując ją, będzie pan czuł moje spojrzenie. Jakżeż was obojga nienawidzę! Kochajcie się! Kochajcie! Jesteśmy w piekle i na mnie przyjdzie kolej. W czasie następnej sceny będzie na nich patrzeć bez słowa.


Garcin

powraca do Stelli obejmuje ją

Daj mi twoje usta.

Pochyla się nad nią, potem się nagle wyprostowuje.


Stella

z żalem

Ach!... (po chwili) Mówiłam ci, żebyś na nią nie zwracał uwagi.


Garcin

To nie o nią chodzi, (po chwili) Gomez jest w redakcji. Zamknęli okna, a więc to już zima. Sześć miesięcy. Minęło sześć miesięcy, jak mnie... Uprzedzałem cię, że będę roztargniony. Trzęsą się z zimna. Są w marynarkach... Śmieszne, że oni tam marzną, a mnie jest tak gorąco. Tym razem mówi o mnie.


Stella

Długo to jeszcze potrwa? (po chwili) Powiedz mi przynajmniej, co on mówi?


Garcin

Nic. Nic nie mówi, łajdak, i to wszystko, (nasłuchuje) Zwykły łajdak. Ba! (przysuwa się do Stelli) Co nas to obchodzi? Będziesz mnie kochała?


Stella

uśmiechając się

Kto wie?


Garcin

Będziesz mi ufać?


Stella

Co za śmieszne pytanie? Nie możesz mi zejść z oczu, nie będziesz mnie przecież zdradzał z Inez.


Garcin

Jasne! Pauza. Puszcza ramiona Stelli. Mówiłem o innym zaufaniu, (słucha) No, no! Mów, co chcesz. Nie ma mnie i nie mogę się bronić, (do Stelli) Stello, musisz mi zaufać.


Stella

Po co te komplikacje! Masz moje usta, moje ramiona, moje ciało, i wszystko mogłoby być takie proste... Zaufać? Ja mam zaufać? Ach! jak ty mnie męczysz! Musisz mieć ładne sprawki za sobą, jeżeli ode mnie żądasz zaufania.


Garcin

Rozstrzelali mnie.


Stella

Wiem, odmówiłeś pójścia na front. I co potem?


Garcin

Ja... ja wcale nie odmówiłem, (do niewidzialnych) Ma rację, słusznie mnie oskarża, ale nie mówi, co miałem robić. Czy miałem pójść do generała i powiedzieć: „Panie generale, nie pójdę na front.” Co za pomysł! Zaraz by mnie zamknęli. Ja chciałem dać świadectwo! Dać świadectwo! Nie chciałem, aby mi zamknęli usta. (do Stelli) Wsiadłem do pociągu. Przymknęli mnie na granicy.


Stella

Gdzie chciałeś jechać?


Garcin

Do Meksyku. Liczyłem, że tam założę pacyfistyczny dziennik, (milczenie) No, powiedz coś!


Stella

Co mam ci powiedzieć? Dobrze zrobiłeś, skoro nie chciałeś się bić.

Wściekły ruch Garcina.

Ach, kochanie, nie mogę zgadnąć, co chcesz, abym ci odpowiedziała.


Inez

Mój skarbie, trzeba mu było powiedzieć, że uciekł jak lew. Ponieważ ten twój ukochany uciekł. To go dręczy.


Garcin

Uciekł, wyjechał; niech pani to nazwie, jak się pani podoba.


Stella

Musiałeś uciec. Gdybyś został, zaraz by cię zamknęli.


Garcin

Bez wątpienia, (po chwili) Stello, czy jestem tchórzem?


Stella

Ja się na tym nie znam, kochanie! Ja nie jestem w tobie. To ty musisz rozstrzygnąć.


Garcin

z gestem znużenia

Ja nie rozstrzygnę.


Stella

W końcu musisz przecież pamiętać. Musiałeś mieć jakieś powody, aby tak postąpić.


Garcin

Tak.


Stella

No więc?


Garcin

Czy naprawdę z tego powodu?


Stella

zniechęcona

Jaki ty jesteś skomplikowany!


Garcin

Chciałem dać świadectwo. Długo się nad tym zastanawiałem... Czy naprawdę z tego powodu?


Inez

Ach! To właśnie jest pytanie. Czy naprawdę z tego powodu? Zastanawiałeś się, nie chciałeś bić się bez namysłu. Ale strach, ale nienawiść i wszystkie świństwa, które się kryje, to także są powody. Dalej szukaj, pytaj sam siebie.


Garcin

Milcz! Myślisz, że czekałem na twoje rady? Chodziłem po celi w nocy i we dnie. Od okna do drzwi, od drzwi do okna. Szpiegowałem sam siebie. Śledziłem krok za krokiem. Zdaje mi się, że całe życie zastanawiałem się tylko nad tym. I co z tego? Był tylko czyn. Ja... Wsiadłem do pociągu, to jedno jest pewne. Ale dlaczego? Dlaczego? W końcu myślałem: śmierć zadecyduje. Jeżeli przyzwoicie umrę, dowiodę, że nie jestem tchórzem...


Inez

I jak umarłeś?


Garcin

Źle. (Inez wybucha śmiechem.) Och, to było zwykłe fizyczne załamanie. Nie wstydzę się. Tylko wszystko zostało w zawieszeniu na zawsze, (do Stelli) Chodź tutaj. Popatrz na mnie. Chcę, aby ktoś na mnie patrzał, kiedy mówią o mnie tam, na ziemi. Lubię zielone oczy.


Inez

Zielone oczy? Patrzcie go! A ty, Stella? Czy lubisz tchórzów?


Stella

Gdybyś wiedziała, jak mi to jest obojętne. Tchórz czy nie, byle tylko dobrze kochał.


Garcin

Kiwają głowami, palą cygara. Nudzą się. Myślą: „Garcin jest tchórzem.” Niewiele ich to obchodzi. Mają przynajmniej o czym myśleć. „Garcin jest tchórzem.” Tak zdecydowali oni, moi dobrzy towarzysze. Za sześć miesięcy będą mówić: „Tchórz jak Garcin!” Wy obie macie przynajmniej szczęście: nikt o was już nie myśli na ziemi. Ja mam trwalsze życie.


Inez

A pana żona?


Garcin

Jak to, moja żona? Umarła.


Inez

Umarła?


Garcin.

Zapomniałem wam o tym opowiedzieć. Umarła przed chwilą, wkrótce będzie dwa miesiące.


Inez

Ze zmartwienia?


Garcin

Ze zmartwienia, oczywiście. Na cóż innego mogłaby umrzeć. Wszystko jest jak najlepiej: wojna się skończyła, moja żona umarła, a ja przeszedłem do historii.

Wybucha suchym łkaniem i zakrywa twarz ręką. Stella przyciska się do niego.


Stella

Kochany, kochany! Popatrz na mnie. Dotknij mnie, dotknij, (bierze jego rękę i kładzie sobie na piersi) Połóż mi rękę na piersi.

Garcin próbuje się od niej uwolnić.

Zestaw twoją rękę, „zostaw ją, nie ruszaj się. Oni umrą, wszyscy umrą. Jeden po drugim. Co cię obchodzi, co sobie myślą. Zapomnij o nich. Nie ma nic poza mną.


Garcin

wyrywając rękę

Oni nie zapominają. Umrą, ale przyjdą inni, którzy przejmą hasło. Zostawiłem moje życie w ich rękach.


Stella

Ach! Za dużo myślisz!


Garcin

A co mam robić? Kiedyś działałem... Ach! Powrócić choć na jeden dzień do nich... Ale zadałbym im kłam! Wypadłem z gry, robią bilans beze mnie i mają rację, skoro jestem umarły. Wykończony jak szczur, (śmieje się) Stałem się własnością publiczną.


Stella

łagodnie

Kochany!


Garcin

Jesteś tu? Więc słuchaj, możesz mi oddać wielką przysługę. Nie odmawiaj. Wiem, ciebie śmieszy, że od ciebie można żądać pomocy, nie jesteś do tego przyzwyczajona. Ale gdybyś zechciała, gdybyś naprawdę zechciała, moglibyśmy się może pokochać na dobre? Widzisz, ich jest tysiąc. Tysiąc powtarza, że jestem tchórzem. Ale co to jest tysiąc? Gdyby jeden człowiek, jedna ludzka istota mogła z całym przekonaniem stwierdzić, że nie uciekłem, że ja nie mogę być tym, który uciekł, że, jestem odważny, że jestem w porządku, byłbym... byłbym uratowany. Czy chcesz we mnie uwierzyć? Byłabyś mi droższa nad wszystko.


Stella

śmiejąc się

Głuptasie, mój ty kochany głuptasie! Czy sądzisz, że mogłabym pokochać tchórza?


Garcin

Przecież mówiłaś...


Stella

Śmiałam się z ciebie. Kocham mężczyzn, prawdziwych mężczyzn o twardej skórze, o silnych rękach. Ty nie masz podbródka tchórza, ty nie masz ust tchórza, ty nie masz głosu tchórza, twoje włosy nie są włosami tchórza. Kocham cię za twój głos, za twoje usta, za twoje włosy.


Garcin

Czy mówisz prawdę? Czy mówisz prawdę?


Stella

Mam ci przysiąc?


Garcin

Teraz mogę ich wszystkich wyzwać, tych tu i tych tam. Stello, wyjdziemy z piekła.

Inez wybucha śmiechem. Garcin przerywa patrzy na nią.

Co znowu?


Inez

ze śmiechem

Przecież ona sama nie wierzy nawet w jedno słowo z tego, co mówi. Jakże możesz być tak naiwny? „Stello, czy jestem tchórzem?” Gdybyś wiedział, jak ją to nic nie obchodzi.


Stella

Inez! (do Garcina) Nie słuchaj jej. Jeżeli chcesz, abym ci ufała, musisz i mnie zaufać.


Inez

Owszem, owszem! Możesz jej zaufać. Potrzeba jej mężczyzny, tego możesz być pewien, ramienia mężczyzny, zapachu mężczyzny, pożądania w oczach mężczyzny. Co do reszty... Ha, gdyby ci to miało zrobić przyjemność, powiedziałaby ci, że jesteś Bogiem Ojcem.


Garcin

Stello! Czy to prawda? Odpowiedz, czy to prawda?


Stella

Co chcesz, abym ci powiedziała? Nic z tego wszystkiego nie rozumiem, (tupie noga) Ach! jakie to jest irytujące! Pokochałabym cię nawet, gdybyś był tchórzem! To ci nie wystarcza?

Milczenie.


Garcin

do obu kobiet

Czuję do was wstręt.

Idzie do drzwi.


Stella

Co robisz?


Garcin

Idę stąd


Inez

szybko

Nie pójdziesz daleko. Drzwi są zamknięte.


Garcin

Będą musieli otworzyć.

Naciska guzik. Dzwonek nie działa.


Stella

Stój!


Inez

do Stelli

Bądź spokojna. Dzwonek jest zepsuty.


Garcin

Mówię wam, że mi otworzą, (wali pięściami w drzwi) Nie mogę już was znieść, już dłużej nie mogę.

Stella podbiega do Garcina, on ją odpycha.

Odejdź! Budzisz we mnie jeszcze większy wstręt niż ona. Nie chcę ugrzęznąć w twoich oczach. Jesteś lepka, jesteś oślizgła. Jesteś jak meduza, jak trzęsawisko, (wali w drzwi) Czy otworzycie?


Stella

Błagam cię, nie odchodź, będę milczeć, zostawię cię w spokoju, ale nie odchodź! Inez pokazała pazury. Ja nie mogę z nią sama zostać.


Garcin

Rób, co chcesz. Ja ci nie kazałem tu przychodzić.


Stella

Tchórz! Tchórz! Och! To prawda, że jesteś tchórzem.


Inez

zbliża się do Stelli

No co, mój mały ptaszku, nie jesteś zadowolona? Naplułaś mi w twarz, aby mu się spodobać, i przez niego się pogniewałyśmy. Ale on sobie pójdzie, nie popsuje nam zabawy, zostaną same kobiety!


Stella

Nic na tym nie zyskasz. Jeżeli te drzwi się otworzą, wyjdę.


Inez

Dokąd?


Stella

Dokądkolwiek. Jak najdalej od ciebie.

Garcin nie przerywa walenia w drzwi.


Garcin

Otwórzcie! Otwórzcie! Godzę się na wszystko, na obcęgi i kleszcze, na szczypce i roztopiony ołów, na wszystko, co pali, na wszystko, co rozdziera, chcę cierpieć na dobre. Raczej tysiąc ukąszeń, raczej bat, raczej witriolej niż ta męka myślenia, niż ten cień męki, który głaszcze, pieści, który nigdy nie sprawia dosyć bólu. (chwyta klamkę i szarpie nią) Czy otworzycie wreszcie?

Drzwi się raptownie otwierają, Garcin o mało nie upada.

Ach!

Długie milczenie.


Inez

No i co? Wychodź!


Garcin

powoli

Zastanawiam się, dlaczego drzwi się otworzyły?


Inez

Na co czekasz? Idź! Już idź stąd!


Garcin

Nie pójdę.


Inez

A ty, Stello?

Stella stoi bez ruchu. Inez wybucha śmiechem.

No co? Kto? Kto z nas trojga? Droga jest wolna, nic nas nie trzyma. Ha! Można umrzeć ze śmiechu. Jesteśmy nierozłączni.

Stella rzuca się na nią od tylu.


Stella

Nierozłączni? Pomóż mi. Pomóż mi szybko. Wyrzucimy ją stąd i zamkniemy za nią drzwi; ona zobaczy!


Inez

broniąc się

Stello! Stello! Błagam cię, pozwól mi zostać z tobą. Nie na korytarz, nie wyrzucaj mnie na korytarz.


Garcin

Puść ją.


Stella

Zwariowałeś, ona cię nienawidzi.


Garcin

To dla niej tutaj zostałem.

Stella puszcza Inez i patrzy na Garcina z przerażeniem.


Inez

Dla mnie? (po chwili) Dobrze, w takim razie zamknijcie drzwi. Od kiedy są otwarte, zrobiło się dziesięć razy goręcej.


Garcin

podchodzi do drzwi i zamyka je.

Dla mnie?


Garcin

Tak. Ty wiesz, co to jest być tchórzem, ty dobrze wiesz.


Inez

Tak, ja wiem.


Garcin

Ty wiesz, co to jest grzech, wstyd, strach. Były dni, że zaglądałaś w głąb własnego serca i cała drżałaś ze zgrozy. A nazajutrz nie wiedziałaś już co myśleć, już nie potrafiłaś odcyfrować objawień wczorajszych. Tak, ty znasz cenę zła! Jeżeli mówisz, że jestem tchórzem, to dobrze wiesz, dlaczego.


Inez

Tak.


Garcin

Ciebie jedną muszę przekonać; jesteś z tej samej rasy. Czy wyobrażałaś sobie, że stąd odejdę? Nie mogłem ciebie tutaj zostawić, abyś tryumfowała, zostawić cię z tymi wszystkimi myślami, abyś tryumfowała, zostawić cię z tymi wszystkimi myślami, z myślami, które mnie dotyczą.


Inez

Ty chcesz mnie przekonać? Naprawdę?


Garcin

Chcę tylko tego. Ich już więcej nie usłyszę, ty o tym wiesz. Oni skończyli ze mną. Moja sprawa jest zaklasyfikowana. Jestem już niczym na ziemi, nawet nie jestem już tchórzem. Inez, jesteśmy sami. Tylko wy dwie o mnie myślicie. Ona się nie liczy. Ale ty, ty, która mnie nienawidzisz, gdybyś ty we mnie uwierzyła, byłbym ocalony.


Inez

To nie będzie łatwe. Spójrz na mnie. Jestem uparta.


Garcin

Poświęcę na to cały mój czas.


Inez

Och! Masz czas. Masz cały czas.


Garcin

birze ją za ramiona

Słuchaj, każdy do czegoś dąży, tak już jest! Nie zależało mi na pieniądzach i na miłości. Chciałem być mężczyzną. Chciałem być twardy. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Czy możliwe, aby był tchórzem ten, kto wybiera drogę najbardziej niebezpieczną? Czy można z jednego czynu sądzić o całym, życiu?


Inez

Czemu nie? Przez trzydzieści lat wmawiałeś w siebie, że jesteś odważny, i pozwalałeś sobie na mnóstwo drobnych słabości, ponieważ bohaterowi wszystko wolno. To bardzo wygodne! A potem w chwili niebezpieczeństwa zmuszono cię do wyboru i wybrałeś... pociąg do Meksyku.


Garcin

Ja nie marzyłem o bohaterstwie. Ja je wybrałem. Jest się tym, kim się chce być.


Inez

Udowodnij! Udowodnij, że to nie jest marzenie. Tylko czyny rozstrzygają o tym, czego chcieliśmy.


Garcin

Umarłem za wcześnie. Nie dano mi czasu, abym dokonał moich czynów.


Inez

Umiera się zawsze za wcześnie albo za późno. A tymczasem życie jest skończone, raz na zawsze. Trzeba dokonać rachunku. Nie ma ciebie poza twoim życiem.


Garcin

Żmijo! Masz odpowiedź na wszystko.


Inez

Dalej, dalej! Nie trać odwagi! Nie powinno ci być trudno mnie przekonać. Staraj się, szukaj argumentów.

Garcin wzrusza ramionami.

No i co, no i co? Mówiłam ci, że jesteś tchórzem. Ach, jak ty teraz zapłacisz! Jesteś tchórzem. Jesteś tchórzem, ponieważ ja tego chcę. Ja tego chcę, słyszysz? Ja tego chcę! I popatrz, jaka jestem słaba, jestem oddechem, jestem tylko spojrzeniem, które ciebie widzi, tylko bezbarwną myślą, która myśli o tobie.

Garcin zbliża się do niej z otwartymi rękoma.

Ha! Otwierasz swoje wielkie dłonie mężczyzny. Czego się spodziewasz? Myśli nie można schwycić rękami. No cóż, nie masz wyboru; musisz mnie przekonać. Mam cię w ręku.


Stella

Dość!

Garcin

Co?

Stella

Zemścij się!


Garcin

Jak?


Stella

Przytul mnie, zobaczysz, jak ona zacznie śpiewać.


Garcin

To prawda, Inez. Masz mnie w ręku, ale ja ciebie także.

Pochyla się nad Stella, Inez wydaje okrzyk.


Inez

Ha, ha! Tchórz! Tchórz! Idź! Idź pocieszać się z kobietami.


Stella

Śpiewaj, Inez, śpiewaj.


Inez

Piękna para! Gdybyś widziała jego wielką łapę położoną na twoich plecach, miętosi ci suknię i ciało. Ma wilgotne ręce, poci się. Zostawi ci niebieską plamę na sukni.


Stella

Śpiewaj! Śpiewaj! Przyciśnij mnie mocniej do siebie, ona z tego zdechnie.


Inez

Tak, tak, przyciskaj ją mocno, mocno! Pokochajcie się! Dobra rzecz miłość, ciepła i głęboka jak sen, ale nie dam ci zasnąć.

Garcin się wzdryga.


Stella

Nie słuchaj. Całuj mnie, jestem cała twoja.


Inez

No i co? Na co czekasz? Rób, co ci mówią. Tchórz Garcin trzyma w ramionach Stellę, dzieciobójczynię. Można rozpocząć zakłady. Czy tchórz Garcin weźmie Stellę dzieciobójczynię? Widzę was, widzę; ja jedna jestem tłumem, słyszysz mnie, tłumem widzów, (szepcze) Tchórz! Tchórz! Tchórz! Tchórz!Na próżno ode mnie uciekasz. Nie poszczę ciebie. Czego szukasz w jej pocałunkach? Zapomnienia? Ale ja o tobie nie zapomnę. Mnie musisz przekonać, mnie. Chodź, chodź! Czekam na ciebie. Widzisz, Stello, widzisz. Przestał cię obejmować, jest posłuszny” jak pies... Nie będziesz go miała!


Garcin

Czy nigdy nie będzie nocy?


Inez

Nigdy.


Garcin

Będziesz mnie zawsze widziała?


Inez

Zawsze.

Garcin zostawia Stellę i zaczyna chodzić. Zbliża się do brązu.


Garcin

Brąz... (gładzi go) Oto nadeszła ta chwila. Brąz jest tutaj, wpatruję się w niego i wiem, że jestem w piekle. Mówiłem wam, że wszystko zostało przewidziane. Oni przewidzieli, że będę stał przed tym kominkiem, że będę ręką dotykał; tego brązu i czuł na sobie te wszystkie spojrzenia. Spojrzenia, które mnie pożerają... (odwraca się gwałtownie) Co?.; Jesteście tylko dwie? Wydawało mi się, że jest was o wiele; więcej, (śmieje się) A więc to jest właśnie piekło. Nigdy bym; nie uwierzył... Pamiętacie: siarka, stos, palenisko... Co za żarty! Żadnych palenisk nie trzeba. Piekło to są Inni.


Stella

Mój skarbie!


Garcin

odpychając ją

Zostaw mnie. Ona jest między nami. Nie mogę cię kochać, kiedy ona mnie widzi.


Stella

Tak? Dobrze! Ona już nie będzie na nas patrzeć.

Chwyta nóż ze stołu, rzuca się na Inez i uderza ją parokrotnie.


Inez

szamocze się z nią ze śmiechem

Co ty robisz? Co ty robisz? Czyś zwariowała? Wiesz przecież, że jestem umarła.


Stella

Umarła?

Wypuszcza z rąk nóż. Milczenie. Inez podnosi nóż i uderza się nim z wściekłością.


Inez

Umarła! Umarła! Umarła! Ani nóż, ani trucizna, ani sznur. To już się stało. Czy rozumiesz? Jesteśmy ze sobą na zawsze.

Wybucha śmiechem.


Stella

ze śmiechem

Na zawsze, mój Boże, jakie to śmieszne! Na zawsze!


Garcin

patrzy na nie obie i śmieje się

Na zawsze!

Siadają, każdy na swojej kanapie. Długie milczenie. Przestają śmiać się i patrzą na siebie. Garcin podnosi się.

A więc zaczynamy na nowo!


Kurtyna


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sartre Jean Paul Przy drzwiach zamknietych
[ICI][PL] Sartre Jean Paul Przy drzwiach zamknietych
Jean Paul Sartre Przy drzwiach zamkniętych
Jean Paul Sartre Przy drzwiach zamkniętych
J.P.Sartre - Przy drzwiach zamkniętych
Historia, Sartre, Jean-Paul Charles Aymard Sartre (ur
Sartre Jean Paul Słowa
Sartre Jean Paul Intymnosc
Sartre Jean Paul Mdlosci
Sartre Jean Paul Intymność(1)
Sartre Jean Paul Intymność
Sartre Jean Paul Mur
Sartre Jean Paul Intymność
Sartre Jean Paul Słowa
Sartre Jean Paul Huragan nad cukrem
Sartre Jean Paul Mur
Sartre, Jean Paul Paul Sartre El existencialismo es un humanismo
Huragan Nad Cukrem Sartre Jean Paul
Jean Paul Sartre biografia

więcej podobnych podstron