Super exclusiv
Siedziałam na letnim placu ulubionej knajpki "Pij więcej!" i nacieszałam się życiem. Przede mną na stoliczku stały trzy spienione kufle z piwem, na talerzyku leżały żytnie sucharki, a w miseczce - słone ogóreczki. Z rana knajpa była prawie pusta i nikt i nic nie przeszkadzało mi, chłepcząc piwo, cieszyć się z jasnego błękitnego nieba z wolno płynącymi po nim obłokami.
Miałam dzisiaj wolne. Pierwszy wolny dzień od ostatnich trzech tygodni. Od dwudziestu jeden dni nieprzerwanej, wyczerpującej pracy, kiedy wieczorem chce się tylko paść i zasnąć. Czasami zasypialiśmy z Ottem za stołem, padając głową w niedojedzoną kaszę. Za to rezultat był wstrząsający - nasz domek świecił czystością, w pokojach było przytulnie, w rurach zamieszkał demon ognia i teraz ciągle mieliśmy ciepłą wodę, na podwórku rosły kwiatki i pojawiła się ławeczka, furtka pachniała świeżą farbą, a w mistrzowni można było pracować bez strachu, że na głowę spadnie przegniła belka albo nie będzie gdzie położyć narzędzi. A najważniejsze - Ottorn der Szwarc wrócił do domu razem z partią artefaktów, dodających siły, które zamierzał sprzedawać w swoich sklepach.
A u nas pojawiły się pieniądze. Większą część pieniędzy Otto żelazną ręką schował w koncie w banku z napisem "Na rozwinięcie interesu", ale mimo wszystko udało mi się namówić go na to, że na rozrywkę też musimy trochę stracić kasy.
Teraz przepijałam swoje pierwsze podyplomowe pieniądze i czułam się prawie w pełni szczęśliwa.
- Cześć, Ola - przysiadła się do mojego stolika koleżanka z uniwersytetu, Tomna, pierwsza modnisia akademiku. Jeśli ja wybrałam sobie specjalizację Mistrz Artefaktów, to Tomna, nie władająca większą magiczną siłą, została teoretykiem magii. Czekała ją robota w bibliotece albo staż w liceum magii.
- Witaj - dobrodusznie odpowiedziałam. - Czym się teraz zajmujesz?
- W jednym sklepie pracuję, doradzam ubiór klientom - wyjaśniła Tomna.
- I trzeba było dla tego tyle lat się uczyć? - zdziwiłam się.
- Oczywiście! Nie można dobrze wyglądać bez magii! - zapalczywie powiedziała dziewczyna. - Na przykład wstajesz rano, a tu pod oczami wory od wczorajszego szalonego wieczoru. Co robisz?
- Nic.
- Nie można być tak obojętnym wobec własnego wyglądu - nachmurzyła się Tomna. - A jeśli masz ważne spotkanie? Randkę z mężczyzną twoich marzeń?
Och, och, och, a gdzie jest teraz mężczyzna moich marzeń?
- No, jeśli to takie pytanie… Położę na oczy chłodną szmatkę z wyciągiem z rumianku.
- To słabo pomaga - machnęła ręką z idealnym manikiurem Tomna. Popatrzyłam na swoje palce, szorstkie od ciężkiej pracy i ciężko westchnęłam. A koleżanka ciągnęła: - Bez lekkiej magii się nie obędzie! Raz i twarz promienieje świeżością.
- Wiesz lepiej - zgodziłam się.
- Ola, szukałam cię nie dlatego, żeby wygłosić lekcje o pięknie. Potrzebuje twojej pomocy.
Nie chciałam rozmawiać o pieniądzach.
- Mamy jutro dzień otwarty, przyjdź.
- Nie potrzebuje artefaktu - niecierpliwie powiedziała Tomna. - Potrzebuje twojej pomocy jako przyjaciółki.
Zdziwiłam się. Nie można było powiedzieć, że jesteśmy z Tomną bliskimi przyjaciółkami. Przy czym, miałam bardzo mało bliskich przyjaciół w których była tylko jedna dziewczyna. Kobiece towarzystwo przejadło mi się w domu.
- Słucham.
- Zrozum - wstydliwie rzekła Tomna. - Mój ukochany jest krawcem. Dniami szyje sukienki w studiu, a wieczorami w domu wymyśla własną kolekcję. Jest bardzo utalentowany i chce pokazać swoje autorskie sukienki całemu światu.
- No i gdzie jest problem? Niech powie właścicielowi studia i na wystawie powiesi swoje twory.
- Nie, właściciel studia go nie zrozumie. Jak i klientki. Są tak przyziemne, że chcą tylko tradycyjnych rzeczy. A on ma talent, to prawdziwy geniusz. Jego odzież może zrozumieć i przyjąć tylko człowiek otwarty na świat.
- A czego chcesz ode mnie? Żebym kupiła sukienkę i rozpowiedziała wszystkim u kogo?
- Byłoby nieźle - potwierdziła Tomna. - Ale mamy lepszy pomysł. W tą niedzielę na głównym placu będzie koncert, a Wadim ma kontakty wśród organizatorów. I postanowił zorganizować pokaz przed koncertem. I zapraszamy cię do zostania naszą modelką!
Ze zdziwienia zakrztusiłam się piwem In długo kaszlałam.
- Mnie? Żartujesz! Jaka ze mnie wyjdzie modelka?
- No tak, twój wygląd nie jest za bardzo - westchnęła Tomna. - Ale nic nie zrobisz. Wadimowi nie starczy pieniędzy żeby opłacić usługi profesjonalnych modelek. Więc ja zapraszam swoje przyjaciółki. Pieniędzy nie damy, ale za darmo zrobię ci manikiur i makijaż. I kiedy Wadim stanie się sławny, będziesz wszystkim z dumą opowiadać, że uczestniczyłaś w jego pierwszym pokazie.
- A będzie sławny? - zapytałam.
- Oczywiście! Już niedługo jego modele sukienek będą nosić w stolicy i faworytki króla będą walczyć o to, żeby je ubierał.
Tak naprawdę nie miałam żadnej przyczyny, żeby odmówić - w tym tygodniu będziemy pracować razem z Otto ze skończonymi. Tym bardziej, że fajnie jest się przejść po scenie przed oczami oczarowanych widzów w jakiejś ładnej sukience. No i makijaż i manikiur jest za darmo.
- Dobrze, zgadzam się.
- Naprawdę? - Tomna przyjęła to z taką ulgą, że zaczęłam cos podejrzewać, ale nie mogłam już odmówić.
- Ciekawie będzie to zobaczyć - powiedział wieczorem Otto, kiedy podzieliłam się z nim nowinkami. - Nie widziałem cię jeszcze na scenie.
- Jakoś opuściłam ten moment w drodze ku sławie - wyburczałam. Dobrze namyśliwszy się zrozumiałam, że niepotrzebnie się zgodziłam - przy ogromnych ilościach znajomych modniś, z których mogła nazbierać modelek choć i na pięć pokazów, Tomna zwróciła się właśnie do mnie. Dlaczego?
- Ja będę stać w tłumie i jak tylko się pokażesz powiem wszystkim wokół jakie świetne artefakty robi ta dziewczyna na scenie - głośno rozmyślał Otto.
- Każdy powód dla reklamy jest dobry? - zapytałam.
- A jakby inaczej. Zauważyłaś jaką mamy konkurencję? Policzyłaś, ile jest sklepów artefaktników w mieście? Nie? A ja policzyłem! Żeby mieć porządny dochód musimy każdymi sposobami zwabiać klientów!
- Wleźć na golasa na dach - poradziłam.
Otto zaczerwienił się.
- A co? - rozwijałam myśl. - Mało mieszczan widziało gołego krasnoluda. A tak przylecą na podwórko całym tłumem. A ja na dole na stoliczku towar rozłożę, będę zachwalać.
- Tylko dlatego, że sobie dzisiaj popiłaś, nie będę się obrażał - uprzedził półkrasnolud. - Ale proszę cię w przyszłości powstrzymywać się od podobnych pomysłów, obrażających moją godność!
- Przecież nie proponuje ci zgolić brody - roześmiałam się.
- Idź spać, spać, spać, bo zaraz się doigrasz - powtarzał Otto.
Rano musiałam spokojnie przeprosić i przyznać, że pomysł reklamowania artefaktów gołym krasnoludem był nie za bardzo udany. Bez tego krasnolud nie chciał dać rosołu, który schował, a wypite wczoraj piwo stukało mi w głowie jak barabany.
W niedzielny poranek przyszłam pod scenę na głównym placu. Tam Tomna oraz jej geniusz odzieży, chudy jasnowłosy chłopak z ostrymi, szybkimi i z lekka chaotycznymi ruchami rąk, stworzyli coś na wzór garderoby i przymierzalni w jednym. Wadim był odziany w coś, przypominające hybrydę orkowego bezrękawnika i elfiej męskiej tuniki. Zaczęłam mimo woli poważać chłopaka - połączyć dwa style tak, żeby można było przyjemnie na to patrzeć, było według mnie ciężko. Swoje arcydzieła krawiec trzymał w wysokiej szafie na kółkach.
- Zobaczycie je kiedy przyjdzie pora - powiedział mi i jeszcze piątce dziewczyn, które zgodziły się wziąć udział w pokazie.
Wadim nerwowo zaciskał dłonie, póki Tomna i jej pomocnica kręciła się wokół nas, czesząc i malując. Tak przyjemnie było być w rękach profesjonalistów! Przyjemnie do momentu, póki nie otworzyłam oczu i nie popatrzyłam na siebie w lustrze. Okrzyk przerażenia, wyrwany z mojego gardła, od razu przerwał zamieszanie przy drugiej modelce.
- Co to? - zapytałam, tykając palcem w lustro.
- To ty - odpowiedział w niezrozumieniu Wadim.
Trudno było w to uwierzyć. Pewnie po pobycie w paszczach zombie i wróciwszy z tamtego świata wyglądałam lepiej. Włosy stały dęba, przypominając stary wianek, wokół coz\u były ogromne ciemnoniebieskie plamy, jaskrawoczerwone usta wyglądały na wybielonej twarzy jak krew na śniegu. Ile będę musiała zmywać ten makijaż?
- Twój wygląd powinien pasować do mojej sukienki - powiedział krawiec.
Wyobraziłam sobie sukienkę, pasującą do tego makijażu, i przeraziłam się. Siły Niebiańskie, na co się zgodziłam?
- Rozumiem, że do tego będą jeszcze pantofle na wysokim obcasie? - zapytałam zasmucona. - Uprzedzam, że nie zrobię w nich ani kroku - upadnę.
- Modelki będą chodzić po scenie na bosaka - rzekła Tomna, z zachwytem patrząc na geniusza.
Wymieniliśmy się spojrzeniami z pozostałymi modelkami. Dobrze, że teraz nie ma zimy, choć myślę, że nawet to nie zatrzymałoby Wadima.
W końcu mistrz otworzył swoją szafę. Wisiały w niej sukienki różnych ciemnych odcieni. Od popielatoszarego do przenikliwie czarnego.
- Za ciemne to jakieś - wyraziłam swoje zdanie.
- A czym tu się cieszyć? - zapytał Wadim. - Życie jest krótkie i ciężkie. Moje sukienki wyrażają światowość, bycie ponad codziennością, nad prostymi i przyziemnymi ludźmi. Ten człowiek…
- Kobieta - poprawiła któraś z modelek.
- Co? - zbił się z tropu projektant, jednak nie przestając nas zręcznie odziewać.
- Przecież sukienki są dla kobiet.
- Niekoniecznie. Po prostu żaden z mężczyzn nie zgodził się na uczestnictwo w pokazie - podzieliła się wiadomościami Tomna. - Mój drogi, mówiłeś o koncepcji swojej kolekcji.
- A tak, tak. I tak, ten człowiek, będący ponad szarą masą, zrozumiał, że w przyszłości na niego nic nie czeka, że na zawsze będzie musiał żyć pośród niezrozumienia i nieprzyjemności.
- W życiu zawsze jest miejsce na święto - wymamrotałam, oglądając się w lustrze.
Byłam ubrana w szarą narzutę, składającą się ze związanych wstążek z różnych tkanin. Podobne ubranie widziałam na sąsiedzkim strachu na wróble. Nie patrząc na zewnętrzny widok sukienki, przy chodzeniu pojawiał się rozlewający tren, a figura była dobrze podkreślona. Każdy krok całkowicie obnażał nogi i było to na granicy przyzwoitości. Spodobało mi się. Tak czy siak widzowie będą zszokowani. Pozostałe dziewczyny też były ubrane w cos podobnego. Jedna z modelek próbowała szczepić miejsce rozrywa, a projektant odciągał jej od tego ręce, twierdząc, że to cały zmysł tej sukienki.
- Coś wątpię, że będą takie nosić przy dworze - powiedziałam, z pół obrotu oglądając swoje gołe plecy. Będzie trzeba pójść na plaże, bo jestem taka blada, jak znaleziony ostatnio w naszym domu wampir
- Będą, będą - przekonywał Wadim. - Po pokazie będzie sprzedaż modeli z kolekcji.
- Będziemy miały z tego procent? - chciwie zapytałam. - Inaczej się nie zgadzam.
Pozostałe dziewczyny pokiwały głowami.
- Będziecie miały swój procent - wielkodusznie powiedział twórca. - Chodźcie, czas zacząć.
Stanęłyśmy gęsiego przy wejściu na scenę, a Wadim stanął pośrodku pomostu i krzyknął:
- Drodzy mieszczanie! Przed rozpoczęciem koncertu proponujemy wam obejrzeć pokaz pod tytułem "Obraza" zaczynającego, ale już bardzo znanego mistrza Wadima Kogno!
Publika słabo zareagowała. Muzykanci zagrali jakąś spokojną melodię, a Tomna pacnęła w plecy pierwszą dziewczynę.
Kiedy przyszła moja kolej wychodzić na scenę, na mig zamarłam, porażona ilością narodu, który przybył tu na bezpłatny koncert. Widzowie szumieli, omawiając sukienki, a Wadim, ciesząc się z takiego obrotu spraw, z entuzjazmem opowiadał coś o szarości i wykończeniach. Idąc po ciepłych, wytartych od częstych wystąpień deskach było nawet przyjemnie. Wiatr otulał obnażone nogi, a ja czułam się przeraźliwie śmiałą i niewiarygodnie seksualną kobietą. Będzie trzeba kiedy kupić jedwabną bieliznę, bo tak przyjemnie dotyka skóry ten materiał.
Stanęłyśmy w pół kręgu, a Wadim radośnie krzyknął:
- Teraz odbędzie się sprzedaż modeli. Początkowa cena na trzy złocisze - gestem przywołał mnie do siebie i postawił bliżej widzów.
- Za drogo będzie - krzyknął ktoś z tłumu.
- Ale to jest produkt ekskluzywny! - perorował Wadim.
Póki się targował, ja, nie mając co robić, oglądałam tłum. Oczywiście, mój wzrok pomimo woli zaczął szukać chudej figury w czerni.
Irga był na przedstawieniu i stał niedaleko sceny. Razem z nim stała rudowłosa dziewczyna, która lepiła się do nekromanty jak przeklejona. To go za pas obejmuje, to za ręce bierze, to stając na palcach grzywkę za ucho poprawia. Irga stał nieruchomo i wyrażał całą swoją osobą skrajne rozdrażnienie. Miałam nadzieję, że był wkurzony na dziewczynę. Oczywiście, że na nią, przecież sam mówił, że nic do mnie nie ma i to, że stoję pół naga przed tłumem, nie powinno niepokoić nekromanty. Przecież wszystko między nami skończone, czyż nie?
Wysunęłam nogę do przodu i stojący pod sceną facet w zachwyceniu gwizdnął. Irga złożył ręce. Dziewczyna tarmosiła go za rękaw i coś szczebiotała wskazując na scenę. Ucieszyłam się, że nie mogłaby nosić takiej sukienki - ma za krótkie nogi.
- Kto jeszcze chce kupić ten model? - walczył w tym czasie Wadim. - Cena: sześć złociszy!
- Ja - przy samej scenie podniósł smagłą rękę ork. Sukin Kot, musiały tu Żiwka przynieść demony. - Dwadzieścia złotych.
- O! - wyłupił oczy Wadim. - Sprzedane!
Żiwko zwinnie wbiegł na scenę i wyciągnął do mnie rękę.
- Chodź.
- Co znaczy „chodź”? - oburzyłam się. - Poczekaj, przebiorę się i dam ci sukienkę.
- Nie potrzebuje sukienki - machnął ręką Żiwko, starając się ruszyć mnie z miejsca tak, żeby nie wyglądało to za bardzo grubiańsko
- Przepraszam, a co kupiliście? - przyszedł mi na pomoc Wadim.
- Modelkę* - odpowiedział ork. - Przecież je sprzedawaliście, prawda? No to kupiłem.
W przerażeniu poszukałam wzrokiem Irgi. Szybko przeciskał się do sceny, zostawiając swoją przyjaciółkę.
- Sprzedawałem modele sukienek - powiedział zmieszany projektant. Tłum na placu przycichł, z ciekawością czekając na rozwinięcie akcji. - Model dziewczyny… znaczy dziewczyn nie sprzedajemy. To nie Step, nie mamy niewolnictwa.
Wydawało mi się, że Żiwko dobrze o tym wie. Ale za nic nie mogłam pojąć motywów jego działań.
- Szkoda - głośno westchnął ork, obejmując mnie za gołe plecy. - Z wielką chęcią kupiłbym sobie taką… - z wątpliwością popatrzył na bojowy ślad na mojej twarzy - Ślicznotkę.
- Obejdziesz się - stwierdziłam, uwalniając się z jego objęć.
- Przepadły moje dwadzieścia złociszy - smutnie powiedział Wadim, ale w tym samym momencie sukienkę kupiła jedna bardzo otyła kobieta, zwabiona pikantną sceną. Co prawda nie zapłaciła dwudziestu złotych a siedem, ale mistrz cieszył się i z tego. Żiwko pomógł mi zejść pod scenę i, nie zwracając uwagi na moje próby uwolnieni się, przyciągnął do siebie i zaproponował:
- Pomóc ci zdjąć sukienkę?
- Zabierz od niej łapy - głos Irgi był pełen złości. - Nie widzisz, że jej się to nie podoba?
- Ach, pojawił się były narzeczony! - jadowicie stwierdził ork, ale przestał mnie obejmować. - Czego chcesz?
Szybko schowałam się za szafą i ściągnęłam z siebie sukienkę, plącząc się we wstążkach. "Żeby nie pozabijali się nawzajem"- pomyślałam, w pospiechu nakładając swoje ubrania.
- Ola jest teraz wolną dziewczyną - mówił tym czasem Żiwko. - Z kim chce, z tym się obejmuje. A ja, nawiasem mówiąc, chcę się z nią ożenić.
- Jednak, jej się naprawdę nie podoba to, co robisz - sprzeciwił się Irga chłodno.
- A co cię to obchodzi? Wracaj do swojej nowej i nie przeszkadzaj mi w rozmowie z ukochaną.
- Zamknij się, Żiwko - krzyknęłam, wyglądając zza szafy. - Jaka ze mnie, do demonów, twoja ukochana? Czego się do mnie tak przyczepiłeś?
- Postanowiłem, że cię zdobędę i dobiję swego - zdecydowanie odpowiedział Żiwko. - A nie jak niektórzy nekromanci o słabym charakterze.
Pięść Irgi z głuchym hukiem uderzyła w szczękę orka. Żiwko odpowiedział w milczeniu, ale Irga zdołał uniknąć uderzenia. Zza lustra rozległ się przerażony i zachwycony krzyk Tomny. Patrzyłam zmieszana na rozwijającą się bójkę, nie wiedząc, co robić. Pierwszy raz widziałam, żeby przeze mnie bili się mężczyźni. Co zrobić: rzucić się między nich? Wrzeszczeć? Poczekać do końca i oddać się zwycięzcy? Moje rozmyślania przerwał potok wody, spadający na przeciwników.
- Przestańcie - poradził Otto, trzymając w rękach duże wiadro. Zza niego wyglądała przerażona rudowłosa towarzyszka nekromanty.
- Irga! - krzyknęła, rzucając się do chłopaka, wycierającego krew z rozciętych warg.
Podstawiłam jej nogę i dziewczyna przywaliła w podłogę, zdążywszy tylko krzyknąć. Poczułam się paskudnie, ale nie mogłam zobaczyć pocieszania bohatera przez czułą dziewczynę. Irga popatrzył na mnie, wyginając brwi w zdziwieniu, a ja wzruszyłam ramionami:
- Pod nogi trzeba patrzeć.
- Idziemy, Ola - zawołał Otto.
- Ola zostaje tutaj - grubiańsko powiedział Żiwko, pocierając szczękę. Jego prawe oko powoli czerwieniało.
- Czego rozkazujesz? - spokojnie zapytał półkrasnolud. - Nie lepiej zapytać samej Oli, czego ona chce?
- Powinna powiedzieć, kogo jest - uparcie rzekł ork. - Zaproponowałem jej wyjść za mąż.
Irga przemilczał to, chociaż na twarzy miał wypisane wahanie.
- No i co? To jeszcze nic nie znaczy - powiedział Otto. - Ja może też chcę ożenić się z Olą.
- Co?? - jednym głosem krzyknęli chłopcy.
"Narzeczeni rozmnażają się jak króliki" - pomyślałam w oszołomieniu.
W ciszy, przerywanej chlipaniem dziewczyny, która poobijała sobie ręce i kolana, patrzyliśmy na Ottona. Dla mnie jego wypowiedź też była dużą nowiną, ale postarałam się przyjąć neutralny wyraz twarzy. Co by nie było, Отто ani razu mnie nie zawiódł i postanowiłam nie niszczyć mu planu, czy co on tam wymyślił.
- To chyba właśnie ten moment, w którym trzeba paść w objęcia ukochanego - skomentowała za moimi plecami Tomna.
Popatrzyłam na Irgę. Złożył ręce na piersiach i najwidoczniej nie chciał, żeby ktoś padał w jego objęcia. Krew z jego warg cienką strużką spływała na czarną koszulę.
- A niech was wszystkich..! - prawie płacząc powiedziałam, wyskakując spod sceny i biegnąc, gdzie oczy poniosą.
- Ola! - krzyknęli za mną, ale nie zatrzymałam się. Łzy zalały mi oczy.
No dlaczego, dlaczego tak się zachowuje? Jak pies na sianie! Przecież widzę, widzę, że nie jest mu wszystko jedno to, co się dzieje w moim życiu, ale dlaczego nie odrzuci swojej durnej dumy i nie wróci do mnie? Czego on ode mnie oczekuje?
Do domu dotarłam w złym stanie. Póki myłam się, próbując zmyć przerażający makijaż, dojrzała we mnie - jakby nazwał to mój nauczyciel fechtunku - sportowa złość. Pogłębiając w sobie tę złość, rozczesałam włosy i poszłam do domu Irgi.
Jeśli nekromanta byłby w domu, to nie wiem czy wyszłoby mu to na dobre. Nie wiem co bym z nim zrobiła, ale że poszliśmy następnego dnia do ołtarzu Bogini Rodu - to byłoby pewne. Ale nie było go w domu, a wejść do mieszkania się bałam - jeszcze tak się wkurzył na mnie, że przestroił artefakty, a nie marzyło mi się walać po podłodze osmalona.
Usiadłam na schodkach prowadzących na trzecie piętro i usiadłam przy poręczy. Kiedyś w końcu Irga musiał się pojawić!
Nekromanta pojawił się w domu o zmierzchu, kiedy ja zdążyłam się zdrzemnąć i ze strachu podskoczyć. Złość, która popchnęła mnie do tego, żeby powiedzieć chłopakowi wszystko i od razu, zdążyła ucichnąć, dlatego w milczeniu patrzyłam na niego z dołu do góry. Wargi nekromanty po walce były opuchnięte, a na koszuli zaschły krwawe plamy. Ale jako tako wyglądał nawet nieźle.
Irga popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem, westchnął i zapytał:
- Co się z tobą stało tym razem?
Po prostu wzruszyłam ramionami.
- A co z oczami?
- A, to - głos od długiego milczenia ochrypł - Makijaż po pokazie źle zmyłam.
Irga pomilczał, potrząsnął głowę, widocznie coś sobie postanawiając, i powiedział:
- Wejdź, umyjesz się chociaż.
Weszłam do mieszkania, ciesząc się, że nekromanta nie ruszał ochronnych artefaktów. Znaczy nie przestawiał ich, a to znaczy - że gdzieś w podświadomości - miał nadzieję, że przyjdę jeszcze do jego mieszkania.
Kierując się do łazienki, próbowałam nie dać wspomnieniom wyjść na wolność. Wszystko jest w moich rękach. Mogę jeszcze zrobić tak, żeby między nami było dobrze, żeby wszystko to się jeszcze raz powtórzyło.
Kiedy wróciłam, Irga zdążył się przebrać, zagotować wody i zrobić herbatę. Gestem zaprosił mnie do stołu. Chwyciłam gorącą filiżankę rękami i w milczeniu patrzyłam, jak paruje aromatyczna substancja. Nie wiedziałam, co mówić i co robić. Irga też milczał. Jednym ruchem ręki ostudził swoją herbatę i teraz ostrożnie ją pił, starając się nie nadwyrężyć spuchniętej wargi.
- To nie było miłe z twojej strony podstawić nogę Tarze - powiedział w końcu.
- To było niebyt miłe z twojej strony pojawić się z nią tak, żebym to zobaczyła - odpowiedziałam mu w tym samym tonie. - Ale w każdym razie, przekaż jej moje przeprosiny. Tylko nie obiecuję, że nie powtórzę tego w przyszłości.
Oczy Irgi błysnęły, i byłam gotowa przysiąc, że zdławił uśmieszek.
- Kto to mówi. To nie ja muszę opędzać się od narzeczonych, których z każdym dniem jest coraz więcej.
- Jakoś tym razem musiałeś to robić - sprzeciwiłam się.
Nekromanta nieoczekiwanie z uczuciem się roześmiał. Popatrzyłam na niego, rozumiejąc, jak bardzo stęskniłam się za jego wesołym, niewymuszonym i zarażającym śmiechu, którym się często kiedyś śmiał. Co się z nami stało?
- Tak - powiedział Irga w końcu. - Nie na darmo w krasnoludzkiej dzielnicy chodzą słuchy, że Ottorn zamierza ożenić starszego syna.
- Skąd o tym wiesz? - zdziwiłam się.
- Krasnoludy też czasami potrzebują usług nekromantów - wzruszył ramionami Irga i pochmurnie dodał: - Po tym, co powiedział Otto domyślam się, z kim zamierza wyswatać syna Ottorn. Ale mnie już to nie dotyczy.
Ostatnia fraza mnie rozzłościła.
- A na co czekałeś? Że będę dniami i nocami płakać po tobie? - krzyknęłam, czując wielką chęć wylać na głowę nekromanty herbatę.
- Mówiłaś, że mnie kochasz - przypomniał Irga. - To tak można ci wierzyć.
- Kocham - ryknęłam. - Ale ostatnimi czasy nie jestem pewna, czy jesteś godny mojej miłości.
- Też mi się królewna znalazła - jadowicie wycedził były narzeczony. - Tylko czyja? Orkowa? Krasnoludzka?
- Swoja własna - wysyczałam, rzucając filiżankę w ścianę i wybiegając z mieszkania, tak uderzając drzwiami, że coś spadło i rozbiło się.
- Nienawidzę mężczyzn - wymamrotałam, idąc do domu. - Nienawidzę. Narcystyczni, zazdrośni, drobiazgowi egoiści. A jeszcze ten brodaty! Zabiję, jak tylko znajdę.
Wleciałam do domu, wojowniczo potrząsając klamką od furtki, która nie wytrzymała naporu mojej złości.
- Zanim zaczniesz krzyczeć - szybko powiedział Otto, ogradzając się ode mnie stołem. - Najpierw mnie wysłuchaj.
- I co jeszcze - złowieszczo powiedziałam. - Posłucham, żeby dobrze wiedzieć, za co będę cię zabijać. Jak dobrze, że mamy swój kawałek ziemi, będzie gdzie cię zakopać. Pod jakim krzakiem chcesz być pochowany - lilii czy bzu?
- Lilii - machinalnie odpowiedział półkrasnolud. - Eee, stop! Chciałem jak najlepiej! Wydawało mi się, że trzeba było Irgę wstrząsnąć. Tak zawładnęła go nienawiść do orka, że nie widział samego zmysłu.
- I jakiż to zmysł?
- Że musicie najpierw pogadać ze sobą, a nie urządzać bójki - uroczyście rzekł Otto.
- Jakie tam gadki - powiedziałam. - Kiedy pojawia się pod rękę ze swoją nową dziewczyną.
- Nową dziewczyną - parsknął półkrasnolud. - Potrzebna jemu ta dziewczyna. To Ilissa poprosiła koleżankę wyciągnąć brata do ludzi, bo Irga ostatnimi czasy jest bardzo pochmurny. Biedną dziewczynę wygląd pochmurnego nekromanty zraził na całe życie
- Skąd wiesz? - usiadłam zmęczona na krzesło. Dzień był stanowczo za długi.
Zrozumiawszy, że nie będę się więcej wściekać, Otto też przysiadł z apetytem dokańczając kolację.
- Ona mi opowiedziała. Kiedy uciekłaś, zrozumiałem, że mnie zaraz porwą na kawałeczki. Musze powiedzieć, że był jeden przeciwnik. Ale uratował mnie twój mistrz przebrzydłych sukien. Zszedł ze sceny i zaczął krzyczeć coś w typie: „ Dziękuję za skandal, sprzedałem wszystkie sukienki". Tak rzucił się na Żiwka, żeby go objąć, że biedak stwierdził, że lepiej się zmyć. Irga przyczepił się do mnie z pytaniami, ale powiedziałem, że trzeba uspokoić jego dziewczynę. On powiedział, żebym ją uspokoił i sobie poszedł. A ja się poznałem z dziewczyną, piwo z nią wypiłem, o życiu pogadałem…
- Ciekawe - powiedziałam, nie słuchając półkrasnolud. - Gdzie przez pół dnia chodził? Do uzdrowicieli, żeby wargi wyleczyć, ale jeszcze gdzie? Chodził do krasno ludzkiej dzielnicy, żeby potwierdzić twoje słowa? A, Irga powiedział, że wszyscy tam mówią o tym, że Ottorn postanowił ożenić starszego syna.
- Co? - podskoczył Otto, przewracając miskę z kaszą. - Co powiedziałaś?
- Że Irdze powiedzieli w krasno ludzkiej dzielnicy…
- Jak on mógł! - krzyczał krasnolud, biegając w kółko po pokoju. - Jak on mógł?! Nie pytając mnie! Powinienem sam wszystko usłyszeć!
Otto zerwał z wieszaka kamizelkę i wybiegł z domu.
- Pójdę do zakonu - myślałam na głos, zbierając ze stołu kaszę. - Nie mają tam problemów z miłością.
Rozległ się stuk i weszła Tomna.
- Dzięki wielkie, a to za szkody moralne, - wyszczebiotała, kładąc na stole przyjemnie dzwoniący woreczek. - Wiedziałam, że pomysł zaproszenia Żiwka był świetny. A właśnie, co się stało z waszą furtką?
- Tak, pomysł, żeby zaprosić Żiwka, był świetny - zgodziłam się, nie wiedząc czy śmiać się czy płakać.
- Wzięłam ten pomysł z jednego z czasopism - pochwaliła się Tomna. - Że skandal zwiększa popularność.
- Skąd wiedziałaś, że jeśli będzie Żiwko to będzie i skandal? - zapytałam, postanawiając zacząć obwiniać o wszystko potem. Koniec końców zdarzyło się to między facetami, Tomna nie jest winna.
- Przecież byłam w knajpie, kiedy pobił się z Irgą dwa miesiące temu - chlapnęła Tomna, potem popatrzyła na mnie i wytrzeszczyła oczy. - Oj… Nie wiedziałaś o tej bójce?
- Tomna - błagalnie położyłam ręce na piersi. - Proszę cię, opowiedz, jak było!
- Rzucił cię po tym? - zapytała koleżanka.
- Nie całkiem - uniknęłam dosłownej odpowiedzi. Nie będę jej opowiadać, że Irga rzucił mnie, zastając w ramionach Żiwka.
- To było tak - oczy dziewczyny lśniły w ekscytacji. - Siedziałyśmy z dziewczynami w knajpie, a Żiwko z kumplami przy sąsiednim stoliku i gadali, oczywiście, o kobietach, bo któryś od nich się ostatnio ożenił. I wtedy wchodzi Irga ze swoimi znajomymi. A ten, co się ożenił, mówi do orka w tym momencie, że wie jak niedobrze się śpi, kiedy żona ci na ręce całą noc leży. A ork popatrzył na Irgę i mówi, że niby jedna taka ślicznotka całą noc mu na piersi przespała, nawet oddychać było mu ciężko, ale cierpiał dla niej, wiesz, była to taka wszechobecna Olgierda.
Krzyknęłam, zakrywając ręką.
- Było coś takiego, tak, było? - Tomna ciut nie skakała z emocji.
- Opowiadaj dalej - wyjęczałam.
- A Irga podszedł i mówi, żeby myślał zanim coś palnie, bo to jego narzeczona. A ork uśmiechnął się i mówi, że po takiej nocy jeszcze nie wiadomo czyją będzie narzeczoną. Że bardzo jemu się twoje pocałunki spodobały. A Irga jemu chlast! Tamten razem ze stołem się przewrócił, nawet nie myślałam, że Irga jest taki silny. A jego kumple za ręce go łapią, mówią, żeby był ostrożny, bo spali wszystko, a Irga: "a ja go bez magii pobiję", a przyjaciele orka się śmieją z Żiwka. Ten podskakuje i leci do Irgi, a ten jemu znowu chlast! - Tomna zamachnęła się ręką i nieszczęśliwa miska z kaszą poleciała na podłogę. - Oj, wybacz.
- To nic - powiedziałam. - Dzięki, że mi to opowiedziałaś.
- Jeszcze nie skończyłam.
- Najważniejsze już usłyszałam - stwierdziłam. Teraz lepiej rozumiałam postawę Irgi, wystarczyło sobie przypomnieć jak się czułam, kiedy myślałam, że mnie zdradza. A tu przy wszystkich powiedziano, że spędziłam z kimś noc, a potem sam zobaczył jak całuję się z Żiwkiem. Tylko tamten nie powiedział, że ta noc była w karecie, jadącej przez mroźny las i przytulałam się do orka w poszukiwaniu ciepła, a pocałunkiem po prostu spłacałam dług za to, że potężne psy orka wyciągnęły karetę z błota, w którym się na amen przytopiła.
A jeśli mu wszystko wyjaśnię? A jeśli jego nienawiść do Żiwka jest tak silna, że nekromanta mi nie uwierzy? I jeszcze trzeba by było wyjaśnić, że Otto żartował z tym swoim ślubem.
Tomna zaglądała mi w oczy i czekała na ciąg dalszy pikantnej historii. Nasz związek przez tyle czasu był tak spokojny i rozstaliśmy się tak nieoczekiwanie dla wszystkich, że ostatnie wydarzenia jeszcze długo będą przyciągać ogólną uwagę.
- Ola, no co tam z wami? Przecież jestem twoją przyjaciółką, możesz mi zaufać.
- Mamy z Irgą przerwę w związku - rzekłam, żeby choć coś powiedzieć. - Dla tego, żeby przemyśleć wszystko i stworzyć jeszcze coś lepszego.
Tomnie to wyjaśnienie się nie spodobało, patrzyła na mnie z takim oczekiwaniem, z taką nadzieją na pikantne szczegóły, że z trudem zdusiłam chęć opowiedzieć jej o wszystkim. Ucieszyłaby się, że hej.
- Nie mam więcej nic do powiedzenia - rzekłam z miłym uśmieszkiem. - Wybacz, jestem zmęczona.
Koleżanka zrozumiała przytyk i wyszła. A ja czekałam na Otta z nowościami.
Półkrasnolud wrócił do domu koło północy z takim wyrazem twarzy, jakby dopiero co pochował ukochanego kota.
- Dopiero co wróciłem od wujka - wyjaśnił tragicznie. - Mój ojciec naprawdę postanowił mnie ożenić.
- Po co? - zapytałam.
- Stwierdził, że wyjdzie mi to na dobre. Jestem samodzielny, mam własny interes, więc przyszedł czas na rodzinę. Tato martwi się o mnie - wyjęczał Otto.
- No to odmów - poradziłam.
- Nie można tak u nas - burknął półkrasnolud. - Trzeba się słuchać rodziców. Tym bardziej, że nie mogę wymyśleć argumentów, żeby dobitnie wykazać ojcu, że się myli i lepiej będzie jak sam o to się zatroszczę.
- Ale przecież twój ojciec wyszedł za kogo chciał - przypomniałam. - Na dodatek na przekór wszystkim, na ludzkiej kobiecie.
- Mój ojciec nie był starszym synem - rzekł Otto, kładąc głowę na złożone ręce. - Być starszym synem to wielka odpowiedzialność. Muszę dawać przykład młodszym.
- I z kim chce cię ożenić? - zapytałam.
- Z tobą - głucho odpowiedział Otto.
Podłubałam w uchu i zapytałam jeszcze raz:
- Z kim?
- Z tobą - powtórzył krasnolud, nie podnosząc głowy.
- To czemu tak to przeżywasz? - zapytałam. - Odmówię i koniec sprawy.
- Nie wiesz jak mój tato potrafi być przekonujący - wyburczał Otto. - I jakie może podjąć środki. Uważa, że to nas uszczęśliwi. Od dawna jesteśmy razem, mamy wspólny interes i na dodatek jesteś wolna. Jestem pewny, że zaczął już rozmawiać z twoimi rodzicami.
- O - wyjęczałam. - Ooooo…
Mojej mamie, marzącej wydać mnie za mąż - oczywiście mając na uwadze moje szczęście - propozycja Ottorna bardzo się spodoba.
- Dlatego - powiedział Otto. - Musimy wymyśleć, jak najszybciej można pogodzić cię z Irgą. A jeszcze lepiej: jak wydać cię za mąż, zanim nas nie pożenią rodzice.
*w języku rosyjskim „model” i „modelka” brzmią tak samo - `model'