background image

Gdzie się podziało moje 

dzieciństwo

Redakcja Piotr Żak

Projekt okładki i opracowanie graficzne Maja Witecka

Korekta Joanna Kudła

Redakcja techniczna Adam Cedro

© Copyright by Charaktery Sp. z o.o.

Kielce 2003

ISBN 83 916092 4 3

Jest to piąta publikacja Wydawnictwa Charaktery

background image

25 512 Kielce ul Warszawska 6

tel/faks (041)344 43 21

e mail: charaktery@charaktery.com.pl

http://charaktery.onet.pl

background image

Spis treści

Agnieszka Widera-Wysoczańska

Pijany dom czyli co dzieje się z dzieckiem alkoholika

Marzenna Kucińska

DDA czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików

36. Kim są

37. Gdy rodzic pije

38. Dom bez ścian dzieci bez rodziców

39. Bohater maskotka  niewidzialne dziecko

40. Zamrożeni ludzie

       6  Dziecko w dżungli

41. Samotni z lęku

42. Pozwolić zagoić się ranie

Dariusz Doliński

Pokusa silniejsza niż rozum  czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami

Alicja Senejko

Szczypta optymizmu  czyli rożne wyjścia z sytuacji bez wyjścia

Zofia Milska-Wrzesińska

Sam sobie na przekór czyli dlaczego sobie szkodzimy

Wiktor Osiatyński

Silna wola i inne bajki czyli mity o piciu alkoholu

Leszek A.Kapler, Beata Krzak

Kwestionariusz Kontroli Zachowań

Przydatne adresy

background image

Dom pijany czyli co dzieje się

z dzieckiem alkoholika

Agnieszka Widera-Wysoczańska

W   latach   sześćdziesiątych   i siedemdziesiątych   powoli   stawało   się   jasne,   że   osoby 

mieszkające z alkoholikiem zapadają na chorobę zwaną współuzależnieniem. W 1983 roku 

w Stanach Zjednoczonych powstało Narodowe Stowarzyszenie Dzieci Alkoholików, którego 

celem było i jest wskazywanie i uznanie ich problemów oraz potrzeb. Ponieważ większość 

dzieci alkoholików zachowuje się w sposób społecznie akceptowany, ich problemy bywają 

niezauważane   i ignorowane,   także   przez   nich   samych.   Na   ogół   wyglądają   tak   dobrze, 

ubierają   się   tak  elegancko  i odnoszą   takie   sukcesy,   iż   nie   wydaje   się,   aby  potrzebowali 

jakiejkolwiek   pomocy.   Skutecznie   działa   u nich   przymus   samodzielnego   radzenia   sobie 

z różnymi   sytuacjami   życiowymi   i lęk   przed   ujawnieniem   własnych   problemów.   Tak 

naprawdę żyją uwięzieni w dramatycznej przeszłości i, czując smutek, zadają sobie pytanie: 

Co stało się z moim dzieciństwem?

Dorosłe Dziecko Alkoholika to człowiek pochodzący z rodziny,  w której alkohol był 

problemem centralnym. Zbyt zajęty w dzieciństwie walką o przetrwanie, w życiu dorosłym 

ma poczucie, że nigdy nie był dzieckiem. Pijani rodzice wymagali od niego zaspokajania 

potrzeb matki

;

  ojca i rodzeństwa, dbania o nich i ochraniania ich. Gdy pijany rodzic tracił 

nad sobą kontrolę, dziecko stawało się coraz bardziej odpowiedzialne za niego, za siebie 

i sprawy domowe.

W  takiej  sytuacji  niebezpiecznie  jest  czuć  się  dzieckiem.  Aby się  ochronić,  dziecko 

alkoholika buduje siłę pozwalającą zachowywać się jak dorosły. W jednej rodzinie ochrania 

matkę bitą przez ojca, w innej wspiera rodzeństwo i pomaga mu przetrwać kolejną awanturę. 

Tam, gdzie alkoholizm jest ukrywany, dziecko dba o rodzica, który całą noc wymiotuje, bo 

znowu   „zachorował   na   nerki”,   lub   psychicznie   walczy   z wulgarnym,   agresywnym   albo 

ciągle nieobecnym rodzicem, nie odzywając się do niego bądź kłócąc się z nim. Dzieciństwo 

mija na walce, ochranianiu i udawaniu.

Jak wygląda dom, w którym żyje aktywny alkoholik?

Coraz częściej dziecko zastanawia się, czy jego rodzice mają problemy z alkoholem, 

i namawia ich do zaprzestania picia. Zdarza mu się nie spać w nocy, całymi dniami prze-

siadywać   w zamkniętym   pokoju,   chce   uciec   z domu.   Butelki   z alkoholem   znajduje 

background image

w różnych kątach mieszkania i w rozpaczy chowa je lub wylewa alkohol do zlewu. Rodzic 

coraz częściej wraca pijany z przyjęcia albo ze spotkania z kolegami. Chodzi po mieszkaniu 

rozebrany   i niechlujny.   Dziecko,   czując   wstyd   i zakłopotanie,   rezygnuje   z zabawy   na 

podwórku   lub   zaproszenia   znajomych   do   domu.   Coraz   częściej   martwi   się,   że   rodzice 

rozwiodą się z powodu picia, a jednocześnie marzy, żeby pijany rodzic wyprowadził się albo 

żeby dom był tak normalny, jak domy innych dzieci.

Życie rodzinne dziecka alkoholika jest niespójne, niestabilne, nieprzewidywalne: coś, co 

jest prawdą jednego dnia, nie jest nią dnia następnego. Pijany rodzic obiecuje coś synowi czy 

córce,   a potem   zupełnie   o tym   nie   pamięta.   Gdy   jest   trzeźwy,   może   być   kochającym 

rodzicem, gdy jest pijany - gwałtownym, brutalnym lub nieobecnym. Dziecko nigdy nie wie, 

którą „osobę” spotka po powrocie ze szkoły.

Czy tym domem rządzą jakieś reguły?

Podstawowym   celem   życia   takiej   rodziny  jest   ukrycie,   że   przyczyną   problemów   są 

alkohol   i alkoholik,   i wskazanie   innego   winnego.   Jeden   zestaw   reguł,   stworzony   przez 

rodziców,  sprowadza  się  do:  „Nie  mów”,  „Nie  czuj”,  „Nie  ufaj”.  Przeznaczony jest  dla 

dzieci   i innych   członków   rodziny.   Rodzice   tworzą   go   po   to,   by   osiągnąć   dominującą 

pozycję,   wzbudzić   lęk,   wywołać   poczucie   winy   i wstydu,   by   móc   pić   i utrzymać   ten 

dysfunkcyjny   stan  rzeczy.   Drugą   grupę   reguł   tworzy  dziecko.   Reaguje   w ten  sposób  na 

reguły matki i ojca. Jego zestaw sprowadza się mniej więcej do takich przekonań: „Jeżeli nie 

będę mówił, nikt nie będzie wiedział, co czuję, i nie zostanę zraniony”, „Jeżeli nie będę 

pytał,   nie   będę   odrzucony”,   „Jeżeli   świetnie   będę   sobie   radził   sam,   pozostawią   mnie 

w spokoju”, „Jeżeli będę niewidoczny, nic mi się nie stanie”, „Jeżeli będę uważny, nikt się 

na mnie nie wścieknie”, „Gdy przestanę czuć, nie odczuję bólu”. Podstawowa zasada brzmi: 

„Muszę zrobić wszystko,  by być  tak bezpiecznym,  jak to tylko  możliwe”. Jednak za to 

bezpieczeństwo płaci się wielką cenę, i to przez całe życie.

Problemy Małego Dziecka Alkoholika (MDA)

Już   w wieku   przedszkolnym   u dziecka   z rodziny   alkoholowej   występują   objawy,   po 

których   można   rozpoznać,   że   przeżywa   ono   kryzysy   związane   z sytuacją   w domu. 

Podświadome   próby   poradzenia   sobie   z brakiem   rodzicielstwa   i próby   ochrony   siebie 

widoczne  są  w przyjmowanych   przez  dziecko  rolach:   bohatera,   kozła  ofiarnego,   dziecka 

niewidzialnego   i maskotki.   Jak   na   ironię,   role   te   służą   przeciwstawnym   celom.   Dają 

narzędzia,   dzięki   którym   dziecko   może   przetrwać   alkoholizm   rodzica,   ale   jednocześnie 

background image

maskują tę chorobę przed tymi, którzy mogliby pomóc. Dzieci alkoholików mistrzowsko 

kamuflują ból swojego serca.

U małych dzieci z takich rodzin można zaobserwować ciągłe zmęczenie lub ospałość. 

U ponad rocznego dziecka objawy te mogą być sygnałem problemów psychicznych, w tym 

depresji. Powtarzające się koszmarne sny, sen przerywany, odmowa spania albo lęk przed 

nim w porze poobiedniej drzemki  - mogą  wskazywać  na potencjalne problemy rodzinne 

związane z alkoholem.  Może pojawić się regresja w treningu czystości, ssanie palca czy 

obgryzanie paznokci. Zachowania te związane są z pobudzeniem, chorobą, załamaniem lub 

zalęknieniem.

Ciągły   brak   apetytu,   wybrzydzanie   w jedzeniu   czy   niedożywienie   to   też   oznaki 

problemów. Także dzieci wychudzone, które jedzą tak, jakby ich żołądki były studniami bez 

dna, mogą cierpieć z powodu zaniedbania alkoholowego. Kompulsywne jedzenie może mieć 

swój   początek   w nawykach   nabytych   już   w pierwszym   roku   życia.   Nadopiekuńcze   lub 

nerwowe   matki   karmią   swoje   dzieci   za   każdym   razem,   gdy   te   płaczą.   Przekarmianiem 

starają się zastąpić niemowlętom miłość, której nie potrafią dać. Czasami żywność staje się 

dla dzieci substytutem miłości, której nigdy nie zaznały od rodziców alkoholików.

Dzieci   alkoholików   mają   problemy   z dostosowaniem   się   do   zmian   w codziennych 

obowiązkach. Kiedy jedno zajęcie się kończy i przechodzi w drugie, mogą mieć trudności 

z przestawieniem się. Nieoczekiwane wydarzenie powodujące zmianę normalnego rozkładu 

codziennych zajęć może być także nadmiernie denerwujące i dezorganizujące.

Dzieci   alkoholików   zazwyczaj   bawią   się   w izolacji.   W zabawach   powtarzają   to,   co 

widziały   w domach   rodzinnych:   tematy   alkoholowe,   brutalne   sceny   agresji,   bijatyki 

rodziców, winę i strach przed opuszczeniem. Daje to przedszkolakom poczucie kontroli nad 

własnymi lękami.

Nadmierna   aktywność   wśród   przedszkolaków   jest   głównym   objawem   alkoholizmu 

rodziców   i częstym   objawem   syndromu   płodu   alkoholowego.   Dzieci   takie   mają   kłopoty 

z utrzymaniem   uwagi   i koncentracją   na   jednej   czynności.   Są   nadruchliwe,   nerwowe, 

wybuchowe,   mają   częste   napady   złego   humoru   i mogą   nagle   zmieniać   zachowania   na 

nietypowe.   Nie   mogą   usiedzieć   podczas   opowiadania   krótkiej   historyjki   albo   słuchania 

utworu muzycznego. Nie potrafią planować i dokończyć zajęć, które rozpoczęły, nie mają 

cierpliwości   i entuzjazmu   do   pracy   w grupie   nad   jednym   projektem,   wymagającym 

poświęcenia uwagi przez kilka dni. Boją się nieznanych  ludzi lub nowych  sytuacji. A z 

drugiej strony nadmiernie lgną do innych i przesadnie lękają się separacji.

Także nagłe zmiany zachowania u małych dzieci mogą wskazywać na alkoholizm w ich 

background image

rodzinach.   Na   przykład   dziecko   śmiałe   nagle   wycofuje   się   z kontaktu   albo   dziecko   za-

lęknione nagle zaczyna odgrywać znaczącą rolę w grupie społecznej.

Niestety Małe Dzieci Alkoholików, przeżywające takie problemy w życiu codziennym, 

w większości przypadków pozostają niezauważone, chyba, że narozrabiają. Jednakże nawet 

wtedy dorośli z reguły koncentrują się na objawach, a nie na problemach leżących  u ich 

podłoża, i nie udzielają dzieciom właściwej pomocy. W takiej sytuacji warto pamiętać, że 

lata przedszkolne są fundamentem dorosłego życia.

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta?

Dzieci z rodzin z problemem alkoholowym mają wielkie trudności w okresie dorastania. 

Alkoholik   wpływa   destrukcyjnie   na   umysły   i emocje   członków   rodziny.   Lekcje   z dzie-

ciństwa „dobrze pamiętamy” w `````````życiu dorosłym. Jeżeli dziecko zostaje zranione przez 

rodzica, od którego zależy i którego kocha najbardziej, sądzi, że jest złe, niegodne miłości 

i szacunku.   W ten   sposób   uczy   się   nie   ufać   sobie   i innym.   Rozpoczyna   samotne   życie. 

Odcina się od swoich uczuć, wypiera potrzeby. Uczy się udawać i kłamać nawet wtedy, gdy 

może mówić prawdę. Miłość oznacza dla niego dbanie o kogoś i zapominanie o własnych 

potrzebach. Spontaniczność jest nieracjonalna, złość równa się agresji.

Dorosłe Dzieci Alkoholików, gdy mają ciepłego i kochającego partnera, z którym mogą 

czuć się bezpiecznie, toczą w sobie „wojnę” z wrogami z przeszłości i na aktualne domowe 

sprawy reagują tak jak w dzieciństwie. Nadal czują pustkę, nie ufają, izolują się. DDA nie 

wierzy, aby dobra relacja mogła trwać dłuższy czas, dlatego podświadomie dąży do jej za-

kończenia,   ale   bez   ludzi   czuje   się   pusty   i zalękniony.   Dlatego   zrobi   wszystko,   by 

kontrolować   sytuację.   Życie   ma   toczyć   się   zgodnie   z ustalonym   przez   niego   planem. 

Sytuacje   przeżywane   w domu   rodzinnym   wykształciły   w nim   zaradność   i nadmierną 

odpowiedzialność, nauczył się „czytać ludzi”. Dzięki tym cechom osiąga wielkie sukcesy 

w pracy zawodowej  i buduje swoją karierę. Jednak te same  zdolności nie pozwalają mu 

budować szczęśliwej rodziny.

Jeżeli   spotyka   się   dwoje   ludzi   pochodzących   z rodziny  alkoholowej,   wtedy  problem 

narasta ze zdwojoną siłą, ponieważ oni nie wiedzą, co czują, nie ufają i nie mówią wprost, 

podświadomie walczą ze sobą, czują pustkę i są nieszczęśliwi, chociaż odnoszą sukcesy. Te 

cechy przekazują swoim dzieciom i następnym pokoleniom.

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików?

W   rodzinie   alkoholowej   dorasta   się   z poczuciem   niejasności,   winy,   złości,   wstydu 

background image

i strachu.   Jest   to   całkowicie   normalna   reakcja   na   nienormalną   sytuację.   Osoby,   które 

wstydziły się za swoich rodziców, w życiu dorosłym wstydzą się za swojego partnera. Czują 

się   winne   za   sytuację   w domu.   Mają   skłonność   do   śmiertelnej   powagi,   są   trudne   we 

współpracy. Raczej rzadko przeżywają radość i relaks.

Ludzie, którzy będąc dziećmi, nie mieli poczucia własnej wartości, są tacy sami w życiu 

dorosłym,  oceniają siebie i innych bezlitośnie. Szukają potwierdzenia siebie na zewnątrz. 

Nie przyjmują pomocy innych i ze wszystkim chcą radzić sobie samodzielnie. Muszą być 

najlepsi. Trudno im jest być elastycznymi. Gdy coś idzie nie po ich myśli, czują lęk i często 

nie   kończą   rozpoczętych   spraw.   Z trudem   przychodzi   im   mówienie   o sobie,   ponieważ 

dotychczas musieli być niewidoczni. Są lojalni wobec ludzi, którym się to nie należy. Życie 

nie ma dla nich większego sensu. Widzą świat albo w czarnych, albo w białych barwach. 

Mając   poczucie   nieadekwatności,   muszą   domyślać   się,   co   jest   normalne,   a co   nie.   Gdy 

zaczynają pić, jest to dla nich szokiem.  Badania pokazują, że od 40 do 60 proc. dzieci 

dorastających w rodzinie alkoholowej staje się alkoholikami w życiu dorosłym.  Mogą też 

cierpieć   z powodu   współuzależnienia   od   małżonka   alkoholika.   Jeżeli   oboje   rodzice   pili, 

dziecko nie doświadczyło bezpiecznej i stabilnej opieki. W dorosłym życiu taka osoba jest 

znacznie bardziej podatna na uzależnienia. Zazwyczaj wcześniej upija się po raz pierwszy 

i ma więcej problemów z kontrolowaniem swojego zachowania. Trzeba podkreślić, że nie 

wszystkie   dzieci   alkoholików   doświadczają   identycznych,   emocjonalnych   i fizycznych, 

konsekwencji.

Wielki   wpływ   na   zachowania   DDA   ma   również   to,   czy   w dzieciństwie   doznali 

przemocy seksualnej lub fizycznej. Jeśli tak się stało, później cierpią z powodu zaburzeń 

pamięci,   deficytów   w koncentracji   uwagi,   zaburzeń   jedzenia,   problemów   seksualnych, 

lęków, koszmarów nocnych, nagłych i niezrozumiałych wspomnień, poważnych trudności 

w nawiązywaniu   bliskich   kontaktów   z ludźmi,   prób   samobójczych,   także   z powodu 

nawracającej i narastającej depresji.

Zdrowie dzieci alkoholików

Stres kumulowany wewnątrz ciała dziecka alkoholika w istotny sposób wpływa na jego 

zdrowie. Obok problemów emocjonalnych i poznawczych oraz trudności w funkcjonowaniu 

społecznym, pojawiają się poważne problemy zdrowotne. Dzieci alkoholików - częściej niż 

dzieci   z innych   rodzin   -   narzekają   na   bóle   głowy   i brzucha,   nudności,   rozstrój   żołądka, 

zmęczenie   i znużenie.   Zazwyczaj   lekarze   nie   znajdują   fizycznych   uzasadnień   tych 

dolegliwości. Dzieci z rodzin alkoholowych częściej chorują na astmę i anemię, częściej się 

background image

przeziębiają i cierpią na alergie, mają też zaburzenia jedzenia. Te ostatnie, pojawiające się 

już   we   wczesnym   dzieciństwie,   nasilają   się   w życiu   dorosłym.   Jedzenie   jest   sposobem 

radzenia sobie z niskim poczuciem własnej wartości. Kompulsywne jedzenie może być także 

związane z ukrywaną złością do osoby, która wyrządziła krzywdę. Uczęszczanie na różne 

programy odchudzające jest nieskuteczne albo daje krótkotrwałe efekty.

U dzieci alkoholików zwiększa się ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, 

nagłych   zmian   w ciśnieniu   krwi   i tempie   akcji   serca.   Wśród   tych   dzieci   częściej   też 

występuje osobowość typu A. Ludzie dorośli z osobowością typu A, pochodzący z rodzin 

alkoholowych, są niecierpliwi, działają pospiesznie, agresywnie i z wrogością wobec innych, 

bez przerwy z kimś współzawodniczą. Angażują się w karierę zawodową i mniej interesują 

się innymi ludźmi. Mają niskie poczucie własnej wartości, małe poczucie bezpieczeństwa, 

zbyt nisko, wręcz nierealistycznie oceniają swoje osiągnięcia. Osobowość typu A badacze 

zaobserwowali już u pięcioletnich dzieci alkoholików, chcących pozyskać uwagę i uczucie 

rodzica   niecierpliwego,   ignorującego   kontakt   emocjonalny,   wrogo   nastawionego, 

nadkontrolującego   i karzącego.   Takie   dzieci   próbują   sobie   poradzić   z dysfunkcyjną 

i chaotyczną   sytuacją   rodzinną,   przyjmując   rolę   bohatera,   czyli   dziecka,   które   musi   być 

dobre we wszystkim.

Dzieci poddane działaniu alkoholu w życiu płodowym

Przeprowadzone   przez   mnie   badania   wskazują,   że   znacznie   więcej   i znacznie 

poważniejsze zdrowotne konsekwencje pojawiają się u DDA, gdy osobą uzależnioną była 

matka. Jeżeli podczas ciąży piła dużo alkoholu, mogła doprowadzić do nieodwracalnych 

zaburzeń emocjonalnych i intelektualnych spowodowanych trwałym uszkodzeniem układu 

nerwowego,   czyli   Alkoholowym   Syndromem   Płodowym   (Fetal   Alcohol   Syndrome).   Do 

poważnego   uszkodzenia   mózgu,   spowolnienia   rozwoju   fizycznego   i umysłowego   może 

dojść nawet wtedy, jeśli matka w czasie ciąży tylko raz pozwoliła sobie na wypicie dużej 

ilości   alkoholu.   Dzieci   z FAS   mają   poważne   problemy   z zaburzeniami   koncentracji, 

samokontroli,   samoświadomości,   osobowości,   emocjonalności,   zdolności   poznawczych, 

mowy,   abstrakcyjnego   myślenia,   procesów   wyobraźni   i pamięci.   Są   nadpobudliwe, 

impulsywne   i drażliwe,   wrogo nastawione   do świata.   Mają  zniekształcenia   twarzy,  mało 

ważą. Często zapadają na choroby serca i defekty nerek, miewają problemy z oczami i ze 

słuchem, a także ataki padaczki.

Nie u wszystkich dzieci poddanych działaniu alkoholu w życiu płodowym rozwija się 

pełny FAS. U niektórych mamy do czynienia z tzw. Płodowymi Skutkami Alkoholowymi 

background image

(Fetal Alcohol Effects). Chociaż nie widać u nich zewnętrznych nieprawidłowości, bardzo 

poważne   są   pierwotne   uszkodzenia   mózgu.   Ponieważ   wyglądają   normalnie,   otoczenie 

oczekuje   od   nich   takiego   samego   zachowania.   To   natomiast   prowadzi   do   wtórnych 

uszkodzeń   psychicznych,   będących   rezultatem   nieprawidłowego   radzenia   sobie 

z podstawowymi zaburzeniami.

Między 12 a 51 rokiem życia osoby z FAE mają problemy ze zdrowiem psychicznym, 

przerywają   szkołę,   popadają   w konflikty   z prawem,   trafiają   do   więzienia,   przejawiają 

nieprawidłowe zachowania seksualne, mają problemy z alkoholem (ponad 50 proc. kobiet 

i 70 proc. mężczyzn z FAE), nie potrafią samodzielnie żyć (gotować, robić zakupów, prać), 

nie umieją znaleźć sobie pracy czy jej utrzymać.

Dzieci z FAS i FAE nigdy w pełni nie zdrowieją. Jednak wczesna interwencja medyczna 

może pomóc ludziom z FAS w rozwijaniu funkcjonowania motorycznego, zdolności inte-

lektualnych, koncentracji uwagi i relacji z rówieśnikami; a ludziom z FAE w problemach ze 

zdrowiem psychicznym,  w problemach szkolnych, z prawem i w uzależnieniach. Leczenie 

należy jednak rozpocząć przed upływem 10, czy 12 roku życia dziecka. Potem jest już za 

późno.

Od czego zależą konsekwencje psychologiczne ponoszone przez DDA?

Od indywidualnej historii dzieciństwa każdej osoby, od tego, kto pił w rodzinie i jak 

zachowywał się wobec dziecka i innych domowników. Pojawiające się u dzieci szkodliwe 

skutki   alkoholizmu   rodzica   związane   są   ze   sposobem   picia,   z finansową   niestabilnością 

rodziny, kłopotami z prawem, brakiem bliskości, wsparcia i rozmów, z mniejszą zdolnością 

do rozwiązywania konfliktów, przemocą pojawiającą się w rodzinie, karami zbyt okrutnymi 

w stosunku do przewinień, z zaburzoną kulturą i rytuałami  rodzinnymi,  które pozbawiają 

dziecko   regularnych   posiłków,   wspólnych   udanych   wakacji,   niedzielnych   wyjazdów, 

wspólnych wieczorów czy odwiedzin u znajomych i rodziny. Istotną rolę odgrywa zły model 

rodzicielstwa,   zaburzający   role   przyjmowane   przez   dziecko   w rodzinie   i środowisku, 

niejasny system wartości i nieprawidłowa edukacja życiowa.

Ważna jest również liczba dzieci i kolejność urodzenia. Im dziecko młodsze i im dłużej 

żyje   z rodzicami   uzależnionymi,   tym   poważniejsze   konsekwencje   dorastania   w rodzinie 

alkoholowej ponosi. Dziecko starsze może widzieć wyraźnie alkoholizm rodzica, młodsze 

absolutnie   się   z tym   nie   zgadza.   Jedno   może   pamiętać   same   horrory,   drugie   głównie 

przyjemne rzeczy. Znaczenie ma także status ekonomiczny rodziny i to, czy miała miejsce 

przemoc fizyczna i seksualna.

background image

Istotne jest też, czy partner osoby uzależnionej leczy się ze swego współuzależnienia, 

czy dba o swoje zdrowie i czy dziecko spotkało osoby wspierające. Wielkie znaczenie mają 

również   temperament   i odporność   psychiczna,   umiejętności   społeczne   i przekonanie 

o możliwości wpływania na własny los.

Jaki jest najlepszy sposób dbania o siebie, gdy pojawiają się problemy?

Aby dziecko alkoholika rozpoczęło proces zdrowienia, najpierw musi sobie uświadomić, 

że ma specyficzną podatność psychologiczną i genetyczną na problemy emocjonalne i uza-

leżnienia. Musi połączyć przeszłość z aktualnymi kłopotami życiowymi. Taka świadomość 

często rodzi się przypadkowo, na przykład pod wpływem artykułu w gazecie, wykładu czy 

podczas   uczestnictwa   w warsztacie   („To   przecież   jestem   ja!”).   Zdrowienie   wymaga 

ujawnienia dramatów przeszłości, odreagowania uczuć związanych z doznanymi krzywdami 

i zaplanowania   na   nowo   aktualnego   życia.   Daje   możliwość   zbudowania   wewnętrznego 

świata   niezależnego   od   dysfunkcyjnej   rodziny.   Dorosłe   Dziecko   Alkoholika   nigdy   nie 

będzie do końca wyleczone, ale ma wielką szansę na rozwój dający spokój i radość w życiu. 

Aby   je   uzyskać,   trzeba   wziąć   udział   w terapii   indywidualnej   i grupowej,   a potem 

w sytuacjach   kryzysowych   korzystać   z pomocy   innych   ludzi   i profesjonalistów.   Trzeba 

wierzyć, że zmiana jest możliwa.

Zagrożenia w procesie zdrowienia

W   procesie   zdrowienia   pojawiają   się   kryzysy   wynikające   z reguł   stworzonych 

w dzieciństwie.   Dzieci   w różny   sposób   reagują   na   urazy   emocjonalne,   fizyczne   czy 

seksualne. Jedne wyraźnie dostrzegają alkoholizm rodziców, inne go nie zauważają lub nie 

chcą   widzieć.   Poważniejsze   kłopoty   w życiu   mają   ludzie   wychowywani   w rodzinach 

alkoholowych, w których udawano, że nic się nie dzieje, albo zabraniano mówić o chorobie. 

W związku   z tym   przestali   oni   wierzyć   własnym   oczom   i uszom,   własnej   intuicji 

i rozsądkowi, stracili też zaufanie do ludzi.

W każdym z tych przypadków zarówno rodzic alkoholik, jak i rodzic współuzależniony 

zachowuje się w sposób podważający w dziecku wiarę w bezpieczeństwo, sens i dobroć tego 

świata. Kłopoty pojawiają się, gdy dorosły niewiele pamięta z przeszłości i dlatego nie chce 

sięgać   do   wspomnień.   Energię   wykorzystuje   do   blokowania   uczuć   i przez   to   ogranicza 

zmiany   w swoim   życiu.   W takim   przypadku   pierwszym   wyzwalającym   doświadczeniem 

w procesie   zdrowienia   będzie   uzyskanie   wglądu   we   własną   przeszłość   oraz   w problemy 

wynikające z dzieciństwa. Uwalnia się wtedy siłę i odzyskuje wolność. Demony przeszłości 

zostają zdetronizowane.

background image

Zdrowienie   łączy   się   też   z rezygnacją   z ochraniania   alkoholika   i osoby 

współuzależnionej.   Jednak   wtedy   pojawia   się   ryzyko   oskarżeń   o zachowania   zimne, 

zdystansowane, okrutne i egoistyczne. Wzmaga to poczucie nielojalności wobec rodziców 

i związane   z nim   poczucie   winy   wobec   nich.   Spotykając   się   z zimną   reakcją   lub 

gwałtownym zaprzeczeniem, DDA dokonuje bolesnego odkrycia, że najbliżsi nie chcą go 

słuchać, oskarżają o kłamstwo i zdradę. Słyszy komentarze podważające sens terapii. Stąd 

już tylko krok, by przestał dbać o własne zdrowie. Zagrażająca w procesie zdrowienia dzieci 

alkoholików   jest   też   ich   chęć   do   zajmowania   się   rodziną,   a nie   sobą.   „Wyzwalanie” 

rodziców może być ucieczką od zajmowania się swoimi trudnościami. Tymczasem trzeba 

sobie uświadomić, że nie zmieni się rodziców i że własne wyzdrowienie nie zależy od stanu 

zdrowia rodziny.

Innym   sygnałem   ostrzegającym,   że   pojawia   się   zniechęcenie,   jest   tendencja   do 

przypisywania rodzinie alkoholowej wszystkich kłopotów życiowych lub nie przypisywanie 

żadnego. Po prostu trzeba zrozumieć, że żadne ekstremum nie pomaga i że z dzieciństwa 

wyniosło się nie tylko krzywdę i ból, ale i ogromną siłę do budowania własnego życia.

Gdy dominującymi przeżyciami towarzyszącymi zdrowieniu są lęk i ból, spowodowane 

wzrastającą świadomością sytuacji życiowej, wówczas pojawia się niepokój, że nastąpiło po-

gorszenie i należy szybko zakończyć pracę nad sobą. W rzeczywistości ten lęk powinien być 

drogowskazem w procesie zdrowienia, wskazującym na problemy do rozwiązania.

Podczas procesu zdrowienia pojawiają się momenty złego samopoczucia. Leczonego 

przytłaczają   zarówno   nowe,   świeżo   odkryte   rzeczy,   jak   i te,   które   jeszcze   pozostały   do 

odkrycia. Ma ochotę powiedzieć: „Dosyć, nie poczuję się już lepiej, kończę to”. Czuje się 

izolowany, nagle przekonuje się, że nie ma przyjaciela, z którym może porozmawiać. Ciągłe 

krytykuje siebie i innych. Dręczy go powracające silne uczucie depresji i niepokoju lub brak 

bezpieczeństwa. Nie może spać. Nadużywa alkoholu albo innych środków zmieniających 

świadomość. Ogarnia go uczucie beznadziejności. W procesie zdrowienia wyraźnie ujawnia 

się   jego   lęk   przed   zaufaniem   drugiemu   człowiekowi,   przed   bliskością   i intymnością. 

Użyteczne   są   tu   zasady   uczenia   się   nowych   relacji   poprzez   podejmowanie   ryzyka 

i poznawanie innych ludzi „krok po kroku”.

„Spoczęcie na laurach” po dokonaniu w sobie zasadniczych zmian i wytyczeniu celów 

na   przyszłość   jest   ostatnim   zagrożeniem   dla   rozwoju.   Aby   zdrowieć,   trzeba   być   stale 

zaangażowanym   w utrwalanie   przemian.   Obserwowanie   siebie   staje   się   częścią   życia, 

pomaga odpowiednio wcześnie zauważyć „czerwone światło”, które sygnalizuje, że dziecko 

alkoholika   powinno   intensywniej   niż   zwykle   zadbać   o siebie,   często   z pomocą 

background image

wykwalifikowanego specjalisty.

Czy  można   rozwijać   się   bez   przeżywania   wewnętrznych   kryzysów?   Raczej   nie.   Na 

proces rozwoju człowieka zazwyczaj składają się dwa kroki do przodu i jeden do tylu. Ten 

ostatni   dostarcza   informacji   zwrotnych   ważnych   dla   dalszego   rozwoju   i wzmacniania 

efektów uczenia się. Ponadto codzienne życie często jest nieprzewidywalne i pojawiają się 

w nim kryzysy, z których chcemy wychodzić tak, by maksymalizować swoje wewnętrzne 

możliwości.

Agnieszka Widera-Wysoczańska

Agnieszka   Widera-Wysoczańska   jest   doktorem   psychologii,   adiunktem   Zakładu 

Psychologii  Klinicznej  w Instytucie   Psychologu  Uniwersytetu  Wrocławskiego.  Od 16  lat 

prowadzi terapię dla osób, które doznały urazu chronicznego w dzieciństwie, a także szkoli 

profesjonalistów w zakresie diagnozy i terapii. Jej pasją są podróże.

background image

DDA

czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików

Marzenna Kucińska

1. Kim są

Dorosłe  Dzieci Alkoholików (DDA)  to ludzie, którzy wychowywali  się w rodzinach 

nadużywających alkoholu. Gdy byli dziećmi, musieli zbyt wcześnie dorosnąć. Są dorośli, 

a nadal w głębi siebie pozostają dziećmi. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów 

Alkoholowych   (i   nie   tylko)   szacuje,   że   w Polsce   żyje   prawie   4  miliony  dzieci,   których 

rodzice nadużywają alkoholu, i około 1,5 miliona dzieci alkoholików. Kiedy dorosną, część 

z nich zacznie pić, część zwiąże się z osobami uzależnionymi, a pozostałe będą starannie 

unikać myślenia o tym, co wydarzyło się w ich dzieciństwie. Z moich szacunków wynika, iż 

Dorosłe Dzieci Alkoholików stanowią około 40 proc. dorosłej populacji Polaków.

Doświadczenia  wyniesione   z rodziny  alkoholowej  mocno rzutują  na   bliskie   kontakty 

w życiu dorosłym. Prawie połowa z tych DDA, którzy zgłaszają się po poradę psychologicz-

ną, nie decyduje  się na  zalegalizowany związek,  a jedna trzecia  zawieranych  przez  nich 

małżeństw kończy się rozwodem. To znacznie więcej niż wśród ogółu Polaków. Dorosłe 

Dzieci Alkoholików boją się przede wszystkim powtórzenia we własnym związku tego, co 

działo się w ich domu rodzinnym. Duża część jest głęboko przekonana, że w małżeństwie 

można się tylko krzywdzić.

Bliskie   związki   to   także   relacje   z własnymi   dziećmi.   DDA   często   mają   kłopoty 

z odnalezieniem   się   w roli   rodzica.   Wielu   z nich   rozpoczyna   terapię   właśnie   z powodu 

problemów ze swoimi dziećmi. Obawiają się, że je skrzywdzą, wnosząc do wychowania 

doświadczenia   z domu.   Czasem   nie   potrafią   z nimi   rozmawiać.   Mają   kłopot   z właściwą 

oceną   tego,   czy   problemy   ich   syna   albo   córki   są   „normalne”,   czy   też   powinny   być 

niepokojącym sygnałem. W niektórych DDA własne dzieci budzą agresję. Trudno im się 

powstrzymać przed krzykiem, groźbami czy uderzeniem. Jednocześnie mają świadomość, że 

to nie dziecko zawiniło, że agresja bierze się gdzieś z głębi ich samych. Szukają pomocy dla 

siebie, aby nie krzywdzić własnych dzieci.

Wielu DDA nie decyduje się na to, żeby mieć dzieci (ponad połowa uczestniczących 

w terapii), albo podejmuje taką decyzję późno, po trzydziestym roku życia. Gdzieś głęboko 

tkwi w nich lęk, że dla ich syna  czy córki życie okaże się równie okrutne, jak dla nich 

samych.

background image

Część   DDA   rezygnuje   z własnego   życia   osobistego,   ponieważ   przyjmują,   że   ich 

podstawowym  zadaniem życiowym  jest opiekowanie się mamą  albo tatą, a często nawet 

czuwanie, by nawzajem nie zrobili sobie krzywdy.  Niekoniecznie mieszkają z rodzicami, 

a rodzice wcale nie są ludźmi schorowanymi  ani bardzo starymi. Spotkać można i takich 

DDA,   którzy   mają   własne   rodziny,   ale   każdy   weekend,   święta   i wakacje   spędzają 

z rodzicami.   Zdarzają   się   także   rodziny,   w których   wszystkie   dorosłe,   trzydziesto-   czy 

czterdziestoletnie, „dzieci” mieszkają z rodzicami.

W   trakcie   terapii   okazuje   się,   że   część   DDA   ma   mocno   zakodowane,   choć   rzadko 

uświadamiane  poczucie, że ich podstawową  rolą życiową  jest „być  dobrym  dzieckiem”: 

„mąż (żona) to nie rodzina; rodzina to rodzice, dziecko, brat”. Odkrycie, że być dobrą córką 

czy dobrym synem”  jest znacznie ważniejsze niż być  dobrą żoną albo dobrym  mężem”, 

zazwyczaj zmienia zupełnie porządek świata. Szczególnie dotyczy to kobiet. Są zaskoczone, 

jak   łatwo   zaprzepaścić   dom   i rodzinę,   kiedy   podstawowa   odpowiedź   na   pytanie:   „kim 

jestem?”, brzmi: „córką”.

Zwykle   więź   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików   z rodzicami   o jest   bardzo   silna,   choć 

kontakty nie zawsze układają się dobrze. Najczęściej DDA skarżą się, że tak naprawdę nie 

potrafią rozmawiać z matką czy z ojcem. Niechętnie jeżdżą do domu rodzinnego, bo czują 

tam   napięcie,   niepokój   i bezradność.   Czasami   mówią   wręcz   o nienawiści   do   któregoś 

z rodziców. Przerażeniem napawa je myśl, że będą musiały z nimi zamieszkać, kiedy staną 

się oni niedołężni.

Możemy wyróżnić kilka typów Dorosłych Dzieci Alkoholików: wyobcowani, smutni, 

skrzywdzeni, uzależnieni, współuzależnieni, odnoszący sukcesy, z poczuciem niższości.

Wyobcowani najczęściej nie zdają sobie sprawy, że to, co przeżyli w domu rodzinnym, 

ma nadal wpływ na ich życie i samopoczucie. Po prostu uważają się za innych, bardziej 

skomplikowanych   lub   poplątanych   wewnętrznie.   Zazdroszczą   innym   słabszych   napięć 

wewnętrznych,   mniejszej   liczby   dylematów   i konfliktów,   mniejszych   wewnętrznych 

obciążeń, o wiele rzadziej pojawiającego się poczucia smutku i osamotnienia. W sytuacjach 

społecznych bardzo silnie kontrolują się. Mają poczucie, że ludzie z pewnością ich oceniają, 

i to niekorzystnie.

Wielu DDA leczy się z powodu depresji. To smutni. Biorą kolejne specyfiki, które nie 

przynoszą ulgi ani nie zmniejszają przygnębienia. Czasem przychodzą do psychologa, szu-

kając   zrozumienia   siebie   i rozwiązania   problemów,   a także   potwierdzenia,   że   z nimi 

wszystko w porządku. Zwykle kończą na pierwszej wizycie. Boją się ruszyć to, co jakoś 

przyschło, przycichło. Po co znów ma boleć? Ich wspomnienia pełne są doświadczeń utraty 

background image

czegoś lub kogoś. Mówią o braku uwagi i braku fizycznego bezpieczeństwa, o głodzie czy 

opuszczeniu. Dramaty i koszmary z okresu dzieciństwa stają się w życiu dorosłym źródłem 

niewypowiedzianego bólu i smutku, których nie ukoi tabletka.

Ale są również DDA uświadamiający sobie, jak bardzo zostali skrzywdzeni tym,  co 

działo   się   w domu,   gdy   byli   dziećmi.   Noszą   w sobie   żal,   rozgoryczenie,   złość,   a nawet 

nienawiść: najczęściej w stosunku do tego z rodziców, który pił, ale czasem również wobec 

tego,   który  choć   nie   pił,   także   krzywdził.   Pozostają   w pozycji   ofiary  nawet   wtedy,   gdy 

sprawcy już nie ma, lub też nie jest już w stanie nic złego zrobić. Czują się pokrzywdzeni 

i przez pryzmat swojej krzywdy postrzegają świat i ludzi.

Istnieje także grupa takich DDA, którzy sami zaczęli pić nałogowo. Sięgnęli po alkohol, 

bo na przykład próbowali poradzić sobie z trudnościami. Choć boleśnie pamiętają dzieciń-

stwo podporządkowane rytmom picia i niepicia, dorosłe życie układają tak samo. Teraz to 

oni są najważniejsi, a życie rodzinne toczy się wokół ich picia i niepicia.

Niektóre Dorosłe Dzieci Alkoholików, przyzwyczajone w dzieciństwie do zajmowania 

się innymi i pomagania najbliższym (matce, bo ma za dużo obowiązków; ojcu, bo sam nie 

jest w stanie czegoś zrobić; rodzeństwu, bo jest mniejsze lub bardziej nieporadne), wikłają 

się   w związki   z osobami,   którymi   trzeba   się   opiekować   (np.   z osobami   uzależnionymi, 

z głębokimi  problemami).  Życie  z partnerem,  który nie wymaga  opieki czy poświęcenia, 

uważają za nudne, zbyt poukładane.

Wielu   DDA   pracuje   na   odpowiedzialnych,   dobrze   wynagradzanych   stanowiskach 

i odnosi   sukcesy   zawodowe.   Potrafią   jednak   pracować   równie   efektywnie   w zamian   za 

przysłowiowe dobre słowo. Zaskakująco dobrze rozwiązują trudne zadania w sytuacji stresu 

i pod presją. Zwykle nie mają problemów z wywiązywaniem się ze swoich obowiązków. Nie 

boją   się   trudnych   zadań   ani   ryzyka.   Są   odpowiedzialni   i nie   rezygnują   łatwo.   Dbają 

o potwierdzanie swoich kompetencji, ucząc się i podejmując nowe wyzwania. W efekcie są 

zwykle bardzo dobrymi i mało wymagającymi pracownikami. Świetnie też potrafią radzić 

sobie   z publicznymi   prezentacjami   -   nikt   nie   widzi   ich  silnego  napięcia   czy  lęku   przed 

oceną.   Ludzie   podziwiają   często   ich   opanowanie   i spokój   zewnętrzny,   nie   zdając   sobie 

sprawy z tego, jak sprzeczne jest to, co widzą, z tym, co dzieje się „w środku” tych ludzi.

Poczucie   niższości   i niekompetencji   towarzyszące   Dorosłym   Dzieciom   Alkoholików 

zazwyczaj odzywa się w kontakcie z innymi osobami. Składa się na nie kilka czynników: 

kiepski   obraz   siebie   wyniesiony   z wczesnego   dzieciństwa,   brak   dobrych   doświadczeń 

w bliskich   relacjach   z ludźmi   i brak   podstawowych   umiejętności   interpersonalnych 

(rozmawianie,   nawiązywanie   bliskich   kontaktów,   rozwiązywanie   konfliktów   czy 

background image

nieporozumień). Rzadko za poczuciem niższości u DDA stoi brak wykształcenia czy nie 

radzenie sobie w życiu. Ponad połowa osób zgłaszających się na terapię ma wykształcenie 

średnie, a 40 proc. wyższe. Otoczenie najczęściej postrzega Dorosłe Dzieci Alkoholików 

jako ludzi dobrze radzących sobie w życiu, bez większych problemów.

Można z tym żyć

Być DDA to rzeczywiście niezbyt przyjemne. Nie jestem chyba w najgorszej sytuacji - 

przecież nie piję. I co z tego? Te wieczne konflikty wewnętrzne, niepokoje i wahania. To jest 

rzeczywiście koszmar.

Moja matka uciekła od ojca, gdy miałam 10 lat, a mój brat 4. Uciekła, bo się nad nią 

fizycznie znęcał. Nie wiem dlaczego, ale matka zrobiła sobie wtedy ze mnie koleżankę. Nie 

powinno się obarczać dzieci takimi problemami. Wystarczyło mi już to, że pod jej nieobec-

ność zajmowałam się bratem i całym domem. Jednocześnie chodziłam przecież do szkoły.  

Miałam być tym „dobrym dzieckiem”.

Gdy miałam 25 lat, wyszłam za mąż. Teraz już wiem, dlaczego za alkoholika. Scenariusz 

się powtórzył. Teraz to nie moja matka obrywała, ale ja. Znalazłam jednak siłę, żeby odejść 

od męża. Byłam wtedy wrakiem człowieka. Pomógł mi znajomy psychiatra. Wytłumaczył, że 

to   nie   moja   wina   -   bo   oczywiście   obwiniałam   za   wszystko   siebie.   Zmieniłam   pracę.  

Pracowałam po W godzin dziennie. Pojawiły się większe pieniądze, inni ludzie; niedawno 

uzyskałam pierwszy certyfikat z angielskiego.

Dorosłe   Dzieci   Alkoholików   często   odnoszą  sukcesy,   bo   ciężką   pracą  rekompensują  

sobie   nieudane   życie   i kompleksy.   Nie   widzę   w tym   nic   złego  -  tylko   trzeba   to   robić 

z umiarem. Na poczucie niższości i niekompetencji znalazłam sposób czytać. Dużo i wszyst-

ko. Im więcej, tym lepiej. Uczyć się i rozwijać.

Niestety, nie mam dobrego kontaktu z matką. Wyczuwam, że wciąż ma do mnie o coś 

pretensje. Ale to ona boi się porozmawiać. Zachowuje się, jakby była zazdrosna. Nie wiem,  

o co. Nie czuję nienawiści do ojca - to biedny, słaby człowiek.

Wiem jedno - nie dam się skrzywdzić po raz trzeci. Choćbym miała zostać sama do 

końca życia. Ból i lęk zostały. Tego nic nie zmieni. Można z tym żyć. Najważniejszy dla mnie 

jest fakt, że w końcu uświadomiłam to sobie. Myślę, że dam sobie radę bez psychoterapii. 

Boję się jej. DDA powinno się dużo mówić i pisać. Bo to bardzo ważne. Ważne nie tylko  

dla DDA, lecz również dla osób, które z nimi żyją pozwoli im lepiej zrozumieć tych ludzi.

Elżbieta z Warszawy

background image

Moje paradoksy

Wydaje   mi   się   to   swego   rodzaju   paradoksem,   że   ja,   dorosły   człowiek,   nie   potrafię 

pokierować swoim życiem, lecz żyję według schematu, który wyrył się w mojej psychice, 

a który nie daje mi satysfakcji. Patrząc z boku, ktoś może pomyśleć, że mam fajne życie.  

Mieszkam   z mamą   i siostrą,   które   są   w porządku.   Gdy   wracam   z pracy,   obiad   mam   już 

gotowy, podany. Żadnych kłopotów, żadnych obowiązków. W pracy słyszę same pochwały: 

młoda, ładna, inteligentna. Czegóż można więcej chcieć?

 

No właśnie czego? Szkoda, że to 

wszystko to tylko pozory, ze nie jest to takie proste, jak by się wydawało. Nikt nie wie, jak 

bardzo   rozdarta   wewnętrznie   jest   ta   dziewczyna   z ładnym   uśmiechem   (czyli   ja),   jak 

niepewna siebie i swojej wartości. Prawie nigdy się nie skarży, ze wszystkim sobie poradzi,  

to, co na zewnątrz i wewnątrz, to dwa różne światy, ale wiem o tym tylko ja i staram się 

o tym nie myśleć, bo boję się, że faktycznie zwariuję. Dobra mina do złej gry - to wiośnie 

moja gra, moje życie.

Ola z Bydgoszczy

Pobożne życzenia, realne lęki

Tata,   alkoholik,   nie   pije   od   dwóch   lat,   ale   to   nie   znaczy,   że   życie   z nim   jawi   się 

w różowych barwach. Sądziłam zawsze, że gdy on przestanie pić, moje problemy znikną. 

Jednak tak się nie stało. Moje problemy emocjonalne najbardziej ujawniły się w kontaktach 

moim   chłopakiem.   Nie   mogę   sobie   poradzić   z moim   często   wybuchowym 

i nieprzewidywalnym zachowaniem, które najbardziej odczuwa właśnie mój partner.

Nie opuszcza mnie myśl, że powielę historię naszej rodziny, że w przyszłości to ja będę 

osobą współuzależnioną, tak jak moja mama. Choć nie mam powodów, by tak myśleć, to 

jednak ta myśl mnie nie opuszcza.

Chciałabym życzyć wszystkim DDA, aby nauczyli się odizolować swoje problemy od 

problemów alkoholika. Niech nasze życie będzie kierowane przez nas samych, bez ciągłego 

odwracania się w przeszłość, która przecież nie była kolorowa. Niech problemy alkoholika 

będą jego problemami. My mamy swoje życie i swoje problemy.

Kaśka

2. Gdy rodzic pije

Przed trzydziestu laty w Stanach Zjednoczonych pojawił się ruch osób, które odkryły 

wiele wspólnego w swoim życiu. Te wspólne cechy wiązały się nie tyle z tym, jacy byli, ile 

z ich   rodzinami   pochodzenia.   Źródłem   wielu   cech   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików   są 

background image

doświadczenia   związane   z wychowywaniem   się   w specyficznym   systemie,   jakim   jest 

rodzina z problemem alkoholowym.  Wayne Kritsberg uważa, że niezależnie od tego, czy 

w rodzinie  jest   czynny  alkoholik,  czy  leczy się,   czy  też   został   z niej  usunięty  -  rodzina 

alkoholowa  to rodzina dysfunkcyjna.  Jak taka rodzina wpływa  na rozwijające się w niej 

dziecko?

Dzieciństwo jest okresem kluczowym  dla rozwoju naszej tożsamości. Doświadczając 

własnej   bezradności,   dziecko   musi   przejść   od   symbiotycznej   do   niezależnej   relacji 

z rodzicami,   ucząc   się   po   drodze   wielu   umiejętności   niezbędnych   do   przetrwania   i do 

ułożenia sobie życia tak, by czuć się szczęśliwym i spełnionym. W rodzinie zaspokajającej 

emocjonalne potrzeby dziecka i innych członków oraz mającej jasne zasady i reguły, dzieci 

rozwijają spójną, silną tożsamość, a także umiejętność takiego współżycia z ludźmi, które 

pozwoli im realizować siebie.

Inaczej   jest   w rodzinie   alkoholowej.   W sytuacji   permanentnego   kryzysu   związanego 

z ciągłym nadużywaniem alkoholu przez matkę czy ojca, przetrwanie systemu rodzinnego 

staje   pod   znakiem   zapytania.   Cała   rodzina   musi   przystosować   się   do   sytuacji,   gdy   co 

najmniej  jedno z rodziców bywa  wyłączone  z zaspokajania potrzeb rodziny,  na przykład 

przez   swoją   nieobecność   fizyczną   -   ponieważ   gdzieś   pije,   lub   psychiczną   -   kiedy   jest 

w domu,   ale   pijane.   Tego   typu   kryzys   trwa   zazwyczaj   wiele   lat.   Niepijący   członkowie 

rodziny żyją w chronicznym stresie. Wymusza on zwykle zachowania, które - choć trudne 

lub raniące - pozwalają przetrwać kryzys.

Atmosfera   domu   alkoholowego   pełna   jest   swoistego   napięcia.   Wiąże   się   ono 

z nieprzewidywalnością tego, co się zdarzy,  z oczekiwaniem na wybuch i na to, w jakim 

stanie   wróci   pijący  rodzic.   Rodzina   funkcjonuje   inaczej,   kiedy  jest   on  pijany,   a inaczej, 

kiedy   jest   trzeźwy:   „Gdy   był   trzeźwy,   zabierał   mnie   w różne   miejsca.   Dzięki   niemu 

obejrzałam   najlepsze   sztuki.   Ale   gdy   wracał   pijany,   strasznie   się   go   wstydziłam.   Był 

wulgarny i chamski, zawsze wtedy dochodziło do awantur”.

Czasem   to   napięcie   i oczekiwanie   na   wybuch   związane   jest   paradoksalnie, 

z zachowaniem rodzica, który nie pije: Ojciec, pijany, kładł się spać i po prostu go nie było. 

Za   to   tej   kobiety   nie   rozumiem:   wieczne   pretensje   o wszystko.   Gdy   wracała   z pracy 

i słyszałem trzask furtki, żołądek podchodził mi  do gardła. Wiedziałem,  że zaraz będzie 

o coś zła i że mi się oberwie, choć nie sposób przewidzieć za co”. Partner osoby pijącej staje 

się   czasem   wulkanem   złości   tryskającej   na   wszystkich,   także   na   dzieci.   Dzieje   się   tak, 

ponieważ nie radzi on sobie z negatywnymi uczuciami i kosztami, które wiążą się z piciem 

partnera. Dzieci nierzadko wręcz prowokują wybuch w nadziei, że jeśli matka wyładuje się 

background image

na nich, to nie będzie awantury z ojcem.

Z czasem w rodzinie narastają złość, żal i pretensje. Coraz częściej zdarzają się kłótnie. 

Dziecko   doświadcza   wtedy   głębokiego   niepokoju   -   poprzez   empatyczne   przejmowanie 

nastroju   osoby,   z którą   jest   związane.   Doświadcza   także   silnego   lęku,   gdy   słyszy 

podniesione, agresywne głosy swoich bliskich, nawet jeżeli jeszcze nie rozumie tego, co 

mówią. Kiedy już rozumie i słyszy pełne nienawiści słowa - rodzą się w nim trudne uczucia 

związane z poczuciem własnej niemocy, skrzywdzenia i zagrożenia.

Dzieci   są   świadkami   kłótni.   Widzą,   jak   rodzice   robią   krzywdę   sobie.   Często   same 

doświadczają ich agresji. Doświadczenia te wpływają  na ich obraz świata i siebie: świat 

zapisuje się im jako zagrażający i nieprzewidywalny, najbliższe osoby, które powinny być 

wsparciem i obrońcami, stają się agresorami, a siebie dziecko widzi jako kogoś bezsilnego. 

Z badań Witolda Skrzypczyka („Dzieci alkoholików - zdarzenia traumatyczne”, Łódź 2000) 

przeprowadzonych w latach  

???

  wynika, że świadkami przemocy w rodzinie alkoholowej 

było dwoje z trojga badanych dzieci. Zdarza się, że dziecko w rodzinie alkoholowej staje się 

obiektem przemocy. Sprawcą najczęściej jest ktoś bliski.

Wszystkie dzieci w rodzinach alkoholowych doświadczają zaniedbania emocjonalnego. 

Czują się opuszczone, pomimo że rodzice są obecni i zaspokajają fizyczne potrzeby dziecka. 

Rodzice bowiem zawsze koncentrują się na czymś innym: na alkoholu, na tym, że partner 

pije, na utrzymaniu rodziny. Jednak w odczuciu dziecka nigdy nie bywa tak, że ono jest na 

tyle ważne, by rodzice skupili się jedynie na nim. Czuje, że nie powinno zawracać głowy 

sobą ani swoimi potrzebami, że nie może sprawiać kłopotów. Sądzi, że musi zachowywać 

się tak, jakby było osobą dojrzałą do wspierania rodziców w życiowych problemach, a nie 

dzieckiem, które ich potrzebuje.

Bezpośrednią konsekwencją  emocjonalnego opuszczenia jest  niskie poczucie własnej 

wartości, czy wręcz bezwartościowości. Dziecko czuje, że rodzice potrzebują nie dziecka, 

lecz kogoś, kto będzie im pomagać w tym, z czym sobie nie radzą. Spycha zatem w głąb 

swoje potrzeby i emocje, ucząc się, jak ich nie okazywać, a w efekcie, jak nie pokazywać 

siebie. Stara się stać kimś takim, kogo potrzebuje rodzina.

A skutki? Dzieci wychowywane  w domach alkoholowych przeżywają  niemal  zawsze 

(80   proc.)   złość   lub   nienawiść   do   rodzica.   Ponad   połowa   z nich   mówi   o poczuciu 

osamotnienia, aż 40 proc. przyznaje się do strachu przed rodzicem i do poczucia wstydu za 

niego. Co czwarte nosi w sobie poczucie winy, czując się odpowiedzialne za złą sytuację 

w domu.   Po   latach   dorosłe   już   dzieci   alkoholików,   pytane   o uczucia   związane   z dzie-

ciństwem, mówią o złości, gniewie, agresji lub buncie, a także o lęku, wewnętrznym bólu, 

background image

niekiedy tez o wewnętrznej pustce. W dzieciństwie kształtują się ich negatywne przekonania 

na swój temat - „jestem bezwartościowy”, „jestem głupi”, „jestem słaby” - adekwatne nie do 

realnych cech, ale do tego, jak czuli się w dzieciństwie. Postanawiają oni wtedy: „Nigdy nie 

będę mieć dzieci, żeby nie przeżywały tego co ja” albo „Nigdy się nie ożenię”. A to po 

latach skutkuje trudnościami w znalezieniu partnera lub problemami z zajściem w ciążę.

Przeszłość jak kulawy pies

Najpierw  nie   miałam   dzieciństwa...   Wychowywałam   się   w domu,   w którym  awantury 

były   na   porządku   dziennym.   Słowa   wypluwane   z nienawiścią,   ze   złością,   z krzykiem... 

Nieprzespane noce, ściskanie koło serca, strach i wściekłość narastająca z każdą awanturą. 

Obelgi, poniżanie, nawet bójki. Wstyd przed koleżankami za własnego ojca, który wygląda 

jak najgorszy łachmyta, od którego cuchnie, i który leży na trawniku przed blokiem. Bezsilne 

łkanie w poduszkę, szczelne zamknięcie w swoim własnym świecie marzeń i fantazji.

Tata, alkoholik, doprowadził do ruiny wszystkich nas - mamę, mnie i brata. W domu 

nigdy   nie   było   ciepła,   normalnych   świąt,   spokoju.   Bez   względu   na   stan   ojca   zawsze,  

w najgłębszych   zakamarkach   czaił   się   niepokój.   Niepokój,   który   na   drobne   kawałki 

rozszarpywał pojedyncze, rzadkie chwile radości i szczęścia.

Potem było trudne dojrzewanie. Znerwicowana mama, która zaczęła leczyć depresję, 

wybrała sobie córkę na powiernicę. Obarczała mnie swoimi troskami, bo uważała, ze jestem  

genialnym   dzieckiem   -   taka   zrównoważona,   inteligentna.   I ja   też   częściej   stawałam   się 

rozjemcą podczas awantur. Tato, sięgając coraz bardziej dna, jedynie mnie słuchał, więc ja 

go uspokajałam i prowadziłam do łóżka, by zasnął.

Nigdy   nie   zaznałam   prawdziwej   miłości.   Nie   wiem,   co   to   znaczy   normalny   dom,  

z gorącym obiadem na czas, z drugim śniadaniem szykowanym przez mamę do szkoły. Od  

kiedy pamiętam, byłam pozostawiona sama sobie, wymagano ode mnie dojrzałości ponad  

mój wiek.

Teraz wreszcie wyjechałam. Studiuję w Krakowie. Powoli spełniam swoje marzenia, ale 

wiem, że nie odetnę się od swojej przeszłości. Ciągnie się za mną jak pies z kulawą nogą. 

Taka   ucieczka   niczego   przecież   nie   rozwiązuje.   Mam   mocno   nadszarpnięte   nerwy, 

poturbowaną osobowość. Nie potrafię zaufać ludziom, nie wierzę w przyjaźń, uciekam od 

mężczyzn. Mam wrażenie, że ludzie potrafią tylko krzywdzić.

Marta z Krakowa

Pijany ideał

background image

Alkohol piją w nadmiarze także ludzie na tzw. poziomie. Forma tego „alkoholizmu”  

może być okresowa. Nigdy nie wiadomo, kiedy „to” może nastąpić i jak długo potrwa. Jak 

w tym   wszystkim   czuje   się   dziecko,   dla   którego   pijący   rodzic   jest   jednocześnie   wielkim  

autorytetem,   osobą   ważną,   cenioną   przez   innych,   osobą   mądrą,   od   której   inni   czerpią  

wiedzę,   doświadczenie,   wzorce?   A  z drugiej   strony...   pijane   „coś”,   co   zostaje   z tego 

wielkiego człowieka po kolejnym niepotrzebnym kieliszku. Jak trudno jest wytworzyć sobie  

obraz najważniejszego w życiu człowieka, który ma dwa jakże różne oblicza. Nie wiadomo,  

czy po przyjściu do domu spotka się osobę, do której można iść z każdym problemem czy 

zmartwieniem, od której otrzyma się dobre słowo i mądrą radę - ojca trzeźwego, czy też spo-

tka się chodzącą od okna do okna mamę, która stara się nie pokazać dzieciom, że coś jest 

nie tak, której trzęsą się ręce, gdy podaje obiad, ale pyta z uśmiechem: „Co było dzisiaj 

w szkole?”. A my, starając się nie poruszać tematu tabu, także udajemy, że nic się nie dzieje.  

A tak naprawdę czekamy, czy nie zadzwoni telefon (wypadek) albo czyjaś zniecierpliwiona  

żona   („weźcie   tego   pijaka”),   a może   do   drzwi   zapuka   kolega   i powie:   „Twój   tata   leży 

w parku pod krzakiem, niech go ktoś podniesie”.

Jaki bałagan tworzy się w umyśle takiego dziecka? Niby wszystko jest dobrze, ale tylko 

czasami. Jak odpowiadać na pytania koleżanek: „Dlaczego twój ojciec pije, przecież to taki  

mądry człowiek?”? Ojciec ma być wzorem do naśladowania, a pije w pracy. A kiedy wypije 

za dużo, nabiera odwagi i występuje publicznie, wygłasza mądre kwestie, tak żeby na pewno 

wszyscy go zobaczyli. A dziecko szuka kąta, w którym nikt go nie będzie widział, i myśli, 

jakie cuda mogą sprawić, by nikt o tym jutro nie pamiętał.

Danuta

3. Dom bez ścian, dzieci bez rodziców

Kiedy w rodzinie alkoholowej pojawia się dziecko, zwykle pojawia się również nadzieja 

na zmianę. Niestety partner osoby pijącej szybko przekonuje się, że spoczywa na nim nie 

tylko obowiązek wychowania dziecka, ale i wszelkie inne obowiązki domowe, a nierzadko 

również   finansowe   utrzymanie   powiększonej   rodziny.   W takich   okolicznościach   musi 

skoncentrować swoje wysiłki  na wszystkich tych  sprawach, którymi  w innych  rodzinach 

zazwyczaj zajmują się dwie osoby.

Powszechnie   wiadomo,   iż   rozwijające   się   dziecko   potrzebuje   częstego   kontaktu 

z rodzicami. Jednak niewielu z nas uświadamia sobie, że dziecko, którego rodzic pije, ma go 

o połowę   mniej:   mniej   czasu   spędzanego   w kontakcie   fizycznym,   na   zabawie,   czytaniu 

książek czy spacerze; mniej czasu na obserwację bliskiej dorosłej osoby, kiedy tak wiele 

background image

dzieci się uczą; mniej rozmów i bliskości. Jest to rodzaj zaniedbania emocjonalnego, które 

pojawia się niezależnie od tego, że matka i ojciec mogą bardzo kochać dziecko. Gdy taki 

siedmiolatek   idzie   do   szkoły,   może   mieć   mniej   umiejętności   interpersonalnych   niż   jego 

rówieśnicy, bo znacznie mniej czasu niż oni spędzał w bezpośrednim kontakcie ze swoimi 

rodzicami.

Niektórzy   nie   mają   doświadczeń   w kontaktach   z rodzicami   w ogóle   albo   prawie 

w ogóle.   Mówią   na   przykład:   „Ojca   prawie   nie   pamiętam.   Zwykle   pił   z kolegami   poza 

domem lub spał pijany. Mama pracowała w sklepie od świtu do zmroku i też jej nie było”. 

Inni   opowiadają   o dzieciństwie   u babci   czy  cioci,   a nawet   w domu   dziecka.   Wiele   osób 

spędzało czas w szkole lub na podwórku, ucząc się praw rządzących światem społecznym od 

sąsiadów, nauczycieli bądź kolegów.

Ale ważny jest nie tylko wspólnie spędzany czas, lecz również jakość tego kontaktu, 

czyli stosunek rodziców do dziecka. Zależność między naszym myśleniem o sobie a stosun-

kiem   matki   i ojca   do   nas,   gdy   byliśmy   dziećmi,   opisał   Carl   Rogers.   Jego   zdaniem   dla 

kształtowania się poczucia wewnętrznego „ja” istotny jest właśnie stosunek rodziców do 

dziecka, a zwłaszcza okazywanie przez nich aprobaty i wsparcia. Dzięki temu dziecko uczy 

się aprobować to, jakie jest, i włączać nowe doświadczenia siebie w obręb „ja”. Pochwały ze 

strony matki i ojca stają się podstawą jego poczucia własnej wartości. Gdy rodzice chwalą 

dziecko za to, co robi, pojawia się zgodność doświadczenia z ”ja” i poczucie wewnętrznej 

spójności. A poczucie wewnętrznej spójności i posiadanie pozytywnego wizerunku siebie to 

- według Rogersa - dwie składowe silnej tożsamości.

Co się  dzieje  z dzieckiem  wychowywanym  w rodzinie  alkoholowej,  które  często  nie 

doświadcza   aprobaty   i wsparcia   ze   strony   rodziców?   Jego   potrzeby   są   zazwyczaj 

niezauważane   lub   ograniczane   do   podstawowych,   ponieważ   innych   nikt   nie   ma   czasu 

zauważyć. Dziecko słyszy,  że musi być  samodzielne, musi pomagać mamusi  i tatusiowi, 

którym jest ciężko. Dobrze byłoby również, gdyby zbyt wiele nie potrzebowało, gdyż inne 

sprawy i potrzeby rodziny są ważniejsze. I najlepiej niech nie mówi o swoich potrzebach, bo 

przecież mama zadba o nie na tyle, na ile zdoła. A jeśli usłyszy, że syn albo córka potrzebuje 

więcej,   niż   ona   może   dać,   będzie   jej   przykro.   Dziecko   wychowujące   się   w rodzinie 

alkoholowej uczy się zatem ignorowania własnych potrzeb, nie nabywa  umiejętności ich 

rozpoznawania   i zaspokajania   -   zwykle   przechodzi   subtelny   trening   w rozpoznawaniu 

i zaspokajaniu potrzeb swoich rodziców. Wysłuchuje ich zwierzeń i problemów,  pomaga 

w obowiązkach   domowych,   rozwiązuje   sytuacje   kryzysowe:   „Tylko   ja   potrafiłam   go 

uspokoić. Mówiłam mamie, by zabrała dzieciaki i zamknęła drzwi. Bałam się strasznie, bo 

background image

bywał bardzo agresywny, ale potrafiłam z nim rozmawiać jakoś tak, że pomarudził i kładł 

się spać”.

Pierwotne treści zawarte w naszym wewnętrznym obrazie siebie są wynikiem tego, jak 

doświadczamy siebie i jak jesteśmy traktowani przez rodziców. Dziecko nieakceptowane, 

niezauważane   czy   krzywdzone   doświadcza   siebie   jako   człowieka   cierpiącego   z powodu 

zaniedbań i krzywd, opuszczonego i bezwartościowego. W taki też sposób zaczyna myśleć 

o sobie   i tak   się   czuje,   gdy   pozostaje   samo   z sobą   (np.   jestem   bezradny,   głupi, 

bezwartościowy,  niczego nie potrafię). Ponieważ żadne dziecko nie jest w rzeczywistości 

głupie,   bezwartościowe   i pozbawione   możliwości   rozwoju,   pojawia   się   niespójność   po-

między „ja” a doświadczeniami, które dowodzą jego zaradności, posiadanych umiejętności 

czy wrodzonych zdolności. Jednakże ta część „ja” w obliczu wewnętrznego konfliktu (Jaki 

jestem naprawdę: taki, jak mówią rodzice, czy taki, jak się zachowuję?) pozostaje ukryta 

w nieświadomości.

Utrwaleniu   takiego   fałszywego   obrazu   „ja”   sprzyja   również   reguła   zaprzeczania, 

charakterystyczna   dla   systemu   rodziny   alkoholowej.   Alkoholik   zaprzecza   swojemu 

uzależnieniu, a jego partner nie przyznaje się, że nie radzi sobie z sytuacją picia małżonka - 

więc   dziecko   otrzymuje   przekaz:   „To   nieprawda,   co   widzisz,   myślisz   i czujesz”. 

Wielokrotnie widzi pijanego ojca i słyszy, jak matka mówi na przykład: „On jest chory”, 

„Jest  zmęczony”   albo „Dobrze  się  bawi”.  Dostrzega,  że  matka  jest  zła,  ale  ona  uparcie 

twierdzi, że to tylko zmęczenie: „Ja zła?! Jakbyś ty cały dzień przestał na nogach, a potem 

musiał się użerać z pijakiem, też byłbyś zmęczony!”. Dziecko przestaje zatem dawać wiarę 

swoim   zmysłom,   bo   wielokrotnie   mówiono   mu,   że   było   inaczej,   niż   słyszało,   widziało 

i czuło. Brak zaufania do własnego postrzegania może po łatach sprawiać, że DDA jako 

jedyni nie będą pewni, czy od kogoś czuć alkohol, czy prawidłowo rozpoznają stan emo-

cjonalny drugiej osoby.

Reguła   zaprzeczania   znajduje   również   zastosowanie   w świecie   wewnętrznym:   myśli 

i uczuć.   Kiedy   dziecko   z rodziny   alkoholowej   pozwoli   sobie   na   wyrażenie   swoich 

gwałtownych uczuć, mówiąc na przykład: „Nienawidzę go” - zwykle słyszy:

„Nie wolno ci tak mówić. To twój ojciec. Ojca należy kochać”. A kiedy rozpacza, bo zostało 

skarcone „za nic”, matka wspiera je słowami: „Tak naprawdę tatuś cię kocha, chce żebyś 

wyrósł na dobrego człowieka”.

Jeśli dziecko nauczy się nie ufać sobie, czyli temu, co postrzega, odczuwa i myśli - traci 

wewnętrzne punkty orientacyjne i zaczyna kierować się czymś lub kimś zewnętrznym. Bę-

dzie to niepijący rodzic, religia, inni ludzie albo cokolwiek, od czego można się uzależnić.

background image

Wytworzenie więzi z matką i ojcem, przeżycie pierwotnej zależności, w której zostaną 

zaspokojone  potrzeby dziecka, a która go nie  zniewoli,  lecz pozwoli się  rozwinąć  - jest 

bardzo   silną   potrzebą.   Zwykle   dziecko   związuje   się   silniej   z jednym   z rodziców. 

W rodzinach   alkoholowych   w naturalny   sposób   spędza   ono   więcej   czasu   z niepijącym 

rodzicem. To on lepiej rozumie i zaspokaja jego potrzeby. Zdarza się jednak dość często, że 

dziecko związuje się mocniej z rodzicem pijącym,  jako bardziej przewidywalnym  i mniej 

raniącym. Niepijący może reagować na kryzys rodzinny ciągłą złością, przelewaną na do-

mowników. A usiłując utrzymać pod kontrolą sytuację rodzinną, nierzadko odwoływać się 

będzie do manipulacji emocjami i zachowaniami dzieci: „Jak możesz mi to robić?! Chcesz 

mnie do grobu wpędzić! Lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować”.

Czasem   zdarza   się   tak,   że   dziecko   nie   może   wytworzyć   realnej   więzi   z żadnym 

z rodziców, gdyż oboje są zbyt nieobecni lub raniący. Wówczas idealizuje sobie jedno z nich 

i wytwarza   taką   wyobrażoną   więź   z wyidealizowanym   obiektem.   Oto   opisy   pijących 

rodziców, zaniedbujących swe dzieci, do późnej starości domagających się, by życie dzieci 

kręciło się wokół nich: „Moja matka jest wspaniałą osobą. Zawsze nas kochała i chciała dla 

nas jak najlepiej. Właściwie poświęciła dla nas swoje życie. Jej było trudniej niż nam”; 

„Ojciec   był   cudowny,   zabierał   mnie   do   teatru   i uczył   słuchać   muzyki.   Dzięki   niemu 

poznałam wiele sławnych osób. Czytał mi książki, bawiliśmy się razem”.

Więzi,   które   udaje   się   stworzyć   z rodzicami   w rodzinie   alkoholowej,   przypominają 

huśtawkę: bardzo blisko - bardzo daleko. Rodzic, gdy sam potrzebuje bliskości, powierza 

dziecku   swoje   problemy   i tajemnice,   nie   zawsze   adekwatne   do   jego   wieku.   Gdy   nie 

potrzebuje bliskości, wyznacza granicę - „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Nie pyskuj” - nie 

licząc się z potrzebami syna czy córki. A takie sytuacje uczą dziecko o nieprzewidywalności 

w relacji   z rodzicami   i tego,   że   w bliskości   łatwiej   zranić.   Otwartość,   zaufanie   i bliskość 

stają się jedynie instrumentami do zaspokojenia cudzych potrzeb, nie są zaś sposobem na 

zbudowanie bliskiego związku.

Zgodnie z koncepcją Rogersa, dziecko w rodzinie alkoholowej - pozbawione aprobaty, 

wsparcia i realnych informacji na temat tego, jakie jest - musi wykształcić strukturę „ja” 

będącą   źródłem   zaburzeń   i dysfunkcji.   Po   pierwsze   dlatego,   że   brak   jest   podstaw 

kształtujących   poczucie   własnej   wartości   lub   tworzone   są   podstawy   do   negatywnej 

samooceny, niezgodnej z rzeczywistym obrazem dziecka. Po drugie, pojawia się rozbieżność 

pomiędzy   „ja”   a doświadczeniem,   a istotna   część   realnego   doświadczania   „ja”   pozostaje 

w nieświadomości. Po trzecie, następuje zniekształcenie i niespójność obrazu siebie, będąca 

źródłem ciągłego niepokoju i dysonansu. I wreszcie po czwarte, następuje zablokowanie lub 

background image

utrudnienie   rozwoju   „ja”,   ze   względu   na   niedopuszczanie   do   świadomości   ważnych 

doświadczeń tegoż „ja” (np. przeżywania złości, zazdrości czy lęku).

Dziecko wzrastające w chaotycznych regułach rodziny alkoholowej uczy się nie mówić 

o sobie, o swoich potrzebach i o tym, co dzieje się w domu. A po doświadczeniach w pier-

wotnych relacjach, Dorosłe Dzieci Alkoholików starają się nie ufać nikomu. Ich wewnętrzna 

tożsamość zbudowana jest wokół tego, jacy powinni być, gdyż jacy są - nie wiedzą. Czasem 

spotykają   kogoś,   kto  wydaje   się   dawać   szansę   na   prawdziwie   bliski   związek,   w którym 

możliwe będą pełna akceptacja i bezwarunkowa miłość. Ponieważ DDA nie potrafi budować 

bliskości   i związku,   zatraca   się   w nim   bezgranicznie,   ujawniając   dziecięce   -   wyparte 

wcześniej - emocje i pragnienia.

Andrzej ma 30 lat, dobrą pracę i własne mieszkanie. Przełożeni go cenią, a podwładni 

lubią,   gdyż   jest   sprawiedliwy,   kompetentny   i pracowity.   Jedynym   jego   problemem   są 

związki   z kobietami.   Chciałby  założyć   rodzinę,   ale   wciąż   wybiera   niewłaściwe   kobiety: 

pijące, bez pracy albo zdradzające swych partnerów. Tak naprawdę pogardza nimi, ale mimo 

to „pakuje się” w romans za romansem. Jest miło, póki ma poczucie, że nie zależy mu na 

kobiecie. Sytuacja zmienia się po mniej więcej trzech miesiącach. Ku swemu zaskoczeniu, 

Andrzej zawsze angażuje się mocno. Kiedy nie ma przy nim kobiety, którą darzy uczuciem, 

czuje się opuszczony, zaniedbany i zdradzany. Zaczyna robić jej wymówki. Potem codzien-

nością   są   prowokowane   przez   niego   kłótnie.   W końcu   kobieta   odchodzi,   a on   powoli   - 

cierpiąc, ale i czując ulgę - wraca do równowagi emocjonalnej.

Andrzej dorastał w rodzinie, w której ojciec nadużywał alkoholu. Ktoś zapyta: „A co to 

ma wspólnego z jego perypetiami miłosnymi?”. Otóż w swojej rodzinie Andrzej czuł się po-

dobnie. Kiedy ojciec pił, matka czyniła z syna swojego powiernika i sojusznika. Buntowała 

go przeciwko zaniedbującemu ją mężowi. Ale ojciec przestawał pić, a wówczas matka nie 

potrzebowała już syna. W rozmowach z mężem zdradzała tajemnice powierzone jej przez 

chłopca. Wyjeżdżali - jak zgodne małżeństwo - na romantyczne weekendy. Ciągle gdzieś 

wychodzili.   Andrzej   czuł   się   oszukany  i opuszczony.   A matka   wciąż   nadskakiwała   ojcu 

i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało - syn nie znosił jej takiej. Gdy ojciec pił, 

Andrzej czuł, że ma matkę, choć ona była nieszczęśliwa.

Mój słownik wyrazów codziennych

Dom? Ale ja nie rozumiem tego słowa, tak samo jak słów: rodzina, miłość, dziękuję, 

proszę, przepraszam. Nie ma ich w moim słowniku, ale doskonale znam znaczenie wyrażeń: 

background image

spier..., wynocha z domu, nie chcę oglądać waszych mord.

Mam 21 lat. To jest mało, ale jednocześnie dużo. Bardzo wcześnie musiałam dorosnąć. 

Dzieciństwo?  tak, było - i to jakie! Wybuchowe! Codzienne czekanie na pijanego ojca, 

który nie potrafi sam rozwiązać sobie butów. Czekanie na awantury, na wyzwiska: szmato, 

darmozjadzie jeden, wypier... mi z domu, zamorduję was.

Nie mogłam mieć przyjaciół. Nie wolno, zabroniono. Co noc modliłam się o śmierć, nie 

chciałam takiego życia. Życia, w którym zastanawiałam się, o co dzisiaj będzie awantura: 

o nieumyty talerz, o sukienkę, czy może tak po prostu, bo jest za cicho.

DDA z Krasnegostawu

Nie chcę nienawiści

Kiedy byłam dzieckiem, miałam dwa życia. Ich rytm i długość określał Tata. To On 

dawał im początek i koniec. Gdy pił, byliśmy rodziną alkoholową, a ja byłam dzieckiem 

alkoholika. Gdy nie pił, byliśmy standardową polską rodziną: 2+2, a ja - córką tatusia. Gdy 

pił - nienawidziłam Go, gdy nie pił - kochałam, wierząc całym sercem, że już nigdy pić nie  

będzie. Bo każdy ciąg picia kończył się przyrzeczeniem, że to był ostatni raz. Ostatnich 

razów było kilkaset.

Gdy Tata nie pił, świat był piękny. Chodziliśmy na basen i do kina, przynosił mamie 

kwiaty,   całymi   nocami   stał   w peerelowskich   kolejkach   po   czekolady   dla   nas.   I nie 

rozumiałam, dlaczego jednym kieliszkiem wódki odbierał nam to wszystko.

Potem Tata odszedł. Miałam 15 lat. I nadal nic nie rozumiałam. Teraz mam 25 lat. 

Własną   rodzinę   i własne   życie.   I zaczęłam   rozumieć.   Już   teraz   wiem,   że   były   problemy, 

z którymi Tata nie mógł sobie poradzić, sprawy, które Go przerosły. Teraz pamiętam tylko te 

dobre chwile. Z perspektywy czasu oceniam, że moje dzieciństwo nie było złe, było na swój 

sposób szczęśliwe. Wyparłam to wszystko, co mnie raniło. Bo jaki sens ma pielęgnowanie  

w sobie nienawiści?

Ewa

Przeglądałam się w butelkach

Nigdy   nie   usłyszałam   pochwały   z ust   ojca,   zawsze   rozkazywał.   Stawiał   mi   wysoko 

poprzeczkę, więc myślałam, że jestem leniwa, słaba i głupia. Gdy zaczynał pić, nie mogłam  

wyjść na podwórko, bo dzieciaki śmiały się ze mnie. Było mi wstyd, że mój tata pije.

Z biegiem czasu, gdy rozumiałam więcej, mama zaczęła mi się zwierzać. Pytała, co ma  

zrobić, i oczekiwała odpowiedzi. Przez ojca alkoholika zostałam pozbawiona tego, co dla 

background image

dziecka najważniejsze, beztroskiego dzieciństwa - gdyż zawsze dawały o sobie znać niepew-

ność   i strach,   że   wróci   do   domu   nietrzeźwy.   Zamiast   przeglądać   się   w oczach   taty, 

przeglądałam się w jego butelkach po wódce.

Zdaję sobie sprawę, ze powinnam się zwrócić do specjalisty. A co będzie, jeśli osoba, 

która ma mi pomóc, zawiedzie mnie? Nie chcę zostać zraniona kolejny raz.

Nastolatka z Rzeszowa

4. Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko

Rodzina to system, którego podstawowym celem jest rozwój wszystkich jego członków. 

Gdy   prawidłowo   funkcjonuje,   poszczególni   członkowie   w sposób   elastyczny   wypełniają 

określone role służące zaspokojeniu jej potrzeb. Ale ten sprawny mechanizm przestaje takim 

być, jeśli ktoś z dorosłych nadużywa alkoholu. Wraz z nasileniem kryzysu rodzinnego staje 

się on coraz bardziej chaotyczny i niestabilny, między innymi dlatego, że jedno lub oboje 

rodzice przestają wypełniać swoje role. Aby rodzina przetrwała, konieczne jest znalezienie 

takiej struktury, której jednym z elementów są sztywno określone role. Wtedy zachowania 

członków   rodziny   stają   się   przewidywalne   i bezpieczne.   Im   bardziej   system   rodzinny 

zdominowany   jest   przez   nadmierne   picie   jednego   z dorosłych,   tym   jego   reguły   są 

sztywniejsze i bardziej rygorystyczne.

Wymienianie   jedynie   kilku   ról   to   nadmierne   uproszczenie.   Opiszę   je   jednak,   gdyż 

pozwalają zrozumieć istotę oraz konsekwencje funkcjonowania w roli służącej systemowi 

rodzinnemu, a nie jednostce.

„Bohater   rodzinny”   to   dziecko,   które   dostarcza   rodzinie   poczucia   wartości,   dumy 

i sukcesu. Zwykle bierze na siebie różne obowiązki i świetnie sobie z nimi radzi. Ponieważ 

znaczna   ich   część   to   sprawy   dorosłych   (np.   gotowanie,   sprzątanie,   wychowywanie 

młodszego rodzeństwa), bohater staje się „małym  dorosłym”:  dzielny,  opanowany,  pełen 

poświęcenia   i gotowości   do   rezygnacji   z siebie   dla   innych.   Dalsza   rodzina,   znajomi 

i sąsiedzi   często   z zazdrością   patrzą   na   takie   dziecko,   chwalą   je   i podziwiają.   Dzięki 

bohaterowi rodzina może poczuć się dobrze, bo przecież wychowała tak odpowiedzialnego 

i odnoszącego sukcesy młodego człowieka.

Tylko   czasem   ktoś   zauważy,   że   bohater   to   bardzo   skryte   dziecko,   wiecznie 

niezadowolone   z siebie   i z   tego,   co   osiągnęło.   „Bohater   rodzinny”   wciąż   bywa   napięty, 

ponieważ   obawia   się,   że   ktoś   wreszcie   odkryje,   iż   wcale   nie   jest   takim,   jak   widać   na 

zewnątrz. Towarzyszy mu przy tym poczucie bezwartościowości. Czuje się nieszczęśliwy, 

zaniedbany  i osamotniony.   Jego  rola   w rodzinie   to  być   odpowiedzialnym   dorosłym.   Ale 

background image

dziecko, które nie przeszło pełnego cyklu dorastania i dojrzewania, nie jest w stanie sprostać 

takiemu wyzwaniu. Dzieci jednak bardzo szybko uczą się poprzez modelowanie i naśladow-

nictwo, co pozwala im przekonująco odgrywać daną rolę, choć wewnętrznie nie są do niej 

przygotowane.

„Kozłem ofiarnym” też zazwyczaj jest dziecko. Dzięki niemu rodzina może odwrócić 

uwagę od swoich rzeczywistych problemów. Traktuje bowiem dziecko jako swoisty obiekt 

zastępczy, na którym można się skoncentrować i wyładować negatywne uczucia. „Kozioł 

ofiarny”  jest z pozoru przeciwieństwem „bohatera rodzinnego”. Dorośli postrzegają takie 

dziecko   jako   nieodpowiedzialne   i trudne,   przynoszące   swoim   zachowaniem   kłopoty 

i problemy.   Często   kiepsko   się   uczy,   wcześnie   sięga   po   używki,   wpada   w tzw.   złe 

towarzystwo. Wobec rodziców jest zwykle bezczelne i aroganckie. W ten sposób wyraża 

bowiem negatywne emocje, jakie członkowie rodziny odreagowują na nim.

„Kozioł ofiarny” może być jednak zadziwiająco podobny do „bohatera rodzinnego”: tak 

jak on potrafi wziąć odpowiedzialność za to, co dzieje się w rodzinie. Ale bohater bierze na 

siebie   odpowiedzialność   za   pozytywny   wizerunek   rodziny,   zaś   kozioł   -   za   negatywny. 

Dzieci   w obu   rolach   przeżywają   lęk,   poczucie   odrzucenia,   osamotnienia   i skrzywdzenia. 

U „kozła ofiarnego” czasem pojawia się również uczucie nienawiści do świata i ludzi, którzy 

nie dają mu żadnej szansy na bycie dobrym, a także uczucie zazdrości i niedoceniania.

„Kozioł   ofiarny”   ma   zapewnić  dobre  samopoczucie  rodzinie,   która  może  zrzucić  na 

niego odpowiedzialność za wszystko: to nie my jesteśmy źli, to on jest trudnym dzieckiem, 

łobuzem, wpadł w złe towarzystwo itd. Za każdym razem, gdy trafiają do mnie pacjenci 

funkcjonujący kiedyś w tej roli w swoich rodzinach, zadziwia mnie, jak niewielki wpływ na 

takie zachowanie miał ich temperament czy osobowość. Co prawda zdarza się

;

 że kozłami 

zostają dzieci, które temperamentalnie mają większą łatwość wyrażania złości bądź buntu, 

ale nie jest to wcale regułą.

Za   poprawianie   nastroju   i humoru   rodziny   odpowiada   „dziecko-maskotka”.   Na   jego 

widok pojawiają się uśmiechy na twarzach, domownicy rozluźniają się i uspokajają. Często 

staje się ono domowym antidotum na kryzysowe chwile: „Uspokój ojca, ciebie posłucha”. 

Rodzice lubią popisywać się maskotką przed innymi. Jednocześnie - bez względu na wiek - 

traktują ją jak osobę niedojrzałą, niewiele rozumiejącą z tego, co się wokół niej dzieje.

Kiedy maskotka musi poradzić sobie z czyjąś złością czy wściekłością, wobec których 

bezsilni są dorośli domownicy - tak naprawdę jest przestraszona i napięta. Ma poczucie, że 

jeśli nie może poprawić komuś nastroju, staje się niepotrzebna jak porzucona przytulanka.

Dziecko „niewidzialne” (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) 

background image

zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia 

kłopotów   wychowawczych,   zwykle   niczego   nie   chce.   W kontaktach   społecznych   jest 

wycofane, czasem uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. 

Czasem udaje mu się to na tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, 

pomimo   ludzi   wokół.   Takiemu   dziecku   brakuje   podstawowych   umiejętności 

interpersonalnych:   nawiązywania   kontaktu,   wyrażania   swoich   potrzeb   czy   współpracy 

z innymi.   W szkole   wyraźnie   odbiega   od   swoich   rówieśników   poziomem   umiejętności 

społecznych.

„Niewidzialne”   dziecko   czuje   się   bezwartościowe,   niegodne   uwagi   innych 

i osamotnione. Ale równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi. Jego 

zachowaniem kieruje poczucie, że najlepiej by się stało, gdyby go nie było.

Kiedy w trakcie terapii pacjenci pracują nad identyfikacją własnych ról w ich rodzinach, 

często pytają, czy możliwe jest połączenie kilku ról. Odpowiedź brzmi: tak. John Bradshaw 

pisze,   że   jeśli   jeden  z rodziców   nie   wypełnia   swojej   roli   z jakiegokolwiek  powodu   (jest 

pijany,  nieobecny,  chory itd.), zwykle któreś z dzieci wchodzi w jego rolę. Gdy rodzina 

potrzebuje sukcesu, dziecko będzie bohaterem. Jeżeli potrzeba kogoś, kto weźmie na siebie 

odpowiedzialność za dziejące się w niej zło - stanie się kozłem. W rodzinie wielodzietnej 

każde z dzieci może wypełniać inną rolę. Ale kiedy na przykład najstarsze odchodzi z domu, 

zwykle  kolejne przejmuje  jego rolę, porzucając dotychczasową.  To pokazuje, jak ważną 

potrzebę rodziny zaspokaja dana rola i jak silnie związana jest ona z systemem rodzinnym, 

a nie z cechami dziecka.

Przyjmując określoną rolę, młody człowiek uczy się, jakie uczucia ma wyrażać, a jakich 

nie. „Bohater rodzinny”  ma  prezentować swoją kompetencję i odpowiedzialność, „kozioł 

ofiarny” - złość, „dziecko-maskotka” powinno mieć zawsze dobry nastrój, a „niewidzialne” 

musi być  samowystarczalne. Oznacza to, że dzieci muszą rozwijać cechy w jakiś sposób 

potrzebne rodzinie, zaś ukryć te, które są w niej niepożądane. I tak bohater może skrywać 

wewnątrz   strach   i osamotnienie,   kozioł   -   swoje   mocne   strony,   maskotka   -   smutek, 

a niewidzialne   -   wściekłość.   W ten   sposób   przyjęta   przez   dziecko   rola   staje   się   jego 

zewnętrznym   „ja”,   pod   którym   skrywa,   jakie   jest   naprawdę.   Zewnętrzne   „ja”   to   forma 

obrony,   sposób   na   przetrwanie   w dysfunkcyjnym   systemie   rodzinnym,   sposób   na   bycie 

kochanym,  na przyciągnięcie uwagi, nadzieja na zaspokojenie podstawowych dziecięcych 

potrzeb.

Inną konsekwencją poświęcenia własnego „ja” na rzecz stabilności rodziny bywa częste 

u DDA   przeświadczenie:   „Nie   ja   jestem   ważny  -   ważniejsza   jest   grupa   (rodzina,   klasa, 

background image

zespół w pracy itp.)”. Towarzyszy temu nawyk dbania o potrzeby innych, o grupę, z którą 

taki człowiek się identyfikuje.

Kim   naprawdę   jestem?   Jakie   są   moje   mocne   strony,   a jakie   słabe?   To   najczęstsze 

pytania, z jakimi DDA przychodzą na terapię. Zadają je z dużym niepokojem. Obawiają się, 

że może prawdą jest to, co słyszeli od bliskich w chwilach złości: że są bezwartościowi, 

niegodni zainteresowania i pokochania. W mojej  praktyce  klinicznej nie zdarzyło się, by 

prawda o osobie była tak okrutna, jak jej lęki i wewnętrzne przekonania. Aby jednak znaleźć 

odpowiedzi na powyższe pytania, trzeba uświadomić sobie, w jakiej roli byłem lub nadal 

jestem - i przestać w niej funkcjonować.

Moje prawo do życia

Wychowałam się w rodzinie alkoholika - tkwiłam w koszmarze przez 30 lat. Czułam się 

opuszczona przez cały świat. W tym wszystkim sama, wspierająca mamusię, wysłuchująca 

jej cierpiętniczych lamentów, wywodów o jej ciężkim życiu, przyjmująca całe jej cierpienie  

na siebie; cały jej ból i nieudane życie.

Wybaczyłam   ojcu   -   był   chory,   był   alkoholikiem.   Czuję   żal   do   mamy;   pewnie  

nieświadomie, ale ciągnęła mnie za sobą w to piekło, zrobiła sobie ze mnie powiernicę, choć  

miałam niewiele lat.

Próbowałam z mamą rozmawiać na ten temat. Nic z tego nie wychodzi, bo ona uważa, 

że to ona miała ciężkie życie, a ja przecież byłam tylko (!) dzieckiem, więc nie mogłam tego 

wszystkiego odczuwać. Uważa, że starała się, bym miała szczęśliwe dzieciństwo. Nie wiem, 

jak poradzić  sobie  z uczuciami do mamy.  Wiem,  że to moja matka - ale dlaczego mnie 

pogrąża, nie widzi mojego bólu. Liczy się tylko jej cierpienie. A gdzie jestem ja?! Zawsze by-

łam cichą, potulną córunią. Czy ja nie mam prawa żyć po swojemu? Mam.

Elżbieta z Radomska

Tata wracał pijany

Mam 18 lat. Wracając myślami do dzieciństwa, widzę ojca, który wracał z pracy pijany. 

Czasem   potulnie   szedł   spać,   ale   częściej   robił   awantury:   krzyczał,   wyzywał   mamę  

i wszystkich naokoło. Nie używał przemocy fizycznej, chociaż często tym groził. Ojca uspoka-

jałam ja albo mój młodszy brat, tymczasem mama, siedząc w moim pokoju, płakała. Ją także 

musieliśmy pocieszać. Czasami dochodziło do tego, że ojciec chciał mamie „coś” zrobić, na 

przykład uderzyć ją w twarz  -  wtedy stawaliśmy pomiędzy nimi, trzymając im ręce. Wręcz  

prosiliśmy, aby się uspokoili.

background image

Dwoje   małych,   bezbronnych   dzieci,   potrzebujących   miłości,   wsparcia,   poczucia  

bezpieczeństwa, odpowiedzialnych za swoich rodziców. Czy taka jest rola dziecka?

Dla mnie najgorsze było napięcie przed przyjściem ojca. Ja i brat wiedzieliśmy, że skoro 

dotychczas   nie   wrócił,   pewnie   wróci   pod   wpływem   alkoholu,   ale   nie   mówiliśmy   o tym. 

Uważam, że tylko pogłębialiśmy w sobie uczucie strachu, krzywdy, cierpienia i bezradności. 

Ja, jako starsza, czułam się odpowiedzialna także za brata. Próbowałam go jakoś pocieszyć.

Czuwałam nawet w nocy, ponieważ zdarzało się, że ojciec budził się i krzyki zaczynały 

się od nowa A rano musiałam przecież wstać, iść do szkoły i oczywiście udawać, że wszystko 

jest w porządku, że żyję w szczęśliwej rodzinie.

Ojciec nie pije od czterech lat, ponieważ jest chory. Leczy się u psychiatry. W domu da 

się wyczuć ogromne napięcie, żal, złość i poczucie krzywdy. Nadal o tym nie rozmawiamy. 

W ogóle mało ze sobą rozmawiamy.

Przechodzę teraz ciężki okres przeżywania swoich uczuć, od których nie można uciec.  

Uświadomiłam sobie także, że przeżycia  dzieciństwa mają bardzo duży wpływ na moje  

kontakty z ludźmi, jednak teraz mogę to zmienić. Nie miałam wpływu na zdarzenia w moim 

domu, ale mam wpływ na moje teraźniejsze życie. To ja nadaję mu sens.

Dziewczyna z Oławy

5. Zamrożeni ludzie

Większość   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików   doświadcza   problemów   emocjonalnych. 

Jedni leczą się z powodu nawracającej  depresji,  inni  z powodu nerwicy.  Są  tacy,  którzy 

przychodzą   do   psychoterapeuty   i mówią:   „Nic   nie   czuję”   lub   „Mam   kochającą   rodzinę 

i wszystko mi się dobrze układa, ale wciąż wraca do mnie to, co czułem w domu: lęk, że to 

wszystko stracę, złość bez powodu. Nie rozumiem tego”. Timmen L. Cer-mak i Jacques 

Rutzky piszą („Czas uzdrowić swoje życie”, 1996): „Uczucia same w sobie rzadko bywają 

źródłem problemów. Jest nim natomiast niewłaściwy stosunek do uczuć, który powoduje, że 

traumatyczne przeżycia nie przestają prześladować ludzi w ich dalszym życiu”.

Dzieci, które wychowywały się w rodzinach, gdzie nadużywano alkoholu, przechodzą 

swoisty trening w sposobach radzenia sobie z emocjami. Zdarza się, że już we wczesnym 

okresie swojego życia narażone są na bardzo silne doświadczenia emocjonalne, pomimo że 

ich mechanizmy obronne nie są jeszcze zbyt dojrzale. Do tych doświadczeń wywołujących 

ekstremalne   emocje   można   zaliczyć   między   innymi   kłótnie   (krzyki,   bójki   najbliższych 

i wyzwiska), zaniedbanie podstawowych potrzeb fizycznych (np. głód, zimno, nie zmieniane 

pieluszki)   czy   poczucie   zagrożenia.   Dziecko   w takich   sytuacjach   przeżywa   mieszankę 

background image

trudnych uczuć, takich jak lęk, gniew i bezradność. Zwykle pozostaje z nimi samo, gdyż 

najbliższych   nie   ma   lub   są   sprawcami   sytuacji   wywołującej   ten   nieprzyjemny   stan. 

Doświadcza poczucia krzywdy, choć najczęściej nie uświadamia sobie tego. Dziecko radzi 

sobie z przeżywanym  stanem różnie,  w zależności od temperamentu  i stopnia dojrzałości 

jego mechanizmów obronnych.

Zdaniem Jerzego Mellibrudy („Pułapka nie wybaczonej krzywdy”, 1997), im wcześniej 

wżyciu dziecka miały miejsce takie doświadczenia, tym wyraźniejsze jest ukształtowanie się 

jednego z dwóch sposobów obchodzenia się z emocjami:  zamrożenia lub nadwrażliwości 

emocjonalnej. Niektóre dzieci na silny krzyk czy nagłe zagrożenie reagują zastygnięciem. 

Inne potrafią zamrozić reakcję emocjonalną, jakby jej nie było. W każdym razie na zewnątrz 

nie widać przeżywanego stanu. Takie dzieci szybko uczą się, że lepiej nic nie czuć, gdyż 

uczucia są bolesne i przeszkadzają w działaniu. Odcięcie emocji, zamrożenie ciała tak, by 

nie pojawiły się w zachowaniu żadne czytelne reakcje, ułatwia dziecku poradzenie sobie 

w sytuacji zagrażającej.

Inne dzieci, czując napięcie (a sytuacji wywołujących je jest w rodzinach alkoholowych 

wiele), natychmiast wyrażają je na zewnątrz płaczem albo krzykiem. Często są postrzegane 

jako nadpobudliwe lub nadwrażliwe emocjonalnie. Silne napięcie może znajdować ujście 

w czynnościach kompulsywnych czy w innych objawach nerwicowych. Czasem dzieci takie 

trafiają wcześnie do psychologa i mogą być leczone z powodu silnej nerwicy.

Niektóre   dzieci   radzą   sobie   z trudnymi   emocjami,   zamieniając   je   na   łatwiejsze   do 

przeżywania. Adam jest na przykład chronicznym złośnikiem - gdy czuje się niepewnie, gdy 

bywa wystraszony albo zmęczony, natychmiast popada w złość. Bogdana natomiast wszyscy 

postrzegają   jako   zalęknionego   i niepewnego,   ponieważ   strach   to   jedyna   reakcja,   jaką 

ujawnia.   Dopiero   na   terapii   każdy   z nich   odkrywa   bogactwo   przeżywanych   stanów. 

Manipulowanie doznawanymi  uczuciami chroni ich od przeżywania tego, czego nie chcą 

doświadczać.

Typowymi   sposobami  radzenia  sobie  przez  dzieci  z rodzin alkoholowych   z trudnymi 

emocjami są: zepchnięcie uczuć do podświadomości, pomniejszanie ich lub zaprzeczanie, 

nie rozpoznawanie ich (nie nazywanie) i mylenie z myślami (np. „Czuję, że nie chcecie ze 

mną rozmawiać i mnie nie lubicie”). A owe trudne emocje to najczęściej wstyd, poczucie 

winy, gniew, smutek i strach.

Uczucia wstydu  najsilniej doświadczają ludzie, którzy wychowywali  się w rodzinach 

zaburzonych   w sposób   widoczny   dla   otoczenia   -   kiedy   wszyscy   widzieli   pijanego   ojca 

i wiedzieli,   z jakiej   rodziny   się   pochodzi.   Czasem   takie   osoby   czują   się   napiętnowane, 

background image

skażone faktem, że ich rodzic pił. Dlatego tak trudno im, mimo oczywistych faktów, nazwać 

swojego ojca alkoholikiem. Zastanawiają się: „Bo w jakim świetle to mnie stawia?”.

Często   dziecko   alkoholików   przeżywa   także   swoiste   poczucie   odpowiedzialności   za 

nałóg rodzica. Myśli, że ojciec pije, gdyż ono jest niegrzeczne, źle się uczy lub coś robi nie 

tak. Zdarza się, że tego typu zarzuty słyszy od bliskich, co wzmacnia poczucie winy.

Kiedy  DDA  zaczynają  przyglądać  się  swoim  doświadczeniom z dzieciństwa,  zwykle 

pojawia się lęk: lęk przed wspomnieniami, lęk zapamiętany z groźnych sytuacji, lęk przed 

tym, co odkryją o sobie. Ludzie różnią się poziomem lęku, 

a

le dorośli, którzy wychowywali 

się w rodzinach alkoholowych, noszą go w sobie dużo. Nie zawsze jest on widoczny. Często 

bywa   starannie   ukrywany   i pojawia   się   jedynie   w bliskich   związkach.   Może   też   być 

zamieniany na inne uczucie, na przykład  złość,  która daje więcej  energii  i siły,  pomaga 

radzić sobie z bezradnością. W dzieciństwie lęk był niejednokrotnie podstawową informacją 

o zagrożeniu,   pozwalającą   go   uniknąć.   Niestety   w życiu   dorosłym   częściej   pojawia   się 

w postaci   fobii,   lęków   przed   autorytetami   i przełożonymi,   co   znacznie   utrudnia   dojrzałe 

funkcjonowanie.

Gniew   jest   naturalną   reakcją   na   krzywdę   naszych   bliskich.   Zatem   kiedy   DDA 

uświadamia sobie własne krzywdy i zaniedbania, pojawiają się poczucie niesprawiedliwości, 

bunt przeciwko temu, co kiedyś się stało, i różne odmiany gniewu. Praca z uczuciem gniewu 

jest  trudna.  Ludzie,  którzy  wiedzą,  co  się  dzieje,  gdy  ktoś  przeżywa   negatywne  emocje 

w sposób niekontrolowany, zwykle unikają wszelkiej złości. Kojarzą ją z agresją i przemocą. 

Trudno im uwierzyć, że złość czy gniew mogą wnosić cokolwiek konstruktywnego. I rzadko 

łączą swoją melancholię z uczuciem, którego - jak twierdzą - nie czują.

Chyba   wszystkie   Dorosłe   Dzieci   Alkoholików   znają   uczucie   zalegającego   smutku. 

Niewiele z nich leczy się jednak z powodu depresji. Smutek bezpowrotnej straty, dziecięce 

rozżalenie, kiedy najchętniej schowałoby się pod kołdrą przed całym światem, i poczucie 

osamotnienia - związane są z jakąś formą opuszczenia, której się doznało. Dziecko czuje się 

opuszczone,  gdy  ma  niepełną  rodzinę,  ale  także  gdy  długo jest  samo  w domu   albo gdy 

permanentnie   nie   ma   nikogo,   kto   poświęciłby   mu   czas   i uwagę.   Każdy   z nas   nosi 

wspomnienia, które wywołują w nim głęboki smutek. DDA mają takich wspomnień dużo.

Wiele Dorosłych Dzieci Alkoholików wyraża przekonanie, że uczucia można w pełni 

kontrolować. Przeświadczenie: wszystko albo nic (albo mam całkowitą kontrolę, czyli to

;

 co 

czuję, zależy jedynie od mojej woli, albo nie mam żadnej kontroli nad swoimi emocjami) - 

jest jednak złudzeniem. Pełna samokontrola i brak samokontroli w sferze uczuć to bieguny 

braku tych  samych  umiejętności: adekwatnego korzystania z własnej sfery emocjonalnej. 

background image

Możliwa jest oczywiście kontrola świadomości i wyrażania uczuć. Ale nie można kontrolo-

wać   pojawiania   się   uczuć.   Zwiększając   świadomość   tego,   co   się   przeżywa,   można   to 

wyrazić albo nie - zgodnie ze swoją wolą.

Efektem   zmian   w reakcjach   emocjonalnych   u dzieci   z rodzin   alkoholowych   bywa 

postawa obronna wobec życia i ludzi. Człowiek taki żyje w ciągłym napięciu, które wiąże 

się   z przekonaniem,   że   świat   i ludzie   są   do  niego  wrogo  nastawieni,   a on  nie   ma   na   to 

wpływu. Może tylko trwać w ciągłym oczekiwaniu na coś nieprzyjemnego, co na pewno się 

wydarzy (np. atak, nieszczęście, agresja). Celem takiej osoby jest przetrwanie. Trudno jej 

być otwartą i ufną. To oznacza dla niej bezradność i wystawienie się na atak.

DDA nie mają złudzeń

Oboje z mężem jesteśmy DDA Mamy ponad 40 lat i tamte problemy nie powinny już 

mieć wpływu na nasze życie. Zastanawiam się, co - pomimo starań - pozostało. Pozostał łęk  

przed bliskością, aby znowu nie zostać zranionym, oszukanym.

Ja, choć jestem osobą z natury otwartą i towarzyską, mam bardzo wielu znajomych, 

wiele koleżanek, ale nie przyjaciół. Słowa „przyjaciel” używam bardzo rzadko, obawiam się  

go. Nadałam mu takie znaczenie, że nikt, łącznie ze mną, nie byłby mu w stanie sprostać. 

Mąż,   który   jest   typem   samotnika,   choć   osobą   bardzo   uczuciową,   ma   jednego   bliskiego 

kolegę. Mam wrażenie, ze woli rzeczy od ludzi, ponieważ one są przewidywalne.

Jest coś, co moim zdaniem szczególnie wyróżnia DDA - to brak złudzeń. Zbyt wcześnie  

zostaliśmy   odarci   z niewinności.   Zobaczyliśmy   ciemną   stronę   natury   ludzkiej,   gdy   nie 

byliśmy   do   tego   zupełnie   przygotowani,   nie   wykształciliśmy   żadnych   mechanizmów 

OBRONNYCH

.

DDA z Tych

Próbuję radzić sobie sama

Myślałam,   że   przeszłość   mam   już   za   sobą.   Jednak   gdy   mój   mąż   zaczął   nadużywać 

alkoholu, zaczęłam mieć koszmary,  bałam się,  że  scenariusz  życia mojej mamy  zostanie 

powtórzony. Po roku udałam się do poradni dla osób uzależnionych. Tam dowiedziałam się, 

że jestem DDA. W ośrodku przeszłam terapię dla współuzależnionych i drugą dla osób nie 

radzących   sobie   ze   złością.   Chciałam   pójść   na   terapię   DDA,   jednak   termin   kolidował 

z moimi zajęciami. Próbuję radzić sobie sama, ale mam problemy ze swoją osobowością. 

Nie wiem, czego chcę. Chcę mieć dziecko, a gdy zbliża się jajeczkowanie, już nie chcę; chcę  

być sama, a za chwilę nie wyobrażam sobie samotności; itd.

background image

Co robić, by to zmienić? Jak pogodzić człowieka, którym jestem na zewnątrz, z tym 

w środku? Jak w takim stanie żyć, jak zachować normalność? Jak pozbyć się tego smutku,  

napięcia i strachu? Nie chcę, by wszyscy wiedzieli, że jestem DDA. Boję się, że ludzie zaczną  

mnie   traktować   i oceniać   inaczej.   Nie   potrzebuję   litości   czy   wyrozumiałości.   Potrzebuję 

pomocy. Jak sobie z tym radzić? Dziura bezradności pożera mnie coraz bardziej.

Wioletta ze Szczecina

Historie się powtarzają

Mam 36 lat. Jestem DDA. Pięcioro mojego rodzeństwa też. Ojciec zmarł trzy lata temu. 

Powód - nadużywanie alkoholu Matka bardzo cierpiała, ale tkwiła w tym chorym związku. 

W naszym   życiu   przeplatały   się:   nauka,   ciężka   praca,   opiekowanie   się   rodzeństwem 

i oczekiwanie,   w jakim   stanie   przyjdzie   do   domu   „kochany   tatuś”.   Najczęściej   wracał 

pijany. Ciągle awantury, bicie matki i tego  nas, które się nawinęło pod rękę, rozbijanie  

mebli. Molestowanie nas dziewcząt. Matka wiedziała o tym, lecz była bierna. Zimą ucieczki 

w mróz,   śnieg   -   boso.   Wiele   razy   wchodziłam   na   strych   i przez   okienko   w dachu 

wypatrywałam, w jakim stanie ojciec wraca z pracy. Kiedy widziałam, jakim krokiem idzie,  

trzęsłam się ze strachu: co będzie? co dzisiaj zrobi?

Jak na ironię, mimo wcześniejszych przyrzeczeń mojego rodzeństwa, że nie podzielimy 

losu matki, historie się powtarzają. Obydwie siostry mają mężów alkoholików. Brat jest  

alkoholikiem. Cierpi jego rodzina, on też, jednak nie przyjmuje tego do wiadomości. Moim 

młodszym braciom i mnie się udało. Ale problemy moich sióstr są moimi problemami. Próby 

rozmów na temat pomocy kończą się złością. Przez moje chore ambicje chcę robić wszystko  

najlepiej. Nienawidzę kłótni, agresji i wszelkiego zła. Chcę przed tym uciec. Ale dokąd?

Irena z Torunia

6. Dziecko w dżungli

Myślenie   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików   w zasadzie   nie   odbiega   od   normy,   trudno 

mówić o patologii czy trwałych zmianach. Czasami można nawet powiedzieć, iż DDA ce-

chuje   wyjątkowa   trzeźwość   myślenia   w sytuacjach   stresowych   i ekstremalnych.   Potrafią 

podejmować dobre decyzje i trafnie analizować sytuację, podczas gdy innym przeszkadzają 

w tym   silne   napięcie   lub   emocje.   Ta   cecha   myślenia   DDA   ujawnia   się   zwłaszcza 

w sytuacjach konkretnych zadań i wyzwań życiowych, na przykład w życiu zawodowym. 

Inaczej jest w sytuacjach społecznych, w myśleniu o sobie albo o swojej relacji ze światem. 

W tych obszarach myślenie DDA cechuje schematyczność i kompulsywność: przekonania 

background image

i myśli   ukształtowane   na   bazie   doświadczeń   z dzieciństwa   wracają   w formie   natrętnych 

myśli, kierując zachowaniem dorosłego człowieka.

Sposoby postrzegania świata i siebie z trudem poddają się zmianie w wyniku nabywania 

nowych doświadczeń - podobnie jak u osób po traumie, których myśli dotyczące urazowego 

doświadczenia   i przekonania   ukształtowane   pod   jego   wpływem   są   bardzo   odporne   na 

zmianę.   Prawdopodobnie   ma   to   związek   z pamięcią   autobiograficzną,   leżącą   u podstaw 

naszego myślenia o sobie, o innych i o świecie. W niej znajdują się pewne skrypty,  czyli 

przekonania. Tworzą się one w wyniku wielokrotnego zetknięcia się z taką samą sekwencją 

wydarzeń,  co sprawia,  że  sytuacja  ta ulega  uogólnieniu i myślimy,   że  jest  typowa.   Aby 

zrozumieć myślenie charakterystyczne dla DDA, musimy poszukać odpowiedzi na pytanie, 

z jakimi sekwencjami wydarzeń, sytuacji i relacji spotyka się dziecko w rodzinie, w której 

nadużywa się alkoholu, co w wyniku tych doświadczeń staje się dla niego typowe.

Świat widziany oczami  dziecka alkoholika jest niebezpieczny,  bo nieprzewidywalny. 

To, co wydarzy się w najbliższym otoczeniu, w dużym stopniu zależy od tego, czy rodzic 

będzie   pijany,   czy   też   trzeźwy,   i w   jakim   nastroju   będzie   drugi   z opiekunów. 

Nieprzewidywalność   otoczenia   najczęściej   wiąże   się   dla   dziecka   z tzw.   obiektami 

społecznymi, czyli z ludźmi. Obiekty nieożywione, na przykład dom, meble, zabawki bądź 

podwórko, mogą stać się symbolem stałości i trwania. Niestety, ta stałość czasem również 

bywa niszczona. Podeptane w ferworze awantury zabawki, zniszczone meble, konieczność 

kolejnej   przeprowadzki   lub   brak   swojego   miejsca   -   to   często   normalność   dla   dziecka 

z rodziny alkoholowej.

Nieprzewidywalności   świata   doświadczają   nie   tylko   dzieci   z rodzin   alkoholowych, 

w których występowała  przemoc.  Pojawia się ona także wtedy,  gdy mamy  do czynienia 

z różnego rodzaju zaniedbaniami. Pamiętam rodzeństwo, które miało jedne długie spodnie 

i parę ciepłych butów. Nosili je na zmianę. Często któreś z tych dzieci nie pojawiało się 

w szkole, ponieważ drugie wyszło wcześniej i nie wróciło

;

 gdy nadeszła pora wyjścia drugie-

go. Koledzy śmiali się z rodzeństwa. Pewnie niektórzy czytelnicy uznają ten przykład za 

ekstremalny. Ale dla mnie bulwersujące było to

;

 że u progu XXI wieku w ogóle zdarzyła się 

ta historia. Za to większość DDA zna z własnego doświadczenia historie zawiedzionych 

nadziei   i zburzenia   porządku   dnia   codziennego   czy   świąt,   podobne   do   tej:   „Niedzielny 

poranek. Leżę w łóżku i myślę o tym, co dziś się wydarzy: zjemy śniadanie wspólnie, co 

zdarza się jedynie w niedzielę, pójdziemy razem do kościoła - może spotkam tam kogoś 

znajomego i umówię się na popołudnie. I nagle słyszę zza drzwi podniesiony głos matki; 

ojciec jest jeszcze pijany po wczorajszym, a ona przywołuje go do porządku. Epitety: »ty 

background image

skur.. choć w niedzielę mógłbyś...«,  »a  co ty kur... sobie myślisz« - wciskają mnie  pod 

poduszkę. Pewnie słyszą  je sąsiedzi. Nie pójdziemy do kościoła, chyba  że ja sama.  Nie 

będzie   wspólnego   śniadania   ani   obiadu.   Będzie   całodzienna   awantura   albo   nabrzmiała 

cisza”.

Nieprzewidywalność   świata   powtarzająca   się   w doświadczeniu   dziecka   owocuje 

ukształtowaniem się w jego wewnętrznych przekonaniach myśli typu: świat jest wrogi; świat 

jest   dżunglą,   w której   trudno   przetrwać;   świat   jest   tak   urządzony,   że   nie   ma   sensu   nic 

planować, bo wszystkie  plany zostają zburzone; muszę coś zrobić, by on (ona) czuł się 

dobrze; muszę coś zrobić, by oni nie zrobili sobie krzywdy.

Dziecko, obserwując na co dzień relacje między rodzicami, a także ich relacje z innymi, 

tworzy  swoje  podstawowe  przekonania  i skrypty życiowe   dotyczące   tego,  jak  wyglądają 

relacje   między   ludźmi.   Najczęściej   rodziny   alkoholowe   są   dość   zamknięte   i rzadko 

utrzymują kontakty z kimkolwiek. Sąsiadów, kolegów z pracy i dalszą rodzinę traktują jak 

obcych,   obawiając   się,   że   bliższe   relacje   z nimi   ujawnią,   iż   w rodzinie   jest   problem 

alkoholowy.  Często dzieci są pouczane, by trzymały się z daleka od obcych.  Słyszą, jak 

rodzice mówią na przykład: „Ludzie krzywdzą”; „Lepiej, żeby inni nie wiedzieli o nas zbyt 

dużo”.   A przekazy   i nastawienia   tego   typu   wyniesione   z domu   sprawiają,   że   dzieci 

alkoholików zachowują dystans wobec osób spoza rodziny. Jeżeli żyją w małym środowisku 

i sąsiedzi czy znajomi mogą zobaczyć  pijanego rodzica albo usłyszeć awanturę, kontakty 

z nimi stają się dodatkowym źródłem stresu: „Co odpowiem, jeśli zapyta mnie, czy to mój 

ojciec?”.   Dzieci   alkoholików   podczas   spotkań   z innymi   często   czują   zażenowanie, 

zawstydzenie bądź nieśmiałość. Uczucia te również oddalają je od innych ludzi, podobnie 

jak   braki   w umiejętnościach   interpersonalnych.   Kiedy   w dorosłości   wchodzą   w nowe 

środowisko lub kogoś poznają, w głowie pojawiają im się myśli w rodzaju: na pewno źle 

mnie   ocenią;   lepiej   się   zbytnio   nie   spoufalać;   trzeba   się   mieć   na   baczności,   bo   ludzie 

manipulują i wykorzystują.

Rodzajem   bliskich   relacji   są   na   przykład   relacje   między   mężem   i żoną,   dzieckiem 

i rodzicem   czy  rodzeństwem.   Schematy   tego,   jak   mają   one   wyglądać   i jak   je   budować, 

tworzymy na bazie dwóch źródeł związanych z rodziną pochodzenia: naszych osobistych 

relacji   z najbliższymi   i obserwując   ich   wzajemne   relacje.   Dziecko   wychowujące   się 

w rodzinie, w której alkohol jest codziennością, widzi, iż bliskości między rodzicami nie ma 

lub pojawia się ona w sposób zaskakujący. Obserwując matkę i ojca, zastanawia się: „Po co 

oni są ze sobą. Przecież męczą się razem”. Często w związkach alkoholowych nie istnieją 

pozytywne wzajemne uczucia, czułość czy przyjemność z bycia razem. Zamiast tego dużo 

background image

jest wzajemnych pretensji, poczucia skrzywdzenia i różnych odmian złości. Jednak są także 

chwile,   kiedy  ku  zaskoczeniu  otoczenia   pojawia   się   jakiś   kształt   bliskości.   Na   przykład 

wtedy, gdy matka mówi: „Nie mogę się z nim rozwieść, bo go kocham”; gdy mąż przynosi 

jej kwiaty i przeprasza za to, co się zdarzyło;  gdy tworzą wspólny front: „My jesteśmy 

rodzicami  i masz  robić tak, jak my każemy”.  Bliskość w związkach z osobą uzależnioną 

zwykle oznacza wzajemne krzywdzenie się oraz oscylowanie między bardzo dużą bliskością 

i jej   brakiem:   nierozmawianie   ze   sobą   tygodniami   lub   wielogodzinna   kłótnia,   mówienie 

o miłości lub o nienawiści.

Często doświadczenie DDA mówi, że być blisko to być komuś potrzebnym. Bliskość nie 

oznacza   wówczas   wzajemnej   otwartości   i zaufania,   odpowiedzi   na   potrzeby   obu   stron: 

„Ważna jest jedynie ta druga osoba, ja jestem ważny o tyle, o ile  jestem jej potrzebny”. 

Wiele Dorosłych Dzieci Alkoholików czerpie zadowolenie z pracy i z rodziny, gdyż czują 

się   tam   potrzebne.   Nie   ma   w tym   oczywiście   nic   złego,   ale   warto   sobie   czasem   zadać 

pytanie:  „Co ja mam  z tych  relacji poza tym,  że czuję się potrzebna?”. DDA nierzadko 

również myślą  o bliskich relacjach na przykład tak: „Bliskość nie jest czymś,  co można 

zbudować. Jest czymś, co się zdarza. A to, czy się zdarzy, nie zależy ode mnie”; „Bliskość 

oznacza ranienie się i przekraczanie granic. Jest zatem niebezpieczna”; „Kiedy się kocha, 

należy wszystko wybaczyć. Miłość wszystko usprawiedliwia”.

Dziecko w rodzinie alkoholowej, próbując swoich sił, szybko przekonuje się, że jest 

bezradne   i słabe  -   zarówno  wobec  świata   zewnętrznego,   jak  i wobec   tego,  co  dzieje   się 

w domu.   Doświadczenie   bezradności   może   sprawić,   iż   będzie   starało   się   udowodnić 

wszystkim,   jakie   jest   zaradne.   Może   również   zaowocować   syndromem   wyuczonej 

bezradności, gdy dziecko nawet nie próbuje podejmować wysiłków adekwatnych do jego 

możliwości, ponieważ głęboko w nim tkwi przekonanie: „I tak mi nie wyjdzie, nie jestem 

wstanie tego zrobić”. Na terapii często proszę Dorosłe Dzieci Alkoholików o zebranie zdań 

na swój temat,  które słyszeli  w dzieciństwie. Otrzymujemy wówczas  niepokrywające  się 

obrazy, odzwierciedlające raczej to, jakimi ktoś chciał ich widzieć, a nie to, jacy byli. Obraz 

siebie DDA jest swoistym kolażem: tekstów ważnych osób, roli, w jakiej funkcjonowało 

w rodzinie, i tego, jak doświadczało siebie, będąc dzieckiem. Doświadczanie siebie to istotne 

spoiwo   tego   kolażu,   gdyż   zawiera   skrypty   typu:   jestem   słaby;   jestem   samotny;   jestem 

nieważny; jestem bezsilny.

Na szczęście nie wszystkie głęboko ukryte, podświadome przekonania Dorosłych Dzieci 

Alkoholików na swój temat są negatywne. Gdyby tak było, nie byliby w stanie normalnie 

żyć. Jednak negatywna jest duża część owych przekonań, co sprawia, że DDA opisują siebie 

background image

raczej negatywnie, koncentrując się na swoich wadach, nie wierząc w swoje siły i przymioty. 

Taki rodzaj myślenia  o sobie wywołuje  smutek, przygnębienie, poczucie beznadziejności 

i zwątpienie we własne możliwości. W różnych odmianach konstelację tych cech odnajduję 

u większości DDA zgłaszających się na terapię. Nie zawsze jest ona widoczna na pierwszy 

rzut   oka,   gdyż   wielu   z nich   pokazuje   światu   maskę   pewności   siebie,   zaradności 

i niezależności.

Podsumowując   schematy   poznawcze,   jakie   wytwarzają   się   w dziecku   pod   wpływem 

różnorodnych doświadczeń związanych z dzieciństwem spędzonym w rodzinie alkoholowej, 

można nakreślić obraz świata widziany oczami bezradnego, osamotnionego i zaniedbanego 

dziecka: Świat jest groźny, nieprzyjazny, lub wręcz wrogi. Ludzie są w nim nieobliczalni. 

Pod wpływem alkoholu bądź nieopanowanych emocji krzywdzą i wykorzystują. Albo będąc 

słabymi, stają się ofiarami innych. Bliskość z nimi jawi się jako coś pożądanego, ale także 

zagrażającego,   gdyż   zawsze   ktoś   jest   skrzywdzonym,   a ktoś   inny   krzywdzącym.   Przed 

ludźmi i światem należy się zatem bronić. Jeśli nie potrafię obejść się bez świata i ludzi, to 

znaczy, że jestem słaby, bezradny i podatny na skrzywdzenie.

Aż korci mnie, by przeciwstawiając się tej trudnej wizji, stworzyć inny obraz świata - 

widziany oczami dziecka, przy którym stoi silny i zaradny rodzic. Ten świat jest przyjazny, 

a dziecko   czuje   się   bezpieczne.   Ludzie   zachowują   się   zawsze   tak,   jak   powinni.   Żyją 

w zgodzie ze sobą i z innymi, szanują się wzajemnie i są gotowi nieść pomoc. Wiele dzieci 

alkoholików   marzy   o takim   świecie.   Wyobrażają   sobie   kochającą   rodzinę,   jaką   mieliby, 

gdyby rodzic nie pił...

Zmiana   schematów   poznawczych   i przekonań   ukształtowanych   przez   dzieciństwo 

w rodzinie alkoholowej jest niezbędna, gdyż nie są one adekwatne do doświadczania świata 

w dorosłości. Zwykle bywają również źródłem głębokiego smutku i leżą u podstaw strategii 

życiowych   dopasowanych   do   nakreślonej   wyżej   wizji,   która   nie   przystaje   do   aktualnej 

rzeczywistości. Aby odnaleźć swoje własne skrypty w tej sprawie, trzeba przeanalizować 

osobiste   doświadczenia,   relacje   i wspomnienia.   Należy  o tym   pamiętać,   ponieważ   każdy 

z nas   jest   inny.   A ja,   pisząc   o pewnych   wspólnych   cechach   myślenia   DDA,   dokonuję 

uogólnień,   i co  za   tym   idzie   -   wielu  uproszczeń.   Ważne,   by  tej   analizy  nie   dokonywać 

w samotności, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi...

Walczę przeszłością

Moja babcia wyszła za mąż za człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła z nim 

ponad 60 lat. Żadna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy  

background image

niemłode już kobiety są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła  

za alkoholika. Ojciec pływał na statkach dalekomorskich. Rejsy trwały kilka miesięcy. Gdy  

wracał - pił. Teraz mam z nim sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie 

miałam dobrego kontaktu, ale uważałam ją za świętą. Nawet gdy powodowana swoją złością 

bardzo mnie raniła.

Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało.  

Mój mąż to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku,  

nieprzystosowania i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość 

naszego   życia.   Mamy   dwoje   dzieci,   życie   koncentruje   się   wokół   nich.   Tamte   problemy 

zostały odsunięte, jakoś przysypane. A przecież wiem, że to wszystko we mnie jest. Teraz  

najbardziej   mnie   bolą   kontakty   z mamą.   Jest   zimna,   a mnie   to   boli.   Czuję,   jak   mnie   to 

ogranicza,   zabiera   energię.   Radzę   sobie   lepiej   niż   kilka   lat   temu,   ale   ciągle   walczę  

z demonami przeszłości. I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca.

Marzanna

Jestem szczęśliwy

Jestem   studentem   prawa   na   Uniwersytecie   Warszawskim.   W tym   roku   rozpoczynam 

także studia na filozofii. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Od ponad trzech lat mieszkam 

z moimi dziadkami. Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla 

mnie nie do wytrzymania.

Już   w liceum   bardzo   bałem   się   ludzi,   także   tych   zwyczajnych,   spacerujących   po  

chodniku.   Lękałem   się,   że   mogą   mnie   skrzywdzić.   Nie   byłem   w stanie   zaprezentować 

publicznie swojego zdania z powodu ogromnego zdenerwowania, które przychodziło już na 

samą myśl, że będę musiał coś powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej  

wartości było bardzo niskie. Zacząłem uciekać w swój świat. Gdy byłem młodszy, był to 

świat książek. Później wewnątrz siebie byłem tak rozdygotany, że nie mogłem skupić się na-

wet   na   tyle,   aby   czytać.   Gdy   książki   zastąpiłem   komputerem   i grami   komputerowymi, 

skończyło się to uzależnieniem od nich. Choć wewnątrz mnie panował kompletny chaos, to  

na zewnątrz właściwie tego nie okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyźni nie płaczą  

(niestety zapomniałem, jak to się robi, a szkoda...).

Pewnego dnia, a miałem wtedy chyba 16 lat, coś we mnie pękło. Poczułem, że nie mam 

już sił dalej tak żyć. Najpierw zdobyłem się na to, by porozmawiać o swoich problemach 

z koleżanką z klasy. Po tej rozmowie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. W tym czasie mój 

ojciec podjął nieskuteczne leczenie w AA, a ja dołączyłem do grupki dzieci alkoholików,  

background image

które spotkały się z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii, 

choć na pewno przynosiła dobre rezultaty. Wkrótce  trafiłem do młodzieżowej wspólnoty 

chrześcijańskiej. Myślę, że to działający przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi 

powrócić do normalnego życia.

Istniało jeszcze wiele innych pozytywnych czynników. Po pierwsze, przeprowadziłem się 

do dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie, 

jestem  natury ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach 

myślałem o tym, że za kilka lat będzie lepiej, ze kiedyś będę mógł sam decydować o swoim, 

życiu, ze założę szczęśliwą rodzinę. Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że  

spotkałem na swej drodze wspaniałych ludzi, od których nauczyłem się, jak wielkim darem  

jest   rozmowa   z drugim   człowiekiem.   Po  czwarte,   chyba  jestem  trochę   uparty.   Opowieść 

moja   ma   optymistyczne   zakończenie,   choć   tak   naprawdę   jest   to   koniec   rozdziału,   a nie 

książki. Cieszę się, że moje życie jest, jakie jest. Cieszę się z rzeczy, które mam i których nie 

mam.   Jestem   całkowitym   alkoholowo-nikotynowym   abstynentem.   Nie   gram   już   w gry 

komputerowe.   Moje   relacje   z ojcem,   który   nie   pije   od   ponad   dwóch   lat,   kształtują   się  

poprawnie. Kilka lat temu, kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam  

nigdy o wybaczenie nie prosił. Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia 

zahartowały mnie od zewnątrz, ale od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne?

Jakub z Warszawy

7.  Samotni z lęku

Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia kochanym idzie często w parze 

z lękiem przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się 

do kogoś i przed założeniem rodziny. Jedna z osób sformułowała to tak: „Spotykałam się 

z mężczyzną.   Nie   chciałam  się   zakochać,   a jednocześnie   pragnęłam   mieć   kogoś   na   całe 

życie. Bałam się. Byłam rozbita, rozdwojona. Nie pamiętam, co myślałam o sobie, ale chyba 

nie najlepiej. Nie wiedziałam, co robić. W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było 

ponad moje siły”.

Moi pacjenci często boją się powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich 

domach rodzinnych, w których niepijący partner miał obowiązków za dwoje, a w zamian 

otrzymywał awantury i wyzwiska. W efekcie takich doświadczeń DDA pełni są wątpliwości, 

czy warto ryzykować zawarcie małżeństwa: „Mój partner daje mi oparcie, w dodatku chce, 

abym za niego wyszła. A ja nie wiem, czego chcę: boję się, że go stracę, i boję się za niego 

wyjść. Skąd mogę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Najgorsze jest to, że nie potrafię 

background image

podjąć żadnej decyzji - ani o skończeniu tego związku, ani o małżeństwie”.

Niemal   wszystkie   Dorosłe   Dzieci   Alkoholików   noszą   w sobie   głęboko   ukryte 

przekonanie, że w małżeństwie można się tylko krzywdzić. Trudno im się zbliżyć do innych 

osób,   gdyż   w ich   doświadczeniu   bliskość   jest   zagrażająca.   Z kolei   jej   brak   i uporczywe 

utrzymywanie dystansu sprawiają, że małżeństwo często nie daje im satysfakcji.

Niektórzy  DDA   są   przekonani,   że   związek   rodziców   nie   był   udany,   bo   „matka   nie 

umiała sobie z nim radzić”. Jeśli wierzą również, że sami  lepiej potrafiliby ułożyć  sobie 

życie z alkoholikiem, to stąd prosta droga do wchodzenia w tzw. trudne związki, zwykle 

z partnerami   uzależnionymi.   Wielu   DDA   trwa   w związkach,   które   są   dla   nich   źródłem 

cierpienia.   Ich   partnerami   bywają   alkoholicy,   nałogowi   hazardziści,   ludzie   notorycznie 

niewierni   itd.   Zdarzyło   mi   się   na   przykład   spotkać   osoby,   które   żyły   od   lat   w związku 

heteroseksualnym z homoseksualistami i nie zdawały sobie z tego sprawy. Siebie winiły za 

to, że „coś się między nami nie układa”.

Niektórzy   z moich   pacjentów   zdają   sobie   sprawę,   że   rozpoczęcie   terapii 

prawdopodobnie   zmieni   ich   spojrzenie   na   własne   małżeństwo.   Ci,   którym   zależy   na 

związku, zwykle otwarcie mówią o swoich obawach, a później potrafią wykorzystać to nowe 

spojrzenie   do   uzdrowienia   relacji.   Gorzej   z tymi,   którzy   tkwią   w przekonaniu,   że   ich 

małżeństwa są bardzo dobre i że nic nie jest w stanie im zaszkodzić. Niemal za każdym ra-

zem po kilku tygodniach terapii zauważają, jak fałszywy był to obraz. Zaczynają dostrzegać 

to, co się wokół nich dzieje. Przekonują się na przykład, że partnerzy od dawna mają kogoś 

innego albo w jakiś sposób (np. finansowo lub emocjonalnie) wykorzystują ich.

Dorosłe Dzieci Alkoholików chyba nieco częściej niż inni nieadekwatnie postrzegają 

swoich partnerów. Jeśli ich idealizują, wówczas nie widzą wad albo usprawiedliwiają je 

(podobnie jak niegdyś  ich matki usprawiedliwiały ojców: „Pije, ale przecież kocha mnie 

i dzieci”).   Natomiast   gdy   deprecjonują   partnerów,   widzą   w nich   same   wady.   Ku   temu 

skłaniają się osoby,  które od dłuższego czasu doznają od towarzyszy życia krzywdy lub 

zaniedbania   i straciły   nadzieję   na   zmianę   tych   relacji,   ale   nie   potrafią   bądź   nie   chcą 

zrezygnować ze związku.

DDA   często   nie   potrafią   (to   wpływ   sytuacji   w domach   rodzinnych)   nawiązywać 

pierwszego kontaktu z innymi, mówić o sobie i o swoich potrzebach, znaleźć kompromisu 

między tym, czego chcą oni, a tym, czego pragną ich partnerzy. Nie potrafią także słuchać 

i mówić tak, by się porozumieć, rozwiązywać trudnych sytuacji, radzić sobie z emocjami itd. 

Nieumiejętność wyrażenia tego, co się czuje, może doprowadzić do niedomówień, z których 

wyrastają wzajemne  urazy,  żale i pretensje. Ożywa  wówczas dobrze znane z dzieciństwa 

background image

poczucie   krzywdy:   „Ludzie   są   podli,   skrzywdzą   mnie,   jeśli   tylko   pozwolę   im  być   zbyt 

blisko”, a także przekonanie, że za wszelką cenę nie wolno ulec.

Aby uniknąć takich sytuacji, DDA muszą nauczyć się tego wszystkiego, czego zwykle 

uczą się dzieci:  wyrażania  potrzeb, nazywania  uczuć,  rozmawiania  i słuchania,  nawiązy-

wania   pierwszego   kontaktu.   Zwykle   z takimi   umiejętnościami   wchodzimy   w pierwsze 

nastoletnie  związki.  Wtedy  przychodzi  czas  na  rozwijanie  tych  doświadczeń  w relacjach 

z inną płcią. Gdy stworzymy pierwszy stały związek, wówczas odkrywamy i uczymy się 

umiejętności   ważnych   dla   utrzymania   i pogłębiania   związku.   Myślę   tutaj   o okazywaniu 

wzajemnej   czułości   i akceptacji,   trosce   o partnera,   empatycznym   rozumieniu   go 

i wzajemnym wspieraniu się. Czy jestem w stanie stworzyć zdrowy związek, mimo iż jestem 

DDA? - to jedno z częstych pytań, jakie słyszę, gdy w czasie terapii zaczynają się rozmowy 

o związkach.   Kryje   się   za   nim  obawa   przed  brakiem  zdolności   do  kochania   i bycia   ko-

chanym. Przyczynami trudności Dorosłych Dzieci Alkoholików w związkach nie są jednak 

ograniczenia ich potencjału, ale brak pewnego rodzaju ważnych doświadczeń, niezbędnych 

do   nauczenia   się,   co   to   znaczy   bliskość,   na   czym   polega   budowanie   związku   i jak   go 

utrzymać. Oznacza to, że DDA są w pełni zdolni do miłości, lecz muszą w sobie tę zdolność 

dostrzec i rozwinąć ją. Droga do tego wiedzie poprzez nauczenie się, jak akceptować siebie.

Przed laty Zofia Milska-Wrzosińska zwróciła uwagę, że stworzenie dobrego związku 

jest   jednym   z kilku   najważniejszych,   ale   i najtrudniejszych   zadań   życiowych   człowieka. 

Z pewnością łatwiej je zrealizować tym, którzy wychowywali się, patrząc na dobre związki 

swoich rodziców - ale zawsze jest to trudne. DDA nie są tutaj wyjątkiem.

Jest już za późno

Mam 24 lata i jestem DDA. Wiem o tym od kilku lat. Ale niewiele wynika dla mnie tej 

wiedzy. Świadomość, że jestem DDA, wcale nie pozwala mi uporać się problemami, wcale 

w tym   nie   pomaga;   kusi   tylko,   żeby   wszelkie   zło   „zwalić”   na   pochodzenie   z rodziny 

alkoholowej. Czy mam do tego prawo? Wydaje mi się, że nie. I rodzi to ogromne poczucie 

winy (towarzyszy mi ono chyba od zawsze), a także ogromny, paraliżujący wstyd, który nie 

znika nawet wtedy, gdy jestem daleko od „domu”, gdzie nikt mnie nie zna i o niczym nie wie. 

I jeszcze ta bezsilność - taka obezwładniająca: że nie mam nad niczym kontroli, że mogę  

tylko z bólem patrzeć, jak czas przecieka mi przez palce, jak życie przechodzi gdzieś obok.

Jestem sama. Zupełnie sama. Czy to ich wina? Czy może moja, tylko i wyłącznie moja? 

Może   nie   zasługuję   na   nic   dobrego.   Tak   po  prostu.   Na  miłość,   na  przyjaźń,   na   uwagę 

i troskę. Może to za dużo. Po prostu.

background image

Nigdy   i nigdzie   nie   szukałam   pomocy.   Nie   sądziłam,   ze   ktoś   może   mi   ją  dać,   że   to  

cokolwiek zmieni. I dalej tak sądzę, a poza tym już za późno, już nie warto. I nawet nie wiem, 

czy mam siłę do kogoś się zwrócić o pomoc. Wstydzę się, boję? Może.

„Żyję” dalej z rodzicami, w milczeniu, w nienawiści. Zaczynam pić. Schemat? Może.  

Tylko nie wiem, jak długo tak jeszcze można. Brakuje mi już sił, wszystko jest takie trudne,  

zbyt bolesne. Czuję się winna, że nienawidzę wszystkich, którzy według mnie żyją normalnie 

- mają domy, rodziny, przyjaciół i po prostu żyją.

Właściwie nie wiem, po co to piszę. Może tylko po to, by ktoś to przeczytał. Nawet jeżeli 

nigdy mi nie pomoże.

I. z Żywca

Zwykłe życie DDA

Jak wygląda moje życie? Myślę, że jak standardowe życie DDA. Mam 20 lat, ale czuję  

się jakbym miała 40. Na zewnątrz przykładna rodzina: mama, tata, brat, pies, samochód, no  

i ja. Szybko dorosłam. Nie mogę darować sobie dzieciństwa, które widzę jak przez mgłę. Oj-

ciec uczynił moje dzieciństwo piekłem. Wieczne awantury, sceny, których nie chcę pamiętać. 

Nie   umiem  przestać   nienawidzić,  nie  umiem  zrozumieć,   dlaczego  jest   tak,  a nie   inaczej. 

Ciekawy jest fakt, że z dzieciństwa mało pamiętam. Pamiętam podwórko, koleżanki, przed-

szkole, dom (?): awantury, krzyki, strach...

Matka   wprowadziła   mnie,   małe   dziecko,   bardzo   szybko   w świat   dorosłych, 

niezrozumiałych zasad i problemów. Uczyniła mnie spowiednikiem, powiernikiem swoich 

problemów i tajemnic. Pytała, co ma zrobić, jak zareagować.

Z bratem nie mam w ogóle kontaktu: żyje własnym życiem, z boku od tego wszystkiego. 

Może to jego sposób na przetrwanie.

Tak wygląda moja rodzina, a ja czuję się jak klocek nie pasujący do całej układanki.

Aga z Radomia

Samotny wśród ludzi

Kiedy   się   to   zaczęło,   nie   wiem.   Coraz   częściej   widziałem   pijanego   ojca.   Matka   nie 

rozmawiała ze mną o tym. Czasami myślę, że może chciała mnie w jakiś sposób chronić, ale 

zaraz przypominam sobie, jak wysłała mnie razem z ojcem do człowieka, dla którego robił 

formę do odlewania zabawki - żebym go pilnował. Pamiętam tylko, że wszyscy mężczyźni,  

którzy tam byli, częstowali ojca wódką, a mnie było tak strasznie wstyd.

Wreszcie ojciec przestał pić. Poszedł do lekarza, brał jakieś proszki. A ja? Nikt ze mną 

background image

nie rozmawiał, nie pytał, co czuję, czy w ogóle coś czuję. Jakby to zupełnie nie dotyczyło  

mnie, jakby mnie nie było. Przyzwyczaiłem się, że zainteresowanie ojca ograniczało się do 

pytania: Jak tam w szkole? A gdy studiowałem: Jak tam na zajęciach? Pamiętam strach, że 

mogę zrobić coś, co nie spodoba się rodzicom. Szczególnie matce. Wtedy myślałem, że to ja 

jestem zły. Teraz widzę, że byłem akceptowany i kochany, gdy robiłem to, co chciała matka.

I tak mijały lata. Zacząłem pracować. Potem zacząłem pić. Ożeniłem się i piłem dalej. 

Potem picie przeszkadzało mi w pracy, więc tylko piłem. W pracy mieli mnie już dość. Kazali 

mi się zwolnić. Poszedłem do lekarza. Brałem antikol, wszywałem sobie esperal kilka lat  

z rzędu. Żaden z lekarzy, u których byłem, nie spytał, czy może spróbowałbym jakiejś formy  

terapii,   czy   chciałbym   porozmawiać.   Znowu   nikt   ze   mną   nie   rozmawiał.   Dalej   nic   tak 

naprawdę nie wiedziałem o chorobie alkoholowej.

Żona właśnie kupiła nowy numer „Charakterów”, w którym jest artykuł z cyklu o DDA. 

Czytając   te   teksty,   w wielu   miejscach   odnajduję   siebie,   czuję,   że   to   o mnie.   Tak   będzie 

z wieloma osobami, które je przeczytają: zobaczą, że nie są sami, że są ludzie, którzy chcą 

i umieją pomóc w walce z chorobą alkoholową.

Jacek z Warszawy

Mój największy błąd

Największym   błędem,   jaki   popełniłam,   była   wiara,   że   jestem   wolna   od   przeszłości. 

Przekonywałam samą siebie, ze moja siła i pewna dojrzałość pokonają bariery. Sądziłam, ze 

moje doświadczenie tylko mnie wzmocni i pozwoli realnie patrzeć na rzeczywistość Niestety  

nie   wzięłam   pod   uwagę   najważniejszej   rzeczy,   a mianowicie   tego,   ze   jestem   dzieckiem 

alkoholika. Wspaniała mama, przyjaciele, spełnienie w pracy zawodowej - to nie wymaże  

negatywnych doznań z dzieciństwa. Alkoholik dokonuje spustoszenia w życiu emocjonalnym 

każdego członka rodziny. Uderza w podstawowy składnik ludzkiej osobowości - w uczucia. 

W efekcie następuje zaburzenie poczucia własnej wartości, bezpieczeństwa, zaufania, wiary 

w normalny związek.

Mam   za   sobą   nieudany   związek.   Przyczyną   był   oczywiście   alkohol.   Zarówno   mój 

partner, jak i ja doskonale znaliśmy ten problem, ale zignorowaliśmy fakt, że wpłynął on na 

nasze życie. Zniszczyliśmy miłość, bo jedno chciało być silniejsze, bardziej niezależne od  

drugiego.   Tak   naprawdę   wcale   nie   o to   chodziło.   Pogubiliśmy   się,   nie   pytając   nikogo, 

a przede wszystkim siebie, o drogę.

Marta z Tucholi

background image

8. Pozwolić zagoić się ranie

Pierwszy krok do zmiany to uświadomienie sobie, kim jestem i w jaki sposób sytuacja 

rodzinna związana z nadużywaniem alkoholu przez rodzica wpłynęła na mnie i moje życie. 

Wiele   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików   przez   lata   boryka   się   na   przykład   z depresją   czy 

lękami,   myśląc:   „Coś   ze   mną   jest   nie   tak”   -   i nie   widzą   związku   tych   stanów 

z nadużywaniem alkoholu przez bliską osobę, kiedy byli dziećmi. Póki tak się dzieje, zmiana 

jest trudna.

Czasem lektura artykułu o Dorosłych Dzieciach Alkoholików lub film w telewizji może 

kogoś skłonić do odkrycia, że jest DDA. Gdy oglądamy historię skrzywdzonego dziecka 

albo   czytamy   o tym,   co   dzieje   się   w rodzinie   alkoholowej,   łatwiej   nam   dostrzec,   że 

doświadczaliśmy   czegoś   podobnego.   Jeśli   pojawiają   się   myśli   tego   typu,   to  wchodzimy 

w etap kontemplacji, czyli zastanawiania się, na ile w moich problemach odzwierciedla się 

to,   co   charakterystyczne   dla   Dorosłych   Dzieci   Alkoholików.   Ci,   którzy   zaczynają 

identyfikować  siebie jako DDA, dostrzegają nadzieję na to, że możliwa  jest zmiana  ich 

samopoczucia i sposobu życia.

Zanim jednak przystąpimy do zmiany, potrzebujemy się do niej przygotować. Zwykle na 

początku sprawdzamy, jak można to zrobić, na przykład rozmawiamy ze znajomymi, którzy 

odbyli już terapię DDA, albo sięgamy po poradniki dla DDA. Wiele osób udaje się wówczas 

do   psychologa,   żeby   porozmawiać,   czy   w ich   przypadku   psychoterapia   jest   konieczna. 

Wszystkie te sposoby są dobre, by wstępnie rozeznać się, ile wysiłku kosztować nas będzie 

zmiana i czy warta jest tego wysiłku. Niektórzy odkrywają, że choć są DDA, wcale nie chcą 

się zmieniać, ponieważ żyje im się całkiem dobrze. Inni są zadziwieni bólem pojawiającym 

się w nich, gdy tylko zaczynają rozmawiać o swoich dawnych relacjach z rodzicami.

Jeśli w wyniku lektury lub rozmów o DDA zaczynasz myśleć: „To możliwe, abym czuł 

się radosny,  abym  czuł się  dobrze  z ludźmi,  żebym  założył  rodzinę i cieszył  się z bycia 

z moimi   bliskimi,   żebym   czuł   wewnętrzny   spokój   i pewność   siebie”   -   to   znaczy,   że 

rozpoczynasz swój wewnętrzny proces zmiany.

Do prowadzonych przeze mnie grup terapeutycznych trafiają zwykle osoby w tej fazie: 

już świadome bycia DDA, z nadzieją na zmianę. Często jeszcze nie do końca wiedzą, co 

chcą zmienić,  i dlatego we  wstępnym  etapie  terapii ważne  jest pogłębienie zrozumienia, 

w jaki   sposób   konkretne   doświadczenia   z przeszłości   wpłynęły   na   ich   przekonania, 

zachowania   i sposoby  radzenia   sobie   z życiem   i ludźmi.   Przydatne   są   tutaj   różne   formy 

pogłębionej psychoedukacji, pozwalające zrozumieć, jak funkcjonowała nasza rodzina, gdy 

byliśmy   dziećmi,   i jak   to   wpłynęło   na   nasz   rozwój   oraz   to,   kim   jesteśmy   dziś. 

background image

Psychoedukacja   musi   mieć   element   autodiagnozy   i dawać   możliwość   podzielenia   się 

osobistymi odkryciami uczestników. Tematy pracy psychoterapeutycznej w tej fazie mogą 

być wprowadzane przez prowadzącego lub spontanicznie wyłaniać się z procesu grupowego. 

Obie strategie pracy wymagają od prowadzącego dużej wrażliwości na potrzeby, których 

grupa i uczestnicy na tym etapie często nie potrafią wyrazić.

Ważne są również nowe pozytywne doświadczenia związane z ludźmi. Grupa pozwala 

poczuć się podobnym  do innych,  zrozumianym,  wysłuchanym,  zaakceptowanym.  Te do-

świadczenia najłatwiej zdobyć w grupie terapeutycznej, choć podobną rolę może odegrać 

grupa   samopomocowa.   W grupie   osoby   uczą   się   takiego   bycia   razem,   które   służy   ich 

rozwojowi. Spełnia to rolę treningu umiejętności interpersonalnych, których nabywanie jest 

możliwe,   gdy   przebywamy   w grupie   o jasnych   i zdrowych   regułach,   dającej   wsparcie, 

akceptującej   odmienność   i potrzeby   uczestników.   W takiej   grupie   łatwo   o otwartość 

i pojawianie się silnych  uczuć związanych z trudnymi  wspomnieniami  czy wydarzeniami 

z życia. Ważne jest nie tylko ich przypomnienie i zwierzenie się z nich innym ludziom, ale 

także zmiana sposobu, w jaki wydarzenie zapisało się w nas. Często nasze wspomnienie jest 

źródłem trudnych emocji, nie zagojoną raną. Terapia ma pozwolić jej zagoić się tak, by nie 

wpływała   już   na   nasze   codzienne   życie.   Na   tym   etapie   ważne   jest   znalezienie   nowych 

rozwiązań   tych   sytuacji   relacji,   z którymi   sobie   nie   radziliśmy   (lub   radziliśmy   sobie 

w sposób, który nam samym  się nie podobał), adekwatnych do naszego wieku, poziomu 

naszego rozwoju i możliwości.

Istotą tej fazy psychoterapii DDA  jest zmiana  obrazu siebie zmierzająca w kierunku 

bardziej realnego i pozytywnego postrzegania własnej osoby - jako bardziej dorosłej, nie-

zależnej,   posiadającej   znacznie   więcej   zasobów   niż   w okresie   dzieciństwa.   Trzeba 

skoncentrować   się   na   tych   doświadczeniach   z przeszłości,   które   utrudniają   lub 

uniemożliwiają   korzystanie   z aktualnego   potencjału.   Zmianie   ulegają   schematy  myślenia 

i przeżywania. Wśród osób, które już założyły własne rodziny, wzrasta także świadomość 

tego,   jak   dotychczasowe   zachowania   i uwikłanie   w rodzinę   pierwotną   wpływa   na   ich 

bliskich.   Pojawia   się   poczucie,   że   mogą   zmienić   siebie   i swoje   życie.   Wzrasta   też 

świadomość tego, co konkretnie chcą zmienić.

Przychodzi czas na planowanie i przeprowadzanie realnych, a drobnych zmian w życiu. 

Zaczynamy od drobnych zmian, ponieważ jest to dobry sposób, aby przekonać się, na ile 

wymyślona   przez   nas   zmiana   sprawdzi   się   w rzeczywistości.   Jeśli   się   sprawdzi   -   to 

wykonujemy kolejne kroki. Jeśli nie - musimy weryfikować swoje plany.

Rolą   terapeuty   i grupy   na   tym   etapie   pracy   jest   wspieranie   osobistych   planów 

background image

poszczególnych   osób.   Optymalne   interwencje   służą   nagradzaniu   zmian,   które   się   udały, 

wnikliwej analizie trudności i zaplanowaniu nowej zmiany tam, gdzie poprzednia się nie 

powiodła.

Osiągnięcie stabilnej zmiany osobistej, jak wy mika z badań i obserwacji klinicznych, 

trwa około dwóch lat. Czas pracy grupy psychoterapeutycznej to zwykle okres od 6 do 12 

miesięcy. Oznacza to, że w tym czasie możliwe jest przeprowadzenie zmiany wewnętrznej, 

czyli uświadomienie sobie, co potrzebujmy zmienić, jak możemy to zrobić, i rozpoczęcie 

planowania zmiany, na której nam zależy. Od tego, na ile głęboko uda się przeprowadzić ten 

etap zmiany, zależą dalsze efekty terapii. Bezpośrednio po terapii uczestnicy wprowadzają 

drobne zmiany. Potem decydują się na kolejne. Zwykle rok lub dwa po terapii pojawiają się 

sygnały wskazujące na zmianę nastawienia do świata, do życia i do siebie.

Z badań, które prowadzimy,  sprawdzając efekty psychoterapii w ośrodku, wynika, że 

osoby   po   terapii   obserwują   u siebie   pozytywne   zmiany   w wielu   obszarach.   Przede 

wszystkim zmienia  się ich postrzeganie siebie w relacjach z innymi:  czują się pewniejsi, 

spokojniejsi, bardziej świadomi swojej wartości i swoich kompetencji. Jest to związane ze 

wzrostem   poczucia   emocjonalnej   stabilności,   które   osoby   te   czasem   opisują   jako 

wewnętrzny spokój. Zaczynają częściej mówić o sobie pozytywnie i z dbałością odnosić się 

do siebie. Po terapii zwiększa się u nich również gotowość do wzięcia odpowiedzialności za 

swoje życie i poczucie, że mogą żyć tak, jak potrzebują i jak chcą. Oznacza to zwykle istotne 

zmiany życiowe, na przykład ograniczenie relacji z tymi, którzy krzywdzą, zbliżenie się do 

osób, które wspierają, zakładanie stałych związków, a także inne „inwestycje” osobiste.

DDA po terapii doceniają swoją umiejętność dystansowania się od wielu spraw, w tym 

także od swoich słabości. Dobrze czują się także ze swoją gotowością do wprowadzania 

zmian w życiu - napełnia ich to energią i entuzjazmem.  Czerpią również zadowolenie ze 

wspierających kontaktów z innymi - inaczej niż na początku, kiedy poszukiwanie pomocy 

u innych postrzegali jako coś negatywnego. DDA po terapii częściej też czują, że radzą sobie 

ze swoimi emocjami. Istotnie zmniejszają się także występujące u nich wcześniej objawy 

psychopatologiczne. Wzrasta zaś poczucie, że są w stanie dobrze radzić sobie w życiu i mają 

siły, aby to robić - aby żyć szczęśliwie.

Marzenna Kucińska

Marzenna   Kucińska   kieruje   Ośrodkiem   Psychoterapeutycznym   Instytutu   Psychologu 

Zdrowia PTP w Warszawie. Zajmuje się psychoterapią DDA.

Ma 

46

 lat, męża i 10-letnią córkę.

background image

Sam nie dasz rady

Problem DDA dotyczy również mnie. Mam tę świadomość i próbuję coś z tym robić. Ale 

przerażające jest to, ilu DDA żyje wokół nas. Oni cierpią, nie wiedząc nawet, dlaczego tak 

się dzieje. Wielu ludzi uważa, że psychoterapia, grupy wsparcia itp. to coś nienormalnego. 

Spotykam się z takimi opiniami. Na szczęście jest ich coraz mniej, a będzie jeszcze mniej, 

gdy problem będzie nagłaśniany.

Jeżeli już do kogoś dotarło, że jest DDA, i uważa, że sam poradzi sobie z problemem - to 

nic bardziej mylącego. Nie poradzi sobie sam, żeby nie wiem co To na terapii odkopuje się  

to, co zakopane, opłakuje się to, czego się nie dostało w dzieciństwie, i przeżywa się smutek. 

Po dłuższym czasie może przyjdzie przebaczenie dla naszych rodziców. Przyjdzie ukojenie,  

radość, normalne życie. Wiem, bo sama przeszłam terapię DDA - przeszłam ją, żeby nie 

zwariować, żeby wiedzieć, co 8. jest czarne, a co białe, żeby się dowiedzieć, kim jestem  

i jaka jestem. Dziś spokojniej i pewniej stąpam po ziemi. Wiem,  czego chcę od O życia. 

Wiem, czego oczekują ode mnie moje dzieci. To tak, jakby mi 

Q

 ktoś podarował „nowe oczy” 

i ”nowe uszy”. Jestem szczęśliwa.

Halina z Tomaszowa

Tak bardzo chcę pójść na spacer

Mam   23   lata   i jestem   DDA.   Zrozumiałam   to   dopiero   rok   temu,   kiedy   trafiłam   do  

psychologa, który stwierdził u mnie agorafobię z napadami lęku. Kiedy usłyszałam, co mi  

jest, nie miałam pojęcia o tej chorobie i o tym, skąd się wzięła. Dopiero z czasem, kiedy 

zaczęłam regularnie spotykać się  moim terapeutą, uświadomiłam sobie, co się ze mną  

dzieje. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałam albo nie chciałam  

wiedzieć. To dzięki psychologowi odkryłam, kim tak naprawdę są moi rodzice i jaką krzywdę 

mi wyrządzili. Uważam, że to tylko dzięki nim mam tę fobię i od ponad roku siedzę w domu. 

To przez nich jestem dzisiaj sama jak palec, zamknięta w czterech ścianach, i nie mogę pójść 

do pracy, nie mogę kontynuować nauki.

Czasami zastanawiam się, czy ten koszmar kiedyś się skończy. Tak bardzo bym chciała  

pójść gdzieś przyjaciółmi, zdać maturę, którą stale odkładam na później, pójść na studia, 

które są moim marzeniem...

Jedyną osobą, która mnie wspiera, jest psycholog. Wiem, że na tym właśnie polega jego 

praca, ale i tak się cieszę, że do niego trafiłam. Bardzo go polubiłam. Dziękuję mu za to, że 

jest.

background image

Cały czas wierzę, że nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy będę na tyle silna psychicznie,  

aby zrealizować swoje marzenia, ze będę mogła w końcu cieszyć się życiem.

M. z Bydgoszczy

Smutek w szczęściu

Mam 30 lat. Jestem DDA. Mam wspaniałego, kochającego męża i cudownego, mądrego 

syna. Jestem nieszczęśliwa. Dlaczego? Bo każdy mój dzień to walka. Budzę się i zasypiam 

z waleniem serca, czasem myślę, że słyszą je sąsiedzi za ścianą. Moje serce - pełne lęków, 

strachu, bólu, bezsilności.

Gdyby   kula   ziemska   była   płaska,   biegłabym   tak   długo,   aż   by   mnie   pochłonął  

wszechświat. I byłoby cudownie. Bez poczucia, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się, tak 

jakbym nosiła koszulkę z napisem: „Moi rodzice są alkoholikami i dlatego jestem nikim”. 

Bez uczucia żalu i pytań: „Dlaczego tobie się to przytrafiło?”.

Nadzieja.   Od   dwóch  miesięcy   leczę   depresję,   za  kilka  dni   po  raz   czwarty   pójdę   na  

spotkanie grupy wsparcia DDA. Spotkam tam „swoich” ludzi, oni się ze mnie nie śmieją.  

Nadzieja - że zrzucę kiedyś z siebie tę „koszulkę”. Chciałabym wierzyć, że wygram tę walkę,  

zacznę   się   uśmiechać   do   syna   i kiedyś   będę   w stanie   powiedzieć:   „Życie   jest   piękne”.  

Może...

Sylwia ze Szczecina

Chcę zrozumieć i pomóc

Od   kilku   lat   w ramach   praktyk   wakacyjnych   uczestniczę   w tzw.   Oazach   - 

piętnastodniowych rekolekcjach. W każdej grupie oazowej pojawiają się problemy związane 

z sytuacją w domu. Duża część dzieci doświadcza różnych form patologii, wśród których  

króluje   problem   alkoholowy.   W ciągu   piętnastu   dni   nikt   nie   jest   w stanie   zmienić   życia 

człowieka, czy też naprawić tego, co przez wiele lat było „psute” w domu. Jednak można 

spróbować zasiać dobre ziarno. Interesuję się psychologią, mam pewną wiedzę z tej dzie-

dziny.   Ale   w dziedzinie   „problemu   alkoholowego”   nie   jest   to   wiedza   pełna   i do   końca 

ułożona. Cykl artykułów w ”Charakterach” pomógł mi lepiej przygotować się na spotkanie  

z ludźmi, którzy w jakiś sposób związani są z nadużywaniem alkoholu. Aczkolwiek wiem, iż  

sam przeprowadzać terapii nigdy nie będę.

Ryszard z Paradyża

background image

Pokusa silniejsza niż rozum,

czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami

Dariusz Soliński

Ronald Reagan, były prezydent Stanów Zjednoczonych, nie cieszył się opinią wybitnego 

intelektualisty.   Amerykańscy   studenci   mawiali   o nim   nawet,   że   nie   jest   w stanie 

równocześnie iść i żuć gumy.  Czynności te, każda z osobna, wymagają bowiem od niego 

pełnej koncentracji. W istocie umiejętność równoczesnego wykonywania  różnych działań 

jest koniecznością każdego żywego organizmu. Organizm najbardziej złożony - człowiek - 

wykonuje w każdej chwili wiele działań jednocześnie. Na przykład oddycha, poci się, myśli, 

spogląda na zegarek i idzie. Czasami zdarza się jednak, że człowiek musi wybierać między 

dwoma  różnymi  działaniami: nie może równocześnie napić się wódki i nie pić alkoholu, 

powstrzymać się od palenia i rozkoszować się wdychanym dymem, zjadać wielkiego ciastka 

z górą bitej śmietany i utrzymywać surowej diety. We właściwych wyborach pomagają nam 

podmiotowe mechanizmy samoregulacyjne.

Prawidłowa   samoregulacja   to   proces,   w którym   to,   co   sam   podmiot   uznaje   za 

„obiektywnie” ważniejsze, bierze górę nad tym, co uznaje za mniej ważne. Oczywiście nie 

zawsze   człowiek   sięgający   po   kieliszek   alkoholu,   po   papierosa   czy   wysokokaloryczne 

ciastko musi odczuwać jakikolwiek konflikt decyzyjny.

Zdarza   się   jednak,   że   robi   to   niejako   wbrew   sobie,   ma   świadomość,   że   postępuje 

niewłaściwie, a potem żałuje swego czynu. W takim właśnie przypadku mamy do czynienia 

z procesem   zaburzenia   podmiotowej   samoregulacji.   Nałóg   jest   klasycznym   przykładem 

takiego zaburzenia: osoba czuje, że górę w jej działaniach biorą impulsy, pokusy, chwilowe 

chęci, a przegrywają prawdziwe wartości i cenione przez nią standardy.

Dlaczego   ludzie   nie   potrafią   poradzić   sobie   z własnymi   nałogami?   Powodów   jest 

oczywiście   wiele.   Tak   wiele,   że   nawet   nie   podejmuję   się   tu   wymienienia   wszystkich. 

Skoncentruję się tylko na tych, które mają związek z zaburzeniami samoregulacji.

Samoregulacja wiąże się z posiadaniem przez działający podmiot (człowieka) pewnych 

standardów - wizji tego, „jak powinno być”. W grę wchodzą wizje zarówno na temat tego, 

jaki   stan   byłby   najlepszy   (optymalny),   jak   i tego,   jaki   stan   uznać   można   za   „jeszcze 

dopuszczalny”.   Aby   owe   standardy   mogły   efektywnie   wpływać   na   podejmowane   przez 

podmiot   decyzje,  musi   on ukierunkować  na  nie  swoją  uwagę,   zdawać   sobie   sprawę,  że 

podjęcie   określonego   działania   oznaczać   będzie   wystąpienie   rozbieżności   między   tymi 

background image

standardami a stanem faktycznym. Jeśli zaś rozbieżność taka już wystąpi, koncentracja na 

niej powinna motywować podmiot do jej usunięcia. Tak więc odchudzająca się osoba, zanim 

sięgnie   po   ciasteczko,   powinna   pomyśleć,   że   działanie   takie   jest   w konflikcie 

z akceptowanymi   przez   nią   standardami   własnej   sylwetki.   Jeśli   natomiast   już   ciasteczko 

zjadła,  to myślenie  o oddaleniu się  od standardów powinno zmotywować  ją do spalenia 

kalorii, na przykład do intensywnej przebieżki wokół domu. Problemem, jaki często dosięga 

osoby   pozostające   pod   wpływem   nałogów,   jest   jednak   tak   zwane   niedostateczne 

monitorowanie. Po papierosa, ciasteczko, piwo czy żeton w kasynie  sięgają one bowiem 

zazwyczaj mechanicznie i bezrefleksyjnie. Nie zastanawiają się nad tym, w jakiej relacji do 

akceptowanych przez nie standardów pozostają takie działania. Standardy zaś przybierają 

w takim przypadku formę utajoną i nie spełniają swoich funkcji.

Sprawowanie   efektywnej   samoregulacji   wymaga   pewnego   wysiłku.   Roy   Baumeister 

udowodnił w serii pomysłowych eksperymentów, że właściwie każda forma podmiotowej 

samoregulacji   wiąże   się   z utratą   energii.   W jednym   z nich   osoby   badane   proszone   były 

o przybycie do laboratorium na czczo. W laboratorium unosił się wspaniały zapach dopiero 

co upieczonych ciasteczek czekoladowych. Na stole stała misa z tymi ciasteczkami i druga, 

wypełniona   rzodkiewkami.   W zależności   od   warunków   eksperymentalnych,   badanych 

zachęcano   do   zjedzenia   kilku   ciasteczek,   prosząc   o niesięganie   po   rzodkiewki,   lub   do 

zjedzenia   kilku  rzodkiewek,   prosząc   o nie   sięganie   po  ciasteczka.   Po   przedstawieniu   tej 

instrukcji   eksperymentator   wychodził,   pozostawiając   badanego   samego   w laboratorium. 

O ile   rezygnacja   z rzodkiewek   była   dla   osób   badanych   bardzo   łatwa,   o tyle 

powstrzymywanie   się   od   sięgnięcia   po   wspaniale   pachnące   ciasteczka   było   mało 

przyjemnym i - jak zakładał Baumeister - wyczerpującym energetycznie przezwyciężeniem 

pokusy.   Następnie   obie   grupy   uczestników   eksperymentu   poproszono   o rozwiązywanie 

anagramów. Mniej wysiłku w to zadanie włożyły osoby, które wcześniej zwalczały w sobie 

pokusę sięgnięcia po zakazane ciasteczko. Zdaniem Baumeistera brakowało im już na to 

energii.

Wyczerpanie energii nierzadko towarzyszy nałogowcom. Niezwykle często muszą oni 

bowiem   zwalczać   pokusy   sięgania   po   „zakazane   owoce”.   Męczyć   mogą   ich   również 

niepowodzenia zawodowe, zawody miłosne, kłopoty finansowe, a także hałas czy kłopoty ze 

snem. Wszystko to sprawia, że w kluczowym momencie często po prostu brakuje im energii, 

by powiedzieć „nie”.

Wspomniane zmęczenie wiąże się też zwykle ze złym nastrojem. Ulegnięcie pokusie 

oznacza wprawdzie w bardziej odległej przyszłości przeżywanie silnych negatywnych emo-

background image

cji   (poczucia   winy,   wstydu,   własnej   niskiej   wartości   itp.),   ale   w krótkiej   perspektywie 

czasowej   wiąże   się   z dostarczeniem   sobie   emocjonalnej   przyjemności   wynikającej 

z zapalenia papierosa, wypicia  piwa czy sięgnięcia po wielki krem sułtański. W artykule 

opublikowanym   w ”Journal   of   Personality   and   Social   Psychology”   Dianne   Tice   i jej 

współpracownicy udowadniają, że ludzie bardzo często ulegają różnym pokusom, ponieważ 

sądzą,   że   dzięki   temu   poprawią   sobie   nastrój.   Grupie   badanych   Tice   przekazywała 

(nieprawdziwą) informację, że ich zły nastrój jest niezmienny - będzie się przez jakiś czas 

utrzymywał   bez   względu   na   to,   jakie   działania   podejmą.   Okazało   się,   że   osoby,   które 

otrzymywały taką właśnie informację, zdecydowanie rzadziej ulegały różnym pokusom.

Standardy, jakimi kierują się ludzie w swoim codziennym funkcjonowaniu, nie dotyczą, 

rzecz   jasna,   tylko   kwestii   związanych   z powstrzymywaniem   się   od   pokus   kojarzonych 

z nałogami. Większość osób chce mieć dobre zdanie o swoich kompetencjach i pragnie, aby 

korzystnie   oceniali   je   inni.   Paradoksalnie   takie   potrzeby   mogą   w pewnych   warunkach 

narażać  ludzi  na  popadniecie  w nałóg.  Edward Jones  i Steven  Berglas  mówią,  że  ludzie 

skłonni   są   czasem  do  przejawiania   działań,   które   zmniejszają   ich  szansę   na   osiągnięcie 

sukcesu, ale zarazem pozwalają im tak wyjaśnić ewentualną porażkę, by mogli zachować 

dobre mniemanie o sobie i pozytywny image w oczach innych. Pójście na egzamin na tak 

zwanym kacu czy pod wpływem narkotyku w oczywisty sposób zmniejsza szansę na sukces. 

Zarazem jednak dostarcza takiego wytłumaczenia ewentualnego niepowodzenia, które nie 

obciąża samooceny. Egzaminowany nie musi mówić sobie: „Nie zdałem, bo jestem mało 

inteligentny”. Nie pomyślą tak też o nim inni. Wszyscy przecież wiedzą, że nie zdał, bo był 

skacowany, lub też znajdował się pod wpływem narkotyku. Badania pokazują, że do takich 

działań - Jones i Berglas nazywają je samoutrudnieniowymi  skłonni są przede wszystkim 

ludzie, których samoocena jest niepewna. Działania takie nie muszą wprawdzie polegać na 

sięganiu po alkohol czy narkotyki (często przybierają po prostu formę niewkładania wysiłku 

w przygotowanie   się   do   zadania),   ale   jeśli   tak   właśnie   się   dzieje,   mogą   niepostrzeżenie 

przerodzić   się   w nałóg.   Zdaniem   Berglasa   wielu   starzejących   się   sportowców   i aktorów 

sięga po alkohol najpierw wybiórczo, by bronić swej samooceny, a potem niepostrzeżenie 

piją przy każdej bez mała okazji.

W większości terapii uzależnień przyjmuje się tak zwaną opcję zerową. Alkoholikowi 

nie wolno sięgnąć po choćby jedną szklankę piwa, narkoman nie ma prawa do ani jednego 

skręta, hazardzista powinien zapomnieć nawet o totolotku. Pozornie taka opcja zerowa jest 

rozwiązaniem   ze   wszech   miar   słusznym.   Każdy,   komu   na   sercu   leży   własna   szczupła 

sylwetka, wie z doświadczenia, że jeśli ma się przed sobą talerz pełen ciasteczek, to jedynym 

background image

sposobem, aby ich nie zjeść, jest powstrzymanie się od sięgnięcia po pierwsze. Zjedzenie 

owego pierwszego ciasteczka sprawia bowiem, że sięgamy bezwiednie po drugie, trzecie, 

czwarte... by w końcu stwierdzić, że nie ma sensu zostawiać na talerzu tych kilku ostatnich. 

Choć więc zjedzenie jednego tylko ciastka samo w sobie nie jest przecież naganne, lepiej 

jest nie sięgać po nie. Alkoholik też by nie cierpiał, gdyby wypił jedno piwo czy kieliszek 

koniaku. Problem w tym, że i tu uruchamia się efekt śnieżnej kuli. Nie kończy się na jednym 

kuflu czy kieliszku. Co gorsza, nie kończy się na dwóch, czy też trzech... Opcja zerowa, 

skuteczna   jako  standard  samoregulacji,   okazuje   się   mieć   jednak  swoje   poważne   minusy 

wtedy, gdy jest podstawą terapii. Praktycy leczenia alkoholizmu bądź narkomanii wiedzą 

doskonale,  jak zatrważająco mało  skuteczna  jest  większość  programów   terapeutycznych. 

Większość alkoholików i narkomanów wraca do nałogu. Jedną z przyczyn może być właśnie 

przeświadczenie o bezwzględnym zakazie sięgania po zakazany owoc. Taki standard jest 

bardzo trudny do osiągnięcia. Tak trudny, że w wielu przypadkach nałogowiec dochodzi do 

wniosku,   że   nie   ma   szans   na   wyzdrowienie.   Co   gorsza,   jakiekolwiek   niepowodzenie 

powoduje   poczucie   totalnej   klęski,   beznadziei   i braku   perspektyw.   Alkoholik,   któremu 

zdarzyło się sięgnięcie po kieliszek, dochodzi do wniosku, że wszystko zostało stracone} 

Wypił, przegrał. Nie ma więc znaczenia, czy teraz będzie pił do wieczora, do rana, czy też 

przez kilka następnych dni. Narkoman, który nie wytrzymał i zapalił „marychę”, może dojść 

do wniosku, że znów przekroczył granicę i znalazł się po ciemnej stronie. Teraz już nie ma 

znaczenia, czy napełni on lufkę kawałkiem „ziela”, czy też przerzuci się na heroinę.

Terapeuci   coraz   częściej   zdają   sobie   sprawę   z pułapek   tkwiących   w opcji   zerowej. 

Dlatego   też   coraz   większe   zainteresowanie   budzą   programy   odchodzące   od   tej   idei. 

Alkoholicy uczeni są między innymi  kontrolowanego picia - by na przykład nauczyć  się 

wypijać   jedno   piwo   i na   tym   poprzestawać.   Jeśli   zaś   zdarzy   im   się   „pójść   w cug”,   to 

oczywiście nie można przejść nad tym do porządku dziennego, ale nie należy też dochodzić 

do   wniosku,   że   wszystko   (to   jest   cały   dotychczasowy   trud   walki   z nałogiem)   zostało 

stracone. Choć programy tego typu nie są jeszcze powszechne, wiele wskazuje na to, że są 

znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnych.

Dariusz Doliński

Dariusz   Doliński   jest   profesorem   Uniwersytetu   Opolskiego   i Szkoły   Wyższej 

Psychologii Społecznej. Specjalizuje się w psychologii zachowań społecznych, psychologii 

emocji   i motywacji.   Przewodniczy   Komitetowi   Nauk   Psychologicznych   PAN.   Lubi 

literaturę piękną i rocka

background image

Ma 44 lata, żonę i córkę.

background image

Szczypta optymizmu,

czyli różne wyjścia z sytuacji bez wyjścia.

Alicja Senejko

Przy rozmaitych okazjach sobie i znajomym  ludziom (przynajmniej tym najbliższym) 

życzymy   szczęśliwego   życia,   bez   trosk   i zagrożeń.   Niektórzy   wierzą,   że   to   możliwe. 

Psychologia   nazywa   ich   nierealistycznymi   optymistami.   Ten   nierealistyczny   optymizm 

traktuje   się   jako   atrybucję   obronną,   będącą   przejawem   ucieczki   od   problemów 

zagrażających spokojowi ducha, jako brak przygotowania do przyjęcia życia takim, jakie jest 

obiektywnie, z jego blaskami i cieniami, ze śmiercią w tle czy - jak powiedziałby Viktor 

Franki, austriacki psychoterapeuta i filozof, więzień obozu koncentracyjnego - z określoną 

dawką cierpienia, którą każdy z nas ma przypisaną.

Jednak   pesymistyczna   postawa   wobec   życia   nie   jest   ani   bardziej   realistyczna   niż 

nierealistyczny   optymizm,   ani   też   nie   przygotowuje   lepiej   do   zmagania   się   z trudem 

istnienia. Zwracają na to uwagę psychologowie społeczni (m.in. Dariusz Doliński w książce 

„Orientacja defensywna”). Pesymiści są wprawdzie lepiej przygotowani  na ewentualność 

jakiegoś  nieszczęścia,  ale   umyka   im wiele  okazji   życiowych,  które   optymiści  bez  trudu 

wykorzystują. Pesymista ma bowiem za mało wiary w sukces, jest zbyt sceptyczny i nieufny, 

żeby   włączyć   się   w realizację   szansy   podsuwanej   przez   okoliczności.   Natomiast 

optymistyczna   postawa   wobec   życia,   wyrażająca   się   w przekonaniu,   że   teraźniejszość 

i przyszłość   należą   do   nas,   działa   jak   samosprawdzające   się   proroctwo   -   prowokuje 

rzeczywistość   do   spełnienia   zamierzeń.   Ale   nawet   najbardziej   nierealistyczny 

z nierealistycznych optymistów nie jest w stanie zakląć losu, by ustrzec się zagrożeń. On 

również musi zmagać się z życiem,  zetknąć z niechcianą stroną egzystencji. Nie jest ona 

zarezerwowana   wyłącznie   dla   pesymistów   -   byłoby   to   rzeczywiście   wysoce 

niesprawiedliwe.

W   psychologii,   czyli   tam,   gdzie   subiektywność   odgrywa   tak   wielką   rolę,   na   pełną 

sprawiedliwość nie ma jednak miejsca. Nie cierpimy po równo, cierpienie nie jest każdemu 

z nas przydzielone w tym samym wymiarze - między innymi dlatego, że różnie postrzegamy 

i interpretujemy sytuacje, nawet te trudne, czy wręcz zagrażające. Różnimy się więc oceną 

sytuacji, na co już dwadzieścia, trzydzieści lat temu zwróciło uwagę wielu psychologów, na 

przykład prof. Richard S. Lazarus i prof. Wiesław Łukaszewski. Tę samą  sytuację  jedni 

z nas ocenią jako całkiem naturalną, a inni jako zagrażającą, utrudniającą, czy wręcz unie-

background image

możliwiającą   realizację   tego,   co   dla   nich   najważniejsze.   Różnice   w ocenach   wynikają 

oczywiście z wielu czynników podmiotowych i sytuacyjnych. Na przykład im więcej mamy 

celów i wartości dla nas istotnych, których osiągnięcie jest zagrożone, im bardziej jesteśmy 

wrażliwi,   lękliwi,   pesymistyczni,   mamy   zaniżone   poczucie   własnej   wartości   itp.   -   tym 

łatwiej   zaliczymy   daną   sytuację   w poczet   zagrażających.   Dlatego  też   rozwód   dla   jednej 

osoby   to   wielkie   nieszczęście,   zaś   dla   innej   wygodny   i naturalny   sposób   regulowania 

stosunków   międzyludzkich   w sytuacji,   gdy   kobieta   i mężczyzna   nie   widzą   możliwości 

dalszego wspólnego życia.

A   zatem   nie   wszystkie   sytuacje   potocznie   uznawane   za   zagrażające   są   nimi 

w subiektywnym   odczuciu   konkretnych   osób.   Jednak   zdaniem   niektórych   psychologów, 

między   innymi   Lennarta   Leviego   i Mariannę   Frankenhauser   z Uniwersytetu 

Sztokholmskiego, istnieją obiektywne, uniwersalne zagrożenia i stresory, które oceniane są 

tak samo, niezależnie od specyfiki oceniających je ludzi. Do takich uniwersalnych zagrożeń 

zaliczają na przykład kataklizmy.

Prowadziłam badania dotyczące ustosunkowania się do powodzi jako zagrożenia oraz 

reakcji na ten kataklizm, w których uczestniczyła młodzież mieszkająca we wrocławskiej 

dzielnicy Kozanów. W 1997 roku powódź na prawie trzy tygodnie uwięziła tych młodych 

ludzi  w mieszkaniach.  Wyniki   pokazały,  że  wszyscy  oni  traktowali  kataklizm jako silne 

zagrożenie,   ale   część   młodzieży  postrzegała   go  równocześnie   jako  wyzwanie.   Tak  więc 

subiektywne oceny sytuacji, mimo jej jednoznaczności, różnią się.

Różnice w ocenach dotyczą także treściowej charakterystyki zagrożeń, czyli tego, jakie 

konkretne   zagrożenia   skłonni   jesteśmy   dostrzegać   i co   wpływa   na   to   szczególne 

uwrażliwienie na określone zagrożenia. Z badań (również moich)  wynika, że wiek może 

determinować   wyczulenie   na   pewne   kategorie   zagrożeń.   Na   przykład   czternasto-   czy 

piętnastolatki   najwięcej   niebezpieczeństw   dostrzegają   w sferze   incydentów   społecznych 

(zaczepianie na ulicy przez nieznajomych, wymuszanie pieniędzy, kradzieże itp.). Z kolei 

dla dziewiętnasto- i dwudziestolatków najczęstszymi zagrożeniami są trudności szkolne, zaś 

incydentów społecznych w ogóle nie oceniają oni w kategoriach zagrożeń. Badana młodzież 

różniła się także w postrzeganiu problemów egzystencjalnych (kłopotów z samookreśleniem, 

lęku   przed   śmiercią,   trudności   w odnalezieniu   sensu   życia   itp.).   Dla   czternasto- 

i piętnastolatków ten obszar zagadnień nie jest jeszcze tak istotny jak dla starszej młodzieży 

i dla dorosłych. Problemy egzystencjalne nie stanowiły więc dla nich żadnego zagrożenia. 

Młodzież najstarsza wskazywała na nie znacznie częściej, choć i w tej grupie dominowały 

zagrożenia doświadczane w szkole, w rodzinie, w kontaktach z sympatią czy z kolegami.

background image

Na   to,   jakie   zagrożenia   skłonni   jesteśmy   dostrzegać,   wpływają   również   nasze 

doświadczenia,   głównie   te   z wczesnego   dzieciństwa.   Podkreślają   to   psychoanalitycy, 

z Zygmuntem Freudem na czele. Istotna jest częstość doświadczanych zagrożeń, ich rodzaj 

oraz stopień traumatyczności. Wielu z nas - zdaniem austriackiego psychoterapeuty Erwina 

Ringela,   zajmującego   się   problemem   samobójstw   -   ma   swój   słaby   punkt,   czyli   rodzaj 

zagrożeń analogiczny do tych, których najczęściej doświadczaliśmy w dzieciństwie, lub do 

tych, które przez szczególną traumatyczność wycisnęły piętno na naszym życiu, gdy byliśmy 

dziećmi.   Właśnie   ten   rodzaj   zagrożeń   najszybciej   identyfikujemy,   a ci   najbardziej 

przewrażliwieni potrafią dostrzec je nawet tam, gdzie ich nie ma.

Również   aktualnie   doświadczane   kłopoty   przyczyniają   się   do   swoistej   fiksacji   i do 

szybkiego   interpretowania   ich   w kategoriach   zagrożenia.   Zależności   te   ilustrują   wyniki 

kierowanych   przeze   mnie   badań.   Diagnozowaliśmy   percepcję   zagrożeń   i reakcję   na   nie 

u młodzieży z rodzin z problemem alkoholowym i u zdeprawowanych dziewcząt z ośrodka 

wychowawczego.   Okazało   się,   ze   młodzi   ludzie   z rodzin   alkoholowych   doświadczali 

zdecydowanie więcej zagrożeń związanych z kłopotami rodzinnymi, a dziewczęta z ośrodka 

-   z incydentami   społecznymi   i problemami   towarzyskimi.   A zatem   badani   dostrzegali 

zagrożenia najczęściej w tych obszarach życia, które były ich piętą achillesową.

Jak   reagujemy   na   nieszczęścia,   które   nam   się   przytrafiają?   Zależy   to   od   oceny 

zagrożenia.   Jeżeli   wydarzenie   jest   dla   nas   równocześnie   zagrożeniem   i wyzwaniem, 

jesteśmy w stanie uruchomić więcej naszych konstruktywnych reakcji niż osoby, dla których 

to  samo   wydarzenie   jest   jedynie   zagrożeniem.   Tak   wskazują   wyniki   wspominanych   już 

badań przeprowadzonych  wśród wrocławskich powodzian. Badani postrzegający powódź 

jako   silne   zagrożenie   i wyzwanie   częściej   niż   pozostali   stosowali   konstruktywne   formy 

obrony, tzn. wykonywali czynności, które (moim zdaniem) dzięki swoim rezultatom mają 

moc wspierania procesów rozwojowych. Na przykład rozważali z bliskimi, w jaki sposób 

przezwyciężyć zagrożenie, albo próbowali różnych sposobów radzenia sobie dostosowanych 

do  sytuacji.   Młodzież,   którą   powódź   nie   tylko   przerażała,   ale   i mobilizowała,   stosowała 

więcej   obron   konstruktywnych   (w   porównaniu   ze   swoimi   jedynie   przerażonymi 

rówieśnikami)   i więcej   niekonstruktywnych   obron   psychologicznych.   W myśl   mojego, 

funkcjonalno-czynnościowego ujęcia obrony psychologicznej, niekonstruktywne obrony to 

takie, które swoimi rezultatami nie wspierają rozwoju, a jedynie pomagają przystosować się 

do zaistniałej sytuacji. Można do nich zaliczyć wyparcie, czyli umotywowane zapominanie 

o zagrożeniu,   celowe   unikanie   sytuacji   i osób   kojarzących   się   z zagrożeniem,   czy   też 

intensywne   wykonywanie   jakiejkolwiek   czynności   „odrywającej”   choćby   czasowo   od 

background image

zmartwienia.

Wyniki   te   przeczą   dosyć   silnie   zakorzenionemu   w psychologii   przekonaniu,   że   albo 

stosujemy   racjonalne,   czyli   zaradcze   sposoby   przezwyciężania   trudnych   sytuacji,   albo 

nieracjonalne, czyli obronne. Nie tylko moje badania dowodzą (podobne przekonanie na 

temat skuteczności obron wyraża ostatnio np. amerykańska psycholog Julie K. Norem), że 

najlepiej   wychodzą   z sytuacji   zagrożenia   ludzie   stosujący   jednocześnie   obrony   zarówno 

racjonalne, jak i nieracjonalne, konstruktywne, jak i niekonstruktywne.

Ciekawą   postawę   wobec   doświadczanych   cierpień   i zagrożeń   zaproponował   Franki 

w swojej   logoterapii:   trzeba   obdarzać   cierpienie   sensem,   ażeby   w ten   sposób   uniknąć 

rozpaczy jako bezsensownego cierpienia. Twierdził, że nadamy sens cierpieniu, jeżeli je 

poświęcimy czemuś lub komuś poza nami - gdy na przykład będziemy przekonani, że nasze 

cierpienie uchroni naszych najbliższych (tak może myśleć żona kochająca męża alkoholika, 

lecz separująca się od niego dla dobra dzieci). W ten sposób cierpienie stanie się bardziej 

znośne, łatwiejsze do zaakceptowania.

W   niektórych   sytuacjach   zagrożenia,   na   przykład   w poważnej   chorobie,   możemy 

wykorzystać   nieco   inne   techniki   radzenia   sobie   z nimi.   Z badań   Shelley   E.   Taylor 

z Uniwersytetu   Kalifornijskiego   (rozwijającej   teorię   porównań   społecznych   Leona 

Festingera   w zastosowaniu   do   stresujących   wydarzeń   życiowych)   wynika,   że   często 

stosujemy   wtedy  porównania   społeczne.   W tych   sytuacjach   pełnią   one   funkcje   obronne. 

Mogą to być porównania „w górę”, tzn. z lepszymi od nas, lub „w dół”, czyli z tymi, którzy 

są   w gorszej   od   nas   sytuacji   -   choć   jedni   i drudzy   chorują   równie   poważnie   jak   my. 

Porównania   „w  górę”   pomagają   nam  odzyskać   nadzieję   na   wyzdrowienie   (skoro  osoba, 

z którą się porównujemy,  wyzdrowiała,  to i my  mamy  tę szansę), stanowią  drogowskaz, 

w jaki   sposób   działać,   aby   znaleźć   się   w podobnej,   uprzywilejowanej   sytuacji.   Z kolei 

porównania z osobami będącymi w gorszym niż my położeniu (bardziej chorymi) pomagają 

nam stwierdzić, że nie jest jeszcze z nami tak źle, że możemy z tej sytuacji wyjść obronną 

ręką.

Inną   techniką   radzenia   sobie   w zagrażających   sytuacjach,   zwłaszcza   w takich,   które 

wiążą się z weryfikacją  naszych kompetencji i niepewnym  sukcesem (np. przed trudnym 

egzaminem),   jest   tzw.   strategia   samoutrudniania   (określili   ją   tak   amerykańscy 

psychologowie Edward E. Jones i Steven C. Berglas). Pozorna nieracjonalność polega tu na 

tym,   ze   zamiast   ułatwiać   sobie   radzenie   w zaistniałej   sytuacji,   jeszcze   bardziej   ją   kom-

plikujemy, co w efekcie czasami przekształca niepewny sukces w prawdopodobną porażkę. 

Jeżeli bowiem przed trudnym  i ważnym dla nas egzaminem uczestniczymy w całonocnej 

background image

imprezie,   to   rezultaty   mogą   być   opłakane.   Jednak   czasami,   z psychologicznego   punktu 

widzenia, samoutrudnianie może okazać się dla nas korzystne. W sytuacji porażki zawsze 

przecież można  zrzucić winę  na  niedyspozycję  spowodowaną  nocną imprezą. Natomiast 

w sytuacji   sukcesu  przypadnie   nam  chwała,   bo  mimo   niedyspozycji   wyszliśmy   z opresji 

zwycięsko, a to dowodzi, jacy jesteśmy wspaniali, wielcy intelektem i duchem.

Wiele badań wskazuje, że styl naszego mocowania się z uciążliwościami życia zależy 

również   od   cech   osobowości,   między   innymi   od   samooceny   i rodzaju   motywacji.   Im 

bardziej nasza motywacja jest egoistyczna (im bardziej w naszym systemie motywacyjnym 

przeważają motywy osobiste), tym bardziej za poniesione porażki skłonni jesteśmy winić 

czynniki zewnętrzne, zwłaszcza najbliższe otoczenie. Zawyżona samoocena w powiązaniu 

z tego rodzaju osobistą motywacją przyczynia się dodatkowo do swoistego uporu, niebrania 

pod uwagę faktu, że sytuacja nas przerasta, że nie ma szans na jej przezwyciężenie. L. J. 

Bożowicz i M. S. Nejmark, rosyjskie badaczki zajmujące się w latach 60. ukierunkowaniem 

osobowości, powiedziałyby, że cechuje nas wtedy „afekt nieadekwatności”. Z uporem i bez 

efektu mocujemy się z tą wyraźnie nie na naszą miarę sytuacją, podczas, gdy najrozsądniej 

byłoby uznać własną słabość i zrezygnować z bezowocnych prób, oszczędzając energię na 

działania i sytuacje bardziej dostosowane do naszych możliwości.

Niestety istnieją sytuacje, które w psychologii nazywa się krytycznymi i do których nie 

przygotują nas nawet najlepsze treningi czy warsztaty ani własna inteligencja. Chodzi tu na 

przykład   o nieuleczalną   chorobę   albo   o śmierć   bliskiej   osoby.   Niektórzy   badacze   (np. 

amerykański psycholog kliniczny F. C. Shontz, badający sytuacje krytyczne) twierdzą, że 

można wyróżnić swoiste etapy doświadczania sytuacji krytycznych, rozpoczynające się fazą 

wstępną, tj. bagatelizowaniem, ignorowaniem pierwszych zwiastunów nieszczęścia. Szok, 

gniew   i depresja   to   kolejne   etapy   przeżywania   sytuacji   krytycznych.   Pogodzenie   się 

z sytuacją jest etapem ostatnim. W przebrnięciu przez nie najlepiej pomogą osoby bliskie, 

które   wspierać   nas   będą   fizycznie   i duchowo.   Często   właśnie   dzięki   nim   wychodzimy 

bezpiecznie   z zakrętu   życiowego,   powracamy   do   równowagi.   A zatem   nasza   dbałość 

o najbliższych w sytuacjach normalnych, pielęgnowanie związków intymnych, rodzinnych 

czy   przyjacielskich   to   nie   tylko   przejaw   zdrowia   psychicznego,   ale   również   sposób   na 

budowanie bezpieczeństwa życiowego, przygotowywanie najpewniejszego muru obronnego 

na wypadek najgorszych nieszczęść. Strategia liczenia wyłącznie na siebie może się bowiem 

w sytuacjach krytycznych okazać katastrofalna.

Głębokie   poczucie   osamotnienia   w połączeniu   z ciężarem   doświadczanej   sytuacji 

krytycznej  bywa  dla niejednego z nas nie do zniesienia, przekracza naszą wytrzymałość. 

background image

Konsekwencją jest zazwyczaj poczucie bezradności i bezsensu życia, brak siły i ochoty, by 

dalej mocować się z życiem.

Alicja Senejko

Alicja Senejko jest doktorem psychologu, adiunktem Instytutu Psychologu Uniwersytetu 

Wrocławskiego. Bada przede wszystkim psychologiczne strategie obronne człowieka oraz 

zagadnienia z pogranicza psychologu rozwoju i psychologii społecznej. Opublikowała wiele 

prac z tego zakresu. Za najważniejsze uważa: Aktywność obronna dzieci (1995), Theoretical 

issues   connected   with   psychological   defence   (w       Psychology   m a   Changing   Europę, 

BEEPG, London 1996)  Lubi przyrodę zwłaszcza kwiaty.

background image

Sam sobie na przekór,

czyli dlaczego sobie szkodzimy.

Zofia Milska-Wrzosińska

Zdarzyło mi się niedawno rozmawiać z panem, który skarżył się, że jego trzy kolejne 

partnerki życiowe (w tym dwie żony) były - jak mówił - dziecinne, bierne i nieskłonne do 

samodzielności. Mój rozmówca przeżył z tego powodu trzykrotne rozczarowanie, bo zawsze 

chciał   związać   się   z kobietą   niezależną,   która   dzieliłaby   z nim   odpowiedzialność   za   los 

związku.   Spytałam   nietaktownie,   jak   to   się   stało,   że   trzykrotnie   wybrał   sobie   partnerki 

zupełnie   niezgodnie   z własnymi   oczekiwaniami.   Takie   postawienie   sprawy   zirytowało 

mężczyznę: „Sugeruje pani, że ja celowo miałbym wybierać sobie jakieś trujące bluszcze? 

A niby dlaczego? Nie jestem żadnym masochistą i zawsze szukałem kobiety, która będzie 

mnie akceptować, ale nie uwiesi się na szyi. Nie wiem, dlaczego to się nie udaje. Może mię-

dzy mężczyzną a kobietą jest za duża różnica płci? Albo może ze wszystkimi kobietami po 

ślubie coś się robi takiego?”. Pod koniec imprezy, na której rozmawialiśmy, dostrzegłam go 

zatopionego w pogawędce z młodszą od niego o jakieś 15 lat dziewczyną. Ona, z oczyma 

pełnymi   zachwytu,   chłonęła   relację   o jego   ostatnich   sukcesach.   On,   niesiony   falą   jej 

podziwu, coraz bardziej wchodził w rolę wszechmocnego autorytetu. Prawdopodobnie za 

kilka   lat   -   a może   miesięcy   -   opowie   mi,   że   kolejna   kobieta   okazała   się   nastawionym 

konsumpcyjnie,   niedojrzałym   stworzonkiem,   z którym   nie   sposób   stworzyć   partnerskiej 

relacji.

Widzimy   wokół   ludzi,   którzy   utrudniają   sobie   życie,   powtarzając   wciąż   te   same 

zachowania, wchodząc w kolejne niszczące związki, a przy tym trwają w przekonaniu, że 

przyczyny   leżą   poza   nimi,   że   nie   mają   oni   żadnego   wpływu   na   koleje   swojego   losu. 

Z dogodnej pozycji obserwatora zadajemy sobie pytanie, dlaczego uporczywie powtarzają te 

same   błędy  i ponownie   wracają   do   punktu,   w którym   byli   już   wielokrotnie   i obiecywali 

sobie, że nigdy więcej. Wydaje się to niepojęte. Bo przecież o ile związek z ostro pijącym 

narzeczonym   można   uznać   za   skutek   młodzieńczego   niedoświadczenia,   to   trudniej 

zrozumieć,   że   ratunkiem   z opresji,   jaką   są   te   niefortunne   zaręczyny,   jest   szybki   ślub 

z damskim bokserem, a kolejne wyzwolenie niesie użalający się nad sobą i ciągle zaćpany 

kochanek.   Pierwsza   w życiu   zawodowym   pyskówka   z przełożonym   może   wynikać 

z niezrozumienia reguł gry. Ale jeśli powtarza się na kolejnych posadach, z których ambitny 

background image

specjalista   notorycznie   wylatuje   z hukiem,   to   jego   tłumaczenie,   że   po   prostu   nie   ma 

szczęścia do szefów, nie wydaje się wiarygodne. Ciągłe odtwarzanie własnych niepowodzeń 

jest od dawna obszarem zainteresowania psychoterapii, która proponuje rozmaite koncepcje 

zrozumienia pozornie bezsensownego zjawiska, polegającego na tym, że ludzie robią wciąż 

od nowa to samo, a następnie cierpią w wyniku skutków swoich działań.

Niektórzy   powtarzają   niszczące   dla   siebie   zachowania,   bo   nie   potrafią   się   wyrzec 

towarzyszących im przyjemności czy ulgi w napięciu. To model uzależnienia typowy dla 

alkoholika   bądź   narkomana,   ale   nieograniczający   się   do   więzi   z substancją   chemiczną. 

Czasem przyjemnością jest ulga związana z rozładowaniem emocji. Ktoś może przeżywać 

tak wiele złości, że nie powstrzymuje się przed jej brutalnym wyrażeniem, chociaż wie, że 

spotka go za to kara: wyrzucenie z pracy,  definitywne  odejście żony i dzieci, czy wręcz 

odwieszenie wyroku  skazującego. Przyjemność  związana z rozładowaniem agresji jest tu 

większa   niż   obawa   przed   konsekwencjami.   Nie   należy   jednak   sądzić,   że   agresor   nie 

kontroluje swojego zachowania. Przeciwnie, na ogół starannie dobiera obiekty, na których 

może bezkarnie wyładować złość. Kiedy konsultowałam kobietę robiącą od czasu do czasu 

dramatyczne sceny swojemu znękanemu mężowi, dowodziła ona, że absolutnie nie może 

powstrzymać ataku brutalnej furii, gdy ktoś jej się sprzeciwia. Zauważyłam, że jednak nie 

wybuchła złością chwilę wcześniej w recepcji ośrodka, gdy twierdzono, że jest zapisana na 

zupełnie inną godzinę, niż sądzi. Spojrzała na mnie jak na osobę niespełna rozumu i od-

rzekła: „Przecież państwo wezwaliby karetkę, gdybym tutaj zachowała się tak jak w domu!”.

Dla niektórych najprostszym sposobem rozładowania napięcia jest seks. Tacy ludzie są 

wciąż od nowa ofiarami własnych, nagłych impulsów erotycznych. Niemożność oparcia się 

im spowodowała w znanym mi z konsultacji przypadku, że kochający, oddany mąż, którego 

poprzednie małżeństwo rozpadło się z powodu ustawicznych zdrad, wdał się w przelotną 

przygodę z ogólnie dostępną koleżanką z pracy, a czasami także (jak mówił: „Gdy miałem 

ciężki   czas   w firmie”)   odwiedzał   agencje   towarzyskie.   Kiedy   sprawa   wyszła   na   jaw, 

mężczyzna  był  zaskoczony,  że żona poważnie myśli  o rozwodzie. „Przecież to było bez 

znaczenia,   jak  wejście   do  toalety.   Ja   po   prostu   czasem   jestem  taki   wk...,   że   muszę   się 

rozładować, nawet chyba wolałbym, żeby gdzieś niedaleko była strzelnica sportowa. No ale 

nie ma, to co mam robić...” - tłumaczył.

Wciąż   ponawiane   destrukcyjne   zachowania   seksualne   lub   agresywne   jako   sposób 

rozładowania trudnego do zniesienia napięcia są typowe dla osób o strukturze osobowości 

typu borderline. Ale bywają nałogowe przyjemności bardziej wyrafinowane psychologicznie 

niż   seks   i agresja.   Na   przykład   niektóre   kobiety   mogą   uporczywie   wybierać   sobie   na 

background image

partnerów   mężczyzn   z marginesu,   źle   funkcjonujących   społecznie,   ponieważ   daje   im   to 

poczucie szczególnej misji, a notoryczne porażki w nawracaniu „złych chłopców” potęgują 

tylko poczucie własnej wyższości moralnej.

Przymus powtarzania destrukcyjnych działań i związków może łączyć się z trudnością 

w przeprowadzeniu zmiany. Jeżeli od lat funkcjonujemy w układach, w których traktowani 

jesteśmy jak przedmiot, to może nam być bardzo trudno zdecydować się na przekształcenie 

swoich relacji, choćbyśmy czuli, że trochę nam w nich ciasno. Z kolei ci, którzy zawsze są 

gotowi   brać   na   siebie   wszelkie   obowiązki,   nie   wyobrażają   sobie,   jak   żyliby   bez   tego 

obciążenia. I na wszelki wypadek wolą nie próbować. Przyczyną niszczenia siebie jest tu lęk 

przed czymś nowym, co zakłóciłoby naszą odwieczną równowagę psychiczną. Takie osoby 

w odpowiedzi   na   wszelkie   próby   perswazji   demonstrują   nieograniczone   możliwości   gry 

w „Tak, ale”. Mówią na przykład: „Próbowałam powiedzieć mężowi, dokąd chcę jechać na 

wakacje, ale on tylko  mnie  wyśmiał.  To co mogę  więcej zrobić, gdy on i tak mnie  nie 

traktuje poważnie?”, „Łatwo ci radzić, żebym nie wyręczał całego działu i nie siedział po 

godzinach.  Ale   jak  nie   będzie  zrobione   na   czas,  to na   kogo spadnie  odpowiedzialność? 

Jasne,   że   na   mnie.   Myślisz,   że   przy   takiej   sytuacji   na   rynku   pracy   mogę   sobie   na   to 

pozwolić?”.

Tu pojawiają się dalsze pytania: 

Dlaczego powtarzamy akurat takie, a nie inne zachowania? Dlaczego właśnie realizacja 

destrukcyjnych wzorców daje nam ulgę, przyjemność czy poczucie bezpieczeństwa? Wciąż 

aktualna pozostaje odpowiedź Ronalda Fairbairna, wybitnego psychoterapeuty z kręgu tzw. 

relacji   z obiektem.   Twierdził   on,   że   to,   czego   doświadczamy   w trakcie   naszych   relacji 

wczesnodziecięcych, traktujemy jak wszechobowiązujące prawa, które sobie przyswajamy 

na zawsze. Jeśli zatem sukcesy są jedynym sposobem, w jaki mały chłopczyk może zdobyć 

uwagę   matki,   to   chłopczyk   ten   jako   dorosły   mężczyzna   będzie   starał   się   imponować 

kobietom   swoimi   osiągnięciami   w nadziei,   że   w nagrodę   otoczą   go   one   wytęsknioną 

matczyną  troską. Najmłodsza córka, która nauczyła  się, że jej rolą w rodzinie jest bycie 

rozładowującą napięcia maskotką, może grać rolę głupiutkiej trzpiotki przez wiele lat, nie 

bacząc, jak bardzo jej to szkodzi.

Oczywiście obrazy rodzinnych postaci, utrwalone na taśmach dziecięcej pamięci, nie 

zawsze są obiektywne. Jeśli kilkuletni chłopiec podsłuchiwał nocne awantury swoich krew-

kich rodziców, dla których nie było dobrego seksu bez kłótni, to może mylnie czuć, że mama 

i tata nienawidzą się i chcą sobie zrobić coś złego. W latach 80. ubiegłego wieku wielu męż-

czyzn wyjeżdżało na kilka lat za granicę, by pracować na utrzymanie rodziny. Ich dzieci 

background image

mogły emocjonalnie przeżywać to jako opuszczenie i uznawać tatę za kogoś, na kim nie 

można   polegać,   choć   w rzeczywistości   był   on   odpowiedzialnym   i kochającym   ojcem 

rodziny. Ale nawet niezgodna z prawdą utrwalona wizja jest emocjonalnie silna i wpływa na 

nasze życie.

Uwewnętrznione w dzieciństwie wyobrażenie o świecie ma czarodziejską moc sprawczą 

- świat staje się taki, jaki myślimy, że jest. Kobieta - córka agresywnego, nieprzewidywalne-

go ojca, który znęcał się nad nią i jej matką - zachowuje w sobie jego wewnętrzny obraz, 

a siebie przeżywa  jako bezradną dziewczynkę, zdaną na łaskę i niełaskę wszechmocnego 

pana   i władcy.   W rezultacie   jej   kolejni   partnerzy   to   szczególna   galeria   drani,   lub   też 

zwykłych mężczyzn, których do draństwa nieświadomie prowokowała.

Jesteśmy   w dramatyczny   sposób   wierni   naszym   złym   postaciom   z dzieciństwa   -   i to 

jedno ze źródeł błędnego koła naszych nieszczęść. Nie chcemy, by kochał nas i akceptował 

byle kto, ale koniecznie taki brutalny sukinsyn jak kochany tatuś albo wyniosła Królowa 

Śniegu, podobna do idealizowanej mamusi. Dokonujemy cudów, by uszczęśliwić smutną, 

wycofaną   dziewczynę,   wzbudzającą   w nas   wspomnienie   depresyjnej,   niedostępnej 

emocjonalnie matki, którą niegdyś na próżno próbowaliśmy zadowolić. Marzymy, że nasza 

miłość   i troska   zrobi   supermana   z wystraszonego   chłopaka,   jota   w jotę   podobnego   do 

terroryzowanego  przez matkę  ojca, który nigdy nie potrafił stanąć w naszej obronie. Bo 

dopiero wtedy, gdy właśnie ktoś taki (a nie ci wszyscy dzielni, mili chłopcy i dobre, otwarte 

dziewczyny, trafiający się nam w życiu} nas pokocha, zły czar zostanie odwrócony. A jeśli 

przez niedopatrzenie zwiążemy się z osobą, z którą możliwy jest dobry, spokojny związek, 

to nasze niespełnienie skłoni nas do szukania alternatywnych, niewłaściwych i frustrujących 

obiektów. Oczywiście dorobimy do tego romantyczną ideologię o spotkaniu wyczekiwanej 

bratniej duszy czy jedynej prawdziwej miłości, dla której trzeba wszystko poświęcić.

Mamy   też   inne   sposoby   niszczenia   satysfakcjonujących   relacji.   Jeśli   pojawi   się 

w dorosłym   życiu   ktoś   bardziej   obiecujący  niż   zapamiętane   przez   nas   zawodne   obiekty 

z dzieciństwa, to z całym impetem możemy zacząć od niego  żądać  tego, co nie było nam 

niegdyś dane. Osierocona przez ojca w dzieciństwie młoda kobieta może od kochającego 

męża  wymagać  tak wiele  zewnętrznych,  często drugorzędnych  przejawów miłości  („Nie 

popatrzyłeś mi w oczy, jak się ze mną żegnałeś przed wyjściem do pracy!  Już mnie nie 

kochasz!”), że on - znękany jej roszczeniowym nienasyceniem - zacznie się od niej odsuwać, 

co ona przeżyje jako dramat ponownego opuszczenia. W ten sposób ktoś, kto na początku 

wcale   nie   miał   cech   uwewnętrznionego,   złego   wczesnodziecięcego   obiektu,   stopniowo 

przybierze jego postać i odegra tę niewdzięczną rolę.

background image

Codzienna   autodestrukcja   to   odgrywanie   wciąż   od   nowa   dziecięcych   dramatów 

i niezdolność dostrzeżenia, że świat nie jest taki sam, jaki był w naszym domu rodzinnym, 

a my jesteśmy już dorośli i nie musimy wiecznie powtarzać tej samej roli. Robimy to, co 

kiedyś było optymalnym sposobem przetrwania w specyficznych okolicznościach naszego 

dzieciństwa.

Dziewczynka   wykorzystywana   seksualnie   przez   ojca   nauczyła   się,   że   potulność   jest 

jedynym sposobem uniknięcia przemocy, a nawet zyskania pewnych łask. W dorosłym życiu 

będzie godziła się na niszczące układy z mężczyznami, bo to da jej nadzieję na przetrwanie, 

a być może na jakąś formę kontro-li nad męską agresją. Najstarszy syn, od którego rodzice 

oczekiwali przedwczesnej odpowiedzialności i dojrzałości, będzie wciąż brał na siebie nie 

swoje zobowiązania i wszystkich wyręczał - aż trafi do szpitala z wy padniętym dyskiem.

Dobre   dzieciństwo   daje   wolność   budowania   różnorodnych   związków,   bez   przymusu 

dosłownego   powtórzenia   znanego   z dzieciństwa   modelu   relacji.   Złe   dzieciństwo   trzyma 

w kleszczach wyuczonych automatycznych zachowań, które są powtarzane znowu i znowu. 

Przeszłość   trzyma   nas   na   uwięzi.   Czasem   nie   tylko   odtwarzamy   w dorosłym   życiu 

destrukcyjne minione więzi, ale nawet przeżywamy je wciąż od nowa w relacji z rodzicami 

czy   rodzeństwem.   Tak   zwana   rodzina   pierwotna   pozostaje   podstawowym   układem 

odniesienia.   Na   przykład   dla   czterdziestoletniego  mężczyzny,   który  nigdy  nie   został   za-

akceptowany przez swojego surowego ojca, wciąż najważniejszą - lecz nieosiągalną - łaską 

jest   aprobata   siedemdziesięcioletniego   taty,   a nie   miłość   żony   czy   uznanie   zawodowe. 

Dorosła kobieta może przeżywać pretensje matki o błahe zapomnienie znacznie boleśniej niż 

na przykład to, że córeczka jest przedszkolnym kozłem ofiarnym i codziennie ma koszmary 

senne.  Takie  osoby  całe  życie   pragną  miłości  rodzica  i wciąż  się  przekonują,  że  jej  nie 

dostaną. Im bardziej nie dostają, tym bardziej o nią walczą.

Psychoterapeuta wypowiadający się na temat ludzkiego cierpienia nieuchronnie, prędzej 

czy później, jest konfrontowany z punktującym pytaniem: „No dobrze, takie są mechanizmy 

i przyczyny, ale w końcu co nam z teorii? Czy coś się da na to poradzić?”. Odpowiedź nie 

jest łatwa. Bo jeśli powtarzanie tego samego dramatu stanowi wyraz nigdy niespełnionej, ale 

wciąż żywej nadziei opartej na już nieadekwatnej wizji świata

;

 to aby dramat się skończył, 

musimy zrezygnować zarówno z owej nadziei, jak i z dotychczasowego rozumienia życia 

Jest to bolesny, trudny proces pożegnania się z nieziszczalną ułudą.

Zofia Milska-Wrzosińska

Zofia   Milska-Wrzosińska   jest   psychologiem   i psychoterapeutą   Kieruje   Laboratorium 

background image

Psychoedukacji w Warszawie.

Napisała książkę o relacjach między kobietami i mężczyznami „Bezradnik”.

Ma męża i czworo dzieci.

background image

Silna wola i inne bajki,  czyli mity o piciu alkoholu.

Wiktor Osiatyński

Czy częstotliwość picia jest dowodem uzależnienia?

Tak i nie. Codzienne picie kieliszka wina do obiadu nie jest uzależnieniem. Ale częste 

picie   większej   ilości   alkoholu   to   dość   poważny   sygnał   uzależnienia.   Zwłaszcza   częste 

upijanie się może być objawem tej choroby. Pamiętajmy: każdy alkoholik może przerwać 

picie na jakiś czas. Trudno mu jednak wytrzymać  bez picia, toteż wcześniej czy później 

znowu   sięga   po   alkohol.   A wówczas   nieuchronnie,   chociaż   nie   zawsze   od   razu   -   znów 

zacznie się upijać.

Alkoholicy często mają  przerwy w piciu. Są im one „potrzebne”, gdyż  organizm nie 

wytrzymuje ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholi-

kiem. Jeśli kończą się one powrotem do destrukcyjnego i niekontrolowanego picia, stanowią 

stuprocentowy dowód uzależnienia.

Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia?

Można.   Większość   ludzi   pije   alkohol   właśnie   w sposób   kontrolowany   i nie   popada 

w uzależnienie. Uzależnia się jedynie 10-15 proc. spożywających go. Istotą uzależnienia jest 

właśnie   utrata   kontroli   nad   częstotliwością   i ilością   wypijanego   alkoholu.   Dlatego 

alkoholizm nazywa się niekiedy „chorobą kontroli”.

Utrata   kontroli   przybiera   dwie   formy.   Po   pierwsze,   człowiek   uzależniony   sięga   po 

alkohol, choć obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Po drugie, uzależniony traci kontrolę 

nad ilością wypijanego alkoholu, gdy tylko zacznie pić. Ktoś na przykład umówił się, że 

pójdzie wieczorem z żoną do teściów, i postanowił być trzeźwy. Po południu wstąpił jednak 

na   piwo,   „bo   przecież   jedno   nie   zaszkodzi”.   Ale   wypiwszy   je,   poczuł   nieodpartą   chęć 

dalszego picia, wypił więc drugie, trzecie - i w końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na 

przyjęcie, obiecując sobie (lub komuś), że tym razem się nie upije. Postanowił wypić tylko 

jeden kieliszek, ale gdy go wypił, nie mógł się powstrzymać przed następnymi i znów prze-

brał miarę.

Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym 

i sobie,  że  jej nie utracił. W tym  celu czasem rzuca picie na  dłuższy czas.  Na przykład 

w sierpniu w polskich kościołach wielu ludzi ślubuje, że nie będą spożywać alkoholu. We 

wrześniu podejmują picie w najlepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, to znaczy, 

że nie mają  problemu.  W istocie niemal  każdy alkoholik może  przez długi czas nie pić 

w ogóle.   Nie   może   jednak   przez   długi   czas   pić   ograniczonych   dawek   alkoholu.   Toteż 

background image

prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by w ogóle nie pić, lecz na tym, by pić 

przez długi czas na przykład tylko jeden kieliszek wina. Człowiek nieuzależniony nie będzie 

miał z tym większych trudności. Uzależniony nie podoła takiemu ograniczeniu; wcześniej 

czy później po jednym kieliszku wypije drugi, potem trzeci i następny, aż do upicia się. To 

właśnie jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad piciem alkoholu.

Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą?

Tak   zwana   mocna   głowa   jest   jednym   z głównych   ostrzeżeń   przed   możliwością 

uzależnienia.   Alkohol   jest   trucizną,   przed   którą   normalny   zdrowy   organizm   broni   się. 

Wpływa  on również na rozregulowanie kontroli w centralnym układzie nerwowym,  więc 

zdrowy człowiek po jego wypiciu ma zawroty głowy, trudniej mu mówić, robi głupstwa. 

Człowiek z ”mocną głową” toleruje większe ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego 

organizm jest bardziej odporny na truciznę, jaką jest alkohol. Taki człowiek może wypić 

dużo więcej niż inni, ale alkohol w jego organizmie działa identycznie: pozostaje trucizną. 

Spożywanie większej ilości trucizny musi więc powodować większe spustoszenie.

Najczęściej bywa  tak, że posiadacz „mocnej głowy”  przez jakiś czas będzie całkiem 

nieźle funkcjonował po alkoholu, ale - jeśli nie zginie w bójce, w wypadku albo nie umrze 

na zawał bądź inną chorobę spowodowaną nadużywaniem alkoholu - po latach głowa mu 

osłabnie. Wtedy będzie upijał się coraz mniejszą ilością trunku, a ponieważ głód alkoholu 

i objawy   odstawienia   nasilą   się   nie   do   wytrzymania   -   będzie   upijać   się   coraz   częściej, 

czasem nawet po kilka razy dziennie.

Silna wola jest w przypadku alkoholizmu raczej zdradliwym pojęciem. Alkoholicy na 

ogół wykazują bardzo silną wolę w działaniach, które służą piciu: potrafią w środku nocy 

w nieznanym mieście wytrwale szukać piwa czy wina aż do skutku. Nie mają natomiast woli 

-   ani   silnej,   ani   słabej   -   wobec   samego   alkoholu   lub   innego   środka,   od   którego   są 

uzależnieni.   Na   tym   właśnie   polega   uzależnienie.   A jednocześnie   alkoholik  walczy  upo-

rczywie, choć beznadziejnie, o udowodnienie sobie i światu, że jednak tę wolę posiada. Stąd 

bezskutecznie ponawiane obietnice i próby kontrolowanego picia. Stąd wymyślny niekiedy 

system   zaprzeczeń,   który   pomaga   wyszukiwać   inne   przyczyny   picia   niż   po   prostu 

alkoholizm. Nieprzypadkowo Pierwszy Krok Anonimowych Alkoholików mówi o uznaniu 

bezsilności (czyli braku siły i woli] wobec alkoholu. Gdy zrobi się ten „pierwszy krok”, 

trzeba   wciąż   wyrabiać   w sobie   silną   wolę,   żeby   wytrwale   realizować   program   zmian 

osobistych niezbędnych do tego, by najpierw w ogóle wytrwać w trzeźwości, a później żyć 

normalnie bez alkoholu.

Piwo jest czy nie jest alkoholem?

background image

Jest. Bez żadnej dyskusji. Nikt nie upija się wódką, winem czy piwem, ale alkoholem 

zawartym w wódce, winie, piwie i w innych napojach alkoholowych. Nikt nie uzależnia się 

od wódki, likieru, koniaku lub piwa, lecz od alkoholu w nich zawartego. Mit, że piwo to nie 

alkohol, jest zgubny. To on sprawia, że coraz więcej młodych ludzi pije coraz więcej piwa.

Wiktor Osiatyński

Wiktor   Osiatyński   jest   prawnikiem   i socjologiem   profesorem   porównawczego 

konstytucjonalizmu   i praw   człowieka   na   Uniwersytecie   Środkowoeuropejskim 

w Budapeszcie   i w   Warszawie   oraz   na   Uniwersytecie   w Chicago.   W roku   1989   założył 

Komisję Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu i Innych

Uzależnień Fundacji im Stefana Batorego Kierował nią do 1999 roku. Napisał książkę 

na temat alkoholizmu - „Grzech czy choroba?„

background image

Wiele   zachowań,   które   sprawiają   przyjemność,   może   uzyskać   cechy   uzależnienia. 

Trudno jest dokładnie określić TEN moment, ale można w przybliżeniu zbadać, jaki jest 

stopień zagrożenia uzależnieniem.

Kwestionariusz Kontroli Zachowań

Wybierz   takie  zachowanie,  o którym   wiesz,  że  trudno  jest  (byłoby)  Ci  się  od niego 

powstrzymać, mimo że są ku temu powody. Nazwij to zachowanie i zakreśl jedną z pięciu 

możliwości:

0 -  nie zdarza się nigdy lub zdarza się tylko sporadycznie, w pojedynczych przypadkach

43. -  zdarza się rzadko (znacznie mniej niż połowa przypadków)

44. -  zdarza się często (około połowa przypadków)

45. -  zdarza się bardzo często (znacznie więcej niż połowa przypadków)

4 -  zdarza się zawsze lub sporadyczne są przypadki, gdy się nie zdarza

46. Próby przerwania lub zaprzestania tego zachowania przeze mnie kończą się porażką. 

0 12 3 4

47. Niepowodzenie   w powstrzymaniu   się   od   tego   zachowania   wywołuje     moją 

rezygnację   ze   stawiania     sobie     dalszych     granic   w kontrolowaniu   jego 

częstotliwości. 0 12 3 4

48. Mam trudności w rozstrzygnięciu, czy moje zachowanie jest „raczej korzystne”, czy 

„raczej szkodliwe”. 0 12 3 4

49. Niektóre   znaczące   osoby  w moim   życiu   oceniały  to  zachowanie   jako   szkodliwe, 

a inne jako korzystne. 0 12 3 4

50. Zastanawiam się nad tym, czy powinienem to zachowanie akceptować, czy nie. 0 12 

3 4

51. Podejmuję to zachowanie bez zastanowienia. 0 12 3 4

52. Nie   mam   siły,   aby  powstrzymać  się  od  tego  zachowania.0 12 3 4

53. Chęć angażowania się w to zachowanie rośnie w miarę jego kontynuowania. 0 12 3 4

54. Łatwiej jest mi powstrzymać się od tego zachowania, niż przerwać je w toku. 0 12 3 

4

55. Podejmuję to zachowanie, by zatracić się lub odpuścić sobie. 0 12 3 4

56. Miałem     powody   do     powstrzymania     się   od     tego   zachowania i mogłem to 

background image

zrobić, ale świadomie z tego zrezygnowałem. 0 12 3 4

57. Podejmowałem   to   zachowanie   wyłącznie   dla   doraźnej   przyjemności,   nie 

zastanawiając się, co będzie jutro. 0 12 3 4

58. To zachowanie okazało się dla mnie pomocne w pewnej sytuacji i wiem, że nadal 

będzie pomocne w innych sytuacjach. 0 12 3 4

59. Jestem   w stanie   wyeliminować   wszelkie   niepowodzenia   w zapanowaniu   nad   tym 

zachowaniem, mimo powtarzających się porażek. 0 12 3 4

60. Nawet   najsilniejsza   pokusa   podjęcia   tego   zachowania   nie   będzie   miała   na   mnie 

żadnego wpływu, jeżeli nie będę tego chciał. 0 12 3 4

61. Myślę, że „wszystko zależy od mojej woli”. 0 12 3 4

62. Myślę, że „zdecydowanie radzę sobie lepiej niż inni ludzie”.0 12 3 4

63. Nie mogę doczekać się końca pracy lub ważnych zajęć, by podjąć to zachowanie. 0 

12 3 4

64. Jestem   niespokojny,   rozdrażniony   i zły,   kiedy   nie   mogę   zrealizować   tego 

zachowania. 0 12 3 4

65. Kiedy   jestem   zmęczony   lub   odczuwam   silny   stres   i napięcie,   trudniej   jest   mi 

kontrolować to zachowanie. 0 12 3 4

66. Ponieważ wiele osób wokół mnie to robi, trudno jest mi powstrzymać się od tego 

zachowania. 0 12 3 4

67. Podejmuję to zachowanie, ponieważ pokusa, by to robić, jest naprawdę duża. 0 12 3 

4

68. Nie widzę w tym zachowaniu absolutnie nic złego. 0 12 3 4

69. Nawet głód i zmęczenie nie powstrzymują mnie od tego zachowania. 0 12 3 4

70. Uważam,   że   to   zachowanie   daje   mi   dużo  korzyści,   więc   mogę   je   kontynuować, 

nawet jeśli źle się czuję fizycznie. 0 12 3 4

71. Trudno jest mi  zrezygnować z tego zachowania na rzecz jakichś innych,  bardziej 

odległych korzyści. 0 12 3 4

72. Jeśli dłużej nie korzystam z tego zachowania, to moje samopoczucie się pogarsza. 0 

12 3 4

73. Najlepiej czuję się wtedy, kiedy to robię. 0 12 3 4

74. Podejmuję to zachowanie, aby rozładować napięcie. 0 12 3 4

75. Tuż przed podjęciem tego zachowania odczuwam silne specyficzne podniecenie. 0 

12 3 4

76. Moment   rozpoczęcia   tego   zachowania     przynosi     mi   ulgę   lub   szczególne 

background image

zadowolenie. 0 12 3 4

77. Kiedy myślę o tym zachowaniu, pojawia się przymus podjęcia go jak najszybciej. 0 

12 3 4

78. Gdy  podejmuję   to  zachowanie,   okazuje   się,   że   aby  osiągnąć   pełne   zadowolenie, 

potrzebuję go w większej dawce niż poprzednio. 0 12 3 4

79. Świadomość   tego,   że   zachowanie   mi   szkodzi,   nie   powstrzymuje   mnie   od   jego 

powtarzania. 0 12 3 4

Interpretacja wyników:

Jeżeli w stwierdzeniach 1, 5, 6, 7, 10, 11, 18, 19, 20, 23, 27, 29, 32, 33, 34 (w co 

najmniej  kilku z nich)  uzyskałeś   wyniki  1 i więcej,  to znaczy,  że  wybrane   przez  Ciebie 

zachowanie ma pewne cechy nałogowości. Pozostałe stwierdzenia odnoszą się do różnych 

czynników skłaniających do nadużywania tego zachowania. Jeżeli uzyskałeś w nich wynik 3 

i więcej   -   przy   wynikach   0   w stwierdzeniach   dotyczących   nałogowości   (to   te   wyżej 

wymienione) - oznacza to, że może znajdujesz się na drodze do uzależnienia.

Leszek A Kapler, Beata Krzak

Leszek A Kapler i Beata Krzak są psychoterapeutami. Pracują w Instytucie Psychologii 

Zdrowia

w Warszawie.

Pomoc   DDA   obejmuje   dwa   nurty.   Po   pierwsze,   można   włączyć   się   w grupę 

samopomocową, w której nie ma terapeuty. Takie grupy powstają przy poradniach dla AA, 

czasem   przy   poradniach   odwykowych.   Po   drugie,   można   zgłosić   się   na   profesjonalną 

psychoterapię, ale nie jest ona dostępna we wszystkich województwach.

Najlepszym   źródłem   informacji   na   ten   temat   będą   Wojewódzkie   Ośrodki   Terapii 

Uzależnień   i Współuzależnień,   których   adresy   znajdują   się   w lokalnych   książkach 

telefonicznych. Terapia prowadzona „pod skrzydłami” WOTUW jest bezpłatna.

Informacji udziela także Instytut Psychologii Zdrowia (Warszawa-Włochy, ul. Gęślarska 

3; tel.: 022 863 90 97, 022 863 87 38; www.ipz.edu.pl). Większość świadczeń IPZ również 

jest   bezpłatna.   Instytut   Psychologii   Zdrowia   prowadzi   też   specjalistyczne   szkolenia   dla 

terapeutów, którzy chcieliby pracować z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików.

DDA szukający pomocy mogą również skorzystać z terapii w prywatnych gabinetach. 

Muszą je znaleźć na własną rękę.

W Internecie istnieje nieoficjalna strona Dorosłych Dzieci Alkoholików. Oto jej adres: 

background image

dda.w.interia.pl

background image

Nota bibliograficzna

Wszystkie   teksty  z książki   „Gdzie   się   podziało   moje   dzieciństwo”   są   poprawionymi 

przedrukami   artykułów   opublikowanych   w ”Charakterach”   w łatach   1999-2003   (tytuły 

zostały zmienione). Agnieszka Widera-Wysoczańska, Gdzie się podziało moje dzieciństwo, 

„Charaktery”   nr   3/2001   Marzenna   Kucińska   -   cykl   tekstów   poświęconych   DDA,   które 

ukazywały   się   w ”Charakterach”   od   nr   8/2002   do   nr   3/2003   Dariusz   Doliński,   Pokusa 

silniejsza niż rozum, „Charaktery” nr 9/2001 Alicja Senejko, Różne wyjścia z sytuacji bez 

wyjścia,   „Charaktery”   nr   6/2001   Zofia   Milska-Wrzosińska,   Sam   sobie   na   przekór, 

„Charaktery” nr 9/2003 Wiktor Osiatyński, Silna wola i inne bajki, „Charaktery” nr 9/2001 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań, „Charaktery” nr 9/2001.

background image

Kim są Dorosłe Dzieci Alkoholików?

Co dzieje się w rodzinach alkoholików?

Jakie role pełnią w nich dzieci? 

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta?

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików?

Gdzie i jakiej pomocy szukać powinni DDA?

Na te i wiele innych pytań odpowiada najnowsza książka Wydawnictwa „Charaktery”. 

Zgromadzone   w niej   teksty   wybitnych   specjalistów   pomogą   Dorosłym   Dzieciom 

Alkoholików zrozumieć źródło ich problemów, a dzięki temu zrozumieć również siebie.