background image

 

 

 

Gdzie się podziało moje dzieciństwo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Redakcja Piotr Żak 

 

Projekt okładki i opracowanie graficzne Maja Witecka 

 

Korekta Joanna Kudła 

 

Redakcja techniczna Adam Cedro 

 

© Copyright by Charaktery Sp. z o.o. 

 

Kielce 2003 

 

 

ISBN 83 916092 4 3 

 

 

 

Jest to piąta publikacja Wydawnictwa Charaktery 

25 512 Kielce ul Warszawska 6 

tel/faks (041)344 43 21 

e mail: charaktery@charaktery.com.pl 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

http://charaktery.onet.pl 

 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Spis treści

 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

Pijany dom czyli co dzieje się z dzieckiem alkoholika 

 

Marzenna Kucińska

 

DDA czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików 

1  Kim są 

2  Gdy rodzic pije 

3  Dom bez ścian dzieci bez rodziców 

4  Bohater maskotka  niewidzialne dziecko 

5  Zamrożeni ludzie 

       6  Dziecko w dżungli 

6  Samotni z lęku 

7  Pozwolić zagoić się ranie 

 

Dariusz Doliński

 

Pokusa silniejsza niż rozum  czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z nałogami 

 

Alicja Senejko 

Szczypta optymizmu  czyli rożne wyjścia z sytuacji bez wyjścia 

 

Zofia Milska-Wrzesińska 

Sam sobie na przekór czyli dlaczego sobie szkodzimy 

 

Wiktor Osiatyński

 

Silna wola i inne bajki czyli mity o piciu alkoholu 

 

Leszek A.Kapler, Beata Krzak 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań 

 

Przydatne adresy 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Dom pijany czyli co dzieje się

 

z dzieckiem alkoholika 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

 

W  latach  sześćdziesiątych  i siedemdziesiątych  powoli  stawało  się  jasne,  że  osoby  mieszkające 

z alkoholikiem  zapadają  na  chorobę  zwaną  współuzależnieniem.  W 1983  roku  w Stanach 

Zjednoczonych  powstało  Narodowe  Stowarzyszenie  Dzieci  Alkoholików,  którego  celem  było  i jest 

wskazywanie  i uznanie  ich  problemów  oraz  potrzeb.  Ponieważ  większość  dzieci  alkoholików 

zachowuje się w sposób społecznie akceptowany,  ich  problemy bywają niezauważane i ignorowane, 

także  przez  nich samych.  Na  ogół wyglądają  tak  dobrze,  ubierają się  tak  elegancko  i odnoszą takie 

sukcesy,  iż  nie  wydaje  się,  aby  potrzebowali  jakiejkolwiek  pomocy.  Skutecznie  działa  u nich 

przymus  samodzielnego  radzenia  sobie  z różnymi  sytuacjami  życiowymi  i lęk  przed  ujawnieniem 

własnych  problemów.  Tak  naprawdę  żyją  uwięzieni  w dramatycznej  przeszłości  i,  czując  smutek, 

zadają sobie pytanie: Co stało się z moim dzieciństwem? 

Dorosłe Dziecko Alkoholika to człowiek pochodzący z rodziny, w której alkohol był problemem 

centralnym.  Zbyt  zajęty  w dzieciństwie  walką  o przetrwanie,  w życiu  dorosłym  ma  poczucie,  że 

nigdy  nie  był  dzieckiem.  Pijani  rodzice  wymagali  od  niego  zaspokajania  potrzeb  matki

;

  ojca 

i rodzeństwa,  dbania  o nich  i ochraniania  ich.  Gdy  pijany  rodzic  tracił  nad  sobą  kontrolę,  dziecko 

stawało się coraz bardziej odpowiedzialne za niego, za siebie i sprawy domowe. 

W  takiej  sytuacji  niebezpiecznie  jest  czuć  się  dzieckiem.  Aby  się  ochronić,  dziecko  alkoholika 

buduje  siłę  pozwalającą  zachowywać  się  jak  dorosły.  W jednej  rodzinie  ochrania  matkę  bitą  przez 

ojca,  w innej  wspiera rodzeństwo  i pomaga mu przetrwać kolejną awanturę. Tam, gdzie alkoholizm 

jest  ukrywany,  dziecko  dba  o rodzica, który całą  noc  wymiotuje,  bo znowu „zachorował  na nerki”, 

lub psychicznie walczy z wulgarnym, agresywnym albo ciągle nieobecnym rodzicem, nie odzywając 

się do niego bądź kłócąc się z nim. Dzieciństwo mija na walce, ochranianiu i udawaniu. 

Jak wygląda dom, w którym żyje aktywny alkoholik? 

Coraz częściej dziecko zastanawia się, czy jego  rodzice  mają problemy z alkoholem,  i namawia 

ich do zaprzestania picia. Zdarza mu się nie spać w nocy, całymi dniami przesiadywać w zamkniętym 

pokoju, chce uciec z domu. Butelki z alkoholem znajduje w różnych kątach mieszkania i w rozpaczy 

chowa  je  lub  wylewa  alkohol  do  zlewu.  Rodzic  coraz  częściej  wraca  pijany  z przyjęcia  albo  ze 

spotkania  z kolegami.  Chodzi  po  mieszkaniu  rozebrany  i niechlujny.  Dziecko,  czując  wstyd 

i zakłopotanie, rezygnuje z zabawy na podwórku lub zaproszenia znajomych do domu. Coraz częściej 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

martwi  się,  że  rodzice  rozwiodą  się  z powodu  picia,  a jednocześnie  marzy,  żeby  pijany  rodzic 

wyprowadził się albo żeby dom był tak normalny, jak domy innych dzieci. 

Życie  rodzinne  dziecka  alkoholika  jest  niespójne,  niestabilne,  nieprzewidywalne:  coś,  co  jest 

prawdą  jednego  dnia,  nie  jest  nią  dnia  następnego.  Pijany  rodzic  obiecuje  coś  synowi  czy  córce, 

a potem  zupełnie  o tym  nie  pamięta.  Gdy  jest  trzeźwy,  może  być  kochającym  rodzicem,  gdy  jest 

pijany - gwałtownym, brutalnym  lub  nieobecnym. Dziecko  nigdy  nie  wie, którą „osobę”  spotka po 

powrocie ze szkoły. 

 

Czy tym domem rządzą jakieś reguły?

 

Podstawowym  celem  życia  takiej  rodziny  jest  ukrycie,  że  przyczyną  problemów  są  alkohol 

i alkoholik, i wskazanie innego  winnego. Jeden zestaw reguł, stworzony przez rodziców, sprowadza 

się do: „Nie mów”, „Nie czuj”, „Nie ufaj”. Przeznaczony jest dla dzieci i innych członków rodziny. 

Rodzice  tworzą  go  po  to,  by  osiągnąć  dominującą  pozycję,  wzbudzić  lęk,  wywołać  poczucie  winy 

i wstydu,  by  móc  pić  i utrzymać  ten  dysfunkcyjny  stan  rzeczy.  Drugą  grupę  reguł  tworzy  dziecko. 

Reaguje  w ten  sposób  na  reguły  matki  i ojca.  Jego  zestaw  sprowadza  się  mniej  więcej  do  takich 

przekonań: „Jeżeli nie będę mówił, nikt nie będzie wiedział, co czuję, i nie zostanę zraniony”, „Jeżeli 

nie  będę  pytał,  nie  będę  odrzucony”,  „Jeżeli  świetnie  będę  sobie  radził  sam,  pozostawią  mnie 

w spokoju”, „Jeżeli będę niewidoczny, nic mi się nie  stanie”, „Jeżeli będę uważny, nikt się na mnie 

nie  wścieknie”,  „Gdy  przestanę  czuć,  nie  odczuję  bólu”.  Podstawowa zasada brzmi: „Muszę zrobić 

wszystko,  by  być  tak  bezpiecznym,  jak  to  tylko  możliwe”.  Jednak  za  to  bezpieczeństwo  płaci  się 

wielką cenę, i to przez całe życie. 

 

Problemy Małego Dziecka Alkoholika (MDA)

 

Już  w wieku  przedszkolnym  u dziecka  z rodziny  alkoholowej  występują  objawy,  po  których 

można  rozpoznać,  że  przeżywa  ono  kryzysy  związane  z sytuacją  w domu.  Podświadome  próby 

poradzenia  sobie  z brakiem  rodzicielstwa  i próby  ochrony  siebie  widoczne  są  w przyjmowanych 

przez  dziecko  rolach:  bohatera,  kozła  ofiarnego,  dziecka  niewidzialnego  i maskotki.  Jak  na  ironię, 

role  te  służą  przeciwstawnym  celom.  Dają  narzędzia,  dzięki  którym  dziecko  może  przetrwać 

alkoholizm rodzica, ale jednocześnie maskują tę chorobę przed tymi, którzy mogliby pomóc. Dzieci 

alkoholików mistrzowsko kamuflują ból swojego serca. 

U  małych  dzieci z takich  rodzin można  zaobserwować  ciągłe  zmęczenie  lub ospałość. U ponad 

rocznego  dziecka  objawy  te  mogą  być  sygnałem  problemów  psychicznych,  w tym  depresji. 

Powtarzające  się  koszmarne  sny,  sen  przerywany,  odmowa  spania  albo  lęk  przed  nim  w porze 

poobiedniej  drzemki  -  mogą  wskazywać  na  potencjalne  problemy  rodzinne  związane  z alkoholem. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Może pojawić się regresja w treningu czystości, ssanie palca czy obgryzanie paznokci. Zachowania te 

związane są z pobudzeniem, chorobą, załamaniem lub zalęknieniem. 

Ciągły  brak  apetytu,  wybrzydzanie  w jedzeniu  czy  niedożywienie  to  też  oznaki  problemów. 

Także dzieci wychudzone, które jedzą tak, jakby ich żołądki były studniami bez dna, mogą cierpieć 

z powodu zaniedbania alkoholowego. Kompulsywne jedzenie może mieć swój początek w nawykach 

nabytych  już  w pierwszym  roku  życia.  Nadopiekuńcze  lub  nerwowe  matki  karmią  swoje  dzieci  za 

każdym  razem,  gdy  te  płaczą.  Przekarmianiem  starają  się  zastąpić  niemowlętom  miłość,  której  nie 

potrafią dać. Czasami żywność staje się dla dzieci substytutem  miłości, której nigdy nie zaznały od 

rodziców alkoholików. 

Dzieci alkoholików mają problemy z dostosowaniem się do zmian w codziennych obowiązkach. 

Kiedy  jedno  zajęcie  się  kończy  i przechodzi  w drugie,  mogą  mieć  trudności  z przestawieniem  się. 

Nieoczekiwane  wydarzenie  powodujące  zmianę  normalnego  rozkładu  codziennych  zajęć  może  być 

także nadmiernie denerwujące i dezorganizujące. 

Dzieci  alkoholików  zazwyczaj  bawią  się  w izolacji.  W zabawach  powtarzają  to,  co  widziały 

w domach  rodzinnych:  tematy  alkoholowe,  brutalne  sceny  agresji,  bijatyki  rodziców,  winę  i strach 

przed opuszczeniem. Daje to przedszkolakom poczucie kontroli nad własnymi lękami. 

Nadmierna  aktywność  wśród  przedszkolaków  jest  głównym  objawem  alkoholizmu  rodziców 

i częstym objawem syndromu płodu alkoholowego. Dzieci takie mają kłopoty z utrzymaniem uwagi 

i koncentracją na jednej czynności. Są nadruchliwe, nerwowe, wybuchowe, mają częste napady złego 

humoru i mogą nagle zmieniać zachowania na nietypowe. Nie mogą usiedzieć podczas opowiadania 

krótkiej  historyjki  albo  słuchania  utworu  muzycznego.  Nie  potrafią  planować  i dokończyć  zajęć, 

które  rozpoczęły,  nie  mają  cierpliwości  i entuzjazmu  do  pracy  w grupie  nad  jednym  projektem, 

wymagającym  poświęcenia  uwagi  przez  kilka  dni.  Boją  się  nieznanych  ludzi  lub  nowych  sytuacji. 

A z drugiej strony nadmiernie lgną do innych i przesadnie lękają się separacji. 

Także  nagłe  zmiany  zachowania  u małych  dzieci  mogą  wskazywać  na  alkoholizm  w ich 

rodzinach. Na przykład dziecko śmiałe nagle wycofuje się z kontaktu albo dziecko zalęknione nagle 

zaczyna odgrywać znaczącą rolę w grupie społecznej. 

Niestety  Małe  Dzieci  Alkoholików,  przeżywające  takie  problemy  w życiu  codziennym, 

w większości  przypadków  pozostają  niezauważone,  chyba,  że  narozrabiają.  Jednakże  nawet  wtedy 

dorośli  z reguły  koncentrują  się  na  objawach,  a nie  na  problemach  leżących  u ich  podłoża,  i nie 

udzielają  dzieciom  właściwej  pomocy.  W takiej  sytuacji  warto  pamiętać,  że  lata  przedszkolne  są 

fundamentem dorosłego życia. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Co dzieje się z

 dzieckiem alkoholika, gdy dorasta? 

Dzieci  z rodzin  z problemem  alkoholowym  mają  wielkie  trudności  w okresie  dorastania. 

Alkoholik  wpływa  destrukcyjnie  na  umysły  i emocje  członków  rodziny.  Lekcje  z dzieciństwa 

„dobrze  pamiętamy”  w  `````````życiu  dorosłym.  Jeżeli  dziecko  zostaje  zranione  przez  rodzica,  od 

którego  zależy  i którego  kocha  najbardziej,  sądzi,  że  jest  złe,  niegodne  miłości  i szacunku.  W ten 

sposób  uczy  się  nie  ufać  sobie  i innym.  Rozpoczyna  samotne  życie.  Odcina  się  od  swoich  uczuć, 

wypiera potrzeby. Uczy się udawać i kłamać nawet wtedy, gdy może mówić prawdę. Miłość oznacza 

dla  niego  dbanie  o kogoś  i zapominanie  o własnych  potrzebach.  Spontaniczność  jest  nieracjonalna, 

złość równa się agresji. 

Dorosłe Dzieci Alkoholików, gdy mają ciepłego i kochającego partnera, z którym mogą czuć się 

bezpiecznie,  toczą  w sobie  „wojnę”  z wrogami  z przeszłości  i na  aktualne  domowe  sprawy  reagują 

tak jak w dzieciństwie. Nadal czują pustkę, nie ufają, izolują się. DDA nie wierzy, aby dobra relacja 

mogła  trwać  dłuższy  czas,  dlatego  podświadomie  dąży  do  jej  zakończenia,  ale  bez  ludzi  czuje  się 

pusty  i zalękniony.  Dlatego  zrobi  wszystko,  by  kontrolować  sytuację.  Życie  ma  toczyć  się  zgodnie 

z ustalonym  przez  niego  planem.  Sytuacje  przeżywane  w domu  rodzinnym  wykształciły  w nim 

zaradność  i nadmierną  odpowiedzialność,  nauczył  się  „czytać  ludzi”.  Dzięki  tym  cechom  osiąga 

wielkie sukcesy w pracy zawodowej i buduje swoją karierę. Jednak te same zdolności nie pozwalają 

mu budować szczęśliwej rodziny. 

Jeżeli  spotyka  się  dwoje  ludzi  pochodzących  z rodziny  alkoholowej,  wtedy  problem  narasta  ze 

zdwojoną  siłą,  ponieważ  oni  nie  wiedzą,  co  czują,  nie  ufają  i nie  mówią  wprost,  podświadomie 

walczą ze sobą, czują pustkę i są nieszczęśliwi, chociaż odnoszą sukcesy. Te cechy przekazują swoim 

dzieciom i następnym pokoleniom. 

 

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików?

 

W rodzinie alkoholowej dorasta się z poczuciem niejasności, winy, złości, wstydu i strachu. Jest 

to  całkowicie  normalna  reakcja  na  nienormalną  sytuację.  Osoby,  które  wstydziły  się  za  swoich 

rodziców,  w życiu dorosłym wstydzą się za swojego partnera. Czują się winne za sytuację w domu. 

Mają  skłonność  do  śmiertelnej powagi,  są trudne  we  współpracy.  Raczej  rzadko przeżywają radość 

i relaks. 

Ludzie,  którzy  będąc  dziećmi,  nie  mieli  poczucia  własnej  wartości,  są  tacy  sami  w życiu 

dorosłym,  oceniają  siebie  i innych  bezlitośnie.  Szukają  potwierdzenia  siebie  na  zewnątrz.  Nie 

przyjmują  pomocy  innych  i ze  wszystkim  chcą  radzić  sobie  samodzielnie.  Muszą  być  najlepsi. 

Trudno  im  jest  być  elastycznymi.  Gdy  coś  idzie  nie  po  ich  myśli,  czują  lęk  i często  nie  kończą 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

rozpoczętych  spraw.  Z trudem  przychodzi  im  mówienie  o sobie,  ponieważ  dotychczas  musieli  być 

niewidoczni. Są lojalni wobec ludzi, którym się to nie należy. Życie nie ma dla nich większego sensu. 

Widzą  świat  albo  w czarnych,  albo  w białych  barwach.  Mając  poczucie  nieadekwatności,  muszą 

domyślać  się,  co  jest  normalne,  a co  nie.  Gdy  zaczynają  pić,  jest  to  dla  nich  szokiem.  Badania 

pokazują,  że  od 40  do 60 proc.  dzieci  dorastających  w rodzinie  alkoholowej  staje  się  alkoholikami 

w życiu  dorosłym.  Mogą  też  cierpieć  z powodu  współuzależnienia  od  małżonka  alkoholika.  Jeżeli 

oboje  rodzice  pili,  dziecko  nie  doświadczyło  bezpiecznej  i stabilnej  opieki.  W dorosłym  życiu  taka 

osoba jest znacznie bardziej podatna na uzależnienia. Zazwyczaj wcześniej upija się po raz pierwszy 

i ma więcej problemów z kontrolowaniem swojego zachowania. Trzeba podkreślić, że nie wszystkie 

dzieci alkoholików doświadczają identycznych, emocjonalnych i fizycznych, konsekwencji. 

Wielki  wpływ  na  zachowania  DDA  ma  również  to,  czy  w dzieciństwie  doznali  przemocy 

seksualnej  lub  fizycznej.  Jeśli  tak  się  stało,  później  cierpią  z powodu  zaburzeń  pamięci,  deficytów 

w koncentracji  uwagi,  zaburzeń  jedzenia,  problemów  seksualnych,  lęków,  koszmarów  nocnych, 

nagłych  i niezrozumiałych  wspomnień,  poważnych  trudności  w nawiązywaniu  bliskich  kontaktów 

z ludźmi, prób samobójczych, także z powodu nawracającej i narastającej depresji. 

 

Zdrowie dzieci alkoholików 

Stres kumulowany wewnątrz ciała dziecka alkoholika w istotny sposób wpływa na jego zdrowie. 

Obok  problemów  emocjonalnych  i poznawczych  oraz  trudności  w funkcjonowaniu  społecznym, 

pojawiają się poważne problemy zdrowotne. Dzieci alkoholików - częściej niż dzieci z innych rodzin 

-  narzekają  na  bóle  głowy  i brzucha,  nudności,  rozstrój  żołądka,  zmęczenie  i znużenie.  Zazwyczaj 

lekarze nie znajdują fizycznych uzasadnień tych dolegliwości. Dzieci z rodzin alkoholowych częściej 

chorują na astmę i anemię, częściej się przeziębiają i cierpią na alergie, mają też zaburzenia jedzenia. 

Te ostatnie, pojawiające się już we  wczesnym dzieciństwie, nasilają się  w życiu dorosłym. Jedzenie 

jest  sposobem  radzenia  sobie  z niskim  poczuciem  własnej  wartości.  Kompulsywne  jedzenie  może 

być także związane z ukrywaną złością do osoby, która wyrządziła krzywdę. Uczęszczanie na różne 

programy odchudzające jest nieskuteczne albo daje krótkotrwałe efekty. 

U  dzieci alkoholików  zwiększa  się  ryzyko  wystąpienia  chorób  sercowo-naczyniowych,  nagłych 

zmian  w ciśnieniu  krwi  i tempie  akcji  serca.  Wśród  tych  dzieci  częściej  też  występuje  osobowość 

typu  A.  Ludzie  dorośli  z osobowością  typu  A,  pochodzący  z rodzin  alkoholowych,  są  niecierpliwi, 

działają pospiesznie, agresywnie i z wrogością wobec innych, bez przerwy z kimś współzawodniczą. 

Angażują się w karierę zawodową i mniej interesują się innymi ludźmi. Mają niskie poczucie własnej 

wartości,  małe  poczucie  bezpieczeństwa,  zbyt  nisko,  wręcz  nierealistycznie  oceniają  swoje 

osiągnięcia. Osobowość typu A badacze zaobserwowali już u pięcioletnich dzieci alkoholików, chcą-

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

cych  pozyskać  uwagę  i uczucie  rodzica  niecierpliwego,  ignorującego  kontakt  emocjonalny,  wrogo 

nastawionego,  nadkontrolującego  i karzącego.  Takie  dzieci  próbują  sobie  poradzić  z dysfunkcyjną 

i chaotyczną  sytuacją  rodzinną,  przyjmując  rolę  bohatera,  czyli  dziecka,  które  musi  być  dobre  we 

wszystkim. 

 

Dzieci poddane działaniu alkoholu w

 życiu płodowym 

Przeprowadzone  przez  mnie  badania  wskazują,  że  znacznie  więcej  i znacznie  poważniejsze 

zdrowotne  konsekwencje  pojawiają  się  u DDA,  gdy  osobą  uzależnioną  była  matka.  Jeżeli  podczas 

ciąży  piła  dużo  alkoholu,  mogła  doprowadzić  do  nieodwracalnych  zaburzeń  emocjonalnych 

i intelektualnych  spowodowanych  trwałym  uszkodzeniem  układu  nerwowego,  czyli  Alkoholowym 

Syndromem Płodowym (Fetal Alcohol Syndrome). Do poważnego uszkodzenia mózgu, spowolnienia 

rozwoju  fizycznego  i umysłowego  może  dojść  nawet  wtedy,  jeśli  matka  w czasie  ciąży  tylko  raz 

pozwoliła  sobie  na  wypicie  dużej  ilości  alkoholu.  Dzieci  z FAS  mają  poważne  problemy  z zabu-

rzeniami  koncentracji,  samokontroli,  samoświadomości,  osobowości,  emocjonalności,  zdolności 

poznawczych,  mowy,  abstrakcyjnego  myślenia,  procesów  wyobraźni  i pamięci.  Są  nadpobudliwe, 

impulsywne  i drażliwe,  wrogo  nastawione  do  świata.  Mają  zniekształcenia  twarzy,  mało  ważą. 

Często zapadają na choroby serca i defekty nerek, miewają problemy z oczami i ze słuchem, a także 

ataki padaczki. 

Nie u wszystkich dzieci poddanych działaniu alkoholu w życiu płodowym rozwija się pełny FAS. 

U niektórych  mamy  do  czynienia  z tzw.  Płodowymi  Skutkami  Alkoholowymi  (Fetal  Alcohol 

Effects).  Chociaż  nie  widać  u nich  zewnętrznych  nieprawidłowości,  bardzo  poważne  są  pierwotne 

uszkodzenia  mózgu.  Ponieważ  wyglądają  normalnie,  otoczenie  oczekuje  od  nich  takiego  samego 

zachowania. To natomiast prowadzi do wtórnych uszkodzeń psychicznych, będących rezultatem nie-

prawidłowego radzenia sobie z podstawowymi zaburzeniami. 

Między  12  a 51  rokiem  życia  osoby  z FAE  mają  problemy  ze  zdrowiem  psychicznym, 

przerywają szkołę, popadają w konflikty z prawem, trafiają do więzienia, przejawiają nieprawidłowe 

zachowania  seksualne,  mają  problemy  z alkoholem  (ponad  50  proc.  kobiet  i 70  proc.  mężczyzn 

z FAE),  nie  potrafią  samodzielnie  żyć  (gotować,  robić  zakupów,  prać),  nie  umieją  znaleźć  sobie 

pracy czy jej utrzymać. 

Dzieci z FAS  i FAE nigdy  w pełni  nie zdrowieją.  Jednak  wczesna interwencja  medyczna  może 

pomóc  ludziom  z FAS  w rozwijaniu  funkcjonowania  motorycznego,  zdolności  intelektualnych, 

koncentracji  uwagi  i relacji  z rówieśnikami;  a ludziom  z FAE  w problemach  ze  zdrowiem 

psychicznym,  w problemach  szkolnych,  z prawem  i w  uzależnieniach.  Leczenie  należy  jednak 

rozpocząć przed upływem 10, czy 12 roku życia dziecka. Potem jest już za późno. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Od czego zależą konsekwencje psychologiczne ponoszone przez DDA?

 

Od indywidualnej historii dzieciństwa każdej osoby, od tego, kto pił w rodzinie i jak zachowywał 

się  wobec  dziecka  i innych  domowników.  Pojawiające  się  u dzieci  szkodliwe  skutki  alkoholizmu 

rodzica  związane  są  ze  sposobem  picia,  z finansową  niestabilnością  rodziny,  kłopotami  z prawem, 

brakiem  bliskości,  wsparcia  i rozmów,  z mniejszą  zdolnością  do  rozwiązywania  konfliktów, 

przemocą pojawiającą się w rodzinie, karami zbyt okrutnymi w stosunku do przewinień, z zaburzoną 

kulturą i rytuałami rodzinnymi, które pozbawiają dziecko regularnych posiłków, wspólnych udanych 

wakacji,  niedzielnych  wyjazdów,  wspólnych  wieczorów  czy  odwiedzin  u znajomych  i rodziny. 

Istotną  rolę  odgrywa  zły  model  rodzicielstwa,  zaburzający  role  przyjmowane  przez  dziecko  w ro-

dzinie i środowisku, niejasny system wartości i nieprawidłowa edukacja życiowa. 

Ważna  jest  również  liczba  dzieci  i kolejność  urodzenia.  Im  dziecko  młodsze  i im  dłużej  żyje 

z rodzicami  uzależnionymi,  tym  poważniejsze  konsekwencje  dorastania  w rodzinie  alkoholowej 

ponosi. Dziecko starsze może widzieć wyraźnie alkoholizm rodzica, młodsze absolutnie się z tym nie 

zgadza.  Jedno może pamiętać  same  horrory, drugie  głównie przyjemne  rzeczy.  Znaczenie ma także 

status ekonomiczny rodziny i to, czy miała miejsce przemoc fizyczna i seksualna. 

Istotne  jest  też,  czy  partner  osoby  uzależnionej  leczy  się  ze  swego  współuzależnienia,  czy  dba 

o swoje  zdrowie  i czy  dziecko  spotkało  osoby  wspierające.  Wielkie  znaczenie  mają  również 

temperament i odporność psychiczna, umiejętności społeczne i przekonanie o możliwości wpływania 

na własny los. 

Jaki jest najlepszy sposób dbania o siebie, gdy pojawiają się problemy? 

Aby dziecko alkoholika rozpoczęło proces zdrowienia, najpierw musi sobie uświadomić, że ma 

specyficzną  podatność  psychologiczną  i genetyczną  na  problemy  emocjonalne  i uzależnienia.  Musi 

połączyć  przeszłość  z aktualnymi  kłopotami  życiowymi.  Taka  świadomość  często  rodzi  się 

przypadkowo,  na  przykład  pod  wpływem  artykułu  w gazecie,  wykładu  czy  podczas  uczestnictwa 

w warsztacie („To przecież jestem ja!”). Zdrowienie wymaga ujawnienia dramatów przeszłości, odre-

agowania  uczuć  związanych  z doznanymi  krzywdami  i zaplanowania  na  nowo  aktualnego  życia. 

Daje  możliwość zbudowania  wewnętrznego świata niezależnego od dysfunkcyjnej rodziny. Dorosłe 

Dziecko Alkoholika nigdy nie będzie  do  końca  wyleczone,  ale  ma  wielką szansę  na  rozwój dający 

spokój  i radość  w życiu.  Aby  je  uzyskać,  trzeba  wziąć  udział  w terapii  indywidualnej  i grupowej, 

a potem  w sytuacjach  kryzysowych  korzystać  z pomocy  innych  ludzi  i profesjonalistów.  Trzeba 

wierzyć, że zmiana jest możliwa. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Zagrożenia w

 procesie zdrowienia 

W  procesie  zdrowienia  pojawiają  się  kryzysy  wynikające  z reguł  stworzonych  w dzieciństwie. 

Dzieci  w różny  sposób  reagują  na  urazy  emocjonalne,  fizyczne  czy  seksualne.  Jedne  wyraźnie 

dostrzegają alkoholizm rodziców, inne go nie zauważają lub nie chcą widzieć. Poważniejsze kłopoty 

w życiu  mają  ludzie  wychowywani  w rodzinach  alkoholowych,  w których  udawano,  że  nic  się  nie 

dzieje,  albo  zabraniano  mówić  o chorobie.  W związku  z tym  przestali  oni  wierzyć  własnym  oczom 

i uszom, własnej intuicji i rozsądkowi, stracili też zaufanie do ludzi. 

W  każdym  z tych  przypadków  zarówno  rodzic  alkoholik,  jak  i rodzic  współuzależniony 

zachowuje się w sposób podważający w dziecku wiarę w bezpieczeństwo, sens i dobroć tego świata. 

Kłopoty  pojawiają  się,  gdy  dorosły  niewiele  pamięta  z przeszłości  i dlatego  nie  chce  sięgać  do 

wspomnień. Energię wykorzystuje do blokowania uczuć i przez to ogranicza zmiany w swoim życiu. 

W takim  przypadku  pierwszym  wyzwalającym  doświadczeniem  w procesie  zdrowienia  będzie 

uzyskanie  wglądu  we  własną  przeszłość  oraz  w problemy  wynikające  z dzieciństwa.  Uwalnia  się 

wtedy siłę i odzyskuje wolność. Demony przeszłości zostają zdetronizowane. 

Zdrowienie  łączy  się  też  z rezygnacją  z ochraniania  alkoholika  i osoby  współuzależnionej. 

Jednak  wtedy  pojawia  się  ryzyko  oskarżeń  o zachowania  zimne,  zdystansowane,  okrutne 

i egoistyczne.  Wzmaga  to  poczucie  nielojalności  wobec  rodziców  i związane  z nim  poczucie  winy 

wobec  nich.  Spotykając  się  z zimną  reakcją  lub  gwałtownym  zaprzeczeniem,  DDA  dokonuje 

bolesnego  odkrycia,  że  najbliżsi  nie  chcą  go  słuchać,  oskarżają  o kłamstwo  i zdradę.  Słyszy 

komentarze  podważające  sens  terapii.  Stąd  już  tylko  krok,  by  przestał  dbać  o własne  zdrowie. 

Zagrażająca w procesie  zdrowienia  dzieci  alkoholików  jest  też ich chęć  do zajmowania się rodziną, 

a nie  sobą.  „Wyzwalanie”  rodziców  może  być  ucieczką  od  zajmowania  się  swoimi  trudnościami. 

Tymczasem  trzeba  sobie  uświadomić,  że  nie  zmieni  się  rodziców  i że  własne  wyzdrowienie  nie 

zależy od stanu zdrowia rodziny. 

Innym  sygnałem  ostrzegającym,  że  pojawia  się  zniechęcenie,  jest  tendencja  do  przypisywania 

rodzinie  alkoholowej  wszystkich  kłopotów  życiowych  lub  nie  przypisywanie  żadnego.  Po  prostu 

trzeba zrozumieć, że żadne ekstremum nie pomaga i że z dzieciństwa wyniosło się nie tylko krzywdę 

i ból, ale i ogromną siłę do budowania własnego życia. 

Gdy  dominującymi  przeżyciami  towarzyszącymi  zdrowieniu  są  lęk  i ból,  spowodowane 

wzrastającą  świadomością  sytuacji  życiowej,  wówczas  pojawia  się  niepokój,  że  nastąpiło  po-

gorszenie  i należy  szybko  zakończyć  pracę  nad  sobą.  W rzeczywistości  ten  lęk  powinien  być 

drogowskazem w procesie zdrowienia, wskazującym na problemy do rozwiązania. 

Podczas procesu zdrowienia pojawiają się momenty złego samopoczucia. Leczonego przytłaczają 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

zarówno  nowe,  świeżo  odkryte  rzeczy,  jak  i te,  które  jeszcze  pozostały  do  odkrycia.  Ma  ochotę 

powiedzieć:  „Dosyć,  nie  poczuję  się  już  lepiej,  kończę  to”.  Czuje  się  izolowany,  nagle  przekonuje 

się, że nie ma przyjaciela, z którym może porozmawiać. Ciągłe krytykuje siebie i innych. Dręczy go 

powracające silne uczucie depresji i niepokoju lub brak bezpieczeństwa. Nie może spać. Nadużywa 

alkoholu  albo  innych  środków  zmieniających  świadomość.  Ogarnia  go  uczucie  beznadziejności. 

W procesie zdrowienia wyraźnie ujawnia się jego lęk przed zaufaniem drugiemu człowiekowi, przed 

bliskością i intymnością. Użyteczne  są tu zasady  uczenia  się nowych  relacji poprzez podejmowanie 

ryzyka i poznawanie innych ludzi „krok po kroku”. 

„Spoczęcie  na  laurach”  po  dokonaniu  w sobie  zasadniczych  zmian  i wytyczeniu  celów  na 

przyszłość jest ostatnim zagrożeniem  dla  rozwoju. Aby  zdrowieć, trzeba być  stale  zaangażowanym 

w utrwalanie przemian. Obserwowanie siebie staje się częścią życia, pomaga odpowiednio wcześnie 

zauważyć  „czerwone  światło”,  które  sygnalizuje,  że  dziecko  alkoholika  powinno  intensywniej  niż 

zwykle zadbać o siebie, często z pomocą wykwalifikowanego specjalisty. 

Czy  można  rozwijać  się  bez  przeżywania  wewnętrznych  kryzysów?  Raczej  nie.  Na  proces 

rozwoju człowieka zazwyczaj składają się dwa kroki do przodu i jeden do tylu. Ten ostatni dostarcza 

informacji  zwrotnych  ważnych  dla  dalszego  rozwoju  i wzmacniania  efektów  uczenia  się.  Ponadto 

codzienne  życie  często  jest  nieprzewidywalne  i pojawiają  się  w nim  kryzysy,  z których  chcemy 

wychodzić tak, by maksymalizować swoje wewnętrzne możliwości. 

 

Agnieszka Widera-Wysoczańska 

 

 

Agnieszka  Widera-Wysoczańska  jest  doktorem  psychologii,  adiunktem  Zakładu  Psychologii 

Klinicznej  w Instytucie  Psychologu  Uniwersytetu  Wrocławskiego.  Od  16  lat  prowadzi  terapię  dla 

osób,  które  doznały  urazu  chronicznego  w dzieciństwie,  a także  szkoli  profesjonalistów  w zakresie 

diagnozy i terapii. Jej pasją są podróże. 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

DDA 

czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików

 

Marzenna Kucińska 

 

1. Kim są

 

Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  (DDA)  to  ludzie,  którzy  wychowywali  się  w rodzinach  naduży-

wających  alkoholu.  Gdy  byli  dziećmi,  musieli  zbyt  wcześnie  dorosnąć.  Są  dorośli,  a nadal  w głębi 

siebie  pozostają  dziećmi.  Państwowa  Agencja  Rozwiązywania  Problemów  Alkoholowych  (i  nie 

tylko)  szacuje,  że  w Polsce  żyje  prawie  4  miliony  dzieci,  których  rodzice  nadużywają  alkoholu, 

i około  1,5  miliona  dzieci  alkoholików.  Kiedy  dorosną,  część  z nich  zacznie  pić,  część  zwiąże  się 

z osobami uzależnionymi, a pozostałe będą starannie unikać myślenia o tym, co wydarzyło się w ich 

dzieciństwie.  Z moich szacunków  wynika,  iż  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  stanowią około 40 proc. 

dorosłej populacji Polaków. 

Doświadczenia  wyniesione  z rodziny  alkoholowej  mocno  rzutują  na  bliskie  kontakty  w życiu 

dorosłym. Prawie połowa z tych DDA, którzy zgłaszają się po poradę psychologiczną, nie decyduje 

się  na  zalegalizowany  związek,  a jedna  trzecia  zawieranych  przez  nich  małżeństw  kończy  się 

rozwodem.  To  znacznie  więcej  niż  wśród  ogółu  Polaków.  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  boją  się 

przede  wszystkim  powtórzenia  we  własnym  związku  tego,  co  działo  się  w ich  domu  rodzinnym. 

Duża część jest głęboko przekonana, że w małżeństwie można się tylko krzywdzić. 

Bliskie związki to także relacje z własnymi dziećmi. DDA często mają kłopoty z odnalezieniem 

się w roli rodzica. Wielu z nich rozpoczyna terapię właśnie z powodu problemów ze swoimi dziećmi. 

Obawiają się, że je skrzywdzą, wnosząc do wychowania doświadczenia z domu. Czasem nie potrafią 

z nimi  rozmawiać.  Mają  kłopot  z właściwą  oceną  tego,  czy  problemy  ich  syna  albo  córki  są 

„normalne”, czy też powinny być niepokojącym sygnałem. W niektórych DDA własne dzieci budzą 

agresję.  Trudno  im  się powstrzymać przed  krzykiem,  groźbami  czy  uderzeniem. Jednocześnie  mają 

świadomość,  że  to  nie  dziecko  zawiniło,  że  agresja  bierze  się  gdzieś  z głębi  ich  samych.  Szukają 

pomocy dla siebie, aby nie krzywdzić własnych dzieci. 

Wielu DDA nie decyduje się na to, żeby mieć dzieci (ponad połowa uczestniczących w terapii), 

albo podejmuje taką decyzję późno, po trzydziestym roku życia. Gdzieś głęboko tkwi w nich lęk, że 

dla ich syna czy córki życie okaże się równie okrutne, jak dla nich samych. 

Część DDA rezygnuje z własnego życia osobistego, ponieważ przyjmują,  że  ich podstawowym 

zadaniem życiowym jest opiekowanie się mamą albo tatą, a często nawet czuwanie, by nawzajem nie 

zrobili  sobie  krzywdy.  Niekoniecznie  mieszkają  z rodzicami,  a rodzice  wcale  nie  są  ludźmi 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

schorowanymi  ani  bardzo  starymi.  Spotkać  można  i takich  DDA,  którzy  mają  własne  rodziny,  ale 

każdy  weekend,  święta  i wakacje  spędzają  z rodzicami.  Zdarzają  się  także  rodziny,  w których 

wszystkie dorosłe, trzydziesto- czy czterdziestoletnie, „dzieci” mieszkają z rodzicami. 

W trakcie terapii okazuje się, że część DDA ma mocno zakodowane, choć rzadko uświadamiane 

poczucie, że ich podstawową rolą życiową jest „być dobrym dzieckiem”: „mąż (żona) to nie rodzina; 

rodzina  to rodzice,  dziecko, brat”. Odkrycie,  że być dobrą  córką  czy  dobrym  synem”  jest znacznie 

ważniejsze niż być dobrą żoną albo dobrym mężem”,  zazwyczaj zmienia zupełnie porządek świata. 

Szczególnie  dotyczy  to  kobiet.  Są  zaskoczone,  jak  łatwo  zaprzepaścić  dom  i rodzinę,  kiedy 

podstawowa odpowiedź na pytanie: „kim jestem?”, brzmi: „córką”. 

Zwykle  więź  Dorosłych Dzieci  Alkoholików  z rodzicami  o jest  bardzo  silna,  choć kontakty nie 

zawsze  układają  się  dobrze.  Najczęściej  DDA  skarżą  się,  że  tak  naprawdę  nie  potrafią  rozmawiać 

z matką  czy  z ojcem.  Niechętnie  jeżdżą  do  domu  rodzinnego,  bo  czują  tam  napięcie,  niepokój 

i bezradność.  Czasami  mówią  wręcz  o nienawiści  do  któregoś  z rodziców.  Przerażeniem  napawa  je 

myśl, że będą musiały z nimi zamieszkać, kiedy staną się oni niedołężni. 

Możemy  wyróżnić  kilka  typów  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików:  wyobcowani,  smutni, 

skrzywdzeni, uzależnieni, współuzależnieni, odnoszący sukcesy, z poczuciem niższości. 

Wyobcowani najczęściej nie zdają sobie sprawy, że to, co przeżyli w domu rodzinnym, ma nadal 

wpływ na ich życie i samopoczucie. Po prostu uważają się za innych, bardziej skomplikowanych lub 

poplątanych  wewnętrznie.  Zazdroszczą  innym  słabszych  napięć  wewnętrznych,  mniejszej  liczby 

dylematów  i konfliktów,  mniejszych  wewnętrznych  obciążeń,  o wiele  rzadziej  pojawiającego  się 

poczucia  smutku  i osamotnienia.  W sytuacjach  społecznych  bardzo  silnie  kontrolują  się.  Mają  po-

czucie, że ludzie z pewnością ich oceniają, i to niekorzystnie. 

Wielu DDA leczy się z powodu depresji. To smutni. Biorą kolejne specyfiki, które nie przynoszą 

ulgi  ani  nie  zmniejszają  przygnębienia.  Czasem  przychodzą  do  psychologa,  szukając  zrozumienia 

siebie  i rozwiązania  problemów,  a także  potwierdzenia,  że  z nimi  wszystko  w porządku.  Zwykle 

kończą  na  pierwszej  wizycie.  Boją  się  ruszyć  to,  co  jakoś  przyschło,  przycichło.  Po  co  znów  ma 

boleć? Ich wspomnienia pełne są doświadczeń utraty czegoś lub kogoś. Mówią o braku uwagi i braku 

fizycznego  bezpieczeństwa,  o głodzie  czy  opuszczeniu.  Dramaty  i koszmary  z okresu  dzieciństwa 

stają się w życiu dorosłym źródłem niewypowiedzianego bólu i smutku, których nie ukoi tabletka. 

Ale  są  również  DDA  uświadamiający  sobie,  jak  bardzo  zostali  skrzywdzeni  tym,  co  działo  się 

w domu, gdy  byli dziećmi.  Noszą w sobie żal,  rozgoryczenie, złość, a nawet  nienawiść: najczęściej 

w stosunku do tego z rodziców, który pił, ale czasem  również wobec tego, który choć nie pił, także 

krzywdził.  Pozostają  w pozycji  ofiary  nawet  wtedy,  gdy  sprawcy  już  nie  ma,  lub  też  nie  jest  już 

w stanie nic złego zrobić. Czują się pokrzywdzeni i przez pryzmat swojej krzywdy postrzegają świat 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

i ludzi. 

Istnieje  także  grupa  takich DDA,  którzy sami  zaczęli  pić  nałogowo. Sięgnęli  po alkohol,  bo na 

przykład  próbowali  poradzić  sobie  z trudnościami.  Choć  boleśnie  pamiętają  dzieciństwo 

podporządkowane  rytmom  picia  i niepicia,  dorosłe  życie  układają  tak  samo.  Teraz  to  oni  są 

najważniejsi, a życie rodzinne toczy się wokół ich picia i niepicia. 

Niektóre  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików,  przyzwyczajone  w dzieciństwie  do  zajmowania  się 

innymi i pomagania najbliższym (matce, bo ma za dużo obowiązków; ojcu, bo sam nie jest w stanie 

czegoś  zrobić;  rodzeństwu,  bo  jest  mniejsze  lub  bardziej  nieporadne),  wikłają  się  w związki 

z osobami,  którymi  trzeba  się  opiekować  (np.  z osobami  uzależnionymi,  z głębokimi  problemami). 

Życie z partnerem, który nie wymaga opieki czy poświęcenia, uważają za nudne, zbyt poukładane. 

Wielu  DDA  pracuje  na  odpowiedzialnych,  dobrze  wynagradzanych  stanowiskach  i odnosi 

sukcesy  zawodowe.  Potrafią  jednak  pracować  równie  efektywnie  w zamian  za  przysłowiowe  dobre 

słowo. Zaskakująco dobrze rozwiązują trudne zadania w sytuacji stresu i pod presją. Zwykle nie mają 

problemów  z wywiązywaniem się ze  swoich  obowiązków.  Nie  boją się  trudnych  zadań ani ryzyka. 

Są  odpowiedzialni  i nie  rezygnują  łatwo.  Dbają  o potwierdzanie  swoich  kompetencji,  ucząc  się 

i podejmując  nowe  wyzwania.  W efekcie  są  zwykle  bardzo  dobrymi  i mało  wymagającymi 

pracownikami.  Świetnie  też  potrafią  radzić  sobie  z publicznymi  prezentacjami  -  nikt  nie  widzi  ich 

silnego  napięcia  czy  lęku  przed  oceną.  Ludzie  podziwiają  często  ich  opanowanie  i spokój 

zewnętrzny, nie zdając sobie sprawy z tego, jak sprzeczne jest to, co  widzą, z tym, co dzieje się „w 

środku” tych ludzi. 

Poczucie  niższości i niekompetencji towarzyszące Dorosłym Dzieciom  Alkoholików  zazwyczaj 

odzywa  się  w kontakcie z innymi  osobami.  Składa  się na  nie  kilka  czynników:  kiepski  obraz  siebie 

wyniesiony z wczesnego dzieciństwa, brak dobrych doświadczeń w bliskich relacjach z ludźmi i brak 

podstawowych  umiejętności  interpersonalnych  (rozmawianie,  nawiązywanie  bliskich  kontaktów, 

rozwiązywanie  konfliktów  czy  nieporozumień).  Rzadko  za  poczuciem  niższości  u DDA  stoi  brak 

wykształcenia  czy  nie  radzenie  sobie  w życiu.  Ponad  połowa  osób  zgłaszających  się  na  terapię  ma 

wykształcenie  średnie,  a 40  proc.  wyższe.  Otoczenie  najczęściej  postrzega  Dorosłe  Dzieci 

Alkoholików jako ludzi dobrze radzących sobie w życiu, bez większych problemów. 

 

Można z

 tym żyć 

Być DDA to rzeczywiście niezbyt przyjemne. Nie jestem chyba w najgorszej sytuacji - przecież nie 

piję.  I co  z tego?  Te  wieczne  konflikty  wewnętrzne,  niepokoje  i wahania.  To  jest  rzeczywiście 

koszmar. 

Moja matka uciekła od ojca, gdy miałam 10 lat, a mój brat 4. Uciekła, bo się nad nią fizycznie 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

znęcał.  Nie  wiem  dlaczego,  ale  matka  zrobiła  sobie  wtedy  ze  mnie  koleżankę.  Nie  powinno  się 

obarczać  dzieci  takimi problemami.  Wystarczyło  mi  już  to,  że pod  jej nieobecność  zajmowałam  się 

bratem  i całym  domem.  Jednocześnie  chodziłam  przecież  do  szkoły.  Miałam  być  tym  „dobrym 

dzieckiem”. 

Gdy  miałam  25  lat,  wyszłam  za  mąż.  Teraz  już  wiem,  dlaczego  za  alkoholika.  Scenariusz  się 

powtórzył. Teraz  to  nie  moja  matka obrywała,  ale  ja.  Znalazłam  jednak  siłę,  żeby  odejść od  męża. 

Byłam wtedy wrakiem człowieka. Pomógł mi znajomy psychiatra. Wytłumaczył, że to nie moja wina - 

bo oczywiście obwiniałam za wszystko siebie. Zmieniłam pracę. Pracowałam po W godzin dziennie. 

Pojawiły się większe pieniądze, inni ludzie; niedawno uzyskałam pierwszy certyfikat z angielskiego. 

Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  często  odnoszą  sukcesy,  bo  ciężką  pracą  rekompensują  sobie 

nieudane życie i kompleksy. Nie widzę w tym nic złego tylko trzeba to robić z umiarem. Na poczucie 

niższości  i niekompetencji  znalazłam sposób -  czytać. Dużo i wszystko. Im więcej,  tym lepiej.  Uczyć 

się i rozwijać. 

Niestety, nie mam dobrego  kontaktu z matką.  Wyczuwam,  że wciąż  ma do mnie o coś pretensje. 

Ale to ona boi się porozmawiać. Zachowuje się, jakby była zazdrosna. Nie wiem, o co. Nie czuję nie-

nawiści do ojca - to biedny, słaby człowiek. 

Wiem jedno - nie dam się skrzywdzić po raz trzeci. Choćbym miała zostać sama do końca życia. 

Ból i lęk zostały. Tego nic nie zmieni. Można z tym żyć. Najważniejszy dla mnie jest fakt, że w końcu 

uświadomiłam to sobie. Myślę, że dam sobie radę bez psychoterapii. Boję się jej. DDA powinno się 

dużo  mówić  i pisać.  Bo  to  bardzo  ważne.  Ważne  nie  tylko  dla  DDA,  lecz  również  dla  osób,  które 

z nimi żyją pozwoli im lepiej zrozumieć tych ludzi. 

Elżbieta z Warszawy 

 

Moje paradoksy 

Wydaje  mi  się  to  swego  rodzaju  paradoksem,  że  ja,  dorosły  człowiek,  nie  potrafię  pokierować 

swoim  życiem,  lecz  żyję  według  schematu,  który  wyrył  się  w mojej  psychice,  a który  nie  daje  mi 

satysfakcji.  Patrząc  z boku,  ktoś  może  pomyśleć,  że  mam  fajne  życie.  Mieszkam  z mamą  i siostrą, 

które  są  w porządku.  Gdy  wracam  z pracy,  obiad  mam  już  gotowy,  podany.  Żadnych  kłopotów, 

żadnych  obowiązków.  W pracy  słyszę  same  pochwały:  młoda,  ładna,  inteligentna.  Czegóż  można 

więcej chcieć?

 

No właśnie czego? Szkoda, że to wszystko to tylko pozory, ze nie jest to takie proste, 

jak  by  się  wydawało.  Nikt  nie  wie,  jak  bardzo  rozdarta  wewnętrznie  jest  ta  dziewczyna  z ładnym 

uśmiechem (czyli ja), jak niepewna siebie i swojej wartości. Prawie nigdy się nie skarży, ze wszystkim 

sobie poradzi, to, co na zewnątrz i wewnątrz, to dwa różne światy, ale wiem o tym tylko ja i staram 

się o tym nie  myśleć, bo boję  się,  że faktycznie  zwariuję.  Dobra mina do  złej gry  -  to wiośnie moja 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

gra, moje życie. 

Ola z Bydgoszczy 

 

Pobożne życzenia, realne lęki

 

Tata,  alkoholik,  nie  pije  od  dwóch  lat,  ale  to  nie  znaczy,  że  życie  z nim  jawi  się  w różowych 

barwach. Sądziłam zawsze, że gdy on przestanie pić, moje problemy znikną. Jednak tak się nie stało. 

Moje  problemy  emocjonalne  najbardziej  ujawniły  się  w kontaktach  moim  chłopakiem.  Nie  mogę 

sobie  poradzić  z moim  często  wybuchowym  i nieprzewidywalnym  zachowaniem,  które  najbardziej 

odczuwa właśnie mój partner. 

Nie  opuszcza  mnie  myśl,  że  powielę  historię  naszej  rodziny,  że  w przyszłości  to  ja  będę  osobą 

współuzależnioną,  tak  jak  moja  mama.  Choć  nie  mam  powodów,  by  tak  myśleć,  to  jednak  ta  myśl 

mnie nie opuszcza. 

Chciałabym życzyć wszystkim DDA, aby nauczyli się odizolować swoje problemy od problemów 

alkoholika.  Niech  nasze  życie  będzie  kierowane  przez  nas  samych,  bez  ciągłego  odwracania  się 

w przeszłość,  która  przecież nie była  kolorowa.  Niech  problemy alkoholika będą  jego problemami. 

My mamy swoje życie i swoje problemy. 

Kaśka 

 

2. Gdy rodzic pije 

Przed  trzydziestu  laty  w Stanach  Zjednoczonych  pojawił  się  ruch  osób,  które  odkryły  wiele 

wspólnego w swoim życiu. Te wspólne cechy wiązały się nie tyle z tym, jacy byli, ile z ich rodzinami 

pochodzenia.  Źródłem  wielu  cech  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  są  doświadczenia  związane 

z wychowywaniem  się  w specyficznym  systemie,  jakim  jest  rodzina  z problemem  alkoholowym. 

Wayne Kritsberg uważa, że niezależnie od tego, czy w rodzinie jest czynny alkoholik, czy leczy się, 

czy też został z niej usunięty - rodzina alkoholowa to rodzina dysfunkcyjna. Jak taka rodzina wpływa 

na rozwijające się w niej dziecko? 

Dzieciństwo  jest  okresem  kluczowym  dla  rozwoju  naszej  tożsamości.  Doświadczając  własnej 

bezradności, dziecko musi przejść od symbiotycznej do niezależnej relacji z rodzicami, ucząc się po 

drodze  wielu  umiejętności  niezbędnych  do  przetrwania  i do  ułożenia  sobie  życia  tak,  by  czuć  się 

szczęśliwym  i spełnionym.  W rodzinie  zaspokajającej  emocjonalne  potrzeby  dziecka  i innych 

członków  oraz  mającej  jasne  zasady  i reguły,  dzieci  rozwijają  spójną,  silną  tożsamość,  a także 

umiejętność takiego współżycia z ludźmi, które pozwoli im realizować siebie. 

Inaczej  jest  w rodzinie  alkoholowej.  W sytuacji  permanentnego  kryzysu  związanego  z ciągłym 

nadużywaniem  alkoholu  przez  matkę  czy  ojca,  przetrwanie  systemu  rodzinnego  staje  pod  znakiem 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

zapytania. Cała rodzina musi przystosować się do sytuacji, gdy co najmniej jedno z rodziców bywa 

wyłączone z zaspokajania potrzeb rodziny, na przykład przez swoją nieobecność fizyczną - ponieważ 

gdzieś pije,  lub psychiczną - kiedy  jest  w domu, ale pijane. Tego typu kryzys trwa zazwyczaj wiele 

lat.  Niepijący  członkowie  rodziny  żyją  w chronicznym  stresie.  Wymusza  on  zwykle  zachowania, 

które - choć trudne lub raniące - pozwalają przetrwać kryzys. 

Atmosfera 

domu 

alkoholowego 

pełna 

jest 

swoistego 

napięcia. 

Wiąże 

się 

ono 

z nieprzewidywalnością tego, co się zdarzy, z oczekiwaniem na wybuch i na to, w jakim stanie wróci 

pijący rodzic. Rodzina funkcjonuje inaczej, kiedy jest on pijany, a inaczej, kiedy jest trzeźwy: „Gdy 

był  trzeźwy,  zabierał  mnie  w różne  miejsca.  Dzięki  niemu  obejrzałam  najlepsze  sztuki.  Ale  gdy 

wracał  pijany,  strasznie  się  go  wstydziłam.  Był  wulgarny  i chamski,  zawsze  wtedy  dochodziło  do 

awantur”. 

Czasem  to  napięcie  i oczekiwanie  na  wybuch  związane  jest  paradoksalnie,  z zachowaniem 

rodzica,  który  nie  pije:  Ojciec,  pijany,  kładł  się  spać  i po  prostu  go  nie  było.  Za  to  tej  kobiety  nie 

rozumiem:  wieczne  pretensje  o wszystko.  Gdy  wracała  z pracy  i słyszałem  trzask  furtki,  żołądek 

podchodził mi do gardła. Wiedziałem, że zaraz będzie o coś zła i że mi się oberwie, choć nie sposób 

przewidzieć  za  co”.  Partner  osoby  pijącej  staje  się  czasem  wulkanem  złości  tryskającej  na 

wszystkich,  także  na  dzieci.  Dzieje  się  tak,  ponieważ  nie  radzi  on  sobie  z negatywnymi  uczuciami 

i kosztami, które wiążą się z piciem partnera. Dzieci nierzadko wręcz prowokują wybuch w nadziei, 

że jeśli matka wyładuje się na nich, to nie będzie awantury z ojcem. 

Z czasem w rodzinie narastają złość, żal i pretensje. Coraz częściej zdarzają się kłótnie. Dziecko 

doświadcza wtedy głębokiego niepokoju - poprzez empatyczne przejmowanie nastroju osoby, z którą 

jest  związane.  Doświadcza  także  silnego  lęku,  gdy  słyszy  podniesione,  agresywne  głosy  swoich 

bliskich,  nawet  jeżeli  jeszcze  nie  rozumie  tego,  co  mówią.  Kiedy  już  rozumie  i słyszy  pełne 

nienawiści  słowa  -  rodzą  się  w nim  trudne  uczucia  związane  z poczuciem  własnej  niemocy, 

skrzywdzenia i zagrożenia. 

Dzieci są świadkami kłótni. Widzą, jak rodzice robią krzywdę sobie. Często same doświadczają 

ich  agresji.  Doświadczenia  te  wpływają  na  ich  obraz  świata  i siebie:  świat  zapisuje  się  im  jako 

zagrażający  i nieprzewidywalny, najbliższe  osoby, które powinny  być wsparciem  i obrońcami, stają 

się agresorami, a siebie dziecko widzi jako kogoś bezsilnego. Z badań Witolda Skrzypczyka („Dzieci 

alkoholików  -  zdarzenia  traumatyczne”,  Łódź  2000)  przeprowadzonych  w latach 

???

  wynika,  że 

świadkami  przemocy  w rodzinie  alkoholowej  było  dwoje  z trojga  badanych  dzieci.  Zdarza  się,  że 

dziecko w rodzinie alkoholowej staje się obiektem przemocy. Sprawcą najczęściej jest ktoś bliski. 

Wszystkie dzieci w rodzinach alkoholowych doświadczają zaniedbania emocjonalnego. Czują się 

opuszczone, pomimo że rodzice są obecni i zaspokajają fizyczne potrzeby dziecka. Rodzice bowiem 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

zawsze koncentrują się na czymś innym: na alkoholu, na tym, że partner pije, na utrzymaniu rodziny. 

Jednak  w odczuciu  dziecka  nigdy  nie  bywa  tak,  że  ono  jest  na  tyle  ważne,  by  rodzice  skupili  się 

jedynie  na  nim.  Czuje,  że  nie  powinno  zawracać  głowy  sobą  ani  swoimi  potrzebami,  że  nie  może 

sprawiać  kłopotów.  Sądzi,  że  musi  zachowywać  się  tak,  jakby  było  osobą  dojrzałą  do  wspierania 

rodziców w życiowych problemach, a nie dzieckiem, które ich potrzebuje. 

Bezpośrednią  konsekwencją  emocjonalnego  opuszczenia  jest  niskie  poczucie  własnej  wartości, 

czy  wręcz  bezwartościowości.  Dziecko  czuje,  że  rodzice  potrzebują  nie  dziecka,  lecz  kogoś,  kto 

będzie im pomagać  w tym,  z czym  sobie  nie  radzą.  Spycha  zatem  w głąb swoje potrzeby i emocje, 

ucząc  się,  jak  ich  nie  okazywać,  a w  efekcie,  jak  nie  pokazywać  siebie.  Stara  się  stać  kimś  takim, 

kogo potrzebuje rodzina. 

A skutki? Dzieci  wychowywane w domach alkoholowych przeżywają niemal zawsze (80 proc.) 

złość  lub  nienawiść  do  rodzica.  Ponad  połowa  z nich  mówi  o poczuciu  osamotnienia,  aż  40  proc. 

przyznaje  się  do  strachu  przed  rodzicem  i do  poczucia  wstydu  za  niego.  Co  czwarte  nosi  w sobie 

poczucie  winy,  czując  się  odpowiedzialne  za  złą  sytuację  w domu.  Po  latach  dorosłe  już  dzieci 

alkoholików, pytane o uczucia związane z dzieciństwem, mówią o złości, gniewie, agresji lub buncie, 

a także o lęku, wewnętrznym bólu, niekiedy tez o wewnętrznej pustce. W dzieciństwie kształtują się 

ich negatywne przekonania na swój temat - „jestem bezwartościowy”, „jestem głupi”, „jestem słaby” 

- adekwatne nie do realnych cech, ale do tego, jak czuli się w dzieciństwie. Postanawiają oni wtedy: 

„Nigdy nie będę mieć dzieci, żeby nie przeżywały tego co ja” albo „Nigdy się nie ożenię”. A to po 

latach skutkuje trudnościami w znalezieniu partnera lub problemami z zajściem w ciążę. 

 

Przeszłość jak kulawy pies

 

Najpierw  nie  miałam  dzieciństwa...  Wychowywałam  się  w domu,  w którym  awantury  były  na 

porządku  dziennym.  Słowa  wypluwane  z nienawiścią,  ze  złością,  z krzykiem...  Nieprzespane  noce, 

ściskanie  koło  serca,  strach  i wściekłość  narastająca  z każdą  awanturą.  Obelgi,  poniżanie,  nawet 

bójki. Wstyd przed koleżankami za własnego ojca, który wygląda jak najgorszy łachmyta, od którego 

cuchnie,  i który  leży  na  trawniku  przed  blokiem.  Bezsilne  łkanie  w poduszkę,  szczelne  zamknięcie 

w swoim własnym świecie marzeń i fantazji. 

Tata,  alkoholik,  doprowadził  do  ruiny  wszystkich  nas  -  mamę,  mnie  i brata.  W domu  nigdy nie 

było  ciepła,  normalnych  świąt,  spokoju.  Bez  względu  na  stan  ojca  zawsze,  w najgłębszych 

zakamarkach czaił się niepokój. Niepokój, który na drobne kawałki rozszarpywał pojedyncze, rzadkie 

chwile radości i szczęścia. 

Potem  było  trudne  dojrzewanie.  Znerwicowana  mama,  która  zaczęła  leczyć  depresję,  wybrała 

sobie córkę na powiernicę. Obarczała mnie swoimi troskami, bo uważała, ze jestem genialnym dziec-

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

kiem  -  taka  zrównoważona,  inteligentna.  I ja  też  częściej  stawałam  się  rozjemcą  podczas  awantur. 

Tato,  sięgając  coraz bardziej  dna,  jedynie  mnie  słuchał,  więc  ja  go uspokajałam  i prowadziłam do 

łóżka, by zasnął. 

Nigdy  nie  zaznałam  prawdziwej  miłości.  Nie  wiem,  co  to  znaczy  normalny  dom,  z gorącym 

obiadem  na  czas,  z drugim  śniadaniem  szykowanym  przez  mamę  do  szkoły.  Od  kiedy  pamiętam, 

byłam pozostawiona sama sobie, wymagano ode mnie dojrzałości ponad mój wiek. 

Teraz wreszcie wyjechałam. Studiuję w Krakowie. Powoli spełniam swoje marzenia, ale wiem, że 

nie  odetnę  się  od  swojej  przeszłości.  Ciągnie  się  za  mną  jak  pies  z kulawą  nogą.  Taka  ucieczka 

niczego  przecież  nie  rozwiązuje.  Mam  mocno  nadszarpnięte  nerwy,  poturbowaną  osobowość.  Nie 

potrafię  zaufać  ludziom,  nie  wierzę  w przyjaźń,  uciekam  od  mężczyzn.  Mam  wrażenie,  że  ludzie 

potrafią tylko krzywdzić. 

Marta z Krakowa 

 

Pijany ideał

 

Alkohol  piją  w nadmiarze  także  ludzie  na  tzw.  poziomie.  Forma  tego  „alkoholizmu”  może  być 

okresowa.  Nigdy  nie  wiadomo,  kiedy  „to”  może  nastąpić  i jak  długo  potrwa.  Jak  w tym  wszystkim 

czuje  się  dziecko,  dla  którego  pijący  rodzic  jest  jednocześnie  wielkim  autorytetem,  osobą  ważną, 

cenioną  przez  innych,  osobą  mądrą,  od  której  inni  czerpią  wiedzę,  doświadczenie,  wzorce? 

A  z drugiej strony... pijane „coś”, co zostaje z tego wielkiego człowieka po kolejnym niepotrzebnym 

kieliszku.  Jak  trudno  jest  wytworzyć  sobie obraz  najważniejszego  w życiu człowieka,  który  ma  dwa 

jakże  różne oblicza. Nie wiadomo, czy po przyjściu do domu  spotka się osobę, do której  można iść 

z każdym  problemem  czy  zmartwieniem,  od  której  otrzyma  się  dobre  słowo  i mądrą  radę  -  ojca 

trzeźwego, czy też spotka się chodzącą od okna do okna mamę, która stara się nie pokazać dzieciom, 

że coś jest nie tak, której trzęsą się ręce, gdy podaje obiad, ale pyta z uśmiechem: „Co było dzisiaj 

w szkole?”.  A my, starając  się nie poruszać tematu  tabu,  także udajemy,  że nic  się nie dzieje. A tak 

naprawdę czekamy, czy nie  zadzwoni  telefon  (wypadek) albo  czyjaś  zniecierpliwiona  żona („weźcie 

tego pijaka”), a może do drzwi zapuka kolega i powie: „Twój tata leży w parku pod krzakiem, niech 

go ktoś podniesie”. 

Jaki bałagan tworzy się w umyśle takiego dziecka? Niby wszystko jest dobrze, ale tylko czasami. 

Jak  odpowiadać  na  pytania  koleżanek:  „Dlaczego  twój  ojciec  pije,  przecież  to  taki  mądry 

człowiek?”?  Ojciec  ma  być  wzorem  do  naśladowania,  a pije  w pracy.  A kiedy  wypije  za  dużo, 

nabiera  odwagi  i występuje  publicznie,  wygłasza  mądre  kwestie,  tak  żeby  na  pewno  wszyscy  go 

zobaczyli.  A dziecko  szuka  kąta,  w którym  nikt  go  nie  będzie  widział,  i myśli,  jakie  cuda  mogą 

sprawić, by nikt o tym jutro nie pamiętał. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Danuta 

 

3. Dom bez ścian, dzieci bez rodziców

 

Kiedy  w rodzinie  alkoholowej  pojawia  się  dziecko,  zwykle  pojawia  się  również  nadzieja  na 

zmianę.  Niestety  partner  osoby  pijącej  szybko  przekonuje  się,  że  spoczywa  na  nim  nie  tylko 

obowiązek  wychowania  dziecka,  ale  i wszelkie  inne  obowiązki  domowe,  a nierzadko  również 

finansowe  utrzymanie  powiększonej  rodziny.  W takich  okolicznościach  musi  skoncentrować  swoje 

wysiłki  na  wszystkich  tych  sprawach,  którymi  w innych  rodzinach  zazwyczaj  zajmują  się  dwie 

osoby. 

Powszechnie  wiadomo,  iż  rozwijające  się  dziecko  potrzebuje  częstego  kontaktu  z rodzicami. 

Jednak  niewielu  z nas  uświadamia  sobie,  że  dziecko,  którego  rodzic  pije,  ma  go  o połowę  mniej: 

mniej  czasu  spędzanego  w kontakcie  fizycznym,  na  zabawie,  czytaniu  książek  czy  spacerze;  mniej 

czasu  na  obserwację  bliskiej  dorosłej  osoby,  kiedy  tak  wiele  dzieci  się  uczą;  mniej  rozmów 

i bliskości. Jest to rodzaj zaniedbania emocjonalnego, które pojawia się niezależnie od tego, że matka 

i ojciec  mogą  bardzo  kochać  dziecko.  Gdy  taki  siedmiolatek  idzie  do  szkoły,  może  mieć  mniej 

umiejętności  interpersonalnych  niż  jego  rówieśnicy,  bo  znacznie  mniej  czasu  niż  oni  spędzał 

w bezpośrednim kontakcie ze swoimi rodzicami. 

Niektórzy nie mają doświadczeń w kontaktach z rodzicami w ogóle albo prawie w ogóle. Mówią 

na przykład: „Ojca prawie nie pamiętam. Zwykle pił z kolegami poza domem lub spał pijany. Mama 

pracowała w sklepie od  świtu  do  zmroku  i też jej  nie  było”. Inni  opowiadają  o dzieciństwie u babci 

czy cioci, a nawet w domu dziecka. Wiele osób spędzało czas w szkole  lub na podwórku, ucząc się 

praw rządzących światem społecznym od sąsiadów, nauczycieli bądź kolegów. 

Ale  ważny  jest  nie  tylko  wspólnie  spędzany  czas,  lecz  również  jakość  tego  kontaktu,  czyli 

stosunek  rodziców  do  dziecka.  Zależność  między  naszym  myśleniem  o sobie  a stosunkiem  matki 

i ojca do nas, gdy byliśmy dziećmi, opisał Carl Rogers. Jego zdaniem dla kształtowania się poczucia 

wewnętrznego „ja” istotny jest właśnie stosunek rodziców do dziecka, a zwłaszcza okazywanie przez 

nich  aprobaty  i wsparcia.  Dzięki  temu  dziecko  uczy  się  aprobować  to,  jakie  jest,  i włączać  nowe 

doświadczenia siebie w obręb „ja”. Pochwały ze strony matki i ojca stają się podstawą jego poczucia 

własnej  wartości.  Gdy  rodzice  chwalą  dziecko  za  to,  co  robi,  pojawia  się  zgodność  doświadczenia 

z ”ja”  i poczucie  wewnętrznej  spójności.  A poczucie  wewnętrznej  spójności  i posiadanie 

pozytywnego wizerunku siebie to - według Rogersa - dwie składowe silnej tożsamości. 

Co się dzieje z dzieckiem wychowywanym w rodzinie alkoholowej, które często nie doświadcza 

aprobaty i wsparcia ze strony rodziców? Jego potrzeby są zazwyczaj niezauważane lub ograniczane 

do  podstawowych,  ponieważ  innych  nikt  nie  ma  czasu  zauważyć.  Dziecko  słyszy,  że  musi  być 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

samodzielne,  musi pomagać mamusi i tatusiowi, którym jest ciężko. Dobrze byłoby również, gdyby 

zbyt wiele nie potrzebowało, gdyż inne sprawy i potrzeby rodziny są ważniejsze. I najlepiej niech nie 

mówi o swoich potrzebach, bo przecież mama zadba o nie na tyle, na ile zdoła. A jeśli usłyszy, że syn 

albo  córka  potrzebuje  więcej,  niż  ona  może  dać,  będzie  jej  przykro.  Dziecko  wychowujące  się 

w rodzinie alkoholowej uczy się zatem ignorowania własnych potrzeb, nie nabywa umiejętności ich 

rozpoznawania i zaspokajania - zwykle przechodzi subtelny trening w rozpoznawaniu i zaspokajaniu 

potrzeb  swoich  rodziców.  Wysłuchuje  ich  zwierzeń  i problemów,  pomaga  w obowiązkach  do-

mowych,  rozwiązuje  sytuacje  kryzysowe:  „Tylko  ja  potrafiłam  go  uspokoić.  Mówiłam  mamie,  by 

zabrała dzieciaki i zamknęła drzwi. Bałam się strasznie, bo bywał bardzo agresywny, ale potrafiłam 

z nim rozmawiać jakoś tak, że pomarudził i kładł się spać”. 

Pierwotne  treści  zawarte  w naszym  wewnętrznym  obrazie  siebie  są  wynikiem  tego,  jak 

doświadczamy  siebie  i jak  jesteśmy  traktowani  przez  rodziców.  Dziecko  nieakceptowane, 

niezauważane  czy  krzywdzone  doświadcza  siebie  jako  człowieka  cierpiącego  z powodu  zaniedbań 

i krzywd,  opuszczonego  i bezwartościowego.  W taki  też  sposób  zaczyna  myśleć  o sobie  i tak  się 

czuje, gdy pozostaje samo z sobą (np. jestem bezradny, głupi, bezwartościowy, niczego nie potrafię). 

Ponieważ żadne dziecko nie jest w rzeczywistości głupie, bezwartościowe i pozbawione  możliwości 

rozwoju, pojawia się niespójność pomiędzy „ja” a doświadczeniami, które dowodzą jego zaradności, 

posiadanych  umiejętności  czy  wrodzonych  zdolności.  Jednakże  ta  część  „ja”  w obliczu 

wewnętrznego  konfliktu  (Jaki  jestem  naprawdę:  taki,  jak  mówią  rodzice,  czy  taki,  jak  się  zacho-

wuję?) pozostaje ukryta w nieświadomości. 

Utrwaleniu  takiego  fałszywego  obrazu  „ja”  sprzyja  również  reguła  zaprzeczania, 

charakterystyczna  dla  systemu  rodziny  alkoholowej.  Alkoholik  zaprzecza  swojemu  uzależnieniu, 

a jego  partner  nie  przyznaje  się,  że  nie  radzi  sobie  z sytuacją  picia  małżonka  -  więc  dziecko 

otrzymuje przekaz: „To nieprawda, co widzisz, myślisz i czujesz”. Wielokrotnie widzi pijanego ojca 

i słyszy,  jak  matka  mówi  na  przykład:  „On  jest  chory”,  „Jest  zmęczony”  albo  „Dobrze  się  bawi”. 

Dostrzega, że matka jest zła, ale ona uparcie twierdzi, że to tylko zmęczenie: „Ja zła?! Jakbyś ty cały 

dzień  przestał  na  nogach,  a potem  musiał  się  użerać  z pijakiem,  też  byłbyś  zmęczony!”.  Dziecko 

przestaje  zatem  dawać  wiarę  swoim  zmysłom,  bo  wielokrotnie  mówiono  mu,  że  było  inaczej,  niż 

słyszało, widziało i czuło. Brak zaufania do własnego postrzegania może po łatach sprawiać, że DDA 

jako jedyni nie będą pewni, czy od kogoś czuć alkohol, czy prawidłowo rozpoznają stan emocjonalny 

drugiej osoby. 

Reguła  zaprzeczania  znajduje  również  zastosowanie  w świecie  wewnętrznym:  myśli  i uczuć. 

Kiedy  dziecko  z rodziny  alkoholowej  pozwoli  sobie  na  wyrażenie  swoich  gwałtownych  uczuć, 

mówiąc na przykład: „Nienawidzę go” - zwykle słyszy: 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

„Nie  wolno  ci  tak  mówić.  To  twój  ojciec.  Ojca  należy  kochać”.  A kiedy  rozpacza,  bo  zostało 

skarcone „za nic”, matka wspiera je słowami: „Tak naprawdę tatuś cię kocha, chce żebyś wyrósł na 

dobrego człowieka”. 

Jeśli  dziecko  nauczy  się  nie  ufać  sobie,  czyli  temu,  co  postrzega,  odczuwa  i myśli  -  traci 

wewnętrzne  punkty  orientacyjne  i zaczyna  kierować  się  czymś  lub  kimś  zewnętrznym.  Będzie  to 

niepijący rodzic, religia, inni ludzie albo cokolwiek, od czego można się uzależnić. 

Wytworzenie  więzi  z matką  i ojcem,  przeżycie  pierwotnej  zależności,  w której  zostaną 

zaspokojone potrzeby dziecka, a która go nie zniewoli, lecz pozwoli się rozwinąć - jest bardzo silną 

potrzebą.  Zwykle  dziecko  związuje  się  silniej  z jednym  z rodziców.  W rodzinach  alkoholowych 

w naturalny sposób spędza ono więcej czasu z niepijącym rodzicem. To on lepiej rozumie i zaspokaja 

jego potrzeby. Zdarza się  jednak  dość często,  że  dziecko  związuje się  mocniej  z rodzicem pijącym, 

jako  bardziej  przewidywalnym  i mniej  raniącym.  Niepijący  może  reagować  na  kryzys  rodzinny 

ciągłą  złością,  przelewaną  na  domowników.  A usiłując  utrzymać  pod  kontrolą  sytuację  rodzinną, 

nierzadko odwoływać się będzie do manipulacji emocjami i zachowaniami dzieci: „Jak możesz mi to 

robić?! Chcesz mnie do grobu wpędzić! Lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować”. 

Czasem zdarza się tak, że dziecko nie może wytworzyć realnej więzi z żadnym z rodziców, gdyż 

oboje  są  zbyt  nieobecni  lub  raniący.  Wówczas  idealizuje  sobie  jedno  z nich  i wytwarza  taką 

wyobrażoną  więź  z wyidealizowanym  obiektem.  Oto  opisy  pijących  rodziców,  zaniedbujących  swe 

dzieci, do późnej starości domagających się, by życie dzieci kręciło się wokół nich: „Moja matka jest 

wspaniałą  osobą.  Zawsze  nas  kochała  i chciała  dla  nas  jak  najlepiej.  Właściwie  poświęciła  dla  nas 

swoje życie. Jej było trudniej niż nam”; „Ojciec był cudowny, zabierał mnie do teatru i uczył słuchać 

muzyki. Dzięki niemu poznałam wiele sławnych osób. Czytał mi książki, bawiliśmy się razem”. 

Więzi,  które  udaje  się  stworzyć  z rodzicami  w rodzinie  alkoholowej,  przypominają  huśtawkę: 

bardzo  blisko  -  bardzo  daleko.  Rodzic,  gdy  sam  potrzebuje  bliskości,  powierza  dziecku  swoje 

problemy i tajemnice, nie zawsze adekwatne do jego wieku. Gdy nie potrzebuje bliskości, wyznacza 

granicę  - „Dzieci  i ryby głosu nie  mają”, „Nie pyskuj” - nie licząc się z potrzebami syna czy  córki. 

A takie  sytuacje  uczą  dziecko  o nieprzewidywalności  w relacji  z rodzicami  i tego,  że  w bliskości 

łatwiej  zranić.  Otwartość,  zaufanie  i bliskość  stają  się  jedynie  instrumentami  do  zaspokojenia 

cudzych potrzeb, nie są zaś sposobem na zbudowanie bliskiego związku. 

Zgodnie z koncepcją Rogersa, dziecko w rodzinie alkoholowej - pozbawione aprobaty, wsparcia 

i realnych  informacji  na  temat  tego,  jakie  jest  -  musi  wykształcić  strukturę  „ja”  będącą  źródłem 

zaburzeń  i dysfunkcji.  Po  pierwsze  dlatego,  że  brak  jest  podstaw  kształtujących  poczucie  własnej 

wartości lub tworzone są podstawy do negatywnej samooceny, niezgodnej z rzeczywistym obrazem 

dziecka.  Po  drugie,  pojawia  się  rozbieżność  pomiędzy  „ja”  a doświadczeniem,  a istotna  część 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

realnego  doświadczania  „ja”  pozostaje  w nieświadomości.  Po  trzecie,  następuje  zniekształcenie 

i niespójność  obrazu siebie,  będąca źródłem ciągłego  niepokoju  i dysonansu.  I wreszcie  po  czwarte, 

następuje  zablokowanie  lub  utrudnienie  rozwoju  „ja”,  ze  względu  na  niedopuszczanie  do 

świadomości ważnych doświadczeń tegoż „ja” (np. przeżywania złości, zazdrości czy lęku). 

Dziecko wzrastające w chaotycznych regułach rodziny alkoholowej uczy się nie mówić o sobie, 

o swoich potrzebach i o tym, co dzieje się w domu. A po doświadczeniach w pierwotnych relacjach, 

Dorosłe Dzieci Alkoholików starają się nie ufać nikomu. Ich wewnętrzna tożsamość zbudowana jest 

wokół tego, jacy  powinni  być,  gdyż jacy  są - nie  wiedzą. Czasem  spotykają  kogoś, kto wydaje się 

dawać  szansę  na  prawdziwie  bliski  związek,  w którym  możliwe  będą  pełna  akceptacja 

i bezwarunkowa miłość. Ponieważ DDA nie potrafi budować bliskości i związku, zatraca się w nim 

bezgranicznie, ujawniając dziecięce - wyparte wcześniej - emocje i pragnienia. 

 

Andrzej ma 30 lat, dobrą pracę i własne mieszkanie. Przełożeni go cenią, a podwładni lubią, gdyż 

jest  sprawiedliwy,  kompetentny  i pracowity.  Jedynym  jego  problemem  są  związki  z kobietami. 

Chciałby założyć rodzinę, ale wciąż wybiera niewłaściwe kobiety: pijące, bez pracy albo zdradzające 

swych partnerów.  Tak naprawdę  pogardza nimi, ale  mimo  to  „pakuje się”  w romans  za romansem. 

Jest  miło,  póki  ma  poczucie,  że  nie  zależy  mu  na  kobiecie.  Sytuacja  zmienia  się  po  mniej  więcej 

trzech miesiącach. Ku swemu zaskoczeniu, Andrzej zawsze angażuje się mocno. Kiedy nie ma przy 

nim kobiety, którą darzy uczuciem, czuje się opuszczony, zaniedbany i zdradzany. Zaczyna robić jej 

wymówki.  Potem  codziennością  są  prowokowane  przez  niego  kłótnie.  W końcu  kobieta  odchodzi, 

a on powoli - cierpiąc, ale i czując ulgę - wraca do równowagi emocjonalnej. 

Andrzej  dorastał  w rodzinie,  w której  ojciec  nadużywał  alkoholu.  Ktoś  zapyta:  „A  co  to  ma 

wspólnego  z jego  perypetiami  miłosnymi?”.  Otóż  w swojej  rodzinie  Andrzej  czuł  się  podobnie. 

Kiedy  ojciec  pił,  matka  czyniła  z syna  swojego  powiernika  i sojusznika.  Buntowała  go  przeciwko 

zaniedbującemu ją mężowi. Ale ojciec przestawał pić, a wówczas matka nie potrzebowała już syna. 

W rozmowach z mężem zdradzała tajemnice powierzone jej przez chłopca. Wyjeżdżali - jak zgodne 

małżeństwo  -  na  romantyczne  weekendy.  Ciągle  gdzieś  wychodzili.  Andrzej  czuł  się  oszukany 

i opuszczony. A matka wciąż nadskakiwała ojcu i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało - syn 

nie znosił jej takiej. Gdy ojciec pił, Andrzej czuł, że ma matkę, choć ona była nieszczęśliwa. 

 

Mój słownik wyrazów codziennych

 

Dom?  Ale  ja  nie  rozumiem  tego  słowa,  tak  samo  jak  słów:  rodzina,  miłość,  dziękuję,  proszę, 

przepraszam. Nie ma ich w moim słowniku, ale doskonale znam znaczenie wyrażeń: spier..., wynocha 

z domu, nie chcę oglądać waszych mord. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Mam  21  lat.  To  jest  mało,  ale  jednocześnie  dużo.  Bardzo  wcześnie  musiałam  dorosnąć. 

Dzieciństwo?  tak, było  -  i to  jakie!  Wybuchowe!  Codzienne czekanie  na  pijanego ojca,  który nie 

potrafi  sam  rozwiązać  sobie  butów.  Czekanie  na  awantury,  na  wyzwiska:  szmato,  darmozjadzie 

jeden, wypier... mi z domu, zamorduję was. 

Nie mogłam mieć przyjaciół. Nie wolno, zabroniono. Co noc modliłam się o śmierć, nie chciałam 

takiego  życia.  Życia,  w którym  zastanawiałam  się,  o co  dzisiaj  będzie awantura:  o nieumyty  talerz, 

o sukienkę, czy może tak po prostu, bo jest za cicho. 

DDA z Krasnegostawu 

 

Nie chcę nienawiści

 

Kiedy  byłam  dzieckiem,  miałam  dwa  życia.  Ich  rytm  i długość  określał  Tata.  To  On  dawał  im 

początek i koniec. Gdy pił, byliśmy rodziną alkoholową, a ja byłam dzieckiem alkoholika. Gdy nie pił, 

byliśmy standardową polską rodziną: 2+2, a ja - córką tatusia. Gdy pił - nienawidziłam Go, gdy nie 

pił  - kochałam,  wierząc całym sercem,  że już nigdy pić nie będzie.  Bo  każdy  ciąg picia kończył się 

przyrzeczeniem, że to był ostatni raz. Ostatnich razów było kilkaset. 

Gdy  Tata  nie  pił,  świat  był  piękny.  Chodziliśmy  na  basen  i do  kina,  przynosił  mamie  kwiaty, 

całymi  nocami  stał  w peerelowskich  kolejkach  po  czekolady  dla  nas.  I nie  rozumiałam,  dlaczego 

jednym kieliszkiem wódki odbierał nam to wszystko. 

Potem  Tata  odszedł.  Miałam  15  lat.  I nadal  nic  nie  rozumiałam.  Teraz  mam  25  lat.  Własną 

rodzinę  i własne  życie.  I zaczęłam  rozumieć.  Już  teraz  wiem,  że  były  problemy,  z którymi  Tata  nie 

mógł  sobie  poradzić,  sprawy,  które  Go  przerosły.  Teraz  pamiętam  tylko  te  dobre  chwile. 

Z perspektywy  czasu  oceniam,  że  moje  dzieciństwo  nie  było  złe,  było  na  swój  sposób  szczęśliwe. 

Wyparłam to wszystko, co mnie raniło. Bo jaki sens ma pielęgnowanie w sobie nienawiści? 

Ewa 

 

Przeglądałam się w

 butelkach 

Nigdy  nie  usłyszałam  pochwały  z ust  ojca,  zawsze  rozkazywał.  Stawiał  mi  wysoko  poprzeczkę, 

więc myślałam, że jestem leniwa, słaba i głupia. Gdy zaczynał pić, nie mogłam wyjść na podwórko, 

bo dzieciaki śmiały się ze mnie. Było mi wstyd, że mój tata pije. 

Z  biegiem czasu, gdy  rozumiałam więcej,  mama zaczęła mi  się  zwierzać.  Pytała,  co ma zrobić, 

i oczekiwała  odpowiedzi.  Przez  ojca  alkoholika  zostałam  pozbawiona  tego,  co  dla  dziecka 

najważniejsze, beztroskiego  dzieciństwa  -  gdyż  zawsze  dawały o sobie  znać  niepewność  i strach,  że 

wróci do domu nietrzeźwy. Zamiast przeglądać się w oczach taty, przeglądałam się w jego butelkach 

po wódce. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Zdaję sobie sprawę, ze powinnam się zwrócić do specjalisty. A co będzie, jeśli osoba, która ma 

mi pomóc, zawiedzie mnie? Nie chcę zostać zraniona kolejny raz. 

Nastolatka z Rzeszowa 

 

4. Bohater, maskotka, niewidzialne dziecko 

Rodzina  to  system,  którego  podstawowym  celem  jest  rozwój  wszystkich  jego  członków.  Gdy 

prawidłowo  funkcjonuje,  poszczególni  członkowie  w sposób  elastyczny  wypełniają  określone  role 

służące  zaspokojeniu  jej  potrzeb.  Ale  ten  sprawny  mechanizm  przestaje  takim  być,  jeśli  ktoś 

z dorosłych  nadużywa  alkoholu.  Wraz  z nasileniem  kryzysu  rodzinnego  staje  się  on  coraz  bardziej 

chaotyczny  i niestabilny,  między  innymi  dlatego,  że  jedno  lub  oboje  rodzice  przestają  wypełniać 

swoje  role.  Aby  rodzina  przetrwała,  konieczne  jest  znalezienie  takiej  struktury,  której  jednym 

z elementów  są  sztywno  określone  role.  Wtedy  zachowania  członków  rodziny  stają  się  przewi-

dywalne i bezpieczne. Im bardziej system rodzinny zdominowany jest przez nadmierne picie jednego 

z dorosłych, tym jego reguły są sztywniejsze i bardziej rygorystyczne. 

Wymienianie  jedynie  kilku  ról  to  nadmierne  uproszczenie.  Opiszę  je  jednak,  gdyż  pozwalają 

zrozumieć  istotę  oraz  konsekwencje  funkcjonowania  w roli  służącej  systemowi  rodzinnemu,  a nie 

jednostce. 

„Bohater  rodzinny”  to  dziecko,  które  dostarcza  rodzinie  poczucia  wartości,  dumy  i sukcesu. 

Zwykle bierze na siebie różne obowiązki i świetnie sobie z nimi radzi. Ponieważ znaczna ich część to 

sprawy  dorosłych  (np. gotowanie, sprzątanie,  wychowywanie  młodszego  rodzeństwa), bohater staje 

się „małym dorosłym”: dzielny, opanowany, pełen poświęcenia i gotowości do rezygnacji z siebie dla 

innych.  Dalsza  rodzina,  znajomi  i sąsiedzi  często  z zazdrością  patrzą  na  takie  dziecko,  chwalą  je 

i podziwiają.  Dzięki  bohaterowi  rodzina  może  poczuć  się  dobrze,  bo  przecież  wychowała  tak 

odpowiedzialnego i odnoszącego sukcesy młodego człowieka. 

Tylko  czasem  ktoś  zauważy,  że  bohater  to  bardzo  skryte  dziecko,  wiecznie  niezadowolone 

z siebie i z tego, co osiągnęło. „Bohater rodzinny” wciąż bywa napięty, ponieważ obawia się, że ktoś 

wreszcie odkryje, iż wcale nie jest takim, jak widać na zewnątrz. Towarzyszy mu przy tym poczucie 

bezwartościowości. Czuje się nieszczęśliwy, zaniedbany i osamotniony. Jego  rola  w rodzinie to być 

odpowiedzialnym dorosłym. Ale dziecko, które nie przeszło pełnego cyklu dorastania i dojrzewania, 

nie  jest  w stanie  sprostać  takiemu  wyzwaniu.  Dzieci  jednak  bardzo  szybko  uczą  się  poprzez 

modelowanie i naśladownictwo, co pozwala im przekonująco odgrywać daną rolę, choć wewnętrznie 

nie są do niej przygotowane. 

„Kozłem ofiarnym” też zazwyczaj jest dziecko. Dzięki niemu rodzina może odwrócić uwagę od 

swoich  rzeczywistych  problemów.  Traktuje  bowiem  dziecko  jako  swoisty  obiekt  zastępczy,  na 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

którym  można  się  skoncentrować  i wyładować  negatywne  uczucia.  „Kozioł  ofiarny”  jest  z pozoru 

przeciwieństwem  „bohatera  rodzinnego”.  Dorośli  postrzegają  takie  dziecko  jako nieodpowiedzialne 

i trudne,  przynoszące  swoim  zachowaniem  kłopoty  i problemy.  Często  kiepsko  się  uczy,  wcześnie 

sięga  po  używki,  wpada  w tzw.  złe  towarzystwo.  Wobec  rodziców  jest  zwykle  bezczelne 

i aroganckie.  W ten  sposób  wyraża  bowiem  negatywne  emocje,  jakie  członkowie  rodziny  odreago-

wują na nim. 

„Kozioł  ofiarny”  może  być  jednak zadziwiająco podobny  do „bohatera  rodzinnego”:  tak  jak on 

potrafi  wziąć  odpowiedzialność  za  to,  co  dzieje  się  w rodzinie.  Ale  bohater  bierze  na  siebie 

odpowiedzialność za pozytywny wizerunek rodziny, zaś kozioł - za negatywny. Dzieci w obu rolach 

przeżywają  lęk,  poczucie  odrzucenia,  osamotnienia  i skrzywdzenia.  U „kozła  ofiarnego”  czasem 

pojawia się również uczucie nienawiści do świata i ludzi, którzy nie dają mu żadnej szansy na bycie 

dobrym, a także uczucie zazdrości i niedoceniania. 

„Kozioł  ofiarny”  ma  zapewnić  dobre  samopoczucie  rodzinie,  która  może  zrzucić  na  niego 

odpowiedzialność za wszystko: to nie my jesteśmy źli, to on jest trudnym dzieckiem, łobuzem, wpadł 

w złe towarzystwo itd. Za każdym razem, gdy trafiają do mnie pacjenci funkcjonujący kiedyś w tej 

roli  w swoich  rodzinach,  zadziwia  mnie,  jak  niewielki  wpływ  na  takie  zachowanie  miał  ich 

temperament  czy  osobowość.  Co  prawda  zdarza  się

;

  że  kozłami  zostają  dzieci,  które 

temperamentalnie mają większą łatwość wyrażania złości bądź buntu, ale nie jest to wcale regułą. 

Za  poprawianie  nastroju  i humoru  rodziny  odpowiada  „dziecko-maskotka”.  Na  jego  widok 

pojawiają  się  uśmiechy  na  twarzach,  domownicy  rozluźniają  się  i uspokajają.  Często  staje  się  ono 

domowym  antidotum  na  kryzysowe  chwile:  „Uspokój  ojca,  ciebie  posłucha”.  Rodzice  lubią 

popisywać się maskotką przed  innymi.  Jednocześnie  - bez  względu na  wiek - traktują  ją  jak  osobę 

niedojrzałą, niewiele rozumiejącą z tego, co się wokół niej dzieje. 

Kiedy maskotka musi poradzić sobie z czyjąś złością czy wściekłością, wobec których bezsilni są 

dorośli  domownicy  -  tak  naprawdę  jest  przestraszona  i napięta.  Ma  poczucie,  że  jeśli  nie  może 

poprawić komuś nastroju, staje się niepotrzebna jak porzucona przytulanka. 

Dziecko „niewidzialne” (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym) zachowuje 

się  tak,  jakby  go  nie  było.  Godzinami  potrafi  zajmować  się  sobą.  Nie  sprawia  kłopotów 

wychowawczych,  zwykle  niczego  nie  chce.  W kontaktach  społecznych  jest  wycofane,  czasem 

uznawane za nieśmiałe. Robi wszystko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Czasem udaje mu się to na 

tyle dobrze, że wychowuje się w swoistej izolacji społecznej, pomimo ludzi wokół. Takiemu dziecku 

brakuje  podstawowych  umiejętności  interpersonalnych:  nawiązywania  kontaktu,  wyrażania  swoich 

potrzeb  czy  współpracy  z innymi.  W szkole  wyraźnie  odbiega  od  swoich  rówieśników  poziomem 

umiejętności społecznych. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

„Niewidzialne”  dziecko  czuje  się  bezwartościowe,  niegodne  uwagi  innych  i osamotnione.  Ale 

równocześnie jest zagniewane, iż nikt nie zwraca na nie uwagi. Jego zachowaniem kieruje poczucie, 

że najlepiej by się stało, gdyby go nie było. 

Kiedy  w trakcie  terapii  pacjenci pracują nad identyfikacją własnych ról  w ich  rodzinach,  często 

pytają,  czy  możliwe jest połączenie  kilku  ról.  Odpowiedź brzmi:  tak.  John Bradshaw  pisze, że  jeśli 

jeden  z rodziców  nie  wypełnia  swojej  roli  z jakiegokolwiek  powodu  (jest  pijany,  nieobecny,  chory 

itd.),  zwykle  któreś  z dzieci  wchodzi  w jego  rolę.  Gdy  rodzina  potrzebuje  sukcesu,  dziecko  będzie 

bohaterem. Jeżeli potrzeba kogoś, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za dziejące się w niej zło - 

stanie  się  kozłem. W rodzinie  wielodzietnej  każde z dzieci  może  wypełniać  inną  rolę. Ale kiedy  na 

przykład  najstarsze  odchodzi  z domu,  zwykle  kolejne  przejmuje  jego  rolę,  porzucając 

dotychczasową.  To pokazuje,  jak  ważną potrzebę  rodziny zaspokaja dana rola i jak  silnie związana 

jest ona z systemem rodzinnym, a nie z cechami dziecka. 

Przyjmując  określoną  rolę,  młody  człowiek  uczy  się,  jakie  uczucia  ma  wyrażać,  a jakich  nie. 

„Bohater rodzinny” ma prezentować swoją kompetencję i odpowiedzialność, „kozioł ofiarny” - złość, 

„dziecko-maskotka”  powinno  mieć  zawsze  dobry  nastrój,  a „niewidzialne”  musi  być  samowy-

starczalne. Oznacza to, że dzieci muszą rozwijać cechy w jakiś sposób potrzebne rodzinie, zaś ukryć 

te, które są w niej niepożądane. I tak bohater może skrywać wewnątrz strach i osamotnienie, kozioł - 

swoje  mocne  strony,  maskotka  -  smutek,  a niewidzialne  -  wściekłość.  W ten  sposób  przyjęta  przez 

dziecko  rola staje  się  jego zewnętrznym „ja”, pod którym skrywa, jakie jest naprawdę.  Zewnętrzne 

„ja” to forma obrony, sposób na przetrwanie w dysfunkcyjnym systemie rodzinnym, sposób na bycie 

kochanym, na przyciągnięcie uwagi, nadzieja na zaspokojenie podstawowych dziecięcych potrzeb. 

Inną konsekwencją poświęcenia  własnego „ja” na rzecz stabilności rodziny bywa częste u DDA 

przeświadczenie: „Nie ja jestem ważny - ważniejsza jest grupa (rodzina, klasa, zespół w pracy itp.)”. 

Towarzyszy temu nawyk dbania o potrzeby innych, o grupę, z którą taki człowiek się identyfikuje. 

Kim  naprawdę  jestem?  Jakie  są  moje  mocne  strony,  a jakie  słabe?  To  najczęstsze  pytania, 

z jakimi DDA przychodzą na terapię. Zadają je z dużym niepokojem. Obawiają się, że może prawdą 

jest  to,  co  słyszeli  od  bliskich  w chwilach  złości:  że  są  bezwartościowi,  niegodni  zainteresowania 

i pokochania. W mojej praktyce klinicznej nie zdarzyło się, by prawda o osobie była tak okrutna, jak 

jej  lęki  i wewnętrzne  przekonania.  Aby  jednak  znaleźć  odpowiedzi  na  powyższe  pytania,  trzeba 

uświadomić sobie, w jakiej roli byłem lub nadal jestem - i przestać w niej funkcjonować. 

 

Moje prawo do życia

 

Wychowałam  się  w rodzinie  alkoholika  -  tkwiłam  w koszmarze  przez  30  lat.  Czułam  się 

opuszczona  przez  cały  świat.  W tym  wszystkim  sama,  wspierająca  mamusię,  wysłuchująca  jej 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

cierpiętniczych  lamentów,  wywodów  o jej  ciężkim  życiu,  przyjmująca  całe  jej  cierpienie  na  siebie; 

cały jej ból i nieudane życie. 

Wybaczyłam ojcu  -  był  chory, był alkoholikiem.  Czuję  żal do  mamy;  pewnie  nieświadomie, ale 

ciągnęła mnie za sobą w to piekło, zrobiła sobie ze mnie powiernicę, choć miałam niewiele lat. 

Próbowałam z mamą rozmawiać na ten temat. Nic z tego nie wychodzi, bo ona uważa, że to ona 

miała  ciężkie  życie,  a ja  przecież  byłam  tylko  (!)  dzieckiem,  więc  nie  mogłam  tego  wszystkiego 

odczuwać.  Uważa,  że  starała  się,  bym  miała  szczęśliwe  dzieciństwo.  Nie  wiem,  jak  poradzić  sobie 

z uczuciami do mamy. Wiem, że to moja matka - ale dlaczego mnie pogrąża, nie widzi mojego bólu. 

Liczy  się  tylko jej  cierpienie.  A gdzie  jestem  ja?!  Zawsze  byłam cichą,  potulną  córunią.  Czy  ja nie 

mam prawa żyć po swojemu? Mam. 

Elżbieta z Radomska 

 

Tata wracał pijany

 

Mam 18 lat. Wracając myślami do dzieciństwa, widzę ojca, który wracał z pracy pijany. Czasem 

potulnie szedł spać, ale częściej robił awantury: krzyczał, wyzywał  mamę i wszystkich naokoło. Nie 

używał  przemocy  fizycznej,  chociaż  często tym  groził.  Ojca  uspokajałam  ja  albo  mój  młodszy brat, 

tymczasem  mama,  siedząc  w moim  pokoju,  płakała.  Ją  także  musieliśmy  pocieszać.  Czasami 

dochodziło  do  tego,  że  ojciec  chciał  mamie  „coś”  zrobić,  na  przykład  uderzyć  ją  w twarz  -  wtedy 

stawaliśmy pomiędzy nimi, trzymając im ręce. Wręcz prosiliśmy, aby się uspokoili. 

Dwoje małych, bezbronnych dzieci, potrzebujących miłości, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, 

odpowiedzialnych za swoich rodziców. Czy taka jest rola dziecka? 

Dla  mnie  najgorsze  było  napięcie  przed  przyjściem  ojca.  Ja  i brat  wiedzieliśmy,  że  skoro 

dotychczas nie  wrócił, pewnie wróci pod  wpływem alkoholu, ale nie  mówiliśmy o tym.  Uważam,  że 

tylko  pogłębialiśmy  w sobie  uczucie  strachu,  krzywdy,  cierpienia  i bezradności.  Ja,  jako  starsza, 

czułam się odpowiedzialna także za brata. Próbowałam go jakoś pocieszyć. 

Czuwałam  nawet  w nocy,  ponieważ  zdarzało  się,  że  ojciec  budził  się  i krzyki  zaczynały  się  od 

nowa  A rano  musiałam  przecież  wstać,  iść  do  szkoły  i oczywiście  udawać,  że  wszystko  jest 

w porządku, że żyję w szczęśliwej rodzinie. 

Ojciec  nie  pije  od  czterech  lat,  ponieważ  jest  chory.  Leczy  się  u psychiatry.  W domu  da  się 

wyczuć ogromne napięcie, żal, złość i poczucie krzywdy. Nadal o tym nie rozmawiamy. W ogóle mało 

ze sobą rozmawiamy. 

Przechodzę  teraz  ciężki  okres  przeżywania  swoich  uczuć,  od  których  nie  można  uciec. 

Uświadomiłam  sobie  także,  że  przeżycia  dzieciństwa  mają  bardzo  duży  wpływ  na  moje  kontakty 

z ludźmi,  jednak  teraz  mogę  to  zmienić.  Nie  miałam wpływu  na  zdarzenia  w moim  domu,  ale  mam 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

wpływ na moje teraźniejsze życie. To ja nadaję mu sens. 

Dziewczyna z Oławy 

 

5. Zamrożeni ludzie

 

Większość  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  doświadcza  problemów  emocjonalnych.  Jedni  leczą 

się  z powodu  nawracającej  depresji,  inni  z powodu  nerwicy.  Są  tacy,  którzy  przychodzą  do 

psychoterapeuty  i mówią:  „Nic  nie  czuję”  lub  „Mam  kochającą  rodzinę  i wszystko  mi  się  dobrze 

układa, ale wciąż wraca do mnie to, co czułem w domu: lęk, że to wszystko stracę, złość bez powodu. 

Nie  rozumiem  tego”.  Timmen  L.  Cer-mak  i Jacques  Rutzky  piszą  („Czas  uzdrowić  swoje  życie”, 

1996): „Uczucia same w sobie rzadko bywają źródłem problemów. Jest nim natomiast niewłaściwy 

stosunek  do  uczuć,  który  powoduje,  że  traumatyczne  przeżycia  nie  przestają  prześladować  ludzi 

w ich dalszym życiu”. 

Dzieci,  które  wychowywały  się  w rodzinach,  gdzie  nadużywano  alkoholu,  przechodzą  swoisty 

trening  w sposobach  radzenia  sobie  z emocjami.  Zdarza  się,  że  już  we  wczesnym  okresie  swojego 

życia narażone są na bardzo silne doświadczenia emocjonalne, pomimo że ich mechanizmy obronne 

nie są jeszcze zbyt dojrzale. Do tych doświadczeń wywołujących ekstremalne emocje można zaliczyć 

między  innymi  kłótnie  (krzyki,  bójki  najbliższych i wyzwiska),  zaniedbanie podstawowych  potrzeb 

fizycznych  (np.  głód,  zimno,  nie  zmieniane  pieluszki)  czy  poczucie  zagrożenia.  Dziecko  w takich 

sytuacjach  przeżywa  mieszankę  trudnych  uczuć,  takich  jak  lęk,  gniew  i bezradność.  Zwykle 

pozostaje  z nimi  samo,  gdyż  najbliższych  nie  ma  lub  są  sprawcami  sytuacji  wywołującej  ten 

nieprzyjemny  stan.  Doświadcza  poczucia  krzywdy,  choć  najczęściej  nie  uświadamia  sobie  tego. 

Dziecko  radzi  sobie  z przeżywanym  stanem  różnie,  w zależności  od  temperamentu  i stopnia 

dojrzałości jego mechanizmów obronnych. 

Zdaniem Jerzego  Mellibrudy  („Pułapka  nie  wybaczonej  krzywdy”,  1997), im  wcześniej wżyciu 

dziecka  miały  miejsce  takie  doświadczenia,  tym  wyraźniejsze  jest  ukształtowanie  się  jednego 

z dwóch  sposobów  obchodzenia  się  z emocjami:  zamrożenia  lub  nadwrażliwości  emocjonalnej. 

Niektóre  dzieci  na  silny  krzyk  czy  nagłe  zagrożenie  reagują  zastygnięciem.  Inne  potrafią  zamrozić 

reakcję emocjonalną, jakby jej nie było. W każdym razie na zewnątrz nie widać przeżywanego stanu. 

Takie  dzieci  szybko  uczą  się,  że  lepiej  nic  nie  czuć,  gdyż  uczucia  są  bolesne  i przeszkadzają 

w działaniu. Odcięcie emocji, zamrożenie ciała tak, by nie pojawiły się w zachowaniu żadne czytelne 

reakcje, ułatwia dziecku poradzenie sobie w sytuacji zagrażającej. 

Inne dzieci,  czując napięcie  (a sytuacji  wywołujących je jest  w rodzinach  alkoholowych  wiele), 

natychmiast  wyrażają  je  na  zewnątrz  płaczem  albo  krzykiem.  Często  są  postrzegane  jako 

nadpobudliwe lub nadwrażliwe emocjonalnie. Silne napięcie może znajdować ujście w czynnościach 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

kompulsywnych  czy  w innych  objawach  nerwicowych.  Czasem  dzieci  takie  trafiają  wcześnie  do 

psychologa i mogą być leczone z powodu silnej nerwicy. 

Niektóre dzieci  radzą  sobie  z trudnymi  emocjami, zamieniając je  na łatwiejsze  do przeżywania. 

Adam  jest  na  przykład  chronicznym  złośnikiem  -  gdy  czuje  się  niepewnie,  gdy  bywa  wystraszony 

albo  zmęczony,  natychmiast  popada  w złość.  Bogdana  natomiast  wszyscy  postrzegają  jako 

zalęknionego  i niepewnego,  ponieważ  strach  to  jedyna  reakcja,  jaką  ujawnia.  Dopiero  na  terapii 

każdy  z nich  odkrywa  bogactwo  przeżywanych  stanów.  Manipulowanie  doznawanymi  uczuciami 

chroni ich od przeżywania tego, czego nie chcą doświadczać. 

Typowymi  sposobami  radzenia  sobie  przez  dzieci  z rodzin  alkoholowych  z trudnymi  emocjami 

są:  zepchnięcie  uczuć  do  podświadomości,  pomniejszanie  ich  lub  zaprzeczanie,  nie  rozpoznawanie 

ich  (nie  nazywanie)  i mylenie  z myślami  (np.  „Czuję,  że  nie  chcecie  ze  mną  rozmawiać  i mnie  nie 

lubicie”). A owe trudne emocje to najczęściej wstyd, poczucie winy, gniew, smutek i strach. 

Uczucia  wstydu  najsilniej  doświadczają  ludzie,  którzy  wychowywali  się  w rodzinach 

zaburzonych  w sposób  widoczny  dla  otoczenia  -  kiedy  wszyscy  widzieli  pijanego  ojca  i wiedzieli, 

z jakiej  rodziny  się  pochodzi.  Czasem  takie  osoby  czują  się  napiętnowane,  skażone  faktem,  że  ich 

rodzic  pił.  Dlatego  tak  trudno  im,  mimo  oczywistych  faktów,  nazwać  swojego  ojca  alkoholikiem. 

Zastanawiają się: „Bo w jakim świetle to mnie stawia?”. 

Często  dziecko  alkoholików  przeżywa  także  swoiste  poczucie  odpowiedzialności  za  nałóg 

rodzica. Myśli, że ojciec pije, gdyż ono jest niegrzeczne, źle się uczy lub coś robi nie tak. Zdarza się, 

że tego typu zarzuty słyszy od bliskich, co wzmacnia poczucie winy. 

Kiedy DDA zaczynają przyglądać się swoim doświadczeniom z dzieciństwa, zwykle pojawia się 

lęk:  lęk  przed  wspomnieniami,  lęk  zapamiętany  z groźnych  sytuacji,  lęk  przed  tym,  co  odkryją 

o sobie. Ludzie różnią się poziomem lęku, 

a

le dorośli, którzy wychowywali się w rodzinach alkoholo-

wych,  noszą  go  w sobie  dużo.  Nie  zawsze  jest  on  widoczny.  Często  bywa  starannie  ukrywany 

i pojawia  się  jedynie  w bliskich  związkach.  Może też być zamieniany na  inne uczucie,  na przykład 

złość,  która  daje  więcej  energii  i siły,  pomaga  radzić  sobie  z bezradnością.  W dzieciństwie  lęk  był 

niejednokrotnie  podstawową  informacją  o zagrożeniu,  pozwalającą  go  uniknąć.  Niestety  w życiu 

dorosłym częściej pojawia się w postaci fobii, lęków przed autorytetami i przełożonymi, co znacznie 

utrudnia dojrzałe funkcjonowanie. 

Gniew jest naturalną reakcją na krzywdę naszych bliskich. Zatem kiedy DDA uświadamia sobie 

własne krzywdy i zaniedbania, pojawiają się poczucie niesprawiedliwości, bunt przeciwko temu, co 

kiedyś  się  stało,  i różne  odmiany  gniewu.  Praca  z uczuciem  gniewu  jest  trudna.  Ludzie,  którzy 

wiedzą,  co  się  dzieje,  gdy  ktoś  przeżywa  negatywne  emocje  w sposób  niekontrolowany,  zwykle 

unikają  wszelkiej  złości.  Kojarzą  ją z agresją  i przemocą.  Trudno  im  uwierzyć,  że  złość  czy  gniew 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

mogą  wnosić  cokolwiek  konstruktywnego.  I rzadko  łączą  swoją  melancholię  z uczuciem,  którego  - 

jak twierdzą - nie czują. 

Chyba  wszystkie  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  znają  uczucie  zalegającego  smutku.  Niewiele 

z nich  leczy się  jednak  z powodu  depresji. Smutek  bezpowrotnej  straty, dziecięce rozżalenie,  kiedy 

najchętniej schowałoby się pod kołdrą przed całym światem,  i poczucie osamotnienia - związane są 

z jakąś  formą  opuszczenia,  której  się  doznało.  Dziecko  czuje  się  opuszczone,  gdy  ma  niepełną 

rodzinę,  ale  także  gdy  długo  jest  samo  w domu  albo  gdy  permanentnie  nie  ma  nikogo,  kto 

poświęciłby mu czas i uwagę. Każdy z nas nosi wspomnienia, które wywołują w nim głęboki smutek. 

DDA mają takich wspomnień dużo. 

Wiele  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  wyraża  przekonanie,  że  uczucia  można  w pełni 

kontrolować.  Przeświadczenie:  wszystko  albo  nic  (albo  mam  całkowitą  kontrolę,  czyli  to

;

 co  czuję, 

zależy  jedynie  od  mojej  woli,  albo  nie  mam  żadnej  kontroli  nad  swoimi  emocjami)  -  jest  jednak 

złudzeniem.  Pełna  samokontrola  i brak  samokontroli  w sferze  uczuć  to  bieguny  braku  tych  samych 

umiejętności: adekwatnego korzystania z własnej sfery emocjonalnej. Możliwa jest oczywiście kon-

trola świadomości i wyrażania uczuć. Ale nie można kontrolować pojawiania się uczuć. Zwiększając 

świadomość tego, co się przeżywa, można to wyrazić albo nie - zgodnie ze swoją wolą. 

Efektem  zmian  w reakcjach  emocjonalnych  u dzieci  z rodzin  alkoholowych  bywa  postawa 

obronna wobec życia i ludzi. Człowiek taki żyje w ciągłym napięciu, które wiąże się z przekonaniem, 

że  świat  i ludzie  są  do  niego  wrogo  nastawieni,  a on  nie  ma  na  to  wpływu.  Może  tylko  trwać 

w ciągłym  oczekiwaniu  na  coś  nieprzyjemnego,  co  na  pewno  się  wydarzy  (np.  atak,  nieszczęście, 

agresja).  Celem  takiej  osoby  jest  przetrwanie.  Trudno  jej  być  otwartą  i ufną.  To  oznacza  dla  niej 

bezradność i wystawienie się na atak. 

 

DDA nie mają złudzeń

 

Oboje z mężem jesteśmy DDA Mamy ponad 40 lat i tamte problemy nie powinny już mieć wpływu 

na nasze życie. Zastanawiam się, co - pomimo starań - pozostało. Pozostał łęk przed bliskością, aby 

znowu nie zostać zranionym, oszukanym. 

Ja,  choć  jestem  osobą  z natury  otwartą  i towarzyską,  mam  bardzo  wielu  znajomych,  wiele 

koleżanek, ale nie przyjaciół. Słowa „przyjaciel” używam bardzo rzadko, obawiam się go. Nadałam 

mu  takie  znaczenie,  że  nikt,  łącznie  ze  mną, nie byłby  mu  w stanie  sprostać.  Mąż,  który  jest  typem 

samotnika,  choć  osobą  bardzo  uczuciową,  ma  jednego  bliskiego  kolegę.  Mam  wrażenie,  ze  woli 

rzeczy od ludzi, ponieważ one są przewidywalne. 

Jest coś, co moim zdaniem szczególnie wyróżnia DDA - to brak złudzeń. Zbyt wcześnie zostaliśmy 

odarci z niewinności. Zobaczyliśmy ciemną stronę natury ludzkiej, gdy nie byliśmy do tego zupełnie 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

przygotowani, nie wykształciliśmy żadnych mechanizmów 

OBRONNYCH

. 

DDA z Tych 

 

Próbuję radzić sobie sama

 

Myślałam,  że  przeszłość  mam  już  za  sobą.  Jednak  gdy  mój  mąż  zaczął  nadużywać  alkoholu, 

zaczęłam  mieć koszmary,  bałam się, że  scenariusz życia mojej mamy  zostanie powtórzony.  Po roku 

udałam  się  do poradni  dla  osób uzależnionych.  Tam  dowiedziałam  się,  że  jestem  DDA.  W ośrodku 

przeszłam terapię dla współuzależnionych i drugą dla osób nie radzących sobie ze złością. Chciałam 

pójść  na  terapię  DDA,  jednak  termin  kolidował  z moimi  zajęciami.  Próbuję  radzić  sobie  sama, ale 

mam  problemy  ze  swoją  osobowością.  Nie  wiem,  czego  chcę.  Chcę  mieć  dziecko,  a gdy  zbliża  się 

jajeczkowanie, już nie chcę; chcę być sama, a za chwilę nie wyobrażam sobie samotności; itd. 

Co  robić,  by  to  zmienić?  Jak  pogodzić  człowieka,  którym  jestem  na  zewnątrz,  z tym  w środku? 

Jak  w takim stanie żyć,  jak  zachować normalność?  Jak pozbyć  się tego  smutku, napięcia  i strachu? 

Nie chcę, by wszyscy wiedzieli, że jestem DDA. Boję się, że ludzie zaczną mnie traktować i oceniać 

inaczej. Nie potrzebuję litości czy wyrozumiałości. Potrzebuję pomocy. Jak sobie z tym radzić? Dziu-

ra bezradności pożera mnie coraz bardziej. 

Wioletta ze Szczecina 

 

Historie się powtarzają

 

Mam 36 lat. Jestem DDA. Pięcioro mojego rodzeństwa też. Ojciec zmarł trzy lata temu. Powód - 

nadużywanie  alkoholu  Matka  bardzo  cierpiała,  ale  tkwiła  w tym  chorym  związku.  W naszym  życiu 

przeplatały  się:  nauka,  ciężka  praca,  opiekowanie  się  rodzeństwem  i oczekiwanie,  w jakim  stanie 

przyjdzie do domu „kochany  tatuś”. Najczęściej wracał pijany.  Ciągle awantury, bicie  matki i tego 

nas,  które się nawinęło pod rękę,  rozbijanie mebli. Molestowanie nas dziewcząt. Matka  wiedziała 

o tym, lecz była bierna. Zimą ucieczki w mróz, śnieg - boso. Wiele razy wchodziłam na strych i przez 

okienko  w dachu  wypatrywałam,  w jakim  stanie  ojciec  wraca  z pracy.  Kiedy  widziałam,  jakim 

krokiem idzie, trzęsłam się ze strachu: co będzie? co dzisiaj zrobi? 

Jak  na  ironię,  mimo  wcześniejszych  przyrzeczeń  mojego  rodzeństwa,  że  nie  podzielimy  losu 

matki,  historie  się  powtarzają.  Obydwie  siostry  mają  mężów  alkoholików.  Brat  jest  alkoholikiem. 

Cierpi  jego  rodzina,  on  też,  jednak  nie  przyjmuje  tego  do  wiadomości.  Moim  młodszym  braciom 

i mnie się udało. Ale problemy moich sióstr są moimi problemami. Próby rozmów na temat pomocy 

kończą  się  złością.  Przez  moje  chore  ambicje  chcę  robić  wszystko  najlepiej.  Nienawidzę  kłótni, 

agresji i wszelkiego zła. Chcę przed tym uciec. Ale dokąd? 

Irena z Torunia 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

6. Dziecko w dżungli 

Myślenie  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików  w zasadzie  nie  odbiega  od  normy,  trudno  mówić 

o patologii czy  trwałych zmianach.  Czasami można  nawet powiedzieć,  iż  DDA  cechuje  wyjątkowa 

trzeźwość  myślenia  w sytuacjach  stresowych  i ekstremalnych.  Potrafią  podejmować  dobre  decyzje 

i trafnie analizować sytuację, podczas gdy innym przeszkadzają w tym silne napięcie lub emocje. Ta 

cecha  myślenia  DDA  ujawnia się  zwłaszcza w sytuacjach konkretnych  zadań  i wyzwań życiowych, 

na  przykład  w życiu  zawodowym.  Inaczej  jest  w sytuacjach  społecznych,  w myśleniu  o sobie  albo 

o swojej  relacji  ze  światem.  W tych  obszarach  myślenie  DDA  cechuje  schematyczność 

i kompulsywność:  przekonania  i myśli  ukształtowane  na  bazie  doświadczeń  z dzieciństwa  wracają 

w formie natrętnych myśli, kierując zachowaniem dorosłego człowieka. 

Sposoby postrzegania świata i siebie z trudem poddają się zmianie w wyniku nabywania nowych 

doświadczeń  - podobnie  jak u osób po  traumie,  których myśli dotyczące  urazowego doświadczenia 

i przekonania ukształtowane pod jego wpływem są bardzo odporne na zmianę. Prawdopodobnie ma 

to  związek  z pamięcią  autobiograficzną,  leżącą  u podstaw  naszego  myślenia  o sobie,  o innych  i o 

świecie.  W niej  znajdują  się  pewne  skrypty,  czyli  przekonania.  Tworzą  się  one  w wyniku 

wielokrotnego  zetknięcia  się  z taką  samą  sekwencją  wydarzeń,  co  sprawia,  że  sytuacja  ta  ulega 

uogólnieniu  i myślimy,  że  jest  typowa.  Aby  zrozumieć  myślenie  charakterystyczne  dla  DDA, 

musimy poszukać odpowiedzi na pytanie, z jakimi sekwencjami wydarzeń, sytuacji i relacji spotyka 

się dziecko w rodzinie, w której nadużywa się alkoholu, co w wyniku tych doświadczeń staje się dla 

niego typowe. 

Świat  widziany  oczami  dziecka  alkoholika  jest  niebezpieczny,  bo  nieprzewidywalny.  To,  co 

wydarzy się w najbliższym otoczeniu, w dużym stopniu zależy od tego, czy rodzic będzie pijany, czy 

też trzeźwy, i w jakim nastroju będzie drugi z opiekunów. Nieprzewidywalność otoczenia najczęściej 

wiąże  się  dla  dziecka  z tzw.  obiektami  społecznymi,  czyli  z ludźmi.  Obiekty  nieożywione,  na 

przykład dom, meble, zabawki bądź podwórko, mogą stać się symbolem stałości i trwania. Niestety, 

ta  stałość  czasem  również  bywa  niszczona.  Podeptane  w ferworze  awantury  zabawki,  zniszczone 

meble,  konieczność  kolejnej  przeprowadzki  lub  brak  swojego  miejsca  -  to  często  normalność  dla 

dziecka z rodziny alkoholowej. 

Nieprzewidywalności  świata  doświadczają  nie  tylko  dzieci  z rodzin  alkoholowych,  w których 

występowała  przemoc.  Pojawia  się  ona  także  wtedy,  gdy  mamy  do  czynienia  z różnego  rodzaju 

zaniedbaniami. Pamiętam rodzeństwo, które miało jedne długie spodnie i parę ciepłych butów. Nosili 

je  na  zmianę.  Często  któreś  z tych  dzieci  nie  pojawiało  się  w szkole,  ponieważ  drugie  wyszło 

wcześniej  i nie  wróciło

;

  gdy  nadeszła  pora  wyjścia  drugiego.  Koledzy  śmiali  się  z rodzeństwa. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Pewnie niektórzy czytelnicy uznają ten przykład za ekstremalny. Ale dla mnie bulwersujące było to

;

 

że  u progu  XXI  wieku  w ogóle  zdarzyła  się  ta  historia.  Za  to  większość  DDA  zna  z własnego 

doświadczenia  historie  zawiedzionych  nadziei  i zburzenia  porządku  dnia  codziennego  czy  świąt, 

podobne  do  tej:  „Niedzielny  poranek.  Leżę  w łóżku  i myślę  o tym,  co  dziś  się  wydarzy:  zjemy 

śniadanie wspólnie, co zdarza się jedynie w niedzielę, pójdziemy razem do kościoła - może spotkam 

tam kogoś znajomego i umówię się na popołudnie. I nagle słyszę zza drzwi podniesiony głos matki; 

ojciec jest jeszcze pijany po wczorajszym, a ona przywołuje go do porządku. Epitety: »ty skur.. choć 

w niedzielę mógłbyś...«, »a co ty kur... sobie myślisz« - wciskają mnie pod poduszkę. Pewnie słyszą 

je sąsiedzi. Nie pójdziemy do kościoła, chyba że ja sama. Nie będzie wspólnego śniadania ani obiadu. 

Będzie całodzienna awantura albo nabrzmiała cisza”. 

Nieprzewidywalność 

świata 

powtarzająca 

się 

w doświadczeniu 

dziecka 

owocuje 

ukształtowaniem  się  w jego  wewnętrznych  przekonaniach  myśli  typu:  świat  jest  wrogi;  świat  jest 

dżunglą,  w której  trudno  przetrwać;  świat  jest  tak  urządzony,  że  nie  ma  sensu  nic  planować,  bo 

wszystkie plany zostają zburzone; muszę coś zrobić, by on (ona) czuł się dobrze; muszę coś zrobić, 

by oni nie zrobili sobie krzywdy. 

Dziecko, obserwując na co dzień relacje między rodzicami, a także ich relacje z innymi, tworzy 

swoje  podstawowe  przekonania  i skrypty  życiowe  dotyczące  tego,  jak  wyglądają  relacje  między 

ludźmi.  Najczęściej  rodziny  alkoholowe  są  dość  zamknięte  i rzadko  utrzymują  kontakty 

z kimkolwiek.  Sąsiadów,  kolegów  z pracy  i dalszą  rodzinę  traktują  jak  obcych,  obawiając  się,  że 

bliższe relacje z nimi ujawnią, iż w rodzinie jest problem alkoholowy. Często dzieci są pouczane, by 

trzymały  się  z daleka  od  obcych.  Słyszą,  jak  rodzice  mówią  na  przykład:  „Ludzie  krzywdzą”; 

„Lepiej,  żeby  inni  nie  wiedzieli  o nas  zbyt  dużo”.  A przekazy  i nastawienia  tego  typu  wyniesione 

z domu  sprawiają, że  dzieci alkoholików  zachowują dystans wobec  osób  spoza  rodziny. Jeżeli  żyją 

w małym środowisku i sąsiedzi czy znajomi mogą zobaczyć pijanego rodzica albo usłyszeć awanturę, 

kontakty z nimi stają się dodatkowym źródłem stresu: „Co odpowiem, jeśli zapyta mnie, czy to mój 

ojciec?”. Dzieci alkoholików podczas spotkań z innymi często czują zażenowanie, zawstydzenie bądź 

nieśmiałość. Uczucia  te  również oddalają  je od  innych  ludzi,  podobnie  jak braki  w umiejętnościach 

interpersonalnych.  Kiedy  w dorosłości  wchodzą  w nowe  środowisko  lub  kogoś  poznają,  w głowie 

pojawiają im się myśli w rodzaju: na pewno źle mnie ocenią; lepiej się zbytnio nie spoufalać; trzeba 

się mieć na baczności, bo ludzie manipulują i wykorzystują. 

Rodzajem bliskich relacji są na przykład relacje między mężem i żoną, dzieckiem i rodzicem czy 

rodzeństwem.  Schematy  tego,  jak  mają  one  wyglądać  i jak  je  budować,  tworzymy  na  bazie  dwóch 

źródeł związanych z rodziną pochodzenia: naszych osobistych relacji z najbliższymi i obserwując ich 

wzajemne relacje. Dziecko  wychowujące się w rodzinie, w której alkohol  jest  codziennością,  widzi, 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

iż bliskości między rodzicami nie ma lub pojawia się ona w sposób zaskakujący. Obserwując matkę 

i ojca,  zastanawia  się:  „Po  co  oni  są  ze  sobą.  Przecież  męczą  się  razem”.  Często  w związkach 

alkoholowych  nie  istnieją  pozytywne  wzajemne  uczucia,  czułość  czy  przyjemność  z bycia  razem. 

Zamiast  tego  dużo  jest  wzajemnych  pretensji,  poczucia  skrzywdzenia  i różnych  odmian  złości. 

Jednak  są  także  chwile,  kiedy  ku  zaskoczeniu  otoczenia  pojawia  się  jakiś  kształt  bliskości.  Na 

przykład wtedy, gdy matka mówi: „Nie mogę się z nim rozwieść, bo go kocham”; gdy mąż przynosi 

jej  kwiaty  i przeprasza  za  to,  co  się  zdarzyło;  gdy  tworzą  wspólny  front:  „My  jesteśmy  rodzicami 

i masz  robić  tak,  jak  my  każemy”.  Bliskość  w związkach  z osobą  uzależnioną  zwykle  oznacza 

wzajemne  krzywdzenie  się  oraz  oscylowanie  między  bardzo  dużą  bliskością  i jej  brakiem: 

nierozmawianie ze sobą tygodniami lub wielogodzinna kłótnia, mówienie o miłości lub o nienawiści. 

Często doświadczenie DDA mówi, że być blisko to być komuś potrzebnym. Bliskość nie oznacza 

wówczas wzajemnej otwartości i zaufania, odpowiedzi na potrzeby obu stron: „Ważna jest jedynie ta 

druga  osoba,  ja  jestem  ważny  o tyle,  o ile jestem  jej potrzebny”. Wiele  Dorosłych Dzieci  Alkoholi-

ków  czerpie  zadowolenie  z pracy  i z  rodziny,  gdyż  czują  się  tam  potrzebne.  Nie  ma  w tym 

oczywiście nic złego, ale warto sobie czasem zadać pytanie: „Co ja mam z tych relacji poza tym, że 

czuję się potrzebna?”. DDA nierzadko również myślą o bliskich relacjach na przykład tak: „Bliskość 

nie  jest czymś, co można zbudować. Jest czymś, co się zdarza. A to, czy się zdarzy, nie zależy ode 

mnie”; „Bliskość oznacza ranienie się  i przekraczanie granic. Jest zatem niebezpieczna”; „Kiedy się 

kocha, należy wszystko wybaczyć. Miłość wszystko usprawiedliwia”. 

Dziecko  w rodzinie  alkoholowej,  próbując  swoich  sił,  szybko  przekonuje  się,  że  jest  bezradne 

i słabe  -  zarówno  wobec  świata  zewnętrznego,  jak  i wobec  tego,  co  dzieje  się  w domu. 

Doświadczenie  bezradności  może  sprawić,  iż  będzie  starało  się  udowodnić  wszystkim,  jakie  jest 

zaradne.  Może  również  zaowocować  syndromem  wyuczonej  bezradności,  gdy  dziecko  nawet  nie 

próbuje  podejmować  wysiłków  adekwatnych  do  jego  możliwości,  ponieważ  głęboko  w nim  tkwi 

przekonanie: „I tak mi nie wyjdzie, nie jestem wstanie tego zrobić”. Na terapii często proszę Dorosłe 

Dzieci  Alkoholików  o zebranie  zdań  na  swój  temat,  które  słyszeli  w dzieciństwie.  Otrzymujemy 

wówczas niepokrywające się obrazy, odzwierciedlające raczej to, jakimi ktoś chciał ich widzieć, a nie 

to,  jacy  byli.  Obraz  siebie  DDA  jest  swoistym  kolażem:  tekstów  ważnych  osób,  roli,  w jakiej 

funkcjonowało w rodzinie, i tego, jak doświadczało siebie, będąc dzieckiem. Doświadczanie siebie to 

istotne  spoiwo  tego  kolażu,  gdyż  zawiera  skrypty  typu:  jestem  słaby;  jestem  samotny;  jestem 

nieważny; jestem bezsilny. 

Na  szczęście  nie  wszystkie  głęboko  ukryte,  podświadome  przekonania  Dorosłych  Dzieci 

Alkoholików na swój temat są negatywne. Gdyby tak było, nie byliby w stanie normalnie żyć. Jednak 

negatywna jest duża część owych przekonań, co sprawia, że DDA opisują siebie raczej negatywnie, 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

koncentrując  się  na  swoich  wadach,  nie  wierząc  w swoje  siły  i przymioty.  Taki  rodzaj  myślenia 

o sobie  wywołuje  smutek,  przygnębienie,  poczucie  beznadziejności  i zwątpienie  we  własne 

możliwości. W różnych odmianach konstelację tych cech odnajduję u większości DDA zgłaszających 

się na terapię. Nie zawsze jest ona widoczna na pierwszy rzut oka, gdyż wielu z nich pokazuje światu 

maskę pewności siebie, zaradności i niezależności. 

Podsumowując  schematy  poznawcze,  jakie  wytwarzają  się  w dziecku  pod  wpływem 

różnorodnych  doświadczeń  związanych  z dzieciństwem  spędzonym  w rodzinie  alkoholowej,  można 

nakreślić  obraz  świata  widziany  oczami  bezradnego,  osamotnionego  i zaniedbanego  dziecka:  Świat 

jest  groźny,  nieprzyjazny,  lub  wręcz wrogi.  Ludzie  są w nim  nieobliczalni.  Pod wpływem alkoholu 

bądź  nieopanowanych  emocji  krzywdzą  i wykorzystują.  Albo  będąc  słabymi,  stają  się  ofiarami 

innych. Bliskość z nimi jawi się jako coś pożądanego, ale także zagrażającego, gdyż zawsze ktoś jest 

skrzywdzonym, a ktoś inny krzywdzącym. Przed ludźmi i światem należy się zatem bronić. Jeśli nie 

potrafię obejść się bez świata i ludzi, to znaczy, że jestem słaby, bezradny i podatny na skrzywdzenie. 

Aż korci mnie, by przeciwstawiając się tej trudnej wizji, stworzyć inny obraz świata - widziany 

oczami dziecka, przy którym stoi silny i zaradny rodzic. Ten świat jest przyjazny, a dziecko czuje się 

bezpieczne.  Ludzie  zachowują  się  zawsze  tak,  jak  powinni.  Żyją  w zgodzie  ze  sobą  i z  innymi, 

szanują  się  wzajemnie  i są  gotowi  nieść  pomoc.  Wiele  dzieci  alkoholików  marzy  o takim  świecie. 

Wyobrażają sobie kochającą rodzinę, jaką mieliby, gdyby rodzic nie pił... 

Zmiana  schematów  poznawczych  i przekonań  ukształtowanych  przez  dzieciństwo  w rodzinie 

alkoholowej  jest  niezbędna,  gdyż  nie  są  one  adekwatne  do  doświadczania  świata  w dorosłości. 

Zwykle  bywają  również  źródłem  głębokiego  smutku  i leżą  u podstaw  strategii  życiowych 

dopasowanych  do  nakreślonej  wyżej  wizji,  która  nie  przystaje  do  aktualnej  rzeczywistości.  Aby 

odnaleźć swoje własne skrypty w tej sprawie, trzeba przeanalizować osobiste doświadczenia, relacje 

i wspomnienia.  Należy  o tym  pamiętać,  ponieważ  każdy  z nas  jest  inny.  A ja,  pisząc  o pewnych 

wspólnych  cechach  myślenia  DDA,  dokonuję  uogólnień,  i co  za  tym  idzie  -  wielu  uproszczeń. 

Ważne, by tej analizy nie dokonywać w samotności, jak kiedyś, gdy byliśmy dziećmi... 

 

Walczę 

przeszłością 

Moja babcia  wyszła za  mąż za  człowieka, który stał się alkoholikiem. Przeżyła  z nim  ponad 60 

lat. Żadna z trzech córek z tego związku nie ułożyła sobie życia. Dzisiaj te trzy niemłode już kobiety 

są zamknięte w sobie, wrogo nastawione do świata. Moja mama wyszła za alkoholika. Ojciec pływał 

na  statkach  dalekomorskich.  Rejsy  trwały  kilka  miesięcy.  Gdy  wracał  -  pił.  Teraz  mam  z nim 

sporadyczny kontakt, raczej mu współczuję. Z mamą też nie miałam dobrego kontaktu, ale uważałam 

ją za świętą. Nawet gdy powodowana swoją złością bardzo mnie raniła. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Swoje życie zaczęłam układać tuż przed trzydziestką. Mogę powiedzieć, że mi się udało. Mój mąż 

to dobry, mądry mężczyzna. Ale nawet on nie potrafi zrozumieć tej mieszanki lęku, nieprzystosowania 

i niedowartościowania, jaka mną targa - to na pewno wpływa na jakość naszego życia. Mamy dwoje 

dzieci,  życie  koncentruje  się  wokół  nich.  Tamte  problemy  zostały  odsunięte,  jakoś  przysypane. 

A przecież  wiem,  że  to  wszystko  we  mnie  jest.  Teraz  najbardziej  mnie  bolą  kontakty  z mamą.  Jest 

zimna, a mnie to boli. Czuję, jak mnie to ogranicza, zabiera energię. Radzę sobie lepiej niż kilka lat 

temu, ale ciągle walczę z demonami przeszłości. I wiem, że muszę się zmierzyć z nimi do końca. 

Marzanna 

 

Jestem szczęśliwy

 

Jestem studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W tym roku rozpoczynam także studia 

na  filozofii.  Jestem  szczęśliwym  człowiekiem.  Od  ponad  trzech  lat  mieszkam  z moimi  dziadkami. 

Wyprowadziłem się z domu rodziców na stałe, bo życie z ojcem było dla mnie nie do wytrzymania. 

Już  w liceum  bardzo  bałem  się  ludzi,  także  tych  zwyczajnych,  spacerujących  po  chodniku. 

Lękałem się, że mogą mnie skrzywdzić. Nie byłem w stanie zaprezentować publicznie swojego zdania 

z powodu  ogromnego  zdenerwowania,  które  przychodziło  już  na  samą  myśl,  że  będę  musiał  coś 

powiedzieć, chociażby na forum klasy. Moje poczucie własnej wartości było bardzo niskie. Zacząłem 

uciekać  w swój  świat.  Gdy  byłem  młodszy,  był  to  świat  książek.  Później  wewnątrz  siebie  byłem  tak 

rozdygotany, że nie mogłem skupić się nawet na tyle, aby czytać. Gdy książki zastąpiłem komputerem 

i grami  komputerowymi,  skończyło  się  to  uzależnieniem  od  nich.  Choć  wewnątrz  mnie  panował 

kompletny chaos, to na zewnątrz właściwie tego nie okazywałem. Wszak nauczono mnie, że mężczyźni 

nie płaczą (niestety zapomniałem, jak to się robi, a szkoda...). 

Pewnego dnia,  a miałem  wtedy  chyba 16  lat,  coś  we  mnie pękło.  Poczułem, że nie  mam  już  sił 

dalej  tak  żyć.  Najpierw  zdobyłem  się  na  to,  by  porozmawiać  o swoich  problemach  z koleżanką 

z klasy.  Po  tej  rozmowie  zrozumiałem,  że  potrzebuję  pomocy.  W tym  czasie  mój  ojciec  podjął 

nieskuteczne  leczenie  w AA,  a ja  dołączyłem  do  grupki  dzieci  alkoholików,  które  spotkały  się 

z psychologiem. Z jakichś powodów po pól roku zrezygnowałem z terapii, choć na pewno przynosiła 

dobre rezultaty. Wkrótce trafiłem do młodzieżowej wspólnoty chrześcijańskiej. Myślę, że to działający 

przez nią dobry Pan Bóg tak naprawdę pomógł mi powrócić do normalnego życia. 

Istniało  jeszcze  wiele  innych  pozytywnych  czynników.  Po  pierwsze,  przeprowadziłem  się  do 

dziadków, gdzie miałem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem - spokój. Po drugie, jestem natury 

ogromnym optymistą. Pamiętam, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach myślałem o tym, że za kilka 

lat będzie  lepiej,  ze  kiedyś będę mógł  sam decydować o swoim,  życiu, ze  założę szczęśliwą rodzinę. 

Po trzecie, miałem (i mam) to ogromne szczęście, że spotkałem na swej drodze wspaniałych ludzi, od 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

których  nauczyłem  się,  jak  wielkim  darem  jest  rozmowa  z drugim  człowiekiem.  Po  czwarte,  chyba 

jestem  trochę  uparty.  Opowieść  moja  ma  optymistyczne  zakończenie,  choć  tak  naprawdę  jest  to 

koniec rozdziału, a nie książki. Cieszę się, że moje życie jest, jakie jest. Cieszę się z rzeczy, które mam 

i których  nie  mam.  Jestem  całkowitym  alkoholowo-nikotynowym  abstynentem.  Nie  gram  już  w gry 

komputerowe.  Moje  relacje  z ojcem,  który  nie  pije  od  ponad  dwóch  lat,  kształtują  się  poprawnie. 

Kilka lat temu, kiedy leżał w szpitalu, wybaczyłem mu wszystko, choć on sam nigdy o wybaczenie nie 

prosił. Uświadamiam sobie teraz, ze moje bolesne doświadczenia zahartowały mnie od zewnątrz, ale 

od wewnątrz uwrażliwiły. Może były potrzebne? 

Jakub z Warszawy 

 

7.  Samotni z lęku 

Wśród Dorosłych Dzieci Alkoholików pragnienie bycia kochanym idzie często w parze z lękiem 

przed odrzuceniem. Przeżywają oni dużo wewnętrznych obaw przed zbliżeniem się do kogoś i przed 

założeniem rodziny. Jedna z osób sformułowała to tak: „Spotykałam się z mężczyzną. Nie chciałam 

się  zakochać,  a jednocześnie  pragnęłam  mieć  kogoś  na  całe  życie.  Bałam  się.  Byłam  rozbita, 

rozdwojona. Nie pamiętam, co myślałam o sobie, ale  chyba nie najlepiej. Nie  wiedziałam, co robić. 

W końcu po paru spotkaniach zerwałam. To było ponad moje siły”. 

Moi pacjenci często boją się powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich domach 

rodzinnych,  w których  niepijący  partner  miał  obowiązków  za  dwoje,  a w  zamian  otrzymywał 

awantury  i wyzwiska.  W efekcie  takich  doświadczeń  DDA  pełni  są  wątpliwości,  czy  warto 

ryzykować  zawarcie  małżeństwa:  „Mój  partner  daje  mi  oparcie,  w dodatku  chce,  abym  za  niego 

wyszła.  A ja  nie  wiem,  czego  chcę:  boję  się,  że  go  stracę,  i boję  się  za  niego  wyjść.  Skąd  mogę 

wiedzieć,  że  wszystko będzie  dobrze? Najgorsze  jest  to, że  nie  potrafię podjąć  żadnej decyzji - ani 

o skończeniu tego związku, ani o małżeństwie”. 

Niemal  wszystkie  Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  noszą  w sobie  głęboko  ukryte  przekonanie,  że 

w małżeństwie  można  się  tylko  krzywdzić.  Trudno  im  się  zbliżyć  do  innych  osób,  gdyż  w ich 

doświadczeniu  bliskość  jest  zagrażająca.  Z kolei  jej  brak  i uporczywe  utrzymywanie  dystansu 

sprawiają, że małżeństwo często nie daje im satysfakcji. 

Niektórzy DDA są przekonani, że związek rodziców nie był udany, bo „matka nie umiała sobie 

z nim  radzić”. Jeśli  wierzą również, że  sami lepiej potrafiliby  ułożyć  sobie  życie  z alkoholikiem,  to 

stąd prosta droga do wchodzenia  w tzw. trudne związki, zwykle z partnerami uzależnionymi. Wielu 

DDA  trwa  w związkach,  które  są  dla  nich  źródłem  cierpienia.  Ich  partnerami  bywają  alkoholicy, 

nałogowi  hazardziści,  ludzie notorycznie  niewierni  itd.  Zdarzyło  mi się  na  przykład spotkać osoby, 

które  żyły  od  lat  w związku  heteroseksualnym  z homoseksualistami  i nie  zdawały  sobie  z tego 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

sprawy. Siebie winiły za to, że „coś się między nami nie układa”. 

Niektórzy z moich pacjentów zdają sobie sprawę, że rozpoczęcie terapii prawdopodobnie zmieni 

ich  spojrzenie  na  własne  małżeństwo.  Ci,  którym  zależy  na  związku,  zwykle  otwarcie  mówią 

o swoich obawach, a później potrafią wykorzystać to nowe spojrzenie do uzdrowienia relacji. Gorzej 

z tymi, którzy tkwią w przekonaniu, że ich małżeństwa są bardzo dobre i że nic nie jest w stanie im 

zaszkodzić.  Niemal  za  każdym  razem  po  kilku  tygodniach  terapii  zauważają,  jak  fałszywy  był  to 

obraz. Zaczynają dostrzegać to, co się wokół nich dzieje. Przekonują się na przykład, że partnerzy od 

dawna mają kogoś innego albo w jakiś sposób (np. finansowo lub emocjonalnie) wykorzystują ich. 

Dorosłe  Dzieci  Alkoholików  chyba  nieco  częściej  niż  inni  nieadekwatnie  postrzegają  swoich 

partnerów.  Jeśli  ich  idealizują,  wówczas  nie  widzą  wad  albo  usprawiedliwiają  je  (podobnie  jak 

niegdyś ich matki usprawiedliwiały ojców: „Pije, ale  przecież kocha mnie i dzieci”). Natomiast gdy 

deprecjonują partnerów, widzą w nich same  wady. Ku temu skłaniają się osoby, które od dłuższego 

czasu  doznają  od  towarzyszy  życia  krzywdy  lub  zaniedbania  i straciły  nadzieję  na  zmianę  tych 

relacji, ale nie potrafią bądź nie chcą zrezygnować ze związku. 

DDA  często  nie  potrafią  (to  wpływ  sytuacji  w domach  rodzinnych)  nawiązywać  pierwszego 

kontaktu  z innymi,  mówić  o sobie  i o  swoich  potrzebach,  znaleźć  kompromisu  między  tym,  czego 

chcą  oni,  a tym,  czego  pragną  ich  partnerzy.  Nie  potrafią  także  słuchać  i mówić  tak,  by  się 

porozumieć, rozwiązywać trudnych sytuacji, radzić sobie z emocjami itd. Nieumiejętność wyrażenia 

tego,  co  się  czuje,  może  doprowadzić  do  niedomówień,  z których  wyrastają  wzajemne  urazy,  żale 

i pretensje.  Ożywa  wówczas  dobrze  znane  z dzieciństwa  poczucie  krzywdy:  „Ludzie  są  podli, 

skrzywdzą mnie, jeśli tylko pozwolę im być zbyt blisko”, a także przekonanie, że za wszelką cenę nie 

wolno ulec. 

Aby uniknąć takich sytuacji, DDA muszą nauczyć się tego wszystkiego, czego zwykle uczą się 

dzieci:  wyrażania  potrzeb,  nazywania  uczuć,  rozmawiania  i słuchania,  nawiązywania  pierwszego 

kontaktu. Zwykle z takimi umiejętnościami wchodzimy w pierwsze nastoletnie związki. Wtedy przy-

chodzi czas na rozwijanie tych doświadczeń w relacjach z inną płcią. Gdy stworzymy pierwszy stały 

związek,  wówczas  odkrywamy  i uczymy  się  umiejętności  ważnych  dla  utrzymania  i pogłębiania 

związku. Myślę tutaj o okazywaniu wzajemnej czułości i akceptacji, trosce o partnera, empatycznym 

rozumieniu go i wzajemnym wspieraniu się. Czy jestem w stanie stworzyć zdrowy związek, mimo iż 

jestem DDA? - to jedno z częstych pytań, jakie słyszę, gdy  w czasie terapii zaczynają się rozmowy 

o związkach.  Kryje  się  za  nim  obawa  przed  brakiem  zdolności  do  kochania  i bycia  kochanym. 

Przyczynami  trudności  Dorosłych Dzieci  Alkoholików  w związkach nie są  jednak ograniczenia  ich 

potencjału,  ale  brak  pewnego  rodzaju  ważnych  doświadczeń,  niezbędnych  do  nauczenia  się,  co  to 

znaczy  bliskość,  na  czym  polega  budowanie  związku  i jak  go  utrzymać.  Oznacza  to,  że  DDA  są 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

w pełni  zdolni  do  miłości,  lecz  muszą  w sobie  tę  zdolność  dostrzec  i rozwinąć  ją.  Droga  do  tego 

wiedzie poprzez nauczenie się, jak akceptować siebie. 

Przed laty Zofia Milska-Wrzosińska zwróciła uwagę, że stworzenie dobrego związku jest jednym 

z kilku  najważniejszych,  ale  i najtrudniejszych  zadań  życiowych  człowieka.  Z pewnością  łatwiej  je 

zrealizować  tym,  którzy wychowywali się,  patrząc  na dobre związki  swoich rodziców  - ale zawsze 

jest to trudne. DDA nie są tutaj wyjątkiem. 

 

Jest już za późno

 

Mam 24 lata i jestem DDA. Wiem o tym od kilku lat. Ale niewiele wynika dla mnie tej wiedzy. 

Świadomość,  że jestem  DDA,  wcale nie pozwala  mi uporać się  problemami, wcale  w tym nie po-

maga; kusi tylko, żeby wszelkie zło „zwalić” na pochodzenie z rodziny alkoholowej. Czy mam do tego 

prawo?  Wydaje  mi  się,  że nie.  I rodzi to  ogromne poczucie  winy  (towarzyszy  mi  ono chyba  od  za-

wsze),  a także  ogromny,  paraliżujący  wstyd,  który  nie  znika  nawet  wtedy,  gdy  jestem  daleko  od 

„domu”, gdzie nikt mnie nie zna i o niczym nie wie. I jeszcze ta bezsilność - taka obezwładniająca: że 

nie mam nad niczym kontroli, że mogę tylko z bólem patrzeć, jak czas przecieka mi przez palce, jak 

życie przechodzi gdzieś obok. 

Jestem sama. Zupełnie sama. Czy to ich wina? Czy może moja, tylko i wyłącznie moja? Może nie 

zasługuję na nic dobrego. Tak po prostu. Na miłość, na przyjaźń, na uwagę i troskę. Może to za dużo. 

Po prostu. 

Nigdy  i nigdzie  nie  szukałam  pomocy.  Nie  sądziłam,  ze  ktoś  może  mi  ją  dać,  że  to  cokolwiek 

zmieni. I dalej tak sądzę, a poza tym już za późno, już nie warto. I nawet nie wiem, czy mam siłę do 

kogoś się zwrócić o pomoc. Wstydzę się, boję? Może. 

„Żyję”  dalej  z rodzicami,  w milczeniu,  w nienawiści.  Zaczynam pić.  Schemat?  Może.  Tylko nie 

wiem, jak długo tak jeszcze można. Brakuje mi już sił, wszystko jest takie trudne, zbyt bolesne. Czuję 

się  winna,  że  nienawidzę  wszystkich,  którzy  według  mnie  żyją  normalnie  -  mają  domy,  rodziny, 

przyjaciół i po prostu żyją. 

Właściwie nie wiem, po co to piszę. Może tylko po to, by ktoś to przeczytał. Nawet jeżeli nigdy mi 

nie pomoże. 

I. z Żywca 

 

Zwykłe życie DDA

 

Jak wygląda moje życie? Myślę, że jak standardowe życie DDA. Mam 20 lat, ale czuję się jakbym 

miała  40.  Na  zewnątrz  przykładna  rodzina:  mama,  tata,  brat,  pies,  samochód,  no  i ja.  Szybko 

dorosłam.  Nie  mogę  darować  sobie  dzieciństwa,  które  widzę  jak  przez  mgłę.  Ojciec  uczynił  moje 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

dzieciństwo  piekłem.  Wieczne  awantury,  sceny,  których  nie  chcę  pamiętać.  Nie  umiem  przestać 

nienawidzić, nie umiem zrozumieć, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Ciekawy jest fakt, że z dzieciństwa 

mało pamiętam. Pamiętam podwórko, koleżanki, przedszkole, dom (?): awantury, krzyki, strach... 

Matka wprowadziła mnie, małe dziecko, bardzo szybko w świat dorosłych, niezrozumiałych zasad 

i problemów.  Uczyniła mnie spowiednikiem, powiernikiem swoich problemów  i tajemnic.  Pytała,  co 

ma zrobić, jak zareagować. 

Z bratem nie mam w ogóle kontaktu: żyje własnym życiem, z boku od tego wszystkiego. Może to 

jego sposób na przetrwanie. 

Tak wygląda moja rodzina, a ja czuję się jak klocek nie pasujący do całej układanki. 

Aga z Radomia 

 

Samotny wśród ludzi

 

Kiedy się to zaczęło, nie wiem. Coraz częściej widziałem pijanego ojca. Matka nie rozmawiała ze 

mną  o tym.  Czasami  myślę,  że  może  chciała  mnie  w jakiś  sposób  chronić,  ale  zaraz  przypominam 

sobie, jak wysłała mnie razem z ojcem do człowieka, dla którego robił formę do odlewania zabawki - 

żebym go pilnował.  Pamiętam tylko, że  wszyscy mężczyźni,  którzy tam  byli, częstowali ojca wódką, 

a mnie było tak strasznie wstyd. 

Wreszcie  ojciec  przestał  pić.  Poszedł  do  lekarza,  brał  jakieś  proszki.  A ja?  Nikt  ze  mną  nie 

rozmawiał,  nie  pytał,  co  czuję,  czy  w ogóle  coś  czuję.  Jakby  to  zupełnie  nie  dotyczyło  mnie,  jakby 

mnie  nie  było.  Przyzwyczaiłem  się,  że  zainteresowanie  ojca  ograniczało  się  do  pytania:  Jak  tam 

w szkole?  A gdy studiowałem: Jak  tam  na  zajęciach?  Pamiętam  strach,  że  mogę  zrobić  coś,  co nie 

spodoba się rodzicom. Szczególnie matce. Wtedy myślałem, że to ja jestem zły. Teraz widzę, że byłem 

akceptowany i kochany, gdy robiłem to, co chciała matka. 

I  tak  mijały  lata.  Zacząłem  pracować.  Potem  zacząłem  pić.  Ożeniłem  się  i piłem  dalej.  Potem 

picie przeszkadzało mi w pracy, więc tylko piłem. W pracy mieli mnie już dość. Kazali mi się zwolnić. 

Poszedłem do lekarza.  Brałem  antikol,  wszywałem  sobie  esperal  kilka  lat  z rzędu.  Żaden  z lekarzy, 

u których  byłem,  nie  spytał,  czy  może  spróbowałbym  jakiejś  formy  terapii,  czy  chciałbym  poroz-

mawiać.  Znowu  nikt  ze  mną  nie  rozmawiał.  Dalej  nic  tak  naprawdę  nie  wiedziałem  o chorobie 

alkoholowej. 

Żona właśnie kupiła nowy numer „Charakterów”, w którym jest artykuł z cyklu o DDA. Czytając 

te  teksty,  w wielu  miejscach  odnajduję  siebie,  czuję,  że  to  o mnie.  Tak  będzie  z wieloma  osobami, 

które  je  przeczytają:  zobaczą,  że  nie  są  sami,  że  są  ludzie,  którzy  chcą  i umieją  pomóc  w walce 

z chorobą alkoholową. 

Jacek z Warszawy 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Mój największy błąd

 

Największym  błędem,  jaki  popełniłam,  była  wiara,  że  jestem  wolna  od  przeszłości. 

Przekonywałam  samą  siebie,  ze  moja  siła  i pewna  dojrzałość pokonają bariery.  Sądziłam,  ze  moje 

doświadczenie  tylko  mnie  wzmocni  i pozwoli  realnie  patrzeć  na  rzeczywistość  Niestety  nie  wzięłam 

pod  uwagę  najważniejszej  rzeczy,  a mianowicie  tego,  ze  jestem  dzieckiem  alkoholika.  Wspaniała 

mama,  przyjaciele,  spełnienie  w pracy  zawodowej  -  to  nie  wymaże  negatywnych  doznań 

z dzieciństwa.  Alkoholik  dokonuje  spustoszenia  w życiu  emocjonalnym  każdego  członka  rodziny. 

Uderza  w podstawowy  składnik  ludzkiej  osobowości  -  w uczucia.  W efekcie  następuje  zaburzenie 

poczucia własnej wartości, bezpieczeństwa, zaufania, wiary w normalny związek. 

Mam za sobą nieudany związek. Przyczyną był oczywiście alkohol. Zarówno mój partner, jak i ja 

doskonale  znaliśmy  ten  problem,  ale  zignorowaliśmy  fakt,  że  wpłynął  on  na  nasze  życie. 

Zniszczyliśmy miłość, bo jedno chciało być silniejsze, bardziej niezależne od drugiego. Tak naprawdę 

wcale nie o to chodziło. Pogubiliśmy się, nie pytając nikogo, a przede wszystkim siebie, o drogę. 

Marta z Tucholi 

 

8. Pozwolić zagoić się ranie

 

Pierwszy krok do zmiany to uświadomienie sobie, kim jestem i w jaki sposób sytuacja rodzinna 

związana z nadużywaniem alkoholu przez rodzica wpłynęła na mnie i moje życie. Wiele Dorosłych 

Dzieci Alkoholików przez lata boryka się na przykład z depresją  czy  lękami,  myśląc: „Coś ze  mną 

jest nie tak” - i nie  widzą związku tych stanów z nadużywaniem alkoholu przez bliską osobę, kiedy 

byli dziećmi. Póki tak się dzieje, zmiana jest trudna. 

Czasem  lektura  artykułu  o Dorosłych  Dzieciach  Alkoholików  lub  film  w telewizji  może  kogoś 

skłonić  do  odkrycia,  że  jest  DDA.  Gdy  oglądamy  historię  skrzywdzonego  dziecka  albo  czytamy 

o tym,  co  dzieje  się  w rodzinie  alkoholowej,  łatwiej  nam  dostrzec,  że  doświadczaliśmy  czegoś 

podobnego.  Jeśli  pojawiają  się  myśli  tego  typu,  to  wchodzimy  w etap  kontemplacji,  czyli 

zastanawiania  się,  na  ile  w moich  problemach  odzwierciedla  się  to,  co  charakterystyczne  dla 

Dorosłych  Dzieci  Alkoholików.  Ci,  którzy  zaczynają  identyfikować  siebie  jako  DDA,  dostrzegają 

nadzieję na to, że możliwa jest zmiana ich samopoczucia i sposobu życia. 

Zanim  jednak  przystąpimy  do  zmiany,  potrzebujemy  się  do  niej  przygotować.  Zwykle  na 

początku  sprawdzamy, jak można to  zrobić, na przykład  rozmawiamy ze  znajomymi,  którzy  odbyli 

już terapię DDA, albo sięgamy po poradniki dla DDA. Wiele osób udaje się wówczas do psychologa, 

żeby  porozmawiać,  czy  w ich  przypadku  psychoterapia  jest  konieczna.  Wszystkie  te  sposoby  są 

dobre, by wstępnie rozeznać się, ile  wysiłku kosztować nas będzie zmiana i czy warta jest tego wy-

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

siłku.  Niektórzy  odkrywają,  że  choć  są  DDA,  wcale  nie  chcą  się  zmieniać,  ponieważ  żyje  im  się 

całkiem dobrze. Inni są zadziwieni bólem pojawiającym się  w nich, gdy tylko zaczynają rozmawiać 

o swoich dawnych relacjach z rodzicami. 

Jeśli  w wyniku  lektury  lub  rozmów  o DDA  zaczynasz  myśleć:  „To  możliwe,  abym  czuł  się 

radosny, abym czuł się dobrze z ludźmi, żebym założył rodzinę i cieszył się z bycia z moimi bliskimi, 

żebym  czuł  wewnętrzny  spokój  i pewność  siebie”  -  to  znaczy,  że  rozpoczynasz  swój  wewnętrzny 

proces zmiany. 

Do  prowadzonych  przeze  mnie  grup  terapeutycznych  trafiają  zwykle  osoby  w tej  fazie:  już 

świadome bycia DDA, z nadzieją na zmianę. Często jeszcze nie do końca wiedzą, co chcą zmienić, 

i dlatego  we  wstępnym  etapie  terapii  ważne  jest  pogłębienie  zrozumienia,  w jaki  sposób  konkretne 

doświadczenia  z przeszłości  wpłynęły  na  ich  przekonania,  zachowania  i sposoby  radzenia  sobie 

z życiem  i ludźmi.  Przydatne  są  tutaj  różne  formy  pogłębionej  psychoedukacji,  pozwalające 

zrozumieć, jak funkcjonowała nasza rodzina, gdy byliśmy dziećmi, i jak to wpłynęło na nasz rozwój 

oraz  to,  kim  jesteśmy  dziś.  Psychoedukacja  musi  mieć  element  autodiagnozy  i dawać  możliwość 

podzielenia  się  osobistymi odkryciami uczestników. Tematy pracy psychoterapeutycznej w tej fazie 

mogą  być  wprowadzane  przez prowadzącego  lub  spontanicznie  wyłaniać  się  z procesu  grupowego. 

Obie  strategie  pracy  wymagają  od  prowadzącego  dużej  wrażliwości  na  potrzeby,  których  grupa 

i uczestnicy na tym etapie często nie potrafią wyrazić. 

Ważne  są  również  nowe  pozytywne  doświadczenia  związane  z ludźmi.  Grupa  pozwala  poczuć 

się  podobnym  do  innych,  zrozumianym,  wysłuchanym,  zaakceptowanym.  Te  doświadczenia 

najłatwiej zdobyć w grupie terapeutycznej, choć podobną rolę może odegrać grupa samopomocowa. 

W grupie  osoby  uczą  się  takiego  bycia  razem,  które  służy  ich  rozwojowi.  Spełnia  to  rolę  treningu 

umiejętności  interpersonalnych,  których  nabywanie  jest  możliwe,  gdy  przebywamy  w grupie 

o jasnych  i zdrowych  regułach,  dającej  wsparcie,  akceptującej  odmienność  i potrzeby  uczestników. 

W takiej  grupie  łatwo  o otwartość  i pojawianie  się  silnych  uczuć  związanych  z trudnymi 

wspomnieniami czy wydarzeniami z życia.  Ważne jest nie tylko ich przypomnienie i zwierzenie się 

z nich innym ludziom, ale także zmiana sposobu, w jaki wydarzenie zapisało się w nas. Często nasze 

wspomnienie  jest  źródłem  trudnych  emocji,  nie  zagojoną  raną.  Terapia  ma  pozwolić  jej  zagoić  się 

tak,  by  nie  wpływała  już  na  nasze  codzienne  życie.  Na  tym  etapie  ważne  jest  znalezienie  nowych 

rozwiązań tych sytuacji relacji, z którymi sobie nie radziliśmy (lub radziliśmy sobie w sposób, który 

nam  samym  się  nie  podobał),  adekwatnych  do  naszego  wieku,  poziomu  naszego  rozwoju 

i możliwości. 

Istotą  tej  fazy  psychoterapii  DDA  jest  zmiana  obrazu  siebie  zmierzająca  w kierunku  bardziej 

realnego i pozytywnego postrzegania własnej osoby - jako bardziej dorosłej, niezależnej, posiadającej 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

znacznie więcej zasobów niż w okresie dzieciństwa. Trzeba skoncentrować się na tych doświadcze-

niach z przeszłości, które utrudniają lub uniemożliwiają korzystanie z aktualnego potencjału. Zmianie 

ulegają  schematy  myślenia  i przeżywania.  Wśród  osób,  które  już  założyły  własne  rodziny,  wzrasta 

także świadomość tego, jak dotychczasowe zachowania i uwikłanie  w rodzinę pierwotną wpływa na 

ich  bliskich.  Pojawia  się  poczucie,  że  mogą  zmienić  siebie  i swoje  życie.  Wzrasta  też  świadomość 

tego, co konkretnie chcą zmienić. 

Przychodzi  czas  na  planowanie  i przeprowadzanie  realnych,  a drobnych  zmian  w życiu. 

Zaczynamy od drobnych zmian, ponieważ jest to dobry sposób, aby przekonać się, na ile wymyślona 

przez  nas zmiana  sprawdzi  się  w rzeczywistości. Jeśli się  sprawdzi  -  to  wykonujemy  kolejne  kroki. 

Jeśli nie - musimy weryfikować swoje plany. 

Rolą  terapeuty  i grupy  na  tym  etapie  pracy  jest  wspieranie  osobistych  planów  poszczególnych 

osób. Optymalne interwencje służą nagradzaniu zmian, które się udały, wnikliwej analizie trudności 

i zaplanowaniu nowej zmiany tam, gdzie poprzednia się nie powiodła. 

Osiągnięcie stabilnej zmiany osobistej, jak wy mika z badań i obserwacji klinicznych, trwa około 

dwóch lat. Czas pracy grupy psychoterapeutycznej to zwykle okres od 6 do 12 miesięcy. Oznacza to, 

że w tym  czasie możliwe  jest przeprowadzenie zmiany  wewnętrznej,  czyli uświadomienie sobie, co 

potrzebujmy zmienić, jak możemy to zrobić, i rozpoczęcie planowania zmiany, na której nam zależy. 

Od  tego,  na  ile  głęboko  uda  się  przeprowadzić  ten  etap  zmiany,  zależą  dalsze  efekty  terapii. 

Bezpośrednio  po  terapii  uczestnicy  wprowadzają  drobne  zmiany.  Potem  decydują  się  na  kolejne. 

Zwykle rok lub dwa po terapii pojawiają się sygnały wskazujące na zmianę nastawienia do świata, do 

życia i do siebie. 

Z  badań,  które  prowadzimy, sprawdzając  efekty psychoterapii  w ośrodku,  wynika,  że osoby po 

terapii obserwują  u siebie  pozytywne  zmiany  w wielu  obszarach.  Przede wszystkim  zmienia się ich 

postrzeganie siebie w relacjach z innymi: czują się pewniejsi, spokojniejsi, bardziej świadomi swojej 

wartości  i swoich  kompetencji.  Jest  to  związane  ze  wzrostem  poczucia  emocjonalnej  stabilności, 

które  osoby  te  czasem  opisują  jako  wewnętrzny  spokój.  Zaczynają  częściej  mówić  o sobie  po-

zytywnie  i z  dbałością  odnosić  się  do  siebie.  Po  terapii  zwiększa  się  u nich  również  gotowość  do 

wzięcia  odpowiedzialności  za  swoje  życie  i poczucie,  że  mogą  żyć  tak,  jak  potrzebują  i jak  chcą. 

Oznacza to zwykle istotne zmiany życiowe, na przykład ograniczenie relacji z tymi, którzy krzywdzą, 

zbliżenie  się  do  osób,  które  wspierają,  zakładanie  stałych  związków,  a także  inne  „inwestycje” 

osobiste. 

DDA po terapii doceniają swoją umiejętność dystansowania się od wielu spraw, w tym także od 

swoich  słabości.  Dobrze  czują  się  także  ze  swoją  gotowością  do  wprowadzania  zmian  w życiu  - 

napełnia  ich  to  energią  i entuzjazmem.  Czerpią  również  zadowolenie  ze  wspierających  kontaktów 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

z innymi  -  inaczej  niż  na  początku,  kiedy  poszukiwanie  pomocy  u innych  postrzegali  jako  coś 

negatywnego.  DDA  po  terapii  częściej  też  czują,  że  radzą  sobie  ze  swoimi  emocjami.  Istotnie 

zmniejszają  się  także  występujące  u nich  wcześniej  objawy  psychopatologiczne.  Wzrasta  zaś 

poczucie, że są w stanie dobrze radzić sobie w życiu i mają siły, aby to robić - aby żyć szczęśliwie. 

Marzenna Kucińska 

 

Marzenna  Kucińska  kieruje  Ośrodkiem  Psychoterapeutycznym  Instytutu  Psychologu  Zdrowia 

PTP w Warszawie. Zajmuje się psychoterapią DDA. 

Ma 

46

 lat, męża i 10-letnią córkę. 

 

Sam nie dasz rady 

Problem  DDA  dotyczy  również  mnie.  Mam  tę  świadomość  i próbuję  coś  z tym  robić.  Ale 

przerażające jest to, ilu DDA żyje wokół nas. Oni cierpią, nie wiedząc nawet, dlaczego tak się dzieje. 

Wielu  ludzi  uważa,  że  psychoterapia,  grupy  wsparcia  itp.  to  coś  nienormalnego.  Spotykam  się 

z takimi  opiniami.  Na  szczęście  jest  ich  coraz  mniej,  a będzie  jeszcze  mniej,  gdy  problem  będzie 

nagłaśniany. 

Jeżeli  już  do  kogoś  dotarło,  że  jest  DDA,  i uważa,  że  sam  poradzi  sobie  z problemem  -  to  nic 

bardziej  mylącego.  Nie  poradzi  sobie  sam,  żeby  nie  wiem  co  To  na  terapii  odkopuje  się  to,  co 

zakopane, opłakuje  się to, czego się nie dostało w dzieciństwie,  i przeżywa  się smutek. Po dłuższym 

czasie  może  przyjdzie  przebaczenie  dla  naszych  rodziców.  Przyjdzie  ukojenie,  radość,  normalne 

życie. Wiem, bo sama przeszłam terapię DDA - przeszłam ją, żeby nie zwariować, żeby wiedzieć, 

co 8. jest czarne, a co białe, żeby się dowiedzieć, kim jestem i jaka jestem. Dziś spokojniej i pewniej 

stąpam po ziemi. Wiem, czego chcę od O życia. Wiem, czego oczekują ode mnie moje dzieci. To tak, 

jakby mi 

Q

 ktoś podarował „nowe oczy” i ”nowe uszy”. Jestem szczęśliwa. 

Halina z Tomaszowa 

 

Tak bardzo chcę pójść na spacer

 

Mam  23  lata  i jestem  DDA.  Zrozumiałam  to  dopiero  rok  temu,  kiedy  trafiłam  do  psychologa, 

który stwierdził u mnie agorafobię z napadami lęku. Kiedy usłyszałam, co mi jest, nie miałam pojęcia 

o tej  chorobie  i o  tym,  skąd  się  wzięła.  Dopiero  z czasem,  kiedy  zaczęłam  regularnie  spotykać  się 

moim terapeutą, uświadomiłam sobie, co się ze mną dzieje. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, o których 

wcześniej  nie  wiedziałam  albo  nie  chciałam  wiedzieć.  To  dzięki  psychologowi  odkryłam,  kim  tak 

naprawdę są moi rodzice i jaką krzywdę mi wyrządzili. Uważam, że to tylko dzięki nim mam tę fobię 

i od ponad  roku siedzę  w domu. To  przez nich  jestem dzisiaj  sama  jak palec,  zamknięta w czterech 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

ścianach, i nie mogę pójść do pracy, nie mogę kontynuować nauki. 

Czasami  zastanawiam  się,  czy  ten  koszmar  kiedyś  się  skończy.  Tak  bardzo  bym  chciała  pójść 

gdzieś przyjaciółmi, zdać maturę, którą stale odkładam na później, pójść na studia, które są moim 

marzeniem... 

Jedyną osobą, która mnie wspiera, jest psycholog. Wiem, że na tym właśnie polega jego praca, 

ale i tak się cieszę, że do niego trafiłam. Bardzo go polubiłam. Dziękuję mu za to, że jest. 

Cały  czas  wierzę,  że  nadejdzie  kiedyś  taki  dzień,  kiedy  będę  na  tyle  silna  psychicznie,  aby 

zrealizować swoje marzenia, ze będę mogła w końcu cieszyć się życiem. 

M. z Bydgoszczy 

 

Smutek w szczęściu 

Mam  30  lat.  Jestem  DDA.  Mam  wspaniałego,  kochającego  męża  i cudownego,  mądrego  syna. 

Jestem nieszczęśliwa. Dlaczego? Bo każdy mój dzień to walka. Budzę się i zasypiam z waleniem ser-

ca, czasem myślę, że słyszą je sąsiedzi za ścianą. Moje serce - pełne lęków, strachu, bólu, bezsilności. 

Gdyby  kula  ziemska  była  płaska,  biegłabym  tak  długo,  aż  by  mnie  pochłonął  wszechświat. 

I byłoby cudownie. Bez poczucia, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się, tak jakbym nosiła koszulkę 

z napisem:  „Moi  rodzice  są  alkoholikami  i dlatego  jestem  nikim”.  Bez  uczucia  żalu  i pytań: 

„Dlaczego tobie się to przytrafiło?”. 

Nadzieja.  Od  dwóch  miesięcy  leczę  depresję,  za  kilka  dni  po  raz  czwarty  pójdę  na  spotkanie 

grupy wsparcia DDA. Spotkam tam „swoich” ludzi, oni się ze mnie nie śmieją. Nadzieja - że zrzucę 

kiedyś z siebie tę „koszulkę”. Chciałabym wierzyć, że wygram tę walkę, zacznę się uśmiechać do syna 

i kiedyś będę w stanie powiedzieć: „Życie jest piękne”. Może... 

Sylwia ze Szczecina 

 

Chcę zrozumieć i

 pomóc 

Od  kilku  lat  w ramach  praktyk  wakacyjnych  uczestniczę  w tzw.  Oazach  -  piętnastodniowych 

rekolekcjach.  W każdej  grupie  oazowej  pojawiają  się  problemy  związane  z sytuacją  w domu.  Duża 

część dzieci doświadcza różnych form patologii, wśród których króluje problem alkoholowy. W ciągu 

piętnastu dni nikt nie jest w stanie zmienić życia człowieka, czy też naprawić tego, co przez wiele lat 

było  „psute”  w domu.  Jednak  można  spróbować  zasiać  dobre  ziarno.  Interesuję  się  psychologią, 

mam  pewną  wiedzę  z tej  dziedziny.  Ale  w dziedzinie  „problemu  alkoholowego”  nie  jest  to  wiedza 

pełna  i do  końca  ułożona.  Cykl  artykułów  w ”Charakterach”  pomógł  mi  lepiej  przygotować  się na 

spotkanie z ludźmi, którzy w jakiś sposób związani są z nadużywaniem alkoholu. Aczkolwiek wiem, iż 

sam przeprowadzać terapii nigdy nie będę. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Ryszard z Paradyża 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Pokusa silniejsza niż rozum, 

czyli dlaczego ludzie nie radzą sobie z

 nałogami 

Dariusz Soliński 

 

Ronald  Reagan,  były  prezydent  Stanów  Zjednoczonych,  nie  cieszył  się  opinią  wybitnego 

intelektualisty.  Amerykańscy  studenci  mawiali  o nim  nawet,  że  nie  jest  w stanie  równocześnie  iść 

i żuć gumy. Czynności te, każda z osobna, wymagają bowiem od niego pełnej koncentracji. W istocie 

umiejętność  równoczesnego  wykonywania  różnych  działań  jest  koniecznością  każdego  żywego 

organizmu.  Organizm  najbardziej  złożony  -  człowiek  -  wykonuje  w każdej  chwili  wiele  działań 

jednocześnie. Na przykład oddycha, poci się, myśli, spogląda na zegarek i idzie. Czasami zdarza się 

jednak,  że  człowiek  musi  wybierać  między  dwoma  różnymi  działaniami:  nie  może  równocześnie 

napić  się  wódki  i nie  pić  alkoholu,  powstrzymać  się  od  palenia  i rozkoszować  się  wdychanym 

dymem, zjadać wielkiego ciastka z górą bitej śmietany i utrzymywać surowej diety. We właściwych 

wyborach pomagają nam podmiotowe mechanizmy samoregulacyjne. 

Prawidłowa  samoregulacja  to  proces,  w którym  to,  co  sam  podmiot  uznaje  za  „obiektywnie” 

ważniejsze,  bierze  górę  nad  tym,  co  uznaje  za  mniej  ważne.  Oczywiście  nie  zawsze  człowiek 

sięgający  po  kieliszek  alkoholu,  po  papierosa  czy  wysokokaloryczne  ciastko  musi  odczuwać 

jakikolwiek konflikt decyzyjny. 

Zdarza  się jednak, że  robi to  niejako  wbrew sobie,  ma  świadomość, że  postępuje  niewłaściwie, 

a potem żałuje swego czynu. W takim właśnie przypadku mamy do czynienia z procesem zaburzenia 

podmiotowej samoregulacji. Nałóg jest klasycznym przykładem takiego zaburzenia: osoba czuje, że 

górę  w jej  działaniach  biorą  impulsy,  pokusy,  chwilowe  chęci,  a przegrywają  prawdziwe  wartości 

i cenione przez nią standardy. 

Dlaczego  ludzie  nie  potrafią  poradzić  sobie  z własnymi  nałogami?  Powodów  jest  oczywiście 

wiele. Tak wiele, że nawet nie podejmuję się tu wymienienia wszystkich. Skoncentruję się tylko na 

tych, które mają związek z zaburzeniami samoregulacji. 

Samoregulacja  wiąże  się  z posiadaniem  przez  działający  podmiot  (człowieka)  pewnych 

standardów - wizji tego, „jak powinno być”. W grę wchodzą wizje zarówno na temat tego, jaki stan 

byłby najlepszy (optymalny), jak i tego, jaki stan uznać można za „jeszcze dopuszczalny”. Aby owe 

standardy  mogły  efektywnie  wpływać  na  podejmowane  przez  podmiot  decyzje,  musi  on  ukie-

runkować  na  nie  swoją  uwagę,  zdawać  sobie  sprawę,  że  podjęcie  określonego  działania  oznaczać 

będzie  wystąpienie  rozbieżności  między  tymi  standardami  a stanem  faktycznym.  Jeśli  zaś  roz-

bieżność taka już wystąpi, koncentracja na niej powinna motywować podmiot do jej usunięcia. Tak 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

więc odchudzająca się osoba, zanim sięgnie po ciasteczko, powinna pomyśleć, że działanie takie jest 

w konflikcie z akceptowanymi przez nią standardami własnej sylwetki. Jeśli natomiast już ciasteczko 

zjadła,  to  myślenie  o oddaleniu  się  od  standardów  powinno  zmotywować  ją  do  spalenia  kalorii,  na 

przykład do intensywnej przebieżki wokół domu. Problemem, jaki często dosięga osoby pozostające 

pod  wpływem  nałogów,  jest  jednak  tak  zwane  niedostateczne  monitorowanie.  Po  papierosa, 

ciasteczko, piwo czy żeton w kasynie sięgają one bowiem zazwyczaj mechanicznie i bezrefleksyjnie. 

Nie zastanawiają się nad tym, w jakiej relacji do akceptowanych przez nie standardów pozostają takie 

działania. Standardy zaś przybierają w takim przypadku formę utajoną i nie spełniają swoich funkcji. 

Sprawowanie  efektywnej  samoregulacji  wymaga pewnego wysiłku.  Roy Baumeister udowodnił 

w serii pomysłowych  eksperymentów, że  właściwie  każda forma podmiotowej  samoregulacji  wiąże 

się  z utratą  energii.  W jednym  z nich  osoby  badane  proszone  były  o przybycie  do  laboratorium  na 

czczo.  W laboratorium  unosił  się  wspaniały  zapach  dopiero  co  upieczonych  ciasteczek 

czekoladowych. Na stole stała misa z tymi ciasteczkami i druga, wypełniona rzodkiewkami. W zależ-

ności od warunków eksperymentalnych, badanych zachęcano do zjedzenia kilku ciasteczek, prosząc 

o niesięganie po rzodkiewki, lub do zjedzenia kilku rzodkiewek, prosząc o nie sięganie po ciasteczka. 

Po  przedstawieniu  tej  instrukcji  eksperymentator  wychodził,  pozostawiając  badanego  samego  w la-

boratorium.  O ile  rezygnacja  z rzodkiewek  była  dla  osób  badanych  bardzo  łatwa,  o tyle 

powstrzymywanie się od sięgnięcia po wspaniale pachnące ciasteczka było mało przyjemnym i - jak 

zakładał  Baumeister  -  wyczerpującym  energetycznie  przezwyciężeniem  pokusy.  Następnie  obie 

grupy  uczestników  eksperymentu  poproszono  o rozwiązywanie  anagramów.  Mniej  wysiłku  w to 

zadanie włożyły osoby, które wcześniej zwalczały w sobie pokusę sięgnięcia po zakazane ciasteczko. 

Zdaniem Baumeistera brakowało im już na to energii. 

Wyczerpanie  energii  nierzadko  towarzyszy  nałogowcom.  Niezwykle  często  muszą  oni  bowiem 

zwalczać  pokusy  sięgania  po  „zakazane  owoce”.  Męczyć  mogą  ich  również  niepowodzenia 

zawodowe,  zawody  miłosne,  kłopoty  finansowe,  a także  hałas  czy  kłopoty  ze  snem.  Wszystko  to 

sprawia, że w kluczowym momencie często po prostu brakuje im energii, by powiedzieć „nie”. 

Wspomniane  zmęczenie  wiąże  się  też  zwykle  ze  złym  nastrojem.  Ulegnięcie  pokusie  oznacza 

wprawdzie w bardziej odległej przyszłości przeżywanie silnych negatywnych emocji (poczucia winy, 

wstydu,  własnej  niskiej  wartości  itp.),  ale  w krótkiej  perspektywie  czasowej  wiąże  się 

z dostarczeniem  sobie  emocjonalnej  przyjemności  wynikającej  z zapalenia  papierosa,  wypicia  piwa 

czy  sięgnięcia  po  wielki  krem  sułtański.  W artykule  opublikowanym  w ”Journal  of  Personality  and 

Social Psychology” Dianne Tice i jej współpracownicy udowadniają, że ludzie bardzo często ulegają 

różnym  pokusom,  ponieważ  sądzą,  że  dzięki  temu  poprawią  sobie  nastrój.  Grupie  badanych  Tice 

przekazywała (nieprawdziwą) informację, że ich zły nastrój jest niezmienny - będzie się przez jakiś 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

czas  utrzymywał  bez  względu  na  to,  jakie  działania  podejmą.  Okazało  się,  że  osoby,  które 

otrzymywały taką właśnie informację, zdecydowanie rzadziej ulegały różnym pokusom. 

Standardy,  jakimi  kierują  się  ludzie  w swoim  codziennym  funkcjonowaniu,  nie  dotyczą,  rzecz 

jasna,  tylko  kwestii  związanych  z powstrzymywaniem  się  od  pokus  kojarzonych  z nałogami. 

Większość osób chce mieć dobre zdanie o swoich kompetencjach i pragnie, aby korzystnie oceniali je 

inni.  Paradoksalnie  takie  potrzeby  mogą  w pewnych  warunkach  narażać  ludzi  na  popadniecie 

w nałóg. Edward Jones i Steven Berglas mówią, że ludzie skłonni są czasem do przejawiania działań, 

które  zmniejszają  ich  szansę  na  osiągnięcie  sukcesu,  ale  zarazem  pozwalają  im  tak  wyjaśnić 

ewentualną  porażkę,  by  mogli  zachować  dobre  mniemanie  o sobie  i pozytywny  image  w oczach 

innych.  Pójście  na egzamin  na  tak zwanym  kacu  czy  pod wpływem narkotyku  w oczywisty sposób 

zmniejsza  szansę  na  sukces.  Zarazem  jednak  dostarcza  takiego  wytłumaczenia  ewentualnego 

niepowodzenia,  które  nie  obciąża  samooceny. Egzaminowany nie musi  mówić  sobie: „Nie  zdałem, 

bo jestem mało inteligentny”. Nie pomyślą tak też o nim inni. Wszyscy przecież wiedzą, że nie zdał, 

bo był skacowany,  lub  też znajdował  się  pod  wpływem narkotyku.  Badania pokazują,  że  do  takich 

działań  -  Jones  i Berglas  nazywają  je  samoutrudnieniowymi  skłonni  są  przede  wszystkim  ludzie, 

których  samoocena  jest  niepewna.  Działania  takie  nie  muszą  wprawdzie  polegać  na  sięganiu  po 

alkohol czy narkotyki (często przybierają po prostu formę niewkładania wysiłku w przygotowanie się 

do zadania), ale jeśli  tak  właśnie  się dzieje,  mogą niepostrzeżenie przerodzić  się  w nałóg. Zdaniem 

Berglasa  wielu  starzejących  się  sportowców  i aktorów  sięga  po  alkohol  najpierw  wybiórczo,  by 

bronić swej samooceny, a potem niepostrzeżenie piją przy każdej bez mała okazji. 

W większości terapii uzależnień przyjmuje się tak zwaną opcję zerową. Alkoholikowi nie wolno 

sięgnąć po choćby jedną szklankę piwa, narkoman nie ma prawa do ani jednego skręta, hazardzista 

powinien  zapomnieć  nawet  o totolotku.  Pozornie  taka  opcja  zerowa  jest  rozwiązaniem  ze  wszech 

miar słusznym.  Każdy, komu na sercu leży  własna szczupła sylwetka, wie z doświadczenia, że jeśli 

ma  się  przed  sobą  talerz  pełen  ciasteczek,  to  jedynym  sposobem,  aby  ich  nie  zjeść,  jest 

powstrzymanie  się  od  sięgnięcia  po  pierwsze.  Zjedzenie  owego  pierwszego  ciasteczka  sprawia 

bowiem, że sięgamy bezwiednie po drugie, trzecie, czwarte... by w końcu stwierdzić, że nie ma sensu 

zostawiać  na  talerzu tych  kilku  ostatnich.  Choć  więc  zjedzenie  jednego tylko  ciastka  samo  w sobie 

nie  jest  przecież  naganne,  lepiej  jest  nie  sięgać  po  nie.  Alkoholik  też  by  nie  cierpiał,  gdyby  wypił 

jedno  piwo  czy  kieliszek  koniaku.  Problem  w tym,  że  i tu  uruchamia  się  efekt  śnieżnej  kuli.  Nie 

kończy się na jednym kuflu czy kieliszku. Co gorsza, nie kończy się na dwóch, czy też trzech... Opcja 

zerowa,  skuteczna  jako  standard  samoregulacji,  okazuje  się  mieć  jednak  swoje  poważne  minusy 

wtedy, gdy jest podstawą terapii. Praktycy leczenia alkoholizmu bądź narkomanii wiedzą doskonale, 

jak  zatrważająco  mało  skuteczna  jest  większość  programów  terapeutycznych.  Większość 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

alkoholików  i narkomanów  wraca  do  nałogu.  Jedną  z przyczyn  może  być  właśnie  przeświadczenie 

o bezwzględnym  zakazie  sięgania  po  zakazany  owoc.  Taki  standard  jest  bardzo  trudny  do 

osiągnięcia. Tak trudny, że w wielu przypadkach nałogowiec dochodzi do wniosku, że nie ma szans 

na  wyzdrowienie.  Co  gorsza,  jakiekolwiek  niepowodzenie  powoduje  poczucie  totalnej  klęski, 

beznadziei i braku perspektyw. Alkoholik, któremu zdarzyło się sięgnięcie po kieliszek, dochodzi do 

wniosku, że wszystko zostało stracone} Wypił, przegrał. Nie ma więc znaczenia, czy teraz będzie pił 

do wieczora,  do rana, czy też  przez kilka  następnych  dni. Narkoman, który nie  wytrzymał  i zapalił 

„marychę”, może dojść do wniosku, że znów przekroczył granicę i znalazł się po ciemnej stronie. Te-

raz już nie ma znaczenia, czy napełni on lufkę kawałkiem „ziela”, czy też przerzuci się na heroinę. 

Terapeuci  coraz  częściej  zdają  sobie  sprawę  z pułapek  tkwiących  w opcji  zerowej.  Dlatego  też 

coraz większe zainteresowanie budzą programy odchodzące od tej idei. Alkoholicy uczeni są między 

innymi  kontrolowanego  picia  -  by  na  przykład  nauczyć  się  wypijać  jedno  piwo  i na  tym 

poprzestawać.  Jeśli  zaś  zdarzy  im  się  „pójść  w cug”,  to  oczywiście  nie  można  przejść  nad  tym  do 

porządku  dziennego,  ale  nie  należy  też  dochodzić  do  wniosku,  że  wszystko  (to  jest  cały 

dotychczasowy  trud  walki  z nałogiem)  zostało  stracone.  Choć  programy  tego  typu  nie  są  jeszcze 

powszechne, wiele wskazuje na to, że są znacznie bardziej skuteczne od tradycyjnych. 

Dariusz Doliński 

 

Dariusz  Doliński  jest  profesorem  Uniwersytetu  Opolskiego  i Szkoły  Wyższej  Psychologii 

Społecznej.  Specjalizuje  się  w psychologii  zachowań  społecznych,  psychologii  emocji  i motywacji. 

Przewodniczy Komitetowi Nauk Psychologicznych PAN. Lubi literaturę piękną i rocka 

Ma 44 lata, żonę i córkę. 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Szczypta optymizmu, 

czyli różne wyjścia z

 sytuacji bez wyjścia. 

Alicja Senejko 

 

Przy rozmaitych okazjach sobie i znajomym ludziom  (przynajmniej tym najbliższym) życzymy 

szczęśliwego życia, bez trosk i zagrożeń. Niektórzy wierzą, że to możliwe. Psychologia nazywa ich 

nierealistycznymi  optymistami.  Ten  nierealistyczny  optymizm  traktuje  się  jako  atrybucję  obronną, 

będącą przejawem ucieczki od problemów zagrażających spokojowi ducha, jako brak przygotowania 

do przyjęcia życia takim,  jakie  jest  obiektywnie, z jego blaskami  i cieniami, ze  śmiercią w tle czy - 

jak 

powiedziałby 

Viktor 

Franki, 

austriacki 

psychoterapeuta 

i filozof, 

więzień 

obozu 

koncentracyjnego - z określoną dawką cierpienia, którą każdy z nas ma przypisaną. 

Jednak pesymistyczna postawa wobec życia nie jest ani bardziej realistyczna niż nierealistyczny 

optymizm, ani też nie przygotowuje lepiej do zmagania się z trudem istnienia. Zwracają na to uwagę 

psychologowie społeczni (m.in. Dariusz Doliński w książce „Orientacja defensywna”). Pesymiści są 

wprawdzie  lepiej  przygotowani  na  ewentualność  jakiegoś  nieszczęścia,  ale  umyka  im  wiele  okazji 

życiowych, które optymiści bez trudu wykorzystują. Pesymista ma bowiem za mało wiary w sukces, 

jest zbyt sceptyczny i nieufny, żeby włączyć się w realizację szansy podsuwanej przez okoliczności. 

Natomiast  optymistyczna  postawa  wobec  życia,  wyrażająca  się  w przekonaniu,  że  teraźniejszość 

i przyszłość należą do nas, działa jak samosprawdzające się proroctwo - prowokuje rzeczywistość do 

spełnienia zamierzeń.  Ale  nawet najbardziej nierealistyczny  z nierealistycznych  optymistów  nie  jest 

w stanie  zakląć  losu,  by  ustrzec  się  zagrożeń.  On  również  musi  zmagać  się  z życiem,  zetknąć 

z niechcianą stroną  egzystencji.  Nie  jest ona zarezerwowana wyłącznie  dla  pesymistów  -  byłoby  to 

rzeczywiście wysoce niesprawiedliwe. 

W psychologii, czyli tam, gdzie subiektywność odgrywa tak wielką rolę, na pełną sprawiedliwość 

nie ma jednak miejsca. Nie cierpimy po równo, cierpienie nie jest każdemu z nas przydzielone w tym 

samym wymiarze - między innymi dlatego, że różnie postrzegamy i interpretujemy sytuacje, nawet te 

trudne, czy  wręcz zagrażające. Różnimy się więc oceną sytuacji, na co już dwadzieścia, trzydzieści 

lat temu zwróciło  uwagę  wielu  psychologów,  na przykład prof.  Richard S.  Lazarus  i prof. Wiesław 

Łukaszewski.  Tę  samą  sytuację  jedni  z nas  ocenią  jako  całkiem  naturalną,  a inni  jako  zagrażającą, 

utrudniającą,  czy  wręcz  uniemożliwiającą  realizację  tego,  co  dla  nich  najważniejsze.  Różnice 

w ocenach  wynikają  oczywiście  z wielu  czynników  podmiotowych  i sytuacyjnych.  Na  przykład  im 

więcej  mamy  celów  i wartości  dla  nas  istotnych,  których  osiągnięcie  jest  zagrożone,  im  bardziej 

jesteśmy  wrażliwi,  lękliwi,  pesymistyczni,  mamy  zaniżone  poczucie  własnej  wartości  itp.  -  tym 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

łatwiej  zaliczymy  daną  sytuację  w poczet  zagrażających.  Dlatego  też  rozwód  dla  jednej  osoby  to 

wielkie  nieszczęście,  zaś  dla  innej  wygodny  i naturalny  sposób  regulowania  stosunków 

międzyludzkich  w sytuacji,  gdy  kobieta  i mężczyzna  nie  widzą  możliwości  dalszego  wspólnego 

życia. 

A  zatem  nie  wszystkie  sytuacje  potocznie  uznawane  za  zagrażające  są  nimi  w subiektywnym 

odczuciu  konkretnych  osób.  Jednak  zdaniem  niektórych  psychologów,  między  innymi  Lennarta 

Leviego  i Mariannę  Frankenhauser  z Uniwersytetu  Sztokholmskiego,  istnieją  obiektywne, 

uniwersalne zagrożenia i stresory, które oceniane są tak samo, niezależnie od specyfiki oceniających 

je ludzi. Do takich uniwersalnych zagrożeń zaliczają na przykład kataklizmy. 

Prowadziłam badania dotyczące ustosunkowania się do powodzi jako zagrożenia oraz reakcji na 

ten  kataklizm,  w których  uczestniczyła  młodzież  mieszkająca  we  wrocławskiej  dzielnicy  Kozanów. 

W 1997 roku powódź na prawie trzy tygodnie uwięziła tych młodych ludzi w mieszkaniach. Wyniki 

pokazały, że wszyscy oni traktowali kataklizm jako silne zagrożenie, ale część młodzieży postrzegała 

go równocześnie  jako wyzwanie.  Tak więc  subiektywne oceny  sytuacji,  mimo  jej  jednoznaczności, 

różnią się. 

Różnice  w ocenach  dotyczą  także  treściowej  charakterystyki  zagrożeń,  czyli  tego,  jakie 

konkretne  zagrożenia  skłonni  jesteśmy  dostrzegać  i co  wpływa  na  to  szczególne  uwrażliwienie  na 

określone zagrożenia. Z badań (również moich) wynika, że wiek może determinować wyczulenie na 

pewne  kategorie  zagrożeń.  Na  przykład  czternasto-  czy  piętnastolatki  najwięcej  niebezpieczeństw 

dostrzegają w sferze incydentów społecznych (zaczepianie na ulicy przez nieznajomych, wymuszanie 

pieniędzy, kradzieże itp.). Z kolei dla dziewiętnasto- i dwudziestolatków najczęstszymi zagrożeniami 

są trudności szkolne, zaś incydentów społecznych  w ogóle nie oceniają oni w kategoriach zagrożeń. 

Badana  młodzież  różniła  się  także  w postrzeganiu  problemów  egzystencjalnych  (kłopotów 

z samookreśleniem,  lęku przed  śmiercią, trudności  w odnalezieniu sensu życia itp.). Dla czternasto- 

i piętnastolatków  ten  obszar  zagadnień  nie  jest  jeszcze  tak  istotny  jak  dla  starszej  młodzieży  i dla 

dorosłych.  Problemy  egzystencjalne  nie  stanowiły  więc  dla  nich  żadnego  zagrożenia.  Młodzież 

najstarsza  wskazywała  na  nie  znacznie  częściej,  choć  i w  tej  grupie  dominowały  zagrożenia 

doświadczane w szkole, w rodzinie, w kontaktach z sympatią czy z kolegami. 

Na  to,  jakie  zagrożenia  skłonni  jesteśmy  dostrzegać,  wpływają  również  nasze  doświadczenia, 

głównie  te  z wczesnego  dzieciństwa.  Podkreślają  to  psychoanalitycy,  z Zygmuntem  Freudem  na 

czele. Istotna jest częstość doświadczanych zagrożeń, ich rodzaj oraz stopień traumatyczności. Wielu 

z nas  -  zdaniem  austriackiego  psychoterapeuty  Erwina  Ringela,  zajmującego  się  problemem 

samobójstw  -  ma  swój  słaby  punkt, czyli  rodzaj zagrożeń analogiczny  do tych, których najczęściej 

doświadczaliśmy  w dzieciństwie,  lub  do  tych,  które  przez  szczególną  traumatyczność  wycisnęły 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

piętno  na  naszym  życiu,  gdy  byliśmy  dziećmi.  Właśnie  ten  rodzaj  zagrożeń  najszybciej 

identyfikujemy, a ci najbardziej przewrażliwieni potrafią dostrzec je nawet tam, gdzie ich nie ma. 

Również  aktualnie  doświadczane  kłopoty  przyczyniają  się  do  swoistej  fiksacji  i do  szybkiego 

interpretowania  ich  w kategoriach  zagrożenia.  Zależności  te  ilustrują  wyniki  kierowanych  przeze 

mnie  badań.  Diagnozowaliśmy  percepcję  zagrożeń  i reakcję  na  nie  u młodzieży  z rodzin 

z problemem alkoholowym i u zdeprawowanych dziewcząt z ośrodka wychowawczego. Okazało się, 

ze  młodzi  ludzie  z rodzin  alkoholowych  doświadczali  zdecydowanie  więcej  zagrożeń  związanych 

z kłopotami rodzinnymi, a dziewczęta z ośrodka - z incydentami społecznymi i problemami towarzy-

skimi. A zatem badani dostrzegali zagrożenia najczęściej w tych obszarach życia, które były ich piętą 

achillesową. 

Jak reagujemy na nieszczęścia, które nam się przytrafiają? Zależy to od oceny zagrożenia. Jeżeli 

wydarzenie  jest  dla  nas  równocześnie  zagrożeniem  i wyzwaniem,  jesteśmy  w stanie  uruchomić 

więcej  naszych  konstruktywnych  reakcji  niż  osoby,  dla  których  to  samo  wydarzenie  jest  jedynie 

zagrożeniem.  Tak  wskazują  wyniki  wspominanych  już  badań  przeprowadzonych  wśród  wro-

cławskich  powodzian.  Badani  postrzegający  powódź  jako  silne  zagrożenie  i wyzwanie  częściej  niż 

pozostali stosowali konstruktywne formy obrony, tzn. wykonywali czynności, które (moim zdaniem) 

dzięki  swoim  rezultatom  mają  moc  wspierania  procesów  rozwojowych.  Na  przykład  rozważali 

z bliskimi,  w jaki  sposób  przezwyciężyć  zagrożenie,  albo  próbowali  różnych  sposobów  radzenia 

sobie  dostosowanych  do sytuacji.  Młodzież, którą powódź  nie tylko przerażała, ale  i mobilizowała, 

stosowała  więcej  obron  konstruktywnych  (w  porównaniu  ze  swoimi  jedynie  przerażonymi 

rówieśnikami) i więcej niekonstruktywnych obron psychologicznych. W myśl mojego, funkcjonalno-

czynnościowego  ujęcia  obrony  psychologicznej,  niekonstruktywne  obrony  to  takie,  które  swoimi 

rezultatami  nie  wspierają  rozwoju,  a jedynie  pomagają  przystosować  się  do  zaistniałej  sytuacji. 

Można  do nich  zaliczyć  wyparcie,  czyli umotywowane  zapominanie  o zagrożeniu,  celowe unikanie 

sytuacji  i osób  kojarzących  się  z zagrożeniem,  czy  też  intensywne  wykonywanie  jakiejkolwiek 

czynności „odrywającej” choćby czasowo od zmartwienia. 

Wyniki  te  przeczą  dosyć  silnie  zakorzenionemu  w psychologii  przekonaniu,  że  albo  stosujemy 

racjonalne,  czyli  zaradcze  sposoby  przezwyciężania  trudnych  sytuacji,  albo  nieracjonalne,  czyli 

obronne.  Nie  tylko  moje  badania  dowodzą  (podobne  przekonanie  na  temat  skuteczności  obron 

wyraża  ostatnio  np.  amerykańska  psycholog  Julie  K.  Norem),  że  najlepiej  wychodzą  z sytuacji 

zagrożenia  ludzie  stosujący  jednocześnie  obrony  zarówno  racjonalne,  jak  i nieracjonalne, 

konstruktywne, jak i niekonstruktywne. 

Ciekawą  postawę  wobec  doświadczanych  cierpień  i zagrożeń  zaproponował  Franki  w swojej 

logoterapii:  trzeba  obdarzać  cierpienie  sensem,  ażeby  w ten  sposób  uniknąć  rozpaczy  jako 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

bezsensownego  cierpienia.  Twierdził,  że  nadamy  sens  cierpieniu,  jeżeli  je  poświęcimy  czemuś  lub 

komuś  poza  nami  -  gdy  na  przykład  będziemy  przekonani,  że  nasze  cierpienie  uchroni  naszych 

najbliższych  (tak  może  myśleć  żona  kochająca  męża  alkoholika,  lecz  separująca  się  od  niego  dla 

dobra dzieci). W ten sposób cierpienie stanie się bardziej znośne, łatwiejsze do zaakceptowania. 

W  niektórych  sytuacjach  zagrożenia,  na  przykład  w poważnej  chorobie,  możemy  wykorzystać 

nieco inne techniki radzenia sobie z nimi. Z badań Shelley E. Taylor z Uniwersytetu Kalifornijskiego 

(rozwijającej  teorię  porównań  społecznych  Leona  Festingera  w zastosowaniu  do  stresujących 

wydarzeń życiowych) wynika, że często stosujemy wtedy porównania społeczne. W tych sytuacjach 

pełnią one funkcje obronne. Mogą to być porównania „w górę”, tzn. z lepszymi od nas, lub „w dół”, 

czyli z tymi, którzy są w gorszej od nas sytuacji - choć  jedni  i drudzy chorują równie poważnie jak 

my. Porównania „w górę” pomagają nam odzyskać nadzieję na wyzdrowienie (skoro osoba, z którą 

się  porównujemy,  wyzdrowiała,  to  i my  mamy  tę  szansę),  stanowią  drogowskaz,  w jaki  sposób 

działać,  aby  znaleźć  się  w podobnej,  uprzywilejowanej  sytuacji.  Z kolei  porównania  z osobami 

będącymi  w gorszym  niż  my  położeniu  (bardziej  chorymi)  pomagają  nam  stwierdzić,  że  nie  jest 

jeszcze z nami tak źle, że możemy z tej sytuacji wyjść obronną ręką. 

Inną  techniką  radzenia  sobie  w zagrażających  sytuacjach,  zwłaszcza  w takich,  które  wiążą  się 

z weryfikacją naszych kompetencji i niepewnym sukcesem (np. przed trudnym egzaminem), jest tzw. 

strategia samoutrudniania (określili  ją tak amerykańscy psychologowie Edward E. Jones i Steven C. 

Berglas). Pozorna nieracjonalność polega tu na tym, ze zamiast ułatwiać sobie radzenie w zaistniałej 

sytuacji,  jeszcze  bardziej  ją  komplikujemy,  co  w efekcie  czasami  przekształca  niepewny  sukces 

w prawdopodobną  porażkę.  Jeżeli  bowiem  przed  trudnym  i ważnym  dla  nas  egzaminem 

uczestniczymy  w całonocnej  imprezie,  to  rezultaty  mogą  być  opłakane.  Jednak  czasami, 

z psychologicznego punktu widzenia, samoutrudnianie może okazać się dla nas korzystne. W sytuacji 

porażki  zawsze  przecież  można  zrzucić  winę  na  niedyspozycję  spowodowaną  nocną  imprezą. 

Natomiast  w sytuacji  sukcesu  przypadnie  nam  chwała,  bo  mimo  niedyspozycji  wyszliśmy  z opresji 

zwycięsko, a to dowodzi, jacy jesteśmy wspaniali, wielcy intelektem i duchem. 

Wiele badań wskazuje, że styl naszego mocowania się z uciążliwościami życia zależy również od 

cech osobowości,  między  innymi  od samooceny i rodzaju motywacji.  Im  bardziej nasza motywacja 

jest egoistyczna (im bardziej w naszym systemie motywacyjnym przeważają motywy osobiste), tym 

bardziej  za  poniesione  porażki  skłonni  jesteśmy  winić  czynniki  zewnętrzne,  zwłaszcza  najbliższe 

otoczenie.  Zawyżona  samoocena  w powiązaniu  z tego  rodzaju  osobistą  motywacją  przyczynia  się 

dodatkowo do swoistego uporu, niebrania pod uwagę faktu, że sytuacja nas przerasta, że nie ma szans 

na jej  przezwyciężenie.  L. J.  Bożowicz  i M. S.  Nejmark,  rosyjskie  badaczki zajmujące  się  w latach 

60.  ukierunkowaniem  osobowości,  powiedziałyby,  że  cechuje  nas  wtedy  „afekt  nieadekwatności”. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Z uporem  i bez  efektu  mocujemy  się  z tą  wyraźnie  nie  na  naszą  miarę  sytuacją,  podczas,  gdy 

najrozsądniej byłoby uznać własną słabość i zrezygnować z bezowocnych prób, oszczędzając energię 

na działania i sytuacje bardziej dostosowane do naszych możliwości. 

Niestety  istnieją  sytuacje,  które  w psychologii  nazywa  się  krytycznymi  i do  których  nie 

przygotują nas nawet najlepsze treningi czy warsztaty ani własna inteligencja. Chodzi tu na przykład 

o nieuleczalną chorobę albo o śmierć bliskiej osoby. Niektórzy badacze (np. amerykański psycholog 

kliniczny  F.  C.  Shontz,  badający  sytuacje  krytyczne)  twierdzą,  że  można  wyróżnić  swoiste  etapy 

doświadczania  sytuacji  krytycznych,  rozpoczynające  się  fazą  wstępną,  tj.  bagatelizowaniem, 

ignorowaniem  pierwszych  zwiastunów  nieszczęścia.  Szok,  gniew  i depresja  to  kolejne  etapy 

przeżywania  sytuacji  krytycznych.  Pogodzenie  się  z sytuacją  jest  etapem  ostatnim.  W przebrnięciu 

przez  nie  najlepiej  pomogą  osoby  bliskie,  które  wspierać  nas  będą  fizycznie  i duchowo.  Często 

właśnie  dzięki  nim  wychodzimy  bezpiecznie  z zakrętu  życiowego,  powracamy  do  równowagi. 

A zatem  nasza  dbałość  o najbliższych  w sytuacjach  normalnych,  pielęgnowanie  związków 

intymnych,  rodzinnych  czy  przyjacielskich  to  nie  tylko  przejaw zdrowia psychicznego,  ale  również 

sposób  na  budowanie  bezpieczeństwa  życiowego,  przygotowywanie  najpewniejszego  muru 

obronnego  na  wypadek  najgorszych  nieszczęść.  Strategia  liczenia  wyłącznie  na  siebie  może  się 

bowiem w sytuacjach krytycznych okazać katastrofalna. 

Głębokie  poczucie  osamotnienia  w połączeniu  z ciężarem  doświadczanej  sytuacji  krytycznej 

bywa  dla  niejednego  z nas  nie  do  zniesienia,  przekracza  naszą  wytrzymałość.  Konsekwencją  jest 

zazwyczaj poczucie bezradności i bezsensu życia, brak siły i ochoty, by dalej mocować się z życiem. 

Alicja Senejko 

 

Alicja  Senejko  jest  doktorem  psychologu,  adiunktem  Instytutu  Psychologu  Uniwersytetu 

Wrocławskiego.  Bada  przede  wszystkim  psychologiczne  strategie  obronne  człowieka  oraz 

zagadnienia  z pogranicza  psychologu  rozwoju  i psychologii  społecznej.  Opublikowała  wiele  prac 

z tego  zakresu.  Za  najważniejsze  uważa:  Aktywność  obronna  dzieci  (1995),  Theoretical  issues 

connected  with  psychological  defence  (w      Psychology  m a  Changing  Europę,  BEEPG,  London 

1996)  Lubi przyrodę zwłaszcza kwiaty. 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Sam sobie na przekór, 

czyli dlaczego sobie szkodzimy. 

 

Zofia Milska-Wrzosińska 

 

Zdarzyło  mi się  niedawno rozmawiać  z panem,  który  skarżył  się,  że jego  trzy kolejne partnerki 

życiowe (w tym dwie żony) były - jak mówił - dziecinne, bierne i nieskłonne do samodzielności. Mój 

rozmówca przeżył z tego powodu trzykrotne rozczarowanie, bo zawsze chciał związać się z kobietą 

niezależną,  która  dzieliłaby  z nim  odpowiedzialność  za  los  związku.  Spytałam  nietaktownie,  jak  to 

się stało, że trzykrotnie wybrał sobie partnerki zupełnie niezgodnie z własnymi oczekiwaniami. Takie 

postawienie  sprawy  zirytowało  mężczyznę:  „Sugeruje  pani,  że  ja  celowo  miałbym  wybierać  sobie 

jakieś trujące bluszcze? A niby dlaczego? Nie jestem żadnym masochistą i zawsze szukałem kobiety, 

która będzie mnie akceptować, ale nie uwiesi się na szyi. Nie wiem, dlaczego to się nie udaje. Może 

między mężczyzną a kobietą jest za duża różnica płci? Albo może ze wszystkimi kobietami po ślubie 

coś  się  robi  takiego?”.  Pod  koniec  imprezy,  na  której  rozmawialiśmy,  dostrzegłam  go  zatopionego 

w pogawędce  z młodszą  od  niego  o jakieś  15  lat  dziewczyną.  Ona,  z oczyma  pełnymi  zachwytu, 

chłonęła relację  o jego  ostatnich sukcesach.  On, niesiony  falą  jej  podziwu,  coraz  bardziej  wchodził 

w rolę  wszechmocnego  autorytetu. Prawdopodobnie za  kilka  lat -  a może  miesięcy  -  opowie  mi,  że 

kolejna  kobieta  okazała  się  nastawionym  konsumpcyjnie,  niedojrzałym  stworzonkiem, z którym nie 

sposób stworzyć partnerskiej relacji. 

Widzimy  wokół  ludzi,  którzy  utrudniają  sobie  życie,  powtarzając  wciąż  te  same  zachowania, 

wchodząc  w kolejne  niszczące  związki,  a przy  tym  trwają  w przekonaniu,  że  przyczyny  leżą  poza 

nimi,  że  nie  mają  oni  żadnego  wpływu  na  koleje  swojego  losu.  Z dogodnej  pozycji  obserwatora 

zadajemy  sobie  pytanie,  dlaczego  uporczywie  powtarzają  te  same  błędy  i ponownie  wracają  do 

punktu, w którym byli już wielokrotnie i obiecywali sobie, że nigdy więcej. Wydaje się to niepojęte. 

Bo  przecież  o ile  związek  z ostro  pijącym  narzeczonym  można  uznać  za  skutek  młodzieńczego 

niedoświadczenia, to trudniej zrozumieć, że ratunkiem z opresji, jaką są te niefortunne zaręczyny, jest 

szybki  ślub  z damskim  bokserem,  a kolejne  wyzwolenie  niesie  użalający  się  nad  sobą  i ciągle 

zaćpany  kochanek.  Pierwsza  w życiu  zawodowym  pyskówka  z przełożonym  może  wynikać 

z niezrozumienia  reguł  gry.  Ale  jeśli  powtarza  się  na  kolejnych  posadach,  z których  ambitny 

specjalista  notorycznie  wylatuje  z hukiem,  to  jego  tłumaczenie,  że  po  prostu  nie  ma  szczęścia  do 

szefów,  nie  wydaje  się  wiarygodne.  Ciągłe  odtwarzanie  własnych  niepowodzeń  jest  od  dawna 

obszarem  zainteresowania psychoterapii, która proponuje  rozmaite koncepcje  zrozumienia pozornie 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

bezsensownego zjawiska, polegającego na tym, że ludzie robią wciąż od nowa to samo, a następnie 

cierpią w wyniku skutków swoich działań. 

Niektórzy  powtarzają  niszczące  dla  siebie  zachowania,  bo  nie  potrafią  się  wyrzec 

towarzyszących im przyjemności czy ulgi w napięciu. To model uzależnienia typowy dla alkoholika 

bądź  narkomana,  ale  nieograniczający  się  do  więzi  z substancją  chemiczną.  Czasem  przyjemnością 

jest  ulga  związana  z rozładowaniem  emocji.  Ktoś  może  przeżywać  tak  wiele  złości,  że  nie 

powstrzymuje się przed jej brutalnym wyrażeniem, chociaż wie, że spotka go za to kara: wyrzucenie 

z pracy,  definitywne  odejście  żony  i dzieci,  czy  wręcz  odwieszenie  wyroku  skazującego. 

Przyjemność  związana  z rozładowaniem  agresji  jest  tu  większa  niż  obawa  przed  konsekwencjami. 

Nie  należy  jednak  sądzić,  że  agresor  nie  kontroluje  swojego  zachowania.  Przeciwnie,  na  ogół 

starannie  dobiera  obiekty,  na  których  może  bezkarnie  wyładować  złość.  Kiedy  konsultowałam 

kobietę robiącą od czasu do czasu dramatyczne sceny swojemu znękanemu mężowi, dowodziła ona, 

że absolutnie nie może powstrzymać ataku brutalnej furii, gdy ktoś jej się sprzeciwia. Zauważyłam, 

że jednak nie wybuchła złością chwilę wcześniej w recepcji ośrodka, gdy twierdzono, że jest zapisana 

na  zupełnie  inną  godzinę,  niż  sądzi.  Spojrzała  na  mnie  jak  na  osobę  niespełna  rozumu  i odrzekła: 

„Przecież państwo wezwaliby karetkę, gdybym tutaj zachowała się tak jak w domu!”. 

Dla niektórych najprostszym sposobem rozładowania napięcia jest seks. Tacy ludzie są wciąż od 

nowa  ofiarami  własnych,  nagłych  impulsów erotycznych.  Niemożność oparcia się im  spowodowała 

w znanym  mi  z konsultacji  przypadku,  że  kochający,  oddany  mąż,  którego  poprzednie  małżeństwo 

rozpadło  się  z powodu  ustawicznych  zdrad,  wdał  się  w przelotną  przygodę  z ogólnie  dostępną 

koleżanką  z pracy,  a czasami  także  (jak  mówił:  „Gdy  miałem  ciężki  czas  w firmie”)  odwiedzał 

agencje  towarzyskie.  Kiedy  sprawa  wyszła  na  jaw,  mężczyzna  był  zaskoczony,  że  żona  poważnie 

myśli  o rozwodzie.  „Przecież  to  było  bez  znaczenia,  jak  wejście  do  toalety.  Ja  po  prostu  czasem 

jestem  taki  wk...,  że  muszę  się  rozładować,  nawet  chyba  wolałbym,  żeby  gdzieś  niedaleko  była 

strzelnica sportowa. No ale nie ma, to co mam robić...” - tłumaczył. 

Wciąż ponawiane  destrukcyjne  zachowania  seksualne  lub  agresywne  jako sposób  rozładowania 

trudnego  do  zniesienia  napięcia  są  typowe  dla  osób  o strukturze  osobowości  typu  borderline.  Ale 

bywają  nałogowe  przyjemności  bardziej  wyrafinowane  psychologicznie  niż  seks  i agresja.  Na 

przykład niektóre kobiety mogą uporczywie wybierać sobie na partnerów mężczyzn z marginesu, źle 

funkcjonujących  społecznie,  ponieważ  daje  im  to  poczucie  szczególnej  misji,  a notoryczne  porażki 

w nawracaniu „złych chłopców” potęgują tylko poczucie własnej wyższości moralnej. 

Przymus  powtarzania  destrukcyjnych  działań  i związków  może  łączyć  się  z trudnością 

w przeprowadzeniu zmiany. Jeżeli od lat funkcjonujemy w układach, w których traktowani jesteśmy 

jak  przedmiot,  to  może  nam  być  bardzo  trudno  zdecydować  się  na  przekształcenie  swoich  relacji, 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

choćbyśmy  czuli,  że  trochę  nam  w nich  ciasno.  Z kolei  ci,  którzy  zawsze  są  gotowi  brać  na  siebie 

wszelkie  obowiązki,  nie  wyobrażają  sobie,  jak  żyliby  bez  tego  obciążenia.  I na  wszelki  wypadek 

wolą nie próbować. Przyczyną niszczenia siebie jest tu lęk przed czymś nowym, co zakłóciłoby naszą 

odwieczną  równowagę  psychiczną.  Takie  osoby  w odpowiedzi  na  wszelkie  próby  perswazji 

demonstrują  nieograniczone  możliwości  gry  w „Tak,  ale”.  Mówią  na  przykład:  „Próbowałam 

powiedzieć mężowi, dokąd chcę jechać na wakacje, ale on tylko mnie wyśmiał. To co mogę więcej 

zrobić,  gdy  on  i tak  mnie  nie  traktuje  poważnie?”,  „Łatwo  ci  radzić,  żebym  nie  wyręczał  całego 

działu  i nie  siedział  po  godzinach.  Ale  jak  nie  będzie  zrobione  na  czas,  to  na  kogo  spadnie 

odpowiedzialność? Jasne, że na mnie. Myślisz, że przy takiej sytuacji na rynku pracy mogę sobie na 

to pozwolić?”. 

Tu pojawiają się dalsze pytania:  

Dlaczego  powtarzamy  akurat  takie,  a nie  inne  zachowania?  Dlaczego  właśnie  realizacja 

destrukcyjnych wzorców daje nam ulgę, przyjemność czy poczucie bezpieczeństwa? Wciąż aktualna 

pozostaje odpowiedź Ronalda Fairbairna, wybitnego psychoterapeuty z kręgu tzw. relacji z obiektem. 

Twierdził on, że to,  czego doświadczamy  w trakcie naszych relacji  wczesnodziecięcych, traktujemy 

jak wszechobowiązujące prawa, które sobie przyswajamy na zawsze. Jeśli zatem sukcesy są jedynym 

sposobem,  w jaki  mały  chłopczyk  może  zdobyć  uwagę  matki,  to  chłopczyk  ten  jako  dorosły 

mężczyzna  będzie  starał  się  imponować  kobietom  swoimi  osiągnięciami  w nadziei,  że  w nagrodę 

otoczą  go  one  wytęsknioną  matczyną  troską.  Najmłodsza  córka,  która  nauczyła  się,  że  jej  rolą 

w rodzinie  jest  bycie  rozładowującą  napięcia  maskotką,  może  grać  rolę  głupiutkiej  trzpiotki  przez 

wiele lat, nie bacząc, jak bardzo jej to szkodzi. 

Oczywiście obrazy rodzinnych postaci, utrwalone na taśmach dziecięcej pamięci, nie zawsze są 

obiektywne.  Jeśli  kilkuletni  chłopiec  podsłuchiwał  nocne  awantury  swoich  krewkich  rodziców,  dla 

których nie było dobrego seksu bez kłótni, to może mylnie czuć, że mama i tata nienawidzą się i chcą 

sobie  zrobić  coś  złego.  W latach  80.  ubiegłego  wieku  wielu  mężczyzn  wyjeżdżało  na  kilka  lat  za 

granicę,  by  pracować  na  utrzymanie  rodziny.  Ich  dzieci  mogły  emocjonalnie  przeżywać  to  jako 

opuszczenie  i uznawać  tatę  za  kogoś,  na  kim  nie  można  polegać,  choć  w rzeczywistości  był  on 

odpowiedzialnym  i kochającym  ojcem rodziny.  Ale  nawet niezgodna z prawdą  utrwalona  wizja  jest 

emocjonalnie silna i wpływa na nasze życie. 

Uwewnętrznione w dzieciństwie wyobrażenie o świecie ma czarodziejską moc sprawczą - świat 

staje  się  taki,  jaki  myślimy,  że  jest.  Kobieta  -  córka agresywnego,  nieprzewidywalnego  ojca,  który 

znęcał  się  nad  nią  i jej  matką  -  zachowuje  w sobie  jego  wewnętrzny  obraz,  a siebie  przeżywa  jako 

bezradną  dziewczynkę,  zdaną  na  łaskę  i niełaskę  wszechmocnego  pana  i władcy.  W rezultacie  jej 

kolejni  partnerzy  to  szczególna  galeria  drani,  lub  też  zwykłych  mężczyzn,  których  do  draństwa 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

nieświadomie prowokowała. 

Jesteśmy  w dramatyczny  sposób  wierni  naszym  złym  postaciom  z dzieciństwa  -  i to  jedno  ze 

źródeł  błędnego  koła  naszych  nieszczęść.  Nie  chcemy,  by  kochał  nas  i akceptował  byle  kto,  ale 

koniecznie  taki  brutalny  sukinsyn  jak  kochany  tatuś  albo  wyniosła  Królowa  Śniegu,  podobna  do 

idealizowanej  mamusi.  Dokonujemy  cudów,  by  uszczęśliwić  smutną,  wycofaną  dziewczynę, 

wzbudzającą  w nas  wspomnienie  depresyjnej,  niedostępnej  emocjonalnie  matki,  którą  niegdyś  na 

próżno  próbowaliśmy  zadowolić.  Marzymy,  że  nasza  miłość  i troska  zrobi  supermana 

z wystraszonego chłopaka, jota w jotę podobnego do terroryzowanego przez matkę ojca, który nigdy 

nie  potrafił  stanąć  w naszej  obronie.  Bo  dopiero  wtedy,  gdy  właśnie  ktoś  taki  (a  nie  ci  wszyscy 

dzielni, mili chłopcy i dobre, otwarte dziewczyny, trafiający się nam w życiu} nas pokocha, zły czar 

zostanie odwrócony. A jeśli przez niedopatrzenie zwiążemy się z osobą, z którą możliwy jest dobry, 

spokojny  związek,  to  nasze  niespełnienie  skłoni  nas  do  szukania  alternatywnych,  niewłaściwych 

i frustrujących  obiektów.  Oczywiście  dorobimy  do  tego  romantyczną  ideologię  o spotkaniu 

wyczekiwanej bratniej duszy czy jedynej prawdziwej miłości, dla której trzeba wszystko poświęcić. 

Mamy też inne sposoby niszczenia satysfakcjonujących relacji. Jeśli pojawi się w dorosłym życiu 

ktoś  bardziej  obiecujący  niż  zapamiętane  przez  nas  zawodne  obiekty  z dzieciństwa,  to  z całym 

impetem możemy zacząć od niego żądać tego, co nie było nam niegdyś dane. Osierocona przez ojca 

w dzieciństwie młoda kobieta może od kochającego męża wymagać tak wiele zewnętrznych, często 

drugorzędnych  przejawów  miłości  („Nie  popatrzyłeś  mi  w oczy,  jak  się  ze  mną  żegnałeś  przed 

wyjściem  do  pracy!  Już  mnie  nie  kochasz!”),  że  on  -  znękany  jej  roszczeniowym  nienasyceniem  - 

zacznie  się  od  niej  odsuwać,  co  ona  przeżyje  jako  dramat  ponownego  opuszczenia.  W ten  sposób 

ktoś,  kto  na  początku  wcale  nie  miał  cech  uwewnętrznionego,  złego  wczesnodziecięcego  obiektu, 

stopniowo przybierze jego postać i odegra tę niewdzięczną rolę. 

Codzienna  autodestrukcja  to  odgrywanie  wciąż  od  nowa  dziecięcych  dramatów  i niezdolność 

dostrzeżenia,  że  świat  nie  jest  taki  sam,  jaki  był  w naszym  domu  rodzinnym,  a my  jesteśmy  już 

dorośli  i nie  musimy  wiecznie  powtarzać  tej  samej  roli.  Robimy  to,  co  kiedyś  było  optymalnym 

sposobem przetrwania w specyficznych okolicznościach naszego dzieciństwa. 

Dziewczynka  wykorzystywana  seksualnie  przez  ojca  nauczyła  się,  że  potulność  jest  jedynym 

sposobem  uniknięcia  przemocy,  a nawet  zyskania  pewnych  łask.  W dorosłym  życiu  będzie  godziła 

się  na  niszczące  układy  z mężczyznami,  bo  to  da  jej  nadzieję  na  przetrwanie,  a być  może  na  jakąś 

formę  kontro-li  nad  męską  agresją.  Najstarszy  syn,  od  którego  rodzice  oczekiwali  przedwczesnej 

odpowiedzialności  i dojrzałości,  będzie  wciąż  brał  na  siebie  nie  swoje  zobowiązania  i wszystkich 

wyręczał - aż trafi do szpitala z wy padniętym dyskiem. 

Dobre dzieciństwo daje wolność budowania różnorodnych związków, bez przymusu dosłownego 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

powtórzenia  znanego  z dzieciństwa  modelu  relacji.  Złe  dzieciństwo  trzyma  w kleszczach 

wyuczonych automatycznych zachowań, które są powtarzane znowu i znowu. Przeszłość trzyma nas 

na uwięzi. Czasem  nie  tylko  odtwarzamy  w dorosłym życiu destrukcyjne  minione  więzi,  ale  nawet 

przeżywamy je wciąż od nowa w relacji z rodzicami czy rodzeństwem. Tak zwana rodzina pierwotna 

pozostaje  podstawowym  układem  odniesienia.  Na  przykład  dla  czterdziestoletniego  mężczyzny, 

który  nigdy  nie  został  zaakceptowany  przez  swojego  surowego  ojca,  wciąż  najważniejszą  -  lecz 

nieosiągalną  -  łaską  jest  aprobata  siedemdziesięcioletniego  taty,  a nie  miłość  żony  czy  uznanie 

zawodowe. Dorosła kobieta może przeżywać pretensje matki o błahe zapomnienie znacznie boleśniej 

niż  na  przykład  to,  że  córeczka  jest  przedszkolnym  kozłem  ofiarnym  i codziennie  ma  koszmary 

senne. Takie  osoby  całe życie pragną  miłości  rodzica  i wciąż  się  przekonują, że jej  nie  dostaną. Im 

bardziej nie dostają, tym bardziej o nią walczą. 

Psychoterapeuta  wypowiadający  się  na  temat  ludzkiego  cierpienia  nieuchronnie,  prędzej  czy 

później, jest konfrontowany z punktującym pytaniem: „No dobrze, takie są mechanizmy i przyczyny, 

ale  w końcu  co  nam  z teorii?  Czy  coś  się  da  na  to  poradzić?”.  Odpowiedź  nie  jest  łatwa.  Bo  jeśli 

powtarzanie  tego  samego  dramatu  stanowi  wyraz  nigdy  niespełnionej,  ale  wciąż  żywej  nadziei 

opartej na już nieadekwatnej wizji świata

;

 to aby dramat się skończył, musimy zrezygnować zarówno 

z owej nadziei, jak i z dotychczasowego rozumienia życia Jest to bolesny, trudny proces pożegnania 

się z nieziszczalną ułudą. 

Zofia Milska-Wrzosińska 

 

Zofia  Milska-Wrzosińska  jest  psychologiem  i psychoterapeutą  Kieruje  Laboratorium 

Psychoedukacji w Warszawie. 

Napisała książkę o relacjach między kobietami i mężczyznami „Bezradnik”. 

Ma męża i czworo dzieci. 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Silna wola i inne bajki,  czyli mity o piciu alkoholu. 

Wiktor Osiatyński 

 

Czy częstotliwość picia jest dowodem uzależnienia? 

Tak  i nie.  Codzienne  picie  kieliszka  wina  do  obiadu  nie  jest  uzależnieniem.  Ale  częste  picie 

większej  ilości  alkoholu  to  dość  poważny  sygnał  uzależnienia.  Zwłaszcza  częste  upijanie  się  może 

być  objawem  tej choroby. Pamiętajmy:  każdy alkoholik może przerwać picie  na  jakiś czas. Trudno 

mu  jednak  wytrzymać  bez  picia,  toteż  wcześniej  czy  później  znowu  sięga  po  alkohol.  A wówczas 

nieuchronnie, chociaż nie zawsze od razu - znów zacznie się upijać. 

Alkoholicy często mają przerwy w piciu. Są im one „potrzebne”, gdyż organizm nie wytrzymuje 

ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholikiem. Jeśli kończą się 

one  powrotem  do  destrukcyjnego  i niekontrolowanego  picia,  stanowią  stuprocentowy  dowód 

uzależnienia. 

Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia? 

Można.  Większość  ludzi  pije  alkohol  właśnie  w sposób  kontrolowany  i nie  popada 

w uzależnienie. Uzależnia się jedynie 10-15 proc. spożywających go. Istotą uzależnienia jest właśnie 

utrata  kontroli  nad  częstotliwością  i ilością  wypijanego  alkoholu.  Dlatego  alkoholizm  nazywa  się 

niekiedy „chorobą kontroli”. 

Utrata kontroli przybiera dwie formy. Po pierwsze, człowiek uzależniony sięga po alkohol, choć 

obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Po drugie, uzależniony traci kontrolę nad ilością wypijanego 

alkoholu,  gdy  tylko  zacznie  pić.  Ktoś  na  przykład  umówił  się,  że  pójdzie  wieczorem  z żoną  do 

teściów,  i postanowił  być  trzeźwy.  Po  południu  wstąpił  jednak  na  piwo,  „bo  przecież  jedno  nie 

zaszkodzi”. Ale wypiwszy je, poczuł nieodpartą chęć dalszego picia, wypił więc drugie, trzecie - i w 

końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na przyjęcie, obiecując sobie (lub komuś), że tym razem się nie 

upije.  Postanowił  wypić  tylko  jeden  kieliszek,  ale  gdy  go  wypił,  nie  mógł  się  powstrzymać  przed 

następnymi i znów przebrał miarę. 

Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym i sobie, 

że jej nie utracił. W tym celu czasem rzuca picie na dłuższy czas. Na przykład w sierpniu w polskich 

kościołach wielu ludzi ślubuje, że nie będą spożywać alkoholu. We wrześniu podejmują picie w naj-

lepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, to znaczy, że nie mają problemu. W istocie niemal 

każdy  alkoholik  może  przez  długi  czas  nie  pić  w ogóle.  Nie  może  jednak  przez  długi  czas  pić 

ograniczonych dawek alkoholu. Toteż prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by  w ogóle 

nie  pić,  lecz  na  tym,  by  pić  przez  długi  czas  na  przykład  tylko  jeden  kieliszek  wina.  Człowiek 

nieuzależniony  nie  będzie  miał  z tym  większych  trudności.  Uzależniony  nie  podoła  takiemu 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

ograniczeniu; wcześniej czy później po jednym kieliszku wypije drugi, potem trzeci i następny, aż do 

upicia się. To właśnie jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad piciem alkoholu. 

Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą? 

Tak  zwana  mocna  głowa  jest  jednym  z głównych  ostrzeżeń  przed  możliwością  uzależnienia. 

Alkohol  jest  trucizną,  przed  którą  normalny  zdrowy  organizm  broni  się.  Wpływa  on  również  na 

rozregulowanie  kontroli w centralnym układzie  nerwowym,  więc  zdrowy  człowiek  po jego  wypiciu 

ma zawroty głowy, trudniej  mu  mówić,  robi głupstwa. Człowiek z ”mocną głową” toleruje  większe 

ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego organizm jest bardziej odporny na truciznę, jaką jest 

alkohol.  Taki  człowiek  może  wypić  dużo  więcej  niż  inni,  ale  alkohol  w jego  organizmie  działa 

identycznie: pozostaje trucizną. Spożywanie większej ilości trucizny musi więc powodować większe 

spustoszenie. 

Najczęściej  bywa  tak,  że  posiadacz  „mocnej  głowy”  przez  jakiś  czas  będzie  całkiem  nieźle 

funkcjonował  po alkoholu,  ale - jeśli  nie  zginie  w bójce,  w wypadku albo nie  umrze  na zawał bądź 

inną chorobę  spowodowaną nadużywaniem  alkoholu  -  po latach  głowa  mu  osłabnie.  Wtedy będzie 

upijał się coraz mniejszą ilością trunku, a ponieważ głód alkoholu i objawy odstawienia nasilą się nie 

do wytrzymania - będzie upijać się coraz częściej, czasem nawet po kilka razy dziennie. 

Silna  wola  jest  w przypadku  alkoholizmu  raczej  zdradliwym  pojęciem.  Alkoholicy  na  ogół 

wykazują  bardzo  silną  wolę  w działaniach,  które  służą  piciu:  potrafią  w środku  nocy  w nieznanym 

mieście wytrwale szukać piwa czy wina aż do skutku. Nie mają natomiast woli - ani silnej, ani słabej 

-  wobec  samego  alkoholu  lub  innego  środka,  od  którego  są  uzależnieni.  Na  tym  właśnie  polega 

uzależnienie.  A jednocześnie  alkoholik  walczy  uporczywie,  choć  beznadziejnie,  o udowodnienie 

sobie  i światu,  że  jednak  tę  wolę  posiada.  Stąd  bezskutecznie  ponawiane  obietnice  i próby 

kontrolowanego picia. Stąd wymyślny niekiedy system zaprzeczeń, który pomaga wyszukiwać  inne 

przyczyny  picia  niż  po  prostu  alkoholizm.  Nieprzypadkowo  Pierwszy  Krok  Anonimowych 

Alkoholików mówi o uznaniu bezsilności (czyli braku siły i woli] wobec alkoholu. Gdy zrobi się ten 

„pierwszy  krok”,  trzeba  wciąż  wyrabiać  w sobie  silną  wolę,  żeby  wytrwale  realizować  program 

zmian  osobistych  niezbędnych  do  tego,  by  najpierw  w ogóle  wytrwać  w trzeźwości,  a później  żyć 

normalnie bez alkoholu. 

Piwo jest czy nie jest alkoholem? 

Jest. Bez żadnej dyskusji. Nikt nie upija się wódką, winem czy piwem, ale alkoholem zawartym 

w wódce,  winie, piwie i w innych napojach alkoholowych. Nikt nie uzależnia się od wódki, likieru, 

koniaku lub piwa, lecz od alkoholu w nich zawartego. Mit, że piwo to nie alkohol, jest zgubny. To on 

sprawia, że coraz więcej młodych ludzi pije coraz więcej piwa. 

Wiktor Osiatyński 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

 

Wiktor 

Osiatyński 

jest 

prawnikiem 

i socjologiem 

profesorem 

porównawczego 

konstytucjonalizmu  i praw  człowieka  na  Uniwersytecie  Środkowoeuropejskim  w Budapeszcie  i w 

Warszawie oraz na Uniwersytecie w Chicago. W roku 1989 założył Komisję Edukacji w Dziedzinie 

Alkoholizmu i Innych 

Uzależnień Fundacji im Stefana Batorego Kierował nią do 1999 roku. Napisał książkę na temat 

alkoholizmu - „Grzech czy choroba?„ 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Wiele  zachowań,  które  sprawiają  przyjemność,  może  uzyskać  cechy  uzależnienia.  Trudno  jest 

dokładnie  określić  TEN  moment,  ale  można  w przybliżeniu  zbadać,  jaki  jest  stopień  zagrożenia 

uzależnieniem. 

 

 

Kwestionariusz Kontroli Zachowań

 

 

Wybierz takie zachowanie, o którym wiesz, że trudno jest (byłoby) Ci się od niego powstrzymać, 

mimo że są ku temu powody. Nazwij to zachowanie i zakreśl jedną z pięciu możliwości: 

0 -  nie zdarza się nigdy lub zdarza się tylko sporadycznie, w pojedynczych przypadkach 

1 -  zdarza się rzadko (znacznie mniej niż połowa przypadków) 

2 -  zdarza się często (około połowa przypadków) 

3 -  zdarza się bardzo często (znacznie więcej niż połowa przypadków) 

4 -  zdarza się zawsze lub sporadyczne są przypadki, gdy się nie zdarza 

 

1.  Próby przerwania lub zaprzestania tego zachowania przeze mnie kończą się porażką. 0 12 3 4 

2.  Niepowodzenie  w powstrzymaniu  się  od  tego  zachowania  wywołuje    moją    rezygnację  ze 

stawiania  sobie  dalszych  granic w kontrolowaniu jego częstotliwości. 0 12 3 4 

3.  Mam trudności  w rozstrzygnięciu, czy moje zachowanie jest „raczej korzystne”, czy „raczej 

szkodliwe”. 0 12 3 4 

4.  Niektóre znaczące osoby w moim życiu oceniały to zachowanie  jako szkodliwe, a inne  jako 

korzystne. 0 12 3 4 

5.  Zastanawiam się nad tym, czy powinienem to zachowanie akceptować, czy nie. 0 12 3 4 

6.  Podejmuję to zachowanie bez zastanowienia. 0 12 3 4 

7.  Nie   mam   siły,   aby  powstrzymać  się  od  tego  zachowania.0 12 3 4 

8.  Chęć angażowania się w to zachowanie rośnie w miarę jego kontynuowania. 0 12 3 4 

9.  Łatwiej jest mi powstrzymać się od tego zachowania, niż przerwać je w toku. 0 12 3 4 

10. Podejmuję to zachowanie, by zatracić się lub odpuścić sobie. 0 12 3 4 

11. Miałem   powody  do   powstrzymania   się  od   tego  zachowania i mogłem to zrobić, ale 

świadomie z tego zrezygnowałem. 0 12 3 4 

12. Podejmowałem to zachowanie wyłącznie dla doraźnej przyjemności, nie zastanawiając się, co 

będzie jutro. 0 12 3 4 

13. To  zachowanie  okazało  się  dla  mnie  pomocne  w pewnej  sytuacji  i wiem,  że  nadal  będzie 

pomocne w innych sytuacjach. 0 12 3 4 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

14. Jestem  w stanie  wyeliminować  wszelkie  niepowodzenia  w zapanowaniu  nad  tym 

zachowaniem, mimo powtarzających się porażek. 0 12 3 4 

15. Nawet  najsilniejsza  pokusa  podjęcia  tego  zachowania  nie  będzie  miała  na  mnie  żadnego 

wpływu, jeżeli nie będę tego chciał. 0 12 3 4 

16. Myślę, że „wszystko zależy od mojej woli”. 0 12 3 4 

17. Myślę, że „zdecydowanie radzę sobie lepiej niż inni ludzie”.0 12 3 4 

18. Nie mogę doczekać się końca pracy lub ważnych zajęć, by podjąć to zachowanie. 0 12 3 4 

19. Jestem niespokojny, rozdrażniony i zły, kiedy nie mogę zrealizować tego zachowania. 0 12 3 

20. Kiedy jestem zmęczony lub odczuwam silny stres i napięcie, trudniej jest mi kontrolować to 

zachowanie. 0 12 3 4 

21. Ponieważ  wiele  osób  wokół  mnie  to  robi,  trudno  jest  mi  powstrzymać  się  od  tego 

zachowania. 0 12 3 4 

22. Podejmuję to zachowanie, ponieważ pokusa, by to robić, jest naprawdę duża. 0 12 3 4 

23. Nie widzę w tym zachowaniu absolutnie nic złego. 0 12 3 4 

24. Nawet głód i zmęczenie nie powstrzymują mnie od tego zachowania. 0 12 3 4 

25. Uważam, że to zachowanie daje mi dużo korzyści, więc mogę je kontynuować, nawet jeśli źle 

się czuję fizycznie. 0 12 3 4 

26. Trudno  jest  mi zrezygnować z tego  zachowania  na  rzecz  jakichś  innych, bardziej  odległych 

korzyści. 0 12 3 4 

27. Jeśli dłużej nie korzystam z tego zachowania, to moje samopoczucie się pogarsza. 0 12 3 4 

28. Najlepiej czuję się wtedy, kiedy to robię. 0 12 3 4 

29. Podejmuję to zachowanie, aby rozładować napięcie. 0 12 3 4 

30. Tuż przed podjęciem tego zachowania odczuwam silne specyficzne podniecenie. 0 12 3 4 

31. Moment rozpoczęcia tego zachowania  przynosi  mi ulgę lub szczególne zadowolenie. 0 12 3 

32. Kiedy myślę o tym zachowaniu, pojawia się przymus podjęcia go jak najszybciej. 0 12 3 4 

33. Gdy podejmuję to zachowanie, okazuje się, że aby osiągnąć pełne zadowolenie, potrzebuję go 

w większej dawce niż poprzednio. 0 12 3 4 

34. Świadomość tego, że zachowanie mi szkodzi, nie powstrzymuje mnie od jego powtarzania. 0 

12 3 4 

 

Interpretacja wyników: 

Jeżeli w stwierdzeniach 1, 5, 6, 7, 10, 11, 18, 19, 20, 23, 27, 29, 32, 33, 34 (w co najmniej kilku 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

z nich) uzyskałeś wyniki 1 i więcej, to znaczy, że wybrane przez Ciebie zachowanie ma pewne cechy 

nałogowości.  Pozostałe  stwierdzenia  odnoszą  się  do  różnych  czynników  skłaniających  do 

nadużywania  tego  zachowania.  Jeżeli  uzyskałeś  w nich  wynik  3  i więcej  -  przy  wynikach  0 

w stwierdzeniach  dotyczących  nałogowości  (to  te  wyżej  wymienione)  -  oznacza  to,  że  może 

znajdujesz się na drodze do uzależnienia. 

Leszek A Kapler, Beata Krzak 

Leszek A Kapler i Beata Krzak są psychoterapeutami. Pracują w Instytucie Psychologii Zdrowia 

w Warszawie. 

 

Pomoc  DDA  obejmuje  dwa  nurty.  Po  pierwsze,  można  włączyć  się  w grupę  samopomocową, 

w której nie  ma terapeuty. Takie  grupy  powstają  przy poradniach dla AA,  czasem  przy poradniach 

odwykowych. Po drugie, można zgłosić się na profesjonalną psychoterapię, ale nie jest ona dostępna 

we wszystkich województwach. 

Najlepszym  źródłem  informacji  na  ten  temat  będą  Wojewódzkie  Ośrodki  Terapii  Uzależnień 

i Współuzależnień,  których  adresy  znajdują  się  w lokalnych  książkach  telefonicznych.  Terapia 

prowadzona „pod skrzydłami” WOTUW jest bezpłatna. 

Informacji udziela także Instytut Psychologii Zdrowia (Warszawa-Włochy, ul. Gęślarska 3; tel.: 

022 863 90 97, 022 863 87 38; www.ipz.edu.pl). Większość świadczeń  IPZ również jest bezpłatna. 

Instytut Psychologii Zdrowia prowadzi też specjalistyczne szkolenia dla terapeutów, którzy chcieliby 

pracować z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików. 

DDA szukający pomocy mogą również skorzystać z terapii w prywatnych gabinetach. Muszą je 

znaleźć na własną rękę. 

W  Internecie  istnieje  nieoficjalna  strona  Dorosłych  Dzieci  Alkoholików.  Oto  jej  adres: 

dda.w.interia.pl 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Nota bibliograficzna 

 

Wszystkie teksty z książki „Gdzie się podziało moje dzieciństwo” są poprawionymi przedrukami 

artykułów  opublikowanych  w ”Charakterach”  w łatach  1999-2003  (tytuły  zostały  zmienione). 

Agnieszka  Widera-Wysoczańska,  Gdzie  się  podziało  moje  dzieciństwo,  „Charaktery”  nr  3/2001 

Marzenna Kucińska - cykl tekstów poświęconych DDA, które ukazywały się w ”Charakterach” od nr 

8/2002 do nr  3/2003  Dariusz  Doliński,  Pokusa  silniejsza  niż  rozum, „Charaktery” nr  9/2001  Alicja 

Senejko,  Różne  wyjścia  z sytuacji  bez  wyjścia,  „Charaktery”  nr  6/2001  Zofia  Milska-Wrzosińska, 

Sam  sobie  na  przekór,  „Charaktery”  nr  9/2003  Wiktor  Osiatyński,  Silna  wola  i inne  bajki, 

„Charaktery” nr 9/2001 Kwestionariusz Kontroli Zachowań, „Charaktery” nr 9/2001. 

 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.

background image

Kim są Dorosłe Dzieci Alkoholików? 

Co dzieje się w rodzinach alkoholików? 

Jakie role pełnią w nich dzieci?  

Co dzieje się z dzieckiem alkoholika, gdy dorasta? 

Jakie są typowe problemy Dorosłych Dzieci Alkoholików? 

Gdzie i jakiej pomocy szukać powinni DDA? 

 

Na  te  i wiele  innych  pytań  odpowiada  najnowsza  książka  Wydawnictwa  „Charaktery”. 

Zgromadzone  w niej  teksty  wybitnych  specjalistów  pomogą  Dorosłym  Dzieciom  Alkoholików 

zrozumieć źródło ich problemów, a dzięki temu zrozumieć również siebie. 

Created with novaPDF Printer (

www.novaPDF.com

). Please register to remove this message.