background image

   

 

Andrews Virginia C.   

 
 
 
 

  Pamiętnik Christophera. Duchy 

Dollangangerów 

 
   

background image

   

 

 

 

 

   

W ROLACH CHRISTOPHERA I CATHY 

 
   

Coraz krótsze dni za sprawą nadchodzącej zimy zdawały się popołudniami zagęszczać 

mrok w kątach mojego poddasza. Zwykle na pewnej wysokości – gdy wchodzimy na szczyt, 
wznosimy się w samolocie albo po prostu wdrapujemy się na strych domu – odruchowo 
oczekujemy jasnego światła. Tymczasem, kiedy z moim chłopakiem Kane’em Hillem po raz 
pierwszy szłam na poddasze i pięłam się po stromych schodach, czułam, jak osacza mnie pułapka 
ciemności. 
   

Schody skrzypiały jak zwykle, ale teraz brzmiało to jak ostrzeżenie; napięcie narastało 

z każdym stopniem. Na poddaszu nie unosiła się nieprzyjemna woń, ale zapach starych rzeczy, 
latami pozbawionych kontaktu z dziennym światłem – mebli, lamp, walizek i pudeł, wypchanych 
niemodnymi ubraniami, które zgromadzili poprzedni właściciele. Były w dobrym stanie i wciąż 
nadawały się do noszenia. Mój tata nazywał strych graciarnią, choć sam się przyznał do jednego 
z pudeł. Nieskazitelny porządek panował nawet w naszym garażu, choć zawalonym rozmaitymi 
narzędziami, próbkami materiałów budowlanych oraz innymi sprzętami, jak mój pierwszy, 
trzykołowy rowerek, węże ogrodowe oraz inne przyrządy, a także rury, kształtki i zawory 
hydrauliczne, które przecież mogły się jeszcze przydać. 
   

Podłoga poddasza, wykonana z twardego drewna, według taty nadal była w doskonałym 

stanie. Czasami tutaj zaglądał, ale to ja regularnie sprzątałam, usuwałam pajęczyny i myłam 
szyby w dwóch małych okienkach, wciąż na nowo zasnuwanych sieciami pełnymi much i innych 
owadów. Robiłam to ze względu na rzeczy mamy, które tata zachował z takim pietyzmem. 
Umieścił je w starej, zabytkowej szafie z orzecha, o drzwiach zdobionych płaskorzeźbami 
amorków. Choć od śmierci mamy minęło już dziewięć lat, coś ciągnęło tatę na strych; wyjmował 
jej rzeczy – buty, kapcie, torebki, sukienki, koszule nocne, płaszcze czy swetry, jakby ich 
bliskość choć na chwilę mogła przywołać mamę. 
   

Podobnie jak na poddaszu w Foxworth, które Christopher opisał w swoim dzienniku, 

znajdowały się tu również duże meble, wyniesione przez dawnych właścicieli – drewniane 
i metalowe stoliki, lampy stojące, gazetnik z czarnego dębu ze starymi egzemplarzami „Life” 
i „Time”, czarne i srebrne kufry, oblepione nalepkami, dokumentującymi podróże do Paryża, 
Londynu i Madrytu, oraz wiele innych sprzętów, niegdyś stanowiących ozdobę salonu, które 
poszły w odstawkę, kiedy zapanowała moda na nowy wystrój. 
   

Jakkolwiek skazane na zesłanie i bezużyteczne, w oczach mojego taty stanowiły 

pełnoprawnych mieszkańców domu. Mawiał, że zyskały prawa lokatorskie przez zasiedzenie. 
Nieistotne, od jak dawna tu tkwiły i czy dałoby się je sprzedać. Dla niego wspomnienia były 
święte. To coś więcej niż tylko zwykłe przedmioty, to stare zabawki, niegdyś kochane przez 
swoich małych właścicieli, to rodzinne pamiątki wypełnione dawnymi historiami, których 
obecność się czuło. Aż do dziś nie zwracałam na nie uwagi. 
   

Nadal miałam wątpliwości co do pomysłu Kane’a. Kiedy odkrył pod moją poduszką 

pamiętnik Christophera, zaproponował, że będzie mi czytać na głos i udawał przy tym 
Christophera Dollangangera, najstarszego z czwórki rodzeństwa, uwięzionego przed ponad 
pięćdziesięciu laty w Foxworth Hall. Myślałam, że Kane żartuje. Nie chciałam wykorzystywać 
pamiętnika do zabawy, aby nie obrażać pamięci nieszczęsnych małych więźniów. Kane 
przekonał mnie jednak, że nie ma powodów do obaw. 
   

– Aby naprawdę w to wniknąć, wczuć się do końca, będziemy czytali pamiętnik na 

background image

poddaszu – powiedział. 
   

Właśnie na poddaszu rezydencji Foxworthów czwórka dzieci spędziła większość czasu 

swojej niewoli; tylko na noc schodziła do niewielkiej sypialni. Z relacji Christophera i różnych 
opowieści wynikało, że to poddasze, bardzo duże, długie i zagracone, stało się dla nich 
zamkniętym światem, który musieli wypełnić własną wyobraźnią. Idea głośnego czytania opisów 
i przemyśleń Christophera fascynowała mnie i przerażała zarazem. Zakładała, że nie możemy 
być biernymi czytelnikami. Odgrywając role Christophera i Cathy, mamy nie tylko im 
współczuć, ale też wczuć się w ich położenie. 
   

Kane dostrzegł mojej wahanie i zaczął porównywać całą sytuację do planu filmowego, 

gdzie dekoracje są jedynie sugestią tego, co było albo mogło być. 
   

– To bez znaczenia, Kristin – powiedział. 

   

Przypomniałam mu, że moje poddasze jest znacznie mniejsze od tamtego, ale szybko zbił 

mój argument uwagą, że wciąż jest poddaszem – miejscem odosobnionym, w którym, dzięki 
wcieleniu się w role więźniów, lepiej zrozumiemy przeżycia Christophera i Cathy. 
   

Podkreślał, że bardzo ważny jest realizm. 

   

– To tak, jak gdyby czytać Moby Dicka na statku płynącym przez ocean – przekonywał. 

   

Oczywiście, współczułam Cathy i wczuwałam się w położenie dziewczynki, gdy 

czytałam pamiętnik jej brata, ale nie w takim stopniu, jaki sugerował Kane. Sceny odgrywane na 
strychu, może nawet w ubraniach z epoki, wśród tych mebli, byłyby przysłowiowym wejściem 
w jej buty. Mogłabym nawet poczuć się nią. Przerażała mnie jednak perspektywa udawania 
Cathy przed drugą osobą, gdyż bałam się przy okazji ujawnić własne słabości, lęki i fantazje. 
Przecież wszyscy wiedzieli o dalekim, ale mimo wszystko pokrewieństwie, łączącym mnie 
z dziećmi Dollangangerów. 
   

A jeśli się okaże, że jestem z nią bardziej związana, niż myślałam? 

   

Gruby skórzany notes nabrał dla mnie wartości większej niż tylko historyczna. Jak gdyby 

zyskał moc rozszyfrowania mojej osobowości, zdarcia z twarzy maski i zmuszał do ujawnienia 
tajemnic duszy, tak osobistych, że nie dzieliłam ich nawet z własnym ojcem. Nieuchronnie 
pojawią się pytania o uczucia Cathy, a także o podobieństwa i różnice z moimi uczuciami, 
zwłaszcza w kwestii emocjonalnego i fizycznego dojrzewania. Jak większość moich 
rówieśniczek fascynowały mnie, a zarazem peszyły zmiany w moim ciele i w psychice. Nie 
zdobyłam się jednak na rozmowę z koleżankami, nawet z przyjaciółkami od serca. Tymczasem 
miałabym odsłaniać się przed Kane’em, bardziej intymnie niż przed kimkolwiek innym, chociaż 
chodziliśmy ze sobą od niedawna. Dopiero się poznawaliśmy i mało o sobie wiedzieliśmy. 
Miałam wrażenie, że rzucam się bez reszty w coś, czego mogę potem żałować – a wszystko przez 
ten dziennik, bo kazał mi głęboko zastanawiać się nad sobą i nad własnymi, nowymi uczuciami. 
Wiele z naszych czynów, a także ludzie, na których nam zależy, sprawiają, że zaglądamy w głąb 
siebie. Czasami wydawało mi się, że jestem otoczona lustrami. 
   

Mimo to musiałam przyznać, że entuzjazm Kane’a był zaraźliwy, a jego fascynacja 

dziennikiem i postacią Christophera dorównywała mojej. Ponieważ nikt poza nami nigdy nie 
czytał zwierzeń Dollangangera, Kane podkreślał, że tylko my dowiemy się, co naprawdę 
wydarzyło się w Foxworth Hall. Nie będziemy już karmić się plotkarską legendą, z jej 
przekłamaniami i niedopowiedzeniami; dostąpimy zaszczytu poznania tajemnic, uznanych za 
bezpowrotnie strawione przez ogień, pochłonięte przez mrok zanikającej ludzkiej pamięci. 
   

Kane’owi błyszczały oczy, kiedy o tym mówił. Wyglądał jak mały chłopczyk 

w bożonarodzeniowy poranek, który już wie, jaki prezent znajdzie pod choinką. Pewnie on także 
wyobrażał sobie, że otwiera zakazane drzwi, prowadzące do mrocznej przeszłości, tunelem cieni, 
w górę po stromych schodkach, do świata, który stawał się sceną coraz bardziej halloweenowej 

background image

historii. Czy drzwi do tego świata zatrzasną się za nami nieodwołalnie? Czy wpadniemy 
w pułapkę czyjegoś koszmaru? Czy to, o czym przeczytamy na moim strychu, i nasze późniejsze 
czyny będą nas prześladowały do końca życia, bo zarówno w przypadku Christophera 
Dollangangera, jak i w naszym relacje okażą się zbyt intymne? 
   

Nie przypuszczałam, że zawładną mną takie rozterki. Z drugiej strony trudno było się 

dziwić Kane’owi, że dziennik, który odkrył przypadkiem w moim pokoju, rozpalił jego 
ciekawość, choć zdążył przeczytać zaledwie jedną stronicę. W tej sytuacji musiałam mu 
powiedzieć prawdę. Kiedy dodałam, że tata z jawną niechęcią odnosi się do mojej lektury, jego 
zainteresowanie jeszcze wzrosło. Nic tak nie pociąga jak zakazany owoc. Kane wyznał, że nie 
może się doczekać, kiedy doczyta do momentu, w którym skończyłam, by dalej kontynuować już 
ze mną. Sprawiał wrażenie dziecka stojącego u progu wielkiej przygody, o której marzyło od 
dłuższego czasu. Udzieliło mi się jego podekscytowanie i pomyślałam, że to w sumie dobrze, iż 
znalazł pamiętnik pod moją poduszką. Może właśnie tak miało być. Wyobraziłam sobie nawet, 
że tajemniczy notes przyciąga wszystkich, którzy się do niego zbliżą, i tak zwrócił na siebie 
uwagę Kane’a. 
   

A jednak przed zaśnięciem znów ogarnęły mnie wątpliwości. Może jestem zbyt 

łatwowierna? Bałam się, że Kane, choć początkowo szczerze zainteresowany rewelacjami 
z przeszłości i podekscytowany wspólną lekturą na poddaszu, z czasem się znudzi i uzna pomysł 
za głupi. I – co jeszcze gorsze – opowie o tym w szkole i wywoła kolejną falę niezdrowego 
zainteresowania moją osobą. 
   

Jak bym się czuła, gdyby to zrobił? Zdradzona? A co czułaby Cathy, gdyby Christopher 

ujawnił obcym ludziom jej przeżycia? Mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak okropnym by to 
było doświadczeniem dla niej i pewnie także dla jej brata. Kiedy ktoś, na kim ci zależy i komu 
zależy na tobie, zrobi ci wielką przykrość, masz wrażenie, jak gdyby jątrzył ci ranę, a ból 
przenikał całe twoje jestestwo. Człowiek czuje się wtedy bezbronny, obnażony, zagubiony, 
oszukany i zdradzony, gdyż myśli, że odtąd nie będzie już w stanie nikomu zaufać – nawet 
ludziom, których kocha. Czy istnieje bardziej dojmujące osamotnienie? Z pewnością to właśnie 
spotkało dzieci Dollangangerów. I możliwe, że spotka również mnie. 
   

A wszystko przez to, że potajemnie czytałam zakazany pamiętnik. 

   

Czy jego zawartość jest tak niebezpieczna, że nie należy go otwierać, jak puszki Pandory? 

I dlatego tata starał się odwieść mnie od czytania? A może przypisywanie groźnej mocy staremu, 
oprawnemu notesowi, w którym nastoletni chłopiec zawarł swoje myśli, jest czystym 
idiotyzmem? Z drugiej strony zawsze istniały książki zakazane, wywierające zły wpływ na 
czytelników. Wielu nie sposób znaleźć w bibliotekach szkolnych, a rodzice nie pozwalają 
dzieciom ich czytać. Także rządy zakazują niektórych książek, a w wielu religiach pewne 
pozycje uznane zostały za dzieła czarownic i czarowników, a nawet szatana. 
   

Prawdę o wydarzeniach w Foxworth Hall wciąż spowijała gęsta i złowroga mgła, żywiąca 

się fantastycznymi teoriami, tworzonymi przez lokalną prasę, która co roku na nowo rozpalała 
dyskusję w rocznicę pierwszego pożaru oraz w Halloween. Pamiętnik mógł emanować taką samą 
aurę. Wystarczy go dotknąć, otworzyć i zacząć czytać, aby zostać wessanym w te same obrzydłe, 
mroczne zakamarki, gdzie hulał lodowaty wiatr przeznaczenia. 
   

Przewracałam się na łóżku do świtu, nie mogąc sobie poradzić z nawałem zmartwień 

i myśli. Jeszcze nigdy powiedzenie, że każdy z nas ma w sobie dwie osoby, sprzeczające się ze 
sobą, nie wydawało mi się tak prawdziwe. Jedna ma sumienie, a druga nie. Każdy z nas 
rozmawia ze sobą w myśli, a czasami na głos. Ale do kogo mówi? Kim jest ten drugi (albo ta 
druga)? 
   

Rano wydawało mi się, że jedna ze stron wygrała ten spór. Postanowiłam poprosić 

background image

Kane’a, aby zapomniał o sprawie. Wymyśliłam nawet przemowę z argumentami, które powinny 
mu wybić ten pomysł z głowy. Zamierzałam skłamać, że tata nakrył mnie nad ranem na czytaniu 
pamiętnika i tak się wściekł, że wyrwał mi notes i zagroził, że go spali. Na nic się zdały moje 
błagania – na moich oczach pamiętnik Christophera spłonął w piecu w suterenie i pozostał 
z niego tylko popiół. 
   

Zmieniłam jednak zdanie, kiedy zeszłam na dół i zobaczyłam tatę, jak krząta się 

w kuchni, szczęśliwy i zadowolony. Praca na budowie szła świetnie i cieszył się, że dzięki niemu 
powstanie najnowocześniejszy dom w okolicy. Regularnie konsultował kolejne etapy budowy 
z Arthurem Johnsonem, który okazał się wymarzonym, chętnym do współpracy klientem. Tata 
miał świetny humor i był jeszcze bardziej uroczy niż zazwyczaj. Nie mogłabym się zdobyć, żeby 
wykorzystać go do swoich celów i kłamliwie przedstawić jako człowieka gniewnego 
i nieopanowanego. Sumienie nie dałoby mi spokoju. I tak czułam się winna, bo nie posłuchałam 
jego prośby i pokazałam komuś pamiętnik. Pocieszałam się myślą, że Kane jest bliskim 
i zaufanym człowiekiem, więc tata z pewnością by mi wybaczył. 
   

Zmieniłam zdanie, lecz wątpliwości i pytania bez odpowiedzi pozostały. Co będzie, jeśli 

Kane wyda mnie, a tym samym Christophera? Podejmiesz to ryzyko, Kristin? – miotałam się 
rozdarta pomiędzy „tak” i „nie”. Równie dobrze mogłam się zgodzić, jak i odmówić. Zerknęłam 
na zegarek. Muszę wreszcie podjąć decyzję. Kane zaraz po mnie przyjedzie i z pewnością 
zacznie mówić o czytaniu pamiętnika. Kiedy powiedziałam tacie, że czekam na niego, przerwał 
na moment szykowanie śniadania. 
   

– Znów po ciebie przyjedzie? Przecież zupełnie mu nie po drodze, zwłaszcza przy 

porannych korkach. I musi wyjechać z domu znacznie wcześniej. 
   

– Och, tato, nie przesadzaj, on się tym nie przejmuje – odparłam tonem nastolatki, która 

ubolewa, że rodzic nie rozumie najprostszych rzeczy. 
   

Tata wzruszył ramionami. 

   

– Moim zdaniem młodzi ludzie, wyłączając ciebie, nie lubią się poświęcać ani też 

postępować bezkompromisowo. Są na to zbyt leniwi. To pokolenie, które woli olewać. 
   

– W takim razie musisz również wykluczyć Kane’a. Zresztą, o czym my rozmawiamy, 

czy sam nie pędziłeś do drugiego stanu, żeby przywieźć mamę, przyznaj? 
   

Zmarszczył czoło i łypnął na mnie z ukosa. 

   

– Rozumiem. Swojego pierwszego prawdziwego chłopaka traktujesz bardzo poważnie, 

co? 
   

Byłam zaskoczona gorliwością, z jaką broniłam Kane’a, ale mimo woli porównywałam 

nasz związek ze związkiem rodziców, którzy od początku bardzo się kochali. Oczywiście uczucie 
było o wiele poważniejsze niż nasze, lecz podobieństwa istniały. Tata słusznie nazwał 
Kane’a moim pierwszym prawdziwym chłopakiem. Wcześniej chodziłam na randki z wieloma 
kolegami, ale kończyło się na paru wyjściach i telefonach. Rozkwitające romanse bardzo szybko 
traciły swój urok, emocje stygły, a ja nie robiłam nic, żeby utrzymać związek, i szybko 
wypuszczałam go z rąk, przechodząc do następnego, aż w końcu i to przestało mnie bawić. 
   

Zwykle w takich sytuacjach myślisz, że to twoja wina, że może coś jest z tobą nie 

w porządku – zwłaszcza jeśli tendencja się umacnia. Moje przyjaciółki reagowały podobnie na 
drobne sercowe zawody, a jednak próbowały dalej, w oczekiwaniu na księcia z bajki. Dziwiła 
mnie własna obojętność. Czyżbym była zdolna do głębszych uczuć tylko wobec własnego ojca 
i nikogo innego? Może jesteś nieufna, przewrażliwiona i masz zbyt wiele obaw, żeby nawiązać 
poważniejszą znajomość? – tłumaczyłam sobie. – Masz za wysokie wymagania – tak 
wyśrubowane, że nie ma szans, aby kogoś znaleźć. Żaden związek ci nie odpowiada i dzieje się 
tak głównie z twojej winy. 

background image

   

Gdy pozwolisz niepewności sobą zawładnąć i napełnić obawą, będziesz się bała spojrzeć 

na kolejnego chłopaka ze strachu przed następnym rozczarowaniem. Po co próbować, skoro 
klęska jest nieunikniona? Jak gdyby w momencie, w którym odpowiadałam na uśmiech 
i nawiązywałam rozmowę z nowym chłopakiem, a potem umawiałam się z nim na randkę, ktoś 
przystawiał mi do oczu szkło powiększające, wyolbrzymiające jego słabości i wady. Jedynym 
pocieszeniem była świadomość, że moim przyjaciółkom też nie szło najlepiej. Dobrze, że 
mogłyśmy się wzajemnie wspierać i pocieszać. Rozumiałyśmy się bez słów, gdyż miałyśmy 
podobne doświadczenia. 
   

Byłam raczej domorosłym psychiatrą, ale wykoncypowałam sobie poważną teorię, 

o której nie wspomniałam nikomu, a zwłaszcza tacie. Głęboki ból, jaki na moich oczach 
przeżywał po utracie wielkiej miłości, sprawił, że obawiałam się szukać własnej. Ludzie są 
samotni z wielu powodów. Czasem dzielenie życia z drugim człowiekiem uniemożliwia im 
egoizm, czasem są zbyt cyniczni. Uważają, że miłość budzi oczekiwania, które nie mają szans na 
spełnienie. Jeżeli zainwestujesz w związek, jego klęska stanie się dla ciebie uczuciowym 
bankructwem. I w przeciwieństwie do zwykłych bankructw, trudno jest się podnieść i zacząć od 
nowa. 
   

Pomimo tych rozterek od początku czułam, że znajomość z Kane’em jest inna niż tamte 

krótkotrwałe relacje. Wpatrywaliśmy się w siebie znacznie bardziej intensywnie, dłużej 
patrzyliśmy sobie w oczy, częściej obdarzaliśmy się uśmiechem i wykorzystywaliśmy każdą 
sposobność, żeby być razem. Zawsze, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu, powietrze 
pomiędzy nami iskrzyło, a ludzie wokół zdawali się blednąć i rozpływać; ich głosy cichły, ich 
pytania do nas pozostawały bez odpowiedzi. 
   

Musiałam pozbyć się wątpliwości i uwierzyć, że nasza więź jest wyjątkowa. Cokolwiek 

to było, pomogło mi pokonać własny opór i pozwoliło uwierzyć, że czeka mnie coś magicznego. 
I tego przecież chcieliśmy, prawda? Wreszcie miałam szansę wejść w tajemniczy świat, który 
mnie fascynował. Poczułam ogromną ulgę, jak gdyby brak poważnego romansu w wieku lat 
siedemnastu był dramatem, czymś nienormalnym, sygnałem, że nie nadaję się do poważnych 
związków. Przekonywałam samą siebie, że przygoda z czytaniem pamiętnika podbuduje nasz 
związek i umocni moją wiarę w niego. Z pewnością rozumie, jak ważny jest dla mnie pamiętnik 
Christophera. Byłam pewna, że nie zdradzi nikomu mojej tajemnicy. A właściwie naszej, bo od 
tej pory stanie się moim wspólnikiem. Dlaczego wcześniej się wahałam? Przecież Kane na 
każdym kroku dawał mi odczuć, że bardzo mu na mnie zależy. Wiedział, że nie wybaczyłabym 
mu zdrady, a nasza więź wypaliłaby się w mgnieniu oka, jak meteor spadający na Ziemię. 
   

To znacznie wzmocniło moje zaufanie i już postanowiłam powiedzieć „tak”, kiedy nagle 

zaczęłam się zastanawiać, czy nie uprawiam strusiej polityki, przed czym nieraz ostrzegał mnie 
tata, mówiąc o ludziach, którzy starają się unikać kłopotliwych sytuacji i przyznania się do 
błędów zarówno swoich, jak i popełnionych przez osoby, którym ufają. 
   

– Nie powinnaś żądać, by rzeczy działy się tak, jak ty sobie życzysz, Kristin – ostrzegał. – 

Sowa wie, że zaraz wzejdzie słońce, i nic na to nie poradzi, choć wolałaby wieczne ciemności. 
   

Takie życiowe mądrości, podane w żartobliwej formie, często wypływały z jego ust. Nie 

mogłam go okłamać na temat Kane’a. 
   

– Tak, tato. Z Kane’em sprawa jest nieco poważniejsza. 

   

Kiwnął głową i zerknął na mnie z ukosa. 

   

– Powiedz mi, kiedy stanie się całkiem poważna – poprosił. 

   

– Dlaczego? – spytałam z większym przejęciem, niż zamierzałam. Czyżby przejrzał nasze 

plany? A może zaczyna go irytować fakt, że obdarzyłam uczuciem kogoś innego? 
   

– Żartuję, Kristin. Nie podejrzewam przecież, że uciekniesz z nim, albo coś w tym stylu. 

background image

Dobra, dobra – dorzucił szybko, unosząc ręce w geście kapitulacji, kiedy wciąż milczałam 
wrogo. A potem zanucił motyw ze Szczęk i odskoczył w tył, jak gdyby bał się ataku rekina. 
   

– O co ci chodzi? 

   

– Moim zdaniem wkraczasz w świat, przed którym cię ostrzegałem. 

   

– Jaki świat? 

   

– Świat przewrażliwionych nastoletnich dziewczyn, czyli totalny chaos. 

   

– Bardzo śmieszne, tato. A skoro już o tym mowa, świat nastoletnich chłopaków jest 

jeszcze bardziej pokręcony, wierz mi. 
   

– Możliwe. – Znów przeniósł wzrok na patelnię z naleśnikiem. – Ale te wody 

przynajmniej są mi znane, dlatego wiem, czego mogę się spodziewać i kiedy. Natomiast 
dziewczyny są gorsze od trzęsienia ziemi. 
   

Z wprawą odwrócił naleśnik. Gotowania nauczył się w marynarce, a potem przez pewien 

czas pracował w barze szybkiej obsługi przy autostradzie I-95. Było to, jeszcze zanim poznał 
moją mamę i zajął się budowlanką. Kiedy byłam mała, zabawiał mnie, przerzucając dwa 
naleśniki jednocześnie na dwóch patelniach. Zawsze bawiło mnie i mamę, kiedy gotowe placki 
lądowały na naszych talerzach. Wydawało się, że przez tatusiowe żonglowanie naleśniki były 
jeszcze smaczniejsze. 
   

– Dla mnie, jako ojca nastoletniej córki – ciągnął – te wody są mętne i pełne rekinów. 

   

– Obiecuję, że zawczasu cię powiadomię o moich planach – zapewniłam, dodając 

pokrojone przez tatę banany i polewając całość resztką syropu klonowego. Zawsze kroił dla mnie 
te banany. I pewnie będzie to robił, nawet gdy już wyjdę za mąż i urodzę dzieci, pomyślałam. 
   

– Dzięki – odparł. – A zmieniając temat, w tym tygodniu będę przychodził jeszcze 

później z pracy – oznajmił i usiadł naprzeciwko mnie. – Muszę przyjmować inspektorów 
budowlanych, użerać się z podwykonawcami i na bieżąco uzgadniać sprawy z architektem. 
Właściciel też bardzo interesuje się budową. Miły z niego gość, ale czasami czuję jego oddech na 
plecach. Wyrasta u mojego boku jak duch, mówię ci. 
   

– Czy to normalne, że właściciele ciągle siedzą wykonawcy na karku? 

   

– Skądże. Czasami mam uczucie, że ktoś jeszcze wygląda zza ramienia Arthura Johnsona. 

   

– Co w ogóle o nim wiesz? 

   

– Mówiłem ci już, że prowadził fundusz hedgingowy i jest nieprzyzwoicie bogaty. Wiem 

o nim tylko tyle, ile muszę, czyli niewiele. A swoją drogą, zabawne, że człowiek w jego wieku 
zostaje rentierem. Z drugiej strony nie musi przecież pracować, jeżeli nie ma ochoty. Jest od 
swojej żony dwanaście lat starszy, tyle się dowiedziałem. Jej matka pracowała u jego ojca. Mam 
wrażenie, że… – Zacisnął usta i potarł nos, nieodzowny znak, że zaraz zdradzi jakiś sekret albo 
wygłosi jakiś dosadny komentarz. 
   

– Co takiego? 

   

Popatrzył na mnie dziwnie, z wyraźnym wahaniem. 

   

– Nie jestem już dzieckiem, tato. Nie musisz się obawiać, że urazisz moją niewinną 

dziecięcą duszyczkę. 
   

– Racja. Na pewno słyszałaś i czytałaś gorsze rzeczy – dodał, unosząc brwi. 

   

– Gorsze niż co? 

   

– Dowiedziałem się, że teściową Arthura Johnsona z jego ojcem łączyły bardzo bliskie 

stosunki, hmm… ich romans zaczął się po śmierci jej męża – oznajmił, a kiedy nie 
zareagowałam, dodał z naciskiem: – Właściwie od razu po pogrzebie, rozumiesz? 
   

– Och, więc zaiskrzyło między nimi jeszcze przed jego śmiercią? – spytałam. 

   

Tata skinął głową. 

   

– I to długo przed śmiercią. Johnson senior został wdowcem rok wcześniej, ale 

background image

przypuszczam, że nawet gdyby jego żona wciąż żyła, to by go to nie powstrzymało. 
   

Wyraz potępienia i dezaprobaty pojawił się na jego twarzy. Wiedziałam, że myśli 

o własnej tragedii i zastanawia się, na ile ojciec Arthura Johnsona kochał swoją żonę, skoro tak 
szybko zaangażował się w romans z drugą kobietą. Na dodatek z teściową własnego syna. Nagle 
cytat ze szkolnej lektury nabrał bardzo konkretnego wydźwięku, jakże życiowego: „Obym przy 
drugim mężu była potępioną! Taka tylko drugiego może zostać żoną, co zabiła pierwszego”1. 
   

Naturalnie nasuwało mi się pytanie, czy tata jeszcze kiedyś pokocha inną kobietę. A jeśli 

tak, czy ośmieli się sprowadzić ją do domu, abyśmy zamieszkali pod jednym dachem? Sama 
myśl była dla mnie bolesna, ale przecież nie chciałam, żeby do końca życia był samotny. 
Martwiłam się, co będzie, kiedy wyfrunę z rodzinnego gniazda. Wysłałam już dokumenty na 
różne uczelnie. Odpowiedź powinna nadejść wkrótce i zmienić wszystko. Zastanawiałam się, jak 
często tata o tym myśli. Byłam pewna, że coraz bardziej jest tego świadom. Być może znał wers 
z poematu Tennysona: „Lepiej jest kochać i stracić, niż nie kochać w ogóle”. 
   

– Arthur Johnson poznał swoją przyszłą żonę dzięki znajomości rodziców; oboje byli 

zadowoleni z zaręczyn młodych. Tak bardzo, że także się zaręczyli i wzięli ślub. Zatem wesele 
było podwójne. Ojciec Arthura poszedł do ołtarza z matką jego żony w czasie tej wspólnej 
ceremonii. 
   

– Chcieli ograniczyć koszty? 

   

– Niewykluczone. – Uśmiechnął się. – Kiedy spytasz bogacza, dlaczego chce oszczędzać, 

zawsze ci odpowie, że to jedyna droga do majątku. Te kobiety razem kupowały swoje ślubne 
suknie, podobnie jak mężczyźni fraki. I pewnie uzyskali upusty. Zamówili nawet obrączki 
u jednego jubilera. On prowadził do ołtarza swojego syna, a ona swoją córkę i vice versa. Po 
prostu lustrzana ceremonia. 
   

– Musiało dziwnie wyglądać, kiedy zamieniali się miejscami przy ołtarzu. 

   

– Też tak sądzę, lecz Arthur opowiadał mi o tym z dumą. „Zyskałem nową mamę, moja 

żona zyskała nowego tatę, a oni zyskali siebie, tak jak i my” – powiedział. Rodziny uzupełniły się 
nawzajem – dodał, kręcąc głową. – Ludzie akceptują niemal wszystko, jeśli chodzi o związki; 
eksmałżonków poślubiających eksmałżonków swoich przyjaciół, wdowy poślubiające wdowców 
z najbliższego kręgu, braci przyrodnich poślubiających swoje siostry przyrodnie. Jak widać, 
wszystko jest dozwolone. 
   

– Poznałeś ją? 

   

– Kogo? 

   

– Młodą żonę Arthura Johnsona. 

   

– Tak, raz ją widziałem. Ładna dziewczyna. Choć raczej nie powinienem jej tak nazywać, 

ponieważ ma czternastoletniego syna i dwunastoletnią córkę. Oboje chodzą do prywatnych szkół 
z internatami, w innych stanach. Może ta para nie jest stworzona do wychowywania dzieci. Taki 
ptasi model. 
   

– Ptasi? 

   

– No wiesz, wysiadują pisklęta, a potem jak najszybciej wyrzucają je z gniazda. 

   

– Ptasi… – powtórzyłam ze śmiechem. – Sam jesteś model, tato. 

   

Wzruszył ramionami. 

   

– Mówię, co widzę. Nie uwierzysz, ile można się dowiedzieć o ludziach, bazując na 

obserwacjach zwierząt. 
   

– Rozumiem, że poznajesz też prawdę o ludziach, którym budujesz albo remontujesz 

domy? 
   

– Najwięcej o człowieku mówi dom, w którym mieszka. A dzieci stają się produktem 

tego domu, czy chcą tego, czy nie. 

background image

   

Miałam ochotę zapytać: „A gdybyś urodził się jako członek wielkiego rodu i miał 

koszmarnych rodziców, tak jak Corrine Foxworth? Czy według ciebie to by usprawiedliwiało jej 
zachowanie po śmierci męża?”. Jednak nie zapytałam. W milczeniu zaczęłam uprzątać stół. 
   

– Dziwi mnie jedno – dodał tata, choć chyba raczej do własnych myśli niż do mnie. 

   

– Co? 

   

– Słucham? A, tak. Odniosłem dziwne wrażenie, że Johnson i jego żona – ma na imię 

Shannon – o dziejach Foxworth Hall wiedzą więcej, niż się wydaje. 
   

– A mianowicie? 

   

– Zdziwiły mnie drobiazgi, o których wie Arthur. Od czasu do czasu to wychodzi 

w rozmowach. Wie, gdzie były okna, jak wyglądały, tego typu szczegóły. Choć jego koncepcja 
domu jest inna i zmieniły się technologie, pilnuje, żeby pewne rzeczy pozostały identyczne. 
   

– Cóż w tym dziwnego? Na pewno oglądał zdjęcia tamtych rezydencji. 

   

– Może... Ale on i jego żona sprawiają wrażenie, jakby widzieli je na własne oczy. – 

Zastanawiał się przez chwilę, po czym potrząsnął głową. – A może to tylko moja bujna 
wyobraźnia. Och, przez moje gadanie spóźnisz się do szkoły! 
   

Niedawno się spóźniłam, bo niemal do świtu czytałam pamiętnik Christophera 

i zaspałam. Przy pierwszym spóźnieniu dostawało się ostrzeżenie, ale drugie groziło 
wykluczeniem z klasy na jeden dzień i wpisem do dziennika – a ponieważ moją ambicją było 
wygłoszenie pożegnalnego przemówienia na zakończenie szkoły, nie mogłam sobie pozwolić na 
więcej takich wpadek. Ale nie tylko o to chodziło. Od kiedy moja mama zmarła na tętniaka 
i zostałam z tatą, który poświęcił się dla mnie całkowicie, bardzo się pilnowałam, żeby go nie 
rozczarować, nawet w drobnych sprawach. Miałam wrażenie, że po śmierci mamy oboje staliśmy 
się o wiele bardziej wrażliwi, zwłaszcza na smutki i rozczarowania. 
   

Kiedyś tata powiedział, że śmierć osoby bliskiej sprawia, że człowiek czuje się jak 

drzewo odarte z kory. Nawet deszcz i powiewy wiatru bolą. 
   

– Bez obaw, nie spóźnię się. Ktoś o to dba, nie pamiętasz? 

   

– Ach, jasne. Dobra. Zostawię pieczeń w lodówce, odgrzejesz sobie po powrocie. Nie 

czekaj na mnie z kolacją – dodał i dał mi całusa na pożegnanie. Tulił mnie do siebie parę sekund 
dłużej niż normalnie. 
   

– Nie myśl o tych ptakach, tato. Nie opuszczę gniazda tak szybko – zapewniłam, a on 

zaczął się śmiać. 
   

– Miłego dnia, Kristin. 

   

– Nawzajem, tato. 

   

Odwróciłam się do zlewu, a myśli wirowały mi w głowie. Co tata miał na myśli, gdy 

powiedział, że współcześni ludzie są bardziej tolerancyjni w kwestii związków? Czy sądzi, że 
dziś bez problemu zaakceptowaliby małżeństwo ojca i matki Christophera, chociaż on był jej 
przyrodnim wujem? Christopher pisał, że kiedy Corrine wreszcie wyznała prawdę, przedstawiła 
ją jako wzruszającą, romantyczną historię, łatwą do zaakceptowania dla dzieci. Zresztą, dawno 
temu rodzice popierali małżeństwa swoich dzieci z krewnymi, bo wierzyli, że to pozwoli 
zachować szlachetną krew rodu. Nikt wówczas nie myślał o kazirodztwie. 
   

Zerknęłam na zegar i szybko skończyłam zmywanie. Kiedy wycierałam ręce, Kane 

zatrąbił przed domem. Jeden długi dźwięk i dwa krótkie, jakby przesyłał mi wiadomość morsem 
albo zaszyfrowany komunikat. Czemu my, młodzi, jesteśmy tacy afektowani? – zapytałam się 
w duchu. Ciekawe, czy wspominając to po latach, uśmiechniemy się z pobłażaniem na myśl 
o tym, co nas wtedy śmieszyło, smuciło i uszczęśliwiało? Co mnie napadło, że ostatnio wszystko 
analizuję? Czyżby sposób, w jaki Christopher opisał Cathy, sprawił, że zaczęłam zastanawiać się 
nad sobą i swoim postępowaniem? I coraz bardziej niepokoiło mnie własne zaangażowanie 

background image

w czytanie i przeżywanie pamiętnika. Czy to zły znak? 
   

Chwyciłam plecak, ściągnęłam z wieszaka ciemnoniebieską kurtkę z kapturem 

i wybiegłam z domu, jakby mnie ktoś ścigał. Huk zatrzaskiwanych drzwi uderzył we mnie jak 
gwałtowny policzek; ocknęłam się z zamyślenia. 
   

Kane zaczął się śmiać, widząc, jak biegnę alejką, wciągając na siebie kurtkę. 

   

– Z czego się śmiejesz? – burknęłam, wskakując do środka. 

   

– Powinnaś mnie widzieć, jak zwlekam się z łóżka rano i półprzytomnie schodzę do 

kuchni, macając drogę przed sobą. A ty jesteś już w akcji, zwarta i gotowa – odparł, zerkając na 
dom, jakby chciał się upewnić, czy mój tata nie śledzi nas z okna. Najwidoczniej się uspokoił, bo 
pochylił się i szybko mnie pocałował. – Cześć. 
   

– Wcale się nie rwę do szkoły – zapewniłam. – Nie masz pojęcia, jaka jestem zdechła. 

Kiepsko dzisiaj spałam. 
   

– Czemu? 

   

– Nie wiem, nie mogłam zasnąć. 

   

Ostrożnie wyjechał na jezdnię. Dzień był pochmurny. Dzisiaj po raz pierwszy poczułam, 

że powietrze zrobiło się naprawdę chłodne. Jak gdyby wkrótce miał spaść śnieg. Już mi zaczęło 
brakować radosnych ptasich treli i słodkiej woni skoszonej trawy. Nasze krótkie babie lato 
minęło. Bezlistne drzewa znieruchomiały w szoku. Lasy zapadły w letarg, zaczęły swój sen 
zimowy, a łany wyschniętych traw wyglądały jak wyblakłe, pożółkłe dywany. Przy tej 
nieprzewidywalnej, jesiennej pogodzie trudno prognozować kolejny dzień, nie mówiąc już 
o tygodniu czy miesiącu. Zwykle o tej porze śnieg się jeszcze nie pojawiał, a zdarzały się też 
zupełnie bezśnieżne święta Bożego Narodzenia. 
   

Kane pomimo chłodu nie nosił kurtki, tylko flanelową koszulę khaki. Czasami miałam 

wrażenie, że w jego żyłach płynie lód. Nigdy nie przejmował się pogodą. W ogóle rzadko się 
czymś przejmował. Kiedy na coś utyskiwałam, przytakiwał mi ze wzruszeniem ramion 
i kwitował całą kwestię tym swoim uśmiechem, który zdawał się mówić: „Jakie to ma znaczenie, 
co noszę, co mówię, a nawet co myślę? Po prostu trzeba iść do przodu i obśmiać, co się da. 
Śmiać się z podłej pogody, z egzaminacyjnej napinki, ze szkolnego regulaminu, a już zwłaszcza 
z tego, że człowiek robi się dorosły i powinien być odpowiedzialny. Ubaw po pachy!”. 
   

– Czytałaś pamiętnik beze mnie? – zagadnął w drodze, posyłając mi podejrzliwe 

spojrzenie. – Dlatego się nie wyspałaś? 
   

Nie odpowiedziałam. Ciągle myślałam o naszym planie wspólnego czytania na strychu, 

z podziałem na role. Kane wszystko traktował tak lekko. Na jakiej podstawie mam wierzyć, że 
potraktuje sprawę pamiętnika równie poważnie jak ja? Ryzyko jest zbyt duże, powiedziałam 
sobie. Jeszcze tego pożałujesz. 
   

– Co się stało? – Orzechowe oczy spojrzały na mnie z niepokojem. – Czyżbyś przeczytała 

coś, co cię poruszyło, coś strasznego? Chyba nie zmieniłaś zdania? Naprawdę chcę to z tobą 
robić. – Mówił to szczerze, jak zawsze. 
   

No właśnie, pomyślałam. Albo wymigam się od czytania na poddaszu, używając tatusia 

jako pretekstu, albo wreszcie ulegnę. Czułam, że będę musiała podjąć ryzyko – wielkie ryzyko 
zaufania komuś innemu niż mój tata. Bo jeśli stchórzę, zamknę się na innym poddaszu i odetnę 
od świata. Muszę podjąć decyzję. Zwłaszcza że nie potrafiłabym przekonująco skłamać. Kiepski 
ze mnie łgarz. Tata uważa, że wszystko mam wypisane na twarzy jak na tablicy. Co innego 
Corrine Dollanganger, myślałam. Ta była mistrzynią blagi. Czy egoiści są urodzonymi 
kłamcami? 
   

– Nic – zaprzeczyłam. – Nie czytałam pamiętnika. 

   

– To dobrze, bo muszę szybko nadgonić zaległości. Może dzisiaj po szkole? Kiedy twój 

background image

tata wraca z pracy? Ile czasu mamy? 
   

– Dzisiaj wróci późno, i tak przez cały tydzień, ma mnóstwo roboty. 

   

– To się świetnie składa. – Ucieszył się, ale nie zareagowałam. 

   

– Kane, jesteś pewien, że tego chcesz? Absolutnie? 

   

– Czy chcę? Jak w ogóle możesz pytać? Jasne, że tak! Od wczoraj ciągle o tym myślę 

i jestem totalnie podjarany. Zresztą przypomniałem sobie, że mój ojciec wiedział o pożarze 
Foxworth Hall więcej, niż zdradził. O Malcolmie Foxworcie i jego rodzinie często opowiadali 
mu starzy klienci. Trochę mi o tym mówił, ale wtedy mnie to nie interesowało. 
   

– Czy wspomniałeś mu o pamiętniku? – spytałam zaniepokojona. 

   

– Ależ skąd! Przecież obiecałem, że nikomu nie powiem. 

   

– Twój ojciec wie więcej o Foxworth Hall, niż chce zdradzić? – upewniłam się 

podekscytowana. – Co mianowicie? I skąd twoje podejrzenia? 
   

– Stąd, że moi rodzice wiedzieli o naszym pikniku w Foxworth Hall – wyjaśnił 

z uśmiechem, widząc moje narastające rozgorączkowanie. 
   

– I co z tego? 

   

– Potem tata wypytywał, jak wygląda teraz to miejsce, co robi twój ojciec i tak dalej, a ja 

zapytałem go, co naprawdę wie o pierwszym pożarze. A to wszystko, zanim powiedziałaś mi 
o pamiętniku. Ponoć mówiono wtedy, że ogień nie został przypadkiem zaprószony przez kogoś 
ze służby ani też nie powstał w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej czy gazowej. Dodał też, że 
najbardziej prawdopodobna jest wersja strażaków. 
   

– Czyli? 

   

– Podejrzewali, że to córka podpaliła dom w napadzie szaleństwa. Ponoć zabrano ją do 

szpitala psychiatrycznego, zanim ktokolwiek zdążył zadać jej choćby jedno pytanie. 
   

– Na pewno powiedział „córka”? I myśli, że to prawda? 

   

– Tak. 

   

– Pytałeś tatę, jak miała na imię? 

   

– Nie chciałem być za bardzo wścibski, żeby nie nabrał podejrzeń. 

   

– Słusznie. Dlaczego ona miałaby to zrobić? 

   

– Skąd mam wiedzieć? Nie dziwię się, że powstało tyle plotek i teorii na temat Foxworth 

Hall, skoro tak mało jest pewnych faktów. Jak gdyby nikomu nie zależało na odkryciu prawdy. 
Jeden ze starszych mieszkańców powiedział kiedyś mojemu tacie, że Malcolm i Olivia 
Foxworthowie nie byli lubiani w okolicy, uważano ich za zdziwaczałych bogaczy i fanatyków 
religijnych. W związku z tym łatwo uwierzyć, że byli zdolni okropnie traktować dzieci i wnuki. 
Dlatego ten pamiętnik tak cię ekscytuje, Kristin. Bo dzięki niemu poznamy prawdę. Odsłoni 
przed nami tajemnice sprzed pół wieku. 
   

– Nie wiadomo, czy Christopher pisał wyłącznie prawdę – zauważyłam, aby ostudzić jego 

entuzjazm. 
   

– Skąd ten sceptycyzm? Przecież pamiętnik leżał w ruinach domu, a pisał go chłopak, 

który był tam więziony, nie? 
   

– Owszem, ale przedstawia jedynie punkt widzenia Christophera. Może z pewnych 

względów… część historii zmyślił. Tak sugerował mój tata, kiedy zaczęłam czytać pamiętnik. 
   

Kane zastanawiał się przez chwilę, po czym skinął głową. 

   

– Zorientuję się podczas lektury – oznajmił pewnym siebie tonem. – Zwykle ludzie nie 

kłamią w dziennikach, które piszą dla siebie. Dlatego ja nie prowadzę zapisków. Nie chcę, żeby 
ktoś przypadkiem nakrył mnie na prawdzie. – Zaserwował mi swój firmowy zestaw – uśmiech 
Jamesa Deana połączony ze wzruszeniem ramion. 
   

– Rozumiem. A jak się zorientujesz, czy kłamie, czy pisze prawdę? 

background image

   

– Mam wbudowany wykrywacz kłamstw. W głowie brzęczy mi dzwonek alarmowy, więc 

nie próbuj mnie wkręcać. 
   

– Może już cię wkręciłam? 

   

Roześmiał się. 

   

– „Jesteś wspaniała, aniele, naprawdę wspaniała” – powiedział. – To cytat z któregoś 

z filmów z Bogartem. Mój tata mówi tak czasami do mamy. 
   

– Szkoda, że Christopher Dollanganger nie miał takiego urządzenia, które by mu 

sygnalizowało, czy ktoś go okłamuje. Uchroniłoby to jego i rodzeństwo przed cierpieniem. 
   

– Będę szybko czytał, bo chcę się dowiedzieć, co ich spotkało, ale nie zdradzaj mi akcji. 

Dzięki temu zachowam obiektywizm i sam wyciągnę wnioski. Dobrze? 
   

Skinęłam głową, a Kane skręcił na szkolny parking. Inni uczniowie spieszyli do budynku, 

żwawo przebierając nogami w chłodzie poranka. Wielu, tak jak Kane, było za lekko ubranych. 
Miało się wrażenie, że ćwiczą na bieżniach nastawionych na najwyższe obroty, i wyglądali 
śmiesznie, niczym gwiazdy filmu niemego. Najwidoczniej niektórzy chłopcy uważali, że 
marznięcie jest oznaką męskości. 
   

Kane zaparkował, zgasił silnik, ale wciąż siedział nieruchomo. 

   

– Co jest? – spytałam, widząc, że się zamyślił. 

   

– Matka ich tam przywiozła, tak? 

   

– Dowiesz się jak i dlaczego. O co ci chodzi? 

   

– O to, że pamiętnik może być miejscami tendencyjny. On mógł wiedzieć, Kristin. 

   

– Cóż takiego? 

   

– Że jest okłamywany, aby lepiej znosił swoje trudne położenie, aby nie protestował, 

tylko sam się okłamywał, i tak też przedstawiał swoją sytuację w pamiętniku. Może więc twój 
tata trafił w dziesiątkę. 
   

– Po co Christopher miałby się okłamywać? 

   

– Wybaczamy tym, których kochamy, Kristin. Nawet jeśli nie mówią prawdy. 

   

Absolutnie się z nim zgadzałam, ale zaczęłam się zastanawiać, co skłoniło go do takich 

wniosków. Ten chłopak był naprawdę zaskakujący. Pozytywnie zaskoczyła mnie przede 
wszystkim jego wrażliwość. Tata często powtarzał, że poznawanie kogoś, na kim nam bardzo 
zależy, przypomina obieranie cebuli – wymaga czasu i cierpliwości. Czasami obierze się za dużo, 
a potem tego żałuje. Jednak nie w przypadku Kane’a. Przynajmniej taką miałam nadzieję. 
   

Wysiadłam z samochodu, pogrążona w myślach. Czy każdy jest skłonny wybaczać tym, 

których kocha? Nawet kłamstwa? 
   

Miałam nadzieję, że tak. Mam nadzieję, że w razie czego tata mi wybaczy, pomyślałam. 

   

 

 
   

Wielka tajemnica zmienia cię w sposób, który nie od razu zauważasz, zwłaszcza gdy 

dzielisz ją z kimś i masz nadzieję, że ten ktoś nie zdradzi jej innym. Im większy sekret, tym 
bardziej bezbronna i zagrożona się czujesz. Czasami zdradza cię wyraz twojej twarzy, jak mnie. 
Żyłam w strachu, że ktoś na przerwie podejdzie i zapyta: „Masz ten pamiętnik? Wiesz, co 
naprawdę wydarzyło się w dawnym Foxworth Hall?”. Zawsze, kiedy ktoś z przyjaciół wołał 
mnie po imieniu, po plecach przebiegał mi zimny dreszcz. 
   

Wszyscy mamy sekrety. W naszym świecie przydają one człowiekowi atrakcyjności. Ale 

ta sytuacja była inna. Każdy, kto by się dowiedział o mojej tajemnicy – nie tylko ktoś ze szkoły – 
zrobiłby z tego sensację. Media nie dałyby mi spokoju. Telefon by się urywał, nie mówiąc już 
o dzwonku do drzwi. Zostałabym oskarżona o rozmyślne zatajanie niewygodnej dla rodziny 
prawdy. Moja mama była daleką kuzynką Malcolma Foxwortha, a zatem dzieci Dollangangerów 

background image

można uważać za moich krewnych. Tata przeklinałby dzień, w którym zawołał mnie, aby się 
pochwalić znaleziskiem – metalową kasetką z dziennikiem w środku, znalezioną w zasypanych 
gruzem fundamentach Foxworth Hall, na których teraz powstawał nowy budynek. Ciągle użerał 
się z robotnikami, bo nie dość dokładnie czyścili stare mury. Kumple żartowali z niego, 
a niektórzy nawet mu docinali, co strasznie go złościło. W rezultacie zrezygnował ze spotkań 
towarzyskich i kursował tylko pomiędzy domem a Foxworth Hall. Nawet wyjazd do 
supermarketu stał się dla niego problemem. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak przeżyje 
moje pożegnanie ze szkołą, a potem z domem. 
   

Może nie będzie w stanie dalej pracować? Może będzie musiał sprzedać dom i się 

wyprowadzić? 
   

Chciałam uniknąć wyobrażania sobie takiej przyszłości. Koszmary na jawie. 

Wystarczająco fatalnie czułam się w szkole. 
   

Szłam korytarzem, przyciskając książki do piersi, jakby pod okładkami skrywały jakiś 

cenny skarb albo jakbym chroniła coś cennego głęboko w sobie. Emocjonalnie czułam się 
zablokowana, jak gdyby moje uczucia zacisnęły się w bolesny supeł. Waga naszej tajemnicy 
spowolniała moje ruchy – obojętnie, co bym robiła. Czułam, jak oczy mi się rozszerzają za 
każdym razem, kiedy ktoś zadawał mi pytanie, nawet niewinne. Czy coś niechcący zdradziłam? 
Czy wzbudziłam czyjeś niezdrowe zainteresowanie? Czy Kane’owi coś się wymsknęło i teraz 
inni zaczną mnie sondować? Popadałam w paranoję. Prawdziwa panika ogarnęła mnie 
w momencie, kiedy jedna z moich przyjaciółek, Kyra Skewer, zapytała, czy Kane codziennie 
przywozi mnie do szkoły i odwozi do domu po lekcjach. 
   

– Po szkole raczej wpada do ciebie czy ty do niego? – drążyła Kyra w obecności Suzette, 

Missy Meyer i Theresy Flowman, które nastawiały uszu, jakby to były anteny kierunkowe. 
   

– Zależy, w jakim jestem nastroju – rzuciłam wymijająco. 

   

– Co? 

   

– No tak, po prostu spontanicznie. 

   

– Och, ty i twoje wyszukane słownictwo – mruknęła Kyra i wykrzywiła się niemiło. 

   

– Spontanicznie? Nie przesadzaj, Kyra, to nie jest trudne słowo. 

   

– Wiem, co znaczy, ale nie słyszałam, żeby w takiej sytuacji go używano. 

   

– Kiedy jesteś zakochana, wszystko robisz spontanicznie – wtrąciła Suzette 

i zachichotała, kuląc ramiona, aż jej bujny biust zadrgał w głębokim wycięciu niebieskiej bluzki. 
   

Wiedziałam, że często robi tak specjalnie, prowokując chłopaków, z którymi rozmawia. 

   

– Na przykład się całujesz albo coś w tym guście – dodała. 

   

– Fakt, wtedy każdy dzień jest spontaniczny – przyznała Kyra. – I każdy miesiąc, gdy 

kochasz na zabój, aż do miesiączki. 
   

Dziewczyny ryknęły śmiechem. Ja się uśmiechnęłam. Suzette w sumie nie przesadziła. 

Niedawno zafundowała sobie jasne pasemka w swoich ciemnych włosach, bo Tommy Clark lubił 
blond pasemka, a wkrótce potem oznajmiła nam, że założyła sobie kolczyk w pępku. 
A właściwie ogłosiła to wszem wobec, aby wieść dotarła do uszu Grega Storma, który nosił 
kolczyk w nosie. Wyglądało na to, że Suzette co tydzień wymyśla jakąś atrakcję dla nowego 
chłopaka. 
   

– Ja bym raczej siedziała w domu Kane’a, zapewnia więcej prywatności – stwierdziła 

Missy Meyer, poważniejąc. – Rozumiesz, twój dom jest fajny, ale… 
   

– Ale ma taki rozkład, że ojciec słyszy, co się dzieje w jej pokoju! – podchwyciła Suzette 

i jej niebieskie oczy rozbłysły niezdrowym podekscytowaniem, niczym dwa diamenty. – 
A zresztą, czy twój młodszy brat nie słyszał, co się działo u ciebie, kiedy raz przyprowadziłaś do 
domu Dylana Marksa? – zapytała Kyrę, po czym objęła się ramionami, wydając demonstracyjne 

background image

jęki i stęki. 
   

– Zamknij się! 

   

– Dobra, nieważne, gdzie lądujecie po szkole, jedno jest pewne: kiepsko to wpływa na 

odrabianie lekcji. Kane na pewno cię rozprasza – powiedziała Theresa Flowman swoim 
nosowym głosem. Miała nadzieję, że tak się stanie i przez Kane’a pogorszą się moje stopnie, 
dzięki czemu przestanę być dla niej konkurencją. Ostatnio zrównała się ze mną w wyścigu do 
przemówienia na zakończenie szkoły i teraz szłyśmy równo. 
   

– Chciałabyś, żeby ktoś cię tak rozpraszał! Przydałoby ci się, co? – wypaliła Kyra, 

zerkając na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Suzette i Missy zachichotały, a Theresa 
zaczerwieniła się po uszy, spiorunowała Kyrę wzrokiem i odeszła urażona. 
   

– Dla niej seks to tylko słowo – skomentowała Suzette. 

   

– A co ty wiesz o seksie? – zakpiła Kyra. 

   

– Wiem, że Steve Cooper chciałby ujeżdżać cię od tyłu w swojej suterenie – odparowała 

Suzette i cała trójka znowu zaczęła się śmiać. Rodzice Steve’a pozwolili mu zamieszkać 
w suterenie, gdzie urządził namiastkę własnego mieszkanka, z osobnym wejściem. Korzystał 
z tego ochoczo i wkrótce wszyscy nazywali suterenę „Dupczydołek”. 
   

Tym razem się nie śmiałam i dziewczyny od razu to zauważyły. Przypomniałam sobie 

rozmowy Christophera i Cathy o seksie. Przeniosłam się w myślach do tamtych chwil na 
poddaszu, kiedy dla młodej dziewczyny jedynym źródłem informacji o jej dojrzewającym ciele 
był starszy brat. Jakkolwiek miał chłodne, naukowe podejście do sprawy, był jednak tylko bratem 
i chłopakiem, a nie drugą kobietą – matką albo starszą siostrą. Rozmowa o seksie musiała być 
trudna dla obojga. Pamiętałam, jak męczył się tata, kiedy próbował mnie uświadamiać. W końcu 
skapitulował i poprosił o przysługę ciotkę Barbarę, gdyż widział, że budzą się we mnie hormony. 
Kochana ciocia przyleciała aż z Nowego Jorku i w zastępstwie mamy wyjaśniła mi te sprawy. 
   

Kto zechciałby przylecieć z daleka specjalnie dla Cathy? Nie wyglądało na to, żeby jej 

własna matka znalazła czas dla córki. Nie usiadła z Cathy w innym pokoju, aby przeprowadzić 
dyskretną rozmowę matki z córką, z których kpiły moje koleżanki, nie wiedząc, jak bardzo 
zazdrościłam im takich kontaktów. Nawet drobne sprawy w naszym wieku potrafiły urosnąć do 
wielkich rozmiarów – a co dopiero dla dzieci zamkniętych na poddaszu i zostawionych na pastwę 
własnej wyobraźni, bez możliwości poznawania prawdy. Mniej bałam się o Christophera, ale 
Cathy… co z nią będzie? Czy naprawdę chcę to wiedzieć? A może i ja, i Kane pożałujemy 
wkrótce, że sięgnęliśmy po ten pamiętnik? 
   

– Coś nie tak? – zatroszczyła się Kyra. – Halo, Ziemia do Kristin! 

   

– Co? – zapytałam nieprzytomnie. 

   

Spojrzała na Suzette. 

   

– Mówimy o tobie, a ty nie słuchasz. Dziwnie się od rana zachowujesz, Kristin. Może 

spóźnia ci się okres, co? – zapytała Suzette i oczy jej zabłysły. 
   

Wpatrywały się we mnie wyczekująco, z rozchylonymi ustami. 

   

– Szybko się uwinęli, nie? – zażartowała Kyra. – Przecież chodzą ze sobą od niedawna. 

   

– W sumie nie wiemy, kiedy zaczęli się spotykać – stwierdziła Suzette, przeszywając 

mnie podejrzliwym wzrokiem. – Ale przecież nie trzeba się specjalnie starać, żeby zajść w ciążę. 
Czasami sperma jest szybsza niż kulka z pistoletu, no nie, Kristin? 
   

– Spadaj – powiedziałam, ze śmiechem dając jej kuksańca. – Tylko jedno ci w głowie! – 

Wtem zobaczyłam Kane’a, wychodzącego zza rogu. – Muszę lecieć – rzuciłam i pobiegłam 
ku niemu. 
   

– Hej! – Objął mnie czule ramieniem. – Wszystko w porządku? 

   

Zerknął na moje przyjaciółki, które gapiły się na nas i chichotały. 

background image

   

– Obgadują nas? 

   

– Daj spokój, one mnie nie obchodzą. Zdaje się, że skrewiłam test z matmy. 

   

– Czy CIA już o tym wie? 

   

– Mówię poważnie, Kane. Powinnam napisać bezbłędnie. 

   

– Rozumiem. Przepraszam. A dlaczego kiepsko ci poszło? – zapytał, kiedy 

przechodziliśmy do następnej sali. 
   

– Sama nie wiem. Jakby nagle w mojej głowie… zapanowała pustka. 

   

– Każdy miewa czasem zaćmienia. 

   

– Ale nie ja – zaprotestowałam. 

   

– Więc nareszcie jesteś normalna. Zapomnij, Kristin. – Wzruszył ramionami. – Jak 

myślisz, po co są gumki na ołówkach? 
   

Przystanęłam i zerknęłam na niego z uśmiechem. 

   

– Właśnie tak mówi mój tata, kiedy się skarżę, że coś mi nie wyszło. 

   

– U mnie to tekst mamy. Tata nie popełnia błędów. Twierdzi, że to nie jego działka. 

   

– A jaka jest jego działka? 

   

– Perfekcja – wyjaśnił i ze śmiechem cmoknął mnie w usta, co widziało przynajmniej 

dwadzieścia innych osób. Oczy im połyskiwały jak szkła obiektywów paparazzi, wycelowanych 
w nas. W następnej chwili już go nie było – pognał na swoją lekcję. Ja miałam już tylko zajęcia 
fakultatywne. Pod drzwiami do sali odwrócił się, pomachał mi, a potem udał, że jakaś siła zasysa 
go do środka. Roześmiałam się. Ten facet byłby w stanie rozbawić nawet pasażerów „Titanica”. 
   

Czułam emocjonalny zamęt. Ekscytowała mnie bliskość Kane’a i cieszyłam się każdą 

minutą spędzoną razem. Z dumą odnotowywałam zazdrosne spojrzenia przyjaciółek, 
a jednocześnie byłam lekko spięta i niepewna – przejęta myślą o wspólnym czytaniu pamiętnika 
i możliwych tego konsekwencjach. Na samą myśl przechodził mnie dreszcz. Skąd ten lęk 
i nerwowość? Czyżbym podświadomie bała się, że pamiętnik emanuje jakąś złą, czarodziejską 
mocą, gdyż za długo spoczywał w ruinach Foxworth Hall? Czy mimo woli porównywałam 
zgłębianie jego treści do otwarcia puszki Pandory? A może niepokój zaszczepił we mnie tata, bo 
otwarcie potępiał moją fascynację tragedią sprzed lat? 
   

Tata zawsze wykazywał dziwną postawę wobec Foxworth Hall. Z reguły stronił od 

rozmów na temat posiadłości i związanych z nią dramatycznych wydarzeń, choć dotyczyły osób 
spokrewnionych z jego żoną. A może nie chciał o nich mówić, gdyż nie przyniosły chluby 
rodzinie? Kiedy byłam młodsza, a nawet i teraz, niektórzy ludzie ze szkoły i z mojej klasy 
zastanawiali się, czy nie odziedziczyłam, choć w części, rodowego obłędu Foxworthów. 
   

Nieraz sama zadawałam sobie to pytanie. 

   

Wreszcie się opamiętałam. Uznałam, że muszę wyrzucić z głowy głupie myśli 

i skoncentrować się na lekcjach. 
   

Ale kiedy zadźwięczał ostatni dzwonek, serce zabiło mi szybciej – nie mogłam się 

doczekać spotkania z Kane’em. Moje przyjaciółki, a zwłaszcza Suzette, znów zaczęły mnie 
wypytywać o nasze kontakty po szkole, koniecznie chciały się dowiedzieć, czy doszło do czegoś 
między nami. Pomyślałam, że są zazdrosne. 
   

– Czy jeszcze cię zobaczymy? – zażartowała Suzette. 

   

– Będziesz odbierała nasze telefony? – chciała wiedzieć Kyra. 

   

Wyrzuciłam je z głowy; ich chichoty posypały się za mną jak kamyki spadające 

z ciężarówki, kiedy spieszyłam do Kane’a. Czekał na mnie przy drzwiach szkoły. Otoczył mnie 
ramieniem i wyprowadził na parking. 
   

– Na szczęście dziś mało zadali – powiedział. – Będzie więcej czasu na czytanie. 

   

– Nam, niestety, dowalili jak zwykle. 

background image

   

Kiedy szliśmy do samochodu, moje przyjaciółki odprowadzały nas wzrokiem 

z wymownymi uśmieszkami. Niektóre nawet przyspieszały kroku, żeby lepiej widzieć. Kane 
zdawał się tym nie przejmować. Znaliśmy się już długo, choć dopiero niedawno zaczęliśmy ze 
sobą chodzić – a jednak wciąż mnie zaskakiwał. Czy jego obojętność wobec spraw, które 
interesowały innych, wynikała z arogancji, czy naprawdę było mu wszystko jedno? Miałam 
nadzieję, że wspólne doświadczenie z pamiętnikiem Christophera pozwoli mi zdjąć łuski z tej 
cebuli i zobaczyć, co jest pod spodem. 
   

– Don i Ryan usiłowali mnie dzisiaj zaciągnąć na strzelnicę – oznajmił, kiedy 

wsiadaliśmy do samochodu. – Na śmierć zapomniałem, że mieliśmy dzisiaj postrzelać do 
rzutków. 
   

– A chciałbyś? – zapytałam z nadzieją, że czytanie pamiętnika zostanie odroczone. – 

Możemy się umówić kiedy indziej. 
   

– Absolutnie! Mam sporo pamiętnika do nadrobienia, twój tata wraca późno do domu, 

więc wszystko świetnie się składa. – Włączył silnik i ruszyliśmy w stronę mojego domu. 
   

Nie byłam w stanie wyobrazić sobie Kane’a Hilla spiętego i zdenerwowanego, ale tym 

razem przez całą drogę paplał jak najęty, drobiazgowo zdawał mi relację z całego dnia. Jak 
gdyby ktoś dyktował kolejne wpisy z Facebooka czy Twittera. Jego stolik w pracowni 
matematycznej się kiwał. Nauczyciel, pan Brizel, złamał zieloną kredę, którą podkreślał 
odpowiedzi na tablicy, bo wkurzyła go tępota klasy. Na zajęciach technicznych było zimno, bo 
pan Primack zostawił otwarte okno i nikt nie miał śmiałości poprosić, by je zamknął. 
   

Słuchałam tego jednym uchem i myślałam, że powinnam zadzwonić do taty i wybadać, 

czy na pewno wróci później z pracy. Nie chciałam, żeby nakrył nas na czytaniu pamiętnika. Po 
wejściu do domu od razu przeszłam do telefonu w kuchni. Kane zerknął na schody, a potem 
z niemym pytaniem na mnie. 
   

– Idź do mnie na górę i weź się do czytania – zaproponowałam. – Ja zadzwonię do taty. 

   

– Hej. Coś się stało? – odezwał się zaniepokojony głos w słuchawce. 

   

– Nie, tylko chcę zapytać, o której mam czekać z kolacją. 

   

– Przykro mi, Kristin. Wiem, że nie lubisz jeść sama. 

   

– Mogłabym zaprosić Kane’a – powiedziałam. – Nagotowałeś tyle, że starczy dla paru 

osób. 
   

– Och, więc jest u nas? 

   

– Tak. Odrabiamy razem lekcje. 

   

– Brzmi romantycznie. Mam się martwić? – Znów zanucił motyw ze Szczęk. Mogłam się 

tego spodziewać. 
   

– Tato, przestań! 

   

– Dobra. 

   

– Więc Kane może zostać na kolację? 

   

– Naturalnie. A potem będziesz się chwaliła, że twój stary pomógł ci trafić przez żołądek 

do serca nowego chłopaka, co? 
   

– Zapomnij. 

   

Roześmiał się. 

   

– Bawcie się dobrze – powiedział i usłyszałam jeszcze, zanim odłożył słuchawkę, jak 

woła coś do robotników. 
   

Stałam chwilę przy telefonie, rozmyślając o tym wszystkim, a potem powoli weszłam na 

górę. Kane leżał bez butów na łóżku i czytał pamiętnik. 
   

– Zostaniesz na kolację? Tata na pewno wróci późno. 

   

– A co serwujesz? 

background image

   

– Pieczeń rzymską autorstwa taty, z moim purée ziemniaczanym i fasolką szparagową. 

   

– Z wielką przyjemnością zostanę. Uwielbiam pieczeń rzymską – odpowiedział i znów 

wsadził nos w dziennik. 
   

Usiadłam przy biurku i jeszcze raz spojrzałam na niego. Był pochłonięty lekturą. 

Wyjęłam podręczniki i zabrałam się do odrabiania lekcji. Przez dobrą godzinę w pokoju 
panowała cisza. Od czasu do czasu zerkałam tylko na Kane’a. Wreszcie usłyszałam głębokie 
westchnienie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że siedzi na łóżku z twarzą w dłoniach. 
   

– Co jest? – spytałam. 

   

– Bystry gość z tego Christophera Dollangangera. Dobrze pisze, ale mam wrażenie, że boi 

się wyrażać swoje uczucia i trzyma je na wodzy, jakby bał się, że wybuchnie albo coś w tym 
stylu. Jakby cały czas wstrzymywał oddech, zwłaszcza od chwili, kiedy trafili do Foxworth Hall. 
A jego babcia to potwór! Byłaby w stanie przyprawić o koszmary nawet Normana Batesa 
Psychozy! Nie wiem, czy dałbym radę znieść tyle, co ten chłopak, choć jestem od niego starszy. 
   

– O, tak. Z ogromnym poświęceniem dba o młodszego brata i siostry. I robi dobrą minę 

do złej gry. 
   

– Ciekawe, czy w tym wytrwa. Cathy wydaje się większym problemem niż bliźniaki. 

   

– Bo ona jest naprawdę nieszczęśliwa, Kane. Odcięta od przyjaciółek, od wszystkiego, co 

lubiła, a do tego spadły na nią dorosłe obowiązki. To nie fair. 
   

Kane skinął głową. 

   

– Masz rację. Widzę, że ją polubiłaś. 

   

– Owszem. To nie jej wina, że tam ich zamknięto. 

   

– Bronisz jej. Może jest w tobie więcej Cathy, niż myśleliśmy? 

   

– Słucham? 

   

Uśmiechnął się i sięgnął po dziennik. 

   

– Zamierzasz nadrobić zaległości w jeden dzień? – spytałam z lekkim niepokojem. 

   

– Już ci mówiłem, że mam niewiele zadane i spokojnie zdążę odrobić po powrocie do 

domu. 
   

Spojrzałam na zegarek. 

   

– W takim razie wezmę się do kolacji. Za pół godziny zapraszam cię na dół. Mam 

nadzieję, że zdołasz oderwać się od lektury? Nie pozwalam czytać przy jedzeniu – ostrzegłam. 
   

Nie odpowiedział. Tak wsiąkł w tekst, że już mnie nie słuchał. Obejrzałam się 

w drzwiach. Notes zasłaniał mu twarz. Pomyślałam o Cathy, nudzącej się na strychu, 
spoglądającej na Christophera, zaczytanego w którymś z dzieł naukowych, zanurzonego we 
własnym świecie. Był to dla niego prawdopodobnie jedyny sposób ucieczki, ale w Cathy takie 
chwile pogłębiały tylko frustrację. Jej pozostawała jedynie rozmowa z bliźniakami. 
   

Nie rozumiałam, czemu zaangażowanie Kane’a tak mnie zirytowało. Można by pomyśleć, 

że jestem zazdrosna o pasję, z jaką wczytywał się w dziennik Christophera, zaniedbując resztę 
świata. Pamiętnik okazał się bardziej interesujący ode mnie. W kuchni trzaskałam garnkami 
głośniej, niż to było konieczne, i mamrotałam pod nosem, nakrywając do stołu. 
   

Kane zszedł na dół dokładnie po półgodzinie. Odwróciłam się do niego, zaskoczona. 

   

– Wow! A jednak się oderwałeś? 

   

– Poczułem zapach i zrobiłem się głodny. Mogę pomóc? 

   

– Postaw na stole dzbanek z wodą. Reszta już jest gotowa – powiedziałam i zaniosłam 

mięso do jadalni. 
   

– Wygląda fantastycznie. – Kane oblizał się demonstracyjnie. 

   

Nałożyłam najpierw jemu, a potem sobie i usiadłam. 

   

– Ciekawe, jak babka dawała sobie radę z żywieniem ich? – zagadnął Kane. – Moim 

background image

zdaniem służba wiedziała, co jest grane, przynajmniej niektórzy z nich. 
   

– Tak uważasz? 

   

– Przecież szykowała te posiłki, a potem je zanosiła, i tak codziennie, przez wiele 

miesięcy. Ktoś ze służby prędzej czy później musiał to zauważyć. Ale pewnie kazała mu milczeć. 
   

Prawdę mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Jednak dobrze mieć drugą osobę, która 

spojrzy na historię świeżym okiem. 
   

– Przepyszna pieczeń – pochwalił Kane. – Najlepsza, jaką jadłem. 

   

– Przekażę tacie, będzie zachwycony. Sama kilka razy przyrządzałam pieczeń, ale nie 

wyszła tak dobrze. On ma parę sekretów kulinarnych, których nawet mnie nie zdradził. Obiecał, 
że ujawni je, kiedy wyjdę za mąż. 
   

Kane na dłuższą chwilę popadł w zadumę. 

   

– O czym myślisz? 

   

– W tamtej posiadłości było tyle sekretów, że aż dziw, że jej nie rozsadziły, zanim się 

spaliła. Co naprawdę się działo pomiędzy Corrine a jej rodzicami? Christopher nie mógł wiele 
wiedzieć na ten temat, bo nie miał dostępu do większej części domu. I nigdy nie widział dziadka. 
Może ten stary cap wcale nie był chory? 
   

– Myślisz, że matka rozmyślnie okłamywała swoje dzieci? Po co? 

   

– Nie mam pojęcia. Tego się już pewnie nie dowiemy. Jak powiedziałaś, jesteśmy skazani 

na relację Christophera. Nie zdążyłem wszystkiego przeczytać, ale myślę, że Chris nigdy nie 
zarzuciłby swojej matce kłamstwa. Był posłusznym, kochającym synem. Chciałbym przeczytać 
także jej pamiętnik, wiesz? Założę się, że byłby pasjonujący. Moglibyśmy się wiele dowiedzieć, 
porównując oba dzienniki. 
   

– Mam jeszcze jedno źródło informacji – wyznałam. 

   

Kane spojrzał na mnie z ciekawością. 

   

– Kto to? Twój ojciec? 

   

– Nie, wujek Tommy, młodszy brat taty. Spotkał kogoś, kto twierdził, że znał służącego, 

który pracował w pierwszej rezydencji. 
   

– Serio? No i co? 

   

– I ponoć ten służący utrzymywał, że dziadek wiedział o wnukach więzionych na 

poddaszu. 
   

– A nie mówiłem? Przypuszczam, że ktoś ze służby przyuważył niosącą jedzenie babkę 

i doniósł staremu, albo ci piekielni dziadkowie uknuli to wspólnie. – Pomyślał przez chwilę 
i oczy mu rozbłysły. – Czy twój wujek potwierdził, iż Corrine zdawała sobie sprawę, że jej ojciec 
wie? 
   

– Nic o tym nie wspomniał, a ja byłam wtedy za mała, żeby dopytywać. Poza tym tata 

zawsze niechętnie odnosił się do tej historii i wolałam o niej zapomnieć. 
   

Kane odchylił się na krześle i kiwnął głową. 

   

– Sporo jest jeszcze do odkrycia. Lubię tajemnice. Nie wrócę do domu, dopóki nie 

doczytam do miejsca, w którym skończyłaś – oświadczył. 
   

– Nie chcę, żeby mój tata się dowiedział – zaznaczyłam. 

   

– Ciekawe, czemu się tak spina na każdą wzmiankę o tej historii? Próbowałaś go kiedyś 

zapytać? 
   

– Nie. I nie zamierzam – odparłam sucho. 

   

Kane się uśmiechnął. 

   

– Bez obaw, nie pisnę słówka. Zależy mi na dobrych stosunkach z nim. 

   

Omal się nie uśmiechnęłam, zadowolona, że nie chce drażnić mojego tatusia, aby mnie 

nie stracić. Tymczasem Kane nabrał kolejną porcję pieczeni. 

background image

   

– I na jego kuchni – dodał. 

   

Parsknęłam śmiechem. Może tata ma rację. Może trafię do serca Kane’a dzięki jego 

kuchni. 
   

Kane zrezygnował z deseru, żeby mieć więcej czasu na czytanie. Wcześniej zaoferował 

swoją pomoc w sprzątaniu ze stołu i zmywaniu naczyń, ale kazałam mu iść na górę. Bałam się, 
że z pośpiechu coś stłucze. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Biegiem pokonał schody. 
   

Kiedy skończyłam porządki w kuchni, wrócił tata. 

   

– Gdzie Kane? – zapytał już w progu. – Jego samochód stoi pod domem. 

   

– Och, kończy odrabianie lekcji w moim pokoju. 

   

– Smakowała mu kolacja? 

   

– Zyskałeś fanatycznego fana. 

   

– Nie zaproponował, że pozmywa? 

   

– Oczywiście, że zaproponował, ale wolałam odrzucić jego ofertę. Delikatnie mówiąc, ma 

słabą orientację w kuchni, a jak lubisz mawiać: kiepski pomocnik oznacza dwa razy więcej 
pracy. 
   

– Nie dziwi mnie, że Kane nie zna się na zmywaniu, ale jestem zaskoczony, że zostawił 

cię samą. Mógłby przynajmniej siedzieć i zabawiać cię rozmową. Tak pilnie odrabia lekcje? 
   

– Niestety, musi. Zadali mu więcej niż mnie. On jest w innej klasie. A jak dzisiaj u ciebie 

na budowie? – Zmień szybko temat, niech się nakręci na swoje sprawy, pomyślałam. Nie 
znosiłam tych drobnych kłamstw, ale jak Huckleberry Finn wolałam nie mówić prawdy, żeby 
nikogo nie zranić. 
   

– Och, jak zwykle biurokratyczne przepychanki z inspektorami, ale jakoś pchamy sprawy 

do przodu. 
   

Wytarłam dłonie w ścierkę. 

   

– Wszystko gotowe. Siadaj, podam do stołu. 

   

– Zaraz, dzieciaku, muszę najpierw wziąć prysznic i się przebrać, bo brudny nie będę jadł 

kolacji. Później sam sobie odgrzeję, a ty wracaj szybko do lekcji – dodał z łobuzerskim 
uśmieszkiem. 
   

Cisnęłam w niego ścierką i pognałam na górę. 

   

– Wyjmij zeszyty. Tata wrócił – ostrzegłam. 

   

Kane kiwnął głową i wsunął pamiętnik pod poduszkę. Kiedy tata zapukał, ślęczał nad 

matmą. 
   

– Widzę, że praca wre – zażartował. 

   

– Witam, panie Masterwood. Przepyszna pieczeń! 

   

– Dzięki. Cieszę się, że ci smakowała. Zaraz się przebiorę i sam spróbuję, by sprawdzić, 

czy komplement nie jest fałszywy – odparł tata. Puścił do nas oko i wyszedł. 
   

Kane zamknął podręcznik. 

   

– Muszę ci coś wyznać – powiedział. 

   

– Co? 

   

– Dogoniłem cię. 

   

– Co? Jakim cudem? 

   

– Nie dotarłaś nawet do połowy, a ja potrafię bardzo szybko czytać, zwłaszcza gdy coś 

mnie naprawdę zaintryguje. 
   

Pokiwałam głową, bo pamiętałam, jak mocno przeżywałam niektóre zdania i wydarzenia, 

gdy usiłowałam sobie wyobrazić, co wówczas czuła Cathy. 
   

– Rzeczywiście, potrafisz – przyznałam. 

   

– Po prostu połykałem strony. Jutro zaczniemy czytać na głos. Na poddaszu. – Zamknął 

background image

podręcznik. – Lepiej już pójdę. Zapomniałem zadzwonić do mamy i uprzedzić ją, że nie dotrę na 
kolację. Ale nie martw się, zdarzało mi się to wcześniej, więc nie będzie awantury. Pożegnaj ode 
mnie swojego tatę. 
   

Dał mi buziaka w policzek i z uśmiechem klepnął w ramię. 

   

Oczekiwałam pocałunku na pożegnanie, ale nie tak braterskiego. 

   

 

 
   

Odrabianie lekcji nie szło mi tak szybko, jak zwykle. Trochę mi jeszcze zostało, ale 

zeszłam na dół, aby towarzyszyć tacie przy kolacji. Zaskoczył go pospieszny odjazd Kane’a. 
   

– Wpadł tylko po to, żeby odrobić lekcje? – zapytał żartem. 

   

– Czy dzisiaj też nowy właściciel siedział ci na karku? – zagadnęłam, aby zmienić temat. 

   

– Owszem. 

   

Głęboko się zamyślił, co ostatnio często mu się zdarzało. Wiedziałam, że nie zdradzi mi 

swoich myśli. 
   

– Co się stało? – spytałam. 

   

– Dalej czytasz ten pamiętnik? 

   

Zaskoczył mnie. Niedawno obiecał, że skończy z wałkowaniem tej sprawy, i poprosił, 

żebym oddała mu pamiętnik, kiedy skończę. Obawiałam się, że go spali, więc postanowiłam, że 
coś wymyślę. 
   

– Nieustająco – odparłam tak nonszalancko, jak potrafiłam, choć słowa więzły mi 

w gardle. 
   

– Czy jest tam wzmianka o innej osobie w domu? Oprócz ich matki, babci i dziadka? 

   

– Christopher wspomina o służbie, ale jedynie ogólnie. 

   

– O kimś konkretnie? – upewnił się. 

   

– Na razie nie. Dlaczego? 

   

– Nic takiego. Zresztą nieważne – uciął i jadł w milczeniu. 

   

– Więc po co pytałeś, skoro nieważne? – drążyłam. 

   

Tata pokręcił głową. 

   

– Przysięgam, Kristin, że czasami, kiedy rozmawiamy i przymykam oczy, mam wrażenie, 

że twoja mama siedzi ze mną przy stole. 
   

Kiedy mówił takie rzeczy i porównywał mnie do mamy, dając mi do zrozumienia, że 

jestem coraz bardziej do niej podobna, targały mną sprzeczne uczucia – radości i smutku. 
Cieszyłam się, że coś po niej przejęłam, ale wspomnienie otwierało studnię łez, gotową w każdej 
chwili niebezpiecznie wezbrać. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Gdybym teraz rozkleiła się 
przy tacie, pewnie przepłakałby całą noc. 
   

Nie wspominał już o Foxworth, a ja nie naciskałam. Lepiej nie przypominać mu 

o pamiętniku, pomyślałam. I nie pytać o Foxworth, dopóki nie skończę czytać z Kane’em. 
   

Umyłam naczynia i posprzątałam kuchnię, a potem poszłam na górę dokończyć lekcje. 

Czułam, że za mało się staram, ale nie chciałam pokazać tacie, jaka jestem spięta i rozkojarzona. 
Uważał mnie za osobę poważną i odpowiedzialną, która przykłada dużą wagę do nauki. Nawet 
jeśli zauważył, że moja pilność nieco osłabła, z pewnością nie wiązał tego z pamiętnikiem, 
przecież nie czytałabym w obecności Kane’a. Już raczej z zauroczeniem, typowym dla mojego 
cielęcego wieku. Byłam pewna, że nie zacznie śledztwa, czy naprawdę się uczymy, czy też 
zajmujemy zupełnie innymi sprawami. Spodziewałabym się raczej żartobliwych aluzji albo 
półsłówek, by wyciągnąć ze mnie, jak poważnie traktuję tę znajomość. Nigdy by się nie posunął 
do otwartych pytań o seks. Nie chodziło o pruderię. Mój tata jest po prostu skromnym, 
odpowiedzialnym mężczyzną, zmuszonym przez życie, aby obok ojcowskich sprawował także 

background image

matczyne obowiązki. 
   

Ironia polegała na tym, że ja i Kane nie robiliśmy nic z rzeczy, o które posądzały nas 

moje przyjaciółki. Dziewczyny były przekonane, że Kane’owi nie wystarczy trzymanie się za 
rączki i wykorzysta okazję, kiedy znajdzie się w mojej sypialni pod nieobecność taty. Zresztą nie 
tylko one. Każdy inny rodzic podejrzewałby większą zażyłość. Moje przyjaciółki często 
opowiadały o swoich nieufnych rodzicach. Suzette wyznała, że matka w pewnym momencie 
przestała ją pilnować i uprzedziła, żeby w razie wpadki nie liczyła na nią. „Jesteś na tyle duża, że 
wiesz, co ci grozi, więc odpowiadasz za siebie” – stwierdziła ponoć. 
   

Pomyślałam, że mój tata nigdy by się nie posunął do takich słów, bez względu na moje 

poczynania. 
   

Przed pójściem do łóżka zajrzałam do salonu, gdzie drzemał jak zwykle przed 

telewizorem. Gdy obudziłam go, przez chwilę rozglądał się nieprzytomnie, a potem pocałował 
mnie i poszedł do siebie, by śnić o przeszłości. 
   

Ja też złożyłam głowę na poduszce. Słowa Christophera zdawały się buzować 

w zakazanym pamiętniku, spoczywającym pod spodem. 
   

A wraz z nimi wirowały pytania i myśli Kane’a. 

   

 

 
   

Nazajutrz Kane mnie zaskoczył. Wczoraj był niesłychanie podekscytowany lekturą oraz 

planem czytania na poddaszu, więc obawiałam się, że będzie mówił tylko o tym. Na szczęście od 
momentu, kiedy rano wsiadłam do samochodu, nie wspomniał ani słowem o dzienniku, jakby 
wiedział, że pamiętnik dosłownie i w przenośni musi być schowany pod poduszką, jeśli mam 
normalnie funkcjonować w szkole. Ja też nie poruszyłam tego tematu. Aby pokazać mi, że mogę 
mu zaufać, Kane przez całą drogę paplał o wszystkim i o niczym, potem na szkolnych 
korytarzach zachowywał się podobnie. Głównie mówił o sobotniej imprezie u Tiny Kennedy. 
Wiedziałam, że Tina patrzy na niego łakomym okiem, a on uwielbiał droczyć się ze mną na jej 
temat. Tak dobrze mu szło ignorowanie pamiętnika, że w końcu nie byłam już pewna, czy nie 
wyśniłam całej tej historii – od odkrycia pamiętnika pod poduszką i pomysłu z czytaniem na 
poddaszu. Z drugiej strony nie mogłam się doczekać, kiedy znów wezmę do rąk stary notes. Tak 
się dziwnie złożyło, że i Christophera, i nas dzielił tydzień od Dnia Dziękczynienia. 
   

– Niezwykła zbieżność czasu, prawda? – rzucił Kane, kiedy po lekcjach szliśmy do 

samochodu. 
   

Żadne z nas nie powiedziało tego na głos, ale w tej zbieżności było coś tajemniczego. 

Dlaczego pamiętnik został odkryty właśnie teraz? Na ile nieprzypadkowy był fakt, że to mój 
ojciec odkopał go spod gruzów po tylu latach? Przecież wielu młodych, żądnych przygód ludzi 
przeczesywało te ruiny, nakręconych plotkami o ukrytym skarbie Foxworth Hall! Malcolma 
uważano za sknerę i dewota, który wydawał pieniądze wyłącznie na kościół i działalność 
religijną. Ponoć nie ufał nikomu, a już zwłaszcza bankierom, i należał do ludzi, którzy 
przechowują pieniądze starannie ukryte w domu lub w ogrodzie. A jednak nikt z poszukiwaczy 
nie natrafił na metalową kasetkę z pamiętnikiem Christophera. Udało się dopiero mojemu tacie, 
zupełnym przypadkiem, kiedy badał fundamenty, aby ocenić ich stan w związku ze sprzedażą 
posiadłości. 
   

– Nie potrafię sobie wyobrazić, jak oni obchodzili to święto w niewoli. Jeżeli słynna 

legenda mówi prawdę, to spędzili w zamknięciu kilka świąt Dziękczynienia, Bożego Narodzenia 
i własnych urodzin. U nas będzie przyjęcie na trzydzieści pięć osób – ciągnął. – Moi starzy nie 
muszą się martwić przygotowaniami. W kuchni jest cała ekipa, a do tego dojdą jeszcze kelnerzy 
i barman. Zwykle świąteczne kolacje bardziej wyglądają na imprezy niż przyjęcia rodzinne, choć 

background image

przyjdą moi wujowie z żonami i dziećmi. Fajnie, bo rzadko ich widuję. Ale najbardziej się cieszę, 
że zobaczę Darlenę, która przyjedzie z uczelni. A ty? Co szykuje się u was? 
   

– Jak się domyślasz, tata przygotuje pyszną kolację, w tym swój fantastyczny pudding. 

   

– Tylko dla was dwojga? 

   

– Nie. W tym roku przyjedzie ciocia Barbara, jego siostra. Poza tym zaprosił swojego 

wspólnika i zastępcę, Todda Winstona, wraz z żoną i dziećmi oraz panią Osterhouse, swoją 
księgową, która chciałaby być dla niego kimś więcej… Jest wdową i znają się od wielu lat. 
   

– Aha. Lubisz ją? 

   

– Owszem, jest miła. 

   

– Na tyle miła, żeby zostać twoją nową mamusią? 

   

– Nikt nie będzie moją nową mamą, Kane. Nawet święta nie miałaby szans. Matka jest 

tylko jedna. 
   

– Jasne. Przepraszam za głupie pytanie. A twojemu tacie podoba się ta pani? Romansuje 

z nią? 
   

– Nie. Jest dla niej bardzo miły i uprzejmy, ale ona liczy na więcej, i to widać. 

   

– Zupełnie jak Tina Kennedy, nie? 

   

– Coś ty, przy niej Tina to wcielenie dyskrecji – odparłam, a Kane się roześmiał. – 

Tymczasem mój tata ma subtelne podejście do kobiet. 
   

– Wobec ciebie nie jest specjalnie subtelny. 

   

– Racja – przyznałam z uśmiechem. – Ja wobec niego też nie. 

   

– Lubię twojego staruszka. Widać, że dobrze się czuje we własnej skórze. 

   

– Tak, jest skromny i nikogo nie udaje, jeśli ci o to chodzi. Jestem z niego dumna. 

   

– Słusznie. – Kane urwał, a po chwili dodał: – W pewien sposób jest mi bliższy niż mój 

własny ojciec. 
   

– Dlaczego tak mówisz? 

   

– Mój tata wciąż chce więcej i lepiej. Uczynił z tego swoją religię. Dlatego żyje 

w ciągłym ruchu i w napięciu. Wszystko i wszyscy muszą robić tak, jak on sobie życzy. Taka jest 
naczelna zasada, obojętnie, czego by dotyczyła. Stary ze wszystkiego chce wycisnąć 
maksymalny zysk, nawet ze związku. Nieraz słyszałem, jak matka robi mu wyrzuty, że ożenił się 
z nią dla pieniędzy. 
   

– Naprawdę taki jest? 

   

Posłał mi spojrzenie, które mówiło: „Nie wierzysz mi?”. 

   

– Mam rozumieć, że ty pasujesz do jego idealnego obrazu syna? – spytałam domyślnie. 

   

Kane się uśmiechnął. 

   

– Nie do końca. 

   

– Nie rozumiem czemu. Przecież dobrze się uczysz, a do tego jesteś gwiazdą baseballu 

i ponoć najlepszym miotaczem, jakiego miała szkoła. Nie zbierasz uwag i jesteś całkiem 
przystojny, więc o co chodzi? 
   

– Tylko „całkiem”? 

   

– No, może bardziej niż całkiem. 

   

– Chodzi o to, że nie jestem ambitny tak, jak by sobie życzył, i tracę czas na 

„niedochodowe” zajęcia. Ojciec wiecznie narzeka na mój brak zapału do planowania przyszłego 
życia. Uważa, że powinienem być tak samo przebojowy i ambitny, jak on w moim wieku. 
I powtarza mi to przy każdej okazji. Jego ulubione powiedzenie brzmi: „Młodzi nie doceniają 
życia”. 
   

– Tak mówi większość rodziców. 

   

– Ale nie tak dobitnie, jak on. Chociaż słyszałem, że nie zawsze był taki kategoryczny. 

background image

Przypomina kogoś, kto wygrał los na loterii i zmienił się z Jekylla w Hyde’a. Pieniądze zmieniają 
człowieka, i nie zawsze na lepsze. Tylko nie powtarzaj tego moim rodzicom! 
   

– Obawiam się, że Christopher mógł dojść do podobnego wniosku, choć przez lata na 

poddaszu marzyli właśnie o pieniądzach. 
   

– Wkrótce się dowiemy – powiedział Kane z uśmiechem i zaparkował przed moim 

domem. 
   

Teraz, kiedy wreszcie przyszedł czas na realizację naszego planu, zaczęłam się 

zastanawiać, jak mamy się do tego zabrać. Czytać pamiętnik jak bajkę na dobranoc? A może 
potraktować jak szkolną lekturę i tak też go omawiać i analizować? Czy Kane ma czytać, a ja 
tylko słuchać, czy, tak jak proponował, dzielić się rolami? 
   

Najpierw poszłam do kuchni. 

   

– Co robisz? Zaczynamy – rzucił niecierpliwie Kane i zrobił ruch, jakby chciał popędzić 

na górę. 
   

– Pomyślałam, że najpierw przyszykuję coś do jedzenia i picia – wyjaśniłam. – Chcesz 

kanapkę? Mam… 
   

– Tylko wodę, nic więcej – powiedział. – Oni przez prawie cały dzień mieli tylko wodę. 

Musimy odtworzyć całą sytuację, na ile się da, realistycznie, aby wczuć się w ich położenie. 
   

Zalała mnie fala gorąca, choć niekoniecznie z podekscytowania. Kane powiedział to 

głosem tak spokojnym i pewnym siebie, jak gdyby naprawdę wierzył, że nam się uda; że na 
moim poddaszu staniemy się Christopherem i Cathy. Widząc moją minę, domyślił się, co czuję. 
   

– Czy słyszałaś kiedykolwiek wyrażenie „wejść w rolę”? To właśnie miałem na myśli, 

rozumiesz? – wyjaśnił. 
   

– Jasne, rozumiem. 

   

Nalałam zimnej wody do szklanek i podałam mu jedną. Po drodze wstąpiliśmy do mojego 

pokoju i wyjęłam pamiętnik spod poduszki. Popatrzyłam na stary notes, przejęta zbliżającą się 
chwilą. Podświadomie oczekiwałam jednak, że Kane zacznie się śmiać i powie, że to był tylko 
żart – pretekst, aby zostać ze mną sam na sam po szkole w miejscu, gdzie nikt nie będzie nam 
przeszkadzał. Ale nie zrobił tego. Odsunął się i przepuścił mnie przodem w drodze na poddasze. 
   

Poprowadziłam go do wąskich, stromych schodów. Przy drzwiach się zawahałam. Te 

skrzypiące stopnie, mroczne cienie, kurz… miałam wrażenie, że otwieram je po raz pierwszy 
w życiu. To nie były zwykłe drzwi na poddasze, lecz drzwi do przeszłości. Nacisnęłam klamkę 
i zawahałam się w progu, jakbym się bała, że zobaczę czwórkę dzieci Dollangangerów, 
czekających na nas. 
   

– Idealnie! – Kane rozglądał się z zachwytem. – Są stare meble i różne rzeczy. Foxworth 

Hall w miniaturze. 
   

– Niezupełnie – powiedziałam. – Nie ma pamiątek po wielu pokoleniach rodu. Tutaj tata 

schował rzeczy mamy. – Wskazałam szafę. 
   

– Och. – Kane się zmieszał. – Wybacz, nie wiedziałem. Nic o tym nie mówiłaś. Może nie 

powinienem proponować, żebyśmy tutaj przyszli. 
   

– Nic się nie stało. Często tu bywam. Założyłam nawet jedną z sukienek mamy, 

pamiętasz? Tamtego wieczoru, kiedy zabrałeś mnie do River House. 
   

– Ach, racja. Ale są tu inne rzeczy, które… 

   

– Nie mam żadnych związanych z nimi wspomnień. Poza tym większość została po 

dawnych właścicielach domu. 
   

Podszedł do jednego z małych okienek i wyjrzał. 

   

– Mogę otworzyć? 

   

– Możesz uchylić, tylko pamiętaj, żeby je zamknąć przed wyjściem. 

background image

   

Zrobił szparkę, a potem usiadł na starej kanapie. 

   

– Chodź – powiedział. Jego podekscytowanie jeszcze wzrosło. – Zacznijmy wreszcie. – 

Wyciągnął rękę po pamiętnik. Usiadłam obok. Kane zastanawiał się przez moment, po czym 
wstał, przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw mnie. 
   

– Dlaczego tam usiadłeś? – spytałam. 

   

– Tak będzie lepiej. 

   

Uśmiechnęłam się. 

   

– Czemu? 

   

– Chcę poczuć się jak Christopher, który czyta im różne rzeczy albo coś w tym stylu. Nie 

przejmuj się. Jak zaczniemy, szybko zrozumiesz – dodał protekcjonalnie, jakby wiedział 
o dzieciach Dollangangerów więcej ode mnie. Otworzył pamiętnik. 
   

Usiadłam wygodniej. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać ani co się wydarzy na 

poddaszu, i byłam bardzo ciekawa. 
   

Kane początkowo czytał normalnym, równym głosem, ale stopniowo wczuł się w rolę 

chłopca, który jest inteligentniejszy nie tylko od swojego rodzeństwa, lecz także od mamy 
i babci. Wyprostował się nawet, jakby uznał, że Christopher się nie garbił. 
   

Aby nie pozostać w tyle, zaczęłam sobie przypominać siebie w wieku Cathy 

Dollanganger, gdy każde, nawet drobne, odkrycie na własny temat było wielkim szokiem i kiedy, 
jak ona, potrzebowałam mamy, której nie miałam. 
   

Słuchając głosu Kane’a, czułam, że przenoszę się do tamtego świata – ich świata. 

   

 

 
   

Świadomość, że zbliża się Dzień Dziękczynienia, wstrząsnęła mną chyba jeszcze bardziej 

niż Cathy. Udałem zaskoczonego, kiedy o tym wspomniała, i starałem się udawać, że o to nie 
dbam. Bałem się jej gwałtownych emocji, które mogły się udzielić bliźniakom. Dlatego 
przybrałem minę: „No dobra, idzie święto – i co z tego?”. 
   

Nie wiem, po co udawałem, skoro Cathy wiedziała. W naszym domu Dzień 

Dziękczynienia zawsze był cudowny, kiedy żył tata. Uważał je za wstęp do Bożego Narodzenia, 
dawał nam drobne prezenty – zwykle jakąś trudną łamigłówkę dla mnie, samochodzik dla 
Cory’ego i błyskotki albo ozdobne grzebienie dla Carrie i Cathy. Nic specjalnego, małe 
niespodzianki przy świątecznym stole. Co innego mama – dla niej zawsze miał specjalny prezent. 
Każda okazja była dobra, żeby obdarować ją biżuterią. „Kiedy znajdziesz swoją drugą połówkę, 
traktuj ją jak księżniczkę. Kobiety kochają błyskotki” – poradził mi. 
   

Cory wierzył, że diamentowe kolczyki, które mama dostała w Dniu Dziękczynienia, do 

Gwiazdki cudem rozmnożą się w naszyjnik albo w bransoletkę. Diamenty nie były duże, a może 
nawet nie były prawdziwe, ale mama z radością przyjmowała każdy prezent, bez względu na 
okazję, a także bez okazji, bo i takie dostawała. Jeżeli mąż przynosił jej podarek, wiedziała, że 
o niej myśli. 
   

„Patrzcie, dzieci!” – wołała uszczęśliwiona. – „Tata myśli o mnie nawet w pracy”. 

   

„Zawsze o tobie myślę, Corrine” – zapewniał niezmiennie tata. A mama promieniała 

i piękniała, zwłaszcza w Dzień Dziękczynienia, gdyż tata rozpoczynał od podziękowania jej za 
wszystko. Mama z kolei starała się, żeby uroczysty posiłek w tym dniu oraz w Boże Narodzenie 
był wyjątkowy. W kuchni nie czuła się zbyt pewnie, ale indyk wychodził jej dość smaczny, 
łącznie z dodatkami, choć część z nich robiła pani Wheeler, która piekła też ciasta. 
   

Dziś myślałem o tym z obojętnością, gdyż byłem niemal pewien, że mama zapomni 

przyszykować coś dla nas na święto. Tymczasem zaskoczyła mnie – przyniosła dekoracje na stół 
i obiecała wspaniałą świąteczną ucztę, taką jak dawniej. 

background image

   

– Jak może być wspaniała, skoro nie ma z nami taty? – zapytała cicho Cathy. – Bez niego 

nic nie jest jak dawniej. 
   

– Ale my jesteśmy i mamy siebie – odparłem. – Zawsze będziemy razem. 

   

Mama spojrzała na mnie z wdzięcznością. Tak się jakoś składało, że w potrzebie 

odpowiadałem za nią. Doceniała to, choć czułem, że jest jej przykro, bo zostałem do tego 
zmuszony. Wyczuwałem, że wolałaby mieć we mnie sojusznika niż krytycznego partnera, 
świadomego naszej opresji, lecz buntującego się przeciwko niej. 
   

Jedna sprawa bardzo zmartwiła mnie i Cathy – Carrie zapomniała, jak wygląda Święto 

Dziękczynienia. Sam zauważyłem, że w moim umyśle obraz poprzedniego życia zaczyna 
niepokojąco szybko blaknąć, jak gdyby nagła zmiana sytuacji i miejsce, w którym teraz byliśmy, 
wyssały z niego treść. Kiedy drzwi zostają nagle zatrzaśnięte i zamknięte na klucz, wydaje się, że 
odcięto nas od wszystkiego, co jest za nimi. 
   

Natomiast miłą niespodzianką był szczery entuzjazm, z jakim Cathy przyjęła pomysł 

rodzinnego przyjęcia. Wyjęła zastawę stołową, a potem razem z bliźniakami zaczęła robić 
ozdoby przy nakryciach. Usilnie się starała, aby stół wyglądał wesoło i kolorowo. Podzielałem 
entuzjazm, ale martwiłem się o nią. Działała, jakby była przekonana, że ta kolacja będzie czymś 
więcej niż tradycyjnym świątecznym przyjęciem; jak gdyby miała być ucztą na cześć ucieczki 
w nowe życie. Musiałem przyznać, że sposób, w jaki mama mówiła o czekającej nas 
uroczystości, i radość lśniąca w jej oczach zrobiły wrażenie także i na mnie. Obiecała, że 
przyniesie nam przysmaki z przyjęcia u dziadków, i rozwodziła się nad atrakcjami, jakich 
możemy się spodziewać – zupełnie jak w czasach, kiedy żył tata. Nie mogliśmy się doczekać 
tych cudownych chwil, które zakończą naszą niewolę i zapoczątkują nowe życie. Obietnice 
mamy jeszcze nigdy nie wydawały się tak bliskie spełnienia. 
   

Nadeszła i minęła pora, kiedy miała się zjawić mama z cudownymi specjałami. Z każdą 

następną minutą i godziną wpatrywaliśmy się w drzwi z coraz większym napięciem. Każde 
skrzypienie podłogi czy inny odgłos domu kierował nasze spojrzenia ku drzwiom, ale 
odpowiadała nam tylko cisza. Rozczarowanie narastało. 
   

Kiszki grały nam marsza z głodu, a przed oczami bez końca przewijały się wizje 

przysmaków, sugestywnie opisanych przez mamę. Zwłaszcza bliźniaki były poirytowane 
i zniecierpliwione. Cathy próbowała uspokoić maluchy, podsuwała im nędzne resztki 
wczorajszego jadła, ale nic nie pomagało. Bałem się, że za chwilę wybuchnę. Miałem ochotę 
wrzeszczeć i walić w drzwi. „Gdzie jesteś? Gdzie nasza wspaniała kolacja? Gdzie nasze Święto 
Dziękczynienia?”. 
   

Wreszcie, z wielogodzinnym opóźnieniem, zjawiła się mama. Przyniosła obiecane 

potrawy, ale już wystygłe i nieapetyczne. A co najgorsze, nie mogła z nami zostać. I tak miała 
wyglądać rodzinna, świąteczna kolacja? Byłem głodny, ale kawałki zimnego indyka stawały mi 
w gardle. Maluchy popłakiwały i marudziły bardziej niż zwykle. W ogóle nie tknęły jedzenia. 
Cathy, której bardzo zależało, żeby coś zjadły, zrobiła im kanapki z masłem orzechowym. Nie 
rozmawialiśmy. W milczeniu wpatrywaliśmy się w talerze. Pomyślałem, że nasz los jest 
naprawdę straszny. 

   

 

 
   

Kane przerwał i spojrzał na mnie. 

   

– Już wiem, o czym będziemy myśleli przy naszych świątecznych stołach – powiedział. – 

Co byś czuła, jedząc świąteczną kolację na poddaszu tylko w towarzystwie rodzeństwa? Żadnej 
muzyki, rozmów, żartów, a na talerzach zimny indyk i lodowate ziemniaki? Już nigdy nie będę 
narzekał na nasze uroczystości rodzinne. Słowo honoru! 

background image

   

Kiwnęłam głową. To okrutne. Jak gdyby wiedział, co będzie dalej, powstrzymał mnie 

gestem, kiedy chciałam odpowiedzieć, i podjął czytanie – mocniejszym głosem, podszytym 
gniewem, o którym świadczyły także lekko zaczerwienione policzki. Mnie również udzielił się 
ten gniew. Kane miał rację. Czytanie na głos pamiętnika Christophera z drugą osobą, kiedy ma 
się okazję obserwować jej reakcje, jest innym, głębszym przeżyciem niż lektura w samotności. 

   

 

 
   

Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Następnego dnia Cory obudził się z katarem. Po 

dwóch dniach zachorowała Carrie. Byli naprawdę chorzy, chyba mieli grypę. Mama przyniosła 
im aspirynę, rosół i sok. Babcia podążała za nią krok w krok, niczym czarny cień, rzucany przez 
Śmierć, wyciągającą ręce po naszą siostrę i brata. Stanęła nad łóżkami bliźniaków i pokręciła 
głową, gardząc naszą troską. Wyśmiewała każdą moją sugestię. 
   

– Nie jesteś lekarzem – ucięła. Uważała, że dzieci powinny po prostu się wychorować. 

Byłem zaskoczony i zły, że mama powiedziała jej o moim marzeniu. Zerknąłem na Cathy, która 
zawsze stawała w mojej obronie, i nieznacznie pokręciłem głową, ostrzegając, żeby nie 
pyskowała jak zwykle. Bliźniaki były naprawdę bardzo chore i awantura mogła im tylko 
zaszkodzić. 
   

Cory miał wysoką gorączkę, ale to nie wzruszyło babci. Mama zawiodła mnie 

kompletnie, bo nie próbowała się jej sprzeciwić. Jednak oświadczyła, że zwolni się ze szkoły dla 
sekretarek, aby opiekować się nimi; widocznie pragnęła nam pokazać, jak bardzo się przejęła 
chorobą maluchów. Nie mówiłem Cathy, ale od początku podejrzewałem, że mama nawet nie 
przestąpiła progu tej szkoły. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mogłaby podjąć jakąkolwiek 
pracę. Gdyby było inaczej, nie sprowadzałaby nas tutaj, nie kazała nam cierpieć, tylko starałaby 
się utrzymać swoją rodzinę, choćbyśmy mieli mieszkać w skromnych warunkach. Cathy takie 
rzeczy nie przyszły do głowy, i nie zamierzałem zabierać jej nadziei. 
   

Bliźniaki chorowały prawie trzy tygodnie. Wreszcie powoli zaczęły wracać do zdrowia, 

ale choroba bardzo je osłabiła. Stały się bladymi cieniami samych siebie; ciągle spały i nie miały 
apetytu; musieliśmy im wmuszać jedzenie. 
   

Powiedziałem o tym mamie i zadecydowała, że musimy dostawać więcej witamin. 

Zaledwie to powiedziała, Cathy wybuchnęła. Zaczęła krzyczeć, żeby mama natychmiast nas stąd 
zabrała albo przynajmniej pozwoliła, żeby bliźniaki mogły wyjść na słońce i powietrze. Darła się 
i tupała nogami. Cory i Carrie wpatrywali się w nią wielkimi oczami, zbyt przerażone, żeby 
płakać. Cathy narobiła takiego harmideru, że jeśli ktoś dotąd nie wiedział o naszym istnieniu, 
teraz z pewnością się dowiedział. Mama błagała, żeby się uspokoiła; tłumaczyła, że 
wyprowadzenie bliźniaków z domu jest zbyt wielkim ryzykiem, gdyż ktoś mógłby je zobaczyć 
i donieść o tym dziadkowi. Ostrzegała, że krzyki też mogą kogoś zaalarmować. Cathy 
zignorowała ostrzeżenie. 
   

– I dobrze, niech wszyscy się dowiedzą, że tu jesteśmy! – wrzasnęła jeszcze głośniej. 

   

Mama nie wytrzymała. 

   

– Chcesz, żebym go zabiła? – Łzy popłynęły jej po policzkach. W tym momencie zrobiło 

mi się jej żal. – Tu jest osiem osób służby – dodała ciszej. – To szpiedzy, obserwują mnie przez 
cały czas, a zwłaszcza John Amos. Nigdy go nie lubiłam. On jest marionetką moich rodziców. 
Zrobi wszystko, co mu każą. 
   

Furia Cathy w końcu osłabła. Wyglądała jak balon, z którego uszło powietrze. Mierzyła 

jeszcze mamę gniewnym wzrokiem, sfrustrowana i wyczerpana emocjonalnie. 
   

– Musicie być cierpliwi – dodała mama i w pośpiechu opuściła nasz pokoik. 

   

Zanim Cathy otworzyła usta, postanowiłem ją uprzedzić. Rozumiałem ją, ale takie 

background image

zachowania były niemądre. Sam trzymałem emocje na wodzy. Oczywiście, bardzo chciałem, 
żeby bliźniaki mogły wyjść na świeże powietrze. Wszyscy tego potrzebowaliśmy, ale nakazałem 
siostrze, żeby przestała naskakiwać na mamę, zasypywać ją pytaniami i żądaniami, gdyż w ten 
sposób tylko pogorszy naszą sytuację. Co miałem robić? Wiedziałem, że muszę być jeszcze 
silniejszy i mocniej trzymać się w ryzach, choć miałem ochotę krzyczeć jak Cathy. Jeżeli się 
załamię, stracimy wszystko i nasze cierpienie pójdzie na marne. 

   

 

 
   

Kane przerwał; siedział z rękami opuszczonymi bezwładnie, ze wzrokiem utkwionym 

w dali. Wyglądał teraz inaczej. Żywe, łobuzerskie spojrzenie stało się mroczne i zatroskane. 
Przez chwilę siedział sztywno i nieruchomo, a potem popatrzył na mnie tak chłodnym, obcym 
wzrokiem, że w napięciu wstrzymałam oddech. 
   

– Co się stało? – spytałam szeptem. – Dlaczego zamilkłeś? 

   

– Co myślisz o mnie? – zapytał nagle. 

   

– O tobie? 

   

– To znaczy… o Christopherze. Czy go nienawidzisz? Przecież bronił matkę bez względu 

na wszystko. Z tego, co dotychczas przeczytałem, wynika, że zawsze ją bronił albo tłumaczył. 
   

– Sama nie wiem. Nie mogę powiedzieć, że go nienawidzę, ale mogę sobie wyobrazić 

wściekłość Cathy, gdy cały czas brał stronę Corrine, zwłaszcza w tamtym okresie. Z drugiej 
strony nie rozumiała niebezpieczeństwa, ryzyka, jakim groziły jej żądania wobec matki. To 
skomplikowane sprawy, Kane. 
   

– Zgoda – przytaknął. Moja odpowiedź go zadowoliła. Nie uśmiechnął się, ale lekkie 

uniesienie kącików ust i ożywione spojrzenie świadczyły, że cieszy go nasza wspólna przygoda. 
– Oczywiście masz rację. Cathy nie w pełni rozumiała powagę sytuacji, w przeciwieństwie do 
Christophera. Była bardzo młoda. Poza tym on myślał o innych, a nie o sobie, to najważniejsza 
różnica. Miał szerszy pogląd, wizję. – Urwał i zmarszczył czoło, jakby zmagał się z trudnymi 
myślami. – Ale… 
   

– Co? 

   

– Wydaje się, że wybaczał matce wszystko. Przez trzy tygodnie narażała zdrowie 

bliźniaków, a on przyjmował to z dziwnym spokojem, podczas gdy biedne maluchy 
niepotrzebnie cierpiały. Dzieci w tym wieku potrzebują pocieszenia i opieki mamy w czasie 
choroby, a poza tym powinny wychodzić na słońce, bo inaczej tracą odporność. Całe pieniądze 
świata nic nie zdziałają, kiedy ktoś jest wyczerpany psychicznie i emocjonalnie. Christopher to 
wiedział, nie sądzisz? 
   

– Tak… jednak… 

   

Kane pokręcił głową. 

   

– Nie rozumiem, Kristin. Czasami mam wrażenie, że on ją postawił na piedestale 

i otoczył kultem. A może nawet coś więcej. 
   

– „Coś więcej”? Co masz na myśli? Podejrzewasz kompleks Edypa? 

   

– Możliwe. Tak. Ale nie jest to wytłumaczenie. On tak bardzo chce wierzyć, że Corrine 

postępuje właściwie, że stara się nie dopuszczać do siebie racjonalnych argumentów. Ale są 
momenty, kiedy dostrzega jej kłamstwa. Bo pewne rzeczy naprawdę dają do myślenia. Ponoć 
stary jest już jedną nogą w grobie, ale okazuje się, że dziadkowie wydają ucztę w Dniu 
Dziękczynienia. Więc jak jest naprawdę? 
   

– No właśnie. Mnie to też zastanowiło. 

   

– Cały czas analizuję ich sytuację. Christopher jest dziwnie łatwowierny jak na kogoś, kto 

ma bystry rozum i planuje zostać lekarzem. Chciałbym trzymać jego stronę, ale coś mnie 

background image

powstrzymuje. Przepraszam, że dałem upust tym emocjom w trakcie czytania. 
   

– Wciągnąłeś się? 

   

– Aż za bardzo. Teraz zrozumiałem, czemu czasami źle spałaś. Po dużej porcji dziennika, 

kiedy zrównałem się z tobą, miałem koszmary – zwłaszcza na temat tej strasznej chwili, kiedy 
Cory przypadkiem zatrzasnął się w kufrze. Nie mam klaustrofobii, ale wchodząc do windy, mimo 
woli myślę, że może się urwać. – Spojrzał na pamiętnik, który trzymał w rękach. – Może ty 
poczytasz? 
   

– O nie, Kane, robisz to o wiele lepiej – zaprotestowałam z uśmiechem. – Nawet rolę 

Cathy czytasz świetnie. Może powinieneś dołączyć do prób naszego wiosennego przedstawienia. 
Jestem pewna, że pan Madeo z chęcią przyjąłby cię do koła teatralnego. 
   

– Dzięki, ale nie. Ta scena jest dla mnie najważniejsza, a ty jesteś jedynym widzem. – 

Roześmiał się. – Ciekawe, co by powiedzieli moi kumple, gdyby widzieli naszą zabawę… 
   

– Oni nigdy się nie dowiedzą – przerwałam mu ostro. 

   

– W każdym razie nie ode mnie. 

   

Wstał, oplótł się ramionami i rozejrzał po poddaszu. Był lekko przygarbiony, jak ktoś, kto 

czuje się uwięziony, zdominowany przez wrogą, ciasną przestrzeń i szuka schronienia we 
własnym wnętrzu. Niespiesznie kręcił głową, jakby chciał ogarnąć każdy kąt. Wreszcie 
zatrzymał wzrok na okienku. 
   

– Nawet w prawdziwych więzieniach osadzeni mają prawo do spaceru na dworze – 

mruknął. 
   

Kane przeniósł spojrzenie na mnie. Sprawiał wrażenie, jakby przez chwilę nie pamiętał, 

że jestem z nim tutaj. Przez moment patrzył nieprzytomnie, a potem stopniowo wrócił dawny 
Kane – zgarbione ramiona się wyprostowały, a na twarzy rozkwitł jego łobuzerski, uwodzicielski 
uśmiech. 
   

– Jak widać, zamknięcie na strychu może być bardzo przykre, lecz osobiście nie miałbym 

nic przeciwko temu, gdyby ktoś zamknął nas tu razem na pewien czas – powiedział i teraz był już 
całkowicie sobą. W oczach rozbłysło mu pożądanie. 
   

Ostrzegawczym ruchem uniosłam rękę, jak policjant dyrygujący ruchem. 

   

– Nie zapominaj, że jestem twoją siostrą – zaznaczyłam. – Przynajmniej na czas naszego 

pobytu tutaj. Mamy się zachowywać jak rodzeństwo, bo inaczej twój pomysł straci sens. 
   

Nie miałam zamiaru go pouczać, ale naprawdę zależało mi na wczuciu się w sytuację tych 

dzieci i zrozumieniu ich. 
   

Widziałam, jak umysł Kane’a usiłuje wyplątać się z pułapki sprzecznych pragnień. Czy to 

koniec? Czy zrezygnuje z głośnego czytania pamiętnika na poddaszu? I w ogóle z lektury? Czy 
tego podświadomie chciałam, to chciałam usłyszeć? Czy postępowałam nie fair, sugerując, że 
kiedy wyjdziemy stąd, nasz związek będzie zupełnie inny? 
   

– Dobra – powiedział i cofnął się z urażoną miną. Znów przyjął zgnębioną postawę 

Christophera. – Za jakiego brata mnie uważasz? – rzucił z pretensją. – Sprawiasz wrażenie, 
jakbyś wierzyła w obelgi naszej piekielnej babci, którymi bezlitośnie nas częstuje. 
   

Zaczęłam się śmiać. Był bardzo sugestywny w swojej roli, ale postanowiłam go przebić. 

   

– Przepraszam. Och… – jęknęłam dramatycznie. – Jak mogłam w ciebie zwątpić, Chris! 

Wybacz. 
   

– Wybaczam, ale już nigdy tak nie mów. My, Dollangangerowie i Foxworthowie, 

powinniśmy trzymać się razem, bez względu na okoliczności. 
   

– I nic nas nie rozłączy – dodałam grobowym tonem. Myślałam, że się uśmiechnie, ale 

Kane zachował kamienną twarz. W milczeniu skinął głową i wrócił na krzesło. Minę miał jeszcze 
bardziej zdeterminowaną. 

background image

   

– Sprawdzimy, jakim naprawdę bratem jesteś? – zażartowałam, ale wciąż się nie 

uśmiechał. Otworzył notes, zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem i podjął lekturę. 

   

 

 
   

Nadchodziło Boże Narodzenie, ale nie cieszyliśmy się na myśl o Gwiazdce tak jak 

dawniej. Obawialiśmy się, że święto będzie okropne i mroczne; jego perspektywa wisiała nad 
nami niczym gradowa chmura, pełna niespełnionych obietnic i wspomnień, wyblakłych 
i połamanych jak stare ozdoby choinkowe. Pewnego wieczoru Cathy burknęła coś 
o nadchodzącej Gwiazdce, a ja uświadomiłem sobie, że mieszkamy tu już pięć miesięcy. 
Wpadłem w panikę. Prawie pół roku! Spojrzałem na bliźniaki, ciągle jeszcze bladziutkie i słabe 
po chorobie, i zdałem sobie sprawę, że muszę coś wymyślić; zapobiec kolejnej fali smutku 
i rozczarowania. 
   

– Zrobimy dla nich prezenty – oznajmiłem. Cathy ożywiła się, na co liczyłem. 

Następnego wieczoru poddałem pomysł, aby nawet nasza babcia dostała gwiazdkowy podarek. 
   

– Dlaczego mielibyśmy dać jej prezent? – naburmuszyła się Cathy. 

   

– Aby wreszcie przekonać ją do nas. Przecież jest naszą babcią – odparłem, choć to 

ostatnie słowo dławiło mnie w gardle. 
   

Cathy wpatrywała się we mnie. Rozpłacze się czy roześmieje? Widziałem, że myśli 

intensywnie. Wreszcie zrozumiała mój chytry plan i uśmiechnęła się. 
   

– Naprawdę sądzisz, że to zadziała? 

   

Wzruszyłem ramionami. 

   

– A co szkodzi spróbować? Pamiętasz ulubione powiedzenie taty? „Więcej much złapiesz 

na miód niż na ocet”. 
   

Może nie wypadało cytować ojca w takim momencie, ale liczyłem, że te słowa zachęcą 

Cathy do współpracy. I nie przeliczyłem się. Nie tylko wyraziła zgodę, byśmy zrobili prezent, ale 
postanowiła, że musi być idealny. 
   

– Już my jej pokażemy, na co nas stać – powiedziała. Na razie mój plan działał. 

   

Cathy wymyśliła, żeby lniane płótno rozpiąć na ramie, a potem przykleić na nim 

kompozycję z kolorowych kamyków oraz złotych i brązowych ozdobnych sznurów. Natychmiast 
wzięła się do roboty. Pracowała w skupieniu i z ogromnym zaangażowaniem, gdyż, jak mi 
wytłumaczyła, nasza babcia wygląda na perfekcjonistkę, więc tylko idealnie wykonany prezent 
może zrobić na niej wrażenie. Nie bardzo wierzyłem, że babcia zachwyci się podarkiem, ale 
cieszyłem się, że Cathy ma zajęcie. 
   

Niespodziewanie mama potwierdziła moją wiarę. Pewnego popołudnia przyniosła nam 

prawdziwą choinkę – małe drzewko w drewnianej doniczce. Pomogła nam ją przybrać 
miniaturowymi ozdobami. Przez chwilę mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w naszym domu, 
rodzina w komplecie, jak dawniej. Mama dała nam też cztery skarpety na prezenty i obiecała, że 
za rok spędzimy Gwiazdkę już we własnym domu. Cathy, pomna Święta Dziękczynienia, 
pozostała sceptyczna – a jednak w bożonarodzeniowy poranek ze zdumieniem zobaczyliśmy, że 
skarpety są wypchane słodyczami, a pod choinką leżą prezenty. Kiedy je odpakowaliśmy, Cathy 
popatrzyła na mnie przez łzy. Wiedziałem, dlaczego płacze. Było jej przykro, że zwątpiła 
w mamę. 
   

– Nie płacz – powiedziałem, całując ją w czoło. – Najważniejsze, że mama troszczy się 

o nas. 
   

Niespodziankom nie było końca. Wkrótce zjawiła się babcia z koszykiem piknikowym 

w rękach. 
   

Nie odezwała się słowem, nie życzyła nam nawet „wesołych świąt”. Na mój znak Cathy 

background image

podeszła i wręczyła jej prezent. Obserwowałem tę scenę, wstrzymując oddech. Czy jednak 
czekają nas prawdziwe święta? Czy wreszcie nasz los się odmieni? 
   

Babcia Olivia popatrzyła na nas, rzuciła okiem na prezent, po czym oddała go Cathy 

i wyszła bez słowa. Jej nieczułość odjęła mi mowę, a Cathy wpadła w szał. Cisnęła podarek na 
podłogę i podeptała go z furią, przeklinając koszmarną babkę i mamę, która przywiozła nas tutaj 
i wydała na pastwę tego potwora. Gniew szybko przerodził się w płacz. Musiałem ją uspokoić, 
przytulić i kołysać jak dziecko, zapewniając, że my dobrze zrobiliśmy, a godne potępienia jest 
postępowanie naszej babci. 
   

– Nie możesz obwiniać mamy, Cathy – przekonywałem. – To nie jej wina, że jest córką 

takiej okropnej kobiety. Teraz już rozumiemy, dlaczego uciekła z domu z tatą i zrezygnowała 
z majątku. 
   

Na szczęście moje argumenty do niej dotarły. Zauważyła, że bliźniaki patrzą na nas 

wielkimi oczami i są bliskie łez. Kiwnęła głową. 
   

– Masz rację – powiedziała cicho. 

   

Otarła oczy i podeszła do maluchów, by je utulić i pocieszyć, jak prawdziwa mama. 

   

Nie było to idealne Boże Narodzenie, ale poczuliśmy świąteczną atmosferę, a to już coś. 

Gwiazdka, a potem początek nowego roku zawsze niosą nadzieję. 
   

Jakby na potwierdzenie moich myśli cudownym zrządzeniem losu zjawiła się mama, 

przyniosła jeszcze więcej podarków. Jednym z nich był duży domek dla lalek, który kiedyś 
należał do niej. Bliźniaki były zachwycone tą wspaniale wykonaną, pełną pięknych mebelków 
i miniaturowych ludzików posiadłością. Nawet ja nie mogłem oderwać wzroku. To musiała być 
bardzo kosztowna zabawka. Tylko Cathy milczała z ponurą miną, a kiedy mama zapytała, co się 
stało, wyręczyłem siostrę i opowiedziałem, jak babcia zareagowała na nasz prezent. 
   

– Och, nie powinniście się nią przejmować – odparła. – Nie sposób jej zadowolić. To 

stara, nieszczęśliwa kobieta i bogactwo niewiele tu pomoże, gdyż nie potrafi wykorzystać 
pieniędzy dla uszczęśliwienia siebie i innych. Ale wierzcie mi, ja potrafię i zrobię to, kiedy 
nadejdzie czas. A na razie… 
   

Na jej twarzy pojawił się nowy radosny uśmiech. Błyskawicznie obróciła się na pięcie 

i wybiegła z pokoju, aby za chwilę wrócić z małym, przenośnym telewizorem. Powiedziała, że 
będzie naszym oknem na świat. Ale nawet to nie udobruchało Cathy. Mama przytuliła każde nas 
po kolei i zapowiedziała, że nasze wyzwolenie jest coraz bliżej. 
   

– Wolność będzie najważniejszym prezentem dla was – rzekła. – Mój plan działa. Tata 

zadzwonił do prawnika, żeby wpisać mnie z powrotem do testamentu. Pierwszy krok za nami. – 
W jej oczach lśniły łzy szczęścia. – A wy przyczyniliście się do tego sukcesu na równi ze mną. 
   

Nie mogłem tego spokojnie słuchać. Czułem, że i ja zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia. 

   

Popatrzyłem na Cathy. Dawniej nie lubiła, kiedy to ja miałem rację, a nie ona. Jednak tym 

razem odpowiedziała mi spojrzeniem pełnym aprobaty. Pomyślałem, że podziwia moją bystrość 
i intuicję. I że powinna dziękować Bogu za takiego brata. Wiedziałem, że nie zdołam zastąpić 
rodzeństwu utraconego taty, ale robiłem, co w mojej mocy. 
   

Dla dobra nas wszystkich. 

   

 

 
   

Kane odłożył pamiętnik na stolik przy fotelu i głęboko wciągnął powietrze, jak po dużym 

wysiłku. Tak mocno zaangażował się w opowieść, że nawet skrycie otarł łzę. Ja z kolei czułam 
się zlodowaciała – tak podziałał na mnie głos Kane’a i jego emocje. 
   

– Uff – sapnął i pokręcił głową. – Mocne. Czy zauważyłaś, ile razy Christopher był na 

krawędzi załamania, bliski wybuchu, krzyków, walenia w te zamknięte drzwi i żądania, żeby 

background image

zakończyć wreszcie tę niewolę? Trudno mi sobie wyobrazić, jak w ogóle mógł spać w nocy 
i skąd brał siły, żeby to wszystko wytrzymać. I jeszcze podtrzymywać na duchu młodsze 
rodzeństwo, choć w duszy musiał czuć rozpacz. Podziwiam go i jest mi obojętne, czy 
usprawiedliwia swoją mamusię, czy nie. 
   

– Dobrze, a Cathy? 

   

– Ona zawsze wybucha i nie dusi nic w sobie – odparł. Odchylił głowę na oparcie 

i przymknął oczy. 
   

Nie spodziewałam się takiej reakcji. Wiele razy, kiedy samotnie czytałam pamiętnik 

w swoim pokoju, angażowałam się emocjonalnie, podobnie jak Kane teraz, ale uważałam to za 
czysto dziewczyńską reakcję, zwłaszcza że identyfikowałam się z Cathy. Pomyślałam, że nikt nie 
zna tej wrażliwej, głęboko uczuciowej strony Kane’a – nawet jego rodzice. 
   

Za każdym razem, kiedy reagowałam emocjonalnie na jakiś fragment dziennika, 

zdawałam sobie sprawę, że dzieje się tak, gdyż słowa poruszyły ukrytą strunę, dotknęły moich 
własnych smutków czy lęków. Jakie podobieństwa do swojego życia znalazł w nim Kane, 
którego wszyscy w szkole, włącznie ze mną, uważali za szczęściarza, łaskawie traktowanego 
przez życie? 
   

– Wystarczy na dzisiaj, Kane. – Wstałam. – Muszę odrobić lekcje, zanim tata wróci. 

   

Zmierzył mnie spojrzeniem, w którym był zarówno gniew, jak i rozczarowanie. 

   

– Chodzi mi o to, że nie musimy się spieszyć – wyjaśniłam. – Nie chciałabym, żebyśmy 

przeoczyli coś ważnego, rozumiesz? 
   

Rozważał przez moment moje słowa, po czym skinął głową i również wstał. 

   

– Oczywiście. Masz rację, Kristin. Odróbmy te lekcje jak najszybciej, a potem 

pojedziemy coś zjeść, co ty na to? Na przykład na pizzę do Italian Stallion? 
   

– Dobrze, ale najpierw zadzwonię do taty i zapytam, jakie ma plany na kolację. 

   

Kiedy wychodziliśmy z poddasza, Kane zatrzymał się w drzwiach i obejrzał się, jakby 

czegoś zapomniał. Nie rozumiałam, o co mu chodzi, bo pamiętnik zabraliśmy. Kiedy spojrzałam 
na niego pytająco, potrząsnął głową i zbiegł na dół. 
   

– Zaczekaj! – zawołałam za nim. 

   

Zatrzymał się raptownie. 

   

– Co jest, przecież chciałaś iść? 

   

– Tak, ale otworzyłeś okno, nie pamiętasz? A mówiłam, że poddasze musi wyglądać tak, 

jak je zastaliśmy, prawda? 
   

– Och! – Kane ruszył z powrotem. 

   

– Dobra, ja zamknę – ustąpiłam. 

   

Czekał na mnie u stóp schodów. 

   

– Przepraszam, następnym razem będę pamiętał. 

   

Kiwnęłam głową i przeszliśmy do mojego pokoju. Wsunęłam pamiętnik pod poduszkę, 

a Kane zaczął wyjmować z plecaka podręczniki. Sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do taty. 
   

– Hej, co tam? – Odebrał dopiero po trzecim dzwonku, kiedy już miałam zostawić 

wiadomość. 
   

– Masz dużo pracy? 

   

– Ustalam różne rzeczy z inspektorem budowlanym, cóż więcej mogę powiedzieć? 

   

– Czyli znów nie wrócisz na kolację? 

   

– Niestety. Chyba zjem coś z panem Johnsonem. Jego architekt zasugerował pewne 

zmiany, które w dużym stopniu zmieniłyby koncepcję. Nie wiem, skąd wziął te pomysły. 
   

– Jakie pomysły? 

   

– Och, nieistotne. Czemu pytasz o kolację? Jest pieczony kurczak i… 

background image

   

– Bo Kane zaprosił mnie na pizzę do Italian Stallion. 

   

Zamilkł na chwilę. 

   

– Tato? 

   

– Jasne, Kristin. Baw się dobrze. Pogadamy później. Oczywiście jeśli będziesz miała 

odrobione lekcje – dodał niemal sarkastycznie, co było dla mnie nowością. Coś go chyba gryzie, 
pomyślałam. 
   

– Odrobię na pewno – obiecałam. – Straszna z ciebie kwoka – dodałam, cytując jedno 

z jego ulubionych określeń. 
   

– Słuchaj, muszę kończyć – rzucił. – Mój dręczyciel się niecierpliwi. 

   

– Wszystko w porządku? – zapytał Kane, kiedy skończyłam. 

   

– Tak. Ma jakieś problemy na budowie, ale to normalne – wyjaśniłam. 

   

Kane skinął głową i wrócił do lekcji. Ja zajęłam się swoimi. Minęła prawie godzina, kiedy 

usłyszałam, jak z hukiem zamyka podręcznik historii. 
   

– Umieram z głodu – oświadczył. 

   

– Okay, dokończę później. Zaraz będę gotowa. – Wyszłam do łazienki, żeby się 

odświeżyć. Czesząc włosy, słyszałam, jak rozmawia przez telefon ze swoją mamą. 
   

Nie miałam okazji porozmawiać dłużej z jego rodzicami, podobnie jak on z moim tatą. 

Zresztą, nie było na razie ciśnienia, bo nie zaręczyliśmy się ani nic w tym stylu, ale niektórzy 
rodzice moich przyjaciół robili wielką sprawę ze zwykłych randek i nalegali, by poznać sympatie 
swoich dzieci. To było ważne również dla mojego taty, ale nie dla rodziców Kane’a. Zwykle 
rodzice dziewczyny chcieli więcej wiedzieć o jej chłopaku niż na odwrót. Jak gdyby dziewczyny 
wymagały większej kontroli! 
   

Nie chciałam podsłuchiwać Kane’a, ale jego mama musiała powiedzieć coś, co go 

zirytowało, bo podniósł głos. 
   

– Tak, jestem u niej w domu i zamierzam regularnie tu bywać. Nie musisz się martwić – 

odparł ostro. Zapadła cisza i już myślałam, że skończył, ale kiedy wyłoniłam się z łazienki, 
zobaczyłam, że wciąż trzyma telefon przy uchu. – Powinnaś się cieszyć, że ona w ogóle wraca do 
domu – powiedział wreszcie i wyłączył się. 
   

– W porządku? 

   

– Zwykłe problemy. Muszę wysłuchiwać tyrad matki na temat mojej siostry Darleny, bo 

ojciec nie chce o tym wiedzieć. 
   

– A o co chodzi? 

   

– Darlena zamierza przyprowadzić do nas swojego chłopaka na Święto Dziękczynienia. 

   

– A twoja mama go nie lubi? 

   

– Powiedzmy, że niechętnie widzi go w naszym domu. On ma w sobie kroplę 

hiszpańskiej krwi. 
   

– Co? Jak dużą? 

   

– Jego matka pochodzi z Chile – wyjaśnił ze śmiechem Kane. 

   

– I to jest takie istotne? 

   

– Owszem, choć nasza mama głośno tego nie powie. Wychowano ją na księżniczkę. Moi 

rodzice poznali się na jachcie jakiegoś milionera, rozumiesz. W każdym razie – dorzucił wesoło 
– powinnaś słyszeć, jak płynnie Darlena mówi teraz po hiszpańsku. Moim zdaniem robi to na 
złość matce. 
   

– A co na to wszystko tata? 

   

– Mówi, że dla niego mógłby być nawet w połowie Eskimosem, byle potrafił zarabiać 

pieniądze. Tata wierzy w kapitalizm równych szans. 
   

– Czasami mam wrażenie, że nie lubisz swoich rodziców – zauważyłam. Znów 

background image

usiłowałam odzierać z łusek cebulę, czyli Kane’a. Coraz lepiej się poznawaliśmy i teraz, kiedy 
zobaczyłam, jak on reaguje na pamiętnik, zainteresował mnie jeszcze bardziej. 
   

Spojrzał na mnie. 

   

– Możliwe – odparł krótko. 

   

– Jak to? – Zaszokowała mnie jego szczerość. 

   

– Możemy ich kochać, ale nie musimy ich lubić – odparł. – Nie rób takiej zaskoczonej 

miny. Wiele dzieci, jeśli nie większość, nie chce być kopiami swoich rodziców. 
   

– Co nie znaczy, że ich nie lubią. 

   

– Nie na tyle, żeby nie pragnęli się od nich różnić. 

   

– Rozumiem. Ja tak nie myślę – powiedziałam szybko. 

   

– Ty nie, ale niewykluczone, że Cathy i Christopher zaczną w końcu myśleć w ten sposób 

o swojej matce. Nadal będą ją kochali, ale przestaną ją lubić. Ja na przykład nie lubię swojej – 
dodał. – I w tym się różnię od Christophera. 
   

– Naprawdę nie lubisz swojej matki? – drążyłam. 

   

Wzruszył ramionami. 

   

– Można tak to ująć. Bez trudu mogę sobie wyobrazić, że uwięziłaby mnie na poddaszu, 

gdyby dzięki temu mogła odziedziczyć fortunę. 
   

– Chyba nie mówisz serio? 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Poczekaj, aż ją lepiej poznasz i zobaczysz z rozpuszczonymi włosami. Czasami moja 

mamuśka kojarzy mi się z lady Makbet. 
   

To mi dało do myślenia. Bywałam w domach moich przyjaciół, jadłam kolację z ich 

rodzinami, oglądałam z nimi telewizję i spałam u nich, ale czy rzeczywiście wiedziałam, jak 
wygląda prawdziwe życie rodzinne? Ile z tej sielanki było odgrywane na pokaz dla półsieroty, 
której ludzie współczuli? Pewnie dochodzili do wniosku: „Niech nie patrzy na nasze rodzinne 
problemy. Cieszcie się, że nie jesteście w jej sytuacji”. 
   

Sąsiedzi Dollangangerów z czasów, kiedy żył Christopher senior, uważali ich zapewne za 

cudowną, kochającą się rodzinę. Czy ktoś z tych ludzi – sąsiadów, przyjaciół i krewnych – 
zebranych tamtego fatalnego wieczoru na przyjęciu urodzinowym Christophera seniora 
i czekających na przyjazd jubilata, mógł sobie wyobrazić ich dzieci uwięzione przez długie lata 
na poddaszu z woli matki i babki? 
   

Pojechaliśmy do restauracji. 

   

– Obiecaj mi, że nie będziesz czytała pamiętnika beze mnie – poprosił Kane, kiedy 

usiedliśmy w boksie w Italian Stallion i zamówiliśmy pizzę. – Jeśli mamy wczuć się w role, 
musimy razem odkrywać jego sekrety. 
   

– Obiecuję. 

   

– Nie widzę twojej szczerej miny – stwierdził. 

   

– Chcesz, żebym przysięgła na własną krew? 

   

– Możliwe – odparł i roześmiał się. 

   

Rozmawialiśmy o wcześniejszych wydarzeniach, opisanych w pamiętniku. Kane nie był 

w stanie uwierzyć, że Christopher senior nie zabezpieczył bytu rodziny. 
   

– Nie miał ubezpieczenia na życie? Ojciec czworga dzieci i mąż niepracującej żony? – 

dziwił się. – Oni oboje zachowywali się jak dzieci. Żyli w nierealnej bańce i bańka pękła. 
Myśleli, że wystarczy zmienić nazwisko na Dollanganger i zła przeszłość zniknie jak za 
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiesz, co myślę? Że kiedy dojdziemy do końca pamiętnika, 
Christopher junior dojdzie wreszcie do wniosku, że jego rodzice byli skrajnie nieodpowiedzialni. 
Zacznie mieć wątpliwości co do ojca i uzna go za marzyciela i mistrza w stwarzaniu pozorów, 

background image

pod którymi nie kryje się nic konkretnego. Kto wie, czy nawet jego praca w korporacji nie była 
wymysłem? 
   

– Miałeś reprezentować obiektywne spojrzenie, Kane, a nie budować własne teorie – 

powiedziałam z naciskiem. – Wstrzymaj się z sądami, dopóki nie skończymy, dobrze? 
   

– Wiem, wiem, masz rację. Ja po prostu… za szybko się frustruję. Na szczęście ty w porę 

sprowadzasz mnie na ziemię – dodał, sięgając po moją dłoń. – Tak samo będzie z Christopherem 
i Cathy. Zobaczysz. 
   

Popatrzyliśmy na siebie, ale miałam wrażenie, jakby nasze spojrzenia sięgały dalej, aż do 

wizji Christophera i Cathy, odbitej w naszych osobach. 
   

– Mam lekcje do zrobienia – przypomniałam. – Poza tym niedługo wróci tata 

i chciałabym z nim porozmawiać. 
   

– Jasne. – Kane dał znać kelnerowi. 

   

Kiedy zajechaliśmy pod dom, zobaczyłam, że tata dotarł przede mną. Jego ukochana, 

wiekowa furgonetka, którą pieszczotliwie nazywał Czarną Pięknością, stała na podjeździe. 
Traktował ją jak starą, dobrą przyjaciółkę, wciąż jeszcze żwawą mimo pordzewiałych stawów. 
Czasami zastawałam go, jak stał i po prostu wpatrywał się w auto albo czule gładził jego 
niemodną karoserię, zatopiony we wspomnieniach, w których z całą pewnością występowała 
moja mama, siedząca obok niego w kabinie. 
   

– Może namówię ojca, żeby sprzedał mu nową ciężarówkę po dobrej cenie – 

zaproponował Kane. – Pogadam z nim. 
   

– Nie ma sensu. Mój tata by jej nie przyjął, nawet za darmo. Mówi, że on i jego bryka 

starzeją się razem. Staruszka ma nawet swoją nazwę: Czarna Piękność. 
   

Kane się roześmiał. 

   

– Powiedz mu, że jeśli wszyscy byliby tacy jak on, mój stary by zbankrutował. 

   

– Jasne, przekażę – obiecałam z uśmiechem. 

   

Pocałował mnie lekko. 

   

– Żałuję, że nie jestem najstarszym dzieckiem w rodzinie – powiedział. – Chciałbym dbać 

o młodszych, tak jak Christopher, oczywiście nie w tak dramatycznej sytuacji. 
   

– Kiedyś będziesz dbał o własne dzieci. 

   

Skinął głową, ale wyczułam, że coś jeszcze miał na myśli. 

   

– Widzimy się rano – powiedział. 

   

– Chce ci się ciągle tak wcześnie wstawać? Mam samochód i mogę… 

   

– W żadnym razie. Skoro nie mam się o kogo troszczyć, będę się troszczył o ciebie. Jak 

gdybyśmy mieli tylko siebie. 
   

Takie postawienie sprawy powinno mi się podobać, a jednak słowa 

Kane’a rozbrzmiewały złowrogim echem w mojej głowie. Patrzyłam, jak odjeżdża, 
i pomachałam mu na pożegnanie. Uniosłam głowę i spojrzałam na okno swojej sypialni. 
Rozedrgana wyobraźnia podsunęła mi obraz Christophera Dollangangera, wyglądającego przez 
szparę w zasłonach. Wizja znikła tak szybko, jak się pojawiła, ale dobre samopoczucie zmącił 
niepokój, którego nie potrafiłam się pozbyć. 
   

Nie słyszałam telewizora, kiedy weszłam do domu. Było jeszcze za wcześnie, żeby tata 

położył się do łóżka, ale nie znalazłam go też przy biurku w pokoju na dole, gdzie czasami 
odwalał papierkową robotę. 
   

– Tato?! – zawołałam. Cisza. Może jest w łazience? Na wszelki wypadek zajrzałam do 

salonu i zobaczyłam, że siedzi w fotelu, gapiąc się na wyłączony telewizor. – Tato? 
   

Powoli odwrócił ku mnie głowę. 

   

– A, jesteś, Kristin. Nie słyszałem, jak weszłaś. Fajnie było? 

background image

   

– Tak, pyszna pizza. Co się stało? Dlaczego siedzisz po ciemku? – Paliła się tylko 

malutka lampka obok kanapy. 
   

– Och, pewnie się zdrzemnąłem. 

   

– Dobrze się czujesz? – zapytałam z obawą. 

   

Od czasu nagłej choroby mamy i jej śmierci wpadałam w panikę za każdym razem, kiedy 

tata narzekał na bóle albo się przeziębiał, albo po prostu wyglądał na zmęczonego. Na szczęście 
zdarzało się to rzadko, bo cieszył się dobrym zdrowiem. Nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek brał 
zwolnienie z pracy albo choćby się spóźnił, ale mama przed tym fatalnym wylewem też czuła się 
świetnie. Jak większość dzieci przyjmowałam za pewnik, że rodzice są wieczni i zawsze będą ze 
mną. Po śmierci mamy przepłakałam wiele nocy. Musiały minąć długie miesiące, abym przestała 
czekać, że zaraz ją zobaczę, siedzącą w ulubionym fotelu czy stojącą przy kuchni; abym przestała 
nasłuchiwać jej kroków w holu czy głosu gdzieś w domu. Usiłowałam odepchnąć od siebie 
rzeczywistość, w której zabrakło mamy, jak gdyby jej śmierć była tylko sennym koszmarem. 
   

Dla Christophera, Cathy, a nawet Corrine, pojawienie się policjanta z wiadomością 

o śmiertelnym wypadku ich taty było wstrząsem i zapoczątkowało koszmar, jeszcze długo 
prześladujący ich w snach, który na zawsze pozostał w ich pamięci. Cory i Carrie byli jeszcze za 
mali, żeby w pełni zrozumieć tragedię. Codziennie, podobnie jak kiedyś ja, czekali na cud, że 
zmarły rodzic nagle się pojawi. Musieli marzyć, że tata wróci z pracy, zawoła je do siebie 
i przytuli. A może nawet po cichu liczyli, że tatuś zabierze ich z Foxworth Hall, choć Christopher 
nic o tym nie wspomina. 
   

Im ktoś jest młodszy, tym dłużej oswaja się z odejściem bliskiej osoby. Ale starsze 

rodzeństwo także czuło się zagubione, bezsilne i przerażone. Nawet Christopher, który wydawał 
się najbardziej dojrzały i spokojny. Nic dziwnego, że starali się robić wszystko, czego wymagała 
od nich Corrine – wierząc, że jej obietnice się spełnią. Mogli się wściekać, robić sceny, płakać 
i rozpaczać, ale słuchali matki i pragnęli jej wierzyć, gdyż poza nią nie mieli już nikogo. Kane 
przypisywał Christopherowi inną motywację, ale chyba go nie rozumiał, skoro nie stracił rodzica 
i nie odczuł bólu straty. 
   

– Tak, nic mi nie jest – oznajmił tata i podniósł się z fotela tak sztywno, jakby postarzał 

się o lata. 
   

– Nadwerężyłeś mięśnie? 

   

– Ależ skąd. 

   

– A jednak coś się stało – stwierdziłam i świadomie obudziłam w sobie cechy mamy, 

żeby mój głos zabrzmiał twardo i zdecydowanie. – O co chodzi, tato? 
   

Popatrzył na mnie i zrozumiał, że nie zadowolą mnie kulawe wykręty. Mimo to nabrał 

głęboko powietrza i spróbował. 
   

– Po prostu sprawy na budowie nieco się skomplikowały, to wszystko – wyjaśnił, nie 

patrząc mi w oczy. 
   

– W jakim sensie? – naciskałam. 

   

– Och, nic wielkiego. Znasz moją perfekcję i wiesz, że muszę mieć wszystko dokładnie 

i w porę wykonane. 
   

– Tato – rzekłam, biorąc się pod boki tak jak on, kiedy nieustępliwie domagał się 

wyjaśnień. 
   

– Nic, co mogłoby cię interesować, Kristin. 

   

– Tym bardziej jestem zaintrygowana. 

   

Westchnął ciężko i ponownie usiadł w fotelu. Podeszłam i stanęłam przed nim 

z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Tata uniósł głowę i uśmiechnął się blado. 
   

– Co? 

background image

   

– Wyglądasz jak ona w takich momentach. Za każdym razem, kiedy chciałem coś przed 

nią zataić, stawała przede mną ze skrzyżowanymi ramionami i widać było, że nie ustąpi, dopóki 
tego ze mnie nie wydusi. Nawet głowę trzymasz w ten sam sposób. 
   

– I zawsze wtedy mówiłeś prawdę? 

   

– Zawsze. 

   

– A więc? 

   

– Dobrze. Otóż dziś, pod koniec pracy, przypadkiem trafiłem na dokumenty posiadłości. 

Ale nie chodziło o plany budowy czy pozwolenia. 
   

– Czyli co to było? 

   

– Tytuł własności. 

   

– Nie rozumiem – powiedziałam, siadając na kanapie. – Myślałam, że posiadłość należy 

teraz do Arthura Johnsona. 
   

– Też tak myślałem. Tymczasem okazało się, że posiadłość kupił fundusz powierniczy, 

którego akcjonariusze nie są ujawnieni. 
   

– Co to oznacza? 

   

– Nie wiem. Nie wiem nawet, czy Arthur Johnson i jego żona będą tu mieszkali. 

   

– Ale mówiłeś, że on jest tak zaangażowany w budowę… że wręcz cię prześladuje, jak to 

określiłeś. 
   

– Owszem. 

   

– Więc? 

   

– Naprawdę nie wiem i to mnie dręczy. Pewnie niepotrzebnie się tym nakręcam. Nie ma 

o czym mówić. Ważne, że jest robota i dobrze mi płacą. 
   

– Ta sprawa jednak cię dręczy, zatem musi być jakiś powód. 

   

– Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mnie zatrudnia i coś przede mną ukrywa. Zwłaszcza na 

tym terenie – mruknął z irytacją. 
   

– O co tu chodzi? Kto i dlaczego starał się ukryć prawdziwego nabywcę? Albo 

nabywców? 
   

– Nie mam pojęcia. 

   

– Może ktoś z Charlottesville? 

   

– Niewykluczone. Słuchaj, Kristin, padam z nóg. – Ciężko wstał z fotela. – Ostatnio 

pracuję do późna. Jeśli pozwolisz, porozmawiamy o tym innym razem. Może czegoś jeszcze się 
dowiem. 
   

Rzeczywiście wyglądał na zmęczonego. Nie chciałam dłużej naciskać, aby nie pogorszyć 

sprawy. 
   

– Masz rację, coś tu śmierdzi – rzuciłam i poszłam na górę. 

   

Ile mogę zdradzić Kane’owi? A może nie powinnam mu nic mówić? Czy to ma jakiś 

związek z dziennikiem Christophera? Pełna rozterek, stałam nad łóżkiem. Czy jestem 
zobowiązana dotrzymać obietnicy i czytać pamiętnik wyłącznie z Kane’em? A może jednak 
poczytam dalej, żeby być gotowa na to, co może się zdarzyć? W zasadzie powinnam tak zrobić, 
ale jeśli sprawa się wyda, Kane poczuje się zdradzony i oszukany. Kto wie, co wtedy zrobi? 
   

Nie, postanowiłam, nie ulegnę pokusie. Wszystkiego dowiemy się stopniowo i razem. 

Zasypiałam z pytaniem, czy dopuszczenie Kane’a do pamiętnika nie okaże się w sumie błędem – 
z wielu powodów, których większości jeszcze nie znałam. 
   

Rano tata spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy oznajmiłam, że Kane znów po mnie 

przyjedzie. Zamilkł na moment, a potem się uśmiechnął. 
   

– Cóż, przynajmniej oszczędzimy na paliwie i oponach – zażartował. Wydawało się, że 

wczorajsze odkrycie już go tak nie dręczy, ale postanowiłam na razie do tego nie wracać. – Daj 

background image

znać, kiedy będę mógł sprzedać twój samochód – dodał. 
   

– Mogę od razu odpowiedzieć: nigdy. 

   

Roześmiał się. 

   

– Dzisiaj zajmę się przygotowaniami do Święta Dziękczynienia – oznajmił, zmieniając 

ton. – To już za parę dni. Zamówiłem sześciokilogramowego indyka. 
   

– Większy niż w zeszłym roku, co? 

   

– Na wypadek gdyby pojawił się dodatkowy gość, a nawet paru – wyjaśnił, pytająco 

unosząc brwi. 
   

– Kane nie przyjdzie – zapewniłam szybko. – W jego domu odbędzie się ogromne 

przyjęcie, na które zjedzie cała rodzina. Nie da rady się wyrwać. 
   

Tata skinął głową. Zrobiło mi się przykro, bo mógł to zrozumieć tak, że czuję się 

nieszczęśliwa, mając tak malutką rodzinę. 
   

– Mam nadzieję, że ciocia Barbara nas odwiedzi. Co prawda, szef zaprosił ją do siebie do 

domu, ale liczę, że… jednak wybierze nas. 
   

– Powinna. Wydajemy najlepszą ucztę w całej okolicy – odparłam. 

   

Tata uśmiechnął się smutno. 

   

– Opowiadałem ci o pierwszym wspólnym Dniu Dziękczynienia, który spędziłem 

z mamą? 
   

Oczywiście, że opowiadał, ale pokręciłam przecząco głową. 

   

– Upiekłem trzykilogramowego indyka, tylko dla nas dwojga. Późno siedliśmy do stołu. 

Jedliśmy w kuchni. To było najlepsze Święto Dziękczynienia w moim życiu. Potem urodziłaś się 
ty i z czasem zaczęłaś towarzyszyć nam przy stole. Mama powiedziała wtedy: „Najlepsza 
potrawa smakuje jeszcze lepiej, kiedy spożywasz ją z kochaną osobą. Inaczej jest tylko 
smaczna”. Dobry tekst na kartkę z życzeniami, prawda? 
   

– Tak. 

   

Zamilkł na moment. 

   

– Na pewno by mnie ochrzaniła, że umniejszam wagę naszego święta – rzekł. 

   

– Wcale nie – zapewniłam. – My też jesteśmy dwiema osobami, które się kochają, 

i wszystko będzie cudownie smakowało. – Wstałam i pocałowałam go na pożegnanie, bo za 
oknem zatrąbił Kane. 
   

– Wcześnie przyjechał. 

   

– Spieszno mu do nauki. – Wychodząc, usłyszałam jeszcze chichot taty. 

   

Na mój widok Kane ostrzegawczo uniósł rękę. 

   

– O co chodzi? 

   

– Nie rozmawiamy o pamiętniku, dopóki nie wejdziemy na poddasze, dobrze? 

   

– W szkole to rozumiem, ktoś mógłby nas niechcący podsłuchać. Ale nie pojmuję, czemu 

nie możemy porozmawiać teraz, kiedy jesteśmy sami. Skąd ten pomysł? 
   

– Rozmyślałem o tym dziś w nocy. Chcemy jak najbardziej realistycznie odtworzyć 

i przeżyć całą historię, więc musimy w nią wejść w skupieniu, starać się wczuć. Nie chciałbym, 
żebyśmy to traktowali jak kolejne szkolne zadanie. Wiesz, jak czytanie lektury albo 
przygotowania do egzaminu. 
   

– No tak, ale… 

   

– Zostawmy na razie ten temat – powiedział i zanim odjechał, spojrzał w stronę poddasza. 

– On przynależy tylko tutaj – dodał z naciskiem. 
   

Początkowo uznałam jego podejście za przesadnie ekstremalne. Oczywiście, popierałam 

pomysł, żeby prawda o pamiętniku nie wyszła poza cztery ściany mojego domu, ale coś mi tu nie 
pasowało. Zgadzałam się również z Kane’em, że nie można traktować czytania pamiętnika jak 

background image

szkolnej lektury i trzeba się w niego wczuć, by zrozumieć motywacje bohaterów. Być może mój 
niepokój zrodził się już na samym początku. Kane znacznie bardziej zaangażował się w tę 
historię, choć to ja miałam po temu ważniejsze powody. Moje pokrewieństwo z dziećmi 
Dollangangerów było dalekie, ale niepodważalne. Poza tym tata pracował na terenie Foxworth 
Hall i to on znalazł pamiętnik. Na serio zastanawiałam się, dlaczego Kane aż tak to przeżywa. 
Poza pomysłem głośnego czytania na poddaszu w sumie nie wniósł do sprawy niczego nowego, 
choć bardzo liczyłam na jego obiektywne i przenikliwe spojrzenie. Często krytykował 
Christophera, aby za chwilę znów go wychwalać. Nasz nauczyciel angielskiego, pan Madeo, 
który reżyserował szkolne sztuki, powiedział nam kiedyś, że aktor musi znaleźć w postaci coś, 
z czym się identyfikuje, i wokół tego budować rolę, nawet jeżeli gra przestępcę. 
   

Co takiego Kane znalazł w Christopherze i w historii Dollangangerów, że w swoją rolę 

wszedł z takim zaangażowaniem? Może podobieństwa do własnej rodziny? Początkowo 
Dollangangerowie byli miłą, kochającą się rodziną, ale po stracie ojca dzieci oddaliły się od 
matki, a ona od nich, więc stały się niemal sierotami. Kane przyznał, że nie lubi swojej mamy; 
wprawdzie kiedy był mały, kochał ją jak każde dziecko, ale potem nie był już w stanie 
akceptować jej charakteru. 
   

Choć nigdy nie przebywałam w towarzystwie Kane’a i jego siostry, wydawało mi się, że 

ma z nią dobrą relację. Czy ona jest równie krytyczna wobec rodziców? Czy skarżą się na nich, 
kiedy rozmawiają ze sobą? Na pewno siostra musiała wściekać się przy nim na matkę, bo nie 
tolerowała jej chłopaka. W znanych mi rodzinach wszystko z pozoru wyglądało ładnie, ale czy 
mogłam być pewna, czy nie trwała tam podświadoma rozgrywka na froncie rodzice – dzieci? 
Sama nie wyobrażałam sobie, że gdybym miała rodzeństwo, tworzylibyśmy front przeciw 
rodzicom, a zwłaszcza przeciwko tacie. 
   

Dziwna sytuacja! Początkowo to ja obawiałam się, że zdradzę za dużo na swój temat, ale 

teraz przekonałam się, że Kane bije mnie na głowę. Czy jestem gotowa na nowe rewelacje? Czy 
chcę je poznać? Jaką puszkę Pandory otworzyłam, gdy dopuściłam Kane’a do tajemnicy? Myśli 
kłębiły się w mojej głowie, ale nie poruszałam już tego tematu, nawet kiedy szkolny dzień się 
skończył i pojechaliśmy do domu. Przez cały dzień usiłowałam pozbyć się ciężkich myśli. 
Na próżno. 
   

Dziewczyny mówiły tylko o imprezie u Tiny Kennedy, zaplanowanej na weekend. 

Zapowiadały się szaleństwa, których zabrakło na ostatniej zabawie u Kane’a. Jej ojciec był 
szychą na rynku nieruchomości, a jedną z nich był bar pod Charlottesville, miejsce wielu 
dorosłych imprez. W związku z tym wszyscy wyobrażali sobie, że alkoholu będzie 
pod dostatkiem. Poza tym starszy brat Tiny, który był na trzecim roku studiów, ponoć miał 
dostęp do niewyczerpanego źródła polepszaczy nastroju. Tina stawała na głowie, aby zniechęcić 
mnie do przyjścia. Chciała zagarnąć Kane’a dla siebie, więc wszem wobec nazywała mnie 
klasową świętoszką, która może donieść policji, jeśli impreza będzie „nieprzyzwoita”. Knuła, 
żeby on i inni przestali mi ufać. Poskarżyłam się Kane’owi, lecz wyśmiał moje pretensje. To już 
było irytujące. 
   

Moje wierne przyjaciółki, na czele z Suzette i Kyrą, oburzone wrednymi insynuacjami 

Tiny, opowiadały wszem wobec, że Kane regularnie bywa u mnie po szkole aż do wieczora. To 
też mi się nie spodobało i zaczęła mnie irytować obojętność Kane’a na te głupie gadki. Przez 
długi czas byłam, tak jak i inne dziewczyny, zauroczona jego luzackim urokiem, ale teraz 
poznawałam mojego chłopaka z zupełnie innej strony. 
   

W końcu zasugerowałam, żebyśmy olali tę imprezę. 

   

– Słusznie, po co jej dawać satysfakcję – odparł. – Jakoś zniesiemy wściekłość Tiny, nie 

martw się. 

background image

   

Poza tym tego dnia mieliśmy mało zadane, a więc zyskiwaliśmy więcej czasu na czytanie 

pamiętnika. 
   

– Zamówimy chińszczyznę albo coś innego? – zapytał. 

   

– Jasne – przytaknęłam. Prowadził szybciej niż zwykle. Nie odezwaliśmy się już ani 

słowem, póki nie weszliśmy do mojego pokoju. 
   

– Chcę się trochę odświeżyć – oznajmiłam, kiedy Kane z pamiętnikiem w ręku ruszył 

w kierunku drzwi. 
   

– Idziesz do łazienki? 

   

– Wezmę szybki prysznic. Jak chcesz, to leć – zaproponowałam, a on ku mojemu 

zaskoczeniu posłuchał. 
   

Jeszcze bardziej byłam zaskoczona, kiedy się przekonałam, co zdążył zrobić pod moją 

nieobecność. Tak poprzestawiał meble, aby moje poddasze, na ile to możliwe, przypominało 
Foxworth Hall. 
   

– Łatwiej nam będzie się wczuć – rzekł, kiedy rozglądałam się, zaskoczona. – Może być? 

   

– Tak, ale wychodząc, musimy przywrócić dawny wystrój. 

   

– Ależ oczywiście, nie ma sprawy. – Usadowił się w fotelu i popatrzył na mnie. Usiadłam 

na kanapie. Zaczął czytać. 

   

 

 
   

Mama opowiedziała nam o wspaniałym świątecznym balu dziadków i Cathy zaczęła 

błagać, żeby pozwoliła nam go zobaczyć. 
   

– Jak mam to zrobić? 

   

– Ukryjemy się gdzieś i tylko zerkniemy. Nikt nas nie zauważy. Proszę! 

   

Mama przeniosła spojrzenie na mnie. Najwyraźniej liczyła, że odetnę się od prośby Cathy 

albo spróbuję jej wyperswadować niebezpieczny pomysł, ale miałem już dosyć roli opiekuna, 
a poza tym sam chciałem zobaczyć coś innego i pięknego. Mama wyczytała to z mojej twarzy. 
Zastanawiała się przez chwilę, po czym odciągnęła nas na bok, żeby bliźniaki nie mogły 
usłyszeć, co powie. 
   

– Dobrze. Jest takie miejsce, w którym będziecie mogli się ukryć i chwilę poobserwować. 

Ale tylko wy, bo bliźniaki nie potrafią jeszcze siedzieć cicho. Obiecajcie, że nic im nie powiecie 
i zanim wyjdziecie, upewnicie się, że mocno zasnęły. 
   

Przysięgliśmy solennie, a mama obiecała, że pojawi się za jakiś czas i zaprowadzi nas 

tam, skąd będziemy mogli obserwować bal, a sami pozostaniemy niewidoczni. Sądziłem, że 
Cathy wpadnie w euforię, ale po wyjściu mamy mina się jej wydłużyła. 
   

– Co jest? 

   

– Ona już dzisiaj nie przyjdzie. Będzie tak samo jak z naszą wymarzoną kolacją w Dniu 

Dziękczynienia. 
   

– Daj jej szansę – odparłem, choć w głębi serca czułem podobnie. Obietnice przychodziły 

mamie z łatwością, podobnie jak późniejsze tłumaczenie, czemu ich nie dotrzymała. 
   

Na szczęście tym razem oboje się myliliśmy. Mama wróciła, jeszcze piękniejsza niż 

zwykle. Wyglądała jak księżniczka, jak gwiazda filmowa – w olśniewającej sukni wieczorowej 
z wyjątkowo prowokującym dekoltem, który uwydatniał rowek pomiędzy piersiami. Dziwiłem 
się, że ośmieliła się tak ubrać w domu naszej babci. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nawet 
w czasach, kiedy byłem młodszy, ale już fascynowała mnie kobieca nagość i widywałem mamę 
paradującą nago po domu, nie czułem takiego poruszenia. Może dlatego, że od dawna nie 
widziałem mamy radosnej i ślicznej, z krągłymi piersiami i policzkami zaróżowionymi 
z podekscytowania, z oczami błyszczącymi jak diamenty i szmaragdy, tańczące w jej uszach. Bez 

background image

trudu mogłem sobie wyobrazić, jakie wrażenie jej uroda wywarła kiedyś na tacie i oczarowała go 
tak, że zapomniał o tabu kazirodztwa. Poczułem, jak budzi się moja własna seksualność 
i poczułem, że się czerwienię. Jak można w taki sposób reagować na własną matkę? 

   

 

 
   

Kane przerwał i popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miałam wrażenie, że 

skurczył się w fotelu. 
   

– Co się stało? – zapytałam. – Dlaczego przerwałeś? 

   

Spodziewałam się, że znów poruszy swoją teorię o kompleksie Edypa, ale mnie 

zaskoczył. 
   

– Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poczułem coś takiego. 

   

– Jak Christopher? 

   

– Tak, w stosunku do własnej matki. Pierwszy raz komuś o tym mówię, choć oczywiście 

czytałem o tych sprawach. Nie mam kompleksu Edypa – zaznaczył. – O ile coś takiego w ogóle 
istnieje. 
   

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Milczałam i czekałam na dalszy ciąg. 

   

– Miałem wtedy trochę więcej niż dwanaście lat. Mniej więcej od roku moja mama 

zaczęła się pilnować, żeby nie pokazywać mi się nago i nie rozbierać na moich oczach. Zawsze 
zamykała drzwi, ale pewnego razu… 
   

– Zobaczyłeś ją nagą? 

   

– Gorzej, podczas zbliżenia z tatą. 

   

– Och. 

   

– Podnieciłem się i nic nie mogłem na to poradzić. Czasami tak bywa, zwłaszcza 

u chłopców – dodał szybko. – Rozumiesz? 
   

– Tak. 

   

– Już nigdy potem to się nie zdarzyło – ciągnął, lekko poirytowany. 

   

– Moim zdaniem to normalne w pewnym wieku, kiedy zaczyna się… 

   

– Dojrzewanie – dokończył z uśmiechem. Od razu poczułam ulgę. – I nie chodziło tylko 

o pryszcze. – Wyraz jego twarzy znów się zmienił, powracając do mieszanki gniewu i poczucia 
winy. Rozejrzał się po strychu i kiwnął do siebie głową. 
   

– Co znowu? – zapytałam. – O czym teraz myślisz? 

   

– To jest specjalne miejsce, Kristin, nasze poddasze tajemnic, prawda? 

   

– Oczywiście. Oboje ślubowaliśmy dochowanie sekretu. 

   

– Mówię poważnie. 

   

– Ja również. Przecież pierwsza tego zażądałam, Kane. I obiecałam, że nigdy nikomu nie 

powiem, co tu robimy i co mówimy, zwłaszcza jeśli chodzi o pamiętnik. 
   

Kane pokiwał głową z satysfakcją. 

   

– Wybacz, po prostu… nigdy nie byłem z nikim tak szczery, nawet z rodzicami ani 

z siostrą. 
   

– Pochlebiasz mi – odparłam, a jego uśmiech powrócił. 

   

– Jesteś wyjątkowa, Kristin, naprawdę. Cieszę się, że mogłem powierzyć ci swój sekret. 

Wiem, co to dla ciebie znaczy. 
   

Popatrzył na notes trzymany w rękach. 

   

– Czytaj dalej – zachęciłam. – Wszystko jest w porządku. Nie zrobiłeś ani nie 

powiedziałeś niczego, co by mogło zmienić moje zdanie. 
   

Tak mówiłam, ale w głębi duszy nie byłam pewna, czy rzeczywiście tak myślę. 

   

Moje słowa musiały jednak zabrzmieć przekonująco, gdyż Kane kiwnął głową i wrócił do 

background image

czytania. 

   

 

 
   

Mama uśmiechnęła się, jak gdyby wiedziała, jakie wrażenie wywarła na mnie jej uroda. 

W sumie nie powinienem się dziwić. Często wyczuwała, o czym myślę. 
   

Ostrzegła nas, żebyśmy nie siedzieli tam dłużej niż godzinę, gdyż istnieje ryzyko, że 

bliźniaki się obudzą, po czym zaprowadziła nas do miejsca, z którego w dzieciństwie 
podpatrywała dorosłych. Była to masywna, długa konsola z ażurowymi drzwiczkami. Ledwie się 
zmieściliśmy w środku, ale za to zza kratek mieliśmy dobry widok na salę balową w dole, tonącą 
w blasku wielu świec. Wypełniał ją elegancko wystrojony tłum; lśniła biżuteria kobiet, wielka 
choinka jarzyła się tysiącem światełek i odblasków, a kelnerzy serwowali szampana i grała 
orkiestra. W życiu nie widziałem takiej demonstracji przepychu i bogactwa. Dziadkowie byli 
prawdziwymi bogaczami. Mama nie przesadzała. 
   

Zerknąłem na Cathy. Miała zachwyconą minę, a mnie chciało się płakać. Te wszystkie 

miesiące nudy i depresji, chorób i chłodu, te potoki okrutnych słów, wylewane na nas – wszystko 
nagle straciło znaczenie i zbladło w złotym blasku. Jakby uniesiono zasłonę, aby pokazać nam, że 
pewnego dnia te cuda mogą być naszym udziałem! Och, dlatego warto jest wytrzymać i walczyć, 
pomyślałem. 
   

Znów spojrzałem na siostrę i uśmiechnąłem się, widząc, jak odżyła. Wiedziałem, że 

kiedyś wyrośnie na kobietę równie urodziwą jak damy w dole, jak nasza mama. Obserwowaliśmy 
ją. Rozmawiała z mężczyzną wzrostu naszego taty. Nagle chwycił jej dłoń i ucałował ją 
namiętnie. Miałem wrażenie, jakby lodowata strzała przeszyła mi serce. Cathy ze złością trąciła 
mnie w bok. 
   

– Widziałeś to? Na co ona mu pozwala?! 

   

Oczywiście, że zauważyłem, ale nie chciałem o tym rozmawiać. Zamiast tego popadłem 

w rozmarzenie, jak będą wyglądały nasze bale, kiedy wreszcie dziadkowie nas uznają 
i zamieszkamy w tym domu na równych prawach. 
   

Pomyślałem, że nic już więcej mnie dzisiaj nie zadziwi, lecz nagle pojawiła się nasza 

babcia rodem z piekła, niezwykle elegancka, jak reszta kobiet na tym balu. Cathy była również 
zaskoczona, ale wygłosiła tylko uwagę na temat wzrostu babki. Rzeczywiście, jej wysoka 
sylwetka sterczała spośród tłumu gości, tak jak często złowrogo górowała nad nami. 
   

W tym momencie zdarzyło się coś zaskakującego. Na salę wwieziono naszego dziadka na 

wózku inwalidzkim. 
   

– To on – szepnęła Cathy. 

   

Dziadek się zatrzymał. Powoli uniósł głowę i popatrzył w naszą stronę. Byłem pewien, że 

się uśmiecha. Cofnąłem się instynktownie, ale Cathy gapiła się z twarzą przyciśniętą do kratki. 
   

– Wygląda jak tata, tylko starszy – powiedziała. 

   

– Cóż, jest jego bratem przyrodnim. 

   

– Ale… 

   

– Cii – syknąłem. Niedaleko nas rozmawiało dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna. Mówili 

o naszej mamie. Kobieta była wyraźnie krytyczna, za to mężczyzna, którego nazwała Albertem 
Donne’em, zachwycał się mamą i żałował, że zamiast niego woli jakiegoś Bartholomewa 
Winslowa. Wspomnieli, że kiedyś była ukochaną córeczką swojego ojca i powinna odziedziczyć 
jego fortunę, ale teraz czarno to widzą. Potem się oddalili i przestaliśmy ich słyszeć. 
   

– Kto to jest Bartholomew Winslow? 

   

– Chodźmy już – ponagliłem zamiast odpowiedzi. Domyślałem się, że chodzi o faceta, 

który tak namiętnie całował mamę w rękę i teraz nie odstępował jej na krok. – Bliźniaki mogą 

background image

w każdej chwili się obudzić. 
   

Cathy chciała jeszcze popatrzyć, ale nie pozwoliłem jej zostać. Wróciliśmy do naszej 

małej sypialni. Na szczęście bliźniaki spały mocno. Staliśmy przez chwilę nad nimi, oszołomieni 
wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy. 
   

– Czy mama wyjdzie za Bartholomewa Winslowa? To mieli na myśli tamci ludzie? 

   

– A skąd mam wiedzieć? – warknąłem. Nie mogłem się pohamować. Kobieta, którą 

widziałem w sali balowej, bardzo różniła się od kobiety, która przywiozła nas do Foxworth Hall. 
Drżałem na myśl, co ta różnica może oznaczać. 
   

Nagle poczułem dreszcz wyzwania i ekscytacji, gdyż przyszedł mi do głowy szalony 

pomysł. A gdyby tak wykorzystać okazję, że wszyscy są zajęci balem, i spenetrować dom? Może 
dowiedzielibyśmy się ciekawych rzeczy. Uświadomiłem Cathy, że mamy wyjątkową okazję – 
mama jest zajęta, a drzwi są otwarte. Jednak Cathy obawiała się, że babcia nas nakryje 
i wychłosta za karę. Ale ja się uparłem. Postanowiłem, że pójdę na poddasze, znajdę jakiś strój, 
który posłuży mi za przebranie, a potem wyruszę na rekonesans. Znalazłem stary, czarny 
garnitur, który na mnie pasował. Cathy przyglądała mi się zdumiona, kiedy z dumą paradowałem 
przed nią, udając starszego dżentelmena. 
   

– Nikt mnie nie rozpozna – zapewniłem. 

   

Siostra, ciągle wystraszona, nie dała się przekonać. Poprosiła tylko, żebym wrócił jak 

najszybciej. Czułem się jak bohater, wyruszający na wyprawę w nieznane. Miałem zdobyć 
wiedzę, która może nas ocalić z niewoli. Cathy uśmiechnęła się, kiedy uścisnąłem ją na 
pożegnanie. Przez moment wdychałem zapach jej świeżo umytych włosów, podziwiałem 
gładkość skóry i chłonąłem bliskość ciała, nagiego pod nową koszulą nocną. Ogarnął mnie 
przypływ pożądania i fala gorąca eksplodowała w dole brzucha, ogarniając ciało i twarz. 
Pocałowałem ją w policzek. Ten pocałunek był takim zaskoczeniem dla nas obojga, że przez 
chwilę trwaliśmy oniemiali, w bezruchu. Wreszcie zmusiłem się do śmiechu i udając, że jestem 
rycerzem w zbroi, wymaszerowałem z pokoju na spotkanie z tajemnicami tego domostwa. 

   

 

 
   

Kane urwał, spojrzał na mnie, a potem wyskoczył z fotela jak sprężyna i pocałował mnie. 

   

– Co ci strzeliło do głowy? – spytałam z uśmiechem. 

   

– Christopher pocałował siostrę. Powiedziałaś, że mamy robić to, co oni, kiedy o tym 

przeczytamy. 
   

– Ale nie dosłownie. 

   

– Mówiłaś, tylko wyrzuciłaś to z głowy. – Wrócił na fotel. – Czy dotąd usłyszałaś coś, co 

cię zaskoczyło? 
   

– Nie zachowuj się jak belfer, Kane. Pamiętaj, że to nie jest zadanie szkolne. 

   

Roześmiał się. 

   

– Okay, wybacz. Słyszałaś, że stary popatrzył w górę i uśmiechnął się do nich. 

   

– Rozumiem, że tak się Christopherowi wydawało, nie był pewien. 

   

– Stary musiał o nich wiedzieć – stwierdził Kane z przekonaniem. – Znajomy twojego 

wuja miał rację. 
   

– Możliwe. Jak myślisz, co to wszystko oznacza? 

   

Kane rozparł się wygodnie w fotelu. Wyglądał teraz jak młodsza kopia Sherlocka 

Holmesa, emanująca spokojną pewnością siebie. 
   

– Myślę, że stara powiedziała mu o nich już na samym początku, a on zgodził się, żeby 

były trzymane na poddaszu pod kluczem. Oboje wierzyli, że to diabelski pomiot, no nie? Cholera 
wie, może myśleli, że wyrosną im rogi i ogony? 

background image

   

– Dobrze, ale co z Corrine? – spytałam. – Z jednej strony jest matką, a z drugiej strony 

matka tak dzieci nie traktuje. Chwilami mam wrażenie, że ona naprawdę wierzy w te bajki, które 
im opowiada, nie uważasz? 
   

Wzruszył ramionami. 

   

– Może jej rodzice też nią manipulowali? 

   

– Jak to? 

   

– Rozumiesz, umacniali ją w przekonaniu, że jej plan ma szanse. Babka powiedziała 

Corrine, że musi trzymać potomstwo w tajemnicy, dopóki stary nie kopnie w kalendarz. Zmusiła 
córkę, żeby zachowywała się, jakby nie miała dzieci, oczywiście dla dobra sprawy. W tym czasie 
na bieżąco informowała dziadka, jak się sprawy mają. 
   

– A co on z tego miał? 

   

– Mógł do woli delektować się zemstą, bo nigdy nie wybaczył córce, że kiedyś uciekła 

z Christopherem seniorem. Dlatego postanowił zafundować jej piekło. 
   

– Z tego, co ostatnio czytałeś, nie wynika, żeby przechodziła przez piekło. 

   

– Zgoda, w tym momencie nie. Aktualnie jest znów ukochaną córeczką tatusia. Została 

wychłostana i zmuszona do takiego traktowania własnych dzieci. Ojciec trzyma ją na smyczy, 
którą po troszeczku luzuje – rozumiesz, własny samochód, forsa, ciuchy i biżuteria. W ten sposób 
córka jest mu posłuszna i sama dba, żeby dzieci siedziały w zamknięciu. Już tylko ona mu 
została, synowie nie żyją. Stary ma rozdęte ego i nie wyobraża sobie, że ród Foxworthów mógłby 
wygasnąć. Powrót Corrine jest dla niego szansą. Ma córkę w garści i kształtuje wedle własnego 
widzimisię. Czerpie z tego ogromną satysfakcję, może nawet to trzyma go przy życiu – ciągnął 
z ożywieniem, najwyraźniej formułując myśli na bieżąco. 
   

– Być może masz rację – przyznałam. Jego wnioski miały sens, przynajmniej w ramach 

tego, co już wiedzieliśmy. – Uważam jednak, że powinniśmy wstrzymać się z osądem. 
   

Uśmiechnął się. 

   

– Jasne, sprawa wciąż jest otwarta. Niemniej uważam, że jedno z nas powinno 

występować jako krytyk wobec drugiego. Cathy bezustannie podważa teorie Christophera, 
prawda? Ty podważasz moje. 
   

– Tak, ale… 

   

– Czytajmy dalej. Chcę się dowiedzieć, co odkrył Chris. Mamy jeszcze czas. 

   

Zerknęłam na zegarek. 

   

– Dobra. 

   

Z zadowoleniem skinął głową i wrócił do czytania. Kiedy zaczął, znów pomyślałam 

o swoich obawach, że wspólne czytanie pamiętnika i wcielanie się w role Christophera i Cathy 
wydobędzie z nas rzeczy nazbyt osobiste, z których nie zwierzylibyśmy się nikomu. Kane już 
zaczął. Czy przygoda z pamiętnikiem zbliży nas do siebie, czy wręcz przeciwnie, w końcu 
doprowadzi do rozstania? 

   

 

 
   

Najciszej, jak mogłem, otworzyłem drzwi i wsunąłem się do pokoju, ale zamiast Cathy 

powitała mnie mama. Nigdy nie widziałem w jej oczach takiej furii. Dosłownie w niej buzowała. 
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, uderzyła mnie mocno w lewy policzek, a potem jeszcze 
mocniej w prawy. Znieruchomiałem kompletnie osłupiały, z piekącą twarzą. 
   

– Gdzie byłeś? Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego, wychłostam cię – wycedziła 

wściekle. – Wychłostam was oboje tak, jak wychłostano mnie, bez litości. Słyszysz? Słyszycie? 
   

Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. 

   

Czy to jest ta sama mama, która tyle razy mnie tuliła i całowała, powtarzając, jak bardzo 

background image

jestem jej potrzebny i jak bardzo przypominam jej tatę? 
   

Czy to jest ta sama mama, która liczyła, że pomogę jej przetrwać z nami ten kryzys, 

i uważała, że jestem bardziej dojrzały niż reszta i może polegać na mnie jak na dorosłym? Ta 
sama, która podkreślała, że rozumiem ją jak nikt inny? 
   

Kim była ta kobieta, stojąca przede mną z zaciśniętymi pięściami i wściekłą miną? 

   

W pokoju panowała taka cisza, że słychać było skrzypienie belek i podłóg starego domu. 

A po nieznośnie długiej ciszy wyraz twarzy naszej mamy zaczął się zmieniać tak szybko, że 
znów osłupiałem. Jak gdyby zawładnął nią demon, a teraz wypędziła go z siebie. 
   

– Przepraszam, przepraszam! – zawołała. – Wybacz mi, błagam. Wybacz mi! 

   

Wyciągnęła ręce – teraz już miękkim, łagodnym gestem – zbliżyła się i objęła dłońmi 

moją twarz. Mamrotała nieskładnie, że nie powinienem już się jej obawiać i że groźba 
wychłostania nas była oczywiście głupia i niepotrzebna. Obsypała moją piekącą twarz gradem 
szybkich pocałunków; tuląc mnie, przyciągnęła mi głowę do swoich miękkich piersi, aż 
dotknąłem ich ustami, spijając ciepło i miłość, które zachowała w sercu. 
   

Gdy wreszcie mnie puściła, odstąpiłem krok w tył, ale za moment znów mnie pocałowała. 

Tym razem jednak w usta, tak jak wiele razy całowała tatę. Zaledwie musnęła moje wargi; ten 
pocałunek był błaganiem o wybaczenie. Odsunęła się ode mnie, łagodnym gestem odgarnęła mi 
z twarzy kosmyk włosów i uśmiechnęła się tym matczynym, kochającym uśmiechem, który tak 
dobrze znałem. 
   

– Czy wybaczysz mi? Wybaczysz, synku? 

   

– Tak, mamo – powiedziałem. – Wybaczam ci. 

   

Na jej twarzy rozkwitł szeroki, ekstatyczny uśmiech i sięgnęła po dłoń Cathy. Widziałem, 

że siostra trzęsie się ze strachu, przerażona atakiem furii mamy. Ona także widziała ją pierwszy 
raz w takim stanie. Spojrzała na mnie i rysy się jej ściągnęły – już nie ze strachu, lecz z gniewu. 
Dodałem jej otuchy spojrzeniem, ale nie była gotowa do ugody. Mama też to widziała. 
   

Zaczęła się tłumaczyć, że zareagowała tak gwałtownie, gdyż wszystko właśnie zaczęło się 

układać. To trafiło do Cathy. 
   

– Jak? – spytała z ożywieniem. – Powiedz, co się dzieje! 

   

– Nie teraz – rzekła mama. – Muszę iść. Spróbuję wpaść jutro i wszystko wam wyjaśnić. 

Wybacz mi, Christopherze – dorzuciła i ucałowała mnie przed wyjściem. Zanim znikła za 
drzwiami, powiedziała coś jeszcze, co było nie na miejscu i zabrzmiało głupio. – Wesołych 
świąt. 
   

Zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. 

   

Cathy odwróciła się ku mnie. 

   

– Przez chwilę myślałam, że nasza babka z piekła wstąpiła w jej ciało – powiedziała i jej 

spojrzenie powędrowało ku prezentom. Nagle ogarnęło mnie wrażenie, że to wszystko jest 
żałośnie niestosowne – choinka i prezenty w tym więzieniu, gdzie musimy pełnić role rodziców 
dla naszego młodszego rodzeństwa, rodzona babcia traktująca nas jak przestępczy pomiot 
i narzucająca nam absurdalne i bezlitosne zasady. 
   

– Wesołych świąt – życzyła mi szyderczo Cathy. 

   

– Ona nie chciała nas urazić, Cathy. Po prostu się przeraziła, kiedy mnie tutaj nie zastała. 

Pomyślała, że ktoś odkrył moją obecność i wszystko przepadło – tłumaczyłem. 
   

Cathy odwróciła się bez słowa, jakby język skamieniał jej w ustach, i cicho wsunęła się 

do łóżka obok Carrie. 
   

Rozebrałem się szybko i postanowiłem poleżeć przy niej przez chwilę. W milczeniu 

oparła głowę na mojej piersi, a ja otoczyłem ją ramieniem. 

   

 

background image

 
   

Ku mojemu zaskoczeniu Kane opuścił notes na kolana i popatrzył na mnie. Tak dobrze 

czytał i tak wczuł się w atmosferę pamiętnika, że naprawdę miałam wrażenie, jakbym była na 
tamtym poddaszu z Christopherem. Nie chciałam, żeby przerywał. Mieliśmy jeszcze sporo czasu. 
   

– Co jest? 

   

– Ta kanapa, na której siedzisz. 

   

– Nie rozumiem… 

   

– Jest rozkładana. 

   

– I co z tego? 

   

Wstał. 

   

– Zróbmy to – powiedział. Odruchowo wyprostowałam się na siedzeniu. – Odtwórzmy tę 

scenę – dodał, wyciągając ku mnie rękę. Pomógł mi wstać, a potem zdjął poduszki i rozłożył 
kanapę, wznosząc przy tym chmurę kurzu. Zaczęliśmy machać rękami, żeby ją rozgonić. – 
Powinniśmy tu trochę posprzątać. Oni sprzątali na swoim poddaszu. 
   

– Jasne, jakbym mało miała sprzątania w domu – mruknęłam. 

   

– Pomogę ci. – Rozejrzał się i podszedł do jednego z kufrów. Otworzył go i wyjął stary 

pled. – Na razie musi wystarczyć – powiedział, po czym nakrył nim kanapę i dodał poduszki. – 
Ta-daam! 
   

– Co robisz? 

   

– Jesteśmy Christopherem i Cathy, leżącymi na łóżku. – Sięgnął po pamiętnik. – Chodź – 

zachęcił i położył się na kocu. 
   

Przypomniałam sobie o moich wcześniejszych obawach, że zapędzimy się za daleko, jego 

pomysł mnie jednak zaintrygował. Posłuchałam i położyłam się obok. Kane usiadł na łóżku, 
ściągnął koszulkę, znów się położył i zapraszająco poklepał swoją pierś. Miałam oprzeć tam 
głowę, jak Cathy. Otworzył pamiętnik i otoczył mnie ramieniem, ale nie zaczął czytać. 
   

– Zaraz – powiedział. 

   

– Co? 

   

– Musisz jeszcze bardziej się wczuć, być Cathy. 

   

– Nie mam tu nocnej koszuli, Kane. 

   

Spojrzał na szafę z ubraniami mojej mamy. 

   

– Tam na pewno coś znajdziesz. 

   

Wciąż się wahałam. 

   

– Ja też jestem za bardzo ubrany. – Znów usiadł, żeby ściągnąć spodnie. 

   

Moje serce nagle przyspieszyło. Poczułam, jak w dole brzucha wzbiera ciepła fala 

podniecenia i rozlewa się pod skórą, wypełniając uda. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do 
szafy. Z prawej strony wisiały dwie koszule nocne. Wyjęłam jedną i zaczęłam się rozbierać. 
Kane, rozebrany do slipek, leżał i czekał, wpatrując się we mnie. Odwrócona do niego plecami, 
także rozebrałam się do majtek i założyłam koszulę. Wygładziłam ją na sobie i położyłam się 
obok Kane’a. Oparłam głowę na jego piersi, a on pieszczotliwie przeczesał mi palcami włosy 
i sięgnął po pamiętnik. 
   

Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości. 

   

Byliśmy na poddaszu Foxworth Hall. 

   

 

 
   

W ciszy, jaka zapadła pomiędzy nami, napawałem się ciepłem ciała siostry, którego nigdy 

wcześniej nie miałem okazji poczuć. Trudno wytłumaczyć, jak mogło do tego dojść – być może 
sprawiła to emocjonalna kolejka górska, na której pędziliśmy w nieznane – dość, że nie myślałem 

background image

teraz o Cathy jako siostrze. Teraz widziałem ją bardziej jako dziewczynę, młodziutką i lekko 
przerażoną, a jednocześnie pragnącą mojej bliskości i dotyku. Owładnęło mną podniecenie, 
którego się nie spodziewałem. 
   

Zacząłem paplać o wszystkim i o niczym; znów broniłem mamy, a potem stwierdziłem, 

że wszyscy się zmieniamy. Od razu się ożywiła i zapytała, jak ona się zmieniła w moich oczach. 
Miałem ochotę powiedzieć jej, że jest teraz znacznie bardziej dojrzała i jeszcze ładniejsza, ale coś 
mnie powstrzymywało. Po prostu bałem się mówić Cathy takie rzeczy. 
   

Zamiast tego zdałem jej relację z mojego sekretnego rekonesansu. Zabawa chyliła się 

ku końcowi i wielu balowiczów wyglądało na pijanych. Widziałem, jak pielęgniarka 
wyprowadza wózek z naszym dziadkiem. Po chwili zobaczyłem mamę wchodzącą po schodach 
z Winslowem, który koniecznie chciał zobaczyć jej niezwykłe łoże. Sprytny fortel wymyślił, 
żeby trafić do sypialni naszej mamy! Nie zamierzałem mówić Cathy więcej, lecz nalegała. 
Przyznałem więc, że całowali się na schodach i ten mężczyzna dotykał mamy. Wiedziałem, że to 
zirytuje Cathy, ale na pewno nie bardziej niż mnie w momencie, kiedy na nich patrzyłem. 
Bartholomew nalegał, by pokazała mu słynne łoże w kształcie łabędzia, które, jak wynikło 
z dalszej rozmowy, należało kiedyś do babci. Temat robił się coraz bardziej niebezpieczny, więc 
dla odmiany opisałem, jak zawędrowałem do galerii myśliwskiej, gdzie na ścianach wisiały 
niezliczone głowy zwierząt oraz wielki portret naszego dziadka, Malcolma Neala Foxwortha. 
Jednak Cathy ta część opowieści w ogóle nie interesowała. 
   

Znów się zawahałem, ale przecież obiecałem, że opowiem jej o wszystkim, i nie mogłem 

się wycofać, choć wiedziałem, że prawda ją zaboli. Opisałem więc amfiladę pokojów mamy, 
z łabędzim łożem na końcu, które zobaczyłem, kiedy otworzyła drzwi. Nie można było tego ująć 
inaczej – to była sypialnia godna księżniczki. 
   

Nasza mama żyła w luksusie, podczas gdy my dusiliśmy się w maleńkiej sypialni, 

a do wyboru mieliśmy zakurzone, zagracone, zatęchłe poddasze, gdzie ledwie dochodziło słońce. 
Zamknięci w tym więzieniu, z każdym dniem zbliżaliśmy się do siebie, aby szukać bliskości 
i nadziei w jedynych osobach w naszym wieku, jakie znaliśmy – w sobie nawzajem. Oficjalnie 
nie byliśmy sierotami, bo mieliśmy jeszcze mamę, ale coraz częściej tak się czuliśmy. 
   

Mrok chyba nigdy nie był bardziej mroczny, a cisza – tak przeraźliwa. Żyliśmy 

w świecie, w którym nawet płacz nie miał sensu. Kto by nas usłyszał? Otarł nasze łzy? Jak 
bardzo różniliśmy się od dzieci, które tu przyjechały! Przerażeni i nieszczęśliwi, ale pełni 
nadziei. Słowa mamy niosły piękne obietnice. Wierzyliśmy jej, a mieliśmy inne wyjście? 
Musieliśmy mieć powód, żeby trwać, dorastać i marzyć o lepszej przyszłości. 

   

 

 
   

Kane po raz kolejny przerwał i odwrócił się do mnie. 

   

– Gdybym to ja leżał z nią w tym łóżku, powiedziałbym: „Wygląda na to, że mamy tylko 

siebie, Cathy”. 
   

– Rzeczywiście, teraz jasne jest, że matka ich okłamywała, gdy narzekała na swoje 

ciężkie życie i ciągle prosiła o cierpliwość. 
   

– Christopher już wie więcej, ale wciąż jej wybacza. W tym domowym więzieniu musiał 

czuć się strasznie samotny, a potrzeba wsparcia mamy była przemożna, nawet matki wyrodnej. 
Pomyśl o maluchach! 
   

– Tak. – Łzy napłynęły mi do oczu. Kane pochylił się ku mnie i zaczął je delikatnie 

scałowywać. Czułam jego wargi na rzęsach jak wilgotne, miękkie chusteczki. Potem obsypał 
drobnymi pocałunkami policzki, jak gdyby szukał drogi do moich ust. Nie miałam w tych 
sprawach dużego doświadczenia, ale czułam, że Kane jest mistrzem pocałunku. Dopadł moich 

background image

warg i przydusił je swoimi tak mocno, że jeszcze długo po tym, jak je uwolnił, czułam słodkie 
mrowienie. 
   

– Teraz łatwo zrozumieć, dlaczego bardziej zbliżali się do siebie – potrzebowali coraz 

więcej pocieszenia i miłości – wyszeptał z ustami przy moim uchu, muskając wargami puszek na 
policzku. Jedną ręką pieścił moje piersi przez cienki materiał, a drugą wsunął pod maminą 
koszulę i zadarł ją szybkim, choć delikatnym ruchem, po czym odwrócił mnie ku sobie 
i przygarnął, a potem zaczął całować długo i namiętnie, burząc ostatni bastion mojego oporu. 
   

Kiedy się cofnął, to ja zaczęłam szukać jego ust i znów się pocałowaliśmy. Nagle 

zesztywniałam, bo poczułam dłoń Kane’a na nagiej skórze piersi, pod koszulą. Drażnił palcem 
sutek, sunął ustami po mojej szyi i owiewał ją ciepłym oddechem. Byłam zaskoczona swoją 
gwałtowną, lękliwą reakcją. Wtem poczułam, że zsuwam się po niebezpiecznej równi pochyłej, 
o której mówiła moja ciocia Barbara, która na prośbę taty uświadomiła mnie w tych sprawach. 
   

– Nie bój się – szepnął Kane. Pocałował mnie w czoło i znów próbował zająć się czule 

moimi sutkami, lecz ja się usunęłam. 
   

– Oni tego nie robili – upomniałam go. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Dobrze, dobrze, przeniesiemy się z tym na dół. Na dzisiaj wystarczy lektury – 

powiedział i wstał. Rzucił mi pytające spojrzenie, by się upewnić, czy zgadzam się z jego 
decyzją. Płomienie, które we mnie rozpalił, ciągle jeszcze migotały i nie zgasły. Tak wiele miejsc 
na moim ciele wciąż łaknęło pieszczoty. Czułam się, jak gdybym za długo siedziała na słońcu. 
Skóra mnie piekła. 
   

Kiwnęłam głową i również wstałam. Kane ubrał się szybko i zaczął składać kanapę. Ja też 

się ubrałam i odwiesiłam do szafy koszulę mamy. Potem zamknęłam okna i opuściliśmy 
poddasze, rzuciwszy ostatnie, kontrolne spojrzenie, czy wszystko jest na swoim miejscu. Kane 
miał minę kogoś, kto przebywał tam całe lata i wreszcie może opuścić to miejsce. 
   

Wziął mnie za rękę. Namiętność, która nas połączyła, trwała na moich wargach niczym 

posmak słodkiego miodu, który tak łapczywie spijałam. Moje ciało było rozkosznie rozedrgane 
i w obojgu wciąż płonął żar, który roznieciliśmy pieszczotami. Żadne nie wyrzekło słowa. 
Spieszyliśmy do mojej sypialni i byłam już prawie pewna, że zaraz uczynię ten krok i – jak 
mówiły moje przyjaciółki – „przekroczę Rio Grande”. 
   

Już prawie tam byliśmy, kiedy usłyszałam, jak otwierają się drzwi wejściowe. 

Zamarliśmy na moment, a potem jednym susem wpadliśmy do sypialni. 
   

– Czy ktoś jeszcze ma klucz do domu? – zapytał Kane ściszonym głosem. 

   

– Nie. To na pewno mój tata. – Jednym ruchem wsunęłam pamiętnik pod poduszkę 

i rozłożyłam się na łóżku z otwartym podręcznikiem historii, udając, że czytam. 
   

Kane z kwaśną miną wyjął swoje książki z plecaka i położył na moim biurku test 

z matematyki. 
   

– Jeśli chcesz szybko zniszczyć romantyczny nastrój, weź się za matmę – mruknął. 

   

Słyszeliśmy kroki taty po schodach. Nerwowo przygładziłam włosy i strój, zanim 

zapukał. 
   

– Hej! – zawołałam i wszedł. 

   

Obrzucił nas badawczym spojrzeniem. Kane uniósł głowę, jakby nie usłyszał go 

wcześniej, zatopiony w zadaniach z algebry. 
   

– Jeśli tak dalej pójdzie, razem wygłosicie przemówienie na koniec szkoły – zażartował 

tata. 
   

Z wyrazu jego oczu i sposobu, w jaki niedostrzegalnie zacisnął wargi, domyśliłam się, że 

nie wierzy w ten obrazek. Zapewne prezentowaliśmy się zbyt idealnie i niewinnie, a może 

background image

zdradziły nas rumieńce, które jeszcze nie zbladły. Nie mieliśmy czasu, żeby przemyć twarze 
zimną wodą. Nie miałam jednak wrażenia, że tata jest na mnie zły – był tylko zatroskany, może 
bardziej niż zwykle. 
   

Nie dał się oszukać, a ja mimo woli zaczęłam się zastanawiać, skąd nastolatki czerpią 

pewność, że potrafią zwieść rodziców. Tata mi się nie zwierzał, ale było dla mnie oczywiste, że 
w młodości bywał w podobnych sytuacjach. A przecież powszechnie wiadomo, że dzisiejsze 
nastolatki są bardziej aktywne seksualnie niż kiedyś ich rodzice. Ósmoklasistki zachodzą 
w ciążę, a sprawa dziewictwa została kompletnie postawiona na głowie. Kiedyś dziewczyna 
dumnie niosła swoją niewinność, niczym sztandar, zachowując dziewictwo dla mężczyzny, 
którego pokocha i który pokocha ją – a teraz dziewictwo jest uważane za balast czy jakąś 
wstydliwą przypadłość. 
   

Mój tata ciężko pracował. Zrezygnował z życia towarzyskiego, w przeciwieństwie do 

większości rodziców, co jednak nie znaczy, że nie znał życiowych realiów. Po prostu z jednej 
strony mi ufał, bo wierzył, że nie narobię głupstw, a z drugiej strony martwił się o mnie, 
zwłaszcza teraz, kiedy zaczęłam chodzić z chłopakiem tak wyzwolonym i uprzywilejowanym jak 
Kane Hill. 
   

– Witam, panie Masterwood – powiedział Kane. – Proszę się nie martwić, na razie Kristin 

wyprzedza mnie o parę długości. Potrzebuję teleskopu, żeby zobaczyć jej stopnie. 
   

Tata się uśmiechnął. 

   

– To do niej podobne. 

   

– Co się stało, że dzisiaj wróciłeś tak wcześnie? – zagadnęłam. – Mówiłeś, że przez cały 

tydzień będziesz miał robotę do samego wieczora. 
   

– Muszę się przebrać. Zostałem zaproszony na kolację do Spencer’s. 

   

– Spencer’s? Dobry adres – zauważył Kane. – Mój ojciec umawia się tam na 

finalizowanie kontraktów. 
   

Tata kiwnął głową. 

   

– Kto cię zaprosił? – spytałam. 

   

– Pan Johnson. Chce, bym kogoś poznał – dodał. Wyczułam, że jest taki lakoniczny ze 

względu na Kane’a. 
   

– Twój niebieski garnitur był miesiąc temu w pralni – poinformowałam. – Wisi w szafie 

po prawej stronie. 
   

– Właśnie o nim myślałem. Świetnie. 

   

– Załóż do niego tę jasnoniebieską koszulę z krawatem, którą dostałeś ode mnie na 

Gwiazdkę – dodałam, kiedy wychodził. 
   

Zerknął na Kane’a, lekko zawstydzony, ale posłusznie kiwnął głową i wyszedł, cicho 

zamykając za sobą drzwi. 
   

Rozśmieszył mnie wyraz twarzy Kane’a. 

   

– O co ci chodzi? – spytałam. 

   

Pokręcił głową. 

   

– Ty naprawdę o niego dbasz! 

   

– Dbamy o siebie nawzajem, Kane. 

   

Na moment spoważniał, a potem znów pochylił się nad matmą. 

   

– Powiedz mi, kiedy będziesz głodna, dobra? – poprosił. – Zamówię coś. 

   

– Mogę coś szybko upichcić tutaj, tylko nie zapomnij zadzwonić, że będziesz później – 

przypomniałam. – Odrabiaj grzecznie lekcje, niedługo wrócę – powiedziałam i zeszłam do 
kuchni sprawdzić, co się nadaje na kolację. Moim popisowym daniem była pasta z oliwą, serem 
i bakłażanami. Na szczęście znalazłam wszystkie składniki, więc zabrałam się do roboty. 

background image

   

Dwadzieścia minut później usłyszałam kroki na schodach, a po chwili w drzwiach 

kuchennych stanął tata. 
   

– No i jak? – zapytał niepewnie, jak chłopczyk czekający na aprobatę mamy. 

   

– Wyglądasz świetnie, tato. – Podeszłam do niego, odgarnęłam mu z twarzy kosmyk 

włosów i czule cmoknęłam go w policzek. 
   

– Czuję się trochę niezręcznie w garniturze i krawacie, zwłaszcza po całym dniu na 

budowie. – Zerknął na schody. – Widzę, że zostaje na kolację – dodał, obserwując moje 
przygotowania. 
   

– Tak. Przygotuję pastę i sałatkę. Do tego odmrożę włoski chleb, który odkryłam 

w zamrażarce. Powinno wystarczyć. 
   

– Na pewno będziesz miała lepszy posiłek ode mnie. Nie lubię służbowych kolacji. Kiedy 

wyczekuje się na przerwę w jedzeniu, piciu i towarzyskiej paplaninie, aby powiedzieć coś 
konkretnego. 
   

– Widzę, że ty i wujek Tommy macie kompletnie inne podejście do interesów. On 

twierdzi, że im lepszy kontrakt, tym lepsza restauracja, albo odwrotnie, nie pamiętam dokładnie. 
   

– Tommy jest rozpuszczony przez Hollywood. 

   

– Dobra, powiedz, kto będzie na tej kolacji? – zapytałam i wstrzymałam oddech 

w oczekiwaniu na odpowiedź. 
   

– Ktoś, kto przyleciał specjalnie na to spotkanie. Sam nie wiem, kogo i czego mam 

oczekiwać. 
   

– Nie znasz jego nazwiska? 

   

– Nie. Powiedziano mi tylko, że jest głównym udziałowcem w spółce, która kupiła 

posiadłość. Zaczynam podejrzewać, że chodzi tu o jakieś kombinacje z uniknięciem podatku, bo 
cały ten interes jest zbyt korzystny, żeby był prawdziwy. Ale nie musisz się martwić. W końcu 
się okaże, o co chodzi. 
   

– „Wyjdzie w praniu”, jak mówisz? 

   

– Mam nadzieję, że nie w praniu brudnych pieniędzy – zażartował. – Życzę smacznego – 

dodał. Pocałował mnie szybko i wyszedł. 
   

Wyglądał naprawdę korzystnie, bardziej przystojnie niż kiedykolwiek, ale nawet bez 

doświadczenia dojrzałej kobiety wyczuwałam, że brakuje mu czegoś bardzo istotnego. 
Mianowicie luzu i radości życia, którymi emanują szczęśliwi mężczyźni. Za długo nosił w sobie 
rozpacz i tęsknotę. Nie chciały zniknąć i w zakamarkach jego duszy czaił się mrok. Dlatego, jeśli 
nawet coś go cieszyło, trzymał emocje na wodzy, spętany wiecznym poczuciem winy. Nie śmiał 
być szczęśliwy bez niej. Czasem coś go ożywiało i jego twarz już zaczynała promienieć, lecz 
nagle wracało poczucie straty i świadomość, że mama nie podzieli z nim tej radości. Każdy 
śmiech, każda miła chwila nieuchronnie rodziły łzy. Jak gdyby zasypiał i budził się, 
przepraszając, że ciągle żyje, zamiast dołączyć do niej w grobie. 
   

Wiedziałam o tym i serce mi się ściskało. Narastało we mnie poczucie winy z powodu 

Kane’a i tego, co z nim robiłam. Nigdy nie miałam równie poważnych tajemnic przed tatą. Jak 
kiedyś mu to wytłumaczę? Obawiałam się, że znienawidzę za to siebie, ale i Kane’a – że 
zachęcał mnie do zakazanego procederu, który tak go ekscytował. Czy mam powiedzieć mu 
szczerze, co czuję, i zakończyć seanse na poddaszu? A jeśli już zaszliśmy za daleko? Jak to 
wpłynie na naszą znajomość? Kane zdążył mi wyznać swój najgłębszy sekret, o którym dotąd nie 
mówił nikomu, nawet najbliższym. 
   

Szykowałam kolację, a niewesołe myśli kłuły mi serce jak szpilki. Kroiłam cebulę na 

sałatkę, ale łzy, które ciekły mi ciurkiem, miały inną przyczynę. Usiłowałam jakoś się pozbierać, 
kiedy usłyszałam kroki Kane’a na schodach. 

background image

   

– Nie przyszłaś – powiedział z pretensją. 

   

– Zajęłam się szykowaniem kolacji. Jestem głodna, a ty? 

   

– Bardzo. – Uśmiechnął się znacząco i odpowiedziałam mu uśmiechem. – Nagrałem się 

mamie na pocztę głosową i wysłałem esemesa do Marthy, naszej gospodyni. A twój staruszek 
pojechał? 
   

– Tak. Nienawidzi biznesowych kolacji. 

   

– Mój ojciec ma biznesowe śniadania, lunche i kolacje. Raz miał nawet biznesowego 

sylwestra – dodał. 
   

– Żartujesz? 

   

– Skądże. Zaprosił wszystkich szefów koncernów samochodowych oraz ich żony do 

naszego domu i do wybicia północy rozmawiali wyłącznie o interesach. Miałem wtedy tylko 
jedenaście lat, ale doskonale to pamiętam, bo razem z siostrą szpiegowaliśmy ich po północy, tak 
jak Christopher i Cathy podpatrywali bal swoich dziadków. W końcu znudzeni wróciliśmy do 
pokojów. Myślałem wtedy, że skoro tak bawią się dorośli, to ja wolę pozostać dzieckiem. 
   

– I pozostałeś. 

   

Zachichotał. 

   

– Tym razem ja nakryję do stołu – zdecydował. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Hej, 

nie jestem zepsutym bachorem. Może zblazowany ze mnie gość, ale nie zepsuty. Miałem ze dwa 
lata, kiedy mama zaczęła mnie uczyć, jak rozkładać sztućce, zwijać serwetki oraz ustawiać 
kieliszki i wino. 
   

– Chyba jednak więcej niż dwa lata. 

   

– No dobra, ale byłem mały. Kształcili mnie na księcia, rozumiesz? – dodał ze śmiechem. 

   

Pokazałam mu, skąd ma wyjąć zastawę, i poszedł nakryć do stołu. Ja zostałam przy 

kuchni. Od czasu do czasu zerkaliśmy na siebie, przypominając sobie namiętność, której 
doświadczyliśmy na poddaszu, ale nic nie mówiliśmy. 
   

– Dzisiaj muszę już naprawdę przyłożyć się do lekcji – oznajmiłam, kiedy sprzątaliśmy 

po jedzeniu. – Jutro mamy testy z historii i z anglika. 
   

– Dobrze, ale nie wyrzucaj mnie. Obiecuję, że będę trzymał ręce przy sobie – powiedział 

Kane. – Ja też mam jeszcze trochę roboty. 
   

– Odnoszę wrażenie, że nie spieszy ci się do domu… nigdy. 

   

– Nic dziwnego, twoje towarzystwo jest ciekawsze. 

   

Wróciliśmy do mojego pokoju i zabraliśmy się do lekcji. Tuż przed dziewiątą Kane 

schował książki i oświadczył, że znacznie się przy mnie podciągnął, ale więcej nie wytrzyma 
tego wkuwania. Roześmialiśmy się i pozwoliłam mu na pocałunek. Wiedział, że dalej nie może 
się posunąć. Tata mógł wrócić lada chwila. 
   

– Jadę do domu – powiedział Kane. – Czekam na ciebie rano. 

   

– Wreszcie zapomnę, jak się prowadzi. 

   

– Zatem pozwól, by pamiętnik był w moim domu… 

   

– Nie – ucięłam stanowczo. 

   

Kane ze śmiechem uniósł ręce w geście kapitulacji i tyłem wycofał się do drzwi. 

   

– Nie strzelaj, już sobie idę. Zaraz mnie nie będzie. – Posłał mi całusa i znikł. 

   

Podeszłam do okna i obserwowałam, jak odjeżdża. Po minucie nadjechał tata. Od razu 

ruszył na górę. Kroki miał ciężkie i wiedziałam, że jest bardzo zmęczony. Wyszłam na korytarz, 
aby go powitać. 
   

– Cześć. Jak kolacja? 

   

– W porządku, tylko stek był za bardzo wysmażony jak dla mnie. 

   

– Nie pytałam o jedzenie, tato. 

background image

   

Zatrzymał się i patrzył na mnie. 

   

– Pamiętasz metaforę o obieraniu cebuli? 

   

– Tak. 

   

– Próba dowiedzenia się, kto stoi za budową nowego domu na fundamentach Foxworth 

Hall, przypomina właśnie obieranie cebuli. 
   

Myślałam, że zakończy rozmowę, ale to była tylko długa pauza, jakby musiał 

uporządkować myśli. Czekałam cierpliwie. 
   

– Facet, którego dzisiaj poznałem, nie jest osobą, która stoi za całym przedsięwzięciem. 

Arthur Johnson stanowi tylko jedną warstwę cebuli, a jego dzisiejszy gość – drugą. Bóg jeden 
wie, ile jeszcze jest tych warstw. 
   

– A kto to? 

   

– Doktor Martin West. 

   

Wyraźnie czekał na moją reakcję, czy nie skojarzę tego nazwiska z pamiętnikiem. 

Pokręciłam głową. 
   

– Jaką ma specjalizację? 

   

– Jest psychiatrą. 

   

Znów czekał na moją reakcję, ale i tym razem zaprzeczyłam. 

   

– Skąd on się wziął? – dopytywałam. 

   

– Nie spowiadał mi się, ale jestem pewien, że pracował w klinice, w której po pożarze 

umieszczono Corrine Foxworth. 
   

– Corrine była jego pacjentką? 

   

– Tak. Moim zdaniem to stąd Arthur Johnson i jego żona wiedzą tyle o wnętrzach starego 

Foxworth Hall. Doktor West nasłuchał się opowieści Corrine w czasie terapii, którą z nią 
prowadził. Rozumiesz, pacjentka na kozetce, słowotok, te sprawy. 
   

– Arthur Johnson jest zatrudniony przez tego psychiatrę? 

   

– Niezupełnie. W każdym razie nie ma o tym wzmianki w oficjalnych dokumentach. 

Właściciele i udziałowcy funduszu nie zostali ujawnieni. 
   

– Ale doktor jest bogatym człowiekiem? 

   

– Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że reprezentuje kogoś innego, mianowicie głównego 

inwestora w funduszu hedgingowym Johnsona. Tyle tylko mogę ci powiedzieć. Głowa mnie 
rozbolała od tej piętrowej intrygi. Idę spać. 
   

– Denerwujesz się tym? – spytałam szybko. 

   

– Czy się denerwuję? – Zastanawiał się przez chwilę. – Nie wiem, czy to właściwe słowo. 

Jestem raczej… skołowany, ale zamierzam skoncentrować się na robocie i dać sobie spokój 
z dywagacjami. Ach, byłbym zapomniał, pani Osterhouse odbierze indyka, którego zamówiłem. 
Dałem jej listę produktów, których potrzebuję. Kiedy zaczynasz ferie? 
   

– W następną środę. Zawsze sami odbieraliśmy indyka i robiliśmy zakupy. 

   

– Wiem, ale ona koniecznie chciała wyświadczyć mi przysługę. Czasami uprzejmość 

polega na tym, że pozwalamy komuś pomóc sobie. Może to brzmi bezsensownie, ale tak jest. 
Może resztę zakupów świątecznych zrobimy w niedzielę, z zakupami na cały tydzień? 
   

– Okay, rozumiem. – Darowałam sobie uwagę, że usłużność pani Osterhouse wynika 

z pragnienia, aby stać się członkiem naszej rodziny. Jednak tata, jak wiele razy przedtem, dobrze 
wiedział, co myślę. I nie komentował. 
   

– W takim razie ustalone. – Już miał odejść, ale się zatrzymał. – A jak wasza kolacja? 

   

– Pyszna – powiedziałam i wreszcie się uśmiechnął. 

   

– Z pewnością. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. A teraz czas spać. Dobrej nocy. 

   

Patrzyłam, jak idzie do swojego pokoju, i zrobiło mi się smutno, bo miałam wrażenie, że 

background image

nagle się postarzał; ramiona mu opadły, zmęczone dźwiganiem brzemienia smutku po śmierci 
mamy i troski o to, co powinien i co jest w stanie zrobić dla mnie. 

   

 

 
   

Zatroskanie taty uświadomiło mi, że mam ważny powód, aby czytać pamiętnik 

Christophera – może znajdę w nim odpowiedzi na jego pytania. Kto pragnął wybudować wielki 
dom na fundamentach Foxworth Hall i dlaczego? Może jakieś tropy są w pamiętniku? 
Oczywiście nie zamierzałam mówić o tym Kane’owi. Na razie nie miałam pojęcia, o co w tym 
wszystkim chodzi i czy istnieje jakieś powiązanie z dziećmi Dollangangerów. Poza tym nie 
chciałam rozmawiać o tym w szkole. 
   

Niepotrzebnie się obawiałam, bo nazajutrz w szkole przyjaciółki paplały wyłącznie 

o zbliżającej się imprezie u Tiny Kennedy. Kane wiedział, że strasznie nie chcę tam iść. Niemniej 
z uciechą droczył się z nimi, twierdząc, że wciąż nie podjęliśmy decyzji. 
   

– Jest sporo lekcji do zrobienia. 

   

– Lekcje? Co ty gadasz? – zirytowała się Tina. 

   

Kane zerknął na mnie, a potem uśmiechnął się do niej, wzruszył ramionami i odeszliśmy, 

zostawiwszy biedaczkę z rozdziawionymi ustami. 
   

– Po co się z nią drażnisz, Kane? Nie wiesz, że w dziewczynach takich jak Tina każde 

twoje spojrzenie rozpala iskierkę nadziei? 
   

– Przecież wcale się z nią nie drażnię, mówię prawdę, nie słyszysz? Naprawdę mamy 

mnóstwo zadane. Najpierw odrobimy lekcje, a potem pójdziemy na poddasze. 
   

– Dopiero wtedy, kiedy tata wyjdzie – przypomniałam. – Z drugiej strony, jeśli za 

każdym razem będzie nas zastawał w moim pokoju, wreszcie nabierze podejrzeń. 
   

Kane spojrzał na mnie dziwnie spod zmrużonych powiek, lekko przechylając głowę. 

   

– Rozumiem, że nie przesadzasz, kiedy nazywasz go zagorzałym wrogiem pamiętnika? – 

zagadnął. 
   

– Skądże. Tata jasno wyraził swoje stanowisko. 

   

Kane nadal miał sceptyczną minę, co mnie zirytowało. Przez resztę dnia byłam wkurzona, 

na niego i nie tylko. Do przyjaciółek nie chciało mi się podchodzić. Nie miałam nic pochlebnego 
do powiedzenia na temat nowej szminki Suzette, podkreślającej jej seksowne usteczka. Tak je 
nazywała, od kiedy kumpel jej starszego brata, licealisty, skomplementował ją w ten sposób – 
prawie cały tydzień wachlowała się potem rzęsami z przejęcia. 
   

Nie tylko Suzette ignorowałam. Kyra paradowała ze złotym „zegarkiem gwiazd” na 

czarnym, nabijanym ćwiekami pasku, owiniętym parę razy na przegubie. W tym roku jej 
urodziny przypadały w Dniu Dziękczynienia, więc jej tatuś się postarał, aby prezent był 
wyjątkowy. Praktycznie mogłaby takie cuda dostawać co tydzień, nawet kilka naraz. Każda z nas 
marzyła o czymś takim, więc powinnam wykrzesać z siebie choć minimum zainteresowania. Ale 
mi się nie chciało. 
   

Miewałam takie momenty, jeszcze zanim Kane zaproponował wspólne czytanie 

pamiętnika. Bez wyraźnego powodu nagle zaczynałam stronić od przyjaciółek. Na szczęście 
moje humory szybko mijały. Były jak obłoczki czarnego dymu zaraz po zapaleniu zapałki, które 
od razu się rozwiewają. Kane zawsze przeciągał mnie na jasną stronę życia swoimi żarcikami 
i tym zaraźliwym uśmiechem, któremu nie sposób się oprzeć. 
   

Zdawał sobie sprawę, że zdenerwowałam się jego sugestią, iż demonizuję niechęć mojego 

taty wobec dziennika. Przeprosił mnie w czasie lunchu, łamiąc przy tym zasadę, że o pamiętniku 
rozmawiamy tylko na poddaszu, a już nigdy poza moim domem. 
   

– Opowieść Chrisa jest smutna, czasem dramatyczna i brutalna, ale jeśli porównać ją 

background image

z innymi prawdziwymi historiami o ludziach zamkniętych w jednym miejscu przez lata, widać, 
że nie ma w niej czarnej magii ani tego typu rzeczy. I wyłącznie to miałem na myśli. 
   

– Jeszcze nie dotarliśmy do końca, Kane. Może zmienisz zdanie. 

   

Kiwnął głową. 

   

– Niewykluczone. W każdym razie mamy ważny powód, aby kontynuować nasze dzieło: 

w ten sposób wspieramy się nawzajem. 
   

– Wspieramy? 

   

– Tak jak Christopher i Cathy – wyjaśnił. – Niemiłe rzeczy, które cię spotykają, są 

znacznie bardziej niemiłe, kiedy zmagasz się z nimi sama. Kiedy dzieje się coś przykrego, 
potrzebujemy wsparcia drugiego człowieka. Potrzebujemy empatii i współczucia, by poradzić 
sobie z problemem. 
   

– Rzeczywiście, im nie pomógł nikt. Nawet mama – przyznałam. 

   

– No właśnie. 

   

– Macie takie miny, jakbyście stracili najlepszych przyjaciół. – Przy naszym stoliku 

wyrosła nagle Serena Mota. 
   

Kane zerknął na mnie. 

   

– Jesteśmy zdołowani, bo nie damy rady zaliczyć imprezy u panny Tiny Kennedy w ten 

weekend. 
   

Serena oniemiała na moment, a potem wzruszyła ramionami. 

   

– Mnie też się chyba nie uda. 

   

Kiedy odeszła, spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać, ale zapamiętaliśmy 

nauczkę. Patrząc sobie w oczy, wyrecytowaliśmy chórem: „Nie mówić o pamiętniku w szkole!”. 
   

Bałam się, że nasze rutynowe już ostatnio działanie – pospieszne opuszczanie szkoły, 

połączone z unikaniem rozmówek z przyjaciółkami, specjalnie opóźniającymi odjazd, nasili 
plotki i dociekania, jak spędzamy popołudnia. Kane oczywiście się tym nie przejmował 
i z uśmiechem wzruszał ramionami, gdy o tym wspominałam. 
   

Nie minęło wiele czasu, a zaczęły do mnie wydzwaniać. Wiedziałam, że są na mnie 

wkurzone i pewnie pomstują, że zadzieram nosa, bo chodzę z Kane’em. 
   

Zauważyłam, że tym razem zachowanie Kane’a uległo zmianie. Jak zwykle wyjął 

podręczniki i położył je na biurku w moim pokoju, abyśmy w razie powrotu taty mogli udawać 
parę kujonów. Zaoferowałam, że upichcę nam coś z resztek w lodówce, myśląc w tym momencie 
o Dollangangerach, którzy musieli się żywić resztkami świątecznych zapasów. Zajęłam się 
gotowaniem, a Kane zaproponował, że pójdzie na poddasze i zaaranżuje wszystko, jak trzeba. 
Czułam, że to mądre z mojej strony, ale nie chciałam mu oddać pamiętnika, bo bałam się, że 
zacznie sam. Wyśmiałam w duchu te śmieszne obawy. Przecież już czytał dziennik sam w moim 
pokoju, prawda? Zupełnie jakbym mianowała siebie Strażniczką Księgi albo natchnioną kapłanką 
rodem z filmów science fiction. Kane, jak gdyby czytał mi w myślach, zaraz zapewnił, abym nie 
zapomniała pamiętnika, kiedy będę szła na górę. I pognał na poddasze. 
   

Położyłam na tacy krakersy, szklanki i lemoniadę, po drodze zabrałam pamiętnik 

i ruszyłam na górę. Na schodach słyszałam, jak przesuwa meble. Przystanęłam i nasłuchiwałam. 
Corrine przyniosła dzieciom telewizor. Na poddaszu bawili się i grali w różne gry. Bliźniaki były 
małe, ale ich ciągłe marudzenie i w ogóle odgłosy wydawane przez czwórkę dzieci musiały być 
słyszalne dla kogoś, na przykład dla służby, kręcącej się w dole. Czy babcia wmówiła im, że na 
poddaszu harcują szczury, myszy albo szopy? Teoria Kane’a, który twierdził, że o mieszkańcach 
poddasza jednak wiedziało trochę ludzi, choć co innego wmawiały dzieciom Corrine i babcia, 
wydała mi się teraz całkiem prawdopodobna. Mogło to nawet mieć coś wspólnego z tajemnicą, 
o której mówił tata. 

background image

   

Ruszyłam dalej, ostrożnie pokonując stopnie, żeby nic nie zsunęło się z tacy. Kane 

zostawił otwarte drzwi. Zamarłam w progu. Kane rozłożył kanapę i posłał ją, ale nie to mnie 
zaskoczyło. Chodziło o rzecz, którą założył i zapewne przemycił tutaj w torbie z książkami. 
   

Na głowie miał perukę o jasnych, płowych włosach w kolorze podobnym do mojego. 

Gapiłam się na niego bez słowa i dziwny dreszcz rozchodził mi się w ciele. 
   

– Powiedz coś – poprosił. – Fajna jest, nie? Parę razy wyciągnąłem włosy z twojej 

szczotki, złożyłem je w kosmyk i pokazałem perukarzowi. Ta peruka została zrobiona na 
zamówienie. Oceniłem, że Christopher powinien mieć dość długie włosy, i tak właśnie je czesał. 
– Rozwodził się dalej na temat peruki, gdyż moje milczenie i spojrzenie wprawiały go 
w nerwowość. – Mam inny kolor oczu, ale to szczegół. Zresztą, może sprawię sobie szkła 
kontaktowe. Więc jak? Łatwiej ci teraz ich sobie wyobrazić? 
   

– Owszem. Wybacz, ale przeżyłam lekki szok na twój widok. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Myślałaś, że masz przed sobą Christophera? 

   

– Nie, bez przesady. – Odłożyłam tacę na stoliczek. – Po prostu mnie zaskoczyłeś. 

   

Skinął głową i sięgnął po krakersy. 

   

– Jestem trochę głodny – przyznał z uśmiechem. 

   

Spojrzałam na łóżko. 

   

– Czemu posłałeś? 

   

– Bo wczoraj, zanim zamknąłem pamiętnik, zerknąłem na następną stronę. Zobaczysz. – 

Nalał sobie lemoniady i zjadł kolejnego krakersa z serem. Ja również wzięłam jednego i usiadłam 
na łóżku. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie z Kane’em. Potrząsnęłam głową. 
   

– O co chodzi? – spytał. 

   

– Ta peruka. Całkiem zmienia twój wygląd. 

   

– I o to chodzi. Aktorzy nie chcą, by publiczność oglądała ich, lecz postacie, które grają. 

Zaczynamy, dobrze? – Wypił jeszcze parę łyków lemoniady i otworzył notes w miejscu, gdzie 
wczoraj skończyliśmy. Siedziałam na łóżku, a Kane czytał, chodząc po poddaszu. Minęło kilka 
minut, zanim przywykłam do jego jasnych włosów. 

   

 

 
   

W styczniu, lutym i marcu rzadko wchodziliśmy na poddasze. Zrobiło się zimno 

i w niektóre dni para uchodziła nam z ust. Bliźniaki były smutne i osowiałe, a kiedy 
próbowaliśmy je zachęcić do zabawy na poddaszu, posępniały jeszcze bardziej. Nie pozostało 
nam więc nic innego, jak spędzać całe dnie w naszym klaustrofobicznym pokoju. Stłoczeni na 
łóżku i wtuleni w siebie, godzinami gapiliśmy się w telewizor. Teraz zrozumiałem, dlaczego 
ludzie w innych krajach tak lubią amerykańską telewizję – mogą się z niej nauczyć angielskiego 
i wielu innych rzeczy. I dla nas ten mały telewizorek, który przyniosła nam mama, stał się 
przysłowiowym oknem na świat. Służył też do nauki, gdyż bliźniaki, a nawet Cathy, zadawali 
różne pytania na temat oglądanych programów, a ja starałem się odpowiadać. 

   

 

 
   

Kane przerwał, wziął notes i ułożył się wygodnie na łóżku obok mnie z tak zadowoloną 

miną, że omal nie parsknęłam śmiechem. 
   

– Król życia – skomentowałam. 

   

Posłał mi buziaka, a ja ze śmiechem dałam mu kuksańca. Ułożyłam się z głową na jego 

piersi i Kane podjął lekturę – ciszej niż poprzednio, jego głos przechodził w intymny szept. 

   

 

background image

 
   

W sposób nieunikniony Cathy dojrzewała na moich oczach. W tym wieku dziewczęta 

rozwijają się w przyspieszonym tempie. Spodziewałem się tego. Widziałem też, że siostra źle się 
z tym czuje. Raz przyłapałem ją na wyrywaniu sobie pierwszych włosów łonowych. Widziałem, 
jak badawczo dotyka pączkujących piersi. Mój proces dojrzewania również wkroczył 
w decydującą fazę. Kiedy Cathy zobaczyła na prześcieradle zmazy nocne, uznała, że zsiusiałem 
się w łóżko, i chciała poskarżyć się mamie. Było jasne, że nadszedł czas, aby ktoś zaczął ją 
uświadamiać, zanim dojrzewanie osiągnie punkt kulminacyjny. Pewnego dnia, kiedy mama miała 
już wyjść, złapałem ją za rękę. 
   

– Porozmawiaj z Cathy, mamo – szepnąłem. – Wiesz… o menstruacji. 

   

Przez moment myślałem, że mama nie zna tego słowa, ale chyba po prostu ją 

zaskoczyłem. Wreszcie pojęła i obiecała mi, że się tym zajmie. W zasadzie powinienem zabrać 
bliźniaki na poddasze i zostawić je obie w pokoju, żeby mogły swobodnie porozmawiać. 
Zastanawiałem się, czy mamie przyszłoby do głowy, że Cathy wchodzi w wiek dojrzewania, 
gdybym jej o tym nie powiedział. Może, jak wielu rodziców, liczyła na to, że dzieci w cudowny 
sposób uświadomią się same i oszczędzą jej kłopotliwego obowiązku? Niestety, nie chodziliśmy 
do szkoły, gdzie takie informacje przekazywano na lekcjach. 
   

Mama, zgodnie z obietnicą, odbyła rozmowę z Cathy. Kiedy wróciłem, uznałem, że 

wszystko poszło dobrze. Mama była ze mnie dumna, że tak czujnie zareagowałem. Poczułem się 
zakłopotany, bo obsypała mnie gradem czułych pocałunków. Kątem oka dostrzegłem, że 
bliźniaki patrzą na nas z zazdrością, więc próbowałem skłonić mamę, by je też utuliła, ale ona 
szeptała tylko z uśmiechem: „Mój mały doktor. Menstruacja…”. Wreszcie wyszła, nie przestając 
się śmiać. Gdy spojrzałem na Cathy, w oczach miała wściekłość; uświadomiłem sobie, że wcale 
nie jest zachwycona zmianami, jakie zachodzą w jej ciele. Oboje nie chcieliśmy za wcześnie 
dorosnąć, ale więzienie samo nas do tego zmuszało. Bezlitosna rzeczywistość zaglądała nam 
w oczy każdego ranka i towarzyszyła aż do wieczora, kiedy szliśmy do łóżka. 
   

Nadeszło wiosenne ciepło i znów zaczęliśmy spędzać większość czasu na strychu. 

Bliźniaki potrzebowały przestrzeni i ruchu bardziej niż Cathy i ja, ale wszyscy cieszyliśmy się 
z tej zmiany. Mama dalej zasypywała nas prezentami, zwłaszcza na urodziny Cathy, a potem 
Cory’ego i Carrie. Bliźniaki skończyły sześć lat. Cory zachwycił się zabawkowym akordeonem, 
a potem pianinem, które mama sprowadziła wreszcie na poddasze. Opowiedziała nam wówczas 
o swoich zmarłych braciach. Starszy, Mal, zginął w wypadku samochodowym, jak nasz tata. 
Młodszy, Joel, uciekł z domu w dniu pogrzebu brata. 
   

– Nie chciał być jak jego ojciec – opowiadała. – Nie chciał żyć w tym domu. Mój tata nie 

akceptował jego muzycznych pasji. 
   

– Dokąd uciekł? Co się z nim stało? – dopytywałem. 

   

– Popłynął do Europy i zatrudnił się w wędrownej orkiestrze. Myślę, że od dawna to 

planował, a ojciec by mu tego zabronił. A potem… – Urwała. 
   

– A potem…? – Mimo woli przysunęliśmy się do niej. Na jej twarzy pojawił się taki ból, 

że nawet bliźniaki były poruszone, choć nie wszystko rozumiały. 
   

– Dowiedzieliśmy się, że zginął w wypadku na nartach w Szwajcarii. Podobno gdy 

zjeżdżał ze szlaku, zmiotła go lawina. Nigdy nie odnaleziono ciała. W nocy budziłam się zlana 
potem, bo śniło mi się, że wyłania się spod śniegu martwy, zamarznięty na lód. 
   

Siedzieliśmy oniemiali. W szeroko otwartych oczach Cathy czaił się strach. Mama 

zrozumiała, że powiedziała za dużo. 
   

– Na szczęście ten sen zniknął, kiedy w moim życiu pojawił się wasz tata i przegonił 

smutek – dodała szybko, a jej twarz rozświetlił piękny uśmiech, zapewne towarzyszący 

background image

wspomnieniom, które bez wątpienia pielęgnowała. 
   

Rysy Cathy złagodniały, ale szybko posmutniała. 

   

– On też odszedł – wyszeptała. Udałem, że nie usłyszałem. 

   

Po wyjściu mamy zapanował grobowy nastrój. Zaproponowałem więc Cathy, abyśmy 

podjęli się wielkiego wyzwania: uczenia maluchów czytania i pisania. Obawiałem się, że nie 
będzie zainteresowana, a tymczasem zgodziła się ochoczo. I znakomicie sobie z tym radziła. 
Potrafiła przezwyciężyć opór dzieciaków i zamienić nauczanie w fajną zabawę. Pewnego 
wieczoru powiedziałem, że jestem z niej bardzo dumny. Bliźniaki już spały, wyczerpane nauką 
i zabawą. Cathy ułożyła im zajęcia jak prawdziwy pedagog, przeplatając lekcje przerwami na 
rozrywkę. Położyłem się obok niej na łóżku. Zaskoczona uniosła powieki. 
   

– Byłaś dzisiaj wspaniała – szepnąłem. – Obserwowałem cię. Wkładasz w to całe serce. 

   

– A mam coś innego do roboty? – mruknęła. 

   

– Wkrótce wszystko się zmieni… zobaczysz – zapewniłem. 

   

Położyła mi palec na ustach. 

   

– Żadnych obietnic, Chris. Mam już dosyć obietnic. Są jak bezowocne czekanie na deszcz 

w czasie suszy. 
   

– Przejdziemy przez to – powiedziałem z przekonaniem. – I to nie są puste słowa, tylko 

przepowiednia, która się spełni. 
   

Uśmiechnęła się, a ja zdałem sobie sprawę, że ma śliczny uśmiech. Było w nim coś 

z uśmiechu taty, ale ustami mamy. Wychyliłem się i pocałowałem ją w czoło. Kiedy chciałem 
wrócić do łóżka, w którym spałem z Corym, Cathy chwyciła mnie za rękę i ku mojemu 
zdumieniu cmoknęła szybko w usta, jak często robiła mama. 
   

Tej nocy obudziłem się ze wzwodem, a wytrysk trwał tak długo, że aż się zaniepokoiłem. 

Tuż przedtem śniłem, że dotykam miejsc intymnych Cathy, udając, że prowadzę wykład 
z edukacji zdrowotnej. W moim śnie Cathy zorientowała się, że tylko udaję nauczyciela, i sama 
też postanowiła zrobić mi taki „wykład”. 
   

To był początek. 

   

 

 
   

Kane odłożył pamiętnik i popatrzył na sufit, a gdy obrócił się ku mnie, zobaczyłam jego 

poważne, tęskne spojrzenie. 
   

– Co się stało? – wyszeptałam. 

   

– Ostatniej nocy miałem erotyczny sen i zmazy nocne, jak Christopher… bo śniłem 

o tobie. 
   

Nie zdawałam sobie sprawy, że słowa mogą mnie wprawić w zakłopotanie, a zarazem 

zafascynować i podniecić, bo taki właśnie efekt wywarło wyznanie Kane’a. Moje najbliższe 
przyjaciółki i ja zwierzałyśmy się sobie z przejawów własnej seksualności. Czasami tylko po to, 
by upewnić się, że nasze reakcje są normalne. Wiedziałam, że większość dziewczyn woli 
rozmawiać o takich sprawach z przyjaciółkami niż z matkami czy nawet starszymi siostrami. 
Pragnęły powierzyć swoje sekrety komuś, kto nie będzie ich oceniał ani pouczał. Trzymałyśmy 
się zasady, że krytyka i wyśmiewanie takich zwierzeń są zabronione. 
   

Nie pamiętałam jednak, żeby którakolwiek wyznała, że jej chłopak był z nią aż tak 

szczery. Nawet Suzette, która uważała się za najbardziej doświadczoną. Naturalnie Kane ufał, że 
nikomu nie powiem. Nie byłam pewna, czy podobnej szczerości oczekuje ode mnie, ale czułam, 
że powinnam mu się zwierzyć, aby poczuł, że ja ufam mu w równym stopniu. 
   

– Ja też śniłam o tobie – powiedziałam. 

   

Uśmiechnął się i zaczęliśmy się całować. 

background image

   

– Zrealizujemy nasze fantazje? – szeptał z ustami przy moim uchu; miałam wrażenie, 

jakby pieścił mnie słowami. – Jak ci się śniłem? 
   

Zawahałam się. 

   

– Jeśli nie powiesz mnie, to komu? 

   

– Może nikomu. 

   

– Dobrze, więc nie mów, tylko pokaż – poprosił. 

   

Na samą myśl się zaczerwieniłam. Chciałam pokręcić głową, ale Kane szybko mnie 

pocałował. 
   

– Proszę – szepnął miękko. 

   

Tym razem żadne głosy w mojej głowie nie spierały się, co mam robić. Fala błogiego 

ciepła wezbrała od nóg, zalewając mnie pożądaniem, dokładnie jak we śnie, z którego wybudziły 
mnie własne jęki rozkoszy. I tak jak w tamtym śnie, zaczęłam szarpać palcami guziki bluzki. 
Rozbierałam się, a Kane leżał i patrzył. Widziałam, jak jego wargi drżały, kiedy rozpinałam 
stanik, a potem dżinsy. Kiedy je zdjęłam, odłożył pamiętnik. 
   

– Co robiłem w twoim śnie? – zapytał drżącym, niemal nieśmiałym głosem. 

   

Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, kiedy ściągnęłam figi. 

   

– Jedynie patrzyłeś – odparłam. – Aby mi udowodnić, że panujesz nad sobą. 

   

– To okrutne – westchnął i oczy mu się zaszkliły, jak od łez. 

   

Uśmiechnęłam się i położyłam obok Kane’a. 

   

– Tylko mnie pocałuj – poprosiłam. 

   

Posłuchał, a potem też się uśmiechnął. 

   

– Bezprawnie włożyłaś mi te słowa w usta w swoim śnie – stwierdził z pretensją, ale za 

moment się ożywił. – Cathy też mogła mieć taki sen. 
   

– Możliwe. Niestety, nie mamy jej pamiętnika. 

   

– Christopher jest bardzo inteligentny i domyśla się, co dzieje się w głowie siostry – 

stwierdził z przekonaniem Kane i zaczął mnie całować, przesuwając usta od piersi przez łono do 
ud. 
   

Czułam, że mój opór gwałtownie słabnie, ale ostrożność okazała się silniejsza 

i odsunęłam od siebie Kane’a. 
   

– Już nie mogę – jęknął. 

   

– Chciałeś, żebym odegrała swój sen – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Kane 

wzniósł oczy do nieba. Zmierzyłam go poważnym, ale czułym wzrokiem. – Jeszcze nie pora – 
dodałam. 
   

– A kiedy? 

   

– Nie wiem. Po prostu czuję, że… nie teraz. Proszę… 

   

Jego rozczarowanie było aż nadto widoczne, choć zwykle potrafił świetnie ukrywać 

swoje uczucia. Kane zorientował się, że to widzę. Posłał mi swój firmowy uśmiech. 
   

– Obiecuję, że nie przestanę cię szanować, kiedy mi pozwolisz. 

   

– Ale czy ja będę szanować siebie? – odparowałam i założyłam majtki. 

   

– Następnym razem wsadzę sobie knebel, zanim znów przyjdzie mi ochota na zwierzenia. 

– Kane podłożył sobie ręce pod głowę i patrzył, jak się ubieram. – Czy peruka tak na ciebie 
podziałała? – zapytał, kiedy już prawie skończyłam. 
   

Spojrzałam na niego. Czyżby? Sama nie wiedziałam. 

   

– Niewykluczone. 

   

Szybkim ruchem sięgnął po pamiętnik – bardzo szybkim, jakby chciał, żeby lektura 

złagodziła moje wahanie. 

   

 

background image

 
   

Nadeszło lato i znów spędzaliśmy czas na poddaszu. Mama zdawała sobie sprawę, że 

potrzebujemy zajęcia, więc przynosiła nam książki, głównie historyczne, które musiały 
pochodzić z domowej biblioteki. Czasami czytałem je na głos Cathy, a czasami ona czytała mnie. 
Bliźniaki zwykle słuchały przez chwilę, a potem znudzone odchodziły do swoich zabawek, 
z których najbardziej lubiły domek dla lalek mamy, albo po prostu ucinały sobie drzemkę. 
   

Pewnego popołudnia, kiedy drzemały, Cathy i ja poszliśmy na poddasze i położyliśmy się 

na starym materacu, oblanym blaskiem słońca, padającym przez okno w dachu. Tam 
odbywaliśmy najbardziej szczere i osobiste rozmowy. Zastanawialiśmy się, do czego może 
prowadzić nagość, a potem rozmawialiśmy o jej pierwszej miesiączce. Szczerze mówiłem 
o zmianach w moim ciele. Byłem przekonany, iż ta szczerość sprawia, że nasze więzy są 
silniejsze niż w innych rodzeństwach. Wcisnąłem twarz we włosy Cathy i zapewniłem, że nasze 
przemiany są dobre i nie ma się czego wstydzić. W milczeniu przylgnęliśmy do siebie, jak gdyby 
cały świat wirował wokół nas, a jedynym bezpiecznym miejscem były nasze objęcia. 
   

Zanim się rozdzieliliśmy, zapytała, czy mnie nie dziwi, że mama tak długo trzyma nas 

w zamknięciu i nie broni przed tyranią babci. 
   

– Widać, że dobrze się jej powodzi – dodała. – O niebo lepiej niż nam. 

   

Trudno było zaprzeczyć, że mamie nie brakuje pieniędzy na nowe ciuchy i biżuterię. Sam 

miałem podobne myśli, ale jak zwykle prosiłem Cathy, by nie traciła wiary w dobre intencje 
mamy. Przecież na pewno wie, co robi, i ma plan, a my pomagamy w jego realizacji. 
   

Pewnego dnia mama pojawiła się po dłuższej nieobecności i już od progu oznajmiła, że 

jej ojciec jest naprawdę ciężko chory, a jego stan jest dużo gorszy niż w dniu naszego przybycia. 
Była przekonana, że nasz dziadek wkrótce umrze, a wtedy odzyskamy wolność. Tymi słowami 
podsyciła w nas nadzieję. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, iż życzę dziadkowi rychłej 
śmierci. 
   

Niestety, po kilku dniach mama uchyliła drzwi, wsunęła głowę w szparę i poinformowała 

nas, że lekarze zdołali zażegnać kryzys, a dziadek zaczął szybko zdrowieć, po czym znikła, 
zanim zdążyłem zadać choćby jedno pytanie z dziedziny medycyny. 
   

Cathy i ja zaniemówiliśmy. Położyliśmy bliźniaki do łóżka, a kiedy zasnęły, spojrzeliśmy 

na kalendarz. Cathy zamaszystym, wściekłym ruchem odkreśliła kolejny dzień, a potem 
odwróciła się ku mnie i powiedziała coś, co starałem się wypchnąć z myśli albo udawać, że tego 
nie zauważam. 
   

Był sierpień. 

   

Tkwiliśmy tu już rok! 

   

 

 
   

Kane odłożył pamiętnik. Cisza zawisła nad nami jak czarna chmura. Nie patrząc na mnie, 

wstał, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Obserwowałam go i czekałam w milczącym 
napięciu, jak gdyby najcichszy dźwięk mógł roztrzaskać nas na kawałki razem z ciszą. Kiedy tak 
stał w jasnej peruce, z łatwością wyobraziłam sobie Christophera przy oknie poddasza Foxworth 
Hall, wpatrzonego w słoneczną mgiełkę złocącą zielone morze lasu, ciągnące się aż po horyzont. 
Może nawet spoglądał tęsknie w kierunku jeziora, gdzie niedawno piknikowaliśmy z Kane’em. 
A może z zazdrością obserwował ptaki, cieszące się wolnością i śmigające ponad wierzchołkami 
drzew. Jakiż musiał być wewnętrznie rozdarty, kiedy usiłował utrzymać równowagę pomiędzy 
gwałtownym dojrzewaniem, którego on i Cathy doświadczali, jak wszyscy nastolatkowie, 
a desperackim planem matki, który miał im zapewnić pieniądze i lepszą przyszłość. Z pewnością 
zastanawiał się, czy cena, jaką przyszło im zapłacić, nie jest za wysoka, skoro spędzili już 

background image

w niewoli cały rok. I dziwił się, że mógł stracić poczucie czasu. To na pewno go przeraziło. 
Jeżeli on zaczął tracić kontakt z rzeczywistością, to co będzie z bliźniakami? Z Cathy? 
   

– Jak myślisz, ile czasu oni tam spędzili? – zapytał Kane, cały czas patrząc przez okno. 

   

– Znam te same opowiadania i plotki, co ty. 

   

Odwrócił się do mnie. 

   

– Twój ojciec na pewno wie coś więcej. Nigdy nic nie mówił… nie potwierdzał albo 

zaprzeczał? 
   

– Nie lubi o tym rozmawiać. I twierdzi, że mama jeszcze bardziej nie lubiła. Każda 

wzmianka o Foxworth Hall wytrącała ją z równowagi. 
   

– Trzymanie własnych dzieci w zamknięciu przez ponad rok było okrutne. Zwłaszcza 

najmłodsze cierpiały, zagubione i przerażone… – Nie dokończył. Szybkim ruchem ściągnął 
perukę. Przez moment obracał ją w ręku, jak gdyby chciał coś w niej wypatrzyć, aż w końcu 
otworzył jeden z kufrów i wrzucił ją do środka. – Dzisiaj muszę być w domu na kolacji – 
powiedział. – Siostra ma ferie na uczelni i przyjedzie w odwiedziny. 
   

– O, to fajnie. 

   

– Ze swoim chłopakiem – dodał. – Może być interesująco, bo rodzice dopiero mają go 

poznać. Oby mama nie kazała mu spać w służbówce. 
   

– Naprawdę byłaby do tego zdolna? 

   

– Coś ty! Gdyby się ośmieliła, siostra natychmiast by wyjechała. 

   

Wstałam i pomogłam mu przywrócić porządek na poddaszu. 

   

– Jutro zróbmy sobie przerwę – zaproponowałam. – Przecież nie na co dzień masz siostrę 

w domu. 
   

– Nie, nie – zaprotestował. – Ona będzie skupiona na swoim chłopaku. Musimy 

przeczytać jak najwięcej, dopóki twój tata pracuje tak długo. 
   

– Nie wiem, czy codziennie zamierza wracać późno. Spytam go dziś wieczorem. 

   

– Dobra, nawet jeśli będzie wracał na kolację, zostanie nam parę godzin po szkole. Nie 

chcę niczego przyspieszać, ale z drugiej strony jestem cholernie ciekaw, co dalej. 
   

– Dobrze – przytaknęłam. 

   

Uśmiechnął się, ale widziałam, że nie ma w sobie tego luzu, co zawsze. Skończyliśmy 

i zeszliśmy do mojej sypialni. Kane jak zwykle zainstalował się przy biurku. Ja stałam przez 
moment pośrodku pokoju, aż wreszcie usiadłam na łóżku. Popatrzyłam na niego. Miałam 
wrażenie, że jest emocjonalnie wyczerpany, a cień w jego oczach jeszcze się pogłębił. 
   

– Może jednak zrezygnujemy z lektury? – zagadnęłam, sięgając po pamiętnik. – Bo jeżeli 

czytasz ze względu na mnie, to… 
   

– Ależ skąd! Dam sobie radę, nic się nie dzieje. 

   

– W takim razie co z tobą? Przecież widzę, że coś cię dręczy. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Wciąż nie mogę się pozbierać po twoim śnie i frustracji, jaką mi zafundował. 

   

– Bzdura. Nie wymigasz się. Za dobrze już cię znam – ostrzegłam. 

   

– Insynuujesz, że słynny Kane Hill przestał być nieodgadniony? 

   

– Powiedz mi, co jest grane – naciskałam. 

   

Kiwnął głową na znak, że się poddaje, ale przez chwilę siedział zadumany z pochyloną 

głową. Kiedy wreszcie spojrzał na mnie, zobaczyłam, że podjął jakąś poważną decyzję. 
Wstrzymałam oddech. Mój umysł histerycznie oczekiwał różnych wersji – od wiadomości 
o śmiertelnej chorobie Kane’a albo kogoś z jego rodziny po wyznanie o strasznym czynie, który 
popełnił. Miałam nadzieję, że nie zdradził mnie z którąś z moich przyjaciółek. 
   

– Jestem prawiczkiem – wyznał wreszcie. 

background image

   

Wszystkiego się spodziewałam, ale to... To było trudne do uwierzenia. Na moment odjęło 

mi mowę. Nie starałam się ukryć sceptycznej miny. 
   

– Wiem, wiem. – Powstrzymał gestem mój komentarz, choć przecież nie wiedziałam, co 

powiedzieć. – Wiem, jaką mam reputację. Zabawne, że dziewczyny, z którymi chodziłem, nigdy 
nie zdradziły, że nie posunęliśmy się aż tak daleko. Więcej to mówi o nich niż o mnie, jak sądzę. 
Nie dlatego, że nie chciały, wręcz przeciwnie. To ja nie miałem ochoty. Wierzysz mi? 
   

– Nie. 

   

Pokiwał głową. 

   

– Zrozumiałe. 

   

– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam. – Uważasz, że trzymam cię na dystans, bo myślę, 

że miałeś wiele dziewczyn, i nie zamierzam być kolejną zdobyczą? 
   

– Owszem, to mógłby być twój powód. 

   

– Zaczynam podejrzewać, że usiłujesz mną manipulować. Tym bardziej jestem 

sceptyczna. 
   

– Och, łatwiej manipulować stalową sztangą niż tobą – prychnął. 

   

– Pamiętasz naszą rozmowę o tym, dlaczego jedne dziewczyny są łatwe, a inne nie? 

Próbowałeś mnie podpuścić, żebym posunęła się dalej, Kane. Może i jesteś prawiczkiem, ale 
mało cnotliwym. 
   

– Zgoda, próbowałem, bo pragnąłem tego jak niczego w życiu. I nadal pragnę, ciągle, 

w każdej chwili spędzonej z tobą. Uważasz, że mam brudne myśli? 
   

– Nic takiego nie powiedziałam. 

   

– Nie przeżywałem nic podobnego z żadną dziewczyną, tylko z tobą, wierz mi. Mam 

nadzieję, że ty czujesz podobnie. Być może po prostu chciałbym powiedzieć jedno: jestem 
gotowy i czekam, kiedy ty będziesz gotowa. 
   

Uśmiechnęłam się. 

   

– Co takiego? 

   

– Myślę, że byłeś gotowy od pierwszego dnia na poddaszu. 

   

Rozłożył ręce w geście kapitulacji. 

   

– Przyznaję się bez bicia. – Wstał. – Lepiej już pójdę, zanim dojdzie do kolejnych 

zwierzeń. – Zebrał swoje rzeczy i włożył do plecaka. 
   

– Co cię zachęciło do tego wyznania, Kane? 

   

Wbił wzrok w podłogę. 

   

– Christopher, tak? – zapytałam, zanim ruszył do drzwi. – Jego słowa o seksie, 

o odczuciach? Dlatego mi się zwierzyłeś? 
   

Nie liczyłam, że odpowie. Zrobił ruch, jakby chciał wyjść. 

   

– Tak – bąknął w końcu. 

   

– Ale dlaczego? Co poruszyło w tobie tę strunę? Tylko nie zbywaj mnie żartem – 

dodałam szybko. – Musimy być wobec siebie szczerzy, chyba rozumiesz. 
   

Kane popatrzył na mnie przeciągle. 

   

– Moja siostra jest tylko kilka lat starsza ode mnie. I jest bardzo ładna. 

   

– Wiem, widziałam ją. Ale wciąż nie rozumiem. – W moim umyśle wirowały różne 

możliwości. Czego jeszcze się dowiem? Czy na pewno chcę to usłyszeć? 
   

– Wystarczy zwierzeń na dziś – oznajmił. – Zobaczymy się rano. 

   

Miałam wrażenie, że zawisłam nad przepaścią. Kane był już w połowie schodów. 

Zerwałam się, żeby odprowadzić go do drzwi. Przystanął i zaczekał, aż się z nim zrównam. Teraz 
wyglądał prawie tak jak na poddaszu, bardziej jak Christopher niż Kane. W wyobraźni dodałam 
mu jeszcze perukę, żeby wzmocnić efekt. Światło w jego oczach zdawało się migotać. Jeszcze 

background image

nigdy nie widziałam go tak poważnego, niepodobnego do wesołkowatego Kane’a Hilla, jakiego 
znałam ze szkoły. Serce zabiło mi szybciej. 
   

– Dzięki pamiętnikowi przeżywamy razem coś wyjątkowego, prawda? Jesteśmy 

uprzywilejowani, gdyż dane nam było wejść w czyjeś bardzo prywatne, bolesne, ale czasami 
dziwnie piękne myśli. Czy też czujesz, że to jest… po prostu obłędne? Jakby Christopher 
Dollanganger mówił do ciebie i do mnie. Czujesz? 
   

Widać było, że lęka się, czy nie popadł w obsesję, i chciał, abym rozwiała jego obawy. 

Czułam to samo, co on. 
   

– Tak – potwierdziłam. 

   

– W takim razie róbmy wszystko, żeby tego nie stracić. 

   

– Dobrze. 

   

Uśmiechnął się, cmoknął mnie pospiesznie w usta i wsiadł do samochodu. Pomachał mi 

i odjechał. Motyle skrzydła paniki zatrzepotały mi w głowie. Miał rację. Rzeczywiście 
przekroczyliśmy zakazaną granicę. Pamiętnik wprowadził nas w świat, w którym szalał wir 
emocji, lęki czaiły się jak czarne pająki, a nasze najbardziej osobiste sekrety, głęboko ukryte na 
dnie serc, uwalniały się i wirowały wokół nas. 
   

Nagle poczułam się strasznie samotna. Przypomniałam sobie, że jako mała dziewczynka 

bez wyraźnego powodu potrafiłam się odwrócić od swoich zabawek i pobiec do mamy, która 
instynktownie wiedziała, że musi mnie szybko utulić, pocałować i obdarzyć ciepłym, maminym 
uśmiechem. 
   

Jest naturalne, że małe dzieci miewają niewytłumaczalne lęki, w tym ten najważniejszy – 

strach przed porzuceniem. Nagle dziecko zaczyna się strasznie bać, że zostało opuszczone. 
W przypadku najmłodszych Dollangangerów ten irracjonalny zwykle lęk okazał się do bólu 
rzeczywisty. Rzucone w zimny, obcy świat trzymały się kurczowo siebie, skazane na opiekę 
niewiele starszej siostry, która także walczyła o przetrwanie, i starszego brata, który usiłował 
zastąpić im ojca. 
   

Mama umiała mnie pocieszyć, jak potrafią tylko matki od początku świata. A Corrine? 

Była pozbawiona instynktu macierzyńskiego? Czy cierpiała i nie mogła zasnąć w nocy, bo 
myślała o dzieciach, uwięzionych tak blisko, a jednocześnie tak dalekich? Czy wyobrażała sobie 
ich jęki? Czy słyszała ich głosy, przyzywające ją rozpaczliwie? Czy walczyła z odruchem, 
nakazującym biec im na ratunek, wyrwać je z tego mrocznego świata, gdzie koszmary wsysały je 
jak wir? 
   

Kane musiał mieć podobne myśli i rozumiał ich cierpienia. Nie wątpiłam w to, ale byłam 

pewna, że chodzi o coś więcej, że jest w nim jakaś ukryta struna, która została poruszona podczas 
dzisiejszej lektury; uczucie, które dotąd trwało w ukryciu, a teraz coś je uwolniło. Tylko czy 
naprawdę chciałam się dowiedzieć i drążyć, dopóki mi nie powie? A może lepiej, byśmy 
zachowali przed sobą pewne tajemnice? 
   

Już miałam wrócić do siebie, kiedy zadzwonił telefon. 

   

– Cześć – powiedział tata. 

   

Musiał usłyszeć coś w moim głosie, kiedy go przywitałam. Nie byłam tym zaskoczona. 

Od śmierci mamy łączyła nas wyjątkowa więź i wyczuwaliśmy najmniejsze drgnienia swoich 
umysłów, wychwytywaliśmy najsubtelniejsze sygnały w naszych głosach i mimice. Jedno 
zawsze wiedziało, kiedy drugie miało problemy. Kochać kogoś to znaczy rozumieć go lub ją 
lepiej niż kogokolwiek innego. 
   

– Wszystko w porządku? – zapytał po chwili milczenia. 

   

– Jasne – skłamałam, choć wiedziałam, że mi nie uwierzy. Na szczęście nie drążył 

tematu. 

background image

   

– Gotowa do kolacji? 

   

– Tak. 

   

– Fajnie, będę w domu w ciągu godziny. Mam ochotę na Charleya. Co ty na to? 

   

– Jak na lato. – Przyklasnęłam, bo nie miałam ochoty na sztywne i eleganckie lokale. Tata 

lubił Charley’s Diner, gdyż panowała tam niewymuszona, domowa atmosfera i urzędowali tam 
jego wypróbowani starzy kumple, z którymi lubił sobie pogawędzić. Knajpka pełniła funkcję 
nieformalnego klubu dla okolicznych budowlańców. 
   

Była urządzona w stylu lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku, z czerwonymi kanapami 

ze sztucznej czerwonej skóry, ze wstawkami z białego obicia, tworzącymi boksy, 
i z metalowymi, chromowanymi stołami. Długi kontuar lśnił od chromu i laminatów, podobnie 
jak ściany. Na tym tle wyróżniało się parę wygodnych, pluszowych sofek w stylu retro. Podłogę 
tworzyła szachownica czarnych i białych płytek, a całości dopełniała kolekcja niewielkich 
grających szaf, z których jedynie kilka działało. Oczywiście z muzyką, której moje pokolenie nie 
trawiło. Nic dziwnego, że nigdy nie spotkałam tam nikogo ze szkoły. 
   

Charley Martin, właściciel, też był oryginałem. Miał już siedemdziesiątkę na karku, choć 

wyglądał dziesięć lat młodziej, z gęstą czupryną szpakowatych włosów, gładko zaczesanych do 
tyłu, jakby przed chwilą przeciągnął po niej mokrą ścierką. Albo żelem. Charley był krzepki 
i miał muskularne ramiona cieśli, usiane tatuażami, które zrobił sobie na Filipinach, kiedy służył 
w marynarce. Kiedy tata nazywał go Popeye’em, Charley udawał, że się złości, ale ja uważałam, 
że ksywka jest świetna. 
   

– Tylko my? – dopytywał się podejrzliwie tata, najwyraźniej wiążąc nutę smutku w moim 

głosie z nieobecnością Kane’a. Kto wie, może rzeczywiście mój młody romans wpadł na rafy jak 
mała łódeczka. 
   

– Tak. Kane pojechał do domu. Jego siostra przyjeżdża dzisiaj na ferie z uczelni – 

wyjaśniłam szybko, żeby rozwiać jego podejrzenia. 
   

– Okay. A ja już myślę o naszej świątecznej uczcie. – Wiedziałam, dlaczego to mówi. 

Przygotowania do wielkiego zjazdu rodziny Kane’a w Dzień Dziękczynienia boleśnie kłuły mnie 
w serce. – Widzimy się niedługo – dodał i rozłączył się. 
   

Wróciłam do siebie i zajęłam się lekcjami, żeby nie zostawiać wszystkiego na wieczór. 

Pamiętnik Christophera odłożyłam na łóżko. Kiedy sięgnęłam po niego, żeby jak zwykle wsunąć 
go pod poduszkę, zaczęło mnie kusić, żeby poczytać kawałek dalej. Może to jest dobry pomysł, 
uznałam. Wiedziałabym, czego się spodziewać, i mogłabym uprzedzić reakcje Kane’a, nauczona 
dzisiejszym doświadczeniem. W sumie całkiem zgrabne usprawiedliwienie, ale nie ośmieliłam 
się sięgnąć po pamiętnik z obawy, że Kane się domyśli, co zrobiłam, i uzna, że nadużyłam jego 
zaufania. Poza tym naprawdę musiałam odrobić pracę domową, a obawiałam się, że tata jak 
zwykle zasiedzi się w Charley’s. 
   

Tak też się stało. Wszyscy chcieli posłuchać o nowej wersji Foxworth Hall. Siedziałam 

cierpliwie, gdy rozprawiali o nowych materiałach i technikach w konfrontacji ze starymi 
i wypróbowanymi od wieków. Nie zamierzałam im przerywać ani też ponaglać tatę do powrotu. 
Widziałam, jaki jest szczęśliwy i odprężony w towarzystwie dobrych kumpli. W pewnym 
momencie spostrzegł, że się nudzę, jak niegdyś mama w tym samym miejscu, i postarał się 
zmienić temat. Wreszcie poczuł się zmęczony i wyszliśmy. 
   

– Niektóre chłopaki tkwią w swoich torach, jak gdyby czas stanął w miejscu – zauważył 

ze śmiechem, kiedy Czarna Piękność, mrucząc potężnym silnikiem, wiozła nas do domu. 
   

Kiedy zbliżaliśmy się do celu, najwidoczniej zebrał się w sobie, żeby wreszcie wyznać mi 

to, o czym milczał wcześniej. 
   

– Dzisiaj miałem trudny dzień – wyznał. – Wprawdzie zmiana planów nie stanowi 

background image

wielkiego problemu i mamy jeszcze trochę czasu na modyfikacje, ale zawsze to nerwy. 
Na szczęście dzięki temu nie będzie problemów z dachem. 
   

– Nie rozumiem…? 

   

– Po prostu nie będzie poddasza. Oczywiście zostanie pusta przestrzeń, ale nieduża 

i jedynie techniczna, bez typowego strychu. W dzisiejszych czasach projektuje się mnóstwo 
domów i nikt nie marnuje przestrzeni. Ludzie nie przekazują teraz rzeczy z pokolenia na 
pokolenie. Nie gromadzą już pamiątek, a jeśli już, zwykle wynajmują magazyn. 
   

– A jednak coś ci tu nie pasuje, tak? 

   

– Nie, tyle że w pierwotnych planach przewidziano spore poddasze i już się do niego 

przymierzaliśmy, gdy nagle przyszły nowe zalecenia – wyjaśnił. – No cóż, ale jak to mówią: 
„pan każe, sługa musi”. – Machnął ręką, kończąc temat. 
   

Wydało mi się dziwne, że najpierw zatwierdzono projekt, a potem nagle poddasze 

wycofano z planu. Najwyraźniej tajemniczemu właścicielowi nie spodobała się koncepcja 
strychu, przejęta z dawnego domu. Jednocześnie starał się, by z pietyzmem odtworzono okna 
i inne detale starego Foxworth Hall. To nie miało sensu. 
   

W domu od razu poszłam do siebie, żeby dokończyć lekcje i pouczyć się do sprawdzianu 

z historii. Tata zachował się tego wieczoru nietypowo, gdyż po raz pierwszy nie zasnął na 
kanapie przed telewizorem. Przeciwnie, zajął się jakąś papierkową robotą, a potem postanowił 
wcześniej się położyć. Zajrzał do mnie, żeby powiedzieć mi dobranoc. 
   

– Jutro piątek. Jakie masz plany na weekend? – zagadnął. 

   

– Na razie niesprecyzowane. Tina Kennedy w sobotę urządza imprezę, na którą jesteśmy 

zaproszeni z Kane’em, a jutro wchodzi nowy film, który bardzo chcielibyśmy zobaczyć. Tak czy 
owak, w piątek na pewno wyskoczymy coś zjeść. A ty zamierzasz pracować? 
   

– Nie mam wyboru, musimy pracować aż do zmroku, ale nie martw się o mnie. Baw się 

dobrze. 
   

– Ty też – odpowiedziałam ze śmiechem. 

   

W poczcie głosowej czekała wiadomość od Kane’a. Prosił, żebym jak najszybciej do 

niego oddzwoniła. 
   

– Problem z Darleną? – spytałam, kiedy się odezwał. Miałam na myśli ich pierwszą 

kolację i obawy, jak pani Hill potraktuje chłopaka córki. 
   

– Skąd! Mama była łaskawa, tak łaskawa, jak może być królowa wobec sługi – i jakoś 

przetrwaliśmy. Natomiast ojciec drążył gościa, jakby chodziło o rozmowę kwalifikacyjną. Oby 
Darlena zdołała go przeprowadzić przez ten rodzinny labirynt i oby wyszli z tego bez szwanku. 
   

– Twoja mama naprawdę jest taka straszna? 

   

– Powiedzmy, że na starość ma sporą szansę zostać laureatką nagrody imienia Olivii 

Foxworth – wyjaśnił oględnie. 
   

– Och, przestań! – zawołałam z taką zgrozą, że się roześmiał. 

   

– A mówiąc serio, chciałem cię powiadomić, że wszystko jest w porządku. Widziałem, że 

wczoraj byłaś trochę wzburzona, kiedy tak szybko się pożegnałem, ale nie martw się, czytanie 
pamiętnika na pewno mi nie zaszkodzi. Na co dzień nie reaguję tak emocjonalnie. 
   

– Oby. 

   

– Nic się przed tobą nie ukryje, kotku. Jesteś niemożliwie przenikliwa. 

   

– Wiem. Idziemy jutro do kina? Powiedziałam tacie, że taki mamy plan. 

   

– Jasne, ale najpierw… 

   

– Najpierw lektura na poddaszu – przerwałam mu. – Dobrze. Nie mogę uwierzyć, że 

kiedyś byłam na to bardziej napalona od ciebie. 
   

– A byłaś? 

background image

   

– Słuchaj, muszę iść spać. Jutro czeka mnie sprawdzian. 

   

– Przepytam cię rano – zaproponował. – Ja też się kładę i zaczynam liczyć minuty do 

spotkania z tobą. 

   

 

 
   

Rano dowiedziałam się od taty, że ciocia Barbara jednak nie przyleci na święta. Nie 

dlatego, że wybrała kolację u szefa, biedaczka dostała zapalenia płuc. Widać było, że tata jest 
zawiedziony, gdyż bardzo chciał zobaczyć siostrę. Zasugerował nawet, byśmy odwiedzili ją 
wiosną w Nowym Jorku. I dodał, że dobrze mu zrobi wizyta w wielkim mieście, bo stał się 
zasiedziałym prowincjuszem. 
   

To miało być już dziewiąte Święto Dziękczynienia bez mamy. Jej nieobecność była jak 

mroczna dziura w bańce świątecznej radości. Obecność cioci Barbary pomagała nam 
przezwyciężyć smutek i odczuwać radość ze świętowania, dlatego ja również byłam 
zawiedziona. Te myśli przypomniały mi o koszmarnym Dniu Dziękczynienia dzieci 
Dollangangerów, wkrótce po uwięzieniu na poddaszu Foxworth Hall. Przy ich stole najpierw 
zabrakło taty, a teraz nawet mamy. Tak jak u mnie, ich święta zawsze już miały być mieszaniną 
radości i smutku, bez względu na to, czy odzyskają wolność i jak bardzo staną się bogaci. 
   

W drodze do szkoły rozmawialiśmy z Kane’em o Darlenie i jej chłopaku, Juliu 

Lancasterze. Imię otrzymał po babci ze strony matki. Był najmłodszym z czwórki rodzeństwa: 
dwóch sióstr i jednego brata. 
   

– Podobali mu się wasi rodzice? 

   

– Wiesz, siostra zawczasu go przygotowała, a poza tym on jest bardzo dobrze 

wychowany. Tak się starał, że moim zdaniem nawet nieco przesadził z konserwatywną 
poprawnością. Jest ostrzyżony jak mój ojciec, buty ma jeszcze bardziej wypucowane od niego, 
założył krawat do kolacji, a o kanty jego spodni można się skaleczyć. Sprawiał wrażenie, jakby 
ukończył szkołę dobrych manier. Gdybym go nie znał, pomyślałbym, że świadomie to 
przerysował, żeby zakpić z mojej mamy. Ona, rzecz jasna, była zachwycona. Szczególnie podoba 
mi się sposób, w jaki wymawia z namaszczeniem jego imię, jak gdyby miała w ustach złotą 
czekoladkę. Darlenie robi się niedobrze, a ojciec dusi się ze śmiechu. 
   

– A może twoja siostra świadomie przywiozła go do domu, żeby zrobić numer mamie? 

   

Kane się uśmiechnął. 

   

– Niewykluczone, ale on jest naprawdę bystry i przystojny. Wysoki, zbudowany jak 

zawodowy pływak, ma uwodzicielskie, czarne hiszpańskie oczy i śpiewny głos, jak u Julia 
Iglesiasa, którego uwielbia mama. 
   

– Kiedy mówisz w ten sposób o swojej mamie, zaczynam rozumieć, czemu z taką 

łatwością potępiasz Corrine Dollanganger. 
   

– Zgoda, wiem, ale coś mnie powstrzymuje przed całkowitym potępieniem tej kobiety. 

Obawiam się jednak, że w końcu Christopher się załamie i zwątpi w jej matczyną miłość. 
   

Kiwnęłam głową, a Kane zmienił wątek. Zaczął opowiadać, jak kumple się z nim droczą 

na mój temat. Nic dziwnego, chodził ze mną dłużej niż z innymi dziewczynami. 
   

– Straciłem reputację playboya. Nawet moja matka to zauważyła. 

   

– Och… Zmartwiła się? 

   

– Nie, ale wspomniała, że chciałaby cię poznać, skoro nasza znajomość zapowiada się 

poważnie. Pewnie doniosły jej o tym usłużne przyjaciółki. Jeśli wychowano cię na księżniczkę, 
zachowujesz się jak królowa. Musisz mieć własny dwór. 
   

– Trochę się jej boję. 

   

– I bardzo dobrze. Uwielbia, kiedy ludzie czują wobec niej respekt. 

background image

   

– Och, przestań, bo naprawdę się przestraszę. – Kane zachichotał. Wyglądał 

i zachowywał się zupełnie inaczej niż wczoraj, kiedy wychodził ode mnie. Różnica była 
uderzająca, jak między dniem a nocą. 
   

Wiadomo, że w piątek lekcje mijają szybciej, z takim utęsknieniem wyczekuje się 

ostatniego dzwonka. Tina Kennedy usiłowała podkręcić zainteresowanie swoją imprezą 
i zdradziła, że rodzice zgodzili się sfinansować didżeja. Jej rodzina miała pod miastem duży dom 
w stylu rancza z wielkim, pięcioakrowym terenem. Jej ojciec, poza typowym barem 
alkoholowym, miał też pięć restauracji Burger Kinga oraz całą sieć delikatesów i dwa 
supermarkety. Tina lubiła się chwalić rodzinnym majątkiem przed Kane’em, co było kolejną 
próbą przekonania go, że pasują do siebie. Jak gdyby mówiła: „bogactwo przyciąga bogactwo”. 
Zapewne nie mogła znieść, że Kane zadaje się z córką budowlańca z niższej klasy średniej. 
   

A jednak pomimo jej desperackich starań Kane nie wybierał się na imprezę. 

Niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że skórka jest niewarta wyprawki i ma lepsze atrakcje na 
horyzoncie. Był bardzo przekonujący, a przyjaciółki usiłowały ze mnie wyciągnąć, dokąd się 
wybieramy. Sama też nie zadałam sobie trudu, żeby ukryć brak zainteresowania dętą imprezą 
u Tiny. 
   

– To niespodzianka – wyjaśniłam, czym dodatkowo rozpaliłam ich ciekawość. 

   

Suzette zasugerowała, że chodzi o wizytę Darleny. Wiedziała, że siostra 

Kane’a przyjechała z chłopakiem, bo jej mama aktywnie działała w plotkarskim dworze pani 
Hill. 
   

– Planują podwójną randkę – snuła przypuszczenia. 

   

Podwójna randka ze studencką parą bardzo im zaimponowała. Ta sugestia oczywiście 

wywołała nową falę pytań i domysłów, ale Kane i ja nabraliśmy wody w usta. Po ostatnim 
dzwonku wybiegliśmy z budynku, śmiejąc się z fermentu, który wywołaliśmy. 
   

– Jutro mój telefon będzie dzwonił bez przerwy – powiedziałam. 

   

– Postaram się, żebyś nie miała czasu go odebrać – odparł i pojechaliśmy do mnie. 

   

Na początku sądziłam, że wspólne czytanie pamiętnika może zadziałać dwojako – albo 

nas zbliżyć, albo przeciwnie: rozdzielić. Potem, gdy obserwowałam reakcje Kane’a na opowieść 
Christophera – i znałam już własne – stwierdziłam, że pomiędzy nami tworzy się szczególna 
więź, jak zresztą przewidział. Czy ta więź byłaby możliwa, gdybym nie znalazła dziennika albo 
zataiła jego istnienie? Chyba nie, bo dusiłabym tajemnicę w sobie, robiąc się coraz bardziej 
wycofana i milcząca, aż Kane by uznał, że mi się znudził i mam go dosyć. Pewnie miałby o to 
pretensję, a ja nie mogłabym mu wytłumaczyć, że nie ma racji. I w końcu nasz związek by się 
rozpadł. 
   

Och, Christopher, nie wyobrażałeś sobie nawet, że staniesz się pomostem pomiędzy 

chłopakiem a dziewczyną; że zabierzesz ich w miejsce, które będzie ich przyciągać i zarazem 
przerażać, choć przeżyją tam niezwykłe chwile – myślałam. Jakim cudem miałbyś przypuszczać, 
że wszystko, co czułeś i doświadczałeś, ktoś będzie dzielił z tobą, rozumiał i współczuł? 
   

Kiedy wchodziłam z Kane’em na strych, miałam silniejsze niż zwykle wrażenie, że 

jesteśmy dwójką odkrywców, gotowych do podróży w głąb siebie, w nieznane nam jeszcze 
krainy. Od razu podszedł do kufra i wyjął z niego perukę. Zdziwiłam się, bo myślałam, że 
wczoraj ją odrzucił, gdyż doszedł do wniosku, że wygląda w niej mało poważnie. Jednak się 
myliłam. Kane założył perukę i uśmiechnął się do mnie. 
   

– Cześć, Cathy – powiedział i usadowił się w fotelu z pamiętnikiem w rękach. 

   

 

 
   

Nasze życie w kolejnym roku niewoli w sumie wyglądało podobnie jak w pierwszym. 

background image

Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będziemy tak długo mieszkać w małym pokoiku 
na poddaszu. Każdego dnia budziłem się z myślą: Dzisiaj dziadek umrze, a my wrócimy do 
rzeczywistego świata. Tymczasem mijały dni, a on żył. 
   

Mama odwiedzała nas rzadko. Mroczna fala rezygnacji i rozpaczy zaczęła ogarniać Cathy 

i mnie. Teraz byliśmy już pełnoetatowymi rodzicami bliźniaków; dbaliśmy o ich wszystkie 
potrzeby, uczyliśmy je, zabawialiśmy, leczyliśmy ich przeziębienia i opatrywaliśmy skaleczenia, 
a w nocy pocieszaliśmy, gdy śniły koszmary. Dobrze, że oprócz nas miały jeszcze siebie. Nie 
powiedziałem tego Cathy, bo wiedziałem, że się wścieknie, ale znalazłem stary poradnik na 
temat utrzymywania i wychowania psów, a w nim wyczytałem uwagę, że jeśli właściciel 
poświęca pupilowi mało czasu, powinien zapewnić mu towarzystwo. Pod tym względem dzieci 
nie różnią się od psów. One również potrzebują towarzystwa. 
   

Z czasem dla Cathy i mnie najważniejsza stała się potrzeba powiększenia naszego 

terytorium. Wymyśliłem, że w czwartki, kiedy służba ma wychodne, moglibyśmy wyjść na dach 
i tam urządzić sobie kąpiel słoneczną. I tak zaczęliśmy robić. To było nasze wyjście, nasza mała 
wyprawa poza więzienie. Wkrótce wymykaliśmy się tam przy każdej okazji, w dzień i w nocy, 
gdyż desperacko pragnęliśmy choć przez moment poczuć się wolni. 
   

Upływ czasu wyznaczały nie tylko kalendarze. Mieliśmy ich trzy, z czego jeden 

wskazywał dni pozostałe do śmierci dziadka, gdyż ta data miała być jednocześnie datą naszego 
wyzwolenia. Mogliśmy także śledzić upływ czasu, obserwując nasze fizyczne dojrzewanie 
i przemiany cielesne – przy czym Cathy była ich znacznie bardziej świadoma ode mnie. Po 
prostu dziewczyny pod wieloma względami dojrzewają szybciej. Wiedziałem, że bardzo ją to 
fascynowało, gdyż bezustannie zadawała mi pytania i często musiałem się głowić, jak mądrze 
odpowiedzieć. 
   

To, co stało się później, było bardziej błędem moim niż Cathy. Pewnego dnia zastałem ją, 

jak ogląda swoje nagie ciało, analizując zmiany w piersiach i nowe krągłości figury, a nawet 
maca się między nogami. Wyczuła moją obecność i odwróciła się ku mnie. Musiałem mieć 
zafascynowaną minę, gdyż nie uczyniła ruchu, żeby się okryć. Dopiero po chwili sięgnęła po 
sukienkę. „Nie”, powiedziałem. Cathy znieruchomiała z ubraniem w ręku. 
   

Powtarzałem sobie w myśli, że nie powinienem dopuścić do takiej sytuacji, ale jej 

kobiecość nieodparcie mnie przyciągała i widać było, że Cathy uświadomiła sobie, jaką władzę 
nade mną zyskała. Ale nie prowokowała mnie rozmyślnie. O to jej nie posądzałem. „Nie 
powinieneś”, odrzekła tylko. 
   

Próbowałem się tłumaczyć i skomplementowałem jej rozkwitającą urodę, gdy nagle 

usłyszeliśmy zgrzyt klucza w zamku. Cathy w pośpiechu zaczęła wciągać sukienkę, ale nie 
zdążyła zrobić tego do końca i napotkała zaskoczone spojrzenie babci. Zobaczyliśmy, jak na jej 
twarzy pojawia się zimny uśmiech, pełen zjadliwej satysfakcji. 
   

– Wreszcie was przyłapałam! – syknęła. 

   

Na czym niby przyłapała? Domyślałem się, o co nas chce oskarżyć, ale Cathy zrobiła 

wielkie oczy, kiedy babcia dodała, iż teraz już wie, że siostra pozwala mi wykorzystywać swoje 
ciało. Z odrazą dawała do zrozumienia, że ciało Cathy, jej piękne włosy są stworzone do grzechu. 
Tymczasem Cathy nie miała pojęcia, co znaczy „wykorzystać ciało”. Babcia gwałtownie 
odwróciła się na pięcie i wyszła. 
   

Bliźniaki bawiły się wówczas na poddaszu. Kiedy zeszły, usłyszałem, że babcia wraca. 

Kazałem siostrze zamknąć się w łazience, ale nie zdążyła. Babcia stanęła w progu z nożyczkami 
w ręku, krzycząc, że obsmyczy Cathy włosy do gołej skóry. Naparliśmy na drzwi, aby jej nie 
wpuścić, a wtedy zagroziła, że dopóki Cathy sama nie obetnie sobie włosów, nie dostaniemy nic 
do jedzenia, nawet bliźniaki. Uznałem, że to jedynie puste słowa i mama nie pozwoli nas głodzić. 

background image

Babcia zostawiła nożyczki i zamknęła drzwi na klucz. Mieliśmy jeszcze trochę jedzenia. 
Maluchy były oczywiście przerażone i roztrzęsione. Ostatnio Carrie zaczęła nazywać Cathy 
„mamą” i często przychodziła do niej do łóżka, żeby się przytulić. Cory z kolei wydawał mi się 
coraz bardziej otępiały, jakby nie był w stanie przyswoić tej okrutnej rzeczywistości swoim 
małym rozumkiem. 
   

Nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze potrwa nasza okrutna niewola, nie przypuszczałem, 

że może być jeszcze gorzej. Nazajutrz rano obudziłem się późno i zobaczyłem, że w nocy 
piekielna babcia musiała wślizgnąć się potajemnie do sypialni, otumanić Cathy jakimś środkiem 
usypiającym, który pewnie zabrała dziadkowi, i polała jej włosy smołą. Kiedy Cathy się ocknęła, 
wpadła w histerię. Musiałem ją uspokoić, by nie przeraziła bliźniaków. Poszliśmy do łazienki. 
Tam wsadziłem Cathy do wanny i szamponem usiłowałem zmyć jej to świństwo z głowy. 
Trzymało się mocno, choć bardzo się starałem. Zlepione pasma włosów zostawały mi w rękach. 
Wobec tego sporządziłem miksturę z różnych środków chemicznych i odczynników, które mama 
przyniosła mi, abym mógł realizować swoje naukowe pasje, ale i ona nie pomogła. 
W międzyczasie bliźniaki się obudziły i wypytywały, co się stało. Cathy skłamała, że sama to 
sobie zrobiła. Nie chciała, by wiedziały, że nasza babcia jest prawdziwym potworem. I tak śniła 
im się w nocy, a na jej widok za każdym razem drżały ze strachu. 
   

A potem zaczęło się piekło. Babcia spełniła swoją groźbę i zablokowała nam posiłki. 

Z obawy, że znów zakradnie się w nocy i zetnie Cathy włosy, próbowałem zatarasować drzwi 
i planowaliśmy pilnować wejścia na zmianę. Szybko zrozumieliśmy, że to nie ma sensu. Babcia 
nie pojawiła się i nie zamierzała nawet sprawdzać, jak sobie dajemy radę. Co gorsze, nie 
dostarczała nam też innych rzeczy, na przykład środków czystości. Wkrótce zatkał się nam 
klozet. Maluchy były coraz bardziej przygaszone. Słabliśmy z głodu. Z desperacji próbowałem 
nawet karmić bliźniaki własną krwią. 
   

Nasza rozpacz się pogłębiała. Myślałem o zrobieniu drabiny z prześcieradeł, po której 

moglibyśmy uciec z poddasza. Zamierzałem też złapać parę myszy, aby zjedli je z braku innego 
pożywienia, bo do ucieczki potrzeba siły. Wtedy babcia widocznie uznała, że zostaliśmy 
dostatecznie ukarani, i zostawiła nam koszyk z jedzeniem. Wróciwszy z poddasza, odkryliśmy, 
że przy okazji zabrała wszystkie lustra, a łazienkowe stłukła. Cathy zastanawiała się, co nią 
kierowało. Wtedy przypomniało mi się powiedzenie, że diabeł kocha próżnych ludzi. 
   

– Ona uważa, że w ten sposób pozbawi nas godności, którą uważa za próżność – 

powiedziałem. 
   

Byliśmy zdani na pastwę szalonej kobiety. Mimo najszczerszych chęci nie umiałem 

odpowiedzieć siostrze na pytanie, dlaczego nasza mama pozwala na to wszystko. Łudziłem się, 
że po prostu nie wiedziała, jak babka nas traktuje. 

   

 

 
   

Kane przerwał i zerknął na mnie. 

   

– Dobrze się czujesz? – zapytał. – Słabo wyglądasz. 

   

Bez słowa kiwnęłam głową. Na chwilę odebrało mi mowę. Przeczesałam palcami włosy, 

jakbym sprawdzała, czy nie są zlepione smołą albo nie zostały obcięte. 
   

– Żywił je własną krwią? – wydusiłam wreszcie. – Żołądek mi się wywracał, kiedy o tym 

czytałeś. 
   

– Uważał, że nie ma innego wyjścia. Jak ta wstrętna babka mogła to zrobić małym, 

niewinnym dzieciom? A gdyby umarli z głodu? Czy zdołałaby ukryć ich śmierć przed światem? 
   

– Nie mam pojęcia. Tak wracamy do zagadnienia, czy ktoś jeszcze w tym domu wiedział 

o dzieciach. 

background image

   

Kane pomachał pamiętnikiem. 

   

– Moim zdaniem służba musiała wiedzieć. Z treści wynika, że spędzili tam już dwa lata. 

Uważasz, że po tak długim czasie nikt się nie domyślił? 
   

– Pewnie masz rację. 

   

Zamyślił się. 

   

– Wiesz, Kristin, może te halloweenowe historie nie są wcale przesadzone? Znam 

opowieści o ludziach, którzy latami byli więzieni w domach i nawet najbliżsi sąsiedzi niczego nie 
zauważyli. Jeżeli Christopher rzeczywiście zamierzał zrobić drabinę z prześcieradeł i uciec, 
zanim babka zagłodzi ich na śmierć, czemu zrezygnował? 
   

– Nie wiem, Kane. To wszystko jest niepojęte, a ten fragment wyjątkowo mnie 

wykończył. 
   

Znów pomyślałam, że zapewne dlatego mój tata nie chciał, abym czytała pamiętnik. Choć 

z drugiej strony skąd mógł wiedzieć, o czym pisał Christopher? Czyżby znał prawdziwą historię? 
I dlatego tak nienawidzi Foxworth Hall, że dosłownie zmiótł resztki fundamentów swoimi 
koparkami i z pasją wznosił tam coś zupełnie nowego? Od tych pytań dostawałam zawrotów 
głowy! Spodziewałam się, że pamiętnik przyniesie odpowiedzi, podczas gdy on mnożył 
wątpliwości! 
   

Kane odłożył notes. Patrzył na mnie dziwnie, jakby nie mógł zogniskować wzroku. Być 

może miał podobne odczucia. 
   

– Co jest? 

   

– Może on nie chciał uciekać? 

   

– Jak to? Dlaczego? 

   

– Bo nie chciał zepsuć planu swojej matki. 

   

– Wiem, ale przecież tym razem babka omal nie zagłodziła ich na śmierć. Mógł 

podejrzewać, że jest zdolna do znacznie gorszych podłości. 
   

Kane milczał przez moment i niemal widziałam, jak obracają się trybiki w jego głowie. 

   

– Co znowu? 

   

– Niedawno rozmawialiśmy o tym na lekcji – chodzi o tak zwany syndrom sztokholmski, 

czyli sytuację, w której zakładnicy czują solidarność z porywaczami. Na swój sposób Christopher 
robi to przez cały czas – współczuje swojej matce i świadomie przymyka oczy na prawdę. Moja 
teza wydaje się szalona, zwłaszcza w świetle tego, co czytaliśmy, ale jeśli długo żyjesz 
w zamknięciu, przywykniesz do najgorszego, zwłaszcza po latach. Bliźniaki chyba pogodziły się 
ze swoim losem. Już nie płaczą za mamą. – Urwał, a po chwili dodał: – Nawet Christopher 
i Cathy zdają się akceptować rodzaj związku, jaki zaczyna ich łączyć. W tych okolicznościach to 
wcale nie jest takie dziwne. 
   

– Nie rozumiem… 

   

– Chodzi mi o ich relację i sposób, w jaki pocieszają się nawzajem. Czasami, kiedy 

czytam ten dziennik, zapominam, że są rodzeństwem. A ty? 
   

– Sama nie wiem. – Też tak czułam, choć nie zamierzałam się do tego przyznać. 

   

– W tym również nie ma nic niezwykłego. Pociąg erotyczny zdarza się u młodych ludzi 

w tym wieku, nawet na wolności. 
   

– Teraz już naprawdę nie rozumiem, Kane… 

   

– Pamiętasz scenę, kiedy nakrył Cathy na oglądaniu swojego ciała? 

   

– Tak, ale… 

   

– Też musiałaś to robić… stać nago przed lustrem. W pewnym wieku zainteresowanie 

własnym ciałem jest zupełnie naturalne, prawda? 
   

– No, owszem… 

background image

   

– Dziewczyny zapewne robią to częściej od chłopców. Nic dziwnego, w nich zachodzi 

więcej zmian… wiesz, piersi i inne krągłości. Chłopcy z kolei widzą, jak im rosną włosy, jak się 
powiększa… i tak samo, w obserwowaniu siebie nie ma nic zdrożnego. – Spojrzał na mnie, jakby 
oczekiwał potwierdzenia. 
   

– Jasne, Kane, takie zainteresowanie jest normalne, więc nie wiem, czemu tyle o tym 

mówisz. I dlaczego wspomniałeś o słowach Christophera w dzienniku? 
   

– Chodzi mi o sposób, w jaki opisał tę sytuację… Nie wydaje ci się dziwny? 

   

– Patrzył pożądliwie na swoją siostrę – zauważyłam. – I miał poczucie winy. 

   

Sposób, w jaki Kane wpatrywał się we mnie, przypomniał mi, jak mówił, że jego siostra 

jest piękna. 
   

– Chcesz mi powiedzieć, że ty też kiedyś szpiegowałeś swoją siostrę? – spytałam. 

   

Wzruszył ramionami. 

   

– Kiedy byłem w jego wieku, nie robiłem czegoś takiego – odparł wymijająco. 

   

Teraz ja wzruszyłam ramionami. 

   

– Założę się, że każdy chłopak, który ma starszą siostrę, zrobił to choćby raz – rzekłam. 

   

– Czyżby? Żaden z kumpli nie opowiadał mi o czymś takim. 

   

– Pewnie wstydzą się o tym rozpowiadać. 

   

– Ale ja ci się przyznałem. 

   

– Dobrze, ale na co dzień się tym nie chwalisz, prawda? Po przeczytaniu fragmentu 

pamiętnika przyznałeś, że robiłeś to samo. 
   

– Fakt. Rzeczywiście podglądałem siostrę, ale nie miałem potem kosmatych myśli. 

   

– No właśnie. Z drugiej strony trochę go tłumaczy, że nie było tam żadnych innych 

dziewczyn, na które mógłby skierować zainteresowanie dorastającego chłopaka. Dlatego tak 
silnie skupił się na siostrze. 
   

– Pewnie masz rację. Ha, myślę, że w tej sprawie jestem podobny do Christophera – 

powiedział Kane i sięgnął po dziennik. – Ważne, że nie zmienił się w młodocianego potwora, jak 
to opisują niektóre plotkarskie wersje całej historii. 
   

– Oczywiście, że nie. Można go podziwiać za wiele rzeczy. Twoje uwagi sporo mi 

wyjaśniły – przyznałam. – Sposób, w jaki czytasz pamiętnik, sceneria, w której się znajdujemy, 
i ciągłe dociekanie, co kryje się pomiędzy wierszami, zbliżają nas do prawdy. Nawet ta peruka 
ma znaczenie – dodałam z uśmiechem. 
   

– Następnym razem zakryjesz głowę chustką? 

   

Myślałam, że żartuje, ale minę miał poważną. 

   

– Przecież mam włosy, Kane. 

   

– Tak, ale skoro chcesz czuć się jak ona… Oczywiście to tylko nieśmiała sugestia. 

   

Kiwnęłam głową, ale zaczęłam się zastanawiać, czy nie posuwamy się za daleko. Wyraz 

twarzy Kane’a był teraz dziwny, inny, a peruka pogłębiała to wrażenie. A może wyobraźnia 
płatała mi figle? Wydawało mi się nawet, że mówi innym głosem, nie tylko w momencie, kiedy 
czyta dziennik. Za każdym razem, kiedy wchodziliśmy na poddasze, znikał luzacki, beztroski styl 
Kane’a, jego znak firmowy. Zastępowało go osobliwe skupienie i napięcie. Nie wzruszał już 
lekceważąco ramionami i nie posyłał mi ironicznego uśmieszku, jak zwykł robić w szkole 
i w towarzystwie rówieśników. Teraz, kiedy na mnie patrzył, miałam wrażenie, że postrzega 
mnie jako bratnią duszę, która dzieli z nim cierpienie – albo raczej dzieli je z Christopherem, 
z którym zdawał się coraz silniej utożsamiać. 
   

Czemu mnie to przerażało, zamiast cieszyć? Przecież pragnęliśmy się wczuć w sytuację 

Christophera i Cathy. Chcieliśmy potraktować pamiętnik jako drzwi do przeszłości, aby dzięki 
niemu odkryć, co naprawdę się wydarzyło. Pomysły Kane’a były w tym momencie narzędziami 

background image

pomocniczymi. Czemu więc jestem taka spięta? 
   

Do poprzedniej sceny założyłam koszulę nocną mamy. Co mi szkodzi obwiązać sobie 

głowę? 
   

– Poszukam jakiejś chustki – powiedziałam. 

   

Uśmiechnął się, a potem wstał i wręczył mi dziennik. 

   

– Powinniśmy coś zjeść – oznajmił. – Film zaczyna się niedługo. 

   

– Dobra, ale przed wyjściem muszę jeszcze wziąć prysznic i się przebrać – oświadczyłam. 

   

– Prysznic? Świetny pomysł – przytaknął. 

   

– Muszę się tylko odświeżyć – zaznaczyłam. Odpowiedział mi uśmiechem. 

   

Przywróciliśmy strych do pierwotnego stanu i wróciliśmy do mojego pokoju. 

Wiedziałam, co Kane myśli, i mimo woli poczułam dreszczyk ekscytacji, podobny do emocji, 
jakie towarzyszyły mi na poddaszu. Kiedy pogłębiająca się intymność doprowadzi nas do 
„przekroczenia Rio Grande”? Okłamywałabym samą siebie, gdybym twierdziła, że tego nie 
pragnę. 
   

Ile razy rozmawiałam z koleżankami na te poważne tematy, pojawiały się nieuniknione 

pytania o ciążę i obawy z nią związane. Na szczęście istniały sposoby, żeby tego uniknąć. 
I czułyśmy, że nie możemy podchodzić do tych spraw tak beztrosko jak chłopcy. Mało tego, 
mówiłyśmy sobie, że stracimy cnotę jedynie z chłopakiem, którego pokochamy i za którego 
zapragniemy wyjść za mąż. 
   

W miarę jak dorastałyśmy, coraz rzadziej dyskutowałyśmy o tych sprawach. Teraz już 

tylko czekałyśmy, która pierwsza ogłosi, że straciła cnotę. I żartowałyśmy sobie z tego. Naszym 
zdaniem Suzette zrobiła to już w podstawówce. Miałam wrażenie, że te plotki jej pochlebiają 
i nie zamierza ich dementować. Sama nas posądzała, lecz w swoich niewybrednych żartach 
oszczędzała mnie. Zapewne dlatego, że straciłam mamę, i Suzette mi współczuła, że nie mam 
z kim porozmawiać o ważnych kobiecych sprawach. 
   

Ten okres ochronny skończył się gwałtownie, kiedy zaczęłam chodzić z Kane’em, 

a przyjaciółki uznały, że nasz związek jest „gorący”. Poza tym wśród dziewczyn w szkole 
panowało przekonanie, że każda, która chodziła z nim dłużej niż dwa tygodnie, musiała się z nim 
przespać. Ach, gdyby tylko znały prawdę! Z drugiej strony zastanawiałam się, czemu tak usilnie 
chciały ją poznać. Do czego im była potrzebna? Czy ich dochodzenie w ogóle powinno mnie 
obchodzić? A może chodzi o to, że teraz, gdy wiem o tych podejrzeniach, czuję się starsza 
i dojrzalsza? Co innego, gdyby tata coś podejrzewał. Ciekawe, na ile przejmuje się moim 
związkiem z Kane’em? Nadal uważa mnie za swoją małą dziewczynkę czy też czuje, że mnie 
traci? A ja? Czy nadal chcę być małą córeczką tatusia? 
   

Te myśli i trudy dojrzewania podkręcała nasilająca się burza hormonalna. A jednocześnie 

nie miałam się komu zwierzyć i poprosić o radę. Cóż, Cathy była w jeszcze gorszej sytuacji ode 
mnie, bo nie miała nawet przyjaciółek. Praktycznie brakowało jej wszystkiego, czym mogą się 
cieszyć dziewczyny w jej wieku. A najbardziej brakowało jej mamy, choć przecież ją miała. 
   

Krążyłam po pokoju, wybierałam rzeczy do przebrania i szykowałam się pod prysznic. 

Kiedy zerkałam na Kane’a, udawał, że jest zaczytany w jednym z moich magazynów. 
Uśmiechnęłam się do siebie, rozebrałam się do bielizny i poszłam do łazienki. Kuszenie 
mężczyzn jest chyba naturalnym odruchem kobiety, myślałam, wchodząc do kabiny. Za moment 
otrzymałam potwierdzenie swojej tezy. 
   

Kane wsunął się za mną do kabiny, jak sugerował. Ile widziałam podobnych scen 

w filmach? – myślałam, kiedy mnie całował. Strumienie ciepłej wody spływały po naszych 
głowach i ciałach. Podstawiłam twarz pod szumiącą kaskadę, myśląc, że to swojego rodzaju 
chrzest. Po raz pierwszy byłam całkiem naga przy nagim chłopaku. Miałam chyba jedenaście lat, 

background image

kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na jakimś filmie podobną scenę i ogarnęła mnie fala 
zmysłowego podniecenia, a potem rozpaliła się moja wyobraźnia. 
   

Ale to było realne. Sutki mi stwardniały, a nogi miałam jak z waty. Oparłam się o Kane’a, 

żeby nie upaść. Delikatnie objął moje biodra i przyciągnął mnie do siebie. Czułam, jak narasta 
w nim napięcie i pożądanie. Serce załomotało mi w panice, bo mój opór topniał w oczach. 
   

– Kane – szepnęłam głosem tak słabym i cichym, że nie byłam pewna, czy 

wypowiedziałam te słowa, czy tylko je pomyślałam. 
   

– Nie bój się. Kiedy do tego dojdzie, nie będziemy już mieli żadnych wątpliwości. 

   

Zachciało mi się śmiać. Byłam strasznie rozdarta. Cieszyłam się, że nie straciliśmy 

kontroli nad sobą, ale w głębi duszy czaiło się rozczarowanie. Nie po raz pierwszy targały mną 
sprzeczne uczucia, i pewnie nie po raz ostatni. Znów czułam się rozdwojona i te dwie połówki 
spierały się każdym porem mojego ciała, popadały w rozdźwięk każdym wibrującym nerwem, 
ale wszystko ucichło, gdy zbliżyłam usta do ust Kane’a. Całowaliśmy się długo, a potem dłońmi 
uniósł sobie moje sutki do ust. 
   

Odrywaliśmy się od siebie tylko po to, żeby natychmiast znów do siebie przylgnąć, za 

każdym razem bliżej i bardziej namiętnie, żarliwie, choć ten ogień zdawał się nas spalać. 
Sięgnęłam po szampon i wylałam mu trochę na głowę. Syknął, bo zapiekły go oczy, a potem 
zrewanżował mi się ze śmiechem. 
   

– Ja to zrobię – powiedział, gdy sięgnęłam do głowy, żeby umyć sobie włosy. Pochyliłam 

się ku niemu. Umył mi głowę z wprawą fryzjera. 
   

– Dzięki. 

   

– Mogę to robić codziennie, jeśli zechcesz – odparł. 

   

Odsunął się, żebym mogła spłukać włosy, a potem zajął się swoimi. Wyszłam pierwsza, 

zostawiwszy go pod prysznicem. Wytarłam się, założyłam majtki i znieruchomiałam na chwilę, 
żeby uspokoić serce i oddech, i dopiero gdy poczułam, że wracam do rzeczywistości, wyszłam 
z łazienki. 
   

Rozejrzałam się za rzeczami, które sobie przygotowałam, i nagle zamarłam. Coś się 

zmieniło – i nie chodziło o moje przeżycia pod prysznicem. 
   

Chodziło o drzwi na korytarz. Uświadomiłam sobie, że są zamknięte. 

   

Tymczasem nie zamknęliśmy ich za sobą. 

   

 

 
   

Jak rodzice godzą się z sytuacją, kiedy ich dziecko staje się inną, nową osobą? Kiedy 

porzuca lalki, zabawkowe filiżaneczki i kolorowe książeczki z bajkami? Kiedy porzuca dziecięcą 
wiarę we Wróżkę Zębuszkę i Świętego Mikołaja? Ile czasu musi upłynąć, aby zdali sobie sprawę, 
że ich potomek jest niezależnym bytem, coraz bardziej samodzielnym i odpowiedzialnym za 
swoje czyny i słowa? 
   

Zapewne większość rodziców jeszcze długo łudzi się, że ich dziecko dłużej od 

rówieśników pozostanie niewinne. Bo wiedzą, że nie ma po co się spieszyć do dorosłego, 
niebezpiecznego życia. I podświadomie chcieliby na zawsze uchronić swoje pociechy przed 
zderzeniem z twardą rzeczywistością, gdyż dziecięcy świat jest bezpieczniejszy. Dlatego 
niechętnie rezygnują z ochronnego parasola, jaki roztaczają nad nimi. Wierzą, że troską, 
uściskiem czy pocałunkiem potrafią odegnać każdy strach – gobliny, duchy i potwory, 
nawiedzające dziecięce sny. Że zatrzymają swoje dzieci wieczorem w łóżeczkach, aby mogły 
spokojnie zasnąć w bezpiecznej bańce domowego zacisza. Że bez końca będą im wyjaśniali 
świat, doradzali, tłumaczyli, zakazywali i nakazywali, w zamian oczekując posłuchu 
i posłuszeństwa. 

background image

   

„Może już pójdziesz spać? Nie możesz rano być senna i zmęczona”. 

   

„Kto odwiezie cię do domu po imprezie?” 

   

„Wykluczone, nie pójdziesz tam”. 

   

„Jeszcze jesteś za młoda”. 

   

„Kiedyś ci pozwolę”. 

   

Mnóstwo takich nakazów i zakazów towarzyszy dzieciom dzień po dniu, czy sobie tego 

życzą, czy nie. I wydaje się, że tak będzie wiecznie, choć bunt i protesty nasilają się z roku na 
rok. 
   

A jednak stopniowo ten mur się rozpada. Z początku niemal niedostrzegalnie pojawiają 

się rysy i szczeliny i coraz częściej zakazy napotykają opór. Mur kruszeje, gdyż opór narasta, 
podsycany gniewem i żalem. W ilu domach słychać: „Inni rodzice na to pozwalają! Dlaczego mi 
nie ufacie?”. 
   

Powoli pancerz zasad się rozluźnia. Rodzice stopniowo ustępują i oddają pola, nie zawsze 

zdając sobie z tego sprawę – dopóki nagle nie uświadomią sobie, że dzieci znalazły się poza ich 
zasięgiem, wystawione na wszystkie niebezpieczeństwa dorosłego świata. Tymczasem bardziej 
liberalni rodzice i psychologowie oraz autorzy porad w magazynach od dawna ostrzegają, że zbyt 
silna presja i obwarowanie zakazami i nakazami wywołuje zwykle odruch obronny w postaci 
buntu. I zdarza się, że dzieci robią coś, czego by nie zrobiły, gdyby im tego usilnie nie 
zabraniano. 
   

Kiedy komplementowano mnie, że urosłam i dojrzałam, tata z reguły cytował znane 

powiedzenie: „Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci…” – i tak dalej. Wtedy rozmówcy zwykle 
kwitowali to śmiechem, ale wyczuwali przy tym, że sporo prawdy kryje się w tych słowach. Ale 
kto by chciał być dużym problemem? Na pewno nie ja, nie przy samotnym ojcu, który wciąż się 
gryzie, że nie zapewnia mi opieki i wsparcia, które zapewniłaby mi mama, gdyby żyła. 
Jakakolwiek klęska pedagogiczna, związana z moim wychowaniem, mogła go załamać znacznie 
bardziej niż rodzica, który w wychowaniu dzieci ma wsparcie współmałżonka. 
   

Naprawdę bardzo się starałam, ale weszłam w wiek dojrzewania i byłam normalną 

nastolatką. Oczywiście, przedwczesna śmierć mamy sprawiła, że pod wieloma względami 
musiałam dorosnąć szybciej od moich rówieśniczek. Ile wieczorów przesiedziałam w domu 
z tatą, zamiast spędzić je z towarzystwem w moim wieku? Myślał, że jestem wybredna 
w doborze przyjaciół i nie lubię trwonić czasu na zabawy, dlatego rzadko wychodzę, a ja go 
utwierdzałam w tym przekonaniu. Zdawałam sobie sprawę, że bardzo by się przejął, gdyby 
wiedział, że rezygnuję dla niego, gdyż nie chcę, aby się czuł samotnie. 
   

Stałam się nad wiek dojrzała i poważniejsza niż moje przyjaciółki. Widziałam, jak 

beztrosko traktowały rozmaite ryzykowne zachowania, jak picie i prowadzenie auta, dragi na 
imprezach, późne wracanie do domu i oczywiście seks. Bardzo się jednak pilnowałam, żeby ich 
nie pouczać i nie wpędzać w poczucie winy. Gdybym wyznała przyjaciółkom, co naprawdę 
myślę, już dawno bym je straciła. Ironia polegała na tym, że często wolałabym nie mieć takich 
myśli i być beztroska jak rówieśniczki. Mnie również pociągały niedozwolone rzeczy i marzyłam 
o skokach bez spadochronu. Ja też chciałam poczuć dreszcz ekscytacji, zaliczyć przeżycia, 
których nie znałam. 
   

Uświadomiłam sobie, że kiedy teraz wyjdę z pokoju i stanę przed ojcem, popatrzy na 

mnie inaczej. Oczywiście będzie starał się ukryć swoje odczucia; zapewne rzuci jakiś głupi żart 
albo uda, że nic się nie stało. Drzwi łazienki były uchylone, więc musiał słyszeć nasze głosy 
pod prysznicem. Miałam nadzieję, że nie wszedł głębiej do pokoju, ale nie mogłam być tego 
pewna. 
   

Rzecz w tym, że nie czułam się zawstydzona ani winna. Tym razem zamierzałam 

background image

rozegrać tę rozmowę jak wiele innych, które odbywaliśmy – na zasadzie równorzędnych 
dorosłych partnerów, a nie ojca i dziecinnej córki. Chciałam, by mi zaufał, choć w głębi serca 
czułam, że tata, choćby nawet tego pragnął, nie porzuci swoich obaw. Jak sam mówił, miał je 
zapisane w genach. 
   

Zanim zeszłam na dół, zajrzałam do Kane’a. Ubierał się w łazience. 

   

– Tata jest w domu albo był tu przez moment – oznajmiłam. 

   

Kane zamarł i widać było, jak jego mózg produkuje wszelkie możliwe warianty tej 

sytuacji, niczym filmowe trailery. Wiedział, jaka silna więź łączy mnie z moim ojcem. Czyżby 
szykował się na konfrontację z wściekłym mężczyzną? Czy zamierzał kłamać i wypierać się? 
A może lepiej by było, gdyby szybko i po cichu się wymknął? Co będzie dalej – czy tata zabroni 
się nam spotykać? Zadzwoni do rodziców Kane’a z pretensjami? Czy cała ta afera dotrze do 
szkoły, do naszych przyjaciół? Wówczas część by z nas kpiła, część obróciła sprawę w żart, 
a część miałaby pewnie satysfakcję. A nauczyciele? Zwłaszcza oni nie powinni się dowiedzieć! 
   

– Czy on… 

   

– Raczej nie – uspokoiłam go. – Zejdę na dół pierwsza. Odczekaj parę minut i dołącz do 

mnie. 
   

Kane kiwnął głową. 

   

Na palcach stąpałam po schodach. Nie znalazłam taty w salonie ani w kuchni, ale 

zauważyłam karteczkę na drzwiach lodówki: „Wpadłem na moment po ważne papiery. 
Do zobaczenia później. Tata”. 
   

W ten sposób daje mi do zrozumienia, że był tam, pomyślałam. Nie chciał, żebym się 

łudziła. Zbyt dobrze się znaliśmy, aby przed sobą udawać. 
   

Kane powoli zszedł po schodach i zatrzymał się przy wejściu. 

   

– Wpadł na chwilę i wrócił do pracy – powiedziałam. – Zabrał tylko papiery. 

   

– Aha. – Wyraźnie mu ulżyło. – W takim razie… 

   

– Widział twój samochód, Kane. I zostawił wiadomość, która świadczy, że zorientował 

się w sytuacji. Popatrz. 
   

Kane zerknął na karteczkę. 

   

– Co z tym robimy? 

   

– Nie musimy nic robić. 

   

– Bardzo mi przykro. Nie chciałem ci narobić kłopotów. Byłem pewien, że jesteśmy sami. 

Nie… 
   

– Nie ma sensu, żebyśmy przepraszali się nawzajem za to, co razem robimy, okay? A jeśli 

mamy mieć wyrzuty sumienia z powodu naszych czynów, lepiej tego nie róbmy. 
   

Kane się uśmiechnął. 

   

– I kiedy następnym razem spotkamy się z moim tatą, zachowujmy się normalnie, bez 

poczucia winy i przepraszania. 
   

– Tak jest, proszę pani! – Zasalutował ze śmiechem. – Umieram z głodu – dodał. 

   

Przy stole Kane dostał wiadomość od siostry. 

   

– Ucieszysz się – oznajmił. 

   

– Z czego? 

   

– Moja siostra i jej chłopak zapraszają nas jutro na kolację do La Reserve. Będziemy we 

czwórkę, bez rodziców. A potem możemy jeszcze wpaść do Tiny. Fajnie? 
   

– La Reserve? Dość ekskluzywne miejsce. 

   

– Więc się odpowiednio ubierzemy. 

   

– Dobrze – powiedziałam bez entuzjazmu. Niespodziewana wizyta taty popsuła mi 

humor. 

background image

   

Kane znał mnie już na tyle dobrze, aby to wyczuć. 

   

– Obawiasz się, że twój tata będzie zły i zrobi ci awanturę albo nawet cię ukarze? 

   

– Nie. Tata nigdy mnie nie karze, kiedy źle postąpię. Po prostu nie kryje rozczarowania, 

a ja czuję się wtedy wystarczająco ukarana. 
   

– Nie zrobiliśmy nic złego – zauważył. Patrzył na mnie tak, jak mógłby patrzyć 

Christopher – z mocą i pewnością. Wręcz oczekiwałam długiego, naukowego wywodu, 
tłumaczącego nasze postępowanie. Tymczasem Kane dodał: – To naturalne, że pragnę się z tobą 
kochać, Kristin. Oboje jesteśmy dorośli. Za rok będziemy już mogli głosować, prawda? 
Prowadzimy samochody, a gdybyśmy coś przeskrobali, sądziłby nas normalny sąd, a nie 
młodzieżowy. 
   

– Cóż za ulga. – Nie kryłam sarkazmu. 

   

– Chciałem tylko… 

   

– W porządku. Nie martw się. Poradzę sobie. 

   

– Nie możemy legalnie kupić ani pić alkoholu, ale w niektórych krajach mógłbym już 

dawno cię poślubić i mieć z tobą dzieci – ciągnął z rosnącym zapałem. 
   

– Nie zamierzam opuścić kraju – stwierdziłam, a Kane wybuchnął śmiechem. 

   

Cieszyłam się, że idziemy do kina, gdzie na parę godzin będę mogła zapomnieć 

o wszystkim. Spotkaliśmy kilku znajomych, ale usiedliśmy osobno. Po skończonym seansie od 
razu wyszliśmy, zanim zdążyli do nas zagadać. Staraliśmy się rozmawiać tylko o filmie. Kane 
odwiózł mnie do domu i chciał wejść, żeby porozmawiać z moim tatą. 
   

– Nie zamierzam chować głowy w piasek – oświadczył. 

   

– On nie będzie z tobą rozmawiał, Kane. Jeśli w ogóle coś powie – w co wątpię – powie 

to mnie, a nie tobie. Zresztą jest późno, tata na pewno już zasnął przed telewizorem. 
   

– A jutro? O której mogę wpaść, żeby pogadać? Pracuje na budowie, więc w sobotę też 

będzie w pracy, tak? 
   

– Tak. Gdyby mógł, pracowałby siedem dni w tygodniu. 

   

– Czyli możemy czytać dziennik. 

   

– Zróbmy sobie przerwę – zaproponowałam. Nawet w bladym świetle garażowej lampy 

dostrzegłam jego minę. Wyglądał, jakby właśnie stracił najlepszego przyjaciela. 
   

– Dlaczego? – zaprotestował. – Myślałem, że lektura pasjonuje cię tak samo jak mnie. 

Trzeba wykorzystać każdą wolną chwilę. 
   

– Zobaczymy – powiedziałam ustępliwie. – Zadzwonię do ciebie rano. 

   

– Okay – burknął, nie kryjąc rozczarowania. 

   

– Kane, jestem po prostu trochę spięta. Powinieneś zdobyć się na więcej wyrozumiałości. 

   

– Oczywiście, ale mam wrażenie… 

   

– Co? 

   

– Że inaczej zawiedlibyśmy Christophera. 

   

– Słucham? 

   

– On nam zaufał – pierwszym czytelnikom swojego dziennika. Przez długie lata notes 

leżał pod gruzami, ale na pewno często o nim myślał, kiedy opuścił Foxworth Hall. I liczył na to, 
że ktokolwiek znajdzie jego zapiski, potraktuje je z należytą powagą. 
   

Uśmiechnęłam się mimo woli. 

   

– Co takiego? – spytał. 

   

– Chyba zamieniliśmy się miejscami. Dokładnie takie były moje odczucia w chwili, kiedy 

znalazłeś ten pamiętnik pod poduszką i chciałeś, żebyśmy czytali go razem. A ja się bałam, że 
zrobisz z tego zabawę i zlekceważysz dziennik Christophera. 
   

Kane się skrzywił. 

background image

   

– Tak nisko mnie oceniałaś? 

   

– Och, daj spokój. Przyznaj, że początkowo nie traktowałeś tego poważnie. Zresztą sam 

wiesz, jaki miałeś wtedy styl. I nadal coś w tym jest. 
   

Obrócił się ku mnie i oparł ramię na oparciu mojego fotela. 

   

– Proszę, kontynuuj. Widzę, że wpadłaś w trans. Nie krępuj się, wal. Co sądzisz o Kanie 

Hillu? 
   

– Twoja rodzina należy do najbardziej zamożnych i wpływowych rodzin 

w Charlottesville, ale ty nie jesteś konserwatywny. Nie przeszkadza mi twój styl. Masz w sobie 
duszę buntownika. Uwielbiasz podkreślać swój indywidualizm. To wszystko sprawia, że jesteś… 
niebezpiecznie atrakcyjny – odparłam. – I nieprzewidywalny. Taka jest moja opinia o tobie. Nie 
dziw się więc, że nie byłam pewna, jak zareagujesz na pamiętnik Christophera. Rozumiesz? 
   

Uśmiechnął się i w jego oczach blask latarni przy garażu zmieszał się z błyskiem 

uwielbienia. 
   

– Kristin Masterwood – powiedział z powagą. – Zakochałem się w tobie i wiem, że na 

całym świecie nie ma nikogo, kto podobałby mi się tak jak ty. 
   

Przysunął się i pocałował mnie. To był delikatny pocałunek, bardziej romantyczny niż 

namiętny – znak głębokich uczuć, a nie tylko cielesnego pożądania. Pomyślałam, że tak całują się 
ludzie, którzy już bardzo długo są ze sobą i pocałunkiem okazują, jak bardzo są dla siebie ważni. 
Ten szczery gest mnie zaskoczył. 
   

– Wreszcie zabrakło ci słów? – zapytał. Serce mi delikatnie zatrzepotało, jakby w mojej 

piersi wykluł się malutki ptaszek i zabrał mi całe powietrze. 
   

– Tak – wykrztusiłam. 

   

– Będę czekał na twój telefon rano – powiedział. 

   

Otworzyłam drzwi po mojej stronie i wysiadłam. Kane zaczekał, aż zniknę w domu, 

i dopiero uruchomił silnik. Zanim odjechał, gestem pokazał w górę, na strych. Stałam w progu, 
póki nie zniknął mi z oczu. Potrzebowałam chwili, żeby wrócić do rzeczywistości i nie wyglądać, 
jakbym zeszła z obłoków. 
   

Nie zdziwiło mnie, że tego wieczoru tata siedział przed telewizorem i nie spał. Nie 

znaczyło to jednak, że śledzi z uwagą, co się dzieje na ekranie. Za każdym razem, kiedy 
wieczorem wychodziłam z domu, czuwał, nie wiedząc, czego słucha i na co patrzy. Odwrócił 
głowę, kiedy weszłam. Może usłyszał moje kroki, a może po prostu wyczuł moją obecność. 
   

Jest wiele sposobów czytania z twarzy drugiego człowieka, a zwłaszcza własnego ojca. 

W twarzy taty nie było gniewu i nie wyglądał też na nieszczęśliwego. Powiedziałabym raczej, że 
był lekko oszołomiony, jak gdyby niedawno usłyszał albo zobaczył coś, czego się kompletnie nie 
spodziewał. Zarazem usiłował to ukryć – usiłował ukryć swoje odczucia. 
   

– Hej – powitał mnie. – Jak tam film? 

   

– Bardzo dobry. 

   

– A co to było? 

   

– Ktoś mnie obserwuje. To historia dwojga nastolatków mniej więcej w moim wieku, 

chłopaka i dziewczyny. Matka dziewczyny wyszła za ojca chłopaka i wszyscy zamieszkali 
razem. Niestety, ów ojciec okazał się degeneratem i zaczął molestować córkę swojej żony, więc 
rodzeństwo uciekło z domu. Schronili się w starym, opuszczonym hotelu, który tak naprawdę nie 
był opuszczony. Mieszkał tam stary człowiek, wnuk dawnego właściciela, odludek, trochę 
dziwak, ale człowiek wielkiego serca. Stopniowo się poznają i on broni ich, kiedy w hotelu 
pojawia się ojczym… coś jak Boo Radley z Zabić drozda – paplałam nerwowo. 
   

– Pamiętam tę książkę i film. Mama je uwielbiała – rzekł. 

   

Przez całe życie poruszam się po polu minowym ukochanych wspomnień taty, 

background image

westchnęłam w duchu. Wystarczyło, że powiedziałam lub zrobiłam coś, albo po prostu 
wyglądem przypomniałam mu mamę, i od razu cofał się w czasie. Nie żałowałam tego, ale 
czułam jego emocjonalny ból, który budzi pamięć, i sama po raz kolejny przeżywałam 
przedwczesną śmierć mamy. 
   

– Tak. To była nasza lektura w zeszłym roku – odparłam. Za każdym razem, kiedy 

widział książkę w moich rękach, uśmiechał się, jakby patrzył na mamę. 
   

– Często utyskiwała, że mało czytam – dodał z rozrzewnieniem. 

   

– Ciągle możesz to nadrobić – odparłam, a tata odpowiedział uśmiechem. 

   

– Jutro wcześniej jadę do pracy – najwyraźniej pragnął zmienić temat. – Budowa domu 

jest dopiero na półmetku, ale musimy równolegle pracować nad basenem, czyli wykopać dół, 
a potem doprowadzić instalacje hydrauliczne i elektryczne. 
   

– Dotąd nie widziałam planów – przypomniałam. 

   

– Ach, rzeczywiście. Leżą na moim biurku. – Skinął głową, więc rozwinęłam rulon. Tata 

obserwował mnie z kanapy. 
   

– Wygląda na większy niż Foxworth Hall. 

   

– Nie, nawet jest trochę mniejszy, ale ma większe patio. Zamiast sali balowej będzie duży 

salon. Do tego sześć sypialni z łazienkami i sala bilardowa. 
   

– Wszystkie sypialnie są na górze? 

   

– Tak, pokoje dla służby na dole. I kuchnia, którą Charley na pewno chciałby mieć 

w swojej knajpie. 
   

– Jak długo jeszcze potrwa budowa? 

   

– Powiększyłem ekipę, ale i tak nie skończymy wcześniej niż za półtora roku, licząc 

stolarkę i kształtowanie krajobrazu. 
   

Uświadomiłam sobie, że za wszelką cenę stara się uniknąć rozmowy o mnie i o Kanie. 

   

– Siostra Kane’a i jej chłopak zapraszają nas jutro na kolację – oznajmiłam. 

   

– Ho, ho. 

   

– Znają się od liceum. Nie miałam jeszcze okazji go poznać, a Darlenę widziałam chyba 

tylko raz. 
   

– Słabo ją pamiętam. Chyba była ładną dziewczynką. 

   

– Zdam ci szczegółowy raport. 

   

– Świetnie. 

   

Wstał. 

   

– Idę spać, jutro muszę wstać wcześnie. Chcemy zrobić jak najwięcej przed Dniem 

Dziękczynienia. 
   

Popatrzyliśmy na siebie. Kiedy dwoje ludzi zna się tak dobrze, jak my, milczenie bywa 

bardziej wymowne niż słowa. 
   

– Żałowałeś kiedyś, że nie urodziłam się chłopcem? – zagadnęłam. 

   

Pytanie mogło się wydawać dziwne, ale tylko z pozoru. Chodziło mi o to, że rodzice 

mniej się przejmują randkami synów niż córek. 
   

– Chłopcem? 

   

– No tak, który pomagałby ci w pracy, podczas gdy mnie lepiej nie dawać młotka do ręki. 

   

– Nie wyobrażam sobie życia i tego domu bez ciebie, Kristin. 

   

Jednym susem doskoczyłam do niego. Tata objął mnie, pocałował w głowę i pogładził po 

włosach. Trwaliśmy jeszcze chwilę w tym czułym uścisku. Wreszcie wysunęłam się z jego objęć 
i szybko poszłam na górę. 
   

Rano spałam długo, ale była sobota, więc mogłam sobie na to pozwolić. Wreszcie 

wstałam i zeszłam na śniadanie. Poczułam rozczarowanie na myśl, że tata już wyszedł i czeka 

background image

mnie samotny posiłek. Śniadanie czekało na stole, a obok znalazłam liścik z informacją, że obok 
kuchenki stoją już rozbite jajka na jajecznicę. I że zadzwoni później, aby w razie czego 
uprzedzić, że zostanie dłużej na budowie i nie spotkamy się przed moim wyjściem. 
   

Usmażyłam jajecznicę, była przepyszna. Jedząc, miałam wrażenie, że tata towarzyszy mi 

przy stole. Zobaczyłam, że zostawił gazetę na drugim końcu stołu, otwartą na stronach 
z reportażami. Najobszerniejszy dotyczył budowy nowego Foxworth Hall – „miejsca, w którym 
doszło do najgorszego w historii naszej okolicy przypadku dręczenia dzieci”. 
   

Autor donosił, że nowym właścicielem jest pan Arthur Johnson, z czego wynikało, że 

o faktach, które odkrył mój tata, nie dowiedziały się jeszcze media. Dalej zamieszczono krótką 
biografię Johnsona, w której wspomniano o sukcesach jego funduszu hedgingowego oraz o żonie 
i dzieciach. Pochodził z Norfolk w Wirginii, uczęszczał do William and Mary College, gdzie 
ukończył studia ekonomiczne. Później pracował w firmie swojego ojca, a następnie założył 
fundusz. Dziennikarzom powiedział tylko: „Nic nie wiem o historii tego miejsca i, szczerze 
mówiąc, w ogóle mnie ona nie obchodzi. Każde miejsce i każda rzecz ma swoją historię. Ale 
oceniamy je na podstawie tego, czym są, a nie na podstawie tego, kto je kiedyś posiadał. Kupno 
tej posiadłości traktuję po prostu jako dobry interes”. 
   

O firmie mojego taty napisano jedynie, że budowa przebiega sprawnie i planowo. Jako 

ilustracja reportażu posłużyła znana fotografia Foxworth Hall przedstawiająca posiadłość w stylu 
nawiedzonej gotyckiej siedziby. To samo zdjęcie, które drukowano w Halloween. Niektórzy 
uparcie twierdzili, że rozmazane plamy w górnym oknie to duchy Malcolma i Olivii 
Foxworthów, skazane na więzienie na poddaszu, na którym kiedyś zamknęli swoje wnuki. 
   

Artykuł podsycił moją fascynację całą historią i potrzebę powrotu do dziennika 

Christophera. Zadzwoniłam do Kane’a. 
   

– Siedziałem przy telefonie na wypadek, gdybyś zadzwoniła wcześniej – wyznał. 

   

– Widziałeś dzisiejszy reportaż? 

   

– Nie, ale tata mi o nim wspominał. Udałem, że mało mnie obchodzi. Za to siostra 

porwała gazetę. Pewnie później mi ją przyniesie. 
   

– W takim razie zaczynajmy jak najszybciej. 

   

– Już do ciebie pędzę. 

   

Sprzątnęłam stół, zmyłam naczynia i poszłam do pokoju, żeby się ubrać. Przystanęłam 

przed garderobą i popatrzyłam na swoje jedwabne chustki i apaszki. W nagłym odruchu 
wybrałam jedną i owinęłam sobie głowę. Na mój widok Kane uśmiechnął się szeroko. Byliśmy 
jak dwoje dzieci, które spieszą pod choinkę, by odpakować prezenty – choć my wiedzieliśmy, że 
opowieść zawarta w skórzanym notesie nigdy nie będzie naszym marzeniem. 
   

Rozsiedliśmy się na strychu, gdzie Kane szybko zmienił się w Christophera 

Dollangangera. Założył perukę, zmienił głos i postawę, a potem zaczął czytać zgnębionym, 
smutnym tonem ponurą opowieść o losie, który kazał chłopakowi przedwcześnie wejść w rolę 
dorosłego mężczyzny. 

   

 

 
   

Na początku ostatniego tygodnia sierpnia, gdy narzekałem na duchotę naszej małej 

sypialni i strychu, przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Natchnął mnie widok 
zaimprowizowanej drabiny z prześcieradeł, którą zrobiliśmy, aby uciec przed głodem. Cathy 
uznała, że chyba zwariowałem, ale zdołałem ją przekonać. Wedle mojego planu mielibyśmy nocą 
spuszczać się po prześcieradłach ze strychu i pływać w jeziorze. Najbardziej fascynowała nas 
myśl, że po raz pierwszy od dwóch lat dotkniemy stopami ziemi. 
   

Kiedy przyszła pora, Cathy, mimo wcześniejszych obaw, szybko i pewnie zsunęła się na 

background image

dół, jakby robiła to przez całe życie. 
   

Stanęliśmy na ziemi, wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy w ciemność. Przepełniało mnie 

cudowne poczucie wolności. Wszystko było takie nowe, świeże i ekscytujące! Nawet gwiazdy 
wyglądały piękniej niż te widziane z okna. Teraz doceniłem wiele rzeczy, których istnienie 
dawniej było dla mnie oczywiste. Rozpierała mnie ogromna radość i dopiero po chwili 
zorientowałem się, jak bardzo przejęta jest Cathy. Uspokajająco otoczyłem ją ramieniem 
i mocniej przyciągnąłem do siebie. 
   

Wreszcie zamajaczyło przed nami jezioro, a wraz z nim szczęście, którego tak 

łaknęliśmy. Czekało nas kilka minut beztroskiej młodości. Wreszcie mogłem poczuć się jak 
normalny, szczęśliwy siedemnastoletni chłopak, a ona jak czternastoletnia dziewczynka. 
   

Postanowiliśmy wykąpać się w bieliźnie, a nie nago, choć Cathy nie miała biustonosza. 

Stanęła na brzegu ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i z wahaniem zanurzyła w wodzie 
palec u nogi. Widząc, że nie może się zdecydować, popchnąłem ją do wody, i nagle znów 
staliśmy się dziećmi. Baraszkowaliśmy w jeziorze, chlapiąc się radośnie. Potem pływaliśmy aż 
do utraty tchu, a gdy wyszliśmy na brzeg, położyliśmy się na trawie, łapaliśmy oddech 
i patrzyliśmy w gwiazdy. 
   

Leżąc obok siostry, widziałem jej rozkwitające piersi, osrebrzone gwiezdnym blaskiem, 

i połyskującą wilgocią skórę. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie sięgnąć po jej rękę. A gdyby nie 
była moją siostrą? – pomyślałem. Tylko po prostu dziewczyną, którą lubię? Co bym wtedy 
zrobił? Cathy zerknęła na mnie i zorientowała się, że ją obserwuję. 
   

– Co? – spytała. 

   

– Nic – mruknąłem i odwróciłem głowę, ale domyśliła się moich uczuć. Nie powinienem 

się dziwić. Dziewczynki dojrzewają szybciej niż chłopcy. Cathy powinna odczuwać podobnie jak 
ja, albo nawet bardziej intensywnie. 
   

Ona pierwsza uświadomiła sobie, że jesteśmy teraz w tym samym wieku, co nasi rodzice, 

kiedy się poznali. Na pewno pomyślała też o ich pokrewieństwie, które nie uchroniło ich przed 
miłością. 
   

– Myślisz, że to prawda? – zapytała wtedy. – Myślisz, że naprawdę zakochali się w sobie 

od pierwszego wejrzenia? Czy to możliwe? 
   

Chciałem w to wierzyć. Że mężczyznę i kobietę łączy coś więcej niż tylko erotyczny 

pociąg. Wyznałem jej, że kiedy koleżanka ze szkoły pociągała mnie fizycznie, brałem to za 
miłość. Ale kiedy zaczynałem z nią rozmawiać, okazywała się głupia albo zbyt płocha, a ja 
byłem rozczarowany. 
   

– Czy ja jestem zbyt głupia, żeby ktoś mnie pokochał? – zapytała Cathy. 

   

– Nie! – zapewniłem i zacząłem się rozwodzić nad jej bystrością i inteligencją. Jej 

problem polegał na nadmiarze zdolności i trudności ze skupieniem na konkretnej dziedzinie. 
Cathy przysunęła się do mnie. Objąłem ją, a ona położyła mi głowę na ramieniu. 
   

Noc, gwiazdy i oszałamiające poczucie wolności sprawiły, że poczuliśmy się szczęśliwi 

i odprężeni, jak nie byliśmy od dwóch lat. Dopóki nie trafiliśmy tutaj, nie wyobrażałem sobie, że 
mógłbym być równie szczery i otwarty wobec mojej młodszej siostry. Nie potrafiłem o niej 
myśleć jako o dziewczynce i wiedziałem, że ona też nie myśli o mnie jako o starszym bracie. 
Żadne z nas nie mogło już cofnąć się do epoki tamtej niewinności. Praktycznie byłem bezradny 
wobec własnych uczuć, ale nic nie mogłem na to poradzić. Nie podobały mi się własne 
rozchwianie i niepewność. Złościły mnie. 
   

Cathy musiała wyczuć mój nastrój. 

   

– Jak myślisz, gdzie jest teraz mama? – zapytała. Istotnie, dawno nas nie odwiedzała. 

   

Usiłowałem podać kilka przyczyn, które tłumaczyłyby takie zaniedbanie. Może 

background image

zachorowała albo wyjechała w interesach? Podsuwałem wyjaśnienia, a Cathy wszystkie 
podawała w wątpliwość, co jeszcze zwiększało moją frustrację. 
   

Kiedy zapytała, czy kocham mamę i ufam jej jak dawniej, zjeżyłem się – nie dlatego, że 

śmiała zadać takie pytanie, lecz dlatego, że nie chciałem przyznać jej racji. Widząc moją irytację, 
Cathy szybko zmieniła temat i zaczęła mówić o lżejszych sprawach. Jednak rozmowa się nie 
kleiła, co świadczyło tylko o naszym wyizolowaniu z normalnego świata. 
   

Boże, ona ma rację, pomyślałem i niespodziewanie tamy puściły. W nagłym wybuchu 

ujawniłem całą wściekłość na mamę. Perorowałem z furią, że zabiera nam najpiękniejsze lata 
życia, targany emocjami jak rozkapryszone dziecko. Wiedziałem, że ten wybuch przeraził Cathy. 
Byliśmy z dala od naszego więzienia, nie musiałem się przejmować, że ktoś mnie usłyszy, 
i straciłem panowanie nad sobą. Cathy nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Zrobiła się 
niespokojna. 
   

– Musimy wracać do bliźniaków – powiedziała. 

   

W drodze powrotnej zasugerowała, abyśmy następnym razem wymknęli się na dół 

z maluchami. Trzeba tylko zrobić dla nich specjalne uprzęże, by nie spadły. Wiedziałem, że 
mówi to wszystko z powodu mojego zachowania. Bała się, że tracę nad sobą kontrolę i jeśli 
niewola potrwa dłużej, nie wiadomo, do czego się posunę. Nie winiłem jej za takie myślenie. 
   

Owszem, rozważałem możliwość ucieczki, ale nie dzieliłem się tym, bo nie chciałem 

karmić siostry fałszywą nadzieją. Poza tym – dokąd się udamy? Jak sobie poradzimy? 
Potrzebowaliśmy pieniędzy. I czy daleko zajdziemy? Dwójka nastolatków, podróżujących 
z małymi dziećmi, na pewno wzbudzi podejrzenia. Przyciągnie ludzki wzrok. Szybko zauważy 
nas policjant – i co wtedy? Jeśli powiemy policji, kim jesteśmy, odeślą nas do Foxworth Hall – 
a wówczas dziadkowie wyrzucą nas razem z mamą. Zostaniemy na lodzie z jednym rodzicem, 
bez grosza przy duszy. Do tego mama będzie zła, że zrujnowaliśmy jej plan i zaprzepaściliśmy 
szanse na przyszłość. Może nawet nas znienawidzi – a przynajmniej Cathy i mnie. 
   

Nie, pomyślałem, na razie lepiej nic nie mówić, choć pokusa wolności była tak wielka, że 

nie mogłem przestać o niej myśleć. 
   

Puściłem Cathy pierwszą. W trzech czwartych drogi nie trafiła stopą na węzeł i krzyknęła 

z przestrachu. Cicho, spokojnie poradziłem jej, co ma robić, szybko odzyskała kontrolę nad sobą 
i resztę drogi przebyła gładko. Padliśmy wyczerpani na podłogę. Cathy dręczyła myśl, co by się 
stało, gdyby spadła i połamała się. 
   

– Strasznie się cieszę, że już wróciliśmy – powiedziała. 

   

Milczałem. 

   

Zastanawiałem się, co by się z nami stało, gdybyśmy chwilę dłużej zostali tam, nad 

jeziorem. 

   

 

 
   

Kane przerwał czytanie i patrzył na mnie przez chwilę, a potem zdjął perukę – jak zwykle 

wtedy, kiedy chciał rozmawiać ze mną jako Kane Hill. 
   

– Pływałaś kiedyś nago? – zapytał. 

   

– Nie. 

   

– Moja siostra urządziła kiedyś imprezę w domu. W czerwcu zaprosiła chyba z pół tuzina 

przyjaciół ze studiów. Rodzice wyjechali na weekend. Siostra wysłała mnie do kina, ale film był 
krótszy, niż myślała, i wróciłem wcześniej do domu. Usłyszałem gwar przy basenie i poszedłem 
tam, ale nie pokazałem się im. Stałem w mroku i patrzyłem. 
   

– Siostra nie wiedziała, że wróciłeś? 

   

– Nie. Pamiętam, że byłem bardziej zły niż rozbawiony. 

background image

   

– Zły? Dlaczego? 

   

– Nie spodobało mi się, że moja siostra paraduje nago przed chłopakami. W końcu 

odwróciłem się zdegustowany i poszedłem do swojego pokoju. 
   

– Rozmawiałeś z nią o tym? 

   

– Nie. 

   

– Więc nigdy się nie dowiedziała, że widziałeś? 

   

– Nigdy. Potem sam bywałem na takich imprezach, ale nie wzbudzały we mnie takiej 

niechęci. 
   

– Bo wtedy chodziło o twoją siostrę. 

   

– Nie, chodziło o mnie – zaprzeczył żywo. 

   

To, co działo się pomiędzy Christopherem i Cathy, nasunęło mi pewną myśl. 

   

Uśmiechnęłam się do siebie. Nasza relacja była podobna, pewnie to Kane miał na myśli. 

Czytając dziennik Christophera, robiliśmy to samo, co on na basenowej imprezie swojej siostry – 
ukryci w cieniu obserwowaliśmy wydarzenia. 
   

– W jakim sensie? – zapytałam. 

   

– Powiedzmy, że nie znam Darleny, ba, nawet nie zdaję sobie sprawy, że ją mam. Poznaję 

dziewczynę, pływam z nią nago w basenie i tak dalej. Czy to grzeszne? 
   

– Nawet jeśli tak, nie byłoby w tym twojej winy. 

   

– Chodzi o to, że pociąg fizyczny, który ich do siebie przyciąga, nie zanika w momencie, 

kiedy dowiadują się, że są rodzeństwem. Nie wyrośnie nagle pomiędzy nimi mur, który zatrzyma 
ich pożądanie. 
   

– Raczej nie. 

   

– Wszystkie myśli i odczucia Christophera wobec siostry nie wynikają z jego winy i złej 

woli, choć w tym przypadku sytuacja jest nieco inna. To znaczy Chris wiedział, że Cathy jest 
jego siostrą, ale znajdowali się jakby na bezludnej wyspie, w innym świecie, gdzie z nimi i z ich 
ciałami działy się różne rzeczy. 
   

– O nic ich nie winię, Kane – zapewniłam, bo z jego miny wyczytałam, że spodziewa się 

potępienia z mojej strony. – Poza tym jest za wcześnie na ocenę. 
   

– Słusznie. – Kiwnął głową. 

   

Z jakim żarem broni Christophera, pomyślałam. Chciałam się uśmiechnąć, ale coś mnie 

powstrzymało przed wprowadzeniem nuty humoru do tej poważnej rozmowy. 
   

– Jeżeli mam już kogoś oskarżać, to raczej Corrine oraz babkę Olivię, która udaje 

świętoszkę, a jest okrutnym katem – dodał. 
   

– Mnie nie musisz przekonywać, Kane. 

   

– Taa… słusznie… dobra. – Znów założył perukę i zabrał się do czytania. 

   

 

 
   

Mama nie pojawiła się ponad dwa miesiące. Za każdym razem, kiedy otwierały się drzwi, 

rzucaliśmy wszystko i kierowaliśmy pełne nadziei spojrzenia ku wejściu. Niestety, w drzwiach 
stawała nie mama, tylko babcia – milcząca, czujna, jakby stąpała wśród węży i pragnęła jak 
najszybciej wyjść. Ani ja, ani Cathy nie mieliśmy odwagi, żeby zapytać o mamę. Baliśmy się, że 
oprócz zwyczajowej litanii gróźb i czarnych prognoz usłyszymy jeszcze straszne zdanie: „Matka 
odeszła od was. Wreszcie zrozumiała, jakie zło wydała na świat”. 
   

Cathy zerkała na mnie, maskując rozczarowanie, ale nie odwzajemniłem jej spojrzenia. 

Powracałem do wykonywanych czynności, jakby rozczarowanie nie było dla mnie problemem, 
choć oczywiście było i strasznie bolało. Gniew narastał we mnie dniami i nocami, niczym skała, 
która obrasta mchem. Czasami budziłem się w nocy tak wściekły, że musiałem do bólu zaciskać 

background image

zęby, żeby nimi nie zgrzytać. 
   

Cathy bez przerwy mówiła o ucieczce. Natchnęła ją do tego nasza przygoda nad jeziorem. 

Nie zaprzeczałem, że wciąż na nowo przeżywałem w pamięci każdą chwilę naszej zakazanej 
wycieczki i tego cudownego poczucia wolności, jakie towarzyszyło nam, gdy szliśmy, trzymając 
się za ręce, patrząc w gwiazdy i ciesząc się powiewem wiatru na twarzach. Jakbyśmy narodzili 
się na nowo. 
   

Każdego popołudnia podchodziłem do okna, a czasami nawet dwa razy dziennie, żeby 

popatrzyć, jak w oddali przejeżdża pociąg – ten sam pociąg, który nas tu przywiózł. Czasami 
jego gwizd brzmiał posępnie, jak gdyby wiózł jakiegoś słynnego zmarłego… jak pociąg żałobny 
Lincolna – a czasami miałem wrażenie, że mnie nawołuje, daje znać, że czeka i możemy do 
niego wsiąść. Że nas zabierze z tego strasznego miejsca. Raz był symbolem naszego koszmaru, 
a raz znakiem nadziei, wezwaniem do nowej przyszłości, nowego życia; do miejsc, gdzie 
będziemy znów normalnie żyć. 
   

Cathy wyczuwała ten zamęt uczuć, kłębiących się we mnie. Im dłużej nie było mamy, 

tym usilniej nalegała na ucieczkę. 
   

– Ciągle wypatrujesz tego pociągu – mówiła. – Chciałbyś do niego wsiąść; chciałbyś, 

żebyśmy wszyscy do niego wsiedli. 
   

Jej bezustanne naciski i marudzenie skruszyły wreszcie mój opór. Po co 

w nieskończoność czekać na matkę, która od dawna nas zaniedbuje? Po co czekać na śmierć 
starego człowieka, który nie zamierza umrzeć? Kto zresztą powie nam o jego śmierci, skoro 
matka nie przychodzi? Przecież nie wpadnie tu rozradowana babcia i zamiast zamknąć drzwi, 
zaprosi nas do domu? Przecież nie powie: „Teraz możecie już być moimi kochanymi wnukami, 
więc zapomnijcie o wszystkich strasznych rzeczach, które wam robiłam, dobrze?”. 
   

Nie wiem, czy byśmy zdołali zapomnieć. Nie potrafiłbym jej odpowiedzieć „tak”. Może 

to było okrutne, ale nie obchodziły mnie marzenia ani nadzieje tej kobiety. 
   

– Dokąd uciekniemy? – zapytałem. 

   

Cathy wspomniała o podróży na Południe, o plażach i słońcu, o których marzyła jak 

wędrowiec na pustyni o łyku wody. Udzielił mi się jej nastrój i sam zacząłem bujać w obłokach. 
Rozwodziłem się nad tym, co chciałbym robić na wolności, jakich radości zaznać. Dla mnie takie 
chwile były momentami słabości. Cathy wyczuła ją i cisnęła jeszcze bardziej. 
   

– Dlaczego wciąż tu tkwimy? Przecież nienawidzisz tego miejsca tak samo jak ja! 

   

Oczywiście, że nienawidziłem. Nienawidziłem każdej sekundy na tym poddaszu, ale 

musiałem ściągnąć Cathy na ziemię i przypomnieć jej, jak ważne są pieniądze za ścianami 
naszego więzienia i dlaczego czekamy na śmierć starego człowieka. Był chory i sami 
widzieliśmy, że jeździ na wózku. Długo nie pożyje, to po prostu niemożliwe. Przypomniałem jej 
też, że chcę zostać lekarzem, a studia medyczne są kosztowne. 
   

– Bez pieniędzy nie mam szans, a przecież będę musiał podjąć pracę, żeby utrzymać całą 

naszą czwórkę. Ale jak zarobię godziwe pieniądze, skoro niczego nie umiem? Kto mnie zatrudni? 
   

Cathy natychmiast zapewniła, że podejmie się każdego zajęcia, żeby mi pomóc. I tak 

sobie rozmawialiśmy, aż przejechał drugi pociąg. A potem pojawiła się babcia i kazała mi odejść 
od okna. Próbowałem się jej przeciwstawić. Kiedy nazwała mnie „chłopcem”, powiedziałem, że 
ma mówić do mnie po imieniu. 
   

– Mów do mnie „Christopher” albo w ogóle nic do mnie nie mów. 

   

Myślałem, że się wścieknie i zada nam kolejną karę, jak pozbawienie przez tydzień 

jedzenia, ale uśmiechnęła się tylko chłodno i zaczęła swoją kolejną tyradę, która miała 
usprawiedliwić jej okrutne postępowanie wobec nas i traktowanie naszej mamy. Nienawidziła 
mojego imienia, gdyż kojarzyło się jej z postępkiem mojego ojca i zgryzotą, jakiej przysporzył 

background image

jej i mężowi. Twierdziła, że to ona namówiła Malcolma, aby przyjął pod ich dach swojego 
przyrodniego brata, któremu umarła żona. 
   

– A jak brat mu się odpłacił? Uciekł z waszą matką i ożenił się z nią. I jeszcze mieli 

czelność wrócić do Foxworth Hall i oczekiwać, że im wybaczymy. Wasz dziadek oczywiście ich 
wyrzucił i po tym dostał pierwszego zawału. Winę za tragiczny stan jego zdrowia ponoszą wasz 
ojciec i wasza mama. I pomyśleć, że uczyniła to własnemu ojcu! – Babce z przejęcia zabrakło 
tchu. 
   

Cathy i mnie przeraził ten wybuch. Ale przecież babka nie musiała się na nas odgrywać 

za swoje cierpienia! I powiedziałem jej, że niesłusznie nas o to obwinia. 
   

Wtedy wygłosiła kolejną tyradę o tym, jak grzesznie żyjemy w tym pokoiku. 

   

Kiedy skończyła, ośmieliłem się zaprotestować, wyrzucając jej, że sama zamknęła nas 

w tej dziurze. Jakim prawem uważa się za pobożny wzór cnót, skoro więzi i głodzi małe dzieci, 
swoje własne wnuki? Nie wiem, skąd nagle znalazłem siłę do takiej riposty, ale kiedy już 
ośmieliłem się przemówić, wyrzuciłem z siebie tyle jadu i gniewu, co ona. 
   

Cathy błagała mnie, żebym przestał, ale było za późno. Babka wybiegła z pokoju. Dobra, 

pomyślałem, pewnie wymyśli jakąś karę, ale warto było. Niech wie, co o niej myślę. 
   

Ku mojemu zaskoczeniu wróciła niemal natychmiast z rózgą w ręku. Musiała mieć ją na 

podorędziu. Kazała mi się obnażyć, grożąc, że jeśli tego nie zrobię, będzie znowu nas głodzić; 
głodzić bliźniaki. Zagryzłem zęby i poddałem się chłoście w łazience. 
   

Babka skończyła ze mną, po czym wzięła się za Cathy, bo moja siostra krzyczała 

i wymyślała jej. Teraz już wpadła w taki szał, że wystrzępiła witkę na jej nagim ciele. Słyszałem, 
jak Cathy usiłuje się bronić, co jeszcze bardziej rozwścieczyło potwora. Chwyciła szczotkę do 
pleców i waliła swoją wnuczkę tak mocno, że Cathy straciła przytomność. 
   

Zostawiła ofiarę na podłodze i wyszła z łazienki zdyszana, z twarzą czerwoną ze złości. 

Bolało mnie okropnie, ale nie uroniłem łzy. 
   

– Bóg widzi wszystko, co robicie – wysyczała, jak wiele razy przedtem. 

   

Miałem już na końcu języka odpowiedź: „W takim razie ty pójdziesz do piekła”, ale się 

powstrzymałem. Zerknąłem na bliźnięta. Drżałem, żeby nie zaczęła smagać ich małych, 
trzęsących się ciałek. Dzieciaki w przerażeniu tuliły się do siebie. 
   

– Diabelski pomiot! – warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami. 

   

Wysłałem maluchy na poddasze, żeby się pobawiły. Nie chciałem, by oglądały Cathy 

w tym stanie. Wyszły, a ja przeniosłem ją z łazienki na łóżko i zacząłem opatrywać jej rany. Gdy 
się ocknęła, wyznałem jej, że obawiam się wstrząśnienia mózgu. Z łkaniem wtuliła mi się 
w ramiona i tak trwaliśmy długą chwilę. Oboje byliśmy nadzy, ale nie zważałem na to. Musiałem 
ją pocałować. Dotyk jej ciała wydawał się łagodzić mój ból. Nigdy nie tuliliśmy się do siebie 
nadzy. Czułem, że to działa na nią tak samo jak na mnie. 
   

Poczuła mój wzwód. 

   

– Chris, przestań – szepnęła. – Przecież ona właśnie myśli, że się teraz kochamy. 

   

– Do tego jeszcze daleka droga – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej, po czym 

opisałem cały akt najdokładniej, jak potrafiłem. Na jej twarzy odmalowała się fascynacja 
zmieszana z lękiem, aby w końcu przejść w poczucie winy. 
   

– Nie. Nie możemy. Nigdy tego nie zrobimy, prawda? 

   

Chciałem zaprzeczyć, ale nie byłem w stanie, bo nie ufałem losowi ani własnym 

uczuciom. W naszym życiu i pomiędzy nami wydarzyło się tyle rzeczy, o których wcześniej nie 
mieliśmy pojęcia! Większość braci i sióstr darzy się miłością, nawet jeśli trwa pomiędzy nimi 
rywalizacja, normalna sprawa wśród rodzeństwa. Trochę o tym czytałem, zanim opuściliśmy 
nasz rodzinny dom. Moi nauczyciele wiedzieli, że pochłaniam książki na poziomie przynajmniej 

background image

o trzy klasy wyższym. 
   

Ale ta braterska i siostrzana miłość miała swoistą naturę. Była wpisana w rodzinną 

wspólnotę. Uwielbienie dla siostry czy brata, dbanie o rodzeństwo były częścią troski o rodzinę, 
odruchu chronienia jej, zwłaszcza rodziców. Kiedy w tym wszystkim zamanifestował się choćby 
cień uczucia o innym charakterze, od razu powodował chęć ucieczki, wstyd i wyparcie. Czuło 
się, że to jest zdrożne. 
   

Czyż teraz tak nie czułem? 

   

Opatrzyłem jej rany, a potem pozwoliłem, żeby ona zajęła się moimi. Nie rozmawialiśmy 

o tym, jak bardzo jesteśmy bliscy czynu, o który podejrzewała nas babcia. 
   

Potem ściągnęliśmy bliźniaki z poddasza i położyliśmy je spać. Pocałowałem Cathy na 

dobranoc – po ojcowsku, tak jak musiał całować ją tata. Przytrzymała na moment moją dłoń, jak 
gdyby chciała odwzajemnić pocałunek. Nie reagowałem, więc puściła mnie i odwróciła głowę. 
   

Niestety, za późno, pomyślałem. Dotykaliśmy siebie w sposób, który musiał doprowadzić 

do czegoś więcej. 
   

Na razie jednak musiały nam wystarczyć rozbudzone, szalone marzenia. 

   

 

 
   

Kiedy Kane przestał czytać i opuścił notes, spostrzegł, że siedzę z pochyloną głową, 

z twarzą zakrytą dłońmi. Jak gdyby łzy były tak ciężkie, że ciągnęły moją głowę w dół. W jednej 
chwili znalazł się przy mnie i padł na kolana. Z wolna uniosłam głowę; smugi łez lśniły mi na 
policzkach. Uniósł się lekko i zaczął je czule scałowywać, gładząc mnie po włosach. 
   

– Cathy, Cathy – powiedział miękko. – Nie płacz. Nie mogę znieść twoich łez. 

   

Pomyślałam, że coś mu się pomyliło albo sobie żartuje, ale gdy spojrzałam mu w oczy 

i zobaczyłam jego poważną minę, przeszedł mnie dreszcz. Najwidoczniej klimat pamiętnika 
udzielił mu się do tego stopnia, że naprawdę tak mnie nazwał. Wzięłam głęboki oddech 
i kiwnęłam głową. 
   

– Ich babcia była okrutna. Czułam mękę Cathy, tak potwornie dręczonej – wyznałam, 

drżąc z wściekłości na myśl o podłej starej kobiecie, która usprawiedliwiała swoje okrucieństwo 
biblijnymi cytatami i stroiła swój sadyzm w religijne szaty. Kiedyś chciałabym się dowiedzieć, 
co zmieniło ją w bezdusznego i zakłamanego potwora, ale żadne, nawet najbardziej traumatyczne 
przeżycia nie usprawiedliwiały krzywdy, jaką wyrządziła swoim wnukom. A może po prostu 
taka się urodziła i jej charakter spodobał się dalekiemu kuzynowi mojej mamy. 
   

– A ja czułem jego ból. Naprawdę… i jednocześnie rozumiałem, jak to ich zbliżyło – 

dodał Kane i pocałował mnie delikatnie, w taki sposób, jak rodzice całują dziecko, kiedy się 
smuci albo nabije sobie guza. – Ból i cierpienie jeszcze bardziej otworzyło ich na siebie – dodał 
prawie szeptem. – Rozumiemy ich, prawda? 
   

– Tak – przyznałam. 

   

– Oni rozpaczliwie potrzebowali swojej bliskości, żeby znaleźć w sobie miłość, 

pocieszenie i siłę do przetrwania strasznych chwil. Dlatego nie jest ważne, co my o tym sądzimy. 
Albo inni – powiedział z żarem. 
   

– Masz rację. 

   

Wtuliłam się w jego ramiona. Wiedziałam, że chce pocieszyć mnie w ten sam sposób, co 

Christopher pocieszył Cathy. Musiała być obolała i zdruzgotana; z pewnością nie przetrwałaby 
bez czułości i troski brata. Gdyby nie on, pewnie siedziałaby skulona w kącie poddasza, 
odmawiając jedzenia i picia. Umierałaby jak kwiat pozbawiony wody i słońca – a tym słońcem 
byłaby matczyna miłość, której dzieciom tak bardzo brakowało. 
   

Kane objął mnie dłońmi w pasie i pociągnął za sobą na kanapę. Tam jego palce zajęły się 

background image

guzikami mojej bluzki. Zdjął mi ją, a potem rozpiął biustonosz, po czym oderwał się ode mnie na 
moment, żeby ściągnąć koszulę. Wiedziałam, do czego zmierza, ale nie zrobiłam nic, żeby go 
powstrzymać. Niedawno byliśmy razem nago pod prysznicem, ale ten moment na poddaszu, 
kiedy zaczęliśmy się wcielać w Christophera i Cathy w konkretnej scenie z dziennika, był czymś 
zupełnie nowym. 
   

Przylgnął do mnie mocniej i poczułam jego erekcję. Czekał, aż odpowiem, zareaguję – 

niemal tak, jakby to była kwestia w scenie, którą wreszcie mieliśmy odegrać. 
   

– Chris, przestań. Przecież ona właśnie myśli, że się teraz kochamy – powiedziałam. 

   

Roześmiał się jak Christopher, w którego wcielał się podczas lektury. 

   

– Ciebie też mam uświadomić? 

   

– Proszę, ale zrób to tak, jak musiał to zrobić Christopher – zaproponowałam 

z uśmiechem. 
   

Kane przewrócił się na plecy. Położyłam lewą dłoń na jego piersi, poczułam szybkie bicie 

serca i popatrzyłam mu w oczy. Usiłował za wszelką cenę zachować powagę, kiedy tłumaczył mi 
w domniemanym naukowym stylu Christophera, na czym polega stosunek. Pomyślałam, że jest 
równie przekonujący i sugestywny. Świetnie mu szło, ale w końcu musiałam to przerwać. 
   

– Wykułeś to na pamięć z jakiegoś podręcznika? – zapytałam. 

   

– Coś w tym stylu – przyznał. – Jestem niezły z biologii, jak wiesz, i bardzo mnie ta 

dziedzina interesuje. Pod tym względem przypominam Christophera. Zabawne, że teraz, kiedy 
czytam jakieś teksty naukowe, od razu wyobrażam sobie, jak mógłby je objaśniać Christopher, 
i próbuję to robić w jego stylu, z podobną pewnością siebie. Ostatnio odpowiadałem na lekcji 
i pan Malamud był naprawdę pod wrażeniem. A według ciebie jak mi idzie? 
   

– Za dobrze. Zbyt klinicznie i absolutnie bez romantyzmu – oznajmiłam prowokująco. 

   

– Ale przecież o to właśnie chodziło Christopherowi. Świadomie unikał romantyzmu 

wobec siostry. Podobnie jak lekarze, którzy kryją się za suchymi, medycznymi faktami, aby nie 
angażować się emocjonalnie w przypadki swoich pacjentów. Okoliczności sprawiły, że 
Christopher opanował tę technikę w mistrzowskim stopniu. Dlatego tak się zachowywał, nie 
uważasz? 
   

Nagle pomyślałam, że zachowujemy się jak na zajęciach teatralnych, kiedy omawia się 

odegrane sceny. To podziałało na mnie niczym kubeł zimnej wody, wylanej nagle na głowę. 
   

– Uważam – odparłam. Wstałam i zaczęłam się ubierać. 

   

Bez słowa sięgnął po swoje ubranie. Spodziewałam się protestów. Jeszcze przed chwilą 

daliśmy się ponieść zmysłom, więc zdziwiło mnie, że tak prędko zrezygnował. Prawdę mówiąc, 
byłam też lekko rozczarowana, że namiętność wygasła w nim tak szybko. 
   

Być może to samo zaszło w tamtym momencie pomiędzy Christopherem a Cathy. 

Staraliśmy się wiernie odwzorować świat poddasza, szanując jego logikę. Jeśli coś nie zdarzyło 
się wtedy i tam, nie mogło się zdarzyć między nami. 
   

– Muszę iść – powiedział. – Mam coś do zrobienia, zanim pojedziemy na kolację z moją 

siostrą i jej chłopakiem. 
   

– Tak? 

   

– Umówiłem się z ojcem w salonie Mercedesa. Chce, żebym pracował tam w weekendy. 

Dotąd jakoś udawało mi się wymigać. 
   

– I myślisz, że dalej ci się uda? 

   

– Spróbuję. Nie chcę mieć nic wspólnego z jego salonami i samochodami, a on ciągle 

nalega i przynajmniej raz w tygodniu spieramy się o to. Powiem, że dołożyli nam roboty 
w szkole. Albo że zapuściłem się z matmy i teraz muszę nadrobić. 
   

– Skłamiesz? 

background image

   

– Specjalnie zawaliłem w tym semestrze dwa ważne sprawdziany. Mam je 

w samochodzie, pokażę mu. Przecież muszę zaliczyć matmę, żeby skończyć szkołę, nie? A jedna 
z najlepszych uczennic w szkole udzieli mi korepetycji. 
   

– I on w to uwierzy? 

   

– Nawet jeśli nie uwierzy, nie będzie miał wyjścia. I tak ma już dosyć narzekań mamy na 

Darlenę. 
   

Uporządkowaliśmy poddasze, a perukę Kane’a i moją chustkę włożyliśmy do kufra. 

Odprowadziłam Kane’a do drzwi, zastanawiając się nad tym, co mówił. Ostatnio myśleliśmy 
częściej o Cathy i Christopherze niż o nas. Chwilami obawiałam się, że stracę kontakt 
z rzeczywistością. 
   

– Jaki jest w takim razie twój plan na życie, Kane, skoro nie chcesz mieć nic wspólnego 

z samochodowym imperium ojca? – zapytałam, kiedy stał już w progu. 
   

Uśmiechnął się. 

   

– Imperium? No właśnie. Nie wyobrażam sobie, że miałbym władać jakimś imperium. 

Rodzicom często się wydaje, że skoro czegoś dokonali, zgromadzili majątek, dzieci powinny być 
wdzięczne i ochoczo kontynuować ich dzieło. A jeśli chcę stworzyć coś własnego, bez ich 
udziału? 
   

– Cóż takiego chciałbyś stworzyć? 

   

W odpowiedzi zobaczyłam uśmiech i słynne wzruszenie ramion. 

   

– Nie wiem – przyznał z rozbrajającą szczerością i nagle spoważniał. – Zaczynam 

poważnie myśleć o medycynie. Jak Christopher. 
   

Zacisnęłam usta, kiedy pochylił się, żeby mnie pocałować. 

   

– Niepoważnie do tego podchodzisz. 

   

Znowu wzruszył ramionami. 

   

– Może właśnie spoważnieję. Wrócę po ciebie około wpół do siódmej, dobrze? Spotkamy 

się z nimi w restauracji. – Zerknął na swój samochód. – Do tego czasu zastanów się, czy po 
kolacji mamy pojechać do nich, czy nie. Zrobimy, jak zechcesz – dodał. 
   

Kiedy odjechał, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię z resztą dnia; postanowiłam 

odwiedzić tatę na budowie. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą mało czasu. Być może z podobnego 
powodu Kane umówił się ze swoim ojcem. Ja też zaniedbałam tatę. Zebrałam się szybko 
i pojechałam do Foxworth. 
   

Im bardziej zagłębialiśmy się w pamiętnik, tym większe napięcie budziła we mnie wizyta 

w posiadłości. Jak gdybym wracała do miejsca, gdzie spędziłam sporo czasu, udręczona 
i nieszczęśliwa. Z każdą chwilą narastały we mnie lęk i obrzydzenie. Nawet w biały dzień bałam 
się duchów, głosów, jęków i błagań o wolność. 
   

Przecież to tata wbił mi do głowy, że różne miejsca, a zwłaszcza domy, przesiąkają 

osobowością tych, którzy w nich długo mieszkali. „Głównie z tego powodu ci, którzy kupują 
czyjeś domy, od razu przerabiają je na swoją modłę”, powiedział. „Podobnie większość ludzi nie 
chce nosić ubrań po kimś. Mam szczęście, że mogę pracować dla tych, którzy burzą stare 
i budują na nowo”. 
   

Ilu budowlańców ma równie głębokie przemyślenia na temat swojej pracy? Fakt, iż 

chodziło o Foxworth Hall, skłaniał tatę do jeszcze poważniejszych refleksji. 

   

 

 
   

Kiedy dojechałam na miejsce, zauważyłam, że zrobiło się cieplej. Świeciło słońce, 

a z południa wiał lekki wiatr. Tata narzucił szybkie tempo pracy, gdyż chciał, aby budynek 
w stanie surowym był gotowy przed zimą, zanim „zawieje i zamiecie”, jak mawiał. Żartowałam 

background image

nieraz, że mógłby zawodowo przepowiadać pogodę farmerom, bo zawsze wiedział, kiedy się 
zmieni. „Może tym zajmę się na starość”, odpowiadał ze śmiechem. 
   

Zaskoczyły mnie postępy budowy. Teren został dokładnie oczyszczony. Stare 

fundamenty zostały odrestaurowane, wzmocnione i uzupełnione. Na nich wznosił się już szkielet 
i pierwsze ściany piętrowego budynku. Nie trzeba już było planów, żeby wyobrazić sobie jego 
kształt. 
   

Za nimi, po prawej stronie, dwa buldożery równały teren pod ogród, zdzierając 

wierzchnią warstwę ziemi z zielska i dzikich siewek brzóz, klonów i dębów. Był to początek 
starannie zaplanowanego przekształcenia krajobrazu posiadłości. Wyrównano już znaczną część 
terenu i wyznaczono alejki oraz miejsce na tarasy i fontanny. Zapach świeżo poruszonej ziemi 
i roślinności unosił się w powietrzu. Tam, gdzie wcześniej straszyła gnijąca ruina, królowały 
teraz świeżość i nowość, zapowiadające przyszłe piękno. 
   

Tata i Todd stali z boku, obserwując działania ekipy, konstruującej basen, który, jak 

mogłam na oko ocenić, nie ustępował wielkością naszemu basenowi szkolnemu. Todd 
skrzyżował ramiona na piersi gestem identycznym jak ojciec. Gdyby mógł, naśladowałby go we 
wszystkim, pomyślałam. Pierwszy mnie dostrzegł i trącił ojca, żeby się odwrócił. Zaparkowałam 
i wysiadłam. Patrzyli, jak się zbliżam. 
   

– Co się stało? – zapytał tata. Od czasu choroby i śmierci mamy za każdym razem, kiedy 

ktoś lub coś go zaskoczyło, w pierwszym odruchu sztywniał i spodziewał się najgorszego. 
   

– Nic, postanowiłam wpaść i na własne oczy się przekonać, czy naprawdę masz tyle 

roboty, jak mówisz, czy może uprawiasz bumelkę po kątach – umyślnie użyłam powiedzonka, 
którym dla żartu częstował swoich pracowników. 
   

Wyraz ulgi na jego twarzy przeszedł w szeroki uśmiech. Zerknął w stronę mojego 

samochodu. 
   

– Jesteś sama? – zapytał, choć było widać, że w aucie nikogo nie ma. Zapewne chciał 

wiedzieć, gdzie się podział Kane Hill. 
   

– Tak, sama. Kane umówił się ze swoim tatą, a ja postanowiłam zobaczyć, co się tu 

zmieniło. 
   

– Chyba musiałaś się nudzić – zauważył Todd. 

   

– Uważasz waszą pracę za nudną? – odparowałam, a biedny Todd zerknął błagalnie na 

tatę z prośbą o ratunek. 
   

– Todd jest skryty i nie ujawnia swoich uczuć – powiedział tata, wywołując śmiech 

wspólnika. Przyglądał mi się przez moment, po czym skinął głową. – Chodź – rzekł. – Skoro już 
jesteś, pokażę ci coś. 
   

Otoczył mnie ramieniem i poprowadził w stronę domu. Moja nerwowość wzrosła. Kiedy 

ostatni raz mnie tutaj oprowadzał, znaleźliśmy w ruinach dziennik Christophera. Czyżby znów 
coś odkrył? 
   

– Ostrożnie – ostrzegł, kiedy wchodziliśmy przez otwór drzwiowy. Wokół ze ścian 

sterczały kable, a na podłodze walały się gwoździe, trociny i różne resztki. Tata zabierał mnie na 
budowy już jako małą dziewczynkę, kiedy jeszcze żyła mama, więc czułam się swobodnie 
w takim miejscu. Zatrzymaliśmy się w wielkim pomieszczeniu, które, jak wiedziałam z planów, 
miało być salonem. 
   

Dwóch pracowników należących do jednej z wielu ekip, które tata zatrudnił na budowie, 

budowało kamienny kominek, z takim namaszczeniem, jak gdyby tworzyli arcydzieło. I zapewne 
tak było. Kamienie pochodziły z dawnego muru posiadłości, który musiał powstać 
w dziewiętnastym wieku i wytrzymał próbę czasu. Z tego, co wiedziałam, Malcolm Foxworth nie 
chciał rozbierać murów, choć wielu sąsiadów likwidowało ten przeżytek. Zapewne był 

background image

wielbicielem poematu Roberta Frosta Naprawianie muru i wyznawał zasadę „Mój dom moją 
twierdzą”. 
   

Kiedy po raz pierwszy przyjechałam tu w dniu odnalezienia pamiętnika Christophera 

i oglądałam ruiny Foxworth Hall, spalonego do fundamentów i odbudowanego po pierwszym 
pożarze, rozpoznałam miejsce, w którym stał kominek. Jego resztki były osmalone, pokryte 
śmieciami i gruzem. Ponoć był jednym z niewielu fragmentów pierwszego domu, ocalałych 
z poprzedniego pożaru. Teraz cegły zastąpił kamień, ale zauważyłam, że wykorzystano 
fundament dawnego kominka, choć nowy miał być większy i bardziej ozdobny. 
   

Robotnicy przerwali pracę i odwrócili się do nas. 

   

– Butch, pamiętasz moją córkę Kristin, prawda? – zagadnął tata starszego. Teraz 

przypomniałam sobie, że Butch Wilson zawsze pracował ze swoim młodszym bratem Tommym. 
Byli kamieniarzami, specjalizującymi się w budowaniu kominków, ale wykonywali też inne 
usługi kamieniarskie w okolicy. I odkąd pamiętam, tata dawał im zlecenia na swoich budowach. 
Dziwne, że obaj mieli płowe włosy, podobne do dzieci Dollangangerów. 
   

– Jasne, że pamiętam. Wyrosła jak topola i coraz bardziej przypomina swoją mamę. 

   

– Szczęściara – skomentował wesoło Tommy. 

   

Tata zaczął się śmiać. 

   

– Dobra, wiem, że jestem brzydki jak noc – powiedział i podprowadził mnie do kominka. 

– Chciałem jej pokazać, na co trafiliście – zwrócił się do Wilsonów. – Zobacz. – Wskazał mi 
kamienie. Przyklękłam i przyjrzałam się dokładniej. Zobaczyłam inicjały CF, serce i znów CF, 
wydrapane w kamieniu. Wyciągnęłam rękę i musnęłam je palcami, a potem zerknęłam na ojca. 
Wiedział, że się domyślam, o czyje inicjały chodzi. Tommy i Butch wyraźnie nie mieli pojęcia. 
   

– No i co? – zapytał Tommy. – Twój tata jest ciekawy, co to znaczy. 

   

– Na pewno ma związek z nawiedzoną rodzinką, która tu mieszkała – stwierdził Butch. 

   

Spojrzałam na ojca. Czy chciał, żebym im wyjaśniła? A może sprawdzał, na ile 

zapoznałam się z dziennikiem Christophera? Zrobił pokerową minę, po czym podszedł i nachylił 
się nad kamieniem. 
   

– Butch myśli, że sam diabeł to wyrył – powiedział do mnie. – Jego dziadek pracował 

przy budowie pierwszego Foxworth Hall. 
   

– Zgadza się i nigdy nie mówił dobrze o tych Foxworthach. Stary Malcolm wyliczał mu 

dniówkę co do minuty, a jak wyszło coś ekstra, nie dodał ani centa. Budował ten kominek, a stary 
i jego żona cały czas patrzyli mu na ręce. I na pewno by nie znieśli czegoś takiego – powiedział, 
pokazując głową na inicjały. – Gdyby to zobaczył, natychmiast kazałby dziadkowi to 
wyczyścić… o ile od razu by go nie zwolnił. 
   

– Dlaczego? – spytałam zdumiona. 

   

– Och, proste, uznałby to za dzieło szatana – wyjaśnił z prostotą Butch, a Tommy mu 

przytaknął. 
   

Spojrzałam na ojca. Skinął mi głową bez uśmiechu, odwrócił się i wyszedł. Rzut oka na 

Butcha i Tommy’ego upewnił mnie, że naprawdę w to wierzą. Podejrzewałam, że potem, kiedy 
będą opowiadać o swoim znalezisku przyjaciołom, dołożą swoje trzy grosze do halloweenowych 
opowieści ze starego Foxworth Hall. 
   

Dogoniłam tatę. 

   

– Dlaczego nie użyli nowych kamieni do kominka? – spytałam. 

   

– Bo tak sobie życzy właściciel – odparł. Stanął i obserwował mnie spod oka. – Albo ten, 

który podaje się za właściciela. 
   

– Czy wie o napisie na kamieniu? 

   

– Niewykluczone. A ty wiesz, czyje to inicjały, prawda? 

background image

   

– Christophera Foxwortha i Corrine Foxworth. 

   

Kiwnął głową i podszedł do Todda. 

   

– Oni zmienili nazwiska – dodałam. – A przynajmniej Christopher. 

   

– Po co? 

   

– Nie chcieli, aby wiedziano o ich pokrewieństwie. 

   

– Skończyłaś dziennik, Kristin? 

   

– Nie. 

   

– Obiecaj mi, że kiedy skończysz, pozbędziesz się go. 

   

– Czemu, tato? Chyba nie wierzysz w te brednie? Że w tym domu mieszkał diabeł? 

   

– W pewien sposób był tam obecny, więc istnieje obawa, że wróci, kiedy powstanie nowy 

dom – wyznał z powagą. – Tak czy owak, im mniej będziemy mieli do czynienia z przeszłością 
tego miejsca, tym lepiej. – Spojrzał na surowe mury. – Coś mi w duszy mówiło, żebym nie brał 
tej roboty, ale pensja była tak dobra, że nie mogłem odmówić. Wystarczy na całe twoje studia. 
   

– I tak powinieneś na to patrzyć, tato. Coś dobrego z tego wyniknie. I koniec, kropka, 

zamykamy temat. 
   

Myślałam, że się żachnie z powodu mojego kategorycznego tonu, który sprawiał 

wrażenie, jak gdybym to ja rządziła rodziną. Spodziewałam się nawet irytacji, o ile nie gniewu, 
ale zobaczyłam tylko zaskoczenie. Tata uśmiechnął się, czym zupełnie zbił mnie z pantałyku. 
   

– Co jest? – spytałam. 

   

– Jakbym słyszał twoją mamę, kiedy chciała uciąć dyskusję. „Koniec, kropka, zamykamy 

temat”. 
   

Oddalił się, kręcąc głową. Ja też byłam zaskoczona i zdumiona. Czasami nie wiedziałam, 

skąd biorą mi się jakieś słowa; nie pamiętałam, żebym słyszała je od mamy czy kogoś innego – 
a jednak je wypowiadałam. Same przychodziły. Obserwowałam tatę z obawą, że za bardzo się 
zdenerwował, ale on spokojnie wrócił do pracy. Chciałam już wracać, ale coś mnie 
powstrzymywało. Ruszyłam wokół nowego domu; w pewnym momencie zatrzymałam się przy 
jego tylnej ścianie, przywołując sylwetkę starego budynku ze zdjęć i usiłując sobie wyobrazić, 
jaki był wysoki. 
   

Wyobrażałam sobie również Christophera i Cathy, opuszczających się po 

zaimprowizowanej linie z okna na poddaszu, aby popływać nocą w jeziorze. Teraz, kiedy teren 
został oczyszczony i wyrównany, mogłam lepiej ocenić odległość, jaką musieli przebyć, 
w ciągłym strachu, że ktoś ich nakryje. Niemal ich widziałam, jak przemykają pomiędzy 
drzewami w stronę prześwitującej za lasem tafli wody. Patrzyłam przez chwilę w tamtą stronę, 
a potem przeniosłam wzrok na powstający basen. 
   

– Jest duży, prawda? – zagadnęłam Todda. 

   

Tata niedaleko rozmawiał z jednym z robotników. 

   

– Największy, jaki widziałem w prywatnym domu – przyznał. – Szkoda, że cię nie było, 

kiedy zaczęliśmy kopać dół pod niego. 
   

– Czemu? – Wiele razy byłam na placach budowy i podziwiałam, jak z ziemi wyrastają 

piękne domy, a z pozornego chaosu i bałaganu wynika ład, ale etap kopania dołu w ziemi 
pod fundamenty czy basen nie wydawał mi się interesujący. 
   

– Wypatrywaliśmy w ziemi szkieletu dziecka – wyjaśnił. – Za każdym razem, kiedy 

operator koparki natrafiał na kamień lub korzenie, przerywał pracę w obawie, że to mogą być 
kości. – Todd się roześmiał. 
   

Tata odwrócił się do nas z pytaniem w oczach. Nie słyszał naszej rozmowy, więc 

podszedł, żeby się dowiedzieć, co go tak rozbawiło. Ja się nie śmiałam. 
   

– Pojadę już – powiedziałam. – Muszę się przygotować do tej kolacji z siostrą Kane’a i jej 

background image

chłopakiem. 
   

– Tak, jasne. Na którą się umówiliście? 

   

– Na wpół do siódmej. 

   

– Dobrze. Powinienem wrócić o szóstej, więc jeszcze się spotkamy. 

   

– Do zobaczenia. – Cmoknęłam go w policzek na pożegnanie. 

   

Ostatni raz powiodłam spojrzeniem po okolicy z domem, basenem i terenem, gdzie miał 

rozciągać się kort tenisowy, usiłując wyobrazić sobie to miejsce, kiedy zostanie ukończone 
zgodnie z planem, który widziałam na biurku taty. Miały tu biec alejki, kwitnąć ogrody, pluskać 
fontanny i zdroje. Jak gdyby człowiek, który stał za tym projektem, chciał wznieść posiadłość tak 
okazałą, aby zaćmiła jego przeszłość. To musiało się podobać mojemu tacie. 
   

– Imponujące wyzwanie, tato. Będziesz dumny ze swojego dzieła. Kiedy powstanie, 

wszyscy zapomną o dawnym Foxworth Hall. 
   

Z uśmiechem kiwnął głową i wziął się do roboty. Skierowałam się do samochodu. Nie 

żałowałam, że tu przyjechałam, ale nie mogłam się otrząsnąć z jakiegoś mrocznego przeczucia, 
które mnie ogarnęło w trakcie wizyty. Możliwe, że była to tylko gra mojej wyobraźni, ale nagle 
niebo wydało mi się ponure i zachmurzone, cienie pogłębiły się i wydłużyły, a góry w oddali 
urosły i przypominały teraz zgarbione ramiona ludzi, którzy kulą się ze strachu i zimna. Dręczyło 
mnie niejasne, złe przeczucie, którego nie mogłam się pozbyć. 
   

Od chwili, kiedy tata otworzył metalową kasetkę i wręczył mi skórzany notes, ciągle 

zadawałam sobie pytanie, czy powinnam czytać ten dziennik. Nawet bez ostrzeżeń taty, który 
usiłował mnie zniechęcić do lektury, sama miałam poważne wątpliwości i zastrzeżenia. Kane 
śmiał się za każdym razem, gdy wspomniałam, że zło mieszkające w tamtym domu przeniknęło 
na karty pamiętnika Christophera. I przecież czułam, że wpływa na nas oboje. 
   

Szybko zauważyłam, że wszystko, na co patrzę, każdy śmiech przyjaciółek, jaki słyszę, 

i każde ich zdanie docierają do mnie po przejściu przez filtr nieszczęsnego poddasza Foxworth 
Hall. Budząc się rano, miałam poczucie istnienia w dwóch ciałach – Cathy i moim – i wrażenie, 
że noszę ją w sobie przez cały dzień. Wyzwalała się dopiero na moim strychu, kiedy Kane 
zaczynał czytać. Czy jestem opętana? A Kane? Jak się to wszystko skończy? 
   

Skupiłam się teraz na przygotowaniach do wyjścia. Kolacja z parą studentów była dla 

mnie ważnym wydarzeniem. Chciałam wyglądać jak najlepiej, więc ubrałam się naprawdę 
elegancko i założyłam biżuterię po mamie, którą dostałam od taty. Kierowało mną intuicyjne 
przeświadczenie, że i ja, i Kane powinniśmy wyglądać doroślej, poważniej. Ale nie 
powiedziałam mu tego, bo na pewno by mnie wyśmiał. 
   

Schodziłam na dół, kiedy przyjechał tata. Zatrzymał się przy wejściu i patrzył, jak idę 

ku niemu, jak gdyby w jakiejś scenie z filmu albo rewii. 
   

– Przepraszam panią. – Ukłonił się, kiedy stanęłam przed nim. – Widziała pani gdzieś 

moją córkę? 
   

– Bardzo zabawne, tato. Dobrze wyglądam? 

   

– Dobrze? O niebo lepiej niż dobrze! 

   

Zobaczyłam, że jego wzrok zatrzymał się na naszyjniku mamy. 

   

– Byłaby z ciebie dumna – szepnął. Musnął naszyjnik palcami i szybko je cofnął. 

   

Pochyliłam się i pocałowałam go w policzek. 

   

– Nie wierzę ci. Ojcowie lubią przesadzać. 

   

– Wcale nie przesadzam. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nadmucham balon za mocno, 

eksploduje mi pod nosem. 
   

– Okay, tato – powiedziałam znudzonym tonem kogoś, kto słyszał to powiedzenie tysiące 

razy. 

background image

   

– Nie wiem, dokąd mógłbym cię zabrać w takiej kreacji – westchnął. 

   

– Na pewno nie do Charleya. 

   

– To akurat wiem. Dobra, też muszę wziąć prysznic i się ubrać. Ja również wybieram się 

na kolację. 
   

– Ty? Z kim? Dokąd? – Wyrzucałam z siebie pytania z szybkością karabinu 

maszynowego. 
   

– Znów z Johnsonami. W Tiramisu. 

   

– Przecież według ciebie tam jest najlepsze włoskie jedzenie w całym Charlottesville. 

   

– Ale tym razem impreza wydaje mi się podejrzana. 

   

– Czemu? 

   

– Bo Johnsonowie chcą, abym poznał przyjaciółkę jego teściowej. Zdaje się, że jest 

projektantką wnętrz, i jak powiedział… czekaj… że to się świetnie da pożenić z architekturą. 
Pożenić, rozumiesz? 
   

– Och, ty wszędzie węszysz podstęp! 

   

Tata uśmiechnął się chytrze. 

   

– Nie urodziłem się wczoraj, dziecko. No nic, baw się dobrze. – Uściskał mnie krótko 

i ruszył na górę. 
   

– Ty też! – zawołałam za nim. Kiwnął głową, nie odwracając się. 

   

Prawdę mówiąc, byłam zdziwiona, że dał się gdziekolwiek zaprosić. Jak ognia unikał 

takich stręczycielskich spotkań. Co sprawiło, że nagle zmienił zdanie? W sumie odpowiedź 
nasuwała się sama. Przemiana zaszła w nim, kiedy usłyszał nas pod prysznicem. Poza tym coraz 
częściej różni ludzie na mój widok prorokowali, że niedługo wyfrunę z gniazda. Złożyłam już 
papiery na różne uczelnie i niedługo zaczną spływać odpowiedzi. Pewnego dnia usiądę z tatą 
i pogadamy, którą uczelnię wybieram. Większość z nich jest daleko od domu, co oznacza, że 
będziemy mieli szansę widywać się tylko w czasie moich ferii. 
   

Wiadomo, że samotny rodzic jedynego dziecka jeszcze dotkliwiej niż inni rodzice 

przeżywa jego wyjazd na studia, do wojska albo do pracy, który wiąże się z wyfrunięciem 
potomstwa z rodzinnego gniazda. Dwójka rodziców może przynajmniej pocieszać się nawzajem. 
Słyszałam nawet, że kiedy zostają bez dzieci, przeżywają drugi miesiąc miodowy. Tymczasem 
dla taty mój wyjazd oznaczał smutną ciszę w domu. Że rankami i wieczorami, dzień w dzień, 
będzie jadał samotnie w kuchni. Jestem pewna, że musiał często o tym myśleć, ale dotąd starał 
się te myśli od siebie odsuwać albo ignorować. 
   

I oto nagle w przyspieszonym tempie zaczęłam mu demonstrować swoje dojrzewanie, 

dorosłość i samodzielność, odsyłając w przeszłość małą dziewczynkę tatusia, którą dotąd byłam. 
Fakt, że brałam prysznic ze swoim chłopakiem, musiał mu dobitnie uświadomić, że nie jestem 
już zainteresowana lalkami i lizakami. 
   

Dźwięk klaksonu Kane’a wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Wysiadł z samochodu 

i zmierzał do wejścia. Otworzyłam drzwi i przywitałam go w progu. 
   

– Widzę, że twój staruszek jest w domu – powiedział. – Pójdę się przywitać. 

   

– Właśnie poszedł na górę, żeby wziąć prysznic i się przebrać. Wybiera się na… 

spotkanie w lokalu – wyjaśniłam. Nie użyłam słowa „randka”. Jakoś nie przeszło mi przez gardło 
w odniesieniu do własnego ojca. 
   

– Jasne. – Kane’owi wyraźnie ulżyło. Zrobił krok w tył i dopiero teraz mi się przyjrzał. – 

A niech cię! – Zachwycony uśmiech rozjaśnił mu twarz. – Fantastycznie wyglądasz. 
   

– Zaskoczony? – spytałam prowokacyjnie i zawirowałam przed nim jak modelka. 

   

Sam też prezentował się znakomicie w jasnoniebieskiej lnianej marynarce, do której 

dobrał różową koszulę, czarny krawat, ciemnoniebieskie spodnie i czarne, sznurowane pantofle. 

background image

Zauważyłam też na jego przegubie zegarek bardziej elegancki niż ten, który nosił na co dzień. 
Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. 
   

– No? – nalegałam. 

   

– Chciałem tylko… 

   

– Przystojniak z ciebie, Kane. Wyglądasz jak król salonów samochodowych. 

   

– Co? 

   

Teraz ja wyszczerzyłam zęby. 

   

– Złośliwa baba. – Ujął mnie pod ramię i ceremonialnie zaprowadził do samochodu, 

czarnego mercedesa klasy S, który wyglądał jak fabrycznie nowy. 
   

– Co to za bryka? – spytałam. 

   

– Egzemplarz pokazowy. Stary pożyczył mi go na dzisiaj. Taka łapówka – dodał. 

   

W środku pachniało elegancją i nowością. Siedzenia obite były miękką skórą, a wnętrze 

ozdobione elementami ze szlachetnego drewna. Kane usadowił się za kierownicą z lekko 
wyniosłą, pewną siebie miną. Bardzo różnił się od luzackiego Kane’a Hilla, którego znałam ze 
szkoły. Może jednak, pomimo buntowniczej natury, nie przestał być dziedzicem fortuny. 
   

– Zaliczka odniosła skutek? – zapytałam. 

   

– Dzisiaj tak – odparł, momentalnie wracając do tego leniwego uśmiechu, który drażnił 

wielu, ale mnie zachwycał. – Na razie udało mi się odsunąć od siebie widmo weekendowych 
dyżurów w jednym z ojcowskich salonów, przynajmniej do czasu poprawienia oceny z matmy. 
Jednym słowem: plan A wypalił. 
   

– A jaki jest plan B? 

   

– Ucieczka z domu? Kto wie? 

   

Ruszyliśmy. Obejrzałam się za siebie, zastanawiając się, czy tata weźmie dzisiaj mój 

samochód, czy jak zwykle swoją ukochaną, starą furgonetkę. Po śmierci mamy nie kupił sobie 
nowego auta. Z drugiej strony nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jedzie na randkę tym wielkim, 
roboczym wozem, a już tym bardziej, że wiezie nim inną kobietę. Byłam pewna, że na siedzeniu 
obok zawsze widzi mamę. 
   

– Nie mówiłem Darlenie o Foxworth ani o pamiętniku – zaczął Kane. – Ale mama 

wspomniała jej, że chodzę z tobą. Jak się domyślasz, od razu zeszło na temat, co robi twój ojciec, 
i zanim po ciebie wyjechałem, siostra zdążyła mnie już wypytać. 
   

– O co? – Poczułam lekki niepokój. Od dnia, w którym Kane odkrył dziennik 

Christophera pod moją poduszką, bałam się, że ktoś dowie się o dzienniku i wieść dotrze do taty. 
Z pewnością by się zdenerwował, zwłaszcza teraz, kiedy pracował na budowie Foxworth Hall, co 
już samo w sobie podsycało zainteresowanie okolicznych mieszkańców. 
   

– O wygląd nowej posiadłości w Foxworth. 

   

– Och. – Nieco mi ulżyło. 

   

– Potem streściła swojemu Juliowi całą historię, czyli twór oparty na plotkach 

i domniemaniach. Milczałem – dodał szybko – ale Darlena, jak zresztą wszyscy tutaj, wie, że 
jesteś daleką krewną Malcolma Foxwortha, więc nie omieszkała przypomnieć także o tym. 
   

– No, pięknie – mruknęłam. – Teraz Julio będzie na mnie patrzył jak na potencjalną 

wariatkę. 
   

– Bez obaw. Tylko staraj się jeść sztućcami, a nie palcami. 

   

Pacnęłam go w ramię. 

   

– To ma być dowcip? 

   

– Nie martw się na zapas. Jak tylko zobaczy, jaka jesteś śliczna i urocza, pozbędzie się 

takich myśli. 
   

Przybyliśmy do La Reserve przed Darleną i Juliem, a hostessa zaprowadziła nas do 

background image

zarezerwowanej loży. Zdziwiło mnie, że restauracja jest niewspółmiernie mała w stosunku do 
swojej sławy. Może dlatego była nieprzyzwoicie droga, a stolik należało rezerwować ze sporym 
wyprzedzeniem. Przynajmniej większość klientów, bo nie Hillowie. Mâitre od progu rozpoznał 
Kane’a, podobnie jak tamten z River House, dokąd Kane zaprosił mnie na pierwszą oficjalną 
randkę. 
   

– Nie byłem we Francji – powiedział. – Ale od mamy wiem, że ta knajpa jest 

porównywalna z najlepszymi paryskimi. – Pochylił się ku mnie. – Darlena i Julio mogą pić 
alkohol, więc załapiemy się przy nich na łyk szampana. Moja siostra kocha bąbelki. 
   

– Ty wypijesz łyk, a ja kieliszek – postanowiłam, a on zarechotał. 

   

Tata i ja rzadko bywaliśmy w modnych restauracjach, ale chodziliśmy tam czasem przy 

wyjątkowo uroczystych okazjach. Opowiadał mi, że mama czuła się swobodnie w każdym 
lokalu. Ekskluzywne restauracje, jak La Reserve czy River House, bynajmniej jej nie 
onieśmielały. „Sprawiała wrażenie, jakby wyłącznie do takich była przyzwyczajona” – mówił, 
uśmiechając się do tych pięknych wspomnień. – „Nazywałem ją swoim kameleonem, bo potrafiła 
się dostosować do każdego tła. Co nie znaczy, że wtapiała się w nie – zaznaczył skwapliwie. – 
Była zbyt piękna, aby jej nie zauważano”. 
   

Sposób, w jaki lgnął do wszystkiego, co przypominało mu mamę, zawsze mnie 

zdumiewał. Postawił ją na piedestale i wciąż myślał o niej, a nie o sobie. Pomyślałam, jak wielka 
była różnica pomiędzy nią a matką Christophera, opisaną przez syna w dzienniku. Corrine 
wspominała swojego męża jedynie po to, by usprawiedliwić sytuację, w jakiej się znaleźli, 
i udowodnić, że ich małżeństwo doprowadziło do tej tragedii. Nie przechowywała czułej pamięci 
o nim, jak mój tata o mamie. Było oczywiste, że mówi o Christopherze seniorze wówczas, gdy 
chce manipulować Christopherem juniorem. I w momencie, do którego doszliśmy w dzienniku, 
ewidentnie miała już nowy, gorący romans. 
   

Czy Christopher senior choć przez moment tolerowałby sposób, w jaki traktowano jego 

dzieci? Dobre pytanie! Zastanawiałam się, czy Christopher junior potrafiłby odpowiedzieć. 
   

Poczułam, że Kane bierze mnie za rękę, i szybko wróciłam do rzeczywistości. 

   

– Grosik za twoje myśli – oznajmił łagodnie. – Od pewnego czasu mówię do ciebie 

i chyba mnie nie słuchasz. – Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał. – Idą. 
   

Odwróciłam się i zobaczyłam Darlenę i Julia idących w naszym kierunku. Dawno nie 

widziałam siostry Kane’a, ale pamiętałam, że jest bardzo ładna. Teraz wydawała się wyższa; 
przybyło jej gracji, kobiecości i elegancji. Miękkie kasztanowe włosy spływały falującą kaskadą 
do ramion i modną falą opadały na prawe oko, tak artystycznie, że go nie zasłaniały. 
W niezwykłych, bursztynowych oczach połyskiwał blask świeczników. Miała smukłą figurę 
Nicole Kidman, podkreśloną małą czarną o krótkich rękawach i koronkowym staniku. 
   

Julio był tylko nieco wyższy od niej. Zgrabny i szczupły jak tancerz; zauważyłam, że 

krępuje go ciemnoniebieski garnitur. Hebanowe włosy miały jedwabisty połysk. Karmelowa cera 
kontrastowała z wyrazistymi oczami, przypominającymi koraliki z czarnego marmuru. Uznałam, 
że jest całkiem przystojny, ale w jakiś sposób niepozbierany, co wykluczało go z roli męskiego 
modela. 
   

Kane wstał i przywitał się z siostrą. Jej twarz rozjaśnił uśmiech radości. Pocałowali się 

serdecznie w policzki, jakby nie widzieli się od lat. Julio przyglądał się nieco zdziwiony temu 
ekstatycznemu powitaniu, aż wreszcie podszedł, żeby mi się przedstawić. Poczułam, że ma 
odciski, i pomyślałam o dłoniach swojego taty. W końcu usiedliśmy – Darlena obok mnie, a Julio 
naprzeciwko niej. 
   

– Wyglądasz bardzo dorośle, Kristin – powiedziała. – Masz cudowną sukienkę. 

   

– Dzięki. A ty wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek, Darleno. 

background image

   

– Właśnie, kiedy ostatni raz się widziałyśmy? – Zerknęła pytająco na Kane’a. 

   

– O, dawno… zanim wyjechałaś na studia. 

   

– Fakt, teraz pamiętam. Jak się miewa twój tata? – Znów zwróciła się do mnie. – 

Widziałam go parę razy w lecie. Zawsze jest dla mnie bardzo miły. Przypomina mi dżentelmena 
z Południa z jednego z dawnych romansów. Przy nim każdy czuje się ważny i doceniony. 
   

– Owszem – przytaknęłam. – Tak właśnie się przy nim czuję. 

   

Uśmiechnęła się, ale w jej spojrzeniu czaiło się wiele pytań – na przykład o to, jak 

wygląda życie bez mamy, z ojcem, który przedwcześnie stracił ukochaną żonę. Chciałam ją 
zapewnić, że żyje nam się znakomicie. 
   

– Mój ojciec też jest budowlańcem – wyznał Julio, choć nikt nie zdążył jeszcze 

wspomnieć, co robi mój tata. – Buduje domy modułowe dla krajowej kompanii. To nudna, 
taśmowa robota. Z pewnością wolałby zamienić się z twoim tatą – dodał szybko. – Wiem, bo 
czasami pomagam mu w pracy. 
   

– A ja bym wolał być teraz w Filadelfii – powiedział Kane. 

   

– Słucham? – Julio nie wyczuł, o co chodzi. 

   

– Nic – wtrąciła Darlena. – Mój brat sili się na dowcip. 

   

– Moi? – Kane udał oburzenie. 

   

– O co tu chodzi? – dopytywał się Julio. 

   

– Och, o ulubione powiedzenie naszego taty. Cytuje napis z nagrobka W.C. Fieldsa – 

wyjaśniła Darlena, lecz Julio nadal nie rozumiał i patrzył na nią z niepewnym uśmiechem. – To 
głupie – dodała. – Po prostu Fields chciał zaznaczyć, że woli być gdziekolwiek, byle tylko nie 
być martwy. Wiesz, był komikiem, a oni dowcipkują nawet w grobie. 
   

– Aha. – Julio spojrzał na Kane’a, a ten wzruszył ramionami. 

   

Zjawił się kelner i Darlena zamówiła butelkę szampana, jak przewidział Kane. Kelner 

zerknął podejrzliwie na mnie i na Kane’a, ale nie zająknął się ani słowem. 
   

Darlena zachichotała. 

   

– Zamawiamy na rachunek taty – poinformowała z psotnym uśmiechem dziecka, które 

może sobie wziąć, co zechce, ze sklepu z zabawkami. – Zaproponował nam to, gdy 
wychodziliśmy, więc nie żałujcie sobie. 
   

Julio wydawał się zakłopotany faktem, że tata Darleny i Kane’a funduje mu kolację. 

   

– Mówiłem twojemu tacie, że ja powinienem płacić – powiedział. 

   

– Nie przejmuj się, nasz tata lubi być hojny – uspokoiła go ze śmiechem Darlena, ale 

Julio nie wyglądał na przekonanego. 
   

Zaczęłam wypytywać ich o studia, żeby rozładować atmosferę. Co jakiś czas zerkałam na 

Kane’a i widziałam, że jest ze mnie dumny. Kelner przyniósł szampana, ale podał tylko dwa 
kieliszki. Złożyliśmy zamówienia, a gdy odszedł, Darlena nalała szampana do szklanek na wodę 
brata i mojej. 
   

– Wypijmy za coś innego niż studia – zaproponowała, wznosząc kieliszek. Stuknęliśmy 

się. – Za tatę Kristin, aby udało mu się zbudować piękny, nowy dom na miejscu dawnego, rodem 
z koszmaru. 
   

Spojrzałam na Kane’a. Oczy mu pociemniały, jakby fala gniewu wzniosła mu się gdzieś 

z wnętrza ku twarzy. Czyżby prosił siostrę, żeby nie wspominała o Foxworth Hall w mojej 
obecności? A może wpadł w fazę Christophera Dollangangera i miał za złe wszystkim, którzy 
chcieli, żeby męczeńska historia jego i rodzeństwa została wreszcie zapomniana i zagrzebana 
pod fundamentami nowego domu? 
   

Dostrzegłam, że Julio czeka na moją reakcję. 

   

– Myślę, że mój tata jest najodpowiedniejszym wykonawcą tego zadania – stwierdziłam. 

background image

   

Kane od razu się odprężył. Kryzys zażegnany, pomyślałam. Ciekawe, co dalej? 

   

Do końca kolacji nie wracaliśmy już do dawnego Foxworth Hall ani jego młodych 

więźniów, ale ja nie zapomniałam o nich ani na chwilę. Interesowali mnie Julio i Darlena, ale 
przeważnie obserwowałam Kane’a i jego zachowanie. Coś zmieniło się w nim po toaście 
Darleny. Nie tylko dlatego, że wyglądał inaczej niż zwykle w eleganckim stroju, pod krawatem. 
Zachowywał się i mówił inaczej. Starannie dobierał słowa, wygłaszał przemyślane kwestie 
i chwilami sprawiał wrażenie starszego od Julia i Darleny. Parę razy poprawił siostrę, która 
pomyliła fakty z historii miasta, i zrobił to belferskim, apodyktycznym tonem zamiast żartem 
i na luzie, jak dawniej. Był skupiony i sztywny, co bardzo mnie zaskoczyło. Spojrzałam na 
Darlenę. Ona także nie była zachwycona nowym stylem brata i sposobem, w jaki peroruje na 
temat degeneracji niektórych dzielnic miasta, ani obgadywaniem klientów ich ojca oraz 
pracowników salonów. 
   

– Na szczęście mój brat nie zawsze gada jak nasza mama – powiedziała tonem 

usprawiedliwienia, kiedy Kane skończył robić Juliowi wykład na temat ekonomii. – A pomyśleć, 
że jeszcze niedawno zmieniałam mu pampersy! – rzuciła. – Kiedy śniło mu się coś złego, 
przybiegał do mnie, a nie do mamy. 
   

Kane zaczerwienił się lekko i posłał mi przeciągłe spojrzenie. Usiłował zaprotestować, 

twierdząc, że siostra przesadza, ale Darlena wpadła już w trans i nie dopuściła go do słowa. 
Wyraźnie zalazł jej za skórę i chciała się zemścić. 
   

– Mama poprosiła, żebym to ja go kąpała, bo darł się i wierzgał, kiedy ktoś inny sadzał go 

w wannie, nawet ona. Musiałam nawet go ubierać, bo za Boga nie chciał nosić rzeczy, które 
wkładała na niego mama. Jeszcze w szóstej klasie doradzałam mu, co ma założyć. 
   

Policzki Kane’a płonęły ze wstydu, lecz w końcu udało mu się wtrącić coś uczonym, 

apodyktycznym tonem. 
   

– Czemu nie wspomnisz, że musiałem cię kryć i kłamać, kiedy wieczorem, w dniu 

rozdania świadectw maturalnych, przeszmuglowałaś Kena Taylora do swojej sypialni? – Zwrócił 
się do Julia: – Rodzice usłyszeli męski głos, a ona wmówiła im, że to ja przesiaduję u niej 
o drugiej nad ranem. Musiałem udawać, że dorwałem się do barku taty i dlatego dopadły mnie 
mdłości, podczas gdy jej chłopak rzygał w toalecie. 
   

Julio zrobił wielkie oczy. 

   

– Były znacznie gorsze rzeczy – ciągnął Kane. 

   

– Poddaję się! – zawołała Darlena, unosząc ręce nad głowę. – Zawrzyjmy rozejm. 

   

Kane uśmiechnął się do mnie z triumfem, ale nie odpowiedziałam mu tym samym. 

Wcześniej niewiele opowiadał mi o swoich relacjach ze starszą siostrą. Właściwie swoje życie 
rodzinne przedstawiał z punktu widzenia jedynaka. Zastanawiałam się, jakie więzy łączyły go 
z Darleną w dzieciństwie. Czy pomimo ciągłych potyczek byli sobie jednak bliscy? 
   

Po raz pierwszy też zadałam sobie pytanie, jak Kane przeżywa dziennik Christophera. 

Bardziej niż ja, bo sam ma rodzeństwo, a ja jestem jedynaczką? Poza tym sposób, w jaki 
rozmawiał z siostrą o ich mamie, włączył w mojej głowie sygnał ostrzegawczy. Już wcześniej 
wypowiadał się o niej z ironią. Ona też zdawała się nie przejmować synem. W podobnym tonie 
wypowiadała się o matce Darlena. Czyżby przypominała mamę młodych Dollangangerów? 
Z opowieści wynikało, że scedowała opiekę nad małym Kane’em na Darlenę i pewnie na jakieś 
nianie, a sama prowadziła bujne życie towarzyskie. W pewnym sensie to pani Hill, a nie moja 
mama, bardziej pasowała na krewną Corrine Foxworth. 
   

Julio zaczął znów zadawać mi pytania, chyba pragnął ocieplić atmosferę przy stole. Kane 

zdążył mu powiedzieć, że rywalizuję o tytuł najlepszego ucznia w szkole, który wygłosi 
pożegnalne przemówienie do absolwentów. Okazało się, że Julio dostąpił tego zaszczytu 

background image

w swoim liceum. Darlena najwyraźniej tego nie wiedziała. 
   

– Byłeś najlepszym uczniem, a nie znasz słynnego epitafium z grobu W.C. Fieldsa? – 

zdziwił się Kane. 
   

– Kane, nie każdy ma w głowie śmietnik – stwierdziła chłodno Darlena, spiesząc na 

ratunek swojemu chłopakowi. 
   

Kane przygryzł wargi ze złością. 

   

Rozmawiałam z Juliem na temat naszych zainteresowań, a on zwierzył mi się, że 

interesuje go kariera prawnika międzynarodowego. 
   

Kane nie odzywał się dłuższą chwilę, jakby stracił chęć do rozmowy. 

   

– Kristin i ja mamy jeszcze imprezę, musimy jechać. Nie zdążymy zjeść deseru, więc dla 

was będzie więcej – wybuchnął nagle. 
   

Zobaczył zaskoczenie na mojej twarzy. 

   

– Prawda? – zapytał z naciskiem. 

   

– Tak, choć przyznam, że nie przepadam za gospodynią tej imprezy – odparłam. 

   

– Możemy ją ignorować, jak zwykle – oznajmił. – Na szczęście będą tam też inni. 

   

– Na szczęście – przytaknęłam. 

   

– Jak chcecie – stwierdziła Darlena. – W każdym razie miło było cię poznać, Kristin. 

Na pewno będziemy się teraz częściej widywać. 
   

– Lepiej nie obiecuj – burknął Kane. 

   

– Czyżbyś wiedział lepiej? – odparowała z irytacją. Jak szybko potrafili przejść od 

kochającego rodzeństwa do rywalizujących ze sobą wrogów! 
   

Wstaliśmy wszyscy, żeby się pożegnać. Julio i Darlena uściskali mnie serdecznie. Kane 

niecierpliwie pociągnął mnie za rękę, zanim zdążyłam podziękować za kolację. Miałam 
wrażenie, że jak najszybciej chce uciec z tej restauracji. 
   

– Przepraszam – odezwał się już przed restauracją, gdzie czekaliśmy, aż podprowadzą 

nam samochód. – Nie spodziewałem się, że będzie tak nudno. 
   

– Wcale nie było nudno. 

   

Popatrzył na mnie, jakbym powiedziała kiepski żart. 

   

– Nie miałem okazji dłużej porozmawiać z Juliem, jedynie podczas tej sztywnej, 

nieznośnej kolacji, którą z musu zrobiła moja matka – wyznał. – Dzięki Bogu, że w Dzień 
Dziękczynienia będzie u nas więcej gości. Ten facet znacznie odbiega od mojego wyobrażenia 
o chłopaku, którego siostra przedstawia rodzicom, i to nie dlatego, że jest w połowie Latynosem. 
On jest zbyt… 
   

– Jaki? 

   

– Strasznie próżny. Pewnie rekompensuje sobie kompleks niższości. Szybko ma się go 

dosyć. 
   

– Mówisz serio? 

   

– Absolutnie tak. Przecież widać jak na dłoni – powiedział ostro. 

   

Podstawiono samochód i wsiedliśmy. 

   

– Naprawdę jedziemy na imprezę Tiny? 

   

– Nie mogę cię zabrać do siebie, a na strych też nie pójdziemy, bo twój tata już pewnie 

wrócił do domu, więc została nam Tina. Jeszcze jest wcześnie. 
   

Kiwnęłam głową z rezygnacją. 

   

– Pokręcimy się chwilę i wyjdziemy. 

   

– Dobra – westchnęłam. 

   

Do domu Tiny Kennedy jechaliśmy w milczeniu. Jak skomplikowany nagle stał się świat! 

Kiedy się jest bardzo młodym, wszystko wydaje się banalnie proste, nawet podział na dobre i złe. 

background image

Nadmiar słodyczy jest zły. Czystość i porządek są dobre. Policjanci są dobrzy. Złodzieje są źli. 
Źle, jeśli nie obejrzysz się w lewo i w prawo przed wejściem na jezdnię. Czekanie na zielone 
światło jest dobre. I najważniejsze, żeby rodzice kochali dzieci, a dzieci rodziców. Dziadkowie są 
dobrzy i kochający, ciocie i wujkowie także. Jakie to wszystko proste! W twoje urodziny 
wszyscy kochający cię ludzie życzą ci wszystkiego najlepszego. Dajesz i dostajesz prezenty na 
Gwiazdkę. Życzymy sobie szczęścia i powodzenia w Nowym Roku. 
   

Mówi ci się, że kiedy dorośniesz, zrobisz prawo jazdy i będziesz mogła późno wracać do 

domu. A potem któregoś dnia się zakochasz, weźmiesz ślub i doczekasz własnych dzieci. 
Przyszłość jawi ci się w różowych barwach. Owszem, od czasu do czasu ludzie wybuchają 
gniewem i są źli na siebie, ale ci, którzy się kochają, szybko się godzą i wybaczają sobie. Świat 
wydaje się zorganizowany i każdy jego trybik kręci się, jak powinien. 
   

I oto nagle przychodzi dzień, kiedy „tak” staje się „być może”, a „być może” przechodzi 

w „nie”. Okazuje się, że czarne bywa szare, a pod bielą ukrywa się czerń. Że uśmiech nie zawsze 
znaczy życzliwość, bo niektóre są puste, fałszywe. W oknach domów, które mijasz, jarzą się 
światła, ale ich mieszkańcy mają mrok w sercach. I nagle okazuje się, że to, co widzisz 
i słyszysz, niekoniecznie musi być prawdą. 
   

Dorastanie oznacza, że uczysz się, jak wątpić i błądzić, a potem znajdować drogowskaz 

prawdy. 
   

Lata, które dzieci Dollangangerów musiały spędzić na strychu, były czarną dziurą ich 

dzieciństwa. Stopniowo tracili szansę na marzenia. Jak można zrobić coś takiego własnym 
dzieciom! – pomyślałam. Czytanie dziennika, przeżywanie tych wydarzeń odzierało mnie 
i Kane’a z resztek dziecięcej wiary w dobro i porządek świata. A zwłaszcza Kane’a. 
   

Najbardziej martwiło mnie, że kiedy dojdziemy do końca lektury, nie będziemy już 

wiedzieli, kim sami jesteśmy. 
   

U Tiny goście świetnie się bawili, w przeciwieństwie do ostatniej, sztywnej imprezy 

u Kane’a. Piwo i drinki były dostępne bez ograniczeń. Muzyka dudniła tak głośno, że ledwie 
dawało się usłyszeć kogoś stojącego obok. Jakaś grupka w aneksie kuchennym salonu paliła 
zioło. Ciekawe, jak Tina zdąży to ogarnąć do powrotu rodziców? 
   

Nasze ubrania momentalnie przyciągnęły uwagę. Kumple Kane’a zaczęli się z niego 

nabijać. Kyra i Suzette skomplementowały moją sukienkę, ale reszta dziewczyn obcięła mnie 
wzrokiem z minami, które mówiły: „Co ona sobie wyobraża?”. Nie wiedziały, że wcześniej 
byliśmy w wytwornej restauracji. Tina zaproponowała, że chętnie pożyczy mi coś ze swojej 
garderoby, żebym nie wyglądała na sztywniarę. Musiała już być wstawiona albo upalona, bo 
lekko przeciągała słowa. Mogłam się spodziewać, że zaraz wystartuje do Kane’a. 
   

Poszukałam go wzrokiem. Zdawał się nie zauważać zamieszania wokół siebie. Stał 

pod ścianą i przyglądał się imprezowemu tłumowi jak zdegustowana przyzwoitka 
i konsekwentnie odrzucał oferty piwa, drinków czy sztacha. Niemal grubiańsko odsuwał ludzi od 
siebie. Nawet ja byłam zaskoczona sposobem, w jaki ignorował swoich kumpli. Widziałam ich 
zdumione i zawiedzione miny. Kiedy Tina dotknęła jego ramienia, odsunął się tak gwałtownie, 
że wszyscy na moment umilkli i spojrzeli na niego. Nie słyszałam, co powiedział, ale Tina była 
w szoku. 
   

– Co się dzieje z Kane’em? – zapytała mnie Suzette. 

   

– A co ma się z nim dziać? 

   

– Zachowuje się, jakby stracił najlepszego przyjaciela albo coś w tym stylu – zauważyła 

Kyra. – Zawsze był duszą towarzystwa. 
   

– Może jest trochę zmęczony. 

   

– Czym? – W oczach Suzette pojawił się błysk, sugerujący seksualną aluzję. 

background image

   

– Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam – odparłam jak rasowa dyplomatka, a dziewczyny 

zachichotały. Powiedziałam to głośniej na użytek Tiny, która podsłuchiwała w pobliżu. 
   

Chciały wiedzieć, gdzie byliśmy na kolacji. Tylko Kyra znała ten lokal, zabrali ją tam 

kiedyś rodzice. Dopytywały też o chłopaka Darleny i siostrę Kane’a. Rozmawiałam 
z dziewczynami, ale kątem oka obserwowałam Kane’a, jak okrąża salon, przyglądając się 
tańczącym parom i obserwując całe towarzystwo niczym badacz prymitywnych plemion. 
Nieuważnie słuchał, kiedy go zagadywano, i wyraźnie wszystkich zbywał. W końcu stanął 
w kącie ze szklanką soku w ręku, samotny i wyobcowany. 
   

Tina stała z prawej strony, plotkowała ze swoimi przyjaciółkami i skarżyła się na Kane’a. 

Od czasu do czasu rzucała mi zjadliwe spojrzenie. Co on jej nagadał, że tak się wściekła? Nagle 
ruszyła w moją stronę w licznej asyście. Momentalnie się spięłam. 
   

– Nie wiem… to znaczy nie wiemy, co zrobiłaś Kane’owi Hillowi, ale jeszcze nigdy nie 

był takim nadętym snobem – powiedziała z pretensją. 
   

– Czepiasz się. On nigdy nie był snobem – odparłam chłodno i spojrzałam na swoje 

przyjaciółki. – Prawda? 
   

– No jasne – przytaknęła Suzette. – Jest wręcz przeciwieństwem snoba. 

   

– Dokładnie! – poświadczyły chórem moje przyjaciółki, zgodnie kiwając głowami. 

   

Tina zrozumiała, że nie znajdzie u nich poparcia. 

   

– On rujnuje mi imprezę! – jęknęła. 

   

Poszukałam wzrokiem Kane’a. Nadal stał w rogu i miał taką minę, że nikt nie śmiał go 

zaczepić. 
   

– Chyba była już zrujnowana, zanim przyszliśmy – skomentowałam zgryźliwie. 

   

Nawet jej przyjaciółki się uśmiechnęły, a parę osób zachichotało. 

   

– Nie będę cię zatrzymywać – warknęła Tina i odeszła. 

   

– Nie musisz – odparowałam i ruszyłam przez salon w stronę Kane’a. – Co ty 

wyprawiasz? – zapytałam ostro. 
   

– Nic. Po prostu przejrzałem na oczy. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy, jacy niedojrzali 

są nasi rówieśnicy. 
   

– Aż tak? 

   

Zamiast odpowiedzi popatrzył na mnie z gorzkim uśmiechem, który nie miał nic 

wspólnego z jego luzackim, leniwym uśmieszkiem, który bardzo lubiłam. 
   

– Christopher Dollanganger w wieku dziesięciu lat był poważniejszy od nich. 

   

– Ale czy był szczęśliwy? Czy kiedykolwiek miał szansę być szczęśliwy? 

   

– Przekonamy się o tym. 

   

Nie miałam ochoty rozmawiać o Dollangangerach w tym miejscu. Mówiąc, musiałam 

przekrzykiwać muzykę i bałam się, że ktoś mnie usłyszy. 
   

– Co takiego powiedziałeś Tinie Kennedy? Nasze zniknięcie nie złamie jej serca. 

   

Wreszcie normalnie się uśmiechnął. 

   

– Tylko to, że jej wielokrotne orgazmy mnie nudzą. I dorzuciłem małą uwagę na temat jej 

fizjologii. 
   

– Dlaczego tutaj przyjechaliśmy, Kane? Nawet nie próbujesz się bawić. 

   

– Chyba nie chcesz, żebym się napił, a potem usiadł za kierownicą, albo się najarał 

i zaczął bełkotać o najnowszej grze komputerowej czy też o tym, która dziewczyna jest 
najłatwiejsza? 
   

– W takim razie wychodzimy! – teraz niemal krzyczałam. – To nie ja chciałam tu przyjść. 

   

Kiwnął głową i ruszył przez salon, unikając wszystkich, którzy usiłowali go zagadnąć. 

Deptałam mu po piętach, a przed drzwiami obejrzałam się na moje przyjaciółki. Bezradnie 

background image

rozłożyły ręce dłońmi do góry w geście bezradności. Jak im to wyjaśnię? Że każdy ma nastroje, 
a dzisiejszy nastrój Kane’a jest wyjątkowo mroczny? Tak wyszło i pewnie mu przejdzie, ale 
dzisiaj nie ma szans na dobrą zabawę? Tylko tyle przyszło mi do głowy i postanowiłam taką 
wersję przedstawić, jeśli zadzwonią zapytać, co jest grane. Z uśmiechem skinęłam im głową. 
Jedynie Suzette odpowiedziała uśmiechem. Reszta nadal była skonsternowana. 
   

Chłodne wieczorne powietrze przyniosło mi ukojenie. W uszach wciąż mi dzwoniło od 

łomotu muzyki, kiedy wsiadałam do samochodu. Kane w milczeniu odpalił silnik i ruszył 
z piskiem opon, jakbyśmy byli rabusiami, uciekającymi z ograbionego banku. Zwolnił dopiero za 
rogiem. 
   

– Przepraszam – powiedział. – Myślałem, że chwilę się pobawimy, ale przekonałem się, 

że nie jestem w nastroju. 
   

– Tak właśnie zamierzam cię wytłumaczyć przyjaciółkom. 

   

– Powiedzmy sobie szczerze, Kristin, jesteśmy ponad to. 

   

– Ponad „co”, Kane? Imprezę z jedynymi przyjaciółmi, jakich mamy? 

   

– Tego rodzaju imprezy. 

   

Może ma rację, pomyślałam. W sumie powinnam się cieszyć. To nie była impreza, która 

spodobałaby się mojemu tacie. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś pijany albo upalony siądzie za 
kierownicę, i gdyby coś się zdarzyło, rodzice Tiny także będą mieli kłopoty. Przyznałam 
Kane’owi rację, a jednak coś mnie w tym wszystkim martwiło. Jak gdyby zrobił się zbyt dorosły, 
zbyt poważny. Nic dziwnego, że Tina nazwała go snobem. Ludzie tak bogaci, jak jego rodzice, 
zwykle są snobami, podobnie jak ich dzieci. Ich znajomi i przyjaciele należą do tej samej sfery. 
Tylko na szkolnych imprezach siłą rzeczy spotykają się ze zwykłymi śmiertelnikami. 
   

Kiedy dojechaliśmy na moją ulicę, Kane zwolnił, a potem stanął w pewnej odległości od 

mojego domu. 
   

– Co robisz? – zapytałam. 

   

– Miałem nadzieję, że pójdziemy tam w tym tygodniu – powiedział, wpatrzony w mój 

strych. – To miejsce staje się dla nas wyjątkowe, prawda? – Teraz dopiero spojrzał na mnie. 
   

– Tak. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Cieszę się, że myślisz tak samo. Pewnie będzie mi smutno, kiedy skończymy. 

   

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Smutno? Minę miał poważną, jakby naprawdę tak 

myślał. 
   

– Nie wiem, co będę wtedy czuła, Kane. W każdym razie nie spodziewam się 

szczęśliwego zakończenia. 
   

– Owszem, ale na to już nic nie poradzimy. Wniknęliśmy w to i jesteśmy im bliżsi niż 

ktokolwiek inny, prawda? 
   

– Myślę, że tak. 

   

– Proponuję, żebyśmy w takich chwilach, kiedy jesteśmy sami, mówili do siebie 

Christopher i Cathy. 
   

– Co takiego? 

   

– Och, żartowałem – powiedział szybko. Wrzucił bieg i stanął przed moim domem. 

Samochód taty już tam stał. Ze sposobu parkowania odgadłam, że nie wziął mojego auta, tylko 
pojechał Czarną Pięknością. – Wybacz, że nie był to cudowny wieczór – dodał Kane. 
   

– Kolacja była fajna. Naprawdę. Spodobała mi się twoja siostra i dobrze mi się 

rozmawiało z Juliem. Ale uważam, że powinieneś być dla niego milszy. 
   

– Zgoda, masz rację. Następnym razem naprawię ten błąd. Tylko nie będziemy potem 

jechali na imprezę. Lubię stroić się dla ciebie, wiesz? 

background image

   

Wychylił się, żeby mnie pocałować. To był cudowny pocałunek, ale inny. Czułam, że 

Kane się hamuje, i pomyślałam, że nie chce ujawniać namiętności pod oknami mojego domu. 
Wysiadł i okrążył auto, żeby otworzyć dla mnie drzwi. 
   

– Szanowna pani… – Podsunął mi ramię. Przyjęłam je, a on ceremonialnie odprowadził 

mnie do drzwi. – Spotkamy się na strychu? – zapytał z nadzieją. 
   

– Niestety, raczej nie. Rano mam do zrobienia parę rzeczy w domu, a potem jadę z tatą na 

zakupy – zwykłe, tygodniowe, ale i przedświąteczne. Tradycyjnie kupuję z tatą gwiazdkowe 
prezenty dla Todda, jego żony i dzieci oraz dla cioci Barbary. Potem zjemy lunch na mieście, 
a kiedy wrócimy, tata zacznie szykować potrawy na Dzień Dziękczynienia. Ale wkrótce wrócimy 
do czytania. 
   

– Oby – stwierdził. 

   

Znów mnie pocałował, delikatniej i bardziej ulotnie, a potem poszedł do samochodu. 

Zanim wsiadł, spojrzał jeszcze w górę, na poddasze, ale wzrokiem do mnie już nie wrócił. Kiedy 
odjeżdżał, poczułam nagły chłód i szybko weszłam do domu. 
   

Zdziwiłam się, że tata nie czeka na mnie na dole. Telewizor był wyłączony, a w salonie 

i w kuchni paliły się tylko boczne lampki. Wyłączyłam je i ruszyłam na górę. Tata wychynął ze 
swojej sypialni w szlafroku. 
   

– Właśnie szedłem na dół, żeby na ciebie poczekać – oznajmił. 

   

– Och, zgasiłam tam światła. 

   

– Nie szkodzi. Jak się udała kolacja? 

   

– Imponująca. Podano coś wytwornego, co się nazywa coq au vin

   

Tata uniósł brwi. 

   

– Nie jadłem tego od lat. Ale widzę, że będę musiał przypomnieć sobie pewne przepisy na 

twój użytek. 
   

– Nie przesadzaj. A jak się udała twoja kolacja? 

   

– Stek był za bardzo wysmażony. 

   

– Nie chodzi o danie. To była biznesowa kolacja? 

   

– Zdecydowanie tak. Okazało się, że ta stylistka wnętrz jest mężatką. – Wzruszył 

ramionami. – I dobrze. Muszę przyznać, że chyba mam… 
   

– Lekką paranoję w tych sprawach – dokończyłam za niego, a tata się uśmiechnął. – 

W każdym razie pani Osterhouse będzie zachwycona, kiedy się o tym dowie – dodałam. Tym 
razem pokręcił głową z przyganą. 
   

– Dobranoc, Kristin – powiedział i zawrócił do sypialni. 

   

– Bonne nuit – powiedziałam, naśladując głos szefa La Reserve. 

   

Tata znów się uśmiechnął. 

   

 

 
   

Było tak, jak powiedziałam Kane’owi. Chciałam spędzić całą niedzielę z tatą. Dlatego 

musiałam wypchnąć ze swojego umysłu poddasze, pamiętnik Christophera i Foxworth Hall – 
a co za tym idzie – także Kane’a. Przy śniadaniu odpowiadałam lakonicznie na pytania taty 
o wczorajszą randkę. Dostrzegł moją niechęć i zmienił temat. Na całe szczęście potrafiliśmy 
szybko wyczuwać swoje nastroje. 
   

Czasami myślałam, że moglibyśmy zawiązać sobie oczy i cały dzień krążyć po domu, nie 

wpadając na siebie. Znakomicie odgadywaliśmy swoje potrzeby. Sądziłam, że moje przyjaciółki 
musi łączyć podobna więź z rodzicami, ale na pewno nie tak wyjątkowa. Ja byłam jedynaczką 
bez matki. I jedyną osobą w domu, na której mógł się skupić tata i przelać na nią wszystkie swoje 
uczucia. Kiedy oboje byliśmy w domu, nasz świat obracał się wyłącznie wokół nas. Jak minął 

background image

dzień? Co nas cieszyło? A co smuciło? Czasami nawet najbardziej banalne sprawy urastały do 
rangi ważnych wydarzeń. Działaliśmy wspólnie, dzieliliśmy się obowiązkami, gadaliśmy 
i rozśmieszaliśmy się nawzajem, aż wieczorem szłam na górę odrobić lekcje. Miałam wrażenie, 
że od śmierci mamy baliśmy się ciszy i ciągle usiłowaliśmy ją zapełnić. 
   

Ten niedzielny poranek rozpoczął się jak wszystkie inne, od porządków w domu 

i sprzątania. Do taty należała kuchnia. „To jest moje pole bitwy”, mawiał. Kiedy czyścił 
piekarnik, lodówkę i grill, ja odkurzałam salon, polerowałam meble i co jakiś czas myłam okna. 
Na zmianę wstawialiśmy pranie, ale tata był lepszy w składaniu pościeli i ubrań, gdyż nabrał 
wprawy w wojsku. W rezultacie staliśmy się sprawną dwuosobową drużyną i do południa 
kończyliśmy domowe porządki. A potem wychodziliśmy na zasłużony lunch. 
   

W połowie sprzątania rozdzwonił się telefon. Najpierw Suzette. Spodziewałam się jej 

i miałam już gotowe wytłumaczenie zachowania Kane’a na imprezie. Wiedziałam, że 
przyjaciółka tego nie kupi, ale przynajmniej uniknę dalszych pytań. Przeprosiłam ją, że mamy 
z tatą napięty harmonogram na cały dzień, jestem w trakcie sprzątania i muszę kończyć. 
   

Suzette nie dała się zwieść. 

   

– Nie byłaś kiedyś taka skryta, Kristin. Zmieniłaś się – oznajmiła. 

   

Oczywiście zaprotestowałam i obiecałam, że kiedy będę wolna, spotkamy się i pogadamy 

dłużej. 
   

Pięć minut po Suzette zadzwonił Kane. Tata zajrzał do salonu i zanucił ze śmiechem: 

„linia zajęta, linia zajęta”. Zagrałam mu na nosie. 
   

– Moja siostra i Julio są tobą zachwyceni – poinformował mnie na wstępie Kane. – 

Posłuchałem twojej rady i przeprosiłem za swoje zachowanie. Ten gość nie jest zły, a moja 
siostra potrzebuje wsparcia w naszym domu. 
   

– Doskonale. 

   

– Rzeczywiście masz dzisiaj taki pracowity dzień? 

   

– Totalnie. Właśnie kończę odkurzanie, a potem idziemy na zakupy. 

   

– W takim razie widzimy się jutro po południu? 

   

– Jasne. A rano w szkole, Kane. 

   

– Jak to? 

   

– Lepiej, żebyś przestał przyjeżdżać po mnie rano. 

   

– Naprawdę? 

   

– Tak, zaufaj mi. 

   

– Jak sobie życzysz. – Był wyraźnie zawiedziony. – W takim razie baw się dobrze. 

   

– Dzięki. – Pomyślałam, że przy najbliższej okazji wszystko mu wytłumaczę. Jeśli chcę 

utrzymać nasze sprawy w tajemnicy, nie mogę spędzać każdej wolnej chwili z nim i zaniedbywać 
ojca. Tata przecież wiedział, że czytam dziennik Christophera, i nie był tym zachwycony. 
Widząc, że prawie nie rozstaję się z Kane’em, musiałby wreszcie dojść do wniosku, że mój 
chłopak wie o dzienniku, a może wręcz czytamy go razem. 
   

Telefon znów zabrzęczał, ale nie odebrałam. Tym razem dzwoniła Kyra – wiedziałam, że 

zarzuci mnie tymi samymi pytaniami, co Suzette, i podobnie zareaguje na moje wyjaśnienia. 
Suzette na pewno już się na mnie poskarżyła. Pewnie liczyła, że Kyra zdoła wyciągnąć ze mnie 
więcej. Zawsze byłyśmy ciekawe siebie nawzajem, ale graniczące z wścibstwem zainteresowanie 
przyjaciółek moim związkiem z Kane’em stawało się nieznośne. Poza tym telefony przerywały 
mi robotę. Kiedy wreszcie odstawiłam odkurzacz, zobaczyłam tatę, stojącego na korytarzu. 
Miałam poczucie, że obserwował mnie od dłuższej chwili. 
   

– Co? 

   

– Chyba czas sprzątnąć poddasze – oznajmił. – Dawno tego nie robiliśmy. 

background image

   

Coś jest w tej radzie, że jeśli chcesz ukryć kłamstwo, mów półprawdę. Półprawda 

zaciemnia sprawę, chroni cię przed zdemaskowaniem i uspokaja sumienie. Co nie znaczy, że 
często stosowałam takie chwyty. Tylko w razie prawdziwej potrzeby. Tak jak teraz. 
   

– Och, posprzątałam tam w zeszłym tygodniu. Nawet umyłam okna! 

   

Tata przez chwilę przyglądał mi się w zadumie. Moje serce ruszyło galopem. Czyżby 

nadszedł ten moment? Moment, w którym muszę powiedzieć prawdę? Zamierzałam to zrobić 
dopiero po przeczytaniu dziennika z Kane’em. Często wyobrażałam sobie tę chwilę. Myślałam 
nawet, że oddam tacie pamiętnik z prośbą, żeby zrobił z nim, co zechce, a potem zdradzę, że 
czytałam go z Kane’em. Z drżeniem myślałam o jego reakcji. Jednak najbardziej bałam się, że 
powie, iż nie ma wyboru i nie może zniszczyć dziennika. Bo jeśli ludzie z okolicy dowiedzą się, 
że mieliśmy taki dokument i go zniszczyliśmy, koszmarne plotki zaleją nas jak wezbrane wody. 
I nie pomogłyby moje zapewnienia, że Kane dotrzyma tajemnicy. Nie ugiąłby się, nawet gdyby 
sam Kane na klęczkach zapewniał go o swojej dyskrecji. Tata powiedziałby pewnie: „Dżin już 
został wypuszczony z lampy”. 
   

Często słyszałam to zdanie w snach. 

   

Ku mojemu zaskoczeniu tata się uśmiechnął. 

   

– Powinienem się domyślić – powiedział. Wiedziałam, o co mu chodzi. Sądził, że 

sprzątnęłam przy okazji przeglądania garderoby mamy, gdy pożyczyłam sobie sukienkę. 
   

Poczucie winy zaciążyło mi na sercu, ale w sumie mi ulżyło. Tata znów mylnie 

zinterpretował moją reakcję. I teraz pewnie żałował, że przypomniał mi o mamie. 
   

– Czas na lunch. Ty prowadzisz – dodał, czym znów mnie zaskoczył. 

   

– Zostawiamy Czarną Piękność? – upewniłam się. Nie lubił, kiedy prowadziłam jego 

furgonetkę. Mawiał, że jest jak jego wierna klacz. 
   

– Nie ma sensu jeździć z pustą paką. 

   

Poszliśmy do garażu. 

   

– Do Charley’s? – zapytałam, kiedy ruszyliśmy. 

   

– Muszę odpocząć od chłopaków. Zabierz mnie w jakieś nowe miejsce. 

   

Ja również chciałam odpocząć od swoich przyjaciół, więc zamiast lubianych przez nich 

miejsc wybrałam lokal, o którym wspomniała kiedyś pani Osterhouse. Tata nie krył zaskoczenia, 
ale sprawiał wrażenie zadowolonego. 
   

– Dew Drop Inn? Tam chadzają tylko emeryci. To jedyny lokal, gdzie do posiłku serwują 

kompot z suszonych śliwek – zażartował. 
   

– Doszłam do wniosku, że potrzebujesz zacisznego, spokojnego miejsca. 

   

Z uśmiechem wzruszył ramionami. Kiedy weszliśmy do środka, pomyślałam, że tata 

posądzi mnie o spisek. Przy stoliku siedziała pani Osterhouse z jedną ze swoich sąsiadek, Lilly 
Taylor. Widać było, że w weekend odwiedziła salon fryzjerski, gdyż włosy w kolorze burgunda 
miała przystrzyżone i starannie uczesane. Musiałam przyznać, że wygląda znacznie bardziej 
atrakcyjnie niż zwykle, a nawet młodziej. Wcześniej uważałam panią Osterhouse za kobietę 
niegrzeszącą urodą, ale teraz zobaczyłam, że ma wielkie oczy w odcieniu irlandzkiej zieleni, 
w sumie nic dziwnego, skoro jej panieńskie nazwisko brzmiało O’Brian. Niewiele więcej o niej 
wiedziałam. Od chwili, kiedy wyczułam, że ma słabość do mojego taty, którą okazywała zbyt 
ostentacyjnie, wyrósł pomiędzy nami mur. Choć starała się być miła dla mnie, wręcz słodka, 
traktowałam ją z chłodnym dystansem. Gdybym zwierzyła się Kane’owi, pewnie wytknąłby mi 
kompleks Elektry. 
   

Nie umiałam pohamować niechęci do niej, choć wiedziałam, że jestem niesprawiedliwa. 

W końcu przedwcześnie straciła męża. Zginął w tragicznym wypadku na autostradzie, 
w kwietniu, w czasie niespodziewanej śnieżycy. Miał niespełna czterdzieści lat. Powinnam 

background image

pomyśleć o niej, gdy czytaliśmy fragment pamiętnika Christophera, kiedy dowiedzieli się 
o wypadku i śmierci ojca. Pani Osterhouse już od pięciu lat była wdową. Choć znów zaczęła 
umawiać się z mężczyznami, dotychczas nie znalazła nikogo, kto byłby wart jej miłości. 
W końcu skupiła się na moim ojcu. 
   

Wychwyciłam jego spojrzenie i pokręciłam głową. 

   

Dew Drop Inn było skromnym lokalem na około pięćdziesiąt miejsc. W wystroju 

dominowało jasne dębowe drewno, po bokach ciągnęło się pół tuzina boksów, a drugie pół na 
środku. W głębi, przy ścianie, znajdował się kamienny kominek, który musiał być dziełem braci 
Wilsonów. Płonęły w nim grube, dębowe polana. Ich zapach niósł ciepłą, swojską nutę, 
a w całym lokalu, stylizowanym na gospodę, ze starymi donicami, dzieżami, cynowymi misami 
i rozmaitym sprzętem gospodarskim oraz wiszącymi na ścianach obrazami z wiejskiego życia 
dawnej Wirginii, panowała domowa atmosfera. 
   

Podeszliśmy przywitać się z panią Osterhouse. Od lat nalegała, bym nazywała ją Laurą, 

ale wymigiwałam się, bo czułam, że jeśli się zgodzę, będzie miała pretekst, żeby bardziej zbliżyć 
się do nas. W swojej młodej głowie wyobrażałam sobie, że potraktuje to jako wstęp do 
nawiązania romantycznych stosunków z moim tatusiem. Teraz uważałam tamte przekonania za 
głupie i niesprawiedliwe, a nawet egoistyczne z mojej strony, lecz nadal nie zwracałam się do 
niej po imieniu. 
   

Przedstawiła mnie swojej koleżance. Tata znał ją z naszego banku, gdzie szefowała 

działowi kredytów inwestycyjnych. 
   

– Szykujecie się do Dnia Dziękczynienia, Kristin? – zagadnęła pani Osterhouse. – Bo ja 

tak – dodała, zanim zdążyłam odpowiedzieć. – Bardzo chciałabym poznać sekret indyka twojego 
taty, najbardziej soczystego ze wszystkich, jakie w życiu jadłam. 
   

– Przykro mi – powiedziałam z uśmiechem. – Tata ma kilka sekretów kulinarnych, 

których nie zdradzi nikomu. Nigdy. Dlatego wstaje w nocy, kiedy śpię, żeby odprawiać w kuchni 
swoje tajemne ceremonie. 
   

Obie kobiety się roześmiały. 

   

– Sprawa jest prosta, tylko najpierw muszę uspokoić indyka, żeby przestał się indyczyć – 

wyjaśnił niewinnie tata, co wzbudziło jeszcze większą wesołość kobiet. 
   

Bałam się, że zaproszą nas do swojego stolika, więc zwróciłam się do hostessy i ruchem 

głowy pokazałam na przedział za nimi. Położyłam tam menu. Tata zamienił z nimi parę słów 
o pogodzie, pożegnał się i dołączył do mnie. Rozłożył jadłospis i rzucił mi przeciągłe spojrzenie. 
   

– Czysty przypadek – zapewniłam, wytrzymując jego podejrzliwy wzrok. 

   

Pokręcił głową. Nie pierwszy raz odbywaliśmy podobną wymianę zdań. Tata nie wierzył 

w zbiegi okoliczności. Mawiał wtedy: „Jeśli ty tego nie zaplanowałeś, ktoś inny to zrobił. Ktoś 
z boku albo nad tobą”. 
   

Może i racja, pomyślałam. Wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny, nawet los dzieci 

Dollangangerów. Tyle że często trudno dociec tej przyczyny, zwłaszcza w przypadku równie 
smutnych i tragicznych wydarzeń. 
   

Posiłek był smaczny i świetnie nam się rozmawiało, jak zwykle wtedy, kiedy tata czuł się 

odprężony i na luzie. Opowiadał o swojej młodości i o naszej rodzinie, dodając anegdoty, których 
nie znałam. Stopniowo, w sposób nieunikniony rozmowa przeszła na mamę, i tata zaczął snuć 
wspomnienia. Był to rodzaj terapii dla nas obojga, bo przenieśliśmy się myślami w lepsze, 
szczęśliwsze czasy, bez popadania w rozpacz i poczucie straty. 
   

Pani Osterhouse przed wyjściem podeszła do nas i jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy 

o zbliżającym się święcie. Widać było, że z utęsknieniem czeka Dnia Dziękczynienia, i zrobiło 
mi się przykro, że wcześniej ją zbyliśmy. Dlatego kiedy odwracała się do drzwi, wyznałam, że 

background image

też nie mogę się doczekać, pomimo ryzyka przejedzenia. W jej oczach momentalnie pojawił się 
ciepły błysk. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a kiedy spojrzałam na ojca, zobaczyłam, że też 
jest szczęśliwy. Ucieszyłam się, że choć odrobinę przełamałam te lody. A potem, nie wiem skąd, 
ale ogarnęło mnie poczucie, że tata od dawna o tym marzył. 
   

Jednak nie poruszałam tego tematu. Po lunchu wyruszyliśmy na zakupy. Tata nie lubił 

chodzić po sklepach i z towarów interesowały go wyłącznie spożywcze, niezbędne w kuchni. 
Gdyby nie ja, zagubiłby się w zakamarkach marketów i galerii handlowych. Przyznał mi się, że 
mama nie lubiła jeździć z nim na zakupy. 
   

– Najchętniej bym wszedł, kupił, co trzeba, i natychmiast wyszedł – powiedział. – 

Tymczasem ona musiała obejrzeć wszystko, przestudiować nowości, spędzić tam parę godzin, 
ale kupić tylko potrzebne rzeczy. 
   

Wracaliśmy do domu z zakupami, nie tracąc dobrego humoru. Okazało się, że w komórce 

mam całą masę esemesów od dziewczyn, ale nie odpowiedziałam na żaden i nie oddzwoniłam. 
Nie chciałam powtarzać tych samych wykrętów, wolałam odłożyć rozmowy na czas szkoły. 
Przez resztę dnia odrabiałam lekcje i uczyłam się do sprawdzianów, których się spodziewałam. 
Nauczyciele zwykle zaskakiwali nas przed samymi feriami. 
   

Rano tata nie skomentował, kiedy oznajmiłam, że jadę do szkoły sama, choć widziałam, 

że rozpiera go ciekawość. W drodze zastanawiałam się, czy nie zasugerować Kane’owi, abyśmy 
do czytania dziennika wrócili dopiero po świętach. Doszłam jednak do wniosku, że byłby bardzo 
rozczarowany, może nawet wściekły. Tego nie chciałam. Jak na ironię, dziennik stał się tym 
spoiwem, które nas łączyło. Przerażało mnie trochę myślenie o tym. Co będzie, kiedy dojdziemy 
do ostatniej strony? 
   

Wiedziałam, że przyjaciółek nie usatysfakcjonowały moje wyjaśnienia, dotyczące 

zachowania Kane’a na imprezie u Tiny. Sama Tina otwarcie krytykowała go w szkole. 
Zauważyłam, że kumple lekko się od niego dystansowali, ale Kane się tym nie przejmował. Po 
prostu dotrzymywał mi towarzystwa. 
   

Choć przyjechałam do szkoły, czekał na mnie na parkingu. Konsekwentnie odrzucał 

zaproszenia innych na popołudnie i wieczór. Po lekcjach pierwszy ruszył w stronę mojego domu. 
Ciągnęłam się daleko za nim, bo nie chciałam dostać mandatu za przekroczenie prędkości. 
   

– Masz szczęście – powiedziałam, kiedy zajechaliśmy na miejsce. – Że nie natknąłeś się 

na jeden z patroli. O tej porze jest ich sporo na ulicach. 
   

– Fakt, zapomniałem. – Spojrzał na zegarek. – Mamy tylko parę godzin, prawda? 

   

– Prawda – przytaknęłam, choć wiedziałam, że tata będzie dzisiaj pracował do późna. 

Weszliśmy do domu. 
   

Szykowałam w kuchni coś do picia, a Kane poszedł na poddasze zająć się scenerią. 

Wcześniej zapytał, czy może wziąć dziennik ode mnie z pokoju. Nie bardzo podobał mi się ten 
pośpiech. Kiedy dołączyłam do niego, założył perukę i podał mi chustkę. Wzięłam ją, ale nie 
owinęłam głowy. 
   

– Nie założysz? 

   

– Jeszcze nie – oznajmiłam. – Zaczynaj, dobrze? 

   

– Jasne. – Otworzył notes niespiesznie, z namaszczeniem, jak gdyby chciał smakować 

w nieskończoność te chwile. 

   

 

 
   

Nigdy bym nie przypuszczał, że posłużę się swoją medyczną wiedzą, aby ocalić mysz, 

zwłaszcza że ciągle usiłowaliśmy wytępić je z poddasza. Jednak pewnego ranka dobiegły nas 
z góry krzyki Cory’ego. Jak zwykle, kiedy jedno krzyczało albo płakało, drugie zaraz się 

background image

dołączało. Pobiegliśmy z Cathy sprawdzić, co się stało. Cory histerycznie pokazywał na mysz, 
której pułapka przytrzasnęła przednią łapkę. Był tak przejęty, że musiałem uwolnić zwierzątko, 
a potem znieśliśmy je na dół, gdzie w asyście Cathy, która pomagała mi niczym dyplomowana 
pielęgniarka, obmyłem ranę i usztywniłem łapkę za pomocą maleńkiego patyczka i bandaża. 
Czułem się idiotycznie, ale Cory i Carrie byli zachwyceni. Odtąd myszka stała się pupilką 
Cory’ego. 
   

W samym środku tego zamieszania zjawiła się babcia z koszykiem z prowiantem. 

Zobaczyła mysz i stanęła, groźnie górując nad nami, jakby sumowała nasze grzechy. Robiłem 
swoje, udając, że jej nie zauważam. Wiedziałem, jak bardzo ją to irytuje. Kiedy skończyłem, 
poszedłem na poddasze, zabrałem starą klatkę na ptaki i zniosłem ją na dół. W tej klatce 
pod surowym wzrokiem babki urządziłem domek dla myszy. Kiedy się zorientowała, że mysz 
będzie podopieczną Cory’ego, warknęła, że taki bezużyteczny gryzoń idealnie do nas pasuje. 
   

O ironio, mała myszka stała się ulubienicą nas wszystkich, i choć głośno bym tego nie 

przyznał, w duchu myślałem, że nagła miłość do szkodnika, których dziesiątki wytępiliśmy, 
świadczyła jedynie o naszej tragicznej sytuacji. Może babcia Olivia miała rację. Być może nie 
byliśmy lepsi od tej wystraszonej istoty ze świata kurzu, pająków i innych stworów. Musieliśmy 
stale przypominać sobie, kim jesteśmy, żeby zachować choć resztki godności. 
   

Cathy często przypominała mi o upływie czasu. Wolałem nie myśleć, od jak dawna 

jesteśmy uwięzieni i kiedy ostatni raz widzieliśmy mamę. Tymczasem Cathy uświadomiła mi, że 
nasza niewola trwa już dwa i pół roku. 
   

Kiedy żyje się blisko drugiej osoby, jak my, w dodatku tak długo, tworzy się więź, która 

pozwala na porozumienie bez słów. Wystarczyły nam same spojrzenia. 
   

Uświadomiłem sobie, jak bardzo Cathy rozwinęła się fizycznie. Rozkwitły pączki piersi, 

zaokrągliły się biodra; z dziewczynki stała się nastolatką, która przyciągałaby spojrzenia 
chłopców ze starszych klas, gdyby chodziła do szkoły. Ta myśl była moim usprawiedliwieniem, 
gdyż łapałem się na tym, że lubię ją obserwować, gdy jest naga albo niekompletnie ubrana. 
   

Typowe zachowanie większości chłopców w moim wieku. Powtarzałem sobie, że 

niepotrzebnie się za to winię. Czasami, kiedy patrzyłem na Cathy i krew uderzała mi do głowy, 
a członek twardniał, rozmyślnie zadawałem sobie ból jakimś ostrym przedmiotem. Ten ból na 
moment mnie rozpraszał, ale nie likwidował pożądania. 
   

Było coś jeszcze – wyraz twarzy Cathy, kiedy widziała, że się w nią wpatruję, i odwrotnie 

– spojrzenie, jakim mnie obrzucała, kiedy się rozbierałem. Czemu nie miałaby tak patrzyć? – 
pytałem siebie. Dziewczyny dojrzewają szybciej od chłopców i dlatego faworyzują starszych. 
Moja siostra najwyraźniej wkroczyła do królestwa zmysłów. Widziałem, jak sutki jej twardnieją. 
Podejrzałem, jak gładzi się i dotyka, rozmarzona bada swoje odczucia. Czasami w nocy 
słyszałem, jak pojękuje cichutko, nie wiedząc, że ktoś słyszy. 
   

Wreszcie pewnego dnia, kiedy bliźniaki drzemały, przytulone do siebie, Cathy przerwała 

swoje ćwiczenia baletowe i przysiadła obok mnie. Właśnie czytałem artykuł ze starej gazety, 
którą tu znalazłem. Dotyczył rozprzestrzeniania się grypy hiszpanki w czasie pierwszej wojny 
światowej. 
   

Początkowo się nie odzywała, ale kątem oka widziałem, że chce coś powiedzieć. 

Wreszcie opuściłem gazetę. 
   

– O czym myślisz? – zapytałem. 

   

– Zastanawiałam się, czy my się normalnie rozwijamy. Nie znam innych dzieciaków 

w moim wieku, tylko… nasze ciała. 
   

– Myślę, że tak – odparłem. – Nawet w tych warunkach. Nasze komórki są 

zaprogramowane i wszystko dzieje się naturalnie. 

background image

   

– Moje piersi powinny chyba być już większe? 

   

– Nie, są idealne – zapewniłem pospiesznie. Wolałem zapomnieć, ile razy je 

podziwiałem. 
   

– Pamiętam Lindę Swanson z siódmej klasy, która miała biust większy niż nasza mama. 

   

– To się zdarza i wtedy mówimy o przedwczesnym dojrzewaniu płciowym – wyjaśniłem. 

Rzeczywiście, niedawno o tym czytałem, bo sam się zastanawiałem, czy dojrzewamy za szybko, 
czy też nie dość szybko. 
   

Widziałem, że na usta cisną się jej kolejne pytania, pewnie na temat własnego ciała, ale 

wstydzi się je zadać. 
   

– To, co się z nami dzieje, jest absolutnie naturalne – zapewniłem z przekonaniem. – 

Sporo o tym czytałem w książkach naukowych. 
   

Kiwnęła głową i byłem pewien, że trochę jej ulżyło, ale kiedy spojrzała na bliźniaki, 

podbródek jej zadrżał. 
   

– Mierzyłam ich wzrost i chciałabym, żebyś i ty to zrobił, Christopher. My rośniemy, ale 

one są moim zdaniem za małe i zbyt drobne. Ich głowy wydają się nieproporcjonalnie wielkie. 
   

Ja również się tym trapiłem, ale nie chciałem dokładać Cathy dodatkowych zmartwień 

w obawie, że wybuchnie jak fajerwerk, ziejąc nienawiścią do mamy i babci, a potem będzie mi 
trudno ją uspokoić. Poza tym takie nastroje udzielały się bliźniakom. 
   

Kiwnąłem głową. 

   

– Zbadam je – obiecałem. 

   

Od tej pory codziennie mierzyliśmy ich wzrost. Były strasznie wiotkie i zbyt wolno się 

rozwijały. Potrzebowały słońca. Próbowaliśmy opuścić się z nimi na dół, ale stawiały opór. Bały 
się zostawić swój zamknięty świat. Głośno płakały i krzyczały, więc zrezygnowaliśmy z tych 
prób, żeby nie zaalarmowały babci. Kto wie, jaką karę tym razem by nam zgotowała? 
   

Cathy bardzo się tym przejmowała. I ciągle rozpaczała, że maluchy skarleją, że niedługo 

umrą, że będą nienormalne. Wymyślała coraz to nowe nieszczęścia, jakie mogą dotknąć nasze 
młodsze rodzeństwo. Częściowo jej obawy miały uzasadnienie. Nie byliśmy w stanie ich zmusić, 
żeby więcej jadły; nie chciały się też gimnastykować. Pod wieloma względami rzeczywiście 
umierały. I mnie coraz bardziej dręczyła sprawa bliźniąt. Wtem, pewnego dnia, otworzyły się 
drzwi. Unieśliśmy głowy i zobaczyliśmy mamę. 
   

Nie weszła, lecz wpadła do pokoju, kwitnąca i radosna, jaka nie była chyba nigdy 

wcześniej. Paplała jak nakręcona, jak bardzo się cieszy, że nas widzi, jak za nami tęskniła i jak 
często o nas myślała. Słuchałem tego z miną kogoś, kto słucha bredzenia wariatki. Wreszcie 
odzyskałem mowę i powiedziałem spokojnym głosem, że bardzo źle zrobiła, zostawiając nas bez 
żadnej wieści na tak długo, nawet jeśli miała ważne powody. 
   

Uśmiech na jej twarzy, który wydał mi się jeszcze bardziej pusty i fałszywy niż kiedyś, 

znikł nagle jak zdmuchnięty. Oczy zwęziły się w szparki i zacisnęła gniewnie usta w sposób, jaki 
znaliśmy z jej wcześniejszych wizyt w naszym więzieniu. Potrafiłem ją przejrzeć lepiej niż 
ktokolwiek, nawet tata, a może przede wszystkim tata. 
   

– Brzmisz jakoś inaczej – stwierdziła nieufnie. – Coś się stało? – Lekki ton pytania 

wstrząsnął mną do głębi. 
   

– Ty pytasz, czy coś się stało?! 

   

Już nie panowałem nad sobą. Wybuchy Cathy były niczym przy awanturze, jaką jej 

urządziłem. Wyrzuciłem z siebie wszystko, co dręczyło nas w czasie jej nieobecności; 
krzyczałem, że ja i Cathy rośniemy i rozwijamy się, a bliźniaki nikną w oczach. Chciałem, żeby 
wiedziała, zanim zarzuci nas darami i obietnicami, że dla nas liczy się tylko dar wolności. Że 
wyrastamy z tego miejsca, jak wyrastamy z dziecięcych ciał. Chcemy żyć tak, jak powinni żyć 

background image

młodzi ludzie w naszym wieku, wśród rówieśników. Krzyczałem, że zabrała nam ponad dwa lata 
młodego życia, których nikt nam już nie zwróci. 
   

Nigdy wcześniej nie mówiłem do niej tak ostrym tonem i bez ogródek. Zasłony fałszu, 

którymi usiłowała odgrodzić nas od prawdy, runęły. Na twarzy mamy pojawił się szok. Nawet 
Cathy, która od dawna ją krytykowała, była zaskoczona moim wybuchem, a zarazem pełna 
podziwu. 
   

Zacząłem mięknąć, bo mama wyglądała na zdruzgotaną. Zapewniłem, że mimo wszystko 

nie przestałem jej kochać. Zaznaczyłem jednak, że nie jest łatwo kochać ją teraz. Przypomniałem, 
co nam obiecywała, a parę dni zmieniło się w tygodnie, miesiące i wreszcie lata. A miało być 
tylko krótkie czekanie na śmierć bardzo chorego i starego człowieka, który jednak ani myślał 
umierać. Znosiliśmy dotąd cierpliwie nasze więzienie, aby ułatwić mamie zdobycie majątku. 
   

Postawiłem ultimatum. Niech otworzy drzwi i nas wypuści. Niech pozwoli nam odejść. 

Jeśli zechce, może nam przysyłać pieniądze, ale nie musi. Jeśli odziedziczy majątek, nie będzie 
musiała się z nami dzielić. Zależy nam tylko na wolności. Nie ma innego wyjścia. Domagamy się 
wolności. Stanowczo. Zerknąłem na Cathy. Widać było, że przeraziła ją moja determinacja, ale 
nie zamierzałem już niczego udawać. Chciałem, aby mama zrozumiała, że doszliśmy już do 
ściany; że wyczerpały się nasze zasoby nadziei i tolerancji. 
   

Wpatrywała się we mnie bez słowa przez długą chwilę, a potem obrzuciła Cathy 

nienawistnym spojrzeniem. Czyżby uważała, że moja młodsza siostra nastawiła mnie przeciwko 
niej i dlatego wybuchnąłem? 
   

Wtedy Cathy z furią zaczęła opowiadać o bliźniakach i obwiniać matkę, że doprowadziła 

je do takiego stanu. Każde słowo siostry było boleśnie prawdziwe. Spojrzałem na mamę 
w nadziei, że weźmie to sobie do serca i przyzna się do błędu; przeprosi i zmieni swoje 
postępowanie. Niestety – im gwałtowniejszy był nasz atak, tym bardziej utwierdzała się 
w poczuciu, że krzywdzimy ją swoimi niesprawiedliwymi zarzutami. 
   

To wszystko moja wina, pomyślałem. Byłem zbyt naiwny i uległy, za bardzo wierzyłem 

mamie i za często jej broniłem. Cathy i bliźniaki powinni mnie za to znienawidzić, tak samo jak 
ja w tym momencie nienawidziłem siebie. 
   

Cedząc słowa, tonem pełnym irytacji i niechęci, mama dała odpór naszym oskarżeniom. 

Podkreślała, że to wszystko dla naszego dobra, że dba o nas, jak może, gdyż nie chce, żebyśmy 
musieli żebrać na ulicach. Po raz kolejny powtórzyła, ile wysiłku i pracy włożyła w realizację 
swojego planu. Podkreślała, że dziadek jest chory i nie może już nawet poruszać się na wózku 
inwalidzkim. Że dzień jego śmierci jest już bliski, bliższy niż kiedykolwiek. W każdej chwili 
może umrzeć, a wtedy mama od razu do nas przybiegnie, odzyskamy wolność i będziemy wiedli 
wraz z nią szczęśliwe, dostatnie życie. Wtedy spełnią się nasze marzenia, urzeczywistnimy nasze 
plany. 
   

Ani ja, ani Cathy nie zareagowaliśmy. Ileż to razy słyszeliśmy te zapewnienia? Mimo 

wszystko wciąż tliła się we mnie nadzieja, że jej obietnice wreszcie się ziszczą. Ale nie 
przeprosiłem. I wtem mama wpadła w histerię, zupełnie jak Cathy. Rzuciła się na łóżko i waliła 
pięściami w poduszki, a potem z łkaniem wykrzykiwała, że jesteśmy niewdzięczni, okrutni 
i bezduszni. Nawet się przestraszyłem, że zaraz zacznie sobie rwać włosy z głowy. 
   

Nie mogłem już tego znieść. Przecież tylko ona nam pozostała, przecież w głębi serca 

musiała nas kochać. Pozwala, aby działa nam się krzywda, ale sama jest zależna od swojej 
okrutnej matki. Tak samo jak my jest bezradna i zagubiona. Spojrzałem na Cathy i z jej miny 
odgadłem, że myśli podobnie. W odruchu współczucia podeszliśmy do mamy, aby ją pocieszyć 
i prosić, by nam wybaczyła okrutne słowa. Bliźniaki gapiły się na tę scenę wielkimi oczami, 
oszołomione i wystraszone. Było mi ich strasznie żal. 

background image

   

Mama uspokoiła się, ale miałem wrażenie, że wcale nam nie wybaczyła. Zaczęła 

opowiadać o prezentach, które dla nas przyniosła, i rozwodzić się, jak to myślała o każdym z nas 
i starała się kupić to, co lubimy. Dla mnie miała nową edycję encyklopedii, zamówioną 
specjalnie na moje zbliżające się urodziny; skórzane tomy ze złoceniami, z moim imieniem 
i datą, wygrawerowanymi na okładce. Popatrzyłem na Cathy i zobaczyłem, że znów jest 
wściekła. Mama rozwodziła się na temat prezentu, podkreślając, ile na niego wydała, i wciąż nie 
wspomniała ani słowem, co ma dla niej i dla bliźniaków. 
   

Spojrzała na Cathy i coś w minie córki musiało na nowo rozpalić jej gniew. W paru 

krokach znalazła się przy drzwiach i jeszcze w progu zarzuciła nam z furią, że podle ją 
potraktowaliśmy. A potem dodała coś okropnego: nie przyjdzie do nas, dopóki nie zrozumiemy, 
jak bardzo ją zraniliśmy. Musimy ją przeprosić. Z tymi słowami wyszła. Byłem w szoku. 
   

Skąd będzie wiedziała, czy jest nam przykro, skoro nie zamierza tu przychodzić? To było 

nielogiczne. 
   

Cathy popatrzyła na mnie. Bliźniaki podbiegły i przytuliły się do niej. Kipiała furią. 

   

– Ona ich nawet nie pocałowała – warknęła. 

   

 

 
   

Kane opuścił notes na kolana. 

   

– Teraz jest dla nich najważniejsza – zauważył Kane. – Christopher mnie rozczarował, 

kiedy zlitował się nad nią i zaczął się kajać. Rozumiesz? Można być fajnym, mądrym, oczytanym 
i zdolnym, ale co z tego, gdy jest się emocjonalnym kaleką. – Zamknął notatnik. 
   

– Nie posuwałabym się tak daleko, Kane. On po prostu bardzo chce jej wierzyć, sam się 

okłamuje, bo tak ją kocha. 
   

Stanął twarzą do okna. 

   

– Czy twoi rodzice kiedykolwiek cię okłamywali? – Dopiero po chwili odwrócił się 

i spojrzał na mnie. – Nie chodzi mi o niewinne kłamstewka, takie jak o Świętym Mikołaju czy 
coś w tym stylu, kiedy byłaś mała. Mam na myśli poważne kłamstwo. 
   

– Nie. I nie wyobrażam sobie, że mogliby to zrobić. 

   

– A moi tak. Kłamią na potęgę. – Wrócił na fotel. Myślałam, że porzuci ten temat, ale 

popatrzył na mnie i dodał: – Tobie pierwszej to mówię. 
   

– Nie musisz, jeśli nie chcesz – odpowiedziałam. Z jednej strony byłam ciekawa, ale 

z drugiej, po tej smutnej lekturze, nie bardzo miałam siłę wysłuchiwać zwierzeń o bolesnych 
rodzinnych sprawach. I tak przytłaczały mnie smutek i gniew. 
   

– Nie mówiłem, bo nie znałem nikogo, komu mógłbym zaufać – wyjaśnił. Zerknął na 

dziennik. – Może kiedy poznajesz czyjeś sekrety, wyznajesz swoje, czy tego chcesz, czy nie. 
   

– Kane… 

   

– Nie, w porządku. Lepiej wyrzucić z siebie pewne rzeczy, które dusisz w sobie od 

dawna, prawda? Tak twierdzą psycholodzy. Terapia ujawnienia. 
   

Czekałam. Widziałam, że jest zdeterminowany, więc nie próbowałam go powstrzymać 

przed zwierzeniami. 
   

– Dlaczego nie masz rodzeństwa? – zapytał. – Skończyłaś osiem lat, kiedy umarła twoja 

mama. Czy jej śmierć miała związek z ciążą lub porodem? 
   

– Nie. Mama poroniła, kiedy miałam cztery lata, i potem nie zaszła już w ciążę. 

   

– Ale chcieli mieć więcej dzieci, tak? 

   

– Bardzo. Tata przyznał, że nawet rozważali adopcję. 

   

Skinął głową, omiótł spojrzeniem poddasze, a potem znów skupił wzrok na mnie. 

   

– Po narodzinach mojej siostry moja matka nie chciała więcej dzieci. 

background image

   

– Ach, czyli byłeś nieplanowany? – Parę osób z mojej klasy przyznało się do tego, ale 

w ogóle bez emocji. Wprawdzie nie każdego zachwyca, że urodził się z wpadki, ale przecież 
potem był kochany i wychowywany jak dziecko planowane, więc cóż to za różnica? 
   

– Chciałbym – odparł z żalem. 

   

Pokręciłam głową. 

   

– Nie rozumiem. Chyba nie zostałeś adoptowany? 

   

– Skądże. Jestem bardzo podobny do matki, a jeszcze bardziej do ojca, choć ten 

zachowuje się, jakby znalazł mnie na wycieraczce. Oczywiście przez lata nic nie wiedziałem. 
Byłem zresztą za mały, żeby zrozumieć. Rodzice łudzili mnie, że wszystko odbyło się normalnie, 
jak w każdym innym małżeństwie. Mama zaszła w ciążę, urodziła mnie i na szczęście okazałem 
się chłopcem. Tata chciał chłopca, pragnął następcy, któremu przekaże imperium Hillów. 
   

– Ale gdzie to kłamstwo? 

   

– Kłamstwem jest wmawianie mi, że matka mnie chciała. Po urodzeniu Darleny długie 

miesiące pracowała nad odzyskaniem dawnej figury. A udało się zaledwie w dziewięćdziesięciu 
procentach, jak mówiła niezadowolona. Macierzyństwo było jej zmorą. Darlena i ja mieliśmy 
całe tabuny niań. Rodzice długo spierali się na temat drugiego dziecka. Wreszcie ojciec mnie 
kupił. Taka jest prawda. Darlena podsłuchała kiedyś ich rozmowę, właściwie kłótnię. 
   

– Kupił cię? 

   

– Tak. Przelał matce pięćset tysięcy dolarów na jej konto osobiste, aby zechciała zajść 

w ciążę. No i ja się urodziłem, drogocenny synek… Teraz pewnie moja wartość spadła, 
uwzględniając inflację. 
   

– Bardzo mi przykro – wyjąkałam, bo dosłownie mnie zamurowało. Które dziecko 

chciałoby wiedzieć, że matka urodziła je za łapówkę? I jakie, z taką świadomością, mogły być 
jego stosunki z matką? Przy każdej kłótni musiało widzieć w jej wzroku niechęć. 
   

I czy takie dziecko jest w stanie sprawić, że matka zmieni zdanie, pożałuje swojej 

niechęci i wreszcie poczuje dumę, że je urodziła? Okropne jest przebywać wśród ludzi, którzy 
mienią się twoimi przyjaciółmi, a w gruncie rzeczy jesteś im obojętny – a jeśli nie obchodzisz 
własnej matki? Jak się żyje w rodzinie, wiedząc, że matka cię nie chciała, a ty bardzo 
potrzebujesz jej miłości, tym bardziej gdy widzisz, jak czułe i kochające są inne matki? 
   

Poczułam, że dopiero teraz naprawdę mogę powiedzieć, że znam Kane’a. Że rozumiem, 

skąd się biorą ta jego znudzona, zblazowana poza, to lekceważące wzruszenie ramion, ten 
uśmieszek i nonszalancja wobec codziennego życia. To stanowiło o jego atrakcyjności i wiele 
zafascynowanych nim dziewczyn uważało go za buntownika, bo nie miały pojęcia, że takie 
zachowania były rozpaczliwym domaganiem się uczucia i uwagi. Nie traktował siebie zbyt 
poważnie, gdyż miał zaniżone poczucie własnej wartości. Gdyby jego egoistyczna matka nie 
połaszczyła się na pieniądze, nie miałby szansy przyjść na świat. 
   

A kiedy już się urodził, traktowała go jak zło konieczne. Dziewięćdziesiąt procent 

swojego macierzyństwa scedowała na nianie, a w międzyczasie pozwalała, żeby małym 
braciszkiem zajmowała się siostra. Nie było szans na powstanie więzi matki z synem. 
   

– Cieszę się, że mi ufasz, Kane – powiedziałam z przejęciem. 

   

– Zaufanie za zaufanie – odparł i znacząco uniósł dziennik. – Dzielenie się sekretami 

zbliża ludzi. Moi rodzice nie zwierzają się sobie. Gorzej, przeważnie się okłamują. 
   

– Przykre. 

   

– Przyzwyczaiłem się. I wiesz co? Oni też. Dobrze im się żyje. Rzeczywistość i prawda są 

bolesne. Kiedy mówiłem ci, że Christopher mógł się okłamywać albo nie chciał uwierzyć, że 
matka ich okłamuje, w rzeczywistości mówiłem o sobie. Moja matka odstawiała przed swoimi 
znajomymi teatr, udawała troskliwą mamusię, a ja musiałem to znosić. 

background image

   

– Teraz bardziej troszczy się o ciebie niż kiedyś – zauważyłam. 

   

– Owszem, ale to nadal jest poza. Niemniej pozwalam, żeby posyłała mi czułe uśmiechy, 

całowała czule i zadawała klasyczne rodzicielskie pytania typu: jak było w szkole, co robiłem po 
południu, jak dziewczyny, co słychać u moich przyjaciół i inne w podobnym stylu. Udzielam jej 
poprawnych odpowiedzi i w ten sposób oboje zaliczamy test na relację matka – syn… zwłaszcza 
w obecności innych ludzi. Ale kiedy byłem mały, mama nigdy nie przychodziła, aby mnie 
pocieszyć, kiedy śniły mi się koszmary. Od tego były niańki i Darlena. Kiedyś poważnie 
zachorowałem, groziło mi zapalenie płuc, a matka po prostu wynajęła prywatną pielęgniarkę. 
   

Nagle klasnął w ręce. 

   

– Dobra! Zamykam temat. Nie musisz mi współczuć. Doszedłem do ładu z własnymi 

uczuciami i zaakceptowałem siebie takim, jakim jestem. Wszystko gra, uwierz mi. 
   

Widziałam, że ma łzy w oczach. Przyklękłam obok fotela i łagodnie pocałowałam 

Kane’a. 
   

– Oczywiście, że tak – zapewniłam. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Dobra. – Zerknął na dziennik. – Poczytamy jeszcze trochę? 

   

– Okay, ale tylko chwilę – zastrzegłam i wróciłam na łóżko. 

   

Popołudniowe słońce zmagało się z nadciągającym zmierzchem. W Foxworth mój tata 

zarządził już pewnie koniec prac, składano narzędzia, porządkowano budowę, podsumowywano, 
co zostało zrobione, i ustalano plan na kolejne dni. Przelotnie pomyślałam o pracy domowej. 
A miałam jej sporo. 
   

Przeniosłam spojrzenie na Kane’a, który właśnie otwierał pamiętnik, i przemknęło mi 

przez głowę, że ma więcej wspólnego z dziećmi Dollangangerów niż ja, choć byli moimi 
kuzynami. I tak jak Cathy ściągała Christophera na ziemię i zmuszała go, żeby stawił czoło 
rzeczywistości, tak siostra Kane’a przekazała mu prawdę o matce. Ani Kane, ani Christopher 
długo nie chcieli przyjąć tej prawdy. Co może być silniejsze niż matczyna miłość do dziecka 
i miłość dziecka do matki? A gdy tej miłości brak? Jak z taką raną w sercu możesz pokochać 
drugą osobę? Czy będziesz w stanie uwierzyć komuś, kto ci ją oferuje? Czy dasz się jej ponieść? 
   

Czy potrafisz zaufać? I komu? 

   

Nagle uświadomiłam sobie coś… i ta świadomość przeszyła mnie jak uderzenie 

pioruna… mocne, żądlące ukłucie prawdy. 
   

Była tylko jedna osoba, której Christopher mógł całkowicie zaufać. 

   

Cathy. 

   

Tylko ona mu została. 

   

 

 
   

Mama przyniosła nam mnóstwo prezentów, którymi próbowała nas przekupić; sprawić, 

abyśmy zapomnieli, że nas porzuciła. Prezenty ujawniły, w jaki sposób mama nas postrzega, 
i było to naprawdę zaskakujące odkrycie. Czas stanął dla niej w miejscu w chwili, kiedy tu nas 
przywiozła. Może w ten sposób podświadomie pragnęła zapomnieć o tym, co się z nami działo 
przez minione dwa i pół roku. Prezentami usiłowała przesłonić nasze udręki, głód, kary, brak 
słońca i ruchu. Poczułaby się lepiej, gdybyśmy przyjęli z zachwytem słodycze, zabawki, książki 
i ubrania. I wybaczyli jej. 
   

Cathy odmówiła przyjęcia prezentów. Była wściekła i zbuntowana, jak zwykle. Nie 

rozumiała, że gdybym przyłączył się do niej, by stworzyć wspólny front gniewu i nienawiści, 
najbardziej ucierpiałyby na tym bliźniaki. Powiedziałem jej więc, aby przestała użalać się nad 
sobą i pomyślała o nich, a ona uciekła na poddasze. Nie ruszyłem za nią. Uznałem, że powinna 

background image

zastanowić się w spokoju nad własnym postępowaniem. Z góry dobiegły mnie dźwięki muzyki 
i tupot stóp tańczącej Cathy. I dobrze. Taniec powinien ją uspokoić. Myślałem, że zejdzie na 
kolację, ale się nie zjawiła. Zostawiłem dla niej jedzenie. Zapadła noc, a Cathy wciąż nie 
wracała. W końcu poszedłem na górę. Leżała na dachu w kostiumie baletnicy, pewnie zmarzła. 
Przyniosłem z dołu sweter, okryłem ją i położyłem się obok. Milczałem. Czekałem, aż przetrawi 
w sobie gniew i pierwsza się odezwie. I tak by mnie teraz nie słuchała. 
   

– Omal nie skoczyłam – oznajmiła. 

   

– Co?! 

   

– Chciałam skoczyć z dachu. Już prawie to zrobiłam, ale pomyślałam, że mama w ogóle 

się tym nie przejmie i jeszcze będzie na mnie wściekła. 
   

– Na pewno by się przejęła – zapewniłem. – Przecież jesteś jej córką. 

   

– Akurat! A potem pomyślałam, że tak się połamię, że już nigdy nie będę mogła tańczyć. 

   

– Słusznie. 

   

– Następnie pomyślałam, że muszę żyć, aby kiedyś uwięzić matkę i babkę tak, jak one 

uwięziły nas, dręczyć je, żeby wiedziały, jaką krzywdę nam wyrządziły. 
   

– Och, Cathy, nie powinnaś być taka mściwa i okrutna. Nienawiść szkodzi i zjada 

człowieka od środka, aż robi się nieszczęśliwy i zgorzkniały. 
   

Łypnęła na mnie i przysunęła się bliżej. Objąłem ją i wpatrzyliśmy się w gwiazdy. 

Powiedziałem Cathy, że zostawiłem dla niej kolację i słodycze. Wiedziałem, że lubi słodycze, 
choć udawała, że nic ją nie obchodzą. 
   

– Nie wolno ci myśleć o śmierci – dodałem. – Bez względu na wszystko musimy myśleć 

o przetrwaniu. 
   

Zapewniłem ją, że niewola nie potrwa wiecznie i na pewno kiedyś stąd wyjdziemy, 

a poza tym bliźniaki jej potrzebują, gdyż stała się dla nich matką. Zaśmiała się gorzko 
i postanowiłem powiedzieć jej prawdę o naszej mamie. O tym, że mama stawia na pierwszym 
miejscu zawsze siebie, a potem dopiero nas, ale Cathy nie powinna się tym martwić, bo zawsze 
będę przy niej. Rozpłakała się i przepraszała mnie za swoje głupie pomysły, a potem obiecała, że 
już nigdy nie pomyśli o samobójstwie. I nalegała, byśmy nie czekali bezczynnie. 
   

– Pamiętasz, co często powtarzał nam tata? Że Bóg pomaga tym, którzy chcą pomóc 

sobie. Zastanowię się, co moglibyśmy zrobić – obiecałem. – Możliwe jednak, że tym razem 
mama powiedziała prawdę i lada moment nadejdzie ten dzień, więc wystarczy czekać. 
   

Cathy odwróciła głowę. Pocałowałem ją w policzek. Zamknęła oczy. 

   

Ona ma rację, powiedział mój wewnętrzny głos, ale zaraz drugi mu zaprzeczył i zapytał, 

czy się nie boję, że zrujnuję wszystko po tylu latach cierpienia. I jak będę się wtedy czuł? 
   

A jednak wiedziałem, że muszę znaleźć w sobie siłę do działania; siłę dla nas wszystkich. 

   

 

 
   

– Ludzie nie mają pojęcia, ile te dzieci wycierpiały – powiedział Kane, z przejęciem 

kręcąc głową. – Słyszałem tylko, że zostały uwięzione na długie lata, i bardzo im współczułem, 
ale przecież były też dręczone, wręcz torturowane przez matkę i babkę rodem z piekła… Te 
wszystkie szczegóły są przerażające. 
   

– Przeżyły koszmar – przyznałam. Kane popadł w ponure zamyślenie. Zerknęłam na 

zegarek. – Musimy iść. Robi się późno, a ja mam parę rzeczy do zrobienia przed powrotem taty. 
   

Widać było, że miał ochotę jeszcze poczytać, ale zrozumiał, że to niemożliwe. 

Z rozczarowaniem skinął głową. Szybko uporządkowaliśmy poddasze. Na szczęście tym razem 
prawie nic nie zmienialiśmy. Nawet nie otworzyliśmy okna, żeby wpuścić świeże powietrze, tak 
bardzo Kane rwał się do czytania. Wstąpiłam do swojego pokoju i wsunęłam dziennik 

background image

pod poduszkę. 
   

– Nie masz lepszego miejsca? – zapytał. – Jeśli zniknie, nie daruję sobie, że nie 

doczytałem do końca. 
   

– Jest bezpieczny. Kto mógłby go zabrać? Nie mamy sprzątaczki ani gospodyni. Sama 

ścielę łóżko i sprzątam. 
   

– Nie o to mi chodziło – powiedział, unikając mojego spojrzenia. 

   

– Fakt, że mój tata nie akceptuje czytania przeze mnie dziennika, nie oznacza jeszcze, że 

mógłby mi go zabrać – oświadczyłam. Owszem, początkowo trochę się tego bałam, ale z czasem 
tata zrozumiał, jak ważny jest dla mnie pamiętnik Christophera, i straciłam powód do obaw. 
Jednak Kane miał prawo pozostać sceptyczny. Jego rodzice nie dotrzymywali słowa, więc 
odzwyczaił się ufać komukolwiek. – Zaufaj mi, Kane – poprosiłam miękko. 
   

– Dobrze. 

   

Zeszliśmy na dół. W drzwiach zatrzymał się i widać było, że coś go gnębi. Patrzył na 

mnie, ale zdawał się mnie nie dostrzegać, tak głęboko się zadumał. 
   

– O czym myślisz? – zapytałam. 

   

– Zastanawiałem się… 

   

– Nad czym? – zapytałam szybko w obawie, że zaraz się rozmyśli i nic mi nie powie. 

   

– Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania o mnie po tym, jak usłyszałaś o mojej matce, 

o powodzie, dla którego mnie urodziła, i wszystkich moich rodzinnych sprawach. 
   

– Żartujesz chyba! Dlaczego miałabym zmienić zdanie? Przecież nie zrobiłeś nic złego, to 

nie była twoja wina. Przeciwnie, ty byłeś ofiarą i to ciebie spotkała krzywda. Potępiam natomiast 
twoją matkę i twojego ojca za takie postępowanie. I jestem gotowa powiedzieć im to w oczy. 
Pewnie kiedyś tak zrobię. 
   

Uśmiechnął się. 

   

– Nie wątpię. – Pocałował mnie krótko, dziękczynnie, ale wydawało się, że przemknęło 

pomiędzy nami wyładowanie energii. Roześmialiśmy się. – Wstrząsająca historia, co? 
   

W tym momencie zadzwonił telefon. 

   

– Odbiorę, może to tata – powiedziałam. 

   

Ale to nie był tata, tylko ciocia Barbara. 

   

– Słuchaj, wyzdrowiałam i czuję się świetnie – oznajmiła. – Wracam więc do 

poprzedniego planu i przylecę do was na święto. Zostanę do soboty. 
   

– Cudownie, ciociu! 

   

Zapisałam numer lotu i godzinę przylotu, po czym wróciłam do Kane’a. 

   

Widział, jak bardzo się cieszę, ale w nim ta nowina nie wzbudziła entuzjazmu. 

   

– Więc przylatuje jutro? 

   

– Jeśli nic się nie zmieni, to tak. 

   

– Co oznacza, że pewnie nie zobaczymy się w niedzielę – zauważył rozczarowany. 

   

– Och, możesz przecież wpaść, kiedy ciocia będzie. 

   

– Wiesz, o co mi chodzi. 

   

Dopiero teraz skojarzyłam. Wzdragałam się przyznać, że czytanie dziennika jest dla 

Kane’a ważniejsze niż wszystko inne, nawet spotkanie ze mną. Na moment przemknęła mi przez 
głowę okropna myśl, że kiedy skończymy czytać, Kane ze mną zerwie. 
   

Dziwne, ale ta myśl skojarzyła mi się z Baśniami z tysiąca i jednej nocy. Pewien perski 

król odkrył, że narzeczona go zdradziła, i był tak wstrząśnięty, że kazał ją ściąć. Później żenił się 
tylko z dziewicami, lecz kazał je ścinać nazajutrz po nocy poślubnej. To się zmieniło, gdy 
poślubił Szeherezadę, która przez tysiąc nocy opowiadała mu baśń, gdyż wiedziała, że ocali życie 
jedynie wówczas, jeśli w nieskończoność będzie odsuwać zakończenie. Czy tak samo 

background image

powinniśmy postąpić ja i Kane? Czytać jak najdłużej, byle nie dojść do zakończenia? 
   

A może tam nie ma zakończenia? 

   

– Nigdzie nie wyjeżdżamy, Kane, i dziennik będzie na nas czekał. Nie musimy się 

spieszyć, więc przestań się martwić. 
   

– Jasne. Mam nadzieję, że niedługo poznamy zakończenie tej historii – powiedział, ale 

zaraz się zorientował, że traktuje wszystko zbyt poważnie, i zaczął się śmiać. – Dobra, 
żartowałem. Wybacz. Przyjechać po ciebie rano? 
   

– Nie, dzięki – odparłam, i znów wyglądał na zawiedzionego. – Przywiozę ciocię, więc 

będę potrzebowała samochodu, żeby od razu po szkole pojechać na lotnisko. 
   

– Przecież ja mogę cię tam zawieźć. 

   

– Wiem, ale… chciałabym pogadać z nią po drodze. Rzadko się widujemy, rozumiesz, 

a ona jest dla mnie trochę jak matka. 
   

– Jasne. – Kiwnął głową i wyszedł. Był wyraźnie zgnębiony, utracił swoją słynną 

pewność siebie. Takiego Kane’a Hilla nikt jeszcze nie widział. Wyczułam, że teraz żałuje 
zwierzeń na temat rodziców. Tak działa magia dziennika, pomyślałam. Skłania nas do 
wyjawiania sobie sekretów, którymi dotąd nie podzieliliśmy się z nikim. 
   

Pomachałam mu, a Kane uśmiechnął się do mnie zza szyby. Odjechał powoli, 

z zamyśloną miną. Miałam nadzieję, że mimo wszystko będzie prowadził uważnie. 
   

Moje emocje skakały jak jo-jo. Tam, na poddaszu, przenieśliśmy się z Kane’em 

w mroczny, smutny świat strasznych wydarzeń, ale potem – tak jak jo-jo śmiga do góry – 
wszystko się odmieniło, zadzwoniła ciocia i świat od razu stał się jasny, a ja szczęśliwa i radosna. 
Dzięki cioci Dzień Dziękczynienia stanie się prawdziwym świętem i będziemy sobie rozmawiać 
i żartować przy stole jak prawdziwa rodzina. 
   

Pomyślałam, że powinnam udekorować dom, żeby wyglądał bardziej uroczyście. 

Mieliśmy trochę dekoracji z dawnych lat, schowanych w pralni. Tata zadbał o potrawy, a ja 
postanowiłam zatroszczyć się o stroik na stół. Może nawet zrobię go razem z ciocią Barbarą. 
Mogłybyśmy wstąpić do specjalnego sklepu po świece z wosku pszczelego, kupić kolorowe 
tykwy oraz kwiaty na ozdobny bukiet – róże, hortensje, dalie i parę zielonych gałązek do 
dekoracji – i umieścić kwiaty w wydrążonej dyni. Nie mieliśmy dyni na Halloween, więc 
mogłaby się pojawić teraz. 
   

Zadzwoniłam do taty. Wiedziałam, że wiadomość bardzo go ucieszy, bo on także tęsknił 

za prawdziwym, rodzinnym świętem. Choć bywali u nas Todd z żoną i dziećmi oraz pani 
Osterhouse, zawsze po jakimś czasie zaczynali mówić o swoich rodzinach, a ja i tata słuchaliśmy 
z uśmiechami zastygłymi na twarzy, powstrzymując wspomnienia. Teraz miałam się z czego 
cieszyć. 
   

Wiedziałam, że Kane’owi to się nie spodoba, ale dzieci Dollangangerów będą musiały 

poczekać. 
   

Wytrzymały tak długo, to jeszcze trochę poczekają. Krótka przerwa im nie zaszkodzi. 

   

W głosie taty brzmiała radość. Starał się nie demonstrować uczuć, ale pamiętałam jego 

rozczarowanie, kiedy ciocia Barbara oznajmiła, że nie przyleci. Zapragnęłam, by dołączył do nas 
także wujek Tommy. Ostatnim razem cała nasza czwórka spotkała się na pogrzebie mamy. 
   

„Niektórzy widują się głównie na ślubach i pogrzebach”, jak mawiał tata. 

   

– Mamy dość jedzenia na drugie tyle gości – oświadczył tata. – Barbara uwielbia 

ziemniaki na słodko z sosem marshmallow. Nie planowałem tego dania, ale teraz je zrobię. 
   

– Ja przywiozę ciocię – zaproponowałam. – Pojadę na lotnisko prosto ze szkoły. 

   

– Doskonale, bo muszę zamknąć na budowie kilka spraw, zanim udam się na zasłużony 

świąteczny odpoczynek. Po powrocie usmażę schabowe. 

background image

   

– Świetnie, bo już myślałam, że wyjdą z lodówki same – zażartowałam, a tata 

zachichotał. 
   

Och, jak cudownie jest śmiać się i cieszyć radosnym oczekiwaniem! Dzień po dniu 

przeżywaliśmy z Kane’em tragedię dzieci Dollangangerów, więc tym bardziej zatęskniłam za 
kochającą rodziną. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak zdołały tyle bez niej wytrzymać. 

   

 

 
   

Jak zwykle przed świętami w szkole zapanowało radosne podekscytowanie. Gwar był 

głośniejszy, ludzie ruszali się bardziej energicznie, nikt nie mógł się skupić, ale nauczyciele, 
dyrekcja, woźni i pozostali pracownicy wcale się tym nie przejmowali, gdyż sami marzyli już 
o świątecznym stole. Z ostatnim dzwonkiem wszyscy w pośpiechu wypadli z budynku 
i za moment zrobiło się pusto i cicho. Szkoła wyglądała na smutną i osieroconą. 
   

Podobnie jak wczoraj, moje przyjaciółki i kumple Kane’a byli zdumieni jego 

zachowaniem. Stał się poważniejszy i spokojniejszy, rzadziej się uśmiechał, i nawet kiedy był ze 
mną, myślami błądził gdzieś daleko. Unikał rozmów i spotkań, nawet ze swoimi kumplami. 
Kiedy poszłam do toalety, Missy Meyer, która chodziła z Kane’em na angielski, opowiedziała 
mi, że pan Feldman był w szoku, gdyż Kane, zapytany przez niego na lekcji, burknął tylko: „Nie 
wiem”. Sprawiał wrażenie człowieka złego na cały świat. 
   

– Co mu się stało? – dopytywała Missy. – Pokłócił się z rodzicami albo coś w tym stylu? 

Zerwaliście ze sobą? 
   

– Nie – ucięłam stanowczo i szybko umyłam ręce. 

   

Missy jednak nie dała się spławić. 

   

– W takim razie co z nim jest? Przecież musiałaś to zauważyć. 

   

– Jeśli nawet, to sprawa osobista – powiedziałam. – Zajmij się swoimi sprawami. 

   

Zwykle nie byłam opryskliwa dla dziewczyn z mojej klasy, nawet dla Tiny Kennedy, ale 

nie wiedziałam, co powiedzieć, jak wymusić na nich, żeby przestały się zajmować Kane’em. 
Na pewno nie mogłam wspomnieć o dzienniku Christophera Dollangangera. Musiałam jednak 
coś z tym zrobić. 
   

Wykorzystałam moment, gdy znaleźliśmy się z Kane’em na uboczu, z dala od cudzych 

uszu, i ostrzegłam go, że swoim zachowaniem przyciąga nadmierną uwagę. Był szczerze 
zaskoczony, jak ktoś, kogo przyłapano na lunatykowaniu. 
   

– Jakim zachowaniem? 

   

– Wiem, co czujesz, Kane, i wiem dlaczego. Spróbuj zachowywać się tak jak ja, czyli 

spróbuj odciąć się myślowo od dziennika już w momencie, kiedy schodzimy z poddasza. Nie 
możesz bez przerwy rozmyślać o historii Christophera, ignorować normalnego świata, życia, 
przyjaciół… czasami nawet ignorujesz mnie. 
   

– Nie zdawałem sobie sprawy… 

   

– Doszło do tego, że chwilami żałuję, że czytam ten dziennik z tobą – wyznałam 

z goryczą. – Wszyscy myślą, że coś się stało, coś cię gryzie, i robią się coraz bardziej dociekliwi. 
   

Kane kiwnął głową. 

   

– Masz rację. 

   

– Udawaj dawnego, beztroskiego luzaka, byle nie ściągać na nas uwagi. Bo inaczej 

pogłoski dotrą do twoich rodziców albo do mojego ojca. 
   

– Rozumiem. – Wyprostował się z szerokim uśmiechem. – Kane Hill wraca! 

   

– Brawo. 

   

Przyznam, że bardzo się starał, gdy zaczął po staremu rozmawiać i żartować z kumplami. 

Pod koniec dnia snuliśmy plany na długi, świąteczny weekend. Postanowiliśmy umówić się 

background image

w niedzielę. Nauczyciele okazali się przyzwoici i niewiele nam zadali na ferie. 
   

Pojechałam na lotnisko po ciocię. Wypatrzyłam ją od razu, kiedy przechodziła przez 

bramkę. Była niewiele niższa od taty, a włosy miała o ton ciemniejsze niż moje, obcięte do uszu, 
z grzywką. W wieku czterdziestu jeden lat zachowała „tę swoją dziewczęcą figurę”, jak mawiał 
tata, i była „smukła jak Lauren Bacall”. Rysy miała delikatne, ale wyraziste, rozświetlone 
wielkimi orzechowymi oczami. Musiała zdawać sobie sprawę z własnego uroku, bo rzadko się 
zdarza, żeby ktoś, tak jak ona, zwracał się do ciebie tak bezpośrednio i tak intensywnie patrzył ci 
w oczy. Tata mówił, że była obdarzona „nowojorską arogancją” i spojrzeniem, które mówiło: 
„Świetnie sobie radzę w mieście, które nigdy nie śpi. Gładko przemykam po nim metrem i sunę 
po zatłoczonych chodnikach. Nie przeszkadza mi ruch ani hałas, więc nie próbuj mi przeszkadzać 
i zejdź mi z drogi”. 
   

Kiedyś powiedział jej to prosto w twarz, ale wcale się nie przejęła. 

   

– No właśnie, zejdź mi z drogi – ucięła. 

   

Troszeczkę zazdrościłam jej energii i tupetu, a z drugiej strony chciałam być łagodniejsza 

i bardziej skromna – podobna do mojej mamy. Ciotka Barbara sprawiała wrażenie kogoś, kto na 
każdym kroku musi coś udowadniać, sobie i innym. Wiedziałam o jej nieudanych związkach 
i wydawało mi się, że taka kobieta powinna w końcu spotkać silnego, spełnionego mężczyznę, 
którego nie da rady zdominować i który zdoła ją ujarzmić jak rozbrykanego źrebaka. Z drugiej 
strony wydawało się, że ciotka nie ma zamiaru nikomu się podporządkować i każdy jej romans 
jest z góry skazany na klęskę. 
   

– No proszę! – zawołała na mój widok i podbiegła do mnie, żeby mnie wyściskać 

i wycałować. – Urosłaś, jakby minęły lata od mojej ostatniej wizyty, Kristin. – Odsunęła mnie na 
odległość ramion i zapytała podejrzliwie: – Czy ty aby – jak żeśmy to nazwały? – nie 
przekroczyłaś Rio Grande? 
   

Zaczerwieniłam się tak, że przechodzący pasażerowie musieli to dostrzec. Moja 

nowojorska ciocia od razu trafiła w sedno. Nic dziwnego, że swojego czasu tata powierzył jej 
misję, w zastępstwie zmarłej mamy, uświadomienia mnie w tych sprawach, gdyż uznał, że pora, 
bym poznała realia. Tata twierdził, że mieszkańcy Nowego Jorku żyją dwa razy szybciej niż inni 
ludzie. „Pędzą po tych chodnikach, jakby to miasto ich goniło” – mawiał. 
   

– Przepraszam – powiedziała szybko. – Nie powinnam być wścibska. Masz prawo mieć 

swoje sekrety, tak jak ja mam prawo mieć swoje. – Zabawnie zmarszczyła nos. – Kiedy twój tata 
pójdzie spać, upijemy się i wszystko mi powiesz. 
   

Roześmiałam się, ale nie zamierzałam być aż tak wylewna. 

   

– A skoro mowa o moim braciszku, jak się miewa kapitan Queeg? – zapytała. Wzięłam 

jej walizkę i wyszłyśmy na zewnątrz. Oglądałam film Bunt na okręcie, stąd wiedziałam, że 
Queeg jest zasadniczym, wielbiącym dyscyplinę dowódcą, z obsesją tropienia łasuchów, którzy 
wyjedli truskawki z kuchni, oraz zamiłowaniem do zabawy stalowymi kulkami, które obraca 
w dłoniach. 
   

– Jest słodki jak zwykle, ciociu. 

   

– Oczywiście, że jest słodki – zachichotała. – Ale lepiej mu tego nie mówmy. 

   

Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy do domu. W drodze ciotka spoważniała 

i dopytywała, jak naprawdę jest z tatą. 
   

– Znam wiele owdowiałych ludzi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn – powiedziała. – 

Rzadko jednak spotyka się kogoś, kto tak długo i intensywnie przeżywa utratę bliskiej osoby. Jak 
gdyby jakaś jego część odeszła wraz z twoją mamą. Gdyby nie ty… 
   

– Z tatą jest wszystko w porządku, naprawdę – zapewniłam pospiesznie. – Ze mną też. 

Oboje wiemy, że chciałaby naszego szczęścia. 

background image

   

– Mądre słowa, Kristin. Jestem z ciebie dumna. Na pewno wygłosisz pożegnalne 

przemówienie! 
   

– To jeszcze nie jest przesądzone, ciociu. Mam rywalkę, idziemy łeb w łeb. 

   

– Założę się, że wygrasz ten wyścig w cuglach – orzekła z przekonaniem, a potem 

zapytała, kto przyjdzie na świąteczny obiad, więc powiedziałam jej o pani Osterhouse. 
   

– Chętnie poznam kobietę, która pragnie być z moim bratem – zachichotała ciotka 

Barbara. – Kiedyś włożyłam u was widelec do niewłaściwej przegrody w szufladzie, a twój tata 
chciał mnie z tego powodu wygnać z kuchni. 
   

Tata wrócił godzinę po nas. Pomogłam cioci ulokować się w pokoju gościnnym, a potem 

słuchałam, jak brat i siostra opowiadają sobie, co wydarzyło się podczas ich rozłąki, i zgodnie 
dochodzą do wniosku, że do szczęścia brakuje im tylko wujka Tommy’ego. Na kolację tata 
zaprosił nas do restauracji. Oprócz ulubionego Charley’s Diner lubił jadać w knajpie 
w śródziemnomorskim stylu z kuchnią hiszpańską i włoską, która miała cztery lub pięć 
gwiazdek. Wiedziałam, że ojciec stara się udowodnić swojej siostrze, że w Charlottesville są 
miejsca równie ekskluzywne, jak w jej ukochanym Nowym Jorku. I musiała przyznać mu rację. 
   

Tata perorował, a my wymieniałyśmy uśmiechy i mrugałyśmy do siebie 

porozumiewawczo, bo zawsze wszystko wiedział najlepiej. 
   

– Dobra – burknął z komicznie poważną miną. – Macie przewagę liczebną. 

   

Spędziliśmy razem fantastyczny wieczór. 

   

– Bardzo się cieszę, że tutaj jestem – powiedziała do mnie, kiedy szłyśmy spać. 

   

– Ja też się cieszę. I tata. Naprawdę. 

   

Ucałowałyśmy się i poszłyśmy do łóżek. Po raz pierwszy od dawna zasypiałam, nie 

słysząc szeptu Christophera Dollangangera spod poduszki. 
   

Nazajutrz wybrałyśmy się na szybkie zakupy, a potem wykonałyśmy dekorację na stół. 

W czasie, kiedy byłyśmy na mieście, pani Osterhouse przywiozła tacie zamówionego indyka. 
Tata zmacerował go w przyprawach, zanim wsadził do piekarnika. Zdradził nam, że na tym 
właśnie polega sekret jego soczystej pieczeni. Ciotka Barbara przyznała się, że raczej kiepska 
z niej kucharka i tym bardziej zachwyca ją kulinarny talent taty. Żartowała, że jednym 
z powodów, dla jakich tu przyleciała, był apetyt. W drodze do miasta opowiadała mi różne 
historyjki z ich młodości, których jeszcze nie znałam. 
   

Choć bardzo starałam się tego uniknąć, za każdym razem, kiedy słuchałam o siostrach 

i braciach, mimo woli myślałam o rodzeństwie Dollangangerów. Barbara z wielką czułością 
opowiadała mi, jaki opiekuńczy był mój tata. Zapewne podobnym uwielbieniem Cathy darzyła 
Christophera. 
   

Ciekawe, czy tamto rodzeństwo będzie w stanie po latach rozmawiać o czasach 

spędzonych w Foxworth? Czy będą ich dręczyły upiorne wspomnienia? Czy będą się budzili 
w środku nocy z koszmarnych snów? Czy będą umieli pocieszać się nawzajem? 
   

Ciocia chyba wyczuła, o czym rozmyślam. 

   

– Opowiesz mi o tym dzienniku, który znaleźliście w Foxworth? – zapytała, kiedy 

jechałyśmy same na zakupy. 
   

Na moment mnie zamurowało. Chociaż ciocia Barbara była siostrą taty, nie 

przypuszczałam, że ją wtajemniczył. A jednak to zrobił. W pierwszym odruchu żachnęłam się, że 
zrobił to za moimi plecami – istnienie dziennika uważałam za naszą wspólną tajemnicę. 
W następnej chwili uznałam, że obrażanie się byłoby hipokryzją. W końcu czytałam go 
potajemnie z Kane’em, prawda? Przecież nie wiedziałam, ile tata powiedział ciotce. Czyżby 
domyślał się, że Kane wie, i dawał mi to do zrozumienia? A może tylko podejrzewał i chciał 
dowiedzieć się więcej? 

background image

   

– Wiesz od taty? – Zerknęłam na nią znad kierownicy. Dojeżdżałyśmy już do domu. 

   

– Martwi się, że go czytasz – odparła. 

   

– Wiem. 

   

– Skończyłaś już? 

   

– Jestem zajęta, a poza tym niełatwo czyta się ten dziennik. 

   

– I właśnie to go martwi. 

   

– Dam radę – zapewniłam. 

   

– Och, na pewno. Ale nie ma sensu teraz się tym martwić. Stało się i nic tego nie zmieni. 

Pamiętam, jak tamte wydarzenia dręczyły twoją mamę. Twoi rodzice rozważali nawet 
wyprowadzkę z Charlottesville! 
   

– Nie wiedziałam. Mama nie chciała rozmawiać o Foxworth Hall, a plotki puszczała 

mimo uszu. Nie zdawałam sobie sprawy, że ta historia była aż tak potworna. 
   

– Owszem, była. Reporter z „New York Timesa” przyjechał kiedyś do twojej mamy. 

Przygotowywali specjalny numer halloweenowy, a ta historia idealnie się nadawała. Odmówiła 
rozmowy, więc pozbierał plotki z okolicy i napisał, że ona wie znacznie więcej, niż się przyznaje, 
choć z rodziną Foxworth nic jej przecież nie łączyło. Wtedy znajomi zaczęli mieć jej za złe, że 
im nie ufa i zataiła prawdę. Straciła wielu przyjaciół. 
   

– Tata nigdy mi o tym nie wspomniał. 

   

– Nic nie wiesz o awanturze, która wybuchła na tym tle? – dodała. 

   

Odruchowo zwolniłam. 

   

– Jakiej awanturze? 

   

– Na szczęście to było jednorazowe spięcie. Twoi rodzice mi o tym opowiedzieli. Już nie 

pamiętam, gdzie się wtedy bawili, w każdym razie na imprezie jakaś kobieta złośliwie wytknęła 
twojej mamie pokrewieństwo z koszmarną rodzinką Foxworth. Twój tata się odgryzł, a wtedy 
w obronie kobiety stanął jej mąż. Dostał w zęby i padł jak długi. Ciebie jeszcze nie było na 
świecie. Wtedy właśnie zaczęli rozważać przeprowadzkę. Mówię ci o tym wszystkim po to, 
żebyś zrozumiała, czemu tata nie jest zachwycony, że czytasz dziennik. Chyba nikomu o nim nie 
mówiłaś? 
   

Poczułam, że gardło mi się zaciska. Czułam, że całe moje ciało buntuje się przeciwko 

kłamstwu, a jednocześnie wiedziałam, że nie przyznam się cioci Barbarze, a tym samym ojcu. 
Żeby nie dodawać mu niepotrzebnych cierpień. 
   

Pokręciłam głową. 

   

– Jak dużo już przeczytałaś? 

   

– Kilka stron. 

   

Milczała przez chwilę. 

   

– Czy tata prosił, żebyś ze mną porozmawiała? 

   

– Możliwe – przyznała. 

   

Stanęłam przed garażem i otworzyłam drzwi pilotem. 

   

– Zapomnijmy o tym, dobrze? – zaproponowała. – Jesteś już na tyle dorosła, żeby 

poradzić sobie z tymi sprawami. Powiem mu, by się o ciebie nie martwił, zgoda? 
   

Kiwnęłam głową. 

   

– Naprawdę, Kristin. Nie chcę, żeby przeszłość przysłaniała nam radość rodzinnego 

spotkania. – Sięgnęła i delikatnie ścisnęła mi dłoń. 
   

Znów kiwnęłam głową. Wysiadłyśmy i zaniosłyśmy torby z zakupami do domu. Zajęłam 

się pracą w kuchni, ale w głębi serca czułam niepokój. Tuż przed kolacją zadzwonił Kane i zdał 
mi relację, co się dzieje u nich. Był rejwach, bo zjechały się tabuny krewnych, spragnione 
jutrzejszej „indyczej imprezy”, jak nazwał Dzień Dziękczynienia. 

background image

   

– Darlena, Julio i ja wybieramy się dzisiaj do Chińczyka. Mama nie jest zachwycona, ale 

tata nie ma nic przeciwko temu. Cała nasza trójka czuje się jak marynarze, którym udało się 
wyrwać do portu, zamiast pełnić wachtę. – Roześmiał się. – A co u ciebie? 
   

Miałam na końcu języka sprawozdanie z rozmowy z ciocią Barbarą i wniosek, że 

powinniśmy skończyć ze wspólnym czytaniem, ale ugryzłam się w język. Powaga 
i zaangażowanie, z jakimi traktował dziennik i nasze spotkania spędzone na lekturze, zwłaszcza 
ostatnio, powstrzymały mnie od tej decyzji. Bałam się, że jego nastrój może jeszcze się 
pogorszyć. Poza tym, tak samo jak on, chciałam się dowiedzieć, jak ten koszmar się skończy. 
   

– Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy oględnie opisałam mu swój dzień z ciocią. 

Byłam pewna, że wychwycił napięcie w moim głosie. 
   

– Oczywiście – zapewniłam pospiesznie. – Pozdrów ode mnie siostrę i Julia. Życzę wam 

miłych, szczęśliwych świąt. 
   

– Nie mogą być miłe i szczęśliwe bez ciebie – odparł. Ten mistrz ukrywania problemów 

pod potokiem gładkiej mowy był ze mną do bólu szczery. A ja mu ufałam. 
   

– Może za rok będziemy razem świętowali Dzień Dziękczynienia – powiedziałam 

i od razu przemknęła mi myśl, że ludzie w naszym wieku rzadko zastanawiają się nad wspólną 
przyszłością, i nad przyszłością w ogóle. Ja i Kane na pewno nie trafimy na tę samą uczelnię. 
Czy nasze uczucia, dzisiaj tak silne, przetrwają rozłąkę, a także – co chyba najważniejsze – nowe 
znajomości? Czy romanse takie jak nasz wygasają, zanim ktoś pomyśli o zerwaniu? Przecież na 
początku ciągle wisieliśmy na telefonie i widywaliśmy się w każdej wolnej chwili, a teraz ten 
zapał wygasł w znacznym stopniu. 
   

– Mam nadzieję – odparł Kane. – Pod warunkiem że twój tata przygotuje ucztę. 

   

Roześmiałam się, bo pomyślałam to samo. 

   

– Widzimy się w niedzielę, tak? – upewnił się jeszcze. 

   

– Tak. Uprzedzę cię wcześniej, o której będę wolna. 

   

Po kolacji przenieśliśmy się do salonu i tata rozgadał się na temat budowy Foxworth. 

Z zapałem pokazywał Barbarze plany. Wreszcie wszyscy rozeszliśmy się na górę do swoich 
sypialni. Tam ciotka zaskoczyła mnie, gdyż cichutko zapukała do drzwi, kiedy już byłam 
w piżamie. 
   

– Hej. 

   

– Hej. 

   

– Chciałam się upewnić, że nie masz mi za złe naszej rozmowy w samochodzie. 

   

– Jasne, że nie. Już o niej zapomniałam. 

   

Rozejrzała się po moim pokoju, uśmiechem kwitując kolekcję lalek na półce i plakaty 

filmowe, zatrzymała wzrok na ślubnym zdjęciu rodziców. 
   

– Pamiętam ich ślub, jakby to było wczoraj – powiedziała z westchnieniem. – Już się 

martwiliśmy, czy twój tata spotka kogoś, przy kim znajdzie szczęście. Zawsze był bardzo 
wymagający i wiele oczekiwał od ludzi, w których „zainwestował”. A wtedy zjawiła się ona 
i zmieniła go w czułego wrażliwca. 
   

– Teraz też jest czułym wrażliwcem, tylko w stosunku do mnie – zapewniłam. 

   

Kiwnęła głową. 

   

– Bardzo się zaangażował w ten projekt. Domyślam się, że to najpoważniejsza robota, 

z jaką miał do czynienia. 
   

– Zgadza się. 

   

Urwała i milczała przez chwilę, jakby wzbraniała się mówić dalej. Co jeszcze trzymała 

w zanadrzu? 
   

– Co, ciociu Barbaro? – spytałam z uśmiechem. 

background image

   

– Przyznam, że powoduje mną ciekawość… zastanawiam się, czy zechciałabyś mi 

pokazać ten słynny dziennik? Nie zamierzam go czytać, chciałam jedynie przez chwilę 
potrzymać go w ręku. 
   

– Oczywiście. – Wyjęłam notes spod poduszki. 

   

Ciotka zrobiła wielkie oczy. 

   

– Tu go trzymasz? 

   

– Machinalnie wsunęłam go pod poduszkę pierwszego wieczoru i tak już zostało. 

   

Sięgnęła po notes z przejęciem i trzymała go w dłoniach z namaszczeniem, niczym jakiś 

starożytny papirus. Otworzyła okładkę i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę. 
   

– Taki stary, a wygląda jak nowy. 

   

– Leżał w metalowej kasetce – wyjaśniłam. 

   

– Ładne, równe pismo – dodała. – Czy był bystry? Takie sprawia wrażenie. 

   

– Bardzo. Planował zostać lekarzem. 

   

– Serio? Prawdę mówiąc, nie interesowałam się ich późniejszymi losami po tym 

pierwszym pożarze. 
   

– Ich matka trafiła do zakładu psychiatrycznego. 

   

– A dzieci? 

   

– Nikt nie wie na pewno. Ponoć zmieniły nazwiska, może nawet opuściły kraj. Czy tata 

wspomniał coś o nowym właścicielu posiadłości? 
   

– Nie. A czegoś się dowiedział? 

   

– Nie bardzo. Zdaje się, że stoi za tym jakaś korporacja. 

   

– Może to będzie hotel albo pensjonat? – zasugerowała. 

   

– Raczej nie. 

   

Wzruszyła ramionami. 

   

– W każdym razie cieszę się, że wyrośnie tam coś nowego. 

   

– A byłaś tam kiedyś? 

   

– Nie. Nie ciągnęło mnie tam, zresztą, twoi rodzice i tak nie chcieliby ze mną pojechać. 

   

Oddała mi dziennik z taką miną, jak gdyby żałowała, że nie zaproponowałam jej, aby go 

sobie zatrzymała. 
   

– Tak naprawdę nie mam ochoty poznać więcej szczegółów – powiedziała. – Za dużo 

w życiu czytałam takich koszmarnych historii. Gazety są ich pełne. No cóż, dobrej nocy. I miłych 
snów. – Pocałowała mnie i wyszła. 
   

Stałam przez moment na środku pokoju i myślałam o niej, gdy nagle poczułam 

narastającą paranoję, jak u Kane’a. Co będzie, jeśli ona wejdzie tu pod moją nieobecność 
i zabierze pamiętnik? Mało prawdopodobne, ale jednak. Zabierze, pójdzie z nim do ojca i oboje 
postanowią spalić ten feralny notes. Aż się wzdrygnęłam. 
   

I zamiast włożyć dziennik Christophera jak zwykle pod poduszkę, wsunęłam go 

pod książki w pudle na dnie szafy, a na górę dołożyłam jeszcze parę butów i wieszaków. 
   

Zaczynam wariować na jego punkcie, pomyślałam, ale nie mogłam się powstrzymać. 

Kane ma rację, musimy jak najszybciej doczytać do końca. 
   

Bez względu na to, co jeszcze tam znajdziemy. 

   

 

 
   

Świąteczny obiad był cudowny, tak jak się spodziewałam. Todd Winston i jego żona Lisa 

przybyli z synem, dziesięcioletnim Joshem, i dwunastoletnią córką, Brandy, najlepiej 
wychowanymi dziećmi, jakie znałam. Lisa, nauczycielka w szkole podstawowej, całe życie 
mieszkała i pracowała w Charlottesville, podobnie jak Todd. Już dawno mianowali mojego tatę 

background image

przyszywanym dziadkiem swoich dzieci. Kiedyś byłam zazdrosna, tak bardzo go kochali, a on 
zawsze troszczył się o ich los jak o los własnej rodziny. Jednak w tamtym okresie, kiedy odejście 
mamy zachwiało moim bezpiecznym, dziecięcym światem, byłam zła i zazdrosna o każdą 
kobietę czy dziewczynkę, którą serdecznie traktował w mojej obecności. Darlena taki typ 
mężczyzny nazywała dżentelmenem z Południa, uprzejmym i poczciwym jak Ashley Wilkes 
Przeminęło z wiatrem
   

Wraz z ciocią Barbarą z nadzieją śledziłyśmy każdy gest i każde słowo taty kierowane do 

pani Osterhouse. Tego wieczoru wyjątkowo nalegała, żebym zwracała się do niej po imieniu. 
A ja miałam jak zwykle opory, gdyż wiedziałam, że nazwanie jej Laurą będzie początkiem 
burzenia muru, który wzniosłam pomiędzy nią a moim ojcem, a dokładniej pomiędzy nim a inną 
kobietą. Tego dnia zaobserwowałam wiele szczegółów, których nie dostrzegłam wcześniej. 
Gestykulując, dotykała go, a on się nie odsuwał. Gdy szeptała coś do niego, odpowiadał jej 
uśmiechem. Nie odstępowała go prawie na krok i pomagała mu w kuchni, abym, jak to ujęła, 
miała czas pogawędzić sobie z ciocią. Wymieniłyśmy z Barbarą uśmiechy. 
   

– Ona jest bardzo atrakcyjna – szepnęła do mnie ciotka. – Zawsze ufam pierwszemu 

wrażeniu, a ono mówi mi, że pani Osterhouse go uwielbia. 
   

Znów zerknęłam na tych dwoje i po raz pierwszy zadałam sobie pytanie, czy nie 

spotykają się w tajemnicy, czy raczej w tajemnicy przede mną. 
   

– Wkrótce wyjedziesz na studia – powiedziała Barbara. Nie musiała kończyć, 

wiedziałam, o co chodzi. – On będzie bardzo samotny – dodała. 
   

Mimo woli pomyślałam, co musiał czuć Christopher, kiedy zrozumiał, że jego mama 

kocha kogoś poza mężem i synem. Nasze sytuacje były nieporównywalne, ale teraz już 
wiedziałam, że dzieci są egoistyczne z natury. Żądają całej miłości dla siebie. Trzeba czasu, aby 
zrozumiały, że rodzice też mają do niej prawo. 
   

Posprzątałam ze stołu z ciocią i Lisą, a tata z Laurą wzięli się do zmywania. Todd, dzieci, 

Lisa, ja i Barbara przeszliśmy do salonu. Tam zaczęliśmy wypytywać ciotkę o życie w Nowym 
Jorku, jak gdyby mieszkała w innym kraju albo wręcz na odległej planecie. Bawiło ją to, ale 
odpowiadała wyczerpująco i z humorem. Z jej słów wynikało, że w Nowym Jorku żyje się fajnie 
i ciekawie; jest masa teatrów, świetny transport publiczny i barwne wielokulturowe dzielnice. 
   

– Nie ma powodu bać się Nowego Jorku – odparła. – Ma wiele do zaoferowania i nie 

sposób się tam nudzić. 
   

Lisa słuchała zafascynowana. 

   

Ze względu na dzieci ona i Todd wyszli pierwsi. Przez chwilę siedzieliśmy z tatą i Laurą, 

aż ciotka Barbara rzuciła mi znaczące spojrzenie, aby dać mi do zrozumienia, że czas zostawić 
ich samych. Od razu pojęłam i udałam bardzo zmęczoną. Ciotka też zaczęła ziewać. Z chichotem 
oddaliłyśmy się w stronę schodów. Wypiłam więcej wina niż zwykle i trochę chwiałam się na 
nogach. 
   

– Chcesz mi opowiedzieć o swoim chłopaku? – zapytała, kiedy dotarłyśmy do moich 

drzwi. – Słyszałam, że pochodzi z bogatej rodziny, jest przystojny i bardzo popularny. 
   

– Zatem wiesz wszystko. 

   

Lekko zesztywniała, a potem się uśmiechnęła. 

   

– Rozumiem. W takim razie idę spać. – Pocałowała mnie w policzek. – Mama byłaby 

z ciebie dumna, wiesz? – rzuciła na odchodne. 
   

Nie chciałam jej tak szybko zbyć, ale bałam się, że jeśli w tym stanie zacznę opowiadać 

o Kanie, zdradzę zbyt wiele. No proszę, co się ze mną stało, pomyślałam. Nagle boję się o czymś 
mówić, boję się popełnić błąd. Czy tak samo myśli Kane? Dopiero w tym momencie przyszło mi 
do głowy, że mógł niechcący wygadać się o dzienniku podczas rozmowy z siostrą. 

background image

   

Och, musimy jak najszybciej skończyć czytanie! 

   

Kane ma rację, że na to nalega. 

   

 

 
   

Ojciec zabrał mnie i Barbarę, i – ku mojemu zaskoczeniu – Laurę Osterhouse do 

Foxworth. Oprowadził nas po budowie i po rozległym terenie, opowiadając o nowym wcieleniu 
Foxworth. Ciotka parę razy zerkała na mnie, aby zwrócić moją uwagę na fakt, jak dobitnie tata 
podkreśla, że nowy budynek i otaczający go krajobraz nie będą przypominały dawnego. 
Szczegółowo rozwodził się o zmianach, opisywał nowe ukształtowanie terenu, alejki, 
oświetlenie, basen i nowoczesną technologię, wykorzystaną w całej koncepcji domu. Było jasne, 
że nie ma mowy o zwykłej rekonstrukcji. 
   

Taktownie nie wspomniałam, że wcześniej pokazywał mi we wnętrzu domu elementy 

nawiązujące do przeszłości. Tata mocno podkreślał, że nie ma w planach poddasza 
i przewidziano tylko niewielką przestrzeń techniczną. Po tej wizycie pojechaliśmy na lunch, 
a wieczorem tata i Laura oznajmili, że zrobią kolację ze świątecznych resztek. Laura 
z uśmiechem zapewniła, że pragnie na własne oczy zobaczyć jego słynną kuchenną magię, która 
pozwala mu wyczarować cuda z resztek albo wręcz coś z niczego. 
   

Rano odwiozłam z tatą ciocię Barbarę na lotnisko. Obiecał, że po zakończeniu budowy 

odwiedzimy ją w Nowym Jorku, a ona już zaczęła wymyślać atrakcje, jakie dla nas przygotuje. 
Widać było, że perspektywa wizyty ukochanego brata bardzo ją cieszy. Obiecała, że zadzwoni do 
wujka Tommy’ego i zaprosi go w tym samym czasie. Poważnie wątpiłam, czy zdoła go 
namówić, ale pomarzyć zawsze można. 
   

Na pożegnanie ciotka tuliła mnie przez dłuższą chwilę. 

   

– Fantastycznie dbasz o mojego brata – powiedziała. – Śmiem twierdzić, że jesteś 

wyjątkowym przypadkiem córki, która wychowuje ojca. Rób tak dalej, niech wyjdzie wreszcie ze 
swojej skorupy! 
   

Obiecałam solennie, że się postaram. 

   

W drodze powrotnej do domu tata był bardziej cichy i skupiony niż zwykle. Jak ważna 

jest rodzina, pomyślałam. Jakże wiele musimy sobie nawzajem wybaczać w trosce o rodzinne 
więzy. Teraz zrozumiałam, dlaczego Christopher desperacko uczepił się wiary, że matka ich 
kocha. I dlaczego mój tata tak bardzo mnie potrzebował. Bolesną pustkę w sercu trzeba czymś 
zapełnić. Ważne, aby mieć kogoś, kto troszczy się o ciebie i o kogo ty możesz się troszczyć. Tata 
zawsze mógł na mnie liczyć, ale teraz sytuacja miała się zmienić. Samotność nie oznacza tylko 
braku bliskiej osoby. Trwa również wtedy, kiedy bliska osoba jest daleko i na co dzień nie ma się 
do kogo odezwać, o kogo zatroszczyć. Nie można dać komuś siebie i brać od kogoś; nie ma dla 
kogo wykorzystać energii. 
   

Nic dziwnego, że Christopher przylgnął do Cathy i że szybko weszli w rolę rodziców, 

dbających o maluchy. Szkoda, że nie mogłam powiedzieć ojcu: „Widzisz, tato? Czytanie 
dziennika nie jest dla mnie wyłącznie koszmarem. Uczy mnie także ważnych rzeczy”. 
   

Niestety, to nie była pora na takie rozmowy. I może nigdy nie nadejdzie. 

   

W domu tata zaproponował, że zabierze mnie i Laurę na kolację. 

   

– Chyba macie już dosyć resztek – zauważył ze śmiechem. 

   

– Ja akurat nie – stwierdziłam. – Lodówka jest ciągle pełna. Nie obrazisz się, jeśli 

zostanę? I może zaproszę kogoś, żeby pomógł mi ją wyczyścić – dodałam z uśmiechem. 
   

Tata zerknął na mnie podejrzliwie, ale po chwili i on się uśmiechnął. 

   

– Dobrze. Teraz ty coś wyczarujesz. 

   

– Mam parę pomysłów – zapewniłam. – Nie na darmo podpatrywałam cię latami. 

background image

   

Skinął głową i poszedł zadzwonić do Laury. Ja pobiegłam na górę wezwać Kane’a. 

Wiedziałam, że przyjedzie, wystarczy rzucić hasło. Zjemy, a potem wrócimy do pamiętnika. 
   

Zjawił się po niespełna półgodzinie. 

   

Jedno spojrzenie na mnie mu wystarczyło. Zresztą widział, że taty nie ma w domu. 

Zjedliśmy w pośpiechu, tłumiąc niecierpliwość, po czym natychmiast pognaliśmy na górę. 
Wpadliśmy do pokoju i dopiero teraz przypomniałam sobie, że schowałam pamiętnik. 
   

– Coś się stało? – zapytał z niepokojem, widząc, jak wygrzebuję notes z pudła w szafie. 

   

– Nie, ale ciotka za bardzo o niego wypytywała, wolałam dmuchać na zimne. 

   

Kiwnął głową i weszliśmy na poddasze. Szybko, bez słowa ustawiliśmy meble. Kane 

zasiadł w fotelu i zaczął czytać. 

   

 

 
   

Minęło pięć dni. Mama się nie pojawiła. Podzieliłem się z Cathy myślą, że to pewnie kara 

za naszą niewdzięczność. Siostra momentalnie się najeżyła. 
   

– My byliśmy niewdzięczni? My? 

   

Próbowałem jej wytłumaczyć, że mama jest teraz przewrażliwiona. Przecież nie wiemy, 

co się dzieje poza naszym małym, zamkniętym światkiem poddasza, a poza tym dobrze znamy 
okrucieństwo babki. Już raz wychłostała mamę. 
   

– Mama musi żyć w ciągłym napięciu i chodzić koło swojej matki na paluszkach – 

przekonywałem i Cathy wreszcie się odprężyła. Kiwnęła głową i obiecała, że postara się być miła 
dla mamy. 
   

Minęło kolejnych pięć dni bez odwiedzin mamy. Kiedy wreszcie weszła do pokoju, 

powitaliśmy ją przykładnie, jak grzeczne i kochające dzieci. 
   

A wtedy mama nas dobiła. 

   

Oznajmiła podekscytowana, że wychodzi za mąż. Jej wybrankiem był adwokat Bart 

Winslow. Wychwalała go pod niebiosa i podkreślała, że od dawna ją kocha, a ja czułem 
koszmarny ucisk w gardle i w sercu. Do tego stopnia, że przez chwilę nie byłem w stanie 
wykrztusić słowa. W jej życiu działo się tyle rzeczy – romans, a teraz ślub, później miesiąc 
miodowy z podróżą poślubną – a my zostaniemy w tym więzieniu, na próżno marząc o wolności. 
Spojrzałem na Cathy i niedostrzegalnie pokręciłem głową. To nie był czas na kolejną awanturę. 
Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że kiedy zobaczy Carrie i Cory’ego, kiedy dostrzeże ich bladość 
i smutek, zrozumie, że musi nas stąd zabrać. 
   

– Czy on wie o nas? – zapytała Cathy, zanim zdążyłem ją uprzedzić. 

   

– Jeszcze nie – odparła mama. Dodała, że musi zaczekać do śmierci dziadka, i zapewniła, 

że Bart na pewno zrozumie, dlaczego nas ukrywała. 
   

Znów posłałem Cathy ostrzegawcze spojrzenie: „Nie zaczynaj!”. 

   

Po wyjściu mamy usiłowałem wykrzesać z siebie tyle optymizmu, ile mogłem. 

Posługując się logiką, z bólem tłumaczyłem Cathy, że takie postępowanie ma sens. Jak mama 
mogła powiadomić Barta Winslowa o naszym istnieniu, skoro dziadek jeszcze żył? 
   

– Dobrze, ale może już nie potrzebujemy jego pieniędzy? Prawnik powinien być dość 

zamożny, żeby nas utrzymać – stwierdziła moja siostra równie logicznie. 
   

Początkowo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. 

   

– Owszem – przyznałem w końcu. – Tyle że jest prawnikiem dziadka i pewnie zarządza 

jego pieniędzmi. Pomyśl, gdyby dziadek dowiedział się od Winslowa o naszym istnieniu, cały 
plan mamy by upadł, a jeszcze by wywalił prawnika z posady. I co byśmy z tego mieli? 
   

Choć niechętnie, w końcu przyznała mi rację. Udało mi się ją uspokoić, lecz czułem się 

podle, bo wiedziałem, że ma rację. 

background image

   

Czas ciurkał powoli jak woda, skapująca z sopla. Nadeszła kolejna zima. Na poddaszu 

znów było dla nas za chłodno. Dzień mijał za dniem. Razem z Cathy zajmowałem się 
bliźniakami, a kiedy spały albo bawiły się same, kładliśmy się na starym materacu przy oknie 
i czytaliśmy z siostrą książki, przyniesione przez mamę. Rozmawialiśmy o tym, co 
przeczytaliśmy, ale też coraz częściej poruszaliśmy temat miłości. Jak to jest zakochać się 
w innej osobie. Nie mogłem nie zauważyć gwałtownych zmian w Cathy – nie tylko w jej ciele, 
ale i w sposobie, w jaki myślała o sobie, a także – tak, tak – o mnie. O zmianach, jakie zachodziły 
również we mnie. Czułem, że moje myśli są zdrożne, ale nie umiałem nic na to poradzić. Zawsze 
tak się działo, kiedy prowadziliśmy intymne rozmowy, coraz bardziej przenikające mnie 
dreszczem oczekiwania, myślą o czymś coraz bliższym, lecz nieokreślonym. 
   

Była taka cudowna, taka chętna do romansowania, spragniona miłości, jak wszystkie 

dziewczyny w jej wieku. Lecz w przeciwieństwie do rówieśniczek została odcięta od ludzi, 
szkoły, flirtów, randek, dziewczyńskich chichotów i innych rzeczy. Mnie też brakowało takiego 
życia, choć nie chciałem się do tego przyznać. Współczułem Cathy bardziej niż sobie. Śmialiśmy 
się i chichotaliśmy; przytulałem ją i całowałem jej policzki. I nagle poczułem, że coraz bardziej 
mnie pociąga. Ciągle na nią patrzyłem, podziwiałem, jak wykształcają się jej piersi, smukleje 
szyja, wydłużają nogi, zaokrąglają biodra. 
   

W pewnym momencie odwzajemniła moje spojrzenie, a krew uderzyła mi do twarzy. 

Odwróciłem się nerwowo i burknąłem, że cała ta gadka o romansach, wszystko, co piszą 
w książkach, jest kompletną głupotą. To ją rozzłościło i oskarżyła mnie oraz cały rodzaj męski 
o zakłamanie, bo przecież marzymy o romansach. I znów miała rację. Na moment puściły mi 
hamulce i wylał się ze mnie cały żal. Mówiłem o beznadziei naszej sytuacji i bolesnej 
świadomości, ile tracimy w tej niewoli. A teraz doszedł jeszcze jeden problem – musiałem 
trzymać w ryzach moje budzące się męskie pragnienia, gdyż obowiązywał mnie zakaz, a do tego 
piekielna babcia tylko czekała, żeby nas bezlitośnie ukarać. Tak perorowałem, aż Cathy 
wyciągnęła rękę i dotknęła mnie tak miękko i łagodnie, że musiałem przestać. 
   

– Rozumiem – powiedziała. – Wiem, czego ci brakuje. 

   

Zmarszczyłem czoło. Skąd wiedziała? Z głupich romansideł? Na pocieszenie 

zaproponowała, że mnie ostrzyże. I dodała, że kiedy odzyskamy wolność, dziewczyny będą za 
mną szalały, bo jestem bardzo przystojny. Poszła po nożyczki, a potem zrobiła mi naprawdę 
artystyczną fryzurę. Byłem w szoku, bo okazało się, że ma talent fryzjerski. Zażartowałem, że 
zrobiła ze mnie księcia, i zaproponowałem, że teraz ja zajmę się jej włosami. Na to zaczęła 
uciekać, a ja ganiałem ją po całym poddaszu, aż potknęła się i upadła. Okazało się, że się 
skaleczyła. Szybko przyniosłem apteczkę. Kiedy dezynfekowałem i opatrywałem rankę, czułem 
na sobie jej wzrok. Poczułem łzy wzbierające w moich oczach. To przeze mnie. Nie powinienem 
był jej ganiać. 
   

Cathy objęła dłońmi moją twarz, jak to kiedyś robiła mama, i przyciągnęła do siebie. 

Zapewniła, że nie jestem niczemu winny. Przylgnąłem do niej i niechcący dotknąłem wargami jej 
nagiej piersi. Oboje zamilkliśmy. Nie byłem w stanie dłużej się opierać. Pocałowałem sutek, 
a Cathy aż podskoczyła, zdumiona własnym doznaniem. Ona też była na krawędzi 
wytrzymałości. A jednak zamarłem, kiedy zapytała mnie, czy wiem, co dalej dzieje się pomiędzy 
kobietą a mężczyzną. Przyznałem, że wiem, ale skłamałem, że tak daleko moja wyobraźnia nie 
sięga. Wtedy spytała, czy uważam, że jest ładna. Cierpiałem jak nigdy dotąd, ale udawałem 
opanowanego. Zapiąłem jej bluzkę, zapewniłem, że jest śliczna, i dodałem, że bracia nie patrzą 
na siostry jak chłopcy na dziewczyny. Dla nich siostry są tylko siostrami. Aby uchronić się przed 
dalszymi pokusami, ruszyłem do bliźniaków. Na schodach Cathy powiedziała coś, co mnie 
zmroziło. Wyznała, że zastanawia się, czy naprawdę jesteśmy tak grzeszni, jak w opinii babci. 

background image

   

Wzdragałem się myśleć o tym w ten sposób, choć wewnętrzne głosy mówiły coś innego. 

   

– Skoro tak sądzisz, pewnie tak jest, więc po co mnie pytasz? – odparłem ostro, więc już 

nie poruszała tego tematu. 
   

Tej nocy nie mogłem przestać myśleć o jej piersiach, sutkach, o muśnięciach jej warg na 

mojej twarzy, o jedwabistej gładkości i gorącym, miękkim miejscu pomiędzy udami. 
Odwróciłem się, żeby spojrzeć na nią, i napotkałem jej wzrok. Nie mogłem powstrzymać 
uśmiechu. Ona też. 

   

 

 
   

Kane przerwał czytanie i podniósł na mnie wzrok. Poczułam na policzkach gorący 

rumieniec, zapewne taki sam jak u niego. Nie odezwał się słowem. Ja też milczałam. Powoli 
zamknął notes i podszedł do kanapy. Klęknął, położył głowę na moich kolanach, po czym 
powoli, jakby mój opór wyparował, rozsunął mi nogi i wsunął się tam, aby całować wnętrze 
moich ud. Kurczowo chwyciłam powietrze i wygięłam się w łuk na posłaniu, bo jego usta 
przylgnęły do mojego najtajniejszego miejsca i całowały je namiętnie. Czułam jego dłonie, 
sunące w górę po udach, do bioder. Palce zahaczyły o majteczki i zaczęły je ściągać. 
   

– Och, Kane – westchnęłam. 

   

Przerwał i położył się obok mnie na kanapie. Balansowaliśmy na krawędzi Rio Grande. 

   

– Czuję się dokładnie jak Christopher – powiedział. – Dla mnie jesteś jedyną dziewczyną 

na świecie. Dałbym się zamknąć z tobą na poddaszu. Na lata. 
   

Pocałowaliśmy się. Pozwoliłam, żeby mnie rozebrał, ale powstrzymałam go, kiedy sam 

zaczął się rozbierać. 
   

– Jeszcze nie – szepnęłam. – Jeszcze nie. 

   

Niemal namacalnie czułam jego zawód, bo sama reagowałam podobnie. Leżeliśmy, 

nasłuchując przyspieszonego bicia naszych serc. Kane znów zaczął mnie całować, z taką pasją, 
że omal nie uległam. 
   

– Nie, jeszcze nie – cudem zdołałam z siebie wydusić. 

   

– Dlaczego? – zapytał. 

   

– Cathy nie uległa. 

   

– Ale… – Chciał powiedzieć: „Ty nie jesteś Cathy”, ale się powstrzymał. – Skąd wiesz, 

że ulegnie? 
   

– Po prostu wiem. – Choć wcale nie wiedziałam. Raczej czułam. I bałam się tego. 

   

– Kristin, zrobisz to z kim zechcesz, ale możesz być pewna, że nikt nie będzie równie 

troskliwy i czuły dla ciebie jak ja – odparł. – Wierzysz mi? 
   

– Tak, ale… nie jestem jeszcze gotowa – wyznałam cicho. – Zrozum, Kane… 

   

Położył mi palec na ustach i pocałował mnie. 

   

– Dobrze – powiedział. – Choć wolałbym nie rozumieć. 

   

Rozbawił mnie. Przylgnął twarzą do moich piersi i zamknął oczy. Wsunęłam mu palce we 

włosy i też opuściłam powieki. Omal tak nie zasnęliśmy; na szczęście w pewnym momencie 
ocknęłam się i zobaczyłam, że zbyt długo jesteśmy na poddaszu. Ubraliśmy się pospiesznie, 
ustawiliśmy rzeczy, a potem schowaliśmy pamiętnik w moim pokoju. 
   

– Jutro? 

   

– Nie wiem. Dowiem się, jakie plany ma tata. 

   

Kane poszedł do mojej łazienki i ochlapał sobie twarz zimną wodą. Przeczesałam włosy 

i zeszliśmy do salonu. Usiedliśmy przed telewizorem, a po dwudziestu minutach wrócił tata. 
Minę miał zadowoloną, chyba miło spędził czas. Poczułam ukłucie zazdrości. 
   

– Hej, dziewczyny i chłopaki – powitał nas wesoło. – Jak wam smakowały resztki, Kane? 

background image

   

– Resztki? Myślałem, że to nowa potrawa! – zawołał ze śmiechem Kane. 

   

Tata się uśmiechnął. 

   

– Ależ bystry młody człowiek! Umie stąpać po śliskim lodzie. 

   

– A ty miło spędziłeś czas? – spytałam. 

   

– Bardzo. Laura odkryła nową restaurację. Kameralna, domowa, prowadzona przez 

włoską rodzinę. Nazywa się Diana, od ich nazwiska. A jak wasze przyjęcie świąteczne, Kane? 
   

– Jak zwykle, spęd smrodzinny – skomentował dosadnie Kane. 

   

Tata zachichotał. 

   

– Na pewno było fajnie. Kochanie, teraz was opuszczę. Muszę jeszcze przygotować parę 

rzeczy na jutro. 
   

– Na niedzielę? – zapytałam z niedowierzaniem. 

   

– Jadę na budowę pod Richmond. Chodzi o jakieś uzgodnienia w sprawie ukształtowania 

terenu i Johnson prosił, bym zerknął na to przed poniedziałkiem. Domyślam się, że masz dużo 
lekcji, więc zabieram Laurę, żeby dotrzymała mi towarzystwa. Ale niedzielne śniadanie zjemy 
razem – zaznaczył. 
   

Zerknęłam na Kane’a. Z trudem tłumił podekscytowanie. Zapowiadało się, że będziemy 

mieli prawie cały dzień dla siebie. 
   

– Oczywiście – przytaknęłam. – A w sprawie lekcji trafiłeś w dziesiątkę. Zostawiłam 

wszystko na niedzielę. 
   

– Proszę się nie martwić, panie Masterwood. Dopilnuję, żeby odrobiła. A potem 

ugotowała coś dobrego. 
   

– Łudzisz się, że uda ci się ją do czegoś zmusić? No to powodzenia! – Zaśmiał się tata. 

   

Kane mu zawtórował, a ja z wysiłkiem przywołałam na twarz uśmiech. Uspokój się, moje 

zazdrosne serce, upomniałam siebie. Pamiętaj, co mówiła ciocia Barbara. Twój ojciec również 
ma potrzeby. 
   

– Muszę lecieć – powiedział Kane i wstał. – Dobranoc, panie Masterwood. 

   

– Dobrej nocy. 

   

Odprowadziłam Kane’a do drzwi. Kiedy wyszliśmy, Kane ścisnął moją dłoń. 

   

– Wspaniale – szepnął. – Może jutro skończymy pamiętnik! 

   

– Może. 

   

– Zadzwoń, kiedy twój tata wyjedzie – poprosił. 

   

– Przyczaj się w pobliżu i wypatruj tego momentu – rzuciłam ironicznie. 

   

– Niezłe – zachichotał, ale zaraz spoważniał. – Czekaj, to wcale nie jest takie głupie. 

   

– Owszem, bardzo głupie. Jeśli on zobaczy cię, że czekasz… tak wcześnie… 

   

– Dobra, dajmy temu spokój. W takim razie do jutra. – Pocałował mnie leciutko i przez 

chwilę zwlekał z oderwaniem swoich ust od moich. 
   

Patrzyłam, jak odjeżdża. Do jutra. Christopher i Cathy codziennie czekali na lepsze jutro. 

Ale nie chciało nadejść. Podziwiałam, że tak długo zdołali przetrwać, słuchając pustych obietnic 
matki i nie tracąc nadziei. Zachodziły w nich zmiany. Nie mogli kontaktować się ze światem 
zewnętrznym, zgłębiali własną seksualność, odkrywali w sobie nieznane krainy. To wszystko nie 
mogło się dobrze skończyć, zarówno dla nich, jak i dla młodszego rodzeństwa. Teraz i ja nie 
mogłam się doczekać, kiedy pójdziemy z pamiętnikiem na poddasze. Najchętniej poczytałabym 
już dzisiaj, sama, ale nie mogłam zawieść Kane’a. 
   

W niedziele zwykle wstawałam wcześnie, kilka minut po tacie, ale tym razem zaspałam, 

aż w końcu przyszedł mnie obudzić. Zapukał i wsunął głowę w szparę w drzwiach. 
   

– Hej, śpiąca królewno, zapraszam na śniadanie. Robię twój ulubiony omlet. 

   

– Och, która godzina? – Spojrzałam na zegarek. Sny, pomyślałam, wszystko przez te sny. 

background image

Utkane z wątków życia mojego i Cathy Dollanganger. W jednym z nich Laura Osterhouse 
zakradła się do sypialni i wylała mi smołę na głowę. Kiedy usiadłam w przerażeniu na łóżku, już 
jej nie było, a w drzwiach stał Kane. Sen był niezwykle realistyczny. Kane podszedł do mojego 
łóżka, a ja zanurzyłam mu rękę we włosach. To mnie uspokoiło i we śnie zasnęłam na nowo. 
   

– Zaraz zejdę – obiecałam, więc tata wrócił do kuchni. Wstałam i ubrałam się szybko. 

Bardzo chciałam spędzić z nim czas przy śniadaniu, zanim odjedzie. Na dole wszystko już było 
gotowe: świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i świeże bagietki z moją ulubioną galaretką 
imbirową. 
   

Niestety, nieufność wypełzła z ukrycia. 

   

Czy tata jest tak wyjątkowo miły, bo czuje się winny z powodu rozwijającego się flirtu 

z Laurą Osterhouse? A może są ze sobą blisko już od dawna? Ukrywał to przede mną, lecz 
postanowił się ujawnić, kiedy zobaczył, że mój związek z Kane’em jest poważny? Czy za chwilę 
usłyszę ważne wieści? Wodziłam za nim spojrzeniem, kiedy krzątał się po kuchni. 
   

– Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy zaczęłam jeść, powoli, jakbym nie miała 

apetytu. 
   

– Oczywiście. Powiedz, co ty dzisiaj właściwie zamierzasz? 

   

– Po prostu dom jest już prawie gotowy, lecz nagle zarządzono zmiany, a to poważna 

ingerencja w pierwotny plan. 
   

– Mianowicie? 

   

– Mamy zainstalować windę. 

   

– Ale przecież nie chodzi o wieżowiec, tylko o jednokondygnacyjny dom! 

   

– Liczba pięter nie ma znaczenia, bo i tak trzeba wpasować w budynek konstrukcję i szyb. 

   

– Kto tak naprawdę ma tam zamieszkać? Wiesz coś? 

   

Tata pokręcił głową i usiadł. 

   

– Nie rozumiem. Jak możesz budować dom dla kogoś, kogo nie widziałeś na oczy? Nikt 

niczego nie dogląda, a ty nie masz z kim się konsultować w razie wątpliwości. A przecież to 
poważna inwestycja, reprezentacyjna posiadłość, prawda? Ciekawe, czy poprosili o dorobienie 
windy, ponieważ ma tam zamieszkać starsza albo niesprawna osoba? Dziwne to wszystko. 
   

Wzruszył ramionami. 

   

– Kiedy zapytałem, powiedziano mi, że mam się tym nie zajmować, tylko skupić się na 

pracy. W końcu robotnika w fabryce samochodów nie powinno interesować, kto będzie jeździł 
autem, które zmontuje. 
   

– Ale ty nie jesteś robotnikiem przy taśmie, tylko renomowanym budowniczym – 

żachnęłam się. 
   

– No i co z tego? Nie zrezygnuję ze zlecenia dlatego, że nie znam personaliów 

pracodawcy. Zbuduję im taki dom, jaki chcą, i wręczę klucz temu, kto przyjdzie po odbiór. 
A dalej to już nie mój interes. Pożegnam się z Foxworth Hall i zapomnę o nim. Może wreszcie 
ludzie przestaną nas dręczyć pytaniami. 
   

– Nie miałam pojęcia, że ty i mama mieliście nieprzyjemności z tego powodu. 

   

– Twoja ciotka to straszna plotkara – zauważył. 

   

– Szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej. 

   

– Wiesz, że nie jestem gadatliwy. Słuchaj, nie wrócę dziś na kolację – oznajmił. – 

W lodówce znajdziesz stek, kotlety z kurczaka i… 
   

– Dam sobie radę. Dokąd się wybierasz? 

   

– Jeszcze nie wiem. Stamtąd jest blisko do Richmond, gdzie mieszka mój stary kumpel, 

jeszcze z marynarki. Już dawno zapraszali mnie z żoną. 
   

– To miło. 

background image

   

– Ale jeśli zależy ci, żebym wrócił do domu, mogę… 

   

– Tato, po prostu baw się dobrze i nie przejmuj się mną! Wkrótce i tak będę musiała sobie 

radzić sama. 
   

Kiwnął głową i szybko skończyliśmy śniadanie. 

   

Powiedziałam, że sprzątnę stół i umyję naczynia. 

   

– Mam nadzieję, że Laura jest już gotowa – mruknął. – Od dawna nie musiałem czekać, 

aż kobieta się wyszykuje. 
   

– Czekałeś na mnie – zauważyłam i od razu pożałowałam. – Na szczęście jesteś cierpliwy 

jak pająk w sieci. 
   

– I ona też pewnie to wie. Mogę wziąć twój samochód? 

   

– Jasne, przecież mam teraz swojego szofera. 

   

Tak jak Laura Osterhouse, chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. Znów to cholerne 

ukłucie zazdrości, które przeszyło mi pierś. Mimo to uśmiechnęłam się promiennie do taty 
i uścisnęłam go, życząc miłego dnia. 
   

– I jeśli jeszcze raz będziesz się o mnie martwił, to… – zaczęłam ostrzegawczo. 

   

Uniósł ramiona w geście kapitulacji. 

   

– Sam założę sobie knebel – obiecał i wyszedł. 

   

Szczęk zamykanych drzwi sprawił, że w oczach zakręciły mi się łzy. 

   

Czas przyspieszył i przyszłość zbliżała się wielkimi krokami. Tata coraz częściej rzucał 

uwagi na temat syndromu pustego gniazda, który pojawia się, kiedy dzieci dorastają i wyfruwają 
z domu. Może ze mną było coś nie tak, ale w przeciwieństwie do rówieśników wcale nie 
spieszyłam się do dorosłego życia – pewnie dlatego, że kiedy oni mieli rozkoszne dzieciństwo, ja 
musiałam dorosnąć w przyspieszonym tempie. Im bliżej zakończenia szkoły, tym mocniej 
narastał we mnie konflikt odczuć. Będziemy świętowali maturę i gratulowali sobie nawzajem 
wyzwolenia z kajdan rodzicielskiej dominacji i tych zasad, które czyniły z nas niesfornych 
smarkaczy. Z drugiej strony wiedziałam, że w trakcie tego całego świętowania każdy z nas 
doświadczy choć jednej chwili smutku, że porzuca bezpowrotnie bezpieczne dzieciństwo, by 
wypłynąć na szerokie wody dorosłości. I pewnie większość nie pokaże nic po sobie. Tylko że ja 
byłam świadoma takiego momentu o wiele wcześniej niż moi rówieśnicy, gdyż śmierć mamy 
i życie z samotnym ojcem sprawiły, że przedwcześnie dojrzałam i kroczyłam inną drogą. 
   

Tak się zamyśliłam, że straciłam poczucie czasu. Dopiero telefon Kane’a przywrócił mnie 

do rzeczywistości. 
   

– Co słychać? – zapytał. 

   

– Możesz przyjechać. 

   

– Już lecę. 

   

Odłożyłam słuchawkę i zerknęłam na górę, w stronę poddasza, gdzie opowieść 

Christophera Dollangangera pilnie domagała się zakończenia. Instynktownie wzdragałam się 
przed dociekaniem, co będzie, kiedy czytanie się skończy, i ogarniał mnie lęk przed spełnieniem 
się scenariuszy, które przewidywałam. 
   

Jednym z nich było przekonanie, że wbrew opinii mojego ojca Foxworth Hall nie 

odejdzie tak łatwo w niepamięć. 
   

Jeszcze nie teraz. 

   

 

 
   

Kane dotarł do mnie w rekordowo krótkim czasie. 

   

– Mamy cały dzień – oznajmiłam z zadowoleniem i poinformowałam go o planach taty. – 

Nie musimy się spieszyć. 

background image

   

– Fajnie. Odwołam parę ważnych spotkań – odparł ze śmiechem, kiedy szliśmy do 

mojego pokoju. 
   

Uznałam, że od razu powiem mu o zmianach w domu w Foxworth. Wyjęłam dziennik 

i usiadłam na łóżku. 
   

– Co się stało? 

   

– Kolejna tajemnica. 

   

Kane usiadł koło mnie. 

   

– Serio? Jaka? 

   

– Chodzi o nowy dom, który mój tata buduje na miejscu starego Foxworth Hall. Okazało 

się, że człowiek, który go zatrudnił, nie jest tym, który ma zamieszkać w nowym domu. 
Formalnie właścicielem posiadłości jest jakiś fundusz albo coś w tym rodzaju. Niedawno wyszło 
na jaw, że naprawdę stoi za tym wszystkim pewien człowiek – psychiatra, który zajmował się 
Corrine Dollanganger, kiedy trafiła do kliniki po pożarze pierwszego domu. 
   

– Wiesz to od taty? 

   

– Tak. Ale nic więcej nie wie i nie stara się dowiedzieć. 

   

– W dzienniku nie znajdziemy odpowiedzi, prawda? 

   

– Raczej nie. 

   

Skinął głową i wstał. Ja wciąż się wahałam. 

   

– Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? 

   

– Nie. 

   

Wiedział, co myślę. 

   

– Powinniśmy czytać tam – rzekł. – Tu jest zbyt… 

   

– Zbyt miło i domowo – dokończyłam. 

   

Przytaknął ruchem głowy. 

   

– Okay. – Poszliśmy razem na poddasze. 

   

– Kiepsko spałem tej nocy – wyznał Kane, kiedy rozgościliśmy się na poddaszu: on na 

fotelu, a ja na rozłożonej kanapie. 
   

– Jakieś sny? 

   

– Owszem. Głównie ty mi się śnisz. Tak jak Christopher śnił głównie o Cathy. 

   

– Ciekawe, czy śniłbyś o mnie, gdyby nie dziennik? – spytałam. 

   

Pytanie wyraźnie go zaskoczyło. Widać było, że taka myśl nie przyszła mu nigdy do 

głowy. Uśmiechnął się. 
   

– Oczywiście, Kristin. Przecież wiesz, że myślałem tylko o tobie, zanim jeszcze 

zaczęliśmy czytanie. 
   

– Zgrabnie z tego wybrnąłeś – pochwaliłam go. 

   

– Choć muszę przyznać, że dzięki lekturze moje sny stały się o wiele bardziej wyraziste 

i fantazyjne – przyznał. 
   

– Mam nadzieję, że choć czasami jestem w nich ubrana? 

   

– Tajemnica. 

   

Położyłam się i zamknęłam powieki. Zawsze tak ostatnio robiłam, kiedy czytał. Przed 

oczami wyobraźni rozgrywał się film z poddasza. 
   

Kane otworzył dziennik i nabrał powietrza niczym pływak, który daje nura w głębinę. 

   

 

 
   

Cathy ciągle opowiadała mi swoje sny – głównie koszmary, w których występuje babcia 

czy matka. Mnie też dręczyły zmory senne, ale wolałem jak najszybciej o nich zapomnieć. 
Wiedziałem, że już długo nie wytrzymamy, więc pewnego dnia obiecałem siostrze, że 

background image

uciekniemy całą czwórką. Moja obietnica ożywiła Cathy i napełniła ją nową nadzieją. 
Podkreślałem, że musimy zachować plan w tajemnicy, a nawet stworzyć swoistą zasłonę dymną, 
czyli zachowywać się tak, aby mama uwierzyła, że doceniamy wszystko, co dla nas robi. 
I udawać, iż wierzymy w jej obietnice. 
   

Pierwszym problemem był klucz – potrzebowaliśmy takiego, który otwierałby nie tylko 

drzwi naszego pokoju, ale i pozostałe drzwi, czyli klucza uniwersalnego. Pewnego dnia w czasie 
wizyty mamy Cathy zagadała ją pytaniami o jej bale, kreacje, biżuterię i tym podobne. Ja w tym 
czasie wyjąłem klucz z zamka, poszedłem z nim do łazienki i wykonałem odcisk w mydle. Całe 
trzy dni zajęło mi dorobienie klucza z drewna, ale osiągnąłem cel. 
   

Musiałem jednak ostudzić entuzjazm Cathy. Uświadomiłem jej, że samo posiadanie 

klucza nie wystarczy. Potrzebujemy pieniędzy na podróż i przeżycie pierwszego okresu 
wolności. Był tylko jeden sposób, żeby je uzyskać. Przez całą zimę zakradałem się do pokojów 
mamy i podbierałem drobne z kieszeni Barta Winslowa, a czasami nawet z portfela, jeśli zostawił 
go na wierzchu. Chciałem uzbierać jak największą sumę, przynajmniej pięćset dolarów. Cathy 
oczywiście się niecierpliwiła. Ciągle przeliczała nasze zasoby i za każdym razem twierdziła, że 
już wystarczy. Moim zdaniem wciąż było za mało i musiałem ją przekonać, że podróżując 
z małymi dziećmi, musimy mieć lepsze zabezpieczenie finansowe. Dziwne, ale babcia zaczęła 
teraz bardziej o nas dbać. Przynosiła więcej jedzenia i od czasu do czasu pojawiały się słodycze, 
jak cukierki czy ciastka. Cathy nadal się niecierpliwiła, więc w końcu zabrałem ją na wyprawę po 
pieniądze. Pomyślałem, że w ten sposób się czymś zajmie i przy okazji obejrzy ten wspaniały 
dom, tak wielki, że zmieściłyby się w nim trzy takie domki jak nasz w Gladstone. Chciałem 
zwłaszcza, by przekonała się, jak wygląda sypialnia mamy. 
   

Ciekaw byłem jej reakcji. Niech zobaczy suknie, biżuterię i łabędzie łoże. Niech widzi, 

w jakich warunkach żyje mama, podczas gdy my, wyrzuceni na poddasze niczym niepotrzebne 
graty, musimy się tłoczyć we czwórkę w pokoju cztery razy mniejszym od jej sypialni. Kiedy 
Cathy zobaczyła ten przepych, oczy omal nie wyszły jej z orbit. Pomacała cudownie miękki 
materac łoża, po czym przeszła do garderoby. 
   

– Tu jest więcej ubrań niż w domu towarowym! – zawołała. 

   

Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem szukać pieniędzy, szperając w szufladach 

i w kieszeniach ubrań. Tymczasem Cathy dorwała się do kosmetyków mamy i zaczęła się 
malować jak dawniej, w naszym domu w Gladstone. Ja intensywnie szukałem forsy, nie 
pogardziłem nawet bilonem. 
   

Kiedy znów na nią spojrzałem, miała na sobie jeden z maminych biustonoszy i wypchała 

go chusteczkami. Do tego założyła szpilki i obwiesiła się przesadną ilością biżuterii. 
   

– Zdejmij to natychmiast! – nakazałem. – Wyglądasz jak ladacznica. Idiotycznie! 

   

Radość uleciała z niej jak z przekłutego balonu, ale posłusznie się rozebrała. 

   

– I odłóż to na miejsce, aby nikt się nie domyślił, że tu byliśmy. To bardzo ważne, Cathy. 

   

Nie patrzyłem, co robi, bo musiałem dalej szukać pieniędzy, ale kiedy znów na nią 

spojrzałem, siedziała z nosem w książce. Zaszedłem ją z tyłu i spojrzałem na tytuł. To była 
książka o seksie, z rysunkami par uprawiających seks w różnych pozycjach, a nawet grupowo. 
Na moment zabrakło mi tchu i nie mogłem oderwać wzroku od tych stron. Cathy zorientowała 
się, że za nią stoję, i się odwróciła. 
   

– Musimy iść – powiedziałem. – Odłóż to na miejsce. 

   

Nie odpowiedziała, ja także już się nie odzywałem. Wziąłem ją za rękę i szybko 

wyprowadziłem z pokoju, a potem powiodłem przez korytarze, aż do naszej malutkiej sypialni. 
   

– Chris, ale książka… 

   

– Zapomnij o niej – uciąłem. – Połóż maluchy i wykąp się. 

background image

   

Zajęła się bliźniakami. Umyła je i położyła spać, a potem sama weszła do łazienki. 

Czekałem, tłumiąc rozedrganie, w jakie wpadło moje ciało po obejrzeniu tych zmysłowych 
obrazków. Nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje tyle pozycji seksualnych, a wspomnienie 
kobiet ze sterczącymi piersiami, o wąskich kibiciach i zmysłowych biodrach, spowodowało 
szybsze bicie mojego serca. Czułem, że moje podniecenie narasta, i kiedy Cathy wyłoniła się 
wreszcie z łazienki, taka śliczna, zgrabna i zmysłowa, z uwodzicielsko rozchylonym 
szlafroczkiem, zacząłem się obawiać kompromitacji. Teraz, po obejrzeniu tych instruktażowych 
obrazków, była znacznie bardziej uświadomiona. Usiadła na krawędzi mojego łóżka 
i rozczesywała włosy, a ja odwróciłem się od niej, usiłując policzyć do dziesięciu – raz i jeszcze 
wiele razy. W końcu zerwałem się i pospieszyłem do łazienki. Tam musiałem sobie ulżyć, nie 
miałem innego wyjścia, lecz obawiałem się, że zaraz podniecę się na nowo i Cathy to zauważy. 
Kiedy wyszedłem z łazienki, wciąż rozczesywała włosy. Unikałem jej spojrzenia, dopóki nie 
położyłem się do łóżka. Dziwnie na mnie patrzyła. Mój umysł był wirem myśli i obrazów, ale ich 
wypadkowa była dziwnie prosta – pragnąłem po prostu położyć się przy niej, czuć jej ciało przy 
swoim ciele. Może… 
   

Znów się podnieciłem. 

   

– Dobranoc – powiedziałem szybko. Odwróciliśmy się do siebie plecami. Modliłem się, 

żeby sen nadszedł jak najszybciej. 

   

 

 
   

– Czy mam ci mówić, ile razy przeżywałem to samo, od kiedy jesteśmy razem? – zapytał 

Kane, unosząc wzrok znad pamiętnika. 
   

– Nie – odparłam szybko. – Nic nie mów. Czytaj dalej – poprosiłam. 

   

Roześmiał się. 

   

– Tak, szefowo. – Patrzył na mnie jeszcze chwilę, po czym znów pochylił głowę nad 

pamiętnikiem. 
   

Celowo udawałam zniecierpliwienie i oschłość, aby nie widział, jaka jestem na siebie zła. 

Poza moją przyjaciółką Suzette, którą zawsze uważałam za wyzwoloną, żadna z nas otwarcie się 
nie przyznała do podniecenia seksualnego, zwłaszcza że zachowywałyśmy się raczej niewinnie – 
na przykład gadałyśmy i chichotałyśmy w korytarzu, jednocześnie łowiąc spojrzenia chłopców. 
Tymczasem Suzette opowiadała o swoich orgazmach, które przeżywała co chwila, na przykład 
chodząc w przyciasnych dżinsach, uciskających ją w kroczu. Większość dziewczyn słuchała jej 
z rozbawieniem, a także z powątpiewaniem. Niektóre – jak ja – zastanawiały się, czy coś jest 
z nami nie tak i czy przypadkiem nie jesteśmy oziębłe. Korciło mnie, by zapytać o to ciotkę 
Barbarę, ale się nie ośmieliłam. 
   

Suzette przysięgała, że podsłuchała rozmowę swojej matki i jej przyjaciółki, które 

wyznawały sobie, że do orgazmu wystarczy im samo patrzenie na zdjęcia męskich modeli. Kyra 
powiedziała mi, że matka Suzette jest „nieco luzacka”, ale kiedy ją poznałam, wcale nie 
odniosłam takiego wrażenia. Przeciwnie, o ile wiem, odnosiła się krytycznie do zachowania 
córki, do jej wyzywającego stylu i późnych powrotów do domu. Powiedziałam o tym Kyrze, lecz 
pokręciła głową, przekonana o swojej racji. 
   

– Och, przyganiał kocioł garnkowi – rzuciła. – Ta jej matka nie jest lepsza. 

   

– To samo odnosi się do ciebie – odparowałam i obraziła się na mnie. 

   

Kiedy zaczęłam czytać dziennik, jeszcze samotnie, z ekscytacją myślałam, że odkryję tam 

sekrety rodu Foxworthów i wreszcie oddzielę prawdę od plotek. Nie miałam wtedy pojęcia, że 
pamiętnik Christophera pobudzi moje zmysły. Wydawało się, że o losach dzieci na poddaszu 
powiedziano wszystko, ale nikomu nie przyszło do głowy, że pomiędzy bratem a siostrą mogło 

background image

do czegoś dojść. Ani ich matka, ani babcia nie wspominały o tym nikomu. Nie domyśliły się tego 
całe plotkarskie pokolenia, gdyż prawda została zamknięta w dzienniku. 
   

Chłopcy chętnie przyczepiają łatwym dziewczynom, pokroju Suzette, etykietkę 

nimfomanek. Takiej łatki później trudno się pozbyć. Przylgnie do człowieka jak plama i nie da 
się wywabić aż do końca szkoły. Znałam dziewczyny, które miały taką reputację, a po szkole 
poszły na studia lub do pracy i zostały w naszych stronach. Mogłam sobie wyobrazić, w jakim 
strachu musiały żyć – zwłaszcza kiedy wyszły za mąż za kogoś z innego stanu, kto nie znał ich 
przeszłości. Mogły w każdej chwili spotkać któregoś ze szkolnych kolegów – przecież nie 
wszyscy wyjechali – i drżeć, czy nie zaczną robić min i szeptać za plecami jej męża: „Twoja 
żona była popularna w szkole, wszyscy koledzy ją znali”. Niejeden związek się przez to rozsypał. 
   

Dziewczyny zawsze miały gorzej. Chłopcy, którzy zyskali sławę doświadczonych 

zdobywców i ogierów, byli podziwiani i otwarcie im zazdroszczono. Chodzili w glorii chwały, 
z dumnie wypiętą piersią, imponując młodszym dziewczynom, wpatrzonym w nich jak 
w obrazek. Obiecali, że wprowadzą je w kuszący świat zmysłów, o którym dotąd nie miały 
pojęcia. I nikt tego nie potępiał; przeciwnie – uważano, że tak powinno być i wszystko jest 
w porządku. Niechby jednak dziewczyna śmiała zaproponować coś podobnego chłopakowi! 
Zostałaby natychmiast odsądzona od czci i wiary. 
   

W tym świetle można było przypuszczać, że jeśli cokolwiek zdrożnego zaszło pomiędzy 

rodzeństwem, zapewne postarali się uciec jak najdalej i zmienili nazwiska. Przypomniał mi się 
moment, kiedy byłam z tatą w Charley’s i jeden z budowlańców opowiedział niewybredny żarcik 
o jakimś miejscowym prostaku. Miałam wtedy niespełna dziesięć lat i nie rozumiałam, czemu 
tata ostro go ofuknął za opowiadanie takich rzeczy przy dziecku. Teraz rozumiałam. W tym 
dowcipie kmiot przedstawiał komuś swoją żonę słowami: „Poznaj moją żonę i siostrę”. 
   

Ha, ha, towarzystwo rechotało, ale tata był wściekły. 

   

– Tu jest moja córka – warknął. 

   

Dawno nie widziałam go w takiej furii. Koleś aż się cofnął, mamrocząc coś pod nosem. 

Zaraz po tym wróciliśmy do domu, a kiedy w drodze zapytałam tatę, co się stało, wyjaśnił: „Po 
prostu obnażył swoją głupotę”, ale ja wciąż nic nie rozumiałam. 
   

– Słuchasz? – zapytał Kane. 

   

Musiałam się zamyślić. 

   

– Oczywiście, czytaj dalej – poprosiłam. – Zamieniam się w słuch. 

   

 

 
   

Parę dni później nagle źle się poczułem. Byłem słaby i męczyły mnie mdłości – do tego 

stopnia, że nie byłem w stanie jak zwykle wymknąć się na wyprawę po pieniądze. Martwiło mnie 
to, bo ogromnie tych pieniędzy potrzebowaliśmy. Nie podobał mi się też stan bliźniaków. Były 
dziwnie otępiałe, apatyczne, dużo spały i nie miały ochoty na zabawę. Musiałem poprosić Cathy, 
żeby poszła sama. Początkowo nie chciała, gdyż niepokoił ją mój stan, ale zapewniłem, że może 
mnie śmiało zostawić. Pod jej nieobecność chciałem spokojnie zastanowić się nad swoimi 
objawami i postawić diagnozę. Na odchodnym upomniałem ją, żeby uważała i nie dała się 
złapać. Odeszła niechętnie, a kiedy wróciła, zauważyłem, że coś ją dręczy. 
   

– Ile masz? – spytałem. 

   

– Nic, ani centa. 

   

Coś poszło nie tak, ale byłem zbyt słaby i zmęczony, aby dopytywać. Cathy chciała być 

przy mnie, czuwać nade mną i tulić mnie czule, ale ostrzegłem ją, żeby uważała, gdyż w każdej 
chwili może wejść babcia. Z ociąganiem położyła się na drugim łóżku. 
   

Czas płynął powoli i wizja ucieczki boleśnie się odsuwała, gdyż ciągle mieliśmy za mało 

background image

pieniędzy. Nie mogliśmy podbierać za dużo naraz, by nie wzbudzić podejrzeń, zwłaszcza babci. 
Gdyby nasze nielegalne wyprawy się wydały, nie skończyłoby się na chłoście. Kara z pewnością 
byłaby znacznie surowsza, tego mogłem być pewien. 
   

Znów nastało lato i Cathy przypomniała, że już trzeci rok jesteśmy w niewoli. Stan 

bliźniaków się pogarszał. Nasilały się ataki mdłości; dzieci były osowiałe, nie miały apetytu 
i przestały rosnąć. 

   

 

 
   

– Patrz – powiedział nagle Kane, obracając ku mnie dziennik, żebym zobaczyła. – Pusta 

strona. Dziwne. 
   

– Może odwrócił za szybko i nie zauważył – zbagatelizowałam. 

   

Kane pokręcił głową. 

   

– Nie sądzę. Christopher jest perfekcjonistą. 

   

– Co w takim razie mogło się stać? 

   

– Może postanowił już nie pisać. 

   

Zamarłam. A jeśli Kane ma rację? Co mogłoby sprawić, że Christopher postanowił 

zakończyć dziennik? I czy dlatego zamknął swój dziennik w metalowej kasetce, a potem ukrył, 
zamiast zabrać go ze sobą, gdy uciekł? Skoro nie zamierzał brać pamiętnika ze sobą, powinien go 
raczej zniszczyć. A jeśli pragnął, aby te zapiski znaleziono po wielu, wielu latach? Nie 
przewidział też pożaru, który odsłoni fundamenty. 
   

– Może powinniśmy przestać czytać, Kane? 

   

– Byłabyś w stanie? 

   

– Od początku miałam wrażenie, że mój tata wie znacznie więcej i dlatego wolałby, 

żebym nie czytała pamiętnika. Coś w tym jest. Lepiej jest nie tykać pewnych rzeczy. 
   

– Może kiedyś, ale dzisiaj? Malcolm Foxworth i jego żona nie żyją, a Corrine pewnie 

dalej siedzi w psychiatryku – odparł Kane. – Gdybyśmy dostarczyli ten pamiętnik prokuratorowi, 
powiedziałby zapewne: „Szkoda mojego czasu, sprawa jest przedawniona”. 
   

– Brr… – Otoczyłam się ramionami, pocierając się dłońmi. – Chyba mam dreszcze. 

   

Kane zerwał się i usiadł koło mnie. Zaczął pocierać mi ramiona i plecy, żeby mnie 

rozgrzać, a potem obsypał gorącymi pocałunkami moje czoło i policzki. 
   

– To nie są dreszcze z zimna, Kane. Chodzi o chłód w moim wnętrzu – wyznałam. 

   

– Weź głęboki oddech i wyluzuj – poradził. 

   

– Po prostu nagle zaczęłam się bać o nas oboje – odparłam. 

   

Uśmiechnął się. 

   

– Kristin, to tylko trochę zapisanego papieru. Dlaczego ma się stać coś strasznego tylko 

dlatego, że czytamy dziennik i z całej duszy współczujemy jego bohaterom? Nie istnieje coś 
takiego jak klątwa, więc nie powinnaś zachowywać się jak ci głupcy, którzy jeżdżą do Foxworth 
w Halloween, żeby przeżyć dreszcz emocji. 
   

– Gdybyśmy nie czytali dziennika, nie wyznałbyś mi swojej tajemnicy, prawda? 

   

– I co z tego? 

   

– Tu nie chodzi o zwykły, zapisany notes. To osobista, dramatyczna opowieść 

o strasznym losie rodzeństwa, w której jest coś, co przyprawia o dreszcze. 
   

– Cokolwiek czujesz, promieniuje z ciebie, z głębi ciebie, a nie z pamiętnika. I bez niego 

prędzej czy później bym ci się zwierzył, ponieważ ci ufam i zależy mi na tobie bardziej niż na 
jakiejkolwiek innej dziewczynie. Z drugiej strony ten pamiętnik jest magiczny, gdyż zbliżył nas 
do siebie, i mam nadzieję, że zbliży jeszcze bardziej. Dlatego musimy dalej czytać. Christopher 
na pewno by tego chciał. 

background image

   

Spojrzałam mu w oczy. Tak, chyba ma rację, pomyślałam. W milczeniu kiwnęłam głową. 

Uśmiechnął się i pocałował mnie, a potem znów objął i tulił przez parę minut. Wreszcie wstał 
i wrócił na fotel. 
   

Wiedziałam, że odtąd, ilekroć spojrzę na ten fotel, będę wspominała te dni, jego głos 

i losy Dollangangerów. Tata miał rację. Przedmioty, meble, pamiątki z czasem zaczynają żyć 
własnym życiem i stają się czymś więcej niż drewnem, metalem, plastikiem czy papierem. Nie 
zasługują na zsyłkę na śmietnisko albo odrzucenie w kąt. Powiedział kiedyś: „Nie chcemy 
rozstawać się z rzeczami, które dostaliśmy i które dzieliliśmy z ukochanymi osobami, bo nie 
chcemy umrzeć”. 
   

Umierasz po trochu za każdym razem, kiedy coś porzucasz, niszczysz, zostawiasz za 

sobą. Dlatego uparcie trzymał się swojej starej ciężarówki i krytykował ludzi, którzy budowali 
domy z myślą o wynajmie lub sprzedaży. Dla niego dom był nie tylko miejscem do mieszkania. 
Tu biło serce rodziny, tu wciąż unosiły się aromaty ulubionych potraw, rozbrzmiewały głosy 
i śmiechy, a czasem szloch i łzy. 
   

– Kiedy przeprowadzamy się do domu, w który mieszkali inni, wchodzimy w ich kapcie, 

nawet jeśli zrobimy kosztowny remont – powiedział mi kiedyś. 
   

– Ale sami również coś wnosimy, prawda? 

   

– Zapewne. Ale robi się tłoczno. 

   

Pomyślałam wtedy, że mój tata jest naprawdę wyjątkowy. 

   

Nabrałam powietrza. Podobnie uczynił Kane, kiedy otworzył dziennik. Przewrócił pustą 

stronę i kontynuował czytanie. 

   

 

 
   

Książka o seksie uparcie tkwiła w moich myślach. Ile razy wyprawiałem się po pieniądze, 

ciągnęło mnie, żeby znów zobaczyć tamte ilustracje. Przyznałem się do tego Cathy i opisałem jej, 
jak omal nie wpadłem w czasie ostatniej wizyty w sypialni mamy i co tam usłyszałem. Zdałem 
sobie sprawę, co mama naprawdę zrobiła i jak niewiele brakowało do wpadki. 
   

Oglądałem ilustracje z pozycjami seksualnymi, kiedy usłyszałem głosy i zrozumiałem, że 

nadchodzi mama ze swoim nowym mężem. Było już za późno, żeby uciec, więc ukryłem się 
w szafie. Słyszałem stamtąd, jak Bart Winslow narzeka, że giną mu pieniądze. O kradzież 
obwiniał służbę. Mama niezbyt się tym przejęła. Potem kłócili się, czy mają iść do teatru, czy 
zostać. Na szczęście dla mnie mama wygrała, lecz wtedy Bart Winslow opowiedział jej swój sen. 
   

– Jaki sen? – spytała Cathy. 

   

Winslow wyznał, że śniła mu się młoda dziewczyna o złotych włosach, która wślizguje 

się do ich sypialni i we śnie całuje go w usta. Podejrzewałem, że mówi o Cathy. Mina siostry 
potwierdziła moje przypuszczenia. 
   

Wpadłem w furię. Jak mogła narazić się na takie ryzyko? Uważała go za przystojnego 

i nie potrafiła mu się oprzeć? Wiedziałem, że jest sfrustrowana, ale chociaż ja też byłem, nie 
robiłem głupot. Nie miała nic do powiedzenia na swoją obronę. 
   

Szybko dokończyłem opowieść. Mama zaczęła ponaglać Barta i zaraz wyszli. A potem 

odwróciłem się od siostry i bez pożegnania wsunąłem się pod kołdrę. Długo nie mogłem się 
uspokoić. Wreszcie ochłonąłem na tyle, żeby spojrzeć w kierunku drugiego łóżka. Było puste. 
Cathy swoim zwyczajem siedziała przy oknie wpatrzona w księżyc. 
   

Cicho wstałem z łóżka i obserwowałem ją przez chwilę. Księżycowy blask podkreślał 

zarys jej piersi, płaskiego brzucha i ud, widocznych pod cienkim materiałem koszuli nocnej. 
Cathy wyczuła moją obecność i odwróciła ku mnie głowę – zmysłowa i spokojna, kusząca mnie 
swoją nową, niewinną urodą. Powiedziałem, że pięknie wygląda, gdy siedzi tak na tle okna 

background image

w nocnym blasku, jakby kąpała się w nim, naga. Nie zrobiła ruchu, żeby się zasłonić. 
   

Przez chwilę zapomniałem, że jest moją młodszą siostrą Cathy i pomyślałem o niej jako 

ponętnej młodej nimfie, kusicielce, która jest tak pewna swojego uroku, że ośmiela się podkraść 
do śpiącego mężczyzny i całować jego usta, popychana pragnieniem zaspokojenia rozbudzonych 
potrzeb seksualnych. A czy ja nie mam takich potrzeb? Nagle moją głowę wypełniła jedna, 
natrętna, powtarzająca się myśl, że Cathy była gotowa oddać się Bartowi Winslowowi, gdyby 
obudził się i jej zapragnął. I posiadłby ją na tym cholernym łabędzim łożu, a wtedy zaznałaby 
miłości innego mężczyzny – nie mojej! 
   

Narastała we mnie wściekłość. Istnieje jeden sposób pokazania jej, że błądzi. Jednym 

skokiem znalazłem się przy Cathy, chwyciłem ją i wykrzyczałem jej w twarz, że podjęła 
niepotrzebne ryzyko i łasiła się do obcego faceta. Że jest tylko moja na zawsze, a jeśli nie wierzy, 
to zaraz się przekona. Muszę przyznać, że zupełnie straciłem kontrolę nad sobą. Cisnąłem ją na 
łóżko. Przez moment się opierała, ale dość słabo, po czym nagle zaprzestała walki. 
Odwzajemniła mój pocałunek i przyjęła mnie w siebie. Ponieważ oboje byliśmy prawiczkami, 
spodziewałem się, że może nie być ani łatwo, ani przyjemnie. I tak też było, ale nie zamierzałem 
przerwać tego, co zacząłem. Cathy tłumiła krzyk, ale trzymała mnie mocno, jakby się bała, że się 
wycofam. Parłem coraz głębiej, czując, jak jej paznokcie wbijają się w moje barki. 
   

Jesteśmy przeklęci. 

   

Nasza piekielna babcia miała rację. 

   

Jesteśmy diabelskim pomiotem. 

   

 

 
   

Kane z wolna opuścił pamiętnik na kolana. Patrzył przed siebie. Było tak cicho, że 

słyszeliśmy daleki odgłos samochodowego klaksonu. Brzmiał dziwnie smutno i nostalgicznie, 
jak gęganie gęsi lecących w kluczu. 
   

Oboje lubiliśmy i podziwialiśmy Christophera Dollangangera, który opowiadał nam 

swoją historię. Chociaż nie mogliśmy zrozumieć jego wyrozumiałości dla własnej matki i ślepej 
wiary w jej obietnice, zasługiwał na podziw za wysiłki, które podejmował, aby zapewnić spokój 
i bezpieczeństwo rodzeństwu. Nie myślał o sobie, lecz o nich oraz ich przyszłości. Od początku 
rozumiał, w jak rozpaczliwym położeniu znalazła się cała czwórka. Kochał swojego ojca, ale 
miał do niego żal, że nie zadbał o zabezpieczenie losu rodziny i w konsekwencji skazał ich na 
koszmarną niewolę w Foxworth Hall. Sceptycyzm Cathy okazał się w praktyce bardziej słuszny 
niż bezkrytyczna postawa Chrisa wobec matki. 
   

Choć Kane zdawał się być w takim samym szoku jak ja po przeczytaniu tego fragmentu, 

podejrzewałam, że tego się spodziewał. Mogłabym na niego nakrzyczeć, gdyby to przyniosło mi 
ulgę. Wyrzucać mu, że nie posłuchał, kiedy ostrzegałam go przed tą pustą stroną, i prosiłam, by 
skończyć czytanie. Zakopać gdzieś ten pamiętnik. Ale w głębi serca czułam, że muszę wiedzieć, 
co było dalej. 
   

Nie rwaliśmy się do rozmowy. Po dłuższej ciszy Kane wreszcie zwrócił się do mnie. 

   

– Chce mi się pić – oznajmił. – Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą picia. 

   

Spojrzałam na zegarek. 

   

– Powinniśmy też zjeść lunch. 

   

Kiwnął głową. Żadne z nas nie chciało przyznać, że nie jesteśmy aż tak głodni, ale 

potrzebowaliśmy przerwy. Kane wstał. 
   

– Zostawię go tutaj – powiedział. 

   

Odłożył dziennik na fotel i opuściliśmy poddasze. 

   

W milczeniu zeszliśmy na dół. Żadne nie wiedziało, jak podjąć rozmowę, o którą nam 

background image

chodziło. Zamiast tego paplałam o tym, co przygotować, i w końcu ustaliliśmy, że zrobię grzanki 
z serem i pomidorami. Kane obserwował, jak sprawnie kroję pomidora w sposób, jakiego 
nauczył mnie kiedyś tata. Po chwili wyszedł do salonu i dopóki nie podałam jedzenia na stół, stał 
przy oknie i gapił się na ulicę. Nie odwrócił się, kiedy podeszłam, by powiedzieć, że grzanki są 
gotowe. Wciąż patrzył w dal. 
   

– Mój tata niecierpliwie wypatruje zimy – wyznał, nie patrząc na mnie. – Jest świetnym 

narciarzem. Moja siostra też. Ja jeżdżę sprawnie, ale nie mam fioła na tym punkcie. Mama 
uwielbia wyjeżdżać do modnych kurortów narciarskich i siedzieć przy kominku, popijając 
ulubione cosmopolitany. Oczywiście ma wspaniałe kreacje na wszystkie okazje, białe futerka 
i botki, które nie dotknęły śniegu. Tata zabrał całą rodzinę na narty, kiedy miałem sześć lat. 
Od razu wynajął dla mnie instruktora na dziecięcym stoczku, a sam pognał na wyciągi. Wtedy 
jeszcze dzieliłem pokój z siostrą, choć oczywiście mieliśmy osobne łóżka. Narzekała na to, ale 
ojciec nie widział powodu, by wydawać pieniądze na osobne pokoje dla sześciolatków. 
   

– Zgodziłeś się mieszkać w tym samym pokoju z siostrą? 

   

Odwrócił się do mnie szybko. Myślałam, że powie coś nieprzyjemnego, ale sprawiał 

raczej wrażenie, jakby moje pytanie dało mu do myślenia. 
   

– Nie miałem nic przeciwko temu. Zapewne w tamtych czasach byliśmy bardziej sobie 

bliscy niż teraz. Rozumiesz, kiedy masz sześć lat, brzydzisz się ściskać siostrę, ale teraz, kiedy 
się ściskamy, jestem o wiele bardziej świadomy jej urody. Ale… zmuszasz mnie do analizy 
swoich uczuć. 
   

– Ja? 

   

– Albo Christopher. A ty jeździsz na nartach? – zapytał, wyraźnie pragnąc zmienić temat. 

Ja też wolałam to zrobić. Te myśli były dla mnie zbyt przytłaczające. 
   

– Nie. Mój tata woli plażę i kąpiele w oceanie. Dawniej spędzaliśmy długie weekendy 

w Virginia Beach. Tata mówi, że ma za dużo ruchu w pracy i woli wypoczywać w domu. 
   

– W to akurat wierzę. 

   

– Grzanki stygną. 

   

Poszedł za mną do kuchni. Nalałam nam mleka czekoladowego. Usiedliśmy przy 

kuchennym stole i zaczęliśmy jeść. 
   

– Co tam dodałaś, że są takie pyszne? – Oblizał się ze smakiem. 

   

– Plasterek awokado zamiast masła. Według przepisu taty. 

   

– Miałby coś przeciwko temu, gdybym wprowadził się do was? – zapytał z uśmiechem. 

   

– Raczej nie, ale pod warunkiem że trzymałbyś wachtę w kuchni. 

   

– Och, zapomniałem, że on służył w marynarce. 

   

– Owszem. Ale nie ma tatuaży. 

   

Zjedliśmy grzanki, ale żadne nie wstało. Znów zapadła krępująca cisza. 

   

– Zawsze panował nad sobą, kiedy byli ze sobą sam na sam – zaczęłam wreszcie. – 

Do niczego by nie doszło, gdyby nie stracił kontroli. 
   

– Nie winię go za to – odparł Kane. – I nie jestem zgorszony. Po prostu trochę 

zszokowany. I nie mam ochoty wchodzić w głębokie psychologiczne analizy. Stało się i już. Ich 
rozwój fizyczny i seksualny przypadł w złym miejscu i w złym czasie. Co oczywiście ich nie 
tłumaczy – dodał skwapliwie. 
   

– Myślisz, że to ich zniszczyło? 

   

– Wcześniej wiele przeszli, więc mogło tak być. 

   

– Ich rodzice popełnili kazirodztwo, a oni powtórzyli ten grzech. Babcia twierdzi, że zło 

się dziedziczy. 
   

– Dziwisz się? Ona wierzy w grzech pierworodny i obarcza nim mężczyznę, choć to nie 

background image

Adam spaprał sprawę w Raju, tylko pani Adamowa. 
   

Wreszcie zdołałam się uśmiechnąć. 

   

– Jasne. Wy, chłopcy, jesteście ofiarami od samego zarania dziejów – powiedziałam 

i wzięłam się do sprzątania stołu. 
   

– Musimy dokończyć czytanie jeszcze dzisiaj, Kristin – oznajmił z naciskiem Kane. – Bo 

jeśli tego nie zrobimy, żadne z nas nie będzie w stanie zasnąć. 
   

– Wiem. – Przytaknęłam i spojrzałam na zegar. 

   

– Powinniśmy zdążyć. 

   

– Dobra, idę się umyć. Spotkamy się na górze. 

   

Szybko opłukałam naczynia i włożyłam je do zmywarki, a potem poszłam na górę do 

swojej łazienki. Narastała we mnie niecierpliwość, nie byłam w stanie dokładnie powiedzieć, 
dlaczego tak się dzieje, ale miałam chyba potrzebę pokazania Cathy i Christopherowi, że ich 
rozumiem i nie potępiam. Wchodząc na strych, ubrana jedynie w przezroczystą nocną koszulę, 
myślałam, że Kane myśli podobnie. 
   

Z drugiej strony wiedziałam, że nie jest to jedyny powód, dla którego zdecydowałam się 

na ten krok. 

   

 

 
   

Coś musi w tym być, że dziewczyna w pewnym momencie mówi: „Już czas”; że 

przychodzi moment, w którym można powtórzyć za poetą: „Układ gwiazd jest idealny”. Kiedy 
zaczynasz chodzić z chłopakiem, dobrze wiesz, że dla niego w każdym, nawet drobnym 
pocałunku, w uścisku trzymających się dłoni kryje się możliwość, która dla ciebie nie jest 
najważniejsza. We wszystkich powieściach, jakie czytałam, zwłaszcza dziewiętnastowiecznych 
i wczesnych dwudziestowiecznych, dziewczętom nawet nie wypadało myśleć tyle i tak często 
o seksie, przynajmniej do ślubu. W niektórych książkach czasów wiktoriańskich kobiety były 
przedstawiane jako istoty właściwie aseksualne. 
   

Zasada, że młoda dziewczyna powinna wszędzie chodzić z przyzwoitką, sugerowała, 

moim zdaniem, obawę, że gdyby przyzwoitek nie było, panienki szybko i zapewne ochoczo 
zeszłyby na złą drogę. Przyzwoitka miała nie tylko zważać na zachowania mężczyzn. Tajemnicą 
poliszynela było, że dziewczęta nie marzyły o niczym innym, wyłącznie o utracie cnoty. 
   

Przypomniał mi się dowcip, opowiadany kiedyś w telewizji przez komika, który 

wspominał swoją młodość i podglądanie rodziców w łóżku. Dla chłopczyka czy dziewczynki 
sama myśl o seksie była „be”. Jak części ciała, które służą do siusiania, mogą dostarczać nam 
przyjemności? Facet wspominał, że myślał wtedy: „Może tata, ale mama… nigdy w życiu!”. 
   

Doprawdy, szkoda, że dorośli, podzielający fałszywe przekonanie, że dziewczyny w tych 

sprawach myślą inaczej, nie mogli przez chwilę, jak niewidzialne duchy, pobyć z uczennicami 
w szkolnych toaletach albo w szatniach. Szybko musieliby zrewidować swoje poglądy. 
   

W tym momencie odsunęłam wszelkie wątpliwości i wahania. Może po fakcie znajdę 

powody, żeby go usprawiedliwić. Choć wiedziałam, że jeden będzie najważniejszy – kocham 
Kane’a jak nikogo na świecie i ufam, że on też mnie kocha. Głupia, romantyczna wymówka? 
Możliwe, ale skuteczna, przynajmniej w tej chwili. Kolejnym powodem, który stał wysoko 
w hierarchii moich usprawiedliwień, była obawa, że mogłabym „przekroczyć Rio Grande” 
z kimś znacznie mniej dla mnie ważnym. Wystarczyło na przykład, że na imprezie za dużo bym 
wypiła albo uległa presji własnego ciała, aby ponosić potem konsekwencje przez całe życie. Nie 
pozwolę na to, Kristin Masterwood, powiedziałam sobie twardo. Masz szansę nie dopuścić do 
takiego rozwoju wydarzeń. 
   

Poza tym ten czas były wyjątkowy. Mnie i Kane’a łączyło bardzo wiele, coraz więcej. 

background image

Odkryliśmy przed sobą tajemnice, których nie znał nikt inny i których nikomu nie zamierzaliśmy 
zdradzić, nawet naszym bliskim. Ten cud sprawił dziennik Christophera. Przebywaliśmy 
w naszym świecie na poddaszu jak w mydlanej bańce i gotowi byliśmy zrobić krok dalej, by na 
zawsze porzucić fantazje, które towarzyszyły nam od dzieciństwa. Teraz mieliśmy spojrzeć na 
świat innymi oczami, jak to zrobili nasi poprzednicy. 
   

Niemal namacalnie czułam, że podnoszę małą dziewczynkę w swoim wnętrzu, która 

czepia mi się szyi, i stanowczo odsuwam ją od siebie. Wyciągnęłam rękę do Kane’a. Ujął moją 
dłoń i zbliżył się do mnie bardzo powoli, jakby stąpał po wąskiej skalnej półce, oddzielającej 
przepaście. W jego oczach pojawił się czujny błysk. Zatrzymał się przede mną i równie powoli 
i uważnie zaczął się rozbierać, jakby się bał, że jednym zbyt szybkim ruchem może zniszczyć 
nastrój chwili. On też nie chciał, byśmy później żałowali. Na szczęście byliśmy myślącymi 
i uważnymi kochankami. Dobrze wiedzieliśmy, jakich szkód może narobić nieokiełznana, 
zwierzęca żądza. Nie zamierzaliśmy wchodzić na tę drogę. 
   

Wiedzieliśmy, że te chwile zapamiętamy na zawsze, więc celebrowaliśmy nasze 

zbliżenie, poruszając się jak w zwolnionym tempie; każdy pocałunek był dopracowany niczym 
dzieło sztuki, każde dotknięcie strategicznie przemyślane. Nie było tu miejsca na pośpiech, 
rozedrganie, improwizację. Jeszcze nie. Aby później nie mieć wątpliwości, że zrobiliśmy ten 
krok pod wpływem impulsu, gnani ślepą żądzą, byle jak, w pośpiechu. Takie postępowanie nie 
miałoby nic wspólnego z naszymi prawdziwymi uczuciami. 
   

Pamiętam, jak myślałam, że dziewczyny pokroju Suzette nigdy nie przeżyją równie 

pięknych momentów, a ich życie zostanie przez to zubożone. Nie poznają miłości od tej strony, 
nawet jeśli z czasem kogoś pokochają. Ja byłam pewna, że odtąd ideałem miłości będą dla mnie 
te chwile z Kane’em. 
   

Najdelikatniej, najsubtelniej, jak się dało, budowaliśmy swoje zbliżenie i podsycaliśmy 

zmysłowe doznania. Aż wreszcie „przekroczyliśmy Rio Grande”, bezpiecznie, gdyż Kane założył 
prezerwatywę. Nie było już we mnie małej dziewczynki. Przejście na drugą stronę odbyło się 
prawie bez bólu. Rozkoszna ekscytacja raz po raz wzbierała falą od moich piersi, poprzez szyję, 
do policzków, rozpalonych jak w gorączce. Krzycząc z radości, mimo woli pomyślałam, że 
Cathy Dollanganger nie poznała całego jej piękna. Dla niej ten moment był szalonym skokiem, 
który wyrwał ją z dzieciństwa. 
   

Łzy ciekły mi po policzkach. Kane scałowywał je i tulił mnie mocno, dopóki nie 

przestałam drżeć. Milczeliśmy. Są takie momenty w życiu człowieka, których nie ma ochoty 
roztrząsać ani analizować. Po prostu są i już. Nie kuś sumienia, myślałam. Nie mierz siebie cudzą 
miarą dobra i zła. Jeśli czujesz, że coś jest dobre, takie właśnie jest dla ciebie. Nie warto więcej 
o tym myśleć. Trzeba wierzyć w siebie i w swoje szczęście. 
   

Kane ubrał się niespiesznie i usiadł w swoim fotelu. Kiedy popatrzył na mnie 

z dziennikiem w rękach, pomyślałam, że może to wszystko mi się uroiło, może było tylko snem. 
Uśmiechnął się i przyłożył rękę do serca. Poprawiłam koszulę i wyciągnęłam się na kanapie. 
   

Wróćmy tam, pomyślałam. Czytaj. 

   

 

 
   

Po tym wyszliśmy na dach i przeprosiłem Cathy, ale moje słowa brzmiały mało 

przekonująco. Te przeprosiny były potrzebne przede wszystkim mnie, a nie jej. Kompletna utrata 
kontroli nad sobą była dla mnie szokiem. A przecież zawsze chciałem być rozważnym młodym 
człowiekiem. Jakąż arogancję wykazałem, myśląc, że zawsze będę potrafił kontrolować swoje 
emocje, uczucia, ciało. Cathy na pewno też w to wierzyła, co jeszcze spotęgowało moje poczucie 
winy. Brzydziły mnie nawet moje przeprosiny. Zapewniłem Cathy, że nie zajdzie w ciążę, choć 

background image

wcale nie byłem tego pewny. Przysięgałem, że to, co się stało, nigdy już się nie powtórzy, choć 
w głębi duszy obawiałem się, że się mylę i dopóki będziemy w tej niewoli, nie przestaniemy 
lgnąć do siebie. Był już wrzesień. Powinniśmy uciec przed nastaniem zimy. Udało nam się 
zebrać prawie czterysta dolarów i szacowałem, że jeśli ukradniemy jeszcze biżuterię mamy, 
wystarczy na nowe życie. Postanowiłem, że gdy wyrwiemy się na wolność i gdzieś się osiedlimy, 
zajmę się najpierw zdrowiem bliźniaków. To był też jeden z powodów uzasadniających pośpiech. 
   

Był listopadowy poranek. Wzięliśmy torby, żeby przynieść łup z pokoju mamy, gdyż 

powiedziała nam, że wyjeżdża na parę dni. Zima nadchodziła wielkimi krokami i lada chwila 
mógł spaść śnieg. Byłem gotowy na wszystko, ale w tym momencie zdarzyło się coś strasznego. 
   

Cory poczuł się bardzo, bardzo źle. Dostał gwałtownych torsji i bałem się, że się 

odwodni. Z początku podejrzewałem zatrucie żywnością, może skwaszonym mlekiem albo 
mięsem. Wreszcie, kiedy biedak nie miał już czym wymiotować, zasnął zmordowany pomiędzy 
Carrie i Cathy. Czuwałem całą noc. Rano wcale nie było z nim lepiej – przeciwnie, stan okazał 
się poważniejszy, niż myślałem. Kiedy babcia przyniosła jedzenie, Cathy poinformowała ją, że 
nasz braciszek jest bardzo chory. Babcia wysłuchała i wyszła bez słowa. Już chciałem wybiec 
z pokoju, by wezwać mamę, ryzykując, że wyda się sprawa z kluczem, kiedy nagle babcia 
wróciła. Za nią weszła mama. 
   

Cory oddychał z trudem, był cały rozpalony. Mama cofnęła się na jego widok i szepnęła 

coś do babci. Cathy wpadła w histerię i zaczęła na nią wrzeszczeć. Mama uderzyła ją, a wtedy 
Cathy, ku mojemu zaskoczeniu, oddała jej. Przeraziłem się, że teraz babcia ją skatuje, ale ona 
uśmiechnęła się tylko, jakby ten incydent dowodził, że jesteśmy diabelskimi dziećmi, a nasza 
mama zasłużyła sobie na takie traktowanie. Odciągnąłem Cathy na bok i błagałem, żeby się 
uspokoiła. Nie chciała. Wciąż wrzeszczała na mamę i poprzysięgła jej zemstę. 
   

Babcia Olivia znów mnie zaskoczyła, bowiem powiedziała mamie, że Cathy ma rację 

i Cory musi trafić do szpitala. Obie wyszły i wróciły dopiero wieczorem, kiedy służba poszła 
spać. Cory był w bardzo złym stanie. Moim zdaniem zapadał już w śpiączkę. Kiedy mama 
zawijała go w kocyk, Carrie rozpaczliwie krzyczała. Uspokoiła się, dopiero kiedy Cathy 
zapewniła, że może pojechać z mamą do szpitala i zostać z Corym. Próbowałem przekonać 
mamę, że jest to dobry pomysł, gdyż Cory jest bardzo związany z Cathy, lecz tylko pokręciła 
głową i zabrała dziecko. Oczywiście zamknięto nas na klucz. 
   

Tej nocy wszyscy troje zasnęliśmy przytuleni do siebie, pełni lęku o zdrowie naszego 

braciszka i własny los. 
   

Jak mam opisać, co było dalej? Siedzę i nie potrafię znaleźć słów. Ręka tak mi drży, że 

nie mogę pisać. Myśli mi się mącą. Jakbym rozsypywał się w środku, jakby moje ciało 
wywracało się na nice. Teraz Cathy wygląda, jakby była pogrążona w śpiączce. Tuli Carrie, jak 
gdyby Carrie była zrobioną z powietrza, bezcielesną lalką. 
   

Najlepiej będzie, jeśli opiszę suche fakty i nic więcej. 

   

Mama i babcia wróciły. 

   

Mama powiedziała, że umieściła Cory’ego w szpitalu. Pod innym nazwiskiem. Udawała, 

że jest jej kuzynem. 
   

Powiedziała, że zdiagnozowano ciężkie zapalenie płuc. 

   

Powiedziała, że zmarł. 

   

Że było za późno na ratunek. 

   

Mój braciszek umarł. 

   

Zapytałem o pogrzeb, a ona oznajmiła, że już się odbył. 

   

Cory odszedł na zawsze. 

   

Na tym skończyła i wyszła razem z babcią. 

background image

   

Piszę to wszystko na chłodno, bo bardzo się boję, że się rozkleję, a wtedy nie będę już 

w stanie napisać słowa. 
   

Z upiorną pewnością pojąłem, jaki los nas czeka. Carrie nie przeżyje długo bez Cory’ego. 

Czytałem o systemie odpornościowym człowieka, który może się załamać pod wpływem 
długotrwałego stresu, a wtedy wystarczy byle zarazek albo wirus, żeby zaatakowała choroba. 
Wyjaśniłem to Cathy, ale sprawiała wrażenie kogoś, kto nie rozumie, co się do niego mówi. 
   

Powiedziałem jej też, że wkrótce po raz ostatni wyjdę, by poszukać czegoś 

wartościowego, a potem uciekniemy. Muszę tylko wyczekiwać momentu, kiedy mamy na pewno 
nie będzie w sypialni. Z drugiej strony nie mogłem sobie wyobrazić, że mama wybierze się na 
jakieś przyjęcie lub bal tuż po śmierci syna. 
   

Wreszcie nadeszła odpowiednia chwila. Poprosiłem Cathy, by szykowała się do ucieczki, 

a ja w tym czasie ostatni raz wyruszę na poszukiwania. Maleńka iskierka nadziei, która pojawiła 
się w jej oczach, dodała mi sił. 
   

Doznałem szoku, kiedy wślizgnąłem się do sypialni mamy. Nie było jej, ale nie dlatego, 

że wyszła na noc lub wyjechała na kilka dni. Wyglądało na to, że opuściła to miejsce na zawsze. 
Jej toaletka była pusta, podobnie jak szuflady i szafy. Zostało w nich tylko parę 
bezwartościowych drobiazgów, ale nie dałem za wygraną. W garderobie wisiało futro z rysia, za 
duże i za ciężkie dla nas. Zostało jeszcze kilka szuflad, więc zajrzałem do nich. Zmartwiałem na 
widok zdjęcia taty, obok którego leżał pierścionek zaręczynowy mamy i jej ślubna obrączka. 
Miały swoją wartość, więc je zabrałem. Nie miałem skrupułów. Czemu miałbym je mieć, skoro 
mama porzuciła je na pastwę losu? Czyżby pragnęła odciąć się od przeszłości? A może domyśliła 
się, że okradamy ją i Barta, więc zostawiła nam to rozmyślnie? Och, jak śmieszna i żałosna była 
moja gasnąca już nadzieja, że mama wciąż nas kocha. Czy to już ostatnie podrygi mojej 
synowskiej miłości, która jeszcze niedawno wydawała mi się wieczna? Otrząsnąłem się z tych 
myśli. 
   

Za mało zebraliśmy. Podjąłem więc ryzyko i zakradłem się do sypialni babki. Drzwi 

zastałem lekko uchylone. Zajrzałem ostrożnie do środka i zobaczyłem, że babcia siedzi na łóżku, 
a jej głowa jest kompletnie łysa. Znienawidzone przez nas włosy okazały się peruką! Wyglądała 
odrażająco. W rękach trzymała Biblię. Słyszałem, jak prosi Boga, by wybaczył jej grzechy 
i wziął pod uwagę, że cokolwiek zrobiła, robiła to dla Niego. Zawsze wydawała mi się szalona, 
ale teraz przeszła samą siebie. Budziła moje współczucie, a jednocześnie nienawiść. 
   

Coraz bardziej zatroskany naszymi zbyt skromnymi zasobami, śmiało zakradłem się do 

salonu pod rotundą i dalej, do biblioteki. Tam stało biurko, które mogło należeć do dziadka. 
Wstąpiła we mnie nowa nadzieja. A nuż znajdę w szufladach jakieś pieniądze? Moją uwagę 
przyciągnął sprzęt medyczny, nieczynny i zabezpieczony osłonami, oraz puste szpitalne łóżko, na 
którym leżał tylko goły materac. Dziwne, pomyślałem, ale nie zdążyłem się rozejrzeć, bo 
dobiegły mnie obce głosy, więc błyskawicznie zanurkowałem pod kanapę. Weszła para 
służących. Mimo woli słyszałem ich rozmowę. 
   

Kiedy piszę te słowa, gardło mi się ściska i brakuje mi tchu. Muszę pisać szybko, żeby jak 

najprędzej wyrzucić to z siebie. 
   

O tym, co usłyszałem, zanim ta parka zaczęła uprawiać seks na kanapie, tuż nad moją 

głową. 
   

Nasz dziadek nie żyje. Nie żyje od prawie roku! 

   

Przed śmiercią zapisał wszystko naszej mamie, a ona nie przybiegła do nas z tą nowiną 

i nie poprowadziła nas w nowe, szczęśliwe życie. 
   

Służący wspomnieli jeszcze o akcji babci na poddaszu. Postanowiła wytruć grasujące tam 

stada myszy z pomocą arszeniku, białej substancji podobnej do cukru pudru. I nagle 

background image

z przerażeniem skojarzyłem, że ostatnimi czasy przynosiła nam pączki posypane cukrem, 
którymi się zajadaliśmy, a zwłaszcza Cory. 
   

Kiedy wróciłem i powiedziałem o tym Cathy, oniemiała. Musiałem jednak sprawdzić, czy 

to wszystko jest prawdą. Nakarmiłem oswojoną mysz Cory’ego okruszkami z pączka i, zgodnie 
z moimi przypuszczeniami, gryzoń zdechł. 
   

Czy mama wiedziała, że jemy zatrute ciastka, które powoli nas zabijają, tak jak zabiły 

Cory’ego? Skazała nas na cierpienie w tym więzieniu o rok za długo i godziła się na naszą 
śmierć! 
   

Postanowiłem, że uciekniemy następnego ranka. Ustalaliśmy szczegóły, gdy pojawiła się 

babcia. Cathy obawiała się, że zaczęła coś podejrzewać. Ale Olivia zostawiła nam jedzenie 
i wyszła, zamykając drzwi. Nie mieliśmy czasu myśleć o niej. Najważniejsza była ucieczka. 
Postanowiliśmy zabrać w plastikowej torebce próbki zatrutych pączków wraz z martwą myszą. 
Gdyby złapała nas policja, opowiedzielibyśmy swoją historię i przedstawili dowody. 
   

A jednak, wbrew wszystkiemu, jakąś cząstką siebie nadal wierzyłem, że istnieje 

przekonujące wyjaśnienie tego, co mama nam zrobiła czy też pozwalała, żeby nam robiono. 
Nienawidziłem siebie za czepianie się tej głupiej nadziei. Zasypiałem pełen złości, że zachowuję 
się jak mały chłopiec, kiedy powinienem stać się mężczyzną i przyjąć do wiadomości straszną 
prawdę, że nasza rodzona matka dba wyłącznie o siebie, my jej nie obchodzimy. 
   

Plan ograniczał się do wyjścia z domu i dotarcia na stację. Dalej nasza wyobraźnia nie 

sięgała. Pociąg miał nas po prostu wywieźć jak najdalej od tego miejsca i tego koszmaru, 
ku niejasnej, lecz świetlanej przyszłości, w której będziemy zdrowi i szczęśliwi, w której spełnią 
się nasze marzenia. A kiedy już to się stanie, nasze przeżycia z dnia na dzień będą blakły, aż 
staną się zatartym wspomnieniem, które można pogrzebać głęboko w pamięci i udawać, że to był 
jedynie zły sen. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że mama dla nas umarła, tak jak tata. Ale czy 
potrafię? A Cathy? 
   

Spałem bardzo krótko. Teraz Cathy ubiera Carrie, a ja kreślę ostatnie zdania swojego 

dziennika. Zaraz schowam go do metalowej kasetki. Widzę, że zamyka się automatycznie 
w momencie, w którym zatrzaśnie się wieko. Nigdzie nie znalazłem klucza. 
   

Piszę te słowa, wiedząc, że dziennik nie należy już do mnie, tylko do tego poddasza. 

   

Tak jak należała do niego czwórka dzieci, które ufały i miały nadzieję. I trójka, która 

ocalała. 

   

 

 
   

Kane zamknął dziennik. Płakaliśmy oboje. 

   

Objął mnie i tuliliśmy się przez chwilę na kanapie. 

   

A potem wstaliśmy w milczeniu, poukładaliśmy rzeczy na strychu i wyszliśmy stamtąd. 

Cicho zamknęłam za nami drzwi. Miałam świadomość, że to miejsce na zawsze już będzie dla 
mnie inne. Pomyślałam, że za jakiś czas przejrzę ubrania mamy i może zostawię sobie kilka, na 
pewno tamtą wieczorową sukienkę, a w sprawie reszty namówię tatę, żeby trafiła do organizacji 
dobroczynnej. 
   

Zrozumiałam, że czas rozstać się z rzeczami, które przypominają o mamie. Muszę 

przekonać tatę, że na zawsze pozostanie ona w naszej pamięci i rekwizyty wspomnień są już 
zbędne. Czułam, że tym razem przyzna mi rację. Zapewne sam myślał podobnie, czekał tylko, aż 
ja będę gotowa. 
   

– Spróbujmy dzisiaj być razem jak najdłużej – powiedział Kane, kiedy wchodziliśmy do 

mojego pokoju. – Pojedziemy do jakiegoś lokalu, gdzie jest fajna muzyka i ruch. Proszę – dodał 
błagalnie. – Mówiłaś, że twój tata nie wróci na kolację. 

background image

   

– Dobrze. 

   

Ja też nie chciałam być dzisiaj sama. 

   

Myłam się, ubierałam i czesałam, cały czas myśląc o dzienniku. Obiecałam tacie, że 

oddam mu notes, kiedy skończę czytać. Nie miałam pojęcia, czy go zniszczy, czy schowa, żadna 
z tych opcji mi się nie podobała. 
   

Gdzie jest teraz miejsce dziennika Christophera? 

   

Na pewno nie w moim pokoju. 

   

Nie przypuszczałam, że najbliższe tygodnie przyniosą odpowiedź. 

   

1 William Szekspir, Hamlet, przekład Józefa Paszkowskiego. 

   

background image

   

 

 

   

EPILOG 

 
   

Wszyscy w szkole myśleli już tylko o przerwie świątecznej. Szkoda mi było nauczycieli. 

Im bliżej do Gwiazdki, tym trudniej im było skupić naszą uwagę na temacie lekcji. Podczas 
przerw korytarze bardziej niż zwykle tętniły gwarem i ruchem. Wielu uczniów z mojej klasy 
wybierało się na ferie na Florydę lub w inne ciepłe miejsca, ale większość spędzała rodzinne 
święta w Charlottesville. Nauczyciele też nie mogli się doczekać ferii i swojego tradycyjnego 
balu. Ludzie chętniej niż zwykle otwierali serca dla potrzebujących, a różnej maści grzesznicy 
mogli liczyć na wybaczenie i odpuszczenie win. 
   

Wszystkie moje przyjaciółki, a zwłaszcza Suzette, zauważyły moją większą zażyłość 

z Kane’em. Świadczyły o tym wymowne objawy, jak trzymanie się za ręce i siadanie obok siebie 
przy każdej okazji. Szeptaliśmy i dotykaliśmy się czule. Potajemnie wymienialiśmy szybkie 
pocałunki. Najchętniej w ogóle byśmy się nie rozstawali. 
   

Oczywiście to Suzette pierwsza zasugerowała, że „przekroczyłam Rio Grande”. Reszta 

dziewczyn czekała w napięciu, aż to potwierdzę. Nie musiałam nic robić ani mówić. Moje 
milczenie wystarczyło, aby pojawiły się zazdrosne uśmieszki. Dziewczyny wyczuły, że połączyło 
nas głębokie, prawdziwe uczucie. Tak silne, że przestaliśmy się bać końca szkoły i początku 
nowej, studenckiej epoki, choć przecież niejeden szkolny romans nie wytrzymał rozłąki. 
Z drugiej strony fascynowała mnie przyszłość. I wiedziałam, że wspólne przeżycia, które nas 
połączyły, mają wielką siłę. 
   

Bardziej zazdrosne przyjaciółki nie omieszkały mi przypomnieć o zagrożeniu. Co chwila 

słyszałam: „Kane pozna mnóstwo nowych dziewczyn, a ty wielu nowych chłopaków”. 
   

– Też mi groźba. – Wzruszyłam ramionami, aby nie dać im satysfakcji. 

   

Pomimo tylu zmian i emocji egzaminy zdałam śpiewająco, wyprzedzając o parę długości 

Theresę Flowman. Tym samym stałam się główną kandydatką do wygłoszenia pożegnalnego 
przemówienia w imieniu wszystkich absolwentów. Musiałabym zrobić coś naprawdę strasznego, 
żeby to zepsuć. W zasadzie była tylko jedna rzecz, która potrafiła mnie wytrącić z równowagi – 
rosnące zaangażowanie taty w związek z Laurą Osterhouse. Spotykali się często i wiele razy 
gościła u nas na kolacji. Rozmawiałam o tym przez telefon z ciotką Barbarą i dzięki jej pomocy 
stopniowo zaczęłam się oswajać z myślą, że w życiu mojego taty pojawiła się inna kobieta. 
Z czasem zaczęliśmy wychodzić we trójkę, a raz tata nawet zażartował, aby zaprosić 
Kane’a i umówić się na podwójną randkę. 
   

Codziennie czekałam, że tata zapyta mnie o dziennik, lecz, o dziwo, nie pytał. Może 

uznał, że lektura mnie znudziła, i postanowił nie budzić licha. Od czasu do czasu Kane wracał do 
tego tematu. Kręciłam wtedy głową. 
   

Budowa nowego Foxworth postępowała wielkimi krokami. Z zewnątrz budynek był już 

gotowy, w środku trwały prace wykończeniowe. Tata idealnie zaplanował ten etap przed 
pierwszym śniegiem. Był teraz znacznie bardziej zapracowany i jeszcze więcej czasu poświęcał 
budowie. Mówił też, że zamierza powiększyć firmę i konsultował się z księgowymi, prawnikami, 
a także prowadził rozmowy z dwoma inwestorami. Widziałam, że Laura bardzo mu w tym 
pomaga. Z zapałem omawiali różne opcje i pomysły. W życiu obojga pojawiły się nowe 
perspektywy. W tej sytuacji moja zazdrość byłaby wręcz niestosowna. Zresztą, dziennik 
Christophera nauczył mnie, że trzeba się cieszyć radością tych, których kochamy, nawet jeśli nie 
dzielimy z nimi tej radości. Prawdziwa miłość oznacza nadzieję, że ukochana osoba będzie 
szczęśliwa nie tylko z tobą, ale również bez ciebie. 

background image

   

W ostatni weekend przed feriami tata zadzwonił do mnie z budowy i poprosił, żebym 

przejrzała dla niego papiery, które poprzedniego dnia zostawił na biurku. Miałam podać mu 
sumę, na którą opiewała faktura za płytki podłogowe. Przytrzymywałam słuchawkę ramieniem, 
grzebiąc w stosie papierów, aż znalazłam właściwy dokument i podałam mu kwotę. 
   

Gdy układałam papiery w porządny stosik, zauważyłam napisany ręcznie list. Była to 

pojedyncza kartka, ale od razu zrobiłam się czujna, gdyż nadawcą okazał się doktor West. 
W krótkim tekście przypominał, że dla przyszłego mieszkańca tego domu bardzo istotna jest 
sprawa podjazdów, które „mają prowadzić do wszystkich drzwi wejściowych, nie tylko od 
frontu”. Ponieważ wcześniej nakazano zamontowanie windy na piętro, wywnioskowałam, że 
tajemniczy właściciel musi być człowiekiem niepełnosprawnym, poruszającym się na wózku 
inwalidzkim. A potem zauważyłam jeszcze jeden interesujący szczegół – dopisek „CC: William 
Anderson z małżonką” pod podpisem doktora Westa. 
   

Pochyliłam się nad biurkiem ojca i jeszcze raz przejrzałam pocztę. Po chwili znalazłam 

kolejny list od doktora Westa, tym razem bardziej oficjalny, z firmowym nagłówkiem. Jak się 
okazało, miał gabinet w Richmond. Kiedy zjawił się Kane, opowiedziałam mu o wszystkim. 
   

– Co to może znaczyć? – zapytał, marszcząc czoło. – Że dom jest budowany dla tego 

lekarza, a nie dla Arthura Johnsona, który pojawił się na początku? Albo dla członka jego 
rodziny? 
   

– Nie wiem, ale miałeś rację co do Arthura Johnsona. Od początku nie był właścicielem. 

   

Powiedziałam mu o niedawnym odkryciu taty, z którego wynikało, że właściciel nowego 

Foxworth Hall jest powiązany z funduszem hedgingowym, zarządzanym przez Arthura Johnsona. 
Tyle wiedzieliśmy. Posiadłość i teren wokół domu miały diametralnie się różnić od dawnego 
Foxworth Hall, więc ani tata, ani ja nie zgłębialiśmy tej sprawy. Kane wiedział, jak bardzo mój 
ojciec pragnął zepchnąć w niepamięć wspomnienie o Foxworth Hall. Opowiedziałam mu, jak tata 
został przedstawiony doktorowi Westowi, i wspólnie doszliśmy do wniosku, że musiał to być ten 
sam psychiatra, który opiekował się Corrine w klinice, do której trafiła po pierwszym pożarze. 
   

– Tata od razu coś podejrzewał, gdyż doktor West znał rozkład i wygląd pierwszego 

Foxworth Hall. Być może Corrine opisywała mu dom podczas terapii. 
   

– Rozumiem. Według ciebie West jest prawdziwym właścicielem? 

   

– Nie. Inicjały CC pod jego podpisem świadczą, że i on działa w czyimś imieniu… tego 

Williama Andersona. 
   

– Czekaj… ale dlaczego tak się tym interesujemy? – spytał Kane. 

   

– Może to nie jest prawdziwe nazwisko? 

   

– Masz kogoś na myśli? 

   

– A jeśli Christopher junior postanowił wrócić do Charlottesville? Może w wyniku 

jakiegoś wypadku porusza się na wózku? 
   

Kane popatrzył na mnie wielkimi oczami. 

   

– Sądzisz, że to prawdopodobne? 

   

– Nie wiem, ale musimy sprawdzić – odparłam. – Tatę od początku irytowały te 

niedomówienia dotyczące tożsamości prawdziwego kupca i prawdziwego właściciela. Pomyśl, 
ile trudu musiano sobie zadać, żeby ukryć ich nazwisko. Najpierw wydaje się, że za całą 
inwestycją stoi Arthur Johnson. Taki był przeciek do prasy. I niby wszystko się zgadza – facet 
jest bogaty, interesuje się budową, dyskutuje o planach. Potem mój tata odkrywa, że stoi za nim 
fundusz hedgingowy, a jego zarządca trzyma się w cieniu. I oto nagle, kiedy wszystko zmierza 
ku końcowi, pojawiają się nowe decyzje i poprawki do planu. A na scenę wchodzi doktor West, 
z którym od tej pory tata musi ustalić montaż windy i ramp podjazdowych. Przy czym, żeby 
jeszcze bardziej zamotać sprawę, do gry wchodzi nowa postać… ten Anderson. 

background image

   

Kane zadumał się na dłuższą chwilę, po czym wreszcie skinął głową. 

   

– Co teraz? – zapytał. 

   

– Nie powiem nic tacie, jak się domyślasz. We wtorek są ostatnie lekcje przed feriami, 

wtedy zaczniemy działać. Proponuję wycieczkę do Richmond. Sprawdzimy doktora Westa. 
   

– Wątpię, abyśmy czegoś się od niego dowiedzieli. Za to z pewnością wygada twojemu 

tacie, że byliśmy u niego – stwierdził Kane. 
   

– Trudno, zaryzykujemy. Jeśli teraz powiem ojcu, prawdopodobnie wyda zakaz 

zajmowania się tą sprawą, a wtedy będę musiała wyznać, co wyczytałam w dzienniku razem 
z tobą. 
   

Znów się zastanowił, a potem obdarzył mnie tym swoim olśniewającym, firmowym 

uśmiechem Kane’a Hilla i nieodłącznym wzruszeniem ramion. 
   

– Mam pomysł – oświadczył. – Udasz pacjentkę, wtedy nawiążesz z nim bezpośredni 

kontakt – dodał ze śmiechem, ale zaraz zamilkł, widząc moją minę. – Dobra, inaczej. Zjawimy 
się tam razem. Wiem, że to zwariowany pomysł, ale… może my naprawdę potrzebujemy 
psychiatry? 
   

– Jednak… 

   

– Nie, Kristin. Zrobimy to razem. Za daleko już zaszliśmy. Musimy zgłębić tę historię do 

końca. 
   

Byłam tym wszystkim strasznie przejęta, poza tym gryzło mnie poczucie winy, że 

dopuściłam kogoś do dziennika wbrew zakazowi taty. Bałam się, że wyczyta zdradę z mojej 
miny i zacznie mi zadawać niewygodne pytania. Chciałabym tego uniknąć. Postanowiłam, że we 
wtorek po szkole po prostu pojadę do Richmond, a dopiero potem wszystko tacie opowiem. 
   

Na szczęście był bardzo zajęty zarówno budową, jak i Laurą. W pośpiechu wspomniał coś 

o planach na Boże Narodzenie i wizycie cioci Barbary. Mało tego, okazało się, że wujek Tommy, 
który wybierał się na Karaiby, do willi swojego producenta filmowego, najprawdopodobniej 
zajrzy do nas po drodze. Od razu oznajmiłam, że oddam mu na jedną noc swoją sypialnię, aby 
nie musiał spać na kanapie w salonie, ale tata dodał ze śmiechem, że Tommy przywiezie swoją 
najnowszą hollywoodzką przyjaciółkę, więc zatrzymają się w hotelu w Charlottesville. Był tak 
podekscytowany i radosny, jakim nie widziałam go od lat. 
   

A ja miałam go wkrótce dobić swoim wyznaniem. 

   

 

 
   

Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od znalezienia dziennika w ruinach Foxworth 

Hall wynoszę go z domu. Kane przyjechał po mnie rano i ukryliśmy notes pod przednim 
siedzeniem auta. Martwiłam się o niego na wszystkich lekcjach, jak gdybym zostawiła tam 
portfel i ktoś mógł się włamać do samochodu. Usiłowałam cieszyć się świętami i feriami, by nie 
wyróżniać się z tłumu, ale nie mogłam się doczekać, kiedy wyjedziemy z Kane’em na autostradę 
do Richmond. Serce biło mi szybciej, ilekroć spoglądałam na zegar. Przyjaciółki dopytywały, 
czemu jestem taka spięta, a ja tłumaczyłam, że nie jestem spięta, tylko przejęta wizytą ukochanej 
cioci i wuja, których razem widuję bardzo rzadko. Rzeczywiście, ostatnio widzieliśmy się w tym 
składzie na pogrzebie mamy. 
   

Wreszcie lekcje się skończyły i wyruszyliśmy do Richmond. 

   

– Co powiesz temu psychiatrze? – zapytał nagle Kane. 

   

– Prawdę – odparłam. – Powiem, czego się dowiedziałam z dziennika. Dodam, że bardzo 

mi zależy, aby zwrócić dziennik Christopherowi juniorowi. 
   

– A jeśli doktor West nie zechce nas przyjąć? 

   

– Będziemy okupować wejście do jego gabinetu – zapowiedziałam buńczucznie. 

background image

   

Kane z uśmiechem kiwnął głową. 

   

– Dobrze. Powiedzmy, że nas wpuści, wysłucha cię i poprosi o dziennik, żeby przekazać 

go komu trzeba. Co wtedy? – zapytał. 
   

– Nie dam mu. Nie ufam nikomu poza nami. Jeśli będzie nalegał, zagrożę, że opowiem 

prasie o dziwnych właścicielach Foxworth Hall. Jestem pewna, że tego wolałby uniknąć. 
   

– Wtedy już na pewno zadzwoni do twojego ojca. 

   

– Zobaczymy – odparłam, kryjąc drżenie. 

   

GPS gładko doprowadził nas do gabinetu doktora Westa. Mieścił się on w budynku 

biurowym przy Bremo Road. Zaparkowaliśmy, a Kane zerknął na mnie niepewnie. 
   

– Masz jeszcze chwilę, żeby się zastanowić, czy naprawdę chcesz to zrobić – oznajmił 

z powagą. – Jeśli tam pójdziesz i powiesz wszystko doktorowi, twój tata najprawdopodobniej się 
dowie. A przecież wiem, co was łączy i jak trudno byłoby mu przyjąć prawdę. 
   

– Chcę – odparłam cichym, udręczonym głosem, przyciskając dziennik do piersi, jak ktoś 

wierzący mógłby przyciskać Biblię. – Myślę, że tata prosił mnie, bym nie czytała pamiętnika, 
aby mnie ustrzec przed wielką odpowiedzialnością i zobowiązaniem. To prawda. Jesteśmy to 
winni Christopherowi, Kane. On musiał wiedzieć, że ktoś pozna kiedyś ich historię. Jeśli 
rzeczywiście William Anderson jest Chrisem, powinniśmy spełnić jego niewypowiedziane 
życzenie. Nie musisz iść tam ze mną, skoro nie jesteś pewien. 
   

– Żartujesz, nie puszczę cię samej. Chodźmy – powiedział. 

   

Wysiadłam, choć walczyłam z niepewnością. Podeszliśmy do wejścia i upewniliśmy się, 

czy na pewno w tym budynku mieści się gabinet doktora Westa. W holu, obwieszonym 
bożonarodzeniowymi dekoracjami, stała oczywiście choinka. Ludzie wchodzili i wychodzili, 
emanując wesołym, świątecznym nastrojem, radośnie składali sobie życzenia. W windzie Kane 
wziął mnie za rękę. W milczeniu patrzyliśmy na zmieniające się piętra. 
   

Recepcja doktora również tonęła w świątecznych dekoracjach. Małe drzewko stało na 

stoliku po prawej. W niewielkim, ale miłym pomieszczeniu, ze ścianami wyłożonymi boazerią 
z jasnego dębu, stał wygodny komplet wypoczynkowy, obity sztuczną skórą; podłoga z płytek 
była dla kontrastu ciemnobrązowa, a na stoliku do kawy leżał stosik modowych i rozrywkowych 
magazynów. Wnętrze wcale nie wyglądało na poczekalnię w klinice psychiatry, gdzie trafiają 
ludzie z poważnymi problemami. 
   

Recepcjonistka, kobieta po sześćdziesiątce, miała krótkie, brązowe włosy przyprószone 

siwizną, łagodne orzechowe oczy i ciepły uśmiech babuni. Była prawie nieumalowana, ale 
różowe policzki, jakby przyszła z mrozu, nie potrzebowały makijażu. Miała na sobie niebieski 
kardigan i białą bluzkę ze śliczną kameą, przypiętą nad prawą piersią. Moim zdaniem była 
wprost idealną recepcjonistką dla psychiatry, pełną przyjaznego ciepła i życzliwego spokoju. 
Przynajmniej w moich oczach. Przed nią na ladzie stała miseczka ze świątecznymi cukierkami 
dla wszystkich. 
   

– Witam – powiedziała. – W czym mogę pani pomóc? 

   

– Musimy porozmawiać z doktorem Westem – oznajmiłam z naciskiem. 

   

– Nie była pani umówiona. 

   

– Wiem. Przyjechaliśmy z Charlottesville. 

   

– Rozumiem, ale to nie zmienia postaci rzeczy. Może jest pani krewną kogoś z pacjentów 

doktora? 
   

Spojrzeliśmy na siebie z Kane’em. 

   

– Owszem, choć daleką – przyznałam. – Ale nie o rodzinne sprawy chodzi. To bardzo 

ważna sprawa, proszę mi uwierzyć. Kiedy pan doktor się dowie, o co chodzi, z pewnością nas 
przyjmie. 

background image

   

Recepcjonistka uniosła brwi. 

   

– Doktora jeszcze nie ma – poinformowała. – Jedzie tu ze szpitala. 

   

– Możemy zaczekać? 

   

Zerknęła do rejestru. 

   

– Ma pacjenta. 

   

– Zajmiemy mu tylko kilka minut – zapewniłam. 

   

– Dobrze, w takim razie zaczekajcie – powiedziała ze zniecierpliwionym westchnieniem. 

Nagle wydała mi się znacznie mniej empatyczna i dużo bardziej sztywna. 
   

– Dziękuję pani. – Usiadłam na kanapie. Widziałam, że popatruje na mnie z ciekawością, 

bo cały czas kurczowo przyciskałam do piersi stary notes. Może naprawdę doszła do wniosku, że 
potrzebuję szybkiej interwencji psychiatrycznej. 
   

Kane przeglądał kolorowe czasopisma. Recepcjonistka pochyliła głowę nad papierami, 

ale od czasu do czasu zerkała na nas kontrolnie. 
   

Wreszcie, po dwudziestu minutach, do poczekalni wszedł doktor West. Był wysokim 

i bardzo szczupłym szatynem. Miał ciemne, wypielęgnowane wąsy, a gęste włosy przyprószone 
siwizną. Oceniłam jego wiek na sześćdziesiąt pięć lat. Ubrany był w ciemnoniebieski garnitur 
i szary krawat. Kiedy nas zobaczył, jego wąskie wargi ściągnęły się w zaintrygowanym 
uśmiechu. Spojrzał pytająco na recepcjonistkę. 
   

– Tym dwojgu młodym ludziom bardzo zależy na spotkaniu z panem – poinformowała go 

przepraszającym tonem. – Nie wiem, o co im chodzi. Nie przedstawili się. 
   

Krzaczaste brwi wygięły się jak dwie gąsienice żerujące na kapuście. 

   

– Czym mogę państwu służyć? – zapytał. 

   

Dobry znak, skoro nie ukrył się natychmiast w czeluściach gabinetu. 

   

Popatrzyłam na Kane’a, na recepcjonistkę, a potem przeniosłam spojrzenie na doktora. 

   

– Mój ojciec nazywa się Burt Masterwood – oznajmiłam z nadzieją, że to przyciągnie 

jego uwagę. Nie przeliczyłam się. 
   

– On cię tu przysłał? 

   

– Nie, proszę pana. To nie ma nic wspólnego z budową nowej posiadłości. 

   

Kiwnął głową i wskazał gestem gabinet. Ruszyliśmy za nim. 

   

Zamknął drzwi i zaprosił nas, abyśmy usiedli na wygodnej kanapie – tym razem 

wykonanej z prawdziwej, złocistobrązowej skóry. Położył teczkę na biurku z czereśniowego 
drzewa, na którym panował nienaganny porządek, po czym zasiadł w bliźniaczym biurowym 
fotelu na kółkach i podjechał bliżej do nas. 
   

W życiu nie miałam do czynienia z psychiatrą, a Kane również nie wspominał, że on albo 

ktoś z jego rodziny chodził na terapię. Jego ojciec z pewnością znał wielu lekarzy, w tym także 
psychiatrów. I dawał im upusty na samochody. Doktor West odchylił się w fotelu z miną sfinksa. 
Cokolwiek o nas myślał, nie pokazał tego po sobie. Sprawiał wrażenie zrelaksowanego 
i chętnego do rozmowy. Miałam wrażenie, że nie jest zaskoczony moim przybyciem. 
   

– Słucham, zatem o co chodzi? – zapytał, splatając długie palce na płaskim brzuchu. 

Pomyślałam, że regularnie uprawia jogging albo gra w tenisa. 
   

Zaczęłam od początku, od znalezienia na budowie kasetki z pamiętnikiem. Wyjawiłam, 

kto był autorem, i pokrótce streściłam zawartość notesu. Wyraz jego twarzy zmieniał się 
nieznacznie w newralgicznych momentach mojej narracji, zwłaszcza gdy mówiłam o otruciu 
Cory’ego oraz kłamstwach, jakimi Corrine i jej matka karmiły uwięzione dzieci. 
   

Kiedy skończyłam, wyprostował się lekko, a w jego spojrzeniu pojawił się stalowy błysk. 

   

– Dlaczego przyjechałaś do mnie z tym dziennikiem, zamiast dostarczyć go policji? 

   

– Uważamy, że nie my powinniśmy to zrobić – odparłam. 

background image

   

– Powtarzam, dlaczego przyjechałaś z tym do mnie? 

   

– Pan leczył Corrine Foxworth przez jakiś czas, od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego 

drugiego roku – odparłam bez wahania. 
   

– Skąd wiesz? 

   

– Po prostu wiem. Czy to ważne? – żachnęłam się. 

   

Nie chciałam, aby myślał, że powiedział mi o tym tata. Uświadomiłam sobie nagle, że 

tata wie znacznie więcej i nie podzielił się tą wiedzą ze mną. 
   

Na chwilę zapadła cisza. Spojrzenie doktora przesuwało się niespiesznie ode mnie do 

Kane’a i z powrotem. 
   

– W tamtym domu nagromadziły się pokłady cierpienia i nieszczęścia. Chyba nadszedł 

moment, aby na zawsze pogrzebać pamięć o tamtych czasach. Łącznie z dziennikiem. – Wskazał 
ruchem brody na notes, który ściskałam w dłoniach. 
   

– Być może, ale to nie nasza rola – odparłam. 

   

– Corrine Foxworth umarła dawno temu w tragicznych okolicznościach. Niestety, nie 

wiem nic więcej o niej ani o dalszych losach jej dzieci. 
   

Jako świetna uczennica i przyszła maturzystka miałam prawo do wysokiej samooceny, ale 

oskarżenie renomowanego psychiatry, że kłamie, zakrawało na arogancję. Jednak instynkt 
podpowiadał mi, że się nie mylę. 
   

– Chciałabym przekazać ten pamiętnik Christopherowi juniorowi, synowi Corrine – 

oświadczyłam, jakbym nie usłyszała jego słów. – I liczę na pańską pomoc. 
   

West pokręcił głową. 

   

– Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Obawiam się, że tracicie czas. – Zerknął na zegarek. – 

Muszę się przygotować do wizyty kolejnego pacjenta. – Odsunął fotel i wstał. 
   

Spojrzałam na Kane’a. Miał to wypisane na twarzy. Nie udało się. Wrócimy do domu 

z niczym. My też wstaliśmy. Doktor West okrążył biurko, a Kane podszedł do drzwi. Zanim 
zdążył przekręcić klamkę, odwróciłam się do Westa. 
   

– W takim razie przekażę ten pamiętnik Williamowi Andersonowi – wypaliłam. – Pan 

wie równie dobrze jak ja, że przyjmie go z radością. Kiedy dziennik trafi w jego ręce, owe 
pokłady cierpienia i nieszczęścia, jak się pan wyraził, zostaną pogrzebane. Myślę, że on by tego 
pragnął. Aby męki tych dzieci nie poszły na marne. 
   

Doktor West patrzył na mnie przez chwilę. Wstrzymałam oddech. 

   

– Twój ojciec wie, że tu jesteś? – zapytał. 

   

– Nie. 

   

– To była nasza wspólna inicjatywa – wtrącił Kane. – Dla nas ten pamiętnik bardzo wiele 

znaczy. 
   

West z wolna pokiwał głową. 

   

– Zamknij drzwi – nakazał. 

   

 

 
   

Zaczęliśmy rozmawiać dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się już daleko od kliniki, ale 

nawet wtedy wymieniliśmy jedynie uwagi dotyczące trasy i adresu. Żadne z nas nie było 
przygotowane na szczegóły, które zdradził nam doktor West. Zrozumiał, że pamiętnik musi być 
wyjątkowy, skoro jesteśmy tak zdeterminowani, i to zapewne skłoniło go do szczerości. Myślę, 
że chciał też, abyśmy spojrzeli na sprawę Foxworth Hall w szerszej perspektywie, gdyż znaliśmy 
wyłącznie punkt widzenia Christophera. Nie wiedzieliśmy, co działo się z Corrine po pierwszym 
pożarze. Nie zamierzałam jej współczuć, ale musiałam przyznać, że matka potraktowała ją podle. 
   

Doktor West opisywał, jak Olivia kazała zrobić replikę szkieletu dziecka i włożyła ją do 

background image

kufra, wmawiając córce, że jest to szkielet jej otrutego syna. Według doktora te wydarzenia 
spowodowały u Corrine zaburzenia psychiczne. 
   

Dojechaliśmy do celu. Kane wyłączył silnik i siedzieliśmy jeszcze chwilę, oglądając dom. 

Do wejścia dobudowano podjazd dla wózka inwalidzkiego. Dzięki tacie znałam się nieźle na 
architekturze, więc szybko rozpoznałam styl neokolonialny, z mansardowym dachem, gankiem 
wspartym na smukłych kolumnach i wykuszowych, wielodzielnych oknach. Drzwi i okna zostały 
oblicowane białym kamieniem. W porównaniu z innymi domami na tej eleganckiej ulicy 
budynek był niewielki, ale też nie należał do najskromniejszych. Na podjeździe stał 
ciemnozielony van. Żaluzje we wszystkich oknach były rozsunięte – pewnie po to, by wpuścić do 
wnętrza jak najwięcej popołudniowego słońca. 
   

Zauważyłam wahanie Kane’a. Doktor West nie ukrywał, że William Anderson nie wie 

nawet dziesięciu procent tego, co my. 
   

– Uznałem, że nie mam prawa odmawiać mu dostępu do tej wiedzy – oznajmił doktor. – 

Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę podróż, którą odbył, i cierpienia, jakich doznał. A także 
trudności ze zrozumieniem siebie i tego, co się z nim stało, oraz świadomość, co musieli czuć 
jego brat i siostry. Dlatego powiem wam, gdzie możecie go znaleźć. Ostateczna decyzja należy 
do was. Czy tego chcecie, czy nie, staliście się częścią tej historii. Proszę, byście uszanowali jego 
potrzebę pozostania anonimowym. 
   

Solennie zapewniliśmy go, że tak się stanie. 

   

– Dziwne – dodał z uśmiechem – ale głównym powodem, który zadecydował o jego 

powrocie do Foxworth Hall, był obraz wyryty w jego umyśle – widok z okna na poddaszu. Nie 
pomnę już, ile razy mi go opisywał. 
   

– Zupełnie jak mój tata. On też musi mieć sypialnię z ładnym widokiem z okna – 

powiedziałam, kiwając głową. 
   

– No właśnie. 

   

Nie zamierzałam negować intuicji psychiatry, ale moim zdaniem coś innego musiało 

przyciągać tego człowieka do Foxworth Hall. 
   

Przyznałam, iż mój ojciec nie wie, że czytałam pamiętnik razem z Kane’em i że dotarłam 

do końca, a tym samym złamałam daną mu obietnicę. 
   

– Ale wyznam mu prawdę we właściwej chwili – zaznaczyłam. 

   

Doktor West zastanawiał się chwilę, po czym wzruszył ramionami. 

   

– W moim gabinecie obowiązuje dyskrecja – oznajmił. – Dzisiaj, z powodów, które 

uznałem za słuszne, uczyniłem wyjątek od tej zasady. Naturalnie wszystko, o czym tu 
mówiliśmy, pozostanie w tym gabinecie. 
   

Byłam mu za to wdzięczna. 

   

Nie miałam wątpliwości co do natury tych „słusznych” powodów, dla których naruszył 

tajemnicę lekarską. Prowadząc terapię Corrine Foxworth, musiał dowiedzieć się rzeczy, które 
w jakiś sposób skłoniły go do przekroczenia dystansu pomiędzy lekarzem a pacjentem, 
a w konsekwencji do wyświadczenia przysługi Williamowi Andersonowi. 
   

– Jesteście naprawdę niezwykli – powiedział doktor West na pożegnanie. 

   

– Ona jest niezwykła – poprawił go Kane. – Ja tylko jej kibicuję. 

   

Doktor West się roześmiał. 

   

– Mężczyzna, który potrafi skomplementować ukochaną, świetnie da sobie radę w życiu – 

zwrócił się do Kane’a. 
   

Mój chłopak uśmiechnął się tak szeroko i promiennie, jak gdyby pragnął rozsiać blask 

nad całym stanem Wirginia. Pożegnaliśmy się z doktorem. 
   

– Wciąż nie jest za późno, byśmy zawrócili i pojechali do domu – oznajmił Kane, kiedy 

background image

siedzieliśmy w samochodzie, patrząc na dom Williama Andersona. 
   

– Nieprawda. Za późno, żeby się wycofać, było już w momencie, kiedy wbrew radom 

ojca zaczęłam czytać dziennik Christophera. 
   

– Twój tata znienawidzi mnie, kiedy się wszystkiego dowie. 

   

– Może z początku będzie wściekły, ale potem, kiedy pozna opowieść do końca, na 

pewno zrozumie. Przecież my się bardzo kochamy. Nie martw się, nie przestanie cię lubić. On 
zawsze kochał to, co ja kochałam. 
   

Otworzyłam drzwi i wysiadłam. 

   

Doktor West uprzedził telefonicznie Williama Andersona o naszej wizycie, lecz nie 

powiedział mu, co ze sobą przywieziemy. Anderson bez przeszkód zgodził się nas przyjąć. Kane 
ruszył za mną do wejścia. Kiedy podchodziliśmy do ganku, otwarły się drzwi i małżonka 
Andersona popchnęła wózek do wejścia. William był szczupły i kruchy. Ciało odmówiło mu 
posłuszeństwa, ale miał piękną, bujną, szpakowatą czuprynę i niezwykłe, intensywnie niebieskie 
oczy. Przekroczył już sześćdziesiątkę, lecz wciąż był bardzo przystojny, dokładnie taki, jakim go 
sobie wyobrażałam. 
   

Dowiedzieliśmy się, że został przekazany komuś, kto podrzucił go na izbie przyjęć 

szpitala poza Charlottesville. Mężczyzna, zapewne sowicie opłacony, wykonał zadanie i zniknął. 
   

Chłopiec, którego nazwano Williamem Andersonem, został uratowany, ale doznał 

trwałego uszczerbku na zdrowiu. Tamtego dnia w szpitalu był ktoś, kto usłyszał, że podrzucono 
do szpitala chore dziecko i raczej nikt po chłopca nie wróci. Wnuk tego zamożnego człowieka 
zginął w wypadku. Od tej chwili mężczyzna ciągle myślał o pięknym i nieszczęśliwym dziecku. 
W końcu przyjął je do swojego serca i do swojego domu, a z czasem uczynił wspólnikiem 
w interesach i zapisał mu pokaźną część swojego majątku. 
   

To wszystko działo się prawie pięćdziesiąt pięć lat temu. William wiele przeżył – w tym 

długotrwałe, bolesne leczenie – lecz w końcu wyszedł na prostą. Okazał się zdolnym 
biznesmenem i stale pomnażał swój dorobek i spadek. 
   

Ironia losu, że z całej czwórki właśnie jemu najlepiej się powiodło. Był zamożny, miał 

kochającą żonę i wspaniałego syna, dzięki któremu został dziadkiem dwóch wnuków. I mógł być 
spokojny o przyszłość swojego domu i majątku. 
   

Czekał na ganku z uniesioną dłonią i szerokim uśmiechem, jak gdyby wiedział, że dzięki 

temu, co mu przynosimy, jego brat Christopher byłby szczęśliwy, bo jego życzenie wreszcie się 
spełniło. 
   

Teraz zrozumieliśmy, że pragnął wrócić do Foxworth Hall pod innym nazwiskiem, aby 

świat nigdy nie dowiedział się o jego ocaleniu. Jednocześnie wiedzieliśmy, że w sercu nosi 
wspomnienie o swoich utraconych siostrach i bracie, którzy wołali na niego „Cory”. 
   

Myślę, że dlatego właśnie postanowił zamieszkać w Foxworth Hall – gdyż miał nadzieję, 

że pewnego dnia usłyszy, jak znów go wołają.