Psychologia w pigułce, studia różne, Opracowania


Osobowość homilopatyczna

Zasadniczym kierunkiem badań nad zaburzeniami osobowości w psychiatrii klinicznej są teorie opisowe (deskryptywne), czyli tzw. teorie cech osobowości, charakteryzujące się klasyfikowaniem ludzi z perspektywy ich stałych właściwości (dyspozycji) psychofizycznych, tj. cech. Cecha to hipotetyczny komponent osobowości, definiowany przez przypisywanie ogólnej nazwy dla zbioru współwystępujących zachowań (Jakubik, 1997, s. 50). Podstawę teoretyczną takiego opisowego ujęcia osobowości stanowi fakt względnej stałości niektórych elementów zachowania się człowieka w podobnych sytuacjach oraz regularność i podobieństwo zachowań różnych ludzi, co pozwala wnosić o wspólności ich cech i opisywać je za pomocą tych samych pojęć. W takim podejściu struktura osobowości byłaby więc określonym układem (konfiguracją) cech, a cecha - skrótowym opisem pewnych zachowań, a przy tym jednocześnie ich determinantą.

Opisowe ujęcie osobowości, mimo poważnych słabości teoretyczno-metodologicznych, przeważa obecnie w psychiatrii, stanowiąc wygodną - chociaż heurystycznie bezpłodną - płaszczyznę porozumienia między psychiatrami o różnych poglądach teoretycznych (np. zwolennicy koncepcji typologicznych czy psychoanalitycznych również posługują się opisem zaburzeń osobowości w kategoriach cech) oraz w miarę dogodne rozwiązanie kliniczno -pragmatyczne. Jednym ze skutków tych słabości jest powiększająca się liczba klinicznych postaci zaburzeń osobowości, z których niektóre, jak np. osobowość pograniczna (Jakubik, 1996) czy osobowość aleksytymiczna (Jakubik, 2002) budzą poważne kontrowersje diagnostyczne. Podobne wątpliwości dotyczą także tzw. homilopatii czyli osobowości homilopatycznej.

W piśmiennictwie psychiatrycznym, niezależnie od arbitralnych podziałów czy klasyfikacji chorób psychicznych, wyodrębnia się czasem swoisty typ zaburzeń osobowości określany mianem homilopatii (por. Bilikiewicz, 1989; Cwynar, 1980; Jakubik, 1997). Homilopatia (gr. homilejn - obcować] - to nieprawidłowy rozwój osobowości na skutek kalectwa lub przewlekłej choroby somatycznej (Jakubik, 1997, s. 93), spowodowany czynnikami utrudniającymi prawidłowe obcowanie ze środowiskiem lub zakłócającymi relacje między jednostką a otoczeniem społecznym. Ten rodzaj zaburzeń osobowości obserwuje się przede wszystkim u młodzieży (Kwatyra, 1981; Susułowska i Przetacznikowa, 1967; Szwarc, 1985; Urlińska, 1987), choć nierzadko występuje również u dorosłych (Jakubik i Szwarc, 1989).

W ten sposób rozumiana homilopatia może być uwarunkowana różnego typu niepełnosprawnością, jak na przykład wrodzonymi wadami fizycznymi (skrzywienie kręgosłupa, zwichnięcie stawu biodrowego, wady serca, warga zajęcza itd.), ślepotą lub niedowidzeniem, głuchotą lub niedosłyszeniem, brzydotą (wrodzoną albo nabytą w wyniku wypadku, oparzeń itp.), przewlekłą chorobą somatyczną (dychawica oskrzelowa, choroba reumatyczna, schorzenia układu krążenia itp.) oraz nabytym kalectwem (np. po amputacji kończyn/y). U osób niepełnosprawnych mogą więc, chociaż nie muszą, powstać zaburzenia osobowości jako rezultat niesprzyjających warunków środowiskowych (por. Hulek i Larkowa, 1974), np. ciągłego przeżywania skutków swojego kalectwa w obcowaniu z odrzucającym, wyszydzającym, a niekiedy wręcz okrutnym środowiskiem.

Jednostki homilopatyczne ma charakteryzować niepewność, niewiara we własne możliwości, obniżona samoocena (często kompleks niższości), niski poziom samoakceptacji, nadwrażliwość, nieufność, ostrożność, poczucie zagrożenia, zaburzony obraz własnej osoby, poczucie kontroli zewnętrznej, zmienność nastroju, słabość ego, nadmierna koncentracja na "ja", przypisywanie otoczeniu wrogich zamiarów (czasem nastawienie urojeniowe), postawa cierpiętnicza i męczeńskiego godzenia się z losem, a w stosunku do środowiska - zachowania złośliwe, agresywne lub nawet antyspołeczne (Jakubik, 1997). Osoby takie żyją zawiścią, buntem, nienawidzą zdrowych i szczęśliwych, życzą im źle lub czynnie starają się drugim szkodzić (Bilikiewicz, 1989, s. 246). Większość badaczy tego zagadnienia właściwie zgodnie podkreśla odmienność psychiki inwalidów (por. Garett i Levine, 1972; Ostrowska, 1971; Szwarc, 1985), ich trudności w przystosowaniu psychicznym i społecznym (por. Engel, 1962; Marinelli i Dell Orto, 1977; Shontz, 1975; Stubbins, 1977), a zwłaszcza ograniczenia w prawidłowym funkcjonowaniu w różnych rolach społecznych, m. in. rodzinnych, seksualnych, zawodowych, towarzyskich itp. (por. Kowalik, 1991).

W swojej interesującej koncepcji analizy rozwojowej, tj. uwzględniającej dynamikę zmian zachodzących w osobowości jednostek niepełnosprawnych i w ich stosunku do otoczenia społecznego, Kerr (1977) wyróżnia kilka kolejnych etapów przystosowania się do niepełnosprawności:

W sensie psychologicznym, według autorki, przystosowanie do niepełnosprawności polegana zaprzestaniu traktowania kalectwa (choroby) jako bariery uniemożliwiającej zaspokojenie własnych potrzeb. W zależności od etapu przystosowania do niepełnosprawności, mogą być różne wyniki badań empirycznych nad sposobami reagowania na zaburzenia funkcjonowania somatycznego. Wydaje się, że - używając podziału Kerr - utrwalenie się fazy obronnej neurotycznej sprzyja formowaniu się osobowości homilopatycznej.

W każdym społeczeństwie wysokie miejsce w hierarchii wartości zajmują zdrowie, sprawność fizyczna i zdolność do pełnienia podstawowych ról społecznych. W procesie socjalizacji każda jednostka przejmuje te wartości i je uwewnętrznia (internalizuje), tak, iż stają się one podstawą samooceny. Dlatego dla osoby niepełnosprawnej, uszkodzenia somatyczne organizmu stanowią bezpośrednie naruszenie obrazu własnego ciała, a w konsekwencji zaburzenie struktury "ja". Zakłócenie funkcjonowania społecznego wskutek inwalidztwa jest dodatkowym, ważnym elementem zmieniającym dotychczasowy obraz własnej osoby, a tym samym istotnie wpływającym ujemnie na integralność i właściwości osobowości.

Warto wspomnieć, że niektórzy badacze włączają - za Kraepelinem (1915) - w zakres pojęcia homilopatii również zespoły urojeniowe, występujące u głuchoniemych i niewidomych w rezultacie ich głęboko zaburzonej relacji ze środowiskiem. Według Bilikiewicza (1989, s. 246), na przykład u głuchoniemych może powstać ostra reakcja psychotyczna o cechach paranoi, ale z upływem lat powstaje też przewlekły zespół cech charakterologicznych, wyrażający się nastawieniem nieufnym, prześladowczym, również poczuciem niższości, niewiary we własne możliwości, niepewnością, a czasem przeciwnie - skłonnością do hiperkompensacji.

Długotrwałe przebywanie w środowisku obcojęzycznym ma mieć podobny wpływ "homilopatogenny", choć taka możliwość wydaje się mocno wątpliwa (Jakubik, 1997). W świetle współczesnych badań psychologicznych, podobnie nie uzasadnione jest poszukiwanie związku między rodzajem niepełnosprawności a określonym typem zaburzeń osobowości (Roessler i Bolton, 1978). Tworzenie się bowiem struktury homilopatycznej zależy od bardzo wielu czynników: wcześniej ukształtowanej osobowości, czasu powstania kalectwa (choroby przewlekłej), jego rozmiarów i rodzaju, gwałtowności jego wystąpienia (powolne czy nagłe, np. powypadkowe), reakcji psychologicznej na uszkodzenie organizmu oraz środowiska, w jakim żyje osoba niepełnosprawna.

Sugeruje się także nieco odmienny pogląd, uznający określone rodzaje niesprawności organizmu za wystarczającą przyczynę nieprzystosowania inwalidy do otoczenia. Słuszność tego stanowiska podważa jednakże m. in. Shontz (1977), który opierając się na analizie bogatego piśmiennictwa, wykazuje, że struktura osobowości ludzi przed i po nabyciu kalectwa charakteryzuje się dużym stopniem stabilności, a nieprzystosowanie osób niepełnosprawnych jest tylko czasowe. Autor podkreśla, a nie jest w swojej opinii odosobniony (por. Kowalik, 1991), że negatywne doświadczenia związane z inwalidztwem mogą być niekiedy nawet korzystne dla dalszego rozwoju osobowości.

W naszych badaniach (por. Jakubik i Szwarc, 1989) przeprowadzonych m. in. za pomocą Inwentarza Psychologicznego (CPI) H. G. Gougha w grupie 40 osób (25 mężczyzn i 15 kobiet) w wieku 20-55 lat, po amputacji kończyny górnej lub dolnej, stwierdziliśmy, porównując grupy badanych o długim (10-20 lat po amputacji) i krótkim (do 4 lat po amputacji) okresie niepełnosprawności, że:

Naszym zdaniem wyniki tych badań potwierdziły hipotezę o zmianach osobowości pod wpływem kalectwa u osób amputowanych (bez względu na płeć), a obserwowane zmiany, zakłócające funkcjonowanie społeczne i obniżające poziom przystosowania, odpowiadają w znacznym stopniu zaburzeniom osobowości opisywanym w literaturze przedmiotu jako tzw. homilopatia. Wydaje się jednak, że teza o istnieniu homilopatii u jednostek niepełnosprawnych wymaga dalszych dowodów empirycznych w badaniach prowadzonych wśród osób z innym typem kalectwa lub z różnymi, przewlekłymi schorzeniami somatycznymi.

Stwierdzenie występowania zmian osobowościowych w efekcie niepełnosprawności nie jest naturalnie równoznaczne z akceptacją homilopatii, jako odrębnej postaci patologii osobowości. Należy wyraźnie podkreślić, że wydzielenie homilopatii z grupy zaburzeń osobowości nie jest niczym uzasadnione, zwłaszcza iż większość wymienianych w publikowanych pracach badawczych cech, mieści się w powszechnie przyjętym pojęciu osobowości paranoicznej. Poza tym, tendencja do uproszczonego, sztywnego łączenia niepełnosprawności z trwałymi cechami osobowości, często negatywnie ocenianymi społecznie, stała się podstawą do podobnego myślenia w życiu codziennym, co - jako typowy przykład naznaczania i stygmatyzacji (Goffman, 1973) - utrudnia inwalidom prawidłowe przystosowaniesię do środowiska i nie ułatwia procesu ich rehabilitacji. Jak słusznie bowiem akcentuje Kowalik (1991, s. 460), "trudno zgodzić się na tak proste związki między sferami somatyczną i psychiczną".

Źródła autodestrukcji wyniesione z rodziny pochodzenia

Często obserwujemy z boku osoby, które żyją w sposób niezrozumiały dla nas. Męczą się w swoich związkach, rodzinach czy miejscu pracy. Opowiadają o swoim nieszczęściu, ale nie robią nic by to zmienić lub dokonują zmiany, która prowadzi do podobnych uwikłań. Czemu tak się dzieje? Dlaczego ludzie dają się powodować emocjami i nie mogą ich kontrolować? Dlaczego niektórzy reagują agresją z byle powodu, inni „zapadają się” we własnych oczach z powodu najmniejszej krytyki, a jeszcze inni drżą ze strachu, chociaż powodzi im się zupełnie nieźle? Są i tacy, którzy całe życie są smutni czy melancholijni, chociaż wydaje się, że nie ma realnej przyczyny dla takiego stanu psychicznego. Wiele zachowań wynika z tego, czym skorupka nasiąkła za młodu. Postaram się powiązać zachowania w rodzinie pochodzenia z efektami, jakie może to wywołać w późniejszym życiu człowieka.

Najczęściej omawianą przyczyną nieszczęść jest rodzina patologiczna, w której dzieci zostają porzucone, są nadużywane fizycznie czy emocjonalnie, nie doświadczają podstawowej opieki gwarantującej bezpieczne życie (głód, chłód, brak podręczników szkolnych...). To są „wykroczenia”, które wszyscy dostrzegamy. Jest jednak jeszcze bardzo wiele zachowań, które traktujemy jako naturalne i normalne, które również odciskają swoje piętno destrukcji na dzieciach.

Do podstawowych można zaliczyć pomylenie ról w rodzinie, czyli nakładanie na dzieci odpowiedzialności, która nie pasuje do ich wieku i możliwości. Rodzic, który obarcza dziecko odpowiedzialnością za swój stan emocjonalny (dla ciebie pozostaję w tym związku, przez ciebie nie mogłem/am pójść wymarzoną drogą, czuję się źle i ty masz zadbać o to, żebym poczuł się lepiej...) stawia dziecko wobec zadań, którym ono nie jest w stanie podołać. W efekcie czuje się niezdolne zaradzić jakimkolwiek trudnym emocjonalnie sytuacjom. Pragnie bliskości, bo każdy w sercu chce być kochanym, a równocześnie ucieka przed nadmierną bliskością, bo to kojarzy się z dziecięcą frustracją - niemożnością podołania zadaniu. Wiele dzieci wychowywanych przez samotnego rodzica podlega takiemu obciążeniu. Jednakże i dzieci z pełnych rodzin doświadczają takiego traktowania, w szczególności, gdy rodzice nie czują się szczęśliwi w swoim związku partnerskim. Wtedy często matka czyni ze swojego syna powiernika i zastępcę męża i lokuje w nim uczucia przynależne relacji partnerskiej. Podobnie mężczyzna sfrustrowany swoim związkiem czyni z córeczki księżniczkę i obdarza ją uwagą, opieką, wyróżnieniami należnymi żonie, a nie dziecku.

Takie dziecko czuje się związane z rodzicem więzami, które utrudniają potem nawiązanie głębokich i pełnych zaangażowania partnerskich kontaktów. Do pewnego stopnia dziecko, będące w takiej relacji z rodzicem, wchodząc w nowy związek czuje, że „zdradza” rodzica. Z kolei rodzice w takiej sytuacji czują się zagrożeni utratą bliskich kontaktów (czasem jedynych) i często nawet nieświadomie manipulują dziećmi poprzez obarczanie ich poczuciem winy, koniecznością wspierania w najdrobniejszych zadaniach, zapadając na zdrowiu...

Otwarte czy też zakamuflowane nieakceptowanie współmałżonka jest kolejną rafą, o którą rozbijają się powstające osobowości dzieci. Dziecko musi zaakceptować oboje rodziców by, używając biologicznych terminów, zgodzić się na zestaw swoich genów. Jeśli jedno z rodziców pokazuje się dziecku jako ten dobry rodzic, a drugiego dyskredytuje, ośmiesza, oskarża, odbiera mu wartość, to sprawia, że dziecko nie może pogodzić w sobie cech „męskich” i „kobiecych”, których w pierwszej kolejności uczy się od rodziców. Najgorszym układem jest odrzucenie ojca przez syna i odrzucenie matki przez córkę. Wtedy mamy do czynienia z zanegowaniem wartości swojej płci. A to rodzi różnorakie komplikacje, od kłopotów z samoakceptacją do niespełnienia w sferze seksualnej a co za tym idzie do prawdopodobnych wielkich problemów w związkach po homoseksualizm włącznie.

Innym typowym normalnym zachowaniem jest narzucanie dziecku swojej wizji drogi życiowej. Rodzice w najlepszej wierze pchają dziecko ku szczęściu ścieżką, która jest bliska ich sercu, lub którą uważają za niosącą szanse na godne i dostatnie życie. Nie biorą przy tym pod uwagę tego, że każdy jest unikalną jednostką i talenty i predyspozycje dziecka nie pasują do wybranej przez rodziców drogi. Jest to oczywiście temat rzeka i pole do długich polemik, jak wyważyć starania, by uspołecznić dziecko, a równocześnie dać mu szansę rozwijać się indywidualnie i wybrać drogę często niełatwą, ale za to dającą wewnętrzną satysfakcję. Niemniej dziecko wyraźnie popychane w kierunku „zadanym” przez rodziców z założeniem, że kształtują oni w pełni osobowość dziecka, nie znajdzie najprawdopodobniej satysfakcji w tym, co robi, nawet odnosząc sukcesy. Jeśli motywacja nie wypływa z wnętrza człowieka, szybko się kończy i frustracja, tak zwane lenistwo czy ucieczka w używki jest wielce prawdopodobna.

Kolejnym destrukcyjnym a absolutnie powszechnym i uznanym zachowaniem jest „inspirowanie” dzieci poprzez krytykę. Nikt nie lubi krytyki, więc skąd ten pomysł, że biczując dziecko narzekaniem, wymyślaniem, ośmieszaniem, krytykowaniem pomożemy mu rozwinąć skrzydła i wykorzystać swoje talenty? Niestety, żyjemy w czasach, w których krytycyzm naukowy jest metodą dowodzenia prawdy. Jeśli coś nie zgadza się chociażby w najmniejszym aspekcie z przewidywaniami teorii, to nie jest ona prawdziwa. I ten sposób myślenia przenieśliśmy na zachowania społeczne. Wszystko odnosi się do ideału. Jak długo nie osiągniemy upragnionego celu, jesteśmy „na minusie”. Ale takie postrzeganie życia nie przynosi spokoju i radości.

A co się naprawdę dzieje z dzieckiem, które z różnych stron bombardowane jest krytyką? Czuje się mało wartościowe, nie ceni w sobie tego, co je wyróżnia, usiłuje zasłużyć na dobrą ocenę otoczenia, ale ma małe szanse, bo zawsze znajdzie się coś, co można skrytykować. Wieczne szukanie potwierdzenia swojej wartości na zewnątrz staje się życiowym zadaniem i - przekleństwem. Dopóki udziałem takiej osoby są liczne sukcesy, zadowolenie współpracowników, dobre stosunki z przyjaciółmi, życie jest znośne, ale gdy pojawiają się trudności w relacjach, zwolnienie z pracy, choroba w domu.... świat wali się, bo człowiek nie wierzy, że podoła wyzwaniom.

Osoby o niskim poczuciu własnej wartości łatwo dają się „wmanewrowywać” w nadmierne obciążenia. Całe życie pragną zasłużyć na uznanie; poświęcają się rodzinie, oddają się pracy bez reszty, wyciągają pomocną rękę zapominając o sobie, o swoich potrzebach, o swoich prawach. Kończy się to frustracją, wypaleniem, poczuciem, że ludzie są niewdzięczni, świat niesprawiedliwy...

Takie osoby często wchodzą w relacje uzależniające. Bliski, czy ważny człowiek (zazwyczaj zajmujący w sercu to samo miejsce, co rodzic, którego akceptacji się pragnie) jest źródłem pożądanej pozytywnej oceny - nadania jej życiu wartości. I nawet w warunkach, które patrzącemu z zewnątrz wydają się nie do przyjęcia, osoba uzależniona będzie trwać, bo ciągle czeka na uznanie, ciągle wierzy, że sytuacja się zmieni i w końcu „zasłuży” na miłość.

Trzeba także przyjrzeć się kolejnej formie zachowań destrukcyjnych, które rzadko są omawiane jako szkodliwe. Mam na myśli wypieranie zdarzeń i emocji ze świadomości. „Udawanie”, że nic się nie dzieje, że poradziliśmy sobie z emocjami. Do tej klasy zachowań można zaliczyć także ukrywanie prawdy, robienie z jakiegoś wydarzenia czy sytuacji tematu tabu. Dorosłym wydaje się, że jeżeli przy dziecku nie wyrażają emocji (np. nie kłócą się otwarcie) lub nie mówią o trudnych sprawach, to chronią dziecko przed ich wpływem na jego psychikę. Nic bardziej mylącego. Dziecko wyczuwa znacznie więcej niż nam się wydaje. Z fachowych badań wynika, że przy porozumiewaniu się z drugim człowiekiem tylko kilka procent uwagi skupia się na treści przekazu, około trzydziestu procent poświęcone jest głosowi (sposobowi w jaki wysyłamy „komunikat”) a reszta (sic!) czyli ponad połowa uwagi skupiona jest na niewerbalnych sygnałach, czyli na „mowie ciała”. Chcąc nie chcąc cały czas przekazujemy informację. A małe dziecko, które jeszcze nie używa mowy, jest szczególnie wyczulone na przekaz pozawerbalny.

Dzieci wyczuwają nasze nastroje, odbierają nasze nastawienie do innych ludzi, obserwują bacznie nasze zachowania. I uczą się tego przez odwzorowanie. Problem zaczyna się wtedy, gdy nie dostają informacji, co z tym należy zrobić. Weźmy dla przykładu ojca czy matkę, którzy wcześnie stracili swojego rodzica. Taka osoba tęskni za miłością, która się nagle urwała, może nawet chcieć umrzeć, by nadal być blisko kochającej osoby. Może nosić w sobie żal do zmarłego, że odszedł. Może czuć się winna, że to z jej powodu ukochany rodzic zmarł. Może odczuwać złość, że miłość została „odebrana”. Z drugiej strony zmarły rodzic jest zazwyczaj gloryfikowany w pamięci. I... świadomie wyraża się miłość do zmarłego, ale na nieświadomym poziomie „siedzą” inne uczucia. I dziecko to wychwyci. Tyle tylko, że nie nauczy się radzić sobie z tymi „energiami”, bo nie wie skąd pochodzą, jak je uwolnić, dlaczego miłość łączy się z żalem, złością czy poczuciem winy. I potem takie uczucia stają się stałym składnikiem życia dziecka, które nie umie ich zrozumieć, uwalniać i wykorzystywać, co zaburza kontakty w pracy, w partnerstwie, z własnymi dziećmi.

Wykluczenie członka rodziny rodzi podobne konsekwencje. „Zakazane” jest myślenie, mówienie i wyrażanie uczuć dotyczących osoby, której sposób życia czy rodzaj śmierci był nie do zaakceptowania dla żyjących. Dziecko może „wskoczyć” na miejsce takiej osoby i automatycznie zostać emocjonalnie odrzucone tak jak osoba wykluczona. Staje się wtedy z niezrozumiałych powodów trudnym dzieckiem, nie czuje się kochane. Idzie w życie z żalem do domu rodzinnego i przenosi ten żal na innych ludzi, którzy przypominają w jakiś sposób odrzucającego rodzica.

Gdy rodzice reprezentują zupełnie odmienne światy i nie szanują świata partnera, rodzi się niebezpieczeństwo powstania w dziecku konfliktu wewnętrznego. Nie ma sposobu, by zadowolić obydwoje rodziców. Dziecko „dzieli się” na dwie części. Albo jest w zgodzie z zestawem wartości reprezentowanych przez ojca, albo przez matkę. Dziecko nie umie przekroczyć samodzielnie tej bariery. Potem w życiu ciągle szuka swojej drogi i zachowuje się troszkę jak osoba z zaburzonym poczuciem równowagi. Chodzi od jednej skrajności do drugiej. Np. kobieta raz chce być żoną i matką, a po paru tygodniach czy miesiącach szaleje, że już tego dłużej nie wytrzyma, bo jest urodzona do robienia kariery. Każdy kolejny projekt (a jest twórcza w ciągłym poszukiwaniu zmiany status quo) budzi wielkie emocje i nadzieje, ale nie udaje się go zrealizować do końca, bo „druga strona” osobowości sprzeciwia się takim wyborom i „ciągnie „ w swoją stronę.

Co robić, by wypuścić dziecko w świat ze względnie czystą kartą potencjalnych zachowań destrukcyjnych?

To proste. Zgodzić się na to, że uczymy się całe życie i że dziecko wyjdzie z domu ze swoim bagażem. Wszak dzieci chowane, wydawałoby się w identyczny sposób, różnie odbierają dom rodzinny i wyciągają odmienne wnioski z tych samych doświadczeń. Po drugie pamiętać, że tylko otwartość, szczerość i spójność tego, co mówimy z tym, co robimy, daje podwaliny pod prawdziwe porozumienie, a więc i do naprawiania tego, co „psujemy”. Jedno jest żelazną zasadą - dziecko ma pozostać w roli dziecka względem rodziców i pozostałych dorosłych. Rodzice dają, dzieci biorą. Taki jest porządek rzeczy w naturze. I dzieci niosą dar życia dalej. I one odpowiadają za swoje spełnienie na wybranej drodze zawodowej, w nowej rodzinie czy też decydując się na inne rozwiązanie. Dzieci nie są własnością rodziców. Powołanie nowego życia nakłada na rodziców zadanie wspierania dziecka w rozwoju, by mogło pójść w życie samodzielnie z wiarą, że sobie poradzi.

Twoje sny to ty

Sny fascynują ludzi od zarania dziejów. Dla wielu są produktem irracjonalnej wyobraźni, która nie szczędzi nam koszmarnych wizji, bądź też boskich uniesień. Inni widzą w nich inteligentny i nie pozbawiony znaczenia przeciek z podświadomości. Nic dziwnego, że marzenia senne pozostają w polu zainteresowani artystów. Fascynują też wielu psychologów i lekarzy. Jako pierwsza na polu psychologii na znaczenie marzeń sennych zwróciła uwagę freudowska psychoanaliza. Freud widział w snach manifestację niezrealizowanych popędów oraz wewnętrznych konfliktów psychicznych. Sny według Freuda stanowiły najczęściej przejaw wewnętrznego cierpienia i nie wyrażonego popędu seksualnego, zaś symbole senne reprezentowały bardzo często genitalia i związane z seksem potrzeby. Samo podejście freudowskiej psychoanalizy do snów było bardzo kliniczne i instrumentalne. Freudyści analizowali sny swoich pacjentów widząc w tym sposób na dotarcie do chorej podświadomości i złapanie za rogi nerwicy czy innej jednostki chorobowej, którą wypatrzyli chłodnym okiem. Na szczęście na polu psychologii i medycyny pojawiły się także nowe, znacznie bardziej twórcze podejścia do problematyki marzeń sennych. Jednym z nich była psychologia Carla Gustawa Junga, która ocierała się także o alchemię, astrologię, kulturę Wschodu i fenomenologię. Psychologia jungowska zmierzała w kierunku rozwoju twórczości i autentycznej autoekspresji. Praca z marzeniami sennymi stanowiła dla Junga szansę na wzbogacenie osobowości jego pacjentów, gdyż widział w snach nie odkryte, pozytywne obszary ludzkiej przestrzeni życiowej. Jung wprowadził również pojęcie zbiorowej nieświadomości - obszaru ludzkiego umysłu wykraczającego poza jednostkowe "ja" i wspólnego dla wszystkich ludzi. Uważa on, że w snach możemy spotkać archetypy, czyli symbole wspólne dla całej ludzkości, takie jak Wielka Matka, czy Stary Mędrzec.

Druga połowa dwudziestego wieku zaowocowała wieloma nowymi i oryginalnymi poglądami na temat natury i znaczenia marzeń sennych. Pojawiły się, zwłaszcza w Szwajcarii i USA, instytuty zajmujące się gromadzeniem wiedzy na ten temat i oferujące praktyczne warsztaty i indywidualne spotkania dla osób zainteresowanych znaczeniem swoich snów. Wiedza na ten temat dotarła kilka lat temu do Polski. Jedną z osób, które przywiózł ją do naszego kraju był amerykański psycholog Lane Arye, uczeń i współpracownik legendarnego Arnolda Mindella - twórcy tzw. psychologii zorientowanej na proces. Lane przyjechał do Polski cztery lata temu, aby uczyć swojej metody pracy polskich psychologów oraz otworzyć w Warszawie prywatny gabinet psychologiczny. W ciągu kilku lat odwiedziło go kilkuset ludzi zainteresowanych pracą z ich marzeniami sennymi. Mieszkając w Polsce Lane nauczył wielu psychologów unikalnej metody pracy ze snami, w której klienci mają możliwość rozpoznania znaczenia postaci i symboli ze snu poprzez użycie techniki zwanej psychodramą. Psychodrama jest procedurą, której korzenie tkwią w psychologii Persa (Gestalt), psychologii Moreno oraz teatrze. Technika ta pozwala zidentyfikować nieuświadomione, bądź w pełni nie rozpoznane części-aspekty własnej osoby poprzez teatralne odgrywanie symbolicznych scen odpowiadających najlepiej potrzebom tychże słabo zarysowanych części. Celem tej pracy jest amplifikacja, czyli wzmocnienie nowych aspektów osobowości i ich pełna asymilacja, to jest włączenie w uświadomiony obszar własnej osoby.

Podejście Lane Arye'a do marzeń sennych okazało się niezwykle oryginalne i twórcze. Jego metoda pracy jest daleka od typowej klinicznej psychoterapii i stanowi raczej formę twórczej podróży w głąb siebie, w której sny są ważnymi drogowskazami. Sny stanowią, zdaniem Lane'a (a pogląd ten podziela tez wiele innych szkół psychologicznych) reprezentację naszego niezrealizowanego i często nieuświadomionego życiowego potencjału. Postacie oraz przedmioty i symbole pojawiające się w snach to nic innego, jak aspekty naszej zróżnicowanej osobowości. Również dźwięki i zapachy, o których śnimy, to symbolicznie wyrażone części nas samych. Fascynujące jest to, że sami (oczywiście zupełnie nieświadomie) piszemy scenariusze do swoich marzeń sennych, sami je reżyserujemy i obsadzamy aktorów, którzy zagrają nas samych. Często też boimy się różnych postaci, o których śnimy nie wiedząc, że to po prostu jedno z wielu oblicz naszej osoby, o którego istnieniu po prostu nie wiemy.

Wielu ludzi miewa sny, które są straszne - koszmary - mówi Lane Arye. - Jednak te "złe" sny często są dla nas najlepsze. Przez wiele lat śniłem, że goni mnie dwóch mężczyzn, którzy (tak mi się wydawało) chcą mnie zabić. I gdy zacząłem pracę ze sobą uświadomiłem sobie, że nie jestem słabym małym człowieczkiem w obliczu wielkiego, okrutnego świata. Poczułem swoją moc.I wówczas moje sny zmieniły się. Pewnego dnia znów przyśniło mi się, że gonią mnie ci dwaj goście - każdy wielki jak dom. I w tym śnie zamiast uciekać, jak zwykle, odwróciłem się do nich i zapytałem: "czego wy właściwie ode mnie chcecie?". "Jesteśmy tutaj po to aby nauczyć ciebie prawdziwej męskości" - odpowiedzieli. I przez dalszą część snu objaśniali mi, na czym polega bycie mężczyzną. Tak więc okazało się, że ci goście gonili mnie przez lata tylko po to, aby nauczyć mnie męskości!

Tak więc sytuacje i postacie z naszych snów stanowią formę informacji, którą przesyłamy sami sobie, często chcąc polepszyć, czy wzbogacić nasze życie. Metoda pracy Lane'a polega właśnie na odczytywaniu tych informacji poprzez para teatralne odgrywanie wyśnionych postaci. Nie ma tu miejsca na teoretyczną analizę w jakiś (przepraszam klinicystów) klinicznych kategoriach. Liczy się czysta akcja. W czasie sesji u Lane Arye'a ludzie po prostu wcielają się w wyśnione postacie czy zjawiska, podążają za ich energią i nie wiedzą, co się za chwile zdarzy. Zwykle jest to bardzo intensywne, odkrywcze doświadczenie.

Miałem kiedyś klienta, któremu przyśniło się, że ktoś zamordował nożem jego matkę. Ten młody człowiek był przerażony tym snem. Poprosiłem go, aby wcielił się w postać tego mordercy. Zrobił to z wielkim oporem, gdyż absolutnie się z tą postacią nie identyfikował. Jednak, gdy zaczął wykonywać ruchy wyimaginowanym nożem zaczął się śmiać. Okazało się, że ma wielką ochotę pozbycia się w sobie tego co fałszywe i na pokaz. Ten fałsz symbolizowała w jego śnie matka, zaś morderca okazał się jego pragnieniem bycia osobą autentyczną. Tak więc w rzeczywistości nie był to sen o zabójstwie jego matki, lecz o pragnieniu bycia sobą.

W czasie pracy ze snami bardzo istotny jest zdaniem Lane ich energetyczny aspekt. Energia, której doświadczamy w snach stanowi często przejaw potencjalnych możliwości, które naprawdę w sobie posiadamy. Ważną część pracy Lane stanowi przywoływanie i odtwarzanie ruchów, gestów, czy okrzyków, które pojawiły się we snach. Te często niepozorne i banalne zdarzenia stanowią przejaw życiowe energii, której nie potrafimy wcielić w życie, bądź też nie jesteśmy w ogóle świadomi. Wielu przeciętnych ludzi miewa ponadto sny, w których dokonuje niezwykłych rzeczy, wykazuje nieprzeciętne talenty, bądź spontanicznie przekracza swoje ograniczenia. Nasza codzienna samoświadomość jest często mocno zawężona i to właśnie sny mogą pokazać jej prawdziwe oblicze.

Każdy jest unikalną, niezwykłą osobą. Dla mnie jest niezwykle istotne, aby odnaleźć w każdym człowieku to unikalne miejsce. Duża część mojej pracy zmierza w tym kierunku. Praca ze snami odgrywa tu dużą rolę.

Sny posiadają także kulturowo - społeczny wymiar. Doświadczenia, czy obyczaje wspólne dla danej społeczności, czy narodowości odzwierciedlają się często wyłącznie w snach jej przedstawicieli i tylko oni są w stanie zrozumieć sytuacje, o których śnili. Również senne symbole, z których "korzystają" ludzie w różnych częściach świata bywają w dużej mierze zdeterminowane przez własną kulturę, a nawet odległe doświadczenia historyczne, czy społeczne. Z drugiej strony istnieją też pewne uniwersalne symbole pojawiające się w snach całej ludzkości.

Mogą tu istnieć kulturowe różnice, ale również ogromne podobieństwa. Znam na przykład wielu Polaków, którym w dzieciństwie śnili się naziści. Amerykanie nie miewają raczej takich snów. Ameryka nie była przecież okupowana przez nazistów. Bardzo istotne jest jednak to, że naziści pojawiający się we snach mogą mieć różne znaczenie. Dla kogoś mogą oni symbolizować coś przerażającego, w snach innej osoby mogą być odbiciem wewnętrznej siły lub potrzeby porządku.

Sny są jednak zdaniem Lane Arye'a czymś znacznie głębszym niż tylko symbolicznym "przeciekiem" z podświadomości. Nie znają takich pojęć jak przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Często posiadają wręcz proroczy wymiar opowiadając o czymś, co zdarzy się w naszym życiu za kilka, czy kilkanaście lat i pokazując, jacy wtedy będziemy. Sny są jak znaki, o których pisze w "Alchemiku" Paulo Coelho. Pokazują nam, w jakim kierunku zmierza nasze życie i czego tak naprawdę chcemy.

W pewnym momencie życia w Polsce zdałem sobie sprawę z tego, że Polska nie jest miejscem, w którym chcę spędzić całe swoje życie. I czekałem na jakiś sygnał, który pokazałby mi, co właściwie mam zrobić. Pewnego dnia przyśniło mi się, że pakuję swoją walizkę i przygotowuję się do wyjazdu. Jednak wciąż nie wiedziałem, dokąd chcę jechać. I w końcu, po jakimś czasie miałem sen, w którym zamieszkałem wspólnie z dużą grupą ludzi w jakimś domu w San Francisco. Gdy obudziłem się i sprawdziłem pocztę elektroniczną w swoim komputerze, okazało się, że mój przyjaciel, którego nie widziałem od roku przysłał e-maila z propozycją zamieszkania ze sporą grupą ludzi w jego domu w San Francisco! Tak, więc jeżeli bardzo czekasz na jakiś znak, może on się pojawić w twoim śnie.

To niesamowite, co mogą przynieść nasze sny. Śniąc dotykamy niewątpliwie bardzo twórczego i świadomego obszaru naszej osoby. Dotykamy również czegoś, co jest w nas tajemnicze i niezmierzone. Wygląda na to, że codzienna wiedza, jaką posiadamy na swój temat stanowi ułamek tego, kim jesteśmy naprawdę. Jest jednak w tej sennej tajemnicy coś fascynującego. Cokolwiek wyśnimy, spotykamy po prostu samych siebie.

Warto być asertywnym

Blokowanie emocji jest niestety bardzo charakterystycznym zjawiskiem w kulturze europejskiej, jak i amerykańskiej. Jedną z psychologicznych przyczyn na przykład palenia papierosów, jest nieświadoma chęć blokowania naturalnego rytmu oddechu, co oznacza osłabienie, czy nawet zablokowanie kontaktu z przeżywanymi emocjami. Znają ten mechanizm niemal wszyscy palacze. Papieros w momencie wzburzenia emocjonalnego, czy trudnej sytuacji stresowej, jest czymś niemalże naturalnym. Nie zdajemy sobie jednak w ogóle sprawy, iż ten "zdrowy" mogłoby się wydawać mechanizm przynosi ogromne spustoszenie naszemu zdrowiu. Odcinając się od rzeczywistych uczuć (na przykład w chwilach intensywnego wzburzenia emocjonalnego) obciążamy w bardzo dużym stopniu serce. Wszelkie nie przeżyte stany emocjonalne zostają zablokowane w naszym umyśle i ciele, głownie układzie krwionośnym.

Niestety żyjemy w kulturze, która nakazuje nam perfekcjonizm, nieustępliwość i twardość .Najczęstszą poradą, jaka mogą usłyszeć ludzie znajdujący się w trudnej sytuacji życiowej, jest: "weź się w garść", "bądź twardy/a". Te słowa często niosą ze sobą przekaz "nie przeżywaj", "udawaj, ze nic nie czujesz".

Nigdy nie zapomnę pewnego ponad czterdziestoletniego mężczyzny, którego poznałem kilka lat temu na psychologicznym warsztacie pod Warszawą. Człowiek ten stracił dwadzieścia lat wcześniej żonę, jednak wciąż nie mógł pogodzić się z tym faktem. Okazało się ze został wychowany w sposób, który zabraniał mu wyrażania emocji smutku i rozpaczy. Musiał grać przez cale życie "twardziela". Tkwiło to w nim tak głęboko, że nawet w obliczu straty ukochanej osoby nie potrafił uronić łez. Ten niewyrażony smutek zmienił się z czasem w zwykłą depresję, która trwała przez lata! Po kilku dniach wspomnianego warsztatu nastąpił przełom. Mężczyzna pozwolił sobie w końcu na kilka łez, które przerodziły się w głęboki, autentyczny płacz. I to było rozwiązanie jego problemu. Po latach cierpienia pozwolił sobie w końcu na spotkanie z samym sobą i rozliczenie z tragedii, jaka go dotknęła.

Emocje są częścią naszej osobowości i tożsamości. Zaprzeczając ich istnieniu, oszukujemy samych siebie. Wspomniany problem dotyczy nie tylko smutku, ale również agresji. Dotyka to w dużym stopniu kobiety, które w powszechnym wyobrażeniu "powinny" być mile i ulegle. Ten stereotyp przynosi tragiczne skutki. W wielu rodzinach alkoholików kobiety stają się ofiarami totalnie podporządkowanymi swoim oprawcom, nie potrafiąc im się w ogóle przeciwstawić. Używając słowa agresja nie mam tu na myśli ataków wściekłości. Chodzi mi tu bardziej o zdolność obrony własnej osoby i określenie swoich granic. Blokowanie naturalnej agresji i przykrywanie jej maska milej i uległej osoby może prowadzić do depresji, a nawet choroby somatycznej.

Szokujące wyniki przyniosły badania na temat cech osobowości kobiet chorych na złośliwy nowotwór. Okazało się, ze osoby zapadające na raka maja obniżona zdolność ekspresji takich uczuć, jak lek, smutek, czy agresja. Towarzyszy temu maska milej i uśmiechniętej osoby. Tak wiec zaprzeczanie swym emocjom może mieć naprawdę niedobre skutki. Oczywiście pamiętać należy, iż nasze uczucia wpływają na innych ludzi, wywołując określone reakcje. Blokowanie agresji może być niekorzystne dla naszego funkcjonowania, jednak mówiąc o sytuacjach wymagających użycia agresji mam na myśli sytuacje, w których zagrożone jest nasze zdrowie, czy poczucie godności. Mówiąc o agresji nie mam na myśli aktów przemocy, czy destrukcji (w gruncie rzeczy psychologiczne rozumienie słowa agresja jest inne od powszechnego rozumienia tego terminu). Podobnie ma się rzecz ze smutkiem. Myślę, że uczucia agresji i smutku są zarezerwowane dla wyjątkowych sytuacji życiowych i w tychże sytuacjach brak dostępu do tych emocji może mieć negatywne skutki. Inaczej sprawa wygląda w naszych codziennych życiowych, czy zawodowych relacjach. Nie żyjemy w społecznej próżni i każde nasze działanie wywołuje określone reakcje otoczenia. Nadużywając swojej agresji w zwykłych codziennych sytuacjach bardzo łatwo jest podważyć czyjeś poczucie własnej godności i spowodować wiele zamieszania. Niestety i na tym obszarze istnieje wiele kulturowych schematów. Wiele relacji zawodowych opiera się na dziwnego rodzaju współzawodnictwie, w którym ważne jest to, aby poniżyć, a nawet upokorzyć drugą stronę. Pokazać swą sile i przewagę. Jest to postawa określana jako psychologiczna pozycja "ja jestem OK, ty nie jesteś OK".

Przeciwwagą do takiego podejścia jest tak zwana postawa asertywna. Asertywność oznacza zdolność do wyrażania swych praw, uczuć i opinii, z jednoczesnym poszanowaniem praw, uczuć i opinii drugiej osoby. Można ją metaforycznie opisać jako ustanowienie relacji typu "ja jestem OK, ty jesteś OK". Postawa ta jest przeciwwagą do postawy agresywnej - "ja jestem OK, ty nie jesteś OK", jak również biernej-uleglej "ja nie jestem OK, ty jesteś OK", oraz tzw. postawy manipulacyjnej "ja nie jestem OK, ty nie jesteś OK". Tak wiec w przypadku działań asertywnych mamy do czynienia z poszanowaniem poczucia wartości i godności drugiej osoby, nawet jeśli się z tą osobą nie zgadzamy. To mogłoby się wydawać bardzo prosta i naturalna umiejętność, ale jednak jakże rzadka!

Asertywności można się na szczęście nauczyć. Nie jest to łatwy i natychmiastowy proces. Często mamy bardzo silnie zakorzenione nawyki i działamy w sposób niemalże automatyczny. Boimy się również podejmować eksperymenty i próbować zmieniać nasz repertuar zachowań. Jednak ten wysiłek może przynieść wspaniałe owoce. Czasami życzliwość i opanowanie jednej osoby może wpłynąć na całe otoczenie. Asertywność oznacza także zdolność do ochrony własnego stanowiska. Jeśli potrafimy odrzucać zarzuty drugiej osoby, nie deprecjonując jednocześnie jej poczucia godności, możemy łatwiej i szybciej przekonać te osobę do naszego zdania, wzbudzić jej zainteresowanie, zamiast gniewu czy lekceważenia. Dobrym przykładem zdania asertywnego jest stwierdzenie "szanuje Twoje poglądy, ale pozwól mi wyrazić moją opinie: otóż moim zdaniem..." W tym stwierdzeniu obie strony są OK., nie ma wygranych, ani pokonanych. Pojawia się cos w rodzaju dojrzałego partnerstwa. Niestety, w naszej kulturze zachowania asertywne są na prawdę rzadkie. Korzenie tego stanu rzeczy tkwią najczęściej w naszych rodzinnych i kulturowych (także szkolnych) doświadczeniach. Na szczęście, już jako dorośli ludzie możemy sobie ten anachronizm uświadomić, a następnie poddać modyfikacji.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykłady z psychologii wychowawczej, studia różne, Opracowania
PODSTAWY PSYCHOLOGII KLINICZNEJ, studia różne, Opracowania
Psychologia wychowania, studia różne, Opracowania
PRZEDMIOT I ZADANIA PSYCHOLOGII ROZWOJOWEJ, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA, studia różne, Opracowania
ROZWÓJ PSYCHOFIZYCZNY DZIECKA W MŁODSZYM WIEKU SZKOLNYM, studia różne, Opracowania
Charakterystyka rozwoju psychofizycznego dzieci w młodszym w, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA ROZWOJOWA CZŁOWIEKA - opracowanie, studia różne, Opracowania
Kodeks Etyczny Psychoterapeuty, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA ROZWOJOWA – OKRES DOJRZEWANIA – ADOLESTENCJI, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA - opracowane, studia różne, Opracowania
Rozwoj psychomotoryczny dziecka 7-12, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA DREJER wykłady rok III, studia różne, Opracowania
PSYCHOLOGIA SPOŁECZNA wykłady rok III, studia różne, Opracowania
Pojęcie motywu, 02.ROZWÓJ OSOBISTY +.....), 01.Psychologia ; Rozwój osob.;NLP..itp, Psychologia w Pi
OSOBOWOŚĆ NAUCZYCIELA WYCHOWANIA FIZYCZNEGO, studia różne, Opracowania
Temat Pojęcie, studia różne, Opracowania
Teoria wychowania - opracowanie, studia różne, Opracowania

więcej podobnych podstron