SYSYFOWE PRACE S Żeromski, Polonistyka


SYZYFOWE PRACE STEFAN ŻEROMSKI

ROZDZIAŁ I

Rodzice Marcina - Helena i Walenty Borowiczowie - należeli do zubożałej szlachty. Nie stać ich było na opłacanie korepetytora, który przygotowałby Marcinka do egzaminu w gimnazjum rosyjskim, dlatego 4 stycznia 1872 roku postanowili odwieść swojego jedynego ośmioletniego syna do szkoły
w Owczarach. Tłumaczyli tę decyzję dużymi wymaganiami prywatnych nauczycieli:

„(…) dziś ledwo za trzydzieści rubli w miesiąc na wieś pojedzie, a chce mieć pokój osobny, wszelkie wygody, wszelkie przyjemności, usługę…młodą, konia pod wierzch, chce się zabawić kiedy niekiedy, chce świąt ”.


Marcin niezwykle boleśnie przeżył rozstanie z rodzicami, wioską i z dworkiem. Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze, czyli szkoła, do której został posłany, była prowadzona przez państwa
Wiechowskich. Ośmioletnie dziecko już na początku przeraziło się wyglądem swoich nauczycieli. On przypominał maskę, a ona ogromną muchę. Chłopiec niechętnie poznawał również Józię i brudną Małgośkę, potem pomieszczenia i sprzęty ubogiego mieszkania nauczycieli. Przy herbacie pani Wiechowska zawarła niepisaną umowę z mamą Marcina, że formą zapłaty za stancję chłopca będą leguminy (tu: produkty spożywcze):

„... matka zdecydowała, że pan Wiechowski przygotuje Marcinka do pierwszej klasy nie gorzej (…) niż najlepszy korepetytor, a u pani będzie mu tak samo jak u matki ”.

Marcin bardzo tęsknił za matką, planował nawet ucieczkę do Gawronek. Sypiał w zagraconym małym pokoiku, a rano chodził do dusznej, przepełnionej izby szkolnej, w której gromadziły się chłopskie dzieci.. Pan Wiechowski był surowy i bardzo znudzony swoją pracą. Lekcja rozpoczynała się modlitwą, następnie nauczyciel wyznaczał Michcika do czytania rosyjskiej bajki i liczenia, inny uczeń czytał rosyjski alfabet, na koniec dzieci śpiewały nakazaną cerkiewną pieśń chóralną. Mały Marcinek patrzył na to wszystko z ogromnym zdziwieniem jak na wielkie, obce widowisko.

ROZDZIAŁ II

„Przez całe dwa miesiące żadne z rodziców nie odwiedzało Marcinka. Postanowiono go zahartować, włożyć w rygor i nie zamazgajać wizytami ”.

Jedynie pani Wiechowska powiadomiła listownie rodzinę Borowiczów o dużych postępach syna, który dobrze opanował katechizm i kaligrafię, ale miał trudności z arytmetyką i rosyjskimi dyktandami. Marcinek nie bawił się z wiejskimi dziećmi ze względu na tak zwane dobre wychowanie, dlatego czas wolny spędzał w swoim pokoju na kształceniu umysłu lub na bezmyślnym gapieniu się.
W marcu monotonię życia szkolnego przerwała wiadomość o
wizytacji szkoły przez naczelnika. Przygotowania do tej wizyty trwały całe dnie. Naczelnik Jaczmieniew został przywitany przez Wiechowskiego z należytą czcią. Był oburzony niskim poziomem wiedzy uczniów. Uznał, że słabo czytają po rosyjsku:

„Na takie stado - dwu czyta, a pozostali nic nie umieją (…) znaczna ilość czyta po polsku (…).Pan jako Polak i katolik prowadzisz polską propagandę ”.

Wizytator nie przyjął nawet zaproszenia na poczęstunek i w mig opuścił szkołę, wkrótce jednak wrócił i pochwalił nauczyciela za solidna pracę, a nawet zaproponował mu podwyżkę. Okazało się, że przyczyną zmiany zachowania naczelnika były skargi chłopów na nauczyciela za to, że uczy ich dzieci w języku rosyjskim. Wiechowski nie posiadała się ze szczęścia, a Jaczmieniew, powracając z guberni, zastanawiał się, w jaki sposób skutecznie zrusyfikować polskie chłopstwo.

ROZDZIAŁ III

Po ukończeniu elementarnej szkoły w Owczarach Marcinek pragnie dalej się uczyć w gimnazjum klasycznym
w Klerykowie. Pani Borowiczowa oczekuje wraz z synem w hotelu na ogłoszenie terminu egzaminów. Podczas pobytu w mieście Marcin źle się czuł,

„męczyła go i dławiła spiekota miejska, bruk palił i wykręcał ma nogi… Wszystko w tym mieście było inne niż na wsi, było dla niego zimne i szorstkie ”.


Oczekiwanie przedłużało się. Pewnego dnia panią Borowiczową odwiedził kupiec zbożowy. Dzięki temu dowiedziała się, że syn będzie miał większe szanse na zdanie egzaminów, gdy pan Majewski - nauczyciel wstępnej klasy - udzieli mu korepetycji. Jeszcze tego samego dnia pani Borowiczowa wraz z synem udała się na ulicę Moskiewską do domu nauczyciela. Ten, przesłuchawszy chłopca, był bardzo zadowolony z poziomu jego wiedzy, miał jedyne zastrzeżenia do akcentu, dlatego za 24 ruble zdecydował się udzielić chłopcu korepetycji.

ROZDZIAŁ IV

Komisja egzaminacyjna składała się z trzech osób: inspektora gimnazjum, pana Majewskiego i jednego z nauczycieli.
Egzamin rozpoczęto od przesłuchania kandydatów. Sprawdzono wiadomości z gramatyki, umiejętności czytania, opowiadania i recytacji. Drugi egzamin był szczegółowy i dotyczył pisowni. Marcin przeszedł kolejny pułap, ciesząc się przychylną opinią komisji. W trakcie egzaminu wywiązała się ostra wymiana zdań miedzy rodzicami a wykładowcami, którzy zarzucili rodzicom, że nie rozmawiają w domu po rosyjsku, co jest przyczyną niskiego poziomu wiedzy ich dzieci. Egzamin z arytmetyki i religii był teraz tylko formalnością.
Zaraz po zdanych egzaminach Marcin z mamą udali się do
pani Przepiórkowskiej, która wynajmowała stancję gimnazjalistom. Po obejrzeniu pokoju i zapoznaniu się z warunkami płatności pani Borowiczowa zdecydowała się pozostawić tu syna.

ROZDZIAŁ V

Marcin Borowicz rozpoczął naukę w gimnazjum w Klerykowie. Mieszkał na stancji u Przepiórzycy (tak potocznie nazywana była właścicielka) wraz z
Pigwańskim, zwanym Pytią. Był to korepetytor, który mówił i objaśniał po rosyjsku.

Borowicz czuł się na stancji samotnym jak palec. Jego troski, okropne trwogi, wyrastające szczególniej na glebie arytmetyki, nikogo nie interesowały ”.


Marcin początkowo nie radził sobie w szkole, niewiele rozumiał z tego, co do niego mówili wykładowcy.

„Z tych wykładów Marcinek nie osiągał nie tylko żadnego zrozumienia rzeczy, ale owszem, głupiał coraz okropniej i męczył się coraz bardziej ”

A fakt, że nie pochodził z zamożnej rodziny, tylko utrudniał mu kontakty z panem Majewskim. Tylko język polski nie sprawiał mu kłopotu. Marcin Borowicz siedział w jednej ławce z Romciem Gumowiczem. Pan Majewski często wzywał go do odpowiedzi, wyśmiewając błędy i wady. Pewnego razu nazwał chłopca „parciarską kobyłą” i postawił mu dwóję. Dopiero kiedy Marcin zobaczył łzy w oczach chłopca, przestał się z niego śmiać, bowiem

„pierwsze w życiu współczucie drgnęło w jego piersi ”.

Po lekcji uczniowie rozgrywali bitwy „Greków” z „Persami”. Była to walka miedzy starszymi uczniami gimnazjum a „pierwszakami”. Marcin był dzielnym "Persem".

ROZDZIAŁ VI

W przeddzień Zielonych Świątek pani Borowiczowa uzyskała w szkole dwudniowy urlop dla Marcina. W drodze do domu Marcin nie mógł się nacieszyć pięknem otaczającej przyrody. Z radości wyskoczył z wozu, zerwał pęk bzu rosnącego przy drewnianej kapliczce i rzucił go mamie na kolana. Wzruszona zanurzyła twarz w kiściach bzu.

Po przybyciu do ukochanych Gawronek chłopiec dowiedział się o kradzieży ulubionej klaczy. Na szczęście następnego dnia klacz się odnalazła.

ROZDZIAŁVII

Latem umarła pani Borowiczowa. Początkowo chłopak nie odczuł straty matki.

„Na pogrzebie zmuszał się do płaczu i przybierał miny efektowne, wrzeszczał i usiłował rzucić się na trumnę do jamy mogilnej, wiedząc ze słuchu, że to pasuje ”.

Nowy rok szkolny nie był pomyślny dla Marcina. Zaczęły się kłopoty i zaniedbania w nauce. Ojciec, zajęty pracą na folwarku, nie miał czasu, by zajmować się Marcinem tak jak dawniej.

„Marcin nie miał już teraz ani wykwintnej bielizny, ani przysmaków(…), chłopak czuł, że nie ma z kim dzielić się swymi zwycięstwami szkolnymi bądź porażkami, nikt go nie mobilizował do pracy. Toteż chłopcu świat opustoszał, zgasło nad nim słońce i nastał jakby po dniu promiennym wieczór zimny i nielitościwy ”.

Jedną z przyczyn niepowodzeń w szkole była przyjaźń z Wilczkiem, kolegą ze szkolnej ławy. Wilczek nie uczył się, wagarował, dokuczał nauczycielom, oszukiwał ich.
Raz Marcin stał się świadkiem kłótni między patriotą księdzem Wargulskim a inspektorem. Ksiądz złamał nowo wprowadzony zakaz śpiewania po nabożeństwie hymnu w języku rosyjskim. Oświadczywszy, że bez względu na konsekwencje, w kościele będzie śpiewał pieśni w języku polskim, wypchnął inspektora za drzwi. Przerażony tą sceną Marcin obiecał, że nikomu nie powie o zajściu.

ROZDZIAŁ VIII

Kolega z klasy, Mankowicz, złożył
donos na Marcina za mówienie w języku polskim, pisząc jego nazwisko na tablicy. Marcin został ukarany przez profesora Rudolfa Lima przy całej klasie. Musiał pozostać przez dwie godziny w kozie. Profesor Leim był gospodarzem klasy pierwszej oddziału A, nauczycielem łaciny w niższych klasach. Pochodził ze spolszczonej rodziny niemieckiej. Nie znał zbyt dobrze języka rosyjskiego, z tego powodu nie mógł uczyć historii powszechnej.

Języka rosyjskiego uczył
Iłarion Stiepanycz Ozierskij, który kompletnie nie radził sobie z dyscypliną w klasie. Kiedy wchodził, klasa witała go salwami śmiechu i wrzaskami w języku polskim. Młodzież gwizdała, przesuwała ławki, dzwoniła małym dzwoneczkiem.

W klasie pierwszej polski był językiem nieobowiązkowym. Wykładał go
profesor Sztetter, którego na tyle przerażała świadomość represji rosyjskich, że niczego nie uczył. Matematyki uczył pan Nogacki - był skutecznym pedagogiem i rusyfikatorem, zmuszał bowiem uczniów do myślenia po rosyjsku.

ROZDZIAŁ IX

Pensjonariusze pani Przepiórkowskiej: bracia Daleszowscy, Szwarc i Borowicz strzelali w parku ze starego pistoletu, który ukrywali w pniu drzewa. Pewnej niedzieli po nabożeństwie zostali wyśledzeni przez żandarma. Sprytni Daleszowscy uciekli, zaś
Szwarc i Borowicz zostali ukarani aresztem nocnym (kozą) w budynku szkolnym. Marcin nawet nie zmrużył oka, tak przerażała go myśl o zesłaniu na Sybir, do cytadeli albo na szubienicę. Następnego dnia pan Majewski zaprowadził winowajców do dyrektora. Na pytanie, czy strzelali, Szwarc wyparł się wszystkiego, zaś Marcin przyznał, że strzelał, lecz pistolet nie był nabity prochem.

Rada pedagogiczna skazała obu chłopców na odbycie kolejnej dobowej kozy o chlebie i wodzie. Po jej zakonczeniu Marcin udał się do kościoła, gdzie dziękował gorliwie, że
nie został wydalony ze szkoły. Przypisywał to wstawiennictwu matki.

ROZDZIAŁ X

Po ukończeniu czwartej klasy Marcin spędzał wakacje w Gawronkach. Dworek, w którym od kilku lat samotnie i nieumiejętnie gospodarzył ojciec, popadł w zaniedbanie i nie przypominał już domu z okresu, gdy żyła matka. Marcin czuł się odpowiedzialny za swój rodzinny dom, dlatego sumiennie wypełniał obowiązki narzucone mu przez ojca.

Ogarnęła go
pasja myśliwska. Cale dnie spędzał poza domem, tropiąc zwierzynę i strzelając. Wówczas poznał znakomitego myśliwego, chłopa Szymona Nogę, który opowiedział mu historię powstańca styczniowego skatowanego w lesie przez Moskali.

ROZDZIAŁ XI

W nowym roku szkolnym nastąpiły duże zmiany w zarządzie szkolnym. Na czele gimnazjum stał
dyrektor Kriestoobriadnikow, a w skład rady szkoły wchodzili: inspektor Zabielski, nauczyciel historii - Kostriulew i nauczyciel łaciny - Pietrow. Wybrane władze wprowadziły wiele nowych przepisów, które w znaczny sposób ograniczały swobody uczniów. Systematycznie kontrolowano stancje w poszukiwaniu polskich książek. Każde wyjście uczniów z mieszkania zapisywano w specjalnej księdze wyjść. Uczniom nie wolno było chodzić do teatru na polskie sztuki.

Rusyfikatorzy nie tylko zreformowali gimnazjum,

„mieli oni na celu wzmocnienie tętna życia ludzi ruskich w mieście Klerykowie, po wtóre mieli na celu odpolszczenie tak zwanych Polaków ”.

W ramach „odpolszczenia” organizowano uczniom wyjścia na spektakle rosyjskich teatrów amatorskich. Marcin również uczestniczył w takim spektaklu, bowiem próba ucieczki groziła represjami w szkole. Podczas przerwy w przedstawieniu pan Majewski zaprowadził Marcina i jego kolegów do loży dyrektora Kriestoobriadnikowa. Nazajutrz Marcin Borowicz był serdecznie pozdrawiany przez rosyjskich nauczycieli, a nawet zaprzyjaźnił się z inspektorem Zabielskim i stał się częstym bywalcem w jego domu.

ROZDZIAŁ XII

Kiedy Marcin był w szóstej klasie gimnazjum, do niższej klasy przybył nowy kolega -
Andrzej Radek. Pochodził ze wsi Pajęczyn Dolny. Był synem włościanina, rataja mieszkającego w nędznych czworakach. W dzieciństwie zajmował się pilnowaniem gęsi oraz doglądaniem zwierząt.

Radek nauki pobierał u korepetytora dworskich dzieci,
Antoniego Paluszkiewicza zwanego Kawką. Chorowity nauczyciel szybko zorientował się, że zaniedbane chłopskie dziecko jest nadzwyczaj zdolne. Nauczył go podstawowych umiejętności i opłacił stancję, by chłopak mógł uczyć się w Progimnazjum w Pyrzogłowach. Dzięki wielu wyrzeczeniom Radek skończył cztery klasy progimnazjum. Był solidnym uczniem, dlatego po śmierci swojego nauczyciela nie załamał się, nadal pracował sumiennie i sam zarabiał na opłacenie stancji. Jego mottem stały się słowa Paluszkiewicza:

„Nauka jest jak niezmierne morze…Im więcej jej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony ”.

Z tego powodu oraz dlatego, że w rodzinnej wsi - Pajęczynie Dolnym - nie było dla niego miejsca - zdecydował się na dalsze kształcenie. Podczas podróży do Klerykowa spotkał pana Płoniewicza, który w zamian za udzielanie korepetycji synowi Władziowi dał mu pokoik i miejsce przy stole.

Andrzej nie miał w szkole żadnych problemów z nauką, natomiast ogromnym problemem okazało się jego chłopskie pochodzenie. Koledzy drwili z gwary, z ubogiego, w znacznym stopniu samodzielnie sprawionego mundurka, z braku obycia. Radek dzielnie znosił kpiny i upokorzenia, jednak kiedy obrażono go kolejny raz, rzucił się na swego prześladowcę. Wywiązała się bójka, w wyniku której za pobicie Tymkiewicza Radek miał na zawsze opuścić gimnazjum. Dzięki wstawiennictwu Zabielskiego i jego nowego pupila Marcina chłopcu darowano karę. Zdarzenie to spowodowało zbliżenie Radka i Borowicza.

ROZDZIAŁ XIII

Wśród uczniów powstały dwie grupy:
literatów i wolnopróżniaków. Marcin Borowicz należał do pierwszego obozu, pozostającego pod wpływami inspektora Zabielskiego. Założył nawet kółko, które spotykało się po nabożeństwie na stancji w celu studiowania literatury rosyjskiej. W klasie szóstej literaci spotykali się z chłopcami z klas siódmych i ósmych. Czytali dzieła rosyjskie i wygłaszali referaty, w których szkalowali Polskę. Niektórzy pisali nawet odezwy pochwalne na cześć Rosji. Zabielskiemu udało się dzięki tym spotkaniom wpoić uczniom wstręt do wszystkiego, co polskie.

Partia wolnopróżniaków trudniła się próżniactwem, naciąganiem belfrów, tańczeniem do upadłego w karnawale, łyżwiarstwem, jazdą konną, uczęszczaniem na maskarady z aktorami i dziewczętami, grą w karty, paleniem papierosów. Czyniła to w ścisłej tajemnicy.

Żadna z grup nie przykładała się do nauki języka polskiego, który był wykładany w języku rosyjskim. Młodzież największe postępy czyniła w fizyce i matematyce. Nauka języków ograniczała się do spisywania myśli rosyjskich.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie za sprawą jednego ósmoklasisty, który przemycił książkę Bucklea,
„Historia cywilizacji Anglii”. Pobudziła ona uczniów do wytężonej pracy i lektury. Wieczorami chłopcy spotykali się u tzw. „Czarnej pani” i dyskutowali. Naczelnymi buckleistami okazali się Spinoza i Borowicz.

ROZDZIAŁ XIV

Szlem Goldbaum i Walecki byli najlepszymi uczniami w klasie. Pewnego razu na lekcji historii doszło do incydentu. Kostriulew podczas każdej lekcji historii wywlekał bolesne sprawy polskie, rozwijał je i dopełniał skandalami. Figa - Walecki najpierw poprosił nauczyciela, by ten tego nie robił, a skoro to nie poskutkowało, podniesionym głosem stwierdził w imieniu klasy, że nie życzy sobie słuchać takich kłamstw. Kostriulew potraktował protest jako bunt i wezwał innych nauczycieli. Inspektor przeprowadził w klasie śledztwo, pytał, kto upoważnił Waleckiego do wypowiadania się w imieniu klasy. Zapytany o zajście Marcin stwierdził, że nie widzi nic złego w dopełnieniach nauczyciela. Figa został skazany na karę chłosty.

ROZDZIAŁ XV

Do klasy przyszedł nowy uczeń,
Bernard Zygier, wydalony z warszawskiego gimnazjum za niebłagadziożność (brak pokory wobec Rosjan). Otoczony został szczególną, całodobową opieką władz szkolnych. Mieszkał u Kostriulewa, często podlegał rewizji. Na lekcjach języka polskiego wykazywał się wszechstronną wiedzą z zakresu literatury i gramatyki polskiej. Kiedy wyrecytował „Redutę Ordona” Adama Mickiewicza, uświadomił uczniom klasy siódmej, kim są i jakie są ich obowiązki wobec ojczyzny. Najbardziej dotkliwie doświadczył tego stanu Borowicz:

„Serce Marcina szarpnęło się nagle jakby chciało wydrzeć się z piersi, ciałem jego potrząsnęło wewnętrzne łkanie. Ścisnął mocno zęby, żeby z krzykiem nie szlochać. Zdawało się, że nie wytrzyma, że skona z żalu ”.


ROZDZIAŁ XVI

Uczniowie klasy ósmej: Marcin Borowicz, Marian Gontala, Figa - Walecki, Bernard Zygier i siódmoklasista Andrzej Radek spotykali się codziennie późnym wieczorem poza miastem w mieszkaniu Mariana Gontali. Nazywali to miejsce „Górką”. Czytali wówczas literaturę zbaranianą przez Rosjan, dyskutowali o przeszłości Polski, pisali referaty patriotyczne i wygłaszali je. Lektury - utwory polskich romantyków - przynosił Andrzej Radek z komórki Płoniewicza. Książki te rozpalały serca i niepokoiły umysły młodych ludzi, szczególnie Marcina. Kierownikiem spotkań był Zygier.
Któregoś wieczora Marcin zauważył, że Majewski śledzi członków tajemnego spotkania. Korzystając z ciemności, obrzucił znienawidzonego nauczyciela bryłami błota, wypominając mu próby wynarodowienia. Następnie pobiegł do kolegów, by ostrzec ich przed Majewskim.

ROZDZIAŁ XVII

Marcin Borowicz zakochał się w
Annie Stogowskiej zwanej Birutą. Była to jedna z najlepszych uczennic żeńskiego gimnazjum w Klerykowie, córka wojskowego lekarza Polaka pozostającego na służbie carskiej i matki Rosjanki. Anna miała czternaście lat, gdy straciła matkę. Po jej śmierci sama musiał a podołać wszystkim obowiązkom. Wychowywała również swoje młodsze rodzeństwo w duchu patriotycznym, wpajając im nienawiść do Rosjan.

Marcin nie miał okazji rozmawiać z Anną, ponieważ stroniła od koleżanek i spotkań po lekcjach. Widywał ją jedynie na ulicy. Kiedyś odważył się wyrwać jej autograf ze sztambucha koleżanki. Po Wielkanocy, przygotowując się do matury, jednocześnie szukał kontaktu z Birutą. Kiedyś spotkał ją na ławce w parku. Odtąd, pragnąc zobaczyć Annę, przychodził tam codziennie. Wpatrywał się w nią jak w obraz. Następnego dnia dziewczyna nie przyszła. Po kilku dniach wróciła, wpatrzona w Marcina tak jak on w nią. Bez słów wyznali sobie miłość.

ROZDZIAŁ XVIII

Po
egzaminie maturalnym Marcin wrócił do Gawronek. Przez wakacje prowadził za ojca gospodarstwo. Kiedy przyjechał do Klerykowa, został zganiony za chęć studiowania na Uniwersytecie Warszawskim. Kriestoobriadnikow postanowił pozamykać stancje, które groziły szerzeniem się ruchów patriotycznych. W ich miejsce utworzył internaty.

Marcin został uznany z wroga Rosji. Radca kazał mu się oddać w ręce sprawiedliwości. Pobiegł wówczas pod dom Biruty. Okazało się, że pięć tygodni wcześniej wyjechała wraz z doktorem Stogowskim w głąb Rosji.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Syzyfowe prace - S. Żeromski, streszczenia
Hutnikiewicz Żeromski, Polonistyka
Syzyfowe prace - S. Żeromski, streszczenia
Żeromski Syzyfowe prace, Polonistyka
Żeromski Syzyfowe Prace i Ludzie?zdomni
DLACZEGO KSIĄŻKA ŻEROMSKIEGO NOSI TYTUŁ SYZYFOWE PRACE
Żeromski Syzyfowe prace
Polityka i psychologia - Przedwiosnie Zeromskiego i Granica Nalkowskiej, materiały- polonistyka, czę
Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego streszczenie
Wizja Boga i człowieka w Sonetach Sępa, Polonistyka, Prace
S Żeromski SYZYFOWE PRACE
Żeromski Syzyfowe prace
STEFAN ZEROMSKI SYZYFOWE PRACE (1897) doc
Zeromski Stefan Syzyfowe prace
s zeromski syzyfowe prace scenariusz lekcji
Żeromski Syzyfowe prace

więcej podobnych podstron