ROZDZIAŁ 22
Adria dostała wiadomość, że Riley chciał się z nią spotkać. Zapukała do drzwi starszego stopniem porucznika trzy dni po ceremonii zawiązania więzi przez parę alfa. Machnął do niej ręką, żeby weszła, cho trzymał telefon przy uchu. „Usiądź.” Powiedział. „To zajmie tylko chwileczkę.”
Obejrzała jego biuro, gdy czekała. Było - i jednocześnie nie było - takie, jakiego się spodziewała. Było uporządkowane i czyste. Nie zagracone. Tym, co nie pasowało, był oprawiony plakat znajdujący się za jego biurkiem, przedstawiający kalejdoskop koloru, ciała, piór, cekinów i wszystkiego, czym był Karnawał Rio de Janeiro.
A może jednak ten plakat pasował doskonale, pomyślała z wewnętrznym uśmiechem. W końcu pragmatyczny, rozsądny Riley przekroczył niebezpieczną granicę stada i wziął na swoją wybrankę strażniczkę leopardów. Nikt nie był jednowymiarowy, przypomniała sobie … nawet wściekły mężczyzna z gorącymi i szorstkimi dłońmi przesuwającymi się po jej skórze. „Byłeś?” Zapytała Rileya, gdy rozłączył się, odsuwając bolesne wspomnienia na bok, zanim zdołały ponownie ją pochłonąć. „I przetrwałem.” Uśmiechnął się w sposób, który sugerował, że kryje się za tym cała historia. „Jak ci minęła zmiana na zewnętrznej granicy? Wróciłaś dzisiaj rano?”
„Tak. Było dobrze. Spokojnie.” Wyruszyła popołudniu po ceremonii i przejęła służbę od jednego z leopardów. „Chętnie podejmę kilka dodatkowych zmian w tamtym terenie.”
Zamiast zaakceptować jej ofertę Riley oparł się na swoim krześle. Jego oczy były pełne skupienia. „Adria, jesteś bardzo doświadczonym żołnierzem starszego stopnia. Chodzenie na patrol będzie dla ciebie frustrujące, jeżeli twoje umiejętności nie będą wykorzystywane też w inny sposób. Matthias powiedział mi, że trenowałaś też nowicjuszy w jego regionie.”
Odejście od „jej” dzieciaków było niesamowicie trudne, ale martwiła się, że jej problemy emocjonalne będą miały wpływ na nauczanie, więc zanim odeszła przyuczyła zastępcę i upewniła się, że nowicjusze czuli się komfortowo z nowym żołnierzem. W międzyczasie wiele rzeczy uległo zmianie. Tęskniła za pracą z młodymi, ale nie chciała zajmować niczyjego miejsca, zwłaszcza członka stada, którego kochała.
„Indigo jest genialna w tym co robi.” Choć próbowała, by jej ton był równy nawet jej wilczyca podskakiwała z radości.
„Nie mam zamiaru przeczyć.” Powiedział natychmiast Riley. „Mam coś innego na myśli w związku z twoją osobą.” Zaczekał chwilę tak jakby dawał jej czas na to, by mogła coś wtrącić, gdy się nie odezwała kontynuował dalej. „Zgodnie z opinią Matthiasa bardzo dobrze radzisz sobie z osobnikami uległymi. Co mnie nie dziwi biorąc pod uwagę prawdziwy status twojej rangi.”
Oczywiście Riley wiedział. „Trener pracujący z uległymi musi zdawać sobie sprawę z tego, że choć nigdy nie będą żołnierzami, to mają w sobie unikalną odmianę siły.” Powiedziała z uśmiechem. Najbardziej bezbronni w hierarchii nie reagowali dobrze na bezwzględny sposób nauczania, stosowany wobec dominujących.
Riley przytaknął delikatnie. „Chciałbym, żebyś przejęła treningi samoobrony dwudziestu pięciu uległych dzieciaków w wieku od czternastu do osiemnastu lat. Przeszli normalny kurs, ale Hawke chce, by przeszli bardziej zaawansowany trening jeżeli tylko będą w stanie.”
„Chodzi o zamieszki i ataki wroga.” Powiedziała Adria wiedząc, że alfa musiał myśleć o sytuacji, w której znaczna ilość dominujących byłaby martwa. Trudno rozważać taką sytuację, ale trzeba się tym zająć.
„Powinnaś porozmawiać z Walkerem.” Riley podał jej notatnik elektryczny z załadowaną listą nazwisk i fotografii. „Większość osób w twojej grupie jest młodsza. To on przeprowadził trening podstawowy u większości dzieciaków. Starszymi zajmował się Eli.”
„Skontaktuję się z nimi oboma.” Adria wiedziała, jak ważna była współpraca wszystkich trenerów, jako zespołu. „Kto trenuje dzieciaki z osobowością matczyną?” Chwilę później pstryknęła palcami, gdy wilczyca popchnęła ją lekko. „Założę się, że to Drew.”
Riley roześmiał się. „Mój brat wie, jak kroczyć po cienkiej linie między nie wkurzaniem ich zanadto, a upewnieniem się, żeby nigdy nie zapomnieli, że jest bardziej dominującym osobnikiem. Jego grupa liczy czterdzieści osób. Pracuje z nimi od miesięcy.
Adria zagwizdała. „To spore liczby.”
„Okazuje się, że mieliśmy wzrost liczby urodzeń od osiemnastu do czternastu lat wstecz. Znaczący procent tych szczeniaków okazało się osobnikami dominującymi - żołnierzami i matczynymi, ale miało to wpływ na każdy szczebel hierarchii.”
Wilczyca Adrii uniosła pysk w cichym, żałobnym wyciu, gdy zrozumienie zagościło w jej żyłach. Zmiennokształtni byli najmniej płodni w porównaniu z pozostałymi rasami, ale wielokrotnie zaobserwowano, że gdy stado straciło znaczną liczbę członków w krótkim przedziale czasu, statystyka urodzeń wzrastała w latach następujących po tym wydarzeniu. Dwadzieścia lat temu Śnieżni Tancerze odnieśli łamiącą serce stratę.
„Jakieś pytania?” W oczach Rileya odzwierciedlała się ta sama smutna prawda.
„Jest coś, co powinnam wiedzieć na temat tych dzieciaków, co nie będzie od razu widoczne?”
„Najlepszą osobą do udzielenia odpowiedzi na to pytanie jest najprawdopodobniej Walker.” Odrzekł Riley i podniósł telefon. „Zobaczę, czy można z nim teraz porozmawiać.”
Walkera nie było w legowisku, ale zdołali go złapać przez telefon. „Dzwoń do mnie, gdy tylko będziesz tego potrzebowała.” Powiedział po tym, jak omówili całą listę. Jego spojrzenie na szczeniaki, które miała przejąć uwidaczniało wrażliwość na potrzeby młodych, która rezonowała głęboko w jej wnętrzu. „Oni wiedzą, że zawsze mogą do mnie przyjść bez względu na wszystko dlatego początkowo, zanim zaczną tobie ufać mogą nadal tak robić - dam ci znać jeżeli pojawią się jakieś problemy.”
„Dzięki.”
Riley zakończył rozmowę niedługo po tym. „Połowa twojej grupy jest właśnie na wycieczce, ale wrócą około siódmej. Spotkamy się o ósmej, chyba że masz inne zobowiązania.”
„Nie, ósma mi odpowiada. Do zobaczenia.” Wyszła z jego biura decydując się spędzić wolny czas na dalszym poznawaniu terytorium jak sugerował to Hawke.
Szła dopiero przez minutę, gdy zobaczyła najbardziej niesamowity widok.
Dwa małe kociaki leopardów wybiegły zza rogu najwyraźniej goniąc jeden drugiego … i zatrzymały się jak wryte drapiąc pazurami kamień, gdy ją zobaczyły. Dwie głowy uniosły się do góry. Dwie pary pięknych zielono-złotych oczu uchwyciły jej spojrzenie.
Adria rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że poza nimi korytarz jest pusty. „Wydaje mi się, że nie powinniście być tutaj.” Wyszeptała, gdy przykucnęła i przesunęła dłonią po futrze znajdującego się bliżej niej kociaka. Ciemna Rzeka i Śnieżni Tancerze byli sprzymierzeńcami połączonymi przysięgą krwi, ale zostawienie dziecka, by samo biegało po legowisku znacznie wykraczało poza to przymierze. Więc albo ta dwójka słodkich łobuziaków uciekła zdenerwowanej mamie, albo w jakiś sposób się tutaj wkradła. Teraz oba kociaki domagały się pieszczot. Adria powiedziałaby, że są za mali, żeby przebyć odległość dzielącą ich od ziemi Ciemnej Rzeki, ale stanowczo zbyt dobrze znała dzieciaki.
Kolejny dźwięk pazurów przesuwających się po kamieniu, tuż przed tym jak malutki wilczek zaatakował kociaki od tyłu. Zdziwiona już miała ich rozdzielić, gdy zdała sobie sprawę, że warczenie, prychanie i dźganie pazurami jest tylko na pokaz. Wstała. Jej wilczyca była zbyt rozbawiona, by pomyśleć o popsuciu ich zabawy.
„To dopiero widok.”
Włosy na karku Adrii uniosły się z powodu głębokiego tembru tego głosu. Nie zaskoczył jej jednak, bo już wcześniej wyczuła egzotyczny ciemny świerk i cierpką nutę cytrusów właściwą dla zapachu Riaza. „Tak.” Powiedziała dumna z siebie, że zdołała się opanować.
Kolejny zapach. Nieznany. Kobiecy.
Kociaki i szczeniak nagle odskoczyły od siebie tak jakby ktoś oblał ich zimną wodą i nagle siedzieli cicho i słodko jak trójka najbardziej grzecznych dzieci jakie Adria kiedykolwiek widziała. „Mali udawacze.” Powiedziała próbując ukryć śmiech.
Obok niej Riaz zakaszlał, gdy wysoka brunetka wyszła zza rogu.
„O czym rozmawialiśmy zanim wyjechaliśmy z domu?” Kobieta powiedziała do kociaków krzyżując ręce na piersi i wystukując niecierpliwie butem rytm na podłodze.
Wilk zaszczekał.
„Cicho Ben. Ta dwójka miała zaczekać na mnie, aż skończę rozmawiać z Larą.”
Kociaki opuściły głowy i wydały z siebie pełne skruchy miauczące dźwięki. Adria dostrzegła rozbawienie w oczach kobiety, która najprawdopodobniej była ich matką. Jednak, gdy się odezwała jej głos był poważny. „Macie prawo do wyboru kary: albo nie będziecie się bawić z Benem i innymi szczeniakami, albo nie będziecie jedli ciasta czekoladowego na deser.”
Trójka dzieci spojrzała na kobietę z nieskrywanym szokiem.
Ta jednak nie uległa.
Kociaki skinęły głową na swojego przyjaciela, który najwyraźniej był dla nich bardziej interesujący niż ciasto czekoladowe. Brunetka pochyliła się i pocałowała każdą słodką twarzyczkę po kolei, Bena również. „A teraz zaczekajcie tam na mnie, chyba że chcecie na stałe mieć odwołany czas zabawy.” Wskazała na miejsce kilka metrów w dół korytarza, gdzie nadal będą pozostawali w polu widzenia.
Dopiero, gdy chłopcy odeszli, by pokornie usiąść we wskazanym im miejscu, kobieta wstała i spojrzała na Adrię i Riaza. „Co godzinę zyskuję przez nich trzy nowe siwe włosy.” W jej słowach słychać było pełnię miłości.
„Tamsyn to jest Adria.” Powiedział Riaz. Żar jego ciała znajdował się zbyt blisko i był zbyt agresywny.
Adria zmusiła się do tego, żeby myśleć mimo przeszywającej wnętrzności świadomości ruchów stojącego obok niej mężczyzny. „Uzdrowicielka Ciemnej Rzeki.” Cały starszy stopniem personel został poinstruowany na temat Ciemnej Rzeki i jej wyższych stopniem członków.
„Jeżeli powiesz, że nie jesteś spokrewniona z Indigo, to zjem swojego buta … jeżeli bliźniaki już tego nie zrobiły.” Odpowiedziała Tamsyn.
Adria roześmiała się na to suche stwierdzenie i przyznała istnienie relacji rodzinnej. „Wizyta towarzyska?”
„Ashaya też tu jest.” Powiedziała Tamsyn odnosząc się do M-Psi związanej ze Strażnikiem Ciemnej Rzeki. „Przyjechałyśmy omówić sprawę Alice i przejrzeć kilka nowych skanów.”
„Alice” - Alice Eldridge, człowiek, naukowiec, która została umieszczona w zawieszeniu krionicznym ponad sto lat temu i teraz znajdowała się w śpiączce, której nikt nie mógł przerwać. Adria nie potrafiła sobie wyobrazić jak będzie wyglądało życie Alice, jeżeli kiedykolwiek się obudzi - świat drastycznie się zmienił od czasu jej wymuszonego zaśnięcia. Jej przyjaciele i rodzina - każdy z nich zmienił się już w proch i pył. Jednak Alice przetrwała.
„Lepiej wrócę i zorganizuję eskortę tym chuliganom.” Powiedziała Tammy oglądając się ponad ramieniem na dzieci. Na jej twarzy gościł pełen czułości uśmiech. „Miło było cię poznać Adria.”
Cisza, która nastąpiła po odejściu Tamsyn i dzieciaków była krępująca. Jednak, gdy Adria ruszyła w swoją stronę, Riaz przesunął się, by zablokować jej przejście. Na jego twarzy odmalowywało się zmęczenie, a pod jego złotymi oczami widać było cienie. „Mam trochę wolnego czasu - może pokażę ci kilka bardziej ukrytych części terytorium legowiska?”
Zdenerwowana i zaskoczona Adria spojrzała do góry i odkryła, że nie jest w stanie odczytać jego wyrazu twarzy. Spędziła stanowczo zbyt wiele czasu z innym mężczyzną, którego oblicza nie potrafiła rozszyfrować, więc była bardzo bezpośrednia w wyrażeniu swojego zdumienia. „Jaki możesz mieć powód, by zaprosić mnie do spędzenia czasu razem z tobą, gdy oboje wiemy jakie masz wobec mnie uczucia?”
Riaz spodziewał się pazurów, jego wilk przyjął uderzenie bez jęknięcia. „To nie twoja wina, ze nie jesteś moją wybranką.” Powiedział opierając się na decyzji, którą podjął tego zimnego, samotnego świtu po ceremonii zawiązania więzi przez Siennę i Hawke'a. Wyznając to czuł się tak jakby wyszedł z własnej skóry, ale Adrii należała się prawda. „I przykro mi, że karałem cię za to.”
Adria zamarła po usłyszeniu pierwszego zdania. Czarny i silny horror przelał się po jej pięknych, czystych rysach. „Znalazłeś wybrankę? Jak mogłeś mnie pocałować?”
Nie chciał o tym rozmawia. Chciał udawać, że nigdy nie spojrzał na Lisette, ale czas ukrywania się za gniewem i upartym odmawianiem przyznania prawdy już minął. „Ona jest mężatką.” Kocha innego mężczyznę. Coop miał rację - mógł pozwolić, żeby go to zniszczyło, albo mógł odbudować nowe życie z połamanych fragmentów starego.
Był wilkiem, dominującym obrońcą. Poddanie się i zostawienie stada bez jego siły nie leżało po prostu w jego naturze. Znajdzie więc sposób, żeby przetrwać i ponownie stać się mężczyzną, który z dumą mógł spojrzeć w lustro.
Tuż przed nim oczy Adrii przybrały jasny, bursztynowy kolor. Jej wilczyca okazywała bolesną sympatię. Usztywnił szczękę. Nie chciał litości. Powiedział jej tylko dlatego, że odczuła siłę jego wściekłości choć nigdy nie było w niej żadnej winy. Jednak w jej odpowiedzi nie było śladu litości tylko ciepła hojność ducha, która wstrząsnęła nim do głębi. „Jeżeli moja obecność nie przeszkadza twojemu wilkowi, to chętnie przyjmę twoją pomoc.” Powiedziała.
Przeszkadza?
Riaz przełknął gorzki śmiech. „Wyjedziemy z sekcji, którą już dobrze znasz i zbadamy mniej dostępne części pozostałego obszaru na nogach.” Powiedział zdeterminowany, by traktować ją z uprzejmością, którą powinien jej okazać od samego początku, mimo głodu dotyku, który nadal nim szarpał.
Adria odezwała się dopiero dziesięć minut po wyruszeniu, ale panująca wcześniej cisza była ciężka z powodu nie wypowiedzianych rzeczy. Jednak, wzdrygnął się, gdy ponownie się odezwała.
„Miałeś jakąś szansę?”
Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy. „Ona kocha swojego męża. Po prostu znalazłem ją zbyt późno.” Żałował, że powiedział tak dużo, jak tylko słowa opuściły jego usta. Jego wilk czuł się niekomfortowo z powodu nagłej, czystej bezbronności. „Indigo zna suche fakty.” Choć chciałby, żeby nie posiadała tej wiedzy. „Jednak poza nią nikt inny, więc jeżeli mogłabyś ...”
„Nie powiem ani słowa.” Obiecała odrobinę zachrypniętym głosem, który prowokował niezamierzenie. „Możesz ze mną o tym porozmawiać, wiesz?” Zawahała się. „Trzymanie tego wszystkiego w środku nie może być dla ciebie dobre.”
Przestawił pojazd na napęd powietrzny i skręcił na kamienistą ścieżkę. „Nie ma zbyt wiele do opowiadania.” Nie ucinał rozmowy - co właściwie jeszcze było do powiedzenia na ten temat? Lisette należała do innego mężczyzny, a Riaz musiał znaleźć sposób, żeby z tym żyć.
„Chyba masz rację.” Nie odezwała się ponownie aż do momentu, gdy wysiedli z pojazdu w stosunkowo odizolowanej sekcji terytorium legowiska. „Zostańmy w ludzkiej formie. Łatwiej będzie nam rozmawiać.” Powiedziała.
Przytaknął - kilka sekcji będzie trudno przejść na dwóch nogach, ale zawsze mogli zmienić zdanie na temat przemiany.
Gdy szli zobaczył jak Adria pochłania wszystko tymi olśniewającymi niebiesko-fioletowymi oczami. Pierwszy raz tak naprawdę na nią spojrzał. Nie był oślepiony przez żrącą mieszaninę gniewu i pragnienia, która kolorowała ich wcześniejsze interakcje. W jej spojrzeniu była stalowa siła - tak jakby została utemperowana w bólu i wyszła z niego twardsza, mniej podatna na złamanie.
Jego fascynacja jej osobą zmieniła się odrobinę i stała się bardziej subtelna i skomplikowana … bardziej niepokojąca, gdy zdał sobie sprawę, że chciał poznać co ją tak zahartowało. „Tutaj jest coś co powinnaś zobaczyć.” Powiedział złapany między walczące z sobą pragnienia wierności, która go zniszczy i jedwabistej zdrady, która może go rozedrzeć na kawałki.