Głos w dyskusji nad stanem szkół wyższych, Filozofia, Rok IV, dydaktyka


Od dłuższego czasu, na łamach periodyków i prasy codziennej, trwa dyskusja dotycząca kondycji szkolnictwa wyższego w Polsce. Głównym punktem odniesienia pozostaje reforma szkolnictwa wyższego zaproponowana i wdrażana przez minister Barbarę Kudrycką. Zmiany te spotkały się z uzasadnionymi zastrzeżeniami i wątpliwościami, o czym świadczą przywołane wyżej czasopisma.

Mam wrażenie, iż w dotychczasowych wypowiedziach pomijano kilka znaczących kwestii, które chciałbym odnotować.

Po pierwsze, funkcjonuje przekonanie, że każdy publicznie zabrany głos w sprawie stanu szkolnictwa wyższego w Polsce oraz jakości nauczania posiada takie samo znaczenie. Wydaje się, że podobnie jak nie każdy Polak może być selekcjonerem reprezentacji naszego kraju w piłce nożnej, tak nie każdy, kto skończył uczelnie wyższą lub zajmuje eksponowane stanowisko w ważnych instytucjach ma odpowiednie kompetencje, aby wartościowo wypowiadać się w sprawie szkolnictwa wyższego. Podobnie jak, posiadanie rachunku bankowego nie uprawnia do wypowiadania się - z pretensją do znawstwa - o trudnościach gospodarczych Grecji. Oczywiście, można wyrażać opinie, które pozostają co najwyżej… opiniami. Przy tym, warto zwrócić uwagę, że często poglądy słabo uzasadnione, a wyrażane dobitnie są o wiele łatwiejsze do przyswojenia (a przez to są społecznie niebezpieczne) niż poglądy dobrze uzasadnione. Te pierwsze, odwołują się o wiele częściej do emocji, a rzadziej posługują się argumentacją (w domyśle racjonalną); ponadto o wiele częściej maja charakter krytykancki (nie mylić z krytyką), a ich autorzy nie formułują propozycji rozwiązania danego problemu. Publiczne wyrażenie tak rozumianych opinii wpływa szkodliwie na stan jakiejkolwiek dyskusji, w tym przypadku dotyczącej szkolnictwa wyższego, bardziej zaciemniając źródła niezadowalającego stanu rzeczy, a w mniejszym stopniu prowadząc do poprawy sytuacji.

Po drugie, w dyskusji o szkolnictwie wyższym nie zabrali głosu studenci (żadnego z trzech stopni kształcenia, od studiów licencjackich do doktoranckich), tym samym pozostawiając swój los w rękach, mniej lub bardziej, troskliwej administracji ministerialnej, uczelnianej oraz pracowników macierzystych uczelni. Dlaczego tak się stało? Przypuszczalnie część studentów, tych żywo zainteresowanych swoją sytuacją, nie przebiła się do szerokich kręgów społeczeństwa. Inne przedsięwzięcia organizacji studenckich ograniczyły się do spotkań informacyjnych, które pouczały o tym, czym reforma jest i jej konsekwencjach dla codziennego życia (wśród nich najważniejsze: zmiany w uzyskiwaniu stypendiów socjalnych i naukowych). Jeszcze inni studenci postąpili kierując się prostym oportunizmem: cokolwiek się zdarzy, to jakoś sobie poradzimy; przed reformą żyliśmy, to i po reformie też jakoś damy radę. Brak zainteresowania ze strony studentów zmianami wprowadzanymi przez znowelizowaną ustawę wynika być może z braku poczucia tożsamości z grupą formacyjną, jaką są ludzie zrzeszeni w ramach uniwersytetu. Na marginesie, warto zauważyć, że uniwersytet etymologicznie pochodzi od łacińskiego universitas, co pozostaje w ścisłym związku z uniwersyteckim ideałem wspólnoty tych, którzy się uczą oraz tych, którzy nauczają. Coraz częściej jedni i drudzy zapominają o tym, czym jest Uniwersytet. Mamy zatem wcale nie małą grupę studentów, którzy nominalnie są studentami, bo realnie pozostają petentami, którzy uczęszczają (częściej nie uczęszczają) na kursy oferowane przez uniwersytet, aby załatwić ściśle określoną sprawę: uzyskać „papierek”.

Po trzecie, jedną z wielu przyczyn ponawianego larum o kryzysie szkolnictwa wyższego w Polsce jest niezrozumienie dystynkcji między wykształceniem a zawodem oraz uniwersytetem a wyższą szkołą zawodową. Innymi słowy nie należy mylić studenta z czeladnikiem, a wykładowcy akademickiego z majstrem. (Choć magister i majster mają ten sam źródłosłów, to oba terminy mają inny zakres semantyczny). Celem edukacji uniwersyteckiej nie powinno być wyprodukowanie (sic!) kolejnego zdolnego do pracy w konkretnym zawodzie, pracobiorcy. Jeżeli bądź student, bądź absolwent wyraża zaniepokojenie o swój los na rynku pracy, to wyraźnie nie zrozumiał, na czym polega jego obecność w uniwersyteckich murach. Dał się, mówiąc kolokwialnie, nabrać na szeroko rozpowszechniony mit, że wyższe wykształcenie - im wyższe tym lepsze - gwarantuje pracę. Po skończeniu studiów nie czekają na nas przysłowiowe ciepłe posadki i dyrektorskie stanowiska. Może kiedyś czekały…, ale bardziej prawdopodobne, że jest to kolejny upowszechniony fantazmat. Zupełnie nie potrafię znaleźć wyjaśnienia dla tego rozpowszechnionego wśród studentów i ich rodziców przekonania. Przypuszczam, że stąd się biorą pytania zaniepokojonych rodziców o to, co będzie ich dziecko robić po: filozofii, etnologii, socjologii, politologii itd.

Celem edukacji jest wykształcenie - nie wyprodukowanie! - osób intelektualnie samodzielnych, twórczych (piękne polskie słowo, które zostało zastąpione „innowacyjnych”), krytycznych wobec siebie i otoczenia, czyli nie ulegających społecznym wpływom. Umiejętność czytania, pisania, analizowania i syntetyzowania, pracy w grupie i innych, których wymagają od absolwentów uczelni wyższych Krajowe Ramy Kwalifikacji i część przedsiębiorców, powinny być kompetencjami nabytymi na niższych szczeblach edukacji. Samodzielność, twórczość, nonkonformizm, krytycyzm rozumiany jako umiejętność stawiania właściwych pytań przyczyniają się do rozwoju nauki i technologii (kolejna dystynkcja, która zaciera się w wypowiedziach wielu, skąd inąd dobrze wykształconych, osób). Czy Albert Einstein, Nikołaj Łobaczewski, James Maxwell zdołaliby opracować swoje teorie, gdyby nie posiedli tych cech? Historia nauki zna wiele biografii osób, które myślały w poprzek ówczesnym nurtom i nie jest zbiegiem okoliczności, że w skali historii kultury uznajemy takie jednostki za genialne. Być może Uniwersytet powinien właśnie przede wszystkim uczyć myślenia w poprzek prądów myślowych!

Uniwersytet powinien być miejscem, w którym studenci otrzymują wiedzę, ale również kształtują swoje osobowości. Zapewne dlatego o edukacji uniwersyteckiej mówimy, jako o wykształceniu. Tak bardzo przywykliśmy do utożsamiania tych fraz, że nie uświadamiamy sobie, co mówimy. Wykształcenie opisuje z jednej strony relację między dwoma osobami, a z drugiej między zbiorem wartości i jednostką. W pierwszym przypadku wykształcenie odnosi się do relacji między wykładowcą a studentem; patetycznie rzecz ujmując, między mistrzem a uczniem. Jakiś „ktoś” jest kształtowany przez jakiegoś „kogoś”. Druga relacja opisuje proces kształtowanie ucznia przez mistrza w oparciu o pewien wzór, którego płynne ramy określamy jako „wykształcenie akademickie”. Wynika z tego, że uniwersytet nie tylko dostarcza zasobu informacji, ale w równym stopniu formuje.

Traktowanie uczelni wyższych, jako miejsca terminowania do zawodu prowadzi do kształtowania jednostek pozbawionych dociekliwości, a przystosowanych do wykonywania określonej roboty. Studenci, a szerzej społeczeństwo, musi zdać sobie sprawę, że nie ma analogii między zawodem (np. piekarza, szewca, mechanika pojazdowego, rymarza, stolarza, hydraulika itp.) a wykształceniem (np. socjologa, antropologa, politologa, filozofa, matematyka, fizyka itp.). Jeżeli absolwent Uniwersytetu wyraża rozczarowanie faktem, że nie pracuje w wyuczonym zawodzie (!), to najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co robił przez ostatnie pięć i więcej lat. Dotyczy to absolwentów dowolnego wydziałów, czy to skupiających specjalności matematyczne, przyrodnicze, humanistyczne.

Rozwijając powyższe: w wypowiedziach wielu polityków, mężów i żon stanu, osób publicznie zabierających głos w sprawie kondycji i zmian w szkolnictwie wyższym dominuje metafora uniwersytetu jako fabryki. Wyeksponowanie tego faktu nie wynika z pedanterii czy chęci zauważanie jakiegoś językowe kuriozum. Metaforyzowanie prima facie wygląda dość niewinnie. Posługujemy się metaforami żeby wyjaśnić pewnego rodzaju rzeczy w terminach innej rzeczy; sprawy trudne wyjaśniamy przy pomocy spraw lepiej zrozumiałych. Pułapka metafor polega jednak na tym, że jej nadużywanie sprawia, że nadaje kształt temu, co postrzegamy. Początkowo używamy jej jako sposobu lepszego rozumienia, aby w końcu uważać ją za adekwatny opis. Bezrefleksyjne posługiwanie się metaforami, bez zastrzeżenia, że nimi właśnie są podpieramy, zdradza nasz sposób myślenia o tym, o czym mówimy.

Podobnie rzecz ma się z uniwersytetem traktowanym, jako fabryka. W wielu wypowiedziach kładzie się nacisk na konkurencyjność uniwersytetów. W czym mają być konkurencyjne? W czym współzawodniczą? Jeżeli konkurencja nazywa się: zdobycie jak największej ilości pieniędzy, to albo uniwersytet przestał być uniwersytetem, albo należy dokonać głębokich zmian, które sprawią, że „ludzie nauki” będą przez większość czasu zajmować się nauką, a nie myśleniem o pozyskaniu funduszy. Kolejnym określeniem, które przesuwa edukację uniwersytecką w stronę technologii, to mówienie o kapitale intelektualnym. Metafora ta odnosi się do umiejętności i osiągnięć konkretnych jednostek, angażujących się w dociekania naukowe (studentów i pracowników naukowych) w obrębie konkretnej instytucji bądź dydaktyczno-badawczej, bądź badawczej. Kapitał intelektualny ma niewiele wspólnego, poza związkiem metaforycznym, z kapitałem w sensie gospodarczym. Podobne trudności sprawia mówienie o budowaniu kapitału intelektualnego. W tym kontekście pojawiają się wypowiedzi o jakości kształcenia uniwersyteckiego. Brakuje, aby każdy dyplom ukończenia szkoły wyższej opatrzony był znakiem jakości Q lub innym ISO 9000: 1. Uwzględniwszy powyższe można wysnuć wniosek, że słowa nie tylko odnoszą się do rzeczywistości, ale również ją zaklinają. Widać wielu nadal wierzy w twórczą moc słowa.

O uniwersytecie przestało się mówić metaforycznie jak o fabryce, a zaczęło się go traktować po prostu, jako fabrykę. Każda fabryka ex definitione wytwarza produkt. W tym zdaniu każde słowo jest ważne dla otworzenia metaforycznego ujmowania uniwersytetu. Wytwarzanie, produkowanie, czy jeszcze dobitniej fabrykowanie jest procesem mechanicznym, a więc automatycznym. Fabryki wypuszczają produkt seryjny, powtarzalny. Zwiększenie dostępności do fabrycznego produktu odbywa się kosztem jego jakości. Słowem, otrzymaliśmy dużo przedmiotów, ale charakteryzujących się bylejakością. Długo nie trzeba się zastanawiać, kim są studenci w tej narracji. Uniwersytet-fabryka wytwarza produkty zwane studentami. Dla jasności nie twierdzę, że współczesny uniwersytet w Polsce „produkuje” studentów o cechach, które wymieniłem. Twierdzę, że ten sposób narracji o uniwersytecie nie powinien mieć miejsca, ponieważ nie oddaje ani tego jak uniwersytet działa, ani jak powinien funkcjonować.

Odrębną sprawą pozostaje uczciwość: studiowania i wykładania kursów uniwersyteckich, rzetelność intelektualna i stan umysłowy absolwentów (zapewne o to chodzi wszystkim tym, którzy mówią o jakości wykształcenia). Studenci i wykładowcy nagminnie tolerują ściąganie (pewnie nie wszyscy wykładowcy wiedzą, że współcześnie telefony komórkowe mają dostęp do Internetu. W trakcie egzaminu rzadziej sprawdza się na nim, która jest godzina, a o wiele częściej poszukuje odpowiedzi na pytania egzaminacyjne). Wszystko zaczyna się od drobnych oszustw w postaci wpisywania na listę obecności nieobecnych, a kończy się na pisania prac magisterskich, które są plagiatami. Nie warto w tym miejscu brnąć w moralność studencką oraz przeobrażenia studenckiego Ethosu (o ile taki istnieje).

Uczciwość i rzetelność studiowania ma związkiem z niedoborem praktycznych umiejętności (cokolwiek miałoby to znaczyć) wspominanych przez Andrzeja Klesyka, prezesa PZU SA. Wyżej nakreślone cele edukacji uniwersyteckiej w dużej mierze mają charakter postulatywny. Absolwent uniwersytetu powinien charakteryzować się takimi cechami (względnie umiejętnościami praktycznymi), ale nie musi. Poszukiwanie przyczyn takich braków wyłącznie w nieprawidłowym systemie nauczania jest zbyt dużym uproszczeniem. Wiele zależy od samego studenta, wykładowców, sposobu rekrutacji na studia, szeroko rozumianego zasad regulujących funkcjonowanie środowiska naukowego. Wydaje się, że liczba osób opuszczających mury uniwersytetu, które posiadają pożądane przez prezesa Klesyka cechach nie zmieniła się od dekady, a może i od dłuższego okresu czasy. Zmienił się natomiast procent takich osób, ponieważ zwiększyła się ilość przyjmowanych osób (przykładowo dekadę temu do Katedry Etnografii przyjmowano ok. 15 osób na rok, a w tym momencie Instytut Etnologii i Antropologii UJ rekrutuje 60 studentów w roku). Osobnym pytaniami do rozstrzygnięcia pozostają: czy istnieje praktyka bez teorii? Czy rozróżnienie na teorię i praktykę ma swoje dostateczne uzasadnienie? Czy cechą istotową uniwersytetu jest komponent teoretyczny, a nie praktyczny? Jak zdefiniować bardzo wieloznaczne terminy „wykształcenie praktyczne” i „wykształcenie teoretyczne” oraz jak oba mają się do siebie?

Jeszcze jedną sprawę warto poruszyć. Studiowanie to wyzwanie! Jeżeli student mniema, że uczęszczanie za wszystkie wykłady, ćwiczenia, seminaria zapewni mu wystarczającą ilość informacji, kompetencji, uformuje go intelektualnie, to się myli. W trackie zajęć uniwersyteckich nie usłyszymy o wszystkich książkach, które musimy znać, nie poznamy wszystkich faktów dotyczących studiowanej dziedziny (analizę pojęcia „studiowania” pominę, choć także poucza, czym powinno być wyższe wykształcenie akademickie). Oczywiście w trakcie studiów nauczymy się elementarza, ale to nie zwalania od poszukiwania innych źródeł informacji. Niektórych autorów, książki, fakty musimy odkryć sami. Porównując uniwersytet do hypertextu można by zauważyć, że każdy wykład to tylko niezliczona ilość linków, które czekają na otworzenie. Sprzyjające uniwersyteckie otoczenie pobudza ciekawości, ale z całą pewnością nie wyczerpuję (nie może!) dociekliwości. Jeszcze mocniej rzecz ujmując: przede wszystkim od nas - studentów -zależy, jaką kulturę umysłową rozwiniemy w trakcie studiów.

Nie chcąc poprzestać na trwożnych konstatacjach i krytykanctwie chciałbym zaproponować myślenie o uniwersytecie bez hipostaz. Uniwersytet to przede wszystkim konkretni ludzie (studenci i pracownicy akademiccy), którym przyświecają (powinny!) określone ideały uznane w kulturze Zachodu za autoteliczne. Jeżeli myślimy pojmujemy uniwersytet jako bezduszny system, bądź budynek, bądź cokolwiek innego niż działające (żyjące, myślące) ludzkie jednostki, to dokonujemy nieuprawnionego (mocniej: fałszywego) błędu logicznego zwanego hipostazowanie - za przedmiot bierzemy to, co jest wyłącznie pojęciem. To czym jest uniwersytet zależy w dużej mierze od nas samych! Jeżeli chcemy, żeby było inaczej, to musimy zachować się odpowiedzialnie i podejmować działanie mające na celu zmianę niesatysfakcjonującego nas stanu rzeczy. Za przykład mogą posłużyć protesty w sprawie ACTA lub sprzeciw niezadowolonych lekarzy i farmaceutów.

Uniwersytet powinien być troską nas wszystkich, ponieważ w jego obrębie kultywuje się niezależność myśli, twórczość działania, zachęca się do przekraczania granic. W oparciu o takie nastawienie powstawały: maszyna parowa, komputery, Internet. Na marginesie mówiąc jestem przekonany, że dwaj znakomici polscy logicy - Łukasiewicz i Leśniewski - prowadząc nikomu niepotrzebna badania, opłacane z publicznych pieniędzy, nie przypuszczali, że ich wyniki znajdą zastosowanie w naukach informatycznych. Wraz z uzyskaniem dyplomu tytułu magistra nie otrzymujemy świadectwa wdrożenia do pewnego zawodu (dostrzegamy różnicę między Uniwersytetem Jagielloński a Jagiellońską Wyższą Szkołą Zawodową), ale rzetelne i uczciwe studiowanie czyni nas lepszymi ludźmi - nasze myśli stają się jaśniejsze, a działania bardziej racjonalne.

Łukasz Sochacki



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kotarbiński2, Filozofia, Rok IV, dydaktyka
kotarbiński, Filozofia, Rok IV, dydaktyka
Przedwiośnie Stefana Żeromskiego jako głos dyskusji nad nowym obliczem Polski., wszystko do szkoly
opracowanie 2 o postawie konserwatywnej, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał
Lenin1, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał, Streszczenia teksty
Burke-Rozwal¦üania o Rewolucji we Francji, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał, Streszczenia tek
egz wyk+éady, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał
Filozofia kultury 2, Filozofia, Rok IV, Filozofia kultury
PSYCHOSPOŁECZNE ASPEKTY OKRESU DORASTANIA 4I2011, Filozofia, Rok IV, psychospoeczneaspektyokresudora
aksjologia-2010, Filozofia, Rok IV, Aksjologia ćw
Bloom umysl zamkniety streszczenie, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał, Streszczenia teksty
HMS-kult a cywil, Filozofia, Rok IV, Filozofia kultury
A. Rand Powrot czlowieka pierwotnego, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał, Streszczenia teksty
LIBERALIZM, Filozofia, Rok IV, polityczna, Materiał
20111012 IFiS UP syllabus pychologia społeczna Ir2st, Filozofia, Rok IV, Psychologia
Aksjologia-tezy tezy, Filozofia, Rok IV, Aksjologia ćw
Na Szweda, Filozofia, Rok IV, Filozofia człowieka, cw
Filozofia kulturydla filozofów - sylabus, Filozofia, Rok IV, Filozofia kultury

więcej podobnych podstron