Wojna cywilizacji, Opracowania z netu


Podziały cywilizacji

Według Konecznego, cywilizacja to metoda ustroju życia zbiorowego. W ramach cywilizacji są różne kultury. By mówić o cywilizacji, musi ona trwać co najmniej kilka pokoleń. Obecnie jest ich dziewięć: arabska, bizantyńska, bramińska, chińska, łacińska, numidyjska, turańska, tybetańska, żydowska. W dziejach świata było jeszcze kilkanaście: attycka, aztecka, babilońska, egejska, egipska, hellenistyczna, inkaska, irańska, punicka, rzymska, spartańska, sumeryjska, syryjska - w sumie 22. Można by się spierać o jedną czy drugą, zaliczając ją bądź do kultury w ramach jakiejś cywilizacji czy traktując jako odrębną cywilizację - zależy to od stopnia poznania tych umarłych już cywilizacji.
Obserwując dzieje cywilizacji, Koneczny zauważył pewne prawidłowości. Oto kilka przykładów:
- Nikt nie jest cywilizowany na dwa sposoby.
- Cywilizacje na styku muszą się zwalczać.
- Przy równouprawnieniu i braku walki zwycięża niższa (mniej wymagająca).
- Mechaniczne mieszanki cywilizacyjne giną, bo są niespójne.
Każda cywilizacja dąży do ucywilizowania sąsiadów na swoją modłę, stąd nigdy nie przestaną się ze sobą zmagać. Koneczny oceniał, że w Polsce panuje cywilizacja łacińska, ale napierana jest od wschodu przez turańską, od zachodu przez bizantyńską oraz od wewnątrz przez żydowską. Przypatrzymy się im bliżej.

Wojna cywilizacji

Zaatakowanie Stanów Zjednoczonych przez terrorystów w zorganizowany sposób w dniu 11 września 2001 r. jest początkiem dawno zapowiadanej wojen cywilizacji. Po zakończeniu Zimnej Wojny w 1991 r. ogłoszono Nowy Światowy Ład, w którym ma panować globalny pokój strzeżony przez jedno super - mocarstwo Ameryki. Scenariusz ten spotkał się ze sprzeciwem wielu państw, nieakceptujących amerykańskiej demokracji i jej ukrytej hegemonii.

Sprzeciwiają się temu zwłaszcza państwa należące do cywilizacji islamskiej, które często rządzone są przez fanatycznych przywódców, popierających terroryzm jako formę walki z cywilizacją zachodnią. Z naszego, zachodniego punktu widzenia terroryzm jest zbrodniczy, ale z punktu widzenia radykalnych wyznawców islamu, terroryzm jest jedynym narzędziem walki, które daje szansę słabszemu państwu na pokonanie silniejszego państwa, a nawet super - mocarstwa.

I na tym polega istota wojen cywilizacyjnych, gdzie chodzi o narzucenie swojego systemu wartości drugiej stronie przy pomocy najskuteczniejszych środków. Cywilizacja islamska nie chce dać się zamerykanizować, a nawet zmodernizować. Nie chce też narzucić swojego systemu wartości pozostałym cywilizacjom. Agresywną postawę cywilizacji islamu wzmacnia do pewnego stopnia amerykańska polityka popierania Izraela, który nie patyczkuje się ze swoimi arabskimi sąsiadami. Konflikt izraelsko - arabski tworzy zawodowych rewolucjonistów-terrorystów, którzy są finansowo wspierani przez niektóre zamożne w ropę państwa arabskie. W ten sposób terroryzm staje się ich racją bytu

W wojnie cywilizacji islamskiej z zachodnią w grę wchodzi wybuchowa mieszanka odmiennych wartości i narzędzi walki oraz motywacja nienawiścią ludzi biednych, którzy nie są w stanie dogonić dobrobytu zachodniej cywilizacji. Szukając analogii historycznej, można niektórych liderów i bojowników cywilizacji islamskiej przyrównać do bolszewików, którzy narzucali odmienny system wartości i także posługiwali się terrorem, który w końcu zabił ok. 100 milionów ludzi. My Polacy dobrze znamy zbrodniczość ideologii bolszewickiej i dlatego dobrze wiemy co może przynieść światu panowanie islamu przy pomocy terroru.

O skuteczności metod terrorystycznych niech świadczą dane; w apokalipsie Nowego Jorku w ciągu jednego dnia zginęło prawdopodobnie 10-15 proc. ludzi w porównaniu do liczby amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli w wieloletniej wojnie wietnamskiej albo w wojnie koreańskiej (po ok. 50 tyś.). Jest to wielki cios dla kraju, który czuje się bardzo bezpieczny, zwłaszcza na swoim terenie. Po upadku Sowieckiego Imperium, Amerykanie jakby zlekceważyli zagrożenia w świecie i w swej życzliwej naiwności zaczęli się nawet rozbrajać. Pearl Harbor 2 przebudza Amerykę i przebudza całą zachodnią cywilizację, miejmy nadzieję, że z korzyścią dla światowego systemu.

Warto zauważyć, że w praktyce nie ma pewnego zabezpieczenia przed terroryzmem opartym na fanatyźmie. Najlepszym zabezpieczeniem jest niszczenie baz terrorystów w samym zarodku. Dotychczas opinia światowa nie pozwalała Amerykanom na takie rozwiązania, teraz kraj ten ma wolną rękę i zapewnione współdziałanie państw cywilizacji zachodniej. W nadchodzących dniach i tygodniach będziemy świadkami czyszczenia owrzodzenia cywilizacji światowej, która może rozwijać się tylko w oparciu o humanistyczne wartości i sprawiedliwość w polityce globalnej, w której musi być przestrzegana tolerancja dla różnych religii a także zapewnione prawa ludzkie jak i obywatelskie.

Na marginesie tych rozważań chciałbym wspomnieć, że w czerwcu 2000 r. miałem odczyt na powyższy temat w Akademii Obrony Narodowej w Polsce, który dla słuchaczy, w tym oficerów wysokiej rangi zrobił wrażenie tematu z pogranicza science fiction. Niestety, w ciągu roku owa „fikcja” stała się niestety rzeczywistością.

Czy wojna, która się toczy jest starciem cywilizacji? Czy jesteśmy świadkami walki wolnego świata z krainą ciemności?

Po ataku terrorystycznym na USA pojawiło się wiele głosów, że mamy do czynienia z początkiem starcia cywilizacji. W mediach można było usłyszeć opinie, iż zamachy na World Trade Center i gmach Pentagonu są czymś więcej niż "zwykłymi" aktami terroru, o których co jakiś czas donoszą gazety i telewizyjne programy informacyjne. Liczni politycy, dziennikarze i publicyści, komentatorzy i analitycy, wreszcie naukowcy specjalizujący się w dziedzinie stosunków międzynarodowych, byli często zgodni co do tego, iż 11 września ujawnili się - kimkolwiek oni by nie byli - najgroźniejsi przeciwnicy Zachodu, którymi są po prostu jacyś nowi barbarzyńcy.

Podejrzenie bardzo szybko padło na środowiska określane mianem fundamentalistów muzułmańskich, a więc na reprezentantów najbardziej skrajnych, fanatycznych odgałęzień islamu. Wkrótce głównym oskarżonym został obwołany przebywający od kilku lat w Afganistanie syn saudyjskiego multimiliardera, Osama bin Laden. Wspomaga on finansowo i zbrojeniowo udzielających mu schronienia, rządzących tym krajem - a przynajmniej znaczną jego częścią - talibów. Talibowie są radykalnym odłamem sunnizmu, jednego z dwóch obok szyizmu, podstawowych nurtów islamu. Jak wiadomo, nie zgodzili się oni na żądania Amerykanów, czyli na wydanie władzom USA bin Ladena. I właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną uderzenia wojsk amerykańskich na Afganistan.

Zostawmy kwestię, kto stał za zamachami 11 września. Zwróćmy uwagę na kilka innych spraw. Prezydent George W. Bush i inni przywódcy państw popierających akcję przeciwko talibom podkreślali wielokrotnie, że wojna prowadzona w obronie cywilizacji zachodniej nie jest krucjatą wymierzoną w islam, lecz konfliktem "wolnego świata" z terroryzmem. Odczucia mieszkańców wielu krajów są jednak zupełnie inne.

W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z prowokacyjnymi zachowaniami wśród członków społeczności arabskiej i muzułmańskiej, nie tylko w regionach, gdzie islam jest religią panującą i większościową, lecz i w krajach zachodnich. Na przykład w Paryżu odbył się - a może raczej miał się odbyć - mecz piłkarski Francja-Algieria. Trybuny stadionu zdominowali obywatele Francji wywodzący się z rodzin imigrantów arabskich. Podczas prezentacji piłkarzy, wygwizdano wszystkich zawodników francuskich oprócz Zinedina Zidane'a, który jest z pochodzenia... Algierczykiem. Kiedy już obie drużyny grały, na trybunach palone były francuskie flagi. Czynności tej towarzyszyło skandowanie: "Bin Laden! Bin Laden!". Następnie kibice algierskiej drużyny wywołali burdy i wtargnęli na boisko. Przy stanie 4:1 dla Francji, na około kwadrans przed zakończeniem spotkania, sędziowie musieli przerwać mecz. Reporter pisma "Le Point" alarmuje, że dla wielu młodych Francuzów arabskiego pochodzenia - chodzi przede wszystkim o tych, którzy wywodzą się z betonowych blokowisk w dużych miastach - bin Laden stał się po zamachach w USA niemalże idolem.

Jednocześnie ostatnio można było zaobserwować przejawy jak najdalej posuniętej podejrzliwości wobec Arabów i wyznawców islamu. Zdarzały się także w stosunku do nich przypadki jawnej agresji. Na przykład w Szwecji, z pokładu lecącego na Majorkę samolotu wyproszono trzech mężczyzn, gdyż kapitana załogi zaniepokoił ich arabski wygląd. Mimo, że wcześniej policja upewniła się, iż w jej centralnym komputerze nie ma na ich temat żadnych obciążających informacji, kapitan nie pozwolił im na podróż. Z kolei w Gdańsku doszło do splądrowania, należącego do miejscowej społeczności tatarskiej, meczetu. Można ten incydent uznać za symptom pospolitego wandalizmu, lecz trudno też nie łączyć tego zdarzenia z antyislamską fobią, jaka - wbrew deklarowanym przez polityków intencjom - rozprzestrzenia się w wielu krajach świata. Wiadomości agencyjne, napływające z "linii frontu" walki z muzułmańskimi fanatykami, przemawiają do wyobraźni tłumu, który ulega zbiorowym emocjom.

Wizję konfliktu "wolnego świata" z fundamentalizmem islamskim potwierdzają dodatkowo wypowiedzi i publikacje znanych intelektualistów. Przykładem może być chociażby artykuł włoskiej pisarki Oriany Fallaci (w Polsce przedrukowała go "Gazeta Wyborcza"). Do tej pory Fallaci słynęła z antyklerykalizmu, z obwiniania Kościoła katolickiego o to, iż w jego nauczaniu brakuje tolerancji wobec innych religii, poglądów i stylów życia. Tym razem podobne zarzuty postawiła ona islamowi, chociaż uczyniła to w bardzo ostrym, nieprzebierającym w środkach, tonie, który zaskoczył nawet jej czytelników. Obok fizycznego niebezpieczeństwa, jakie Fallaci upatruje w muzułmanach, za największe zagrożenie z ich strony pisarka uważa potępiający stosunek do zachodnich swobód obyczajowych.

Stanowisko Oriany Fallaci oddaje - choć w nieco przerysowany sposób - jak ludzie Zachodu są skłonni postrzegać obecność ludności arabskiej oraz islamu w świecie po 11 września. Mamy tu do czynienia z lękiem przed hordami barbarzyńców, którzy przyjdą i odbiorą to, co współczesnym Europejczykom i Amerykanom wydaje się najcenniejsze - wolność. Straszenie bin Ladenem polega często na sugerowaniu, iż jest on wrogiem wszystkiego, co udało się na Zachodzie zdobyć i osiągnąć przez ostatnie kilka wieków, m.in. ograniczenia wpływu religii na życie publiczne. Jakiej cywilizacji chcemy bronić? Ojciec Święty określa mianem "cywilizacji śmierci" nie tylko terroryzm, lecz także typową dla Zachodu swobodę pojmowaną jako wolność od zobowiązań - a odwołując się do języka Ewangelii - od miłości wobec swoich bliźnich? Nie oszukujmy się, bożkami dzisiejszego Zachodu są: władza, zysk i przyjemności. Na ich ołtarzu składane są ofiary z: nienarodzonych dzieci (aborcja), ludzi starszych i nieuleczalnie chorych (eutanazja) czy też z rodziny jako najbardziej naturalnej i niezbędnej dla prawidłowego rozwoju człowieka, wspólnoty społecznej (legalizacja związków homoseksualnych).

Może więc należałoby na cały problem popatrzeć z trochę innej perspektywy. Nie bagatelizując zagrożeń ze strony terrorystów, w tym fanatyków religijnych, trzeba byłoby przyjrzeć się kondycji duchowej i moralnej krajów, które niegdyś uchodziły za chrześcijańskie, a w których dzisiaj kościoły świecą pustkami. Nie lekceważąc różnic pomiędzy chrześcijaństwem a islamem, warto byłoby spróbować dostrzec wspólną płaszczyznę, która pozwala wyznawcom obu tych religii porozumiewać się w wielu istotnych sprawach. Przykładem może być stanowcza obrona "cywilizacji życia" na konferencjach ludnościowych, gdzie głos Stolicy Apostolskiej współbrzmiał ze stanowiskiem krajów islamskich.

Drugą rzeczą, którą należy pamiętać o Islamie, jest fakt, że pomimo zaangażowania w walkę obronną o swoje istnienie, ziemie i ludność, będących pod wpływem wrogów, Islam jest najsilniejszą, najatrakcyjniejszą, najbardziej przekonującą i najszybciej szerzącą się religią. Odniosła ona sukces odcinając się od zachodnich ideologii, będących alternatywą dla Islamu, obiecujących, że jeśli będziemy postępować według nich i odrzucimy przeszłość, tzn. Islam, i naśladować zachodni styl życia, osiągniemy błogosławieństwo rozwoju. Mimo to nic takiego nie nastąpiło, ponieważ ekonomia upada, obiecane zjednoczenie nigdy nie nadeszło, bo Palestyna nie tylko nie została wyzwolona, ale i w efekcie ją utracono. Wszystko to doprowadziło narody muzułmańskie do powrotu do Islamu, szukając recept na ich dolegliwości. To oczywiste, że rządy stają się coraz bardziej wyobcowane, stosują coraz większa przemoc i represje ulegając wpływom zagranicznym, podczas gdy ruch islamski staje się coraz popularniejszy. Islam w większości krajów zachodnich, mimo nastrojów niechęci, jest najatrakcyjniejszą i najszybciej szerzącą się religią, czy to pośród nominalnych muzułmanów, tzn. imigrantów, którzy ulegli wpływom odradzającego się Islamu w krajach muzułmańskich, a także sami wpłynęli, szczególnie na młode pokolenia poprzez wrogie reakcje środowisk zachodnich, prowadząc do zwrócenia się ku Islamowi o ochronę, sprecyzowanie tożsamości lub pośród ludności zachodniej ze sfery intelektualnej, politycznej, artystycznej jak i młodych osób różnego pochodzenia. Znaczący jest fakt, że kobiety są bardziej zainteresowane Islamem ze względu na uciążliwość zachodniego materializmu im narzuconego. Kobiecość została wykorzystana przez wiele instytucji na ogromną skalę, by ją później odrzucić jak pusty wrak do domu pozbawionego rodzinnego ciepła i macierzyństwa. 
Pomimo osiągnięć Islamu pod względem wzrostu liczby jego wyznawców w tak krótkim czasie i prób bycia uznanym za część składową zachodnich narodowości, czy to Francuzów, Niemców, Anglików, czy też Szwedów, osiągnięcia te nie są jeszcze ustabilizowane i zakorzenione. Ciągle napływają fale wrogości przypominające wyprawy krzyżowe, wojny, np. w Iraku, bombardowania przez muzułmańskich ekstremistów nawet z krajów, które nie były nimi bezpośrednio dotknięte, jak np. Szwecja, lub też konflikt w Oklahomie, gdzie muzułmanie zostali niesłusznie osądzeni. Tego dnia dała się odczuć rosnąca nienawiść i zagrożenie dla życia, a także dla meczetów do momentu, gdy się okazało, że bombardujący to nie ludzie o środkowo-wschodnim typie urody, jak sądzono na początku, lecz o urodzie słowiańskiej. Tak więc wiele jest jeszcze do zrobienia, by unormować obecność muzułmanów i Islamu na Zachodzie, tak jak to się wcześniej stało z Żydami.

W informacyjno-propagandowym szumie dotyczącym "globalnej wojny przeciw terroryzmowi" różni politycy i dziennikarze powołują się na sławetną tezę Samuela P. Huntingtona oznajmiającą, że "centralnym i najgroźniejszym wymiarem wyłaniającej się globalnej polityki będzie konflikt między ugrupowaniami różniących się cywilizacji". Teza o "zderzeniu cywilizacji", w szczególności zaś między Islamem a Zachodem, propagowana i nagłaśniana w Ameryce i wielu innych państwach półkuli północnej, w tym i w Polsce, gdzie również wydana została książka Huntingtona, pełniła funkcję samospełniającego się proroctwa. Swe potwierdzenie znalazła rzekomo, zdaniem wielu polityków i publicystów, 11 września 2001 r. w zbrodniczym zamachu na World Trade Center i Pentagon.

Zbędne jest chyba przypominanie faktu, że wielu filozofów, teologów, socjologów, politologów pochodzących z różnych kręgów kulturowych, wykazało bezpodstawność, tendencyjność i instrumentalność hipotezy Huntingtona. Nie miejsce tu by przytaczać argumenty obu stron sporu. Zacytuję jedynie krótki fragment niedawnego wystąpienia prezydenta Francji, Jacques'a Chiraca. "Coraz częściej mówi się, że XXI wiek będzie stuleciem zderzenia cywilizacji. To zderzenie cywilizacji ma być radykalniejsze niż znane nam konflikty, ponieważ dojdzie w nim jakoby do starcia kultur i religii. Trzeba obalić tę zrodzoną ze strachu tezę. Należy jej przeciwstawić polityczną, moralną i kulturalną wolę dialogu wszystkich kultur. Powinien on być oparty na zasadzie uznania godności wszystkich kultur i woli wzajemnego przenikania i wzbogacania kulturowego, na konieczności uznania współistnienia różnorodnych kultur. Dialog kultur musi być prowadzony z przenikliwością i pokorą, jego najgorszym wrogiem jest arogancja". Arogancją, przed którą przestrzega Chirac, cechuje się wspomniana książka Huntingtona. Cechuje się nią też wielu polityków i publicystów zachodnich. By nie mówić o Amerykanach, wymienię tylko premiera Włoch, Silvio Berlusconi i osławioną Orianę Falacci.

Fałsz hipotezy Huntingtona wynika i z faktu, że nie ma wśród ponad miliarda muzułmanów żyjących w różnych regionach świata jednolitej kultury czy cywilizacji islamu. Nie ma też uznawanej powszechnie przez muzułmanów jednoznacznej interpretacji czy wykładni Koranu. Nie ma w świecie islamu żadnego państwa przywódczego, żadnych militarnych sojuszów, ani żadnego uznanego przez większość wyznawców islamu żyjącego autorytetu religijnego.

Podstawowe zasady Koranu głoszą tolerancję i szacunek dla innych wyznań, szczególnie dla judaizmu i chrześcijaństwa. Głoszą pokój, sprawiedliwość, szacunek dla życia ludzkiego, potępiają przemoc, morderstwo i samobójstwo. Podobnie jak judaizm i chrześcijaństwo, również islam bywa niekiedy skrajnie, fundamentalistycznie interpretowany i instrumentalnie wykorzystywany. Podkreślam, nie istnieje jeden islam, lecz wiele jego różnych religijnych i politycznych odłamów. Są sunnici i szyici, jest mistyczny sufizm, są talibowie i inne jeszcze odłamy i sekty islamu. Między różnymi państwami muzułmańskimi, a w szczególności arabskimi, lecz też np. między północnymi plemionami afgańskimi Uzbekami, Tadżykami, Hazarami a żyjącymi na Południu Afganistanu i w Pakistanie Pusztunami, rywalizacja polityczna jest czynnikiem bardziej różniącym te państwa czy grupy etniczne niż mająca je rzekomo jednoczyć wspólna religia.

Islam, który rozprzestrzenia się na kilka kontynentów i wiele państw, zawiera szeroki diapazon różnych, często sprzecznych teorii i praktyk. Od otwarcia na świat do izolacji, od politycznego i religijnego konserwatyzmu do prób reformatorskich. Islam nie ma monopolu na przemoc czy terroryzm. Ugrupowania terrorystyczne działały i działają w Europie, Ameryce Łacińskiej i innych niemuzułmańskich państwach takich jak Sri-Lanka czy Japonia. Nie ma więc czegoś takiego jak muzułmański terroryzm. Są muzułmanie, którzy są terrorystami, tak jak i wyznawcy innych religii, czy ludzie różnych narodowości, kultur i cywilizacji.

Przywódcy państw islamskich, liczni muzułmańscy znawcy Koranu potępili zamachy na World Trade Center i Pentagon. Charakterystyczne jest oświadczenie szejka Yusufa Al.-Qaradwi, znanego i uznanego uczonego w Koranie. Czytamy w nim: "Nasze serca krwawią z powodu ataków na World Trade Center i inne instytucje w Stanach Zjednoczonych, mimo naszego silnego sprzeciwu wobec stronniczej polityki amerykańskiej popierającej Izrael militarnie, politycznie i ekonomicznie. Islam, religia tolerancji szanuje wielce duszę ludzką i uważa atak na niewinne istoty ludzkie za ciężki grzech. W Koranie czytamy: 'Ktokolwiek zabije jednego człowieka, to tak jakby zabił całą ludzkość".

Nie ma żadnych zasadnych przesłanek by uważać islam, czy inne wielkie religie, za źródła terroryzmu. Nie wyklucza to faktu, że w różnych celach politycznych w obronie przed różnymi formami ucisku czy w walce o narodowe wyzwolenie wykorzystywane są poczucia wspólnoty religijnej czy etnicznej. Prowadzi to często do szerzenia różnego rodzaju dogmatyzmów i fundamentalizmów, fanatyzmu, szowinizmu i uciekania się do terroryzmu.

II

Psychologicznie można zrozumieć, że po niespodziewanym, jak grom z jasnego nieba, zamachu na Nowy Jork i Waszyngton, Amerykanie w oszołomieniu i szoku i domagali się od swych władz zemsty, odwetu, ścigania a nawet zabijania odpowiedzialnych za wspomniane zamachy, Osamę bin Ladena i jego wspólników z organizacji (Bazy) Al-Kaidy, jak i obalenia popierających ich rządów w Afganistanie i innych państwach. Zrozumiała jest też natychmiastowa, głównie emocjonalna, reakcja NATO-wskich sojuszników USA i większości pozostałych rządów i społeczeństw pełna współczucia dla ofiar katastrofy i ich najbliższych. Wyraziła się ona m.in. w solidaryzowaniu się z działaniami władz USA i gotowością współpracy, a często i wspólnej walki w wojnie przeciw terrorystom i terroryzmowi. Nikt sensownie myślący nie może być przecież przeciwny ujęciu i ukaraniu winnych aktów terroru, gdziekolwiek i przeciw komukolwiek byłyby one dokonywane.

Dojrzał jednak już czas by nie tylko emocjonalnie reagować lecz spokojnie, racjonalnie zastanowić się i zbadać, nie tylko nad tym jak do zamachów doszło, wykryć kto jest za nie odpowiedzialny lecz także, czy przede wszystkim, dlaczego do nich doszło, jakie są źródła, korzenie i przyczyny współczesnego terroryzmu, będącego poważnym zagrożeniem dla narodowego i międzynarodowego, globalnego bezpieczeństwa.

To prawda, że ważne jest ściganie, ujęcie i ukaranie współwinnych zamachów terrorystycznych z 11 września. Jest to jednak jedynie zwalczanie przejawów terroryzmu. Dla obecnych i przyszłych losów naszego wspólnego, współzależnego świata jeszcze ważniejsze jest wypracowanie i zastosowanie przez autentyczną społeczność międzynarodową, złożoną z wszystkich państw i społeczeństw świata pokojowych, sposobów i środków wyeliminowania przyczyn terroryzmu.

Minęły dwa miesiące od czasu wypowiedzianej przez prezydenta Busha "wojny przeciw terroryzmowi". Aroganckie stwierdzenia: "kto nie jest z nami jest przeciwko nam" "wiemy po której stronie jest Bóg", wywołują u ludzi mego pokolenia ponure reminiscencje. Stosując taktykę "kija i marchewki" Stany Zjednoczone zmontowały szeroką, różnorodną i na dalszą metę kruchą antyterrorystyczną koalicję, włącznie z Rosją i Chinami. Przedsięwzięte zostały przez Stany Zjednoczone i inne państwa różne kroki polityczne, dyplomatyczne, finansowe, gospodarcze godzące w terrorystów i mające umocnić poczucie bezpieczeństwa USA i "międzynarodowej społeczności".

III

Nie pretenduję do przedstawienia dogłębnej analizy przyczyn i skutków wydarzeń 11 września. Pragnę jedynie podzielić się niektórymi nasuwającymi się refleksjami. 11 września legły w gruzach nie tylko wieżowce World Trade Center, symbole finansowej potęgi USA i jej przywódczej roli w procesach globalizacji. Nie tylko część Pentagonu, symbolu militarnej potęgi USA. Poważnego uszczerbku doznały też strategiczne koncepcje, mające zapewnić niemal absolutne bezpieczeństwo Ameryce, oraz koncepcje stworzenia systemu globalnego bezpieczeństwa, opartego na tarczach obrony antyrakietowej. 11 września wykazał, że Stany Zjednoczone, podobnie jak inne państwa, podatne są na zamachy terrorystyczne swych wrogów, którzy przy użyciu stosunkowo prymitywnych środków, mogą zdestabilizować, sparaliżować normalne funkcjonowanie miasta czy państwa. Unaocznił, że system bezpieczeństwa narodowego oparty na najnowocześniejszych technologiach, takich jak satelity szpiegowskie czy globalne urządzenia podsłuchowe (system Echelon) nie są skuteczne w wykrywaniu i udaremnianiu planów zamachów terrorystycznych. Żadne więc, nawet najdoskonalsze obecnie dostępne technologie nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa żadnemu państwu i jego mieszkańcom, ani też międzynarodowego, globalnego bezpieczeństwa.

Nieodparcie nasuwa się wniosek o konieczności radykalnego zrewidowania dotychczasowego podejścia do problemów bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego. W naszych czasach bezpieczeństwo przestało być wyłącznie militarnym, narodowym, regionalnym czy kontynentalnym problemem poszczególnych państw czy sojuszów. Stało się wieloaspektowym problemem globalnym. Obecnie aspekty gospodarczo-społeczne, polityczne, humanitarne, ekologiczne, kulturowe nabierają coraz większego znaczenia.

Narodowe i powszechne, wspólne, globalne bezpieczeństwo osiągnięte być może nie drogą wyścigu i doskonalenia zbrojeń, rywalizacji w produkcji i handlu bronią, zderzeń kultur, cywilizacji, religii, lecz drogą likwidacji broni masowej zagłady, kontroli zbrojeń i rzeczywistego rozbrojenia, drogą autentycznego dialogu, negocjacji, dyplomacji, wzajemnie korzystnej, autentycznie partnerskiej współpracy. Ułamek wydatków przeznaczanych na zbrojenia wystarczyłby na radykalne zmniejszenie plagi nędzy, głodu i epidemii dla milionów mieszkańców naszej planety.

IV

Radykalnego "nowego myślenia" i zrewidowania wymagają też problemy aktualnego kształtowania procesów globalizacji, ściśle zresztą związanych z problemami globalnego bezpieczeństwa. Po rzekomym zakończeniu zimnej wojny apologeci globalizacji w duchu neoliberalizmu, na czele z ówczesnym prezydentem USA George'm Bushem, zapowiadali utworzenie "nowego porządku świata". Zapewnić miał ciągły rozwój gospodarczy, dobrobyt "dzięki wolności ekonomicznej i społecznej sprawiedliwości, demokrację opartą na podstawowych wolnościach i prawach człowieka, równe bezpieczeństwo dla wszystkich państw", by użyć sformułowań Paryskiej Karty dla Nowej Europy, ogłoszonej przez szefów państw i rządów Europy i Ameryki Północnej na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE), w Paryżu w listopadzie 1990 r. Po przeszło dziesięciu latach realizacji tego "nowego porządku" zapowiedzi te brzmią jak utopia lub jak szyderstwo. W tym czasie bowiem gwałtownie pogłębiała się i pogłębia przepaść gospodarczo-cywilizacyjna między bogatymi a biednymi państwami, jak też i wewnątrz większości państw świata. Nawet gorliwi dotąd wyznawcy, praktycznie realizujący neoliberalną koncepcję globalizacji, w coraz większym stopniu dostrzegają jej negatywne aspekty i dość radykalnie zmieniają swoje poglądy.

Problem sposobów i środków, pozwalających w możliwym do przewidzenia czasie przezwyciężyć czy chociażby radykalnie zmniejszyć rozmiary wspomnianych dysproporcji jest najpoważniejszym wyzwaniem politycznym, społeczno-gospodarczym, moralnym, cywilizacyjno-kulturowym naszych czasów. Konkretne metody i środki osiągnięcia tego celu powinny być priorytetowo wypracowane i uzgodnione przez rzeczywistą, globalną społeczność międzynarodową, przez ONZ i inne organizacje rządowe i pozarządowe i praktycznie zastosowane w polityce globalizacji.

Pozwoliłoby to m.in. skutecznie wyeliminować główne źródła i przyczyny terroryzmu. Powtarzam, tylko przez radykalne eliminowanie nędzy, głodu, epidemii, bezrobocia, ignorancji z licznych regionów globu, będzie można zlikwidować główne przyczyny terroryzmu. Wspomniane plagi rodzą w milionach ludzi uczucia upokorzenia ich niezbywalnej ludzkiej godności, poczucia zagrożenia, beznadziejności i bezwartościowości, frustracji, fanatyzmu. Tworzą milionowe rzesze uchodźców. Wielu z nich żyje w obozach o niewyobrażalnych wręcz, nieludzkich warunkach. Motywuje to tysiące ludzi do uciekania się do terroryzmu, a setki tysięcy czy nawet miliony do popierania ich.

Podpułkownik Bundeswehry, Jürgen Rose, pisze w szwajcarskim prawicowym tygodniku: "Widziałem na własne oczy afgańskie obozy uchodźców w Iranie i Pakistanie, nędzę w obozach palestyńskich w południowym Libanie i nie do opisania ubóstwo ludzi w Sudanie. To są piekła, w których rodzą się ci gniewni ludzie, ożywieni tylko jedną myślą: ich piekło przekształcić w nasze piekło". 7

V

Terroryzm ma różne oblicza, wiele różnych nazw i wiele znaczeń. Mimo uznania terroryzmu za jedno z głównych zagrożeń międzynarodowego bezpieczeństwa, do dziś nie ma jednoznacznej, ścisłej, powszechnie akceptowanej jego definicji. ONZ unikała dotąd sprecyzowania i skonkretyzowania pojęcia terroryzmu z uwagi na stosowanie przez różne państwa różnych, często podwójnych standardów w ocenie terroryzmu.

Sądzę, że po aktach terroru z 11 września ONZ skoncentruje się może na opracowaniu Konwencji dotyczącej walki z terroryzmem i w niej określi jednolite kryteria (bez podwójnej moralności i podwójnych standardów) terroryzmu, które mogłyby być przyjęte w prawie międzynarodowym i stosowane w polityce wewnętrznej i zagranicznej państw członków ONZ.

Rzecz jasna, iż nie podejmę się tu próby definiowania terroryzmu, ani wyczerpującego wyliczania motywów działań terrorystycznych. Stwierdzę jedynie, że skala tych motywów rozciąga się od najszlachetniejszych do najpodlejszych, kryminalnych. Można bez większej przesady powiedzieć, że terroryzm jest niemal tak stary jak historia ludzkości. Niektórzy twierdzą, że pierwszym terrorystą był biblijny Samson, inni sięgają jeszcze bardziej w głąb historii. Nie interesuje nas jednak historia terroryzmu, lecz jego aktualne przejawy.

Współczesny globalny terroryzm jest dzieckiem zimnej wojny, a jego rodzicami są Związek Radziecki i Stany Zjednoczone. Mocarstwa te szkoliły, finansowały i uzbrajały całe legiony terrorystów w różnych częściach świata. Związek Radziecki przygotowywał ich do różnych rodzajów "walki przeciw imperializmowi, kolonializmowi, kapitalizmowi w imię narodowego i społecznego wyzwolenia". Stany Zjednoczone zaś do "walki z komunizmem w imię obrony wolnego świata i jego uniwersalnych wartości przed spiskami inspirowanymi i opłacanymi przez ZSRR i Chiny". Ci, których jedni nazywali i nazywają terrorystami, bandytami, kryminalistami, drudzy określali i określają jako bojowników o różnego rodzaju wolności i inne niemniej szlachetne cele. I na odwrót. Zarówno ZSRR jak i USA chodziło nie tyle o walkę ideologiczną, co o możliwie jak największe rozszerzenie swych wpływów politycznych, militarnych, ekonomicznych na różne obszary świata. Faktów uzasadniających powyższe twierdzenie można by przytaczać bez liku. Jest na ten temat bardzo bogata literatura. Po rzekomym zakończeniu w 1990 r. zimnej wojny terroryzm wyzwolił się spod opieki czy nadzoru obu wspomnianych mocarstw i innych państw, usamodzielnił się i zglobalizował.

Kiedy dziś słusznie potępia się bin Ladena i żąda jego wydania i ukarania, dąży do jego ujęcia i rozbicia Al-Kaidy, warto pamiętać, że od 1979 r. CIA i pakistański ISI (Interservice Intelligence) werbowały, szkoliły, uzbrajały tysiące muzułmanów (wśród nich skrajnie fundamentalistycznych talibów) z Afganistanu, Pakistanu, Arabii Saudyjskiej i innych państw arabskich do walki przeciw ZSRR. Przypominały o tym ostatnio różne dzienniki i czasopisma zachodnie m.in. "Washington Post" czy "Der Spiegel".

Przy obecnych staraniach ONZ, USA, Anglii i innych państw o utworzenie reprezentatywnego rządu w Afganistanie, trzeba wszystkie te uwarunkowania mieć na uwadze. Wpływy w Afganistanie mają dla USA i Rosji, Pakistanu, Chin i innych państw olbrzymie znaczenie. Nie tylko z uwagi na olbrzymie złoża gazu i ropy naftowej w tym kraju, trasy przebiegu ewentualnych rurociągów, lecz i z uwagi na jego geostrategiczne położenie. Afganistan, jak wiadomo, graniczy z Pakistanem, Iranem i Chinami, postradzieckimi republikami Turkmenistanem, Uzbekistanem, Tadżykistanem.

VI

Osama bin Laden i jego terrorystyczna "Baza" Al-Kaida żerują na rosnących w państwach arabskich, muzułmańskich i innych, resentymentach i frustracjach, na antyamerykańskich nastrojach wynikających z unilateralizmu polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, szczególnie na Bliskim Wschodzie. Antyamerykanizm wynika też z dominującej roli USA i gigantycznych międzynarodowych korporacji, przeważnie amerykańskich w kształtowaniu procesów globalizacji w duchu neoliberalizmu. W wielu społeczeństwach i to nie tylko w państwach tzw. Trzeciego Świata, lecz i takich jak np. Francja czy Niemcy, rośnie obawa przed amerykanizacją i globalizacją w ich obecnych przejawach. Dla wielu ludzi amerykanizacja i neoliberalna globalizacja to synonimy. Biorąc pod uwagę takie nastroje w Niemczech, kanclerz Schröder podkreślał, że europejski model cywilizacyjny i społeczny, europejska "etyka społeczna różni się wyraźnie od modelu amerykańskiego i południowo-wschodnio-azjatyckiego".

Często powtarzane są argumenty, że przyczyną ostatnich zamachów terrorystycznych jest przede wszystkim polityka zagraniczna USA, dążąca samozwańczo do narzucania różnym państwom, przez presję polityczną, gospodarczą, militarną, swoje koncepcje gospodarcze, swoje wartości, swoją moralność, swą "dobrotliwą hegemonię". Krytyka unilateralnej polityki zagranicznej USA nie jest także w Stanach Zjednoczonych niczym nowym. Od lat toczy się spór między zwolennikami "dobrotliwej hegemonii" i zwolennikami autentycznej, partnerskiej, międzynarodowej współpracy Ameryki w rozwiązywaniu głównych problemów świata. Jednym z licznych krytyków hegemonialnej polityki USA był nie kto inny jak Samuel Huntington. W artykule "Samotne mocarstwo" z 1999 r. wskazywał na szkodliwe dla USA skutki ich polityki zagranicznej. Huntington pisze, że przedstawiciele świata polityki, wojska, finansów, gospodarki USA działają i zachowują się tak, jak gdyby Stany Zjednoczone były nie tylko jedynym obecnie supermocarstwem, co jest bezsprzecznym faktem, lecz również i globalnym hegemonem. Pouczają świat cały o uniwersalnej ważności amerykańskich wartości, zasad i instytucji. Chełpią się potęgą i bogactwem Amerykanów, "niezbędnego narodu", wybranego przez Boga, z misją do spełnienia. Wiele społeczeństw traktuje USA jako państwo "ingerujące w ich sprawy wewnętrzne, wyzyskujące, unilateralne, hegemonialne, pełne hipokryzji i stosujące podwójne standardy". Huntington przestrzega przed kontynuowaniem jednostronnych, arbitralnych interwencji militarnych i nakładaniem sankcji gospodarczych. Świat nie jest jednobiegunowy i USA nie są globalnym hegemonem. Nie uwzględnianie tego i kontynuowanie wspomnianej działalności to "recepty na katastrofy polityki zagranicznej".

Już po zamachach z 11 września znana pisarka amerykańska Susan Sontag podjęła polemikę z licznymi autorami, głoszącymi, że akty terroru tego dnia były wyrazem, jak można było przeczytać w "New York Times" z 16 września br.: "nienawiści wobec naszych wartości, wolności, tolerancji, bogactwa, pluralizmu religijnego, wolnych wyborów". Susan Sontag pisała w kilka dni po zamachu w prestiżowym miesięczniku "New-Yorker": "Nie był to 'tchórzliwy' atak na 'cywilizację', 'ludzkość' czy wolny świat lecz atak podjęty w odpowiedzi na konkretne działania Ameryki. Powinniśmy wspólnie rozpaczać. Lecz nie głupiejmy wspólnie". Jest więcej takich głosów w USA i innych państwach.

Trudno jest dziś przewidzieć, w jakim kierunku rozwijać się będzie świat. Czy Amerykanie i ich najbliżsi sojusznicy kontynuować będą dotychczasową politykę międzynarodowego bezpieczeństwa i neoliberalnej globalizacji? Czy ograniczą się do ścigania, ujęcia, karania terrorystów i rozbijania organizacji terrorystycznych, do zwalczania objawów terroryzmu? Czy też wypracowana i zastosowana zostanie, w autentycznej współpracy z wszystkimi państwami członkami ONZ, długofalowa strategia wyeliminowania korzeni, źródeł i przyczyn terroryzmu? Mam nadzieję, że prędzej czy później dojdzie do radykalnego zrewidowania obecnego podejścia do międzynarodowego bezpieczeństwa i do alternatywnego, politycznego i demokratycznego kształtowania procesów globalizacji. Inny, lepszy świat jest możliwy. Przypisy 1. Samuel P.Hungtington "The Clash of Civilizations and the Remaking of World Order", Simon and Schuster, New-York, London, Sydney, 1996, str. 13 2. Przemówienie na 31 sesji Konferencji Ogólnej UNESCO, 15 października br. w Paryżu. ("Le Monde" z 16 października 2001 r.). www.islam/online.com.Doha (Katar) 13 września 2001. SIPRI Yearbook 2001 - Armaments, Disarment and International Security, Oxford University Press, New York 2001. Wystąpienie na międzynarodowej konferencji "Europejska polityka gospodarcza - szanse i tendencje" (Tekst w miesięczniku "Blätter für deutsche und internationale Politik" nr 11, 2001). Forum 2000, Praga 15-17 października (tekst wystąpienia "Gazeta Wyborcza" 20-21 października 2001). Jürgen Rose, "Krucjata przeciw terroryzmowi? "Zeit - Fragen", 8 października 2001. John Pilger "Hidden Agendas", London 1998, str. 34 (Omówienie tej książki opublikowałem w "Dziś", Nr 7, 1999). Samuel P. Huntington, "The Lonely Superpower", "Foreign Affairs" marzec/kwiecień 1999 str. 35-49. Tekst prof. Dobrosielskiego jest skróconą wersją referatu wygłoszonego 13 listopada 20001 roku w PWSBiA podczas seminarium naukowego "11 września 2001 roku. Przyczyny, skutki i przewidywania".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Walki cywilizacji, Opracowania z netu
Putnam - Społeczny kapitał a skuces instytucji, Opracowania z netu
Konflikt, Opracowania z netu
Transformacje (religijne) w Polsce, Opracowania z netu
Socjalizacja, Opracowania z netu
Więzi społeczne, Opracowania z netu
Wspólnota religijna jako grupa pierwotna, Opracowania z netu
Społeczeństwo masowe, Opracowania z netu
Coś o socjologii, Opracowania z netu
TERRORYZM WOJNA CYWILIZACJI
Dramat filozoficzny, Opracowania z netu
Monteskiusz, Opracowania z netu
Antropologia społeczna, Opracowania z netu

więcej podobnych podstron