Gazeta
Polska | dodane 2008-10-28 (10:10)
Matka Putina boi się FSB
Zapewne
każdy wie, że właśnie w Gruzji, w mieście Gori, urodził się i
wychował Józef Stalin. Ale mało kto wie, że ok. 40 kilometrów od
Gori, w małej miejscowości Metekhi, mieszkał i uczył się
Władimir Putin. Udało nam się dotrzeć do tej miejscowości i
spotkać się z kobietą, która twierdzi, że jest jego matką.
Większość
biografii Putina zaczyna się tylko datą i miejscem jego urodzenia,
a następnie jest okres studiów. Trudno znaleźć jakiekolwiek
informacje o jego dzieciństwie, o tym, gdzie skończył szkołę i
gdzie mieszkał. Oficjalnie twierdzi się, że jego rodzice zmarli
tuż przed tym, gdy objął w Rosji prezydenturę. Ale Gruzini nie
mają wątpliwości, że Władimir Putin to Wowa, który mieszkał
wśród nich przez siedem lat. Wielu z nich go pamięta i każdy wie,
gdzie mieszka jego matka. Metekhi to miejscowość położona
nieopodal Kaspi. Mała wioska wzdłuż błotnistej drogi, którą
przechodzą stada krów, a widok polskiego samochodu wywołuje
ogromne zainteresowanie. Na wzgórzu stoi stara bizantyjska cerkiew,
która do lat dziewięćdziesiątych była magazynem. W sierpniu do
Kaspi weszli Rosjanie, a okolica została zbombardowana. Wielu
Gruzinów uciekło wówczas do Metekhi, w przekonaniu że
miejscowość, w której żyje Wiera Nikołajewna Putina, nosząca
obecnie nazwisko Osepaszwili, nie zostanie zniszczona. Nie mylili
się. Dziś nie mają wątpliwości, że spowodowała to jej
obecność. Podjechaliśmy pod niczym niewyróżniający się dom,
otoczony winnicą jak większość w okolicy. Po kilku próbach
wywołania, na podwórko wyszła drobna staruszka. Nasi przewodnicy
powiedzieli, że to właśnie Wiera. Podeszła z dużym lękiem do
płotu i nie wyraziła zgody na rozmowę. Otwarcie powiedziała, że
boi się rozmawiać o Putinie, bo nie wie, co może, a czego nie
wolno jej mówić. Poza tym nie chciała rozmawiać z mediami ze
względu na swoje pochodzenie. Czuje się Gruzinką, dopiero
skończyła się wojna i ona wie, że rosyjska agresja była złem.
Dopiero gdy dotarło do niej, że jesteśmy z Polski, uspokoiła się
i zaprosiła nas do obejścia. Wyznała, że jej prababka była
Polką, nie pamięta już jej nazwiska, ale dla jej babki i matki to
pochodzenie było ważne. Zaskoczeni stwierdziliśmy, że to by
oznaczało, że jej syn ma polskie korzenie, na co pokiwała
twierdząco głową, ale także wyraźnie posmutniała. Zaczął się
temat, którego się obawiała: Władimir Putin. Według jej słów,
urodził się on w Permi za Uralem, jego ojcem był Płaton Priwałow,
z którym Wiera po niedługim czasie się rozstała. Dlatego syn
przyjął nazwisko po matce. Ona wyszła za Gruzina i wyjechała,
mały Władimir został z jej matką. Dopiero gdy miał dwa lata [w
swojej książce „Korporacja zabójców” Jurij Felsztinski
podaje, że miał ukończone trzy – przyp. red.], jego babka
przywiozła go do Metekhi. Mieszkał tu przez następne siedem lat.
Chodził do lokalnej szkoły, uczył się w języku gruzińskim.
Matka pamięta, że miał bardzo dobre stopnie. Gdy ukończył
dziewięć lat, odesłano go do dziadka za Ural. Wiera nie chciała
zdradzić powodu rozstania z synem. Gruzini z wioski twierdzą, że
była to decyzja drugiego męża, z którym miała piątkę dzieci.
Prawdopodobnie nie było jej stać na utrzymanie dziecka. W tym
momencie ich drogi rozeszły się bezpowrotnie. Już się nie
spotkali, nie kontaktowali się ze sobą. Dopiero gdy Władimir
został prezydentem Rosji, zaczęła go częściej oglądać w
telewizji i w gazetach. Wówczas też pojawili się u niej ludzie
podający się za Czeczenów i zabrali z jej domu dokumenty i zdjęcia
małego Putina. Wiera Nikołajewna Putina nie oczekuje niczego od
obecnego premiera Rosji. Żyje jak tysiące Gruzinów, a jej
pierwszym językiem jest gruziński.
Wojciech
Pokora, Paweł Bobołowicz