Macomber辀bie Noc i dzie艅

Debbie Macomber


Noc i Dzie艅


(Sooner Or Later)


Moim przyjacio艂om, kt贸rzy tak bardzo jak ja kochaj膮 zapach chloru o poranku:

Rachel Williams, Audrey Rugh, Lorraine Reece, Joyce Hudson, Lety Taylor, Marjorie Johnson, Debbie Noble, Mary Cammin, Marii Houston, Janet Hane, Sue Felix, Markowi Ryanowi, Jessie Truax, Gregowi Northcuttowi, Billowi Irvine鈥檕wi, Perowi Johnsonowi i Kathy Davis, kt贸ra si臋 o nas wszystkich troszczy



Wst臋p


Rozdzieraj膮cy krzyk kobiety wyrwa艂 ze snu Luke鈥檃 Maddena. Zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka.

Od tygodni chodzi艂y s艂uchy o mo偶liwym zamachu wojskowym, ale rz膮d Zarcero dobrze radzi艂 sobie z sytuacj膮. Nieca艂y tydzie艅 temu prezydent Cartago osobi艣cie zapewni艂 Luke鈥檃, 偶e nie ma powodu do obaw.

Po huku strza艂贸w z broni maszynowej rozleg艂 si臋 okrzyk przera偶enia i w艣ciek艂o艣ci.

Luke odrzuci艂 prze艣cierad艂o i si臋gn膮艂 po spodnie. W艂osy zje偶y艂y mu si臋 na karku. Za oknem rozleg艂y si臋 kroki.

Ledwie zd膮偶y艂 zapi膮膰 pasek, kiedy drzwi si臋 otworzy艂y. Do sypialni wpad艂 偶o艂nierz. Mia艂 gro藕ne spojrzenie i by艂 uzbrojony w uzi. Wrzeszcz膮c po hiszpa艅sku, rozkaza艂, by Luke do艂膮czy艂 do pozosta艂ych.

Luke pomy艣la艂, 偶e to ju偶 koniec.

Zginie z dala od domu. Z dala od siostry bli藕niaczki.

W tym momencie zda艂 sobie spraw臋, 偶e rozpaczliwie pragnie 偶y膰. Po艣piesznie wykona艂 rozkaz partyzanta, a w jego umy艣le pojawi艂 si臋 obraz br膮zowookiej Rosity. Kocha艂 j膮 i chcia艂 si臋 z ni膮 o偶eni膰.

Na dworze panowa艂 chaos. Przera偶one kobiety t艂oczy艂y si臋 przy fontannie, os艂aniaj膮c dzieci. Luke jak oszala艂y szuka艂 wzrokiem Rosity. Odnalaz艂 j膮 w艣r贸d innych kobiet i poczu艂 ulg臋.

W ka艂u偶y krwi pod drzwiami kaplicy le偶a艂o rozci膮gni臋te cia艂o Ram贸na Hermosy. Zastrzelony z nienawi艣ci. Zamordowany w imi臋 post臋pu. Oczy martwego m臋偶czyzny wpatrywa艂y si臋 nieruchomo w noc.

Ram贸n. Na Boga, tylko nie Ram贸n. Z艂o艣膰 wstrz膮sn臋艂a Lukiem, jakby porazi艂 go pr膮d. Ten mi艂y staruszek nie m贸g艂 zrobi膰 nikomu Krzywdy.

Czego chcecie?! 鈥 krzykn膮艂, zaciskaj膮c pi臋艣ci.

Podesz艂o do niego trzech m臋偶czyzn, uzbrojonych po z臋by. Jeden przycisn膮艂 luf臋 karabinu do ramienia Luke鈥檃, popychaj膮c go w stron臋 kobiet.

Czego chcecie? 鈥 powt贸rzy艂 Luke, nie zwracaj膮c uwagi na niebezpiecze艅stwo.

Trzej m臋偶czy藕ni rozst膮pili si臋, kiedy podszed艂 do nich oficer. Patrzy艂 na Luke鈥檃 z nienawi艣ci膮. Luke czu艂 j膮 tak, jak kiedy艣 mi艂o艣膰 Rosity.

Rozumiem, 偶e jest pan przyjacielem naszego prezydenta. 鈥 Dow贸dca splun膮艂. Z艂owrogi u艣miech powoli uni贸s艂 k膮ciki jego ust. 鈥 Mo偶e powinienem raczej powiedzie膰: 鈥瀊y艂ego prezydenta鈥.

To jest misja 鈥 Luke wskaza艂 r臋k膮 w kierunku ko艣cio艂a. 鈥 Nie mieszam si臋 do polityki.

Trzeba by艂o si臋 nad tym zastanowi膰, zanim zaprzyja藕ni艂 si臋 pan z Jose Cartago. Drogo b臋dzie pana ta przyja藕艅 kosztowa艂a, senor. Naprawd臋, bardzo drogo.

Wyci膮gn膮艂 l艣ni膮cy rewolwer z kabury i wymierzy艂 w g艂ow臋 Luke鈥檃.

Nie, na mi艂o艣膰 bosk膮, nie! 鈥 krzykn臋艂a Rosita. Ze szlochem pad艂a do n贸g dow贸dcy. 鈥 Prosz臋, zaklinam pana na imi臋 Naj艣wi臋tszej Panienki, b艂agam, niech pan tego nie robi.

Ale Luke wiedzia艂, 偶e jest za p贸藕no.



Rozdzia艂 1.


Zap艂ac臋 za pa艅skie us艂ugi.

Nie wiem, czy dobrze zrozumia艂em. 鈥 Murphy zmierzy艂 wzrokiem skromn膮 dziewczyn臋, kt贸ra trzyma艂a w r臋ce jego awizo na przesy艂k臋. 鈥 Chce pani, 偶ebym pojecha艂 z pani膮 do Zarcero?

Ta kobieta by艂a szalona. Bez dw贸ch zda艅. Letty Madden, urz臋dniczka pocztowa z Boothill w Teksasie, niew膮tpliwie nadawa艂a si臋 do domu wariat贸w.

Spojrza艂a na niego oczami czarnymi jak gorzka czekolada. Jej rozpacz rozbroi艂aby ka偶dego m臋偶czyzn臋, ale nie Murphy鈥檈go. Nie mia艂 zamiaru przerywa膰 w pe艂ni zas艂u偶onego urlopu z powodu jakiej艣 kobiety, kt贸ra szuka przyg贸d.

Nigdy nie mia艂 dobrego zdania na temat p艂ci przeciwnej, a kiedy jego przyjaciele, Cain i Mallory, o偶enili si臋, utwierdzi艂 si臋 w tym przekonaniu. Trzepotanie rz臋sami nie wystarcza艂o, 偶eby nabra艂 ochoty do przedzierania si臋 przez d偶ungl臋, by szuka膰 gruszek na wierzbie.

Pan nie rozumie 鈥 powt贸rzy艂a.

Rozumia艂 doskonale. Po prostu go to nie interesowa艂o. Zreszt膮 urz臋dniczki pocztowej nie by艂oby sta膰 na zatrudnienie go ani na us艂ugi Deliverance Company, nawet gdyby przepracowa艂a dwa 偶ycia.

Chodzi o mojego brata. 鈥 Zagryz艂a dr偶膮c膮 doln膮 warg臋.

Niez艂y chwyt, stwierdzi艂 sceptycznie Murphy. Ale nie zmieni艂 zdania.

Jest misjonarzem.

Jest dobra, musia艂 przyzna膰.

Rzeczywi艣cie uda艂o jej si臋 zrobi膰 tak膮 min臋, jakby za chwil臋 mia艂a si臋 rozp艂aka膰. Szczero艣膰 bi艂a od niej na kilometr.

Odk膮d upad艂 rz膮d w Zarcero, nikt z Departamentu Stanu ani z CIA nie potrafi mi powiedzie膰, co si臋 z nim dzieje. Linie telefoniczne s膮 odci臋te, a stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi zaostrzy艂y si臋. Ludzie z Departamentu Stanu nawet nie chc膮 ju偶 ze mn膮 rozmawia膰. Ale ja nie zapomn臋 o bracie.

Nie mog臋 pani pom贸c. 鈥 Nie chcia艂 by膰 niegrzeczny czy cyniczny, ale nic go to nie obchodzi艂o. M贸wi艂 to ju偶 ze trzy razy, ale ona najwidoczniej wola艂a mu nie wierzy膰.

To jeden z kilku jej b艂臋d贸w. Murphy zawsze m贸wi艂 to, co my艣la艂. Je偶eli jej brat by艂 na tyle g艂upi, 偶eby pcha膰 si臋 do kraju stoj膮cego na kraw臋dzi politycznej zapa艣ci, zas艂ugiwa艂 na to, co go spotka艂o.

Prosz臋 鈥 doda艂a, wstrzymuj膮c oddech 鈥 niech si臋 pan zastanowi.

Murphy westchn膮艂. Id膮c po przesy艂k臋, nie spodziewa艂 si臋, 偶e zostanie nagabywany przez jedn膮 z najspokojniejszych mieszkanek Boothill.

Pan mo偶e mi pom贸c 鈥 naciska艂a. 鈥 Pan po prostu nie chce. Nie prosz臋 pana, 偶eby pan to zrobi艂 z dobrego serca!

Niez艂e zagranie, bo Murphy nie mia艂 natury dobroczy艅cy.

Powiedzia艂am, 偶e panu zap艂ac臋, i nie 偶artowa艂am. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e us艂ugi takiego eksperta jak pan nie s膮 tanie, wi臋c...

Eksperta? 鈥 Przecie偶 nikt w Boothill nie wiedzia艂, z czego Murphy 偶yje.

S膮dzi pan, 偶e nie wiem, czym si臋 pan zajmuje? 鈥 Zmarszczy艂a brwi dotkni臋ta, 偶e uwa偶a j膮 za idiotk臋. 鈥 Nie jestem g艂upia, panie Murphy. S膮 pewne rzeczy, kt贸rych nie mo偶na nie zauwa偶y膰, sortuj膮c przesy艂ki. Jest pan najemnikiem.

Wypowiedzia艂a te s艂owa tak, jakby kala艂y jej usta. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e siostra misjonarza nigdy wcze艣niej nie zadawa艂a si臋 z cz艂owiekiem tak plugawej profesji. Odra偶aj膮cemu Murphy鈥檈mu bardzo si臋 to spodoba艂o. Rzeczywi艣cie, nie przesz艂oby mu przez my艣l, 偶e kto艣 tak bogobojny jak Letty Madden b臋dzie nalega艂, 偶eby ubi膰 interes w艂a艣nie z nim.

Zap艂ac臋 panu 鈥 powt贸rzy艂a. 鈥 Tyle, ile pan za偶膮da.

Prychn膮艂 lekko i specjalnie wlepi艂 wzrok w jej biust.

Wiem wszystko o Deliverance Company.

Naprawd臋?

Zesztywnia艂a.

Panie Murphy, prosz臋... Mam tylko brata. Moi rodzice... Ojciec zmar艂 cztery lata temu i zostali艣my tylko Luke i ja.

Murphy鈥檈go nie interesowa艂y rodzinne historie, ale najwidoczniej nie da艂o si臋 ich unikn膮膰.

Prosz臋 pos艂ucha膰: przykro mi, 偶e pani brat jest w Zarcero. Ale nic, co pani powie czy zrobi, nie zmieni faktu, 偶e ten kraj pogr膮偶ony jest w chaosie. Je偶eli chce pani rady, dam j膮 pani. Straci pani czas, energi臋 i pieni膮dze, szukaj膮c teraz brata. Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e zosta艂 zabity przed dwoma tygodniami albo wcze艣niej.

Nie! zaprzeczy艂a tak gwa艂townie, 偶e Murphy si臋 wzdrygn膮艂. 鈥 Luke jest moim bratem bli藕niakiem. Wiedzia艂abym, gdyby nie 偶y艂. Czu艂abym to tutaj 鈥 uderzy艂a si臋 pi臋艣ci膮 w klatk臋 piersiow膮. 鈥 Prosz臋 mi wierzy膰, panie Murphy. Luke 偶yje.

Murphy nie mia艂 ochoty si臋 z ni膮 sprzecza膰. Mog艂a wierzy膰 we wszystko, na co mia艂a ochot臋. Nawet w to, 偶e brat 偶yje, je偶eli ta my艣l przynosi艂a jej ukojenie.

Czy mog臋 ju偶 dosta膰 przesy艂k臋? 鈥 wyci膮gn膮艂 niecierpliwie r臋k臋.

Letty niech臋tnie wr臋czy艂a mu kilka paczek.

Czy w jakikolwiek spos贸b mog臋 pana przekona膰? 鈥 Zuchwale spojrza艂a mu w oczy.

Za 偶adne skarby. 鈥 Mia艂 ju偶 to, po co przyszed艂. Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 drzwi. Ale zanim wyszed艂 z poczty, obejrza艂 si臋 przez rami臋. Kiedy zobaczy艂, jak spuszcza g艂ow臋 przegrana, poczu艂 co艣 w rodzaju 偶alu. Wsp贸艂czu艂 jej i bratu, jednak nie na tyle, 偶eby po艣wi臋ca膰 pierwszy urlop, jaki mia艂 od miesi臋cy.

Dwadzie艣cia minut p贸藕niej by艂 w domu. Ju偶 nie my艣la艂 o dziewczynie z poczty. Widzia艂 j膮 wcze艣niej wiele razy. Nale偶a艂a do tego typu kobiet, kt贸rych unika艂 jak ognia. Te 艣wi臋tsze od papie偶a by艂y najgorsze.

Letty Madden by艂a ca艂kiem niez艂a, a raczej mog艂aby by膰, gdyby przesta艂a przeprasza膰 za to, 偶e jest kobiet膮. D艂ugie w艂osy 艣ci膮ga艂a mocno do ty艂u, jakby to mia艂o zapobiec zmarszczkom. Skromny uniform pocztowy w 偶aden spos贸b nie uwypukla艂 tego, czym tak hojnie obdarzy艂a j膮 natura. Murphy by艂by zaskoczony, gdyby Letty Madden zrobi艂a sobie makija偶. Sprawia艂a wra偶enie, 偶e panicznie boi si臋 swojej kobieco艣ci.

Murphy nie interesowa艂 si臋 religi膮, a jeszcze mniej kobietami. Och, oczywi艣cie, nie zaprzeczy艂by, 偶e zajmowa艂y pewne miejsce w jego 偶yciu, ale by艂o to g艂贸wnie miejsce w 艂贸偶ku. P艂aci艂 za ich us艂ugi i odchodzi艂 wolny od jakichkolwiek uczuciowych zobowi膮za艅.

Widzia艂 ju偶, co kobieta mo偶e zrobi膰 z m臋偶czyzn膮. W ostatnich latach straci艂 dw贸ch przyjaci贸艂, i to nie od kul. Bro艅, kt贸ra pokona艂a Caina McClellana i Tima Mallory鈥檈go, by艂a gorsza. Obu powali艂o idiotyczne uczucie nazywane mi艂o艣ci膮.

Kiedy艣 Deliverance Company zatrudni艂a Caina, Mallory鈥檈go, Baileya, Jacka Kellera i Murphy鈥檈go 鈥 doborowy zesp贸艂 by艂ych ekspert贸w wojskowych. Przeprowadzali najbardziej 艣mia艂e misje specjalne na 艣wiecie. Teraz by艂o inaczej.

Murphy nie 偶yczy艂 sobie, 偶eby Cain czy Mallory udzielali mu dobrych rad na temat kobiet. Wszystkiego i tak dowiedzia艂 si臋 od matki. Kobiety s膮 do siebie podobne: s艂abe i godne wsp贸艂czucia. Od kiedy sko艅czy艂 dziesi臋膰 lat, wiedzia艂, 偶e nie chce mie膰 nic wsp贸lnego z p艂ci膮 przeciwn膮. Mo偶e i by艂 wtedy smarkaczem, ale po dwudziestu pi臋ciu latach okaza艂o si臋, 偶e mia艂 racj臋.

Nawet jego najlepszy przyjaciel, Jack Keller, da艂 si臋 z艂apa膰 na kobiece wdzi臋ki. Sw贸j cholerny b艂膮d niemal przyp艂aci艂 偶yciem. Ale najwidoczniej nie wyci膮gn膮艂 z tego nauczki. Niewiele brakowa艂o, 偶eby schrzani艂 kilka zada艅, bo nie potrafi艂 trzyma膰 zapi臋tego rozporka. Jego przyjaciel mia艂 s艂abo艣膰 do 艂adnych buziak贸w.

Murphy wszed艂 do swojego domu, oddalonego od Boothill o pi臋tna艣cie kilometr贸w. Rzuci艂 przesy艂k臋 na blat kuchenny. Stoczy艂 o ni膮 boje, a okaza艂o si臋, 偶e zawiera plik rachunk贸w i kilka ulotek reklamowych.

Otworzy艂 lod贸wk臋, wyj膮艂 zimne piwo i poszed艂 na ganek.

Szklane drzwi zamkn臋艂y si臋 za nim. Opad艂 na wiklinowy fotel i opar艂 jedn膮 nog臋 o s艂upek. S艂o艅ce pra偶y艂o mocno. Nawet parne popo艂udniowe powietrze by艂o zm臋czone upa艂em.

Boothill nie le偶a艂o na ko艅cu 艣wiata. By艂o je st膮d wida膰 i to Murphy鈥檈mu wystarcza艂o.

U艣miechn膮艂 si臋 do siebie, poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk piwa i otar艂 r臋k膮 czo艂o.

Lepiej by膰 nie mog艂o.



Rozdzia艂 2.


Slim Watkins, miejscowy farmer, wszed艂 na poczt臋 za pi臋膰 pi膮ta, na chwil臋 przed zamkni臋ciem. Zdj膮艂 kapelusz i obracaj膮c go w d艂oniach, czeka艂, a偶 Letty go zauwa偶y.

Pos艂a艂a mu sp艂oszony u艣miech i modli艂a si臋 w duchu, 偶eby nie chcia艂 zaprosi膰 jej na kolacj臋. Straci艂a apetyt, kiedy Murphy, ostatnia deska ratunku, odm贸wi艂 jej pomocy. Nie tylko nic go nie obchodzi艂o, ledwie da艂 jej powiedzie膰 cokolwiek o Luke鈥檜. Nie rozwa偶y艂 nawet jej propozycji. Letty nie mia艂a poj臋cia, co teraz robi膰.

Rozmawia艂a艣 z nim? 鈥 spyta艂 zdenerwowany Slim. 鈥 Z cz艂owiekiem, kt贸ry mo偶e ci pom贸c?

Slim by艂 uczciwym, pracowitym farmerem. Mia艂 czterdzie艣ci lat i nastoletniego syna, ale od kilku lat by艂 najbardziej wytrwa艂ym konkurentem Letty. Nieliczni m艂odzie艅cy szybko znikali z tych stron.

Letty? 鈥 spr贸bowa艂 znowu, kiedy nie odpowiedzia艂a.

Rozmawia艂am z nim.

I? 鈥 dopytywa艂 Slim. 鈥 Zgodzi艂 si臋 jecha膰 z tob膮 do Zarcero?

Nie 鈥 rzuci艂a sucho.

Zaleg艂a kr贸tka, pe艂na napi臋cia cisza.

Sama chyba nie pojedziesz?

Oczywi艣cie, 偶e pojad臋. Musz臋, nie rozumiesz? Luke jest moim bratem.

Wydawa艂o mi si臋, 偶e cz艂owiek z Departamentu Stanu odradza艂 ci t臋 wypraw臋. Powiedzia艂, 偶e Stany Zjednoczone nic nie poradz膮, 偶e kto艣 sam si臋 wpakowa艂 w tarapaty.

Nie obchodzi mnie, co radzi Departament Stanu albo ktokolwiek inny! 鈥 wrzasn臋艂a Letty. 鈥 Musz臋 wiedzie膰, co dzieje si臋 z Lukiem. Nie mam wyboru. Luke nigdy by mnie nie zostawi艂. Ja r贸wnie偶 go nie porzuc臋.

Farmer spu艣ci艂 g艂ow臋. Powoli obraca艂 rondo kapelusza w zwinnych palcach.

Letty, b臋d臋 si臋 martwi艂, je偶eli pojedziesz sama do obcego kraju, gdzie nie b臋dzie nikogo, kto m贸g艂by ci臋 chroni膰. Wiesz, 偶e pojecha艂bym z tob膮, ale...

Masz rancho i syna. Billy nie mieszka w domu, ale nadal ci臋 potrzebuje.

Slim najwyra藕niej poczu艂 ulg臋, 偶e Letty go usprawiedliwi艂a.

Wiesz, 偶e pojecha艂bym bez namys艂u, gdyby nie Billy.

Letty poklepa艂a go po ramieniu.

Wiem.

Ich oczy spotka艂y si臋.

Co z dzisiejsz膮 kolacj膮? Sprawdzi艂em, co podaje dzi艣 Rossie. Stek po szwajcarsku. Wiem, 偶e smakuje ci jej kuchnia.

Dzi臋ki, Slim, ale nie dzisiaj 鈥 odm贸wi艂a 艂agodnie, wiedz膮c, 偶e sprawia mu zaw贸d. 鈥 Zamierzam przemy艣le膰 kilka spraw.

Musi odnale藕膰 Luke鈥檃. Je偶eli umrze, trudno, ale nie mo偶e siedzie膰 z za艂o偶onymi r臋kami.

Wr贸ci艂a do domu, ciemnego, ale przytulnego. W艂膮czy艂a klimatyzacj臋 i odpi臋艂a trzy g贸rne guziki bluzki. Zdj臋艂a pantofle i usiad艂a na kanapie. Opar艂a stopy o stolik do kawy, zamkn臋艂a oczy i czeka艂a, a偶 orze藕wi j膮 ch艂odne powietrze. Kropelka potu wolno sp艂yn臋艂a z jej szyi do zag艂臋bienia mi臋dzy bujnymi piersiami. Zagryz艂a usta, kiedy przypomnia艂a sobie, jakim spojrzeniem najemnik zmierzy艂 jej piersi, kiedy o艣wiadczy艂a, 偶e mu zap艂aci.

By艂 tajemniczy i niebezpieczny, a ona, idiotka, poprosi艂a go o pomoc. Powinna by膰 m膮drzejsza, lecz kierowa艂a ni膮 rozpacz. Kiedy Murphy stan膮艂 tu偶 ko艂o niej, naruszy艂 jej przestrze艅 i wype艂ni艂 male艅kie biuro swoj膮 obecno艣ci膮. Poczu艂a bij膮ce od niego ciep艂o i niepowtarzalny m臋ski zapach. Do chwili, gdy wspomnia艂a o zap艂acie, nic nie mog艂a wyczyta膰 z zimnej, oboj臋tnej twarzy m臋偶czyzny. Dopiero p贸藕niej jego twarz nabra艂a wyrazu. Wy艣mia艂 j膮 bez s艂贸w.

Zdenerwowana wsta艂a i szybko zmieni艂a uniform na bawe艂niane spodnie i koszulk膮 bez r臋kaw贸w. Przesz艂a si臋 w艣r贸d r贸wnych grz膮dek w ogrodzie, przygl膮daj膮c si臋 dorodnym ro艣linom. Wola艂a poczeka膰 z podlewaniem do zachodu s艂o艅ca.

Wiedz臋 o leczniczych w艂a艣ciwo艣ciach zi贸艂 przekaza艂a Letty babcia, kt贸ra nosi艂a to samo imi臋. Kiedy umar艂a, dziewczynka mia艂a jedena艣cie lat. Odej艣cie babki Letty prze偶y艂a bardziej ni偶 utrat臋 matki. Babcia zaj臋艂a miejsce Donny Madden, gdy ta porzuci艂a rodzin臋. Letty i Luke mieli wtedy po pi臋膰 lat i byli za mali, 偶eby zrozumie膰, co si臋 sta艂o. Przez lata Letty nas艂ucha艂a si臋 plotek o s艂abo艣ciach matki, kobiety uzale偶nionej od alkoholu i m臋偶czyzn.

Po odej艣ciu Donny ich ojciec, miejscowy pastor, poprosi艂 babci臋 o pomoc. I babcia nie odm贸wi艂a.

By艂a prawdziw膮 kobiet膮 z Po艂udnia, pe艂n膮 uroku i ciep艂a. Kiedy kto艣 umiera艂, sz艂a do rodziny zmar艂ego, zatrzymywa艂a wszystkie zegary w domu, zakrywa艂a lustra prze艣cierad艂ami i k艂ad艂a troch臋 soli na parapetach okiennych. Letty i Luke cz臋sto towarzyszyli jej w tych wyprawach. Letty nie rozumia艂a sensu owych rytua艂贸w, ale nie pomy艣la艂a, by o nie zapyta膰, zanim babcia umar艂a.

Kiedy ojciec chowa艂 swoj膮 matk臋, Letty zap艂akana przesz艂a po domu. Z namaszczeniem zatrzyma艂a ogromny zegar dziadka, kt贸ry skwapliwie wybija艂 godziny, i zas艂oni艂a lustro 艂azienkowe czystym bia艂ym prze艣cierad艂em. Po艂o偶y艂a te偶 s贸l na kuchennym parapecie i szybko wr贸ci艂a do ko艣cio艂a. Wiedzia艂a, 偶e babcia by艂aby z niej zadowolona.

Letty odziedziczy艂a po babci dobr膮 r臋k臋 do kwiat贸w. Jej ogr贸d rozkwita艂 bujnie co roku. Nie by艂a znachork膮, jak babcia, ale zna艂a kilka domowych sposob贸w leczenia. Korzysta艂a z nich sama, leczy艂a brata i ojca, kiedy 偶y艂.

W noc poprzedzaj膮c膮 zamach stanu w Zarcero Letty obudzi艂a si臋 z 艂omotem serca i b贸lem g艂owy. Instynktownie czu艂a, 偶e z bratem dzieje si臋 co艣 straszliwego. Du偶o p贸藕niej dowiedzia艂a si臋, 偶e rz膮d w Zarcero upad艂, a stolic臋 zaj臋li rebelianci. Przez nast臋pne dni w telewizji podawano wiadomo艣ci o zbrodniach pope艂nianych na ludno艣ci tego kraju. Letty ogl膮da艂a relacje przera偶ona, modl膮c si臋, by brat ze swoj膮 grupk膮 parafian byli bezpieczni.

Od tamtej nocy przeczucie, 偶e Luke znalaz艂 si臋 w tarapatach, nie dawa艂o jej spokoju. Prawd臋 m贸wi膮c, jeszcze si臋 pot臋gowa艂o.

Nie ma wyj艣cia. Musi jecha膰 do Zarcero bez wzgl臋du na to, czy kto艣 jej pomo偶e.

Zanosi艂o si臋 jednak na to, 偶e czekaj膮 samotna wyprawa.

Przypadek zrz膮dzi艂, 偶e Murphy dos艂ownie wpad艂 na Letty w sklepie z artyku艂ami 偶elaznymi. Poczu艂a, 偶e kto艣 uderzy艂 plecami w jej szczup艂e cia艂o. Murphy odwr贸ci艂 si臋; chcia艂 przeprosi膰. Ich spojrzenia si臋 spotka艂y. S艂owa zamar艂y mu na ustach.

Na twarzy Letty malowa艂o si臋 zaskoczenie. Ona tak偶e nie spodziewa艂a si臋 go ujrze膰.

Dzie艅 dobry, panie Murphy 鈥 powita艂a go oficjalnie, jakby wpadli na siebie na pikniku szk贸艂ki niedzielnej. Marne szans臋, 偶eby kiedykolwiek to si臋 sta艂o.

Skin膮艂 lekko g艂ow膮 i ju偶 chcia艂 si臋 odwr贸ci膰, kiedy zobaczy艂, co w艂o偶y艂a do kosza na zakupy.

Kupuj臋 sprz臋t na wypraw臋 do Zarcero 鈥 wyja艣ni艂a.

Wyci膮gn膮艂 flar臋 i zawaha艂 si臋. Nie wiedzia艂, czy powiedzie膰 jej, 偶e to ostatnia rzecz, jakiej b臋dzie potrzebowa膰.

Pomy艣la艂am, 偶e flary si臋 przydadz膮. 鈥 Przygl膮da艂a mu si臋 uwa偶nie.

Murphy wrzuci艂 j膮 z powrotem do koszyka Letty.

Oczywi艣cie, je偶eli chce pani powiadomi膰 ca艂y ten cholerny kraj o swoim przyje藕dzie.

Och, my艣la艂am... 鈥 Urwa艂a nagle.

Murphy zap艂aci艂 za sprawunki i szybko wyszed艂 ze sklepu. Dawa艂 Letty Madden pi臋tna艣cie minut 偶ycia w Zarcero. Co najwy偶ej.

Otworzy艂 drzwi swojej ci臋偶ar贸wki i ju偶 mia艂 odje偶d偶a膰, kiedy go zawo艂a艂a.

Panie Murphy!

Zakl膮艂 w duchu i wysiad艂 z kabiny.

Co znowu? 鈥 spyta艂 takim tonem, by poczu艂a, 偶e mu przeszkadza. Letty nie przej臋艂a si臋 tym, w przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci kobiet w podobnej sytuacji.

Nie zabior臋 panu wiele czasu. 鈥 Sta艂a na chodniku, patrz膮c z zak艂opotaniem, ale i stanowczo.

Ta kobieta mia艂a temperament.

W czasie naszej ostatniej rozmowy nie da艂 mi pan szansy, 偶ebym przedstawi艂a swoj膮 propozycj臋.

Nie interesuje mnie pani propozycja.

Nie wyszed艂 z poczty z powodu niedom贸wienia. Nic, co mog艂aby mu zaproponowa膰, nie wystarczy, 偶eby wzi膮艂 udzia艂 w samob贸jczej misji. Spojrzeli po sobie.

Zap艂ac臋 pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w, 偶eby pom贸g艂 mi pan odnale藕膰 brata.

Murphy zmarszczy艂 czo艂o. Zastanawia艂 si臋, czy kobieta w rodzaju Letty Madden mo偶e mie膰 tyle got贸wki.

Zastawi艂am dom, panie Murphy 鈥 wyja艣ni艂a, jakby czyta艂a w jego my艣lach. Podpisanie kilku dokument贸w w banku to tylko formalno艣膰. Jutro po po艂udniu b臋d臋 mog艂a przekaza膰 panu got贸wk臋.

Cholera jasna! Murphy czu艂, 偶e mi臋knie. Nie chodzi艂o mu o pieni膮dze, lecz o kobiet臋. Zamierza si臋 da膰 bezsensownie zabi膰.

Nie s膮dzi艂, 偶e zdo艂aj膮 odwie艣膰 od wyprawy, ale te偶 nie chcia艂 jej zach臋ca膰.

呕adne pieni膮dze nie sk艂oni膮 mnie do zmiany decyzji. 鈥 Uruchomi艂 samoch贸d.

Letty opad艂y ramiona. Pokiwa艂a g艂ow膮, przyjmuj膮c do wiadomo艣ci to, co powiedzia艂.

Przepraszam, 偶e pana zatrzyma艂am. Mi艂ego dnia, panie Murphy.

Nie odpowiedzia艂. W艂膮czy艂 wsteczny bieg i jak najszybciej opu艣ci艂 miasto.

Idiotka 鈥 mrukn膮艂, podje偶d偶aj膮c ty艂em pod dom.

Wszed艂 do kuchni i zobaczy艂, 偶e na automatycznej sekretarce mruga 艣wiate艂ko. Poza poczciwymi mieszka艅cami Boothill tylko jedna osoba na 艣wiecie wiedzia艂a, gdzie jest. Jack Keller.

Jak tam tw贸j bok? 鈥 spyta艂 Murphy, kiedy us艂ysza艂 g艂os przyjaciela.

Boli jak jasny gwint 鈥 wymamrota艂 Jack.

Murphy roze艣mia艂 si臋. Podczas ostatniej misji Jack wpad艂 pod rozp臋dzonego d偶ipa i z艂ama艂 dwa 偶ebra. Urlop musia艂 po艣wi臋ci膰 na rekonwalescencj臋. Jack lubi艂 偶ycie w mie艣cie, Murphy wola艂 trzyma膰 si臋 z dala od ludzi. Czu艂 si臋 doskonale w艣r贸d otwartych przestrzeni Teksasu.

Pomy艣la艂em, 偶e zadzwoni臋 do ciebie, 偶eby dowiedzie膰 si臋, co s艂ycha膰.

Jack nale偶a艂 do osobnik贸w stadnych i by艂a to jedyna niedoskona艂o艣膰, jak膮 widzia艂 w nim Murphy, Ten facet nie umia艂 odpoczywa膰. Po tygodniu w Kansas City Jack zaczyna艂 si臋 nudzi膰 i gotowy by艂 stawi膰 czo艂o nowym wyzwaniom.

U mnie wszystko w porz膮dku 鈥 odrzek艂 Murphy. Do cholery, nie m贸g艂 przesta膰 my艣le膰 o tej niezno艣nej Madden. Flary. Kupowa艂a flary do Zarcero. G艂upota to ma艂o powiedziane.

Jack zawaha艂 si臋.

Co jest?

Nic 鈥 warkn膮艂 Murphy.

Przecie偶 s艂ysz臋, 偶e co艣 ci臋 gryzie. G艂os ci臋 zdradza.

Murphy uzna艂, 偶e nic si臋 nie stanie, je偶eli opowie Jackowi o kobiecie z poczty.

Dosta艂em ofert臋 pracy 鈥 oznajmi艂 i zacz膮艂 wyja艣nia膰 szczeg贸艂y.

Zabij膮 j膮 鈥 stwierdzi艂 ponuro Jack. Murphy wola艂 nie my艣le膰, co sta艂oby si臋 z Letty Madden, gdyby wpad艂a w r臋ce buntownik贸w. Ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰 czekaj膮 j膮 tortury, zostanie zgwa艂cona, a potem z sadystyczn膮 przyjemno艣ci膮 zabita.

Jak ona wygl膮da? 鈥 spyta艂 Jack.

A jakie to ma, do diab艂a, znaczenie? 鈥 warkn膮艂 Murphy. By艂a 艂adna i m艂oda, mia艂a ze dwadzie艣cia kilka lat. Ale partyzant贸w niewiele to b臋dzie obchodzi艂o.

Pomo偶esz jej?

Mowy nie ma.

Wiesz co? 鈥 Jack zachichota艂.

Wcale nie chc臋 wiedzie膰.

Powiniene艣 si臋 z kim艣 przespa膰.

O czym ty, do cholery, gadasz?

Za d艂ugo by艂e艣 bez kobiety 鈥 oznajmi艂 Jack. 鈥 Inaczej nie zaprz膮ta艂by艣 sobie g艂owy urz臋dniczk膮 pocztow膮. 呕yjesz jak mnich, odk膮d pracujesz dla Deliverance Company. Ch艂opie, wyluzuj si臋 i korzystaj z 偶ycia!

Kobieta to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuj臋.

Pos艂uchaj mnie, Murphy. Id藕 do knajpy, upij si臋 i niech jaka艣 kobieta zabierze ci臋 na noc do domu. Uwierz mi, rano poczujesz si臋 o niebo lepiej.

Seks by艂 wed艂ug Jacka lekarstwem na wszystko.

To, 偶e si臋 z kim艣 prze艣pi臋, nie powstrzyma tej Madden od ryzykowania swoj膮 g艂upi膮 g艂ow膮. 鈥 Murphy nie dawa艂 za wygran膮.

Mo偶e i nie, ale nie b臋dziesz si臋 czu艂 winny jej 艣mierci.

Nie bior臋 偶adnej odpowiedzialno艣ci za to, co si臋 z ni膮 stanie.

Jack zachichota艂, a Murphy zacisn膮艂 z臋by.

Co ci臋 tak 艣mieszy?

Ty 鈥 odrzek艂 Jack. 鈥 Kusi ci臋, 偶eby to zrobi膰.

Do diab艂a, tak. 鈥 Chyba tylko tornado mog艂oby go sk艂oni膰 do przerwania urlopu, na kt贸ry d艂ugo i ci臋偶ko pracowa艂 i na kt贸ry sobie zas艂u偶y艂. I kt贸ry zamierza艂 wykorzysta膰. Nie dopu艣ci, 偶eby jaka艣 kobieta pokrzy偶owa艂a mu plany. Je偶eli ma ochot臋 da膰 si臋 zabi膰 鈥 to jej problem.

Przyznaj si臋, Murphy, masz na ni膮 ochot臋.

Czas ju偶 sko艅czy膰 t臋 rozmow臋.

Mia艂 od艂o偶y膰 s艂uchawk臋, ale us艂ysza艂 艣miech Jacka i jego ostatnie s艂owa:

Zadzwo艅, jak wr贸cisz z Zarcero!

Pr臋dzej zgnij臋 w piekle.

Do wieczora Murphy鈥檈go prze艣ladowa艂 niepok贸j. Nie opu艣ci艂 go te偶 przez ca艂y nast臋pny dzie艅. Pr贸bowa艂 wszystkiego, co zwykle go uspokaja艂o. Grzeba艂 przy ci臋偶ar贸wce, przejecha艂 si臋 konno po swojej posiad艂o艣ci, posiedzia艂 na ganku z piwem i dobr膮 ksi膮偶k膮 a偶 do zachodu s艂o艅ca. I nic.

Powtarza艂 sobie, 偶e nie odpowiada za Letty Madden. Niech sobie robi, co chce.

Rzadko dr臋czy艂o go sumienie. To normalne przy jego profesji. 呕y艂 wed艂ug w艂asnych zasad i swojego kodeksu honorowego.

Nie chcia艂 si臋 anga偶owa膰 w t臋 spraw臋. 艢mieszy艂o go, 偶e kobieta z Boothill tak si臋 zapar艂a, by jecha膰 do Zarcero. 艢mier膰 b臋dzie dla niej b艂ogos艂awie艅stwem. Panienka ze szk贸艂ki niedzielnej uwa偶a go za okrutnika i chama. Przekona si臋, 偶e w por贸wnaniu z koszmarem, jaki czekaj膮 w Zarcero, Murphy jest tylko milutkim kociakiem.

Musi by膰 spos贸b, kt贸ry sk艂oni j膮 do trze藕wego spojrzenia na rzeczywisto艣膰, a jego uwolni od poczucia winy.

Wpad艂 na pomys艂 nast臋pnego popo艂udnia.

Murphy pogwizdywa艂, jad膮c do miasta. Poprawi艂 mu si臋 nastr贸j. Musia艂 przyzna膰, 偶e w du偶ej mierze dzi臋ki Jackowi. Zaparkowa艂 przed poczt膮 i wszed艂 do 艣rodka.

Letty sprzedawa艂a znaczki starszemu m臋偶czy藕nie, ale jej wzrok natychmiast pobieg艂 w kierunku Murphy鈥檈go. Dostrzeg艂 zaskoczenie i promyk nadziei w oczach. Wolnym krokiem podszed艂 do swojej skrytki. Nie odrywa艂a od niego wzroku przez ca艂y czas, kiedy wyjmowa艂 przesy艂ki. Gdy skrytka by艂a pusta, podszed艂 do Letty.

S艂ucham? 鈥 Wyra藕nie usi艂owa艂a zachowa膰 oboj臋tny, oficjalny ton g艂osu.

Nadal wybiera si臋 pani do Zarcero? 鈥 spyta艂 Murphy z o偶ywieniem.

Tak. Ju偶 zarezerwowa艂am lot do Hojancha. Wyje偶d偶am za dwa dni.

Zmieni艂em zdanie. 鈥 Przechyli艂 si臋 leniwie przez kontuar.

Letty poczu艂a ulg臋.

Pomy艣la艂am... mia艂am nadziej臋, 偶e pieni膮dze jako艣 pana zach臋c膮. Wst膮pi臋 do banku po po艂udniu i za艂atwi臋 formalno艣ci. Je偶eli pan chce, dam panu po艂ow臋 z g贸ry i reszt臋 po powrocie.

O pieni膮dzach porozmawiamy p贸藕niej. S膮 inne, pilniejsze sprawy, o kt贸rych powinni艣my pom贸wi膰 najpierw.

Zamruga艂a i utkwi艂a w nim wzrok, jakby nie by艂a pewna, czy si臋 nie przes艂ysza艂a.

Na przyk艂ad?

Nie ma mowy o 偶adnym p艂aceniu, dop贸ki...

Chce pan papiery warto艣ciowe? To mo偶e troch臋 potrwa膰, poza tym nie jestem pewna...

Powiedzia艂em, 偶e o sprawach finansowych podyskutujemy p贸藕niej 鈥 powt贸rzy艂 z niecierpliwo艣ci膮, tym razem g艂o艣niej.

Czego pan chce?

Jest pani dziewic膮? 鈥 spyta艂 bez po艣piechu.

Jej oczy zrobi艂y si臋 niewiarygodnie wielkie. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Czu艂a si臋 niezr臋cznie.

To nie pana sprawa. 鈥 Murphy roze艣mia艂 si臋 grubia艅sko.

Wiem ju偶 wszystko, co chc臋 wiedzie膰. Poradz臋 sobie z pani brakiem do艣wiadczenia. Chocia偶 wol臋 kobiety bieg艂e w sztuce mi艂o艣ci.

Zje偶y艂a si臋.

Co pan sugeruje, panie Murphy? 鈥 Odsun臋艂a si臋 od niego o dwa kroki.

Uk艂ad.

Letty milcza艂a przez jaki艣 czas, a potem z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Jaki uk艂ad?

U艣miechn膮艂 si臋 leniwie i zmierzy艂 Letty wzrokiem. Zatrzyma艂 si臋 na pe艂nym biu艣cie i kr膮g艂ych biodrach. Postara艂 si臋, by w jego oczach widnia艂 podziw.

Jedna noc. Pani i ja razem ca艂膮 noc. W zamian pojad臋 z pani膮 do Zarcero.

Oczy Letty zrobi艂y si臋 tak wielkie, 偶e Murphy ledwo si臋 powstrzyma艂, 偶eby nie wybuchn膮膰 艣miechem. Nieporozumieniem by艂oby stwierdzenie, 偶e si臋 waha艂a.

Albo pani si臋 na to zgadza, albo nie, i do widzenia.

Na pewno si臋 nie zgodzi. Nie mia艂 co do tego cienia w膮tpliwo艣ci. Je艣li odrzuci jego propozycj臋, Murphy b臋dzie mia艂 czyste sumienie. Odkry艂 karty. Wyb贸r nale偶a艂 do niej.

Z satysfakcj膮 odwr贸ci艂 si臋 do wyj艣cia. By艂 ju偶 przy drzwiach, kiedy go zatrzyma艂a.

Shaun... panie Murphy! 鈥 krzykn臋艂a dr偶膮cym g艂osem.

Shaun. Nikt nie zwraca艂 si臋 do niego w ten spos贸b. Nieliczni wiedzieli, 偶e tak ma na imi臋. Nie spodoba艂o mu si臋 to. Nie podoba艂 mu si臋 艣piewny g艂os, kt贸rym go wo艂a艂a.

Odwr贸ci艂 si臋 pewny siebie.

U艣miecha艂a si臋 blado.

Czy jutrzejszy wiecz贸r panu odpowiada?



Rozdzia艂 3.


To wariat. Letty dosz艂a do wniosku, 偶e tylko tak mo偶na wyt艂umaczy膰, 偶e j膮 o to poprosi艂, a w艂a艣ciwie 偶e tego za偶膮da艂.

Zgad艂, by艂a dziewic膮. Jej do艣wiadczenia z m臋偶czyznami sprowadza艂y si臋 do kilku niewinnych poca艂unk贸w ze Slimem, kt贸re sprawi艂y jej wiele rado艣ci. Czu艂a si臋 niezr臋cznie i troch臋 si臋 ba艂a budz膮cej si臋 kobieco艣ci.

Nie by艂a przyzwyczajona do m臋偶czyzn, chocia偶 wychowywa艂 j膮 ojciec i dorasta艂a z Lukiem. R贸wie艣nicy uwa偶ali j膮 za kujona i szar膮 myszk臋.

W g艂臋bi duszy obawia艂a si臋, 偶e jest s艂aba, jak matka. Nie mog艂a znie艣膰 tej my艣li. Przez lata robi艂a, co mog艂a, 偶eby ignorowa膰 swoj膮 kobieco艣膰.

Chc膮c wr贸ci膰 do r贸wnowagi, Letty chwyci艂a obiema r臋kami szuflad臋 kredensu i wzi臋艂a kilka g艂臋bokich, uspokajaj膮cych oddech贸w. Nie mia艂a wyboru 鈥 potrzebowa艂a Murphy鈥檈go. 呕eby mie膰 ochron臋 i przewodnika. 呕eby prze偶y膰.

Kiedy odnajdzie Luke鈥檃, najemnik nie b臋dzie ju偶 potrzebny. Je偶eli cen膮 za pomoc ma by膰 jej dziewictwo 鈥 trudno. Z rado艣ci膮 po艣wi臋ci to i wiele wi臋cej, je偶eli dzi臋ki temu uratuje brata.

Zamknie oczy, zaci艣nie z臋by i zniesie upokorzenie. Chwila, i b臋dzie po wszystkim.

Kiedy odezwa艂 si臋 dzwonek u drzwi, Letty szybko ogarn臋艂a mieszkanie wzrokiem. St贸艂 by艂 nakryty do kolacji, butelka wina ch艂odzi艂a si臋 w lod贸wce, a steki by艂y gotowe do pieczenia.

Wyprostowa艂a ramiona i otworzy艂a szklane drzwi. Sta艂 za nimi Murphy. Za chwil臋 mia艂 otrzyma膰 najcenniejsz膮 rzecz, jak膮 mog艂a podarowa膰. Mimo to nie wygl膮da艂 na zadowolonego. Zmierzy艂 j膮 uwa偶nie wzrokiem.

By艂a 艣wiadoma swojego wygl膮du. Ubra艂a si臋 tak, jakby na zewn膮trz panowa艂 mr贸z, a nie ponad trzydziestostopniowy upa艂. Wiedzia艂a, 偶e jest blada. Nie zdo艂a艂 tego ukry膰 r贸偶, kt贸ry na艂o偶y艂a na policzki. Zapi臋艂a po sam膮 szyj臋 bluzk臋 z d艂ugimi r臋kawami i mia艂a wra偶enie, 偶e ko艂nierzyk j膮 udusi. D艂uga sp贸dnica, kt贸ra si臋ga艂a do samych st贸p, tylko od czasu do czasu ukazywa艂a szczup艂e kostki.

Otworzy艂a Murphy鈥檈mu drzwi. Mia艂 na sobie wojskowe spodnie, jakby ju偶 by艂 w d偶ungli. Kiedy wchodzi艂 do 艣rodka, u艣wiadomi艂a sobie, 偶e jest o pi臋tna艣cie centymetr贸w wy偶szy ni偶 framuga, kt贸ra ma metr sze艣膰dziesi膮t pi臋膰, i 偶e jest przy nim karze艂kiem. Wcze艣niej nie zwr贸ci艂a uwagi, 偶e jest taki wysoki.

Murphy spojrza艂 na nakryty st贸艂 i zmarszczy艂 brwi.

Pomy艣la艂am, 偶e mo偶e najpierw zjedliby艣my kolacj臋 鈥 zaproponowa艂a nie艣mia艂o, w艣ciek艂a, 偶e jej g艂os dr偶y.

Jak pani chce.

Poczu艂a, 偶e ma wilgotne r臋ce. Wytar艂a je i zmusi艂a si臋 do m贸wienia. Okaza艂o si臋, 偶e Murphy nie jest zainteresowany pogaw臋dk膮.

Prosz臋 otworzy膰 wino, a ja po艂o偶臋 steki na ruszcie 鈥 powiedzia艂a w ciszy. 鈥 Przypuszczam, 偶e lubi pan krwiste.

Bardzo krwiste.

Letty nie mia艂a poj臋cia, jak zdo艂a prze艂kn膮膰 cho膰by k臋s. Ale tym b臋dzie si臋 martwi膰 p贸藕niej. Jeszcze nie weszli do sypialni, a serce ju偶 wali艂o jej w piersiach. Kr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie.

Murphy otworzy艂 wino, a Letty wynios艂a mi臋so. Upa艂 by艂 tak niezno艣ny, 偶e pot wyst膮pi艂 jej na g贸rnej wardze.

Po chwili zjawi艂 si臋 Murphy, przynosz膮c jej kieliszek wina.

Dzi臋kuj臋, Shaun 鈥 zwr贸ci艂a si臋 do niego po imieniu, 偶eby przynajmniej cz臋艣ciowo roz艂adowa膰 napi臋cie. Skoro mieli razem podr贸偶owa膰, lepiej by艂o doj艣膰 do porozumienia.

Prosz臋 m贸wi膰 do mnie Murphy. 鈥 Jego niski, powa偶ny i osch艂y g艂os nada艂 ton spotkaniu.

Dobrze, Murphy. 鈥 Steki zaskwiercza艂y, kiedy Letty uk艂ada艂a je na rozgrzanym ruszcie.

Przygl膮da艂 si臋 ka偶demu jej ruchowi. Jak jastrz膮b, kt贸ry obserwuje ofiar臋, gotowy do ataku w odpowiednim momencie.

Prosz臋 si臋 u艣miechn膮膰 鈥 powiedzia艂 szorstko.

Podnios艂a g艂ow臋.

S艂ucham?

S艂ysza艂a pani. Prosi艂em, 偶eby si臋 pani u艣miechn臋艂a. Wygl膮da pani tak, jakby si臋 pani ba艂a, 偶e w ka偶dej chwili mog臋 nadzia膰 j膮 na szpikulec i upiec 鈥 zadrwi艂 z tym swoim zarozumia艂ym u艣mieszkiem.

Kosztowa艂o j膮 to nieco wysi艂ku, ale zdoby艂a si臋 na co艣 w rodzaju u艣miechu.

Lepiej?

Troch臋, ale niewiele. 鈥 Letty zaj臋艂a si臋 mi臋sem.

Troch臋 pani przesadza z tym odgrywaniem m臋czennicy. Zacisn臋艂a palce na uchwycie 艂opatki do mi臋sa, ale nie da艂a si臋 sprowokowa膰.

O co chodzi, Letty? Boisz si臋, 偶e sprawi ci to przyjemno艣膰? To mo偶e by膰 ca艂kiem mi艂e prze偶ycie, je艣li sobie na nie pozwolisz 鈥 doda艂.

Nie odpowiedzia艂a. Przysz艂a do niego z w艂asnej woli i przysta艂a na jego warunki. Uwa偶a艂a go jednak za wyrachowanego bydlaka. Ale w艂a艣nie takiego cz艂owieka b臋dzie potrzebowa艂a w Zarcero, 偶eby odnale藕膰 Luke鈥檃 i przywie藕膰 go 偶ywego do kraju.

O to chodzi, prawda? 鈥 dopytywa艂 si臋 Murphy z rado艣ci膮. 鈥 Boisz si臋, 偶e mo偶e ci si臋 spodoba膰.

Nie wytrzyma艂a.

Szczerze w to w膮tpi臋 鈥 wyrzuci艂a z siebie, robi膮c wszystko, 偶eby jej g艂os brzmia艂 normalnie.

Murphy roze艣mia艂 si臋 sztucznie.

Wiem, jak ci臋 sk艂oni膰, 偶eby艣 mnie chcia艂a. Wierz mi 鈥 zanim sko艅cz臋, b臋dziesz mnie b艂aga膰 o jeszcze.

Przysun膮艂 si臋 bli偶ej 鈥 tak blisko, 偶e czu艂a jego oddech na skroni. Ze 鈥 sztywnia艂a. Omal si臋 od niego nie odwr贸ci艂a. Dzi臋ki silnej woli nie ruszy艂a si臋 z miejsca.

Wszyscy m臋偶czy藕ni maj膮 tak wysokie mniemanie o sobie? 鈥 odgryz艂a si臋. Czy tylko pan? Jest pan przekonany, 偶e nie mo偶na si臋 panu oprze膰 i 偶e b臋d臋 pana b艂aga膰, 偶eby pan si臋 ze mn膮 kocha艂? 鈥 zakpi艂a z niego. Zapewne s艂ucha艂 pan kobiet, kt贸rym p艂aci艂 za tego rodzaju rozrywki.

Sugeruje pani, 偶e pani nie p艂ac臋? 鈥 rzek艂 szyderczo.

Letty zblad艂a.

Nie martw si臋, kochanie. Pocieszaj si臋, jak mo偶esz. Je艣li chcesz sobie wm贸wi膰, 偶e robisz to dla Luke鈥檃, dla Boga, dla kraju 鈥 wolno ci. Je艣li jeste艣 przekonana, 偶e sk艂adasz szlachetn膮 ofiar臋 ze swojego dziewictwa 鈥 to te偶 jest w porz膮dku. Ul偶yj sobie. 鈥 Dotkn膮艂 palcem czubka jej nosa, a ona bezwiednie si臋 wzdrygn臋艂a. Ten ma艂y przejaw s艂abo艣ci najwyra藕niej go zaskoczy艂.

Palcem wskazuj膮cym dotkn膮艂 twarzy Letty, leniwie pog艂aska艂 ramiona i zszed艂 ni偶ej, do wypuk艂o艣ci piersi. Przerwa艂, jak kot, kt贸ry bawi si臋 mysz膮. Niech cierpi w oczekiwaniu, zanim zacznie kr膮偶y膰 wok贸艂 brodawki. Teraz Letty prawie go nienawidzi艂a.

M贸w sobie, co chcesz 鈥 szepta艂 uwodzicielsko 鈥 je偶eli dzi臋ki temu 艂atwiej zniesiesz seks. Ale oboje znamy prawd臋.

Nie wiem, o czym pan m贸wi.

Roze艣mia艂 si臋, ale w jego 艣miechu nie by艂o weso艂o艣ci.

Od d艂ugiego czasu chcia艂a艣 si臋 pozby膰 dziewictwa, czy nie tak?

Wci膮gn臋艂a powietrze, boj膮c si臋 wyzna膰 prawd臋.

Nie 鈥 zaprzeczy艂a gwa艂townie.

Murphy niespodziewanie odsun膮艂 si臋 i 艂ykn膮艂 wina.

Niewa偶ne. Masz doskona艂膮 wym贸wk臋. Robisz to dla Luke鈥檃. Tylko si臋 nie zdziw, je偶eli si臋 oka偶e, 偶e on ju偶 dawno nie 偶yje.

Prosz臋 tak nie m贸wi膰! 鈥 krzykn臋艂a. 鈥 M贸wi艂am ju偶, 偶e Luke 偶yje. Wiem, 偶e tak jest. Po co mia艂abym przyjmowa膰 pana warunki, gdyby by艂o inaczej?

Dobre pytanie, nie s膮dzisz? 鈥 spyta艂 spokojnie.

Trz臋s膮c si臋 ze zdenerwowania, Letty po艣piesznie na艂o偶y艂a steki na p贸艂misek i zanios艂a je do pokoju. Murphy poszed艂 za ni膮. Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nimi z艂owieszczo.

Ukrywaj膮c l臋k pod mask膮 u艣miechu, postawi艂a p贸艂misek na 艣rodku sto艂u, a potem przynios艂a z lod贸wki dwie salaterki z sa艂atk膮.

Mo偶e pan siada膰. 鈥 Sama zaj臋艂a miejsce na ko艅cu sto艂u, jakby by艂a na uroczystym przyj臋ciu. Odczeka艂a, a偶 Murphy usi膮dzie, a potem po艂o偶y艂a sobie na udach lnian膮 serwetk臋.

Murphy wzi膮艂 widelec. Letty si臋gn臋艂a po sw贸j i poczeka艂a, a偶 m臋偶czyzna na艂o偶y sobie sa艂atki.

Wszystko, co jest w sa艂atce, pochodzi z mojego ogrodu powiedzia艂a z dum膮. 鈥 Sos przyrz膮dzi艂am wed艂ug starego rodzinnego przepisu. Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie panu smakowa膰.

Nie odezwa艂 si臋. Wstrzyma艂a oddech i czeka艂a, a偶 zje sa艂atk臋. Dopiero wtedy na艂o偶y艂a sobie. Murphy zachowywa艂 si臋 tak, jakby odpowiada艂 na pytanie: 鈥濲ak szybko mo偶na zje艣膰 posi艂ek?鈥. By艂 ju偶 w po艂owie steku, zanim zd膮偶y艂a wzi膮膰 do ust sa艂atk臋.

Musia艂 przyzna膰, 偶e Letty jest odwa偶na. Robi艂, co m贸g艂, 偶eby j膮 wy艣mia膰, wykpi膰 i onie艣mieli膰. Ale wygl膮da艂o na to, 偶e ona rzeczywi艣cie ma zamiar wywi膮za膰 si臋 z umowy.

Do jasnej cholery, nie tak mia艂o si臋 to wszystko potoczy膰. Naprawd臋 s膮dzi艂, 偶e dziewczyna si臋 ugnie. Trudno, trzeba uciec si臋 do jeszcze kilku pustych gr贸藕b. Na to r贸wnie偶 by艂 przygotowany.

Murphy jad艂 najlepszy posi艂ek od tygodni. Nie przywi膮zywa艂 specjalnej wagi do jedzenia. W lod贸wce mia艂 pe艂no mro偶onek. Nie mia艂 nic przeciwko 偶ywno艣ci z racji wojskowych. Jednak potrafi艂 doceni膰 smak tego steku upieczonego na ruszcie.

Jak... smakuje? 鈥 spyta艂a Letty.

Dobre. 鈥 Je偶eli si臋 spodziewa, 偶e Murphy zasypie j膮 komplementami, d艂ugo sobie poczeka. Taktyka przeci膮gania wszystkiego zacz臋艂a go irytowa膰. Musi zatem przej膮膰 inicjatyw臋.

Nie spodziewa艂 si臋, 偶e Letty przygotuje kolacj臋. My艣la艂, 偶e ju偶 pi臋膰 minut po przyj艣ciu b臋dzie j膮 mia艂 w 艂贸偶ku. Partyzant, kt贸ry by j膮 dorwa艂, nie da艂by jej tyle czasu. Ale to marna pociecha.

Zjad艂 o wiele szybciej ni偶 Letty. Wsta艂 i odni贸s艂 talerz do kuchni.

Jeste艣 gotowa? 鈥 Spojrza艂 w stron臋 korytarza, gdzie z pewno艣ci膮 znajdowa艂a si臋 sypialnia.

Zblad艂a. Uzna艂 to za dobry znak.

Jeszcze... nie zjad艂am kolacji. Chwileczk臋. Prosz臋, niech pan jeszcze si臋 napije wina, je偶eli ma pan ochot臋. Jest du偶o.

Nie, dzi臋kuj臋.

Niemal widzia艂, jak ogania j膮 l臋k. Z godno艣ci膮, na jak膮 niewielu mo偶e sobie pozwoli膰, od艂o偶y艂a serwetk臋 na st贸艂 i wsta艂a. Nawet w jej krokach s艂ycha膰 by艂o niech臋膰.

Zaprowadzi艂a go do sypialni i gwa艂townie odwr贸ci艂a si臋 do niego twarz膮.

Je偶eli nie ma pan nic przeciwko temu, chcia艂abym umy膰 z臋by.

Zawaha艂 si臋 i wzruszy艂 ramionami.

Dobrze, ale i tak, pr臋dzej czy p贸藕niej, b臋dziesz musia艂a dotrzyma膰 obietnicy.

Czeka艂. Przysiad艂 na brzegu 艂贸偶ka i zdj膮艂 buty.

Zabra艂a ze sob膮 do 艂azienki d艂ug膮 bia艂膮 koszul臋 nocn膮. Sz艂a wolnym krokiem jak kr贸lowa skazana na 艣ci臋cie.

Rozpu艣膰 w艂osy 鈥 poleci艂. Zawaha艂a si臋, ale skin臋艂a g艂ow膮.

Kiedy wr贸ci艂a, Murphy le偶a艂 na 艂贸偶ku bez spodni, oparty plecami o wa艂ek. Za艂o偶y艂 r臋ce pod g艂ow臋.

艁adnie 鈥 stwierdzi艂, przyjrzawszy si臋 jej. M贸wi艂 serio. W d艂ugiej bia艂ej koszuli nocnej przypomina艂a pastereczk臋. Brakowa艂o jej tylko drewnianego kija i kilku owieczek.

D艂ugie br膮zowe w艂osy Letty opada艂y mi臋kkimi falami do po艂owy plec贸w. By艂a boso. Je偶eli mia艂a nadziej臋, 偶e podobie艅stwo do bajkowej postaci powstrzyma go, to si臋 myli艂a.

Podejd藕 bli偶ej.

Jest pan nagi? 鈥 Odwr贸ci艂a wzrok od jego torsu.

U艣miechn膮艂 si臋 leniwie.

A jak s膮dzisz?

Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, wyprostowa艂a si臋 i zamkn臋艂a oczy.

Czy ju偶 dojrza艂a艣 do tego, by porzuci膰 brata?

Nie 鈥 odpar艂a. 鈥 Uk艂ad to uk艂ad. Mo偶e pan ze mn膮 robi膰 wszystko, co si臋 panu podoba.

Taki mam zamiar.

Jest pan potworem. 鈥 Roze艣mia艂 si臋.

Tak o mnie m贸wi膮. 鈥 Obejrza艂a si臋 przez rami臋.

Mog臋 najpierw zgasi膰 艣wiat艂o?

Niech si臋 艣wieci.

Oblecia艂 j膮 strach i wybieg艂a z sypialni. Murphy powstrzyma艂 si臋 od 艣miechu. Tylko jej dotkn膮艂, a ona ju偶 chcia艂a wia膰, gdzie pieprz ro艣nie. Biedna, zacofana dziewica. 艢miertelnie si臋 ba艂a nagiego m臋偶czyzny.

Ku jego zaskoczeniu wr贸ci艂a po chwili z butelk膮 wina w r臋ce. Pi艂a wprost z butelki, odchylaj膮c g艂ow臋 i wlewaj膮c w siebie alkohol. Murphy obserwowa艂 j膮 zdziwiony.

Picie nie pomo偶e.

Niech pan nie b臋dzie tego taki pewien. 鈥 Otar艂a usta grzbietem d艂oni. 鈥 Czy chce pan, 偶ebym co艣 zrobi艂a?

Bardzo wiele 鈥 zapewni艂. 鈥 Wkr贸tce do tego dojdziemy.

Przysiad艂a na brzegu 艂贸偶ka, jakby nie mog艂a utrzyma膰 si臋 na nogach.

Koszula rozchyli艂a si臋, ukazuj膮c piersi. Murphy by艂 oczarowany. Piersi mia艂a pi臋kne 鈥 bujne i pe艂ne.

Keller mia艂 racj臋: Murphy zbyt d艂ugo by艂 bez kobiety. Letty Madden wygl膮da艂a cholernie dobrze.

Poca艂uj mnie 鈥 poleci艂.

Wbi艂a wzrok w jego usta. Zawaha艂a si臋, poci膮gn臋艂a jeszcze 艂yk wina i przysun臋艂a si臋 do niego.

Wzi膮艂 od niej butelk臋 i odstawi艂 na nocny stolik.

Obiecuj臋, 偶e nie b臋d臋 gryz艂. 鈥 Obj膮艂 j膮 pewnie w talii i poci膮gn膮艂 na 艂贸偶ko. Cia艂o Letty 艣ci艣le do niego przylega艂o. Jej oczy by艂y wielkie, a twarz 艣miertelnie blada. Ale wytrzyma艂a spojrzenie m臋偶czyzny i czeka艂a. Ba艂a si臋.

Lekko pochyli艂 si臋 do przodu i dotkn膮艂 jej ust swoimi. Nie by艂 okrutnikiem i mimowolnie troch臋 jej wsp贸艂czu艂.

Nie opiera艂a si臋, ale by艂a sztywna jakby po艂kn臋艂a kij od szczotki.

Rozlu藕nij si臋 鈥 poleci艂 niecierpliwie.

Staram si臋.

To si臋 staraj bardziej. 鈥 Z艂y, 偶e jest wobec niej zbyt 艂agodny, uj膮艂 g艂ow臋 Letty i przycisn膮艂 jej usta do swoich. Za ten trud by艂a mu winna co艣 wi臋cej ni偶 tylko niewinny poca艂unek, chocia偶 鈥 jak przypuszcza艂 鈥 innych rzeczy b臋dzie musia艂 j膮 nauczy膰.

Znowu zesztywnia艂a. Kilka razy przesun膮艂 ustami po jej wargach, tym razem nieco brutalniej, zgniataj膮c je i obejmuj膮c swoimi. Czu艂 jej wydatne piersi i walczy艂 z narastaj膮cym podnieceniem, kt贸re chcia艂o nim zaw艂adn膮膰. Poddaj膮c si臋 zmys艂om, 艂akomie po偶膮da艂 jej warg.

Otw贸rz usta 鈥 wymrucza艂.

Nie rozumiem, jak...

Wykorzysta艂 moment, wsun膮艂 j臋zyk do ust Letty i zacz膮艂 nim porusza膰. Odwr贸ci艂a g艂ow臋. Pu艣ci艂 j膮. Obci膮gni臋te jedwabn膮 koszul膮 piersi ociera艂y si臋 o jego tors. Zdziwi艂 si臋, bo Letty si臋 nie odsun臋艂a.

Tak? 鈥 wyszepta艂a ochryp艂ym g艂osem, kiedy sko艅czy艂. Radzi艂a sobie nie藕le. Nawet ca艂kiem nie藕le. Je偶eli poci膮gn膮 to dalej, nie b臋dzie odwrotu.

Taak 鈥 wymrucza艂, ledwie 艂api膮c oddech.

To nie jest takie straszne.

Sprawy toczy艂y si臋 inaczej, ni偶 zaplanowa艂. Poca艂owa艂 Letty znowu, ale tym razem jej j臋zyk nie艣mia艂o przywita艂 jego. Zacz膮艂 oddycha膰 wolniej. Chcia艂 od niej coraz wi臋cej. Zaskoczy艂a go, z w艂asnej woli obejmuj膮c za szyj臋.

Podoba ci si臋 to, prawda? 鈥 zachichota艂. Chcia艂, by wierzy艂a, 偶e dla niego to nic nie znaczy. Cieszy艂 si臋, 偶e mo偶e ukry膰 swoje podniecenie pod kocem. Zdziwi艂 si臋, 偶e pobudzi艂a go tak 艂atwo. Nie przypuszcza艂, 偶e tak silnie podzia艂a na niego cnotliwa panienka.

Co teraz?

Je偶eli chce, 偶eby plan si臋 powi贸d艂, musi by膰 dla niej naprawd臋 niemi艂y.

Rozbierz si臋.

Zamruga艂a, jakby si臋 przes艂ysza艂a.

Chce pan, 偶ebym zdj臋艂a koszul臋?

Tak w艂a艣nie.

Spojrza艂a na 艣cian臋.

Przy zapalonym 艣wietle 鈥 powt贸rzy艂.

Powoli wsta艂a z 艂贸偶ka i stan臋艂a dok艂adnie na wprost niego. By艂a zdenerwowana i zawstydzona. Powoli rozpina艂a guziki, zatrzymuj膮c si臋 przy ka偶dym. Nie wiedzia艂a, 偶e takie wahanie tylko wzmaga niecierpliwo艣膰 Murphy鈥檈go. Z zaci艣ni臋tymi powiekami zsun臋艂a materia艂 z jednego ramienia. Chyba nie spodziewa艂a si臋, 偶e g艂adki jedwab ze艣lizgnie si臋 po ciele. Koszula le偶a艂a u jej st贸p.

Murphy prze艂kn膮艂 艣lin臋, zaskoczony urod膮 Letty. By艂a pi臋kna. Pe艂ne piersi wznosi艂y si臋 dumnie. Brzuch mia艂a p艂aski i g艂adki, a biodra kr膮g艂e i zapraszaj膮ce. Przyciskaj膮c r臋ce do bok贸w, sta艂a przed nim jak mityczna bogini.

Przykl臋kn膮艂 na 艂贸偶ku i chwyci艂 ustami jej sutek. Zacisn臋艂a oczy i j臋kn臋艂a cicho. Murphy b艂膮dzi艂 wilgotnym j臋zykiem po ciep艂ej sk贸rze Letty. Wygi臋艂a si臋 i zagryz艂a doln膮 warg臋.

Nie m贸g艂 czeka膰 d艂u偶ej. Po艂o偶y艂 r臋ce na jej piersiach i 艣cisn膮艂 je, pieszcz膮c delikatnie. Jej sutki stwardnia艂y pod dotykiem Murphy鈥檈go, pr臋偶膮c si臋 dumnie. Sk贸ra Letty by艂a mi臋kka 鈥 bardziej mi臋kka ni偶 wszystko, czego do tej pory dotyka艂.

Okrywaj膮c poca艂unkami jej szyj臋, przesun膮艂 r臋ce na biodra i po艣ladki. Zaznajamia艂 si臋 z jej jedwabistym cia艂em. B贸g mu 艣wiadkiem, 偶e nigdy nie prze偶y艂 czego艣 podobnego, a przecie偶 to on by艂 do艣wiadczony. Uczy艂 si臋 od kobiet, kt贸re mia艂y o wiele wi臋ksz膮 praktyk臋 i zdolno艣ci ni偶 ta naiwna dziewczyna. Ale rzadko czu艂 si臋 tak, jak w tej chwili. Jego wn臋trzno艣ci trawi艂o pragnienie, kt贸re przerodzi艂o si臋 w piek膮cy b贸l.

Dotkn膮艂 palcem pokrytego jedwabistym meszkiem tr贸jk膮ta pomi臋dzy z艂膮czeniem jej ud. J臋kn臋艂a kr贸tko.

Rozchyl nogi. 鈥 Nie poznawa艂 samego siebie. Jego g艂os by艂 ochryp艂y z pragnienia.

Prosz臋... niech mi pan pozwoli zgasi膰 艣wiat艂o.

Nie. Rozchyl uda 鈥 powt贸rzy艂, tym razem bardziej stanowczo.

Nie mog臋.

Us艂ysza艂 z艂o艣膰 w jej g艂osie, ale to go nie zniech臋ci艂o. Rozstawi艂a stopy na odleg艂o艣膰 kilku centymetr贸w.

Bardzo dobrze 鈥 pochwali艂 j膮. Nie wiedzia艂, czego si臋 po nim spodziewa, wi臋c pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 w brzuch. Potem przesun膮艂 wargi ku g贸rze, uj膮艂 nimi sutek i zacz膮艂 zach艂annie ssa膰. Letty prze艂kn臋艂a g艂o艣no 艣lin臋. Murphy u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Cieszy艂 si臋, 偶e nie tylko on poch艂oni臋ty by艂 tym, co robili.

Poca艂owa艂 j膮 w usta, zadowolony, 偶e odwzajemnia poca艂unek, a potem jego wargi wr贸ci艂y do jej piersi. Letty oddycha艂a ci臋偶ko. Murphy, wykorzystuj膮c jej zaskoczenie, wsun膮艂 w ni膮 palec, kt贸ry zanurzy艂 si臋 w mi臋kkich fa艂dach jej kobieco艣ci.

Letty napr臋偶y艂a si臋 i zacz臋艂a si臋 szarpa膰, ale Murphy woln膮 r臋k膮 chwyci艂 j膮 mocno w talii.

Rozlu藕nij si臋 鈥 wyszepta艂. To nie b臋dzie bola艂o.

Delikatnie zacz膮艂 pociera膰 wra偶liwe cia艂o Letty. Po kr贸tkiej chwili brakowa艂o jej tchu.

Widzisz? Nie m贸wi艂em ci, 偶e b臋dzie dobrze?

Ca艂y czas mia艂a zamkni臋te oczy. Murphy rozchyli艂 jej nogi i po艂o偶y艂 swoje usta na jej wargach.

Kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i niewiele brakowa艂o, 偶eby straci艂 panowanie nad sob膮. Letty by艂a mi臋kka i wilgotna, na kraw臋dzi szczytowania. Ale nie tylko ona. Kiedy dotyka艂 jej w ten spos贸b, rodzi艂a si臋 w nim dziko艣膰.

Ca艂e cia艂o pulsowa艂o. Albo natychmiast przestan膮, albo straci panowanie nad sob膮. Otworzy艂 oczy i zn贸w je zamkn膮艂. Pr贸bowa艂 jasno my艣le膰. Czu艂 si臋 tak, jakby poch艂ania艂a go g艂臋boka, ciemna jama.

Wtedy dotar艂o do niego to, co powinno by膰 jasne od samego pocz膮tku. Letty Madden nie ucieknie. Zbyt wiele le偶a艂o na szali 鈥 nie mia艂a wyboru. By艂a po to, 偶eby j膮 wzi膮艂. Straci艂 nadziej臋, 偶e ta kobieta wycofa si臋 z uk艂adu. To go zreszt膮 cieszy艂o, bo jej po偶膮da艂. Ta nie艣mia艂a, nieskomplikowana kobieta przewr贸ci艂a mu w g艂owie. Pragn膮艂 jej, cho膰 w ka偶dej chwili m贸g艂 j膮 straci膰.

Nie marnuj膮c czasu, chwyci艂 j膮 za ramiona i poci膮gn膮艂 na 艂贸偶ko. Jej mi臋kko艣膰 znowu go zadziwi艂a. Dziewczyna by艂a g艂adka i s艂odka.

Nie m贸g艂 si臋 pohamowa膰 i poca艂owa艂 j膮. Zakl膮艂 pod nosem, bo pok贸j zacz膮艂 mu wirowa膰 przed oczami.

O co chodzi?

O ciebie. O mnie. Do cholery, nie mia艂o by膰 tak dobrze.

Zdusi艂 ch臋ci ucieczki i u艂o偶y艂 si臋 mi臋dzy jej nogami, rozchylaj膮c je tak szeroko, 偶eby wsun膮膰 mi臋dzy nie biodra. Kiedy poczu艂a, jak ociera si臋 o ni膮 jego m臋sko艣膰, j臋kn臋艂a i otworzy艂a oczy.

B臋d臋 ostro偶ny. 鈥 Usi艂owa艂 pami臋ta膰, 偶e Letty jest dziewic膮.

Murphy! 鈥 krzykn臋艂a. 鈥 Niech mnie pan poca艂uje. Nie b臋dzie tak bardzo bola艂o, je偶eli mnie pan poca艂uje.

Pok贸j zacz膮艂 mu znowu wirowa膰 przed oczami, tym razem szybciej. Zignorowa艂 to i tak, jak go prosi艂a, zbli偶y艂 swoje wargi do jej ust.

Poca艂unek by艂 wilgotny, dziki i zupe艂nie nie kontrolowany, podobnie jak zachowanie Murphy鈥檈go. 艢wiat zacz膮艂 spada膰 w g艂臋bok膮, czarn膮 przepa艣膰, a on razem z nim. Walczy艂 z tym odczuciem, jak m贸g艂.

Us艂ysza艂 sw贸j j臋k. Poczu艂, 偶e Letty go ca艂uje. Cholera. Jaki ona mia艂a smak! Sama s艂odycz. Ta kobieta sprawi艂a mu nie lada niespodziank臋!

Pr贸bowa艂, B贸g mu 艣wiadkiem, 偶e pr贸bowa艂. Przesun膮艂 r臋k臋 w d贸艂. Zamkn臋艂a oczy i odwr贸ci艂a g艂ow臋. Wiedzia艂a, 偶e b臋dzie bola艂o. By艂o mu przykro, 偶e musi sprawi膰 jej b贸l.

Postaram si臋, 偶eby nie bola艂o 鈥 wyszepta艂.

To by艂a ostatnia 艣wiadoma my艣l.

Gdy otworzy艂 oczy, by艂 ju偶 ranek.



Rozdzia艂 4.


Gdy tylko zrobi艂o si臋 jasno, Letty wymkn臋艂a si臋 z 艂贸偶ka i ubra艂a si臋 pospiesznie. Nie mia艂a odwagi spojrze膰 na Murphy鈥檈go. Ba艂a si臋, 偶e si臋 domy艣li, co zrobi艂a. Up艂yn臋艂o tyle czasu, zanim zadzia艂a艂a mieszanka zio艂owa. Zacz臋艂a si臋 ju偶 obawia膰, 偶e nic z tego nie b臋dzie. Nigdy nie stosowa艂a takich zi贸艂 i nie by艂a do ko艅ca pewna ich dzia艂ania.

Mia艂a nadziej臋, 偶e zd膮偶膮 si臋 tylko kilka razy poca艂owa膰 i niewiele ponadto, bo Murphy zapadnie w g艂臋boki sen.

Mog艂a przewidzie膰, 偶e oka偶e si臋 odporny na dzia艂anie zi贸艂. Zd膮偶y艂 posun膮膰 si臋 o wiele dalej ni偶 zwyk艂e poca艂unki. Wiedzia艂a, 偶e nie zapomni nocy z Murphym. By艂o jej dobrze w jego ramionach.

Kiedy si臋 obudzi艂a w 艣rodku nocy, zobaczy艂a, 偶e le偶y tu偶 przy jego boku. Murphy obejmowa艂 j膮 ramieniem w talii, a jej po艣ladki 艣ci艣le przylega艂y do jego wzbudzonej m臋sko艣ci. Je偶eli chcia艂a, 偶eby do niczego nie dosz艂o, powinna by艂a uciec od niego. Niech B贸g maj膮 w swojej opiece 鈥 nie uciek艂a. Wiedzia艂a, co robi. Zamkn臋艂a oczy i odnalaz艂a dziwn膮 rozkosz i bezpiecze艅stwo w ramionach tego m臋偶czyzny.

Zanim zio艂a zadzia艂a艂y, Murphy wymrucza艂, 偶e nie mia艂o by膰 tak dobrze. Sytuacja by艂a absurdalna; wypowiada艂 na g艂os jej my艣li.

Musia艂a znie艣膰 poca艂unki i gr臋 wst臋pn膮, 偶eby pom贸g艂 odnale藕膰 Luke鈥檃. Nie spodziewa艂a si臋 jednak, 偶e sprawi jej to przyjemno艣膰. Cia艂o okaza艂o si臋 zdrajc膮. Ogarn臋艂o j膮 ciep艂e odczucie. Przysz艂o jak niechciany, niespodziewany go艣膰. Murphy mia艂 racj臋 鈥 nie mia艂o by膰 tak dobrze.

Co si臋, do cholery, sta艂o? 鈥 wymamrota艂 Murphy z drugiej strony 艂贸偶ka.

A o co chodzi? 鈥 spyta艂a nie艣mia艂o. Obawia艂a si臋, 偶e Murphy domy艣li si臋, co zrobi艂a.

Usiad艂 i przetar艂 twarz, jakby 艣ciera艂 zaspane my艣li. Letty cieszy艂a si臋, 偶e jest kompletnie ubrana. Nie wierzy艂a, 偶e Murphy nie b臋dzie ju偶 chcia艂 jej dotkn膮膰. Co gorsza, nie wierzy艂a samej sobie, 偶e nie odwzajemni tego dotyku.


O zesz艂膮 noc wyja艣ni艂 cierpko.

Wie pan doskonale, co si臋 sta艂o.

Patrzy艂 na ni膮 w milczeniu, jakby czytaj膮c w jej duszy. Letty by艂a spi臋ta. Obawia艂a si臋, 偶e Murphy odkryje prawd臋.

Czy my... no wiesz? 鈥 spyta艂 po chwili.

Musia艂a zebra膰 wszystkie si艂y, 偶eby na niego nie patrze膰.

Wola艂abym, 偶eby艣my nie rozmawiali o zesz艂ej nocy.

Do diab艂a! 鈥 wrzasn膮艂 i skrzywi艂 si臋 na d藕wi臋k zachrypni臋tego g艂osu. 鈥 Ile wypi艂em? 鈥 Wzi膮艂 do r臋ki butelk臋 po winie. Zmarszczy艂 czo艂o, na kt贸rym pojawi艂y si臋 grube, nieregularne linie. 鈥 By艂a tylko ta jedna butelka, prawda?

Za cztery godziny mamy samolot. Powinni艣my jecha膰 na lotnisko, jak tylko si臋 pan ubierze.

By艂a ju偶 spakowana. Dok艂adnie wszystko przemy艣la艂a. Walizk臋 zamierza艂a zostawi膰 w Hojancha, kraju granicz膮cym z Zarcero od p贸艂nocy. Do samego Zarcero mia艂a zamiar zabra膰 tylko plecak. Je偶eli odnajd膮 Luke鈥檃 w misji, zajmie im to nieca艂膮 dob臋. Je艣li b臋d膮 musieli wyci膮ga膰 go z jakiego艣 wi臋zienia w zapad艂ym k膮cie, potrwa d艂u偶ej. Jak d艂ugo 鈥 nie wiedzia艂a.

Nie jedziesz ze mn膮 鈥 oznajmi艂 ch艂odno Murphy.

O, nie. 鈥 Zdenerwowa艂a si臋, 偶e najemnik chce zmienia膰 umow臋. 鈥 Zawarli艣my uk艂ad, za kt贸ry drogo zap艂aci艂am. Nie mo偶e pan teraz tego zmienia膰.

By艂 nagi, ale odrzuci艂 ko艂dr臋.

Oczy Letty otworzy艂y si臋 szeroko na widok wypuk艂ych mi臋艣ni klatki piersiowej, prostych bioder i mocnych ud.

Na ramionach i brzuchu mia艂 niezliczon膮 ilo艣膰 blizn. Najgorsze by艂o zniekszta艂cenie na lewym ramieniu. Wygl膮da艂o na 艣lad po kuli. Na widok blizn zala艂a j膮 czu艂o艣膰. St艂umi艂a j膮. Ten m臋偶czyzna nie doceni艂by jej wsp贸艂czucia.

Widzia艂a w nim si艂臋 i pi臋kno. By艂a jak zahipnotyzowana. Speszy艂a si臋. Czu艂a, 偶e rumieniec zalewa jej szyj臋 i policzki.

Murphy zachichota艂. Najwyra藕niej cieszy艂 si臋, 偶e jest zak艂opotana.

Daj spok贸j. Nie s膮dzisz, 偶e ju偶 za p贸藕no na dziewicz膮 skromno艣膰? 鈥 Si臋gn膮艂 po spodnie. Metalowe sprz膮czki zadzwoni艂y, kiedy si臋 ubiera艂. Wcale nie wygl膮da艂 na za偶enowanego.

Jad臋 z panem. 鈥 Nie przyj臋艂a odmowy do wiadomo艣ci. Nie teraz, gdy posun臋艂a si臋 tak daleko. Luke jej potrzebuje. Murphy r贸wnie偶, niezale偶nie od tego, co my艣li. Przez ostatnie dwa lata Letty by艂a trzy razy w Zarcero. Biegle w艂ada艂a hiszpa艅skim. Zna艂a kraj, miasta i kilka dr贸g. Zna艂a kilka os贸b, kt贸rym mog艂a ufa膰. Mia艂a tam przyjaci贸艂, kt贸rzy powiedz膮 jej, co z Lukiem, i pomog膮 odnale藕膰 brata.

Zgodzi艂em si臋 odszuka膰 twojego ukochanego braciszka i s艂owa dotrzymam 鈥 wymrucza艂 oschle. 鈥 Ale zrobi臋 to sam. Nie potrzebuj臋 wi臋c ze sob膮 kobiety.

Rych艂o w czas pan to m贸wi! krzykn臋艂a. By艂a w艣ciek艂a, 偶e Murphy usi艂uje narzuci膰 jej swoje warunki. 鈥 Um贸wili艣my si臋, 偶e za t臋 cen臋 b臋dzie mi pan towarzyszy艂 w wyprawie do Zarcero. Odebra艂 pan swoj膮 zap艂at臋 w 艂贸偶ku zesz艂ej nocy. Nie mo偶e pan teraz zmienia膰 uk艂adu.

Ch艂贸d w jego spojrzeniu dotkn膮艂 j膮 do 偶ywego, ale tylko si臋 wzdrygn臋艂a.

Jad臋 z panem albo bez pana.

Zakl膮艂.

Wiem, co robi臋! 鈥 wrzasn膮艂. 鈥 B臋dziesz mi przeszkadza膰.

Pomog臋 panu.

Zakl膮艂 znowu, tym razem g艂o艣niej.

Jad臋 do Zarcero, 偶eby odnale藕膰 brata.

Nie mia艂a ochoty na dalsze dyskusje. Zarzuci艂a plecak na rami臋 i wynios艂a walizk臋 przed dom. Ci臋偶ar贸wka Murphy鈥檈go sta艂a za jej samochodem.

Wrzuci艂a walizk臋 na pak臋, wsiad艂a do kabiny i czeka艂a, a偶 on si臋 zjawi.

Nie czeka艂a d艂ugo. Wsiad艂 do samochodu, zatrzasn膮艂 drzwiczki, znowu zakl膮艂 i ruszy艂.

Chcia艂 jeszcze co艣 powiedzie膰, ale nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem w czasie p贸艂toragodzinnej podr贸偶y na lotnisko.

Letty dr臋czy艂o mn贸stwo pyta艅. Lecieli do Hojancha, wi臋c jak Murphy zamierza艂 przedosta膰 si臋 do Zarcero, skoro zamkni臋to granice. Wyjazd i wjazd do kraju by艂 niemo偶liwy.

W samolocie z Houston siedzieli na s膮siednich fotelach. Masywne rami臋 Murphy鈥檈go ociera艂o si臋 o rami臋 Letty. Po starcie wyj膮艂 map臋 z podr臋cznej torby. Letty chcia艂a mu przekaza膰 wszystko, co wiedzia艂a o Zarcero, ale on najwyra藕niej nie by艂 w nastroju, 偶eby jej wys艂ucha膰, wi臋c milcza艂a.

Zamkn臋艂a oczy i opar艂a g艂ow臋 o boczne okienko. Modli艂a si臋 w duchu, 偶eby mia艂 lepszy nastr贸j. Ta wyprawa i tak b臋dzie wystarczaj膮co trudna. Nie musz膮 jej dodatkowo komplikowa膰.

Nie spodziewa艂a si臋, 偶e Murphy b臋dzie dobrym kompanem, ale m贸g艂by by膰 bardziej uprzejmy.

Udawa艂a, 偶e 艣pi, ale przygl膮da艂a mu si臋 uwa偶nie. Jej 偶ycie i 偶ycie brata spoczywa艂o teraz w r臋kach tego m臋偶czyzny. Nawet wysilaj膮c wyobra藕ni臋, nie mog艂aby powiedzie膰, 偶e jest przystojny. Gdyby mia艂a go opisa膰 鈥 na przyk艂ad Luke鈥檕wi czy przyjacio艂om z ko艣cio艂a 鈥 stwierdzi艂aby, 偶e m臋偶czyzna ma swoisty urok. Cho膰 nic z delikatno艣ci ani mi臋kko艣ci. P艂acono mu za to, 偶eby zabija艂, szerzy艂 nienawi艣膰, 艣mier膰 i zadawa艂 b贸l innym.

Kiedy pozna艂a ciemn膮 stron臋 osobowo艣ci Murphy鈥檈go, kt贸r膮 uzewn臋trznia艂, odkry艂a pewn膮 sprzeczno艣膰. Nie do艣wiadczy艂a przecie偶 brutalno艣ci podczas ich wsp贸lnej nocy. W stosunku do niej by艂 czu艂y i delikatny. Przy niej chcia艂 dawa膰, nie bra膰.

To, co m贸wi艂, by艂o z pocz膮tku okrutne i w艂adcze, ale jego r臋ce i usta przekazywa艂y 偶ywio艂owy rodzaj czu艂o艣ci, kt贸ry pobudzi艂 ka偶d膮 cz膮stk臋 jej cia艂a. Zaskoczy艂 j膮. Zanim przygotowa艂 j膮 do tego, by si臋 kochali, i zaci膮gn膮艂 do 艂贸偶ka, Letty ju偶 szale艅czo go pragn臋艂a.

Jej duma na tym cierpia艂a, ale tak wygl膮da艂a prawda. Gdyby zio艂a w贸wczas nie zadzia艂a艂y, odda艂aby mu si臋 bez pami臋ci.

Sta艂o si臋 inaczej. Ogarn臋艂o j膮 g艂臋bokie rozczarowanie, ale i ulga. Mia艂a szcz臋艣cie, jak na kobiet臋, kt贸ra dobi艂a targu z samym diab艂em.

Cholerne szcz臋艣cie.

Murphy musia艂 przyzna膰, 偶e w swoim czasie pope艂ni艂 kilka g艂upich b艂臋d贸w, jednak ten by艂 najg艂upszy z nich. Powinien sprawdzi膰, co si臋 dzieje z jego g艂ow膮. By艂 w pu艂apce. Zgodzi艂 si臋 na udzia艂 w wyprawie, kt贸ra by艂a szukaniem ig艂y w stogu siana. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, jaki los spotka艂 Luke鈥檃 Maddena. Misjonarz dawno ju偶 nie 偶y艂.

Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego wpl膮ta艂 si臋 w to szale艅stwo. Rzadko myli艂 si臋 co do ludzi. W jego pracy liczy艂a si臋 zr臋czno艣膰 i intuicja. Murphy da艂by sobie g艂ow臋 uci膮膰, 偶e ta pow艣ci膮gliwa dziewica zemdleje, gdy tylko jej dotknie. Albo zas艂oni swoje pe艂ne piersi i ucieknie gdzie pieprz ro艣nie. Sta艂o si臋 inaczej.

呕eby si臋 zabezpieczy膰, przewidzia艂 te偶 plan awaryjny. By艂 偶o艂nierzem i wiedzia艂, jak wa偶na jest strategia. Bra艂 pod uwag臋, cho膰 by艂o to bardzo w膮tpliwe, 偶e Letty podda si臋 jego mi艂osnym zabiegom. Postanowi艂, 偶e jej nie tknie i jeszcze raz om贸wi ich uk艂ad.

Sko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e j膮 wzi膮艂. Nie by艂 dumny z tego powodu, ale ju偶 nie by艂o odwrotu. Nie by艂 s艂abym facetem, jak Jack Keller, kt贸ry cz臋sto pada艂 ofiar膮 w艂asnych po偶膮dliwo艣ci, szczeg贸lnie cielesnych. Zdaniem Murphy鈥檈go kobiety nale偶y tolerowa膰 i wykorzystywa膰, kiedy nadarza si臋 okazja. Nic ponadto. Mimo to uleg艂 po偶膮dliwo艣ci i przespa艂 si臋 z Letty Madden.

Pr贸bowa艂 nie patrze膰 w jej stron臋, ale za ka偶dym razem, kiedy to robi艂, ogarnia艂o go zdziwienie. Nie rozumia艂, dlaczego zawiod艂a go pami臋膰. Pami臋ta艂 wszystko do momentu, w kt贸rym rzeczywi艣cie to si臋 sta艂o. Niepokoi艂o go to.

Czy to pod wp艂ywem wina, czy mo偶e samej Letty poczu艂 si臋 tak podniecony? Nie by艂 pewien, czy spodoba艂aby mu si臋 odpowied藕.

Doszed艂 do wniosku, 偶e Letty Madden trudno rozgry藕膰. Za ka偶dym razem, kiedy chcia艂 porozmawia膰 o ich wsp贸lnej nocy, dziewczyna zamyka艂a si臋 w sobie jak ostryga kryj膮ca per艂臋. Bo偶e drogi, 偶a艂owa艂, 偶e nie pami臋ta. Ale teraz nie by艂o odwrotu. Siedzia艂 w samolocie z powodu okazanej s艂abo艣ci i eskortowa艂 Letty Madden do Zarcero.

Samolot wyl膮dowa艂 w Hojancha City o pi膮tej po po艂udniu czasu teksa艅skiego. Dope艂nili formalno艣ci, kt贸re polega艂y na przej艣ciu obok stra偶nika 艣pi膮cego przy biurku, a potem Murphy poprowadzi艂 Letty do zat艂oczonego terminalu.

Na lotnisku by艂o nieprzyjemnie ciep艂o. Upa艂 panuj膮cy na zewn膮trz uderzy艂 Murphy鈥檈go jak podmuch tr膮by powietrznej. Zawsze tak prze偶ywa艂 kilka pierwszych godzin w tropikach. Upa艂 i od贸r przyt艂acza艂y go. W zale偶no艣ci od pory roku i dnia czasami mia艂 trudno艣ci z oddychaniem.

Ubranie przyklei艂o mu si臋 do cia艂a. Teksas w lecie niezupe艂nie przypomina艂 Eden, ale tropiki by艂y czym艣 innym. Upa艂 m贸g艂 pozbawi膰 cz艂owieka si艂 w ci膮gu kilku godzin. Murphy spojrza艂 na Letty. Zastanawia艂 si臋, jak kobieta zdo艂a si臋 przystosowa膰, i zakl膮艂 pod nosem na my艣l, 偶e b臋dzie si臋 za nim wlok艂a przez d偶ungl臋.

Letty sz艂a po艣piesznie za Murphym. W obu r臋kach nios艂a baga偶. Murphy uzna艂, 偶e skoro upar艂a si臋, 偶eby zabra膰 jeszcze walizk臋, niech j膮 sobie niesie sama.

B臋dziemy spa膰 w hotelu?

Nie. 鈥 Im mniej Letty b臋dzie wiedzia艂a o jego planach, tym lepiej. Przebieg艂 wzrokiem t艂um, szukaj膮c Ramireza, swojego 艂膮cznika. Mia艂 mu dostarczy膰 bro艅 i skontaktowa膰 z cz艂owiekiem, kt贸ry go zaopatrzy w niezb臋dne 艣rodki na granicy z Zarcero. O ile wiedzia艂, nie b臋dzie to 艂atwe. Obaj s艂ono sobie policz膮. Nie martwi艂 si臋 tym. W ko艅cu to nie on p艂aci.

Musz臋 znale藕膰 jakie艣 bezpieczne miejsce, gdzie mog艂abym zostawi膰 walizk臋.

Masz jakie艣 cenne rzeczy? 鈥 Obejrza艂 si臋 przez rami臋. Letty robi艂a, co mog艂a, 偶eby dotrzyma膰 mu kroku, ale na pr贸偶no.

Nie, oczywi艣cie, 偶e nie.

By艂a przynajmniej na tyle rozs膮dna, 偶eby nie zabiera膰 got贸wki.

Co jest w 艣rodku?

Ubranie dla Luke鈥檃 i lekarstwa. Mog膮 mu si臋 przyda膰.

Murphy bez wahania wzi膮艂 od niej ci臋偶k膮 walizk臋. Postawi艂 j膮 na pierwszym wolnym miejscu, jakie znalaz艂, otworzy艂 i przerzuci艂 przez rami臋 zmian臋 czystej odzie偶y.

Co pan robi?! 鈥 wrzasn臋艂a Letty. Wspi臋艂a si臋 na palce, pr贸bowa艂a 艣ci膮gn膮膰 koszul臋 i spodnie. Niestety, uprzedzi艂 j膮 偶ebrak.

Murphy! 鈥 krzykn臋艂a, g艂osem dr偶膮cym z w艣ciek艂o艣ci.

Nie zwr贸ci艂 na ni膮 najmniejszej uwagi. Nie przestawa艂 wyk艂ada膰 zawarto艣ci walizki, w艂膮cznie z lekarstwami, kt贸re nie mie艣ci艂y si臋 w plecaku. Jak do tej pory nie znalaz艂 niczego, co mog艂oby im si臋 przyda膰. Momentalnie otoczy艂 ich t艂um, kt贸ry rozchwytywa艂 czyste ubrania, wywo艂uj膮c zamieszanie wok贸艂 Murphy鈥檈go.

Nie mo偶esz tego zrobi膰! 鈥 krzykn臋艂a znowu Letty. 鈥 To s膮 ubrania dla Luke鈥檃.

Pewnie sama zacz臋艂aby si臋 bi膰 o rzeczy, gdyby Murphy nie wetkn膮艂 pustej walizki do najbli偶szego kub艂a na 艣mieci. Zacz臋艂o o ni膮 walczy膰 dw贸ch bezz臋bnych m臋偶czyzn.

Dlaczego... Co z Lukiem? 鈥 Letty wygl膮da艂a tak, jakby zaraz mia艂a wybuchn膮膰 p艂aczem.

Ustalmy sobie to jasno na pocz膮tku 鈥 warkn膮艂 Murphy. 鈥 Skoro przyjecha艂a艣 ze mn膮 do Zarcero, b臋dziesz robi膰 dok艂adnie to, co powiem, bez 偶adnych pyta艅. Je偶eli sprzeciwisz mi si臋 albo zaczniesz k艂贸ci膰 鈥 uk艂ad przestaje by膰 wa偶ny. Zrozumiano?

Dziewczyna wyprostowa艂a si臋 i pokiwa艂a g艂ow膮.

By艂abym idiotk膮, gdybym zap艂aci艂a t臋 艣mieszn膮 cen臋 i nie polega艂a na pa艅skim do艣wiadczeniu. 鈥 Z 偶alem spojrza艂a na ubrania, kt贸re kiedy艣 nale偶a艂y do jej brata. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e kiedy znajdziemy Luke鈥檃, zapewni mu pan wszystko, czego b臋dzie potrzebowa艂.

Murphy nie przypomnia艂 jej, 偶e Luke ju偶 nie 偶yje. Nie zamierza艂 rozwiewa膰 z艂udze艅 Letty. Je艣li chcia艂a wierzy膰, 偶e Luke 偶yje, to jej problem.

Poczekamy tutaj.

Przeszli przez jezdni臋. Samochody mija艂y ich, nie zmniejszaj膮c szybko艣ci. Kierowcy niewiele si臋 przejmowali bezpiecze艅stwem pieszych. Na chodniku pi臋trzy艂y si臋 g贸ry gnij膮cych 艣mieci, kt贸re tak 艣mierdzia艂y, 偶e Murphy mia艂 ochot臋 zatka膰 nos. Zobaczy艂, jak przebiega po nich szczur, i by艂 ciekawy, czy Letty r贸wnie偶 go dostrzeg艂a. Jakby czytaj膮c w jego my艣lach, spojrza艂a na niego i skrzywi艂a si臋.

Je艣li chcesz, mo偶esz poczeka膰 w czystym hotelu, a ja sam pojad臋 do Zarcero. 鈥 Mia艂 nadziej臋, 偶e zrozumie, 偶e to m膮dry pomys艂.

Letty stanowczym ruchem g艂owy odrzuci艂a jego propozycj臋.

Murphy j臋kn膮艂 w duchu. To mia艂y by膰 jego wakacje, kr贸tka przerwa przed powrotem na front. Ale da艂 si臋 wrobi膰 siostrze nie偶yj膮cego misjonarza. Mia艂 tylko nadziej臋, 偶e Jack oka偶e si臋 lojalny i nie zdradzi innym, w co si臋 da艂 wpakowa膰.

Zza rogu dobieg艂 warkot silnika d偶ipa. Murphy zorientowa艂 si臋, 偶e to Ramirez. Pracowa艂 z tym ciemnosk贸rym m臋偶czyzn膮 kilka lat temu. Ramirez nie tylko m贸g艂 zapewni膰 niezb臋dne 艣rodki, ale i informacje, kt贸re na og贸艂 okazywa艂y si臋 przydatne.

Zatrzyma艂 si臋 przy samym kraw臋偶niku i u艣miechn膮艂 si臋 do Murphy鈥檈go, ukazuj膮c rz膮d br膮zowych z臋b贸w. Murphy nie chcia艂 przeci膮ga膰 sprawy. Wrzuci艂 w贸r na ty艂 d偶ipa, a sam usiad艂 z przodu. Letty nie zd膮偶y艂a si臋 usadowi膰, kiedy Ramirez wcisn膮艂 gaz i ruszy艂. Murphy zauwa偶y艂, 偶e Letty wpad艂a twarz膮 do 艣rodka, i za艣mia艂 si臋 cicho. Trzeba przyzna膰, 偶e nie narzeka艂a ani nie krzycza艂a, cho膰 z pewno艣ci膮 by艂a w艣ciek艂a.

Kim jest ta kobieta? 鈥 spyta艂 po hiszpa艅sku Ramirez.

Niewa偶ne.

Co ona tu robi?

Murphy nie by艂 w nastroju do zwierze艅.

Szkoda gada膰. 鈥 Ramirez zmarszczy艂 czo艂o.

K艂opoty?

Nie. 鈥 Murphy westchn膮艂 ci臋偶ko. 鈥 Tylko ogromny pryszcz na dupie.



Rozdzia艂 5.


Yack Keller dwukrotnie wys艂ucha艂 widomo艣ci z automatycznej sekretarki, przekonany, 偶e co艣 umkn臋艂o jego uwadze. G艂os Murphy鈥檈go brzmia艂 normalnie, ale Kellerowi trudno by艂o uwierzy膰 w to, co m贸wi艂 jego przyjaciel.

Zrobi艂 to. Na Boga, Murphy rzeczywi艣cie zgodzi艂 si臋 towarzyszy膰 siostrze misjonarza w wyprawie do Zarcero. Keller nie uwierzy艂by, gdyby nie us艂ysza艂 tego na w艂asne uszy. Jego kompan nie wydawa艂 si臋 z tego powodu zadowolony. Po odg艂osach dochodz膮cych z t艂a Keller domy艣li艂 si臋, 偶e Murphy dzwoni艂 z lotniska.

Usiad艂, nie zwa偶aj膮c na b贸l 偶eber. Za艂o偶y艂 r臋ce za g艂ow臋 i po艂o偶y艂 nogi na kanapie. Zastanawia艂 si臋, co mog艂o sk艂oni膰 Murphy鈥檈go do takiego kroku. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Doskonale wiedzia艂, co Murphy my艣li o tej wyprawie. Ta kobieta musia艂a mie膰 wi臋cej pieni臋dzy ni偶 Rockefeller albo nieziemsko mu si臋 spodoba艂a. Ale to i tak niczego nie wyja艣nia艂o. Gdyby posiada艂a taki maj膮tek, nie pracowa艂aby na poczcie. A Keller jeszcze nie widzia艂鈥 偶eby kto艣 鈥 a tym bardziej kobieta 鈥 m贸g艂 sk艂oni膰 Murphy鈥檈go do zrobienia czego艣, na co nie mia艂 ochoty. Dla Murphy鈥檈go kobiety nie stanowi艂y wielkiej pokusy. Twierdzi艂, 偶e nieraz uratowa艂 Jackowi ty艂ek, dlatego 偶e panowa艂 nad swoim rozporkiem.

Keller dosta艂 porz膮dn膮 nauczk臋. Par臋 lat temu zada艂 si臋 z pi臋kn膮 senorit膮 i srogo za to odpokutowa艂. Doszed艂 do siebie dopiero po p贸艂 roku, ale 艣lady tej znajomo艣ci nosi na sobie do dzi艣. Odt膮d s艂ucha rozkaz贸w Murphy鈥檈go. Misja to misja.

Jednak Kansas to co innego. Keller lubi艂 si臋 che艂pi膰 swoimi wyczynami seksualnymi. Trzeba przyzna膰, 偶e cieszy艂 si臋 u kobiet powodzeniem. W艂a艣ciwie nie wiedzia艂, dlaczego do niego lgn膮. Wystarczy艂o jedno spojrzenie w lustro, 偶eby stwierdzi膰, 偶e nie jest modelem na ok艂adk臋. Podejrzewa艂, 偶e to z powodu jego niebieskich oczu. Kobietom najwyra藕niej podoba艂y si臋 niebieskie oczy. Sinatra by si臋 z nim zgodzi艂. Brad Pitt r贸wnie偶.

Nie chcia艂 docieka膰, dlaczego przypomnia艂a mu si臋 Marcie Alexander. By艂 w mie艣cie od trzech tygodni i jeszcze do niej nie zadzwoni艂. Do zawsze czekaj膮cej Marcie. M贸g艂 nie dawa膰 znaku 偶ycia przez p贸艂 roku albo d艂u偶ej, ale gdy go zobaczy艂a, wybacza艂a wszystko.

Nie pami臋ta艂, gdzie pozna艂 t臋 blondynk臋. Pewnie w jakim艣 barze. By艂a fryzjerk膮 i mia艂a z艂ote serce. Niestety, wiedzieli o tym wszyscy i, 艂膮cznie z Kellerem, wykorzystywali jej szczodro艣膰. By艂o mu g艂upio na my艣l, 偶e wykorzystywa艂 j膮 przez lata.

M贸g艂 bez zapowiedzi pojawi膰 si臋 w drzwiach jej mieszkania, a ona przygarnia艂a go jak zb艂膮kanego w臋drowca. Karmi艂a go, troszczy艂a si臋 o niego, kocha艂a si臋 z nim i tak niewiele oczekiwa艂a w zamian. Zwykle tyle te偶 dostawa艂a.

Nigdy nie podwa偶a艂a k艂amstw, kt贸re jej wciska艂, nawet tych najbardziej naci膮ganych. Raz nawet wyci膮gn臋艂a go z wi臋zienia. Nie by艂 pewien, czy zwr贸ci艂 jej za to pieni膮dze.

Najbardziej lubi艂 w Marcie to, 偶e nigdy nie robi艂a mu awantur. O nic nie pyta艂a. Niczego nie 偶膮da艂a. Ona dawa艂a, a on bra艂. W ko艅cu u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie on jeden korzysta艂 z jej hojno艣ci. Marcie nale偶a艂a do kobiet, kt贸re daj膮 si臋 wykorzystywa膰 m臋偶czyznom.

Keller by艂 w mie艣cie od jakiego艣 czasu. Gdyby tylko chcia艂, ka偶dej nocy m贸g艂by mie膰 kobiet臋. Ale nie chcia艂o mu si臋 p艂aci膰 za to, co wi臋kszo艣膰 kobiet rozdaje za darmo. Jack bez problem贸w potrafi艂 przekona膰 kobiet臋, by rozchyli艂a nogi. Nie lubi艂 natomiast oczekiwa艅, jakie temu towarzyszy艂y.

Kt贸rej艣 nocy wyl膮dowa艂 w domu tlenionej blondynki. Znale藕li si臋 w sypialni i sp臋dzili razem noc. Nast臋pnego ranka prosi艂a go, 偶eby naprawi艂 jej sedes. Na mi艂o艣膰 bosk膮, sedes! Odm贸wi艂, wi臋c si臋 w艣ciek艂a. Widocznie s膮dzi艂a, 偶e jest jej co艣 winien, skoro si臋 z nim przespa艂a.

Im wi臋cej o tym my艣la艂, tym bardziej chcia艂 zobaczy膰 si臋 z Marcie. M贸g艂by skorzysta膰 z jej czu艂o艣ci i troskliwo艣ci. Wprawdzie nie by艂a pi臋kno艣ci膮, ale niedostatki urody w pe艂ni wynagradza艂a swoim cia艂em. Usta Jacka zrobi艂y si臋 wilgotne na sam膮 my艣l o jej piersiach. Kr膮g艂e i pe艂ne, by艂y chyba naj艂adniejszymi piersiami, jakie widzia艂. A widzia艂 ich wiele.

Kiedy byli w 艂贸偶ku, uwielbia艂 le偶e膰 na plecach. Wtedy Marcie pochyla艂a si臋 nad nim, a on bawi艂 si臋 jej sutkami, dra偶ni艂 j膮 niemi艂osiernie j臋zykiem, a偶 w ko艅cu j臋cza艂a i piszcza艂a. Dopiero wtedy dawa艂 jej to, czego oboje tak pragn臋li. Bo偶e, ta kobieta wiedzia艂a, jak go zadowoli膰. W dodatku nie 偶膮da艂a, 偶eby potem naprawia艂 jej sedes.

Keller skierowa艂 si臋 do drzwi. Je偶eli dobrze wyliczy艂, dotrze do salonu kosmetycznego Marcie przed zamkni臋ciem.

Zanim uruchomi艂 samoch贸d, zastanawia艂 si臋, czy wytrzyma drog臋 do jej domu. Uzna艂, 偶e wystarczy im kanapa na zapleczu salonu fryzjerskiego.

Skr臋ci艂 w ulic臋, gdzie znajdowa艂 si臋 salon Marcie, i odetchn膮艂 z ulg膮. Przez ostatnie dziewi臋膰 miesi臋cy wiele si臋 zmieni艂o i nieco si臋 obawia艂, czy Marcie nadal tu pracuje.

Zaparkowa艂 na ulicy, wst膮pi艂 do pobliskiej kwiaciarni i wybra艂 bukiet wiosennych kwiat贸w. R贸偶e by艂y 艂adniejsze, ale o wiele dro偶sze. Marcie i tak nie zauwa偶y r贸偶nicy i na pewno jej na tym nie zale偶y.

Wszed艂 do salonu. Nad drzwiami zad藕wi臋cza艂 dzwonek. Powita艂 go mdl膮co-kwa艣ny zapach p艂ynu do trwa艂ej. M艂oda blondynka za lad膮 z zainteresowaniem zmierzy艂a go wzrokiem.

Szukam Marcie. 鈥 Pos艂a艂 dziewczynie u艣miech. Nie m贸g艂 trafi膰 lepiej. Chyba nie by艂o ruchu w interesie.

Dziewczyna przejrza艂a zeszyt zapis贸w.

Jest pan um贸wiony?

Jestem starym przyjacielem 鈥 wyja艣ni艂 Keller. 鈥 Chcia艂bym jej zrobi膰 niespodziank臋.

Prosz臋. 鈥 Dziewczyna ruchem g艂owy zaprosi艂a go do 艣rodka. Keller by艂 tak niecierpliwy, 偶e niemal wbieg艂 na zaplecze. Ods艂oni艂 kotar臋 i obdarzy艂 Marcie u艣miechem, kt贸ry roztopi艂by nawet g贸r臋 lodow膮.

Dzie艅 dobry, kochanie.

Siedzia艂a przy stole, opieraj膮c nogi na krze艣le, i jad艂a popcorn. Na widok Kellera Marcie otworzy艂a oczy szeroko ze zdziwienia; malowa艂a si臋 w nich rado艣膰.

Johnny.

Kolejny grzech. Keller nigdy nie pokwapi艂 si臋, 偶eby jej wyja艣ni膰, 偶e ma na imi臋 Jack. W ko艅cu 鈥濲ohnny鈥 brzmi podobnie.

Wygl膮dasz niewiarygodnie. 鈥 M贸wi艂 jej to zawsze, kiedy j膮 widzia艂, szczeg贸lnie po d艂ugiej nieobecno艣ci. Tym razem by艂a to prawda. Zrobi艂a co艣 z w艂osami. By艂y kr贸tsze, kr臋cone i ja艣niejsze. Jego d艂oniom b臋dzie brakowa艂o g臋stych, si臋gaj膮cych do pasa w艂os贸w, ale musia艂 przyzna膰, 偶e w tej fryzurze wygl膮da艂a o wiele korzystniej.

Otworzy艂a usta, ale nic nie powiedzia艂a.

Po艂o偶y艂 kwiaty na stole, wyci膮gn膮艂 do niej r臋ce i uni贸s艂 j膮 z krzes艂a. Nim zd膮偶y艂a zaprotestowa膰 a przecie偶 wiedzia艂, 偶e protestowa膰 nie b臋dzie 鈥 wzi膮艂 jaw ramiona.

Jej usta by艂y tak s艂odkie, jak zapami臋ta艂. Smakowa艂a niewiarygodnie. Lepiej ni偶 ktokolwiek od tak dawna. Pachnia艂a delikatnie liliami, a nie st臋ch艂ym dymem barowym. By艂a tak 艣wie偶a i czysta jak samo lato.

Jeden poca艂unek nie by艂 w stanie go zaspokoi膰. Zanim zd膮偶y艂a powiedzie膰 mu, jak bardzo si臋 za nim st臋skni艂a, przycisn膮艂 j膮 do 艣ciany i zanurzy艂 j臋zyk w jej gardle. Wykr臋ci艂a si臋, ale to pobudzi艂o jeszcze jego dum臋 i m臋sko艣膰. Po chwili by艂a tak twarda, 偶e czu艂 metalowe z臋by rozporka. By艂o nawet lepiej, ni偶 si臋 spodziewa艂. Nie mia艂 poj臋cia, dlaczego nie zjawi艂 si臋 u niej wcze艣niej.

Ju偶, kochanie 鈥 wyszepta艂 pomi臋dzy g艂臋bokimi poca艂unkami. Chcia艂 popatrze膰 i posmakowa膰 jej piersi, zanim da jej to, czego oboje pragn膮.

Zd膮偶y艂 rozpi膮膰 trzy guziki fartucha Marcie, gdy us艂ysza艂:

Nie, Johnny.

By艂 pewien, 偶e si臋 przes艂ysza艂. 鈥濶ie?鈥 Chyba ma omamy. Jej cia艂o m贸wi艂o mu co innego ni偶 usta.

Nie widzia艂am ci臋 przez dziewi臋膰 miesi臋cy.

Kochanie, przecie偶 ci m贸wi艂em, 偶e wyje偶d偶am w interesach.

Zamkn臋艂a oczy i oddycha艂a z trudem.

Wi臋c co to jest?

Wsun膮艂 r臋k臋 pod fartuch i westchn膮艂 g艂o艣no, obejmuj膮c pier艣 Marcie. Jej sutek natychmiast stwardnia艂.

Przyjemno艣膰, kochanie, czysta przyjemno艣膰. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 znowu, wi臋c nie zd膮偶y艂a nic powiedzie膰. Kiedy sko艅czy艂, oboje dyszeli.

To nie jest dobry pomys艂. 鈥 Jej cia艂o jednak twierdzi艂o, 偶e to najlepszy pomys艂, jaki oboje mieli od cholernie d艂ugiego czasu.

T臋skni艂em za tob膮. 鈥 呕eby jej udowodni膰, jak bardzo, chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i po艂o偶y艂 na swojej m臋sko艣ci. 鈥 Widzisz? 鈥 wyszepta艂.

Chyba nie us艂ysza艂e艣. 鈥 Pragn臋艂a go tak samo, jak on jej. 鈥 To nie jest dobry pomys艂.

Marcie, o co chodzi? 鈥 B艂膮dzi艂 ustami po jej szyi, ssa艂 i liza艂 jej sk贸r臋. Robi艂 wszystko, co lubi艂a najbardziej. A przynajmniej wydawa艂o mu si臋, 偶e to Marcie lubi艂a ten rodzaj gry mi艂osnej. Nie mia艂 pami臋ci do twarzy.

Zmieni艂am si臋.

Keller j臋kn膮艂 i niech臋tnie podni贸s艂 g艂ow臋.

Wysz艂a艣 za m膮偶?

Nie...

Z uczuciem ulgi poca艂owa艂 j膮 znowu, tym razem g艂臋biej, usi艂uj膮c przekona膰 bez s艂贸w.

Johnny... 鈥 M贸wi艂a tak, jakby mia艂a zamiar zaraz si臋 rozp艂aka膰.

Jeste艣 zar臋czona?

Nie.

Ca艂owa艂 j膮, 偶eby z艂ama膰 up贸r, i 艣ciska艂 jej piersi obiema r臋kami. O wiele p贸藕niej, ni偶 powinien, zorientowa艂 si臋, 偶e nie s膮 takie, jak kiedy艣. Powoli podni贸s艂 g艂ow臋. Ich oczy spotka艂y si臋.

Zmniejszy艂am biust 鈥 odpowiedzia艂a, zanim zd膮偶y艂 spyta膰.

Keller nie m贸g艂 zrozumie膰, co sk艂oni艂o j膮 do takiej g艂upoty. Chcia艂 jej powiedzie膰, ale zacz臋艂a trajkota膰, jakby nie mia艂a zamiaru sko艅czy膰.

Nie mo偶esz pojawia膰 si臋 w moim 偶yciu i znika膰. Nigdy nie by艂am dla ciebie niczym wi臋cej ni偶 okazj膮, Johnny. Jednego dnia jeste艣, a nast臋pnego znikasz. Nigdy mi nie m贸wisz, kiedy si臋 zjawisz, a co gorsza, kiedy znikniesz. Ostatnim razem... 鈥 przerwa艂a gwa艂townie. Wydawa艂o si臋, 偶e umacnia si臋 w swojej decyzji. 鈥 Nie dam si臋 ju偶 wykorzystywa膰.

Wykorzystywa膰? Masz na my艣li mnie? Kochanie, to nie tak... 鈥 Przybra艂 wygl膮d zranionego, ale to jej nie przekona艂o.

Bukiet kwiat贸w nie wystarczy, 偶eby zapomnie膰 o dziewi臋ciu miesi膮cach ciszy.

Przecie偶 ci t艂umaczy艂em...

To by艂 ostatni raz, kiedy wtargn膮艂e艣 do mojego 偶ycia i si臋 ulotni艂e艣 鈥 uci臋艂a jego wywody. 鈥 B臋dzie lepiej dla nas obojga, je偶eli wyjdziesz. 鈥 Mia艂a pewno艣膰 w oczach.

Dobrze, je艣li tego chcesz. 鈥 Ju偶 mia艂 jej przypomnie膰, ile traci. Spu艣ci艂a g艂ow臋.

Do widzenia, Johnny.

Odwr贸ci艂 si臋. Chcia艂 da膰 jej do zrozumienia, 偶e niewiele go to obesz艂o. By艂o im razem dobrze i mog艂o by膰 nadal, ale skoro nie chcia艂a 鈥 trudno. Podni贸s艂 kotar臋 i obejrza艂 si臋. Marcie przytrzymywa艂a si臋 futryny. Sta艂a ze spuszczon膮 g艂ow膮 i dr偶膮c膮 doln膮 warg膮.

Jestem ci winien jakie艣 pieni膮dze?

Nie.

Cholera, gdyby m贸g艂 sobie przypomnie膰, czy by艂 jej co艣 winien.

Do widzenia, Marcie 鈥 powiedzia艂 艂agodnie. Wyszed艂 z salonu kosmetycznego.

Godzin臋 p贸藕niej w melancholijnym nastroju siedzia艂 w barze. Nie mia艂 poj臋cia, co si臋 na tym 艣wiecie wyrabia. Od trzech lat nie mia艂 papierosa w ustach, ale teraz chcia艂o mu si臋 pali膰. Wypi艂 ostatnie piwo i wyszed艂.

O 艣cian臋 budynku opiera艂a si臋 jaka艣 dziwka w sk贸rzanych spodniach i koszulce na rami膮czkach. Spojrza艂 na ni膮. Pos艂a艂a mu nie艣mia艂y u艣miech.

Chcesz si臋 zabawi膰, kochanie? 鈥 spyta艂a.

Zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮, Keller doszed艂 do smutnego wniosku. Oczywi艣cie, 偶e chcia艂, ale tylko z Marcie.

Nie wiem 鈥 odpowiedzia艂, przyst臋puj膮c do gry. 鈥 Co proponujesz?

Podesz艂a do niego, trzymaj膮c r臋k臋 na wypuk艂ym biodrze. Jej wi艣niowe usta u艣miecha艂y si臋 kusz膮co.

Dam ci wszystko, czego pragnie twoje serduszko 鈥 wyszepta艂a i za艣mia艂a si臋 cicho. 鈥 I co艣 jeszcze.

Co to jest 鈥瀢olna noc鈥?

Je偶eli chcesz woln膮, b臋dziesz mia艂 woln膮.

Po raz pierwszy w 偶yciu Keller nie przejawia艂 entuzjazmu. By艂 w stanie my艣le膰 jedynie o Marcie i jej s艂odkim ciele, ocieraj膮cym si臋 o niego.

Innym razem.

Tracisz najlepsz膮 zabaw臋 w 偶yciu.

Keller w膮tpi艂. Najlepszy czas sp臋dzi艂 dziewi臋膰 miesi臋cy temu z Marcie. Nie by艂 g艂upi, domy艣la艂 si臋, 偶e Marcie te偶 go pragnie. Do cholery, chcia艂 wiedzie膰, co w ni膮 wst膮pi艂o.

Marcie. B臋dzie j膮 mia艂 znowu. Musi tylko wymy艣li膰 spos贸b, by zmieni艂a zdanie.



Rozdzia艂 6.


呕y艂, chocia偶 nie by艂 pewien dlaczego. Po wielokrotnych przes艂uchaniach i torturach Luke Madden cieszy艂by si臋 ze wszystkiego, co uwolni艂oby go od m臋czarni ostatnich dw贸ch tygodni. Nawet ze 艣mierci.

Pr贸bowa艂 zdoby膰 si臋 na to, by przebaczy膰 m臋偶czyznom, kt贸rzy torturowali jego cia艂o i dr臋czyli dusz臋. Z 偶alem musia艂 przyzna膰, 偶e o wiele trudniej jest przebaczy膰, ni偶 znie艣膰 parali偶uj膮cy b贸l.

Z oczu 偶o艂nierzy Luke wyczyta艂, 偶e jego cierpienie sprawia艂o im przyjemno艣膰. Przyjemno艣膰 czerpali z w艂adzy, jak膮 nad nim mieli.

Kiedy ich rozszyfrowa艂, robi艂 wszystko, 偶eby powstrzyma膰 si臋 od krzyku i nie da膰 im satysfakcji, kt贸rej pragn臋li. Bili go mocniej i torturowali d艂u偶ej, 偶eby z艂ama膰 up贸r i odebra膰 mu resztki godno艣ci. Nie mia艂 ochoty ci膮gn膮膰 tego d艂u偶ej.

Nawet teraz Luke nie rozumia艂, dlaczego go bij膮. By艂 misjonarzem. S艂ug膮 bo偶ym. Pomimo 偶e wszelkie dowody temu przeczy艂y, jego oprawcy uwa偶ali, 偶e misja w Zarcero zajmowa艂a si臋 nie tylko g艂oszeniem ewangelii. Byli przekonani, 偶e jest cz艂owiekiem prezydenta Cartago. To prawda, 偶e zna艂 i podziwia艂 prezydenta Zarcero, ale nigdy dla niego nie pracowa艂. O ile wiedzia艂, Cartago zd膮偶y艂 przed 艣mierci膮 ukry膰 spor膮 cz臋艣膰 maj膮tku narodowego. Luke m贸g艂 si臋 jedynie domy艣la膰, sk膮d rebelianci mieli informacj臋, 偶e on wie co艣 na ten temat.

Luke? 鈥 艂agodny, koj膮cy, czu艂y g艂os Rosity brzmia艂 niczym 艣piew syreny.

Luke z wysi艂kiem podni贸s艂 g艂ow臋 z pryczy i usi艂owa艂 otworzy膰 oczy, ale nie m贸g艂. By艂y tak spuchni臋te. Po przes艂uchaniach, kiedy b贸l trawi艂 jego wn臋trzno艣ci i rozdziera艂 dusz臋, misjonarz znajdowa艂 pociech臋, my艣l膮c o Rosicie. O tym, jaka by艂a pi臋kna, delikatna i mi艂a.

Rosita? 鈥 Modli艂 si臋 tak bardzo, jak nigdy w 偶yciu, 偶eby jej nie wzi臋li. Podzi臋kowa艂 Bogu za to, 偶e po raz ostatni mo偶e j膮 zobaczy膰 i us艂ysze膰.

Jestem. Nie b贸j si臋, nic mi nie grozi, nikt nie wie.

Stra偶nik... kto艣 mo偶e ci臋 znale藕膰.

M贸j wuj jest stra偶nikiem 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Za艂atwi艂 wszystko, 偶ebym mog艂a ci臋 zobaczy膰.

Ryzyko, na jakie si臋 zdoby艂a, by艂o o wiele wi臋ksze ni偶 po偶ytek z tej wyprawy. Luke nie m贸g艂 znie艣膰 my艣li, co by si臋 sta艂o, gdyby j膮 z艂apali. Rosita ryzykowa艂a dla niego 偶yciem. Luke us艂ysza艂 d藕wi臋k klucza w drzwiach celi.

Och, Luke, co oni ci zrobili? 鈥 Rosita by艂a wstrz膮艣ni臋ta. Misjonarz 偶a艂owa艂, 偶e nie mo偶e jej oszcz臋dzi膰 tego widoku.

Wiedzia艂, 偶e spuchni臋te oczy to najmniejsze z obra偶e艅. Przypuszcza艂, 偶e ma z艂amane 偶ebra i obra偶enia wewn臋trzne. Zerwano mu paznokcie u r膮k. Podejrzewa艂, 偶e ma rozdarty mi臋sie艅 nogi.

Rosita, szepcz膮c co艣 po hiszpa艅sku, delikatnie odsun臋艂a mu w艂osy z czo艂a palcami dr偶膮cymi z czu艂o艣ci i mi艂o艣ci. Luke czu艂, 偶e jej b贸l jest r贸wnie dotkliwy, jak jego.

Pod艂o偶y艂a mu rami臋 pod kark, unios艂a mu g艂ow臋 i przysun臋艂a kubek do warg. Spragniony Luke pi艂 z wdzi臋czno艣ci膮.

Kiedy sko艅czy艂, Rosita pochyli艂a si臋 i wyszepta艂a mu do ucha:

Wkr贸tce ci臋 uwolnimy. Hector i inni maj膮 plan i...

Nie, Rosito, nie. 鈥 By艂 pewien, 偶e d艂ugo nie po偶yje. Jeszcze jedno takie bicie, jak dzisiejszego popo艂udnia, i b臋dzie po wszystkim. Nie rozumia艂, dlaczego jeszcze 偶yje. Przysz艂o艣膰 zapowiada艂a jeszcze wi臋cej cierpienia. Luke powita艂by 艣mier膰 bardziej jak przyjaciela ni偶 wroga.

Prosz臋, kochany, b膮d藕 silny. Wytrzymaj jeszcze troch臋 鈥 wyszepta艂a dziewczyna z rozpacz膮.

Nie. 鈥 Nie m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby jego przyjaciele ryzykowali 偶yciem, by go uwolni膰. 鈥 Ju偶 za p贸藕no.

Nie, musisz by膰 silny. Nied艂ugo, bardzo nied艂ugo, b臋dziesz wolny.

Rosito, ja nie mog臋... wybacz mi, ale nie; 鈥 Zebra艂 wszystkie si艂y, 偶eby to powiedzie膰.

Musia艂 straci膰 przytomno艣膰, bo kiedy si臋 ockn膮艂, Rosity nie by艂o. Mo偶e tylko mu si臋 przywidzia艂o. Modli艂 si臋, 偶eby tak by艂o. Lepiej, gdyby nie widzia艂a go w takim stanie. Serce Luke鈥檃 by艂o pe艂ne mi艂o艣ci i 偶alu nad 偶yciem, kt贸rego nie dane im b臋dzie razem wie艣膰. Ale dla nich by艂o ju偶 za p贸藕no, o wiele za p贸藕no.

My艣li o Rosicie nape艂ni艂y Luke鈥檃 ogromnym smutkiem. Nie mia艂 si艂y, 偶eby trwa膰, ani ochoty, 偶eby ci膮gn膮膰 to dalej. Modli艂 si臋, by Rosita mu wybaczy艂a. Rosita i jego siostra.

My艣li o Letty nie dawa艂y mu spokoju. Zawsze byli ze sob膮 blisko. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie zdruzgotana po jego 艣mierci. Zna艂 swoj膮 siostr臋 bli藕niaczk臋 tak dobrze, jak siebie samego. By艂 przekonany, 偶e Letty nie chcia艂aby, 偶eby d艂u偶ej cierpia艂.



Rozdzia艂 7.


Letty sta艂a w cieniu spadzistego dachu. Promienie s艂o艅ca uderza艂y w spieczon膮 ziemi臋 niczym gigantyczne m艂oty. Powietrze mieni艂o si臋 w popo艂udniowym skwarze. S艂o艅ce 艣wieci艂o tak mocno, 偶e niemal o艣lepia艂o Letty.

Obok niej, pod strzech膮 z trzciny sta艂a m艂oda matka. Trzyma艂a p贸艂roczne niemowl臋 i zm臋czonym wzrokiem przygl膮da艂a si臋 Letty. Najwyra藕niej czeka艂a na jednego z m臋偶czyzn, kt贸rzy k艂贸cili si臋 z Murphym po drugiej stronie drogi.

Letty spojrza艂a na Murphy鈥檈go i Ramireza, kt贸rzy targowali si臋 z muskularnym, ciemnosk贸rym m臋偶czyzn膮 i starszym cz艂owiekiem. Ich podniesione, podekscytowane g艂osy rozdziera艂y gor膮ce popo艂udniowe powietrze. Letty uda艂o si臋 wychwyci膰 tylko pojedyncze s艂owa. Zorientowa艂a si臋, 偶e sprzeczaj膮 si臋 o pieni膮dze. Letty doskonale w艂ada艂a hiszpa艅skim, ale m臋偶czy藕ni m贸wili wszyscy naraz, nie mog膮c doj艣膰 do porozumienia.

Murphy najg艂o艣niej wyra偶a艂 sw贸j sprzeciw. O ile Letty zrozumia艂a, m臋偶czy藕ni twierdzili, 偶e niebezpiecze艅stwo znacznie wzros艂o i 偶e za przeprowadzenie przez granic臋 Letty i Murphy musz膮 zap艂aci膰 dwa razy wi臋cej.

Ramirez rzuci艂 jej przelotne spojrzenie, jakby daj膮c do zrozumienia, 偶e to ona jest przyczyn膮 k艂opot贸w. Wyprostowa艂a si臋 i odwzajemni艂a spojrzenie. Nie mog艂a pozwoli膰, by j膮 onie艣miela艂. To ona finansuje t臋 wypraw臋, wi臋c nikt nie powinien narzeka膰.

Po Murphym wida膰 by艂o, 偶e nie cieszy go taki obr贸t sprawy. Ani razu nie spojrza艂 w stron臋 Letty. Musia艂aby chyba zemdle膰 i pa艣膰 na ziemi臋, 偶eby Murphy raczy艂 na ni膮 zwr贸ci膰 uwag臋. Ale i tego nie by艂a pewna.

Odk膮d wsiedli do samolotu w Teksasie, Murphy wychodzi艂 z siebie, 偶eby da膰 jej jasno do zrozumienia, 偶e przeszkadza mu w tej wyprawie.

Letty zdj臋艂a kapelusz i grzbietem d艂oni otar艂a pot z czo艂a. Plecak wrzyna艂 jej si臋 w ramiona, wi臋c poprawi艂a grube szelki, maj膮c nadziej臋, 偶e to pomo偶e. Koszula khaki by艂a mokra od potu, ale postanowi艂a, 偶e pr臋dzej umrze, ni偶 poskar偶y si臋 na upa艂 czy cokolwiek innego.

Ostatni膮 noc i wi臋kszo艣膰 ranka sp臋dzi艂a na tylnym siedzeniu d偶ipa, gdzie rzuca艂o ni膮 jak workiem ziemniak贸w. Nie wiedzia艂a, co Murphy powiedzia艂 m臋偶czyznom, ale podejrzewa艂a, 偶e zaoferowa艂 im nagrod臋, je偶eli znajd膮 spos贸b, 偶eby si臋 jej pozby膰. Podr贸偶 d偶ipem przez Hojancha by艂a gorsza ni偶 rajdy karnawa艂owe, w jakich bra艂a udzia艂.

Kiedy dotarli do wioski, Murphy kaza艂 jej wysi膮艣膰 z d偶ipa tonem, jakim do t臋pego szeregowca zwraca si臋 sier偶ant prowadz膮cy musztr臋. Nogi jej zdr臋twia艂y, ale jako艣 wysiad艂a.

Pojawi艂 si臋 muskularny m臋偶czyzna razem z przyjacielem i Murphy kaza艂 Letty poczeka膰 po drugiej stronie drogi. Przyda艂aby mu si臋 w rozmowach, ale nie chcia艂a wszczyna膰 k艂贸tni, wi臋c zrobi艂a to, co kaza艂. Od czasu do czasu Murphy musia艂 prosi膰 Ramireza o t艂umaczenie. R贸wnie dobrze mog艂aby to zrobi膰 ona.

Poirytowana i sfrustrowana stan臋艂a w cieniu i czeka艂a, a偶 m臋偶czy藕ni dojd膮 do porozumienia. Dla niej nie liczy艂y si臋 koszty, aby tylko dostali si臋 do Zarcero niezauwa偶eni.

Naraz us艂ysza艂a cichy, 偶a艂osny p艂acz. Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 m艂odej kobiety, kt贸ra usi艂owa艂a uspokoi膰 niemowl臋, karmi膮c je z butelki. Chorym dzieckiem znowu wstrz膮sn膮艂 s艂aby szloch. Kobieta stara艂a si臋 powstrzyma膰 艂zy.

Letty by艂a tak poch艂oni臋ta w艂asnymi problemami, 偶e pos艂a艂a dziecku i matce oboj臋tne spojrzenie.

Czy dziecko jest chore? 鈥 spyta艂a po hiszpa艅sku.

Kobieta popatrzy艂a na ni膮 oczami pe艂nymi smutku i 艂ez, ale nie odpowiedzia艂a.

Letty przy艂o偶y艂a d艂o艅 do czo艂a niemowl臋cia. Dziecko by艂o rozpalone od gor膮czki.

Kobieta mocniej zacisn臋艂a wok贸艂 niego ramiona i pokiwa艂a g艂ow膮.

Letty zada艂a kilka pyta艅 i dowiedzia艂a si臋, 偶e kobieta ma na imi臋 Anna, a jej c贸rka 鈥 Margherita.

Zrzuci艂a plecak z ramion i przykl臋kn臋艂a na piaszczystej drodze. Nie wiedzia艂a, w jakim stanie odnajdzie Luke鈥檃, dlatego zabra艂a r贸偶ne zio艂owe mieszanki, nalewki i ma艣ci. Z pewno艣ci膮 znajdzie co艣, co obni偶y gor膮czk臋.

Nie jestem lekarzem 鈥 wyja艣ni艂a Letty, wyci膮gaj膮c ma艂膮 plastikow膮 buteleczk臋. Wyja艣ni艂a, 偶e p艂yn jest wyci膮giem z 偶e艅szenia. 鈥 Znam si臋 na zio艂ach. Dwie kropelki dodane do soku albo os艂odzonej wody powinny niemowl臋ciu pom贸c.

Oczy Anny wyra偶a艂y rozterk臋, nie by艂a pewna, czy mo偶e Letty ufa膰.

Trzeba zbi膰 gor膮czk臋 鈥 powt贸rzy艂a Letty. Nie wiedzia艂a, czy zdo艂a przekona膰 Ann臋. Ta kobieta przecie偶 jej nie zna艂a.

Anna jeszcze chwil臋 si臋 oci膮ga艂a. W ko艅cu poda艂a Letty butelk臋 z wod膮. Letty wpu艣ci艂a do niej dwie krople nalewki.

Wilgotn膮 szmatk膮 zwil偶y艂a twarz i klatk臋 piersiow膮 niemowl臋cia. Kobiety siedzia艂y obok siebie i uspokaja艂y dziecko. Niemowl臋ciu na chwil臋 ul偶y艂o. Wypi艂o ca艂膮 zawarto艣膰 butelki.

Ram贸n jest ojcem Margherity. 鈥 Spojrza艂a na muskularnego m臋偶czyzn臋, stoj膮cego obok Murphy鈥檈go.

To pani m膮偶? 鈥 Anna szybko spu艣ci艂a wzrok.

Nie. 鈥 Wyprostowa艂a plecy i unios艂a g艂ow臋, dumnie i pewnie. 鈥 Przyjecha艂am, bo mia艂am nadziej臋, 偶e Ram贸n pomo偶e mi znale藕膰 lekarza dla Margherity. Kiedy mu powiedzia艂am, 偶e jestem w ci膮偶y, odpowiedzia艂, 偶e dziecko to m贸j problem, nie jego. Kocha艂am go. Odda艂am serce m臋偶czy藕nie bez duszy. 鈥 Pochyli艂a si臋 i delikatnie po艂o偶y艂a r臋k臋 na ramieniu Letty. 鈥 Sk艂ada wiele obietnic, ale ich nie dotrzymuje. Niech pani nie powt贸rzy mojego b艂臋du. Prosz臋 mu nie ufa膰.

Murphy, kt贸ry sta艂 po drugiej stronie drogi, wygl膮da艂 na niezadowolonego. Twarz Ramireza by艂a czerwona z gniewu. Kr臋ci艂 bez przerwy g艂ow膮.

Musz臋 si臋 dosta膰 do Zarcero 鈥 wyszepta艂a Letty, obdarzaj膮c Ann臋 zaufaniem.

Na twarzy i w oczach kobiety malowa艂o si臋 przera偶enie.

Nie, se艅orita, Zarcero to niebezpiecznie miejsce dla pani i dla pani m臋偶czyzny.

Tam jest m贸j brat. 鈥 Twarz Anny wyra偶a艂a niedowierzanie.

To niemo偶liwe. 呕o艂nierze nie pozwol膮 wam przekroczy膰 granicy 鈥 przekonywa艂a j膮.

Wiem. Ram贸n ma nam pom贸c.

Ram贸n? 鈥 Ciemne oczy Anny otworzy艂y si臋 jeszcze szerzej ze zdziwienia, kontrastuj膮c z bia艂ym kaftanem i falbaniast膮 sp贸dnic膮. 鈥 Nie 鈥 powiedzia艂a z przekonaniem i zaprzeczy艂a ruchem g艂owy. 鈥 Prosz臋 mu nie ufa膰, senorita.

M贸j brat jest dobrym cz艂owiekiem. Potrzebuje pomocy.

Takim dobrym, jak pani? 鈥 Anna 艣cisn臋艂a butelk臋 z nalewk膮.

Letty u艣miechn臋艂a si臋. Nie by艂a tak dobra jak Luke ani tak szczodra, ani wybaczaj膮ca. Brat zawsze by艂 przy niej, wi臋c nie mog艂a go teraz zostawi膰.

Tak 鈥 odpowiedzia艂a.

Pomog膮 pani 鈥 obieca艂a Anna.

Ale jak?

Anna spojrza艂a przez rami臋 i 艣ciszy艂a g艂os.

Niech pani tu poczeka, przyprowadz臋 mojego wuja.

Wuja? 鈥 Letty zd膮偶y艂a si臋 ju偶 zorientowa膰, 偶e wszyscy obywatele Zarcero byli ze sob膮 w jaki艣 spos贸b spokrewnieni.

Anna po raz pierwszy si臋 u艣miechn臋艂a.

On du偶o wie.

Znikn臋艂a. Letty, zniech臋cona, usiad艂a na ziemi. Niespe艂na minut臋 p贸藕niej Murphy, z艂y jak diabli, ostentacyjnie przeszed艂 na drug膮 stron臋 drogi. Ramirez uderzy艂 kapeluszem o udo, wskoczy艂 do d偶ipa i odjecha艂.

Murphy usiad艂 w cieniu obok Letty i obj膮艂 r臋kami kolana.

Nie wierz臋 mu. Bez namys艂u sprzeda艂by w膮trob臋 w艂asnej babki.

Ram贸n? 鈥 spyta艂a od niechcenia. 鈥 Przeszy艂 j膮 wzrokiem.

Sk膮d wiesz, jak ma na imi臋?

Trudno nie wiedzie膰. K艂贸cili艣cie si臋 tak g艂o艣no, 偶e by艂o was s艂ycha膰 pewnie a偶 w Kanadzie.

Murphy otar艂 kark d艂oni膮.

Podr贸偶 do Zarcero to nie piknik.

Nie oczekiwa艂am na piknik.

Ramirez radzi, 偶eby艣my poczekali kilka dni...

Nie 鈥 rzek艂a zdecydowanie. 鈥 Nie mamy na to czasu.

S艂uchaj, mnie te偶 si臋 ten pomys艂 nie podoba. Ale nie mamy wyboru.

Mo偶e znajd臋 kogo艣, kto nam pomo偶e. 鈥 Wreszcie przyku艂a jego uwag臋.

Co masz na my艣li?

M艂oda kobieta, kt贸ra tu wcze艣niej by艂a, poleci艂a mi swojego wuja. Najwidoczniej ma jakie艣 kontakty.

Wuj? Mamy zaufa膰 wujowi jakiej艣 dziewczyny?

Wol臋 zaufa膰 jemu, ni偶 polega膰 na pa艅skim cz艂owieku. Chcia艂abym przypomnie膰, 偶e p艂ac臋 panu ci臋偶kie pieni膮dze za fachow膮 pomoc. Nast臋pnym razem, kiedy b臋dziemy kogo艣 potrzebowa膰, niech pan lepiej sprawdza jego wiarygodno艣膰.

Ku zaskoczeniu Letty Murphy odchyli艂 g艂ow臋 i g艂o艣no si臋 roze艣mia艂. Chcesz, 偶ebym sprawdza艂 wiarygodno艣膰? Teraz rozumiem, dlaczego pozwoli艂em ci ze mn膮 jecha膰. Dostarczasz mi rozrywki.

Nie przej臋艂a si臋 dowcipem, cho膰 Murphy bawi艂 si臋 jej kosztem.

Po jakim艣 czasie Anna wr贸ci艂a ze swoim wujem. Staruszek mia艂 oko艂o siedemdziesi膮tki. Chodzi艂 z trudem. Porusza艂 si臋 wolno i ostro偶nie. Twarz os艂ania艂 przed s艂o艅cem du偶ym s艂omkowym kapeluszem.

Jestem Carlos. 鈥 Mia艂 m艂ody g艂os. 鈥 Przyjechali艣cie z wa偶n膮 misj膮?

Tak 鈥 odpar艂a Letty z przekonaniem.

Murphy milcza艂, ale oczy mia艂 okr膮g艂e ze zdziwienia, kiedy zorientowa艂 si臋, 偶e Letty p艂ynnie m贸wi po hiszpa艅sku.

Prosz臋 ze mn膮. Moja siostrzenica nie zaproponowa艂a pa艅stwu nic do picia.

O艣mielona Letty wsta艂a i otrzepa艂a sp贸dnic臋 z piasku. Starszy m臋偶czyzna wbi艂 w ni膮 wzrok.

Margherita po raz pierwszy od dw贸ch dni 艣pi spokojnie.

Murphy rzuci艂 Letty z艂owrogie spojrzenie, nie rozumiej膮c, o co chodzi. Letty nie zada艂a sobie trudu, 偶eby mu cokolwiek wyja艣nia膰. Gdyby Murphy dowiedzia艂 si臋, 偶e Letty zna si臋 na zio艂ach, m贸g艂by si臋 domy艣li膰, dlaczego straci艂 pami臋膰.

W swoim starym domu Carlos pocz臋stowa艂 ich sokiem z puszki. Zanim zd膮偶y艂 poda膰 nap贸j, Murphy odci膮gn膮艂 go na bok i zacz膮艂 zadawa膰 pytania. Po raz kolejny zignorowa艂 Letty, tak jakby ta rozmowa jej nie dotyczy艂a.

M臋偶czy藕ni rozmawiali szeptem. Zauwa偶y艂a, 偶e g艂贸wnie m贸wi艂 Murphy. Kilka razy pokiwa艂 g艂ow膮. Domy艣li艂a si臋, 偶e spodoba艂y mu si臋 postawione warunki.

Tylko raz spojrza艂 w stron臋 Letty. Zmarszczy艂 czo艂o, zanim odpowiedzia艂 na pytanie Carlosa.

Letty by艂a z艂a, 偶e pomini臋to j膮 w rozmowie, przecie偶 chodzi艂o o uratowanie Luke鈥檃. Mia艂a ochot臋 si臋 wtr膮ci膰, ale m臋偶czy藕ni szybko si臋 dogadali.

Carlos skin膮艂 g艂ow膮 i wyszed艂, zostawiaj膮c Murphy鈥檈go i Letty samych.

O co chodzi? 鈥 spyta艂a Letty.

Carlos ma 艂贸dk臋. Zgodzi艂 si臋 przewie藕膰 nas do Zarcero. Jest znany i cieszy si臋 zaufaniem. Je艣li nawet rebelianci z艂apaliby go i zacz臋li przes艂uchiwa膰, raczej nie b臋d膮 przeszukiwa膰 艂贸dki. 鈥 Zawaha艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮 tak, jakby zobaczy艂 j膮 po raz pierwszy. 鈥 Mimo to musimy by膰 przygotowani na wypadek, gdyby nas z艂apali. Masz jakie艣 poj臋cie o broni?

Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Jakie艣. 鈥 Prawd臋 m贸wi膮c, by艂o to bardzo blade poj臋cie, ale ba艂a si臋 do tego przyzna膰.

Czeka ci臋 szko艂a przetrwania. Je偶eli wybierasz si臋 do Zarcero, naucz si臋 o siebie troszczy膰.

Od tego mam pana 鈥 odci臋艂a si臋.

Najwidoczniej taka odpowied藕 mu si臋 nie spodoba艂a, bo wyci膮gn膮艂 przera偶aj膮co wygl膮daj膮cy pistolet i po艂o偶y艂 go sobie na d艂oni.

Albo nauczysz si臋 tym pos艂ugiwa膰, albo zostaniesz tutaj i poczekasz na mnie.

Wyszed艂 z domu, zostawiaj膮c jej wyb贸r: p贸j艣膰 za nim czy zosta膰. Nie maj膮c innego wyj艣cia, wybieg艂a za nim. Murphy niczego bardziej nie pragn膮艂 ni偶 tego, by si臋 jej pozby膰.

Letty nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo szli. Wydawa艂o jej si臋, 偶e wieczno艣膰. W rzeczywisto艣ci przeszli pewnie p贸艂tora kilometra. Krajobrazy Hojancha, jak ten przy granicy z Zarcero, by艂y niewypowiedzianie pi臋kne i r贸偶norodne. Maszerowali po spalonej s艂o艅cem trawie. Powietrze by艂o ju偶 ch艂odniejsze, 艂agodne i mia艂o s艂odki zapach.

Zanim Murphy si臋 zatrzyma艂, Letty bola艂y nogi, k艂u艂o j膮 w p艂ucach, ale mimo morderczego tempa zdo艂a艂a dotrzyma膰 mu kroku.

Zatkn膮艂 kawa艂ek bia艂ego papieru w ga艂臋ziach roz艂o偶ystej cynerarii i oznajmi艂 kategorycznie:

Nie wyruszymy do Zarcero, dop贸ki nie nauczysz si臋 celnie strzela膰.

Pan chyba 偶artuje.

Jedno zimne spojrzenie Murphy鈥檈go potwierdzi艂o, 偶e nie 偶artuje.

Nie za to panu p艂ac臋. 鈥 Nienawidzi艂a broni i nie mog艂a sobie nawet wyobrazi膰, 偶e b臋dzie musia艂a strzela膰, a co dopiero zabi膰 cz艂owieka. Pr臋dzej sama zginie.

Niestety, Murphy nie dawa艂 jej wyboru. Albo nauczy si臋 w艂ada膰 broni膮, albo poczeka, a偶 on wr贸ci z Zarcero z Lukiem.

Prosz臋 da膰 mi bro艅 鈥 za偶膮da艂a zdecydowana, 偶e na z艂o艣膰 Murphy鈥檈mu nauczy si臋 strzela膰.



Rozdzia艂 8.


Blask ksi臋偶yca odbija艂 si臋 w spokojnych wodach rzeki Cojon, kt贸ra dzieli艂a Hojancha i Zarcero. Niewielka motor贸wka Carlosa robi艂a tyle ha艂asu, co pi艂a tarczowa. Letty zastanawia艂a si臋, jak to mo偶liwe, 偶eby nikt ich nie s艂ysza艂.

Po wielu godzinach le偶enia pod brezentem by艂a spi臋ta i zdr臋twia艂a. Murphy, przebrany w str贸j po偶yczony od miejscowego rybaka, siedzia艂 obok Carlosa w 艂贸dce niewiele wi臋kszej od pontonu, kt贸ra 鈥 ku zdumieniu Letty 鈥 utrzymywa艂a si臋 na powierzchni z ich trojgiem i baga偶em.

Letty mia艂a ochot臋 si臋 zbuntowa膰. Czy to sprawiedliwe, 偶e ona siedzi pod brezentem, a Murphy nie. Ale wiedzia艂a, 偶e sprzeciw do niczego dobrego nie prowadzi. Kiedy Murphy wbi艂 sobie co艣 do g艂owy, tylko sam B贸g m贸g艂by go przekona膰, 偶eby zmieni艂 zdanie.

Letty na przemian wstrzymywa艂a oddech i zamyka艂a oczy, 偶eby nie czu膰 smrodu zgni艂ych ryb. Ale to wcale nie pomaga艂o. Wiele by da艂a, 偶eby zasn膮膰. Poprzedni膮 noc sp臋dzi艂a na tylnym siedzeniu d偶ipa, gdzie podskakiwa艂a jak popcorn na patelni. Sen w takiej podr贸偶y by艂 r贸wnie mo偶liwy, co 艣ci膮gni臋cie gwiazdki z nieba.

Murphy tak偶e nie odpoczywa艂 i Letty zastanawia艂a si臋, jak on si臋 czuje. Nic nie by艂o po nim wida膰, ale m贸g艂 odmawia膰 sobie snu tylko dlatego, 偶eby dowie艣膰, jak bardzo jest wytrzyma艂y.

Niem膮drze, 偶e pan zabra艂 ze sob膮 kobiet臋. 鈥 Letty us艂ysza艂a s艂owa Carlosa. Musia艂a wyt臋偶y膰 s艂uch, 偶eby us艂ysze膰 odpowied藕 Murphy鈥檈go.

Nie mia艂em wyboru.

Co jest tak wa偶nego w Zarcero, 偶e ryzykujecie 偶yciem?

Im mniej pan wie, tym lepiej 鈥 odpowiedzia艂 Murphy bez emocji. Silnik dzia艂a艂 na wolniejszych obrotach.

Jest dobr膮 kobiet膮. 鈥 Murphy parskn膮艂.

W innych okoliczno艣ciach Letty mog艂aby czu膰 si臋 winna, 偶e u偶y艂a podst臋pu, by Murphy towarzyszy艂 jej do Zarcero, ale nie po jego obra藕liwej propozycji. Mia艂 to, na co zas艂ugiwa艂.

Martwi艂a si臋 tym, 偶e jej my艣li jak bumerang wraca艂y do nocy, kt贸r膮 sp臋dzili razem. Na chwil臋 straci艂a rozum. Nie by艂a doskona艂a, ale nie zachowywa艂a si臋 jak jej matka, kt贸ra sprzeda艂a siebie i rodzin臋 za rozkosz, jak膮 znalaz艂a w ramionach innego m臋偶czyzny.

Jednego by艂a pewna: to si臋 nie powt贸rzy.

Silnik motor贸wki ucich艂 i Letty wyjrza艂a spod brezentu. Zwr贸ci艂a twarz w stron臋 w膮skiego otworu i wychyli艂a si臋, by zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza.

Jeste艣my na miejscu? 鈥 spyta艂a szeptem.

Mia艂a艣 by膰 cicho odpowiedzia艂 Murphy niespokojnie.

Chc臋 st膮d wyj艣膰.

Wszystko w swoim czasie. 鈥 Przycisn膮艂 j膮 butem do pok艂adu. 鈥 A teraz ani drgniesz, jasne?

Tutaj podobno jest pe艂no oddzia艂贸w rebeliant贸w 鈥 ostrzeg艂 Carlos. 鈥 Trzymajcie si臋 z dala od g艂贸wnych dr贸g.

Letty nie czeka艂a ani chwili d艂u偶ej. Nie by艂a pewna, czy Murphy jej nie zostawi. Odrzuci艂a brezent i usiad艂a. By艂o strasznie ciemno, ale spostrzeg艂a, 偶e najemnik jest niezadowolony.

Motor贸wka lekko uderzy艂a o brzeg.

Murphy chwyci艂 Letty za rami臋 i pom贸g艂 jej wsta膰.

B膮d藕 tak cicho, jak tylko mo偶esz, jasne! rozkaza艂.

Nie mam zamiaru 艣piewa膰.

Murphy wyskoczy艂 na brzeg. Letty sama musia艂a poradzi膰 sobie z wysiadaniem, bo on zaj膮艂 si臋 baga偶em.

Carlos da艂 mu rzeczy, kt贸re dostarczy艂 Ramirez.

Uwa偶ajcie na siebie, przyjaciele. 鈥 ostrzeg艂 ich, po czym zr臋cznie odbi艂 od brzegu. 鈥 Ka偶dej nocy b臋d臋 czeka艂 na sygna艂 od was.

Dzi臋kujemy 鈥 wyszepta艂a Letty i pomacha艂a mu.

Chod藕 鈥 ponagli艂 j膮 Murphy. 鈥 Pami臋taj o tym, co powiedzia艂 Carlos.

Staruszek du偶o m贸wi艂, g艂贸wnie po to, 偶eby zniech臋ci膰 Letty do wyprawy. Dlatego nie zwraca艂a na to wi臋kszej uwagi.

Chod藕, przed nami d艂uga droga.

Nie b臋d臋 dla pana przeszkod膮. 鈥 Zawzi臋艂a si臋, 偶e pr臋dzej padnie, ni偶 da mu pow贸d do satysfakcji. Carlos nazwa艂 ich przyjaci贸艂mi. Jemu mogli ufa膰.

Murphy ruszy艂, zarzuciwszy sobie baga偶 na plecy. Letty po艣piesznie przewiesi艂a sobie plecak przez rami臋 i pod膮偶y艂a za nim. Milczeli.

W innych okoliczno艣ciach Letty zatrzyma艂aby si臋, by podziwia膰 niebo. Nieliczne gwiazdy nik艂ym 艣wiat艂em rozja艣nia艂y noc. Po morderczym upale w ci膮gu dnia ch艂odny wiatr przynosi艂 wyczekiwan膮 ulg臋.

Murphy nie da艂 Letty czasu na patrzenie w gwiazdy. Przy艣pieszy艂a kroku, 偶eby go dogoni膰. Po chwili zabrak艂o jej tchu, ale si臋 nie skar偶y艂a. Usi艂owa艂a oddycha膰 miarowo i dotrzyma膰 mu kroku.

Zrobili przerw臋 tylko raz i w艂a艣nie wtedy wyda艂o mu si臋, 偶e co艣 us艂ysza艂. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, przycisn膮艂 palec do ust i zamar艂. Ta chwila trwa艂a wieczno艣膰. Noc przemawia艂a do nich strz臋pami d藕wi臋k贸w. G艂os ptaka brzmia艂 jak granie 艣wierszcza albo wo艂anie ma艂p, a w grubym listowiu szele艣ci艂 wiatr. Letty czu艂a zapach orchidei. J膮 tak偶e oczarowa艂a atmosfera kraju, kt贸ry tak bardzo pokocha艂 Luke.

Wydawa艂o si臋, 偶e ten post贸j trwa wiecznie. W ko艅cu ruszyli dalej. Do Letty dotar艂o, 偶e od tej chwili zdana jest ca艂kowicie na Murphy鈥檈go. Jej 偶ycie i 偶ycie Luke鈥檃 spoczywa艂o w r臋kach tego cz艂owieka. Uzmys艂owi艂a sobie, 偶e niewiele o nim wie poza nazwiskiem i numerem skrytki pocztowej. Przez kilka lat sortowa艂a przesy艂ki, kt贸re do niego przychodzi艂y 鈥 g艂贸wnie rachunki i czasopisma, najcz臋艣ciej o tematyce wojskowej. Wiedzia艂a o nim tak ma艂o, mimo to powierzy艂a mu 偶ycie.

Dotarli do gospodarstwa, o kt贸rym wspomina艂 Carlos, i Letty odetchn臋艂a z ulg膮. Szelki plecaka wrzyna艂y jej si臋 w ramiona, a od marszu w morderczym tempie bola艂y j膮 艂ydki.

Poczekaj tutaj 鈥 rzek艂 Murphy w艂adczym tonem, jakim zwykle si臋 do niej zwraca艂. Zaprowadzi艂 j膮 pod ogromne drzewo.

Dok膮d pan idzie?

Nie b臋d臋 ci si臋 t艂umaczy艂 鈥 warkn膮艂. 鈥 Wr贸c臋 tak szybko, jak si臋 da.

Otworzy艂a usta, 偶eby si臋 sprzeciwi膰, ale wiedzia艂a, 偶e to bez sensu.

Carlos powiedzia艂, 偶e jego kuzyn zapewni im wszystko, czego b臋d膮 potrzebowali. Letty podesz艂aby do drzwi, grzecznie zapuka艂a i si臋 przedstawi艂a. Ale nie Murphy. On pewnie uwa偶a艂, 偶e lepiej si臋 w艂amywa膰 jak przest臋pca.

Niestety, ksi臋偶yc nie 艣wieci艂 na tyle jasno, by Letty mog艂a zobaczy膰, dok膮d poszed艂. Po prostu znikn膮艂 w mroku. Mo偶e naogl膮da艂a si臋 za du偶o film贸w z Jamesem Bondem.

Letty usiad艂a i przywar艂a plecami do pnia drzewa. Musia艂a chyba zasn膮膰, bo kiedy si臋 ockn臋艂a, Murphy zd膮偶y艂 wr贸ci膰.

Sp臋dzimy noc w stodole 鈥 wyszepta艂.

Przetar艂a zaspan膮 twarz i skin臋艂a g艂ow膮. Spodoba艂oby jej si臋 wszystko, co mia艂o zwi膮zek ze spaniem.

Jest tam ma艂a stod贸艂ka. 鈥 Skierowa艂a ku niemu pytaj膮ce spojrzenie.

B臋dziemy tam razem.

Zmarszczy艂a czo艂o, nie rozumiej膮c, o co chodzi.

Inaczej m贸wi膮c, 艣pimy obok siebie.



Rozdzia艂 9.


Marcie Alexander sta艂a na zapleczu salonu kosmetycznego i analizowa艂a dotychczasowe 偶ycie. M臋偶czy藕ni j膮 peszyli i dra偶nili.

Przez pierwsze trzydzie艣ci jeden lat z p艂ci膮 przeciwn膮 mog艂a porozumie膰 si臋 wy艂膮cznie w 艂贸偶ku. Ale sko艅czy艂a z tym. Mia艂a dosy膰 czekania nie wiadomo na co, podczas gdy jej przyjaci贸艂ki powychodzi艂y za m膮偶 i za艂o偶y艂y rodziny. Okazje przechodzi艂y jej ko艂o nosa.

Nigdy nie mia艂a problemu, 偶eby podoba膰 si臋 m臋偶czyznom. Bywa艂o, 偶e umawia艂a si臋 jednocze艣nie z trzema lub czterema. Ale nie czu艂a, 偶e jest obiektem po偶膮dania i zachwytu.

Mia艂a m臋偶czyzn na pstrykni臋cie palcami. Trafiali si臋 zw艂aszcza ci w potrzebie. Od kiedy sko艅czy艂a szesna艣cie lat i straci艂a dziewictwo na tylnym siedzeniu samochodu w kinie samochodowym na filmie 鈥濿艣ciek艂y byk鈥, utrzymywa艂a regularne kontakty z p艂ci膮 przeciwn膮. Niestety, kontakty te rzadko trwa艂y d艂u偶ej ni偶 miesi膮c, w najlepszym wypadku 鈥 dwa.

Przez lata Marcie dosta艂a bolesn膮 nauczk臋. M臋偶czy藕ni jej pochlebiali, zalecali si臋 do niej, po偶yczali pieni膮dze 鈥 kt贸re rzadko zwracali 鈥 a potem j膮 porzucali. Ten scenariusz stale si臋 powtarza艂. Marcie zakochiwa艂a si臋 i odkochiwa艂a tak cz臋sto, 偶e zacz臋艂o to przypomina膰 kr臋cenie si臋 w drzwiach obrotowych.

M臋偶czy藕ni do niej lgn臋li. Przewa偶nie bez grosza, tacy, kt贸rzy oczekiwali, 偶e rozwi膮偶e ich problemy. Wyspecjalizowa艂a si臋 w akcjach ratunkowych. Przez lata 偶y艂a w przekonaniu, 偶e wszyscy ci biedni, nie zrozumiani m臋偶czy藕ni potrzebuj膮 mi艂o艣ci dobrej kobiety.

Poszukuj膮c m臋偶a, posun臋艂a si臋 nawet do tego, 偶e wzi臋艂a po偶yczk臋, 偶eby Danny, jej 贸wczesny partner, m贸g艂 wynaj膮膰 adwokata, by uzyska膰 rozw贸d. By艂a pewna, 偶e gdy Danny uwolni si臋 od 偶ony 鈥 hetery, o偶eni si臋 z ni膮. Po dw贸ch miesi膮cach dowiedzia艂a si臋, 偶e nie by艂 偶onaty. Pieni膮dze wyda艂 na weekend w Vegas z inn膮 kobiet膮. Marcie przez szesna艣cie miesi臋cy sp艂aca艂a po偶yczk臋 w banku.

Najbardziej bola艂o j膮, 偶e kilka jej przyjaci贸艂ek ze szko艂y kosmetycznej wysz艂o za m膮偶 ju偶 po raz drugi. Za艂o偶y艂y rodzin臋 z drugim m臋偶czyzn膮, a Marcie nie uda艂o si臋 upolowa膰 nawet jednego.

Za ka偶dym razem, kiedy widzia艂a kt贸r膮艣 z przyjaci贸艂ek z dzieckiem i zakochanym m臋偶em, czu艂a k艂ucie w sercu. Ona te偶 tego chcia艂a. M臋偶a. Czu艂ego, dobrego m臋偶czyzny, kt贸ry kocha艂by j膮 do szale艅stwa. Jednego m臋偶czyzny, na kt贸rym mog艂aby polega膰 w 偶yciu i w 艂贸偶ku.

B贸g 艣wiadkiem, 偶e zrobi艂a wszystko, co mog艂a. Ale w ci膮gu d艂ugich, czasem burzliwych poszukiwa艅 trafi艂a tylko na jednego kandydata. Johnny鈥檈go.

Oszala艂a na jego punkcie, gdy spotka艂a go w 鈥濸our House鈥, miejscowym barze. Wkr贸tce przekona艂a si臋, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d, za szybko id膮c z nim do 艂贸偶ka. O wiele za szybko.

Odprowadzi艂 j膮 do domu i, wbrew jej naj艣mielszym oczekiwaniom, zosta艂 na noc. Cho膰 bardzo si臋 stara艂a, nie 偶a艂owa艂a tego, co si臋 sta艂o. Seks z Johnnym by艂 niewiarygodny. Chyba najlepszy.

Kiedy opu艣ci艂 j膮 nast臋pnego ranka, Marcie ba艂a si臋, 偶e ju偶 nigdy go nie zobaczy. Niemal rozp艂aka艂a si臋 z rado艣ci, kiedy miesi膮c p贸藕niej pojawi艂 si臋 w jej drzwiach. Postanowi艂a sobie, 偶e je偶eli nadarzy si臋 druga taka okazja 鈥 nie pope艂ni tego samego b艂臋du. Ca艂e 偶ycie czeka艂a na m臋偶czyzn臋 takiego jak Johnny i chcia艂a znale藕膰 spos贸b, by wyj艣膰 za niego. Niewa偶ne, ile mia艂oby j膮 to kosztowa膰.

Niestety, pod wp艂ywem Johnny鈥檈go zmi臋k艂a i zanim u艣wiadomi艂a sobie, co si臋 dzieje, zn贸w wyl膮dowali w sypialni. Tym razem zosta艂 przez ca艂y weekend. Nic im nie przeszkadza艂o. 呕adne mecze telewizyjne. 呕adne telefony. Nic. Nawet nie chcia艂, 偶eby gotowa艂a. Upiera艂 si臋, 偶eby zamawia膰 jedzenie. W dodatku sam za nie p艂aci艂. Kiedy opu艣ci艂 j膮 tym razem, Marcie by艂a tak wyczerpana, 偶e musia艂a wzi膮膰 dwa dni zwolnienia.

Je偶eli istnieje jaki艣 m臋偶czyzna, kt贸ry mo偶e j膮 uszcz臋艣liwi膰, jest nim Johnny. Je艣li chce za niego wyj艣膰, musi w艂a艣ciwie rozegra膰 parti臋.

Marcie wiedzia艂a, 偶e pope艂ni艂a taktyczny b艂膮d, nawi膮zuj膮c intymny kontakt, zanim zrodzi艂a si臋 mi臋dzy nimi wi臋藕 uczuciowa. Johnny powinien pragn膮膰 nie tylko jej cia艂a. Cho膰 o tym wiedzia艂a, znowu da艂a si臋 zaci膮gn膮膰 do 艂贸偶ka. G艂贸wnie dlatego, 偶e Johnny by艂 niesamowitym kochankiem.

Wpada艂 coraz cz臋艣ciej, ale rzadko na d艂u偶ej ni偶 dwa, trzy dni. Czasami zjawia艂 si臋 nieoczekiwanie w salonie, ale zwykle odwiedza艂 jaw mieszkaniu. Nie wyjawi艂a mu, 偶e od kiedy si臋 poznali, nie spa艂a z 偶adnym innym m臋偶czyzn膮, bo i tak by nie uwierzy艂.

Kiedy byli razem, Johnny prawie o sobie nie m贸wi艂. Rzadko zreszt膮 rozmawiali szczerze i nic w tym nic dziwnego. Zaufanie pojawia si臋 z czasem. Je偶eli musz膮 wystarczy膰 jej strz臋py wiadomo艣ci o jego 偶yciu, us艂yszane tu czy tam 鈥 trudno. By艂a cierpliw膮 kobiet膮.

Johnny by艂 wyj膮tkowy. Okaza艂 si臋 kochankiem niesamolubnym i tw贸rczym. Jej poprzedni partnerzy byli seksualnymi brontozaurami. Dla nich zbli偶enie polega艂o na tym, 偶eby zedrze膰 z niej ubranie, rzuci膰 j膮 na 艂贸偶ko i sapi膮c jak przy zapa艣ci sercowej, dope艂ni膰 aktu, a potem odwr贸ci膰 si臋 i zasn膮膰.

M臋偶czy藕ni, z kt贸rymi kocha艂a si臋 Marcie, niewiele wiedzieli o grze wst臋pnej. Johnny by艂 w tym znakomity. Do艣wiadczenie pozwala艂o jej doceni膰 niespiesznego kochanka, kt贸ry 艂askocze s艂owami i uwodzi mow膮, zanim poca艂uje.

Marcie by艂a zdziwiona, jak 艣wietnie Johnny odgaduje jej nastroje. Czasami tak go pragn臋艂a, 偶e nie mia艂a ochoty traci膰 czasu na d艂ugie, powolne rozbieranie i jego podziw po zdj臋ciu ka偶dej cz臋艣ci garderoby.

Johnny nie potrzebowa艂 s艂贸w, 偶eby odgadn膮膰 jej pragnienia. U艣miecha艂 si臋 mi臋kko i zmys艂owo, a potem szybko porzuca艂 wst臋py. Przyciska艂 j膮 do 艣ciany, zadzieraj膮c jej sp贸dnic臋 do pasa. Pozostawia艂 j膮 omdla艂膮 i bez tchu.

Widywali si臋 do艣膰 cz臋sto, a potem nast膮pi艂a przerwa. Przez kilka miesi臋cy nie mia艂a od niego 偶adnych wie艣ci. Podejrzewa艂a, 偶e jest 偶onaty. Ju偶 kiedy艣 wpad艂a w podobn膮 pu艂apk臋, wi臋c zna艂a si臋 na rzeczy. Johnny by艂 wolnym strzelcem, handlowcem i jego praca wymaga艂a cz臋stych wyjazd贸w na d艂ugie tygodnie.

Chocia偶 umiera艂a z ciekawo艣ci, nie pyta艂a go o nic, skoro nie mia艂 ochoty o sobie m贸wi膰. Zbyt dobrze wiedzia艂a, 偶e stawianie wymaga艅 potencjalnemu kandydatowi na m臋偶a to najlepszy spos贸b, 偶eby go odstraszy膰. Do艣wiadczenie nauczy艂o j膮, 偶e sam d藕wi臋k s艂owa 鈥瀦obowi膮zanie鈥 dzia艂a jak sygna艂 do ucieczki. Zasypuj膮c faceta pytaniami, skre艣la艂o si臋 szans臋 na trwa艂y zwi膮zek.

Marcie zd膮偶y艂a pope艂ni膰 w 偶yciu zbyt wiele b艂臋d贸w, 偶eby wpa艣膰 w podobn膮 pu艂apk臋. Chcia艂a Johnny鈥檈go i postanowi艂a, 偶e b臋dzie cierpliwa.

Johnny d艂ugo nie dawa艂 znaku 偶ycia. Marcie my艣la艂a, 偶e go straci艂a. To w艂a艣nie wtedy gruntownie przeanalizowa艂a swoje 偶ycie. Nie spodoba艂o jej si臋 to, co zobaczy艂a. Zdecydowa艂a si臋 na kilka zmian.

Najpierw postanowi艂a, 偶e nie p贸jdzie ju偶 z nikim do 艂贸偶ka, dop贸ki nie b臋dzie mia艂a obr膮czki na palcu. Decyzja ta z pocz膮tku wyda艂a si臋 jej drastyczna. Marcie czerpa艂a rado艣膰 z aktywnego, zdrowego 偶ycia seksualnego, od kiedy by艂a nastolatk膮. Zaskoczona stwierdzi艂a si臋, 偶e celibat cieszy j膮 bardziej.

Zmieni艂a radykalnie styl ubierania. Przesta艂a ocenia膰 ciuchy pod k膮tem, jak seksowna wyda si臋 w nich m臋偶czy藕nie czy jak uwodzicielsko w nich wygl膮da. Wybiera艂a rzeczy, w kt贸rych dobrze si臋 czu艂a i kt贸re jej samej si臋 podoba艂y.

Po dokonaniu tych zmian zacz臋艂a te偶 ocenia膰 m臋偶czyzn nie tylko pod k膮tem, jak bardzo jej potrzebuj膮. Przesta艂y j膮 interesowa膰 akcje ratunkowe. Zaoszcz臋dzone pieni膮dze i trzymanie energii na wodzy sprawi艂y, 偶e poczu艂a si臋 o wiele m艂odziej.

Chcia艂a wyj艣膰 za Johnny鈥檈go, ale je艣li to nie by艂o mo偶liwe, postanowi艂a rozejrze膰 si臋 za kim艣 innym. Rozpocz臋艂a wi臋c polowanie na m臋偶a. Takiego, kt贸ry nie chadza do bar贸w.

Potraktowa艂a rzecz na tyle powa偶nie, 偶e zapisa艂a si臋 do biblioteki. W szkole niezbyt przyk艂ada艂a si臋 do nauki, wi臋c nawet nie umia艂a dobrze czyta膰. Zacz臋艂a wypo偶ycza膰 ksi膮偶ki na kasetach. Wkr贸tce zrobi艂a post臋py i zacz臋艂a czyta膰 samodzielnie. Szczeg贸lnie poradniki.

Nie potrzebowa艂a wiele czasu, 偶eby si臋 zorientowa膰, 偶e jest kobiet膮, kt贸ra kocha za bardzo.

Za bardzo. Za cz臋sto. Za kr贸tko.

Teraz wierzy艂a, 偶e jest bliska sukcesu. Pozna艂a kogo艣 porz膮dnego, a tu do jej 偶ycia znowu wtargn膮艂 Johnny. Nie by艂a t膮 sam膮 kobiet膮, kt贸r膮 zostawi艂. By艂 te偶 Clifford. Umawia艂a si臋 z nim od dw贸ch miesi臋cy, co by艂o swego rodzaju rekordem. To niew膮tpliwie najd艂u偶szy okres, kiedy spotyka艂a si臋 z m臋偶czyzn膮, nie id膮c z nim do 艂贸偶ka.

Clifford Cradmen by艂 w艂a艣cicielem firmy hydraulicznej, gra艂 w miejscowej dru偶ynie pi艂karskiej i nigdy nie poprosi艂 o po偶yczk臋. Raz zabrak艂o mu czek贸w, ale szybko odda艂 jej pieni膮dze. Nie藕le ca艂owa艂. Ich pieszczoty kilka razy zabrn臋艂y daleko, ale zawsze ko艅czy艂 gr臋, zanim sprawy wymkn臋艂y si臋 spod kontroli. Tylko raz zaproponowa艂, by sp臋dzili razem noc. Marcie delikatnie ten pomys艂 odrzuci艂a, a on nie nalega艂. W ko艅cu nie by艂by m臋偶czyzn膮, gdyby nie mia艂 ochoty na seks.

Umawiali si臋 tak d艂ugo, 偶e Marcie swobodnie m贸wi艂a o 鈥瀒ch zwi膮zku鈥. Po raz pierwszy w 偶yciu sta艂a na pewnym gruncie i nie mia艂a zamiaru dopu艣ci膰, 偶eby zepsu艂 to weekend w ramionach Johnny鈥檈go.

Przemy艣la艂a wszystko. Johnny pojawi艂 si臋 w mie艣cie na kr贸tko, szuka艂 rozrywki, a ona jest rozrywkow膮 dziewczyn膮. A raczej by艂a.

Znalaz艂a si臋 w rozterce, kiedy Johnny wszed艂 na zaplecze, dostrzeg艂a b艂ysk pragnienia w jego oczach. Niech B贸g ma j膮 w swojej opiece 鈥 ona te偶 go pragn臋艂a. Mimo to zdo艂a艂a mu si臋 oprze膰, co by艂o dowodem, jak bardzo si臋 zmieni艂a.

Johnny na pewno wr贸ci. Marcie za艂o偶y艂aby si臋 o ostatniego dolara. Nie mia艂 w zwyczaju przegrywa膰 i zawsze dostawa艂 to, co chcia艂. Podejrzewa艂a, 偶e nast臋pnym razem pojawi si臋 z czym艣 o wiele wi臋kszym ni偶 bukiet tanich kwiat贸w.

Marcie.

S艂ucham 鈥 odpowiedzia艂a przez rami臋.

Kto艣 przyszed艂 si臋 z tob膮 zobaczy膰.

Co艣 w g艂osie Samanthy da艂o jej do zrozumienia, 偶e to nie klientka. Marcie potrafi艂a wyprawia膰 cuda z w艂osami starszych pa艅. Starsze kobietki j膮 ub贸stwia艂y, bo Marcie po艣wi臋ca艂a im du偶o czasu.

Kto? Zna艂a rozk艂ad dnia i wiedzia艂a, 偶e na dzi艣 koniec. Ton g艂osu Samanthy 艣wiadczy艂, 偶e to m臋偶czyzna. Pewnie Johnny.

Chod藕 i zobacz.

Marcie wysz艂a z zaplecza, wycieraj膮c d艂onie w r臋cznik i modl膮c si臋 o do艣膰 si艂y, by mu si臋 oprze膰. Tylko Johny鈥檈mu uda艂oby si臋 rozpi膮膰 guziki jej bluzki. Najpierw zobaczy艂a ogromnego pluszowego misia.

Cze艣膰, kochanie. 鈥 Zza wypchanego zwierzaka wy艂oni艂a si臋 g艂owa Clifforda. U艣miecha艂 si臋 szeroko.

Clifford. 鈥 Ul偶y艂o jej tak bardzo, 偶e omal si臋 nie rozp艂aka艂a.

To tylko taki drobiazg, 偶eby艣 wiedzia艂a, jak bardzo ci臋 kocham.



Rozdzia艂 10.


Powinienem spa膰, pomy艣la艂 ponuro Murphy. I niew膮tpliwie by spa艂, gdyby nie irytowa艂a go os贸bka le偶膮ca obok.

Przyjaciel Carlosa zaoferowa艂 im nocleg. Wy艣wiadczaj膮c im t臋 przys艂ug臋, m臋偶czyzna ryzykowa艂 偶yciem. W ko艅cu on i Letty byli obcokrajowcami, a ten cz艂owiek nie mia艂 wobec nich 偶adnych zobowi膮za艅.

To Murphy nalega艂, by zostali w stodole. Panna 鈥 cnotka obrzuci艂a pomieszczenie takim spojrzeniem, jakby oczekiwa艂a, 偶e Murphy ulokuje j膮 w hotelu 鈥濰ilton鈥. Co za wymagania!

Murphy by艂 z艂y, 偶e zgodzi艂 si臋 na t臋 eskapad臋. Znalaz艂 si臋 w Teksasie, bo pragn膮艂 troch臋 odpoczynku i relaksu. A tymczasem 鈥 ryzykuje w艂asnym ty艂kiem dla jakiego艣 faceta, kt贸ry dawno nie 偶yje. Wszystko dlatego, 偶e tej kobiecie si臋 wydaje, 偶e jest inaczej.

By艂 niespe艂na rozumu, 偶e si臋 na to zgodzi艂. Sp臋dzi艂 z Letty Madden nieca艂e dwa dni i nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰, 偶eby mia艂o trwa膰 to d艂u偶ej.

Denerwowa艂a go nawet, gdy spa艂a. 呕y艂a w strachu, 偶e j膮 wykorzysta. Zdziwi艂aby si臋. Wola艂by zosta膰 mnichem, ni偶 jej dotkn膮膰.

Ta kobieta sama nie wiedzia艂a, czego chce. Jej cia艂o m贸wi艂o co艣 innego ni偶 usta.

Nie przyznawa艂a si臋 do swoich pragnie艅. Wbija艂a w niego wzrok, zwil偶a艂a usta i kusi艂a go o wiele bardziej, ni偶 normalny m臋偶czyzna jest w stanie wytrzyma膰.

Jedna noc sp臋dzona z ni膮 sprawi艂a, 偶e pragn膮艂 nast臋pnych. To nie wchodzi艂o w rachub臋. Ta kobieta by艂a problemem. Ogromnym problemem.

Musia艂aby si臋 rozebra膰 do naga i b艂aga膰 go, 偶eby si臋 z ni膮 kocha艂. Mo偶e wtedy by si臋 skusi艂. Ale zastanowi艂by si臋 nad tym ze dwa razy.

Rozw艣cieczona dziewica mo偶e... Przerwa艂. Letty nie by艂a ju偶 dziewic膮. Po艣wi臋ci艂a dziewictwo w zamian za pomoc.

Poczu艂 偶al. 呕al i poczucie winy. Czu艂 si臋 nieswojo i niezr臋cznie.

Murphy chcia艂 sobie przypomnie膰, co mi臋dzy nimi zasz艂o. Cho膰 usilnie pr贸bowa艂, nie pami臋ta艂.

Letty smacznie spa艂a u jego boku. Mieli jeden koc. Upar艂a si臋, 偶eby po艂o偶y膰 go na sianie, zamiast u偶y膰 jako przykrycia.

G艂臋boki, miarowy oddech kobiety wprowadzi艂 Murphy鈥檈go w stan p贸艂snu. Le偶a艂 na plecach, trzymaj膮c r臋k臋 pod g艂ow膮, i zmusza艂 cia艂o do odpoczynku.

Za kilka godzin zrobi si臋 jasno. Wola艂by przemieszcza膰 si臋 w nocy. Zar贸wno Carlos, jak i Juan ostrzegali go przed rebeliantami, kt贸rzy kr膮偶膮 po wsiach. Murphy 偶a艂owa艂, 偶e nie mo偶e sobie pozwoli膰 na luksus czekania. Potrzebny mu by艂 samoch贸d, ale w pobli偶u nie by艂o komisu z u偶ywanymi samochodami.

Bez 艣rodka transportu minie par臋 dni, zanim dostan膮 si臋 do San Paulo. Letty powiedzia艂a, 偶e misja Luke鈥檃 znajduje si臋 w Managna, oko艂o pi臋tnastu kilometr贸w od stolicy.

San Paulo by艂o po艂o偶one w 艣rodkowej cz臋艣ci kraju, w zielonej dolinie. Niezale偶nie od tego, jak膮 drog臋 obior膮, b臋d膮 musieli pokona膰 zwarty 艂a艅cuch g贸rski.

Murphy uzna艂, 偶e dobrze b臋dzie, je偶eli przedostan膮 si臋 do najbli偶szej wioski i ukradn膮 d偶ipa, najlepiej wojskowego. Kradzie偶 nie stanowi艂a dla niego problemu, je偶eli wykonywa艂 jakie艣 zlecenie. Zw艂aszcza je艣li przedmiot kradzie偶y nale偶a艂 do przeciwnika.

Letty odwr贸ci艂a si臋 na bok, twarz膮 do niego. Chyba by艂o jej ch艂odno, bo ca艂ym cia艂em przywar艂a do Murphy鈥檈go. My艣la艂, jak si臋 od niej uwolni膰, ale po艂o偶y艂a g艂ow臋 na jego ramieniu, kt贸re pos艂u偶y艂o jej za poduszk臋.

M贸g艂by dzieli膰 ciep艂o swojego cia艂a z kimkolwiek, ale nie chcia艂 zosta膰 przez ni膮 oskar偶ony, 偶e zrobi艂 co艣 niew艂a艣ciwego. Ta kobieta 偶y艂a w mylnym przekonaniu, 偶e Murphy po偶膮da jej stale we dnie i nocy. Pr臋dzej nastanie ch艂odny dzie艅 w piekle, ni偶 da jej pow贸d do satysfakcji.

Zmru偶y艂 oczy. Stara艂 si臋 zignorowa膰 jej blisko艣膰. I prawie mu si臋 uda艂o, ale Letty j臋kn臋艂a. Zmarszczy艂 czo艂o, zastanawiaj膮c si臋, czy mu sienie zdawa艂o.

J臋kn臋艂a znowu, tym razem g艂o艣niej, jakby co艣 sprawia艂o jej dotkliwy b贸l. Murphy czeka艂, niepewny co zrobi膰. Rzuca艂a g艂ow膮 na wszystkie strony, a z jej ust wydobywa艂o si臋 ciche zawodzenie, kt贸re przypomina艂o p艂acz.

Letty 鈥 wyszepta艂, nie chc膮c jej przestraszy膰. Nie m贸g艂 dopu艣ci膰, 偶eby zacz臋艂a krzycze膰. Nie potrzebowali og艂asza膰 o swoim przybyciu rebeliantom.

Tylko zd膮偶y艂 o tym pomy艣le膰, kiedy Letty zerwa艂a si臋 i wyda艂a z siebie mro偶膮cy krew w 偶y艂ach krzyk.

Murphy b艂yskawicznie przewr贸ci艂 j膮 na plecy i zas艂oni艂 usta d艂oni膮.

Otworzy艂a szeroko oczy. W 艣wietle ksi臋偶yca jej szalone spojrzenie spotka艂o si臋 z jego wzrokiem. To, co by艂o si臋 p贸藕niej, zaskoczy艂o go jeszcze bardziej ni偶 krzyk. Letty cicho zaszlocha艂a i obj臋艂a go r臋kami za szyj臋, jakby nie chcia艂a go wypu艣ci膰. Ukry艂a twarz w szyi Murphy鈥檈go i zacz臋艂a p艂aka膰.

Letty? 鈥 Do艣wiadczy艂 w 偶yciu niemal wszystkiego, ale nie mia艂 poj臋cia, jak si臋 pociesza p艂acz膮c膮 kobiet臋. 鈥 Co si臋 sta艂o?

Mia艂am sen. 鈥 Obj臋艂a go mocniej. Zacz臋艂a dr偶e膰 w jego ramionach.

Nie ma si臋 czym przejmowa膰, wszystko w porz膮dku 鈥 powiedzia艂 tak rzeczowo, jak tylko potrafi艂.

Nie. Nie jest w porz膮dku. M贸j brat okropnie cierpi. 鈥 M贸g艂 si臋 domy艣li膰, 偶e przy艣ni艂 jej si臋 brat.

To tylko sen, Letty. Nie wiesz, co si臋 dzieje z Lukiem.

Wiem. Widzia艂am go.

Widzia艂a艣 go? 鈥 Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e mi臋dzy Letty i jej bratem istnieje telepatia. Usi艂owa艂a przekona膰 go o psychicznym zwi膮zku. Zgoda, byli bli藕ni臋tami. Ale Luke jest m臋偶czyzn膮, a ona kobiet膮. Czyta艂, 偶e co艣 takiego mo偶e si臋 zdarzy膰 mi臋dzy bli藕ni臋tami jednojajowymi, ale i tak nie by艂 o tym przekonany.

Torturuj膮 go.

W to akurat m贸g艂 uwierzy膰. Je偶eli misjonarza jeszcze nie zamordowali, na pewno by艂 przes艂uchiwany. Tylko co brat Letty m贸g艂 wyjawi膰?

Letty poczu艂a si臋 w ramionach Murphy鈥檈go niewiarygodnie b艂ogo i bezpiecznie. Automatycznie odgarn膮艂 jej w艂osy z twarzy. 鈥 Musimy go odnale藕膰.

Odnajdziemy 鈥 odpowiedzia艂, jakby wierzy艂, 偶e to mo偶liwe. 鈥 Letty westchn臋艂a g艂o艣no, a jej ciep艂y oddech dotkn膮艂 sk贸ry w zag艂臋bieniu jego szyi.

Obiecaj mi 鈥 nalega艂a. Obiecaj, 偶e nie wyjedziemy z Zarcero, dop贸ki nie odnajdziemy Luke鈥檃.

Nie m贸g艂 tego zrobi膰.

Letty, b膮d藕 rozs膮dna.

B艂agam, musimy go uratowa膰.

Murphy milcza艂. Nie by艂 okrutny. By艂 tylko realist膮. Chcia艂by jej z艂o偶y膰 wszystkie mo偶liwe obietnice, ale nie m贸g艂. Nie tym razem.

Nie mia艂 nic przeciwko temu, 偶eby przespa膰 si臋 z kobiet膮. Robi艂 to wiele razy. I m贸wi艂 kobiecie to, co chcia艂a us艂ysze膰.

Ale nie m贸g艂 si臋 zmusi膰, 偶eby zrobi膰 to Letty.

Luke umrze, je偶eli go nie uratujemy. 鈥 Dr偶膮ce s艂owa wychodzi艂y z jej wilgotnych ust. Murphy czu艂 na sk贸rze ruch jej warg. Czu艂 te偶 wilgo膰 艂ez, kt贸re sp艂ywa艂y po policzkach Letty.

Nie rozumiesz. Luke umiera.

Murphy milcza艂, bo nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰.

Obiecaj mi.

Milczenie nie przynosi艂o jej ulgi. Cicho j臋kn臋艂a z b贸lu i 偶alu.

Dobrze, dobrze 鈥 wyszepta艂 jej we w艂osy. 鈥 Masz moje s艂owo honoru. Niewa偶ne, ile nas to b臋dzie kosztowa膰. Wydostaniemy st膮d Luke鈥檃.

Dzi臋kuj臋. Dzi臋kuj臋 鈥 powt贸rzy艂a kilkakrotnie.

Murphy nie wiedzia艂, jak d艂ugo j膮 tuli艂. Wystarczaj膮co d艂ugo, 偶eby ponownie zasn臋艂a. O wiele d艂u偶ej, ni偶 powinien.

Odnajdzie jej brata. Martwego czy 偶ywego. Murphy by艂 cz艂owiekiem honoru.



Rozdzia艂 11.


Letty obudzi艂a si臋 z g艂ow膮 opart膮 o rami臋 Murphy鈥檈go. Obejmowa艂 j膮 opieku艅czo. Czu艂a si臋 przyjemnie i bezpiecznie, dop贸ki nie przypomnia艂 jej si臋 sen.

Zaniepokojona odsun臋艂a si臋 od Murphy鈥檈go i usiad艂a. Usi艂owa艂a si臋 skupi膰. Luke, biedny Luke, krzycza艂, 偶e chce umrze膰, bo nie mo偶e ju偶 znie艣膰 b贸lu.

Wyczuwa艂a, 偶e jest bliski 艣mierci. Musz膮 dosta膰 si臋 do Managna i odnale藕膰 go, zanim b臋dzie za p贸藕no.

Odgarn臋艂a z twarzy niesforny kosmyk w艂os贸w. Przypomnia艂a sobie, 偶e zesz艂ej nocy przytuli艂a si臋 do Murphy鈥檈go i b艂aga艂a, 偶eby odnalaz艂 jej brata. Da艂 jej s艂owo. Z wahania w jego g艂osie wywnioskowa艂a, 偶e nie przej膮艂 si臋 jej obawami. Mimo to wydusi艂 z siebie, 偶e nie wyjad膮 z Zarcero, dop贸ki nie znajd膮 Luke鈥檃.

Ten m臋偶czyzna by艂 zagadk膮. Sp臋dzili ze sob膮 dwa dni. By艂 w stosunku do niej niecierpliwy i okrutny. Ale ostatniej nocy wzi膮艂 j膮 w ramiona i zgodzi艂 si臋 uratowa膰 Luke鈥檃, cho膰by mia艂 ryzykowa膰 w艂asnym 偶yciem. Letty nie rozumia艂a Murphy鈥檈go, ale podejrzewa艂a, 偶e nikt go nie rozumie.

Poczu艂a, 偶e si臋 obudzi艂. Nie patrzy艂 na ni膮, a ona na niego. Zamar艂a na wspomnienie sceny z poprzedniej nocy.

Musimy si臋 st膮d zbiera膰 鈥 wymrucza艂. 鈥 Im szybciej, tym lepiej. 鈥 Letty wiedzia艂a, 偶e chodzi o bezpiecze艅stwo przyjaciela Carlosa. Podziela艂a jego obawy.

Jak daleko jeste艣my od San Paulo?

Ze sto kilometr贸w, mo偶e wi臋cej. Niedaleko jest miasteczko. Zdob臋d臋 tam samoch贸d.

Murphy chcia艂 go ukra艣膰. Letty nigdy nie uwierzy艂aby, 偶e we藕mie udzia艂 w czym艣 podobnym. W dodatku poczu艂a ulg臋. Samochodem, przy odrobinie szcz臋艣cia, dotr膮 do San Paulo i do Luke鈥檃 przed wieczorem.

Murphy zostawi艂 Letty i poszed艂 si臋 rozejrze膰. Skwapliwie wykorzysta艂a te kilka minut. Spakowa艂a si臋 i kiedy wr贸ci艂, by艂a gotowa do drogi. Chcia艂a jak najszybciej opu艣ci膰 stodo艂臋.

Murphy otworzy艂 jej drzwi. Do zimnego, ciemnego wn臋trza wdar艂 si臋 blask s艂o艅ca, obwieszczaj膮c kolejny pogodny dzie艅 w Zarcero.

Opu艣cili teren farmy i weszli na 艂膮ki, poro艣ni臋te wysokimi trawami. Trzymali si臋 z dala od szosy. Przez dwie godziny maszerowali w milczeniu.

Murphy by艂 wyczulony na ka偶dy d藕wi臋k, bo kilka razy zatrzymywa艂 si臋 niespodziewanie i czeka艂, przyciskaj膮c palec do ust.

Gdy dotarli do li艣ciastego lasu, Murphy zatrzyma艂 si臋 i wyci膮gn膮艂 mena偶k臋. Napi艂 si臋 pierwszy, a potem poda艂 j膮 Letty. Woda mia艂a paskudny smak. Widzia艂a, 偶e Murphy wrzuci艂 do niej jak膮艣 kapsu艂k臋. Podejrzewa艂a, 偶e to tabletka uzdatniaj膮ca wod臋. Letty trudno by艂o stwierdzi膰, jak daleko zaszli. Wydawa艂o jej si臋, 偶e przeszli z osiem kilometr贸w, mo偶e wi臋cej.

By艂a rozczarowana, bo Murphy nie odnosi艂 si臋 do niej przyja藕nie, a przecie偶 zesz艂ej nocy co艣 jej obieca艂.

Nie by艂 rozmowny.

Chyba co艣 postanowi艂, bo usiad艂 pod drzewem, roz艂o偶y艂 na ziemi map臋 i studiowa艂 j膮 uwa偶nie.

Daleko jeszcze do miasteczka? 鈥 spyta艂a Letty.

Nie podni贸s艂 wzroku.

Niedaleko.

Z艂o偶y艂 starannie map臋 i schowa艂 j膮 do plecaka. Wsta艂, Letty niech臋tnie te偶 si臋 podnios艂a.

Zostaniesz tu.

Dlaczego?

Nie odpowiedzia艂, tylko wyci膮gn膮艂 pistolet z kabury i wr臋czy艂 go Letty. Wpatrywa艂a si臋 w bro艅, jakby ba艂a si臋, 偶e wystrzeli jej w d艂oni.

Po co?

Chc臋, 偶eby艣 go mia艂a przy sobie. Zrozumiano?

Ale...

Chcesz znale藕膰 brata czy nie?

Oczywi艣cie, ale...

Wi臋c r贸b, co m贸wi臋. 鈥 Przeszy艂 j膮 wzrokiem. 鈥 Pewnie nie trafi艂aby艣 nawet w najszersz膮 艣cian臋 stodo艂y, ale to jedyna ochrona, jak膮 mog臋 ci zapewni膰.

Co mam robi膰, kiedy ci臋 nie b臋dzie?

Spokojnie czeka膰 鈥 odpowiedzia艂 niecierpliwie. Zacz膮艂 si臋 oddala膰. Letty przysz艂a do g艂owy straszna my艣l.

Murphy?!鈥 zawo艂a艂a.

Obejrza艂 si臋 przez rami臋. Nie wygl膮da艂 na zadowolonego. Spojrza艂a na niego b艂agalnie, ze strachem.

A co je偶eli... Co b臋dzie, je偶eli nie wr贸cisz?

Na jego twarzy pojawi艂 si臋 niewymuszony u艣miech, jakby uzna艂 jej pytanie za komiczne.

Wr贸c臋.

Skin臋艂a g艂ow膮 i u艣miechn臋艂a si臋 dr偶膮cymi wargami.

Dobrze.

Trzyma艂a bro艅 obiema r臋kami i rozgl膮da艂a si臋 podejrzliwie. Zastanawia艂a si臋, czy w krzakach nie czaj膮 si臋 rebelianci, gotowi zaatakowa膰 j膮, gdy Murphy zniknie z pola widzenia.

Zacz臋艂a wo艂a膰 go po raz drugi, bez skutku. Znikn膮艂 w jednej chwili. Wyparowa艂.

Letty chodzi艂a wok贸艂 lasku. Co chwil臋 spogl膮da艂a na zegarek. Murphy odszed艂 pi臋膰 minut temu, a ona ju偶 si臋 martwi艂a.

Przek艂ada艂a pistolet z r臋ki do r臋ki, zastanawiaj膮c si臋, czy by艂aby zdolna zabi膰 cz艂owieka. Szczerze w to w膮tpi艂a.

Lekcje strzelania, kt贸rych udzieli艂 jej Murphy, uwa偶a艂a za bezcelowe. Mo偶e czu艂 si臋 lepiej, zostawiaj膮c jej co艣 do obrony, cho膰 uwa偶a艂a to za bezu偶yteczne.

Dochodzi艂a pi膮ta, dziewi臋膰 godzin po tym, jak Murphy odszed艂. Letty zmusza艂a si臋, 偶eby nie patrze膰 na zegarek. Nie by艂o go o wiele d艂u偶ej, ni偶 si臋 spodziewa艂a.

Mogli go z艂apa膰. Mogli go zabi膰.

Nie m贸g艂 nawet da膰 jej zna膰, 偶e jest w tarapatach. Zabroni艂 rusza膰 si臋 z miejsca, ale w艂a艣ciwie ile czasu ma czeka膰? Dziewi臋膰 godzin to chyba o wiele za d艂ugo.

Cho膰 by艂a to nieprzyjemna perspektywa, musia艂a pogodzi膰 si臋 z mo偶liwo艣ci膮, 偶e Murphy nie wr贸ci. By艂 wprawdzie zawodowcem, ale nie cudotw贸rc膮.

M贸g艂 si臋 natkn膮膰 na grup臋 rebeliant贸w. Mogli go z艂apa膰, kiedy usi艂owa艂 ukra艣膰 samoch贸d, i zamkn膮膰 do wi臋zienia.

Letty obawia艂a si臋 najgorszego. Zastanawia艂a si臋, co teraz zrobi膰. I czy w og贸le co艣 robi膰.

Wpad艂a na pomys艂, 偶eby wr贸ci膰 po 艣ladach na farm臋, ale nie chcia艂a si臋 cofa膰. Nie po tym nocnym koszmarze. Je偶eli chce dotrze膰 na czas do Luke鈥檃, musi kierowa膰 si臋 w stron臋 San Paulo albo Managna i nie mo偶e ca艂ymi dniami czeka膰 na Murphy鈥檈go. Zw艂aszcza je艣li co艣 mu si臋 przydarzy艂o.

Z drugiej jednak strony Murphy鈥檈mu zale偶a艂o, 偶eby Letty s艂ucha艂a jego polece艅. Nigdy nie mia艂a do czynienia z tak twardym i zarozumia艂ym m臋偶czyzn膮. Co robi膰?

Decyzj臋 podj臋艂a kilka minut p贸藕niej, kiedy us艂ysza艂a w pobli偶u odg艂os strzelaniny.

Murphy by艂 w niebezpiecze艅stwie. Czu艂a to. Nie tak, jak czu艂a niebezpiecze艅stwo zagra偶aj膮ce Luke鈥檕wi. Tym razem m贸wi艂a jej to kobieca intuicja.

Musi znale藕膰 spos贸b, by uratowa膰 Murphy鈥檈go.

Nie by艂a pewna, czy post臋puje s艂usznie, ale si臋gn臋艂a po plecak i zarzuci艂a go sobie na ramiona. 艢ciskaj膮c w d艂oni bro艅, skierowa艂a si臋 w t臋 sam膮 stron臋, w kt贸r膮 poszed艂 Murphy.



Rozdzia艂 12


Jack Keller postanowi艂 da膰 Marcie czas na zastanowienie. Zaskoczy艂a go ch艂odnym przyj臋ciem. Z pocz膮tku by艂 z艂y, ale potem zmieni艂 zdanie. W艂a艣ciwie j膮 rozumia艂.

Nie widzieli si臋 od miesi臋cy, a przecie偶 kobieta ma swoj膮 godno艣膰. 艢wiat si臋 zmienia. Ludzie si臋 zmieniaj膮. Zostawi艂 j膮 bez s艂owa. Mia艂a prawo czu膰 si臋 zawiedziona. Chcia艂 jej to wynagrodzi膰. Kiedy ju偶 j膮 udobrucha, mo偶e b臋dzie tak, jak zawsze mi臋dzy nimi bywa艂o.

Marcie by艂a kobiet膮 zmys艂ow膮. Nie艂atwo znale藕膰 tak otwart膮 i 偶ywio艂ow膮 w 艂贸偶ku kobiet臋. Jeszcze rzadsze by艂o to, 偶e nigdy o nic nie pyta艂a ani nie oczekiwa艂a niczego w zamian.

Tym razem przyniesie jej w koszu wspania艂e r贸偶e, przewi膮zane wyszukan膮 jedwabn膮 wst膮偶k膮 zamiast bukietu pospolitych kwiat贸w.

Wystroi艂 si臋. Wprawdzie nie w garnitur i krawat, ale w koszul臋 prosto z pralni i odprasowane spodnie. Zadzwoni艂by najpierw, gdyby wiedzia艂, z jakim przyj臋ciem si臋 spotka.

Samoch贸d Marcie sta艂 przy kraw臋偶niku. Keller si臋 u艣miechn膮艂. Trzeba przyzna膰, 偶e jest sta艂a. Kellerowi si臋 to podoba艂o. Od dziesi臋ciu lat mieszka艂a w tym samym bloku i mia艂a ten sam samoch贸d, od kiedy si臋 poznali.

Zadzwoni艂 do drzwi i czeka艂. By艂 niemal pewien, 偶e otworzy mu w szlafroku, pod kt贸rym nie b臋dzie mia艂a prawie nic. O ile pami臋ta艂, kiedy wraca艂a do domu, przebiera艂a si臋 w co艣 wygodniejszego. Zdecydowanie to pochwala艂.

Ku jego zaskoczeniu Marcie otworzy艂a drzwi w bia艂ych szortach i bezr臋kawniku z golfem.

Johnny. 鈥 Jej g艂os brzmia艂 stanowczo. Nie m贸g艂 wyczu膰, czy si臋 cieszy, 偶e go widzi.

Przyszed艂em przeprosi膰 za wtedy. 鈥 Wygl膮da艂 na skruszonego. 鈥 Pewnie uwa偶asz mnie za neandertalczyka.

Sta艂a po drugiej stronie szklanych drzwi, z r臋k膮 na klamce, jakby nie by艂a pewna, czy go wpu艣ci膰.

Keller pomy艣la艂, 偶e ma艂e k艂amstewko nie zaszkodzi.

Przyszed艂bym wcze艣niej, ale mia艂em wypadek. 鈥 Czasami trzeba nieco naci膮gn膮膰 fakty, cho膰 rzadko to robi艂.

Wypadek? 鈥 Zmartwiona otworzy艂a szeroko 艂adne oczy.

Chcia艂bym z tob膮 porozmawia膰, Marcie. Nic wi臋cej, obiecuj臋. 鈥 Podni贸s艂 obie r臋ce na znak, 偶e si臋 poddaje.

Waha艂a si臋.

Prosz臋. 鈥 Ma艂o kto potrafi艂by si臋 oprze膰 jego wdzi臋kowi. Plan wypali艂. Otworzy艂a drzwi.

Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋 鈥 rzuci艂, wchodz膮c do mieszkania. Powiedzia艂 to tak, jakby mia艂 cholerne szcz臋艣cie, 偶e 偶yje.

By艂 zaskoczony, wystr贸j mieszkania bardzo si臋 zmieni艂. Tylko meble zosta艂y te same. W l艣ni膮cych oknach wisia艂y jasne zas艂ony. Obok krzes艂a sta艂 wiklinowy kosz pe艂en w艂贸czki. Na stoliku do kawy le偶a艂o kilka czasopism.

Usiad艂, nie czekaj膮c na zaproszenie. Da艂 jej do zrozumienia, 偶e trudno mu sta膰, co w艂a艣ciwie nie by艂o dalekie od prawdy. Od tygodni dokucza艂 mu b贸l 偶eber.

Postawi艂 kosz r贸偶 na stoliku do kawy i prawie zwali艂 si臋 na kanap臋.

Co si臋 sta艂o?

Keller ukry艂 u艣miech, s艂ysz膮c trosk臋 w jej g艂osie.

Wypadek samochodowy. 鈥 Chcia艂 jej powiedzie膰, 偶e ma metalow膮 p艂ytk臋 w g艂owie, ale uzna艂, 偶e m贸g艂by przesadzi膰. 鈥 Je偶eli nie masz nic przeciwko temu, wola艂bym o tym nie rozmawia膰.

Oczywi艣cie. 鈥 Jej ciep艂y, troskliwy g艂os by艂 jak balsam po odprawie, jak膮 da艂a mu wcze艣niej.

Na chwil臋 zaleg艂a pe艂na napi臋cia cisza. Wszystko toczy艂o si臋 zgodnie z planem opr贸cz tego, 偶e Marcie sta艂a w odleg艂ym ko艅cu pokoju. Jakby obawia艂a si臋 tego, co mog艂oby si臋 sta膰, gdyby usiad艂a obok. A Keller chcia艂, 偶eby usiad艂a. Gdyby m贸g艂 j膮 poca艂owa膰 raz czy dwa, zmieni艂by si臋 ten dziwny stan rzeczy.

Marcie najwyra藕niej czeka艂a, 偶eby co艣 powiedzia艂, wi臋c wyci膮gn膮艂 z zanadrza pierwsze, co mu przysz艂o do g艂owy.

Wpad艂em nie tylko po to, 偶eby ci臋 przeprosi膰. Chcia艂em ci te偶 podzi臋kowa膰, 偶e wyci膮gn臋艂a艣 mnie z wi臋zienia.

Nie ma za co, Johnny.

Chcia艂bym ci okaza膰, jak bardzo ceni臋 nasz膮 przyja藕艅, Marcie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi艂. 鈥 Kilka miesi臋cy temu wyg艂upi艂 si臋 i zosta艂 aresztowany za b贸jk臋 w barze. Oskar偶enia wprawdzie wycofano, ale gdyby nie Marcie, sp臋dzi艂by noc za kratkami. Odsiedzia艂by swoje, ale Murphy go potrzebowa艂. Musia艂 zd膮偶y膰 na samolot.

Nie jeste艣 mi nic winien 鈥 zapewni艂a, widz膮c, 偶e wyci膮ga portfel. 鈥 Przez ten wypadek chyba zapomnia艂e艣.

Na pewno?

Tak. Tydzie艅 p贸藕niej dosta艂am czek z banku.

To dobrze.

M贸wi艂a mu ju偶 o tym, ale fakt, 偶e chcia艂 si臋 upewni膰, czy nie jest jej nic winien, stawia艂 go w dobrym 艣wietle. Znowu zapanowa艂a kr贸tka, dziwna cisza.

Wygl膮dasz wspaniale. 鈥 Nie przesadza艂. Marcie naprawd臋 艣wietnie wygl膮da艂a. Lepiej ni偶 poprzednio. 鈥 Co si臋 zmieni艂o?

Wiele rzeczy.

Pochyli艂 si臋, obejmuj膮c kolana ramionami.

Masz mo偶e co艣 do picia? 鈥 O ile pami臋ta艂, Marcie mia艂a dobrze zaopatrzony barek.

Mo偶e by膰 kawa?

W pierwszej chwili pomy艣la艂, 偶e 偶artuje, ale okaza艂o si臋, 偶e nie.

Jasne.

Z cukrem i 艣mietank膮?

Nie, czarna.

Wysz艂a z jadalni, a on zosta艂 sam. Odczeka艂 chwil臋, po czym poszed艂 za ni膮 do ma艂ej kuchni.

Marcie by艂a zaj臋ta nastawianiem czajnika. Zerkn臋艂a na niego przez rami臋.

Johnny. 鈥 By艂a zdenerwowana. Po艣piesznie doko艅czy艂a ochryp艂ym g艂osem. 鈥 Powiniene艣 o czym艣 wiedzie膰. Spotykam si臋 teraz z kim艣 innym.

A wi臋c o to chodzi. C贸偶, nie by艂a to 偶adna niespodzianka.

Jest dla mnie naprawd臋 dobry.

Innymi s艂owy 鈥 nie znika na d艂ugie miesi膮ce.

Wzruszy艂a ramionami, jakby nigdy nie przejmowa艂a si臋 jego nieobecno艣ci膮.

Ciesz臋 si臋, kochanie. 鈥 Mia艂 ochot臋 wcisn膮膰 temu facetowi pi臋艣膰 do gard艂a, ale nie m贸g艂 pozwoli膰, by Marcie to wyczu艂a.

Naprawd臋? 鈥 W widoczny spos贸b jej ul偶y艂o. Pokiwa艂 g艂ow膮.

Zas艂ugujesz na wszystko, co najlepsze.

Ekspres do kawy zabulgota艂 i ciemny p艂yn pop艂yn膮艂 do szklanego dzbanka. Marcie odwr贸ci艂a si臋 i otworzy艂a kredens, 偶eby wyci膮gn膮膰 dwa kubki. Keller podszed艂 bli偶ej i przylgn膮艂 do jej plec贸w.

Pozw贸l, 偶e ja to zrobi臋 鈥 wyszepta艂. By艂a mi臋kka, ciep艂a i kobieca. Jej po艣ladki idealnie do niego przylega艂y. Z natury nie by艂 zazdrosny, ale na my艣l o Marcie z innym m臋偶czyzn膮 w 艂贸偶ku zmienia艂 si臋 w potwora. To go zaskoczy艂o.

Powoli odsun膮艂 si臋 od niej i zdj膮艂 dwa kubki.

Opowiedz mi o nowym ch艂opaku 鈥 zagadn膮艂. Im wi臋cej si臋 dowie, tym 艂atwiej b臋dzie mu zdyskwalifikowa膰 konkurenta.

Zauwa偶y艂, 偶e Marcie lekko dr偶膮 r臋ce, kiedy nalewa艂a 艣wie偶o zaparzon膮 kaw臋. U艣miechn膮艂 si臋 w duchu. Ta chwila blisko艣ci sprawi艂a jej tak膮 sam膮 rado艣膰, co i jemu. Nie by艂a z tego zadowolona, ale nie mog艂a zaprzeczy膰.

Nazywa si臋 Clifford Cradmen i jest hydraulikiem.

Hydraulikiem. 鈥 Co艣 si臋 nie zgadza艂o. Marcie, kt贸r膮 zna艂, zanudzi艂aby si臋 na 艣mier膰 w towarzystwie Clifforda Cradmena. To si臋 nie trzyma艂o kupy.

Jest zazdrosny? 鈥 Keller usiad艂 na kuchennym krze艣le.

Clifford? 鈥 Spojrza艂a na niego pytaj膮co. 鈥 Nie wiem. Nigdy nie da艂am mu powodu do zazdro艣ci.

Nie da艂a powodu do zazdro艣ci? Marcie?

My艣lisz, 偶e mia艂by co艣 przeciwko temu, 偶ebym zaprosi艂 ci臋 na kolacj臋? Chcia艂em ci podzi臋kowa膰, 偶e wyci膮gn臋艂a艣 mnie z wi臋zienia.

Nie trzeba.

Przynajmniej tyle mog臋 zrobi膰. 鈥 Stara艂 si臋, 偶eby brzmia艂o to szczerze. 鈥 Je偶eli chcesz, mog臋 si臋 skontaktowa膰 z twoim ch艂opakiem i mu wyt艂umaczy膰. Nie chcia艂bym doprowadzi膰 do nieporozumie艅 mi臋dzy wami.

Marcie spu艣ci艂a wzrok. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e j膮 kusi.

鈥 鈥U Cattlemana鈥. 鈥 Rzuci艂 nazw臋 najdro偶szej restauracji w mie艣cie. Ich oczy si臋 spotka艂y.

Zawsze marzy艂am, 偶eby zje艣膰 tam kolacj臋.

Ledwie si臋 powstrzyma艂 z komentarzem, 偶e hydraulik nie m贸g艂by sobie na to pozwoli膰.


Wi臋c jak, Marcie? Jutro wieczorem. Wpadn臋 po ciebie o sz贸stej. 鈥 Zamkn臋艂a oczy, pokr臋ci艂a g艂ow膮 i powiedzia艂a po艣piesznie:

Nie mog臋.

Wi臋c pojutrze. 鈥 Nie chcia艂 si臋 podda膰. 鈥 Je偶eli te偶 ci nie pasuje, sama zaproponuj dzie艅 i godzin臋.

Odezwa艂a si臋 dopiero po drugiej chwili.

W sobot臋?

Wstrzyma艂a oddech, jakby w dalszym ci膮gu nie by艂a pewna, czy powinna si臋 zgodzi膰.

Niech b臋dzie sobota. 鈥 Keller ucieszy艂 si臋. Czu艂 si臋 tak, jakby wygra艂 decyduj膮c膮 bitw臋. 鈥 B臋d臋 o sz贸stej.

Ale tylko jako przyjaciele 鈥 zastrzeg艂a, nie spuszczaj膮c z niego wzroku.

Oczywi艣cie 鈥 sk艂ama艂. To przyjaciele staj膮 si臋 w ko艅cu najlepszymi kochankami.



Rozdzia艂 13.


Nad Zarcero zapad艂a noc. Letty zgubi艂aby si臋 zupe艂nie, gdyby nie 艣wiat艂a w miasteczku, kt贸re jak ma艂e latarnie morskie wskazywa艂y jej drog臋. Zesz艂a w d贸艂, pokonuj膮c strome zbocze tak ostro偶nie, jak si臋 da艂o. Przy ka偶dym kroku uwa偶a艂a, by nie straci膰 r贸wnowagi. W oddali s艂ycha膰 by艂o pojedyncze strza艂y.

Ksi臋偶yc i gwiazdy dawa艂y niewiele 艣wiat艂a. Kiedy zbli偶y艂a si臋 do miasteczka, us艂ysza艂a ha艂a艣liw膮 muzyk臋 i 艣piew. Dopiero po chwili dotar艂y do niej s艂owa spro艣nej piosenki. Zarumieni艂a si臋, gdy je przet艂umaczy艂a. Wida膰 zamieszki w kraju nie wszystkim przeszkadza艂y.

Na przedmie艣ciach ukry艂a si臋. Zastanawia艂a si臋, co robi膰. Maszerowa艂a cztery czy pi臋膰 godzin i nie natrafi艂a na 艣lad Murphy鈥檈go.

Przyszed艂 po samoch贸d i najwidoczniej nie uda艂o mu si臋. Prawdopodobnie go z艂apali. Letty postanowi艂a, 偶e najpierw ukradnie samoch贸d, a potem poszuka Murphy鈥檈go. Chocia偶 s艂abo zna艂a si臋 na samochodach i silnikach, mia艂a jednak nadziej臋, 偶e przy odrobinie cierpliwo艣ci, pos艂uguj膮c si臋 wsuwk膮 do w艂os贸w, uruchomi stacyjk臋. S艂ysza艂a, 偶e kart膮 kredytow膮 mo偶na otworzy膰 zamkni臋te drzwi, a je艣li to prawda, na pewno wsuwk膮 mo偶na uruchomi膰 samoch贸d.

Przypuszcza艂a, 偶e niema艂o samochod贸w sta艂o pod knajp膮. Ale kradzie偶 jednego z nich i ucieczka by艂y prawie nierealne. Musia艂a si臋 rozejrze膰.

Bezg艂o艣nie pod膮偶a艂a opustosza艂膮 uliczk膮 pod 艣cian膮 jakiego艣 domu. Z czo艂a ciek艂 jej pot; ba艂a si臋, 偶eby jej nie schwytano. Mo偶e powinna poczeka膰... Po chwili dosz艂a do wniosku, 偶e post臋puje w艂a艣ciwie. Zmarnowa艂a ju偶 ca艂y dzie艅, bezskutecznie wyczekuj膮c na powr贸t Murphy鈥檈go. Stara艂a si臋 nie my艣le膰, co si臋 z nim sta艂o ani co oznacza艂a strzelanina.

My艣l, 偶e m贸g艂 zosta膰 zabity, sprawia艂a, 偶e Letty czu艂a b贸l w piersi. Pozby艂a si臋 jej jak najszybciej. Postanowi艂a, 偶e najpierw pojedzie po Luke鈥檃, a potem wr贸ci po Murphy鈥檈go.

Kiedy rozejrzy si臋 po miasteczku, przemy艣li wszystko jeszcze raz, podejmie decyzj臋 i wyruszy w drog臋.

Miasteczko sprawia艂o wra偶enie opustosza艂ego. Wyj膮tkiem by艂a knajpa, sk膮d dobiega艂y coraz g艂o艣niejsze i bardziej spro艣ne piosenki. Zdo艂a艂a wcisn膮膰 si臋 pomi臋dzy dwa budynki i wyjrza艂a na g艂贸wn膮 ulic臋, na kt贸rej znajdowa艂a si臋 knajpa. S艂ysz膮c 艣miech i rado艣膰, trudno si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e kraj pogr膮偶y艂 si臋 w chaosie.

Zgodnie z przypuszczeniami Letty przed knajp膮 sta艂o sze艣膰 czy siedem d偶ip贸w i mn贸stwo zdezelowanych trzydziestoletnich albo starszych innych ameryka艅skich samochod贸w.

Zdawa艂o si臋, 偶e ludzi wewn膮trz nic nie obchodzi. Drzwi by艂y otwarte na o艣cie偶, a sto艂y wystawione na ulic臋. Wok贸艂 nich krz膮ta艂o si臋 kilka kobiet w dopasowanych sp贸dnicach i stylonowych bluzkach z g艂臋bokimi dekoltami. Niekt贸re roznosi艂y drinki, inne bezwstydnie nagabywa艂y m臋偶czyzn i otwarcie zachwala艂y swoje wdzi臋ki.

K膮tem oka Letty zobaczy艂a, jak 偶o艂nierz chwyci艂 kobiet臋 w pasie i posadzi艂 j膮 sobie na kolanach. M艂oda kelnerka pisn臋艂a z rozkoszy, kiedy zamkn膮艂 jej usta swoimi. Wij膮c si臋 na kolanach 偶o艂nierza, obj臋艂a jego biodra udami. Dysz膮c, odchyli艂a g艂ow臋, a on ukry艂 twarz w jej obfitym biu艣cie. Uj膮艂 w d艂onie jej pe艂ne piersi, li偶膮c i ss膮c jej kark.

Letty patrzy艂a jak zahipnotyzowana. Nie by艂a w stanie odwr贸ci膰 wzroku. Ci dwoje prawie si臋 kochali na oczach wszystkich. Zasch艂o jej w gardle. Nie mog艂a zrozumie膰, dlaczego fascynuje j膮 ten krzykliwy pokaz erotyczny.

Naraz wszystko poj臋艂a. Tym 偶o艂nierzem by艂 Murphy.

Szok by艂 tak wielki, a偶 ugi臋艂y si臋 pod ni膮 kolana. Opieraj膮c si臋 plecami o 艣cian臋, osun臋艂a si臋 na ziemi臋.

Murphy. Ten sukinsyn kaza艂 jej czeka膰 godzinami w upalnym s艂o艅cu, a sam zabawia艂 si臋 z jak膮艣... lafirynd膮!

Nigdy nie by艂a bardziej w艣ciek艂a. Do tej pory niepokoi艂a si臋 i denerwowa艂a przekonana, 偶e go z艂apali albo jeszcze gorzej. To popo艂udnie by艂o piek艂em 鈥 tak si臋 o niego martwi艂a.

Zaryzykowa艂a 偶ycie, 偶eby dowiedzie膰 si臋, co si臋 z nim sta艂o. Wszystko mog艂o si臋 zdarzy膰 podczas drogi do miasteczka. Ale Murphy鈥檈go to nie obchodzi艂o. Cieszy艂 si臋 pewnie, 偶e maj膮 z g艂owy.

Pope艂ni艂a fatalny b艂膮d, ufaj膮c mu. Ten cz艂owiek nie ma zasad. 呕adnej przyzwoito艣ci. Mia艂a nadziej臋, 偶e umrze powoln膮 艣mierci膮, w m臋czarniach. Rozkoszowa艂a si臋 my艣l膮 o jego cierpieniu.

Z艂o艣膰 popchn臋艂a j膮 do dzia艂ania. Jeszcze przed chwil膮 ba艂a si臋 oddycha膰 ze strachu, a teraz swobodnie przechodzi艂a od jednego budynku do drugiego, uwa偶aj膮c, 偶eby nie rzuca膰 si臋 w oczy. By艂a ostro偶na, bardzo ostro偶na, ale nie g艂upia.

Nie mia艂a pewno艣ci co do szans na kradzie偶 d偶ipa, dlatego zamierza艂a przeczeka膰 do 艣witu w miejscowym ko艣ciele. Do tej pory 偶o艂nierze b臋d膮 ju偶 na tyle pijani, 偶e nie zorientuj膮 si臋, co robi.

W pobli偶u ko艣cio艂a us艂ysza艂a za sob膮 czyje艣 ostro偶ne, niemal bezg艂o艣ne kroki. Serce w niej zamar艂o. Pomy艣la艂a, 偶e strach jest zadziwiaj膮cym zjawiskiem. Nigdy nie rozumowa艂a bardziej logicznie.

Poczeka艂a, a偶 skradaj膮cy zbli偶y si臋 do niej, a potem odwr贸ci艂a si臋, gwa艂townie. My艣la艂a, 偶e go przestraszy.

Przed ni膮 sta艂 Murphy.

Murphy?! 鈥 Krzykn臋艂a cicho zaskoczona. Zas艂oni艂 jej usta r臋k膮 i zaci膮gn膮艂 pod ko艣ci贸艂.

Do cholery jasnej, co ty sobie my艣lisz?

Na pocz膮tku 偶o艂nierskiej kariery Murphy nauczy艂 si臋, 偶e uczucia s膮 takim samym wrogiem, jak uzbrojony przeciwnik. Je藕dzi艂 na misje bez 偶adnych emocji. Robi艂 to, za co mu p艂acono, i wraca艂 tak szybko, jak si臋 da艂o. Przez wszystkie lata pracy w Deliverance Company kierowa艂 si臋 tymi zasadami.

Potem wda艂 si臋 w wsp贸艂prac臋 z jak膮艣 Letty Madden.

Wszystko zmieni艂o si臋 w chwili, kiedy zgodzi艂 si臋 towarzyszy膰 tej urz臋dniczce pocztowej w wyprawie do Zarcero. Wkurza艂a go do maksimum.

Jej ostatnia eskapada i przemykanie ciemn膮 uliczk膮 na terytorium wroga, gdzie by艂a widoczna jak spuchni臋ty palec, to najlepszy dow贸d g艂upoty. Niewa偶ne, ile wypij膮 rebelianci nie przestaj膮 by膰 偶o艂nierzami. Zdemaskowanie jej by艂o kwesti膮 czasu.

Murphy uzbroi艂 si臋 w cierpliwo艣膰 i czeka艂, a偶 zapadnie noc. Usiad艂 w knajpie, w 鈥瀙o偶yczonym鈥 mundurze buntownika i zbiera艂 cenne informacje. Zanim do艂膮czy艂 do towarzystwa, wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy by艂a zalana w pestk臋. Carlotta, zgrabna kobieta w jego ramionach, stanowi艂a doskona艂y kamufla偶. M贸g艂 spokojnie zasi臋gn膮膰 j臋zyka.

Wtem pojawi艂a si臋 Letty i wszystko prys艂o. Krew go zala艂a. Mia艂a szcz臋艣cie, 偶e sko艅czy艂o si臋 tylko na tym, 偶e zaci膮gn膮艂 j膮 do ko艣cio艂a.

Szarpa艂a si臋 i ugryz艂a go w d艂o艅, pomi臋dzy kciukiem a palcem wskazuj膮cym. Mocno. Murphy zdusi艂 j臋k i 艣cisn膮艂 jej szcz臋k? tak, 偶e go pu艣ci艂a. Mimo b贸lu trzyma艂 j膮 nadal.

Do cholery jasnej, co ty wyprawiasz? Chcesz, 偶eby艣my oboje zgin臋li? Kaza艂em ci na mnie czeka膰. 鈥 Kiedy odzyska spok贸j, ukarze j膮, 偶e nie pos艂ucha艂a polecenia.

Letty przycisn臋艂a d艂o艅 do piersi Murphy鈥檈go. Chcia艂a go odepchn膮膰, ale nawet nie drgn膮艂.

Ty sukin... 鈥 Ugryz艂a si臋 w j臋zyk i rzuci艂a mu mordercze spojrzenie.

Ja? 鈥 Nie rozumia艂, o co si臋 w艣cieka. 鈥 S艂uchaj, ma艂a, ustalmy co艣. Kiedy wydaj臋 rozkaz, musisz mnie s艂ucha膰.

Ostatni raz mi rozkazywa艂e艣. 鈥 Wywin臋艂a si臋 i zrobi艂aby mu krzywd臋, ale unikn膮艂 jej kolana.

Jej w艣ciek艂o艣膰 zaintrygowa艂a Murphy鈥檈go. Do diab艂a, co j膮 tak wkurzy艂o? Dopiero po jakim艣 czasie dotar艂o do niego, 偶e Letty widzia艂a go z Carlott膮. Szukaj膮c dodatkowego zarobku, kelnerka siedzia艂a na jego kolanach i ods艂ania艂a swoje wdzi臋ki.

Pu艣膰 mnie 鈥 za偶膮da艂a Letty, wypinaj膮c pier艣. W innych okoliczno艣ciach Murphy鈥檈go bawi艂oby, 偶e si臋 tak o niego ociera. Ale teraz grozi艂o im niebezpiecze艅stwo.

Zamknij si臋, bo nas zabij膮 鈥 powiedzia艂.

Rozlu藕ni艂 u艣cisk d艂oni na jej nadgarstku, ale tylko troch臋. Musieli wyja艣ni膰 sobie co nieco. Niestety, nie mogli tego zrobi膰 mulicy, gdzie spacerowali 偶o艂nierze.

Puszcz臋 ci臋, je偶eli przyrzekniesz, 偶e b臋dziesz milcza艂a. 鈥 Czeka艂, a偶 si臋 zgodzi. Zrobi艂a to niech臋tnie jednym stanowczym ruchem g艂owy.

Murphy, zadowolony, obj膮艂 j膮 ramieniem i prawie zaci膮gn膮艂 w g艂膮b zau艂ka. Wyprowadzi艂 j膮 z miasteczka. Zatrzyma艂 si臋 dopiero, kiedy by艂 pewien, 偶e nikt ich nie us艂yszy.

Nie b臋d臋 tolerowa艂 niesubordynacji 鈥 powiedzia艂 z w艣ciek艂o艣ci膮.

Nie b臋dziesz musia艂 鈥 odpowiedzia艂a spokojnie. Zwalniam ci臋. By艂 pewien, 偶e si臋 przes艂ysza艂.

Zwalniasz?

Sama znajd臋 Luke鈥檃.

Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 i wybuchn膮艂 艣miechem.

Naprawd臋?

Zwalniam ci臋偶 twoich obowi膮zk贸w. 鈥 Odprawi艂a go teatralnym gestem.

Jak daleko dojdziesz, zanim ci臋 z艂api膮?

Dalej ni偶 dzisiaj. Jak d艂ugo mia艂e艣 zamiar trzyma膰 mnie na tym skwarze, kiedy ty i ta... ta kobieta si臋...

Dzi臋ki tej kobiecie nie zosta艂em zdemaskowany. 鈥 Najwyra藕niej zapomnia艂a, 偶e to dla niej ryzykowa艂.

Dobrze wiem, co mia艂e艣 dzi臋ki tej kobiecie 鈥 wycedzi艂a Letty przez z臋by. Ka偶de s艂owo przepe艂nione by艂o niesmakiem.

Murphy mia艂 ju偶 tego do艣膰. Je偶eli chcia艂a go odprawi膰, nie mia艂 nic przeciwko temu. I tak by艂 przekonany, 偶e to strata czasu.

Wspaniale. Cudownie. Dawno si臋 tak nie cieszy艂em. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i zamierza艂 odej艣膰.

By艂 nadal w艣ciek艂y. Po wszystkim, co przeszed艂, spotka艂o go takie podzi臋kowanie. Letty nadaje do czubk贸w. On zreszt膮 te偶, skoro pojecha艂 z ni膮 do Zarcero.

C贸偶. Robota sko艅czona. Umywa r臋ce od niej i jej 艣wi臋tego braciszka. Po co mu k艂opoty.

Zatrzyma艂a go, zanim zd膮偶y艂 zrobi膰 krok.

Poczekaj!

Szybko wr贸ci艂 jej rozum, pomy艣la艂 zadowolony. Potrzebowa艂a go. Myli si臋, je偶eli my艣li, 偶e natychmiast do niej wr贸ci. Niesubordynacji nie mia艂 zamiaru tolerowa膰. Niczyjej, a ju偶 na pewno nie tej zwariowanej kobiety.

Odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂, 偶e Letty kl臋czy na ziemi i grzebie w plecaku.

Nie b臋dzie mi to potrzebne. 鈥 Odda艂a mu pistolet. Trzyma艂a bro艅 w dw贸ch palcach, jakby mia艂a do czynienia z tr臋dowatym i ba艂a si臋 zarazi膰.

Bro艅. Letty wkurzy艂a go do tego stopnia, 偶e zapomnia艂 o jedynej rzeczy, kt贸r膮 jej zostawi艂, 偶eby nie by艂a bezbronna.

Zanim odejdziesz 鈥 powiedzia艂a wyprostowana 鈥 chc臋 ci powiedzie膰, 偶e jeste艣 najpodlejszym, najbardziej niemoralnym i pozbawionym skrupu艂贸w m臋偶czyzn膮, jakiego kiedykolwiek pozna艂am.

Brwi Murphy鈥檈go unios艂y si臋. Zachichota艂.

A偶 tyle czasu potrzebowa艂a艣, 偶eby si臋 o tym przekona膰? 鈥 A偶 wrza艂a ze z艂o艣ci.

Murphy by艂 zachwycony. Spe艂ni艂 sw贸j obowi膮zek, a nawet zrobi艂 o wiele wi臋cej, ni偶 powinien. Letty Madden by艂a teraz zdana na siebie, z czego on niewymownie si臋 cieszy艂.

Schowa艂 pistolet do kabury.

Powodzenia w szukaniu brata.

Niepotrzebne mi powodzenie 鈥 o艣wiadczy艂a. 鈥 B贸g jest ze mn膮.

Je艣li tak, to nie wiem, do czego by艂em ci potrzebny 鈥 odpowiedzia艂 Murphy bez z艂o艣liwo艣ci.

Szczerze m贸wi膮c, ja te偶 nie.

Du偶ymi, pewnymi krokami wspina艂 si臋 po stromym zboczu. Bez problem贸w powinien dotrze膰 na farm臋 tej nocy. Rano porozmawia z Juanem i zawiadomi Carlosa. Je艣li wszystko p贸jdzie g艂adko, za dwa dni b臋dzie w Boothill.



Rozdzia艂 14.


Z przyczyn, kt贸rych Luke prawdopodobnie nigdy nie pozna, przestano go torturowa膰. B贸l sta艂 si臋 teraz do zniesienia, a wraz z tym niespodziewanym zwrotem w sytuacji powr贸ci艂a wola przetrwania. Po raz pierwszy, od kiedy go schwytano, chcia艂o mu si臋 偶y膰.

Nie dawa艂o mu spokoju mgliste wspomnienie odwiedzin Rosity. Czy to si臋 zdarzy艂o naprawd臋? Nie wiedzia艂. Z jakiego艣 powodu B贸g pozwoli艂, by do niego przysz艂a. Nie wiedzia艂, czy by艂a to wizyta w wyobra藕ni, czy realna. Mimo to by艂 wdzi臋czny.

Pr贸bowa艂 usilnie, ale nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, co m贸wi艂a, je艣li rzeczywi艣cie go odwiedzi艂a.

Pami臋ta艂, 偶e dr臋czy艂 go najgorszy b贸l i wydawa艂o mu si臋, 偶e nie zniesie dalszych m臋czarni, kiedy zjawi艂a si臋 Rosita. Odgarn臋艂a mu w艂osy z czo艂a i szepta艂a pocieszaj膮ce s艂owa. Swoj膮 mi艂o艣ci膮 i odwag膮 k艂ad艂a balsam na jego rany.

Serce Luke鈥檃 by艂o pe艂ne mi艂o艣ci do Rosity. Planowa艂 z ni膮 wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰.

Luke wierzy艂, 偶e B贸g pos艂a艂 go do niespokojnej Ameryki 艢rodkowej z jakiego艣 szczeg贸lnego powodu. Sp臋dzi艂 w Zarcero dwa lata, zanim odkry艂, czego B贸g chcia艂 go nauczy膰.

Mi艂o艣ci.

Nie do prostych wie艣niak贸w, kt贸rym po艣wi臋ca艂 wi臋kszo艣膰 czasu. Od wielu lat serce Luke鈥檃 by艂o przygotowane, by ich kocha膰 i pokrzepia膰. W rewan偶u miejscowi polubili go i zaakceptowali.

Nie. B贸g wys艂a艂 go do Zarcero, 偶eby nauczy膰 go mi艂o艣ci, jaka 艂膮czy m臋偶czyzn臋 i kobiet臋. Uczucia, jakie mog艂o by膰 udzia艂em jego rodzic贸w, gdyby go nie zaprzepa艣cili.

Luke nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, kiedy po raz pierwszy zobaczy艂 Rosit臋. To nie jej uroda go oczarowa艂a, cho膰 by艂a pi臋kniejsza, ni偶 m贸g艂 to wyrazi膰.

Ka偶dego ranka, po drodze do sklepu, w kt贸rym pracowa艂a, odprowadza艂a swojego m艂odszego brata i siostr臋 do szko艂y prowadzonej przez misjonarza. Wiele razy m贸wi艂 jej 鈥瀌zie艅 dobry鈥, zanim spojrza艂 na ni膮 tak, jak m臋偶czyzna patrzy na kobiet臋.

Po艣wi臋ci艂 偶ycie dla s艂u偶by bo偶ej. Nieszcz臋艣liwe ma艂偶e艅stwo rodzic贸w sprawi艂o, 偶e postanowi艂 sp臋dzi膰 偶ycie w samotno艣ci.

S艂u偶ba misyjna mog艂a kolidowa膰 z 偶yciem rodzinnym. Nie chcia艂 dokonywa膰 trudnych wybor贸w pomi臋dzy potrzebami podopiecznych a rodzin膮.

Paul Madden nigdy nie pozbiera艂 si臋 po odej艣ciu 偶ony. 呕y艂 przepe艂niony w膮tpliwo艣ciami i poczuciem winy do ko艅ca swoich dni.

Ojciec Luke鈥檃 kocha艂 偶on臋 ca艂ym sercem i dusz膮. Kiedy zostawi艂a go z dwojgiem dzieci dla innego m臋偶czyzny, wzi膮艂 ca艂膮 win臋 na siebie. Gdyby by艂 lepszym m臋偶em zamiast dobrym pastorem... Gdyby wi臋cej uwagi po艣wi臋ca艂 swojej 偶onie, a mniej parafii... Nigdy sobie tego nie wybaczy艂. Nigdy si臋 ponownie nie o偶eni艂. Nigdy nie da艂 mi艂o艣ci drugiej szansy.

Luke przyrzek艂 sobie, 偶e nie pope艂ni tego samego b艂臋du. Oczywi艣cie, mi艂o艣膰 stanowi艂a dla niego pokus臋. By艂 podatny na wdzi臋ki atrakcyjnych m艂odych kobiet. Podoba艂o mu si臋 wiele dziewcz膮t.

Ale nigdy kto艣 taki jak Rosita. By艂a dobra i mi艂a, delikatna i czu艂a. Mieszka艅cy Managna j膮 kochali. Ka偶dy, kto j膮 zna艂, nie m贸g艂 si臋 oprze膰 jej dobroci i subtelnej urodzie.

Up艂yn臋艂y miesi膮ce, zanim zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋. Z Rosita by艂o inaczej. Okaza艂o si臋, 偶e jej m艂odsze rodze艅stwo samo potrafi艂oby dotrze膰 do szko艂y. Z czu艂o艣ci膮 wypomina艂a Luke鈥檕wi, 偶e jest najbardziej t臋pym m臋偶czyzn膮 we wszech艣wiecie.

Nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci.

Dopiero po kilku miesi膮cach odwa偶y艂 si臋 um贸wi膰 si臋 z ni膮 na randk臋. Kiedy mieli p贸j艣膰 razem na kolacj臋, by艂 zdenerwowany jak nigdy. Mia艂 dwadzie艣cia siedem lat, a czu艂 si臋 jakby znowu mia艂 siedemna艣cie.

Przyszed艂 po Rosit臋, porozmawia艂 po przyjacielsku z jej ojcem, pog艂aska艂 po g艂owie siostr臋 i po偶artowa艂 z bratem. Rosita wysz艂a w 艣licznej bia艂ej zwiewnej sukni z czerwonym paskiem. Luke oniemia艂 z wra偶enia.

Kiedy odprowadza艂 j膮 do domu, by艂 przekonany, 偶e jego towarzystwo musia艂o si臋 Rosicie wyda膰 najnudniejszym pod s艂o艅cem. Tylko on ponosi艂 win臋 za t臋 katastrof臋.

By艂 nie tylko zdenerwowany, ale przede wszystkim zda艂 sobie spraw臋, 偶e kocha t臋 kobiet臋. To by艂a prawdziwa mi艂o艣膰.

Nie przyjecha艂 do Zarcero szuka膰 偶ony i zak艂ada膰 rodziny. A potem B贸g Wszechmog膮cy, w swej m膮dro艣ci, zachwia艂 w posadach jego pouk艂adanym 艣wiatem.

Zamiast radowa膰 si臋 z tego cudu, zamiast dzi臋kowa膰 Bogu za ten nieoczekiwany dar, Luke postanowi艂, 偶e nie chce mie膰 do czynienia z mi艂o艣ci膮. Przeszkodzi艂aby mu w pracy. Mi艂o艣膰 odci膮gn臋艂aby go od celu, jaki sobie postawi艂.

Mia艂 nadziej臋, 偶e czasem zniknie fizyczny poci膮g, jaki czu艂 do tej pi臋knej m艂odej kobiety. Ale tak si臋 nie sta艂o. Wr臋cz odwrotnie 鈥 uczucie wzrasta艂o i rozkwita艂o, nie podsycone ani poca艂unkiem, ani dotykiem.

Luke napisa艂 do siostry, prosz膮c o modlitw臋 z powodu g艂臋bokiej wewn臋trznej walki, ale nie wyja艣ni艂 jej, z czym si臋 zmaga. Mimo 偶e byli sobie bliscy, obawia艂 si臋, 偶e siostra go nie zrozumie.

Oboje mieli taki sam pogl膮d na temat mi艂o艣ci i ma艂偶e艅stwa. Ona 艣pieszy艂a si臋 do stanu ma艂偶e艅skiego nie bardziej ni偶 brat.

Unika艂 Rosity przez dwa miesi膮ce, a偶 w ko艅cu natkn膮艂 si臋 na ni膮 przypadkowo, odwiedzaj膮c starsz膮 wdow臋, pani膮 Esparza.

Oboje byli zaskoczeni, kiedy Rosit膮 otworzy艂a drzwi. Czyta艂a co艣 schorowanej dziewi臋膰dziesi臋cioczteroletniej kobiecie i wtedy po raz pierwszy pani Esparza spokojnie zasn臋艂a.

Luke chcia艂 szybko wyj艣膰, 偶eby unikn膮膰 pokusy. Mimo 偶e nigdy tego nie robi艂, od razu znalaz艂 wym贸wk臋. Obieca艂, 偶e przyjdzie p贸藕niej.

Zanim wyszed艂, odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Rosit臋. Siedzia艂a przy 艂贸偶ku staruszki z pochylon膮 g艂ow膮. Mia艂a oczy pe艂ne 艂ez.

Kiedy spyta艂 j膮, co si臋 sta艂o, zarumieni艂a si臋 i wyja艣ni艂a, 偶e co艣 jej wpad艂o do oka. Luke po raz drugi odwr贸ci艂 si臋 do drzwi. Ale nie wyszed艂.

Czu艂 si臋 zm臋czony walk膮 z tym, czego pragn膮艂 najbardziej. Zm臋czony udawaniem silnego. Zm臋czony ignorowaniem g艂osu serca.

Tego popo艂udnia Luke zrozumia艂, czego B贸g chcia艂 go nauczy膰 鈥 mi艂o艣ci.

Luke by艂 m臋偶czyzn膮, a pr贸bowa艂 偶y膰 jak 艣wi臋ty. Potrzebowa艂 kuksa艅ca, by zaakceptowa膰 i doceni膰 ludzk膮 stron臋 swojej natury. Tak d艂ugo lekcewa偶y艂 i prze艣ladowa艂 swoje cia艂o, 偶e kiedy w ko艅cu je uwolni艂, omal go nie ponios艂o na skraj przepa艣ci.

Od tej pory wiedzia艂, 偶e albo b臋dzie g艂osi艂 jedno, a 偶y艂 inaczej, albo o偶eni si臋 z Rosit膮. Dwa tygodnie przed zamachem stanu Luke poprosi艂 Rosit臋 o r臋k臋 i zosta艂 przyj臋ty.

Wiedzia艂, 偶e powinien poprosi膰 j膮, by dzieli艂a z nim 偶ycie i s艂u偶b臋, bo tego chcia艂 B贸g.

Nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 dnia, kiedy stan膮 si臋 ma艂偶e艅stwem. Chcia艂 znale藕膰 r贸wnowag臋 w 偶yciu; kontynuowa膰 prac臋 w misji i by膰 jednocze艣nie dobrym m臋偶em i ojcem.

Otworzy艂 oczy i rozejrza艂 si臋 po okratowanej celi wi臋ziennej. Z nowym zapa艂em zacz膮艂 modli膰 si臋 o przysz艂o艣膰. Tego wieczoru zmusi艂 si臋 nawet, by prze艂kn膮膰 kilka k臋s贸w niejadalnej strawy, kt贸r膮 przyniesiono do celi. Chcia艂, by powiedzie膰 to g艂o艣no, wi臋c podni贸s艂 si臋 na pryczy, wzni贸s艂 oczy ku niebu i wyszepta艂:

Chc臋 偶y膰.



Rozdzia艂 15.


Z艂o艣膰 by艂a dla Letty uczuciem obcym i nieprzyjemnym. Siedzia艂a po ciemku i trz臋s艂a si臋 z w艣ciek艂o艣ci po odej艣ciu Murphy鈥檈go.

Poczu艂a si臋 fizycznie chora, kiedy zobaczy艂a go z t膮... kobiet膮. Jak chowa艂 twarz w jej piersiach, ca艂owa艂 w szyj臋. Gotowa艂o si臋 w niej na sam膮 my艣l o tym.

Pozby艂a si臋 go na dobre. Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci: zaufa艂a nieodpowiedniej osobie. By艂a to bolesna i droga lekcja. Przez Murphy鈥檈go jest jeden dzie艅 do ty艂u. A kto mo偶e wiedzie膰, ile czasu zabawia艂by si臋 z t膮 ladacznic膮.

Na pewno mia艂 j膮 za idiotk臋, kiedy go zwolni艂a. Zrobi艂a to pod wp艂ywem w艣ciek艂o艣ci. Musi poradzi膰 sobie sama.

W blasku ksi臋偶yca wida膰 by艂o wie偶臋 ko艣cieln膮. Chocia偶 Luke mieszka艂 w Zarcero nieca艂e dwa lata, by艂 znany i kochany przez spo艂eczno艣膰 wierz膮cych. Wystarczy艂o skontaktowa膰 si臋 z innym ksi臋dzem czy pastorem, a oni z pewno艣ci膮 zaprowadz膮 j膮 do brata.

Skierowa艂a si臋 w stron臋 ko艣cio艂a katolickiego. Sz艂a bardzo ostro偶nie. Na ulicy przed stuletni膮 budowl膮 panowa艂a ciemno艣膰 i cisza. Wysokie, masywne drzwi wskazywa艂y wej艣cie.

Letty d艂ugi czas obserwowa艂a ulic臋. Ba艂a si臋, 偶e je偶eli wyjdzie na otwart膮 przestrze艅, z艂api膮 j膮. Jej strach by艂 bezpodstawny. Murphy kr臋ci艂 si臋 tutaj ca艂y dzie艅 w tym idiotycznym mundurze i nikt go nie zdemaskowa艂.

Wzi臋艂a g艂臋boki oddech, wy艂oni艂a si臋 z ciemno艣ci i szybko pobieg艂a pod ko艣ci贸艂. Kiedy pokona艂a kilka niskich stopni, serce wali艂o jej jak m艂otem, jakby mia艂o zamiar za chwil臋 eksplodowa膰.

Ul偶y艂o jej, gdy okaza艂o si臋, 偶e budynek nie jest zamkni臋ty. Ci臋偶kie drewniane drzwi otworzy艂y si臋 ze zgrzytem, gdy nacisn臋艂a klamk臋.

Wesz艂a do przedsionka i us艂ysza艂a dziwny brz臋k. O艣lepi艂o j膮 艣wiat艂o, wi臋c podnios艂a d艂o艅, 偶eby os艂oni膰 oczy.

Najpierw zauwa偶y艂a, 偶e nie ma 艂awek. Zamiast nich w ko艣ciele sta艂o pe艂no biurek. Siedzieli przy nich 偶o艂nierze. Mn贸stwo 偶o艂nierzy.

Us艂ysza艂a dziwny d藕wi臋k.

Zamar艂a. Lufy tuzina karabin贸w mierzy艂y prosto w jej serce. To miejsce nie by艂o ju偶 domem bo偶ym. By艂o centrum dowodzenia rebeliant贸w.

Im bardziej Murphy si臋 oddala艂, tym wi臋ksza ogarnia艂a go z艂o艣膰. A偶 zacz膮艂 przeklina膰. Najpierw pod nosem, potem g艂o艣niej, a偶 w ko艅cu musia艂 powstrzyma膰 si臋 od krzyku. Nie poprawi艂o mu to humoru.

I wiedzia艂 dlaczego.

Postanowi艂 wr贸ci膰, mimo 偶e Letty go zwolni艂a. Przeklina艂 dzie艅, w kt贸rym spojrza艂 na t臋 kobiet臋. Post臋powa艂 wbrew temu, co nakazywa艂 rozs膮dek.

Robi艂 to ze wzgl臋du na w艂asne sumienie. Gdyby co艣 jej si臋 sta艂o, a to wielce prawdopodobne, bo nie tylko jest g艂upia, ale te偶 naiwna, Murphy nigdy by sobie tego nie wybaczy艂.

W dodatku zapewni艂 j膮, 偶e odnajdzie brata, cho膰 dobrze wiedzia艂, 偶e tego po偶a艂uje.

Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e sam mia艂by wi臋ksze szans臋 na uratowanie Luke鈥檃 Maddena, ale nie m贸g艂 zostawi膰 Letty na pastw臋 losu.

Chocia偶 bardzo by tego chcia艂.

Irytowa艂a go. By艂a kar膮 za jego grzechy.

Po drodze do wioski Murphy opanowa艂 emocje. Powinien si臋 kierowa膰 zdrowym rozs膮dkiem. Poradzi sobie z rebeliantami. Przez ostatnie lata radzi艂 sobie w podobnych sytuacjach. Doszed艂 do perfekcji w sztuce maskowania i upodabniania si臋 do otoczenia. Nieznanym elementem, kt贸ry przysparza艂 mu najwi臋cej k艂opot贸w, nie byli rebelianci. By艂a nim Letty.

Wcale by si臋 nie zdziwi艂, gdyby ich wyda艂a, jak tylko zobaczy, 偶e wr贸ci艂. Nie ma rozumu za grosz.

Z knajpy nadal dochodzi艂a g艂o艣na muzyka. Zabawa si臋 jeszcze nie sko艅czy艂a i podejrzewa艂, 偶e b臋dzie trwa艂a do rana.

Szed艂 ulic膮 pewnie, jakby wype艂nia艂 wa偶ny rozkaz. Nikt go nie zatrzyma艂 i Murphy w膮tpi艂, 偶eby kto艣 to zrobi艂.

Stan膮艂 dopiero przy ko艅cu g艂贸wnej ulicy. Jedyn膮 budowl膮 w okolicy by艂 stary ko艣ci贸艂. Prawie nie zwr贸ci艂 na niego uwagi. Chocia偶...

艢wiat艂a o tej porze nocy? W ko艣ciele?

Co艣 by艂o nie tak.

Letty posadzono na krze艣le ze zwi膮zanymi z ty艂u r臋kami. Spogl膮da艂a w g贸r臋 na przyw贸dc臋 rebeliant贸w, kapitana Norte. Nie da艂a po sobie pozna膰, 偶e si臋 boi.

Jak si臋 pani dosta艂a do Siguierres? 鈥 spyta艂 Norte 艂aman膮 angielszczyzn膮.

Powiedzia艂a mu prawd臋.

Przysz艂am 鈥 oznajmi艂a spokojnie.

Uderzy艂 j膮 w twarz. Krew wype艂ni艂a jej usta. Zmru偶y艂a oczy, zszokowana i zaskoczona przemoc膮. Chyba mia艂 ochot臋 uderzy膰 japo raz drugi.

Zamkn膮膰 j膮. Niech przez jaki艣 czas posiedzi sobie w towarzystwie szczur贸w. Zobaczymy, czy to rozwi膮偶e jej j臋zyk 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do dw贸ch 偶o艂nierzy.

呕o艂nierze stan臋li po obu stronach Letty, 艣ci膮gn臋li j膮 z krzes艂a i wyprowadzili za drzwi. Nocne powietrze ch艂odzi艂o jej rozpalon膮 twarz. Ostro偶nie poruszy艂a ustami. Nigdy nie s膮dzi艂a, 偶e uderzenie mo偶e tak bardzo bole膰.

Dwaj eskortuj膮cy j膮 m臋偶czy藕ni zacz臋li ze sob膮 szepta膰. W pierwszej chwili Letty nie mog艂a zorientowa膰 si臋, o czym rozmawiaj膮. Potem dotar艂o do niej, 偶e nie zaprowadz膮 jej od razu do wi臋zienia. Postanowili si臋 z ni膮 troch臋 zabawi膰.

Nie. 鈥 Zacz臋艂a odpycha膰 ich 艂okciami. Usi艂owa艂a ich przekona膰, 偶e kapitan b臋dzie bardzo niezadowolony, kiedy dowie si臋, 偶e nie wykonali rozkazu.

Przera偶ona t艂umaczy艂a im, 偶e skoro chc膮 zaprowadzi膰 nowy porz膮dek, w kraju nie mog膮 si臋 ucieka膰 do godnych pogardy akt贸w przemocy wobec niewinnych kobiet.

M贸wi艂a szybko, my艣la艂a z trudem i ka偶de kolejne b艂aganie dowodzi艂o, 偶e to nie ma sensu. Ci dwaj nie mieli zamiaru odm贸wi膰 sobie przyjemno艣ci.

Letty wyrywa艂a si臋 i krzycza艂a. Zaci膮gn臋li j膮 za budynek i pchn臋li na tward膮 ziemi臋. Upad艂a na plecak.

Jeden z m臋偶czyzn przyciska艂 jej ramiona do ziemi. Musieli trzyma膰 j膮 obaj. Pozwolili, 偶eby si臋 rzuca艂a i wi艂a, a偶 w ko艅cu opad艂a z si艂. Potem jeden z nich przykl臋kn膮艂 i rozerwa艂 jej bluzk臋.

Letty zamkn臋艂a oczy. Nie chcia艂a na niego patrze膰. Wrzasn臋艂a, kiedy poczu艂a dotyk jego szorstkich r膮k na swojej g艂adkiej sk贸rze. Kopa艂a i rzuca艂a si臋, jakby wst膮pi艂a w ni膮 nowa si艂a, ale nic nie wsk贸ra艂a. M臋偶czyzna rozchyli艂 jej nogi i zacz膮艂 rozpina膰 zamek w jej d偶insach.

呕o艂nierz, kt贸ry j膮 przytrzymywa艂, ponagla艂 drugiego. Letty zacz臋艂a szlocha膰. Straci艂a wol臋 walki i mo偶liwo艣膰 stawiania oporu.

M臋偶czyzna po艂o偶y艂 si臋 na niej i przygni贸t艂 do ziemi.

W tym momencie rozleg艂 si臋 przera藕liwy huk. Ziemia zadr偶a艂a. Wybuch zako艂ysa艂 ca艂ym miastem. P艂omienie wystrzeli艂y a偶 do nieba, a huk stawa艂 si臋 coraz pot臋偶niejszy.

Wybuch艂o paliwo! 鈥 krzykn膮艂 przera偶ony m臋偶czyzna. Pu艣ci艂 Letty i uciek艂. 呕o艂nierz, kt贸ry na niej le偶a艂, przej膮艂 si臋 tylko na chwil臋. Pomagaj膮c sobie przedramieniem, pod藕wign膮艂 si臋 i zacisn膮艂 r臋k臋 na jej gardle, odcinaj膮c dop艂yw powietrza. Przesta艂a si臋 zmaga膰 z przeciwnikiem. Traci艂a si艂y.

Pomy艣la艂a, 偶e zaraz si臋 udusi, i wtedy u艣cisk zel偶a艂. Rami臋 偶o艂nierza zsun臋艂o si臋 z gard艂a Letty. Sapn臋艂a i wzi臋艂a g艂臋boki haust 艣wie偶ego powietrza. Napastnik le偶a艂 daleko od niej. Jego otwarte oczy by艂y martwe, a na twarzy malowa艂 si臋 wyraz 艣miertelnego przera偶enia.

Letty zacz臋艂a szlocha膰. Spojrza艂a w g贸r臋 na swojego wybawiciela. By艂a pewna, 偶e ma przywidzenia.

Murphy pochyli艂 si臋 i poda艂 jej r臋k臋.

Chod藕! 鈥 krzykn膮艂. 鈥 Musimy st膮d wia膰, i to szybko.

Nie by艂a w stanie wykona膰 najmniejszego ruchu. Murphy schyli艂 si臋 i wzi膮艂 j膮 na r臋ce. Kiedy si臋 ockn臋艂a, siedzia艂a na przednim siedzeniu d偶ipa, kt贸ry czeka艂 z zapalonym silnikiem.

B艂yskawicznie opu艣cili miasto, zostawiaj膮c za sob膮 tuman kurzu.

Murphy jecha艂 z zawrotn膮 pr臋dko艣ci膮. Letty robi艂a, co mog艂a, 偶eby nie wypa艣膰 z d偶ipa. Kiedy zwolni艂, dotar艂a do niej groza ostatnich wydarze艅. Jej cia艂em wstrz膮sa艂 dreszcz.

Murphy spojrza艂 na dziewczyn臋.

Dobrze si臋 czujesz?

Szlochaj膮c, uderzy艂a pi臋艣ci膮 w jego rami臋.

Wr贸ci艂e艣...

Nie masz mi za co dzi臋kowa膰.

Obj臋艂a si臋 ramionami, bo zimna, brutalna rzeczywisto艣膰 tego, co prze偶y艂a, nie dawa艂a jej spokoju.

Wszystko w porz膮dku? 鈥 mrukn膮艂 Murphy. Zamkn臋艂a oczy i pokiwa艂a g艂ow膮.

Na pewno?

Tak, do diab艂a, na pewno.

Wszystko b臋dzie dobrze 鈥 pocieszy艂 j膮.

Letty umia艂a sobie radzi膰 z jego z艂o艣ci膮, osch艂o艣ci膮 i wrogo艣ci膮. Nie wiedzia艂a jednak, jak przyj膮膰 jego czu艂o艣膰. Otar艂a 艂zy z twarzy i poci膮gn臋艂a nosem.

Dzi臋kuj臋 wyszepta艂a.



Rozdzia艂 16.


Marcie siedzia艂a obok Johnny鈥檈go przy eleganckim stole, przykrytym lnianym obrusem. Sytuacja wydawa艂a jej si臋 absurdalna. To by艂a ich pierwsza prawdziwa randka, a przecie偶 przez prawie dwa lata byli kochankami. Opr贸cz niewiarygodnego seksu 艂膮czy艂y ich mi艂e chwile przy posi艂kach na wynos, ale nigdy si臋 nie umawiali. Nie w pe艂nym tego s艂owa znaczeniu.

Od czasu do czasu Johnny przynosi艂 jej prezenciki, jakie艣 niedrogie b艂yskotki w dow贸d wdzi臋czno艣ci. Wyr贸wnywa艂 rachunki, u艣wiadomi艂a sobie ze smutkiem. Do niedawna podarunk贸w od niego nie traktowa艂a jako formy zap艂aty, ale nadszed艂 czas, 偶eby spojrze膰 prawdzie w oczy.

Pluszowy mi艣 od Clifforda by艂 pierwszym prezentem od m臋偶czyzny, z kt贸rym nie posz艂a do 艂贸偶ka.

Dotychczas dziewi臋膰dziesi膮t pi臋膰 procent spotka艅 Marcie i Johnny sp臋dzali w jedwabnej po艣cieli. Wiedzia艂a bardzo niewiele o nim i o jego 偶yciu. G艂贸wnie to, 偶e Johnny jest m臋偶czyzn膮 z krwi i ko艣ci i ma fizyczne potrzeby. Te w艂a艣nie potrzeby zdominowa艂y wszystkie ich spotkania.

Zgodzi艂a si臋 na kolacj臋, niepewna, czy dobrze robi. Poniewa偶 czu艂a si臋 winna, przypadkiem wspomnia艂a o spotkaniu z Johnnym Cliffordowi. Wyja艣ni艂a mu, 偶e dawny przyjaciel przyjecha艂 do miasta na dzie艅 czy dwa i wyrazi艂a nadziej臋, 偶e nie ma nic przeciwko temu.

Czasami trudno by艂o zgadn膮膰, co Clifford rzeczywi艣cie my艣li. Jego jedyn膮 wad膮, o ile to mo偶na nazwa膰 wad膮, by艂a urzekaj膮ca grzeczno艣膰.

Marcie nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e Clifford nie jest zachwycony, ale wspania艂omy艣lnie pozwoli艂 jej i艣膰 na kolacj臋 z Johnnym i 偶yczy艂, 偶eby si臋 dobrze bawi艂a. Powiedzia艂, 偶e zadzwoni. Na tym si臋 sko艅czy艂o.

Wiesz ju偶, co zam贸wi膰? 鈥 Johnny od艂o偶y艂 na bok kart臋.

Marcie by艂a oszo艂omiona cenami. Za jeden posi艂ek tutaj zap艂aci艂aby tyle, co za zakupy na ca艂y tydzie艅.

Ma艂y filet? 鈥 powiedzia艂a niepewnie.

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, jakby dokona艂a najlepszego wyboru.

By艂a zaskoczona, 偶e tak bardzo si臋 denerwowa艂a. Nie z powodu Johnny鈥檈go. 艁atwo si臋 z nim rozmawia艂o 鈥 je偶eli mieli czas na rozmow臋. Ale nie by艂a przyzwyczajona do wizyt w wykwintnych restauracjach, gdzie kelnerzy nosili smokingi, a nakrycie sk艂ada艂o si臋 nie tylko z no偶a i widelca.

Mia艂a艣 problemy, 偶eby wyt艂umaczy膰 si臋 z naszego spotkania Cliffordowi? 鈥 spyta艂, jakby si臋 tym martwi艂.

Clifford nie jest typem zazdro艣nika. Johnny wzi膮艂 kart臋 win.

Wygl膮da na poczciwin臋.

Jest dla mnie bardzo dobry. Lepszy ni偶 inni.

Pojawi艂 si臋 kelner. Johnny z艂o偶y艂 zam贸wienie i poprosi艂 o butelk臋 drogiego francuskiego wina, bordeaux.

Przy posi艂ku mi艂o gaw臋dzili. Zwykle, kiedy m臋偶czyzna gdzie艣 j膮 zabiera艂, Marcie by艂a skazana na s艂uchanie d艂ugiego monologu. Czasami mia艂a wra偶enie, 偶e m臋偶czy藕ni si臋 boj膮, 偶e nie ma m贸zgu albo w艂asnego zdania. A mo偶e bali si臋 tego, co ma do powiedzenia. Podejrzewa艂a, 偶e w jej towarzystwie chcieli odpocz膮膰 od wojuj膮cych feministek.

Marcie cz臋sto styka艂a si臋 z m臋偶czyznami, kt贸rzy chcieli wywrze膰 na niej wra偶enie i udowodni膰, 偶e s膮 fascynuj膮cy, inteligentni i wspaniali. Zwyk艂e bez zb臋dnych ceregieli zamierzali zaci膮gn膮膰 j膮 do 艂贸偶ka i dowie艣膰, jakimi s膮 wspania艂ymi kochankami. Co najcz臋艣ciej mija艂o si臋 z prawd膮.

Przed trzydziestk膮 Marcie wiedzia艂a ju偶 wiele na temat stosunk贸w damsko 鈥 m臋skich. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e wolni m臋偶czy藕ni zwykle uwa偶aj膮, 偶e panna w jej wieku rozpaczliwie szuka m臋偶a. Marcie rzeczywi艣cie chcia艂a mie膰 m臋偶a i dzieci, ale wymaga艂a od m臋偶czyzny o wiele wi臋cej. T臋skni艂a za partnerstwem, wsp贸lnot膮 cel贸w i tym przed czym nieustraszeni m臋偶czy藕ni uciekali w sin膮 dal. Odpowiedzialno艣ci膮.

Nie potrzebowa艂a wina, 偶eby si臋 odpr臋偶y膰. By艂a szcz臋艣liwa jak chyba nigdy dot膮d. Johnny by艂 inteligentny i mia艂 gest.

W por贸wnaniu z nim Clifford, drogi, kochany Clifford, wydawa艂 si臋 ograniczony i t臋pawy. Dla niego mi艂y wiecz贸r sprowadza艂 si臋 do seansu filmowego i torby popcornu. Clifford by艂 sol膮 ziemi, a Johnny 鈥 pieprzem 偶ycia. Marcie zbyt d艂ugo stosowa艂a 艂agodn膮 diet臋, chcia艂a spr贸bowa膰 czego艣 ostrzejszego.

Gdy Johnny wszed艂 do salonu fryzjerskiego, Marcie wiedzia艂a, 偶e go pragnie. Ale dop贸ki nie um贸wili si臋 na kolacj臋, nie mia艂a poj臋cia jak bardzo.

Johnny tak pokierowa艂 rozmow膮, 偶eby napomkn膮膰, w jak niesamowity spos贸b si臋 kochali. Jego ciemnoniebieskie oczy iskrzy艂y si臋 艂obuzersko, kiedy wspomina艂, jak podniecaj膮co na siebie dzia艂ali.

M贸wi艂 cichym, uwodzicielskim g艂osem. Marcie, schwytana w pu艂apk臋 wspomnie艅, czu艂a, jakby powoli wci膮ga艂 j膮 wir. Sta艂a si臋 po偶膮daj膮c膮, spragnion膮 ofiar膮.

Oczy Johnny鈥檈go obdarzy艂y j膮 spojrzeniem pe艂nym podziwu, jakby by艂a jedyn膮 kobiet膮, z kt贸r膮 zazna艂 tego niesamowitego cudu.

Opanowa艂a ko艂atanie serca. Johnny powoli wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 jej d艂o艅. Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, co znaczy艂 ten gest. Po偶膮da艂 jej, Potrzebowa艂. Szala艂 bez niej.

Ogarn臋艂y j膮 sprzeczne uczucia. Zasz艂a przecie偶 tak daleko i tyle si臋 nauczy艂a. Johnny chcia艂 jaz tej drogi zawr贸ci膰.

Marcie... 鈥 Jej imi臋 zabrzmia艂o w ustach Johnny鈥檈go jak delikatne b艂aganie. Pr贸bowa艂 powiedzie膰, 偶e bez niej oszaleje. Marcie chcia艂a by膰 potrzebna, chcia艂a, 偶eby jej pragn膮艂.

Jej mi艂o艣膰 i cia艂o ukoi艂yby jego b贸l, uleczy艂y cierpienie i odegna艂y k艂opoty. Przyszed艂 do niej. W艂a艣nie do niej.

Usi艂owa艂a sobie uzmys艂owi膰, 偶e rano b臋dzie si臋 czu艂a wykorzystana jak idiotka. Ale pragnienie wzi臋艂o g贸r臋 nad strachem i wyrzutami sumienia.

Powoli wsun臋艂a d艂o艅 w jego r臋k臋. Johnny zamkn膮艂 oczy i westchn膮艂 z wielk膮 wdzi臋czno艣ci膮 i ulg膮. Zacisn膮艂 palce na jej r臋ce i przeni贸s艂 d艂o艅 Marcie pod sto艂em. Hipnotyzuj膮c j膮 wzrokiem, przycisn膮艂 d艂o艅 Marcie do twardego wzg贸rka w swoim kroczu i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Zabrak艂o jej tchu, kiedy poczu艂a si艂臋 jego erekcji.

Johnny przed艂u偶y艂 oczekiwanie. Zam贸wi艂 deser, a potem kaw臋. Jego oczy wiele obiecywa艂y. Zap艂aci艂 rachunek, zostawiaj膮c hojny napiwek.

Parkingowy przyprowadzi艂 samoch贸d. Marcie nie mog艂a ju偶 oddycha膰 z podniecenia. Johnny jecha艂 do jej mieszkania z ogromn膮 pr臋dko艣ci膮, tak bardzo jej po偶膮da艂.

Milczeli.

Marcie nie zada艂a sobie trudu, 偶eby zaproponowa膰 mu kaw臋, a on nie pyta艂, czy mo偶e wej艣膰. Zaparkowa艂 samoch贸d, wysiad艂 i poszed艂 za ni膮.

W mieszkaniu od razu wzi膮艂 j膮 w ramiona. Ich pierwsze poca艂unki pe艂ne by艂y gor膮cego po艣piechu. Johnny mia偶d偶y艂 jej usta. Musia艂a si臋 od niego oderwa膰, bo brak艂o jej tchu. Po chwili pal膮cy, s艂odki ogie艅 wzr贸s艂, a po偶膮danie si臋gn臋艂o zenitu.

Niewiarygodnie zmys艂owe usta i d艂onie Johnny鈥檈go w臋drowa艂y po ciele Marcie, jej piersiach, biodrach i po艣ladkach. Zdj膮艂 z niej bluzk臋, potem stanik i zacz膮艂 艂akomie ssa膰 jej piersi, rozpinaj膮c jednocze艣nie zamek sp贸dnicy. Zachowywa艂 si臋 jak ch艂opiec w sklepie ze s艂odyczami, kt贸ry nie mo偶e si臋 zdecydowa膰, jakich 艂akoci najpierw spr贸bowa膰.

Marcie kilka razy j臋kn臋艂a cicho i niecierpliwie. Pomog艂a mu si臋 rozebra膰. Zaprowadzi艂a do sypialni, zasypuj膮c wilgotnymi, dzikimi poca艂unkami. Johnny podni贸s艂 j膮 i delikatnie po艂o偶y艂 na 艂贸偶ku.

Tak jak przy deserze i kawie przeci膮ga艂 czas oczekiwania. D艂o艅mi i ustami doprowadzi艂 j膮 do tego, 偶e j臋cza艂a z pragnienia. Po偶膮da艂a go tak rozpaczliwie, 偶e ba艂a si臋, czy nie zwariuje.

Zd膮偶ymy 鈥 zapewni艂 chrapliwym szeptem. 鈥 Mamy ca艂膮 noc, kochanie, ca艂膮 noc.

Marcie niecierpliwie wyci膮gn臋艂a do niego ramiona, uderzaj膮c g艂ow膮 w co艣 mi臋kkiego i puszystego.

Johnny wzi膮艂 misia i zrzuci艂 go z 艂贸偶ka.

Mi艣. Prezent od Clifforda. Da艂 go Marcie, 偶eby pami臋ta艂a, jak bardzo j膮 kocha. Jedyny podarunek, jaki dosta艂a od m臋偶czyzny, kt贸ry nie oczekiwa艂 nic w zamian.

To podzia艂a艂o na ni膮 jak kube艂 zimnej wody.

Zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰, ale ona odwr贸ci艂a twarz.

Nie mog臋. 鈥 Johnny zamar艂.

Czego nie mo偶esz?

Kocha膰 si臋 z tob膮.

Z艂otko, troch臋 za p贸藕no na wyrzuty sumienia. Przecie偶 ju偶 si臋 kochamy. 鈥 Roze艣mia艂 si臋 serdecznie, jakby bra艂 to za g艂upi dowcip.

Marcie odzyska艂a si艂y i podnios艂a si臋 艂贸偶ka. Niepewnie trzymaj膮c si臋 na nogach, podesz艂a do szafki i po艣piesznie zarzuci艂a na siebie szlafrok.

Masz papierosa? 鈥 spyta艂a dr偶膮cym g艂osem. Rzuci艂a palenie, ale teraz chcia艂a zapali膰. Bardziej ni偶 kiedykolwiek odk膮d pozby艂a si臋 na艂ogu.

Papierosa? 鈥 Johnny siedzia艂 na brzegu 艂贸偶ka i drapa艂 si臋 po g艂owie. 鈥 Czy zwykle nie robili艣my tego po wszystkim?

Ju偶 nie pal臋. 鈥 U艣wiadomi艂a sobie, 偶e prosi艂a o papierosa. 鈥 To znaczy, czasami pal臋, kiedy jestem bardzo zdenerwowana.

Johnny zanurzy艂 d艂onie we w艂osach.

Co艣 mi si臋 tu nie zgadza. Mo偶e mi wyja艣nisz? Do cholery, co si臋 sta艂o?

To d艂uga historia. Przypomnia艂a sobie, 偶e powinna mie膰 gdzie艣 paczk臋 salem贸w. Podesz艂a do kredensu i przeszuka艂a g贸rn膮 szufladk臋. W ko艅cu znalaz艂a papierosa.

Trz臋s艂y jej si臋 r臋ce i nie mog艂a go zapali膰. Zaci膮gn臋艂a si臋, wydmuchn臋艂a dym w g贸r臋 i zacz臋艂a tak kaszle膰, jakby mia艂a wyplu膰 z siebie wn臋trzno艣ci.

Posz艂a do 艂azienki i wyrzu膰 zapalonego papierosa do toalety.

Marcie, kochanie, powiek co si臋 sta艂o?

Masz prawo by膰 z艂y. 鈥 Wesz艂a do pokoju i podnios艂a misia. Przycisn臋艂a go do brzucha jak tarcz膮.

Nie jestem w艣ciek艂y 鈥 zapewni艂 艂agodnie. 鈥 Po prostu nie rozumiem.

Chodzi o Clifforda.

O Clifforda? 鈥 powt贸rzy鈥 Johnny, jakby nie by艂 pewien, czy dobrze zapami臋ta艂 imi臋. 鈥 Twojego nowego ch艂opaka?

Tak 鈥 kiwn臋艂a g艂ow膮. nigdy niczego ode mnie nie chcia艂. 鈥 Jej wzrok pobieg艂 w stron臋 艂贸偶ka, jest mi艂y i dobry...

Ja te偶 b臋d臋 dla ciebie dobry kochanie. 鈥 Jego s艂owa by艂y ci臋偶kie od aluzji. 鈥 Daj mi tylko szans臋, a poka偶臋 ci, jak mo偶e by膰 dobrze.

Nie w tym sensie 鈥瀌obry鈥 鈥 Zda艂a sobie spraw臋, 偶e usi艂uje si臋 t艂umaczy膰. Odgarn臋艂a w艂osy z twarzy. 鈥 Clifford nic ode mnie nie chce 鈥 powiedzia艂a ostro.

Johnny otworzy艂 szeroko oczy.

Hej, przecie偶 nie zaprosi艂em ci臋 na kolacj臋, 偶eby...

Wiem, wiem 鈥 przerwa艂a mu 鈥 Nie mam poj臋cia, jak ci to wyt艂umaczy膰. Jest mi艂y, wierny i...

Ca艂y czas m贸wisz o Cliffordzie, tak?

Tak. Nie mog艂abym go zrani膰 tylko dlatego, 偶e ty si臋 pojawi艂e艣. 鈥 Nadal przyciska艂a pluszowego zwierzaka do brzucha.

Johnny nie odpowiedzia艂.

Masz prawo by膰 w艣ciek艂 Nie mia艂abym ci za z艂e, gdyby艣 wyszed艂 i nie chcia艂 mnie wi臋cej widz膮c 鈥 I pewnie tak by艂oby najlepiej dla nas obojga.

Johnny milcza艂 dalej. Kompletnie nagi wsta艂 i pozbiera艂 swoje rzeczy.

Mo偶e napiliby艣my si臋 kawy? 鈥 zaproponowa艂.

Kawy?

Mocnej. Bardzo mocnej.

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Johnny poszed艂 do 艂azienki.

M贸g艂bym skorzysta膰 z prysznica?

Oczywi艣cie.

Zamkn膮艂 drzwi od 艂azienki, a Marcie przypomnia艂o si臋, 偶e kurek z ciep艂膮 wod膮 藕le si臋 odkr臋ca.

Nie przejmuj si臋 鈥 wymamrota艂, kiedy mu o tym powiedzia艂a. Pociera艂 d艂oni膮 twarz. 鈥 Gor膮ca woda nie b臋dzie mi potrzebna.



Rozdzia艂 17.


Murphy zaparkowa艂 d偶ipa na poboczu wyboistej drogi i przestudiowa艂 map臋. Trzyma艂 si臋 z daleka od g艂贸wnych arterii, ale nie by艂 na tyle g艂upi, aby s膮dzi膰, 偶e uda艂o im si臋 uciec.

Wysadzaj膮c w powietrze zbiornik z paliwem, wywo艂a艂 zamieszanie, dzi臋ki kt贸remu uratowa艂 Letty. Kapitan Norte na pewno tego nie zapomni ani nie pu艣ci p艂azem. Ale kapitan Norte by艂 najmniejszym zmartwieniem.

Na szyi Murphy鈥檈go zaciska艂a si臋 p臋tla. Na szyi Letty r贸wnie偶. Ale kapitan i jego banda zbir贸w najpierw b臋d膮 musieli go znale藕膰, a Murphy mia艂 zamiar, jak najbardziej im to utrudni膰.

Zorientowa艂 si臋, gdzie si臋 znajduj膮, z艂o偶y艂 map臋 i schowa艂 do plecaka.

Letty spa艂a niespokojnie u jego boku. Zasn臋艂a dopiero po kilku godzinach. Zm臋czenie wzi臋艂o nad ni膮 g贸r臋.

Murphy nie umia艂 pociesza膰 kobiet. Nie wiedzia艂, co powiedzie膰, 偶eby si臋 rozchmurzy艂a, wi臋c prawie si臋 nie odzywa艂. To przez niego Letty omal nie zosta艂a zgwa艂cona. Nie m贸g艂 sobie darowa膰, 偶e j膮 zostawi艂. By艂a naiwna i g艂upia, ale on zachowa艂 si臋 podobnie.

Nie wiedzia艂, jak d艂ugo go nie by艂o. P贸艂 godziny, mo偶e czterdzie艣ci minut. I w tym czasie Letty zd膮偶y艂a wpakowa膰 si臋 w tak膮 kaba艂臋.

Murphy przesta艂 si臋 obwinia膰. By艂o ju偶 po wszystkim. 呕o艂nierz, kt贸ry zaatakowa艂 Letty, nie 偶y艂, a oni byli ju偶 daleko od Siguierres.

Letty poruszy艂a si臋, usiad艂a i potar艂a r臋k膮 kark.

Jak d艂ugo spa艂am?

Kilka godzin.

Czu艂, 偶e na niego patrzy, i 偶e si臋 waha.

Ja... Myli艂am si臋.

Murphy wrzuci艂 pierwszy bieg.

Kiedy?

Powinnam by艂a czeka膰, jak mi kaza艂e艣. 殴le zrobi艂am, 偶e za tob膮 posz艂am. Tylko 偶e dziesi臋膰 godzin to strasznie d艂ugo, kiedy si臋 czeka. Us艂ysza艂am strza艂y i nie wiedzia艂am, co si臋 z tob膮 sta艂o, i... Niewa偶ne. Pope艂ni艂am b艂膮d. To wszystko moja wina i... 鈥 zamilk艂a.

O ile sobie przypominam, zwolni艂a艣 mnie zauwa偶y艂 surowo.

Tego te偶 nie powinnam by艂a robi膰.

Racja. 鈥 Nie mia艂 zamiaru k艂贸ci膰 si臋 o rzeczy oczywiste. Dosta艂a ju偶 porz膮dn膮 nauczk臋. 鈥 Co mi oferujesz, 偶ebym wr贸ci艂?

Obj臋艂a si臋 ramionami w obronnym ge艣cie.

Nie martw si臋, tym razem warunki b臋d膮 inne.

Czego chcesz?

Wyczu艂 obaw臋 w jej g艂osie.

Jednego i tylko jednego. B臋dziesz robi膰 to, co ci ka偶臋 i kiedy ka偶膮, bez dyskusji. Je偶eli znowu nie pos艂uchasz, to koniec. Jasne?

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Dobrze. Skoro to ju偶 wyja艣nili艣my, znajd藕my twojego brata i zabierajmy si臋 st膮d.

Na drodze by艂y tak g艂臋bokie koleiny, 偶e mog艂yby w nie wpa艣膰 mniejsze zwierz臋ta. Byli na tyle daleko od bitej drogi, 偶e Murphy przesta艂 si臋 niepokoi膰, 偶e ich znajd膮. Zwolni艂 nieco.

Martwi艂 si臋 o Letty. Nie lubi艂 du偶o gada膰 podczas wykonywania zadania i ucina艂 wszelkie rozmowy. Chocia偶 podporz膮dkowa艂a si臋 tej zasadzie, wiedzia艂, 偶e korci艂o j膮, 偶eby pyta膰. Ale nie dzisiaj. Milczenie by艂o najlepszym dowodem, 偶e gro藕ba gwa艂tu bardzo ni膮 wstrz膮sn臋艂a.

Jeste艣 g艂odna?

Troch臋.

Nied艂ugo si臋 zatrzymamy. Gdyby by艂 innym m臋偶czyzn膮, wzi膮艂by j膮 w ramiona, ale czu艂o艣膰 by艂a mu obca. Nie umia艂 pociesza膰 zrozpaczonych kobiet. I by艂 prawie pewien, 偶e w tej chwili najmniej potrzebowa艂a i pragn臋艂a dotyku m臋偶czyzny.

Chcia艂abym si臋 wyk膮pa膰.

Wyk膮pa膰? Rany boskie, czego ona si臋 spodziewa艂a? W tej d偶ungli raczej nie natkn膮 si臋 na luksusowy kurort.

Pami臋ta艂 z mapy, 偶e w pobli偶u by艂o ma艂e jeziorko.

Odk膮d wyjechali z Hojancha, ca艂y czas pi臋li si臋 pod g贸r臋. Ro艣linno艣膰 stawa艂a si臋 coraz bujniejsza. Teren r贸偶ni艂 si臋 zdecydowanie od rozgrzanej, suchej ziemi, kt贸r膮 opu艣cili dwa dni temu.

Murphy znalaz艂 miejsce na zaparkowanie d偶ipa. Letty skuba艂a 艣niadanie, a on obszed艂 jezioro dooko艂a, 偶eby sprawdzi膰, czy nie wpakowali si臋 w sam 艣rodek okupowanego przez rebeliant贸w terytorium.

Id藕 si臋 wyk膮pa膰 鈥 powiedzia艂, kiedy wr贸ci艂. Zdj膮艂 kapelusz i otar艂 r臋k膮 pot z czo艂a.

Letty zawaha艂a si臋.

Nikt nie b臋dzie mnie podgl膮da膰?

Nie ma tu 偶ywej duszy.

Podzi臋kowa艂a mu niewyra藕nym: u艣miechem i posz艂a si臋 rozebra膰 za niskim krzakiem.

Murphy wsiad艂 do d偶ipa, odchyli艂 oparcie i usi艂owa艂 zasn膮膰. Od ponad trzydziestu godzin by艂 na nogach i dawa艂o mu si臋 to we znaki.

Us艂ysza艂 plusk wody, kiedy Letty wchodzi艂a do jeziora. W jego umy艣le pojawi艂 si臋 obraz jej cia艂a. Walczy艂 zaciekle, by odp臋dzi膰 wizj臋. Na pr贸偶no.

Wyobra偶a艂 sobie jej piersi i mlecznobia艂膮 sk贸r臋. Pot wyst膮pi艂 mu na czo艂o.

Murphy...

Zakl膮艂 pod nosem.

Co znowu? 鈥 spyta艂 grubia艅sko.

Przepraszam, 偶e ci przeszkadzam, ale masz mo偶e myd艂o?

By艂 pewien, 偶e za chwil臋 poprosi o krem do twarzy i dezodorant. Ugryz艂 si臋 w j臋zyk i si臋gn膮艂 do plecaka.

Chwileczk臋. 鈥 Wysili艂 si臋 na uprzejmo艣膰.

Dzi臋kuj臋. Naprawd臋 nie cierpi臋 ci przeszkadza膰.

Nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci. Znalaz艂 myd艂o i poszed艂 na brzeg jeziora. Fale uderza艂y zapraszaj膮co o piaszczysty brzeg. Weso艂o szczebiota艂y ptaki. By艂 zadowolony, 偶e kto艣 jest szcz臋艣liwy.

Letty zanurzy艂a si臋 po szyj臋. Z krystalicznie czystej wody wystawa艂y bia艂e jak mleko ramiona. To wystarczy艂o. Murphy zacisn膮艂 z臋by ze z艂o艣ci na widok paskudnego siniaka, kt贸rego nie by艂o wida膰 pod bluzk膮.

Rzu膰 myd艂o. Z艂api臋. 鈥 Wyci膮gn臋艂a r臋ce. Przez chwil臋 Murphy widzia艂 jej pe艂ne piersi.

Rzuci艂 myd艂o w jej stron臋, odwr贸ci艂 si臋 szybko i wr贸ci艂 do d偶ipa.

Woda jest cudowna.

Wymamrota艂 co艣 pod nosem. Nie by艂 w nastroju do pogaw臋dek.

Powiniene艣 sam si臋 przekona膰. Ju偶 ci robi臋 miejsce.

Pokusa by艂a silna, o wiele silniejsza, ni偶 powinna. Murphy m贸g艂by by膰 m膮drzejszy, ale by艂o mu gor膮co, czu艂 si臋 wyko艅czony i potrzebowa艂 czego艣. Sam nie wiedzia艂 czego.

Zanim zd膮偶y艂 zastanowi膰 si臋 nad tym, co robi, usiad艂 na piasku i zdj膮艂 buty. W rekordowym tempie zrzuci艂 z siebie ubranie. Wszed艂 do wody w samych slipkach.

Oczy Letty z ka偶dym jego krokiem robi艂y si臋 coraz wi臋ksze.

My艣la艂am, 偶e poczekasz, a偶 wyjd臋.

Ale nie poczeka艂em. 鈥 Nie wiedzia艂, czego od niego oczekiwa艂a. Zanurzy艂 si臋 do pasa i zanurkowa艂. By艂 pod wod膮 tak d艂ugo, a偶 poczu艂, 偶e za chwil臋 p臋kn膮 mu p艂uca.

Cholera, ale mu by艂o dobrze.

Rozejrza艂 si臋 i zobaczy艂, 偶e Letty nie ruszy艂a si臋 z miejsca.

Chcesz myd艂o? spyta艂a nie艣mia艂o, odwr贸cona do niego plecami.

Tak. 鈥 Podp艂yn膮艂 do niej i zatrzyma艂 si臋 na tyle daleko, 偶eby nie czu艂a si臋 skr臋powana. Odszuka艂 stopami dno i stan膮艂. Woda si臋ga艂a mu do piersi. Letty wyci膮gn臋艂a kostk臋 myd艂a, jakby by艂a z艂ota.

Murphy?

Jej g艂os by艂 pe艂en uczucia. Murphy przesta艂 si臋 kontrolowa膰.

Tak?

Musz臋... ci co艣 powiedzie膰 鈥 odezwa艂a si臋 przez 艣ci艣ni臋te gard艂o.

Teraz?

Tak. 鈥 艢mia艂a si臋 i p艂aka艂a. 鈥 Teraz, dop贸ki jeszcze mam odwag臋.

Umys艂 kobiecy by艂 dla Murphy鈥檈go zagadk膮. Nie mia艂 zielonego poj臋cia, dlaczego wybra艂a chwil臋, kiedy oboje byli prawie nadzy.

Chc臋 ci podzi臋kowa膰 za to, 偶e uratowa艂e艣 mnie przed tymi 偶o艂nierzami. 鈥 Ka偶de s艂owo wymawia艂a z trudem.

Mia艂 ochot臋 wyja艣ni膰, na czym polega jego rola. By艂 tu, 偶eby j膮 chroni膰, wwie藕膰 do tego kraju i wywie藕膰 tak szybko i bezpiecznie, jak to mo偶liwe. Chyba zapomnia艂a, 偶e nic by si臋 nie sta艂o, gdyby oboje robili to, co powinni. To by艂a niez艂a lekcja.

Otar艂a mokr膮 twarz.

M贸g艂by艣... czy m贸g艂by艣 mnie na chwilk臋 przytuli膰? 鈥 spyta艂a rozbrajaj膮co.

Nim zd膮偶y艂 zareagowa膰, znalaz艂a si臋 w jego obj臋ciach. Przywar艂a do niego tak, jakby by艂 lin膮 zwisaj膮c膮 nad przepa艣ci膮. Jej r臋ce zacisn臋艂y si臋 wok贸艂 szyi Murphy鈥檈go. Ukry艂a twarz na jego ramieniu. Szlocha艂a cicho.

By艂am taka przera偶ona.

Tak. Jasne. 鈥 Nie bardzo wiedzia艂, co powiedzie膰 czy zrobi膰. Delikatnie poklepa艂 japo plecach. Stara艂 si臋, jak m贸g艂, nie zwraca膰 uwagi na mi臋kko艣膰 jej sk贸ry.

Gdyby艣 wtedy nie przyszed艂...

Ju偶 po wszystkim.

Chcia艂 mnie zabi膰 鈥 oznajmi艂a z przekonaniem. 鈥 Chcia艂 mnie zgwa艂ci膰, a potem udusi膰. 艢cisn膮艂 mi gard艂o i nie mog艂am oddycha膰.

Ju偶 po wszystkim, kochanie.

Przywar艂a do niego. Jej sk贸ra by艂a ch艂odna i jedwabista. Cia艂o Letty dotyka艂o jego cia艂a. Murphy nie by艂 z kamienia. Nie m贸g艂 nie zauwa偶y膰, 偶e jej piersi ocieraj膮 si臋 o jego tors, nie m贸g艂 nie czu膰, 偶e jej nogi dotykaj膮 jego n贸g.

Zacisn膮艂 z臋by i obj膮艂 Letty w talii. Trzyma艂 j膮 pewnie i bezpiecznie w ramionach. Potrzebowa艂a jego si艂y, ochrony i poczucia bezpiecze艅stwa. Tego w nim szuka艂a.

Chod藕 鈥 wyszepta艂 i pog艂aska艂 japo g艂owie. 鈥 Musimy jecha膰.

Potakn臋艂a i otar艂a 艂zy.

B臋dziemy przyjaci贸艂mi?

Wola艂 nie odpowiada膰 na to pytanie. Unios艂a g艂ow臋 i ich oczy spotka艂y si臋.

B臋dziemy przyjaci贸艂mi? 鈥 spyta艂a po raz drugi.

Letty Madden i on. Nieprawdopodobne. Mia艂 niewielu przyjaci贸艂. Starannie dobranych. By艂 broni膮 do wynaj臋cia. Nie chcia艂, 偶eby go traktowa艂a jak b艂臋dnego rycerza, dlatego tylko 偶e zabi艂 bydlaka, kt贸ry chcia艂 j膮 zgwa艂ci膰.

Nie, dzi臋kuj臋, z艂otko. Mam ju偶 tylu przyjaci贸艂, 偶e si臋 nie wyrobi臋. 鈥 Wiedzia艂, 偶e tymi s艂owami j膮 dotknie i obrazi, ale nie by艂o innej rady. Przyjechali do Zarcero wykona膰 zadanie. Kiedy sko艅cz膮, Letty Madden zniknie z jego 偶ycia, a on z jej.

Letty odchyli艂a g艂ow臋 i wpatrywa艂a si臋 w niego.

Jeste艣 okropnym sukinsynem?

Tak. 鈥 Nie m贸g艂 zaprzeczy膰. 鈥 Lepiej o tym pami臋taj.

Szed艂 w stron臋 brzegu.

Czas rusza膰 w drog臋 鈥 powiedzia艂 stanowczo. 鈥 Za pi臋膰 minut jedziemy.

Letty wynurzy艂a si臋 z wody, robi膮c wi臋cej ha艂asu ni偶 czo艂g. Wznieca艂a fontanny wody, daj膮c upust swojej frustracji, jak przysta艂o na wzgardzon膮 kobiet臋.

Murphy szybko si臋 ubra艂 i mia艂 niez艂y ubaw, ale skry艂 u艣miech.

Jego rozbawienie szybko min臋艂o, bo zorientowa艂 si臋, 偶e kto艣 ich obserwuje. Nie wiedzia艂 gdzie ani kto. Jeszcze nie. W ci膮gu lat pracy mia艂 wykszta艂cony sz贸sty zmys艂.

Letty... powiedzia艂 cicho i spokojnie.

Nie zareagowa艂a.

Staraj si臋 nie zwraca膰 na siebie uwagi i podejd藕 do mnie.

Co艣 w jego g艂osie musia艂o j膮 zaalarmowa膰 o niebezpiecze艅stwie. Podnios艂a ubranie i podesz艂a do niego.

Kto艣 tu jest 鈥 wyszepta艂a. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Tak. Wiem.



Rozdzia艂 18.


Jack Keller wr贸ci艂 do swojego mieszkania oko艂o drugiej w nocy. Wszed艂, rzuci艂 klucze na st贸艂 i kr膮偶y艂 bez celu po pokoju sto艂owym, pocieraj膮c kark. Tej nocy sprawy przyj臋艂y niespodziewany obr贸t. Mia艂 Marcie w gar艣ci. Skomla艂a o to, czego oboje pragn臋li. Nagle poprosi艂a o papierosa i zacz臋艂a wymienia膰 zalety Clifforda.

Jack mia艂 prawo by膰 z艂y. Kobieta nie mo偶e doprowadza膰 m臋偶czyzny do miejsca, z kt贸rego nie ma odwrotu, a potem si臋 wycofywa膰. Marcie w艂a艣nie to zrobi艂a. By艂 sfrustrowany. Musia艂 sp臋dzi膰 dziesi臋膰 minut pod zimnym prysznicem, 偶eby och艂on膮膰. Czu艂 si臋 rozczarowany. Do cholery, po偶膮da艂 jej. Musia艂 wypi膰 p贸艂 czajnika mocnej kawy, 偶eby odzyska膰 jasno艣膰 umys艂u.

Ca艂y czas nie bardzo rozumia艂, co jest mi臋dzy Marcie a Cliffordem. By艂 prawie pewien, 偶e nie jest zakochana w hydrauliku. Marcie pragn臋艂a jego i nie mia艂o to nic wsp贸lnego z m臋sk膮 pr贸偶no艣ci膮. Uwielbia艂, jak na jego widok 艣wieci艂y jej si臋 oczy. Jego dotyk j膮 podnieca艂 i fascynowa艂. By艂a zmys艂owa i szczera, co 鈥 jak si臋 przekona艂 鈥 rzadko si臋 zdarza艂o w艣r贸d kobiet. Martwi艂 si臋, bo zrozumia艂, 偶e je艣li nie zacznie dzia艂a膰 szybko, to j膮 straci. Nie dla jakiego艣 wyszczekanego prawnika, ale dla hydraulika.

Jack przyzna艂, 偶e nie docenia艂 Marcie. Nie darzy艂 jej takim zaufaniem, na jakie zas艂ugiwa艂a. My艣la艂, 偶e 艂atwo j膮 b臋dzie zaci膮gn膮膰 do 艂贸偶ka. Kolacja, mi艂a pogaw臋dka. Poca艂unek. Cholera, nawet tyle nie by艂o trzeba. Zanim podano kolacj臋, tak siebie pragn臋li, 偶e ledwie mogli usiedzie膰 na krzes艂ach. Wszystko si臋 zmieni艂o, kiedy znale藕li si臋 w jej mieszkaniu.

Zanim Marcie odsun臋艂a si臋 od niego, Jack pomy艣la艂, 偶e zaraz j膮 b臋dzie mia艂. A tu 鈥 nie. No, ale zawsze lubi艂 wyzwania. Marcie by艂a kobiet膮 w pe艂nym tego s艂owa znaczeniu 鈥 i w 艂贸偶ku, i poza nim. Dobrze by by艂o, 偶eby o tym pami臋ta艂.

My艣la艂 tylko o Marcie i przyjemno艣ci, jaka ich czeka艂a. Zawzi膮艂 si臋, 偶eby j膮 mie膰. Do diab艂a, tylko czy mu si臋 to uda? 呕adna kobieta przy zdrowych zmys艂ach nie wybra艂aby hydraulika zamiast niego. Kobiety potrzebowa艂y podniety, przyjemno艣ci, przygody. On m贸g艂 im to wszystko da膰.

Co z tego, 偶e Clifford wygra艂 pierwsz膮 rund臋? Rozgrywka dopiero si臋 rozpocz臋艂a. Jack by艂 pewien, 偶e to on b臋dzie g贸r膮, i, szczerze m贸wi膮c, spodziewa艂 si臋, 偶e nie potrwa to d艂ugo. Wystarczy mie膰 dobry plan i 艂up nale偶y do niego.

Podnieca艂 si臋 na sam膮 my艣l o tym.

By艂 zbyt pobudzony, 偶eby zasn膮膰. W艂膮czy艂 telewizor i usiad艂 przed ekranem. Nie zd膮偶y艂 przelecie膰 wszystkich kana艂贸w, gdy dzwonek u drzwi zabrz臋cza艂 d艂ugo i g艂o艣no.

Co u licha? 鈥 spojrza艂 na zegarek. To nie jest pora na wizyty.

Przez wizjer zobaczy艂 dw贸ch przystojniaczk贸w. Mogliby by膰 bli藕niakami, gdyby jeden nie by艂 o dobre pi臋tna艣cie centymetr贸w wy偶szy od drugiego. Od obu bi艂a poprawno艣膰. Oficjalno艣膰. Wznios艂o艣膰. Wa偶no艣膰.

Wy偶szy niecierpliwie nacisn膮艂 ponownie dzwonek.

Jack nie mia艂 ochoty otwiera膰. By艂 podenerwowany i nie mia艂 zamiaru o tak barbarzy艅skiej porze u偶era膰 si臋 z jakimi艣 dupkami, agentami federalnymi.

Po namy艣le uzna艂, 偶e wcale nie poprawi im nastroju, je偶eli ka偶e im siedzie膰 ca艂膮 noc na schodach. Z trudem opanowa艂 irytacj臋 i otworzy艂 drzwi.

Przepraszamy, 偶e przeszkadzamy o tej porze 鈥 powiedzia艂 ni偶szy. Wyci膮gn膮艂 identyfikator z wewn臋trznej kieszeni marynarki i pokaza艂 Kellerowi. Ken Kemper. CIA. Drugi m臋偶czyzna 鈥 Barry Moser 鈥 r贸wnie偶 pokaza艂 identyfikator.

Jack, niewzruszony, za艂o偶y艂 r臋ce i opar艂 si臋 o framug臋 drzwi. Czeka艂.

Czego panowie ode mnie chc膮?

Musimy zada膰 panu kilka pyta艅.

Teraz? 鈥 Jack wymownie spojrza艂 na zegarek, daj膮c im do zrozumienia, 偶e o tej porze s膮 ciekawsze rzeczy do roboty. Ma towarzystwo. Czeka na niego film.

Mo偶emy zrobi膰 to tutaj albo zabra膰 pana do miasta 鈥 zasugerowa艂 Barry monotonnym, oboj臋tnym g艂osem. 鈥 Jak pan woli.

W ten spos贸b dano mu wyb贸r, kt贸rego naprawd臋 nie by艂o. Westchn膮艂 g艂o艣no i zaprosi艂 ich gestem r臋ki do 艣rodka.

Czujcie si臋 jak u siebie w domu, panowie.

Dwaj agenci weszli do 艣rodka. Jednocze艣nie, jak roboty, usiedli na kanapie.

Jack niech臋tnie si臋gn膮艂 po pilota i wy艂膮czy艂 telewizor.

Rozumiem, 偶e jest pan przyjacielem cz艂owieka, kt贸ry pos艂uguje si臋 nazwiskiem Murphy.

Jack potar艂 szcz臋k臋 i uda艂 g艂upiego.

Murphy?

Nie bawmy si臋 w kotka i myszk臋 鈥 powiedzia艂 Kemper z niecierpliwo艣ci膮. 鈥 Wiemy wszystko o panu, Murphym i Deliverance Company.

Nie przyszli艣my tu w sprawie tajnej dzia艂alno艣ci 鈥 doda艂 Moser.

Jack m贸g艂by si臋 za艂o偶y膰.

Wi臋c po co?

Gdzie jest Murphy?

Nie wiem. 鈥 Nie by艂o to dalekie od prawdy. Ostatnia wiadomo艣膰 od niego, to informacja nagrana na sekretarce. Dowiedzia艂 si臋 z niej, 偶e Murphy jedzie do Zarcero z kobiet膮 o nazwisku Madden. I 偶e wcale nie wydawa艂 si臋 zadowolony z tego powodu.

Nie wie pan, gdzie jest Murphy? 鈥 spyta艂 po raz drugi Ken Wa偶niak.

Sprawdzali panowie w Boothill w Teksasie?

Nie ma go odpowiedzia艂 Moser, pot臋偶niejszy. 鈥 Tak si臋 dziwnie sk艂ada, 偶e nie ma te偶 Letty Madden.

Letty jak? 鈥 Jack udawa艂 g艂upiego. Co nie by艂o wcale trudne. Na staro艣膰 spowolnia艂 i sta艂 si臋 beztroski. Idiotyczne wpadki. Nauczy艂 si臋 niegdy艣, 偶e za pomy艂ki p艂aci si臋 偶yciem. Ci dwaj m臋偶czy藕ni siedzieli w pobli偶u mieszkania i czekali na jego powr贸t. A on ich nie zauwa偶y艂.

Letty Madden 鈥 powt贸rzy艂 Barry. 鈥 Jest urz臋dniczk膮 na poczcie w Boothill.

Nie s艂ysza艂em o niej.

M臋偶czy藕ni wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ale nie sprzeczali si臋 z nim.

Nie s膮dzi pan, 偶e to co najmniej dziwne, 偶e tych dwoje znikn臋艂o w tym samym czasie?

Jack wstrzyma艂 si臋 z odpowiedzi膮 przez kilka pe艂nych napi臋cia chwil.

My艣li pan, 偶e Murphy j膮 porwa艂? Je偶eli tak, to spraw膮 powinno si臋 zaj膮膰 FBI.

M臋偶czy藕ni zbyli t臋 sugesti臋 milczeniem.

S艂ysza艂 pan kiedy艣 o Zarcero? spyta艂 znowu Ken.

Jack udawa艂, 偶e wa偶y w my艣lach nazw臋. Potem odezwa艂 si臋 jak uczniak, kt贸ry odrobi艂 prac臋 domow膮:

Jest to kraj w Ameryce 艢rodkowej, kt贸ry prze偶ywa zamach stanu, tak?

Brat Letty, Luke Madden, pracowa艂 w Zarcero jako misjonarz.

Obaj m臋偶czy藕ni oczekiwali jakiej艣 reakcji. Jack nie zareagowa艂.

Z tego, co wiemy, panna Madden upar艂a si臋, 偶eby odnale藕膰 brata. Jest na tyle zawzi臋ta, 偶e mog艂a zlekcewa偶y膰 oficjalne rady i pojecha膰 na poszukiwanie brata.

Czy to przest臋pstwo?

Zale偶y, do czego si臋 posunie.

Jack g艂o艣no st艂umi艂 ziewni臋cie. Mia艂 nadziej臋, 偶e ci dwaj zrozumiej膮 aluzj臋. Nie wyci膮gn膮 od niego 偶adnej informacji. Nawet je偶eli mia艂by co艣 do zaoferowania, nie podzieli艂by si臋 tajemnic膮 z agentami CIA.

Co to wszystko ma wsp贸lnego z Murphym? 鈥 Udawa艂, 偶e ta rozmowa go m臋czy.

Agenci nie za bardzo kwapili si臋, 偶eby mu odpowiedzie膰. Najwyra藕niej woleli zadawa膰 pytania.

Jeste艣my przekonani, 偶e panna Madden zatrudni艂a pa艅skiego przyjaciela, 偶eby pom贸g艂 jej odnale藕膰 brata.

Naprawd臋? 鈥 Jack uni贸s艂 brwi. Udawa艂, 偶e po raz pierwszy s艂yszy t臋 wiadomo艣膰. 鈥 Panom si臋 wydaje, 偶e urz臋dniczka pocztowa mo偶e sobie pozwoli膰 na us艂ugi Deliverance Company?

Nie Deliverance Company 鈥 poinformowa艂 go zdegustowany Kemper, ni偶szy. 鈥 Jeste艣my przekonani, 偶e zatrudni艂a Murphy鈥檈go.

Po co mia艂aby to robi膰, skoro wystarczy艂o, 偶eby skontaktowa艂a si臋 z lud藕mi z Departamentu Stanu, kt贸rzy z pewno艣ci膮 byli gotowi jej pom贸c? Przecie偶 Departament Stanu ch臋tnie udzieli艂by wsparcia zrozpaczonej kobiecie, kt贸ra chce odnale藕膰 zaginionego brata. Gdyby艣cie tylko na艂o偶yli jakie艣 sankcje i wykazali si臋 odrobin膮 dyplomacji, Luke Madden wr贸ci艂by do domu, 艣piewaj膮c hymny pochwalne na cze艣膰 demokracji. Alleluja, bracia! 鈥 za艣piewa艂, wznosz膮c r臋ce nad g艂ow臋 i machaj膮c d艂o艅mi.

M臋偶czy藕ni nie byli rozbawieni tym przedstawieniem.


S艂ysza艂 pan kiedy艣 o Siguierres? 鈥 Kemper przesun膮艂 si臋 na kanapie, zmniejszaj膮c odleg艂o艣膰 mi臋dzy nimi.

Siguierres 鈥 powt贸rzy艂 Jack i absolutnie szczerze zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

Dostali艣my wiadomo艣膰, 偶e dosz艂o tam do wybuchu.

Zbiornik na paliwo 鈥 uzupe艂ni艂 drugi.

Robota jest podejrzanie podobna do wyczyn贸w pa艅skiego kolegi, Murphy鈥檈go.

Czy to prawda? 鈥 Jack powstrzyma艂 u艣miech i leniwie opar艂 si臋 na krze艣le, a r臋ce pod艂o偶y艂 sobie pod g艂ow臋

Nie wiemy, czy pa艅ski kumpel utrzymuje z panem kontakt 鈥 oznajmi艂 sztywno Ken i wsta艂. Barry zrobi艂 to samo. 鈥 Ale je偶eli tak, mamy dla niego pewne informacje.

Co pan贸w sk艂ania do przypuszczenia, 偶e Murphy si臋 ze mn膮 skontaktuje?

Mo偶e to, 偶e jeste艣cie siebie warci 鈥 rzuci艂 wy偶szy.

Z tego, co wiem, Murphy pewnie 艂owi ryby w Zatoce Meksyka艅skiej. 鈥 Jack wzruszy艂 ramionami, jakby daj膮c im do zrozumienia, 偶e zaj臋cia jego przyjaciela pozostaj膮 dla niego tajemnic膮.

Je偶eli Murphy si臋 do pana odezwie, prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e tym razem posun膮艂 si臋 za daleko.

Chwileczk臋 鈥 powiedzia艂 Jack i wsta艂 z krzes艂a. Podszed艂 do stolika i wyj膮艂 kartk臋 i pi贸ro. 鈥 Jeszcze raz. Jak pan powiedzia艂? Musz臋 by膰 pewny, 偶e dobrze zapami臋ta艂em. Nie chcia艂bym 藕le przekaza膰 tak wa偶nej informacji. 鈥濸osun膮艂 si臋 za daleko?鈥 To mam mu powt贸rzy膰? Czy co艣 jeszcze, koledzy?

M臋偶czy藕ni popatrzyli na niego i wyszli bez s艂owa.

Jack zamkn膮艂 za nimi drzwi, zmagaj膮c si臋, 偶eby nie wybuchn膮膰 艣miechem. Kumpel zalaz艂 im chyba za sk贸r臋. Jack zastanawia艂 si臋, w co te偶 m贸g艂 wpakowa膰 si臋 Murphy. Wygl膮da艂o na to, 偶e radzi sobie ca艂kiem nie藕le.



Rozdzia艂 19.


Nie ruszaj si臋 鈥 poleci艂 Murphy stanowczym szeptem. Sam zaczai艂 si臋 za d偶ipem. 鈥 Nawet nie oddychaj. Pokiwa艂a g艂ow膮. By艂a spi臋ta. Mia艂a serce w gardle. Wydawa艂o si臋, 偶e nawet ptaki na drzewach umilk艂y. Wok贸艂 panowa艂 dziwny bezruch. Murphy wyj膮艂 bro艅 i starannie namierzy艂 cel.

Letty ukucn臋艂a za samochodem i usi艂owa艂a my艣le膰 trze藕wo. Zmys艂y mia艂a tak wyostrzone, 偶e najmniejszy nawet szmer wydawa艂 jej si臋 hukiem. Mi臋dzy drzewami przelecia艂a purpurowa ara. Jej kolorowe skrzyd艂a odbija艂y si臋 na tle b艂臋kitnego nieba i bujnej zieleni d偶ungli. Ptaki nawo艂ywa艂y si臋 g艂o艣nym 艣piewem, kontrastuj膮cym z panuj膮c膮 cisz膮. Grube zielone li艣cie falowa艂y i powiewa艂y na wietrze. Dzie艅 by艂 nieopisanie pi臋kny. I pe艂en 艣miertelnych niebezpiecze艅stw. D藕wi臋ki pasowa艂y do siebie jak cz臋艣ci skomplikowanych puzzli, kt贸re w umy艣le Letty tworzy艂y ca艂o艣膰. Nie pasowa艂 tylko jeden d藕wi臋k: 艣ciszone g艂osy.

Letty zamar艂a. Nie rusza艂a si臋, nie oddycha艂a, nie wyda艂a najmniejszego odg艂osu. Murphy sta艂 tu偶 przy niej. On te偶 us艂ysza艂 to samo i skierowa艂 bro艅 tam, sk膮d dochodzi艂 d藕wi臋k. Letty przyjrza艂a mu si臋. Wiedzia艂a, 偶e rozwa偶a艂, jakie maj膮 szans臋 na ucieczk臋 i jaki maj膮 wyb贸r. Ucieczka albo walka.

Letty doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, co si臋 z ni膮 stanie, je偶eli ich z艂api膮. Przekona艂a si臋 zesz艂ej nocy, do czego s膮 zdolni rebelianci. Ze strachu nie by艂a w stanie trze藕wo my艣le膰, ale by艂a na tyle przytomna, 偶eby szepta膰 s艂owa modlitwy. Je偶eli ma umrze膰, wola艂a, 偶eby sta艂o si臋 to szybko. Nie tyle ba艂a si臋 samej 艣mierci, co procesu umierania.

Przeanalizowa艂a sytuacj臋 i zrozumia艂a, 偶e nie ma szansy na ucieczk臋. Utkn臋li nad jeziorem i nie mieli odwrotu. Ka偶dy 偶o艂nierz 鈥 a nie wiadomo, ilu si臋 tam ukrywa 鈥 z pewno艣ci膮 jest uzbrojony po z臋by. Murphy b臋dzie si臋 broni艂, dop贸ki da rad臋, ale jeden cz艂owiek niewiele mo偶e zdzia艂a膰. Ona w 偶aden spos贸b nie mog艂a mu pom贸c. Sobie te偶 nie.

Zasch艂o jej w gardle i nie mog艂a prze艂kn膮膰 艣liny. Pomy艣la艂a o Luke鈥檜 i o swoim ojcu. O babci. Jej umys艂 by艂 zadziwiaj膮co sprawny, trze藕wy i jasny.

Nagle w napi臋tej ciszy rozleg艂 si臋 st艂umiony szloch, podobny do p艂aczu dziecka. Przera偶onego i zagubionego.

Murphy. 鈥 Niezdarnie stara艂a si臋 ubra膰. Jako艣 wci膮gn臋艂a sukienk臋 przez g艂ow臋 i wsun臋艂a r臋ce w r臋kawy. 鈥 To dziecko.

S艂ysza艂em. 鈥 Ale nadal trzyma艂 bro艅 wycelowan膮 i gotow膮 do strza艂u. 鈥 Wychod藕! 鈥 zawo艂a艂 po hiszpa艅sku.

Letty zmru偶y艂a oczy. Biedactwo by艂o przera偶one. Gro藕ny g艂os Murphy鈥檈go nikogo nie zach臋ci艂by do wyj艣cia z ukrycia.

Nie zrobimy ci krzywdy 鈥 doda艂a Letty 艂agodniej, tak偶e po hiszpa艅sku. 鈥 Jeste艣 bezpieczny.

Po tych s艂owach ich oczom ukaza艂a si臋 艣niada dziewczynka, na oko dwunastoletnia. Trzyma艂a na r臋ku niemowl臋. Wysz艂a na polan臋, bosa, w porwanym ubraniu. Przypatrywa艂a si臋 Letty du偶ymi br膮zowymi oczami. Mia艂a pusty, zm臋czony i wystraszony wzrok.

Bo偶e 艣wi臋ty 鈥 wyszepta艂 Murphy, kiedy z krzak贸w po kolei wy艂oni艂o si臋 czworo dzieci. Na oko mia艂y od pi臋ciu do dziesi臋ciu lat.

By艂y przera偶one. Dr偶a艂y i dygota艂y. Zbi艂y si臋 w gromadk臋, niepewne, co je czeka.

Murphy zada艂 im kilka pyta艅, ale najwyra藕niej by艂y zbyt przestraszone, 偶eby odpowiada膰.

Letty wysz艂a zza d偶ipa. Murphy wci膮gn膮艂 spodnie i poszed艂 za ni膮.

Gdzie s膮 wasi rodzice? 鈥 spyta艂a Letty najstarsz膮 dziewczynk臋.

M艂odszy ch艂opiec, na oko pi臋cioletni, zacz膮艂 szlocha膰. Dziewczynka, kt贸ra trzyma艂a niemowl臋, po艂o偶y艂a opieku艅czo d艂o艅 na jego ramieniu.

Nie wiemy.

Jak si臋 nazywacie? 鈥 spyta艂 Murphy.

Letty zgromi艂a go spojrzeniem. I bez jego krzyku dzieci by艂y porz膮dnie przestraszone. Najstarsza dziewczynka przedstawi艂a si臋 jako Maria. Jej bracia nazywali si臋: Vincente, Esteban, Rico, Dario, a niemowl臋 鈥 Pablo.

Przyszli 偶o艂nierze 鈥 wyt艂umaczy艂 Vincente. Z jego ciemnych oczu bi艂a rezygnacja i nieufno艣膰. 鈥 Napadli na nasz膮 wiosk臋 wcze艣nie rano. Mama nas obudzi艂a i pomog艂a nam uciec przez okno... Powiedzia艂a, 偶eby艣my pobiegli i schowali si臋 w d偶ungli. Tak zrobili艣my.

Potem us艂yszeli艣my strza艂y.

Kiedy 偶o艂nierze poszli 鈥 powiedzia艂a szeptem Maria. Jej oczy b艂yszcza艂y z przera偶enia na wspomnienie tego, co si臋 sta艂o 鈥 wr贸cili艣my, ale w wiosce nikogo nie by艂o.

Wszystkie domy by艂y puste.

Znale藕li艣my tylko Carlosa, Juana i Ernesto. Nie 偶yli. 鈥 Vincente, kt贸ry nie mia艂 wi臋cej ni偶 jedena艣cie lat, wyprostowa艂 plecy, jakby chcia艂 przez to powiedzie膰, 偶e gdyby on tam by艂, pom贸g艂by uratowa膰 m臋偶czyzn. Letty uderzy艂o to, 偶e ch艂opak beznami臋tnie wyliczy艂 trzech zabitych. Wygl膮da艂o na to, 偶e 偶o艂nierze mieli w zwyczaju pl膮drowa膰 wiosk臋. Podobne zdarzenia by艂y na porz膮dku dziennym.

Pochowali艣my ich najlepiej, jak umieli艣my. 鈥 Maria zabawia艂a ma艂ego braciszka, podrzucaj膮c go delikatnie na biodrze.

Nikogo nie by艂o? 鈥 spyta艂a Letty. 鈥 Dok膮d mogli ich zabra膰 偶o艂nierze? 鈥 Spojrza艂a na Murphy鈥檈go, oczekuj膮c odpowiedzi. Mia艂 do艣wiadczenie. Na pewno wie, co robi膰. Dzieci r贸wnie偶 zwr贸ci艂y si臋 ku niemu w oczekiwaniu.

Wzruszy艂 ramionami, jakby to wszystko by艂o dla niego tak samo zagadkowe, jak dla nich.

Na og贸艂 interesuj膮 ich tylko m臋偶czy藕ni.

Dlaczego? 鈥 Letty zorientowa艂a si臋, 偶e Murphy nie udzieli odpowiedzi. 呕adna odpowied藕 nie nadawa艂a si臋 dla dzieci.

Kiedy to si臋 sta艂o? 鈥 Murphy nie zwr贸ci艂 uwagi na jej dociekliwo艣膰.

Trzy dni temu.

Trzy dni! 鈥 krzykn臋艂a Letty. Nic dziwnego, 偶e dzieci by艂y tak wycie艅czone. 鈥 Pewnie umieracie z g艂odu. 鈥 Nie czekaj膮c na pozwolenie Murphy鈥檈go, zabra艂a niemowl臋 z ramion dziewczynki i u艂o偶y艂a sobie w ramionach. 鈥 Kiedy ostatni raz to dziecko co艣 jad艂o?

S艂ysz膮c o jedzeniu, dzieci otoczy艂y j膮 jak piskl臋ta, chroni膮ce si臋 przed burz膮. Letty podejrzewa艂a, 偶e Murphy鈥檈mu si臋 to nie spodoba, ale nie okaza艂 niezadowolenia. Nie sprzeciwi艂 si臋, kiedy wyj臋艂a ich skromne zapasy.

Dzieci jad艂y jak zwierz膮tka. Wpycha艂y, co mog艂y, do ust i do kieszeni. Letty patrzy艂a na nie z b贸lem serca. Chcia艂aby m贸c da膰 im wi臋cej. Kiedy sko艅czy艂y, podzi臋kowa艂y jej bladymi, 偶a艂osnymi u艣miechami.

Murphy nie przestawa艂 zasypywa膰 dzieciak贸w pytaniami. Chcia艂 wyci膮gn膮膰 z nich jak najwi臋cej informacji. W ko艅cu Letty spojrzeniem da艂a mu zna膰, 偶eby przesta艂. Te biedactwa wycierpia艂y ju偶 wystarczaj膮co du偶o.

Pomog艂a im si臋 umy膰 i uczesa膰. Przez ca艂y czas zastanawia艂a si臋, co zrobi膰. Nie mogli zabra膰 ca艂ej sz贸stki do San Paulo. Zbyt du偶e ryzyko. Przede wszystkim powinna my艣le膰 o Luke鈥檜. Chcia艂a poradzi膰 si臋 Murphy鈥檈go, ale siedzia艂 z dala i studiowa艂 map臋.

Vincente! 鈥 zawo艂a艂 po chwili Murphy.

Letty spojrza艂a na Murphy鈥檈go. Siedzia艂 po turecku na piasku. Wok贸艂 niego cisn臋艂y si臋 Maria i czw贸rka ch艂opc贸w. Letty k膮pa艂a niemowlaka. Przypatrywa艂a si臋 dziewczynce, kt贸ra patykiem rysowa艂a plan na ziemi. Od czasu do czasu kiwa艂a g艂ow膮, odpowiadaj膮c na pytania Murphy鈥檈go. Ch艂opcy dodawali jakie艣 szczeg贸艂y.

Letty nie mog艂a zorientowa膰 si臋, o czym rozmawiaj膮. Wiedzia艂a, 偶e dzieci si臋 zgubi艂y. Od kilku dni chodz膮, szukaj膮c miasteczka, w kt贸rej mieszka ich babka.

Mama kaza艂a nam i艣膰 do babci. 鈥 Maria powstrzymywa艂a 艂zy. 鈥 Babcia b臋dzie wiedzia艂a, co robi膰.

Letty podesz艂a do gromadki. Po艂o偶y艂a r臋k臋 na chudziutkich ramionkach dziewczynki i odgarn臋艂a jej w艂osy z czo艂a. To dziecko, w dodatku dziewczynka, musia艂a d藕wiga膰 ci臋偶ar troski o pi臋cioro rodze艅stwa.

Wszystko b臋dzie dobrze. 鈥 Letty modli艂a si臋, 偶eby to by艂a prawda.

Dziewczynka u艣miechn臋艂a si臋 blado i pokiwa艂a g艂ow膮.

Letty oderwa艂a si臋 od dzieci i zwr贸ci艂a do Murphy鈥檈go. Niemowl臋 przywar艂o do jej biodra, zupe艂nie jakby sp臋dzi艂o tam wi臋kszo艣膰 偶ycia.

Co zrobimy? 鈥 spyta艂a. 鈥 Nie mo偶emy zabra膰 ze sob膮 dzieci. To zbyt niebezpieczne.

Ich oczy spotka艂y si臋.

To prawda.

Ale nie mo偶emy ich tutaj zostawi膰. One zab艂膮dzi艂y. Przymieraj膮 g艂odem i s膮 艣miertelnie przera偶one.

Luke... My艣l臋, 偶e nie wytrzyma d艂ugo. 鈥 Chcia艂a, 偶eby Murphy znalaz艂 odpowied藕, wspar艂 j膮, ale on tego nie zrobi艂.

To twoja sprawa 鈥 o艣wiadczy艂 stanowczo.

Moja sprawa. 鈥 Letty chcia艂a jako艣 zrzuci膰 z siebie ten ci臋偶ar. Chodzi艂o o 偶ycie jej brata. Ale nie mog艂a zostawi膰 w艂asnemu losowi sze艣ciorga dzieci.

Murphy przygl膮da艂 si臋 jej.

Jeste艣 gotowa?

Gotowa? 鈥 Letty spojrza艂a na dzieci. Dawa艂 jej ma艂o czasu na podj臋cie najwa偶niejszej decyzji w 偶yciu.

Nie mo偶emy debatowa膰 nad tym ca艂y dzie艅. Zdecyduj si臋.

Zwr贸ci艂a twarz ku niebu, wystawiaj膮c jaku promieniom s艂onecznym.

Prawie nie艣wiadomie obj臋艂a niemowlaka ramionami. Wyda艂 jej si臋 niesamowicie ci臋偶ki.

Murphy nadal si臋 jej przypatrywa艂.

Co postanowi艂a艣?

Luke jest moim bratem. 鈥 Rozp艂aka艂a si臋. Potem jej wzrok pad艂 na pi臋ciu ch艂opc贸w, braci Marii. Ci臋偶ar odpowiedzialno艣ci sprawi艂, 偶e wygl膮da艂a o wiele doro艣lej ni偶 w rzeczywisto艣ci. Dwunastolatka musia艂a troszczy膰 si臋 o to, by prze偶yli.

W porz膮dku, jedziemy bez nich 鈥 zdecydowa艂 Murphy i ruszy艂 w stron臋 d偶ipa.

Poczekaj! Letty zagryz艂a doln膮 warg臋. Nie mog艂a tego zrobi膰. Murphy przystan膮艂.

Odwieziemy dzieci do babci.

Ty jeste艣 szefem. 鈥 Delikatny ruch jego warg m贸g艂 by膰 u艣miechem aprobaty, ale je偶eli chodzi o Murphy鈥檈go, Letty niczego nie by艂a pewna. By艂 najbardziej skomplikowanym m臋偶czyzn膮, jakiego zna艂a.

Murphy oszacowa艂, 偶e Questo, miasteczko, kt贸rego szuka艂y dzieci, jest oddalone od jeziora o jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w. Bior膮c pod uwag臋 stan tamtejszych dr贸g, Letty liczy艂a si臋 z tym, 偶e podr贸偶 zabierze im wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia. Co oznacza艂o p贸藕niejszy przyjazd do San Paulo.

Tego oczekiwa艂by ode mnie Luke. 鈥 Wsiad艂a do d偶ipa. Wiedzia艂a, 偶e to prawda, ale wcale nie by艂o jej 艂atwiej podj膮膰 decyzj臋. By艂a przekonana, 偶e Luke jest bliski 艣mierci. Nie mog艂a jednak zostawi膰 dzieci w艂asnemu losowi, skoro by艂a w stanie im pom贸c.

Murphy wsadzi艂 do d偶ipa dw贸ch mniejszych ch艂opc贸w. Ulokowa艂 ich pomi臋dzy Letty a Mari膮. Starsi jechali na masce i pokazywali, sk膮d przyszli.

Wyczerpane niemowl臋 spa艂o w ramionach Letty. Opar艂o g艂贸wk臋 w pobli偶u jej serca, a t艂uste 艂apki przycisn臋艂o do jej piersi. Trzymanie dziecka sprawia艂o Letcie dziwn膮 przyjemno艣膰. Kocha艂a dzieci, ale nie my艣la艂a o tym, by zosta膰 matk膮. Pow艣ci膮gliwo艣膰 w tej kwestii wi膮za艂a si臋 chyba z jej w艂asn膮 matk膮 i nieudanym ma艂偶e艅stwem rodzic贸w.

Zreszt膮 nie znalaz艂a jeszcze odpowiedniego m臋偶czyzny.

Oczywi艣cie, by艂 Slim. O艣wiadcza艂 si臋 jej 艣rednio co p贸艂 roku i by艂 nad wyraz wyrozumia艂y. Wiedzia艂a, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej wyjdzie za m膮偶, ale nie spieszy艂o jej si臋.

Letty bezwiednie spojrza艂a na Murphy鈥檈go. Nie mia艂a poj臋cia, jak udawa艂o mu si臋 prowadzi膰 d偶ipa z dwoma ch艂opcami na masce, ale robi艂 to doskonale. Biedne dzieciaki czu艂y si臋 bardzo wa偶ne z tego powodu, 偶e siedzia艂y na tak szczeg贸lnym miejscu.

Murphy najwidoczniej poczu艂 na sobie wzrok Letty, bo spojrza艂 w jej stron臋. Nie u艣miechn膮艂 si臋. Chyba nie nale偶a艂 do m臋偶czyzn, kt贸rzy robili to cz臋sto. Na sw贸j spos贸b da艂 jej do zrozumienia, 偶e pochwala decyzj臋.

Letty poczu艂a przyp艂yw tajemniczego ciep艂a. Mia艂a poczucie spe艂nionego obowi膮zku i spokoju. I czu艂o艣ci. By艂a z m臋偶czyzn膮, najemnikiem, w g臋stej d偶ungli w Zarcero. Trzyma艂a w ramionach dziecko. I nigdy nie czu艂a si臋 lepiej. Poca艂owa艂a niemowl臋 w pulchny policzek, u艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie do Murphy鈥檈go i odwr贸ci艂a wzrok. Nie kry艂, 偶e nie przepada za ni膮, i odrzuca艂 jej przyja藕艅. Utrzymywa艂 ogromny dystans emocjonalny w stosunku do niej i do ka偶dego. Mimo to zas艂ugiwa艂 na szacunek. Wr贸ci艂 po ni膮, chocia偶 go zwolni艂a. Przytula艂 j膮 i pociesza艂.

Murphy nie chcia艂 jej za przyjaciela, ale ona zaczyna艂a my艣le膰 o nim w tych kategoriach. By艂 chyba najlepszym przyjacielem, jakiego mia艂a.

Boczne drogi by艂y w op艂akanym stanie. D偶ip podskakiwa艂 na wyboistej szosie. B臋d膮 potrzebowa膰 ca艂ego dnia i pewnie jeszcze p贸艂 nocy, 偶eby pokona膰 pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w.

Po po艂udniu, kiedy s艂o艅ce znajdowa艂o si臋 dok艂adnie nad ich g艂owami i upa艂 by艂 najgorszy, zatrzymali si臋, 偶eby odpocz膮膰. Dzieci by艂y wyczerpane i kaprysi艂y. Ca艂a 贸semka zjad艂a wsp贸lnie posi艂ek, przeznaczony dla dw贸ch doros艂ych os贸b. Potem po艂o偶yli si臋 w cieniu roz艂o偶ystego drzewa. Letty z dzie膰mi wyci膮gn臋艂a si臋 na ch艂odnej trawie. Maluchy od razu zasn臋艂y.

Murphy usiad艂 z daleka od niej i opar艂 si臋 o pie艅 drzewa. Na kolanach trzyma艂 bro艅.

Letty zorientowa艂a si臋, 偶e mu si臋 przygl膮da. Fascynowa艂 j膮 ka偶dy aspekt jego osobowo艣ci. By艂 grubia艅ski i niecierpliwy, ale czasem zaskakuj膮co troskliwy.

Nie uwa偶a艂a go za przystojnego. By艂 zbyt szorstki, zbyt wielki. Z kilkudniowym zarostem wygl膮da艂 jak bywalec teksa艅skiej tawerny. Mo偶e dlatego wybra艂 Teksas na swoj膮 siedzib臋.

Kiedy ostatnio spa艂e艣?

Nie pami臋tam.

Wsta艂a i podesz艂a do niego.

Je偶eli chcesz, ja b臋d臋 czuwa膰, a ty odpocznij.

Mi艂o z twojej strony, ale dzi臋kuj臋.

Jak my艣lisz, ile jeszcze do Questo?

Cztery, mo偶e pi臋膰 godzin. Chyba szybciej by艂oby pieszo.

Usiad艂a na trawie obok niego i skrzy偶owa艂a nogi.

Dlaczego Teksas?

Teksas?

Dlaczego zdecydowa艂e艣 si臋 zamieszka膰 w Teksasie, je艣li mog艂e艣 wybra膰 ka偶de inne miejsce na 艣wiecie?

Odwr贸ci艂 od niej wzrok i odpowiedzia艂 niech臋tnie.

Bo to dom.

Urodzi艂e艣 si臋 i wychowa艂e艣 w Boothill?

Zaskoczy艂 j膮. Sp臋dzi艂a tam wi臋kszo艣膰 偶ycia i my艣la艂a, 偶e zna wszystkich.

Nie.

Ale kupi艂e艣 tam posiad艂o艣膰.鈥 Opowiedzia艂 dopiero po d艂ugiej chwili.

Te tysi膮c akr贸w nale偶a艂o kiedy艣 do mojego dziadka 鈥 wymrucza艂, jakby nie by艂 pewny, czy powinien jej wyjawia膰 a偶 tyle.

Pana Whiteheada? 鈥 Pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

O wiele wcze艣niej przed Whiteheadem. M贸j dziad straci艂 farm臋 w czasie kryzysu, na pocz膮tku lat trzydziestych. Chcia艂em mu j膮 odkupi膰. To chyba nie brzmi zbyt sensownie, bo ju偶 dawno nie 偶yje. Nawet dok艂adnie nie pami臋tam ile lat.

Dobrze si臋 sta艂o. Dzi臋ki twojemu dziadkowi trafi艂am na ciebie. Luke te偶 b臋dzie mu wdzi臋czny, kiedy ju偶 wywieziemy go z Zarcero.

Nie m贸w hop, p贸ki nie przeskoczysz. Jeszcze go nie znale藕li艣my.

Ale znajdziemy 鈥 powiedzia艂a z pewno艣ci膮 w g艂osie.

Masz rozpi臋ty guzik. 鈥 Murphy wskaza艂 r臋k膮 jej sukienk臋.

Tak? 鈥 Spojrza艂a na ma艂y dekolt, utworzony przez rozpi臋cie. Celowo nie zapi臋艂a guzika, 偶eby ch艂odzi艂 j膮 wiaterek.

Kiedy ci臋 pierwszy raz zobaczy艂em, by艂a艣 pozapinana po sam czubek nosa.

艢mieszny jeste艣.

Nie odpowiedzia艂. Wiedzia艂a, 偶e m贸wi prawd臋. Sama zauwa偶y艂a, 偶e przesta艂a si臋 przy nim pilnowa膰.

Jest za gor膮co, 偶eby si臋 zapina膰. 鈥 Mia艂a nadziej臋, 偶e takie wyja艣nienie wystarczy. By艂a w b艂臋dzie.

Nie jest bardziej gor膮co ni偶 w Boothill w sierpniu.

Zagryz艂a wargi. Ku jej zaskoczeniu Murphy rykn膮艂 艣miechem.

Co ci臋 tak 艣mieszy, je偶eli mo偶na wiedzie膰?

Ty. Cholera, kobieto, przecie偶 si臋 kochali艣my. Wyluzuj si臋 troch臋?

Zamruga艂a oczami. By艂a w艣ciek艂a, 偶e Murphy oznajmi艂 to przy dzieciach, nawet je艣li spa艂y.

Zagotowa艂o si臋 w niej z oburzenia.

Chcia艂abym ci przypomnie膰, 偶e nasza jedna i jedyna wsp贸lna noc by艂a cen膮, jak膮 zap艂aci艂am za twoje us艂ugi i niczym wi臋cej.

Murphy zerwa艂 藕d藕b艂o trawy i zacz膮艂 je od niechcenia 偶u膰. By艂a pewna, 偶e zdziwi艂a go jej reakcja. Nie by艂a zachwycona, 偶e sta艂a si臋 obiektem jego kpin.

By艂aby z ciebie niez艂a laska, gdyby艣 tylko da艂a sobie szans臋.

Chcesz powiedzie膰, gdybym zadziera艂a sp贸dnic臋 przed tob膮 czy ka偶dym napalonym facetem, kt贸remu wpadn臋 w oko? 鈥 wyrzuci艂a z siebie z w艣ciek艂o艣ci膮.

Nie 鈥 odburkn膮艂. 鈥 M贸wi臋 o jednym facecie. A tak w og贸le, to co z tob膮 jest nie tak? Widzia艂em, jak przytulasz to niemowl臋. Dobrze ci z tym. Ju偶 dawno powinna艣 mie膰 m臋偶a i wychowywa膰 gromadk臋 dzieci.

Nie mam zamiaru omawia膰 z tob膮 偶yciowych plan贸w.

I z nikim innym, jak przypuszczam. 鈥 Od niechcenia 偶u艂 traw臋, jakby nie obchodzi艂o go nic na tym 艣wiecie.

Wszystko zepsu艂. Cieszy艂a si臋 t膮 chwil膮 spokoju, t膮 mi艂膮 przerw膮, a on musia艂 j膮 zdenerwowa膰. Uda艂o mu si臋. Mia艂a ochot臋 wsta膰 i wymierzy膰 mu policzek, ale w艂a艣nie tego si臋 po niej spodziewa艂. A mo偶e tego chcia艂. Up贸r sprawi艂, 偶e si臋 nie ruszy艂a.

Jak by艂o? 鈥 Jego g艂os nabra艂 zmys艂owo艣ci. 鈥 Kiedy si臋 kochali艣my?

Letty poczu艂a, 偶e zalewa j膮 rumieniec po sam膮 szyj臋, jak fala powodziowa, podchodz膮ca pod wa艂y.

Mog臋 pana zapewni膰, panie Murphy, 偶e to nie by艂o kochanie si臋, tylko seks.

Dobra. I jak ten seks?

Najwyra藕niej nie mia艂 zamiaru k艂贸ci膰 si臋 o s艂owa. Letty bezwiednie zacz臋艂a gar艣ciami wyrywa膰 traw臋. Oddycha艂a g艂o艣no i z trudem. Murphy zachichota艂 lekko.

Dobrze by艂o, prawda?

S艂ucham?

Popatrz na siebie. Jeste艣 rozpalona od samego my艣lenia o tym. 鈥 Najwyra藕niej bardzo go bawi艂o, 偶e Letty czuje si臋 niezr臋cznie.

Mogliby艣my zmieni膰 temat? 鈥 spyta艂a.

Dlaczego? Bardzo mi si臋 podoba nasza rozmowa. By艂o ci dobrze. Do diab艂a, z艂otko, nie ma w tym nic z艂ego. Mnie te偶 by艂o dobrze.

Ich oczy spotka艂y si臋.

Tak?

O ile pami臋tam. 鈥 Podrapa艂 si臋 w g艂ow臋 i zmarszczy艂 czo艂o. 鈥 Nie miewam problem贸w z pami臋ci膮. Albo by艂a艣 najlepsz膮 sztuk膮, jaka mi si臋 trafi艂a od lat, albo by艂o tak potwornie, 偶e o tym zapomnia艂em.

Letty mia艂a do艣膰. Zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i zacisn臋艂a pi臋艣ci.

Jeste艣 najbardziej odra偶aj膮cym i wulgarnym m臋偶czyzn膮, jakiego znam. Za ka偶dym razem, kiedy zaczynam wierzy膰, 偶e potrafisz by膰 szlachetnym i dobrym cz艂owiekiem, robisz wszystko, 偶eby udowodni膰, 偶e jest inaczej.

U艣miech znikn膮艂 z jego twarzy.

Dobrze ci zrobi, je偶eli to sobie zapami臋tasz.

Nie martw si臋. Zapami臋tam.



Rozdzia艂 20.


Marcie ubrana w bia艂e bawe艂niane spodnie i niebiesk膮 koszulk臋 marynarsk膮 wypatrywa艂a przez okno samochodu Clifforda. Zabiera艂 j膮 dzisiaj na mecz koszyk贸wki. Spodziewa艂a si臋 go lada moment.

Przez telefon us艂ysza艂a wahanie w jego g艂osie, jakby spodziewa艂 si臋, 偶e wreszcie powie mu co艣, czego nie chcia艂 us艂ysze膰. Obieca艂a, 偶e b臋dzie gotowa na czas. I by艂a. Cia艂em. Ale duchem odp艂yn臋艂a ca艂kiem gdzie indziej. Po raz pierwszy, odk膮d zacz臋艂a si臋 spotyka膰 z Cliffordem, nie cieszy艂a si臋, 偶e go zobaczy.

Potrzebowa艂a czasu, 偶eby zastanowi膰 si臋, co zasz艂o mi臋dzy ni膮 i Johnnym. Przemy艣le膰 swoje uczucia do niego. Pewnie jest w艣ciek艂y, 偶e go sp艂awi艂a. Nie promienia艂 ze szcz臋艣cia, ale i nie wrzeszcza艂. Usiad艂 przy kuchennym stole i zacz膮艂 z ni膮 rozmawia膰. Opowiedzia艂a mu o Cliffordzie, a on wys艂ucha艂 i zrozumia艂.

Przed wyj艣ciem poca艂owa艂 j膮 delikatnie. Poca艂unek by艂 niemal braterski, ale niezupe艂nie. Trwa艂 zbyt d艂ugo, 偶eby mo偶na go by艂o uzna膰 za przejaw przyjacielskiego uczucia. Ni贸s艂 ze sob膮 cie艅 obietnicy. Dlatego nie mog艂a zasn膮膰 przez ca艂膮 noc. Z powodu obietnicy. Bo kiedy Johnny co艣 obiecuje, dotrzymuje s艂owa.

Przez to wszystko ca艂y dzie艅 by艂 dla Marcie pasmem pora偶ek. Nie wiadomo dlaczego, farbowane na kasztanowo w艂osy pani Hampton sta艂y si臋 w艣ciekle rude. Pani Hampton, d艂ugoletnia klientka, by艂a w艣ciek艂a. W艣ciek艂y si臋 r贸wnie偶 trzy nast臋pne klientki, kt贸re musia艂y czeka膰, a偶 Marcie stonuje kolor w艂os贸w starszej pani.

Marcie wiedzia艂a, 偶e wszystkie k艂opoty by艂y spowodowane tym, co zasz艂o mi臋dzy ni膮 a Johnnym. My艣la艂a, 偶e jest do艣膰 silna, by mu si臋 oprze膰. Ale nie by艂a. Wydawa艂o jej si臋, 偶e wsp贸lna kolacja jak za 鈥瀞tarych dobrych czas贸w鈥 nie jest niebezpieczna. Ale by艂a.

Tak bardzo go pragn臋艂a, 偶e nie potrzebowa艂 wiele czasu, 偶eby zaci膮gn膮膰 j膮 do 艂贸偶ka. By艂a przybita tym, 偶e wiedzia艂a, co si臋 stanie, jak tylko zam贸wili posi艂ek. I, cholera, prawie do tego dosz艂o. Przerwa艂a gr臋, ale by艂o to najtrudniejsze, co przysz艂o jej w 偶yciu zrobi膰. Pragn臋艂a go. Kocha艂a go. Johnny nie musia艂 si臋 wysila膰, 偶eby wr贸ci艂a do dawnego zwyczaju zadowalania m臋偶czyzn.

Zza rogu wyjecha艂 wielki ford Clifforda i zatrzyma艂 si臋 przed blokiem Marcie. Wzi臋艂a torebk臋 i podesz艂a do drzwi.

Clifford szed艂 alejk膮. Przystan膮艂, kiedy j膮 zobaczy艂.

艁adnie wygl膮dasz. 鈥 Pochyli艂 si臋, 偶eby poca艂owa膰 Marcie. Zrobi艂 to troch臋 niezdarnie. Jego usta musn臋艂y kraw臋d藕 jej warg i policzek.

Clifford by艂 postawnym m臋偶czyzn膮 鈥 wysokim i krzepkim, ale nie grubym. Mia艂 na sobie str贸j do gry w kosza i ochraniacze. Na plecach bluzy w niebieskie pasy du偶e czerwone litery tworzy艂y napis 鈥濰ydraulicy Kansas鈥.

Spod czapki wystawa艂 mu kosmyk g臋stych, niesfornych w艂os贸w. Marcie stwierdzi艂a, 偶e nale偶a艂oby je przystrzyc. Tak si臋 w艂a艣nie poznali. Kt贸rego艣 p贸藕nego pi膮tkowego popo艂udnia Clifford zjawi艂 si臋 w salonie fryzjerskim. Chcia艂 si臋 ostrzyc. Jego fryzjer przeszed艂 na emerytur臋, a on nie m贸g艂 znale藕膰 innego w pobli偶u. Marcie mia艂a ju偶 zamyka膰, ale go przyj臋艂a.

Na fotelu w salonie pi臋kno艣ci czu艂 si臋 nieswojo, wi臋c Marcie zagadywa艂a go, 偶eby si臋 nieco odpr臋偶y艂. By艂a zaskoczona, kiedy zaprosi艂 j膮 na kolacj臋. Zastanawia艂a si臋, czy nie zaskoczy艂 samego siebie. Zaproszenie wypowiedzia艂 w niezwyk艂ej formie. 鈥濶ie s膮dz臋, 偶eby mia艂a pani ochot臋 wybra膰 si臋 ze mn膮 na kolacj臋?鈥 By艂 chyba zaskoczony i zadowolony, kiedy si臋 zgodzi艂a.

Wkr贸tce zacz臋li si臋 spotyka膰 regularnie. Clifford by艂 inny ni偶 m臋偶czy藕ni, z kt贸rymi umawia艂a si臋 do tej pory. Nie by艂 s艂odki ani skomplikowany. Nie mia艂a wielkiego do艣wiadczenia z robotnikami. Clifford by艂 normalnym mi艂ym facetem.

Jak si臋 uda艂a kolacja z przyjacielem? 鈥 spyta艂 od niechcenia, prawie oboj臋tnie.

Marcie nie by艂a g艂upia. Zaniepokoi艂a go randk膮 z Johnnym.

Dobrze. 鈥 Chcia艂a uci膮膰 rozmowni unikn膮膰 pyta艅. Przecie偶 nie mog艂a mu powiedzie膰, 偶e by艂a tak napalona na Johnny鈥檈go, 偶e prawie zdar艂a z siebie ubranie, bo tak jej si臋 艣pieszy艂o, 偶eby si臋 z nim kocha膰.

Dok膮d poszli艣cie?

Mia艂a nadziej臋, 偶e o to nie spyta. Westchn臋艂a w duchu. Restauracja 鈥濽 Cattlemana鈥 by艂a jedn膮 z najdro偶szych w mie艣cie. Chcia艂a sk艂ama膰 albo powiedzie膰, 偶e nie pami臋ta. Pokusa by艂a silna, ale na pocz膮tku ich zwi膮zku obieca艂a sobie, 偶e nigdy go nie ok艂amie ani nie b臋dzie naci膮ga膰 fakt贸w.

Prawda by艂a zadziwiaj膮co elastyczna. Marcie czasami mog艂aby j膮 naci膮gn膮膰 do ksi臋偶yca i z powrotem, nie mrugn膮wszy powiek膮. Ale ju偶 z tym sko艅czy艂a.

鈥 鈥U Cattlemana鈥.

Clifford gwizdn膮艂 cicho.

Tw贸j przyjaciel musi by膰 bogaty.

Chyba tak.

A jakie jedzenie?

Spodziewa艂a si臋, 偶e Clifford b臋dzie ciekawy. To ca艂kiem naturalne. Nie by艂a jednak gotowa na krzy偶owy ogie艅 pyta艅, jak w s膮dzie. Waha艂a si臋 odrobin臋 za d艂ugo, bo spyta艂 ponownie:

Pyta艂em o jedzenie. Dobre?

M贸wi膮c prawd臋, prze艂kn臋艂a tylko par臋 k臋s贸w.

Przepyszne.

Tak m贸wi膮. S艂ysza艂em, 偶e fili偶anka kawy kosztuje tam co najmniej pi臋膰 dolc贸w. 鈥 Otworzy艂 jej drzwi samochodu, a poniewa偶 stopnie by艂y wysokie, poda艂 jej rami臋.

Okr膮偶y艂 samoch贸d i usiad艂 obok niej w kabinie. W艂膮czy艂 silnik, patrz膮c prosto przed siebie. Nagle oznajmi艂:

Ja nigdy nie b臋d臋 bogaty, Marcie.

Johnny jest tylko moim przyjacielem 鈥 wymrucza艂a i natychmiast poczu艂a si臋 winna, bo Johnny by艂 dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 kumplem. Powiedzia艂a tak, bo nie chcia艂a zrani膰 Clifforda, ale wiedzia艂a, 偶e ju偶 to zrobi艂a.

D艂ugo go znasz? 鈥 spyta艂 na pierwszym czerwonym 艣wietle.

Kilka lat. Powiedzia艂am Johnny鈥檈mu, 偶e teraz spotykam si臋 z tob膮. Stwierdzi艂, 偶e chyba jeste艣 porz膮dnym facetem i 偶e si臋 cieszy.

Wyraz twarzy Clifforda nie zmieni艂 si臋. Marcie zauwa偶y艂a, 偶e zacisn膮艂 d艂onie na kierownicy.

Zobaczysz si臋 z nim jeszcze?

U艣wiadomi艂a sobie, 偶e w艂a艣nie w tym tkwi problem. Czy zobaczy si臋 jeszcze z Johnnym? Postanowi艂a by膰 uczciwa.

Nie wiem.

Clifford spojrza艂 na Marcie. Mia艂a wra偶enie, 偶e 艣widruje j膮 oczami na wylot.

Tak naprawd臋 chc臋 ci臋 spyta膰, czy masz ochot臋 jeszcze si臋 z nim spotka膰.

Pierwsze pytanie by艂o trudne, ale drugie okaza艂o si臋 beznadziejne. Wyjrza艂a przez okno. Chcia艂a by膰 szczera nie tylko wobec Clifforda, ale i wobec siebie samej.

Prawda przyprawi艂a j膮 niemal o md艂o艣ci. Chcia艂a si臋 spotka膰 z Johnnym. By艂 jak deser: kusz膮cy, poci膮gaj膮cy, ale dla niej niezdrowy.

Pojawia艂 si臋 w jej 偶yciu i znika艂 jak cie艅. By艂 dla niej szczodry, ale nie nale偶a艂 do m臋偶czyzn, kt贸rych interesuje sta艂y zwi膮zek. Nigdy te偶 nie wyrazi艂 ch臋ci za艂o偶enia rodziny. Marcie nie mia艂a zamiaru przeprasza膰 za to, 偶e chce by膰 偶on膮 i matk膮.

Marcie? 鈥 ponagli艂 j膮 zniecierpliwiony Clifford.

Nie wiem 鈥 przyzna艂a 偶a艂o艣nie. 鈥 Po prostu nie wiem.

Clifford zamilk艂. Chcia艂a, 偶eby czu艂 si臋 pewnie. 呕eby wiedzia艂, 偶e to o nim my艣li powa偶nie. Ale przecie偶 nie mog艂a mu powiedzie膰, 偶e chocia偶 szaleje za Johnnym, ten zwi膮zek jest skazany na niepowodzenie.

Clifford zaparkowa艂 ci臋偶ar贸wk臋 na boisku do koszyk贸wki. Kilku zawodnik贸w z dru偶yny urz膮dzi艂o na trawie rozgrzewk臋.

Wy艂膮czy艂 silnik, ale nie zdj膮艂 r臋ki ze stacyjki.

Nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym si臋 cieszy艂, 偶e chcesz si臋 spotka膰 z tym facetem.

Nie oczekiwa艂a, 偶e Clifford b臋dzie z tego powodu zadowolony. Sama nie by艂a zbyt szcz臋艣liwa.

Chcia艂aby艣, 偶ebym znikn膮艂 z twojego 偶ycia na dobre?

Nie powiedzia艂a automatycznie, zdecydowanie. Nie chcia艂a straci膰 Clifforda. Z drugiej jednak strony chcia艂a by膰 wobec niego uczciwa. Chocia偶 nie poczyni艂a 偶adnych plan贸w w zwi膮zku z Johnnym, spodziewa艂a si臋, 偶e wr贸ci. Oboje o tym wiedzieli.

Ciemne oczy Clifforda zatrzyma艂y si臋 na oczach Marcie.

Mo偶e powinnam zostawi膰 t臋 decyzj臋 tobie? 鈥 zasugerowa艂a, przera偶ona brakiem silnej woli. Nie mog艂a mu obieca膰, 偶e nie spotka si臋 ponownie z Johnnym. Reakcja Clifforda zdecyduje o dalszych losach ich zwi膮zku.

Oczywi艣cie mog艂a sk艂ama膰 i powiedzie膰 mu to, co chcia艂 us艂ysze膰. Zawsze mog艂a nakarmi膰 go bajkami, jakimi sama wiele razy by艂a cz臋stowana. Ale nie chcia艂a tego robi膰 jedynemu porz膮dnemu i dobremu m臋偶czy藕nie, z jakim si臋 spotyka艂a.

Clifford wzi膮艂 g艂臋boki oddech i d艂ugo wstrzymywa艂 powietrze w p艂ucach.

  1. Przypuszczam, 偶e wszyscy autorzy poradnik贸w kazaliby mi pozostawi膰 ci wyb贸r 鈥 powiedzia艂 w ko艅cu. 鈥 On albo ja... czy co艣 w tym rodzaju. Obawiam si臋, 偶e je艣li tak postawi臋 spraw臋, wybierzesz jego. 鈥 Przerwa艂 i wypu艣ci艂 powietrze. 鈥 Pewnie przez nast臋pne dziesi臋膰 lat nie b臋dzie mnie sta膰 na to, 偶eby zaprosi膰 ci臋 na kolacj臋 do Cattlemana. Rozbudowuj臋 firm臋, my艣l臋 o przysz艂o艣ci i nie mam zbyt wiele pieni臋dzy na rozrywki.

Clifford, nie chodzi o to, 偶e on jest bogaty.

Wiem 鈥 rzuci艂 szorstko. 鈥 Pewnie te偶 wygl膮da o niebo lepiej ode mnie. 鈥 Nie czekaj膮c na odpowied藕, otworzy艂 drzwi ci臋偶ar贸wki i wyskoczy艂.

Mimo 偶e by艂 dotkni臋ty i w艣ciek艂y podszed艂 do drzwi i poda艂 Marcie r臋k臋. Mia艂 racj臋. Johnny wygl膮da艂 od niego o wiele lepiej. Ale m臋偶czyzn ocenia si臋 nie tylko po wygl膮dzie. Gdyby tylko wiedzia艂a, jak...

Rozdzia艂 21.


Letty obudzi艂a si臋 o 艣wicie. Murphy siedzia艂 przy ma艂ym ogniskiem i grza艂 wod臋 na kaw臋. Usiad艂a, wyci膮gn臋艂a r臋ce wysoko nad g艂ow臋 i przeci膮gle ziewn臋艂a.

Dzieci, przytulone do siebie, spa艂y ko艂o niej spokojnie, niewinne jak baranki. By艂y wyczerpane prze偶yciami.

Rozczuli艂a si臋, kiedy na nie spojrza艂a.

Jej wzrok pad艂 na d偶ipa, kt贸ry z nieznanych przyczyn odm贸wi艂 pos艂usze艅stwa. Murphy przez dwie godziny usi艂owa艂 znale藕膰 i naprawi膰 usterk臋, ale w ko艅cu si臋 podda艂. Wed艂ug jego oblicze艅 znajdowali si臋 osiem kilometr贸w od Questo. Mog艂o si臋 jednak okaza膰, 偶e si臋 myli.

Na odwiezienie dzieci do babci po艣wi臋cili o wiele wi臋cej czasu i wysi艂ku, ni偶 przewidywa艂a Letty. My艣la艂a, 偶e do tej pory zd膮偶膮 przekaza膰 dzieci i b臋d膮 wraca膰. Okaza艂o si臋, 偶e musz膮 sp臋dzi膰 noc w d偶ungli. Serce 艂omota艂o jej ze strachu na my艣l o tym, co si臋 stanie z Lukiem, je偶eli nie dotrze na czas.

Mia艂a dosy膰 Murphy鈥檈go. Chcia艂a, 偶eby znikn膮艂 z jej 偶ycia. Samo patrzenie na niego, na jego u艣mieszek, przyprawia艂o j膮 o md艂o艣ci. By艂 pozbawiony wszelkich zasad moralnych. Znosi艂a go ze wzgl臋du na Luke鈥檃, ale nie b臋dzie go tolerowa膰 ani chwili d艂u偶ej, ni偶 to konieczne.

Poprzedniej nocy, kiedy zdecydowali, 偶e przeczekaj膮 w d偶ungli do rana, Murphy poleci艂 jej rozbi膰 ob贸z, a sam si臋 ulotni艂, zostawiaj膮c j膮 z dzie膰mi.

Godzin臋 p贸藕niej wr贸ci艂 z dwoma legwanami i oznajmi艂, 偶e to b臋dzie ich kolacja. Letty s艂ysza艂a, 偶e mi臋so legwan贸w reklamuje si臋 jako najbardziej zbli偶one w smaku do kurczaka, ale nigdy go nie pr贸bowa艂a.

Pieczone okaza艂o si臋 pyszne. Po wieczornym posi艂ku z miejsca zasn臋艂a i spa艂a jak zabita a偶 do rana.

Wzi臋艂a plecak i oddali艂a si臋 od polany w stron臋 drzew, 偶eby si臋 przebra膰. Pope艂ni艂a b艂膮d, zak艂adaj膮c sukienk臋, i chcia艂a go naprawi膰.

Wr贸ci艂a w spodniach i koszulce.

Jest jeszcze gor膮ca woda, je偶eli chcesz kaw臋. 鈥 Usiad艂 przy ma艂ym ognisku. Obr贸ci艂 kubek par臋 razy w d艂oniach, a potem podni贸s艂 go do ust.

Dzi臋kuj臋, nie chc臋 鈥 odpowiedzia艂a obcesowo.

Doskonale, Wasza Wysoko艣膰.

Nabija艂 si臋 z niej i wiedzia艂a o tym. Najlepiej by艂o go zignorowa膰. Musia艂a jednak poruszy膰 k艂opotliw膮 dla niej spraw臋.

Obawiam si臋, 偶e mog艂e艣 mnie 藕le zrozumie膰 鈥 zacz臋艂a.

Obrzuci艂 j膮 oboj臋tnym spojrzeniem.

Tamtego ranka... kiedy... kiedy k膮pali艣my si臋 w jeziorze... ja... chyba mo偶na powiedzie膰, 偶e wyp艂akiwa艂am ci si臋 na ramieniu.

Mo偶na powiedzie膰. 鈥 Podni贸s艂 do ust kubek i poci膮gn膮艂 艂yk kawy.

Boj臋 si臋, 偶e mog艂e艣 pomy艣le膰, 偶e mnie podniecasz.

Fizycznie?

Tak 鈥 odpowiedzia艂a szybko. Mo偶e za szybko.

K膮cik jego ust uni贸s艂 si臋 w u艣miechu.

I to ci臋 martwi, prawda?

Niezupe艂nie. Ale pomy艣la艂am, 偶e lepiej t臋 spraw臋 wyja艣ni膰. 鈥 To by艂o trudniejsze, ni偶 przypuszcza艂a. Wcale jej nie pom贸g艂, ale wiedzia艂a, 偶e w tej kwestii nie nale偶y oczekiwa膰 od niego pomocy.

Czego si臋 boisz, kochanie?

Chcia艂a mu zwr贸ci膰 uwag臋, 偶eby nie zwraca艂 si臋 do niej czule. Jego s艂owa nie by艂y szczere. Powstrzyma艂a si臋 jednak.

Jestem pewna, 偶e jest na 艣wiecie mn贸stwo kobiet, kt贸re... dla kt贸rych by艂by艣 poci膮gaj膮cy, ale ja do nich nie nale偶臋. Nie chcia艂am ci臋 obrazi膰.

Uni贸s艂 brwi, jakby si臋 zastanawia艂, czy m贸wi szczerze. K膮ciki ust dr偶a艂y mu z wysi艂ku, 偶eby ukry膰 u艣miech.

Nie gniewam si臋.

Mia艂a wra偶enie, 偶e Murphy zaraz ryknie 艣miechem. Ca艂e to zdarzenie to skutek zbiegu okoliczno艣ci.

Rozumiem doskonale, jednak...

Co? 鈥 ponagli艂a, bo nie 艣pieszy艂 si臋, 偶eby doko艅czy膰 zdanie.

Jak wyt艂umaczysz t臋 noc, zanim wyjechali艣my z Boothill?

Zesztywnia艂a.

Co masz na my艣li?

Mam ci przeliterowa膰? Chyba by艂a艣 na mnie mocno napalona. Chcesz, 偶ebym poda艂 ci szczeg贸艂y?

Letty naje偶y艂a si臋.

Niekoniecznie.

Tak my艣la艂em. 鈥 Wyla艂 resztk臋 kawy na ogie艅. P艂on膮ce drewno zasycza艂o. Murphy wsta艂.

Lepiej obud藕 dzieci. Przed nami d艂uga droga. 鈥 Letty odwr贸ci艂a si臋, 偶eby wykona膰 polecenie.

A przy okazji 鈥 rzuci艂, zatrzymuj膮c j膮 鈥 masz zapi臋ty guzik u bluzki.

Odruchowo chwyci艂a za guzik, zanim dotar艂 do niej sens jego uwagi. W艣ciek艂a odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie tak szybko, 偶e omal si臋 nie przewr贸ci艂a.

Obudzi艂a dzieci, nakarmi艂a je i przygotowa艂a do drogi.

Zdziwi艂a si臋, bo Murphy wzi膮艂 niemowl臋 na r臋ce. Brzd膮c nie protestowa艂. By艂 tylko zaciekawiony i przygl膮da艂 si臋 Murphy鈥檈mu szeroko otwartymi oczami.

Maszerowali w milczeniu. Dotarli na przedmie艣cia Questo zm臋czeni, brudni i g艂odni.

Nasza babcia mieszka przy sklepie spo偶ywczym 鈥 poinformowa艂a Murphy鈥檈go Maria. Ze wzg贸rza, na kt贸rym si臋 znajdowali, wida膰 by艂o spor膮 miejscowo艣膰. Na pewno by艂a tam poczta. Por贸wnuj膮c liczb臋 fabryk, Letty dosz艂a do wniosku, 偶e musi w nim mieszka膰 tyle ludzi, co w Boothill 鈥 oko艂o pi臋ciu tysi臋cy.

Murphy odda艂 ma艂ego Letty.

Poczekaj tutaj z dzie膰mi 鈥 poleci艂.

Gdzie idziesz? 鈥 Zacisn膮艂 usta i Letty domy艣li艂a si臋, 偶e nie jest przyzwyczajony, 偶eby t艂umaczy膰 si臋 ze swoich poczyna艅. Nie obchodzi艂o jej to. W ko艅cu to ona finansowa艂a wypraw臋.

Najpierw sprawdz臋, czy jest tu babcia dzieciak贸w.

Letty ca艂y czas si臋 nad tym zastanawia艂a.

Po drugie, nale偶a艂oby sprawdzi膰 ulice, zanim zaczniemy nimi paradowa膰.

Kolejny punkt.

W miasteczku, w kt贸rej ostatnio byli艣my, nie zyskali艣my przyjaci贸艂 鈥 przypomnia艂 jej.

To r贸wnie偶 by艂a prawda. Murphy nie zdradzi艂, co wysadzi艂 w powietrze, ale po sile wybuchu domy艣la艂a si臋, 偶e musia艂o to by膰 co艣 du偶ego. Co艣 wa偶nego, czego kapitan Norte nie pu艣ci p艂azem.

Co jeszcze chcesz wiedzie膰? 鈥 Z jego oczu bi艂a niecierpliwo艣膰.

Nic 鈥 odpowiedzia艂a. Odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 oddala膰. Letty zrobi艂a krok do przodu i krzykn臋艂a: 鈥 Murphy! Uwa偶aj na siebie!

Rzuci艂 jej przez rami臋 filuterny u艣miech i zacz膮艂 zbiega膰 z g贸ry.

Wr贸c臋, ani si臋 obejrzysz.

Znikn膮艂.

Min臋艂a godzina, potem dwie.

Po ostatnim incydencie, kiedy Letty zignorowa艂a jego polecenia, ba艂a si臋 na w艂asn膮 r臋k臋 docieka膰, co si臋 z nim dzieje. Co艣 si臋 jednak musia艂o sta膰.

Murphy chcia艂 tylko sprawdzi膰 miasto. Ze wzgl臋d贸w bezpiecze艅stwa.

Pani m臋偶czyzna znikn膮艂 na d艂ugo 鈥 zauwa偶y艂a Maria, kiedy s艂o艅ce zbli偶a艂o si臋 do zenitu.

Letty nie poprawi艂a dziewczynki. Murphy nie by艂 jej m臋偶czyzn膮. Mimo to martwi艂a si臋. Co si臋 mog艂o sta膰? Mo偶liwo艣ci by艂o du偶o. Mogli go schwyta膰, zabi膰, m贸g艂 by膰 ranny, nieprzytomny, m贸g艂 umiera膰.

Ja p贸jd臋 鈥 zaoferowa艂 si臋 Vincente.

Nie 鈥 sprzeciwi艂a si臋 Letty.

Jestem ch艂opakiem. Nikt mnie nie b臋dzie o nic pyta艂. Nikt mnie nie zauwa偶y 鈥 t艂umaczy艂. 鈥 Zawsze chodz臋 na zwiady.

To prawda 鈥 potwierdzi艂a Maria.

Letty, niezdecydowana, zagryz艂a doln膮 warg臋. Je偶eli Murphy si臋 dowie, 偶e wys艂a艂a dziecko do miasta, 偶eby go szuka艂o, zamorduje j膮. Ale jest inne wyj艣cie?

Dzieci czeka艂y, a偶 podejmie decyzj臋. Czu艂a si臋 zagubiona. Zamkn臋艂a oczy i zacz臋艂a si臋 modli膰, zwracaj膮c si臋 do Boga o pomoc.

Dobrze 鈥 wyszepta艂a w ko艅cu. 鈥 Ale b膮d藕 ostro偶ny.

Maria zachichota艂a.

To samo powiedzia艂a pani swojemu m臋偶czy藕nie.

Nast臋pna godzina d艂u偶y艂a si臋 Letty jak ca艂y rok. Drepta艂a nerwowo, martwi艂a si臋 i denerwowa艂a. Dzieci te偶 by艂y niespokojne, sprzecza艂y si臋 mi臋dzy sob膮, rozdra偶nione i poirytowane. Letty wiedzia艂a, 偶e udzieli艂y im si臋 jej obawy. By艂o jej przykro z tego powodu, ale nie mog艂a tego zmieni膰.

Kiedy straci艂a ju偶 nadziej臋, wr贸ci艂 Vincente z nisk膮, przysadzist膮 kobiet膮.

Gdy dzieci j膮 zobaczy艂y, wyci膮gn臋艂y r臋ce i podbieg艂y do niej, wo艂aj膮c:

鈥 鈥Babciu!鈥.

Kobieta musia艂a pokona膰 strome zbocze i ci臋偶ko oddycha艂a. Ubrana by艂a w bia艂膮 bluzk臋 i czarn膮 sp贸dnic臋. W艂osy mia艂a upi臋te w ciasny kok, a twarz czerwon膮 z wysi艂ku. Usiad艂a na du偶ym kamieniu, 偶eby z艂apa膰 oddech. Dzieciaki m贸wi艂y wszystkie naraz. Nawet niemowl臋 wyda艂o z siebie przera藕liwy wrzask.

Babcia przytuli艂a i wyca艂owa艂a ka偶de z dzieci, a potem wzi臋艂a na r臋ce malucha i przytuli艂a do siebie. Pulchne 艂apki obj臋艂y szyj臋 kobiety.

Letty chwyci艂a Vincente za ramiona.

Dowiedzia艂e艣 si臋, co z Murphym?

Ch艂opiec spojrza艂 wymownie w stron臋 babki.

Babciu. 鈥 Letty nie wiedzia艂a, jak si臋 do niej zwraca膰.

Pani m臋偶czyzna... 鈥 Starsza kobieta w dalszym ci膮gu mia艂a k艂opoty z oddychaniem. Otar艂a pot z twarzy bia艂膮 chusteczk膮. 鈥 Sta艂a si臋 najgorsza rzecz.

Letty zamar艂o serce.

Najgorsza rzecz?

Dotar艂 do miasta w chwili, kiedy miejscowa policja dosta艂a meldunek, 偶e poszukuje si臋 dwojga Amerykan贸w, m臋偶czyzny i kobiety. 鈥 Przerwa艂a. Mia艂a ciemne i powa偶ne oczy. 鈥 Komendant policji jest cz艂owiekiem sumiennym. Stara si臋 przypodoba膰 si艂om, kt贸re chc膮 doj艣膰 do w艂adzy w naszym kraju. Kiedy otrzyma艂 sygna艂, 偶e na tym terenie przebywaj膮 Amerykanie, zamierza艂 wys艂a膰 patrol. 鈥 Przerwa艂a, 偶eby zaczerpn膮膰 powietrza. 鈥 Dw贸ch oficer贸w odm贸wi艂o przy艂膮czenia si臋 do patrolu, dop贸ki nie dostan膮 zimnego piwa. Pech, 偶e w kantynie natkn臋li si臋 na pani przyjaciela.

Murphy poszed艂 do kantyny?! 鈥 krzykn臋艂a Letty z oburzenia. Najwyra藕niej mia艂 ci膮gotki do tego typu lokali i s艂abo艣膰 do kobiet, kt贸re si臋 tam pojawia艂y. Na sam膮 my艣l o tym, 偶e Murphy trzyma w ramionach i ca艂uje jak膮艣 kobiet臋, zawrza艂a w niej krew.

Znowu to zrobi艂. Zostawi艂 jaz sze艣ciorgiem dzieci na tym skwerze, 偶eby si臋 zamartwia艂a, a sam zaspokaja艂 swoje pragnienie i seksualne 偶膮dze.

Gdzie teraz jest? 鈥 spyta艂a bez ceregieli.

W wiezieniu.

Niech sobie tam zgnije. By艂a tak w艣ciek艂a, 偶e nie mog艂a usta膰 na nogach.

Poprosi艂am przyjaciela, 偶eby dostarczy艂 mi wszelkich mo偶liwych informacji. 鈥 Oczy kobiety pociemnia艂y ze smutku. 鈥 Powiedzia艂 mi, 偶e o schwytaniu pani m臋偶a powiadomiono cz艂owieka, kt贸ry nazywa si臋 kapitan Norte.

Letty przycisn臋艂a palce do ust, 偶eby powstrzyma膰 j臋k.

Podobno kapitan jest bardzo zadowolony. Z pewno艣ci膮 zjawi si臋 przed noc膮.

O, nie. 鈥 Letty usiad艂a na kamieniu. Stara艂a si臋 skupi膰 my艣li.

Ale to nie koniec z艂ych wie艣ci 鈥 ci膮gn臋艂a grzecznie starsza kobieta. 鈥 Pani m膮偶 wywo艂a艂 b贸jk臋.

Jest ranny? 鈥 Letty rozp艂aka艂a si臋. Zachowanie Murphy鈥檈go by艂o karygodne, ale nie chcia艂a, 偶eby cierpia艂. W ko艅cu przyjecha艂 do Zarcero, 偶eby pom贸c jej odnale藕膰 Luke鈥檃.

Tego nie wiem. 鈥 Na ustach kobiety malowa艂 si臋 delikatny u艣miech. 鈥 Ale podobno dwaj m臋偶czy藕ni ucierpieli bardziej ni偶 pani m膮偶.

Musz臋 go wyci膮gn膮膰 z wi臋zienia. 鈥 Letty celowo powiedzia艂a to g艂o艣no i stanowczo. 鈥 I musz臋 to zrobi膰, zanim zjawi si臋 tu kapitan Norte.

Kobieta po艂o偶y艂a r臋ce na ramionach dwojga starszych dzieci. Moja rodzina i ja zrobimy wszystko, 偶eby pani pom贸c.

Murphy wyplu艂 krew i poruszy艂 szcz臋k膮 w prz贸d i w ty艂, 偶eby sprawdzi膰, czy jest ca艂a. Nie by艂o z nim tak 藕le. Do艂o偶y艂 wi臋cej, ni偶 sam oberwa艂. Nie藕le, bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e by艂o dw贸ch na jednego, a potem trzech. Do wi臋zienia musia艂o go doprowadzi膰 pi臋ciu m臋偶czyzn.

Mia艂 pecha. By艂 w mie艣cie tylko dziesi臋膰 minut, kiedy do kantyny wesz艂o dw贸ch miejscowych policjant贸w. Nie przej膮艂 si臋 nimi. Nie interesowali go przedstawiciele lokalnej w艂adzy, tylko rebelianci, kt贸rzy przej臋li kontrol臋 nad armi膮. W prowincjonalnych miasteczkach trudno by艂o zgadn膮膰, w kt贸r膮 stron臋 wieje polityczny wiatr. W Questo znale藕liby si臋 i lojali艣ci.

Murphy jednym okiem spogl膮da艂 na policjant贸w i stara艂 si臋 nie zwraca膰 na siebie uwagi. Niestety, mia艂 niewielkie szans臋. M臋偶czy藕ni szli w jego stron臋. Nim si臋 po艂apa艂, zosta艂 otoczony i wsadzony do miejskiego wi臋zienia.

Wi臋zienie, zbudowane z cegie艂, sk艂ada艂o si臋 z jednego wielkiego pomieszczenia, podzielonego grubymi metalowymi kratami na trzy cele. Pod 艣cian膮 sta艂y dwa biurka dla dozorc贸w, kt贸rzy bez przerwy pilnowali wi臋藕ni贸w.

Murphy stara艂 si臋 nie my艣le膰 o Letty, kt贸ra siedzia艂a na wzg贸rzu i czeka艂a na jego powr贸t. Mia艂 nadziej臋, 偶e jest na tyle rozs膮dna, 偶e nie zrobi czego艣 g艂upiego. Na przyk艂ad nie p贸jdzie go szuka膰. Ale mo偶liwe, 偶e b臋dzie chcia艂a wyja艣ni膰, co si臋 sta艂o.

Nie mia艂a cierpliwo艣ci. To nie by艂a jedyna jej 鈥瀦aleta鈥. By艂a pow艣ci膮gliwa i uk艂adna. Musia艂 si臋 bardzo pilnowa膰, 偶eby nie poca艂owa膰 jej z samego rana, kiedy spa艂a.

Oznajmi艂a, 偶e w og贸le jej nie poci膮ga. A 艣winie pewnie lataj膮. Pragn臋艂a go, by艂a tylko zbyt dumna, 偶eby si臋 do tego przyzna膰. I zbyt naiwna. Nie wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje. Na pewno nie podoba艂y jej si臋 te uczucia.

Nie tylko jej. Murphy chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰 jeszcze raz. Wiedzia艂, 偶e lepiej nie miesza膰 interes贸w z przyjemno艣ciami, ale ta misja by艂a nietypowa.

Letty nie艣wiadomie sta艂a si臋 najbardziej pon臋tn膮 kobiet膮, jak膮 zna艂. Murphy鈥檈mu nie艂atwo by艂o si臋 do tego przyzna膰 i pewnie by tego nie zrobi艂, gdyby nie siedzia艂 w wi臋zieniu. Tutaj mia艂 za du偶o czasu na my艣lenie. Po偶膮da艂 jej i to prowokowa艂o go do ujawnienia nie najlepszej strony osobowo艣ci. By艂 dla niej okrutny, bo chcia艂 j膮 przerazi膰 i ukara膰 za to, 偶e tak strasznie jej pragn膮艂. Wcale nie by艂 zachwycony tym, 偶e go poci膮ga. Nie bawi艂o go to, 偶e omota艂a go siostra misjonarza. Jak 偶adna inna kobieta. Nagle drzwi wi臋zienia otworzy艂y si臋 i do pomieszczenia wszed艂 g艂upkowato wygl膮daj膮cy stra偶nik. By艂 niski, a brzuch wylewa艂 mu si臋 poza pasek od spodni. Rzuci艂 tylko przelotne spojrzenie w stron臋 Murphy鈥檈go, kt贸ry w og贸le nie zwr贸ci艂 na niego uwagi.

Dw贸ch stra偶nik贸w rozmawia艂o po hiszpa艅sku. S艂owa p艂yn臋艂y jak rw膮cy potok, mimo to Murphy鈥檈mu uda艂o si臋 zrozumie膰 prawie wszystko. Moose 鈥 Gut zosta艂 wyznaczony do tego, 偶eby pilnowa膰 wi臋藕nia, dop贸ki nie przyb臋dzie jaki艣 wa偶ny cz艂owiek. Kapitan. Oby nie Norte, pomy艣la艂 Murphy.

Pierwszy policjant wyszed艂. W umy艣le Murphy鈥檈go zacz膮艂 si臋 rodzi膰 plan. Stra偶nik nie wygl膮da艂 na rozgarni臋tego i rusza艂 si臋 jak 偶贸艂w.

Murphy j臋kn膮艂, chc膮c wybada膰 sytuacj臋.

Stra偶nik nie zwr贸ci艂 na niego uwagi.

Murphy chcia艂 poprosi膰, 偶eby wezwano lekarza. Wtedy drzwi otworzy艂y si臋 po raz drugi. Szczup艂a, wysoka kobieta wnios艂a dwie tace z jedzeniem. Jedna by艂a pewnie dla stra偶nika, druga dla niego. Zdziwi艂 si臋, bo posi艂ek wygl膮da艂 apetycznie. Zach臋caj膮ca zielona sa艂atka warzywna, sma偶ona fasola, ciep艂a tortilla, ry偶 i kurczak. Zacz臋艂a mu ciekn膮膰 艣linka.

Funkcjonariusz spojrza艂 na Murphy鈥檈go, za艂o偶y艂 sobie serwetk臋 za ko艂nierz koszuli i zabra艂 si臋 do jedzenia. Murphy patrzy艂 z niesmakiem, jak ten wieprz poch艂ania艂 obie porcje.

Po dwudziestu minutach drzwi wej艣ciowe znowu si臋 otworzy艂y. Murphy le偶a艂 na pryczy, z r臋kami pod g艂ow膮 i patrzy艂 w sufit. Z czystej ciekawo艣ci zerkn膮艂 w stron臋 drzwi.

Zatka艂o go. Ma艂o nie spad艂 z 艂贸偶ka. W drzwiach sta艂a Letty. Tylko inaczej ubrana ni偶 wtedy, gdy j膮 zostawia艂.

Przebra艂a si臋 za dziwk臋.

Rozdzia艂 22.


Murphy nie mia艂 poj臋cia, co jej strzeli艂o do g艂owy. Nie podoba艂o mu si臋 to. Ledwie si臋 powstrzyma艂, 偶eby nie wsta膰 i nie spyta膰 jej, co tutaj robi. Usiad艂 na 艂贸偶ku i patrzy艂 zaskoczony, jak Letty powoli wchodzi do wi臋zienia.

Mia艂a na sobie typowy str贸j z Zarcero. Bia艂a nylonowa bluzka by艂a o kilka rozmiar贸w za du偶a. G艂臋boki dekolt ods艂ania艂 g贸rn膮 cz臋艣膰 pi臋knych piersi. Falbaniasta sp贸dnica si臋ga艂a do p贸艂 艂ydki. Podci膮gni臋ta z jednej strony i spi臋ta czerwonym kwiatem ukazywa艂a niema艂膮 cz臋艣膰 smuk艂ego uda. W艂osy opada艂y jej na ramiona niczym jedwabisty wodospad. Zmys艂owo wyd臋艂a czerwone usta. Trzymaj膮c r臋k臋 na biodrze, wolnym krokiem podesz艂a do biurka i stan臋艂a na wprost grubego stra偶nika.

Murphy zauwa偶y艂, 偶e Letty unika jego spojrzenia. Nie patrzy艂a te偶 na funkcjonariusza. Utkwi艂a wzrok w dw贸ch pustych tacach po posi艂ku. Na jej twarzy pojawi艂 si臋 leniwy, spokojny u艣miech.

Czego pani chce? 鈥 warkn膮艂 stra偶nik.

Zostawili pana samego, co? 鈥 powiedzia艂a doskonale po hiszpa艅sku. 鈥 Zawsze zwalaj膮 na pana brudn膮 robot臋, a sami le偶膮 do g贸ry brzuchem.

Kim pani jest? 鈥 spyta艂, mniej wrogo.

Przyjaci贸艂k膮. 鈥 Jej g艂os by艂 niski i przekonuj膮cy. 鈥 Chcia艂abym zosta膰 bardzo dobr膮 przyjaci贸艂k膮.

Chyba nie by艂a a偶 tak naiwna, 偶eby my艣le膰, 偶e zdo艂a wy艂udzi膰 klucze od stra偶nika.

Potrzebuj臋 przyjaciela. Pan ma mn贸stwo czasu, 偶eby si臋 zabawi膰. 鈥 Jej g艂os sta艂 si臋 uwodzicielski. 鈥 Zrobi臋 wszystko, co pan zechce. 鈥 Pochyli艂a si臋 i opar艂a d艂onie na biurku. Piersi o ma艂o nie wypad艂y jej z g艂臋bokiego dekoltu.

Murphy zerwa艂 si臋 z pryczy niczym odpalony granat. Zacz膮艂 wali膰 r臋kami w metalowe kraty. To by艂a niebezpieczna gra. Przypuszcza艂, 偶e Letty jeszcze nie zna jej zasad.

Mo偶emy si臋 nie藕le zabawi膰 鈥 ci膮gn臋艂a. 鈥 Tylko my dwoje. Tak jak pan chce. 鈥 Wyprostowa艂a si臋 i po艂o偶y艂a na biurku bos膮 stop臋. Powoli zacz臋艂a podci膮ga膰 r膮bek sp贸dnicy. Mia艂a d艂ugie, smuk艂e i zgrabne nogi. Stra偶nik by艂 najwyra藕niej pod wra偶eniem g艂adkiej bia艂ej sk贸ry. Murphy by艂 nie mniej oczarowany. Wiedzia艂, 偶e Letty jest pi臋kna, ale zapomnia艂, jak pi臋kna.

Stra偶nik si臋 obliza艂, a Letty szybko zdj臋艂a nog臋 z biurka.

P贸藕niej. 鈥 Gruby m臋偶czyzna jeszcze si臋 waha艂.

Odwr贸ci艂a si臋 tak szybko, 偶e rozwia艂y jej si臋 w艂osy. Westchn臋艂a 偶a艂o艣nie.

P贸藕niej jestem zaj臋ta, za to teraz mam mn贸stwo czasu.

Stra偶nik walczy艂 ze sob膮.

Delma mi powiedzia艂a, co pan lubi najbardziej.

Za艣mia艂 si臋 nerwowo i niezdarnie poruszy艂 na krze艣le.

Nie... nie masz nic przeciwko?

Nie 鈥 powiedzia艂a z przekonaniem, ponownie zwil偶aj膮c usta.

Murphy nie dos艂ysza艂, co wyszepta艂a p贸藕niej, ale wystarczy艂o mu to, co zrozumia艂. Letty najwyra藕niej udawa艂a, 偶e preferencje seksualne stra偶nika s膮 jej specjalno艣ci膮. Otar艂 r臋k膮 twarz. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e zdoby艂a si臋 na co艣 takiego.

Ile? 鈥 Stra偶nik podejrzliwie zmierzy艂 j膮 wzrokiem.

Mi臋艣nie Murphy鈥檈go napi臋艂y si臋. Nie mia艂 zamiaru znosi膰 tej sceny ani minuty d艂u偶ej.

Letty poda艂a cen臋. Bluzka ze艣lizgn臋艂a jej si臋 z ramienia. Poprawi艂a j膮 nerwowym ruchem. Wtedy przypomnia艂a sobie, jak膮 gra rol臋. Zadar艂a podbr贸dek i pozwoli艂a, by bluzka znowu si臋 zsun臋艂a.

Gdyby Murphy m贸g艂 si臋 zdoby膰 na obiektywny os膮d, nazwa艂by t臋 robot臋 najgorsz膮 gr膮 aktorsk膮, jak膮 kiedykolwiek widzia艂. Zgadza艂o si臋 tylko jedno. Mia艂a cia艂o gwiazdy filmowej 鈥 m艂ode, j臋drne i pon臋tne. Gdyby nie pewne zahamowania, by艂aby prowokuj膮ca. Zauwa偶y艂 to ju偶 wcze艣niej, kiedy spotkali si臋 po raz pierwszy w Boothill. Murphy intuicyjnie wyczuwa艂, 偶e pod skorup膮 oboj臋tno艣ci kry艂a si臋 gor膮ca kobieta z krwi i ko艣ci.

Mimo 偶e by艂a to tylko gra, Letty zrobi艂a na Murphym wra偶enie. By艂 zauroczony jej g艂adkim, czaruj膮cym cia艂em, tak samo jak stra偶nik.

Poczu艂 przyp艂yw po偶膮dania. Letty przechadza艂a si臋 po izbie, zr臋cznie unikaj膮c pieszczot stra偶nika. Murphy nie wiedzia艂, co chce przez to osi膮gn膮膰. Nawet nie chcia艂 wiedzie膰. To by艂o to idiotyczne. Je艣li my艣la艂a, 偶e uda jej si臋 zapanowa膰 nad m臋偶czyzn膮, kt贸ry wa偶y trzy razy tyle, co ona, czekaj膮 bolesna nauczka.

Murphy po raz kolejny rozwa偶y艂 mo偶liwo艣膰 ucieczki, chocia偶 zrobi艂 to ju偶 z tysi膮c razy. Za kilka minut Letty b臋dzie si臋 dar艂a w niebog艂osy i wzywa艂a pomocy. Chyba jeszcze nie zdawa艂a sobie z tego sprawy.

Spojrza艂 na stra偶nika i zobaczy艂, 偶e chodzi za ni膮 po pokoju, jakby bawi艂 si臋 w kotka i myszk臋. Potem podszed艂 do drzwi i przekr臋ci艂 zamek.

Och, ty m贸j 鈥 grucha艂a Letty. 鈥 Jeste艣 ju偶 du偶y i silny.

Murphy zacisn膮艂 palce na stalowych kratach. Je偶eli ta 艣winia stra偶nik spr贸buje jej dotkn膮膰, przysi臋ga, 偶e go zabije.

Jeste艣 gotowy na najwa偶niejsz膮 chwil臋 w 偶yciu? 鈥 wyszepta艂a Letty, prowadz膮c go do otwartej celi. Obejrza艂a si臋 za rami臋.

Murphy鈥檈mu wydawa艂o si臋, 偶e stra偶nik idzie za ni膮 nieco chwiejnym krokiem. Nie spuszcza艂 z nich oczu. Mia艂 wra偶enie, 偶e zaraz go rozsadzi. 呕e za chwil臋, eksploduje. Tych dwoje ta艅czy艂o wok贸艂 siebie. Sp贸dnica Letty ociera艂a si臋 o spodnie stra偶nika, a jej piersi dotyka艂y torsu m臋偶czyzny.

Stra偶nik chcia艂 jej dotkn膮膰, ale Letty roze艣mia艂a si臋 i prze艣lizgn臋艂a ko艂o niego. Nagle m臋偶czyzna zachwia艂 si臋, przewr贸ci艂 oczami i run膮艂 twarz膮 do ziemi. Tak jakby w jednej chwili opu艣ci艂y go si艂y.

Letty zamkn臋艂a oczy i z ulg膮 przycisn臋艂a r臋k臋 do piersi.

Dzi臋ki Bogu 鈥 wyszepta艂a.

Do cholery, co si臋 sta艂o?! wrzasn膮艂 Murphy.

Letty przytkn臋艂a palec do ust i szybko wysz艂a z celi. Po艣piesznie przeszuka艂a szuflady i wyj臋艂a klucze. Zamkn臋艂a funkcjonariusza w celi i wypu艣ci艂a Murphy鈥檈go.

Musimy si臋 st膮d wydosta膰 鈥 wyszepta艂a gor膮czkowo. 鈥 Norte tu jedzie.

Cholera. 鈥 Murphy chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i prawie poci膮gn膮艂 po ziemi.

Maria i Vincente czekaj膮 na zewn膮trz.

Dzieciaki?

Przywlok艂a je z sob膮. Powinien by艂 przewidzie膰, 偶e znowu co艣 wykr臋ci.

Dwoje dzieci czeka艂o w pick-upie. Na miejscu kierowcy siedzia艂a starsza kobieta. Gdy ich zobaczy艂a, pos艂a艂a Murphy鈥檈mu niespokojny u艣miech i uruchomi艂a samoch贸d.

Szybko 鈥 ponagli艂a ich.

Dzieci odwr贸c膮 od nas uwag臋. 鈥 Letty wskoczy艂a do przyczepy i w艣lizgn臋艂a si臋 pod warstw臋 siana.

Murphy zrobi艂 to samo. Kiedy le偶eli ju偶 w kryj贸wce, przykryto ich kolejn膮 warstw膮 siana, na kt贸r膮 wgramoli艂y si臋 dzieci. Samoch贸d powoli ruszy艂. O co w tym wszystkim chodzi? 鈥 spyta艂 Murphy stanowczo.

Prawe przednie ko艂o wjecha艂o w dziur臋 i Letty zarzuci艂o na Murphy鈥檈go.

P贸藕niej ci wyja艣ni臋.

Teraz mi wyja艣nij. 鈥 Nie chcia艂, 偶eby go zby艂a. Rzuca艂o nimi jak ziemniakami na ta艣mie, ale nie zwraca艂 na to uwagi.

Wa偶ne, 偶e uciekli艣my.

To by艂o chyba najg艂upsze przedstawienie, jakie widzia艂em. Udawa艂a艣 dziwk臋. Na Boga, lepiej odegra艂aby艣 rol臋 zakonnicy.

Powiniene艣 by膰 mi wdzi臋czny, a nie narzeka膰. 鈥 Letty by艂a niezadowolona.

On te偶 nie by艂 zachwycony. By艂a g艂upia i mia艂a cholerne szcz臋艣cie, 偶e wysz艂a z tego wi臋zienia ca艂o. Chcia艂 wiedzie膰, co si臋 sta艂o stra偶nikowi. Nie widzia艂, 偶eby mu co艣 dawa艂a. Mog艂a u偶y膰 innego sposobu, 偶eby wyci膮gn膮膰 go z wi臋zienia. Nie musia艂a przebiera膰 si臋 za prostytutk臋.

Ci膮gle nimi rzuca艂o i Murphy po raz kolejny wpad艂 na Letty. Tym razem j臋kn臋艂a bole艣nie.

Zakl膮艂 cicho i obj膮艂 j膮 ramieniem, przyciskaj膮c do siebie. Przynajmniej nie b臋d膮 si臋 o siebie obija膰. Pod grub膮 warstw膮 siana by艂o strasznie gor膮co i duszno, za to Letty by艂a mi臋kka i kobieca.

Murphy wstrzyma艂 oddech, usi艂owa艂 nie my艣le膰 o dziewczynie, kt贸r膮 trzyma艂 w ramionach. Stara艂 si臋 nie zwraca膰 uwagi na jej mi臋kkie piersi, kt贸re dotyka艂y jego przedramienia. Ani na po艣ladki, kt贸re znalaz艂y si臋 pomi臋dzy jego udami. Do tego jeszcze 艂adnie pachnia艂a. Naprawd臋 艂adnie. Murphy niezbyt zna艂 si臋 na kwiatach, ale ten zapach kojarzy艂 mu si臋 z lawend膮.

Bezwiednie odwr贸ci艂 g艂ow臋 i dotkn膮艂 nosem jej ucha. Mo偶e mu si臋 tylko wydawa艂o, ale mia艂 wra偶enie, 偶e Letty przysun臋艂a do niego g艂ow臋.

Po raz pierwszy od aresztowania czu艂 si臋 swobodnie. Rozlu藕ni艂 nieco u艣cisk i przesun膮艂 r臋k膮 pod piersiami Letty. Do cholery, by艂o mu tak dobrze. Poczu艂 ci臋偶ar jej piersi na ramieniu i mia艂 wra偶enie, 偶e jego zmys艂y oszalej膮. Nic nie pomo偶e, 偶e b臋dzie si臋 ok艂amywa艂. Pragn膮艂 jej.

Przycisn膮艂 wargi do karku Letty i wyszepta艂 jej do ucha:

Dzi臋kuj臋.

Westchn臋艂a g艂o艣no i odwr贸ci艂a si臋, 偶eby spojrze膰 mu w twarz.

Co powiedzia艂e艣? 鈥 Nie mog艂a uwierzy膰.

Dzi臋kuj臋. Za to, 偶e wyci膮gn臋艂a艣 mnie wi臋zienia doda艂 szorstko. Rzadko zawdzi臋cza艂 co艣 obcym. P贸藕niej, kiedy nadarzy si臋 okazja, zapyta o szczeg贸艂y. Mia艂 ochot臋 j膮 poca艂owa膰. Ostro偶nie zbli偶y艂 wargi do jej ust. Czu艂, 偶e delikatnie westchn臋艂a, kiedy ko艅cem j臋zyka rozchyla艂 jej wargi.

Chwyci艂a go za ko艂nierz koszuli. Poca艂owa艂 j膮 jeszcze raz. Nic nie mog艂o go powstrzyma膰. J臋kn膮艂 i wsun膮艂 j臋zyk g艂臋boko do jej ust. Porusza艂 nim wolno i delikatnie. Jego zmys艂y przenios艂y si臋 w inny wymiar.

Letty mrucza艂a cicho i kusz膮co dotyka艂a jego j臋zyka swoim. Murphy鈥檈go ogarn臋艂o takie podniecenie, 偶e serce ma艂o nie wyskoczy艂o mu z piersi. Nigdy nie po偶膮da艂 tak 偶adnej kobiety. Inn膮 przewr贸ci艂by na plecy i posiad艂 bez 偶adnych ceregieli.

Z Letty by艂o inaczej. Chcia艂, 偶eby by艂o dobrze. Chcia艂 j膮 zadowoli膰 i zaspokoi膰. Wobec innych kobiet nigdy nie czu艂 tej s艂odkiej odpowiedzialno艣ci.

Obj膮艂 j膮 opieku艅czym ruchem, przyci膮gn膮艂 jej biodra do swojej nabrzmia艂ej m臋sko艣ci i westchn膮艂 g艂o艣no, kiedy jej mi臋kkie cia艂o poruszy艂o si臋 mi臋dzy jego udami.

Niezbyt delikatnie 鈥 bo jad膮cy samoch贸d na to nie pozwala艂 鈥 wsun膮艂 r臋k臋 mi臋dzy jej piersi. Ich dojrza艂a obfito艣膰 wype艂ni艂a mu d艂onie. Nie zdziwi艂o go, 偶e sutki zd膮偶y艂y ju偶 stwardnie膰 jak koraliki.

Przez ten ca艂y czas w wi臋zieniu... 鈥 powiedzia艂a pomi臋dzy delikatnymi poca艂unkami.

Tak?

Udawa艂am...

Przesun膮艂 usta do jej nagich piersi, okrywa艂 poca艂unkami, ssa艂 i liza艂 brodawki.

Udawa艂a艣 co? 鈥 spyta艂.

呕e uwodz臋 ciebie.

Zachichota艂 cicho.

Dzi臋kuj Bogu, 偶e tak nie by艂o.

Dzi臋kowa膰 Bogu?

Tak. Uj膮艂 brodawk臋 wargami i zacz膮艂 j膮 艂akomie ssa膰. Letty j臋cza艂a i wi艂a si臋 pod nim. 鈥 Uwierz mi, kochanie, 偶e zdar艂bym z ciebie sp贸dnic臋, zanim zd膮偶y艂aby艣 wyzna膰, w czym jeste艣 najlepsza.

Zesztywnia艂a.

Za ka偶dym razem, kiedy zaczynam my艣le膰... 鈥 Zawaha艂a si臋 i doda艂a. 鈥 Jest pan niewiarygodnie okrutny, panie Murphy.

Prawie si臋 kochali, a ona zwraca艂a si臋 do niego per 鈥瀙anie Murphy鈥.

To prawda, kochanie. Je偶eli by艂aby艣 wobec siebie szczera, przyzna艂aby艣, 偶e pragniesz mnie tak samo, jak ja ciebie.

Nie wiadomo, dok膮d zawiod艂aby ich ta rozmowa i gra mi艂osna. Samoch贸d zatrzyma艂 si臋 gwa艂townie. Letty ukry艂a twarz w ramionach Murphy鈥檈go i westchn臋艂a ci臋偶ko. Mieli tylko p贸艂 sekundy, 偶eby doprowadzi膰 si臋 do porz膮dku, rozplata膰 nogi i r臋ce. Letty zd膮偶y艂a poprawi膰 sobie bluzk臋.

Wszystko w porz膮dku? 鈥 spyta艂a babcia.

Tak 鈥 mrukn膮艂 Murphy.

Letty?

Ja... te偶. 鈥 Nie zabrzmia艂o to przekonuj膮co.

Gdzie jeste艣my? Murphy rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

Starsza kobieta nie odpowiedzia艂a.

Chod藕cie, szybko 鈥 ponagli艂a.

Murphy pom贸g艂 wysi膮艣膰 Letty z przyczepy. Zauwa偶y艂, 偶e chwieje siana nogach. Jego zmys艂y r贸wnie偶 zbzikowa艂y, ale nie da艂 tego po sobie pozna膰.

Zosta艅cie tutaj 鈥 poleci艂a kobieta, a sama podesz艂a do domu.

To jest dom brata babci, Alda 鈥 wyt艂umaczy艂 jeden z ch艂opc贸w.

Jest rybakiem 鈥 doda艂 Vincente.

Nied艂ugo czekali. Babcia wysz艂a z domu w towarzystwie niskiego, siwow艂osego m臋偶czyzny w podesz艂ym wieku. Chyba cierpia艂 na skrzywienie kr臋gos艂upa.

To m贸j brat, Aldo 鈥 przedstawi艂a staruszka.

Murphy wymieni艂 z m臋偶czyzn膮 u艣cisk d艂oni.

Pan i pa艅ska 偶ona uratowali艣cie 偶ycie wnukom Eleny. Nasza rodzina jest wam wdzi臋czna. Chcemy si臋 zrewan偶owa膰. Prosz臋 za mn膮.

Poprowadzi艂 ich w膮sk膮, kr臋t膮 dr贸偶k膮, kt贸r膮 o艣wietla艂 tylko ksi臋偶yc i gwiazdy. Piaszczysta 艣cie偶ka wi艂a si臋 pomi臋dzy bujn膮 ro艣linno艣ci膮 w kierunku rzeki.

Szukamy mojego brata, Luke鈥檃 Maddena 鈥 wyja艣ni艂a Letty, nie zapominaj膮c o celu wyprawy. 鈥 Zna go pan?

M臋偶czyzna zatrzyma艂 si臋 i potar艂 r臋k膮 brod臋. Wygl膮da艂o, jakby si臋 zastanawia艂.

A z jakiego miasta?

Z Managna, niedaleko San Paulo.

Aldo znowu potar艂 brod臋.

San Paulo to du偶e miasto. Nie znam 偶adnego Luke鈥檃 z Managna.

Jest misjonarzem. Prowadzi tam ko艣ci贸艂 i szko艂臋. Zagin膮艂 na pocz膮tku zamieszek.

Oby艣cie go znale藕li 鈥 powiedzia艂 staruszek, kiedy dotarli do rzeki. Woda uderza艂a o brzeg jak kobieta pior膮ca rzeczy o kamie艅.

Murphy pomy艣la艂, 偶e szcz臋艣cie to za ma艂o, 偶eby odnale藕膰 Luke鈥檃. Nie chcia艂 jednak martwi膰 si臋 na zapas. Ju偶 teraz mieli wystarczaj膮co du偶o problem贸w, z kt贸rymi musieli si臋 upora膰.

呕o艂nierze nie wpadn膮 na to, 偶eby szuka膰 was na rzece. 鈥 Aldo podszed艂 do niewielkiej motor贸wki, 鈥 We藕cie moj膮.

Propozycja p艂yn臋艂a z serca, ale Murphy wiedzia艂, 偶e je偶eli si臋 zgodz膮, pozbawi膮 rodzin臋 jedynego 藕r贸d艂a utrzymania.

Nie mo偶emy tego zrobi膰 鈥 zaprotestowa艂.

Nie mo偶emy? 鈥 Letty patrzy艂a na niego du偶ymi, b艂agaj膮cymi oczami.

Prosz臋 鈥 nalega艂 Aldo, zwracaj膮c si臋 tylko do Murphy鈥檈go. 鈥 Chcemy wypo偶yczy膰 wam 艂贸d藕 z wdzi臋czno艣ci za uratowanie wnuk贸w Eleny. Mam w San Paulo wielu przyjaci贸艂, zaopiekuj膮 si臋 ni膮.

Murphy nie ust臋powa艂. Starszy cz艂owiek oddawa艂 im sw贸j jedyny 艣rodek utrzymania. Musi znale藕膰 inny spos贸b, 偶eby dotrze膰 do San Paulo.

Nie macie wyboru 鈥 przekonywa艂a Elena. 鈥 Drogi s膮 obstawione, a w d偶ungli czyha mn贸stwo niebezpiecze艅stw. Jak daleko dojdziecie piechot膮?

Norte postawi艂 na nogi ca艂y kraj, 偶eby nas znale藕膰doda艂a Letty.

Murphy westchn膮艂. Gdyby by艂 sam, poradzi艂by sobie jako艣. Ale musia艂 my艣le膰 o bezpiecze艅stwie Letty.

Dzi臋kujemy 鈥 odpowiedzia艂. Nie cierpia艂 d艂ug贸w wdzi臋czno艣ci, zw艂aszcza takich, kt贸re trudno sp艂aci膰.

Letty u艣ciska艂a Elen臋 i dw贸jk臋 dzieci.

Zapomnia艂a pani plecaka. 鈥 Vincente pobieg艂 z powrotem do pick-upa. Wr贸ci艂 z baga偶em i wr臋czy艂 go Letty.

Dzi臋kuj臋, Vincente.

Trucizna zadzia艂a艂a? 鈥 spyta艂a Maria.

Wsiedli do 艂贸dki. Murphy natychmiast w艂膮czy艂 silnik. Aldo i Elena zmusili ich do zabrania prowiantu i innych rzeczy. Aldo narysowa艂 Murphy鈥檈mu szczeg贸艂ow膮 map臋 rzeki. Je偶eli szcz臋艣cie im dopisze, dotr膮 do stolicy przed 艣witem.

Murphy by艂 tutaj d艂u偶ej, ni偶 si臋 spodziewa艂. Mia艂o to by膰 b艂yskawiczne zadanie. Ale zda艂 sobie spraw臋, 偶e podczas tej wyprawy ma艂o co 鈥 o ile w og贸le cokolwiek 鈥 sz艂o zgodnie z planem.

Dopiero kiedy wyp艂yn臋li na ciemn膮, spokojn膮 rzek臋, m贸g艂 zada膰 Letty kilka pyta艅.

O co chodzi艂o z t膮 trucizn膮?

O nic 鈥 uci臋艂a kr贸tko Letty i odwr贸ci艂a wzrok. Pytanie by艂o jej nie w smak.

Murphy nie by艂 g艂upi. Wyczu艂 w jej g艂osie obaw臋. Siedzia艂a od niego jak najdalej, co wydawa艂o si臋 g艂upie po niedawnych gor膮cych poca艂unkach.

Co da艂a艣 stra偶nikowi?

Podnios艂a g艂ow臋. Mimo ciemno艣ci dostrzeg艂 na jej twarzy niepok贸j.

Da艂am mu co艣 na u艣pienie.

Kiedy?

Wcze艣niej...

Murphy zmarszczy艂 czo艂o. Stra偶nik jad艂 tylko obiad.

Jak?

Niewa偶ne. Uda艂o si臋, prawda?

Murphy nie mia艂 zamiaru tak tego zostawi膰.

Wyt艂umacz mi to, Letty.

C贸偶... 鈥 Pochyli艂a si臋 i obronnym gestem obj臋艂a si臋 ramionami w pasie. 鈥 My艣lisz, 偶e tylko dzi臋ki mnie wyszed艂e艣 z wi臋zienia. Naprawd臋 zawdzi臋czasz to kilku osobom. To nie by艂o 艂atwe, Murphy. Nie zdajesz sobie sprawy, przez co musieli艣my przej艣膰.

Nie odpowiadasz na pytanie. 鈥 Nie podoba艂o mu si臋 to, co podpowiada艂 mu podejrzliwy umys艂. Stra偶nik run膮艂 jak 艣ci臋te drzewo. Kiedy si臋 obudzi, b臋dzie si臋 zastanawia艂, co zasz艂o mi臋dzy nim a dziwk膮. Murphy te偶 zachodzi艂 w g艂ow臋, co si臋 sta艂o w nocy, kt贸r膮 sp臋dzi艂 z Letty.

Zrozum... 鈥 powiedzia艂a szybko. 鈥 Trzeba by艂o najpierw za艂atwi膰, 偶eby w wi臋zieniu znalaz艂 si臋 akurat ten stra偶nik.

Dlaczego?

Bo jest g艂upi i s艂aby. Delma uzna艂a, 偶e to najlepszy spos贸b.

Delma?... Ach, to imi臋 pad艂o w rozmowie ze stra偶nikiem.

Jak to zrobili艣cie?

T臋 cz臋艣膰 wzi臋艂a na siebie Elena i jej rodzina. Chyba wymy艣lili jaki艣 podst臋p, co艣 z bankiem. Pierwszy policjant musia艂 wyj艣膰...

M贸w dalej. 鈥 Zacz膮艂 zaciska膰 i rozlu藕nia膰 lew膮 pi臋艣膰. Robi艂 tak zawsze, kiedy chcia艂 wyrzuci膰 z siebie z艂o艣膰.

Pani Alamos przygotowa艂a specjalne danie, ale ty swojego nie zjad艂e艣.

Nie mia艂em okazji. On uwa偶a艂, 偶e nale偶膮 mu si臋 oba posi艂ki.

To wszystko t艂umaczy.

Co t艂umaczy? 鈥 spyta艂 obcesowo.

Dlaczego... Niewa偶ne.

Dla mnie wa偶ne 鈥 warkn膮艂. 鈥 Co doda艂a艣 do jedzenia?

Zio艂a. 鈥 Murphy musia艂 wyt臋偶a膰 s艂uch, 偶eby us艂ysze膰 cokolwiek na tle warkotu silnika.

Zio艂a?

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Szybko skojarzy艂 fakty.

Te same zio艂a doda艂a艣 do kolacji, kt贸r膮 mnie uraczy艂a艣, zanim wyjechali艣my do Zarcero?

Zagryz艂a doln膮 warg臋 i zn贸w pokiwa艂a g艂ow膮.

Murphy zacisn膮艂 pi臋艣膰 na sterze.

Nie kochali艣my si臋, prawda?

Nie odpowiedzia艂a.

Prawda?! 鈥 wrzasn膮艂.

Podskoczy艂a na twardej drewnianej 艂awce.

Oszuka艂a艣 mnie.

Niezupe艂nie.

Do cholery, co znaczy 鈥瀗iezupe艂nie鈥?

Sp臋dzili艣my razem noc 鈥 przypomnia艂a mu nie艣mia艂o. 鈥 Taka by艂a twoja cena, prawda?

Murphy鈥檈go ogarn臋艂a obezw艂adniaj膮ca z艂o艣膰. Kiedy przypomnia艂 sobie, w co go wpakowa艂a w ci膮gu ostatnich dni, w艣ciek艂 si臋. Powinien wiedzie膰, 偶e nie mo偶na jej ufa膰. Mimo 偶e by艂a siostr膮 misjonarza, c贸rk膮 pastora i 艣wi臋tsz膮 ni偶 wszyscy 艣wi臋ci, ok艂ama艂a go.

Siedzia艂a sp艂oszona i wystraszona.

Wola艂 milcze膰, bo nie ufa艂 samemu sobie. By艂 w艣ciek艂y jak rzadko. Dobrze by jej zrobi艂o, gdyby j膮 zostawi艂. Dobi艂by do brzegu, wysiad艂 z 艂贸dki i wycofa艂 si臋 z tego g贸wna, w kt贸re go wpl膮ta艂a. Ale nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰, jak b臋dzie 偶y艂 z t膮 艣wiadomo艣ci膮.

Jeste艣 mi to winna 鈥 wycedzi艂 przez z臋by. Zabrzmia艂o to jak d藕wi臋k przecinanej stali.

Letty milcza艂a.

Odbior臋 to sobie, Letty. Nie my艣l, 偶e wyjdziesz z tego jako dziewica. Sprzeda艂a艣 mi prawo pierwszej nocy dawno temu. Mam zamiar wzi膮膰, co mi si臋 nale偶y.

Podnios艂a g艂ow臋. W jej du偶ych, okr膮g艂ych oczach pojawi艂 si臋 strach.

Pami臋taj, jeste艣 mi to winna.

Rozdzia艂 23.


Z ka偶dym dniem Luke nabiera艂 si艂. Od kiedy zosta艂 schwytany, nie widzia艂 Rosity. Przynajmniej tak s膮dzi艂. Wydawa艂o mu si臋, 偶e odwiedzi艂a go raz, w nocy, po najgorszych torturach, kiedy jego umys艂 by艂 zamroczony z b贸lu i 偶alu. Nie m贸g艂 ufa膰 swojej pami臋ci.

Mi艂o艣膰 Rosity by艂a przy nim. Czu艂 j膮 tak mocno, jak mi艂o艣膰 Boga. By艂a 藕r贸d艂em si艂y, kt贸ra pozwala艂a mu przetrwa膰 ka偶dy dzie艅, i dodawa艂a odwagi, 偶eby zmierzy膰 si臋 z nieznanym.

Cela Luke鈥檃 by艂a wilgotna i ciemna. Samotno艣膰 w piekle. Mia艂 tylko jeden nik艂y promie艅 s艂oneczny. Ca艂y dzie艅 czeka艂, kiedy s艂o艅ce skieruje ten cenny strumie艅 z艂otego 艣wiat艂a na jego 艂贸偶ko. Promie艅 obmywa艂 go, oczyszcza艂 jego serce i dawa艂 duszy nadziej臋. Tych kilka cudownych chwil by艂o dla niego jak dotyk Bo偶ej r臋ki.

Dni zlewa艂y si臋 ze sob膮. Luke straci艂 poczucie czasu. Nie m贸g艂 ufa膰 pami臋ci, wi臋c wynalaz艂 w艂asny kalendarz. Dzisiaj by艂a sobota, wed艂ug jego oblicze艅.

Potwornie t臋skni艂 za swoimi ksi膮偶kami. Najbardziej ze wszystkich 鈥 za Bibli膮. T臋skni艂 za 偶yciem, za przyjaci贸艂mi, za ko艣cio艂em. Bezsenne godziny wype艂nia艂 modlitw膮.

Usiad艂 na 艂贸偶ku, s艂ysz膮c odg艂os krok贸w na betonowej posadzce. Nie torturowano go ju偶 kilka dni i my艣la艂, 偶e najgorsze ma za sob膮.

艢cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku. Pociesza艂 si臋, 偶e B贸g nie prosi艂by go o nic, co przekracza艂oby jego si艂y. Ze strachu przed kolejnym biciem zapar艂o mu dech w piersiach.

Nie zniesie wi臋cej b贸lu.

Zacisn膮艂 powieki i modli艂 si臋, 偶eby nie szli po niego. Poczu艂 si臋 winny. Je偶eli nie b臋d膮 torturowa膰 jego, czeka to kogo艣 innego. Us艂ysza艂 krzyki. Wiedzia艂, co si臋 dzieje, sam przechodzi艂 podobne cierpienia.

Zamek w grubych drzwiach celi zosta艂 otwarty.

Luke czu艂, 偶e zwymiotuje. W drzwiach sta艂 m臋偶czyzna. Nie mia艂 na sobie munduru. Przedstawi艂 si臋 jako jego adwokat.

Godzin臋 p贸藕niej Luke sta艂 przed s膮dem polowym. Potwornie bola艂a go noga, ale nie mia艂 wyj艣cia. S臋dzi膮 by艂 oficer, kt贸ry zabi艂 jego przyjaciela, Ram贸na. Mi艂ego staruszka, kt贸ry nigdy nie zrobi艂 nikomu krzywdy. Uwa偶ano go za niemal 艣wi臋tego. Jedyn膮 pociech膮 dla Luke鈥檃 by艂o to, 偶e Ram贸n opu艣ci艂 ten okrutny 艣wiat i znalaz艂 si臋 w lepszym.

W pomieszczeniu znajdowa艂o si臋 pe艂no ludzi, kt贸rych Luke zna艂 z San Paulo i z Managna. Ludzi, z kt贸rymi pracowa艂 i kt贸rzy mu pomagali przez ostatnie dwa lata. Przeszukiwa艂 wzrokiem t艂um, modl膮c si臋, 偶eby znale藕膰 w nim Rosit臋. Jego mi艂o艣膰. Jego serce. Rozczarowa艂 si臋, kiedy jej nie zobaczy艂.

Do czego si臋 pan przyznaje? 鈥 spyta艂 oficer pe艂ni膮cy rol臋 s臋dziego.

A jakie s膮 zarzuty? 鈥 spyta艂 Luke.

Lista, kt贸r膮 odczyta艂 prowadz膮cy spraw臋, by艂a tak absurdalna, 偶e Luke omal nie wybuchn膮艂 艣miechem. Oskar偶ano go o wszystko 鈥 od podpalenia do gwa艂tu.

Czy rozumie pan przedstawione zarzuty?

To pytanie wywo艂a艂o u艣miech na twarzy Luke鈥檃.

Tak. 鈥 Niewiele brakowa艂o, 偶eby doda艂 鈥瀢ysoki s膮dzie鈥, ale zakpi艂by ze sprawiedliwo艣ci, gdyby nazwa艂 prowadz膮cego spraw臋 鈥瀞臋dzi膮鈥.

Do czego si臋 pan przyznaje?

Jestem niewinny 鈥 powiedzia艂 Luke spokojnie.

W艣r贸d t艂umu rozleg艂 si臋 szum.

Przyprowadzi膰 reszt臋.

Reszt臋? 鈥 Luke odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 tylnych drzwi, kt贸re akurat si臋 otworzy艂y. Wprowadzono czterech ch艂opc贸w. Mieli spuchni臋te twarze i krwawili. Dopiero po chwili Luke ich rozpozna艂. Byli to nastolatkowie, mieszkaj膮cy niedaleko misji.

Hector 鈥 wyszepta艂 鈥 Emilio, Juan i Roberto. 鈥 Wszyscy t臋pym wzrokiem wpatrywali si臋 w przestrze艅.

Luke my艣la艂, 偶e p臋knie mu serce. Pomieszczenie wirowa艂o mu przed oczami, kiedy odczytywano zarzuty przeciwko jego przyjacio艂om. Ten proces by艂 fars膮. Zostali oskar偶eni, bo pr贸bowali wyci膮gn膮膰 Luke鈥檃 z wi臋zienia.

  1. Prosz臋 鈥 b艂aga艂 Luke. Powiem wam wszystko, co chcecie wiedzie膰.

Na twarzy prowadz膮cego spraw臋 pojawi艂 si臋 znudzony, sztuczny

u艣miech.

Za p贸藕no na spowied藕.

Nie mam si臋 z czego spowiada膰! 鈥 krzykn膮艂 Luke.

Pa艅skie przest臋pstwa s膮 liczne.

W porz膮dku. Mo偶ecie mnie oskar偶y膰 o wszystko, co chcecie, ale wypu艣膰cie tych niewinnych ch艂opak贸w. To dzieci.

Ju偶 nie, senor.

Luke zacisn膮艂 powieki. Poczu艂 si臋 tak, jakby ci臋偶ar ca艂ego 艣wiata spocz膮艂 na jego ramionach. Zrozumia艂, 偶e to by艂a prawda. Rosita go odwiedzi艂a. M贸wi艂a, 偶e Hector ma plan, 偶eby wyci膮gn膮膰 go z wi臋zienia. Nie pos艂ucha艂a go, kiedy prosi艂, by pozwoli艂a mu umrze膰. I teraz 偶ycie tych czterech m艂odych ch艂opak贸w wisi na w艂osku, bo chcieli uwolni膰 go z tego piek艂a.

Zacz臋艂a go trawi膰 nienawi艣膰, ciemna i czarna.

Wsta艂 oskar偶yciel i z przyklejonym u艣miechem, rozwodzi艂 si臋 nad przest臋pstwami, o kt贸re pos膮dzano Luke鈥檃 i ch艂opak贸w. Przy stole za nim siedzia艂 adwokat i robi艂 notatki.

Luke doliczy艂 si臋 siedemnastu przest臋pstw, kt贸re przedstawiono mu w kr贸tkim akcie oskar偶enia. Ale to nie mia艂o znaczenia. To by艂 sfabrykowany proces.

Nie wysila艂 si臋, 偶eby wys艂ucha膰 przem贸wienia obro艅cy, bo i tak by艂o s艂abe.

Zanim zacz膮艂 zeznawa膰, rozejrza艂 si臋 po sali s膮dowej i dostrzeg艂 morze z艂ych twarzy. Tych, kt贸rzy zawsze p艂yn臋li z pr膮dem. Tych, kt贸rzy stawali po stronie ludzi w艂adzy, maj膮c na wzgl臋dzie w艂asne interesy.

By艂 zdegustowany, ale spojrza艂 na ten 偶a艂osny t艂um i z serca pr贸bowa艂 im wybaczy膰.

Przez ostatnie dwa lata naucza艂 o mi艂o艣ci i przebaczeniu. Nie wiedzia艂, 偶e B贸g da mu tak 偶yw膮 lekcj臋 tych warto艣ci.

Prosz臋 wsta膰.

Adwokat, kt贸ry sta艂 obok, pom贸g艂 mu si臋 podnie艣膰 na nogi. Misjonarz zachwia艂 si臋 i rozstawi艂 stopy, 偶eby utrzyma膰 r贸wnowag臋. K膮tem oka spojrza艂 na s臋dziego.

Po rozwa偶eniu wszystkich przedstawionych dowod贸w uznaj臋 pana za winnego.

Ten sam werdykt odczytano Hectorowi, Emilio, Juanowi i Roberto. Luke nie spodziewa艂 si臋 niczego innego.

Nakazuj臋 stawi膰 si臋 jutro o 艣wicie przed plutonem egzekucyjnym.

Oczy Luke鈥檃 zamkn臋艂y si臋, a s艂owa te spad艂y na niego niczym grad kamieni.

Oskar偶yciel uderzy艂 m艂otkiem o biurko. W pomieszczeniu zahucza艂o od oklask贸w.



Rozdzia艂 24.


P艂yn臋li dalej. Letty czu艂a, 偶e Murphy鈥檈mu powoli przechodzi z艂o艣膰. Prowadzi艂 ich ksi臋偶yc, gwiazdy i nik艂e 艣wiat艂o latarki. Zaleg艂a mi臋dzy nimi pe艂na napi臋cia cisza, kt贸rej Letty nie mog艂a znie艣膰.

Poruszy艂a si臋 na twardej drewnianej desce. Nie dlatego 偶e by艂o jej niewygodnie. Z偶era艂o j膮 poczucie winy. Oszuka艂a Murphy鈥檈go. Nabra艂a go. Szybko jej chyba nie wybaczy.

Nieruchome oczy m臋偶czyzny patrzy艂y na ni膮 oskar偶ycielsko. Chcia艂a si臋 odezwa膰, ale nie mia艂a poj臋cia, co powiedzie膰. Usprawiedliwienie, kt贸re w Boothill wydawa艂o si臋 racjonalne i rzeczowe, teraz brzmia艂o fa艂szywie.

Cho膰 Murphy milcza艂, Letty wiedzia艂a, o czym my艣li. Uwa偶a艂 j膮 za hipokrytk臋; zas艂ania si臋 zasadami, ale kiedy jej wygodnie, post臋puje wbrew nim. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋, bo zasch艂o jej w gardle. Zrozumia艂a, 偶e w艂a艣nie tak post膮pi艂a. Wykorzysta艂a go.

Nie by艂a w stanie mu tego wyt艂umaczy膰, ale robi艂a to w my艣lach. Nie oszuka艂a Murphy鈥檈go z egoistycznych pobudek. Chodzi艂o o Luke鈥檃. Brat by艂 w tarapatach. Musia艂a przyj艣膰 mu z pomoc膮. Nawet za cen臋 oszukania Murphy鈥檈go. Dop贸ki nie przejrza艂 intrygi, by艂 zadowolony.

Mia艂 to, na co sobie zas艂u偶y艂. Post膮pi艂 nikczemnie, 偶膮daj膮c tak poni偶aj膮cej op艂aty za swoje us艂ugi. Postawi艂 takie warunki, bo mia艂 nadziej臋, 偶e Letty mu odm贸wi. Chcia艂 uspokoi膰 sumienie i by艂 w艣ciek艂y, kiedy pokrzy偶owa艂a mu plany.

Spe艂ni艂a warunki uk艂adu i sp臋dzi艂a z nim noc. Tylko zmieni艂a troch臋 sens ich umowy. Za偶y艂o艣膰 mi臋dzy nimi i tak posun臋艂a si臋 o wiele dalej, ni偶 si臋 spodziewa艂a.

Spojrza艂a na ciemn膮 wod臋 i westchn臋艂a ci臋偶ko. 呕a艂owa艂a i by艂a pe艂na w膮tpliwo艣ci. Lepiej, gdyby dotrzyma艂a umowy i odda艂a si臋 Murphy鈥檈mu. Ale wtedy ledwie go zna艂a i ba艂a si臋 go. Po tych kilku dniach sp臋dzonych razem zacz臋艂a mu ufa膰. Ku swojemu zdumieniu odkry艂a, 偶e coraz bardziej go lubi.

Po czu艂ych poca艂unkach mog艂a si臋 tylko domy艣la膰, jak by by艂o, gdyby dotrzyma艂a umowy. By艂a wdzi臋czna Murphy鈥檈mu, bo zazna艂a z jego strony zaskakuj膮cej czu艂o艣ci.

Czy to dobrze? Murphy potwierdzi艂 jej najgorsze obawy. By艂a niewolnic膮 swoich zmys艂贸w, jak jej matka. Rozpustnic膮. Kobiet膮 sk艂onn膮 do cudzo艂贸stwa.

Je偶eli odda si臋 m臋偶czy藕nie bez 艣lubu, otworzy puszk臋 Pandory. I dok膮d j膮 to zawiedzie? Wyjdzie za m膮偶 i odda swoje cia艂o m臋偶czy藕nie, kt贸rego szanuje i podziwia. M臋偶czy藕nie, kt贸ry j膮 interesuje. Komu艣 takiemu, jak Slim. Nie b臋dzie wymagaj膮cym kochankiem. Od lat zadowala艂 si臋 okruchami czu艂o艣ci. Murphy by艂 niebezpieczny. Najbardziej niebezpieczny ze wszystkich m臋偶czyzn, jakich zna艂a.

Ba艂a si臋 go nie dlatego, 偶e by艂 najemnikiem, ale dlatego 偶e j膮 podnieca艂. Czu艂e poca艂unki by艂y dowodem, 偶e Murphy jest w stanie doprowadzi膰 j膮 do szale艅stwa.

Poczu艂a, 偶e d艂u偶ej nie zniesie tego strasznego napi臋cia.

To przez moj膮 matk臋. 鈥 Wiedzia艂a, 偶e to jeszcze bardziej skomplikuje sytuacj臋, zamiast j膮 wyja艣ni膰. Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i unios艂a dumnie podbr贸dek. Mia艂a nadziej臋, 偶e Murphy doceni to, ile kosztowa艂o j膮 takie wyznanie.

Nie zwr贸ci艂 na Letty uwagi.

Porzuci艂a mnie i Luke鈥檃, kiedy mieli艣my po pi臋膰 lat. M贸j ojciec by艂 za艂amany... Nigdy si臋 ponownie nie o偶eni艂.

Murphy zamruga艂 oczami.

Uciek艂a z innym m臋偶czyzn膮. Nie pierwszy raz zdradzi艂a ojca. Przyzna艂, 偶e przez lata by艂o w jej 偶yciu kilku innych m臋偶czyzn.

Opu艣ci艂a g艂ow臋, boj膮c si臋 patrze膰 na Murphy鈥檈go. Obawia艂a si臋, co us艂yszy, je偶eli ich oczy si臋 spotkaj膮.

Babcia mi powiedzia艂a, 偶e matka mia艂a s艂abo艣膰 do m臋偶czyzn. 呕e nale偶y jej wsp贸艂czu膰. 鈥 G艂os Letty dr偶a艂 lekko. Przerwa艂a na chwil臋, 偶eby si臋 uspokoi膰.

Ale ty chyba nie masz si臋 o co martwi膰? 鈥 rzuci艂 obcesowo Murphy.

Nie?

Uwierz mi, kochanie, nie jeste艣 w niczym podobna do matki.

Da艂 jej w ten spos贸b do zrozumienia, 偶e jest ozi臋b艂a jak ryba, co by艂o obelg膮. Letty si臋 zje偶y艂a, ale nie chcia艂a si臋 z nim k艂贸ci膰. Nie mog艂a mu wyzna膰, jak na ni膮 dzia艂a. W艂o偶y艂aby mu do r膮k bro艅, kt贸rej z pewno艣ci膮 nie zawaha艂by si臋 u偶y膰 przeciwko niej. Trzyma艂a g艂ow臋 prosto, zdusi艂a emocje i milcza艂a.

A wi臋c to ci臋 martwi艂o? 鈥 Pytanie nie wymaga艂o odpowiedzi. Oczy Murphy鈥檈go b艂yszcza艂y w ciemno艣ci. Jego z艂o艣膰 ust膮pi艂a miejsca niememu zdziwieniu.

呕a艂uj臋, 偶e ci臋 oszuka艂am. 鈥 Przynajmniej tyle by艂a mu winna. 鈥 To, co powiedzia艂am ci o matce, nie usprawiedliwia mojego post臋powania, ale chocia偶 t艂umaczy jego powody.

Tak?

Ja... Czeka nas d艂uga droga, wi臋c dobrze by by艂o to sobie wyja艣ni膰. Masz racj臋, sk艂ama艂am i oszuka艂am ci臋. Masz prawo by膰 z艂y. Je偶eli to ci臋 usatysfakcjonuje, przyznam, 偶e szczerze 偶a艂uj臋. By艂e艣 wobec mnie uczciwy. Mog臋 sobie tylko wyobrazi膰, co by mnie spotka艂o, gdybym wybra艂a si臋 tu sama. Przykro mi, Murphy.

Na tyle, 偶eby w ko艅cu mi zap艂aci膰?

Przyjrza艂a mu si臋.

Czy wszystko dla ciebie sprowadza si臋 do seksu?

Do艣膰 wiele.

Nie uwa偶asz, 偶e jeste艣 troch臋 艣mieszny?

Nie. Poda艂em ci cen臋, a ty si臋 zgodzi艂a艣. Nad czym tu jeszcze debatowa膰?

Ten m臋偶czyzna by艂 niem膮dry.

Twoje 偶膮danie by艂o pod艂e.

Przecie偶 mi zaufa艂a艣. Powierzy艂a艣 mi 偶ycie.

Potrzebowa艂am twojej pomocy. Nadal jej potrzebuj臋. Sk膮d mog艂am wiedzie膰, jakim jeste艣 cz艂owiekiem?

Usprawiedliwiaj si臋, jak chcesz, z艂otko. Prawda jest taka, 偶e mnie oszuka艂a艣. Sprzeda艂a艣 mi si臋. Warunki by艂y jasne i ty si臋 na nie zgodzi艂a艣. Chc臋 od ciebie tylko tego, co mi si臋 nale偶y. 鈥 Z艂o艣膰 Murphy鈥檈go s艂ycha膰 by艂o w ka偶dej sylabie.

Zgodzi艂am si臋, 偶eby ratowa膰 偶ycie brata.

T艂umacz sobie, jak chcesz. To nie zmienia fakt贸w.

Ale ja ci臋 nie oszuka艂am, przynajmniej nie do ko艅ca...

To prawda 鈥 przerwa艂 jej. Znalaz艂a艣 spos贸b, 偶eby si臋 od tego wymiga膰. Czy to co艣 zmienia?

Letty zje偶y艂a si臋, s艂ysz膮c jego szorstki g艂os.

Dobrze. Dostaniesz to, co ci si臋 nale偶y, skoro tak bardzo chcesz. 鈥 Takie o艣wiadczenie nie by艂o najm膮drzejsze. Nie w przypadku Murphy鈥檈go. Letty mia艂a nadziej臋, 偶e kiedy opowie o swojej przesz艂o艣ci, dziel膮c si臋 z nim swoimi obawami, Murphy nie b臋dzie taki bezwzgl臋dny. Myli艂a si臋.

Zgadzasz si臋?

Tak! 鈥 wrzasn臋艂a.

Kiedy?

Teraz 鈥 鈥 Wsta艂a. Motor贸wka zachybota艂a si臋 na boki. Nie przejmowa艂a si臋 tym, 偶e 艂贸dka mo偶e si臋 wywr贸ci膰. 艢ci膮gn臋艂a przez g艂ow臋 stylonow膮 bluzk臋 i rzuci艂a j膮 na bok.

Letty, usi膮d藕 鈥 wycedzi艂 Murphy przez zaci艣ni臋te z臋by.

Nie usi膮d臋, dop贸ki nie wywi膮偶臋 si臋 z umowy. Je偶eli tak strasznie mnie po偶膮dasz, prosz臋 bardzo. 鈥 Zacz臋艂a 艣ci膮ga膰 sp贸dnic臋 przez g艂ow臋. Materia艂 przykry艂 jej twarz, straci艂a r贸wnowag臋. Zacz臋艂a wymachiwa膰 r臋kami, 偶eby j膮 odzyska膰. Czu艂a, 偶e 艂贸dka niebezpiecznie ko艂ysze si臋 na boki.

Murphy zakl膮艂 g艂o艣no i krzykn膮艂:

Siadaj, do licha!

Nie zdo艂a艂a odzyska膰 r贸wnowagi i wpad艂a do ciemnej, zimnej wody. Sp贸dnica opad艂a jej na twarz.

Zanurzaj膮c si臋 pod wod臋, s艂ysza艂a, 偶e Murphy klnie ze z艂o艣ci.

Zach艂ysn臋艂a si臋 wod膮. Zacz臋艂a si臋 dusi膰. Sparali偶owa艂 j膮 strach. Porwa艂 j膮 pr膮d, rzucaj膮c raz w prawo, raz w lewo. Sp贸dnica owin臋艂a jej si臋 wok贸艂 twarzy.

Wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋 i zacz臋艂a krzycze膰 przera偶ona, 偶e si臋 utopi. Przera偶ona, 偶e zginie i nie uratuje Luke鈥檃. Czyta艂a kiedy艣, 偶e ton膮cy widzi si臋 przed oczami ca艂e 偶ycie. Letty nie czu艂a nic poza parali偶uj膮cym, potwornym strachem. Z braku powietrza piek艂o j膮 strasznie w p艂ucach.

Nagle poczu艂a, 偶e kto艣 wyci膮ga jaz wody. By艂a pewna, 偶e umiera, a za moment jej g艂owa znalaz艂a si臋 nad powierzchni膮 i znowu mog艂a oddycha膰.

Kaszla艂a i plu艂a, a potem jeszcze przez chwil臋 si臋 d艂awi艂a. Murphy trzyma艂 j膮 mocno za nadgarstek. Jako艣 udawa艂o mu si臋 jednocze艣nie panowa膰 nad 艂贸dk膮 i trzyma膰 Letty.

Podaj mi drug膮 r臋k臋! 鈥 krzykn膮艂.

Musia艂a zebra膰 wszystkie si艂y, 偶eby to zrobi膰. Murphy 艣cisn膮艂 j膮 mocno za drugi nadgarstek.

Dalej, kochanie. Musisz mi pom贸c.

S艂ycha膰 by艂o, 偶e z ca艂ych si艂 usi艂uje j膮 utrzyma膰.

Rzeka wirowa艂a wok贸艂 Letty, jakby chcia艂a j膮 zatrzyma膰. Woda napiera艂a na ni膮 z jednej strony, a Murphy z drugiej. Czu艂a si臋, jakby rozci膮gano jej cz艂onki na torturach.

Uda艂o jej si臋 wydoby膰 ramiona z wody i Murphy jakim艣 cudem zdo艂a艂 wci膮gn膮膰 j膮 do motor贸wki. Uda艂o mu si臋, cho膰 艂贸d藕 kilka razy omal si臋 nie wywr贸ci艂a.

Letty czu艂a si臋 jak zdech艂a ryba. Trz臋s艂a si臋 z zimna.

Murphy, wyczerpany, opar艂 si臋 o ster. Oddycha艂 ci臋偶ko i g艂o艣no.

Letta dopiero teraz u艣wiadomi艂a sobie groz臋 sytuacji i wybuchn臋艂a p艂aczem. Nienawidzi艂a 艂ez i s艂abo艣ci. Ale nie mog艂a zapanowa膰 nad emocjami. Nie pierwszy raz p艂aka艂a w obecno艣ci Murphy鈥檈go. Za ka偶dym razem czu艂a si臋 bardziej zmieszana.

Spodziewa艂a si臋 awantury za tak krety艅skie zachowanie. Narazi艂a ich na niebezpiecze艅stwo tylko dlatego, 偶e poczu艂a si臋 dotkni臋ta i w艣ciek艂a.

Zdradzi艂a swoj膮 tajemnic臋 i odp艂aci艂 jej sarkazmem. Mog艂a si臋 nie trudzi膰 opowie艣ci膮 o matce, bo niczego to nie zmieni艂o. Obj臋艂a ramionami kolana i ukry艂a w nich twarz. Wstrz膮sn膮艂 ni膮 cichy szloch.

Nie spodziewa艂a si臋, 偶e Murphy we藕mie j膮 w ramiona. Ale to zrobi艂.

Szlochaj膮c, przylgn臋艂a do niego; przyj臋艂a ciep艂o, pociech臋 i blisko艣膰. Nie przestawa艂 jej g艂aska膰 po mokrej g艂owie. Milcza艂. S艂ysza艂a gwa艂towne bicie jego serca. By艂 tak samo przera偶ony jak ona, mo偶e nawet bardziej.

Przycisn膮艂 policzek do jej g艂owy i wypu艣ci艂 z p艂uc powietrze.

Dalej 鈥 wyszepta艂a, bo chcia艂a ju偶 to mie膰 za sob膮.

Co dalej?

Nakrzycz na mnie. Zas艂u偶y艂am na to.

My艣l臋, 偶e rzeka mnie w tym wyr臋czy艂a. Murphy鈥檈mu uda艂o si臋 skierowa膰 艂贸dk臋 do brzegu.

Milczeli, przytuleni do siebie. W ko艅cu Murphy powiedzia艂:

Nie musisz si臋 martwi膰, 偶e jeste艣 jak twoja matka. Ka偶dy m臋偶czyzna uwa偶a艂by tak wiern膮 i lojaln膮 kobiet臋 za skarb. Nie ka偶da siostra ryzykowa艂aby jak ty, 偶eby odnale藕膰 brata.

Letty podnios艂a twarz i spojrza艂a na Murphy鈥檈go. Odgarn臋艂a z czo艂a kosmyk mokrych w艂os贸w.

Moja matka te偶 nie by艂a uosobieniem cnoty 鈥 przyzna艂. 鈥 Pope艂ni艂a w 偶yciu b艂臋dy i drogo za nie zap艂aci艂a. Przypuszczam, 偶e twoja matka r贸wnie偶. Ka偶dy z nas ma swoj膮 indywidualno艣膰, swoje 偶ycie, pope艂nia w艂asne b艂臋dy, wyci膮ga z nich wnioski i idzie naprz贸d.

Czy to znaczy, 偶e zwalniasz mnie ze zobowi膮zania? 鈥 spyta艂a z nadziej膮 w g艂osie.

Murphy pozwoli艂 sobie na ironiczny u艣mieszek.

W膮tpi臋. Z niecierpliwo艣ci膮 czekam, 偶eby odebra膰, co mi si臋 nale偶y. Ale wszystko w swoim czasie. Wszystko w swoim czasie.



Rozdzia艂 25.


Jack postanowi艂, 偶e na jaki艣 czas wycofa si臋 z gry. Niech Marcie troch臋 poczeka na sygna艂 od niego. Wytrzyma艂 jeden dzie艅. Ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e wi臋kszo艣膰 czasu zmarnowa艂, my艣l膮c o w艂a艣cicielce salonu pi臋kno艣ci. Nie by艂 zachwycony, 偶e przerwa艂a ich gr臋 mi艂osn膮. Musia艂 jednak przyzna膰, 偶e wiele j膮 to kosztowa艂o. Kiedy doszed艂 do siebie, poczu艂 w stosunku do Marcie co艣 jakby podziw.

Jack stale obraca艂 si臋 w艣r贸d kobiet. Kocha艂 je, by艂 dla nich hojny, bo m贸g艂 sobie na to pozwoli膰, a potem je opuszcza艂. Nie bez 偶alu. Kiedy wyje偶d偶a艂 w zwi膮zku z jak膮艣 misj膮, w przyjazny spos贸b rozstawa艂 si臋 z aktualn膮 kobiet膮 swojego 偶ycia. Kiedy wraca艂, czeka艂a na niego i wita艂a go z otwartymi ramionami. Tak te偶 by艂o wiele razy z Marcie.

Poci膮ga艂a go, bo jej temperament, je艣li chodzi o seks, by艂 podobny do jego. Mogli sp臋dzi膰 w 艂贸偶ku dwa albo trzy dni.

Gra艂 w t臋 gr臋 od dobrych kilku lat. Kobiety pojawia艂y si臋 w jego 偶yciu i znika艂y, czasem dwie albo trzy naraz. Kocha艂 je wszystkie.

Od niedawna zacz膮艂 powa偶nie zastanawia膰 si臋 nad zwi膮zkiem monogamicznym.

Nie m贸wi艂 o tym g艂o艣no. A ju偶 na pewno nie rozmawia艂 o tym z Murphym, kt贸ry nie藕le by si臋 u艣mia艂. Decyzj臋 t臋 podj膮艂 w ci膮gu ostatnich tygodni. Mo偶e wywarli na niego wp艂yw Cain i Mallory. 艢luby dw贸ch by艂ych najemnik贸w wywo艂a艂y w Deliverance Company og贸lne poruszenie.

Z Jackiem by艂o inaczej. Nie bra艂 pod uwag臋 ma艂偶e艅stwa. Chcia艂 w pewnym sensie by膰 wolny. Co nie znaczy艂o to, 偶e nie ma zamiaru dotrzyma膰 wzajemnej umowy. Zamierza艂 szanowa膰 swoj膮 wybrank臋 i po艣wi臋ci膰 jej ca艂膮 uwag臋.

W zamian b臋dzie oczekiwa艂 kilku rzeczy. Pierwsza i najwa偶niejsza to ca艂kowita wierno艣膰. Dop贸ki Marcie nie przerwa艂a ich gry mi艂osnej, Jack鈥 s膮dzi艂, 偶e kobieta nie jest zdolna do takiego po艣wi臋cenia. Marcie udowodni艂a, 偶e jest. Przyzna艂a, 偶e nie kocha swojego hydraulika, ale nie chcia艂a zawie艣膰 jego zaufania.

Jack by艂 pod wra偶eniem.

Nie wiedzia艂, dlaczego Marcie si臋 zmieni艂a, ale podoba艂a mu si臋 jej nowa osobowo艣膰. Chcia艂 j膮 mie膰 w 艂贸偶ku od chwili, kiedy na ni膮 spojrza艂. Ale teraz chcia艂, 偶eby by艂a te偶 w jego 偶yciu.

Kiedy by艂 pewien, 偶e Marcie wr贸ci艂a z pracy, zadzwoni艂 do niej. Odebra艂a po drugim sygnale, jakby czeka艂a na telefon od niego.

M贸wi Johnny. 鈥 Pr臋dzej czy p贸藕niej powie jej, jak naprawd臋 ma na imi臋, ale na razie niech zostanie tak jak jest.

Johnny. 鈥 Rzuci艂a bez tchu, podekscytowanym g艂osem. Mia艂 wra偶enie, 偶e ten telefon sprawi艂 jej olbrzymi膮 rado艣膰. By艂 wyj膮tkow膮, najcudowniejsz膮 rzecz膮, jaka jej si臋 kiedykolwiek przydarzy艂a. Mi艂o by艂oby si臋 przyzwyczai膰 do takich powita艅.

Powinni艣my porozmawia膰.

Wyczu艂, 偶e si臋 waha.

Porozmawia膰? O czym?

O czymkolwiek. O wszystkim. Nie chc臋 ci臋 straci膰, Marcie.

Johnny, nie, prosz臋.

Prawie widzia艂, jak z zamkni臋tymi oczami 艣ciska s艂uchawk臋, a jej umys艂 walczy z po偶膮daniem.

Powiedzia艂a艣 Cliffordowi o naszej randce?

Tak.

Obieca艂a艣 mu, 偶e wi臋cej si臋 ze mn膮 nie spotkasz?

Milcza艂a, jakby nie chcia艂a mu odpowiedzie膰.

Nie. Powinnam by艂a, ale tego nie zrobi艂am.

Jack u艣miechn膮艂 si臋 znacz膮co. Nie obieca艂a Cliffordowi, bo nie by艂a pewna, czy uda jej si臋 dotrzyma膰 s艂owa. Kolejna rzecz godna pochwa艂y. Uczciwo艣膰.

Musz臋 si臋 z tob膮 zobaczy膰. 鈥 Jego g艂os sta艂 si臋 g艂臋boki, chrypliwy i uwodzicielski. Podkre艣li艂 s艂owo 鈥瀖usz臋鈥. Nie przesadza艂. Podnieca艂 go sam d藕wi臋k jej g艂osu. Od miesi臋cy nie by艂 tak spragniony, ale nie chcia艂 zadowoli膰 si臋 jak膮艣 panienk膮. Pragn膮艂 Marcie. Pali艂o go w 艣rodku coraz mocniej, a偶 w ko艅cu rozmowa sta艂a si臋 dziwn膮 tortur膮.

Dobrze 鈥 wyszepta艂a Marcie. 鈥 Ale gdzie艣 w miejscu publicznym.

Zgoda. Zadecyduj gdzie. 鈥 Restauracja nie stanowi przeszkody. Ich pragnienie nie zmniejszy si臋 tylko dlatego, 偶e znajd膮 si臋 w艣r贸d innych ludzi. Mo偶e jeszcze wzrosn膮膰.

Kiedy? 鈥 spyta艂a bez tchu.

Zaraz.

Zawaha艂a si臋.

Potrzebuj臋 ci臋, kochanie 鈥 wyszepta艂 do s艂uchawki.

Och, Johnny, to chyba nie jest dobry pomys艂.

Jest. Nic si臋 nie stanie, obiecuj臋. Chc臋 si臋 tylko z tob膮 spotka膰.

Marcie milcza艂a przez chwil臋, potem westchn臋艂a.

Gra艂e艣 kiedy艣 w golfa?

Teraz on z kolei nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰. Zmarszczy艂 czo艂o i podrapa艂 si臋 w g艂ow臋.

Chcesz zagra膰 w minigolfa?

Tak.

Cie艅 prowokacji w jej g艂osie wywo艂a艂 u艣miech na jego twarzy. Najwyra藕niej Marcie by艂a przekonana, 偶e kiedy zajm膮 si臋 czym艣 idiotycznym, zapomn膮 o tym, czego oboje pragn臋li najbardziej 鈥 siebie nawzajem.

Nie ma sprawy. Powiedz gdzie. Zaraz tam b臋d臋.

Czeka艂 na ni膮. Przyjecha艂a tym swoim gratem. Kupi jej inny samoch贸d. Pasowa艂aby do czego艣 w kolorze ciemnego b艂臋kitu. Albo, do diab艂a, sprawi jej ma艂y czerwony samoch贸d sportowy.

Marcie podesz艂a do Jacka, spogl膮daj膮c na niego nerwowo.

Dzi臋kuj臋, 偶e przyjecha艂a艣. 鈥 Pochyli艂 si臋, 偶eby musn膮膰 ustami jej policzek. Mia艂a na sobie d艂ug膮 letni膮 sukni臋 bez r臋kaw贸w z wymy艣lnym dekoltem. Pachnia艂a r贸偶ami i s艂o艅cem. Zrobi艂 wszystko, co m贸g艂, 偶eby si臋 powstrzyma膰. Ch艂on膮艂 jej ciep艂y, 艣wie偶y zapach.

Powinnam ci臋 by艂a ostrzec. Jestem w tym dobra 鈥 oznajmi艂a, kiedy p艂aci艂 za bilety.

Chcesz zrobi膰 ma艂y zak艂ad o wynik meczu?

Przyjrza艂a mu si臋 badawczo, jakby nie by艂a pewna, czy spodobaj膮 jej si臋 warunki.

O co?

O loda.

U艣miech rozja艣ni艂 jej twarz.

Zgoda.

Jack nie zdradzi艂 jej, 偶e ma nadziej臋, i偶 Marcie da mu poliza膰 loda. Kiedy jego j臋zyk b臋dzie ch艂odny, zacznie ssa膰 jej piersi. Tak si臋 kiedy艣 bawili, ale ona najwidoczniej o tym zapomnia艂a.

Pierwsz膮 przeszkod膮 by艂 wiatrak. Nale偶a艂o uderzy膰 w odpowiednim momencie, 偶eby pi艂ka golfowa omin臋艂a skrzyd艂o wiatraka, kt贸re obracaj膮c si臋, zas艂ania艂o dziur臋.

Marcie by艂a pierwsza. Pochyli艂a si臋 z kijem golfowym. Jackowi wydawa艂o si臋, 偶e Marcie celowo eksponuje pup臋. Wygi臋艂a si臋 tak, 偶e nie m贸g艂 zapanowa膰 nad podnieceniem.

Marcie... 鈥 Zacisn膮艂 powieki i g艂o艣no j臋kn膮艂.

Co? 鈥 Odwr贸ci艂a si臋 do niego.

Musisz trzyma膰 kij golfowy w ten spos贸b?

W jaki spos贸b? 鈥 Rzuci艂a mu niewinne spojrzenie.

Niewa偶ne 鈥 odpowiedzia艂 szorstko. 鈥 To bez znaczenia.

Wkr贸tce zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie przesadza艂a. Nie藕le go ogrywa艂a i cieszy艂a si臋 ka偶d膮 minut膮 tej gry. Dziwne, ale Jack r贸wnie偶 nie藕le si臋 bawi艂.

Przypuszczam, 偶e b臋d臋 musia艂 ci kupi膰 tego loda. 鈥 Wydawa艂 si臋 niepocieszony.

Nic nie stoi na przeszkodzie.

Weszli do ma艂ej kawiarenki. Jack zam贸wi艂 dwa ro偶ki po trzy kulki. Usiedli naprzeciwko siebie przy stoliku w cieniu. Jack uj膮艂 d艂o艅 Marcie, odwr贸ci艂 j膮 i zacz膮艂 palcem wskazuj膮cym leniwie zatacza膰 na niej k贸艂ka.

M贸wi艂e艣, 偶e chcesz porozmawia膰 鈥 przypomnia艂a mu Marcie, uwalniaj膮c d艂o艅.

Tak. 鈥 Teraz, kiedy nadesz艂a odpowiednia chwila, nie wiedzia艂, od czego zacz膮膰. 鈥 Byli艣my dobrymi przyjaci贸艂mi przez kilka ostatnich lat.

Tak uwa偶asz? 鈥 zdziwi艂a si臋.

Zaskoczy艂a go.

Byli艣my g艂贸wnie kochankami, Johnny. Zwi膮zek to co艣 wi臋cej ni偶 dwu-, trzydniowe mi艂osne szale艅stwo co kilka miesi臋cy.

W porz膮dku, w porz膮dku. Punkt dla ciebie. Chc臋, 偶eby to si臋 zmieni艂o.

Przesta艂a liza膰 loda i przygl膮da艂a mu si臋 du偶ymi, okr膮g艂ymi oczami.

Co masz na my艣li?

Ich spojrzenia spotka艂y si臋.

Lubi臋 ci臋, Marcie. Bardzo. Jeste艣 niesamowit膮 kobiet膮. Musz臋 ze wstydem przyzna膰, 偶e do niedawna traktowa艂em ci臋 jako 艂atw膮 zdobycz.

Chcia艂e艣 powiedzie膰, zanim pojawi艂 si臋 Clifford?

Wobec takiego argumentu nie mia艂 zbyt wielkiego pola do popisu.

Punkt dla ciebie, ale tym razem jest inaczej.

Masz racj臋. Jest inaczej. Nie id臋 z tob膮 do 艂贸偶ka, gdy tylko wyci膮gniesz r臋ce. Szalej臋 za tob膮, Johnny, od dawna, ale to do niczego dobrego nie prowadzi.

Jack Keller 鈥 powiedzia艂 mi臋kko. Nadszed艂 czas odkry膰 karty, wyci膮gn膮膰 r臋k臋 i zagra膰 wobec niej uczciwie i szczerze.

Jack Keller? 鈥 powt贸rzy艂a.

Mam na imi臋 Jack, Pomy艣la艂em, 偶e musz臋 ci o tym powiedzie膰.

D艂ugo milcza艂a. Jack z przera偶eniem zauwa偶y艂, 偶e do jej oczu nap艂ywaj膮 艂zy.

Marcie? 鈥 Si臋gn膮艂 do kieszeni spodni i wyci膮gn膮艂 czyst膮 chusteczk臋. 鈥 Co si臋 sta艂o?

Wsta艂a, podesz艂a do kosza na 艣mieci, wyrzuci艂a loda i obj臋艂a si臋 ramionami. Spodziewa艂 si臋 r贸偶nych reakcji, ale nie 艂ez. Podszed艂 do niej, r贸wnie偶 wyrzuci艂 loda i delikatnie po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach.

Mo偶esz nadal m贸wi膰 do mnie Johnny, je艣li chcesz 鈥 zaproponowa艂.

Nawet nie powiedzia艂e艣 mi, jak masz na imi臋.

Powiedzia艂em 鈥 odpowiedzia艂 szybko. 鈥 Ale byli艣my w barze, pami臋tasz? Muzyka g艂o艣no gra艂a i musia艂a艣 mnie 藕le zrozumie膰. Mia艂em powiedzie膰 ci p贸藕niej.

Ale nie mog艂e艣 mi oznajmi膰, 偶e 藕le si臋 do ciebie zwracam, kiedy okr臋ca艂e艣 mnie sobie wok贸艂 palca.

Mylisz si臋. Nie obchodzi艂o mnie, jak mnie nazywasz, dop贸ki pozwala艂a艣 mi by膰 przy sobie 鈥 wyszepta艂. Przycisn膮艂 usta do jej szyi. 鈥 Chc臋, 偶eby艣my zacz臋li od nowa, Marcie. Tym razem wszystko b臋dzie tak, jak powinno.

A niby dlaczego? 鈥 odpowiedzia艂a szeptem. 鈥 Oboje wiemy, 偶e 艂膮czy nas tylko jedno 鈥 ogromny fizyczny apetyt.

Masz racj臋, ale skoro jest nam tak dobrze w 艂贸偶ku, wyobra藕 sobie, jak by艂oby i poza nim?

Plecy Marcie dr偶a艂y od urywanego 艣miechu. Grzbietem d艂oni otar艂a mokr膮 twarz.

W porz膮dku, powiedzmy, 偶e zgadzam si臋 pozna膰 ci臋 lepiej poza 艂贸偶kiem. Innymi s艂owy, chcesz, 偶eby艣my zostali przyjaci贸艂mi, tak?

Ugryz艂 si臋 w j臋zyk. Niezupe艂nie o to chodzi艂o, ale by艂a blisko. Chcia艂, 偶eby si臋 do niego wprowadzi艂a, ale nie mia艂 zamiaru ulokowa膰 jej w sypialni dla go艣ci. Marzy艂, 偶eby mie膰 j膮 znowu w 艂贸偶ku, ale wiedzia艂, 偶e je偶eli b臋dzie posuwa艂 si臋 zbyt szybko, to j膮 straci.

Tego chcesz, prawda? 鈥 Odwr贸ci艂a si臋 do niego twarz膮.

Tak 鈥 zgodzi艂 si臋 niech臋tnie. 鈥 Przyja藕ni.

I co? 鈥 nalega艂a.

Zawaha艂 si臋 niepewny, co Marcie chce us艂ysze膰.

Co tylko chcesz, kochanie. Pozwolimy temu zwi膮zkowi rozwija膰 si臋 tak, jak ty b臋dziesz chcia艂a. Ty b臋dziesz przy sterze.

To j膮 najwyra藕niej zdziwi艂o. Jej oczy zrobi艂y si臋 ogromne, wyczekuj膮ce, jakby nie by艂a pewna, czy powinna mu wierzy膰. Chc膮c go wypr贸bowa膰, powiedzia艂a:

Zacznijmy od odrobiny szczero艣ci. Je艣li 藕le zrozumia艂am twoje imi臋, mo偶e powinni艣my wyja艣ni膰 sobie inne rzeczy.

Zgoda. 鈥 Podni贸s艂 obie r臋ce, daj膮c do zrozumienia, 偶e mo偶e pyta膰.

Szli przed siebie bez 偶adnego celu. Ogromnie go kusi艂o, 偶eby jej dotkn膮膰. By艂 prawie pewien, 偶e Marcie tego nie chce, zacisn膮艂 wi臋c pi臋艣ci za plecami.

Jeste艣 偶onaty?

Nie 鈥 powiedzia艂 dobitnie.

A by艂e艣?

Nie.

Popatrzy艂a na niego, chc膮c sprawdzi膰, czy m贸wi prawd臋. Wytrzyma艂 jej spojrzenie.

Przysi臋gam, 偶e m贸wi臋 prawd臋.

Z tym sporo si臋 sp贸藕ni艂e艣.

Racja. 鈥 Nie chcia艂 si臋 nad tym rozwodzi膰, dop贸ki nie dostrzeg艂 b艂ysku sceptycyzmu w jej oczach. Wiedzia艂, 偶e go sprawdza. Je偶eli tym razem minie si臋 z prawd膮, straci Marcie. 鈥 Nie jestem handlowcem, jak my艣la艂a艣.

Nie?

Wzi膮艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w. Prawda mo偶e by膰 zbyt trudna do zaakceptowania. Nie mia艂 wyj艣cia 鈥 musia艂 podj膮膰 ryzyko.

Pewnie ci si臋 to nie spodoba. Moja praca nie jest bezpieczna, ale je偶eli chcesz prawdy, to j膮 wyjawi臋.

Jeste艣 agentem s艂u偶b specjalnych?

Roze艣mia艂 si臋. Marcie wygl膮da艂a tak wdzi臋cznie, 偶e pochyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 jaw usta.

Nie. Pracuj臋 dla Deliverance Company. Jeste艣my zespo艂em dobrze przeszkolonych komandos贸w, kt贸rzy specjalizuj膮 si臋 w operacjach ratunkowych.

Jeste艣 najemnikiem? 鈥 spyta艂a z niedowierzaniem.

Tak.

O, Bo偶e.

Kochanie, pos艂uchaj, robi臋 to od wielu lat. Jestem w tym cholernie dobry. Przecie偶 偶yj臋, prawda?

Pokiwa艂a g艂ow膮, ale zauwa偶y艂, 偶e z jej oczu znikn膮艂 blask. Podesz艂a do 艂awki parkowej i usiad艂a.

Powiedz co艣. 鈥 Usiad艂 obok niej.

Przygl膮da艂a mu si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋 i po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego twarzy.

Zmieni艂by艣 prac臋, gdybym ci臋 o to poprosi艂a?

Ta kobieta sz艂a na ca艂o艣膰. Ale szanowa艂 j膮 za to. Nie ma sensu rozmawia膰 o szczeg贸艂ach, je偶eli nie dogadaj膮 si臋 w tak wa偶nej sprawie. Potrzebowa艂 troch臋 czasu, 偶eby przemy艣le膰 odpowied藕.

Nie wiem.

To mi nic nie m贸wi.

Ujmijmy to tak. Spr贸bowa艂bym, gdyby艣 nie mog艂a znie艣膰 mojej profesji. Par臋 lat temu o偶eni艂o si臋 dw贸ch moich koleg贸w. Odeszli z Deliverance Company i wygl膮da, 偶e s膮 zadowoleni. Je偶eli Mallory i Cain mogli przystosowa膰 si臋 do normalnego 偶ycia, my艣l臋, 偶e i ja bym potrafi艂.

Obaj si臋 o偶enili?

Tak. I chyba szcz臋艣liwie. 鈥 Nie by艂 to odpowiedni moment na obwieszczenie, 偶e sam nie zamierza podj膮膰 tak radykalnych krok贸w. Chcia艂 偶y膰 z Marcie, ale chwilowo nie my艣la艂 o zalegalizowaniu tego zwi膮zku.

Ramiona Marcie opad艂y, jakby pod ci臋偶arem w艂asnych my艣li.

Musz臋 to wszystko przemy艣le膰, Johnny. Jack 鈥 poprawi艂a si臋 szybko.

Dobrze, kochanie.

Musz臋 te偶 pomy艣le膰 o Cliffordzie. 鈥 By艂a najwyra藕niej zmartwiona.

Wiem.

Jest dla mnie dobry.

Ja te偶 b臋d臋 dla ciebie dobry 鈥 obieca艂 Jack.

Nie rozumiesz, o co chodzi z Cliffordem.

Na pewno nie rozumiem. 鈥 Poni偶anie innego m臋偶czyzny nie by艂oby w tym momencie najm膮drzejsze.

Potrzebuj臋 czasu, 偶eby si臋 nad tym zastanowi膰.

Oczywi艣cie, masz racj臋. 鈥 Cierpliwo艣膰 b臋dzie Jacka du偶o kosztowa艂a. Pragn膮艂 Marcie. Mia艂 wra偶enie, 偶e z 艂atwo艣ci膮 mo偶e si臋 w niej zakocha膰.



Rozdzia艂 26.


O 艣wicie Luke us艂ysza艂 na korytarzu kroki stra偶nika. By艂 gotowy na 艣mier膰. Przez d艂ugie tygodnie oswoi艂 si臋 z t膮 my艣l膮. Jak na ironi臋 egzekucja wypada艂a w dniu 艣wi臋tego Paw艂a, patrona stolicy Zarcero.

Kiedy go aresztowano i przechodzi艂 najgorsze tortury, kiedy nieopisany b贸l nie dawa艂 mu spa膰 w nocy ani w dzie艅, modli艂 si臋 o 艣mier膰. P贸藕niej, gdy cierpienia sta艂y si臋 l偶ejsze, zrozumia艂, 偶e bardzo pragnie 偶y膰. My艣li o Rosicie i ich wsp贸lnej przysz艂o艣ci przysparza艂y mu si艂, 偶eby si臋 nie poddawa艂. 呕eby mia艂 nadziej臋. Wiar臋. 呕eby ufa艂.

Teraz mieli go zabi膰. Jego i czterech ch艂opc贸w. Byli niewinni. Jedynym ich przest臋pstwem by艂o to, 偶e chcieli go wyrwa膰 z r膮k tych bydlak贸w. Nie b臋dzie niespodziewanego zawieszenia wyroku. 呕adnego ratunku. To koniec.

Drzwi celi otworzy艂y si臋. Mimo b贸lu w nodze Luke sta艂 dumny i wyprostowany. Nied艂ugo odbior膮 mu 偶ycie, ale nie b臋dzie skamla艂 ani krzycza艂 przed oprawcami. Trzymaj膮c g艂ow臋 wysoko i z godno艣ci膮, na jak膮 go by艂o sta膰, po艂o偶y艂 dwa listy na pryczy i odwa偶nie spojrza艂 na stra偶nik贸w. Obrzuci艂 cel臋 ostatnim spojrzeniem. Modli艂 si臋 w milczeniu, 偶eby jego listy dotar艂y do Rosity i Letty.

Ni偶szy stra偶nik wykr臋ci艂 mu mocno r臋ce za plecami, a potem kolb膮 karabinu popchn膮艂 do przodu. Luke szed艂 ciemnym kamiennym korytarzem. Mo偶e by艂 艣mieszny w ostatnich chwilach 偶ycia. Czu艂, 偶e za kilka minut opu艣ci ziemi臋 pe艂n膮 nienawi艣ci i zemsty i przejdzie do 艣wiata mi艂o艣ci i przebaczenia.

Na zewn膮trz o艣lepi艂o go s艂o艅ce. Zmru偶y艂 oczy. Zobaczy艂, 偶e Hector, Emilio i Juan ju偶 s膮. Stali przy 艣cianie, z r臋kami za plecami. Najwyra藕niej nie pozwolono im nawet zawi膮za膰 oczu.

Zawzi膮艂 si臋, 偶e b臋dzie silny, ale poczu艂 bolesne 艣ciskanie w piersiach. Nie chcia艂 umiera膰. Nie chcia艂 zostawia膰 tego, co go jeszcze czeka艂o w 偶yciu. Pomy艣la艂 o Rosicie i mi艂o艣ci jak膮 偶ywi艂 do niej i do ich dzieci, kt贸rym nie b臋dzie dane si臋 narodzi膰. Mi艂o艣ci do misji w Zarcero, kt贸r膮 chcia艂 rozwin膮膰. Do Letty, kt贸ra zostanie sama. 呕ywi艂 nadziej臋, 偶e jego 艣mier膰 sk艂oni siostr臋, by po艣lubi艂a Slima. Ten farmer by艂 w stosunku do niej bardzo cierpliwy.

Oprawcy Luke鈥檃 popchn臋li go brutalnie w stron臋 pozosta艂ych skazanych. Potkn膮艂 si臋 i uderzy艂 g艂ow膮 w twardy mur. Przeszy艂 go b贸l i przez chwil臋 dwoi艂o mu si臋 w oczach.

Kiedy doszed艂 do siebie, zauwa偶y艂, 偶e Juan i Roberto szlochaj膮 ze strachu. Byli przecie偶 dzie膰mi. 呕aden z nich nie mia艂 jeszcze szesnastu lat. Hector wygl膮da艂, jakby by艂 w szoku. Patrzy艂 pustym wzrokiem w dal. Szesnastoletni Emilio osun膮艂 si臋 na ziemi臋, bo nie m贸g艂 utrzyma膰 si臋 d艂u偶ej na nogach.

Na widok Luke鈥檃 w t艂umie rozleg艂 szum. Zza plutonu egzekucyjnego wybija艂 si臋 kobiecy szloch i b艂aganie o mi艂osierdzie. To rodziny ch艂opc贸w, pomy艣la艂 smutno Luke. Wiedzia艂, 偶e Rosita jest tutaj, i zanim pluton egzekucyjny uni贸s艂 karabiny, ostatnia my艣l misjonarza pobieg艂a ku niej. Zamkn膮艂 oczy i modli艂 si臋, 偶eby B贸g wzi膮艂 mi艂o艣膰, kt贸r膮 czu艂 do Rosity, i przela艂 j膮 w serce innego m臋偶czyzny. Cz艂owieka, kt贸ry b臋dzie dla niej tak czu艂y, jak on by by艂, gdyby pozwolono mu 偶y膰.

Zamkn膮艂 oczy. By艂 przygotowany na spotkanie z Bogiem, kt贸remu s艂u偶y艂.

Sta膰!

Luke鈥檃 otworzy艂 szeroko oczy. Do plutonu egzekucyjnego pewnym krokiem podszed艂 jaki艣 oficer. Rozmawia艂 z dow贸dc膮 i spogl膮da艂 w stron臋 Luke鈥檃. Misjonarz nie mia艂 poj臋cia, co si臋 dzieje, ale zauwa偶y艂, 偶e w oczach jego przyjaci贸艂 rozb艂ys艂a nadzieja. Patrzyli na Luke鈥檃, jakby on potrafi艂 wyt艂umaczy膰, co si臋 sta艂o.

Wiary, moi przyjaciele 鈥 wyszepta艂, chc膮c doda膰 im odwagi.

W wi臋zieniu pozna艂 wielu dow贸dc贸w, ale tego tutaj widzia艂 po raz pierwszy.

Dwaj oficerowie naradzili si臋 kr贸tko. Potem przyby艂y oficer podszed艂 do Luke鈥檃, chwyci艂 go za rami臋 i odci膮gn膮艂 od pozosta艂ych wi臋藕ni贸w.

Wykona膰! 鈥 Pad艂 rozkaz wydany przez dow贸dc臋 plutonu egzekucyjnego.

Nie! 鈥 krzykn膮艂 Luke. 鈥 Nie!

Jego krzyk zag艂uszy艂y strza艂y, kt贸re nios艂y si臋 echem, mieszaj膮c z okrzykami przera偶enia. Odwr贸ci艂 si臋 i zobaczy艂, jak zakrwawione, martwe cia艂a czterech ch艂opc贸w osuwaj膮 si臋 po murze. W powietrzu zawis艂 zapach siarki i 艣mierci.

Rozpacz i przera偶enie by艂y tak silne, 偶e nogi odm贸wi艂y Luke鈥檕wi pos艂usze艅stwa i upad艂 na ziemi臋. Zwymiotowa艂. Nie by艂 ju偶 w Zarcero. By艂 w piekle, w r臋kach samego diab艂a.

Kiedy si臋 uspokoi艂, zaprowadzono go sztabu dow贸dcy i posadzono na krze艣le. Patrzy艂 na twarze dw贸ch m臋偶czyzn i nie czu艂 kompletnie nic. 呕adnego strachu. 呕adnego b贸lu. Nic.

Dow贸dca plutonu i drugi oficer rozmawiali po cichu, ale Luke nie zwraca艂 na nich uwagi. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego umys艂 wy艂膮czy艂 si臋 z powodu tego, czego by艂 艣wiadkiem, okrucie艅stwa wyrz膮dzonego jego przyjacio艂om. Wola艂 nie my艣le膰 o 偶yciu tych niewinnych ch艂opak贸w, 偶eby nie zwariowa膰. Siedzia艂 kompletnie ot臋pia艂y.

Przyjecha艂em, 偶eby zapyta膰 ci臋 o rodzin臋 鈥 oznajmi艂 oficer, kt贸ry przerwa艂 egzekucj臋.

Luke rzuci艂 mu kr贸tkie spojrzenie.

Odpowiedz kapitanowi Norte! 鈥 wrzasn膮艂 kapitan Faqueza, dow贸dca oddzia艂u, widz膮c, 偶e Luke nie 艣pieszy si臋 z odpowiedzi膮.

Moj膮 rodzin臋 powt贸rzy艂 Luke, nadal ot臋pia艂y i og艂uszony.

Opowiedz mi o swojej rodzinie 鈥 ponagli艂 kapitan.

Nale偶臋 do Bo偶ej rodziny.

Za t臋 odpowied藕 dosta艂 w twarz.

Masz 偶on臋?

Nie 鈥 odpowiedzia艂 szeptem.

A siostr臋?

Luke milcza艂.

Znaleziono to na jego pryczy. 鈥 Faqueza po艂o偶y艂 na biurku dwa listy, kt贸re Luke zostawi艂 w celi. Norte wzi膮艂 pierwszy list do r臋ki.

Letty.

Luke pokr臋ci艂 g艂ow膮 i zmru偶y艂 oczy.

Co ma z tym wsp贸lnego moja siostra?

Letty Madden. 鈥 Wym贸wienie po angielsku tego nazwiska sprawi艂o kapitanowi Norte k艂opot. 鈥 Tak chyba przedstawi艂a si臋 ta kobieta.

Letty tutaj jest? 鈥 Luke poczu艂 przyp艂yw si艂. Poderwa艂 si臋 z krzes艂a.

Posadzono go z powrotem. Kapitan Norte przechadza艂 si臋 przed nim w t膮 i z powrotem.

Zetkn膮艂em si臋 z pana siostr膮 i jej przyjacielem.

Jej przyjacielem? Luke nie mia艂 poj臋cia, kto to m贸g艂 by膰. Na pewno nie Slim. Nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰 tego farmera w Zarcero. Nie w dzisiejszym Zarcero. 艁agodnie m贸wi膮c, przyjaciel Letty nie pasowa艂 do Ameryki 艢rodkowej.

Co jej zrobili艣cie? 鈥 spyta艂 Luke.

Nic 鈥 odpowiedzia艂 Norte i doda艂 z lekkim, fa艂szywym u艣mieszkiem: 鈥 Jeszcze nic, ma si臋 rozumie膰. Twoja siostra jest troch臋 uci膮偶liwa. Razem z przyjacielem wysadzili zbiornik paliwa, zabili dw贸ch moich ludzi i ukradli d偶ipa.

Letty? 鈥 Luke nie m贸g艂 uwierzy膰. 鈥 Musieli艣cie pomyli膰 j膮 z kim艣 innym. Moja siostra pracuje w urz臋dzie pocztowym w Stanach Zjednoczonych.

Norte prychn膮艂.

Zgadza si臋.

Dostali艣my niedawno wiadomo艣膰, 偶e jej przyjaciel wpad艂, ale niestety, zanim zd膮偶yli艣my przyjecha膰, 偶eby go przes艂ucha膰, uda艂o mu si臋 uciec. Jeste艣my przekonani, 偶e za tym te偶 stoi twoja siostra.

Letty?

Najwidoczniej uda艂o jej si臋 upi膰 stra偶nika.

Mylicie j膮 z inn膮 kobiet膮 鈥 oznajmi艂 beznami臋tnie Luke. Nie mia艂 poj臋cia, co Letty robi w Zarcero, ale modli艂 si臋, 偶eby wyjecha艂a st膮d jak najszybciej.

Mam zamiar zrobi膰 porz膮dek z twoj膮 siostr膮.

Luke milcza艂.

I najlepszym sposobem, 偶eby j膮 schwyta膰, jeste艣 ty.

By艂 skazany na 艣mier膰 鈥 przypomnia艂 kapitan Faqueza, najwyra藕niej niezadowolony, 偶e Luke鈥檃 nie rozstrzelano wraz z innymi.

I umrze 鈥 odpowiedzia艂 Norte pewnym g艂osem. 鈥 Ma pan moje s艂owo. Tylko najpierw u偶yj臋 go jako przyn臋ty na naszych wrog贸w.



Rozdzia艂 27.


Letty obudzi艂a si臋 nagle i zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi. Powoli wci膮gn臋艂a powietrze i rozejrza艂a wok贸艂, usi艂uj膮c zorientowa膰 si臋, gdzie jest. S艂ycha膰 by艂o weso艂e g艂osy 偶贸艂todziobych papug, bia艂ych czapli i fregat. Zobaczy艂a 艂贸dk臋 i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e s膮 wci膮偶 na wodzie, Murphy zabezpieczy艂 miejsce postoju, 偶eby mogli si臋 par臋 godzin zdrzemn膮膰. Oboje bardzo tego potrzebowali.

Nie by艂a pewna, co j膮 obudzi艂o. Przez jaki艣 czas jej rozkojarzony umys艂 nie by艂 w stanie funkcjonowa膰. Ogarn膮艂 j膮 potworny smutek i g艂臋boki, przeszywaj膮cy 偶al. Przej臋ta zastanawia艂a si臋, co to mo偶e by膰. Cho膰 od razu domy艣la艂a si臋, 偶e chodzi o Luke鈥檃. To on odczuwa艂 b贸l, prawie nie do zniesienia.

Co si臋 dzieje? 鈥 Niechc膮cy obudzi艂a Murphy鈥檈go. Wspar艂 si臋 na 艂okciu i patrzy艂 na ni膮.

Nie wiem. 鈥 Usi艂owa艂a przezwyci臋偶y膰 fal臋 wszechogarniaj膮cego smutku. 鈥 Wiem tylko, 偶e co艣 si臋 sta艂o z Lukiem. Co艣 strasznego. Czuj臋 jego m臋czarnie, czuj臋 偶al. 鈥 Nie patrzy艂a na Murphy鈥檈go. Wiedzia艂a, 偶e sceptycznie podchodzi do jej emocjonalnego zwi膮zku z bratem bli藕niakiem. Murphy, musimy go szybko odnale藕膰. Sta艂o si臋 co艣 okropnego. To z艂ama艂o mu serce.

B臋dziemy w San Paulo po po艂udniu 鈥 powiedzia艂 Murphy.

Musimy si臋 pospieszy膰. Ukry艂a twarz w d艂oniach. Odczucie s艂ab艂o, a偶 w ko艅cu znikn臋艂o.

Uspok贸j si臋, kochanie, dotrzemy tam na czas.

Martwi臋 si臋. 鈥 Wyprostowa艂a si臋 i spojrza艂a na rzek臋. Chcia艂a natychmiast wyrusza膰.

Murphy usiad艂, ziewn膮艂 i potar艂 r臋k膮 brod臋. Letty zauwa偶y艂a, 偶e nie goli艂 si臋 od kilku dni. Musia艂a oprze膰 si臋 pokusie, 偶eby nie wyci膮gn膮膰 d艂oni i nie dotkn膮膰 jego twarzy. To pragnienie j膮 zaskoczy艂o. Podczas tej wyprawy kilka sytuacji zbli偶y艂o ich do siebie. Letty czu艂a si臋 przy nim swobodnie, jak przy 偶adnym innym m臋偶czy藕nie, pomijaj膮c ojca i brata. Swobodniej nawet ni偶 przy Slimie, m臋偶czy藕nie, kt贸rego 鈥 jak my艣la艂a 鈥 po艣lubi.

Tak jako艣 patrzysz 鈥 wymamrota艂 Murphy i zmarszczy艂 czo艂o.

Jak patrz臋? 鈥 Letty si臋gn臋艂a po plecak. Zacz臋艂a rozczesywa膰 spl膮tane w艂osy.

Nie wiem, ale mi si臋 nie podoba.

Letty zagryz艂a wargi.

Nie martw si臋. Znajdziemy Luke鈥檃 i wyjedziemy st膮d jak najszybciej. Wtedy nie b臋d臋 ci臋 dr臋czy膰 nieprzyjemnymi spojrzeniami.

Nie powiedzia艂em, 偶e by艂o nieprzyjemne. 鈥 Wzi膮艂 do r臋ki bro艅 i zeskoczy艂 z 艂贸dki na brzeg. 鈥 Powiedzia艂em tylko, 偶e mi si臋 nie podoba. 鈥 Znikn膮艂 w krzakach.

Letty dalej czesa艂a w艂osy. Murphy by艂 najbardziej niemi艂ym cz艂owiekiem, jakiego mia艂a nieszcz臋艣cie pozna膰.

Nie rozumia艂a go. Atakowa艂 j膮 jak w艣ciek艂y nied藕wied藕, a po chwili trzyma艂 w ramionach, pociesza艂, zapewnia艂, 偶e ona nie odpowiada za grzechy swojej matki.

Zaproponowa艂a mu przyja藕艅, kt贸r膮 stanowczo odrzuci艂. Mimo to okaza艂 si臋 najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek mia艂a. W ci膮gu tygodnia Letty obdarzy艂a tego m臋偶czyzn臋 wi臋kszym zaufaniem ni偶 swoich najbli偶szych, najdro偶szych przyjaci贸艂 z dzieci艅stwa.

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e Murphy nie mia艂 ochoty wys艂uchiwa膰 jej zwierze艅. Wola艂 o nich nie wiedzie膰. Jej problemy musia艂y go wprawia膰 w zak艂opotanie. Sama te偶 czu艂a si臋 niezr臋cznie. Przyrzek艂a sobie, 偶e cokolwiek si臋 zdarzy, nie b臋dzie obci膮偶a膰 Murphy鈥檈go swoj膮 przesz艂o艣ci膮.

Po p贸艂 godzinie wyruszyli. Letty siedzia艂a w k膮cie 艂贸dki. Unika艂a wzroku Murphy鈥檈go. Mo偶e mu si臋 to nie podoba艂o, ale nic nie m贸wi艂.

Podr贸偶owali w milczeniu ze dwie godziny albo d艂u偶ej. Letty obieca艂a sobie, 偶e pr臋dzej ugryzie si臋 w j臋zyk, nim pierwsza si臋 odezwie. Murphy鈥檈mu by艂o to chyba na r臋k臋. Dotychczas nigdy nie wygl膮da艂 na tak zadowolonego. Opar艂 si臋 i gwizda艂 weso艂o, jakby przyjechali na Karaiby, a nie ratowa膰 jej brata.

Takiego spojrzenia nie lubi臋 najbardziej. 鈥 Murphy wyci膮gn膮艂 d艂ugie nogi. Opar艂 si臋 o burt臋, jedn膮 r臋k臋 po艂o偶y艂 na silniku.

Jakiego spojrzenia? 鈥 By艂a z艂a, 偶e si臋 odezwa艂a.

Tej twojej 艣wi臋toszkowatej miny.

Nie jestem 艣wi臋toszkowata!

Murphy roze艣mia艂 si臋.

Letty za艂o偶y艂a r臋ce i przygl膮da艂a mu si臋.

Czy co艣 ci si臋 we mnie podoba?

Jasne 鈥 odrzek艂 powoli. 鈥 Masz naj艂adniejsze cycki, jakie kiedykolwiek widzia艂em.

Letty zamkn臋艂a oczy.

Jeste艣 najwulgarniejszym, najokropniejszym m臋偶czyzn膮 na 艣wiecie.

Kochanie, to by艂 komplement.

B膮d藕 艂askaw zachowa膰 swoje komplementy dla siebie. Brzydz臋 si臋 tob膮.

Murphy u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, najwyra藕niej zadowolony.

Ha! To mi si臋 podoba najbardziej. Wybuchasz g艂o艣niej ni偶 petarda. Nic mnie bardziej nie cieszy.

C贸偶, skoro tak ci臋 to cieszy, nie b臋d臋 ci poprawia膰 humoru rodem z rynsztoka.

Murphy zachichota艂.

Kochanie, nie b膮d藕 tak pr臋dka w ocenianiu rynsztoku. Mo偶na tam spotka膰 wielu interesuj膮cych ludzi.

Wyobra偶am sobie.

Wiesz, bardzo lubi臋 si臋 z tob膮 droczy膰. 鈥 Za艣mia艂 si臋 cicho. 鈥 Nie wiem, czego b臋dzie potrzeba, 偶eby mnie roz艣mieszy膰, kiedy ju偶 wr贸cimy do Teksasu.

Znajdziesz sobie jak膮艣 inn膮 form臋 rozrywki.

Z pewno艣ci膮. 鈥 Sam by艂 zdziwiony. 鈥 Ale wydaje mi si臋, 偶e nie b臋dzie to nawet w po艂owie tak zabawne, jak czas sp臋dzony z tob膮.

Zaleg艂a mi臋dzy nimi pe艂na napi臋cia cisza, nie do zniesienia. Ale rozmowa z Murphym by艂a znacznie gorsza.

Jak daleko jeszcze do San Paulo? 鈥 Letty stara艂a si臋, 偶eby temat rozmowy skierowa膰 na bie偶膮ce sprawy.

Godzin臋, mo偶e dwie.

Westchn臋艂a wymownie.

Masz zamiar mnie znowu zostawi膰?

Zostawi膰?

Tak 鈥 powiedzia艂a dobitnie. 鈥 Dwa razy upar艂e艣 si臋, 偶ebym zosta艂a za miastem, kiedy ty p贸jdziesz na zwiady. Chcia艂abym ci przypomnie膰, 偶e dwukrotnie wynik艂y z tego k艂opoty.

Tak?

Tak 鈥 odpowiedzia艂a wymownie. 鈥 Pod Siguierres zostawi艂e艣 mnie na dziesi臋膰 godzin. S膮dzi艂am, 偶e nie mam wyj艣cia, i posz艂am sprawdzi膰, co si臋 z tob膮 dzieje. Zasta艂am ci臋 kochaj膮cego si臋 z dziwk膮 w jakiej艣 plugawej knajpie.

Dla jasno艣ci, zbiera艂em informacje.

Letty przewr贸ci艂a oczami.

Mog臋 si臋 tylko domy艣la膰, czego si臋 dowiedzia艂e艣. Kiedy ci臋 znalaz艂am, przemawia艂e艣 do jej biustu.

Murphy parskn膮艂 g艂o艣no.

Nie martw si臋, twoje piersi bij膮 jej biust na g艂ow臋. Nie mia艂a takich, kt贸rymi bym si臋 zadowoli艂.

Czy m贸g艂by艣 si臋 艂askawie zamkn膮膰?

Murphy zachichota艂. Letty wiedzia艂a, 偶e j膮 prowokuje, ale nie mog艂a si臋 powstrzyma膰.

Wiesz, na czym polega tw贸j problem? 鈥 wybuchn臋艂a.

Nie, ale mi powiesz.

Po pierwsze, nie umiesz rozmawia膰 z kobiet膮...

O艣miel臋 si臋 nie zgodzi膰. Potrafi臋 zagada膰 najlepsze.

Dziwki masz na my艣li. Ale kiedy masz do czynienia z prawdziw膮 kobiet膮, kulturaln膮 i subteln膮, jeste艣 kompletnym zerem.

Nie sprzeciwi艂 si臋 jej.

I dlatego zawsze zachowujesz si臋 w ten sam spos贸b 鈥 ci膮gn臋艂a. 鈥 Obra偶asz i krytykujesz co艣, czego nie rozumiesz.

Uni贸s艂 brwi, jakby jej uwaga go dotkn臋艂a.

Kiedy ci臋 s艂ucham 鈥 ci膮gn臋艂a Letty skwapliwie 鈥 nabieram przekonania, 偶e nie masz zielonego poj臋cia, co naprawd臋 znaczy kocha膰 si臋.

Chwileczk臋...

Postrzegasz seks jako czynno艣膰 cia艂a, jak golenie si臋 czy mycie z臋b贸w. Co艣 w miar臋 przyjemnego, co mo偶esz mie膰, kiedy najdzie ci臋 ochota. Szczerze w膮tpi臋, 偶e kiedykolwiek by艂e艣 zakochany. Nie masz poj臋cia, co to znaczy kocha膰 si臋 z kobiet膮 na p艂aszczy藕nie emocjonalnej. Dla ciebie istnieje jedynie wymiar fizyczny. Mo偶esz by膰 nawet najlepszym kochankiem na 艣wiecie albo tak o sobie my艣le膰. Naprawd臋 to mi ci臋 偶al.

Z oczu Murphy鈥檈go znikn臋艂o zdziwienie. Zacisn膮艂 wargi. Powiedzia艂a o wiele wi臋cej, ni偶 zamierza艂a. Mo偶e dobrze mu zrobi, kiedy skosztuje w艂asnej trucizny.

Przez reszt臋 poranka odzywali si臋 do siebie wtedy, kiedy by艂o to konieczne.

Min臋li kuter rybacki i Letty domy艣li艂a si臋, 偶e dop艂ywaj膮 do San Paulo. Z przej臋cia serce wali艂o jej jak m艂otem. Wkr贸tce odnajd膮 Luke鈥檃. A kiedy brat b臋dzie bezpieczny, uwolni si臋 od tego niezno艣nego, irytuj膮cego, zepsutego do szpiku ko艣ci 偶o艂nierza.

O ile, oczywi艣cie, nie b臋dzie nalega艂 na odebranie nale偶nej mu zap艂aty.

Po k艂贸tni z Letty Murphy spochmurnia艂. By艂a 艂atwym celem. Cieszy艂o go, kiedy j膮 prowokowa艂, folguj膮c sobie. Tym razem odda艂a mu z nawi膮zk膮. By艂 zaskoczony, 偶e celnie strzeli艂a.

Trafi艂a w samo sedno. Nie wiedzia艂, jak rozmawia膰 z kobietami. Jego kontakty z p艂ci膮 przeciwn膮 ogranicza艂y si臋 do spraw 艂贸偶kowych. Unika艂 sta艂ych zwi膮zk贸w. Najd艂u偶ej by艂 z kobiet膮 godzin臋 czy dwie, kt贸re sp臋dzili na przyjemno艣ciach.

A co do jej opinii na temat kochania si臋... przypuszcza艂, 偶e te偶 ma racj臋. Od lat uprawia艂 seks, ale nigdy tak naprawd臋 nie kocha艂. Wcale go to nie martwi艂o, ale zastanawia艂 si臋, jaka to r贸偶nica.

By艂o popo艂udnie, kiedy Murphy znalaz艂 bezpieczn膮 przysta艅 dla 艂odzi. Chcia艂 zostawi膰 Letty i i艣膰 do miasta na zwiady, ale si臋 nie odwa偶y艂. Ta kobieta mia艂a szczeg贸lny talent do pakowania si臋 w k艂opoty. Miasto stwarza艂o do tego najlepsz膮 okazj臋. Wola艂 j膮 mie膰 przy sobie, 偶eby j膮 ochroni膰 w razie potrzeby.

Zabrali ze sob膮 wszystko. Murphy znalaz艂 m臋偶czyzn臋, kt贸ry wzbudza艂 zaufanie. Za op艂at膮 zgodzi艂 si臋 odstawi膰 艂贸dk臋 z powrotem do Questo. Twierdzi艂, 偶e ma tam rodzin臋, i gwarantowa艂, 偶e bezpiecznie j膮 odholuje.

Bocznymi uliczkami skierowali si臋 do miasta. Murphy trzyma艂 Letty blisko przy sobie. Szybko zorientowali si臋, 偶e trafili na jakie艣 艣wi臋to religijne. Na udekorowanych ulicach panowa艂a uroczysta atmosfera. Miejscowi ubrani byli w swoje najlepsze stroje. Na rogach ulic produkowali si臋 muzykanci.

Co tu si臋 dzieje? 鈥 spyta艂a Letty.

A sk膮d, do cholery, mam wiedzie膰? Wygl膮da to na jakie艣 艣wi臋to. 鈥 Ca艂e szcz臋艣cie, pomy艣la艂 Murphy. Po raz pierwszy los im sprzyja艂.

Kupimy sobie jakie艣 ciuchy i wtopimy si臋 w t艂um 鈥 zadecydowa艂, kieruj膮c si臋 do sklepu.

Spod sufitu zwisa艂a ca艂a kolekcja ubra艅. Bluzki, koszule, suknie we wszelkich rozmiarach i kolorach powiewa艂y na wietrze.

Murphy rozejrza艂 si臋 i spyta艂 sprzedawc臋, czy znajdzie co艣 na jego postawn膮 figur臋. Je偶eli nie zmieni ubrania, b臋dzie si臋 wyr贸偶nia艂 jak dynia na polu ry偶owym.

Nie mia艂 ochoty informowa膰 rebeliant贸w, 偶e przyby艂 do miasta. W nowych ciuchach b臋dzie m贸g艂 wmiesza膰 si臋 w t艂um.

Zostawi艂 Letty. Poszed艂 przymierzy膰 koszul臋 i par臋 spodni. W przymierzalni nie by艂o lustra, ale dziewczyna musia艂a by膰 pod wra偶eniem, bo spojrza艂a na Murphy鈥檈go i zacz臋艂a chichota膰.

Kiedy si臋 wreszcie przejrza艂, zrozumia艂 dlaczego. Bia艂e bawe艂niane spodnie i koszula z wielokolorowymi haftami na szerokich kieszeniach sprawi艂y, 偶e wygl膮da艂 jak mistrz karate. W艂a艣ciciel do艂o偶y艂 mu kolorowy pas, t艂umacz膮c, 偶e to dodatek niezb臋dny na ten 艣wi膮teczny dzie艅.

Letty, na szcz臋艣cie, mia艂a ju偶 na sobie tradycyjn膮 sukienk臋, jak膮 nosi si臋 w Zarcero. Murphy kupi艂 jej szal i par臋 but贸w. Zap艂aci艂 za zakupy got贸wk膮.

Gdzie teraz? 鈥 spyta艂a, kiedy znale藕li si臋 ponownie na ulicy.

Murphy u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Na 艣wi臋to, a gdzie偶by?

Ale...

Zaufaj mi, wiem, co robi臋.

W centrum miasta odbywa艂o si臋 szale艅stwo. Rynek pe艂en by艂 艣wi臋tuj膮cych mieszka艅c贸w.

Murphy i Letty dostali si臋 na plac, sk膮d akurat wyrusza艂a procesja. Na jej czele sta艂 ministrant, kt贸ry ni贸s艂 wielki z艂oty krzy偶. Za nim kroczy艂 ksi膮dz ubrany w uroczysty ornat. Nast臋pnie szed艂 inny ministrant z p贸艂torametrowym wizerunkiem B艂ogos艂awionej Dziewicy. Za nimi, w r贸wniutkich rz臋dach, sz艂o dwudziestu innych ministrant贸w.

Ludzie zgromadzeni na placu 偶egnali si臋, kiedy mija艂 ich ksi膮dz z kadzielnic膮. Za procesj膮 maszerowa艂 pluton 偶o艂nierzy. Na ich widok pierzch艂a weso艂o艣膰, a na twarzach zgromadzonych ludzi pojawia艂o si臋 przygn臋bienie.

Letty przysun臋艂a si臋 do Murphy鈥檈go. Poczu艂, 偶e ogarn膮艂 j膮 strach.

Nie martw si臋 鈥 wyszepta艂 jej do ucha. 鈥 Nie widz膮 nas.

Gdy procesja znikn臋艂a z pola widzenia, na nowo rozleg艂a si臋 muzyka. M臋偶czy藕ni grali na gitarach i 艣piewali, dzieci biega艂y po trawie, a kobiety sta艂y w t艂umie.

Zjedzmy co艣 鈥 zaproponowa艂 Murphy. By艂 potwornie g艂odny i wiedzia艂, 偶e Letty r贸wnie偶.

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Murphy chwyci艂 j膮 za r臋ce i ruszyli. Je偶eli zgubiliby si臋 w tym t艂umie, nie by艂o szans, 偶eby si臋 odnale藕li.

Murphy kupi艂 na straganie smaczny i po偶ywny posi艂ek, z艂o偶ony z mieszaniny ry偶u i mi臋sa.

Nic nie m贸w 鈥 ostrzeg艂 Letty, kiedy siedzieli na trawie.

Mam doskona艂y akcent 鈥 upiera艂a si臋, ura偶ona do 偶ywego tym, co sugerowa艂 Murphy.

Chc臋 pos艂ucha膰.

Pos艂ucha膰?

Pokiwa艂 g艂ow膮.

A co my w艂a艣ciwie robimy?

Ta kobieta przyprawia艂a go o szale艅stwo.

Udajemy kochank贸w.

Letty zarumieni艂a si臋. To by艂o do przewidzenia.

Nie widzimy nic poza sob膮, jasne?

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Murphy ku swojemu zmartwieniu odkry艂, 偶e nietrudno mu udawa膰 nami臋tno艣膰 do Letty. Prawd臋 m贸wi膮c, t臋 rol臋 odegra艂 bardziej naturalnie, ni偶 chcia艂.

Co chwila pochyla艂 si臋, odgarnia艂 jej w艂osy z ramion i ca艂owa艂 w kark. P贸藕niej po艂o偶y艂 si臋 na trawie z g艂ow膮 na jej udach i wpatrywa艂 si臋 w b艂臋kitne niebo, jakby nic go nie obchodzi艂o.

W ci膮gu godziny dowiedzia艂 si臋, gdzie stacjonuj膮 oddzia艂y wojskowe i jak nazywa si臋 dow贸dca. Wiadomo艣膰 o rozstrzelaniu czterech nastolatk贸w szybko si臋 roznios艂a. Dzie艅, kt贸ry mia艂 by膰 dniem rado艣ci, naznaczony zosta艂 偶a艂ob膮.

Min臋艂y ich dwie kobiety, kt贸re rozmawia艂y o egzekucji. Letty spojrza艂a na Murphy鈥檈go.

Zabijaj膮 dzieci?

Na to wygl膮da. 鈥 Murphy wsta艂 i pom贸g艂 si臋 Letty podnie艣膰. 鈥 Wmieszajmy si臋 w t艂um.

Kiedy szli przez plac, dostrzeg艂 dw贸ch uzbrojonych 偶o艂nierzy, zmierzaj膮cych w ich kierunku.

Zata艅czmy. 鈥 Wzi膮艂 j膮 w ramiona.

B臋dziemy ta艅czy膰?

Zbli偶a艂 si臋 wiecz贸r, zrobi艂o si臋 ju偶 ch艂odniej. Mi臋dzy drzewami wisia艂 sznur japo艅skich lampion贸w, kt贸ry wyznacza艂 miejsce przeznaczone do ta艅c贸w. Murphy obr贸ci艂 Letty. Nie czu艂 si臋 pewnie w tej roli, ale robi艂 wszystko, 偶eby na艣ladowa膰 kroki walca.

Co innego by艂o siedzie膰 obok Letty, a co innego trzyma膰 j膮 w ramionach. Ociera艂a si臋 o niego w spos贸b tak naturalny, jakby od wielu lat stanowili par臋. Jej ciep艂y oddech 艂askota艂 Murphy鈥檈go w szyj臋. Bardzo chcia艂 zamkn膮膰 oczy i zanurzy膰 si臋 w jej delikatnej mi臋kko艣ci, ale opar艂 si臋 tej pokusie. Bo偶e, jak ona go poci膮ga艂a!

Zorientowa艂 si臋, 偶e przygl膮da mu si臋, a jej oczy 艣miej膮 si臋 do niego. Ko艂ysali si臋 w takt muzyki. Przesta艂 pods艂uchiwa膰 rozmowy. Niemal zatopi艂 si臋 w g艂臋binie jej oczu.

Nie m贸g艂 si臋 oprze膰. Opu艣ci艂 g艂ow臋 i dotkn膮艂 ustami jej warg. Smakowa艂 ich s艂odycz, obrysowuj膮c kontur ko艅cem j臋zyka. Letty j臋kn臋艂a cicho i obj臋艂a go za szyj臋.

Musimy odnale藕膰 Luke鈥檃 鈥 wyszepta艂a ochryple i przytuli艂a twarz do jego szyi.

Odnajdziemy. 鈥 Zamkn膮艂 na chwil臋 oczy i ch艂on膮艂 jej 艣wie偶y, kobiecy zapach. Intuicja m贸wi艂a mu, 偶e rebelianci przetrzymuj膮 Luke鈥檃 Maddena wraz z innymi wi臋藕niami politycznymi w wi臋zieniu wojskowym. Je偶eli ju偶 zacz臋艂y si臋 egzekucje, nie by艂o czasu do stracenia. Ze wzgl臋du na Letty 偶ywi艂 nadziej臋, 偶e nie jest za p贸藕no.

呕a艂owa艂, 偶e nie mo偶e jej uchroni膰 przed najgorszym. Brat by艂 jedyn膮 jej rodzin膮.

Muzyka ucich艂a. Zeszli z miejsca do ta艅ca. By艂 im potrzebny samoch贸d. Z powodu 艣wi臋ta ruch uliczny by艂 wstrzymany. W zasi臋gu wzroku nie by艂o ani jednego pojazdu.

Okaza艂o si臋, 偶e wcale nie jest 艂atwo wmiesza膰 si臋 w t艂um. Wsz臋dzie by艂o pe艂no 偶o艂nierzy. Najwyra藕niej kogo艣 szukali.

Musimy st膮d wia膰 鈥 wyszepta艂 Murphy. 鈥 Chod藕.

Kiedy uszli kilka krok贸w, Murphy kaza艂 Letty zas艂oni膰 si臋 szalem. Od razu go pos艂ucha艂a.

Udaj膮c, 偶e jest ni膮 zaabsorbowany, zdo艂a艂 ukry膰 twarz. Dw贸ch 偶o艂nierzy zmierza艂o w ich stron臋. Murphy poci膮gn膮艂 Letty w zau艂ek.

Poca艂uj mnie 鈥 poleci艂.

S艂ucham?

Zr贸b to i udawaj, 偶e od dawna tego pragn臋艂a艣. Jasne?

Pokiwa艂a g艂ow膮. Murphy opar艂 si臋 plecami o mur, a Letty przycisn臋艂a swoje usta do jego warg. Nie mia艂a wielkiego do艣wiadczenia, ale nie藕le sobie poradzi艂a.

Murphy jednym okiem obserwowa艂 mijaj膮cych ich 偶o艂nierzy. Potem zamkn膮艂 oczy i przej膮艂 inicjatyw臋, zr臋cznie zmieniaj膮c pozycj臋. Teraz Letty sta艂a plecami do 艣ciany.

Mia艂 twarde wargi. J臋kn臋艂a delikatnie i rozchyli艂a usta, 偶eby wpu艣ci膰 jego j臋zyk. Oplot艂a ramionami szyj臋 Murphy鈥檈go i w pe艂ni odwzajemni艂a poca艂unek.

Kiedy sko艅czyli si臋 ca艂owa膰, oboje ci臋偶ko dyszeli.

Poszli?

Ju偶 dawno 鈥 wyszepta艂 Murphy.

Letty zamrucza艂a co艣 pod nosem, a potem spyta艂a:

Dobrze si臋 bawisz?

Nie. Chcia艂em si臋 tylko przekona膰, jak bardzo mnie pragniesz. Teraz ju偶 wiem. Szalejesz za mn膮.

Nie b膮d藕 艣mieszny. Chc臋 tylko odnale藕膰 brata i wydosta膰 si臋 st膮d. 鈥 Owin臋艂a szal wok贸艂 ramion, jakby by艂 stalow膮 zbroj膮. Murphy uw艂acza艂 jej godno艣ci, obra偶a艂 j膮.

Nie martw si臋, uratujemy Luke鈥檃 鈥 powiedzia艂 z przekonaniem, kt贸rego nie mia艂. Wzi膮艂 j膮 pod rami臋. Powoli zapada艂a noc. Prawdziwe 艣wi臋towanie dopiero si臋 zacznie, a wtedy nie da si臋 przedrze膰 przez ulice San Paulo. Lepiej, 偶eby wydostali si臋 z miasta, dop贸ki to jeszcze mo偶liwe.

Nagle Letty przystan臋艂a.

Popatrz 鈥 wyszepta艂a zdziwiona.

Murphy zobaczy艂 dw贸ch m臋偶czyzn na szczud艂ach, ubranych w dziwaczne, kolorowe stroje. Ka偶dy z nich trzyma艂 p艂on膮cy n贸偶, kt贸ry co pewien czas wk艂ada艂 sobie do gard艂a, a potem puszcza艂 p艂omienie ku niebu.

Nigdy nie widzia艂am czego艣 podobnego.

A ja tak, w Rio na Mardi Gras.

Nagle jej r臋ka wy艣lizgn臋艂a si臋 spod jego ramienia.

Co si臋 sta艂o? 鈥 spyta艂.

Wydaje mi si臋, 偶e widz臋 kogo艣 znajomego.

Zanim zd膮偶y艂 j膮 powstrzyma膰, znikn臋艂a w t艂umie. Usi艂owa艂 j膮 dogoni膰, ale si臋 nie da艂o.

Letty! 鈥 krzykn膮艂, nie przejmuj膮c si臋 tym, 偶e kto艣 inny mo偶e go us艂ysze膰. 鈥 St贸j!

Kr膮偶y艂 po placu, na pr贸偶no. W ci膮gu kilku sekund straci艂 j膮 z oczu.



Rozdzia艂 28.


Marcie podnios艂a b艂yszcz膮c膮 r贸偶ow膮 kul臋 i podesz艂a do kr膮gli. Przyjrza艂a si臋 dok艂adnie torowi i zrobi艂a krok do przodu. Wyci膮gn臋艂a rami臋 i pchn臋艂a kul臋. Potoczy艂a si臋 艣rodkiem toru i trafi艂a w 艣rodkowy kr臋giel. Nagle skr臋ci艂a gwa艂townie w lewo i zamiast uderzy膰 we wszystkie kr臋gle, str膮ci艂a tylko trzy z dziesi臋ciu.

Marcie by艂a rozczarowana. Zrobi艂a wszystko tak, jak powinna. Kula uderzy艂a w g艂贸wny kr臋giel, a potem wybra艂a w艂asn膮 艣cie偶k臋. Przewr贸ci艂a tylko trzy marne kr臋gle.

Nie szkodzi, kochanie! 鈥 krzykn膮艂 z ty艂u Clifford.

Marcie naci膮gn臋艂a r臋kawy cienkiego we艂nianego sweterka. W kr臋gielni zawsze by艂o dla niej za ch艂odno, dzia艂a艂a klimatyzacja.

Oszuka艅stwo!

Masz jeszcze jeden rzut.

Clifford by艂 pewien, 偶e jej si臋 uda. Jego roze艣miany wzrok pobieg艂 w stron臋 Marcie. Zrobi艂a wszystko, co mog艂a, 偶eby odwzajemni膰 u艣miech. Nie by艂o to 艂atwe.

Za to, 偶e przegrywa艂a w kr臋gle, mog艂a wini膰 tylko Johnny鈥檈go... Jacka Kellera. Wczorajsze spotkanie zaskoczy艂o j膮. By艂 otwarty, szczery i prostolinijny. Kiedy okaza艂o si臋, 偶e nawet nie zna艂a jego prawdziwego imienia, poczu艂a si臋 dotkni臋ta i z艂a. Dopiero p贸藕niej doceni艂a ryzyko, na jakie si臋 zdecydowa艂, ujawniaj膮c wszystko.

Uda ci si臋! 鈥 krzykn膮艂 Clifford. Z mechanizmu zwrotnego wypad艂a r贸偶owa kula. 鈥 Masz. 鈥 Podszed艂 do niej, 艣cisn膮艂 j膮 za ramiona i delikatnie przesun膮艂 dwa kroki w prawo.

Teraz powinno by膰 dobrze.

Marcie wa偶y艂a w r臋kach kul臋 i wpatrywa艂a si臋 w pozosta艂e kr臋gle. Zawzi臋艂a si臋, 偶eby je przewr贸ci膰. Nie pozwoli, 偶eby propozycja Jacka odci膮gn臋艂a j膮 od rzeczy, kt贸re naprawd臋 licz膮 si臋 w 偶yciu, jak na przyk艂ad kr臋gle.

U艣miechn臋艂a si臋 do siebie, pochyli艂a si臋 nad torem i przy艂o偶y艂a do wyrzutu. Tym razem kula jak strza艂a pomkn臋艂a praw膮 stron膮 toru. Wygl膮da艂o na to, 偶e nie str膮ci sze艣ciu stoj膮cych w 艣rodku kr臋gli.

Rozczarowana Marcie odwr贸ci艂a si臋, nie chc膮c ogl膮da膰 pora偶ki.

Jest! Jest! 鈥 Clifford pomacha艂 r臋k膮 w praw膮 stron臋, jakby to mog艂o wp艂yn膮膰 na bieg kuli.

Marcie odwr贸ci艂a si臋 i, ku swojemu zdumieniu, zobaczy艂a, 偶e 鈥 podobnie jak przedtem 鈥 kula skr臋ci艂a w lewo. Tym razem mocno uderzy艂a w pierwszy kr臋giel. Pozosta艂e run臋艂y jak wysadzone dynamitem.

Uda艂o si臋! Uda艂o! 鈥 krzykn臋艂a Marcie, podskakuj膮c.

Clifford podszed艂 do niej, obj膮艂 j膮 mocno ramionami w talii i uni贸s艂 wysoko.

Moja dziewczyna! 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 do niej szeroko. Jego twarz promienia艂a z dumy i szcz臋艣cia.

Marcie by艂a dumna z sukcesu, jakby dokona艂a najwi臋kszego wyczynu w 偶yciu...

Clifford wzi膮艂 swoj膮 kul臋. Marcie przyjrza艂a mu si臋 i u艣miech znikn膮艂 z jej twarzy. Hydraulik nigdy nie b臋dzie materia艂em na ch艂opaka z plakatu, ale jest za to delikatny i ujmuj膮cy.

Wiedzia艂a, 偶e du偶o go kosztuje, 偶eby nie pyta膰 o to, co dzieje si臋 mi臋dzy ni膮 a Jackiem. Spyta艂 tylko raz, 偶eby si臋 dowiedzie膰, czy Marcie jeszcze si臋 z nim zobaczy. Przyzna艂a, 偶e nie wie, co zrobi. Doceni艂 jej uczciwo艣膰 i nie naciska艂.

Gdyby sytuacja by艂a odwrotna, z偶ar艂aby j膮 ciekawo艣膰.

Clifford pchn膮艂 kul臋 i powali艂 wszystkie kr臋gle. Marcie zaklaska艂a 偶ywio艂owo, wzi臋艂a piwo i zasalutowa艂a. Clifford uk艂oni艂 si臋 wytwornie i zapisa艂 punkty.

Nie mog艂a sobie wyobrazi膰, jak wygl膮da艂aby gra w kr臋gle z Jackiem. Nigdy nie byli razem w kinie ani na meczu pi艂ki no偶nej. Nawet nie wiedzia艂a, czy lubi sport i czy jest za dru偶yn膮 Kansas City.

Z wyj膮tkiem jednej wsp贸lnej kolacji ich zwi膮zek kr臋ci艂 si臋 wok贸艂 艂贸偶ka. Nie 偶eby to jej si臋 nie podoba艂o. Seks by艂 niewiarygodny, ale 偶ycie polega艂o na czym艣 wi臋cej ni偶 tylko szybkim wskoczeniu do 艂贸偶ka.

Teraz Jack wyzna艂, 偶e chce si臋 z ni膮 zwi膮za膰 na sta艂e. Chocia偶 w og贸le nie pad艂o s艂owo 鈥瀖a艂偶e艅stwo鈥. Przynajmniej nie w odniesieniu do ich relacji.

Wprawdzie wspomnia艂 co艣 o dw贸ch przyjacio艂ach, kt贸rzy si臋 niedawno o偶enili, ale unika艂 postawienia kropki nad i, je偶eli chodzi艂o o nich dwoje.

Marcie zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e wobec niej m臋偶czy藕ni unikali deklaracji. Poczu艂a lekkie k艂ucie w sercu i odgoni艂a my艣li o Jacku. Nieuczciwie by艂o na randce z Cliffordem my艣le膰 o innym m臋偶czy藕nie.

Mo偶e by艣my co艣 przek膮sili? 鈥 zaproponowa艂 Clifford, kiedy sko艅czyli gra膰.

Brzmi nie藕le. 鈥 Okaza艂a entuzjazm, chocia偶 nie by艂a g艂odna.

Clifford odni贸s艂 do samochodu sprz臋t. Marcie mia艂a wra偶enie, 偶e jest troch臋 rozdra偶niony. Pewnie z powodu niejasnej sytuacji mi臋dzy nimi.

Poszli do ca艂odobowej restauracji, ulubionego miejsca Clifforda. Kelnerka wskaza艂a im stolik w rogu. Marcie w艣lizgn臋艂a si臋 g艂臋biej, w czerwone plastikowe krzese艂ko.

Clifford wzi膮艂 karty da艅, zatkni臋te za cukiernic臋 i poda艂 jedn膮 Marcie.

Mam ochot臋 na cheesburgera 鈥 oznajmi艂. 鈥 A ty?

Marcie pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.

Nie jestem g艂odna 鈥 wymrucza艂a cicho. 鈥 Zam贸wi臋 kawa艂ek ciasta cytrynowego.

Po kilku minutach podesz艂a do nich kelnerka, 偶uj膮ca gum臋.

I jak ci si臋 wiod艂o w tym tygodniu? 鈥 zagadn膮艂 Clifford, trzymaj膮c w obu d艂oniach szklank臋 wody.

Dobrze 鈥 odpowiedzia艂a Marcie.

Odkaszln膮艂, przelotnie spojrza艂 jej w oczy i znowu utkwi艂 wzrok w szklance.

Dzi艣 po po艂udniu my艣la艂em o tobie i tym twoim przyjacielu.

Chcesz wiedzie膰, czy si臋 z nim widzia艂am, prawda?

Clifford pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.

Nie 鈥 powiedzia艂 naciskiem. 鈥 Lepiej, 偶eby艣 mi nie m贸wi艂a. Nie chowam g艂owy w piasek. Masz prawo si臋 z nim spotyka膰, ale przej膮艂bym si臋 tym bardziej, ni偶 nale偶y. Nie m贸g艂bym pracowa膰. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 z wysi艂kiem i ponownie spojrza艂 na st贸艂.

Clifford, mo偶e...

Nie chcia艂bym ci przerywa膰, ale je偶eli pozwolisz mi doko艅czy膰 to, co mam do powiedzenia, b臋dzie mi 艂atwiej. W porz膮dku?

Jasne. 鈥 By艂 tak ujmuj膮cy, 偶e musia艂a przezwyci臋偶y膰 ochot臋 przysuni臋cia si臋 do niego bli偶ej. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i 艣cisn臋艂a jego d艂o艅.

Pozostawi艂em ci decyzj臋, czy chcesz si臋 spotka膰 z dawnym przyjacielem. Mog艂a艣 pomy艣le膰, 偶e nie ma to dla mnie znaczenia.

Och, Clifford, przecie偶 wiem.

Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie za wiele jest we mnie do podziwiania. Mam resztki smar贸w pod paznokciami i m贸g艂bym zrzuci膰 par臋 kilogram贸w.

Marcie zawsze widzia艂a w nim czu艂ego, mi艂ego faceta, kt贸ry by艂 dla niej dobry. Clifford nigdy nie udawa艂 kogo艣, kim nie by艂. Nigdy jej nie ok艂ama艂. By艂 rozs膮dny, s艂odki i szczodry.

Jeste艣 moim misiem.

U艣miech podni贸s艂 jeden k膮cik jego ust.

Nikt wcze艣niej nie nazywa艂 mnie tak pieszczotliwie.

Wyprostowa艂 si臋 i potar艂 r臋k膮 kark.

Kiedy ci臋 pozna艂em, od偶y艂a we mnie nadzieja, 偶e spotka艂em kogo艣 szczeg贸lnego 鈥 ci膮gn膮艂. 鈥 Cholera, mam prawie trzydzie艣ci pi臋膰 lat. M贸j m艂odszy brat ma ju偶 czworo dzieci. Najstarszy p贸jdzie we wrze艣niu do liceum.

Bobby?

Clifford pokiwa艂 g艂ow膮.

Nigdy nie umia艂em rozmawia膰 ani umawia膰 si臋 z kobietami. Za ka偶dym razem, kiedy w pobli偶u pojawia艂a si臋 atrakcyjna kobieta, j臋zyk stawa艂 mi w gardle i m贸wi艂em co艣 g艂upiego, co brzmia艂o niemal jak obelga. Potem pozna艂em ciebie. 鈥 Odwa偶y艂 si臋 na ni膮 spojrze膰.

Pojawi艂e艣 si臋 w moim 偶yciu w odpowiednim momencie 鈥 odpowiedzia艂a Marcie. Nigdy nie opowiada艂a mu o swojej przesz艂o艣ci, o b艂臋dach, kt贸re pope艂ni艂a. O tym, jak m臋偶czy藕ni j膮 wykorzystywali i znikali. Dla Clifforda by艂a czysta jak 艣nieg.

Naprawd臋?

Ju偶 my艣la艂am, 偶e nie ma na 艣wiecie porz膮dnych m臋偶czyzn.

Ty? 鈥 Clifford nie dowierza艂. 鈥 Marcie, przecie偶 jeste艣 pi臋kna. Na pewno setki m臋偶czyzn chcia艂o si臋 z tob膮 o偶eni膰.

Nie mia艂a serca powiedzie膰 mu prawdy. M臋偶czy藕ni nie 偶eni膮 si臋 z rozrywkow膮 dziewczyn膮. Sp臋dzaj膮 z ni膮 mi艂o czas i uprawiaj膮 wyszukany seks. Potem wracaj膮 do domu, do swoich 偶on czy dziewczyn.

Clifford znowu spu艣ci艂 g艂ow臋 i wsun膮艂 r臋k臋 do kieszeni spodni. Wyci膮gn膮艂 z niej pier艣cionek z brylantem. Trzyma艂 go mi臋dzy kciukiem i palcem wskazuj膮cym. Kamie艅 by艂 niewielki i l艣ni艂 w 艣wietle lamp.

Odkaszln膮艂 i spojrza艂 na Marcie niepewnie.

Marcie, prawie od miesi膮ca zbieram si臋 na odwag臋, 偶eby poprosi膰 ci臋 o r臋k臋. Ca艂y czas nosz臋 ten pier艣cionek.

Od miesi膮ca?

Za ka偶dym razem, kiedy pr贸buj臋 znale藕膰 odpowiednie s艂owa, j臋zyk staje mi ko艂kiem. Chcia艂em wykrztusi膰 to z siebie z tysi膮c razy. A potem pojawi艂 si臋 ten tw贸j bogaty przyjaciel i... Zdecydowa艂em, 偶e poczekam.

Ale...

Wiem, wiem. Ten facet jest ca艂y czas w mie艣cie i przypuszczam, 偶e si臋 z nim widujesz. Zadzwoni艂em do ciebie wczoraj wieczorem i nikt nie odbiera艂.

Nie zostawi艂e艣 wiadomo艣ci na automatycznej sekretarce.

Nie 鈥 przyzna艂 niech臋tnie. 鈥 Zrozumia艂em, 偶e strac臋 ci臋 dla tego faceta, zanim zd膮偶臋 si臋 o艣wiadczy膰.

Clifford, prosz臋. 鈥 S艂owa uwi臋z艂y jej w gardle, kiedy us艂ysza艂a t臋 niespodziewan膮 propozycj臋. Nie wiedzia艂a, co powiedzie膰.

Przypuszczam, 偶e to najgorsze, co mog艂em w tej chwili zrobi膰. Ale ba艂em si臋, 偶e ten brylant wypali mi dziur臋 w kieszeni, kiedy mi powiesz, 偶e wracasz do by艂ego ch艂opaka.

Och, Clifford.

Kocham ci臋, Marcie. Pokocha艂em ci臋 ju偶 pierwszego dnia, kiedy wszed艂em do twojego salonu i kiedy mnie ostrzyg艂a艣. Po raz pierwszy strzyg艂a mnie kobieta. By艂a艣 taka mi艂a i gaw臋dzi艂a艣 ze mn膮, jakbym by艂 kim艣 wyj膮tkowym. Kobiety najcz臋艣ciej traktuj膮 mnie jak nieokrzesanego Forresta Gumpa. Chyba dlatego, 偶e czasami sprawiam wra偶enie niezbyt rozgarni臋tego.

Clifford, jeste艣 m膮dry i mi艂y...

Tak, ale nie pasuj臋 do wizerunku wysokiego, ciemnego przystojniaka, wi臋c... Niewa偶ne. Wa偶ne jest to, 偶e ci臋 kocham. Chc臋 si臋 z tob膮 o偶eni膰. Je偶eli si臋 zgodzisz, obiecuj臋, 偶e zrobi臋 wszystko, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa.

Marcie zakry艂a usta obiema d艂o艅mi, a do jej oczu nap艂yn臋艂y 艂zy.

Nie wiesz o mnie tylu rzeczy...

Wiem wszystko, co jest wa偶ne.

Marcie otar艂a mokr膮 twarz, bo zbli偶a艂a si臋 do nich kelnerka z posi艂kiem. Prychn臋艂a i u艣miechn臋艂a si臋 do Clifforda.

Nie pogniewasz si臋 na mnie, je艣li poprosz臋 ci臋 o dwa dni, 偶eby to przemy艣le膰?

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko i pokiwa艂 g艂ow膮.

Spodziewa艂em si臋, 偶e to powiesz. Mo偶esz zastanawia膰 si臋 tak d艂ugo, jak chcesz. Nigdzie si臋 nie wybieram.

Wzi膮艂 cheesburgera i jad艂 go jak m臋偶czyzna, kt贸ry umiera z g艂odu.



Rozdzia艂 29.


Letty czu艂a si臋 zagubiona. Kr膮偶y艂a bez celu po ulicach San Paulo. Od艂膮czy艂a si臋 od Murphy鈥檈go, bo wydawa艂o jej si臋, 偶e widzi znajom膮 m艂od膮 kobiet臋 z misji Luke鈥檃. Nie mog艂a sobie przypomnie膰 jej imienia. Rosa. Nie, Rosita. Co艣 w tym stylu.

Pozna艂a Rosit臋 zesz艂ego lata. Pami臋ta j膮 dok艂adnie, bo ta przemi艂a m艂oda kobieta by艂a zakochana w Luke鈥檜. Jej brat bli藕niak, oporny i kompletnie 艣lepy, je偶eli chodzi o sprawy sercowe, by艂 beztrosko nie艣wiadomy uczucia Rosity.

Rosita mign臋艂a jej przed oczami. Powiedzia艂aby jej, co si臋 sta艂o z Lukiem. Podekscytowana Letty od艂膮czy艂a si臋 od Murphy鈥檈go i klucz膮c po ulicach, szuka艂a wzrokiem Rosity.

Wsz臋dzie by艂o tyle ludzi. Po chwili poni贸s艂 j膮 t艂um. Kiedy po raz ostatni spojrza艂a na Rosit臋, t艂um unosi艂 j膮 w przeciwnym kierunku.

Dziewczyna by艂a blada i zm臋czona. Mia艂a podkr膮偶one oczy, w kt贸rych wida膰 by艂o b贸l i strach. Pi臋kna m艂oda kobieta wygl膮da艂a tak, jakby nie spa艂a od tygodnia.

Kiedy Letty zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e straci艂a z oczu przyjaci贸艂k臋 Luke鈥檃, by艂a tak za艂amana, 偶e chcia艂o jej si臋 p艂aka膰. Przypomnia艂a sobie o Murphym.

O, cholera 鈥 powiedzia艂a na g艂os.

Murphy鈥檈go nie by艂o ju偶 w zasi臋gu wzroku. Samotna i wyczerpana pomy艣la艂a, 偶e m贸g艂 przynajmniej si臋 jej trzyma膰. 艢ci艣lej owin臋艂a ramiona nowym szalem. Nie dlatego, 偶e by艂o jej zimno, ale 偶eby zapewni膰 sobie bezpiecze艅stwo. Wiedzia艂a, 偶e to marna ochrona.

Zapad艂a noc, a potem nasta艂 ranek. Letty nie wiedzia艂a, gdzie jest Murphy i jak go odnale藕膰.

Nie by艂o go w 偶adnym z miejsc, kt贸re odwiedzali. Wr贸ci艂a do sklepu z ubraniami i czeka艂a obok, bo my艣la艂a, 偶e Murphy b臋dzie jej tutaj szuka膰.

Wybra艂a si臋 nawet nad rzek臋, do miejsca, gdzie zostawili 艂贸dk臋. To by艂 b艂膮d. Nie by艂o tam 艣ladu Murphy鈥檈go ani 艂贸dki, kt贸r膮 po偶yczy艂 im Aldo, za to wpad艂a na grup臋 pijanych 偶o艂nierzy. Na szcz臋艣cie jej nie zauwa偶yli i zd膮偶y艂a uciec. Zreszt膮 偶aden z nich nie by艂by w stanie jej dogoni膰.

Na rynku miejskim te偶 go nie spotka艂a. W艂贸czy艂a si臋 po nim godzinami z nadziej膮, 偶e nie rzuca si臋 w oczy, i ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e jest inaczej.

Nad horyzontem zacz臋艂o wschodzi膰 s艂o艅ce. Letty zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e nie ma dok膮d p贸j艣膰. Nie wiedzia艂a, gdzie jeszcze mog艂aby go szuka膰. Zgubili si臋 na dobre, i to z jej winy. Teraz jedynie musia艂a znale藕膰 kogo艣, kto wskaza艂by jej drog臋 do Luke鈥檃.

Ale dno, pomy艣la艂 Murphy, przemykaj膮c ciemnymi uliczkami. Trzyma艂 Letty w u艣cisku, a potem w jednej chwili znikn臋艂a mu z oczu.

Z艂o艣膰 piek艂a go gorzej ni偶 zgaga. Chodzi艂 w t臋 i z powrotem po San Paulo, ale nigdzie nie natrafi艂 na 艣lad Letty.

Z jej wszystkich krety艅skich wyskok贸w ten by艂 najgorszy. Chyba zobaczy艂a kogo艣, kto wyda艂 jej si臋 znajomy. Ale sk膮d?

Gdyby by艂 przewiduj膮cy, nie da艂by si臋 wpakowa膰 w kaba艂臋. Kobiety pokroju Letty Madden ca艂e noce rozmy艣laj膮, jak zale藕膰 m臋偶czyznom za sk贸r臋.

Kiedy Letty po raz pierwszy poprosi艂a go o pomoc, w艂a艣nie wr贸ci艂 z misji i nie mia艂 ochoty wyrusza膰 na kolejn膮. Od kilku dni by艂 w domu i zaczyna艂 si臋 wczuwa膰 w rol臋 farmera z prawdziwego zdarzenia. Chocia偶 nie zamierza艂 zajmowa膰 si臋 tym na sta艂e.

Osiad艂y tryb 偶ycia nie by艂 dla niego. Ale to samo m贸g艂by powiedzie膰 o Cainie i Mallorym, kiedy zwalniali si臋 z wojska. Lubili przygody tak samo, jak on. By艂 pewien, 偶e nie na d艂ugo zadowoli ich cywilizowane 偶ycie. Myli艂 si臋.

Mallory鈥檈go m贸g艂 jeszcze zrozumie膰. Ten postawny facet wdepn膮艂 na min臋 l膮dow膮 i niewiele brakowa艂o, 偶eby straci艂 nog臋, a mo偶e i 偶ycie. Kiedy wr贸ci艂 do Deliverance Company, nie by艂 ju偶 tym samym cz艂owiekiem. Wypadek i rekonwalescencja odebra艂y mu ochot臋 do przyg贸d. Odszed艂 nie tylko z powodu odniesionych obra偶e艅, ale i dlatego 偶e pozna艂 Francine.

Z Cainem to zupe艂nie inna historia. Jedynym powodem niespodziewanego odej艣cia ich szefa 鈥 najodwa偶niejszego i najbardziej nieustraszonego m臋偶czyzny, jakiego Murphy zna艂 鈥 by艂a kobieta. Trudno w to uwierzy膰, ale to prawda.

Czaruj膮ca wdowa z San Francisco przewr贸ci艂a 偶ycie jego przyjaciela do g贸ry nogami. Zanim Murphy zorientowa艂 si臋, co si臋 dzieje, Cain kupi艂 dom w Montanie i za艂o偶y艂 hodowl臋 byd艂a. Bardziej jednak zadziwi艂o Murphy鈥檈go, 偶e Cain by艂 szcz臋艣liwy.

W przeciwie艅stwie do Mallory鈥檈go, kt贸ry zaj膮艂 si臋 hodowl膮 lam i wychowywaniem dzieci na wyspie nale偶膮cej do stanu Waszyngton, i Caina-farmera, dla Murphy鈥檈go liczy艂o si臋 tylko wojsko.

Nie mia艂 poj臋cia, dlaczego o tym my艣li, przemierzaj膮c ulice San Paulo, zaj臋tego przez rebeliant贸w. Szczerze m贸wi膮c, wola艂 nie wiedzie膰.

Obieca艂 sobie, 偶e je偶eli uda mu si臋 znale藕膰 Letty, ta dr臋czycielka b臋dzie mog艂a m贸wi膰 o szcz臋艣ciu, je偶eli sko艅czy si臋 tylko na laniu pasem.

Szuka艂 jej wsz臋dzie. Na ulicach. Na rynku. Nad rzek膮. Wszed艂 nawet do poczekalni dla kobiet, s膮dz膮c, 偶e mo偶e tam by膰.

Straci艂 cierpliwo艣膰, i tak ju偶 nadszarpni臋t膮. Wyparowa艂a w czasie poszukiwa艅. Teraz pozosta艂o mu tylko odnale藕膰 Luke鈥檃 Maddena. Brat jest najlepsz膮 drog膮 do Letty.

Je偶eli ta o艣lica jeszcze 偶yje.

Letty straci艂a wszelk膮 nadziej臋, 偶e kiedykolwiek znajdzie Murphy鈥檈go. Nie mog艂a marnowa膰 czasu na szukanie go. Ca艂y czas wypatrywa艂a Rosity albo kogo艣 innego, kogo zna艂aby z misji w Managna.

O dziewi膮tej wieczorem drugiego dnia znalaz艂a si臋 przed ko艣cio艂em katolickim. Wcze艣niej, w Siguierres, wesz艂a do takiego ko艣cio艂a, bo my艣la艂a, 偶e tam b臋dzie bezpieczna. Okaza艂o si臋, 偶e wdepn臋艂a do siedziby dow贸dztwa rebeliant贸w. Za ma艂o powiedziane, 偶e dosta艂a nauczk臋.

Wielkie drewniane drzwi zaskrzypia艂y, kiedy delikatnieje pchn臋艂a. Odetchn臋艂a z ulg膮, kiedy okaza艂o si臋, 偶e nie ma tu 偶adnego sztabu dowodzenia.

W ko艣ciele pali艂o si臋 kilka 艣wieczek. Rz臋dy 艂awek z kl臋cznikami z surowego drewna sta艂y w nier贸wnych rz臋dach po obu stronach 艣wi膮tyni.

O艂tarz z drewna, pomalowany na bia艂o i poz艂acany, mia艂 wysoko艣膰 dw贸ch pi臋ter i si臋ga艂 do sufitu. Przed Letty le偶a艂a posta膰 w bia艂ych szatach.

Przypomnia艂a sobie, 偶e podobno w katedrze w San Paulo spoczywaj膮 autentyczne relikwie 艣wi臋tego Paw艂a. Nie tego, kt贸rego nazywano trzynastym Aposto艂em, ale innego, kt贸ry 偶y艂 kilka wiek贸w p贸藕niej. W Ameryce 艢rodkowej do popularnych zwyczaj贸w nale偶a艂o wystawianie szcz膮tk贸w ulubionych 艣wi臋tych.

Wstrzyma艂a oddech i ostro偶nie zrobi艂a kilka krok贸w naprz贸d. W艣lizgn臋艂a si臋 do jednej z ostatnich 艂awek. Ukl臋k艂a i sk艂oni艂a g艂ow臋 do modlitwy.

Je偶eli kiedykolwiek potrzebowa艂a ingerencji Boga, to w艂a艣nie teraz. Wok贸艂 niej panowa艂o zamieszanie. Nawet je偶eli Murphy j膮 znajdzie, b臋dzie tak w艣ciek艂y, 偶e wi臋cej jej nie zaufa. Poza tym by艂 jeszcze Luke, a ona traci艂a czas na szukanie Murphy鈥檈go.

Nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo si臋 modli艂a. By艂a wyczerpana, g艂odna i wystraszona.

Us艂ysza艂a ruch, stuk but贸w, 艣wist powietrza i urywane westchnienie. Nawet je偶eli to 偶o艂nierz, nie przej臋艂aby si臋 tym. By艂a bliska emocjonalnego za艂amania i wycie艅czona.

Otworzy艂a oczy i podnios艂a g艂ow臋. Jej oczy napotka艂y wzrok siwego ksi臋dza, kt贸ry 鈥 jak jej si臋 wydawa艂o 鈥 mia艂 oko艂o sze艣膰dziesi膮tki. Zamruga艂. Ona te偶.

Moje dziecko 鈥 wyszepta艂 艂amanym angielskim. 鈥 Niebezpieczne to czasy dla samotnej kobiety.

Tak, wiem 鈥 odpowiedzia艂a po hiszpa艅sku. Ten j臋zyk by艂 bezpieczniejszy dla nich obojga.

Jestem ojciec Alfaro. Czy mog臋 pani jako艣 pom贸c?

Zawaha艂a si臋.

Nie s膮dz臋. 鈥 Wsta艂a pewna, 偶e poprosi j膮, by wysz艂a, ale trz臋s艂y jej si臋 nogi i z powrotem opad艂a na 艂awk臋.

Jest pani chora?

Nie, wszystko w porz膮dku. 鈥 Zlekcewa偶y艂a jego trosk臋. 鈥 Naprawd臋.

Gdzie pani mieszka? 鈥 Podszed艂 do 艂awki i usiad艂 obok. Chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i delikatnie poklepa艂 po grzbiecie d艂oni.

Jej wahanie musia艂o by膰 wystarczaj膮c膮 odpowiedzi膮. Rozprostowuj膮c ramiona, spojrza艂a mu prosto w oczy. Musia艂a mu zaufa膰. Nie by艂o nikogo innego.

S艂ysza艂 ksi膮dz o misji w Managna?

Tak, oczywi艣cie.

Nadzieja doda艂a jej si艂.

Musia艂 ksi膮dz s艂ysze膰 o moim bracie, Luke鈥檜 Maddenie. Jest misjonarzem odpowiedzialnym za misj臋 w Managna. 鈥 Pochyli艂a si臋 i dotkn臋艂a kruchego ramienia ksi臋dza. 鈥 Wie ksi膮dz, co si臋 z nim sta艂o? S艂ysza艂 ksi膮dz co艣 o nim? Jestem pewna, 偶e zosta艂 aresztowany, ale...

Moje dziecko, chce pani powiedzie膰, 偶e pokona艂a ca艂膮 t臋 drog臋 w nadziei, 偶e odnajdzie pani brata?

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Mo偶e mi ksi膮dz opowiedzie膰, co sta艂o si臋 w Managna?

Oczy duchownego posmutnia艂y.

Niestety, nie. Owszem, s艂ysza艂em o pani bracie i o pracy, jak膮 wykonywa艂 w艣r贸d ludzi. M贸wi si臋 o nim z wielk膮 mi艂o艣ci膮.

Aresztowano go?

Ksi膮dz przygl膮da艂 jej si臋 d艂ug膮 chwil臋, zanim odpowiedzia艂.

Tak, tak mi si臋 wydaje.

A wi臋c 偶yje. Luke 偶yje. 呕yje. 鈥 Poczu艂a niewys艂owion膮 ulg臋.

Moje dziecko, przykro mi, ale tego nie mog臋 powiedzie膰. Po prostu nie wiem.

Ramiona Letty opad艂y pod ci臋偶arem jego s艂贸w.

Modli艂a si臋 pani o brata? 鈥 spyta艂 ksi膮dz 艂agodnie.

Tak, o Luke鈥檃, ale w jej sercu by艂 r贸wnie偶 Murphy. Przyjecha艂 do Zarcero, bo go potrzebowa艂a. Wiedzia艂, 偶e go oszuka艂a, ale zosta艂 z ni膮. Nie obwinia艂aby go, gdyby wtedy j膮 zostawi艂. Za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 udawa膰 pod艂ego faceta, ale by艂 m臋偶czyzn膮 honoru. Post臋puje bardziej uczciwie ni偶 ona. Nabra艂a go. U偶y艂a podst臋pu. I wykorzysta艂a dla w艂asnych cel贸w.

Moje dziecko 鈥 wyszepta艂 ojciec Alfaro. 鈥 Jest pani sama?

Sama? 鈥 Obejrza艂a si臋 przez rami臋, niepewna, o co pyta. Przecie偶 nikogo z nianie by艂o.

Czy kto艣 z pani膮 przyjecha艂, mo偶e jaki艣 m臋偶czyzna? 鈥 ci膮gn膮艂 g艂osem nieco g艂o艣niejszym od szeptu.

Zgubili艣my si臋 鈥 odpowiedzia艂a Letty ledwie dos艂yszalnym szeptem. 鈥 Sk膮d ksi膮dz wie?

W jego oczach zaiskrzy艂 blady u艣miech.

Lepiej, 偶ebym nie odpowiada艂.

Przyjaciel pom贸g艂 mi przedosta膰 si臋 z Hojancha do Zarcero.

Przyjaciel? M贸wi艂a pani, 偶e si臋 rozdzielili艣cie? Jak dawno?

Dwa dni temu. Wydawa艂o mi si臋, 偶e zobaczy艂am kogo艣, kto zna Luke鈥檃. Kiedy si臋 odwr贸ci艂am... mojego przyjaciela ju偶 nie by艂o. Od tej pory ca艂y czas go szukam.

Ksi膮dz zmarszczy艂 czo艂o.

S艂ysza艂 ksi膮dz co艣 o... moim przyjacielu? 鈥 Letty wydawa艂o si臋, 偶e usz艂o z niej 偶ycie. Bez Murphy鈥檈go czu艂a si臋 zagubiona i niepewna, gdzie i艣膰 i co robi膰. W dodatku 偶ycie Luke鈥檃 wisia艂o na w艂osku.

Nie, nic 鈥 wyszepta艂 ojciec Alfaro.

I nic o Luke鈥檜?

Nie mog臋 pani pom贸c w sprawie brata.

Prosz臋 鈥 b艂aga艂a Letty, 艣ciskaj膮c jego r臋k臋. 鈥 Musz臋 go odnale藕膰.

Przykro mi, moje dziecko.

Na pewno jest kto艣, kto mo偶e mi pom贸c. 鈥 Nie mia艂a si臋 do kogo zwr贸ci膰. Nie mia艂a dok膮d p贸j艣膰. Je偶eli ojciec Alfaro odm贸wi jej pomocy, r贸wnie dobrze mo偶e odda膰 si臋 w r臋ce w艂adz. W ci膮gu ostatnich dw贸ch dni bez Murphy鈥檈go jak nigdy dot膮d u艣wiadomi艂a sobie swoj膮 bezsilno艣膰. Sta艂 si臋 dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 przewodnikiem i obro艅c膮. Znacznie wi臋cej. Dawa艂 jej poczucie bezpiecze艅stwa, kt贸rego potrzebowa艂a. Odwag臋, by stawi膰 czo艂o trudno艣ciom.

Ojciec Alfaro przypatrywa艂 si臋 uwa偶nie Letty. Jak cz艂owiek, kt贸ry chce wyczu膰, czy mo偶e jej zaufa膰. Ryzykowa艂 przecie偶 偶ycie.

Znam cz艂owieka, kt贸ry mo偶e dowiedzie膰 si臋 czego艣 o pani bracie. 鈥 Powiedzia艂 tak cicho, 偶e ledwie go us艂ysza艂a. Oddech ksi臋dza 艂askota艂 j膮 w ucho.

Prosz臋, bardzo prosz臋 鈥 m贸wi艂a, robi膮c wszystko, 偶eby pow艣ci膮gn膮膰 emocje. 鈥 Zrobi臋 wszystko. Zap艂ac臋 ka偶d膮 cen臋. Mo偶e mnie ksi膮dz do niego zaprowadzi膰? Ale musimy si臋 po艣pieszy膰. Obawiam si臋, 偶e Luke jest w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie.

Nie. Nie mo偶e pani zobaczy膰 si臋 z tym cz艂owiekiem ani z nim porozmawia膰.

Ale...

S艂ysza艂a pani o czterech ch艂opcach, na kt贸rych wykonano egzekucj臋?

Pokiwa艂a g艂ow膮. Ta przera偶aj膮ca wiadomo艣膰 obieg艂a wszystkie ulice.

Wszyscy byli z Managna.

Nie. 鈥 Letty westchn臋艂a ci臋偶ko.

Ojciec Alfaro pokiwa艂 smutno g艂ow膮.

Tak m贸wi膮.

Czy mojego brata mogli rozstrzela膰 razem z nimi? 鈥 Letty ledwie mog艂a logicznie my艣le膰 z powodu niepokoju o brata.

Nie potrafi臋 odpowiedzie膰 na to pytanie 鈥 odrzek艂 ksi膮dz 艂agodnie. 鈥 Ale zrobi臋 wszystko, 偶eby pom贸c pani zdoby膰 informacje. Serce mi m贸wi, 偶e B贸g odpowie na pani modlitwy. Odnajdzie pani obu m臋偶czyzn, kt贸rych tak bardzo pani kocha.

Letty wstrzyma艂a oddech. Obu m臋偶czyzn, kt贸rych tak bardzo kocha...?

Z przera偶eniem zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e ksi膮dz ma racj臋. Zakocha艂a si臋 w Murphym. Nie przypuszcza艂a, 偶e tak si臋 stanie. I tego nie planowa艂a. Nawet nie by艂a pewna, czy jest zadowolona. Przez te dwa dni, kiedy nie byli razem, mia艂a wra偶enie, 偶e w jej sercu zieje ogromna dziura.

O, nie powiedzia艂a g艂o艣no.

Nie? 鈥 Ksi膮dz przygl膮da艂 jej si臋 zdziwiony.

Nie Murphy 鈥 j臋kn臋艂a, nie zdaj膮c sobie sprawy z tego, co m贸wi. Ze Slimem 偶ycie by艂oby o wiele prostsze. Kochany, dobrotliwy Slim. Je艣li naprawd臋 kocha Murphy鈥檈go, nie znaczy wcale, 偶e co艣 si臋 zmieni w ich stosunkach.

Drzwi zaskrzypia艂y. Letty zesztywnia艂a. Ojciec Alfaro r贸wnie偶.

Musi pani ju偶 i艣膰 鈥 wyszepta艂. 鈥 I to szybko. Prosz臋 przyj艣膰 jutro rano. Dowiem si臋 o bracie, czego b臋d臋 m贸g艂.

Dzi臋kuj臋. 鈥 Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby wyj艣膰 z 艂awki.

Na rany Jezusa! Letty!

D藕wi臋k ochryp艂ego m臋skiego g艂osu odbija艂 si臋 echem w ko艣ciele jak odg艂os strza艂u.

Murphy. Wspi臋艂a si臋 na l艣ni膮c膮 drewnian膮 艂awk臋, przeskoczy艂a przez oparcie i podbieg艂a do niego. Wygl膮da艂 jak z krzy偶a zdj臋ty. Letty czu艂a si臋 r贸wnie fatalnie.

Wyci膮gn膮艂 ramiona. Letty wpad艂a w nie, 艣miej膮c si臋 i p艂acz膮c.

Obj膮艂 j膮 i trzyma艂 tak mocno, 偶e nie mog艂a oddycha膰. Nie przejmowa艂a si臋 tym. Mo偶e jej p艂uca nie by艂y w stanie funkcjonowa膰, ale serce mia艂o si臋 ca艂kiem nie藕le.

Gdzie ty si臋, do cholery, podziewa艂a艣 przez ostatnie dwa dni?

Ja? 鈥 wysapa艂a Letty. 鈥 A ty gdzie by艂e艣?

Nie odpowiedzia艂.

Spr贸buj jeszcze raz takiej g艂upiej sztuczki, a obiecuj臋...

Tak. Tak.

Przycisn膮艂 usta do jej warg i poca艂owa艂 z tak膮 pasj膮 i po偶膮daniem, 偶e pozbawi艂 j膮 resztek tchu.

Powinienem ci臋 zabi膰 za to, co prze偶y艂em przez ostatnie dwa dni.

Dla mnie to te偶 nie by艂 piknik.

Nie przestawa艂 jej ca艂owa膰. Co chwil臋 przywiera艂 do niej ustami. Ich z臋by zderzy艂y si臋, a kiedy j臋kn臋艂a, j臋zyk Murphy鈥檈go w艣lizgn膮艂 si臋 do jej wilgotnego wn臋trza. Zacz臋li dysze膰 i brak艂o im tchu.

Letty zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i stan臋艂a na palcach.

Nie wiedzia艂am, co robi膰.

Nie mog艂em przesta膰 ci臋 szuka膰 鈥 wymrucza艂 Murphy mi臋dzy poca艂unkami.

Tak si臋 ba艂am.

Murphy zachichota艂.

Ty? Nie wierz臋.

Ojciec Alfaro odchrz膮kn膮艂 znacz膮co.

Mo偶e powinna mnie pani przedstawi膰 swojemu przyjacielowi, moje dziecko?



Rozdzia艂 30.


Obejmuj膮c Letty ramieniem, Murphy odwr贸ci艂 si臋 do m臋偶czyzny w sutannie. Nie mia艂 zamiaru wypu艣ci膰 Letty z u艣cisku z powodu ostatnich wydarze艅. Przez ostatnie dwa dni wywr贸ci艂 San Paulo do g贸ry nogami, 偶eby j膮 znale藕膰. Martwi艂 si臋 o jej naiwn膮 艂epetyn臋 i ryzykowa艂 przy tym swoj膮.

Murphy, to jest ojciec Alfaro. 鈥 Letty wykona艂a r臋k膮 gest w stron臋 ksi臋dza.

Mi艂o ksi臋dza pozna膰. 鈥 Murphy zrobi艂 krok do przodu i poda艂 starszemu m臋偶czy藕nie r臋k臋.

Ksi膮dz ma przyjaciela, kt贸ry mo偶e dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o z Lukiem.

Murphy przyjrza艂 si臋 ksi臋dzu, zastanawiaj膮c si臋, czy mog膮 mu zaufa膰. Zwykle nie zawodzi艂a go intuicja. Mia艂 wra偶enie, 偶e mog膮 uzna膰 ksi臋dza za sprzymierze艅ca.

Kiedy w艂贸czy艂 si臋 po mie艣cie, zasi臋gn膮艂 j臋zyka i dowiedzia艂 si臋, 偶e kapitan Faqueza, odpowiedzialny za koszary wojskowe, jest prawdziwym draniem. S艂ynie z tego, 偶e torturuje wi臋藕ni贸w i dr臋czy ich psychicznie. Je偶eli 鈥 jakim艣 cudem 鈥 brat Letty jeszcze 偶yje, Faqueza pewnie go zadr臋czy艂. Mo偶e si臋 okaza膰, 偶e Letty ryzykuje 偶yciem dla brata, kt贸ry z b贸lu straci艂 zmys艂y.

Dowiem si臋, czego tylko b臋d臋 m贸g艂 鈥 zapewni艂 Murphy鈥檈go ojciec Alfaro. 鈥 Ale niczego nie obiecuj臋.

Wzrok ksi臋dza spocz膮艂 na Murphym o sekund臋 czy dwie d艂u偶ej, ni偶 to konieczne. Mo偶e chcia艂 w ten spos贸b da膰 mu do zrozumienia, 偶e osobi艣cie nie robi艂by sobie zbyt wielkich nadziei, 偶e Luke 偶yje.

Brak mi s艂贸w, 偶eby wyrazi膰, jak bardzo jeste艣my wdzi臋czni 鈥 odpowiedzia艂a Letty za nich oboje.

D艂o艅 Murphy鈥檈go zacisn臋艂a si臋 na jej ramieniu. Kiedy wszed艂 do ko艣cio艂a i j膮 znalaz艂, poczu艂 nieopisan膮 ulg臋. Ju偶 si臋 podda艂 si臋, przekonany, 偶e dotrze do niej tylko przez Luke鈥檃.

Przez ca艂e dwa dni pr贸bowa艂, jak m贸g艂, pozby膰 si臋 g艂osu sumienia, kt贸ry m贸wi艂 mu, 偶e powinien szuka膰 Letty.

Dopiero kiedy s艂o艅ce zasz艂o i nad stolic膮 zapad艂a noc, Murphy przypomnia艂 sobie, 偶e kiedy na kr贸tko rozdzielili si臋 w Siguierres, Letty od razu posz艂a do ko艣cio艂a. Zacz膮艂 wi臋c przeszukiwa膰 kolejne ko艣cio艂y.

Mamy inny problem 鈥 poinformowa艂 j膮 z ponur膮 min膮 Murphy. Teraz, kiedy wiedzia艂, 偶e w mie艣cie jest kapitan Norte, nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e im pr臋dzej odnajd膮 Luke鈥檃, tym lepiej. Murphy by艂 sprytny i domy艣la艂 si臋, 偶e obecno艣膰 oficera nie jest przypadkowa.

Jaki? 鈥 Zaniepokojony wzrok Letty spotka艂 si臋 ze wzrokiem Murphy鈥檈go.

Norte jest w mie艣cie.

Zna go pan? 鈥 G艂os ojca Alfaro zadr偶a艂, kiedy Murphy wymieni艂 nazwisko kapitana.

Murphy pokiwa艂 g艂ow膮.

Nie powiedzia艂abym, 偶eby艣my nale偶eli do jego ulubie艅c贸w 鈥 wyja艣ni艂a Letty, a Murphy poczu艂, 偶e wyprostowa艂a si臋. By艂a spi臋ta.

Ksi膮dz smutno pokiwa艂 g艂ow膮.

Kapitan nie jest dobrym wrogiem.

Murphy zd膮偶y艂 si臋 ju偶 o tym przekona膰.

Lepiej, 偶eby nie widziano was razem. 鈥 Ojciec Alfaro nerwowo zatar艂 r臋ce. Spojrza艂 na nich i wydawa艂o si臋, 偶e podj膮艂 jak膮艣 decyzj臋.

Chod藕cie 鈥 zarz膮dzi艂. 鈥 U mnie b臋dziecie bezpieczni. Mam nadziej臋, 偶e do jutra rana b臋d臋 co艣 wiedzia艂 o pani bracie.

Murphy zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e ksi膮dz bierze na siebie oczywiste ryzyko. Waha艂 si臋, czy mo偶e wystawia膰 tego cz艂owieka na niebezpiecze艅stwo. Nie zgodzi艂by si臋 na to, gdyby nie Letty.

Ojciec Alfaro najwyra藕niej domy艣li艂 si臋, co trapi Murphy鈥檈go.

Nie musi si臋 pan martwi膰. Wiele razy oddawa艂em moje 偶ycie w r臋ce Boga. 鈥 Ksi膮dz wyprowadzi艂 ich ze 艣wi膮tyni.

Poprowadzi艂 ich kru偶gankami okalaj膮cymi ko艣ci贸艂 do stoj膮cego obok dwupi臋trowego budynku. Weszli tylnymi drzwiami i przeszli przez kuchni臋, a potem d艂ugim korytarzem udali si臋 na d贸艂.

Murphy zauwa偶y艂, 偶e ojciec Alfaro porusza si臋 bardzo cicho i nie w艂膮cza 艣wiat艂a. Zatrzyma艂 si臋 na dole schod贸w i spojrza艂 w g贸r臋. Odczeka艂 chwil臋, a potem wprowadzi艂 ich do pomieszczenia, kt贸re wygl膮da艂o na bibliotek臋. Ostro偶nie zamkn膮艂 drzwi. Przez okna s膮czy艂o si臋 do 艣rodka nik艂e 艣wiat艂o ksi臋偶yca.

Murphy poczu艂 zapach cytryny i starych ksi膮偶ek, co stanowi艂o ca艂kiem przyjemn膮 mieszank臋. Ksi膮dz opar艂 d艂onie o kominek. Najwyra藕niej czego艣 szuka艂. Po chwili Murphy us艂ysza艂 ciche klikni臋cie i zdumiony zobaczy艂, 偶e p贸艂ka z ksi膮偶kami otwiera si臋 jak drzwi, zapraszaj膮c ich do magicznego, fikcyjnego 艣wiata. W 艣rodku znajdowa艂o si臋 tylko 艂贸偶ko i stolik nocny.

Na razie b臋dziecie tu bezpieczni. Przyjd臋 po was rano tak wcze艣nie, jak mi si臋 uda. Do tego czasu musz臋 was poprosi膰, 偶eby艣cie zachowywali si臋 bardzo cicho.

Murphy pokiwa艂 g艂ow膮 i z Letty u boku wszed艂 do tajemniczego pokoju. Letty usiad艂a po jednej stronie 艂贸偶ka. Zwiesi艂a ramiona. Murphy widzia艂, 偶e jest wyczerpana. On sam te偶 nie by艂 w lepszej kondycji fizycznej. Prze偶ycia emocjonalne ostatnich dni i na nim odcisn臋艂y swoje pi臋tno.

Odpocznijcie, przyjaciele 鈥 wyszepta艂 ojciec Alfaro, zanim p贸艂ka z ksi膮偶kami nie powr贸ci艂a na swoje miejsce.

W pomieszczeniu natychmiast zrobi艂o si臋 ciemno. Poczuli zapach starych ksi膮偶ek, kurzu i ple艣ni. Nik艂e 艣wiat艂o dociera艂o jedynie przez w膮skie szczeliny w regale z ksi膮偶kami.

Murphy sta艂 przez chwil臋. O sekretnych pomieszczeniach na plebanii nie pisano w podr臋cznikach wojskowych. Przez ca艂e lata s艂u偶by Murphy nie znalaz艂 si臋 w podobnej sytuacji. Najbardziej martwi艂 si臋 o bezpiecze艅stwo Letty. Mia艂 nadziej臋, 偶e tutaj nic im nie grozi.

Us艂ysza艂, 偶e Letty wyci膮ga si臋 na w膮skim 艂贸偶ku. By艂 niemal pewien, 偶e skoro 艂贸偶ko jest jedno, b臋dzie chcia艂a, 偶eby spa艂 na pod艂odze. Nie chcia艂 si臋 z ni膮 k艂贸ci膰 i w艂a艣nie zamierza艂 si臋 po艂o偶y膰, kiedy us艂ysza艂 szept:

Jest tu miejsce i dla ciebie. 鈥 Jej g艂os by艂 nieco sp艂oszony.

Co艣 by艂o zdecydowanie nie tak. Murphy mia艂 ochot臋 przeczy艣ci膰 sobie ucho palcem. Nie by艂 pewien, czy to dobry pomys艂, 偶eby znale藕li si臋 tak blisko siebie. By艂 potwornie zm臋czony, ale wiedzia艂, 偶e b臋dzie mu cholernie trudno nie kocha膰 si臋 z Letty. Doszed艂 do wniosku, 偶e jego w膮tpliwo艣ci s膮 przejawem kra艅cowego wyczerpania.

By艂a mu to winna. Obieca艂a mu to. Chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰 bardziej ni偶 z jak膮kolwiek inn膮 kobiet膮. A teraz jeszcze...

Murphy?

W milczeniu podszed艂 do 艂贸偶ka. Letty zrobi艂a mu miejsce. Murphy wyj膮艂 bro艅 i jednym ruchem po艂o偶y艂 j膮 na nocnym stoliku.

Jak to mo偶liwe, 偶e w San Paulo jest tyle ko艣cio艂贸w, a ty spotka艂a艣 akurat ksi臋dza zamieszanego w tajn膮 dzia艂alno艣膰?

Odpowiedzia艂a mu dopiero po d艂u偶szej chwili.

Wierz臋, 偶e B贸g pos艂a艂 mnie do ojca Alfaro.

Gdyby by艂o ja艣niej, Letty zobaczy艂aby kwa艣n膮 min臋 Murphy鈥檈go. Taka odpowied藕 mu sienie podoba艂a. Je偶eli B贸g by艂 sk艂onny wy艣wiadcza膰 przys艂ugi, Murphy mia艂 wa偶niejsze pro艣by. Zreszt膮, to ca艂kiem mo偶liwe, 偶e B贸g Letty narazi艂 ich na pokusy. Je偶eli to, 偶e mieli razem spa膰, by艂o jednym z dowcip贸w Boga, Murphy鈥檈mu nie by艂o do 艣miechu.

Niech臋tnie po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku. Cho膰 Letty twierdzi艂a, 偶e starczy miejsca dla nich obojga, wcale tak nie by艂o. Kr臋ci艂 si臋 i przewraca艂 z boku na bok. W ko艅cu odkryli, 偶e najwygodniej b臋dzie, kiedy on po艂o偶y si臋 na plecach, a Letty obok niego na boku i oprze mu g艂ow臋 na piersi.

Zamkn膮艂 oczy, tul膮c Letty do siebie. Jej rami臋 znalaz艂o si臋 na jego brzuchu. Wyda艂a delikatne westchnienie z zadowolenia. Murphy znalaz艂 si臋 tak blisko nieba, jak chcia艂. Trzymanie tej kobiety w ramionach sprawia艂o mu niesamowit膮 przyjemno艣膰. Wywo艂ywa艂o uczucie, kt贸re ma tyle samo wsp贸lnego z cia艂em, co z dusz膮. Uczucie, kt贸rego Murphy obawia艂 si臋 najbardziej, bo oznacza艂o, 偶e mu na niej zale偶y.

To mog艂o 偶o艂nierza drogo kosztowa膰. Niejeden zap艂aci艂 za to 偶yciem. Murphy widzia艂, jak Cain dosta艂 kulk臋 tylko dlatego, 偶e jego umys艂em zaw艂adn臋艂a Linette. Nie chcia艂 pope艂ni膰 tego samego b艂臋du.

Ojciec Alfaro wiedzia艂 o tobie 鈥 powiedzia艂a Letty, przerywaj膮c jego rozmy艣lania.

Co chcesz przez to powiedzie膰?

Pyta艂, czy podr贸偶uj臋 z m臋偶czyzn膮.

Kiedy?

Wcze艣niej, na pocz膮tku rozmowy.

Murphy musia艂 si臋 nad tym zastanowi膰. Podejrzewa艂, 偶e ksi膮dz ma jakie艣 powi膮zania z CIA. To by艂a dla niego dobra wiadomo艣膰. Mog膮 mu si臋 przyda膰 tacy sprzymierze艅cy.

Jestem taka zm臋czona. 鈥 Letty zatopi艂a si臋 w jego obj臋ciach.

Wiem, kochanie.

Nie mam poj臋cia, co bym zrobi艂a, gdybym ci臋 nie znalaz艂a. 鈥 Ziewn臋艂a po raz drugi.

Ja te偶 鈥 przyzna艂 Murphy. Czu艂, 偶e poddaje si臋 potrzebom cia艂a. Obj膮艂 j膮 ramieniem i opu艣ci艂 podbr贸dek tak, 偶e dotkn膮艂 czubka jej g艂owy. Odp艂ywaj膮c w krain臋 snu, delektowa艂 si臋 przyjemno艣ci膮 trzymania jej w ramionach. G艂upot膮 by艂oby zaprzecza膰 prawdzie. Bardzo mu zale偶a艂o na Letty.



Rozdzia艂 31.


Luke.

Us艂ysza艂, 偶e kto艣 prawie bezg艂o艣nie wypowiada jego imi臋. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i otworzy艂 oczy. W ma艂ym kwadratowym otworze w drzwiach celi wida膰 by艂o twarz Rosity.

Rosita? Czy to mo偶liwe, 偶eby to by艂a prawda? Serce 艂omota艂o mu pod 偶ebrami. Ostro偶nie pr贸bowa艂 wsta膰 z pryczy, nie zwa偶aj膮c na b贸l. Ten ruch kosztowa艂 go tyle wysi艂ku, 偶e j臋kn膮艂. Prze偶ywa艂 straszliwe m臋ki, ale zni贸s艂by o wiele gorsze, 偶eby tylko zobaczy膰 Rosit臋.

Jestem.

Przez otw贸r wida膰 by艂o tylko pi臋kne ciemne oczy. Ale to wystarczy艂o, by ogarn臋艂a go rado艣膰. Ten dar, cud ujrzenia kobiety, kt贸r膮 kocha, sprawi艂, 偶e poczu艂 si臋 ogromnie szcz臋艣liwy.

Jak to mo偶liwe, 偶e tu jeste艣, skoro...

O nic nie pytaj. Nie chc膮 mnie wpu艣ci膰 do 艣rodka, do celi. Ju偶 nie.

Wi臋c jednak by艂a艣 tu wcze艣niej?

Tak. 鈥 Zamruga艂a powiekami, 偶eby si臋 nie rozp艂aka膰. 鈥 Chcia艂abym ci臋 dotkn膮膰. 鈥 Przez stalowe pr臋ty zdo艂a艂a przecisn膮膰 jedynie dwa palce.

Luke przycisn膮艂 usta do opuszka jednego z nich i niewiele brakowa艂o, 偶eby si臋 rozp艂aka艂. Palce Rosity dotkn臋艂y jego twarzy. Pog艂aska艂a nie ogolony policzek Luke鈥檃. Zamkn膮艂 oczy, rozkoszuj膮c si臋 pieszczot膮 dotyku.

Zawsze b臋d臋 ci臋 kocha膰. 鈥 Usi艂owa艂 zapanowa膰 nad emocjami. Zamilk艂. Ba艂 si臋, 偶e kiedy zacznie m贸wi膰, nie b臋dzie w stanie powstrzyma膰 szlochu.

A ja zawsze b臋d臋 kocha膰 ciebie.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 cieszyli si臋 z tego niepoj臋tego cudu, 偶e mog膮 by膰 razem. Grube 偶elazne drzwi nie stanowi艂y przeszkody i nie mog艂y powstrzyma膰 ich gor膮cych uczu膰.

Bij膮 ci臋? 鈥 spyta艂a Rosita g艂osem, kt贸ry 艣wiadczy艂, 偶e boi si臋 us艂ysze膰 prawd臋.

Nie m贸g艂 jej ok艂ama膰.

Troch臋. Nie tak bardzo, jak na pocz膮tku.

Oczy Rosity sta艂y si臋 艣wiec膮ce i szkliste. Wype艂ni艂y si臋 艂zami, kt贸re zacz臋艂y sp艂ywa膰 jej po twarzy.

A Hector i inni?

Godnie ich pochowano. 鈥 G艂os Rosity za艂amywa艂 si臋.

Obawia艂 si臋 wypowiedzie膰 imi臋 swojej siostry.

Mia艂a艣 jakie艣 wie艣ci od Letty?

Od Letty? Nie. Jest tutaj? W Zarcero? Jak to mo偶liwe?

Nie wiem, ale mo偶liwe, 偶e przyjecha艂a. Dlatego nie zosta艂em stracony z innymi.

To wyja艣nia, dlaczego... 鈥 Rosita przerwa艂a raptownie, jakby ju偶 i tak powiedzia艂a wi臋cej, ni偶 zamierza艂a.

Powiedz mi.

M贸j wuj... pozwoli艂 mi tu przyj艣膰, 偶ebym mog艂a si臋 z tob膮 po偶egna膰. Komendant Faqueza wyznaczy艂 termin publicznej egzekucji za dwa dni.

To pu艂apka. Musisz odnale藕膰 moj膮 siostr臋 i uprzedzi膰 j膮.

Ale jak? Gdzie?

Luke opar艂 czo艂o o drzwi. W zetkni臋ciu ze sk贸r膮 wyda艂y si臋 zimne. Zimne i twarde. Powinien si臋 skupi膰, ale nie m贸g艂. W jego umy艣le k艂臋bi艂y si臋 troski i zmartwienia. Wszyscy, kt贸rzy mogliby pom贸c Letty, albo nie 偶yli, albo znajdowali si臋 w wi臋zieniu.

Spr贸buj臋 j膮 znale藕膰, Luke 鈥 obieca艂a Rosita. 鈥 Tylko nie wiem, gdzie szuka膰.

Zr贸b, co mo偶esz. 鈥 Nie m贸g艂 si臋 teraz martwi膰 o Letty. P贸藕niej, kiedy zostanie sam, b臋dzie si臋 modli艂, 偶eby B贸g jej strzeg艂. Chwile z Rosit膮, mo偶liwe, 偶e ostatnie, by艂y zbyt cenne, 偶eby je traci膰.

Jeszcze raz poca艂owa艂 jej palce.

Rosito, kiedy zgin臋, musisz...

Nie. 鈥 P艂aka艂a. 鈥 To cud, 偶e si臋 uratowa艂e艣. Nie umrzesz, kochany.

Nie mamy czasu na sprzeczki. Musimy przygotowa膰 si臋 na najgorsze, kiedy jeszcze mo偶emy. 鈥 Je艣li go nie zastrzel膮 albo nie powiesz膮, tak jak kilku innych wi臋藕ni贸w politycznych, mo偶liwe, 偶e zam臋cz膮 go na torturach.

Jak B贸g m贸g艂 do tego dopu艣ci膰? 鈥 G艂osem Rosity wstrz膮sa艂 szloch. 鈥 Jak m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby Hector i inni zgin臋li tak okrutn膮 艣mierci膮?

Luke wiele razy zadawa艂 sobie to samo pytanie.

B贸g nie ponosi odpowiedzialno艣ci za nienawi艣膰 na tym 艣wiecie. 鈥 Pragn膮艂 przytuli膰 Rosit臋 po raz ostatni. Umar艂by szcz臋艣liwy, gdyby m贸g艂 poczu膰 przy sobie jej mi臋kkie cia艂o. Gdyby tylko m贸g艂 dotkn膮膰 jej s艂odkiej twarzy i poczu膰 bicie jej serca przy swoim...

Rosita spojrza艂a przez rami臋. Luke dostrzeg艂 cie艅 strachu na jej twarzy.

Musz臋 i艣膰. 鈥 Otar艂a 艂zy i obdarzy艂a go kr贸tkim u艣miechem. Odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie i znikn臋艂a.

Luke s艂ysza艂 delikatny odg艂os krok贸w, kiedy odchodzi艂a. Musia艂 w艂o偶y膰 tyle fizycznego wysi艂ku, 偶eby utrzyma膰 si臋 na nogach, 偶e zacz膮艂 gwa艂townie dr偶e膰. Z trudem szed艂 do 艂贸偶ka, 偶eby si臋 nie przewr贸ci膰.

Przygni贸t艂 go ci臋偶ar zmartwie艅. Norte mia艂 zamiar pos艂u偶y膰 si臋 nim, 偶eby z艂apa膰 Letty.

Luke dobrze zna艂 swoj膮 siostr臋. Zrobi艂aby wszystko, 偶eby go uratowa膰. Wystawi艂aby si臋 na ka偶de niebezpiecze艅stwo. Nie m贸g艂 pozwoli膰, 偶eby co艣 jej si臋 sta艂o, ale nie wiedzia艂, jak j膮 uratowa膰.

Nie mia艂a poj臋cia, jacy s膮 ci m臋偶czy藕ni. Nigdy nie zetkn臋艂a si臋 z takim z艂em. Luke te偶 nie, dop贸ki go nie schwytano.

M贸g艂 tylko przechytrzy膰 kapitana Norte, umieraj膮c przed publiczn膮 egzekucj膮. Wzni贸s艂 oczy do nieba i zwr贸ci艂 si臋 do Boga:

Pozw贸l mi umrze膰, zanim b臋dzie za p贸藕no.



Rozdzia艂 32.


Jeszcze dwa dni temu pani brat 偶y艂.

Z sercem w gardle, Letty odwr贸ci艂a si臋 i stan臋艂a przodem do ojca Alfaro.

呕yje?

Ksi膮dz przyszed艂 po nich wczesnym rankiem i zaprowadzi艂 do zaufanego przyjaciela. Chwil臋 p贸藕niej Murphy znikn膮艂 z ojcem Alfaro. Letty nie cieszy艂a si臋 z tego, 偶e znowu zostali rozdzieleni. Ale nie mia艂a wyboru.

Murphy spojrza艂 na ojca Alfaro, potem na Letty.

O co chodzi? 鈥 Zna艂a troch臋 Murphy鈥檈go i wiedzia艂a, 偶e co艣 przed ni膮 ukrywa.

Nikt nie 艣pieszy艂 si臋 z wyja艣nieniami.

Luke鈥檕wi co艣 si臋 sta艂o. 鈥 Zacz臋艂a p艂aka膰, pewna, 偶e us艂yszy z艂e wie艣ci. 鈥 Jest ranny? Mo偶emy go zabra膰? Potrzebuje lekarza?

Letty. 鈥 Murphy delikatnie obj膮艂 j膮 ramieniem.

Z moich 藕r贸de艂 nie mog艂em si臋 dowiedzie膰, jaki jest stan fizyczny pani brata 鈥 wyja艣ni艂 ojciec Alfaro. 鈥 Wiem tylko, 偶e pani brat 偶yje.

Jest co艣 jeszcze. 鈥 Letty nie chcia艂a, by ukrywano przed ni膮 prawd臋. Murphy powinien zna膰 j膮 na tyle dobrze, 偶eby o tym wiedzie膰.

Prosz臋 mi wszystko powiedzie膰.

M臋偶czy藕ni ponownie wymienili mi臋dzy sob膮 spojrzenia. Oczy Murphy鈥檈go spotka艂y si臋 ze wzrokiem Letty. Powiedzia艂 cicho, g艂osem pozbawionym emocji.

Luke zosta艂 skazany na 艣mier膰.

Letty zamkn臋艂a oczy i wstrzyma艂a oddech.

Za dwa dni w po艂udnie ma si臋 odby膰 publiczna egzekucja.

Dwa dni 鈥 powt贸rzy艂a. Krew odp艂yn臋艂a jej z g艂owy, a wszystko wok贸艂 zacz臋艂o wirowa膰. Przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e zemdleje. Poczu艂a, 偶e musi usi膮艣膰. Wyci膮gn臋艂a po omacku r臋ce i opad艂a na drewniane krzes艂o.

Letty?

Wszystko w porz膮dku.

Nie by艂o w porz膮dku. Rano nie czu艂a si臋 dobrze. Chocia偶 w ramionach Murphy鈥檈go spa艂a lepiej ni偶 od tygodni, obudzi艂a si臋 wyczerpana i potwornie zm臋czona.

To wra偶enie si臋 pog艂臋bia艂o. My艣la艂a, 偶e samo jej przejdzie i dlatego nikomu nie m贸wi艂a. Ale nie przesz艂o.

Musimy go uratowa膰. 鈥 Spojrza艂a na Murphy鈥檈go. Zorientowa艂a si臋, 偶e robi to coraz cz臋艣ciej. Poza sercem obdarzy艂a go zaufaniem. W jej oczach Murphy m贸g艂 dokona膰 rzeczy niemo偶liwych. Cho膰 napotykali coraz wi臋cej przeszk贸d na swojej drodze, Letty polega艂a na talentach Murphy鈥檈go.

Letty, da艂em ci s艂owo, 偶e odnajd臋 twojego brata, i zrobi臋 to. 鈥 Murphy zacisn膮艂 z臋by z determinacj膮.

Bardzo chcia艂a go dotkn膮膰. Przycisn膮膰 d艂o艅 do jego policzka i podzi臋kowa膰 mu. Te dwa dni, kiedy w艂贸czy艂a si臋 sama po mie艣cie, by艂y dla niej cenn膮 lekcj膮. Bardzo chcia艂a odnale藕膰 i uwolni膰 Luke鈥檃, ale zamierza艂a to zrobi膰 razem z Murphym.

Ksi膮dz rzuci艂 Murphy鈥檈mu niespokojne spojrzenie. W ma艂ym ceglanym domu zapanowa艂a atmosfera pe艂na napi臋cia. Letty nie rozumia艂a, o co chodzi. Spojrza艂a na ojca Alfaro.

Obawiamy si臋, 偶e ta egzekucja mo偶e by膰 pu艂apk膮 鈥 wyja艣ni艂 ksi膮dz.

Murphy zachichota艂.

Norte chce nas. Ale czy mo偶na mu si臋 dziwi膰? O艣mieszyli艣my go. Nie wie tylko, 偶e za niego nikt sienie modli. Unikniemy jego zasadzki i na dodatek wykradniemy mu Luke鈥檃 sprzed nosa.

Na mie艣cie si臋 m贸wi, 偶e komendant Norte sowicie wynagrodzi tego, kto schwyta kt贸re艣 z was.

Rozumiem. 鈥 Bo rozumia艂a. Jak powiedzia艂 zesz艂ej nocy ojciec Alfaro, kapitan Norte nie jest dobrym wrogiem.

Powinna pani by膰 przygotowana na najgorsze 鈥 uprzedzi艂 j膮 艂agodnie ksi膮dz. 鈥 Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ale mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e nie zdo艂amy uratowa膰 pani brata.

Musi si臋 wam uda膰. 鈥 Rozp艂aka艂a si臋. Rozpaczliwie pragn臋艂a wierzy膰, 偶e mo偶na uratowa膰 Luke鈥檃. On na to zas艂ugiwa艂. Odda艂 swoje serce ludziom z Zarcero, po艣wi臋ci艂 im 偶ycie. Bez Luke鈥檃 b臋dzie sama i zagubiona. W nikim nie znajdzie oparcia.

Masz moje s艂owo: zrobi臋 wszystko, co mo偶liwe, 偶eby uwolni膰 Luke鈥檃. 鈥 Oczy Murphy鈥檈go potwierdzi艂y powag臋 tej obietnicy.

Nie mog臋 prosi膰 o wi臋cej 鈥 odpowiedzia艂a Letty.

Przez reszt臋 poranka rozmawia艂a z Murphym i ojcem Alfaro. M臋偶czy藕ni zastanawiali si臋 nad sposobem dzia艂ania. Szybko si臋 dogadali. Wkr贸tce Murphy wyszed艂. Nie powiedzia艂 dok膮d idzie ani jak d艂ugo go nie b臋dzie.

Siedzia艂a w cieniu drzewa. Usi艂owa艂a dociec, co jej dolega. N臋kaj膮ce bolesne uczucie nie ust膮pi艂o do popo艂udnia. Usi艂owa艂a jako艣 nazwa膰 to, co czu艂a. Objawy fizyczne wskazywa艂y na niegro藕ny przypadek grypy, ale wiedzia艂a, 偶e to nie grypa. By艂a pewna, 偶e dolegliwo艣ci w jaki艣 spos贸b s膮 zwi膮zane z bratem bli藕niakiem.

Niecierpliwie czeka艂a na powr贸t Murphy鈥檈go. Musia艂a z nim om贸wi膰 par臋 spraw. By艂a tak zaprz膮tni臋ta my艣lami, 偶e niczego nie zauwa偶y艂a.

Z pocz膮tku.

Nagle poczu艂a, 偶e kto艣 j膮 obserwuje. Nie by艂a tego pewna, ale ufa艂a swojemu sz贸stemu zmys艂owi. Przez d艂u偶szy czas nawet nie drgn臋艂a, 偶eby nie zwr贸ci膰 na siebie uwagi. Ten sam sz贸sty zmys艂, kt贸ry da艂 jej do zrozumienia, 偶e ona i ojciec Alfaro nie s膮 ju偶 sami, ostrzeg艂, 偶e je艣li si臋 poruszy, b臋dzie martwa.

Letty ogarn膮艂 strach niby g臋sta mg艂a, kt贸ra utrudnia艂a zrozumienie tego, co si臋 dzieje.

Wstrzyma艂a oddech i spojrza艂a przed siebie. Ojciec Alfaro siedzia艂 w domu przy stole. Chyba czyta艂.

Oczami wyobra藕ni zobaczy艂a cel臋 wi臋zienn膮, tortury i 艣mier膰. Poczu艂a, jak smakuje horror. Czu艂a b贸l. Potem wszystko znikn臋艂o.

Do jej my艣li wdar艂 si臋 obraz Murphy鈥檈go, kt贸ry pochyla艂 si臋 do ch艂osty. Zrozumia艂a obraz i zatrzyma艂a go w umy艣le. Potrzebowa艂a jego ochrony. On wiedzia艂by, co robi膰. Mia艂a przy sobie bro艅, bo Murphy si臋 przy tym upiera艂, ale nie by艂o sensu po ni膮 si臋ga膰. By艂aby martwa, zanim zd膮偶y艂aby wycelowa膰. Zreszt膮 nie by艂a pewna, czy umie si臋 ni膮 pos艂ugiwa膰. Pr贸bowa艂a tylko raz i to dlatego, 偶e Murphy j膮 do tego sk艂oni艂. Teraz 偶a艂owa艂a, 偶e nie nauczy艂a si臋 strzela膰.

Mo偶e dlatego, 偶e my艣la艂a o Murphym i o broni, by艂a przygotowana na to, co nast膮pi艂o. Z ty艂u us艂ysza艂a jego g艂os, cichy i niecierpliwy.

Letty, kiedy krzykn臋, padniesz na ziemi臋 i os艂onisz g艂ow臋. Rozumiesz?

Potwierdzi艂a ledwie zauwa偶alnym skinieniem g艂owy. Ka偶dy mi臋sie艅 jej cia艂a by艂 napi臋ty.

Za moment zobaczy艂a trzech 偶o艂nierzy, chowaj膮cych si臋 w krzakach przy domu. Dw贸ch z nich mierzy艂o w ni膮. Trzeci m臋偶czyzna przez okno celowa艂 w ojca Alfaro.

Byli zamaskowani i doskonale zlewali si臋 z t艂em. Zastanawia艂a si臋, jakim cudem ich zauwa偶y艂a.

Smak strachu wype艂ni艂 Letty usta i zaatakowa艂 zmys艂y. Dzwoni艂o jej w uszach. W gardle mia艂a potwornie sucho.

Teraz! 鈥 Krzyk Murphy鈥檈go rozdar艂 gor膮ce, nieruchome powietrze. T艂umi膮c krzyk, Letty pad艂a twarz膮 do ziemi. Pami臋ta艂a, 偶e kaza艂 jej os艂oni膰 g艂ow臋, wi臋c podnios艂a ramiona.

Szybkie strza艂y w rytmie staccato z broni Murphy鈥檈go przelecia艂y nad jej g艂ow膮. Zamar艂a ze strachu. Nie mog艂a si臋 podnie艣膰, nawet je艣li by j膮 o to prosi艂.

Trzech napastnik贸w pad艂o ko艂o domu. Letty i ksi膮dz siedzieli jak sparali偶owani. Rebelianci mogli dopa艣膰 ich w ka偶dej chwili, zapomnieli tylko o jednym szczeg贸le. O Murphym.

Wkroczy艂 na scen臋 i od razu zorientowa艂 si臋, 偶e Letty wyczu艂a obecno艣膰 偶o艂nierzy. Chodzi艂o im o ksi臋dza. Do chwili, kiedy przekonali si臋, 偶e ojciec Alfaro nie jest sam.

Murphy dzi臋kowa艂 mocom niebieskim, 偶e Letty mia艂a na tyle rozs膮dku, 偶eby siedzie膰 cicho. To uratowa艂o jej 偶ycie.

Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e jego uczucia w stosunku do Letty uleg艂y zmianie. Mur obronny, kt贸rym si臋 otoczy艂, p臋k艂 i Murphy beznadziejnie si臋 w niej zakocha艂. Kiedy u艣wiadomi艂 sobie, 偶e m贸g艂 j膮 przed chwil膮 utraci膰, pozby艂 si臋 w膮tpliwo艣ci co do swoich uczu膰.

Nie by艂 nieskromny, twierdz膮c, 偶e jest dobrym 偶o艂nierzem. I wiedzia艂, dlaczego jest dobry. 艢mier膰 nigdy go nie przera偶a艂a. Jego 艣wiat stanowi艂o kilku starannie dobranych przyjaci贸艂 i Deliverance Company. To wszystko. Mia艂 niewiele do stracenia.

Do tej pory w jego 偶yciu nie by艂o miejsca na szcz臋艣cie i rado艣膰. Najbardziej brakowa艂o w nim mi艂o艣ci.

Musia艂 przyzna膰, 偶e kocha Letty. Nie by艂 szcz臋艣liwy z tego powodu. Nie by艂o mu dobrze z tym uczuciem. Obawia艂 si臋, 偶e mi艂o艣膰 do Letty b臋dzie wymaga艂a po艣wi臋cenia cz臋艣ci siebie, to go martwi艂o. Odda艂by za ni膮 偶ycie. Ale nie by艂 pewien, czy powinien ujawni膰, jak bardzo mu na niej zale偶y.

Po huku strza艂贸w nast膮pi艂a cisza g艂o艣niejsza ni偶 wystrza艂 z armaty. Murphy podszed艂 do miejsca, gdzie le偶a艂y cia艂a rebeliant贸w. Sprawdzi艂, czy na pewno s膮 martwi. Byli.

Murphy nic nie czu艂. 呕adnych wyrzut贸w sumienia ani 偶alu. Zabijanie nie sprawia艂o mu przyjemno艣ci ani nie robi艂o na nim wra偶enia.

Murphy... 鈥 Jego imi臋 w ustach Letty zabrzmia艂o jak cichy p艂acz. Podbieg艂a do niego i pad艂a mu w ramiona. Podni贸s艂 j膮 i przytuli艂. Trz臋s艂a si臋 bardzo. Obj臋艂a go tak mocno za kark, 偶e omal nie udusi艂a.

Ju偶 dobrze, kochanie.

Trzyma艂 j膮 w ramionach. Sprawi艂o mu to tyle rado艣ci, 偶e na chwil臋 zapomnia艂 o ksi臋dzu.

Ojciec Alfaro wyszed艂 z domu blady i przera偶ony. Szed艂 niepewnym krokiem. Wyci膮gn膮艂 chusteczk臋 z kieszeni i otar艂 czo艂o.

Matko Boska 鈥 wyszepta艂, przygl膮daj膮c si臋 zabitym m臋偶czyznom.

Wszystko w porz膮dku, ojcze? 鈥 spyta艂 Murphy, wypuszczaj膮c Letty z obj臋膰.

Tak. Tak. 鈥 Jeszcze raz spojrza艂 na cia艂a rebeliant贸w. 鈥 To ludzie kapitana Norte.

Wi臋c wie, gdzie jeste艣my.

Ksi膮dz zamkn膮艂 oczy.

Alphonse 鈥 powiedzia艂 z ogromnym b贸lem. 鈥 Nigdy by mnie nie zdradzi艂, chyba 偶e na torturach.

Musimy st膮d ucieka膰. 鈥 Murphy鈥檈mu zale偶a艂o, 偶eby przenie艣膰 Letty w bezpieczne miejsce. Nie wiedzia艂 tylko dok膮d.

Letty! 鈥 Przed chwil膮 trzyma艂 j膮 w ramionach. Teraz by艂a w domu. Siedzia艂a z twarz膮 ukryt膮 w d艂oniach, jakby nie mog艂a znie艣膰 widoku martwych cia艂.

Chcia艂 j膮 pocieszy膰 i wyt艂umaczy膰, dlaczego musia艂 u偶y膰 broni.

Letty, musimy st膮d ucieka膰! 鈥 krzykn膮艂. Wiedzia艂, 偶e brzmi to gburowato, ale nie m贸g艂 nic na to poradzi膰. Grozi艂o jej niebezpiecze艅stwo. Murphy wola艂by umrze膰, ni偶 dopu艣ci膰, by sta艂o jej si臋 co艣 z艂ego.

Nagle k膮tem oka dostrzeg艂 jaki艣 ruch. Pchn膮艂 ksi臋dza na ziemi臋 i upad艂 ko艂o niego. Letty by艂a za daleko.

Tocz膮c si臋 po ziemi, wystrzeli艂 seri臋 z, karabinu. Zobaczy艂 dw贸ch rebeliant贸w. Jeden krzykn膮艂 z b贸lu, a potem umilk艂. Zapanowa艂a dziwna, nienaturalna cisza, kt贸ra cz臋sto towarzyszy艂a strzelaninie i 艣mierci.

Uciekajmy st膮d w choler臋! 鈥 krzykn膮艂 Murphy. Niecierpliwi艂 si臋, 偶eby zabra膰 Letty i ksi臋dza w bezpieczne miejsce. Przeszukiwa艂 wzrokiem ogr贸d, bada艂 go wyostrzonymi zmys艂ami.

Przerwa艂 mu krzyk Letty. Rozleg艂 si臋 huk pojedynczego wystrza艂u. Murphy鈥檈go obezw艂adni艂o przera偶enie. Bo偶e drogi, tylko nie Letty. Prosz臋, niech nie dostan膮 Letty. Dawa艂 za ni膮 wszystko, co mia艂. Swoje 偶ycie. Swoje serce. Swoj膮 dusz臋.

Zerwa艂 si臋 na nogi i krzycz膮c, wbieg艂 do domu. By艂 got贸w zabi膰 lub zgin膮膰, je偶eli b臋dzie trzeba. Zobaczy艂, 偶e Letty stoi z pistoletem, kt贸ry da艂 jej na pocz膮tku wyprawy. Bro艅 zwisa艂a jej z r臋ki.

Nie dalej ni偶 p贸艂tora metra od niej le偶a艂 偶o艂nierz.

Letty by艂a w szoku. 艢miertelnie blada wpatrywa艂a si臋 pustym wzrokiem w martwego cz艂owieka. Le偶a艂 w ka艂u偶y krwi, z otwartymi oczami. Cho膰 napastnik nie 偶y艂, Murphy pa艂a艂 do niego nienawi艣ci膮.

Podszed艂 do Letty i delikatnie wyj膮艂 jej pistolet z d艂oni.

Dobrze si臋 czujesz? 鈥 spyta艂 艂agodnie.

Pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮, wysz艂a przed dom i zwymiotowa艂a.



Rozdzia艂 33.


Rosita wesz艂a do s艂abo o艣wietlonego pokoju i spojrza艂a na cia艂o m臋偶czyzny, le偶膮ce na stole. Rozdzieraj膮cy b贸l przeszy艂 jej serce. Zrozumia艂a, 偶e wuj m贸wi艂 prawd臋.

Luke nie 偶y艂.

Z jej gard艂a wydoby艂 si臋 szloch. Zakry艂a usta, 偶eby powstrzyma膰 krzyk cierpienia. To nie tak mia艂o by膰. Mieli si臋 pobra膰, chcia艂a urodzi膰 mu dzieci i prze偶y膰 z nim w szcz臋艣ciu wiele d艂ugich lat. Luke j膮 kocha艂, a ona darzy艂a go wi臋kszym uczuciem ni偶 jakiegokolwiek innego m臋偶czyzn臋.

Cicho b膮d藕 鈥 skarci艂 j膮 wuj. 鈥 Je偶eli kto艣 nas tu znajdzie, b臋d臋 mia艂 k艂opoty.

Odpowiedzia艂a mu st艂umionym szlochem.

Co si臋 sta艂o? 鈥 Rosita chcia艂a wiedzie膰.

Stra偶nik powiedzia艂 mi, 偶e Luke umar艂 we 艣nie.

We 艣nie? 鈥 Rosita nie uwierzy艂a, chocia偶 by艂 jej wujem i dwa razy pom贸g艂 jej si臋 spotka膰 z Lukiem.

Nikt nie zna przyczyny jego 艣mierci. 呕y艂, kiedy gaszono 艣wiat艂o, a rano ju偶 by艂 martwy. Komendant Faqueza przes艂uchiwa艂 stra偶nik贸w, ale nikt nie wchodzi艂 w nocy do celi twojego przyjaciela.

Rosita w po偶egnalnym ge艣cie delikatnie dotkn臋艂a twarzy Luke鈥檃. By艂a jasna i pe艂na spokoju.

Podobno kapitan Norte jest w艣ciek艂y 鈥 doda艂 wuj. 鈥 Chcia艂 wykorzysta膰 twojego przyjaciela jako przyn臋t臋.

Rosita przyjrza艂a si臋 Luke鈥檕wi i zrozumia艂a, 偶e sta艂o si臋 to, o co si臋 modli艂. Tylko tak m贸g艂 uratowa膰 siostr臋 i unikn膮膰 wraz z ni膮 okrucie艅stwa publicznej egzekucji. Zawsze nad wszystko przedk艂ada艂 dobro innych.

Luke Madden skrad艂 jej serce, kiedy tylko przyby艂 do Zarcero. Przez d艂ugie miesi膮ce Rosita ukrywa艂a swoje uczucia. Ba艂a si臋 okaza膰 misjonarzowi, jak bardzo jej na nim zale偶y.

Kiedy Luke j膮 pokocha艂, jej serce szala艂o z rado艣ci. Teraz by艂a pe艂na cierpienia tak, jak wtedy pe艂na szcz臋艣cia. G艂臋bia jej uczucia by艂a r贸wnie wielka, jak b贸l, kt贸ry prze偶ywa艂a po 艣mierci Luke鈥檃.

Musimy i艣膰.

Jeszcze tylko chwil臋 鈥 poprosi艂a. Chcia艂a popatrze膰 na Luke鈥檃 troch臋 d艂u偶ej, zapami臋ta膰 pe艂en spokoju wyraz jego twarzy. Chcia艂a, 偶eby ten obraz wyry艂 si臋 w jej sercu na d艂ugie, samotne lata, kt贸re j膮 czekaj膮.

Ju偶?

Pokiwa艂a g艂ow膮. Po jej policzkach sp艂ywa艂y gor膮ce 艂zy.

Nie mog艂em zrobi膰 nic wi臋cej, by go uratowa膰 鈥 powiedzia艂 ze smutkiem jej wuj. 鈥 Pr贸bowa艂em.

Wiem. 鈥 Po艂o偶y艂a delikatnie d艂o艅 na jego ramieniu. 鈥 Dzi臋kuj臋, 偶e zaryzykowa艂e艣, 偶ebym mog艂a tu przyj艣膰.

Tw贸j przyjaciel by艂 dobrym cz艂owiekiem.

Rosita otar艂a 艂zy z twarzy.

Szkoda, 偶e go nie zna艂e艣.

Troch臋 go pozna艂em. Nie przeklina艂, kiedy go torturowali. By艂a w nim tylko mi艂o艣膰. Tw贸j przyjaciel na pewno jest z Bogiem.



Rozdzia艂 34.


Letty wiedzia艂a, 偶e Murphy si臋 o ni膮 martwi. Zabi艂a cz艂owieka. Nie chcia艂a tego zrobi膰 i do ko艅ca 偶ycia b臋dzie mia艂a poczucie winy.

Ale 偶o艂nierz nie da艂 jej wyboru. Kiedy zrozumia艂a, 偶e rozpaczliwie pragnie 偶y膰, ogarn臋艂o j膮 przera偶enie.

Nie zawaha艂a si臋. Ocali艂 j膮 refleks i instynktowne pragnienie 偶ycia.

Ojciec Alfaro po艣piesznie zaprowadzi艂 ich do domu innego zaufanego przyjaciela. T臋 noc sp臋dzili ukryci w piwnicy pod stodo艂膮. By艂o tam niewiele wi臋cej miejsca ni偶 w sekretnym pokoju u ksi臋dza.

Murphy usiad艂 naprzeciwko Letty i jad艂 kolacj臋. Tortill膮 wyczy艣ci艂 z talerza resztki fasoli. Smakowa艂o mu. Kiedy ko艅czy艂, spostrzeg艂, 偶e Letty w og贸le nie ruszy艂a posi艂ku.

Jedz, Letty.

Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

Nie mog臋. Nie chce mi si臋.

Odsun膮艂 na bok metalowy talerz i usiad艂 obok niej na 艂贸偶ku.

Kochanie, s艂uchaj, zrobi艂a艣 to w obronie w艂asnej.

Letty zamkn臋艂a oczy. Chcia艂a, 偶eby milcza艂. Znowu ogarn臋艂o j膮 to dziwne wra偶enie, kt贸re nawiedzi艂o j膮 rano.

...i pewnie uratowa艂a艣 te偶 m贸j 偶a艂osny ty艂ek 鈥 ci膮gn膮艂 Murphy. 鈥 Nie sko艅czy艂by na zabiciu ciebie.

Murphy. 鈥 Wyci膮gn臋艂a po omacku r臋k臋 i dotkn臋艂a jego ramienia.

Znowu masz md艂o艣ci?

Nie. Och, Murphy... nie, prosz臋, nie.

Kochanie, o co chodzi?

On nie 偶yje.

Kochanie, nie mia艂a艣 wyboru.

Nie m贸wi臋 o tym 偶o艂nierzu 鈥 zaszlocha艂a. 鈥 Luke. 鈥 Pochyli艂a si臋 i po艂o偶y艂a g艂ow臋 na kolanach. A wi臋c o to chodzi艂o. Ca艂y dzie艅 to czu艂a. Ca艂y dzie艅 walczy艂a z tymi potwornymi md艂o艣ciami.

Ojciec Alfaro zapewni艂 nas, 偶e dwa dni temu Luke 偶y艂.

Ogarn膮艂 j膮 偶al. Czu艂a si臋 tak, jakby obci膮偶ono jej cia艂o kamieniami, a potem wyrzucono za burt臋 statku. Zanurza艂a si臋 coraz bardziej i bardziej i nic na to nie mog艂a poradzi膰.

Dopiero, kiedy Murphy j膮 obj膮艂, zda艂a sobie spraw臋, 偶e kurczowo si臋 go trzyma. Szloch wstrz膮sa艂 ni膮 tak mocno, a偶 czu艂a b贸l. Ko艂ysa艂a si臋 w ty艂 i w prz贸d. Szlocha艂a i pr贸bowa艂a z艂apa膰 oddech. Op艂akiwa艂a brata, kt贸rego straci艂a.

Letty, kochanie, nie p艂acz tak. Nie wiemy, co si臋 sta艂o z Lukiem.

Ja wiem. Moje serce wie.

Ojciec Alfaro powiedzia艂...

On nie 偶yje. M贸j brat nie 偶yje. Sp贸藕nili艣my si臋. Nie mo偶emy go uratowa膰.

Murphy trzyma艂 j膮 w ramionach tak d艂ugo, a偶 wyp艂aka艂a wszystkie 艂zy. Przylgn臋艂a do niego, z 偶alu i rozpaczy wbijaj膮c palce w jego cia艂o. Ca艂y czas j膮 przytula艂, ca艂y czas pociesza艂.

Kiedy zabrak艂o ju偶 艂ez, po艂o偶y艂 j膮 na 艂贸偶ku i usiad艂 przy niej. Szepta艂 s艂owa pociechy, ale Letty ich nie s艂ysza艂a. Jej serce przepe艂nia艂 smutek.

Chyba zasn臋艂a, bo kiedy si臋 ockn臋艂a, by艂o ciemno. W schowku pod stodo艂膮 panowa艂y egipskie ciemno艣ci.

Wiedzia艂a, 偶e jest przy niej Murphy, czu艂a jego miarowy oddech. Przypomnia艂a sobie o Luke鈥檜. B贸l i rozpacz powr贸ci艂y.

Letty...

Odwr贸ci艂a si臋 i ukry艂a twarz w jego karku.

Kochaj si臋 ze mn膮 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Czuj臋 si臋 taka samotna, taka pusta. Potrzebuj臋 ci臋. Prosz臋 ci臋, Murphy. Prosz臋 ci臋, kochaj si臋 ze mn膮.

Murphy zamkn膮艂 oczy, musia艂 by膰 silny. Letty w jego ramionach by艂a wystarczaj膮c膮 pokus膮. 呕aden m臋偶czyzna nie opar艂by si臋 takiej pro艣bie.

Kochanie 鈥 wyszepta艂 delikatnie, odgarniaj膮c jej w艂osy z twarzy. 鈥 Nie wiesz, o co prosisz.

Pragn臋 ci臋. Potrzebuj臋 ci臋. Murphy, prosz臋. 鈥 Przysun臋艂a si臋 do niego blisko. Brodawki jej piersi otar艂y si臋 o tors Murphy鈥檈go. By艂y gor膮ce. Murphy poczu艂 si臋, jakby przypiekano go roz偶arzonym 偶elazem. Zacisn膮艂 z臋by. Chcia艂, 偶eby Letty przesta艂a si臋 porusza膰.

On te偶 jej potrzebowa艂. Jego cia艂o m贸wi艂o mu o tym od tygodni. To nie by艂 dobry moment. Letty szala艂a z 偶alu, przekonana, 偶e straci艂a brata.

Murphy nie wiedzia艂, co my艣le膰 o psychicznym zwi膮zku Letty z bratem bli藕niakiem. Wola艂 polega膰 na pewnych, potwierdzonych faktach. Informacja sprzed dw贸ch dni, kt贸r膮 otrzymali dzisiaj rano, m贸wi艂a, 偶e Luke Madden 偶yje. Wola艂 ufa膰 jej ni偶 intuicji Letty.

Murphy obieca艂 jej, 偶e odnajdzie Luke鈥檃. Nie mia艂 zamiaru si臋 podda膰, dop贸ki nie zdob臋dzie dowodu. Odnajdzie brata Letty, 偶ywego czy martwego.

Poca艂owa艂a go w kark. Jej wilgotne usta przesuwa艂y si臋 po sk贸rze Murphy鈥檈go w zmys艂owy spos贸b. Zamkn膮艂 oczy i walczy艂 z po偶膮daniem, kt贸re zacz臋艂o trawi膰 jego cia艂o.

Letty, prosz臋...

Czuj臋 si臋 taka samotna.

Nie jeste艣 sama. Nie wiemy, czy Luke nie 偶yje. Nie wiemy.

Ja wiem, co si臋 sta艂o 鈥 wyszepta艂a i zaszlocha艂a cicho. 鈥 On nie 偶yje. Czuj臋 to w umy艣le i w sercu. 鈥 Jej r臋ce przesuwa艂y si臋 po klatce piersiowej Murphy鈥檈go. Okrywa艂a poca艂unkami jego brzuch. 艢cisn膮艂 mocno koc obiema r臋kami: pr贸bowa艂 si臋 jej oprze膰.

Nie masz poj臋cia, o co prosisz. 鈥 Murphy 偶ywi艂 g艂臋bok膮 nadziej臋, 偶e je偶eli B贸g istnieje, doceni jego po艣wi臋cenie. By艂 to najlepszy uczynek, na jaki kiedykolwiek si臋 zdoby艂.

Jedynie dla Letty m贸g艂 si臋 zdoby膰 na taki gest. Wiedzia艂, 偶e przysporzy mu k艂opot贸w, kiedy j膮 pozna艂, ale nie bra艂 pod uwag臋, 偶e zdob臋dzie jego serce.

Nie m贸g艂 d艂u偶ej wytrzyma膰. Przesun膮艂 d艂oni膮 po jej kr臋gos艂upie, ale zatrzyma艂 si臋 przed po艣ladkami. Rozkoszowa艂 si臋 jej ciep艂em i g艂adko艣ci膮.

Potrzebowa艂 jej. Umys艂 i cia艂o m贸wi艂y mu to od pocz膮tku. Letty wdar艂a si臋 w jego 偶ycie bez ostrze偶enia i pokaza艂a mu, kim naprawd臋 jest. Wskaza艂a jego sercu, do czego zosta艂o stworzone.

Jej subtelno艣膰 by艂a odskoczni膮 od bezwzgl臋dnego i okrutnego 艣wiata, w jakim si臋 obraca艂. Kiedy艣 nie rozumia艂, dlaczego Cain chcia艂 sp臋dzi膰 偶ycie z Linette. Dlaczego tyle po艣wi臋ci艂, 偶eby o偶eni膰 si臋 z wdow膮. Teraz, na ironi臋, wszystko nabra艂o sensu.

Cain potrzebowa艂 Linette z tego samego powodu, dla kt贸rego Murphy potrzebowa艂 Letty.

Jej mi艂o艣膰 pomog艂a wymaza膰 z pami臋ci wszystko, co zrobi艂, okropno艣ci, kt贸re widzia艂. Nienawi艣膰 cz艂owieka do cz艂owieka. Pomaga艂a uciec od rzeczy, do kt贸rych by艂 zmuszany.

Nie chcesz mnie?

Nie chc臋? Nie masz poj臋cia, jak bardzo ci臋 pragn臋.

Wi臋c dlaczego nie chcesz si臋 ze mn膮 kocha膰? 鈥 Przysun臋艂a si臋 do niego, nie艣wiadomie zadaj膮c mu tortury. By艂a cholernie poci膮gaj膮ca i zupe艂nie tego nie艣wiadoma.

Nie zmuszaj mnie, 偶ebym to powiedzia艂a. 鈥 Ukry艂a twarz w jego ramieniu.

Co? 鈥 Murphy nic nie rozumia艂.

Niech ci臋 diabli, Murphy. 鈥 Uderzy艂a go pi臋艣ci膮 w pier艣.

Czego nie chcesz mi powiedzie膰? 鈥 Przewr贸ci艂 j膮 na plecy. W oczach Letty l艣ni艂y 艂zy. Wpatrywa艂a si臋 w niego i milcza艂a z uporem. Bunt trwa艂 kr贸tko. Po chwili zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i unios艂a si臋, 偶eby go poca艂owa膰.

Dotkn臋艂a ustami jego warg. Stwierdzi艂, 偶e by艂a niez艂膮 uczennic膮. Murphy oderwa艂 usta od Letty.

Letty, powiedz to.

Kocham ci臋 鈥 wyszepta艂a.

Jego serce oszala艂o.

Och, kochanie.

Zsun膮艂 si臋 z niej i po艂o偶y艂 na plecach.

Dlatego nie chcia艂am ci tego powiedzie膰. Nie chcesz mojej mi艂o艣ci. Nie potrzebujesz jej. Wprawi艂am ci臋 tylko w zak艂opotanie. Nie chcia艂am, 偶eby艣 wiedzia艂. Nie chcia艂am ci m贸wi膰.

Zakl膮艂 cicho i wzi膮艂 jaz powrotem w ramiona. Przytuli艂 mocno do siebie. Poca艂owali si臋. Tym razem on by艂 g贸r膮.

Och, Letty 鈥 wyszepta艂 jej w usta. 鈥 Nie wiesz, jak bardzo ci臋 kocham?鈥 Ich j臋zyki spotka艂y si臋. Przytuli艂 j膮 do siebie, przygniataj膮c jej piersi twardym torsem. By艂o mu z ni膮 dobrze. Zbyt dobrze. Szybko 艂ama艂a jego op贸r.

Odsun膮艂 si臋 od niej niech臋tnie. Pog艂adzi艂 japo w艂osach. Kiedy patrzy艂 w jej oczy, zda艂 sobie spraw臋, jak bardzo mu na niej zale偶y. Tak bardzo, 偶e nie m贸g艂 teraz si臋 z ni膮 kocha膰. To nie by艂 w艂a艣ciwy moment.

Wzrok Letty wyra偶a艂 zdziwienie.

Kochasz mnie?

Bardziej ni偶 w艂asne 偶ycie.

Kiedy to sobie u艣wiadomi艂e艣?

Tylko kobieta mog艂a zada膰 takie pytanie.

Dzi艣 po po艂udniu.

Z powodu rebeliant贸w?

Tak. Wiedzia艂em wcze艣niej, ale nie chcia艂em si臋 do tego przyzna膰.

Poca艂owa艂 j膮 leciutko. Odmawianie sobie tego, czego pragn膮艂 najbardziej, by艂o prawdziw膮 tortur膮.

Kochasz mnie? 鈥 powt贸rzy艂a z niedowierzaniem, kt贸re zadziwi艂o Murphy鈥檈go.

Tak trudno w to uwierzy膰?

Tak... My艣la艂am... Wydawa艂o mi si臋, 偶e uwa偶asz mnie za straszn膮 idiotk臋.

Bo tak jest. Ale ci臋 kocham. Chc臋, 偶eby艣my si臋 pobrali. 鈥 Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e zaproponowa艂 Letty ma艂偶e艅stwo. Nie wiedzia艂, 偶e si臋 jej o艣wiadczy, dop贸ki s艂owa nie wyrwa艂y mu si臋 z ust.

Chcesz si臋 ze mn膮 o偶eni膰? 鈥 Nie by艂a pewna, czy mo偶e mu wierzy膰.

Tak bardzo ci臋 kocham. 鈥 Znowu j膮 poca艂owa艂. Pokaza艂 w ten spos贸b, co czu艂 w sercu. 鈥 Tak bardzo, 偶e chc臋 poczeka膰 do 艣lubu, 偶eby si臋 z tob膮 kocha膰.

Chcesz czeka膰?

Dobrze, dobrze, przesadzi艂em. Poczekamy, a偶 wr贸cimy do Boothill. 鈥 Usiad艂 i zdj膮艂 z szyi srebrny 艂a艅cuch. 鈥 We藕. To tw贸j pier艣cionek zar臋czynowy. 鈥 Za艂o偶y艂 Letty naszyjnik. Ma艂y z艂oty anio艂ek zad藕wi臋cza艂, uderzaj膮c w srebrny nie艣miertelnik.

Letty wzi臋艂a go w palce.

Ten anio艂ek nale偶a艂 do mojej babci. To jedyna rzecz, jaka mi po niej zosta艂a. Traktowa艂em go jak amulet. Teraz nale偶y do ciebie.

Dajesz mi amulet?

Daj臋 ci moje serce. B臋dziesz moj膮 偶on膮, Letty.

A co z Deliverance Company?

Nie wiem 鈥 odpowiedzia艂 Murphy. 鈥 Zastanowimy si臋 nad tym p贸藕niej. 鈥 Nie pomy艣la艂 nawet, 偶e Letty mo偶e go nie chcie膰. Nie by艂 mo偶e najlepszym materia艂em na m臋偶a, ale j膮 kocha艂.

Dobry pomys艂.

Mo偶esz teraz zasn膮膰? 鈥 spyta艂.

Nie odzywa艂a si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, a potem skin臋艂a g艂ow膮.

Czy po 艣lubie b臋d臋 mog艂a m贸wi膰 do ciebie Shaun?

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

Chyba b臋dziesz musia艂a. Dziwne by by艂o, 偶eby 偶ona zwraca艂a si臋 do m臋偶a po nazwisku.

U艂o偶y艂a si臋 w jego ramionach, jakby przez p贸艂 偶ycia sypiali razem. Prawie odp艂yn膮艂 w krain臋 snu, szcz臋艣liwszy ni偶 kiedykolwiek, gdy Letty znowu si臋 odezwa艂a.

Chc臋 mie膰 dzieci.

Dzieci 鈥 powt贸rzy艂 Murphy. Nad tym aspektem ma艂偶e艅stwa jeszcze si臋 nie zastanawia艂. 鈥 Mo偶emy porozmawia膰 o tym p贸藕niej?

Nie. Nie zasn臋, dop贸ki nie b臋d臋 wiedzia艂a, czy pragniesz tych samych rzeczy, co ja.

Dzieci 鈥 powt贸rzy艂 ponownie, my艣l膮c o swoich 偶onatych przyjacio艂ach. Obaj zostali ojcami i sprawiali wra偶enie zadowolonych. 鈥 Dlaczego nie? Zanim si臋 zorientuje, ca艂kiem mnie udomowisz.

Mam nadziej臋. 鈥 Us艂ysza艂 u艣miech w jej g艂osie.

Zamkn膮艂 oczy i zasn膮艂. Ca艂膮 noc nie wypuszcza艂 Letty z obj臋膰. Obudzi艂a go raz i wyszepta艂a, 偶e chce jej si臋 pi膰. Przyni贸s艂 wod臋. Wypi艂a j膮 chciwie, a potem oboje zasn臋li.

Rano odkry艂, 偶e z Letty jest bardzo 藕le. Le偶a艂a z otwartymi oczami i wpatrywa艂a si臋 w niego bez s艂owa.

Letty? 鈥 Przy艂o偶y艂 grzbiet d艂oni do jej czo艂a. By艂a rozpalona od gor膮czki.

Murphy obudzi艂 ojca Alfaro. Zanim przyjecha艂 zaprzyja藕niony lekarz, Letty dosta艂a dreszczy. Rozpoznawa艂a tylko Murphy鈥檈go i nie chcia艂a go pu艣ci膰.

Co jej jest? 鈥 spyta艂, kiedy lekarz sko艅czy艂 badanie.

Nie wiem, ale nie wygl膮da to najlepiej. Ma bardzo wysok膮 gor膮czk臋. Tylko raz widzia艂em tak膮 gor膮czk臋 i wysypk臋.

I?

Lekarz nie odpowiedzia艂 wprost.

Musimy j膮 zabra膰 do szpitala.

Do szpitala. Ten m臋偶czyzna chcia艂 gwiazdki z nieba. Lekarz m贸wi艂 powa偶nie.

Inaczej nie prze偶yje dw贸ch dni.



Rozdzia艂 35.


Marcie, zam贸wi艂a艣 p艂yn do trwa艂ej?

Przerwa艂a liczenie pieni臋dzy, 偶eby sobie przypomnie膰. Dostawca kosmetyk贸w by艂 ju偶 dzisiaj po po艂udniu. Zam贸wi艂a d艂ug膮 list臋 artyku艂贸w.

Nie pami臋tam.

Specjalnie prosi艂am o ten p艂yn, nie pami臋tasz? Wiesz, 偶e Gladys Williams chce, 偶eby u偶ywa膰 tylko tego do jej cienkich w艂os贸w. 鈥 Samantha mia艂a prawo by膰 z艂a.

Marcie westchn臋艂a g艂臋boko.

Przepraszam, nie mog臋 sobie przypomnie膰, co zam贸wi艂am u Vickie. Zadzwoni臋 do niej rano i upewni臋 si臋, czy wspomnia艂am o tym p艂ynie.

Musz臋 dba膰 o klientki.

Wiem.

Samantha w oczach starszych kobiet uchodzi艂a za czarodziejk臋. Wi臋kszo艣膰 jej klientek stanowi艂y kobiety po siedemdziesi膮tce. Przyjaci贸艂ka zawaha艂a si臋.

Marcie, na pewno dobrze si臋 czujesz? Ca艂y dzie艅 jeste艣 my艣lami gdzie indziej. Co ci臋 gryzie?

Nic mi nie jest. 鈥 Zdoby艂a si臋 na u艣miech.

Zreszt膮 jest tak nie tylko dzisiaj. Co艣 ci臋 trapi od kilku dni.

Marcie odsun臋艂a na bok stos jednodolar贸wek. Trzy razy pr贸bowa艂a je policzy膰 i za ka偶dym razem mia艂a inny wynik.

Co艣 mnie trapi, tak?

Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz o tym pogada膰? 鈥 Samantha od艂o偶y艂a torebk臋 i pochyli艂a si臋 nad szklan膮 lad膮. 鈥 Mam czas. Kiedy艣 rozmawia艂y艣my bez ko艅ca przez d艂ugie godziny, pami臋tasz?

To by艂o dawno temu, kiedy Marcie chadza艂a do bar贸w. Cz臋sto wychodzi艂y razem po pracy, a rano opowiada艂y sobie niestworzone historie. Wszystko si臋 zmieni艂o. Marcie porzuci艂a taki styl 偶ycia, a Samantha by艂a samotn膮 matk膮, kt贸ra mia艂a dziecko na utrzymaniu.

Clifford mi si臋 o艣wiadczy艂 鈥 wyzna艂a Marcie.

Clifford! Najwy偶szy czas. Mia艂am ju偶 zamiar przycisn膮膰 go do 艣ciany i spyta膰, kiedy to zrobi.

Marcie roze艣mia艂a si臋, ale jej 艣miech by艂 wymuszony.

Wspaniale, kochana. Nie jeste艣 szcz臋艣liwa?

Pewnie, 偶e jestem 鈥 powiedzia艂a szczerze Marcie. Przez wi臋kszo艣膰 偶ycia czeka艂a, 偶eby jaki艣 m臋偶czyzna poprosi艂 j膮 o r臋k臋. To marzenie sta艂o si臋 rzeczywisto艣ci膮.

Och. 鈥 U艣miech znikn膮艂 z twarzy Samanthy. 鈥 Jeste艣 zakochana w Johnnym, prawda?

Tak... Nie. Och. Sama ju偶 nic nie wiem.

Czy wy... no wiesz? 鈥 Podnios艂a nieznacznie g艂os, daj膮c do zrozumienia, o co pyta.

Chcesz wiedzie膰, czy z nim sypiam, tak?

S艂uchaj, moja droga, je偶eli nie chcesz o tym m贸wi膰 鈥 rozumiem, to nie moja sprawa.

Marcie schowa艂a pieni膮dze do kasy i zamkn臋艂a j膮.

Nie, nie powiem, 偶eby mnie nie kusi艂o. Johnny ma w sobie co艣 takiego, 偶e mi臋kn膮 mi kolana.

Chcesz powiedzie膰, 偶e nie przespa艂a艣 si臋 z nim ostatnio? 鈥 Samantha nie chcia艂a wierzy膰.

Jak mog艂abym potem spojrze膰 w oczy Cliffordowi?

Chyba masz racj臋. 鈥 Samantha opad艂a na wy艣cie艂ane krzes艂o przy umywalce i skrzy偶owa艂a d艂ugie, smuk艂e nogi. 鈥 Szalejesz za Johnnym, ale o艣wiadczy艂 ci si臋 Clifford.

M贸wi膮c prawd臋, Johnny wspomnia艂 co艣 o wsp贸lnym 偶yciu.

Samantha podnios艂a g艂ow臋, szeroko otwieraj膮c oczy.

Tak?

Marcie 偶a艂owa艂a, 偶e zdradzi艂a to przyjaci贸艂ce. Dok艂adnie wiedzia艂a, co teraz powie, i w dodatku b臋dzie mia艂a racj臋.

Sprawa jest jasna Nie ma o czym m贸wi膰. Clifford jest s艂odki i tak dalej, ale to na widok Johnny鈥檈go burzy si臋 w tobie krew.

Wiem, ale... 鈥 Marcie zamilk艂a. Clifford by艂 jak ska艂a Gibraltaru, a Jack Keller przypomina艂 przemieszczaj膮ce si臋 wydmy. Wiedzia艂a o tym, ale zmaga艂a si臋 z uczuciami. Pragn臋艂a Jacka, lecz zale偶a艂o jej na Cliffordzie.

Oj 鈥 szepn臋艂a Samantha. 鈥 O wilku mowa. Sp贸jrz, kto idzie.

Marcie nie chcia艂a patrze膰. To m贸g艂 by膰 tylko Jack. Nie chcia艂a go widzie膰. Kiedy byli razem, nie potrafi艂a trze藕wo my艣le膰. Nie mog艂a by膰 pewna, 偶e zachowa si臋 tak, jak powinna. On o tym wiedzia艂 i wykorzystywa艂 to przeciwko niej. Krok po kroku burzy艂 jej mur obronny.

Powiedzia艂a, 偶e musi przemy艣le膰 jego propozycj臋, by zamieszkali razem. Cliffordowi te偶 powiedzia艂a, 偶e musi si臋 zastanowi膰. Od tego czasu up艂yn臋艂o kilka dni i najwidoczniej Jack si臋 zniecierpliwi艂.

Wychodz臋. 鈥 Samantha mrugn臋艂a do Marcie, wzi臋艂a torebk臋 i znikn臋艂a za drzwiami.

Cze艣膰, Sam. Marcie us艂ysza艂a, jak Jack wita si臋 z jej przyjaci贸艂k膮 swoim g艂臋bokim, ochryp艂ym g艂osem.

Marcie nie odwr贸ci艂a si臋. Zamkn臋艂a oczy i zebra艂a w sobie si艂y. Jack stan膮艂 za ni膮. Czu艂a jego obecno艣膰 niemal namacalnie.

Marcie.

Witaj, Jack. 鈥 Zacisn臋艂a palce na szklanej ladzie.

Jak si臋 miewa moja dziewczynka? 鈥 Chwyci艂 j膮 za ramiona. Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 w kark. Poczu艂a jego gor膮cy oddech. Pie艣ci艂 j膮 delikatnie ustami i przesun膮艂 j臋zykiem po g艂adkiej sk贸rze.

Zacisn臋艂a pi臋艣ci. Czu艂a, 偶e wzbiera w niej po偶膮danie.

My艣la艂em o tobie dzie艅 i noc 鈥 wyzna艂 Jack. 鈥 I zastanawia艂em si臋, kiedy si臋 do mnie odezwiesz.

Ja... przecie偶 m贸wi艂am, 偶e zadzwoni臋.

Nie przestawa艂 b艂膮dzi膰 ustami po jej szyi.

Nie mog艂em ju偶 d艂u偶ej czeka膰. Musz臋 wiedzie膰.

Zamkn臋艂a oczy i przechyli艂a g艂ow臋 na bok, ods艂aniaj膮c szyj臋. Chcia艂a si臋 odwr贸ci膰 i ukry膰 si臋 w jego ramionach. To j膮 os艂abi艂o, a tak rozpaczliwe potrzebowa艂a by膰 silna.

Jeszcze nie podj臋艂am decyzji. 鈥 Robi艂a wszystko, 偶eby jej g艂os brzmia艂 stanowczo. 鈥 Musz臋 przemy艣le膰 ka偶dy aspekt. To jest wa偶ne, bardzo wa偶ne.

To, o czym ci m贸wi艂em, prawda?

Nie. 鈥 G艂os zdradza艂, 偶e brakuje jej tchu. 鈥 Chodzi o wszystko.

Wi臋c pozw贸l, 偶e pomog臋 ci podj膮膰 decyzj臋 鈥 wyszepta艂.

To nie jest dobry pomys艂. 鈥 Chocia偶 jej usta m贸wi艂y jedno, cia艂o twierdzi艂o co艣 innego. G艂owa opad艂a jej do ty艂u. Ko艂ysa艂a ni膮 z boku na bok, domagaj膮c si臋 pieszczoty.

Dziecino, szalej臋 za tob膮. 鈥 Obj膮艂 j膮 w talii i przycisn膮艂 jej po艣ladki do swojej m臋sko艣ci.

Jack...

Wiem, nie powinienem tu przychodzi膰. 鈥 Jego r臋ce zaj臋te by艂y rozpinaniem fartucha Marcie. Zanim zebra艂a w sobie do艣膰 si艂y, by go powstrzyma膰, wsun膮艂 r臋k臋 pod bluzk臋 i dotkn膮艂 piersi. Brodawki okaza艂y si臋 zdrajcami i stwardnia艂y w jednej chwili. Dr偶a艂a. Nie mog艂a przesta膰 ociera膰 si臋 po艣ladkami o jego tward膮 m臋sko艣膰.

Powoli, kochanie, powoli. 鈥 W jego szepcie s艂ycha膰 by艂o g艂臋bok膮 satysfakcj臋. Woln膮 r臋k臋 wsun膮艂 jej mi臋dzy nogi i zacz膮艂 j膮 pie艣ci膰 palcami.

Marcie nie mog艂a uwierzy膰, 偶e mu na to pozwala. Wprawdzie zamkn臋艂a salon i zaci膮gn臋艂a firanki, ale okiennice by艂y otwarte. Ka偶dy, kto przechodzi艂 ulic膮, m贸g艂 zajrze膰 do 艣rodka i przygl膮da膰 si臋 temu, co robi膮.

Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e jaki艣 m臋偶czyzna mo偶e doprowadzi膰 j膮 do takiego stanu. J臋kn臋艂a cicho, usi艂uj膮c zebra膰 si艂y, 偶eby mu si臋 oprze膰.

Jack wzi膮艂 ten przejaw rozpaczy za j臋k pragnienia.

Czy na zapleczu jest jeszcze kanapa? spyta艂 niecierpliwie. Jego gor膮cy oddech 艂askota艂 jaw ucho.

Tak, ale my艣l臋...

To jest w艂a艣nie nasz problem 鈥 wyrzuci艂 z siebie szorstko. 鈥 Oboje za du偶o my艣limy. Najwy偶szy czas, 偶eby艣my wzniecili ogie艅, kt贸ry kiedy艣 w nas p艂on膮艂.

O, Bo偶e.

Nie chcia艂a, 偶eby to si臋 sko艅czy艂o na kanapie. Nie wiedzia艂a, jak si臋 tam znalaz艂a. Sta艂a w salonie fryzjerskim, walcz膮c ze swoim zdradzieckim cia艂em, a po chwili le偶a艂a na kanapie na zapleczu. Jackowi wystarczy艂o kilku sekund, by zdj膮膰 z niej bluzk臋 i obna偶y膰 piersi. Ukl臋kn膮艂 na pod艂odze i ukry艂 twarz w jej bujnym biu艣cie, ujmuj膮c go w d艂onie. Przywar艂 ustami do brodawki i zacz膮艂 j膮 chciwie ssa膰.

Kiedy zacisn膮艂 wargi na jej piersi, Marcie poczu艂a przyp艂yw po偶膮dania, a偶 unios艂a biodra z kanapy.

Dobrze, kochanie, naprawd臋 dobrze. Pozw贸l mi sprawdzi膰, na ile jeste艣 gotowa. 鈥 Jego g艂os by艂 ochryp艂y z pragnienia.

Wsun膮艂 r臋k臋 w majtki Marcie.

Zesztywnia艂a w jego ramionach. Od dawna si臋 nie kocha艂a. Dawno 偶aden m臋偶czyzna nie dotyka艂 jej w tak intymny spos贸b. Jej cia艂o zareagowa艂o g艂o艣nym j臋kiem na nieoczekiwany wybuch rozkoszy. By艂a oszo艂omiona i og艂upia艂a, kiedy palce Jacka zacz臋艂y si臋 w niej porusza膰

Nie...

Uci膮艂 krzyk protestu poca艂unkiem. Jego j臋zyk wsuwa艂 si臋 w ni膮 tak samo, jak palce.

Wywo艂ywa艂 w niej uczucia podobne do ognia, p艂on膮cego coraz intensywniej. W ka偶dej chwili grozi艂o to wybuchem.

Marcie wiedzia艂a, co robi Jack. Zmierza艂 do tego od pocz膮tku. Wykorzystywa艂 przeciwko niej jej w艂asne cia艂o. Chcia艂, 偶eby si臋 z nim kocha艂a.

Jack, nie. 鈥 Jej g艂os by艂 cichym j臋kiem rozpaczy. Wyzwoli艂a si臋 z poca艂unku i podci膮gn臋艂a na kanapie. Oddycha艂a ci臋偶ko, wspieraj膮c si臋 na 艂okciu.

Jack r贸wnie偶 oddycha艂 z trudem. Pochyli艂 g艂ow臋, jakby nie do ko艅ca zrozumia艂 jej s艂owa.

Nie my艣lisz tak. Powiedz, 偶e tak nie my艣lisz? 鈥 b艂aga艂.

Nie od razu odwa偶y艂a si臋 znowu spojrze膰 mu w oczy. Jeszcze d艂u偶ej trwa艂o, zanim si臋 odezwa艂a.

Przykro mi, naprawd臋. Nie chcia艂am, 偶eby sprawy posun臋艂y si臋 tak daleko.

Jack wsta艂 z pod艂ogi i usiad艂 na brzegu kanapy, opieraj膮c 艂okcie na kolanach. Spojrza艂 na ni膮 i odetchn膮艂 gwa艂townie.

Tym razem ja potrzebuj臋 papierosa. Masz?

Nie przy sobie.

Potar艂 r臋k膮 twarz.

A co z prysznicem?

Tym te偶 nie mog艂a mu s艂u偶y膰.

Mog臋 ci wetkn膮膰 g艂ow臋 do umywalki.

Zachichota艂.

Dzi臋kuj臋.

Marcie usiad艂a. Musia艂o up艂yn膮膰 kilka minut, 偶eby wyr贸wna艂 si臋 jej oddech. Palce nie mog艂y sobie poradzi膰 z zapi臋ciem ma艂ych bia艂ych guzik贸w u bluzki.

Nie mog臋 trze藕wo my艣le膰, kiedy mnie dotykasz.

Jack si臋 roze艣mia艂.

Zmy艣lasz. Opar艂a艣 mi si臋 bez wi臋kszego problemu. Nie zrozum mnie 藕le. Jestem sfrustrowany, ale robi na mnie wra偶enie twoja silna wola. Zmieni艂a艣 si臋, Marcie.

M贸g艂 jej powiedzie膰 lepszy komplement.

Ju偶 nie jestem t膮 sam膮 Marcie. Od jakiego艣 zreszt膮 czasu.

Wprowad藕 si臋 do mnie. 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋ce po jej d艂onie. Kochanie, jest nam razem dobrze.

W 艂贸偶ku, chcia艂e艣 powiedzie膰.

Za p贸艂 roku b臋dziemy si臋 znali tak dobrze, jak ma艂偶e艅stwo 鈥 odpowiedzia艂.

Ale mo偶emy si臋 nie polubi膰.

Uj膮艂 jej twarz w d艂onie.

Zawsze ci臋 lubi艂em. Jeste艣 s艂odka, delikatna i dobra.

Marcie zagryz艂a doln膮 warg臋.

O co chodzi? 鈥 spyta艂 Jack 艂agodnie. 鈥 Powiedz, zrobi臋 wszystko, co w mojej mocy.

Chc臋 mie膰 dzieci, dom, rodzin臋. 鈥 Ich oczy spotka艂y si臋. 鈥 Chc臋 mie膰 m臋偶a.

Chcia艂aby艣, 偶ebym si臋 z tob膮 o偶eni艂, tak?

Tak 鈥 potwierdzi艂a. Nie powiedzia艂a mu, 偶e Clifford si臋 jej o艣wiadczy艂. To nie by艂o wsp贸艂zawodnictwo, kt贸ry z m臋偶czyzn kupi jej pier艣cionek z wi臋kszym brylantem.

Ma艂偶e艅stwo 鈥 powt贸rzy艂 Jack, bez zachwytu.

Nad drzwiami zadzwoni艂 dzwonek. Jack spojrza艂 na Marcie. Zatkn臋艂a w drzwiach tabliczk臋: ZAMKNI臉TE, ale nie przekr臋ci艂a klucza.

Marcie?

Clifford. Poderwa艂a si臋 z kanapy tak szybko, 偶e omal nie upad艂a.

Cze艣膰, Clifford. 鈥 Radosne powitanie zabrzmia艂o fa艂szywie nawet w jej w艂asnych uszach. By艂a pewna, 偶e p艂on膮 jej policzki i 偶e Clifford domy艣la si臋, 偶e na zapleczu jest inny m臋偶czyzna.

Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie gniewasz, 偶e wpad艂em bez zapowiedzi? 鈥 Zdj膮艂 czapk臋 baseballow膮 i trzyma艂 j膮 w obu r臋kach. Jego wzrok pobieg艂 w kierunku zaplecza.

Nie, oczywi艣cie, 偶e nie. 鈥 Marcie opar艂a si臋 o szklan膮 lad臋, unikaj膮c jego spojrzenia.

Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie da艂em ci zbyt wiele czasu...

Chcesz wiedzie膰, czy ju偶 podj臋艂am decyzj臋?

Tak. 鈥 Ponownie spojrza艂 za ni膮, w stron臋 zaplecza salonu i zas艂on, kt贸re oddziela艂y obydwa pomieszczenia. 鈥 Ale nie chc臋 ci臋 naciska膰 doda艂.

Wiem.

Jego wzrok pad艂 na prz贸d jej fartucha. Spojrza艂 na drzwi wej艣ciowe.

Widz臋, 偶e przyszed艂em nie w por臋...

Zadzwoni臋 do ciebie. Dobrze?

Jasne. 鈥 Jego oczy by艂y pe艂ne niewyobra偶alnego smutku. 鈥 Jasne 鈥 powt贸rzy艂. 鈥 Cokolwiek masz mi do powiedzenia. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 po艣piesznie i podszed艂 do drzwi.

Marcie strasznie chcia艂o si臋 p艂aka膰. W spojrzeniu Clifforda rozpozna艂a to, czego sama kiedy艣 do艣wiadczy艂a 鈥 rozczarowanie i poczucie krzywdy. Kiedy okazywa艂o si臋, 偶e m臋偶czyzna, z kt贸rym spotyka艂a si臋 od trzech miesi臋cy jest 偶onaty. Albo kiedy dowiadywa艂a si臋, 偶e facet, kt贸ry prosi艂 j膮 o ma艂膮 po偶yczk臋 na leczenie matki, wydawa艂 pieni膮dze na balangi.

Wr贸ci艂a na zaplecze i opad艂a na kanap臋.

Jack stan膮艂 przy niej.

Dobrze 鈥 powiedzia艂 szybko. 鈥 Pobierzmy si臋.



Rozdzia艂 36.


Do Letty jak przez mg艂臋 dociera艂o, co si臋 z ni膮 dzieje. Wydawa艂o jej si臋, 偶e idzie d艂ugim w膮skim korytarzem. Z ka偶dej strony otwiera艂y si臋 drzwi. Wszyscy si臋 jej k艂aniali.

Zatrzyma艂a si臋 i przeczyta艂a tabliczk臋. Przy ka偶dych drzwiach kusi艂o j膮, 偶eby wej艣膰 do 艣rodka. Zrobi艂aby to, ale na ko艅cu korytarza sta艂 Murphy i j膮 wo艂a艂. By艂 z艂y i zrozpaczony. Kiedy si臋 waha艂a, nie dawa艂 jej spokoju. Nie pozwala艂 jej odpocz膮膰 ani si臋 zatrzyma膰. By艂 wobec niej nieust臋pliwy.

Podesz艂a do niego, ale nie by艂 zadowolony. Czego艣 od niej chcia艂. Nie mog艂a si臋 zorientowa膰 czego. Kocha艂a go i usi艂owa艂a spe艂ni膰 to, o co j膮 prosi艂. Nie mog艂a go zrozumie膰. Chyba ogromnie zale偶a艂o mu na tym, 偶eby wypi艂a co艣 gorzkiego.

G艂os Murphy鈥檈go sta艂 si臋 艂agodniejszy. Jego r臋ce ch艂odzi艂y, zwil偶a艂y jej twarz i szyj臋. Nie pami臋ta艂a, 偶eby by艂 tak niezno艣ny. W stosunku do innych by艂 niecierpliwy i opryskliwy. Do niej odnosi艂 si臋 z nie pasuj膮c膮 do niego czu艂o艣ci膮.

Spa艂a i nie mog艂a si臋 obudzi膰. Ze snu wyrwa艂 j膮 ha艂as. Przypomina艂 warkot silnika. W dodatku samolotowego. Poczu艂a s艂o艅ce na twarzy i silny wiatr. By艂 ch艂odny, a ona by艂a tak okropnie rozpalona.

Murphy przytuli艂 j膮 do siebie i powiedzia艂, 偶e bardzo j膮 kocha. Obieca艂, 偶e odnajdzie Luke鈥檃.

Luke. Na wspomnienie brata szloch uwi膮z艂 jej w gardle. Straci艂a go na zawsze. Na zawsze. Nie zd膮偶y艂a do niego dotrze膰. Ogromny 偶al miesza艂 si臋 ze wspomnieniem jakiego艣 nieoczekiwanego daru. Mi艂o艣ci Murphy鈥檈go. Zacisn臋艂a w d艂oni ma艂ego z艂otego anio艂ka.

Pami臋taj, kocham ci臋 鈥 wyszepta艂 Murphy.

Letty na pewno szybko nie zapomni.

Wyci膮gni臋to j膮 z ramion Murphy鈥檈go i posadzono. Nie zna艂a tego samochodu. Spojrza艂a na rz膮d pulpit贸w sterowniczych i zrozumia艂a, 偶e jest w samolocie. By艂 z ni膮 ojciec Alfaro.

Po偶egnanie przerwa艂 huk wystrza艂贸w i krzyki. Murphy natychmiast odskoczy艂 do ty艂u i zatrzasn膮艂 drzwi.

Ruszajcie! Ruszajcie! 鈥 wo艂a艂, ale nie do niej. 鈥 Uciekajcie st膮d!

Przechyli艂a g艂ow臋 na bok i zobaczy艂a, 偶e Murphy biegnie przez trawnik. J臋kn臋艂a z przera偶enia, bo zobaczy艂a, 偶e otoczy艂 go oddzia艂 rebeliant贸w. Z broni maszynowej buchn膮艂 ogie艅. J臋k Letty przerodzi艂 si臋 w p艂acz i rozpacz. Bezradna patrzy艂a, jak Murphy upada.

Nie... nie... Nie Murphy... Musimy zawr贸ci膰.

Nie mo偶emy 鈥 powiedzia艂 ze smutkiem ojciec Alfaro.

Nie mia艂 szans 鈥 stwierdzi艂 pilot z mocnym ameryka艅skim akcentem.

Letty usi艂owa艂a si臋 skupi膰, ale wszystko by艂o takie zagmatwane i ciemne, jakby spowija艂a j膮 g臋sta mg艂a.

Dlaczego Murphy nie polecia艂 z nami? 鈥 Nie mia艂o to przecie偶 sensu.

Odci膮gn膮艂 od nas uwag臋. Uratowa艂 nam 偶ycie 鈥 wyja艣ni艂 ojciec Alfaro, 艣ciskaj膮c j膮 za r臋k臋. 鈥 Nie ma wi臋kszej mi艂o艣ci, gdy kto艣 oddaje 偶ycie, 偶eby uratowa膰 swoich przyjaci贸艂.

Letty s艂ysza艂a 艂agodne d藕wi臋ki. Cykanie zegara, odliczaj膮cego sekundy. Odg艂osy krok贸w na wy艂o偶onej terakot膮 pod艂odze, skrzyp metalowych k贸艂 po szynach. Wok贸艂 unosi艂 si臋 zapach 艣rodka dezynfekuj膮cego i czego艣 jeszcze, czego nie potrafi艂a nazwa膰.

Musia艂a w艂o偶y膰 zadziwiaj膮co du偶o wysi艂ku, 偶eby otworzy膰 oczy i rozejrze膰 si臋 dooko艂a. Najpierw zobaczy艂a okr膮g艂y zegar na 艣cianie, potem telewizor, stoj膮cy w rogu. Wok贸艂 jej 艂贸偶ka sta艂 parawan, takt jak przy prysznicu.

Wygl膮da艂o na to, 偶e jest w szpitalu. Ale to niemo偶liwe. Widok za oknem przypomina艂 teksa艅ski krajobraz. Ale to by艂o nieprawdopodobne.

Ostatnim jej wspomnieniem by艂o Zarcero i Murphy, kt贸ry trzyma艂 j膮 w ramionach. Pami臋ta艂a co艣 jeszcze. Samolot, strza艂y i Murphy, kt贸ry dla niej odda艂 偶ycie.

Murphy. U艣miechn臋艂a si臋, zamkn臋艂a oczy i dotkn臋艂a 艂a艅cuszka na szyi.

Nie mia艂a go.

Usiad艂a z wysi艂kiem. Wyci膮gn臋艂a si臋 dziwacznie, 偶eby dosi臋gn膮膰 dzwonka, kt贸rym wzywa艂o si臋 piel臋gniark臋. Odpowiedzia艂 jej niewidzialny g艂os.

Panno Madden, obudzi艂a si臋 pani. Wspaniale. Ju偶 id臋. Jest tutaj pewien zaniepokojony d偶entelmen, kt贸ry chce si臋 z pani膮 widzie膰.

Murphy. Wszystko by艂o takie skomplikowane. Murphy by jej nie porzuci艂. Nie po tym, jak podarowa艂 jej naszyjnik zar臋czynowy. Ca艂a ta historia z samolotem najwidoczniej by艂a koszmarnym snem. Zamkn臋艂a oczy i szeptem wypowiedzia艂a modlitw臋 dzi臋kczynn膮.

Po chwili zjawi艂a si臋 piel臋gniarka. Jej promienny, przyjazny u艣miech uspokoi艂 Letty. Nie spodziewa艂a si臋, 偶e piel臋gniarka wsunie jej termometr do ust. Zmierzy艂a jej ci艣nienie.

M贸wi艂a pani, 偶e m贸j przyjaciel... 鈥 zacz臋艂a, gdy tylko pozby艂a si臋 z ust termometru.

Chwileczk臋, kochanie. 鈥 Piel臋gniarka u艣miechn臋艂a si臋 wdzi臋cznie i chwyci艂a nadgarstek Letty, 偶eby zbada膰 puls. Letty omal jej nie powiedzia艂a, 偶e z jej sercem wszystko jest w porz膮dku. Chcia艂a odzyska膰 naszyjnik, a potem zobaczy膰 Murphy鈥檈go. W tej kolejno艣ci.

Mi艂a piel臋gniarka wyci膮gn臋艂a naszyjnik i by艂a najwyra藕niej zaskoczona, kiedy Letty poca艂owa艂a anio艂ka i za艂o偶y艂a sobie 艂a艅cuszek na szyj臋. Nikt nie wiedzia艂, 偶e to zar臋czynowy pier艣cionek. Dla Letty by艂 wart wi臋cej ni偶 najwi臋kszy brylant. To by艂 dar serca Murphy鈥檈go.

Czy poprosi膰 pani przyjaciela?

Letty pokiwa艂a entuzjastycznie g艂ow膮, ale zaraz zmieni艂a zdanie.

Nie, chwileczk臋. Musz臋 sprawdzi膰, jak wygl膮dam.

Wygl膮da pani tysi膮c razy lepiej, ni偶 kiedy pani膮 tu przywieziono. Przez dwa dni nie wiedzieli艣my, czy pani prze偶yje. By艂a pani bardzo chora.

Piel臋gniarka przyczesa艂a jej w艂osy.

Jest ju偶 pani gotowa?

Tak. 鈥 Letty nie mog艂a si臋 doczeka膰, 偶eby porozmawia膰 z Murphym. Chcia艂a si臋 dowiedzie膰 czego艣 o Luke鈥檜. Niecierpliwie czeka艂a, 偶eby powiedzie膰 mu, jak bardzo go kocha.

Us艂ysza艂a ci臋偶kie kroki. Zamkn臋艂a oczy w oczekiwaniu. Ale to nie Murphy wszed艂 do szpitalnej sali. To by艂 Slim.

Witaj w domu, Letty. 鈥 Trzyma艂 w r臋ce kapelusz kowbojski, z kt贸rym si臋 nie rozstawa艂. 鈥 Cudownie wygl膮dasz. Nie potrafi臋 ci powiedzie膰, jak bardzo si臋 ciesz臋, 偶e ci臋 widz臋.

Slim. 鈥 Nie umia艂a ukry膰 rozczarowania.

Z tego, co wiem, mamy szcz臋艣cie, 偶e z nami jeste艣.

Cze艣膰. 鈥 Nie by艂a w stanie ukry膰 strasznego rozczarowania. 鈥 Wiesz co艣 o Murphym?

Nie wr贸ci艂 z tob膮?

Nie. Nie wiem. 鈥 Opar艂a si臋 o poduszk臋. By艂a potwornie zm臋czona, za艂amana i samotna. Slim by艂 jej przyjacielem, a Murphy ca艂膮 jej mi艂o艣ci膮. Dla niego 偶y艂a.

Jack j膮 kocha. Nie zdawa艂 sobie sprawy ze swoich uczu膰 do Marcie, dop贸ki si臋 jej nie o艣wiadczy艂. Potem zastanawia艂 si臋, dlaczego tak p贸藕no si臋 zorientowa艂. Po dziewi臋ciomiesi臋cznej nieobecno艣ci odwiedzi艂 j膮 pod wp艂ywem impulsu. Bardzo si臋 zmieni艂a przez ten czas. Zrobi艂a na nim wra偶enie. Ich pieszczoty polega艂y na czym艣 wi臋cej ni偶 tylko seksualnym zaspokojeniu. Ol艣ni艂o go po tym, jak nie posz艂a z nim do 艂贸偶ka. Przez ostatnie tygodnie cieszy艂 si臋 z tego, 偶e sp臋dza艂 z ni膮 czas. Odkry艂, 偶e jest inteligentna, oczytana i dobrze zorientowana w wydarzeniach politycznych. Nie tylko mia艂a g艂ow臋 na karku. By艂a te偶 ciep艂a, dowcipna i weso艂a.

To, jak dzia艂a艂a na jego zmys艂y, by艂o ca艂kiem inn膮 spraw膮. Je偶eli w og贸le istnia艂a jaka艣 kobieta, kt贸ra dor贸wnywa艂a mu w sztuce mi艂o艣ci, by艂a ni膮 Marcie Alexander. Wkr贸tce zostanie jego 偶on膮.

Powstrzyma艂 si臋 i nie zadzwoni艂 do Caina. Mia艂 ochot臋 zawiadomi膰 przyjaci贸艂, 偶e wkr贸tce do艂膮czy do szeregu 偶onatych.

Powiedzia艂a mu, 偶e chce mie膰 dzieci. Jack nie my艣la艂 specjalnie o rodzinie. Nie mia艂 takiej potrzeby. Teraz by艂 podekscytowany na my艣l, 偶e zostanie ojcem.

Nie tak dawno odwiedzi艂 Caina. Zdziwi艂 si臋, 偶e jego przyjaciel jest dobrym ojcem. Jack nie widzia艂, 偶eby kto艣 tak bardzo si臋 zmieni艂.

Cain zajmuj膮cy si臋 brudnymi pieluszkami bardziej go zaskoczy艂, ni偶 gdyby na przyk艂ad pas艂 krowy. To by艂 dopiero widok!

Najwidoczniej Mallory鈥檈go te偶 poch艂on臋艂o ojcostwo. Jack s艂ysza艂 ostatnio, 偶e Mallory i jego 偶ona planuj膮 znowu powi臋kszy膰 rodzin臋.

Teraz przysz艂a kolej na niego. Cholera, nawet mu si臋 to podoba艂o. Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego tak d艂ugo zwleka艂 z decyzj膮. Chyba czeka艂 na w艂a艣ciw膮 kobiet臋. I teraz w艂a艣nie znalaz艂 Marcie.

Wszed艂 do kuchni, otworzy艂 lod贸wk臋 i wla艂 sobie troch臋 zielonej oliwy do ust. Marcie mog艂a wpa艣膰 do jego mieszkania o ka偶dej porze.

Dzi艣 po po艂udniu kupi艂 pier艣cionek z brylantem za dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w. Nie przypuszcza艂, 偶e wyda a偶 tyle pieni臋dzy, ale chcia艂, 偶eby Marcie wiedzia艂a, jak bardzo j膮 kocha. By艂 z niej dumny. Dumny z tego, jak bardzo zmieni艂a swoj膮 osobowo艣膰. Dumny, 偶e nie posz艂a z nim do 艂贸偶ka, gdy tylko zjawi艂 si臋 w salonie fryzjerskim.

Je偶eli b臋dzie nalega艂a, poczeka nawet do 艣lubu. Oszala艂 na jej punkcie. Mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e nie odrzuci go po raz kolejny.

Odezwa艂 si臋 dzwonek u drzwi. Jack szybko obrzuci艂 wzrokiem mieszkanie. Marcie przysz艂a wcze艣niej, to dobry znak. Pewnie tak偶e nie mog艂a si臋 doczeka膰, 偶eby go zobaczy膰.

Ku jego zaskoczeniu w drzwiach sta艂a jaka艣 obca kobieta. Te偶 by艂a ca艂kiem niez艂a. Troch臋 szczup艂a i blada, jak po ci臋偶kiej chorobie.

Czy pan si臋 nazywa Jack Keller?

Opar艂 si臋 o framug臋 drzwi.

Zale偶y, kto pyta.

Letty Madden.

Madden. Madden. Nazwisko wydawa艂o mu si臋 znajome, ale nie wiedzia艂 sk膮d.

Ma pan chwil臋 czasu na rozmow臋?

Czu艂, 偶e 艂atwo jej nie sp艂awi. Zawaha艂 si臋. Lepiej, 偶eby Marcie nie zasta艂a go z inn膮 kobiet膮.

Pokona艂am bardzo d艂ug膮 drog臋, 偶eby do pana dotrze膰, panie Keller 鈥 oznajmi艂a Letty wprost. 鈥 To ma zwi膮zek z Murphym.

St膮d zna艂 to nazwisko. Letty Madden 鈥 irytuj膮ca urz臋dniczka pocztowa, kt贸ra zatrudni艂a Murphy鈥檈go, 偶eby odnalaz艂 jej brata w jakiej艣 zapad艂ej dziurze w Ameryce 艢rodkowej.

Prosz臋 wej艣膰 鈥 wskaza艂 r臋k膮 pok贸j jadalny.

Zrobi艂a kilka krok贸w i zachwia艂a si臋. Jack wystraszy艂 si臋, 偶e runie jak d艂uga, je偶eli jej nie z艂apie. Chwyci艂 j膮 mocno za 艂okie膰, a potem obj膮艂 w pasie i posadzi艂 na krze艣le.

Przepraszam. Wczoraj wysz艂am ze szpitala. Odradzano mi podr贸偶, ale musz臋 z panem porozmawia膰.

Wie pani o mnie?

Murphy cz臋sto o panu wspomina艂.

Interesuj膮ce. Jego przyjaciel by艂 ma艂om贸wny.

Mia艂 pan ostatnio od niego jakie艣 wiadomo艣ci?

Od jakiego艣 czasu 鈥 nie.

Z jej oczu znikn膮艂 blask. By艂 to 偶a艂osny widok.

My艣la艂am... Mia艂am nadziej臋, 偶e si臋 z panem kontaktowa艂.

Murphy mi o pani wspomina艂. To pani chcia艂a go zatrudni膰, 偶eby pojecha艂 z pani膮 do Zarcero, prawda?

Pokiwa艂a g艂ow膮, a na jej ustach zago艣ci艂 ledwie zauwa偶alny u艣miech.

Przypuszczam, 偶e nie wyra偶a艂 si臋 o mnie zbyt pochlebnie.

Jack nie odpowiedzia艂 wprost. Murphy uwa偶a艂, 偶e ta kobieta jest dla niego jak wrz贸d na dupie.

Odnalaz艂a pani brata?

Letty z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i odwr贸ci艂a wzrok.

Sp贸藕nili艣my si臋, zabili go.

Przykro mi.

Mnie te偶. Luke by艂 porz膮dnym cz艂owiekiem. 鈥 Dotkn臋艂a r臋k膮 szyi i uj臋艂a w palce nie艣miertelnik i ma艂ego z艂otego anio艂ka. Jack widzia艂 w 偶yciu tylko jednego takiego anio艂ka. U Murphy鈥檈go. Twierdzi艂, 偶e przynosi mu szcz臋艣cie.

Sk膮d go pani ma?

Letty otworzy艂a szeroko oczy. Nie by艂a pewna, o co mu chodzi. Dopiero po chwili dotar艂o do niej, 偶e Keller ma na my艣li naszyjnik.

Murphy mi da艂. 鈥 Ich oczy si臋 spotka艂y. 鈥 Nie mam od niego 偶adnych wiadomo艣ci. Ani s艂owa. I nikt nie chce mi powiedzie膰, co si臋 z nim sta艂o. Straci艂am brata. Nie mog臋 straci膰 jeszcze Murphy鈥檈go.

Jack zmarszczy艂 czo艂o. Tak m贸wi kobieta zakochana. Zacisn臋艂a r臋k臋 na nie艣miertelniku, jakby by艂 藕r贸d艂em si艂y, jedyn膮 rzecz膮, dzi臋ki kt贸rej udawa艂o jej si臋 panowa膰 nad emocjami.

Boj臋 si臋, 偶e on nie 偶yje 鈥 wyszepta艂a. G艂os jej si臋 za艂ama艂.

Murphy nie 偶yje?

Nie wiem, do kogo jeszcze si臋 zwr贸ci膰.

Prosz臋 mi opowiedzie膰, co si臋 sta艂o. 鈥 Usiad艂 naprzeciw niej i s艂ucha艂 szczeg贸艂owej opowie艣ci o ich przygodach w Zarcero. Przerywa艂 jedynie wtedy, gdy chcia艂 o co艣 zapyta膰. Sko艅czy艂a w momencie, kiedy by艂a na wp贸艂 przytomna z gor膮czki i Murphy zawi贸z艂 j膮 i ksi臋dza na lotnisko. Nast臋pnie skupi艂 na sobie uwag臋 oddzia艂贸w rebelianckich, dzi臋ki czemu mogli bezpiecznie odlecie膰.

A ksi膮dz?

Nie widzia艂am go od tamtej pory 鈥 wymamrota艂a 偶e smutkiem.

By艂 z pani膮 w samolocie?

Tak, tak mi si臋 wydaje. Nic ju偶 wi臋cej nie pami臋tam. Moje nast臋pne wspomnienie to szpital w Teksasie. Przyjaciel rodziny czeka艂, 偶eby ze mn膮 porozmawia膰. Kiedy wypisali mnie ze szpitala, przyjecha艂am, 偶eby pana odnale藕膰.

Nie wie pani, gdzie wyl膮dowa艂 samolot?

Niestety. Przykro mi. By艂am zbyt chora. Chyba uk膮si艂 mnie jaki艣 szczeg贸lnie niebezpieczny paj膮k. Teraz ju偶 wszystko w porz膮dku. 鈥 Odgarn臋艂a w艂osy z twarzy ruchem, w kt贸rym wida膰 by艂o niecierpliwe oczekiwanie. 鈥 Znajdzie pan Murphy鈥檈go?

Jack nie musia艂 si臋 d艂ugo zastanawia膰. Kilka lat temu schwytano go i by艂 torturowany. Murphy sprowadzi艂 wtedy grup臋 ludzi, kt贸rzy uwolnili go z wi臋zienia. Nie waha艂 si臋 ani chwili, kiedy przyszed艂 czas, 偶eby si臋 zrewan偶owa膰.

Wsiadam do samolotu, jak tylko za艂atwimy lot.

Powinien najpierw porozmawia膰 z Marcie i wszystko jej wyt艂umaczy膰. Ale ona na pewno zrozumie.

Letty zamkn臋艂a oczy. By艂a mu ogromnie wdzi臋czna.

Dzi臋kuj臋 鈥 powiedzia艂a szeptem.

Nie ma za co. Wiele Murphy鈥檈mu zawdzi臋czam.

Ja te偶. 鈥 Nie rozwodzi艂a si臋 nad tym.

Jack zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, co zasz艂o mi臋dzy nimi w d偶ungli. Letty wysz艂a, a po pi臋ciu minutach zjawi艂a si臋 Marcie.

Cze艣膰, Jack 鈥 powiedzia艂a cicho.

Obj膮艂 j膮 ramionami w talii i wci膮gn膮艂 do mieszkania. Chcia艂 j膮 nami臋tnie poca艂owa膰 i pokaza膰, jak za ni膮 szaleje. Zrobi艂by to, gdyby w ostatniej chwili nie odwr贸ci艂a g艂owy.

Kochanie?

Dopiero wtedy zauwa偶y艂 艂zy w jej oczach.

Marcie, co si臋 sta艂o?

Tak mi przykro 鈥 wyszepta艂a.

Przykro?

Zacisn臋艂a r臋ce i spu艣ci艂a g艂ow臋.

Nie mog臋 za ciebie wyj艣膰, Jack.

Niewiele brakowa艂o, 偶eby si臋 roze艣mia艂. Ta kobieta chyba 偶artowa艂a. Przecie偶 m贸wi艂a, 偶e pragnie ma艂偶e艅stwa. Wyszed艂 z pokoju i przyni贸s艂 pier艣cionek z diamentem. Co艣 nie pasowa艂o do tego obrazka, ale on nie mia艂 poj臋cia co.

Nie wyjdziesz za mnie?

Zdecydowa艂am 鈥 powiedzia艂a cichym, zd艂awionym g艂osem 鈥 偶e przyjm臋 o艣wiadczyny Clifforda, o ile b臋dzie mnie jeszcze chcia艂.



Rozdzia艂 37.


Marcie zamkn臋艂a oczy. Pr贸bowa艂a si臋 uspokoi膰, zanim zadzwoni do drzwi mieszkania Clifforda. By艂a u niego tylko raz i to z kr贸tk膮 wizyt膮.

Mieszka艂 niedaleko Olathe, na przedmie艣ciach Kansas City, w pi臋trowym domu, kt贸ry kiedy艣 nale偶a艂 do jego rodzic贸w. Wprowadzi艂 si臋, kiedy zosta艂 zmuszony odda膰 ojca do domu opieki. By艂 to solidny, stary dom z kwietnikami od frontu i miejscem na ma艂y ogr贸dek z ty艂u.

Nie otwiera艂 i Marcie my艣la艂a, 偶e nie ma go w domu. Wtedy drzwi raptownie si臋 otworzy艂y.

Clifford by艂 zaskoczony. Patrzy艂 na Marcie, jakby zobaczy艂 ducha.

Marcie, co ty tu robisz?

Dobre pytanie.

Pomy艣la艂am, 偶e powinni艣my porozmawia膰.

Otworzy艂 szklane drzwi.

Jasne.

W domu panowa艂 mrok i ch艂贸d. Meble by艂y wielkie, masywne i ci臋偶kie, jak Clifford. Pod 艣cian膮 sta艂o stare pianino, kt贸rego pewnie nie u偶ywano od lat. Na nim sta艂y fotografie w ramkach.

Kiedy Marcie by艂a dzieckiem, chcia艂a nauczy膰 si臋 gra膰 na pianinie. Ale nie mieli pieni臋dzy na takie rzeczy. Ojciec zwykle przepija艂 wi臋cej, ni偶 przynosi艂. Nim sko艅czy艂a trzyna艣cie lat, rodzice rozwiedli si臋 i od tego czasu rzadko widywa艂a ojca.

Napijesz si臋 czego艣? Mam 艣wie偶膮 kaw臋, je艣li chcesz.

By艂a tak zdenerwowana, 偶e nie uda艂oby si臋 jej utrzyma膰 w r臋ku kubka z kaw膮.

Nie, dzi臋kuj臋.

Wskaza艂 jej miejsce na mi臋kkiej kanapie. Mia艂 na sobie ubranie robocze, ale zd膮偶y艂 zdj膮膰 buty. Bia艂e skarpetki kontrastowa艂y z czarn膮 koszulk膮 i d偶insami.

Pewnie wr贸ci艂 do domu, zacz膮艂 czyta膰 gazet臋 i zasn膮艂 w fotelu. To dlatego tak d艂ugo nie otwiera艂 drzwi.

Chyba wiem, dlaczego przysz艂a艣. 鈥 Usiad艂 naprzeciw niej, na brzegu krzes艂a i pochyli艂 si臋. Absorbowa艂y go w艂asne r臋ce, bo wcale na nianie patrzy艂.

Czy Clifford wie? Marcie szczerze w to w膮tpi艂a.

Przepraszam za tamto. Nie powinienem by艂 tak wpada膰 bez zapowiedzi do salonu, ale chcia艂em us艂ysze膰 twoj膮 odpowied藕 鈥 wymrucza艂 ze smutkiem.

Marcie niemal si臋 u艣miechn臋艂a.

Martwisz si臋 pier艣cionkiem czy o艣wiadczynami?

Podejrzewam, 偶e wszystkim. Ten ma艂y brylant nie jest dla ciebie zbyt wielk膮 zach臋t膮, 偶eby wyj艣膰 za takiego faceta, jak ja. Wybacz mi, Marcie, nie powinienem ci go dawa膰.

Mam nadziej臋, 偶e to nieprawda. Przysz艂am tutaj, 偶eby ci co艣 powiedzie膰. 鈥 Z po艣piechem wyrzuca艂a z siebie s艂owa. Chcia艂a to ju偶 mie膰 za sob膮.

Wiem, 偶e by艂a艣 wtedy z tamtym facetem, je偶eli to ci臋 gn臋bi.

Marcie poruszy艂a si臋 niespokojnie.

Zgadza si臋, by艂am z nim. 鈥 Nie mog艂a go ok艂ama膰. Nie Clifforda, jedynego, kt贸ry by艂 wobec niej szczery i uczciwy.

Od razu zorientowa艂em si臋, 偶e przyszed艂em w nieodpowiedniej chwili. 鈥 Jego g艂os by艂 pe艂en sarkazmu.

Marcie wzi臋艂a g艂臋boki oddech. 呕al chwyci艂 j膮 za gard艂o. Zacisn臋艂a nerwowo r臋ce. Zasta艂 jaz Jackiem. To, co mia艂a mu do powiedzenia, stawa艂o si臋 jeszcze trudniejsze.

Nie kochali艣my si臋. Przysi臋gam ci, Clifford, 偶e m贸wi臋 prawd臋.

Ale ci臋 kusi艂o.

Tak 鈥 powiedzia艂a cicho p艂aczliwym g艂osem.

Clifford zerwa艂 si臋 z krzes艂a tak energicznie, 偶e Marcie by艂a zaskoczona. Podszed艂 do okna.

To chyba jest dla mnie wystarczaj膮ca odpowied藕. Zatrzymaj pier艣cionek, Marcie. Kupi艂em go dla ciebie. Nie wiem, jak b臋dzie si臋 czu艂 tamten facet, kiedy b臋dziesz go nosi艂a, ale mam nadziej臋, 偶e b臋dziesz.

Nie b臋dzie tym zachwycony.

Ramiona Clifforda napi臋艂y si臋.

Nie przypuszczam, 偶eby by艂. Ja bym sobie nie 偶yczy艂, 偶eby moja 偶ona nosi艂a pier艣cionek od innego m臋偶czyzny.

Nie zrozum mnie 藕le. Naprawd臋 zamierzam nosi膰 ten pier艣cionek.

Clifforda roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

Zawsze by艂a艣 upart膮 kobiet膮. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do niej twarz膮. Przygl膮da艂 jej si臋 tak, jakby chcia艂 zapami臋ta膰 rysy twarzy. 鈥 Kocham ci臋, Marcie. Od samego pocz膮tku wiedzia艂em, 偶e ci臋 strac臋. Jeste艣 dla mnie zbyt dobra. Nie dziwi臋 si臋, 偶e kochasz tamtego faceta.

Nie dziwisz si臋? 鈥 Nie mia艂a zamiaru p艂aka膰. Zdziwi艂a si臋, kiedy 艂zy nabieg艂y jej do oczu i zacz臋艂y sp艂ywa膰 po policzkach.

Marcie?

Jeste艣 idiot膮, Cliffordzie Cradmenie! 鈥 wrzasn臋艂a. Idiot膮! Nie wiesz, co ze mnie za kobieta! Takim kobietom nie daje si臋 pier艣cionk贸w z diamentem.

Clifford by艂 przera偶ony.

Marcie wsta艂a, nie wiedz膮c czemu. Nie chcia艂a wychodzi膰, zacz臋艂a wi臋c drepta膰 przed starym pianinem.

Nie wa偶 si臋 m贸wi膰, 偶e nie jeste艣 dla mnie wystarczaj膮co dobry. Jest odwrotnie. 鈥 Obj臋艂a si臋 r臋kami w pasie. 鈥 W moim 偶yciu by艂o tylu m臋偶czyzn, 偶e nie potrafi艂abym zliczy膰. Kocha艂am si臋 z tyloma facetami, 偶e w ko艅cu przesta艂am kocha膰 sam膮 siebie.

Clifford wpatrywa艂 si臋 w ni膮 bez s艂owa.

Przez lata 偶y艂am w przekonaniu, 偶e m臋偶czyznom potrzeba jedynie mi艂o艣ci dobrej kobiety, 偶eby si臋 zmienili. Nie by艂am na tyle m膮dra, 偶eby wiedzie膰, 偶e kiedy zanurza艂am si臋 w oceanie, ratuj膮c ton膮cego m臋偶czyzn臋, ryzykowa艂am, 偶e razem z nim p贸jd臋 na dno. 鈥 Poci膮gn臋艂a nosem i zadar艂a g艂ow臋. Otar艂a 艂zy z policzk贸w i usiad艂a na sto艂ku do pianina. Opar艂a r臋ce na klapie z wypolerowanego drewna.

D艂ugo trwa艂o, zanim zrozumia艂am, 偶e kiedy m臋偶czyzna mnie bi艂, a potem twierdzi艂, 偶e nie ma poj臋cia, dlaczego go utrzymuj臋, to wiedzia艂, co m贸wi.

M臋偶czyzna ci臋 bi艂?

Bo to jeden? Wolno si臋 ucz臋.

A ten, z kt贸rym by艂a艣 dzi艣 wieczorem? Uderzy艂 ci臋 kiedy艣? 鈥 Clifford, zacisn膮艂 pi臋艣ci.

Jack? Nie, nigdy.

Clifford odetchn膮艂.

To dobrze.

Nie rozumiesz, Clifford? 鈥 Nie mog艂a zapanowa膰 nad emocjami. Rozp艂aka艂a si臋.

Co mam rozumie膰? Kim jeste艣? Wiedzia艂em o tym od razu, Marcie.

Wpatrywa艂a si臋 w niego, niepewna, czy dobrze zrozumia艂a.

Jeste艣 ciep艂膮, wspania艂膮, kochaj膮c膮 kobiet膮.

Parskn臋艂a.

Nie s艂ysza艂e艣, co powiedzia艂am? Prze偶y艂am wiele z m臋偶czyznami, Clifford. Nie ko艅cz膮cych si臋, nudnych historii z wieloma facetami.

C贸偶, wszyscy maj膮 jakie艣 prze偶ycia, prawda? O twoich dowiedzia艂em si臋 dawno temu.

Naprawd臋?

Odwr贸ci艂 od niej wzrok i lekko wzruszy艂 ramionami.

Znalaz艂o si臋 wielu tak zwanych przyjaci贸艂, kt贸rzy powiedzieli mi, 偶e cieszysz si臋 pewn膮 reputacj膮.

Marcie zamkn臋艂a oczy, bo zrobi艂o jej si臋 niedobrze.

Poza jednym jedynym razem nigdy nie pr贸bowa艂e艣 zaci膮gn膮膰 mnie do 艂贸偶ka.

Wiesz dlaczego, Marcie? Bo dla mnie zawsze by艂a艣 dam膮. Nigdy nie da艂a艣 mi powodu, 偶ebym my艣la艂 inaczej. By艂em dumny, 偶e mog臋 si臋 z tob膮 spotyka膰. Masz w sobie du偶o ciep艂a i jeste艣 weso艂a. Przynosi艂a艣 mi rado艣膰. Czas, kt贸ry z tob膮 dzieli艂em, by艂 najlepszym czasem w moim 偶yciu.

Jeste艣 idiot膮.

Dlatego, 偶e ci臋 kocham? Nie s膮dz臋. Bardzo wiele dla mnie znaczy to, 偶e przysz艂a艣 zawiadomi膰 mnie, 偶e odchodzisz z tym facetem. Nie mam o to pretensji. On da ci o wiele wi臋cej, ni偶 ja m贸g艂bym kiedykolwiek ci da膰.

Nie mog艂a uwierzy膰 w to, co m贸wi艂 Clifford.

Widzisz, kocham ci臋 i dlatego musz臋 si臋 pogodzi膰 z twoj膮 decyzj膮.

Cliffordzie Cradmen, kocham ci臋. To za ciebie chc臋 wyj艣膰, nie za Jacka Kellera. Za ciebie.

Za mnie? 鈥 Zmru偶y艂 oczy, jakby nie by艂 pewien, czy powinien uwierzy膰. 鈥 Przysz艂a艣 tutaj, 偶eby mi powiedzie膰, 偶e chcesz za mnie wyj艣膰?

Podesz艂a do Clifforda i stan臋艂a naprzeciw niego, spogl膮daj膮c gro藕nie.

Nawet nie my艣l o tym, 偶eby zmieni膰 zdanie.

Zmieni膰 zdanie? Ja... jeste艣 pewna?

Jestem tego bardziej pewna ni偶 czegokolwiek innego.

Ale...

Nie szukaj wym贸wek, nie wykr臋cisz si臋. Jasne?

Tak, ale... 鈥 Jego oczy rozb艂ys艂y z rado艣ci.

Ca艂e 偶ycie czeka艂am na takiego dobrego m臋偶czyzn臋, jak ty.

U艣miechaj膮c si臋 szeroko, posadzi艂 Marcie na kolanach.

Szalej臋 za tob膮, Marcie. Nawet nie masz poj臋cia, jak cholernie trudno nie kocha膰 si臋 z tob膮.

Mamy na to mn贸stwo czasu. 鈥 Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋.

Ca艂e 偶ycie 鈥 powiedzia艂 Clifford, ca艂uj膮c tak 艂akomie, 偶e zabrak艂o jej tchu.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego, bo wiedzia艂a, 偶e b臋d膮 razem szcz臋艣liwi. Bardzo szcz臋艣liwi.



Rozdzia艂 38.


Ten tydzie艅 by艂 najd艂u偶szy w 偶yciu Letty. Siedzia艂a przy telefonie, podnosi艂a s艂uchawk臋, gdy dzwoni艂, i czeka艂a na jak膮艣 wiadomo艣膰 o Murphym. Niewa偶ne od kogo. Od Jacka Kellera. Od ojca Alfaro. A nawet od samego kapitana Norte.

Nie wiedzia艂a nic i to doprowadza艂o j膮 prawie do szale艅stwa. Nie spa艂a i nie mia艂a apetytu. Brak wiadomo艣ci nie by艂 dobr膮 wiadomo艣ci膮. Nie mia艂a informacji o Murphym, a rozpaczliwie chcia艂a wiedzie膰, co si臋 z nim sta艂o.

Nie mog艂a d艂u偶ej znie艣膰 oczekiwania. Zacz臋艂a dzia艂a膰. Uda艂a si臋 tam, gdzie mogli udzieli膰 jej informacji 鈥 do siedziby CIA w Waszyngtonie.

Zmarnowa艂a prawie dwa dni, 偶eby si臋 przedrze膰 przez biurokratyczn膮 d偶ungl臋. Musia艂a wrzeszcze膰, 偶eby kto艣 zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋. Mia艂a nadziej臋, 偶e powiedz膮 jej wszystko, 偶eby tylko si臋 od niej uwolni膰. Trzeciego ranka zaprowadzono j膮 do biura agenta Kena Kempera.

Panna Madden.

Zaprosi艂 j膮 do swojego gabinetu, stan膮艂 za biurkiem i wskaza艂 jej miejsce.

Sam r贸wnie偶 usiad艂 i wzi膮艂 plik dokument贸w.

Szuka pani informacji o wielebnym Luke鈥檜 Maddenie i najemnym 偶o艂nierzu o nazwisku Shaun Murphy.

Zgadza si臋. 鈥 Z艂o偶y艂a race i czeka艂a. Zorientowa艂a si臋 ju偶, 偶e im mniej m贸wi, tym lepiej.

Czy wielebny Madden to pani brat?

Tak.

Misjonarz z Zarcero?

Zgadza si臋.

A dlaczego interesuje si臋 pani Murphym?

Wynaj臋艂am go, 偶eby odnalaz艂 mojego brata 鈥 odpowiedzia艂a rzeczowo.

Rozumiem. 鈥 Zacisn膮艂 usta, wyra偶aj膮c dezaprobat臋.

Milcza艂a. Nie b臋dzie si臋 t艂umaczy艂a, dlaczego zatrudni艂a Murphy鈥檈go. Rz膮d federalny nie da艂 jej wyboru. Zrobi艂a wszystko, co mog艂a, 偶eby sk艂oni膰 w艂adze do interwencji. Zbyli j膮, wi臋c musia艂a sama zacz膮膰 dzia艂a膰.

Czy wynaj臋cie Murphy鈥檈go by艂o m膮drym posuni臋ciem?

A co mia艂am zrobi膰? 鈥 Straci艂a cierpliwo艣膰. 鈥 B艂aga艂am i prosi艂am, 偶eby nasze w艂adze pomog艂y mi odnale藕膰 Luke鈥檃.

Z pewno艣ci膮 rozumie pani, 偶e to by艂o niemo偶liwe.

Bez przerwy mi to powtarzano. Dlatego wynaj臋艂am Murphy鈥檈go. 鈥 Zadar艂a dumnie podbr贸dek. Nie da si臋 zbi膰 z tropu.

I znalaz艂a pani brata?

Letty 艣cisn臋艂o si臋 gard艂o.

Jestem prawie pewna, 偶e zosta艂 zabity. 鈥 Trudno jej by艂o wypowiedzie膰 te s艂owa. 鈥 Nie mam 偶adnego dowodu, ale obawiam si臋, 偶e dla Luke鈥檃 nie ma ju偶 nadziei.

Agent spu艣ci艂 wzrok.

My r贸wnie偶 jeste艣my przekonani, 偶e pani brat zosta艂 zamordowany.

Milcza艂a, dop贸ki skurcz w gardle ust膮pi艂.

Skoro macie wiadomo艣ci o losie mojego brata, musicie wiedzie膰, co si臋 dzieje z Murphym. Wasi ludzie maj膮 swoje sposoby, 偶eby si臋 tego dowiedzie膰. 鈥 Zacisn臋艂a z臋by. 鈥 Daj臋 s艂owo, 偶e je偶eli pan mi nic nie powie, narobi臋 takiego rabanu, jakiego jeszcze nie widzieli艣cie.

Wi臋kszego ni偶 zd膮偶y艂a ju偶 pani narobi膰?

Tak 鈥 odpar艂a z w艣ciek艂o艣ci膮.

Ach...

Prosz臋 mi powiedzie膰, co pan wie o Murphym! 鈥 wrzasn臋艂a.

Zaleg艂a mi臋dzy nimi pe艂na napi臋cia cisza.

Je偶eli mog臋 pani膮 na moment przeprosi膰...

Nie. Prosz臋 mi powiedzie膰.

Zawaha艂 si臋, a potem nacisn膮艂 przycisk na swoim telefonie.

Przy艣lijcie agenta Mosera.

Po pi臋ciu minutach pojawi艂 si臋 drugi m臋偶czyzna. Wszed艂 do pokoju, poda艂 r臋k臋 Letty i usiad艂 na krze艣le obok niej.

To, co pani powiemy, nie mo偶e wyj艣膰 poza to pomieszczenie 鈥 ostrzeg艂 Kemper.

Narazi艂oby to niewinnych ludzi na niebezpiecze艅stwo 鈥 doda艂 Moser. Zrozumia艂a pani?

Letty pokiwa艂a g艂ow膮.

M臋偶czy藕ni wymienili spojrzenia, jakby podejmowali decyzj臋, kto przeka偶e jej informacj臋.

Dostali艣my wiadomo艣膰 o pani przyjacielu.

Tak? 鈥 Zasch艂o jej w gardle ze zdenerwowania.

Obawiam si臋, 偶e nie jest dobra. 鈥 Drugi m臋偶czyzna poprawi艂 okulary, kt贸re zjecha艂y mu na czubek nosa.

Tak my艣la艂a. Inaczej Murphy sam by si臋 z ni膮 skontaktowa艂.

Nie 偶yje? 鈥 spyta艂a. 鈥 Tylko to chc臋 wiedzie膰.

Obawiam si臋, 偶e tak.

Letty zamkn臋艂a oczy i poczu艂a, 偶e serce w niej zamiera.

Bardzo nam przykro, panno Madden 鈥 powiedzia艂 艂agodnie Kemper.

Chyba z艂apali go na lotnisku? 鈥 Agent Moser zada艂 retoryczne pytanie.

Letty pokiwa艂a g艂ow膮. Wi臋c to by艂a prawda, a nie jakie艣 majaki.

Zosta艂 wzi臋ty do niewoli i skazany nast臋pnego dnia. Najprawdopodobniej go powieszono.



Rozdzia艂 39.


Letty siedzia艂a na ganku w p贸艂mroku ch艂odnego wieczoru. 艁uska艂a groch i przygl膮da艂a si臋 g臋stym chmurom, kt贸re sun臋艂y po ciemnoniebieskim teksa艅skim niebie. Miesi膮c temu wr贸ci艂a z Waszyngtonu. Od tamtej pory nie kontaktowa艂a si臋 z Jackiem Kellerem. Nie mia艂a od niego 偶adnych wiadomo艣ci, ale ju偶 zna艂a odpowied藕. Nie by艂o 偶adnej nadziei. Straci艂a brata. Straci艂a te偶 Murphy鈥檈go.

Kiedy艣 b臋dzie mog艂a ogl膮da膰 zach贸d s艂o艅ca bez rozdzieraj膮cego b贸lu w sercu. Kiedy艣 si臋 pozbiera. Czas jest najlepszym lekarzem i najlepszym pocieszycielem.

Slim wpada艂 co wiecz贸r przez dwa tygodnie. Martwi艂 si臋 o ni膮 i kocha艂 na sw贸j spos贸b. Letty docenia艂a jego trosk臋 i przyja藕艅. Mimo to delikatnie poprosi艂a go, 偶eby nie przychodzi艂.

Nie wr贸ci艂a do pracy na poczcie. Nie zdecydowa艂a jeszcze, czy w og贸le wr贸ci do pracy. Pewn膮 pociech臋 przynosi艂a jej praca w ogrodzie. 呕y艂a z dnia na dzie艅, bez oczekiwa艅 i bez plan贸w. Dosz艂a do wniosku, 偶e taki tryb 偶ycia pomo偶e jej szybciej wr贸ci膰 do siebie. Tego w艂a艣nie potrzebowa艂a.

Najbardziej lubi艂a siedzie膰 wieczorami i ch艂on膮膰 pi臋kno zachodu s艂o艅ca, wspominaj膮c dni sp臋dzone z Murphym w d偶ungli Ameryki 艢rodkowej. W przysz艂o艣ci chcia艂a cieszy膰 si臋 z tego, 偶e go kocha艂a, a nie piel臋gnowa膰 w sobie 偶al z powodu jego 艣mierci.

Mimo 偶e straci艂a brata, mia艂a w sobie kruchy spok贸j. B贸l wdar艂 si臋 w ni膮 g艂臋boko. Straci艂a tylu kochanych ludzi. Od kiedy sko艅czy艂a pi臋膰 lat, nie mia艂a matki. Babcia umar艂a, kiedy mia艂a jedena艣cie lat, a 艣mier膰 ojca prze偶y艂a jako m艂oda kobieta. Jej brat bli藕niak... Bez w膮tpienia najbardziej prze偶y艂a t臋 strat臋.

Pogodzi艂a si臋 ze 艣mierci膮 Luke鈥檃. Zrobi艂a wszystko, co w ludzkiej mocy, 偶eby go uratowa膰, dotrze膰 do niego na czas. Zanim wyruszy艂a na poszukiwanie brata, ostrzegano j膮, by przygotowa艂a si臋 na najgorsze. Mimo to nie chcia艂a porzuci膰 nadziei.

呕adne psychiczne przygotowania nie mog艂y oswoi膰 Letty z my艣l膮 o 艣mierci Luke鈥檃. By艂a przekonana, 偶e Luke prosi艂 Boga, 偶eby go zabra艂 z jakiego艣 wa偶niejszego powodu. Jego 艣mier膰, tak jak ca艂e 偶ycie, by艂a odpowiedzi膮 na modlitw臋. Mimo 偶e bardzo chcia艂a, nie czu艂a 偶alu z tego powodu.

Bardziej op艂akiwa艂a Murphy鈥檈go. Za Murphym b臋dzie t臋skni艂a. Kiedy go pokocha艂a, odnalaz艂a nieoczekiwan膮 rado艣膰. Ta mi艂o艣膰 by艂a niespodziank膮 w jej 偶yciu.

Zakochali si臋 w sobie nie艣wiadomie. Letty z pocz膮tku uwa偶a艂a, 偶e Murphy jest wulgarny i nieprzyzwoity. Wychodzi艂 z siebie, 偶eby j膮 zaszokowa膰 i zdenerwowa膰, ale to by艂a tylko gra. Wewn膮trz by艂 jednym z najwra偶liwszych i najrozs膮dniejszych m臋偶czyzn, jakich zna艂a.

Zachowa艂a wspomnienie Murphy鈥檈go bawi膮cego si臋 w Questo z dzie膰mi. 呕a艂owa艂a, 偶e nigdy nie b臋dzie m贸g艂 baraszkowa膰 i 艣mia膰 si臋 z ich dzie膰mi.

Ujawni艂 ludzkie uczucia, kiedy przytula艂 j膮 i pociesza艂, kiedy omal nie zgwa艂cono jej w Siguierres. Chwile w jego ramionach zachowa w sercu na d艂ugie lata. By艂a naiwn膮 idiotk膮, 偶e zwolni艂a Murphy鈥檈go, kiedy zobaczy艂a go z kobiet膮 w knajpie. Teraz wiedzia艂a, 偶e kierowa艂a ni膮 zazdro艣膰. Jej serce musia艂o ju偶 wtedy wiedzie膰.

U艣miechn臋艂a si臋. Dzi臋ki Murphy鈥檈mu tyle si臋 o sobie dowiedzia艂a... Nigdy nie zapomni tych lekcji.

W oddali dostrzeg艂a przybli偶aj膮c膮 si臋 ciemn膮 plam臋 i westchn臋艂a. Pewnie znowu Slim. To, 偶e nie spuszcza z niej oka, nie zmieni jej uczu膰 do niego. Ale on nie przyjmowa艂 tego do wiadomo艣ci.

Ale to nie ci臋偶ar贸wka Slima jecha艂a piaszczyst膮 drog膮, kt贸ra 艂膮czy艂a jej dom z autostrad膮.

Letty odstawi艂a na bok misk臋 z grochem, wsta艂a i opar艂a r臋k臋 o kolumn臋 ganku. Zamruga艂a oczami, a jej serce zacz臋艂o szybciej bi膰, kiedy m臋偶czyzna zacz膮艂 by膰 widoczny. Pozna艂a tego cz艂owieka, jedynego, kt贸rego kocha艂a nad 偶ycie.

Murphy鈥檈go.

Serce wali艂o jej jak m艂otem, t艂uk膮c o 偶ebra. Ostatnio du偶o o nim my艣la艂a. Nic dziwnego, 偶e jej wyobra藕nia zacz臋艂a dzia艂a膰. Chyba mia艂a halucynacje.

Ci臋偶ar贸wka zatrzyma艂a si臋, ale wizja nie znika艂a. Drzwi kabiny otworzy艂y si臋 i wysiad艂 z niej Murphy.

Nie wiedzia艂a, czy wierzy膰 swoim oczom. Spragnione widoku Murphy鈥檈go zmierzy艂y go od ciemnych, g臋stych, kr贸tko obci臋tych w艂os贸w do kowbojskich but贸w.

Stan膮艂 przed schodami, a k膮ciki jego ust unios艂y si臋 w leniwym, powolnym u艣miechu. St臋skniony wzrok pobieg艂 ku niej. Jego oczy promienia艂y mi艂o艣ci膮. Letty zrozumia艂a, 偶e to nie sen ani zjawa. To by艂 Murphy, ca艂y i zdrowy.

Z gard艂a wyrwa艂 jej si臋 zduszony krzyk. Niemal sfrun臋艂a z ganku wprost w jego ramiona.

Z艂apa艂 j膮, odchyli艂 g艂ow臋 i roze艣mia艂 si臋.

Przez chwil臋 si臋 zastanawia艂em, czy pami臋tasz, kim jestem.

Murphy... och, Murphy. 鈥 Nie daj膮c mu czasu na wyja艣nienia czy odpowied藕, nieprzerwanie obsypywa艂a poca艂unkami jego twarz. Nie przejmowa艂a si臋 tym, gdzie l膮duj膮 jej usta. Liczy艂o si臋 tylko to, 偶e by艂a przy nim, ca艂owa艂a go. Rozkoszowa艂a si臋 tym, 偶e Murphy 偶yje.

Letty, Letty kochana. 鈥 Wymrucza艂 jej imi臋, obj膮艂 j膮 w talii i uni贸s艂 kilka centymetr贸w nad ziemi臋. Ukry艂a twarz w zag艂臋bieniu jego szyi i westchn臋艂a gwa艂townie.

Kocham ci臋 tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo 鈥 powtarza艂a bez przerwy.

Ja te偶 ci臋 kocham. 鈥 Uj膮艂 jej twarz w d艂onie. Pie艣ci艂 j膮 ustami i j臋zykiem, a偶 oboje zacz臋li dr偶e膰 i przywarli do siebie.

Letty czu艂a, 偶e Murphy niech臋tnie oderwa艂 wargi od jej ust. U艣miechn膮艂 si臋 i pog艂adzi艂 kciukami jej policzki, wilgotne od 艂ez, kt贸rych nie by艂a 艣wiadoma.

My艣la艂am, 偶e nie 偶yjesz 鈥 oznajmi艂a, kiedy ju偶 mog艂a si臋 odezwa膰.

Usiedli na schodach, przytuleni do siebie.

Kto ci tak powiedzia艂?

CIA.

Cichy 艣miech Murphy鈥檈go sprawi艂, 偶e kosmyk w艂os贸w Letty zsun膮艂 si臋 na skro艅.

Musisz si臋 nauczy膰 jednej rzeczy, kochanie. Nie nale偶y wierzy膰 w艂adzom.

Ale widzia艂am, jak ci臋 zastrzelili... a przynajmniej tak mi si臋 wydawa艂o.

Nie mog艂a艣 wiele zapami臋ta膰.

Strzelili do ciebie, tak?

Zawaha艂 si臋.

Tak. Kilka razy.

Westchn臋艂a i chcia艂a natychmiast obejrze膰 blizny, ale Murphy j膮 powstrzyma艂.

Wszystko w porz膮dku.

Wiem, ale...

Hej, jestem tu, prawda? Dzi臋ki Jackowi i kilku naszym przyjacio艂om.

To Jack Keller ci臋 znalaz艂? 鈥 Zawsze b臋dzie wdzi臋czna przyjacielowi Murphy鈥檈go. Znajdzie spos贸b, 偶eby mu to wynagrodzi膰.

Opowiedz mi wszystko. Musz臋 wiedzie膰. Czego si臋 dowiedzia艂e艣 o Luke鈥檜? Nie ukrywaj przede mn膮 niczego.

Poca艂owa艂 j膮. D艂ugo trzyma艂 wargi na jej ustach. Chcia艂 poczu膰 jej smak, zanim odpowie.

Najpierw ci臋 postrzelili, a potem zaprowadzili do kapitana Norte, tak?

Zesztywnia艂, a potem skin膮艂 g艂ow膮.

Tak.

Czy oni ci臋... torturowali?

Powiedzmy, 偶e Norte by艂 bardzo zadowolony, 偶e mnie widzi, ale w艣ciek艂y, 偶e mnie postrzelono. Sam chcia艂 mnie zabi膰. Wygl膮da艂o na to, 偶e umr臋 i nie dostarczeniu tej przyjemno艣ci. Nie zamierza艂 u艂atwia膰 mi 艣mierci. Chcia艂, 偶ebym najpierw odcierpia艂 za sw贸j b艂膮d.

Letty zesztywnia艂a. Wiedzia艂a, 偶e musia艂 znosi膰 straszny b贸l.

Dwie rany na plecach uratowa艂y mi 偶ycie.

Jak?

Wrzucono mnie do wi臋zienia.

Bez opieki lekarskiej? To przest臋pstwo, nieludzkie... Ale czego si臋 mo偶na spodziewa膰 po rebeliantach?

Uratowa艂a mi 偶ycie kobieta o imieniu Rosita.

Przyjaci贸艂ka Luke鈥檃, kobieta, kt贸r膮 Letty chyba widzia艂a w San Paulo.

Musia艂a mie膰 kogo艣 znajomego, kt贸ry zgodzi艂 si臋 wpu艣ci膰 j膮 do wi臋zienia. Przysz艂a do mnie, bo chcia艂a znale藕膰 ciebie. 鈥 Zawaha艂 si臋 i dotkn膮艂 d艂o艅mi jej twarzy. 鈥 Mia艂a艣 racj臋. Luke nie 偶yje. Przykro mi, kochanie. Zrobi艂bym wszystko, 偶eby ci tego oszcz臋dzi膰.

Jak? 鈥 Z trudem wypowiedzia艂a to s艂owo.

Rosita jest przekonana, 偶e umar艂 spokojnie we 艣nie, ale nie jest tego pewna.

Murphy obj膮艂 mocno Letty.

Dowiedzia艂 si臋, 偶e jeste艣my w Zarcero. Poprosi艂 Rosit臋, 偶eby zrobi艂a, co mo偶e, 偶eby ci臋 odnale藕膰.

艁zy nap艂yn臋艂y do oczu Letty. Nawet kiedy jego 偶ycie wisia艂o na w艂osku, Luke by艂 my艣lami przy niej.

Ona kocha艂a twojego brata.

Wiem 鈥 powiedzia艂a cichym, dr偶膮cym g艂osem. Chocia偶 Luke nie wyjawi艂 siostrze swoich uczu膰 do Rosity, Letty wiedzia艂a w g艂臋bi duszy, 偶e podziela艂 jej mi艂o艣膰.

Murphy przyci膮gn膮艂 Letty bli偶ej.

Pewnie bym umar艂, gdyby Jack i inni nie przybyli w por臋. Chyba si臋 nie zmartwisz, kiedy ci powiem, 偶e Norte nie 偶yje? Nie藕le by by艂o, gdybym to ja go za艂atwi艂, ale Jack mnie uprzedzi艂. Ja nie mog艂em nawet ruszy膰 r臋k膮.

Przez te d艂ugie, samotne tygodnie Letty by艂a zrozpaczona. Wierzy艂a w najgorsze i cierpia艂a.

Dlaczego tak d艂ugo zwleka艂e艣, 偶eby do mnie przyjecha膰?

Nie mog艂em wcze艣niej, kochanie. By艂o ze mn膮 krucho, zanim Deliverance Company nie wywioz艂a mnie z San Paulo. 鈥 Odgarn膮艂 jej w艂osy z karku i poca艂owa艂 w szyj臋. Podni贸s艂 wzrok, 偶eby spojrze膰 jej w oczy, i zauwa偶y艂 naszyjnik.

Nosisz go.

Przecie偶 to m贸j pier艣cionek zar臋czynowy, pami臋tasz?

Zar臋czynowy? To my jeste艣my zar臋czeni?

O艣wiadczy艂e艣 mi si臋. 鈥 Niezbyt cieszy艂a si臋 z faktu, 偶e najwyra藕niej o tym zapomnia艂.

Poprosi艂em ci臋 o r臋k臋? Ja? Chyba 偶artujesz. 鈥 Przygl膮da艂 si臋 jej badawczo. 鈥 Mam szczer膮 nadziej臋, 偶e nie potraktowa艂a艣 tego powa偶nie.

Najpowa偶niej na 艣wiecie. S艂uchaj, Shaunie Murphy. Mo偶e i ucierpia艂e艣 w Zarcero, ale to jest nic w por贸wnaniu z tym, co ci zrobi臋, je偶eli zmieni艂e艣 zdanie.

Roze艣mia艂 si臋 i zmierzwi艂 jej w艂osy.

W przeciwie艅stwie do niekt贸rych znanych mi ludzi, dotrzymuj臋 s艂owa.

Sugerujesz, 偶e ja nie dotrzymuj臋? Nagle umilk艂a. 鈥 Czy... chodzi ci o nasz膮 umow臋?

Mam zamiar odebra膰 swoj膮 nale偶no艣膰.

Obj臋艂a go ramionami za szyj臋, westchn臋艂a g艂o艣no i przycisn臋艂a g艂ow臋 do jego piersi.

A ja mam zamiar ci j膮 da膰.



Epilog


Letty sta艂a na ganku, oparta o drewnian膮 por臋cz. Wpatrywa艂a si臋 w nocne niebo, oczarowana milionem migocz膮cych gwiazd. Ksi臋偶yc w pe艂ni niczym stra偶nik czuwa艂 nad ziemi膮.

Chcia艂a wierzy膰, 偶e Luke spogl膮da na ni膮 z g贸ry i u艣miecha si臋 do niej z jednej z tych gwiazd. Nie mog艂a spa膰, my艣lami by艂a przy bracie.

Przed miesi膮cem dosta艂a niespodziewanie list od Luke鈥檃. Napisa艂 go niemal przed rokiem. Rosita za艂膮czy艂a notk臋, 偶e t臋 kopert臋 znaleziono w biurze komendanta Faqueza kr贸tko po tym, jak w Zarcero w艂adz臋 obj膮艂 znowu legalny rz膮d.

Letty przeczyta艂a go niesko艅czon膮 ilo艣膰 razy. Zna艂a go ju偶 na pami臋膰.

Moja najdro偶sza Letty!

Przykro mi, 偶e pisz臋, 偶eby Ci powiedzie膰, 偶e zanim przeczytasz ten list, ja nie b臋d臋 偶y艂. Kilka dni temu stan膮艂em przed s膮dem, kt贸ry oskar偶y艂 mnie o zbrodnie pope艂nione przeciwko narodowi Zarcero. Proces i to, co sta艂o si臋 z tym krajem, g艂臋boko mnie zasmuca, ale nic nie mog臋 na to poradzi膰.

Nie op艂akuj mnie, Letty. Odchodz臋 z tego 艣wiata, wierz膮c, 偶e wype艂ni艂em wol臋 Bo偶膮. Jednak odchodz臋 nie bez 偶alu. Jest w tym tyle ironii. Po raz pierwszy w 偶yciu jestem prawdziwie, g艂臋boko zakochany. Moje nadzieje na przysz艂o艣膰 przepad艂y, bo B贸g wezwa艂 mnie do wi臋kszych dzie艂.

Znam Ci臋, Letty, prawie tak dobrze, jak siebie samego. Prosz臋 Ci臋, nie b膮d藕 rozgoryczona. Wybacz moim oprawcom. Odchodz臋, ale obiecuj臋, 偶e nigdy nie b臋dziesz sama. Moja mi艂o艣膰 zawsze b臋dzie z Tob膮.

B臋d臋 przy Tobie w najczarniejszych chwilach i w godzinach najwi臋kszej rado艣ci. 呕o艂nierze mog膮 odebra膰 mi 偶ycie i wszystko, co mam, ale nic nie jest w stanie zniszczy膰 blisko艣ci, jaka nas 艂膮czy艂a.

Kiedy byli艣my dzie膰mi, czasami twierdzi艂a艣, 偶e czujesz, 偶e co艣 mi jest. Nigdy nie by艂em pewien, co my艣le膰 o tym Twoim dziwnym 鈥瀘dczuciu鈥. Zawstydzony przyznaj臋, 偶e Ci nie wierzy艂em. Teraz Ci臋 rozumiem, bo sam to czuj臋. W stosunku do Ciebie. B贸g ma wzgl臋dem Ciebie wspania艂e plany, Letty. Czekaj膮 Ci臋 niesamowite przygody. Mog臋 Ci臋 opu艣ci膰, bo w g艂臋bi duszy wiem, 偶e znajdziesz szcz臋艣cie. Nie jestem prorokiem, ale nie zdziwi艂bym si臋, gdyby艣 w ci膮gu najbli偶szych miesi臋cy wysz艂a za m膮偶. Tak bardzo chcia艂bym Ci臋 widzie膰 jako 偶on臋 i matk臋.

Zawsze by艂a艣 m膮drzejsza ode mnie. Przynajmniej lubi艂a艣 tak my艣le膰! Po raz pierwszy poznam co艣 pr臋dzej od Ciebie. Niebo. Kiedy nast臋pnym razem spojrzysz w niebo, wypatruj mnie, Letty. B臋d臋 si臋 stamt膮d u艣miecha艂 do Ciebie.

Tw贸j brat

Dziecko poruszy艂o si臋 w niej. Dotkn臋艂a r臋k膮 brzucha i u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. W ci膮gu tego ostatniego roku bez Luke鈥檃 wiele si臋 o sobie dowiedzia艂a. T臋skni艂a za nim rozpaczliwie, ale sta艂o si臋 tak, jak m贸wi艂. B贸g zamkn膮艂 jedne drzwi i szybko otworzy艂 inne. By艂a 偶on膮 i wkr贸tce mia艂a zosta膰 matk膮. Dawno porzuci艂a obawy, 偶e b臋dzie taka jak jej matka. Murphy mia艂 racj臋. W niczym jej nie przypomina艂a. To jego mi艂o艣膰 sprawi艂a, 偶e zrozumia艂a to, co dawno powinna by艂a wiedzie膰.

Oszklone drzwi otworzy艂y si臋.

Letty?

Jestem tutaj. 鈥 Spojrza艂a przez rami臋 na m臋偶a.

Murphy stan膮艂 obok.

Nie mo偶esz spa膰?

My艣la艂am o Luke鈥檜.

Obj膮艂 jaw talii i przycisn膮艂 d艂onie do jej zaokr膮glonego brzucha.

Nie zna艂em go, ale by艂bym dumny, gdybym m贸g艂 go nazwa膰 przyjacielem.

Luke kr臋ci艂by g艂ow膮 z niedowierzaniem, widz膮c nas dwoje. 鈥 Pomy艣la艂a o tym, jak zmieni艂a ich mi艂o艣膰.

Mam wra偶enie, 偶e tw贸j brat o mnie wiedzia艂.

Letty westchn臋艂a.

Chyba tak.

Luke mia艂 racj臋. By艂a naprawd臋 szcz臋艣liwa. Murphy opu艣ci艂 Deliverance Company. Otworzy艂 agencj臋 ochroniarsk膮. Mia艂 tyle zlece艅, 偶e nie nad膮偶a艂 z prac膮.

A co z Jackiem? 鈥 Pomy艣la艂a o firmie i o propozycji, jak膮 z艂o偶y艂 mu Murphy. 鈥 B臋dzie dla ciebie pracowa艂?

Murphy poca艂owa艂 j膮 w kark.

Chyba si臋 na to nie zanosi. 鈥 Wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze. 鈥 Gdybym go nie zna艂, powiedzia艂bym, 偶e si臋 zakocha艂.

A co w tym dziwnego? Przecie偶 ty te偶 si臋 zakocha艂e艣?

Tak, ale ja mam 偶on臋, a Jack 鈥 nie. Od kilku miesi臋cy jest w paskudnym nastroju. Z w艂asnego do艣wiadczenia wiem, 偶e kiedy facet marnieje w oczach, przyczyn膮 jest zwykle kobieta.

Letty nie mog艂a si臋 nie zgodzi膰 z tym stwierdzeniem. Chyba mia艂 racj臋.

Pozbiera si臋.

Tak? 鈥 Murphy zachichota艂. 鈥 A sk膮d to wiesz?

Nie wiem na pewno, ale chc臋 dla niego dobrze. 鈥 Wiele zawdzi臋cza艂a przyjacielowi Murphy鈥檈go i chcia艂a, 偶eby by艂 szcz臋艣liwy.

Wracamy do 艂贸偶ka? 鈥 Ziewn膮艂 g艂o艣no.

Tak. 鈥 Razem weszli do domu.

Odwr贸cili si臋 jeszcze i zobaczyli, jak spadaj膮ca gwiazda zostawia na czarnym niebie ognisty szlak.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Debbie Macomber Noc i dzie艅
Debbie Macomber Noc i dzie艅
Macomber Debbie Najemnicy Noc i dzie艅
Macomber Debbie Noc i dzie艅
Macomber Debbie Najemnicy 02 Noc i dzien
Macomber Debbie Deliverance Company 02 Noc i dzie艅 (1996) Shaun&Letty
W ka偶d膮 noc i dzie艅, KATECHEZA DLA DZIECI, ko艣ci贸艂
noc i dzien
noc i dzien
Mazurek czekoladowy Noc i dzie艅
Najemnicy 02 Noc i dzie艅
dzien i noc,doskonalenie znanych zabaw
Macomber Debbie Jedna noc
Dzie艅 i noc
Dzie艅 - noc. Rytmy i rytmiczna organizacja czasu, rytmika w przedszkolu