In the end

In the end 18

Z głową w chmurach

Cicho zapukała do pokoju smoczycy i mazoku. Nikt nie odpowiedział - czyli jeszcze śpią. Nie musiała jeszcze ich budzić, zostały cztery godziny do odlotu... Ale nie oparła się pokusie zajrzenia do środka.

Lekko uchyliła drzwi i wsadziła w nie głowę. I natychmiast ją cofnęła, zszokowana tym, co zobaczyła. Oni spali RAZEM? Zwróciła głowę docelowo ku niebu, z powodu pewnych ograniczeń lokalowych ku sufitowi. Co tym razem wymyśliłaś? Chcesz stworzyć nową rasę, czy co? Panią Wszechrzeczy czasami trudno zrozumieć.

* * *

Kiedy się obudziła, już go nie było. Może to i dobrze? Nie miała bladego pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć. Że się w nim zakochała? Bezsens.

Spróbowała podnieść się z łóżka, ale szybko pożałowała tej decyzji. Kiedy tylko unisła główę na kilka centymetrów zaczęła ją tak boleć, że chyba na całe życie będzie miała wstręt do czegokolwiek, co zawiera alkohol. Dlaczego skutki picia odczuwa się dopiero rano... Niesprawiedliwe...

Udało jej się jednak podnieść, usiadła na brzegu łóżka. Zobaczyła obok nogi butelkę, winowajcę tego wszystkiego... Kopnęła ją tak, że rozprysła się na ścianie.

Wstała, uważając na odłamki szkła. Podeszła do barku, bo pamiętała, że oprócz alkoholi była tam butelka mineralnej. Wypiła całą na raz, od razu poczuła się lepiej.

Jakoś pokonując pulsujący ból głowy wyszła z pokoju. Z pokoju Liny i Gourry'ego można było usłyszeć rozmowy... cicho podeszła i otworzyła drzwi.

Byli tam wszyscy. Byli w dobrych humorach, wyłączając Xellosa. Wyglądał tak, jak ona się czuła. Widać mazoku też miewają kaca.

- Witamy panią zaspaną! - rześko wyglądająca Lina tylko pogorszyła jej humor - Już miałam cię budzić.

- Panienko Filio, chce panienka śniadanie? Trochę zostało...

Nie chciało jej się nic mówić, podeszła tylko do kanapy i położyła się na niej.

- Nie rozkładaj się - Vanale zrobiła współczującą minę - za pół godziny musimy się stąd wynieśc, więc... - przerwało jej pukanie do drzwi - no właśnie. To chyba rachunek.

Vanale podeszła do drzwi, i odebrała od kogoś długi pasek papieru.

Usiadła na kanapie obok Filii.

- Zobaczmy... sześćset za pokoje...czterysta jedzenie... sześć tysięcy wino....ŻE CO???!!! Kto pił wino za sześć tysięcy funtów???!!!! - rozejrzała się - Filia i Xellos!!! To nie jest niewyspanie, to jest kac!!!

Smoczyca spojrzała na Xellosa. Trochę się speszył. Ona sama zrobiła się buraczkowa.

- Skąd miałem wiedzieć, ile kosztuje?

- A trzeba było w ogóle ruszać barek??

Mazoku już chciał coś powiedzieć, ale Vanale machnęła lekceważąco ręką.

- Ech...nieważne, pieniądze rzecz nabyta... zrobię wam lepiej herbaty, wyglądacie jak...

Po chwili dostali parujące kubki herbaty.

- Dzięki - wymruczała między jednym łykiem, a drugim - To ja wzięłam to wino. Przepraszam.

- Nie przejmuj się... mamy ważniejsze sprawy na głowie niż to...Drużyna, idźcie się przebrać w te ciuchy, które kupiliście wczoraj.

* * *

Siedząc w samolocie naprawdę odczuwała ulgę. Udało jej się jakoś wsadzić ich do środka, nawet bez większych kłótni. Owszem, Lina uparła się, że nie wsiądzie, ale obietnica zapłaty, jaką otrzyma kiedy wrócą skutecznie przemówiła do jej wyobraźni.

Wyciągnęła z torebki mini mapkę Chicago, i jeszcze raz przeanalizowała wszystko, co wie o właścicielu kryształu. Podobno to dziwak, nie zadaje się z sąsiadami i dość agresywny . Ale na szczęście mieszka na przedmieściach...

Postanowiła się trochę odprężyć, w końcu czeka ją jeszcze kilka godzin lotu. Wyjęła walkmana, włożyła ulubioną kasetę... Queen zawsze ją uspokajał.

* * *

Mimo, że fotel był wygodny, siedziała strasznie sztywno. Bała się tego wielkiego metalowego czegoś. Oczywiście się do tego nie przyznawała. Nie mogła zrozumieć, jak takie wielkie i ciężkie urządzenie może unieść się w powietrze i nie spaść po kilku sekundach... widać za bardzo przyzwyczaiła się do swojego świata. Gdyby nie to, że Vanale obiecała jej złoto, w życiu nie dałaby się przekonać na wejście do hmm, jak ona to nazwała? Samolot chyba. No i teraz jest w środku... Dziwiła się ludziom naokoło, że tak spokojnie siedzą i nawet są zadowoleni...

Usłyszała ciche chrapanie...no tak, to Gourry...ten to ma dobrze, potrafi usnąc wszędzie. Też bym tak chciała.

* * *

- Panie Zelgadisie, nie uważa pan, że widok z okna jest cudowny? Chmury są takie piękne...

- Amelia...przestań mi mówić "pan"...

- Ależ nie mogę, panie Zelgadisie...to by było nieuprzejme z mojej strony! - uśmiechnęła się - Nie odpowiedział pan na moje pytanie!

- Nie widzę w chmurach nic ciekawego...

Księżnicza zrobiła zdziwioną minę.

- Tak nie można, panie Zelgadisie! Trzeba się cieszyć z piękna natury i ... - rozgadała się na dobre.

* * *

Weschnął cicho i spróbował podrapać się pod gipsem. Swędziało jak... nie przychodziło mu na myśl żadne wystarczająco niecenzuralne słowo. I bolało. A mimo to jakoś nie potrafił się gniewać na smoka. Gniewać? Nie potrafił nawet źle o niej pomyśleć... W tym momencie cieszył się, że Zellas nie żyje. Gdyby tylko się dowiedziała...jej kapłan i generał, najpotężniejszy mazoku nie będący lordem...zakochał się w ryuzoku. Zakochał...bo to chyba jest to. A zawsze był pewien, że nie jest zdolny do tak pozytywnego uczucia. Mylił się... i chyba po raz pierwszy cieszył się ze swojej pomyłki. Od razu przypomniał sobie wczorajszy wieczór...pocałunek...jaki był wtedy szczęśliwy.... Rano miał nadzieję, że to nie tylko wpływ alkoholu...ale jego nadzieje się rozwiały kiedy tylko ją zobaczył. Kiedy na niego patrzyła jej spojrzenie było takie...zimne. Nie zważał na to, że to uczucie wywyołuje bezustanny ból, jak każde pozytywne uczucie.

Nagle poczuł jakiś ciężar na prawym ramieniu. Filia? Jej głowa ześlizgnęła się z oparcia fotela na jego ramie. Był pewien, że kiedy się obudzi będzie niezadowolona... ale nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. Delikatnie odgarnął jej kosmyki włosów z twarzy i objął zdrową ręką.

* * *

Ocknęła się kiedy samolot zaczął podchodzić do lądowania. Zasnęla przy muzyce? Szybko schowała walkmana i rozejrzała się za resztą. Gourry śpi...jego to chyba ni nie obudzi... Lina panikuje, choć nie daje tego po sobie poznać. Zel i Amelia rozmawiają...dobrana parka, nie ma co... Xellos i Filia...nie, LON, co ty wyprawiasz? Znowu przytuleni... No nic, za dziesięć minut lądujemy... Spojrzała na zegarek z lokalnym czasem. Dziewiętnasta... jak dobrze pójdzie, to noc spędzi już w innym świecie... O ile wszystko pójdzie z planem, w co szczerze wątpiła. Zawsze tak jest, zwłaszcza jeżeli powodzenie zależy od tak dziwnej bandy jak ta...

----------------------------------------------------------------------------

Buech. Dlaczego ja się planu nie trzymam, może mi ktoś wytłumaczyć? Może to radość z odzyskania kompa nie pozwala mi pisać smutnych chaptów jakie miałam w planie? A wyszło mi jakieś takie łatwe, lekkie i przyjemne. Buech.

Sal

s__a__l@wp.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
In the end!
In the end
In the end
Low Temperature Differential Stirling Engines(Lots Of Good References In The End)Bushendorf
In the end 8
In the end
Kat?luna in the end
In the end
In the end 5
In the end
In the end
In the end
In the end"
In the end 7
In the end
In the end
In the end
United States Foreign Policy in the end of theth?ntury
In the end 9

więcej podobnych podstron