Student jak pies

Student jak pies, czyli "

panie, daj trójkę i skończmy tę męczarnię"

Wojciech Staszewski 01-10-2013

Wykładowcy uprawiają u nas ze studentami prostą grę: my będziemy udawali, że was uczymy, a wy będziecie udawali, że się nauczyliście.

Jak to niedostatecznie? Ja płacę i wymagam.

– Nie. Pan płaci za to, żebym ja wymagał – choć profesora Edmunda Wnuka-Lipińskiego z Collegium Civitas w Warszawie aż zatrzęsło z oburzenia, gdy student podczas egzaminu wyjechał z takim tekstem, to zdołał opanować nerwy i spokojnie udzielił mu lekcji życia w pigułce.

Co się zdarzyło w Lublinie

Dyskusja o roszczeniowym podejściu studentów do życia zaczęła się tydzień temu. Student Politechniki Lubelskiej poskarżył się w e-mailu do „Gazety Wyborczej” na oburzające zachowanie komisji egzaminacyjnej podczas obrony pracy magisterskiej:

Nie dość, że trzeba opowiedzieć o pracy, to jest się dodatkowo o nią szczegółowo dopytywanym (podczas gdy wcześniej była ona już sprawdzona i przez promotora, i przez recenzentów), a później losuje się jeszcze aż 3 pytania z bazy ponad 100 pytań.

Na Politechnice Lubelskiej dowiedzieliśmy się, jak to było.

– Co to jest budżet państwa? – zapytała komisja kandydata na magistra finansów, obecnie pracownika służb mundurowych.

– Budżet państwa jest bardzo ważny – odpowiedział.

– Nam nie chodzi o pana zdanie na temat budżetu, tylko o wyjaśnienie, co to jest – terroryzowała komisja.

– Przecież mówiłem, że on jest ważny.

I tak dalej. Magister dostał trójkę i wyszedł z egzaminu tak zły, że postanowił poskarżyć się na to całej Polsce. A cała Polska zapytała: czy studentom się w głowach poprzewracało, czy świat stanął na głowie?

Pusty rytuał

– To dla mnie symptom zmiany pokoleniowej, w której studia traktuje się jak pusty rytuał i uważa się, że prawdziwe życie zaczyna się po studiach. Za moich czasów było odwrotnie – mówi prof. Wnuk-Lipiński. – Mamy kształcić elity inteligenckie, a nie ludzi, którzy wpiszą sobie mgr do CV.

<a href="http://diff3.smartadserver.com/call/pubjumpi/7661/83718/3348/[timestamp]/?"> <img src="http://diff3.smartadserver.com/call/pubi/7661/83718/3348/[timestamp]/?" border="0" alt="" /> </a>

SMART INTERTEXT

Wykładowcy narzekają na arogancję studentów. – Niech mi pani w końcu przygotuje te trzy pytania, ja się nauczę i będziemy kwita – wypalił jeden ze studentów dr Anny Dąbrowskiej z warszawskiej Wyższej Szkoły Edukacja w Sporcie, który kilkakrotnie nie mógł zaliczyć egzaminu.

Albo na lenistwo.

Nie są przyzwyczajeni do czytania – mówi prof. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego. – Rozleniwiła ich dieta tweetowa. Nawet tekstu z „Economista” nie chce im się w całości przeczytać, nie mówiąc już o książce.

I na brak szacunku. – Pierwsze półtora miesiąca studiów poświęcam na naukę reguł. Że się nie spóźnia, że nie bawi się komórką, że nie wychodzi się do ubikacji w trakcie zajęć, bo jeśli ktoś nie jest chory, to wytrzyma 45 minut w ławce – mówi dr Dąbrowska.

Samorząd Politechniki Lubelskiej ma przeprowadzać takie szkolenia na pierwszym roku. Będzie filmik – jak tytułować doktorów, profesorów i żeby na zajęcia nie wchodzić w kurtce. Zaczynamy od elementarza.

Zaliczenie przez MMS

Maks (imię zmienione), student szkoły Koźmińskiego, przyznaje, że na każdym egzaminie pisemnym ktoś robi telefonem zdjęcia pytań i wrzuca je na grupę e-mailową, z której korzysta cały rocznik.

– Studenci są mało aktywni w szukaniu odpowiedzi. Za to skutecznie szukają pytań – zauważa dr inż. Przemysław Kupidura z Politechniki Warszawskiej. Opowiada o egzaminie, na którym co roku dawał pytanie o wartości radiometryczne i określenie ich koloru na mapie. Któregoś razu wykreślił z pytania określanie koloru – a studenci nadal to wpisywali. Mieli gotowe odpowiedzi z poprzednich lat.

Można jeszcze ostrzej. Na „Spotted: Politechnika Lubelska” studenci bez żenady dają ogłoszenia: „Jakaś chętna dusza do zarobienia $$ za zaliczenie statystyki przez kontakt MMS? Prosta akcja: ja wysyłam zadania MMS do Cb, ty je robisz i odsyłasz do mnie, ja zaliczam, ty dostajesz kasę”. Albo: „Poszukuję osoby, która

2 września pomoże napisać poprawkowy egzamin z matmy. Za uzyskanie pozytywnej oceny stawiam flaszkę”.

Młodzież staje się coraz bardziej leniwa i coraz częściej korzysta z takich metod. Po co mają się uczyć, jeśli mogą komuś zapłacić i mieć z głowy, a zaoszczędzony czas przeznaczyć na imprezy? – komentuje administrator strony.

– Połowa prac magisterskich to plagiaty – twierdzi prof. Jan Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Prace są w dużej części kupowane – potwierdza dr Dąbrowska. – Nie mogę tego udowodnić, bo antyplagiat wychwytuje tylko treści przepisane z podręczników. Ale znam studenta, jego możliwości i widzę, kiedy mi przynosi pracę, której nie mógłby napisać samodzielnie. Wymagam wtedy, żeby przynajmniej dodał do tego swój wkład.

Slajdy w PDF-ie

Wykładowcy opowiadają sobie taki dowcip: w czym student jest podobny do psa? Jak do niego mówisz, to patrzy tak, jakby rozumiał.

Dr Anna Dąbrowska uczyła studentów pedagogiki i wychowania fizycznego w Płocku i Warszawie: – Warszawa jest tragiczna, szczególnie szkoły prywatne, w których nie ma żadnej selekcji. Zero wysiłku, luzik: „Wystarczy, że przyjdę i posiedzę”. W mniejszych ośrodkach młodzi ludzie bardziej chcą zdobywać wiedzę, żeby wyrwać się ze swojego środowiska.

Dr inż. Kupidura: – Chcą dostawać slajdy z wykładów w PDF-ie, to dobrze, ale najczęściej na tym kończy się ich aktywność. Ewentualnie proszą, żeby wskazać im książkę, z której się mają nauczyć, a jeszcze lepiej – gotowe pytania na egzamin. A pamiętam, że ja podczas studiów sam szukałem źródeł w bibliotece. To, że podręczniki się dezaktualizują i trzeba śledzić dodatkowo prasę naukową, w ogóle im nie przychodzi do głowy.

Myślą, że do egzaminu przygotują się w jeden weekend. Jak im podaję listę książek do przeczytania, są zdziwieni – mówi prof. Hartman.

– Obowiązuje postawa: „To, czego pani od nas oczekuje, to za dużo”. Zostaliśmy zmuszeni do przygotowania formy bryku i studenci absolutnie nie wychodzą poza ramy tych opracowań – dodaje dr Dąbrowska.

Ćwiczenia odbywają się zgodnie z zasadą: cała sala milczy z nami. – U nas nie ma kultury dyskusji. Jak ktoś przedstawia prezentację, to nikt mu nie zada pytania, bo sam też nie chce, żeby ktoś go o coś pytał – opowiada dr Agnieszka z Politechniki Warszawskiej. Prosi, by nie podawać jej nazwiska.

 

Szkoła spadania na cztery łapy

– Aroganckiej pewności siebie uczą się w demokratycznej szkole – krytykuje prof. Hartman. – Szkoła zawiera z nimi porozumienie o fikcji: „My będziemy udawali, że was uczymy, a wy będziecie udawali, że się nauczyliście”. Przychodzą z tym podejściem na uczelnię i nauczyciele akademiccy, nie mogąc ich pobudzić do pracy, zaczynają uważać, że zajęcia należy odbębnić. Fikcja trwa.

– Szkoła średnia nastawia ich roszczeniowo wobec świata, bo rozwiązuje im wszystkie problemy, o których nawet nie zdążą pomyśleć. Jak nie zdadzą egzaminu, to nie wiedzą, co mają zrobić. Nie rozumieją, że świat nie jest skonstruowany tak, że zawsze się spada na cztery łapy – zauważa prof. Marek Zaionc z informatyki na UJ. – Nie potrafią także zrozumieć, że niektóre kierunki przekraczają ich możliwości intelektualne. Przyjęcia na I rok studiów są oparte tylko na numerycznych wynikach matury, a że jest niż demograficzny, to dostać się łatwo.

– Mają małą wiedzę – potwierdza prof. Piotr Kacejko, rektor Politechniki Lubelskiej. – Studenci energetyki np. nie wiedzą, co to jest pakt klimatyczny, czy jest korzystny dla Polski, czy nie. Nie widziałem, żeby ktoś czytał prasę. Kiedyś na korytarzach po studentach zostawały gazety, dziś pustka.

W szkole mieli z tysiąc godzin matematyki, a nie potrafią rozwiązać równania z jedną niewiadomą – dziwi się prof. Hartman. – 20-osobowa grupa studentów wie wszystko. Ale pojedynczy student wie mało. Z jakimi krajami graniczy Polska? Co oznaczają skróty PRL i PZPR, a co się stało w 1980 roku? Generalnie zero odpowiedzi.

Reforma edukacji sprawiła, że studenci rozpoczynają zajęcia na I roku z mniejszą wiedzą, uczelnie przyjmują również tych, którzy nie wykazali się podczas matury praktycznie niczym. Na przykład na studia anglojęzyczne przyszli studenci niewiele rozumiejący po angielsku – mówi dr Katarzyna. – W dodatku są na siłę zatrzymywani, warunkowo promowani, gdyż „za studentem idą pieniądze”.

Zaoczny bardziej roszczeniowy

To magiczne zdanie: za studentem idą pieniądze. Nikt tego nie mówi, ale każdy słyszał. Stąd presja na utrzymywanie studentów za wszelką cenę. Szczególnie że na uczelnie wszedł już niż demograficzny i wiele z nich będzie musiało upaść.

– Jest silne parcie na zaliczenie – przyznaje prof. Hartman. – Żeby nie mieć kłopotu ze studentami, którzy nie zaliczyli.

Prof. Kacejko przyznaje: – Walczę z matematykami. Jak matematyk albo fizyk poszaleje, to proszę dziekana, żeby z nim porozmawiał, bo jak nam wytnie cały rok, to co zrobimy? A są tacy, którzy frustracje życiowe rozładowują na studentach.

Prof. Kacejko wylicza: przychody ze studiów zaocznych to 15 proc. dochodu uczelni, a na nadgodziny idzie 10 proc. Jeśli więc odpadłoby więcej niż 1/3 studentów zaocznych, uczelnia musiałaby zacząć zwalniać ludzi. – Student zaoczny wie, że przynosi pieniądze, jest więc bardziej roszczeniowy – zauważa.

Na jednej z uczelni w dużym mieście na kierunku ścisłym zdarzyła się taka historia: na studia magisterskie przyszedł student po licencjacie. Był opóźniony w rozwoju (miał zaświadczenie lekarskie), nie zaliczył dwóch przedmiotów i został skreślony z listy studentów. – To przekraczało jego możliwości intelektualne. Ale jakim cudem on zdołał ukończyć pierwszy stopień studiów? Dlaczego wszyscy go przepuszczali? – pyta mój rozmówca.

Mokre łapki

Student z Lublina swoją skargą wyraził powszechny pogląd, że skoro studia są niepotrzebnym rytuałem, to egzamin magisterski również powinien być ściśle rytualny. Miał w tym trochę racji, bo skoro znamy studenta przez pięć lat, mamy wyniki jego egzaminów, to dlaczego mielibyśmy go karać złą oceną za to, że się zająknął z wrażenia – zauważa prof. Jemielniak.

– Egzamin magisterski powinien być okupiony pewnym cierpieniem. To rytuał przejścia – odpowiada dr Agnieszka. – To wzruszające, jak się trzęsą i mają mokre łapki. Za duży stres? W pracy takie egzaminy są co tydzień podczas prezentacji projektu, narady u szefa itp.

Dr inż. Kupidura uważa, że dyplomy powinny być oznaczane: pierwszy, drugi, trzeci dyplom na roku i tak dalej aż do ostatniego. To dałoby pracodawcy informację, kto jest dobry. – A kiedy prawie wszyscy dostają czwórki i piątki, to pracodawca w ogóle na to nie patrzy – zauważa.

– Część ludzi powinna nie zdać egzaminów końcowych. Bo tak! – proponuje prof. Jemielniak. – Gdybyśmy ogłosili, że 10 proc. naszych studentów nie zda egzaminu końcowego, to rekrutacja by nam spadła, ale wartość dyplomu naszej uczelni by wzrosła. Pracodawcy wiedzieliby, że nasz absolwent musiał się wysilić.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak pies odbiera świat
Jak pies wyraża swoje uczucia
JAK PIES Z KOTEM
073 Knoll Patricia Jak pies z kotem
Chłopiec chowany jak pies
jak pies z kotem
73 Knoll Patricia Jak pies z kotem
Brooks Patsy Jak pies z kotem
073 Patricia Knoll Jak pies z kotem
jak pies z kotem 2
Knoll Patricia Jak pies z kotem
0073 Knoll Patricia Jak pies z kotem
2012 12 10 Pies przewodnik jak pies pasterski
Brooks Patsy Jak pies z kotem

więcej podobnych podstron