Rozdział 1 Zazwyczaj ubierała się na czarno

background image

1

Tłumaczenie nieoficjalne: Tril076

Korekta: dominque91


ROZDZIAŁ 1

ZAZWYCZAJ UBIERA SIĘ NA CZARNO

Mae zabijała regularnie. Nie stanowiło to żadnego problemu. Śmierć oczyszczała pole

walki i nie było powodu, dla którego można było by się nad nią rozczulać. Zabici byli tylko
celami misji, nie traktowało się ich jak ludzi. Byłeś ty albo oni. Kiedy walka się kończyła,
mogłeś po prostu odejść.

Ale dzisiaj? Nie mogła odejść. Teraz zmierzała ku śmierci, przerażona jak diabli. Nic

innego nie robiła w ciągu ostatnich dni.

Biorąc głęboki wdech, oparła policzek o lustro w salonie. Zamknęła oczy, czując ulgę,

kiedy szkło chłodziło jej skórę. Bez końca powtarzała w głowie credo żołnierza, aby uspokoić
się, za pomocą znajomych słów: Jestem żołnierzem Republiki. Nie służę sobie, lecz mojemu
krajowi. Jestem jego narzędziem i gotowy jestem oddać za nie życie, dla przyszłej narodowej
chwały. Jestem żołnierzem Republiki. Nie służę sobie, lecz mojemu krajowi…

Pukanie do drzwi wyrwało ją z mantry. Wyprostowała się. Wzięła jeszcze jeden głęboki

wdech, uspokoiła trzęsące się ręce i wepchnęła emocje w głąb swojego umysłu. Zamknięte na
klucz nie mogły jej dotknąć. Były bezsilne, a ona wolna. Spojrzała na twarz w lustrze
dwukrotnie, ale niczego nie zdradzała. Obojętna. Pusta. Pod kontrolą.

Dag i Val stali przy drzwiach, tak jak się spodziewała. Przywitali ją wymuszonymi

uśmiechami, którym daleko było do tych zwykle beztroskich. Oboje nosili takie same mundury
jak jej: czarne kurtki ze stójką, czarne spodnie i do tego czarne buty. Wszędzie czerń. Nawet
guziki były czarne. Jedyny inny kolor, szkarłatny, znajdował się na gwiazdce przy kołnierzu,
który odznaczał się niczym kropla krwi. Dla niedoświadczonego oka te stroje nie różniły się
niczym, od tych noszonych przez pretorian podczas walki. Dla Mae, która mogła nie tylko
zobaczyć, ale i poczuć szykowny materiał oficjalnego stroju, mundur wydawał się lichy i
przywodził na myśl, dawny strach przed zranieniem. Czucie się bezbronnym, nie poprawiało
samopoczucia.

– Jesteście tu, by mnie niańczyć? – spytała.
– Kto mówi o niańczeniu? – Dag jak zawsze szybko się uśmiechnął, lecz tego ranka

zdradzały go oczy. – Jesteśmy po prostu paczką przyjaciół wychodzących razem.

– Brzmisz jakbyśmy szli do baru – powiedziała Mae. Odwróciła się do lustra i

sprawdziła zapleciony kok, nad którym tak starannie pracowała. Krzywiąc się, wyciągnęła
szpilki i zaczęła go rozplątywać.

Val czuła się swobodnie na oparciu kanapy, nawet w tych okolicznościach, wyglądała

leniwie i gibko jak kot. – Co robisz?

– Był niechlujny – odpowiedziała Mae.
– Żaden włos nie wystawał – zaprotestowała Val.
Mae nie odpowiedziała. W lustrze widziała, jak przyjaciele za jej plecami wymieniają

zaniepokojone spojrzenia. Jest gorzej, niż sądziłam – zdawała się mówić Val. Mina Daga
sugerowała, że się z nią zgadza, ale kompletnie nie wie, jak sobie z tym poradzić. Łamanie
karków, podnoszenie ciężarów, konkursy w jedzeniu pączków. To była jego działka. Terapia?
Już mniej.

background image

2

Nie należało to też do umiejętności Val. Żadne z nich, zupełnie nie wiedziało, co począć

z Mae i ona z pewnością nie zamierzała im w tym pomagać, bo nie życzyła sobie, by cokolwiek
robili. Pragnęła, aby traktowali ją w zwykły, nonszalancki sposób. A najbardziej chciała, żeby
ten dzień się skończył, by mogła wrócić do normalności.

– Ile razy to dziś zawiązywałaś? – Głos Val brzmiał wyjątkowo łagodnie.
– Nie jest dobry. – odparła Mae, unikając odpowiedzi. W rzeczywistości ósmy raz

zaplatała włosy. Związywała je tak ciasno, że skóra głowy zaczęła się czerwienić, ale mały,
metalowy implant w ramieniu, posłusznie uśmierzał ból. – Nie rozumiesz.

Ani Val, ani Dag nigdy nie mieli problemu z włosami. Ciemne włosy Daga zawsze były

ogolone, a Val ścinała się na chochlika, co pasowało do jej drobnej postury. Powinnam ściąć
swoje
, pomyślała Mae. Brała to pod uwagę ze sto razy, ale nigdy nie zdecydowała się, by to
zrobić.

– Wiesz, to w porządku. Żal jest normalną częścią, hm, procesu. – Dag widocznie czytał

jakieś psychologiczne poradniki przed przyjściem. – Możesz nawet płakać.

– Dlaczego miałabym to robić? – Mae pociągnęła pasemko włosów tak mocno, że się

skrzywiła.

– Ponieważ tak właśnie robią ludzie, kiedy tracą kogoś, o kogo się troszczyli –

powiedziała Val. – Jesteś tak mocno pobudzona, że jeśli się nie uspokoisz to wybuchniesz. I
nie rozwiązuj ich. Jest dobrze.

Mae właśnie znów kończyła układać włosy, starannie zwijając warkocz w idealny kok,

nisko nad karkiem. Naprawdę była gotowa rozplątać go ponownie, gdyby Val nie chwyciła ją
za ramię. – Wystarczy, Mae. Spóźnimy się.

To kolejny zły znak, kiedy Val używa jej prawdziwego imienia zamiast pieszczotliwego

przezwiska – Finn. Mae nie mogła się z nią, nie zgodzić. Czas iść. Po ostatnim spojrzeniu w
lustro, pozwoliła im poprowadzić się na zewnątrz, do metra po drugiej stronie ulicy.
Przekroczyli niebieską linię, skupiając na sobie zaskoczone spojrzenia innych pasażerów.
Widok Pretorian poza wojskiem albo centrami federalnymi nie należał do powszechnych. Ich
grupa była szczególnie niezwykła. Pasażerowie trzymali się od nich na dystans i nerwowo
rozglądali po pociągu, zastanawiając się, czy powinni spodziewać się ataku terrorystycznego.

Dość wcześnie dotarli do, ale wielu innych pretorian wchodziło już do sali

ceremonialnej. Tuż przed wejściem, Mae zawahała się i zatrzymała się. Wiosenne słońce było
zbyt jasne i radosne, jak na dzisiejszy dzień. Dag dotknął jej ramienia: – Wszystko w porządku?

– Nie musisz iść – powiedziała jej Val.
Mae zasalutowała fladze nad ich głowami i skierowała się do skanera ręki. – Wszystko

gra.

Równe rzędy krzeseł wypełniały salę, w której zgromadzili się pretorianie. Wiadomość

nadeszła mniej więcej tydzień temu i przyciągnęła wielu strażników rozproszonych przez
powierzone im zadania. Oczywiście, kilku nie pojawiło się. Taka natura tej pracy. Jednak
śmierć pretorianina była tak wzniosła, że ich zwierzchnicy robili wszystko, co mogli, by
zapewnić dobre widowisko.

Chociaż nie istniała żadna oficjalna rozpiska miejsc, pretorianie zebrali się w kohorty.

Val pomachała do kogoś po drugiej stronie pomieszczenia. Szkarłatni zajęli już miejsca na
środku i przywoływali ich do siebie. Val i Dag zaczęli iść w tamtym kierunku, ale Mae znów
zatrzymała się, pozwalając oczom powędrować na przód sali.

Nie było żadnego ciała, które można by było odzyskać, ale mimo to stała tam ciemna

trumna z błyszczącego drewna. Pretoriańska czerń. Pokrywał ją pas jedwabiu o barwie indygo
z udrapowaną flagą RUNA. Z obydwu stron ustawiono doniczki z gardeniami, ich miękkość
kontrastowała z gładkimi liniami trumny.

Nie dbając o to, czy Val i Dag pójdą za nią, Mae skierowała się do środkowego

przejściem pomiędzy rzędami, w stronę kaplicy. Bańka emocji – kombinacja smutku i paniki

background image

3

– zaczęła w niej rosnąć, ale stanowczo ją odepchnęła. Prostując ramiona, unosząc podbródek,
zaczęła niemożliwie długi spacer. Ludzie odsuwali się od niej, a ci, którzy wcześniej jej nie
zauważyli, teraz zatrzymywali się, by się na nią gapić. Zignorowała te spojrzenia oraz szepty
za swoimi plecami, które wkrótce nastąpiły. Intensywnie skupiając się na tym, by patrzeć przed
siebie, cicho powtarzała credo: Jestem żołnierzem Republiki. Nie służę sobie, lecz mojemu
krajowi.
Wiele lat temu, matka powtarzała jej te słowa: Możesz ignorować innych, ponieważ
jesteś od nich lepsza. Pozbądź się wszystkich uczuć, bo jeśli oni ich nie widzą, nie mogą ich
użyć przeciwko tobie
.

Ci stojący blisko trumny, także zeszli jej z drogi, odsuwając się od trumny. Pobliska

rozmowa ucichła. Do ciemnego drewna, dokładnie pod flagą przymocowali złotą tabliczkę.
PORFIRIO ALDAYA, KOHORTA INDYGO. Lista jego zasług została umieszczona poniżej
wraz z łacińską inskrypcją, która prawdopodobnie wspominała o honorze i obowiązku. Mae
przebiegła koniuszkami palców po jego nazwisku, i nagle zapach gardenii stał się dla niej mdły
i przytłaczający. Świat zawirował, a ona zamknęła oczy.

Porfirio jest martwy. To wydawało się niemożliwe, że ktoś tak pełen życia, ktoś, kto

płonął pasją i energią, mógł naprawdę odejść z tego świata. Nie mogła zmusić się do myślenia
o tym, co dzieje się z nim po śmierci. Czy jego świadomość przestała istnieć? Czy znalazł się
w jakimś raju, o którym głosili religijni fanatycy?

– Zabiłaś go, wiesz?
Mae otworzyła oczy, słysząc znajomy głos i powoli się odwróciła. Drusilla Kavi stała

tam, z rękami na biodrach, jej ciemne oczy błyszczały mieszaniną żalu i gniewu,
odzwierciedlając Mae, jej własne uczucia. Kavi była o pół stopy niższa od Mae. Mae bez trudu
trzymała swoją głowę prosto i nie ruchomo, odpierając jej gniew. Pozostali pretorianie, stojący
w pobliżu, przyglądali się im uważnie.

– Zabiłaś go – powtórzyła Kavi. Gwiazdka w kolorze indygo na jej kołnierzyku była

echem Porfirio. – Równie dobrze mogłaś wysadzić siebie, pieprzona suko. Gdyby nie ty, on
by nie poszedł.

Mae nazywano już gorzej i dawno nauczyła się ignorować tego typu wyzwiska.
– Porfirio dokonał własnych wyborów. Nikt nie mógł go do niczego zmusić. – Nie

zamierzała dalej być obrażana, więc spróbowała ją. Bądź cicho. Bądź lepsza. – Przepraszam,
powinnam wrócić do swojej kohorty.

– Nie zostawiaj mnie! – krzyknęła Kavi. Jej głos poniósł się po całej sali, jeśli ktoś

wcześniej nie był świadomy rozgrywającego się dramatu, teraz już był. Kavi chwyciła Mae za
ramię. – Czy ty w ogóle coś czujesz? Czy w ogóle obchodzi cię to, że nie żyje? Jak możesz być
taka zimna?

Mae wyszarpała swoją rękę i poczuła pierwszą iskrę złości. – Nie dotykaj mnie. I nie

obrażaj go przez robienie scen. – Odwróciła się i zobaczyła, że w pobliżu stoją Val i Dag oraz
paru innych Szkarłatnych. Za Kavi także zebrało się kilku Indygo. Wsparcie. Każda z tych
twarzy była napięta i twarda, bo właśnie zbierali siły, by bronić swojego. Pretorianie mieli wiele
nadzwyczajnych historii o niebezpiecznych spotkaniach, ale o awanturowaniu się na pogrzebie,
prawdopodobnie nie było jeszcze w żadnej książce.

– Co się dzieje z facetami, których pieprzysz? Zabijasz ich? – Kavi znów chwyciła Mae

i odwróciła. – Mówiłam, żebyś ode mnie nie odchodziła! Zabiłaś go!

– A ja mówiłam, byś mnie nie dotykała.
Wtedy wszystko puściło. Kavi nie tylko zniszczyła ścisłą kontrolę jej samodyscypliny,

ale otworzyła także wszystkie pudełka, w których Mae zamknęła swoje uczucia. Cały żal, furia,
wina… każda emocja, którą Mae starannie zapakowała i zamknęła, odkąd dowiedziała się o
śmierci Profiria, wydostała się. Tama pękła, a Kavi znalazła się na jej drodze.

Pretorianie byli szybcy, przewyższali refleksem zwykłych żołnierzy. To było to, co ich

wyróżniało i co wzmacniał implant. Kiedy Mae przymierzyła się i uderzyła Kavi w twarz, Kavi

background image

4

powinna przynajmniej zauważyć nadejście ciosu. Może nie miała szansy w pełni zareagować,
ale powinna dostrzec zagrożenie. Po szeroko otwartych oczach, kiedy leciała w tył w stronę
rzędu krzeseł, było jasne, że zupełnie nie była przygotowana na atak.

Odkąd rozpoczęła się walka, jej ruchy przyspieszyły. Odskoczyła z niewielkim

opóźnieniem, ale Mae znalazła się znów na niej. Kavi kilka razy się zamachnęła, jednak Mae
za każdym razem unikała ciosu. Uskoczyła w bok tak doskonale, jak zawsze robiła to w walce
na kije w młodości, dzięki temu Mae dostała okazję do pchnięcia innej kobiety do tyłu. Kavi
uderzyła w ziemię, wyjątkowo niezgrabnie, jak na pretorianina. Zwykle byli jak koty, ale Kavi
miała problem z odzyskaniem równowagi. Jej odpowiedź wciąż była szybka, jak na standardy
zwykłych ludzi – ale ciągle zajmowało to jej zbyt dużo czasu. Nie miała szans, by się uchronić,
gdy Mae wystrzeliła do przodu i kopnęła ją w żołądek. Nastąpiło to natychmiast po uderzeniu
kolanem, Mae usłyszała chrupnięcie i krzyk Kavi, gdy upadała na ziemię.

Tryb walki uruchomił się automatycznie, tak że Mae ledwie była świadoma tego, co

zrobiła. Wiedziała tylko, że musiała walczyć dalej i upewnić się, że Kavi nie wstanie z desek.
Poziom endorfin i neuroprzekaźników wzrósł w Mae, co uczyniło ją silniejszą i szybszą – ale
dzisiaj coś jeszcze ją pobudziło, dziwna ciemność zalewająca jej umysł i nawołująca do
zniszczenia. Zewnętrzna moc podstępnie się do niej zakradała, i niczym płaszcz okrywała ją,
czerpiąc radość z przemocy i bólu. Gdy Mae rozpoznała to nieproszone doznanie, chwyciła ją
panika: Nie, nie znowu. Jednak jej protesty, wkrótce utonęły w bitewnym szale.

Kavi walczyła, na próżno próbując wstać, ponieważ Mae przygniatała ją, uderzając raz

za razem. Nieznacznie była świadoma pojawiającej się krwi na twarzy przeciwniczki i coraz
głośniejszych krzyków wokół nich. Przez cały czas powtarzała w myślach: Porfirio jest
martwy, Porfirio jest martwy…

Nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim silne ramiona złapały ją i odciągnęły. Jej obraz

zamazywał się na czerwono, a pobudzana przez implant adrenalina, wściekle się w niej burzyła.
I wtedy powoli, boleśnie, świat znów nabrał ostrości. Żal napędzający gniew zniknął i co
ważniejsze, ciemna moc, która ją pochłonęła, rozwiała się. Widziała zawodowych żołnierzy
ubranych na szaro i brązowo, wchodzących na salę wraz z wojskowymi policjantami. Jednak
żaden z nich jej nie dotknął. Unieruchomili ją dwaj pretorianie, tylko oni mogli ją utrzymać,
kiedy była w trybie walki.

– Spokojnie, Finn. Spokojnie. – Dotarło do niej, że jednym z tych dwóch był Dag. –

Wygrałaś. To koniec.

Wtedy Mae w końcu odważyła się spojrzeć w dół, na ziemię. Kavi nie umarła, choć

oddychała nierówno, a jej oczy były zaledwie szczelinami. Jedna z nóg była wygięta pod
nienaturalnym kątem, a spuchniętą twarz pokrywała krew. Wyglądało na to, że miała złamany
nos. Mae patrzyła z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiła. Pretorianie walczyli
między sobą częściej, niż inni mogli by się spodziewać. Kiedy jest się grupą ludzi tak fizycznie
i chemicznie napędzaną, ciężko nie wybuchnąć podczas kłótni. Zwykle przeciwnicy byli sobie
równi. Oczywiście, byłby zwycięzca, ale walki rzadko były na „wszystko albo nic”.

Ale to? To było nic. Kavi była tym „nic”. Nigdy nie powinna dać się tak trafić. Kiedy

implant Mae wciąż wyciszał i regulował nadmiar adrenaliny, próbowała zrozumieć, co się
wydarzyło. Trzymający ją pretorianie uznali, że w końcu uspokoiła się wystarczająco, by
przekazać ją nerwowo wiercącym się w pobliżu posłom. Mae nie stawiała oporu. Pozwoliła
wyprowadzić się na zewnątrz, ale przed wyjściem rzuciła Kavi ostatnie, niedowierzające
spojrzenie.

Zostawili Mae w celi na cały dzień, gdzie miała dużo czasu na przeanalizowanie tego,

co się wydarzyło. Nie było żadnej wątpliwości: załamała się. Osłabiona, pozwoliła emocjom
przejąć nad sobą kontrolę. Nawet jeśli wziąć pod uwagę to, że została obrażona. Wystarczyła
mała kąśliwa uwaga od Kavi i pancerz Mae się rozpadł.

background image

5

Jednak to coś więcej, niż tylko docinki Kavi, to spowodowało. Nawet teraz czuła chłód

i mdłości, na wspomnienie ciemnej mocy, która wypełniła ją podczas walki. Była pewna, że ta
siła nie miała nic wspólnego z jej implantem czy smutkiem. To wciąż się dzieje, myślała
gorączkowo. Życie Mae skupiało się na mistrzowskim panowaniu nad ciałem, a myśl, że coś
innego przejmowało nad nią kontrolę, rujnowało wszystko o co walczyła. To musiała być jakaś
umysłowa sztuczka… bo cóż innego? Powinnam z kimś porozmawiać. Powinnam zobaczyć się
z lekarzem
. Jednak ta myśl przeraziła ją równie mocno. Pretorianie, którzy odwiedzają
psychiatrę zazwyczaj nie pozostają długo pretorianami. Nikt nie zamierza łączyć kogoś
psychicznie niestabilnego z poprawiającym wydajność implantem.

Jedno pytanie dręczyło umysł Mae przez cały ten dzień. Dlaczego Kavi tak wolno

reagowała? Albo dlaczego ona była taka szybka? Nie, im więcej o tym myślała, tym bardziej
przekonywała się, że nie było niczego niezwykłego w jej sposobie walki. Tak, była bardziej
pobudzona niż zwykle, ale to nie powinno mieć na nic wpływu. Nawet ciemna moc nie mogłaby
sprawić, aż takiej różnicy.

Dlaczego Kavi była taka wolna?
Do czasu, gdy posłowie po nią przyszli, Mae wciąż nie znalazła odpowiedzi na to

pytanie.

Odeskortowali ją do pokoju konferencyjnego, w którym znalazła Generała Gana

siedzącego na końcu długiego stołu. Nosił normalny mundur wojskowy, szary, z wyjątkiem
górnej części marynarki, która miała kasztanowy kolor. Zdobiły ją medale, określające jego
rangę i czarny pasek przy kołnierzu, który informował, że był też pretorianinem. Więcej
siwizny znajdowało się w jego włosach, niż wtedy, gdy po raz pierwszy, spotkałam go lata
temu, lecz intensywność i ambicja jego oczach, pozostały bez zmian.

Mae poczuła jak jej żołądek ściska się bardziej. Spodziewała się, że do ukarania jej,

będzie tam ktoś inny, na przykład jeden z jego podwładnych. Nie jego rangi tak się bała, tylko
tego, ze go rozczarowała. Skinął na posłów, a oni odeszli, zamykając za sobą drzwi. W długim
pokoju zapadła cisza.

– Usiądź – powiedział w końcu Gan. Wskazał na krzesło, gdzieś w połowie stołu. Mae

posłuchała.

– A zatem. Słyszałem o dzisiejszym incydencie. – Gan był mistrzem niedopowiedzeń.
Mae patrzyła prosto przed siebie. Nigdy nie uchylała się od odpowiedzialności i teraz

też nie zamierzała. – Przekroczyłam granicę, sir. Chętnie poniosę karę, którą uznasz za
stosowną.

Zawieszenie, pomyślała ponuro. Na pewno mnie zawieszą, albo od razu wyrzucą.
Wzruszył ramionami. – To trudny dzień. To zrozumiałe, że emocje mogły wziąć górę,

szczególnie w wyniku utraty przyjaciela.

Gan wiedział doskonale, że Porfirio był więcej niż przyjacielem i jego współczucie

denerwowało Mae, tak samo jak to Val i Daga. Wolałaby, żeby krzyknął, że jej zachowanie
było całkowicie haniebne i niewłaściwe – ponieważ takie było. Zdecydowała mu o tym
przypomnieć, bo widocznie sentyment przyćmiewał jego rozsądek.

– Co było niedopuszczalne, sir. Niewybaczalne.
To wywołało mały uśmiech na ustach generała, ale nie zmiękczyło rysów jego twarzy.
– Widziałem gorsze rzeczy, a połowa twojej kohorty przyszła tu powiedzieć, że zostałaś

skrzywdzona. Valeria Jardin i Linus Dagsson to zakłócenie porządku wzięli na siebie. – Tak, z
pewnością tak zrobili. – Oczywiście, nie znaczy to, że możemy zignorować to, co się
wydarzyło. Incydent zostanie zapisany w twoich aktach, a ty zostaniesz zawieszona w
obowiązkach.

Zawieszenie w obowiązkach. Tego oczekiwała, ale wciąż było to dla niej trudne.
– Nie martw się. Nie zostaniesz zamknięta na klucz ani przywiązana do biurka –

parsknął. – Nie mogę sobie wyobrazić powierzenia jednemu z was pracy biurowej. Ani nawet

background image

6

siedzenia w miejscu przez dłuższy czas. Pretorianie są zbyt cenni, żeby ich marnować i mam
dla ciebie zadanie.

– Zrobię wszystko, czego ode mnie wymagasz, sir.
Bębnił palcami po stole, pogrążony w myślach. – To dziwna sprawa, która

niespodziewanie się pojawiła i może to być dla ciebie dobra okazja do… pogodzenia się z
ostatnimi wydarzeniami. Oczywiście, nie prosilibyśmy cię o to, gdyby nie było to ważne.

– Oczywiście, sir. – Jego użycie „zadanie” i „sprawy” nie dodało jej żadnej otuchy, ale

Mae wciąż miała nadzieję, że zostanie odesłana w jakieś miejsce, tylko tymczasowo. To byłoby
więcej, niż zasługiwała, może zwycięską walką, zrehabilitowałaby się.

– Potrzebuję, byś pojechała do Panamy. Byłaś tam kiedykolwiek?
Mae zajęło chwilę, zanim odpowiedziała. Panama? Nie prowadzili tam żadnych walk.

RUNA nie miała konfliktu z tamtejszym regionem. Faktycznie, słyszała, że trwają tam wstępne
negocjacje handlowe. Oczywiście, Panama wciąż była prowincją, rządzoną przez mafię, z
nienadzorowaną religią, i walczącymi o władzę nowymi i starymi arystokratami. W
porównaniu do innych miejsc dość oswojona.

– Nie, sir. Nigdy tam nie byłam.
– Dobrze, pojedziesz tam teraz. Dam ci szczegóły misji i gdy się z nimi zaznajomisz,

ponownie się spotkamy.

– Tak jest, sir. – Zawahała się przed następnymi słowami. W świetle tego co zrobiła, nie

miała żadnego powodu, by o to zapytać. Posłuszeństwo było jej głównym obowiązkiem.
Jednak, nieważne jak często temu na głos zaprzeczała, wiedziała, że należy do faworytów Gana.
Pozwoliłby jej zapytać. – Sir… jak się czuje pretorianin Kavi?

– Dobrze… lepiej, biorąc pod uwagę okoliczności. Jakiś czas będzie hospitalizowana i

na okres wracania do zdrowia, zostanie zwolniona z obowiązków. Niezłą robotę wykonałaś,
łamiąc jej nogę.

Mae skrzywiła się, kiedy obraz zakrwawionej twarzy Kavi pojawił się w jej umyśle.

Pretorianie są trudni do zranienia. I jeszcze trudniejsi do zabicia, a to przytrafiło się Porfirio. –
Przepraszam, sir. Powinnam ją odwiedzić i prosić o wybaczenie.

Gan zaśmiał się. – Nie radzę. I nie sądzę, by chciała spotkać się z tobą w najbliższym

czasie. Gdybym był tobą, w ogóle unikałbym kohorty Indygo. – Przyglądał się jej uważnie,
oceniając ją bystrymi oczami. – Śmiało. Zadaj kolejne pytanie.

– Sir… – Musiała odwrócić się od jego spojrzenia. – Kavi była powolna. Powinna

odpowiadać znacznie szybciej, ale tego nie robiła. Dlaczego? Dlaczego tak wolno reagowała?
Co było nie tak?

Odpowiedź Gana zajęła dużo czasu i Mae ośmieliła się podnieść wzrok. – Może to nie

ona była za wolna, tylko ty po prostu jesteś tak dobra.

Zdawała sobie sprawę, że była dobra, ale wiedziała, że to coś więcej. Dręczyło ją to,

lecz kwestionowanie słów generała było nie do pomyślenia, więc odpuściła. Odprawił ją, ale
gdy zbliżyła się do drzwi, w jej głowie pojawiło się ostatnie pytanie. – Sir, czy mój implant
zostanie dezaktywowany jako część kary? – Wiadomo, że tak mogło się stać i przerażało ją to
prawie tak bardzo jak całkowite zawieszenie albo bezczynność.

Gan wyglądał na zaskoczonego, co nie zdarzało się zbyt często. – Co? Oczywiście, że

nie. Nie wysłałbym cię bezbronnej na prowincję. Utrzymasz także swoją rangę i tytuł.
Chociaż…

Mae zamarła. Nie wiedziała co teraz powie, ale coś w tonie jego głosu zaprzeczało

swobodnemu zachowaniu. To wszystko byłoby zbyt łatwe.

– Jest jedna mała rzecz. Nie wolno ci nosić pretoriańskiego munduru do odwołania.

Misja nie wymaga w ogóle umundurowania, jeśli jednak będzie wymagała tego sytuacja,
możesz założyć szary.

background image

7

Miał rację. To była tak mała, drobna rzecz, ale jego słowa uderzyły Mae z taką siłą,

jakby właśnie skazał ją na więzienie. Żadnej czerni. Dotąd nie uświadamiała sobie, jak dużą
rolę w definiowaniu tego, kim była, pełnił mundur. Implant i tytuł także stanowiły część tego,
lecz czerń dodawała jej siły. Oddzielała ją od innych, którzy byli mniej godni. Spojrzała w dół
na to, co nosiła, mundur galowy był tak samo protekcjonalny jak wcześniej. A teraz oddałaby
cokolwiek, by móc go dalej nosić. Ile czasu minie, nim znowu będę mogła ubrać się na czarno?

Gan pochylił głowę i posłał jej zaintrygowane spojrzenie. – Zakładam, że nie ma z tym

żadnego problemu.

– Nie, sir. Oczywiście, że nie – przełknęła. Żadnej czerni. – Jestem żołnierzem

Republiki.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział 20 Opierać się na własnych siłach, walczyć wytrwale i ofiarnie
Jak ubierać się na motocykl
chemia, CHROMATOGRAFIA, CHROMATOGRAFIA- opiera się na zjawisku selektywnej adsorpcji rozdzielanych s
oiz, Na czarno jest to co udało się ustalić, że było
Rozdział rozpoczyna się na nowej stronie z odstępem ok, podstawy pisania pracy magisterskiej
07 Rozdział V Epilog, czyli ile diabłów zmieści się na ostrzu szpilki
W teorii kształcenia wszechstronnego nacisk kładło się na bierne zdobywanie wiedzy, media w edukacji
KATECHEZA LO.T.Czy mozna umawiac sie na spowiedz., KATECHEZA
Dziecko ocenia się na tle grupy, Dydaktyka
jak dostac sie na inny dysk w sieci
Największe łowiska świata znajdują się na obszarach doc
Sieć zakładów przetwórstwa rybnego znajduje się na wybrzeżu doc
04 Rozdział 03 Działania arytmetyczne na liczbach rzeczywistych
szwajcaria1, POLITOLOGIA (czyli to czym zajmuję się na co dzień), Polityka Lokalna w ujęciu porównaw
Poezja lingwistyczna ukształtowała się na przełomie lat 50, POLONISTYKA
CZAS OTWIERANIA SIĘ NA ŚWIATŁOŚĆ, Dokumenty(1)
Nr 11, POLITOLOGIA (czyli to czym zajmuję się na co dzień), Prawo Europejskie
Polska armia zmieści się na stadionie
CZLONKOSTWO W UE, POLITOLOGIA (czyli to czym zajmuję się na co dzień), Prawo Europejskie

więcej podobnych podstron