zasady duchowego wzrostu

background image

Miles J. Stanford

Zasady duchowego wzrostu

background image

Tłumaczył: Piotr Zaręba
Wydawnictwo: Łaska i Pokój

Cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięto z Biblii,
to jest Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu;
Nowy Przekład: Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne,
Warszawa 1976.

W niektórych przypadkach zaczerpnięto cytaty z „Biblii Tysiąclecia”,
Wydawnictwo Pallotinum, Poznań – Warszawa 1980,
i wówczas zaznaczone jest to symbolem BT.

background image

PRZEDMOWA

Swego czasu otrzymałem od przyjaciela egzemplarz książki

Milesa J. Stanforda „The Green Letters" (Zielone listy). Już po prze-
czytaniu pierwszych kilku stron wiedziałem, że mam w rękach coś
niezwykłego. Dzień po dniu, w czasie, który zazwyczaj poświęcam
duchowej sferze mojego życia, czytałem przynajmniej jeden rozdział
i wtedy odkryłem, że książka prezentuje jedno z najbardziej praktycz-
nych spojrzeń, o jakich kiedykolwiek czytałem, na różne dziedziny
mojego duchowego życia. Poprosiłem innych o jej przeczytanie. Po-
twierdzili oni moje wrażenia.

Wiele rozdziałów tej książki stanowiło pierwotnie krótkie listy

posyłane niemałej liczbie zainteresowanych przyjaciół. Następnie zo-
stały one zebrane w książkę znaną pod tytułem „The Green Letters”
(Zielone listy), jednakże w celu zwrócenia uwagi nowej grupie czytel-
ników na znaczenie nowego wydania, tytuł książki został zmieniony
na „Zasady duchowego wzrostu”. Jesteśmy wdzięczni Autorowi za
pozwolenie opublikowania tej książki ku pożytkowi większej grupy
przyjaciół.

Książka omawia podstawowe zasady związane z duchową

praktyką chrześcijanina. Zasady te podane zostały w tak praktyczny
sposób, że czytanie, korzystanie i, oczywiście wprowadzanie ich w
życie, wynagrodzone zostaną w pełni. Niektóre aspekty chrześcijań-
skiego życia, które, być może, dawały Czytelnikowi do myślenia,
wprawiały w zakłopotanie, staną się jasne, w miarę jak Duch Boga
będzie je czynił rzeczywistością codziennego życia.

Tytuły niektórych rozdziałów mogą wzbudzić czyjeś zaintere-

sowanie aż do pragnienia natychmiastowego ich przeczytania, było-
by jednak lepiej czytać je w takiej kolejności, w jakiej zostały ustawio-
ne. Tworzą one bowiem logiczny ciąg; reguła podana w następnym
rozdziale opiera się na regule podanej w rozdziale poprzedzającym
(Iz. 28,10), Ufamy, że prawdy podane w tej książce spotkają się z
szerokim przyjęciem.

Theodore H. Epp

Dyrektor Back to the Bibie Broadcast

background image

WIARA

Celem tej książki jest staranne i jasne wyłożenie ważniejszych

zasad duchowego wzrostu; zasad, które dopomogły budować na bi-
blijnym fundamencie w Chrystusie. Innego fundamentu nie ma, żad-
nego innego Bóg nie uznaje.

Duch Święty napisał ręką Pawła do każdego z nas: „Siebie sa-

mych badajcie, czy trwacie w wierze..." (2Kor. 13,5; BT). Zalecenie
to nie jest bez znaczenia na samym początku tej serii studiów. Musi-
my sobie przede wszystkim przypomnieć, że „bez wiary nie można
podobać się Bogu" (Hebr. 11,6). Więcej, i to jest najważniejsze,
prawdziwa wiara musi być mocno oparta na faktach z Pisma Święte-
go, dlatego że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się
słyszy jest słowo Chrystusa" (Rz. 10.17; BT). Jeśli nasza wiara nie
opiera się na faktach, nie jest niczym więcej niż domysłem, przesą-
dem, spekulacją lub przypuszczeniem.

List do Hebrajczyków 11,1 nie pozostawia miejsca wątpliwo-

ściom w tej sprawie: „A wiara jest pewnością tego, czego się spo-
dziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy". Wiara
oparta na faktach Słowa Bożego uzasadnia i dowodzi tego. co niewi-
dzialne. Każdy z nas zaś wie, że dowód musi być oparty na faktach.
Wszyscy rozpoczęliśmy od tej zasady z chwilą nowego narodzenia –
nasza wiara stoi bezpośrednio na fakcie odkupieńczej śmierci i
zmartwychwstania Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, jak napisa-
no w 1Liście do Koryntian 15, 1-4. To właśnie od wiary zaczęliśmy i
ta sama jest tym, w czym mamy „trwać" (1Kor. 16,13; BT), „pielgrzy-
mować" (2Kor. 5,7), „żyć" (Gal. 2,20; BT). „Jak więc przyjęliście
Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie" (Kol. 2,6).

Prawdziwa wiara zakotwiczona jest w gruncie biblijnych fak-

tów, dlatego jest rzeczą oczywistą, że nie mamy się poddawać od-
czuciom. George Mueller powiedział: „Odczucia nie mają dokładnie
nic wspólnego z wiarą. Wiara związana jest ze Słowem Boga. Nie
odczucia, mocne lub słabe, są źródłem i motorem zmiany. Mamy do
czynienia ze Słowem zapisanym, nie z sobą czy naszymi odczucia-
mi".

Gdy dochodzi do doświadczenia wiary, pojawia się pokusa

rozważania, oceniania, czy to, o co prosimy, jest możliwe do spełnie-
nia, czy też nie. Oto częste, zbyt częste nastawienie: „Nie wydaje się
prawdopodobne, aby kiedykolwiek został on zbawiony". „Gdy tak pa-
trzę na to, jak mi się wiedzie, to zastanawiam się, czy Pan naprawdę
mnie kocha".

background image

Mueller pisze: „Wielu ludzi gotowych jest wierzyć temu, co im

wydaje się możliwe. Wiara nie ma nic wspólnego z myśleniem w ka-
tegoriach „możliwe-niemożliwe". Kraina wiary zaczyna się tam, gdzie
kończą się możliwości, gdzie wzrok i rozsądek zawodzą: „Możliwość-
niemożliwość nie może być brana pod uwagę; trzeba postawić inne
pytanie: Czy Bóg powiedział to w Swoim Słowie".

Aleksander R. Hay dodaje, mówiąc: „Wiara musi być oparta

na pewności. Musi w niej być wyraźna znajomość Bożego celu i Bo-
żej woli. Bez tego nie ma prawdziwej wiary, wiara bowiem nie jest
siłą, z jakiej korzystamy, nie jest też usiłowaniem przekonania siebie,
że coś się stanie i że stanie się tak, jak myślimy, jeśli będziemy prze-
konani wystarczająco mocno". Owszem, będzie to pozytywny spo-
sób myślenia, ale na pewno nie biblijna wiara.

Evans Hopkins pisze: „Wiara potrzebuje faktów, na których

mogłaby spocząć. Przypuszczenie zadowoli się złudzeniem, nie po-
trzebuje faktu. Bóg w Słowie objawia nam fakty, z którymi wiara po-
winna poprzestawać". Na tej właśnie podstawie J.B. Stoney może
powiedzieć: „Prawdziwa wiara wzrasta zawsze dzięki przeciwno-
ściom, podczas gdy fałszywa ufność doznaje z powodu nich szkody i
zniechęca się". Bez niepodważalnych faktów nie może być mowy o
stałości. Piotr był przekonany, że przez doświadczenia „wartość na-
szej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które
przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i część przy objawie-
niu się Jezusa Chrystusa" (1Ptr. 1,7; BT).

Jeśli zaczynamy liczyć na fakty, nasz Ojciec zaczyna budować

nas w wierze. Dzięki swej całkowicie prostej ufności ku Bogu, Muel-
ler był w stanie powiedzieć, że „Bóg pragnie pomnażać wiarę swoich
dzieci. Powinniśmy, zamiast pragnąć życia bez prób poprzedzają-
cych zwycięstwo, życia bez ćwiczenia cierpliwości, chętnie przyjmo-
wać je z Bożej ręki jako środki służące osiągnięciu celu. Twierdzę, i
wiem co mówię, że próby, przeszkody, trudności, a czasem porażki
są pokarmem wiary".

Na ten sam temat pisał James McConcey: „Wiara jest jak gdy-

by pozostawaniem na całkowitym utrzymaniu Boga. To pozostawa-
nie na całkowitym utrzymaniu Boga zaczyna się dopiero wtedy, gdy
przestaję sam się utrzymywać. Utrzymywanie zaś samego siebie
kończy się u niektórych z nas dopiero wówczas, gdy smutek, cierpie-
nia, nieszczęścia, pokrzyżowane plany, niespełnione nadzieje sta-
wiają nas w pozycji pokonanego i bezradnego. Wtedy dopiero do
nas dociera, że przyswoiliśmy sobie lekcje wiary, odkrywamy, że na-
sza niemoc pcha nas ku błogosławionemu zwycięstwu nad naszym
„ego", ku mocy i ku służbie, o jakich nawet nie śniliśmy w dniach na-

background image

szej cielesnej siły i ufności zwróconej ku sobie samym".

Zgadza się z tym J.B. Stoney, gdy mówi: „Wielka to rzecz

uczyć się wiary, to jest po prostu zależność od Boga. Niech cię po-
cieszy ta pewność, że Pan uczy cię być zależnym od Niego Samego.
Wiara potrzebna jest we wszystkim i to jest godne uwagi. „Sprawie-
dliwy z wiary żyć będzie" – nie tylko w warunkach twego życia, w
każdych warunkach. Wierzę, że Pan dozwala wielu rzeczom wyda-
rzyć się w naszym życiu po to, byśmy czuli potrzebę i tęsknotę za
Nim Samym. Im lepiej Go odnajdziesz w swoich potrzebach i zmar-
twieniach, tym bardziej będziesz z Nim związany, tym wyżej wznie-
siesz się ponad poziom twoich zmartwień ku Niemu, ku miejscu,
gdzie On jest. „O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi"
(Kol. 3,2).

Nie możemy komuś ufać w większym stopniu, niż go znamy.

Dlatego musimy nie tylko uczyć się faktów Bożej rzeczywistości, ale
w coraz bardziej osobisty sposób poznawać Tego, który jest w ich
Przyczyną, i który je podtrzymuje. „A to jest żywot wieczny, aby po-
znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, które-
go posłałeś" (J. 17,3). „Łaska i pokój niech się wam rozmnożą po-
przez poznanie Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Boska
Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i
pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał przez własną
chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i najwięk-
sze obietnice, abyśmy przez nie stali się uczestnikami Boskiej natu-
ry, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożą-
dliwość" (2Ptr. 1,2-4).

CZAS

Wydaje się, że większość wierzących ma trudności z uświado-

mieniem sobie i pogodzeniem się z nieubłagalnym faktem, że Bóg
nie uznaje pośpiechu w rozwijaniu naszego chrześcijańskiego życia.
Jego działanie jest działaniem wiecznym; działa On od wieczności i
po wieczność! Tak wielu ma odczucie, że jeśli nie posuwają się do
przodu szybko i nieprzerwanie, to nie robią żadnego postępu. Ow-
szem, prawdą jest, że nowo nawrócony często trwa w szybkim biegu
w pierwszym okresie swego duchowego rozwoju, ale jeśli jego
wzrost ma być wzrostem zdrowym, prowadzącym ostatecznie do
dojrzałości, to jego tempo nie będzie ciągle tak szybkie. Sam Bóg
będzie je zmieniał. Ważne jest, aby o tym wiedzieć, ponieważ w

background image

większości przypadków pozorne odchylenie od stanu, który ogół
uważa za normę nie jest, jak sądzi wielu, sprawą ponownego upadku
w grzech.

John Darby wyjaśnia to w ten sposób: „To Boża metoda od-

stawiać ludzi na bok po ich pierwszym starcie po to, aby umarło ich
zaufanie we własne siły. Mojżesz, na przykład, miał czterdzieści lat,
kiedy po swym pierwszym starcie musiał uciekać. Paweł także, zo-
stał odstawiony na trzy lata po swym pierwszym wejściu ze świadec-
twem. Dzieje się tak nie dlatego, że Bóg nie uznaje pierwszego,
szczerego świadectwa. Nie. To my musimy poznać samych siebie,
musimy poznać, że jesteśmy bezsilni. W ten sposób musimy się
uczyć. Dopiero wówczas, nauczeni polegania na Panu, możemy bar-
dziej dojrzale, z większym doświadczeniem troszczyć się o dusze".

Życie chrześcijańskie dojrzewa i wydaje owoc raczej według

zasady wzrostu z 2Ptr. 3,18, niż dzięki gwałtownym wysiłkom i „prze-
życiom religijnym". Właśnie dlatego proces ten wymaga wiele czasu.
Jeśli nie uświadomimy sobie tego i nie pogodzimy się z tym, będzie-
my ciągle zawiedzeni, nie mówiąc nic o barierze, na jaką napotka
proces rozwoju, przez który chce nas przeprowadzić nasz Ojciec.
Oto jak ilustruje to dr A.H. Strong: „Jeden ze studentów zapytał dy-
rektora swojej szkoły, czy nie mógłby studiować według skróconego
toku studiów. „Owszem" – odpowiedział dyrektor, „możesz, to zależy
od tego, kim chcesz być. Jeśli Bóg chce stworzyć dąb, przeznacza
na to sto lat, jeśli dynię, wystarczy pół roku". Strong w mądry sposób
wykazuje także, że „wzrost chrześcijanina, jak wzrost drzewa, nie
jest czymś jednostajnym i równomiernym. W niektórych miesiącach
roku wzrost drzewa jest szybszy niż w pozostałych. Jednakże w cią-
gu tych pozostałych miesięcy przyrośnięte włókna twardnieją. Bez
tego drzewo jako budulec byłoby bezużyteczne. Okres szybkiego
wzrostu, kiedy włókna drzewne odkładają się między korą a drew-
nem, trwa tylko cztery do sześciu tygodni w maju, czerwcu i lipcu".

Powiedzmy to sobie raz na zawsze – do prawdziwej wielkości

nie dochodzi się skrótami. Droga meteoru jest krótka. Świeci on peł-
nym blaskiem, ale rychło gaśnie. Nie tak jest z gwiazdą, na której
może słabszym, ale pewnym świetle tak często polegają żeglarze.
Jeśli nie uznamy i nie przyjmiemy całym sercem czynnika czasu,
wciąż zagrażać nam będzie niebezpieczeństwo zwrócenia się ku
złudnym skrótom, ku ścieżce prowadzonej przez „przeżycia" i „błogo-
sławieństwa". Człowiek zostaje na nich wciągnięty w wir wciąż zmie-
niających się uczuć, odciągnięty od pewnych przystani faktów biblij-
nych i zdany na łaskę wiatru i fal, bez steru.

George Goodman pisze na ten temat: „Niektórzy zostali uwie-

background image

dzeni wyznając doskonałość i pełne uwolnienie, ponieważ w czasie,
gdy o tym mówią, są szczęśliwi i pełni ufności wobec Pana. Zapomi-
nają oni, że nie to, co jest przeżyciem chwili owocuje na rzecz doj-
rzałości, ale cierpliwe trwanie w czynieniu dobra. Kosztowanie Bożej
łaski to jedna rzecz, a trwanie w niej, przejawianie jej w charakterze,
w zachowaniu, normalnym, codziennym życiu, to inna rzecz. Przeży-
cia i błogosławieństwa, będące prawdziwym nawiedzeniem miłosier-
dzia Pana, są niewystarczające same w sobie, aby oprzeć się na
nich, i nie one mają nas wieść do chwały. Nie powinniśmy traktować
ich jako magazynu łaski na dni przyszłe, lub jako lekarstwa na
wszystko. Nie. Owoc dojrzewa powoli, dni słoneczne i burze zazna-
czają w tym swój udział. Błogosławieństwo przejdzie za błogosła-
wieństwem, burza za burzą, zanim owoc w pełni dorośnie, zanim
osiągnie dojrzałość".

Taką metodę stosuje Bóg, nasz Gospodarz, kierując naszym

duchowym wzrostem. Pozwala nam przeżywać tak ból, jak i radość,
doznawać i cierpień i szczęścia, zaliczać niepowodzenia i sukcesy,
przechodzić przez okresy nieaktywności i służby, nosić na ciele i
śmierć i życie.

Pokuszenie pójścia skrótami jest szczególnie mocne wtedy,

gdy nie dostrzegamy wartości, nie poddajemy się myśli o potrzebie
elementu czasu wartości w duchowym wzroście. W prostej ufności
musimy spocząć w Bożych rękach "mając tę pewność, że Ten, który
rozpoczął w nas dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chry-
stusa Jezusa" (Flp. 1,6). Zabierze to wiele czasu! Ale Bóg działa po
wieczne czasy, dlaczego więc mamy martwić się o czas?

Potwierdza to Graham Scroggir, gdy mówi: „Duchowa odnowa

jest procesem stopniowym. Każdy wzrost jest procesem wstępują-
cym, a im doskonalszy organizm, tym proces ten jest dłuższy. Prze-
chodzi on z miary w miarę: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny,
stokrotny (2 Kor. 4,10)'. Przebiega on etap po etapie: najpierw trawa,
potem kłos, potem pełne zboże w kłosie"2. Przebiega on dzień po
dniu. Jakże różnią się one między sobą! Są dni wielkie, dni decydu-
jących bitw, są dni ognia i miecza, dni triumfu w chrześcijańskiej
służbie, dni, w których jest nad nami prawica Boża. Ale są także dni
bezczynności, dni na pozór niepotrzebne, dni, w których nawet mo-
dlitwa i święte usługiwanie wydają się być ciężarem. Czy i te dni są
pod każdym względem dniami naszej odnowy? Tak, gdyż każde
przeżycie, które czyni nas bardziej świadomymi naszej potrzeby
Boga, musi się przyczynić do naszego duchowego postępu, jeśli
oczywiście nie odrzucamy Pana, który nas kupił".

Moglibyśmy wymieniać znane nazwiska wierzących, których

background image

Bóg w oczywisty sposób doprowadził do dojrzałości i użył dla swojej
chwały, na przykład Pierson, Chapman, Tauler, Moody, Goforth, Mu-
eller, Taylor, Watt, Traubuel, Meyer, Murray, Havergal, Guyon, Ma-
bie, Gordon, Hyde, Mentle, McCheyne, McConcey, Deck, Paxon,
Stoney, Saphir, Carmicheal, Hopkins. Dopiero przeciętnie po piętna-
stu latach od rozpoczęcia dzieła ich życia w Chrystusie zaczęli roz-
poznawać Pana Jezusa jako swoje życie, zaprzestali starań, by pra-
cować dla Niego, zaczęli natomiast pozwalać Jemu działać przez
nich. Niech to nas w żaden sposób nie zniechęca, niech nam raczej
pomoże utkwić wzrok w wieczności, przez wiarę dążyć do tego, by
pochwycić, jak On, Jezus Chrystus pochwycił nas. Zmierzajmy do
celu, do nagrody w górze, do której zostaliśmy powołani przez Boga
w Chrystusie Jezusie (Flp. 3,12-14).

Nie pomniejsza to oczywiście wartości przeżyć, które są wyni-

kiem obecności Ducha, przeżyć błogosławieństw czy nawet kryzysu.
Trzeba jednak mieć do nich właściwe podejście: musimy pamiętać,
że są one częścią składową całego i posiadającego wagę najwyż-
szą, procesu wzrostu. Trzeba czasu, by poznać samego siebie; trze-
ba czasu, a wręcz wieczności, aby poznać naszego Pana Jezusa
Chrystusa – Nieskończonego. Dzisiaj jest dzień stosowny dla przyło-
żenia ręki do pługa, dla podjęcia nieodwołalnej decyzji realizowania
celu, jaki On ma dla naszego życia, to znaczy: „żeby poznać Go i do-
znać mocy zmartwychwstania Jego, stając się podobnym do Niego
w Jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania"
(Flp. 3,10-11; BT).

„Tak często w czasie bitwy – mówi Austin-Sparks – przycho-

dzimy do Pana, modlimy się, błagamy, wołamy o zwycięstwo, o pa-
nowanie, o władzę nad siłami zła i śmierci. W myślach malujemy ob-
raz Pana, który wkracza do walki z potężnym objawieniem Swojej
mocy i jednym pociągnięciem wznosi nas w zwycięstwo oraz ducho-
we panowanie. Musimy poprawić ten sposób myślenia. To co Pan
czyni, służy rozwojowi naszemu i przegotowywaniu nas na przyjście
czegoś. On wiedzie nas przez różne doświadczenia, posyła różne
doznania, prowadzi nas drogą duchowego rozwoju, drogą ćwiczenia
naszego wewnętrznego życia, dzięki czemu stajemy się w sposób
naturalny posiadaczami większego dobra. „Nie wypędzę (Chiwwity,
Kananejczyka, Chetyty) sprzed ciebie w jednym roku, aby kraj nie
stał się pustkowiem i nie rozmnożył się w nim dziki zwierz na twoją
szkodę. Będę ich wypędzał sprzed ciebie stopniowo, aż się rozro-
śniesz i będziesz mógł objąć kraj w posiadanie" (Wj. 23,29-30; BT).

„Pewnego razu brytyjski premier Beniamin Disraeli wygłosił w

Izbie Gmin wspaniałe przemówienie. Tego samego dnia wieczorem

background image

ktoś z przyjaciół powiedział: „Muszę Panu powiedzieć, że szalenie mi
się podobała Pańska zaimprowizowana mowa. Myślałem o niej cały
dzień". „Pani" – wyznał Disraeli – „ta zaimprowizowana mowa cho-
dziła mi po głowie dwadzieścia lat!".

AKCEPTACJA

Każdy wierzący powinien postawić sobie dwa następujące py-

tania; im wcześniej to zrobi, tym lepiej. Pierwsze: Czy Bóg w pełni
mnie akceptuje i drugie: Jeśli tak, to na jakiej podstawie to czyni? Są
to decydujące pytania. Od odpowiedzi na nie zależy przełom w życiu
niejednego człowieka. Brak akceptacji, nawet w stosunkach między-
ludzkich poważnie pustoszy życie ludzi młodych i starszych, majęt-
nych i ubogich, zbawionych i niezbawionych. A jednak wielu wierzą-
cych, zarówno tych, którzy chcą coś w sferze ducha osiągnąć, jak i
tych „wegetujących", żyje bez świadomości faktu, który przynosi od-
pocznienie, stanowi fundament duchowego życia i głosi, że On „w
miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chry-
stusa według upodobania woli swojej, ku uwielbieniu chwalebnej ła-
ski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym". (Ef. 1,5-6).

Bóg Ojciec przyjmuje każdego z nas w Chrystusie. „Usprawie-

dliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Je-
zusa Chrysusa". (Rz. 5,1).

Pokój ten wychodzi ze strony Boga ku nam, poprzez umiłowa-

nego Jego syna – na tym fundamencie opierać się musi nasz pokój.
Nasz Pan Jezus Chrystus sprawia, że między nami a Bogiem panuje
pokój. „On przywrócił go przez krew krzyża swego" (Kol. 1,20; BW).
Nigdy nie wolno nam zapominać, że pokój ten opiera się wyłącznie
na dziele krzyża, zupełnie niezależnie od czegokolwiek w nas lub z
nas, gdyż „Bóg daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł" (Rz. 5,8).

Jeśli wiara nasza spocznie na tym cudownym fakcie, wówczas

okrzepnie w mocy, stanie się niewzruszonym stanowiskiem. Ludzie
mogą ją uznać za bezwartościową i odrzucić – nie szkodzi. Przez
Boga jest ona wybrana i kosztowna (1Ptr. 2,4). Tego uspokajającego
działania, które wypływa z faktu Bożej akceptacji potrzebuje więk-
szość wierzących obecnej doby.

Sto lat temu J.B. Stoney pisał: „Błogosławiony Bóg nigdy nie

zmienia, nigdy nie uchyla swego postanowienia o przyjęciu nas dzię-
ki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa".

background image

Niestety! My rozmijamy się z Bożą rzeczywistością! Oto Bóg

ma stale twarz swoją zwróconą ku nam, jak napisano w Liście do
Rzymian 5,1-11. A jednak wielu wierzących, będąc pod wpływem po-
czucia winy, myśli, że Bóg się odwrócił, że muszą na nowo błagać
Go o przyjęcie ich. Prawda zaś jest taka: Bóg się nie zmienia. Jego
oko spoczywa na dziele dokonanym przez Chrystusa na rzecz każ-
dego wierzącego. Jeśli nie chodzisz w Duchu, pozostajesz w ciele;
to ty zawróciłeś do starego życia, które zostało ukrzyżowane (Rz.
6,6), ty musisz odnowić społeczność z Nim, a kiedy już to uczynisz,
spotkasz się z przyjęciem Boga, który się nie zmienił i który zmianie
nie podlega. Gdy w nasze życie wkradnie się grzech, pojawia się
wraz z nim obawa, że Bóg się zmienił. Ale to nie Bóg się zmienił, to
ty się zmieniłeś. Ty nie chodzisz w Duchu, ty pozostajesz w ciele, ty
musisz osądzić siebie samego i odnowić społeczność z Nim. „...To
jest krew moja, nowego przymierza, która się za wielu wylewa na od-
puszczenie grzechów" (Mt. 26,28). Krew gładzi wszelki grzech. Jest
to jedyny sposób osiągnięcia przebaczenia, jeśli odrzucisz ten spo-
sób, nie znajdziesz innego, lepszego. „Gdzie zaś jest odpuszczenie
(grzechów), tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy"
(Hbr. 10,18; BT). Bóg już pojednał nas z sobą. On zawsze pozostaje
temu wierny. Niestety! My rozmijamy się z tym. My przejawiamy ten-
dencję do przypuszczania, że błogosławiony Bóg zmienił się w sto-
sunku do nas. Oczywiście, osądzi On grzeszne ciało, jeśli my tego
nie uczynimy, ale nigdy nie odstąpi od miłości, którą okazał nam,
marnotrawnym. Kiedy rozwieją się chmury naszej cielesności, odkry-
jemy, że Jego miłość – błogosławione niech będzie imię Jego – po-
została ta sama, że ona się nigdy, nigdy nie zmienia.

Musimy pamiętać, na jakim fundamencie opiera się Boża ak-

ceptacja. Sami musimy się na nim oprzeć. Zresztą jest to fundament
jedyny, innego nie ma, a można by go wyrazić tak: Bóg akceptuje
nas w umiłowanym (Ef. 1,6). Dzieło Jezusa Chrystusa, Umiłowanego
Syna Bożego, dokonane ze względu na nas, jest dziełem w pełni wy-
starczającym. Bóg je uznaje, nie ma przeto podstawy, abyśmy my
nie mieli go uznać. Przecież nasze uznanie ma rację bytu tylko dzięki
Jego uznaniu. To Bóg, nie my, decyduje o tym, jaka ofiara czyni za-
dość Jego woli. Bóg wyznacza je za nas, nie my wyznaczamy ją
Bogu. Bardzo jasno wyraził się na ten temat J.N. Darby: „Duch Świę-
ty przekonuje człowieka nie w oparciu o to, kim człowiek jest dla
Boga, ale w oparciu o to, kim Bóg jest dla człowieka. Wierzący wnio-
skują często o Bożym przyjęciu na podstawie tego, kim są sami w
sobie. Jeśli w taki sposób wnioskujesz, Bóg nie może cię przyjąć,
szukasz bowiem w samym sobie argumentu przemawiającego za

background image

twoim usprawiedliwieniem, myślisz, że On cię przyjmie na podstawie
twej własnej sprawiedliwości.

Myśląc w ten sposób, nigdy nie osiągniesz pokoju.
Duch Święty przekonuje zawsze w oparciu o to, kim jest Bóg.

Sprawia to w mojej duszy całkowitą zmianę. Rzecz nie polega bo-
wiem na tym, że nienawidzę moich grzechów – moje dotychczasowe
postępowanie mogło być całkiem zadowalające – rzecz polega na
tym, że nienawidzę siebie. W ten sposób przekonuje Duch Święty.
Pokazuje On nam, kim jesteśmy. Jest to też jeden z powodów, dla
których często się wydaje, że Bóg jest tak bardzo surowym wzglę-
dem nas. Jest to jeden z powodów, dla których nie daje On pokoju
naszym duszom; nie mamy bowiem ulgi dopóty, dopóki z całego ser-
ca, przekonani do głębi istoty, nie przyjmiemy do swej świadomości
Bożej prawdy o nas samych.

Dopóki ta prawda nie podbije naszego przekonania, Bóg nie

daje pokoju duszy – nie może. Byłoby to leczeniem rany po wierz-
chu. Dusza musi iść naprzód, aż odkryje, że nie ma dokładnie nicze-
go, na czym mogłaby się oprzeć, poza Bogiem samym, poza Jego
dobrocią. Dopiero wówczas jest w stanie powiedzieć „Jeśli Bóg z
nami, któż przeciwko nam?" (Rz. 8,31).

Smutny to fakt, że większość wierzących rozumuje dzisiaj wła-

śnie na odwrót: pomijają to, co Bóg uczynił dla nich, w sobie samych
natomiast szukają czegoś, co „zmusiłoby" Boga do uznania ich.
Efekt jest taki, że gdy wszystko toczy się pomyślnie, Bóg wydaje się
błogosławić, wówczas czują, że On ich kocha, przyjmuje, akceptuje.
Ale kiedy się potykają, kiedy wszystko zdaje się suche i twarde, wte-
dy przestają czuć Jego miłość i akceptację.

Jak to możliwe?
Oto w nas samych nie ma nic, co mogłoby nas zalecić Bogu.

To Chrystus jest naszą szansą na przyjście, największy zaś i naj-
trwalszy wkład w nasz duchowy rozwój wnoszą dni posuchy i trudu.
On przyjął nas, zaakceptował nas w Swoim Synu i dzięki Mu za to.
Na tym fakcie musimy oprzeć naszą wiarę. Akceptacja, podobnie jak
usprawiedliwienie, jest darem łaski i tylko łaski. Wm.R. Newell, w
swym studium „Romans, Varse by Varse" („List do Rzymian, wiersz
po wierszu") zawarł pewne głębokie myśli odnośnie tej właśnie łaski
(s. 245-247):

„W samym stworzeniu nie ma nic, co mogłoby sprowadzić

Bożą łaskę, stworzenie musi raz na zawsze skończyć ze staraniem
się, by dać Bogu powód okazania łaski. Zostało ono przyjęte w Chry-
stusie. Chrystus jest podstawą jego przyjęcia! Bóg nie przyjął stwo-
rzenia na okres próbny".

background image

Jeśli chodzi o jego przyszłe życie, to nie istnieje ono przed Bo-

giem, umarło na krzyżu. Chrystus jest teraz jego życiem.

Łaska, raz okazana, jest nieodwołalna:
Bóg znał przedtem całą krytyczną sytuację człowieka, który na

Boże działanie nie miał żadnego wpływu i niczym go nie spowodo-
wał.

NASTAWIENIE CZŁOWIEKA POZOSTAJĄCEGO POD ŁASKĄ:

Wierzyć i zgadzać się być kochanym niezasłużenie. Wielka
to tajemnica.

Odrzucić myśl o robieniu jakichś postanowień, o składaniu
jakichś ślubów, jest to bowiem pokładanie ufności w ciele.

Spodziewać się błogosławieństwa, pomimo coraz lepszego
uświadamiania sobie, że się na nie nie zasługuje...

Powierzyć się Bożej ręce, która często po ojcowsku ćwiczy
dziecko dowodząc w ten sposób swej łaskawości i życzliwo-
ści...

CO ODKRYWAJĄ DUSZE SPOLEGAJĄCE NA ŁASCE:

„Mam nadzieję, że będę lepszy" – taka podstawa jest
sprzeczna z widzeniem siebie skrytym w Chrystusie.

Zawieść się na sobie to uwierzyć w siebie.

Być zniechęconym to trwać w niewierze; w niewierze w Boży
cel i Boży plan względem naszego życia.

Być dumnym to być ślepym! W nas samych nie ma bowiem
nic, z czym moglibyśmy stanąć przed Bogiem.

Brak Bożego błogosławieństwa jest zatem wynikiem niewia-
ry, nie wynikiem upadku pobożności.

Głoszenie poświęcenia, pobożności, przede wszystkim, a
błogosławieństwa jako ich konsekwencji, jest odwracaniem
Bożego porządku, jest głoszeniem zakonu, nie łaski.

To zakon uzależniał błogosławieństwo od pobożności; łaska

daruje niezasłużone, niczym nie uwarunkowane błogosławieństwo.
Pobożność zaś, nie zawsze we właściwej mierze, podąża za nim.

Czy była w nas kiedykolwiek obawa przed całkowitym zawie-

rzeniem Bogu? Czy kiedykolwiek obawialiśmy się pozwolić innym
zawierzyć Mu całkowicie? Otóż nie wolno nam nigdy zapominać, że
„drogi Boże nie zawsze są drogami człowieka? Otóż, dla niektórych
ludzi jedyną motywacją do działania jest ciągły strach.

background image

Argumentem tym posługuje się wiele religii, wiele systemów

psychologicznych. Strachem one utrzymują swych uczniów w posłu-
szeństwie. Prawdą jest, że strach ma także miejsce w chrześcijań-
stwie, ale Bóg ma wyższe i bardziej skuteczne motywacje niż ta; jed-
ną z nich jest miłość. Strach powoduje odrętwienie, miłość rozwija
miłość.

Obiecywać człowiekowi szczęśliwy los, to igrać z ogniem. Tak

może się wydawać, gdy patrzymy z ludzkiego punktu widzenia, gdy
usuwamy Boga poza nawias naszych myśli. Ci jednak, którzy właści-
wie ocenili łaskę i uchwycili się łaski, nie trwają w grzechu. Więcej:
strach wywołuje posłuszeństwo właściwe niewolnikom, miłość rodzi
posłuszeństwo właściwe synom". (J. W. Sanderson, junior).

„A gdyby trąba wydała głos niewyraźny, któż by się gotował do

boju?" (1 Kor. 14,8). Dopóki chrześcijanin nie będzie pewny swego
stanowiska, dopóki na gruncie Pisma Świętego nie będzie o nim cał-
kowicie przekonany, nie da sobie rady, nie wytrzyma długo. Pismo
zaś mówi: „Stańcie więc" (Ef. 6,14; BT).

„Sam zaś Pan nasz Jezus Chrystus i Bóg Ojciec nasz, który

nas umiłował i przez łaskę udzielił nam niekończącego się pociesze-
nia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi we
wszelkim czynie i dobrej mowie!" (2Tes. 2,16-17).

CEL

Nasz Ojciec niebieski kryształowo jasno określił swój cel

względem każdego z nas. Poznanie tego celu jest czymś wspania-
łym, niesie w sobie tyle zachęty! Czy znasz ten cel? Teraz jest czas,
abyś na podstawie autorytetu Jego wiecznego Słowa upewnił się o
Jego celu względem twojego osobistego życia.

„Potem rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na obraz nasz" (Rdz.

1.26). Pierwszy Adam, ojciec rodzaju ludzkiego, został stworzony na
podobieństwo Boga. Boże podobieństwo dostrzegamy w sferze jego
osobowości, jego umysłu, uczuć, woli i tak dalej; umożliwia ono na-
wiązanie łączności duchowej, społeczności i współpracy między Bo-
giem a człowiekiem. W społeczności tej Bóg jest władzą, człowiek –
sługą, jest poddanym Jego woli, która jest doskonałą wolnością.
Wiemy jednak, że, w swej wolności wyboru, Adam wybrał inną drogę
życia niż ta, którą wyznaczył mu Bóg, wybrał ją, gdyż spolegał na so-
bie, ukochał samego siebie, usunął Boga z centrum swego życia,
sam zajął to miejsce – stał się egocentryczny. Umarł wtedy dla Boga,

background image

który jest źródłem wszelkiego życia, umarł w swych przestępstwach i
grzechach. W takich warunkach urodził się Adamowi syn „podobny
do niego jako jego (upadłego) obraz (Rdz. 5,3; BT). W ten sposób
Adam zrodził i wychował grzeszne, bezbożne, egocentryczne ple-
mię, umarłe na skutek występków i grzechów (Ef. 2,1; BT).

„Bóg (...) w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez

Syna (...), który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty"
(Hbr. 1,1-3). I znowu, tym razem w osobie naszego Pana, Jezusa
Chrystusa, „ostatniego Adama" (1Kor. 15,45; BT) podobieństwo
Boga znalazło się na ziemi. Z natury swej narodziliśmy się jako
członkowie upadłego, grzesznego narodu, któremu początek dał
„pierwszy Adam". Nasze zaś przejście z tego rodu do nowego, Boże-
go, znane jest jako „nowe narodzenie".

Nowe narodzenie, do którego droga wiedzie przez „nawróce-

nie się do Boga i do wiary w Pana naszego Jezusa" (Dz. 20,21; BT),
jest zrodzeniem z Niego – On staje się naszym życiem (zobacz Kol.
3,3-4) „Zostałeś odcięty od naturalnej dla ciebie dziczki oliwnej i
przeciw naturze wszczepiony zostałeś w oliwkę szlachetną" (Rz.
11,24; BT). „Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowie-
ka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego
wszyscy staną się sprawiedliwymi." (Rz. 5,19; BT).

Nasz Ojciec Niebieski ma na uwadze wciąż ten sam cel –

chce utworzyć w nas swoje podobieństwo. Ale chociaż Jego cel po-
zostaje niezmienny, dla jego osiągnięcia nie posługuje się On już
tym samym, co pierwotnie, człowiekiem. Wszystko skupione jest te-
raz w ostatnim Adamie, a Panu naszym, Jezusie. Zrodzeni przez
wiarę w Niego, staliśmy się „uczestnikami Boskiej natury" (2Ptr. 1,4).
Kiedy pozwolimy Panu Jezusowi wyrażać siebie poprzez naszą oso-
bowość, biedny, dotknięty chorobą grzechu świat zobaczy „Chrystu-
sa w nas, nadzieję chwały" (Kol. 1,27). W Liście do Koryntian 15,49
Paweł daje nam pokrzepiającą obietnicę. „Przeto jak nosiliśmy obraz
ziemskiego człowieka (Adama), tak będziemy też nosić obraz niebie-
skiego człowieka (Chrystusa)".

„A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z

tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia
jego są powołani. Bo tych, których przedtem znał przeznaczył wła-
śnie, aby stali się podobni do obrazu Syna Jego..." (Rz. 8,28.29).

Oto jest dobro, na rzecz którego Bóg współdziała we wszyst-

kim: Jego pierwotny cel – stworzenie nas na swoje podobieństwo,
które zawarł i wyraził w swoim Synu, Chrystusie, w tym, który jest na-
szym życiem. Ten zdecydowany kierunek Bożego działania zamknął
Paweł w słowie do nowo nawróconych: „Dzieci moje, oto ponownie w

background image

bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje". Kiedy wiemy
już o tym fakcie, oprzyjmy się na nim mocno. W nim bowiem zawarta
jest tajemnica zdrowego duchowego wzrostu; wyraża to List do Rzy-
mian 8,28-29. Taka postawa zapewni nam duchową dojrzałość! Kie-
dy uświadomimy sobie, że wszystko współdziała ku coraz pełniejsze-
mu wykształtowaniu w nas obrazu Pana Jezusa, zniknie rozczarowa-
nie, podenerwowanie w obliczu rzeczy przykrych, trudnych do zrozu-
mienia, zawierających często element śmierci. Będziemy odpoczy-
wać w Panu naszym, Jezusie, będziemy w stanie powiedzieć „Niech
będzie, Ojcze, wola Twa". Podstawę naszej wiary najpełniej wyraża-
ją tedy słowa: „Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam..." (Job.
13,15).

„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w

zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz,
z (jednego stopnia) chwały w (drugi) chwałę, jak to sprawia Pan, któ-
ry jest Duchem" (2Kor. 3,18). Ale trzeba powiedzieć, że znać Boży
cel dla naszego życia, to jedna rzecz, a wiedzieć jak cel ten w pełni
osiągnąć, tu i teraz, to druga rzecz. Jednym z najskuteczniejszych
Bożych środków w procesie osiągania tego celu jest niepowodzenie.

Wielu wierzących popada w depresje, burzy się gmach ich wy-

obrażeń o Bogu z powodu faktu, jakim są niepowodzenia w ich ży-
ciu. Starają się je ukryć, zignorować, rozumowo wyjaśnić posuwając
się w tym czasem bardzo daleko. Cały czas stawiają przez to opór
głównemu narzędziu w ręku Ojca, narzędziu za pomocą którego
kształtuje On w nas podobieństwo Swego Syna!

Kto w swym chrześcijańskim życiu i służbie pozostawia swe-

mu „ego" miejsce, tam Bóg dopuszcza niepowodzenia, często dopro-
wadza do nich po to, aby całkowicie odwrócić naszą uwagę od sa-
mych siebie, a zwrócić ją na Chrystusa Jezusa, który według Bożego
postanowienia jest źródłem naszego życia i który jedynie nigdy nie
zawodzi. Mamy się radować z naszych potrzeb, z łaknienia serca,
Bóg bowiem mówi: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedli-
wości, albowiem oni będą nasyceni" (Mat. 5,6). Jeśli uświadomiwszy
sobie swoją nędzę, konsekwentnie i z oddaniem patrzeć będziemy
na naszego Pana Jezusa, objawionego nam w Słowie, wtedy Duch
Święty, cicho i bez większego trudu, przeniesie centrum i źródło ży-
cia z nas samych, z naszego „ego", na Chrystusa. W tym momencie
dla każdego z nas zacznie się nie „ja", lecz Chrystus" (Gal. 2,20).

Bóg posługuje się tu naturalnym prawem, które mówi, że

kształtowani jesteśmy na obraz tego, na czym skupiamy naszą uwa-
gę, co kochamy. Hawthorne uwypuklił ten fakt w „The Great Stone
Face" (Wielka kamienna twarz). Pomyślmy także o Niemczech lat

background image

trzydziestych, Niemczech pełnych małych Hitlerów, a wszystko to z
powodu fanatycznego zapatrzenia w teorię o wyższości rasy! U nas
zaś, w Ameryce radio, telewizja, film przyczynia się do powstania po-
kolenia młodych ludzi gorliwie naśladujących swych filmowych boha-
terów. A co o wierzących? Jeśli pociąga nas zły świat, stajemy się
coraz bardziej do niego podobni, coraz mocniej uwikłani w jego spra-
wy, ziemscy, jeśli pobłażamy swemu „ego", jeśli nim żyjemy, stajemy
się coraz bardziej ego – centryczni. Jeśli jednak patrzymy na Jezusa
Chrystusa, upodabniamy się coraz bardziej do Niego.

Norman Douty pisze: „Jeśli mam być taki jak On, to Bóg w

swej łasce musi tego dokonać. Im szybciej uświadomię to sobie, tym
szybciej będę uwolniony od innej formy niewoli, od niewoli moich
własnych starań. Porzuć wszelkie wysiłki i powiedz: Nie potrafię tego
dokonać, im bardziej się staram, tym mniej przypominam sobą Cie-
bie. Cóż pocznę? O – mówi Duch Święty – ty nie potrafisz, wróć, za-
przestań starań/Dotychczas ty byłeś na scenie, Ty próbowałeś i ty
doznałeś niepowodzenia. Dosyć. Usiądź, zauważ Jego, popatrz na
Niego. Nie staraj się być podobnym do Niego, popatrz na Niego,
skoncentruj się na Nim. Zapomnij o staraniu się być jak On, a za-
miast tego pozwól Jemu wypełnić twoje myśli i twoje serce. Zauważ
Go, patrz na Niego objawionego w Słowie, przyjdź do Słowa w tym
jednym celu, w celu spotkania Pana. Słowo uczyń środkiem nie do
osiągania biblijnej wiedzy, ale do przeżywania społeczności z Chry-
stusem. Zauważ Pana".

Mówisz: „Chcę byś mnie kształtował i Sobie sposobił".
Zamilknij więc i pozwól, bym uwagę zrobił:
O, duszo niespokojna, to ty mi przeszkadzasz,
Zbyt mocna wola twoja, o swój cel się zmagasz.
Popatrz tylko na słońce i kwiaty, że stale
W ciszy się przyglądają jego wielkiej chwale.
Do niego zaś należy, spokojne, pachnące,
Spełniając moją wolę darzyć je gorącem.
Podobnie ty patrz na Mnie, mój Umiłowany,
Dzieło zaś Ja wykonam, Ja spełnię swe plany".

– Ter Steegen

„Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chce-

nie i wykonanie" (Flp. 2,13). Co jest tym Jego „upodobaniem", we-
dług którego działa On w nas? Otóż we wszystkim działa On w tym
jednym celu: „aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym
ciele" (2Kor. 4,11; BT). A oto życie: „dla mnie bowiem żyć – to Chry-

background image

stus" (Flp. 1,21). Oto służba: „A wśród tych, byli też niektórzy Grecy.
Oni... przystąpili do Filipa... i prosili go...: „Panie, chcemy ujrzeć Je-
zusa" (J. 12,20-21).

PRZYSPOSABIANIE

Kiedy już znamy wieczny Boży plan, niezmienny Jego cel

względem każdego z nas, jeśli wiemy, w jaki sposób Bóg przysposa-
bia nas do osiągnięcia tego celu, znajdujemy odpocznienie i ufność.

Tak się dzieje, że podstawowym czynnikiem wzrostu, zgodnie

z Bożą logiką, jest potrzeba. Bez tego czynnika donikąd byśmy nie
zaszli w naszym chrześcijańskim życiu. Nasz Ojciec tworzy i dopusz-
cza potrzeby po to, by odwrócić nas od wszystkiego, co jest poza
Chrystusem i skoncentrować nas na Nim samym. „Nie ja, lecz Chry-
stus" (Gal. 2,20).

Zrozumienie tej zasady to rzecz najbardziej podstawowa tak

dla naszego wzrostu, jak i służby. J. B. Stoney ujmuje to następują-
co: „Dusza nigdy nie wchłonie w siebie prawdy żywej i pełnej mocy
inaczej niż przez domaganie się jej, domaganie się, które wypływa z
głębi jej tęsknoty".

Jeśli chodzi o nasz wzrost, potrzeby powodują, że sięgamy i

przyjmujemy od naszego Pana Jezusa to, czego pragniemy. W każ-
dej sprawie, czy to będzie służba, świadectwo, czy pomoc innym,
musimy czuwać i czekać na głód, na głęboką potrzebę serca – wtedy
dopiero owoc naszego działania będzie trwały.

I znów J. B. Stoney powiada: „Prawdziwą wartość każdej rze-

czy rozpoznajemy jedynie po tym, jak bardzo jest ona upragniona".
Darby wyjaśnia to jeszcze lepiej, mówiąc: „Mądrość i filozofia nigdy
nie odkryły Boga; On bowiem daje się nam poznać dzięki potrzebom;
to potrzeba znajduje Go. Mam poważne wątpliwości, czy nauczyli-
śmy się czegokolwiek dobrze inaczej niż dzięki odczuwaniu głębokiej
potrzeby nauczania się tego".

W tym świetle potrzeba jest czymś bezcennym!
Musimy uświadomić sobie fakt, że bez duchowego głodu nie

może być mowy o pragnieniu karmienia się Panem Jezusem Chry-
stusem.

Na podstawie naszego osobistego doświadczenia stwierdza-

my, że wiersz z Ewangelii Mateusza 5,6 zawiera głęboką, mającą
głęboką dla każdego z nas, prawdę: „Błogosławieni, którzy łakną i
pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni".

Młodych duchowo wierzących zbyt często zachęca się, zbyt

background image

często przymusza do wzrostu, zanim pojawi się u nich świadomość
palącej potrzeby, zanim pojawi się prawdziwy duchowy głód. Z dru-
giej strony zaś, o czym przykro mówić, kiedy już pojawi się prawdzi-
wy duchowy głód, w większości przypadków oferuje się tak mało du-
chowego pokarmu.

Jedną z głównych przyczyn nikłych (lub wręcz żadnych) rezul-

tatów wielu wysiłków związanych z ewangelizacją i osobistym świa-
dectwem jest fakt, że prawdy o zbawieniu są jakby „na siłę" wtłacza-
ne osobie, zanim pojawi się u niej świadomość zguby. Tak, wyniki
naszej pracy zostaną sprowadzone do zera, jeśli przemożna siła
przekonania o grzechu nie popchnie zgubionej duszy do uchwycenia
się Zbawiciela aktem osobistej wiary, zanim nie popchnie jej do zło-
żenia przed Nim wszystkich swoich potrzeb, którym On, Zbawiciel,
wyszedł na spotkanie.

Jeden z mężów Bożych Watchman Nee ustawia te rzeczy we

właściwej kolejności, gdy mówi: „Bóg nie postawił nas tutaj po to
przede wszystkim, byśmy głosili ewangelię lub wykonywali dla Niego
jakąkolwiek pracę. Postawił nas tu przede wszystkim po to, by posłu-
żyć się nami do wytworzenia w innych głodu Jego Samego... W ży-
ciu człowieka nie ruszy żadna poważna praca, zanim nie powstanie
w jego sercu poważna potrzeba... Tego duchowego apetytu nie mo-
żemy nikomu zaszczepić siłą, nie możemy zmusić ludzi do odczuwa-
nia głodu. Głód musi być wytworzony, a może być wytworzony tylko
poprzez ludzi, którzy noszą w sobie odbicie Boga".

Zanim, w toku przygotowywania nas do osiągnięcia celu, w

tym procesie przysposabiania, nastąpi okres budowy, musi najpierw
nastąpić rozdarcie. „Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszar-
pał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany!" (Oz. 6,1).

Dotyczy to tak wzrostu, jak i służby. J.C. Metcalfe pisze z prze-

konaniem: „Jakże pociesza świadomość, że tylko tych, którzy spene-
trowali głębokości niepowodzenia, Bóg niezmiennie używa do pro-
wadzenia i karmienia innych, że nie jest to powołanie dla szczególnie
obdarzonych, wysoko wykształconych i nienagannych jako takich.

Bez gorzkiego doświadczenia swej własnej nieudolności i nę-

dzy człowiek jest zupełnie nieprzydatny do niesienia ciężaru ducho-
wej służby. Tylko człowiek, który poznał wymiary swej własnej słabo-
ści, zniesie w cierpliwości słabości innych. Posiada on też najlepsze
poznanie troskliwej miłości Najwyższego Pasterza, Jego mocy
uzdrawiającej każdego, kto w pokorze ufa Jemu i tylko Jemu. Dlate-
go niełatwo popada w rozpacz patrząc na innych, kieruje on swój
wzrok ponad ich grzecznością, uporem, głupota na moc niezmiennej
miłości. Pan Jezus nie wkłada zadania „paś owieczki Moje... owiecz-

background image

ki Moje" na Piotra ufającego własnym siłom, przyrzekającego do-
zgonną wierność; wkłada je na Piotra, który całkowicie zawiódł w do-
trzymaniu obietnicy, który miał już za sobą gorzki płacz na ulicach
Jerozolimy".

Tak, Boże przysposabianie nas będzie głębokie, dokonane i

długie, jeśli nasze życie ma być rzeczywiście Chrystocentryczne, na-
sze chodzenie kontrolowane przez Ducha Świętego, jeśli nasza służ-
ba ma przynosić Bogu chwałę. Wcześniej czy później Duch Święty
uświadomi nam nasz podstawowy problem jako ludzi wierzących:
ogromną różnicę pomiędzy naszym „ja" a Chrystusem. Wśród robot-
ników szukających przebaczenia i usprawiedliwienia są jeszcze inni,
są robotnicy szukający uświęcenia, osobistej świętości, uwolnienia
od mocy starego Adama. Im wszystkim, zarówno tym pierwszym, jak
i tym drugim, Chrystus obiecuje swoje wielkie „Ja sprawię" (Mat.
11,28-30).

Człowiek, który znalazł w Chrystusie odpocznienie wynikające

z usprawiedliwienia, wejdzie wkrótce w stan głębokiej potrzeby od-
pocznienia wynikającego z uświęcenia. Myślę, że nie popełnimy zbyt
wielkiej pomyłki, jeśli powiemy, że jest to przeżycie każdego wierzą-
cego, jaki kiedykolwiek żył". (P.B. Power).

Oto na czym polega Boże przysposobienie nas do osiągnięcia

celu: najpierw dostrzegamy nasze „ja", takim jakie ono jest, następ-
nie zaś usiłujemy uwolnić się od jego złej mocy, od jego wpływu. Nie
ma bowiem żadnej nadziei na konsekwentne trwanie w Panu Jezu-
sie, dopóki jesteśmy pod panowaniem życia dla siebie, życia ego-
centrycznego, w którym „nie mieszka dobro" (Rz. 7,18; BT). To nie
wtedy, gdy jesteśmy niemowlętami w wierze, możemy stale przeby-
wać w Jego obecności. Nie wtedy, gdy służymy Mu w przypływach
gorliwości, nasza dusza rośnie i kwitnie. Nie w chwilach obojętności
jesteśmy nawadniani obecnością Pana. Dopiero wtedy, gdy zosta-
niemy podbici, oczyszczeni i uszlachetnieni, dopiero wtedy, gdy
odejdzie umiłowanie siebie i świata, uczymy się trwać w łączności z
Nim o każdym czasie, na każdym miejscu, w każdym otoczeniu".

Dostrzegamy więc nasze „ja" takim, jakie jest, a następnie usi-

łujemy uwolnić się od niego. Otóż trzeba powiedzieć, że wartość wy-
siłków zmierzających do uwolnienia się od życia starego Adama po-
dobnie jak wartość równie bezowocnych usiłowań doświadczenia ży-
cia nowego Adama, życia Chrystusa, tkwi w ostatecznym uświado-
mieniu sobie, że są one całkowicie daremne. Osobiste niepowodze-
nie, które w każdej fazie naszego chrześcijańskiego życia łamie na-
sze serce, jest powodem, w jaki Ojciec przygotowuje nas do Swego
sukcesu w naszym imieniu. Ten Jego negatywny proces doprowadzi

background image

nas w końcu do Jego pozytywnej obietnicy z Listu do Filipian 1,6:
„...Mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło,
będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa". Jego „dobre dzie-
ło" w nas rozpoczyna się od niepowodzenia dotykającego najmoc-
niejszych stron naszego życia i prowadzi do sukcesu, który jest
Jego, nie naszym dziełem. „Albowiem Bóg to według upodobania
sprawia w was i chcenie i wykonanie" (Flp. 2,13).

Co do tych prawd nie ma żadnej wątpliwości. Obyśmy tylko

zaczęli w łasce, jedynie w łasce. Musimy trwać i kroczyć naprzód
opierając się na fundamencie słów z Listu do Galacjan 5,1; BT: „Ku
wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie
poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli".

Charles Trumbull powiedział: „Życie bez wysiłków (bierne) nie

oznacza życia bez woli. Siły naszej woli mamy używać tam, gdzie
chodzi o uwierzenie, o przyjęcie, nie zaś tam, gdzie chodzi o osią-
gnięcie tego, czego Bóg tylko może dokonać. Nasza nadzieja na
zwycięstwo nad grzechem to nie „Chrystus plus moje wysiłki", „lecz
Chrystus plus moje przyjęcie". Otrzymać zwycięstwo z Jego rąk zna-
czy uwierzyć Jego Słowu, uwierzyć, że jedynie przez łaskę uwalnia
nas On spod władzy grzechu. Uwierzyć Mu w ten sposób znaczy
uznać, że O n robi dla nas to, czego nie możemy zrobić sami dla sie-
bie".

Poznaliśmy tę zasadę w momencie naszego duchowego naro-

dzenia, wydaje się jednak, że większość z nas musi uczyć się jej
wciąż na nowo. Zasada ta bowiem odnosi się również do naszego
chrześcijańskiego wzrostu i służby. Nie bój się, drogi przyjacielu.
Trzymaj się mocno celu, jak Bóg ci wyznaczył w Chrystusie. Twój Oj-
ciec przeprowadzi cię, krok po kroku, przez cały czas potrzebny na
przysposobienie cię do osiągnięcia tego celu. On tego dokona. Czy
jesteś pewny tego celu? Jeśli tak, to bądź całkowicie pewny, że On
pomoże ci go osiągnąć. Po prostu pamiętaj, że List do Rzymian 8,28
i List do Rzymian 8,29 trzeba brać razem i dziękuj Mu za List do Fili-
pian 1,6.

„Pan jest uwielbiony w ludziach prących do celu, którym jest

Sam Bóg, za wszelką cenę i bez względu na drogę. „Nie dbam o
drogę" – powiada człowiek nastawiony na osiągnięcie tego celu.

Droga zaś jest bardzo trudna, trzeba stoczyć wiele walk, jed-

nakże gorące pragnienie osiągnięcia celu trzymać go będzie w niej
niewzruszenie.

Tylko ten, kto nie tęskni za Nim, za poznaniem Go, zawróci z

tej drogi, a jest to droga, którą przebył przed nami Człowiek Chrystus
Jezus. On pokonał wszelkie przeszkody. Dokonał tego ze względu

background image

na nas. Nie musimy już wspinać się – przewiezie nas pociąg Jego
tryumfu. Każdy nieprzyjaciel czyhający przy drodze został zwyciężo-
ny, każdy wróg pokonany. Nie ma nic, co by nie zostało poddane
pod Jego stopy, nie ma niczego we wszechświecie co byłoby w sta-
nie pokonać najmniejsze dziecko Boże, które uchwyciło się ręki
Pana i powiedziało: „Panie, przeprowadź mnie do miejsca, gdzie Ty
jesteś ze względu na wartość krwi, dzięki której już zwyciężyłeś". Ci-
chy, ufny krok w dniach niepowodzenia i strachu, w dniach kiedy
wszystko trzęsie się i drży, przynosi Panu wielką chwałę" (G.P.).

PEŁNIA W NIM

Rozważamy nadal zasady fundamentalne, drzewo życia bo-

wiem nie może być lepsze niż jego korzenie, rzeka lepsza niż jej źró-
dło. Młodość i niedojrzałość najpierw działa, potem myśli, jeśli w ogó-
le myśli. Dojrzałość umie brać pod uwagę czas w ocenie faktów.
Nasz cierpliwy Gospodarz gotów jest poświecić nam czas i nauczyć
nas wiecznych Swoich prawd, bez których nie możemy osiągnąć du-
chowej dojrzałości.

Pan Jezus często odwołuje się do zjawisk i zdarzeń z naszej

ludzkiej rzeczywistości, aby nauczyć nas najgłębszych prawd ducho-
wych. Podobnie w tym przypadku, zanim zdołamy zrozumieć i wła-
ściwie ocenić nowe, duchowe życie Chrystusa w nas, uczy On nas
najpierw o naszym naturalnym życiu, jakie jest naszym udziałem w
naturze Adama. Życie Chrystusa w nas, albo życie w naturze Chry-
stusa wynika z zasady „zrodził syna na podobieństwo swoje" (Rdz
5,5). Każdy wierzący uczy się najpierw, że ma pełny udział w naturze
Adama, pochodzi od niego, jest jak on. „Albowiem... przez nieposłu-
szeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami" (Rz.
5,19; BT). „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim cie-
le, nie mieszka dobro" (Rz. 7,18; BT). Kiedy już, dzięki niepowodze-
niom i zmaganiom, Pan nauczy nas prawdy duchowej o naszej natu-
rze w Adamie, może uczyć nas prawdy o naszej naturze w Chrystu-
sie. „...Przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedli-
wymi" (Rz. 5,19; BT). „Gdyż w Nim mieszka cieleśnie cała pełnia Bo-
skości i macie pełnię w Nim..." (Kol. 2,9-10).

Ta podstawowa, fundamentalna zasada ma dwie strony. Po

pierwsze: Pan Jezus jest źródłem naszego chrześcijańskiego życia –
zostaliśmy zrodzeni w Niego, zrodzeni, aby mieć pełny udział w Jego
naturze; Bóg sprawił, że mamy pełnię w Nim. Taka jest prawda o
każdym z nas; jej mamy się trzymać wiarą.

background image

„Jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem". (2Kor.

5,17). Po drugie: Trzymanie się wiarą powyższej prawdy wprowadza
nas w praktyczną jej rzeczywistość, w rzeczywistość codziennych
naszych doświadczeń. Kropla po kropli otrzymujemy to, co już jest
nasze. Ważne, by o tym wiedzieć, być tego pewnym: wszystko jest
nasze, mamy pełnię w Nim – TERAZ. Ten fakt pomaga nam trwać w
ciszy, gdy On cierpliwie pracuje nad naszym charakterem, nad tym
naszym życiem, które jest wraz z Chrystusem ukryte w Bogu.

„Rozwój jest tylko wzrostem duchowego poznania tego, co po-

siadamy już na początku. Przyrównać go można do wchodzenia po
drabinie. Drabiną jest łaska. Pierwszy szczebel: wierzymy, że Pan
Jezus został posłany przez Boga; drugi: wierzymy, że dzięki pełni
Jego dzieła jesteśmy usprawiedliwieni; trzeci: poznajemy Go; czwar-
ty: widzimy Go w niebie (jesteśmy więc zjednoczeni z Nim, trwają-
cym tam i doświadczamy Jego mocy działającej tu; piąty: uczymy się
tajemnicy, poznajemy wielką prawdę, do korzystania z której jeste-
śmy uprawnieni jako Jego ciało; szósty: zasiadamy w okręgach nie-
bieskich w Chrystusie; siódmy: gubimy się w podziwie, uwielbieniu i
poznaniu Jego samego". (J.B. Stoney).

Mamy pełnię w naszym Panu Jezusie. Dlatego powinniśmy

zaprzestać naszych własnych usiłowań, powinniśmy niczego już nie
dodawać do ukończonego dzieła Jezusa Chrystusa. Nasze życie po-
lega teraz na chodzeniu wiarą, na przyjmowaniu, czerpaniu w siebie
z zawsze obfitującego źródła. Walter Marshall mówi o tym następują-
co:

„Podobnie jak upadek Adama był naszym upadkiem w śmierć

duchową, tak zmartwychwstanie Chrystusa jest naszym zmartwych-
wstaniem do życia w świętości. Nie my sami, jako pierwsi, tworzymy
i kształtujemy naszą nową, świętą naturę. Jeśli jesteśmy tworami
czegoś, to tworami naszego zepsucia. Nowa natura i świętość zosta-
ły dla nas ukształtowane i przygotowane, abyśmy w nich uczestni-
czyli, a realizuje się to przez zjednoczenie z Chrystusem. W ten spo-
sób stajemy się uczestnikami duchowego życia, które On umożliwił
nam przez Swe zmartwychwstanie; zmartwychwstanie Jego uzdolni-
ło nas do wydawania owoców zmartwychwstania. Pismo Święte
mówi o tym odwołując się do związku małżeńskiego: „Tak i wy, bra-
cia moi, dzięki ciału Chrystusa umarliśmy dla Prawa, by złączyć się z
innym – z Tym, który powstał z martwych, byśmy zaczęli przynosić
owoce Bogu" (Rz. 7,4; BT).

Nie do nas należy tworzenie nowego życia. Ono już jest stwo-

rzone. Mamy je przyjąć w Chrystusie. Wiąże się to, po pierwsze, z
wiarą w Niego i Jego celem względem nas w Chrystusie; taka wiara

background image

ma swoje oparcie w Piśmie Świętym, uzasadniają ją i wyraźnie ją
określają fakty. Po drugie zaś z cierpliwą ufnością w czasie, gdy Pan
prowadzi nas przez potrzebny i konieczny proces przysposabiania.
Chociaż każdy wierzący ma pełnię w Chrystusie, nie było jeszcze ta-
kiego, który osiągnąłby dojrzałość natychmiast.

Duchowy wzrost pociąga za sobą głęboki głód Pana Jezusa,

pociąga, oparte na pewności biblijnych faktów, postanowienie wzię-
cia w posiadanie tego, co już jest nasze w Nim, pociąga wreszcie ko-
nieczność w myśleniu się w Słowo. Nigdy nie dojdziemy do poznania
naszych duchowych bogactw mając tylko powierzchowny kontakt ze
Słowem, bo i na jakiej podstawie możemy spodziewać się zażyłej
społeczności z Kimś, kogo znamy tak mało?

Jeśli chodzi o żywą i ścisłą społeczność ze słowem, dobrą

okazją do rozważania tego problemu mogą być słowa J.T. Beck'a:
„Chodzi o takie studium Słowa, o takie jego rozważanie, w czasie
którego Bóg napełnia człowieka właściwym sobie Duchem i Życiem
jako zasadą, a to w tym celu, aby zostały one przez niego przyswojo-
ne, przyjęte. W objawieniu, które jest niczym innym jak translacją
tego, co Boże w osobiste życie jednostki, Bóg jako Życie, chcąc
stworzyć ludzi Bożych, musi się najpierw wcielić w pojedynczego
człowieka, który jest cząstką ludzkości. Dlaczego tak? Rozważmy
coś w oczywisty sposób nowego, coś, co dotychczas nie istniało na
ziemi, np. jakiś nowy gatunek roślin. Zanim rozmnoży się on w wiele
okazów, musi najpierw całą pełnią właściwej sobie natury zawrzeć
się w jednej żywej jednostce. Podobnie dla stworzenia ludzi Bożych
trzeba było kogoś, w kim Boża natura mogła się ucieleśnić.

Był Człowiek, w którym się to dokonało, w którym ucieleśniła

się cała pełnia Bożego objawienia. Człowiekiem tym był Jezus Chry-
stus, Pośrednik, tzn. Ktoś, za pośrednictwem kogo nieznany dotąd
Boży organizm, w całej swej pełni Ducha i Życia, zradza się w innych
ludziach, Z wejściem Jezusa Chrystusa w istotę człowieka rodzi się
w nas życie Boże. Przestaje ono być abstrakcją, zaczyna być po pro-
stu rzeczywistością tak, że człowiek staje się istotą nie tylko stworzo-
ną przez Boga, ale też istotą przez Niego zrodzoną.

W miarę jak życie jednostki przekształca się w życie Chrystu-

sa, rozwija się i doskonali jej osobiste życie z Bogiem, w Bogu i dla
Boga. Rozwija się nie tylko w stronę doskonałości moralnej, nie tylko
w stronę coraz bardziej zażyłej społeczności z Bogiem, rozwija się
ono jako współuczestnictwo w jednej naturze!".

Ziarno daje początek dokładnie takiemu życiu, z jakiego samo

pochodzi. Życie to jest doskonałym odbiciem życia poprzedniego, nic
dodać, nic ująć. „...odrodzeni nie z nasienia skazitelnego, ale nieska-

background image

zitelnego", (1Ptr. 23). „Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami
ziarna" (Kpł. 19,19; BT).

Oto, co znaczy „nie ja, lecz Chrystus" (Gal. 2,20). Ziarno zo-

stało już zasiane – pozostaje tylko pytanie o wzrost i dojrzałość. Otóż
ziarno samo przyniesie owoc, który trwa. „Rozwój Bożego życia w
chrześcijaninie podobny jest naturalnemu wzrostowi, jaki obserwuje-
my w świecie roślin. Nie musimy podejmować specjalnych wysiłków,
zastosujemy się jedynie do warunków korzystnych dla takiego wzro-
stu".

Ale tylko ci, którzy usiłowali wzrastać i doznali niepowodzenia,

potrafią właściwie ocenić fakt, że to Bóg jest przyczyną wzrostu.
„Wszystkie moce Boga, które współdziałały już na rzecz objawienia
doskonałego obrazu Ojca w Człowieku Chrystusie Jezusie, co stano-
wi pierwszy etap na drodze do realizacji wiecznego Bożego celu, są
w tym samym stopniu zaangażowane w osiągnięciu drugiego etapu
– w ukształtowaniu obrazu Chrystusa Jezusa w każdym dziecku Bo-
żym".

Zgadza się z tym William Law, gdy mówi: „Korzeń zasadzony

w najlepszej glebie, w najlepszym klimacie, błogosławiony słońcem,
deszczem i powietrzem, nie jest tak pewny swego wzrostu w dosko-
nałość, jak pewnym może być każdy człowiek, którego duch wzdy-
cha za tym wszystkim, co Bóg gotów jest mu dać i co ogromnie pra-
gnie mu dać. Bo słońce nie wychodzi na spotkanie rozwijającemu się
pączkowi, który się ku niemu zwraca, nawet z połową tej pewności
co Bóg – źródło wszelkiego dobra – objawia siebie duszy, która tęsk-
ni za współuczestnictwem z Nim".

Nie tylko nasze życie znajduje swą pełnię w Nim, w Nim jest

także całkowite zwycięstwo we wszystkich rozlicznych potrzebach
tego życia. „Kiedy walczysz aby zwyciężyć, to już na samym począt-
ku przegrałbyś bitwę. Przypuśćmy, że wróg napada cię w twoim
domu lub w twojej pracy. Chce on, na ile to możliwe, stworzyć sytu-
ację, w której byś sobie nie poradził. Co wtedy robisz? Twoim pierw-
szym odruchem jest przygotować się do wielkiej bitwy, a następnie
prosić Boga, aby dał ci w niej zwycięstwo. Ale jeśli tak robisz, klęska
jest pewna – poddałeś teren, który jest twój w Chrystusie, wyrzekłeś
się zwycięstwa na rzecz wroga z powodu postawy, jaką przyjąłeś.
Co powinieneś robić, gdy on atakuje? Po prostu wznieś oczy i uwiel-
biaj Pana. „Panie, znalazłem się w sytuacji, z którą nie mogę sobie
poradzić. Twój wróg, diabeł, przygotował już wszystko, by spowodo-
wać mój upadek, ale uwielbiam Cię, że Twoje zwycięstwo jest zwy-
cięstwem nad wszystkim. Dotyczy to także tej sytuacji, dlatego uwiel-
biam Cię, mam już pełne zwycięstwo" (W.N.).

background image

Nie goń naprzód. Bóg nie uznaje pośpiechu. „Japoński artysta

Kokusai powiedział: „Od szóstego roku życia miałem manię rysowa-
nia. Do pięćdziesiątego roku życia wydałem niezliczoną ilość szki-
ców, ale nic z tego, co widziałem przed siedemdziesiątką nie jest
warte wspominania". Hokusai zmarł w wieku osiemdziesięciu dzie-
więciu lat oświadczając przed śmiercią, że gdyby miał jeszcze tylko
pięć lat życia, stałby się wielkim artystą".

PRZYJĘCIE NASZEJ WŁASNOŚCI

Temat to niemałej wagi, wiąże się on bowiem z wiarą i prak-

tycznym przyjęciem tego, co jest przedmiotem naszej ufności.

Przyjęcie naszej własności nie oznacza zdobycia czegoś no-

wego, oznacza praktyczne, realne przyswojenie sobie tego, co nale-
żało do nas już wcześniej, ale nie było przez nas używane.

Przyjęcie naszej własności realizuje się po spełnieniu dwóch

podstawowych warunków: po pierwsze, musimy wiedzieć, co już jest
nasze w Chrystusie; po drugie, musimy być świadomi potrzeby tego.
Tylko sięgnij niezachwianą wiarą i przyjmij to, co należy do ciebie w
Panu naszym Jezusie Chrystusie.

Odnośnie pierwszej zasady – poznania tego, co nasze w

Chrystusie –William R. Newell tak pisze: „W pierwszych trzech roz-
działach Listu do Efezjan Paweł niczego nie chce od świętych prócz
tego, by słuchali jego wspaniałej mowy, w której podaje szereg wiel-
kich, wiecznych PRAWD ich dotyczących. Niczego im nie poleca,
dopóki, wyczerpawszy do końca, nie zamknie tego katalogu realnych
prawd. I, gdy potem otwiera swój apel o ich godne postępowanie,
gdy wypowiada się na temat ich charakteru i przeznaczenia jako
świętych, wszystko jest już oparte na objawieniu: „A zatem zachę-
cam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny
powołania, jakim zostaliście wezwani..." (Ef. 4,1; BT). Dajmy sobie
spokój ze stawianiem przed świętymi długiej listy „warunków" wejścia
w błogosławione życie w Chrystusie. Zamiast tego, jako wstępne
przygotowanie prowadzące do praktyki takiego życia, pokażmy im,
jaka jest ich pozycja, co posiadają, jakie są j uż ich przywileje w
Chrystusie. W ten sposób będziemy naprawdę współpracować z Du-
chem Świętym, w ten sposób stanie się większy, o wiele większy
owoc naszej pracy wśród ludu Bożego".

Gdy uświadomimy sobie, co jest naszą własnością w Chrystu-

sie Jezusie, konkretna potrzeba pobudzi nas do przejęcia tej własno-
ści, do wyjścia naprzeciw potrzebie.

background image

„Paweł posiadał zasób Ducha Jezusa Chrystusa i dzięki temu

Chrystus mógł się okazywać wielkim w nim. Był to zasób zawsze do-
stępny, ale tylko wtedy doceniany i wykorzystywany, gdy Apostoł
uświadomił sobie jego potrzebę. Życie ma nas uczyć odkrywania na-
szej potrzeby Chrystusa, a każde odkrycie otwiera drogę dopływowi
nowej porcji z zasobów. Jest to wyjaśnienie tego poddawania nas
coraz to nowej próbie, w czasie której jedynie świeża „porcja" Ducha
Jezusa Chrystusa zaspokaja naszą potrzebę. I wtedy, gdy nasza we-
wnętrzna potrzeba zostanie zaspokojona, gdy pozwolimy, by zaspo-
koiła ją obfitość Chrystusa, wtedy, na nowo, Jego chwała może się
okazać przez nas" (H.F.).

Ta rzeczywistość dwóch prawd, widzenia naszej własności i

odczuwania potrzeby, wyprowadzi nas z krętych dziecinnych ścieżek
i wprowadzi w odpowiedzialne, konkretne chodzenie wiarą. Przemie-
ni ona naszą postawę „pomóż mi" w postawę, która dziękuje, prze-
mieni postawę błagania w postawę przyjmowania naszej własności.

Zauważmy, co ma do powiedzenia na ten temat, opierając się

na Liście do Efezjan 1,3, L.L. Letgers, jeden z fundatorów Wicliffe Bi-
bie Translators: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana na-
szego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszel-
kim duchowym błogosławieństwem niebios".

Jeśli przebiegając myślą swoją pamięć, znajdziesz jedno jedy-

ne błogosławieństwo, którym Bóg mógłby błogosławić nas dzisiaj, a
którym jeszcze nas nie błogosławił, to słowa Pawła nie są w ogóle
prawdziwe. Paweł powiedział bowiem „Bóg ubłogosławił". To już się
stało. „Wykonało się". Bóg ubłogosławił nas wszelkim duchowym bło-
gosławieństwem niebios! Jakaż szkoda, że pomimo tych słów nie
przestajemy mówić: „O, Boże, błogosław nas, błogosław nas w tym,
błogosław nas w tamtym..." Przecież to już się stało. On ubłogosławił
nas wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios. CA. Coates
mówi: „To właśnie przyjmowaniem naszej własności jesteśmy do-
świadczani. Jakże często poprzestajemy na zachwycie...".

Oto jak działa Duch Święty: co pewien czas zwraca On naszą

uwagę na jakąś zawartą w Piśmie Świętym obietnicę. Wiara nasza
raduje się wówczas widząc, że obietnica ta dotyczy nas w Chrystu-
sie. Niech to będzie, na przykład, prawda z Ew. Mateusza 11,28:
„Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni,
a Ja wam dam ukojenie". Poza zwykłymi okolicznościami życia, nie-
pewność, konflikty, napięcia wynikające ze stosunków panujących w
świecie, wzbudzają w nas potrzebę odpocznienia w Jezusie. Istnieje
więc potrzeba, istnieje też możliwość zaspokojenia jej w Nim! Cóż
pozostaje? Pozostaje przyjęcie tego, co jest nasze w Chrystusie!

background image

Powróćmy teraz do dwóch warunków, o których mówiliśmy na

początku rozdziału: Wierzący widzi, co jest jego w Chrystusie, po-
trzeba zaś czyni go zdolnym do ufnego przyjęcia upragnionego celu.
(Podkreślić tu jednak należy konieczność biblijnego poznania tego,
co jest nasze w Chrystusie oraz oparcia naszej ufności dopiero na
tym, wynikającym z Pisma Świętego, poznaniu. Nie mamy bowiem
„prosić od rzeczy"). Pozostaje jeszcze do omówienia jeden punkt,
który nazwać by można punktem krytycznym. W nim tkwi klucz do
zrozumienia wszystkiego. Przypominam, że mamy ciągle na uwadze
przyjęcie naszej własności. Otóż w większości przypadków między
przyjęciem naszej własności a praktycznym doświadczeniem jej w
życiu jest czas czekania, trwający często lata. Naszym obowiązkiem
jest cierpliwe czekanie na Niego. W tym, potrzebnym Bogu czasie,
kształtuje On nasz charakter, nasze życie, działa On na rzecz tego,
co posiedliśmy już w Chrystusie, czy to na rzecz odpocznienia, wy-
trwałości, pewności, bezpieczeństwa, czy czegokolwiek innego –
Izajasz (64,3) mówi o tym, co Bóg uczynił „dla tego, kto w Nim uf-
ność pokłada" (BT).

T. Austin-Sparks dzieli się dwiema cennymi myślami dotyczą-

cymi tego niezwykle ważnego problemu, tego „czasu pomiędzy"
przyjęciem naszej własności a praktycznym doświadczeniem jej w
życiu, czasu, który jest zwykle sprawą lat: „Każda cząstka prawdy,
jeśli w jej szukanie zaangażowana jest nasza istota, oznacza kon-
flikt, w konflikcie się rodzi. Będzie ona bez wartości, jeśli nie rozegra
się o nią bitwa. Zajmuj każdą pozycję, na jaką wzywa cię Pan, i jeśli
już zająłeś ją w Nim, trwaj na niej, walcz o jej utrzymanie. Dzięki wal-
ce przydana ci będzie cząstka prawdy. Bo zajęcie pozycji nie ozna-
cza jeszcze, że naprawdę ją posiadłeś, że dowiedziona została
prawdziwa jej wartość. Nie znasz prawdziwego jej znaczenia, jeśli
nie potykałeś się o nią w bolesnym konflikcie...

Rezultatem dzieła Krzyża, ważnym następstwem Chrystuso-

wego zmartwychwstania, jest życie wieczne, które przyjmuje się
przez wiarę. Ale chociaż życie to samo w sobie jest zwycięskie, nie
podlegające zepsuciu, niezniszczalne, wierzący musi dowieść tego
przez wiarę. W efekcie wiary prawa tego życia i jego rzeczywistość
muszą zadziałać w nim. Innymi słowy, życie to, przyjęte przez wiarę
jest złożeniem w wierzącym z całym swym zwycięstwem, z całą swą
mocą i chwałą, jest w nim jako potencjał – nie trzeba go poprawiać,
nie trzeba nic do niego dodawać. W praktyce zaś duchowe życie
oznacza odkrywanie, przyjmowanie, doświadczanie pełni tego życia,
które zostało już złożone i jest w nas".

Dochodzi więc trzeci element zaangażowany w proces przyj-

background image

mowania naszej własności. Poznawszy to, co jest nasze w Chrystu-
sie, uświadomiwszy sobie potrzebę, musimy pozostawić Bogu czas
na wprowadzenie tego, co już należy do nas, w nasze codzienne ży-
cie. Jeśli pominiemy ten trzeci element i szukać będziemy zaspoko-
jenia naszych potrzeb czy to w czasie następnej rozmowy duszpa-
sterskiej, czy w następnej książce poświęconej duchowemu życiu,
czy w czasie następnej serii specjalnych spotkań, czy też w następ-
nym, wyczekiwanym z nadzieją „przebudzeniu" – to rzeczywistość
zaspokojenia nie nastąpi nigdy.

W tej dziedzinie chrześcijańskiego rozwoju nie ma skrótów,

nie ma szybkiej i łatwej drogi. Chrześcijański wzrost według naszego
Niebieskiego Gospodarza – ma na celu budowanie takiego wierzą-
cego, którym Bóg może się posługiwać na rzecz innych ludzi.

To, co wierzący czyni, to, co wierzący mówi, musi wypływać z

tego, jakim on jest – na tym polega służenie życiem. „Ponieważ
upodobał sobie Bóg, żeby w (Jezusie Chrystusie) zamieszkała cała
pełnia boskości" (Kol. 1,19). „Jesteśmy bowiem uczestnikami Chry-
stusa..." (Hbr 3,14; BT) „...Abyście zostali napełnieni całą Pełnią
Bożą" (Ef 3,19; BT) „...Wasze życie ukryte jest z Chrystusem w
Bogu" (Kol. 3,3; BT) „...Aby życie Jezusa objawiło się w naszym
śmiertelnym ciele" (2Kor. 4,11; BT).

Jakże często tylko podziwiamy, tylko mówimy o prawdach,

które Duch Święty objawia nam w Słowie, podczas gdy On chce nam
je dać i w tym celu powinniśmy trzymać się tych prawd wiarą, czeka-
jąc ufnie, aż On uczyni je nierozerwalną częścią rzeczywistości na-
szego życia. „Prorokiem jest ktoś, kto ma historię, kim zajmował się
Bóg, kto doświadczył kształtującego działania Ducha. Czasem pytają
nas, nawet kaznodzieje, ile dni powinno się przygotowywać kazanie.
Odpowiedź brzmi: Co najmniej dziesięć lat, a prawdopodobnie około
dwudziestu! Kaznodzieja bowiem znaczy dla Boga co najmniej tyle,
ile zwiastowane słowo. Bóg wybiera na swoich proroków tych, w któ-
rych życiu dokonał już tego, co zamierza uczynić Swym poselstwem
dla współczesnego człowieka". (Watchman Nee).

UTOŻSAMIENIE

Podążając w naszych myślach od prawd związanych z nowym

narodzeniem ku prawdom dotyczącym utożsamienia się z Chrystu-
sem, rozważmy co o utożsamieniu – myśli zawartej w Liście do Rzy-
mian 6 – mówią Boży, uznani przezeń ludzie i przewodnicy duchowi
zarazem.

background image

Evan H. Hopkins: „Problemem wierzącego, który zna Chrystu-

sa jako swoje Usprawiedliwienie, nie jest grzech w sensie winy, ale
grzech w sensie mocy, która rządzi. Innymi słowy, nie od grzechu
jako ciężaru, przewinienia, szuka on wolności – gdyż wie, że Bóg od-
kupił go całkowicie od odpowiedzialności, od kary za grzech – ale od
grzechu jako pana. Chcąc poznać sposób, w jaki Bóg uwalnia od
grzechu jako pana, musi on uchwycić sens prawdy zawartej w szó-
stym rozdziale Listu do Rzymian. Widzimy tam, czego Bóg dokonał
nie z naszymi grzechami – to pytanie Apostoł rozważa w poprzedza-
jących rozdziałach – ale z nami, narzędziami i niewolnikami grzechu.
On umieścił naszego starego człowieka, naszą pierwotną naturę
tam, gdzie i nasze grzechy, a mianowicie na krzyżu z Chrystusem.
„Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowa-
ny..." (Rz. 6,6). Wierzący widzi w tym nie tylko Chrystusa, który
umarł zamiast niego – w zastępstwie – ale siebie ukrzyżowanego z
Chrystusem – utożsamionego z Nim („Thoughts on Life and Godli-
ness"; s. 50; „Myśli o życiu i pobożności").

Andrew Murray: „Podobnie jak Chrystus, wierzący także umarł

dla grzechu – wraz z Chrystusem, na podobieństwo Jego śmierci
(Rz. 6,5). I jak wiedza, że Chrystus umarł jako przebłaganie za nasz
grzech, jest konieczna dla naszego usprawiedliwienia, tak wiedza, że
Chrystus i my wraz z Nim, na podobieństwo Jego śmierci, umarliśmy
dla grzechu, jest konieczna dla naszego uświęcenia" („Like Christ";
„Podobnie jak Chrystus"; s. 176).

J. Hudson Taylor: „Jakże szczęśliwym byłem! Chrystus za-

mieszkał w moim sercu przez wiarę! Umarłem i zostałem pogrzeba-
ny z Chrystusem – tak – i wzbudzony także! I teraz „żyje we mnie
Chrystus, a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna
Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie" (Gal.
1,20). Nie powinniśmy patrzeć na te prawdy, jako na dostępne dla
niewielu. Są to prawa wynikające z urodzenia, przysługujące każde-
mu dziecku Bożemu; nikt nie ma prawa udzielać ich jednym, a nie
udzielać drugim, bez obrazy naszego Pana" („Spiritual Secret"; „Du-
chowa tajemnica"; s. 116).

William R. Newell: „Tym, którzy odrzucają lub lekceważą

prawdę o uznaniu siebie za umarłych dla grzechu – zgodnie z tym,
co Bóg przykazuje – rzucamy pytanie: Na jakiej podstawie wierzycie,
że Chrystus naprawdę zapłacił cenę waszych grzechów i że nie znaj-
dą was one w dniu sądu? Przecież to Słowo Boże mówi wam, że
Chrystus poniósł wasze grzechy w swoim ciele na drzewo krzyża. I
to samo Słowo mówi wam, że wy, jako dział mający w Adamie,
umarliście w Chrystusie, wespół z Nim umarliście dla grzechu. Wasz

background image

obecny stosunek do grzechu ma być w Chrystusie następujący: uwa-
żajcie siebie za umarłych dla niego, a za żyjących dla Boga" („Ro-
mans Verse by Verse", „List do Rzymian wiersz po wierszu"; s. 227).

Lewis Sperry Chafer: „Rozważany temat koncentruje się na

śmierci Chrystusa jako odnoszącej się do Bożego osądu grzesznej
natury dziecka Bożego. Potrzebę takiego osądu i cudowne objawie-
nie, że osąd ten dokonał się już dla nas w pełni, znajdujemy rozwi-
nięte w Liście do Rzymian 6,1-10. Fragment ten jest fundamentem
„chodzenia w Duchu" i kluczem do otwarcia jego możliwości („He
That is Spiritual", „Ten, który jest duchowy"; s. 154).

Ruth Paxon: „Stare „ja", w tobie i we mnie, zostało słusznie

ukrzyżowane z Chrystusem. Umarłeś, a twoja śmierć datuje się od
śmierci Chrystusa. „Stary człowiek", stare „ego" zostało, w Bożych
oczach, wraz z Chrystusem zabrane na krzyż, ukrzyżowane, wraz z
Chrystusem złożone w Grobie i pochowane... Pewność wybawienia
ze sfery „ciała", możliwość detronizacji „starego człowieka" leży w
zrozumieniu i przyjęciu faktu tego wespół – ukrzyżowania" („Life on
the Highest Plane", „Życie na najwyższym poziomie", t. II; ss. 78,79).

Watchman Nee: „Krew może zmyć moje grzechy, ale nie

może zmyć mojej „starej natury". Potrzebny jest krzyż dla ukrzyżo-
wania mnie... grzesznika... Nasze grzechy są traktowane krwią, my
zaś traktowani jesteśmy krzyżem. Krew wyjednuje nam przebacze-
nie; ... Krzyż – uwolnienie od tego, kim jesteśmy". („The Normal Chri-
stian Life", „Normalne życie chrześcijańskie"; ss. 31-32).

L.E. Maxwell: „Wierzący zostali złączeni w Chrystusie i z Chry-

stusem na krzyżu, zostali zjednoczeni z Nim w śmierci i zmartwych-
wstaniu. Umarliśmy z Chrystusem. On umarł za nas i my umarliśmy
z Nim. Jest to wielki fakt, jest to prawda o wszystkich wierzących"
(„Christian Victory"; „Chrześcijańskie Zwycięstwo"; s. 11).

Norman B. Harrison: „Znak szczególny chrześcijanina to do-

świadczenie krzyża. Nie, że Chrystus umarł za nas, ale że my umar-
liśmy z Nim. „Widząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim
ukrzyżowany..." (Rz. 6,6) („His Side Versus Our Side"; „On a my"; s.
40).

F.J. Huegel: „Jeśli wielki Luter w swoim żywym poselstwie o

usprawiedliwieniu z wiary przemierzył wraz z Pawłem drogę z piąte-
go rozdziału Listu do Rzymian do szóstego, z ich zdumiewającymi
deklaracjami dotyczącymi identyfikacji usprawiedliwionego już
grzesznika z jego ukrzyżowanym Panem, to czyż przygaszony prote-
stantyzm nie mógłby stać na wyższym poziomie? Czy nie mógłby
być wolny od swej owrzodziałej cielesności?" („The Cross of Christ";
„Krzyż Chrystusa"; s. 84).

background image

Aleksander R. Hay: „Wierzący został zjednoczony z Chrystu-

sem w Jego śmierci. W tym zjednoczeniu z Chrystusem grzeszne
ciało (tzn. całkowicie upadłe, zrujnowane przez grzech jestestwo
wraz z jego intelektem, wolą i pragnieniami) zostało osądzone i
ukrzyżowane. Przez wiarę wierzący uznaje siebie, uważa siebie, za
„umarłego dla grzechu" (Rz. 6,3-14)" („N.T. Order for Church Missio-
nary"; „Nowotestamentowy porządek dla kościoła i misji"; s. 310).

T. Austin-Sparks: „Pierwsza faza chrześcijańskiego życia

może się charakteryzować wielką, przepełniającą serce radością,
której towarzyszy cudowne poczucie wyzwolenia. Wierzący, który
przeżywa tę fazę wypowiada często przesadne rzeczy odnośnie cał-
kowitego uwolnienia i ostatecznego zwycięstwa. Następnie jednak
może nastąpić i często następuje, faza, której główną cechą jest we-
wnętrzny konflikt. Ma to wiele wspólnego ze słowami Listu do Rzy-
mian siódmego rozdziału. Faza, pod Bożym kierownictwem, prowa-
dzi do pełniejszego poznania znaczenia utożsamienia z Chrystusem,
z Listu do Rzymian szóstego rozdziału. Szczęśliwy człowiek, który
został pouczony o tym, na początku" („What is Man"; „Kim jest czło-
wiek"; s. 61).

J. Penn-Lewis: „Jeśli brak zrozumienia, przyjęcia i zastosowa-

nia słów „Chrystus umarł za nas" i „my umarliśmy z Nim", można z
całą pewnością powiedzieć, że „ego" jest wciąż czynnikiem dominu-
jącym w naszym życiu" („Memoir"; „Pamiętniki"; s. 26).

William Culbertson: „Kto umarł na krzyżu? Oczywiście nasz

błogosławiony Pan; Ale kto jeszcze tam umarł? „Wiedząc to, że nasz
stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało
zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi, kto bo-
wiem umarł, uwolniony jest od grzechu. Jeśli tedy umarliśmy z Chry-
stusem, wierzymy, że też z Nim żyć będziemy" (Rz. 6,6-8)" („God's
Provision for Holy Liwing"; „Boże przygotowanie świętego życia"; s.
46).

Reginald Wallis: „Bóg właściwie mówi: Moje dziecię, jak, dla

twojego zbawienia, oparłeś się na fakcie śmierci Pana Jezusa Chry-
stusa w zastępstwie za ciebie, tak teraz postąp o krok dalej i – po to,
by codziennie odnosić zwycięstwo – oprzyj się na fakcie twojej
śmierci z Nim! Uwierzyłeś, że Pan Jezus umarł za twoje grzechy, po-
nieważ Bóg tak powiedział. Dobrze. Teraz zrób następny krok, przyj-
muj wiarą następny fakt: uwierz, że i ty umarłeś z Nim, to znaczy, że
twój „stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany" („The New
Life"; „Nowe życie"; s. 51).

James. R. Melon Key: „On umarł, dlatego śmierć nad Nim już

nie panuje". Z racji zaś naszego zjednoczenia z Nim „grzech nad

background image

tobą panować nie będzie", nawet jeśli jest w tobie. To, że „uważamy
siebie" za umarłych dla grzechu w Jezusie Chrystusie nie czyni tej
śmierci faktem – to już się stało faktem przez nasze zjednoczenie z
Nim. nasze zaś uznanie tej prawdy sprawia, że działa ona w prakty-
ce codziennego życia". („The Way of Victory"; „Droga Zwycięstwa";
s. 16).

POŚWIĘCENIE

Dobrze byłoby podkreślić w tym miejscu kilka spraw:

1. Żadnemu wierzącemu nie było jeszcze dane osiągnąć zdro-

wej duchowej dojrzałości dzięki wywieraniu na nim presji,
dzięki ciągłemu napominaniu go i zachęcaniu. Żaden wierzą-
cy nie osiągnął jeszcze duchowej dojrzałości, zanim nie
przygotował go do tego Duch Święty.

2. Zdrowy wzrost opiera się na zrozumieniu i przyswojeniu so-

bie w Chrystusie prawd nim kierujących.

3. Praktyczna strona wszelkich prawd, a szczególnie tych tak

zwanych prawd głębszych, jest dostępna nie wszystkim, ale
tylko potrzebującym sercom. Nie będąc świadomym potrze-
by duchowego wzrostu, wierzący nigdy nie wzniesie się po-
nad poziom prawd podstawowych, prawd niemowlęctwa w
Chrystusie. „Dlatego pominąwszy początki nauki o Chrystu-
sie, zwróćmy się ku rzeczom wyższym nie powracając po-
nownie do podstaw nauki o odwróceniu się od martwych
uczynków i o wierze w Boga" (Hbr. 6,1).

Wydaje się, że problem poświęcenia jest przez bardzo wielu

wierzących niebezpiecznie źle rozumiany. Wielu wierzących, szcze-
gólnie zaś tych, którzy są dziećmi w Panu, pada ofiarą czasu i jesz-
cze raz czasu, jeśli chodzi o sprawę poddania się czy poświęcenia.
Otóż najczęściej spotykaną perswazją jest ta: „Pan Jezus poświęcił
dla ciebie wszystko, co posiadał. Teraz ty powinieneś oddać mu co
najmniej wszystko". Wierzący jest naciskany i zachęcany do poświę-
cenia, poddania czy powierzenia swego życia Chrystusowi z miłości
do Niego i z wdzięczności za to, czego On dokonał dla niego na Gol-
gocie.

Jakże często jednak przeciętna społeczność wpada w „rutynę

poświęcania się". Poszczególny wierzący jest nakłaniany do poświę-
cania się Chrystusowi, odnawiania poświęcenia, poddania Mu się i
odnawiania poddania, powierzenia się i odnawiania powierzenia! Jak

background image

to się dzieje, że już wkrótce wierzący zaczyna bać się takich spo-
tkań, takiego poselstwa? Owszem, jest wiele powodów tego rozcza-
rowania, brodzenia w trudnościach i upadania, ale – i chwała niech
będzie Panu – w Piśmie Świętym znajdujemy odpowiedź dostępną
wszystkim, którzy jej potrzebują, którzy jej pragną.

Trzeba po pierwsze powiedzieć, że dzięki poświęceniu, pod-

daniu się czy powierzeniu wierzący nigdy nie wyjdzie z poziomu
prawd podstawowych (tzn. prawd o odkupieńczej śmierci Jezusa dla
zbawienia grzesznika), zawartych w Liście do Rzymian rozdziałach
3-5, na poziom prawd głębszych, z Listu do Rzymian rozdziału 8 i
12,1. Między tymi rozdziałami znajduje się niezwykle ważny obszar
rozdziału szóstego i siódmego Listu do Rzymian, obszar prawd o
utożsamieniu. Obszaru tego nie da się przeskoczyć.

Przyjrzyjmy się teraz rzeczywistości. Chrześcijanin odczuwają-

cy w sercu święty głód tęskni za pełnym poświęceniem się służbie,
pragnie owocnego życia. I jeśli jakieś trudne doświadczenie nie na-
uczy go inaczej, ten mający dobre chęci chrześcijanin od samego
początku myśli, że ponieważ chce być posłuszny Bogu, chce być
taki, jakim Bóg chce go widzieć, powinien starać się prowadzić nowe
życie, wkładać w to osobisty wysiłek i oczekiwać Jego pomocy. Stara
się on przeć do przodu naglony motywami miłości.

– „On zrobił coś dla mnie, teraz ja muszę zrobić coś dla

Niego".

Będą tu pomocne poniższe dwie myśli wyrażone przez An-

drew Murray'a: „Powierzchowne zapoznanie się z Bożym planem
kształtuje pogląd, że o ile usprawiedliwienie jest dziełem Boga doko-
nującym się przez wiarę w Chrystusa Jezusa, o tyle uświęcenie, albo
wzrost, jest dziełem naszym. Mamy wzrastać powodowani wdzięcz-
nością dla Niego za dostąpienie uwolnienia oraz wspomagani przez
Ducha Świętego. Jednakże poważnie myślący chrześcijanin odkryje
wkrótce, jak mała moc wypływa z wdzięczności. Jeśli myśli, że mocy
tej dostarczy mu więcej modlitwy, odkryje, że i modlitwa, przy całej
swej niezbędności też nie wystarcza. Często wierzący zmaga się w
swej beznadziejnej walce przez lata, dopóki nie usłyszy głosu Du-
cha, gdy na nowo uwielbia i objawia Chrystusa – Nasze Uświęcenie,
które możemy przyjąć wiarą, przez samą tylko wiarę...

Prawdą jest, że Bóg oddziałuje na wolę, Działa On jednak aż

do wypełnienia się słów z Listu do Filipian 2,13. „Niestety, wielu
chrześcijan nie rozumie tego. Myślą, że wystarczy, jeśli mają wolę,
jeśli chcą, myślą że chcąc są w stanie coś zrobić. Tak nie jest. Nowa
wola jest co prawda trwałym darem, jest atrybutem nowej natury, ale
moc do wykonania postanowień woli nie jest darem trwałym, Duch

background image

Święty musi nam jej za każdym razem udzielać. Tylko człowiek, któ-
ry, jako wierzący, jest świadom własnej niemocy, zdoła pojąć i na-
uczyć się, że jedynie dzięki Duchowi Świętemu może prowadzić
święte życie".

Na tej podstawie możemy śmiało powiedzieć przeciw temu, co

dobre na rzecz tego, co najlepsze.

Dobra jest miłość jako motyw naszego chrześcijańskiego życia

i służby, ale miłość – nie jest motywem najlepszym. Dlaczego? Po
prostu dlatego, że nie jest to motyw, pod którym Bóg podpisuje się
do końca.

Czas już, byśmy jako wzrastający chrześcijanie dostrzegli po-

trzebę wyjścia ponad to, co dobre – motyw miłości – i skierowali się
ku temu, co najlepsze, ku motywowi życia. Innymi słowy: podłożem i
przyczyną wszystkiego, czym jesteśmy i co robimy powinna być już
nie miłość, lecz życie. „...Dla mnie życiem jest Chrystus" (Flp. 1,21).
Nasze poświęcenie się Jemu nigdy nie będzie dotrzymane, trwałe,
jeśli jego przyczyną (motywem) będzie cokolwiek innego niż Jego
życie w nas. Wszelkie inne motywy oznaczają po prostu, że żyje w
nas jeszcze „stary człowiek", nasze „ego". A nawet gdyby możliwym
było trwałe poświęcenie, przyczyną którego nie byłoby życie, Bóg nie
mógłby tego akceptować. W naturze „starego człowieka" bowiem nie
mieszka dobro (Rz. 7,18). A poza tym On wziął stare życie idąc na
krzyż i tam je ukrzyżował, (zob. Rz. 6,6; Gal. 2,20; 2Tym. 2,11 i 1Ptr
2,24).

Problem poświęcenia się i jego rozwiązanie ujmuje trafnie J.C.

Metcalfe: „Współczesne nauczanie, które mówi o poświęceniu się
jako akcie dokonanym przez starego człowieka, szuka ominięcia wy-
konania na nim wyroku śmierci i dlatego prowadzi do frustracji i nie-
powodzenia. Jeśli jednak, w prostej pokorze, fakt naszej śmierci z
Chrystusem uczynimy podstawą codziennego życia i służby, to już
nic nie przeszkodzi strumieniowi nowego życia wytrysnąć z nas ku
potrzebie spragnionych dusz żyjących w naszym otoczeniu".

Dochodzimy do sedna sprawy: Które życie ma być poświęco-

ne Bogu, życie starego człowieka czy życie nowe, zawarte w życiu
Chrystusa? („Nic żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus"). Otóż ze
starego życia Bóg nie może przyjąć absolutnie nic. On widzi i przyj-
muje tylko to, co jest zawarte w Jego Synu. Jego Syn musi stanowić
nasze nowe życie. Dlatego Bóg robi jedno zastrzeżenie odnośnie po-
święcenia: Oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych"
Rz. 6,13). Oto nasz jedyny fundament, w oparciu o ten fundament
możemy uważać się za umarłych dla grzechu, dla siebie, dla Prawa i
świata, za żyjących zaś dla Boga w zmartwychwzbudzonym Chrystu-

background image

sie. Na tym polega chodzenie w nowości „wzbudzonego życia" (Rz.
6,4.11). „...Oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych"
(Rz. 6,13). Oto właściwe miejsce poświęcenia. Dopóki wierzący nie
pojmą swego zjednoczenia z Chrystusem w śmierci i zmartwych-
wstaniu (utożsamieniu), ich poświęcenie się Bogu będzie ofiarowa-
niem Mu członków naturalnego człowieka, których On nie może
przyjąć. Tylko ci „ożywieni z martwych" – to jest ci, którzy uprzednio
przyjęli wiarą swoją śmierć wraz z Nim – mogą ofiarować Bogu swo-
je członki jako narzędzia". (J. Penn-Lewis).

„Bóg chce, byśmy ofiarowali Mu nasze ciała jako ofiary żywe

(Rz. 12,1). Dopóki tego nie zrobimy, nie możemy zrobić niczego in-
nego. Zauważmy też, że napomnienie to i zachęta następuje po roz-
dziale szóstym Listu do Rzymian. Jest przyczyna takiego porządku –
poświęcenie musi być poprzedzone ukrzyżowaniem. „Stary człowiek"
nie chce poddać się poświęceniu. Oto dlaczego tak wielu ludzi z całą
swą szczerością zaczyna wciąż na nowo: ofiarowują oni Bogu nie-
ukrzyżowanego „starego człowieka" (H. Duncan).

Jest to przyczyna, dla której prawda o utożsamieniu musi być

starannie, dokładnie przedstawiona, i do końca zrozumiana. Jej rze-
czywistość musi wykonać się w nas. Bez niej nie ma nawet mowy o
poświęceniu się! Prawda o utożsamianiu nie jest prawdą drugorzęd-
ną, jest prawdą fundamentalną. „Szósty rozdział Listu do Rzymian
nie jest aspektem prawdy, jest on prawdą podstawową, na której
każdy wierzący musi się oprzeć, jeśli chce wiedzieć cokolwiek o zwy-
cięstwie" (De V. Franke).

„Wszelkie prawdy o utożsamianiu, tzn. prawdy o krzyżu, o na-

szej śmierci z Chrystusem dla grzechu, o naszym poddaniu się
śmierci na wzór ziarna pszenicznego, które pada na ziemię by
umrzeć, są przygotowaniem do zwycięskiego życia. Stanowią one
fundament tego życia i dla jego prowadzenia mają znaczenie podsta-
wowe" (J. Penn-Lewis).

„Uważne studium Listów Pawła prowadzi do wniosku, że są

one napisane w oparciu o naukę o krzyżu (wyłożoną w Liście do
Rzymian szóstym rozdziale) tj. w oparciu o fakt, że Bóg wydaje na
krzyż upadłego „starego Adama", a wyrok Jego jest nieodwołalny.
Bóg traktuje wszystkich wierzących według zasady „w Chrystusie
umarliście". Jednakże Kościół Chrystusa, jako całość, fakt ten igno-
ruje. Traktuje on upadłe stworzenie (starego człowieka) jako zdolne
do poprawy, unieważniając w ten sposób znaczenie krzyża, na któ-
rym stary, upadły i nie nadający się do naprawy ród Adama został
przyprawiony o śmierć" (De V. Franke).

background image

"STARY CZŁOWIEK"

Jednym z najważniejszych czynników chrześcijańskiego wzro-

stu jest objawienie o „starym człowieku". Objawienia tego udziela
wierzącemu Duch Święty. „Stary człowiek" to cielesne, zmysłowe ży-
cie właściwe naszej naturze, życie jakie jest naszym udziałem w na-
turze pierwszego Adama „umarłego na skutek występków i grze-
chów" (Ef 2,1; BT). Jest ono całkowicie zepsute w oczach Boga (zob.
Gal 5,19-21), nie mieszka w nim dobro w rozumieniu Bożym (Rz.
7,18). Duchowe zasady nigdzie nie znaczą więcej niż tutaj. Plato ze
swoim „poznaj siebie" miał więcej racji niż przypuszczał, nie miał jed-
nak całej racji. Całkowitą rację miał Paweł z Bożym „Nie ja, lecz
Chrystus" (Gal. 2,20)!

Jeśli chcemy wyjść ponad wiedzę o Panu Jezusie, wejść w

stałe poznanie Jego, w społeczność z Nim, musimy poznać siebie.
Nie chodzi tu o samopoznanie. Chodzi o objawienie Ducha Święte-
go, które dokonuje się poprzez codzienne nasze życie. Najpierw wie-
rzący poznaje „Nie ja", potem „lecz Chrystus". Najpierw, „jeśli ziarnko
pszeniczne, które upadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziar-
nem zostaje", potem „jeśli obumrze, obfity owoc wydaje" (J. 12,24).
Najpierw „zawsze na śmierć wydani", potem „aby i życie Jezusa na
ciele naszym się ujawniło" (2Kor. 4,11). Jeśli zaś chodzi o służbę, to
najpierw „śmierć wykonuje dzieło swoje w nas", potem „a życie w
was" (2Kor. 4,12). Zmartwychwstanie musi być poprzedzone śmier-
cią. W innym wypadku nie można mówić o życiu zmartwychwstałym
na podobieństwo Jego wskrzeszonego życia (zob. Rz. 6,5-6). Mamy
poddać samych siebie Bogu jako ożywionych z martwych (Rz. 6,13).

Bywa jednak, że przez lata widownia życia zdominowana jest

rozumieniem nawrócenia w połączeniu z mocno akcentowanym zo-
bowiązaniem. Takie rozumienie – przykro o tym mówić – daje w su-
mie niewiele więcej ponad duchowe poronienie. Jeśli nawet jest w
nim szczypta życia, to rozwija się ona w pełny kwiat w ciągu jednej
nocy i wkrótce staje się ciężka owocem „dynamicznej", „promiennej"
osobowości uwikłanej w zajmującą, pośpieszną służbę. Tragedią ta-
kiego stanu rzeczy jest fakt, że „stary człowiek" czuje się jak u siebie
w domu, kwitnie w jego cieple, rzadko bywa demaskowany i usuwa-
ny.

Zdrowe zaś nowe narodzenie, oparte na głębokim przeświad-

czeniu o grzechu, na skrusze wobec Boga, zaczyna wyraźnie i moc-
no od miłości i od poświęcenia się Zbawicielowi. Ale już niedługo po-
jawia się ściskająca serce wiadomość jakiejś wewnętrznej siły, która

background image

pcha nas z powrotem ku starej naturze, ku mocy Zakonu, ku grze-
chowi. Świadomość ta wypływa z bolesnego doświadczenia całkowi-
tej grzeszności, ale również i mocy starej natury w codziennym życiu
odrodzonego dziecka Bożego. Jest ona też środkiem, dzięki któremu
poznajemy Pana Jezusa inaczej niż w fazie narodzenia. Wtedy bo-
wiem znaliśmy Go jako naszego Zbawiciela, teraz, w fazie wzrostu,
poznajemy Go jako naszego Pana i nasze życie. „Dla mnie życiem
jest Chrystus" (Flp 1,21). Żaden wierzący nie pozna Pana Jezusa
jako swoje życie, jeśli najpierw nie doświadczy jak głęboko, jak moc-
no tkwi w nim „stary człowiek", „stara natura", w całej jej okazałości.

Wiele lat temu, podczas konferencji Życia Duchowego (Spiritu-

al Life Conference). Dr C.I. Scofield powiedział: „Nie każdy człowiek
przeżył siódmy rozdział Listu do Rzymian, tę agonię wynikającą z
wewnętrznego konfliktu pragnień i rzeczywistości, z pragnień czynie-
nia tego, czego czynić nie jesteśmy w stanie, z tęsknoty za dobrem,
gdy trzyma nas zło. Gdy wierzący wchodzi w siódmy rozdział Listu
do Rzymian, gdy zaczyna uświadamiać sobie głęboki konflikt dwóch
natur, zmaganie się i przegraną, to jest to wielkim błogosławień-
stwem. Albowiem pierwszym krokiem ku wyjściu ze zmagań siódme-
go rozdziału w zwycięstwo ósmego, jest wejście w siódmy. Wśród
wszystkich potrzebujących ludzi świata najbardziej potrzebującymi
są nie ci, którzy przeżywają bolesne zmagania o zwycięstwo, ale ci,
którzy w ogóle zmagań nie przeżywają. Ci nie mają zwycięstwa, na-
wet o nim nie wiedzą. Są zadowoleni i biegną przed siebie z żało-
snym brakiem prawie wszystkich bogactw, które należą do nich w
Chrystusie".

J.C. Metcalfe zwraca uwagę na ten sam fakt, gdy mówi: „Wie-

lu młodych chrześcijan, którzy nie zostali ostrzeżeni o tym, że Duch
Święty z całą pewnością zabierze ich w tę konieczną dla nich podróż
(List do Rzymian, rozdział siódmy), pogrążyło się w beznadziejną
prawie rozpacz w obliczu grzeszności, która w nich tkwi z natury.
Najpierw radowali się przebaczeniem grzechów, przyjęciem ich
przez Boga, aż tu nagle uświadamiają sobie, że nie wszystko jest w
porządku, że zawiedli, że skrył się gdzieś we mgle ich szczytny ideał,
który wytknęli sobie w pierwszej świeżości nawrócenia. Zaczynają
oni przeżywać to, co tak plastycznie opisuje Paweł; „Nie to czynię, co
chcę, ale czego nienawidzę, to czynię" (Rz. 7,15). W konsekwencji
czuję, jakby odpadła podstawa od ich chrześcijańskiego życia. I
może wtedy diabeł szepce im do ucha, że nie ma sensu ich wędrów-
ka, że i tak nie pokonają tych przeszkód... Nie wiedzą, jak na zdro-
wym gruncie stoją, nic wiedzą, że to rujnujące odkrycie jest tylko pre-
ludium wspaniałej serii dalszych odkryć – odkryć tych rzeczy, które

background image

Bóg wyraźnie zamierzy! jako ich wieczną zdobycz. Bóg musi nam
pokazać naszą całkowitą grzeszność i naszą potrzebę, zanim będzie
mógł wprowadzić nas w królestwo łaski, w oglądanie Jego chwały".

Bóg objawia nam najpierw, kim jesteśmy z natury, potem kim

staniemy się w Nim. Jego zasadą jest właśnie to tak w odniesieniu
do narodzenia, jak i w odniesieniu do duchowego wzrostu. Zmagania
i niepowodzenia są dowodem Bożej miłości, troskliwości i jego osobi-
stego stosunku do wierzącego. W ciągu lat kształtowania wierzące-
go, Bóg objawia mu prawdę o jego ludzkiej naturze, doprowadza ją
do śmierci – jedynej podstawy, na której możemy „...poznać Go i do-
znać mocy zmartwychwstania Jego, i uczestniczyć w cierpieniach
Jego, stając się podobnymi do Niego w jego śmierci" (Flp 3,10; BW).
Stójmy niewzruszenie na gruncie faktu, że nowemu życiu, które na-
rodziło się w nas, nic i nikt nie jest w stanie zaszkodzić (zob. Rz.
8,31-35).

Pamiętajmy, że Bóg działa na zasadzie paradoksu. Sukces

wyrasta z niepowodzenia, moc rodzi się w słabości, życie wypływa
ze śmierci. Ale śmierć starej natury nie jest czymś, w co wierzący
może wejść, czym może pokierować sam z siebie – „stary człowiek"
nigdy nie wyrzuci się sam. To Duch Święty w swym miłosierdziu
musi doprowadzić do jego śmierci poprzez niepowodzenia, głębokie,
całkowite. „Zawsze bowiem my, którzy żyjemy, dla Jezusa na śmierć
wydawani bywamy, aby i życie Jezusa na śmiertelnym ciele naszym
się ujawniło" (2Kor. 4,11). Środkiem, którym posługuje się Duch, być
może niezbawiony małżonek, zbawiony małżonek, słabe zdrowie,
dobre zdrowie. On może użyć tysiąca i jednej rzeczy, może użyć
wszystkiego (Rz. 8,28.29) dla usunięcia z nas tego, co najgorsze,
abyśmy w końcu zrozumieli, że życie chrześcijańskie to „nie ja, lecz
Chrystus" (Gal. 2,20).

„Wielu z nas wie, co znaczy radość z łaski Bożej nie mając

zbyt wielkiego zrozumienia prawdziwego charakteru „ciała".

Często w przypadku nowo nawróconych zauważa się, że tam,

gdzie jest obfitość radości, występuje często lekceważenie lub nie
branie pod uwagę, że ciało jest niezmienne. W takich przypadkach
łaska Boża przyjmowana jest w pewności siebie, nieufność wobec
„ciała" jest bardzo niewielka, niewielkie jest też poczucie własnej sła-
bości i uzależnienia.

Nieuchronną tego konsekwencją jest upadek lub szereg upad-

ków, które stopniowo przekonują sumienia wierzących o ich całkowi-
tej słabości i niezdolności jako tych, którzy pozostają w ciele" (C.A.
Coates).

Evan Hopkins rzuca jasne światło na omawiany przedmiot: „W

background image

jakich różnorodnych formach objawia się „stary człowiek". Niektórzy
są owładnięci jego złą stroną. Pysznią się jego wspaniałymi cechami.
Inni zaś w takim samym stopniu, co pierwsi owładnięci są jego złą
stroną. Wiecznie ubolewają nad niedoskonałościami „starego czło-
wieka", zmagają się z nim w nadziei, że czas przyniesie zmianę na
lepsze. Kiedy dojdziemy do przekonania, że „stary człowiek" jest tak
zepsuty, że nie ma dla niego żadnych szans na poprawę czy uzdro-
wienie?

Doświadczenie mocy Bożej jest proporcjonalne do doświad-

czenia umierania starego człowieka.

Czy mamy się uważać za słabych dla grzechu? Nie. Chodzi o

coś więcej. Czy mamy się uważać za umierających dla grzechu?
Nie. Chodzi o jeszcze więcej. „Uważajcie siebie za umarłych dla
grzechu" (Rz. 6,11). Niektórzy uważają się za bardzo słabych. Cóż to
znaczy? Znaczy to, że mają jeszcze jakąś moc. Lecz kiedy już ktoś
jest umarły, wtedy nie ma już żadnej mocy.

Musimy oprzeć się na fakcie, że jesteśmy umarli dla grzechu.

Wówczas nie będziemy mówić, że odpieranie pokus jest trudne, nie
mogą bowiem ulegać pokusom umarli. Wtedy poznamy, że to, co
jest niemożliwe dla „starego człowieka", możliwe jest dla Boga. Zaj-
mijmy miejsce po drugiej stronie krzyża, tam gdzie jest zmartwych-
wstanie. Uważając siebie za umarłych dla grzechu pozostawiamy
„starego człowieka" na rzecz życia nowego – życia, którego wszyst-
kim jest Chrystus. Życie w Nim, który jest naszym życiem, jest rów-
noznaczne z życiem w mocy Boga".

Słusznie ktoś zauważył: „Jest wielu chrześcijan oddzielonych

od świata, lecz nie oddzielonych od swej „starej natury".

ZAPARCIE SIĘ SIEBIE

Z chwilą, gdy wierzący odkrywa coś ze strasznej tyranii „stare-

go człowieka" lub jeśli bez końca się z nim zmaga, całe jego zainte-
resowanie koncentruje się na pragnieniu zaparcia się siebie. Ono bo-
wiem oznacza wolność, odpocznienie i wzrost w Chrystusie. Ono bo-
wiem oznacza ucieczkę od własnej natury. Człowiek zna wiele ucie-
czek z tej niewoli – Bóg zna tylko jeden sposób. Najpierw jednak
omówimy niektóre z ludzkich metod.

UMARTWIANIE SIĘ

Odmawianie sobie czegoś na jakiś okres czasu bądź nawet na

stałe, nie spełnia naszych oczekiwań. Stara natura dostosowuje się i
rozkwita w każdym warunkach. Umartwianie się jest za słabe, by
spowodować śmierć „starego człowieka".

background image

„Byli tacy, którzy myśleli, że aby wyzbyć się siebie, swej starej

natury, grzesznej natury, trzeba oddzielić się od społeczności. Wy-
rzekli się więc naturalnego obcowania z ludźmi, udawali się na pu-
stynię, w góry, zamykali w pustelniach poszcząc, pracując, umar-
twiając ciało. Chociaż ich motywy były dobre, nie sposób zalecić ich
metody. Taki sposób przezwyciężania natury starego Adama nie
znajduje poparcia w Piśmie Świętym. Stara natura nie poddaje się
niczemu innemu prócz śmierci na krzyżu. Zbyt trudno zabić ją umar-
twianiem ciała, zagładzaniem uczuć" (A.W. Tozer).

PODBIJANIE

Prawdopodobnie najwięcej kosztuje i najbardziej wyczerpuje

wierzącego walka o zwycięstwo, o przejęcie kontroli nad zbuntowa-
nym „starym człowiekiem". Poświęca się temu więcej spotkań, więcej
studiów biblijnych, więcej modlitw, ale wszystko to nie jest Bożą od-
powiedzią na problem.

SZKOLENIE

Jest to ulubiona, wypróbowana i stosowana od wieków meto-

da. Dobra chrześcijańska kultura, szkolenie prowadzone w porząd-
nych domach, kościołach, szkołach polega na ujarzmieniu starej na-
tury i wdrażaniu jej we właściwy sposób postępowania.

RUCH PRZEBUDZENIOWY

Inną pomyłką była i jest praktyka prowadzenia raz lub dwa

razy w roku serii specjalnych spotkań. Angażują one nauczycieli, ka-
znodziejów spoza społeczności (nie znających jej problemów), anga-
żują całą miażdżącą rutynę przebudzeniową (wyznanie grzechów,
nowe zobowiązania, etc.) w nadziei, że coś się zmieni. Ale rzadko
coś się zmienia, a jeśli już, to nie na długo.

WZROST

Jakże wielu kochanych, szczerych chrześcijan haruje wręcz

wprzągniętych w kierat morderczej działalności kościelnej, w kierat
niezliczonych obowiązków w nadziei, że z czasem wraz ze wzro-
stem, „stary człowiek" zmieni się na lepsze. Ale on nigdy nie prze-
kształci się w kogoś innego. Chyba że bardziej w samego siebie! „Co
się narodziło z ciała, ciałem jest" (J. 3,6). „Czasem „stary człowiek"
jest całkiem zły, łatwo popadający w gniew, mściwy, nieuprzejmy,
niesprawiedliwy, niewierny, niemiłujący, złośliwy. Czasem jednak złe
serce kryje się za fasadą miłej powierzchowności, za fasadą dobra i

background image

cnoty. Dzieje się tak wtedy, gdy dumni jesteśmy ze swego człowie-
czeństwa, zarozumiali z powodu swej chrześcijańskiej służby, zadu-
fani we własnej prawowierności Zbytnia pewność siebie, zarozumia-
łość w głosie, psuje wiele spotkań modlitewnych".

OCZYSZCZANIE SIĘ

Popularną metodą jest natychmiastowe wyznanie grzechów i

konsekwentne oczyszczanie się z ich brudu. 1List Jana 1,9 odnosi
się jednakże do grzechów już popełnionych, nie zaś do źródła, do
starej natury, z której one wypływają „Krew może zmyć moje grze-
chy, nie może jednak zmyć mojej starej natury Trzeba krzyża, aby
krzyżować mnie grzesznika Nasze grzechy traktowane są krwią, lecz
my sami musimy być potraktowani krzyżem Krew wydaje nam prze-
baczenie Krzyż uwalnia nas od nas samych" (Watchman Nee).

PRZEŻYCIA

Jedną z najbardziej rozpowszechnionych dzisiaj prób ucieczki

od starej natury jest dążenie do przeżycia „chrztu w Duchu Świętym",
do mówienia językami i tak dalej Jest to niebezpieczna, emocjonalna
pułapka, nerwowo i religijnie niepohamowana stara natura „Pięćdzie-
siątnicę poprzedza Golgota Pełnię Ducha poprzedza śmierć z Chry-
stusem Moc' Owszem, dzieci Boże potrzebują mocy, ale Bóg nie
daje jej „staremu stworzeniu", nieukrzyżowanej duszy To szatan, nie
Bóg, daje moc „staremu Adamowi".

Któż z nas me wie o niepowodzeniach naszych dróg i sposo-

bów, naszych tak często dobrych chęci9 Jest jednak coś, o czym
większość nie wie, a mianowicie, ze te właśnie niepowodzenia są
sposobem uczenia się Bożej drogi, sposobem wejścia na nią „Bo
myśli Moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi Moje –
mówi Pan, lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak Moje drogi są
wyższe niż drogi wasze i myśli Moje niż myśli wasze" (Iz 55.8-9).

Jaki jest więc ten Boży sposób „zaparcia się samego siebie"?

Bóg zna tylko jeden skuteczny sposób, leży on u podstaw Jego dróg
Jest to zasada dokonanego dzieła Otóż droga, jaką wyznaczył nam
Bóg we wszystkim, jest drogą, którą On sam już przetarł, pokonał,
zakończył w Chrystusie.

background image

KRZYŻ – BOŻA DROGA

To właśnie na krzyżu Golgoty Bóg w Chrystusie rozprawił się

całkowicie i ostatecznie ze starą naturą, z której wypływa cały nasz
grzech. „Wiemy, że nasze stare (nie odrodzone) życie zostało wraz z
Nim przybite do krzyża po to, aby (nasze) ciało (które jest narzę-
dziem) grzechu zostało pozbawione mocy i aktywności w kierunku
czynienia zła, abyśmy już dłużej nie byli niewolnikami grzechu" (Rz.
6,6; wg Amplified Version).

Nie ma innej drogi zaparcia się samego siebie, swej starej na-

tury; nie ma z tej prostej przyczyny, że Bóg dokonał już dzieła! Oto
Jego droga: mamy utożsamiać się z Chrystusem Jezusem w Jego
śmierci i zmartwychwstaniu! To już się dokonało! Nam pozostaje tyl-
ko uwierzyć w to.

„Ciało poddaje się tylko krzyżowi, nie poddaje się żadnym po-

stanowieniom podejmowanym w wyniku specjalnych spotkań czy
konferencji, nie poddaje się żadnym własnym wysiłkom, żadnej pró-
bie samoukrzyżowania – poddaje się jedynie wespół – ukrzyżowa-
niu, ukrzyżowaniu wespół z Chrystusem (Gal. 2,20). Nie dzieje się to
przez zadanie sobie śmierci, ale przez poddanie się i przyjęcie wiarą
pozycji zjednoczenia z Chrystusem w Jego śmierci. Dopiero to bło-
gosławione zjednoczenie odgranicza nas od „ciała" z wszystkimi jego
powabami i otwiera drogę do poznania oraz pełnienia woli Boga" (G.
Watt).

Na krzyżu Golgoty dokonała się śmierć Pana Jezusa – śmierć

grzechu i śmierć dla grzechu. Przez to, że umarł On dla grzechu,
umarł dla królestwa grzechu, zmartwychwstał zaś do królestwa „no-
wego życia" (Rz. 6,4), wiecznego życia. Podobnie nasze utożsamie-
nie się z Nim na Golgocie doprowadziło nas do śmierci, do grobu,
oraz wprowadziło nas w nowe życie. Najpierw – Rz. 6,3 – „ochrzcze-
ni (...) w śmierć Jego, potem – Rz. 6,4 – „pogrzebani (...) wraz z Nim,
następnie – Rz. 6,5 – „bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo Jego
śmierci, wrośniemy również w podobieństwo Jego zmartwychwsta-
nia", a także – Kol. 3,3 – „Umarliście bowiem, a życie wasze jest
ukryte wraz z Chrystusem w Bogu" i dlatego – Rz. 6,11 – „...uważaj-
cie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chry-
stusie Jezusie, Panu naszym".

Chwała Panu! Wszystko to dokonało się na Golgocie. Cena

naszych grzechów została zapłacona, nasza grzeszność potraktowa-
na w sposób ostateczny – przez śmierć.

Dobrodziejstwa dzieła krzyża przyjmuje się po prostu, przez

background image

wiarę i przez złożenie całej nadziei w dokonanym jego dziele. Naj-
pierw, przez Słowo, odkrywamy co Bóg zrobił z naszym problemem.
Następnie, dochodząc do całkowitego przekonania o tym fakcie, zro-
zumiawszy go jasno, jesteśmy w stanie uznać jego prawdziwość.
Pozostaje już tylko zrobić krok wiary – jeśli uwierzymy w Boży fakt, w
dokonane dzieło Krzyża, poczniemy doświadczać jego dobrodziejstw
w praktyce codziennego życia. Czyż nie okazało się ono prawdą co
do naszego usprawiedliwienia?

Tak w podobny sposób dzieło to okaże się prawdą co do uwol-

nienia nas z niewoli starej natury.

„Skutek Krzyża w odniesieniu do Boga w niebie – zmazanie

naszych win i odnowienie naszego w Nim zjednoczenia – jest niero-
zerwalnie związany ze skutkiem krzyża w odniesieniu do człowieka,
ze zniesieniem panowania grzechu nad człowiekiem dokonującym
się przez ukrzyżowanie „starego człowieka".

Z tej przyczyny Pismo Święte uczy nas, że krzyż nie tylko

wzbudza skłonność i pragnienie ukrzyżowania, ale w rzeczy samej,
umożliwia je oraz dokonuje jego dzieła. Problem ten wyjaśnia List do
Galacjan. W jednym miejscu mówi się o krzyżu w związku z odkupie-
niem (Gal. 3,13), w trzech innych miejscach mówi się o krzyżu w
związku ze zwycięstwem nad mocą grzechu, mówi się o nim jako o
mocy, która trzyma w śmierci „ja", „starego człowieka", „ciało" (unie-
możliwia uczynki starej natury), oraz trzyma w śmierci świat. (Zob:
Gal. 2,20; 5,24; 6,14).

W tekstach tych nasze zjednoczenie (utożsamienie) z Chry-

stusem, z Ukrzyżowanym, nasze zawieranie się w Nim, będące re-
zultatem tego zjednoczenia, wyrażone są jako skutek mocy wyzwo-
lonej w nas i nad nami przez krzyż" (Andrew Murray).

W miarę jak będziemy uczyć się opierania swego życia na do-

konanym dziele Golgoty, Duch Święty wiernie i skutecznie będzie re-
alizował to dzieło w stosunku do „starego człowieka", trzymając go
dzięki niemu w stanie śmierci, nieaktywności wyrażającej się w „nie
ja, lecz Chrystus". (Gal. 2,20).

KRZYŻ

Studium tych prawd jest cienką pracą, prawda? Chociaż du-

chowy głód i potrzeba serca są podstawowymi wymogami oświece-
nia i zrozumienia, Duch Święty nieprędko i niełatwo daje wgląd w
skarby Słowa. "Głębia przyzywa głębię" (Ps. 42,8; BT), Pan musi nas
przygotować, a nawet wtedy, gdy już zostaniemy przygotowani, trze-

background image

ba wiele czasu poszukiwań, modlitwy, tęsknoty, wielu przeżyć. Praw-
dziwa duchowa rzeczywistość nic przychodzi jednak w inny sposób,
ale i chwała za to Panu, właśnie w ten!

Praktyka dowodzi, że okres potrzebny dla zrozumienia i przy-

swojenia sobie faktów dotyczących krzyża jest dla dziecka Bożego
najtrudniejszym i najbardziej bolesnym okresem. Nasz Pan trzyma te
najżywotniejsze i najlepsze rzeczy w zapasie dla tych, którzy pozna-
ją ich wielką wartość, dla tych, którzy łakną i pragną tego, co najlep-
sze, co kryte w Panu naszym, Jezusie Chrystusie. Zrozumienie
przez wierzącego dwóch aspektów Golgoty stanowi klucz zarówno
duchowego wzrostu, jak i służby ogarniającej pełnię życia.

„Golgota kryje w sobie tajemnicę wszystkiego, liczy się jednak

to, czego On tam dokonał. Właśnie to, czego On tam dokonał, staje
się siłą w życiu chrześcijanina, jeśli tylko przyswaja to sobie przez
wiarę. Jest to punkt wyjścia, od którego musi się rozpocząć wszelkie
Boże życic. Nigdy w naszej codzienności nie doświadczymy Chrystu-
sowego zwycięstwa, jeśli nie zostaniemy przygotowani do tego, by li-
czyć na Jego zwycięstwo na krzyżu jako na tajemnicę naszego oso-
bistego zwycięstwa w dniu dzisiejszym. Nie ma dla nas zwycięstwa,
które by pierwej nie było Jego zwycięstwem. To, przez co my mamy
przejść, On już wcześniej zdobył; tego, co On wcześniej zdobył dla
nas, powinniśmy doświadczyć. Początkiem świętego życia jest wiara
w ukrzyżowanego Zbawiciela, wiara, która widzi w tym więcej niż
dzieło dokonane za nas. Jest to wiara człowieka, który utożsamia
siebie z Chrystusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu".

I właśnie Ojciec nasz przygotowuje każdego z nas do wyraź-

nego przyjęcia wiarą tego drugiego aspektu Golgoty, którym jest
utożsamienie się z Panem Jezusem w Jego śmierci dla grzechu i
zmartwychpowstania.

W tym kierunku zmierza Jego działanie. Najpierw musimy

przyswoić sobie przez wiarę dokonane już dzieło Jego śmierci za na-
sze grzechy, tzn. usprawiedliwienie. Następnie, w tak samo wyraźny
sposób musimy przyswoić sobie przez wiarę drugi aspekt Golgoty:
„Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowa-
ny" (Rz. 6,6; „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grze-
chu, a za żyjących dla Boga..." (Rz. 6,11).

Mądra nasza wiara, oparta o fakty Golgoty, daje Duchowi

Świętemu wolną rękę we wprowadzeniu konsekwencji dokonanego
dzieła krzyża w praktykę naszego codziennego życia. Stanęliśmy na
gruncie Jego śmierci za nasze grzechy; ten akt wiary pozwolił Du-
chowi Świętemu uwolnić nas od kary za grzechy, pozwolił wnieść
usprawiedliwienie. Teraz, dostrzegając następną prawdę, następny

background image

aspekt, mamy stanąć na gruncie wyzwalającej prawdy naszej śmier-
ci z Chrystusem w Jego śmierci dla grzechu. Pozwala to Duchowi
Świętemu wnieść w nasze życie wolność od mocy, od jarzma grze-
chu – wnieść postępujące uświęcenie. Gdy zaś staniemy wraz z Nim
w chwale, będziemy na zawsze wolni od obecności grzechu – całko-
wicie uświęceni i otoczeni chwałą.

„Jako nasz Zastępca poszedł On na krzyż sam, bez nas, by

ponieść karę za nasze grzechy, lecz jako Przedstawiciel wziął On
nas z sobą na krzyż i tam, w obliczu Boga, wszyscy razem umarli-
śmy z Chrystusem. Możemy mieć przebaczenie, ponieważ On umarł
zamiast nas, możemy być uwolnieni, ponieważ my umarliśmy z Nim.
Boży sposób uwalniania nas, rodu pogrążonego w nieuleczalnej cho-
robie grzechu, polega na pozbyciu się nas w krzyżu Jego Syna, a
następnie na uczynkach nowego początku poprzez ponowne stwo-
rzenie nas w jedności z Nim, Zmartwychwstałym, Żyjącym (2Kor.
5,17), Duch Święty zaś, gdy tylko z Nim współpracujemy, jest tym
który wielkie te prawdy uczyni rzeczywistością, treścią naszych prze-
żyć. W ten sposób zatrzymana zostanie zaraza szalejąca w naszych
sercach, my zaś sami przeobrażeni w podobieństwo Chrystusa".

„Dzięki ukrzyżowaniu wraz z Chrystusem „starego człowieka"

dokonała się w wierzącym śmierć dla grzechu, został on całkowicie
uwolniony od mocy grzechu, znalazł się poza jego zasięgiem. Pra-
wo, jakie grzech miał do jego osoby, zostało unieważnione. Jest to
nieodwołalne postanowienie Bożej łaski. Jednak ten dokonany fakt
może stać się realną rzeczywistością w codziennym życiu wierzące-
go jedynie wtedy, gdy spocznie na nim jego wiara, która, chwila za
chwilą, d7ień po dniu, pomimo ataków pokuszenia, pozwala mu li-
czyć na ten fakt, uznawać jego prawdziwość. Wtedy, gdy liczy nań,
Duch Święty czyni go rzeczywistością, gdy ciągle liczy na ten fakt,
Duch Święty ciągle go urealnia, ucieleśnia w jego życiu. Grzech nie
potrzebuje większej mocy nad wierzącym niż ta, którą wierzący daje
mu przez swoją niewiarę. Jeśli wciąż przejawia on życie dla grzechu,
to jest to w większości spowodowane faktem, że przestał uważać
siebie za umarłego dla grzechu" (Ruth Paxon).

Reformacja raz jeszcze postawiła w centrum duchowe naro-

dzenie, bez którego nie może być mowy o jakimkolwiek początku.
Jednakże wśród wierzących do dnia dzisiejszego brakuje właściwe-
go zaakcentowania potrzeby wzrostu. Nie chodzi bowiem o „zbawie-
nie i niebo". Między zbawieniem a pójściem do nieba jest jeszcze
wzrost! Cóż to byłby za rodzaj zbawienia, gdyby nasz Ojciec zbawił
nas od kary za nasze grzechy, a następnie pozostawiał nas samym
sobie w walce z mocą grzechu? A większość wierzących myśli, że

background image

tak właśnie jest, zachowuje się jak gdyby On odszedł. Zmagają się i
starają się zrobić co mogą najlepszego, oczekując w tym Jego po-
mocy. To jest właśnie błąd Galacjan, tak powszechny dzisiaj w krę-
gach nowo narodzonych. Musimy powrócić do podstaw:

1. jesteśmy uwolnieni od kary za grzechy dzięki Jego dokona-

nemu dziełu;

2. jesteśmy uwolnieni od mocy grzechu dzięki Jego dokonane-

mu dziełu. „Usprawiedliwieni... z wiary" (Rz. 5,1; zob. także
Gal. 3,24). „W wierze... pielgrzymujemy" (2Kor. 5,72; „Jak
więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodź-
cie" (Kol. 2,6).

Nie jesteśmy pozostawieni sami sobie w zmaganiach ze starą

naturą, „starym człowiekiem". Został on pokonany przez Chrystusa
na krzyżu. Jest to fakt, który musimy uznać, na nim bowiem zbudo-
wana jest nowotestamentowa zasada i doktryna świętości. Innymi
słowy, Golgota jest w tej samej mierze fundamentem uświęcenia co i
usprawiedliwienia. Oba te dary wypływają z tego samego dzieła, są
dwiema stronami tego samego zbawienia.

Tak długo, jak długo wierzący nie pozna tego podwójnego

aspektu swego zbawienia, najlepsze, co może zrobić, to traktować
grzech wyznaniem (1Jana 1,9) – to znaczy – dopiero po szkodzie!
Ale takie traktowanie grzechu odnosi się do kary za produkt, nie do
źródła. Czyż nie czas, byśmy pozwolili Duchowi Świętemu dotrzeć
do źródła i odcisnąć ten strumień grzechów zanim zostaną one po-
pełnione? Czyż jest to nieporównywalnie lepsze niż gruzy zniszczeń
dokonanych przez grzech, choćby wyznany? Gdy wierzący zaczyna-
ją chorować, gdy zaczynają być zmęczeni snuciem roku za rokiem,
zamknięci w duchowej klatce – grzesząc i wyznając, wyznając i zno-
wu grzesząc – dopiero wówczas gotowi są przyjąć Bożą odpowiedź
na rozwiązanie problemu źródła grzechu. Odpowiadają, że to jest
śmierć dla grzechu, śmierć „starego człowieka", śmierć, która wynika
z dokonanego dzieła krzyża.

„Gdy Boże światło po raz pierwszy zaświeci w naszych ser-

cach, wyrywa nam się najpierw wołanie o przebaczenie, uświada-
miamy sobie bowiem, że dopuściliśmy się wielu grzechów w obliczu
Boga. Ale kiedy już poznamy przebaczenie grzechów, wówczas robi-
my nowe odkrycie – odkrycie grzesznej natury. Odkrywamy w sobie
wewnętrzną skłonność do grzechu. To wewnątrz nas jest moc, która
popycha nas w grzech i kiedy moc ta wymknie się nam spod kontroli,
popełniamy go. Możemy szukać i otrzymać przebaczenie, ale potem

background image

grzeszymy znowu. I życie toczy się błędnym kołem – grzech i prze-
baczenie, i znowu grzech, i znowu przebaczenie. Chcemy czegoś
więcej niż przebaczenia –chcemy wyzwolenia. Potrzebujemy przeba-
czenia za to, co zrobiliśmy, wyzwolenia zaś od tego, jacy jesteśmy".

Liczenie na dokonane na Golgocie dzieło naszej śmierci dla

grzechu jest jedyną drogą do wyzwolenia. Jest Bożą drogą. Nie ma
innej. Taką drogą szedł Jezus i dlatego jest ona jedyna. Wiemy już,
że nie trzeba nic dodawać do dokonanego przez Jezusa dzieła
usprawiedliwienia. Musimy też wiedzieć i wziąć to sobie do serca, że
nie trzeba nic dodawać do dokonanego przez Jezusa dzieła wyzwo-
lenia.

Zostaniemy uwolnieni, gdy wejdziemy w Jego przygotowaną

wolność – inaczej nie możemy nawet marzyć o wolności.

„Wierzący nigdy nie pokona „starego człowieka", choćby na-

wet dysponował mocą o wymiarze nieznanym, jeśli nie pokona go
dzięki śmierci Chrystusa. Dlatego śmierci Chrystusa nie da się ni-
czym zastąpić. Jeśli krzyż nie stanie się podstawą, w oparciu o którą
wierzący pokonuje „starego człowieka", to przechodzi on tylko do in-
nej formy moralności; chce on, mówiąc inaczej, pokonać „starego
człowieka" za pomocą jego własnych wysiłków, a ta walka jest, nie-
stety, beznadziejna" (C. Usher).

Marcus Rainford nie kończy na stwierdzeniu, co jest Bożą

podstawą wolności. Pisze on tak: „Spoleganie na dokonanym dziele
krzyża nie ma być przemijającym doznaniem intelektu w chwili, gdy
nie atakuje nas pokuszenie; nie ma to być szczęśliwy stan ducha,
gdy znajdujemy się chwilowo pod wpływem odświeżającego tchnie-
nia Bożej obecności; nie ma to być pochlebstwo własnego serca wy-
ćwiczonego w dobrych uczynkach – żadna z tych rzeczy nie da wie-
rzącemu mocy nad grzechem. Moc ta wyrasta z gruntu śmierci Chry-
stusa dla grzechu. Dlatego teraz on, wierzący, żyje dla Boga w Jezu-
sie Chrystusie, Panu naszym".

„Muszę uznać, że wróg wewnątrz obozu – „ciało", „stara natu-

ra", „ego", „Ja", „stary Adam" – jest uzurpatorem. Przez wiarę muszę
uważać go za umieszczonego w miejscu, w którym Bóg go umieścił
– ukrzyżowanego z Chrystusem. Muszę sobie uświadomić, że teraz
moje życie jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu, że teraz On jest
moim życiem", (Ian Thomas).

background image

UCZNIOSTWO

Uczniem jest ten, kto ma swój udział w krzyżu. Udział w krzy-

żu prowadzi do społeczności z Panem. Społeczność zaś z Panem to
właśnie uczniostwo. „Zarówno pojednanie krzyża jak i udział w krzy-
żu zwiastowane być muszą jako warunki prawdziwego uczniostwa".
„Chrystus jest odpowiedzią, lecz aby przygotować Mu drogę, po-
trzebny jest krzyż".

W procesie duchowego wzrostu nasz Pan nie uznaje pośpie-

chu. On jest naszym przewodnikiem (zob. Hebr. 12,2), On prowadzi
nas krok za krokiem. Zmagamy się, upadamy z powodu własnych
wysiłków i dzięki temu rodzi się w nas tęsknota za odpowiedzią, za
rozwiązaniem problemu tego przygnębiającego niepowodzenia. W
końcu nadchodzi czas, kiedy dostrzegamy biblijne prawdy dotyczące
wyzwolenia w krzyżu, utożsamiania. One budzą w nas potrzebny
głód wejścia do wolności, do współuczestnictwa z Odpowiedzią – z
naszym zmartwychwzbudzonym Panem Jezusem.

„Nic nie oddzieli nas dla Boga, nic nie jest w stanie uczynić

nas świętymi prócz krzyża działającego w nas, albowiem krzyż i
krzyż jedynie może zadać śmierć wszystkiemu, co przeszkadza
świętości" (C. Watt).

„Podłożem wszelkiej owocnej pracy na rzecz zgubionej duszy

jest wewnętrzny impuls, podłożem tego impulsu jest Duch Święty,
który odtwarza w nas Chrystusa, znakiem zaś tych obu jest krzyż,
którego konkretna rzeczywistość musi zaistnieć w naszym życiu i
zdominować je. Wtedy dopiero możemy być przydatni do służby"
(J.E. Conant).

Nigdy nasz Pan Jezus nie wyrażał się w sposób bardziej jasny

i stanowczy niż wtedy, gdy wspominał uczniostwo. „I powiedział do
wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego
siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie i naśladuje mnie".
(Łuk. 9,23). „Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie
może być uczniem moim" (Łuk. 14,2). Przyczyna tych słów Jezusa
jest prosta: „stary człowiek" nie może i nie będzie Go naśladował,
wzięcie zaś krzyża zadaje śmierć „staremu człowiekowi" i rodzi nowe
życie w Chrystusie Jezusie.

Uczniem jest człowiek uwolniony od starego i wolny do nowe-

go. Mówiąc inaczej, biblijnie: „...uważajcie siebie za umarłych dla
grzechu, a za żyjących dla Boga..." (Rz. 6,11). Z tego powodu Pan
Jezus wyraźnie stwierdza, iż każdy musi wziąć swój krzyż. Jest to
warunek konieczny. Zastanówmy się teraz nad praktyczną stroną

background image

tego zagadnienia, nad tym „jak" zrealizować tę prawdę w życiu.

Powiedzmy sobie najpierw, „jak" nie należy brać krzyża:

„Chrześcijanie muszą zrozumieć, że niesienie krzyża nie odnosi się
do prób, doświadczeń, które nazywamy krzyżami. Niesienie krzyża
odnosi się do codziennego poddawania życia, do codziennego umie-
rania „starego człowieka", które musi nas cechować w takim samym
stopniu, w jakim cechowało Pana Jezusa. Tak rozumianego krzyża
potrzebujemy nawet bardziej wtedy, gdy nam się wiedzie, niż wtedy,
gdy doznajemy niepowodzeń. Bez tak rozumianego krzyża pełnia
błogosławieństwa z niego wypływająca nie może zostać przed nami
odkryta" (Andrew Murray).

„Obyśmy już nareszcie przestali mylić pojęcie „krzyży" z poję-

ciem „krzyża". Czasem wierzący rozczulają się nad sobą i powiada-
ją: „Muszę wziąć swój krzyż i podążać za Jezusem".

Gdybyśmy chcieli zagubić nasz obraz „krzyża" w Jego krzyżu,

wówczas Jego krzyż stałby się naszym krzyżem, Jego śmierć naszą
śmiercią, Jego grób naszym grobem, Jego zmartwychwstanie na-
szym zmartwychwstaniem, Jego zmartwychwzbudzone życie naszą
nowością życia". Nie, wzięcie na siebie krzyża nie oznacza dźwiga-
nia ze stoickim spokojem ciężarów, niewygód, chorób, przykrych sy-
tuacji, nieznośnych stosunków. Przeżywanie którejkolwiek z tych rze-
czy nie jest niesieniem krzyża. Niesienie krzyża może, ale nie musi
pociągać za sobą tych rzeczy. Rzeczy te nie tworzą krzyża, nie z
nich krzyż jest zbudowany.

Krzyż wierzącego to krzyż Golgoty, ten sam, na którym został

on wraz z Chrystusem ukrzyżowany (Gal. 2,20)'. Tam, na Golgocie,
zostało podpisane i przypieczętowane krwią Baranka obwieszczenie
wiecznego wyzwolenia. Tak, tam każdy wierzący jest uwalniany z
wszelkiej niewoli, nie każdy jednak wierzący świadom jest tej wyzwa-
lającej prawdy.

Smutny to fakt, ale jedynymi wierzącymi zainteresowanymi

wolnością nie są ci, którzy tulą się do swoich kajdan, ale ci, którzy
ich nienawidzą. „Prawdą jest, że umysł potyka się o krzyż. Niechęć
do krzyża ma swe źródło wewnątrz nas, jest to niechęć zarówno
grzesznika, jak i świętego. Poselstwo bowiem krzyża chętnie przyj-
mują tylko ci, którzy pragną wolności od niewoli swoich grzechów,
którzy łakną i pragną Bożej sprawiedliwości w doświadczeniach dnia
codziennego". Wielkie musi być zaiste to łaknienie, skoro Norman
Douty tak pisze: „Bożą drogę (która wiedzie przez Golgotę) do du-
chowego wyzwolenia dziecko Boże musi przebyć z takim samym ża-
rem potrzeby, z taką samą determinacją, z jaką zgubiony grzesznik
przebywa Bożą drogę do zbawienia".

background image

Kiedy wierzący zobaczy krzyż takim jaki on jest, że jest to

miejsce jego śmierci, zaczyna wahać się, czy wybrać ten rodzaj
współuczestnictwa. Nasz Pan Jezus dobrze to rozumie... Nie ma jed-
nak innej drogi, nie ma dlatego, że On w imieniu nas wszystkich do-
konał dzieła właśnie w taki sposób. Z tego powodu pozwala On na-
szej potrzebie wywierać na nas swój nieubłagany nacisk tak długo,
aż w końcu, pokonani, skłonimy się ku tej nieuniknionej drodze życia.

Gdy nasz „stary człowiek" stanie się dla nas nie do zniesienia,

gdy znienawidziliśmy swoje życie, jak mówi Ewangelia Łukasza
14,26, dopiero wówczas będziemy gotowi wziąć na siebie swój
krzyż. Ogromny ciężar „starego człowieka" i głód bycia takim jak On,
czyni funkcję krzyża – ukrzyżowanie – pociągającą.

Długie, wyniszczające lata nędznej niewoli czynią wolność w

Panu Jezusie bezcenną –jej koszt staje się dla nas niczym! Zaczyna-
my dzielić (pomyśl o tym!) postawę naszego Pana Jezusa – „Za-
miast doznać należytej Mu radości". Pan Jezus „wycierpiał krzyż
(Hebr. 12,2) – i postawę Apostoła Pawła – „...Niech mnie Bóg ucho-
wałabym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana na-
szego Jezusa Chrystusa" (Gal. 6,14). „Taką niech będzie wasza po-
stawa względem siebie, jaka była w Chrystusie Jezusie" (Flp. 2,5; za
oryginałem ang.).

Krzyż staje się naszą chlubą, naszą wolnością od wszystkie-

go, co nas zniewala, co mogłoby trzymać nas z dala od społeczności
z naszym zmartwychwzbudzonym Panem. Bierzemy go na siebie –
nasze wyzwolenie, nasze osobiste, dokonane w Chrystusie dzieło.
Długo i cierpliwie zachowywał je dla nas Duch Święty. Wyzwolenie to
żyło najpierw w sferze naszej nadziei, w kapitale naszej ufności, te-
raz zaczynamy oglądać jego rzeczywistość.

Teraz kilka słów o tym, jak mamy brać na siebie i nieść swój

krzyż. Bierzemy go ostatecznie przygotowani przez nasze potrzeby,
świadomi, że nasza niewola została zniesiona w Chrystusie na Gol-
gocie. Biorę krzyż z radością i chętnie, przyjmuję wiarą w niewzru-
szone biblijne fakty dokonane już na Golgocie dzieło mego wyzwole-
nia. Uważam siebie za umarłego dla grzechu, a za żyjącego dla
Boga w Chrystusie. Na tym polega wzięcie krzyża. Biorąc krzyż w
ten sposób odkryjemy jego rzeczywistość w codziennym naszym ży-
ciu. Dzięki wierze bowiem Duch Święty wnosi dokonane dzieło
śmierci w nasze życie dotykając nim całości starej natury, która jest
w ten sposób trzymana w śmierci –w śmierci Golgoty. Jeśli zaś od-
wracamy się od tych prawd, jeśli zaczynamy polegać na czymkol-
wiek lub kimkolwiek innym, włączając w to samych siebie, zostaje
uwolniony z krzyża nasz „stary człowiek", aktywny i zniewalający nas

background image

jak zawsze. Musimy więc ciągle trzymać się wiarą dokonanego już
dzieła krzyża, musimy żyć w wierze w to, co dokonało się za nas i z
nami na Golgocie. Na tym polega chodzenie wiarą, którego Pan
nasz uczy nas z całą cierpliwością.

Adolf Saphir napisał: „Wąska ścieżka, która zaczyna się krzy-

żem – „umarliśmy z Chrystusem" a kończy chwałą Pana Jezusa, jest
tą ścieżką, na której sam Pan zbliża się i idzie ze swymi uczniami.
„...Żyje we mnie Chrystus". Pan żyje w nas jako jedyne źródło życia.
Stare „ja" nie ma żadnego wkładu w chrześcijańskie życie i służbę.
Nie jest ono w stanie poddać się Bożym celom. Cząstką mu przyzna-
ną jest śmierć. W naszym życiu nie ma miejsca na służbę dwóm pa-
nom. Jeśli jesteśmy w posiadaniu starego „ja", nie możemy być w
posiadaniu Chrystusa, ale jeśli z radością chwytamy się wielkich
prawd odkupienia – „Z Chrystusem jako ukrzyżowanym", wówczas
Chrystus przez Ducha Swego zaczyna przejawiać w nas życie. Za-
czyna On przewodzić nam jako Swoim niewolnikom (uczniom) na
ścieżce Swojego triumfu".

PROCES UCZNIOSTWA

W podobieństwie o siewcy ziarno „...które padło na dobrą zie-

mię oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy
słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc" (Łuk. 8,15).
Wzrost przebiega zawsze według zasady „najpierw trawa, potem
kłos, potem pełne zboże w kłosie" (Mar. 4,29). Dlatego „...rolnik cze-
ka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wcze-
sny i późny" (Jak. 5,7). Jasno wyrażają to słowa: „kto wierzy, nie bę-
dzie się śpieszył" (Iz. 28,16).

Okres wzrostu był dla większości z nas okryciem długim. Roz-

wój przebiegał od malutkiej zielonej trawki do „pełnego zboża w kło-
sie". Jakże wielu, osiągnąwszy pewność zbawienia poprzestaje na
chrześcijańskiej przyzwoitości, przynajmniej wtedy, gdy obracają się
w kręgach kościelnych. My jesteśmy jednak skłonni mówić o wierzą-
cym, którego Bóg traktuje na kształt ziarenka pszenicznego zawiera-
jącego w sobie życie, okrytego bardziej lub mniej połyskliwą, złocistą
powłoczką i umieszczonego na wysokim źdźble w społeczności z in-
nymi, podobnymi mu, ziarenkami kłosu. Stan takiego ziarenka jeśli li
tylko jest w stadium, nie jest to cel. I – jak zwykle, młody wiek – może
to być niebezpieczne stadium. Jest to stadium, w którym „ziarenko"
szuka „zasłużonego" odpoczynku, wygrzewa się bezczynnie w spo-
łeczności spotkań, klas biblijnych itp., itd. Jest to stadium lekceważe-

background image

nia lub zapominania o bólu zmagań, o bólu wzrostu maleńkiej zielo-
nej „trawki", która, pracując w trudzie nad kształtem swej dojrzałości,
oczekuje pomocy i zachęty.

Stan ziarenka w kłosie jest, owszem, wygodny lecz kosztow-

ny, przytulny lecz jałowy. „Ziarno zboża może być piękne, ale jest
twarde. Zalążek zamknięty jest w jego skorupie i nic może się wydo-
stać. Dlatego ziarno takie nic z siebie nie wydaje. Jest to przyczyna,
dla której tak wielu chrześcijan, a nawet kaznodziejów, jest bezowoc-
nych. Tylko pojedyncze osoby, to tu, to tam, są ratownikami dusz.
Dopóki ziarno nie wpadnie w ziemię, dopóty nic się nie dzieje. Po-
grzebane zaś ziarno umiera, wtedy jego twarda, zewnętrzna po-
wierzchnia mięknie i gnije, aby stać się pokarmem dla młodego
pędu, który w innym wypadku umarłby powodując nieurodzaj w plo-
nach. Trzeba uznać się za umarłego dla twardej, zimnej, pełnej ego-
izmu starej natury. Dopiero wtedy zmiękczający wpływ Ducha może
działać na rzecz przygotowania wierzącego do służby Bogu. Wielu
chciałoby wykonywać dzieła Boże, nie są jednak w stanie, ponieważ
życiem ich rządzi „ciało".

Ojciec nasz wszystko to rozumie i dlatego bierze inicjatywę w

swoje ręce. Zasiewa On w naszych sercach niezadowolenie, poka-
zuje, że życie chrześcijańskie to coś więcej niż osiągnięcie pewności
zbawienia i aktywność dla Jego sprawy. Pan staje się głównym inży-
nierem naszej przemiany z cielesnych chrześcijan w owocujących
dla społeczności uczniów. Z niezliczonej ilości dróg wybiera On tę
najlepszą dla każdej jednostki, tę najskuteczniejszą dla jej przemia-
ny. W jego rękach nie ma miejsca na strach, jest miejsce na wol-
ność.

„Często spotykamy chrześcijan promiennych i bystrych, moc-

nych i sprawiedliwych, ale – w rzeczy samej – trochę za promien-
nych, trochę za bystrych. W ich promienności wydaje się być tak wie-
le ich samych, ich własnej mocy. Ich własna sprawiedliwość jest
szorstka i pełna krytycyzmu. Wyposażeni są we wszystko, co mogło-
by zrobić ich świętymi oprócz... ukrzyżowania. Krzyż bowiem formuje
ludzi o ponadnaturalnej delikatności i bezgranicznym miłosierdziu w
stosunku do innych. Jeśli jednak są naprawdę wybrani, Bóg ma dla
nich prasę! Ma tłocznię jak do wina, która ich pewnego dnia zgniecie,
która obróci żelazną twardość ich natury w łagodną miłość, którą
Chrystus wnosi zawsze na koniec uczty".

„Inne podobieństwo podał im, mówiąc: Podobne jest Króle-

stwo Niebios do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej
roli... Ten, który sieje dobre nasienie to Syn Człowieczy. Rola zaś, to
świat, a dobre nasienie, to synowie Królestwa" (Mat. 13,24.37-38).

background image

Pan żniwa sieje, grzebie chrześcijan jako ziarna w roli, którą jest
świat.

Patrząc na cierpliwą, pełną poświęcenia pracę Gospodarza

ziarno zboża, wyniesione na wysokim źdźble, zaczyna się obawiać
złożenia go w spichlerzu, tęskni za wydaniem „obfitego owocu" (J.
12,24). Zaznacza się tu Boża motywacja uczniostwa – ten charakte-
rystyczny dla synów głód serca, głód przynoszenia owocu. Wierzący
zaczyna w końcu prosić Pana, aby uczynił go owocnym za wszelką
cenę i wówczas słyszy Go mówiącego; „Zaprawdę, zaprawdę powia-
dam wam, jeśli ziarno pszeniczne, które wpadło do ziemi nie ob-
umrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc
wydaje" (J. 12,24).

„...kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa

ją" (Mk 8,35). W tej pełnej miłości odpowiedzi na głód serca Duch
Święty cicho i delikatnie zaczyna rozluźniać wygodne więzy pokar-
mowe między ziarnem a kłosem. „Gdy zaś owoc dojrzeje, wnet się
zapuszcza sierp, bo nadeszło żniwo" (Mk 4,29). W rezultacie, wcze-
śniej czy później, ziarno pszeniczne odnajdzie się nie wysoko, w kło-
sie, ale wrzucone w ziemię, w zimną i nieprzyjemną ciemność. A co
gorsza, ziemia brudzi i rani jego połyskliwą, złocistą otoczkę. Najgor-
sze zaś jest to, że otoczka zaczyna się psuć i rozpadać na kawałki.
Wszystko, co niechrystusowe, choćby nie wiem jak miłe w wejrzeniu
i w praktyce, zostaje objawione takim, jakim jest – jako stara natura.

Odzieranie posuwa się dalej, posuwa się aż do zalążka życia,

posuwa się tak daleko, aż nie pozostanie już nic prócz Chrystusa,
który jest naszym życiem – odzieranie to posuwa się aż do śmierci
starej natury. Cierpliwości, ziarenko pszeniczne! „Choćby mnie zabił
Wszechmocny – ufam..." (Job 13,15; BT).

„Jeśli nie padnie w ziemię i tam nie obumrze...
Czy „wiele owocu" tylko tę ma cenę?
Czy trzeba ziarno grzebać w czarną, zimną ziemię
Pozbawiając je piękna i radości lata?
On grzebie swoje ziarna w czarnej, zimnej ziemi
On do społeczności głębokiej, wzajemnej,
Wzywa tych, co podzielą gorzki Jego kielich
Co podzielą go z pieśnią zwycięstwa na ustach
Jeśli nie padnie w ziemię i tam nie obumrze...?
Ale jakież żniwa w dniach, które nadchodzą!
A kiedy pola staną pełne złotych kłosów
I ty swój dział odnajdziesz w czasie Święta Zbiorów.
Tobie, co „tracisz życie", dajesz mu „umierać",

background image

Odnajdując w traceniu swoje życie nowe,
Tobie odsłoni Chrystus swoją twarz – doczekasz,
Jego chwała najwyższa odpocznie na tobie...".

Kiedy wierzący bierze na siebie swój krzyż uczniostwa, rozpo-

czyna się proces śmierci „starego człowieka". Uczeń odkrywa, że
jest ziarnem zasianym przez Syna, zasianym w domu, w biurze, w
szpitalu, w kościele, w gminie lub na stacji misyjnej. Kimkolwiek i
gdziekolwiek jest, musi dokonać się w nim śmierć, za którą podąża
zmartwychwstanie. „Zawsze bowiem my, którzy żyjemy, dla Jezusa
na śmierć wydawani bywamy, aby i życie Jezusa w śmiertelnym cie-
le naszym się ujawniło. Tak tedy śmierć wykonuje dzieło swoje w
nas, a życie w was" (2Kor. 4,11-12). Wniknijmy głęboko w tę prawdę,
że sam Chrystus, umiłowany Syn Ojca, nie mógł wejść do chwały
Niebios, zanim najpierw nie wydał Siebie na śmierć. Prawda ta, kie-
dy zostanie przed nami odkryta, pomoże nam zrozumieć, dlaczego
Jego życie nie może się uzewnętrznić w nas i przez nas. Uzewnętrz-
ni się ono dopiero wtedy, gdy w każdym czynie i każdego dnia pod-
dawać się będziemy śmierci dla grzechu, dla „starego człowieka", dla
zakonu i dla świata trwając w ten sposób w nieprzerwanym współ-
uczestnictwie uczniostwa z naszym ukrzyżowanym i zmartwychwsta-
łym Panem.

Wszystkie poznane przez nas prawdy o krzyżu, prawdy za-

warte w naszym podobieństwie do ziarna pszenicznego, które po to
wpada w ziemię, aby umrzeć – wszystkie one są przygotowaniem do
zwycięskiego życia. Prawdy te są podstawą takiego życia, są jego
fundamentem.

ODPOCZNIENIE

„A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego. Kto

bowiem wszedł do odpocznienia Jego, ten odpoczął od dzieł swoich,
jak Bóg od swoich. Starajmy się tedy usilnie wejść do owego od-
pocznienia..." (Hebr. 4,9-11). Wiele darzących życiem prawd Słowa
Bożego składa się z dwóch nierozerwalnie z sobą związanych czę-
ści, „starania się" i „odpocznienie". „Starajmy się tedy usilnie wejść
do owego odpocznienia".

„Staranie się" związane jest z odkrywaniem i dochodzeniem

do zrozumienia prawd odnoszących się do naszych potrzeb. W pro-
cesie tym czeka nas wiele zmagań, wiele poszukiwań, jest to czas
usilnych próśb i udręk czekania.

background image

Większość tej drogi przebywa się lub brnie w wysiłku pochwy-

cenia prawdy, ogarnięcia jej, wejścia w jej rzeczywistość. Wszystko
to nie jest bez znaczenia. Jest to potrzebne. Nie jest to jednak klucz;
który otwiera drzwi rzeczywistości – odpocznienie jest kluczem do
wejścia w odpocznienie!

Dzięki ważnemu, choć wyczerpującemu procesowi „starania

się" dochodzimy do zrozumienia potrzebnych nam prawd, stajemy
się pewni faktów, uświadamiamy sobie, co jest nasze w Panu Jezu-
sie Chrystusie. Ale pochwycenie, przyswojenie sobie i odpocznienie
w odkrytej rzeczywistości opiera się na wierze, nie na staraniu się,
nie na uczynkach. Słowo Boże mówi, że mamy oprzeć się i liczyć na
to, co jest prawdą o nas dzięki Niemu i w Nim, jak to wyraził prorok
Izajasz: „...w ciszy i zaufaniu będzie wasza moc" (Iz. 30,15). Słowo
Boże mówi też, byśmy w ciszy, lecz wytrwale wznosili wzrok swój ku
Ojcu, byśmy w ufności i z dziękczynieniem przyjęli od Niego to, co
dał nam w swoim Synu. „Wszystko to czeka na Ciebie, byś dał im
pokarm w swym czasie. Gdy im udzielasz, zbierają; gdy rękę swą
otwierasz, sycą się dobrami" (Ps. 104,27-28; BT).

Norman Grubb dzieli się trafnym spostrzeżeniem na temat za-

sady starania się (uczynków) i odpocznienia: „Weźmy na przykład
naukę języka obcego. Stajesz wobec szeregu „hieroglifów", zewsząd
dochodzi cię mieszanina niezrozumiałych dźwięków, które nie zna-
czą dla ciebie absolutnie nic. Wiesz jednak, że to jest język, którego
można się nauczyć. Więcej, podjąłeś postanowienie, że się go na-
uczysz. To jest właśnie pierwszy szczebel w drabinie wiary. Choćby
szczebel ten był słaby i chwiejny, w sercu swoim wierzysz, że mo-
żesz nań wejść. Gdybyś nie wierzył, nie przyszłoby ci nawet na myśl,
żeby to zrobić. A więc zacząłeś. Zmagasz się. Kujesz. Wiele razy
opuszcza cię wiara, odwaga zawodzi, umysł jest znużony, serce sta-
je się ociężałe i prawie się poddajesz, ale nie zupełnie. Poddanie się
jest nieprzebaczalnym grzechem wiary. Posuwasz się więc dalej. Mi-
jają miesiące. Wydaje ci się, że to wszystko wchodzi jednym uchem
a uchodzi drugim. Ale w końcu – okres czasu zależy oczywiście od
stopnia trudności języka oraz od zdolności i pracowitości ucznia –
stał się „cud"! Przychodzi dzień, nieoczekiwany, w którym to, czego
szukałeś, znalazło cię!; to, co starałeś się pochwycić, pochwyciło cię;
zaczynasz posługiwać się nowym językiem, myśleć jego kategoria-
mi, słuchać go! To, co było kiedyś mieszaniną niezrozumiałych
dźwięków, stało się w twym umyśle uporządkowanym językiem!

Podobnie jest z duchową pracą wiary. Przychodzi taka chwila,

kiedy wiemy, kiedy już rozumiemy. Zanika wtedy ślad wysiłku i pra-
cy. Wiara jako taka przestaje być wyczuwana i rozpoznawana. Staje

background image

się ona jakby rzeką gubiącą się w morzu obfitości. Jeśli kiedyś wie-
dzieliśmy, że jesteśmy dziećmi Bożymi dzięki wewnętrznej pewności,
dzięki świadectwu Ducha poświadczającego duchowi naszemu, tak
teraz wiemy, że „stary człowiek" jest ukrzyżowany z Chrystusem, że
„nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus" jako moje trwałe życie,
że duch z Duchem stopił się w jedno, latorośl została wszczepiona w
krzew winny, członek złączony z ciałem, problem „trwania w Chrystu-
sie" stał się czymś tak naturalnym jak oddychanie".

Dzięki Bogu za potrzebę, która nie pozwala, aby głód serca

nie został zaspokojony w Nim. Musimy pamiętać o podstawowej za-
sadzie życia duchowego, o tym, że Bóg objawia duchowe prawdy tyl-
ko po to, by wyjść naprzeciw duchowym potrzebom. Jakże wielu za-
trzymuje się w stadium nowego narodzenia – „Jako odrodzeni nie z
nasienia skazitelnego, ale nieskazitelnego, przez Słowo Boże..."
(1Ptr. 1,23) – nie dochodząc do poznania i przeżycia słów: „...odro-
dził nas... przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku dziedzictwu
nieznikomemu..." (1Ptr. 1,3-4; BW).

W ciągu lat odczuwania głodu wierzący odkrywa, że przebył

długą drogę, że mocno przeżył każdy jej odcinek. Taka jest rzeczywi-
stość wiary ugruntowanej na faktach słowa. „Im lepiej wchodzimy w
wiarę, w obiektywną prawdę – tzn. w to, co jest prawdą o nas w
Chrystusie – tym głębsza, tym bardziej odczuwalna i praktyczna do-
kona się w nas samych przemiana, tym doskonalszy będzie przejaw
duchowego owocu w naszym życiu i charakterze". (C.H.M.)

Zaiste długą przebywamy drogę wiarą stawiając krok za kro-

kiem: najpierw odpocznienie wiary odnośnie usprawiedliwienia, po-
tem odpocznienie wiary odnośnie przyjęcia, następnie odpocznienie
wiary odnośnie naszej pozycji w Chrystusie Jezusie, aż w końcu od-
pocznienie wiary odnośnie naszego utożsamienia się z Chrystusem
w Jego śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. Za każdym
krokiem postawionym w odpocznieniu wiary, podąża krok następny.
Zawsze jednak trzeba postawić ten pierwszy, aby móc odpocząć na
następnym.

Nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że zanim wierzący nie zo-

stanie mocno utwierdzony w słowach Listu do Rzymian, rozdziałów
1-5, jeśli nie przejdzie ich ,,krok za krokiem", nie może, nie jest w
stanie wejść i spocząć na prawdach rozdziałów 6-8. choćby uczest-
niczył w nie wiem ilu spotkaniach, konferencjach, choćby przez) i nie
wiem ile tak zwanych przebudzeń.

„Dr James of Albany, mąż, który setki wierzących wprowadził

w zrozumienie głębszych prawd, stwierdził, że „niedomaganie w
wyższym stadium chrześcijańskiego życia spowodowane jest niewła-

background image

ściwym zrozumieniem i przyjęciem ewangelii zbawienia w jej podsta-
wowych zasadach". Rzadkością jest zdolność nauczania, albowiem
w większości przypadków nauczający ograniczeni są do wykładania
„pierwszych zasad nauki Bożej". Są w stanie wyjść niewiele dalej
poza podstawowe fakty dotyczące nowego narodzenia. Nie można
zaś zgłębić życia duchowego, jeśli się go nie ma! Jeśli fundamenty
nie są położone właściwie, mur będzie krzywy, nie stanie żadna od-
powiedzialna budowla! Brak właściwego zrozumienia, właściwej oce-
ny cudu pełnego zbawienia w Chrystusie otwiera drzwi wszelkiemu
rodzajowi nierównowagi, powodując przewlekle rozczarowanie i nie-
powodzenie" (J.C. Metcalfe).

Wierzący potrafią często ufać Bogu, ale tylko co do prawd wy-

nikających z ich pierwszej potrzeby, tylko na tyle, aby prześlizgnąć
się po łasce w sferę zakonu. W swoim życiu i służbie oni chcą być
twórcami jakiejś szczególnej prawdy, podczas gdy. otrzymawszy po-
znanie prawdy, powinniśmy na niej spocząć, powinniśmy Bogu pozo-
stawić jej tworzenie.

„W praktyce codziennego życia zdarza się często, że już po

zrozumieniu prawdy o naszym wyzwoleniu dzięki śmierci z Chrystu-
sem, „stary człowiek" jawi się żywszy niż kiedykolwiek indziej! Bóg
chciałby, byśmy właśnie wtedy mocno oparli się o Jego napisane
Słowo i na nim odpoczęli. Albowiem im wyraźniej „stary człowiek" zo-
stanie nam objawiony, tym lepiej rozumiemy potrzebę poddania się
krzyżowi. Pamiętajmy, że to Duch Święty odsłania nam „starego
człowieka". To On wskazuje, że jedynie na krzyżu można z nim się
rozprawić. Do nas należy poddać swoją wolę, stanąć po stronie
Boga przeciwko samemu sobie. Duch Święty zada wtedy śmierć
krzyża wszystkiemu, co jest Mu przeciwne, aby prawda stała się rze-
czywistością, że my, którzy jesteśmy Chrystusowi, ukrzyżowaliśmy
nasze ciała wraz z ich namiętnościami i żądzami. (Gal. 5,24).

„Wiara, która sięga i bierze z ręki Ojca, łączy w sobie dwa eta-

py. Nie wolno nam się poddawać tylko dlatego, że etap zmagań i
pracy nie kończy dzieła. „Według wiary twojej niech ci się stanie".
Zapamiętajmy, że wiara zaczyna się od pracy („Starajmy się tedy
usilnie wejść do owego odpocznienia, aby nikt nie upadł idąc za
przykładem nieposłuszeństwa" – Hebr. 4,11) lub walki („Staczaj do-
bry bój wiary, uchwyć się żywota wiecznego, do którego zostałeś po-
wołany i złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków" – 1Tym.
6,12), kończy zaś i udoskonala w odpocznieniu" („Albowiem do od-
pocznienia wchodzimy my, którzy uwierzyliśmy, zgodnie z tym jak
powiedział..." – Hebr. 4,3). Innymi słowy, pierwszym etapem wiary
jest zawsze praca. Drugim odpocznienie. Najpierw rozgrywa się wal-

background image

ka o jakąś prawdę lub obietnicę, której nie potwierdza nasze osobi-
ste doświadczenie. Walka ta angażuje nas – naszą wolę, serce i ro-
zum – w wyznawanie naszej prawdy za naszą, za nas dotyczącą.
Nie powinniśmy wtedy zniechęcać się, jeśli na razie nie dostrzegamy
urzeczywistnienia się tej prawdy w naszym życiu. Ufajmy. Dokonany
fakt naszej śmierci dla grzechu nie od razu staje się rzeczywistością
w pełni, nasze życie dla Boga nie od razu jest dorosłe. Jeśli więc
Bóg powiedział, że mamy przyjąć daną prawdę wiarą, że należy ona
do nas, uwierzmy i wyznawajmy. Być może tysiąc razy wiara zosta-
nie atakowana i upadnie, niewiara powie „nonsens" i zada kłam wy-
znaniu wiary; ale praca wiary, bój wiary oznacza, że rozważnie po-
wracamy do ataku.

Znów zdobywamy się na wiarę, znów wyznajemy prawdę lub

obietnicę. Trwamy w tym. Jeśli w ten sposób wstępujemy w ślady
tych, którzy „przez wiarę i cierpliwość dziedziczą obietnicę, zaistnieje
w nas nowa, Boża rzeczywistość. Duch Święty będzie współdziałał z
naszą wiarą. Działa On zresztą przez cały czas, choć Go nie widzi-
my. W końcu naszej wierze przydana będzie pewność, pracę zastąpi
odpocznienie. Osiągniemy upragniony cel – spełnienie wiary". (N.
Grubb).

„Prawdziwą aktywnością jest ta, która wypływa z odpocznienia

i której ono towarzyszy. Tylko wtedy, gdy wiemy co to znaczy „trwać
w uciszeniu", jesteśmy gotowi „iść naprzód".

„Uważajmy, byśmy szukając błogosławieństwa nie wypadli z

odpocznienia duszy. Bóg nie może działać, gdy jesteśmy niespokoj-
ni, gdy niepokoimy się, choćby nawet o duchowe życie. Uchwyćmy
się przeto Jego Słowa i Jemu pozostawmy Słowa wypełnienia".

POMOC

Większość z nas chciałaby się zatrzymać w obliczu tych

prawd i prosić Boga o pomoc. Otóż Bóg nam nie pomoże. On doko-
nał dzieła zbawienia, lecz nie przyjmie go za pas. Podobnie nie za-
mierza On pomagać nam w chrześcijańskim życiu.

Niedojrzałość uważa Pana Jezusa za pomocnika. Dojrzałość

zna Go jako życie samo w sobie. Dr J.E. Conant napisał: „Chrześci-
jańskie życie to nie nasze życie z pomocą Chrystusa, to Chrystus ży-
jący Swym życiem w nas. Dlatego ta część naszego życia, która nie
jest Jego życiem, nie jest życiem chrześcijańskim; ta część naszej
służby, która nie jest Jego służbą, nie jest służbą chrześcijańską.

background image

Wszelki przejaw takiego życia i takiej służby ma ludzkie, naturalne
źródło. Życie zaś chrześcijańskie i chrześcijańska służba ma źródło
ponadnaturalne, duchowe". Paweł dodaje: „Dla mnie życiem jest
Chrystus" (Flp. 1,21) oraz: „Wszystko mogę w tym, który mnie
wzmacnia, w Chrystusie" (Flp. 4,13).

William R. Newell mówi, że „wielkim fortelem szatana jest za-

pędzanie szczerych dusz z powrotem do błagania Boga o to, co we-
dług słów samego Boga, zostało już dokonane!" Przypomnijmy sobie
nasze nowe narodzenie. W pewnym momencie musieliśmy wyjść
ponad etap „pomóż" i dziękować Bogu za to, czego dokonał On już
ze względu na nas. Bóg nigdy nie odpowie na modlitwę z prośbą o
pomoc w usprawiedliwieniu. Ta sama zasada dotyczy chrześcijań-
skiego życia. Nasz Pan, Jezus czeka aż pozwolimy Mu być wszyst-
kim w nas i działać we wszystkim przez nas. „Gdyż w Nim mieszka
cieleśnie cała pełnia Boskości i (mamy) pełnię w Nim" (Kol. 2,9-10).

Ciągłe proszenie o pomoc jest dowodem naszej nieufności w

stosunku do Boga. Nie oddajemy przez to należnej Mu czci. Jak mo-
żemy prosić o pomoc Boga, który „zaspokoi wszelką potrzebę (na-
szą) według bogactwa swego w chwale w Chrystusie Jezusie". (Flp.
4,19)? Jesteśmy odpowiedzialni za to, by dostrzegać w Słowie
wszystko to, co jest nasze w Chrystusie, a następnie dziękować Mu
za to wszystko i ufać Mu z tym wszystkim, co stanowi odpowiedź na
nasze potrzeby.

Wcześniej czy później musimy stanąć w obliczu prawdy, o któ-

rej pisze F. J. Huegel: „Gdy chrześcijańskie życie modlitewne wypły-
wa z właściwej pozycji (pełne utożsamienie się z Chrystusem w Jego
śmierci i zmartwychwstaniu), następuje ogromna zmiana w sposobie
postępowania, zanika zwykły typ błagania (choć, oczywiście, prosze-
nie jest zgodne ze Słowem Bożym, Pan mówi bowiem: „Proście, a
weźmiecie..." (J. 16,24), aby przerodzić się w dające niewysłowioną
radość przyjmowanie. Wiele naszych błagań wpada w niebo do pa-
miątkowego rejestru próśb. Przestały one bowiem wypływać z wła-
ściwego stosunku do Ojca, którym jest zjednoczenie z Chrystusem w
śmierci i zmartwychwstaniu. Będąc w tym właściwym stosunku,
chrześcijanin przyjmuje po prostu to, co już jest jego. „Wszystko bo-
wiem jest wasze" – mówi Apostoł Paweł – „wyście zaś Chrystusowi,
A Chrystus Boży" (1Kor. 3,21.23; BW).

„Bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hebr. 11,6). Roz-

ważmy zatem kilka mocnych, ale prawdziwych stwierdzeń, aby lepiej
zrozumieć nastawienie wiary, które podoba się Bożemu Sercu.

„W naszych osobistych modlitwach i w naszej publicznej służ-

bie – pisze dr A.W. Tozer – wiecznie prosimy Boga o zrobienie cze-

background image

goś, co On już zrobił lub czego zrobić nie może z powodu naszej nie-
wiary. Błagamy Go, by mówił, kiedy już powiedział albo jest w trakcie
mówienia. Prosimy Go, by przyszedł, gdy już jest obecny i czeka, by-
śmy to zauważyli. Błagamy Ducha Świętego, by wypełnił nas, pod-
czas gdy cały czas wzbraniamy Mu tego przez swoje wątpliwości".

Dr S.D. Gordon napomina: „Gdy znajdujesz się w gorączce

walki, gdy jesteś obiektem ataku, mniej błagaj, więcej zaś, na grun-
cie krwi Pana Jezusa, wyznawaj. Mam na myśli, byś nie prosił Boga
o danie ci zwycięstwa, ale ogłaszał Jego zwycięstwo, wzywał je, aby
cię osłoniło".

Inny mąż Boży – Watchman Nee zaskakuje wielu, gdy mówi:

„Boży sposób wyzwolenia jest całkowicie różny od ludzkiego. Sposo-
bem ludzkim jest tłumienie grzechu przez przezwyciężenie go, Bo-
żym zaś sposobem jest usunięcie grzesznika. Wielu chrześcijan bo-
leje nad swoją słabością myśląc, że gdyby tylko byli mocniejsi,
wszystko byłoby dobrze.

To fałszywe pojęcie o uwolnienie jest bezpośrednią konse-

kwencją myśli, że niepowodzenie w prowadzeniu świętego życia wy-
nika z naszej niemocy i z tego powodu Bóg wymaga od nas czegoś
więcej. Jeśli poprzednio byliśmy owładnięci mocą grzechu oraz nie-
zdolnością przeciwstawiania się mu, to teraz logicznie myśląc, do-
chodzimy do wniosku, że aby osiągnąć zwycięstwo nad grzechem,
musimy mieć więcej mocy. „Gdybym był tylko mocniejszy – powiada-
my – mógłbym przezwyciężać dzikie wybuchy mego temperamentu".
Błagamy przeto Pana o wzmocnienie nas, ku większemu samoopa-
nowaniu.

Takie myślenie jest całkowicie złe! To nie jest chrześcijaństwo!

Bóg, chcąc uwolnić nas od grzechu, nie czyni nas coraz mocniejszy-
mi. Nie, On czyni nas coraz słabszymi. Powiadasz, że dziwna to dro-
ga do zwycięstwa. Tak, ale jest to Boża droga. Bóg uwalnia nas
spod władzy grzechu nie przez umacnianie w nas „starego człowie-
ka", ale przez ukrzyżowanie go, nie przez dopomaganie mu w robie-
niu czegokolwiek, ale przez usunięcie go ze sceny życia".

Wierzący nie musi błagać o pomoc. Musi on z wdzięcznością

przyjąć to, co już należy do niego w Chrystusie. „Sprawiedliwy z wia-
ry żyć będzie" (Hebr. 10,38).

Nasz stary, dobry znajomy Andrew Murray zachęca nas tymi

słowy: „Chociaż powoli, chociaż potykając się co chwila, wiara, która
Mu zawsze dziękuje – nie za przeżycia, ale za obietnice, na których
może się oprzeć – wzrasta z mocy w moc umacniając się ciągle w
błogosławionej pewności, że Bóg osobiście uczyni w nas Swe dzieło
doskonałym" (Flp. 1,6).

background image

DOSKONALENIE

Może powstać pytanie o znaczenie równowagi, tak ważnej je-

śli chodzi o fizyczną, psychiczną i duchową stronę naszego życia.
Nierównowaga jest często powodem rozpadu, a także spustoszenia
wewnątrz nas i w naszym otoczeniu.

„Stary człowiek" jest jednostronny, jest wytrącony z równowa-

gi. Jego stan – dobrze opisuje poniższy wierszyk:

Postanowiłem przyjąć gości:
Gdy skwar letniego minął dnia,
Pod drzewem usiedliśmy w trójkę,
„Ja sam", me „ego" no i ja.
„Ego" chęć miało na kanapki,
„Ja sam" herbatką zajął się
Przy czym ze smakiem zjadał babkę,
Podczas gdy ciasto podał mnie.

Dobry Gospodarz, jakim jest nasz Bóg, zaczyna uprawę (do-

skonalenie) pełnego głodu wierzącego. Cierpliwie, wytrwale dokonu-
jąc wielu bolesnych zabiegów, Ojciec nasz dokopuje się do najgłęb-
szych zakątków starej natury obnażając ją przed nami taką, jaką jest
i jaką nie jest. Przyczyna tego jest dwojaka: Bóg czyni to po to, aby
Pan Jezus miał wolność objawienia się (1) w nas i (2) – ze względu
na innych – przez nas.

Pan Jezus musi wzrastać w nas i innych obdarowywać przez

nas. „Pan będzie cię stale prowadził i nasyci twoją duszę nawet na
siłę i będziesz, jak ogród nawodniony i jak źródło, którego wody nie
wysychają" (Iz. 53,11).

Zanim Bóg będzie mógł skutecznie „uprawiać" innych przez

nas, musi najpierw dokładnie „uprawić" nas samych. Nie znaczy to,
że zanim nie staniemy się duchowo dojrzali, nie ma dla nas miejsca
w służbie, jednakże naszą służbę na drodze do dojrzałości Pan bę-
dzie wiązał głównie z naszym rozwojem, nie z rozwojem innych. Ro-
snący duchowo chrześcijanin myśli najpierw, i może takie robi wra-
żenie, że cała jego służba jest skuteczna. Z czasem jednak uświada-
mia sobie, że Pan wcale nie tak wiele dokonuje przez niego, ile dla
niego. Albowiem nasz Pan koncentruje się zawsze na większej po-
trzebie.

„Dzieło Boże jest z natury dziełem duchowym, dlatego jego re-

alizacja wymaga ludzi duchowych, a ich wartość w oczach Bożych
określa miara ich duchowości. Ponieważ jest właśnie tak, w myśli
Bożej sługa jest czymś więcej niż dzieło. Jeśli prawdziwie chcemy

background image

być narzędziem w Jego rękach i dla Jego celów, wówczas Jego po-
stępowanie względem nas zmierzać będzie do ciągłego podnoszenia
naszej duchowej wartości. Nie nasze zainteresowania chrześcijań-
ską działalnością, nie nasza energia, entuzjazm, ambicje czy zdolno-
ści; nie nasze wykształcenie czy cokolwiek innego w was, ale po pro-
stu duchowe życie jest podstawą, na której możemy oprzeć, zacząć
rozwijać naszą służbę dla Boga. Nawet dzieła, kiedy je realizujemy,
używa Bóg ku podniesieniu naszej duchowej wartości" (autor niezna-
ny).

„Błędem jest mierzenie duchowej dojrzałości obecnością da-

rów Ducha. Dary same w sobie są niewystarczającą podstawą stałe-
go oddziaływania Boga na człowieka. Mogą one być obecne, mogą
być wartościowe, ale celem Ducha jest coś o wiele większego, jest
uformowanie w nas Chrystusa poprzez działanie krzyża. On chce uj-
rzeć Chrystusa zrośniętego z wierzącym. To jest Jego cel. Nie pole-
ga to na tym, że człowiek czyni pewne rzeczy, wypowiada pewne
słowa, ale, że jest on pewnym rodzajem człowieka. On sam jest tym,
co mówi. Zbyt wielu wierzących chce zwiastować poselstwo sami nie
będąc poselstwem, w ostatecznym zaś rozrachunku to kim jesteśmy,
nie to co robimy lub mówimy, liczy się przed Bogiem. Cała zaś ta-
jemnica tkwi w kształcie Chrystusa w nas" (Watchman Nee).

Nie zostaliśmy zbawieni, by służyć, osiągamy dojrzałość, by

służyć. Tylko w tym stopniu, w jakim „uprawa" nas samych odsłania
naszą starą naturę taką, jaką jest, jesteśmy w stanie pomóc innym w
ich „uprawie" (doskonaleniu).

Poznajemy wszystkich innych poznając najpierw siebie. „Jak

w wodzie odbija się twarz, tak serce jest zwierciadłem człowieka"
(Prz. 27.19). Dla zrównoważenia zaś poznania siebie Ojciec nasz
uzdalnia nas do „wzrastania w łasce i poznaniu Pana naszego i Zba-
wiciela Jezusa Chrystusa" (1Ptr. 3,18).

Prawdy te dotyczą nie tylko służby w ogóle, dotyczą one także

służby wstawiennictwa. Służba modlitwy o innych, bardziej niż inne
rodzaje służby, narzuca potrzebę potrójnego zrozumienia innych.
„Modlitwa o innych wypłynąć może jedynie z serca, które najpierw
znalazło odpocznienie dla siebie, z poznania wartości pragnienia, ja-
kie serce to wyraża w ich sprawie. Inaczej nie mogę być szczery i
szczęśliwy modląc się o innych (Stoney). Paweł pisał, że będzie
„modlił się duchem – dzięki Duchowi Świętemu, który jest (w nim)",
ale będzie też „modlił się rozumem – angażując umysł, odwołując się
do zrozumienia" (1Kor. 14,15).

Tak wielu z nas, zrozumiawszy niektóre z głębszych prawd

naszego Pana, chce natychmiast wciągnąć lub wepchnąć w nie in-

background image

nych dziwiąc się, dlaczego są oni tak powolni w uczeniu się, tak apa-
tyczni w swym rozumieniu i zainteresowaniu. Jakże łatwo zapomina-
my, ile lat nam to zajęło, iloma pustynnymi szlakami przejść musieli-
śmy z naszym Panem, aby w końcu przekroczyć Jordan i wejść do
Kanaanu.

„Mojżesz posiadał całą mądrość Egiptu, a jednak ratunek dla

Izraela widział w zabiciu Egipcjanina! Musiał się, niestety, ćwiczyć w
Bożych drogach. Miał na to czterdzieści lat w Midianie. Potem, kiedy
został posłany do Egiptu, Bóg nie kazał mu martwić się o Izrael, ale
iść bezpośrednio do Faraona, przyczyny ich więzów! Bóg nie ćwiczył
najpierw Izraela, ćwiczył najpierw przewodnika, który miał go wypro-
wadzić. Tak i dziś Bóg chce mieć przewodników wyćwiczonych w
poznaniu Jego dróg".

Przypomnijmy sobie, w jaki sposób Ojciec nasz musiał obcho-

dzić się z nami przez lata naszego rozwoju. Na ile to rozumiemy, na
tyle też rozumiemy, jak On chce, byśmy postępowali względem in-
nych. Musimy być „uprawiani" – by „uprawiać", udoskonalani by –
udoskonalać.

„Szkodzi to wierzącemu, gdy jest przez innego wierzącego

przymuszany do przyjęcia „błogosławieństwa" nie mając duszy goto-
wej na jego przyjęcie. Wymuszony postęp daje wrogowi możliwość
sprowadzenia wierzącego na błędne tory. Ci bowiem, którzy się śpie-
szą, którzy są popychani przez innych, nie potrafią jeszcze ustać o
własnych siłach, nie mogą znieść prób właściwych dla zajętej przez
nich pozycji" (J. Penn-Lewis).

Musimy także gruntownie przemyśleć motyw całej naszej służ-

by. „Praca powinna być rozpatrywana nie tyle pod kątem szybkich jej
rezultatów, nie tyle ze względu na jej wpływ na tę czy inną osobę,
pytaniem najwyższej wagi powinno być, czy poddana dokładnemu
badaniu w obliczu Boga podoba się Mu i czy może być przez Niego
przyjęta. Jeśli tak, to Jego akceptacja jest moją nagrodą: „Dlaczego
tak dokładamy starań, żeby niezależnie od tego, czy mieszkamy w
ciele, czy jesteśmy poza ciałem, Jemu się podobać" (2Kor. 5,9; BW).
Nie chodzi o to, by pracować w radości i sile kogoś, kto wychodzi z
domu i udaje się do swych normalnych codziennych zajęć. Wielu
upada na duchu nie widząc owoców swej pracy, są nieszczęśliwi, je-
śli nie pracują. A przecież praca jest wystarczająco dobra sama w
sobie, musimy tylko zachować właściwy porządek rzeczy: od szczę-
ścia do pracy, nie przez pracę do szczęścia. Do pracy musimy wyjść
nie z domu, ale ze świątyni, z wewnątrz, z ośrodka ożywienia, z ser-
ca, w którym panuje Chrystus – jedyne źródło życia – z kręgu rozmi-
łowania. Jakość naszej pracy zależy od natury naszego odpocznie-

background image

nia. Odpocznienie zaś nasze ma być jak Jego odpocznienie, dzięki
Niemu poznane i z Nim dzielone. Niewielkie niestety mamy pojęcie o
tym, w jak wielkim stopniu zewnętrze nasze nosi barwę wnętrza. Je-
śli nasze wnętrze jest niespokojne, to nie ma mowy, aby nasza służ-
ba wnosiła odpocznienie, choćby się o to bardzo starali. (...) Najwięk-
szym dowodem naszej miłości dla Chrystusa jest troska o tych, któ-
rzy należą do Niego. „...Miłujesz mnie? (...) Paś owieczki moje" (J.
21,16) (J.B. Stoney).

TRWANIE

Na starcie naszego chrześcijańskiego życia, spragnieni i pełni

gorliwości dla Niego, wyobrażamy sobie, że zrobiliśmy już duży po-
stęp. W rzeczy samej jest to dopiero początek. Dopiero po latach na-
szej wędrówki z Nim rozjaśnia się nam obraz, widzimy te rozległe,
prawie nieskończone obszary rozwoju, przez które Bóg musi nas
wciąż prowadzić.

Wiele z tych obszarów to po prostu pustynia – brak duchowej

aktywności, brak służby, słaba społeczność z Bogiem, z innymi... Je-
śli jest modlitwa, to wymuszona, a czasem porzucana na długie mie-
siące, ustaje studium biblijne... Wszystko wydaje się na nic... W tym,
tak skądinąd potrzebnym dla naszego duchowego rozwoju czasie,
wierzący miewa odczucie, że Bóg przestał spełniać swe obietnice,
że trwanie w wierze ma niewielki sens lub jest zgoła bez sensu. A
jednak gdzieś głęboko w nas pozostaje głód, który nie pozwala nam
zrezygnować. „Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma tę
pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są Jego...". (2Tym. 2,19).

Czyż mamy go kochać, czyż mamy mu ufać i reagować tylko

wtedy, gdy nam „błogosławi"? Cóż to za rodzaj miłości? Miłość wła-
sna? Nasz Ojciec czasem pozbawia nas wszystkiego, aby dać nam
możliwość kochania Go, ufania Mu i zwracania się do Niego tylko
dlatego, że On jest naszym Ojcem. On wie, jakie zadanie spełnić ma
krzyż w naszym życiu, widzi śmierć, która musi dotknąć nas wszyst-
kich, jeśli ma w nas powstać zmartwychwstałe życie. On patrzy na te
spustoszone, poranione serce, którym musi usłużyć przez nas, i dla-
tego chce nas doprowadzić do stanu, w którym nie liczy się już nic
innego poza Nim samym, w którym On jest wszystkim.

„Synostwo jest czymś więcej niż tylko nowym narodzeniem.

Synostwo to wzrost w pełnię. Być niemowlęciem w okresie niemow-
lęctwa to rzecz zupełnie prawidłowa, ale niemowlęctwo, gdy okres
niemowlęctwa przeminął, staje się czymś złym i nieprawidłowym, a

background image

jest to niestety sytuacja wielu chrześcijan. Podczas gdy synostwo w
sensie ogólnym jest nieodłączne od narodzenia, w rozumieniu No-
wego Testamentu synostwo jest realizacją możliwości narodzenia,
jest wzrostem ku dojrzałości. Dlatego Nowy Testament ma wiele do
powiedzenia na ten temat, na temat pozostawienia dzieciństwa i
osiągania dojrzałości. To wraz ze wzrostem przychodzi pełnia Chry-
stusa oraz obfitość bogactwa, do którego zostaliśmy zbawieni. Cho-
dzi bowiem nie tyle o to, od czego zostaliśmy zbawieni, ile do czego
zostaliśmy zbawieni" (T. Austin-Sparks).

Na początku jesteśmy zwykle pochłonięci zewnętrzną stroną

chrześcijaństwa, tym co robimy. Przez jakiś czas Pan pozwala nam
na to. Potem jednak zaczyna usuwać nas samych i to, co robimy, za-
biera wiele z tego, co myśleliśmy, że mamy, a czyni to po to, aby
Pan Jezus Chrystus stał się dla nas wszystkim. Od tego momentu
zaczyna się długa przemiana, w której krzyż zajmuje miejsce central-
ne, przemiana „co robię" w „jaki jestem".

Cały ten paradoksalny postęp, paradoksalny, bo jest to droga,

która prowadzi w górę schodząc w dół, wywołuje w nas uczucie
opuszczenia. „Pan się mną nie opiekuje, nie zależy Mu na mnie". Są
to podszepty wroga. Można im łatwo przeciwdziałać pozwalając
Bogu być Bogiem w biblijnym znaczeniu – „pozwalając" Mu być na-
szym Ojcem.

„To prawda, Bóg obiera niegodnych i pozwala im wypowiadać

Swoje Słowa na lata wcześniej, zanim w pełni zrozumieją ich wagę;
Bóg jednak nie chce, aby ktokolwiek z nas pozostał w tym stadium.
Owszem, możemy iść tą drogą przez pewien czas, ale czyż nie jest
prawdą, że od czasu kiedy zaczyna On w naszym życiu Swoje dzieło
formowania nas karaniem, doświadczeniami, szybko staje się dla
nas jasne w istocie, jak niewiele wiemy o prawdziwym znaczeniu
tego, co przedtem mówiliśmy i robiliśmy? Bóg chce, byśmy osiągnęli
taki punkt, w którym będziemy zwiastować poselstwo sami będąc
poselstwem, niezależnie od przejawiania, bądź nie, darów Ducha.
Albowiem w miarę wzrostu dary Boże stają się coraz mniej widoczne
na zewnątrz – dotyczy to darów Ducha – a coraz bardziej zwrócone
do wewnątrz, związane z życiem. Głębia i istota działania jest tym,
co liczy się w długim biegu życia. Kiedy sam Pan zaczyna znaczyć
dla nas coraz więcej, wszystko inne poza Nim – dotyczy to również
darów Ducha – liczy się coraz mniej. Wówczas, chociaż uczymy tych
samych prawd, chociaż wypowiadamy te same słowa, nasze oddzia-
ływanie na innych różni się od poprzedniego. Różnicę tę dostrzega-
my w pogłębianiu działania Ducha również i w nich samych" (Watch-
man Nee).

background image

Ten proces wzrostu, któremu Bóg bezlitośnie nas poddaje,

wywoła zniechęcenie i zakłopotanie, jeśli marzymy o niebie po
śmierci. Jeżeli jednak nasza wola utożsamia się z Jego wolą, wów-
czas wszystkie drogi Boże, nawet te pustynne staną się dla nas za-
chętą. Będziemy na nich trwać mając tę pewność, że On wykonuje w
nas i przez nas to samo dzieło, które rozpoczął i zakończył w Panu
Jezusie Chrystusie.

„Mając serca naprawdę szczere wobec Boga, możemy być

pewni, że On poprowadzi nas w poznaniu Siebie samego tak szyb-
ko, jak szybko możemy podążać. On wie, ile możemy przyjąć i nie
zawiedzie w podawaniu nam takiego pokarmu, który dokładnie odpo-
wiada potrzebie chwili. Być może czasem stracimy cierpliwość nad
sobą widząc powolny nasz postęp, ale wtedy uczmy się ufać Panu,
ufać, że On wie, jak pokierować naszą duchową edukacją. Jeśli oczy
zwracamy ku Niemu, jeśli w prostocie serca podążamy za Nim, od-
kryjemy wkrótce, że prowadzi nas On właściwą drogą, że wiedzie
nas przez wszystkie te doświadczenia i próby, które potrzebne są, by
nauczyć nas właściwego uznania dla Niego samego i dla wszystkich
błogosławionych darów, które spływają na nas w Nim. Musimy ufać
jego miłości we wszystkim i uczyć się coraz bardziej nie ufać same-
mu sobie". (CA. Coates).

Paweł pisze do nas słowa, które ongiś przesłał Tymoteuszowi:

„Ty więc, synu mój, wzmacniaj się w łasce, która jest w Chrystusie
Jezusie, a co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż
ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać. Cierp
wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa" (2Tym. 2,1-3).

Radość wasza jest naszą radością, jeśli trwacie w Nim. „Wier-

ny jest Pan, który was utwierdzi i strzec będzie od złego" (2Tes. 3,3).


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zasady duchowego wzrostu , ► Dokumenty
Standford Zasady duchowego wzrostu, Religia, wordy
Standford Zasady duchowego wzrostu
ZASADY DUCHOWEGO WZROSTU
eco sciaga, 34. Glowne zasady monetaryzmu, Prawo popytu - wraz ze wzrostem ceny danego dobra, zmalej
eco sciaga, 35. zasady ekonomii strony podazowej, Prawo popytu - wraz ze wzrostem ceny danego dobra,
zasady życia duchowego
eco sciaga, 33. Keyness - glowne zasady teorii, Prawo popytu - wraz ze wzrostem ceny danego dobra, z
Czytając Zasady Domowego Kościoła Ania i Wiesiek Strelczukowie, Duchowość, Ruch Światło-Życie
Formuła życia czy pycha uniemożliwia wzrost duchowy
Formuła życia czy pycha uniemożliwia wzrost duchowy
Oparzenia Zasady Leczenia krĂłtkie
OGÓLNE ZASADY LECZENIA OSTRYCH ZATRUĆ
Blok operacyjny zasady postÄTpowania , wyglÄ d
Podstawowe zasady udzielania pomocy przedlekarskiej rany i krwotoki

więcej podobnych podstron