Slup Lucyna Jak zgadzac sie na wlasne zycie

background image

Lucyna Słup
Józef Augustyn SJ








Jak zgadzać się

na własne życie?


SPIS TREŚCI
WSTĘP

Cz. I - PRZEJAWY NIEZGODY
CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE? ...... L. Słup - J. Augustyn SJ
SKĄD SIĘ TO BIERZE? ........... L. Słup
CZY MOŻNA ZGODZIĆ SIĘ NA ŻYCIE? L. Słup - J. Augustyn SJ

Cz. II - KU PEŁNEJ ZGODZIE NA ŻYCIE
PRZYJĘCIE MIŁOŚCI .............. L. Słup
DROGA .......................... L. Słup
"TRZECI POKÓJ" ................. L. Słup - J. Augustyn SJ
PRZYJĄĆ CAŁE ŻYCIE ............. L. Słup - J. Augustyn SJ
ZGODA NA CIERPIENIE............. L. Słup
SPOTYKAJĄC DRUGIEGO .............L. Słup
IĆŚ, CIĄGLE IĆŚ ................ L. Słup
OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO...... L. Słup
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA............. J. Augustyn SJ


WSTĘP
Jak zgadzać się na własne życie?
Czy jest na to jakaś recepta? I czy na takie pytanie może
odpowiedzieć książka? Chyba nie. Nie można podać przepisu,
spreparować recepty, która pomogłaby nam zgodzić się na życie -
zwłaszcza jeśli to nasze życie jest trudne, pełne bólu i
cierpienia.
Odpowiedzi na pytanie o zgodę na swoje życie szuka się

background image

zawsze w głębi własnego serca, stając przed sobą samym i przed
Bogiem ze swoimi wątpliwościami, nadziejami, obawami,
pragnieniami... W tych poszukiwaniach mogą być jednak pomocne
rozważania innych, tych, którzy szukali, znaleźli ...i szukają
nadal. A wyrazem takich poszukiwań jest właśnie ta książeczka.
Inspiracją dla napisania tej książeczki były z jednej strony
skupienia rekolekcyjne pod hasłem "Jak zgadzać się na swoje
życie?" prowadzone przez Ks. Józefa Augustyna, z drugiej zaś
wieloletnia współpraca środkowiska miesięcznika "List" oraz
Wydawnictwa "M" z Domem Rekolekcyjnym Księży Jezuitów w
Częstochowie.
Książka ta składa się z dwu części. Pierwsza ukazuje
przejawy niezgody na życie i źródła tej postawy. Chociaż książka
nie ma charakteru pozycji z dziedziny psychologii, to jednak w
omawianiu tego zagadnienia odwołanie do psychologii stało się
konieczne. Człowiek jest jednością psychofizyczną i trudno mówić
o jego egzystencjalnych poszukiwaniach bez pewnej podstawowej
znajomości procesów psycho
logicznych, które się w nim dokonują.
Druga część książki przedstawia proces zgody na życie, który w
najgłębszej swej istocie jest zawsze zgodą na przyjęcie Bożej
miłości. Ta zgoda nie przychodzi łatwo i nie dokonuje się
automatycznie, nie znaczy to jednak, że nie jest możliwa.
Integralną częścią prezentowanych w tej książeczce treści
są "Pytania do refleksji", wszystkie autorstwa Lucyny Słup. Ta
książeczka bowiem w swojej istocie nie jest książką do czytania
(na temat akceptacji życia ukazały się opracowania o wiele
wnikliwsze i celniejsze) ale do "przećwiczenia". Gorąco zachęcamy
do tego, aby odpowiedzieć sobie szczerze na zadane pytania. Nie
służą one sprawdzaniu kogokolwiek, mają tylko pobudzić czytelnika
do refleksji nad własną postawą.
Podobny charakter mają zawarte w drugiej części ,,Ćwiczenia
na czas modlitwy''. To także pytania. Jeszcze wyraźniej niż w
pierwszej części zachęcamy jednak do tego, by stawiać je sobie
w obecności Boga, by Jemu powierzać owoce własnych przemyśleń i
Jego prosić o radę. Jemu naprawdę na nas zależy!
Redakcja

Cz. I
PRZEJAWY NIEZGODY
Lucyna Słup
Józef Augustyn SJ
CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE?

,,Gdyby ludzie szczerze kochali siebie zamiast
nienawidzieć, gdyby nie gardzili swoją słabością,
a zechcieli pokochać ją w swoim wnętrzu,
mielibyśmy o połowę mniej pracy.''
Payne Whitneya

background image

Początkiem zgody na swoje życie jest zgoda na siebie samego.
A zgoda na siebie płynie z poznania siebie i z uznania własnej,
niepowtarzalnej wartości, z prawdy o naszym życiu. Potrzeba
szacunku dla siebie i docenienia swojej własnej osoby jest
podstawową potrzebą człowieka. Jest ona tak podstawowa i
zasadnicza, iż jeśli ona zostanie zaspokojona, to reszta
(potrzeb) na pewno zharmonizuje się w ogólne poczucie szczęścia
(John Powell SJ).
Szczęśliwe życie człowieka, który uznaje swoją wartość nie
jest oczywiście równoznaczne z egoistyczną pogonią za własną
przyjemnością i dążeniem do sukcesu. I chociaż taki właśnie model
egzystencji pozbawionej troski i wysiłku przedstawia się często
jako prawdziwe szczęście, to jednak nie o takie rozumienie
szczęścia chodzi w poniższych rozważaniach. Życie szczęśliwe to
życie dla innych. Tylko... czy można oddać się Drugiemu, Bogu i
człowiekowi, "nie mając" swojego życia "we własnych rękach"? Czy
można kochać życie innych, jeżeli nie kocha się własnego?
Gdy ból zęba bardzo nam dokucza, tylko z wielką trudnością
możemy skupić się na czymś innym. Jeżeli ktoś w tym właśnie
momencie prosi nas o pomoc, najczęściej usprawiedliwiamy
grzecznie naszą odmowę, ponieważ zajmowanie się jego sprawami
jest wtedy dla nas ponad siły. Zupełnie tak samo dzieje się, gdy
ciągle "boli nas" nasze życie. Nasza niezgoda na siebie odziałuje
na innych, dotyka ich i mniej lub bardziej rani.

1. PRZEJAWY NIEZGODY
Ojciec John Powell SJ, amerykański psycholog, autor wielu
publikacji poświęconych samoakceptacji, w książce "Jak kochać i
być kochanym" przedstawia historię, jaka przydarzyła się dr
Williamowi Glasserowi - pracującemu w szpitalu psychiatrycznym.
W. Glasser leczył kiedyś pewnego człowieka, który od lat nie miał
praktycznie żadnego kontaktu z rzeczywistością. Żył w swoim
urojonym świecie. Któregoś dnia podczas porannego obchodu
człowiek ten podniósł głowę i najnormalniej w świecie oznajmił,
że zachorował na zapalenie płuc. Przeprowadzone badania
potwierdziły tę chorobę. W trakcie leczenia zniknęły u niego
wszelkie objawy obłędu. Po całkowitym wyleczeniu z zapalenia płuc
zaczęły stopniowo powracać objawy choroby psychicznej. W dniu,
w którym pacjent wyzdrowiał fizycznie z powrotem pogrążył się w
chorobę umysłową. Interpretując tę historię doktor Glasser
twierdzi, że obłęd stanowi pewnego rodzaju "wybór", że jest
"sposobem" uśmierzenia wewnętrznego bólu płynącego z poczucia
bezwartościowości własnej egzystencji.
Każdy człowiek pragnie potwierdzenia swojej własnej
wartości. Przekonanie o tym, że tej wartości nie posiada rodzi
w nim ogromny wewnętrzny ból, niechęć i nienawiść do siebie.
Chcąc się pozbyć bólu człowiek szuka różnego rodzaju sposobów
ucieczki od niego. Choroba psychiczna jest właśnie jednym z
takich sposobów. Pojawia się ona wtedy, gdy wszelkie poszukiwania
własnej wartości w świecie realnym zawodzą. Zrozpaczony człowiek

background image

tworzy sobie wówczas nierealny świat własnego wnętrza i chroni
się w nim. Zachowuje się więc tak jak dziecko, które w chwilach
zawodu i rozczarowania ucieka w świat własnych marzeń.
Innym o wiele częściej stosowanym sposobem ucieczki od życia
jest - według doktora Glassera - choroba organiczna, w której ból
psychiczny odzwierciedla się w dolegliwościach fizycznych.
Nieakceptacja siebie i swojego życia przejawia się szczególnie
w chorobach wrzodowych, nadciśnieniu, zawałach serca. Wpływa
nawet na zachorowania się organizmu w chorobach wirusowych;
frustracja spowodowana niezadowoleniem z siebie sprawia, że
odporność organizmu słabnie. Pacjent doktora Glassera który
rozchorował się na zapalenie płuc, "przeszedł" z jednej formy
tłumienia bólu wewnętrznego w drugi. Gdy jego organizm uporał się
już ze stanem zapalnym, pacjent ten wrócił z powrotem do obłędu.
Innym powszechnie niemal stosowanym sposobem ucieczki od
cierpienia związanego z życiem jest nerwica. Victor E. Frankl
określa ją jako przejaw nieodpowiedzialności za życie. Człowiek
przyjmujący nerwicowe rozwiązanie próbuje nie tylko uciec od
odpowiedzialności, ale także przerzucić ciężar życia na innych.
Przejawem takiej postawy bywają wszelkiego typu zachowania
agresywne lub depresyjne połączone zwykle z "szukaniem" winnych
swojego własnego nieszczęścia.
Carl G. Jung w swojej książce "Wspomnienia, sny, myśli"
opowiada o pewnej arystokratce, która leczyła się u niego z
nerwicy natręctw. Kobieta ta miała zwyczaj bicia po twarzy swych
oficjalistów, włącznie z lekarzami. "Zjawiła się u mnie" -
wspomina Jung. "Zachęliśmy miłą konwersację. Dobrze się nam
rozmawiało. Wreszcie nadszedł moment, gdy musiałem jej powiedzieć
coś wielce niemiłego. Zerwała się wściekła grożąc, że mnie
uderzy. Ale ja też się poderwałem. ţDobrzeţ - powiedziałem. ţPani
jest damą, niech pani wali pierwsza. Potem moja kolejţ. Zaraz
opadła na krzesło i jakby okłapła. ţJeszcze nikt tak do mnie nie
mówiłţ - rzekła tonem skargi. Od tej chwili terapia zachęła
przynosić rezultaty."
Kiedy nie chcemy sobie uświadomić naszej ucieczki w nerwice,
kiedy nie chcemy leczyć się z niej i ponosić jej konsekwencji,
to wówczas stosujemy zwykle z jednej strony metodę "szukanie
winnych" naszego cierpienia, z drugiej zaś szukania "ofiar", na
które moglibyśmy zrzucić ciężar życia.
Wszyscy doświadczyliśmy totalitarnego systemu politycznego,
jakim był komunizm. Każdy system totalitarny jest chorym -
powiedzielibyśmy "nerwicowym" - rozwiązaniem polityczno-
społecznym. Obserwując uważnie to, co działo się na naszych
oczach przez dziesiątki lat w dziedzinie politycznej w wymiarze
"macro", stosunkowo łatwo moglibyśmy dostrzec to samo w wymiarze
osobowym, indywidualnym "micro". Jest to ten sam system
"nerwicy". W komunizmie cały potencjał polityczny, ekonomiczny,
kulturalny był nastawiony wyłącznie na obronę systemu oraz
sprawujących w nim władzę. W razie jakiegokolwiek "problemu" (w
każdej dziedzinie życia), zasadniczym rozwiązaniem było zawsze

background image

znalezienie "winnych", osądzenie ich i ukaranie. Był to system
niereformowalny. Można go było jedynie odrzucić. Nie dało się go
naprawić. Podobnie jest z nerwicą w wymiarze osobistym. Ona jest
także nieroformowalna. Można ją tylko przekroczyć -
transcendować.
Bardzo wielu z nas zdarzają się "reakcje nerwicowe":
irytacja, wybuch złości, odruchy zemsty, obrażanie się, zamykanie
się w sobie. Nierzadko są to reakcje całkowicie nieproporcjonalne
do bodźców. W takich sytuacjach nasze niedojrzałe reagowanie
usprawiedliwiamy najczęściej szukaniem wyłącznie zewnętrznych
przyczyn: "On mnie zdenerwował, to jego wina, on zaczął
pierwszy". Drugi człowiek nie powoduje jednak mojego agresywnego
zachowania, ale wydobywa jedynie na światło dzienne "moją
samoobronną nerwicową strukturę". Zródłem każdej agresji wobec
innych jest agresja wobec siebie samego, podobnie jak miłość
siebie staje się źródłem miłości innych. Jeżeli niechęć czy wręcz
nienawiść do siebie nie jest skierowana na zewnątrz, wówczas
wyraźniej i szybciej obraca się przeciwko sobie samemu.
Przechodzi w stan depresji.
Depresja zastępuje cierpienie lub też jest jego "mniejszą"
formą. Ratuje ona człowieka od agonii z bólu, broni go przed
całkowitym rozsypaniem się. Jeżeli życie nadmiernie mi dokucza,
mogę się z niego czasowo "wyłączyć". Życie płynie wówczas obok
mnie, a ja jestem zwolniony z wpływania na jego bieg, z
podejmowania decyzji, z odpowiedzialności, z relacji z innymi.
Szczególnym symptomem depresji jest wyłączenie się z
jakiekokolwiek kontaktu z innymi, całkowita bierność z relacji,
traktowanie innych jak powietrza. Niekiedy okresy depresyjnego
otępienia i bierności mogą oczywiście przeplatać się z okresami
wzmożonej aktywności.
Nierzadko zarówno w stanach agresji jak i depresji pomagamy
sobie również różnymi środkami "odurzającymi", których zażywanie
stopniowo staje się nieraz nałogiem: zażywanie narkotyków,
nadużywanie alkoholu, środków audiowizualnych, nadużycia
sekusalne. Także "przejadanie się", "nałóg pracy" służą nieraz
do zabicia bólu egzystencjalnego. U podłoża wielu sukcesów
odnoszonych w pracy zawodowej tkwi nieraz wielkie niezadowolenie
z siebie, ze swojego życia.

2. SAMOBÓJSTWO
Do wszystkich tych sposobów ucieczki od życia można z
pewnością dodać jeszcze jeden będący ich swoistą kulminacją. Jest
nim samobójstwo. Kiedy człowiek nie ma już sił zgadzać się na
swoje życie podejmuje próby rozstania się z życiem. Samobójstwo
jest rozwiązaniem skrajnym, jest totalnym buntem przeciwko życiu,
w którym mówimy "NIE" nie tylko jednemu przejawowi życia, ale
samemu faktowi istnienia.
Samobójstwo wynika zawsze z jakiejś rozpaczy, która jest nie
tylko wielką chorobą "emocjonalną", ale przede wszystkim chorobą
duchową. Rozpacz jest próbą ucieczki od życia. Kiedy nie mamy już

background image

sił udawać zgody na życia, wówczas wpadamy w rozpacz. Rozpacz i
samozniszczenie z niej wynikające jest zazwyczaj nie tyle
świadomym i bezpośrednim wyborem człowieka (choć w pewnych
wypadkach tego do końca nie można wykluczyć), ile raczej
kompulsywną ucieczką przed cierpieniem. W rozpacz jesteśmy zwykle
wpychani przez wydarzenia, konflikty wewnętrzne, nastroje
depresyjne, poczucie winy.
Rozpacz i samobójstwo nie jest rozwiązaniem stosowanym
często. Otwarty autodestrukcyjny bunt jest przeciwny ludzkiej
naturze. Pragnienie życia jest głęboko wpisane w naturę
człowieka. Samobójstwo jako forma rozwiązania problemu niezgody
na życie jest powszechnie potępiane. Nawet w obozach
koncentracyjnych, gdzie systematycznie mordowano ludzi,
społeczność obozowa przyjmowała samobójczą śmierć z dezaprobatą,
a kaci obozowi nierzadko wykorzystywali ją przeciwko więźniom,
np. dla upokorzenia więźniów tej samej narodowości.
W człowieku istnieje jakieś głębokie wewnętrzne przekonanie,
iż nic nie może usprawiedliwić samobójczej ucieczki od życia.
Życie jest darem. Otrzymaliśmy je w darze i sam Dawca może nam
je zabrać. Ale przecież w krytycznych momentach naszego życia
wielu z nas przychodzą myśli i odczucia, iż lepiej byłoby "w tej
chwili" nie istnieć, lepiej byłoby "zapaść się pod ziemię". Kiedy
dochodzimy do kresu wytrzymałości ludzkiej, do granic naszych
możliwości takie odczucia wydają się być naturalne, choć łatwo
mogą powodować w nas poczucie winy. Takich "myśli" nie trzeba się
jednak obawiać. W sytuacjach granicznych wyostrza się widzenie
człowieka. Kiedy dochodzimy do jednego brzegu rzeki, dostrzegamy
się "drugi brzeg". Osiągnięcie "drugiego brzegu" jest wpisane w
naszą ludzką naturę - w nasze ziemskie życie.

3. POZORNA ZGODA I PRZYSTOSOWANIE
Niezgoda na siebie a w konsekwencji i na własne życie może
także przybrać inną, bardziej zawoalowaną postać. Nie podejmujemy
wówczas prób samobójczych, nie upijamy się, nie zażywamy
narkotyków, nie lądujemy w szpitalu psychiatrycznym. Żyjemy
normalnie: prowadzimy dom, chodzimy do pracy, posiadamy
przyjaciół, rodzinę, ale mimo wszystko gdzieś w na dnie serca
nosimy w sobie głębokie niezadowolenie z życia. Niekiedy dopada
nas jakieś dziwne odczucie, iż to życie jest jakieś
"nieprawdziwe".
Zgadzamy się na siebie, lecz jest to zgoda pozorna. Nie
chcemy zgodzić się jednak na nasze życie do końca, ponieważ
przeczuwamy, iż to domagałoby się od nas uznanie naszych braków
i ograniczeń. A ponieważ nienawidzimy swoich słabości, nie
chcemy, aby one się ujawniły. Obawiamy się, iż odkrycie naszych
słabości i ograniczeń spowoduje odrzucenie nas przez innych.
Dlatego też, tracąc całe mnóstwo energii, próbujemy ukryć sami
przed sobą a także przez innymi bolesne przeczucie, iż tak
naprawdę nie zasługujemy na miłość. W tej bolesnej dla nas
sytuacji nie szukamy prawdy o nas samych, uzdrowienia

background image

wewnętrznego, prawdy o otaczającej nas rzeczywistości, ale
usiłujemy przystosować się do naszego pojmowania rzeczywistości.
Precyzyjnie choć nieświadomie konstruujemy różnego rodzaju
"mechanizmy obronne" chroniące nasze nerwicowe, a więc sprzeczne
mniemania o sobie. Raz bowiem wydaje nam się, iż "wszystko się
nam należy", innym razem natomiast jesteśmy wewnętrznie
przekonania, iż "wszyscy mają prawo nas odrzucić i przekreślić".
Takich "przystosowawczych" opartych na nerwicowych
mechanizmach obronnych zachowań jest bardzo wiele. Przejawiają
się one z różną intensywnością: od form najbardziej skrajnych aż
do najbardziej łagodnych. Nie występują w stanie czystym, ale są
wymieszane. Zasadniczo można je podzielić na dwie grupy. Jedne
zmierzają do zaskarbienia sobie cudzej miłości i szacunku, drugie
do zminimalizowania bólu płynącego z przekonania o własnej
bezwartościowości. Przyjrzyjmy się niektórym z nich:
a. Bojaźliwość. Przejawia się ona w niechęci do podejmowania
jakiegokolwiek ryzyka, przedsięwzięć, planów. Przewidując w
każdej sytuacji zagrożenia i niepowodzenia życiowe, człowiek
bojaźliwy rezygnuje z góry z jakiejkolwiek próby znaczących
dokonań. Ponieważ obawia się, iż mógłby się pomylić, doznać
porażki, nie podejmuje decyzji, ale czeka. W takiej sytuacji
"samo życie" siłą upływającego czasu "podejmuje decyzje". A
ponieważ brak w nich osobowego zaangażowania i wolności
człowieka, są one zwykle fatalne dla jego życia.
b. Chełpliwość i przechwałki. Chełpliwość to schlebianie
samemu sobie po to, by zyskać na wartości we własnych i cudzych
oczach. Chełpliwy nieustannie "reklamuje" swoje, przez siebie
wykreowane, zalety, cnoty, osiągnięcia, aby być przez innych
zauważonym, docenionym, uznanym. Ale nawet najbardziej prymitywny
"chwalipięta" posiada pewną intuicję, stąd też stosunkowo łatwo
wyczuwa sztuczność w swoich postawach i zachowaniach.
c. Nieśmiałość. Człowiek nieśmiały żyje w ciągłym lęku przed
ludźmi. Z jednej strony nieustannie obawia się odepchnięcia ze
strony innych, z drugiej zaś swoim zachowaniem sam prowokuj to
odrzucenie. Jest przekonany, że inni akceptują go tylko pod
pewnymi warunkami, które zwykle sam na nich projektuje.
d. Gniew. Osoba dotknięta poczuciem niskiej wartości i
pogardy do siebie na początku nienawidzi tylko własnej
nieudolności. Z czasem zaczyna nienawidzieć całe swoje życie.
Szybko wówczas staje się przygnębiony, smutny. Swój gniew,
zgorzknienie wyładowuje naprzeniennie: raz na sobie, innym razem
na bliźnich. Jednym z ważnych przejawów gniewu na siebie i innych
jest krytykanctwo. Krytykant przenosi zwykle swoje negatywne
odczucia na innych. Oskarżając czy wręcz oczerniając innych,
zawsze poniża najpierw samego siebie, choć nie zdaje sobie z tego
sprawy.
e. Maski. Noszenie masek, granie ról, przywdziewanie się w
"ważne funkcje" jest związane z odczuciem swojej niskiej wartości
i braku poczucia godności. Maski, funkcje, role pozwalają ukryć
nie tylko przed innymi, ale także przed sobą samym niską ocenę

background image

czy wręcz pogardę do siebie samego. Grając "przedstawienie o
sobie" w razie potrzeby zawsze można zmienić rolę, maskę i
dostosować się do zmieniających się ciągle ludzkich oczekiwań
oraz własnych lęków.
f. Dewocja. Postawa to rodzi się najczęściej jako próba
wykorzystania praktyk religijnych dla lepszego własnego
samopoczucia emocjonalnego przez poprawienie swojego obrazu
siebie w swoich własnych i cudzych oczach. Osoba uprawiająca
dewocję nie wchodzi w rzeczywiste doświadczenie duchowe, ale
próbuje budować swoją "wielkość i świętość" poprzez zewnętrzne
tylko wykonywanie licznych praktyk. W dewocji życie codziennie,
w szczególności zaś relacje z bliźnimi, są w jawnej sprzeczności
z wykonywanymi praktykami. W dewocji nie ma rzeczywistego dążenia
do Boga i Jego chwały. Jest to bowiem próba manipulowania religią
dla swoich własnych ludzkich celów.
g. "Mieć bardziej niż być". Ta postawa płynie z przekonania,
że to, co posiadamy i to, co zrobimy, jest decydujące o naszej
wartości i godności. Kusi nas więc żądza wspaniałych czynów,
wielkiego bogactwa, które mają przyciągnąć ku nam podziw i miłość
innych. Wspaniałe osiągnięcia, wielkie pieniądze służą nam
najpierw dla obrony przed poczuciem własnej bezsilności,
bezradności czy też lekceważeniem innych.
h. Naśladownictwo. Człowiek, który nie zna siebie, nie ceni
swojej osoby, ma skłonność do całkowitego utożsamiania się z
kimś, kogo podziwia i adoruje. Jest to pewna forma "małpowania"
innych, która polega na odrzuceniu swojego życia, aby móc stać
się "jak drugi". Osoby takie często marzą, aby "być na miejscu"
osoby podziwianej. Zewnętrzne utożsamianie się z innym
człowiekiem, "materialne" naśladowania jego zachowań, gestów,
czynów jest zawsze szkodliwe niezależenie od tego czy dotyczy to
jakiegoś "świeckiego" gwiazdora, czy też "wybranego świętego",
zawsze bowiem łączy się z rezygnacją z odpowiedzialności za
własne życie i z bycia sobą.
i. Ślepe posłuszeństwo. Człowiek niepewny siebie, zagubiony
może szukać pewności i oparcia dla swego życia w drobiazgowym i
zewnętrznym przestrzeganiu zasad, praw, przepisów. Dostosowanie
się do litery będzie zasadniczą cechą jego postępowania. Ponieważ
jednak człowiek ślepo posłuszny nie posiada w sobie ducha
przepisów i zasad, wówczas "prawo" stanowi dla niego pewną
"protezę", która pozwala mu jakoś żyć. Wszelkie konflikty
międzyludzkie bywają wówczas rozwiązywane przy pomocy "prawa".
Materialna i zewnętrzna uległość prawu sprawia, iż staje się ono
także bronią przeciwko innym.
j. Perfekcjonizm. Życie perfekcjonisty jest nieustannym
egzaminem, jaki sam sobie robi. Jest też ciągłym szukaniem
uspokojenia chorego poczucia winy poprzez "doskonałe"
realizowanie stworzonych przez siebie i dla siebie ideałów.
Perfekcjonista wszystko robi z drobiazgową dokładnością, choć
często jego działanie nikomu i niczemu nie służy, ale nie jest
on w stanie przyznać się do tego. Swoją wartość uzależnia bowiem

background image

od realizacji "własnych ideałów" i spełniania cudzych oczekiwań.
Jest to również forma nieustannego kupowania miłości do siebie
u siebie samego i u innych.
k. Ucieczka w samotność. Człowiek z wielkimi kompleksami
niższości i jednoczesnym lękiem przed ludźmi obawia się zwykle
spotkań z innymi, ponieważ one mogłyby zakwestionować
dotychczasowy jego sposób oceny i działania. Aby nie doznać bólu
odrzucenia "samotnik" zwykle sam ucieka od innych. Nie zawsze
musi to być samotność w dosłownym znaczeniu tego słowa. Czasami
"samotnicy" posiadają nawet wiele zewnętrznych kontaktów.
Wszystkie one są jednak zwykle nacechowane taką nieufnością i
zamknięciem, iż ludzie ci pomimo wielu spotkań z innymi pozostają
wewnętrznie głęboko osamotnieni.
l. Racjonalizacja. Człowiek, który nie akceptuje i nie kocha
siebie, boi się dostrzec prawdę o sobie i swoim życiu. Wszystkie
swoje negatywne odczucia, wyobrażenia, myśli, które w jakiś
sposób odsłaniają prawdę o nim samym, dławi lub "wyjaśnia
racjonalnie" - racjonalizuje. Najgorsze wady, słabości i błędy
potrafi "przemalować" na piękne cnoty i zwycięstwa. I tak
kompleksy niższości mogą być nazywane - pokorą, przepychanie się
łokciami - wolą walki, lękowe zachowania perfekcjonisty -
doskonałości i świętością itp. Dla człowieka posługującego się
racjonalizacją przyznanie się do błędu i pomyłki byłoby
równoznaczne z przekreśleniem siebie i utraty wartości we
własnych i w cudzych oczach.
Są to jedynie pewne przykłady postaw przystosowawczych i
obronnych. Moglibyśmy wymieniać jeszcze inne. Podane tutaj mają
jedynie służyć jako pewna pomoc, dzięki której łatwiej będzie nam
wykryć nasze osobiste mechanizmy obronne. Jeżeli szukać jakichś
wspólnych cech wszystkich przedstawionych powyżej sposobów
"ucieczki" i "przystosowania", to będą nimi: "odwrót od
rzeczywistości", lęk przed pełną odpowiedzialnością za życie,
koncentracja na sobie, interesowność, agresja lub też
przynajmniej obojętność na bliźnich. Wszystkie sposoby
przystosowania są zawsze "jakoś" nieprawdziwe, są pewną namiastką
życia, iluzją życiową. Iluzje, namiastki życia wcześniej czy
później zawsze obracają się przeciwko człowiekowi. I chociaż na
krótko uspokajają człowieka, to jednak w końcu rodzą cierpienie.
Jest to bowiem w sumie rozwiązania nerwicowe. I choć "jakoś"
pozwalają one żyć człowiekowi, to jednak są one zbyt kosztowne.
Niemal wszystkie siły tracimy wówczas na udawadnianie sobie i
innym, iż nasze życie ma wartość i sens.
Zgoda na życie wymaga wielkiej świadomości siebie, wymaga
uczciwości, wymaga prawdy, wymaga ofiary. Jak każde leczenie
choroby jest zwykle bolesne, tak samo leczenie z naszych buntów
wobec życia jest także procesem bolesnym, wymagającym wyrzeczeń.
Zgoda na życie domaga się najpierw wyrzeczenia się
oszukiwania siebie, domaga się zdemaskowania fałszu. Wyrażenie
zgody na własne życie domaga się prawdy o naszym życiu. Człowiek
winien dobrze wiedzieć, na co ma się zgodzić. Każdemu z nas grozi

background image

nie tyle jakiś totalny autodestrukcyjny bunt wobec życia, ile
raczej życie w iluzji, bunt zamaskowany, bunt ukryty za pozorami
życia.


Pytania do refleksji

1. Czy kiedykolwiek nawiedzały Cię myśli samobójcze (,,lepiej
byłoby nie żyć'', ,,ja się na świat nie prosiłem'', ,,nienawidzę
życia'', ,,skończę ze sobą'')? Co było ich przyczyną?
2. Przypomnij sobie ( konkretnie, z uwzględnieniem miejsca i
czasu) najtrudniejsze momenty z historii Twojego życia. Jakie
uczucia Ci w nich towarzyszyły - lęk, smutek, depresja,
zniechęcenie? Spróbuj odczytać rodzaj niezgody, która kryła się
za tymi uczuciami. Na kogo, na co się nie zgadzałeś? Czy
przeczuwasz, że Twoją podstawową niezgodą jest niezgoda na Twoje
życie?
3. Przypomnij sobie jakąś szczególnie trudną sytuację z
ostatniego tygodnia. Jak ją przeżywałeś? Jakie uczucia
towarzyszyły Ci w tej sytuacji? Jak wpłynęły na Twoje zachowanie?
4. Zastanów się jaki jest Twój zwykły sposób reagowania w
kontaktach z innymi ludźmi? Jak zachowujesz się w momentach
zagrożenia?
5.Czy potrafiłbyś nazwać swoje mechanizmy obronne? Który z
przedstawionych powyżej sposobów zachowania, życia życiem
pozornym jest Ci najbliższy?
6. Czy spostrzegasz, że swoim zachowaniem chcesz ,,zasłużyć'' na
miłość innych? W
jaki sposób?
7. Czy przeczuwasz, że żyjesz ,,życiem pozornym''? Co to dla
Ciebie znaczy?
8. Jakie są powody Twojego buntu przeciw życiu?


Lucyna Słup
SKĄD SIĘ TO BIERZE?

"Wszystko ma swoją przyczynę" - brzmi konkluzja znanej
rysunkowej historyjki, w której szef krzyczy w pracy na męża, mąż
po powrocie do domu na żonę, żona na dziecko, a dziecko bije psa,
który z kolei "w odwecie" gryzie kota. Nasz brak miłości do
siebie posiada swoje określone źródło. Najogólniej mówiąc, jeśli
nie lubimy i nie szanujemy siebie, to dzieje się tak dlatego, że
nie byliśmy kochani i szanowani. Miłości do siebie można nauczyć
się tylko przyjmując miłość innych.
"All you need is love" - "Wszystkim czego potrzebujesz jest
miłość" - śpiewali kiedyś Beatlesi. I chociaż z pojęciem miłości
proponowanym przez ten zespół można dyskutować, nie zmienia to
jednak faktu, że słowa tej piosenki wyrażają najgłębszą i
najbardziej podstawową potrzebę ludzkiego serca: potrzebę

background image

bezwarunkowej miłości. Wszystkim, czego potrzebujemy, jest
miłość.
Nadużywając alkoholu, zażywając narkotyki, uprawiając "zimny
seks", szukając sławy, pieniędzy, ludzkiego uznania - tak
naprawdę szukamy zawsze miłości. Nawet "pijak w rowie szuka
miłości" - powiedział kiedyś Clive S. Lewis. Miłość jest jedynym
celem, ku któremu człowiek zmierza. Jej wszystko poświęca. Bez
miłości wszystko w życiu ludzkim traci sens. Pięknie wyraża tę
prawdę hymn św. Pawła o miłości (1 Kor 13 nn).
Słowo "miłość" w językach nowożytnych jest pojęciem
wieloznacznym, nieprecyzyjnym. Wyraża się nim zarówno największe
doświadczenia duchowe mistyków jak również nadużycia seksualne.
Nam chodzi o "miłość-agape", miłość bezwarunkową, która przyjmuje
nas nie ze względu na to, co mamy lub co robimy, ale ze względu
na samo nasze istnienie. Chodzi nam o miłość, która akceptuje nas
wraz z naszymi brakami i słabościami. Kiedy jesteśmy kochani w
ten sposób, wówczas czujemy się szczęśliwi, bezpieczni i nie mamy
ochoty udawać kogoś, kim w istocie nie jesteśmy.
Miłość sprawia, iż nasze maski same spadają z naszych
twarzy. Nie musimy bowiem przed ludźmi zabezpieczać się, bronić,
udawać. Możemy pozwolić sobie na bycie sobą. Rezygnujemy z
ukrywania naszych wad, z zabiegania o ludzką sympatię, uznanie,
pochwały, ponieważ w miłości bezinteresownej wszystko posiadamy.
Czujemy się kochani niezależnie od tego jacy jesteśmy. Czując się
zaś kochani w ten sposób odkrywamy własną niepowtarzalną wartość.
To miłość daje nam także poczucie naszej godności.
Taka bezwarunkowa miłość wśród ludzi jest jednak bardziej
marzeniem niż rzeczywistością. Wszyscy nosiliśmy lub też nosimy
gdzieś głęboko ukryte w nas rozczarowanie do tej miłości, której
doświadczyliśmy. Mieliśmy lub mamy jeszcze uraz spowodowany
miłością ograniczoną i warunkową; nieraz bardzo ograniczoną i
bardzo uwarunkowaną. Miłość uwarunkowana jest zawsze
doświadczeniem bolesnym. Poczucie bycia przez innych odrzuconym
czy "źle kochanym" kładzie się nieraz cieniem na całe nasze
dorosłe życie. Rzutuje ona na późniejsze małżeństwo, przyjaźnie,
pracę, życie religijne. Próbując odkryć przyczyny niezgody na
siebie nie można lekceważyć atmosfery własnego domu rodzinnego,
naszych więzi z ojcem, z matką.
U początków życia, w niemowlęctwie całą wiedzę o sobie i
wartości swojego życia człowiek czerpie przede wszystkim od
rodziców, szczególnie zaś od swojej matki. Już w jej łonie
dziecko mocno reaguje na wszystkie jej przeżycia zarówno
pozytywne jak i negatywne. Już wtedy czuje się chciane, kochane,
przyjęte czy też przeciwnie: odrzucone, niechciane, niekochane.
John Powell pisze, iż niemowlę jeszcze nie wie kim ono jest.
Wkracza w świat niczym żywe pytanie poszukujące odpowiedzi: Kim
jestem? Co jestem wart? Na czym polega życie? Tę odpowiedź
przyjmuje od swoich rodziców, głównie od matki. Dobrze jest,
jeżeli odpowiedź ta jest pełna miłości: Jak dobrze, że jesteś z
nami! Kochamy cię! Taka odpowiedź - niekoniecznie wyrażona

background image

werbalnie, bardziej za pomocą czułych gestów, pieszczot i
pocałunków - zasiewa w jego sercu przekonanie: Jestem kochany.
Jestem cenny, nipowtarzalny. Jestem godzien miłości.
Z czasem do informacji przekazywanych przez kontakt
niewerbalny dołączają się także słowa. A one mogą nieść wiarę w
wielką wartość małego człowieka albo uzależnienie tej wartości
od określonych, spełnianych przez niego warunków. W pierwszym
przypadku dziecko "dowiaduje się", iż jest kochane za to, kim
jest, w drugim "otrzymuje informacje", że na miłość rodziców musi
sobie zasłużyć: dobrym zachowaniem, sukcesami, wyglądem,
uległością, posłuszeństwem. "Dowiaduje się" więc, że jest
kochane, ponieważ jest grzeczne, ciche, posłuszne, itp. Na całe
jego nieszczęście, w miarę upływu czasu rodzice kodują w nim
coraz to nowe warunki rodzicielskiej miłości: "Jeżeli mi
pomożesz, jeżeli mnie nie urazisz, jeżeli będziesz się miał dobre
oceny w szkole, jeżeli nie będziesz przynosił mi wstydu" - to
"będziesz kochany". Jednak jednym z bardziej okrutnych warunków
rodzicielskiej miłości jest całkowieta rezygnacja dziecka w
jakiejkolwiek wolności i podporządkowanie się ich woli. Rodzice
na ogół nie zdają sobie sprawy z tego, że stawiając takie
wymagania i uzależniając od spełnienia tych wymagań przyjęcie lub
odrzucenie dziecka, w istocie odmawiają mu akceptacji.
Nierzadkim warunkiem miłości do dziecka jest zaspokajanie
nadmiernych potrzeb uczuciowych (nie zrealizowanych w związku
małżeńskim) jednego z rodziców (częściej matki). Dziecko jest
wówczas obdarzane nadmiarem czułości, prezentów, ale za cenę
całkowitego związanie emocjonalnego, czy wręcz uczuciowego
zniewolenia. Zachłanna matka bywa wówczas zazdrosna o relacje
emocjonalne z płcią przeciwną.
Oczywiście warunkowa miłość rodziców - jako przeciwieństwo
miłości bezwarunkowej, może wyrażać się w bardzo subtelny sposób.
Żądania pod adresem dziecka nie muszą być werbalnie formułowane,
ale wyrażać się w pewnych postawach i gestach. Dziecko zachowanie
rodziców odbiera jako karę lub nagrodę i np. może chcieć swoimi
sukcesami, których nikt od niego słowami nie wymaga, zasłużyć na
czułość, troskliwość, uwagę rodziców.
Dziecko które jest kochane miłością warunkową, ,,za coś'',
stopniowo nabiera przekonania, że jest niewiele warte. Ponieważ
rodzice nie dostrzegają w nim wartości i ono nie może jej
dostrzec. Zaczyna siebie nie lubić. Dochodzi do wniosku, że nie
może być przyjmowane dla wartości, którą jest samo w sobie ale
że jego wartość tkwi w istocie poza nim: w rzeczach, które
zdobywa , w wymaganiach, które spełnia. Utwierdza się w
przekonaniu, że można je kochać jedynie ,,za coś''- za
posłuszeństwo, sukcesy, w nauce, urodę, przynoszenie dumy
rodzicom itd. A ponieważ na tym, żeby być kochanym zależy mu
najbardziej - rozwija w sobie postawę ,,zasługiwania na miłość".
Ta właśnie postawa sprowokuje go w przyszłości do szukania za
wszelką cenę potwierdzenia swojej wartości a gdy to się nie
powiedzie i życie okaże się zbyt bolesne - do ucieczki od niego.

background image

Ta prawidłowość z wielką siłą przejawiła się w życiu Marylin
Monroe, słynnej amerykańskiej gwiazdy filmowej. Sława, liczne
małżeństwa i niemniej liczni kochankowie nie zdołali zaspokoić
jej pragnienia akceptacji. Nie doświadczyła jej w domu rodzinnym,
którego nie miała - nie znała swojego ojca a matka większość
czasu spędzała w szpitalach psychiatrycznych. Marylin będąc
dzieckiem błąkała się więc po przytułkach i rodzinach
zastępczych. Nie doświadczywszy życia rodzinnego nie potrafiła
go zbudować. W jednym ze swych ostatnich filmów ,,Skłóceni z
życiem'' grała jakby samą siebie - nieszczęśliwą, nie pogodzoną
z życiem, uciekającą od niego...Nie trzeba było długo czekać aby
uciekła ostatecznie - w lipcu 1963 roku Monroe zażyła śmiertelną
dawkę środków usypiających. Kreowana jako ,,symbol seksu''
pozostała w pamięci wielu jako tragiczna ofiara show - bussinesu
a przede wszystkim wielkiego, niezaspokojonego pragnienia
miłości.
Historia Marylin - to historia odrzucenia, przekreślenia
siebie będącego odpowiedzią na odrzucenie.,,Byłam pomyłką. Moja
matka nigdy mnie nie chciała'' - wyznała aktorka w jednym z
wywiadów będąc u szczytu swej kariery. Jeżeli nieakceptacja
siebie jest problemem tylu ludzi wywodzących się z tzw.
,,porządnych rodzin'', to w znacznie większym stopniu dotyczy
dzieci wychowujących się w rodzinach rozbitych, dzieci
niechcianych, porzuconych, nadmiernie uzależnionych od rodziców,
bitych, przeklinanych, znieważonych, gwałconych. Przeciętna
,,warunkowa'' miłość rodzicielska podważa w dziecku poczucie jego
własnej wartości, ale miłość wypaczona czy jej zupełny brak
całkowicie rujnuje w dziecku poczucie własnej wartości.
Poniewieranym na różne sposoby dzieciom już jako ludziom dorosłym
wyjątkowo trudno jest zgodzić się na siebie i i na swoje życie.
Przeszkadza im w tym wielkie poczucie winy. Dziecko chce widzieć
w swoim ojcu czy matce kogoś idealnego. Tylko takiej osobie może
zaufać a zaufanie i poczucie bezpieczeństwa jest konieczne dla
jego rozwoju. Jeżeli spotyka się z ich strony ze złem, z krzywdą
- podświadomie dąży do usprawiedliwienia rodziców a obwinienia
siebie. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy dorośnie. Chcąc zadowolić
ojca, czy matkę już jako człowiek dorosły posuwa się do czynów
absurdalnych.
Susan Forward, amerykańska psychoterapeutka, która zetknęła
się z wieloma przypadkami zachowań rodziców określanych przez nią
jako ,,toksyczne''opisuje przypadek czterdziestodwuletniego
oficera policji imieniem Jason, który w czasie wykonywania swej
pracy konsekwentnie stawiał się w sytuacjach zagrażających
życiu.(6). Chociaż jego czyny mogły wydawać się heroiczne ( np.
samotne usiłowanie rozbicia gangu) były w istocie lekkomyślne.
Policyjny psycholog doszedł do wniosku, że człowiek ten jest
potencjalnym samobójcą i nalegał na jego hospitalizację.
W czasie sesji psychoterapeutycznych okazało się, że matka
Jasona, osoba o bardzo gwałtownym usposobieniu w dzieciństwie
wielokrotnie powtarzała mu z nienawiścią : ,,ałuję, że się w

background image

ogóle urodziłeś.Chciałabym abyś już nie żył, tak samo jak
chciałabym aby twój ojciec nie żył.'' Ojciec Jasona opuścił
rodzinę, czym jakby poparł tezę, że życie jego syna nie
przedstawia dla każdego z rodziców żadnej wartości. Będąc już
człowiekiem dorosłym i podejmując niebezpieczne akcje policyjne,
Jason podświadomie usiłował nadal być posłusznym synem. Chciał
w sposób zawoalowany popełnić samobójstwo aby tym samym spełnić
życzenie matki i sprawić jej przyjemność...
Chociaż miłość warunkowa przejawiała się w naszym życiu z
różną intensywnością, to jednak tak naprawdę doświadczył jej
każdy. Nasi rodzice nie mogli nam zapewnić pełnej, bezwarunkowej
miłości, chociaż być może bardzo się o to starali. aden człowiek
nie może kochać miłością pełną, bezwarunkową. Kochać taką
miłością mógłby tylko ktoś, kogo nigdy nie skrzywdzono a to
przecież jest niemożliwe.
Rodzice nawet najbardziej kochający swoje dziecko mogą tylko
bardziej lub mniej zbliżać się do ideału miłości bezwarunkowej.
Na pewno czymś, co sprzyja takiemu zbliżeniu jest ich harmonijna
małżeńska więź - nieporozumienia między rodzicami dziecko zawsze
odbiera jako brak miłości. Ta więź rodzi się oczywiście z
uporania się - przynajmniej w podstawowym stopniu - z własnymi
wewnętrznymi problemami. Trudno oczekiwać, żeby rodzic
wewnętrznie rozbity, nie akceptujący siebie, uciekający od życia
i starający się przypodobać innym mógł rozwinąć w swoim dziecku
poczucie własnej wartości i przekazać mu jasną i spójną wizję
rzeczywistości. W sposób naturalny, nawet się o to specjalnie nie
starając przekaże mu własne lęki, frustracje i uzależnienia.
Właśnie w skrzywdzeniu, w odrzuceniu tkwi źródło wielu naszych
słabości, także słabości moralnych. Zauważmy, że w dziedzinie
moralnej niezgoda na siebie wyraża się przede wszystkim w tzw.
,,chorym poczuciu winy''. Chore poczucie winy polega na tym, że
człowiek bierze na siebie całą odpowiedzialność za popełnione zło
podczas gdy jego odpowiedzialność jest tylko cząstkowa.
Krzywdzenie drugich jest wtórne, pierwsze jest zawsze bycie
krzywdzonym. Niezgoda na własną historię życia, w której było się
krzywdzonym zawsze owocuje niezgodą na własne słabości moralne.
Nie pogodzony ze swoją historią życia człowiek usiłuje zbawiać
siebie o własnych siłach ale te próby (przybierające np. kształt
mocnych postanowień ,,nigdy więcej'' rodzą coraz głębszą niezgodę
na siebie, coraz większą nieakceptację własnych słabości. I chcąc
pokonać te słabości, trzeba je po pierwsze dostrzec i nazwać a
po drugie, zaakceptować, uleczyć historię życia będącą źródłem
tych słabości.
Podsumowując: uznanie swojej wartości i zgoda na siebie
rodzi się w dzieciństwie. Ich źródłem jest miłość naszych
rodziców. Istotne są także późniejsze doświadczenia bycia
odtrąconym, niekochanym.
Większy lub mniejszy brak miłości, odrzucenie, którego
doświadczyliśmy w domu rodzinnym i nie tylko sprawia, że nie
umiemy kochać prawdziwie samych siebie i buntujemy się przeciw

background image

swojemu życiu. On też rozwija w nas różne formy egoizmu będącego
wynaturzoną miłością własną. Jeżeli egoizm jest tak powszechnym
problemem, jeżeli wszyscy jesteśmy egoistami w mniejszym lub
większym stopniu to tylko dlatego, że wszyscy byliśmy kochani w
mniej lub bardziej niewłaściwy sposób. Nie doświadczywszy
prawdziwej miłości nie umiemy przekazać jej innym.

Pytania do refleksji

1.Jak wspominasz Twój rodzinny dom? (Odpowiadając na to pytanie
przypomnij sobie zachowanie Twojego ojca, Twojej matki, atmosferę
domu rodzinnego, relacje z rodzeństwem). Jakie uczucia budzą się
w Tobie pod wpływem tych wspomnień? Czy rozmawiałeś z kimś na
temat Twojego domu rodzinnego? Czy byłbyś w stanie porozmawiać
na ten temat z własnymi rodzicami?
2. W jaki sposób Twoja niezgoda na życie odbija się na Twoich
najbliższych - na żonie, mężu, dzieciach, teściowej, synowej,
przełożonym, podwładnym? Kiedy żądałeś rzeczy, których ten drugi
człowiek nie był Ci w stanie dać? Czy dostrzegasz fakt, że Twoja
niezgoda na życie promieniowała większą lub mniejszą nienawiścią,
kierowaną ku drugiemu człowiekowi? W jaki sposób?
3. Przypomnij sobie jakąś konkretną krzywdę, którą wyrządziłeś
drugiemu człowiekowi w ciągu ostatniego dnia, tygodnia, miesiąca,
roku...Jak sądzisz, jakie Twoje skrzywdzenia były jej przyczyną?
4. W jaki sposób Twoja nieakceptacja siebie przejawia się w
nieakceptacji drugich? Spróbuj dostrzec konkretne sytuacje.



Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
CZY MOŻNA ZGODZIĆ SIĘ NA ŻYCIE?


"Do kobiety która skarżyła się na swe
przeznaczenie Mistrz powiedział:
- Przecież ty sama wykuwasz swój los!
- Ale z pewnością nie ja jestem winna, że
urodziłam się kobietą, czyż nie tak?
- Narodzić się kobietą to nie przeznaczenie. To
los. Przeznaczenie polega na tym, w jaki sposób
przyjmiesz swą kobiecość i co z nią zrobisz."
(Anthony de Mello SJ).

1. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje życie, za swoje
"przeznaczenie". Poznając jednak naszą ludzką słabość, głębię
naszych życiowych zranień (szczególnie zaś zranień w miłości)
oraz wynikające z nich zagubienie życiowe, wydaje się nam nieraz
mało prawdopodobne, abyśmy mogli sprostać temu życiowemu zadaniu.
Parafrazując słowa A. de Mello możemy powiedzieć: "To, iż nie
byłem kochany tak, jak tego potrzebowałem i pragnąłem, to nie

background image

jest moje przeznaczenie. To mój los. A moje przeznaczenie polega
na tym, że przyjmę swoją przeszłość, aby na niej zbudować moją
przyszłości.
Nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze zranienia w miłości z
najmłodszych lat oraz za jakiekolwiek skrzywdzenia, których
doznaliśmy od innych. Jesteśmy jednak odpowiedzialni za nasze
obecne dorosłe życie. I choć nasza przeszłość wywiera na nas
pewien wpływ, to jednak ona nas nie determinuje. Możemy nauczyć
się kochać siebie i kochać innych z naszą przeszłością. Możemy
w pełni pogodzić się ze swoim życiem. Możemy przeżyć je w sposób
twórczy.
Zranienia w miłości, szczególnie te wyniesione z wczesnego
okresu naszego życia, stają nam nieraz jako pewna przeszkoda na
drodze do pełnej akceptacji naszego życia, ale tylko w pierwszym
jej etapie. Przezwyciężone i uleczone zranienia stają się
miejscem wrażliwości wewnętrznej, twórczości, pełniejszego
zrozumienia innych.
Zranienie w ludzkiej miłości, to tylko jedno z wielu
możliwych zranień. Życie niesie z sobą także inne "skrzywdzenia,
zranienia, niesprawiedliwości, słabości i ludzkie ułomności.
Stają się one dla nas życiowym zadaniem wymagającym od nas trudu
i ofiary. Nie wykluczają one jednak bynajmiej piękna, szczęścia
ludzkiego życia. Można nawet powiedzieć, że dobro i piękno
ludzkiego życia przychodzi zawsze przez trud i cierpienie. Dobro
musi być zawsze w jakiś sposób okupione ofiarą.
Wyrazistym tego przykładem są postacie Joni Eareckson czy
Denise Legrix. Pierwsza, Szwedka, która w wieku kilkunastu lat
została sparaliżowana na skutek wypadku, po ciężkiej depresji
odzyskała radość życia: została cenioną malarką (nauczyła się
malować trzymająć pędzel w ustach), pokochała człowieka za
którego wyszła za mąż. Druga, Francuzka, urodziła się bez rąk i
nóg. Wygrała walkę z bezsensem swojego życia. Mimo swego kalectwa
zaangażowała się w obronę życia dzieci poczętych oraz w pomoc
dzieciom upośledzonym i ich rodzicom. W swojej książce "Tak
urodzona", która stała się bestsellerem, daje piękne świadectwo
zmagania się z własną ułomnością nie tylko fizyczną, ale także
z rodzącym się buntem przeciwko życiu.

2. Dlaczego trzeba nam dążyć do zgody na nasze życie?
Mówiąc prosto, ponieważ innego wyjścia nie mamy. Albo
zgodzimy się na życie i odkryjemy jego sens, smak i radość (także
pośród trudu życia), albo będziemy trwać w tępym buncie
przeklinacjąc nasze życie. Buntem tym będziemy krzywdzić nie
tylko siebie, ale także naszych najbliższych. Trzeciego wyjścia
nie ma.
Podstawowe oszustwo, jakiemu często podlegamy, to szukanie
jakiejś "trzeciego wyjścia, trzeciej drogi". Pan Jezus mówi
bardzo wyraźnie: "Wasza mowa niech będzie: tak - tak, nie - nie".
Nie mówi: raz - tak, raz - nie. Zgoda na życie domaga się "tak"
we wszystkich wymiarach. Jeżeli na pewną formę życia mówimy -

background image

tak, a na inną - nie, to rodzi się niespójność, która jest
źródłem nerwicowego rozbijania się.
Mówiąc potocznie, zgoda na życie bardzo się "opłaca".
Dopiero bowiem pełna akceptacja życia odsłania nam, jak niezwykłe
istnieją w nas energie emocjonalne, intelektualne, duchowe,
dzięki którym możemy nasze życie uczynić twórczym i ciekawym.
Buntując się zaś przeciwko życiu tracimy wiele sił na budowanie
pozorów życia, na życiowe iluzje.
Dlaczego można zgodzić się na życie?
Ponieważ intuicyjnie czujemy, że jesteśmy do tego zdolni.
Owszem, bywają w naszym życiu chwile zwątpienia, rozpaczy,
zamknięcia w sobie, ale są to tylko "chwilowe zaćmienia słońca".
Pragnienie życia, pełnia życia jest głębokim pragnieniem każdego
z nas. Nosimy w nas nieświadome nieraz, ale głębokie przekonanie,
iż nasze życie - choć bywa trudne i bolesne - jest ono sensowne
i celowe. Właśnie z tego przekonania rodzi się świadomość, iż
możemy przyjąć nasze życie takim, jakim ono jest. Zagubienia,
zranienia życiowe i słabości nie mogą stać się powodem do
odrzucenia, ale winny być przyjęte jako miejsca naszej życiowej
odpowiedzialności.
Akceptacja siebie i swojego życia jest konieczna także ze
względu na naszych bliskich, przez których czujemy się kochani
i których chcemy kochać. Niezgoda na własne życie niezależnie od
tego, jaką formę przybiera, jest skierowana nie tylko przeciwko
własnemu życiu, ale także przeciwko życiu innym. Nikt z nas nie
jest samotną wyspą. Ludzkie życie moglibyśmy porównać do wspólnej
wspinaczki alpejskiej, w czasie której jesteśmy wszyscy powiązani
linami. Z niektórymi osobami bywamy powiązani grubymi linami, z
innymi zaś cienkimi sznurkami. Jeśli ktoś odrywa się od skały i
spada w przepaść rozpaczy, agresji, nałogów, samobójstwa, pociąga
tym samym za sobą innych.
W psychologii znane jest pojęcie choroby koalkoholizmu. W
rodzinie pije tylko jedna osoba, ale emocjonalne objawy "choroby
alkoholowej" posiadają w mniejszym czy większym stopniu wszyscy
inni członkowie rodziny. Mają oni te same kompleksy niższości,
poczucie winy, wstyd, nizgodę na siebie. Wszyscy oni oddychają
i zatruwają się chorą "atmosferą emocjonalną", którą alkoholik
wytwarza wokół siebie. Człowiek nie pogodzony z sobą i ze swoim
życiem zawsze będzie krzywdził innych.
=
3. Czego domaga się od nas zgoda na życie?
a) Po pierwsze szukania celu i sensu życia. Jest to
podstawowy warunek pełnej akceptacji życia. Nie można przecież
zgodzić się na życie "byle jakie", pozbawione sensu, celu.
Szukając zgody na życie zmuszenie jesteśmy pytać, na jakie życie
mam się zgodzić?
Zauważmy jednak, iż ostatecznym celem i sensem naszego życia
nie może stać się tylko rozwijanie jeden z licznych przejawów
ludzkiego życia: biologiczny, emocjonalny, intelektualny,
seksualny.

background image


Najwyższym przejawem życia jest życie duchowe, które integruje
wszystkie formy ludzkiego życia. Rozbicie życiowe polega właśnie
na braku płaszczyzny scalającej te wszystkie przejawy życia. Nie
można częściowo zgadzać się na życie. Niezgoda na jedną z tych
płaszczyzn życia jest automatyczną niezgodą na wszystkie
pozostałe. Ta najgłębsza niezgoda przejawia się w bardziej
powierzchownej. Nie zaprzeczmy tutaj doniosłości poszczególnych
przejawów ludzkiego życia. Jest jednak rzeczą ważną, aby
dostrzec, że istota życia nie jest mieszanką poszczególnych
przejawów życia. Nie otrzyma się recepty na życie rozdzielając
nasze energię życiową dla poszczególnych płaszczyzn życia: np.
20% na sferę biologiczną, 30% - na sferę psychiczną, 30% - na
estetyczną, itd.
Aby zgodzić się na życie trzeba odkryć jego istotę, obecną
we wszystkich sferach: życie duchowe. Istota życia nie wchodzi
w konflikt z żadnym z przejawów życia, ale jednocześnie wszystkie
je przekracza i wszystkie je scala.
b) Zgoda na życie domaga się także nieraz niezwykłej
determinacji emocjonalnej i duchowej. Wyraża sie ono poprzez
odwagę, wytrwałość, wierność. Na swoje życie może zgodzić się
tylko człowiek, któremu na tym naprawdę zależy, człowiek, który
nie boi zerwać maski "życia pozornego". Ponieważ tej odwagi i
determinacji nam nieraz brak, stąd też winniśmy często prosić
Dawcę życia, abyśmy mogli jej doświadczyć i ją odczuć.
c) Zgoda na życie domaga się twórczej postawy wobec życia.
Chodzi zarówno o twórczość duchową, emcjonalną, intelektualną.
W prawdziwej zgodzie na życie nie ma rezygnacji, ucieczki,
wycofywania się z życia. Takie postawy są zawsze przejawem buntu
wobec życia. Życie każdego z nas posiada niepowtarzalny
charakter, stąd też nie może być ono jedynie powielaniem cudzych
wzorów. Chociaż w szukaniu zgody na życie możemy zachęciać się
do ofiarności i wysiłku poprzez "przyglądanie się" czy wręcz
kontemplowaniem życia świętych, to jednak, to jednak zgoda na
życie nie może być nigdy odtwarzaniem "cudzego" życia w moim
życiu, ale jest szukaniem sposobu realizacji MOJEGO życia.
Odpowiedzi na to pytanie nie możemy znaleźć poza sobą, na
zewnątrz naszego życia: w mądrych książkach, w poradach "wielkich
mistrzów". Aby ją odnaleźć, trzeba nawiązać dialog z własnym
życiem, z historią swego życia. Bóg działa bowiem w naszym sercu
w ciągu całej historii naszego życia.
d) Zgoda na życie domaga się transcendencji siebie,
przekraczania swoich ograniczeń. Można powiedzieć, że jest
związana z umieraniem. Umieranie zawsze jest trudne. Nie może nas
w jakiś sposób nie dotykać fakt przemijania naszego życie. O ile
doświadczanie dorastania, wchodzenie w życie jest radosne, o tyle
przemijanie życia, umieranie jest trudne i bolesne.
e) Zgoda na życie to także zgoda na śmierć. Choćby całe
życie było pasmem sukcesów i przyjemności to przecież przyjdzie
moment, kiedy wszystko trzeba będzie opuścić. Jeśli człowiek nie

background image

wprowadził Boga w swoje życie, musi buntować się przeciwko
opuszczeniu tego, co uważał, za istotę, rdzeń życia. Zgodzić się
na życie można tylko wprowadzając w to życie Boga.
W pełnej zgodzie na życie nie ma zatrzymywania się na sobie.
Kiedy do końca zgadzamy się na swoje życie, zapominamy o nim i
to właśnie jest najwyższą formą naszej zgody na życie.
f) Zgoda na życie domaga się także obecności drugiego
człowieka. Zamknięcie w sobie, uciekanie od ludzi jest przejawem
ucieczki od życia. Bywają w życiu takie sytuacje które bardzo
trudno przyjąć bez obecności drugiego człowieka. Ale z drugiej
strony zgoda na życie domaga się także samotności przyjętej z
pełną wolnością, samotności, która nie jest ucieczką, ale
szukaniem warunków dla wewnętrznego milczenia i pogłębionej
refleksji nad sobą.
Oczywiście, że tak rozumiana zgoda na życie przekracza nasze
ludzkie tylko siły, stąd też wymaga ona pomocy Dawcy życia -
samego Boga. Zgoda na życie domaga się obecności Pana Boga.
g) Aby zgodzić się na życie nie wystarczy wykonać jakieś
ćwiczenia, treningi, nie wystarczy zrobić jakiś kurs, poddać się
psychoanalizie. Zgoda na życie jest to proces trwający przez całe
życie. Najwyższą formą tej zgody jest zgoda na własną śmierć,
kiedy zgadzamy się nie tylko na życie wegetatywne, które kończy
się w momencie śmierci, ale zgadzamy się na całe życie, również
na to, które przekracza progi śmierci. Jest to najwyższa forma
zgody na życie. Nie jest to ucieczka od istoty życia, ale
zmierzanie do jego centrum.
Jest to też zgoda na tajemnicę, gdyż jako chrześcijanie nie
tylko wierzymy w osobowego Boga, przyjmujemy także tajemnicę
wcielenia Boga - wierzymy w Jezusa Chrystusa. W przypadku
tajemnicy, łatwiej powiedzieć, czym ona nie jest, niż określić,
czym ona jest.


Pytania do refleksji:

1. Przypomnij sobie te wszystkie momenty, w których życie
wydawało Ci się piękne. Z czym się one wiązały?
2. Wypisz (spontanicznie i odruchowo) wszystko to, co jest dla
Ciebie ważne: osoby, sprawy, rzeczy a następnie ,,ponumeruj je
'' od najważniejszych aż do najmniej ważnych. Która z tych
wartości zajmuje w Twoim życiu pierwsze miejsce?
3. Co nadaje sens Twojemu życiu?
4. Przyjrzyj się swoim pragnieniom. Jakie one są, czego dotyczą?
Czego oczekujesz od życia? Na czym Ci naprawdę w życiu zależy?



Cz. II
KU PEŁNEJ ZGODZIE NA ŻYCIE
Lucyna Słup

background image

PRZYJĘCIE MIŁOŚCI


,,Nasze życie bywa bogate lub ubogie
zależnie od tego, co w nie wkładamy,
a nie od tego, co zeń czerpiemy.''
Lucy Maud Montgomerry.




W książce "Toksyczni rodzice" Susan Forward opisuje
przypadek kobiety imieniem Patty, która jako mała dziewczynka
została zgwałcona przez swojego ojca. Po zakończeniu leczenia
Patty na kilka lat zerwała kontakt z ojcem. Po tym czasie
nieoczekiwanie napisała do niego list. Donosiła w nim o tym, jak
ułożyło się jej życie, że dzięki wysiłkom Susan stała się
normalną, zdrową psychicznie kobietą, szczęśliwą żoną i matką
trojga dzieci. "Dziękuję Ci za Twoją miłość. Zawdzięczam Ci moje
życie" - napisała Patty swojemu ojcu.
Niezgoda na siebie, a w konsekwencji na swoje życie jest
wynikiem tego, że nie doświadczyliśmy miłości, która
potwierdziłaby naszą wewnętrzną wartość. Jedynie bowiem
doświadczenie prawdziwej miłości może nas przekonać o wartości
życia, może nas obdarzyć siłą potrzebną do tego, aby przyjąć całe
nasze życie.
Proces przywracania nam naszej wewnętrznej wartości zakłada
więc niejako dwa etapy. Po pierwsze musimy znaleźć się ktoś, kto
pokocha nas mimo wszystkich naszych ograniczeń, słabości, zranień
i okaże nam "trochę" miłości, takiej, na jaką go stać. To
"trochę" często wystarcza, aby nas przekonać, iż żyć warto. To
"trochę" ludzkiej miłości naprowadza nas zawsze na nieskończoną
miłość Dawcy samego życia. Po drugie musimy to "trochę" miłości
przyjąć z zaufaniem, nie próbując jednak odpłacać się i
wywdzięczać. Przyjęcie swojego życia jest niemożliwe bez
doświadczenia miłości ze strony kogoś prawdziwie nas kochająceg.
Z pewnością niełatwo jest spotkać człowieka, który nas
pokocha. Człowiek może tylko zbliżać się do ideału miłości
bezwarunkowej. Nawet w związku najbardziej kochających się a nie
,,pielęgnujących'' swojej miłości ludzi, dochodzi z czasem do
głosu pustka, która może doprowadzić do jego ruiny.
Nosimy w sercu nienasycone pragnienie akceptacji i miłości.
Jest ono bardzo często nieuświadomione, przytłumione a więc
dające o sobie znać innymi pragnieniami. Instynktownie niejako
tęsknimy za jakimś niewyczerpanym źródłem miłości, z którego
moglibyśmy pić bez końca...Przeczuwamy, że źródłem takiej miłości
nie może być człowiek, że człowiek może być tylko rzeką, która
ów strumień miłości przenosi coraz dalej i dalej...W głębi serca
czujemy, że musi gdzieś istnieć Ktoś, kto przyjmie nas bez
zastrzeżeń i zaspokoi nasze ogromne pragnienie bycia kochanym.

background image

I tak jest w istocie. Tym Kimś jest Bóg. Tylko On kocha nas
prawdziwie i do końca. On jest tym ródłem miłości za którym
tęsknimy.
Pismo Święte wiele razy przedstawia nam obraz Boga darzącego
człowieka najczulszą, najgłębszą miłością:

,, Pociągnąłem ich ludzkimi więzami'
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. "( Oz, 11,4)

Miłość Boga ,,zawiera''w sobie wszystkie rodzaje miłości
ziemskiej. Jest ojcowska i macierzyńska, oblubieńcza -
narzeczeńska i małżeńska, przyjacielska. Przekracza ona
równocześnie wszelkie ludzkie rozumienie miłości, jest większa
niż miłość jakiejkolwiek istoty na ziemi:

,,Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.''( Iz, 49, 16)

Jest to miłość ,,ogromna''( Iz, 54,7, Za, 1,14), ,,zazdrosna''(
Pnp, 8,6). Byliśmy obdarzeni nią na długo przed naszym urodzeniem
i będziemy nią kochani zawsze:

,,Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość''( Jr 31,3)

Ta miłość przyjmuje nas bez zastrzeżeń i nie stawia nam żadnych
warunków. Nasza niedoskonałość czy niegodność nie ma na nią
żadnego wpływu ponieważ jest ona bezinteresownym darem Boga. Nic
nie jest w stanie nią zachwiać:

,,Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość moja nie odstąpi od ciebie.''(Iz, 54,10)

Taki - miłujący i czuły jest Bóg Starego Testamentu czyli
ksiąg, o których często mówi się, że przedstawiają Boga jako
Sprawiedliwego, Mocnego, Prawodawcę i Sędziego. I choć
niewątpliwie Bóg jest i mocny i sprawiedliwy to jednak jest
przede wszystkim Miłością i przede wszystkim swoją miłość ujawnia
w całych dziejach Narodu Wybranego opisanych w Starym
Testamencie.
Jeszcze pełniej obraz Boga, który kocha każdego objawia
Jezus: przez swoje nauczanie, przez uzdrowienia, przez
współczucie okazywane wszystkim bez wyjątku a głównie chorym,
cierpiącym, prostytutkom, celnikom i wszystkim żyjącym na

background image

marginesie ówczesnej społeczności. Objawia ją przez całe swoje
życie a także przez swoją śmierć poniesioną dobrowolnie za
każdego z nas, przez swoje zmartwychwstanie, posłanie Ducha
Świętego i ustanowienie Kościoła.
O miłości Boga skierowanej do każdego z nas bardzo pięknie
mówią mistycy wszystkich czasów: ,,Złóż na Mnie swoją głowę i
odczuj jak Ja cię kocham. Ja jestem Twoim Niebieskim Ojcem i
błogosławię cię. Ja jestem Jahwe i nie pozwolę nikomu uczynić ci
krzywdy''(2).
Ponieważ tylko przez Boga jesteśmy kochani pełną i
bezwarunkową miłością dlatego tylko przez otwarcie się na Jego
miłość i przyjęcie jej możliwa jest nasza pełna zgoda na siebie
i na swoje życie. Nasze życiowe doświadczenie pokazuje nam
jednak, że uwierzyć w tę miłość, nie abstrakcyjnie lecz
konkretnie, zaufać jej i w oparciu o nią budować swoje życie jest
bardzo trudno.
Niejako z zasady nie ufamy nikomu - nie tylko Bogu, ludziom
też. Dlaczego? Bo nosimy w sercu doświadczenie miłości warunkowej
i trudno nam uwierzyć, że możemy być kochani ,,za darmo''.
Jesteśmy przekonani, że na miłość, sympatię, uznanie trzeba sobie
,,zasłużyć''. Zostaliśmy wielokrotnie zranieni w miłości i
podważone zostało nasze zaufanie do ludzi. Dochodzimy do wniosku,
że nie możemy być ,,łatwowierni'', ,,naiwni'', ,,głupi'', nie
chcemy już ,,dać się nabrać''. W nadmiarze koniecznej zresztą
ostrożności i rozsądku (bo nie o to chodzi by być naiwnym) ginie
gdzieś nasz prosty, dziecięcy stosunek do świata...
Z podobnym trudem jak zapewnienia o miłości ze strony
człowieka, przyjmujemy zapewnienia miłości ze strony Boga. Nie
wierzymy Mu i nie potrafimy zaufać temu, że On kocha osobiście
każdego z nas. Nawet jeżeli zgadzamy się z katechizmowym
twierdzeniem ,,Bóg jest miłością'' odnosimy tę miłość do ludzi
w ogóle, do ,,ludzkości'', do tych, którzy są wyjątkowo pobożni
itp. Nie wierzymy, że Jego miłość dotyczy nas, że On przejmuje
się naszym losem i to nie tylko (bardziej czy mniej mgliście
rozumianym) życiem wiecznym ale naszymi codziennymi sprawami.
Trudno nam sobie wyobrazić, że interesują Go nasze problemy w
małżeństwie, kłopoty w pracy, brak pieniędzy i mieszkania. Nie
wierzymy w to, że On pragnie naszego szczęścia.
Najpoważniejszą przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu jest to,
że stworzyliśmy sobie taki Jego obraz, który niezmiernie daleko
odbiega od obrazu biblijnego. Bóg jest dla nas kimś obojętnym,
kogo w ogóle nie interesuje nasz los, Policjantem czyhającym na
nasze najdrobniejsze wykroczenia, surowym Sędzią z drobiazgową
dokładnością egzekwującym przestrzeganie prawa i karzącym
natychmiast za każde przewinienie, bezsilnym Starcem, który z
rozpaczą patrzy jak stworzony przez niego świat pogrąża się w
chaosie, czasem wręcz okrutnym, napawającym się naszym
cierpieniem i dyszącym zemstą Potworem. Nie zawsze uświadamiamy
sobie to, że postrzegamy Boga jako Policjanta i Sędziego ale
całym swoim, pełnym lęku lub lekceważenia Boga postępowaniem

background image

dajemy wyraz takiemu głęboko w nas zakorzenionemu obrazowi Boga.
Trudno zaufać tak postrzeganemu Bogu i nie ma nic dziwnego w tym,
że Mu nie ufamy.
Przyczyną kreacji takiego właśnie fałszywego obrazu Boga
jest to, że przenosimy na Niego doświadczenia ludzkiej
ograniczonej miłości, którą byliśmy kochani, że czynimy Go
odpowiedzialnym za wszystkie nieszczęścia, urazy i skrzywdzenia,
których doznaliśmy do innych. W sposób szczególny przenosimy na
Niego wizerunek naszych rodziców. Jeżeli matka nie nawiązała z
nami uczuciowego kontaktu- Bóg będzie odległy i daleki, jeżeli
ojciec był porywczy i gwałtowny - łatwo uczynimy Boga okrutnym
Sędzią, jeżeli rodzice we wszystkim nam pobłażali, będziemy mieć
tendencję do manipulowania Nim. Biblijne słowo ,,Ojciec'', którym
określa się Boga bardzo często zderza się w naszym życiu z
doświadczeniem braku miłości ze strony naszego ziemskiego ojca.
Jak może z uczuciem i zaufaniem powiedzieć do Boga ,,Ojcze''
ktoś, kto miał ojca pijaka albo ktoś, kto był przez ojca
obrzucany obelgami?
Wyniesione z dzieciństwa doświadczenie miłości warunkowej
wpływa także na kolejną trudność w naszym zaufaniu Bogu i
przyjęciu Jego miłości - buduje w nas przekonanie, że na miłość
trzeba sobie ,,zasłużyć''. Ponieważ w mniejszym lub większym
stopniu byliśmy kochani ,,za coś'', nie potrafimy sobie
wyobrazić, że możemy być kochani ,,za darmo''. Jesteśmy
przekonani, że na miłość Boga (tak jak i na miłość ludzi) należy
,,zasłużyć'' - spełnianiem dobrych uczynków, przestrzeganiem
przykazań, pobożnym życiem, doskonałością itp. Tymczasem na
miłość się nie zasługuje, miłość jest darem. Jesteśmy kochani
niezależnie od naszej doskonałości. Przestrzeganie przykazań,
spełnianie uczynków i pobożne życie powinny być odpowiedzią na
miłość Boga a nie sposobem ,,zasługiwania''na nią.
Mówiąc inaczej podstawową przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu
jest pycha, przekonanie o własnej samowystarczalności. Jest ona
owocem zranienia w miłości, odtrącenia przez tych od których tej
miłości oczekiwaliśmy. Stanowi odwrotność prostoty serca i
postawy dziecka, którą Jezus uczynił warunkiem wstępu do
Królestwa Niebieskiego.
Taką prostotą serca obdarzona była Teresa Martin - św.
Teresa od Dzieciątka Jezus. Swoją ,,małą drogą'' - drogą zaufania
miłości Boga otwarła przed wieloma ludźmi nowe horyzonty życia
duchowego: ,,Spodobało się Jezusowi wskazać mi jedyną drogę,
która wiedzie w sam Boski żar; tą drogą jest zaufanie małego
dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach swego Ojca..."-
pisała pod koniec swego krótkiego życia
Św. Teresa tak bardzo doświadczyła, że jest kochana przez
Boga, że całe swoje życie uczyniła ofiarą Miłości.Czytających jej
biografię musi jednak uderzyć pewien fakt: św. Teresa wyrosła w
wyjątkowo kochającej się rodzinie. Na pewno pozytywne
doświadczenia dzieciństwa w dużej mierze pomogły jej odkryć
ojcowską miłość Boga i ukazać innym drogę Bożego dziecięctwa.

background image

Zaufanie Bogu i przyjęcie Jego miłości sprawia, że nawiązujemy
z Nim osobową relację, że Go ,,spotykamy''. Jego działanie
sprawia, że dokonuje się nasze wewnętrzne uzdrowienie. Jego obraz
zostaje w nas ,,wyprostowany'', Bóg objawia się nam jako Bóg
miłości.
Prawdziwe życie duchowe i religijne - to osobowa relacja z
Bogiem, spotkanie i dialog z Nim, które rzeczywiście nas
przemieniają, oczyszczają, uzdrawiają Jego obraz . Nie ma ono nic
wspólnego z cierpiętniczym ,,oddaniem się'' Panu Bogu, w którym
nie ma miejsca na radość i prostotę natomiast wiele w nim lęku
przed Bożą karą. Otwarcie się na miłość nie jest także tylko
intelektualnym zrozumieniem faktu, że jestem kochany- miłość
przyjmuje się otwierając nie rozum lecz serce. Otwarcie się na
miłość Boga nie jest również czysto ludzkim ,,zabezpieczeniem
się" Panem Bogiem typu ,,Odmawiaj przez tyle i tyle dni takie a
takie modlitwy a otrzymasz to, co zechcesz." Taka postawa
zmierzająca do tego, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo przede
wszystkim tu, na ziemi jest czysto ludzka i nie ma nic wspólnego
z rzeczywistą pobożnością, jest przejawem magicznego myślenia i
- często - manipulacją Panem Bogiem.
Przyjęcie miłości Boga, zaufanie Mu nie może być oczywiście
jednorazowym aktem ale postawą życiową. Musi być wciąż ponawiane.
Tej postawy nie możemy sobie ,,wypracować'' a raczej ją wyprosić.
Chcąc się z Nim spotkać trzeba Go o to prosić. Ta prośba musi być
jednak bardzo szczera, wyrażająca rzeczywiste pragnienie serca,
otwarcie mówiąca o trudnościach, które nie pozwalają zaufać.
Trwanie z taką prośbą przed Bogiem z pewnością przyniesie owoc.
Jezus powiedział ,,Proście a będzie wam dane'', a więc dotrzyma
swojego słowa. Na swoisty paradoks zakrawa fakt, że im boleśniej
byliśmy skrzywdzeni, tym większym darem ufności możemy być
obdarzeni, bo ,,tam, gdzie wzmógł się grzech, tam tym obficiej
rozlała się łaska.''
Bóg czeka na nas w każdym momencie naszego życia. On chce
nam pomóc, chce być blisko nas, chce nas obdarzyć Swoją miłością.
Aby przyjąć tę miłość trzeba jednak uznać własną
niewystarczalność i ograniczoność a później z głębi serca prosić
Jezusa aby wszedł w nasze życie.

,,Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem się '' i
,,niczego mi nie potrzeba'',
a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości,
i biedny i ślepy i nagi. (...)

Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze mną.''( Ap. 3, 17 i 20)


background image

Ćwiczenia na czas modlitwy

1. Jaki jest Twój stosunek do ludzi? Czy ufasz im, czy też
przeciwnie - łatwo ich podejrzewasz? Czy dostrzegasz podobieństwo
między swoim stosunkiem do ludzi a stosunkiem do Boga?
2. Jaki jest Twój obraz Boga? Czy wierzysz, że On kocha Cię bez
względu na to, co zrobisz, czy też przeciwnie - czujesz, że na
Jego miłość musisz zasłużyć swoimi ,,dobrymi uczynkami''? Jak
myślisz, jakie konkretne życiowe doświadczenia miały wpływ na
Twój obraz Boga?
3. Czy zaufanie Bogu przychodzi Ci z trudem? Dlaczego?
4. Czy kiedykolwiek doświadczałeś własnej niewystarczalności,
ograniczoności?. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy przeczuwasz, że
Twoje poczucie bezradności może doprowadzić Cię do spotkania z
Bogiem?
5. Przeczytaj fragment Apokalipsy 3,20.
Czy czujesz, że wołanie Jezusa może być skierowane teraz, w tym
momencie do Ciebie? Czy chcesz na nie odpowiedzieć? Jeśli tak,
pomódl się spontanicznie własnymi słowami ,,zapraszając'' Jezusa
do swojego życia.
A może kiedyś modliłeś się już w ten sposób? Kiedy to było? Czy
chciałbyś modlić się w ten sposób jeszcze raz oddając Jezusowi
nowe obszary, nowe dziedziny swojego życia?




Lucyna Słup
DROGA

"Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam
będzie działał" (Ps 37, 5).

Porównanie życia do drogi nieodparcie nasuwa się na myśl,
gdy chcemy określić istotę , ,,rdzeń życia" - życie jest drogą,
ruchem, procesem dokonującym się w czasie...Starzejemy się z
każdym dniem niezależnie od tego czy się nam to podoba czy nie.
Nie da się zatrzymać czasu, ,,unieruchomić życia''...I albo
wejdziemy w ten proces i podejmiemy z nim świadome
współdziałanie, albo życie nas minie niby pociąg mijający
samotnego podróżnego, który nie zdążył na czas dobiec do
stacji...
Ponieważ życie jest procesem także i zgoda na nie jest
procesem. Nie można zgodzić się na życie tylko raz, choć z
pewnością ta pierwotna decyzja ma znaczenie fundamentalne. Zgodę
na życie trzeba nieustannie podejmować, ponieważ wciąż stajemy
w nowych, nie przewidzianych sytuacjach, które domagają się
odpowiedzi. Początkiem akceptacji życia jest akceptacja siebie
dokonująca się w odpowiedzi na przyjęcie miłości Boga ( także tej
okazywanej nam przez ludzi), pełna zgoda na życie wyraża się w

background image

poddaniu się Jego prowadzeniu, w ciągłym uzgadnianiu naszej woli
z Jego wolą.
Tak rozumiana akceptacja życia jest równoznaczna z głębokim
nawróceniem dokonującym się we wszystkich płaszczyznach życia.
Słowo ,, nawrócenie''bywa obciążone pewnym zabarwieniem
negatywnym, kojarzy się z ,,worem pokutnym'' i ,,włosienicą''
tymczasem jest ono przede wszystkim ciągłym zwracaniem się ku
Jezusowi podejmowanym w odpowiedzi na Jego miłość. Owocuje ono
postępującą harmonią wewnętrzną człowieka. Wkroczenie na tak
rozumianą drogę akceptacji życia sprawia, że stajemy się coraz
bardziej ,,zjednoczeni wewnętrznie'', coraz bardziej
zintegrowani. Przestają nami miotać uczucia gniewu, agresji,
przestają nami rządzić tłumione kompleksy. Pokój i harmonia
zaczynają się przejawiać w naszym działaniu. Już nie chwytamy się
na oślep ,,byle czego'', powoli uczymy się odróżniać rzeczy ważne
od mniej ważnych i wykonywać dokładnie to, co należy do nas - ani
więcej ani mniej.
Głęboka akceptacja życia wiąże się niewątpliwie z trudem,
ale jest to trud twórczy, trud budowania ,,wewnętrznego
człowieka'' uczącego się przyjmować miłość i żyjącego miłością.
Zrozumiałe, że taka zgoda na życie jest bardziej ideałem niż
stanem faktycznym ale... czy nie warto do niej dążyć? ,,Kto nie
dąży do rzeczy niemożliwych nigdy ich nie osiągnie'' - mówi znana
maksyma. Można dodać ,,...a na pewno nigdy się do nich nie
zbliży''.
Wspomnieliśmy już o tym, że zgoda na własne życie wymaga
pewnej określonej postawy, którą najtrafniej można chyba określić
słowami św Ignacego Loyoli: ,,chcę i pragnę". Swoje życie można
przyjąć tylko wtedy, jeśli się tego naprawdę chce, tzn. chce się
poznać prawdę o sobie, chce się wyzwolić z życiowych iluzji i
jest się gotowym na trud z którym się to wiąże. Jeśli w
przyjmowaniu życia nie ma pewnego rodzaju determinacji, nie
będziemy się cieszyć szczęściem w najgłębszym rozumieniu tego
słowa a najwyżej jego namiastką.
Zgoda na życie domaga się wiary rozumianej jako
,,zawierzenie Bogu'' i będącej nie jednorazowym aktem ale życiową
postawą. Ta wiara wyraża się w modlitwie, przede wszystkim w
modlitwie błagalnej: upartej nieraz i natrętnej jak prośba
natrętnego przyjaciela z Ewangelii ( por. Łk. 11, 5 - 8). Wiele
rzeczy nie może zaistnieć w naszym życiu tylko dlatego, że nie
mamy dość wiary, odwagi, wytrwałości i cierpliwości aby o nie
prosić. Św. Jan od Krzyża mówi, że od Boga otrzymamy tyle, ile
się od Niego spodziewamy. Jeśli niewiele się spodziewamy,
niewiele też otrzymamy.
Nie sposób powiedzieć o wszystkim, z czym wiąże się zgoda
na życie.Zresztą nie ma chyba człowieka, który mógłby podać jakąś
uniwersalną receptę- przecież życie przed każdym z nas stawia
inne zadania. Można jednak pokusić się o podkreślenie kilku
charakterystycznych momentów - o zaznaczenie kilku punktów na
szlaku wiodącym ku pełnej akceptacji życia.

background image



Ćwiczenia na czas modlitwy

1. Bóg przywiązuje wielką wagę do naszych pragnień. Przeczytaj
fragmenty Pisma Świętego, które o tym mówią (np. Ps.10,17;
Iz.55,1; J 7,37; Ap. 22,17; Ap.21,6 ). Jakie są Twoje największe,
życiowe pragnienia? Wypisz je. Co chciałbyś o nich powiedzieć
Panu Bogu? O co Go prosić?
2. Przeczytaj fragmenty Ewangelii mówiące o modlitwie błagalnej
(np. Mt,7,7 - 11; Łk, 11,5 - 13; Mk,6,24 - 30; Mk,11,20 - 26).
Czy modliłeś się kiedyś o coś z wiarą? Jaka jest Twoja modlitwa
prośby? Czy spełnia warunki ukazane przez Jezusa ( wiara,
pojednanie z bliźnimi, wytrwałość, cierpliwość)? Co chciałbyś o
niej powiedzieć Panu Bogu?




Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
"TRZECI POKÓJ"


,,Jesteśmy jak beczki bez dna tak długo, póki nie
zrozumiemy, że mamy dno"- pisała Simone Weil (3).
Niełatwo zrozumieć, że mamy dno. Jeszcze trudniej przyznać się
do tego. Tymczasem - jeżeli zdecydujemy się na poważne
potraktowanie swojego życia i podjęcie go w postawie zaufania
Bogu, nasze ,,dno'' ujawnia się o wiele szybciej niż gdybyśmy
tego nie zrobili. Zaczynamy dostrzegać prawdę o sobie. Wychodzą
na jaw nasze grzechy, słabości, ograniczenia i lęki. Prędzej czy
później okazuje się też, że istnieją w nas takie rzeczy, których
wcale nie chcemy dotykać. Odkrywamy w sobie wiele zranień
będących przyczyną naszych lęków i słabości. Do tych słabości nie
chcemy się przyznawać nie tylko przed drugimi a przede wszystkim
przed sobą samym. Dopiero próba otwarcia (chociażby przed drugim
człowiekiem w rozmowie) pokazuje jak bardzo jesteśmy zamknięci,
ile w nas wewnętrznych oporów i barier.
,,Zawartość'' naszego wnętrza jest więc bolesna. Buntujemy
się przeciwko niej. Zgoda na życie domaga się więc dostrzeżenia
tego, przeciwko czemu się buntujemy, domaga się odpowiedzi na
pytanie:
- przeciwko czemu naprawdę się buntuję?
- co mnie boli?
- gdzie jestem zraniony?
- jak głęboko jestem zraniony?
Aby móc dotrzeć do tego, co mnie najbardziej boli, gdzie
jestem najgłębiej zraniony trzeba odkryć to, co umownie możemy
nazwać ,,trzecim pomieszczeniem'', ,,trzecim pokojem''.
Z pewnym uproszczeniem można powiedzieć, że nasze wnętrze

background image

składa się jakby z trzech pomieszczeń. Pierwsze pomieszczenie-
to cała nasza sfera fizyczna, której doświadczamy dzięki zmysłom.
Drugie - to świadomość, nie tylko rozum ale i cała sfera doznań
uczuciowych. Trzecie pomieszczenie, trzeci pokój jest tym,co w
nas nieświadome. Tam właśnie dokonuje się wiele procesów, do
których nie mamy bezpośredniego dostępu przy pomocy naszej
świadomości i woli. Jest to więc nasza podświadomość rozumiana
w sensie bardzo szerokim, gdzie kształtują się i skąd wypływają
nasze największe duchowe pragnienia a równocześnie największe
duchowe zagrożenia. Jest to miejsce kształtowania się naszych
wewnętrznych postaw wywierających ogromny wpływ na nasze
zachowania.
W ciągu życia "trzeci pokój" staje się śmietnikiem, do
którego ,,wrzucamy'' to wszystko, co przeżywamy jako przykre,
wstydliwe, złe, brzydkie, wszystko to, co nas demaskuje, co
przynosi nam rozczarowanie. Jeżeli skrzywdziliśmy kogoś, jeżeli
odtrącił nas ktoś, na którego miłości nam zależało, jeżeli
zostaliśmy ośmieszeni i upokorzeni - to podświadomie nie chcemy
o tym pamiętać. Pragniemy to ,,wymazać'' z pamięci przyjmując
często postawę ,,to w ogóle nie miało miejsca''.
Głęboko zakorzeniony nawyk tłumienia tego, co dla nas bolesne,
nawyk wrzucania do "trzeciego pokoju" tego, co nas boli, co złe
i wstydliwe wiąże się z wpojonym nam w dzieciństwie mechanizmem
represji (tłumienia).
Wielu rodziców i wychowawców pojmuje wychowanie dzieci
przede wszystkim jako wpajanie represji uczuciowej. Głównym
narzędziem takiego wychowania jest system nakazów i zakazów.
Dziecko wychowywane w systemie nakazów i zakazów nie odkrywa
sensu własnych postaw - odkrywa jedynie karę i nagrodę, a
najlepszymi metodami wychowawczymi stają się "kij i marchweki".
Mechanizm ten przypomina po części tresurę psa (czasami zresztą
nie po części ale całkowicie) - ,,postąpisz źle - jesteś bity
kijem, zrobisz coś dobrego - dostajesz marchwekę''.
Metoda "kija i marchewki" odwołuje się do tego, co w
człowieku pierwotne - a więc do lęku przed brakiem miłości, przed
odrzuceniem. Dziecko wychowywane tą metodą od najwcześniejszych
lat słyszy zakazy "Tego ci nie wolno" poparte groźbami "Jeżeli
to zrobisz, zostaniesz odrzucone". Oczywiście groźba nie jest
formułowana w ten sposób, czasem przybiera kształt
"nieszkodliwych" stwierdzeń "Przyjdzie smok, (Baba Jaga) i cię
zje!". Dla matki i ojca takie słowa są śmieszne, ale nikt nie
wie, co przeżywa słabe i bezbronne niemowlę, w którym bardzo
łatwo wzbudzić lęk przed odrzuceniem.
Kara jest w wychowaniu dziecka rzeczą ważną, ale tylko
wtedy, gdy ukazuje pewne negatywne skutki zachowań dziecka a nie
wyraża emocjonalnego przyjęcia go lub odrzucenia przez rodziców
( wychowawców). Stawianie granic, nakazy, zakazy - to wszystko
jest konieczne, nie wolno jednak dopuścić, by główną motywacją
zachowania dziecka stało się jego przyjęcie lub odrzucenie."Jeśli
zrobisz to - zostaniesz przyjęty", "Jeśli nie zrobisz -

background image

zostaniesz odrzucony".
Człowiek, którego nauczono w dzieciństwie tłumienia uczuć,
całymi latami, ba! dziesiątkami lat, wrzuca do "trzeciego pokoju"
wiele bolesnych i wstydliwych doświadczeń. Głównym uczuciem,
które najczęściej dławimy jest ból odrzucenia - rozczarowanie
brakiem miłości a pierwszym owocem takiej represji emocjonalnej
jest nieuświadamiana postawa wrogości i nienawiści najpierw wobec
siebie samego.
Tłumimy pewne uczucia, ponieważ one ukazują nam, że nie
zasługujemy na miłość. Chyba najbardziej boimy się prawdy o
naszej słabości. Gdzieś w środku żywimy przekonanie, że jeżeli
drugi człowiek pozna mnie takim, jakim jestem naprawdę - odrzuci
mnie. Tłumimy więc wszystko to, co rani, co sprawia ból, żeby
drugim (a przede wszystkim samemu sobie) wydać się lepszym,
piękniejszym. Zatrzaskujemy drzwi do "trzeciego pokoju". W razie
wizyty przyjmujemy gości w dwóch pierwszych - posprzątanych,
pięknie przybranych. Drzwi do trzeciego pokoju zamykamy na klucz,
a na drzwiach wieszamy piękny plakat z napisem "Miłość",
"Oddanie", "Wierność obowiązkom", czasem wręcz z wizerunkiem Pana
Jezusa - i z hasłem "Po co grzebać w przeszłości - zaufałem
przecież Panu Bogu". Drugiemu człowiekowi (i sobie) pokazujemy
wciąż te piękniejsze, jaśniejsze strony naszego wnętrza. Podobnie
zachowujemy się także w stosunku do Boga, choć być może na
modlitwie czujemy, że On bardzo pragnąłby wejść do tego
"trzeciego pokoju"...
Z uporem maniaka bronimy tam wstępu. Istnienie "trzeciego
pokoju" - a mówiąc dokładnie nasz opór przed otwarciem drzwi i
przyznaniem się do tego życiowego śmietnika - ujawnia się jednak
na zewnątrz w różnych formach nienawiści do siebie, do drugiego
człowieka, do Boga. Smutek, agresja, depresja, nerwice,
rozpacz... to bardzo częste przejawy stłumionych "pogrzebanych
żywcem", negatywnych emocji. Niemal wszystkimi krokami człowieka
zdławionego emocjonalnie kieruje poczucie niższości, poczucie
winy, lęku, ciągłe zagrożenie będące w istocie obawą, że kolejny
raz zostanę odrzucony, nie przyjęty.
Aby naprawdę zgodzić się na życie musimy uznać, że ten
"trzeci pokój istnieje", pokonać opór i otworzyć do niego drzwi.
Inaczej mówiąc: musimy odrzucić złudzenia dotyczące siebie -
swojej wyjątkowości, nadzwyczajności, posłannictwa itd.
Aby się zgodzić na swoje życie trzeba sobie w pewnej chwili
powiedzieć: ,,Skończ z udawaniem. Nie jesteś wyjątkowy i
oryginalny. Jesteś chory, poraniony, zależny, ubogi, jesteś
wariatem''. "Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem
się''i ,,niczego mi nie potrzeba'', a nie wiesz, że to ty jesteś
nieszczęsny i godzien litości i biedny, i ślepy, i nagi." (Ap
3,17). Zgoda na swoje życie rozpoczyna się wtedy, gdy mówimy:
"Jestem ubogi, poraniony, jestem wariatem. To jest prawda o mnie
i tej prawdzie nie mogę zaprzeczyć."
Gdy zaczynamy dostrzegać swój wewnętrzny śmietnik,
najczęściej chcemy zanegować jego istnienie lub usunąć go "Jak

background image

się tego pozbyć, co zrobić, żeby tego nie było." Tymczasem...w
psychice niczego nie da się zniszczyć, wszystko można natomiast
uzdrawiać i porządkować. Dlatego zgoda na życie wymaga rezygnacji
z kreowania rzeczywistości emocjonalnej człowieka, ze stwarzania
własnej psychiki.
Na pewno myli się każdy, kto chce być ,,nowym człowiekiem''
nie licząc się z własną historią życia i głębią własnych zranień.
Prawdziwa zgoda na życie domaga się przyjęcia głębi własnych
zranień i zgody na własne zranienia. Jeżeli się na nie nie
zgodzimy i nie przyjmiemy ich, nigdy nie zostaniemy uzdrowieni.
Pokonanie oporu, otwarcie drzwi do "trzeciego pokoju"
zobaczenie tego, co w nas naprawdę tkwi - to wszystko jest bardzo
bolesne. I bywa, że jeśli się na to zdecydujemy, naszym pierwszym
odruchem jest przerażenie a nawet wstręt. Nagromadzone latami
śmieci strasznie cuchną... Bolą nas wspomnienia, skrzywdzenia,
rany, które zadaliśmy innym, boli nas rzeczywistość własnej
nędzy. Jednak otwarcie "trzeciego pokoju", czyli mówiąc inaczej
"dostrzeżenie prawdy o sobie" jest konieczne, bo właśnie ta
prawda stanowi fundament naszej zgody na życie.
Sami nie jesteśmy zdolni przyjąć prawdy o sobie. W podróży
do naszego wnętrza musi nam ktoś towarzyszyć - ktoś, kto
delikatnie podprowadza pod nasze zamknięcia, pomaga nam otworzyć
drzwi do "trzeciego pokoju", a wtedy, gdy jesteśmy przerażeni
widokiem własnego wnętrza - mówi: słowem, a przede wszystkim
swoją obecnością, że jesteśmy kochani i przyjmowani, że -
paradoksalnie - jesteśmy kochani i przyjmowani właśnie dlatego,
że jesteśmy tak bardzo poranieni. Ten ktoś dodaje nam odwagi,
otuchy, wiary w to, że uzdrowienie naszych uczuć jest możliwe.
Tym kimś jest sam Jezus prawdziwie i "do końca" nas kochający
(który bardzo często towarzyszy nam poprzez przyjaciela,
współmałżonka, spowiednika, kierownika duchowego). To światło
Jego miłości prowadzi nas do odkrycia "trzeciego pokoju" -
wszystkich złych, bolesnych, wstydliwych spraw, które
zepchnęliśmy w podświadomość. To dzięki Jego mocy możemy tam
wejść. To On - gdy odkrywamy nasze największe słabości zapewnia
nas, że właśnie z powodu tych słabości jesteśmy szczególnie
kochani. Nasz "trzeci pokój" przyciąga Go w sposób paradoksalny
- "im kto jest słabszy i nędzniejszy, tym lepiej poddaje się
działaniu tej Miłości wyniszczającej i przeobrażającej" - pisze
św. Teresa od Dzieciątka Jezus w jednym z listów do swej siostry
Marii (4).
Dopiero wtedy, gdy odsłaniamy się do końca i dotykamy
naszych najbardziej bolących miejsc, możliwe jest uzdrowienie.
Rzecz ma się podobnie jak na przykład z poważnym złamaniem nogi.
Jeśli noga ma się zrosnąć prawidłowo konieczna jest bolesna
operacja, nie wystarczy przyklejenie plasterka na ranę.
Odsłonięcie i uzdrowienie najbardziej bolących obszarów naszego
,,ja'' jest możliwe tylko wtedy, gdy przyjmiemy prawdę o miłości
Jezusa, która w sposób szczególny skierowana jest ku wszystkim
,,źle się mającym''. Jezus nie przyszedł w pierwszym rzędzie do

background image

zdrowych i silnych a już na pewno nie do tych, którzy wystarczają
sami sobie, ale do tych, którzy są "spragnieni i utrudzeni". On
przyszedł szukać i zbawiać to, co zginęło. Jego misją było "
wziąć na siebie nasze słabości i nosić nasze choroby.'' (por. Iz.
53,4).



Ćwiczenia na czas modlitwy

1. Zastanów się, czy rzeczywiście chcesz poznać siebie, to co w
Tobie chore, nie uzdrowione. Jeśli tak, wyraź Bogu szczerze swoje
pragnienie. Jeśli nie jesteś jeszcze do tego gotowy, też Mu o tym
powiedz. Jak sądzisz, co przeszkadza Ci w poznaniu prawdy o samym
sobie?
2. Przypomnij sobie konkretną sytuację, w której Twoje słabości
wyszły na jaw wobec innych ludzi. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy
możesz dostrzec tę zajadłą walkę, żeby wypaść lepiej niż
wypadłeś, żeby udowodnić innym: ,,Ja taki nie jestem. Mylicie
się. ''?
3. Jedyna droga do akceptacji siebie wiedzie przez uznanie i
akceptację swoich słabości. Jaka jest twoja postawa względem
twoich własnych słabości? Której z nich nie akceptujesz?
Przeczytaj fragment z Ewangelii (Mt, 9,12 - 13). Jezus objawia
się tu jako Ten, który kocha słabość i bezbronność człowieka. Czy
przeczuwasz, że nieakceptacja Twoich słabości jest przejawem
pychy?
3. Wyobraź sobie, że rozmawiasz z kimś drugim i dzielisz się z
nim swoim doświadczeniem. Ten człowiek mówi Ci o sobie wszystko.
Co najtrudniej byłoby Ci mu o sobie powiedzieć? Czego byś się
najbardziej obawiał?
Oczywiście desperackie otwieranie się przed drugim nie jest
rzeczą dobrą. Jeśli ktoś powiedział coś o sobie drugiej osobie
a później tego żałuje ( ,,jak ja mu teraz w oczy spojrzę'' ) z
pewnością jest to wyraźny znak, że nie powienien mówić. Takie
pełne determinacji otwieranie się przed drugim jest także pewną
formą niezgody na swoje zamknięcie.
4. Znajdź kilka osób, które Cię drażnią. Zastanów się czy
przyczyną Twojego stosunku do nich nie jest fakt, że przenosisz
na nie swoje cechy charakteru, postawy, zranienia. Jakie?


Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
PRZYJĄĆ CAŁE ŻYCIE


W jednym z dramatów Mrożka występuje dwóch uczonych zoologów
- żyrafologów. Jeden jest specjalistą od uszu żyrafy, drugi od
jej kopytek. Każdy z nich zna najdrobniejsze szczegóły swojego
przedmiotu badań, potrafi określić wygląd, skład chemiczny,

background image

funkcje życiowe...Niestety, tylko uszu i kopytek. Gdzieś w tym
wszystkim ginie cała żyrafa...
Zgadzając się na życie nie można zgodzić się tylko na część
życia, na ,,uszy i kopytka''. Trzeba przyjąć je całe - w jego
złożoności i bogactwie. A ono składa się z wielu ,,poziomów"-
życie biologiczne, uczuciowe,intelektualne, duchowe...życie
małżeńskie, rodzinne, zawodowe itd, itd...Te wszystkie ,,poziomy"
życia są ze sobą w sposób organiczny powiązane. Niezgoda w jednym
wymiarze życia przejawia się w innym. Niezgoda (lub częściowa
zgoda) na swój wygląd szybko ujawni się w sferze psychiki,
niezgoda na własny poziom intelektualny będzie rzutować na życie
zawodowe itd, itd. Nieakceptacja jakiegokolwiek wymiaru życia
narusza zawsze naszą wewnętrzną równowagę. Jeżeli zasklepimy się
w jednym z ,,poziomów " życia, nie pogodzeni ,,zafiksujemy się
" na którymś z nich (ciele, psychice, intelekcie, seksie)
koncentrujemy wtedy w tym punkcie całą naszą energię. Mówiąc
językiem Mrożka widzimy tylko ,,uszy i kopytka " na dodatek
często sądząc, że to ,,cała żyrafa''.
Niezgoda na jeden przejaw życia staje się automatyczną
niezgodą na całe życie. Aby zgodzić się na życie, trzeba więc
zgodzić się na siebie: na swoje ciało, na swoje uczucia, na swój
poziom umysłowy , na swoją ,,historię życia"...Trzeba również
zgodzić się na swoje wielorakie ograniczenia: fizyczne(choroby
, śmierć), intelektualne, emocjonalne,także na swoje granice
moralne. Na te ograniczenia najtrudniej się nam zgodzić,
tymczasem zgoda na swoje życie - to przede wszystkim zgoda na
własne słabości.
Zgodzić się na życie, to zgodzić się z ograniczeniami.
Ograniczenia fizyczne są wpisane w nasze życie. To, czy się z
nimi zgadzamy odsłania się dopiero wtedy, gdy odkryjemy jakieś
trwałe dolegliwości, kiedy dotyka nas choroba. Jesteśmy także
ograniczeni, jeśli chodzi o nasze emocje. Nie potrafimy sami z
siebie dawać drugiemu ciepła, miłości. ądamy od drugich
nieograniczonej, Boskiej miłości, podczas gdy ten drugi może nas
kochać tylko miłością ograniczoną, taką na jaką go stać.
Trzeba zgodzić się również na swoje granice duchowe,które
wyrażają się chociażby w tym, że Bóg nie objawia się nam na
rozkaz, tak jak byśmy chcieli, że On nie jest Bogiem naszych
wyobrażeń. ,,Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz jeżeli
znasz mądrość.'' - odpowiada Bóg Hiobowi, który usiłuje
przeniknąć zagadkę swojego cierpienia i tajemniczych Bożych
planów (Hiob 38,4).
Poznanie i uznanie naszych wielorakich ograniczeń jest
bardzo ważne, gdyż w przeciwnym razie wciąż będziemy usiłowali
je przekroczyć. Uczeń,którego stać tylko na trójki będzie uważał,
że nauczyciele traktują go niesprawiedliwie, rodzice, którzy nie
zaakceptowali swoich ograniczeń intelektualnych i społecznych
będą żądali od dziecka,żeby było wyjątkowe, matka, której nie
powiodła się kariera artystyczna będzie na siłę robiła artystkę
ze swojej córki itp.

background image

Jeżeli nie przyjmiemy naszych granic emocjonalnych, będziemy
żądali od innych akceptacji takiej, której nigdy nie będą nam w
stanie dać. Jeśli nie zgodzimy się na swoje granice duchowe,
,,przykleimy się" do swojego doświadczenia Boga i nie będziemy
zdolni rozstać się z nim. Postępimy dokładnie odwrotnie niż mówił
wielki mistyk, św. Jan od Krzyża: ,,do Boga trzeba starać się iść
przez to czego się nie zna''(5).Staniemy w miejscu i zatrzymamy
proces dojrzewania relacji z Bogiem.
Zgodzić się na całe życie - to także uznać jego dramatyzm,
rozdarcie człowieka między dobrem a złem, uznać w opozycji do
lansowanych obecnie sposobów zafałszowania tego rozdarcia.
Pierwszym z nich jest nurt ,,totalnego pesymizmu"odsłaniający
wizję całkowitej zagłady, wielkiego zagrożenia człowieka,
poniekąd uzasadniona, bo dysponujemy dziś możliwością zupełnego
zniszczenia życia na ziemi o czym świadczy chociażby Oświęcim,
Hiroszima, Czarnobyl. Drugim - cały nurt ,,humanizmu", który
próbuje przekonać człowieka,że życie już jest piękne a człowiek
bardzo, bardzo dobry i nie trzeba się wiele wysilać, by na ziemi
być szczęśliwym. Wystarczy tylko chcieć. Najbardziej jaskrawym
przejawem tego nurtu jest obecnie New Age.
Zgodzić się na całe życie to także zgodzić się na swoją
śmierć. Nie tylko wtedy, gdy ma się 70 lat, także wtedy,gdy ma
się lat ,,naście''. Jeśli ktoś nie umie myśleć o śmierci, nie
umie też myśleć o życiu. Matka, która boi się śmierci nie wychowa
dziecka do życia, ponieważ fakt śmierci jest elementem ludzkiego
życia. Współczesne społeczeństwa konsumpcyjne dążą do wymazania
faktu śmierci z codzienności, tymczasem akceptacja faktu śmierci
stanowi podstawę społecznego ładu: ,,Szansa na utrzymanie
trwałego pokoju kryje się w tym,w jaki sposób podchodzą do
śmierci przywódcy różnych narodów, ludzie podejmujący ostateczne
decyzje dotyczące wojny i pokoju między narodami.Gdybyśmy wszyscy
uczynili zdecydowany wysiłek, żeby przemyśleć własną śmierć,
rozpraszając w ten sposób nasze obawy związane z pojęciem śmierci
i pomagając innym, by oswoili się z tymi myślami, może byłoby
wokół nas mniej zniszczenia''- pisze Elisabeth Kubler- Ross
lekarka amerykańska, która na podstawie rozmów z ludźmi
nieuleczalnie chorymi przedstawiła pięć etapów przez jakie musi
przejść człowiek dowiadujący się,że wkrótce umrze (6).
Zgodzić się na całe życie to także zgodzić się na Boga,
który daje nam takie kruche, ograniczone, pełne konfliktów
istnienie. Jedynie zgoda na Niego, więcej- na Jego pierwszeństwo
w naszym życiu sprawi, że to życie ma szansę stać się (a raczej
wciąż stawać się) harmonijną całością. ,,Gdy Bóg jest na
pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu '' - mówi
św. Augustyn. Jeżeli przyznamy Bogu pierwsze miejsce w naszym
życiu i pozwolimy Mu na to, aby nas oczyszczał, nasze życie
będzie się stawać coraz bardziej uporządkowane. Jeżeli na Jego
miejscu postawimy kogokolwiek lub cokolwiek innego, jeżeli
będziemy starać się budować życie wokół innej niż Bóg nadrzędnej
wartości - poniesiemy klęskę. Własnym wysiłkiem nie zdołamy

background image

zintegrować wszystkich ,,poziomów życia ". i zawsze będziemy
skazani na to,że - jeszcze raz przywołując Mrożka - ,,uszy i
kopytka" nieodwołalnie przesłonią nam ,,całą żyrafę".
Zgoda na życie przejawia się w postawie wdzięczności, o
której Maria Braun- Gałkowska pisze, że w przeciwieństwie do
rewanżu ,,niczego nie zamyka ale otwiera i wzbogaca"(7) -
wdzięcznością ludziom i wdzięcznością Bogu. Codzienna, konkretna
modlitwa dziękczynna stanowi najkrótszą i najprostszą drogę do
zgody na swoje życie.



Ćwiczenia na czas modlitwy:

1. Co jest Ci najtrudniej w sobie zaakceptować ( weź pod uwagę
wygląd zewnętrzny, cechy charakteru, zdolności, pochodzenie itp)?
Na jakie przejawy Twojego życia jest Ci się najtrudniej zgodzić?
2. Spróbuj wyobrazić sobie moment własnej śmierci. Jakie uczucia
budzą się w Tobie w związku z tym obrazem? Czy boisz się czegoś?
Czego? Co chciałbyś o swoim stosunku do śmierci powiedzieć
Jezusowi?
3. Przypomnij sobie jakąś trudną sytuacje ze swojego życia.
Zechciej dostrzec, że powodem Twoich trudności było to, że w taki
czy inny sposób ,,zafiksowałeś'' się na swoim zdaniu, poglądzie
na sprawę, osobę itp. Proś Boga o łaskę elastyczności i otwarcia.
4. Kto lub co zajmuje pierwsze miejsce w twoim życiu?
5. Jakie miejsce w Twojej modlitwie zajmuje modlitwa
dziękczynienia? Czy dostrzegasz związek między swoją postawą
nieakceptacji życia a brakiem takiej modlitwy?
5. Za co w dzisiejszym dniu chciałbyś podziękować Panu Bogu
(uwaga: nie za co ,,powinieneś'' ale za co chciałbyś podziękować
- to wielka różnica). Które z wydarzeń dzisiejszego dnia
wzbudziło w Twoim sercu odczucie wdzięczności? Czy potrafisz już
dziękować za rzeczy trudne?



Lucyna Słup
ZGODA NA CIERPIENIE


,, Wiara chrześcijańska uczy,że jeżeli w pewnej mierze
podzielamy pokorę i cierpienie Chrystusa, będziemy mieli udział
w Jego zwycięstwie nad śmiercią, a po śmierci posiądziemy nowe
życie, w którym będziemy doskonałymi i najzupełniej szczęśliwymi
istotami."- pisał wielki apologeta chrześcijaństwa angielski
pisarz i filozof Clive Staples Lewis (8).
Te teoretyczne rozważania Lewisa zilustrowało
nieoczekiwanie samo życie. W wieku sześćdziesięciu lat ożenił się
kobietą, którą bardzo kochał. Wkrótce po ślubie jego ukochana

background image

żona zmarła na raka. Przed śmiercią bardzo wiele cierpiała. W
momencie jej śmierci wiara Lewisa rozpadła się jak domek z kart.
Przedtem nie wątpił w miłość Boga, w oczyszczającą wartość
cierpienia, w życie wieczne. W chwili, gdy cierpienie dotknęło
jego samego, stracił tę pewność. ,,Czy Bóg jest miłującym ojcem
dokonującym wiwisekcji?"- zapisał w swoim dzienniku.
Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy przekonani o wartości
cierpienia, w praktyce najczęściej od niego uciekamy. I to
niezależnie od tego czy jest ono przez nas zawinione czy też nie.
Z pewnym uproszczeniem można powiedzieć, że w życiu istnieją dwa
rodzaje cierpienia. Pierwszy rodzaj - to cierpienie, które w taki
czy inny sposób stanowi konsekwencję naszego postępowania. Choć
w tym wypadku związek między naszymi decyzjami a późniejszymi
bolesnymi skutkami wydaje się jasny, to jednak niełatwo nam
przyznać się do błędu. Ktoś, kto cierpi w nieszczęśliwym
małżeństwie na ogół zapomina, że wyboru współmałżonka dokonał
sam. Palacz zapadający na raka płuc także często nie chce uznać
związku między swym nałogiem a chorobą. Jesteśmy odpowiedzialni
za swoje postępowanie i nikt ani nic z nas tej odpowiedzialności
nie zdejmie. Przyznanie się do błędu i przyjęcie cierpienia,
będącego konsekwencją swych czynów może stanowić rodzaj pokuty
(we właściwym sensie tego słowa) tzn. stać się podstawą przemiany
własnej postawy a w konsekwencji często także przemiany bolesnych
sytuacji.
Bywa jednak w życiu takie cierpienie, którego sensu zupełnie
nie rozumiemy. Co można powiedzieć komuś, kto na skutek czyjejś
nieuwagi lub bezmyślności ulega ciężkiemu wypadkowi? Jak mówić
o zgodzie na życie dzieciom osieroconym przez rodziców?
Człowiekowi, którego bezpodstawnie usunięto z pracy odbierając
tym samym jedyne źródło utrzymania nie tylko jemu ale i jego
rodzinie?
Aby zgodzić się na życie trzeba przyjąć także i takie
pozornie bezsensowne cierpienie. Nie da się jednak tego uczynić
bez Chrystusa. Gdy zawodzi racjonalne rozumowanie jedyną rzeczą
do której można się odwołać, jest przykład Jego życia.
Stary Testament wychowuje człowieka przede wszystkim do
zrozumienia ogromnej siły Boga Jahwe panującego nad światem:

,,Pan króluje oblókł się w majestat,
Pan przywdział potęgę i nią się przepasał:
tak utwierdził świat, że się nie zachwieje''.( Ps. 93)

Moc Boga Starego Testamentu skierowana jest przeciwko złu. Bóg
- źródło wszelkiego dobra nie toleruje zła, nienawidzi go z całej
swojej mocy. W obliczu zła moc Boża staje się gniewem Bożym i nie
ma pokoju między Bogiem a złem. Zło musi zostać zniszczone przez
Boga:

,, Pan po Twojej prawicy
Zetrze królów w dniu swego gniewu.

background image

Będzie sądził narody,
wzniesie stosy trupów,
zetrze głowy
jak ziemia szeroka.'' ( Ps. 110)

Jezus Chrystus także objawia moc Boga. Jego Słowo niesie z
sobą ogromną potęgę: zawiesza prawa natury, wiąże złe duchy,
skłania ludzi do pozostawienia wszystkiego i pójścia za Nim. Moc
Boża objawia się w cudach czynionych przez Jezusa, który ucisza
burzę na morzu, chodzi po falach jeziora, rozmnaża chleb,
uzdrawia chorych i wskrzesza umarłych. Obserwujący Go zaskoczeni
ludzie pytają: ,, Skąd On ma tę moc? Czyż nie jest to cieśla z
Nazaretu - syn Maryi i Józefa?''(por. Mk. 6,1).
Potęga działania Chrystusa sprawia, że tłumy nie dają Mu
chwili wytchnienia: ,,Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo
wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi
i usiadł w niej (pozostając) na jeziorze, a cały lud stał na
brzegu jeziora.''(Mk, 4,1)
Moc Jezusa podobnie jak moc Boża w Starym Testamencie jest
również skierowana przeciwko złu: Jezus wyrzuca złe duchy, leczy
z chorób, które są same z siebie złe ( w Nowym Testamencie
podobnie jak i w Starym choroba jest ściśle związana ze skutkami
grzechu i działaniem szatana). Jezus nie chce jednak aby Jego
czyny były rozgłaszane: ukrywa się, ucieka, objawia się jako
łagodny , cichy , nie narzucający się, który ,,trzciny nadłamanej
nie złamie i nie zgasi knota o nikłym płomyku.'' Jeszcze bardziej
dziwne jest to, że posługując się tak wielką mocą , nie chce użyć
jej we własnej obronie. Walczy ze złem, które uderza w innych ale
nie broni się przed tym złem, które uderza w Niego samego.
Pozwala się pojmać i zabrania uczniom występować czynnie w swojej
obronie. Pozwala się lżyć, biczować i ukrzyżować: Pozbawia się
Bożej mocy do tego stopnia, że w chwili śmierci rezygnuje z tego
jedynego pocieszenia, którym mogłoby być doświadczenie obecności
Ojca: ,,Boże mój, Boże mój czemuś Mnie opuścił!''(Mk. 15,34).
W Jezusie Chrystusie odkrywamy tę cechę Boga o której Stary
Testament nie mówił wyraźnie - Jego słabość. Słabość wynikającą
z miłości do człowieka, z poszanowania ludzkiej wolności. W
przeciwieństwie do Boga Starego Testamentu, który zawsze niszczy
zło, Jezus zgadza się na to, aby zło w niego uderzyło, pozostaje
wobec niego słaby i bezbronny. ,,Innych wybawiał a sam siebie
wybawić nie może"- drwią z Niego przechodzący obok krzyża
(por.Mk 15,30- 31)
Zgoda na własne życie jest zgodą na cierpienie, na to, że
zło może uderzyć w nas, że inni mogą nas zniszczyć. Nie można
zabezpieczyć się przed tym, że nie zostanę skrzywdzony, że zło
mnie nie dotknie. Jeżeli potrafimy obronić się przed nim w jednej
sytuacji,w następnej już nie potrafimy. Jeżeli zaś zdołamy bronić
się przed złem przez całe życie - na pewno nie obronimy się przed
tym ostatecznym atakiem zła, którym jest śmierć. Śmierć jest
jakby symbolem tego zła, które uderza w nas przez całe życie.

background image

Taka zgoda jest niemożliwa bez zjednoczenia z Chrystusem
cierpiącym, dlatego najwyższą szkołę zgadzania się na własne
życie stanowi kontemplacja męki i śmierci Jezusa. W swej istocie
zgoda na życie - w rozumieniu chrześcijańskim - jest zgodą na to,
aby się dać ukrzyżować. Bunt przeciwko życiu jest w najgłębszym
sensie niezgodą na krzyż.
Jezus dał się ukrzyżować, bo nie chciał przekazać dalej zła,
którego doświadczył, pozwolił mu zatrzymać się na sobie.
Cierpienie, które dotyka nas w życiu jest często skutkiem grzechu
innych ale w naszych skrzywdzeniach zawarte jest równocześnie
nasze powołanie do ich przyjęcia i podjęcia. Jesteśmy wezwani do
tego, aby nie przekazywać dalej krzywd, których doświadczyliśmy,
aby zatrzymać na sobie łańcuch zła. Zawsze będzie się to wiązało
z bólem a często z taką bezsilnością, że pozostaje tylko w
milczeniu adorować krzyż.
Cierpienie przeżyte z Jezusem zawsze jest
życiodajne:,,Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie
obumrze, zostanie tylko samo,ale jeżeli obumrze przynosi plon
obfity"(J,12 - 24). Przekonał się o tym Clive Stapples Lewis.
Doświadczenie śmierci ukochanej żony ukazało mu fakt, że tak
naprawdę o Bogu, o Jego drogach, którymi nas prowadzi nie można
nic powiedzieć. W ten właśnie sposób doszedł do prawdziwej wiary.



Ćwiczenia na czas modlitwy

1. Jaki jest Twój obraz mocy Boga? Czy nie oczekujesz, że w
sytuacji konfliktowej Bóg stanie po Twojej stronie przeciwko
drugiemu człowiekowi? Czy nie oczekujesz, że On pozwoli Ci
zwyciężyć tych, którzy Cię niszczą?
2.Czy nie poddajesz się zwątpieniu, kiedy Bóg pozornie przegrywa
na Twoich oczach, kiedy dostrzegasz triumf zła, które urąga Bogu?
Czy nie gorszysz się, kiedy dostrzegasz słabość ludzi Kościoła?
3. Przypomnij sobie jakąś sytuację, w której potraktowano Cię
niesprawiedliwie. Jaka była wówczas Twoja reakcja? Zauważ Twoje
podnoszenie głosu, spieranie się, żeby obronić rzeczy nieraz
wątpliwej wartości. To bronienie się bardzo zaciekłe, agresywne
jest niezgodą na to, że zło może Cię dotknąć.
4. Przeanalizuj swoją postawę wobec słabych. Ponieważ nie
przyjmujemy zła, które nas dotyka przekazujemy go innym,
odpłacamy złem za zło. Próba dominowania nad innymi i pokazywanie
im swojej wyższości jest to odreagowanie zła, którego nie
przyjęliśmy, na które tak naprawdę nie zgodziliśmy się.





background image

Lucyna Słup
SPOTYKAJĄC DRUGIEGO

,,Nie jest dobrze, aby człowiek był sam - powiedział w raju
Bóg - uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc.''(por. Rdz.
2, 18). Zostaliśmy stworzeni do życia w relacji z drugimi, we
wspólnocie. Nic więc dziwnego, że także i w naszej zgodzie na
życie przejawia się ów relacyjny ,,wspólnotowy'' wymiar.
To w oczach drugiego, kochającego nas człowieka odczytujemy
potwierdzenie własnej wartości. Dzięki drugiemu także możemy
odkryć prawdę o nas samych. Nieraz bywa to oczywiście bardzo
bolesne - nie tylko ze względu na samą prawdę, także ze względu
na sposób w jaki ktoś mi tę prawdę ukazuje.
Moja zgoda na życie, która dokonuje się w dużej mierze
dzięki drugiemu człowiekowi, na niego też wywiera wpływ. Gdy nie
ma miłości do swojego życia , wówczas wszystko, co najświętsze
można wykorzystać przeciwko drugiemu człowiekowi. Można cytować
Pismo Święte, reguły zakonne, żeby upokorzyć drugiego. Na tym
właśnie polega moralizowanie - na mówieniu prawdy bez miłości.
Zgoda na swoje życie jest ,,warunkiem wstępnym'' kochania
drugich. Rację miał Jezus, gdy miarą miłości bliźniego uczynił
miłość siebie. ,,Miłuj bliźniego swego jak siebie samego...'' -
nie więcej, nie mniej ale tak jak siebie. Jeżeli będziemy chcieć
kochać z pominięciem tej zasady, ten drugi stanie się pewnego
rodzaju ,,podpórką" - kimś, kogo obciążamy naszymi niezdrowymi
pragnieniami uznania, akceptacji, podziwu lub ,,śmietnikiem'',
do którego wrzucamy nasze żale, agresje i frustracje.
Czymś, co odgrywa ogromną rolę w naszych relacjach z drugimi
są uczucia- zarówno pozytywne jak i negatywne. Zwróćmy uwagę jak
często mówimy o kimś ,,On jest sympatyczny" albo: ,,On jest
denerwujący". W rzeczywistości ten ktoś nie jest ani sympatyczny
ani denerwujący, tylko my odbieramy jego osobę pozytywnie lub
negatywnie. To w nas istnieją emocje, które spotkanie z drugim
tylko wyzwoliło. To, że ich sobie nie uświadamialiśmy o niczym
nie świadczy. Naszymi emocjami rządzi ,,zasada góry lodowej".
Jeżeli góra lodowa płynie po oceanie, widać tylko jej
wierzchołek. Reszta jest ukryta pod wodą. Podobnie jest z
ludzkimi uczuciami. Jesteśmy świadomi tylko ich niewielkiej
części - reszta jest głęboko ukryta w ,,trzecim pokoju", w
podświadomości.
Sytuacje, w których dochodzi do wyzwolenia uczuć
negatywnych, stanowią naszą wielką szansę. Dzięki nim nie tylko
zdajemy sobie sprawę z istnienia tych uczuć ale możemy uczyć się
panować nad nimi - nie tłumić lecz kontrolować je. Aby tak się
stało trzeba nam najpierw zaakceptować swoje negatywne emocje,
przyznać się do tego, że one istnieją i przyjąć je bez poczucia
winy, ponieważ uczucia same w sobie nie są ani dobre ani złe. W
konkretnej sytuacji trzeba więc uświadomić sobie ,,Jestem
rozżalony ", ,,Jestem zdenerwowany" - i, co bardzo ważne, ,,Te
uczucia ,,rodzą się'' ze mnie a nie z kogoś drugiego''. Jeżeli

background image

ten drugi ,,działa mi na nerwy'' to znaczy, że we mnie jest coś,
co wywołuje taką reakcję. Trzeba więc spróbowac nabrać dystansu
do tego, co przeżywam (uczucia nie są mną! ), a równocześnie
pytać, co jest prawdziwym źródłem tego, że jestem rozżalony,
zdenerwowany, rozczarowany... Próba sięgnięcia do źródeł z całą
pewnością odkryje zranienia powstałe na skutek braku miłości.
Jeśli więc chcemy ,,wychować'' nasze uczucia nie wystarczy tylko
(choć to bardzo ważne) ,,nawiązać z nimi kontakt" - trzeba rany,
z których te uczucia wypływają poddać pod uzdrowienie Jezusowi.
Przecież jeśli chorujemy na zapalenie płuc, nie możemy poprzestać
na zbijaniu gorączki, musimy leczyć chore płuca!
Agresja, frustracje, żale najczęściej dochodzą do głosu w
sytuacjach konfliktowych. W potocznym rozumieniu takie sytuacje
są rzeczą złą. ,,I żeby nigdy nie było między wami konfliktów"-
życzymy czasem młodym parom. Takie życzenia są nierealne -
konflikty należą do rzeczywistości, są nieuniknione. Mogą
doprowadzić do zniszczenia relacji albo do jej pogłębienia. Same
w sobie nie są ani dobre ani złe. Zła może być kłótnia, która im
towarzyszy (czyli niekontrolowany wybuch uczuć negatywnych),
będąca najczęstszym sposobem ,,rozwiązywania" konfliktów.
Pierwszym krokiem prowadzącym do rzeczywistego rozwiązania
konfliktu jest dostrzeżenie go, nazwanie i przyjęcie - przez obie
zaangażowane w konflikt strony. Drugim - uświadomienie sobie
własnego stanu uczuciowego bez obciążania zań winą kogokolwiek
(a więc to nie twoja wina, że ja jestem zdenerwowany, rozżalony
itd) Trzecim - nazwanie dążeń jednej i drugiej strony przy
założeniu, że zarówno ja jak i ty mam swoje racje ( inaczej
mówiąc do rozmowy przystępuję z nastawieniem ,,Z pewnością nie
całkiem się mylę ale na pewno nie mam całkowitej racji").
Nazwanie dążeń powinno być w miarę precyzyjne, bez ,,owijania w
bawełnę" - a więc ,,O co ci naprawdę chodzi, kiedy się na mnie
złościsz, unikasz mnie, czepiasz się rzeczy drugorzędnych?''.
Dopiero po przejściu tych wstępnych etapów można wspólnie szukać
rozwiązania (a raczej wielu możliwych rozwiązań), wybrać z nich
jedno i wcielić je w życie na próbę. Jeśli się nie sprawdziło,
warto wrócić do punktu, w którym szuka się nowego rozwiązania i
znowu przyjąć je na próbę (9).
W rozwiązywaniu konfliktów wielką rolę odgrywa modlitwa.
Jest ona szczególnie ważna w przygotowaniu gruntu pod rozwiązanie
konfliktu tzn. w uświadomieniu go sobie, a także w rozeznaniu
tego, co przeżywamy, a przede wszystkim w pracy nad przemianą
siebie. Niestety, gdy znajdziemy się w trudnej sytuacji
najczęściej myślimy o tym, że to nie my, ale inni powinni się
zmienić:

,,Sufi Bayazid opowiada o sobie samym:
Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa
wyglądała tak: ,,Panie, daj mi siły,
żeby zmienić świat".

background image

W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem
sobie, że minęło mi pół życia, a nie zdołałem
zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją
modlitwę i zacząłem mówić:
,,Panie, udziel mi łaski,
by przemienić tych,
którzy się ze mną kontaktują.
Choćby tylko moją rodzinę
i moich przyjaciół.
Tym się zadowolę".

Teraz, kiedy jestem stary i moje dni są policzone,
zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi.
I moja jedyna modlitwa jest taka:
,,Panie, udziel mi łaski,
bym sam się zmienił".

Gdybym tak się modlił od początku,
nie zmarnowałbym życia. (10)


Rozwiązanie konfliktu rodzi się zawsze w dialogu, ,,pośrodku
drogi" między jedną a drugą racją. Dialog zawsze przemienia tych,
którzy w nim uczestniczą ale nie zawsze w jednakowym stopniu.
Mówiąc inaczej: zawsze można się ,,dogadać" ale nie zawsze jest
to prawdziwe, głębokie porozumienie. Ono jest możliwe tylko
wówczas, gdy każda ze stron na tyle na ile ją stać, otworzy się
na Boga. Im mniej w nas wewnętrznych bloków i barier, tym łatwiej
możemy ,,wykorzystać" łaskę, którą On daje. Nieprzypadkowo Jezus
dając ,,nowe przykazanie" na pierwszym miejscu, przed miłością
siebie i bliźniego, postawił miłość Boga. Prawdziwie spotkać
można się tylko w Nim. Miłości koniecznej do dialogu nie da się
,,wykrzesać" z siebie na siłę. Można ją tylko otrzymać w darze.


Ćwiczenia na czas modlitwy:


1. Jak zachowujesz się w momentach, gdy drugi człowiek mówi ci
o tobie coś mało przyjemnego? Przyjrzyj się swoim mechanizmom
obronnym, które ujawniają się w takich sytuacjach. Czy zdarza ci
się zastanowić ,,A może on miał choć odrobinę racji?''
2. Przypomnij sobie Twój ostatni konflikt z kimś. Jak go
rozwiązałeś? Czego przez ten konflikt nauczyłeś się o sobie? Co
chciałbyś o swoim podejściu do konfliktów powiedzieć Panu Bogu?




Lucyna Słup

background image

IĆŚ, CIĄGLE IĆŚ

"Iść, ciągle iś w stronę słońca, aż po horyzontu kres...''
- śpiewał kiedyś zespół ,,2+1''. Droga ku akceptacji własnego
życia jest niewątpliwie drogą długą i prowadzącą ku wolności
wewnętrznej - ,,w stronę słońca...'' Myliłby się jednak ktoś, kto
sądzi,że ma ona kształt linii prostej - wystarczy na nią wejść,
a dalej wszystko toczy się samo.Droga prowadząca do zgody na
własne życie rozwija się ruchem spiralnym. Idąc nią napotykamy
na ,,słoneczne polany" ale także i na ,,ciemne lasy ", które
wydają się nie mieć końca, na sytuacje pozornie bez wyjścia.
Mimo, że najchętniej byśmy je ominęli, to właśnie dzięki tym
trudnym, kryzysowym sytuacjom dokonuje się w naszym życiu
najwięcej.
Kryzysy spotykające nas w życiu są rzeczą normalną i pełna
zgoda na życie jest niemożliwa bez akceptacji tego faktu. Mimo
potocznego, negatywnego zabarwienia słowa ,,kryzys", są one
doświadczeniami pozytywnymi prowadzącymi do otwarcia nowych,
życiowych horyzontów. Inaczej mówiąc kryzysy mogą stać się naszą
wielką szansą na bardziej pogłębioną i pełniejszą zgodę na życie
- pod warunkiem, że zostaną przyjęte i właściwie podjęte.
Każdy kryzys- niezależnie od tego, jakich wartości, czy jakiej
dziedziny życia dotyczy - charakteryzuje się pewną dynamiką (11).
Rozpoczyna się w momencie gdy z ,,jasnej polany" - wkraczamy w
,,ciemny las'', gdy ,,wali się nam świat'', gdy to, co dotychczas
znane staje się obce. Jesteśmy zaskoczeni, często przerażeni nową
sytuacją, nie umiemy się w niej odnaleźć. Zawodzą nasze
sprawdzone metody, sposoby reagowania - czujemy się jak w
pułapce.
Już w tym momencie stajemy przed wyborem. Możemy - odwołując
się do utrwalonych sposobów reagowania próbować cofnąć się do
sytuacji sprzed kryzysu albo zaakceptować fakt zupełnych
ciemności i starać się wytrwać. Tylko drugi sposób zachowania się
gwarantuje nam przejście przez tę fazę kryzysu, tzw. fazę
zagubienia.
Jeżeli go wybierzemy, wkrótce okaże się, że ciemność staje
się jeszcze większa.W tej następnej fazie kryzysu - fazie
dezorientacji negujemy dotychczasowe wartości i sposoby
postępowania,gdyż boleśnie doświadczamy, że one się nie
sprawdziły. Często kwestionujemy wszystko, czym żyliśmy do tej
pory. Tu także możemy się cofnąć lub... przeczekać akceptując
dezorientację w czujny, ,,nasłuchujący''sposób i starać się
odnaleźć drogę, która z ciemności wyprowadzi nas ku światłu.W ten
sposób wchodzimy w fazę trzecią,gdzie najważniejsze staje się
odczytanie, rozeznanie tego,co mamy czynić.
Rozeznanie i wybór odpowiedniego sposobu zachowania się w
sytuacji kryzysowej wiąże się zawsze z walką wewnętrzną, z
trudem, z cierpieniem. Poznawanie prawdy o sobie, zrywanie z
dotychczasowym sposobem myślenia i reagowania, szukanie nowej
drogi - to wszystko nas bardzo boli. Na każdym etapie kryzysu

background image

mamy ochotę się wycofać, ale tylko przejście przez wszystkie jego
fazy pozwoli nam w procesie akceptacji życia posunąć się o krok
dalej.
Jaden kryzys nie jest przegrany, jeżeli podejmujemy go z
Chrystusem, który nas umacnia i pomaga wybrać właściwą drogę.
Zaufanie Jego prowadzeniu na każdym etapie kryzysu, odczytywanie
tego, czego On od nas oczekuje sprawia, że nasze życie staje się
coraz bardziej zgodne z Jego wolą. Na podstawie przyjmowania
sytuacji kryzysowych widać wyraźnie, że zgoda na własne życie nie
ma nic wspólnego z biernością i cierpiętnictwem ale jest twórczym
szukaniem Prawdy.
Odnalezienie właściwej drogi i wejście na nią sprawi, że
ciemność zacznie się przerzedzać. Wyjdziemy znowu na ,,słoneczną
polanę''. Otworzą się przed nami nowe perspektywy, nowe
możliwości działania. Podejmiemy życie na nowo w nowej sytuacji.
Będziemy czuć się dobrze, swojsko, bezpiecznie- aż do następnego
kryzysu...
Droga akceptacji życia nigdy się nie kończy i prawdziwym
nieszczęściem byłoby stwierdzenie, że już doszliśmy do celu.
Wprawdzie z biegiem lat ,,słoneczne polany" kuszą nas coraz
bardziej ale tym mocniejsze powinno być nasze wewnętrzne
pragnienie, aby iść dalej, aby nie ustawać w dążeniu, w wysiłku,
w trudzie... W trudzie poznawania siebie,przemiany swoich postaw
i w trudzie ufania na nowo w każdej sytuacji, w trudzie
poddawania się Bożemu prowadzeniu. I właściwie nie jest ważne,
czy coś osiągnęliśmy. ,,Naszym powołaniem jest nie tyle
doskonałość, co rozwój'' - pisze John Powell (12).
Faust, bohater słynnego poematu Goethego na pewno nie był
człowiekiem pobożnym w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie
prowadził cnotliwego życia - uwiódł i porzucił zakochaną w nim
Małgorzatę. Nie mówiąc o tym,że zawarł pakt z piekłem chcąc
przeżyć życie jeszcze raz.
Tym,co go ożywiało było dążenie do prawdy. Ono skłoniło go
do tego, by oddać swą duszę za eliksir młodości...Ono wreszcie
pozwoliło mu odnaleźć sens życia w czynieniu dobra. Dlatego w
chwili śmierci Faust zostaje uratowany. egnając się z życiem
słyszy słowa aniołów:
,,Kto wiecznie dążąc trudzi się,
tego wybawić możem"(13)


Ćwiczenia na czas modlitwy:


1. Jak zachowujesz się w sytuacjach kryzysowych? Czy czujesz w
sobie powiew nadziei czy ogarnia Cię beznadziejność? Jakie Twoje
reakcje o tym świadczą?
2. Przypomnij sobie jakąś sytuację kryzysową ze swojego życia.
Jak się w niej zachowywałeś? Przypomnij sobie swoje sposoby
reagowania w poszczególnych ,,fazach kryzysu''. Które z nich Cię

background image

wewnętrznie zamykały, które prowadziły ku większej wolności? Co
chciałbyś o przeżytym kryzysie powiedzieć Panu Bogu?
3. Czy sytuacja kryzysowa była przedmiotem Twojej modlitwy,
Twojej walki wewnętrznej? Czy podjąłeś ją w rozmowie ze
spowiednikiem, na rekolekcjach?
4.Opis ,,pełnej zbroi Bożej'' ( por. Ef. 6,10 - 19) ukazuje
niezbędne ,,wyposażenie'' chrześcijanina na czas kryzysu. Jak w
Twoim życiu wygląda to wyposażenie? Czego Ci brak? Co chciałbyś
o swojej ,,zbroi'' powiedzieć Panu Bogu.


Lucyna Słup
OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO


W cytowanej kilkakrotnie książce ,,Jak kochać i być
kochanym", John Powell pisze: ,,Niemal wszystkie podziały i
ludziom przypinane etykietki nie mają sensu. Przypuszczam, iż
tylko jeden podział jest zasadny: na ludzi ,,rozwijających się
" i ,,trwających w zastoju".Jest to więc podział na ,,otwartych''
i zamkniętych". Pierwsi korzystają z pedagogiki bólu i wykazują
chęć wewnętrznych zmian...Ci drudzy...po prostu nie przyjmują
tych lekcji bólu. Szukają spokojnej, narkotycznej egzystencji i
bezużytecznego spokoju...Umrą nie przeżywszy życia
naprawdę.''(14).
Jeżeli szukać jakiegoś wyrażenia pozwalającego w najbardziej
skondensowanej formie zamknąć wszystkie warunki konieczne do
tego, aby wciąż na nowo podejmować proces zgody na siebie i swoje
życie, to wyrażeniem tym byłaby proponowana przez Powella
,,otwartość".Własne życie przyjmie naprawdę człowiek otwarty
albo,inaczej mówiąc, twórczy.
Twórczość człowieka wyraża się w różnych dziedzinach życia:
w literaturze, sztuce, muzyce, polityce, gospodarce...Jednak
wielka twórczość zewnętrzna ma tak naprawdę sens o tyle, o ile
wyraża twórczość wewnętrzną- w przeciwnym wypadku staje się
pustym aktywizmem, ucieczką od własnych problemów. Najważniejszym
polem twórczości człowieka jest zawsze jego własne życie. To w
twórczej postawie wobec życia zamyka się to, co na wstępie
określiliśmy jako warunki jego pełnej akceptacji: wielkie
pragnienie, odwaga w przełamywaniu schematów, energia,
wytrwałość, roztropność...
Świadome podjęcie życia domaga się od nas postawy twórczej
realizowanej przede wszystkim w dziedzinie duchowej. Prawdą jest,
że ludzie są bardziej i mniej twórczy z natury ale droga twórczej
akceptacji swojego życia stoi otworem przed każdym. Trafnie
ilustruje to biblijna przypowieść o talentach ( Mt, 25, 14 - 30).
Wybierający się w drogę pan zwołuje swoje sługi i przekazuje im
swój majątek. Każdego ze sług obdarza według swego upodobania -
jednemu daje pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden. Po
powrocie rozlicza się z nimi. I okazuje się, że jego uznanie

background image

zyskuje zarówno ten sługa, który otrzymał pięć talentów jak i
ten, który otrzymał dwa talenty gdyż obaj ,,puścili je w obieg''
i podwoili otrzymaną sumę. Obaj zostają jednakowo wynagrodzeni.
Kara spotyka trzeciego sługę, który ,,poszedł i rozkopawszy
ziemię ukrył pieniądze swego pana''( charakterystyczne, że
uczynił to ze strachu przed nim!). ,,Każdemu bowiem, kto ma,
będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma
zabiorą nawet to, co ma.'' - kończy przypowieść Ewangelista
ilustrując tym samym zasadę współpracy z Bogiem do której
jesteśmy wzywani wszyscy, niezależnie od liczby i rodzaju
talentów, które otrzymaliśmy.
Tymi, którzy najbardziej twórczo podjęli swoje życie byli
święci.Potrafili ,,wykorzystać "wszystkie swoje ,,talenty"-
zdolności lub ich brak, wysokie i niskie urodzenie, majątek i
biedę, zdrowie i chorobę.
Francuska mistyczka i stygmatyczka Marta Robin, której
proces beatyfikacyjny został niedawno rozpoczęty, od młodości
była całkowicie sparaliżowana, później także niewidoma. Przez
wiele lat nie jadła i nie piła żyjąc tylko Eucharystią. Nigdy nie
opuszczała swojego pokoju a stała się założycielką licznych
wspólnot (,,ognisk miłości"). Była prostą, niewykształconą
kobietą a cała Francja udawała się do niej po kierownictwo
duchowe.
Siłą Marty była twórcza akceptacja cierpienia przeżywanego
w wielkim zjednoczeniu z Jezusem. W każdym tygodniu uczestniczyła
w sposób mistyczny w Męce Pańskiej: ,,Cała moja istota przyjmuje
cierpienie - wyznawała Marta - z jeszcze większym poświęceniem,
z coraz to większą miłością, z o wiele większym zaufaniem,
większą Bożą obojętnością, większym wyrzeczeniem w stosunku do
wszystkiego...Być chorym oznacza być skazanym na upokorzenia, na
umartwienia, na niedolę; jednakże te upokorzenia, umartwienia i
niedole zamienione są w płonące lampy dla duszy, która chce
kochać Boga...''(15) Twórcza postawa wobec swojego życia jest
darem Bożym. Płynie ze zjednoczenia z Chrystusem, jest owocem
działania Ducha Świętego w sercach ludzkich. Nieprzypadkowo
,,twórczość'' została w naszych rozważaniach skojarzona z postawą
,,otwartości''. Im bardziej otwieramy się na Ducha Świętego, tym
jesteśmy bardziej twórczy. To Duch Święty daje nam siłę do
ciągłego szukania woli Boga, wlewa w nasze serca zapał i siłę,
wyzwala nas z naszych ograniczeń. Poddając się Jemu uzyskujemy
coraz większą prostotę serca.
Szczególnym źródłem twórczej mocy jest Eucharystia, w której
jednoczymy się z całą Trójcą Świętą. Jednak owoc Eucharystii -
przemiana naszego życia w kierunku stawania się ,,Eucharystią''
czyli ofiarą dla innych - niemożliwy jest bez naszego
wewnętrznego zaangażowania zmierzającego do życia Eucharystią na
co dzień.

Ćwiczenia na czas modlitwy:

background image

1. Przywołując na myśl jakąś konkretną sytuację z życia
rodzinnego lub z pracy spróbuj dostrzec schematyzm w Twoim
sposobie myślenia o sytuacjach, o innych ludziach. Czy
dostrzegasz, że wpływa on na Twój sposób reagowania, na Twoje
sądy o innych ludziach i kontakty z nimi? Skonfrontuj swoją
postawę ze słowami św. Pawła ,,Odnawiajcie się Duchem w waszym
myśleniu...''(Ef 4,23).
2. Jakie miejsce w Twojej pobożności zajmuje Duch Święty?
3. Przeczytaj fragment Biblii ,,życie według Ducha''(Rz, 8,1).
Czy chciałbyś być prowadzonym przez Ducha Świętego w swoim życiu?
Jeśli tak, proś Go o to teraz. Ponawiaj swoją prośbę każdego
dnia.
4. Jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje Eucharystia? Czy
traktujesz ją tylko jako obrzęd czy jako źródło siły w
podejmowaniu Twoich życiowych zadań?


Józef Augustyn SJ
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

Zamiast podsumowania proponujemy modlitewne rozważenie
sceny Zwiastowania. Nie została ona wybrana przypadkowo. W
postawie Maryi jak w soczewce skupiają się wszystkie elementy
twórczej zgody na życie: przyjęcie miłości Boga i zaufanie Mu,
poddanie się Duchowi Świętemu, zgoda na cierpienie oraz twórcze
szukanie odpowiedzi na pytania, które życie z sobą niesie.

W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w
Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi,
imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: "Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan
z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami."Ona zmieszała
się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozrowienie
lecz anioł rzekł do Niej: " Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem
łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię
Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan
Bóg da Mu tron Jego ojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba
na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca". Na to Maryja rzekła
do anioła: "Jakże się to stanie skoro nie znam pożycia z mężem?"
Anioł Jej odpowiedział: "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc
Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi,
będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta,
poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta,
która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic
niemożliwego." Na to rzekła Maryja: "Oto Ja służebnica Pańska,
niech mi się stanie według twego słowa". Wtedy odszedł od Niej
anioł (Łk 1, 26-38).


1. Bądź pozdrowiona łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławiona

background image

jesteś między niewiastami. Pozdrowienie przekazane Maryi przez
Anioła wskazuje na wyraźną i jednocześnie bardzo mocną podstawę
zgody na nasze życie: Bóg jest życzliwy człowiekowi; Bóg darzy
człowieka swoim pokojem, Bóg darzy go swoim dobrem. Każde
działanie Boga w życiu człowieka jest dzieleniem się Stwórcy
swoim własnym szczęściem ze swoim stworzeniem. Nasza wiara w
życzliwość Boga jest fundamentem zgody na nasze życie. Bóg jest
mi przychylny, Bóg jest po mojej stronie i właśnie dlatego mogę
przyjąć moje życie.
Jeżeli buntujemy się przeciwko życiu, to właśnie dlatego,
iż nasz obraz Boga jest zafałszowany. W buncie przeciwko własnemu
życiu jest zawsze ukryta wielka podejrzliwość wobec Boga.
Buntując się posądzamy Boga, iż jest przeciwko nam. Bardzo często
wolę Pana Boga odbieramy jako nieuchornne fatum, jako tragiczny
los, którego celem jest utrudnić, czy wręcz zniszczyć ludzkie
szczęście na ziemi. Pojęcie woli Bożej kojarzy się nam
najczęściej wyłącznie ze zgodą na kataklizmy, cierpienia, ból,
śmierć. Pozdrowienie Maryji przekonuje nas, iż wolą Boga dla nas
jest Jego łaskawość, życzliwość, Jego miłość.
Bądź pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą - taką Dobrą Nowiną
Pan Bóg obdarza nie tylko Maryję, ale każdego człowieka, który
pojawia się na ziemi, niezależnie od jego osobistego
doświadczenia miłości ludzkiej. Zranienie w ludzkiej miłości,
choć może być doświadczane boleśnie i może (szczególnie na
początku doświadczenia duchowego) utrudniać pełne otwarcie się
na miłość Boga, to jednak nie przekreśla przyjęcia tej miłości,
a tym samym pełnej zgody na własne życie.
Znamienne jest, iż Maryja słysząc pozdrowienie anioła
zmieszała się na te słowa. Dla Maryi Dobra Nowina o nieskończonej
życzliwości Boga człowiekowi była doświadczeniem zaskakującym,
budzącym zdziwienie i zmieszanie. Jeżeli człowiek przestaje się
dziwić miłości Boga, Jego nieskończonej życzliwości, znaczy to,
iż jej jeszcze w pełni nie rozumie. Zdziwienie, zaskoczenie, a
nawet "zaszokowanie" miłością Boga należy do istoty naszej wiary.
Jeżeli uważamy, że miłość Boga jest "rzeczywistością oczywistą",
która nam się należy, znaczy to, iż jeszcze jej w pełni nie
doświadczyliśmy i tak naprawdę jeszcze nie wiemy, co to znaczy
kochać Boga i co oznacza być przez Niego kochanym.

2. Ewangelista Łukasz wspomina, iż Maryja rozważała, co
miałoby znaczyć to pozdrowienie. Innym razem stwierdzi, iż nosiła
w sercu słowa Jezusa, także wówczas (a może szczególnie wówczas),
kiedy ich nie rozumiała. Doświadczenie miłości Boga, Jego
życzliwości domaga się od człowieka rozważania, "noszenia jej w
sercu". Przeczucie głębi, niezwykłości Dobrej Nowiny wymaga od
nas wielkiego modlitewnego zaangażowania.
Zgoda na własne życie domaga się przedłużonej, wytrwałej
modlitwy, domaga się medytacji. Jeżeli buntujemy się przeciwko
życiu, to także dlatego, że nie wsłuchujemy się w działanie Boga
w historii naszego życia, w Jego "błogosławieństwa", ale jedynie

background image

w nasze życiowe "przekleństwa".
Każdy z nas staje się tym, co kontempluje.
Jeżeli rozważamy, "kontemplujemy" wyłącznie życiowe
niepowodzenia, klęski, upadki, skrzywdzenia, to nasze życie staje
się gorzkie, czarne i smutne. Nie chce nam się żyć. Zachowujemy
w sercu nasze przekleństwa, jako największe życiowe "skarby".
Ewangelia zawsze przekracza człowieka i jego możliwości
rozumienia. Jeżeli dla Maryji z jej czystym i niepokalanym sercem
nie było od razu jasne i oczywiste pozdrowienie anielskie, to
o ileż trudnej nam jest odkryć jego sens z całym naszym
uwikłaniem w namiętności zaciemniające nam widzenie. Ale w naszej
niemożności pojmowania Tajemnicy Boga zostajemy uspokojeni.
Słyszymy bowiem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u
Boga.

3. Pozdrowienie anielskie, życzliwość Boga budzi nie tylko
zachwyt i fascynację, ale także przestrach i lęk. Swoim
wezwaniem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga,
Maryja zostaje najpierw wezwana, aby dostrzegła swój niepokój
oraz pokusę pójścia za nim. Człowiek może przezwyciężyć lęk tylko
wówczas, kiedy go najpierw zauważy i zaakceptuje. Nieraz całe
życie jesteśmy pogrążeni w lęku tylko dlatego, iż nie chcemy się
do niego przyznać. Trzeba nieraz odwagi, aby dostrzec swoje
zalęknienie, odkryć jego wielkość i uznać swoją bezradność wobec
niego. Kiedy trwamy w parliżującym nas lęku, spokojny "trzeźwy"
dialog z Bogiem, przyjęcie "Zwiastowania" jest nie możliwe.
Zauważmy, iż Świat współczesny żyje w ciągłym zagrożeniu i
lęku. Jakie wielkie poruszenie zrobiły słowa Jezusa przypomniane
przez Jana Pawła II w dniu inauguracji jego pontyfikatu: Nie
lękajcie się. Potrzebujemy takich słów, które mogłyby wlać
nadzieję i odwagę w nasze struchlałe umysły i serca. Jest w nas
wiele lęku.
Unikamy odważnego spojrzenia na nasze życie, ponieważ
obawiamy się, iż ocena naszego życia może wypaść blado i marnie.
Spokojne dostrzeżenie naszych lęków jest jednak możliwe,
ponieważ znaleźliśmy łaskę u Boga. Łaską Boga daje nam niezwykłą
odwagę i światło dla rozeznania w prawdzie naszej lękowej
sytuacji.
Zgoda na własne życie wymaga bowiem zgody na własny lęk. Im
jaśniej i odważniej widzimy nasze zastraszenie, tym mniej jest
ono groźne. Niebezpiecznym jest zawsze lęk ukryty, zamaskowany,
najczęściej pod pozorem "odważnej agresji". Działanie w lęku,
którego nie jest się świadomym, jest zwykle pełne okrucieństwa,
zarówno wobec siebie samego, jak również wobec innych. Lęk bowiem
zawsze wiąże się z nienawiścią siebie samego i innych. Wszelkie
zło pochodzi ze strachu i każdy gwał z niego się bierze. Osoba
pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy
obawiasz się czegoś, stajesz się zły (Anthony de Mello SJ).
Właśnie dlatego słyszymy wezwanie: nie bój się, znalezłaś(eś)
łaskę u Boga.

background image

Boimy się nie tylko jednak siebie samych, ale boimy się
także Boga. Zabrzmi to może nieprawdopodobnie, ale najbardziej
boimy się bezinteresownej miłości Boga. Jesteśmy nieraz tak
głęboko poranieni, skrzywdzeni, iż samo słuchanie o miłości
(jakiejkolwiek miłości) może nam sprawiać ból. Czujemy się
znacznie "lepiej", kiedy doświadczamy odruchów ludzkich niechęci
czy wręcz nienawiść. To już dobrze znamy i z tym czujemy się
"bezpieczenie". Jeżeli przyjmemy słowa skierowane do Maryji i do
każdego z nas: Nie bój się, znlazłaś(eś) łaskę u Boga, mogą one
dokonać w nas cudu: możemy otworzyć się na Jego miłość wbrew
najgorszym naszym zaranieniom i doświadczeniom życiowym.
Mówimy niekiedy: miłość jest możliwa. To stwierdzenie jest
zbyt lękliwe, małoduszne. Trzeba raczej powiedzeć: Miłość jest
faktem. Trzeba ją jedynie przyjąć i "już od zaraz", od "teraz"
będzie ona naszym udziałem.

4. Z miłością wiąże się zaufanie i pełne oddanie siebie. Im
większa miłość, tym większe zaufanie i oddanie. Miłość Boga do
Maryji jest nieskończona, stąd też jego zaufanie i oddanie jest
również bezgraniczne: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem
Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida.
Niezwykłość zaufanie Jahwe Maryji, prostej kobiecie z Nazaretu,
wyraża się w tym, iż powierza jej swojego Syna.
Maryja nie zawiodła zaufania Boga. Ale nie jest typowa
sytuacja dla każego człowieka. Niezwykłość miłości Boga wyraża
się jednak w tym, że On dalej ufa człowiekowi wbrew jego zdradom
i niewiernościom, wbrew temu, iż nie przyjmuje on Jego miłości
w tak prosty i pokorny sposób jak Maryja. Bóg jakby "wbrew sobie"
ufa człowiekowi, iż przyjmie on w końcu Jego Syna.
O bezgranicznym zaufania Boga człowiekowi wbrew jego
niewierności bardzo pięknie opowiada nam przypowieść o
przewrotnych rolnikach. Pewien człowiek założył winnicę, oddał
ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał na dłuższy czas. W
odpowiedniej porze wysłał sługę do rolników, aby mu oddali jego
część plonu. Lecz rolnicy obili go i odesłali z niczym. Ponownie
posłał drugiego sługę. Lecz i tego obili, znieważyli i odesłali
z niczym Posłał jeszcze trzeciego: tego również pobili do krwi
i wyrzucili. Wówczas rzekł pan winnicy: co mam poczęć,. Poślę
mojego syna ukochanego, chyba go uszanują. Lecz rolicy (...)
wyrzuciwszy go z winnicy zabili" (Łk 20,9-15).
Bóg ufa człowiekowi "wbrew wszelkiej ludzkiej logice". Na
coraz większą zuchwałość rolników (pierwszego sługę tylko obili,
drugiego obili i znieważyli, trzeciego pobili już do krwi)
właściciel winnicy odpowiada coraz większym zaufaniem. W końcu
posyła swego ukochanego syna.
Bóg w swej nieskończonej miłości nie może zrezygnować z
zaufania człowiekowi. Raczej pozwoli się zabić, ale swego
zaufania nie odwoła. Jest to "logika nieskończonej miłości".
Bóg widzi dalej i głębiej od człowieka. Ludzkie nadużycia

background image

zaufania Bożego stają się często przełomem w relacji człowieka
z Bogiem. Dopiero bowiem wówczas, kiedy człowiek zrobi "coś
potwornego", kiedy zejdzie na samo dno, kiedy głęboko pokrzywdzi
siebie i innych, słowem - kiedy ukrzyżuje Syna Bożego, dopiero
wówczas zaczyna rozumieć, iż bunt jest bezsensowny i że jest
piekłem dla niego samego i dla jego najbliższych. Jak na krzyżu
Jezusa "klęska Boga" stała się największym zwycięstwem, tak
również i "nasze klęski" związane z nadużywaniem zaufania Bożego
i z nadużywaniem naszej wolności bywają nierzadko początkiem
naszego zmartwychwstania.
Dotychczasowy bunt, szemranie przeciwko Bogu może nas
nauczyć, iż piekło nie jest dziełem Boga, ale jest naszym własnym
tworem. Człowiek sam sobie stwarza piekło swoim buntem.
Bezgraniczne zaufanie Boga, które jest sednem Ewangelii,
jest naszą wielką pociechą i nadzieją w naszym zbuntowaniu wobec
życia. Jeżeli bowiem buntowaliśmy się przeciw własnemu życiu,
jeżeli ulegliśmy depresji, agresji, jeżeli dotykaliśmy dna
rozpaczy, to również to bolesne doświadczenie może być dla nas
momentem przełomowym. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.
Podobnie jak do zbuntowanych rolników, Bóg wbrew wszystkiemu
pośle Swojego Syna, powierzy Go nam podobnie jak powierzył
Maryji.
Słowa Zwiastowania: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus. Będzie On wielki ukazują nie tylko cel życia
Maryji, ale także każdego z nas. Również naszym celem i sensem
naszego życia jest zrodzenie Jezusa i uczynienie go Wielkim.

5. "Mój Chrystus", którego ofiaruje mi Ojciec, ma we mnie
rosnąć. Maryja, jako Matka Jezusa, najlepiej rozumie to nasze
życiowe zadanie. Trzeba nam więc z odwagą rozmawiać z Nią, pytać
jej: Jakże się to stanie (...), jak to jest możliwe. Ona nauczy
nas szukać odpowiedzi u Jej Syna. Każdy z nas w naszych
wielorakich życiowych powołaniach ma prawo pytać, szukać, domagać
się światła, zrozumienia.
Pod wpływem lęku i niezrozumienia wkładamy bowiem nieraz na
siebie, a nierzadko także i na innych ciężary nie do uniesienia.
"Szlachetność" wielu naszych deklaracji i zapewnień zrodzonych
w naszym zalęknieniu zostaje jednak szybko zdemaskowana przez
owoce naszego codziennego życia. Oddanie, miłość, służba nie mogą
być trwałe, jeżeli są budowane na lęku. W miłości nie ma lęku,
lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą
(1 J 4, 18). Nie możemy być wierni Bogu, ludziom i sobie
opierając się na chorym poczuciu winy, lęku przed odrzuceniem,
lęku przed karą itp.
Wyjaśnianie wątpliwości, zadawanie pytań, obiektywizowanie
naszych zmiennych uczuć i reakcji służy oczyszczeniu naszej
motywacji z lęku.
Bóg wyjaśniając Maryji jej trudność, w jaki sposób może Ona
urodzić urodzi Syna bez pomocy mężczyzny, nie odwołuje się do
refleksji intelektualnej nad prawami natury czy też do analizy

background image

emocjonalnej, ale wyłącznie do Swojej Boskiej mocy. Wyjaśnienie,
które Jej daje zaprzecza wszelkim naturalnym prawom i ludzkiej
logice: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni
Cię.
Próba wyjaśnienia wątpliwości duchowych: sensu życia,
śmierci, sensu wiary - wyłącznie przez odwołanie się do studium
intelektualnego lub analizy emocjonalnej jest wchodzeniem w ślepy
zaułek. Życia i śmierci ludzkiej nie da się wyjaśnić i zrozumieć
przez odwołanie się do rozumu i uczuć. Ostatecznym lekarstwem na
wszelkie ludzkie wątpliwości, obawy, lęki, bunty jest odwołanie
się do mocy Boga i wiara w nią. W mocy Bożej znajdują swoje
wyjaśnienie i uspokojenie zarówno ludzkie serce jak i ludzki
umysł. Wszelkie tłumaczenia, wyjaśnienia, jakie Bóg daje
człowiekowi, nie są więc uśmierzaniem najpierw niepokojów
emocjonalnych i intelektualnych, ale są przede wszystkim
pełniejszym wezwaniem do powierzenia się mocy Bożej.

6. Maryja pyta, szuka, ale się nie buntuje. Z całym
zaufaniem mówi do anioła: Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się
stanie według Twego słowa. Zgoda na własne życie jest w swej
istocie zgodą na wolę Pana Boga, jest zgodą na bycie prowadzonym
przez Niego.
Zgoda na wolę Boga wprowadza jednak w nasze życie stan
oczekiwania, pewnego "duchowego napięcia". Pan Bóg wzywając
Maryję, aby stała się Matkę Syna Bożego, nie odsłonił jej bowiem
od razu całej jej historii życia. Zapewnił ją jednak, iż będzie
jej wiernie towarzyszył. Odtąd, za przyzwoleniem Maryji, Bóg
wkracza w jej życie i często wzywa ją do zadań, których ona
najczęściej nie będzie rozumiała do końca (por. Łk 2, 50). Brak
zrozumienia nie jest jednak przyszkodą do zaufania. Wręcz
przeciwnie, jest wezwaniem do niego.
Zgodzić się na własne życie to nie znaczy zrozumieć je, czy
też chcieć przewidzieć dokładnie wszystko, co w naszym życiu nas
czeka. Zgoda na własne życie domaga się otwarcia się na wielkie
"niespodzianki Pana Boga". W nich bowiem jest zawsze ukryta Jego
życzliwość, miłość. Najtrudniejsze niespodzianki kryją Jego
nieskończoną Miłość. Maryja nosi w sercu tę pewność życzliwości
Boga i dlatego mówi z odwagą: Oto ja Służebnica Pańska, niech mi
się stanie według twego słowa. Tę pewność nieskończonej
życzliwości Boga Maryja miała nie tylko w chwili Zwiastowania,
ale także wówczas, gdy szukała przez trzy dni swojego
dwunastoletniego Syna lub też gdy towarzyszyła mu w Jego męce i
śmierci.
Aby zgodzić się na własne życie nie trzeba chcieć
wszystkiego zrozumieć. W pewnym sensie trzeba nawet zrezygnować
ze rozumienia. Zgoda na własne życie zaczyna się wtedy, gdy rodzi
się w nas zaufanie do życia jako takiego, zaufanie budowane na
wielkim zaufaniu do Boga, Dawcy życia. Życie ma sens dlatego, iż
otrzymaliśmy je od Boga. Odkrycie Boga - Dawcy życia jest
jednoczesnym odkryciem sensu i celu naszego życia.

background image

Zgoda na wolę Boga w naszym życiu, to nie tylko zgoda na
cierpienie, o czym mówiliśmy w naszych rozważaniach. Zgoda na
życie to także zgoda na piękno i radość życia. Maryja nie tylko
cierpiała w swoim życiu. Doświadczyła także wielu pięknych i
wszruszających chwil: urodzenie Syna, macierzyństwo, życie
rodzinne w Nazaret, wychowywanie Jezusa, towarzyszenie Synowi w
Jego życiu publiczny, radość ze zmartwychwstania. W życiu Maryi
emocjonalne doświadczenie radość nie było jednak celem samym w
sobie, ale darem Jej życia powierzonego Bogu. Maryja nie szuka
radości dla niej samej, ale przyjmuje ją jako dar.

Część I


(1). John Powell SJ, Jak kochać i być kochanym. Przeł. Tomasz
Smiatacz.
WydawnictwoDiecezjalne. Pelplin 1990. s.17.
(2). tamże, s.48.
(3). zob. tamże. s 28 - 34.
(4). (cyt za : ) J. Powell, Jak kochać...s.52.
(5). John Powell, dz. cyt.,s. 25.
(6). Susan Forward, Toksyczni rodzice,
(7). Anthony de Mello, Minuta mądrości,


Część II


(1). Susan Forward, Toksyczni...
(2).
(3). Simone Weil, Myśli,
(4). Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieła, t.I., s. 701, (cyt.
za:)
(5). Św. Jan Krzyża, Droga na Górę Karmel, s. 283
(6). Eliza Kubler - Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu. Przeł.
Irena Doleżal - Nowicka. IW PAX 1979, s. 21.
(7). Maria Braun - Gałkowska, Psychologia domowa, s. 206.
(8). Clive Stapples Lewis, O wierze i moralności, s. 82.
(9). Schemat rozwiązania konflitu podaje Elżbieta Sujak, Pośrodku
drogi, LIST, 1/93.
(10). Anthony de Mello, Śpiew ptaka. Przeł. Henryk Pietras SJ.
(11). Fazy kryzysu przedstawiono na podstawie konferencji O.
Adama Schulza SJ.
( 12). J.W. Goethe, Faust,
( 13). John Powell, Jak kochać i być kochym, s.
( 14). Jean Guitton, Marta Robin, Mistyczka, wizjonerka,
stygmatyczka. Przeł. Częstochowa 1990, s. 86, 87.,


background image

Lucyna Słup
CWICZENIE KOŃCOWE

Na zakończenie naszych rozważań proponuję refleksję-zabawę.
Spróbuj szczerze, przypominając sobie konkretne sytuacje
odpowiedzieć na poniższe pytania:

1. Czy łatwo ulegasz zniechęceniu, przygnębieniu, depresji?
2. Czy inni często Cię denerwują?
3. Czy uważasz, że należy żyć w zgodzie ze wszystkimi niezależnie
od tego ile by Cię to kosztowało? Czy chcesz być miły dla
wszystkich?
4. Czy marzysz o osiągnięciu czegoś wielkiego, wspaniałego?
5. Czy w ogóle często marzysz?
6. Czy masz jakieś nałogi, z którymi bezskutecznie walczysz ( nie
tylko alkohol czy papierosy ale także jedzenie, oglądanie TV
itp.)
7. Czy jesteś nieśmiały? Łatwowierny, naiwny?
8. Czy uważasz, że inni Cię prześladują, że się na Ciebie
,,uwzięli''?
9. Czy masz tzw. ,,swoje zdanie''? Czy dużo Cię kosztuje, żeby
z niego zrezygnować?
10. Czy często uważasz za swoje to, co inni uważają?
11. Czy lubisz rządzić? Czy cieszysz się, gdy inni spełniają
Twoje polecenia?
Czy masz tendencje do narzucania innym swojej woli?
12. Czy krytykujesz innych? Czy czujesz, że zrobiłbyś o wiele
lepiej to, co oni robią?
13. Czy często czujesz się niedoceniony? Czy chciałbyś aby inni
bardziej dostrzegali Twoje
osiągnięcia?
14. Czy lubisz mówić o sobie - nie tylko o swoich sukcesach ale
także np. o swoich
chorobach, cierpieniach itp.
15. Czy boisz się nowych sytuacji, zadań? Czy boisz się ludzi?
16. Czy jesteś podejrzliwy?
17. Czy trudno znosisz samotność? Czy musisz mieć zawsze
towarzystwo?
18. Czy wszystko co robisz, lubisz robić doskonale?
19. Czy lubisz pokpiwać z innych?
20. Czy samotność wydaje Ci się najpewniejszym schronieniem przed
brutalnym światem?
21. Czy zabiegasz o sukcesy w pracy zawodowej?
22. Czy nie przywiązujesz nadmiernej wagi do pieniędzy i tzw.
,,standartu życiowego''?

Jeśli na większość tych pytań z całym przekonaniem
odpowiedziałeś "tak" znaczy to, że nie lubisz siebie albo lubisz
w niewystarczającym stopniu, ale zawsze masz przed sobą szanę na
lepsze życie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak zgadzać się na własne życie
Jak zgadzać się na własne życie
Augustyn Józef Jak zgadzać się na własne życie
jak dostac sie na inny dysk w sieci
Jak przygotowac sie na koniec w Nieznany
Jak przygotować się na nadchodzące zmiany, Nauka, Ezoteryka świadome sny OOBE
Jak przygotować się na wypadek nagłego zdarzenia
Oferta publiczna. Jak zapisać się na akcje, akcjonariat obywatelski
Jak zemścić się na byłej!
jak dostac sie na inny dysk w sieci
Jak ukryć się na Facebooku
Jak przygotować się na upał
095 Eliza nie zgadza się na rozwód
Zygmunt Zeydler Zborowski Eliza nie zgadza się na rozwód
Modelowanie przeznaczenia Praktyczne metody wywierania wplywu na wlasne zycie nasieb
2012 03 26 Polska zgadza sie na prawa osób niepełnosprawnych Ale z wyjątkami
Hejtoholik czyli jak zaszczepic sie na hejt nie wpasc w pulapke obgadywania oraz nauczyc zarabiac na

więcej podobnych podstron