Andrzejewski Bramy Raju

background image

Jerzy Andrzejewski

Bramy Raju

background image

2

„Jak pot nym i powszechnym było religijne rozmarzenie, wiadczy o tym owa

dziwna wyprawa krzy owa dzieci, która na kilka lat przed mierci Innocentego III

(1213) poruszyła południowo wschodni Francj , a nawet niektóre niemieckie

okolice. Pastuszek pewien pocz ł głosi , e duchy niebieskie oznajmiły mu, jako grób

wi ty mo e by wybawionym tylko przez niewinnych i małoletnich. Chłopcy i

dziewcz ta w wieku od o miu do szesnastu lat opuszczali swoje rodzinne miejsca,

zbierali si w tłumy i d yli ku brzegom morza. Wiele ich pogin ło z utrudzenia i

niedostatku, wiele tak e stało si łupem chciwych handlarzy, którzy wabili te dzieci

do siebie, a potem je sprzedawali w niewol ”.

Fryderyk Schlosser, „Dzieje powszechne”.

background image

3

Na czas powszechnej spowiedzi zaprzestano wszelkich pie ni, miał si wła nie

ku ko cowi trzeci dzie powszechnej spowiedzi i wci szli ogromnymi lasami

kraju Vendôme, szli bez pie ni i bez dzwonienia w dzwonki, w ciasno stłoczonej

gromadzie, tylko monotonny szelest paru tysi cy nóg było słycha , czasem

skrzypienie wozów, które zamykały pochód dzieci wioz c te, które zasłabły z

wyczerpania lub miały nogi zbyt dotkliwie poranione, aby móc i pieszo, droga

w ród starej puszczy zdawała si nie mie pocz tku i ko ca, ju pi ta niedziela

mijała od owej przedwieczornej godziny, kiedy Jakub z Cloyes, zwany Jakubem

Znalezionym, a ostatnio niekiedy Jakubem Pi knym, opu cił był swój samotny

szałas ponad pastwiskami nale cymi do wsi Cloyes i powiedział do czternastu

pasterzy i pasterek z Cloyes: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec

bezdusznej lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków,

poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno

dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , w czterna cioro wyruszyli w t noc

wiosenn pełn bicia dzwonów i płaczu opuszczanych matek, lecz teraz, gdy

weszli w puszcz i od trzech dni trwał czas powszechnej spowiedzi, oczyszczaj cej

z wszelkich grzechów i przewinie , było ich wiele ponad tysi c, dalekie sło ce

oboj tnie płon ło ponad obszarami cienia, wilgoci i ciszy, mocniejszym od jego

dalekiego blasku był mrok pot nych pni i konarów, li ci i gał zi, o witach, gdy

wiatło jeszcze kruche i nie miałe poczynało si powoli wznosi nad obszarami

zieleni i milczenia, poranne ptaki wrzeszczały w g szczach puszczy, wrzeszczały

równie i wtedy, gdy zapadał zmierzch, a nocami, kiedy szli, aby nie przerywa

czasu spowiedzi, wi c nocami pełnymi monotonnego szelestu paru tysi cy bosych

nóg biegły ku nim z ciemno ci ałosne kuwikania puszczyków, w ciemno ciach

kołysały si bezgło nie czarne krzy e, chor gwie i feretrony, teraz miał si

wła nie ku ko cowi trzeci dzie powszechnej spowiedzi, stary człowiek, który od

trzech dni spowiadał dzieci, był du ym i ci kim m czyzn w brunatnym habicie

brata minoryty, na czas powszechnej spowiedzi nie Jakub, lecz on szedł na czele

pochodu, szedł powoli, jak człowiek zm czony, ci kie i obrz kni te stopy

niezgrabnie wdeptuj c w ziemi , dzieci kolejno, od najmłodszych pocz wszy,

podchodziły do niego i id c u jego boku wyznawały swoje drobne, jeszcze

niewinne grzechy, my lał: je li tego wiata nie ocali od zagłady młodo , nic go

ocali nie zdoła, oto wszystkie nadzieje i pragnienia zło yłem w tych dzieciach

zd aj cych do celu, który przerasta i ich, i mnie, i wszystkich ludzi na ziemi,

Bo e, b d przy tych niewinnych dzieciach, ja, któremu nie jest obcy aden

grzech i który znam do ostatniego tchu wszelkie zabł kanie, ja, który mimo mego

habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich starczych warg, i stóp, które s obraz

rado ci i harmonii, znam równie dobrze dno ciemnych przepa ci, jak urojone

blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy Bo e, nie pozwól, aby mogło si

kiedykolwiek sta to, co ujrzałem w okrutnym nie w ow noc, kiedy

zapragn łem słu y tym niewinnym dzieciom, widziałem we nie martw i

spalon sło cem pustyni , spójrz usłyszałem obok siebie oboj tny głos oto

Jerozolima spragnionych i łakn cych, tu wznosz si jej wi te mury i baszty,

tutaj widzisz bramy raju, poniewa bramy raju istniej prawdziwie tylko na

martwej i spalonej sło cem pustyni, kłamiesz powiedziałem pustynia jest tylko

background image

4

pustyni , pustynia jest grobem spragnionych i łakn cych odpowiedział ten sam

oboj tny głos na pustyni wznosz si wi te mury i baszty Jerozolimy i na niej,

martwej i spalonej sło cem, otwieraj si przed spragnionymi i łakn cymi

olbrzymie bramy raju, pami tam, chciałem jeszcze raz powiedzie : kłamiesz,

pustynia jest tylko pustyni , gdy zrozumiałem, e ów niewidzialny głos ju przy

mnie nie jest, ujrzałem dwóch młodziutkich chłopców id cych samotnie pustyni ,

Bo e - pomy lałem - czy by spo ród wielu tysi cy oni byli jedynymi, którzy

ocaleli, Bo e, spraw, aby tak nie było, i wtedy, gdy to pomy lałem, starszy, który

prowadził za r k młodszego, potkn ł si i upadł, id - powiedział, ostatnim

wysiłkiem podnosz c głow - chwil odpoczn , zaraz b dzie wit, widziałem jego

dłonie gł boko zanurzone w suchy piasek i jego ciemn głow widziałem broni c

si przed miertelnym i ostatecznym znu eniem, id - powiedział jeszcze raz -

teraz jest jeszcze mrok, ale za chwil b dzie wit, zobaczysz Jerozolim , wtedy ten

młodszy, drobny i jasnowłosy, spytał: nie pójdziesz ze mn ?, id - powiedział

tamten i widziałem, e głowa mu bezsilnie opada, ju wargami dotykał piasku -

id przed siebie, prosto przed siebie, ju zaczyna wita , za chwil zobaczysz

mury i bramy Jerozolimy, id , chwil odpoczn i zaraz pójd za tob , wówczas

tamten pocz ł posłusznie i przed siebie i po jego ruchach od razu poznałem, e

jest lepy, Bo e - pomy lałem - przebud mnie z tego snu, wci jeszcze nie

widziałem twarzy lepego chłopca, szedł samotny w ród martwej i spalonej

sło cem pustyni, nieporadnymi r koma macaj c w pustce, jakby szukał dla nich

oparcia, a tamten, ju martwiej cymi wargami dotykaj c pustynnego piasku,

jeszcze zdołał powiedzie : ju wita, widz ogromne mury i bramy Jerozolimy,

złote dzi ki wiatłu, które nie wiem, sk d si bierze, z samych murów, bram i

baszt czy te ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarnia powietrze i niebo,

Bo e, nie dopu , aby mógł si kiedykolwiek sprawdzi ten okrutny sen, ju

byłem przebudzony, lecz jeszcze we nie pogr ony, gdy ten o lepły, drobny i

jasnowłosy, wci przed siebie id c i w taki sposób dotykaj c dło mi pustego

powietrza, jakby dotykał prawdziwych murów, odwrócił ku mnie swoj twarz i

wtedy, nie, nie wtedy, lecz zaraz po tej dr cz cej nocy, gdy pełen wszystkich

grzechów i bardziej ni kiedykolwiek przezwyci enia grzechów spragniony,

wyszedłem naprzeciw krucjacie dzieci i powiedziałem: dzieci moje najmilsze,

wybrane przez Boga dla odnowienia nieszcz snej ludzko ci, je li pod acie do

celu tak wielkiego, oczy cie si ze wszystkich swoich niewinnych grzechów, niech

nastanie w ród was i u pocz tku waszej dalekiej drogi czas powszechnej

spowiedzi, wtedy t twarz samotnego lepca w ród martwej i spalonej sło cem

pustyni ujrzałem przed sob , i nie dopu do tego, wielki wszechmog cy Bo e,

była to twarz Jakuba z Cloyes, teraz miał si ku ko cowi trzeci dzie

powszechnej spowiedzi, ostatnie spowiadały si dzieci z Cloyes, które szły na czele

pochodu, w ród nich szedł Jakub, szedł Aleksy Melissen, on jedyny nie z Cloyes

pochodz cy, szła Blanka - córka kołodzieja, szedł Robert - syn młynarza, szła

Maud - córka kowala, my lał Jakub: słysz c ka de słowo, które on le cy obok

mnie w ciemno ciach wypowiadał, po raz pierwszy ujrzałem ogromne mury i

bramy Jerozolimy, złote dzi ki wiatłu, które nie wiem, sk d si brało, z samych

murów, bram i baszt czy ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarniał

powietrze i niebo, my lał id cy obok niego Aleksy Melissen: kocham ci , cho nie

background image

5

wiem, czy moja miło wynika tylko z ciebie i ze mnie, czy te zbudził j z

nieistnienia ten, który ju teraz nie istnieje, powi zaniem mnie i ciebie jest ta

miło czy te odblaskiem miło ci innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła

tylko raz wypowiedzie , a potem poszła w chłód i szum miertelnych wód, aby ju

nigdy nie objawi si w ciele i w słowie, nie wiem, sk d si wzi ła moja miło do

ciebie, ale sk dkolwiek zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie,

nigdy ci kocha nie przestan , poniewa , je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam

niekochany, potrzeb miło ci całym sob potwierdza , my lała Blanka: niechby

ju nadeszła noc, podejdzie wtedy do mnie i gdy ju wszyscy dokoła b d zmo eni

ci kim snem, powie półgłosem: chod , wtedy wstan i pójd za nim, b dziemy

szli ostro nie, eby nikogo nie zbudzi , a wreszcie znajdziemy si w miejscu,

gdzie b dzie pusto i gdzie b dziemy tylko sami, b dziemy si rozbiera w

milczeniu, poniewa ani mnie, ani jemu nie s potrzebne słowa, wiem, o czym on

my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i gwałtownie,

b dziemy nawzajem czerpa ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród rozkoszy

zł czeni ciele nie: ja, e nie on mi j zadaje, on, e nie mnie j przeznacza, my lał

Robert: za par godzin b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi pokryje rosa,

je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do adnej wsi, b dziemy nocowa

w puszczy, pod gołym niebem, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna,

gdyby mnie kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j przed chłodem,

mogłaby w moich ramionach bezpiecznie spa , miło ci nawet głód mo na

uciszy , my lała Maud: dobry, miłosierny Jezu, Jezu, do którego dalekiego grobu

id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu, e id do twego grobu nie dlatego, aby go

wyzwoli z r k poga skich Turków, nie miło do ciebie kazała mi opu ci matk

i ojca, nie miło do ciebie ka e mi i do twego dalekiego grobu, ale inna jest

miło we mnie, miło , która wypełnia wszystkie moje my li i jest w całym moim

ciele, id c w chwil potem u boku starego spowiednika mówiła: zawsze wieczorem

przed za ni ciem odmawiałam pacierz, którego nauczyła mnie matka, ale teraz,

od kiedy opu ciłam Cloyes i id ze wszystkimi dzie mi z Cloyes i z innymi dzie mi

z wielu innych wsi i miasteczek, teraz ka dego dnia przed za ni ciem oprócz

pacierza, którego nauczyła mnie matka, odmawiam jeszcze jedn modlitw , i to

jest modlitwa tylko moja, to jest, ojcze, modlitwa mojego ci kiego grzechu,

innych grzechów równie ci kich nie pami tam i dlatego mog mówi o tym

jednym, najci szym moim grzechu, t modlitw , któr doł czam do codziennych

pacierzy, nie umniejszam mojego grzechu, poniewa nie potrafi si go wyrzec,

nie prosz równie o miłosierdzie, poniewa wiem, e mogłabym prosi o

miłosierdzie tylko wówczas, gdybym potrafiła si wyrzec mego grzechu, mojej

słabo ci, moich grzesznych pragnie , a mimo to codziennie wieczorem przed

za ni ciem odmawiam t modlitw , modlitw mego grzechu, i le c w

ciemno ciach mówi nie na głos, tylko w my lach: dobry, miłosierny Jezu, Jezu,

do którego dalekiego grobu id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu, e id do

twego grobu nie dlatego, aby go wyzwoli z r k poga skich Turków, nie miło

do ciebie kazała mi opu ci matk i ojca, nie miło do ciebie ka e mi i do twego

dalekiego grobu, ale inna miło jest we mnie, miło , która wypełnia wszystkie

moje my li i jest w całym moim ciele, w moich ustach, dłoniach i oczach, jest we

mnie ta moja miło , jak gdyby była mn we wszystkim, co jest mn , to ona, ta

background image

6

miło wypełniaj ca wszystkie moje my li i wypełniaj ca mnie ciele nie, kazała

mi opu ci rodzinny dom, porzuci bez słowa po egnania matk i ojca, wybacz,

dobry, miłosierny Jezu, e id do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie,

lecz zwi zana i wypełniona inn miło ci , szła z opuszczonymi oczami,

dostosowuj c swój drobny krok do kroków spowiednika, szedł powoli i ci ko,

jakby przy ka dym zetkni ciu z ziemi swych bosych i obrz kni tych stóp

usiłował mo liwie najdokładniej przylgn do ziemi, stawiał obie stopy troch

niepewnie i dopiero wówczas, gdy dotykał nimi ziemi, odzyskiwał sił , która

pozwalała mu znów odrywa si od ziemi, pomy lała: jest stary i zm czony, szła z

opuszczonymi oczami, widziała bose stopy człowieka, któremu miała powierzy

swój grzech, ale widziała tak e swoje dłonie nieruchomo skrzy owane na

piersiach, widziała biało swojej sukni, powoli posuwaj cej si naprzód,

przechodziły poprzez t biel cienie bezgło nej i nieruchomej puszczy, szła w ród

tych cieni, jak gdyby była złowiona w sie ukształtowan z cieni i z jasno ci,

mimo to, uwi ziona przez t sie , szła z ni razem zwi zana, widziała jeszcze

swoje drobne stopy instynktownie usiłuj ce dostosowa si do zm czenia

człowieka, u którego boku szła, aby wyzna mu swój najci szy grzech, ale cho

szli nikogo na wyci gni cie ramienia nie maj c w pobli u, czuła, e tak jak cienie

puszczy i poblaski niewidzialnego sło ca opl tuj i wi

sztywn biel jej sukni,

tak i jej ciało opl tuje i wi zi niewidoczny i milcz cy tłum, wiedziała, e tu poza

ni , id c na czele pochodu, kołysz si w ród cieni puszczy i poblasków

niewidzialnego sło ca czarne krzy e, chor gwie i wielokolorowe feretrony, a pod

nimi płynie, jak ogromny oddech, ciasno stłoczone mrowie jasnych i ciemnych

dzieci cych głów, słyszała poza sob monotonny szelest paru tysi cy bosych stóp

wci mimo znu enia posuwaj cych si naprzód i naprzód, szła z niezmiennie

opuszczonymi oczami i tyle w tym dobrowolnym ograniczeniu widz c, i tyle w

ciszy, która ogarniała t por przedwieczorn , słysz c, widziała jeszcze

wydłu one cienie id cych najbli ej, cienie, które dzi ki ich ró norodnym cechom

potrafiła nazwa po imieniu, oto cie strojnej i bogatej sukni Blanki, lekko

kołysz cy si cie purpurowego płaszcza nale cego do Aleksego Melissena, nieco

z boku smukły cie Roberta, dopiero po chwili dojrzała pomi dzy tymi trzema

cieniami delikatny cie Jakuba, pod dło mi skrzy owanymi na piersiach poczuła

przy pieszone pulsowanie serca, pomy lała: wybacz, dobry, miłosierny Jezu, e

id do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie, lecz zwi zana i wypełniona

miło ci inn , zasypiasz, moje dziecko, po tej modlitwie?, tak, ojcze powiedziała -

po tej modlitwie zasypiam, my lała: ze wszystkich godzin dnia i nocy najbardziej

lubił przedwieczorn , szałas, który sobie wzniósł na skraju puszczy, górował nad

ł kami, wi c stoj c przed nim mógł widzie całe pastwisko, nieraz pragn łam

zobaczy nasze pastwisko jego oczami, oczami, które s czyste, nie znajduj dla

ich czysto ci do wiernego porównania, s czyste, kiedy w ród szmaragdowej

doliny poczynały si kła pierwsze cienie, a niebo nasycało si fioletem i cisz , w

trawach wierkały wierszcze i ptaki w g stwinie d bów nawoływały si przed

snem, wówczas, nie mog c widzie tego wszystkiego jego oczami, widziałam

swymi: stał przed szałasem, w górze, z r k na biodrze, blask sło ca schodził z

niego powoli, lecz on cierpliwie czekał, a ostatnia smuga wiatła zaga nie u jego

stóp, i wtedy, gdy ostatnia smuga wiatła gasła u jego stóp, podnosił do ust dłonie

background image

7

i rzucał przed siebie w rozległ przestrze i w cisz gardłowy okrzyk - id c wci

z opuszczonymi oczami wypełniała płaski cie ruchem dłoni podnosz cych si do

ust, a cisz cienia wypełniała gardłowym okrzykiem wznosz cym si tryumfalnie

w ród szmaragdowej doliny nasycanej pierwszymi cieniami nocy - na ten d wi k

ze wszystkich stron pastwiska zrywali si pasterze i podobnie pokrzykuj c swymi

jeszcze dziecinnymi głosami poczynali sp dza rozproszone krowy, ko czył si

dzie , wszyscy wracali do wsi, wszyscy odchodzili, tylko on zostawał w swoim

szałasie, a kiedy stało si tak jednego wieczora, i zszedł, cie , który wci

towarzyszył jej swoim milczeniem, poniewa szła z niezmiennie opuszczonymi

oczami, cie podobnie jak ona uwi ziony w sieci ukształtowanej z cieni puszczy i

z poblasków niewidzialnego sło ca, wypełnił si nagle nieomal dotykaln

cielesno ci : jest drobny i niewiele ode mnie wy szy, zawsze w płóciennej,

krótkiej do kolan tunice, z nagimi nogami i obna on szyj , ma brunatne włosy o

złocistym połysku, lekko si wij ce nad wysokim czołem, kocham jego u miech,

który nie jest u miechem, ale jak gdyby nie miał zapowiedzi u miechu, jego

u miech otwiera przede mn niebo, całym sob otwiera niebo, zawsze mogłam si

do niego modli jak do nieba, wi c gdy cie , który jej towarzyszył, wypełnił si

nagle dotykaln nieomal cielesno ci , ujrzała go pobladłym ow czyst i

natchnion blado ci , która wydaje si odbiciem szczególnej jasno ci

wewn trznej, ujrzała go schodz cego ze wzgórza, które wznosiło si ponad

pastwiskami, na skraju puszczy, niezrozumiale obecnego w ród oniemiałych ze

zdumienia pasterzy, wtedy powiedział: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec

bezdusznej lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy… powiedział spowiednik: wydaje mi si , moje

dziecko, e i teraz, gdy masz otworzy serce przed Bogiem, wi cej my lisz o

swojej miło ci ni o tym, e rozmawiasz z Bogiem, cie Jakuba zmienił nagle

kształt, podniósł teraz głow - pomy lała - i spojrzał na niebo, nigdy nie zobacz

nieba jego oczami, nigdy nie b d wiedziała, co on swymi oczami widzi,

powiedziała cicho: tak, ojcze, to jest prawda, teraz, gdy mam otworzy serce

przed Bogiem, te wi cej my l o mojej miło ci ni o tym, e mam otworzy serce

przed Bogiem, kochasz swój grzech?, kocham Jakuba z Cloyes, ojcze, a on?,

kocham go, ojcze, wi c nie umiem rozpoznawa jego my li, odk d si gam

pami ci , wychowywał si razem ze mn i z moj siostr w domu mego ojca, ale

widocznie zawsze, odk d si gam pami ci , musiałam go kocha , poniewa nigdy

nie potrafiłam rozpoznawa jego my li, nie wiem, co my li, nie znam jego my li,

ale wiem, e mnie nigdy nie pokocha w inny sposób, ni si kocha przybran

siostr , tego dnia, kiedy po raz pierwszy wyszedł z szałasu, poniewa przez trzy

dni nie opuszczał go i nie odpowiadał na nasze pro by i wezwania, wi c tego

wieczora, kiedy opu cił szałas i zszedł pomi dzy nas, i powiedział: objawił mi Bóg

wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, rycerzy i ksi

t dzieci

chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w

r kach poga skich Turków, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu

ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , i potem,

kiedy w ród miertelnego milczenia powiedział: zmiłujcie si nad Ziemi wi t i

samotnym grobem Jezusa, wtedy zrozumiałam, e mnie nigdy nie pokocha,

poniewa Bóg powołał go do wielkich rzeczy i on im oddał swoje serce, nigdy

background image

8

zatem nie wyznała mu swojej miło ci?, kiedy jestem, ojcze, sama, potrafi

prowadzi z nim długie, poufne i nawet zuchwałe rozmowy, potrafi przemawia

do niego najpi kniejszymi słowami, ale gdy jestem przy nim, opuszcza mnie

odwaga i wszystkie my li i uczucia, które pragn łabym mu wyjawi , zamieraj

we mnie w trwo liwym milczeniu, nigdy mu nie powiedziałam, e go kocham, i

nigdy mu tego nie powiem, poniewa zrozumiałam, e Bóg go powołał do wielkich

rzeczy, wi kszych ni moja miło , moja miło nale y tylko do mnie, to jest tylko

moja miło , a on, wybrany przez Boga dla wielkich celów, nale y do wszystkich

dzieci, które usłuchały jego wezwania i ju za nim id lub pójd za nim jutro, Bóg

słowami Jakuba i poprzez niego objawił nam wszystko, co mamy robi , jeszcze tej

samej nocy ruszyli my w drog , aby uwolni miasto Jerozolim z r k poga skich

Turków, wyruszyli my noc w ród bicia dzwonów i płaczu naszych matek, w

otwartych na ro cie oborach ryczały krowy, poniewa sp dziwszy je z pastwiska

zapomnieli my o wieczornym udoju, i wtedy, gdy do nas opuszczaj cych rodzinne

domy, zgromadzonych dokoła Jakuba i gotowych do dalekiej drogi, drogi pełnej

tajemnic i nieznanych niebezpiecze stw, drogi, ojcze, u której niepoj tego ko ca

wyrastały jak we nie ogromne mury i bramy Jerozolimy z grobem

najsamotniejszym ze wszystkich grobów na ziemi, poniewa poddany został

przemocy i niewoli, wtedy, ojcze, gdy biły nam bardzo mocno serca, poniewa

tylko przyspieszonym i troch trwo nym biciem serc mogli my mówi o dalekiej i

nieznanej drodze, która otworzyła si przed nami tej nieoczekiwanej nocy, wtedy

w ród ciemno ci, bicia dzwonów, płaczu naszych matek i ryku krów cierpi cych z

nadmiaru mleka Jakub rozkazał nam rozej si do swoich domów, aby ka dy z

nas po raz ostatni wydoił krowy powierzone jego opiece, dopiero po tym ostatnim

udoju ruszyli my w drog i tej nocy po raz pierwszy zwróciłam si do dobroci i

miłosierdzia Jezusa z modlitw , aby mi wybaczył, e opu ciłam rodzinny dom,

matk i ojca nie z miło ci do niego, lecz zwi zana i wypełniona miło ci inn , szła

wci z opuszczonymi oczami i wydało si jej, e bose i obrz kni te stopy id cego

obok starego człowieka st paj z coraz wi kszym wysiłkiem, dłu ej ni

dotychczas i jak gdyby poszukiwały koniecznej ulgi nieruchomiej c przy

zetkni ciu z ziemi , powiedział głosem, który równie wydał si jej bardzo

zm czonym: moje dziecko, moje biedne zagubione dziecko, wierzysz, e wam,

niedo wiadczonym, a za jedyn bro posiadaj cym swoj niewinn młodo , uda

si osi gn to, czego w ostatnich latach nie zdołali osi gn najpot niejsi tego

wiata, królowie, ksi

ta i rycerze? wierzysz, e istotnie zdołacie wyzwoli

poha biony grób Chrystusa z r k pogan?, wierz , ojcze - powiedziała nie

podnosz c głosu, ale z akcentem jasnej pewno ci - wierz , e Jakub doprowadzi

nas do dalekiej Jerozolimy i jednego dnia, nie wiem, kiedy ten dzie nastanie,

mo e za miesi c, a mo e za rok, ale na pewno nastanie taki dzie , gdy otworz si

przed nami bramy Jerozolimy i my wejdziemy tymi bramami, aby ju na zawsze

wyzwoli grób Jezusa od przemocy i niewoli poga skiej, wierz , ojcze, e taki

dzie nastanie, cho nie wiem, czy to b dzie za miesi c, czy za rok, stary człowiek

zatrzymał si na moment, pomy lał: spraw, miłosierny Bo e, aby nigdy si nie

spełnił mój okrutny sen, jest stary i zm czony - pomy lała - nie starczyłoby mu

sił, aby doj razem z nami do Jerozolimy, tylko my dzi ki Jakubowi wejdziemy

jednego dnia w bramy Jerozolimy, teraz powinien mnie pobłogosławi , poniewa

background image

9

nie powinien mnie pozostawi z moj miło ci jak z grzechem miertelnym, nie

moja miło jest grzechem, lecz to, e jej tylko potrafi słu y , a nie tej miło ci

wi kszej, której słu y Jakub, je eli mnie pobłogosławi i rozgrzeszy, wówczas

pozostan z moj miło ci , ale nie w grzechu miertelnym, poczuła si

oczyszczona t chwil rozgrzeszenia, chwil , która si jeszcze nie stała, ale miała

si sta za chwil , pomy lała przenikni ta nagle ogromnym wzruszeniem: kiedy

nadejdzie ten daleki dzie i otworz si przed nami bramy Jerozolimy, otworz

si lekko i bezgło nie, poniewa b dzie nas tysi c tysi cy, wszystkie dzwony b d

bi wówczas, gdy staniemy u grobu Jezusa na zawsze uwolnionego od przemocy i

niewoli, on podejdzie do mnie, we mie w swoj r k moj dło i powie: tobie,

najmilsza Maud, zawdzi czam, e dzieci z Cloyes wysłuchały mnie i poszły za

mn , ty pierwsza uwierzyła mi i przy mnie stan ła , ty była przez cały czas za

mn i teraz, gdy si ju spełniło to, co mi Bóg powierzył, mog ci, Maud,

powiedzie : kocham ci , Maud, zawsze ci kochałem, najpierw kochałem ci jak

siostr , ale od dawna kocham ci tak, jak m czyzna kocha kobiet , kocham ci ,

Maud, i tylko ciebie kocham, najmilsza moja Maud, promyczku mój, ptaszku

mój, oczy jej napełniły si łzami i ju nie widziała ani bosych, obrz kni tych stóp

spowiednika, ani cieni i poblasków płyn cych bezgło nie dokoła, ani nawet

własnych stóp i raczej wyczuła, ni ujrzała ruch du ej i ci kiej r ki kre l cej nad

jej głow znak krzy a, rozgrzeszam ci z twoich grzechów, moje dziecko

powiedział zm czonym głosem - i nie daj ci adnej pokuty, poniewa wydaje mi

si , według mego rozeznania w sprawach ludzkich, i twoja miło stała si dla

ciebie dostateczn pokut , niech Bóg wszechmog cy ulituje si nad tob i pozwoli,

aby Chrystus, do którego grobu idziesz, zaj ł w twoim sercu pierwsze miejsce, w

imi ojca i syna, i ducha wi tego, amen, pochyliła si , wci z oczyma pełnymi

łez, aby ucałowa r k starego człowieka, była to du a i spracowana dło pokryta

zgrubiał , szorstk i tward skór , całuj c t zgrubiał , szorstk i tward r k

pomy lała: gdy odejdzie, pozostan sama z moj miło ci , i podczas kiedy on, ju

obcy i daleki, szedł dalej przed siebie, z trudem dotykaj c bosymi stopami ziemi,

ona stała samotna, ju oderwana od tamtego człowieka i jeszcze nie ogarni ta

cieniami, które poczynały si stawa ywymi lud mi, pomy lała: we mie mnie za

r k i wówczas, ju nie widz c cieni, lecz czuj c si otoczona ywymi ciałami,

pomy lała: to si nigdy nie stanie, nigdy mnie nie pokocha, zobaczyła, e równym

i spokojnym krokiem przechodzi obok Robert, zobaczyła jego silne ramiona i

ciemne, krótkie włosy, cały był spokojem, pewno ci i zaufaniem, nigdy go nie

pokocham - pomy lała prawie z alem i w tym momencie przypomniał si jej

niedawny wieczór, kiedy nadaremnie prosiła Jakuba, aby przyszedł do Cloyes,

poniewa tej nocy miała by zabawa z okazji lubu jej siostry Agnieszki, stali

przed szałasem, z pastwiska dobiegały pokrzykiwania pasterzy sp dzaj cych

krowy z pastwiska, kukułka zakukała w gł bi puszczy, powiedziałam cicho:

my lałam, e cho troch mnie lubisz, u miechn ł si i powiedział: lubi ci , z

dołu dobiegł głos Roberta, zawołał: Maud, Robert ci woła - powiedział Jakub,

zawołałam: och, Jakubie, dlaczego jeste inny od wszystkich?, patrzył na mnie,

jakby nie rozumiał, co chciałam powiedzie , zawsze zamy lony i daleki,

powiedziałam: nie lubisz ludzi?, lubi - powiedział, ale ich unikasz, dlaczego?,

teraz nie patrzył na mnie, patrzył gdzie w bok, powiedział: nie wiem, nie nudzisz

background image

10

si zawsze sam? - spytałam, zaprzeczył lekkim ruchem głowy, i nie bywa ci

smutno?, czasem - powiedział wci spogl daj c w bok, Robert znów zawołał:

Maud, czeka na ciebie - powiedział, wtedy pomy lałam: nigdy mnie nie pokocha, i

przestraszona, e mog si rozpłaka , odwróciłam si i szybko pocz łam biec,

Robert czekał na skraju pastwiska, min łam go biegn c i wtedy si dopiero

zatrzymałam, gdy mnie dogonił i chwycił za r k , szli my w milczeniu nie patrz c

na siebie, powiedział: Maud, chciałam r k cofn , lecz mocniej j przytrzymał,

kocham ci , Maud - powiedział - i nigdy ci kocha nie przestan , szedł

spokojnym krokiem, silny i skupiony, cały był spokojem i to, co mówił, te było

spokojem i pewno ci , miał ciepł , mocn r k , przy nim mogłabym si czu

bezpiecznie, powiedziałam szeptem, aby swoje słowa uczyni mniej dotkliwymi:

nie mog ci kocha , Robercie, chwil milczał, potem powiedział: wiem, ale ja ci

kocham i b d czeka tak długo, a i ty mnie pokochasz, wtedy zatrzymałam si z

sopelkiem lodu w sercu, nie - zawołałam - nigdy go kocha nie przestan , ju

ostatnie krowy zeszły z pastwiska, głosy pasterzy rozbrzmiewały coraz dalej, tu

była cisza i pustka, byli my sami, nie mógł nie poczu , e moja r ka dr y, chod -

powiedział - robi si chłodno, teraz szedł przed ni nie dalej ni o pi , sze

kroków, widziała jego mocn sylwetk tchn c spokojem i zaufaniem, widziała

jego nagie ramiona i ciemne, krótkie włosy, szedł swoim zwykłym, równym i

spokojnym krokiem, nie czuł zm czenia, poniewa czujno , która go wypełniała,

nie pozostawiała w nim miejsca na zm czenie, widział przed sob , gdy szedł teraz

u boku starego spowiednika, nikogo przed sob nie maj c, tylko ów le ny szlak,

który był ich wspóln drog , szlak poro ni ty traw i biegn cy pomi dzy

ogromnymi murami puszczy, dopiero teraz, gdy po raz pierwszy, od kiedy

opu cili Cloyes, szedł samotnie na czele pochodu i nikt mu nie przesłaniał drogi,

któr mieli przeby , zdał sobie spraw z mnogo ci dni i nocy, które w swoim

oboj tnym przemijaniu, i natychmiast, ledwie to pomy lał, poj ł, e i dnie, i noce,

które b d odmierza ich nie ko cz c si drog , nie b d nie ze sob cierpliwej

oboj tno ci, natomiast w upałach, kiedy niebo b dzie płon nad nimi,

pozbawionymi skrawka cienia, w ci kich upałach, w burzach i w ulewach

wiruj cych gwałtownie ponad obna onymi przestrzeniami, w uporczywych

deszczach i we wszystkim innym, co mog nie ze sob ziemia i niebo dni i nocy,

b d ich owe dnie i noce, nie daj ce si ogarn w swojej mnogo ci, ciga i

dr czy , niekiedy tylko obdarowuj c przychyln łaskawo ci , aby po krótkich

godzinach ulgi i bezpiecze stwa znów wtr ca w otchła ywiołów, pomy lał o

Maud, o jej delikatnych stopach i dłoniach, nie s kruche - pomy lał - ale i nie s

nazbyt silne i odporne na trudy, pomy lał o jej dziewcz cych ramionach, które

wydawały si i zbyt delikatne, i zbyt słabe, aby zosta bezbronnie wydane na

spiekoty, burze i deszcze, jeszcze raz pomy lał o małych, dziewcz cych stopach

Maud st paj cych po kamieniach i piaskach, po ziemi bezpłodnej i twardej,

spieczonej słonecznym arem, po czym wszystkie te my li nagle w sobie uciszaj c

pocz ł mówi : mój ojciec, Filip z Cloyes, jest młynarzem, nasz młyn jest stary,

mocny i bardzo pi kny, takiego młyna nie ma w całej okolicy, mój pradziadek był

młynarzem, mój dziadek był młynarzem, ojciec jest młynarzem i ja tak e miałem

nim by , mam ju pi tna cie lat i jestem jedynym synem mego ojca, poniewa

wszyscy moi starsi bracia nie yj , zawsze my lałem, e do ko ca ycia b d

background image

11

pracowa przy moim młynie i kiedy po latach zajmie moje miejsce mój syn, ale

oto przyszedł dzie , kiedy musiałem opu ci mego ojca, chocia jest stary i ju

potrzebuje mojej pomocy, nigdy nie chciałem by złym synem, a jednak stałem

si nim, z miło ci do dziewczyny, która ma na imi Maud i jest córk kowala

Szymona z Cloyes, uczyniłem, ojcze, to, co uczyniłem, ale nie mogłem uczyni

inaczej, poniewa ponad wszystko na wiecie kocham Maud, kocham j , chocia

ona mnie nie kocha, ona jest krucha i delikatna, ma drobne, delikatne stopy, ju

teraz, cho zaledwie pi ty tydzie jeste my w drodze, widz w jej oczach

zm czenie, kto by j chronił przed nazbyt ci kimi trudami, kto by nad ni

czuwał, gdyby mnie przy niej nie było? nie mogłem, ojcze, uczyni inaczej i nie

chc c tego musiałem memu ojcu sprawi ci ki ból moim odej ciem, zrozumiałem

wtedy, e cieniem ka dej miło ci jest cierpienie, nie mo na nie kocha , ale je li si

kocha, miło rozszczepia si na miło i cierpienie, gdy widziałem mego ojca po

raz ostatni w t noc, kiedy opuszczali my nasz rodzinn wie , nie czynił mi

adnych wyrzutów, nie usiłował zatrzyma sił , stał przygarbiony i z pochylon

głow we drzwiach naszego młyna, ja stałem o krok przed nim, nic nie

mówili my, ale on ju o wszystkim wiedział, biły wszystkie dzwony w naszym

ko ciele, stali my dług chwil przy sobie, tak blisko, i zdawało mi si , e słysz

bicie jego starego i zm czonego serca, a nagle podniósł głow , poło ył mi r k na

ramieniu i powiedział niegło no, ale i niezupełnie cicho: Robercie, tylko to jedno

słowo powiedział, ale ja wiedziałem, e w tym jednym słowie chciał powiedzie

wszystko, zdj łem wi c jego dło z ramienia, pocałowałem j i powiedziałem:

musz i , ojcze, i odszedłem w noc pełn ciemno ci i bicia dzwonów, które bij u

nas w ten sposób tylko na pogrzeby albo wesela, a teraz biły, nie wiem, czy na

pogrzeb, czy na wesele, biły z powodu czego , co si jeszcze w naszej wsi nigdy nie

stało i chyba si nie stało nigdzie na wiecie, a czego ja, cho si temu z miło ci do

Maud poddałem, nie mogłem zrozumie , my l , ojcze, e wtedy, w t noc, kiedy

opuszczali my nasz rodzinn wie i nasze domy, i naszych ojców i matki, nikt z

nas tego nie rozumiał, mo e oprócz jednej Maud, nie rozumieli my, co si stało

Jakubowi, gdy przez trzy dni nie opuszczał swego szałasu i z nikim z nas nie

chciał rozmawia , nikogo do szałasu nie chciał wpu ci , zawsze był troch inny od

nas, był nie tylko pi kniejszy od wszystkich chłopców, ale tak e inny, mój ojciec

mówił, e dlatego, e był sierot i chocia si mi dzy nami od samego pocz tku

wychowywał, nikt nie wiedział, kim byli jego rodzice, stary dzwonniczy, który

jeszcze yje, znalazł go jednego dnia przed pi tnastoma laty podrzuconego w

koszyku na stopniach ko cioła, ochrzczono go wtedy i dano mu imi Jakub, bo

był akurat dzie wi tego Jakuba, kowal Szymon, ojciec Maud, wzi ł go wtedy do

siebie na wychowanie, odk d si gam pami ci , zawsze pami tam, e Jakub był

inny od nas wszystkich, nazywano go Jakubem Znalezionym, nigdy nie lubił

wspólnych zabaw, wolał by sam, a je li si z nami bawił, to w taki sposób, jakby

był pomi dzy nami i był jednocze nie gdzie indziej, mimo to wszyscy kochali my

go, bo był bardzo pi kny i kiedy si u miechał tym swoim troch nie miałym, a

troch kusz cym u miechem albo kiedy mówił urzekaj c nas łagodnym i

melodyjnym brzmieniem swego głosu, nie mogli my go nie kocha , od roku był

przywódc wszystkich pasterzy z Cloyes, ale ostatnio coraz mniej był z nami,

nigdy nie wracał z nami na noc do wsi, wybudował sobie szałas na skraju

background image

12

puszczy, wysoko ponad naszymi pi knymi pastwiskami, w tym szałasie sp dzał

noce, ale musiał si chyba udawa na spoczynek bardzo pó no, poniewa bardzo

cz sto wielu z nas widziało, e jeszcze po północy arzyło si przed jego szałasem

samotne ognisko, nawet niedawno, kiedy w naszej wsi była wielka zabawa, bo

było wesele Agnieszki, starszej siostry Maud, Jakub nie przyszedł do nas i dlatego

nic nie rozumieli my, kiedy po tych trzech dniach, kiedy nikogo nie chciał widzie

i z nikim nie chciał rozmawia , wyszedł nagle pod wieczór z tego swego

dobrowolnego wi zienia, zobaczyli my go takim, jakim widzieli my go zawsze,

gdy pod zachód sło ca nadchodziła pora sp dzania krów z pastwiska, stał przed

szałasem wyprostowany, z r k na biodrze, blask sło ca schodził z niego powoli, a

on czekał, a ostatnia smuga zaga nie u jego stóp, lecz gdy zawsze w tym

momencie podnosił do ust dłonie, aby wyrzuci przed siebie gardłowy okrzyk,

znak dla nas, e mamy rozpocz zganianie krów z pastwiska, tego wieczora nie

podniósł dłoni do ust, nie usłyszeli my jego głosu, powoli pocz ł schodzi

łagodnym zboczem ku nam stoj cym w dole, dobrze pami tam, e był bardzo

blady, wiedziałem, e co si stanie, ale nie wiedziałem, co si sta mo e, nikt z nas

nie my lał, e ju nadeszła pora sp dzania krów z pastwiska, stali my w

milczeniu i to trwało bardzo długo, zanim do nas doszedł, poniewa im był bli ej,

tym wolniej szedł i wydawał si coraz bardziej blady, jakby wszystka krew

odpłyn ła mu z policzków, wreszcie w ród zupełnej ciszy znalazł si pomi dzy

nami, ju wiedzieli my, e chce co powiedzie , stłoczyli my si dokoła niego, nie

pami tam, ebym kiedykolwiek słyszał tak cisz , jaka była wtedy, i w tej ciszy i

wcale na nas nie patrz c pocz ł mówi , wiesz ju na pewno, ojcze, co wtedy

powiedział, jego słowa wci kr

w nas i poza nami, znamy je na pami , ka dy

z nas mógłby je powtórzy zbudzony gwałtownie z najgł bszego snu, ale chocia

je znamy na pami , nie wiem, czy je rozumiemy, poniewa one nas przerastaj o

to wszystko, czego zrozumie nie mo emy, ale wtedy, gdy je w ród nas i dla nas,

czternastu pasterzy i pasterek z Cloyes, wypowiadał, rozumieli my je jeszcze

mniej ni teraz, kiedy te słowa przekształciły si w drog ci gn c si przed nami

i w daleki cel, którego nie potrafimy sobie wyobrazi , ale który stał si naszym

celem i gdzie w nieznanym kraju i pod nieznanym niebem zarysowuje si

naszym oczom bramami i murami nieznanego miasta, wtedy, gdy pobladły i nie

patrz c na nas, stłoczonych dokoła, mówił o bezdusznej lepocie królów, ksi

t i

rycerzy i nas, bo przecie tylko my my go słuchali, wzywał, aby my okazali łask

i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, i

jeszcze powiedziawszy, e Bóg wszechmog cy nas wybrał, poniewa ponad

wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno dzieci

najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy umilkł to wszystko niepoj te i

niezrozumiałe powiedziawszy, a potem bardzo cicho, głosem, w którym było ju

tylko zm czenie i błagalna pro ba, powiedział: zmiłujcie si nad Ziemi wi t i

samotnym grobem Jezusa, kiedy to wszystko ju si stało i znów stała si cisza

taka sama, jaka była, gdy stan ł pomi dzy nami, my lałem, ojcze, i mógłbym

przysi c, e to samo co ja my leli wszyscy, my lałem: biedny, nieszcz sny Jakub,

oszalał w swojej samotno ci, zabiła go pycha, gdyby to było w mojej mocy,

dałbym sobie r k uci , aby móc odwróci to, co si stało, wiedziałem, e po raz

drugi Jakub nie mo e powtórzy swego wezwania, poniewa było to wezwanie,

background image

13

które mo na zło y tylko raz jeden i tylko zwyci stwo odnosz c lub ostateczn

kl sk , wiedziałem, e poniósł kl sk i za chwil zaczniemy si rozchodzi w

milczeniu, jego pozostawiaj c jego samotno ci i obł dowi, ju chciałem podej

do Jakuba, aby powiedzie : odprowadz ci do szałasu, powiniene si poło y ,

jeste chory, gdy nagle poczułem na ramieniu dotkni cie lekkiej dłoni, to była

Maud, która stała przez cały czas za mn , teraz tym ruchem dłoni zmusiła mnie,

e si ku niej odwróciłem, ale nie patrz c na mnie, jakby mnie wcale nie widziała,

przeszła obok, podeszła do Jakuba, stała przy nim chwil bez słowa i nieruchoma,

chciałem zawoła : Maud, nie rób tego, lecz nim zd yłem to uczyni , ona

odwróciła si ku nam, wzi ła w swoj dło r k Jakuba i równie pobladła jak on,

ale pi kniejsza ni kiedykolwiek, z twarz , która wydawała si w tej chwili

twarz wi tej, i z oczami wypełnionymi wiatłem, którego i blask, i gł bia

wydawały si nieziemskimi, zacz ła mówi , nie pami tam ani jednego słowa z

tego, co mówiła, my l , e ona sama i Jakub, i wszyscy inni tak e tego nie

pami taj , nikt tych słów nigdy nie powtarzał, a jednak to one, zapomniane przez

wszystkich i nawet przez ni sam , sprawiły, e idziemy teraz t drog , one, te jej

zapomniane obecnie słowa, były jak kamie rzucony do wody, sam gin cy w

gł bi, lecz pozostawiaj cy po sobie ruch fal, to Maud dokonała cudu, którego nie

potrafił zdziała Jakub, ona dlatego, e przy nim stan ła i zacz ła mówi ,

wyd wign ła go z kl ski i jego szale stwo przemieniła w posłannictwo, słabo w

sił , teraz nikt ju tego nie pami ta, ale ja pami tam, poniewa prze yłem w ci gu

tych kilku chwil wi cej ni przez całe dotychczasowe ycie i je li mo na

powiedzie , e si widzi nieznan przyszło , to ja j wówczas zobaczyłem i

chocia były we mnie tylko ciemno i rozpacz, adnej wiary i nadziei, tylko

ciemno i rozpacz, poniewa w tej godzinie i moja miło do Maud była jedynie

ciemno ci i rozpacz , podszedłem do nich, gdy Maud sko czyła mówi , stan łem

przy nich, przy Jakubie i Maud, i było nas ju troje, a za chwil , która była

krótsza od najkrótszej chwili, byli przy nas wszyscy, opowiadali pó niej

niektórzy, i widzieli w tym momencie ogromn błyskawic rozcinaj c swym

pot nym blaskiem pogodne niebo, inni poczuli, e ziemia zadr ała pod ich

stopami, ju mrok zapadał, gdy piewaj c wracali my do Cloyes, Jakub szedł

pierwszy, szedłem obok Maud i wci były we mnie tylko ciemno i rozpacz, nie

wyznałem ci jeszcze, ojcze, e Maud, któr kocham, kocha Jakuba, ale on jej

miło ci nie odwzajemnia, potem, gdy wci piewaj c wchodzili my pomi dzy

pierwsze chaty, noc si nagle dokoła stała i w naszym ko ciele pocz ły bi dzwony,

umilkł, a poniewa stary człowiek w brunatnym habicie te si nie odzywał, wi c

szli w milczeniu, stary człowiek ci ko wdeptuj c w ziemi swoje du e,

obrz kni te stopy, Robert u jego boku spokojny i skupiony, oszcz dny w ruchach,

jak gdyby wiadomie ograniczał swoje siły, przygotowuj c w ten sposób i ciało, i

umysł do sprawnego wypełniania wszystkich przyszłych trudów i obowi zków,

pomy lał: za godzin b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi pokryje rosa,

je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do adnej wsi, b dziemy nocowa

w puszczy, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna, gdyby mnie

kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j przed chłodem, mogłaby w moich

ramionach bezpiecznie spa , miło ci nawet głód mo na uciszy , mój synu -

powiedział stary człowiek i umilkł, jakby zagubił potrzebne mu słowa, znów szli

background image

14

w milczeniu, pomy lał niespodziewanie dla samego siebie: nie umiałbym teraz

mówi tak, jak mówiłem wtedy, miałbym teraz do ofiarowania i mniej, i wi cej, to

była ta pi kna przedwiosenna i ksi ycowa noc, kiedy cała wie si bawiła,

poniewa odbywało si wesele siostry Maud, Agnieszki, du a polana nie opodal

naszego młyna pełna była ta cz cych, kilku w drownych muzykantów

przygrywało do ta ca na lutniach i b benkach, ale Maud nie chciała ta czy ,

wci si jeszcze łudziła, e Jakub przyjdzie, stali my z dala od ta cz cych, w

cieniu młodziutkich tarnin, mówiłem: gdybym był bogaty, zebrałbym wielu

znakomitych rycerzy i zdobyłbym dla ciebie pot ny zamek, miałaby

najpi kniejsze suknie i klejnoty, a truwerzy układaliby pie ni o sławie twojej

urody i dobroci, dojrzałem nagle na jej twarzy o ywienie, serce mocniej mi

zabiło, ale zaraz zrozumiałem swoj omyłk , Maud nie patrzyła na mnie, patrzyła

na chłopca, który przeciskał si pomi dzy ta cz cymi i z drobnej postawy i z

jasnych włosów wydawał si podobny do Jakuba, ale gdy odwrócił w nasz stron

głow , natychmiast przestał by Jakubem, Maud przygasła i po chwili cicho

powiedziała: nie jestem dobra, chciałem zaprzeczy , gdy Blanka przebiegaj c

koło nas swym wyzywaj cym, tanecznym krokiem, musiała nas dojrze , chocia

stali my w cieniu tarnin, nagle si zatrzymała, o, to wy - zawołała swym niskim,

gardłowym głosem - czemu nie ta czycie?, podeszła do nas zarumieniona,

wiadoma swojej urody, chod , zata czymy powiedziała do mnie, a gdy

milczałem, roze miała si : nie chcesz? jaki z ciebie niedoł ga, Robercie, wszyscy

wiedz , e ona si bez pami ci kocha w Jakubie, a ty za ni łazisz jak cie , gdyby

był m czyzn , jestem nim - powiedziałem - i dlatego nie uderz ci , znów si

roze miała i powiedziała do Maud: wiesz, głupia g sko, co teraz zrobi ? mam

ochot na twego licznego Jakuba, a je eli mam na co ochot , to zawsze to

osi gam, baw si wesoło, Maud, mój synu - powiedział stary człowiek - jestem oto

o tyle lat od ciebie starszy, i mógłby by moim synem, je li nie wnukiem,

my lałem słuchaj c ci : daj mi, Bo e, do siły i m dro ci i do wiary, nadziei i

miło ci, abym potrafił pomóc temu chłopcu, ojcze mój - powiedział cicho Robert -

chc wierzy , e dojdziemy do dalekiej Jerozolimy, poniewa chc by silny, mój

synu - powiedział stary człowiek - twoja wiara, i umilkł, bowiem pomy lał: z

nieszcz , z cierpie i z zagubienia rodzi si pragnienie wiary, z tych samych

zatrutych ródeł kształtuje si wiara, nie dopu , Bo e, aby miał si kiedykolwiek

spełni mój okrutny sen i aby martwa i sło cem spalona pustynia miała si sta

kresem drogi tych dzieci, tych jeszcze nie zbudzonych do ycia i dlatego

niewinnych i tych, którzy ju zaznali pierwszych udr k, wiara - powiedział -

wielkich rzeczy mo e dokona , góry mo e przenie , wiem - powiedział Robert -

dlatego chc wierzy , e wejdziemy którego dnia w bramy Jerozolimy, wtedy

tamten pocz ł odmawia formuł rozgrzeszenia, po czym zwrócił si ku id cemu

obok całym swym du ym i ci kim ciałem, podniósł spracowan dło do

błogosławie stwa i kiedy kre lił nad głow chłopca znak krzy a, spojrzenia ich

spotkały si na moment, musiał du o cierpie - pomy lał Robert, wielu jeszcze

dozna cierpie - pomy lał stary człowiek, po czym Robert zatrzymał si , a tamten

szedł dalej samotny i w plecach pochylony, teraz ty - usłyszał Robert za sob głos

Aleksego Melissena, min ła go Blanka, szła ku spowiednikowi krokiem

nie piesznym, za to natarczywie wyzywaj cym, tu, na tym le nym trakcie, obca i

background image

15

szczególnie natarczywie wyzywaj ca, miała na sobie sukni z ci kiego

jasnozielonego jedwabiu, g sto przetykan złotymi ni mi, na niej purpurowy

bliaut bez r kawów, szeroki u dołu, smugi cieni i słonecznych poblasków migotały

na purpurze jej wierzchniej szaty i na włosach swobodnie opadaj cych na

purpur szaty, poruszała si w tym bogactwie materii i barw swobodnie, jakby si

urodziła w przepychu, lecz równie i wyzywaj co, poniewa miała to we krwi,

my lała zbli aj c si ku samotnie i ju tylko o krok przed ni id cemu

człowiekowi: chciałabym, eby ju była noc, nienawidz go, ale nie wtedy, kiedy

mi to robi, poniewa robi to lepiej ni wszyscy inni, z którymi si kładłam,

wchodzi we mnie gwałtownie, ale potem przebywa we mnie długo, akurat tak

długo, jak to jest moj i jego potrzeb , nic nie mówi, wiem, e gdy we mnie

wchodzi, my li nie o mnie, lecz o kim innym, i nie mnie, lecz kogo innego chciałby

trzyma w ramionach, ale ja, gdy we mnie wchodzi, i tak e pó niej przez cały

czas równie my l nie o nim, lecz o kim innym, wiemy to oboje i dlatego mo emy

to robi ze sob tak długo, a potem mo emy si nienawidzi i znów, gdy zapadnie

noc, zdziera z siebie ubrania i przebywa ze sob bez wzajemnej miło ci, za to

niewolniczo sp tani wspóln miło ci , słucham ci , moje dziecko - powiedział

stary człowiek, przyjrzała si uwa nie jego du ym, obrz kni tym stopom, potem

odsun wszy si cokolwiek na bok, przemkn ła spojrzeniem po grubym i

szorstkim suknie brunatnego habitu, szedł nie patrz c na ni , z dło mi

wsuni tymi w r kawy habitu i z głow troch ku ziemi pochylon , o czym mam

mówi temu staremu dziadydze? - pomy lała - jest stary, brudny i mierdzi jak

stary cap, ujrzała siebie biegn c pastwiskiem, które było jasne od po wiaty

ksi yca, o tym mu opowiem - u miechn ła si przekornie - ale milczała i widziała

siebie biegn c pastwiskiem, zagrodził jej sob drog , gdy dobiegała do

brzozowego zagajnika, zjawił si przed ni tak niespodziewanie, i gdyby nie

biały i rosły andaluzyjczyk, którego w chwil potem dostrzegła uwi zanego nie

opodal do drzewa, mogłaby przypu ci , e ni lub dotkni ta została złudzeniami

czarów, nigdy go przedtem nie widziała, lecz gdy zrozumiała, e nie ni i nie

znajduje si we władaniu czarów, natychmiast odzyskała pewno siebie, był

ciemnowłosy, o smagłej i pochmurnej twarzy, szeroki w ramionach i silnej

budowy, miał na sobie krótk srebrzyst tunik , obcisłe nogawice z zielonego

płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, przep dził ci - powiedział, w

pierwszym odruchu zranionej miło ci własnej zawołała: nie!, potem ju spokojnie

spytała: sk d wiesz?, u miechn ł si pogardliwie i powtórzył swoim niskim, lekko

schrypni tym głosem: przep dził ci , nie mogła nie spyta : znasz dziewczyn , z

któr pi?, nie odpowiedział, tylko przygl dał si jej natarczywie, jest pi kniejsza

ode mnie? - spytała, a gdy wci milczał, powiedziała patrz c mu wprost w

ciemne, pochmurne oczy: potrafisz tak zrobi , ebym przestała o nim my le ?,

wtedy wzi ł j za r k , cisn ł jej dło tak mocno, i krótko krzykn ła, poci gn ł

j gł biej w cie , zobaczyła rozło ony na trawie purpurowy płaszcz, rozbierz si -

powiedział, wiedziała, e to uczyni, lecz spytała: kim jeste ?, rozbierz si -

powtórzył, le ałam naga na purpurowym płaszczu, nigdy jeszcze nie le ałam na

materii równie przyjemnej w dotyku, słyszałam, e si rozbiera, ale robił to nie

piesz c si , słyszałam szelest rzucanych na ziemi ubra , miałam oczy otwarte i

kiedy wszedł bosymi nogami na płaszcz i stan ł nade mn , zobaczyłam go w całej

background image

16

jego nago ci, ale wówczas jeszcze nie wiedziałam, e i swoje ciało, i swoj m sko

pragnie ofiarowa nie mnie, lecz komu innemu, powiedział stoj c nagi nade mn :

przep dził ci , jeszcze nigdy w yciu nie pragn łam tak Jakuba jak w tej chwili,

powiedziałam: zrób tak, ebym nie my lała, i wtedy wszedł we mnie, a gdy ju

było po wszystkim i le ał obok z głow wspart o r k , spytał: my lała o nim?,

odpowiedziałam: tak, my lałam o nim, ja te my lałem o nim - powiedział - czy

wiesz, kto jest w jego szałasie?, nie spytałam i on po chwili powiedział: mój pan i

opiekun, hrabia Ludwik, pan całej tej ziemi, hrabia na Chartres i Blois, po czym

bez słowa, zamkn wszy oczy, wzi ł mnie w ramiona i znów we mnie wszedł, moje

dziecko - powiedział stary człowiek - oprócz milczenia nie masz mi nic do

wyznania?, wyprostowała si i krokom swoim wiadomie nadała taneczny rytm:

nie prosiłam ci , stary człowieku, eby słuchał moich wyzna , chcesz wi c odej

bez spowiedzi i rozgrzeszenia?, roze miała si pogodnie i powiedziała: bez twego

pozwolenia to uczyni , i gdy si lekko odwróciła, ujrzała przez moment tak wolno

si posuwaj cy, i prawie nieruchomy tłum, tysi c jasnych i ciemnych głów jedna

przy drugiej, biel dziewcz cych sukienek i chłopi cych zgrzebnych wiejskich

tunik, w górze czarne krzy e, chor gwie i kolorowe feretrony, była cisza i tylko

gdzie bardzo daleko, u niewidocznego ko ca pochodu, zabrzmiał krótkim i

wysokim tonem przez nieuwag najwidoczniej potr cony dzwonek, wydało si jej

naraz, e wszystko, co w tej chwili widzi, jest tylko snem i wystarczy dło

podnie lub gł biej odetchn , aby przebudzi si w innym wiecie, lecz nim

zd yła to uczyni , ujrzała przed sob Aleksego, stał od niej nie dalej ni o krok,

z twarz , której niepokoj c pochmurno przywykła była ogl da w jeszcze

wi kszym zbli eniu i zawsze pochylon nad sob , gdy równocze nie, patrz c

szeroko otwartymi oczami w t twarz równie znan , jak obc , przywykła

przyjmowa jego m sko gwałtown i uporczyw , stała bez ruchu, cisn ł jej

dło i powiedział: dlaczego si nie spowiadasz?, pu - powiedziała, coraz mocniej

ciskał jej r k , pu - powiedziała - nie chc si spowiada , ale musiała si

cofn , poniewa j do tego zmusił, i znów przez krótk chwil ujrzała przed sob

i ponad ciemn głow Aleksego nieruchome czarne krzy e, chor gwie i feretrony,

nad nimi pył ółtego kurzu migoc cy w ród cieni puszczy i przedzieraj cych si

przez ni poblasków zachodz cego sło ca, wró do niego - powiedział tym samym

głosem, ciszonym i troch chrapliwym, którym mówił: rozbierz si , pu -

powtórzyła, wtedy powiedział: zatłuk ci jak suk , je eli si nie wyspowiadasz i

nie dostaniesz rozgrzeszenia, kłam, ale b d taka jak wszyscy, wi c znów si

znalazła u boku starca, który mierdział jak stary cap i du ymi, obrz kni tymi

stopami powoli i z cierpliwym namysłem wchodził w ziemi wilgotniej c od rosy

przedwieczornej, wie o mnie wszystko - pomy lała mierdzi jak stary cap i wie o

mnie wszystko, wybacz, ojcze - czuła, e jej głos jest bardziej ni kiedykolwiek

czysty - wybacz mi moj gwałtowno i pych , mój głos - my lała - jest piewem,

mam piersi tak pi kne, jakich nie posiada adna inna dziewczyna, potrafi

kocha i przyjmowa w siebie m czyzn , jak nie potrafi tego robi adna inna

dziewczyna, wybacz, ojcze, e zbł dziłam znalazłszy si przy tobie, ale l k mnie

ogarn ł, l k, e nie tyle własne grzechy musz wypowiedzie , ile o grzechach

innych ludzi nale y mi mówi , nie pytaj mnie, ojcze, o imiona tych ludzi, wiem, e

sama musz ci je wyzna , mój narzeczony i przyszły mał onek, gdy Bóg

background image

17

wszechmog cy pozwoli nam obojgu stan kiedy w przyszło ci u grobu pana

Jezusa, mój przyszły pan i mał onek, hrabia na Chartres i Blois, hrabia Aleksy

Melissen Vendôme, wspomógł mnie przed chwil i paroma słowami utwierdził

mnie w przekonaniu, e nie powinnam skrywa tego, co mi jest wiadomym, a co

przede wszystkim przed tob , ojcze, powinno by ujawnione, a je li uznasz to za

potrzebne, równie przed całym wiatem, musz ci zatem wyzna , ojcze, i jest

prawd , przysi gam, e to jest prawda, przysi gam na zbawienie duszy, i ten,

który siebie uwa a za wypełniaj cego posłannictwo bo e i w oczach id cych za

nim niewinnych dzieci równie za takiego uchodzi, przysi gam, e człowiek, który

nazywa si Jakub z Cloyes, moje dziecko, mów o sobie - powiedział stary

człowiek, ojcze mój, ja jedna wiem, e Jakub ju dawno przestał by niewinnym

chłopcem, nie jest ani czysty, ani niewinny, nie jest taki, za jakiego chce uchodzi

i za jakiego uchodzi, jego noce s rozpustne, pełne wyst pnych uciech zmysłów,

moja córko - znów powiedział stary człowiek, mówi prawd , przysi gam, ojcze,

e mówi prawd , niedawno, kiedy w naszej wsi była zabawa, poniewa było

wesele Agnieszki, siostry Maud, pobiegłam ju w nocy do szałasu Jakuba, eby go

namówi , aby przyszedł na zabaw , zawołałam na niego stoj c przed szałasem,

my lałam, e pi, wi c zawołałam jeszcze raz, wtedy wyszedł z szałasu obna ony,

był na tyle bezwstydny, eby mi pokaza swoj niczym nie osłoni t nago , milcz

- powiedział półgłosem stary człowiek, a w jego szałasie, bardzo dobrze to

widziałam, na tym n dznym jego legowisku, le ała Maud udaj ca niewini tko,

milcz! - tym razem jego głos, jakkolwiek wci ciszony, zabrzmiał tak twardo, i

umilkła, pomy lała: stary, mierdz cy cap wie o mnie wszystko, czemu ka esz mi

milcze ? - powiedziała - nie chcesz wysłucha mojej spowiedzi?, nie chc słucha

twoich kłamstw - odpowiedział, sk d wiesz, e to s kłamstwa? wiem, co o mnie

my lisz, my lisz, e jestem kłamliwa, pró na i rozpustna, ale teraz powiem

prawd : gdyby mnie Jakub pokochał, nie byłabym ani kłamliwa, ani pró na, ani

rozpustna, chwil milczał, potem powiedział: nie ma człowieka, który by od

pierwszych swych kroków a po ostatnie potrafił i mógł by tylko wył cznie złym,

bywa tak, e gdy człowieka wszystkie nadzieje i złudzenia opuszcz , u mierca w

sobie człowiek człowieka, w jednej sekundzie mo na si dobrowolnie ycia

pozbawi , dalej przecie yj c, lecz by u mierci w sobie potrzeb miło ci i

potrzeb nadziei, na to trzeba wielu ci kich lat, ton cy nawet powietrza i garstki

wody si chwyta, wi c gdy człowiek nie u miercił siebie jeszcze całkowicie i w ród

ciemnych obszarów jego zła kołacze si bodaj najniklejszy promyczek t sknoty za

dobrem i potrzeb dobra, pochyla si człowiek nad tym w tłym płomyczkiem,

aby łudzi si w chwilach samotno ci, e to, co jest teraz słabe i kruche, mo e si

przekształci w ogromny blask, mo e si myl , moja nieszcz sna córko, lecz

obawiam si , e gdyby ci kiedykolwiek Jakub pokochał, nie ty przestałaby by

kłamliwa, pró na i rozpustna, lecz równie on stałby si kłamliwy, pró ny i

rozpustny, u miechn ła si : uwa asz, e jestem tak silna?, my l , e jeste bardzo

nieszcz liwa, mylisz si , ojcze, wcale si nie czuj nieszcz liwa, spójrz na mnie,

czy tak wygl da istota nieszcz liwa?, powiedział nie spojrzawszy na ni :

człowiek, który zabł dził w obcej i nieznanej okolicy i wie, e zabł dził, poczyna

szuka drogi wła ciwej, ten natomiast, kto znalazł si w sytuacji podobnej i nie

zdaje sobie sprawy, i zgubił słuszny kierunek, nawet tej szansy przed sob nie

background image

18

ma, słuszny kierunek! - zawołała - powiedz mi, co jest słusznym kierunkiem,

gdzie jest słuszny kierunek?, nie wiem - pomy lał, powiedział: Bóg, wtedy

pomy lała: niechby ju nadeszła noc, podejdzie do mnie, kiedy b d udawała

pi c i gdy ju wszyscy dokoła b d zmo eni ci kim snem, powie półgłosem:

chod , wtedy wstan i pójd za nim, b dziemy szli ostro nie, eby nikogo nie

zbudzi , a wreszcie znajdziemy si w miejscu, gdzie b dzie pusto i gdzie

b dziemy tylko sami, rozło y na ziemi swój purpurowy płaszcz, b dziemy si

rozbiera w milczeniu, poniewa ani mnie, ani jemu nie s potrzebne słowa,

wiem, o czym on my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i

gwałtownie, b dziemy nawzajem czerpa ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród

rozkoszy zł czeni ciele nie: ja, e nie on mi j zadaje, on, e nie mnie j

przeznacza, przysi gam, ojcze - powiedziała - e byłabym zupełnie inna, gdyby

mnie Jakub zechciał pokocha , nie byłabym wtedy ani kłamliwa, ani pró na, ani

rozpustna, wyrzekłabym si i kłamstw, i pró no ci, i wszelkiej rozpusty,

wszystkiego, co jest we mnie złe, wyrzekłabym si , gdyby mnie Jakub pokochał,

poniewa kocham Jakuba, na to, e go kocham, te mog przysi gn , kocham

go, poniewa jest czysty i niewinny, jest lepszy ode mnie, jest jedyny na wiecie,

ale kocham go jeszcze i dlatego, e jest nieosi galny, wszystko, co o nim mówiłam,

było kłamstwem, to nieprawda, e wówczas, tamtej nocy, Maud była w jego

szałasie, nikogo w jego szałasie nie było i nie wyszedł przed szałas obna ony,

chciałam, eby mnie wzi ł, ale on tego nie chciał, poniewa jest czysty i niewinny,

jest nieosi galny, chwilami sama ju nie wiem, czego bardziej pragn i co podsyca

moj miło : po danie jego ciała i jego pieszczot czy sp tanie jego

nieosi galno ci , niewola, w któr własna moja natura mnie zepchn ła, ale tak e i

co , co si wymyka mojemu rozumieniu i moj natur przerasta, jestem w

niewoli, cała przenikni ta moj niewol , nagle dotarło do niej jakie poruszenie w

zd aj cym poza ni pochodzie, usłyszała co , co si jej wydało westchnieniem

zdziwienia lub ulgi wydartym równocze nie z tysi ca piersi, pomy lała: wyp dz

mnie, je eli nie dostan rozgrzeszenia, i wówczas, gdy w popłochu podniosła oczy,

ujrzała przed sob : niebo otaczaj ce swym ogromem cały horyzont, ciemne i

ci kie chmury tam wzbierały, ni ej, nagle wyswobodzona z nieruchomych

murów puszczy, roztaczała si rozległa równina, płaska i nasycona gro nym

poblaskiem ci kich chmur, zobaczyła krótk , po pieszn błyskawic

rozdzieraj c nieruchomy g szcz chmur, w dole zielone stawy, samotne drzewa,

ogarn ło j powietrze l ejsze i obszerniejsze od powietrza, którym oddychała

dotychczas, droga spadała w dół, gdzie w ród płaskiej równiny otwierały si

nieruchom zielono ci zielone stawy i gdzie z szarej i nieruchomej ziemi

wyrastały samotne drzewa, znów niecierpliwa błyskawica wdarła si pomi dzy

zwały chmur, czarne wrony poderwały si z ostatnich drzew na skraju puszczy i

czarn chmar , nisko nad ziemi , leciały ku zielonym stawom, daleki grzmot

przetoczył si gdzie bardzo daleko, znów pocz ła mówi i tym razem jeszcze

po pieszniej: skłamałam mówi c, e Aleksy Melissen b dzie moim panem i

mał onkiem, nie jest ani moim narzeczonym, ani kochankiem, jest dla mnie jak

brat, którego nigdy nie miałam, a ja jestem dla niego jak siostra, której te nigdy

nie miał, poniewa był dzieckiem, gdy w mie cie, które nazywa si Bizancjum,

zgin li na wielkiej wojnie jego rodzice, a jego, samotnego sierot , zabrał ze sob

background image

19

do Francji hrabia Ludwik i przez wiele lat, a do niedawnej mierci, obsypywał

go swymi łaskami, i sam dzieci nie maj c uczynił go swym jedynym spadkobierc ,

spotkał mnie jednego dnia Aleksy Melissen, gdy nad strumykiem, który płynie

koło naszej wsi, zbierałam młodziutkie kacze ce, aby z nich uwi wianek na

ołtarz wi tego Jakuba znajduj cy si w naszym ko ciele, jechał na białym,

bardzo pi knym koniu, potem mi powiedział, e w dalekiej Andaluzji takie konie

si rodz , był bogato ubrany, ale był zamy lony i smutny, spytał mnie o drog do

Chartres, a potem mnie spytał, czy chc z nim razem pojecha i przy nim zosta ,

powiedziałam wtedy, e nie mog tego uczyni , poniewa moje serce jest zaj te

kim innym, na to on patrzył na mnie dług chwil i potem rzekł: moje serce te

nie jest wolne, jak e wi c mog z tob jecha i przy tobie zosta ?, odpowiedział

na to: b dziemy ze sob jak brat z siostr i siostra z bratem, b d ci jak siostr

szanował i chronił przed wszelkim złem, a ty, jak siostra bratu, pozwolisz mi

moj samotno uczyni mniej dotkliw , jestem bogaty, wszystkie te ziemie a po

horyzont i jeszcze dalej nale do mnie, zamieszkasz w pot nym zamku, b dziesz

miała swoje komnaty i swoje słu ebne, dam ci tyle strojnych sukien i

drogocennych klejnotów, ile tylko zapragniesz, a je eli obawiasz si , e nasze

ycie mo e by martwe jak bezwarto ciowy kamyk, któremu przydano bogat

opraw , nie l kaj si , oboje b dziemy mieli du o do działania, b dziemy, maj c

po temu rodki, czyni dokoła siebie wiele miłosierdzia, b dziemy tak czyni , aby

odj ludziom dr cz cych ich utrapie , nieszcz ciom, n dzy i cierpieniom ciała

zapobiegaj c, kl ski natury własn ofiarno ci łagodz c, a chc c i pami ci

wielkiego rycerza, jakim był zmarły hrabia Ludwik, pomnik dla przyszłych

wieków postawi , i panu Bogu miło nasz i wdzi czno okaza , zło ymy

uroczyste luby, i w sławnym Chartres, naszym mie cie, doko czymy budowy

katedry, pod której mury, ju teraz dumnie góruj ce nad miastem, kamie

w gielny poło ył przed o mioma laty hrabia Ludwik, pomy l - powiedział na

koniec, gdy słuchałam go w milczeniu - pomy l, moja siostro, o tym wszystkim,

nie chc , eby zaraz w tej chwili podj ła decyzj , wróc tu za trzy dni i wtedy

powiesz mi: tak, lub: nie, po czym odjechał, a ja - poczuła łzy w oczach, a w całym

ciele omdlało , która szczególn słodycz przenikn ła całe jej ciało, ci kie

chmury na horyzoncie wznosiły si coraz wy ej i swym g stniej cym mrokiem

ogarniały coraz rozleglejsze obszary nieba, znów zapaliła si błyskawica prosta

jak lot płon cej strzały i znów grzmot głucho zawarczał w gł bi chmur - a ja, gdy

odjechał, przez trzy dni i trzy noce biłam si z my lami, modliłam si i płakałam,

byłam szcz liwa i nieszcz liwa, zdecydowana i niezdecydowana, a wreszcie

nadszedł ów trzeci dzie , wi c wprzód dłonie rodziców ucałowawszy, z samego

rana pobiegłam nad strumyk, w to samo miejsce, gdzie mnie spotkał po raz

pierwszy Aleksy Melissen, i ledwie si tam znalazłam, ujrzałam jad c traktem

wspaniał , złocist kolask zaprz on w sze białych koni, a obok niej Aleksego

Melissena na czarnym koniu, z ramion spływał mu purpurowy płaszcz, gdy

podjechał do mnie, zobaczyłam, e twarz ma, jak i za pierwszym naszym

spotkaniem, smutn i zamy lon , ale tak e promieniej c jakim niezwykłym

blaskiem, to jest mój brat - pomy lałam i od tej chwili byłam dla niego siostr , a

on był dla mnie najczulszym, opieku czym bratem, a i teraz, gdy postanowił

porzuci na długie miesi ce wszelki dostatek i wygod , aby przył czy si do

background image

20

krucjaty zd aj cej do dalekiej Jerozolimy dla uwolnienia grobu Jezusa z niewoli

poga skich Turków, i ja mu w tej pełnej trudów drodze towarzysz , poniewa i

on, i ja, oboje w niewoli nieosi galnej miło ci, przysi gli my sobie, i zawsze i w

ka dej chwili, w doli i w niedoli, w dostatku i biedzie, w zdrowiu i w chorobie, w

chwale i poni eniu, b dziemy si wzajemnie my l i uczynkiem wspiera i

wspomaga , on b d c dla mnie bratem, a ja dla niego siostr , wiosenna burza

szybko si przybli ała, ciemne i ci kie chmury docierały ju do najwy szej

wysoko ci nieba, szli prosto w burz i w błyskawice coraz cz ciej si zapalaj ce, i

w grzmoty, które przetaczały si ju nie u kresu dalekiego horyzontu, lecz

wybuchaj c u szczytu nadci gaj cych ciemno ci spadały niesko czenie długo w

ciemno , jeszcze o echo przedłu aj c swój gro ny warkot, aby, nim ono cichnie,

znów i prawie równocze nie z o lepiaj cym błyskiem targn mrocznym

sklepieniem nieba, nagle, jakby z trwałego bezruchu zrodzony, zerwał si wiatr,

ółty tuman kurzu wzbił si nad płask równin , skłamałam - krzykn ła Blanka -

wszystko skłamałam!, wówczas, nie rzekłszy słowa, stary człowiek podniósł dło i

uczynił nad jej głow znak krzy a, Aleksy Melissen odetchn ł w tym momencie z

ulg , dopiero teraz u wiadomił sobie, i przez cały czas, gdy Blanka szła u boku

spowiednika, trwał w napi tym a do bólu pogotowiu, pomy lał: nie wiem, co by

si stało, gdyby nie otrzymała rozgrzeszenia, lecz co by si sta musiało, zdj ł z

ramion swój purpurowy płaszcz - do biało ci roz arzony błysk roz wietlił

półmrok i w ród kł bi cej si ółtej kurzawy wbił si nie nazbyt daleko w

niewidoczn ziemi , ogłuszaj cy huk grzmotu targn ł ciemno ciami i natychmiast

cichł, gdzie daleko, na tyłach pochodu, zapłakało dziecko - z płaszczem

podobnym do płomienia, poniewa targał nim wiatr, przysun ł si do Jakuba,

który szedł o krok przed nim, narzucił mu płaszcz na nagie ramiona, a kiedy

tamten odwrócił głow i uczynił ruch, jakby chciał płaszcz z ramion zsun ,

powiedział: nie chciałe dotychczas przyj tego płaszcza, chocia tobie, jako

przywódcy, bardziej go nosi wypada ni mnie, ale teraz na czas mojej spowiedzi,

prosz ci , uczy to, i odszedł, nim Jakub zd ył słowo powiedzie , nagle cichł

wiatr i przez chwil krótsz od oddechu stała si dokoła cisza, cisza, w ród której

na chwil krótsz od oddechu wszystko, co istnieje, wydało si pora one

ostatecznym zgonem, jak gdyby sło ce stan ło, niebo i gwiazdy, a ich miertelny

bezwład równie i wszelkiemu yciu na ziemi odj ł ruch i d wi k, po czym lun ł

rz sisty deszcz, znów pocz ły płon błyskawice i dudnienia piorunów,

przygłuszone szumem ulewy, przetaczały si ci kie w ród szumu ulewy, szedł

wyprostowany, oboj tny na ulew , znów czujny i wewn trznie napi ty, nie

spojrzawszy na ni min ł Blank , która szła potykaj c si , jakby o lepła,

bezradna i zagubiona w strumieniach ulewy, nim kilkoma nie piesznymi krokami

zrównał si ze starym spowiednikiem, ziemia pod potokami wody rozmi kła i ju

gwałtown obfito ci wilgoci nasycona, przestała si ulegle potopowi poddawa ,

ogromne kału e bite deszczem pocz ły si na jej powierzchni tworzy , stary

człowiek szedł nie wolniej i nie pr dzej ni dotychczas, szedł swoim zwykłym,

ci kim krokiem, jego du e, obrz kni te stopy grz zły w błocie i w kału ach,

woda grubymi strugami spływała po jego habicie, pierwszy raz w yciu b d

my le na głos - pomy lał Aleksy, podniósł dło do twarzy, aby przetrze oczy

zalewane wod , nasilenie burzy zdawało si słabn , bardzo zapragn ł obejrze

background image

21

si za siebie, wiedział, e ujrzałby wówczas Jakuba w chłopi cy sposób

st paj cego po błocie i w ród kału y, ale Jakuba purpurowym płaszczem

chronionego przed deszczem, ujrzałby równie w górze puszcz wydan

bezbronnie na oszalały ywioł, nieruchom pod błyskawicami i grzmotami, nie

obejrzał si jednak, niebo nad dalekim horyzontem, sk d nadci gn ła burza, ju

si poczynało przeja nia i naraz, gdy tu jeszcze półmrok panował i deszcz

szumiał, tam, na kra cach równiny, poblask zachodz cego sło ca wyłonił spo ród

ciemno ci smug ziemi i nieba, obie z doskonał czysto ci ukazuj ce swe kształty

i barwy, spokojny seledyn nieba nasycony złotawym wiatłem, płask i zielon

ru wiosennych ł k i w ród niej samotne wierzby, które mimo swej samotno ci

zdawały si teraz zwi zywa ziemi z niebem, teraz po raz pierwszy w yciu b d

gło no my le - pomy lał i odczuł to dobrowolne poddanie, nie jest dobrowolnym

- pomy lał, odczuł swoje konieczne poddanie jako wyzwanie rzucone całemu

wiatu, my lał: niech poprzez uszy tego starego człowieka, który obchodzi mnie

nie wi cej ni ta oto woda, w której chłodzie zanurzam moje stopy, nie wi cej ni

woda, która spływa po mojej twarzy, niech poprzez uszy tego starego człowieka

słysz mnie uszy wszystkich yj cych, wszystkich nie wył czaj c Jakuba, który

idzie o kilka kroków za mn chroniony przed deszczem moim purpurowym

płaszczem, płaszczem, na którym, gdy staje si noc, bior c co noc t dziwk i

bior c j i sobie i jej zadaj c dług rozkosz, my l nie o niej, lecz o Jakubie,

wiedz c równie , e i ona, poddana ulegle rozkoszy, my li nie o mnie, ale o

Jakubie, Bo e - pomy lał - wielki, wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie było i

nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko przez nasze nieszcz cia, Bo e

nieobecny i nie istniej cy, tylko przez nas stworzony, nie wiem, o co mógłbym ci

prosi , gdyby był, pami tam, i jest napisane, e miło mo e zdziała cuda, góry

mo e przenosi i jeszcze co robi , czego nie pami tam, mnie moja miło , nigdy

mnie nie kochał, nawet nie musiał powiedzie : rozbierz si , poniewa byli my w

ła ni i byłem nagi, rozło ył na ławie mój purpurowy płaszcz, który mi ofiarował,

kiedy sko czyłem czterna cie lat, pami tam, e kiedy , w czasie tak odległym, i

wydaje mi si , e nie mogłem w nim istnie , ale przecie istniałem, była wiosenna,

pełna wiatła ksi yca noc, ale obudziłem si nie w ciszy nocy i nie w blasku

ksi yca, lecz w migoc cych dokoła odblaskach płomieni i we wrzawie, szcz ku

or a, skowycie, płaczu kobiet i j kach umieraj cych, kobieta i m czyzna stali

przy mnie, kiedy si obudziłem, za mn , za oknem, płon ła ogromna łuna,

pami tam tylko t łun i m czyzn i kobiet stoj cych przy moim ogromnym

ło u, nie pami tam, jak wygl dali, byli moim ojcem i matk , ale nie pami tam ich

twarzy, nie mog usłysze ich głosów, pami tam zbli aj c si w migoc cej łunie

wrzaw , szcz k or a, płacz kobiet i j ki umieraj cych, pami tam i jego, gdy

nagle p kły ogromne drzwi, pami tam, e były tak wysokie, i wydawały mi si

nie drzwiami, nie pami tam, czym mi si wydawały, ale gdy nagle, jakby w pół

przełamane, p kły, wówczas stało si dokoła mnie mroczno, wtedy go ujrzałem po

raz pierwszy, był młody, promienny, pokochałem go wtedy, pami tam krótkie

błyski jego miecza, potem na moje dłonie, pami tam, zaci ni te przy szyi, trysn ł

ciepły strumie , to była krew moich rodziców, nie wiem, czy to była krew mojej

matki, czy mojego ojca, miałem krew na dłoniach i na ustach, chciałem krzycze ,

ale nie krzyczałem, a potem, to pami tam, jakby to było wczoraj, on si nade mn

background image

22

pochylił, zamkn łem oczy, poczułem jego dło na czole zroszonym potem,

chciałem płaka i nie mogłem płaka , poniewa czułem na wargach mdły smak

krwi, o której nie wiedziałem, e jest krwi mojej matki albo mojego ojca,

pami tam, e wzi ł mnie w ramiona, pami tam jego nachylon nad sob twarz,

ale nie pami tam, co było potem, teraz po raz pierwszy w yciu b d my le

gło no, zacz ł mówi , deszcz si uciszał, a przestrzenie ziemi i nieba ogarniane

czyst jasno ci wci si poszerzały: do czternastego roku ycia wiedziałem o

swojej przeszło ci tyle tylko, e jestem Grekiem z Bizancjum, nazywam si Aleksy

Melissen i kiedy w ow noc sprzed o miu lat, gdy rycerze chrze cija scy pod

dowództwem dwóch sławnych m ów, hrabiego Baldwina z Flandrii i hrabiego

Bonifacego z Monferrat, ulegaj c namowom przebiegłych Wenecjan, zamiast

pod a ku Jerozolimie, aby z niewoli poga skiej uwolni grób Chrystusa, jak

przysi gli, uderzyli zdradziecko noc na mury Bizancjum i potem wtargn wszy w

nie pomordowali okrutnie tysi ce takich samych jak oni chrze cijan, powoduj c

si nie wiar , tylko dz zdobycia bogactw i władzy, mnie w t noc po arów i

krwi, gdy zamordowani zostali moi rodzice, uratował jeden z rycerzy, Ludwik z

Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, byłem o mioletnim dzieckiem, gdy z

nara eniem własnego ycia wyniósł mnie z płon cego pałacu, mówił mi potem,

gdy ju byłem przy nim i on był moim opiekunem i ojcem, i tego dokonał, e ja,

obcej krwi i obcego nazwiska, uznany zostałem przez pana króla, Filipa Augusta,

za jedynego spadkobierc staro ytnych hrabiów panuj cych na Chartres i Blois, i

całej tej ziemi Vendôme, która teraz si dokoła nas rozpo ciera, mówił mi, ju

dorastaj cemu chłopcu, e wówczas, w t okrutn noc rzezi i po arów, on, który

dwudziestoletnim młodzie cem lubował, i wszystkie dane mu dary i przywileje

zło y w ofierze słu cej uwolnieniu z poga skiej niewoli grobu Chrystusa, obudził

si tej nocy jak ze snu i zrozumiał, e została dokonana ci ka zbrodnia, i mnie,

któremu zamordowano ojca i matk , unosz c we własnych ramionach z

płon cego domu ratował wła nie dlatego, by chocia w drobnej cz stce zło y

zado uczynienie dokonanym zbrodniom i nieprawo ciom niegodnym sławy

chrze cija skich rycerzy, to wiedziałem do lat czternastu, wychowuj c si w

Chartres, które stało si moim miastem rodzinnym, i je li pami tałem cokolwiek

z lat mojego dzieci stwa, to jedynie to, co mi mój najlepszy opiekun i ojciec o tych

zagubionych w niepami ci czasach opowiadał, przestał pada deszcz, od mokrej

ziemi bił odurzaj cy zapach ziemi i wiosennej zieleni, daleko, ale ju jakby w

innym wiecie, przetaczały si ci kie grzmoty, poblaski zachodz cego sło ca

znów opieku czo poczynały ogarnia płask dokoła równin , wyłoniły si z

ciemno ci spokojne zielone jeziora, ziemia pod stopami była grz ska i pełna ju

nieruchomych kału , zobaczył t cz i mówił: tyle wiedziałem o swojej przeszło ci

do lat czternastu, a wtedy jednego dnia, było wczesne przedwio nie i pami tam,

ziemia była jeszcze twarda i kału e po nocnym deszczu ci te cieniutk warstw

mrozu, powietrze było chłodne, ale sło ce wieciło, i pami tam jego radosne

ciepło na ramionach, był wczesny ranek, wyszli my w kilku poza mury miasta,

gdzie były ł ki nad rzek Eure, krucha powłoka mrozu, gdy nadeptywałem j

bos stop , kruszyła si bardzo lekko i wtedy czułem, e wchodz w zimn wod ,

ale poniewa sło ce czułem na ramionach i na szyi, było to bardzo przyjemne,

była na tych ł kach sucha i ju chyba martwa wierzba, do niej strzelali my z

background image

23

łuków, wła ciwie nie do niej, ale do malutkiego p czka tarniny, który był biały i

delikatny i wydawał si tylko biał plamk , gdy został uwi ziony w twardej korze

umarłej wierzby, do tego celu strzelali my z łuków, pami tam, e w pewnym

momencie moja strzała dr c niecierpliwie wbiła si w sam rodek tej białej

plamy, cały pie martwego drzewa był ju pełen dygoc cych strzał, tkwiły w nim,

jakby nie chciały zosta , ale i nie mogły si oderwa , wówczas, kiedy udało mi si

trafi strzał w sam rodek małego p czka tarniny, stała si cisza, potem ci,

którzy byli ze mn , pocz li jeden po drugim podchodzi do drzewa, aby z bliska

zobaczy moj strzał tkwi c nieruchomo w samym sercu białego p czka

tarniny, zostałem sam, serce biło mi z rado ci i z dumy, pami tam, o krok przede

mn szkliła si du a kału a ci ta mrozem, postawiłem na tej gładkiej i

nieruchomej powierzchni stop i ju chciałem zmia d y uległy opór

nadchodz cej zimy, gdy naraz poczułem, e nie jestem sam, odwróciłem si i

wtedy ujrzałem tego człowieka, od razu wiedziałem, e nie jest st d, był czarny,

smagły i drobny, w prostackiej opo czy z kapturem, ale pod t opo cz miał

zniszczon wprawdzie, lecz z drogiego materiału uszyt sukni , stał ode mnie nie

dalej ni o dziesi kroków, pomy lałem: widział moj strzał nieomylnie

osi gaj c trudny cel, ale tak e pomy lałem, e ten człowiek dlatego tu jest,

poniewa nie z kim innym, tylko ze mn chce rozmawia , czekałem chwil z

łukiem napi tym now strzał , a on do mnie podejdzie, ale poniewa tego nie

uczynił, wi c wci trzymaj c łuk z napi t na ci ciwie strzał , zbli yłem si ku

niemu o kilka kroków i wówczas on, stoj c w miejscu bez ruchu, powiedział kilka

słów w j zyku dla mnie niezrozumiałym, ale chocia słowa, które wypowiedział,

były dla mnie niezrozumiałe, odczułem je, jakby od pocz tku mego istnienia

spoczywały we mnie, musiałem w tym momencie zbledn i on to musiał dostrzec,

powiedziałem: nie rozumiem, wtedy on ju w moim j zyku, cho z cudzoziemsk

wymow , spytał mnie: ty jeste Aleksy Melissen?, powiedziałem: ja jestem Aleksy

Melissen, a ty kim jeste ?, szukałem ci sze lat - powiedział - nie le strzelasz z

łuku, dlaczego mnie szukałe ? - spytałem, nie le strzelasz z łuku -powtórzył - ale

gdy mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene mie mi nie bardziej

rozlu nione, wysiłek powinien by w tobie, gł boko ukryty, ale twego wysiłku nikt

z zewn trz nie powinien widzie , dlaczego mnie szukałe ? - powtórzyłem, przyjd

wieczorem, po nieszporach, do ko cioła wi tego Józefa, powiem ci wtedy,

dlaczego ci szukałem, potrz sn łem głow : je eli masz mi co do powiedzenia,

mo esz uczyni to teraz, obejrzałem si na moich rówie ników, stali przy martwej

wierzbie, patrzyli na nas, ale aden z nich nie uczynił ruchu, aby podej do nas,

chod - powiedziałem do nieznajomego - je eli to, co mi masz do powiedzenia, jest

tajemnic , ł ki nie maj uszu, po czym zacz łem i przed siebie, wci trzymaj c

w dłoniach łuk z napi t na ci ciwie strzał , tamten po chwili wahania poszedł za

mn , sło ce grzało coraz mocniej, zamróz gło no trzeszcz c p kał pod naszymi

stopami, twój ojciec - powiedział nieznajomy - miał na imi tak jak i ty, Aleksy, a

twoja matka nazywała si Teodozja, wiem - powiedziałem - czy po to mnie

szukałe przez sze lat, aby mi to powiedzie ?, nie - odparł - szukałem ci przez

sze lat po to, eby ci powiedzie , e jestem wysłannikiem twoich rodziców,

wtedy si zatrzymałem i spojrzałem prosto w jego twarz: znasz ich imiona, a nie

wiesz, e nie yj od sze ciu lat?, wiem - odpowiedział - poniewa na własne oczy

background image

24

widziałem ich ciała, ale wiem równie , e je li tamtej nieszcz snej nocy przed

sze cioma laty zgin ło w okrutnej rzezi wiele tysi cy Greków i ponad pół miasta

zniszczyły po ary, to przecie r ka losu dotkn ła i tych równie , którzy dokonali

tych zbrodni, nie dłu ej ni dwa lata cieszył si tronem bazileusów samozwa czy

cesarz Baldwin, konał w długich m czarniach na dnie gł bokiego w wozu, gdzie

go jak psa lub padlin ci ni to na rozkaz króla bułgarskiego Jana, wprzód mu

uci wszy r ce i nogi, w bitwie z Wołochami poległ drugi przywódca zachodnich

grabie ców i gwałcicieli, Bonifacego, samozwa czego króla Tessalonii, siostrze ca

senechala Szampanii Gotfryda de Villehardouin, samozwa czego władc

Koryntu, kazał ukrzy owa w Epirze Michał Kommen, równie i wielu innych

zbrodniarzy do cign ł sprawiedliwy los, natomiast do tej pory kary unikn ł i po

wiecie chodzi jeden z nich, i to z tob , je li rzeczywi cie jeste Aleksym

Melissenem, szczególnymi w złami zł czony, poniewa to on w t noc, gdy ty

byłe małym dzieckiem, własnymi dło mi zamordował twoich rodziców, dopiero

gdy umilkł, zdałem sobie spraw , e ju od paru chwil nie id przed siebie, lecz

stoj w miejscu, wiedziałem, e to, co powiedział, jest prawd , nie umiem

powiedzie , jak to si stało, ale naraz wszystko, co w mglistych i nie poł czonych

ze sob kształtach pami tałem z dzieci stwa, teraz stało si we mnie a do bólu

przejrzyste, podniosłem łuk ze strzał na napi tej ci ciwie, wypu ciłem strzał i

patrzyłem, jak z cichym gwizdem mknie ku niebu, wzniosła si w przejrzystym

powietrzu bardzo wysoko, ale nie straciłem jej z oczu i widziałem, wci

ogarni ty obrazami tamtej nocy, krew rodziców czuj c na wargach i jego twarz

widz c nachylaj c si nade mn , słysz c j ki mordowanych i skowyt płacz cych

kobiet, wszystko to widz c i słysz c, widziałem lot mojej strzały, teraz ju szybko

opadaj cej, wbiła si w ziemi bardzo daleko i widziałem, e lekko dr y, wbita w

ziemi , jak gdyby nie wyczerpała jeszcze siły swego p du, i dopiero gdy stała si

nieruchoma, odwróciłem si ku nieznajomemu i powiedziałem patrz c mu w

oczy: kłamiesz, gdyby zaprzeczył lub pocz ł dowodami potwierdza prawdziwo

swoich słów, by mo e zw tpiłbym, e było tak, jak on powiedział, ale milczał, nie

rzekł ani jednego słowa, lecz oczu, ciemnych i gł boko osadzonych, nie oderwał

od mego wzroku, to ja pierwszy oczy spu ciłem i powiedziałem: kimkolwiek jeste

i jakiekolwiek plany masz wobec mnie, nie chc ci wi cej widzie i je eli jeszcze

raz staniesz na mojej drodze, zabij ci albo ka ci zabi ,wtedy on powiedział i

wydało mi si , e w jego głosie jest smutek: tak wi c kochasz człowieka, który ma

dłonie splamione krwi twoich rodziców, powtórzyłem, wci nie podnosz c oczu:

nie chc ci wi cej widzie , a je eli jeszcze raz ci zobacz , zabij ci albo ka

zabi , dobrze - powiedział po chwili milczenia - odejd i wi cej mnie nie

zobaczysz, ale nim odejd , chc ci jedno powiedzie : kiedy byłem twoim

piastunem, a ty dzieckiem powierzonym mojej opiece, stało si raz tak, e pod

nieobecno twoich rodziców ci ko zachorowałe , byłe nieprzytomny i

majaczyłe , wszyscy lekarze zw tpili, aby mo na ci było uratowa , ja przez

wszystkie dnie i noce czuwałem przy tobie i gdy trzeciej nocy, wci

nieprzytomny, pocz łe kona , byłe sztywny i mimo gor czki stopy i dłonie

miałe jak lód zimne, wtedy ja ci wzi łem w ramiona i powiedziałem: musisz y ,

musisz usłysze , e ja do ciebie mówi : musisz y , musisz mnie usłysze , e

mówi do ciebie: musisz y , nie pami tam, mo e te słowa powtórzyłem dziesi

background image

25

razy, a mo e sto, pami tam natomiast, e ty w pewnym momencie otworzyłe

oczy i spojrzałe na mnie, trzymaj cego ci w ramionach, przytomnie,

przeklinam, Aleksy Melissenie, chwil , kiedy do ciebie umieraj cego zawołałem:

musisz y , to powiedział, ka de jego słowo dokładnie pami tam do dzisiaj, po

czym odszedł, ale nie spojrzałem na niego, stałem bez ruchu, chyba o niczym nie

my l c, wreszcie odwróciłem si i zacz łem i wolno w przeciwnym kierunku,

moi towarzysze wołali za mn , nie odpowiedziałem im, chciałem by sam, dopiero

o zmierzchu wróciłem tego dnia do zamku, a potem, patrzył chwil na t cz ,

która ju teraz ogromnym łukiem wspinała si po niebie, po czym mówił dalej:

potem usiłowałem nie my le o tym, czego si dowiedziałem, była wiosna, czułem,

e jego spojrzenia cz ciej ni przedtem kieruj si w moj stron , tej wiosny

otrzymałem od niego w podarunku purpurowy płaszcz, daj c mi go powiedział:

za dwa lata otrzymasz złote ostrogi i złoty rycerski pas, jednego dnia, poło ywszy

dło na moim ramieniu, powiedział: jeste wci zamy lony, chciałbym zna

twoje my li, ja sam ich nie znam - odpowiedziałem i powiedziałem prawd ,

poniewa istotnie swoich my li nie znałem, chodziłem jak we nie, w ci kim,

dr cz cym nie, robiłem wszystko, co zwykłem robi przedtem, ale obcy

wszystkim i wszystkiemu, pomy lał: tych dni i tych nocy, gdy chodziłem jak w

ci kim i dr cz cym nie, było bardzo du o, lecz potrafi o nich powiedzie nie

wi cej ni to, e były, było ich wiele i chodziłem w ród nich jak w ci kim i

dr cz cym nie, jednego dnia tej samej wiosny zabrał mnie do ła ni, dotychczas

chodziłem do ła ni z moimi rówie nikami, lubiłem chodzi do ła ni, lubiłem

gor co, jakie w niej było, lubiłem kł by pary ogarniaj ce ciało gor c wilgoci ,

lubiłem swobodn nago , a poniewa byłem silny, wi c w zapasach, jakie

urz dzali my, ja zawsze moich towarzyszy pokonywałem, lubiłem te zapasy,

nago rozgrzanych ciał i moj sił , a potem odpoczynek na niskich ło ach, ale

tego dnia poszedłem nie z moimi towarzyszami, tylko z nim, byli my sami,

poniewa odprawił pachołków, którzy posługiwali nam przy k pieli, czułem si z

pocz tku troch skr powany, ale nie nago ci , tylko cisz , jaka była dokoła,

przyzwyczaiłem si bowiem, e w ła ni zawsze było gwarno, brakowało mi tego

gwaru i brakowało mi moich towarzyszy, chyba o niczym nie my lałem, czułem

troch zm czenia po całym dniu sp dzonym na koniu, pojechałem bowiem

samotnie z samego rana w gł b puszczy, ale gor ca woda natychmiast zmyła ze

mnie znu enie, potem poło yłem si na niskim ło u i wci chyba o niczym nie

my lałem, nawet o niczym nie my lałem, gdy on zbli ył si do ło a, poło ył obok i

bez słowa obj wszy mnie ramieniem przyci gn ł do siebie, poczułem jego nago

przy swojej, a jego twarz w sk i such , jeszcze młod , cho pooran ciemnymi

bruzdami, twarz o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak jasnych, i

wydawały si nagimi, ujrzałem t twarz w takim samym zbli eniu jak wówczas,

gdy przed sze cioma laty zobaczyłem j po raz pierwszy, w pewnej chwili, wci

mnie obejmuj c ramionami, zamkn ł oczy, ja miałem oczy otwarte, powiedział

cicho: jeste ju m czyzn , tak - odpowiedziałem i nie czyni c najmniejszego

ruchu, aby oddali si od jego nago ci, spytałem: to prawda, e zabiłe moich

rodziców?, nie czułem, eby zadr ał, a przecie le ałem tak blisko przy nim, e

gdyby drgn ł lub nawet gdyby mu serce szybciej przez moment zabiło,

musiałbym to wyczu , powiedział, wci maj c oczy zamkni te: tak, a po chwili

background image

26

spytał tym samym ciszonym głosem: jest ci dobrze?, tak - odpowiedziałem,

poniewa rzeczywi cie było mi dobrze i w tej chwili nie my lałem o niczym

innym, tylko o tym, e jest mi dobrze, nie wiem - powiedział - kiedy i od kogo

dowiedziałe si , e zabiłem twoich rodziców, nie chc zreszt tego wiedzie i nie

musisz mi o tym mówi , wystarcza mi, e wiedz c o tym, jeste przy mnie i le ysz

w moich ramionach, sam bym ci zreszt wszystko powiedział, mo e ju nawet w

tym roku, poniewa jeste ju m czyzn , to prawda, uczyniłem t straszn rzecz,

poniewa pełen wiary i nadziei s dziłem, e je li nosimy płaszcze krzy owców i

zło yli my lubowania, i po wi cimy wszystko, aby wyzwoli grób Chrystusa z

poga skiej niewoli, wówczas i wszystko, co czynimy, jest słuszne i konieczne,

poniewa słu y temu jednemu i najwa niejszemu celowi, to był bł d mojej lepej

wiary, zbrodnia mojej lepej wiary - gdy to mówił, my lałem, e mi jest w jego

ramionach dobrze, a równocze nie ujrzałem wn trze ko cioła wi tego Piotra w

Chartres podobne kamiennej przepa ci wzlatuj cej ku niebu, w dole ogarni tej

łun wiateł, mroczniej cej w górze, miał na sobie tylko czarn i dług do kostek

tunik ci ni t w biodrach złotym pasem, składał przed głównym ołtarzem

przysi g , przysi gał, e reszt ycia po wi ci wyzwoleniu grobu wi tego, tu

obok ja stałem w bogatym stroju pazia, słowa przysi gi, wzmacniane echem,

samotnie rozbrzmiewały pod sklepieniem ko cioła, biskup Wilhelm stał na

najwy szym stopniu ołtarza, stał nad Ewangeli podtrzymywan przez dwóch

młodziutkich diakonów, przysi gaj c dotykał mieczem kart Ewangelii, dzie był

jesienny, na witra ach, wysoko w chłodnym mroku, czuwali wi ci i aniołowie,

dokoła w blaskach zbroi tłoczyli si baronowie, rycerze i szlachta, widziałem to

wszystko, ale przede wszystkim my lałem, e mi jest w jego ramionach dobrze, on

mówił: nie umiem ju teraz powiedzie , kiedy zrozumiałem, e popełniam

zbrodni i nie tylko nie przybli am si do upragnionego celu, lecz oddalam si od

niego i czyni go prawie nieosi galnym, jakbym zd aj c ku szczytowi pot nej

góry spadał w przepa , mo e po raz pierwszy przenikn ła mnie owa wiadomo

wówczas, gdy sam zbryzgany krwi , ciebie ujrzałem na ogromnym ło u, równie

splamionego krwi , któr przelałem, o kilka godzin za pó no, o t noc za pó no

zrozumiałem, e tylko przed tymi, którzy posiadaj czyste my li i czysto

towarzyszy ich uczynkom, mog si otworzy bramy Jerozolimy, ale teraz, po

latach wielu wyrzecze i umartwie , kiedy czyniłem wi cej, ni pragn łem, aby

zmaza zło przeze mnie w za lepieniu wiary popełnione, teraz, trzymaj c ci w

ramionach, znów, ale ju dobrowolnie, zamykam przed sob bramy dalekiej

Jerozolimy, poniewa ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja

ciemna miło do ciebie, który miałe by moim synem i spadkobierc , a którego

od dawna po dam jak kochanka, mo esz ze mn zrobi wszystko, co chcesz -

powiedziałem, gdy umilkł, on za mnie spytał: b dzie ci to miłe?, mo esz ze mn

zrobi wszystko, co chcesz - powtórzyłem - cokolwiek zrobisz, b dzie mi to miłe, i

wtedy to si stało, ale gdy si ju stało, nie byłem szcz liwy, byłem tylko

nasycony nie znan mi dotychczas rozkosz i powtórzenia jej spragniony, ale nie

czułem si szcz liwy, poniewa ju wtedy zrozumiałem, e nie kocha mnie, tylko

po da mego ciała, wiem, e i on o tym wiedział, cho starał si oszuka i siebie, i

mnie i mówił mi, e mnie kocha, ale gdy to mówił, mówił nieprawd , poniewa

tylko mego ciała po dał, pragn ł miło ci, lecz nie potrafił mnie kocha , tylko

background image

27

głodna dza była w nim prawdziwa, wiem, e nieraz, trzymaj c mnie w

ramionach, mówił, e mnie kocha, a my lał: wszystko jest daremne, nie umiem go

kocha i nie umiem bez niego y , a ja my lałem, gdy nasyciwszy si mn

zostawiał mnie nagle samego, my lałem wówczas: jestem jego własno ci , jego

rzecz , dlatego woli pogardza mn ni sob , nienawidz go, ale siebie tak e

nienawidz , poniewa ulegle godz si na wszystko, czego chce, sprawia mi to

przyjemno , a je li j mam, nie umiem jej nie lubi , za to siebie nienawidz ,

wiedziałem, e prócz mnie szukał innych ciał i miał je, ale potem znów do mnie

wracał, a ja, cho wiedziałem, e przyjdzie do mnie jeszcze ciepły od ciepła innego

ciała, czekałem na niego, a pó niej stało si jednego dnia tak, e gdy opu cił mnie

s dz c, e pi , pierwszy raz pocz łem go szuka , le ałem na moim purpurowym

płaszczu na wznak, z głow wspart o rami , i gdy obudził si jeszcze za dnia i

pochylił nade mn , udałem, e pi , oddychałem spokojnie, tak jak oddycha si w

spokojnym nie, powiedział gło no: Aleksy, nie poruszyłem si , była cisza, w gł bi

puszczy pogwizdywała wilga, wówczas wstał ostro nie, eby mnie nie zbudzi ,

wstał ostro nie jak człowiek, który chce uciec, nało ył na siebie wierzchni szat ,

z ziemi podniósł płaszcz i miecz, a potem, jeszcze raz ogarn wszy mnie

spojrzeniem człowieka, który chce uciec, zszedł ku strumieniowi, gdzie sp tane

pasły si spokojnie nasze wierzchowce, otworzyłem wtedy oczy i widziałem, jak

zbli ywszy si do swego czarnego ogiera uwalnia go z p t i przytrzymuj c za uzd

prowadzi w stron cie ki wdzieraj cej si w g ste podszycie lasu, zostałem sam,

pomy lałem: niech ucieka, wiem, e wróci, tylko dza jest w nim prawdziwa, a

potem, gdy ju zmierzch pocz ł powoli zapada i wci nagi, ale nie czuj c

chłodu, le ałem na moim purpurowym płaszczu, tym samym płaszczu, który

teraz na czas spowiedzi zdj łem z ramion i narzuciłem go na ramiona Jakuba,

wtedy wi c, kiedy zmierzch powoli zapadał i byłem sam, pocz łem my le nie o

sobie, lecz o tym, jakie jego mog by my li, znałem nie tylko jego ciało i nie tylko

rozkosz, jak mi dawał, znałem równie jego my li, mogłem sobie wyobrazi , e

jad c samotny w ród puszczy ogarnianej pierwszym zmierzchem, my li:

wszystko prócz krzywdy i wstydu jest daremne, nasycenie zmysłów nie zaspokaja

po dania, z pragnienia osi gni tego rodzi si sto nowych, j trz cych, czyny

zrodzone z najczystszych pragnie dogorywaj w ha bie, mo e w ogóle nie ma

czystych pragnie ? potrzeba gwałtu i okrucie stwa targaj natur człowieka,

człowiek przed nimi ucieka, ucieka od samotno ci, boi si jej i wstydzi, potem w

stadzie, silny i szalony, zadaje i szerzy gwałt, jest lepy, jest głuchy, ale jest silny,

poniewa jest szalony, a przychodzi chwila przebudzenia i wówczas człowiek

znów zostaje sam, tylko o cał zbrodniczo op tania bardziej ni przedtem

samotny i w tym osamotnieniu ostatecznym, w wi zieniu ciała i my li, poczyna

szuka ratunku, jednak daremnie go szuka, daremnie czepia si cieni ocalenia,

tylko w gwałcie potrafi si zatraci , w gwałcie ju odartym ze złudze , nagim i

ciemnym jak nienawi , to mógł my le jad c samotny w ród puszczy ogarnianej

pierwszymi cieniami zmierzchu, a je li si zdarzyło, i spojrzał w pewnej chwili

na swoje dłonie, wówczas musiał my le : te dłonie były dło mi mordercy, czym e

jest lepa wiara i w ogóle wiara wobec dłoni, które s dło mi mordercy, teraz

potrafi c tylko rozkosz wydziera z uległych ciał, tylko rozkosz potrafi c bra i

dawa , bowiem kiedy wszystko zawodzi, zostaje dza, ona jedna, nie miło i nie

background image

28

wierno , tylko dza, przyjaciółka samotnych, czujna i poszukuj ca, wierna

nawet we nie, nigdy nie nasycona, z ni i przez ni idzie si na dno, wi c po co

ucieka , je li uciec nie mo na?, i my lał dalej: uciekłem, poniewa nad pewno

posiadania silniej mnie poci ga niepewno poszukiwa , wczoraj, pozawczoraj,

dzisiaj i zawsze kusiły mnie i wci kusz niewiadome obszary czasu i przestrzeni,

jakie si przede mn mog otworzy i jakie si niekiedy przede mn otwieraj ,

one mnie niecierpliwie i nagl co wabi , poniewa mog zawiera w sobie

wszystko, wiem, e kresem oczekiwa jest rozczarowanie, ale przecie , cho by

złudny, wol cie nadziei od jej nieuchronnej mierci, ka da zdobycz jest grobem

nadziei, ka de osi gni cie jest grobem nadziei, czas zazdro nie si zacie nia wokół

wszelkiego posiadania, tylko pragnienia, jakkolwiek i one musz ulec zniszczeniu,

u yczaj nocom i dniom swobodniejszego oddechu, wszystko to wiem, znam

ci ar tej wiedzy, jest ci ka jak góra kamieni i równie jak ona jałowa, jed my

dalej, mo e si co stanie, tak my l c jego my lami le ałem z głow wspart o

rami , a naraz, zgubiwszy si w jego my lach i nie widz c go, poniewa nagle

stało si dokoła mnie ciemno, podniosłem si , chwil kl czałem zagubiony w

ciemno ciach i je li czegokolwiek w tej chwili pragn łem, to tego jedynie, eby był

przy mnie i przed strachem, samotno ci i wszystkimi moimi spl tanymi my lami

obronił mnie swoim ciałem, pami tam, powiedziałem kl cz c w ciemno ciach na

głos: mo esz ze mn zrobi wszystko, co chcesz, cokolwiek zrobisz, b dzie mi to

miłe, potem jechałem ciemn puszcz , ju nie znałem ani jego my li, ani własnych

nie miałem prócz nagl cego pragnienia, aby mnie wzi ł w ramiona i przed

strachem, zagubieniem i samotno ci obronił swoimi ramionami, nagle znalazłem

si na skraju puszczy, za mn , tu przy moich ramionach, stała nieruchoma i

milcz ca ciana mroku, przede mn , w dole, biała rosa szkliła si na ł kach na

podobie stwo szeroko rozlanego jeziora, ale tam równie trwały ciemno ci i

wszystko, co było yciem, wydawało si w nich zatopione, i dopiero gdy

podniosłem głow , ujrzałem bardzo wysoko ponad sob czarne niebo pełne

kruchych gwiazd, wówczas, wci ogarni ty natarczyw t sknot za jego ciałem i

za rozkosz , któr sobie sprawiaj c i mnie j zadawał, si gn łem po róg, który

miałem przewieszony przez plecy, i my l c, e si chc znale w jego mocnych

ramionach i o wszystkim zapomnie prócz wiadomo ci, e jestem w jego

ramionach, zad łem w róg, słyszałem jego ostry głos wdzieraj cy si w ciemno ci,

potem słyszałem dalekie echo powtarzaj ce zanikaj cymi w oddali d wi kami

głos mojego rogu, potem stała si cisza, a jeszcze w chwil potem doszedł do mnie

z gł bi ciemno ci przeci gły i gardłowy, długo wibruj cy okrzyk, jakim zwykli si

zwoływa pasterze, on tam jest pomy lałem i przeczekawszy, a dalekie wezwanie

cichnie, znów zatr biłem w róg i po chwili znów odpowiedział mi z ciemno ci ten

sam gardłowy i wibruj cy okrzyk, ruszyłem w tamt stron , wci pewien, e go

odnajd , akurat w dole, gdzie musiały si rozci ga rozległe ł ki, wschodził w

rudej po wiacie ci ki ksi yc, jechałem skrajem puszczy, wysokim smugiem

coraz to wspinaj cym si w gór i opadaj cym w dół, w dole rzeczywi cie były

ł ki, nie wiem, jak dług przebyłem drog , poniewa maj c ju pewno , e go

odnajd , jechałem wolno, pomy lałem nawet w pewnym momencie: zawró , ale

nie uczyniłem tego i nie ałuj , e tego nie uczyniłem, bowiem dzisiaj ju wiem, e

jak kolwiek bym wówczas decyzj powzi ł, nie mogłaby ona odwróci rzeczy,

background image

29

które ju si dokonały, jechałem zatem wolnym st pem skrajem puszczy, a nagle

mój andaluzyjczyk poruszył si niecierpliwie i wyci gn wszy szyj zastrzygł

uszami, pchn łem go naprzód i znalazłszy si w tej chwili na szczycie łagodnego

wzniesienia ujrzałem w dole, nie dalej ni o dwie cie kroków, ognisko dogasaj ce

tu przy ciemnej kraw dzi paszczy, tylko drobne płomyki migotały przy ziemi, a

przy ognisku, lekko ku niemu pochylony i z nog wspart o kamie , stał młody

pasterz, twarz miał pełn wiatła, nagimi ramionami opierał si o kolano, było

tak cicho, i słyszałem suchy szelest dopalaj cych si gał zi, wówczas - umilkł i

potem powiedział - pozwól mi, ojcze, chwil milcze , poniewa chciałbym, nie

musisz si pieszy - powiedział stary człowiek, noc si zbli a - powiedział Aleksy,

nie musz ci widzie , eby ci słysze , mo esz i i milcze , je li ci to jest

potrzebne, szedł wi c milcz c, poniewa rzeczywi cie milczenie było mu

potrzebne: ju miałem powiedzie , i gwałtownie wspi łem mego wierzchowca

ostrog , gdy w tej samej chwili zamiast siebie to czyni cego i zamiast Jakuba,

który stał w dole pochylony nad dogasaj cym ogniskiem, ujrzałem jego, i o tym,

cho po raz pierwszy my l na głos, nie wolno mi gło no my le , ujrzałem z

natarczyw ostro ci jego, powiedział twardym, lecz spokojnym głosem, jakim

zwykł był wydawa rozkazy: taka jest moja wola i nie próbuj jej zmieni , po

czym odwrócił si ode mnie, wspi ł swego konia i ju si na mnie nie ogl daj c

zjechał ku brzegowi, teraz, chocia id z otwartymi oczami i widz przed sob

drog w ród rozległej i płaskiej równiny, jeszcze jasn , ale ju si przygotowuj c

do przyj cia pierwszych cieni zmierzchu, widz moje nogi st paj ce po ziemi

jeszcze wilgotnej, widz zielone stawy na równinie, widz t cz ju bledn c na

niebie, słysz za sob st pania tych wszystkich, którzy id za mn , słysz ju

bardzo odległe odgłosy grzmotów, ale chocia to wszystko widz i słysz , widz

przed sob szeroko rozlane, ółte i spienione wody Loary, słysz niski szum

wezbranej rzeki, spogl dam na ten gro ny ywioł troch z wysoka, poniewa

jestem na koniu, lecz nie dalej od brzegu ni o kilkana cie kroków, mogłem go

uratowa , wiem, e mogłem go uratowa , ze wszystkich moich rówie ników

pływam najlepiej, mogłem go uratowa , poniewa ółte i gwałtownie pr ce przed

siebie fale nie pochłon ły go w jednej sekundzie, ton ł niedaleko brzegu i długo

opierał si mierci, nim wreszcie znikn ł w ród ółtych i spienionych wód, na

pewno nie chciał umrze , a gdy ju czuł, e traci siły i idzie na dno, na pewno

szedł na dno, w chłód i szum miertelnych wód, z obrazem Jakuba pod

zalewanymi wod powiekami, mogłem go uratowa , ale nie uczyniłem tego,

my lałem: teraz b d wolny, wi c niech si to stanie, poniewa gdy jego nie

b dzie, b d wolny, b d wyzwolony od jego ciała i od po dania jego ciała, lecz

kiedy si to stało i ju tylko szeroko rozlane, ółte i spienione wody Loary

widziałem przed sob , nie czułem ulgi, ale równie i cienia alu nie odczuwałem,

był we mnie lód, zimno w sercu i zimno w dłoniach i na wargach, niski szum

wezbranej rzeki toczył si ode mnie nie dalej ni na wyci gni cie ramienia,

przedtem, gdy w ów wczesny poranek wracali my do Chartres, jechali my

bardzo długo milcz c, milczenie było od dawna nasz najcz stsz rozmow , ale te

ostatnie godziny naszego ostatniego milczenia były inne od wszystkich

poprzednich godzin naszego milczenia, jechali my obok siebie, lecz dalsi od

siebie, ni gdyby my byli lepi, głusi i niemi, ju si zbli ali my do Loary i słycha

background image

30

było niski szum jej wezbranych wód, gdy on nagle powiedział: Aleksy, tak, panie

- odpowiedziałem i znów jechali my w milczeniu, teraz pami tam, e jechali my

wilgotnymi ł kami, wtedy nie widziałem tych ł k, ale teraz je widz , wtedy nie

słyszałem szelestu traw gniecionych kopytami naszych koni, ale teraz go słysz ,

słyszałem równie plusk wody nasycaj cej nadmiarem wilgoci rozmi kł ziemi ,

tak jak teraz słysz podobny plusk pod własnymi nogami i tak e pod stopami tego

człowieka, który idzie obok mnie i który pozwolił mi milcze , nie odczuwam

wobec niego wdzi czno ci, cho powinienem, musz milcze , poniewa nie mog

my le gło no, powiedział: nic z tego, co si stało, nie mo na przekre li , ale je li

pomi dzy dwojgiem ludzi dzieje si rzecz zła, nie pami tam, co mówił dalej,

pami tam tylko to, i zrozumiałem z tego, co mówił, e wzbogacony uczuciem,

którego do tej pory nie zaznał, uczuciem nowym i urzekaj cym, uczuciem, które z

dna rozterki i nieszcz cia wynosi go na przestrzenie niecierpliwej rado ci,

zrozumiałem tylko tyle, e ja mam w jego yciu przesta istnie i mam wróci do

miasta, z którego mnie wzi ł nios c w ramionach, gdy płon ł mój dom rodzinny i

miałem na dłoniach i na ustach krew moich rodziców przez niego przelan ,

mówił, to pami tam i nigdy pami ta nie przestan : teraz wszystko si ju

dokonało, aby my si rozeszli i aby moje ycie nie było twoim yciem i twoje

moim, spytałem: kiedy mam odej ?, powiedział: wyposa ci tak, jak si nale y

człowiekowi, który miał by spadkobierc mego imienia, kiedy mam odej ? -

spytałem jeszcze raz i pami tałem t chwil , kiedy po raz pierwszy wzi wszy mnie

w ramiona mówił: jeste ju m czyzn , a ja, nie czyni c najmniejszego ruchu,

aby si oddali od jego nago ci, spytałem: to prawda, e zabiłe moich rodziców?,

a potem mówił: ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja ciemna

miło do ciebie, który miałe by moim synem i spadkobierc , a którego od

dawna po dam jak kochanka, i ja powiedziałem: mo esz ze mn zrobi

wszystko, co chcesz, my lałem: Jakuba, o którym nic nie wie, mógł pokocha ,

mnie, o którym wie wszystko, nie mógł pokocha i chocia z pocz tku mówił, e

mnie kocha, wiedziałem, e gdy trzymał mnie w ramionach, my lał: wszystko jest

daremne, nie umiem go kocha i nie umiem bez niego y , teraz, wci mnie nie

kochaj c, zdecydował, e mo e beze mnie y , my lałem o dalekiej drodze, jaka

mnie czeka, ale nie widziałem tej drogi ani nie pojmowałem, dok d ma mnie

zaprowadzi , jeszcze przedtem, nim wyruszyli my w t powrotn drog do

Chartres i dokonywały si mi dzy nami te ostatnie godziny naszego ostatniego

milczenia, a po chwil gdy jego zaci ni ta pi po raz ostatni wyłoniła si

spomi dzy ółtych i spienionych wód Loary, jeszcze przedtem i jeszcze, jakby we

nie, obudziłem si z gł bokiego snu z ogniem na ciele, a w ramionach trzymaj c

nagie ciało, o którym we nie zd yłem zapomnie , obudziłem si nagle, jakby

tymi ognistymi znakami wyci gni ty z wszelkiej niepami ci: le ałem na moim

purpurowym płaszczu nagi i nag dziewczyn trzymaj c w ramionach, przedtem,

w nocy, le c na tym skraju ł k widziałem j biegn c niecierpliwie ku szałasowi

Jakuba, a potem widziałem j wracaj c i wtedy wstałem i powiedziałem:

przep dził ci ?, powiedziała: potrafisz tak zrobi , ebym przestała o nim my le ?,

odpowiedziałem: rozbierz si , i ona to zrobiła, i ja, te zrzuciwszy z siebie

odzienie, stan łem nad ni , my l c: tu oto przed tob le y Jakub, po piesz si ,

poniewa za chwil Jakub przestanie by Jakubem, le ała naga na moim

background image

31

płaszczu, po raz pierwszy nagimi stopami wszedłem na ten płaszcz, dlatego po raz

pierwszy, poniewa do tej pory, je li mi słu ył, to tylko mojemu oczekiwaniu,

wszedłem na mój purpurowy płaszcz i powiedziałem: przep dził ci ?, poniewa

nic innego powiedzie nie umiałem i wcale nie dlatego, abym tej nagiej, pode mn

le cej nieznanej dziewczyny po dał, lecz tylko z t sknoty, z pragnienia i z

własnej samotno ci, jeszcze raz powiedziałem, wcale o tym nie my l c,

powiedziałem: przep dził ci ?, wtedy powiedziała: zrób tak, ebym o nim nie

my lała, wtedy nagle poczułem, e moja m sko jest moj m sko ci , i poło yłem

si na niej, i kiedy si potem obudziłem z najgł bszego snu z ogniem na ciele i j ,

to obce ciało, trzymaj c w ramionach, wtedy gdy otworzyłem oczy odurzone

ci kim snem, zobaczyłem: stał nad nami, zł czonymi miłosnym u ciskiem, ale

bez gniewu, jego oczy w jego ciemnej twarzy i tak jasne, i zawsze wydawały si

nagimi, teraz były bardziej nagie ni kiedykolwiek przedtem, bił nas tym samym

skórzanym harapem, który zgubił w po piechu, gdy ja zatr biłem na rogu, a on

chciał si przede mn w szałasie Jakuba skry , bił nas, ona, podobnie jak ja z

ci kiego snu obudzona, chciała si przed pierwszymi uderzeniami skry we

mnie, poniewa ja byłem najbli ej, ale potem, gdy go musiała zobaczy , poniewa

my byli my nadzy, a on był ubrany i nas smagał swoim harapem, ona w pewnym

momencie wy lizgn ła si z moich ramion i krzycz c, jakby j zarzynano, uciekła,

le ałem ju samotny na moim płaszczu, stał nade mn i wci mnie bił, je li ten

człowiek rzeczywi cie był kiedy moim piastunem, to miał słuszno mówi c: gdy

mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene mie mi nie rozlu nione, twój

wysiłek powinien by w tobie, gł boko ukryty, aby twego wysiłku nikt z zewn trz

nie widział, le ałem przyjmuj c ostre i do krwi rani ce razy, nagle przestał mnie

bi , stał nade mn nieruchomy, spytałem: dlaczego mnie bijesz, dlatego e spałem

z t kurw czy dlatego e ukryty przede mn w szałasie Jakuba musiałe przede

mn skłama ?, wówczas rzucił harap, kl kn ł przy mnie i eby uciec przede mn ,

a pewnie i przed sob , wzi ł mnie w ramiona, wiedziałem, e po raz ostatni bierze

mnie w ramiona, i podczas kiedy on czynił ze mn to, co zawsze zwykł był czyni ,

zamkn łem oczy, aby nie dojrzał w nich łez, wstydziłem si tych łez,

nienawidziłem swojej słabo ci, przysi głem wówczas samemu sobie, e ju nigdy

w yciu nie zapłacz , potem jeszcze raz byłem w tym samym miejscu, była

wówczas noc, stałem pod tym samym drzewem, pod którym bił mnie le cego, a

potem trzymał po raz ostatni w ramionach, nie my lałem o nim, nie wi cej ni

tydzie min ł od tamtego witu, ale i ta godzina, gdy mnie bił, a potem trzymał w

ramionach po raz ostatni, a tak e i pó niejsza godzina, gdy z zimnem w sercu i z

zimnem w dłoniach i na wargach widziałem przed sob szeroko rozlane, ółte i

spienione wody Loary, a jego ju nie było, wszystkie te godziny sprzed nie wi cej

ni tygodnia wydawały si tak odległe, jakby stały si przed wieloma latami, nie

my lałem o nim, gdy znów si w tym mi znalazłem, nie my lałem o nim, lecz nie

czułem si od niego uwolniony, stał jak gdyby obok i tak samo jak gdyby tu obok

stał przy mnie, gdy doczekawszy si zmierzchu, kiedy ju wszystkie trzody zostały

sp dzone z pastwiska i cisza si stała dokoła i pustka, podjechałem pod szałas

Jakuba, my lałem: spoczywaj cy w ci kiej trumnie, w ciemnym lochu i pod

ci kimi płytami grobu, nigdy ju nie ujrzysz tego, którego raz tylko widz c

pokochałe , cho mnie, wci przy sobie mnie maj c, nigdy pokocha nie , nigdy

background image

32

si ju tak nie stanie, eby mógł wypowiedzie słowo: kocham, natomiast ja yj ,

za chwil ujrz go i b d mógł powiedzie to, czego ty ju nie mo esz, przed

szałasem tliło si ognisko przed chwil najwidoczniej dopiero rozpalone, ale

Jakuba przy nim nie było, wyszedł z szałasu, wydał mi si jeszcze pi kniejszy ni

wówczas, gdy go ujrzałem po raz pierwszy, spytałem nie schodz c z konia:

poznajesz mnie?, tak - odpowiedział i po chwili spytał: jeste sam?, jak widzisz,

szukasz swego pana?, nie - odpowiedziałem - tym razem nie szukam go, po czym

zsiadłem z konia, on milczał, nie zaprosisz mnie do swego szałasu? - spytałem,

wtedy usun ł si na bok i powiedział: wejd , nikły poblask ogniska słabo

rozja niał mroczne i ciasne wn trze, w k cie było posłanie z jelenich skór, tu

pisz?, tak - odpowiedział, czułem go przy sobie nie dalej ni na wyci gni cie

ramienia, czułem jego nago pod płócienn , wiejsk tunik , wydawało mi si

przez moment, e w ciszy, jaka była, słysz przy pieszone pulsowanie serca,

chciałem powiedzie : tu, na tym posłaniu, trzymał ci w ramionach i mówił ci, e

ci kocha i zawsze b dzie kocha , chciałem to powiedzie , ale milczałem i wreszcie

powiedziałem: spytałe , czy szukam mego pana, nie szukam go, poniewa nie

szuka si umarłych, i my lałem: widzisz, stoj cy tu obok mnie, niewidzialny i nie

istniej cy, ja, który oddycham, widz i słysz , jestem tutaj zamiast ciebie i ja, a

nie ty, zamkni ty w ci kiej trumnie i ju bezsilnie gnij cy, powiem za chwil :

je eli pójdziesz ze mn i b dziesz przy mnie, uczyni wszystko, czego pragniesz,

b d ci słu ył i b d ci ochrania , b d dla ciebie wszystkim, czym pozwolisz mi

by , b d daleki, je li tego za dasz, i b d bliski, je li na to pozwolisz, b d przy

twoich snach i zawsze przy twoich smutkach, poniewa kocham ci i twojej

obecno ci potrzebuj jak oddechu, kocham ci od tej pierwszej chwili, gdy

ujrzałem ci pochylonego nad wygasaj cym ogniskiem, kocham ci , cho nie

wiem, czy moja miło wynika tylko ze mnie i z ciebie, tylko z nas dwojga, z ciebie

i ze mnie, czy te zbudził j z nieistnienia ten, który teraz ju nie istnieje,

powi zaniem mnie i ciebie jest ta miło czy te natarczywym odblaskiem miło ci

innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła tylko raz wypowiedzie , a potem

poszła w chłód i szum miertelnych wód, aby ju nigdy nie odnowi si w ciele i

słowie, nie wiem, sk d si wzi ła moja miło do ciebie, ale sk dkolwiek

zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie, nigdy ci kocha nie

przestan , poniewa je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam nie kochany,

potrzeb miło ci całym sob potwierdzi , to wszystko w ród miertelnej ciszy,

jaka była, my lałem, ju wiedziałem, e nie mam nic wi cej do powiedzenia,

jeszcze pomy lałem: ty, przygnieciony ci kimi płytami grobu, nie my l o tobie,

ale nie uwolniłem si od ciebie, wtedy on powiedział: id , nie pójdziesz ze mn ? -

spytałem, nie - powiedział, potem spytał: byłe przy nim?, byłem, wiosenne rzeki

s zdradliwe, i nie mogłe go uratowa ?, nie - odpowiedziałem - to si stało tak

szybko, jak szybko kamie idzie na dno, i znów była cisza, nie podsycane ognisko

musiało wygasa , poniewa całkiem ciemno stało si w szałasie, ale mimo mroku

wci go czułem przy sobie nie odleglejszego ni na wyci gni cie ramienia, id -

powiedział, wi c jeszcze raz spytałem: nie pójdziesz ze mn ?, id - powiedział,

wtedy wyszedłem, wsiadłem na konia i po raz drugi pocz łem zd a przed siebie

ku wilgotnym w dole pastwiskom, ale wówczas, w t pierwsz noc, ogarni ty

zakochaniem i zazdro ci , teraz tylko z rozpacz w sercu, z przejmuj cym

background image

33

zimnem w dłoniach i na wargach, potem zatrzymałem si na skraju pastwiska,

tam gdzie było to drzewo, pod którym bił mnie le cego harapem i potem po raz

ostatni wzi ł w ramiona, ta dziwka zjawiła si nagle, stan ła przy mnie i

powiedziała: ten straszny człowiek znów nas b dzie bi ?, rozbierz si -

powiedziałem - jego ju nie ma, le y w ci kiej trumnie i jedynym jego zaj ciem

jest po pieszne gnicie, potem le c pode mn naga spytała: przep dził ci ?,

wzi łem j nic nie mówi c, miała si i j czała, wchodziłem w ni jak w szeroko

rozlane, ółte i spienione wody Loary, ale otwarte oczy maj c wypełnione twarz

Jakuba, przedłu ałem powolne narastanie rozkoszy, aby dłu ej zachowa ten

obraz, miała si i j czała, miło jest tylko kł bkiem nieosi galnych pragnie -

my lałem - miło daje tylko cierpienie, natomiast ciemna rozkosz powstaje i trwa

w ród pogardy i nienawi ci, nagle posłyszałem pod sob , ale jakby z bardzo

daleka, jej krótki okrzyk, który zabrzmiał tak, jakby wrzasn ło umieraniem

pora one zwierz , poczułem si w tym krótkim krzyku panem i władc , byłem

panem i władc w mojej niepo piesznej i cierpliwej m sko ci, byłem panem i

władc tego ciała przemienionego dzi ki mnie w uległo i j k, powtarzałem w

my lach: pójdziesz ze mn ?, a kiedy nastał wit po nie przespanej nocy,

powiedziałem: je eli chcesz to mie co noc, mo esz pój ze mn , gdzie? - spytała,

to oboj tne - powiedziałem - w zamkowej ło nicy, w lesie czy na pustyni, w dzie

czy w noc, nikt ci tego nie zrobi lepiej ode mnie, zatem poszła ze mn i co noc

miała to, co jej obiecałem, ale gdy i z ni byłem sam albo w towarzystwie moich

towarzyszy, wci była we mnie jedna my l, jedna my l, e musi si co sta , musi

si co sta we mnie lub poza mn , miałem wszystko, co mo e posiada człowiek,

byłem teraz Aleksym z Vendôme, hrabi na Chartres i Blois, ja, Grek z

Bizancjum, Aleksy Melissen, uratowany przed o mioma laty z płon cego domu i

miasta, jeszcze nieletni, ale prawowity hrabia, poniewa wody Loary były szeroko

rozlane, ółte i spienione, jednego dnia, gdy nie mogłem spa , a ona spała,

wstałem przed witem, miasto jeszcze spało i bramy były zamkni te, pojechałem

przed siebie i wówczas, kiedy zaczynało si stawa jasno, ujrzałem posuwaj c si

po równinie gromad kilkudziesi ciu dzieci i wyrostków, dziewcz ta miały na

sobie białe suknie, niektóre wianki z polnych kwiatów na głowach, chłopcy

wiejskie płócienne tuniki, ciemnowłosy chłopiec, który szedł na przodzie, niósł

krzy , zagrodziłem im drog swoim koniem, spytałem: gdzie idziecie?, wtedy ten,

który trzymał krzy , powiedział: idziemy do Jerozolimy, wiesz, gdzie jest

Jerozolima? - spytałem, nie wiem - powiedział, jak e wi c dojdziecie do

Jerozolimy?, nie wiem - powiedział - wszystkie dzieci id do Jerozolimy, poniewa

przebywa w niej pan nasz, Jezus Chrystus, ust piłem im z drogi, przeszli obok

mnie i szli dalej ogromn równin , pojechałem wtedy do Cloyes, ale na ł kach,

gdzie pasły si trzody, tylko kilku niedoł nych starców pilnowało krów, spytałem

jednego z nich: gdzie s wasi pasterze?, podniósł na mnie wyblakłe, prawie nie

widz ce oczy i jedn dłoni wspieraj c si na kiju, drug , trz s c si , wzniósł

nad głow , która te mu si trz sła, niech wszystkie przekle stwa - powiedział

starczym, skrzypi cym głosem - niech wszystkie przekle stwa, głód, zaraza i

ha ba spadn na tego przybł d , który sam oszalawszy zaraził szale stwem nasze

dzieci i wnuki, niech b dzie przekl ty on i jego imi , czuj c, e bledn , spytałem:

kogo tak przeklinasz, starcze?, jego przeklinam - odpowiedział - przybł d , który

background image

34

musi by synem samego czarta, przybł d , który przy pomocy diabelskich

sztuczek uwiódł nasze dzieci i wnuki, jego przeklinam i jego imi przeklinam, i

dusz jego i ciało przeklinam, dowiedz si - mówił - nie mamy ju ani dzieci, ani

wnuków, inne wsie dokoła te si wyludniły z dzieci i z wnuków, wszystkich ten

przekl ty przybł da op tał i zaraził swoim szale stwem, spójrz - podniósł obie

trz s ce si dłonie, w jednej trzymaj c kij - popatrz na te r ce, ju nigdy te r ce

nie opr si o rami wnuka i nigdy te r ce nie b d błogosławi wnuczki id cej za

m , odjechałem nie rzekłszy słowa, wszystko ju wiedziałem i wiedziałem tak e,

e ju nie wróc do Chartres, stało si to, czego nie nazywaj c pragn łem, i znów,

gdy to si stało, nie czułem ulgi, w puszczy dogoniła mnie Blanka, jej ko był

zgrzany i pian miał na pysku, ale po niej nie było zna zm czenia, powiedziała:

wszystkie dzieci wyszły dzi rano z Chartres, wiem - powiedziałem, mówi - znów

si odezwała po chwili milczenia - e na czele ogromnej i wci coraz wi kszej

rzeszy dzieci idzie przez kraj przemawiaj c po wsiach i miasteczkach: objawił mi

Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci

chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, wiem -

przerwałem jej i on, zamkni ty na wieki w ci kiej trumnie, on bez oddechu i

słowa, id cy w szum i w chłód miertelnych wód, pó niej wyrzucony przez nie na

pusty brzeg, aby spocz wreszcie na wieki w ci kiej trumnie, on znów stał przy

mnie obok, przez dwie noce i dwa dni jechali my kilkakrotnie zmieniaj c

kierunek, poniewa ró ne słuchy chodziły mi dzy lud mi, któr dy posuwa si

owa krucjata, krucjata bez niego, spoczywaj cego w ci kiej trumnie, ale z jego

pragnie zrodzona, z ciemnych dz jego ciała teraz gnij cego w ci kiej trumnie

zrodzona, a wreszcie trzeciego dnia, w samo południe, gdy wyjechali my z lasu,

zobaczyłem ich pod ogromnym niebem i w takiej mnogo ci, i cała w dole

równina zdawała si płyn w ród powolnego falowania, krzy e, chor gwie i

feretrony połyskiwały w sło cu wznosz c si ponad t płyn c równin , one

równie wolno posuwały si naprzód, tworz c z nieprzebranym mrowiem głów

jedn cało , ogromny piew wzbijał si spo ród tej wolno płyn cej i faluj cej

równiny, potem, mijaj c ich, widziałem ju tylko poszarzał biel sukienek i tunik,

twarze ogorzałe od wiosennego sło ca, stłoczone jedna przy drugiej, twarze

tysi ca dziewcz t i chłopców, czerwone i spotniałe, z otwartymi szeroko ustami, z

ustami, które piewały, lecz które mnie przeje d aj cemu obok wydawały si

otwartymi na skutek zdumienia parali uj cego te drobne ciała w poszarzałych

białych sukienkach i zgrzebnych wiejskich tunikach, ci ki pył wzbijał si spod

tysi cy bosych stóp, sucha, nagrzana ziemia dymiła pod ich stopami, szli stłoczeni,

twarz przy twarzy, rami przy ramieniu, ciało przy ciele, stłoczeni w ogromne i

o lepłe stado, o lepłe, poniewa nie widzieli ani nieba, ani ziemi, mogli widzie

tylko głowy i ramiona id cych przed nimi, szli stłoczeni, jakby z blisko ci swych

ciał czerpali siły do dalszej i nieznanej drogi, a wrzask tysi cy dziecinnych

głosów, wrzask, który wydobywał si z tysi cy otwartych w zdumieniu ust,

rozdzierał rozległ przestrze ponad tym stłoczonym i wolno w ród kurzu, upału

i sło ca posuwaj cym si mrowiem, on szedł na czele tej faluj cej i naprzód si

posuwaj cej równiny, z wrzaskiem chóralnych piewów za sob , ale sam

spokojny i cichy, lekko bosymi stopami dotykaj cy ziemi, prosty i z nieruchom ,

on jedyny ze wszystkich, równin przed zamy lonymi oczami, widziałem go po

background image

35

raz trzeci, lecz po raz pierwszy w wietle dnia, wydał mi si tak samotnie id cy

młodszym ni wówczas, gdy go widziałem w ród cieni nocy, podjechałem ku

niemu i wówczas on si zatrzymał, zatrzymał si równie cały pochód i piew

powoli pocz ł przycicha , poznajesz mnie? - spytałem, tak - odpowiedział i była

ju teraz cisza, zeskoczyłem z mego konia i powiedziałem: nie chciałe pój ze

mn , wi c ja pójd z tob , a mówi c to my lałem: nikt bardziej ni ty nie

potrzebuje miło ci i opieki, nikt bardziej ni ty nie zna ycia i nie zna ludzi, jeste

kruchy jak łza i samotniejszy od wszystkich samotnych ludzi na wiecie, bardziej

zagubiony ni ktokolwiek z zabł kanych na wiecie, samotny i zagubiony, cho

idzie za tob ogromny tłum, nikt bardziej ni ty nie potrzebuje miło ci i opieki,

powiedziałem do Blanki: zejd z konia, a gdy bez słowa uczyniła to, czego

za dałem, wzi łem jej wierzchowca za uzd , cugle swego białego andaluzyjczyka

drug dłoni schwyciłem i oba konie podprowadziłem ku Jakubowi, wybierz,

którego wolisz - powiedziałem - je eli jeste wodzem krucjaty, nie mo esz i

pieszo, jak wszyscy, wybierz tego, który ci si bardziej podoba, a ja b d jecha

przy twoim boku i b d spełnia wszystkie twoje rozkazy, stał przede mn nie

dalej ni o krok, drobny i jasnowłosy, samotny i zagubiony, nawet w swej

pi kno ci samotny, bliski i bardziej daleki ni kiedykolwiek przedtem,

powiedziałem cicho, eby ciszy w swoim głosie rozpacz: zrób, o co ci prosz ,

on, gdyby ył, uczyniłby to samo, chwil milczał, potem powiedział: nie, b d

szedł pieszo, jak wszyscy, ale ty, je eli chcesz, mo esz jecha na swoim

wierzchowcu, wówczas bez słowa wyci gn łem z pochwy mój krótki my liwski

mieczyk i jednym pchni ciem wbiłem a po r koje jego ostrze w gładk i

l ni c szyj mego andaluzyjczyka, le ał u moich stóp ju z bielmem mierci w

oczach, biały i ogromny, dreszcze konania wstrz sały jego brzuchem i smukłymi

nogami, a kiedy schyliłem si nad nim i wyci gn łem ostrze z szyi, krew

gwałtownym strumieniem pocz ła płyn z rany, daj - powiedziała Blanka

wyci gaj c r k po mój mieczyk, bez słowa odsun łem j ramieniem i drugiego

wierzchowca odprowadziwszy na bok, zdj łem z niego siodło, cisn łem je na pole,

potem uwolniłem go z w dzidła, miał rozszerzone chrapy i niespokojnie strzygł

uszami, poniewa czuł bliski odór krwi, rzemienn uzd ostro go po zadzie

smagn łem, wtedy wspi ł si gwałtownie i raz jeszcze uderzony, poderwał si do

ucieczki, patrzyłem za nim chwil , p dził jak oszalały płask równin i ółty

tuman kurzu wzbijał si spod jego kopyt, przy Jakubie, ci ki odór wie ej krwi

nasycał nagrzane powietrze, stał przy Jakubie chłopiec ciemnowłosy, o du ych,

ciemnych i wilgotnych oczach, miał na sobie ciemnozielon , do połowy łydek

si gaj c sukni wełnian , jakie zwykli byli nosi mieszczanie, powiedział: nic nie

jedli my od wczoraj, Jakubie, jeste my głodni, pozwól nam to zrobi ,

powiedziałem: pozwól im to zrobi , ujrzałem w tym momencie dziewczyn , która

stała nie opodal, była bardzo pi kna, jasna i łzy spływały po jej policzkach,

pó niej dowiedziałem si , e ma na imi Maud i kocha Jakuba, i ona go wsparła,

gdy samotniejszy od najbardziej samotnego człowieka na ziemi mówił po raz

pierwszy: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów,

ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta

Jerozolimy, nienawidziłem jej w tej chwili, nienawidziłem jej łez i wtedy jeszcze

raz powtórzyłem: je eli s głodni, pozwól im to zrobi , poniewa nie musz by

background image

36

głodni, starczy mi sa dla wszystkich, płon ło ogromne ognisko w samo południe,

po rodku pustej i sło cem palonej równiny, wtedy po raz pierwszy, cho go

widziałem ju trzeci raz, dostrzegłem na jego prawej dłoni ten pier cie , głupcze -

pomy lałem patrz c na ognisko, dokoła którego jak olbrzymie my biegali

chłopcy w tunikach zaledwie okrywaj cych ich nago , inni ci gali z ko skiej

padliny skór - głupcze, dło , któr zdobił ten pier cie , gnije teraz w ci kiej

trumnie, a przecie ona mnie co noc obejmowała, ona bł dziła w ciemno ciach po

moim ciele, głupcze - zapach krwistego mi sa wypełniał nagrzane sło cem

powietrze - głupcze, kogo kochasz i kogo pragniesz?, gdy rozszarpali pomi dzy

sob nie do upieczone, prawie surowe mi so, powiedziałem: ka im piewa , i

uczynił to, jeszcze wie krwi zwilgotniałe ko ci nie zd yły obeschn i roje

ci kich much gromadziły si nad nimi, kiedy, wybacz, ojcze - powiedział - moje

długie milczenie, lecz kiedy moja spowied pocz ła dobiega ko ca i ju tylko w

kilku zdaniach mog opowiedzie dalsze moje dzieje, pomy lałem, e u kresu

mojej spowiedzi powinienem jeszcze raz cofn si w przeszło , aby wróciwszy

do niej utwierdzi si we własnym sumieniu, czy niczego z niej nie zataiłem i

wszystko tak rzeczywi cie opowiedziałem, jak było, nie odnalazłem mego

dobroczy cy i opiekuna w szałasie pasterza Jakuba, odnalazłem go dopiero nad

ranem, poniewa przez noc bł dził w okolicy, nie mog c odnale wła ciwej

drogi, wracali my wczesn godzin porann do Chartres i wtedy stało si to

niczym nie odkupione nieszcz cie, ci kie i w całej swojej szorstkiej grubo ci

nawilgłe sukno habitu wci obejmowało jego ciało przenikliwym i natarczywym

chłodem, my lał, ci ko wdeptuj c w wilgotn ziemi swoje obrz kni te stopy:

stary i ju chc c tyle tylko zachowa pragnie , aby wchodz cych w ycie ochroni

przed bł dami młodo ci własnej, ja, którego ciała ju nikt nie mo e po da , ale

równie i ja, który w swoim dogasaj cym ciele, w ciele okrytym usychaj c skór ,

wci odczuwam błogosławione i rozpaczliwe dreszcze po dania, ja, którego nikt

nie zapragnie wzi w ramiona, aby na moich usychaj cych wargach zło y

pocałunek i ustami młodo ci obj moje usta ju usychaj ce, ja, oszukuj cy

samego siebie i oszukuj cy tych, których mog oszukiwa , aby oszuka samego

siebie, mierci przywoływany, a wci pogr enia w młodo ci spragniony, nigdy

nie zaspokojony, bowiem ciganie uciekaj cej młodo ci nigdy nie mo e by

zaspokojone, ja, który odrzuciłem wszystkie przywileje i bogactwa i imi moje

zatarłem, jak zaciera si zdradziecki lad, Bo e, zmiłuj si nade mn , ja, który w

pysze fałszywej pokory i cigany fałszyw konieczno ci słu enia wzi łem na

swoje ramiona ci ar ponad moje siły, my lałem: je li istotnie Bóg dotkn ł swym

palcem martwej ziemi i z ziemi podniosła si młodo obiecuj ca spełnienia,

których nikt z ywych spełni nie umiał, Bo e, niech si tak stanie, my lałem: ja,

któremu nie jest obcy aden grzech, a który znam do ostatniego oddechu wszelkie

zabł kanie, ja, który mimo mojego habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich

starczych warg, i stóp, które s obraz rado ci i harmonii, znam równie dobrze

dno ciemnych przepa ci, jak urojone blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy

Bo e, słyszałem go, gdy my lał: wielki i wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie

było i nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko poprzez nasze nieszcz cia,

słyszałem wszystkie jego my li, poniewa w jego milczeniu odnajdywałem samego

siebie, ja, któremu zaufało tysi c niewinnych dzieci, poniewa wszyscy, którzy

background image

37

zwierzali mi swoje grzechy, istotnie byli dzie mi i ich niewinno była rzeczywist

niewinno ci ich ciał, nie dusz, poniewa dusz jeszcze nie maj , gdyby mieli

dusze, nie byliby ju niewinni, ale równie ja, którego w ostatnich godzinach

przebudzono nagle ze snu złudnych nadziei, poniewa , sam pełen mrocznych

pragnie , w tym tylko celu stan łem naprzeciw pochodowi młodo ci, aby siebie w

wyznaniach odnale i siebie cudzymi pragnieniami jeszcze raz i mo e ju ostatni

raz przywoła do stanu radosnego oddania, ja przecie usłyszałem w tych

ostatnich godzinach tyle wyzna prawdy i tak wiele kłamstwa, i równie wiele

milczenia zapieraj cego si i kłamstwa, i prawdy, i wszystko wiedz c kłami ,

poniewa wszystko wiedz c nie wiem, co mam uczyni z t wiedz , spraw, Bo e,

aby si nie spełnił mój okrutny sen i aby bramy Jerozolimy nie stały si martw

pustyni , idzie teraz obok mnie i mówi słowa, w których nie ma nic prócz

kłamstwa, myl si , poniewa to, co mi teraz wyznaje, nie jest kłamstwem, lecz

dalekim jak wiatło gwiazdy odblaskiem utajonej prawdy, jeszcze mnie na to nie

sta , za chwil , gdy umilknie, podnios dło , aby pobłogosławi go i z grzechów

rozgrzeszy , ale nie jego, tylko siebie i dla siebie, nie dla niego wypraszam

rozgrzeszenie, wszyscy, którzy kłami , czyni to ze słabo ci i ze strachu, jego

kłamstwa s moimi kłamstwami, teraz podnosz dło i mówi : niech Bóg

wszechmog cy rozgrzeszy ci twoje winy, tak jak ja je rozgrzeszam w imi ojca i

syna, i ducha wi tego, ojcze - powiedział Aleksy Melissen - teraz, gdy ju jestem

z moich grzechów oczyszczony, pozwól, ojcze, e zwróc si do ciebie z pro b ,

ju wszyscy, którzy pod amy do dalekiej Jerozolimy, wyznali my ci swoje

grzechy i mamy twoje rozgrzeszenie i błogosławie stwo, tylko jeden człowiek nie

odbył jeszcze spowiedzi i tym człowiekiem jest Jakub z Cloyes, wiem, e u stopni

konfesjonału wszyscy jeste my równi, ale je li tak jest, i tylko jednego z nas

wybrał Bóg, aby poprzez niego i jego ustami do nas przemówi , a tym jednym

wybranym jest wła nie on, Jakub z Cloyes, przywódca i nas wszystkich, i tych,

którzy si do nas przył cz , uczy , ojcze, tak, aby go w oczach wszystkich

pod aj cych za nim wyró nił, czy ju nie został wyró niony? - spytał stary

człowiek, dlatego prosz ci , eby si zatrzymał i zaczekał, a on do ciebie

podejdzie, a gdy to uczyni, eby go pobłogosławił, nie on, ojcze, potrzebuje tego,

jest skromny i czysty i nie ma w nim pychy, nam potwierdzenie jego wyró nienia

jest potrzebne, dlatego prosz ci , ojcze, o to nie dla niego, lecz dla nas, my lał,

wci swoje zm czone stopy wdeptuj c w wilgotn ziemi : ju teraz powinienem

si zatrzyma i całym sob , cho jestem sam, powstrzyma ten pochód

szale stwa, szale stwa i niewinno ci, szale stwa i dz, dz i kłamstw, ale

jeszcze nie mam do sił, aby przeciwstawi si moim nadziejom i pragnieniom,

szukałem ródła i znalazłem je zatrute, szukałem ucieczki od samego siebie i w tej

ucieczce, w ucieczce od siebie, od siebie oderwa si nie mog , tu szukałem

wsparcia dla moich umieraj cych nadziei, w młodo ci szukałem wsparcia dla

mojej dogorywaj cej staro ci, ale jeszcze brak mi odwagi, aby to wszystko

przekre li i pozwoli si ogarn ostatecznym ciemno ciom, i ju bez nadziei,

lecz ze jej spragniony, poniewa ostatni nadziej nie jest ona, lecz potrzeba jej

posiadania, i łatwiej wszystkie nadzieje pogrzeba , łatwiej patrze na konanie

wszystkich nadziei ni potrzeb posiadania nadziei w sobie u mierci , ty, który w

nie istniej cych latach powiedziałe : panie, odsu ode mnie ten kielich goryczy,

background image

38

wybacz, e i ja, nie na krzy u rozpi ty, lecz do ci szej od krzy a młodo ci

przywi zany, stawał si wczesny wiosenny zmierzch i ju pierwsze cienie

kwietniowej nocy kła si poczynał rozległ równin pierwszymi cieniami, lecz

jeszcze w poblaskach gin cego sło ca nasycaj c ziemi , powietrze i niebo, wi c

gdy powoli nadchodził pierwszy wiosenny zmierzch i mgły po ulewie, która biła

ziemi , wznosiły si z ziemi zacieraj c kształt i ziemi, i nieba, i swój własny, gdy

przy stoj cym w milczeniu starym człowieku Aleksy podniósł rami i na ten jego

ruch wszystko nagle zamarło, tylko ku krzy om, chor gwiom i feretronom,

znieruchomiałym nad nieruchom mnogo ci głów i ramion, wznosiły si

podobne do ko cielnych kadzideł powolne opary mgieł, ostatni poblask sło ca

u yczał im ostatnich, ju zamieraj cych poblasków, była cisza, wszystko było

cisz i bezruchem, wówczas Jakub, w swojej płóciennej tunice, nie okrywaj cej

nago ci jego ramion i nóg, ale w purpurowym płaszczu na nagich ramionach,

pocz ł i ku staremu człowiekowi, który stał po rodku drogi, twarz ku id cemu

zwrócony, ogromny w swym ci kim habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny

nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, , drobny i jasnowłosy, swym

chłopi cym krokiem, lecz takie sprawiaj c wra enie, i nie po równej ziemi idzie,

lecz po wysokich i niewidzialnych stopniach zd a ku wysokiemu, wybranemu

spo ród wielu tysi cy celowi, który tylko jemu odsłania swoje tajemne istnienie,

zatrzymał si o krok przed starym człowiekiem, który wci stał nieruchomy i na

niego czekał, stał przed nim, drobny i jasnowłosy, okryty purpurowym

płaszczem, lecz nim ukl kł, podniósł obie dłonie, aby zsun z ramion płaszcz,

Aleksy obok czuwaj cy podj ł go z ziemi i wtedy wszyscy, którzy w ciasnej i

znieruchomiałej gromadzie stali w ród równiny nasyconej pierwszymi cieniami

wiosennej nocy, mogli zobaczy , i ten, który w ci gu długich trzech dni

wysłuchiwał ich grzechów i potem rozgrzeszenia udzielał i błogosławił, teraz,

ogromny w swym ci kim brunatnym habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny

nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, podnosi swoj dło i znak

błogosławie stwa powoli kre li ponad głow tego, który przed nim kl czy, wiem

ju teraz - my lał - e nie Bóg kieruje moj dłoni , tylko złudna nadzieja, e w

młodo ci odnajd sens i porz dek wiata, za chwil , gdy on zacznie mówi , b d

musiał porzuci wszelk nadziej , nawet pragnienie posiadania nadziei, a jedyne,

co mi pozostanie do uczynienia, id c u jego boku Jakub mówił: moje imi jest

Jakub, nazywaj mnie Jakubem z Cloyes, ale nie wiem, gdzie si urodziłem,

poniewa nie mam matki ani ojca, przed pi tnastoma laty znaleziono mnie

niemowl ciem u drzwi ko cioła w Cloyes, a poniewa był to dzie wi tego

Jakuba, ochrzczono mnie tym imieniem - drobny i jasnowłosy szedł u boku

starego człowieka lekko ku niemu pochylaj c głow , cie długich rz s padał mu

na policzki, poniewa powieki miał półprzymkni te, mówił w skupieniu i

półgłosem: moje ycie zacz ło si bardzo niedawno, kiedy jednej nocy nie mog c

zasn usłyszałem tu obok siebie w ciemno ciach nocy głos, który mówił: opu ,

Jakubie, swój szałas, id pomi dzy dzieci i gdziekolwiek je znajdziesz, w małej

czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec

bezdusznej lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask i

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, was

wybrał Bóg wszechmog cy, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i morzu

background image

39

ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , zmiłujcie si

nad Ziemi wi t i samotnym grobem Jezusa, to mi mówił głos w ciemno ciach

nocy, kiedy nie mogłem spa , a poniewa rozpoznałem w łosie głos człowieka,

który pierwszy i jedyny odsłonił przede mn nieszcz sny los miasta Jerozolimy

oraz samotno grobu Jezusa, i przedtem yj cy jak lepy i głuchy, dopiero dzi ki

temu człowiekowi przejrzałem i pocz łem słysze , wi c gdy jego głos rozpoznałem

w głosie mówi cym do mnie w ród ciemno ci nocy i gdy ten sam głos równie i

nast pnych nocy wzywał mnie i przynaglał do spełnienia tego, czego dał, nie

mogłem nie by mu posłusznym i nie pój za jego wezwaniem, człowiekiem,

który pierwszy odsłonił przede mn los miasta Jerozolimy, był sławny rycerz,

Ludwik z Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, to on, nim gwałtowna mier

wyrwała go spo ród yj cych, on, ojcze, to uczynił, e przedtem lepy i głuchy,

nagle przejrzałem i pocz łem słysze , szli chwil w milczeniu, gdybym był przy

nim, potrafiłbym go uratowa - my lał Jakub, nie kłamstwa, lecz prawda niszczy

nadziej - my lał stary człowiek, ale wci nie wiedział, co powinien uczyni ,

Jakub mówił dalej: po raz pierwszy w yciu, a zarazem ostatni, poniewa ywym

nigdy go ju nie miałem widzie , ujrzałem go tej wiosny jednego wieczora, gdy

nasze trzody zeszły ju z pastwiska i zostawszy sam rozpaliłem ognisko w pobli u

mego szałasu, stałem wła nie pochylony nad ogniskiem, kiedy na swym czarnym,

wspaniałym rumaku zjawił si przede mn zupełnie niespodziewanie, nie

wiedziałem, kim był, nigdy go przedtem nie widziałem, z postawy i z ubioru

wygl dał na szlachetnie urodzonego rycerza, pami tam: miał na sobie dług ,

ciemnozielon jedwabn sukni , na niej, pod czarnym płaszczem, fioletow szat

podbit futrem popielic, twarz miał jeszcze niestar , cho pooran ciemnymi

bruzdami, w sk i such , o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak

jasnych, i wydawały si nagimi, nie jest szcz liwy - pomy lałem patrz c na

niego, spytał mnie po chwili milczenia: jeste pasterzem?, tak, panie -

powiedziałem, jak ci na imi ?, a gdy powiedziałem, e Jakub, wskazał r k na

szałas i spytał: to twój szałas?, tak, panie - odpowiedziałem, a twoi towarzysze?,

we wsi nocuj - odpowiedziałem - to jest tylko mój szałas, wtedy zsiadł z konia i

podszedł do ogniska, zmarzłe ? - powiedział wyci gaj c obie dłonie ku ognisku,

nie - powiedziałem - lubi patrze na ogie , a gdy milczał, wci grzej c dłonie

nad ogniskiem, o mieliłem si spyta : musieli cie zabł dzi , panie?, znasz drog

do Chartres?, Chartres jest tam - powiedziałem wskazuj c r k - tam gdzie

gwiazda północna, je eli ruszycie zaraz w drog , b dziecie w Chartres nad

ranem, noc była bardzo jasna, bo ju pełnia ksi yca wznosiła si nad ł kami w

dole, pomy lałem, e zaraz odjedzie, i zapragn łem, aby tego nie uczynił, byłe w

Chartres? - spytał, nie, panie - odpowiedziałem - nigdy w Chartres nie byłem, ale

chciałbym zobaczy ko ciół, który buduje hrabia Ludwik, poniewa mówi

ludzie, e b dzie to najpi kniejszy ko ciół na wiecie, przygl dał mi si chwil w

milczeniu, potem powiedział: hrabia Ludwik? któ to jest hrabia Ludwik?,

zrozumiałem wówczas, e po raz pierwszy musiał si znale w naszych stronach,

i powiedziałem: jest panem całej tej ziemi, panem Vendôme, hrabi na Chartres i

Blois, tylko tyle? - powiedział, o nie! - zawołałemjest sławnym rycerzem, zło ył

przysi g , e zdob dzie Jerozolim i uwolni z r k pogan grób Jezusa, naraz z

gł bi nocy dobiegły skoczne d wi ki lutni, wtórowały im taneczne b benki i g le,

background image

40

zabawa jest w naszej wsi - powiedziałem, poniewa rzeczywi cie tego wieczora

była u nas zabawa, był lub Agnieszki, starszej siostry Maud, znów pomy lałem,

e zaraz ruszy w dalsz drog , i powiedziałem: je eli nie chcecie jecha noc , w

Cloyes znajdziecie wygodny spoczynek, wolałbym z twojej go ciny skorzysta -

powiedział na to, a mnie serce mocniej zabiło, artujecie, panie, mój szałas jest

ubogi, nie lubisz go?, przeciwnie - zawołałem - kocham go, u miechn ł si wtedy i

jego jasne oczy wydały mi si jeszcze ja niejsze, zatem twoje uczucia czyni go

bogatym - powiedział - pomy l, co po wspaniało ciach obdarzanych niech ci lub

pogard ? bogactwo traci wówczas blask, pi kno urod , pot ga sił , tylko miło

potrafi ka d rzecz, nawet najskromniejsz , uczyni pi kn , pami tam, e chciał

mówi dalej, powiedział: miło , ale umilkł, poniewa nie nazbyt daleko, w

stronie, z której musiał przyby , rozległ si ostry d wi k my liwskiego rogu, jego

poszukuj - pomy lałem i tak e pomy lałem, e jeszcze przy adnym człowieku

nie było mi tak dobrze jak przy nim, którego pierwszy raz w yciu ujrzałem i nic

o nim nie wiedziałem, tymczasem on podszedł do swego rumaka i uchwyciwszy

jego uzd wprowadził do lasu, słyszałem w ciszy, e przywi zuje go do drzewa, po

czym wrócił do ogniska, i wtedy jeszcze raz zabrzmiał głos rogu, Jakubie -

powiedział - potrafisz zawoła do gło no, eby usłyszał ci tamten człowiek?,

szcz liwy, e da ode mnie jakiej przysługi, nawet tak drobnej jak ta,

u miechn łem si i z nog wspart o kamie , tylko głow nieco przechyliwszy do

tyłu, lekko, bo od wielu lat potrafiłem to robi , rzuciłem przed siebie, w cisz

nocy, przeci gły i gardłowy, pasterski, długo w powietrzu wibruj cy okrzyk, i

ledwo ten cichł, jeszcze raz krótko odezwał si róg, nigdy ju go nie zobacz -

pomy lałem, wówczas on powiedział: za chwil mój giermek powinien tu przyby ,

ale je li spyta ci , czy przeje d ał t dy samotny rycerz, powiedz mu, e tak,

przeje d ał przed paroma godzinami, pytał si o drog do Chartres i natychmiast

odjechał, a wy, panie? - spytałem cicho, nigdy jeszcze, ojcze, w yciu nie

skłamałem, ale w tej chwili nie my lałem, e musz skłama , czułem tylko rado ,

e mog uczyni to, czego ode mnie da, w twoim szałasie zaczekam - powiedział

- mój giermek wie, e lubi niekiedy by sam, w Chartres mnie odnajdzie,

skryjcie si , panie - powiedziałem, poniewa ju słycha było t tent konia, i kiedy

on wszedł do mego szałasu, t tent szybko si przybli ał, niebawem na wzgórzu

wznosz cym si ponad ogniskiem ukazał si na skraju puszczy i w po wiacie

ksi yca je dziec na białym koniu, chwil tam stał, widziałem, e podniósł r k do

czoła i uwa nie si dokoła rozejrzał, po czym galopem zjechał po łagodnej

pochyło ci, wydało mi si przez chwil , e wjedzie wprost na mnie, lecz nie dalej

ni o par kroków ode mnie ci gn ł lejce tak gwałtownie, i wierzchowiec pod

nim, wspi wszy si przednimi kopytami, przysiadł na zadzie, je dziec był niewiele

starszy ode mnie, najwy ej szesna cie lat mógł mie , był ciemnowłosy, smagły i

silnej budowy, miał na sobie krótk srebrzyst tunik , obcisłe nogawice z

zielonego płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, na ramionach płaszcz

purpurowy, smukły rumak wci si pod nim niecierpliwie rwał, lecz on

wyprostowany trzymał si go mocno i chocia w bezustannym ruchu, ani na

chwil nie odrywał ode mnie stoj cego przy ognisku swych ciemnych,

pochmurnie patrz cych oczu, ty krzykn łe ? - spytał, tak - odpowiedziałem, jak

si nazywasz?, Jakub - powiedziałem, a ja jestem Aleksy Melissen - powiedział -

background image

41

przeje d ał t dy samotny rycerz?, przed paroma godzinami, jeszcze za dnia, i

co?, pytał o drog do Chartres, i co? - powtórzył natarczywie, tam jest Chartres -

wskazałem r k , dawno odjechał? - spytał, natychmiast - odpowiedziałem -

musiał si spieszy , tamten wci nie odrywał ode mnie swych ciemnych,

pochmurnych oczu, jeste pewien, e ów rycerz naprawd odjechał?, nie

wierzysz?, wierz - powiedział i wymin wszy mnie podjechał pod szałas, czemu

miałbym nie wierzy - powiedział gło niej, ni mówił do tej pory - Ludwik z

Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, nie ma powodu, aby ukrywa si przed

swoim wychowankiem i spadkobierc , po czym nagle schylił si ku ziemi i

podniósłszy rzemienny harap le cy na trawie, przy wej ciu do szałasu, podjechał

z tym harapem w r ku do mnie, miałe słuszno - powiedział - mój pan istotnie

musiał si pieszy , bowiem nawet tej zguby nie zauwa ył, patrzyli my przez

chwil na siebie w milczeniu, nie znałem, ojcze, do tej pory uczucia nienawi ci,

lecz jego w tej chwili nienawidziłem, do zobaczenia, Jakubie - powiedział - jeszcze

si spotkamy, i smagn wszy harapem swego wierzchowca pomkn ł zboczem ku

pastwiskom le cym w dole, tam odwrócił si i podniósł r k w moj stron , lecz

ja nie poruszyłem si , stałem przy ognisku, płomienie ju wygasły i tylko resztki

aru wieciły słabym poblaskiem, tamten szybko si teraz oddalał, niebawem

tylko biały i jak gdyby ponad ziemi pomykaj cy kształt jego konia majaczył, po

czym i on zanikn ł w przymglonej przestrzeni, była cisza, wysokie d wi ki lutni

snuły w oddali skoczn melodi taneczn , wci stałem przy dogasaj cym

ognisku, a naraz, nie słysz c kroków, tak musiały by ciche, ujrzałem u swych

stóp cie zbli aj cego si człowieka, stał chwil za mn bez słowa, a wreszcie

powiedział półgłosem: dzi kuj ci, Jakubie, wtedy powiedziałem, i jeszcze chyba

ciszej ni on: domy lałem si w was szlachetnego rycerza, ale nie przypuszczałem,

e jeste cie panem tak pot nym, wówczas on, wci stoj c za mn , lecz nie dalej

ni o pół kroku, zawołał: ja panem pot nym? wierz mi, tylko złud , złud i

pozorem jest moja pot ga, nawet domy li si nie mo esz, jak bardzo innym od

Ludwika istniej cego w twojej wyobra ni jest Ludwik, który stoi przy tobie,

poniewa z nas dwóch ty jeste stokro od Ludwika bogatszy, jeste młody, jeste

pi kny, a spojrzenie twoich oczu zaraz w pierwszej chwili, gdy ci ujrzałem,

powiedziało mi, e masz dusz równie pi kn i czyst , wska mi bogactwa

wi ksze od tych, które posiadasz, jeszcze przed chwil , gdy stałem w

ciemno ciach szałasu, wydawałe mi si snem nazbyt doskonałym, aby był

rzeczywisto ci , ale na szcz cie nie jeste snem, nie myl mnie zmysły, widz ci ,

dotykam dłoni twego ramienia, które wzruszaj co pod moj dłoni dr y, yjesz,

poruszasz si , oddychasz, istniejesz, a je li si wydajesz z innej materii

ukształtowany ni wszyscy ludzie, to chyba dlatego, e na skutek swych

niepoj tych i tajemniczych działa , a szczególnie dzi ki boskiemu natchnieniu,

które w sobie nosi, natura tylko raz jeden potrafi z powszednich elementów

stworzy istot równie jak ty doskonał , cudown niepowtarzalno ci nasycaj c

zarówno poszczególne elementy, jak i cało , po czym, gdy milczałem, obrócił

mnie ku sobie delikatnym ruchem i spytał: nikt ci dotychczas nie mówił, e jeste

pi kny?, odpowiedziałem: w taki sposób jak wy, panie, nikt, i mówiłem prawd ,

poniewa nie znałem swojej twarzy i chocia wiedziałem, e coraz cz ciej mówi

o mnie we wsi ju nie jak dawniej: Jakub Znaleziony, ale Jakub Pi kny, nikt mi

background image

42

dotychczas o tym w taki sposób jak on nie mówił, widziałem jego twarz tu przy

swojej, powiedział po chwili: jest ci to mo e niemiłe?, nic, co wy, panie, mówicie,

nie jest mi niemiłym - odpowiedziałem, bo tak rzeczywi cie czułem, wtedy poło ył

mi dło na ramieniu i powiedział: ju pó no, czas si uda na spoczynek - przez

moment, poniewa powieki miał wci półprzymkni te, a zmierzch wiosenny

coraz gł bszymi cieniami kładł si na ziemi , wydało mu si , e jest noc i w ród

jej spokoju i ciszy idzie u boku tamtego człowieka ku pobliskiemu szałasowi, ju

mieli obaj wej do niego, gdy chrapliwy wrzask wron przelatuj cych nisko nad

ziemi rozja nił ciemno nocy, był zmierzch w ród rozległej wiosennej równiny,

słyszał ci ki oddech id cego obok starego człowieka, mówił dalej: potem

le eli my obok siebie na moim twardym posłaniu, pami tam, mówił: kiedy

samotny jechałem przez puszcz , byłem miertelnie smutny, wiat mi si wydawał

jednym ogromnym obszarem n dzy i cierpienia, człowiek istot zagubion , ycie

bez nadziei, a oto ledwie ci ujrzałem stoj cego przy ognisku, mrok wiata

natychmiast stał si nie tak ciemny, zagubienie człowieka nie tak ostateczne, ycie

nie całkiem wystygłe, pomy l, jakie bogactwa w sobie posiadasz, je li samym

swym istnieniem mo esz wskrzesza nadziej , zabija nadziej - my lał stary

człowiek - poniewa nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadziej , i ju prawie

wiedział, co powinien uczyni , cho jeszcze nie wiedział, czy to uczyni potrafi,

le ałem na wznak, z otwartymi oczami, maj c nad sob ciemno , a ponad ni

mgli cie poprzez sklepienie szałasu prze wituj c po wiat ksi yca, ju chciałem

powiedzie : nie znasz mnie, panie, gdy usłyszałem na dworze cichy szelest czyich

kroków, wtedy wstałem i wyszedłem na dwór, od razu w dziewczynie stoj cej

przede mn poznałem Blank , czego szukasz? - spytałem, ciebie - odpowiedziała -

pocałuj mnie, a kiedy milczałem, podeszła bli ej, głupia Maud - powiedziała - leje

łzy dlatego, e ci nie ma na zabawie i nie mo e za tob t sknie wodzi oczami, ale

ja jestem inna ni ona i nie potrzebuj , eby za mn wodził oczami, wystarcz mi

ciemno ci twego szałasu, mo esz mnie nie widzie i ja mog nie widzie ciebie,

wystarczy mi, e mnie we miesz tak, jak m czyzna bierze kobiet , id -

powiedziałem, boisz si ? - za miała si - je eli jeszcze nie miałe adnej

dziewczyny, ja ci naucz , zobaczysz, e gdy we mnie wejdziesz, b dziesz to chciał

powtarza ze mn co noc, id - powtórzyłem, stała tak blisko, i widziałem, jak

zbladła i oczy jej zw ziły si i pociemniały, kto jest w twoim szałasie? - spytała,

nikt - odpowiedziałem, kłamiesz - i chciała mnie uderzy , lecz nim zd yła to

uczyni , przychwyciłem jej r k w przegubie, szarpn ła si , pu - powiedziała i

kiedy rozlu niłem palce, powiedziała szybko oddychaj c: b dziesz mnie jeszcze

na kolanach błaga , eby mnie wzi , i ju nie musiałem po raz trzeci powiedzie :

id , poniewa gwałtownie si ode mnie odwróciwszy pocz ła zbiega ku ł kom w

dole, chwil jeszcze stałem, a gdy przestałem j widzie , wróciłem do szałasu i

poło yłem si na posłaniu, nie widziałem go, ale wiedziałem, e nie pi, długo

le eli my obok siebie w milczeniu, wreszcie spytał: to była twoja dziewczyna?, nie

mam dziewczyny - odpowiedziałem, dlaczego? - spytał, nie wiem -

odpowiedziałem - chyba dlatego, e adnej nie kocham, ciebie kochaj -

powiedział, nie wiem - odrzekłem, po czym znów była cisza, słyszałem wierszcze

piewaj ce w ród traw dokoła szałasu, my lałem: nie wiem, kim był mój ojciec,

chciałbym, aby on był moim ojcem, zasypiasz? - spytał cicho, panie, mnie te

background image

43

odeszła senno - powiedział i wyczułem, e obie dłonie podło ył sobie pod głow ,

twoi rodzice czy yj ? - spytał, nic nie wiem o moich rodzicach - mówiłem - nie

wiem, kim był mój ojciec i kim była moja matka, opowiadał mi kiedy jeden stary

człowiek z naszej wsi, stary ko cielny, e gdy mnie znaleziono niemowl ciem u

drzwi ko cioła, była akurat krótka burza, a potem zaraz wyjrzało sło ce i wielka

t cza ukazała si na niebie, mógłby by moim synem - powiedział - chciałbym

mie takiego syna jak ty, wiedziałbym, e mo e osi gn to, czego ja dokona nie

potrafiłem, czułem, e łzy zbieraj mi si pod otwartymi powiekami, było mi

dobrze jak jeszcze nigdy w yciu, nie znasz mnie, panie - powiedziałem, wówczas

on powiedział: je eli drugi człowiek jest tylko ciemn tajemnic , trudno go

pokocha , ale je li nie ma w nim nic z tajemnicy, równie kocha go niepodobna,

poniewa miło jest poszukiwaniem i odkrywaniem, d eniem i niepewno ci ,

po piechem i oczekiwaniem, niecierpliwym, ale zawsze oczekiwaniem, jest owym

szczególnym i jedynym stanem pragnie i po da , czystych i mrocznych,

szczególnym i jedynym stanem pragnie i po da , które d

c do zaspokojenia

domagaj si nieprzekroczenia ostatecznej granicy ostatecznego zaspokojenia,

bowiem miło , cała z racji swej natury b d c gwałtown potrzeb zaspokojenia,

nie jest nim, nie jest zaspokojeniem, i nigdy nim sta si nie mo e, gdybym ci

znał, nie mógłbym zło y w tobie moich pragnie , poniewa one daj dla siebie

niewiadomej miary, ale gdybym nic o tobie nie wiedział i nic nie potrafiłbym

sobie o tobie dopowiedzie , równie cofn łbym si przed tob jak przed

zdradzieck przepa ci w górach albo przed gwałtownym wirem rzeki, miło

jest wołaniem i poszukiwaniami, jest zaborcza, ale wszelkie zaspokojenie

pragnie zabija j , jest bezustannie spragniona, ale wszelkie zaspokojenie

pragnie u mierca j , jest rozpacz pomi dzy sprzecznymi ywiołami, jest

samotno ci pomi dzy sprzecznymi ywiołami, ale jest tak e nadziej , ci gle

nadziej pomi dzy sprzecznymi ywiołami - my lał stary człowiek słuchaj c tych

słów: tobie jednemu, ze wszystkich najbardziej czystemu i niewinnemu, tobie,

który jednego słowa nie skłamałe i cienia my li nie zataiłe , tobie jednemu nie

mog da rozgrzeszenia i ciebie jednego nie mog pobłogosławi - zapami tałem

słowo po słowie wszystko, co mówił, poniewa nie rozumiej c wszystkiego, co

mówił, słuchałem jego słów jak muzyki, i teraz, u twego boku id c, ojcze, potrafi

z tamtej nocy, gdy le ałem obok niego, ciemno maj c ponad otwartymi oczami,

a jeszcze wy ej mglisty poblask ksi yca prze wituj cy poprzez sklepienie

szałasu, potrafi z tej nocy, gdy obok niego le ałem wstrzymuj c oddech,

powtórzy ka de słowo, jakby yły one teraz i tylko teraz obok mnie,

powiedziałem w pewnej chwili: panie, nigdy nie miałem ojca, wtedy długo milczał

i wreszcie, nie uczyniwszy adnego ruchu, aby mnie obj jak syna, a czego

pragn łem wszystkimi moimi pragnieniami, powiedział: do wielu wspaniałych

czynów mo e zd a tu, na ziemi, chrze cijanin, wielu wspaniałych czynów mo e

dokona , ale ku czemukolwiek by d ył i czegokolwiek by dokonał, wszystkie

d enia i czyny musz podobnie jak gwiazdy, które bledn przy sło cu, zbledn

i przygasn wobec powołania najwy szego, tym za powołaniem najwy szym

jest dalekie miasto Jerozolima, a w nim samotny grób Chrystusa, który ku ha bie

wszystkich chrze cijan i ku niezatartej ha bie ka dego chrze cijanina wci si

od wielu lat znajduje w r kach poga skich Turków, Bóg mi wiadkiem - mówił

background image

44

pili milczenia - mówi to nie dlatego, i od paru wieków, od chwili kiedy

najwi kszy rycerz chrze cija ski, pan Gotfryd de Bouillon, pierwszy po

stuleciach upokarzaj cej niewoli przyniósł grobowi Chrystusa wolno , wszyscy

moi przodkowie, wszyscy hrabiowie na Chartres i Blois, nie szcz dzili mienia oraz

wszelkich ofiar, aby słu y grobowi Jezusa w jego zmiennych losach, w godzinach

jego tryumfu i w godzinach samotnej niewoli, nie dlatego, Bóg mi wiadkiem, to

mówi , ebym z ofiar i z rycerskiej sławy moich przodków chciał czerpa

nierozumn pych , ale dlatego to mówi , e ów najwy szy cel przynaglaj cy

swym wezwaniem sumienie chrze cijanina, samotny grób Chrystusa, poddany

poga skiej niewoli w dalekiej Jerozolimie, stał przy mnie, odk d si gam

pami ci , był przy mnie zawsze, a i teraz, gdy ju wiem, i nigdy nie wejd w

bramy Jerozolimy i nigdy nie zostanie mi dane to szcz cie, aby swoje grzechy i

winy odkupi u grobu Chrystusa, teraz ten nieosi galny dla mnie cel, najwy szy

kształt ofiary i sławy, równie stoi obok mnie nie dalej, ni ty le ysz, gdy to mówił

ciszonym głosem, ale bardzo wyra nie, le ałem obok niego bez ruchu, wci na

wznak i z oczami otwartymi, z oddechem w sobie, cały przenikni ty dziwn

niemoc , niemoc , która była i szcz ciem, i smutkiem, wydało mi si , e gdybym

zamkn ł oczy, natychmiast ujrzałbym pod powiekami pot ne bramy i ogromne

mury dalekiej Jerozolimy, a po chwili ujrzałbym równie i samotny grób Jezusa,

nie zamkn łem jednak oczu, le ałem z oddechem w sobie, pisz? - zapytał, nie,

panie - odpowiedziałem, pami tam, długo milczał, nim znów pocz ł mówi ,

mówił: gdy miałem lat niewiele wi cej, ni ty ich masz teraz, popełniłem du o

ci kich przewinie , nie wiem, czy ze lepej wiary zła dokoła siebie nie

dostrzegaj c, czy te dlatego, e zło było we mnie, a ja moj wiar chciałem je

u pi , jakkolwiek było, ofiar zła si stałem, czy te zło z naturalnej potrzeby

czyniłem, w ród obszarów czasu, które s poza mn , moje uczynki na zawsze

pozostan moimi uczynkami i zarówno ich kształtu, gdy powstawały, jak i ich

rozlicznych przeobra e w dalszym trwaniu nie zdoła odmieni ani moja dobra,

ani moja zła wola, znów umilkł, pami tam, e tym razem milczał jeszcze dłu ej

ni przedtem, wreszcie znów si odezwał i mówił: miałem lat niewiele wi cej, ni

ty ich masz teraz, gdy pocz ł si spełnia sen mego dzieci stwa i mojej

najpierwszej młodo ci, sen arliwych pragnie i t sknot, który nagle przyobleka

si poczynał kształtem ycia, ka dy z wielu dni, gdy poprzez obce ziemie

zd ali my na Wschód, a potem na wenecja skich galerach płyn li my morzem,

ka dy z tych wielu dni przybli ał mnie do oczekuj cego wyzwolenia grobu

Chrystusa, nie wiedziałem wówczas, nawet w t noc wiosenn , gdy my w białych

płaszczach krzy owców, rycerze Chrystusowi, stali my pod pot nymi murami i

basztami Konstantynopola zamiast sta pod murami Jerozolimy i miasto

chrze cija skie, nios c mu gwałt, ogie i zniszczenie, zdobywali my zamiast

szturmowa mury i wie e Jerozolimy, nawet w t straszn noc naszego

wiarołomstwa i tryumfuj cej dzy ziemskiego panowania i ziemskich zdobyczy,

nawet w t noc zdrady Chrystusa wst puj c i czyni c to samo, co czynili inni

rycerze, nie wiedziałem, e a po ostatni oddech mego ycia pozbawiam si

najwy szego i jedynego celu mego ycia i nic nie zyskuj c wszystko trac , w t

noc moje dłonie, dotychczas niewinne, przestały by niewinnymi, poniewa

splamiła je niewinnie przelana krew, słyszysz mnie? - spytał, tak, panie -

background image

45

odpowiedziałem, a on mówił: lecz nim si sko czyła ta haniebna noc zdrady,

wiarołomstwa i zbrodni, pełna płomieni po arów, krzyku kobiet i j ków

mordowanych, nim pierwszy wiosenny brzask stan ł nad t otchłani zbrodni i

cierpienia, stało si tak, i zrozumiałem, e nie łami c prawa ludzkie i boskie, nie

mieczami splamionymi niewinn krwi i nie ciemne i ci kie dze kryj c w sercu

i w my lach, lecz tylko w zbroi niewinno ci i z czystym sercem pod ow zbroj

mo na dotrze pod bramy Jerozolimy, aby mogły si otworzy przed tymi, którzy

Chrystusowi spoczywaj cemu w samotnym grobie s najbli si, bowiem mówił:

błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga ogl daj , i równie mówił:

wchod cie przez ciasn bram , albowiem szeroka brama i przestronna jest droga,

która wiedzie na zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez ni wchodz , natomiast

ciasna brama i w ska jest droga, która wiedzie do ywota, i mało tych jest, którzy

j znajduj , wtedy, przed o mioma laty, u ko ca owej najci szej w moim yciu

nocy zrozumiałem, jakby mi to Bóg wszechmog cy objawił, e wobec bezdusznej

lepoty królów, ksi

t i rycerzy tylko dzieci chrze cija skie mog okaza łask i

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, poniewa ponad wszelkie pot gi na ziemi i na

morzu ufna wiara oraz niewinno dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy

to mówił, zamkn łem oczy i wtedy ciemno ciami ogarni ty, lecz słysz c ka de

słowo,które on tu obok mnie w ciemno ciach le cy wypowiadał, po raz pierwszy

ujrzałem ogromne mury i bramy Jerozolimy, złote dzi ki wiatłu, które nie wiem,

sk d si brało, z s murów, baszt i bram czy ze złotego poblasku, który ponad nimi

ogarniał powietrze i niebo, potem słyszałem, e milczy, lecz wci b d c przy nim

byłem równie i pod ogromnymi murami i bramami Jerozolimy, które

spoczywały pod moimi zamkni tymi powiekami nasycone złot po wiat ,

posłyszałem nagle jego bliski i łagodny głos: wita ju b dzie niedługo, pora

zasn , z pierwszym witem musz odjecha , wtedy spytałem: czy ujrz ci

jeszcze kiedy , panie?, gdyby to tylko ode mnie zale ało - powiedział - mógłby

by przy mnie zawsze i a do ko ca, Aleksy Melissen - powiedziałem - wie, e

skłamałem, skłamałem - powiedział - e Aleksy Melissen jest moim giermkiem,

istotnie jest moim wychowankiem i chocia obcego pochodzenia, był do tej pory

spadkobierc mojego imienia, powiedz mi, panie - powiedziałem - miasto

Jeruzalem jest bardzo dalekie?, dalsze, ni przypuszczasz i ni mo esz to sobie

wyobrazi - odpowiedział - dalsze, ale równie i bli sze, ni to mo na zmierzy

czasem i przestrzeni , które nas od niego dziel , widziałem przed chwil mury i

bramy Jerozolimy - powiedziałem i gdy to powiedziałem, była długa cisza, pij -

powiedział - a je eli potrafisz czeka , wróc tu którego dnia, ale nie noc , jak

dzisiaj, tylko w samo południe, czy mury i bramy Jerozolimy s rzeczywi cie

złote? - spytałem, nie wiem - odpowiedział - nigdy nie widziałem murów i bram

Jerozolimy i nigdy ich nie zobacz , ale je li ty je takimi widzisz, to na pewno

trwaj w dalekim czasie i w przestrzeni w kształcie zgodnym z twoim widzeniem,

pij - powiedział i wtedy, pami tam, ju cały snem ogarni ty, snem, który był

niemoc pełn szcz cia i smutku, powiedziałem: b d czeka , panie, i ju nic

wi cej z tej nocy nie pami tam, gdy zbudziłem si o pierwszym wicie i jeszcze

oczy miałem zamkni te, cały jeszcze we nie, usłyszałem wilgotny gwizd wilgi,

której wzywanie zawsze mnie o wicie budziło, ale wówczas, zbudzony ze snu tym

niedalekim głosem, natychmiast wiedziałem, e jego obok mnie ju nie ma,

background image

46

le ałem na moim posłaniu bardziej sam ni kiedykolwiek przedtem, chocia

zawsze budziłem si w moim szałasie sam, pomy lałem: wszystko to było snem, i

nawet, kiedy to pomy lałem, zapragn łem, eby to był tylko sen, ale w tej samej

chwili, gdy tego zapragn łem, strach mnie ogarn ł, usiadłem na posłaniu i wtedy

zobaczyłem na mojej r ce drogocenny pier cie , ten sam, który teraz widzisz,

ojcze, na moim palcu, gdy odchodził, a ja spałem, musiał mi go wsun na palec,

wówczas ukl kłem i odmawiaj c porann modlitw dzi kowałem Bogu

wszechmog cemu, nie był sen, a potem, potem przez wiele dni czekałem i byłem

szcz liwy jak jeszcze nigdy w yciu, a wreszcie jednego wieczora przybył Aleksy

Melissen i gdy mi to powiedział, spytałem: byłe przy nim?, byłem - odrzekł -

wiosenne rzeki s zdradliwe, i nie mogłe go uratowa ?, nie - powiedział - to si

stało tak szybko, jak szybko kamie idzie na dno, my lałem wtedy, gdy to mówił:

gdybym był przy nim, potrafiłbym go uratowa , a potem, kiedy odszedł i

zostałem sam, tej nocy, le c bez snu, po raz pierwszy usłyszałem w ciemno ciach

jego głos, który mówił: opu , Jakubie, swój szałas, id pomi dzy dzieci i

gdziekolwiek je znajdziesz, w małej czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił

mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej lepoty królów, ksi

t i rycerzy

dzieci chrze cija skie okazały łask i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, mój

synu - powiedział stary człowiek i zatrzymał si po rodku drogi, stał w ród

g stniej cego zmierzchu ogromny i ci ki w swym grubym brunatnym habicie, a

gdy obrócił si ku id cym, zatrzymali si pierwsi, potem ci, co szli za nimi, przez

chwil to uspokojenie przenikało a po ostatnich w pochodzie, teraz ju prawie

niewidocznych, stała si cisza, pomy lał: gdybym był posłuszny tylko memu

głosowi wewn trznemu, poszedłbym z nimi, wiedz c, e id po zgub własn i ich

wszystkich, lecz po drodze do zguby ogarni ty cieniami nadziei, a w chwilach

szczególnego uniesienia mo e nawet w zł czeniu z ich niewiedz sam łaski

niewiedzy dost puj c, tak bym uczynił, gdybym był posłuszny tylko mojemu

głosowi wewn trznemu, ale oto, innemu głosowi poddany, nie uczyni tego, co

chc , ale to, czego nie chc , to uczyni , mój synu - powtórzył, Jakub stał obok z

pochylon głow , drobny i jasnowłosy, była cisza, wi c nie musiał głosu zbytnio

nat a , aby zosta dosłyszanym przez stoj cych nie opodal w ciasno stłoczonej i

gin cej po kra cach w oddali gromadzie, mój synu - powiedział i głos mu

cokolwiek zadr ał - nie mog ci udzieli ani błogosławie stwa, ani rozgrzeszenia,

ujrzał przed sob pobladł twarz Jakuba, a w jego oczach zdumienie, które nagle

zmieniło si w miertelny strach, wi c my l c: Bo e, dodaj mi sił, poniewa nie

mo e si sprawdzi mój okrutny sen, wyci gn ł wszerz ramiona i tak stoj c

po rodku drogi, ju prawie w mroku, naprzeciw milcz cej i nieruchomej

gromady, ogromny i z ramionami wyci gni tymi w poprzek milcz cej i

nieruchomej gromady, zawołał mocnym głosem: dzieci moje, najmilsi moi,

cofnijcie si , póki czas, i wró cie do swoich domów, bowiem w imi Boga

wszechmog cego i pana naszego Jezusa Chrystusa zabraniam wam i za tym,

którego nie mog ani pobłogosławi , ani da mu rozgrzeszenia, wtedy Jakub

krzykn ł głosem skrzywdzonego dziecka: Aleksy!, i gdy tamten, wci stoj c

po rodku drogi z rozkrzy owanymi ramionami, wołał: prosz was i rozkazuj

wam - słowa pie ni ko cielnej: „O Maria, virga davidica, virginum flos, vitae spes

unica”, zaintonowane silnym głosem Aleksego, podj ło natychmiast sto głosów

background image

47

innych, głusz c wołanie starego człowieka stoj cego z rozkrzy owanymi

ramionami po rodku drogi, pot niał piew, bowiem po chwili szedł ju i z

najodleglejszych kra ców gromady, Jakub stał w ród tego piewu nieruchomy i

pobladły, chod - posłyszał przy sobie głos Aleksego, poczuł jego dło na swojej i

wci ogarni ty pot niej cym dokoła piewem, poddał si mocnemu u ciskowi

tej dłoni, przeszedł jak we nie obok bezgło nie wołaj cego człowieka, który w

swym brunatnym habicie stał po rodku drogi z rozkrzy owanymi i nienaturalnie

długimi ramionami, min ł go wci z dłoni bezwładnie spoczywaj c w silnej

dłoni Aleksego, przed nimi była noc, i wtedy, gdy tylko chłód wilgotnej ziemi czuł

pod bosymi stopami, a na dłoni dło Aleksego, zdał sobie spraw , e nie id sami,

wielki piew stał si nagle jeszcze ogromniejszy, chciał si zatrzyma , chod -

powiedział Aleksy i mocniej cisn ł jego r k , natomiast stary człowiek z

ramionami rozkrzy owanymi w g stniej cych ciemno ciach, ogarni ty zewsz d

piewem dzieci cych głosów, ju nie samotny po rodku drogi, lecz, sam

nieruchomy, omijany przez wolno si posuwaj cy i ciasno stłoczony tłum, wołał,

przez nikogo nie słyszany, widz c o krok od siebie przesuwaj ce si głowy, białe

suknie i nagie ramiona, widz c nad sob bardziej od zmierzchu czarne krzy e,

białe chor gwie i niebo nad nimi jeszcze bez gwiazd, wołał: błogosławi

wszystkich i wszystkich was rozgrzeszam z grzechów ju popełnionych i z tych,

które popełnicie, poniewa gdy nie ma nadziei, tylko pragnienie nadziei, wtedy,

gdy to wołał, zachwiał si , poniewa mały i pełen piewu chłopiec nios cy krzy

dwukrotnie od siebie wi kszy potr cił krzy em jego wyci gni te rami , poczuł w

sobie zimny chłód bólu, czuł, e mu rami , jak złamane skrzydło, bezwładnie

opada, schylił si , eby je z ziemi podj , i cia niej ni dot d ogarni ty ciepłem

przesuwaj cych si dokoła białych sukien, białych tunik i nagich nóg, ale nagle

ogromny piew słysz c wy ej ponad sob , ni go słyszał był do tej pory, upadł na

kolana i mimo grubego sukna habitu poczuł pod kolanami wilgotn mi kko

ziemi, poczuł zapach ziemi, a zaraz potem lepo macaj cymi dło mi poczuł pod

dło mi wilgotno ziemi, błogosławi was - powiedział bardzo wyra nie, cho

wilgotn ziemi miał tu przy twarzy, i tak przywi zany do ziemi kolanami i

dło mi, nic przez moment nie widz c, ale otwartymi ustami wdychaj c wilgotny

zapach ziemi i wysoko ponad sob słysz c ogromny piew powoli przesuwaj cy

si w ród ciemno ci, całym sob , całym swym ogromnym i ci kim ciałem

dotkn ł ziemi, le ał teraz na wznak i oczy miał otwarte, czuł pod głow , pod

plecami i równie pod bezsiln bezwładno ci nieruchomych nóg, czuł wilgotn

ziemi , nigdy nie zobacz Jerozolimy - pomy lał i piew wysokich dzieci cych

głosów słyszał na wysoko ciach ju tak dalekich, e były mu obce i oboj tne,

natomiast bose i brudne i potem i ziemi cuchn ce stopy dzieci ce wchodziły w

jego brzuch, w jego piersi i ramiona, w jego twarz, wchodziły w niego jak w

wilgotn ziemi , le ał na wznak i nagle ciemniej cymi oczami zobaczył ciemno

zamykaj c si bezgło nie ponad nagimi udami i bosymi nogami, które go coraz

gł biej w wilgotn ziemi wdeptywały, pomy lał: nie kłamstwa, lecz prawda

zabija nadziej , i wówczas, gdy to pomy lał, stała si ciemno i w nim, i ponad

nim, stało si przera enie, potem strach wi kszy od poprzedniego przera enia,

wci ciskaj c dło Jakuba i wraz z nim id c w gł b nocy, piewem obaj

background image

48

ogarni ci, powiedział Aleksy, gdy poczuł, e dło Jakuba dr y: je eli rozka esz,

b dziemy i cał noc, id my - powiedział Jakub.

I szli cał noc.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
andrzejewski, bramy raju
14 Jerzy Andrzejewski Bramy raju wstęp do BN
Jerzy Andrzejewski Bramy Raju
Jerzy Andrzejewski Bramy raju wstęp do BN 2
Andrzejewski Bramy Raju
Jerzy Andrzejewski Bramy raju
Andrzejewski Bramy raju
Andrzejewski Jerzy Bramy raju
Andrzejewski Jerzy Bramy raju
[ICI][PL][sandy] Andrzejewski Jerzy Bramy raju (PC)
Andrzejewski Jerzy Bramy raju
Jerzy Andrzejewski Popiół i diament, Bramy raju, Ciemności kryją ziemię, Miazga Opracowanie
bramy raju andrzejewski
Andrzejewski Jerzy Bramy raju (streszczenie) 2

więcej podobnych podstron