199901 liczby pierwsze czy zloz

background image

N

ajprostszà nieskoƒczonoÊcià
jest ta, którà odkrywa niejeden
bystry maluch, odliczajàc: 1, 2,

3, 4... Mój przyjaciel Carl Sagan wspo-
mina∏ pewnà dawno minionà niedzie-
l´, kiedy jako szeÊciolatek upaja∏ si´
Êwie˝o zdobytà umiej´tnoÊcià rachowa-
nia. Ojciec wyjaÊni∏ mu, ˝e liczenie wca-
le nie musi mieç koƒca. Po co si´ zatrzy-
mywaç, skoro mo˝na jeszcze coÊ dodaç?
I tak to si´ zacz´∏o ju˝ tego wieczoru;
ch∏opiec gorliwie zabra∏ si´ do spisy-
wania wszystkich po kolei liczb a˝ do
wielkiej, choç skoƒczonej, liczby 1000!
Ojciec wspania∏omyÊlnie zastàpi∏ go
w straconym dla tego przedsi´wzi´cia
czasie wieczornej kàpieli. I tak razem
zliczyli ów tysiàc, zanim poszli spaç,
a Carl nigdy tego prze˝ycia nie
zapomnia∏.

Liczby naturalne tworzà nieskoƒ-

czonà rodzin´ o cudownie splàtanych
wi´zach pokrewieƒstwa. Wi´kszoÊç
z nich mo˝emy otrzymaç, mno˝àc
przez siebie odpowiednie mniejsze
liczby zwane czynnikami. Choçby
liczb´ 18 równà 2 x 3 x 3. (Ale spróbuj-
cie 17...) Przychodzi mi na myÊl analo-
gia chemiczna. 18 jest niczym czàstecz-
ka z∏o˝ona z trzech atomów-liczb,
podczas gdy 17 przypomina nieroz-
dzielny, pojedynczy atom. Takà liczb´,
której czynnikami sà tylko jednoÊç i ona
sama, nazywamy liczbà pierwszà.

Liczby pierwsze mo˝na nazwaç ato-

mami multiplikatywnej arytmetyki. Jest
ich mnóstwo, wi´cej ni˝ atomów mate-
rii. Sam Euklides z Aleksandrii ju˝ w
pierwszej po∏owie III wieku p.n.e. udo-
wodni∏, ˝e jest ich nieskoƒczenie wiele.
Inny znakomity uczony czasów helleni-
stycznych wymyÊli∏ systematycznà me-
tod´, nazywanà od jego imienia sitem
Eratostenesa. Polega ona na odsiewa-
niu liczb z∏o˝onych od liczb pierwszych.
Spróbuj wykonaç proÊciutkie çwiczenie
– napisz na swoim „papirusie” jedna za
drugà liczby od 1 do 20. Pomiƒ bez-
barwnà 1, odrzuç 2, poniewa˝ jest licz-
bà pierwszà. A teraz wykreÊl z tego sze-
regu co drugà liczb´, wszystkie, które
zawierajà 2 jako czynnik. W ten sposób

wypadnie dziewi´ç liczb parzy-
stych, od 4 do 20, ale 3 pozosta-
nie. Powtarzajàc ten proces z 3,
odsiejesz jeszcze 9 i 15. Z nast´p-
nà, 5, która sama jest liczbà
pierwszà, nic si´ ju˝ nie da zro-
biç. W sicie zosta∏y tylko liczby
pierwsze: 2, 3, 5, 7, 11, 13, 17 i 19.

GdybyÊ w ten sposób postàpi∏

z pierwszà setkà liczb, pozosta-
∏aby ci jedynie jedna czwarta:
liczby pierwsze od 2 do 97. Zwróç uwa-
g´, ˝e wystarczy przesiewaç za pomocà
liczb pierwszych nie wi´kszych ni˝ pier-
wiastek kwadratowy z badanej liczby.
Dla ka˝dego czynnika wi´kszego od te-
go pierwiastka musi byç jeden lub wi´-
cej czynników mniejszych, uzupe∏nia-

jàcych rozk∏ad testowanego iloczynu.
Im wi´ksze liczby, tym rzadziej poja-
wiajà si´ wÊród nich liczby pierwsze –
jest ich osiem w zakresie od 1 do 20, ale
tylko trzy mi´dzy 80 a 100. Mo˝e bar-
dziej przekonuje o tym sam proces prze-
siewania – liczby pozostajàce po kolej-
nym kroku musia∏y przejÊç o jeden test
wi´cej. To post´powanie przypomina
sito z wieloma siatkami, z których ka˝-
da kolejna ma mniejszà liczb´ oczek.

Teoria liczb nie przestaje fascynowaç,

przynoszàc coraz to nowe niespodzian-
ki. Wi´kszoÊç du˝ych liczb pierwszych
mo˝na znaleêç tylko specjalnymi spo-
sobami – przesianie do czysta wymaga
zbyt wiele pracy. Wykazano mnóstwo
∏atwych do sformu∏owania liczbowych
relacji, lecz jeszcze wi´cej pozostaje
wcià˝ nie dowiedzionych. S∏ynne sta∏o
si´ na przyk∏ad przypuszczenie, wy-
suni´te w 1742 roku przez Christiana
Goldbacha, ˝e ka˝da liczba parzysta
wi´ksza od 2 jest sumà dwóch liczb
pierwszych, na przyk∏ad 96 = 89 + 7.
Dotychczas nie udowodniono tego, ale

równie˝ nie uda∏o si´ znaleêç ˝adnego
wyjàtku.

W ostatnim dziesi´cioleciu liczby

pierwsze nabra∏y szczególnego znacze-
nia w rozwijajàcej si´ w naszym okablo-
wanym Êwiecie technice szyfrowania
wiadomoÊci. Pewne wyobra˝enie o

strukturze najbardziej znanego dziÊ
systemu kryptograficznego, zwane-
go systemem z kluczem publicznym,
mo˝na sobie wyrobiç nawet na pod-
stawie tak pobie˝nego szkicu jak ten.
Przesy∏anà wiadomoÊç potraktujmy
jak d∏ugà liczb´, jeden ciàg znaków –
cyfr. Do przekazania jej w zakodowa-

nej postaci nie trzeba wiele, wystarczy
szybki komputer: podnieÊ jà do ustalo-
nej pot´gi, nast´pnie podziel przez du-
˝à liczb´, b´dàcà kluczem publicznym,
i przeÊlij reszt´ z tego dzielenia. Ujaw-
nia si´ jedynie z∏o˝onà liczb´ kodujàcà,
a wraz z nià kilka cyfr okreÊlajàcych pro-
cedur´. W celu odwrócenia kodowania
stosuje si´ mocne twierdzenie wielkiego
Leonharda Eulera, które pozwala wy-
znaczyç kodowanà liczb´ ze znajomo-
Êci czynników s∏owa-klucza, ale nie da-
je takiej mo˝liwoÊci, jeÊli zna si´ tylko
sam z∏o˝ony klucz. Wyznaczanie czyn-
ników naprawd´ wielkich liczb ciàgle
jest beznadziejnie powolne i dopóki nie
opanuje si´ sztuki rozk∏adania stucyfro-
wych liczb, dopóty obecny system kodo-
wania pozostanie bezpieczny.

Zastosowanie wielkich liczb pierw-

szych na powszechnà skal´ jest czymÊ
zupe∏nie nowym i realnym dzi´ki nie-
zwyk∏ym dziÊ mo˝liwoÊciom oblicze-
niowym. Ojciec Marin Mersenne, XVII-
wieczny mistrz, pisa∏, ˝e ,,czasu by nie

ZADZIWIENIA

Philip Morrison

Liczby pierwsze

czy z∏o˝one?

86 Â

WIAT

N

AUKI

Styczeƒ 1999

KOMENTARZ

Im wi´ksze liczby,

tym rzadziej pojawiajà si´

wÊród nich liczby pierwsze.

DUSAN PETRICIC

Dokoƒczenie na stronie 88

background image

O

d czasu do czasu mam wielkà
frajd´, gdy trafiam na kogoÊ, kto
nie zyska∏ nigdy uznania i mog´

mu zrobiç reklam´. W tym przypadku,
kiedy siedzia∏em w British Library z
achromatycznymi szk∏ami do czytania
na nosie, natknà∏em si´ na nazwisko fa-
ceta, który w póêniejszych latach musia∏
choç raz westchnàç: „O, cholera”. Facet
nazywa∏ si´ Chester Moor Hall. Kto taki?
No dobra, to mo˝e tego znacie: John Dol-
lond. Jasne! GoÊç, który wynalaz∏ w 1757
roku soczewki nie dajàce aberracji chro-
matycznej? Guzik prawda. Zrobi∏ to Hall
i to du˝o wczeÊniej.

Hall by∏ naprawd´ sympatycznym

goÊciem i jak wielu mu podobnych wy-
làdowa∏ na szarym koƒcu. W roku 1729
Hall wpada na pomys∏, ˝e mo˝na spo-
rzàdziç soczewki, które nie dajà zama-
zanych, wielobarwnych obrazów. By-
∏a to prawdziwa zmora astronomów i
przez nià to widywali takie dziwa jak
„planety z uszami” (Saturn). W 1733
roku zatem Hall sk∏ada ze sobà so-
czewki o ró˝nej g´stoÊci optycznej
z flintu i kronu (flint – szk∏o optyczne
krzemowo-o∏owiowe, o du˝ym wspó∏-
czynniku za∏amania; kron – szk∏o krze-
mowo-potasowe z domieszkà cynku lub
boru, o ma∏ym wspó∏czynniku za∏ama-
nia – przyp. t∏um.) i ró˝ne rozszczepie-
nia jakby si´ nawzajem znoszà. Bingo!
Achromatyczne, ˝adnych kolorowych
obwódek, zupe∏na przejrzystoÊç. Co
czyni teraz Hall? Ano, robi par´ telesko-
pów dla znajomych, po czym ∏aduje ca-
∏y kram do szafy i znów jest urz´dni-
kiem ziemskim w Essex. Wi´cej nie tyka
ju˝ sprawy palcem; nawet gdy s∏yszy,
˝e niejaki Champness przechwala si´ na
prawo i lewo, ˝e to on by∏ pierwszy. Za-
nim nowina o pracach Chestera Moora
Halla dotrze na piÊmie do Royal Socie-
ty (gdzie jà zarejestrujà i zapomnà), mi-
nie jeszcze 100 lat. Po nast´pnych 165
latach dojdzie do mnie. Nie krocz´ w
awangardzie badaƒ historycznych. Ale
to ju˝ wiecie.

Wróçmy do Dollonda, który dla opty-

ki rzuci∏ tkalnie jedwabiu (d’Hollan-
de’owie poczàtkowo byli rodzinà ho-

lenderskich w∏ókienników).
Otó˝ zak∏ada on wraz z sy-
nem na Piccadilly w Londy-
nie zak∏ad, gdzie ziemiaƒ-
stwo mo˝e zaopatrzyç si´
w przyrzàdy optyczne. Dol-
lond zbija niez∏à fors´. Na ∏o-
˝u Êmierci rozdziela patenty
za swe rozliczne wynalazki,
m.in. na soczewki achroma-
tyczne, pomi´dzy spadko-
bierców, wÊród których jest jego prakty-
kant a zarazem mà˝ (cwaniak, no nie?)
jego córki Sary – Jesse Ramsden.

Dla Ramsdena takie ma∏˝eƒstwo to dar

niebios. Nie doÊç, ˝e ma dost´p do socze-
wek, to jeszcze wykazuje niesamowity
dryg do metalu, zw∏aszcza gdy przycho-

dzi do ˝∏obienia na nim znaczków – stop-
ni i minut kàtowych oraz tym podobnych
historii. Robi je m.in. na 1000 sekstansach
dla brytyjskiej marynarki wojennej i po-
dró˝ników ró˝nej proweniencji. Znacz-
kom Ramsdena trzeba przyznaç jedno –
sà wyjàtkowo dok∏adne. A im dok∏ad-
niejsze oznakowanie na instrumencie po-
miarowym, tym dok∏adniej mo˝esz zmie-
rzyç, co masz do zmierzenia. W przy-
padku nawigatorów ten, kto u˝ywa sek-
stansów Ramsdena ma mniejszà szans´
wylàdowania na ska∏ach.

OczywiÊcie, najpierw trzeba wiedzieç,

˝e ska∏y w ogóle tam sà. Nie jest to by-
najmniej wiedza rozpowszechniona
w czasach, gdy rewolucja przemys∏owa
zacz´∏a wymagaç importu tysi´cy ton
surowców z nowych kolonii – praktycz-
nie za friko – i eksportu do nich goto-
wych towarów. Aby usprawniç t´ cu-
downà wymian´ handlowà, Angole
muszà tylko uchwaliç odpowiednie
ustawy, które zobligujà nieszcz´sne ko-
lonie do handlowania wy∏àcznie ze sta-
rym krajem. Rzecz jasna, tylko z wyko-

rzystaniem statków brytyjskich. Dlate-
go te˝ (mi´dzy innymi) mamy teraz Sta-
ny Zjednoczone. Gdzie indziej (w In-
diach czy Afryce) proceder ten kwit∏
doÊç d∏ugo, ˝eby sfinansowaç wiele
z podziwianych dziÊ w Wielkiej Bryta-
nii przez turystów obiektów kultury

i zabytków. Dla tych to zysków kur-
sujà tam i z powrotem tysiàce za∏a-
dowanych po brzegi statków, nazbyt
cz´sto zanurzajàcych si´ g∏´biej, ni˝
by∏o to przewidziane (po wpadni´-
ciu na wspomniane ska∏y). Stàd ów-
czesny bzik na punkcie latarni mor-
skich. Zbudowaç latarni´ morskà – to

od czasów Faros

1

˝aden problem. Pod

koniec XVIII wieku sam budynek to
drobiazg – wa˝niejsze, ˝eby latarnia
Êwieci∏a. A to troch´ tak jak ze Êwieczka-
mi – które cz´sto si´ widzi, gdy ju˝ jest
za póêno.

Poniewa˝ by∏a to sprawa najwy˝szej

wagi, coÊ trzeba by∏o z tym poczàç. Uda-
∏o si´, dzi´ki dok∏adnym znaczkom Jes-
se’go Ramsdena – w tym przypadku na
olbrzymim (120-centymetrowym) teodo-
licie, za pomocà którego sporzàdzono
mapy geodezyjne Irlandii. No tak, tylko
˝e zespó∏ geodezyjny najpierw musi wi-
dzieç, na co kieruje lunet´ celowniczà
teodolitu. Z poczàtku nie jest to takie pro-
ste w mglistym i mrocznym Ulsterze.
W 1825 roku jednak na scen´ wkracza
pewien m∏ody wojskowy, Thomas
Drummond, z jednym z tych cwanych
urzàdzeƒ, które na dobre zadomowi∏y
si´ w j´zyku. Strumieƒ wodoru i tlenu
zapala si´ i trafia na kulk´ wapna. P∏o-
mieƒ zaczyna Êwieciç i odbija si´
w zwierciadle parabolicznym. I voila,
mamy reflektor

2

. Nader u˝yteczny dla

Â

WIAT

N

AUKI

Styczeƒ 1999 87

SKOJARZENIA

James Burke

O, cholera!

KOMENTARZ

Próbowa∏ robiç sztuczne

diamenty, ogrzewajàc ˝elazo

ze zw´glonym cukrem

DUSAN PETRICIC

background image

geodetów, aktorów i marynarzy kieru-
jàcych si´ na ska∏y. Chyba, ˝eby w latar-
niach morskich zabrak∏o gazu.

W 1849 roku gazu mo˝na by∏o dostaç,

ile dusza zapragnie, od belgijskiego pro-
fesora Florisa Nolleta, który robi∏ go me-
todà elektrolizy. Wystarczy w∏o˝yç do
wody dodatnià oraz ujemnà elektrod´
i pràd wydziela z wody tlen i wodór.
Po k∏opocie. Chyba, ˝eby w latarniach
zabrak∏o pràdu – co te˝ si´ zdarza. Po-
st´p idzie dalej (pami´tamy – to spra-
wa najwy˝szej wagi) i w 1871 roku
wspó∏pracownik Nolleta, Zénobe Thé-
ofile Gramme wynajduje dynamo. Cew-
ka wiruje w polu magnetycznym i wy-
twarza pràd – wystarcza go do zasila-
nia lampy ∏ukowej. Dwa w´glowe pr´ty
prawie si´ dotykajà. Pràd przep∏ywajà-
cy przez elektrody powoduje pomi´dzy
nimi wy∏adowania, lecà iskry i w´glo-
we koƒcówki zaczynajà Êwieciç. Reflek-
tor gaÊnie przy nich zupe∏nie. To pierw-
szy krok w kierunku elektrycznego
pieca ∏ukowego, w którym dwie w´-
glowe elektrody wytwarzajà wysokà
temperatur´.

DoÊç wysokà, by w 1892 roku pewien

Francuz postanowi∏ podjàç prób´
wytwarzania sztucznych diamentów,
ogrzewajàc razem ˝elazo i zw´glony cu-

kier w temperaturze tak wysokiej, ˝e
w´giel rozpuszcza si´ w ˝elazie. Sàdzi∏,
˝e wystarczy póêniej sch∏odziç szybko
˝elazo w wodzie, aby zestali∏o si´ pod
gigantycznym ciÊnieniem, powodujàc
powstanie mikroskopijnych drobinek
w´glowych. Wynalazca pieca i poten-
tat diamentowy in spe, Henri Moissan

3

,

by∏ Êwi´cie przekonany, ˝e stworzy∏
wspomniane syntetyczne kamienie. My-
li∏ si´ jednak.

Nikt si´ tym mimo to nie przejmuje,

piec ∏ukowy bowiem wprawia Êwiat na-
ukowców w zdumienie, wobec którego
nie liczà si´ w´gielki Moissana. W 1894
roku Moissan wk∏ada do pieca mieszani-
n´ w´gla i wapienia, ogrzewa do 2000°C
i otrzymuje pewien materia∏, zupe∏nie
nieciekawy, dopóki nie zetknie si´ z wo-
dà. Wtedy wydziela si´ gaz. Acetylen.
Równie˝ niezbyt ciekawy, póki si´ go nie
podpali. Przy nim gaÊnie ∏uk w´glowy.
W 1899 roku fabryki acetylenu rosnà jak
grzyby po deszczu, przede wszystkim
w miejscach takich jak Wodospad Nia-
gara, Pireneje, Norwegia i Szwajcaria,
gdzie masy spadajàcej wody wytwarza-
jà pràd elektryczny konieczny do zasila-
nia pieców. Wtedy pojawia si´ Thomas
Edison. Robi, co robi, i rynek Êwiat∏a ace-
tylenowego biorà diabli.

W 1912 roku osamotnieni entuzjaÊci

acetylenu rozglàdajà si´ za czymÊ, do
czego mo˝na by go u˝yç. We Frankfur-
cie pewien chemik z Greisheim Electron
jest w∏aÊnie w trakcie poszukiwaƒ cze-
goÊ, czego domieszka do materia∏u po-
krywajàcego skrzyd∏a samolotu uczy-
ni∏aby go odpornym na wilgoç. Robi
próby z mieszaninà acetylenu, chloro-
wodoru i rt´ci. Nic z tego. Odstawia
wi´c swojà kleistà maê na nas∏onecznio-
ny parapet i obserwuje, jak tworzy ona
mlecznà brej´, która potem si´ zestala.
GoÊç rejestruje patent i zapomina o spra-
wie. W 1925 roku patent wygasa. Dla-
tego te˝ koƒcz´, podobnie jak zaczà∏em,
wspominajàc faceta, którego ulubionym
wyra˝eniem by∏o z pewnoÊcià „o, cho-
lera”. Nazywa∏ si´ Fritz Klatte. Brejà,
którà zlekcewa˝y∏, by∏ poli(chlorek wi-
nylu), PCW.

T∏umaczy∏a

Magdalena Pecul

Przypisy redakcji:

1

Latarni´ morskà na Faros (wys. 120 m) u wejÊcia

do portu w Aleksandrii, zbudowanà w III w p.n.e., za-
liczano w staro˝ytnoÊci do siedmiu cudów Êwiata.

2

W j´z. angielskim s∏owo limelight znaczy zarów-

no reflektor, jak Êwiat∏o gazowe.

3

Henri Moissan (1852–1907) – francuski chemik,

profesor Sorbony, laureat Nagrody Nobla. Pierw-
szy otrzyma∏ syntetyczne w´gliki (m.in. w´glik ty-
tanu i w´glik boru), borki i wiele innych zwiàzków
nieorganicznych.

sta∏o”, aby stwierdziç, czy dana 15- lub
20-cyfrowa liczba jest pierwsza. Sam
przed∏o˝y∏ te˝ po˝ytecznà formu∏´
przedstawiajàcà, jak przypuszcza∏, licz-
by, które powinny byç liczbami pierw-
szymi: podnieÊ 2 do pot´gi o wyk∏ad-
niku b´dàcym liczbà pierwszà i od wy-
nika odejmij 1. Kilka poczàtkowych
liczb pierwszych u˝ytych w tym wzorze
jako wyk∏adniki istotnie daje liczby
pierwsze, ale liczba utworzona z 211 ju˝
nie jest pierwsza. (Nie znaleziono do-
tàd ˝adnego wzoru, który by zawsze
dawa∏ liczby pierwsze.) Liczby, o któ-
rych mistrz Mersenne sàdzi∏, ˝e sà
pierwsze, szczególnie nadajà si´ do te-
stowania na komputerze; teoretycy
wiele dowiedzieli si´ o wzorze Mersen-
ne’a i wcià˝ znajdujà wskazówki pro-
wadzàce do jeszcze wi´kszych liczb
pierwszych.

Co pomyÊla∏by stary Mersenne o naj-

wi´kszej dziÊ liczbie pierwszej, którà
znaleziono na poczàtku 1998 roku za
pomocà jego wzoru? Do jej zapisania
potrzeba prawie miliona cyfr dziesi´t-
nych. Zaj´∏aby dobrej jakoÊci dyskietk´
komputerowà lub sporà ksià˝k´. Du˝y
zespó∏ (utworzony w 1996 roku) znaj-
duje ka˝dego roku po par´ podobnych
liczb pierwszych. 4200 amatorów i kil-

kudziesi´ciu zawodowców zaanga˝o-
wanych w Wielkie Internetowe Poszu-
kiwanie Liczb Pierwszych Mersenne’a
u˝ywa wspólnego oprogramowania
i rozdziela mi´dzy sobà szczegó∏owo
zakresy polowaƒ, szukajàc nowych liczb
pierwszych w nie kontrolowanych prze-
biegach. Z∏àczone w tym jednym celu
tysiàce ci´˝ko pracujàcych przez ca∏à
noc Pentium tworzà jeden gigantyczny
superkomputer. A jeszcze inna hipote-
tyczna formu∏a dla liczb pierwszych po-
zwala spodziewaç si´ kolejnej o nie-
prawdopodobnej liczbie 10

37

cyfr!

Od mniej wi´cej poczàtku stulecia

wiemy, jak wyznaczaç co prawda nie
kolejno wyst´pujàce podczas liczenia
liczby pierwsze, ale cz´stoÊç, z jakà si´
pojawiajà – i to tym dok∏adniej, im sà
one wi´ksze. Rekordowa liczba pierw-
sza z roku 1998 jest jedynà spoÊród kil-
ku milionów z∏o˝onych liczb, rzadki i
delikatny kwiat rozkwit∏y na pustyni
liczb pierwszych.

A mo˝e niezupe∏nie tak. W grudnio-

wym numerze Scientific American z 1958
roku David Hawkins, prawdziwy filo-
zof, wychowawca i matematyk amator,
a mój stary przyjaciel, przedstawi∏ swój
obrazoburczy wariant odkrycia czcigod-
nego Eratostenesa – sito losowe. Nie si´-
gaj po kalkulator, by wyznaczyç czynni-

ki liczby, którà badasz. Lepiej spróbuj
metody wyboru losowego. Najpierw
przesiej liczby pó∏ na pó∏, jakbyÊ rzuca∏
prawdziwà monetà. Nast´pnie znowu
spróbuj, ale tym razem stawiajàc na
szcz´Êliwà liczb´. Innymi s∏owy, jeÊli to
4 jest kolejnà nie odsianà liczbà, ustal
cz´stoÊç odsiewania na jeden do
czterech.

Mo˝esz to robiç tak d∏ugo, jak ci si´

spodoba, kszta∏tujàc przypadkowo za-
równo prawdopodobieƒstwa, jak i sam
wybór. To, co pozostanie, nie b´dzie si´
odznacza∏o ˝adnà prawid∏owoÊcià –
mniej wi´cej po∏owa z tych liczb oka˝e
si´ parzysta i ˝adne dwa przesiania si´
nie powtórzà. A jednak koƒcowe roz-
rzedzenie b´dzie takie jak dla spraw-
dzonych liczb pierwszych. A wi´c to nie
cudowne omijanie kolejnych czynników
a˝ do samej 2 wydaje si´ ustalaç popu-
lacj´ liczb pierwszych, tylko ich zniko-
ma szansa prze˝ycia, odtwarzana w pe∏-
ni przez Êlepy traf.

Najnowsze wiadomoÊci na temat

liczb pierwszych, bogate ksià˝kowe
kompendium i wiele innych podstawo-
wych faktów znajdziesz w Internecie
pod adresem: www.utm.edu/research/
primes.

T∏umaczy∏

Aleksander Strasburger

88 Â

WIAT

N

AUKI

Styczeƒ 1999

ZADZIWIENIA

, ciàg dalszy ze strony 86


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
199901 liczby pierwsze czy zloz
KL.5 - LICZBY PIERWSZE I ZLOZONE, Matematyka, KLASA 5 - matematyka
07 Liczby Pierwsze algorytmyid 6722 ppt
Liczby pierwsze, Matematyka, liczby pierwsze
liczby pierwsze J Janecki
Konspekt; liczby pierwsze i złożone, Metodyka, Matematyka-konspekty
Media pierwsza czy czwarta władza M Kocur
sprawdzian liczby pierwsze i złożone 5
Liczby pierwsze
07 Liczby Pierwsze algorytmyid 6722 ppt
Liczby pierwsze
liczby pierwsze i złożone
Liczby pierwsze
alemtuzumab nowy lek w terapii postaci rzutowej stwardnienia rozsianego pierwsza czy druga linia lec
CZY LICZBY RZĄDZĄ ŚWIATEM
Pierwsza terapia genowa wydłużająca telomery Czy czeka nas nieśmiertelność
Walka opór przetrwanie czy współpraca społeczeństwa polskiego wobec zaborców w pierwszej połowie

więcej podobnych podstron