Maria Konopnicka Mendel Gdański

Maria Konopnicka – Mendel Gdański



Utwór rozpoczyna się sceną, w której stary Mendel patrzy na ruch uliczny i analizuje pojawienie się nowych postaci oraz cele drogi poszczególnych przechodniów. Zna on bowiem tę ulicę bardzo dobrze. Wie wszystko o jej przechodniach: dzieciach, śpieszących do szkoły, handlarkach, robotnikach i innych, gdyż już od 27 lat mieszka i prowadzi swój zakład introligatorski w tym właśnie miejscu. Zna wszystko i wszystkich i sam także jest powszechnie znany. W otoczeniu staruszka panuje atmosfera swojskości – na ulicę czy do zakładu rzadko zapuszcza się ktoś obcy. Najbliżsi sąsiedzi: zegarmistrz, student, powroźnik, straganiarka, syn gospodarza – wszyscy żyją ze sobą w ciepłych i życzliwych stosunkach.

Narrator sugeruje, że 67-letniemu staruszkowi jest tam dobrze. Poza takimi oznakami starzenia się, jak zgarbione plecy czy duszności, ma się Mendel Gdański całkiem nieźle. Zresztą kiedy doskwierają mu owe dolegliwości, wyjmuje fajkę i odpoczywa chwilę, paląc. Szczególne znaczenie ma dla niego sam dym, który, snując się, prowokuje do wspomnień. Przypomina się Mendlowi zmarła żona, dzieci, wnuki. Te smutki nosi on głęboko w sercu i próbuje o nich nie myśleć, poświęcając się pracy.

Gdy zaprzyjaźniona gospodyni przynosi mu obiad, nie je, ale czeka na małego, dziesięcioletniego wnuka, syna swojej nieżyjącej najmłodszej córki. Wnuczek jest oczkiem w głowie dziadka – widząc jego cherlawą posturę i skłonność do chorób Mendel nieustannie martwi się o jego zdrowie. Po obiedzie chłopiec siada do lekcji, a dziadek wraca do pracy, nieustannie jednak obserwując i dopieszczając małego ucznia.

Wszyscy odnoszą się z sympatią i szacunkiem do starego Żyda. Gdy kiedyś wyrostkom przyszło do głowy prześmiewać pod oknem modlitwy szabasowe, zawstydził ich przechodzący ksiądz, który, widząc modlącego się, uchylił kapelusza. Od tej pory nikt nie przeszkadzał Mendlowi.

Jednak przedwczoraj zdarzył się pewien niepokojący wypadek – wnuczek wrócił do domu bez czapki. Początkowo nie chciał powiedzieć, co się stało, ale w końcu wyznał, że zgubił ją uciekając przed chłopcem, który szydził z niego, że jest Żydem. Na te słowa dziadek wpadł w gniew i zaczął wyrzucać chłopcu, że głupi jest, jeśli wstydzi się swojego pochodzenia. Później nieco łagodniej tłumaczył, że jest takim samym mieszkańcem miasta, jak inni, i że bycie Żydem nie powinno powodować u niego poczucia wstydu. Ukochali to miejsce, jak własne, więc stanowi ono ich ojczyznę.

Jednak następnego dnia powrót chłopca ze szkoły wyglądał niespokojnie. Malec wrócił na całe szczęście zadowolony. Jednak chwilę później pojawił się dependent z głupkowatym zapytaniem, czy wie, że Żydów maja bić. Stary próbował obrócić wiadomość w żart, nie chcąc niepokoić dziecka. Wieczorem z kolei z ta samą nowiną pojawia się zegarmistrz. Na pytanie Mendla, dlaczego mieliby bić wszystkich Żydów, odpowiada, że są oni obcymi. Odpowiedź ta zraniła bardzo dotkliwie starca – pokazując swoje spracowane dłonie, mówi, że uczciwie pracuje i mieszka w Polsce, traktując ją jak swoją ojczyznę. Wywiązuje się dłuższa dyskusja, podczas której stary Żyd odpiera takie zarzuty, jak posądzanie o chytrość i interesowność. Stara się rozumować logicznie i jasno udowadniać słuszność swoich tez, na co głupkowaty zegarmistrz ma jedną odpowiedź: Żyd to jednak zawsze Żyd i do tego obcy. Wskazuje również, że Żydzi strasznie się mnożą. Na to Mendel opowiada dzieje swojego imienia: Mendlem nazwano go, gdyż urodził się jako 15 dziecko w rodzinie i był ich wtedy cały mendel. Wskazuje jednak na zmiany w świadomości Żydów: on sam miał już tylko 6 dzieci, a jego najmłodsza córka tylko jedno (tu pokazuje zegarmistrzowi swojego wnuka – Kubusia). Podkreśla przy tym, że nie tyle powinno chodzić o to, żeby ludzi mało się rodziło, ale o to, żeby oni dużo dobrego robili dla siebie i innych.

Przechodzi z kolei do wyjaśniania, dlaczego nazywa się Gdański. Nazwisko sugerujące raczej miejsce pochodzenia bohatera, zawdzięczał faktowi, iż to miasto najbardziej kojarzyło się z Polską, którą tak bardzo kochali jego matka i ojciec: „Nu, co to jest Gdański? To taki człowiek albo taka rzecz, co z Gdańska pochodząca jest... Pan dobrodziej wie?... Wódka gdańska jest i kufer gdański jest, i szafa gdańska jest... Jak uny gdańskie mogą być. tak ja jestem Gdański. Nie jestem paryski, ani nie jestem wiedeński, ani nie jestem berliński - jestem Gdański”. Po udaniu się małego Kuby na spoczynek, Mendel zmienia „taktykę” – nie bagatelizuje już zagrożenia, a stara się dowiedzieć czegoś więcej. Gdy na pytanie o to, kto rozprowadza informacje o zbliżających się prześladowaniach, otrzymuje odpowiedź, że mówią tak „ludzie”, Żyd znów nie może uwierzyć. Mówi, że to nie ludzie, ale

To powiada wódka, to powiada szynk, to powiada złość i głupota, to powiada zły wiatr, co wieje.

Dlatego też on, wierząc w rozwagę mieszkańców miasta, będzie spał spokojnie. Zegarmistrz zbiera się szybko i wychodzi. Mendel nie śpi jednak spokojnie – najpierw idzie zajrzeć do pokoju, gdzie śpi Kuba, a następnie rozmyśla długo, pogrążony w niemej zadumie i smutku. Zmartwiony tak, że wygląda, jakby się w ciągu nocy o 10 lat postarzał.

Następnego dnia Mendel od rana pilnie pracuje w swoim zakładzie. Był jednak zmęczony nieprzespaną nocą. Dopiero gdy sąsiadka przyniosła mu poranną kawę, ożywił się nieco i poszedł obudzić wnuka, malec bowiem dopiero po jakimś czasie zasnął snem spokojnym i dlatego teraz zaspał. Zdenerwowany malec w obawie, że spóźni się do szkoły, szybko zjadł śniadanie i sposobił się do wyjścia, gdy z progu wepchnął go do izby student. Nadbiegł on z wiadomością, żeby nie wychodzić, bo Żydów biją. Zdenerwowany Mendel rzuca w twarz studentowi swoje żale: zapytuje go, dlaczego małemu nie wolno chodzić po ulicach, gdy on nic nikomu nie zrobił. Student wymyka się chyłkiem, pozostawiając starego bez odpowiedzi.

Mendel przeżywa załamanie – narrator relacjonuje, że wygląda, jakby go postrzelono. Jak zahipnotyzowany słucha odgłosów nadciągającego tłumu pijanych „katów”. Zapomina nawet o płaczącym malcu. Przypomina sobie o nim, gdy wystraszone dziecko wtula się w niego. Po chwili do zakładu Mendla wpadają znajome kobiety, każąc skryć się staremu i chłopcu. Przynoszą także obraz Matki Boskiej, bo tam, gdzie widać taki obraz, agresorzy nie wchodzą. Znają one bowiem długo swojego sąsiada i widzą w nim dobrego i pomocnego człowieka. Mendel jest wzruszony tym gestem, ale mówi, że nie chce stawiać krzyża i wstydzić się swojego żydostwa. Jeżeli ludzie ci są prawdziwymi chrześcijanami, to przed napaścią powstrzyma ich powaga siwej głowy starca i niewinność dziecka. Po tych słowach bierze małego za rękę i staje z nim w oknie swej izby.

Jego heroiczna postawa rozsierdza tłum, który interpretuje takie zachowanie jako wyraz buty i zniewagi. Wypływa z nich „czyste” zwierzęce okrucieństwo. Rzucony przez kogoś kamień trafia chłopca w głowę – zajmują się nim kobiety. Stary tymczasem stoi w oknie, płacząc i modląc się. Agresorzy rzucają się do ataku. Jednak na drodze staje im student, nie pozwalając napaść na Żyda. Tłum zaczyna się cofać. Przez otwarte okno student wskakuje do środka i zastępuje w oknie Mendla. Tłum wściekły odchodzi nie zrobiwszy nikomu nic więcej.

Tego wieczora nikt w domu Mendla nie pracował ani się nie uczył. Mały gimnazjalista leżał z obandażowana głową, a przy jego łóżku czuwał student. Mendel tymczasem milczał w kącie izby. Postawa ta zdenerwowała studenta. Wskazuje on, że przecież nikt nie umarł, że mały szybko wyzdrowieje i nie ma po czym rozpaczać. Po chwili milczenia staruszek odpowiada, że on ma po kim odprawiać modły żałobne. Umarło bowiem w nim uczucie, które pielęgnował przez 67 lat swojego życia, tzn. miłość do miejsca, w którym mieszka. Jego serce

umarło dla tego miasta.

Konstrukcja noweli, czas i miejsce akcji


Mendel Gdański jest utworem stricte realistycznym, jak mówi podtytuł jest to „obrazek” przedstawiający fragment XIX-wiecznej, współczesnej autorce rzeczywistości. Opowieść o mężczyźnie żydowskiego pochodzenia realizuje postulat odtwarzania codzienności. Najważniejszym jednak jej celem jest pokazanie klęski człowieka odartego przez bezmyślnych „pełnoprawnych” mieszkańców Warszawy z uczuć.

Czas akcji (unaoczniony) stanowią trzy kolejno następujące po sobie dni. Każdy z nich stanowi jakby swoisty akt dramatu. Pierwszą odsłonę znamionują początkowe słowa noweli „od wczoraj jakiś niepokój panuje w uliczce”. Wprowadzona zostaje tajemnicza atmosfera niepokoju, w doskonale znanym Mendlowi środowisku pojawiają się „obszarpane wyrostki”, które patrzą po sieniach. Na razie jednak nie wiadomo, kim są obcy ludzie. Wiadomo jedynie, że wzbudzają zainteresowanie tytułowego bohatera. Na wstępie pojawia się sygnał napięcia i zapowiedź zdarzeń, ale sytuacja rozjaśnia się dopiero w kolejnym akcie – drugim dniu. Pojawiają się wyraźne znaki dające podstawy do obaw. Stary Żyd zostaje uświadomiony najpierw przez „pachnącego piżmem” dependenta, a następnie przez tłustego zegarmistrza, że „podobno Żydów mają bić”. Rozmowa z tym ostatnim była tak ciężkim przeżyciem, że staruszek wygląda po niej jakby w ciągu jednej nocy postarzał się o dziesięć lat. Bez względu na okrutną postawę zegarmistrza, który nie krył swojego poparcia dla znęcania się nad żydowską ludnością, Mendel nie dopuszczał myśli, że ktokolwiek inny mógłby podzielać taką opinię. Wierzył, a może raczej łudził się, że wieści o zbliżającym się pogromie nie ludzie, lecz złość i głupota niosą.

Trzecia odsłona nie pozostawia ani Mendlowi, ani czytelnikowi złudzeń. Bez względu na to, że „rano uliczka obudziła się cicha jak zwykle i jak zwykle spokojna” był to dzień tragedii Żyda. Tragedii, którą przeżył przede wszystkim w swym sercu. Linia napięcia zbliża się ku punktowi kulminacyjnemu, a jej podsumowanie stanowi wyraźnie sformułowana puenta.

Widać, że cały utwór jest skoncentrowany wokół postaci głównego bohatera. Wydarzenia są jedynie tłem i swoistą argumentacją jego przeżyć. Sceną, na której rozgrywa się dramat jest psychika Mendla. Konopnicka tak skonstruowała omawianą nowelę, aby możliwie jak najgłębiej wniknąć w sferę uczuć i myśli tytułowego bohatera. Temu też służy przejrzysty układ akcji oraz stylizacja językowa.





Problem antysemityzmu przedstawiony w utworze


Postawę antysemicką w utworze przedstawia bez wątpienia zegarmistrz. Wprawdzie nie jest on w tłumie napastników, a nawet przychodzi ostrzec Mendla przed nimi, ale jednak to z jego ust padają niemal wszystkie antyżydowskie stwierdzenia. Zachowanie tłumu „tłumaczy” poniekąd stan upojenia alkoholowego lub młody wiek zebranych (mówi się w tym kontekście o wyrostkach). Tymczasem na usprawiedliwienie zegarmistrza nie ma niczego, może poza jego głupotą.

W wypowiedziach zegarmistrza niemal refrenicznie powracają stwierdzenia typu:

Żyd zawsze Żydem.

To pozornie bezsensowne zdanie kryje za sobą stereotypowy obraz Żyda, jaki funkcjonował w świadomości części społeczeństwa polskiego. Kolejne, wypowiadane beznamiętnym i bezrefleksyjnym tonem stwierdzenia dopełniają tego obrazu: mówi się o wielkiej liczebności rodzin żydowskich, o chciwości i dorobkiewiczowskich zapatrywaniach na życie, a nade wszystko o obcości. Absurdalność wszystkich tych zarzutów obala swym logicznym rozumowaniem Mendel, co jednak i tak, ani odrobinę nie zmienia postawy zegarmistrza. Na jego przykładzie pokazuje Konopnicka, że tylko głupcy potrafią tkwić w takich stereotypowych uprzedzeniach, nijak mających się do rzeczywistości. Podkreśla także niebezpieczne zastanie i trwałość takich poglądów. Zegarmistrz jest nieraz skłonny „w teorii” przyznać Żydowi rację, ale i tak zawsze ostatecznie zwycięża poczucie świadomości, że „Żyd zawsze Żydem zostanie”.

Inny „typ” antysemityzmu przedstawia bliżej nieokreślony tłum, który odurzony alkoholem niszczy i rabuje domy i sklepy żydowskie. Wskazuje tu Konopnicka na niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą, jak byśmy dziś powiedzieli, psychologia tłumu. Raczej nie ma się co łudzić, że zgromadzeni tam ludzie występują (tak jak Mendel) w obronie swoich przekonań, ugruntowanych poglądów czy zasad moralnych. Widać także bardzo wyraźnie jak uprzedzenia rodzą się z niezrozumienia. Pełna godności i dumy człowieka-Żyda postawa Mendla zostaje zinterpretowana, jako przejaw buty, arogancji i zlekceważenia. Najstraszniejszym wnioskiem jest jednak chyba ten, iż nastroje takie są biernym przyjęciem funkcjonującego wzorca zachowania. O tym, że nie są to postawy stałe i uzasadnione świadczy fakt, że wystarczył, wprawdzie heroiczny, ale jednostkowy opór studenta, aby zniechęceni uczestnicy pogromu porzucili swoją „misję”. Postawa taka świadczy o stępieniu moralnym tego typu ludzi, biorących czyjś obiegowy sad za swój, nie poddawszy go żadnej refleksji. Na szczęście, Konopnickiej udało się mistrzowsko pokazać, że antysemityzm cechuje ludzi małych.





Mendel – Żyd i warszawianin


Konopnicka szkicuje statyczny portret bohatera, który dynamizuje się w kilku momentach. Tragedia Mendla nie jest dzięki temu efektem biernego poddania się okrucieństwu losu. Pierwszym istotnym wydarzeniem jest rozmowa z wnukiem, gdy ten uciekł, bo ktoś wołał za nim „Żyd”. Jest to niejako pierwszy moment walki o ocalenie swej wiary. Mendel w tej krótkiej scenie przekonuje Jakuba nie tylko o szacunku jaki trzeba żywić wobec własnego pochodzenia, ale i o przynależności do Warszawy. W Mendlu rodzi się jednak niepokój o wartości moralne, którym był wierny przez całe życie. Wspomniany niepokój apogeum swoje osiąga w trakcie rozmowy z zegarmistrzem. Zegarmistrz bowiem podobnie jak wcześniej napotkany dependent przekazuje informację o zbliżającym się pogromie Żydów. Robi to w sposób mechaniczny, nie potrafi podać żadnych argumentów natury etycznej czy choćby intelektualnej.

Dowodzenie Mendla staje się bardziej klarowne w zestawieniu z wcześniej wymienionymi postaciami. Jest ono odzwierciedlaniem argumentacji pozytywistów zwalczających nienawiść rasową. Mendel w rozmowie z zegarmistrzem upomina się o równość praw i możliwości życiowych dla ludzi różnych ras i wyznań. Jako argument służy mu odwołanie się do wspólnego trudu włożonego w rozwój ojczyzny. Żydowski rzemieślnik stwierdza, że za przynależność do narodu zapłacił pracą swych rąk. Dodatkowo odwołuje się do niedawnej powstańczej historii Polski by wzmocnić swe „wystąpienie”. Wspomina ciężar walk, w których Żydzi walczyli razem z Polakami. Argumenty natury historycznej oraz ogólno-etycznej wspierają też te natury najbardziej osobistej. Wzruszenie wzbudzają bowiem wspomnienia ubogiego dzieciństwa. Wywód Mendla pozbawiony jest górnolotnego patosu, jest rzeczowy i ujmuje prostotą rozumowania. „Sprawa Mendla nie jest anonimowa, lecz do najdrobniejszych odcieni osobista, a skalę postaci wyznacza głębia przeżyć bez pomocy koturnu i maski” (A. Brodzka, Maria Konopnicka, Warszawa 1965, s. 166). Kulminacją dynamizacji postaci Mendla jest końcowa scena noweli. Dumny ze swego pochodzenia Żyd staje w oknie. „Tę heroiczną odwagę starca, to nieme odwołanie do uczuć ludzkich tłumu wzięto za zniewagę”. Choć pogrom nie dotknął w dosłownym sensie starszego Żyda to jednak poniósł on klęskę ostateczną. Żydowski rzemieślnik, kochający swoje miasto, został przez fanatyczny tłum odarty z najcenniejszej wartości – poczucia wspólnoty z lokalną społecznością.





Obraz miasta


Centralna postać dostarcza informacji o „drobnych tajemnicach Warszawy”. „Kaszel starego archiwisty i wypomadowana fryzura dependenta, naiwne gusta dziewczęcej klientki i zwyczaje studenta lokatora, ubogie dary zaprzyjaźnionej straganiarki odtwarzają klimat zakątka starego miasta, gdzie wszystko to tworzy atmosferę wzajemnej życzliwości” (Tamże).

Konopnicka maluje miejskie środowisko ciepłymi barwami. Społeczeństwo uboższych mieszkańców stolicy ukazane jest w swoim dniu powszednim, w charakterystycznych – rutynowych już, czynnościach. Tworzą je ludzie gorsi i lepsi, ale dominuje ogólne wzajemne zrozumienie. Jedynym incydentem, który zakłócił życie żydowskiej rodziny, sprzed tragedii, była „głupia uciecha”, którą zrobili sobie chłopaki od szewca i ślusarza w dzień szabatu. Przechodzący tamtędy proboszcz widząc modlącego się Żyda „uchylił kapelusza” na znak szacunku, co podziałało na młodych nicponi.

Od Mendla dowiadujemy się, że bezgranicznie pokochał Warszawę, którą uważał za „małą ojczyznę”. To tutaj przecież spędził całe życie. Tak naprawdę Mendel nie powinien nazywać się „Gdański” tylko „warszawski”, akcja noweli dzieje się bowiem w stolicy. Jego nazwisko jest zabiegiem mającym na celu zmylenie cenzury.

Jeśli chodzi o mieszkańców miasta to przedstawieni są oni zgodnie z układem sił w realnym społeczeństwie. Z jednej strony jest rozjuszony tłum, uliczna zgraja, którą charakteryzuje „dzika żądza pastwienia się (…) instynkt okrucieństwa”. Z drugiej są jednak ludzie skłonni do pomocy (Janowa , student).

Warszawa w utworze Konopnickiej jest miastem Mendla. To poprzez jego świadomość poznajemy życie, toczące się na jednej z jej ulic. Zna on tam wszystkich i wszyscy znają jego. Początkowo jest wiec Warszawa miastem bezpiecznym. Obraz te zmienia się jednak – ta sama znana i spokojna uliczka staje się miejscem groźnym, obcym, skąd przybywają oprawcy. Wskazuje to oczywiście na fakt, iż obraz miasta zależy od jego mieszkańców. To oni są jego sercem i duszą.


Przesłanie utworu


Mimo optymistycznych akcentów (istnienie ludzi skorych do pomocy) nowela ma zdecydowanie pesymistyczną wymowę. Tragiczny finał jest sugestywną oceną antysemityzmu. Stanowi także swoistą refleksję nad przyszłością do jakiej prowadzą antyżydowskie wystąpienia. Puenta jest niezwykle sugestywna „Nu, u mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt i siedem lat żył, z czym ja umierać myślał…Nu u mnie umarło serce do tego miasto”.

Jak pisze badaczka twórczości Marii Konopnickiej - Alina Brodzka: „Mendel stał się kreacją tragiczną, a jego los przejmującą klęską człowieka domagającego się prawa, a nie litości” (Tamże). Wymowa utworu jest głęboko humanitarna, Konopnicka podkreśla wartości ogólnoludzkie, które powinny być determinujące w ocenie każdego człowieka. Wyrazem takiego przekonania jest przeświadczenie Żyda, że prawdziwi chrześcijanie uszanują powagę starości i niewinność dziecka. Rozczarowanie okazuje się niezmiernie bolesne.

W utworze widoczne są jaskrawe przeciwstawienia, np. wrodzona mądrość Mendla skontrastowana jest z głupotą mającego o sobie zbyt wysokie mniemanie zegarmistrza. Bezduszności i okrucieństwu tłumu przeciwstawia się heroizm moralny i wrażliwość na krzywdę ludzką jednostek, np. studenta czy Janowej. Dzięki tego typu zabiegom nie jest konieczny umoralniający komentarz odnarratorski – głupota sama się ośmiesza, a okrucieństwo przegrywa. Utwór stanowi tym samym bardzo krytyczna analizę nienawiści i uprzedzeń Polaków w stosunku do Żydów. Nieszczęście, jakie spotyka tak dobra osobę, jaką jest Mendel, nie może nie wzruszyć czytelnika.




Narracja


Nowelistka wprowadza trzeciosoobową narrację, w pośredni sposób oddaje głos bohaterowi. Jego rozmyślania są dla czytelnika źródłem informacji o jego własnej biografii, ale także to z jego relacji dowiadujemy się o stosunkach łączących członków lokalnej społeczności, oraz oszczegółach miejskiego podwórka.

Narracja prowadzona jest z perspektywy osoby trzeciej, jednak dość często komentarze jej przerywane są całymi partiami dialogowymi lub wspomnieniowymi. Pozwala to wypowiedzieć się głównemu bohaterowi. Dzięki temu pogłębia Konopnicka tragizm jego losów. To nie narrator informuje nas o rodzinie Mendla, o jego wcześniejszych losach, a także o jego postawie i poglądach. Robi to sama przyszła ofiara ludzi, wiary w których broni w swoich wypowiedziach.

Istotny jest także fakt „jawności” stosunku narratora do opisywanych wydarzeń. Widać wyraźnie, że serdeczniej odnosi się on do Mendla i jego przyjaciół, natomiast wrogów Żyda przedstawia z piętnującą ironią lub komentarzem, nie pozostawiającym wątpliwości, co do poziomu ich zezwierzęcenia.


Bohaterowie


Mendel – główny bohater jest 67-letnim Żydem, który od 27 lat prowadzi własny zakład introligatorski,. Wychował się w ubogiej, ale pełnej miłości żydowskiej rodzinie. Z domu wyniósł szacunek dla innego człowieka oraz uczucie miłości, którym obdarzył jedynego wnuka – Jakuba. Z całej rodziny został mu tylko mały chłopiec. Córka i żona – Resia zmarły, a synowie wyjechali za granice w pogoni za chlebem. Jakub stanowił więc dla Mendla główną treść życia. Chciał by chłopiec zdobył wykształcenie, wychowywał go w poczuciu godności do roli pełnoprawnego obywatela.


Mendel zachowuje obyczaje i wyznanie żydowskie, ale jest zasymilowany z polskim środowiskiem, a co więcej akceptowany przez mieszkańców. Jest na równi Polakiem, który odczuwa więź ze swoją ojczyzną, warszawiakiem, który w stolicy spędził całe życie i miasto to traktuje jako swoje, wreszcie jest sąsiadem zadomowionym w swojej kamienicy. Głębokie poczucie przynależności narodowej w połączeniu z wiarą w tolerancję i rozsądek ludzi stają się przyczyną wewnętrznego dramatu Mendla. Nie chciał on uwierzyć, że Polacy – „nie Żydzi” są w stanie dopuścić się ciemiężenia mniejszościowej nacji. W efekcie jego wnuk został zraniony kamienieniem w głowę, a on sam stracił zaufanie do ludzkiej mądrości i sprawiedliwości. Wiarę w ludzi przypłacił śmiercią swego serca.


Jakub Gdański – syn najmłodszej córki Mendla. Jest najbliższą osobą i oczkiem w głowie dziadka. Wychowywany przez starego Żyda w nowoczesny sposób, tzn. w myśl zasad asymilacji – chodzi do polskiej szkoły, ale także w połączeniu ze świadomością godności wynikającej z bycia Żydem. Jest dzieckiem bardzo delikatnym i wrażliwym – zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Przysparza tym nieustannych zmartwień dziadkowi, który chciałby żeby zrozumiał, iż swojego żydostwa nie powinien się wstydzić. Tymczasem chłopiec jest zbyt przerażony antysemickimi nastrojami, panującymi wśród kolegów i społeczeństwa warszawskiego, aby móc zrozumieć to, co stara się przekazać mu Mendel.

Student – jeden z sąsiadów i klientów Mendla. Początkowo zdawkowo tylko przedstawiony, w końcowych partiach noweli odgrywa bardzo ważna rolę – to on ratuje starego Żyda przed napaścią tłumu. Charakterystyczne zmiany zachodzą w wyglądzie studenta. Początkowo ukazany, jako dość brzydki, „dziobaty” młody człowiek, w momencie heroicznego gestu pięknieje. Jego pełna patosu poza dodaje mu niezwykłego wręcz uroku. W interesujący sposób dała Konopnicka do zrozumienia, jak piękno duchowe uszlachetnia także zewnętrznie. Gdy student powraca do swojej zwykłej, codziennej postawy znika również jego uroda.


Zegarmistrz – jeden z klientów i znajomych Mendla. Jest postacią ukazana bardzo negatywnie. Gdy przychodzi poinformować Żyda o planowanych aktach przemocy z jego ust wydobywają się wszystkie stereotypowe antysemickie zarzuty Polaków: o to, że Żydzi są obcymi, że nadmiernie się mnożą, ze są chytrzy i łasi na pieniądze. Od początku jednak widzimy nieadekwatność i głupotę tych zarzutów. Postać zegarmistrza napiętnowana jest bowiem przez narratora od samego początku piętnem głupoty – nie potrafi on pojąć słuszności rozumowania Mendla, co chwila wybuch głupkowatym śmiechem. Uznając się za kogoś wyższego i lepszego od Żyda, co chwila rozmyśla, czy aby nic nie ujęto jego wydumanej godności. Jest pod tym względem ukazany w sposób karykaturalny, odsłaniający ego moralną i intelektualna pustkę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NOWELA Maria Konopnicka Mendel Gdański
lektura Maria Konopnicka Mendel Gdanski p 503 id 76
Maria Konopnicka Mendel gdanski
MARIA KONOPNICKA Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel gdański
Maria Konopnicka Mendel Gdański
14 Maria Konopnicka Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel gdański
Maria Konopnicka Mendel Gdański
MARIA KONOPNICKA Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel gdański
Maria Konopnicka Mendel Gdański
Maria Konopnicka Mendel gdański 2
Maria Konopnicka mendel gdański
Maria Konopnicka – Mendel Gdański
KONOPNICKA MARIA nowele mendel gdański, nasza szkapa
Konopnicka Mendel gdanski

więcej podobnych podstron