Corey Gerald, Marianne Schneider Corey Mamy wybór Zgłębianie osobistego rozwoju Rozdz XII


Gerald Corey

Marianne Schneider Corey

Mamy wybór. Zgłębianie osobistego rozwoju

tłum. J. Gilewicz

Zysk i S-ka, Poznań 2005

ROZDZIAŁ 12

ŚMIERĆ i STRATA

str. 369-396.

Rozmyślaj o śmierci, żeby nauczyć się żyć.

GDZIE JESTEM?

Do poniższych stwierdzeń zastosuj następującą skalę ocen:

4 — najczęściej jest to prawda,

3 — często jest to prawda,

2 — czasami jest to prawda,

1 — prawie nigdy nie jest to prawda.

_________1. To, że muszę umrzeć, skłania mnie do poważnego traktowa­nia teraźniejszości.

_________2. Nie lubię pogrzebów, bo zmuszają do myślenia o bolesnych sprawach.

_________3. Gdybym był nieuleczalnie chory, chciałbym wiedzieć, ile czasu mi pozostało, abym mógł zdecydować, jak przeżyć resztę życia.

_________4. Nie chcę zbyt blisko wiązać się z innymi, bo mogę ich stracić.

_________5. Jeśli żyję godnie, to będę mógł godnie umrzeć.

_________6. Jednym z największych moich lęków związanych ze śmier­cią jest lęk przed

niewiadomą.

_________7. Przeżyłem już straty, które w pewnym sensie można porów­nać do

doświadczenia śmierci.

_________8. Są pewne dziedziny życia, w których tak naprawdę nie je­stem emocjonalnie żywy.

_________9. Nie boję się zbytnio śmierci.

_________10. Bardziej boję się śmierci ukochanych osób niż własnej.

W tym rozdziale zachęcamy czytelników, aby zastanowili się nad swoimi po­stawami i przekonaniami dotyczącymi własnej śmierci, śmierci najbliż­szych oraz innych doświadczeń bolesnej straty. Choć temat tego rozdziału może się wydawać przykry lub przygnębiający, uczciwe pojmowanie śmierci i straty oraz pogodzenie się z nimi może stanowić źródło sensu i bogactwa życia. Jeżeli w pełni godzimy się z tym, że nasz czas jest ograniczony, to możemy podejmo­wać wybory, które pozwolą nam jak najlepiej ów czas wykorzystać.

Proponujemy również refleksję nad śmiercią w szerszej perspektywie i po­stawienie sobie pytań: „Które aspekty mojego Ja nie są tak żywe, jak mogłyby być?”, „W jakiej sferze jestem emocjonalnie martwy lub umierający?”, „Jak chcę wykorzystać świadomość, że nie zawsze żyję pełnią życia?". Na zakończenie powiemy o tym, jakie znaczenie ma pełne przeżywanie żalu po doświadczeniu bolesnej straty.

Zagadnienia śmierci i straty mają istotny związek z tematami poprzedniego rozdziału, samotnością i osamotnieniem. Godząc się emocjonalnie z faktem nie­uchronnej śmierci, doświadczamy ostatecznej samotności. Świadomość własnej śmiertelności i samotności pomaga nam zrozumieć, że nasze działanie jest waż­ne, że powinniśmy dokonywać w życiu własnych wyborów i wziąć na siebie odpowiedzialność za to, jak żyjemy.

Świadomość śmierci pozwala nadać sens własnemu życiu. Fakt jego skończoności może skłaniać do przyjrzenia się swoim priorytetom i postawienia so­bie pytania, co ma dla nas największą wartość. W ten sposób gotowość do kon­frontacji ze śmiercią może nas nauczyć, jak naprawdę żyć. Ucieczka od śmierci jest ucieczką od życia. Jak pisze Gibran (1997), „Jednym bowiem są życie i śmierć, jako jednym jest rzeka i morze” (s. 129).

Rozdział ten jest również pomostem do następnego rozdziału, w którym zaj­miemy się sensem i wartościami. Świadomość śmierci jest katalizatorem poszu­kiwań sensu życia. Pewność, że umrzemy, może zachęcać do stawiania sobie pytań, czy żyjemy według wartości, które nadają sens życiu, a jeśli nie, to czy mamy czas i możliwość, aby zacząć żyć inaczej. W tym kontekście Morrie Schwartz zauważa: „Wszyscy wiemy, że czeka nas śmierć, ale nikt w to nie może uwierzyć. Gdybyśmy w to wierzyli, postępowalibyśmy zgoła inaczej” (Albom, 2000, s. 78). Siegel (1996b) podkreśla, że śmierć każe nam doceniać każdą chwi­lę: „Zetknięcie ze śmiercią jest często bodźcem, który powoduje, że sięgamy po to, czego pragniemy”. O potrzebie sensu życia mówi Norma w odpowiedzi na pytanie, co czułaby, gdyby się dowiedziała, że ma już niewiele czasu przed sobą.

HISTORIA NORMY

Mam 53 lata i osiągnęłam w życiu więcej, niż się spodziewałam. Dotąd moje życie było satysfakcjonujące i urozmaicone. Mam męża i czworo dzieci, z którymi na ogół dobrze się rozumiemy. Wiem, że potrzebują mnie w swoim życiu, ale umieją też radzić sobie beze mnie. Nie boję się śmier­ci, lecz w tym okresie życia uważałabym ją za straszną niesprawiedliwość.

Mam jeszcze wiele do zrobienia. Czuję w sobie nie odkryte talenty, których nie miałam czasu rozwinąć. Dotychczasowe zajęcia zabierają mi mnóstwo czasu i choć najczęściej przynoszą satysfakcję, musiałam na razie zrezy­gnować z wielu osobistych i zawodowych aspiracji. Niekiedy ogarnia mnie smutek i zniechęcenie, gdy widzę, jak ucieka czas, w którym mogłabym zrealizować swoje zamiary. Wydaje się, że czas upływa zbyt szybko, i chciałoby się zatrzymać zegar. Mam nadzieję dożyć późnego wieku, ale uświadamiam sobie, że los może zrządzić inaczej, i stąd czerpię siłę do wprowadzania zmian w życiu. Rzeczywistość śmierci każe mi się zastana­wiać, czego mogłabym żałować, jeśli nie zdążyłabym tego zrobić przed śmiercią. Dzięki temu nie odkładam swoich planów, bo może już nie być żadnego później. Największym nieszczęściem byłoby dla mnie, gdybym w dniu śmierci musiała przyznać, że nie żyłam własnym życiem, lecz ży­ciem kogoś innego.

LĘKI PRZED ŚMIERCIĄ

Boimy się wielu aspektów śmierci, na przykład opuszczenia najbliższych, utraty siebie, spotkania z nieznanym, upokorzenia i braku godności w bolesnym lub długim umieraniu, rosnącego dystansu w pamięci bliskich. U wielu ludzi lęk wzbudza nie tyle śmierć, ile doświadczenie umierania. Warto więc w tym miej­scu postawić sobie pytanie, czego naprawdę się boimy, i stawić czoło swoim lę­kom.

Profesor Morrie Schwartz był już w podeszłym wieku, kiedy umierał. Co wtorek spotykał się z Mitchem, jednym ze swoich byłych studentów, aby dzielić się z nim poglądami na temat życia i śmierci. Morrie mówił: „Naucz się umie­rać, a nauczysz się, jak żyć” (Albom, 2000, s. 79). Uważał, że marnowanie życia jest jeszcze smutniejsze niż śmierć. Opowiadał o swoich lękach przed śmiercią, w tym przed stopniową utratą sprawności i coraz większą zależnością od innych. Był jednak zdecydowany zapanować nad lękiem, aby nie dać się pokonać. Wie­dząc, że umiera, Morrie miał pewność, że może sam decydować o tym, jak prze­żyć życie do końca: „Czy miałbym wycofać się z życia, jak czyni to większość ludzi, czy brać w nim aktywny udział? Zdecydowałem, że będę żył — albo przy­najmniej próbował żyć — tak jak bym chciał, czyli z godnością, odwagą, humo­rem i opanowaniem” (s. 29). Jedną z nauk, jakie możemy zaczerpnąć z lektury Niezapomniana lekcja życia jest to, że nie powinniśmy odsuwać się od umierających. Zamiast bać się umierania, możemy się wiele dowiedzieć o życiu, gdy na­wiążemy kontakt z umierającym i pozwolimy mu na nas oddziaływać.

Niektórzy umierający chcą rozmawiać o swoim doświadczeniu, ale ich bli­scy nie potrafią znieść takiej rozmowy. Choć Morrie był całkowicie przygotowa­ny, aby mówić o swojej śmierci, o znaczeniu umierania i życia, Mitch jednak nie był przygotowany do słuchania i przez pewien czas czuł się nieswojo, gdy Rozmowa schodziła na ten temat. Z pewnością życie młodego Mitcha Alboma wzbo­gaciło się dzięki spotkaniom z Morriem na jego drodze do śmierci. Albom odna­lazł nowy sens życia, ale dopiero wtedy, gdy stopniowo nauczył się słuchać i rozmawiać o tym, co Morrie miał mu do powiedzenia.

Niektórzy ludzie niechętnie rozmawiają o śmierci ze swoimi bliskimi. Nasza córka, Heidi, napisała list do matki jednego ze swoich przyjaciół, która nie chcia­ła powiedzieć rodzinie, że stwierdzono u niej raka. Heidi zamierzała przekonać tę kobietę, że umożliwienie dzielenia jej cierpień i opiekowania się nią może być darem dla kochających ją osób. Oto co napisała:

LIST HEIDI

Jednym z moich najwspanialszych wspomnień związanych z babcią jest to, jak siedzę na drewnianym stołeczku u stóp jej wielkiego fotela. Trzy­mam głowę na jej kolanach, a ona miękką różową dłonią gładzi mnie po policzku. Obie płaczemy, dowiedziawszy się, że rozpoznano u niej raka pęcherza. Płakałyśmy wtedy i płakały, potem śmiałyśmy się i płakałyśmy od nowa. Babcia powiedziałaby, że obnażyłyśmy nasze dusze, nie pozo­stawiając żadnych niedomówień. Potrafię docenić takie doświadczenia i dostrzec ich prawdziwą moc. Łzy obmyły nas, spłukały z nas lęk, pomog­ły nam wstać i wziąć się w objęcia. Początkowo babcia miała zamiar ukryć diagnozę przed najbliższymi, bo nie chciała ich martwić. Zachęcałam ją jednak, aby niczego nie ukrywała, i w końcu zgodziła się ze mną. Zoba­czyłam wtedy, jak ci, o których zawsze się troszczyła, zostali obdarowani, mogąc się opiekować tą silną i niezależną kobietą. Jest to dar, który szcze­gólnie sobie cenię. Nadal pozostał we mnie odblask mocy.

Zatrzymaj się w tym miejscu i zastanów nad własnymi lękami przed śmier­cią, umieraniem i życiem. Czy miałeś kiedyś możliwość rozmowy z umierają­cym? Jeśli tak, to co ona dla ciebie znaczyła? Czy unikasz rozmów z umierają­cymi, bo czujesz się skrępowany albo boisz się śmierci? Co wzbudza w tobie największy lęk? Jaki wpływ może mieć lęk przed śmiercią na twoje obecne ży­cie? Choć nie ma potrzeby chorobliwie koncentrować się na myśleniu o śmierci, warto pokonać związane z nią lęki i pomyśleć o tym, jakie znaczenie ma dla nas śmierć w kontekście pełni życia.

ŚMIERĆ A SENS ŻYCIA

Życie i śmierć to dwa oblicza tej samej rzeczywistości. Poznawanie śmierci, umierania i żałoby jest drogą do poznania życia, i na odwrót (Corr, Nabe, Corr, 2000). Nie zastanawiając się nad śmiercią, umniejszamy swoją zdolność do życia. Pogodzenie się ze śmiercią nie musi być tragedią, może natomiast ożywić nasze cele i pomóc odnaleźć głębszy sens istnienia.

Egzystencjaliści uważają, że pogodzenie się ze śmiercią pozwala odkryć sens i cel życia. Jedną z cech wyróżniających człowieka jest zdolność pojmowania przyszłości, a tym samym nieuchronności śmierci. Zdolność ta nadaje sens na­szemu istnieniu, bo sprawia, że liczy się każdy czyn i każda chwila.

Zamiast żyć w lęku przed śmiercią, możemy widzieć w niej wyzwanie i możliwość. Siegel (1993, 1996b) uważa, że śmierć nie jest klęską, natomiast najgorszą klęską w życiu jest niespełnienie. W pismach i wykładach Siegla prze­wija się myśl, że przez świadomość śmierci życie nabiera sensu. Według niego (1996b) pewność, że umrzemy, jest dzwonkiem alarmowym, który przypomina nam o niepowtarzalności i pięknie każdego dnia.

Największym ze wszystkich darów jest to, że nie żyjemy wiecznie. Skłania to do zastanowienia nad sensem naszej egzystencji, a ludziom, którzy nigdy w życiu nie mieli czasu dla siebie, zapewnia wreszcie ten czas przed śmiercią, (s. 234)

Od starożytnych stoików, którzy głosili: „Myśl o śmierci, aby nauczyć się żyć”, do czasów współczesnych stajemy przed wyzwaniem spojrzenia w przy­szłość. Seneka twierdził, że „nikt nie może cieszyć się prawdziwym smakiem życia, jak tylko ten, kto jest gotowy się z nim rozstać". Święty Augustyn mówił: „Człowiek rodzi się dopiero w obliczu śmierci". Wyrazistych przykładów odkry­wania sensu życia wobec śmierci dostarczają osoby terminalnie chore. Konfron­tacja ze śmiercią sprawia, że w stosunkowo krótkim czasie umierający żyją in­tensywniej. Presja czasu niemal zmusza ich do wyboru, jak wykorzystać pozo­stałe dni. Irvin Yalom (1980) przekonał się, że chorzy na raka odnajdują w terapii grupowej możliwość postrzegania swego losu jako szansy na dokonanie zmiany w życiu. Dowiedziawszy się o swojej chorobie, wielu doświadczyło takich oto zmian wewnętrznych, które pozwoliły im mocno skoncentrować się na życiu:

Jesteśmy istotami śmiertelnymi i dlatego ważne jest to, co zrobimy ze swo­im życiem. Możemy wybrać urzeczywistnianie wszystkich swoich możliwości i świadomie decydować się na doświadczanie pełni życia lub możemy pozwolić, aby życie toczyło się obok nas. Możemy poddawać się zdarzeniom albo aktyw­nie wybierać i tworzyć życie, jakiego dla siebie pragniemy. Jeśli moglibyśmy realizować się bez końca, to nie byłoby z tym pośpiechu. Nasz czas jest bezcen­ny właśnie dlatego, że jest ograniczony.

Na pojmowanie śmierci wpływają przekonania kulturowe i religijne. Niektóre systemy przekonań podkreślają potrzebę jak najlepszego wykorzystania własnego ży­cia, bo według nich nie ma już innej egzystencji. Inne głoszą naturalną ciągłość i rozwój życia doczesnego przechodzącego w życie wieczne. Przekonania i wartości wpływają na lęk przed śmiercią, a także na to, jaki przypisujemy jej sens. Niezależ­nie od poglądów filozoficznych czy religijnych na temat sensu życia i śmierci mamy szeroki wybór środków służących osiągnięciu jak najlepszej jakości życia.

Obie nasze córki, Heidi i Cindy, bardzo aktywnie uczestniczyły w ostatnich kilku tygodniach życia babci. Był to trudny czas, lecz obie zawdzięczają jej wie­le bezcennych lekcji o życiu udzielanych nie tylko przed śmiercią, ale w ciągu wielu poprzednich lat. Cindy spisała niektóre „lekcje naszej babci”. Czytając te życiowe wskazówki, pomyśl, czy żyjesz dzisiaj pełnią życia:

CZAS NA REFLEKSJĘ

1. Czego doświadczasz, myśląc o własnej śmierci?

____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

2. Czy jesteś zadowolony z tego, jak żyjesz? Spisz różne rzeczy, których dotąd nie robisz, choć masz na to ochotą.

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

3. Gdyby pozostało ci tylko sześć miesięcy życia, co chciałbyś zrobić w tym czasie?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

4. Czy to, że umrzesz, nadaje jakieś szczególne znaczenie twojemu obecnemu życiu? Jeśli tak, to jakie?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

5. Jaki wpływ na twoje obecne wybory mogą mieć lęki przed śmiercią i umiera­niem?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

SAMOBÓJSTWO: OSTATECZNY WYBÓR CZY OSTATECZNA REZYGNACJA?

Samobójstwo jest jedną z głównych przyczyn śmierci w Stanach Zjednoczonych i zdarza się coraz częściej. W roku 1996 było przyczyną 30 386 zgonów i znaj­dowało się na dziewiątym miejscu wśród najczęstszych przyczyn śmierci. Mimo zatrważających statystyk unikamy rozmów o samobójstwie, przyjmując bez za­strzeżeń takie oto popularne, lecz nieprawdziwe mity (Marcus, 1996):

Choć rzeczywiście niektórzy nie zdradzają żadnych oznak świadczących o zamiarze samobójstwa, na ogół wysyłają pewne sygnały alarmowe (Marcus, 1996). Oto niektóre oznaki wskazujące na zagrożenie:

Takie sygnały należy traktować poważnie, starając się podjąć interwencje, które mogłyby pomóc w zaniechaniu zamiarów samobójczych.

Potencjalni samobójcy często czują się schwytani w pułapkę i uważają, że = nie potrafią unieść trudów życia. Nie chcą po prostu dłużej zmagać się z losem w sytuacji bez wyjścia, a szansę zmiany oceniają jako nikłą. Choć z pewnością mogliby zacząć żyć inaczej, nie potrafią dostrzec swojej szansy. W okresach ta­kiej emocjonalnej ślepoty ogarniają ich myśli samobójcze.

Czy samobójstwo jest ostatecznym wyborem czy ostatecznym poddaniem się? Pytanie jest złożone i nie ma na nie łatwej odpowiedzi. Każdy musi świadomie zdecydować, w jakim stopniu chce korzystać z pełni życiowych możliwości, wie­dząc, że to kosztuje. Niektórzy uważają, że samobójstwo jest poddaniem się, skut­kiem zaniechania trudów albo rezygnacji bez wypróbowania innych możliwości. A co mówi o tym twoje osobiste doświadczenie? Czasami możesz odczuwać głę­boką beznadziejność, a nawet zastanawiać się, czy warto jeszcze żyć. Czy myśla­łeś kiedyś poważnie o samobójstwie? Jeśli tak, to co w twoim życiu sprawiło, że chciałeś z nim skończyć? Jaki powód lub powody odwiodły cię od zamiaru targ­nięcia się na własne życie? Jakie ukryte znaczenia ma dla ciebie samobójstwo?

Odebranie sobie życia jest czynem gwałtownym i równie gwałtowne są prze­kazy emocjonalne oraz symboliczne znaczenia, które tej decyzji towarzyszą:

Samobójstwo jako akt miłosierdzia

Czy samobójstwo może być aktem miłosierdzia? Niektóre ofiary bolesnych i nieuleczalnych chorób decydują, kiedy i jak chcą zakończyć życie. Zamiast umierać na raka, znosząc ogromny ból, niektórzy zwołują rodzinę i zażywają jakąś śmiertelną substancję. W ostatnich latach od czasu do czasu pojawiają się nowe doniesienia o doktorze Jacku Kevorkianie, lekarzu z Michigan, nazywa­nym „doktor śmierć”. W 1990 roku Kevorkian ogłosił publicznie, że jest gotowy pomagać ludziom rozstać się z życiem. Oferował im środki umożliwiające za­kończenie życia, kiedy nie ma dla nich już nadziei. Kevorkian twierdził, że robi to, co uznaje za słuszne, mając na względzie prawo jednostki do samostanowie­nia i wyboru, niezależnie od sprzeciwu społecznego. Przez wiele lat Kevorkian udzielał wskazówek osobom, które chciały spowodować własną śmierć, ale sam nie brał w tym czynnego udziału. W roku 1998 nagrał jednak na kasecie film będący świadectwem jego aktywnego zaangażowania w doprowadzenie do śmierci mężczyzny w zaawansowanym stadium choroby Lou Gehriga. Film po­kazywał, jak Kevorkian wstrzykuje choremu mężczyźnie dwie substancje che­miczne, które spowodowały jego śmierć. Film, poddany obróbce redakcyjnej, pokazano 22 listopada 1998 roku w programie „60 Minutes” w telewizji CBS. Wkrótce po emisji filmu Kevorkian został oskarżony o zabójstwo pierwszego stopnia i niedopuszczalną prawem pomoc w samobójstwie. Sąd ostatecznie uznał go za winnego zabójstwa drugiego stopnia i podania trującej substancji. 13 kwiet­nia 1999 roku Kevorkian został skazany na 10 do 25 lat więzienia za zabójstwo i 3 do 7 lat za dostarczenie nielegalnego narkotyku (Corr, Nabe, Corr, 2000).

Z pewnością jest różnica pomiędzy samobójstwem a przyzwoleniem na to, by śmiertelna choroba miała przebieg zgodny z naturą. Wielu ludzi sprzeciwia się aktywnemu przyczynianiu się do zakończenia życia, ale również sprzeciwia się interwencjom, które niepotrzebnie przedłużają życie za pomocą sztucznych środków. Wspomaganie samobójstwa polega na dostarczeniu śmiertelnej truci­zny. Dotychczas tylko w jednym kraju prawo dopuszcza współudział lekarza w samobójstwie osób terminalnie chorych. Tę formę racjonalnego samobójstwa uznaje się niekiedy za moralnie i etycznie słuszną, jeżeli występują silne bóle i nie ma nadziei wyzdrowienia (Corr, Nabe, Corr, 2000).

Pomyśl przez chwilę, jak byś się zachował, gdybyś był śmiertelnie chory, a szansę na poprawę stanu zdrowia byłyby niemal zerowe. Czy byłby to dla cie­bie czas, w którym nie miałbyś już po co żyć? Wyobraź sobie, że jesteś na od­dziale dla nieuleczalnie chorych, trwasz w stanie wegetacji i straciłeś kontrolę nad wszystkimi czynnościami życiowymi. Nie możesz czytać, prowadzić waż­nych rozmów ani odnosić sukcesów, jesteś częściowo sparaliżowany po serii wy­lewów. Czy chciałbyś być utrzymywany przy życiu za wszelką cenę, czy też wo­lałbyś zakończyć takie życie? Czy uważasz, że miałbyś do tego prawo? Co mog­łoby cię powstrzymać?

Teraz zastosuj tę argumentację do innych sytuacji w swoim życiu. Czy twoje życie należy do ciebie, abyś mógł zrobić z nim, co chcesz? Czy uważasz, że wolno popełnić samobójstwo w każdym okresie życia? Załóżmy, że starasz się na wszelkie sposoby nadać sens swojemu życiu, ale nic nie przynosi oczekiwa­nych rezultatów i nic się nie zmienia. Czy chciałbyś, by takie życie trwało dopó­ty, dopóki nie skończy się z przyczyn naturalnych? Czy uważasz, że miałbyś prawo zakończyć życie, gdybyś nie mógł się z nim pogodzić?

Reakcje na samobójstwo

Po nagłej śmierci, a zwłaszcza śmierci samobójczej, najbliżsi ofiary mają przed sobą długą drogę przeżywania żałoby (Marcus, 1996). Kiedy samobójstwo po­pełnia ktoś z rodziny, reakcją jest przeważnie wstrząs i ból. Wkrótce pojawia się burza różnych uczuć: zaprzeczanie, szok, gniew, wstyd, poczucie winy, żal, de­presja, lęk, oskarżenia, odrzucenie i poczucie osamotnienia. Gdy członkowie ro­dziny są na etapie zaprzeczania, mogą wymyślać przyczyny, które pozwalają przyjąć, że śmierć nie była wynikiem samobójstwa. Często pojawia się gniew, niejednokrotnie skierowany przeciwko nieżyjącemu: „Dlaczego mnie porzuci­łeś?”. Gniew może też się kierować przeciwko służbom medycznym, znajomym i innym członkom rodziny. Czasami budzi się wstyd ze względu na religijne pojmowanie samobójstwa. Poczucie winy dotyczy tego, co można lub trzeba było zrobić, żeby uniknąć tragedii. „Może gdybym był bardziej czuły i troskliwy — myślą najbliżsi — ta straszna rzecz by się nie zdarzyła”. U niektórych poja­wia się lęk, że czyn ten może powtórzyć ktoś z rodziny albo nawet oni sami.

Z reakcjami na samobójstwo przyjaciela lub członka rodziny łatwiej pora­dzić sobie, korzystając z pomocy terapeuty. Na przeżywanie żałoby wpływa też charakter nie zakończonych spraw zmarłego, ich dalszy przebieg i wpływ na losy najbliższych. Zazwyczaj doznają oni głębokiego poczucia samotności, odrzuce­nia i osamotnienia. Jeśli członkowie rodziny zdecydują się na psychoterapię (każ­dy z osobna lub wspólnie), mogą nauczyć się wyrażania uczuć, które w przeciw­nym razie pozostawałyby nieujawnione. Terapia zachęca do rozmawiania o spra­wach, które ciągle powracają w ich myślach, i pomaga dzielić się swoimi uczu­ciami. Dzięki terapii łatwiej pozbyć się błędnych przeświadczeń, przygotować do życia w przyszłości, odrzucić oskarżenia i urazy oraz wyrazić gniew, który w głębokim smutku czasami trudno sobie uświadomić, a jeszcze trudniej okazać.

WOLNOŚĆ W UMIERANIU

Umieranie to również stopniowe ograniczanie dostępnych nam wyborów. Jednak nawet umierając, możemy sami zdecydować, jak będziemy się odnosić do tego, co się z nami dzieje. Poniższa relacja dotyczy umierania Jima Morelocka, stu­denta i bliskiego przyjaciela Geralda Coreya.

Jim ma 25 lat. Jest pełen życia — dowcipny, inteligentny, uczciwy i ciekawy świata. Właśnie skończył college, uzyskując dyplom w dziedzinie opieki społecz­nej, i wydawało się, że ma przed sobą świetną przyszłość, gdy wykryto u niego chorobę.

Mniej więcej półtora roku temu pojawił się u Jima guz na czole, który trzeba było usunąć. Lekarze sądzili wówczas, że jest to pewna niezłośliwa, rzadka cho­roba. Później jednak pojawiły się nowe guzy i potrzebna była kolejna operacja. Przed kilkoma miesiącami Jim odkrył, że guzy rozprzestrzeniają się po całym ciele. Okazało się, że mimo leczenia kobaltem jego życie niedługo się skończy. Od tego czasu słabł coraz bardziej i coraz mniej czynności mógł wykonywać samodzielnie, lecz wykazywał niezwykłą odwagę, stawiając czoło słabości i umieraniu.

Niedawno Jim wybrał się do Idyllwild w Kalifornii, aby wziąć udział w tygodniowym seminarium, które odbywaliśmy z recenzentami tej książki. Komen­tując rozdział o śmierci, powiedział, że choć nie mamy wyboru, jeśli chodzi o to, co tracimy, gdy zbliżamy się do kresu życia, pozostaje nam jednak wybór posta­wy wobec śmierci.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy Jim nauczył mnie bardzo wiele o pozosta­jących nam możliwościach wyboru, nawet w ekstremalnych sytuacjach. Kiedy dowiedział się o chorobie, podjął wiele ważnych decyzji. Postanowił kontynu­ować studia na uniwersytecie, bo zależało mu na podtrzymywaniu dawnych zna­jomości. Aby się utrzymać, pracował ciężko w stoczni, dopóki zdrowie pozwa­lało mu na wysiłek fizyczny. Zdecydował się poddać leczeniu kobaltem, chociaż wiedział, że prawdopodobnie nie będzie ono skuteczne, miał jednak nadzieję na zmniejszenie bólu. Niestety, oczekiwania zawiodły i podczas ostatnich miesięcy Jim bardzo cierpiał. Nie zgodził się na chemioterapię przede wszystkim dlatego, że nie chciał wydłużać czasu, w którym nie będzie mógł żyć pełnią życia. Zde­cydował się uznać w swoim życiu obecność Boga, co dało mu poczucie spokoju i pogodzenia z losem. Zanim musiał się położyć do łóżka, postanowił wyjechać na Hawaje i cieszyć się życiem w najlepszym stylu.

Jim nigdy nie znosił szpitali i podobnych instytucji, dlatego zdecydował się pozostać w domu, aby mieć zapewnioną większą prywatność. Dopóki mógł, dużo czytał i prowadził dziennik, w którym zapisywał swoje myśli i uczucia związane z życiem i umieraniem. Z przyjaciółmi grywał na gitarze i śpiewał napisane przez siebie piosenki. Nie przestawał interesować się życiem i wydarzeniami wokół siebie, ale nie odrzucał faktu, że umiera.

Bardziej niż ktokolwiek, kogo znałem choćby ze słyszenia, Jim dbał o zała­twienie wszystkich spraw. Postarał się zgromadzić całą rodzinę i przekazać jej swoje życzenia; odnowił kontakty ze znajomymi i powiedział im wszystko, co chciał im powiedzieć; poprosił Mariannę, żeby wygłosiła mowę na jego pogrze­bie. Jasno wyraził życzenie kremacji — chce spalić te guzy i pragnie, aby jego prochy rozsypano nad oceanem — co odzwierciedla jego umiłowanie ruchu i wolności.

Teraz Jim ma bardzo niewiele ruchu i wolności, bo nie pozostało mu prawie nic innego, jak tylko leżeć i czekać na śmierć. W dalszym ciągu wybiera umiera­nie z godnością i choć jego ciało jest wyniszczone, duch nadal pozostaje żywot­ny. Jim zachował bystrość umysłu, zdolność wyrażenia wielu myśli za pomocą niewielu słów i poczucie humoru. Pozwala sobie również na żal z powodu do­świadczanych strat. Jak to ujmuje: „Chciałbym jeszcze pozostać, żeby cieszyć się obecnością tych, którzy mnie kochają!”. Czując, że nie jest to możliwe, Jim żegna się ze wszystkimi, którzy są mu bliscy.

Podczas tych smutnych wydarzeń matka Jima okazała się zupełnie wyjątko­wa. Kiedy powiedziała mi, jak nadzwyczajny jest Jim, nie skarżąc się prawie nigdy mimo nieustannego bólu, przypomniałem jej, że i od niej nigdy nie słysza­łem skargi podczas wielu miesięcy, gdy zajmowała się synem. Ciągle zadziwiała mnie swoją siłą i odwagą, a także gotowością uszanowania wszelkich życzeń Jima i akceptowania jego przekonań, choć czasami różniły się od jej poglądów. Okazywała mu troskę, nie rozczulając się nad nim i nie pozbawiając go swobo­dy myślenia i niezależności. Pogodzenie się matki z jego śmiercią i gotowość pełnej obecności przy nim dała mu możliwość otwartego wyrażania swoich uczuć. Jim mógł okazywać żal i smutek, bo matka nie odcinała się od jego boles­nych przeżyć.

To doświadczenie nauczyło mnie wiele o umieraniu i o życiu. Dzięki Jimowi przekonałem się, że dla człowieka umierającego mogę zrobić tylko i aż tyle, że będę z nim, będąc sobą. Jakże często czułem się bezradny, nie wiedząc, co powiedzieć, a czego nie mówić, o co zapytać, jakich pytań nie stawiać albo ja­kich użyć słów. Nieunikniona śmierć Jima była dla mnie ogromną stratą, z którą nie potrafiłem się pogodzić. Stopniowo jednak nauczyłem się nie zastanawiać tak bardzo, co mówić, a co przemilczeć. Podczas mojej ostatniej wizyty u Jima mó­wiłem naprawdę niewiele, ale czuję, że nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Nauczy­łem się też dzielić z nim smutek, który odczuwałem, bo nie ma po prostu łatwe­go rozstania z przyjacielem.

Jim pokazał mi, że jego styl umierania nie różnił się od jego stylu życia. Jego przykład i jego słowa pobudziły mnie do namysłu nad tym, co mówię i czynię i do oceny własnego życia.

CZAS NA REFLEKSJĘ

1. Jeżeli byłeś blisko osoby umierającej, to jak zmienił się pod wpływem tego doświadczenia twój stosunek do życia i do własnej śmierci?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

2. Jak chciałbyś umieć się zachować, będąc przy śmierci bliskiej osoby?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

3. Czego najbardziej pragnąłbyś od najbliższych, gdybyś umierał?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

STADIA ŚMIERCI l STRATY

Śmierć i umieranie są tematami, które często poruszają w swoich dyskusjach psy­cholodzy, psychiatrzy, lekarze, socjolodzy, duchowni i uczeni. Tematy, które kie­dyś dla wielu ludzi stanowiły tabu, są teraz przedmiotem seminariów, kursów i warsztatów, o rosnącym zainteresowaniu problemem świadczą też liczne książki. Prekursorką współczesnych badań nad śmiercią i umieraniem jest doktor Elisabeth Kűbler-Ross. W znanych książkach Rozmowy o śmierci i umieraniu (1998) oraz Death: The Fina! Stage of Growth (1975) autorka omawia psycholo­giczne i socjologiczne aspekty śmierci oraz doświadczenia umierania. W kolej­nej książce AIDS: The Ultimate Challenge (1993) Kűbler-Ross charakteryzuje poszczególne stadia umierania w odniesieniu do osób chorych na AIDS. Dzięki niej wielu ludzi uświadomiło sobie, że prawie wszyscy umierający mają potrze­bę rozmawiania o zbliżającej się śmierci i załatwienia swoich spraw z ważnymi osobami w ich życiu. Autorka wyjaśnia, że ignorowanie procesu umierania i potrzeb osób umierających, a także lęki ludzi wokół nich odbierają umierają­cym możliwość pełnego doświadczania swoich uczuć i rozwiązania dręczących ich problemów.

Lepsze zrozumienie umierania może pomóc nam pogodzić się ze śmiercią oraz być bardziej obecnym i użytecznym, gdy umiera ktoś bliski. W związku z tym zamieszczamy charakterystykę pięciu stadiów umierania wyróżnionych przez Kűbler-Ross na podstawie jej badań nad terminalnie chorymi na raka. Autorka podkreśla, że nie są to ściśle wyodrębnione i zamknięte etapy, które każda osoba przeżywa w takim samym porządku. Czasami stadia te łączą się ze sobą, zdarza się, że niektóre z nich są pomijane, niekiedy następuje też powrót do stadium, którego chory doświadczył już wcześniej. Ogólnie jednak Kűbler-Ross wymienia następującą sekwencję: zaprzeczanie, gniew, targowanie się z losem, depresja i pogodzenie.

Aby charakterystyka stadiów umierania była bardziej konkretna, przeanali­zujemy je na przykładzie czterdziestopięcioletniej Ann chorej na raka. Ann była mężatką z trójką dzieci w szkole podstawowej. Zanim dowiedziała się, że jest nieuleczalnie chora, miała wiele powodów, żeby się cieszyć życiem.

Zaprzeczanie

Po początkowym szoku na wiadomość o tym, że wkrótce nastąpi śmierć, pierw­szą normalną reakcją jest zaprzeczanie. Większość ludzi wkrótce zaczyna ina­czej myśleć o nadchodzącej śmierci, lecz zaprzeczanie może powrócić w póź­niejszym okresie. Jeśli chodzi o Ann, to pierwszą reakcją, gdy się dowiedziała, że ma przed sobą tylko około roku życia, był szok. Nie wierzyła w trafność diagnozy. Nawet po uzyskaniu kilku innych opinii lekarskich nie potrafiła po­godzić się z faktem, że umiera. Inaczej mówiąc, jej początkową reakcją było zaprzeczanie.

Mąż Ann również zaprzeczał jej chorobie i nie chciał z nią o tym rozmawiać. Uważał, że otwarta rozmowa jedynie pogłębi depresję żony i odbierze jej całą nadzieję. Nie potrafił zrozumieć, jak ważne było dla Ann poczucie, że może poruszyć ten temat, gdy będzie gotowa. Na pewnym poziomie Ann wiedziała, że nie może rozmawiać z mężem o śmierci.

W stadium zaprzeczania decydujące znaczenie mają postawy rodziny i znajo­mych chorego. Jeżeli osoby te nie przyjmują do wiadomości, że ich bliski umiera, to nie mogą mu pomóc pogodzić się ze śmiercią. Lęk nie pozwala im dostrzec, że umierający chce rozmawiać o swojej śmierci i potrzebuje wsparcia. W przypadku Ann nie byłoby raczej wskazane nakłanianie jej do rozmowy, lecz jej najbliżsi mogliby jej bardzo pomóc, gdyby uświadomili sobie i wyczuli moment, w którym chora przestała zaprzeczać śmierci i zapragnęła, aby jej wysłuchali.

Gniew

Gdy Ann zaczęła przyjmować do wiadomości, że jej czas jest ograniczony przez nieuleczalną chorobę, zaprzeczanie zastąpił gniew. Ciągle powracało pytanie, dlaczego ona — która ma tyle powodów, by żyć — została dotknięta tą straszną chorobą. Jej gniew narastał, gdy myślała o dzieciach i przypominała sobie, że nie będzie widzieć, jak dorastają i rozwijają się. Podczas częstych wizyt w szpi­talu na naświetlaniach jej gniew kierował się na lekarzy, „bo sami chyba nic wiedzą, co robią”, i na „bezduszne” pielęgniarki.

Ważne, aby inni rozpoznali potrzebę wyrażenia gwałtownych emocji nieza­leżnie od tego, czy chory zwraca się przeciw lekarzom, personelowi szpitalne­mu, znajomym, dzieciom czy Bogu. Osobiste traktowanie tego przemieszczone­go gniewu wyklucza czasem możliwość istotnego dialogu z umierającym. Zresz­tą tacy ludzie jak Ann mają powód do gniewu, że muszą chorować, mając w życiu tyle jeszcze do zrobienia. Najbliżsi nie powinni więc odmawiać im swe­go wsparcia ani przyjmować pozycji obronnej, ponieważ najbardziej mogą im pomóc, jeśli pozwolą na nieskrępowane wyrażanie tłumionych emocji. W ten sposób pomagają umierającemu ostatecznie pogodzić się ze śmiercią.

Targowanie się z losem

Istotę targowania się z losem Kűbler-Ross (1998) podsumowuje następującymi słowami: „Jeżeli Bóg postanowił zabrać mnie z tej ziemi i nie odpowiedział na moje gniewne błagania, to może wysłucha mnie, jeśli grzecznie poproszę” (s. 93). W tym stadium przeważnie następuje zmiana zachowania lub konkretne posta­nowienie w zamian za darowanie dłuższego życia. Targowanie się przebiega zwykle w tajemnicy, często wobec Boga. W zasadzie stadium targowania się z losem jest próbą odsunięcia nieuchronnego końca.

Ambicją Ann w tym okresie było ukończenie studiów i uzyskanie dyplomu college'u, który miała już wkrótce otrzymać. Chciała też doczekać chwili, gdy najstarsza córka przejdzie do szkoły średniej, co miało nastąpić za kilkanaście miesięcy. W tym czasie Ann próbowała wszelkich metod leczenia, które mogły dać jej jakąś nadzieję przedłużenia życia.

Depresja

Depresja pojawia się, gdy umierający uświadamia sobie, co traci, i zaczyna żało­wać tego, co już jest poza nim i z czym jeszcze musi się rozstać. W książce Nieza­pomniana lekcja życia (Albom, 2000) jej bohater odpowiada na pytanie, czy żal mu siebie. Mówi wówczas, że rano często płacze, kiedy widzi, jak jego ciało więd­nie i zmienia się w nicość. „Dotykam rozmaitych części ciała, poruszam palcami i rękoma — w ogóle wszystkim, czym jeszcze mogę poruszać — i opłakuję straty. Boleję nad tym, jak powoli, stopniowo i niepostrzeżenie umieram” (s. 56). Po­tem otrząsa się z żalu i skupia na dobrych rzeczach, które jeszcze mu pozostały.

Ann po pewnym czasie zaprzestała targować się o czas i popadła w depre­sję. Nie było już żadnej możliwości pokonania raka i nie dało się dłużej zaprze­czać nieuchronnej śmierci. Poddawana naświetlaniu, chemoterapii i kilku opera­cjom, słabła, traciła na wadze i mogła wykonywać coraz mniej czynności. Naj­silniejszymi uczuciami były głęboki żal z powodu straty i lęk przed nieznanym. Ann myślała o tym, kto w przyszłości zajmie się mężem i dziećmi. Czuła się winna, że wymaga tyle pomocy i czasu, a jej leczenie rujnuje rodzinny budżet. Martwiła się, że traci włosy i urodę.

Na tym etapie nieskuteczne byłyby próby wprowadzenia Ann w lepszy na­strój lub zaprzeczanie rzeczywistości. Podobnie jak przedtem ważne było umoż­liwienie jej okazywania gniewu, tak teraz trzeba było pozwolić jej mówić o swo­ich uczuciach i ostatnich planach. Umierający tracą wszystkich swoich bliskich i tylko swoboda wyrażania żalu z powodu tych strat przynosi im pewną ulgę, gdy ostatecznie godzą się ze śmiercią.

Pogodzenie

Kűbler-Ross (1998) uważa, że jeśli pacjenci mają dość czasu i odpowiednie wspar­cie, aby przepracować wcześniejsze etapy, to większość z nich dochodzi do sta­dium, w którym nie odczuwa już depresji ani gniewu. Pogodzenie się ze śmiercią jest możliwe po przepracowaniu konfliktów i uczuć towarzyszących umieraniu:

Etapu pogodzenia się z losem nie należy mylnie uważać za szczęśliwy. Jest on niemal pozbawiony uczuć. Ból jakby minął, walka się skończyła i nadszedł czas „ostatecznego wypoczynku przed długą podróżą”, jak ujął to jeden z naszych pacjentów (s. 124)

W tym stadium umierający jest często zmęczony i słaby. Pogodzenie się ze śmiercią nie oznacza poddania się, rezygnacji ani bezczynności. Jest formą ra­dzenia sobie z rzeczywistością i polega między innymi na stopniowym odcho­dzeniu od ludzi, życia, więzi i ról.

Oczywiście są ludzie, którzy nigdy nie godzą się ze śmiercią, jak również tacy, którzy tego nie pragną. Ann też nigdy naprawdę nie osiągnęła stadium po­godzenia. Jej końcową postawą było poddanie się, stwierdzenie, że nie opłaci się dalej walczyć. Choć ciągle nie była gotowa na śmierć, chciała skrócić swoje cier­pienia. Być może, gdyby bliscy okazali się bardziej otwarci i wrażliwi na jej uczucia, mogłaby lepiej przepracować gniew i depresję.

Znaczenie stadiów umierania

Wartość przedstawionego przez Kűbler-Ross opisu umierania polega na tym, że jest to ogólna charakterystyka i podsumowanie doświadczeń wielu pacjentów, dzięki czemu łatwiej jest nam zrozumieć zjawisko śmierci. Stadiów tych nie na­leży jednak traktować jako naturalnej kolei rzeczy, jakiej można się spodziewać w większości przypadków, błędem byłoby też wykorzystywanie ich jako kryte­rium oceny normalności czy prawidłowości zachowania chorego. Ludzie żyją niepowtarzalnie i tak samo niepowtarzalnie umierają. Niektórzy specjaliści pra­cujący z terminalnie chorymi zdają się zapominać, nawet jeśli teoretycznie o tym wiedzą, że stadia procesu umierania nie są ściśle wyodrębnione. Jeden z naszych znajomych zauważył: „Czytałem Kűbler-Ross i znam stadia, jakie mają przecho­dzić umierający, ale wielu moich terminalnie chorych nie czytało tej książki!”. Pacjentów, którzy nie dochodzą do stadium pogodzenia, traktuje się czasem jako nieudanych. Niektóre pielęgniarki złoszczą się, dostrzegając „nawroty” od depresji do gniewu, albo wręcz pytają chorych, dlaczego „stadium gniewu tak długo trwa". Każdy umiera inaczej i doznaje w tym czasie różnych uczuć: na­dziei, gniewu, przygnębienia, lęku, nienawiści, ulgi i antycypacji. Umierający ulegają częstym zmianom nastroju. Dlatego nie należy posługiwać się stadiami jako metodą kategoryzacji, a tym samym dehumanizacji śmierci, najlepiej moż­na je wykorzystać jako ramy odniesienia ułatwiające udzielanie pomocy.

Ruch hospicyjny

Obecnie panuje tendencja do bardziej bezpośredniego angażowania członków rodziny w opiekę nad umierającym, czego przykładem jest program hospicyjny. Pojęcie „hospicjum" oznaczało pierwotnie średniowieczną gospodę dla podróż­nych. Później zakładano hospicja dla sierot, dla nieuleczalnie chorych i starców. W ostatnich latach programy hospicyjne rozpowszechniły się w Europie oraz w Ameryce Północnej. Zapewniają one opiekę osobom znajdującym się u kresu życiowej podróży. Przeważnie pomoc jest świadczona w domu umierającego. Ponad 90% godzin opieki hospicyjnej przypada na opiekę domową. Domowa opieka hospicyjna często pozwala uniknąć wielokrotnych pobytów w szpitalu, gdzie koszty są wyższe, a pacjent jest traktowany bezosobowo. Celem opieki hospicyjnej jest zapewnienie maksimum komfortu osobom terminalnie chorym lub pozbawionym nadziei poprawy mimo ewentualnych interwencji medycznych (Corr, Nabe, Corr, 2000). Ruch hospicyjny pozwala również osobom, które stra­ciły kogoś bliskiego, odczuwać pełnię emocji w czasie żałoby. Ośrodki hospi­cyjne zazwyczaj oferują różnego rodzaju pomoc psychologiczną po śmierci naj­bliższych.

Jak pisze Kalish (1985), współczesny ruch hospicyjny zmienił postawę wo­bec umierających, zastępując stwierdzenie: „Nie możemy już w niczym pomóc” zobowiązaniem: „Powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe, aby zapewnić cho­remu najbardziej humanitarną opiekę”. Wiąże się to z postrzeganiem pacjenta i jego rodziny jako wspólnoty. Opiekunowie nie oddzielają cierpiącego od rodzi­ny. W miarę możliwości pacjenta pozostawia się w domu, jak długo sobie tego życzy. Wolontariusze i specjalistyczny personel zapewniają opiekę medyczną, która obejmuje również pomoc pacjentowi i jego rodzinie w pokonywaniu stre­sów psychicznych i społecznych. Działalność hospicjum służy zapewnianiu pa­cjentom poczucia własnej wartości i godności umierania oraz wspiera członków ich rodzin, przygotowując do ostatniego pożegnania. Choć badania nad tymi pro­gramami są jeszcze w fazie wstępnej, można już powiedzieć, że pacjenci hospi­cjum są bardziej ruchliwi, a także mniej skarżą się na lęki i cierpienia fizyczne niż osoby korzystające z usług tradycyjnej opieki medycznej, a ich małżonkowie mogą poświęcić im więcej czasu (Kalish, 1985).

Choć hospicjum w humanitarny sposób pomaga godnie umrzeć, nie zawsze jest chętnie widziane w społeczności. W jednej z dzielnic pojawiły się na przy­kład ostre protesty przeciwko tworzeniu hospicjum dla umierających na AIDS. Niektórzy mieszkańcy obawiali się spadku cen swoich nieruchomości, inni bali się przyjąć w sąsiedztwo ludzi dotkniętych tą śmiertelną chorobą.

Czasami cele hospicjum są fałszywie rozumiane, zwłaszcza w świetle podej­rzeń o współudział lekarzy w samobójstwach pacjentów. Jako rodzina spotkali­śmy się niedawno z przykładem błędnego pojmowania celów hospicjum. W ostatnich tygodniach życia Josephine Corey (matki Geralda) część rodziny zdecydowała się poprosić o pomoc hospicjum. Tymczasem jeden z jej członków ostro sprzeciwił się temu postanowieniu ze względu na błędne przeświadczenie, że hospicjum zaniecha leczenia i w ten sposób przyspieszy śmierć chorej. Zgo­dził się jednak pójść do ośrodka, żeby wyjaśnić swoje wątpliwości, dzięki cze­mu zmienił zdanie na temat jego działalności. Cała rodzina doznała ogromnego wsparcia ze strony personelu hospicjum i w pełni uświadomiła sobie, że sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdybyśmy nie zwrócili się o pomoc. Różni pra­cownicy hospicjum zapewniali maksimum komfortu każdemu z członków rodzi­ny. Dzięki nim Josephine Corey mogła przeżyć ostatnie tygodnie we własnym domu, co było jednym z jej życzeń.

ŻAL PO ŚMIERCI, ROZSTANIU l INNYCH STRATACH

W sposób podobny do stadiów umierania ludzie przechodzą stadia żałoby, prze­pracowując śmierć i inne straty. Przeżywanie żałoby oznacza analizowanie uczuć smutku, gniewu i winy po doświadczeniu bolesnej straty. Proces ten nie jest zwykle łatwy ani prosty. Niektórzy ludzie nigdy nie potrafią pogodzić się ze śmiercią dziecka lub małżonka. Czasami zaprzeczają swoim uczuciom i nie prze­pracowują świadomie bólu. W pewnym okresie przeżywania żałoby mogą czuć się odrętwiali albo niejako sterowani automatycznym pilotem. Gdy odrętwienie ustępuje, ból zdaje się nasilać. Ludzie, którzy doświadczają cierpienia, muszą się nauczyć, że trzeba poczuć się gorzej, zanim będzie można poczuć się lepiej.

Aby się uporać z nierozwiązanymi problemami i niewyrażonymi uczuciami, musimy okazać gniew, żal, poczucie winy i frustrację. Gdy usiłujemy zagłuszyć ból, nieuchronnie doprowadzamy się do zastoju i niemożności wyrażenia pełni uczuć. Niewyrażony ból wyniszcza człowieka fizycznie i psychicznie, nie pozwalając mu pogodzić się z odejściem ukochanej osoby. Pamiętamy pewną ko­bietę, która opowiadała nam, że uległa emocjom i nie mogła przestać płakać na pogrzebie znajomej. Dziwiło ją to ze względu na kontrast wobec „opanowania i spokoju” po śmierci męża. Nie dostrzegała bowiem, że po stracie męża nie po­zwoliła sobie na żałobę, i dopiero po latach pojawiła się spóźniona reakcja żalu.

Pozwolenie sobie na żałobę

Żałoba jest koniecznym i naturalnym procesem po doświadczeniu poważnej stra­ty. Jednak w wielu kulturach działa presja, która utrudnia przeżywanie pełnego procesu żałoby. Na przykład w społeczeństwie amerykańskim normą kulturową wydaje się oczekiwanie „szybkiego uzdrowienia” i często inni nie potrafią zro­zumieć, „dlaczego powrót do normalności trwa tak długo”. Jak wszystkie nic-wyrażone emocje, nierozwiązana żałoba trwa ukryta, nie pozwala otrząsnąć się ze straty ani nawiązywać nowych relacji. Nierozwiązaną żałobę uważa się też za istotny czynnik wywoławczy wielu dolegliwości fizycznych. Siegel (1993, 1996a, 1996b) podaje wiele przykładów osób, które zachorowały na raka po doświadczeniu ciężkiej straty w wyniku śmierci lub rozwodu.

Większość autorów zajmujących się psychologicznymi aspektami śmierci i straty jest zgodna co do tego, że żałoba jest konieczna. Wspólnym mianowni­kiem wszystkich tych teorii jest ogólny schemat wychodzenia z depresji. Choć można skutecznie przepracować uczucia związane ze stratą, należy się spodzie­wać, że strata na zawsze w nas pozostanie. Dopiero dzięki skutecznej żałobie nic zastygamy w poczuciu straty ani nie zamykamy się na inne wpływy. Wspólną cechą różnych teorii jest także rozpoznanie, że nie wszyscy ludzie przeżywają żałobę w tym samym czasie i nie wszyscy w sposób gładki i przewidywalny przechodzą od jednego etapu do drugiego.

Przewlekły stan depresji i ograniczona gama uczuć u niektórych osób jest często oznaką pewnych nierozwiązanych reakcji na bolesną stratę. Niektórzy boją się, że cierpienie ich zniszczy i wolą się odciąć od swoich uczuć. Nie do­strzegają natomiast, że na dłuższą metę zaprzeczanie emocjom wiele kosztuje. Ceną jest między innymi wykluczenie uczuć bliskości i radości. Czasami ludzie przez całe lata nie wyrażają uczuć związanych ze stratą i są przekonani, że już sobie z nią poradzili. W pewnym momencie jednak mogą ogarnąć ich emocje, których nie potrafią wyjaśnić. Zdarza się, że inna strata otwiera dawne rany, któ­re wydawały się już skutecznie zagojone.

Mój ojciec (mówi Mariannę) zmarł 12 lat temu. Choć odbyłam żałobę, znaj­dując wsparcie u przyjaciół i rodziny, nawet po latach smutek czasami powraca. Niekiedy emocje zaskakują mnie i nie zawsze wiem, co je wywołało. Kilka razy, gdy ogarniał mnie smutek, zauważałam później, że minęła właśnie jakaś szcze­gólna rocznicowa data związana z życiem lub śmiercią ojca. Moja nieświado­mość okazuje się wrażliwsza niż świadome myślenie. Czasami ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, oczekują zakończenia żałoby w wyznaczonym czasie, na przykład w ciągu roku. Trzeba pamiętać, że nie ma przewidywalnego sche­matu. Przeżywając żałobę, trzeba doświadczać smutku i nie mówić sobie, że należałoby go już przezwyciężyć.

Większość kultur ukształtowała rytuały, które mają pomóc ludziom w prze­żywaniu żałoby. Przykładami są zwyczaje pogrzebowe Irlandczyków, Żydów, Rosjan i innych narodów, w których celowo wywołuje się i uwalnia bolesne uczucia. W wielu kulturach jest przyjęty formalny okres żałoby (zazwyczaj rok), a żałobnicy są bezpośrednio zaangażowani w sprawy pogrzebu. W Stanach Zjed­noczonych osoby, które poniosły stratę, są zazwyczaj „chronione” przed bezpo­średnim udziałem w organizowaniu obrzędu pogrzebowego, a nieokazywanie oznak rozpaczy uważa się za godne podziwu. Wiele innych naszych obyczajów przyczynia się do zaprzeczania własnym uczuciom straty, a zarazem nie pozwala nam stawić czoła rzeczywistości. Coraz częściej jednak przekonujemy się, że takie praktyki bynajmniej nam nie pomagają. Dzisiaj zwraca się większą uwagę na umożliwienie najbliższym udziału w opiece nad umierającym (np. dzięki ru­chowi hospicyjnemu), jak również w obrzędzie pogrzebu.

Jeżeli przeżywając żałobę, potrafisz wyrazić pełnię swoich myśli i uczuć, to masz większą szansę na przystosowanie się do nowych warunków. Przeżywanie żalu po stracie obejmuje również dokonanie zasadniczych zmian życiowych i doświadczenie nowego rozwoju. Kiedy przejdziesz niezbędny cykl żałoby, bę­dziesz lepiej wyposażony, aby obrać nowy cel i znaleźć nowy powód do życia. Jakie przeżyłeś już poważne straty i jak sobie z nimi poradziłeś? Czy straciłeś kogoś z rodziny, bliskiego przyjaciela, cenioną pracę, małżonka wskutek rozwo­du, jakiś przedmiot materialny o szczególnym znaczeniu, miejsce, w którym mieszkałeś, ulubione zwierzę albo wiarę w jakąś osobę czy grupę ludzi? Czy skutecznie przepracowałeś swoje uczucia związane ze stratą? Czy pozwoliłeś sobie wyrazić emocje wobec kogoś bliskiego? Czy gdy wspominasz konkretną stratę, twoje uczucia są nadal tak intensywne jak kiedyś?

Żałobę można przeżywać nie tylko po śmierci, ale po wielu innych stratach, jak zerwanie związku, załamanie kariery albo wyprowadzenie się dzieci z domu. Ucząc się przepracowywania żalu, niezależnie od jego źródła, trzeba umieć po­wiedzieć innym to, co się sobie mówi i co się czuje. Zazwyczaj człowiek potrze­buje tego, by móc dać wyraz poczuciu niesprawiedliwości, aby stopniowo pogo­dzić się z faktem, że nie ma racjonalnego wyjaśnienia doznanej straty.

Stadia przeżywania żalu po rozwodzie lub innej bolesnej stracie

Pięć stadiów umierania opisane przez Kűbler-Ross może również wyjaśniać pro­ces doświadczania innych znaczących strat. Jako ilustrację przedstawiamy w tych kategoriach sytuację rozwodu. Oczywiście można rozszerzyć to pojęcie, anali­zując rozstanie z rodzicami, zerwanie z sympatią albo dojrzewanie dzieci i wy­prowadzanie się ich z domu. Stadia te mogą być również wyjaśnieniem procesu, jaki przechodzimy po utracie pracy i wobec lęku przed bezrobociem. Choć nie wszyscy ludzie, którzy przeżywają rozwód, zerwanie długotrwałego związku lub jakąś inną stratę, w ten sam sposób przechodzą kolejne stadia, stwierdziliśmy, że wielu z nich doświadcza podobnych niepokojów i zmagań.

Zaprzeczanie Wielu ludzi w obliczu rozwodu przechodzi etap zaprzeczania i samooszukiwania. Próbują przekonać samych siebie, że ich małżeństwo nie jest takie złe, że nikt nie jest doskonały i że rozstanie tylko pogorszy sytuację. Na­wet gdy już zdecydują się na rozwód, ich wątpliwości nie ustają. Jeżeli inicjato­rem rozstania jest druga strona, to pojawiają się pytania: „Dlaczego nam się nie udało? Dlaczego mi to zrobił(a)? Jak mogło mi się to przydarzyć?”.

Gniew Małżonkowie, którzy pogodzili się już z faktem rozwodu, często do­świadczają uczucia gniewu, myśląc: „Dałem z siebie tak wiele, a teraz zostałem opuszczony. Czuję się wykorzystany i niepotrzebny”. Często czują się oszukani i rozgoryczeni widoczną niesprawiedliwością losu. Wyrażanie gniewu po rozwo­dzie lub innej stracie jest równie ważne jak wyrażanie tego uczucia w obliczu bliskiej śmierci. Tłumiąc gniew, sprawiamy, że obraca się on przeciwko nam, przybierając postać depresji, która jest formą wymierzania sobie kary.

Targowanie się z losem Czasami partnerzy mają nadzieję, że rozstanie umoż­liwi im dystans, którego potrzebują, aby jeszcze raz wszystko przeanalizować, i że wkrótce będą mogli znowu być razem. Choć zdarza się, że rozstanie przyno­si taki skutek, często trudno na to liczyć. W każdym razie w okresie targowania się z losem jedna lub obie strony próbują niekiedy ustępstw i kompromisów, mając nadzieję, że w ten sposób doprowadzą do zgody.

Depresja Po podjęciu decyzji o rozwodzie może pojawić się poczucie bezna­dziejności. Gdy partnerzy przekonają się, że nie ma możliwości porozumienia, pogrążają się czasem w rozpamiętywaniu pustki i straty. Czasami jest im bardzo trudno zerwać z przyszłością, którą wczoraj widzieli przed sobą. Niekiedy spę­dzają mnóstwo czasu, rozmyślając, jak wyglądałoby ich życie, gdyby ich zwią­zek trwał. Wielu z nich gniew na małżonka przenosi na siebie. Ulegają wówczas samooskarżeniom i zwątpieniu w siebie. Próbują znaleźć odpowiedź: „Może nie dałem naszemu związkowi prawdziwej szansy? Co powinienem zrobić inaczej? Zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Dlaczego nie postąpiłem inaczej, tak aby nasz związek przetrwał?”. Depresja może być też skutkiem rozpoznania, że prawdziwa strata będzie trwała. Bardzo ważną sprawą jest pełne doświadczanie i wyrażanie żalu (i gniewu), jaki odczuwamy z powodu straty. Zbyt często oszu­kujemy się, wierząc, że przezwyciężyliśmy smutek (lub gniew) na długo przed ujawnieniem się tych uczuć. Nierozwiązany żal (i gniew) zdają się krępować człowieka, hamując wyrażanie wielu innych emocji. Jeśli nie przepracuje się żalu, to niezwykle trudno jest na przykład nawiązywać nowe kontakty, ponieważ w jakiś sposób nadal tkwimy w dawnym związku.

Pogodzenie Jeżeli pozwolimy sobie na przeżywanie żałoby po stracie, to za­zwyczaj przepracowanie żalu doprowadzi do pogodzenia. W przypadku rozwo­du, gdy strata zostanie odżałowana, otwierają się nowe możliwości. Dawni part­nerzy zaczynają godzić się z faktem, że teraz muszą urządzić sobie życie osobno i nie mogą pogrążać się w rozżaleniu, które nie pozwala rozpocząć życia na nowo. Ze swego doświadczenia mogą czerpać naukę i stosować tę wiedzę do przyszłych wydarzeń.

W podsumowaniu trzeba zaznaczyć, że każda osoba w obliczu znaczącej straty inaczej przeżywa poszczególne stadia. Niektórzy na przykład prawie wca­le nie okazują gniewu, inni zaś nie mogą zaprzestać targowania się z losem. Wartość przedstawionego modelu polega na dostarczaniu pewnych wyjaśnień, jak radzić sobie z różnymi stratami w życiu. Niezależnie od rodzaju straty i sta­dium żałoby decydujące wydaje się swobodne wyrażanie uczuć. W przeciwnym wypadku nie osiągniemy stadium pogodzenia z losem.

„MARTWOTA" PSYCHICZNA I SPOŁECZNA

Wydaje nam się, że warto rozszerzyć pojęcie śmierci i umierania o „martwotę” w różnych sferach psychicznych i społecznych. To, co jest w nas martwe lub zamierające, może być czymś, co chcemy ożywić, ale również czymś, co powin­no obumrzeć, aby stworzyć miejsce dla nowego rozwoju.

Czasami rozwój wymaga, abyśmy pozbyli się znanych, dawnych sposobów bycia i najpierw odżałowali stratę, zanim będziemy mogli ruszyć dalej. Takim doświadczeniem jest na przykład rezygnacja z bezpiecznego mieszkania z rodzi­cami w zamian za wypróbowanie niezależności samodzielnego życia i zarabia­nia na swoje utrzymanie. W wyniku tych zmian możesz stracić coś, co jest dla ciebie cenne, lecz co nie da się pogodzić z twoim dalszym rozwojem i wzrostem. Dzięki poniższym pytaniom łatwiej ci będzie rozstrzygnąć, czy żyjesz w pełni tak, jak chciałbyś.

Czy wiążą cię narzucone role?

Role i funkcje mogą stać się dla nas pułapką. Czasami wchodzimy w pewne role, tracąc poczucie odrębnej tożsamości i przejmując związane z tymi rolami wzor­ce myślenia, odczuwania i postępowania. W rezultacie odrzucamy ważne aspek­ty naszej osobowości, odcinając się od wielu emocji i doświadczeń. Grozi nam również to, że staniemy się niezdolni do odgrywania innych ról: zwierzchnik nie będzie wiedział, jak się zachować w stosunku do osób, które nie są jego pod­władnymi; nauczyciel znajdzie się w kłopocie, nie mając przed sobą uczniów, a rodzice uznają, że ich życie jest puste, gdy dzieci dorosną.

Czy nie uważasz się za niewolnika pewnych rutynowych zachowań i ról? Czy dzień dzisiejszy wydaje ci się kopią wczorajszego? Czy jesteś uzależniony od możliwości identyfikacji z przyjętymi rolami, aby odczuwać swoją wartość i zadowolenie z życia? Czy nie popełniłeś błędu, uważając, że to, kim jesteś, wy­raża się w jednej roli, choćbyś cenił ją jak najbardziej? Kim i czym byłbyś, gdy­byś kolejno tracił swoje role? Czy potrafiłbyś się odnowić, odkrywając inne spo­soby bycia i myślenia? W tym okresie życia możesz sądzić, że uwikłanie w rolę studenta pozostawia ci niewiele czasu i energii na inne sfery życia. Gdy nasze role zaczynają nas przytłaczać, postawmy sobie pytanie, czy nie wzięliśmy na siebie funkcji lub tożsamości narzuconej przez innych, zamiast słuchać swoich wewnętrznych nakazów.

Czy doświadczasz życia pełnią swoich zmysłów 5 ciała?

Ciało jest w znacznym stopniu wyrazem naszej żywotności. Odzwierciedla ener­gię życiową lub zdradza zmęczenie. Posługując się własnym ciałem, możesz się przekonać, w jakim stopniu potrafisz cieszyć się życiem. Patrząc na swoje ciało, zadaj sobie pytania: „Czy podoba mi się to, co widzę? Czy dbam o swoje ciało, czy może samopoczucie fizyczne jest mi obojętne? Co wyrażam swoją postawą? O czym świadczy mój wyraz twarzy?".

Można stać się nieczułym na doznania zmysłowe, zobojętnieć na zapachy albo jeść potrawy, nie delektując się ich smakiem. Można nie zatrzymywać się, żeby dostrzec szczegóły otoczenia. Poświęć trochę czasu na ożywienie zmysłów, co pomoże ci na nowo wzbudzić zainteresowanie światem. Spróbuj odpowie­dzieć na pytania: „Jakie wrażenia szczególnie mnie dzisiaj uderzyły? Czego do­świadczyłem i co zaobserwowałem? Jakie niespodzianki ożywiły moje zmysły?”.

Czy umiesz być spontaniczny i radosny?

Czy umiesz być wesoły, radosny, ciekawy, twórczy, spontaniczny, rozbawiony? Jako dorosły prawdopodobnie czasami traktujesz własną osobę zbyt poważnie i nie potrafisz się z siebie śmiać. Siegel (1996b) podkreśla znaczenie śmiechu, zabawy i humoru dla zachowania i przywrócenia zdrowia. Humor pozwala nam pozbyć się sztywnych wzorców i dostrzec nowe perspektywy. W grupach tera­peutycznych Siegel pomaga chorym na raka obudzić w sobie dziecko. Ci, którzy nie umieją się bawić i śmiać, najtrudniej wracają do zdrowia. Jeżeli uważasz, że realizm i obiektywizm nie pozwalają ci brać życia na wesoło, to zastanów się, jaki wewnętrzny przekaz pozbawia cię swobody. Czy powstrzymuje cię lęk przed niestosownością? Czy boisz się wygłupić lub narazić na dezaprobatę? Jeśli chcesz, możesz zacząć odrzucać komunikaty, które głoszą: „Nie rób tego!”, „Nie wolno!”, „Trzeba!”. Możesz wypróbować nowe zachowanie, ryzykując, że wy­dasz się niemądry albo „niedorosły”.

Czy umiesz żyć pełnią uczuć?

Można znieczulić się na większość uczuć — zarówno radosnych, jak i bolesnych. Można zdecydować, że uczucia wiążą się z ryzykiem bólu i że najlepiej pamię­tać o tym przez całe życie. Odcinając się od przygnębienia lub smutku, najczę­ściej odcinamy się od radości. Chroniąc się od upadków, tracimy możliwość wzlotów.

Odłączeni od własnych uczuć często nie potrafimy rozpoznać płycizny swo­jego życia emocjonalnego. Aby ocenić swoją żywotność emocjonalną, postaw sobie kilka pytań:

Czy twoje relacje z innymi są żywe?

Zdarza się, że relacje z ważnymi osobami w naszym życiu z czasem stają się formalne i pozbawione żywotności. Łatwo popaść w rutynę i nawyk bycia z dru­gim człowiekiem, tracąc spontaniczność i zdolność odczuwania zdziwienia. Taką sztywność dostrzega się zwłaszcza w długotrwałych związkach. Oczywiście przełamywanie przewidywalnych wzorców relacji może budzić lęk. Musimy więc zdecydować, czy wolimy w związku bezpieczeństwo czy ożywienie. Pa­trząc na swoje istotne relacje, zastanów się, ile jest w nich życia dla ciebie i dla drugiej osoby. Czy pozostawiacie sobie nawzajem przestrzeń do rozwoju? Czy związek dodaje ci sił czy cię wyczerpuje? Może tkwisz w wygodnym i niewymagającym układzie? Jeśli czujesz, że w przyjaźni lub w intymnym związku nie otrzymujesz tego, czego pragniesz, pomyśl, jak można tę relację ożywić. Skon­centruj się raczej na tym, jak możesz się zmienić, a nie na tym, jak wpłynąć na partnera. Warto też rozważyć, o co szczególnie chciałbyś drugą osobę poprosić. Zwykła rozmowa na temat związku może go zdecydowanie ożywić.

Czy jesteś żywotny intelektualnie?

Dzieci wykazują zwykle dużą ciekawość świata, lecz doroślejąc, tracą zaintere­sowanie stawianiem pytań. Jako dorośli łatwo wprzęgamy się w kierat obowiąz­ków, nie zastanawiając się zbytnio, dlaczego je wykonujemy, ani nawet czy chcemy je wykonywać. Łatwo doprowadzić do ograniczenia swoich możliwości in­telektualnych, nie dając im pożywki albo nie zaspokajając ciekawości.

Spróbuj ocenić swoją intelektualną aktywność podczas zajęć na uczelni. W roz­dziale l mówiliśmy o sposobach integracji umysłowego i emocjonalnego wymia­ru zdobywania wiedzy. Jednym ze sposobów zachowania żywotności umysłu jest refleksja nad wykorzystaniem nauki w rozwoju osobistym. Co możesz zrobić jako student dla podtrzymania energii intelektualnej? Czy zaprzestałeś już sta­wiania istotnych pytań, na które chciałbyś znaleźć odpowiedź? Czy wystarczy ci tylko przychodzenie na zajęcia i zbieranie punktów potrzebnych do uzyskania dyplomu? Czy zobojętniałeś już na to, czego się uczysz? Czy jesteś otwarty na naukę nowych rzeczy? Czy zmieniasz się jako uczeń?

Czy jesteś żywotny duchowo?

Jest coraz więcej dowodów empirycznych świadczących, że wartości duchowe i związane z nimi zachowania mogą się przyczyniać do skutecznego radzenia so­bie z dolegliwościami fizycznymi i psychicznymi, do dobrego zdrowia i samo­poczucia (Miller, 1999). Dzięki tym spostrzeżeniom w służbie zdrowia i porad­nictwie psychologicznym upowszechniło się przeświadczenie, że wartości du­chowych nie należy ignorować, lecz traktować je jako jedno z możliwych źródeł uzdrowienia (Richards, Rector, Tjeltveit, 1999). Przekonania i praktyki religijne wpływają na różne wymiary ludzkiego doświadczenia, między innymi na odczu­wanie winy, podporządkowanie autorytetom i rozwiązywanie problemów moral­nych — aby wymienić tylko niektóre z nich. W jakim stopniu przekonania du­chowe oddziałują na jakość twego życia?

Z punktu widzenia terapeuty Bemie Siegel (1996a) uważa, że duchowość wyrasta z wiary w jakiś sens lub porządek wszechświata. W tej perspektywie zakłada się działanie kochającej i inteligentnej istoty poza stworzeniem. Nieza­leżnie od tego, jak się ową istotę nazywa, kontakt z nią pozwala odnaleźć pokój i rozwiązać pozorne sprzeczności pomiędzy światem wewnętrznym i zewnętrz­nym. Według Siegla duchowość oznacza akceptację rzeczywistości.

Duchowość to zdolność znalezienia spokoju i szczęścia w tym niedoskonałym świecie i przekonanie, że nasza własna osobowość choć niedoskonała, jest do przyjęcia. Z tego spokojnego stanu ducha wywodzi się zarówno zdolność two­rzenia, jak i bezinteresownego kochania.

Akceptacja, wiara, przebaczenie, spokój i miłość oto cechy, które w moim pojęciu składają się na duchowość. Cechy te zawsze występują u tych, któ­rzy doznali nieoczekiwanego wyleczenia z poważnej choroby, (s. 239)

Jak definiujesz duchowość na własny użytek? Jakimi wartościami moralny­mi, etycznymi i duchowymi kierujesz się w życiu? Niezależnie od tego, czy na­leżysz do zorganizowanej grupy religijnej czy po prostu kontemplujesz piękno natury, jesteś na jakiejś ścieżce duchowej. Zastanów się, co zrobić, aby twoja wędrówka była radosna.

CZAS NA REFLEKSJĘ

1. W jakim stopniu odczuwasz żywotność psychiczną i społeczną? Kiedy czu­jesz się najbardziej żywotny?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

2. Kiedy odczuwasz najmniej energii i żywotności?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

3. Jakie konkretne sprawy w swoim życiu najbardziej chciałbyś zmienić, aby poczuć się bardziej żywotny? Co możesz zrobić, aby wprowadzić te zmiany?

_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

CZY POTRAFISZ DOBRZE ŻYĆ?

Smutne wydaje się spostrzeżenie, że niektórzy ludzie nigdy się nie zastanawiają, czy potrafią dobrze żyć. Wyobraź sobie przez chwilę, że jesteś jednym z tych ludzi, którzy skrępowani rutyną codzienności, nigdy nie oceniają jakości swoje­go życia. A gdybyś się dowiedział, że pozostało ci już niewiele czasu? Zaczął­byś wówczas rozmyślać o niewykorzystanych możliwościach i o tym, że coś mogło być inaczej, żałowałbyś straconych okazji i analizował punkty zwrotne na swojej drodze życia. Może warto już teraz się zatrzymać i zastanowić, a nie cze­kać, aż będzie za późno.

Do refleksji nad życiem może skłonić wyobrażenie własnej śmierci ze szcze­gółami pogrzebu i słowami, które inni mogliby o tobie powiedzieć. Spróbuj na­pisać swój nekrolog albo mowę do wygłoszenia na twoim pogrzebie. Może to być świetny sposób podsumowania tego, jak żyjesz i co chciałbyś w życiu zmie­nić. Właściwie radzilibyśmy napisanie trzech mów pogrzebowych. Pierwsza by­łaby mową prawdziwą— jaką sam wygłosiłbyś na swoim pogrzebie, gdyby to było możliwe. Następnie napisz mowę, jakiej się obawiasz, biorąc pod uwagę pewne negatywne opinie, które ktoś mógłby o tobie wyrazić. Wreszcie napisz mowę, jakiej byś sobie życzył, ujmującą najbardziej pozytywne aspekty twojego dotychczasowego życia. Po napisaniu takich trzech przemówień zanotuj w dzien­niku, jakie wrażenie wywarła na tobie ta próba i czego cię nauczyła. Czy chciałbyś teraz podjąć jakieś szczególne kroki, aby zacząć żyć pełniej? Zastanów się, jak powinieneś żyć, aby wygłoszono o tobie mowę, której byś sobie życzył. Możesz przechować napisane przemówienia w zamkniętych kopertach, na przy­kład przez rok. Po upływie tego czasu wykonaj ćwiczenie ponownie i porównaj oba zestawy, aby zobaczyć, jak zmienił się twój pogląd na własne życie.

Dwadzieścia pięć lat temu, przed śmiercią, Jim Morelock podarował Geraldowi plakat, na którym przedstawiono mężczyznę idącego przez las z dwiema dziewczynkami. U góry wypisano słowa: „CHWYTAJ CZAS”. Jim znał mnie dobrze i wiedział, że zaabsorbowany różnymi zadaniami zapominam niekiedy o tym, że warto znaleźć czas na doświadczanie prostych radości życia. W róż­nych miejscach tej książki zachęcaliśmy do wykonywania ćwiczeń pod hasłem „Czas na refleksję". Jeżeli naprawdę poświęciłeś na nie trochę czasu, to z pew­nością masz całkiem dobre wyobrażenie o własnym życiu. Co możesz zrobić dzi­siaj, aby twoje życie stało się jak najpełniejsze?

PODSUMOWANIE

W tym rozdziale proponowaliśmy czytelnikom, aby zastanowili się nad nie­uchronnością własnej śmierci. Dzięki temu możesz określić jakość i kierunek swojego życia oraz nadać mu własny sens. Pogodzenie się ze śmiercią jest bli­sko związane z akceptacją życia. Uznanie rzeczywistości śmierci nasuwa nam pewne pytania: „Jaki sens ma moje życie?”, „Czego najbardziej pragnę od ży­cia?”, „Co mogę zrobić, żeby zapewnić sobie życie, jakiego pragnę?”. Ponadto zachęcaliśmy czytelników do oceny, czy żyją dzisiaj pełnią swoich możliwości.

Choć osoby terminalnie chore w bardzo różny sposób doświadczają procesu umierania, można w nim ogólnie wyróżnić następujące stadia: zaprzeczanie, lęk, targowanie się z losem, depresja i pogodzenie. Te same stadia można odnieść do innych rodzajów straty, jak rozstanie i rozwód. Przechodząc kolejne stadia żało­by, człowiek przepracowuje swoją stratę. Żałoba jest konieczna do uzdrowienia po bolesnej stracie. Jeżeli nie uda nam się wyrazić i przeanalizować uczuć smut­ku, gniewu i winy, to prawdopodobnie pogrążymy się w depresji i odrętwieniu.

Jeżeli potrafimy uczciwie stawić czoło lękom związanym ze śmiercią, to będziemy mogli wpłynąć na jakość swego życia, dokonując rzeczywistych zmian w relacjach z innymi i ze sobą. Często żyjemy tak, jakbyśmy mieli wieczność na osiągnięcie tego, czego pragniemy. Niewielu z nas myśli, że może to być ich ostatni dzień życia. Świadomość, że życie ma swój kres, może dać nam motywa­cję do jak najlepszego korzystania z czasu. Powinniśmy żyć tak, aby jak najmniej żałować. Im gorzej radzimy sobie z bezpośrednią rzeczywistością, tym bardziej na ogół boimy się śmierci.

DOKĄD ZMIERZAM?

  1. Przez co najmniej tydzień poświęć codziennie kilka minut na zastanowienie, kiedy czujesz się żywotny, a kiedy „martwy”. Czy zauważyłeś jakieś stałe ten­dencje w swoich obserwacjach? Co możesz zrobić, aby żyć pełniej?

  2. Gdybyś wiedział, że umrzesz w krótkim czasie, co zmieniłbyś w swoim ży­ciu? Z czego byś zrezygnował? Co mógłbyś zrobić, czego teraz nie robisz lub nie doświadczasz?

  3. Wyobraź sobie siebie na łożu śmierci. Zastanów się, kogo chciałbyś widzieć przy sobie, co chciałbyś usłyszeć i co powiedzieć. Potem zapisz swoje odczu­cia w związku z tym doświadczeniem.

  4. Mniej więcej przez tydzień zapisuj, jakie konkretne dowody świadczące o za­przeczaniu lub unikaniu myśli o śmierci w naszej kulturze zobaczyłeś, prze­czytałeś lub usłyszałeś.

  5. Zastanów się, jaki wpływ miałaby na ciebie śmierć najbliższych. Pomyśl o każdym z osobna i spróbuj wyobrazić sobie, jak zmieniłoby się twoje życie, gdyby zabrakło w nim pewnej osoby. Odnotuj swoje wrażenia w dzienniku.

  6. Sprawdź, czy w twoim miejscu zamieszkania istnieją jakieś hospicja. Kto tam pracuje? Na jaką pomoc można liczyć?

MATERIAŁY DO DALSZEJ NAUKI

Źródła internetowe

end of life, exploring death in america http://www.npr.org.programs/death/

Rozgłośnia radiowa NPR (National Public Radio) nadaje programy o śmierci i umieraniu w kulturze amerykańskiej. Na stronie można znaleźć drukowane i dźwiękowe wersje programów oraz wiele danych bibliograficznych i adreso­wych.

suicide... read this first http://www.metanoia.org/suicide/

Strona ta jest przeznaczona dla osób, które z problemem samobójstwa zetknęły się osobiście albo za pośrednictwem kogoś bliskiego. Strona trafia w sedno za­gadnienia, zaznajamiając czytelnika z cyklem etapów prowadzących do rozwią­zania jego problemów. Do rozważań o samobójstwie i uczuciach samobójczych włączono pomocne materiały i odnośniki do dalszych informacji.

Zasoby InfoTrac College Edition

Dodatkową literaturę znajdziesz w naszej bibliotece internetowej InfoTrac Col­lege Edition. http://www.infotrac.college.com/wadsworth

Źródła drukowane

  1. Albom, M. (2000). Niezapomniana lekcja życia. Wtorki z Morriem. Warszawa: Diogenes. Świat Książki.

  2. Corr, C.A., Nabe, C.M., Corr, D.M. (2000). Death and dying, life and living (3 wyd.). Belmont, CA: Wadsworth.

  3. Dickenson, D., Johnson, M. (red.) (1993). Death, dying, and bereavement. Newbury Park, CA: Sagę.

  4. Kűbler-Ross, E. (1993). AIDS: The ultimate challenge. New York: Macmillan (Collier).

  5. Kűbler-Ross, E. (1998). Rozmowy o śmierci i umieraniu. Poznań: Media Rodzina of Poznań.

  6. Marcus, E. (1996). Why suicide? Answers to 200 of the most frequently asked questions about su­icide, attempted suicide, and assisted suicide. San Francisco: HarperCollins.

  7. Siegel B. (1996a). Miłość, medycyna i cuda. Bydgoszcz: Limbus.

  8. Siegel B. (1996b). Żyć, kochać uzdrawiać. Warszawa: Czytelnik.

Znanej także jako stwardnienie zanikowe boczne lub ALS (amyotrophic lateral sclerosis) (przyp. tłum.).

Relacja ta znalazła się również w pierwszym wydaniu tej książki. Wielu czytelników opo­wiadało nam wówczas, z jakim wzruszeniem czytali o życiu i śmierci Jima, i dzięki temu Jim pod pewnym ważnym wzglądem zdaje się nadal pozostawać wśród żywych.

28



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Corey G, Schneider Corey M , Mamy wybor, r 12 Smierc i strata
Schneider corey, corey grupy metody grupowej pomocy psychologicznej str 3 29 (rozdz 1)
MAMY JAKIŚ WYBÓR, jasełka
Gerard Corey Teoria i Praktyka poradnictwa i psychoterapii str 70 95
Corey Ryanne Bogata panna i jej ochroniarz
Internet Marketing Course Full Corey Rudl David Cameron The Secret Law Of Attraction
Corey Ryanne Dochodzi północ
Corey Ryanne Sekret milionera 2
Corey Ryanne Kobieta z przeszłością
252 Corey Ryanne Żyć od nowa
Nelson DeMille John Corey 3 Nadejście nocy
521 Corey Ryanne Bogata panna i jej ochroniarz
Corey Goode i David Wilcock
252 Corey Ryanne Życ od nowa
Wybór schematu podstawowego do obciążęn
Czynniki warunkuj ce wybor metod nauczenia odpowiednich dla
kolm bukiety dla mamy 1 id 2395 Nieznany

więcej podobnych podstron